Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-06-2015, 12:55   #1
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
[Autorski/Steampunk] Dead Men Tell No Tales


Dla mieszkańców północnego Oriona czas Długiej Nocy zawsze oznaczał surowe zimy. Kiedy przez resztę roku Bellatrix tętniło życiem, teraz jakby pogrążyło się w letargicznym śnie. Latarnie rzucały niewyraźne plamy światła na skrzące się od mrozu tło miasta. Osnutych kotarami gęstego śniegu alei nie szło zmierzyć wzrokiem. Gdyby spojrzeć na aglomerację z lotu ptaka, próżno byłoby szukać dziesiątek baszt, przyportowych magazynów czy słynnych bulwarów. Wszystko bowiem stanowiło biały całun licznie poprzecinany smugami z kominów. I tylko ogromne proporce z czerwonym emblematem Hanzy wyróżniały się w monotonii jasnego puchu.
A jednak znajdowały się tu miejsca, które wciąż żywo przyciągały do siebie ludzi. Jedno z nich sytuowano pod olbrzymim parawanem na centralnym rynku. Namiot skrywał w sobie jadalnię i karczmę w jednym. Dębowe, potężne stoły ustawiono tu na planie prostokąta. Przy głównej części mieściło się rozżarzone palenisko. Gęsty dym wysączał siwe jęzory spomiędzy rozgrzanych węgli. Na ruszcie smażono dziczyznę. Tłuszcz skapywał z grubych udźców do żaru, głośno sycząc. Ciepło rozeszło się po wnętrzu, toteż bywalcy porzucili odzienia na mosiężnych wieszakach. Teraz w swobodnych pozycjach rozprawiali między sobą. Czas umilała trupa grajków, tkająca ckliwe melodie na okablowanych wiolonczelach.
Kogóż tu nie było! Szczurowaci flisacy pijący ostrygowy stout, żołdacy z Niebieskiej Armii, zgięci pod ciężarem karatu handlarze. Gzieś mignął też szlachecki żupan. Zewsząd dało się usłyszeć ożywione rozmowy:
- Kości mnie łupią. Sztorm idzie.
- Ćwierć budżetu na wojskowych. Będzie wojna?
- Stara mnie zabije.
Lecz to nie ów słowa zaważyły na przebiegu tego wieczoru. Wyszły one z ust dwóch marynarzy, którzy właśnie przybijali do siebie glinianymi kubkami. Po nerwowej retoryce jasne było, że dziś nie pierwszy raz opróżniają ich zawartość.
- Pieprzysz, wóda ci już całkiem poprzestawiała w bani.
- Klnę się na brodę ojca. Wiem, co widziałem!
- Bzdury, mówię, brednie!
Mechaniczne, przypominające humanoida urządzenie pojawiło się przy stole. Na blacie wylądowały parujące półmiski. Dwójka zingorowała ten fakt. Robot ruszył obsługiwać następnych klientów.
- Każdy może tak chrzanić. Yarvis to zwykłe bajdurzenie. Naiwny mit, jak to całe gadanie o Trójkącie Sturgida, Zatoce Syren czy Shagreenie.
Siedzący gdzieś samotnie, siwy mężczyzna podniósł głowę. Zgrzytnął zębami tak, że niewiasta nieopodal aż się wzdrygnęła.
- Shaaaagreeeen... - powtórzył, zaciągając usłyszaną nazwę.
Dyskutanci odwrócili się do niego.
- Jakiś problem starcze?
Pięści tamtego zacisnęły się, aż pobielały mu knykcie. Powoli dźwignął zwaliste ciało z drewnianego zydla.


Mimo podeszłego wieku w jego ruchach wciąż tkwiła pewna krewkość. Był słusznej postury, nosił ocieplaną futrem opończę oraz zniszczone nogawice. Pykał wrzoścową fajkę, której opary przysłaniały pomarszczoną twarz. Dopiero po chwili dało się zauważyć bielmo na jednym oku i świeżo rozbudzoną manię w drugim.
- Był zupełnie prawdziwy. Jak ty czy on - wskazał na losową osobę w pomieszczeniu - Pamiętam go, choć zdaje się że było to eony temu.
- Słuchaj przyjemniaczku… - wtrącił niemrawo marynarz.
Lecz wtem jegomość skoczył do niego, złapał za gardło!
- Pchuuuszaj!
W enigmatycznego mężczyznę coś wstąpiło. Wspomnienia rozbudziły na nowo uśpione dotychczas szaleństwo. Nieznajomy wierzgnął i wskoczył na pusty stół. Kopnięciem zrzucił stamtąd stary wazon, roztrzaskując go na kawałki.
- Słuchajta, kto żyw! - zamachnął ręką w powietrzu - Bo to, co zaraz wam opowiem jest szczerą prawdą!
Jego głos brzmiał potężnie, na podobieństwo załamującej się fali. Wszyscy zamilkli, zdezorientowani sytuacją.
- Dziś wyłożę wam historię, której dramatyzmu nie zaznacie choćby w ćwierci! Niech mnie Noas pokarze, jeśli kłamię!
Goście patrzyli po sobie nadal nie rozumiejąc. Pojawiły się pierwsze słowa protestu, ale wtem przerwała je dalsza część tyrady.
- Wielu nie wierzy w moje słowa. Kpi w swojej ignorancji i dworuje z tego, czego nie rozumie! Życie w tym mieście sprawiło, że obrastacie w tłuszcz!
Coś tkwiło w głębokim barytonie mężczyzny, co sprawiało, że nie było miejsca na otwartą krytykę. Jakiś niewysłowiony pierwiastek jego aparycji wymuszał posłuszeństwo, kazał wysłuchiwać przemówienie. On sam nachylił się jak dzikie zwierzę i zachichotał.
- Pławicie rzyci we względnym bezpieczeństwie. Jest wam ciepło, wygodnie i nic więcej was nie interesuje. Ale ja nie pozwolę, by czas wypalił historie o postaciach po dwakroć od was lepszych! Zatem zawrzeć gęby, siadać na dupach i nadstawić uszu!


- Rzecz miała miejsce na Andromedzie. Z centrali wysłano wici, że od kilku dni wyspa Southand nie dawała znaku życia. Przybyła straż ze Związku. I co ujrzeli? Ogromną wyrwę w murze miasta oraz dziesiątki zmarłych kamratów. Większość leżała z wyprutymi flakami, ot tak!
Tu nachylił się nad czyimś talerzem, wyciągnął zeń partię mięsa i rozsmarował sobie po klapie. Ktoś stłumił krzyk.
- Jedno było pewne. Musiało dojść do eksplozji. Pytanie tylko - jak chorzy zdołali zgromadzić tyle materiałów wybuchowych. Początkowo sądzono, że z katastrofy nikt nie przeżył. Pułkowi udało się jednak znaleźć strażnika, który wciąż nie odwalił kity. W przedśmiertelnych spazmach miał wyszeptać dwa słowa: Blazon Stone. Kamienny Herb.
W tym momencie cisza na sali była wręcz absolutna. Kamienny Herb należał do insygniów rodziny Barnes, jednego z największych rodów szlacheckich. Nikt o zdrowych zmysłach nie płodził lekkomyślnych plotek na ten temat.
- Początkowo informacja o zajściu była dostępna tylko dla władzy i magnaterii. Słusznie nie chciano prowokować paniki. Lecz wieści nie dało się tłumić wiecznie. Ani my, Corvus czy Wolne Miasta; nikt nie wiedział gdzie udali się zarażeni. Na nowo uświadomiliśmy sobie jak mało o nich wiemy. Zawsze zapędzaliśmy ich do azylów niczym bydło, a teraz pływali po jakimś morzu, całkiem wolni! Każdy twierdził co innego, ale jedna teoria miała szczególnie wzięcie. Powiadało się, że grupie zarażonych przewodzi wyjątkowy okrutnik. Skażony chorobą w stopniu wykluczającym jakiekolwiek człowieczeństwo.
W tym momencie poły wejścia od namiotu uniosły się. Chłodne powietrze z dworu wpadło do środka niczym nieproszony gość. Po karkach zebranych przebiegł masowy dreszcz. Nie tylko z powodu zimna.
- Shagreen - zagadnął ktoś z tłumu.
Orator wycelował w niego palcem i teatralne zasalutował drugą ręką.
- Strzał w dziesiątkę. Tak nazywamy go dzisiaj. Chociaż co niektórzy wolą siać szkodliwą propagandę, negującą jego istnienie. A rzecz to bardzo ważna dla wymowy mej opowieści!
Mężczyzna zaciągnął się z fajki, wypuścił dwa obłe kółka dymu. Jego charyzma zaczęła zbierać swoje żniwo. Nawet krótka pauza w historii spowodowała zniecierpliwienie słuchaczy.
- A dalej?
- To gdzie uciekli zarażeni?
- I co z Shagreenem!?
W odpowiedzi mówca obrócił się ku stronie kontuaru.
- Kyle! Ty chyba chcesz, żebym tutaj wysechł. Polej mi jeszcze jedno!
- Dobra gadka to nie wszystko - odezwał się wezwany - Chcę zobaczyć złoto.
Starzec strzelił z palca dukatem. Moneta poleciała przez całą salę, by wylądować tuż przed karczmarzem.
Za chwilę gawędziarz ujął kufel ze świeżo nalanym trunkiem i pociągnął solidny łyk. Pod szorstkim, pokrytym pianą zarostem pojawił się drapieżny uśmiech.
- A zatem słuchajcie...


Występują:


Lucjusz Ferat (NPC)
Znany badacz natrafia na trop Yarvis, legendarnego miasta przedwiecznych. Jest nią postać żyjącej tam niegdyś aktorki. Lucjusz kolekcjonuje wszelkie przedmioty związane z artystką. Płaci podwójnie lurkerom za każdy taki, wyłowiony fant. Podczas wywiadu w mieście Rigel pomaga mu Jacob Cooper, znajomy z czasów akademickich.


Deszatie jako Denis Arcon, lurker
Osierocony poławiacz, podróżujący ze stryjem Louisem. Podczas eksploracji ruin na morzu Qard odnajduje naszyjnik z wizerunkiem pięknej niewiasty. Jest to ta sama osoba, która interesuje Ferata. Denis postanawia go odnaleźć. W międzyczasie prowadzi śledztwo w sprawie zaginięcia innego lurkera, Enzo Castellari’ego, który był mu przyjacielem. Działania Denisa śledzi Black Cross, enigmatyczna organizacja szpiegów. Ich celem jest również sam Ferat oraz pewien szlachcic, Richard La Croix. Niniejsza grupa zakłada komitywę i opuszcza miasto. Mają spotkać się na wyspie Antigua, żeby omówić dalsze plany. Arconowi nie udaje się tam dotrzeć. Jego statek porywa wezbrany sztorm.


Alaron Elessedil jako Jacob Cooper, podróżnik (historyk)
Znany z nieprzeciętnej wiedzy o starym świecie i magnetycznego wpływu na kobiety. Postanawia pomóc Feratowi w dociekaniach na temat Yarvis. O wyspie dowiaduje się niewiele, lecz dokonuje innego odkrycia. Wszystko wskazuje na to, że zarząd gildii lurkerów ,,Nautilus” współpracuje z Black Cross. Jako przykładny kobieciarz wykazuje zainteresowanie Eloizą La Croix, siostrą Richarda. Śledzi ją podczas wizyty w bibliotece. Jest wtedy świadkiem zamachu na kobietę. Broni ją przed śmiertelnym ciosem, ale wróg ma przewagę liczebną. W ostatniej chwili dwójkę ratuje zarażony rewolwerowiec.


Mi Raaz jako Richard La Croix, reprezentant Wolnego Miasta
Szlachcic jest umówiony z korsarzem Dewayne’m Casimirem celem wymiany złupionego od Hanzy owsa. Spotkanie jest zasadzką, przerywa je szturm agentów spółki. Aby wyjaśnić sprawę w Delegaturze, Richard i Dewayne udają się do Rigel. Na miejscu władza sugeruje, aby odpuścić sprawie. Wtedy ktoś inny wyciąga w kierunku dwójki pomocną rękę. Enigmatyczny list zaprasza do jednego z dwóch miejsc: Mintaki lub Betelgezy. Opieczętowany jest symbolem Czarnego Krzyża. Richard łączy siły z Feratem i Denisem. Kiedy dowiaduje się o planowanym zamknięciu portów, wymyśla plan ucieczki z miasta i spotkania się z powrotem na wyspie Antigua. Na miejscu przybyszy wita nieznajomy szlachcic z rodziny Barnes.


Nami jako Samantha Kidd, pirat
Ruda burza włosów i dziki błysk w oku: istota tak zjawiskowa, co niebezpieczna. Mimo licznych blizn i śladów burzliwej przeszłości, jej urody nie można nazwać przebrzmiałą. Samantha jest córką kapitana statku ,,Clockwork Dog”. James Kidd zawsze pozostaje wobec swojej latorośli na równi surowy i chorobliwie protekcjonalny. Dziewczyna przejęła choleryczny charakter ojca i zdaje się go perwersyjnie celebrować. Pływa po owianym złą statku po dziś dzień. Powoli dąży do samodzielności, za którą kryje się w pełni wolne, awanturnicze życie. Cena za głowę: 600 dukatów.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 04-06-2015 o 17:57.
Caleb jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172