Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-01-2015, 01:25   #1
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Brudy

7 Lipiec 2018
Miasto stołeczne Warszawa


Jedną z niewielu rzeczy, które Marek rzeczywiście uwielbiał w posiadaniu stopnia oficerskiego i sporej ilości znajomych na wyższych szczeblu w kryminalnym wydziale, to swoboda w swoim własnym biurze. Do tego pokoju nikt nie zachodził by mu rozkazywać nikt nie nakładał mu ograniczeń w wystroju, tym czy pali w środku czy nie, nikt nie upominał go, że za głośno słucha muzy, że śmierdzi, że tam śpi bez mycia się i zmiany ubrań. Mogąc pracować na własnych warunkach, był najskuteczniejszy.

[center][center]


Przestarzałe wentylatory oczyszczały powietrze z oparów kawy i papierosów, wyrzucając wszystko na zewnątrz, trującą chmura ulatywała z trzeciego piętra w czystszej postaci, ale mimo tych wysiłków, pokój i tak spowity był w mgiełce. Jej źródło szukać należało naprzeciwko wejścia, w samym rogu, gdzie na fotelu, ze stopami na podnóżku, leżał rozwalony palacz, z dziesięcioletnim doświadczeniem na swoim stanowisku i kolejną dekadą przeżyć na ulicy.
Marek Mariusz Kamiński patrzył smutno na swojego szluga, niebieskiego Lucky Strike’a, spalonego do połowy. W tym pesymistycznym spojrzeniu było sporo zrozumienia. Marek mocno utożsamiał się ze swoimi papierosami. Pierwszy mach był zawsze najlepszy, jak jego lata w policji. Czuł, że miał jeszcze tyle przed sobą, że czeka go kariera, pomoże wielu ludziom, może jakiś medal, wzmocni charakter, stanie się kimś lepszym. Teraz jednak najbardziej utożsamiał się z papierosem w takim stanie, w jakim był w tej chwili. Połowa wypalona, został z niej tylko popiół, do tej pory już zimny i nieznaczący, na dodatek haniebny, bo źle wpływający na jego zdrowie.
Ostatnie buchy zawsze brał bardzo powoli, częściej wzdychając ciężko niż wydychając dym.
Mimo to uwielbiał palić. Po każdym szlugu wstawał klaskając dwukrotnie w uda i wracał do pracy.
Jacek Huk.
Jebana ciota. Zajebany przez kobiete.



Tomek
"Tomek, Tomek... sadzić, palić, zalegalizować. Lubie jarać ostre lolki, napisz co masz dzisiaj dla mnie bo... idę na rolki? daj znać, na wieczór dziś bym coś chciał"
Problem z pracą w branży usługowej, był taki, że większość klientów była tak durna, że można było się poczuć jakby pracowało się w przemyśle i miało do czynienia z denerwującą, materią nieożywioną. Mało, który sms powiązany z dorywczą robotą Tomka trzymał poziom, chłodnego profesjonalizmu, który w tym przypadku, powinien istnieć pomiędzy klientem, a sprzedawcą.
Paru znajomych z branży opowiadało historie o ciekawych propozycjach składanych przez klientki i klientów zresztą też, ale w większości była to nieprawda, czego łatwo było się domyślić. Czasem jednak, byli to po prostu, którzy zajmowali się tym na nieco większą, cięższą skalę.
Prawda jednak była taka, że to właśnie ta mroczniejsza strona tego interesu, ostatnimi czasy zyskiwała na wartości.
Dzisiejszy sms od Radka, idioty z jakiegoś idiotycznego kierunku, przez którego pierwsze dwa semestry cudem przeszedł, stwarzał okazję do szybkiego zarobku. Tomek miał jeszcze nieco towaru w zapasie do sprzedania, ale były wakacje, ludzie przygotowywali się do wyjazdów i musieli się porządnie spakować, ostatnio szybko rozeszła się cała oferta i biedny diler na pół etatu musiał skontaktować się z Darkiem, który od dwóch dni nie odpowiadał na smsy i telefony. Wiedział gdzie mieszkał, ale nie uśmiechała mu się wizyta w tamtych okolicach. Jebana Praga...
Jednak na wakacje praca w Call Center nie istniała, obiecali mu, że za dobre wyniki, przyjmą go znów od października z lekką premią, jeśli rzeczywiście zjawi się pierwszego dnia.
Na tak chłonnym, wakacyjnym rynku mógł spokojnie nadrobić to czego nie mógł zyskać normalną pracą, przyda się uzbierać co nieco na następny rok życia na polibudzie, szczególnie, jeśli chciał sobie poradzić bez zawadzającego współlokatora. Na dodatek jakby dobrze się zakręcił, mogłoby nawet dojść do tego by w większym stopniu uniezależnił się od Darka.
Jakby jednak miał za mało na głowie i groziła mu nuda, dostał sms od Damiana, kolegi z dawnych lat.
"Siema, dalej w wawie jesteś nie??? Chcesz sie spotkac moze? Mam sprawe"

Warszawa

Stary, szary i brudny plac znajdujący się tradycyjnie pomiędzy trzema równie starymi, szarymi i brudnymi blokami, gościł tradycyjnie swoich zwyczajowych rezydentów. Filip, Rafał i Piotrek zaliczali się do tych osób, które jeśli byłeś polakiem, znałeś nie rozmawiając z nimi. Ich ubrania, fryzura, a raczej jej brak, ogólny wygląd, wzrok i oczywiście tanie piwo i ruskie szlugi mówiły za nich, bo oni tego specjalnie nie lubili. Ludzie czynu, ludzie pracy, spóścizna po nieudanym socjaliźmie, równie nieudana co on. Klasa robotnicza, która nic nie robiła dla dobra społeczeństwa.
Natomiast doskonale wiedzieli jak mu szkodzić.
Ze swojej ulubionej ławeczki mieli widok na plac zabaw i spory parking dla mieszkańców bloków. Oczywisćie na swoim podwórku nie kradli z samochodów, ale nie dlatego, że nie byli na tyle głupi, po prostu nawet oni umieli się uczyć na błędach. Wielu błędach, ale wciąż.
Ponadto potrafili sobie poradzić w życiu. Na parking podjechało czarne volvo i wiedzieli, że oto przybył ich żywiciel. Człowiek, któremu może też nie okazywali szacunku, bo to mieli tylko wobec Legii, ale taki, którego nie nienawidzili z miejsca, każdym calem swego ciała.
Pasterz tej małej hordy bydła, nie był ani elegancki, ani piękny, był prawdopodobnie tak zwyczajnie wyglądającym człowiekiem jak to możłiwe. Po trzydziestce, ciemne jeansy, szara powyświechtana,koszulka z jakiegoś amerykańskiego uniwersytetu. Włosów nie miał ani długich, ani krótkich, nie sterczał, ale i nie leżały przylizane, miał lekke zakola i średni zarost.
Podszedł do wielkiej trójcy wyposażony w życzliwy uśmiech i stary plecak marki Jansport, który wręczył największemu w szerokości barów i najlepszemu w wyciskaniu na klatę Rafałowi.
- Tak jak wcześniej jest trochę nowego i tak jak wcześniej macie instrukcje dla kogo. Wszystko jak ostatnim razem, dobra?
- Jasne - mruknął Radał. Nie był jakimś uznanym przez rzesze na dzielnicy dowódcą, ale najczęściej starał się podkreślić wyższą pozycję, choć takiej wcale nie było. Po prostu miał większe mięśnie i miał to szczęście, że był wysokim skurwielem. - Dałeś znowu te jednorazówki? Komórki.
- Wszystko jak ostatnim razem - powiedział człowieczek odwracając się i wracając do starego volvo combi.
- Kurwa... no to zmuła… - westchnął Piotruś.

Wojtuś

Ostatnia noc, a szczególnie jej końcówka, pozostawiła po sobie nieprzyjemny posmak, gorzkich wspomnień, który mieszały Wojtkowi w głowie bardziej niż wóda i ta pierwsza trawka na studniówce. Spał długo, do domu wrócił o świcie, gdy mama miała zaraz wstawać, w wakacje też były operacje do przeprowadzenia. Gdy już wstała zajrzała do syna, który ze zmęczenia nie zamknął nawet drzwi do pokoju i leżał na posłaniu w ubraniu, z butami walającymi się po podłodze. Obudziłą go na chwilę, by spytać czy źle się czuje bo jest chory czy zapił. Jak przystało na dobrą, kochającą matkę zrobiła to z uśmiechem, a jego odpowiedź w postaci mruknięcia uznała za dobry znak. Ściągnęła z niego śmierdzącego skarpetki i przykryła kocem, zbierając z podłogi też kilka innych rzeczy, świetnie nadających się do porannego prania.
Od dwudziestej drugiej do ósmej rano był tańszy prąd, dzięki ofercie, którą wyczaił Janusz. Mąż inżynier dobra rzecz, szczególnie, jeśli ma przyjaciół w dobrych miejscach, którzy zawsze podsuną uczciwie, tę ofertę, która naprawdę jest dobra.
Agnieszka zamknęła za sobą drzwi, a pół godziny później już jej nie było w domu. Ojciec zniknął dwie godziny później, wrócił w południe, ze sporymi zakupami. Domyślając się co może przeżywać syn, obudził go by trochę wzmocnić jego charakter, dał mu szklankę wody do której wrzucił białę pastylkę, która po chwili zaczęła musować i się rozpuszczać.
- Pomożesz mi dziś w garażu trochę, co? W samochodzie wszystkie płyny się pokończyły, a wycieraczki są jakimś cudem przegniłe. Plus trzeba skosić trawę, ale silnik średnio działa… także pozwolę ci wybrać. Przyjdź za półgodziny jak se coś wybierzesz - powiedział do niego w kuchni, stukając dwa razy w blat stołu przy wstawaniu, jak to miał w zwyczaju, gdy szedł coś zrobić. Jako, że był człowiekiem lubiącym pracować, można się było domyślić, że był to zwyczaj praktykowany codziennie więcej niż raz.
Zadzwonił telefon, a w słuchawce zabrzmiał ochrypły, smutny, ale profesjonalny głos, kogoś zmęczonego, kto przedstawił się jako policjant i po krótkim przedstawieniu się, poprosił o możłiwość spotkania się, w celu zadania paru pytań na temat rodziny Huków. Zrobił to bardzo grzecznie i naprawdę profesjonalnie, tak by Wojtek nie mógł odmówić, ale pozwolił mu wybrać termin, zaznaczając jednak, że im szybciej tym lepiej, a miejsce może być dowolne, zaś przyjechać mu do miejsca zamieszkania pana Wojtka to żaden problem, bo to i tak blisko miejsca zbrodni, na które i tak dziś musi zajrzeć.
- Proszę powiedzieć kiedy panie Wojtku, dostosuję się - powiedział Marek Kamiński.

Joanna

“Coś dziś robisz, czy jesteś wolna? Wracam za jakieś cztery godziny do miasta. Daj znać.” brzmiała wiadomość, którą zalepionymi oczami przeczytała Asia po przebudzeniu. Tymon był jedną z niewielu osób, która pisząc smsy dbała o interpunkcję, stawianie polskich znaków i wszystkie te detale, które reszta miała w głębokim poważaniu. Generalnie nie należał do ludzi, którzy robili coś na pół gwizdka, perfekcjonizm był jednym z jego celów, ideałów, w które wierzył i miało to swoje efekty.
Jeśli chciałaby pójść do opery - poszliby.
Jeśli chciałaby pójść do knajpy, gdzie przystawki warte są tyle co tygodniówka tak wielu - poszliby.
Wiadomość napisał godzinę temu, ale dziś nocowała u rodziców, nie miała sił by po wczorajszym wracać do mieszkania Tymona, szczególnie, że klucze zostawiła tutaj, przed wyjściem na spotkanie.
Choć miała oddzielne wyjście ze swojego piętra, to wypadało zejść i przywitać się z matką bo ojca prawie na pewno nie było, a jeśłi przy okazji załapałaby się na śniadanie nie byłoby źle, choć pora była obiadowa.
- O cześć kochanie… - mruknęła smutno Barbara, wiedząc z kim spotkanie wczoraj odbyła córka. - Jak tam… jak poszło? Albo… albo nie mów jak nie chcesz, nie muszę wiedzieć.
Z miłości czy współczucia, Basia raczyła ugościć córkę kawą i lekką kanapką, nie omieszkując przy tym cały czas gadać, o absolutnie czymkolwiek, dopiero po dziesięciu minutach dostarczając jedyną ważną informację.
- Aha! Bym zapomniała! - machnęła rękoma, przypominając sobie swoją niepamięć, z wesołym uśmiechiem, przeciętnej aktorki. - Dzwonił na domowy policjant, Marek jakiś tam, z kryminalnych, dochodzeniówki, prowadzi śledźtwo i chciał z tobą pogadać. W zasadzie to odniosłam wrażenie, że to przymus, a nie prośba. Zostawił swój numer powiedziałam, że zadzwonisz, bo nie chciałam podawać twojego prywatnego komuś kto przez telefon się podaje za policjanta, bo to wiadomo? - ciągnęła dalej, szukając karteczki. - Gdzie ja to… a tutaj! Haha!
Podała córce kartę z wypisanymi pobieżnie, nieszczegółowymi danymi Marka Kamińskiego, razem z numerem odznaki.
- Jak tam mój przyszły zięć, co? Ostatni kryzys zażegnany, czy jeszcze obrażeni?

Polska


- Gdzie, kurwa, ta jebana chata?
- Gdzie twoje maniery? - blondyn uniósł brew, patrząc na swojego czarnoskórego towarzysza z zawodem.
- W dupie, kurwa. Dość mam jechania dwie godziny przez piach, by potem jeszcze butować przez las i zarośla.
- A ja w dupie mam siedzenie w pierdlu. Wyizolowaliśmy to miejsce z jakiegoś powodu, co nie? - przystojny blondas o zabójczo hipnotyzującym spojrzeniu, poprawił elegancką, czarną koszulą i kroczył dalej, nieustraszenie torując sobie drogę przez krzaczory i iglaste drzewa.
- Za każdym razem musimy jeszcze łazić inaczej przez ten las, też mnie to wkurwia, łatwo się pogubić.
- Dlatego nie jeździsz tu sam. Nie można tworzyć ścieżki... słaby z ciebie murzyn, jak w lesie polskim nie możesz sobie poradzić. Na sawannie czy w dżungli byś długo nie pożył - powiedział uśmiechając się pod nosem, co skrzętnie ukrył, pochylając głowę, ot by uważać gdzie się stąpa.
- Ty też chyba długo nie pożyjesz - warknął średniego wzrostu murzyn, z cienkim paskiem białych włosów na głowie i z kolczykiem ze złota w prawym uchu.
- I kto cię wtedy uratuje przed gniewem naszego Boga, gdy zgładzisz jego ulubieńca? - spytał zadziornie. - Starzy bogowie odchodzą w niepamięć, lepiej zachowaj maniery, jak przystało na Jego wyznawcę i okaż trochę pokory wobec starszego stażem brata.
- Pff... ta... - westchnął ciężko rozmówca. - Jebane polskie kurwy. Idź sobie obozy koncentracyjne zakładać.
- Mhm...
Tej nocy, w ciemnym, rozgrzanym lesie, ucztowano na egzotycznym, zadbanym mięsie.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 25-02-2015 o 22:47.
Fearqin jest offline  
Stary 31-01-2015, 16:27   #2
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Wczorajszy wieczór i noc były dziwne. Nie chodziło oto, że dawny przyjaciel pojawił się kompletnie znikąd wraz z swoim życiem i problemami. Właściwie to przez większość wieczora był zadowolony z spotkania.
Brakowało mu jego przyjaciela, a odkąd Adam wyjechał, nie miał z kim zwyczajnie się powłóczyć po mieście. Napić piwa, pogadać o kobietach, muzyce, Świecie. Wymienić kilka poglądów, czy słuchając kiwać głową na argumenty drugiej strony. Zwyczajna rzecz - przyjaźnienie się. Nawet skrajne zachlanie mordy wódką i wracanie zyzgakiem przez miasto, w akompaniamencie śmiechu z wspominek, wyblakło na skutek decyzji.
"A pamiętasz jak.." "Jak to było? Ty.." "Nigdy nie zapomnę.." i wiele słów kluczy, które otwierały otchłań pamięci powiązanej z czasem, który poświęcił Adamowi. Może zazdrościł mu, że miał ładną mordę, gadane i laski się do niego kleiły, ale to Wojtek był tym bardziej bystrzejszym i oczytanym. Kurwa, nigdy nie zarzuciłby mu kretynizmu ale fakty były znane przez ogół.

Niczym kot otworzył drzwi do mieszkania. Kilka przekręceń w zamkach, ciche zamknięcie drzwi i ponowne przekręcenie zamków. Był skrajnie zmęczony. Fizycznie i psychicznie. Piwo potrafiło powalić w odmęty snu nawet najtwardszego zawodnika, jednak oprócz tego męczyła go sytuacja z Moniką. Nie jasna, trudna dla niego, dla niej.. chyba nie wiedziała o niczym. A może się domyślała? Wojtek nie był zakochanym kretynem, który adoruje kobietę na każdym kroku. Nosi dla niej plecak, czeka po szkole itd. a potem przychodzi załamanie bo ona nagle jest z kimś! Jak mogła! Przecież byłem dla niej ważny, byłem przy niej... jak mogła?! Wojtek zawsze nabijał się z takich ludzi. Doskonale wiedział, że taka strategia niczego nie przyniesie. Odwrotna - tajemniczy i milczący wielbiciel, który wyskakuje z deklaracją nagle - również nie była czymś dobrym.
Stosował własną mieszankę: czasami się z nią spotykał, utrzymywał dobry kontakt, droczył się, czerpał z tej relacji ogrom. Co z tego, skoro Monika nie skłaniała się ku niemu?
Mógł tylko uciec w muzykę albo któregoś dnia wyjść z całymi kartami. Może.
Teraz ważne było łóżko. Otworzył drzwi do swojej klitki. Mózg po chwili ustawił jedyny słuszny i najlepszy cel - łóżko. Zdążył tylko zamknąć za sobą drzwi, zdjąć buty i paść na upragniony mebel. Trochę wysłużone, ale wierne i kochające bez granic Wojtka łóżko przyjęło go w objęciach i posłało prosto do Morfeusza. Sen przyszedł w ciągu minuty.

*

Spał twardo. Obudziło go wyraźne wejście taty.
Otwarcie powiek okazało się wysiłkiem, okupionym tupaniem kur na głowie czy męczeniem przez goliata.
Po jakiego chuja pił tyle wczoraj? No nic, co się odwlecze..
Zrzucił z siebie koc, najwyraźniej naciągnięty na niego przez mamę i powoli wstał z łóżka.
Powolnym krokiem udał się do kuchni gdzie siedział jego tata. Podał mu szklankę, w której rozpuszczała się aspiryna. Kochany ojciec rozumiał ból egzystencji swojego syna. Na imię mu było kac.
- Pomożesz mi dziś w garażu trochę, co? W samochodzie wszystkie płyny się pokończyły, a wycieraczki są jakimś cudem przegniłe. Plus trzeba skosić trawę, ale silnik średnio działa… także pozwolę ci wybrać. Przyjdź za półgodziny jak se coś wybierzesz
Kiwnął tylko głową i wypił płyn. Zasadowa ciecz zaatakowała jego kubki smakowe, a zaraz potem przeleciała przez przełyk wprost do żołądka. Był ciekaw czy te kilka bąbelków nie wzburzy tsunami w jego trzewiach, jednak jak okazało się za chwilę były to jego nieuzasadnione lęki. Bardziej od aspiryny potrzebował klina, ale to za chwilę.
Ojciec zastukał palcem w blat stołu. Zawsze dwa razy. Zawsze akcentując podjęcie decyzji i rozpoczęcie procesu wykonywania go. Wyminął tylko syna, uśmiechnął się do niego i wyszedł do przedpokoju. Sprawdziły po kieszeniach czy ma wszystkie klucze po czym Wojtek usłyszał zamykane drzwi.
Miał całe półgodziny na klina, śniadanie i prysznic. Musiał się sprężać. A tacie coś się przewidziało, bo mieszkają przecież w bloku.
Całe planowanie przerwał telefon. To policja. Chcieli się z nim spotkać w celu rozmowy dotyczącej rodziny Huków. No tak, zapomniał prawie o tragedii jaka wydarzyła się w rodzinie Adama. Cholera, bardzo lubił jego tatę. Był na prawdę wspaniałym człowiekiem, a fakt, że zabiła go jego własna żona napawał Wojtka dziwnym przerażeniem i odrazą do tej kobiety.



*

Po dokładnie 30 minutach stał w osiedlowym garażu razem z tatą. Stare, długie budynki pamiętające czasy PRL, które budowano przy nowo powstających blokach mieszkalnych.
Klin zdziałał cuda. Alkohol etylowy zatrzymał proces rozkładania metanolu, przez co kac nie męczył go aż tak bardzo. Na wszelki wypadek wziął z sobą całą butelkę wody mineralnej i popijał ją od czasu do czasu. Alkohol to wspaniały wynalazek, ale strasznie wypłukuje wodę z organizmu.
Szybka jajecznica na maśle postawiła go na nogi, a prysznic zmył wczorajszy dzień. Definitywnie. Zanim wyszedł sprawdził jeszcze telefon. Na nieco starszej, ale jakże funkcjonalnej Nokii nie zarysowało się żadne powiadomienie, co też nie dziwiło Wojtka. Dziś piątek, tylko do pracy za te kilka godzin.
Szare spodnie dresowe, koszulka reklamujące najsłynniejsze wzmacniacze gitarowe i stare najcze dały mu poczucie świeżości, bowiem wczorajsze ubranie wylądowało w pralce. Nie chciał go wkładać, nie chciał widzieć. Chciał sprać posmak wczorajszego incydentu definitywnie. Szok i plątanina myśli, które towarzyszyły mu przy powrocie były dostatecznie nieznośne.

Teraz wykręcał wymieniał gumy wycieraczek. Był równie zaskoczony co tata. Zwalał jednak winę na wilgoć panującą w tym pomieszczeniu. Na zewnątrz Słońce grzało z temperaturą 21 stopni Celsjusza, co oznaczało idealną pogodę Wojtka, jednak wilgotność panująca w tym pomieszczeniu przekraczała akceptowalne 50-60%. Nie raz zwracał uwagę ojcu, ale on to ignorował. Musi kiedyś na własną rękę skonstruować pochłaniacz wilgoci.
Radio w samochodzie grało w najlepsze. Kolejna oznaka jedności z ojcem - gust muzyczny. Oboje słuchali różnych gatunków, pozostając jednak sercami przy ostrzejszych brzmieniach. W stacji radiowej, która zawsze była anty grano kawałek znanej, polskiej formacji metalowej. Głos wokalisty, był cholernie charakterystyczny, a w o nim samym mówiono "Ojciec polskiej ostrości". Ojciec grzebał teraz po szafkach, wyciągając butelki z płynami do samochodów.
Zaraz nastąpi rytuał wymiany krwi u kochanego potwora. Wysłużony, ale nadal sprawny Polo od niemieckiego producenta był ukochanym autem taty. Wojtkowie dał go tylko kilka razy, mimo, że ten był równie dobrym kierowcą co jego tata.

Starzyński nucąc piosenkę podszedł do samochodu i zaczął odkręcać korek od płynu hamulcowego. Było go wystarczająco, ale inżynier Starzyński zawsze dmuchał na zimne. Gwizdnął na Wojtka, tym samymy zapraszając go do pomocy. Ten tylko skinął głową, skończył montaż nowych gum w wycieraczkach i doskoczył do silnika. Sprawdził poziom oleju - był zadowalający, więc nie do końca rozumiał obaw taty. Znał go na tyle dobrze, że rozumiał przezorność swojego ojczulka. Zawsze taki był.
Odkręcił więc zawór i zaczął wlewać płyn do spryskiwaczy. Milczeli przez chwilę, zajmując się swoimi sprawami, gdy ojciec przemówił nie odrywając się od pracy.
- Nie mówiliśmy wam, a raczej Tobie bo spałeś, ale wyjeżdżam z mamą na weekend. Wrócimy w niedzielę. Jedziemy na naszą działkę odprężyć się trochę na świeżym powietrzu. Mam nadzieje, że nie zdemolujesz domu? - przy ostatnim zdaniu zaśmiał się szczerze. Bardziej o syna, obawiał się o swoją nastoletnią córkę. Ta była kompletnie nieprzewidywalna, a nowe otoczenie zrobiło z nią coś dziwnego. Dziwni znajomi, nawyki, słowa i zachowania. Wojtek komentował to sraniem wyżej niż miało się dupę, co przekładało się na rżnięcie wielce dorosłej damy. Siostrę zawsze doprowadzało to do furii i kłótni między rodzeństwem. Arbitraż matki był nieoceniony w takiej sytuacji.
- Nie, nie martw się. Przypilnuje domu.
- Pewnie znowu pójdziesz z Adamem pić, co?
Młody Starzyński aż wzdrygnął się na imię swojego przyjaciela. Nie powinien tak reagować, a mimo tego skojarzenie powiązane było z wczorajszą nocą, a raczej dzisiejszym początkiem dnia. Ostatnie czego chciał to konfrontacja z przyjacielem. Przyjacielem, który okazał się być gejem i był zakochany w nim.
Nie miał nic do homoseksualistów, ale sama myśl.. nie, dobra kurwa, koniec!
- Nie, mam inne plany. Kilka spraw wymaga załatwienia i wiesz..
Ojciec uśmiechnął się szeroko. Najwyraźniej sam uzupełnił luki w słowach syna. Pewnie Monika, albo inna dziewczyna. Właściwie dziwił się, że jeszcze nie zobaczył syna wraz z dziewczyną, ale szybko przypomniał sobie, że w młodości był taki jak on - nieco nieśmiały. Miał tylko nadzieje, że syn wybierze najlepiej dla siebie.

Wojtek dostrzegł uśmiech taty. Pokręcił głową i sam się uśmiechnął. Czasami ojciec był cholernie zabawny w swoim sposobie życia. No i sypał niezłymi żartami, to musiał przyznać.
- Chodziło mi oto, że dzwoniła policja i chcą mnie zapytać o kilka szczegółów z życia rodziny Adama. To tyle. Dziś się jeszcze do nich wybiorę, bo chcę mieć to z głowy.
 
Gveir jest offline  
Stary 31-01-2015, 16:39   #3
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Nie wytrzymał. Miał dziś naprawdę zły dzień. Nie spodziewał się, że wyleci z roboty na wakacje. Wprawdzie zawsze w wakacje są gorsze promocje i mniejszy nacisk na pozyskanie nowego klienta. No ale czy to powód, żeby nie podpisywać kolejnej umowy zlecenia? Przecież w poprzednim miesiącu wyrobił 94% normy. Nic, pozostało mu cieszyć się 26 złotymi premii, które dostał, bo jakaś siedemdziesięcioletnia babcia przedłużyła umowę w PlusMixie na kolejne 50 doładowań. Oczywiście z telefonem, który parametrami delikatnie przewyższał kalkulator. Ludzie do których dzwonili nie mieli świadomości, że gdy telemarketer proponuje im telefon, to jest to aparat za który jest największa prowizja. Mówiąc krótko, im gorszy telefon w umowie na gorszych warunkach, tym więcej zarabia telemarketer. Ale oczywiście jest jeszcze call center, które jeśli nie wyrobisz 100% normy to obcina połowę prowizji. Poniżej 80% nie wypłaca żadnej prowizji. No ale jeśli już sobie jakąś prowizję wypracujesz, to przychodzą jeszcze odsłuchy rozmów. Ile razy słyszał: "Nie powiedziałeś, że dzwonisz w imieniu sieci Plus", "Nie podałeś kwoty brutto za minutę połączeń do sieci Play", "Nie zweryfikowałeś kodu pocztowego klienta z którym rozmawiałeś". Każde przewinienie wiązało się z karą w wysokości 20zł odciąganych z wypracowanej prowizji. I tak z wypracowanych 400-500zł Tomek dostał 26zł. W przelewie pod tytułem "Nagroda Ananas" Czego to się nie robi, żeby odprowadzać 10% podatku od nagród zamiast zaliczki na podatek dochodowy, ZUS, chorobowe i inne pierdoły, które w większości i tak nie dotyczyły zatrudnionych na umowę zlecenie studentów.


Ciekawe, czy gdyby ludzie wiedzieli jak wygląda to w praktyce, to też gnoiliby każdego zaraz po odebraniu telefonu?

Im dłużej Tomek o tym myślał, tym bardziej dochodził do wniosku, że praca dla kogoś jest do dupy. Dlatego szykował się na rozkręcenie swojego biznesu. Z plecaka wyjął telefon komórkowy. Dwie nieodebrane wiadomości.

SMS od Radka chyba przelał czarę goryczy. Tomek natychmiast po przeczytaniu go zadzwonił.
- Halo? -powiedział chyba już lekko wstawiony głos w słuchawce. Nie wróżyło to dobrze, bo dopiero minęła 17:00
- Kurwa, czy tobie do reszty odjebało? Pokurwiony jesteś? Nie piszemy esemesów do cholery. Psiarnia monitoruje kurwa smsy. MO-NI-TO-RU-JE! Chuja mnie obchodzi, że piszesz jebanym szyfrem! Palić, jarać, lolki? Co ty sobie kurwa myślisz?
- Eee? - rozmówca zbity z pantałyku elokwentnym wywodem Tomka najwyraźniej nie znajdował argumentów na swoją obronę.
- Słyszałeś o zamachach w 2001 roku? Takie samoloty pierdolneły w takie dwie wieże. Od tego czasu amerykanie monitorowali maile. Szukali konkretnych słów, żeby zatrzymywać terrorystów. W 2001 roku nie istniało jeszcze jednosekundowe naliczanie, a moduł GPS nosiło się w plecaku. Teraz masz kurwa więcej procesorów w smartfonie, niż wtedy mieli w systemach samolotów pasażerskich. I jak kurwa myślisz, czy ich technologia się zatrzymała na średniowieczu? Otóż nie kurwa! Teraz mają możliwość monitorowania wszystkich. I to takie możliwości, jakich nie mieli kiedyś. Po to masz kurwa nielimitowane rozmowy w telefonie, żeby nie pisać. Nie zostawiać śladów w systemie.
- Eee, skąd wiesz, że mam nielimitowane rozmowy? - odpowiedział zdziwiony Radek.
- Wszyscy dziś mają - uciął temat Tomek. Radek nie musiał wiedzieć, że wpisanie NIPu firmy jego ojca i jego numeru telefonu dawało w pracy Tomkowi możliwość przejrzenia wszystkich numerów pracowników firmy ojca, ich taryf, czy nawet średnich wydatków. Wiedza daje władzę. Ojciec Radka był dziany. W końcu umowa na rozmowy bez limitu w całej Europie z nowym iPhonem to coś więcej niż przeciętny abonament za 49zł z low endowym Samsungiem Galaxy Core. Oznaczało to dla Tomka mniej więcej tyle, że z Radka można zdzierać.
- To co, będziesz coś miał? Wiesz przychodzą dziś do mnie dziewczyny i tak głupio na sucho... - Radek nie specjalnie przejął się krytyką pod swoim adresem ze strony młodego dilera.
- Nie mam zielonego. Na sesję nikt tego nie kupuje. Mam białe i niebieskie.
- Niebieskie? - zaskoczony Radek nie bardzo wiedział o co chodzi.
- No tak. Takie białe, tylko, że niebieskie.
- Aha - odpowiedź Radka była zapełniona taką pewnością, jakby nagle wszystko zrozumiał.
- Mam trzy. Dwa białe, jeden niebieski. Podrzucę Ci na chatę, ale bulisz dwie stówy. I naucz się kurwa nie wysyłać do mnie esemesów.
- Dobra, dobra. Kiedy będziesz?
- Nie wiem. Godzina, półtorej? Coś koło tego. Mam nadzieję, że panienek jeszcze nie będzie, bo nie chcę, żeby mnie tam ktoś widział. Wiesz jak jest.
- Nie, no co ty, one są spoko.
- Taaa. Wszyscy są spoko, dlatego psiarnia nie zgarnęła jeszcze nikogo za posiadanie. Zresztą jest popołudnie, o której zaczynasz tę imprezę? Chyba nie o osiemnastej?
- No nie. Dopiero wieczorem. Wiesz liczyłem na palenie i do klubu koło dziesiątej
- Dobra, będę koło osiemnastej u ciebie. Nara.- Tomek rozłączył się bez czekania na odpowiedź.

Był zdenerwowany, ale potrzebował pieniędzy. Im szybciej tym lepiej. Ceny wynajmu teraz były najniższe, a jemu brakowało jeszcze około 3-4 tysięczy na roczny czynsz. Teraz, gdy wielu studenciaków wyjechało właściciele na gwałt szukali kogoś kogo zakwaterują. Wszyscy ci cwaniacy wynajmujący mieszkania myślą tak samo. "Niech tam siedzą i spłącają mi kredyt." Ale nagle przychodzą wakacje i wypowiedzenie najmu. I co? I trzeba samemu opłacić ratę. "Ale przecież miały być wakacje. Wyjazd all inclusive do Egiptu. I co tutaj nagle zrobić? Wystawmy ogłoszenie o wynajem na szybko, o 200-300zł taniej, a z pieniędzy które pójdą w kaucję pójdziemy ponurkować w Egipcie."



Tomek zaśmiał się do siebie. Nerwy już odpuściły. Lubił profilować ludzi. Ich charaktery, sposoby myślenia. Każdego mógł skatalogować. Nawet teraz jadąc tramwajem na spotkanie z Radkiem. Bardzo mu się to przydawało w handlu. A w końcu tym się zajmował. Oficjalnie i nieoficjalnie. Wtedy przypomniał sobie, że ma jeszcze jednego SMSa którego nie przeczytał.

Siema, dalej w wawie jesteś nie??? Chcesz sie spotkac moze? Mam sprawe



Damian. Kumpel z rodzinnej miejscowości. On jeden się nie wyrwał. Siedzi tam nadal w rozlatującym się bloku. Szczęśliwy, że tyra w firmie budowlanej. Jeździ w delegacje po całej Polsce i wykańcza restauracje McDonald. W sumie ostatnia wiadomość którą miał na jego temat, to jakieś pół roku temu na fejsie zmienił ze swoją dziewczyną, Agą status na "zaręczony". Tomek spokojnie przeczytał wiadomość jeszcze raz. Nie lubił niekonsekwencji. "Ś" w jesteś automatycznie zmieniało kodowanie SMSa. Sam ograniczł ilość znaków przez kodowanie 8-bitowe zamiast 7-bitowego. Więc mógł napisać "może" a nie "moze". Tomka czasami tego typu pierdoły odciągały od prawdziwych problemów. Postanowił odpisać. Swój własny numer miał zapisany w telefonie pod swoją ksywką. Chemik.



Siema. Jestem w Wawie. Możemy spotkać się wieczorem jesli chcesz. Powiedz tylko gdzie, to dojadę tramwajem.



Plan na wieczór był więc ustalony. Najpierw Radek. Późnej Damian, jeśli odpisze. A później trzeba się skontaktować z Darkiem, bo wizja wypadnięcia z interesu stawała się całkiem realna. Szybkie spojrzenie do skrzynki nadawczej.

Kiedy się spotykamy?



SMS dostarczony 2 dni temu. Raport doręczenia w skrzynce, ale nadal brak odpowiedzi. Cóż będzie trzeba odwiedzić go tak czy inaczej. Im wcześniej, tym lepiej.
 

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 31-01-2015 o 16:44.
Mi Raaz jest offline  
Stary 01-02-2015, 00:59   #4
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Mamo, tyle razy prosiłam, żebyś tak nie mówiła o Tymonie.. nie mamy tego typu planów. – powtórzyła Joanna mechanicznie, chyba po raz tysięczny. Wiele razy prowadziły tego typu rozmowy. „Przyszły zięć”. Nie znosiła obu słów, ale matka wymawiała je z dużą lubością. Jeszce rok temu nie znosiła jej chłopaka, a ich związek postrzegała jako mezalians. „Ty, córka profesora, studentka medycyny z jakimś chłopakiem po AWF-ie?!” Tymon jednak wygrał kilka dużych zawodów, pokazali go w telewizji, w kolorowych magazynach, jego twarz zaczęła być rozpoznawalna, a od czasu reklamy szortów i jeansów stał się nieomal bożyszczem nastolatek. Na pewno zaś matki Aśki.

Joannę – od dziecka przyzwyczajoną do udziału w rozmaitych eventach i promocjach, na które to wydarzenia regularnie była ciągana przez lansująca się za pomocą uroczej dziewczynki matkę – medialne zamieszanie wokół Tymona męczyło. Dlatego już rano odpisała mu, że mogą się spotkać wieczorem, zjedzą kolację, ale nigdzie nie chciała chodzić. Tymonowi nawet to pasowało, zdążył uczcić ostatnie zwycięstwo z kolegami, teraz chciał odpocząć i poświętować z nią w samotności.

Joanna też chciała z nim pobyć, pogadać, choć nie była pewna, czy ten ją zrozumie. Pewnie nie. Zabawa w jego towarzystwie była znakomita, seks świetny, ale słuchaczem Tymon nie był zbyt dobrym. Dużo i chętnie za to opowiadał o sobie. A teraz chodziło o Hankę…

Pierwszy miesiąc.. Nie dopytała, tamta uciekła zbyt szybko.. ale to chyba czwarty tydzień. Bardzo szybko się zorientowała. Z drugiej strony dobrze, będzie można jakoś zadziałać, pozbyć się kłopotu. Ale jak do tego mogło dojść?! Nie urodziły się wczoraj, wiele razy omawiały kwestię zabezpieczeń, jeszcze jako gówniary, przy dzisiejszych możliwościach.. jak Hanka mogła być tak lekkomyślna!

Joanna, mimo dość młodego wieku, była racjonalnie myślącą kobietą. Rozumiała – oczywiście –że Hanka jest w szoku po tym całym.. zdarzeniu, ale jej ojcu życia się nie wskrzesi. A życie i przyszłość jej przyjaciółki dało się jeszcze ciągle uratować. Nie pozwoli jej zmarnować sobie życia! Podjęła decyzję.

Podziękowała matce za śniadanie i pochwaliła ostatnią rólkę w serialu. Matka rozpromieniła się, uwielbiała komplementy. Z Tymonem była umówiona na 19, zostało jej parę godzin na rozmowę z przyjaciółką. Wyciśnie z niej wszystkie szczegóły i znajdą rozwiązanie.

Po chwili wyszła, kierując się w stronę mieszkania dziadków Hanki. Wyciągnie ją – choćby siła – i zabierze do siebie. Pogadają.

Zmięta kartka z namiarami na policjanta została na stole w kuchni, aby po chwili – razem z innymi śmieciami – trafić do kuchennego kosza.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 01-02-2015, 22:26   #5
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Wojtek

Gdyby nie siostra, miałby świetną okazję do wygospodarowania imprezy, no i gdyby nie morderstwo ojca jego najlepszego przyjaciela. Jednak drugie dziecię Agnieszki i Janusza zeszło trochę z torów wyznaczonych przez rodziców i starszego brata.
Nie była niegrzeczna, przynajmniej nie według Wojtka, który miał ją po prostu za głupią szma... rodzice byli zdania, że po prostu taki ma charakter. Nie nazywali tego po imieniu, bo ciężko nazwać córkę puszczalską, nawet lekko.
Licealistka Natalka po prostu wpisywała się w dzisiejszą modłę, a wa zasadzie zwyczaj.
Rodzice mieli wyjechać wieczorem, by w sobotę rano już mieć cały dzień na odpoczynek. Pobyt na działeczce w takie lato, było naprawdę dobrym pomysłem, ale Wojtek nie dość, że nie miał zamiaru przeszkadzać rodzicom, to po prostu lubił miasto. Poza nim czasem czuł się nieswojo, a teraz nie był czas na to by po prostu uciekać.
Telefon się nie odzywał, Adam mógł jeszcze spać, ostatnio nie miał ku temu zbyt wiele okazji, ale alkohol mógł taką stworzyć. Oby tak było, starczyło, że Wojtek musiał się na razie spotkać z policjantem.
Z panem Markiem Kamińskim umówili się na 16, przy gimnazjum, do którego Wojtek chodził z Adamem. Jedna z nauczycielek była nie tylko byłą wychowawczynią Adama, ale i bliską przyjaciółką jego matki.
Widok budynku, w którym spędził mile tyle czasu przywołał dobre wspomnienia, które mieszały się dziwnie z wczorajszą mieszanką specyficznych przeżyć. Nauczycielka prowadziła w wakacje dodatkowe zajęcia z płatnej szkoły dla dorosłych, którą założyła za doradą Jacka Huka. Zresztą sporo jej przy tej pomógł, dzięki temu nie musiała już utrzymywać swojej trójki dzieci z jednej pensji nauczycielki. Wyglądało na to, że spotkała się z detektywem od razu po zajęciach, a ten chciał załatwić sprawę z Wojtkiem jak najszybciej po tej.
Równo o 16 ze szkoły wyszedł zmęczony mężczyzna w ciemnobrązowej marynarce, z czarnym, poluzowanym krawatem. Miał zwietrzone i nierówne, ciemne włosy i nieco jaśniejszy, niezadbany zarost na twarzy. Z oczu biło zmęczenie i inteligencja, był wysoki i dobrze zbudowany, ale od razu po zamknięciu się drzwi, w jego ustach wylądował papieros. Nie zapalił go jednak dopóki nie podszedł do Wojtka i oparł się o barierkę, która znajdowała się przed bramką do chyba każdej szkoły.


- Marek Kamiński - powiedział dając dla Wojtka swoją legitymację, by drugą rękę mógł wyciągnąć zippo i spokojnie odpalić papierosa. Wziął z powrotem legitkę i westchnął ciężko. - Pozwolisz, że tu cię wypytam? Nie lubię łazić i palić.

Joanna
Przycisk obok numerka dwadzieścia osiem, wciskał się z dużym oporem, ale dało się usłyszeć ciche buczenie. Po krótkiej chwili odezwał się cichy, zmęczony i smutny męski głos.
- Kto tam? - Adam, brat Hani, przynajmniej tak się Asi wydawało. Nie znała go dobrze, choć był tylko o rok młodszy od jej przyjaciółki. Zresztą Hanka też za dużo się z nim nie zadawała. Adam był po prostu piękny i całe swoje życie to wykorzystywał. Nie eksponował tego w nowoczesny, hipsterski czy wręcz pedalski sposób, sprawiał wrażenie eleganckiego i elokwentnego, ale i wyluzowanego, dlatego też był popularny, ale nie w środowisku Aśki, która raczej zadawała się ze starszymi, niż młodszymi.
- Wejdź - powiedział gdy Joanna się przedstawiła, może się dobrze nie znali, ale an pewno kojarzyli i musiał wiedzieć, kim jest najlepsza przyjaciółka jego siostry. - A czekaj... ona mówi, że zaraz zejdzie.
Zlazła, chyba prawie się stoczyła. Czerwone oczy, czerwony nos, bluza zdecydowanie zbyt duża, pewnie pożyczona od brata, zwisała na niej żałośnie, gdy opatulała się rękoma. Pociągnęła nosem, kiwając koleżance głową na powitanie.
- Chyba się przeziębiłam... w upalne lato. Pewnie przez klimę w samochodzie czy coś. Co tam? - spytała zbierając myśli i uśmiechając się z trudem.

Tomek
Tak.
Radek był idiotą. Był samcem alfa upośledzonego stada studentów, więc musiał mieć coś nie tak z głową. Należał do ludzi, którym jak podczas okresu dorastania, krew raz odpłynęła z mózgu gdzie indziej, to już nie wróciła. Był jednak wierny jak pies jeśli chodzi o kupowanie u jednego dostawcy. Na dodatek płacił uczciwie, nie targował się i nie stwarzał problemów z terminami. Może nie był to idealny klient, ale klient. Nie była to branża, która wyznawała, maksymę "nasz klient nasz pan", w zasadzie należała to tej strefy usługowej, która zasadę tę obracała. Dlatego była nielegalna.
"Zajebiście, to może Piekiełko Pub, na Pradze. Pasuje Ci? Bede jakoś tak o 20". Damian odpisał dość późno, zbierając do kupy plany.
Jednak jeszcze wolniej odpisywał Darek. Parę dni mu to zajęło, ale wiadomość przyszła.
"Jutro u mnie. 22."
Krótki i rzeczowo, choć powoli, ale póki co musiał jeszcze znosić jego arogancję, która często wychodziła na wierzch. Bądź co bądź Darek miał podobno sporo nieprzyjemnych kontaktów na mieście, dobrym pomysłem było nie wszczynać personalnych niezgodności na tym gruncie.
Radek przywitał swojego dilera serdecznie, zaprosił nawet na piwko, ale Tomek dość szybko mu odmówił, jakoś trzymając nerwy na wodzy. Wzięli i dali co trzeba i Tomek szybko się zebrał jadąc do pubu. Miał nadzieję, że Damian nie będzie go chciał naciągać na piwo, te mogły być drogie w popularnych miejscach.
Te do takich raczej nie należało, muzyka była niezła, ale nie za głośna, panienki za ladą uprzejme, piwo całkiem niezłe bo tanie, a miejsca była sporo. Czerwony wystrój połączony z miejscówką w piwnicy stwarzał niezły klimat, generalnie miejscówka była dobrze wybrana, dało się pogadać tak by nikt nie podsłuchiwał, ale nie trzeba szeptać czy krzyczeć, a i tanio wypić się dało.
Damian zaś wyglądał na takiego, co trochę tu czasu spędził. Podkrążone oczy, nierówne włosy i za duże spodnie podarte u nogawek. Założył koszulę, którą ktoś mu wyprasował.
Tak wyglądali ludzie, którzy chcieli o coś prosić dawnego znajomego.
- Cześć, jak się masz? Chcesz piwo, bo mogę pójść - a tak brzmią.

Warszawa

- Kurwa no nie wiem… wydaje się zbyt idealne by było prawdziwe - mruknął Lepa, dwudziestoletni, początkujący “gangster”.
- Człowieniu… jakby to serio było gówno, bo by nie szło za taką kasę, czaisz? Gość, który nas w to zaopatrza daje nam listę kilkunastu osób, którym mamy to sprzedać, podaje gdzie i kiedy, ale jako, że wyjątkowo jeden z klient został kurwa zapierdolony, to jedno mamy na zbyciu. Okazja życia, weźmiesz pół działki sobi, pół lasce i wyruchacie się tak, że ci mózg przez kuśke wyleci - powiedział Rafał nachylając się swoim ogromnym ciałem, nad mizernie przy nim wyglądającym, czarnowłosym koledze.
- Nie no brzmi spoko tylko wiesz… to jednak drogo.
- Ja pierdole dobra, nie to nie, znajde kogoś innego - warknął skin, wyrywając malutką, plastikową torebeczkę z rąk Lepy. - Jutro bądź na placu lepiej, pracujesz dla Fify i lepiej o tym pamiętaj, bo się wkurwia jak cię nie ma.
- Jasne, tak… ja tylko ten… - Lepa podrapał się po głowie szukając wymówki.
- Zamknij już ryj. Ide na busa - Rafał machnął ręką na słabszego samca i odszedł bez pożegnania, zostawiając osiedle żółtych domków bliźniaczych za swoimi masywnymi plecami, w które dwie godziny później wpakowano dwadzieścia trzy pchnięcia nożem.
Znaleziono go pod ławką, na placyku swojego osiedla, na którym tak bardzo lubił przesiadywać ze swoimi dwoma najlepszymi przyjaciółmi. Filip “Fifa” i Piotrek “Komar” byli zszokowani i gdyby nie masa sterydów, jakie w siebie pakowali, nie oszczędzaliby łez, na widok zwiniętego w żałosny kłębek, wielkiego kolegi, ściśniętego pod starą ławką, która cała pokryła się we krwi. Jego flaki, zdecydowaną większość organów rozciągnięto aż do placu zabaw. Serce podobno znaleźli w piaskownicy, płuca na dwóch huśtawkach, a wątroba gdzieś zginęła.
Świadków brak, no bo czego z psami będę gadał.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 01-02-2015 o 22:28.
Fearqin jest offline  
Stary 02-02-2015, 22:58   #6
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Wojtek obawiał się, że jego skretyniała siostrzyczka przyprowadzi jakieś dziwne towarzystwo.
Nie zadawała się z patologią, ale obecnie do liceów chodzili skrajnie dziwni ludzie.
Na siłę alternatywni, wyluzowani, światowi - skretyniałe łby, które nie miały nic w głowie.
Oh, on sam pochodził z rocznika, którego wieszano psy. Mówi się, że rocznik 92 był ostatnim najlepszym. A przynajmniej mówiły tak chórem roczniki 91, 90 i 89. Wojtkowi przyszło urodzić się nieco później, ale odstawał od wszystkich. Nie rozumiał tego, ale kogo to obchodziło.

Po uporaniu się z samochodem poleciał do domu. Umył ręce, które były uwalone po łokcie w smarze i olejach. Pomógł mu w tym trochę spirytus salicylowy, a potem mydło. Oczywiście posprzątał sobie - kolejna wkurwiająca cecha siostruni: zostawianie bajzlu po sobie.
I oczywiście zrzucanie winny na brata, najczęściej za coś co robił jako dzieciak. Logika dawno opuściła młodą Starzyńską..
Przemył szybko twarz, spojrzał na siebie i swoją czuprynę. Uśmiechnął się krzywo, jakby oszukując odbicie w lustrze. Czy czuł się przegrany? Czy mógł pokierować życiem inaczej? Przecież je lubił. Lubił to co robił, nawet praca była lekka. Właściciel był świetnym człowiekiem, był na studiach o których marzył. Czego chcieć więcej? I właśnie wtedy, w małej sekundzie, gdy z niezgaszonego radia popłynął wolny kawałek bardzo znanego zespołu z południa Polski, mózg odpowiedział na zadane przed chwilą pytanie. Spochmurniał ale zaraz potrząsnął głową.
Wskoczył do pokoju by przebrać się w jeansy i lepszą koszulkę. Wybrał biały kolor, a świeżo uprane jeansy, które reklamowały się metką Comfort Slim idealnie pasowały na jego nogi.
Portfel, klucze. Komórka również znalazła swoje miejsce. I wyszedł. Dzisiaj zamykał lokal, a musiał jeszcze spotkać się z tym gliniarzem

*

Gimnazjum nr. 15 w Warszawie. Dawne czasy, prawie odległe. To tutaj poznał Adama, to tutaj przeżył z przyjacielem najlepsze chwile. Krótkie, ale jakże intensywne 3 lata.
Nie śpieszył się, miał blisko do dawnej szkoły. Zawsze chodził do niej piechotą.
Dopiero liceum wymusiło na nim dojazdy. Czasami tęsknił za spacerami pośród jesiennych liści, czy w towarzystwie skrzypiącego pod butami śniegu.
Widok znajomego budynku obudził u niego nostalgię, oraz kolejne fale wspomnienia.
Piłka nożna, głupie kawały, zgrana klasa, Adam i Wojtek na balu gimnazjalnym - w czarnych garniturach, szczerzący się do obiektywu aparatu. Dwaj bracia, którzy skakali za jednym do ognia. Monika. Jego pierwszy kontakt z sprzętem muzycznym - potem został "technikiem" bo szybko złapał o co chodzi w tej plątaninie. Sam rozkładał system nagłośnienia na balu. Był z niego i siebie dumny. Pierwszy pocałunek w policzek, który sprezentowała mu Monika. Poważna bójka z jednym z zbyt zaczepnych gości i interwencja Adama. Gdy Adam przybył mu z pomocą, oboje rzucili się do ataku - a potem dywanik u dyrektorki.
W zamyśleniu dobił do godziny 16, równo o której, z budynku szkoły wyszedł wysoki mężczyzna o ciemnych i nierównych włosach, w brązowej marynarce i poluzowanym krawacie. Wyglądał jak zmęczony nauczyciel, nie jak gliniarz.
- Marek Kamiński - rzucił krótko i zaprezentował Starzyńskiemu legitymacje. Ten szybko ją zlustorwał, kiwając przy tym głową. Śledczy wrzucił do ust papierosa i odpalił go od płomienia zapalniczki Zippo. Ot kurwa, wymięty bohater filmów noir!
- Pozwolisz, że tu cię wypytam? Nie lubię łazić i palić.
Wojtek ponownie kiwnął głową i westchnął ciężko. Ciekawe co mógł kurwa wiedzieć? Morderstwo taty Adama było dla niego szokiem takim samym, jak dla samej rodziny. Nie potrafił sobie wyobrazić co przechodzi rodzeństwo Huków.
- Śmiało. Postaram się pomóc jak mogę.
- Zakładam, że plotki się poniosły i wiesz, że pani Huk była widziana w okolicy oraz w swoim domu w czasie, gdy pan Jacek Huk był już martwy, czy może osobiście ją widziałeś?
- Nie, jak mógłbym ją widzieć? Między moim domem, a domem Adama jest spory dystans. Mimo wszystko. Kilka przystanków tramwajem w stronę Okęcia. Odkąd Adam wyjechał na studia nie bywałem w tamtej okolicy.
- Jasne - pokiwał głową. - A ogółem co sądzisz, sądziłeś o jego rodzinie? Jesteś podobno jego najlepszym przyjacielem, Adama to jest, pewnie często u nich bywałeś. Czy kiedykolwiek zauważałeś jakieś spięcia pomiędzy rodzicami, albo Adamem a jego siostrą, mówił ci coś o sytuacji rodzinnej? W jakimkolwiek okresie.
Wojtek przez chwile zastanawiał się, a raczej sięgał pamięcią wstecz. Próbował sobie przypomnień czy dostrzegł kiedykolwiek podobne zachowania o których mówił policjant.
- Cholera, nie potrafię sobie przypomnieć dokładnie, ale nie. Nie bywałem u niego w domu zbyt często, czasami wpadaliśmy po szkole, ale było to sporadyczne. Częściej Adam przychodził do mnie lub spędzaliśmy czas poza domem. Jego siostrę znam piąte przez dziesiąte, także nic nie mogę powiedzieć o niej, ale zdawali się być normalnym rodzeństwem. Adam nigdy nie narzekał na kłótnie z siostrą, a jest moim przyjacielem: mówił mi wiele, ale nie wykluczam, że coś zatajał. Co do jego taty: znałem i lubiłem go. Zapracowany, ale równy gość, który cenił sobie spokój. Dbał o nich, miał fajny samochód i zawsze chodził w dobrze skrojonym garniturze. Dawniej widziałem w nim jakiegoś agenta lub kogoś mocno poważanego. Nigdy nie zagłębiałem się w ich rodzinę.
- Rozumiem - mruknął strząsając popiół z papierosa. Zakasłał zasłaniając się silną dłonią, pełną śladów po ciężkiej, fizycznej pracy. - Adam brał jakieś narkotyki, widziałeś jak brał, słyszałeś, że brał?
Adam i narkotyki - ta myśl w formie pytania zastukała do jego głowy i zalała go falą kolejnych.. spekulacji. O ile pamiętał gimnazjum, nie miało to miejsca. Co innego w liceum, ale przecież wtedy ich drogi się rozeszły. Adam mógł robić co chciał, zwłaszcza na studiach.
- W czasie gdy widzieliśmy się dosyć często, czyli okres gimnazjum, nie. Nie wiem co robił w liceum, a tym bardziej podczas studiów. Mógł ćpać, chlał na bank, podrywał dziewczyny na lewo i prawo: miał do tego twarz i coś w sobie. Jednak nie, nic mi nie wiadomo, aby ćpał. - to powiedziawszy zamilkł wlepiając wzrok w policjanta. Oceniał go, był czujny.
- Dobrze - przytaknął policjant. Skrzywił się zbliżając się do końca papierosa. - Te pytanie wymaga subiektywnej odpowiedzi, ale to też czasem się przydaje… - ostrzegł zgniatając butem niedopałek. Podniósł wzrok na Wojtka pytając poważnie.
- Powiedziałby pan, że pan Jacek albo Adam Huk byli bardzo aktywni seksualnie?
Spojrzał na niego jak na kogoś, kto zadaje pytanie o czas jaki ma Królowa Angielska na linii poranna pobudka-śniadanie. Skąd to mógł kurwa wiedzieć? Nawet nie próbował tworzyć domysłów.
- Nie wiem. Z Adamem straciłem kontakt gdy wyjechał na studia, z czasów liceum też nie wiele pamiętam. Jeśli coś było na rzeczy, to była to jego sprawa. Co do jego zmarłego taty - nie wiem. Nie interesuje mnie to.
Detektyw westchnął ciężko. Najwyraźniej liczył na to, że najlepszy przyjaciel Adama jest nieco bliższy rodzinie.
- No cóż… szkoda - cmoknął ustami zawiedziony i spojrzał na drugą stronę ulicy, gdzie stał stary peugeot 206, z częściowo zdartą, czerwoną farbą. Oparł się rękoma o barierkę szkolną i zwiesił ciężko głowę.
- Przesrana sprawa proszę prawa, tak na marginesie - powiedział naprawdę zmęczonym głosem. - Oficjalnych pytań więcej nie mam, ale jeśli ma pan coś do powiedzenia na temat Adama, jego rodziców, siostry, czy sytuacji, to może się to przydać, nawet jeśli wydaje się panu, że to głupota.
Westchnął. Dlaczego ten policjant wydawał się mu zmęczonym i znudzonym śledczym, którego wysłano z kompletnie innego wydziału, aby zaczął węszyć?
- Raczej nie mam nic do dodania. Ta sprawa zaszokowała i mnie. Szczerze? Wolałbym, aby tą kurwę.. znaczy się matkę Adama znaleziono gdzieś martwą. Z siekierą w plecach albo czymś podobnym. Nie wiem co mogło jej odbić, aby zabić żywiciela rodziny i dobrego człowieka. A teraz pan wybaczy, ale śpieszę się do pracy. Jeśli coś się stanie, wiem, że do mnie zadzwonicie. Do widzenia i miłego dnia.
Na pożegnanie śledczy wręczył Wojtkowi swoją wizytówkę, na wypadek gdyby coś się stało, skinął mu głową na pożegnanie i ruszył do starego samochodu.

Odwrócił się w swoją stronę i szybkim marszem ruszył do miejsca pracy. Dziś piątek, środek lata. Przewidywał ludzi od zajebania. Wysupłał tylko komórkę z kieszeni i napisał szybkiego SMSa do siostry.
"Nawet nie próbuj niczego odpierdalać w domu. Żadnej imprezy i zjebanych ludzi, jasne? Jak masz ochotę najebać się i przebywać z "znajomymi", idź na miasto"
 

Ostatnio edytowane przez Gveir : 05-02-2015 o 15:35.
Gveir jest offline  
Stary 06-02-2015, 23:19   #7
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
PIEKIEŁKO, gdzieś na Pradze

Może ten paskudny dzień nie skończy się tak jak się zaczął. Damian był dawno niewidzianym kumplem. Kumplem z zupełnie innego świata. Ich drogi się rozeszły jeszcze w liceum. Od tego czasu spotykali się na piwie, albo wódce. Ale już nie było jak kiedyś. To Tomek wyrwał się z malutkiej pipidówki na północ od Warszawy, ale to Damian skończył definitywnie z ciemnymi interesami. Obaj żyli w innych światach.

- Cześć, jak się masz? Chcesz piwo, bo mogę pójść.
- Chętnie napiję się piwa. Pod tym względem nic się u mnie nie zmieniło. Pacierza i alkoholu nie odmawiam.
Tomek przyglądał się Damianowi uważnie. Wygląd kolegi go zaniepokoił. Chociaż Damian był budowlańcem, to zawsze dbał bardzo o swój wygląd. Gdy wrócił z dwoma piwami Tomek rozpoczął:
- Gratuluję. Widziałem, że jesteś po zaręczynach z Agą. Kolejny krok do dorosłości masz za sobą. Co cię sprowadza do stolicy?
W oczekiwaniu na odpowiedź Tomek pociągnał łyk Żubra z kufla.

Miła odmiana po piwach marki “wyprodukowano dla Biedronka”.
- No dzięki, dzięki - odpowiedział na gratulacje uśmiechając się lekko i masując kark. - Głównie robota, kumpel po fachu nie mógł jednej roboty wykonać, bo matka mu zmarła więc spytał czy nie chcemy przejąć to przęjelim, nie? Tu zawsze lepiej płacą, a i starych znajomych można spotkać - wyciągnął kufel, chcąc stuknąć się szkłem z kolegą. - A ty jak z robotą i swoją dorosłością? Polecam trzymać się z dala.
Chociaż dzielił ich tylko rok różnicy wieku, to Damian po skończeniu zawodówki nie kontynuował nauki. Pracował na swój rachunek. Liceum Tomka, a teraz studia zdawały się potęgować tę skromną różnicę wieku. Tomek stuknął się kuflem z Damianem.
- Racja. Do dupy ta dorosłość. Dzisiaj z roboty wyleciałem. Pracowałem w Plusie. Dzwoniłem z przedłużaniem abonamentów. Teraz muszę czegoś poszukać. Jak tak żeś wspomniał o tej zmarłej matce kumpla, to mi się przypomniało, że z miesiąc do mojej nie dzwoniłem. - chłopak jakby się zamyślił, po czym postanowił zmienić temat - A dzisiaj to chyba się nieźle namęczyłeś w robocie. Wyglądasz na wyjebanego jak koń po westernie. Wszystko ok?
- Nooo… nie? - spytał przeciągle sam siebie. - shit nie wiem, chyba nie, nie za bardzo. Z Agnieszką wszystko w porządku, żeby nie było, nie ma na co narzekać, docenia mnie, że ciężko pracuję i w ogóle, ale ten, trochę jednak kłopotów zawsze się gdzieś znajdzie, wiesz jak jest. W sumie to ten… nie wiem czy ten, ale możliwe, że trochę w tej kwestii też się z tobą skontaktowałem, pomyślałem, że jakoś może możesz mi pomóc, nie wiem - wzruszył ramionami niepewnie. - Jeśli nie chcesz słuchać to spoko, nie, ale ten… jeśli mógłbyś mi pomóc - próbował zmieszany, proszenie o pomoc przychodziło mu z trudem po tak długim samodzielnym życiu.
- Wiesz Damian, jak nie powiesz o co chodzi to Ci nie pomogę. Jeśli chodzi o kasę to też u mnie kiepsko, bo wyleciałem z pracy. Ale przez wzgląd na dawne czasy chętnie ci pomogę w miarę możliwości.
Tomek pocągnął solidny łyk piwa i czekał. Musiał przyznać sam przed sobą, że Damiana pamiętał jako zupełnie innego człowieka. Chyba nigdy nie widział go tak zmieszanego i zakłopotanego.
- Eh - kumpel zwiesił głowę smutno. - Żeby to była kasa… wcześniej był to problem w sensie, firma wpadła w jakieś kłopoty i przyszły chujki z jakiejś… kurwa mafii chyba nie wiem. Spłacaliśmy ich, wszyscy, byli w miarę rozsądni, dawali dość dobitnie znać, że jak nie będziemy płacić to… różne rzeczy, ale nie musieli nikogo uszkadzać, bo i im nie na rękę, że potem nie ma jak spłacać. Wszystko spoko - rozłożył ręce wzdychając - spłaciliśmy chujków i nagle jesteśmy im winni przysługę za zwłokę. Nie wszyscy, ale niektórzy. Przeprowadzili na nas mały wywiad, rozeznali się w przeszłości czy coś, rozumiesz.
Tomka źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Dokopali się do tego pierdolonego sklepu sprzed siedmiu lat? No i co z tego? Przecież swoje odrobiliśmy. Zresztą nikt z nas od tego czasu się w nic nie wpakował. Byliśmy smarkaczami, więc co ich obchodzą nasze błędy młodości?
- Też się nieco zdziwiłem - powiedział szybko dokończając piwo. - Wychodzi na to, że szukają wspólników, pytali mnie czy mam dalej jakieś kontakty, dość delikatnie pytali, ale było wiadomo o co chodzi. Lubią handlować i mówili, że szukają kogoś kto byłby zainteresowany dystrybucją. Jak zaprzeczyłem, że kogoś znam, powiedzieli, że jak z tobą nie pogadam to… no nie ma po co tego powtarzać - wyrzucił prędko z siebie, by nie plątać się za bardzo w słowach.
- No dobra. Gadasz ze mną. O czym? Co jest do opchnięcia? - Tomek zastanawiał się co wie o nim Damian. Chłopacy nie utrzymywali kontaktu od dłuższego czasu. Damian wiedział, że Tomek od czasu do czasu sprzedaje kradzione telefony komórkowe, ale nie powinien wiedzieć nic o narkotykach którymi handluje od blisko dwóch lat spędzonych w Warszawie. Pytanie co wiedzieli ci z mafii.
- Albo wiesz co? Ja stawiam następną kolejkę - Tomek opróżnił swoje piwo i poszedł do baru po kolejne dwa. Dobra okazja, żeby rozmienić forsę od Radka. Dlaczego ci frajerzy z bogatych rodzin zawsze szastali wysokimi nominałami? Może chodzi o podkreślenie statusu materialnego? 15zł za dwa piwa nie było kwotą wygórowaną jak na Warszawski standard. Nie było też kwotą do jakiej przywykł Tomek, kupujący zazwyczaj alkohol w marketach. Gdy wrócił do stolika postawił piwo przed kolegą i usiadł.
- To za rozwiązanie problemów. - wzniósł pokal przed siebie. - No to o co im chodzi, w czym mogę im pomóc? I kto do diabła robił im ten wywiad, że od Ciebie dotarli do mnie. Przecież ze dwa lata się nie widzieliśmy.
- Co nie? - poruszył brwiami popijając piwa. - Cholera wie, dziwni są. Zawsze gadałem z tymi samymi, jednym czarnuchem i jednym… chyba ruskim, trochę miał taki akcent. Chcą opychać coś co niby świetnie im się schodzi na wschodzie, wydaje mi się, że to ruscy w większości i na wschodzie sprawdzili jak się schodzi to teraz chcą tutaj się przenieść. Nic mi nie mówili szczegółowego żebym nic nie wiedział w razie czego, dali to - powiedział wyciągając zza pazuchy zapieczętowaną kopertę. - Nie otwierałem i nie chcę. Dali takie też paru innym gościom, którzy też mieli wśród znajomych, gadałem z nimi i mówili, że nie gadali z ludźmi, których kazali im zagadnąć od paru lat. Nieźle rozeznani no…
- Grubo - Tomek sięgnął po kopertę. Spojrzał pod światło żeby zobaczyć co to może być, jednak nic mu to nie dało, bo w klubie panował półmrok. Bezceremonialnie otworzył kopertę i zajrzał do środka, tak żeby Damian nie zobaczył co jest w środku.
W środku znajdowała się karta A4 zapisana czcionką arial 9 w dość niewielkiej części, jednak dostatecznie dłużej by znalazły się tam jego dane, włączając w to adres, numer telefonu, imiona i adres rodziców, nawet ojca w Niemczech. Wszystko to znalazło się mniej więcej w lewym górnym rogu, w prawym dolnym zaś, dopisano krótką wiadomość i jeden adres z Warszawy, z dość nieciekawej okolicy, o ile Tomek dobrze kojarzył.
“Tyle co masz teraz zaoszczędzone dostaniesz w dwa tygodnie” brzmiała notka.
- Coś złego? - spytał Damian.
- Zobaczymy. Chcą się spotkać. Tu jest adres. - Podał Damianowi kartkę. - Może być nieźle. 1000zł, za dwa tygodnie pracy to nie najgorsza stawka, a mnie i tak z pracy wywalili. Ciekawe jak się natrudzili ze sprawdzeniem moich oszczędności. Jutro tam pójdę. Chcesz iść ze mną?
- Coś ty stary - odchylił się na siedzeniu i oddał koledze kartkę. - Ja się w te rzeczy już nie pakuje, choćbym chciał. Mafia mafią czy kim tam są, ale wiesz co by mi Aga zrobiła jakbym… no domyślić się możesz.
Właśnie takiej odpowiedzi spodziewał się Tomek.
- Cóż, szkoda. - pociągnął solidny łyk piwa - pogadajmy o czymś przyjemniejszym. Kupujecie mieszkanie, czy po ślubie zamieszkacie ze starymi?

W barze zeszło im do 1:00. W sumie wypili pięć kolejek. Na szczęście Tomek stawiał tylko dwie. W końcu był bezrobotnym studentem. Dowiedział się za to od Damiana jakie życie jest beznadziejne i jak ciężko jest uzyskać "zdolność kredytową" gdy pracodawca odprowadza najniższą krajową, a dodatkowe dwa tysiące płaci pod stołem. Konsensusem spotkania było stwierdzenie "dorosłość jest do dupy". Właśnie z takimi słowami w głowie Tomek zasypiał około 2:30 w swoim pokoju w akademiku.

Około 11:30 obudził go Wilczek, jego współlokator, maniak komputerów z Ochrony Środowiska. W zasadzie nie mieli wielu wspólnych tematów. Za to Bartek Wilk miał istotną zaletę: mało znajomych w "realu". Rzadko kiedy ktoś odwiedzał ich pokój, co bardzo pasowało Tomkowi. Co innego znajomi on-line. Właśnie rozmawiał z kimś na Skype. Znowu. Tomek nie miał pojęcia dlaczego Wilczek został w akademiku na wakacje. Nie pracował, nie miał zajęć. Gdy go o to zapytał to usłyszał jedynie: "Akademiki mają najlepszy światłowód. Nie darowałbym sobie wyjazdu". Tomek wiedział, że Wilczek zarabia w internecie. Miał jakieś forum, jakieś blogi, wrzucał ze znajomymi podcasty, prowadził kanał na YouTube. Tomkowi łeb pękał na samą myśl, jak można siedzieć całe życie przed kompem. Żeby znowu o tym nie myśleć wstał i poszedł pod prysznic.

Około 12:00 w najbliższej budce z hot dogami zamawiał hot doga maxa z surówką. Musiał mieć energię, bo czekał go pracowity dzień. Ruszył w podróż na adres z kartki. Niestety po minięciu trzech przystanków musiał zmienić tramwaj, bo natknął się na kanarów. Powinni się lepiej maskować. A tak, każdy doświadczony gapowicz z łatwością ich unika. Niestety wydłuża to czas podróży, ale w skali miesiąca daje duże oszczędności.

Tomek miał nadzieję, że uwinie się na miejscu do wieczora. W końcu o 22:00 ma być u Darka.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 07-02-2015, 22:11   #8
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Chodź - Joanna chwyciła przyjaciółkę pod ramię i pociągnęła za sobą. - Pójdziemy do mnie, pogadamy. Jadłaś coś? Wyglądasz jak siedem nieszczęść. Zabrałaś bluzę brata? Chyba nie ma potrzeby, nic przecież jeszcze nie widać… - wskazała dłonią brzuch dziewczyny prowadząc ją w stronę domu rodziców.
- Mmm… - mruknęła tamta chcąc chyba odruchowo odmówić, ale coś pociągnęło ją za przyjaciółką. - Nie wiem, po prostu zimno mi było, choć niby upały - westchnęła ciężko rozglądając się po uliczce. - Mogę się przejść, daleko nie mieszkasz. Rodzice w domu?
- Matka ćwiczy “rolę” - w głosie Joanny dało się wyczuć lekceważenie. - Zejdzie jej dłużej, bo tym razem ma chyba ze dwie strony dialogów. Ojca wywiało, nie wiem, czy kolejna konferencja, czy kochanka, czy konie. Uwielbia wszystko, co zaczyna się na “k”. Pewnie dlatego został kardiochirurgiem. Pójdziemy na górę do mnie.

Otaksowała przyjaciółkę szybkim spojrzeniem. W pełnym świetle wyglądała jeszcze fatalniej. Objęła Hankę ramieniem.
- Zimno.. to może być szok. Chodź. Musisz jeść.
Znów pociągnęła Hankę za sobą, jeszcze kilka przecznic, zatrzymały sie tylko na chwilę przy osiedlowej piekarni, gdzie Aśka kupiła kilka drożdżówek.
Po kilku kolejnych minutach otwierała drzwi swojej części domu.
- Wejdź. Zaparzę kawę, a ty weźmiesz prysznic. - Joanna mocno wierzyła w uzdrawiającą moc gorącego prysznica. - Coś ci wybiorę z moich ciuchów, te wrzucę do pralki.
Hanka pokiwała głową, niepewnie, ale dyrektywność Joanny nie zostawiała jej miejsca na sprzeciw. Po kilku chwilach wyszła z łazienki, ubrana w luźne spodnie i top Aśki.
Ta posadziła ją na kanapie, podsunęła kubek z gorącą kawą i drożdżówkę.
- Jedz.
Patrzyła, jak przyjaciółka skubie bułkę.
- Ciągle ci zimno? - zajrzała jej w oczy, sprawdziła puls. - A poza tym? jak się czujesz?
- Nie, już nie zimno, ale znam odpowiedniego słowa, ani uczucia - mruknęła wpatrzona w kubek. - Roztrzęsiona? Coś w tym stylu - podniosła wzrok uśmiechając się już bardziej naturalnie. - Dzięki. Do tej pory wszyscy, z którymi gadałam byli strasznie… sztuczni, ale ty dalej jesteś tak samo troskliwa i w ogóle. No i jeszcze policja potrafiła być bezpośrednia, choć nie wszyscy byli profesjonalni. Mam nadzieję, że wiesz, że mi przejdzie dojdę do siebie i w ogóle, ale prawie wszystko i wszyscy nagle wydają się tacy inni.
- Trudno mi wyobrazić sobie, co się musiało tam stać.. ale.. nie wierzę, że to twoja mama. Nie ta, która pamiętam. Może ma guza mózgu, albo schizofrenię.. albo ktoś ją wrabia. Takie rzeczy się nie dzieją. Strasznie ci współczuję.
- Choć dziwnie to brzmi to… mam nadzieję, że jest chora, ale jak mi powiedzieli, że tam mieszkała z ciałem gnijącym w sypialni… sama nie wiem co mam o tym myśleć, a ciąża wcale nie pomaga. Nie bardzo wiem co w ogóle mam teraz zrobić ze sobą.
Joanna objęła przyjaciółkę i mocno przytuliła.



- Wszystko się ułoży, nie martw się. Pomogę ci.

Zamilkły na chwilę, a potem Aśka nabrała powietrza jak przed skokiem do wody i wypuściła dziewczynę z objęć, aby móc spojrzeć jej w twarz.
- Hanka.. powiedz mi, jak to możliwe, na Boga, że jesteś w ciąży?!
- No wiesz, uprawiałam seks… - mruknęła tamta z uśmiechem, patrząc gdzieś w bok. - Zapomniałam się no, nie myślałam wtedy, choć nie byłam pijana, naćpana, zjarana czy coś, choć w sumie tak się przy nim czułam. Dziwny gość, ale dziwny w taki jakiś hipnotyzujący sposób. Spędziliśmy razem całą noc, spałam dopiero rano i… i później jakoś dziwnie się czułam no i jest - powiedziała wzruszając ramionami, na chwilę przywołując bądź co bądź najwyraźniej miłe wspomnienia.
- Ach seks, tak? Czyli nie kosmici, czy niepokalane poczęcie? – Joanna odetchnęła. Z Hanią nie było najgorzej… - Zachowałaś resztki poczucia humoru, to dobrze rokuje.
Westchnęła.
- Wrąbałaś się dziewczyno… kurcze, Hanka, ile ty masz lat? 12? Nawet gówniary z gimnazjum uczą jak powinny się zabezpieczać. Dobra - podniosła obie dłonie. - Już nie marudzę. Co planujesz z tym zrobić?
- Nie wiem, jeszcze nawet nie próbowałam się z nim skontaktować, trochę się próbowałam z tym oswoić, myślałam jak powiedzieć rodzicom i w ogóle co zrobić, kończyłam semestr, a jak już się zbierałam do powiedzenia ojcu to… no - pokiwała głową, poprawiając włosy. - Teraz już nie wiem. Rzucić studia? Po ojcu pewnie coś przejdzie na mnie i Adama, ale nie lubię o tym myśleć, źle się z tym czuję jakoś. Na jutra mamy spotkanie z prawnikiem i w ogóle takie niezbyt przyjemne rzeczy. A ty co myślisz, że powinnam zrobić? Co ty byś zrobiła? - spytała patrząc na nią z nadzieją w oczach.
- Usunęła bym - powiedziała Joanna mocno i pewnie. - Pomogę ci, znam odpowiednie osoby.
- Co? Serio? - zdziwiła się. - Znaczy się zrobiłabyś to? Usunęła, nie że pomogła mi… chociaż, niby o tym myślałam, ale… to też jest opcja, tylko jakaś taka… - wstała i zaczęła kręcić się po pokoju nerwowo zaciskając i rozluźniając dłonie. - Słyszało się o aborcji w telewizji i w ogóle, ale jak już masz to w sobie to patrzy się na to inaczej - mruknęła kładąc ręce na brzuchu. - Nie jestem religijna, ale jakoś czuję, że tak nie należy.
- JA - Joanna podkreśliła słowo - bym nie usunęła, bo bym nigdy nie dopuściła do sytuacji, żeby się coś we mnie zalęgło. Skończę studia, znajdę odpowiedniego kandydata na ojca i wtedy pomyślę. - złapała przyjaciółkę za ramiona i lekko potrząsnęła. - Masz 20 lat! Jak sobie to wyobrażasz? Rodzice.. się zwinęli, ten co ci to zrobił, to jakiś nieodpowiedzialny gnojek, inny by użył gumki. Sama, bez rodziny, bez studiów, z dzieciakiem… Jak sobie to wyobrażasz? – potrząsnęła głową i dopytała: - Czwarty tydzień, tak? Jesteś pewna? Robiłaś test?
- Chyba siedem razy, jakoś tak - pokręciła głową z boku na bok. - Już sobie ludzie radzili w gorszych sytuacjach, ale wiem, że nie jest to… łatwe. No i wiem, że nie byłam zbyt rozsądna, ale ogółem nie czułam się najlepiej. Sama i w ogóle, ale to z mojej winy… też, sporo rzeczy zawaliłam - dodała ciszej, znowu czerwieniejąc na twarzy.
- Co zawaliłaś?- pociągnęła Hankę z powrotem na kanapę. - Studia?
- Nie coś ty, zaliczyłam i jeszcze stypendium dostałam, po prostu, ze złymi ludźmi się trzymałam i przez jakiś czas i trochę się wszystko posrało, delikatnie mówiąc. Myślę, że po części temu się tak… dałam - dodała ze wstydem. - A teraz policja, morderstwo, wyrzuty sumienia, że nie dzwoniłam, nie przyjeżdżałam do rodziców, tylko czekałam na przelewy. Byłam dość gównianą córką, nie wiem czy dam radę być matką. Wiesz, ile moja matka miała lat jak zaszła? Osiemnaście i patrz jak jej się udało, jak skończyła - rzuciła wściekle.
- Na razie nie będziesz żadną matka, zapomnij. Rozwija się w tobie pasożyt, trzeba się go pozbyć i tyle.. Potem wszystko się ułoży.
Wstała.
- Dobra, nie traćmy czasu. Im wcześniej to się zrobi, tym bezpieczniej dla ciebie. I taniej. Właśnie, to kosztuje, jeśli nie chcesz, żeby jakiś rzeźnik cię dostał… I żebyś potem normalnie mogła mieć dzieci. Masz telefon do tego Romea? Trzeba się z nim spotkać, powinien się dołożyć.
- Mam, sam mi go dał - pokiwała głową posłusznie. - Powiedział, że na miesiąc wyjeżdża, ale jak wróci to, że jakbym chciała się spotkać… powinien już być jeśli jest terminowy - westchnęła siadając ciężko.
- Nie podoba mi się, że tak o tym mówisz, ale… ale wiem, że nie znaczy to, że nie masz racji. Spytam Adama czy by nie pomógł trochę, też wydał się przejęty tym, tak blisko ze sobą chyba jeszcze nigdy nie byliśmy. Strasznie to wszystko dziwne, także… dzięki - powiedziała uśmiechając się połowicznie. - Może jeszcze będą ze mnie ludzie.
- Już są, tylko durne - Aśka odwzajemniła uśmiech.- No, ale jak człowieka weźmie, to wiadomo, że rozum się wyłącza. Dlatego plastry są najlepszym przyjacielem dziewczyny.
Zatarła ręce.
- Dobra, dzwonimy. Umówi się z nim, jakoś na mieście, pójdę z tobą.
- Ale… że tak teraz? - zdziwiła się speszona. - Nie lubisz się opierdalać, co? - westchnęła ciężko. - Jeszcze wcześnie w sumie jest, może być w pracy, albo co, poza tym mówił, że nie jest z Lublina, ale sporo czasu tam spędza, pewnie tam mieszka, choć u mnie spędzaliśmy noc. Może wieczorem zadzwonię lepiej?
- Teraz zadzwonisz, to coś ciągle rośnie. Obcy - ósmy pasażer Nostromo, pamiętasz? Nie chcesz, żeby ci tam rosło. Dzwoń. Już. – Joanna była stanowcza.
- Jezu dobra… - mruknęła Hanka sięgając po telefon i grzebiąc w niedługiej liście kontaktów. Po chwili zatrzymała się na jednym numerze i podniosła telefon do ucha. Odczekała parę sekund i odłożyła słuchawkę. - Zajęty numer, mówiłam - powiedziała pokazując język.
Aśka przewróciła oczami.
- Dawaj mi to - zabrała jej telefon. - Który?
Zaczęła grzebać w smartfonie, komentując: - Co to w ogóle jest? Windows w komórce? Porąbało cię?

Po chwili telefon sam zabrzęczał, Asia na ekranie zdążyła zobaczyć “Dawid”, zanim z niespotykaną prędkością Hania nie zabrała swojej własności.
- O shit dawaj! - odwróciła się do niej plecami i odebrała odczekując chwilę by nie wyjść na narwaną.
- Halo? Hej… eeem tu Hania, spotkaliśmy się miesiąc temu u Zawała, pamiętasz? - rzuciła Asi pośpieszne, przestraszone spojrzenie i pokiwała głową z uśmiechem. Pamiętał. - Tak, tak, dokładnie, słuchaj jesteś w Lublinie czy jak, czy coś? - spytała masując kark. - W stolicy? Och… dopiero wróciłeś pewnie? - odwróciła się w końcu do przyjaciółki, rozpaczliwie szukając pomocy. Chyba nie tyle trzeba było ją popchnąć, co ostro kopnąć.
Aśka wyjęła dziewczynie telefon z ręki. Nie namyślając się długo, zagadała: - Hej, tu Joanna, przyjaciółka Hanki. Przeprasza, ale jakoś sie jej niedobrze zrobiło, czy coś. Jesteś w Warszawie? Bo potrzebujemy się spotkać.
Po drugiej stronie zapadła chwila ciszy na pierwszym planie, którą wypełniały odgłosy tłumu w tle. Szybko jednak Asia usłyszała w telefonie spokojny, głęboki głos.
- Witam i owszem jestem… - powiedział uprzejmie. - Mam zamiar chwilę pobyć więc mogę, nawet chętnie się z nią zobaczę, ale… o co chodzi, jeśli mogę panią spytać? - dodał niby ostrożnie, ale jednak pewnym siebie, choć nie dominującym tonem.
Aśka myślała gorączkowo. A jeśli się zmyje, jak dowie się o ciąży? Poza tym – czemu przeszedł na pani? Pewnie jakiś zgred w wieku jej ojca…
- Wie pan co, to nie jest rozmowa na telefon...Hania ma teraz trudny czas, w jej rodzinie wydarzyła się tragedia, dlatego z nią jestem, wspieram ją. Opowiadała tyle o panu, pomyślałam, że dobrze jej zrobi spotkać kogoś.. przyjaznego. Gdzieś wyjść, czy coś. Zmienić klimat. To kiedy?
- Hm rozumiem. W takim razie dziś wieczór? - zaproponował szybko.
- Świetnie. A gdzie?
- Gdziekolwiek - odparł zadowolony. - Mam samochód, szczerze bez różnicy.
- To może w Poradoxie, na Brackiej. o 19?
- Jasne, będę najwyżej pięć minut później w razie czego. Zapiszę numer i zadzwonię w razie czego, ale będę - zapewnił.
- Do zobaczenia, w takim razie.

Aśka odwróciła sie do Hanki, wyraźnie zadowolona.
-No, na 19 jesteśmy umówione z twoim Dawidem. W Paradoxie. Zadzwonię zaraz do kumpla z roku, on nam kogoś poleci.. od razu jutro się umówimy, będzie po problemie. Nie, chwila. Pewnie będzie potrzebował kilka dni na skombinowanie kasy.
Palnęła się w czoło.
- Kurcze, zapomniałam, wieczorem mam świętować z Tymonem. Wygrali drużynowo, w Kopenhadze. Dasz radę iść sama do klubu, czy jednak odwoływać Tymona? A może weźmiemy go z nami, co ty na to? - spojrzała na przyjaciółkę. - Decyduj.
- Może iść, jesteście zaręczeni, więc chyba zachowywanie sekretów go obowiązuje, nie? Przynajmniej honorowo - powiedziała obojętnie, patrząc na splecione ręce. - No, ale nie chciałabym wam przeszkadzać - powiedziała chyba tylko z grzeczności.
- Nie wygłupiaj się - prychnęła Joanna.- To będzie jak podwójna randka. No prawie. Dokończa kawę, ja zadzwonię do mojego.
Wstała i przeszła do sypialni.
Hanka słyszała tylko niektóre słowa.
- Hej kotek… no dooobra.. to jak? Seksualny mistrz świata? – chichot – I co jeszcze, panie miszczu? Tymon, zmiana planów – długa cisza – No wiem… sorry… nagła sprawa. Wynagrodzę ci. Hanka… - szepty. – Dziękuję. Kocham cię.

Aśka wróciła.
- Zbieraj się. Idziemy do fryzjera, potem trzeba ci znaleźć jakieś ciuchy.. Musisz wyglądać jak człowiek.

----

Tymon spóźnił się niewiele, wywołał je komórką, niezbyt elegancko, jak oceniła Joanna, ale podobno „miał dla niej niespodziankę”.
Wyszła przed dom i rozejrzała się, szukając jego srebrnej toyoty.
Nic.

W tej samej chwili przeleciał obok nich czerwony kabriolet , trąbiąc i mrugając światłami. Odskoczyły w tył.
Samochód zaparkował.

Tymon wyskoczył ze środka, uśmiechnięty, rozluźniony.



- Ja się wam podoba? – pocałował Aśkę, a potem cmoknął Hankę w policzek.
- Bardzo mi przykro z powodu twojej tragedii – wyrecytował ze smutną miną i nie czekając na odpowiedź odchylił fotel. – Usiądź z tyłu.
Hanka, oszołomiona, bez słowa posłuchała.

Tymon odciągnął Joannę nieco na bok, pod oplecione bluszczem ogrodzenie. Jego ręce błądziły, niecierpliwie, po ciele dziewczyny.
- Niezły, co? Nówka sztuka.. skóra w środku. Może odstawimy twoją psiapsiółkę, a potem wypróbujemy, co?
- Tymon! Jest super, ale… Skąd go masz?
- Prezent od sponsora. Poniekąd. Nie martw się tym, moja śliczna.. stęskniłem się… - wsunął jej rękę pod sukienkę.
- Tymon! Hanka ma poważny problem. Poważny. Musimy jej pomóc.
Opuścił ręce.
- Pomożemy. Ale ta twoja Hanka to głupia laska skoro się tak wkopała. Tyle ci powiem. Powinnaś sobie rozsądniej dobierać towarzystwo.

Pociągnął Aśkę do samochodu, otworzył jej drzwi, a potem wsiadł sam.
- Jak tam? Gotowe? – zapytał i nie czekając na odpowiedź ruszył.

Joannę wcisnęło w fotel.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 10-02-2015, 18:23   #9
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Warszawa

Ciało Rafała znaleziono pod ławką, na której wraz z Filipem i Piotrkiem spędził prawdopodobnie większą część życia. Po raz pierwszy znalazł się pod nią, nie na niej. Niestety nie wyglądało na to, by pod spodem było wygodniej, szczególnie, że ktokolwiek tak go zmasakrował, musiał porządnie połamać mu kości, by umieścić go tam tak mocno zwiniętego. Wykręcone ręce bez palców wcisnął pomiędzy podwinięte nogi z wyjętymi nożem rzepkami w kolanach.
Twarz wykrzywiona w bolesnym grymasie, zostało upiększona licznymi bliznami, w szczególności filmowych uśmiechem od ucha do ucha. Reszta ciała była bardziej zwyczajowo podziurawiona nożem niemałych rozmiarów.
Policja bardzo szybko stwierdziła, że żaden z mieszkańców nic nie widział i nic nie słyszał i w ogóle to jakim prawem tak sobie łażą i wszystkich wypytują. Na jednym z bloków pojawił się dziwnie świeży napis "Jebac Polcje".
- Powiązane? - rzucił Marek Kamiński w stronę Jarka, nerda jakich mało, który laboratorium traktował jak swój dom.
- Tak mówili, więc zadzwonili po ciebie - niski mężczyzna z przydługimi, niezadbanymi włosami wzruszył ramionami, grzebiąc w swojej walizce pełnej próbek pobranych z ciała nagiego giganta.
- Ta, pewnie chcą na mnie wszystko zwalić po prostu - Marek wbił dłonie w kieszenie płaszcza i oparł się o samochód Jarka wzdychając ciężko. Nerd z laboratorium miał mercedesa wartego tyle co dziesięć samochodów Marka.
- Może i tak, ale ten narkotyk, który miał w sobie to to samo gówno co miał ten Huk, a poza nimi dwoma nigdzie o tym nie było. Nie licząc tych zagranicznych raportów, które Interpol przesłał.
- Nom... jakże miło z ich strony było, że tak bardzo nam pomogli. Pięć stron raportu, kurwa mać - warknął Marek odrywając się od samochodu i włażąc na plac zabaw. Machnął Jarkowi na pożegnanie i szybko znowu schował rękę do płaszcza.
Ukląkł przed ciałem i spojrzał na księżyc. Lampy podstawione przez policjantów ledwo oświetlały tę okrutnie ciemną noc, ale można było odnieść wrażenie, że po samym zapachu ciała da się wszystko zobaczyć.
Robota jak robota.

Wojtek

"OMFG!!! dobra tato, sam nikogo nie zaprosisz nerdzie to niech stoi pusty dom..." odpisała niemal natychmiast kochana siostrzyczka. Komórka była integralną częścią jej dłoni i Wojtek nigdy nie czekał dłużej niż minutę na jej odpowiedź, bo pisała na niej szybciej niż myślała.
Wieczór w kawiarence rzeczywiście był dość tłoczny, ale im później tym robiło się luźniej, bo to jednak piątek, ludzie woleli pub po jakimś bardziej oficjalnym spotkaniu w kawiarence, czy spotkaniu na pogaduchy z koleżanką
Gdzieś w trakcie pracy dostał sms'a, którego zobaczył dopiero po wyjściu z kawiarni.
"Przepraszam" pisał Adam.
Gdy zastanawiał się co i czy w ogóle odpisać, telefon zabrzęczał a na ekranie wyświetlił się kontakt Moniki.
- Cześć Wojtek! - usłyszał w słuchawce jej wiecznie wesoły, życzliwy głos.- Robisz coś ciekawego? Jesteśmy trochę na imprezie w miarę blisko ciebie i myślałam, że może byś chciał wpaść... trochę też wódka się kończy więc bylibyśmy wdzięczni jakbyś trochę dorzucił. Odwdzięczymy się - rzuciła, a w tle rozległy się stłumione, dziewczęce chichoty i męski śmiech. Wojtek podejrzewał, że była u swego brata, który wynajmował mieszkanie z dwoma kolegami, pięć minut autobusem od jego domu. Było jeszcze dosyć wcześnie, bo dziesięć minut po dwudziestej pierwszej, a Wojtek był już w połowie drogi do domu.
Może warto było pójść, może zabrać Adama, albo od niego odpocząć czy w ogóle się oddalić, spróbować szans z Moniką po raz setny... eh.

Tomek

Miejsce wskazane na kartce nie było zbyt daleko od mieszkania Darka, więc o ile Tomek nie zginie, to powinien się wyrobić. Jeśli go zgwałcą też spokojnie zdąży. Nie miał jednak pewności, w jakich godzinach przyjmują interesantów, a nie raczyli tego przekazać. Wracanie tam dzień w dzień o różnych godzinach, tylko po to by dowiedzieć się czego ktoś od niego chce, a raczej za co chce mu płacić naprawdę dużą kasę, mogło być męczące, choć opłacalne. No i bazując na tym co mówił Damian, mogło przyczynić się do uniknięcie niemałych niebezpieczeństw.
Jeśli mogli pozyskać tak szczegółowe informacje o kimś z kim nie mieli w zasadzie żadnego związku (z tego co mu było wiadomo), to strach pomyśleć, co mogli z tym wszystkim zrobić.
Numer osiemnaście, ostatnie, szóste piętro nie odpowiadał na wezwanie domofonu. Było dopiero popołudnie, ale bądź co bądź to godziny pracy. Szczególnie w piątek. Dopiero gdy zadzwonił po raz dziesiąty i miał zrezygnować, w słuchawce rozległ się cichy głos.
- Przepraszamy, interesantów przyjmujemy od jutra. W ramach rekompensaty za kłopoty, oferuje dwa tysiące za samo spotkanie, w sobotni wieczór od godziny dziewiętnastej, dziękuję - powiedziała smutno, znudzona dziewczyna i domofon zamilkł.
Dwa tysiące powodów by jutro znów się jednak pofatygować. Miło.
Musiał nieco pokręcić się po mieście, by u Darka być punktualnie, był to koleś strasznie nerwowy i wrażliwy, przyjście za wcześnie czy za późno, było wystarczającym powodem, by zaczął rzucać kurwami jak i nożami.
Zadzwonił pod jego numer i niemal od razu od drzwi dobiegło do ciche buczenie. Wbiegł po schodach na ostatnie piętro i zapukał. Drzwi otworzyły się zanim na dobre oderwał od nich pięść i wielka łapa wciągnęła go do środka, chwytając za gardło. W jednym ruchu powalono go na ziemię i przy zderzeniu z ziemię usłyszał trzask zamykanych drzwi.
Przygniotła go noga, która warzyła chyba tyle co on sam, a głos należący do jeszcze kogoś innego, a więc już trzeciej osoby, przywitał go szczerze serdecznym tonem.
- Jest i ostatni amator sprzedawania kradzionego towaru.

Joanna

Tempem jakim jechał Tymon jechał Tymon można było albo zginąć, albo dotrzeć na miejsce grubo przed czasem. Na szczęście udało im się to drugie, a policja nawet jeśli gdzieś była, to niespecjalnie chciało im się nawet próbować, bo i po co? Wlepić mandat komuś takiemu nie daje żadnej satysfakcji bo tacy ludzie mają to w dupie? Punkty? Fikcyjne cyferki. Pieniądze? Proszę cię…
- Kawiarenka dla nerdów? Ależ miejsce wybrałaś… - rzucił wesoło Tymon pokazując dziewczynie język.
Czekali grzecznie, a Hania z nerwowej przechodziła w dziwnie spokojną, by zaraz ręce znów zaczęły się jej pocić, gdy tylko na chwilę składała je na brzuchu. Była jednak prawie zupełnie inną osobą, niż ta Hanna Huk, którą Joanna znała przez znaczną część jej świadomego życia.
- Hania? - usłyszeli nad sobą głęboki, kojący głos, pod którym leżało coś jeszcze, coś co wzbudzało strach, ale i wywoływało dziwne podniecenie.
Mężczyzna, który pojawił się znikąd zdawał się być okazem jednym na parę milionów. Jego lekki, szczery uśmiech, nadawał mu życzliwego wygląu, który tajemniczo kolidował z przenikliwym, pewnym siebie spojrzeniem błękitnych oczu. Zdawało się, że gdyby nie podtrzymywał tego lekkiego uśmiechu, wyglądałby jak terminator, ale w obecnym stanie, sprawiał wrażenie osoby, której możesz powiedzieć wszystko i wszystkim się zajmie.


- Dawid - przedstawił się wyciągając rękę najpierw do Joanny, z nieco większym uśmiechem, a potem do Tymona, nieco go zmniejszając i mierząc mniejszego, mniej postawnego chłopaka wzrokiem jakim wilk mógł obrzucić spaniela.
Nie był ubrany jakby wracał z podróży biznesowej, czy samolotowej. Miał ze sobą wypchany do końca worek wojskowy, ciężkie buty, czarne i znoszone bojówki oraz ciemną bluzę bez napisów, z porwany sznurkami od kaptura. Wyglądał trochę jak brudas, ale krótki, jasny zarost nadawał temu tajemniczego uroku.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 10-02-2015 o 18:25.
Fearqin jest offline  
Stary 10-02-2015, 23:20   #10
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Wiadomość od siostry przeczytał z równym zapałem, jak oglądał telewizje - pobieżnie, po macoszemu. Nie różnili się zbyt drastycznie pod względem wieku, ale umysłowo przepaść była nie do zasypania. Był ciekaw kiedy nadejdzie dzień, gdy zapłakana wróci do domu oznajmiając, że jest w ciąży.
To byłby ostateczny dowód, że mała dziewczynka, którą była dawniej i za którą w tamtym czasie dałbym się pokroić, stałą się odwrotnością i zbiornikiem na spermę, pierdoląc się z kim popadnie.
Kurwa.. tego brakowało, aby siostra przyniosła do domu łatkę kurwiszcza. Japierdole.

Te myśli nie opuszczały go aż do drzwi kawiarni. Hipsterski lokal? Ukryta kawiarnia dla nerdów? Mało to obchodziło Wojtka. Praca nie była ciężka, załoga z właścicielem na czele była świetnymi ludźmi, a była to jedna z niewielu ofert pracy, która "odezwała się" do niego.
Wieczór i noc mijały spokojnie. W pobliżu 19 lokal przeżywał natężenie ludzi, głównie na zewnątrz. Na krzesłach, pijących piwa z lokalnych browarów.
Właściwie to odpowiednio nastroił się na ten czas. Właściciel puścił z głośników numer pełen agresji, żalu i złości. Uwielbiał Alice In Chains, a fakt wydobywania się dźwięków tego zespołu miło go zaskoczył. To sprawiło, że uwijał się sprawnie i nalewał piwo wyjątkowo szybko. Zmiana szybko mu minęła. Gdy ją kończył, pozwolił sobie na gest burżujstwa i zakupił w lokalu butelkę mocnego, bo 12% piwa z lokalnego browaru. Pożegnał się z załogą i ruszył przed siebie. Dzień był jeszcze młody, baaardzo młody.

*

Wracał mniejszymi uliczkami Ochoty. Znał te tereny dosyć dokładnie, ludzie kojarzyli i jego twarz. Tutejszy, miejscowy, autochton - setki określeń, protekcja miejscowej patologii była jednak bezcenna. Kilka razy mijał dawnych kolegów z gimnazjum czy podstawówki, siedzących na ławkach z piwem czy zmierzających do przeróżnych lokali.
Dopiero gry wkroczył do mniejszej uliczki, sprawnym ruchem kluczy podważył kapsel i uraczył się sporym łykiem piwa. Że co? Policja? Pff.. wolne żarty. Warszawa była w miarę bezpieczna, a patrole nie zapuszczały się zbyt często w tą okolicę. Bo i po co? Spokój, cisza.
Dopiero drugi łyk uświadomił mu, że powinien sprawdzić komórkę. Odblokował ją, a kafelek na ekranie wyświetlił mu odebranie jednej wiadomości.
Adam.
Prosta treść: Przepraszam.

Dobre kurwa sobie.. przepraszam. Chociaż nie! Wojtek nie jest idiotą, szybkim w powierzchownych sądach, więc dlaczego tak zareagował? Fakt, wyznanie i .. akcja jego przyjaciela była bardzo dziwna, ale Adam nadal był jego przyjacielem. Był dla niego jak brat.
Właściwie nie wiedział co z sobą począć - odpisać Adamowi czy go zignorować. W trakcie trzeciego, dużego łyku oraz zawiśnięcia palca nad ekranem niczym Sztukas nad radzieckimi wojskami, smartfon ożył po raz kolejny. Jednak tym razem informacja zaskoczyła go dokumentnie.
Dzwoniła Monika.
Westchnął krótko, odebrał i przyłożył telefon do ucha.
- Cześć Wojtek! - usłyszał w słuchawce jej wiecznie wesoły, życzliwy głos. - Robisz coś ciekawego?
Tak kurwancka.. idę przez miasto po pracy, pije piwo i mam głowę zawaloną myślami.
- Jesteśmy trochę na imprezie Jak można być trochę na imprezie? Aż tak się wstawiła?
w miarę blisko ciebie i myślałam, że może byś chciał wpaść... trochę też wódka się kończy więc bylibyśmy wdzięczni jakbyś trochę dorzucił. Odwdzięczymy się - rzuciła, a w tle rozległy się stłumione, dziewczęce chichoty i męski śmiech.
Męski śmiech? Cóż.. mogła być wszędzie, nawet u swojego brata, który wynajmuje mieszkanie wraz z swoimi kolegami. Gościa kojarzył piąte przez dziesiąte, jego kolegów nie znał w ogóle. Koleżanek tym bardziej, bo jedyną interesującą go kobietą była Monika.
Chwila milczenia, pociągnął łyk piwa z butelki. Kolejny duży. Co go kusiło i nakręcało do pobierania takich ilości płynu?! Nawet nie zważał na to, czy będzie słychać te odgłosy po drugiej stronie telefonu. Odchrząknął cicho i spojrzał na zawartość płynu w butelce. Powoli się kończyła.. ku jego wielkiej rozpaczy.
- A gdzie konkretnie jesteś i z kim? - rzucił sucho.
- Jestem ja, mój brat, jego dwaj współlokatorzy i moje trzy koleżanki, Asia, Daria i Dominika, z naszej byłej klasy - powiedziała prosząc brata o wykrzyczenie dokładnego adresu, bo znowu go zapomniała. - Chcesz się wprosić? Dawno się nie widzieliśmy w sumie!
Ostatni łyk był jak pożegnanie kogoś, kogo już nigdy nie zobaczysz. Niestety, było to logiczne następstwo tego Świata. Jego i też czekał dół, a potem gnicie i życie w nicości. A raczej nie życie. Jedna chwała. Zastanawiał się chwilę czy to wszystko ma sens. Jakkolwiek nie wypadałaby kalkulacja, byłby piątym kołem u wozu. Cholera wie, czy nie kręcą beki za jego plecami. W teorii było po równo: trzy na trzy. Jeśli coś by mu odwaliło i zaczął być ciut milszy dla Moniki po alkoholu, zaburzyłby ten układ. Nie, chciał się od tego odciąć.
- Wiesz co… nie, podziękuje. Innym razem. Wziąłem na kark naprawę wzmacniacza lampowego, a to trochę czasu pochłania. Innym razem - wyrzucił z siebie spokojnym i znudzonym głosem. Dlaczego wszystko w tym momencie było mu obojętne?
- Och… jesteś pewien? - odpowiedziała po chwili zawiedziona, dźwięki w tle znacząco przycichły, gdy przeszła do innego pokoju. - Hej… jesteś pewien, że wszystko w porządku? Słyszałam, że… słyszałam co się stało, ten gość co go zabili, jego syn to ten twój przyjaciel, prawda? Myślałam, że mógłbyś przyjść, może go wziąć ze sobą czy coś - zaproponowała nieśmiało i niezbyt pewnie. Widać wypiła za mało, co jednak również było jednym z powodów do zaproszenia, ostatecznie, gdzieś tam dyskretnie, bądź nie, poprosiła by nie przychodził z pustymi rękami.
- Tak, nie żyje tata Adama. Ich matka zabiła go i siedziała z jego zwłokami przez prawie miesiąc, po czym zniknęła. Adam i jego siostra wrócili do Warszawy. Wiesz.. to wszystko było nagłe. Ostatnio byłem z nim na piwie, ale jakoś nie poruszaliśmy tego tematu. Jest moim przyjacielem, ale nie chciałem rozdrapywać ran.
- Ja pierdole, chore… - powiedziała z prawdziwym przejęciem, przeklinanie nie było w jej stylu. - Może weź go ze sobą jednak, brzmisz jakby wam obu przydało się towarzystwo, trochę otuchy.
Zastnawiał się prze chwilę. W międzyczasie otworzył drzwi od klatki schodowej i wszedł spokojnie na półpiętro. Przywołał windę guzikiem, na co stary moloch zareagował ociężale ale posłusznie. Analizował to - Adam jest gejem, w dodatku kocha mnie. Ja sam podkochuje się w Monice. Pojebana sytuacja.
- A wiesz.. jest was szóstka, prawie idealnie. Nie chcę wam za bardzo przeszkadzać - w końcu wyrzucił to o czym myślał. No dobra, część tych myśli.
- Nie zapraszałabym cię gdybyście mieli przeszkadzać, ale… ale jeśli nie chcecie. Daj znać jeśli zmienisz zdanie - powiedziała chyba jednak szczerze zawiedziona.
- Odezwę się jeśli zmienię zdanie - rzucił krótko i rozłączył zanim wsiadł do windy. Doskonale zdawał sobie sprawę, że w windzie nie miał zasięgu.

Wyskoczył z windy na upragnionym piętrze i zaczął otwierać drzwi. Kilka kluczy, przekręcanie zamków - żmudny rytuał złudy bezpieczeństwa. Powitała go cisza i ciemność. Zamknął za sobą drzwi i przekręcił zamek. Buty wylądowały w przedpokoju, a on sam poszedł do kuchni, aby zrobić coś do jedzenia. Po 5 minutach siedział w swoim pokoju z talerzem kanapek. Jadł powoli, przy okazji naprawiając starą wieżę sąsiada. Nie rozumiał przywiązanie do tego grata, naprawy mogły trwać w nieskończoność, bo z powodu wieku sprzęt był bardzo awaryjny ale.. skoro płacił to dlaczego Wojtek miał narzekać. Wylutował kilka przepalonych kondesatorów, sprawdził płytki i przeczyścił potencjometry. Potem odpalił na próbę - moc była, wszystko działało. Nawet podłączenie głośników.
Odstawił zaległe zlecenie na bok. Siedział tak przez chwilę, w całkowitym milczeniu, żując duży kęs kanapki. Chciał sięgnąć po kolejną, ale dłoń natrafiła na pusty talerz. Najwyraźniej był bardzo głodny.
Głodny nie tylko jedzenia..
Szybko zerwał się z krzesła wprawiając je w niepotrzebny ruch wirowy, doskoczył do szafy i zaczął grzebać w ubraniach. Po chwili wyjął ją - awaryjne pół litra. Coś kierowało nim dosyć klarownie.
Wódka wylądowała w zamrażalniku, a on pokroił małą zakąskę. Po niecałej godzinie, w ciągu której dokończył kilka zleceń i zdążył odpalić swoją playlistę w Winampie, wódka była gotowa. Program zapętlił, zamieszał i wypluł zdaje się adekwatny numer do całości nastroju. Uniósł kieliszek z zimną cieczą i wypił szybkim łykiem. Pojedyncza łza ściekła z kącika oka. Nie był pewien, czy to dawno niesmakowany alkohol wzbudził w nim taki dreszcz mocy, czy było to mały ujście złych emocji ostatniego czasu.
Nalał kolejny kieliszek aby się nie zastanawiać.
 

Ostatnio edytowane przez Gveir : 13-02-2015 o 12:54.
Gveir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172