Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-02-2015, 19:35   #11
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Wrong side of Heaven
Part 1


Strife stał pośrodku pobojowiska, zalanego martwymi żolnierzami tej czy drugiej strony, wraki czołgów nadal płonęły, słyszalne były pojedyńcze ostrzały, a nawet zdarzała się kula świsnąć mu tuż obok głowy. On jednak stał niewzruszony, czekał na coś. W opuszczonych dłoniach spocyzwały jego ukochane bronie o nazwie “Serafiny’. Kątem oka dojrzał jakiś ruch w oknie… snajper. Ten zaś mógł dojrzeć jak Strife patrzy mu prosto w lunetę. Miał juz pociągnąc za spust lecz, okno w którym był buchnęło nagle płomieniami. Rpg… takie są uroki bitew. W ułamek sekundy całe życie, dobre, złe chwile, wszystko co osiągnięto, o czym marzono… zdycha ui już niegdy nie wróci. Został zesłany na ten padół by chronić ludzkość przed pomiotami piekieł, ale oni sami całkiem skutecznie się wyniszczają.
- Huuh… - Mruknął widząc zjawisko. Zwykle nie zajmowało to tyle czasu by w takim miejscu jeszcze ich nie było.
- Ksiądz na pewno dobrze info sprawdził? - Rzucił przytykając palec do ucha. - Rzygam tymi mordujacymi się debilami. - Przewrócił oczami.
- Walki bojówek się nasilają, Skanery entropiczne wskazują duży ruch w tym regionie. Lada chwila powini tam być. - Usłyszał w słuchawce dobrzeznany mu głos Ojca Fabio. Odziany w czerń młodzian obrócił sie dookoła.
- Chujnia z gejnią proszę Księdza. - Rząchnął się.
- Nie bluźnij Strife. - Pouczył go, by nagle dorzucić. - Jest! Na wschód od ciebie! -
- Gdzie jest kurwa wschód? - Odpowiedizał mu rozgladająć się w około. - JEST KURWANT! - Wrzasnął widząc jak zamajaczył jakiś krztałt w powietrzu. Była to dziwna czerwona mgiełka która po krótkiej chwili zawirowała i wbiła się z impetem w jedno z martwych ciał. Truchło zaczeło się rzucać po glebie a gdy zastygło w bez ruchu, następnie się podnosić jak na sznurkach ukazując swe oblicze.


Poranione ciało ściskające w rękach m16, z osmalonym obliczem i buchającym piekielnym ogniem z oczu i ust. Gdy zauważyło Strife’a istota przemówiła piekielnym ssykiem.
- Al’GOTH KANAKT THUR STRIFE!! -
- Sam jesteś pedał. - Odburknął od razu mierząc w niego z broni w prawicy. Pociągnięcie za spust spowodowało eksplozję łba pokraki, zaraz po tym reszta ciała zamieniła się w proch.
- Tyle? - Wzruszył ramionami. - Musiałem zapierdalać tyle drogi żeby spotkać jed… - jego marudzenie przerwały mu odgłosy przyszykowanych do wytrzału dziesiątek karabinów. Wszystkie ciała wokoło Strife’a powstały i chciały go zastrzelić. Tacy niemili.
- Dobra wy jebane bronzy, tańczymy. - Od razy wyskoczył wysoko w górę, omijając salwę pocisków. Wykonał dwa obroty w powietrzu podczas których Serafiny wystrzeliły eliminując cztery kolejne maszkary. Pomioty piekielne nie zaprzestawały ostrzału, jednak żadna z kul nie dosięgała celu. Łowca Demonów lawirował miedzy nimi, samemu nie przestając strzelać. W Serafinach coś cyknęło, by zaraz zaczęły pruc ogniem maszynowym.
- PIU PIU BANG BANG BRAKKA BRAKKA BRAKKA!! - Wrzeszczał Strife każdy komiksowy odgłos broni jaki kiedykolwiek widział. Po krótkiej chwili było już ostatnich pięciu. Bronie ponownie cyknęły, tym razem posyłając niszczycielskie stożki pocisków które rozsmarowywały potwory na ścianach.
- DOUBLE KILL!! TRIPLE KILL!!! QUAAAADRA KILLL!!! - Wrzeszczał na całe gardło, kątem oka zobaczył że ostatni zaczyna uciekać.


- DAWAJ MOJĄ PENTĘ KURWÓWKU NIEMYTY! - Nadal krzyczał idąc za nim rozpieprzał wszystko co stawało mu na drodze.
- Przecież oni nigdy nie uciekali. - Rzekł podejrzliwie Ojciec Fabio oglądając wszystko z perspektywy Strife’a dzięki umieszczonej w masce kamerce. - Strife on specjalnie cie gdzieś ciągnie! -
- Dupa cycki, szmatławiec się mnie boi. SURR AT DWAJEŚCIA BWAHWAHWAHWA! - Zarechotał debilnie nadal podążając za pomiotem. Stanęło przed nim wejście do jakiejś piwnicy…. ciemne wejście do piwnicy.
- Pfff… normalnie wbijam. - Parsknął idąc w stronę zejścia. Trząsł się jak galareta mierząc z broni w różne kąty. Znalazł w końcu maszkarę, i bez ceregieli posłał ją z powrotem do diabła strzałami kolejno w nogi, następnie przydepnął go i strzelił w łeb.
- Pentakill… - Wycedził przez zaciśnięte w głupim uśmieszku zęby. - Dobra zwijam się stont-t-t… Diament sam się nie zrobi. - Strzelił karkiem, a Serafiny rozpłynęły się w powietrzu. Postawił jedynie krok w stronę wyjścia, a na drodze stała….


Kobieta ubrana jedynie w kilka bandaży zasłaniające jej “strategiczne” miejsca. Włosy odcienia jasnego różu, i kawałek jakiejś maski na głowie. Ręce miałą po łokcie ubrudzone w krwi… świeżej krwii.
- Łatwo cię znaleźć… - Przemówiła smutnym i delikatnym głosem. Strife odruchowo chciał z powrotem przywołać Serafiny, lecz nagle poczuł uścisk dłoni na kończynach i szyi. W jednej chwili został przyciśnięty do sufitu, przez jakąś niewidoczną siłę.
- Dalej używasz tego dziwnego kryptonimu? Twe prawdziwe… piękne imię… bardziej ci pasuje - Kobieta zakręciła się delikatnie dookoła, subtelnie jakby do melodii którą słyszała tylko ona.
- Khhh… kuhwooo… - Wykrztusił ledwo, by zaraz po tym polecieć na szybkie spotkanie z podłogą. Tam jeszcze raz został obrócony i ciśnięty plecami o glebę. Dziewczyna postąpiła powoli w jego stronę, potem padła na czworaka lubieżnie pełznąć w stronę Łowcy.
- Nie podoba mi się sposób w jaki na mnie patrzysz… nie pociągam cię? - mówiła aż w końcu wpełzła na niego i usiadła na jego kroczu. - Nadal nie pojmujesz, do czego zmierzam. Nadal słuchasz tego głupiego powołania. Potraktowano cię w ten sposób, lecz ty nadal robisz to samo. - Zdjęła jego maskę dłonią, która w ułamek sekundy rozpadła się na kawałki.
- STRIFE! Co się dzieje? Odkąd weszłeś do piwnicy nic nie widzę! - Brzeczał głos księdza w słuchawce.
- To Legion… jest tutaj. - Palec kobiety przytkał usta Strife’a. - Musimy porozmawiać. - Rzekła spokojnie, po czym odwróciła głowę w stronę osoby czytającej ten tekst.
- Ciąg dalszy… nastąpi… - Przechyliła delikatnie głowę w demonicznym uśmiechu.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 01-03-2015, 22:56   #12
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Nowa praca, nowa szansa


Dziewczyna skierowała spojrzenie na “krasnala”.
- Tak - odnośnie tego, czy “ty” przyszła po pracę.
- No co tak stoisz!
- Czekam.
- Co umiesz!
- Broń biała - miecze. Wykuwanie i obróbka - resztę swych talentów zachowała jako swoistą tajemnicę zawodową. Nie chciało się jej aż tak nadmiernie szczegółowo opisywać swoich zdolności nabytych u pana Hanke.
- Czas to pieniądz, nie ma co go marnować!
- To od czego mam zacząć? - krasnoludek otrzymał krótkie, acz ważne pytanie od dziewczyny, która przyszła po pracę. Jak jej nie będzie pasować, najwyżej pójdzie gdzie indziej.
- O konkretna, dobrze! -stwierdził, łapiąc się pod boki. - Masz jakieś Cv, czy chcesz pokazać co potrafisz, a może masz ze sobą gotowe próbki, hym? -zapytał wyraźnie zadowolony z udzielania tych krótkich ale rzeczowych odpowiedzi.
Błysnęła katana od mistrza Hanke, a jej ostrze zatrzymało się kilkanaście centymetrów przed nosem czeladnika.
- To jest moje CV - wskazała na miecz. Uśmiechnęła się, jakby w celu stępienia dziwnego gestu z bronią. Miecz tak szybko jak się pojawił przed oczami mikrusa, tak też szybko zniknął. - Ale wolałabym sprawdzić, czy moje umiejętności są coś warte. Czas to pieniądz i nie ma go co marnować - stwierdziła, po drodze parafrazując słowa karzełka.
- Dobrze...dobrze...miecze. W tamtym brakowało co ciekawszych zdobień ale jak na początek może być… - mruknął krasnal. Widać jego wprawne oko nawet w tak krótkim momencie jakim było pokazanie miecza, zarejestrowało jego najważniejsze cechy. - Chodź za mną...zrobisz sobie jakieś miejsce do roboty. -stwierdził zeskakując na ziemie i zaczął przebierać nóżkami tak szybko, że Ryo ledwo widziała każdą z osobna. - Masz narzędzia? - zapytał, pędząc między regałami.
- Niestety, nie przy sobie - stwierdziła dziewczyna.
Dziewczyna została zaprowadzona na zaplecze, do miejsca gdzie stało wiele urządzeń służących do obróbki materiałów. Skrawalnice, kotły, obrabiarki i tym podobne rzeczy były ustawione na przypominającej mała hale przestrzeni. Na ścianach wisiały natomiast wszelakie narzędzia do pracy z materiałem - dłuta, pilniki, rysiki, lasery, nitki, polerki i tym podobne. Krasnoludek rozłożył szeroko ręce pokazując jej top wszystko, po czym wskazał na jeden z wielu mieczy stojących w beczce. - No to pokaże co potrafisz zrobić z ostrzem. -zadecydował.
Dziewczyna obejrzała najpierw miecz do testów, następnie wzrokiem “zeskanowała” wszystkie narzędzia będące w zasięgu jej wzroku. Uznając, że krasnoludek daje jej wolną rękę w tej robocie, Ryo wzięła głębszy wdech i zabrała się bez słowa za pracę. Chwyciła wprawnie obiekt, który miał przejść szereg zmian, przez chwilę wyważała go w dłoniach i dokładnie go oglądała. Po upewnieniu się co do jego stanu zrobiła nim parę młynków, chyba tak dla zabawy. Przez ten czas ani razu nie spojrzała w kierunku gnoma. Po wybadaniu spojrzeniem danego przedmiotu i wygładzeniu ostrza dłonią (cokolwiek ten gest miał znaczyć) zaczęła zabawę. Ryo po zbadaniu materiału za pomocą aparatury przypominającej twardościomierz, otrzymaniu informacji na temat składu ostrza oraz pomiaru długości broni i sprawdzeniu jej wagi, zaczęła obrabiać ostrze. Za pomocą wiązki laserów podgrzewała ostrze, z pomocą szlifierki zaostrzała, obrabiarka zaś też służyła swoją pomocą przy ozdabianiu miecza. Ryo stwierdziła, że nie będzie prezentować swoich mocy, więc póki krasnolud obserwował jej pracę, musiała się tu obejść bez takich “szwindli”. Jednak chyba ją zbyt poniosło w rzemiośle i ostatecznie po dłuższym czasie napadu tej “pasji” wyszło jej coś dość ciekawego...


Choć pewnie na tym mikrusie nie zrobi to jakiegoś wrażenia. Nie miała też pojęcia, ile jej to czasu zajęło, acz sądziła, że krasnolud uzna, iż za dużo. Ważne, że broń prezentowała się o niebo lepiej niż przedtem, no i była dostatecznie wzmocniona przez zgrzanie dodatkowych warstw stali i solidnie zaostrzenie. Ostrze było też nieco inaczej wyprofilowane, w porównaniu do poprzedniego stanu to zostało delikatnie wygięte w jedną stronę. Jelec wydawał się być nieco węższy niż przedtem, ale za to dłuższy. Nowa broń nie była aż tak fikuśnie ozdobiona jak rękodzieła krasnoludka, jednak jej siostry w porównaniu z nią były jak nędzne plebejki przy arystokratce. Ryo wyprofilowała rękojeść miecza tak, by zarówno posiadacze małych dłoni jak i dużych mogli dzierżyć w podobnym stopniu. Ta część broni była wyrzeźbiona w tak maleńkie symbole i runy, że ich rzędy w odpowiednim pomniejszeniu przypominały rzędy linek - jeden z ulubionych motywów tego rzemieślnika. Klinga w kierunku czubka stopniowo traciła te ozdobienia, zyskując inne w postaci znaków niezrozumiałych dla przeciętnego zjadacza chleba. Po porządnym wypolerowaniu “nowego” miecza Ryo “wymazała” emocje z twarzy, kiedy gotowe dzieło zaprezentowała krasnoludkowi i czekała na werdykt.
W czasie gdy pracowała krasnoludek kręcił się dookoła wykonując inne zajęcia. Widać faktycznie nie lubił marnować czasu. Kiedy pokazała mu ostrze, znowu ściągnął gogle i przyjrzał mu się dokładnie.
- Długo trwało. -zacmokał ustami. - Ale wy duzi zawsze jesteście wolni. -dodał, jak gdyby chciał podkreślić, że nie ma tego aż tak za złe dziewczynie. - Calkiem dobrze...ostre… wygląda na lekkie dobre do cięcia i ozdoby. -stwierdził obchodząc miecz i przesuwając po nim malutką dłonią. - Nadasz się. -dodał, poprawiając czerwoną czapeczkę.- Jakiej płacy oczekujesz? -zadał najpopularniejsze i najbardziej zdradliwe z pytań na rozmowach o pracę.
- Powiedziałabym, że adekwatnej do wykonywanej pracy. A tak dokładniej mówiąc - Ryo zresztą i tak cały czas była poważna, więc ten zabieg retoryczny nie zmienił jej stanu. - 125 tysięcy kredytów na miesiąc, na początek powinna starczyć - spojrzała na gnoma.
Ten zacmokał ustami przyglądając się Ryo.- Mieszkasz tu, czy chcesz wziąć udział w teście? -zapytał, póki co mimo uszu puszczając podaną kwotę.
- Nawet jeżeli chciałabym wziąć udział w teście, to nie mam drużyny do testu - odparła dziewczyna nieustannie beznamiętnym głosem, nie wdając się w szczegóły i jakby to miało wszystko wyjaśnić.
- To mnie nie interesuje. -stwierdził skrzat, po czym przedstawił swoją ofertę. - Mogę opłacić 200 tysięcy na twój test, ale jeżeli nie zdasz odpracujesz to tutaj z jakaś nawiązką… jak zdasz to tylko to czego będzie brakowało do uzupełnienia długu. Wiem że wam młodym spieszy się w drodze na szczyt, nie lubię tego utrudniać. -stwierdził wzruszając małymi ramionami.
Dziewczyna skinęła głową.
- Możemy tak zrobić - zgodziła się, jednak jej twarz i głos nadal nie wykazywały emocji. - Nie widzę problemu - dodała.
- No i to mi się podoba! Zdecydowanie i pewność siebie! A teraz idź się przebrać w ubranie robocze i do pracy! Tam leżą zamówienia! - ludek wskazał na ogromny stos kartek na jednej z szafce, gdy sam przebierając nóżkami z zawrotną prędkością, porwał jedną z nich i rzucił się w wir pracy.
Ryo bez gadania przebrała się w strój roboczy i za śladem pracodawcy również zabrała się do roboty.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 02-03-2015, 18:58   #13
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Złodziejska współpraca

Rumieniec byłej ambasador błyskawicznie dołączył do tego zamieszkującego twarz tajemniczej dziewczynki. Jej zachowanie, nawet miejsce w którym się teraz znajdowała, były oczywistą wskazówką na jej zajęcie. Właściwie, jedyną wątpliwością, która mogła się zrodzić w tej właśnie sytuacji, był motyw obu szpiegów. Hermes planowała wykorzystać osobnika jako potencjalne źródło pieniędzy. Nic więcej, jak tylko bank ofiarujący niektórym pożyczki.
Bezzwrotne.
Niebieskowłosa nie musiała jednak być złodziejką. Przecież świat pełen jest fanów muzyki, zboczeńców, stalkerów i innych ekscesów. Właściwie, nic nie wskazywało na to, by była regularną. Równie dobrze mogła być przeciętnym przedstawicielem tutejszej gildii złodziei. Potencjalnym drogowskazem do czarnego rynku, na którym można znaleźć niemalże wszystko. Od używek, przez artefakty i Ignition Weapon, aż po niewolników.
Ta ostatnia myśl sprawiła, że dziewczyna zamknęła się w sobie na kilka sekund. Wizja była niesamowicie przyjemna, potencjalnie umożliwiająca wygranie testu wbrew wszelakiej logice. Zwyczajną przewagą siły i liczebności. Jeden element był jednak niesamowitą niewiadomą. Wszystko zależało od tego, jak zdefiniuje się niewolników. Przedmioty? Czarnuchy? A może ludzie? W wirtualnym notesie znajdującym się gdzieś wewnątrz jej umysłu zaznaczyła tą wątpliwość jako konieczną do rozwiania.
- Yo! - Hermes spróbowała ukazać swą osobę w, pomimo oczywistego wręcz śledzenia, w dobrym świetle. Mrugnęła prawym okiem, obiecując tym samym pozostanie cicho.
- EYmm...Yo? -odpowiedziała niepewnie niebieskowłosa, kucając za przyszłym krawężnikiem, tak by nie było jej widać z okna restauracji. - A ty czemu go obserwujesz? - dziewczyna nawet na chwilę nie ukrywała swych intencji przebywania w tym miejscu.
- Kogo? - zapytała lekkim, delikatnym głosem. Wydawało się, że najmniejszy podmuch wiatru, czy skupienia ze strony obserwowanego osobnika wystarczyłby do całkowitego wymazania jej obecności. Na jej twarzy pojawił sie jednak wyraz ulgi, niebieskowłosa nie była bowiem strażnikiem, próbującym wyłapać śledzących Maxwella.
- Oj nie udawaj, stąd jest widok tylko na jedną osobę. Zresztą, też za nim szłam od kiedy wyszedł z teatru, więc widziałam i Ciebie. - prychnęła dziewczynka, lekko zbliżając do siebie brwi i marszcząc nos.
- Jest regularnym, czy potrzebuję czegoś więcej? - zapytała, uśmiechając się prowokująco. Wykonała mały krok w stronę niebieskowłosej. - A ty? Jaki jest twój motyw? - kolejne pytanie wypłynęło z jej ust, zaś szept delikatnie gładził uszy nieznajomej.
Błysk flesza uderzył w twarz Hermes gdy rozmówczyni z zaskoczenia zrobiła jej zdjęcie trzymanym aparatem. - Po to. -stwierdziła, obracając urządzenia by pokazać dziewczynce jak wyszła na fotografii. - Chce zobaczyć jego twarz.
- Teheehe - dziewczyna wydała dziwny odgłos, znajdujący się na pograniczu śmiechu i zdziwienia. Jej prawa piąstka delikatnie uderzyła w skroń, najwyraźniej starając się wybić z umysłu całe rozbawienie tą sytuacją.
- Zlecenie, czy może ciekawość? - zapytała, spoglądając na fotografię. Uśmiechnęła się do siebie.
- Trochę jedno...trochę drugie… - mruknęła siadając w kuckach z kolanami przy brodzie. - Nie mogę zdradzić szczegółów, ale on może być osoba której szukam. Ale muszę mieć pewność, a do tego musi zdjąć tą piekielną maskę. -stwierdziła przygryzając wargi.
- Widziałam jego oczy i kolor skóry, acz to mogą być tylko soczewki i inny rodzaj kamuflażu/ - poinformowała swoją koleżankę po fachu, biorąc z jej rąk zdjęcie. Zapewne jej świat nie posiadał technologii tego typu, lub zwyczajnie była tam niesamowicie rzadka.
- Zaprowadzisz mnie potem do tutejszej gildii? - zapytała, pozostawiając niedomówienia wszystkim niedoinformowanym.
- Gildi? -dziewczyna uniosła cienką niebieska brew. - Chyba nie znam takiego słowa, może w moim świecie inaczej to nazywaliśmy. Ale chyba wiem o co chodzi. Jednak nie wiem czy to zrobię, zależy co chcesz osiągnąć. -stwierdziła, po czym zerknęła w stronę okna.
- Potrzebuję informacji o celach godnych uwagi, oraz możliwości wystawienia swych usług odnośnie testu. - streściła krótko, nie odnosząc się do zagrywek tak wspaniałych, jak oszustwa. Zbliżyła się jeszcze trochę, przełamując personalną barierę.
- Może chciałabym coś, lub kogoś, kupić? - zapytała, wyraźnie rozbawiona tym faktem. Przymknęła na chwilę oczy, biorąc głębszy oddech. Kilka sekund minęło, a była ambasadorka znalazła się odnaleźć pierwotny powód tej rozmowy.
- Maxwell, tak… - westchnęła cicho. - Po drodze raz ściągnął maskę, czy to Ci nie wystarczyło? - zapytała.
- Jedynie podsunął ją do góry...zresztą ta maska jest jakaś dziwna. Próbowałam robić zdjęcia nawet wtedy,ale zawsze wychodzą...zresztą sama zobacz. - dziewczynka wyjęła z małej torebki stojącej na ziemi kilka zdjęć. Przedstawiały one zapewne Maxwella, ale były bardzo niewyraźne i pociemniałe w okolicach twarzy. Jak gdyby światło tam dochodzące zakrzywiało się w jakiś dziwny sposób
- W takim razie nie sprawdzisz tego bez jakiegoś fortelu. - wytknęła pomyłkę swej rozmówczyni, wskazując równiesz jego potencjalne rozwiązanie. Dziewczyna złapała się za głowę, ziewając cicho. Kilka sekund nie wystarczyło dziewczynie, by znalazła odpowiednie rozwiązanie.
- Może wyślij na niego jakąś kochankę? - zaśmiała się cicho.
-Próbowałam już wielu sztuczek, ale póki co nic nie działa. -westchnęła. - Tak jakby on wiedział, że ktoś chciałby go zobaczyć, ale zamiast mnie złapać to bawi się w te gierki. A to mnie doprowadza do szału! -dodała, chwytając się za włosy i ciągnąc je lekko w dół. - Nie znoszę przegrywać!
- Równie dobrze możesz to od niego wymusić - uśmiechnęła się prowokująco, zaś jej prawa dłoń znalazła się na barku niebieskowłosej, najwyraźniej próbując ją zachęcić do mniej konwencjonalnych metod.
- Ale równie dobrze przekupić, sprzedając mu informację o osobie która go śledzi. -dodała w stronę Hermes, by delikatnym ruchem ściągnąć jej dłoń ze swego ramienia. - Jest wiele opcji, ale póki co wole tą bezpieczna i z zachowaniem odległości.
Oczy Hermes delikatnie przymknęły się, skupiając całą swoją uwagę na zwierciadle duszy niebieskowłosej. Cała radość umknęła z dziewczyny, a pozytywne nastawienie zdawało się odejść wraz z nim.
- Zakładam, że cenisz swoje życie bardziej niż zdobycie tej informacji. - odpowiedziała niesamowicie wręcz szorstkim głosem. Nawet jego barwa wydawała się… Niższa, cięższa.
- Nie trwonisz mojego czasu, więc nie mam nic przeciwko twojemu podejściu. - dodała po chwili, pokazując rozmówczyni język.
Dziewczyna odsunęła się lekko od Hermes gdy ta zmieniła swój ton. Sama jak gdyby wyrwała się w końcu spod magii chwili. Zmrużyła oczy, po czym mniej przyjaźnie mruknęła. - Dobra...dziś to i tka na nic. -stwierdziła chowając aparat do torebki. - Lepiej mów jeżeli jeszcze coś chcesz, a jak nie to spadaj w swoją stronę.
- Powiedziałam ci już, czego chcę. - odpowiedziała krótkim, szorstkim tonem. W jej rękach pojawił się schowany w pochwie, niemalże dłuższy niż dziewczyna, miecz. Co dziwne, zdawało się ambasadorka nie tyle przygotowała się do dobycia go, co raczej ściskała go na całej długości. Wystarczyłby jednak jeden ruch, by uzyskać pełną gotowość, a połowicznie przymknięte oczy nie miały już wcześniejszego uroku. Nawet niewyspanie zdawało się zniknąć, a może nigdy go tutaj nie było?

- Dostęp do czarnego rynku. - sprecyzowała, uśmiechając się nieznacznie.
Niebieskowłosa zerknęła to na swój aparat, to na miecz szybko porównując siłę wyposażenia którym obie dysponowały. Jedyną jej odpowiedzią było kiwnięcie głową w górę i dół, po czym powstała i bez słowa ruszyła uliczkami w miasto. Tymczasem Maxwell zamawiał właśnie deser.
- Pa pa Maxwell - machnęła dłonią, mocując swe ostrze przy pasie. Urok chwili zniknął, gdy dziewczyna ziewnęła, ruszając za swoją tymczasową przewodniczką.
 
Zajcu jest offline  
Stary 02-03-2015, 18:59   #14
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
"NGGH ARRGH...OPUŚĆ TO CIAŁO DEMONIE!

- Strife po odwiedzinach w nie tej budce z kebsami co trzeba

“Trzecie oko? Takie w dupie chyba.” Pomyślał Strife siadając na krześle.
- To samo chciałem powiedzieć. Szukam roboty, tej z ogłoszenia w gazecie. Było najbardziej pokurwione dlatego mnie zaciekawiło. - Poprawił maskę, po czym splótł palce za głową kiwajac się na meblu. Dobrze że nie mógł dojrzeć jego wyrazu twarzy, obdarowywał gościa czymś w rodzaju obrzydzenia zmieszanego z szokiem, gdy tylko wyraźniej mu się przyglądał. Miał nieodparte wrażenie by nie odwracać się do niego plecami. Nie wytrzymał jednak i zapytał w prost.
- Na pewno nie jesteś ciepły? Dziwnie dobrane kolory. - Przekrzywił głowę. Dopiero gdy jedna z niewielu zębatek w jego łbie przeskoczyła, zdał sobie sprawę że obraża być możę przyszłego pracodawcę. - Przepraszam najmocniej. Mam tak. Zwłaszcza po kwasie. To może właśnie był nawrót po kwasie? Zapomnij. Mówią na mnie Strife. Jeśli da się to zastrzelić to na pewno sobie z tym poradzę. Dostane możę taką Fedorę i płaszcz jak to mieli… noir? Jeden ch*j albo taką kretyńską czapeczkę co miał ten inny detektyw…. ch*j w niego nie pamiętam jak się zwał. O! A i taką jebitną lupę jeszcze by se pod nogi patrzeć. Byłoby w pipę… - Przytaknął sobie przestając się kiwać.
- Dziś czułem się różowo i serduszkowo. -stwierdził wzruszając ramionami. - Ale nie łudź się nie przepadam za męskimi tyłkami, nie ważne jak zgrabnymi. - odparł, przesuwając papierosa w kącik ust. - Dobra brzmi, wyglądasz i zachowujesz się jak kretyn - to przydatne w pracy gdzie masz do czynienia z kretynami. - stwierdził, drapiąc lekko brodę. - Ale pytanie czy kiedykolwiek pracowałeś w jakiejś sprawie, no i czy mim o wszystko umiesz być dyskretny? - pracodawca pytania o lupę i czapeczkę pominął.
Udał że nie słyszy jak nazwał go kretynem, a jego palce od spustów jakoś samoistnie się zacisnęły. - W ch*j sprawach. Niektóre skurwielstwa dobrze się chowały. Jeden to nawet dzieci no… wiesz co. A potem je zjadał! Nakarmiłem sku*wiela jego własnymi jajami. A czy dyskretny…. hmm. Męczyłem droida wiele razy, w tym samym pokoju co współlokatorka a ona dalej o tym nie wie. Liczy się? - Przekrzywił głowę, opierając łokcie na biurku.
-Chyba…? - mruknął wyraźnie załamany poziomem intelektualnym Strife. - Powiedz czego oczekujesz po tej pracy i czemu ją wybrałeś? -zagadnął, opierając łokieć na stole, i ustawiając policzek na dłoni.
- Pieniędzy i wybrałem ją bo nie mam pieniędzy. - Wypalił od razu bez chwili wahania.
Mężczyzna zacmokał cicho ustami. - Z tym może być problem… mam mało zleceń. Aktualnie to w sumie zero. Póki nie dostanę czegoś większego o szybkim zarobku raczej można zapomnieć. -westchnął.
- To na psi chuj to ogłoszenie? - Ręce i głowa Strife’a opadły. - Lina mnie zajebie jak wrócę bez roboty…. UUUUGHG - Zaczął czochrać palcami po swej tępej głowie, w jawnym objawie paniki.
- Liczyłem ze zgłosi się jakaś ładna kobietka… -przyznał detektyw rozkładając bezradnie ręce. Słuchając słów Strifego zainteresował się wyraźnie. - Żona, dziewczyna czy kochanka?
- Zachowuje się jak każde z tych ale wyruchać jej nie mogę. Współlokatorka. - Strife powoli podniósł się z krzesła wyraźnie zrezygnowany. - Zajebiście to była strata czasu, a mogłem pójść z tymi gówniarzami na domówkę. - Młodzian pochmurniał drastycznie, nawet zdjął maskę i wciśnał ja za płaszcz. Kaptur też zniknął z łba. Objawiła się niedoszłemu pracodawcy młodzieńcza facjata, z delikatnym zarostem wzdłuż szczęki. Cera była niezwykle blada, ale kontrastowała ze świecącymi na złoto zwierciadłami duszy. Fryzura była ścięta na “żołnierza” koloru czerni, z siwym paskiem, idącym od zakola aż do tyłu głowy. - Następnym razem dorzuć do tej jebanej gazety takie coś “MAM ROBOTE ALE NIE MAM BĄDŹ LASKĄ BLA BLA.” - Ostatnie słowa niemal wypiszczał, kierując się do wyjścia.
- Jak chcesz mogę Cię zatrudnić. -wzruszył ramionami. - W sensie nie będziesz musiał nic robić, kasy też nie dostaniesz, ale wspólokatorka sie odczepi. - zasugerował nim Strife wylazł z pomieszczenia.
- Toooooo…. jest całkiem zajebisty pomysł. Mhm… to się może udać. - Podrapał się po podbródku mrużąc oczy.- Zrobimy tak może… albo nie twoje jest znacznie lepsze. - Uderzył pięścią w otwartą dłoń. - Mam podpisać jakiś cyrograf czy cuś? - Oparł ręce na biodrach.
- Umowę, bo jak dostaniemy jakieś zlecenie to się do Ciebie odezwę. -stwierdził, podając mu jakiś poplamiony kawą papier. - Przeczytaj, strzel parafki gdzie trzeba i już. -zasugerował, wyciągając spod biurka piwo które ukrył przed przyjściem potencjalnej wspólniczki.
Strife uważnie przeczytał warunki umowy. Odkad zrobili go delikatnie mówiąc w “chuja” z motocyklem zawsze tak robił…. zawsze znaczy od teraz. Tam gdzie trzeba było trzasnął swój bajerancki podpis i rzucił kartke na stół. Kartka poleciała gdzieś w bok na podłogę, ale Strife jakby nigdy nic podszedł do niej podniósł ją i delikatnie położył na biurku.
- No to teraz idę to opić. Dzięki szefu dzwon jak bede potrzebny. - Położył na blacie wizytówkę (tak nosił wizytówki), na której widniał on w bohaterskiej pozie otoczony przez piękne niewiasty. Możnabyło tam też przeczytać “Strife badas załatwiacz problemów za hajsy” oraz numer kontaktowy.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 04-03-2015, 12:04   #15
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Trudne sprawy

Duch pustyni nie mając zamiaru rozstawać się ze swoim okryciem, zignorował oryginalny wieszak, wkraczając od razu na puszysty dywan, jedyną rzecz w gabinecie, która mimo pasującego do otoczenia koloru nadawała pomieszczeniu nieco ciepła. Bez zbędnych ceregieli usiadł na zimnym twardym krześle i jak zwykle odpowiedział tą samą formułką na próbę poczęstowania wodą.
-Nie. Dziękuję. Nie pijam wody. Nie miał pojęcia dlaczego prosiakowaty za każdym razem oferuje mu ten przeźroczysty płyn, zupełnie jakby odmawiał przyjęcia do wiadomości jego odmiennej fizjologi, a raczej jej braku. Niespecjalnie też go to obchodziło, ot kolejny rytuał. Obserwując perlący się na różowej skórze pot, długouchy spokojnie czekał, aż przełożony zechce wyjaśnić mu w jakiej sprawie chciał się z nim widzieć.
- Zafar, Zafar,Zafar...wiesz że jesteś dobrym pracownikiem… -ryjek szefa poruszył się lekko, gdy oddychał szybciej - jak zawsze gdy się stresował. - Zawsze pierwszy w pracy, nigdy nie spóźniony… przypomnij mi na czym polega ta...chrum...sztuczka? - ciche chrumknięcie było oznaką, że ordynatora wyraźnie coś martwi. Zresztą stara zagrywka wszystkich szefów, czyli powolne krążenie dookoła właściwego tematu by nie przerazić rozmówcy, wskazywała na coś poważniejszego.
-Nigdy o tym z Panem nie rozmawiałem.- odparł spokojnie zółtooki wiedząc, że prędzej czy później ordynator będzie musiał przejść do konkretów. Nic tak nie przyspieszało tego procesu jak odrobina niezręcznej ciszy.
Faktycznie taka na chwilę zapadła, gdy prosiak jeździł grubym palcem za kołnierzem swej marynarki. Dopiero po kilku cichych chrumknięciach zabrał ponownie głos, przechodząc do meritium.
- Ze szpitala znikają rzeczy...różne. Leki, strzykawki, czasem nawet...chrum… organy na...chrum...przeszczepy. -ostatnie słowa wypowiedział w wielkim stresie, o czym świadczył ciężki oddech. - Próbowałem już coś ustalić...ale twoje zdolności do pojawiania się i znikania w szpitalu...rozumiesz...chrum... stwarzają...ymmm….podejrzenia… - stwierdził, dość zmieszany. Widać nie chciał rzucać oskarżeń wprost w Zafare.
A więc o to chodziło, ktoś okradał szpital, teraz duch pustyni w pełni rozumiał niepokój przełożonego.
-Zapewniam że nie mam z tym nic wspólnego. - odpowiedział jak zwykle spokojnie, nie był złodziejem, więc czemu miałby się denerwować, albo obrażać z powodu podejrzeń? Tylko od Rayana zależało czy zechce mu uwierzyć czy nie. Niemniej w głowie Zafary zrodziło się pewne podejrzenie, jedynie teoretyczna możliwość, którą musiał wykluczyć.
-Jak mówiłem z nikim nie rozmawiałem o mojej „sztuczce”. Na razie przestanę z niej korzystać, jeśli kradzieże ustaną, zaproszę śledczych by zbadali moje mieszkanie. Gdyby ktoś ją odkrył i wykorzystywał, musiałby w nim bywać pod moją nieobecność. Oczywiście nie będę już mógł tak szybko reagować na nagłe wezwania.
Długouchy jak zwykle był bardzo konkretny, ledwie pięć zdań wystarczyło by odniósł się do sprawy, zaproponował rozwiązanie i wyraził ubolewanie nad tym iż nie będzie mógł wykonywać swojej pracy tak skutecznie jak do tej pory. Pozostało jeszcze tylko jedno nim limit słów jakich skłonny był użyć w jednej wypowiedzi zupełnie się wyczerpał.
-Dziękuję że mnie pan poinformował.
- Bardzo dziękuje...chrum… za takie podejście. -odparł Ordynator, znowu ocierając czoło. - Czy mógłbym jakoś zobaczyć, że na pewno sztuczki się pozbywasz. Będę też zmuszony...chrum...wysłać dziś kogoś by przeszukał twoje mieszkanie. Względy...bezpieczeństwa. Chrum. -stwierdził świniak, ale zaczął trochę się uspokajać.
-To będzie nieco kłopotliwe, ale jeżeli bardzo panu zależy... Zafara poprawił pozycję na krześle. Jeśli prosiakowaty chciał zobaczyć na własne oczy jak likwiduje portal, musiał być bardziej stanowczy.
Na razie nie było żadnych dowodów na to, że jego skrót do pracy miał cokolwiek wspólnego z kradzieżami, równie dobrze rzeczy i organy mogły znikać także i po tym jak przestanie z niego korzystać, dlatego miał nadzieję że ordynator wstrzyma się z przeszukaniem. Chodziło głównie o Soni, sam bowiem praktycznie nie posiadał rzeczy osobistych i śledztwo w jego pokoju było mu najzupełniej obojętne. Przyjął jednak do wiadomości że nie zdoła uniknąć tej wizyty.
-Mój adres pan ma. Proszę o kogoś kto zna się na rzeczy, mieszkam tam, a nie zauważyłem niczego podejrzanego. Cały czas zachowywał się jakby przeszukanie miało ujawnić bądź wykluczyć udział jakichś nieznanych sprawców, nie zaś oczyścić jego osobę z podejrzeń.
- Tak osoba która się tym zajmie jest...chrum… profesjonalistą. Proszę się więc nie martwić nic nie zniszczy, oraz na pewno dostarczy mi odpowiedni raport jeżeli wszystko będzie w porządku. - uspokoił Zafare ordynator. - Powiedz czy ktoś wie jak dostajesz się do szpitala...chrum… to może być pomocne. - z ust Rayana padło kolejne pytanie.
-Nic mi o tym nie wiadomo.- padła szczera odpowiedź, Zafara nie zwykł kłamać i choć mogło wydawać się to dziwne nawet Soni nie wspomniał w jaki sposób udaje się do pracy. Nie dlatego że chciał to przed nią ukryć, po prostu jakoś nigdy nie rozmawiali na ten temat. Owszem dziewczyna nie jeden raz widziała jak jej współlokator idzie do swojego pokoju twierdząc że wybiera się do szpitala i znika... to wszystko. Nie była głupia, być może domyśliła się o co chodzi, a być może niczego nie wiedziała, naprawdę nie miał pojęcia.
-Czy to wszystko?- zapytał delikatnie dając do zrozumienia że jego zdaniem pora zakończyć spotkanie.
- Chrum...chrum...tak. - Rayan pokiwał energicznie głową. - Muszę jednak prosić...chrum...byś dziś opuścił szpital normalną drogą. Będę tego...chrum...pilnował. -dodał, wskazując na monitor w którym miał widok na szpitalne kamery.
Zafara wstając z krzesła skinął szefowi głową na pożegnanie i opuścił biały gabinet bez słowa. Conent nie musiał go prosić by tym razem wyszedł z budynku przez główne wyjście tak jak wszyscy inni, w końcu duch pustyni sam zaproponował że zrezygnuje ze swojego rozwiązania, a to był jedyny sposób by uśmierzyć wszystkie wątpliwości w tej kwestii. Już na korytarzu zacisnął lewą dłoń w pięść i na sekundę przymknął oczy. Owalny obramowany świecącą delikatnie na niebiesko obwódką portal, schowany na ścianie za szafką w szatni, bezgłośnie przestał istnieć. Pierwszy raz odkąd zaczął pracę w szpitalu, chirurg bez wykształcenia opuszczając ten przybytek minął recepcjonistkę i pchnął drzwi wychodząc na deszcz. Nie zawsze wracał do domu portalem, kiedy pogoda była słoneczna zwykł robić sobie długi spacer, z tym że jego trasa biegła z szatni najprostszą drogą na ulicę. Kiedy można przechodzić przez ściany meandrowanie korytarzami wydaje się pozbawione sensu. Tym razem przeszedł niespiesznie całą trasę tylko po to żeby rozbiegane świńskie oczka mogły śledzić go na monitorze. Nie cierpiał deszczu, właściwie gdyby się nad tym zastanowić, nie lubił wody jako takiej, ale ta lejąca się z nieba była zdecydowanie najgorszym jej rodzajem. Kiedy tylko pierwsze krople dotknęły kaptura zdematerializował się. Teraz bez przeszkód drobinki cieczy mogły rozbryzgiwać się na chodniku. Od razu zaczął się rozglądać za odpowiednim miejscem, wybierając ostatecznie spodnią stronę rampy dla inwalidów prowadzącej do przyszpitalnej apteki, pod którą chował się bezpański kot tak jak czerwonowłosy nieznoszący deszczu. Tam właśnie nie zrażony tym, że podczas procesu większość jego niematerialnego ciała znajdowała się pod powierzchnią gruntu, na powrót umieścił błękitny owal. Być może popełnił błąd wcześniej ustawiając go bezpośrednio w szpitalu, być może nie powinien był pozostawiać przejścia otwartego, niedawna rozmowa pozwoliła mu to dostrzec i naprawić. Po chwili pojawił się jak zwykle w swoim pokoju, z tym że tym razem zamknął za sobą jarzącą się na pomarańczowo bramę za szafą. Tak, takie środki ostrożności powinny w zupełności wystarczyć, hipotetyczna możliwość użycia jego „sztuczki” przez złodziei by dostać się na oddział przestała istnieć.
-Wróciłem. Będziemy mieli gości, przeszukają nasze mieszkanie. - poinformował dziewczynę-cyborga bez zbędnych wstępów, wkraczając do przedpokoju.
Ta lekko wytrzeszczyła oczy na tą wiadomość. Zdążyła się już przebrać w domowy luźniejszy strój, zapisując coś w notesie, zapewne wydatki. - Ale..ale jak to? Coś zrobiłeś? Nie mów mi że twoja rasa rytualnie pożera martwe ciała i je tu sprowadzałeś! - krzyknęła trochę koloryzując i wskazując go oskarżycielsko palcem.
-Wiesz że nie jadam.- zaczął od niedbałego odparcia makabrycznego zarzutu. -Nic nie zrobiłem. Ze szpitala znikają rzeczy i organy, ja też potrafię znikać, dlatego ordynator postanowił mnie sprawdzić.- wyjaśnił wzruszając ramionami jakby na nalot służb na mieszkanie nie był niczym nadzwyczajnym.
- Dlatego zawsze mówię, że za bardzo się wyróżniasz! -dziewczyna złapała się pod boki. - Dobrze, że mówisz, przynajmniej bieliznę uprzątnę. Ale nie martw się, zrobimy zakupy, jeszcze trochę nad tobą popracujemy i już nie będą się tak ciebie czepiać. -zapewniła go niania. - Aczkolwiek znikające organy to dość makabryczna wizja.. - mruknęła jeszcze odnośnie całego zajścia.
Zafara nie do końca zgadzał się z dziewczyną, wcale nie uważał że się wyróżnia, a już na pewno nie ubraniem. Po mieście kręciło się zadziwiająco wielu zamaskowanych lub zakapturzonych osobników, do tego stopnia, że duch pustyni był raczej skłonny uznać, że jego płaszcz to wręcz kamuflaż. I czepiać też jakoś nikt się go nie czepiał, a jeśli już, to po raz kolejny, nie z powodu ubioru, a zdolności na które odzież nie miała żadnego wpływu. Nie wyartykułował jednak swoich myśli głośno, przedszkolanka i tak nie zmieniłaby zdania, a on nie miał ochoty jej przekonywać.
- Wiadomo kiedy przyjdą? -zapytała, chwytając kosz z brudną bielizną i ciągnąć go do swego pokoju, tak samo jak odkurzacz.
Długouchy pokręcił głową przecząco. -Tylko tyle że będą dzisiaj.- odpowiedział przejmując odkurzacz. Nie bardzo rozumiał po co Soni chowa go w swoim pokoju razem z bielizną, “goście” i tak pewnie zajrzą wszędzie. Nie pomyślał że zamierzała właśnie teraz zabrać się za sprzątanie. Ciekawe.
- To miłe z twojej strony… odkurz pokoje a ja tu ogarnę. -stwierdziła uśmiechając się promiennie i zaczęła wrzucać brudne ubrania do przytarganego kosza. Jak na przedszkolankę miała brzydki nawyk bałaganienia. Jej współlokator wręcz przeciwnie, bałaganu nie robił wcale, bo też i nie bardzo miał jak. Dematerializacja miała wiele zalet i jedną poważną wadę, w tej postaci nie mógł przenosić żadnych przedmiotów, toteż żeby nie musieć kłopotać się o swój majątek ograniczył go do tego co zdołał upchnąć we własnym ATSie. Brudne ubrania również nie były problemem, dla kogoś kto się nie pocił, nie gubił sierści i kilka razy dziennie wraz z nimi zmieniał stan skupienia. Żadna pralka ani żadna kąpiel nie usuwała zanieczyszczeń tak dobrze. On nawet ciastkiem nakruszyć nie mógł, nie wspominając o brudnych talerzach. Nic dziwnego zatem, że prawie nigdy nie sprzątał, jedynie odkurzaniem mimo protestów dziewczyny zajmował się regularnie, ale tylko dlatego że lubił to robić. Lubił patrzeć jak urządzenie wciąga kurz, a jeszcze lepiej inne małe rzeczy, które wydając rozmaite dźwięki zmierzają rurą do worka. Właśnie dlatego Soni zwykle nie pozwalała mu sprzątać w swoim pokoju, za duże było ryzyko że powciąga cukierki przeznaczone dla dzieci rozsypane na biurku, albo zassie skarpety. Tym razem było jednak inaczej, Zafarze nie trzeba było dwa razy powtarzać, od razu wdusił przycisk i silnik pogromcy wszelkich drobiazgów jakim był w jego rękach odkurzacz zaczął pracować. Po dłuższej chwili było po wszystkim, całe mieszkanie zostało odkurzone i nawet obyło się bez większych ofiar, tylko spinki do włosów i zapasowa bateria do jakiegoś cybernetycznego urządzenia poległy w bitwie o czystość. Soni też uwinęła się błyskawicznie, odkładając na miejsce, układając i pucując co tylko mogła. Zdążyli.
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 08-05-2015 o 20:59.
Agape jest offline  
Stary 04-03-2015, 18:04   #16
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Spotkanie z szefem Valv

Pango siedział spokojnie, bezczelnie gapiąc się na Lu. Tak sobie myślał, jak się czuć względem tego typu istoty. Nie współczuł, było tutaj pokrak od diabła. Sam kiedyś nosił się z czaszką zamiast głowy, nawet było to skutecznie. Chciałoby się założyć, że wszystko co okropnie wygląda musi być okropnie potężne, ale Pango starał się nie popełnić tego błędu. On, z uwagi na zasady tego miejsca, wyglądał jak pluszak. A słaby przecież nie był. Z założenia, nieznajomy mógł nawet być wizualnie pokrzywdzonym producentem waty cukrowej. No, gdyby nie praca. Nie zapisywali się do playboya, tylko do ochrony. Mało kto się na to decyduje, gdy tylko strasznie wygląda.
Mieszając w gębie listek Pango przesunął wzrok na młodziaka, który to tak był rozbawiony jego wyglądem. - Ty pało myślisz, że Pandy się z Wilków rodzą? – spytał, udając, że wziął jego żart w stu procentach poważnie, a przede wszystkim dosłownie.
Osobliwa istota, jaką niewątpliwe był Lu, natarczywie odwzajemniała spojrzenie „Misia” (jakiż to tytuł nadał mu w swojej głowie), nawet gdy ten przestał już zwracać na niego uwagę i rozpoczął konwersację z (jego zdaniem) najnudniejszą osobą w pomieszczeniu. Przedziwne białe oczy, otoczone zielonkawą obwódką, nawet na moment nie zmieniały obiektu zainteresowań. Określenie „przedziwne” pasowało do nich – jak i w zasadzie do całego Lu – z wielu powodów. Pierwszym był oczywiście ich wygląd, wystawały bowiem delikatnie poza obręb jego łysej głowy oraz stanowiły symetryczne koła. Drugim, dość oczywistym ze względu na brak powiek, był fakt, że Lu nigdy nie mrugał, co u większości osób w jego otoczeniu wywoływało przerażające wrażenie. Jednak najistotniejszą z przyczyn odmienności jego oczu stanowił jeden szczegół… tak naprawdę zrobione były z dwóch, płaskich i dobrze wypolerowanych kamyczków. Mimo wszystko wydawały się prawidłowo spełniać swoją funkcję, gdyż Lu był najwyraźniej świadom wyglądu otoczenia i istot, się w nim znajdujących.
Jednakże ten jeden detal z pewnością nie był najdziwniejszą cechą wyglądu Lu. Na szczycie rankingu osobliwości, znalazłby się również jego ciągle rozwarte w lekkim uśmiechu usta, dumnie prezentując szereg białych zębów, zapewne zrobionych z tego samego rodzaju skały co oczy. A biorąc pod uwagę fakt, że jego wargi ani na chwilę się nie spotykały, wydawały się idealnie komponować się z receptorami wzroku.
Nie mogło zabraknąć również nosa, który przypominał bardziej efekt zabawy nożem jakiegoś dziecka niż istotny element twarzy, odpowiedzialny za pobieranie powietrza. Stanowił bowiem jedynie dwa niewielkie otwory w jego głowie… która w żaden sposób nie przypominała normalnej, organicznej formy jak w przypadku zdecydowanej większości istot w wieży. Istotą ów oryginalności mogła być jej prawie doskonała symetria, dziwne plamy i miejscowe poszarzenia… albo lniana tkanina, która stanowiła w całości jej wierzchnią warstwę. Przez wszystkie te elementy, Lu przypominał raczej jakąś bardzo kiepską, starą i tanią dziecięcą zabawkę niż organizm żywy. A wrażenie to nie do końca mijało się nawet z prawdą.
– A z czego? – Lu zwrócił się do „Misia”, nim „Pała” zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. Jego głos zapewne zadziwił większość osób w pomieszczeniu, gdyż w ogóle nie pasował do istoty o takim obliczu. Nie był przerażający, ani nawet nieprzyjemny. Przypominał łagodny głos młodego chłopca, który rozpoczynał dopiero swą przygodę zwaną życiem. Natomiast pytanie, które zadał mimo swojej niedorzeczności, nie wydawało się być żartem czy kpiną.
- Oh...też się chętnie dowiem… -odpowiedział blondyn uśmiechając się bezczelnie, gdy usłyszał pytanie które wypłynęło z ust Lu.
-Z innych pand! - Odparł, z szczerym zdziwieniem i wyraźnie biorąc niewiedzę pozostałych na poważnie. - Z jakich w światów jesteście? Co, u was jeden gatunek rodzi dzieci innemu? - zapytał, zadziwiony. - Przecież to bez sensu!
-Mhm - Lu pokiwał energicznie głową. -Mnie stworzył Twórca! A w moim świecie też są pandy. Wiedziałem je kiedyś z Eliotem w zoo! Tylko że tamte były większe i nie potrafiły mówić… ale też jadły takie listki.
-Pff...też jestem duży. - w sumie wszystko mu jedno co inni mówią, ale zrobiło mu się smutno za pandy w zoo. Lubił te zwierzęta. Inaczej by tak nie wyglądał. Rozejrzał się po zgromadzonych. - W ogóle wiadomo ile tu płacą? I kiedy zacznie się nabór?
-Ja nie wiem. Przyszedłem tu dla zabawek - odparł poważnie Lu, kręcąc głową. Po chwili utkwił spojrzeniem w błękitnookim. -Może ty wiesz Pało?
- Ta łysolku, wiem że zaraz ma po nas ktoś podejść, ponoć ma jakiś ważny telefon. -stwierdził wskazując na jedne z drzwi, za którymi ktoś się poruszał. - A co do ciebie mały to wiesz… kto wie co by tam wyszło z mieszanki Wilczka i Pandy. - wzruszył ramionami, zaś towarzysz Pango przewrócił oczyma widocznie zniesmaczony taką ilościa indywiduów w tym miejscu.
- Płaca jest nieznana. -odezwał się milczący do tej pory dziwny stwór z rupieci. Jego głos przypominał trochę rozdrabniarkę do metalu włączoną na pełnych obrotach.
No to trzeba będzie czekać na pracodawcę albo wyczytać z kontraktu. Przecież nikt nie pracuje za “co jest w pudełku?”. Czekanie nie było specjalną przeszkodą dla Pango. Lubił czekać, w spokoju. Nie lubił za to siedzieć z masą ludzi w jednym miejscu...więc ostatecznie miał mieszane uczucia. Nie miał już ze sobą gazety, nie mógł sprawdzić godziny, czy w inny sposób dowiedzieć się, za ile powinien mieć miejsce planowany nabór...Ale to też nie miało znaczenia. Dla biznesmenów telefon był ważniejszy od wszystkiego innego. Każdy jeden z nich musiał lizać komuś tyłek.
Panda westchnęła, czekając.
W przeciwieństwie do Pandy Lu o wiele gorzej znosił czekanie, natomiast nie przeszkadzało mu towarzystwo tak różnorodnych istot. Machając swoimi krótkimi kościanymi nogami, które nie dostawały nawet do podłogi, przyglądał się z zaciekawieniem obecnym. Pale poświęcił jedynie kilka sekund, gdyż ten wyglądał nazbyt zwyczajnie, by mógł być ciekawy. Z uwagą lustrował za to resztę potencjalnych ochroniarzy. Wilczek wydawał się nieco groźny, Misiu uroczy, a Robocik… Lu jakby się starał nie mógł znaleźć nań dobrego określenia. Przechylając głowę na boki, niczym nic nierozumiejący psiak, w końcu postanowił przerwać chwilę ciszy.
- A ciebie kto stworzył, Robociku? – zapytał blaszanego jegomościa.
- Stworzył? - istota podrapała wnętrze dziury która stanowiła ucho widelcem. - Sam się zrobiłem, tak jakby. -stwierdził, a z wypustków na ramieniu wyleciała kolejna porcja śmierdzącego dymu.
Odpowiedź Robocika zdumiała Lu, do tego stopnia, że nagle przestał wywijać nóżkami i zamilkł na dłuższą chwilę. Usilnie starał się wyobrazić w jaki sposób ktoś mógł sam siebie zbudować. Niestety jego skromny umysł, mimo bardzo wybujałej, dziecięcej fantazji, nie był w stanie ogarnąć tego obrazu. Widząc brak jakiegokolwiek efektu na tym polu, postanowił skorzystać z nieco łatwiejszej drogi.
-A… Ale jak? - dociekał ze znaną wielu rodzicom, dziecięcą ciekawością. Od pierwszej chwili przybycia do wieży, napotykał różnorakie kreatury, konstrukcję, urządzenia czy inne nieznane mu wcześniej rzeczy, które jego niezbyt szczodrze obdarowany inteligencją umysł nie był w stanie ogarnąć, jednak ciekawość nie pozwalała ignorować. Z tego powodu przyjął taktykę, ciągłego wypytywania o te dziwa każdego kogo napotkał.
- Normalnie. -odparł stwór. - Leżałem w wielu miejscach, więc postanowiłem się zbudować by być w jednym. -stwierdził, jak gdyby była to oczywista oczywistość. W tym czasie tez Wilczur odezwał się do Pango.
- Właściwie nigdy mi nie mówiłeś...wszystkie Pandy w twoim świecie mówią?
-Nie. - przyznał, zeskakując z miejsca. Swoimi małymi nóżkami podreptał do okna za którym znajdował się zagadany biznesmen, aby zapukać w nie. Teoretycznie zmniejsza to jego szanse na znalezienie zatrudnienia, w praktyce jednak mógł wykorzystać ten czas na szukanie innej roboty.
Zapukanie w drzwi wyraźnie zaskoczyła biznesmena, bowiem przez szkło dymne było widać jak przestaje krążyć po pokoju. Po chwili zbliżył się do drzwi i powoli otworzył je, zaś zebrani usłyszeli ostatnie słowa które wypowiedział do telefonu komórkowego.
-...life 3...może w przyszłym roku. - mówiąc to rozłączył się,chowając telefon do kieszeni spodni. Był to człowiek pokaźnej postury, z okrągłymi okularami na nosie. Czerwona koszula zapinana rzędem guzików opinała dość ciasno jego ciało, a nie pasujące do pozycji jeansy dodawały mu bardziej przyjaznego wyglądu. Jednak tym co wyróżniało go z tłumu była siwa, krótko przystrzyżona broda, która świeciła niczym posypana brokatem. Złote rozbłyski niczym gwiazdy skakały po pucołowatych policzek szeroko uśmiechniętego właściciela firmy.


- Och wybaczcie zapomniałem o was...wszyscy na rozmowę o pracę? - upewnił się, zerkając po zebranych.
- Tak. - odparła panda, niewzruszonym głosem. - A przynajmniej ja i tamten wilk. To się liczy. - dodał, równie obojętnie. “Zapomniał” o nich. Cóż, przynajmniej mieli niesłychanie szczerego pracodawcę. Pango nie mogło to mniej interesować. Wyglądał jednak na poczciwego człowieka, więc może nie będzie to najgorsze miejsce pracy.
-Ja też! – zawołał entuzjastycznie Lu, który w chwili wyłonienia się zza drzwi połyskującego mężczyzny, zeskoczył z krzesła. Jego kościste nogi delikatnie opadły na podłogę, a koronkowe, potargane ponczo lekko zatrzepotało przy tym. Natomiast drugi, a zarazem ostatni element ubioru Lu jakim był szalik, przekrzywił się nieznacznie na lewą stronę.
Podszedł do Misia i dopiero w tej chwili zebrani mogli wyraźnie dostrzec, że oboje byli podobnego wzrostu. Jednakże Lu nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, gdyż całą jego uwagę absorbowała mieniąca się broda mężczyzny, który (być może) miał zostać jego przyszłym pracodawcą.
- My też. - stwierdził blondyn podnosząc rękę i wskazując rupiecioosobnika. Uśmiechał sie przy tym dość pewnie, raczej nie widział konkurencji na stanowisko ochroniarza w małej lalce i misiu. Mężczyzna o świecącej brodzie, podrapał się po niej palcem, po czym zaczął wskazywać kolejno palcami.
- Ty, i ty. - wskazał Wilczura i blondyna. - Dostaniecie dzienną zmianę w ogólnej części sklepu, zasady wyjaśni wam moja sekretarka w pokoju 111. -stwierdził bez ogródek. - Ty...praca przy wejściu towaru raczej będzie ci pasować. -stwierdził wskazując na rupiecia. - A wasza dwójka… -dodał zerkając w dół na Lu i Pango. - Jesteście pewni, że poradzicie sobie jako ochroniarze? Nie wątpię, że możecie być silni, ale główną cechą ochrony ma być odpowiedni wygląd. Trzeba budzić respekt, by nie było trzeba pokazywać siły. -stwierdził krzyżując ramiona na piersi. - Może znacie się na czymś innym, co mogłoby się mi przydać? -zasugerował, a ze chyba nie lubił tracić czasu, dodał jeszcze do wszystkich. - Kto ma zamiar zdawać najbliższy test?
Ręka Lu uniosła się w górę na dźwięk ostatniego pytania –Ja! - Wprawdzie jeszcze nie wiedział, kiedy ów test ma mieć miejsce i czy istnieją jakiekolwiek wymagania przy rejestracji, jednak nie uważał tego za jakiś większy problem.
Gdy w końcu nieco ochłonął, podrapał się po szmacianej główce. Krótką chwilkę rozmyślał nad odpowiedzą na wcześniejsze pytanie mężczyzny, po czym znów zwrócił się do niego, również i tym razem nie kryjąc entuzjazmu.
Ja potrafię zabawiać dzieci. Marionetkami, kukiełkami i innymi zabawkami.
Pango przeżuł coś w gębie. Raczej nie przekleństwo, prędzej wyraz zmęczenia samą ideą powinności dowiedzenia czegokolwiek.
Na swoich małych nóżkach od człapał od zebranych kilka kroków, odwracając się do nich plecami, po czym w diabelnie szybkim tempie zaczął rosnąć i rosnąć, aż w końcu odwrócił się z potężnym, zwierzęcym rykiem, obnażając ostre zębiska.


Jego czarne futro zaczęło rozchodzić się na wszystkie strony w nieuporządkowany sposób a twarz nabrała dość agresywnego wyrazu. Nawet gdy przerwał ryk i wyprostował się, wyglądał nieco groźnie. Choć poza wzrostem prawie pięciu metrów, wyglądał na typowego gbura, z dużym, grubym piwnym brzuchem.
- Mam licencję na zmianę wzrostu. – odparł, krzyrzując ręce na piersi. - Żebym się mieścił gdzie chodzę. Jestem też dobrym mechanikiem. W miarę. – dodał po chwili. - Chcę dwieście tysięcy na wpisowe do egzaminu, wszystko mi jedno co mam robić. Byle legalnie i z umową o pracę. – wyjaśnił się.
Świetlistobrody zaklaskał na widok pokazu Pandy, która musiała stać niezwykle zgrabiona, by zmieścić się w pomieszczeniu. - Wspaniale! Ale już możesz wrócić do bardziej praktycznych rozmiarów. -zasugerował, po czym uśmiechnął się promiennie. W tym czasie wszyscy zebrani po za blondynem unieśli dłonie, oznajmiając swa chęc uczestnictwa w teście.
- Świetnie,świetnie...moja sekretarka spisze wam umowy. Zgadzacie się na układ, praca przez najbliższy tydzień za opłacenie testu? -zagadnął, oczekując reakcji zebranych. - Dla ciebie też coś znajdę. -dodał w stronę osobnika lubiącego zabawę z dziećmi.
-Stoi. - kiwnął głową, malejąc równie szybko co rósł.
Lu z pewnością zaznaczyłby swe zadowolenie szerokim uśmiechem, gdyby nie był on już przyszyty do niego na stałe. Z tego powodu nie pozostało mu nic innego jak wzorem Misia pokiwać głową. Był bardzo ciekaw, cóż to za pracę znajdzie dla niego lśniący brodacz.
 
Hazard jest offline  
Stary 04-03-2015, 18:55   #17
 
Suchoklates's Avatar
 
Reputacja: 1 Suchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skał
"Im większy przeciwnik, tym ciężej upada"
Nie znęcaj się nad wolniejszymi...
Chyba, że Ci za to dobrze płacą.

Przeciągnął się, ziewając szeroko i zerkając w stronę tacy z łakociami. Wciąż zostało trochę szarlotki, którą wziął sobie w formie deseru, a także parę czekoladowych ciastek. Po głównym daniu, pieczonym kurczaku z ziemniakami, pozostały tylko resztki. Szarowłosy westchnął cicho, czując, że zjadłby jeszcze z dziesięć takich. Sięgając po jedno z ciasteczek powrócił wzrokiem do ekranu telewizora i z beznamiętnym wyrazem twarzy, zajadając sobie smakołyka, przyglądał się chwilkę wielkoludowi. Nie lubił schodzić byle po co, jednak w tym przypadku stwierdził, iż jest to dobre lekarstwo na ogarniającą go nudę. Uporał się najpierw z ciastkiem, a potem wstał z miejsca, aby rozejrzeć się za swoją marynarką, którą znalazł leżącą w sypialni na podłodze. Nałożył ją na siebie i otrzepał niedbale, kierując się do wyjścia.
W windzie posłuchał sobie jakieś śmiesznej melodii, która zmieniała się zależnie od kaprysu menadżera - dzisiaj był to spokojny jazz. Dźwięk windy zatrzymującej się na piętrze oznajmił koniec przejażdżki, a Yo ruszył do stolika przy którym siedział brodaty jegomość. Po drodze zgarnął jedno wolne krzesełko.
-Mogę dołączyć?
Zapytał i nie czekając na odpowiedź usiadł sobie, jak gdyby nigdy nic - z wesołym uśmiechem, obok gościa w hełmie, spoglądając mu przy tym na rękę.
-Oj, oj Szefie. W tej partii nic nie ugrasz. - Zacmokał ustami udając zmartwienie.
Małe oczka wielkoluda zerknęły w dół na sylwetkę szarowłosego młodziana. Mięśniak wypuścił głośno powietrze nosem, gdy myślał nad czymś, a karty między jego grubymi paluchami, wyglądały jak replika dla małych dzieci.
- Gram… -stwierdził w stronę krupiera, grubym głosem. - I wy też… - dodał w stronę kulących się ze strachu innych graczy, którzy od razu poczęli wpłacać swoje stawki. - Ty też mały ludziku masz grać. -dodał, zaciskając drugą dłoń na krawędzi stołu który popękał lekko.
-Oke, Szefie. - Oznajmił beztrosko młodzieniec, sięgając do wewnętrznej kieszonki marynarki i wyciągając z niej gumę balonową. Ruchem ręki dał znak krupierowi, aby tym razem zarzucił mu parę kart. Yo przyszedł bez żadnych żetonów, więc obserwował jeszcze przez moment przebieg rozgrywki z boku. Dykcja wielkoluda sugerowała niski iloraz inteligencji, więc szarowłosy nie spodziewał się, aby ten zwrócił na niego uwagę dopóki będzie udawał, że gra razem z nimi.
Albo dopóki nie zrobi czegoś głupiego. Czekał do końca partii, a gdy już sięgającemu po pulę wielkoludowi wydawało się, że wygrał kolejną turę, siedzący obok niego mały ludzik zrobił coś szalonego.
-All in! - Zawołał wesoło, rzucając przeżutą gumę wprost na stos żetonów i rzucając karty na stół. - Chyba tym razem, to ja wygrałem, Szefie. - Dodał, choć w rzeczywistości nie miał pojęcia o sile kart, które miał przed sobą. Nie wspominając już o tych wszystkich zasadach z którymi jego akcja była niezgodna. Ale jeśli coś łączyło hełmiastego i szarowłosego, to z pewnością był to brak poszanowania dla zasad i ich nieznajomość.
- Co Ty… -zaczął prymityw wykręcając swoją głowę w stronę chłopaka, zaś twarz w grymasie wściekłości. Nim jednak jego kły zostały w pełni obnażone, noga Yoshidy rozbiła krzesło pod jego wielkim zadem. Mięśniak zaskoczony zachwiał się i łupnął plecami o podłogę kasyna. Pobliscy grający z krzykiem poderwali się od swoich stolików, odskakując od bójki.
-Ostrożnie Szefie. - Wypalił młodzieniec zrywając się z krzesła i schylając nad wielkoludem, aby chwycić jego dłoń nim ten otrząśnie się z zaskoczenia. Brodacz miał jakieś trzy metry wzrostu, więc w normalnych okolicznościach Yo musiałby zadzierać głowę do góry, aby na niego spojrzeć, a żeby przywalić mu w tę brzydką twarz musiałby się naskakać. Ale teraz był dokładnie tam gdzie szarowłosy go chciał. Prawie.
Yo szarpnął przeciwnika za rękę, niby pomagając mu wstać, ale w rzeczywistości planując zdzielić go w mordę, gdy ta znajdzie się na odpowiedniej wysokości. Niestety wielkolud drgnął tylko, napinając swoje mięśnie i szczerząc kły - widać nie tylko wzrostem obdarzyła go natura, ale i odpowiednia do tego siłą.
- Ty mały… -warknął, a to że sztuczka z pociągnięciem się nie udała, sprawiło, że zdołał odchylić łepetynę przed pięścią. Zamachnął się zaś swoim wolnym łapskiem, jednak zrobił to tak ociężale, że Yo zdążyłby jeszcze zrobić sobie kanapkę, przed unikiem.
-Ty duży... - skontrował Yoshida nie dając za wygraną i natychmiast kontynuując natarcie. Naładował swój cios Shinso i łupnął pięścią w podniesioną rękę brodacza. Coś trzasnęło przy tym w ramieniu wielkoluda, gdy tylko naładowana energią pięść Yoshidy w nie uderzyła. Ryknął z bólu, ale dodatkowe łupnięcie w pysk w postaci fali uderzeniowej Shinso skutecznie i szybko zamknęło mu gębę, wywracając brodacza na plecy. Jeden z jego kłów wyleciał z ust wybierając się na podniebny spacer, w sobie tylko znanym kierunku.
Szarowłosy westchnął cicho, po raz kolejny przekonując się o przydatności Shinso, za którym przecież nie bardzo przepadał. - To wszystko? - Mruknął zerkając na olbrzyma lekko zawiedziony i odsunął się, aby poszukać jakiegoś typa z ochrony na sali. - Zajmijcie się resztą, oke?
Jednak nim ochroniarze ruszyli w stronę brodacza, Yo usłyszał głośny ryk gniewu, a wielkie łapsko agresora oparło się na ziemię, gdy ten powoli się z niej dźwigał. Krew ciekła z jego prymitywnej mordy, zaś oczka płonęły gniewem w najczystszej postaci.
-Zabije cie ty jebana mrówko… - warknął w stronę szarowłosego, chwytając zdrową ręką za stół do gry w pokera i unosząc go wysoko nad głowę, jako prowizoryczną broń.
-Hm... - Chłopak słysząc groźbę stanął bokiem do wielkoluda i spojrzał na niego chłodnym, nieprzyjemnym wzrokiem. - W takim razie chodź i spróbuj. - Oznajmił, kiedy olbrzym stał już na nogach.
Wielkolud ryknął i zamachnął się stołem niczym dyskiem, jednak nie wypuścił go z ręki. Mebel śmignął nad głową Yo, który wprawnie przykucnął, by uniknąć brutalnego ataku, a następnie wybił się w górę. Śmigając w powietrzu w stronę wykrzywionej w grymasie gniewu mordy brodacza. Ten nie miał jak się bronić - jego ręka nie wyhamowała jeszcze po zamachu stołem. Otwarta dłoń uderzyła mocarnie w jego krtań, aż wybałuszył oczy, a krew wyleciała z jego pyska - na szczęścia nie ubrudziła Yo, który odbijając się od sadła wroga, wylądował już dość daleko pewien, że tym razem to już koniec tego przykrego pojedynku.
Ale wielkolud nie miał zamiaru dać tak łatwo za wygraną, rzucił się do przodu i swoja uszkodzoną ręką, w desperackim ataku chciał pochwycić szarowłosego. Jednak ponownie przecenił swoje możliwości, bo Yo bez problemu usunął się z drogi ataku, przechwycił go, a potem wytężając swe mięśnie, przerzucił olbrzyma nad sobą. Cielsko giganta gruchnęła o podłogę, tak że zatrząsł się niemal cały pokój. Źrenice wroga zniknęły gdzieś w górze czaszki, a lekkie drgania wskazywały, ze szybko niewstanie.
Młody odetchnął tylko ciężko, choć raczej bardziej na pokaz niż ze zmęczenia, otrzepał marynarkę i zwrócił się w kierunku ochrony:
-Teraz możecie się nim zająć
Ochroniarze szybko ruszyli w stronę nieprzytomnego olbrzyma by wyciągnąć go w odpowiednie miejsce i jakoś związać, by potem wyciągnąć odszkodowanie za straty. Cała sala na chwile wypadła z obiegu, zarosiła się od sprzątaczy, oraz ludzi którzy mieli przywrócić tu porządek. Yo zrobił swoje.
Mógł więc wyjść, aby poszukać jakichś typków do obicia na zewnątrz. Nie bardzo przejmując się tym całym bałaganem, jak i innymi problemami kasyna ze spokojem skierował się w stronę wyjścia. Po drodze zgarnął swoją parasolkę, którą z reguły pilnowali ochroniarze przy wejściu - inaczej by im wpieprzył - i tak wyekwipowany ruszył na nocne łowy.
 
Suchoklates jest offline  
Stary 06-03-2015, 10:41   #18
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Maka - pacyfistka

Mężczyzna wysłuchał występu Maxwella z typowym dla siebie olewnictwem. Jeśli muzyka, czy ogólnie sztuka były stworzone do wywoływania w odbiorcach jakiekolwiek, nawet najdrobniejsze emocje… Grajek zdawał się na to w żaden sposób niepodatny. Pewnie jakby spytać jego sąsiadów wypowiedzieliby się wręcz przeciwnie. Kilku z nich wdało się w ręczną sprzeczkę z gitarzystą z powodu muzyki. Chyba żaden jednak nie zwrócił uwagi, że powodem bójki nie były same dźwięki a poziom głośności, na jakim miłośnicy ortalionu ich słuchali.
Ukryta pod kapturem głowa zwróciła się w stronę dziewczyny. Lekki ruch czarnego materiału świadczył o tym, że Grajek zmierzył nieznajomą od głowy do stóp. Gdy mężczyzna zaklasyfikował ją do kategorii “Chce rozmawiać - Nie wydaje się groźne” podniósł się z ziemi i otrzepał swój płaszcz.
- Dziękuję za miłe i mam nadzieję szczere słowa. - mówiąc to, ukłonił się lekko. Dało mu to chwilę na zastanowienie nad tym, co mógłby powiedzieć - Miałabyś coś przeciwko wyjściu na, nazwijmy to świeże powietrze? Już dość mam siedzenia w tym miejscu.
Dziewczyna lekko zarumieniła się, ale starała się to wprawnie ukryć. - Um… pewnie, nie ma problemu. -stwierdziła, żarliwie kiwając głową na tak. - Jestem Maka. -dodała, uśmiechając się promiennie w stronę zamaskowanej postaci.
- Mów mi Grajek. - odparł gitarzysta, kłaniając się po raz kolejny, jednocześnie obdarzając dziewczynę uważnym spojrzeniem, którego ta nie mogła zauważyć. - Proponowałbym przechadzkę po jakimś parku. Powietrze zaraz po deszczu jest niezwykle orzeźwiające, a krople zachowane na liściach powinny dawać śliczne tęcze. - Mężczyzna nie miałby nic przeciwko, gdyby rozmówczyni zgodziła się właśnie na tę opcję. Na coś bardziej wyszukanego mogło go zwyczajnie nie stać, a kultura czy tam wychowanie chyba wymagało, by on płacił. - Chyba, że życzysz sobie posiedzieć w jakimś cichym i spokojnym miejscu, to może uda nam się coś znaleźć. - Grajek wyciągnął w stronę Maki rękę, oferując podparcie w czasie spaceru.

- Umh...lubię spacery. -stwierdziła krótko, nieśmiało opierając swe ciało na podstawionej ręce. Chwilkę szła przy Grajku w milczeniu, gdy wilgotnymi ulicami kierowali się w stronę pobliskiego ośrodka natury. - Czemu chowasz się pod płaszczem? -zapytała w końcu, wyraźnie zaciekawiona tą kwestią.
Mężczyzna początkowo sprawiał wrażenie, że w ogóle nie usłyszał pytania, po czym nagle roześmiał się. Jego śmiech był ciepły i przyjacielski.
- Czy jakbym powiedział, że jest to mój image sceniczny, to byłabyś zadowolona taką odpowiedzią? - odpowiedział pytaniem, przyglądając się dokładnie dziewczynie.
Ta zaś energicznie pokręciła głową na boki. - Na scenie nie powinien liczyć się wygląd, a talent! - odparła pewna swych słów. - Tam przemawia muzyka, a nie to, co się ma na sobie.
- Rozumiem. - odparł Grajek - Płaszcz noszę głównie po to, by ukryć swoją twarz. Dzięki temu mam nadzieję osoby, które mnie znają, a których ja nie znam, nie rozpoznają mnie, a zwrócą jedynie uwagę na rzucające się w oczy odzienie. Jak to mówią, najciemniej pod latarnią.
Dziewczyna wyglądała na widocznie skonfundowaną tą wypowiedzią. Zmrużyła oczy, przetwarzając te słowa, ale za nic nie mogła znaleźć w nich satysfakcji. - Ale czemu ty miałbyś ich nie znać o oni ciebie już tak? Jesteś ścigany? -zdziwiła się, a Grajek poczuł, jak odruchowo lekko odsunęła od niego swe ciało.
- Trudno mi powiedzieć. - odpowiedź pojawiła się po chwili milczenia. - Nie pamiętam, bym zrobił coś, za co miałbym być ścigany i raczej przestępcą nie jestem. Problem w tym… że pamiętam tylko kilka ostatnich dni.
Dziewczyna była wyraźnie zdziwiona...ale i zaintrygowana tymi słowy. Uspokojona tym, że nie przechadza się ze złoczyńcą, znowu lekko zbliżyła się do niego i zasypała gradem pytań. - Ale jak to możliwe? Co się wtedy stało? Ktoś Cię napadł, uderzyłeś się w głowę?
- Jeśli jesteś zwiadowcą, to masz bardzo bezpośredni sposób wydobywania informacji. - zaśmiał się gitarzysta. - Wtedy pewnie musiałbym zapytać, dla kogo pracujesz. Czyż nie? Ale jak tak bardzo ciekawa jesteś, to odpowiem. Więc pewnego dnia otwarłem oczy… - zrobił przerwę, by podnieść napięcie - i niczego nie pamiętałem. Nawet tego, że jestem w Wieży.
Dziewczyna lekko zarumieniła się od pierwszej części wypowiedzi. - Nie jestem żadnym szpiegiem! -speszyła się. Oparła się wygodniej na okrytym płaszczem ramieniu. - Po prostu chciałam czegoś się o tobie dowiedzieć. W tej wieży większość tylko biegnie na szczyt, nie zwracając uwagi na innych...to jest takie nie w porządku. -stwierdziła, spuszczając głowę.
- No cóż. W tej kwestii pewnie nie znajdziesz we mnie pocieszenia. Bo prawdopodobnie sam się zaliczam do tej większości. - odparł mężczyzna. - Pewnie, gdybyś ty do mnie nie zagadnęła, pewnie potraktowałbym cię tak jak każdego innego. Nie zwrócił uwagi. Ale u mnie to raczej kwestia braku pamięci. No i też nie spieszy mi się na szczyt.
- Mi też nie. -stwierdziła Maka. - Na tych wszystkich pietrach jest tyle do zobaczenia… nie ma po co tak pędzić. -podkreśliła swój punkt widzenia.
- Jeśli chcesz zobaczyć wszystko, to może jednak jest sens się wspinać? - zapytał Grajek – Wiesz, na dół zawsze można wrócić. A nigdy nie wiadomo jak to będzie z testami. Zawsze możesz się wspinać, by mieć większy wybór w piętrach, na które możesz powrócić.

- Nie wiadomo też czy nie zginie się w czasie testu… -dostrzegła dość smutno. - Wiesz, nie należę do najodważniejszych. Myślałam, że to wszystko będzie łatwiejsze. Jednak tu jest tyle potężnych istot, nie mogę się z nimi równać. I tak nie mam wielkich szans, by dostać się na szczyt.
- Wydaje mi się, że jeśli nie jesteś w stanie czegoś sama zrobić, to możesz zawsze znaleźć tych kilku, którzy nie myślą tylko o sobie i razem z nimi się wspinać. W grupie zawsze łatwiej i raźniej. - odpowiedział Grajek.
- Mało kto chce się wspinać z kimś słabym i mało przydatnym. -odparła mu smutnym głosem, ale szybko spróbowała wydać się trochę weselsza. - Ale będę dużo ćwiczyć i na pewno w końcu ktoś mnie przygarnie do drużyny!
- Trening jest bardzo dobrym pomysłem. Bycie mocniejszym niż przeciwnik zwiększa szanse na przeżycie. Ale popełniasz jeden błąd. Zamiast czekać, aż ktoś weźmie cie do drużyny, załóż własną i poszukaj do niej osób. - odpowiedział mężczyzna, po czym się zaśmiał. - Ale nie bierz raczej moich słów na poważnie. Mogę się mylić. W końcu mam amnezję.
- Jak dla mnie...brzmi to dość mądrze. -stwierdziła i uśmiechnęła się promienie, po czym nabrawszy powietrza w płuca, jak by szykował się do nurkowania, lekko stremowanym głosem zapytała. - To...to chcesz być w mojej drużynie?
Grajek niemal wybuchnął śmiechem.
- A czy to mądrze jest brać pierwszą lepszą osobę do drużyny? Nic o mnie nie wiesz, chociaż pewnie nawet po całodniowym wypytywaniu mnie nie będziesz wiedziała dużo więcej. - zaczął wyjaśniać przyjaznym tonem - No i fakt, że sam nie wiem, czy chcę się wspinać, czy nie. A to tylko te drobne problemy.
Słysząc śmiech Grajka, uszy dziewczyny zapłonęły rumieńcem. - Umh...wiem, że ładnie grasz na gitarze. - zauważyła. - Zresztą od czegoś trzeba zacząć, a jeżeli nie masz motywacji, to może zmotywuje Cię to, że inni chcą się wspinać! -dodała, zaciskając piąstki w geście dalszej walki o potencjalnego sojusznika. - No ale skoro nie chcesz to może znajdę tego w cylindrze i jego zapytam… -dodała, z błyskiem w oku zerkając na “zapłaszczonego”.
- Jak już mówiłem wcześniej, nie zwracam uwagi na innych. Także rywalizacja nie jest dla mnie dobrą motywacją. Ale możesz próbować dalej. - odparł mężczyzna. W jego głosie nie dało się wyczytać, by przejął się “szantażem” Maki - Na Twoim miejscu najpierw zastanowił się, jakie klasy potrzebujesz do drużyny, a później wybadał kto, do której pasuje. Więc przedstawicieli, których pozycji potrzebujesz? - zapytał, jednak dalej bez zaciekawienia.
- Na pewno jakiegoś zwiadowcy i łowcy...bo ja znam się trochę na shinso. -stwierdziła Maka, gdy kilka kropel wody opadło na nich z góry z liści. - A ty pamiętasz, chociaż co umiesz?
- Pamiętać nie pamiętam. Ale powiedzmy, że doświadczalnie sprawdziłem i wyszło mi, że shinsoista mający trochę z łowcy. - odparł Grajek. - Ale tylko trochę.
- No mi mimo starań nie idzie najlepiej. Wszyscy pochodzą ze światów, gdzie mieli jakieś super moce… moją jedyną była chyba umiejętność, zjedzenia całej tabliczki czekolady. -dodała, nadymając lekko policzki.
Gitarzysta zatrzymał się w miejscu nagle. Widać dość mocno zdziwił się słowami dziewczyny.

- A duże te tabliczki czekolady były? - mężczyzna zadał jedyne, nawet nie do końca sensowne pytanie, jakie przyszło mu do głowy. - Co prawda do wspinaczki dalej mnie nie zmotywowałaś, ale jeśli ci bardzo zależy, to w ostateczności mogę się zgodzić na wspólny trening.
- Byłoby świetnie! -ucieszyła się Maka. - A co trenujesz, gdzie, kiedy, zaczynamy? -zasypała go kolejnym gradobiciem pytań.
- Trenuję swoje ciało i swoje moce. Robię to w pewnym miejscu, gdzie mogę Cię zaprowadzić. Jednak znajduje się w mało ciekawej części sektora, ale przy mnie nie powinna Ci się stać krzywda. A zacząć możemy, jak tylko przekonasz właściciela tego miejsca, by Cię wpuścił - wyjaśnił Grajek. - W czasie treningu będziemy po prostu ze sobą walczyć. Jak wygrasz któryś pojedynek, to dołączę do twojej drużyny. Za każdą przegraną przez tydzień będziesz mi szykowała jedzenie i robiła zakupy. Jak chcesz, to możemy pomyśleć o jakiś motywacyjnych nagrodach za liczbę trafień, czy czas utrzymania na nogach.
- Ja nie lubię walczyć i się bić… -westchnęła Maka, wyraźnie zniesmaczona taką propozycją. - Czy wszyscy mężczyźni nie ważne, z jakiego świata muszą myśleć w tak prymitywny sposób? -dodała, pod nosem mocno retorycznie.
- Rozumiem więc, że wybrałaś wspomaganie innych na polu walki? - zapytał, nie komentując uwagi dziewczyny - A co zrobisz, gdy nie będziesz miała kogo wspomagać? Będziesz musiała walczyć sama. Co prawda możemy trenować, jak tylko chcesz, ale wydaje mi się, że najlepszym przygotowaniem do nadchodzących walk jest staczanie innych walk. Jeśli boisz się o swoje zdrowie, to nie martw się. To miejsce ma przed tym zabezpieczenia.
Dziewczyna skrzywiła się i wypuściła ramie zakapturzonego. - Wiesz co, myślałam, że skoro cenisz sztukę, to myślisz trochę inaczej niż wszyscy. Ale byłam w błędzie. -stwierdziła, zerkając na niego spode łba. - Tylko walka, walka i szukanie w innych przydatnego w niej elementu. Ja nie mam zamiaru nikogo wspomagać, zabijać czy ogólnie brać udziału w potyczkach. Jeżeli nie będzie się dało znaleźć testów bez tego elementu, to ich nie podejmę. – prychnęła, po czym odwróciła się na pięcie, by ruszyć w przeciwną do Grajka stronę.
- I porzucisz swoje marzenie tylko dlatego, że nie chcesz podjąć walki? - zapytał, nawet nie odwracając się. - Uważasz, że Wieża działa źle? Więc zmień to. Nikt inny tego nie zrobi, bo większość myśli tylko o sobie. Ale nie uda ci się tego osiągnąć, jeśli nie będziesz podejmowała testów, które pewnie w większości będą polegały na krzywdzeniu innych. - dopiero teraz odwrócił się do dziewczyny. Spod płaszcza wyjął dwa metalowe pręty. Sprawnym ruchem połączył je w kij, który w kilku miejscach pokryty był runami. - Wiesz czemu kij, a nie dajmy na to miecz? - zadał pytanie pozornie niezwiązane ze swą wcześniejszą wypowiedzią.
- Nie obchodzi mnie to! Nie mam zamiaru nikogo zmieniać na siłę, nie tak spełnia się marzenia! Każdy powinien zrozumieć to samemu, a nie dlatego, że ktoś tak chciał! – krzyknęła, dając upust emocją, ale zatrzymała się tyłem do Grajka, nie odwracając się nawet w jego stronę.

Mężczyzna niespodziewanie wystrzelił w stronę Maki, używając energii shinso do przyspieszenia swoich ruchów. Trzymaną w ręku bronią przejechał po szyi dziewczyny. Wystarczająco mocno by poczuła, jednak nie na tyle, by zrobić jej jakąkolwiek krzywdę. Następnie wykonał obrót o 180 stopni i schylił się. Spowodowało to, że jego twarz stała się widoczna dla jego rozmówczyni i nikogo innego. Przeszkadzał w tym kaptur w dalszym ciągu tkwiący na głowie i fakt, że Grajek niemal dotykał się nosami z Maką.
- Właśnie dlatego używam kija. - powiedział tonem świadczącym, że wyjaśnia to jakąś ważną kwestię. - Jeśli chcesz, możesz iść ze mną. Moje warunki znasz. Spełnisz je, to ja pomogę ci spełnić twoje marzenie. Wybór należy do ciebie.
- Nic nie rozumiesz… -westchnęła Maka, wymijając go i zerkając przez ramie z żalem. - A szkoda, myślałam, że w tym domu szaleńców jest chociaż jedna normalna osoba. Do zobaczenia Grajku, chociaż nie sądzę, by to się stało, w końcu skoro tak ci zależy na walce, to na pewno dojdziesz wyżej szybciej niż ja. - mówiąc to, ruszyła bez słowa w swoją stronę.
– Możliwe, ale czy ty rozumiesz? – rzucił w przestrzeń szeptem. Następnie wskazał dziewczynę dłonią. Powietrze między nimi przez chwilę zdradzało obecność srebrnego pobłysku. Trzeba przyznać, miała charakter, ale z jej podejściem lepiej było jej pilnować.
Z uśmiechem na skrytej pod kapturem twarzy ruszył do swojego mieszkania.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 06-03-2015 o 17:25.
Karmazyn jest offline  
Stary 07-03-2015, 01:31   #19
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Sektor testów

Ryo

Kłopotliwy klient


Kiedy praca dziewczyny dobiegła końca, ta naprawdę czuła się wycieńczona. Krasnalek nie tolerował lenistwa i leserstwa. Gdy dziewczyna kończyła z jednym elementem, już czekał na nią kolejny. Przez jej dłonie tego dnia przewinęło się kilka ostrzy, jednego nie zdążyła dokończyć –wróci do niego jutro, była pewna że jej pracodawca tego dopilnuje, wyglądał na perfekcjonistę. Małego, bo małego ale perfekcjonistę. Nim dziewczyna opuściła prace, ten zatrzymał ją, wyskakując przed nią na swych rozmazanych od prędkości nóżkach.
- Dobrze pracujesz, w razie czego dzwoń. –podał jej karteczkę z napisanym swoim prywatnym numerem. – W razie choroby, czy innych problemów. Jutro przygotuje ci umowę, po czym po pracy pójdziemy opłacić twój test. – stwierdził malec i dopiero wtedy pozwolił jej opuścić warsztat. Stamtąd Ryo mogła od razu udac się do dzielnicy testów, by zaciągnąć języka.

~*~

Sektor poświęcony przechodzeniu wyżej, był mały, schludny i nowoczesny. Stanowił go praktycznie jeden olbrzymi plac, na środku którego stała wysoka na kilka metrów fontanna w kształcie smoka. W jego rozwartej paszczy lśniły zęby, wykonane z jakiegoś błyszczącego niczym tęcza minerału. Strugi wody tryskały z rozdwojonego języka, pod wpływem shinso rozwarstwiając się na trzy osobne strumienie, które wypełniały poszczególne misy ozdoby. W każdej pływały inne kolorowe kwiaty, które wydzielały słodki zapach.
Dookoła placu stało kilka budynków, największy z nich był zamknięty i przypominał olbrzymi ratusz- to tam odbywały się testy. Reszta była sklepami dla zapominalskich. Znajdował się tu podstawowy ekwipunek i przedmioty, których zdajający mogli potrzebować przed samym testem. Całość znajdowała się pod energetyczną kopuła, która oddzielała tą część miasta od reszty metropolii. W górze widać były stworzone niegdyś przez boga obłoki, które leniwie płynęły po sztucznym niebie. Trudno było uwierzyć, że gdzieś tam znajduje się strop, a to wszystko jedynie wieża stworzona przez wszechmocną istotę.
Przy ratuszu stała niewielka budka służąca do rejestracji i informacji. Aktualnie stała przy niej tylko jedna istota, więc Ryo nie musiała stać w długiej kolejce.
Podeszła, stanęła za plecami rosłego jaszczuroluda i czekała na swoją kolej, by porozmawiać z przyjaźnie wyglądająca białowłosą kobietą, której twarz pokrywały przypominające kamienie łuski.
Jednak okazało się, że i tym razem miała „szczęście”. Klient przed nią strasznie się awanturował, machając długim ogonem na wszystkie strony.
- Jak to potrzebuje co najmniej trzech kompanów!? Ja pracuje solo! Nie mam zamiaru z nikim współpracować! –ryknął głośno, a jego muskuły napięły się na odsłoniętych ramionach.
- Takie są zasady, nic nie da się zrobić… –tłumaczyła kobieta, jednak on jej nie słuchał. Ryknął wściekle rozglądając się dookoła, aż dostrzegł niziutką Ryo.


Odwrócił się w jej stronę, prezentując deseń morskich fal na swym bezrękawniku. Zmierzył ją swymi pionowymi źrenicami, poczym wskazał na nia pazurem. – To wpisz ją, i jego i jego! –ryknął wymachując dłonia na nielicznych regularnych szwędających się po placu. – Nie obchodzi mnie z kim podejdę do testu, ktoś ma z tym jakiś problem!? –dodał, już bardziej do zebranych, dalej wlepiając ślepia w Ryo, która była najbliżej.

Sektor 24

Hermes

Drugi pokój


Niebieskowłosa amatorka fotografii prowadziła Hermes w milczeniu przez miasto. Widać ochota na pogaduszki odeszła jej w momencie, gdy zobaczyła z kim tak naprawdę ma do czynienia. Z początku uważana za stalkerkę zamaskowanego dziewczynka w mundurze okazała się niewinnie wyglądającym fanem nielegalnych interesów. Niczym ostrze ukryte w księdze – niepozorne i niosące wiedze z wierzchu, by nieść śmierć tym którzy zaufają niepozornemu opakowaniu.
Ci którzy spodziewają się, iż czarny rynek i handel wszystkim co nielegalne płynie głównie w ciemnych zaułkach i paskudnych dzielnicach, nie mieli pojęcia o tym fachu. Miejsca takie jak slumsy, lub tak zwane niebezpieczne dzielnice, były zbyt oczywiste. Policja, straż czy dowolne służby porządkowe obecne w danym świecie szukałyby tam pierwszych śladów, gdyby działo się coś podejrzanego. Najlepsza kryjówką była zaś normalność. Niepozorność i niewyróżnianie się z tłumu to coś, co każdy dbający o zachowanie swych interesów w tajemnicy winien szanować.
Właśnie dlatego niebiesko włosa skręciła do cukierni na rogu. Drzwi otworzyły się przed nią automatycznie, a mały dron sprzątający od razu ruszył, by wytrzeć ślady które te wniosły na białe kafelki. Za lada stał przedstawiciel nieznanej Hermes rasy, był dość pulchny a z jego głowy wyrastały kable niczym włosy. Zamiast oczu miał dwie żarówki, które jednak świeciły się takim światłem, że przypominały niezwykle przenikliwe spojrzenie. Gdy uśmiechnął się na ich widok, zaprezentował rząd śrubek stanowiących jego uzębienie.
- Co Podać takim dwóm pysznym cukiereczkom? – zapytał głosem przypominającym proces mielenia kamieni.
- Nie zgrywaj się Złomek. – furknęła przewodniczka Hermes. – My do drugiego pokoju. –dodała kierując się w stronę wysokiej szklanej gabloty z różnorodnymi rodzajami pączków. Żarówki w oczach sprzedawcy na chwile zmieniły kolor, ale nie przeszkadzał dziewczynką. Hermes założyła cos niezwykle prostego, ale przez to zadziwiającego. Gablota nie wyróżniała się niczym, co laik mógłby zobaczyć, była całkowicie normalna – do bólu. Po za jednym ważnym szczegółem na który nikt normalny nie zwróciłby uwagi. Stała w martwym punkcie widoku przez okno. Nieważne jak by dziewczyna stanęła na zewnątrz przy szybie wystawnej, niebyła by wstanie dostrzec tej jednej konkretnej wystawki. Inne były poustawiane tak, by ta konkretna była zasłonięta – nawet wesoła figurka tortoludzika, który stał przy wejściu, brała udział w tym procesie. Niezwykle przemyślane i proste – widać, że była to fachowa robota.
Niebieskowłosa, uderzyła otwarta dłonią w bok szafeczki, a ta przesunęła się lekko w bok, na ukrytym pod kaflami mechanizmie. Odsłoniła tym samym schludne schody prowadzące w dół.
- Zapraszam. –rzuciła chłodno do Hermes, puszczając ją przodem po czym ruszyła z za nią, a przejście zamknęło się za nimi.
Dziewczyny musiały zejść spory kawałek – było to zrozumiałe, odpowiednie wytłumienie dźwięków wymagało pewnej odległości od głównej hali sklepu. Do małych nozdrzy Hermes powoli zaczął dochodzić specyficzny zapach dymu. Charakterystyczny, na pewno nie pochodzący z pożaru, ale tez nie z żadnego znanego jej tytoniu. Coś co każdy podświadomie kwalifikował na pograniczu legalności – inaczej nie ukrywano by tej woni pod cukiernią. Słyszała niewyraźne rozmowy, wymieszanych ze sobą głosów, rosnące na sile wraz ze zbliżaniem się do pomieszczenia.
Wkroczenie do Sali przyniosło więcej dymu i szumów. Hermes poczuła jak wszystkie oczy odwracając się w jej stronę. Początkowo miałyby to przelotne spojrzenia, jednak gdy bywalcy zrozumieli, że jej nie znają, te zawisły na niej dłużej. Dopiero niebiesko włosa dziewczyna, która wyłoniła się ze schodów chwilę potem, uspokoiła zebranych – ona była znana, wiec wszystko było w porządku. Mężczyźni i kobiety różnych ras, wrócili do swych spraw, przy stolikach i na wygodnych kanapach, na których z rąk do rak przechodziły różne substancje i spore ilości kredytów. Jedynie jedna osoba dalej wpatrywała się w Hermes, ta czuła jej spojrzenie na sobie.


Blondyn o zielonych oczach, którego usta przykrywał wysoki kołnierz białego płaszcza. Na grzbiecie jego szczupłej dłoni, tuz przy kostkach, znajdowała się górka jakiegoś białego proszku. Ten został przysunięty do nosa i po chwili jego część za sprawa ruchów powietrza zniknęła w środku. To co jeszcze wyróżniało tego, raczej wysokiego osobnika był fakt, że siedział na kanapie sam. Wszyscy inni prowadzili interesy, a jedynie on, siedział i obserwował w milczeniu. Jednak to nie z nim Hermes miała Zamienic pierwsze słowo w tym miejscu, oto bowiem od jednego z stołów przy wejściu powstał jegomość, który ukłonił się dziewczynką.


Wysokie kołnierze musiały Cieszyc się tutaj powodzeniem, bowiem czerwony miks tuniki i peleryny który miał na sobie również go posiadał. Wewnętrzną część stroju pokrywały żółte rąby, szczególnie widoczne na kiwającej się od ukłonu części stroju przy jego plecach. Od pasa w dół zasłaniały do białe grube rajstopy, również ozdobione tymi figurami geometrycznymi. Uszy miał długie i ostro zakończone, zaś białe włosy były zaczesane tak, że zasłaniały prawe oko. W połączeniu z wysokim kołnierzem sprawiało to, że Hermes widziała jedynie kawałek jego nosa i jedno omalowane fioletową kredką oko, o barwie błękitu. Co było też interesujące, dziewczyna dostrzegła, że jako jedyny w pomieszczeniu posiada broń – a przynajmniej taką trzymaną na wierzchu. Była to długa czarna katana z czerwonym klejnotem w lejcu, dopięta do tylnej części grubego złotego pasa, który otaczał jego ciało.
- Panienka Tif! –ucieszył się, miłym dla ucha ciepłym głosem. Spojrzał z góry na obie dziewczyny. – Jak poszło tym razem? Widzę że przyprowadziłaś ze sobą kogoś nowego! Mówią ci…? – to pytanie było skierowane bezpośrednio do byłej pani ambasador.

Sektor 13

Strife

Murzyn, Strife i staruszek wchodzą do baru i…


Strife był zadowolony. W monopolowym mieli akurat promocję na szampany – dwa plastikowe kubeczki i oranżada gratis. Grzech nieskorzy stać! Sprzedawca bez kilku zębów gorliwie zachęcał do zakupu i zapewniał, że to dobry alkohol a data ważności sprzed dwóch miesięcy to błąd druku. Trudno było mu nie uwierzyć, w końcu skoro nie miał kilku zębów, to znaczy, że parę razy po mordzie za łganie dostał, to przecież zamaskowanego pogromcy demonów by nie okłamał!
Chłopak ruszył ulica w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca do obalenia trunku, który miał zapewnić jego nowej bezużytecznej pracy pomyślność – czyli to by jego współlokatorka się nie dowiedziała, że gówno zarobi. Jednak w drodze do miejsca przeznaczenia coś przyciągnęło jego uwagę. Najpierw uderzyło w uszy – całkiem miła nuta muzyczna. Potem do dźwięków, dołączył zaś głos. Lekko ochrypły, ale naprawdę dobry w tym co robił, widać było że śpiewak nie pierwszy raz ma mikrofon w dłoniach. Mocnym brzmieniom badasowatości dodał zaś wygląd śpiewającego.


Był nim bowiem staruszek w białym lekko poplamionym podkoszulku bez rękawów, trzymającym się na jego ramionach. Jednak mimo sędziwego wieku (który można było wnioskować po łysinie, oraz imponującej gęstej siwej brodzie), jego ramiona były dobrze umięśnione. Na jednym widniał nawet tatuaż przedstawiający serce przebite kotwicą. Dziadek wyraźnie wczuwał się w to co robi, bowiem dawał z siebie wszystko, wyginając prywatny mikrofon , jak gdyby naprawdę był na scenie.
Obok niego unosiło się urządzono do zbierania kredytów. Tania zabawka, cos jak przenośne gniazdo usb, wystarczyło się podłączyć i niemal jak do przysłowiowego kapelusza sypnąć trochę grosza. Z racji ze staruszek radził sobie naprawdę dobrze, do muzyki lecącej z postawionego niedaleko radia, co chwilę ktoś przystawał i przelewał do maszynki trochę kredytów. Dzięki temu po powrocie do domu siwy śpiewak będzie mógł zrzucić pieniądze na swoje prywatne konto… albo i nie. Ta druga opcję otwierał, zbliżający się osobnik. Strife był pewien, że jego celem było zabranie uzbieranych w urządząnku kredytów dla siebie. I nie, nie chodziło tu o jego kolor skóry… chociaż, może trochę też.


Czarnoskóry mięśniak należał do grupy społecznej, która koszulki odrzuciła w niepamięć, by prezentować swe wyrzeźbione ciało rzeszy obserwatorów. Ciężkie dredy opadały mu na ramiona, a małe oczka błyszczały chciwością, gdy z uśmiechem zbliżał się po chodniku w stronę staruszka.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 16-03-2015, 22:00   #20
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Sektor 24

Zafara

Przedstawiciele władz


Mężczyzna i kobieta, obaj humanoidalni jednak ludźmi nie będący wysprzątali mieszkanie. Zdążyli sobie nawet zrobić herbaty (a dokładnie to z nich, które przyjmowało płyny) nim zadzwonił domofon. Soni po krótkiej rozmowie przez słuchawkę, nacisnęła guzik który wpuścił przybyszów na klatkę schodową. Silne, acz nieagresywne pukanie dość szybko spotkało się z drzwiami. Nie było to walenie czy łopotanie- chociaż na to wskazywała siła uderzeń, a po prostu prośba o wejście kogoś, kto w ramionach posiadał wyraźnie za dużo wigoru. Zaf mógł obserwować wszystko stojąc w framudze drzwi do kuchni. Niewysoka współlokatorka uchyliła drzwi, po czym cofnęła się grzecznie robiąc miejsce gościowi. Gest wycofania nie był jedynie grzecznościowy, a wręcz wymagany by mężczyzna mógł przez drzwi przejść. Bary miał bowiem szerokie, zaś jego głowa niemal muskała sufitu w korytarzu.


Był niemal całkowicie łysy, jedynie mały blond kędziorek sprężynował tuż nad pociętym delikatnymi zmarszczkami czołem. Twarz miał twardą, ale jednocześnie przyjazną – tego efektu mógł dodawać ładnie przystrzyżony, lekko zawinięty ku górze wąs w barwie słońca. Wyglądał bardzo ludzko, a nieduże niebieskie oczy wydawały się niezwykle bystre. Wielką dłonią uścisnął małe rączki Soni, po czym uśmiechnął się przyjaźnie do Zafary. Odziany był w niebieski mundur policyjny, jednak odznaczenia na ramionach, wskazywały iż nie jest to pierwszy lepszy policjant.
- Jestem Fiodor. – przedstawił się z lekkim ukłonem, gdy po nim do pomieszczenia wsypało się trzech niższych i mniej reprezentatywnych policjantów. Wszyscy mieli na głowach czapki z daszkiem, a na oczach sporej wielkości gogle przysłaniające twarz aż po nos. – Zgodnie z prośba Pana Rayana, zajmę się przeszukaniem państwa domu. – to mówiąc wyjął zza pazuchy kilka papierów. – Tutaj wszystko jest potwierdzone i opatrzone odpowiednimi pieczęciami, mogą się państwo zapoznać. –stwierdził, uprzejmie dając je Soni, która podziękowała lekkim dygnięciem. – Kiedy my zajmiemy się przeszukiwaniem, Państwo będą musieli porozmawiać z moim przyjacielem. –dodał, gdy niczym na zawołanie zza jego pleców wyłonił się dotąd niewidoczny osobnik. Jego sylwetka była bowiem tak mizerna w porównaniu do Fiodora, że ten całkowicie go zasłonił.
Mężczyzna bardziej przypominał menela spod sklepu niż policjanta. Miał długie, tłuste włosy które opadały mu na jedno oko. Rzadki około dwu dniowy zarost pokrywał jego dość wychudłą twarz, skóra była dość blada. Jako jedyny nie miał munduru, a długi ciemny płaszcz. Szyję delikwenta otaczała plątanina białych wstęg, ni to długi bandaż, ni to szal. Gdy dostrzegł Soni i Zafarę uśmiechnął się i otworzył szerzej jedyne widoczne oko.
- Oho! Kolejne nietypowe istoty w tym szalonym miejscu! – ucieszył się wyraźnie.



Dostrzegłwszy kubek w dłoniach Soni wyszczerzył się jeszcze bardziej. – Herbata! Chętnie się napije.,..chodźmy do kuchni! –zaproponował, przepychając się na przód policyjnego orszaku.

Dystrykt handlowy

Luu

Dział zabawek


Wszyscy nieznajomi zostali wysłani przez świetlistobrodego do jego sekretarki i jedynie Luu pozostał przy nim czekając. Dyrektor kazał mu chwilę poczekać, po czym wykonał dwa szybkie telefony. Chwile po nich po niewysoka istotkę w ponczo podeszła niepozorna kobieta, którą najłatwiej było opisać jako sekretarka numer dwa. Z uśmiechem przylepionym do twarzy przeprowadziła go przez sieć korytarzy i schodów, aż w końcu za jej przewodnictwem Luu trafił do wspaniałego miejsca.


Był to sklep pełen zabawek! Utrzymany w jasnych przyjaznych barwach, ponadto mocno wypełniony dziećmi najprzeróżniejszych ras, którym towarzyszli rodzice. Malutcy kręcili się po placówce szukając kolejnych skarbów na które chcieli naciągnąć swych opiekunów. Niektóre skupiały się na ogromnych wieżach ułożonych z pluszaków, inne obserwowały ruchy napędzanych shinso pojazdów, które przemierzały ustalone trasy, a jeszcze inne grupki wydawały ciche „[I} woahhh[/i]” widząc konstrukcje tworzącą banki różnych kształtów. Sekretarka przeprowadziła Luu ścieżkami dla pracowników, do niewielkiego gabinetu, do którego wejście ukryte było za sklepowa lada, zastawioną terminalami odbierającymi kredyty. Zapukała uprzejmie w drzwi, ale nie czekając na odpowiedź uchyliła je i szczebiotliwym głosem oznajmiła.
- Mino, prezes przysyła ci kogoś do pomocy przy sklepie. Przyda się na imprezy które planujemy w czasie wyprzedaży. –dodała, wpychając delikatnie Luu do środka.
To wnętrze było mniej interesujące. Zwykły gabinet, z niedużym stołem zawalonym papierami, kilkoma niewypakowanymi skrzynkami, oraz terminalem przyspieszającym poruszanie się w kartotece. Wśród tego wszystkiego stał zaś niewysoki stworek, który pewnie dopiero co zeskoczył z krzesła, myśląc, że będzie musiał otworzyć drzwi.



Miał trochę ponad metr wzrostu. Nieproporcjonalnie duże dłonie i stopy, zaś na głowie wyrastało mu kilka lekko dygoczących fioletowych kulek. One, olbrzymie oczy oraz usta były jedynymi widocznymi elementami jego facjaty, bowiem reszta kryła się pod przypominająca kominiarkę maskę. Cały strój Mino przypominał zresztą marnie wykonane przebranie superbohatera. Peleryna zrobiona z strzępka materiału, elastyczny purpurowy kombinezon, oraz wysokie buty i grube rękawice. Spojrzał on na Luu zaciekawiony, a ruchem wielkiej dłoni odesłał sekretarkę do siebie.
- Jestem Mino ,szef działu zabawek, a ty? –zagadnął głosem który przypominał trochę zabawkową piszczałkę.

Pango

Rejestracja


Wszyscy nowi pracownicy Valv zostali wysłani do odpowiednich pokojów. Widać gruby szef firmy, miał od groma sekretarek. Kto Bogatemu zabroni? Oczywiście bogatszy, ale chyba takowego w okolicy nie było, ale nie miał czasu by zawracać sobie głowę ilością sekretarek konkurencji. Niedźwiedź żujący listek eukaliptusa trafił do pokoju o wdzięcznym numerze 303. Kiedy wszedł (stosując niższa klamkę, specjalnie przystosowana dla niedużych gości), mógł zobaczyć jaka obsługa przypadła jemu.


Była to blond włosa dziewczyna o gładkiej młodej twarzy. Lekko spiczaste uszy oraz jasna cera, wskazywała na zapewne jakieś powinowactwo z elfami, lub inna podobna do nich rasą. Ubrana była w lekka sukienkę błękitnej barwy – widać świetlisto brody nie wymagał w pracy konkretnych uniformów… albo wybrał ten typ jako strój służbowy. Bawiła się ona jakimś fioletowo-różowym piórem, które lewitowała nad jej dłońmi. Jednak szybko schowała je do szuflady lekko zaczerwieniona, jak gdyby przyłapano ja na czymś wstydliwym.
- Umh… witam! – przywitała się, trochę nazbyt energicznie, bowiem unosząc się lekko z krzesła, poszturchnęła kubek z spinaczami, które rozsypały się po ziemi. – Ojejej… jej twarz jeszcze bardziej zapłonęła rumieńcem, ale szybko się opanowała. – Proszę się nie przejmować i siadać, Pan w sprawie pracy na stanowisku ochroniarza? – upewniła się jeszcze, gestem dłoni sprawiając, że spinacze powoli unosiły się z ziemi, wracając na swe miejsce.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172