Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-10-2014, 18:16   #1
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
[autorski] Cywilizacje: Starożytność

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=IJiHDmyhE1A[/MEDIA]
Cywilizacje:
Starożytność



Nad nieznaną, dziewiczą ziemią po raz pierwszy zapłonęła życiodajna lampa słońca. Po raz pierwszy, gdy można to było uwiecznić. Ten bowiem dzień miał wyznaczyć nowe granice i horyzonty, miał zacząć zupełnie nową, niepoznaną i dynamiczną erę, której główni aktorzy właśnie pojawili się na nieznanym lądzie, który już wkrótce miał stać się wielką areną, wielkim matecznikiem rzeczy wielkich, dobrych i złych, ale wielkich.

Słońce wzeszło nad czterema ludami po raz pierwszy.

Hircanie

Slońce wzeszło dla Hircan. Wielki, koczowniczy lud, drący przez niezmierzone fale stepu i siejący pośród innych nomadów strach, wreszcie osiadł na jednym z brzegów potężnej rzeki i zjednoczywszy pod silną ręką kilkanaście klanów utworzył pierwszą Palatię, czyli pałac.

Wkrótce zrozumieli, jak wiele dobra dała im ta wyżynna ziemia: ziemia była żyzna a fauna bogata. Przy korycie rzeki dziko rosło zboże, a na stepach szerokich pasały się swobodnie kozy, owce i konie. Klimat ich nowej ojczyzny był bardzo zróżnicowany: długie były pory przejściowe, czyli wiosna i lato. Wtedy deszcze nie padały, a temperatura była umiarkowana. Gdy nadchodziło lato, wszystko dookoła rozpływało się w żarze i nieustającym deszczu. Po jesieni następowała natomiast mroźna i śnieżna, ale za to krótka zima.

Hircanie musieli uważać. Nie byli bowiem sami w swojej nowej ojczyźnie. Stepy przemierzały często dzikie szczepy ludzi, gnolli czy też innych barbarzyńców, którzy jeno czekali na błąd w obronności Palatii, by ją spalić, a dobra zagarnąć. Ciężka pojawiła się przeprawa przed ludem Hircan, dodatkowo złożonym z różnorodnych i odmiennych plemion, które nieraz ceniły bardziej własne porachunki ponad dobro miasta.



Kenku

Słońce wzeszło dla Kenku, gdy wodzeni świętą wolą Kektaka opuścili swe wysokie, górskie gniazda i zeszli na niziny. Nowa ziemia powitała ich wielkimi lasami, grzybami wielkości jednego Kenku i zwierzętami, jakich w górach Kenku nie spotkali. W borach nowej ziemi znaleźli owce, sarny, łosie i niedźwiedzie. Kenku wiedzieli, że ta nowa ziemia będzie dla nich nowym, wspaniałym wyzwaniem, jakie zesłał dlań nieomylny Kektak.

Tak powstało Kenku-Aku, Siedliszcze Kenku. Już przez pierwsze lata, osadnicy zrozumieli, jak bardzo to miejsce różni się od gór. Często padało, trwała tu długa, mroźna zima, zaś lato bywało krótkie, choć słoneczne i ciepłe.

Niewiele było rzeczy, które byłyby wielkim problemem dla ludu Kektaka. Jedna tylko rzecz spędzała im sen z powiek. Las był ciemny, a korony drzew wysokie, stanowiły istną barierę przeciw deszczowi. Ziemia bywała przez to nieraz wysuszona, tak jak i gardła Kenku. Rzeki nigdzie nie uraczyli, jezior tak samo. Zdani byli tylko na mizerne opady z niebios, co prowadziło już nieraz do śmierci z odwodnienia.



Nesioi

Słońce wzeszło dla morskiego ludu Nesioi. Zdezorganizowane, skupione zazwyczaj przy linii brzegowej morza szczepy, w końcu zrozumiały, że lepiej będzie im osiąść i wybudować pierwsze miasto. Był bowiem powód. Tak powstało Oikeme, nadbrzeżna stolica Nesjan.

Lud Nesioi żył w tym miejscu od wieków, znali więc możliwości i dary tego terenu. Wiedzieli, jak siać pszenicę, jak pasać owce i jak poławiać ryby i małże, stanowiące dotychczas główne źródło pokarmu u koczowników. Nie musieli się też obawiać pogody – długie gorące i deszczowe lata, bardzo swobodnie przechodziły do umiarkowanych wiosen i jesieni. Zimy zaś były delikatne, czasem w ogóle nie spadał śnieg.

Innym był więc powód, dla którego Nesioi musieli wybudować Oikeme. Za żyznym, nadmorskim pasem, rozciągała się długa i martwa linii pustyni. A pustynia była domem tych, którzy wygnali Nesioi z ich poprzednich domów i którzy mogą znaleźć zechcieć zrobić to ponownie. Musieli więc podjąć wyzwanie i stawić opór najeźdźcy, gdy ten tylko pojawi się na horyzoncie.


Ulliari

Słóńce wzeszło dla pokornego ludu archonta, który zamieszkiwał chłodne, iglaste lasy od wieków. Sluepburg przywykł już do ciągłych śnieżyc, mrozów i zimy, która stanowiła większą część roku. Ulliari przywykli też do faktu, że lata nie było wcale, a istniał jedynie krótki okres roztopów, które nawet nie pojawiały się każdego roku. Okresy roztopów były jednak najważniejsze – wtedy bowiem jeziora, przy których zbudowano Sluepburg odmarzały i dawały dostęp mieszkańcom do bogatych i wielkich zasobów ryb, jakie skrywały zimą po grubą warstwą lodu. Poza rybami, Ulliari cieszyli się też wielkim lasem, wypełnionym twardym, wytrzymałym i długo palącym się drewnem oraz okolicznymi pokładami kamienia.

Życie w Sluepburgu nie było mimo to łatwe, nawet dla tak niepozornego, a silnego ludu jak Ulliari. Klimat niejednokrotnie już przetrzebiał ludność miasta, a śnieżyce burzyły nietrwałe domy. Archont musiał działać, jeżeli chciał okazać potęgę rozumu nad brutalną siłą natury i uchronić swój lud od przymusowej migracji na lepsze, ale nie mniej niebezpieczne ziemie.

 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 04-10-2014 o 18:32.
MrKroffin jest offline  
Stary 06-10-2014, 19:21   #2
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
TURA 1


Kenku osiedli. Kenku swe Kenku-Aku, swe siedliszcze zbudowali, a jest ono wspaniałe. Miasto składa się w większości z budynków mieszkalnych, a pozostałe to magazyny, lub inne niezbędne konstrukcje. Budynki są zbudowane z drewna, a wielkie drzewa stanowią dla nich podpory. Z oddali ujrzeć można to jako wielkie schody, lub też drewnianą piramidę schodkową pełną dziur, czy jak to gdzie indziej nazywają drzwi. Najwłaściwszym określeniem dla Kenku-Aku to stopniowy kopiec lub piramida. Ten, kto myślał, że łatwo dostanie się do środka ten bardzo się pomyli. Kenku bowiem lubią labirynty oraz zagadki, a więc ich stolica jest właśnie labiryntem. Kenku rzecz jasna znają swoją stolicę na wylot, a to oznacza, że biada tym, który się tam zgubią! Na samym jej szczycie jest większa płaska przestrzeń. Jest to plac na którym wszystkie Kenku zbierają się co dekalot(dzień) by spotkać się oraz wysłuchać co też obecny Kerok ma do zakomunikowania. Na środku placu zbudowane jest podwyższenie na które wchodzi Wielki Kenku, a razem z nim są jeszcze trzej inni Kenku. Partnerka jego oraz dwaj Takako.


Kenku ludem Kektaka.- rozniosło się, gdy ci wstąpili na piedestał. Powtórzono te słowa jeszcze dwukrotnie, a potem wszyscy zamilkli. Kerok przemawiał.
-Kektak jest łaskaw dla Kenku! Ofiarował nam część swego królestwa by stało się ono domem Kenku, a miasto to Kenku-Aku! Jak powiedział Kektak: "Kenku rozum swój ma, niech więc go wykorzystuje by żyć." Rzekła tak Kektak do Kenku, a Kenku słuchają kektaka, a więc część Kenku będą w wielkiej liczbie polować na to co królestwo Kektaka rodzi tutaj! Kenku będą w wielkiej liczbie dobra roślin zbierać, gdyż po to mogły one wyrosnąć, gdyż Kektakt tak chciał, a on chce dobrze dla Kenku! Kenku będą wspaniałe artefakty tworzyć, gdyż po to ręce mają! Kenku zwierzęta puchate pasać będą, a z nich odzienie Kenku robić będą! Kenku budować i naprawiać będą, a Kenku-Aku rosnąć wraz z Kenku będzie! Młodzi obserwować i pomagać Kenku będą, by w wieku lat swych dziewięciu Kenku się stać! Kektak obdarzył ziemie te nowym swym tworem, wielkimi grzybami, a więc Kenku wykorzystają ten dar! Są one pożywne, a więc stworzymy hodowlę tych grzybów! Od dziś każdy Kenku zobowiązany jest, by odchody swe tam znosić czasem, aby zapewnić żyzność tamtej gleby! Hodowcy zajmą się uprawą, a Kenku grzybami nakarmią! Kenku muszą być przezorni, a więc powołają Toki(oddziały wojskowe po 20 Kenku każde) trzy, które dbać o bezpieczeństwo będą! Dwa Toki dalsze ziemię obaczą, a ostatni Kenku-Aku pilnował będzie! Tak jest dobrze dla Kenku. To wszystko na dziś. Teraz Kerok gotów słuchać, co Kenku na to. - krakał Kerok podczas obwieszczenia. Gdy zakończył je Kenku odezwali się radością, lecz kilku miało pytanie.
-Ale wody brakuje czasem! Nie ma co pić, spragnieni Kenku są, co robić?- zakrakał Kenku z ludu, a Kerok najwyraźniej spodziewają się tego pytania odrzekł:
-Kenku nie muszą martwić się o to już! A to dlatego, że jeden Kenku idee stworzył, by na noc czyste płachty i materiały na zewnątrz wywieszać, a o świtaniu zeń wodę zbierać, co się na niej osiądzie! Pamiętajmy, że im materiał większy tym więcej wody! Brawa dla Kenku Agdaka!- Kerok wskazał na Kenku pod piedestałem.- Skoro to wszystko na dziś, niechaj Kektak spogląda przychylnie na Kenku, którzy pracować dobrze będą i lud swój wspierają! Kenku ludem Kektaka. Kenku jednością. Kenku wszystkim. Kektak z Kenku! -zakrakał na odchodne, po czym wraz z kapłanami i partnerką opuścił on piedestał.

Tak oto opowiedziała młodym swym kobieta, gdy wróciła z placu. Następnie wyszła na zewnątrz, by wywiesić materiał, bowiem zmrok się zbliżał...


Tak to Kenku rozpoczęli swe panowanie nad tą ziemią. Rozpoczęli swe życie w tym lesie, który to jest w opiece Kektaka! Dwa Toki nazajutrz wymaszerowały uzbrojone w oszczepy, włócznie oraz krzemienne nożyki. Kenku z oddziału odziane były w skóry zwierzęce. Obok nich z Kenku-Aku wychodziły grupy myśliwych, a po nich w las ruszyły grupy zbieraczy. Wszyscy oni mieli zadania ważne i odpowiedzialne, gdyż muszą zapewnić żywność dla Kenku. Samo Kenku-Aku również było ożywione, gdyż jak co dzień coś naprawiano, coś budowano, coś składano, coś tworzono, coś wymyślono, a kapłani nauczali młode o KenKu, Kenku oraz Kektaku. W jednej części miasta właśnie zebrali się, by postanowić, gdzie ma się rozpoczynać, a gdzie kończyć grzybów hodowla. Kerok obserwował wszystko z placu, a następnie zaczął obmyślać co począć dalej.


*Kenku- oznacza zarówno cały lud, jak i jednego osobnika, wszystko zależy od kontekstu wypowiedzi.
 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 10-10-2014 o 14:59.
Zormar jest offline  
Stary 09-10-2014, 15:53   #3
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Tura 1
Gdy zaczęto budować chaty niewolników i wysłano dwustu na zwiad.


Ogromna masa postaci wewnątrz Palatii, drobnego, drewnianego miasta u podnóża rzeki zaczęła zbliżać się do centrum. Byli to Hircanie. Ich skóra w odcieniach czerni, szarości, bądź bardzo ciemnego błękitu. Na ich głowach rogi, na ciałach biała wełna, a za plecami mniej lub bardziej masywne ogony, pomagające zachować równowagę na dwóch nogach, będących kopytami. Ciężko było ich rozróżnić między sobą. A raczej to, jaką pełnili funkcję. Choć w tłumie można było odróżnić kobiety i mężczyzn dość łatwo. Po wzroście, ci drudzy sięgali w końcu aż do dwóch metrów, to pokaźna liczba, zwłaszcza z półtorej metra u kobiet.

Był to zwykły dzień, słońce świeciło ale nie grzało aż tak bardzo z uwagi na chłodny wiatr. Większość zebranych się znała, było ich co prawda dużo, ale palatia miała już kilka dni. Z czasem postawiono wszelkie niezbędne budowle, i można teraz było faktycznie nazywać się mieszkańcami pałacu.

Niezbyt wysoka, choć nieco pomarszczona postać weszła na dość spory kamień, przytoczony na środek wioski. Podest ten dodał mówczyni nieco wzrostu, pozwalając jej widzieć wszystkich zebranych, i być łatwą do dostrzeżenia, przynajmniej dla większości.
- Jesteśmy zjednoczeni, i jesteśmy razem! – ogłosiła kobieta, oznaczając dzisiejszy dzień za moment oficjalnych narodzin Palatii. - Brak nam jednak najważniejszego! Nadszedł czas ogłosić polowania! Zwołacie wojowników! – Sezon polowań na niewolników, został otwarty.

Hircanie byli nietypową bandą. Było ich można podzielić na dwie grupy, pierwszą były kobiety. Dość rozumne jak na tą erę, niewielkie istoty w miarę pojmowały jak i gdzie powinny się zachowywać, dobrze się komunikowały i były dość zręczne. Sterowały plemionami Hircan, prowadziły je dalej.
Drugą byli oczywiście mężczyźni. Równie zwierzęcy i instynktowni co każda inna rogata kreatura. Było ich wielu, nawet więcej niż kobiet. Ale mimo to, przypadały im zaledwie dwie role.
Pierwszą była rola budowniczego. Ktoś musiał stawiać chaty, a skoro Artystka, czyli przywódczyni plemienia ogłosiła, że czas należycie (przynajmniej w ich mniemaniu) zniewolić siłę roboczą, to pracowali. Było ich około setki, na całą Palatię. Choć oczywiście, kiedyś, gdy dopiero wymyślili jej zbudowanie, większość mężczyzn parała się tą robotą, zwyczajnie musieli.

Drugą grupą byli żołnierze. Na ten moment, było ich 340. Z czego zaledwie pięćdziesięciu wędrowało to w tę, to w tamtą po wiosce, pilnując aby nic nieproszonego do niej nie wlazło. Nie było to takie trudne, w końcu na stepach ciężko zakraść się pod mieścinę, to nie góry. Byli oni uzbrojeni w pały, z drewna. Nie była to zła broń, wręcz przeciwnie dość użyteczna, nieco bardziej niezawodna od włóczni. Choć niekoniecznie z nią wygrywała.

Pozostałych dwustu wojowników było właśnie na polowaniu. Jedna setka na północy, druga, na wschodzie. Oddalali się od wioski zaskakująco szybko, właśnie dzięki ich kopytom. Biegli niemal wyskakując z ziemi, często pomagając sobie rękoma, lecąc na czterech odnóżach, czasami pomagając sobie ogonami. Nie planowali atakować pierwszego co napotkają, chociaż najpewniej tak zrobią. Instynktownie określą pierwszego przeciwnika jako swoją ofiarę. To nie było w stylu Hircan aby oceniać cokolwiek jako silniejsze od siebie.
 

Ostatnio edytowane przez Fiath : 09-10-2014 o 22:16.
Fiath jest offline  
Stary 09-10-2014, 20:52   #4
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
TURA 1

Od strony morza zawiał ciepły i wilgotny wiatr. Mały chłopiec siedzący na kamienistej plaży, podniósł głowę i wpatrywał się przez chwilę w delikatnie falujące morze. Zdawało się, że czegoś wyczekiwał. Jednak oprócz skrzeczącej mewy, która przeleciała nad jego głową nic się nie wydarzyło. Chłopiec westchnął cicho i wrócił do grzebania kijem pomiędzy mokrymi kamieniami. Siedział na plaży już dłuższy czas i zaczęło mu się to nieco przykrzyć, ale był pewien, że lada chwila jego czekanie się skończy. To zawsze trwało znacznie dłużej niż myślał i zawsze przychodził za wcześnie.

-Może chociaż uda mi się coś znaleźć…- mruknął do siebie i zaczął podważać duży kamień, przy odkryciu którego pracował dłuższy czas. Wsadził patyk głęboko pod jego spód, napiął swoje małe mięśnie i naparł na kij. Głaz drgnął i uniósł się nieco do góry. Chłopiec zachęcony pierwszym sukcesem jeszcze mocniej nacisnął i jego oczom ukazał się mokry i porośnięty morską roślinnością spód kamienia. Pośród zielonych warkoczy glonów tkwiły małe, czarne muszle. To już było niewątpliwe jakieś znalezisko. Może i skorupiaki były za małe, żeby je zjeść, ale zawsze można było je wyzbierać i potem porzucać na przykład w tego starego pastucha, Atellesa. Chłopiec musiał jeszcze tylko odrobinkę przesunąć kamień, aby ten przewrócił się. Powoli i ostrożnie podniósł się na rękach, odczekał chwilę i z całej siły położył się na kiju. Trzask drewna wciąż brzmiał w jego uszach, kiedy zbliżał się do pokrywających plażę kamieni.

Kiedy podnosił się z ziemi, z pokiereszowanymi rękami i wielkim guzem na czole, do zatoki już wpływało kilkadziesiąt małych i zwrotnych łódek. Każda wypełniona była srebrzącymi się w blasku zachodzącego słońca rybami. Tym razem połów się udał, co nie należało jednak do reguły l. Na chwilę przed tym jak lodzie dobiły do brzegu na plażę zaczęli wychodzić poławiacze. W krzepkich dłoniach ściskali worki pełne małży i innych skorupiaków. Stając na lądzie wystrzeliwali, z umiejscowionych za uszami, skrzeli pozostałą tam wodę. Chłopiec dość szybko ujrzał swojego ojca. Mężczyzna z typowymi dla Nesioi białymi włosami uśmiechnął się przyjaźnie do dziecka. Jego śniadą pierś zdobił tatuaż oznaczający przynależność do jednego z rodów - Kammedi. To z nich brali się najlepsi poławiacze wśród Nesioi. Chłopiec podbiegł do ojca, uścisnął go i pomógł nieść zdobycz. Liczył na to, że zostanie uraczony jakąś ciekawą opowieścią z połowów, ale mężczyzna milczał. Wyraźnie był czymś strapiony. Gdy dotarli do Oikeme zostawił szybko zdobycz i ruszył do domu Bahalieusa.

Duchowy i polityczny przywódca Nesioi był człowiekiem mocno posuniętym w latach, ale nadal pełnym życia i krzepkim. Z uwagę wysłuchał opowieści poławiaczy i rybaków na temat zauważonych przy łowiskach obcych. Bez wątpienia byli to przybysze z pustyni, ci sami którzy od pokoleń nękali Nesjan i zmusili ich do migracji do miejsca, gdzie stało obecnie Oikeme. Bahalieus zmarszczył brwi. Wiedział, że w otwartym starciu póki co jego plemię nie ma szans. Po długiej medytacji, w czasie której zasięgnął radę najwyższego z bogów i ojca wszystkich Nesioi – Posedaiona, podjął decyzję. Kilka dni później z Oikeme wyruszyły dwie grupy ludzi. Kilkudziesięciu z nich rozeszło się po okolicznych lasach w poszukiwaniu odpowiednich drzew do budowy palisady wokół osiedla. Dużo mniejsza liczba ludzi, uzbrojona w spiżowe włócznie i wiklinowe tarcze obciągnięte skórami ruszyła w kierunku pustyni. Ci mieli za zadanie wypatrywać zbliżającego się niebezpieczeństwa. Sędziwy Bahalieus odprowadzał ich wzrokiem z drzwi swego domostwa. Miał nadzieję, że podjął dobrą decyzję, która uchroni jego lud od niebezpieczeństwa.

Cała nadzieja leżała w przychylności bogów i w dobrej woli wielkiego Posedaiona.
 
sickboi jest offline  
Stary 10-10-2014, 14:22   #5
 
Rycerz Legionu's Avatar
 
Reputacja: 1 Rycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodze
TURA 1

Wielki archont stał na drewnianym balkonie wychodzącym z jednej ze ścian swej posiadłości i z założonymi na plecach rękoma oraz pełną powagi miną, nadzorował wzrokiem pracę swych poddanych. Pokornych i pełnych spokoju, wiedzących że tylko on zdoła poprowadzić ich we właściwym kierunku. Że tylko on, zdoła ochronić ich przed śmiercionośną zimą i chłodem.
Myślał o niedającym zbyt dużego ciepła słońcu, które co roku odkuwało pobliskie jeziora i odsłaniało bogactwo, jakim były ryby. W tedy to, wszyscy zasiadali do wspólnego stołu, ogrzanego wieloma ogniskami płonącymi po rogach i wspólnie spożywali dary okolicznej przyrody. I chociaż nie była ona zbyt łaskawa, to Ulliari nie tracili do niej szacunku. Wręcz przeciwnie. Wciąż wystawieni na jej łaskę, traktowali ją jak surową panią, której sługami były leśne duchy.
To też co jakiś czas, wybierali się do lasów, by złożyć owym istotom ofiary oraz pomodlić się za pomyślność w nadchodzącym czasie.

Rozmyślenia władcy przerwał jednak stukot ciężkich, otwieranych w tej chwili drzwi, z których wyłonił się królewski doradca. Z uśmiechem na ustach, szczelnie okryty grubym futrem i podparty na swej starczej lasce, wpuścił na balkon nieco ciepła i światła bijącego z zewnątrz, które rozlało się po podłodze odcieniami czerwieni.
- Czego znów chcesz? - zapytał rozzłoszczony archont, który nie znosił gdy ktoś zmuszał go do wynurzenia się ze swych rozmyślań.
- Panie... - odparł z ledwością starzec, zakrywając sobie dłonią usta przed zimnym, przeszywającym powietrzem. - Twoi poddani chcą wiedzieć, co planujesz teraz. Zbliżają się gwałtowne ochłodzenia i drżą w sercach przed nadchodzącymi mrozami.
Władca spojrzał w dół, wprost na skórzane trzewiki które okrywały jego stopy. Znów się zamyślił. Wpatrzony wciąż w jeden punkt, rozważał wiele możliwości. W końcu jednak podniósł wzrok a kąciki ust drgnęły mu w imitacji uśmiechu.
- Już wiem.
- No więc? - zapytał zniecierpliwiony doradca.
- Czuję że nadszedł nowy czas. Czas wielkich zmian. Niech i więc całe nasze społeczeństwo dopasuje się do nowej epoki.
Tak oto, wszystko się zaczęło. Przywódca Ulliarich nakazał podzielić społeczeństwo, aby każdy mieszkaniec osady wyspecjalizował się w danej dziedzinie. Więc nadał niektórym rolę rzemieślników i żołnierzy, a także robotników oraz łowców, którzy zapuszczaliby się do lasów aby zdobywać pożywienie w czasie, gdy wody pobliskich jezior zamarzną. Największą grupę społeczeństwa stanowili jednak rybacy, zajmujący się poławianiem darów przyrody.
Rozkazał również, aby zajęto się ulepszaniem metod budowy domostw, do tej pory nietrwałych i podatnych na zniszczenia.
Dodatkowo, zamierzał obdarzyć swych "podopiecznych" wielkim paleniskiem, którego ogień miał być podtrzymywany cały czas, a przed chłodem i opadami chroniony przez specjalne zadaszenie, by już nikt nie zginął w okrutnych szponach lodowej śmierci.
Ostatnim jego rozkazem było, aby grupa wojowników wyprawiła się na wschód, gdyż przeczuwał że może znajdować się tam coś cennego, co pomoże jego ludowi przetrwać ciężki okres.
Tak nakazał władca.
 
Rycerz Legionu jest offline  
Stary 10-10-2014, 22:56   #6
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
TURA 2

Hircanie

W kilka lat Hircanie przeszli ogromną drogę przez rozwój. Z koczowników zmienili się w rolników, pasterzy, ale co najważniejsze, nadal pozostali siejącymi postrach wojownikami. Od czasu osiedlenia znacznie powiększyła się również populacja ]Palatii. Nie wszystkim jednak się to podobało. Fakt, że mieszkańcy Palatii zmuszeni zostali do zajęcia się rzeczami, do których nie przywykli, wzbudzał gniew co niektórych wpływowych Hircan.

- Bo jakże to – dumali – żeby Hircanie ziemię uprawiali, jak niewolnicy?

Artystka słusznie postanowiła zatem ruszać, by odnaleźć potencjalne ofiary do zniewolenia przez rasę władców. Wysłano dwa patrole: jeden na północ, jeden na wschód. Ci ze wchodu wrócili pierwsi, oznajmiając, że po drodze nie odnaleźli nic wartego uwagi Hircan, wszędy, gdziekolwiek spojrzeć, rozpościerał się step. Jedyny istotny element, który wyróżniał się spośród tego krajobrazu, to góry, jakie zwiadowcy zauważyli na horyzoncie. Jednak przez brak pożywienia, zmuszeni byli wracać zanim zdążyli dokładniej zbadać te tereny.

Druga grupa nie wracała, zasiało to ziarno niepokoju w duszach Hircan, bo przecież chaty dla niewolników pobudowane, a tu jedni wracają z niczym, a o drugich ni widu, ni słychu. Wreszcie jednak, zupełnie niespodziewanie, gdy wszyscy myśleli, że zwiadowcy zniknęli na zawsze, oni wrócili. Wrócili, ale mocno przetrzebieni. Ze stu Hircan wróciło piętnastu. Ogłosili wszem i wobec, że zmierzając w górę rzeki, natrafili zupełnie znikąd na bardzo liczny szczep ludzi, którzy nazywali siebie Chajja.Ludzie nie zamierzali jednak pertraktować, gdy tylko ujrzeli na horyzoncie Hircan, wykrzyczeli nazwę swego klanu i ruszyli kompletnie rozbijając oddział zwiadowców.

Chajja mieli pewną ważną przewagę. Jeździli konno, Hircanie nie byli w stanie nawiązać równej walki, ponad połowa z nich zginęła na miejscu, ci, którzy zbiegli, zostali dodatkowo przetrzebieni z powodu ran. Niektórzy ze zwiadowców wspominają również, że Chajja porwali nielicznych, jeszcze żywych Hircan, zaś z martwych zaczęli wycinać trofea. Opisują ludzi jak bestie: ubrany w grube futra i czapy, uzbrojeni we włócznie i dosiadający koni; bezwzględni i okrutni. Nie potrafią określić ich liczebności.

Wielu z możnych Palatii zażądało natychmiastowej reakcji i bezwzględnego wymordowania ludzi. Uważali oni bowiem, że należy pozbyć się Chajja póki jeszcze czas, bo gdy ci przybędą do domów Hircan, może być już za późno na udaną obronę. Artystka stanęła przed nie lada wyzwaniem.


Chajja

Kenku

Kenku-Aku rozwijało się prężnie. Kektak bardzo błogosławił Kenku. Kenku nie potrzebowali prawie niczego – zewsząd otaczało ich pożywienie, a założona hodowla ogromnych grzybów spełniała rolę nie tylko zaopatrzeniową – pod dużymi kapeluszami grzybów Kenku niejednokrotnie lubili spędzać swój nieliczny wolny czas. Wkrótce również hodowla stała się dla Kenku czymś w rodzaju parku zapoznawczego. Młodzi Kenku zazwyczaj właśnie tutaj poznawali się i łączyli w pary. Cały ten ruch w hodowli denerwował jedynie rolników, którzy raz po raz przepędzali wałęsających się nierobów, do czasu, aż przywykli do ich obecności.

Patrole Kenku, które badały okolicę nie mogły powiedzieć zbyt wiele – nie oddalali się daleko, byli raczej skoncentrowani w pobliżu Kenku-Aku. Pomysł Wielkiego Kenku, żeby rosę zbierać nie udał się do końca – owszem, rosa na płachtach pojawiała się rankiem, ale mało kto miał z tego pożytek. Powstała bowiem znaczna grupka takich, co to wstawali rankiem i spijali wodę z większości materiałów. Niektórzy byli gotowi wręcz pobić się z tego powodu.

Ostatecznie zaszło to dalej, niż Wielki Kenku mógł przewidzieć. Woda stała się dobrem luksusowym. W mieście zaczęły działać nawet koterie, które gromadziły dla siebie wodę, pozostawiając tym samym innym Kenku bez tego luksusu. Działalność tych zgromadzeń doprowadziła do jeszcze większej liczby śmierci z odwodnienia, wytworzyła się zaś jasno grupa Kenku, która żyła w nielegalnym luksusie i zaczęła zdobywać duże wpływy w mieście, ze względu na dostęp do wody. Kradzieże płacht, pobicia, a nawet zabójstwa z powodu wody stały na porządku dziennym, a gdy dwie koterie skonfliktowały się ze sobą, całe miasto drżało ze strachu. W tym wszystkich gdzieś zagubił swoją władzę Wielki Kenku, które teraz musiał zrobić cokolwiek, co pomogłoby mu odzyskać kontrolę nas Siedliszczem.

Nesioi

Kolejne lata były dla Nesjan pomyślne – dobra ziemia wydawała żyzne plony, a obfite akweny wodne zaopatrywały ludność w świeże ryby. Widziani dawno temu przy łowiskach orkowie przestali budzić strach wraz z chwilą postawienia palisady wokół Oikeme. Nesioi zaczęli żyć w słodkiej ułudzie bezpieczeństwa, niektórzy będąc przesadnie pewnymi swojej dominacji w regionie, zaczęli swobodnie opuszczać miasto podczas nocy, bez żadnego uzbrojenia czy ochrony.

Jakże wielki był to błąd dowiedzieli się dopiero, gdy do jednej ze strażnic przybyła niewielka gupka ich niedawnych prześladowców. Orkowie przybyli i mówiąc językiem Nesjan zażądali, aby strażnicy przekazali Królowi Rybakowi, że wielki wódz orków chce uzyskiwać od Nesioi coroczny trybut w postaci jedzenia i brązu. Zapowiedzieli też, że za rok wrócą, a jeśli trybut nie zostanie im wypłacony, zrównają z ziemią Oikeme. Wiadomość ta oczywiście dotarła do królewskich uszu. Niestety nie tylko do nich, wieść jakoś rozniosła się po mieście, wzbudzając powszechną panikę, nad którą władca musiał jakoś zareagować.


Poseł

Ulliari

W Sluepburgu życie toczyło się normalnie. Może nie dostatnio, ale normalnie. Głusza, jaka otaczała zimne lasy, dom Ulliari, izolowała od wszelkich, niezwiązanych z ich domem problemów. Jedyną chwilą, gdy w Sluepburgu zagościła ostatnimi laty nerwowa fascynacja był powrót zwiadowców i ich doniesienia o tym, jakoby niedaleko za jeziorami rozpościerały się nieprzeniknione trawy stepu.

Na głowie archonta pozostawały jednak nadal problemy wewnętrzne. Pomysl archonta, by powstało wielkie palenisko pośrodku osady, lud przyjął ze szczerą satysfakcją. Ale skąd miłościwie panujący władca mógłby wiedzieć, że już następnego dnia powstanie wielki spór o równie wielki ogień?

Już podczas pierwszej zimowej nocy przy ogniu zebrała się większość Ulliari. Zaczęło się niepozornie – od kilku przepychanek, wyzwisk. Wreszcie jednak owe niepozorne popychanki zmieniły się w regularna bijatykę, a walczących rozdzielić musiało wojsko, jednocześnie oddelegowując część nieszczęśników do ich chat, ze względu na brak miejscach. Jakby tego było mało, niektórzy postanowili, że zbyt im niewygodnie na zewnątrz i podbierali co kolejne płonące gałęzie, tak, żeby strażnicy niczego nie widzieli, po czym z radością zanosili światełko życia do swych domów. Proceder ten, który udał się kilku Ulliari, zmotywował innych do pójścia ich śladem. I znów reagowało wojsko, ale zanim zamieszanie zostało opanowane, około połowa płonącego drewna przepadła gdzieś w domach szczęśliwców.

Jakby to nie było wystarczającym problemem archonta, rankiem okazało się, że kapłani uznali, iż ofiara składana z ognia będzie bardziej efektywna niźli ta z jeżyn. W związku z tym, nie pytając nikogo o zgodę, zabrali niedopałki i zanieśli na ołtarze. Tym razem wojsko nie zareagowało – kapłani zagrozili im klątwami od bogów.

Archont musiał być zapewne niezwykle zasmucony. Jego wielki, misterny plan utworzenia ognia, który ogrzeje ciała i dusze jego poddanych, legł w gruzach, a już wśród Ulliari zaczęły się szepty, jakoby archont nie panował nad sytuacją w mieście, a jego wojsko było niezdyscyplinowane i wręcz ślamazarne. Nikt co prawda głośno nie protestował, ale mówiono. Dużo mówiono. A archont dobrze wiedział, że zawsze zaczyna się od mówienia…
 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 10-10-2014 o 23:02.
MrKroffin jest offline  
Stary 16-10-2014, 19:12   #7
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Tura 2

Źle się dzieje w Kenku-Aku, oj źle się dzieje wśród Kenku. Kerok był tego naocznym świadkiem, kiedy to pewnego ranka dwoje Kenku okładało się pazurami, gdyż jeden chciał ukraść płachtę drugiego. Nie było wiadomym nawet czyja to była płachta, lecz oboje walczyli zażarcie. Na całe szczęście w pobliżu było kilku żołnierzy i zażegnało spór, lecz mimo to problem pozostał. Wody brakowało i był to powód na tyle poważny, że nie można go było tak po prostu zignorować. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nowy sposób pozyskiwania wody nie sprawdził się. Jedyne czym mógł się Kerok cieszyć było to, że hodowla wielkich grzybów dobrze prosperowała, zwierzyny w lesie nie brakowało. Mimo to woda była najważniejsza. Trzeba było coś z tym zrobić.

Kerok stał w swoim pokoiku oraz wyglądał przez okienko, które było po prostu dziurą w drewnianej ścianie. Ciszę przerwały kroki kilku Kenku, którzy weszli do pomieszczenia. Zachowali oni ciszę, gdyż Kerok zwołał ich tutaj we wiadomej sprawie.
-Źle się dzieje wśród Kenku. Zło szerzy się w Kenku-Aku. Sami dobrze o tym wiecie na własnych doświadczeniach. Trzeba coś z tym zrobić, gdyż inaczej Kektak porzuci Kenku, a wtedy będą Kenku tylko prochem rozwianym przez zimne wiatry Zektoku. Trzeba nam znaleźć sposób nowy na pozyskiwanie wody. Tak? - spytał Kerok widząc, że Kenku budowniczy chciał coś powiedzieć. Skinieniem dłoni poprosił go by zabrał głos. Budowniczy zaczął wtedy krakać o tym, że jego syn dużo rozmyślał nad tym co się dzieje z wodą, gdy spada na ziemię i doszedł do wniosku, że skoro woda spływa w glebę, to musi się tam gdzieś zbierać, bo niby co się z nią dzieje? Drzewa wszystkiego nie wybiją, tak samo robactwo.

Kerok zamyślił się nad tym dłuższą chwilę, by wreszcie zakrakać.
-Można spróbować. Trzeba wysłać kopaczy, by zaczęli kopać doły i szukać wody. Doły nie głębsze niż na wzrost dziesięciu Kenku, a jeśli wody nie będzie to dół zasypać. W razie potrzeby drzewa można ściąć, lecz nie za dużo. - skończył, po czym zwrócił się do Kenku wojownika. -Trzeba zapewnić kopaczom ochronę. Niech dwa oddziały będą z nimi. Nie możemy pozwolić, by Kenku z koterii się bardziej źli stali.

Na te słowa budowniczy i wojownik wyszli, a Kerok zwrócił się do Kenku myśliwego oraz zbieracza.
-Nakazuję, by podczas łowów oraz wypraw zbieraczy rozglądać się za zielem, które ma właściwości lecznicze. Jeśli takowe znajdziecie, a nie będziecie pewni to i tak je przynieście. Wy myśliwi macie złapać żywcem trochę ptaków, by jako istoty gorsze od Kenku sprawdzały, czy znalezione ziela są dobre dla Kenku. Do tego nakazuje się, by w miarę możliwości zwierzyną oraz rośliny rozróżniać i nazwy im nadawać. Nie uchodzi bowiem, by w Królestwie Kektaka Jego dzieła nazw nie miały. - skończył, a zainteresowane Kenku wyszły. Pozostało dwoje Kenku. Kerok zwrócił się najpierw do Takako.
-Prosiłbym by Takako zebrali się i nazwane zwierzęta oraz rośliny zapamiętać, tak jak wygląd ich oraz właściwości tych drugich. Następnie należy tak wiedzę pozyskaną przekazywać młodym, gdyż po to Kenku rozum i pamięć mają, by wiedzieć wiele, znać wiele oraz umieć wiele, a także poznawać co nowe i inne- skończył, a Takako ukłonił się i wyszedł.

Na koniec pozostała mniejsza, lecz nie najmniej ważna. Ostatnim Kenku był syn Keroka, a zwrócił się ojciec do syna:
-Słyszałeś synu o koteriach, które swych pobratymców dręczą, a nawet życie im odbierają. Młode giną nim Kenku się staną, a Kenku z pragnienia usychają. Trzeba nam coś z tym począć, gdyż te koterie do upadku Kenku doprowadzą. Należy nam stworzyć grupę zaufaną, która uszy będzie mieć otwarte, wzrok bystry, język giętki oraz poczucie dobrych i tradycyjnych wartości. Należy by oni podczas wykonywania prac swych zwyczajowych słuchali i dowiadywali się czego się da o koteriach oraz Kenku w nich działających. Informacje te należy tylko mi przekazywać, by Kenku, którzy zbłądzili ze ścieżki Kektaka nie niszczyli dzieła Kenku. Zrozumiałeś mnie?
-Tak.
-W takim razie idź i zbierz Kenku z różnych zawodów, by szpiegami Keroka się stali, ku dobru wszystkich Kenku.- zakrakał Kerok, a syn jego wyszedł, by spełnić jego wolę. Gdy Kerok był już sam znów zaczął wyglądać przez okienko.

Rozkazy zostały podyktowane oraz wykonane. Podczas, gdy szukano wody oraz poznawano i nazywano zwierzęta i rośliny Kerok oficjalnie potępił koterie, za swoje złe czyny, za odwrócenie się od tradycji oraz za działanie na szkodę społeczeństwa Kenku.

Po jakimś czasie wreszcie odnaleziono podziemne pokłady wody w dwóch miejscach, lecz były one bardzo oddalone od miasta. Mimo tego Kerok nakazał zbudowanie w tych miejscach studni z których będzie pozyskiwana woda dla wszystkich Kenku. By zapewnić, że wszystko pójdzie sprawnie oraz nie zostanie zatrzymane przez koterie nakazane zostało żołnierzom, by najpierw pilnować miejsca budowy, a następnie już gotowe studnie oraz transporty wody do miasta. Właśnie, transport... Z racji tego, że podczas poszukiwań wykarczowano sporo drzew było surowca pod dostatkiem, a więc czemu miano by z niego nie korzystać. Nic się nie może marnować tak też, rzemieślnicy mieli pełne pazury roboty, by pobudować wozy, wiadra, beczułki, czy co tam jeszcze wpadło im do głowy, by nadawało się do transportu cennego towaru, który zapewniał życie. Kerok obserwował to wszystko i miał nadzieję, że uda mu się stłumić zapędy koterii oraz zapewnić Kenku godny żywot.
 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 17-10-2014 o 19:29.
Zormar jest offline  
Stary 17-10-2014, 20:26   #8
 
Rycerz Legionu's Avatar
 
Reputacja: 1 Rycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodze
Archont jak zawsze stał na swym balkonie. Stał i jak zwykle rozmyślał. A było nad czym rozmyślać. Ostatnimi czasy bowiem, wydarzyło się wiele rzeczy. Zarówno błahych, jak i takich, które mogły rzutować na wszystkich jego poddanych.

Do tych pierwszych, władca zaliczył odkrycie za jeziorami trawiastego stepu. Nie była to w jego zamyśle rzecz, jaką w tej chwili trzeba było się zajmować. Byłoby zaś, gdyby prócz nieośnieżonych źdźbeł trawy, odnaleziono tam coś cennego. Nie chciał jednak zbyt długo się nad tym rozwodzić i postanowił, że jego poddani będą szukali dalej. W sumie sam nie wiedział czego. Wierzył że to leśne duchy dadzą mu znać, gdy odnalezione zostanie coś wartego uwagi. Tym samym postanowił, że tak samo liczna grupa jak ostatnio wyruszy na południe, nie zaś wschód. Zapuści się ona jednakowoż dalej.

Do swych drugich problemów, archont zaliczał chwilowe niepokoje wewnętrzne jakie pojawiły się w osadzie. Jego plan, dotyczący ogrzania wszystkich mieszkańców wioski spalił na panewce. Ukazał wśród ludu złodziejstwo i dbanie wyłącznie o własne potrzeby. Dodatkowo, problemy sprawiali niezależni kapłani, których wojownicy bali się powstrzymać.
"Jak mogli wpaść na taki pomysł?" - zapytał sam siebie. A jednak, mogli. Pierwszą myślą odnośnie tej sprawy było to, że chcieli po prostu pokazać zwykłym poddanym swą władzę i to że mogą być bezkarni. A to tylko dlatego, że służą duchom.

Jak gdyby tego było mało, pojawiły się jeszcze plotki, dotyczące niezdyscyplinowania wojska. Archont postanowił, że musi pokazać coś innego. Że wojownicy są warstwą, na której społeczność może się opierać. Powiększył więc ilość żołnierzy i nakazał ich natychmiastowy trening. Dodatkowo, nakazał robotnikom, by zorganizowali dla nich odpowiednie miejsce, w którym w przyszłości młodzi rekruci i nie tylko, mogliby ćwiczyć się w wojennym, a może na razie bardziej "obronnym" rzemiośle.

Kwestie wspólnego ognia, postanowił zostawić samą sobie. Nie oznaczało to jednak że jego podwładni pozostali bez opieki. Ogień nadal miał być rozniecany i pilnie strzeżony. Karą zaś za jego kradzież, miała być publiczna chłosta. Co do kapłanów, to władca postanowił iż będzie ich dotyczyło takie samo prawo, jak innych członków społeczeństwa.

Z niepokojem czekał na przyszłe wydarzenia, wzrokiem sięgając daleko w głąb głuszy.
 
Rycerz Legionu jest offline  
Stary 19-10-2014, 12:41   #9
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Tura 2

Artystka miała nie lada problem. Jej lud nie był gotowy na spotkanie kogoś kto był w stanie ujeżdżać inną kreaturę. Hircanie rozumieli zwierzęta i nie mieli pojęcia jak mogłyby one się na coś takiego zgodzić. Kobieta musiała działać szybko, ale nie była w stanie. Jej wojownicy nie mieli nic, co było w stanie powstrzymać najeźdźców. Idea atakowania rozpędzonych ludzi na ich wierzchowcach wychodziła poza szanse na cuda. Potrzebowali czegoś, co pozwoliłoby im wyeliminować przewagę, jaką dawały wierzchy. Jej żołnierze jednak nie potrafili nawet ustać w linii, a co dopiero zatrzymać tą potężną siłę.

Mimo namów i oczywistych pragnień jej ludu, artystka musiała postępować w możliwie logiczny sposób. Jeżeli połowa oddziału została po prostu zabita i nic więcej, rzucanie się na ten lud graniczyło z głupotą. Oni nie urosną na zbyt silnych, oni już byli.
Ale nie mogła powiedzieć tego głośno.
To nie było w naturze Hircan, aby przyznać się do porażki, bo taka nie istniała. To było tylko tymczasowe. W końcu natknął się na coś, co da im przewagę. Póki co wystarczyło się tylko bronić.
Wielu budowniczych zastanawiało się jak. Początkowo był pomysł muru. Postawienia drewnianych bloków wokół Palatii, aby nie można było do niej tak po prostu wjechać. Pomysł ten jednak odrzucono. Nie byłoby to trudne podpalić mury na środku stepu. Potrzebowali czegoś lepszego. Stwierdzili więc, aby zrobić doły. Może z palami u dołu. Wtedy dziura i tak pozostanie. Aż w końcu zastąpiono pale wodą. Postanowiono zbudować fosę.

Był to w miarę idealny pomysł obrony przed tą konnicą. Jeżeli wpadną na pomysł ataku Palatii, Hircanie będą mieli rozsądne pozycje aby się bronić. A przynajmniej nie będą musieli bać się najazdu konnicy z każdej jednej strony.
Artystka odetchnęła z lekką ulgą, gdy zobaczyła fosy wokół miasta.

Teraz pozostało zapewnić, aby więcej takich przypadków nie miało miejsca. Wysłała dużo, dużo mniejsze oddziały w głąb swoich terenów. Gotowa była tłuc ich po głowie, byleby tylko zrozumieli, że szukają informacji o okolicy i tutejszych ludach, a nie walki. Potrzebowali niewolników, na gwałt. Zwłaszcza teraz, gdy potrzeba na wojowników może wkrótce wzrosnąć.
 
Fiath jest offline  
Stary 19-10-2014, 21:15   #10
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Tura 2

Skraj był miejscem, do którego Nesioi prawie nigdy się nie zapuszczali. Karłowaciejącą z każdym krokiem roślinność w pewnym momencie zastępowały nagie skały i ostre kamienie, by na końcu przemienić się w nieprzebyte, rozgrzane morze piasku. Mieszkańcy Oikeme czuli się tutaj obco i niepewnie. Ich nozdrza były podrażniane przez suche i gorące powietrze. Tylko najwyższa potrzeba mogła ich nakłonić do wędrówki na Skraj. Taka sytuacja właśnie miała miejsce. Kilkunastu Nesjan, w tym odziany w czerwono-zielone szaty poseł, stało tuż przy krawędzi pustyni i nerwowo spoglądało przed siebie. Kilkaset stóp dalej w szybkim tempie zbliżała się do nich grupa dużych, zielonych istot - Orkoi. Nie było to pierwsze spotkanie tych dwóch ras. W starodawnych opowieściach często wspominano agresywnych przybyszy z pustyni, których okrucieństwo było wręcz przysłowiowe. To właśnie te złe, zielone istoty wygnały Nesjan z ich dawnych siedzib, wiele pokoleń temu.

Teraz miało być inaczej. Zgromadzenie podjęło decyzję bardzo szybko i jednogłośnie. Trzeba stawić opór. Od roku, gdy tylko Orkoi pojawili się niespodziewanie, w Oikeme niemal bez ustanku pracowały wszystkie odlewnie brązu. Nad piecami kłębił się gęsty dym od świtu do zmroku. Produkowano włócznie, hełmy oraz pancerze. Wszystko po to by pokazać najeźdźcom, że Nesioi to twardy lud gotowy walczyć i zginąć za swoją wolność.

Orkowie niespiesznie zbliżali się do miejsca, gdzie ułożono dary dla nich. Pakunki w rzeczywistości były wypełnione ziemią, słomą i kamieniami. Plan Króla Rybaka przewidywał, że wróg najpierw sięgnie po zdobycz, a dopiero potem zostanie zaatakowany. Jednak niespokojni wojownicy Nesjan, schowani za piaszczystymi wydmami i kamieniami rwali się do walki. Obcy mieli do przejścia jeszcze dobre kilkadziesiąt kroków, gdy powietrze rozdarł wysoki krzyk.

-Ei ei ei ei ei ei eu- zza pagórka wyłonił się błyszczący w słońcu wojownik. Wzniósł do góry włócznie i puścił się w dół wprost na zaskoczonych Orków. Zaraz za nim z różnych kierunków ruszyli i inni żołnierze. Starcie było krótkie i bardzo gwałtowne. Obcy po pierwszym szoku sami ruszyli do natarcia i dwie masy spotkały się z hukiem, chrzęstem i krzykiem. Brązowe włócznie Nesjan raziły celnie, ale Orkoi byli zdecydowanie silniejsi i żadna osłona chroniła przed ich ciosami. Wiklinowe tarcze łamały się z trzaskiem, a spiżowe hełmy pękały jak orzechy. Jednak po chwili umiejętności i wyszkolenie nesjańskich wojowników wzięło górę. Większośc orków padła, ci którzy zdołali uciec byli w większości ranni. Nesioi wznieśli tryumfalny okrzyk, ale było to zwycięstwo okupione śmiercią dziesięciu dzielnych współplemieńców. Polegli zostali wkrótce skremowani, zgodnie z obyczajem, podczas wielkiej uroczystości pogrzebowej. Natomiast głowy martwych orków znalazły swoje miejsce na drewnianych palach w miejscu starcia.

Albo ostudzi to zapał obcych do dalszej walki, albo wywoła wojnę. Niezależnie od tego co miało nastąpić Nesioi pokładali swój los w dobrej woli Posedaiona.
 
sickboi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172