Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-09-2016, 13:47   #21
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Pan Faucher wśród swoich niewątpliwie licznych zalet upchnął jakoś punktualność. Pani Zeilberger wprowadziła kandydata na guwernanta do salonu i trzeba było przyznać, że ubrany był salonowo. Granatowy garnitur ozdabiały gustowne spinki do mankietów, krawat zawiązany był klasycznym, podwójnym windsorem. Ruben okazywał gospodyni szacunek należnym strojem.
- Niech pan spocznie. Czy napiłby się pan herbaty? - zapytała Sile.
- Tak, poproszę pani Zeilberger - w głosie nauczyciela dało się wyczuć francuski akcent, choć nie był on nachalny. - A to jest pani? - zawiesił głos patrząc na panią kustosz.
- Tamara Le Paige. - Odezwała się podnosząc się z szezlongu wkładając jednocześnie pantofle. Wyciągnięta przed siebie dłoń z lekko opuszczonym palcami zdobnymi w gustowny pierścień zawisła na chwilę w powietrzu. Nauczyciel ujął ją i skłaniając się złożył kurtuazyjny pocałunek.
- Ruben Faucher - przedstawił się. - Ładny pierścionek. Miejscowy jubiler, czy pamiątka z lądu?
- Jedno i drugie. - Cofnęł dłoń. - Fabrice Stelluti przerobił go dla mnie. - Jubiler może nie należał do tych najdroższych, ale na swoim fachu się znał.
- Pasuje do pani.
Sile, zupełnym przypadkiem, zakaszlała przerywając rozmowę. Nauczyciel zwrócił się zatem ku gospodyni, przechodząc z miejsca do konkretów.
- Zapewne ma pani dużo pytań. Od czego chce pani zacząć?
- Od najważniejszego, dlaczego miałabym zatrudnić własnie pana?
- Długo by wymieniać - skromność nie była jedną z cnót Fauchera. -Wygodniej byłoby siedząc.
Słuchając, oczywiście na siedząco i popijając herbatę, tego jak przystojny guwerner sprzedaje swoją osobę pani kustosz śledziła każdy najmniejszy ruch, który mógłby powiedzieć czy i kiedy coś ukrywa. Pan Faucher był człowiekiem renesansu, a przynajmniej tak się prezentował. Matematyka, królowa nauk i historia, losy świata, były naturalnie klejnotami w jego wykształceniu, ale znał także literaturę światową, podstawy fizyki i biologii, liznął sporo geografii. Perfekcyjna znajomość francuskiego również nie działała na jego niekorzyść. O swych słabościach nie rzekł ani słowa, bo i po co? Nie byłoby mu to na rękę. Posiadał także referencje od swych klientów. Trzy listy, w pochlebnych słowach wyrażające się o podejściu pana Rubena do dzieci i zasobie jego wiedzy, każdy podpisany przez dwójkę rodziców. Przez całą rozmowę był spokojny, uśmiechnięty i profesjonalny. Żadnych niestosownych uwag, ani wysilonych komplementów. Sile wyglądała, jakby była pod wrażeniem, ale Ruben zaskoczył ją zupełnie swym ostatnim pytaniem.
- A gdzie przebywają pani dzieci? Skoro mam je uczyć, to powinny mieć prawo do własnej opinii.
Dorośli byli mniej lub bardziej racjonalni, ale dzieci kierowały się kaprysami. Faucherowi wyraźnie jednak nie przeszkadzało zaryzykować, że nie przypadłby im do gustu i fucha przeszłaby mu koło nosa.
- Obawiam się, że nie ma ich w domu- zgodnie z prawdą odparła gospodyni. -Ale kiedy rozważę pańską kandydaturę, moje dzieci na pewno będą miały swoje słowo.
Tamara przeglądała listy referencyjne z pełnym zainteresowaniem. A przynajmniej tak wyglądała co chwilę kiwając głową i przywołując na twarzy wyraz zachwytu i podziwu.
Niestety z tych świstków papieru zapełnionych równymi rzędami czarnych liter niewiele dało się wyciągnąć. Nie dało wyciągnąć się niczego przydatnego dla niej samej. Wszak nie mogło być tak łatwo. A skoro podchody nie dały nic, trzeba było przeprowadzić frontalny atak.
- Ma pan doprawdy wspaniałe referencje - Powiedziała składając trzymane kartki papieru.
- jak słusznie zauważyła pani Zeilberger. Nie tylko te na papierze.
- Wiedzą panie, konkurencja nie śpi. Człowiek musi się dobrze sprzedawać, jeśli nie chce skończyć jako księgowy w sklepie.
- Trzeba dbać o to by klienci byli zadowoleni ze świadczonych usług. - Tamara upiła łuk herbaty. - Wtedy polecają takie usługi znajomym.
- To prawda. Poczta pantoflowa, można rzec- zgodził się, a jego wzrok uciekł w kierunku stóp pani Le Paige.
- Pana poleca wiele pań z towarzystwa.- Wtrąciła się gospodyni. - W czym tkwi pana sekret?
- Zapewne Sorbona cieszy się należną reputacją nawet tutaj. A punktualność i rzetelność zdobywa zaufanie klientów - Faucher w bliskim spotkaniu naprawdę sprawiał profesjonalne wrażenie.
- Ciekawe.- Tamata pokręciła swoją smukłą i kształtną stopą.
- Co?- Zaitneresowała się pani Zeilberger.
- O Sorbonie mówią dokumenty pana Fauchera, a nie panie z towarzystwa. - Pani kustosz również przeniosła swój wzrok na dolne części swego ciała, które tak absorbowały guwernera, a następnie na jego twarz.- Czymś innym musiał je pan uwieść.
Dobór słów sprawił, że Ruben na chwilę zapomniał języka w gębie. Szukał dobrej odpowiedzi.
- Cóż… może to po prostu francuski urok? - odparł lekko. Albo przynajmniej starał się, by tak to zabrzmiało.
- Francuski na pewno proszę pana. - Le Paige uważnie studiowała twarz rozmówcy. - Ale bardziej język
Sile zachichotała.
- Lingua franca nie jest już tym, czym była kiedyś, ale wciąż cieszy się pewną popularnością - nauczyciel nie był pewien, czy jest w potrzasku, czy jedynie rozmowa toczyła się niewygodnym dla niego torem. Odpowiadał raczej zachowawczo.
- A ja powiedziałbym, że przeżywa swój renesans. Pani Srinivasan - Tamara celowo podał nazwisko jednej z kobiet, z którymi widziała Faucher. - dokładnie tak to określiła.
Mężczyzna odchrząknął nerwowo.
- Może na powierzchni. W Rapture mowa Shakespeare’a dominuje.
-Ach! Szekspir! - Zachwyciła się Sile.
- Otello i Hamlet.- Dodała Tamara.
- Prywatnie preferuję Moliera, ale trudno odmówić uroku angielskim sztukom- zmiana tematu była wyraźnie na rękę Faucherowi.
- Zwłaszcza “Szkoła żon” była dobra. - Powiedziała Le Paige.
- Nie wiedziałam, że znasz się na teatrze moja droga. - Sile już zupełnie zmieniła temat.
- Na teatrze też. - Zmiana tematu nie była jednak na rękę pani kustosz. - I tak jak pan Faucher wolę dramaty pisane językiem piewców miłości i wyzwolonych pokojówek.
- Obawiam się, że niewiele wiem o pokojówkach. Nie stać mnie - próbował zażartować, żeby ukryć swoje zdenerwowanie.
- Pokojówki nie zapewnią panu pracy. W przeciwieństwie do ich chlebodawczyń. - Powiedziała Tamara swobodnym i żartobliwym tonem. - A na nich zna się pan już wcale dobrze.
Czując, że jest przypierany do muru, Faucher zapytał wprost - co pani sugeruje?
- Że panie z towarzystwa bardzo pana usługi chwalą.- Mówiła spokojnie, lekko protekcjonalnym tonem, ale tak by rozmówca nie poczuł się urażony.- Czego się pan wstydzi?
- Niczego - oznajmił. - Ale spodziewałem się, że będę oceniany według kompetencji, nie sympatii.
- Pańskie kompetencje uchylają drzwi. Sympatie natomiast powodują, że te drzwi są otwierane szeroko i może pan je swodobnie przekraczać.
- Rozumiem- odparł ostrożnie, w ten charakterystyczny sposób, gdy się czegoś nie rozumie. -I przekłada się to na moje zatrudnienie, jak?
Tamaraw wstała, niezakładając butów obeszła Rubena. Zatrzymała się na chwilę za nim. Pochylając się przy jego prawym uchu położyła rękę na ramieniu i szepnęła mu do ucha.
-[i] Gdzie pańska pewność siebie?[i] - Wyszła zostawiając panią Zeilberger i pana Fauchera samych by mogli w spokoju dokończyć rozmowę.
Długo nie musiała czekać aż pani domu dołączy do niej.
- Chyba ci zależy, żeby go nie zatrudniła. - Powiedziała z pewnym wyrzutem.
- Zdenerwował się biedaczek?- Tamara zbyt przesadnie zmartwiła się.
- Tamaro! - Pani Zeilberger zganiła swoją rozmówczynię.
- Zatrudnij go.- Le Paige rzuciła całkiem poważnie. - Jest miły, czarujący, ma dobre referencje…
- Wydawało mi się, że chcesz… - Sile wyglądała na zaskoczoną i nie kryła tego. -... mówiłaś, że on…
- Bo to robi. - Tamara wzruszyła ramionami zapalając papierosa. - Jeżeli nie ucieknie, to go zatrudnij. - Sile chciała coś powiedzieć, ale Tamara położyła jej palec na ustach. - A teraz daj mi kilka chwil sam na sam z panem Faucherem. I o nic nie pytaj. Kiedyś ci to wytłumaczę. Tamara Le Paige, z cygarniczką w ustach i na bosaka, ponownie wkroczyła do salonu w którym siedział guwerner. Usiadła na tym samym szezlongu wyciągając bose stopy przed siebie. Z lubością zaciągnęła się dymem papierosowy. Przez chwilę przytrzymała opar w płucach by wypuścić go wyginając smukłą szyję niczym łabędź. Spod półprzymkniętych powiek obserwowała mężczyznę licząc na to, że poczuje się jeszcze bardziej nieswojo. Gdy uznała, że już jest ten czas odezwała się swym melodyjnym i miękkim głosem.
- Co widzisz w tych wszystkich kobietach, Ruben? - Swe świdrujące spojrzenie zawiesiła na jego twarzy. - Ta mała na stacji metra, - ponownie zaciągnęła się dymem - ta śliczna blondynka z obrączką na palcu. Jej mąż nie bawiłby się z tobą subtelnie gdyby się dowiedział. Z nią pewnie też. Nie to co MacBeath czy Wedderburn. - Celowo wybrała nazwiska kobiet, którym świadczył usługi tuż przed blondyną.
Mężczyzna wyraźnie pobladł. Tamara bawiła się nim tak długo, że nerwy i niepewność co właściwie wie, a czego się jedynie domyśla odebrały mu siły na unoszenie się gniewem. Przełknął słyszalnie ślinę, jakby zaschło mu w gardle, ale palce wystukiwały na jego udzie nerwowy takt.
- Czego pani chce? - zapytał w końcu wprost, nie marnując czasu na bezużyteczne wykręty i zaprzeczanie.
- Informacji Ruben. Chcę informacji. - Zaciągnęła się z lubosiąć dymem i wypuściła z płuc. Ręka z cygarniczką spoczął na oparciu mebla. - Pracujesz w Sierocińcu Małej Siostry. A ja chciałbym uzyskać dostęp do pewnych dokumentów tego przybytku, Możemy sobie nawzajem pomóc.
- Dokumentów? Jestem nauczycielem, mam dostęp do arkuszów ocen. Ale podejrzewam, że nie o to pani chodzi. Nie zadałaby sobie wtedy pani tyle trudu - próbował chociaż udawać nonszalancję.
- Bardzo dobrze myślisz. - Powiedziała wypuszczając kłęby dymu z ust. - Interesują mnie nazwiska rodziców adopcyjnych.
Faucher ciężko westchnął. Nie trudził się nawet zadawaniem głupich pytań w stylu "a jak mam to zrobić", bo znał odpowiedź z góry. Zamiast tego próbował pytać konkretniej.
- Wszystkich? Całej kartoteki nie wyniosę.
- Oczywiście, że nie. - Tamara zaciągnęła się papierosem i wypuściła dym z płuc. - Tych z ostatniego miesiąca.
Nauczyciel myślał nad czymś intensywnie, by w końcu odpowiedzieć - zgoda. A potem?
- Potem, jeżeli będziesz chciał powiem ci jak uniknąć komplikacji w przyszłości.
- Och, jak miło z pani strony - Ruben nie powstrzymał się przed ironią.
- Już się tak nie dąsaj. - Rzekła do niego protekcjonalnie, jak do kochanka.
- Czy pani sobie jeszcze czegoś życzy, czy rozmowa o pracę jest zakończona?
- To pytanie do pani Zeilberger. - Odparła Le Paige chwilowo poświęcając uwagę swoim stopom, którymi zaczęła poruszać kręcąc drobne kółka w powietrzu.
- Pani Zeilberger z nami obecnie nie ma - nadzwyczaj trafnie zauważył mężczyzna, wzrok swój skupiając na twarzy rozmówczyni.
- Och, Ruben! - Znów go zganiła tym protekcjonalnym, lekko żartobliwym i kuszącym tonem. - Ten problem można szybko rozwiązać. - Umieściwszy papierosa w ustach pani kustosz podniosła się gwałtownie, acz z wdziękiem i gracją, i boso ruszyła na poszukiwanie gospodyni.
- Sile. - Rzekła rozpomieniona. - Jest twój. - Puściła przy tym oko.
- Jesteś pewna? - Pani Zeilberger spytała lekko rozbawionym tonem.
- Ależ tak. - Pani kustosz pociągnęła Sile do salonu, gdzie czekał skołowany belfer.
- Wy tu sobie jeszcze porozmawiajcie. - Na paluszkach Tamara podbiegła lekko i zwiewnie do swoich butów. Ujęła je w dłonie i równie z gracją wróciła do drzwi. - Ja będę uciekać. - Złożyła gorący pocałunek na ustach kochanki i wyszła, pozostawiając Fauchera zupełnie ogłupiałego.

Było jeszcze wcześnie gdy Tamara opuściła dom przyjaciółki. Ona sama czuła się rześko i miała ochotę się jeszcze trochę zbawić. Słowne igraszka z Faucherem tylko rozbudziła ten apetyt.
Na szczęście Le Paige znała miejsce gdzie będzie mogła się rozerwać. “Ogród Ewy”.
Przebrana w coś swobodniejszego, nie pozbawionego jednak dobrego smaku i klasy, Tamara ponownie wkroczyła przybytku niedawno zarezerwowanego tylko dla mężczyzn. Obsługa nie reagowała już tak nieswojo na jej widok, klienci jednak tak. Nadal wzbudzała sporą sensację. Ona sama nic sobie jednak nie robiła. Z naturalnym wdziękiem i gracją kroczyła przez salę odciągając spojrzenia od występującej na scenie dziewczyny. A było na co popatrzeć. Czarnoskóra piękność z bananowej spódniczce ponownie odstawiała swoje show.
Siedząc przy barze, ze swoim ulubionym koktajlem w ręku, nie musiała go nawet zamawiać - barman sam wiedziała co podać, Tamara przyglądała się występowi co jakiś czas wodząc od niechcenia oczami po sali i skrobiąc coś na serwetce.
Trochę zajęło pani kustosz wypatrzenie dziewczynę, z którą nie tak dawno rozmawiała w toalecie. Chwilę powodziła za nią wzrokiem dokończywszy picie zamówionego koktajlu. Wręczyła barmanowi należność z napiwkiem i ukrytą tam karteczką - zaproszeniem na kawę.
Zaczepiwszy upatrzoną kelnerkę, wskazała na tańczoną dziewczynę. Kelnerka musiała poznać kilentkę. Zmieszanie wyraźnie malowało się na jej twarzy, zwłaszcza gdy Le Pagie zamawiała taniec.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 21-09-2016 o 14:01.
Efcia jest offline  
Stary 23-09-2016, 19:31   #22
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Kelnerka mogła trochę nienadążać za obyczajowością Rapture, podobnie jak klientela, lecz Tamara wkrótce się przekonała, że artystki w Ogrodzie Ewy potrafiły być wyzwolone niczym… cóż, artystki. Siedziała w przepełnionym różem pokoiku, zastanawiając się co też męskiej klienteli ten kolor mógł przywodzić na myśl, gdy dołączyła do niej szeroko uśmiechnięte murzynka. Owocową sukienkę zastąpiła równie kusa, ale futrzana, może z obawy że banany zostałyby zjedzone w sytuacji sam na sam. Pełne piersi pozostawały jednak równie swobodne i kuszące, jak na scenie.
- Wkrótce zostanie pani naszym ulubionym klientem - przywitała się afrykańska piękność z wyraźnie francuskim akcentem, można było jedynie zgadywać czy pochodziła z kolonii, czy też cała egzotyka Czarnego Lądu była jedynie chwytem reklamowym. W przeciwieństwie do Katii, Abeni czuła się w towarzystwie kobiety bardzo komfortowo. Ocierała się w tańcu o La Paige niczym kotka, pomrukując z zadowoleniem i roztaczając wkoło woń słodkich perfum. Na koniec prywatnego występu, czarnoskóra usiadła pani kustosz na kolanach i wsunęła jej za dekolt karteczkę.
- To na wypadek, gdyby szukała pani kiedyś towarzystwa - wyszeptała jej do ucha. Gdzie chowała karteczkę w trakcie tańca, z numerem telefonu jak się później okazało, pozostało słodką tajemnicą Abeni.




1

Kiedy mieszka się w najpiękniejszym zakątku Rapture trudno jest wymyśleć lepsze miejsce na schadzkę. Arkadia była płucami miasta. Piętra wieżowca pokrywała trawa i kwiaty, karłowate krzewy i drzewa produkowały tlen, który instalacja wentylacyjna rozprowadzała następnie po całym Rapture. Była też miejscem wytchnienia i odpoczynku dla mieszkańców, którzy potrzebowali chwili zapomnienia od stresów i pędu życia w metropolii. Służyła też za kierunek wakacyjnych wojaży dla ludzi, którzy nie mieli ochoty na neony Fortu Swawoli.
Dla Tamary i wciąż bezimiennego barmana, Arkadia zawęziła się do Ogrodu Herbacianego, piętra wystrojonego na japońską modłę, pełnego pomostów i pagód. Brakowało tylko gejsz i samurajów, ale najwyraźniej właściciel uznał, że byłby to już kicz.


2

Wbrew nazwie w ogrodzie serwowano także kawę. Aromatyczną i chyba nawet naturalną. Dostawy ziaren były bardzo rzadkie, jak zresztą wszelkich innych dóbr. Rapture pozostawało największą tajemnicą świata, a regularne kursy zaopatrzeniowców, które pozbywają się całego ładunku na środku oceanu wzbudziłyby pytania. Miasto żyło z warzyw, jakie wyhodowano w Arkadii i ryb, które złowiono. Inna żywność przez większość czasu była luksusem, albo (o czym się nie mówiło) pochodziła z czarnego rynku.
Godzina spotkania zaliczała się do tych, które trudno było jednoznacznie przypisać do wieczora albo nocy. Dość powiedzieć, że nie była to już pora na kawę... no, chyba że ktoś miał inne plany niż sen.
- Jak znosi pani brak różu? - zapytał mężczyzna, nawiązując do wystroju klubu dla dżentelmenów. Sygnet wystukiwał nierówny rytm na filiżance.

_________________________
1 - grafika z gry Bioshock 2
2 - grafika z portalu BigBackground.com | HD Wallpapers Background
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 17-08-2017 o 16:31.
Zapatashura jest offline  
Stary 10-02-2017, 21:11   #23
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Świat nie składa się tylko z różu. - Odparła odpalając papierosa zapalniczki. Poczekała aż nieznajomy wyciągnie zapalniczkę i poda jej ogień. Taka mała zabawa w dżentelmena. Ale jak przyjemna i to dla obu stron. - Inne kolory są równie atrakcyjne. Co powinien docenić ktoś, kto na co dzień obcuje z taką ilością różu.
- Zieleń. Zieleń mnie relaksuje - przyznał mężczyzna. - Choć czasami tęsknię za błękitem. Kto by pomyślał, że w wodnym mieście nie widać błękitu.
- Błękitu nie. - Przyznała rzeczowo. - Atramentowe wody oceanu przypominają jednak nocne niebo. Przy odrobinie inwencji można mieć nawet gwiazdy na firmamencie. Można położyć się i spoglądać w szafirową zasłonę poprzetykaną diamentami gwiazd. - Rozmarzyła się nieco.
- Bardzo romantyczna wizja - zauważył barman. - Ma pani naturę romantyczki?
- Każdy z nas ma. Inaczej nie byłoby nas tutaj.
- Podejrzewam, że naturalna selekcja jest w okolicy popularniejszym wytłumaczeniem, dlaczego tu jesteśmy- wypił łyk kawy i przez chwilę po prostu cieszył się jego smakiem. - Albo zwykła żądza. Romantyzm jest mało naukowy.
- Czyż romantyzm nie wiąże się z żądzą?
- W epoce dominowała chyba miłość tragiczna zamiast fizycznej, ale muszę przyznać że już dość dawno opuściłem szkolne mury. Mogę źle pamiętać.
- Podejrzewam, że fizycznie tragiczna. Wystarczyła jednak do przedłużenia gatunku.
- Gatunek radził sobie przed romantyzmem i po nim też. Ideologia chyba nie ma tutaj nic do rzeczy.
- I to mówi człowiek na co dzień obcujący z żądzą? Pożądaniem? Z fizycznym aspektami miłości? Wygląda na to, że spowszechniało to panu. Wręcz znudziło się.
- Powiadają, że przez pracę w rzeźni nie chce się jeść mięsa. Ale jeść w ogóle, chce się zawsze.
- Nie można napchać sobie brzucha byle czym.
- Można, proszę mi wierzyć - zaprzeczył. - Tylko gdzie w tym przyjemność? - ponownie skosztował kawy.
- Nie można napchać sobie brzucha byle czym i mówić, że ucztowało się. - Tamara poszła w ślady rozmówcy delektując się czarnym i mocnym napojem.
- O tak, tego na pewno nie można powiedzieć. Z drugiej strony nie trzeba od razu ucztować, by mieć trochę przyjemności z życia. Czasami wystarczy, na przykład, kawa.
- Zaiste. - Pani kustosz upiła jeszcze łyk. - Kawa jest idealna jeżeli chodzi o małe przyjemności. I jaka neutralna. Lecz nie w smaku.
- Ani w działaniu. Przecież kawa pobudza - Le Paige potrzebowała więcej czasu, by zaznajomić się z zachowaniami swego rozmówcy. Sprawiał wrażenie, a może i nawet był z natury, osoby spokojnej i kulturalnej, zdystansowanej jak prawdziwy Brytol. Ale jednak, gdy zdawało mu się, że rozmówczyni patrzy w inną stronę, albo jest zamyślona, samcza natura brała nad nim górę i spojrzenie wodziło jednak ukradkiem po sylwetce pani kustosz.
- Nie tak jednak jak wino. - Odparła uśmiechając się lekko przypominając sobie co mówiła kelnerka. “Nie flirtuje, nie podszczypuje. Taki dobry wujaszek .”
- Chyba się z panią nie zgodzę - odparł i zawiesił na chwilę głos, jakby naprawdę zastanawiając się, czy warto. - Wino… relaksuje. A to przeciwieństwo pobudzenia.
- Kawa pobudza umysł, wino zmysły.
- A czy zmysły aby nie podlegają umysłowi?
- Niekoniecznie.
- Rozwinie pani tę myśl? Naukowcy twierdzą, że to nasz umysł odpowiada za wszystkie odczucia. Oczy, uszy, skóra są tylko jak… telefon, albo ekran w kinie. To narzędzia.
- Naukowcy spłycają niektóre rzeczy. Sprowadzają je do kilku pojęć odzierając z tej odrobiny magii.
- Magia. Znowu elementy romantyczne - podchwycił.
- Woli pan porządek rozumu?
- Miasto - zaakcentował-
woli porządek rozumu. Stąd jest dla mnie fascynujące, że uchowała się w nim romantyczka.

- A pan?
- Pracuję dla pana Cohena, czy to nie najlepszy dowód, że bliska jest mi sztuka i ekspresja? - nie zabrzmiało to niestety zbyt przekonująco.
- To dowód na to, że doskonale wpisuje się pan w to miasto.
- Każde miasto potrzebuje swojej bohemy, nie da się cały czas pracować. Poezja, pieśni, taniec dają odskocznię od codzienności. I tak, to wpisuje się w Rapture.
- Dla jednych odskocznią od codzienności jest opera dla innych piwo.
- O nie, piwo to codzienność - pokręcił przecząco głową mężczyzna. - Przynajmniej dla barmanów.
- Nie zauważyłam go w lokalu, w którym pan pracuje. - Odparła żartobliwie.
- Bo pani nie szukała. I, niestety, oferowane jest tylko butelkowe.
- Belgijskie również? - Spytała zaciekawiona.
- Wie pani, jak jest z handlem ze światem. Belgia daleko, a piwa nie starcza na długo - bezradnie rozłożył ręce.
- Tak też myślałam. - Powiedziała z lekkim żalem w głosie.
- Będzie pani musiała poprzestać na brandy, albo na innych mocniejszych alkoholach. Nie pije się ich w takich ilościach, przez co zapasy wystarczają na dłużej. Poza tym miejscowe destylarnie robią się coraz lepsze i lepsze. Ewentualnie zawsze można - zawiesił na chwilę głos. - A zresztą, nieważne - machnął ręką - rozgadałem się o pracy.
- Nie, proszę. - Zachęciła rozmówcę i tonem głosu i mową ciała do kontynuowania podjętego tematu.
Barman dopił zawartość swojej filiżanki i poddał się zachętom rozmówczyni.
- Alkohol to bardzo popularna używka i nigdzie nie może go zabraknąć. Ponieważ jednak nie da się go sprowadzić z Francji, Szkocji czy Bawarii, większość jest wytwarzana na miejscu. Składniki hodowane są na piętrach poniżej i powyżej - byli wszak w Arkadii, agrokulturalnym centrum miasta. - Ziemniaki nie są zbyt wymagające, więc wśród trunków króluje wódka i pochodne. Gorzej już z owocami, wino zatem jest drobnym luksusem. Chmiel... w przeciwieństwie do ziemniaków albo owoców jest mało użyteczny. Hodują tylko jedną odmianę, wyboru piw przez to w Rapture nie mamy. Chyba, że ktoś chce ryzykować przemyt.
- Aż tak mi na tym nie zależy. - Powiedziała Tamara z lekkim rozbawieniem w głosie.
- To dobrze. Czego jak czego, ale przemytu Ryan nie toleruje. Zresztą piwo to mało kobiecy trunek.
- Mało kobiece? Hmmm… - Powiedziała z przesadnym wyrzutem w głosie. - Tak pan uważa?
- Piwo to napój, ma gasić pragnienie. Niektórzy twierdzą, że przez wszystkie swoje gatunki i odmiany miewa szlachetność smaku czy barwy, ale dla mnie zawsze było zwyczajnie pospolite. Coś, co można pić z kumplami, jako pretekst do rozmów. Wino, whisky, koniak, mają w sobie więcej szlachectwa. Są dodatkiem do spotkania, nie pretekstem. Nie widziałem jeszcze kobiet, które spotykałyby się w barach na piwie, ale widziałem wiele plotkujących przy winie. A ponieważ kobiety są z natury mądrzejsze od mężczyzn, to i ich wybór alkoholu musi być mądrzejszy - wyłożył swoje rozumowanie w bardzo poważny sposób. Nie zdawało się, żeby żartował.
- Ile widział pan kobiet, klientów, nie pracownic, w Ogrodzie Ewy? - Le Paige pozornie zmieniła temat. Strząsneła też z cygarniczki niedopałek.
- Szczerze mówiąc, jest pani pierwsza. To przybytek dla dżentelmenów - barman bardzo starał się, by ostatniego słowa nie wypowiedzieć ironicznie, ale nie udało mu się to.
- I z pewnością nie będę ostatnią. - Udała, że nie zauważyła tej ironii. - To samo jest z piwem.
Rozmówca zastukał palcami w blat i po chwili pokręcił głową - jeśli będziemy mieli lepsze piwo. Artystki mamy wyśmienite.
- To prawda. - Tamara zgodziła się z barmanem i to całkiem szczerze. - Artystki są wyśmienite. To którą poleciłby pan? - Spytała ni z tego ni z owego nawiązując do ich pierwszej rozmowy.
- Jak to pani wtedy powiedziała? Lody waniliowe czy czekolada? - wyłowił z pamięci. - Nie namówi mnie pani na ocenianie talentów współpracownic.
- Ja nie pytam pana jako pracownika. Ja pytam pana jako osoby umiejącej docenić piękno.
- Ale ja jako pracownik i jako miłośnik piękna to wciąż ta sama osoba - nie poddawał się. - I nie łamię swoich zasad, nawet dla tak interesujących rozmówców jak pani.
- Zatem jest pan jedną z tych osób, które nie oddzielają życia zawodowego od prywatnego. -Pani kustosz odstawiła pustą filiżankę na spodek.
- Życie mamy jedno- rzucił sentencjonalnie.
- Nie można go jednak poświęcać na pracę.
- A na co chciałaby pani poświęcić życie?
- Na różne rzeczy. - Odparła stukając cygarniczką o stół.
- Materialistka- zażartował.
- Również. - Ona także zażartowała.
- Wypiłbym za taką szczerość, ale kawa się skończyła - barman rozłożył teatralnie ręce. - Mogę jednak zaproponować spacer po okolicy.
- Bardzo chętnie. - Tamara sięgnęła do torebki by uregulować rachunek, co nie spotkało się z protestami.
Barman, jak już Tamara wiedziała, był praktycznie u siebie w domu, znał więc wszystkie urokliwe zakątki Arkadii, a przynajmniej te do których dostęp mieli zwykli mieszkańcy. Z powodów bezpieczeństwa, piętra gdzie hodowano żywność były zamknięte. Na szczęście Grota Wodospadów była nie tylko otwarta dla zwiedzających, ale także bardzo popularna. Przez wytyczone na całym piętrze kanały z szumem przepływała woda, napędzająca tuziny kół wodnych. Był to symbol jedności natury i technologii. Nazwa tego zakątka brała się jednak od wodospadów, które urozmaicały wystrój wnętrz. Le Paige wyraźnie również poczuła, że na tej kondygnacji jest wilgotniej i cieplej niż w ogrodzie herbacianym. Wymagały tego egzotyczne kwiaty, które rosły w tym miejscu - botaniczne skarby doktor Langford.



Tamara przyspieszyła nieco kroku. Nie oglądała się za siebie. Skręciła gwałtownie w pierwszą możliwą alejkę. Chwilę poczekała aż jej towarzysz zbliży się. Nie pozwoli się jednak dogonić.
Taka zabawa trwała do póty, do póki Tamara nie uznała, że są już w niezbyt często uczęszczanym miejscu. Usiadła na brzegu sztucznego zbiornika i zaczęła wodzić ręką po jego powierzchni. Woda była przyjemnie chłodna, ale nie zimna jak głębiny oceanu. Musiała być podgrzewana gdzieś w drodze. Pachniała jednak morzem, nie odfiltrowywano jej w tym miejscu i nie nadawała się do picia. Miejsce, które wybrała sobie pani kustosz było oddzielone ścianką od głównych ścieżek piętra, nieopodal znajdowało się zamknięte przejście techniczne dla mechaników, czy innych opiekunów budynku. Pewnie dlatego nie był to powszechnie uczęszczany zakątek.
- Ach! - Westchnęła siadając przy sadzawce i mocząc w niej dłoń. - Gdyby człowiek był nieco młodszy.
Woda przelewała się między jej palcami.
- Niektórzy powiadają, że człowiek jest tylko tak stary, jak się czuje - zaoponował barman. - A mężczyźni podobno nigdy nie dorośleją.
- Tak? - Spytała z przekorą w głosie i w oku. Powoli odwróciła głowę w kierunku tafli wody. Krople jeszcze raz przeciekły między palcami. Tamara ponownie nabrała wody w dłoń i chlapnęła nią mężczyznę.
- Z całą pewnością - mężczyzna zachował stoicką postawę, mimo mokrej plamy na marynarce. - Pluskanie się wodą uchodzi przecież za dziecięcy wybryk, prawda?
- Zależy jakie. - Le Paige zanurzyła po raz kolejny dłoń w sadzawce.
Bezimienny zmrużył oczy. Nie próbował powstrzymać Tamary, ani się usunąć.
- Co ma pani na myśli?
- Że przy panu można się tak poczuć. - Ochlapała go znowu.
- Staro, czy młodo? - nie był pewny.
- I tak i tak.
Te słowa wywołały uśmiech na twarzy rozmówcy.
- Przyjmę to jako podwójny komplement - stwierdził, całkiem nieźle radząc sobie z ignorowaniem pogarszającego się stanu jego odzieży.
- To już sporo o panu wiem. - Pani kustosz podniosła się znad wody.
- Tak łatwo mnie rozgryźć? Z chęcią usłyszę, co o sobie zdradziłem.
- Łatwo nie było. Po za oczywistymi rzeczami.
Barman spojrzał wyczekująco na towarzyszkę.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 02-03-2017, 21:11   #24
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Spokojny i opanowany. - Zaczęła po dłuższej chwili milczenia. - O nienagannych manierach. Lecz nie pruski sztywniak. Z pana akcentem trudno byłoby udawać Prusaka, czy też Niemca, jak teraz chcą się zwać. Również nie angielski dżentelmen. Ci istnieją tylko na kartach książek. Jednak styl bycia i wspomniane maniery wskazują, że dużo miał pan do czynienia z takowymi.
-Imponujące, bardzo dobrze - pokiwał głową i jakby nieświadomie przesunął palcami po swym sygnecie.
- To były tylko oczywiste rzeczy.- Tamara udała, że nie dostrzegła tego ruchu. - Teraz jest pan dla mnie trochę mniej nieznajomym.
- To zdaje się naturalne w procesie zapoznawania się - pokiwał zgodnie głową.
- No proszę. Czyli i pan mnie trochę poznał.
- Nie, dalej jest pani dla mnie zagadką. Bardzo ciekawą, w dodatku.
- A ja z pana mogę czytać jak z otwartej księgi.- Ukazała rząd równych, białych zębów w lekkim, acz dokładnie skalkulowanym uśmiechu. - Ciekawy układ.
- Najwyraźniej jestem bardzo otwartym człowiekiem. To podobno pożądana cecha u barmana.
- Znowu łączy pan życie zawodowe i prywatne. Mieliśmy tego nie robić.
- Zgoda, zatem mogę tylko liczyć, że otwartość to także cecha pożądana przez panią.
- A dla pana nie?
- Absolutnie nie - zaprzeczył. - Jeszcze bym się sobie spodobał, a to już narcyzm.
- A to wada czy zaleta?
- Wada, miłość własna zaślepia najbardziej.
- Arcyciekawy układ.
- Raczej smutny. Dlatego utrzymuję dystans do swojej osoby.
- Smutny?
- Na pewno widziała pani ten typ, zapatrzony w siebie - wzrok mężczyzny skierował się ku odległej szybie z widokiem na Rapture.
- Podobnie jak i pan
- Dlatego uważam, że to smutny widok.
- I dlatego nie bierze pan czynnego udziału w naturalnym procesie poznawania się?- Spytała z lekko przesadzonym zdziwieniem.
- Ależ panią poznaję. W tempie, które uznaje pani za stosowne.
- Nie uważa pan, że powinniśmy się poznawać w równym tempie?
- Równość rzadko występuje w świecie - odparł sentencjonalnie. - Poza tym coś, co zdobywa się z trudem, szanuje się bardziej.
- Zaczynam odbierać to jako brak zainteresowania.- Powiedziała z przesadnym wyrzutem przeplecionym smutkiem.
- Czy gdybym nie był zainteresowany, oprowadzałbym panią po Arkadii? - mężczyzna wydawał się nie przejąć smutkiem Tamary, albo zwyczajnie w niego nie uwierzył.
- Słuszna uwaga. - Tamara spojrzała raz jeszcze na mężczyznę. - Arkadia to idealne wręcz miejsce na chwilę odpoczynku,... oderwania się od szarej… nie, nie szarej, ona tu jest błękitna, od błękitnej rzeczywistości.
- To jedno z dwóch ulubionych miejsc wakacyjnych wypadów w mieście. Francuska Riwiera z wiadomych przyczyn nie wchodzi w grę - i jako jedno z tak popularnych miejsc, było także drogie. Trudno było nie zastanawiać się jak było stać barmana na mieszkanie w takim budynku.
- A drugie?
- Fort Swawoli - uśmiechnął się lekko. - Jedni lubią odpoczywać, inni się bawić. Ludzką naturę bardzo trudno oszukać.
- A pan?
Mężczyzna w odpowiedzi rozłożył szeroko ramiona, obejmując Grotę Wodospadów. Słowa były zbędne.
- Ale chyba nie zawsze?
- Zabroniła mi pani mówić o pracy - odparł natychmiastowo.
- To było pytanie odnośnie wolnego czasu.
- Teatr. Chadzam do teatru. Kino mnie nie przekonuje.
Tamara Le Paige uśmiechnęła się na wspomnienie rozmowy z Rubenem.
- Szekspir czy Molier zatem?
- Shaw, chyba że pytanie było zamknięte.
- Czyli jednak współcześnie. - La Paige przeniosła swój wzrok na podmorskie stworzenia, które widać było za grubą szybą.
- Mam nadzieję, że nie sprawiam wrażenia zupełnie staroświeckiego. Nie można żyć przeszłością - był to frazes, ale wypowiedziany z przekonaniem.
- Ależ skąd.- Odparła zupełnie szczerze. - To od czego chciał pan uciec?
Mężczyzna zamilkł na chwilę, a jego spojrzenie stało się nieobecne, jakby spoglądał gdzieś w swoją przeszłość.
- Od wojny - odparł mimochodem. - A pani?
- Ja nie uciekam. - Powiedziała szybko. - Ja gonię… prze..szłość.- Ostatni wyraz wypowiedziała ciszej, po sylabach.
- Przeszłość? W takim miejscu? Nietypowy cel.
- Pan od niej uciekł. Praktycznie każdy tutaj tak postąpił. A ja cóż… - Zawahała się przez chwilę. - Ja tu trafiłam goniąc ją.
- Ją, jego, ich… - wyrecytował.- Ale to nie moja sprawa i nie wnikam w szczegóły.
- Ją. Tę przeszłość. - Sprecyzowała Tamara.
- Dokładnie - zgodził się od razu.
- Wolałby pan uciekająca przed przeszłością kobietę? - Spytała pół żartem, pół serio.
- Wolałbym kobietę, która goni przyszłość, proszę pani.
- Mężatkę?
- Do rozmowy, czemu nie?
-I nie bałby się pan zazdrosnego mężą?
- Za rozmowę, proszę pani? W Rapture? Nie - a po chwili dodał. - Zresztą, gdyby rozmawiała ze mną w Ogrodzie, to pewnie musiałby być zazdrosny o kogoś innego.
- Albo i nie. - Odparła melodyjnie, z lekką nutą zadowolenia z siebie.
- No nie wiem, moje współpracownice są atrakcyjniejsze od prawie wszystkich moich klientów.
- To tak jak u mnie.
- Może będę musiał panią odwiedzić w pracy, w takim razie.
- Ależ zapraszam. Na pewno pan nie pożałuje. Mamy sporo współczesności do pokazania. Jak i przeszłości.
- Współczesności i przeszłości, powiada pani. Powiedziałbym… galeria sztuki?
- Prawie.
- Tylko nie kino, będę się musiał tłumaczyć, czemu go nie lubię- teatralnie jęknął.
- Dlaczego go pan nie lubi? - Zapytała z równie teatralnym zaciekawieniem.
- Jest dla mnie zbyt sztuczne, fałszywe. W teatrze widzę żywych ludzi, ich kunszt, a czasem pomyłki, co sprawia że jest on prawdziwy. Kino to dla mnie kolorowe prześcieradło - wyjaśnił.
- Na pana szczęście nie pracuję tam. -Po czym dodała z pełną powagą i profesjonalizmem. - Mamy do zaoferowania naszym klientom dużo wyższych standardów rozrywkę. Ale nie dla każdego.
- Za zmuszenie mnie do kinowych zwierzeń, jest mi pani winna postawić sprawę jasno.
- Doprawdy? - Tamara przyjęła minę niewiniątka.
- Z całą pewnością, proszę pani - stwierdził surowym tonem.
- Skoro tak. - Powiedziała z mocno udawanym zawodem w głosie. - Jestem kustoszem w muzeum.- To już powiedziała normalnym, poważnym tonem.
- Pani kustosz - powiedział z uznaniem. - To prawdziwa nobilitacja dla naszego klubu, że jest pani jego bywalczynią.
- A ci wszyscy bankierzy, maklerzy, prezesi?
- A czy oni się znają na sztuce?
- Zależy jakiej.
- Pieniądze to nie sztuka.
- I tu się pan myli. - Powiedziała lekko triumfująco. - Mam bardzo interesujące kolekcje antycznych monet.
- Antyk to jeszcze nie sztuka. To historia - zaoponował.
- Jak już powiedziałam myli się pan.
- Będę zatem żył w błędzie - rozłożył bezradnie ręce.
- Może jest jeszcze jakaś nadzieja dla pana.
- Tak pani myśli?
- Zawsze jest szansa.- Ujęła znajomego barmana pod rękę i pociągnęła dalej, w nieznane.- Niczym w “Pigmalionie” Shawa.

Dalsza przechadzka po tym zakątku Rapture upłynęła na rozmowie o niczym. Dwoje nieznajomych w końcu pożegnało się by zając się swoimi sprawami.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 08-03-2017, 19:34   #25
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
W głębinach oceanu woda płynęła powoli. W znajdującym się w niej Rapture, czas najwyraźniej wziął z niej przykład. Barman utrzymywał pełen szacunku dystans, który Tamarze niełatwo było skrócić. Randka skończyła się szansą na kolejne spotkanie w nieokreślonym terminie i w nieokreślonym miejscu. Dni się dłużyły, najpierw jeden, potem drugi. Codzienność przerwał wreszcie dzwonek telefonu i rozbawiony głos Sile w słuchawce.
- Tamaro Le Paige, jak ty to robisz? - kobieta ledwo powstrzymywała śmiech. - Tak przestraszyłaś mi guwernera, że prawie uciekł ode mnie z krzykiem. A dzisiaj wrócił z podkulonym ogonem prosząc, bym umówiła go z tobą na śniadanie w Phillies. Coś niebywałego.
- Jaka to rozkosz usłyszeć twój głos, moja droga.- Pani kustosz nie kryła radości. Ten telefon naprawdę ją ucieszył i nie chodziło o Rubena Fauchera. Owszem, była to interesująca informacja, ale tylko interesująca. - Chciał tylko się umówić ze mną czy też może porozmawiać o pracy u ciebie?
- O jakiej pracy tu mowa? Przecież mówiłam, że ode mnie uciekł.
- Czyli zadzwonił do ciebie tylko i wyłącznie po to, żeby skontaktować się ze mną?- W głosie Le Paige słychać było zdziwienie.
- Czemu zadzwonił? Przyszedł osobiście.
- Ale tylko po to?
- A co innego miałabyś na myśli Tamaro? - przyjaciółka ciągnęła za język.
- Pracę. - Odparła z rozbrajającą szczerością. - Wszak chciał u ciebie podjąć pracę.
- To było mi go nie odstraszać - odpowiedziała z wyrzutem.
- Może to i lepiej… - Tamara dodała po krótkiej chwili namysłu.
- I teraz sama sobie będę musiała szukać nowego guwernanta. Taka z ciebie przyjaciółka - wyrzut nie zabrzmiał ani trochę szczerze.
- Zwolniłaś starego?- Spytała z nieudawanym przejęciem Tamara. - Zanim zatrudniłeś nowego?
- Tak mi zachwaliłaś Fauchera, że na co miałam czekać?
- Co on ci powiedział gdy mu oznajmiłaś, że chcesz by u ciebie pracował?
- Że po rozważeniu swoich obecnych obowiązków, nie jest w stanie dołożyć należytej staranności w nauczaniu moich dzieci. Prawda, że ładna formułka?
- Tak, ładna. -Odparła lekko złośliwie.- Znajdziemy ci kogoś lepszego. Obiecuję.- Tamara starała się pocieszyć przyjaciółkę.
- A taki ładny był… francuski - marudziła Sile.
- To co ty chciałabyś od niego… francuskiego?
- Dla dzieci - stwierdziła niewinnie.
- To dobrze. - Tamara odparła żartobliwie.- I nie żałuj. - Trochę poważniej to powiedziała.- Na kiedy Faucher chciałby się ze mną umówić?
- Jutrzejsze śniadanie. Około dziewiątej.
- To ty zjedz dzisiaj ze mną kolację.
- O nie, Tamaro. Dzisiaj mam wyjście z mężem.
- Gdzie?
- Do Rose Bleue. Romantyczna kolacja, a potem zobaczymy.
- Liczysz na coś? - Spytała żartobliwie. W wypowiedzi ukryty był podtekst, który rozmówczyni powinna była wychwycić.
- Na romantyczny wieczór z ojcem moich dzieci i mężczyzną mego życia - odpowiedział z godnością Sile.
- Udanego wieczoru zatem wam życzę. - Powiedziała pani kustosz .
- Dziękuję. A tobie życzę miłego śniadania - pożegnała się.


Le Paige nie mogła się zdecydować, czy bardziej cieszyła się na myśl o nowych poszlakach w jej śledztwie, czy na myśl o możliwości podręczenia nieostrożnego bawidamka. Dobierając śniadaniową kreację doszła ostatecznie do wniosku, że odnalezienie córeczki Katii było najważniejsze, droczenie się z Faucherem to jedynie zabawny dodatek… przynajmniej dla jednej ze stron tej znajomości.
Jadalnia Phillies nie była ani droga, ani szczególnie popularna. Wyglądała jak dziesiątki barów mlecznych ze Stanów Zjednoczonych. Przeszklone pomieszczenie z wielką ladą i barowymi stołkami. Pracownicy w schludnych, białych fartuchach i z siateczkami na głowach serwowali jajecznice, naleśniki, kanapki i to, co uchodziło w Rapture za kawę.


1

Ruben był na miejscu, Tamara nie omieszkała się po angielsku spóźnić, ubrany jak spod igły. Trochę nie pasował wyglądem do Phillies, ale z drugiej strony każdego może nagle napaść głód, a na prosię zapiekane w jabłkach trzeba zwykle chwilę poczekać. U stóp mężczyzny spoczywał skórzany neseser, a na ladzie kusząco parował talerz z jajecznicą.
- Miło cię widzieć Ruben. - Tamara przywitała się grzecznie siadając przy nauczycielu ze swoim śniadaniem. Może i mało wykwintnym, ale nie można było tego wymagać za taką cenę. Mężczyzna bez słowa schylił się po swoją teczkę, wyjął z niej plik dokumentów i położył przed panią kustosz.
Le Pagie uśmiechnęła się lekko, z zadowoleniem.
- Cieszę się, że ci się udało.
- Nie wątpię. Wszystkiego najlepszego - guwernant był wyjątkowo nieszarmancki w towarzystwie Tamary.
- Teraz ci udzielę pierwszej lekcji. -Uprzejmy wyraz nie schodził z jej oblicza. - Zachowuj się przede wszystkim naturalnie. Z pewnością jest tu kilka osób, które cię kojarzą. Ciebie i twoje towarzyszki. Nie rób scen, by nas nie zapamiętano.
- Jest, jest. Na przykład John, który przyniósł mi jajecznicę - odparł mężczyzna, wracając do posiłku.
- Dobrze.- Odparła kładąc swą dłoń na dłoni mężczyzny. Z boku wyglądało to niezwykle naturalnie, ot dwa gołąbeczki spotkały się by ćwierkać sobie. - Cóż zatem masz dla mnie?- Rzuciła długie i powłóczyste spojrzenie rozmówcy.
- To, o co pani prosiła. Dokumenty adopcyjne z ostatnich miesięcy.
Tamara przez chwilę grzebała widelcem w swoim talerzu, by po chwili jednym płynnym, wyćwiczonym i jakże wzbudzającym wyobraźnie ruchem włożyć kęs do ust.
- I po to tylko poszedłeś do pani Zeilberger? - Spytała.
- A jak niby miałem się z panią skontaktować?
- Mogłeś poczekać, aż ja cię odwiedzę.
Ruben odłożył widelec i odwrócił się do Le Paige.
- Gdzie?
- Może w pracy? - Ton jej wypowiedzi był żartobliwy, przekorny.
- Najwyraźniej, może nie - Faucher sprawiał wrażenie, jakby bawił się znacznie gorzej od rozmówczyni.
- A może w domu?
Mężczyzna zamiast odpowiedzieć, wyraźnie pobladł.
Pod stołem rozgrywała się inna z goła scena. Tamara zrzuciła but i gołą stopą zaczęła trącać nogę mężczyzny. Najpierw delikatnie. Jakby przypadkiem. Po chwili jednak jej działania stały się bardziej zdecydowane. Bosa stopa powędrowała wyżej, ku udom rozmówcy.
- Czego pani chce? - skołowany Ruben nie miał pojęcia co ze sobą zrobić.
- Chcę wiedzieć czy to co o tobie mówią jest prawdą.
- A co o mnie mówią? - w głosie pobrzmiewała rezygnacja zamiast zainteresowania.
- Że masz poważny problem. - I choć słowa były poważne to ona niepoważnie to powiedziała.
- Jeden siedzi obok mnie - odpowiedź była niegrzeczna.
- A tak. - Tamara spoważniała. - Chociaż sam sobie jesteś winien.
- O tak, sam się prosiłem o szantaż. Oczywiście - pokiwał głową.
- Byłeś nieostrożny. A w zasadzie jesteś. - Bosa stopa ani drgnęła z miejsca.
- Czy jeszcze czegoś pani zażąda? Muszę wracać do pracy.
- Oczywiście.
- Oczywiście… - powtórzył jak echo.
- Pani Zeilberger
- Pani Zeilberger co?
- Pani Zeilberger poszukuje guwernera dla swoich dzieci. Odmówiłeś jej tłumacząc się brakiem czasu. Jak to będzie wyglądało, gdy za chwilę przyjmiesz posadę u kogoś innego?
Faucher westchnął.
- Przyjmuję zlecenie od pani Zeilberger. Za darmo wystarczy?
- Nie, nie za darmo. - Tamara spojrzała rozmówcy prosto w oczy.- Na normalnych zasadach. Tylko bez dodatkowych usług. - Bardzo wyraźnie zaakcentowała ostatnie zdanie.
- Przygotuję na jutro umowę - obiecał, choć po prawdzie wielkiego wyboru nie miał.
- Liczę, że pani Zeilberger będzie bardzo zadowolona z jakości nauczania.
- Nikt dotąd nie narzekał.
- Cieszę się, że się rozumiemy. - Tamara dała sobie spokój z denerwowaniem mężczyzny. Sprzątnęła przyniesione przez niego dokumenty i zabrała się za swój posiłek.


Będąc już w swoim mieszkaniu, Le Paige zaczęła przeglądać otrzymane dokumenty. Zbiór nie był pokaźny, ale i w Rapture nie było jakoś szczególnie dużo sierot. Faucher zdobył dobrej jakości kserokopie, a ponieważ mimo swych wad był niegłupim mężczyzną, pewnie w sierocińcu nawet się nie zorientowano, że jakiekolwiek informacje wyciekły. Papiery dotyczyły pięciu adopcji - dwóch chłopców i trzech dziewczynek. Dwie dziewczynki opisano jako niemowlęta, co kwalifikowałoby córkę Katii. W dodatku starsza z dziewczynek i jedno niemowlę zostało zaadoptowane przez tę samą rodzinę Burgessów z Leża Minerwy, jednego z apartamentowców klasy średniej. Drugie niemowlę adoptowała rodzina Jeffersonów, mieszkającą w Skarbcu Neptuna - rybackim wieżowcu miasta.

________________________
1 - "Nocne marki" autorstwa Edwarda Hoppera
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 20-10-2019 o 17:21.
Zapatashura jest offline  
Stary 04-07-2017, 21:54   #26
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Dokumenty przyniesione przez śliczniutkiego belfra-żigolaka nie były kompletne. Nie było w nich ani wzmianki o matce, ani daty adopcji. To było poważne utrudnienie.

LePaige opadła z lekką irytacją w fotel rzucając jednocześnie dokumenty na szklany stolik stojący obok. Westchnęła głęboko i sięgnęła po leżące nieopodal proste, acz eleganckie drewniane pudełeczko z monogramem AL. Przesunęła powoli palcami prawej ręki po ozdobnych literach czule je gładząc. Znała na pamięć tę gładką i wypolerowaną powierzchnię. Powtórzyła ten ruch raz jeszcze i szybkim ruchem wyciągnęła z niej papieros. Umieściwszy go w cygarniczce odpaliła. Z lubością zaciągnęła się dymem by po chwili wypuścić niebiesko-szary obłok dymu. Przez dłuższą chwilę pani kustosz wpatrywała się fantastyczne wzory, które tworzył wypuszczany przez nią dym. To pozwalało oczyścić umysł.
Po wypaleniu papierosa Tamara ponownie przejrzała dokumenty i ponownie doszła do wniosku, że danych jest zbyt mało. Pozostało jej tylko śledzenie wytypowanej przez siebie pary.
Tamara śledziła państwa Burgessów przez trzy dni. Tyle jej wystarczyło by ustalić, że rodzina ta sprawiała wrażenie typowej klasy średniej. Mąż pracujący w handlu, konkretnie sklepie z ubraniami. Żona niepracująca, przynajmniej nie regularnie. Zajmowała się domem, robiła zakupy i w ogóle wpisywała się w model dobrej gospodyni.
Przez krótki czas śledztwa Le Paige nie widziała dziecka, ale gdy w mieszkaniu nie było męża ani żony, odwiedzała je jakaś nastolatka, pewnie opiekunka.
Jednakże państwo Burgessów czynili zakupy świadczące o tym iż w domu mają niemowlę - ubranka dla dziecka i artykuły pierwszej potrzeby w torbie z zakupami znalazły się.
Dopiero po trzech dniach pani Burgess wyszła na spacer z dzieckiem. I chociaż Tamara ekspertem od dzieci nie była, to wiedziała, że to nie jest normalna sytuacja. Sile uświadomiła bezdzietną panią kustosz w tym względzie. Te niedociągnięcia możnaby później wykorzystać.
Udało jej się nawet zajrzeć do wózka. Dumna jak paw pani Burgess prezentowała swoją pociechę wszystkim zainteresowanym łaknąwszy przy tym komplementy pod adresem dziecka jak i swoim jako matki. Tych drugich pragnęła najbardziej.
Jakież było zdziwienie LePagie go okazało się, że dziewczyna ma czarne włosy. Popow była blondynką. Oczywiście istniała szansa, że dziecko odziedziczyło kolor włosów po ojcu. Tego Tamara na oczy nie widziała. Dlatego musiała zapytać rodaczkę.
Odwiedziła ją w domu. Nachodzenie w “Ogrodzie Ewy” wydało się nieodpowiednie. A i inne powody miała aby się tam nie pojawiać ciągle.

-Katia, - Zaczęła bezceremonialnie i twardo Tamara. - Muszę wiedzieć kto jest ojcem dziecka.
- Już o tym mówiłyśmy. Inżynier z bożej łaski - odpowiedziała krótko, jakby temat był zamknięty.
- Chcę wiedzieć jak on wygląda. - Pani kustosz nie przyjęła do wiadomości owej informacji o zamkniętym temacie.
- Aryjsko - stwierdziła krótko.
- Pokaż zdjęcie. - Rozkazała.
- Nie mam - odparła już trochę grzeczniej, jakby przestraszona stanowczością Tamary.
- To podaj mi jego nazwisko. - LePaige wyciągnęła z torebki notatnik i pióro wieczne. Proste i funkcjonalne, ale zarazem małe dzieło sztuki.
-Stefan Schwartz - odparła Katia, cicho i niechętnie.
- Dziękuję. - Odparła uprzejmie kreśląc jednocześnie coś w notatniku. - Nie będę ci już zbierać czasu. - Wstała szykując się do wyjścia.
- Moment - poprosiła Popow. - Czego się pani dowiedziała?
- Naprawdę chcesz drążyć temat? - Tamara spojrzała jej w oczy.
- Tak - odparła bez wahania, choć wzrok jej uciekł na bok.
- Nie. - Poprawiła ją. - Nie chcesz. Nie chcesz domysłów i niepokoju. Ty chcesz usłyszeć tylko dobre wieści. A na to jeszcze za wcześnie. To wymaga czasu.
Kobieta zamilkła, nie mając na takie słowa żadnej odpowiedzi.
- Bardzo roztropnie. - Po tych słowach LePaige wyszła.

Inżyniera Stefana Schwartza LePaige odnalazła bez problemu w książce telefonicznej. Bez trudu też dowiedziała się gdzie pracuje. Fontaine Futuristic był jednym z najlepiej znanych budynków w mieście. Wejście do budynku nie było problemem, wszak firma ta zajmowała się wytwarzaniem urządzeń elektronicznych i mechanicznych. Do recepcji dojść można było, ale tylko umówione wcześniej osoby miały prawo przejść przez metalowe bramki, które znajdowały się w głębi lobby za recepcją.
Tamara szybko dostrzegła gdzie sekretarki wychodzą na papierosa. Pewna siebie i opanowana ruszyła za nimi. W tak dużym budynku i przy takiej rotacji personelu nie sposób było zapamiętać wszystkich, co pozwalało wtopić się w otoczenia. Wystarczyło rzucić kilka trafnych acz ogólnych uwag odnośnie męskiej części pracowników, zwłaszcza inżynierów i nić porozumienia została nawiązana.
- Nowa sekretarka? - Rzuciła brunetka w czerwonym kostiumie. - Tego gbura z piątego?
- Podobno. - Odpowiedziała Tamara. Mówiła swobodnie i pewnym siebie głosem.
- A wasi jak?Też gburowaci? - Zapytała z lekkim rozbawieniem w głosie.
- Albo z lepkimi rękami. - Otrzymała odpowiedź od drobnej, rudowłosej kobiety ubranej w czarną sukienkę z zielonym żakietem.
- Oraz łysiną i grubymi żonami. - Dodała LePaige.
- O, to to. Ale ci też mają lepkie dłonie - Wtrąciła brunetka.
I tak rozmowa się rozkręciła. Tamara szybko załapała która u kogo biuro prowadzi. Poznała też gorące plotki. A gdy już zdobył ich zaufanie rzuciła nazwisko inżyniera.
- Pracuje przy kinematografach,​ taki blondyn? - Odparła któraś.
- Tak. - Potwierdziła Tamara.
- Trybik, jakby taki szedł z łapami, to by dostał w pysk. - Osadziła inna.
- Chociaż, jakby szedł z kwiatami, to mooooże.
I tak od słowa do słowa Tamara dowiedziała się, że Schwartz nie był żadnym tam dyrektorem ani kierownikiem. Grzebie przy jakichś nowoczesnych machinach, taki nawet przystojny, ale można w firmie można znaleźć znacznie lepsze partie. Blondyn, co pasowałoby do pobieżnego opisu Katii.

Mając już pewność, że dziecko nie może być ich Tamara postanowiła udać się do mecenasa Heegaarda. Szybko jednak zmodyfikowała swój plan. Lepszym źródłem informacji mógł być asystent prawnika, Carl Broderick.
Biednym, cierpiący na chorobę wieku dziecięcego Carl nie mógł spodziewać się ponownej wizyty pani LePaige.
- Witaj Carl, - Tamara uśmiechnęła się czarująco do mężczyzny gdy ten tylko otworzył drzwi. - porozmawiajmy o państwu Burgess.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 07-07-2017 o 12:00.
Efcia jest offline  
Stary 17-09-2017, 09:43   #27
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Tamara powinna się poczuć urażona, bowiem gospodarz zamiast ucieszyć się na jej widok pobladł wyraźnie i nie ukrywała tego nawet chusta, którą wciąż miał owinięty policzek.
- Nie mam nic do powiedzenia na ten temat - odparł pośpiesznie, próbując zamknąć drzwi.
- O Jeffersonach pewnie też nie chcesz rozmawiać?- Spytała dla formalności wpychając but między drzwi a framugę aby uniemożliwić ich zamknięcie.
- Nic o nikim nie słyszałem - odparł błyskawicznie.
- To już słyszałam. - Tamara westchnęła ciężko. - Może coś nowego mi powiesz?
- Temat jest zamknięty. Proszę sobie iść. Nie mam nic do powiedzenia - usiłował spławić natręta.
- Nie rób scen mój drogi.- Pani kustosz odezwała się tak jakby mówiła do kochanka, trochę się z nim przekomarzając, a trochę kusząc. - Co sobie sąsiedzi pomyślą?
Mężczyzna ze zrezygnowaniem puścił drzwi i wykonał krok w głąb przedpokoju.
- Porozmawiam sobie z ochroną, by więcej tu pani nie wpuszczała - burknął.
- Wystarczy, że ze mną szczerze porozmawiasz.- Ruszyła za nim.
- Nie mamy o czym rozmawiać. Słyszałem od pana Heegaarda, że sprawa jest z prawnego punktu widzenia zamknięta - powtórzył swą starą gadkę.
- A ja słyszałam, że ty masz aspiracje na bycie wspólnikiem pana Heegaarda.
- Moje aspiracje zawodowe, to sprawa pomiędzy mną, a panem Heegaardem.
- I dlatego to pan Heegaard jest twoim pracodawcą.
- Więc może powinna pani porozmawiać z panem Heegaardem? - odparł, w swojej opinii, błyskotliwie.
- Czyli nie czujesz się na siłach odpowiedzieć na kilka pytań?
- Niech już je pani zada i miejmy to za sobą.
- Czy Sierociniec Małej Siostry w wystarczającym stopniu chroni rodziców adopcyjnych przed odebraniem im dziecka?
- Czemu miałby ich chronić? Adoptowali, to dziecko jest ich problemem i obowiązkiem. Ostatecznie to nie jakiś zepsuty telefon, który jest na gwarancji - odparł ostrożnie, jakby nie spodziewał się takiego pytania.
- Ponieważ zapłacili za adopcję i zapewne nie chcą być niepokojeni przez biologicznych rodziców.
- Dlatego nikomu postronnemu nie udziela się takich informacji. W tym pani.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
- Odebrać dziecka się nie da. Można je porwać, ale dokąd można uciec w Rapture? - odparł.
- Czy do takich wniosków doszedłeś po zapoznaniu się z treścią umowy zawartej między panną Popow a Sierocińcem Małej Siostry?
- Tak. Zrzekła się praw rodzicielskich. Obecnie prawa rodzicielskie mają rodzice adopcyjni. Co najwyżej, gdyby poufne informacje wyciekły, to nowi rodzice mogliby pozwać sierociniec za niedotrzymanie tajemnicy - wyjaśnił.
- Każdą umowę można rozwiązać.
- Po fakcie? Proszę pani, umowa to świętość, a umowa wykonana to świętość podwójna.
- I ja mam uwierzyć, że prawnicy pozwoliliby sobie na utratę zarobków?
- Tracilibyśmy zarobki, gdybyśmy doprowadzali do zrywania umów. Wyprowadzono by nas za drzwi bez batyskafu - nie ustępował Broderick.
- I gdyby okazało się, że nie dotrzymujecie tajemnic.- Dodała obojętnie, wpatrując się przy tym nachalnie w rozmówcę.Zupełnie jak gdyby chciała go prześwietlić. Był zdenerwowany, to nie podlegało dyskusji. Ostatecznie, prawnik wiedział kto opiekował się teraz dzieckiem, którego szukała Tamara. I było prawdą to, że za nie dotrzymywanie tajemnic mógł łatwo stracić pracę.
- Taaak. - LePaige celowo przeciągnęła spółgłoskę w wypowiedzianej przez siebie partykule. - Ktoś musiałby zostać ukarany. Nawet gdyby pojawił się tylko cień podejrzenia o niedyskrecję.
Carl pobladł jeszcze bardziej.
- Nie zrobiłaby pani tego. Byłbym skończony - przy ostatnim słowie załamał mu się głos.
- Nie?- Spytała niezwykle zdziwiona. Broderick tym razem nie znalazł nawet głosu w gardle.
- Ty nie zawahałbyś się żeby doprowadzić do utraty zatrudnienia przez bogu ducha winnych ludzi. Sam to przed chwilą zadeklarowałeś.
-[i] Wypraszam sobie. Działam w granicach prawa.[/]
- Raczej z niskich pobudek i chęci pokazania kto ma władzę.
- Proszę natychmiast opuścić moje mieszkanie. Nie dam się obrażać - strach przerodził się u mężczyzny w gniew.
- Skoro tak chcesz mnie przekonać…- Gniew mężczyzny nie wydawał się robić na niej wrażenia.
- Dosyć tego, dzwonię po ochronę - stwierdził Carl idąc do telefonu.
- I pożegnaj się z nimi. Twoje nowe lokum nie będzie już jej posiadało. - Powiedziała wychodząc.
Spotkanie z ochroną do najprzyjemniejszych z pewnością nie należałoby.
Tamara wybrała taką drogę, aby się z nimi nie spotkać. Spokojnym i pewnym krokiem, żeby jak najmniej rzucać się w oczy, opuściła to miejsce.
Broderick okazał się trzymającym się litery prawa i zasad człowiekiem. Do końca starał się trzymać zasad praworządności chociaż jasnym było, że jakby nie postąpił i tak był przegranym.
Zdradzając szefa straciłby pracę. Będąc lojalnym też straciłby pracę i to z tych samych powodów. Okazał się bezużytecznym głupcem. A tacy nie byli potrzebni.

Rozmyślając jak zakończyć karierę Carla Brodericka Tamara LePaige włożyła papierosa do cygarniczki. Portier podał jej usłużnie ognia. Podziękowała mu pięknym uśmiechem. Zaciągając się dymem ruszyła do Jeffersonów. Miała przy tym nadzieję, że ta obserwacja dostarczy jej nowych i przydatnych informacji. Na ich przydatność szczególnie liczyła.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 19-09-2017, 13:26   #28
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Skarbiec Neptuna nie był najpiękniejszym wieżowcem w Rapture, ale toczyło się w nim najwięcej aktywności. Jako wielki port i przetwórnia ryb miał swój charakterystyczny zapaszek i rybacką kulturę.



Głównym inwestorem budynku było Fontaine Fisheries, kolejna wielka firma Franka Fontaine. Duża część jej pracowników miała swoje mieszkania na miejscu, za niewielką cenę i z niewielką ilością luksusów. Ostatecznie nie każdy w Rapture złapał boga za nogi. Ktoś musiał się zadowalać resztkami.
Le Paige udała się w okolice mieszkania Jeffersonów zaraz po opuszczeniu Alei Syren. W przeciwieństwie do większości tanich czynszówek nie był to motelowy pokój na wielkiej klatce schodowej, tylko przysadziste, duże pomieszczenie pozbawione okien i ulokowane w rogu restauracyjnego piętra Skarbca. Możliwe, że w środku było dobrze urządzone i przestronne, a może wprost przeciwnie - był to magazyn zaadaptowany na pomieszczenie mieszkalne? W molochach Rapture trudno było zgadnąć. W każdym bądź razie nie rzucał się w oczy, a zidentyfikować go szło tylko po numerze namalowanym na skrzynce na listy wbudowanej w ścianę. Przy mieszkaniu panował duży ruch, ludzie biegali w te i wewte, nierzadko ciągnąc albo pchając jakiś ładunek. Nie ułatwiało to Tamarze prowadzenia obserwacji. Dlatego prawie przegapiła niewysokiego blondyna, osłaniającego opuchnięty policzek kołnierzem rybackiego płaszcza. Prawie.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 30-09-2017, 13:50   #29
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Tamara nie spodziewała się zobaczyć Carla w tym miejscu. Z zaciekawieniem przyglądała się, co też prawnik robił koło mieszkania adopcyjnych rodziców. Przez dłuższy czas dobijał się do drzwi, a gdy te w końcu się otworzyły Broderick został niemal wciągnięty do środka. Oględnie mówiąc- dziwne. Niemniej dziwne było, gdy został z tych samych drzwi bezceremonialnie wyrzucony kilkanaście minut później. Le Paige zrobił mu z ukrycia kilka zdjęć, gdy podnosił się z podłogi. Materiał dowodowy zawsze się do czegoś przydawał.
Pani kustosz śledziła sponiewieranego mężczyznę w drodze do metra i dopiero na stacji, niby przypadkiem, wpadła na niego.
- Nie ładnie jest kłamać Carl - zaczepiła go. Broderick zbladł i wyraźnie zwiotczał. Nie odpowiedział ani słowem, jedynie bezgłośnie się gapił.
- Masz dwa wyjścia. - Odezwała się gdy jego milczenie przeciągało się. - Opowiesz mi o wszystkim i zapomnimy, że spotkaliśmy się tutaj.
- Nie tutaj - wyrwał się z oszołomienia. - Czy zna pani jakiś bezpieczny lokal?
- Ogród Ewy. - Odparła po krótkim namyśle.
Adwokat tylko pokiwał głową. Tamara podała godzinę, nie dająć możliwości sprzeciwy. Kolejny raz kiwnął głową i zaraz uciekł do wagoniku metra. Le Paige wzbudzała w mężczyznach (a nawet w niektórych kobietach) przeróżne emocje, ale takiego strachu nie widziała już dawno.


Tamara siedziała przy małym stoliku z dala od sceny. Dzisiaj występowała Abeni - mogłaby rozpraszać Carla. Doskonale przygotowane Brandy Alexander umilało oczekiwanie. Broderick spóźnił się parę minut, co nie było kłopotem, wyglądał zaś jakby zaraz miała go przyłapać małżonka, co już kłopotem było bo zwracał na siebie uwagę. Wypatrzył na sali panią kustosz i przysiadł się szybko do stolika.
LePaige otworzyła bogato zdobioną i nieco staroświeckiej papierośnicę. Chwilę przyglądała się jej zawartości. A przynajmniej tak wyglądała. W rzeczywistości bacznie obserwowała rozmówcę.
-Uspokój się. - Poleciła wyjmując z pudełeczka papierosa.- Ściągasz na siebie uwagę. A tego wcale nie chcesz. - Gdy tylko umieścił w cygarniczce papierosa zaraz pojawił się i ogień. Obsługa w lokalu była czujna i dyskretna.
- Wódkę. Podwójną. - Zamówiła.
Czekając aż przyniosą szklankę z alkoholem raz po raz zaciągała się z lubością dymem. Przyglądała się też tancerce.
Gdy podano wódkę Tamara ujęła swoją szklankę w dłoń i delikatnie stuknęła w tę stojącą przed Broderickiem.
-Wypij. - Powiedziała podnosząc swój koktajl do ust. Mężczyzna posłusznie opróżnił kieliszek jednym haustem.
Tamara dała mu jeszcze kilka chwil na zastanowienie się i ułożenie sobie myśli. W tym czasie paliła i podziwiała występ. Gdy jednak milczenie przeciągało się odezwała się.
-Co tam robiłeś?
- Niech pani sobie odpuści tę sprawę - zaczął Broderick. - Mają wynajętych zakapiorów od Fontaine’a.
- Co było w aktach?
- A co miało być? Adres, nazwiska. Nazwiska pani zna, adres też. Jeśli chce pani zachować swoje zęby, radzę odpuścić - odruchowo pogładził się po opuchniętym policzku.
- Nie chciałeś się przyznać, że pobito cię po tym jak dostałeś dokumenty z sierocińca? Po to ten cyrk z dziecięcą chorobą?
- Coś w ten deseń.
- Heegaard też je czytał?
Broderick pokiwał głową.
- Wszystko w papierach się zgadza i Jeffersonowie nie lubią, gdy narusza się ich prywatność.
- Ktoś kto mieszka w Skarbcu Neptuna nie lubi , gdy narusza się jego prywatność i nasyła na natrętów zbirów? - Tamara lekko parsknęła.
- I to nie byle jakich. To pracownicy Fontaine’a, a tacy nie robią za ryby.
- Po co poszedłeś do Jeffersonów?
- Żeby nie przyszli połamać mi palców, kiedy panie zacznie się tam kręcić - odparł.
- Przecież to szeregowi pracownicy. To nie jest obiecany lepszy start dla dziecka. Sierociniec zwyczajnie oszukał panią Popow.
- Nie słucha pani, czy nie chce słuchać? - warknął Carl. - Rybaków nie stać na ochroniarzy.
- A ci których stać, nie mieszkają w takich warunkach.
- Ich sprawa, gdzie mieszkają.
- Co jest w aktach?
- Nazwiska, przychody, wywiady psychologiczne. We wszystkim dołożono należnej staranności.
- Zawód obojga rodziców?
- Podany w papierach - odpowiedział lakonicznie.
- I odpowiada temu co obiecano na reklamach?
- Tak, do ciężkiej cholery. Straciłem ząb sprawdzając to wszystko - nagły wybuch zwrócił uwagę postronnych, oraz Thomasa - wykidajły.
-Panuj nad sobą. - Pani kustosz zapaliła następnego papierosa. - Inaczej niezbyt miło zapamiętasz swoją wizytę tutaj.
- Już mi się nie podoba - stwierdził kwaśno.
- Bo masz złe podejście
- Skończyliśmy? Chce sobie pani napytać biedy, to niech pani w to brnie. Ja swoje zrobiłem.
Tamara zaśmiała się. Chociaż oczy nie były rozbawione.
- Nie lubisz mnie. A jednak nie chciałeś żebym do nich poszła. Dlaczego?
- Nie lubię, ale to nie znaczy, że życzę źle. Sprawa jest przegrana, radzę się z tym pogodzić.
- Ryanowi też tak doradziłbyś? - Ironii nie dało się nie wyczuć w jej głosie.
- Z prawnego punktu widzenia? Tak. Po co innego by mnie pytał?
- Jak tyś tu trafił z takim podejściem?
- Czyli skończyliśmy - Carl podniósł się od stolika.
- Na razie. - Odparła. Dyskretnie odprowadziła rozmówcę wzrokiem. Przez chwilę siedziała w samotności aż pojawił się przy niej barman.
- Trudne spotkanie? - zapytał, zbierając puste kieliszki.
- Trudny rozmówca. - Odparła beznamiętnie. - Jeszcze raz to samo.
- A przynajmniej warto było się trudzić? - zapytał przed udaniem się do baru.
- Mam nadzieję. - Odparła Tamara.
Resztę wieczoru spędziła w Ogrodzie Ewy. Swoją uwagę dzieliła między występami, a gośćmi. Obserwacja tych ostatnich i analiza ich zachowań była doskonałą rozrywką.
Opuszczając przybytek LePagie zastanawiałą się czy nie zostawić nieznajomemu jeszcze jednego liściku z zaproszeniem. Doszła jednak do wniosku, że zostawi mu pewne pole do manewru.
Obsłudze jak zwykle zostawiła sowity napiwek.
Do spotkanie z Heegaardem musiała się solidnie przygotować.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 12-09-2018, 19:58   #30
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Tamara LePaige weszła do biura mecenasa Heegaarda. Sekretarka przywitała ją życzliwym uśmiechem. Zaproponowała kawę. Kobiety wymieniły kilka zdań. Zwykła pogawędka by umilić i skrócić sobie czas oczekiwania. Gdy przyszła jej kolej, spokojnym krokiem wpłynęła wręcz do gabinetu. Dała również czas prawnikowi na kurtuazję. A gdy zapytał o powód wizyty położyła przed nim zdjęcia Carla Brodericka.
- Jak pan wytłumaczy działanie pańskiego pracownika na szkodę pańskiej klientki?
Tęgi mężczyzna z początku nie odpowiedział, nie dając się zepchnąć do defensywy. Spokojnie wziął w ręce zdjęcia i przejrzał je uważnie i po kolei.
- A jaka to szkoda jest tutaj utrwalona? - zapytał w końcu.
- Kontakt z Jeffersonami. - Odparła równie spokojnie.
- W jakim celu?
- Czyżby pan wysłał pana Brodericka do nich?
- Może tak, może nie. Może to rutynowe czynności? O co pani oskarża mojego asystenta?
- Już mówiłam. O działanie na szkodę pani Popow.
- Jaką? Musi pani podać jakieś konkrety.
- Jeffersonowie mają dziecko pani Popow. Dziwnym zbiegiem okoliczności Broderick pojechał się z nimi spotkać tuż po tym jak go wypytywałam o rodzinę, która dostała dziecko.Taki niby chory poważnie, a jednak pojechał do tych ludzi. - Ostatnie zdanie było bardziej uszczypliwe.
- I jeżeli miałbym coś z tych zdjęć wyczytać, to chyba nie skończyło się to dla niego najlepiej. A spotykanie się z kimkolwiek nie jest przecież zbrodnią - Heegaard zupełnie zignorował informację o adopcyjnych rodzicach, nie reagując na nią w żaden sposób.
- Obiecał pan pani Popow zająć się sprawą jej dziecka. Oboje wiemy, kto je adoptował. Czy może mam powtórzyć nazwisko?
- Obiecałem, że zrobię wszystko w granicach prawa. I poinformowałem jasno panią Popow, że z prawnego punktu widzenia nic zrobić nie mogę. Adopcja nastąpiła, w dodatku zgodnie z regulacjami. Jedyną możliwością, a i tak wątpliwą, cofnięcia owej adopcji byłaby rażąca krzywda dziecka. Czy wzięła pani pod uwagę, że mój asystent mógł próbować zdobyć dowody na taką krzywdę? - prawnik pozostawał opanowany.
- Niby czemu miałby to robić?
- Więc niby co tam robił, pani Le Paige? Czy sama jego obecność w tamtym miejscu w jakiś sposób zmienia sytuację pani Popow?
- Też chciałabym wiedzieć co pański chory pracownik tam robił.
- Zatem nie wie pani, co tam robił, ale nie przeszkadza to pani bezpodstawnie go oskarżać? Obawiam się, że to jest już pomówienie, a z czymś takim lepiej uważać. Ponadto ani ja, ani pan Broderick nie prowadzimy żadnej sprawy dla pani Popow i nie wiążą nas żadne stosunki prawnik-klient. Czy wiążą nas jakieś stosunki z państwem Jeffersonów, to już tajemnica służbowa - rozgadał się, ale nagle przerwał, ułożył się wygodniej w fotelu i zmienił ton. - Obiecałem, że ponownie rozpatrzę sprawę adopcji, jeżeli dostarczy pani jakieś dowody na to, że dziecku dzieje się krzywda. Śledzenie mojego asystenta nie przyniosło takich dowodów - wskazał na zdjęcia - a jedynie może zepsuć nasze wzajemne relacje. Ja bym tego nie chciał i mam nadzieję, że pani myśli podobnie.
- Już sam fakt, że dziecko zostało oddane rodzinie mieszkającej w Skarbcu Neptuna jest krzywdą wyrządzoną temu dziecku. No chyba, że tak należy rozumieć zapis mówiący o zapewnieniu dziewczynce dobrej przyszłości, nie uważa pan?
- Mieszkającej i zarządzającej jednym z portów, a to odpowiedzialna i lukratywna posada - wyjawił.
- I mieszkają tam oczywiście najznamienitsi przedstawiciele naszego miasta? - Dodała z przekąsem.
- Może bardzo lubią ryby? Są przecież zdrowe -szybko jednak zmienił ton z ironicznego na przyjazny. - Niech będzie znana moja dobra wola. Przyjmijmy, hipotetycznie, że dziewczynka nie dorasta we wspaniałym pałacu. Rady to specjalnie nie obejdzie. To najwyżej jedna z poszlak w całej poszlakowej rozprawie. Potrzeba więcej argumentów. A to nie jest żaden as z rękawa. Najwyżej jakaś szóstka karo.
- Zarząd Sierocińca Małej Siostry powinno to już obejść?- Ona również zmieniła swój ton. Na nieco zatroskany - W końcu ich plakaty sugerują tym wszystkim biednym kobietom, że ich córki będą dorastały we wspaniałym pałacu. Choć czasem okazuje się, że nie do końca.
- Jak by ich obchodziło, to nie zgodziliby się na adopcję - stwierdził cynicznie. - Majętna rodzina to plus.
- Cóż zatem byłoby powodem do rozwiązania umowy? - Tamara zapytała w końcu wprost.
- Trudno jednoznacznie powiedzieć, bo nie znam takiego precedensu. Przemoc w rodzinie wydaje się być bezpiecznym założeniem. Brak dostępu do edukacji, ale z racji wieku dziecka na ten argument jest za wcześnie. Złe warunki mieszkaniowe, ale pod tym pojęciem trzeba rozumieć raczej spanie na podłodze niż nie spanie na stosie aksamitnych poduszek - zaproponował.
- I sama umowa między kobietą a sierocińcem też niewiele pomoże? - Upewniła się.
- To… dyskusyjne - oględnie stwierdził Heegaard. - Zapisy dokumentów, które podpisała pani Popow były legislacyjnie okrągłe i wiele rzeczy może się po nich zsunąć. Ale opinia publiczna robi swoje. Więc powiem wprost. Jeśli zbierze pani wystarczająco dużo poszlak, z których można narobić smrodu, to Fontaine będzie wolał go uniknąć. To co pani ma, to na razie, w najgorszym wypadku, tanie perfumy - prawnik sprawiał wrażenie, jakby naprawdę chciał pomóc, ale może nie do tego stopnia by się rzucać do ciężkiej roboty.
- Warto było spróbować tego łatwiejszego rozwiązania. - Tamara uśmiechnęła się lekko do swojego rozmówcy. - Niestety pański pracownik bardzo skomplikował tę sprawę.
- Może tak, może nie - odpowiedział sentencjonalnie. - Ale i tak sobie pani poradzi.
- Tak.- Odparła lakonicznie wstając. Wyciągnęła rękę na pożegnanie. - Prosze koniecznie odwiedzić mnie w galerii. Mamy coś co spodoba się panu.
- Nie omieszkam, nie omieszkam - zapewnił z uśmiechem.
 
Zapatashura jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172