Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-12-2015, 18:49   #21
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
*********

Aquila cenił sobie perfekcję w każdej postaci. Dotykając nagiej skóry swej kochanki, i czując jak drży pod jego palcami, przypominał sobie jak wiele tejże perfekcji pozostawało w ludzkiej formie.
Był pewny że dzisiejszą noc wspominać będzie z pewną dozą satysfakcji… tak samo jak i ona. Tysiące lat wcześniejszych doświadczeń gwarantowało pewne… talenty w sprawach ciała.
Wstał wcześniej niż ona. Ubrał się w perfekcyjnej ciszy i zszedł na dół, z jej sypialni do warsztatu. Zatrzymał się na moment. Bez wysiłku, wybrał kawałek srebra który leżał w okolicy.
Praca zajęła mu tylko pół godziny. Pracował w ciszy, skupiony. Na jej biurku zostawił wisior w kształcie dwugłowego orła. Wykonany do perfekcji i piękny. Zastanawiał się czy kobieta go doceni… uśmiechnął się do siebie, i opuścił jej warsztat.
Świtało. Przeciągnął się, i ruszył naprzód. Pierwszy poranek jego nowego życia… czas by uczynić z niego jak najwięcej.
- Potrzebuję miecza… - wyszeptał do siebie, i ruszył w kierunku kuźni, ciekaw najlepszego kowala w tym świecie.
Kowal przemywał właśnie swoje spocone ciało po porannym treningu. Drugi ciężko zbrojny przenosił nowe dostawy żelastwa to na przekucie, to do naprawy i konserwacji. W tym drugim Aquila dostrzegł duszę, lecz nie tak jak w normalnej osobie. Ta istota sama w sobie była duszą.
Gdy spostrzegł klienta, powstał z klęczek i przywdział swój samurajski hełm.
- Witam. W czym pomóc? - Zapytał naturalnie.
- Zastanawiałem się… - powiedział Aquila, rozglądając się po warsztacie pracy samuraja - … jak wygląda warsztat człowieka uznawanego za mistrza w swoim rzemiośle. I… - uśmiechnął się delikatnie - … ile kosztowałoby by z niego skorzystać.
- Chcesz skorzystać z mojej kuźni? - Zapytał zaskoczony spoglądając mu w oczy.
Po chwili mówił z lekka przyjaźniejszym tonem.
- Zwykle proszą mnie o to bym coś dla nich zrobił, a tu proszę i tacy ludzie się znajdą. Widzisz tego w cenniku nie przewidziałem. Zapytam, więc od razu ile jesteś w stanie zapłacić?
- Nic. Ale… - Aquila uniósł dłoń - Jeśli pokusisz się o nutkę hazardu. Chcę wykonać dla siebie miecz. Z podstawowych materiałów, stali. Jednocześnie, wykonam kopię dla ciebie. Oczywiście, nie znasz moich umiejętności… - uśmiechnął się - ale gwarantuje, że ta kopia będzie warta dość by zapłacić za materiał za oba ostrza i więcej.
- Twierdzisz, że będzie lepsza od mojego wykonania? - Zaśmiał się szczerze - Toż ci wyzwanie. Jednak musiał bym czekać, a to źle wpływa na interesy. Co powiesz na to: Pomóż mi w pracy, a ja pozwolę ci skorzystać z kuźni w czasie wolnym. Oczywiście zakład zostaje, chcę zobaczyć jakiż to miecz wykujesz. Co ty na to? Akurat mam trochę pracy, którą trzeba by nadgonić.
Aquila zastanowił się przez moment, po czym skinął głową.
- Odrobina rozgrzewki przed prawdziwą pracą dobrze mi zrobi. Co potrzebujesz mieć zrobione?
- Samuraj przyniósł właśnie ostrza to ponownego naostrzenia, niektóre trzeba by ponownie przetopić. W tamtych dwóch skrzyniach są części do stopienia, które trzeba przerobić na sztabki. Zwykliśmy pracować do południa i od południa do wieczora. W południe jest przerwa, coś się odpocznie i przegryzie. Ja w tym czasie zajmę się zleceniami większymi. Mam jedno ostrze do wykucia o określonych wymiarach i wartościach wyważeń oraz runowania na zlecenie. Te kuźnie są do pracy zwykłej. Runiczną mam w piwnicy, i tam będę do południa. Jak skończysz daj znać, a potem zajmij się, czym chcesz. Gdyby trafiło się jakieś zlecenie specjalne, to powiedz Samurajowi, on je spisze i podliczy. A i jeszcze jedno. Jak zapewne zauważyłeś obaj nosimy to samo Imię, ale gdy pytają o Samuraja, to chodzi o mnie.
- Hmm… Jeśli chcesz bym wykonał tego typu pracę, nie mam nic przeciwko. Choć… - Aquila pokręcił głową - … Ach. Prawie powiedziałem zbyt wiele. Zacznę zatem… - zrobił krok do przodu - … Nawet jeśli nie jest to zbyt ciekawe zajęcie dla kogoś o moich zdolnościach. - Ostrza przeznaczone do naostrzenia uniosły się w powietrze i otoczyły go, krążąc dookoła niego - Pokora. Jest trudniejsza niż człowiek się spodziewa kiedy jest tak… - chwycił jeden z mieczy, i uniósł go do oczu - Ponad. - Wypuścił ostrze z dłoni, gdzie wróciło ono do lewitowania, a jego oczy przesunęły się po całym zestawie broni, oceniając ją - Niektóre z tych nadają się bardziej do przekucia, niźli naostrzenia… - skrzywił się - … ale zrobię co mogę.
Ostrza obróciły się w powietrzu, a jednocześnie uniosły się narzędzia. Pilniki i osełki, zaczęły pracę nad ostrzami, ciągle wiszącymi w powietrzu, z wprost nieludzką precyzją.
Było to, bez wątpienia, zadanie ponad siły normalnego kowala. Aquila pamiętał stan oraz wykonanie każdego ostrza nad którym pracował, i był w stanie perfekcyjnie dostosować technikę ostrzenia do każdego z nich. Kontrolowanie dziesiątków takich procesów byłoby niemożliwe dla większości… ale dla niego było niemalże tak naturalne jak oddychanie.
Otworzył obie skrzynie. Rozmaity metalowy złom wyleciał w powietrze, otaczając go. Rzucił na nie okiem, i bez problemu rozdzielił je wedle rodzaju metali. Rozgrzał ognie, i zaczął topić metal. Choć niektóre procesy nie dały się przyspieszyć jego mocami, precyzja i doświadczenie zrobiły swoje. Gdy nastało południe, Aquila skończył wszystkie małe prace dane mu przez samuraja. Perfekcyjne sztabki piętrzyły się obok naostrzonych broni, każda z nich wyglądająca lepiej niż kiedy została wykuta.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- A teraz, możemy zająć się prawdziwą pracą? - Uniósł brew, gdy Samuraj wyszedł z kuźni runicznej w piwnicy.
- No dobra. - Stwierdził przeciągając się.- Moja praca była żmudna i nudna a ty widzę szybko się uwinąłeś. - Podniósł jeden z mieczy i przyjrzał mu się dokładnie.
Z pod hełmu widać było uśmiech.
- Ach tak... Rozumiem... Doskonale naostrzenie. Wprost mechaniczna robota. Bardzo dobrze można by rzec... Choć wątpię by udało ci się stworzyć coś lepszego ode mnie. - Powiedział z nutą zadziorności. - Ale niech tak będzie. - Wyciągnął z tylnej kieszeni spodni skrawek papieru z dokładnym opisem ostrza do wykonania. Rodzaj zagięć, ostrzenia wyważeń i wszelkich długości. Wszystko ze sobą współgrało. W tym skrawku papieru widać było doświadczenie... Choć ostrze tam zapisane nie było doskonałe. Wagi rozłożone w jakąś myśl nie współgrały jednak z ideą doskonałości... Tak samo zagięcia i sposoby ostrzeń.
- To jest moje zlecenie. - Przekazał kartkę Aquili - Po nim możesz wykorzystać kuźnię do swojego celu. Chyba ze wolisz się sprawdzić ze mną... Wystarczy, że powiesz, jaki miecz chcesz stworzyć... Ale najpierw zlecenia a ja w tym czasie odniosę zamówienie.
- Och? - Obejrzał dokładnie kartkę - To jest… - uśmiechnął się do siebie - … Hmm. Wykonam go wedle instrukcji, choć… mógłbym go ulepszyć. Niemniej… heh. - Zaśmiał się cicho - Na ostrze prawdziwie wykonane przeze mnie trzeba sobie zasłużyć. - Powiedział, rozgrzewając ponownie kuźnie i przygotowując się do pracy.
Gdy skończył samuraj obejrzał wykonany miecz.
- Dobrze tak jak chciałem. Doskonały w swej niedoskonałości. Otóż widzisz... Idealność nie istnieje... - Stwierdził jakby w myśl jakiejś idei - Głównie z powodu czynnika ludzkiego. Ale właśnie sposób dopasowania niedoskonałości czyni rzeczy lepszymi. Ten miecz jest tego przykładem. Niedoskonały a jednak idealny dla zamawiającego. Dobrze wykonana robota. W takim razie możemy przejść do twojego wyzwania.
- Ha! - Parsknął Aquila - To, co mówisz jest prawdą. Czynnik ludzki zazwyczaj uniemożliwia perfekcję. Ale… są sposoby na to by przezwyciężyć własne ograniczenia i stać się czymś… więcej. Widziałeś jak pracuję. Mechaniczne procesy, nie warte uwagi. Patrz uważnie… - płomienie kuźni zapłonęły ponownie - Teraz pokażę ci jak tworzę.
Bez patrzenia, Aquila wybrał pręt z najwyższej jakości stali w całym warsztacie. I zaczął kuć. Każdy jego ruch był precyzyjny, pełny mocy i celu. Kiedy Samuraj na niego patrzył, nie mógł ujrzeć nawet ułamka zmarnowanego ruchu. Było to niemalże niepokojące; wyglądało to niczym cała egzystencja mężczyzna była skupiona na jednym celu, jednej perfekcji, jaką było to ostrze. To było w rzeczy samej nieludzkie.
Miecz był półtoraręczny, obusieczny. Nie był ozdobny; wprost przeciwnie, stanowił ideał funkcjonalności tak doskonały, iż czyniło go to dziełem sztuki. Chwyt, balans, waga… wszystko było dostosowane do wymagań Aquili, a jednocześnie wykonane z taką dbałością, iż dowolna osoba mogłaby wziąć go do dłoni, i być przekonana, że ostrze zostało stworzone dla niej.
Następnie zaczął ryć. Runy, które wykonywał na ostrzu nie były znane Samurajowi; w rzeczy samej, nie były znane nikomu z żyjących.
Następnie zaczął go ostrzyć. I ten proces wyglądał inaczej niż wcześniej… tym razem, wykonywał go ręcznie, ze znacznie większą dbałością i precyzją. Nawet przy pomocy prymitywnych narzędzi dostępnych w warsztacie, miecz ten wyglądał kompletnie inaczej niż te przygotowane wcześniej.
Gdy miecz był gotowy, Aquila podniósł jedną ze sztabek stali. Podrzucił ją do góry. Miecz przeciął powietrze, bezgłośnie.
Na podłogę upadły dwie połówki sztabki. Ostrze nie było uszkodzone… w rzeczy samej, nie został na nim nawet ślad tego wyczynu.
- Na razie wystarczy. - Rzucił do siebie Aquila.
Obserwując cały proces Samuraj przysiadł i zapalił fajkę. Obserwował w ciszy i skupieniu. Rozumiejąc, co właśnie ma miejsce. A gdy proces był skończony poprosił o miecz.
- Fuuu. - Wypuścił obłok dymu - Ostrze najwyższej klasy, wykonane z dbałością o szczegóły i reprezentujące sobą pełną ideę i wzorzec Miecz. Wszystko tak jak być powinno... - Stwierdził zaciągając się dymem i spoglądając w ciszy na Aquilę - Fuuu. Idealny dla idealnego. - Powiedział - Twoje proporcje i ruchy wszystko takie... Maszynowe. A twoja wola... Nie wiedziałbyś, że umarłeś póki nie skończyłbyś dzieła. Nie wiem czy cię chwalić... Czy potępiać. Z pewnością nie znajdzie się druga taka osoba, o takich umiejętnościach.
Do rozmawiających dosiadł się ciężko zbrojny. Aquila nie widział w nim istoty... Wręcz przeciwnie widział w nim tylko duszę i do złudzenia podobną do mówiącego samuraja. Poruszył mieczem w powietrzu parę razy jakby sprawdzając ostrze.
- Puste. - Rzekł ze zgryzem. - Doskonałe acz... Puste. - Oddał ostrze Aquili. - Powiedz. Kiedy zapomniałeś, czym jest życie?
- Hmm… Zawsze wiedziałem, czym jest życie. Ale nie pamiętam, kiedy ostatnio nim żyłem. - Uniósł ostrze do oczu - Posiadam wrogów, którzy nie dbają o życie, ni o zdrowy rozsądek. Powiedz… - uniósł wzrok na duszę - Czy rozumiesz ciężar, który spoczywa na mych ramionach? To straszliwe zrozumienie, pojęcie tego, co może się wydarzyć? - Pokręcił głową - Możesz okłamywać sam siebie i twierdzić, że tak. Ale ja widziałem. Widziałem los, który spotka ludzkość jeśli będę słaby i zdecydowałem, że słabość nie jest dopuszczalna. - Uśmiech - Moja ścieżka jest inna. I jeśli moje życie ma być jej kosztem… niech tak będzie.
- Ludzie zawsze znajdą jakieś rozwiązanie. Zawsze znajdują. A jeśli nie to świat im w tym pomoże. Może twoje poświecenie ma im w tym pomóc. Ale póki tu jesteś musisz sobie trochę spraw przypomnieć. Ostrze wystarczy ci na dość długi czas... Fuuu O ile nie wejdziesz w szranki z mistrzem miecza czy jakąś cholernie niebezpieczną bestią.
- Ah… - westchnął Aquila i roześmiał się głośno - Nie pojmujesz skali problemu. - Uspokoił się, i uśmiechnął - Sam fakt, że wierzysz w to, że rozwiązanie istnieje sprawia, że mój wróg staje się silniejszy. Rozumiesz? - Pokręcił głową - Nie, zapewne nie. Jesteś zbyt zakorzeniony w materium… mimo wszystko. - Kiwnął głową - Niemniej… dziękuję. Coś sobie uświadomiłem, dzięki tobie.
- Nie ma sprawy. W końcu bardzo mi pomogłeś w pracy. Co jak co fuuuu... Ale potrafisz wykuwać ostrza. Co teraz planujesz? Pytam, bo ciekawi mnie kierunek twej podróży.
- Ach… Odpowiedzi na pytanie. Jak zabić coś, co nie może być zabite? Jak zakończyć nieskończoną wojnę? - Aquila uśmiechnął się - Odpowiedź jest gdzieś tutaj. Znajdę ją. Jeśli będę musiał zdobyć ten świat by to zrobić… - jego uśmiech stał się straszny - …Nie będzie to najtrudniejszy podbój w moim życiu. Choć... - Ukłonił się głęboko - Gdzie ja kroczę, tam Piekło podąży za mną. Przyniosłem wojnę do waszego świata… nawet, jeśli jeszcze nie zdajecie sobie z tego sprawy. Zasmakujecie koszmaru, który był moim udziałem przez millenia. Uznajcie to za zapłatę za pomoc; nie będzie ucieczki, ale możecie się przygotować. Postaram się… ale nawet ja nie jestem w stanie tego powstrzymać. - Zatrzymał się przy drzwiach - Przykro mi. - Powiedział, i wyszedł. Ruszył w kierunku karczmy, którą znał.
W drodze jednak odczuł rozstąpienie osnowy. Jakaś z plugawych istot tego tworu zstąpił na południe od miasta.
- Och? - Zatrzymał się w pół kroku, i obrócił w tamtą stronę - Moi starzy wrogowie… są szybsi niż zakładałem. - W ułamku sekundy podjął decyzję, i na jego twarzy pojawił się drapieżny uśmiech łowcy - Hmm. Równie dobrze mogę wypróbować moje ostatnie dzieło. - Ruszył w kierunku istoty.
Były daleko, tak też zajęło mu kilka godzin nim trafił do lasu na południe od miasta. Samotny las, przez który przebiegała droga. Były wewnątrz niego i nie słychać było nic innego. Ni ptasiego śpiewu, owadziego grania ni życia innych istot w tym czarnym lesie. Miał pewność jedynie, że demonów była dwójka.
- Ach. Wygląda na to, że nie będzie tak prosto. - Uśmiechnął się nieco szerzej. Rozstawił szerzej stopy, zaś dłoń z mieczem opuścił luźno, jak gdyby porzucając ostrożność. Była to, oczywiście, pułapka. Łagodna pozycja, na pierwszy rzut oka pełna dziur, ale w praktyce wykorzystanie którejkolwiek otwierało przeciwnika na straszliwy kontratak. Niemalże niezauważalnie, przez palce wolnej dłoni przebiegły mu błyskawice.
Pierwszy demon wyskoczył z ciemności.
Pierwszy strzał błyskawicą na nic. Cholera. Kontroluję psionikę i otoczył się barierą. Macki przybrały kształt ostrzy, zapewne to również zasługa którejś z mocy psionicznych. Ten drugi wciąż pozostaje w ukryciu.
Aquila by nieco zaskoczony. Bestię czuć było osnową, ale… nie wydawała się powiązana z żadnych z bestii, która mieszkała w immaterium… ni z żadnym z czwórki. Uśmiechnął się, i uniósł ostrze. Runy, starożytne znaki, których nikt poza najstarszymi z demonów nie był w stanie rozpoznać, wydawały się pełne mocy. Ostrze było przez nie wzmocnione na wiele sposobów, ale skupione na jednym.
Zabijaniu demonów.
Oczyszczały ich ciało z energii, która pozwalała im funkcjonować i przerywały ich połączenie z materium. Demony, które funkcjonowały dzięki ciałom innych, niczym pasożyty, mogły być niemalże natychmiast wygnane z realnego świata.
Opuścił ostrze do swojego boku. Wysunął prawą stopę do przodu… i zaczął biec. Powietrze i kurz zawirowały za nim, nadając mu niepokojącego wyglądu.
- Zabiorę je wszystkie. - Powiedział. Był tuż przed demonem szybciej niż ten był w stanie zareagować - Te twoje macki. - Ciął. Precyzyjne cięcia, niemalże matematyczna precyzja. Uderzył w podstawy ostrzy, ciągle jeszcze miękkie macki.
Demon parował ciosy otaczając miejsca trafień skupionymi warstwami psionicznej bariery. Zdawał się być ślepy, ale zapewne odbierał obraz otoczenia całym swoim umysłem. Powoli, ale w narastającym stopniu sam zaczynał się elektryzować. Walka z tym stworem miała kosztować Aquilę wiele wysiłku, nawet pomimo doświadczenia z dawnych lat.
Aquila odskoczył w tył. W ułamku sekundy rozważył dziesiątki… nie, setki planów. W momencie, w którym jego stopy dotknęły ziemi, odwrócił się i pobiegł w las.
Uciekając przed demonem, użył jego braku wzroku i telepatii, by utworzyć w jego umyśle perfekcyjną kopię Aquili. Ta kopia, na początku, idealnie nakładała się z prawdziwym Aquilą. W momencie, w którym demon miał już go dopaść. Oba obrazy Aquili rozdzieliły się atakując jednocześnie. Tak jak przewidywał tarcza demona skupiła się na dwóch obszarach nie będąc wystarczającą by w pełni uchronić go przed ciosem. Ostrze, choć z trudem, przeszło przez barierę, ścinając głowę demona. Dla pewności pozostało dobić resztę jego ciała i zająć się drugim z osobników.
Błyskawica przebiegła po dłoni wojownika, i uderzyła w demona, spopielając jego resztki w rozbłysku światła. Drobne płomienie tańczyły po spopielonym truchle. Aquila ułożył spokojnie ostrze na ramieniu, i ruszył w kierunku drugiego demona. W jego oczach tańczyła iskierka satysfakcji.
Demon wciąż pozostawał w lesie i najwidoczniej nie chciał wyleźć.
Inteligentniejszy od kuzyna. Aquila jednak nie miał zamiaru rezygnować tak szybko. Wszedł głębiej w las, skupiając się i wyostrzając własne zmysły. Nawet, jeśli jego zdolności były nieco zardzewiałe, przeciętna bestia osnowy nie mogła się z nim równać. Miał zamiar wytropić ją… i zniszczyć.
Odgłos z prawej, z tyłu, z lewej, ponownie z tyłu. Odgłos zbliżał się powoli, a był podobny do szelestu, ledwie słyszalnego.
- Czy jesteś świadom, kim jestem, demonie? - Zapytał Aquila, celowo kierując głos w kierunku innym niż szelest. Chciał wprawić demona w przeświadczenie o własnej wyższości. Istoty w takiej pozycji popełniały błędy - Czy wiesz, na kogo się porywasz?
Szelest się oddalił. Znów był z prawej, z przodu, z lewej i ponownie z tyłu. Znów się zbliżał. Aż dane było zobaczyć smugę, czegoś przezroczystego. Zbliżało się w ślimaczym tempie, jakby ostrożnie kołysząc się na boki. Nie stawiało kroków, a wiec lewitowało.
Aquila uniósł dłoń nad głowę. Światło błyskawic zamigotało, a następnie eksplodowało na wszystkie strony. Większość, oczywiści, skierowała się na widocznego przeciwnika, ale na wypadek gdyby ten był tylko przynętą, gromy uderzyły również w dużym obszarze dookoła niego. W końcu, lepiej było nie zostawiać niczego przypadkowi.
Smuga rozprysła się, gdy tylko doleciała do niej błyskawica. Co więcej z tego samego miejsca błyskawica zakręciła z powrotem przeciw Aquili.
Błyskawica przebiegła po ostrzu wojownika. Zakręcił mieczem w dłoni, i z ogromną prędkością sparował nadchodzący grom. Obie błyskawice, ta nowa utworzona, jak i ta, która została mu zwrócona, zatańczyły na ostrzu miecza. Aquila nie mógł być zraniony przez swoje własne umiejętności; był na to za doświadczony. Błyskawice nadal tańczyły na ostrzu, gdy on poszukiwał swoimi zmysłami demona, który rzucił mu wyzwanie.
Ukrywał się. Typ wypełni psioniczny. Ciężka sprawa.
Na około Aquili pojawiły się niewidzialne cienie poruszające się po okręgu wokół niego. Przelatując przez będące na ich trasie przeszkody w postaci drzew.
- To jest niezwykłe. - Odezwał się Aquila, dość zaskoczony. Postanowił spojrzeć głębiej w immaterium, szukając gdzie konkretnie znajdował się jego przeciwnik.
Gdy go wyczuł było już za późno. Mackowate palce zacisnęły się na skroniach Aquili. Przeciwnik wyłonił się zza ukrywającej jego obraz zasłony tuż nad głową wojownika. Był zawieszony w powietrzy do góry nogami. A teraz zdołał pochwycić jego głowę.
Demon był już w jego umyśle, zablokował możliwość ruchu i wszelkie inne bodźce do zewnątrz. Ale to nie typ bojowy bez tego drugiego, nie było szansy by mógł zrobić coś więcej.
W umyśle wojownika zabrzmiały jeszcze raz jego własne słowa.
“- Czy jesteś świadomy kim jestem, demonie”
- A... - W umyśle rozległa się pełna odpowiedź i nastała ciemność.

Obudził go szelest liści, śpiew ptactwa, promienie słońca przebijające się przez listowie. Był kolejny dzień.
Aquila leżał zdrętwiały na poszyciu. Był żyw, lecz przegrał starcie. Demon osnowy przeczesał jego umysł i odszedł. A raczej zniknął.
Mężczyzna wstał, na pierwszy rzut oka spokojny. Zacisnął pięść, z siłą, która sprawiła, iż jego kości zatrzeszczały, i uderzył w pobliskie drzewo, z szybkością niedostrzegalną dla normalnego człowieka. Pień pękł pod jego mocą, ale na tym się nie skończyło. Telepatyczna moc przetoczyła się po lesie dookoła niego, miażdżąc roślinność i drzewa w okręgu pięćdziesięciu metrów. Błyskawice błysnęły, w mgnieniu oka zamieniając cały okrąg w szalejące inferno. Płomienie rozstąpiły się przed Aquilą, który ruszył w kierunku Lofar. W jego oczach płonął bezlitosny gniew kogoś, kto nie był przyzwyczajony do porażki.
- Błąd amatora… nie zdarzy się po raz drugi. - Wyszeptał do siebie.

Strażnicy przed bramą bardziej wyczuli, że się zbliża, niż go zobaczyli. Uczucie niepewności wkradło się w ich dusze, im bliżej stąpał. Gdy wreszcie się pojawił, ich pierwszym instynktem było by uciekać. Jeden z nich, spróbował wbrew sobie go zatrzymać, i jego oczy na moment napotkały wzrok Aquili. Cofnął się, i pozwolił mu przejść bez słowa, sparaliżowany paniką.

Było w nim coś niepokojącego. Całe miasto odczuwało tego efekty. Niektórzy mocniej, niektórzy słabiej. Wiedzieli, że gdzieś w pobliżu jest istota w stanie niewiarygodnego gniewu… i robili wszystko by nie zwrócić na siebie jej uwagi.

Sam Aquila postanowił pospacerować nieco po mieście, by wykorzystać, choć odrobinę energii, która go przepełniała, i wyładować choć odrobinę wściekłości. Zniknął w uliczkach.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 22-12-2015, 18:52   #22
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
~Lofar~
~Przed bramą miasta~
~Jakiś czas później~

Postawny mężczyzna siedział na ławce przed bramą Lofar. Postawiona przez miasto od tak, dla relaksacji poza jego murami.
Mąż był niezwykle męski i urodziwy dla płci pięknej. To tylko wygląd. Ważniejsza była potężna aura, nacisk jaki wywierał na spoglądające w jego kierunku osoby. Jego oczy lśniły jakimś niekreślonym blaskiem.
Co robił w takim miejscu?
Oglądał pojedynkujących się chłopców. Młodzi, ale o wielkiej sile. Przybysze, tacy jak on, a jednak tak odmienni.
Spektakl, na krótki moment, przerwało mu pojawienie się osobnika w płaszczu. Jednak po chwili znów skierował swój wzrok na młodzieńców.
- Spóźniłeś się. - Stwierdził
- Miałem swoje sprawy. Poza tym to ty chciałeś się ze mną spotkać. - Odpowiedział ściągając kaptur.
- W czym rzecz?
- Potrzebuję wiedzy. - Rzekł prosto bez formalności Aquila.
- Jak każdy. Ale co w zamian oferujesz?
- Nie mam za wiele, ale posiadam wiele zdolności o niezrównanym stopniu, jak także wielką moc.
- Usługi...I chcesz wiedzy...
- Hym...
- Nie nic. Ostatnimi czasy proszono nas jako konwojentów i ochronę. Z resztą jak płacą to moglibyśmy nawet sprzątać. Miła odmiana.
- Do rzeczy Imoshi. Słyszałem, że jesteś konkretną osobą, której szukam. Więc powiedz... Co wiesz o osnowie? O jej demonach?
- Hmm.. Nie wiem, o czym mówisz, ale jeśli chodzi ci o te przedziwne demony, o których słyszy się coraz częściej... To owszem. Spotkaliśmy je na swojej drodze. Zdawały się groźne, więc się ich pozbyliśmy.
- Od tak...?
- No nie do końca. Dziadostwo przeklęte było strasznie uparte i toporne by zniknąć. Więc musiałem skorzystać z mojej małej zdobyczy.
Z kieszeni wyciągnął mały przezroczysty klejnot na łańcuszku.
- Mimo to walka się przeciągała. Ostatecznie sprowadziłem więcej sił i wygraliśmy.
- Gdzie je spotkaliście?
- Na zachodzie przy czarnym portalu, niedaleko rozstaju dróg. Czegoś szukały.
- Skąd ta pewność?
- I my czegoś szukaliśmy, choć w to się nie zagłębiajmy. Drugą grupę spotkaliśmy w innej “instancji”, zachowywali się podobnie, ale tym razem zdołaliśmy się uniknąć. To wszystko co wiemy.
- Niewiele.
- Zapewne Ktoś inny wiedziałby więcej...
- Kto? - Zapytał mocnym głosem
- Uverworld.
- Mawiają...
- Wiemy, co mawiają. Ale my wiemy lepiej. Brakuje nam tylko ich śladu by ich odnaleźć. - Powiedział z uśmiechem.
Aquila pozostał poważny, niemalże niewzruszony.
- Uverworld… zastanawiam się… - mruknął - Te istoty… demony. Potęga, brak moralności, spiski, plany, pożądanie większej mocy… tego typu rzeczy je przyciągają. Możliwe, że będą chciały wykorzystać sekretny Uverworld. - Odetchnął głęboko.
- Powiedz mi Imoshi… czy boisz się czasami tego, co przyniesie przyszłość? - Zapytał, ni z tego, ni z owego.
- Erven czasem wieszczy przed hazardem. Potem zwykle przegrywa, choć mawia, że co innego było mu pisane. A ja? Co będzie to będzie? Nie przeczę, że niewiedza jest “niepożądana”, ale czasem nic się nie da z tym zrobić. No może... - Zakręcił ostentacyjnie swoim wisiorkiem chowając go do kieszeni. - Odrobinę przygotować. Uverworld jak był tak zapewne jest i będzie. Nie na darmo mawia się, że to najsilniejsi przybysze. Choć to nie do końca prawda. Bo niby jak sprawdzić, a pewność mam, że z listy najsilniejszych nie każdy ma z nimi styczność.
- Hmm… może najsilniejsi, może nie. Minęło trochę czasu odkąd chodziłem po materium… jestem ciągle słaby. - Zacisnął pięść, i uśmiechnął się lekko, strasznie - Ale ciało przypomni sobie jak panować nad tą mocą. Kiedyś… byłem dość silny by gasić gwiazdy. - Spojrzał ostro na Imoshiego - I nie wygrałem. Niech to będzie lekcją… nawet najpotężniejsi mogą przegrać. - Westchnął - Imoshi. Jeśli miałbyś wskazać najpotężniejszego władcę w tym świecie, kogo byś wskazał?
- Władzy się nie tykam. No może drobne kontakty z pomniejszymi gildiami, ale i plotek się nasłuchało. Z ludzi rzece się o dwójce. Aleksander Pendragon, choć mało kto już go widział i stara głowa Czerwonego... a może Niebieskiego rodu? No w każdym razie ktoś z przystani. Jeżeli pytasz o władców w całokształcie, to chyba Lord Mortres. Władca Sanderfall i... Wampir. No chyba, że w Icegardzie mają giganta za władcę, w co wątpię.
Aquila skinął głową.
- Te demony… hmm. Udzieliłeś mi informacji, uczciwie będzie bym ja również odwdzięczył się tym samym. - Zastanowił się przez moment - To, co spotkałeś, opisz mi je. Chcę wiedzieć czy to tylko podrzędne demony, czy też słudzy którejś z potęg Immaterium. Jak wyglądały? Co mówiły?
- Nie mówiły. I w tym rzecz. Normalny demon by sapał, stękał pluł czy cokolwiek. A te były bezgłośne. No poruszały się, ale nie stękały. Wyglądali też raczej jak... ymm... kos-mici. Chwila. Jenny opis mi to. - rzekł przykładając rękę do ucha. - Mówi że w filmie coś podobnego widziała, zaraz ci to opiszę...
Po dłuższej chwili wyjaśnień i wielu nieścisłościach powstały pobieżny pogląd na istoty.
- W paru rzeczach bym się nie zgodził, ale te pozostałe były już nie do końca widoczne. W instancji była mgła. A raczej dym Ervena, ale tak samo miało działać. Toya zdaje się, że natrafił na ślady czegoś większego, ale równie mało się odznaczającego, niż tutejsze demony.
Aquila zastanowił się przez moment.
- Nie spotkałem tego typu istot… ale to nic nie znaczy. Demony osnowy mają tysiące kształtów, i wszystkie posiadają cechy szczególne i unikatowe. - spojrzał na Imoshiego uważnie - Miałeś szczęście. W porównaniu z tym co czai się w głębinach Immaterium, spotkałeś mniej potężnych mieszkańców. Ale ci potężniejsi też nadciągną. I ich słudzy. A wtedy, jeśli nie będziecie gotowi, ten świat spłonie w ogniu wojny jakiej nie jesteś w stanie sobie wyobrazić.
- Może... a może nie. Ten świat trzyma się pewnych zasad, choć dla nas pozostają one nieznane, ale jedno jest pewne. Gdzie w naszych światach coś jest nie możliwe w innych może mień rozwiązanie. - Mrugnął. - To wszystko Mister Aquila?
- Hmm… tak. To chyba wszystko. - Aquila odwrócił się by odejść, ale zatrzymał się jeszcze na sekundę - Imoshi, zrób mi przysługę… i potraktuj istoty, które spaliły tysiące światów, zamordowały miliardy ludzi i zabrały mi moich synów nieco bardziej poważnie. Dla twojego własnego dobra.
- Ktoś w końcu będzie zmuszony się nimi zająć… Nie omieszkamy wtedy pomóc. - Dodał zmierzając w przeciwnym kierunku.
Aquila śledził jego ruch, nie spoglądając nawet w jego kierunku. Kiedy oddalił się na znaczącą odległość, odetchnął głęboko.
- Arogancki idiota. I pomyśleć, że ja byłem taki sam… - mruknął cicho.
Wedle wszelkich logicznych i racjonalnych przesłanek, ten świat był już martwy. Ten świat…
Kątem oka dostrzegł kobietę, prowadzącą za rękę dziewczynkę, może sześcioletnią.
Oczyma duszy dostrzegł los, jaki czekał ją gdy siły czwórki dotrą na ten świat.
Nawet nie zorientował się kiedy zacisnął dłoń na rękojeści ostrza.
Spojrzał na swą dłoń, zaskoczony.
- To jest… - wyszeptał, i ruszył wolnym krokiem, pogrążony w myślach, do znanej mu już karczmy.
Miejsce to Aquila znał już na pamięć. Kelnerka Meru, 2 barmanów za ladą, niebiesko-włose dziewczę, podopieczna jednego z nich. A nowi przybywali i odchodzi. O każdej porze, z wyjątkiem bardzo wczesnego poranka, można było spotkać kogoś nowego. Tak i tym razem:
Ponura postać na 2 piętrze, zdająca się odstraszać innych klientów od tamtych stolików.
Znudzony, a może skacowany, szermierz na samym końcu lady, przeciwnym końcu co niebiesko-włosa duszyczka.
Przy pasie miał 2 miecze: złoty i czarny, a na plecach tatuaż z krzyżem.
Ostatnią niewiadomą, poza większością tutejszych klientów była kobieta z wielkim mieczem.
Aquila usiadł przy barze, i rzucił spojrzeniem na barmana.
- Najmocniejsze co masz. Butelkę, nie szklankę. - powiedział, w dalszym ciągu zamyślony.
- Pewny jesteś? Najmocniejszy to tunelowy bulgot, kieliszek zwala z nóg. - Zapytał odwracając się do barku.
- Czyli powinno mieć na mnie jakiś wpływ. - Odparł Aquila - Jednym z przywilejów… albo przekleństw… tego kim jestem jest wysoka odporność na alkohol. Poza tym, nie masz nic, co byłoby w stanie pobić Mjød. - Uśmiechnął się krzywo. Przez sekundę zastanowił się i zreflektował. - Choć z drugiej strony wygląda na to, że ja również nie jestem taki jak kiedyś. Może w takim razie… - wyglądał jak gdyby starał się sobie przypomnieć coś z odległej przeszłości - … Whisky?
- Proszę bardzo. - Sunął butelkę po blacie i przystawił szklankę pod dłoń Aquili.
- To… - Aquila zaśmiał się - Ze wszystkich miejsc… nie spodziewałem się znaleźć takiego klasyka tutaj. - Nalał sobie mniej więcej jedną trzecią szklanki, i wypił jednym łykiem - Uświadomiłem sobie coś, co z jednej strony bardzo ucieszy niektórych, a z drugiej komplikuje sprawy. Nie czułem takiej potrzeby żeby się napić od… bardzo dawna.
- Każdy kieeedyś tego... potrzebuje. - skomentował strasznie leniwie szermierz leżący na blacie.
- Ma rację. - Przytaknął Barman - To męska rzecz chcieć się napić.
- Mhm… - nalał sobie następną porcję whisky - Choć ja za zwyczaj nie pozwalam sobie na tak przyziemne przyjemności. - Wypił, i nalał więcej - Ale mówiłem… Uświadomiłem sobie coś, co komplikuje moje sprawy. - Spojrzał na barmana - Ile lat prowadzisz ten interes? - Zapytał.
- Półtora czy dwa. Jakoś zaraz tak po pojawieniu się bramy. A czemu pytasz?
- Krótko. Moment dla wielu. Mrugnięcie dla mnie. - Wypił. Nalał więcej. - Spędziłem więcej czasu niż ty będziesz kiedykolwiek żyć, walcząc z wrogiem, który zamordował, i zamorduje, miliardy dla własnej przyjemności. Po raz pierwszy od wieków mam realną szansę żeby wygrać i… - zatrzymał się. Wypił. Nalał. - I uświadomiłem sobie, że nie jestem dostatecznie bezwzględny żeby po prostu zignorować fakt, że mój wróg spali wasz świat żeby mnie powstrzymać.
- Nawiasem mówiąc, jest to kompletna głupota. - Dodał po chwili milczenia - Racjonalnie podchodząc do rzeczy, jesteście już martwi. Bardziej potężne światy upadły po potęgą czwórki. A mimo to… - następna szklanka - Patrzę na dzieci, które mijają mnie na ulicy. I uderza mnie świadomość, że najprawdopodobniej nigdy nie dorosną. Rozerwane na strzępy, ku przyjemności mrocznych bogów. A z drugiej strony… miliardy, nie, biliardy żyć. Żyć, które mogę ocalić jeśli uda mi się… - nie dokończył. Wypił następną szklankę. - A wy nawet nie zdajecie sobie sprawy, co nadchodzi… - wyszeptał.
- A może ty zbyt bardzo się tym przejmujesz... - Powiedział Lion siadając obok niego przy ladzie, ale tak by opierać się o nią plecami. - Ten świat nie jest normalny. - Ujął w dłoń przygotowaną dla siebie szklankę z trunkiem. - On sam nie pozwoli się zniszczyć. A nawet, jeśli da ku temu możliwość, znajdą się tacy, którzy temu zapobiegną. Chociażby ja, czy Fang, czy nawet kilka gildii. - Dla podsumowania upił łyk i spojrzał na niebiesko-włosą.
- Naprawdę…? Głupcy. - Aquila spojrzał na niego ostro - Kiedy zmierzysz się z pierwotnym anihilatorem, ta arogancja będzie twoją zgubą. Pewność siebie? Nadzieja? Walka? Oni się tym żywią. A wy nie zdajecie sobie sprawy z zgubnego wpływu immaterium na umysły, czy to zwykłych ludzi, czy potężnych bohaterów. Szaleństwo. Potwory. - Wypił następną szklankę - Powiedz mi, Lion. Gildie, ty, fang, nawet wszyscy przybysze. Jak wielu was jest? Tysiąc? Dziesięć tysięcy? Sto tysięcy?
- Jeśli chodzi o jednostki. Kto wie... - Upił łyk i spojrzał oczami pełnym siły w oczy Aquili - Ale są w śród nas tacy, których siły przewyższają całe armie. A co z tobą, czujesz się już na siłach, by móc mówić że sam jesteś w stanie coś zdziałać?
- A jak, powiedz, powstrzymacie miliony pomniejszych demonów, które zignorują was, i będą polować na słabych i bezbronnych? Jak ocalicie niewinnych, kiedy zaczną mordować się nawzajem, doprowadzeni do szaleństwa przez samą obecność większych demonów? Widzisz tego człowieka? - Wskazał na losowego mieszkańca Lofar, który jadł śniadanie z małą dziewczynką - Ilu takich mieszka w waszych miastach? Zwyczajnych ludzi których nie zdołacie ocalić? - Parsknął, i wypił następną szklankę - Dobrzy z was bohaterowie, a kto wie, może i żołnierze, ale przeciwnik który nadchodzi nie jest zwyczajny. - Przez moment, oczy Aquili zapłonęły czymś… starożytnym, i Lion musiał odwrócić wzrok - Jestem słaby, Lion. Ale tylko w porównaniu z moim starym ja. Przez ostatnie piętnaście minut przemyślałem tysiące, dziesiątki tysięcy planów. I nie znajduję rozwiązania. - Zasalutował mu kpiąco szklanką - Dlatego piję.
- Hmm. - Lion upił łyk przyglądając się wspomnianej parze. - Możesz... Możesz mieć rację. - Przytaknął z wielkim trudem. - Ale, nie zmienia to faktu żeś bufon. Pewnie myślałeś, że sam temu zaradzisz... A nie wpadłeś na tak proste rozwiązanie. Poproś o pomoc. - Upił kolejny łyk i pogłaskać niebiesko-włosą, która przysiadła się do niego. - Zdobądź moc, wiedzę, przyjaciół, sojuszników. A reszta przyjdzie sama.
Aquila uniósł szklankę do ust - Myślisz że… - zaczął, ale nie skończył. Szklanka zatrzymała się w połowie drogi do jego ust. Odłożył ją. Niemalże natychmiast wytrzeźwiał. - Ten świat… Bariery między światami są tu słabe. Gra to na naszą niekorzyść, ponieważ bestie z Immaterium mogą się tu łatwiej przedostać, ale… - Zastanowił się przez moment - Jeśli mogłyby to po prostu zrobić, ten świat już by płonął, a my nie mielibyśmy tej rozmowy. Więc ograniczenia istnieją. A zatem… mam czas. Nie wiem jak dużo. - Wstał od baru, i zaczął chodzić, tam i z powrotem, myśląc na głos. - Jeśli moje założenie jest poprawne… powinienem być w stanie… - Odrzucił głowę w tył, i zaczął się śmiać. Był to jednocześnie najpiękniejszy, i najbardziej przerażający śmiech jaki słyszeli bywalcy baru. Uczucia które w nim były… ich potęga… były niemalże nie do opisania. Był to śmiech człowieka który spotyka ukochaną osobę po dekadach rozstania. Był to śmiech bohatera który przezwyciężył niemożliwą sytuację, i uratował świat. Był to śmiech bezlitosnego paladyna, który właśnie zadawał ostatni cios złu które zagrażało całemu życiu. Był to śmiech straszliwego tyrana, który gotował się do zniszczenia swych przeciwników.
- No world shall be beyond my rule; no enemy shall be beyond my wrath. - słowa zdawały się wypełniać pomieszczenie w niepokojący sposób. - Będę potrzebować przysługi. - odezwał się w kierunku barmana - Wiesz więcej o sprawach tego świata niż okazujesz. Potrzebuję znaleźć dwie osoby: Yuri Pendragon, i Yue.
- To nie jest odpłatna wiedza. - Odparł barman wycierając brudne kufle - Oboje są w stolicy, jakieś półtora tygodnia na południowy zachód stąd.
- Powinienem ich złapać. Zwłaszcza że mam również inne sprawy w stolicy. - Jego oczy błysnęły, wesoło - Dzięki. Za wszystko.
- Nie ma za co. - Rzekł barman.
Lion wypił do końca swój napitek.
- Jak poczujesz się na siłach, z chęcią się z tobą sparinguję. Szukam silnych osób. - Rzekł spoglądając w pustą szklankę. - Na razie wystarczy mi pijana piątka. - Dodał odkładając szklankę na blat.
- Któregoś dnia, Lion. Choć… - uśmiechnął się krzywo - możliwe że wtedy nie będziesz chciał nawet sparingu. - Rzucił nieco enigmatycznie - Ruszam. Słuchajcie wieści. Będą interesujące. Hmm… prawie zapomniałem. - Uśmiechnął się. Tym razem, w tym uśmiechu, nie było nic ludzkiego, i pierwszym instynktem tych którzy go zobaczyli była paniczna ucieczka - Ta satysfakcja… to poczucie wyzwania. Mhm… - mruknął, ciepło, jak gdyby wspominając dotyk kochanki - Kocham wojnę.
Mała dziewczynka schowała się za ramieniem Liona, a on sam spojrzał sceptycznie na Aquilę i westchnął.
- Udanej przygody. - Rzekł ku pożegnaniu.
- Kto wie. Nigdy nie miałem przygód. - Uśmiechnął się dużo cieplej. Ten uśmiech niósł w sobie nieskończoną dobroć, sympatię, oraz empatię w stosunku do osób stojących przed nim. - Dbaj o siebie, Lion. I dbaj o małą. Zrobię co będę mógł żeby najgorszy scenariusz nie spełnił się na tym świecie, ale przyszłość jest w cieniu, ukryta. Nie wiem co się stanie. - Odwrócił się, i ruszył do wyjścia z karczmy.
Wyszedł na świeże powietrze. Odetchnął głęboko. To było… ciężkie. Aquila zdawał sobie sprawę jak wpływał na normalnych ludzi. To było nieuniknione, i coś z czym nie był w stanie walczyć, a starał się, i to mocno. Mimo wszystko czasem… jego straszliwa strona wychodziła na powierzchnię. Odczuwał pewien smutek na myśl o tym że przeraził małą dziewczynkę, ale zgniótł go w zarodku, bez litości. Te aspekty jego osobowości pozwalały mu lepiej chronić ludzkość. Nie była to specjalnie wdzięczna praca, ale konieczna. Nie mógł sobie pozwolić na chwile słabości.

Ale… to samo myślenie sprowadziło na nich kataklizm ostatnio. Powściągliwość w korzystaniu tylko z niektórych aspektów mogła okazać się kluczem do zwycięstwa.

Spojrzał w kierunku małego warsztatu, z pięterkiem. Pokręcił w milczeniu głową. Choć schlebiał sobie iż kobieta zapewne nigdy go nie zapomni, nieuczciwym byłoby pogłębiać tę znajomość. Nieuczciwym i niebezpiecznym. Zwłaszcza dla niej.

- No cóż… - wymruczał. Stolica… miejsce gdzie jego plany miały się rozpocząć. A miał olbrzymie plany co do tego świata, i swojego. Plany które miały zmienić sam los. A tu właśnie pojawiał się problem. Półtora tygodnia, czas podróży o którym mówił barman, był zbyt długi. Czas, w przeciwieństwie do wielu rzeczy, nie był łatwo dostępny dla Aquili. Nie mógł sobie pozwolić na taką zwłokę. Zastanowił się przez moment. Sztuka teleportacji bez urządzeń mechanicznych byłą mu znana. Był jednym z niewielu psioników dość potężnych by opanować tę sztukę. Dawno tego nie robił… z drugiej strony, dystans nie był specjalnie daleki. Nawet w swoim osłabionym stanie, powinien być zdolny do pokonania takiego dystansu. Skupił się. Powietrze dookoła niego zapachniało ozonem.

- Pierwszy krok… - wyszeptał. Znalezienie stolicy. Odrobinę była to telepatia, odrobinę wróżenie. Znajdował dużą grupę osób, z pomocą telepatii, w kierunku i odległości sprecyzowanej przez barmana, i wykorzystywał wróżenie do potwierdzenia swojego znaleziska. Dzięki wielkości jego celu, zajęło to ledwie kilka sekund.
- Drugi krok… - znalezienie psionicznego odbicia stolicy w Osnowie. Również zajęło tylko kilka sekund. Jego własne odbicie ciągle było niezwykle potężne, i czyniło tego typu zadania w zasadzie formalnością.
- Trzeci krok… - Pole ochronne. Podróż przez czyste energie Osnowy była niebezpieczna. Chyba że ktoś był demonem, i nawet wtedy można było zginąć w każdym momencie. Pole powinno ochronić go przed niszczycielskimi energiami osnowy.
- Czwarty krok… - Sam portal. Wyrwa w Immaterium, prowadząca do stolicy. Zapach ozonu nasilił się, błysnęło… i Aquila nie stał już w Lofar.

W momencie w którym znalazł się w Osnowie, wiedział że coś było nie tak. Chaotyczne energie tańczyły dookoła niego, nie, szalały. Immaterium było niespokojne, wręcz niecodziennie wzburzone, zwłaszcza w świecie w którym Pierwotny Anihilator nie był tak potężny…

Głos zakłócił jego myśli. Potężny głos, otaczający go ze wszystkich stron. Pełny nieludzkiego zła. Przerażający.
- Anathema… - powiedział głos, powoli.

- Nie… - wyszeptał Aquila - Jest zbyt wcześnie… nie powinniście… - nie był spanikowany, ale nuty zaskoczenia pojawiły się w jego głosie. Cienie które pojawiły się na… horyzoncie? Dla ludzkiego umysłu, zdolnego do myślenia w skończonej liczbie wymiarów mogło się tak wydawać. Obraz urągał racjonalności, nie dawał się opisać w tak prostych słowach. Aquila przeklął cicho pod nosem. Nie miał czasu na nic więcej.

Myśliwi nadeszli. Aquila wiedział że były wśród niż tylko słabsze niższe demony. Demony wyższe były w cieniach Osnowy, ich esencje ciągle nieznajdujące się tu w pełni. A ich panowie byli tuż za nimi. Czas… przestrzeń… nie miały znaczenia. Nie dla nich. Nie dla niego. Jego wola kształtowała mury. Ich wola obalała je. Walczyli w chaosie Immaterium, gdy Aquila przedzierał się przez tysiące sługusów chaosu. Miał szczęście… niższe demony nie mogły łatwo przerwać jego osłon. Niektórym się udawało. Już po krótkiej chwili był pokryty ranami… głębszymi, płytszymi, powoli tracąc siły. Ząbkowane ostrze wbiło się w jego brzuch, tworząc potworną ranę, i tylko cudem nie dotykając żadnych organów.

- Anathema… - Coś zaczęło formować się za jego plecami. Aquila uśmiechnął się ponuro.

- Za późno. - Mruknął, rozrywając bariery między wymiarami. Portal otworzył się w nieznanym mu pomieszczeniu… na suficie. Upadł na podłogę, plecami w dół. Otworzył oczy. Coś wyskoczyło z portalu za nim, a gigantyczna czerwona dłoń sięgała po niego. Aquila uniósł dłoń, i posłał niszczycielską falę błyskawic wprost w portal, powodując cofnięcie się dłoni, i zapadnięcie portalu. Uniósł się z trudem, i poczuł zapach krwi. Nie swojej… to był smród starej krwi, z tysięcy pól bitewnych.

Słudzy Khorna. Trójka.

Dwa ogary Boga Krwi krążyły po podłodze, obserwując, szukając ofiar.
Ich wyszczerzone pyski pełne zakrwawionych zębów wydawały się drwić ze śmiertelników.

Trzeci… Krwiopuszcz Khorna. Wysunął długi język, smakując powietrze Materium. Wydawał się emanować rządzą mordu, jak gdyby był personifikacją rzezi niewinnych. Jego płonące ostrze skwierczało cicho w powietrzu. Demon zaśmiał się nieludzkim śmiechem, szalonym, i pełnym zła.
- Krew dla Boga Krwi! - Zaryczał. Głos wydawał się być nie z tego świata, i powodował obrzydzenie i poczucie niepokoju samym swym brzmieniem, jak gdyby samo jego brzmienie stanowiło antytezę wszystkiego co istniało w świecie - Czaszki dla Tronu Czaszek!

Aquila rozejrzał się szybko po pomieszczeniu, starając się choć w przybliżeniu ustalić gdzie jest.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 22-12-2015, 18:54   #23
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
W pierwszych chwilach panował ogólny opad szczęki.
Dopiero sekundy pokazały różnicę między adeptami a prawdziwymi magami.
Tallawen jednym błyskawicznym ruchem ściągnął z pleców rozkładaną laskę, z kryształem w kształcie gwiazdy lewitującym u szczytu.
Stuknięciem w podłogę teleportował wszystkich adeptów w zasięgu wzroku i siebie poza salę audiencyjną.
“Stat stream”
Ervena pominą, a może po prostu nie dojrzał go gdy ten stał za jego plecami. Choć istnieje możliwość że uznał go za osobę odpowiednią do tego starcia.... Kto to może wiedzieć?
Yue, jak zwykle bez słów jedynie ruchem dłoni otoczył rannego Aquilę w wodnej bańce. Wewnątrz niej krew Aquili przestała wypływać, a ta która wpłynęła wracała do obiegu. Niestety co się tyczy ran... Nie zasklepiły się.
Seshuin swymi czarami ochronnymi otoczył wszystkich obecnych włącznie z wodną bańką.
Herbia stanęły u jego boku Yue czekając by móc udzielić pierwszej pomocy rannemu.
Tarna Leila magią wiatru ściągała bańkę ku nim. Do ochrony i walki pozostała więc dwójka pań.
Felicja która dzięki magii przemiany przybrała postać Jinougi, mniejszym rozmiarów by móc zmieścić się w sali audiencyjnej, oraz Ira z dwiema ognistymi kulami przypominającymi słońca, w dłoniach.
Gdy wszyscy w jednej chwili byli już gotowi do starcia, Erven zdał sobie sprawę, że tylko on jeszcze się ociąga.
Głównym celem demonów była osoba w bańce, którą usilnie chronili Yue i Seshuin. Akurat dwójka osób najbardziej przeznaczonych do walki i ochrony przed demonami.
Aquila poczuł delikatne uczucie satysfakcji. Wyglądało na to że wylądował w miejscu w którym przebywały osoby zdolne do bronienia się. Na pewno było to miejsce lepsze niż rynek miejski. Sam mężczyzna zdecydował że nie ma czasu na uprzejmości.
W umyśle każdej osoby w pomieszczeniu rozległ się głos, mocny i pełen autorytetu.
- Musimy zablokować wejścia. - Ton głosu wyraźnie należał do osoby przyzwyczajonej do wydawania rozkazów, z co najmniej dekadami doświadczenia - Jeśli zdołają zabić mnie… albo zdecydują że szanse są przeciwko nim… uciekną w miasto by zamordować jak najwięcej osób ku czci swego pana zanim zdołamy je wygnać. Nie można do tego dopuścić.
Erven był wewnętrznie wściekły. Głupiec Tallawen albo zapomniał go teleportować, albo wyczuł w nim potencjał magiczny. Tak czy inaczej zapowiadało się nieciekawie. Wiedział, że nie utrzyma przykrywki i będzie musiał włączyć się do walki. Jak by nie patrzeć musiał ratować Swoje Życie. Szeptane inkantacje poszły w ruch i jego ciało oblekło się w dym, następnie wszystkie drzwi prowadzące z auli zatrzasnęły się i zaczęły zamieniać w kamień. Nightfall nie słuchał, może profesorowie na oczywisty widok zrozumieją, choć nie znał tych demonów. Były mu obce, zaprawdę musiały pochodzić z innego świata. Jaka szkoda, że swoją broń i zbroję zostawił w rezydencji. Kto się spodziewał ataku demonów… Osnowy? Spaczni? Możliwe, choć pewnie nieznajomy będzie miał więcej odpowiedzi na te pytania. Podążył krokiem w kierunku głównego wejścia szepcząc inkantacje Ułudy zmysłów tak by demoniczne ogary wzięły Krwiopuszcza za Aquilę, a Aquilę za Krwiopuszcza. Planował trzymać się na bezpieczny dystans nie ujawniając pełni swej mocy. Jeszcze nie teraz. Ułudę wzmacniał i podtrzymywał z każdą upływającą chwilą.
Dwa ogary rzuciły się na krwawego demona. Jakby to ująć... Wtedy dopiero zrobił się problem.
O ile zwykła iluzja zmysłów raczej nie wystarczyła o tyle pieski szły za węchem, a podmiana źródła zapachów krwi nie była zbyt trudna. W końcu krwi było w brud. Piekielne ogary rzuciły się na krwiopuszcza, a ten je z łatwością eliminował. Niestety bardzo szybko przewaga, umiejącego walczyć bronią, demona zniknął przy naporze coraz to większej liczby demonów. Skąd taka sytuacja? Z każdej odciętej części ogara powstawały kolejne nie do końca tej samej wielkości, ale nie mniejsze niż połowa oryginału.
Nieskuteczność rozdrabniania wroga poznały również obie panie. O ile Feilcja pod postacią szlachetnego wilka zdołała je odrzucać łamiąc karki, ale nie zabijając i przyszpilając do ziemi pazurami, o tyle Ira poszła na eksplozję.
Jak to mawiają... Wiedza to potęga, a jej brak to zguba.
Właśnie z 3 problemów zrobiło się ich 20, a główne ciała przeszło jakąś mutację po zjedzeniu krwiopuszcza.
Widocznie tak działały różnice światów.
Ach no tak skoro te wszystkie stworzenie pochodzą od jednego ciała... Iluzje raczej nie mają już sensu.
W otwartym komunikacie umysłowym, Herbia posłała rozkaz do Tallawena by sprowadzono kogokolwiek to posiada magię światła. Odpowiedź zwrotna jednak nie nadeszła.
Erven zagryzł zęby. Przynajmniej wojownik został wyeliminowany. Jednak co nastało potem przeszło jego oczekiwania. Zaczął zbierać moc i szeptać inkantacje. Miał plan. Między jego palcami powstały czarne niczym smoła igły które zamaszystym ruchem rzucił w cienie piekielnych ogarów celem przyszpilenia pupilków osnowy do ziemi unieruchamiając je. Zniewalając ich cienie i je same w pozycji w której igły zagłębiłyby się w podłoże.
Aquila zaklął bezgłośnie. Wyglądało na to że Ogar który za nim podążył był jednym z niewielu które zostały specjalnie zmienione pod wpływem mocy Boga Krwi. I to dość potężnie. Jeśli miał zgadywać, jego intencją była niekończąca się bitwa, gdzie nowi wojownicy pojawiają się za każdym razem gdy zostanie przelana krew. To było coś w jego stylu. Z drugiej strony, to było… niecodzienne. Ktoś z tej grupy zdołał oszukać zmysły ogarów. Imponujące. W teorii niemożliwe. Z drugiej strony, tak samo jak między wymiarowa podróż w czasie, i zmartwychwstanie. Miał nadzieję że choć część z tego ciągle była w mocy. Demony były manifestacją energii która tworzyła ich panów. W rzeczy samej, ta sama energia tworzyła ich ciała w materium. Bez otwartej szczeliny prowadzącej do osnowy, ta energia wystarczała tylko na krótki moment. Zwłaszcza w przypadku demona który kopiował sam siebie. W teorii, Ogary powinny niedługo umrzeć bez pomocy. W teorii. Aquila miał nadzieję że praktyka wyglądała tak samo jak w jego świecie. Wyciągnął powoli miecz. Ostrze, pokryte runami, rozpraszało energie osnowy. Cios zadany nim pomniejszemu demonowi był w stanie zniszczyć jego materialną formę, i wysłać jego esencję z krzykiem z powrotem do immaterium. Miecz uniósł się w powietrze, kierowany mocą psioniczną Aquili, i wystrzelił z wielką prędkością, mając przebić jednego z ogarów. Jeśli udałoby mu się go wygnać z pomocą ostrza, planował to powtórzyć ze wszystkimi innymi.
Nietypowe demony zdawały się mieć częściową odporność na magię, choć podatne były na pewne efekty w nie do końca jasnym spektrum.
Cieniste igły Ervena nie przyniosły skutku, co więcej w jakiś sposób został on zauważony przez te istoty i miał przed sobą 3 z nich. Pozostałe zajęte były diabolicznie ciężkim starciem z ogniowymi strumieniami i szalejącym wilkiem.
Gdy Aquila wydobył miecz i wysłał go do walki zdołał pozbyć się 2 demonów za jednym razem, ale zyskał tym samym uwagę głównego demona i niebezpieczeństwo dla swoich ochroniarzy. Dwa z ogarów już rzucały się w jego stronę.
Erven wyszeptał zaklęcie i rozmył się w wielu cieniach auli a magia wiatru ukrywała jego zapach. Posłał w kierunku piekielnych ogarów strumienie piekielnych ogni z różnych zakątków sali. Widać poprzednia sztuczka nie odniosła efektu. Dlaczego? Pytał sam siebie, ale nie znał odpowiedzi. Tak czy inaczej był mocno zniesmaczony porażką co budziło jego gniew i szał, negatywne emocje które dodatkowo zasilały jego destruktywne czary. Imponujący pokaz woli i siły woli, woli destrukcji wroga. Pytanie jednak jak sobie ogary poradzą z czarnymi ogniami rodem z samego piekła których lot do celu był przyśpieszany magią wiatru..
Aquila skupił się. Sytuacja nie wymagała furii, lecz zimnej analizy i precyzji.
Demony Khorne’a mogły być potężne, i zdolne do nieludzkiej walki, ale on był najlepszym szermierzem Imperium Ludzkości. Była tylko jedna osoba która mogła rzucić mu wyzwanie…
Miecz poruszył się. Samo wspomnienie jego powodowało u Aquili smutek, i ciężki, zimny, bezlitosny gniew.
Kamienne płyty pod jego stopami zaczęły pękać.
Aquila odetchnął głęboko. Błyskawice zagrały wzdłuż ostrza.
- Wygląda na to że zdążyliście już zapomnieć dlaczego należy się mnie bać. - Miecz obrócił się w powietrzu - Przypomnę wam.
Miecz przebił jednego z ogarów na wylot… i uwolniły się z niego strumienie błyskawic. W ułamku sekundy, fale błyskawic objęły wszystkie demony, jednocześnie precyzyjnie unikając zgromadzonych magów. Aquila miał zamiar trzymać ogary wewnątrz strumienia tak długo by obrócić je w popiół.
Czarne płomienie zapaliły demoniczne istoty z każdą chwilą pochłaniając ich życie. Ale dla bestii nie stanowiły one większej przeszkody. Fakt faktem kolejne demony padały, ale dopiero gdy wypalała się ich cała energia, uprzednio stanowiły taką przeszkodą jak zatęchłe powietrze.
Kolejne demony padały gdy błyskawice zaczęły swój szalony spektakl, do momentu gdy główny demona nie zareagował.
Spostrzeżono go gdy już zeskakiwał z sufitu. Machnięciem łapy rzucił na ścianę węglącego się już klona razem z mieczem, a pazurem rozcinając bariery magiczne. Druga łapa z wstrząsem wgniotła Aquilę w podłogę prawie że zarywając posadzkę do pomieszczenia poniżej. Kilka kości, w tym żebra, pękły pod naporem. I tylko szybka reakcja Yue który anulował barierę i użył jej jako więzów na psich głowach uratowała Aquilę od straty jego własnej głowy.
Erven szeptał zaklęcia wyłaniając się z cienia wirując na posadzce by nagle stanąć w miejscu i prostując dłonie posłać potężne zaklęcie magii wiatru razem w wydechem głośnych słów “Urgh naram” w kierunku demona atakującego uparcie krwawiącego. Plan był prosty, posłać demona w przeciwległy kąt sali silnym rosnącym w siłę uderzeniem kulą sprężonego powietrza które było popychane ścianą twardego powietrza. Plan symplistyczny, ale nic bardziej złożonego nie było potrzebne. Jeżeli jego kalkulacje były właściwe. Demon nie uniknie niewidzialnego niemalże ciosu zajęty wykańczaniem nowoprzybyłego z przyczyn niewiadomych, a które na tą chwilę nie były nieistotne. Przesłucha go po wszystkim, jeżeli przeżyje rzecz jasna.
Aquila był zaskoczony. Po raz drugi od długiego czasu.
Przez ułamek sekundy, zrozumiał jak blisko śmierci się znalazł. Przypomniał sobie płomienie. I słowa.
“Taki słaby. Ojcze, nie pojmujesz potęgi chaosu.”
- Horus… - wyszeptał Aquila.
I na ułamek sekundy, gniew który mógł gasić słońca obudził się w nim ponownie.
Telekinetyczne energie uderzyły bok demona w tym samym momencie. Moc była precyzyjnie skupiona, a atak perfekcyjnie wyegzekwowany. Fala uderzeniowa, wystarczająco mocna by zmiażdżyć betonowy blok na pył, miała pchnąć demona na ścianę. Pomimo swych obrażeń, Aquila był w dalszym ciągu potężny; miał zamiar spopielić demona następnym strumieniem błyskawic gdy ten tylko znalazł się na ścianie.
Wspólny atak, nieplanowany, choć tak identyczny zdołał zepchnąć najniebezpieczniejszego z ciała Aquili. Szpony rozdarły wszak pierś wielkiego wojownika, lecz krew znów się nie polała. Yue musiał przeżywać prawdziwe wyzwanie z tak pragnącym śmierci “pacjentem”.
W kolejnej chwili jeden z ogarów rzucił się na Ervena powalając go na ziemię i zaciskając szczęki na jego ręce, wystawionej akurat w geście obronnym. Masa bestii blisko 120 kg, zacisk szczęki blisko 90 kg, smród z pyska paskudny i zarazem podobny do rozkładających się ciał, zagrożenie: zważywszy na częściową odporność na magię... Olbrzymie.
Zmutowany demon gdy tylko trafił na ścianę był już gotowy do kolejnego ataku. Wylądował na niej wszystkimi 4 odnóżami wykonując odbicie.
A całość tak szalonej sytuacji prysła wraz z wyważonymi drzwiami.
- Thorn Bind Hostage
Białe magiczne ciernie oplotły wszystkie pozostałe przy życiu demony.
- Ech... ech... ech... Ano... Jeśli łaska... ech... Poprzecinajcie je... ech... Wykończysz mnie. - wysapał jeden z mężczyzn
- Wystarczy że je przytrzymasz. - rzekł drugi celując już do lidera.
Odgłos wystrzały przypominał raczej przelatującą pola ucha strzałę, niż zwyczajny wybuch prochowy.
W kolejnej chwili trójgłowy demon zapalił się błękitnym płomieniem i przemienił w popiół. Ale na tym się nie skończyło kolejne strzały były precyzyjne i równie szybko wykańczały pozostałe demony. Po chwili w sali pozostały jedynie ich popioły.
- Wiesz... gdybyś trafił te ciernie eksplodowałyby i zapewne wykończyły demony.
- W twoim świece?
- ... - po chwili zastanowienie i wyprostowania się z pozycji pochylonej - Słuszna uwaga.
- Profesor Ranagor i Testuya ?
- Wybaczcie za spóźnienie. W najbliższej chwili zajmę się podróżami po tym świecie - odparł młodzieniec chowając broń.
- Nie ma co... to dopiero mój drugi dzień w tym świece, a tyle się dzieje. - rzekł okularnik przykucając przy rannym razem z Yue i Herbią. - Obudziły mnie hałasy, a tamten elf wyjaśnił co się dzieje. Paskudne rany, musimy je szybko zatamować. Madame, czyń honory. - mag powstał z Klęczek rozkładając swój składany kostur i wypowiadając zaklęcie - Magic Tuner.
Energia magiczna z obecnych magów zaczęła przelewać się do ciała Herbi a następnie pod postacią czaru leczącego do ciała Aquili.
Aquila zesztywniał na sekundę, i niemal natychmiast rozluźnił się z powrotem. Choć energie wykorzystywane przez nich do leczenia jego ciała nie były mu do końca znane, nie odczuwał w nich skazy chaosu. To nie było coś co można było ukryć przed nim.
- Gdzie....- głos zawiódł go na sekundę - Gdzie jestem? - dokończył.
“Kaela” wstała otrzepując z siebie popiół z demona rzucając szeptane zaklęcie Elsuul na siebie czując jak zaraza z kłów ogara wyparowuje z ciała, a rany się powoli zasklepiają. Przeczesała dłonią włosy po czym podeszła do rannego.
- W Świątyni Wiedzy, o przynoszący kłopoty. Może teraz Nightfall zrozumie co miałem na myśli mówiąc że zbliża się wojna. - prychnęła arogancko po tych słowach - Standardową procedurą w moim świecie byłoby przesłuchanie… - tu spojrzała na Yue - ...jeżeli nie sprawi to problemu chciałbym być przy tym. Zapewne domyślasz się kim jestem prawda? Choć Pani Herbia i Mistrz Tallawen znają mnie lepiej.
- Przesłuchanie? Nie sądzę by było potrzebne. - rzucił Aquila spokojnie, i zaśmiał się cicho, po czym jęknął lekko z bólu. Połamane żebra dały o sobie znać. - Przybyłem tutaj z intencją udzielenia wam informacji. Choć… nie spodziewałem się że są już tu w takich liczbach, i pozwoliłem kilku się przedrzeć. Proszę o wybaczenie. - Zamknął na moment oczy, dając Herbii pracować.
“Kaela” skinęła głową rozumiejąc sytuację, mniej więcej, wszak opierała się tylko na niejasnych przesłankach i czystej logice łącząc niepozorne fakty w całość..
- I tak czeka Ciebie wiele wyjaśnień. Z tego, co rozumiem jesteś przybyszem który przeniósł się do tego miejsca wykorzystując jeden z podwymiarów zamieszkany, lub zainfekowany, przez te demony, które uczyniłyby wszystko by Ciebie wyeliminować. Dlaczego?
- Podwymiarów...? - Wyszeptał Aquila i otworzył oczy - Nie wiecie czym jest Immaterium? Och… - zamknął oczy z powrotem - To będzie długa rozmowa… odpowiadając na twoje pytanie. Użyłem tej formy podróży ponieważ nie spodziewałem się że udało im się przeniknąć do Immaterium tego świata w tym stopniu. Normalnie, byłbym w stanie spokojnie odeprzeć wszystkie próby ataku na moją formę. - Uśmiechnął się krzywo - Jak widać, oceniłem sytuację zbyt optymistycznie. Przynajmniej udało się zapobiec prawdziwej katastrofie…
- Prawdziwej katastrofie? Dlaczego tak uparcie starali się Ciebie wykończyć? - Pytał dalej szukając odpowiedzi na pytania które się piętrzyły. Czuł, że nowoprzybyły coś ukrywał, lecz co?
- Ach… - odetchnął głęboko - Zamknąłem portal zanim większy daemon zdołał się zmaterializować. A to dlaczego starali się mnie zabić… - spojrzał swojej rozmówczyni w oczy. Jego własne spojrzenie było… trudne do opisania. Można było w nim ujrzeć tysiące lat doświadczenia. Sprawiało wrażenie jak gdyby nic nie było w stanie się przed nim ukryć, i widziało całą prawdę, i tylko prawdę wszechświata. - Dla nich, jestem Anathema. Największa przeszkoda jaką kiedykolwiek napotkali na swej drodze, antyteza dla ich egzystencji. Ciężko jest wytłumaczyć w ludzkim języku nienawiść jaką mnie darzą. - Pokręcił głową - Ale tak. Jesteśmy śmiertelnymi wrogami, ja i oni.
- Interesujące. - Stwierdziła obojętnie “Kaela”. Jej spojrzenie było obojętne, chłodne opisujące lata cierpień osoby która przetrwała mimo przeciwności. - Zatem ty i oni jesteście wrogami i ani jedno ani drugie nie spocznie do puki drugie nie padnie. Zbieraj swoje siły przybyszu, a kiedy je odzyskasz i pozyskasz swoich sojuszników znajdziemy dla Ciebie zadanie. Nie mniej, skoro wiesz wiele o nowym wrogu, podzielisz się tą wiedzą z Mistrzami i Oddziałami Królewskimi.
Po czym kobieta o białych włosach mruknęła do siebie z niechęcią
- Wygląda na to, że mamy kolejnego wroga w nadchodzącej wojnie… - spojrzała twardo na Aquilę mówiąc
- Każdy kto wkracza do tego świata dostosowuje się na poziomie rdzenia duszy do zasad tego świata. Stąd wielu z potężnych słabło, a przeciętni rośli w siłę, lecz nie zawsze. Kiedy wyzdrowiejesz odwiedź, znajdź mnie. Być może okażesz się użyteczny na co liczę.
- Użyteczny…? - Aquila spojrzał na “Kaelę” - Jak… powiedziałaś… - słowo zawisło na sekundę w powietrzu - Nadchodzi wojna. Nie znajdziesz drugiego który zna wojnę jak ja. Znajdę cię i porozmawiamy. I być może, dojdziemy do zrozumienia. A być może do współpracy. - Zamknął ponownie oczy - Lord jest tak silny jak jego narzędzia. Musi korzystać z nich umiejętnie, a osiągnie to czego pragnie. Porozmawiamy ponownie… niedługo.
- Interesujące. - Skwitowała wypowiedź nieznajomego po czym zwróciła się do Yue - Jest wasz, mam wszystko co mi potrzebne. - ...Po czym, jak gdyby nigdy nic oddaliła się w kierunku Rezydencji, jej rany powoli zasklepiające się, by pod koniec wieczora zagoić się w całości. Erven nie potrzebował imienia przynajmniej nie teraz. Miał robotę do wykonania i plany do zawiązania. Chyba, że magowie mieli do niego interes, lub Królewscy. Wszak pokazał i powiedział dość by wiedzieli kim był teraz.
Aquila został przeniesiony do koszar gdzie przenocował w spokoju i pozwolił zregenerować się swojemu ciału. Choć w nocy dręczyły go koszmary i odbijający się w czeluściach umysłu głos jednego z bogów chaosu. Może to był sen, a może przeczucie tego co kiedyś mogło nadejść.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 22-12-2015, 18:55   #24
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Rankiem był już wypoczęty i zdrowy, choć wciąż pozostały blizny i ból.
Aquila, przebudzony, wstał. Przeszedł się parę razy po pokoju który mu dano. Ból zapewniał mu… pewną unikalną jasność umysłu. Był… hmm. Miał trudności w opisaniu własnego stanu umysłu.
Drugi błąd w przeciągu mniej niż tygodnia. Choć nie przypisywał sobie nieomylności… ale fakt że nie był w stanie uniknąć tych błędów był… niepokojący. Jego przeciwnicy, przy całej swej absurdalności, nie należeli do idiotów, i nie dawali się łatwo pokonać.

Nie mniej, nie należało rozważać za bardzo przeszłości. Za wyjątkiem tej którą dawało się zmienić. Faktem było, że Aquila popełnił błędy. Błędy których konsekwencje już ponosił.

- Hmph. Skoro już o mnie wiedzą… - zastanowił się - Wojna nadchodzi. Deklaracja może być właściwa…

Zaczerpnął oddech. Jego dusza… jego odbicie w Immaterium. Wbrew temu co usłyszał wczoraj, była tak potężna jak zawsze. Monstrualna obecność, choć… coś uniemożliwiało mu użycie tej mocy w Materium. Możliwe że było to dostosowanie do zasad tego świata, o którym usłyszał wczoraj. A możliwe że jego ciało w dalszym ciągu nie przystosowało się z powrotem do używania tych energii. Obie możliwości mogły być prawdziwe.

Niemniej… jego moc rozświetliła osnowę dookoła tego świata, a jego głos został grzmiał, słyszalny przez każdego psionika i każdą istotę wykorzystującą energie Immaterium. Każdy usłyszał jego wiadomość.

"Mieszkańcy Osnowy, i wy, którzy korzystają z jej mocy, wsłuchajcie się w me słowa.
Jestem Anathema! Jestem Imperatorem Ludzkości, nieśmiertelnym władcą który powstał ze Złotego Tronu, i ponownie kroczy między śmiertelnymi!
Powróciłem!
Ten świat jest pod moją opieką.
Wszystko co mu zagrozi... Spłonie w ogniu mego gniewu.”

Energie, niosące psioniczną sygnaturę Astronomicamu, jego własną moc, potwierdzały jego tożsamość. Wszyscy wiedzieli.

A jeśli wiedzieli, ich następny ruch był do przewidzenia.
W tej samej przestrzeni po niedługiej chwili zaczęło narastać jakieś brzmienie. Z początku odległe, lecz z każdą chwilą narastające. Aż w końcu zrozumiałe. Śmiech jednego z bogów chaosu. Odgłos cierpienia i śmierci wydawany przez miliardy istnień z całej rzeczywistości. Odgłos przeszedł przez wszystkich zdolnych go usłyszeć a miał siłę wybuchających słońc. Odgłos ogłuszający, nawet umysły. Zniknął jak ucięty, zamilkł w jednej chwili. Brak słów był już nazbyt wymowny.
Deklaracja wojny została przyjęta.

Aquila, Imperator Ludzkości, Anathema, uśmiechnął się do siebie, i wyszedł z danych mu kwater, po drodze zabierając swój miecz, który ktoś uczynny przyniósł razem z nim. Miał zamiar skorzystać z wczorajszego zaproszenia. Oczywiście, kobieta nie przedstawiła mu się wczoraj, ale z drugiej strony była dość charakterystyczna. Wytropienie jej nie nastręczało nadzwyczajnych trudności. Zaczął od Świątyni wiedzy, i w zaledwie parę chwil, stał przed rezydencją niejakiego Ervena Sharstha. Uśmiechając się do siebie, zapukał do drzwi.
Rezydencja była doniosła, odmalowana w bieli dwukondygnacyjna z niewielkim “wstępnym” ogrodzie z przodu i drugim obszernym na tyłach. Po paru chwilach, drzwi otworzyła ta sama kobieta którą spotkał wczoraj.
- Trochę Ci to zajęło. - Stwierdziła chłodno - Wejdź. - Z tymi słowami udała się do środka do jednego z pokoi po lewej stronie. Przedpokój, a raczej sala była utrzymana jak całe wnętrze w odcieniach srebra i jadeitowej zieleni. Znajdowały się w niej schody na górne piętro, a poręcze były pokryte srebrem. Na górze nad schodami na ścianie mógł dostrzec herb.
Widać było wyraźnie, że właściciel miał pieniądze, prawdopodobnie i władzę, i wpływy, a jeżeli ich nie miał to miał ambicje. Duże ambicje.
“Kaela” spojrzała na gościa i gestem dłoni wskazała na stół na którym stały butelki i asortyment wszelkiego jadła.
- Ach, byłem odrobinę zajęty. Rany, i złe sny. - Skrzywił się - Nic przyjemnego. - Podążył za nią rozglądając się ciekawie. Zauważył herb, zauważył również kolory. Z jednej strony wiedział iż opowieści ludowe miały w zwyczaju utożsamiać ten typ wystroju z złem wcielonym, z drugiej, jego własna symbolika nie była dużo lepsza.
Poza tym, lubił ludzi z odrobiną ambicji.
Pamiętając, jak przez mgłę, podstawy dobrej kultury, odsunął krzesło dla kobiety, zanim sam usiadł.
- O czym będziemy dziś rozmawiać? - Zapytał, z ciekawością.
“Kaela” usiadła na ofiarowanym krześle. Człowiek zachowywał się jak służący, ale w końcu Erven miał teraz aparycję kobiety. Niech i tak będzie. Nim się odezwał poczekał aż ten zajmie miejsce przy stole.
- To zależy czego chcesz się dowiedzieć. Bo ja wiem czego chcę. - Odpowiedziała - Miodu?
- Czemu nie. - Rzucił Aquila - A zatem, wymiana informacji? Planujesz grać w otwarte karty? - Uniósł brew.
- Mniej lub więcej, jak każdy szanujący siebie adept magii i ja mam swoje tajemnice. Wszystko zależeć będzie od tego na ile Twoja wiedza okaże się użyteczna. - Odpowiedziała rozbrajająco szczerze.
- Hmm. Użyteczna polityka. Choć przyznam, ciekawość bierze nade mną górę. - Upił łyk miodu, jego zmysły nie wyczuły żadnych trucizn - Od jak dawna jesteś kobietą? - Zapytał, nuty ciekawości w jego głosie.
- Od wczoraj. Wypadek w pracowni magicznej. - Erven wzruszył ramionami - Przejdzie za parę dni, najpewniej.
- Och? Czyli nie celowa transformacja? - Kiwnął głową - Interesujący efekt. Byłby użyteczny, gdybyś zdołał go ulepszyć.
- Znam dwa z trzech składników. Trzeci zostaje dla mnie tajemnicą. Niestety transformacja nie jest idealna. Widzisz, szukam tej kobiety. Gdybyś ją spotkał przyślij ją tutaj. Stolica to zapewne najbezpieczniejsze miejsce.
Erven upił łyk miodu, półtorak.
- Co wiesz o Wrogu? - Padło pytanie ze strony maga w kobiecej formie.
- Wrogu? - Zapytał, z uniesioną brwią Aquila - Masz na myśli tych którzy mieszkają w Immaterium? Czy też raczej tych którzy pochodzą z tego świata?
- Immaterium. Demony tego świata to moja broszka. Niewiele różnią się od tych z mojego świata - odparł Sharsth
- Ach. To jest skomplikowany, i szeroki temat. I nie znajdziesz nikogo kto wiedziałby więcej niż ja. - Aquila upił łyk miodu - Jest coś konkretnego co potrzebujesz wiedzieć?
- Ich taktyki, specyfikacje specyficznych, wysoko rankingowych demonów, oraz ich słabe punkty. To na początek.
- Nie mają taktyki, jako takiej. Czasem, są w stanie przeprowadzać wysokiej klasy manewry taktyczne i strategiczne, precyzyjnie kontrując ruchy swoich przeciwników. A czasem po prostu atakują, bez ładu, szarżujący i brutalnie niszcząc swoich przeciwników. Wiele zależy od tego czy dowodzi nimi wyższy demon. Te niższe zazwyczaj reprezentują po prostu najniższe aspekty swych panów, i nie posiadają wysokiej inteligencji. Nie czyni ich to mniej niebezpiecznymi, jak widziałeś wczoraj. - Upił łyk miodu, by nawilżyć zmęczone gardło - Posiadają tylko jedną słabość: Jako takie, nie istnieją fizycznie w tym świecie. Sama natura Materium jest dla nich wroga, podobnie jak dla nas niszczycielskie energie Osnowy są śmiertelne. Przy użyciu specjalnych metod, ich fizyczne formy mogą zostać rozproszone. Prawdziwe imiona demonów pozwalają je osłabić, ale te są w większości nieznane. Potrzebują wyrwy… szczeliny przez którą energie Osnowy są w stanie przedostać się do tego świata by utrzymać fizyczną formę. Mają również trudności by tego typu szczeliny otwierać z swojej strony, choć pewne okoliczność mogą im to ułatwić. Miejsca wielki masakr, bitwy psioników wykorzystujących energie Osnowy, złe uczynki, silne, negatywne emocje. W najgorszym wypadku, rytuały, nakierowane na symbolikę i specyficzne preferencje ich panów.
- Interesujące. - Stwierdziła białowłosa upijając miodu z kielicha - Innymi słowy jako byty niematerialne są zasilane Negatywem o ładunku magicznym z którego są de facto skonstruowane. Co chcesz wiedzieć?
- Wspomniałeś, wcześniej… - zastanowił się przez moment - Że istoty które wkraczają do tego świata dostosowują się do niego na poziomie duszy. Jednakże, moja dusza, przynajmniej na tyle na ile mogę stwierdzić, pozostała niezmienione, i ciągle jest tak potężna jak niegdyś. Zastanawiam się czy istnieje w takim wypadku wyjaśnienie dlaczego jestem tak słaby.
- Mogę tylko teoretyzować że ma to coś wspólnego z Prawem Światów. Jego treść mniej więcej brzmi tak: “To co istnieje w jednym, może nie istnieć w drugim”. Jeżeli bym stwierdził przy bytach Immaterium, że Osnowa i jej demony nie istnieją, jest szansa, że to je osłabi, ponieważ w moim świecie nie istnieją. Być może prawa Światów działają i tutaj, osłabiając Twoje ciało. Jeżeli spojrzeć na problem z drugiej strony mogło dojść do desynchronizacji ciała i duszy, gdzie ciało na nowo wraz ze wstępem do tego świata powoli odzyskuje swoją dawną sprawność.
- Ach. Rozumiem. - Zastanowił się przez moment - W takim razie, będę musiał spróbować przyspieszyć ten proces. Możemy nie mieć dużo czasu, a ja potrzebuję mojej starej siły.
- Mogę rzucić na to okiem, ale wiązać będzie się to z moim ryzykiem. Zdolność do przyśpieszenia synchronizacji duszy i ciała graniczy ze sztuką nekromancji, a ona jest zakazana. - Przewrócił oczami - Głównie dlatego, bo utożsamiają ją ze wskrzeszaniem zmarłych, ale prawdziwy adept potrafi opracować inne techniki i metody naukowe.
- Nekromancja? - Aquila skrzywił się na słowo - W moim świecie to dziedzina czarnoksięstwa. Zakazałem się nią komukolwiek posługiwać. I z dobrych powodów. - Upił następny łyk miodu - Choć podejrzewam iż, przynajmniej na razie, te powody nie mają znaczenia w tym świecie… - mruknął do siebie.
- Może tego nie wiesz, ale ubiegam się w tym świecie o tytuł Mistrza Magii. Na tą chwilę jestem kandydatem, ale mam wszelkie podstawy uważać, że mam dość umiejętności by… złączyć twoją duszę z ciałem. Może magia mroku nie jest mroczna sama w sobie, ani teoria nekromancji czy innej z pozostałych odłamów tej dziedziny, ale… hmm… no właśnie. To brzmi jak wyzwanie.
- Och, źle mnie zrozumiałeś. Moja dusza jest na swoim miejscu. Po prostu nie jestem w stanie uzyskać dostępu do mojej mocy… przynajmniej po tej stronie. - Uśmiechnął się krzywo - I, jak mówię… byłbym dużo bardziej ostrożny na twoim miejscu. Zwłaszcza iż Osnowa przenika do tego świata.
- Tym bardziej powinniśmy się śpieszyć puki Osnowa, a raczej Bariera między tym światem, a Osnową jest jeszcze silna. Zapraszam do mojej pracowni. Przebadamy stan Twojej duszy i ciała i sprawdzimy gdzie leży problem. Wiedza o tym, da nam klucz do złączenia Materium twojego ciała z Immaterium duszy, ale najpierw… zjedzmy.
- Zgoda. - Kiwnął głową Aquila - Jest jeszcze jedna rzecz o którą muszę zapytać. - Dodał jeszcze, zanim zabrał się do jedzenia - Jak bardzo gotów do wojny jest ten świat?
- Szczerze? W ogóle. - Stwierdził Erven - Próbowałem ostrzec władzę o planowanym ataku demonów tego świata, ale odesłali mnie z kwitkiem. Chcą solidnego dowodu. Zdobędę go, choćbym miał Upaść, co jest dość prawdopodobne patrząc na to jak jest skonstruowany ten świat.
- Hmph. Możliwe zatem że mój błąd z wczoraj może być jednak na naszą korzyść. Nic tak nie budzi ludzi jak świadomość niebezpieczeństwa. - Parsknął śmiechem w kielich - Ciekawe jak reagowaliby gdybym im powiedział prawdę.
- Uznaliby Cię za wariata. - Stwierdził obojętnie Sharsth popijając miód po czym wzruszył ramionami - Ten świat dawno nie widział wojny. Prawdziwej wojny. Tak czy inaczej, mamy demony tego świata i Osnowy na ogonie i bogowie tylko wiedzą co jeszcze.
Aquila odłożył kielich.
- Widziałeś wczoraj co były w stanie zrobić trzy niższe demony. - Powiedział - Tych których widziałeś wczoraj… demonów niższych… są miliardy. Nawet nie wspominając o demonach wyższych, i Książętach. A niedługo ich panowie zaczną szeptać do śmiertelników po tej stronie. Zaczną rosnąć kulty. Obawiam się… - wyglądał niebywale poważnie - Że albo nas posłuchają, albo zginą.
- Czas pokaże, nie ma co się przejmować, obawiać, bać się i poddawać zwątpieniu. Tego chce Wróg. Sparaliżować nasz umysł. - Argumentował Erven - Jak się pojawi kult, trzeba będzie go zinfiltrować i zlikwidować, a nic tak się nie nadaje do infiltracji jak magia mroku.
- Jestem realistą. Patrzę na sprawę całkowicie racjonalnie, nie panikuję. Mam dziesiątki planów które mogą nam pozwolić wygrać, ale nie jestem w stanie zrealizować ich sam. - Upił łyk miodu - Żadnych infiltracji. - Uniósł dłoń, by powstrzymać protesty, których się spodziewał - Kultów pierwotnego anihilatora nie da się zinfiltrować. Wierz w tej kwestii ekspertowi: by móc wtopić się w nich, musiałbyś zbliżyć się do rytuałów. Energie Osnowy są niczym trucizna. Będą cię kusić by je wykorzystać, i użyć. Będą cię wypaczać, gdy tylko będziesz przebywać w ich pobliżu. Można z nimi zrobić tylko jedno: zniszczyć i wypalić z tego świata. - Rzucił, a w jego głosie brzmiały stalowe, bezlitosne nuty.
Krzywy uśmiech zawitał na pięknej twarzy, kobiecej twarzy, Ervena.
- Brzmi jak plan. A teraz jedzmy, czas nagli.
- Aye. Minęło dużo czasu odkąd byłem w stanie cieszyć się posiłkiem na co dzień… - mruknął Aquila, zastanawiając się od czego zacząć. - Choć muszę ci powiedzieć, część mnie cieszy na myśl o nadchodzącej wojnie. Będę mieć okazję by zemścić się na nich z nawiązką… - mruknął, mrocznie - Khorne. Tzeentch. Nurgle. Slaanesh. - Każde z tych imion wydawało się ociekać mrokiem i złem, jak gdyby samo ich wspomnienie powodowało zmianę w atmosferze. - Jeśli mi się uda, wszyscy będą martwi.
- Opowiedz mi o nich. Chciałbym wiedzieć co nas czeka, a wiedza o wrogu daje przewagę w walce.
- Czterej bogowie chaosu. Pierwotny anihilator. - Aquila upił łyk miodu - Wola za naszymi przeciwnikami. Khorne. Bóg Mordu i Krwi. Tzeentch. Bóg Zmian. Nurgle. Bóg Chorób. Slaanesh. Bóg Perwersji. - Parsknął - Kiedy ostatni raz próbowałem… Immaterium jest kształtowane przez wiarę. Z racji swojej liczebności, ludzkość kształtuje je najbardziej. Próbowałem zdusić ich w zarodku, wyeliminować wiarę w bogów. Zjednoczyłem milion światów pod moim sztandarem… ale nie wiedziałem jednego. - Upił następny łyk - Immaterium kształtowane jest przez wiarę, aye. Ale nawet najbardziej podstawowe uczucia mają moc. Oni się nimi żywią. Kiedy rozlejesz krew kogoś w gniewie, Khorne rośnie w siłę. Kiedy masz nadzieję na lepsze jutro, Tzeentch zyskuje na potędze. Zaraza zabrała twoich bliskich, przynosząc ci smutek? Nurgle się tym żywi. Rozkoszujesz się ekscesami? Slaanesh nie mógłby być szczęśliwszy. Walczymy przeciwko personifikacji tego co negatywne w ludzkości. Ostatnim razem, przegrałem. To było… czternaście tysięcy lat temu. Nie przegram ponownie.
- Innymi słowy wróg żywi się emocjami? - Erven się zastanowił - Tego nie wykorzenisz. Można powiedzieć, że oni są personifikacją, myślokształtem ludzkich pragnień i przeżyć… No to rzeczywiście będzie nie łatwo. Swoją drogą, jak Ci się udało przetrwać te tysiąclecia?
- Jest w tym świecie coś co pozwoli ich zabić. Wiem to. Nie jestem jednak pewny co to jest… choć mam podejrzenia. - Upił następny łyk - Jestem funkcjonalnie nieśmiertelny. Mogę ukrywać moją prawdziwą formę, ale mam swoje lata. - Uśmiechnął się krzywo - Fakt że praktycznie każdy jest dzieckiem w porównaniu ze mną zrobił cuda jeśli idzie o moją arogancję.
- A jednak nie odpowiedziałeś na pytanie. - Zauważył Erven - Jak przetrwałeś tysiąclecia? Nie żebym coś sugerował, ale teraz krwawisz, jesteś daleki od dawnej nieśmiertelności… w swoim świecie.
- Nie odpowiedziałem na pytanie, ponieważ to nie jest miłe wspomnienie. - Rzucił po prostu Aquila. - Na końcu wojny, brałem udział w bitwie. Nie wdając się w szczegóły, wygrałem, ale byłem na skraju śmierci. Na moje życzenie, i dzięki moim instrukcjom, umieszczono mnie w Złotym Tronie. Było to narzędzie podtrzymujące życie. - Prychnął gniewnie - Podtrzymujące to dobre słowo. Czternaście tysięcy lat na skraju życia i śmierci, w nieustannym bólu, tysiąc żyć poświęcone każdego dnia tylko by utrzymać mnie przy życiu. Żałosna egzystencja.
- No to mamy odpowiedź na trapiącą Ciebie dolegliwość. Czternaście tysięcy to dość czasu by ciało uległo entropii. Przybywając do tego świata dostałeś ciało, ale ono nie nadążyło za rozwojem duchowym. To tak jakby… starać się posadzić dorosłe drzewo w doniczce w której jeszcze było sadzonką. Badania potwierdzą moje przypuszczenia, a potem dokonamy operacji na twoim rdzeniu duchowym tak by się dusza pomieściła w ciele, a nie wylewała się na boki. To może zaboleć.
- Bardziej niż czternaście tysięcy lat bycia na wpół martwym? Wątpliwe. - Kiwnął głową - Choć teoria że to obecne ciało nie jest w stanie korzystać z mojej prawdziwej potęgi jest jedną z tych do których sam doszedłem. - Upił łyk miodu - I musimy się spieszyć. W Osnowie zaczynają powoli zbierać się większe demony. Jeden z nich prawie przeszedł wczoraj przez wyrwę. Byliśmy o krok od śmierci.
- Najpierw zjedzmy. - Stwierdził mag, a po posiłku udali się do pracowni Ervena, gdzie ten przystąpił do badania ciała i duszy formułując w głowie tezy które miał zamiar przekuć na praktykę.
Badania nad duszami i wszelkie takowe operacje wymagały wysokiego poziomy w Spiritisto. Ale nawet wysoki poziom nie był by w stanie sprostać temu co odkrył Erven. Dusza Aquili składała się z miliardów istnień, myśli, dusz i energii. Choć zapewne w swoim świecie mógł nad tym wszystkim panować, teraz nie było takiej możliwości. Jedynie powolny przepływ energii , który Erven zdołał ukierunkować i zapętlić zapewniał szanse na bezstratny powrót do potęgi. Lecz ciało nie było jeszcze na to gotowe. Pozostał dostęp do wiedzy i olbrzymie złoża energii, choć kwestia ilości przepływającej przez ciało mogła powodować zmęczenie lub przeciążenie. W każdym jednak razie... Twardy orzech do zgryzienia.
Erven wiedział, że nie ma szans by przywrócić Aquilę do pełnej użyteczności. Moc przyjdzie z czasem dzięki temu co poczynił. Najpewniej zajmie to lata, ale dzięki subtelnym operacjom przynajmniej to uda się osiągnąć. Pozostawało jednak powiadomić pacjenta o jego stanie.
- Moc powróci do Ciebie z czasem. Jednak radzę się nie przemęczać. Nie znam adepta który by mógł Tobie pomóc w obecnym stanie. Widzisz, Twoja dusza składa się z miliarda istnień które wchodzą w konflikt z Twoją własną. Z czasem powinieneś odzyskać pełną sprawność.
- Byłem tego świadom. Nie sądziłem za to że uległa destabilizacji do tego poziomu. Z drugiej strony… - Aquila zastanowił się przez moment. Jego umysł, jego niezrównany umysł, pracował na najwyższych obrotach. - … Jeśli dobrze zrozumiałem, wszystko jest kwestią czasu… zgadza się?
- Dokładnie. Choć jest jeszcze jedna opcja, mozolna i proces potrwałby latami, ale to już zakrawa o czarnoksięstwo, a jak zgaduje w tym nie jesteś zainteresowany? - Zapytał Erven unosząc brew.
- Nie jestem. Mam pewne zasady, które dobrze mi służyły, i to jest jedna z nich. Ale… - pobliski pergamin i pióro wpadły mu dłonie. Zaczął notować. Obliczenia i formuły matematyczne - … Jeden z moich starych projektów może pomóc. - W parę sekund, pergamin zapełnił się kompletnie - Ach. Jeśli mam rację, a mam… Użyje mojego starego projektu. Połączenie kilku... - Zaczął szeptać do siebie - Powinienem być w stanie skonstruować wymiar kieszonkowy w którym będę mieć władzę nad prawami fizyki. W tym, nad czasem.
Erven uniósł brew do góry, po raz drugi.
Zacznijmy od początku. Cieszy mnie twoja deklaracja, jeżeli opowiedziałbyś się za czarną magią byłbym zmuszony poinformować oddziały królewski. Wracając jednak do czasu… - tu zrobił małą przerwę
- Powiem Ci jak działa ten świat. Jest łopatologiczny, a przynajmniej taka jest moja teoria. Jego główną zasadą jest “Im więcej robisz tym szybciej rośniesz w siłę”. Usiądź na laurach, a nie uzyskasz mocy której poszukujesz.
- Swoją drogą, skoro już tu jesteśmy. Masz jakieś pytania odnośnie tego świata?
Aquila zastanowił się przez moment. - Informacje na temat sytuacji politycznej byłyby mile widziane. Jak również na temat demonów z tego świata.
- Na temat najniższej rangi demonów w szczególe i pozostałych w ogólnikach odsyłam do mojej książki w Świątyni Wiedzy. A polityka? W Unii jest podział na klasy społeczne. Chłopstwo, mieszczaństwo, szlachta, magowie, członkowie Oddziałów Królewskich, Królewscy Rycerze, oraz sama księżniczka Yuri w tej kolejności. Mniej więcej. W Sanderfall rządzą wampiry, ludzkość leży pod butem. W Przystani rządzą rody, ale niewiele mi o nich wiadomo, podobnie jak na lodowych pustkowiach na południu, nie wiem jak sytuacja tam wygląda. Rockveil na wschodzie z kolei to skupiska mniejsze i większe osad górniczych. - Odpowiedział zgodnie ze swoją wiedzą Erven.
- Z tego też powodu demony tego świata zaatakują Unię. Jak Unia padnie… - zawiesił głos - ... Wiesz co spotka ten świat.
- Wiem. Aż za dobrze. - Aquila odetchnął głęboko - Co dalej planujesz? - Zapytał, szczerze zaciekawiony.
- To akurat proste. Zdobyć dowód, ale wiązać się to będzie z infiltracją i działaniem na rzecz wroga, aż ten mi zaufa. - Erven wzruszył ramionami. - Ktoś musi pobrudzić sobie ręce skoro zadufana w sobie władza trzymająca się kurczowo swojej strefy komfortu nie chce ruszyć siedzenia z wygodnego siedziska przy kominku. Jestem magiem mroku, wiem, mniej więcej, jak wróg myśli. Jak się uda i wszystko pójdzie po mojej myśli zdążę zdobyć dowód nim demony zaatakują.
- A co jeśli upadniesz w procesie zdobywania tych dowodów? - Zapytał cicho Aquila.
- I tak ostrzegę Unię. - Stwierdził spokojnie Erven. - Upadek tego świata w dziesiątkach scenariuszy które opracowałem w każdym przypadku jest mi nie na rękę, więc nie masz co się obawiać, że stanę ramię w ramię z demonami. No, może za wyjątkiem zdobywania ich sympatii, ale to… cena bycia agentem.
- Mam w takim wypadku nadzieję że twoi wrogowie są mniej utalentowani w korumpowaniu niż moi. Mimo wszystko... - Stalowe nuty na sekundę wróciły do jego głosu - Jeśli będziesz stanowić zagrożenie dla tego świata, zniszczę cię bez litości.
Zadziorny uśmiech pojawił się na twarzy Ervena
- Nie jestem idiotą, a Upadek nie oznacza stania się jednym. Jak już mówiłem ten świat, jego przetrwanie jest mi potrzebne, nawet jeżeli miałbym sięgnąć po zakazane sztuki by go ochronić.
- Mimo wszystko, tego typu sprawy trzeba stawiać jasno. - Aquila spoważniał - Niemniej... Choć potrafię zrozumieć iż cel uświęca środki, dam ci radę na przyszłość. Cokolwiek zrobisz, nie tykaj mocy demonów Osnowy.
- Nie mam takiego zamiaru. - Stwierdził beztrosko Sharsth - Żeby to uczynić potrzebowałbym dogłębną wiedzę o ich naturze, zdolnościach i wewnętrznych ideologiach, żeby podjąć logiczną decyzję, a ponieważ brak mi tych danych i ich nie szukam… wszak od tego jesteś Ty… to mnie ta gałąź nie interesuję. Co powiesz na taką małą ugodę między nami?
- Ugodę? - Aquila uniósł brew - Słucham.
- Walcz sobie z demonami, a nawet i ze mną jeżeli będzie wymagać tego mój Akt na scenie życia, ale unikaj mojej śmierci, a ja będę trzymał się z dala od Osnowy i jej mocy. Nie mamy gwarancji, że nawet ostrzeżona Unii poradzi sobie z dwojaką siłą Chaosu. Jeżeli demony wygrają, przejdę na ich stronę by dalej ich infiltrować i wspomagać Ruch Oporu z ukrycia. Jeżeli Unia wygra, nie będę musiał się dalej pogrążać w mroku i wszyscy będą zadowoleni. Logiczne, nie?
Aquila kiwnął głową. Na chwilę obecną, jego rozmówca wydawał się nie być pod wpływem plugawych energii chaosu. Jeśli miałoby to ulec zmianie... Zawsze można było się dostosować.
- Hmm. Jeśli ty weźmiesz na siebie rolę mroku, to mnie pozostaje grać światłość. - Uśmiechnął się delikatnie.
- Na to wygląda. - Stwierdził Erven - Jest jeszcze coś co powinniśmy omówić?
- Tylko dwie rzeczy. - Aquila przywołał ruchem dłoni następny pergamin - Dam ci listę imion. Jeśli usłyszysz którekolwiek z nich, zawiadom mnie tak szybko jak będzie można.
- Rozumiem, że to imiona jednych z wyższych demonów? - Zapytał dla pewności Erven.
- Wyższych demonów i innych sług czterech potęg. A raczej, miana którymi będą się posługiwać jeśli pojawią się w tym świecie.
- Załatwione.
- Druga rzecz... Mam zamiar porozmawiać dziś z podobno utalentowana księżniczka Yuri. Chciałbym żebyś przy tym był.
- Yuri wezwała Ciebie na audiencję? To nietypowe. - Stwierdził Erven pocierając podbródek - Da radę załatwić z Twojego polecenia, ale nie gwarantuję, że będę mile widziany. Księżniczka ma… kaprysy. Tak, to dobre słowo. Jaka byłaby moja rola?
- Twoją rola? - Aquila uśmiechnął się - Mam zamiar na wieki wieków zniszczyć ich iluzje na temat bezpieczeństwa tego świata. Sądzę... Iż mogą okazać się bardziej podatni na twoje argumenty po moim pokazie.
- Pamiętaj tylko, że jestem w formie kobiecej. To komplikuje sprawy. Co dokładniej chcesz uczynić?
- Proste. Spotkam się z nią, pokażę jej moją prawdziwą formę, a następnie pokażę jej co czyha w otchłani i co czeka ten świat. - Wzruszył ramionami - jeśli zdoła później odmówić mi racji, spisze ją na straty, i zajmę się ratowaniem tego świata we własnym zakresie.
- Musisz być ostrożny, by Twój “pokaz” nie został odebrany jako zagrożenie czy atak. - Skomentował mag - Poza tym masz gwarancję, że będzie z nią jej osobisty ochroniarz i zapewne dwóch królewskich rycerzy. Jeżeli chcesz by to przeszło musisz być ostrożny, a ja potrzebuje wiedzy co dokładnie chcesz uczynić by mieć podstawy do mojej części prezentacji. Nie chce zgadywać w ciemno.
- Cóż powiedzieć. - Aquila potarł podbródek - Mogę po prostu pokazać ci to samo co planuję pokazać im.
- Pokaż. Przynajmniej będę przygotowany i mnie nie zaskoczysz na oficjalnej prezentacji.
Aquila skinął głową, i, w ułamku sekundy, mężczyzna z którym rozmawiał zniknął.
Figura która go zastąpiła... Była najbardziej perfekcyjna ludzką postacią jaką Erven kiedykolwiek widział. Sama ta perfekcja przepełniała go podziwem, i napełniała strachem. Jego pierwszym instynktem było by paść na kolana, i służyć, walczyć dla tego człowieka.
Erven, widząc tę formę, poczuł jak gdyby stał w obecności Boga.
Para złotych, straszliwych oczu spojrzała w jego oczy, i choćby chciał, nie był w stanie odwrócić wzroku.
- Ujrzyj… - głos, głęboki, potężny, przeszył go do szpiku kości. Erven zatonął w tym złotym spojrzeniu i ujrzał…
Piekło.
Nieskończone armie demonów, walczące ze sobą w straszliwych energiach osnowy.
Te same armie, najeżdżające światy, palące je, zabijające miliony żołnierzy i miliardy cywilów, dla własnej przyjemności.
Zobaczył korupcję chaosu. Kochających braci którzy następnego dnia mordowali się wzajemnie. Matki, składające własne dzieci w ofierze mrocznym bogom Immaterium. Szaleństwo, samookaleczanie, mutacje tak straszne, iż wydawały się fizycznie niemożliwe.
Zobaczył demoniczne światy, nad którymi władzę sprawowały wyższe demony, bawiąc się losami śmiertelników jak dzieci bawią się zabawkami.
Zobaczył jak te same wyższe demony prowadziły inwazje które niszczyły całe systemy gwiezdne.
Na końcu zaś… ujrzał wewnątrz Osnowy cień planety na której się właśnie znajdowali. Ujrzał jak plugawe energie Osnowy powoli przenikały do tego świata. Ujrzał te same legiony demonów, gromadzące się, gotowe by wedrzeć się do tego świata przy pierwszej okazji.
Obrazy były tak realistyczne iż mógł ich niemalże dotknąć.
Na samym końcu… usłyszał śmiech. Cztery głosy, przenikające siebie wzajemnie, odbijające się głębokim echem w Immaterium. Zło, czekające na nic innego jak na okazję by zniszczyć śmiertelnych. Niepojmowalne.
Wrócił z powrotem. Aquila siedział naprzeciwko niego, z przymkniętymi oczyma. Był w swojej ukrytej formie. Wyraźnie rozmyślał.
- Ciekawe, ale może się to okazać… zbyt mało. - Odpowiedział po szczerości Erven - Mogą chcieć materialnego dowodu, ale chyba wiem co z tym zrobić. Yuri wie o moim przybyciu, ktokolwiek wie?
- Hmph. Yuri na razie nie wie nawet o moim przybyciu. A jeśli będą chcieli bardziej materialnego dowodu, przypomnę im że trzy wylądowały tu wczoraj i że zniszczenie ich zajęło trochę czasu.
- Powiem Ci coś o Yuri. Jest specyficzna. - Powiedział luźno z uśmiechem mag - Z tego co się orientuję, jeżeli nie masz naprawdę ważnego powodu by się z nią spotkać, albo nie wpadłeś jej w oko czymś szczególnym i do tego ktoś Cię polecił, lub sama nie nakaże Ciebie wezwać… to lepiej sprawy załatwiać pośrednio.
- Hmph. - Parsknął Aquila - Pokuszę się o stwierdzenie iż uda mi się do niej dotrzeć. I… - wzruszył ramionami - … Czuję że mam obowiązek spróbować przekonać ją do swoich racji. Jest jedynym władcą który może mnie wysłuchać i posiada potrzebne środki. Jeśli nie posłucha… - wzruszył ramionami ponownie - Zdobędę te środki w inny sposób. Kiedy zacząłem moją wielką krucjatę, nie miałem dużo więcej, a zdołałem ponownie zjednoczyć setki tysięcy światów. To… nie jest wyzwaniem. Wyzwania przybędą później, kiedy zaczną pojawiać się wyrwy.
- Postaraj się o polecenie od Mistrza Yue. Ten niemowa, mag bojowy magii wody z którym walczyliśmy razem ramię w ramię w Świątyni Wiedzy. To nasz najlepszy strzał.
- Zgadzam się. A jeśli to nie zadziała… kto wie. Może po prostu przejmę władzę nad Stolicą i zmuszę ją do rozmowy. Trzy dni? Nie więcej. - Uśmiechnął się cierpko - Mam przeczucie iż i tak nie posłucha.
- Jak nie posłucha, to będę musiał znaleźć sposób by zdobyć dowód rzeczowy. - Wzruszył ramionami nekromanta - Będzie co ma być, woda powoli zapełnia się w dzbanie goryczy.
- Hmph. Prawie żałuję że powtrzymałem wczoraj tego większego demona. Jeśli jej właśni poddani zaczęliby w szaleństwie mordować na ulicach, może przebudziliby się z tego marazmu. - Rzucił Aquila, cyniczne nuty w jego głosie - Choć… przyznaję, moim pierwszym krokiem będzie uzyskanie bardziej… bezpośrednich metod przeciwdziałania temu zagrożeniu.
- Zatem udajmy się do Mistrza Yue. Jak dobrze pójdzie zaklęcie powinno niedługo opaść… albo za jakiś czas. To ciało… cóż, wole własne. - Krzywy uśmiech zawitał na twarzy demonologa - Musze dopracować formułę odtwarzając ją.
- Ha. Ale sama transformacja jest niczego sobie. - Aquila uśmiechnął się lekko - Przypomina mi Klad Callidus.
- Nigdy nie spotkałem. Warto poznać? - Zapytał z uśmiechem Erven
- Aye. Przynajmniej raz. - Uśmiechnął się Aquila - Jeden z sześciu Kladów Assassinów które przysięgły mi wierność. Callidus, kameleony. Zdolne przybrać każdą postać, zinfiltrować każdą fortecę, i zabić cel jednym celnym ciosem. Większość to kobiety; środek który pozwala im przybierać dowolną postać działa z nimi lepiej.
- Większość to kobiety? Hmm, a jak ten środek reaguje z mężczyznami?
- Tak samo, ale jest mniej efektywny. Zmiany pomiędzy formami zajmują więcej czasu, plus, z perspektywy psychologicznej, mężczyźni mają większe problemy z płynna zmianą. - Wzruszył ramionami - Ja dbam głównie o rezultaty. A rezultaty były imponujące. - Uśmiechnął się.
- Mogę sobie to wyobrazić - Chytry uśmiech zawitał na twarzy Ervena - Plus kobiety są z natury bardziej lojalne niż mężczyźni.
- Och, nie masz pojęcia… - mruknął Aquila, niemalże niesłyszalnie, pod nosem - Brakuje mi moich środków. Jedną z pierwszych rzeczy którą planuję zrobić to je odzyskać. Nie można wygrać wojny bez armii.
- Prawda. Dlatego musimy przekonać Yuri. Co może być trudne.
- Hmph. Obojętnie od tego czy uda się ją przekonać czy nie… mam zamiar sprowadzić moje armie do tego świata. - Uśmiechnął się krzywo - W porównaniu z tym pogrążonym w pokoju światem, mój był piekłem. A moi żołnierze wiedzą jak przetrwać to piekło… i wygrać.
- Zatem postanowione. Plany mamy rozpisane, wiemy co robić i znamy naszych wrogów. Pora przejść do działania.
- Tak. A jeśli mnie się powiedzie, ujrzysz chwałę i potęgę osiemnastu legionów Adeptus Astartes. Przeszło dwa miliony wojowników… niezrównanych w całej galaktyce. - Aquila uśmiechnął się do wspomnień.
- Obawiam się, że ten świat jest za mały by pomieścić tylu luda, a co dopiero wyżywić.
- Nie doceniasz Astartes jeśli uważasz że jedzenie jest problemem. Logistykę zostaw mnie… mam w niej więcej doświadczenia.
- Niech tak będzie. Znajdź sposób by ich sprowadzić, a ja znajdę dowód ataku. Proste jak drut. Uda się.
- Jesteś optymistyczny, ale niech i tak będzie. - Uśmiechnął się lekko - Lubię ambitnych ludzi. Tylko uważaj by cię to nie zgubiło. Krzywy uśmiech zawitał na twarzy maga.
- Kto nie ryzykuje nie żyje. I tak stawiam swoje życie na szali. Jeżeli dopuszczę element porażki, jeżeli zacznę o tym myśleć istnieje ryzyko że wpadnę, że mnie to wyda. Trzeba panować nad swoimi myślami, uczuciami i odruchami, inaczej… jest się trupem.
- Prawda. To może cię uratować w przyszłości… choć z drugiej strony, być może nie. - Aquila przez moment zamilkł - Mierzymy się z Bogami. I choć wola jest ważna… należy uważać by nie zamieniła się w arogancję. Jest to błąd który sam popełniłem w przeszłości.
- Widzisz, opieram się na chłodnej analizie faktów, a emocje są przydatne, ale też zbędne. Wszystko zależy od sytuacji. I nie nazwałbym ich bogami, raczej myślokształtami żerującymi na zwykłych życiach i ich energiach które przeżywają.
- To nie ma znaczenia. - Rzucił spokojnie Aquila - Fakt że są konstruktami złożonymi z negatywnych emocji, uczuć i wiary które żywią się duszami zmarłych jest logiczny dla mnie i dla ciebie. Dla nich? - Wskazał na miasto - Istota która jest w stanie stworzyć inteligentne życie z pomocą własnej mocy, i dać niewiarygodną potęgę w zamian za służbę aż do śmierci? Czym to jest jak nie bogiem? - Pokręcił głową - Odrzucasz tę Ideę tak łatwo, ale mnie nie udało się jej wykrzewić z pomocą najpotężniejszego Imperium w historii. Pojawią się tacy którzy będą chcieć im służyć, to tylko kwestia czasu. A wtedy zrozumiesz dlaczego nazywam ich bogami. - Skrzywił się - Nie opieraj się wyłącznie na chłodnej analizie faktów. Wola i uporządkowany umysł są ważne, ale zbyt otwarty umysł jest zbyt słaby by oprzeć się potędze chaosu.
- Być może. - Stwierdził mag - Nie mniej, jest sposób na wszystko, a jednemu “bogowi” już się przeciwstawiłem i nie narzucił na mnie swej woli. Dam radę i z innymi.
- Przypomnij mi kiedyś bym ci opowiedział o Magnusie. - Rzucił tylko Aquila - Na razie, chodźmy do Yue. Konwersacje same w sobie nie przynoszą niezbędnych nam rezultatów.
- Popieram, pora zacząć działać. - Powiedział Erven, lecz jednak wiedział, że te konwersatoria przyniosły mu wiedzę i obraz tego kim był Pierwszak, jego poglądy i zachowanie dużo mu mówiły. Lecz teraz ważniejszy był Yue.

Rozmowa z magiem nazywanym, w stolicy, “Mistrzem” jak zwykle była interesująca. Gestykulacje w kompletnej ciszy. Dużo skrótów myślowych, ale Erven dawał sobie z tym radę. Widać nałożono na niego jakieś zaklęcie, wbrew jego woli, które pozwalało jaśniej rozumień przesyłane informacje. Aquila rozumiał pewne gesty, ale szczegóły wolał pozostawić Ervenowi.
Sprawa nie przedstawiała się tak źle jakby mogło się z początku zdawać. Yue poza przystaniem na propozycję polecenia i spotkania z królewną opowiedział się po ich stronie. Orzekł także że pozostali obecni wtedy magowie także chcą wyjaśnienia zaistniałej sytuacji i gotowości bojowej. Ale...
Spotkanie z nieokreślonych przyczyn nie było możliwe. Nie wyjawił powodów, co jasno określało że nie mógł o tym mówić. Sprawy poufne. Erven w pierwszej chwili przypomniał sobie Gramona i jego opowieści o księżniczce-kelnerce. I choć Yue, jakimś cudem zdołał wyczytać to z umysłu Ervena, zapewne Gramon ma bardzo rozwiązły język po alkoholu, zaprzeczył temu kiwnięciem głową.
Sprawa wydawała się więc tajemnicza. Jedyną jednak pociechą była obietnica, że nawet pomimo nieobecności obu panów, Yue zajmie się tą sprawą osobiście.
Zdołał jeszcze przekazać, ale już tylko dla zainteresowanego sprawą Ervena, że jego rywal Shiba pozostaje w świątyni wiedzy do dnia jutrzejszego. I będzie prowadził wykład... Niestety gestykulacja nie była w stanie przekazać o co dokładnie chodzi. Ale mina Yue wskazywała na wielkie zadowolenie.
Sprawa była jasna. Dnia jutrzejszego Erven miał obowiązek stawić się w Świątyni, chociażby dlatego by poznać swojego rywala i jego tok myślowy. Poznanie tych dwóch rzeczy dawała możliwość zgłębić się w otchłanie umysłu Shiby i… podłapać kolejne pomysły. Choć jedno musiał przyznać przed samym sobą. Wolał współpracować niż rywalizować. Chociaż rywalizacja miała swoje plusy to we współpracy, wymianie myśli i wspólnym rozwikłaniu piętrzących się problemów tkwił prawdziwy potencjał. Wszak co dwie światłe głowy to nie jedna. Na tą porę przeprosił Aquilę i udał się w swojej kobiecej formie zrobić małe badanie… wybadać nastroje i co zrobić aby je polepszyć. Wszak tylko walczący z nim ramię w ramię wiedzieli, że kobieta którą był teraz była w rzeczywistości nim… i musiał się spieszyć.
Aquila spojrzał na sekundę za Ervenem, z jego oczu nie można było nic przeczytać. W końcu, obrócił się do Yue, i zadał jedno pytanie.
- Kto, w waszej instytucji, jest najlepszym ekspertem w kwestii podróży między światowej?
Odpowiedź nie była zadowalająca. Yue pokręcił przecząco głową. Albo nie wiedział, ale bo takowa istota nie istniała.
Oczywiście że nie mogło to być tak proste.
- W takim razie, kto byłby najwyższym dowódcą wojskowym przebywającym obecnie w stolicy? - Zapytał po prostu, nie dając po sobie poznać drobnego rozczarowania odpowiedzią na ostatnie pytanie.
Palcem i strumieniem wody zawisającym w powietrzu napisał: Agaun.
- Agaun… - powtórzył Aquila głośniej - To będzie dobre miejsce żeby zacząć. Podejrzewam iż spotkanie między nami może być owocne… dla obu stron. - Ukłonił się lekko Yue, i wyruszył na poszukiwanie wyżej wymienionego Agauna. Był ciekaw jak wygląda osoba stojąca na szczycie miejscowej hierarchii militarnej.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 22-12-2015, 19:23   #25
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Kolejnego dnia.
Aula w świątyni wiedzy.
Erven w swej, wciąż, kobiecej postaci przybył na miejsce zawczasu.
Na miejscu był już jego magiczny konkurent.

Rozkładał potrzebne mu przybory w tym obiekt emitujący obrazy świetlne.
Mimo iż nie spojrzeli sobie jeszcze w oczy wiedzieli o swojej obecności.
Gdy młody mag skończył swoje przygotowania, do prezentacji zostało jeszcze trochę czasu. Gestem wskazał miejsce na przodzie widowni samemu przysuwając krzesło.
- A więc ty jesteś Erven Serash. Szczerze mówiąc spodziewałem się... że będziesz starszy.
- Tak, Sharsth, - odparł z uśmiechem Erven. - Od kiedy to wiek panie Tatsuya gra rolę w naszym fachu? Ta forma jest interesująca, ale przyznam, wolę odzyskać moje ciało, co powinno nastąpić na dniach. Jaki temat przewodni prezentacji?
- Muszę omówić tabelaryczną koncepcję przestrzeni podręcznych. Ten sam projekt co ostatnio. Wasza... starszyzna? Uznała go za rewolucyjne rozwiązanie, ale poza nimi niewiele osób niższego stopnia ją pojmuje. Zapewne słyszałeś jak to działa, ale jak sądzę w natłoku prac nie zagłębiałeś się w tym za bardzo. Nie mniej to jedynie wstęp który ma wyjaśnić pewne niuanse dla wszystkich. Główny meritum ma być jednak Dualizm korpuskularno-falowy, czyli prościej rzecz ujmując podwójna natura światła. To taki wstęp do mojego małego eksperymentu Broni Fotonowej. A jak wygląda sytuacja twoich badań?
- Na tą chwilę bardziej przyziemne dywagacje nad ułatwieniem ludziom życia.- odparł beztrosko Erven - Ale Twój pomysł się przyda jeżeli uda Ci się go opracować w czas… - Mag zamyślił się na chwilę - ...możemy połączyć wysiłki. Co dwie głowy to nie jedna, a jak mówiłem nadchodzi czas kiedy ta broń o której mówisz okaże się… ważna.
- Nie zamierzam jej rozpowszechniać. Wiem że pewna wiedza powinna być wymieniana i stanowić inspirację do zmian. Nie jestem tak nierozsądny by dawać komukolwiek broń o takiej sile. Jeżeli będzie trzeba z niej skorzystać, sam jej użyję. Co do współpracy... zależy od projektu. Aktualnie jestem w natłoku własnych badań, ale jeśli będziesz miał jakiś ciekawy pomysł chętnie wysłucham.
Twarz Shiby ulegała zmianie, względem emocji, odczuć, ale... wszystko wydawało się takie sztuczne. Wyuczone, przyzwyczajone. Zdaje się że ten osobnik, tak jak większość naukowców izoluje się od świata.
To wystarczyło Ervenowi. Shiba nie był w najmniejszym stopniu zainteresowany współpracą. Zrozumiałe. Jak każdy wynalazca pilnował swoich zabawek do śmierci. I szkoda, albowiem znając życie jego projekt broni ostatecznej zostanie przełożony jeżeli nie posłucha jego rady. Przecież nie powie mu o nadchodzącej wojnie otwarcie. Nie, nie zrozumiałby, nie zaakceptowałby tego. Byłby jak NIghtfall i inni. Nie mniej, ciekawiło go co ma do zaprezentowania, choć musiał przyznać, to nie była jego dziedzina magiczna, to z chęcią wysłucha, bo kto wie kiedy to się może przydać…
- Zatem czekam na prezentację panie Shiba. Chyba, że są kwestie które chciałby Pan ze mną omówić?
- Tylko jedną, nim zaproszę resztę do wysłuchania mego przedstawienia. Natknąłem się, w trakcie rozważań, badań, testów i znalezisk pewnych grup, na obiekty wykraczające tutejszą “technologię”. Uważam, za zły pomysł, pozostawianie ich do wolnego użytku w tej strefie. Przekażę to jeszcze wyższym uczonym, ale prosił bym o składowanie, tudzież odsyłanie na platformę takich “cudów”. Powodów jest zapewne kilka. Od równowagi poczynając, po niewiedzę kończąc. Z moich badań wynika, że pewne aspekty świata nie chcą być zmieniane. Jak na przykład magia. Moja, techniczna, nie jest w stanie przetworzyć tutejszej na mój użytek. O ile nie będą spełnione pewne warunki. I vice versa, tutejsza, nie jest w stanie odwzorować mojej. Więc sądzę że pozostawienie, dajmy na to pojemnika grawitacyjnego, w tej strefie mogło by, z nieokreślonych przyczyn, wytworzyć czarną dziurę na przykład w karczmie. Nie mówię by powstrzymywać ciekawość. Ależ skąd, to nasz atut. Pragnę jednak, by to co z goła niebezpeiczne, zostało w odosobnieniu.

Wykład rozpoczął się, jak każdy inny, od przedstawienia najważniejszej postaci i osób zapraszających. Shiba był dość rzeczowym wykładowcą i od razu przeszedł do sedna sprawy. Poczynając od wyjaśnienia czym jest przestrzenna skrzynia. Przestrzeń zakrzywiona w okolicy maga stanowiąca “bezdenny worek” na wszelkie znaleziska.
Wadę miała jedną: tak jak i w worku wrzuconych obiektów należało szukać. I tu pojawiła się mądrość “tabelaryczna”.
Kosztem zwiększenia zakrzywienia przestrzeni, w jednej, można stworzyć kolejne.

Całość zastosowania polega na sięganiu do skrzynki w skrzynce. O ile worku nie da się niczego posortować, o tyle ułożenie skrzynek w worku jest możliwe. Tym samym uporządkowano i zwiększono efektywnosc dostępu do przetrzymywanych tam dóbr. Kwestia zagłębienia została krótko opisana “im mniej tym lepiej”. Bo zwiększenie zakrzywienia źle wpływa na zużycie energii przy przechodzeniu przez kolejne zakrzywienia. Choć obliczenia nie były stricte związane z samych przechodzeniem wynikał z nich 2 krotny wzrost zużycia energii przy 2 zagłębieniach i prawie 6 krotny przy 3.
Potem przyszedł czas na punkt główny programu. Światło. Powód tegoż panelu okazał się prosty. Magia światła w tym świecie miała dość wąskie spektrum i co najważniejsze, skąpą liczbę użytkowników. Wywodzi się ona od aniołów, które rozpłynęły się w czasie. Shiba przedstawił obraz światła jako 2 możliwe i niewykluczające się ścieżki:
fale i porcje energii. Poproszono go o raczej ogólny pogląd, gdyż cząstkowe wzory zapisane na tablicy, nie były zrozumiałe...
Wniosek z 2 wykładu był stosunkowo prosty. Zaszczepiono w młodych ideę badania różnych możliwości elementów magii i również przyjrzenia się samemu światłu. Ciekawe czy wyżsi magowie wiedzieli o takich rozważaniach młodego inżyniera i specjalnie wybrali ten temat w myśl nadchodzącej konfrontacji ? Pozostaje to jednak domysłem.
Erven spokojnie doczekał końca prezentacji, i spokojnie wysłuchiwał wszystkich pytań. Sam właściwie nie miał żadnych, ale jeżeli ktoś zada jakieś interesujące to po co odchodzić nim wchłonie się nową wiedzę? Nie śpieszyło mu się, nadal był w formie kobiecej, a to komplikowało sprawy.
Pytanie nieoczekiwanie zadał jeden z nowych wykładowców.
- Jeżeli dobrze zrozumiałem Shiba-kun. To z waszego rozumowania światła wynika niejednoznaczność...
- Zdaje się że rozumiem co chcesz powiedzieć. Nie jest to tyle niejednoznaczność co jednoczesność i wybór właściwego i łatwiejszego, w obliczeniach, podejścia w zadanym problemie. Na ten przykład, choć proszę mnie poprawić jeśli się pomylę. Magia wsparcia, leczenia i wzmocnienia wynika z magi światła, załóżmy w podejściu “fali”. Czym w takim razie było by podejście “energii”. Zwyczajnie destrukcyjną formą światła, lub jej fizyczną formą. My mamy ku temu możliwości, ale nie chciał bym wam tego obrazować.
- Hmm... Ale czy wszystko może być dwojakie. Weźmy na przykład sam element energii. Jaka była by koncepcja “fali”?
Shiba uśmiechnął się zagadkowo. Może na coś wpadł, może wiedział coś czego nikt inny nie potrafił pojąć. A może po prostu chciał zakończyć już swój wykład i po prostu oddać się badaniom. W każdym razie jego ostatnie słowa, pozostawiły na ustach zebranych dziwny smak. Trudny do opisania, a jednocześnie tak prosty. Smak tak niezapomniany, a jednocześnie już znany, tylko intensywniejszy.
- A kto powiedział że energia... to energia?
Smak: Łaknienia wiedzy?
Wykład zakończył się oniemiałą ciszą, narzuconym aplauzem i rozejściem się.
Chwilę jeszcze potrwało nim Erven w swej kobiecej postaci wrócił do swojej rezydencji, a kiedy wrócił zażądał wina które mu Aula przyniosła. Siedział wtedy przed lustrem w swej pracowni z szeroko otwartymi oczami wpatrując się w oblicze przed nim. Zatem światło i energia były dwiema stronami tej samej monety. Co by się stało gdyby nasączyć wiązkę światła energią i zderzyć ją z drugą taką samą wiązką? Lecz to nie były jego zmartwienia. On podążał ścieżką mroku, a to wołało o inne zastosowania magii. Nie mniej, wiedza którą przekazał Shiba była niebezpieczna. Szczęśliwie grenium było nieświadome inplikacji zastosowania tej wiedzy. Wiedzy która mogła raz na zawsze obrócić stoły w nadchodzącym konflikcie. Musiał, tak, musiał znaleźć sposób by ochronić własną moc i ją rozwinąć. Wiedział gdzie może tego dokonać, ale Oddziały mu nie sprzyjały. Musiał działać na własny rachunek, ale nie w tym ciele, nie w tym ciele…
Podziękował Auli z lekkim uśmiechem i sącząc stare wino rozmyślał. Musiał znaleźć zajęcie nim powróci do swojego właściwego ciała i nawet miał pomysł co mógłby robić, lecz to wymagało czasu. Obrał więc alternatywę. Usiadł pośrodku labolatorium i zamknął oczy. Najwyższa pora pogrążyć się w otchłanie umysłu i skontaktować się ze swoim mistrzem...
W pustce, w ciemności jego umysłu ukazała się postura jego mistrza.
- Ervenie...
- Mistrzu.. - odpowiedział w umyśle mag - ..nadszedł czas byś mnie przyuczył z demonicznej formy, bym mógł udać się w czeluście piekła jako jeden z nich szukając sposobu byś był wolny.
- Demonicznej formy... pochłania ona wszelką moc jaką posiadasz. Ale to nie wszystko. Ostateczna forma wymaga odrzucenia swego ciała, użycia go jako zapłaty. Przed tym można jednak uzyskać tą formę jedynie czasowo. by utrzymać ja dość długo, będziesz musiał zgromadzić sporo energii i ofiary. Krew, jad;o, to co żywe i martwe, oraz sama energia. Piekło, nie jest miejscem dla ludzi, gdyż mąci ono każdy umysł. Ale może znajdziemy sposób. Nim wejdziesz do piekła, gdy będziesz gotowy. Powiedz mi. Powiedz grzechy które w tobie dominują, cechy które sa złe. Wtedy zdecydujemy o ścieżce, którą się udasz. Bo jeden zły krok, wejście do złego kręgu i Erven przestanie istnieć. Zbierz ofiary a nauczę się kolejnego stadium. Chyba że chcesz bym użyczył ci mocy?
- Zdobędę ofiary Mistrzu. Lecz to w swoim czasie. Nie chciałbym nadszarpywać Twoich zapasów energii. Co do grzechów… - uśmiechnął się tutaj złowieszczo - ...znasz mnie dobrze. Lubieżność, pycha, arogancja, kłamstwa na każdym kroku, żądza władzy i gniew kiedy trzeba, lecz to tylko narzędzie, bo morduję zarówno w gniewie jak i w chłodnej obojętności. Możesz jeszcze dodać marionetkarstwo, bo wszystko i wszyscy mają swoją użyteczność… - mag zaśmiał się chłodno w swoim umyśle, wręcz szydersko - Jak myślisz która z Koron byłaby mną najbardziej zainteresowana?
- Zafiel Uragi, lecz wydaje mi się że wśród koron pojawił się nowy gracz. Wyższych demonów jest wielu, a tylko kilkoro koronowano na książęta. Ktoś czai się w ich cieniu. Lecz zajmie to chwilę nim pojmę kim on jest.|
- Nim osiągnę moc by dokończyć dzieła przemiany to to potrwa. Być może i ja pojawię się jako kolejny gracz na scenie? Oczywiście z Twoją pomocą Mistrzu. Właściwie, jeśli dobrze rozumiem, ostatni krok to stanie się demonem, lecz co wtedy stanie się z Tobą Mistrzu?
- Kto wie... może wykreujesz indywidualną świadomość jako demon. Ostatni znaczy zwykle najdalszy jaki się planuje.|
- Nie mniej, nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Co się stanie z Tobą Mistrzu? Scalimy się w jeden byt, czy będziemy dwoma osobnymi istotami? Poza tym, zostaje kwestia zaawansowanej formy demonicznej. Powinniśmy nad nią popracować nim przejdziemy do pełnej.
- Może zniknę, może się scalimy, może się odrodzę a może pozostanę tak jak teraz, jako demon w demonie. Do zaawansowanej potrzebna jest mniejsza ofiara. I raczej z jej opanowaniem nie powinieneś mieć większych problemów. Musisz się jedynie oswoić z formą. To raczej musisz sam uzyskać.
- Innymi słowy nie wiesz, bo jeszcze tego nie robiłeś. Dobrze więc, opowiedz mi wszystko o procesie, a ja się zajmę resztą.
- Wyższy stopień przemiany zaczyna o wiele bardziej oddziaływać na ciało. Czasem, nie zawsze, pojawiając się odpryski demonicznej łuski. Aura staje się czarna. Do głosu dochodzą uśpione instynkty, a pragnienia się potęgują.
- Zapłata ma na celu wstrzymanie “Instynktu” na czas działania. Bez niej po pierwsze kosztem było by własne ciało, po drugie umysł zostaje przysłonięty “czarną kurtyną”, instynktem demona. Od strony mocy potęguje ona odporności i moce związane z daną formą. Jeżeli wewnętrzny demon jest domeny ognia to takie też elementy i odporności są potęgowane. Wzrasta także podatność na światło, broń świętą i głód. Ten ostatni można odczuć na 2 sposoby pierwszym jest prawdziwe łaknienie drugim umysł przysłaniany kurtyną. Głód jest równoznaczny ze zbliżającym się optymalnym czasem działania. Co do nowości, zależnie od domeny i specjalizacji mogą zostać wywołane dodatkowe pokłady mocy, ale nie utożsamiaj ich z własnymi. Własne stają się kosztem w trakcie przemiany, te pochodzą bezpośrednio ze źródła demonicznego. Możesz także posiąść nowe zdolności z dziedziny a niekiedy nawet i broń. Mniej popularne ale czasem ograniczenie się tylko do broni okazuje się przydatniejsze. Nie mniej nie oczekiwał bym rewelacji. Broń z pełnego przejęcia to dopiero coś, a to tylko jest przydatne. O czym jeszcze opowiedzieć?
- Powiedz mi więcej o Instynkcie, Kurtynie, ich specyfikacjach i sposobach zapobiegania. - odpowiedział Erven na zadane pytanie. Musiał mieć pełną wiedzę, jak by nie patrzeć możliwości były ogromne, podobnie jak cena.
- Wyobraź sobie jakbyś miał wewnątrz siebie bestię. Wpierw możesz korzystać z jej cech, takich jak siła, szybkość, wzrok czy odczucie zagrożenia. To wszystko póki bestia zajęta jest jedzeniem. Niestety bestia nie odczuwa sytości.
- Nie da się jej nakarmić od tak na zapas. I gdy tylko skończy zabiera się za swojego właściciela. - palcem wskazał miedzy oczy Ervena - To co pożyczyłeś od bestii zaczyna do niej wracać. Instynkt to głód. Demoniczny umysł odzyskujący swoją świadomość. Wszelkie emocje i zdolności są potęgowane do olbrzymich rozmiarów. Tak samo tyczy się pragnień. Chociażby zwycięstwa, czy kopulacji. Bestia się budzi.
- W tej krótkiej chwili masz największa moc, ale bestia zaczyna pochłaniać twoje ciało. Pochłania coraz więcej energii i przejmuje formę cielesną. Głód i potęgę zaspokaja twoje ciało przeobrażając się. Po części nie jest to złe, choć by to odwrócić wymaga sporo wysiłku.
- Później jest już tylko gorzej. Wszystkie emocje zaczynają przerastać twoją wolę. Kurtyna jest stadium w którym już nie myślisz a działasz. Tak jak bestia, nie potrafisz zapanować nad tym co robisz. Po prostu działasz. Wasze umysły się scalają... a może raczej bestia przejmuje umysł. Powinieneś to odczuć jako ślepnięcie i spoglądanie na własne czyny z coraz większej odległości. Otoczony ciemnością, jakby zanikając za kurtyną gry, gry jaką jest twoje własne życie.
- Pierwszy koszt określa czas jaki jesteś w stanie wytrzymać, nie walcząc z samym sobą. Im większy tym teoretycznie dłużej, ale tym krótszy jest później czas jaki masz na wyłączenie formy. Z kolei zbyt mała ofiara nie zainteresuje bestii.
- Raczej należało by unikać konfrontacji i przekomarzania się z bestią. Gdyż na niej oparta jest kolejna forma. Można natomiast w trakcie walki skorzystać ze sposobności jaką dają wrogowie i z nich zrobić dalszą ofiarę. Nie na długo, ale zawsze te kilka kęsów zajmie bestyję.
- Jak dobrze rozumiem… - zaczął Erven - ...zalecasz korzystanie z Pierwszej Formy na początku walki, a kiedy trup wroga poleje się gęsto potraktować ich uciekające życie i krew jako ofiarę celem przebudzenia Bestii. W dalszym biegu walki wykorzystywać dalsze uciekające życie jako ofiarę by zająć bestię przed przejęciem kontroli i pojawieniem się kurtyny, a kiedy ta będzie się zbliżać, anulować Drugą Formę powracając do Pierwszej i się ulotnić. Mam rację?
- W większości. Ofiarę możesz również zażyć wcześniej, a to co z niej zostanie wykorzystać jako przejście w druga formę. Tutaj jesteśmy zgodni. Nie wydaje mi się jednak by zejście z drugiej do pierwszej formy, było możliwe na skraju możliwości. Zapewne wtedy już nie starczy sił na utrzymanie nawet tej pierwszej. Z tym trzeba się liczyć. - przytaknął mistrz.
- Myślisz, że da radę wykorzystać tarczę zza zasłony w tym skrajnym przypadku by zapaść się pod ziemię i oddalić się w bezpieczne miejsce? - zapytał mag szukając dróg ucieczki.
- Powinno być to możliwe. Choć nie liczył bym na wielkie odległości. Sam pamiętam swój proces przeobrażania. Czasem, nie było nawet możliwości ruchu, a czasem bez większych problemów kontynuowało się walkę w normalnej formie. Sporą kwestię odgrywało nie tylko wyczucie chwili, ale także i stan fizyczny. I zapomnij o przeobrażaniu się w stanie wycieńczenia. Może i będziesz wtedy nie wartym ugryzienia chuchrem, ale bestia i tak cię przyjemnie. Nieważne że w jednej chwili przestaniesz istnień, a przy tym odczujesz niewyobrażalny ból, którego wolał byś oszczędzić nawet wrogowi.
- Dobrze wiedzieć… - stwierdził Sharsth z namysłem - ...zatem, żeby utrzymać Drugą Formę na dłużej muszę nie tylko być potężnym magiem, dać sowitą ofiarę, ale i być w doskonałej formie fizycznej… Najwyższa pora bym zaczął studiować Ją i zadbał o moje ciało. Dziękuję Mistrzu, zajmę się tym niezwłocznie.
Po tych słowach Erven przerwał połączenie i zaczął opracowywać teorie przemiany. Miał niewiele czasu, więc poświęcał się temu za dnia i wczesną nocą. Noc pozostawił na odpoczynek, a poranki i wieczory na trening fizyczny. Pozostawała jeszcze kwestia Ghoula, ale to jak odzyska ciało. Na tą chwilę było to poza zasięgiem.

Drugiego dnia po rozmowie z mistrzem. Forma Ervena wróciła do normy. Ku uciesze Auli i zgrozie Kaliego.
Kali miał też coś do obwieszczenia. Z samego ranka, oczywiście nie przerywając planu dnia, a wpasowując się w wolna chwilę przyszedł o tym zakomunikować.
- Mistrzu Ervenie!
- Tak Kali? - zapytał mag otwierając oczy i skupiając się na nim. - Coś się stało?
- Pragnę wyruszyć do Zanzibaru. Od wstrząsu minął już ponad miesiąc. Jestem pewien że miasto w końcu się pojawiło. - powiedział dość rzeczowo.
Przez ostatni miesiąc chłopiec o dziewczęcej urodzie nabrał wiedzy, doświadczenia i kształtów.

Choć wciąż uroda pozostała kobieca.
Erven spojrzał na Kaliego.
- Kali… jeżeli chcesz wyruszyć, nie zabronię Ci tego, ale zbliżają się mroczne czasy, a San Sarandina jest najbezpieczniejszym miejscem. Zostań jeszcze, szkól się. Obierz interesującą Ciebie ścieżkę, a ja zapewnie Tobie odpowiednich nauczycieli… - Erven westchnął ciężko i spojrzał na okno
- Może się zdążyć, że nie będę mógł w czasach które mają nadejść być tutaj. Nawet dla mnie przyszłość jest za ciężką zasłoną. - spojrzał na niego z lekkim smutkiem - Prawdę mówiąc liczyłem, że zostaniesz tutaj na ten okres. Bronić Auli, jeśli ja nie będę mógł tego uczynić. Przemyśl to.
- Chciałem ją zostawić z Panem Ervenie. Mogę ją zabrać ze sobą, ale wolał bym wyruszyć sam. Nie jest to wszak pile i nic nie zmusza mnie do opuszczenia tego miejsca. Ale czuję że muszę je zobaczyć. Tą osadę. Bez szybszego sposobu transportu i z tego co słyszałem to jakiś tydzień, co najmniej, w jedna stronę.
- Rozumiem Kali, to Twój świat, Twoje rodzinne strony… - odpowiedział Erven - ...powiedz mi tylko, czy planujesz wrócić?
- Jeżeli wyruszę, tylko by, zaspokoić to pragnienie. Wrócę za 2 góra 3 tygodnie. Do ishi’valu droga odległa a sam pustyni teraz nie pokonam. No chyba że mi szczęście dopisze. Ale nie mam ochoty spotkać się z... W każdym razie wrócę.
- Wiedziałem, że prędzej, lub później będziesz chciał się tam udać Kali. Proszę jednak byś poczekał kilka dni. Najmę ludzi którzy zapewnią Ci bezpieczną podróż i powrót. Zgadzasz się na to?
- W sumie jest ktoś z kim chciałbym się jeszcze zobaczyć. I dokończyć pewne sprawy. Nie widzę przeszkód mistrzu.
- Zatem tak zrobimy Kali. Jesteś członkiem mojego Domostwa, a to znaczy, że muszę dbać o Twoje bezpieczeństwo i dobrobyt. Nie będę Ciebie zatrzymywał, choć mam nadzieję, że to jakaś urocza istotka jest tą niedokończoną sprawą. - powiedział z uśmiechem mag.
- Nie tylko - powiedział z równym uśmiechem. - Ale to na inną chwilę. Wpierw udam się na zamek. Hiro ma sprawdzić efekty mojego treningu. Gdybyś potrzebował mnie do pomocy mistrzu, jestem na każde wezwanie.
- Baw się dobrze Kali. - odpowiedział Erven po czym wstał z podłogi - No już, już, nie pozwól na siebie czekać. Jak byś potrzebował jakiś rad lub coś wiesz gdzie mnie znaleźć.
- Będę miał niespodziankę gdy nadarzy się okazja wyjść w teren. A teraz biegnę. Poza Hiro są tam jeszcze panienki Illuar i Pazil, kobietom nie wypada kazać na siebie czekać.- z tymi słowy i uśmiechem wybiegł z domostwa, nie zapominając zamknąć za sobą drzwi.
W tej samej chwili do pomieszczenia weszła Aula niosąc tacę z porannym napitkiem ziołowym. Z każdym dniem jej kuchnia się poprawiała, a tym bardziej mieszanki herbat i ziół.
- Proszę Panie Ervenie - Na tacy poza filiżankami i dzbankiem leżał talerzyk ze świeżym pieczywem i jej nowym wypiekiem.

- Dziękuję Aulo… - powiedział ciepło z uśmiechem Erven podchodząc do dziewczyny - Widzę, że dzielnie eksperymentujesz… to dobrze. Chodź, usiądź ze mną, zjemy i napijemy się razem.
- Z przyjemnością. - Delikatny uśmiech niczym rozkwitające kwiaty o poranku.

Aula poza ogólnym nastrojem zmieniła się najbardziej. Jej włosy urosły, cera i krągłości uwypukliły się, w przeciwieństwie do chuderlaczki jaką była za czasów niewoli. Teraz częściej chodziła w sukienkach, choć nadal wolała te prostsze. Teraz była jakby ciut bardziej dystyngowana i weselsza. Choć trzeba przyznać że w kwestii włosów to lekkie niedopowiedzenie. Bo urosły aż nad możliwości jednego miesiąca, a to przez drobny wypadek w pewnym eksperymencie. O dziwo na Ervena i Kaliego to nie podziałało. Ale zapiski i substancje z tamtego wydarzenia wciąż leżą w skrzynce w pracowni. O dziwo wciąż reagują w obecności Auli więc dalsze prace trzeba przeprowadzać w trakcie jej innych zajęć. A trzeba przyznać lubi oglądać Ervena podczas pracy.
Erven uśmiechnął się pod nosem, jak to wiele można zapomnieć przez natłok pracy.
- Jak herbata? Użyłam dziś malin, czerwonego bzu oraz idąc za kolorem mieszankę czerwoną.
Erven uniósł herbatę do ust i wziął drobny łyk rozprowadzając ciecz w ustach tak by wszystkie kubki smakowe pojęły jej smak po czym wziął kolejny drobny łyk.
- Wyborna moja droga… masz prawdziwy dar. - powiedział ciepły komplement mag i po chwili dodał - Aulo, jak minęły Tobie ostatnie dni? Wybacz, że nie poświęcałem Ci należytej uwagi, natłok pracy potrafi człowieka przytłoczyć.
Po czym zakrył usta dłonią w geście zamyślenia opierając rękę na stole i przyglądając się jej z nieskrywaną ciekawością. Niedosłyszalnie wyszeptał słowa zaklęcia w języku pradawnym… zaklęcia czytania powierzchownych myśli i uczuć.
- Tak jak i poprzednie - odparła uprzejmie - Za mistrza namową rozwijam znajomość roślin i zwierząt, oraz ich składowych. ”Choć zwierzęce wciąż przyprawiają mnie o mdłości.” Choć alchemia wciąż wzbudza we mnie niepewność. Pomagam w szpitalu, tak by mieć pojęcie o ludzkim ciele oraz zajmuje się domostwem i jego sprawami. “To bardzo pouczające i przydatne. Mogłam potrenować na Kalim gdy przyszedł ranny z treningu.” Rozumiem że jesteś mistrzu zajęty, więc proszę nie strofuj sobie mną głowy. “Aaaaach... Chciała bym więcej Twojej uwagi.” - no prawie wszystko co mówiła zgadzało się z myślami poza jej własnymi emocjami. - Możesz spokojnie pracować i badać. Wszystko mam pod kontrolą. - Pokazała kciuk w górę.
- Wybornie. Choć chciałbym, by to co robisz sprawiało Ci przyjemność. Jeżeli chcesz z czegoś zrezygnować możemy to odpuścić. Wystarczy, że zapytasz, poprosisz. - powiedział ciepło przełamując pieczywo i wręczając jej połowę, podtrzymując przy tym zaklęcie siłą woli - Jest coś czym się interesujesz? Coś czego zawsze chciałaś się nauczyć, spróbować? Mogę spełnić Twoje życzenie, wiesz o tym… - w tym momencie musnął ją swoją aurą, delikatnie i na krótką chwilę.
Erven miał chrapkę na Aulę, i to nie małą. Prawdę mówiąc był lekko “wygłodniały”, ale dał swoje słowo wcześniej i miał zamiar się go trzymać. Jednak, ta drapieżna część jego umysłu widziała w niej łakomy kąsek i nie chciała odpuścić. Ciężkie, zaprawdę ciężkie jest życie mrocznego maga…*
Delikatny dreszcz przeszedł po plechach dziewczęcia dążąc w dół. Zawahała się przed przyjęciem części pieczywa, ale nie miało to podłoża psychicznego. Odebrawszy fragment z uśmiechem umieściła go na swoim talerzyku. Delikatnie poruszała nogami jakby w nieśmiałości, w rzeczywistości chciała jednak “coś” uspokoić.
- Jeśli bym mogła... poprosić...ciekawi mnie magia. Mistrz często ją bada, chciałam zobaczyć co jest w niej takiego interesującego. “Aaaaaaaach....”
- Jak zjemy, udamy się do Świątyni Wiedzy. - powiedział mag - Sprawdzimy Twój potencjał i zobaczymy która ścieżka najlepiej by Tobie odpowiadała. Magia… - Erven się zastanowił - ...ma swoje plusy, ale to długa droga do mocy. Co w niej najbardziej Ciebie pociąga? - po tych słowach skosztował pieczywa.
Schrupie, ale nie suche. Zdawało się że jednym kęsem przegryzł kilka jak nie kilkanaście warstw cienkiego ciasta. Maślany posmak i lekkość idealnie wkomponowała się w mocny i aromatyczny smak herbaty.
- Dzię!... kuję. “Mmmmmmm...”
Zachowanie dziewczyny wskazywało jakby coś w sobie wstrzymywała. Uprzejmym było by nie zwraca jej uwagi. W końcu dla ervena powód był znany.
- Nie...e miałam wcześ...niej kontaktu z magią!. Wy...daje się, taka, Mmmmmmm...agiczna.
Mocnym ruchem powstała z krzesła i zwieszoną głową
- Prze...praszam na moment. Muszę do ubikacji....
Erven kiwnął jej głową na znak przyzwolenia i powrócił do spokojnej konsumpcji.
Dziewczę wprost wystrzeliło z miejsca.
“Czemu? Czemu? W takim momencie. Aaaaa. Jeszcze chwila i... bym oszalała. To było niebezpieczne...”
Ostatnie myśli uciekały wraz z nią.
“Interesujące…” powiedział do siebie Erven w myślach “Zatem delikatnie muśnięcie potrafi wywołać taki chaos… to cenna lekcja. W istocie cenna…” Myśl ta jednak nie powstrzymała go przed spokojnym spożywaniem pieczywa. Trzeba było na nią zaczekać, z dokończeniem. Miał czas, miał czas...

Po kilku minutach Aula wróciła do normy. Choć po wejściu do pomieszczenia na chwilę jeszcze się zatrzymała.
Erven przywitał ją ciepłym uśmiechem i zapytał jak gdyby nigdy nic.
- Chcesz najpierw zjeść, czy udać się do Świątyni?
- Jestem już pełna. Jak tylko mistrz będzie gotowy, możemy wyruszyć.
- Zatem chodźmy. - powiedział wstając i ruszając w kierunku wieszaka na płaszcze by swój odebrać i Auli. Kiedy Aula podeszła pomógł jej założyć płaszcz i następnie założył swój. Chwilę później byli w drodze, a Erven nie zapomniał zamknąć drzwi za nimi na klucz.
Kiedy znaleźli się w Swiątyni uśmiechał się pogodnie, jak przez całą drogę. Pierwszy krok w mury Świątyni, pierwszy od jakiegoś czasu.
- O to mistrz Erven. -zakrzyknął któryś z młodszych adeptów.
Choć Erven nie miał jeszcze tytułu ani nominacji na mistrza magi. Spora część młodszych i nowych adeptów zafascynowana była jego badaniami i osiągnięciami, tytułując go w taki sposób.
Starsi zwracali się do niego po imieniu lub per “pan”. Również byli w śród nich i tacy zainteresowani jego badaniami, ale raczej nie okazywali tego tak ekscentrycznie. Choć nie raz zdarzyły się zaproszenia do takiego grona na poważniejszą debatę.
Byli też tacy których interesowały moce z pogranicza cienia. Z nimi, debaty budziły największe zainteresowanie Ervena. Choć sami wiedzieli, że nie mogą przekraczać pewnych granic, głownie praktycznych, ich popęd do samej wiedzy nie był tak ograniczony.
Ale wracając do chwili obecnej. Nie minęło wiele czasu jak wokół Ervena zebrała się grupka 10 młodszych adeptów z różnymi pytaniami o wszystko.
To co rzuciło się w oczy Ervena, prawie wszyscy obecni w świątyni byli ludźmi. (nie widać było adeptów nieludzkich).
- Przyszedłem spotkać się z Mistrzami. - powiedział spokojnie i łagodnie Erven - Widzieliście ich może ostatnio?
- Mistrz Tallawen i profesorowie Ranagar i Seshuin są właśnie w auli drugiej. Rozmawiają o czymś związanym z adeptami. - odparł mały okularnik
- Penie profesor Felicja i Tarna Leila są w bibliotece. - odparła młoda dziewczynka z krystalicznie fioletowymi oczami. Z pewnością miało one związek z magią. Jakiś indywidualizm?
- Pani profesor Herbi i czcigodnego mistrza Yue nie ma dzisiaj w świątyni. Panie Ervenie. - rzekł Ares

Jeden z nielicznych o bardzo otwartym umyśle i chętnym do każdej formy działalności magicznej. Można by rzec, że ma podobne zainteresowania do Ervena. Choć oboje nie dali ku temu jawnej odpowiedzi.
- Poza tym dzieciaki już przedstawiły sytuację. No dalej zmykać. Pan Erven później się wami zajmie.
Pomruk niezadowolenia, ale posłusznie odstąpili.
- Dawno cię tu nie było. - stwierdził uprzejmie, jak to zwykle przy nim bywa, z miną knującą setki intryg.
- W istocie. - odpowiedział uprzejmie Sharsth - Można powiedzieć, że przybywam w interesach, lecz nie musisz kłopotać sobie nimi głowy Aresie… Jak tam Twoje studia?
- Jak zwykle. - pokiwał ręką w kształt fali - Mam mały problem ze składnikami. Te bardziej użyteczne, niestety musiał bym zamówić u łowców. Jeszcze jest kwestia miejsca do badań i jednoczesnego dostępu do ksiąg. Ale jakoś sobie z tym poradzę. Brat wciągnął się teraz w różne odmiany magi ognia. Miał się z tobą spotkać i podpytać o pewne kwestie, ale chyba wpierw chciał wypytać Irę.
- Kto pyta ten zyskuje Aresie. - odpowiedział Erven - Pamiętajcie tylko o granicach. Moc daje możliwości, ale cena może nie być tego warta. na teraz jednak muszę porozmawiać z Mistrzami. Do zobaczenia później Aresie. - I z tymi słowami i lekkim kiwnięciem głową ruszył w kierunku Auli Drugiej. Poinstruował Aulę by poczekała na zewnątrz i nigdzie się nie ruszała po czym zapukał do drzwi i wszedł przez nie.
Delikatne uczucie przekroczenia bariery magicznej. Zapewne drobne zabezpieczenie przed podsłuchiwaniem przez młodych adeptów.
Trójka magów siedziała po turecku na scenie. Z rozmowy wynikało, że czymś są zaniepokojeni, ale ich nastroje były co najmniej spokojne.
- Witaj Ervenie. - zagadnął Tallawen - Tak myślałem że to ty. Twoja magia ma swój wyrazisty charakter. - Zapewne się już spotkaliście przy okazji Tamtej sytuacji. To profesorowie Seshuin, od magi obronnej i profesor Ranagar od magi taktycznej i wsparcia.
- Witaj. Witaj. - powitała go pozostała dwójka.
- W czym możemy ci pomóc?
- To zaiste ciekawe Mistrzu, Profesorowie.. - odpowiedział czarny mag kłaniając się z lekka im - ...miałem zapytać o to samo. Doszły mnie słuchy o pewnych… niepokojach. Zatem, w czym mogę pomóc by je rozwiać?
- Nie jesteśmy zbytnio w stanie czegokolwiek tam rozwiązać.
- Mamy związane ręce. - rzekł młody jak na tytuł profesora, mag w okularach. - Polityka od co.
- Tak. Doszły nas słuchy o mobilizacji sił w Północnej Rubierzy. Celem zapewne... nie. Na pewno jest Północna puszcza. Niestety, choć stolica nigdy nie była jej wrogiem, nie możemy także jej pomóc. Targas mogło by to uznać za działanie na ich niekorzyść. A wojna to coś, czego Centralne Włości chcą uniknąć za wszelką cenę.
- Jedyne co mogliśmy zrobić to odesłać adeptów, stamtąd pochodzących, na pomoc. - rzekł mag przebrany za mnicha.
- Sytuacja... ech. nie ważne. W każdym razie to też nie pomaga. Musimy mieć nadzieję że sobie poradzą.
- Z tego co słyszałem jest tam ktoś ktoś kogo można by tytułować jednym z mistrzów magii.
- Oficjalnie otrzymał taki tytuł, choć nie dane mu było tutaj przybyć. Ale to chwilowo dalsze sprawy. A bliższe? Twoja Ervenie?
- Przybywam w dwóch sprawach. - odpowiedział spokojnie nekromanta - Pierwsza to chciałbym zmotywować naszych adeptów do wysiłku i chyba wpadłem na pomysł jak to osiągnąć. Stypendium naukowe mojego imienia przyznawane dziesięciu najwybitniejszym adeptom pokrywające koszta zakwaterowania, wyżywienia i odrobinę więcej. Przyznawane co pół roku przez Gremium Świątyni Wiedzy tym którzy w półroczu poczynili najlepsze postępy. Jeżeli moje szacowania okażą się prawdziwe otrzymamy napływ rywalizujących między sobą adeptów i wzmożony ich wysiłek intelektualny, jak i szybsze rozwijanie ich zdolności.
Zrobił chwilę przerwy by słowa zapadły im w pamięć i zagościły się.
- Druga sprawa to chciałbym prosić o przysługę. Natrafiłem na dziewczynkę którą podejrzewam o talent magiczny, ale przyznać muszę moja ocena jest niezadowalająca. Chciałbym by ktoś sprawdził jej potencjał i pokierował jej kroki ku dziedzinom najbardziej odpowiadającym jej charakterowi.
- Stypendium powiadasz... Studenci tutaj pomieszkujący mają zapewnione minimum potrzebne do życia i nauki. Ale ciut dodatkowego dorobku z pewnością ich bardziej zmobilizuje. - przytaknął Ranagar
- Zgoda. Przedstawię to reszcie, ale skoro mi się podoba to reszta na pewno to przyjmie. - powiedział z aprobatą Tallawen.
- Dziewczynka jest może tutaj z tobą? - zapytał Seshuin. - Taki obrządek nie powinie zająć zbyt wiele czasu, a że chwilowo wykładów niema w planie we trzech uwiniemy się z tym od ręki.
- Profesorze Seshuin. Ale wiesz że tutaj ciut inaczej sprawdza się potencjał magiczny? Tak na prawdę wymaga to wszystkich specjalistów z danych dziedzin by każdy sprawdził swój przydział.
- Uch...
- Ha ha ha. Spokojnie panowie. - Tallawen uniósł dłoń w geście uspokojenia - Kiedyś tak było. Teraz mamy ku temu dodatkowe metody. Ale i tak nie obejdzie się bez Felicji. A co się dobrze składa, laboratorium do tego przeznaczone jest w okolicach biblioteki. Dopiero gdy już poznamy jej charakter magiczny przydzielimy jej właściwego opiekuna. Jeśli chcecie możemy zająć się tym od razu.
- Byłbym zobowiązany Mistrzu, Profesorowie. - Erven skinął im głową z szacunkiem - Aula czeka na zewnątrz pod drzwiami do tego pomieszczenia. Mam pewne podejrzenia co do jej predyspozycji, ale nie chciałbym wychodzić przed szereg. Jesteśmy gotowi jak tylko Państwo będą.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 20-02-2016, 17:45   #26
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Jenny wśród nieludzi

Pierwszy obóz niewiele się zmienił od ostatniego razu. Widocznie tutaj wszystko toczyło się swoim własnym leniwym tempem. Wciąż panował tu spokój i normalne życie.
I tak jak poprzednio... część nieludzi bała się Jenny, części jej obecność była obojętna, a ostatnią grupę stanowili zainteresowani.
Will wskazała Jenny kierunek, w którym miała ona znaleźć Yougan, i poleciał po tym spotkaniu udać się do Grissa, po szczegółowe informacje.
Yougan znajdowała się aktualnie w jednej z sal leśnego pałacu. To tutaj przybyła ostatnim razem Jenny by spotkać się z Evie. Trafienie do właściwego pokoju nie stanowiło problemu. Choć kilkoro zapytanych odsunęło się od wędrującej, byli też tacy którzy bez słowa wskazywali kierunek. Na końcu trafiła na wielką różową żabę, która okazała się przyjazna, pomimo niecodziennego wyglądu.
- Dziękuję bardzo za wskazanie drogi - dziewczyna lekko pochyliła się pokazując swoją wdzięczność. Jej odczucia wobec nieludzi były nieco podobne, pomimo chęci pomocy. Trochę się bała ich wyglądu, trochę była w stanie to zaakceptować, a czasem nie było aż takiej różnicy aby zwracać uwagę. Obóz sam w sobie był piękny, tak jak poprzednio. Dlatego mieszanka ekscytacji i niepokoju buzowała wewnątrz dziewczyny. Co jakiś czas sprawdzała jak reaguje Susanoo, ale jego stoicka postawa utrudniała jak zwykle określenie co myśli i odczuwa. Dlatego wymieniając się tylko pewnymi uwagami dotarli na miejsce.
W pokoiku stało łóżko i stołek do siedzenia i coś na wzór stolika. Ten rzekomy stolik nikł pod miską z wodą, różnego rodzaju materiałami mającymi pewnie stanowić ręczniki i ścierki, oraz drobnymi owocami.
Przy śpiącej siedział Skorpion.
Osoba tajemnicza i równie złowieszczo wyglądająca. Zielone oczy o pionowych źrenicach, i stalowa maska przypominająca postać z dawnych horrorów. Choć bohaterowie tamtych filmów raczej nie dbali o stan maski. Ta była złotawa o pięknym wykonaniu i wciąż błyszcząca. Były jeszcze 3 dziwne rzeczy związane z jego osobą: okrągła dziura na wylot na wysokości jego piersi, zielo-szare ogono-podobne włosy, oraz 2 olbrzymie miecze stojące przy ścianie (2 i 2,3 m).
Można było z całą pewnością powiedzieć, że to leśny, ale jednocześnie pozostać w zwątpieniu.
Gdy tylko Jenny weszła do pomieszczenia, zawiesił na niej wzrok. W pierwszej chwili zdawała się być nieproszonym gościem, lecz w jego oczach choć drapieżnych, nie było wrogości. Raczej nieme pytanie: Dlaczego? Z kolei gdy spoglądał na swą ukochaną, oczy miał pełne ciepła, troski i miłości. Jak to rzeczą stare baśnie, nie taki diabeł straszny jak go malują.
Jenny przełknęła ślinę, odetchnęła i uśmiechnęła się.
- Khm, Dobry, jestem Jenny, to jest Susanoo. Przyszłam pomóc Yougan - zaczęła krótko chcąc najpierw wybadać grunt.
- Wiem. - odparł całkiem normalnym głosem. - Rez wspominał, że ktoś może przybyć. Wiesz, że to niebezpieczne? - zapytał choć nie było w tym pytaniu grama troski. A może była, tylko nie w stosunku do Jenny.
- Tak, słyszałam. Nie mniej wydaje mi się, że potrafię pomóc - Jenny nieco śmielej podeszłą do łóżka. - Ale… nie wiem czy nie lepiej by było gdybym była sam na sam z Yougan nim nie opracuje do końca techniki…
Obawiała się reakcji Skorpiona na to, że wolała aby go tutaj nie było.
- Hmm... - chwila ciszy.
Bez słowa powstał z miejsca, zbliżając się do Yougan. Dłonią przejechał po jej policzku, na tyle delikatnie by jej nie
obudzić. Później wziął oba miecze i umiejscawiając je za plecami stanął w wyjściu.
- Wrócę jak skończę obchód. - powiedział i już chciał odejść gdy jeszcze na moment odwrócił się i dodał.
- Przy 3000℃ nie ma płomienia. Ciało po prostu wyparowuje. - pauza - Od tego wiele zależy... - odszedł.
Jenny przełknęła głośno ślinę. Właśnie zaczęła się zastanawiać czy dobrze zrobiła zgłaszając się do pomocy. Poradziła sobie z elektrycznością, dlaczego nie ma sobie poradzić z ogniem..? Usiadła tam gdzie wcześniej siedział skorpion. Westchnęła. Bardzo delikatnie dotknęła ręki śpiącej. W zasadzie wolała aby kobieta była przytomna. Potrzebowała wiedzieć czy jej działania mają skutek.
- Przepraszam..?
Powieki delikatnie zadrgały. Kobieta przebudziła się z głębokiego snu. Przymrużonymi oczami spoglądając na Jenny.
- Ukochany...? - zapytała.
Jej oczy wciąż zakrywała mgła snu.
- Właśnie wyszedł. Jestem Jenny. Przybyłam aby cię wspomóc - piosenkarka miała szczera nadzieję, że takie słowa nie zdenerwują kobiety. W zasadzie nie wiedziała jak działały moce kobiety, musiała się nieco o nich dowiedzieć.
- Chciała bym chwilę porozmawiać.
Kobieta szerzej otworzyła oczy. W pomieszczeniu zrobiło się cieplej. A może to tylko złudzenie, po słowach Skorpiona Jenny reagowała zbyt przesadnie.
- Ech... Wszyscy zbyt bardzo się przejmują. - powiedziała zasłaniając usta wierzchem dłoni i ziewając - A on już zgłupiał. - Powiedziała w nieznanym zamyśle. - Słucham cię Jenny. - Głos miała piękny, dźwięczny i melodyjny, choć zmęczony. Zdawała siebyć dość młoda, może młodsza od Jenny, ale nie przesadnie. Obie dłonie złożyła na brzuchu delikatnie go gładząc. Wciąż pozostawała w pozycji leżącej.
- No cóż, nie mnie oceniać. Mam i chcę sprawić aby wszystko potoczyło się dobrze. Po co ryzykować? - Jenny uśmiechnęła się. - Czy dobrze się domyślam, że twoja moc, ogień jak zrozumiałam, połączona jest z twoimi emocjami?
- Jak większość mocy, reaguje ona na emocje.
- Spokój i opanowanie dają pełną kontrolę, ale to emocje nadają charakteru i siły. Niestety emocje kolidują ze spokojem i jako one same przejmują wydzielanie mocy. Taka sytuacja zwie się utratą kontroli lub prościej “wybuchem mocy”. - dodał od siebie Susanoo
- Twój przyjaciel jest bardzo mądry. - Powiedziała ciężarna z lekkim uśmeichem. - Moją mocą jest ogień, a raczej Yougan (jap: lawa). Ze względu na olbrzymią siłę, jakiej jestem posiadaczką, taki wybuch mógł by się źle skończyć dla sporego obszaru. Ale potrafie nad tym panować, w końcu mam tą moc od urodzenia.
Jenny pokiwała głową po czym odchrząknęła.
- Aaa rodziłaś już wcześniej? Wiesz z czym to się wiąże? - widać było, że nieco sceptycznie podchodzi do zapewnień kobiety. W jej świecie niespecjalnie już się przejmowano porodem, jako, że wszystko rozgrywało się w tubach rozrodczych. Zarodek dostawał wszystko czego potrzebował aż do czasu kiedy mógł się “narodzić”. Wciąż był potrzebny rozwój od dziecka, więc zaprzestano hodowania ludzi aż do momentu pełnoletniości. Wciąż jednak w szkołach opowiadano jakież to było ciężkie przeżycie dla kobiet.
- ... - brak odpowiedzi był nazbyt wymowny. To był jej pierwszy raz.
- No właśnie. Nie powiem, że jestem ekspertem, bo nie jestem, ale powinnam być ci w stanie pomóc nieco. Będziesz się mogła skoncentrować na tym co ważne. Potrzebuję jednak współpracować z tobą. Chciałabym poprzez muzykę nawiązać kontakt na poziomie emocjonalnym. Eee… znaczy chciałabym zapytać się czy pozwolisz mi przyjąć twoje negatywne emocje, które mogłyby spowodować… wypadek. Z tego co mi wiadomo poród potrafi być dość bolesny jeśli się go przeprowadza w naturalny sposób. Poza tym będziesz musiała skoncentrować na tym aby dziecko…yyy... urodzić - Jenny zrobiła się czerwona czując się nieswojo. Trochę to było intymne, a ona wcale nie miała doświadczenia. To była tylko teoretyczna wiedza. Co z tego wyjdzie to już zupełnie inna sprawa.
- Ciekawe... pozostali mówili o tłumieniu emocji i odczuć, a ty chcesz je przejąć. Dobrze. Pozwolę na to. I tak jak przyjdzie ten czas raczej nie będę niczym innym zajęta jak... poczęciem. Powiedz Jenny, masz kogoś w swoim życiu, kogo możesz nazwać tym jedynym?
Piosenkarka uniosła brwi zaskoczona tym pytaniem.
- Nie - wypaliła po chwili konsternacji. - Wracając jednak do emocji. Nie zabiorę ci ich. To… nieco bardziej skomplikowane. To tak jakby uczucie zaczynało się w tobie, ale kończyło się u mnie. Ja wyrażę twoje emocje dając ci ulgę… poniekąd - było widać, że Jenny czuła się nieswojo rozmawiając o tym. Trochę też wolała unikać tematu o tym czy była kimś zainteresowana.
- Gdy kogoś się kocha łatwiej jest zrozumień uczucia drugiej osoby. Ale owszem, różnimy się doświadczeniami. To co próbujesz zrobić może cię... aaach... - ziewnęła przeciągle. - Tak więc bądź ostrożna. Przystanę na twe chęci i sposoby, nie musisz ich tłumaczyć, zaufam ci. Więc możesz się przygotowywać. Griss mówił że to tuż tuż. Bodajżę dzień czy dwa. - pogładził się po brzuchu z delikatnym uśmiechem. - Och. Będzie silne. - Najwidoczniej odczuła kopnięcie. - Chcesz dotknąć?
Jenny niepewnie wyciągnęła rękę kładąc dłoń na brzuchu kobiety. Nie miała zielonego pojęcia czego się spodziewać. Uczucie było dziwne kiedy poczuła pod dłonią poruszenie. Mieszanka emocji przelała się wewnątrz ciała piosenkarki i zakotłowała. Przez dłuższy czas była w lekkim szoku nie umiejąc sprecyzować co się z nią dzieje. Wpatrywała się w brzuch Yougan aby po dłuższym czasie spojrzeć w jej oczy. Odjęła rękę.
- Zabierajmy się do roboty. Wolę się upewnić, że potrafię zrobić co obiecuje - sięgnęła po gitarę i zawahała się. Wzięła zamiast tego lirę. Szarpnęła za struny nucąc pojedynczą nutę. Przeszłą w łagodny śpiew przy akompaniamencie delikatnych dźwięków. Melodia pokrzepiała duszę, nie było to potrzebne Yougan, ale samej Jenny. Dopiero gdy poukładała swoje emocje z pomarańczowej poświaty wypłynęła zielona pięciolinia. Połączyła ona okręgiem obie kobiety. Zaczęły być świadome swoich obecności i najbliższych zamiarów. Po ustabilizowaniu tej więzi Jenny zaczęła drążyć i poszukiwać. Zamierzała otworzyć przepływ emocji od strony Yougan, a zamknąć od siebie. Nie oczekiwała natychmiastowych efektów. Wiedziała, że tego nie należało forsować. Muzyka odnajdzie się sama podług jej intencjom. Peluneum pomoże wykonać to zadanie.

Jenny robiła przerwy kiedy czułą się zmęczona, bądź Yougen o to prosiła. Nauka trwała połączenie stawało się coraz mocniejsze. Jenny czuła dodatkowe emocje jakie napływały do niej od kobiety. Radość, zmęczenie, niecierpliwość, wyczekiwanie, miłość, spokój, niepewność, a również złość, gniew i samokontrolę. Każdą z nich starała się wyrazić poprzez muzykę. Przestało mieć znaczenie co grała, a jaką miała intencje podczas grania i moc sama płynęła. Czasem Jenny starała się kontrować emocje przeciwną. Niepewność podpierała muzyką i śpiewem zamieniając ją na pewność. Zarówno Yougan jak i swoją. Nie potrzebowała do tego mocy, muzyka sama w sobie potrafiła nieść silne emocje i wywoływać emocje. To było jej podstawą, jej duszą. O ile można powiedzieć, że muzyka ma duszę. Potrafiła jednak o nią zahaczać i drażnić, bądź uspokajać.

Czas mijał. Połączenie stawało się wyraźniejsze, stabilniejsze i jednostronne. Emocje pływały dookoła, ale były kontrolowane, dążyły tam gdzie Jenny chciała. Już nie było problemów. Kilka się zdarzyło, trzeba było przerwać, uspokoić się, zacząć od nowa, spróbować innej drogi.
Najdziwniejszym odczuciem było, posiadanie w sobie innego życia. Na krótki moment Jenny poczuła jakby to ona miała w sobie dziecko. Uczucie, z którym na co dzień nie można się spotkać. Pierwsze wymuszone przerwanie, wypadnięcie z rytmu, nie było bezpośrednio przez to uczucie. Spowodowała to pewna istota która dopiero miała się narodzić. Mogąc usiedzieć na miejscu przy muzyce, zaczęła tańczyć.
Później było lepiej, ale termin się zbliżał. Występowały bóle, wahania nastroju. Wszystko jednak leciało do Jenny, a ona dawała temu upust po swojemu, tak że Yougan nie musiała o tym myśleć.

W końcu… nastał moment.

Posterunek Anthrilena

Eldar ruszył bezpośrednio w kierunku punktu, z którego miał szybki dostęp do najbardziej zagrożonych miejsc. Na miejscu usiadł w pozycji seiza kładąc kostur tuż koło siebie. Odprężył się i skupił na formach życia i aurach w okół. Pomimo zamkniętych oczu widział istoty do okoła niego, wyczuwał nieludzi, towarzyszy w głębi lasu, zwierzęta i rośliny aż do granicy puszczy. Czekał cierpliwie i czuwał aby nikt nie zakłócił spokoju lasu. W między czasie ściągał energię osnowy i magazynując ją w pancerzu runicznym i kosturze, aby napełnić je przed ewentualną walką.
Wyczuwał ruch swoich, jak i odległe cienie wroga. Nie był w stanie, jeszcze, ich dostrzec. Czuł że się zbliżają. Co więcej pokrywał on obszar, jedynie pewnej głównej części frontu. Czując dozę szacunku dla Reza, który spędzał nad tym cale dnie. A teraz jemu przypadło to zadanie. Więc czekał strzegąc granic w swoim zasięgu. W końcu ktoś musiał zastąpić Rezonera. W między czasie postanowił skontaktować się z Uizardo, spróbował więc nawiązać kontakt.
Umysł spowił mu mrok.
W oddali słyszał śmiech demonów osnowy, który powoli tłumiony był szumem morza.
Ciemność rozjaśniła się tylko w okolicy pewnej skały. Sceneria nadal się nie zmieniła, wciąż to samo miejsce spotkania.
Na skale siedział, odziany w czarny płaszcz, Uizardo. Na głowie nadal miał ten sam typowy dla magów kapelusz, a przy boku drewniany kostur. Nadal spoglądał w czarną dal, tą którą skrywał przed wszystkimi.
- Anthrilenie, czekałem na ciebie.
-Prosiłeś o kontakt. O co chodzi?
- Znam sytuację, bo sam ją spowodowałem. - uśmiechnął się szeroko.
To był dziwny obraz. Na kompletnie czarnej twarzy, stanowiącej jaku cień pojawił się biały uśmiech.

- Potrzebujesz pomocy, kogoś do wsparcia, kogoś od nas?
-Poradzę sobie- odparł krótko
- Dobrze więc, przejdę do głównego meritum. Choć nie jest ono do końca jeszcze jasne. Nie zrozum mnie źle. Cel jest prosty, chcę zlecić ci zadanie, które w mniejszym lub większym stopniu przyczyni się naszej sprawie. To możliwości jest kilka. W lasach Selvan, w pewnej świątyni skryty jest artefakt o wielkiej mocy. Zowie się Black Fenix Glave. Jego czarne płomienie wypalają magię. Chcemy go mieć. Inną sprawą jest pewna istota, której trzeba się pozbyć. Choć w twoim stanie może być to nader niebezpieczne. Najwyżej wyślę Dantego by się nią zajął. Ostatnm zadaniem jest sprawa czysto formalna. Rekrutacja nowego członka naszej grupy. A raczej sprawdzenie jego możliwości i wydanie osądu czy się nada. Wtedy resztą zajmie się już ktoś inny...
Mag powstał na równe nogi. Wysokością w kapeluszu dorównywał Eldarowi. Wynikało z tego że był prawie o głowę niższy.
- Oczywiście możesz wziąć do pomocy swoich przyjaciół. Anubisa i Jenny. A właśnie, to ona przekazała ci wiadomość... co o niej myślisz?
-Swoje przemyślenia wolę pozostawić dla siebie.- odparł - Artefaktem zajmę się niebawem. Wpierw porozmawiam z tym rekrutem. Jakieś szczegóły?
- Chodzi tylko o to by go sprawdzić w działaniu. Przetestujesz jego możliwości, zgłosisz czy się nadaje, resztą zajmnie się ktoś inny. A on o tym nie wie. - Dodał z uśmiechem. - Jak chcesz możesz kogoś do tego wykorzystać. Liczy się efekt. Może zaprosisz, swoją przyjaciółkę. Osoba nazywa się Shin Su, lokalizacja Zielony Dwór, Selvan.
-Czego mam się spodziewać po tej osobie? Umiejętności szczególne?
- Tak. Posiada pewną zdolność która przykuła naszą uwagę. Ale o tym empirycznie się dowiesz. Sprawdzisz przy okazji element zaskoczenia. Poza tym Ki i możliwe uzbrojenie do walki w ręcz.
-Zajmę się tym.-Odpowiedział- Coś jeszcze?
- To chyba wszystko na ten moment. Za jakiś czas zorganizuję spotkanie całej grupy. Reszty dowiesz się gdy wszystko będzie już gotowe.
-Jeszcze jedno. Co z moim kamieniem? Nie ma sposobu na przeniesienie poza bramę chodź materii nie ożywionej?
- Poniekąd. Raczej wolał byś bym tego nie robił, jeśli znał byś skutek. Wszelka szczelina między bramą, a światem w którym jesteś może przynieść olbrzymie problemy. Chociażby wstrząs, ale to raczej najmilsza z możliwości.
-Rozumiem. To wszystko z mojej strony.
- Słyszałem, że w Rockviel można znaleźć kryształy o podobnym zastosowaniu. Nie wiem jednak czy w pełni pokryją twój osobisty, ale nie zaszkodzi sprawdzić. Jeśli bardzo ci na tym zależy. Skoro to wszystko, to powodzenia. Gdybyś jednak potrzebował pomocy, uprzedź mnie. Jako członek naszej organizacji możesz korzystać z jej mocy.
-Do następnego spotkania- odparł eldar.

Kolejne godziny i dni mijały powoli. Wrogie jednostki mobilizowały się. Nieraz już wysyłali zwiadowców, z czego większość, a czasem i wszyscy nie wracali z powrotem. Eldar jakby dla jakiegokolwiek zajęcia, beznamiętnie rysował dziwne runy na kawałku spróchniałej kłody.
Co jakiś czas odwiedzał go pan, Altarur.
Istota można powiedzieć pogodna, choć raczej za wiele nie rozmawiali. Siadali przy sobie, pan częstował rurkami stanowiącymi jakiś zamiennik wyrobów tytoniowych, i kontemplowali.
Nie były to środki odurzające, czasem oczyszczały umysł ze zbędnych myśli, czasem dawały jedynie posmak i zajęcie da ust. Mimo wszystko eldar nie skusił się mimo wielokrotnych zachęt.
W walce prezentował się calikiem nieźle. Nie miał litej postawy a bardzo ruchliwą i skoczną. Wprawny był w korzystaniu ze swego kostura.


Co do samych jednostek wroga, nie uszedł uwadze Antrilena pewien element.
W pierwszych starciach nie grała rolę likwidacja wrogów a ich odganianie. Dlatego niektórym bez większego przywiązania, Eldar, pozwalał przeżyć. Później jednak, w pewnych momentach z naciskiem na chwile w których Eldar poskramiał oddziały swoimi iluzjami, jednostki uciekały gdy tylko dostały się pod tęże moc. Przeczuwając że sami nie diali by sobie rady.
W pogoni za przeczuciem rozszerzył swój zakres wykrywania wrogów w jednym kierunku. Na samej granicy możliwości (takiej by wciąż mieć obszar lasu pod obserwacją) wykrył nieruchomą istotę.
Między nią a uciekinierami istniał cień więzi, a raczej chwilowego połączenia.
Niestety będąc na granicy osoba znikała bez większych problemów. Jednocześnie na skraju wykrywania obszaru lasu pojawiały się kolejne oddziały, które zmuszały Eldara do porzucania chwilowego zainteresowania.
A trza zaznaczyć że owa osoba wykrywana była jeszce kilka razy i zawsze na granicy wykrywania.
Anthrilien nie miał jednak zamiaru przechodzić do ofensywy, tym bardziej że przeciwnicy pozostawali w nie stanowiącej zagrożenia odległości. Miał przeczucie kim może być tajemnicza osoba.
W między czasie Eldar kilkakrotnie znikał jeszcze w Pajęczym Trakcie i choć dla Międzyświata były to ledwie krótkie chwilę, spędził tam sporo czasu. Podczas jednej z wędrówek postanowił przyjżeć się bliżej zapieczętowanemu korytarzowi. Gdy zbliżył się nieco bliżej niż poprzednim razem wyczuł coś dziwnie znajomego. Po kilku krokach z półmroku wynurzyło się ciało, a za nim dwa następne. Przyśpieszył kroku rozpoznając znajome kształty. Najbliżej niego leżał martwy, eldarski prorok. Runy ochronne na piersi były przebite, a z wnętrza wystawały fragmenty szkieletu.

Kolejne dwa ciała należały do Wojowników Aspektu Ponurych Mścicieli, ze świątyni Sable Helm.

Ich ciała również nosiły ślady walki. Zauważył kamienie duszy, które wciąż znajdowały się w pancerzach. Poczuł płomyk ich nadziei, który rozgorzał gdy dusze rozpoznały członka swojej rasy. Przyklęknął nad ciałem proroka i zauważył, że z pod kurzu i plam krwi przebijają się barwy jego światostatku- Silmarven Ischa. Ostrożnie chwycił za kamień wiszący na łańcuszku spróbował przełożyć go przez osłoniętą hełmem głowę, jednak kręgi szyjne pod wpływem czasu zwyczajnie się rozsypały. Spojrzał na uwolniony kamień i nawiązał kontakt ze znajdującą się w środku duszą.
-Los splótł nasze ścieżki, czas by polegli powrócili do pamięci żywych- zaczął dość oficjalnie Anthrilien. Chodź radowała go możliwość kontaktu ze swoją rasą, domyślał się przez co musiały przechodzić dusze uwięzione w kamieniu przejścia.
-Wiele cykli oczekiwaliśmy na ten moment- odpowiedział niski męski głos upadłego, od którego brzmienia przechodziły dreszcze- komu zawdzięczamy nasze odnalezienie?
-Anthrilien, również z Silmarven Ischa.
-Rad jestem to słyszeć. Zwą mnie Irilsetch. Jak tu dotarłeś? Przejście chroni pieczęć.
-Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Zamierzam jednak powrócić do naszego świata, razem z wami. Pozwól, że spytam, kto lub co odebrało wasze życia.
-Istoty cienia- odparł po chwili martwy prorok- kiedyś ta sekcja traktu była zbyt niebezpieczna by mogła pozostać połączona z resztą tuneli. Należało ją oddzielić, jednak ktoś musiał bronić przejścia dopóki pieczęć nie została ukończona od drugiej strony wrót.
-Jest sposób by ją otworzyć?
-Nie. Nie od tej strony.
Anthrilien milczał przez chwilę
-Odnajdziemy więc inną drogę. Rhana Dandra nadchodzi, każdy eldar się liczy.
-Weź mój ekwipunek, może coś okaże się dla Ciebie przydatne, niestety broń nie ma amunicji, a runy obróciły się w pył, ale może chodź hełm okaże się potrzebny.
Zgodnie z wolą martwego proroka podniósł hełm, delikatnie wyciągając z niego czaszkę, i przyczepił go do pasa. Obejrzał uzbrojenie szukając przedmiotów, których brakowało w jego ekwipunku, jednak nie znalazł nic takiego. Upiorytową broń pozostawił na miejscu gdyby kiedyś okazała się potrzebna. Podszedł do ciał Wojowników Khaina. Ich ułożenie podobnie, jak u Irilsetch’a sugerowało walkę do końca. Nawet magazynki broni szurikenowej okazały się puste. Schylił się aby przywitać zaginionych pobratymców i zebrać ich kamienie duszy. Obejrzał otoczenie. Nie znalazł ciał przeciwników, ani żadnego śladu ich obecności. Spojrzał jeszcze na potężne wrota, świadom że pieczęć po ich drugiej stronie uniemożliwiała mu powrót do swojego świata. Oglądnąwszy się jeszcze raz na upadłych i ceniąc ich poświęcenie, ruszył w kierunku korytarza prowadzącego do puszczy.

Anubis w Obozie

Anubis pozostał sam. Obóz bojowy znał już na tyle dobrze by wiedzieć do kogo kierować wszelkie pytania. Problem leżał w zaufaniu. Bo wciąż nie wiadomym było kto był zdrajcą. Przydał by się jakiś plan działania, bo ostatecznie mogło się to skończyć wędrowaniem w poszukiwaniu towarzystwa.

Dzień Narodzin (Obóz)
Minuty upływały niczym godziny. Jenny siedziała przed białym pałacem, na ławce stworzonej z wygiętego korzenia drzewa, o które budowla była oparta. Regenerowała siły i razem z Susanoo starała się medytować.
Rogacz wyjaśnił jedynie podstawy tej czynności i jej celowość. Jednak to dziwne napięcie w niej egzystujące nie chciało od tak zniknąć. Wsłuchana była więc w otoczenie, w las który tętnił życiem.
- Już czas. - rzekł Griss, który właśnie pojawił się przy siedzących. - Przygotowałem trochę ziół o lekkim działaniu. Mam też jedną specjalną roślinę, na wszelki wypadek, ale wolał bym jej nie używać. Jak twoje przygotowania?
Jenny podniosła wzrok na przybysza. Jej spojrzenie zdradzało zdenerwowanie.
- Mam nadzieję, że będzie dobrze. Myślę, że mi się uda - wstała - Mogę zaczynać.
Spojrzenie piosenkarki stało się pewniejsze. Wzięła Lirę do ręki i pozwoliła się zaprowadzić Griss’owi na miejsce.
- Trzymaj za mnie kciuki Sus - mrugnęła do rogacza przed rozpoczęciem.
- Będę - odparł z lekkim uśmiechem. - A ty za mnie. - Wziął do ręki swoją buławę i ruszył w kierunku Targas.
Wczorajszego dnia już o tym rozmawiali. Jego moc nie będzie przydatna w tym miejscu, ale może przydać się gdzieś indziej.
Jenny kiwnęła mu głową na znak zgody.
- Uważaj na siebie proszę - dodała z uśmiechem.
***
Wokół łóżka ciężarnej zebrało się tylko kilkoro osób. Scorpion trzymający za dłoń ukochaną.
Griss, Jenny, Evie, Isnalu. Przed pomieszczeniem czekała dwójka elfów.
(Leyla)
(Samiralen)
- Będą ostatnią linią obrony. - wyjaśnił Griss, widząc pytające spojrzenie Jenny. - Spróbują, magicznie, odseparować nas od reszty obozu. Jeśli zajdzie potrzeba będą starali się pochłonąć część energii.
- Wątpię by plan B się powiódł. - rzekł młodzieniec - Jeśli to co mówił mistrz Yang jest prawdą, to chyba tylko on miałby jakieś szanse coś zdziałać. Ale jemu powierzono ochronę obozu.
- Miejmy nadzieję że pozostali sobie poradzą. - rzekła elfka spoglądając w kierunku wyjścia.
- Wiecie, potrzeba wam więcej pewności. Także we mnie i moje umiejętności, oraz w samą Yougan. Poradzimy sobie, wszyscy - Jenny zaprotestowała ściągając brwi. - Yougan też zależy na was i tym miejscu. Ona sama będzie miała na uwadze bezpieczeństwo wasze i swoje. Ja będę jej pomagać i jestem pewna, że wszystko się uda.
Uśmiechnęła się klepiąc Grissa po ramieniu. Kiwnęła głową do ognistej i zajęła swoje miejsce po drugiej stronie łóżka niż Skorpion. Wyjęła lirę, zanuciła melodię i jak za pierwszym razem rozesłała pozytywną wibrację po pomieszczeniu. Odziana w pomarańczową łunę zaczęła śpiewać, łącząc się z Yougan zieloną pięciolinią. Ta po chwili zmieniła wygląd. Skręciła się w tubę, a w jej środku pulsowała wiązka energii. Jenny spojrzała po wszystkich dając znać, że ze swej strony jest już gotowa. Jej umysł i ciało już rozbrzmiewały emocjami płynącymi od ognistej kobiety. Dlatego nie czekała na reakcje innych. Melodia i słowa same płynęły.
Yougan zaczęła się rozluźniać. Ciepłe delikatne uczucie płynęło jednocześnie przez jej ciało trafiając do Jenny. To była sprawka Evie. Swoją mocą wprawiała ciało Yougan w najlepszy stan. Griss gotowy był już by rozpocząć, wspierany przez Isnalu.
Pierwszy skurcz. Ból przeszył całe ciało Jenny prawie ją przewracając. Ale nadal dzielnie grała. To poza tym podkreślało, dlaczego rodzi się na leżąco.
Piosenkarka nie mogła sobie jednak pozwolić na narzekanie, że ją boli mimo, że o mało nie zafałszowała. Musiała się skoncentrować na emocjach i ich ulotnieniu. Stawało się to z każdą minutą coraz trudniejsze. Lira była zbyt łagodna, zbyt miła na to co się działo. Bólu nie dało się wyżyć w ten sposób. W końcu nastąpił moment kiedy Jenny nie wytrzymała. Krzyknęła puszczając instrument na ziemię. W pomieszczeniu nagle zrobiło się bardzo gorąco. Nie było czasu na oswajanie się z przeżytym bólem. Jenny wstała i sięgnęła po gitarę. Pot zaczął się lać ze wszystkich.
Piosenkarka uderzyła w struny.

https://www.youtube.com/watch?v=8hkm...U6BAkayQgSifp6
Połączenie z Yougan na nowo się otwarło. Gorąc zaczął się wkręcać w tubę energii oplatając piosenkarkę. Struny gitary rozgrzały się parząc w palce dziewczyny. Byłą jednak zdeterminowana widząc miny wszystkich w pomieszczeniu. Zagrała mocny akord energetyzując melodię. Gorąc nagle zmienił się w ciepło, a ciało piosenkarki zapłonęło nieparzącym ją ogniem. Kolejne fale mocy budziły zarówno w niej i wszystkich słuchaczach niezłomną determinację. Rytm pomagał im nabrać pewności, że się uda. Energia przepływająca przez ciała zebranych zaczęła otaczać ich pomarańczową aurą. Spirala obaw, bólu i niepewności zaczęło być zgniatane przez pozytywne myślenie. Te emocje wracały ponownie do Jenny potęgując się. Taka ilość energii sprawiła, iż dziewczyna zaczęła się unosić. Moc ją przepełniała, łuki energii zaczęły przeskakiwać i oplatać ciało Jenny. Jej oczy zaczęły świecić białym światłem. Gdy wydawało się, że ma nastąpić już kulminacja mocy i nadarzyć się wielka rzecz, stało się coś innego. Ból na karku i dłoniach, który do tej pory nie ustępował, osiągnął punkt kulminacyjny skutecznie tłumiąc zebraną moc. Iskra czarnej elektryczności przeszyła Jenny wyduszając z niej krzyk. Opadła na ziemię ciężko upadając. Świat ściemniał na kilka chwil.
***
W stłumionych dźwiękach jakie dobiegały dookoła, tych samych które ją przebudziły, słyszała płacz dziecka.
Ile czasu minęło? Co się stało? Nie wiedziała. Otworzyła oczy i ujrzała wszystkich, opadłych z sił, siedzących lub opierających się o ściany. Nie spłonęli, wszystko się udało. W rękach Grissa spoczywało małe zawiniątko. Jednak dziewczę nie spodziewało się że dziecię będzie tak różne od ludzkiego.

Zawiniątko wyglądało jak kokon. A raczej larwa z białą kościstą głową, w której oczodołach płonęły dwa zielone płomyki. Yougan była nieprzytomna.
Jenny dźwignęła się na nogi z wielkim wysiłkiem. Jej umysł nie ogarniał widoku dziecka, był zbyt abstrakcyjny. To jego matka ściągała całą uwagę piosenkarki.
- Żyje..? - zapytała słabo podpierając się o cokolwiek mogła.
- Yougan żyje prawda? - powtórzyła.
- Tak. - Odparł Skorpion
- Straciła przytomność. - Odparł elf oparty o ścianę. - Gdy straciłaś przytomność zareagowaliśmy natychmiast, ale i nam się oberwało tą twoją mocą.
- Dałaś nam wszystkim wystarczająco dużo czasu i siły. - odparła elfka. - Również i jej. - wskazała na rodzicielkę. - Z całych sił powstrzymała się w ostatnim momencie. Straciła przytomność, ale to mała cena za to co mogło się stać.
- Dobra robota Jenny. - Rzekł niebiesko włosy - Chcesz potrzymać dziecko? - Wystawił zawiniątko w jej stronę.
Jenny chwilę zajęło nim kiwnęła głową. Wystawiła ręce aby przyjąć dziecko. Patrzyła na nie nie mając zielonego pojęcia jak zareagować. Jego dziwny wygląd ją onieśmielał i przerażał. Z normalnymi dziećmi nie miała za wiele do czynienia, a co dopiero z takimi. Była wycieńczona i w szoku, dlatego niespecjalnie zauważyła, że jej zachowanie nie do końca zostało dobrze zrozumiane. Mimo wszystko wciąż była człowiekiem, a oni nieludźmi. W końcu Jenny wyciągnęła palec i uznając to za dobre zachowanie, dotknęła palcem czoła.
- Bup!
Dziecko-kokon wydało z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. Chyba było zadowolone, bo w kolejnej chwili wyskoczyło z rąk Jenny. Jenny w przypływie adrenaliny chciała chwycić je nim upadnie, tak samo jak Griss. Dziecko miało jednak inne plany, odbiło się od Jenny i skoczyło na ścianę, bu po chwili znów się odbić.
- Złapcie je. - Rzekł skorpion
Ale próba złapania czegoś tak irracjonalnego jak uciekające dziecko była równie nielogiczna.
Gdy kokon po raz wtóry uskoczył, tym razem za cel obrał wyjście. Dziecko ciekawe świata, ot co!
Piosenkarka wytrzeszczyła oczy widząc zachowanie dzieciaka. Osłupiała totalnie zdzielona kokonem po twarzy. Chciała nawet niemrawo ruszyć za uciekinierem, ale ten był już poza jej zasięgiem.
Kątem oka dostrzegła ruch Skorpiona. Zdjął on delikatnie swoją stalową maskę, ale nie na tyle by ujawnić swoją twarz.
- Stun Venom...fuuu.... - spokojny wydech.
Wszyscy znieruchomieli. Dosłownie tak jakby na moment ich serca się zatrzymały. Mięśnie odmówiły posłuszeństwa blokując się w chwilowych pozycjach. Efekt minął równie nagle, ale mięśnie straciły swoją siłę i zwiotczały. Kładąc wszystkich starających się złapać bobasa.
Wojownik spokojnym krokiem podszedł do leżącego kokonu. Uniósł go i mogło by się zdawać lekkim pstryknięciem, rozbił białą czaszkę, a później rozwiązując kokon.

- My hollowy powstaliśmy z ludzkich dusz. Potrafimy żywić się ich energią. Dla istot żywych stanowimy naturalne zagrożenie, ale im silniejsi jesteśmy tym mniej podążamy na dzikim instynktem. Jesteśmy w stanie kontrolować własne istnienie. Gdybyś uciekła, mielibyśmy problem. - mówił spokojnie trzymając dziecko za kołnierz, zwisające nad podłogą. Później wziął ją w ręce i delikatnie utulił. - Jesteś energiczna jak twoja mama.
W jego oczach można było dostrzec coś, co bez przeszkód można było nazwać miłością.
- Dziękuję wam. I szczególnie tobie Jenny. Zawdzięczam ci Ją.
Piosenkarka kiwnęła głową starając ukryć się swoje przerażenie i zaskoczenie. Żywić się energią ludzkich dusz?! Że jak? Jenny podniosła dłoń drżącą jeszcze od efektu tego co zrobił Skorpion. Wystawiła kciuk uśmiechając się na jedną stronę po czym opadła na podłogę. Była wyczerpana, zmieszana i odczuwała strach. Zastanawiała się czy powinna się cieszyć, że pomogła przynieść na świat taką istotę. Nie mówiła jednak tego na głos. Reszta z jakiegoś powodu mimo wszystko też pomogła. Wydawało się, że mogli wiedzieć więcej. Na razie nie komentowała podnosząc się z ziemi tak jak reszta. Czuła się zagubiona nie wiedząc co powinna ze sobą teraz zrobić.
- Trochę minie nim się oswoi. - Stwierdził Griss
- Owszem. Ale w naszym rodzicielskim obowiązku jest ją nauczyć, jak żyć. Nie martwcie się tym o czym mówiłem.
- Doprawdy? - zapytał ironicznie elf
- Póki co jest tylko dzieckiem nieświadomie nie jest w stanie nikomu zagrozić. - Na dowód swych słów chciał ja przekazać Jenny na ręce - Poprzednio ci uciekła.
- Eee… wiesz skoro mi uciekła… może lepiej nie ryzykować? - powiedziała niepewnie wystawiając ręce. Z jakiegoś powodu wolała nie zdenerwować Skorpiona. Złapała dziewczynkę, bo chyba była dziewczynka.
- Macie dla niej imię?
Teraz maleństwu bliżej było do dziecka. Twarz dziewczynki, zielone włosy, tylko białe skostnienie w kształcie czaszki wskazywało że nie jest człowiekiem.
Malutkimi dłońmi przebierało w powietrzu przed twarzą piosenkarki. Można powiedzieć, że taki obrazy roztapiają nawet najtwardsze serca.
- Hmm.. Nie zastanawialiśmy się nad tym w zbyt wielkim stopniu. Może dlatego że nasze imiona przyjęliśmy, a nie zostały nam nadane.
- Jakieś pomysły? - zapytał ze spokojnym uśmiechem Griss.
- Zając. - Odparł elf, odpowiedź została ogólnie zignorowana.
Niebiesko włosy spoglądał wymownie na Jenny.
Jenny popatrzyła jeszcze chwilę na dziewczynkę aż w końcu powiedziała.
- Nel.
- Ładnie - odparł cichy głos. Yougan przebudziła się. - Nel.
 
Asderuki jest offline  
Stary 24-02-2016, 17:48   #27
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Laboratorium a raczej sala do badań nie wyglądała zbyt zaskakująco. Choć jej wyposażenie stanowiły głównie piedestały dla ksiąg i kryształów oraz kilka tablic i paczek z kawałkami kredy. Do tego każdy z piedestałów można było przesuwać. Oczywiście w świątyni magii nikt nie robił tego ręcznie, lecz za sprawą magii wiatru.
Profesor Felicja została uprzedzona o zamiarach magów i przygotowała już najpotrzebniejsze elementy. A dokładniej przyniosła mały kuferek z 8 przegródkami.
Z każdej przegródki wyciągała pewien obiekt umieszczając je kolejno na 8 piedestałach tworzących krąg. Dodatkowo narysowano krąg na posadzce i kazano tam stanąć Auli.
- Aby określić charakter magiczny maga stosujemy obiekty niezwykle wyczulone na dany typ magii. Oczywiście, możemy tym sposobem zbadać tylko 8 podstawowych elementów.
- Hmm ciekawe. - przytaknął Seshuin. - U nas stosowano zwykle rytuał 3 cnót.
- A co z pozostałymi? Z poza podstawowych elementów?
- To spoczywa na naszych głowach - rzekła dumnie Tarna Leila trzymając w dłoni opasną księgę wskazując na Felicję - Do pozostałych elementów wymagane są metody pośrednie, ale nimi zajmiemy się później.
- Zatem zaczynajmy - powiedział Erven - Mam jeszcze jedną sprawę w której kwestii będę potrzebował waszej pomocy, ale to drugorzędna sprawa. Najważniejsza jest teraz dla mnie Aula. - po tych słowach nekromanta zamilkł i przyglądał się procesowi.
- Czy elementy nie powinny od razu zareagować? - zapytał Seshuin
- Ten krąg na podłodze ogranicza wydzielanie się magii. Czekamy do ostatniej chwili gdy wszystkie przedmioty zostaną już ułożone.
- Z czego korzystacie? - zapytał Ranagar
- Płatek lodowej róży, kryształ ogniskujący Magmara, okruch rdzenia planetarnego, włos Raijuu, wąs Hadluca, skarłowaciały owoc Planety. I teraz najlepsze kieł księcia demonów. - mały biały obiekt otoczony czarną aurą zaczął wywoływać u Ervena oddziaływanie. Musiał się biedaczek spiąć w sobie by nie zacząć przybierać demonicznej formy. Na szczęście po chwili wszystko się wyrównało - ... oraz pióro anioła. - Gdy śnieżno białe świetliste pióro zostało wyjęte z kuferka przez ciało Ervena przeszedły dreszcze. Naturalna reakcja obronna. A może strach?
- Uu... później dopytam o szczegóły ich zdobycia. - rzekł z mrocznym uśmiechem Ranagar.


Gdy wszystko było już gotowe Auli kazano ustawić się w środku okręgu a później go przerwano jednym szybkim szurnięciem po podłodze. Obiekty zareagowały.
Pióro anioła lśniło oślepiającym białym światłem.
Wąs Hadluca zaczął wić się jak dżdżownica w powietrzu.
Płatek lodowej róży zaczął pokrywać szronem piedestał.
Były także drobne reakcje dla owocu planety i rdzenia planetarnego, ale żadnych dla kła Lucyfera i włosa Raijuu.


- Ho ho... Magia światła. - rzekł z nieukrywaną radością Tallawen - To się nazywa szczęście Ervenie. Naprawdę wspaniały okaz.
Gdy światło wypełniło całe pomieszczenie, ponownie zamknięto obwód i przerwano efekty.
- Tak Mistrzu, wiem. - odparł uprzejmie i spokojnie - Prawdę mówiąc spodziewałem się tego. Pytanie tylko co z pozostałymi uzdolnieniami? - zapytał Erven po czym zwrócił się do Auli z uśmiechem.
- Magia Światła to rzadki dar. Powinnaś być dumna, niewiele osób rodzi się z tymi preferencjami.
- Na razie wiemy że się nadaje na adeptkę. Dodatkowe atrybuty sprawdzimy później, tak samo jak sposób używania magii. To pozostawię na twojej głowie Ranagar.
- Zajmę się tym. Jeżeli mnie pamięć nie myli nie ma tutaj mistrza światła.
- No niestety. Będziemy musieli ją przydzielić zarówno Illuar jak i kilku profesorom. Sam rozwój pozostanie niestety na jej barkach.
- Mogę zapytać co się stało z mistrzem?
- Zdaje się że zaginął, ale równie dobrze mógł zginąć w starciu z demonami. Prawda jest taka że tamta bitwa była wyniszczająca, z oddziału wrócili nieliczni w tym i Generał Agaun. Rzekomo odnieśli zwycięstwo, ale nikt nie chciał składać raportu. Jedyny ślad po tej walce leży na piedestale. - Tallawen wskazał palcem na ząb - Kieł jednego z piekielnych książąt, Lucyfera. Skoro on sam stanął do bitwy, to nie chcę myśleć jaki miała ona wymiar. W każdym razie. Ervenie skończyliśmy test, mam przygotować papiery do przyjęcia jej w poczet adeptów?
- Jak najbardziej Mistrzu Tallawenie. - odpowiedział czarny mag - Nie możemy pozwolić aby jej potencjał uległ entropii. Poza tym mam jeszcze jedną sprawę do laboratorium.
- Rozumiem. Jeśli będziesz potrzebował pomocy, masz ku temu dobrą okazje. Na mnie już czas. Posprzątajcie i przygotujcie się do popołudniowych wykładów.
Erven ukłonił się lekko Tallawenowi i zwrócił do pań obejmujących pieczę nad laboratorium wyjmując niewielką szkatułkę.
- W moich podróżach natknąłem się na ten kryształ. - powiedział otwierając i prezentując ją

- Jeżeli nie sprawiłoby to problemu chciałbym dowiedzieć się o jego właściwościach, oraz tego, czy jest możliwość użycia go jako zwieńczenie różdżki magicznej o odpowiednio dobranym rdzeniu.
- Hmm. To cała sztabka. - zaśmiała się Felicja
- Popatrzmy. - rzekła Tarna poprawiając okulary - Struktura, barwa, kształt. Z dużą pewnością jest to... a nie chwila tamten ma inny odblask świetlny. Czyżby to było Szklany Rudyt? Dość podobny do Krystalicznego srebra ale tamten ma srebrne zabarwienie. Faktycznie jest to materiał magiczny, choć raczej nie nadawał by się jako rdzeń a nawet zwieńczenie różdżki. Już prędzej na pierścień, amulet tudzież runę. Kiedyś był właśnie stosowany jako ta trzecia opcja. Sam materiał nie oddziaływuje z elementami z większym stopniu, ale pozwala je pochłonąć w niezmienionym stanie.
- Ach ten materiał. My raczej nie mamy z niego pożytku, ale nie jest też bezużyteczny. Jak zdarzyło ci się Ervenie chodzić po ruinach i natrafić na pułapkę magiczną, która strzela jakimś czarem. To właśnie taki materiał ją przetrzymuje. Można w nim zamknąć dowolny czar a potem go uwolnić. Jeżeli się nie mylę to bije od niego jakaś moc, znaczy że coś już jest w nim zamknięte.
- Niebezpiecznie byłoby uwolnić ten czar nie znając go. - odpowiedział Erven - Chyba że mamy jakieś bezpieczne miejsce by tego dokonać?
- Dość potężny ten czar. Z natury materiału wynika że jest oni nie wyczuwalny, a został odkryty przez przypadek.
Sądzę że w obrębie miasta lepiej go nie uwalniać. Oczywiście uwolnienie czaru to najszybsza metoda jego poznania. Ale są też inne, bardziej badawcze. Co więcej kryształ potrafi przetrzymywać tylko efekt czasu, nie trzyma jego formuły, a zatem to nie kryształ runiczny czyli uwolnienie czaru opróżni go. Jeżeli chcesz możemy go przebadać, zostawisz go tu na dzień czy dwa.
- Jak najbardziej. - odpowiedział Erven - Nie śpieszy mi się z tym kryształem, więc nie ma pośpiechu. Jeżeli będę mógł w czymś pomóc, proszę po mnie posłać. Na tą chwilę muszę zająć się pewnymi sprawami. - co powiedziawszy ukłonił się damom z lekka i ruszył na zewnątrz Świątyni Wiedzy, a następnie w kierunku Ratusza złożyć dwa zlecenia. Jedno na “eskortę”, a drugie na “czyszczenie ziem Osad z plugastwa”.
Kolejnym przystankiem był miejscowy zbrojmistrz u którego złożył zamówienie na pełną, czarną zbroję łuskową z najlepszych dostępnych surowców. Taką co by wytrzymała każdy cios, od mieczy mistrzowskich, poprzez taran, a na pocisku balistycznym kończąc, oraz, jeżeli nie ograniczałoby to jego magii odporną na nią. Jak również na długi miecz klasy mistrzowskiej.
Kiedy to zostało zrobione, udał się z Aulą z powrotem do rezydencji.
Usiadł tam w swojej pracowni na krześle przy stole i sięgnął pod biurko gdzie miał ukryty gąsiorek z miodem. Nalał sobie do kielicha. Ciężko westchnął po czym spojrzał na dziewczynę.
- Szkoda, że nie ma dla ciebie Mistrza tej dziedziny, ale masz dar i szansę stać się nową mistrzynią w tej sztuce. Jak chcesz możesz poświęcić się temu całkowicie, najmę służbę by zajęła się domem - uśmiechnął się delikatnie - Tylko pojawiaj się od czasu do czasu wieczorem na rozmowy... - upił tęgi łyk miodu i westchnął ponownie, miał wiele do przemyślenia - ...i trzymaj się z daleka od Aresa. Ma zbyt otwarty umysł, a to oznacza kłopoty.
Erven spojrzał na okno, na zewnątrz i powiedział
- Magia światła jest magią altruistyczną. Ci którzy nią podążają skupiają się na innych bardziej niż na sobie. Jest to magia leczenia i ochrony przed złem. - spojrzał na nią - Szczęśliwie, są w zbiorach księgi dające wgląd w zaawansowane czary tej dziedziny. Będziesz mieć materiały do nauki, nie martw się.
Upił jeszcze łyk i się słabo zaśmiał powątpiewając w swoje myśli które kłębiły się w jego głowie.
- Masz doskonałą okazję mnie pytać. Właśnie zacząłem pić. Chcesz trochę?
Nadstawiła kubek.
- Kim jest Illuar? - Zapytała nieśmiele. Widać sporo myśli również kłębiło się w jej głowie. - To ona ma zostać moją nauczycielką, i dlaczego magia światła jest tak rzadka? Wcześniej nic o tym nie słyszałam, ani nie wykazywałam żadnych takich objawów.
Erven uśmiechnął się lekko
- Usiądź, nie będziesz przecież stać prawda? - zapytał, a kiedy usiadła nalał jej miodu do kubka
- Iluarr należy do Królewskich Oddziałów, jest jedną z Białych Rycerzy. Nazywają ją również “Szlachetnym Promieniem”. Łuczniczka oddana sprawie, ale trochę ciężka w obyciu, przynajmniej taka była kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, ale to było jakiś czas temu, więc wszystko mogło się zmienić. Dostanie powiadomienie od Świątyni, że staniesz się jej uczennicą, więc powinno być dobrze i obejdzie się bez problemów.
Upił łyk miodu, westchnął lekko i kontynuował.
- Widzisz, urodzić się z tym darem jest rzadkie, utrzymać te predyspozycje w okresie dorastania jeszcze rzadsze. Magia podlega naszemu charakterowi. Masz dobre serce i otwartą na innych osobowość pomimo doświadczeń. To samo w sobie zwiększa Twoje predyspozycje. Lub w drugą stronę, Twoje predyspozycje pozwoliły Ci zachować siebie. Ciężko powiedzieć które to odegrało rolę. Osobiście skłaniam się ku obydwóm wersjom.
- Od pewnego czasu podejrzewałem, że możesz mieć predyspozycje i zamierzałem zapytać Ciebie czy nie chciałabyś sprawdzić. Tak akurat się złożyło, że byłaś pierwsza z tą inicjatywą. Widzisz, samo pragnienie poznania czego często wynika z naszych podświadomych pragnień i predyspozycji. Instynkt i nadświadomość dążą do osiągnięcia potencjału, lecz nie zawsze docierają do świadomego umysłu. Podążyłaś za swoim pragnieniem i teraz mamy pewność, że był to słuszny wybór.
- A jak było z mistrzem? - zapytała sącząc miód z kubeczka. Po lekko skrzywionej minie musiał być dla niej zbyt mocny.
- Kiedy przybyłem do tego świata podstaw nauczyła mnie Herbia, po zdaniu testu. Byłem uparty... - uśmiechnął się szeroko z zadowolenia - ...potem to już książki i własna praktyka. - odpowiedział jej ciepło - Zbyt niezależny ze mnie człowiek by poddawać się pod opiekę innego “Mistrza”.
Upiła kolejny lekki łyk.
- Magia światła... - powiedziała do siebie w lekkim zamyśleniu - Dzięki niej będę mogła pomóc mistrzowi?
- Pomożesz nie tylko mi, a całej Unii w czasach które mają niedługo nadejść… - odpowiedział ciepło i otworzył usta by coś powiedzieć kiedy odezwał się głos...
- Słyszałem nowiny - rzekł gromko i radośnie Kali .
Właśnie wszedł do pokoju, oczywiście jego pojawienie się w domostwie nie uszło uwadze Ervena.
Trochę odrapany na twarzy i stroju treningowym, z paroma siniakami na dłoniach, wydawał się wielce uradowany.
- Gratuluję Aulo. Choć sądzę, że zasługa leży po stronie mistrza Ervena.
- Zasługa leży po obu stronach - odpowiedział Sharsth - Wyrwałeś się na chwilę? Jaka reakcja Illuar na te nowiny?
- Mistrz Yue twierdzi że twoja osoba jest tutaj głównym czynnikiem. - Odparł. - Choć nie do końca zrozumiałem tłumaczenie.
W tym zdaniu była pewna zagwozdka “Yue - powiedział”. Zapewne chodziło o inną formę przekazywania informacji, ale drążenie tego tematu niczego by nie przyniosło.
- No akurat udało mi się wykazać w walce treningowej więc poprosiłem o chwilę przerwy. Pani Illuar, nie wyglądała na zadowoloną. Ale nie przejmuj się Aulo, ona tak już ma. Dla mnie też była mniej przyjazna. Zapewne wyżej stawia własną wolność niż niańczenie młodzieży. - słowa wypowiedziane z pewnym komicznym akcentem przypominały wypowiedź Gramona
- Czyli Illuar nadal zachowuje się jakby połknęła patyk… hmmm… - zastanowił się nad czymś wyraźnie.
- Wiesz co Yue miał na myśli? Bo sam za bardzo go nie rozumiem czasami. - powiedział rozbawiony.
- Trudno to wyjaśnić, ale rozumiem co ma na myśli. W przeciwieństwie informacji które przekazuje. “Mówił”.. - wykonał gest cudzysłowu -... że pewne okoliczności przyczyniają się do wykształtowania podatności na magię światła. Jako jeden z poznanych lub udokumentowanych przykładów jest obecność silnego źródła przeciwnego. Ma to efekt pochłaniania bratniego elementu, w wyniku czego element przeciwny zostaje uwydatniony. No mniej więcej coś takiego chciał przekazać. - Zaśmiał się radośnie - Ale kiedy przychodzi do głębszych rozważań, mówię uprzejmie: “wolałbym stoczyć walkę lub doświadczyć tego osobiście”. O! Co pijecie?
- Miód pitny, chcesz trochę? - zapytał nekromanta - Świętujemy dołączenie Auli do grona adeptów, a teoria Yue jest ciekawa. Jak by nie patrzeć jestem potężnym magiem mroku, chcą tego lub nie. - powiedział z szerokim uśmiechem.
- Hmm. Skosztuję, ale tylko trochę za chwilę muszę wracać na plac treningowy. Zbliża się egzamin więc będę miał teraz sporo wysiłku. - nalał sobie do kubka odrobinę miodu rozkoszując się smakiem. - W jego teorii zdaje się jest pewien konflikt. - rzekł dolewając sobie jeszcze odrobinę - Illuar weszła wtedy w słowo i mówiła o samym charakterze obecności. W dużym skrócie... nie chodzi tylko o obecność silnej magii. Uczniowie Yue nie wykazują silniejszych właściwości magii ognia. Jak twierdziła. Do takiej teorii przyczyniały się byty wyższe żywiołaki, bóstwa czy też anioły i demony. Yue tylko przytaknął, zdaje się że nie stanowiło to kontr argumentu. A może... A z resztą. Mistrzowie zdają się wiedzieć więcej niż są w stanie powiedzieć. Czas na mnie. - odłożył kubek na bok - A właśnie zapomniał bym. Bo w sumie to też sprawa Illuar.
Chwilę mocując się z torbą przewieszona przez ramię i zawartością w niej, wyciągnął mały zwój.
- Czar “światło”, 1 zwój, dla ciebie.- przekazał go zaskoczonej Auli. - Pani Illuar poprosiła byś się z tym zapoznała. A tym bardziej spróbowała to uzyskać. Zapewne przez “spróbowała” miała na myśli “naucz się a dopiero porozmawiamy”.
- A i tu jeden dla Ciebie mistrzu. - Tym razem wyciągnął list.
Na kopercie znów widniał napis “Dla MISTRZA Ervena”
- No to na razie, wrócę na kolację. I jeszcze raz gratulacje.
Erven trzymał listy w dłoni i spojrzał na Aulę rozbawiony.
- To już drugi raz kiedy moje talenty rozpoznają ludzie spoza kręgu magicznego.. Mistrz Erven! - zaśmiał się lekko - To jak? Sprawdzamy jakie niespodzianki przyniósł nam Kali? - i kiedy słowa przebrzmiały otworzył kopertę i wyjął list by zapoznać się z jego zawartością.
- “...na krańcach mroku ukryte, co się zowie odkryte. Dnia wrzosu przybędzie, w świetle księżyca się odbędzie. Gdzie polana światłem góry olśniona, tam moc zostanie uwolniona. Test tam twego męstwa nastanie, przetrwasz jeśliś w stanie. Czekać z upragnieniem nie zamierzamy, w nieobecności się już nie naprzykrzamy.” - Przeczytał na głos Erven.
- Eeee - niemy odgłos wydobył się z ust - Amanci ? - zapytała z lekkim rumeńcem. Zapewne jej upojenie zbliżało się do granicy wytrzymałości.
- Nie Aulo, to wyzwanie. - odpowiedział tajemniczo nekromanta - Jeśli mam rację, czeka mnie ciekawa, choć niebezpieczna przyszłość. - uśmiechnął się czule mrucząc przyjemnie - Jak chcesz mogę być Twoim amantem…
- Amant to ten co się stara o względy... - powiedziała dopijając kubek i nastawiając na kolejną porcję.
Szeptem pod nosem dało się słyszeć lekkie mruczenie “tu już nie musisz.”
- Mistrzu a cześto tacy amaci ci listy ślą?
- To mój pierwszy list od jakiejś kokietki - odpowiedział ciepło Erven widząc że jej myśli są już całkowicie gdzie indziej i nalał jej do kubka miodu - Nie wiedziałem, że jestem popularny. Ciekawe, prawda?
- No ni ma się co dziwić. W końcu mistrz.... jest taki... taki... Ech.... - głębokie westchnięcie. - Juś widziałam jak dwie takie za panem sły.
Hmm... czyżby miała na myśli dziewczęta Ezia, który zajmuje się częścią wspólnych transakcji i sprzedażą informacji? Trza przyznać, że Ezio ma zmysł do kobiet, ale równie co piękne są niebezpieczne. Już nieraz miał Erven możliwość usłyszeć o nich pochwały z ust samego Ezia, jak zdobywały informacje “od kogoś gdzieś tam”. Zwykle informacje z górnej półki. Choć jak i na takie przystało, były drogie.
- Jestem pewny, że w Świątyni poznasz wielu miłych chłopców. Jesteś piękna, utalentowana… - powiedział ciepłe komplementy - ...chyba, że już jest ktoś kto skradł Ci serce?
- Yhym. Jest taki jeden. Ale nie mam gustu, mistrzu. Stary taki i ślepy jak noc. Może trza się rozejrzeć za nowym? - zapytała opierając się na łokciu o stół. Za drugim razem, za pierwszy broda nie trafiła na dłoń. Ale bez zażenowania czy jakiś nietypowych ruchów po prostu przyjęła zamierzoną pozę.
- Moja piękna, chyba masz już dość miodu na dzisiaj. - powiedział ciepło podchodząc do niej i klękając przed nią - Chcesz iść do łóżka?
-Yhym - pokiwała nieporadnie głową
- Raczej sama nie ustaniesz… - powiedział ciepło - ...pozwól, że Ciebie zaniosę. - zaproponował z ciepłym uśmiechem.
I zabrał ją na ręce, a ona zaplotła swoje dłonie na jego szyi.
Zaniósł ją do swojej sypialni gdzie obydwoje znaleźli się w łóżku. Erven nie szczędził młodej dziewczynie pieszczot i pocałunków, lecz dopiero kiedy przetrzeźwiała przeszli do głównego dania... Po wszystkim mag musiał przyznać, że nigdy nie widział Auli tak uśmiechniętej i wtulonej w niego.

Leżeli tak chwilę, aż każde z nich ruszyło w swoją stronę. Aula do kuchni przygotowywać obiad i zająć się nauką czaru ze zwoju, a Erven do Świątyni szukać wzmianek i poszlak by przybliżyć miejsce jego próby którą opiewał list. Choć podrapane plecy lekko pobolewały to widział, że mógłby je uleczyć prostym zaklęciem to jednak nie zrobił tego. Wszak to był dowód jego zdobyczy.

List choć dość zawile opisany wskazywał na pewną lokalizację na zachód od stolicy. Bodajże w okolicach dawnej twierdzy Kuroryuu. Oczywiście Erven nie stronił od pomocy. Sofia - nowa bibliotekarka w świątyni wiedzy była skora by podzielić się wiedzą i rozważaniami.

Było to dziewczę dość skryte, ceniące sobie wiedzę, książki ale stroniące od towarzystwa. Nie mniej jej praca wymagała udzielania i pomagania w poszukiwaniach pewnych informacji.
Jak dziewczę o znikomym potencjale magicznym trafiło w to opiewające w wiedzę miejsce? Na to pytanie nie było jasnej odpowiedzi. Nawet profesor Felicja odparła “Po prostu”.
Wracając jednak do meritum.
Lokacja była rodzajem wejścia do jakiejś jaskini tudzież instancji z pułapkami. To miał oznaczać test, co więcej było ograniczenie czasowe w przystąpieniu do niego. Pomijając że wejście miało pokazać się nocą, ostateczny termin jego spełnienia mijał za 4 dni. Na miejsce bez pośpiechu można było dotrzeć w 2 dni.
Pozostało jeszcze trochę niewiadomych, ale po mimo wielkich chęci ich rozwikłania Sofia musiała udać się w inny kraniec biblioteki. Wiedza którą oboje zdobyli wystarczyła by poddać się tej próbie.

Mając wszystko co niezbędne by móc udać się tam gdzie trzeba i zrobić co trzeba Erven podziękował Sofii i poprosił ją o zachowanie tajemnicy. Nie chciał by przypadkowo ktoś wplątał się w jego sprawy. Był niemalże pewny, że to zadanie było przeznaczone tylko dla niego, a dodatkowi ludzie mogliby tylko utrudnić jego realizację.
Nie na stopniu łatwości wykonania zadania co spotkania się z tymi co chcili go poddać próbie, ale tego bibliotekarka wiedzieć nie musiała. Jeszcze raz wylewnie podziękował jej za pomoc i ruszył do Ezia. Informacje były na cenę złota, więc warto było go poinformować o zbliżającej się wojnie z demonami. Tymi z Osnowy i z tymi z tego świata. bankier powinien na tym zarobić... jeśli będzie działał szybko.
Kiedy to zostało zrobione Erven rozpoczął szukanie gosposi która by przejęła obowiązki domowe z barków Auli. Najważniejsza teraz była edukacja magiczna dziewczyny. Jej moce światła mogły zaważyć na szalę zbliżającej się wojny.
Parę razy zdarzyło się, że kandydatka na gosposię opiewała dziwną aurą. I nie chodziło tylko o to że była bardzo chętna do pracy u Ervena, przecież jego renoma nie była aż tak rozpoznawalna w tych kręgach. Fakt był już znany w stolicy ale przecież nie budziło to takiego zaufania. Pozostało więc albo zaryzykować, albo poszukać kogoś przez pośredników.
Erven nie namyślał się długo. Coś z tą kobietą było nie tak, a nie miał zamiaru ryzykować życiem Auli i Kaliego tylko dlatego, że zależało mu na czasie. Powiedział kobiecie, że weźmie jej kandydaturę po uwagę i ruszył szukać pośredników. Zależało mu na kimś sprawdzonym, na kimś na kim mógłby polegać, bez obaw o dobrobyt jego podopiecznych i dyskrecję. Może Ezio znałby kogoś takiego?
Zatrzymał się jeszcze u jubilera zlecić wykonanie srebrnego sygnetu. Takiego jak jego, tylko, że z niebieskimi szafirami zamiast oczu i żeby był gotowy na wieczór. Nadeszła chwila promocji, lecz o niej później.
Gdy pozostałe sprawy zostały dokończone, a Ezio za odpowiednią opłatą obiecał znaleźć poszukiwana osobę. Można było w końcu przejść do właściwego celu.
Kiedy nastał wieczór Erven czekał na Kaliego. Kiedy ten się zjawił odezwał się.
- Kali. Nadeszła pora i chciałbym Ciebie o coś zapytać. Masz chwilę czasu?
- Owszem mistrzu. W czym rzecz?
- Chodź i usiądź ze mną. Napijemy się. - powiedział nalewając do kielichów złotej cieczy, a kiedy usiadł wręczył mu kielich z miodem.
- Nim przejdziemy do sprawy. Powiedz mi jak minął Ci trening, jak minął dzień?
- Jak zwykle. Odrobina rozgrzewki, praktyki, nowej wiedzy i sparingi. O ile dobrze poszło mi z Hiro, o tyle z Generałem Agaunem poniosłem sromotną porażkę. Ten styl... w ogóle do mnie nie pasuje. Ale cieszę się że mogliśmy stanąć w szranki ze sobą. To bardzo zajęta osobistość, ale ceni sobie młodzieńczy zapał. Dostałem także ofertę by udać się na misję z Juto. Nawet udany dzień.
- Za udany dzień. - powiedział Erven unosząc kielich w toaście, po czym upił łyk miodu pitnego.
- Mam dla Ciebie propozycję Kali. - powiedział mag przyglądając się chłopakowi - Dużo nad tym myślałem i chciałbym, żebyś oficjalnie do mnie dołączył, jeśli tylko chcesz.
- To znaczy, Mistrzu?
- Dołączyć do tworzącej się nowo powstałej organizacji. Naszym celem będzie wywiad, ochrona terenów Unii i ludności cywilnej, oraz zabezpieczanie interesów Dynastii. - odpowiedział Sharsth - Byłbyś pierwszą z moich Czaszek. Ufam Ci, twojemu wyszkoleniu i sumienności, dlatego chciałbym, byś dołączył do mnie jako kapitan. Oczywiście jesteś wolny podejmować się wszystkich misji i zadań jakie Twoja dusza zapragnie. Jednak odpowiadasz przede mną i oczekuję raportów z poczynań. Jeżeli wykonujesz misję dla Oddziałów, podlegasz również ich regulacjom, ale nadal oczekuje raportów.
- Hmm. Misja dla Juto była dla nie zaskoczeniem. Ale to jest większym. Nadal myślę o moim domu i jak wspominałem zamierzam się tam udać. Czekałem za twoją prośbą mistrzu. - wziął do ręki kielich i wypił do dna. - Lada dzień czeka mnie egzamin, bym mógł wstąpić w poczet oddziałów królewskich. Wtedy zamierzam wyruszyć w podróż. Więc nawet jeśli dołączę teraz to nie będę dostępny pod ręką. Poza tym nie widzę się jeszcze w roli dowódcy. Ale nie uważam by były jakiekolwiek przeciwwskazania bym dołączył.
- Jak mówiłem Kali. Masz wolną rękę. Więc w niczym nie przeszkadza Twoja nieobecność, a że cele Czaszek są zbieżne z celami Oddziałów nie widzę przeciwwskazań. - Erven upił miodu i postawił kielich na stole, pochylając butelkę miodu w jego kierunku w niemym pytaniu - Poza tym, ufam Ci Kali i twojemu osądowi. Potrzebni mi są ludzie z głową na karku, a ty ją masz.*
Nalał miód do kielicha i popchnął butelkę.
- Dobrze ważony. - stwierdził upijając łyk - A co z Aulą? Ona też?
- Nie jest jeszcze gotowa. Dopiero zaczyna swoje szkolenie. - odpowiedział chłopakowi mag - Jeśli wykaże odpowiednie umiejętności i podejście do sprawy to nie wykluczam takiej możliwości. Jednak będzie to jej decyzja i nie zapadnie wcześniej niż za miesiące. Trening magiczny jest dużo bardziej rozległy i wymagający. Póki co jest cywilem, a cywilów musimy chronić. Szczególnie w czasach które mają nadejść.*
- Demony. Hyh? Rycerze już coś wspominają o Aquili. Hmm... Dobra. Wchodzę w to mistrzu. A co do raportów... wiem że cenisz sobie wiedzę. Co gdyby jakieś informacje z perspektywy oddziałów były poufne?
- Wierzę w twój osąd i wyczucie Kali. Co prawda wolałbym wiedzieć więcej niż mniej. Dzięki tej wiedzy moglibyśmy działać sprawniej na korzyść Unii. Jednak nie mogę Ciebie zmusić do tego. Pamiętaj tylko, że działa to w obie strony. Nie przewiduję konieczności zatajania informacji przed Oddziałami, jednak kwestia przepływu informacji spoczywa ciężko na moich ramionach.*
- W sumie... tak myślałem, że to powiesz. -uśmiechnął się zawadiacko - Masz już plan co na początek? Możesz korzystać, póki mam jeszcze trochę wolnego czasu.
- Obserwuj i ucz się. - odpowiedział nekromanta - Korzystaj z życia póki jest jeszcze lekkie, a ja zajmę się naglącymi sprawami. Ostrzegałem już wyżej postawione osoby, ale póki nie znajdę dowodu, nie uwierzą mi na słowo. Ta bitwa jest moja własna Kali. Nie ma potrzeby ryzykować Twojego życia.
- I tak będę musiał je narazić prędzej czy później. Sam egzamin tego wymaga. W każdym razie powiedz gdybym był potrzebny. - Wstał z miejsca - Jestem już zmęczony dzisiejszym dniem. Jeśli to wszystko udam się na spoczynek.
Erven uśmiechnął się lekko i wyjął coś z kieszeni. Małe zawiniątko.
- To zdaje się należy do Ciebie Kali. - powiedział wstając i wręczając mu je.

Weznątrz znajdował się srebrny sygnet z niebieskimi szafirami zamiast oczu.
- To jest?
- Symbol rozpoznawczy Czaszek. - odpowiedział - Ranga kapitana, oddziały obronne.
Erven pokazał mu sygnet na jego palcu.
- Generał, oddziały uderzeniowe, mag mroku. Jeszcze przyjdzie pora, wraz z nowymi członkami na wytłumaczenie znaczeń poszczególnych sygnetów. Noś go dumnie, ale nie zdradzaj o nas więcej niż jest to potrzebne. Przynajmniej do czasu, aż będzie to konieczne. Im mniej o nas wiadomo, tym lepiej dla nas.
- Z całym szacunkiem mistrzu. Ale wątpię by 2 osobowe ugrupowanie kogokolwiek interesowało. - rzekł żartem zakładając sygnet.
- Do czasu Kali, do czasu. - odpowiedział ciepło - Jeżeli znajdziesz kogoś kogo uważasz za dobry materiał by do nas dołączył daj mi znać. Ja jutro z samego rana wyruszam w teren. Zlecenie na Twoją ochronę wisi w Ratuszu. Ezio się wszystkim zajmie pod moją nieobecność.
- Dobrze. Uważaj na siebie mistrzu. Przed wyruszeniem poinformuję cię o tym mistrzu.
- Dobrze Kali. Już Ciebie nie zatrzymuję. Odpocznij, miałeś pracowity dzień.
Odczekał jeszcze chwile z kielichem w dłoni upijając łyk trunku do czasu, aż Kali zniknął na schodach. Po czym położył kielich na stoliku i udał się do kuchni szukając czegoś do przegryzienia. Kto wie? Może natknie się na Aulę przypadkiem?*
Otwierając pojemnik termiczny zdołał znaleźć wędzoną szynkę, kozi ser i kawałek dziwnie wyglądającego placka. Pachniał on owocami, ale zapewne estetyka nie była odporna na niską temperaturę. Z pewnością wynik eksperymentów Auli.
Gdy tak przeglądał pozostałe miejsca i spiżarniane schowki, odczuł czyjąś obecność. Osoba stała za nim, ale nie emanowała aura emocji. Nie miała złych zamiarów, albo była spokojna jak stal.
Erven zamknął schowek i położył dłoń na rękojeści sztyletu, obrócił się.
- Wiem, że tu jesteś. Równie dobrze możesz się pokazać. - powiedział ze spokojnym uśmiechem. - Gdybym wiedział, że mam gości zaprosiłbym na kolację.*
- Negative. Jest to zbędne. - odpowiedział zimno kobiecy głos. A więc druga opcja.

Dziewczę ukłoniło się dworsko, wciąż trzymając w ręku miecz, przy nodze miała przywiązaną pochwę z rewolwerem dużych gabarytów.
- Wiktoria sella Arone. Przysyła mnie Ezio. Mam zająć się tym domem.
Mag pokiwał potwierdzająco głową mierząc postać kobiety wzrokiem.
- Zatem witam w progach tego domu. - jego dłoń opadła ze sztyletu - Widzę, że zostawiam domostwo w dobrych rękach. Jest coś czego chciałabyś się dowiedzieć, póki jeszcze jestem obecny?*
- Osoby upoważnione. Zachowania obronne***. Mój pokój. Mistrz kazał przekazać że regulacja kosztów z końcem miesiąca. Jednak gdy zajdzie potrzeba wezwie mnie i odliczy koszty.**|
- Osoby upoważnione to Aula i Kali, obydwoje w swych pokojach. Protokoły obronne są proste. Bezpieczeństwo domowników. Autoryzowane użycie pełnego zakresu umiejętności jeśli zostanie zagrożone ich życie lub w przypadku zagrożenia nietykalności cielesnej umiarkowanej przemocy. W stosunku do wtargnięć słowne upomnienie, jeśli nie zadziała, umiarkowana przemoc. Jeżeli przyjdzie ktoś pragnąc się widzieć ze mną oddalić do mojego powrotu. Poza tym standardowe procedury utrzymania domu i domowników w dobrym stanie. Jednak jeśli w swojej pracy natkniesz się na jedną osobę poinformuj mnie o tym fakcie bezzwłocznie jak tylko będę dostępny. Przekażę ci wygląd telepatycznie. Jesteś gotowa?*
- Ready.
Erven wyszeptał słowa zaklęcia dotykając palcem swojej skroni. Następnie wysłał jej delikatny impuls telepatyczny osadzając obraz w jej głowie, obraz Kaeli.
- Autoryzowane powiadomienie, że jej szukam. Jeśli odpowie na pytanie jak miał na imię jej Mistrz w jej świecie przekazać, że jest mile widziana w progach tego domu. Odpowiedź to Nodhan.
- Jeśli pojawią się inne sytuacje nie sprecyzowane, nieuregulowane powyższymi założeniami zdaję się na twoje poczucie zastosowania odpowiednich środków. Twój pokój znajduje się na piętrze. Drugie drzwi po lewej. Z rana jak wszyscy wstaną oficjalnie zostaniesz przedstawiona. Czy coś jeszcze?*
- Z mojej strony to wszystko. A teraz się oddalę. - Ukłoniła się dworsko i udała do pokoju.
Widocznie miała w zwyczaju trzymać broń w ręku.
Erven pokiwał jeszcze potwierdzająco głową i darował sobie wieczorną przekąskę. Udał się do swojego pokoju na spoczynek.
Następnego dnia rano kiedy wszyscy wstali na naszła pora śniadania mag przedstawił nową pokojówkę Auli i Kaliemu, oraz wspomniał, że znajdują się w dobrych rękach i nic co złe nie powinno ich spotkać podczas jego nieobecności. Poprosił ich jednak by nikogo nie sprowadzali bez jego zgody w progi posiadłości.
Kiedy śniadanie było skończone powiedział.
- Wyruszam w teren i powinienem powrócić w przeciągu tygodnia. Czy macie jakieś pytania?*
- Szerokiej drogi mistrzu. - Odparł kali w pośpiechu pałaszując śniadanie.
- Bądź ostrożny. - dodała Aula.
Pokojówka jedynie się ukłoniła.
Erven skinął im jeszcze głową i w pełnym rynsztunku bojowym ruszył na spotkanie swojej “próby”.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 24-02-2016, 17:50   #28
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Choć pozostałości spróchniałego drewna już dawno uległy rozpadowi. Pozostał jedynie kamienny plac. Plac na środku którego spoczywał totem. Dokładnie najzwyklejszy kamienny totem. Nieopodal na skalnej ścianie było zagłębienie. Nie trzeba tłumaczyć że wyglądało to na ukryte przejście, zablokowane jakimś zmyślnym acz prostym mechanizmem.

Erven podszedł do totemu i uważnie go oglądał i macał starając się znaleźć ukryty mechanizm. Nigdy nie wiadomo co można było znaleźć, a totem zdawał się być kluczem do otwarcia przejścia.
Totem nie miał żadnych ukrytych przycisków. Ale 4 jego fragmenty dawało się obracać. Były to kamień ze słońcem, głowa orła, głowa dzika, kamień z jakąś rośliną zdawał się to być... wrzos?
Erven zaczął obracać od górnego po najniższy z kręgów powoli i pieczołowicie nasłuchując dźwięku zapadającej się zębatki. To była prosta konstrukcja. Trzeba było być tylko spostrzegawczym.*
Niespełna 5 minut później ostatnia zapadka trafiła na właściwe miejsce.
Głośny szczęk obwieścił że przejście zostało otwarte. Tylko, jak się okazało, wejście na ścianie było sztuczne. Zapewne zabezpieczenie przed tymi którzy pragnęli by się włamać. I tak też cały kamienny plac zapadł się. Pozostał jedynie totem usytuowany na kamiennym filarze.
Oczywiście wysokość nie była wielka i skończyło się tylko drobnymi stłuczeniami.
W głąb nieznanego prowadził tunel. Po zapalonych pochodniach można było przypuszczać że ktoś z niego korzystał dość niedawno.
Jako że przezorny zawsze ubezpieczony, Erven przywołał kulę ognia która unosiła się obok niego dodatkowo oświetlając mroki. Przywołał jeszcze uderzając kosturem o ziemię zastąp nieumarłych zombie które go otoczyły, a jedna z nieumarłych istot ruszyła przodem pięć metrów przed nim. Tak przygotowany, mag ruszył na spotkanie przeznaczenia.*
Na końcu tunelu były drzwi. Tabliczka na nich głosiła “Test umysłu”, oczywiście w pradawnej mowie.
Drzwi były otwarte, a za nimi znajdowała się okrągła sala zalana wodą. Po drugiej stronie przed kolejnymi drzwiami znajdował się piedestał. W wodzie leżało dużo różnych można powiedzieć śmieci. Głównie mokre kawałki drewna w postaci skrzyń desek. Znalazły się także beczki i to w całkiem niezłym stanie. Środkowa część pomieszczenia była usytuowana głębiej przez co z początku mogło się wydawać że wody jest niewiele, jednak po empirycznym sprawdzeniu na szkielecie, głębokość centralnej części sięgała 1 metra.
Erven ukucnął i zaczął szeptać energię i gromadzić ładunek elektryczny w formie kuli w swoich dłoniach. Kiedy uzbierał pokaźną moc włożył swoje dłonie w wodę uwalniając ładunek śmiertelny dla większości żywych istot. Nie wiedział w końcu, czy coś w niej żyje. Następnie kolejne szeptane zaklęcia uniosły go w powietrze i podfrunął do drzwi sprawdzić czy są zamknięte.*
Z wody wypłynęło kilka martwych żab i pijawek. Nic bardziej niebezpiecznego. Drzwi okazały się zamknięte, zale zawierały wiadomość (identyczną jak ta na piedestale). “Przejdzie ten który posiada 40”
Erven odfruną z powrotem na bezpieczny stały ląd i zaczął szeptać zaklęcia wykrywające, metale, kości, substancje stałe. Musiał się zorientować co jest pod ręką i co może być potrzebne do przejścia dalej.
Poza spora ilością śmiecia i 2 szkieletami. (topielec i jakiś tutejszy) Znalazły się 2 całe beczki o stalowym obiciu w pojemnościach 30 i 50 litrów.
Czyli potrzebne było 40 litrów cieczy. Erven zamyślił się chwilę nad tym jak rozwiązać zagadkę. Napełnił beczkę 30 litrową i wlał do beczki 50 litrowej. Zaznaczył rysą od środka poziom wody. Następnie napełnił beczkę 50 litrową do pełna. Zlał do beczki 30 litrowej 20 litrów. Zaznaczył w niej poziom wody. I dwukrotnie po 20 litrów wlał do beczki 50 litrowej. Tak że ta beczka była pełna w 40 litrach.
Teraz pozostało umieścić beczkę na piedestale i tak też Erven uczynił.
Drzwi otworzyły się.
Kolejny tunel. Kolejne drzwi. “Próba rozwagi”.
Za drzwiami znajdował się korytarz. Sufit wyglądał na mniej stabilny i zapewne był pułapką, tylko co mogło ją aktywować? Podloga?
W sumie cała podłoga wyłożona była kamiennymi płytkami ze znakami słońca i księżyca. Nie były one ułożone w jakiś symetryczny czy logiczny układ po prostu były rozsiane.
Obok drzwi znajdowała się tabliczka: “Wszystko krąży, ale zawsze musi być ten pierwszy krok.”
Erven przyglądał się tabliczce po czym uklęknął i sprawdził delikatnie ruchliwość płytek.
Wiedział, że jedne są pułapką, a drugie bezpieczną przystanią. Pytanie tylko które były które.
Na przekór założeniom wszystkie płytki były ruchliwe. A wiec wszystkie były swego rodzaju przyciskami. Pewnym jednak było że skoro i tak trzeba je nacisnąć to zapewne błędem jest kombinacja. Może ta tabliczka zawierała w sobie odpowiedź. Wszystko krąży? Ziemia?
Jako, że i słońce i księżyc krążyły wokoło ziemi, to jednak Erven zdecydował się stanąć na płytce z księżycem. Wszak on dodatkowo krążył wokoło własnej osi.
Brak reakcjo otoczenia. Znaczy pierwszy krok był właściwy. Jaki powinien być kolejny?
Jako, że wszystko krąży, Erven zaczął stąpać po księżycowych płytkach w rytm księżyca okrążając salę. Wszak wszystko krąży, może i on powinien?*
Kolejny krok. Szczęk zapadki. Trzask. Coś spadło za drzwiami wejściowymi. Był to kamienny blok. Wejście zostało zablokowane. Dzięki bogu że nie wyjście. Drugi krok okazał się być zły, ale Erven nie czekał już na dalszy rozwój wydarzeń. Puścił się biegiem przez zawalający się korytarz. Choć z ciekawości wciąż zerkał na podłogę. Faktycznie nie bylo w ułożeniu kafelek regularności. zdarzyły się nawet 4-5 rzędów pod rząd identycznych księżycowych i słonecznych kafelek.
A koniec korytarza można było nazwać kpiną. Bo była to przepaść z 2 filarami po środku każdy oznaczony innym znakiem. Dalej były już drzwi osadzone na ścianie, lecz stopnia przed nimi nie było..
Szybkie szeptane zaklęcie uniosło go w powietrze i poszybkował w kierunku drzwi sprawdzić czy są otwarte.*
Niestety były zamknięte. Widać warunki przejścia nie zostały spełnione, ale teraz nie grało to już roli. Trzeba było się przebić.
Były dwa filary więc Erven przywołał dwa zombie i w tym samym czasie postawił je za pomocą magii na filarach.*
Gdzieś za drzwiami było słychać było ruch mechanizmu lecz bez efektu. Widocznie ten test trzeba było przejśc bez błędnie od początku. Pozostało tylko jedno wyjście i Erven wiedział jakie. Szeptane słowa oblokły go w dym i ruszył w tej formie na drzwi planując przez nie przeniknąć.
Nie były magicznie chronione. I dobrze bo już zaczynało robić się ciasno. W momencie gdy Erven przeszedł przez nie, korytarz doszczętnie się zawalił.
Kilka chwil później mag stał już przed kolejnymi wrotami. “Próba magii”.
Po środku okrągłego pomieszczenia był krąg z oktagramem. W każdym jego wierzchołku znajdował się piedestał a na nim pewien kwiat.

I kolejna tabliczka. “Udowodnij wszechstronność”
To akurat nie było trudne. Przywołał najbardziej podstawowe zaklęcia dziedzin magii elementarnej u umieścił je w kwiatach tak by po przeciwległych strona były ich przeciwieństwa.
Szczęk kolejnego zamka. Drzwi się otworzyły lecz ktoś użył magi i znów je zamknął.
Na środku kręgu pojawiła się wiadomość napisana kredą. Zapewne jakaś z podstaw magi ziemi.
Wiadomość brzmiała: “Jednocześnie”.
Erven usiadł na podłodze i pogrążył się w płytkiej medytacji przywołując elementy i zawieszając je nad piedestałami z kwiatem. Kiedy wszystkie 8 elementów było utworzonych opuścił je jednocześnie na rośliny.*
Drzwi znów się otworzyły.
Kolejne drzwi były oznaczone jako 2. Zapewne po nich przyjdzie jeszcze jedna próba i w końcu nadejdzie wyczekiwane spotkanie.
Tym razem miał nadejść test życia.
Tuż przed tymi wrotami wszyscy ożywieńcy Ervena przestali reagować i rozpadli się na składowe. Widocznie do tego eksperymentu nie mógł przystąpić z ich pomocą.
Pomieszczenie przypominało salę operacyjną. Podłoga wyłożona była stalą i kamieniem, co uniemożliwiało przyzwanie nieumarłych i szkieletów.
W pomieszczeniu znajdowały się 2 stoły. Na jednym leżały zdechłe szczury. Przed tym stołem znajdowała się ściana ze szczurzą norą.
Na drugim stole spoczywały 3 pojemniki, a raczej wiaderka. Krew, kości i bliżej nieokreślona papka. Ale czuć było od niej swąd, więc mogła być pochodzenia organicznego.
Przed tym stołem znajdował się większy większy otwór w ścianie dokładnie na jej środku.
Chcąc nie chcąc Erven musiał podejść między oba stoły. I w tym momencie Jego nogi zapadły się w stalowej płycie. Nieznany czar sprawił że mag został unieruchomiony. Na podłodze przed nim znajdowały się 2 informacje.
“Klucz do drzwi po lewej.
Klucz do wolności po prawej.”
Erven wierzył w ideę że wolność jest ułudą więc skupił swoją moc na szczurze by ten powstał z martwych i przeszedł przez swoją norę.
Zza ściany słychać było odgłos cięcia i więź ze szczurem została zerwana.
Erven spróbował z drugim szczurem, tym razem kontrolując go.
Wzrok szczura pokazał Ervenowi co znajdowało się za ścianą. Wahadła z ostrzami. Dalej było już z górki. Po ostrożnym przejściu trasy, mały żołnierz dotarł do dźwigni. Choć jeden szczur nie dal rady sam jej uruchomić. Ale gdzie jeden nie może tak 3 da radę. Gdy koledzy przyszli z pomocom dźwignia ustąpiła i drzwi do kolejnej sali zostały otwarte. Wciąż pozostała jeszcze kwestia unieruchomienia.
Erven był nekromantą i wszystko co organiczne nie stanowiło dla niego problemu. Skupił się więc na słoiczkach i ich zawartości szukając poszlak.
Kości żebrowe i kilka stawów różnej maści, i wielkości. Krew, a w rzeczywistości fragmenty tkanek mięśniowych zalane krwią z dodatkiem utrwalaczy, dla dłuższego przechowywania. Ostatni pojemnik zawierał glinę, ziemię i krew jednego organizmu. Nieznana struktura genetyczna krwi wskazywała na jakiś unikalny lub specyficzny okaz o określonych cechach.
Cel wydawał się prosty. Trzeba było coś z tego zrobić, tak by to coś przetrwało za ścianą, ale w pierw dotarło do otworu.(Środek ściany wypada mniej więcej 80-100 cm nad podłogą). A był on wystarczająco wysoko by szczury do niego nie doskoczył.
Erven przystąpił do składania humunukulusa, człekopodobną istotę, z dostępnych materiałów. Kiedy skończył ożywił go wysłał do otworu w ścianie.
Humunkulus poruszał się dość pokracznie ze względu na niewymierności w kościach i mięśniach. Przez otwór też przeszedł z wielkim trudem. Otwór był dość mały jak na takie dzieło. Niestety istota nie posiadała oczu wiec sterowanie ja przypominało bardziej marionetkarstwo, z tego samego powodu nie dane było sprawdzić co znajdowało się po drugiej stornie. Można było poczuć swąd i gorąco i przypuszczać że była tam jakaś pułapka ogniowa, a zawartość ostatniego pojemnika miała przed nią uchronić obiekt. Manekin ostatecznie się przewrócił, zapewne na mechanizm zwalniający bo nogi Ervena zostały uwolnione.

Ostatnie drzwi. “Test siły”.
Po mrocznej aurze bijącej od wnętrza pomieszczenia można było spodziewać się czegoś niebezpiecznego.
Erven był czujny, zwarty i gotowy. Szybko dobył miecza i zaczął szeptać zaklęcia ochronne. Cokolwiek tu było zapewne nie należało do przyjemnych.
Drzwi otwarły się ze zgrzytem. W pomieszczeniu panował mrok. Zapach przypominał na myśl śmierć. Stara krew, dużo krwi i trupów. Widocznie poprzednicy Ervena tutaj kończyli swoją przeprawę.

Po wejściu do środka drzwi zatrzasnęły się, a pochodnie umieszczone na ścianach pomieszczenia zapaliły delikatnym fioletowym płomieniem.
Erven w dymnej postaci przesunął się niczym zjawa na środek pomieszczenia w oczekiwaniu. Miecz rzucał fioletowe odcienie na ściany. “Najwyższa pora by się rozerwać i nie dać się rozerwać na strzępy”, pomyślał.
W bladym świetle widać było czyjąś postać. Była wyższa od Ervena, nieproporcjonalnie szczupła w stosunku do całokształtu. Po chwili jednak Erven odczuł mrowienie w całym ciele. To nie był człowiek, ani stwór, to cos było demonicznego pochodzenia.

Widmo nie wiadomo czy spało czy bez reakcji przyglądało się Ervenowi. Ale mag miał przeczucie, że rozmowa nic nie da.
Erven nie zwlekał. Szybko i zręcznie sięgnął po ofiarę przy pasie i już oblekał się w demoniczną formę pierwszego stopnia. Ktokolwiek miał władzę nad tą istotą nie był nowicjuszem. Widma były bytami z pogranicza nekromancji. Najwyższa forma zdolna do przywołania dla nekromantów. Kiedy już jego ciało przeszło przemianę, a trwało to zaledwie chwilę uśmiechnął się podle. To nie była łatwa bitwa.
Szeptane zaklęcia skupiły się na przyzwaniu demonicznych zastępów. Potrzebował pomocy jeśli miał pokonać tą istotę, a drugie szeptane zaklęcie padło na jego ostrze. W jego wyczuciu, szanse były całkiem wyrównane. Jeśli nie na korzyć widma.
Na moment płomienie przygasły pochłaniając pomieszczenie w półmroku. To wystarczyło by widmo znikło. Trwało to zaledwie chwilę, niczym mrugnięcie. Erven instynktownie pochylił się w gotowości do uniku. A świst nad jego głową świadczył że miał szczęście. Widmo miało przy każdej z rąk mackę, bardziej przypominającą ostrze. Jednym machnięciem rozcięło stojące za Ervenem pospolite demony jak gdyby nic stało w nieruchomej pozycji na suficie. Informacje o tym, płaszczyzna położenia nie ma dla widm żadnego znaczenia były w pełni prawdziwe. A co do informacji walki z nimi... no cóż tu było mniej szczęścia.
Erven zaczął szeptać plugawe litanie których efektem było otoczenie się czarnym płomieniem z piekła rodem. Przyzywał również wszystko żrące płomienie piekła na ciała i kości poległych. Chwilę potem wielokrotne źródła ognia zaczęły lawirować w powietrzu w hipnotycznym tańcu atakując zajadle widmo z każdej ze stron. Jeśli chciał wygrać musiał być w ruchu, bezustannie atakując i zachowywać inicjatywę. Demony miały prosty rozkaz, zabił widmo.
Demon wystawił swoją prawicę. Kolejny atak ostrzem? Nie tym razem użył mocy, a raczej czaru. Zaklęcie wypłynęło z niego niczym oddech i praktycznie tak samo bez głośnie.
Problem z widmami był dwojaki. Primo, widma pochodziły z pogranicza życia i śmierci, i to tego demonicznego życia.
Drugi problem, to to ze widmom jest bliżej do magii niż typowym diabłom czy demonom pospolitym. Więc poza dużym niebezpieczeństwem w walce, stanowią zagrożenie magiczne.
Płomienie latające wokoło Ervena straciły swoją objętość. Wyglądały teraz jak liście, czy też karty wolno obracające się po swoich trajektoriach. Nie nie znikły. Po prostu spłaszczyły się.
Lewica demona przywdziała mackę, zwykle skierowana ku głowie wyprostowała się wzdłuż ramienia tworząc ostrze. Kolejny ruch wyglądał bardziej akrobatycznie. Jeden ze szponów u nóg “puścił” sufit. Atak wykonany w piruecie, po przekątnej z góry na dół, miał za cel serce Ervena.
Logiczne, jak nie odciął głowy teraz chciał pozbawić serca.
Erven zrobił krok w bok z półobrotem starając się “odciąć” kończynę demona odrzucając swój kostur na bok. Nie czekając na efekty przekoziołkował się pod jedną ze ścian dobywając buławy i uderzając nią w podłogę której posadzka wystrzeliła do góry w setkach kolców mając na cel demona, a ognie z ciał i trupów w tym samym momencie atakowały zajadle istotę odcinając jej pole manewru.
Z macki posypały się iskry, ale sam atak nie był ciężki. Nawet po takim uderzeniu został skierowany.
Przed atakiem demon zeskoczył z sufitu i “spadł” na przeciwległą ścianę w stosunku do Ervena. W locie przeszywając macką za jednego z pomiotów i na niego zbierając ataki. A tak podpaloną kukiełką rzucił w kierunku maga.
Trza przyznać że walczył zmyślnie. Ale tak jakby... mało demonicznie? W końcu to widmo, demon a takie istoty raczej starały by się ukatrupić przeciwnika pełną żądzą mordu.
Mag uchylił się i zaczął szeptać zaklęcia wprowadzające manipulację magiczną w podłogę, ściany i sufit. Ożywił również te z ciał które leżały na podłodze i jak żywe pochodnie posłał na demona. Zaczął szeptać zaklęcia z pogranicza magii wiatru i posłał potężną falę silnego porywistego lodowego powietrza który otulał szronem i lodem to co napotkał na drodze w kierunku demona chcąc go tym przywrzeć do ściany. Jego armia demonów i ożywieńców atakowała zajadle starając się unieruchomić przeciwnika, a ogniste języki atakowały od strony z której jego mała armia nie mogła podejść odcinając pole manewru.
Ruch miał w sobie jedną wadę. Faktycznie widmo nie mogło się teraz ruszyć walczyło z płomieniami i zastępami demonów. Bo w końcu by przejść musiało wyciąć sobie przez nie drogę. Ale z drugiej widmo było zasłonięte przez zastępy sojusznicze i o czystym ataku nie było mowy.
Erven uderzył buławą o posadzkę szeptając finalne słowa inkantacji którą rozpoczął wcześniej, a ściana, podłoga i sufit pod którym było widmo stała się plastyczna wsiąkając w siebie widmo i otulając je w kamiennej trumnie. Sekundę potem płaszczyzny stwardniały, a ostre kamienne kolce z sufitu i podłogi wystrzeliły w kierunku widma.
Na chwilę przed trafieniem widmo wydało z siebie kolejne zaklęcie. Tym razem czar był wystarczająco słyszalny. “Voice of Banshee”. Na moment, tak jak przy zmianie ciśnienia, w uszach Ervena zaczęło piszczeć. Potężny krzyk przyszedł chwilę później. Paraliżując wszystko na moment, nawet po jego zniknięciu. Nieumarli ożywieńcy rozpadli się na kawałki, demony zatrzymały tak jak i Erven. Również atak zatrzymał się przed ciałem widma, które korzystając z okazji chciało się wyrwać. Lecz w tej samej chwili zdarzyło się coś niespodziewanego.
Głos znikąd obwieścił.
- “To koniec”
Widmo wciąż próbowało się wyrwać, lecz głos ponowił.
- “Dość. To koniec. Przegrałaś!”
Jedna ze ścian rozstąpiła się a z cienia wyłonił się mężczyzna.

- To ten cały Erven? - zapytało małe coś wychodzące zza pierwszoplanowej postaci.

- Bez wątpienia. - odparła kobieta - Widzieliście jak składał trupiarki i ożywiał szczury.

- I co sądzisz? - zamaskowany mężczyzna zadał pytanie w stronę widma.
- Pokonała bym go, gdybyś nie przeszkodził.
- ...
- Chcesz się przekonać? - Kształt widma się rozpłynął, a w miejscu gdzie się znajdowało stała kolejna kobieta. - To może runda druga?

- Wystarczy już. Wszyscy widzieliśmy na co go stać.
Reszta magów wycofała się w mrok. Pozostała tylko rozmawiająca dwójka.
- Trumienka pewnie ciasna… - zauważył z uśmiechem Erven - Pozwól, że pomogę.

Dłoń ułożyła się w dziwną formę, a z ust maga popłynęło kilka szeptanych słów. Skalne powierzchnie raz jeszcze stały się plastyczne umożliwiając kobiecie wyswobodzenie się..
- Wiedziałem, że coś jest nie tak z tym widmem. - odpowiedział uśmiechając się zadziornie. - To nie ich styl walki.
- Pfff... Dopiero je sobie przywłaszczyłam. Sam spróbuj przejąć arcywidmo, by nie popaść w obłęd.
- Sama zdecydowałaś o takiej formie. Nie narzekaj.- Rzekł mag - Chodźmy. - Mag udał się w ciemność wyjścia
- Jasne. A tobie następnym razem się nie upiecze.
- Może. - odpowiedział Erven - Jednak wolałbym nie korzystać z mych mocy bez wyraźnej potrzeby.
-Hyh. - prychnęła odgarniając dłonią włosy.
To co z początku zdawało się być ciemnym korytarzem, w rzeczywistości było “Całunem cienia”. Rodzajem zaklęcia powodującego ciemną mgłę. Korytarz a raczej przejście nie było dłuższe niż 2 metry.
A za nim znajdowała się obszerna jaskinia modernizowana magicznie tak że wyglądała jak ul. Sporo poziomów z mnóstwem oddzielonych pomieszczeń.

- Witaj w Konklawe Cieni, Ervenie Sharsthu. Masz zapewne sporo pytań. Pomyślmy, jesteś wolny w poruszaniu się po Ulu. Jak znajdziesz Aresa wypytaj go o resztę. Powinien być na którymś z niższych poziomów.
- Tak zrobię - odpowiedział nekromanta - Są jakieś pomieszczenia do których wolelibyście bym się nie zapuszczał? Tak bym nie naruszył czyjejś… hmm… prywatności?
- W ulu nie ma nic takiego. Każdy ma własną pracownię. Póki nie przeszkadzasz innym i nie ruszasz ich rzeczy możesz robić co ci się żywnie podoba. - Odparła wiedźma idąc w ślad za magiem ku górze.
- Ciekawa koncepcja… - zamyślił się mag gładząc po podbródku - ...i jak wygodna. Poszukam tego Aresa. Kto wie, może się jeszcze spotkamy. - powiedział do kobiety Erven.

Ul. Wszystko zdawało się tu być chaotyczne, a jednak w tym chaosie panował porządek.
Tu krojono jakiegoś człowieka, tam bawiono się w lalkarza dziwnym kościanym tworem. Tu ktoś miał w pokoju klatkę z małym czartem, tam głowę diabla na ścianie.
Pierwszą znajomą postacią którą Erven spotkał na swej drodze był Alex, brat Aresa

Na szczęście bracia lubili przebywać w swoim towarzystwie więc nieopodal znalazł się i Ares.

- Ervenie, na reszcie nas zaszczyciłeś swoją obecnością.- zagadnął Ares z nad stołu laboratoryjnego na którym spoczywały 2 obiekty doświadczalne: rosiczka i pomniejszy demon.
- Ares zaraz skończy. - Wyjaśnił Alex - Staramy się stworzyć nowy byt który będzie miał cechy rośliny i demona.
- Ciekawe. - powiedział Erven z podłym uśmiechem - Od początku wiedziałem, że jest z Tobą Aresie coś nie tak. Powinieneś się bardziej ukrywać.
- Niby dlaczego! Pragnienie wiedzy to aż taka zbrodnia. Nie jestem tak ograniczony jak ci wszyscy gamonie ze świątyni wiedzy.
Krwiście czerwony rozbłysk oświadczył o końcu eksperymentu.
- Tutaj nie trzymają się nas prawa tamte prawa. Tu jesteśmy wolni w naszych działaniach.

Odgłos szczękania. To roślinka ożyła, kosztem demonicznego pomiotu.
- Alex zajmij się truchłem. Zapytaj się może ktoś potrzebuje materiałów.
- Nie potępiam pragnienia wiedzy, ale musisz przyznać, że więcej byś ugrał grając w ich grę. - odpowiedział Sharsth ze wzruszeniem ramion - Nie moja sprawa. Ponoć masz mi dużo do powiedzenia o tym miejscu i ludziach.
- Hym? Mnie wyznaczyli bym ci o wszystkim odpowiedział? No cóż ja im słowo rzekłem, to i ja muszę nim zająć. Pytaj więc co cię interesuje. Jesteśmy w Ulu, siedzibie Konklawe Cienia.
- Duże to miejsce? Wielu macie członków? - zapytał na podstawkę Erven.
- Wymierne. Jak zajdzie potrzeba rozszerzamy je magicznie. Członków... o ile mnie pamięć nie myli jest kilkudziesięciu, ale mniej niż czterdziestu. Stacjonują tu tylko i wyłącznie magowie którzy przeszli większość testów, lub zostali tutaj sprowadzeni z jakiś konkretnych powodów. I wszyscy posiadają kontakt z mroczną magią.
- Testy? Jakie testy? - zapytał nowy członek Konklawy.
- Zdaje się że właśnie jakiś sprawdzian ukończyłeś. By się tu dostać trzeba spełnić jeden z 3 warunków. Zostać tu sprowadzonym oraz zostać poleconym lub zauważonym i przejść testy. Testy bywają różne, ale prawie zawsze jest przy najmniej jeden test sprawdzający potencjał magiczny i test dotyczący magii mrocznej. Reszta jest już losowa.
- Rzekłem słowo o tobie i cię zauważono. Próbowano się z tobą skontaktować pocztą, ale dopiero za drugim razem udało się cię tu sprowadzić.
- Rozumiem. - pokiwał głową - Znaczy się, że zawartość pierwszego listu jest nie aktualna, czy nadal ma ghoulę do upolowania?*
- Już nie ważna. Ale wydaje mi się, że zajął się tym jakiś rycerz z Lofar. Jak cię to bardzo ciekawi mogę dopytac osoby która stworzyła ghula.
- Przyznam, że zwój był obiecującym nabytkiem. Jednak, niestety, byłem dość zajęty w tamtym okresie. - odpowiedział - Jakieś konkretne osoby które powinienem poznać?
- Nie ma tu osób, które dowodzą czy też rządzą. Nie ma tu nagród za badania. Jedyne prawo to prawo własności i “spier*** zajęty jestem”. Ale zawsze znajdzie się chwila by i z takimi porozmawiać. Mamy kilku nadzorców. To ci którzy znajdują chwilę by zająć się jakimiś innymi sprawami. Kiedy oni coś każą, to nie po to by zawracać czyiś interes tylko po to by coś zrobić. Jednego musiałeś na pewno poznać. Ktoś w końcu musiał cię egzaminować.
- Chyba nawet wiem kto to był. Choć nie znam człowieka, czy nie człowieka w tym przypadku. Mówisz, że przeszedłem testy, czy coś jeszcze mnie czeka?
- Znaleźć sobie puste pomieszczenie lub stworzyć nowe. Jak nie potrafisz znajdź takiego kurdupla z opaską oku. On rozszerza to miejsce. Niby robi to artystycznie, ale pies go tam wie. Pamiętaj, że możesz robić tu wszelakie badania i eksperymenty, ale ponosisz odpowiedzialność za ich skutki. Odradzam jawnie pokazywać, że znalazłeś interesującego demona do badań. Mamy tu taką wiedźmę co lubi je kolekcjonować. Ostatnio zawaliło nam się jedno przejście bo postanowiła sobie arcywidmo złowić. To tyle jeśli chodzi o zakwaterowanie. Resztę musisz zdobyć na własną rękę, włącznie z wyżywieniem. Jest wszak tu pewna... emm... z resztą jak zgłodniejesz to może sam na nią trafisz. Pierwszej ani niższej klasy jedzenie to nie jest... i chyba nigdy nie było. Ale rzekomo gotuje dla przyjemności i się dzieli.
- Jest jeszcze kamień przejścia. - rzekł Alex powracający z nieznanych terytoriów ula.- Dziś potrawka z czarta. - oznajmił
- Tak myślałem ze tam go zaniesiesz. Tak jeszcze kamień przejścia. W centrum ula jest kryształ duży zielony, ewentualnie pytaj o drogę. Potrzebuje kropli, no fiolki, twojej krwi. Później przy totemie jest skała co wygląda jak tajne przejcie. To ikona teleportacyjna. Kamień wyczuwa krew właściciela i sprowadza go do centrum ula. O ile kryształ ula posiada krew właściciela. Co w przeciwnym wypadku? Nie wiem, nie dane było mi się spotkać z tymi co tego próbowali.
- Więc jak opuszczasz to miejsce i tu wracasz?
- Za pierwszym razem za pomocą kryształu. On też jest ikoną tylko przesyła cię w drugą stronę - pod totem.
Można jeszcze próbować zrobić własną ikonę, odradzam. Lub przekupić kurdupla by zrobił jedną dla ciebie. Nie przyjmują tu waluty więc handel bywa upierdliwy. Jeśli masz coś ciekawego na stanie to dobrze, jak nie to gorzej. Mi przypadło zrobienie zapasów dla jednego z nadzorców, w zamian ten “szepnął słówko” kurduplowi.
- Ciekawe. Wygląda na to, że żyjecie w formie na swój sposób uporządkowanej anarchii. Minie pewnie trochę czasu nim się tu zadomowię. Mam sporo roboty w Unii, a jak wybuchnie w końcu wojna to sam wiesz. Poza tym, skoro nadzorcy mają swego rodzaju wpływy byłoby dobrze gdybyś mi ich wskazał.
- Właśnie wpadł mi do głowy nowy pomysł badań. - Powiedział z miną która mogła jednocześnie podkreślać prawdomówność jak i łgarstwo. Jedno było pewne, nie chciało mu się.
- Popytaj tu i ówdzie, wskażą ci drogę. Sam większości imion tutejszych nie pamiętam.
Erven pokręcił głową. Ares jak zwykle był niekompetentny nawet w tak prostej sprawie. Widać tak bardzo był zapatrzony w swych badaniach, że zapomniał o podstawowej zasadzie “wiedza to władza”.
- Nie przeszkadzaj sobie i nie sprowadź na nas kłopotów.
Po czym wyszedł z jego pracowni z prostą misją. Poznać jak najwięcej osób i dostać namiar na nadzorców, a wszystko to z czarującym uśmiechem.
Osób z podejściem Aresa znalazło się kilka, ale byli też tacy co czas spędzony ulu pożytkowali również na odpoczynku. Każda ze spotkanych osób parala się jakaś z dziedzin mrocznej lub złej magii. Chociażby trucizny czy bardziej śmiercionośne zaklęcia.
Czasem w kilku słowach, a czasem po małej debacie Erven zyskał już sporo informacji o tutejszym “domownikach”.
Nadzorców było trzech albo czterech. Jeden widywany był tutaj sporadycznie.
Czarnowłose dziewczę, przyjmujące postać Arcywidma podczas egzaminu, zwało się Kara. A jej bliźniacza siostra

Neo.
Obie wiedźmy, choć nie było tu klas, posiadały wyższe uznanie i mało kto wchodził im w drogę.
Bracia Ares i Alex Respiear byli ogólnie znani, choć mało integracyjni, zajmowali się badaniami biologicznymi i demonicznymi.
Kucharka o której wspominał Ares to Princessa
[img]ttp://s01.riotpixels.net/data/0e/66/0e66c9df-020d-407a-a086-3d5db93e6647.jpg/artwork.code-of-princess.839x1200.2011-12-03.48.jpg[/img]
Przedstawiła się jako nieumarła nieśmiertelna. Dość pogodna z niej osoba lubiąca czarny humor. Oczywiście poczęstowała Ervena eksperymentem, bo inaczej nie można było nazwać zupy z nogą żaby i skrzydłem nietoperza. Zupa o konsystencji kremu, spleśniało zielona, z niewiadomych składników. Skrzydło i nóżka wystawały więc co do nich była jedyna pewność.
Byli jeszcze:
Mike Lierun.

Mag, zdający się mieć podobny charakter do Ervena. Z chęcią podzielił się wiedzą o ulu, w zamian pobierając najnowsze informacje o stolicy. Pomimo groźnego wyglądu zdawał się w pełni tolerować “tutejszych”.
Flincher (czyt: Flinczer)

Za mało zamieniono z nim słów, ale oczywiście zdawał się być popisowy. Zamiast przywitać się osobiście zademonstrował swoją magię, uciskając dłoń Ervena swoim tworem.
Arvis (czyt. Arłis)

Była obecna po egzaminie. Zajmuje się odmianami magi elektrycznej i pogodowej. Tutaj znana pod mianem “Burzy”.
Thorn, Cierń

Kolejny z obecnych po egzaminie. Bardzo ciekawska osobistość. Często przed przystąpieniem do własnych eksperymentów i badań robi obchód po całym ulu i sprawdza kto się czym zajmuje. Może to kwestia rasy,charakteru albo własnych uprzedzeń co do postrzegani jego rasy, ale nikt go tu nie lubi. To właśnie on zajmuje się poszerzaniem ula i jego “artystyczną wizją”.
Sortiara

Kobieta której Erven zszedł z drogi, gdy tylko wyczuł niebezpieczeństwo. Z opisu wydaje się również tajemnica, z badan zajmuje się Orężem Chaosu. Przyczepione do jej pasa ostrze bez rękojeści, wydawało się interesujące.|

Nadzorczyni numer 1, to Deriana Sorcress

Niestety była zbyt zajęta by choćby uraczyć Ervena spojrzeniem. Z wyglądu jej pracowni można było wywnioskować zaawansowaną nekromancję i uroki, jak także wróżenie.
Nadzorca numer 2, Avatar of Grenth, lub po prostu Grenth.

Osoba tajemnicza, o mocnym charakterze. Wiadomo jedynie że przyjął miano Avatara bóstwa Grenth. Bóstwa pochodzącego z jego świata.
Trzeci i czwarty nadzorca byli dzisiejszego dnia nieobecni.

Z ciekawszych informacji znalazły się wzmianki o Avgadro, jakoby nie należał to tej organizacji. Ale szepty i niepewne słowa wskazywały o jego możliwej lokalizacji w Icegardzie.
Były także ostrzeżenia przed jedną wiedźmą. Zwana tutaj “Skrzacią”, w oryginale “Czarcią”. Podobno jest impulsywna, drażliwa, sarkastyczna i bardzo humorzasta. Nie czuje więzi z nikim ani niczym, zdarzały się przypadki jej agresji w stosunku do innych “domowników”. Na szczęście nie pojawia się od jakiegoś czasu.

Erven był zadowolony ze śmietanki towarzyskiej. Oto bowiem była to zbieranina różnych mocy i zainteresować, a każda z pań stanowiłaby cenny nabytek i jakże kuszące nacięcie na sprzączce pasa. W szczególności nadzorczyni, ale na to przyjdzie czas potem. Zapytał więc Grentha czy nie potrzebuje w czymś pomocy.
- W badaniach raczej nie. Jeśli o Ul pytasz, też nie. Chwilowo niczego prywatnego mi nie trzeba. Chyba że zleceń szukasz. Mogę przejrzeć dziennik kontrahentów i zaczerpnąć słowa, ale to zajmie chwilę.
- Skoro nic pilnego nie ma to zapytam w przyszłości. Na tą chwilę i tak mam dość zajęty grafik. Chociaż… jak by znalazły się zlecenia nie pilne i po drodze bym znalazł finalizację to czemu nie? Ile zajmie zdobywanie informacji?
-Godzina powinna mi wystarczyć. Wiem kogo i o co pytać. Po drodze, znaczy? Jakbyś sam miał coś do zlecenia. - wyciągnął z biurka zwój ze schematem do wypełnienia, podobnym do tego w ratuszu stolicy, i wręczył jeden egzemplarz Ervenowi.
Mag przyjął dokument i włożył do tuby na zwoje.
- Jest trochę pilnych spraw którymi muszę się zająć w terenie nim będę miał dłuższą chwilę wolnego. - odpowiedział nie wnikając w szczegóły - Widzimy się za godzinę, mniej więcej, mam lokum do zakwaterowania -
Sprawa to była dla kurdupla. Erven przyglądał się pracy pokurcza, dość irytującego pokurcza, ale nie dawał po sobie poznać niechęci. Potrzebował go, więc nie było powodu go do siebie zrażać. Minęło trochę czasu, aż jego własny kawałek ula stanął powstał. Spore pomieszczenie ogólne i trzy nieco mniejsze, jedno na magazyn-spiżarnię, drugie na magazyn, oraz trzecie na sferę prywatną. Kiedy był zadowolony z postępów podziękował Cierńowi. Następnie udał się do kryształu by aktywować możliwość podróży do i z tego miejsca. Po czym skierował swe kroki do Geretha, nadzorcy który zajmował się pozyskiwaniem dla niego zleceń.
- Jest tak... korzeń drzewa Tefri i kryształ gwiazdozbioru. Jedna z wiedźm chce mieć nową laskę. Dopłata jeśli bedzie już gotowa, mniejsza jeśli tylko materiały. To jedno, drugie... 3 toukideny, mogą być martwe... odradzam, to na zupę.
- Ostatnie. Hmm... Od Kary. Tym razem chce mieć “szklarza”, widmo zwane Huntlatter.
- Stwierdziliśmy z Deriana, że zamierzamy wystawić jeszcze jedno, już oficjalne, zlecenie. Nasz trzeci nadzorca udał się zapolować po pewien artefakt, ale nie było go widać już od tygodnia.
- Jakie szczegóły kontraktu? Znaleźć i sprawdzić? - zapytał Sharsth zapisując zlecenia na pergaminie.
- Tak. Wystarczy sprawdzić co się z nim dzieje. Wątpliwe by zaginął. Jego ostatnia lokalizacja przypada na północ od Donowan, w dolinie popiołu.
- Co do nagród. Za węże jest potrawka i to czego nie da się ugotować. Kara zaoferowała pomoc w zamian. Na laskę jest bodajże jakiś zwój z zaklęciem. Za informacje o nadzorcy nie ma nic. - powiedział stanowczym tonem.
- Rozumiem, zobaczę co da się zrobić. - powiedział Erven kreśląc ostatnie słowa na pergaminie.
- Teraz pozostaje mi ruszać. Czas mnie nagli. Do zobaczenia w przyszłości. - powiedział Erven ruszając w kierunku kryształu. Pora była wybrać się do stolicy wypytując ludzi i adeptów o to co myślą że by im się przydało w życiu. To był prosty plan, zebrać informacje u samego źródła by mieć bazę do pracy nad wynalazkami, oraz kilka innych spraw o których później...
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 15-10-2016 o 22:16. Powód: debugging
Dhratlach jest offline  
Stary 03-03-2016, 13:47   #29
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Zdezorientowana dziewczyna podniosła latarkę i wstała z pomocą Sigmy, rana na nodze wciąż przeszkadzała, więc kulała. Teraz dopiero zobaczyła jak wygląda pole walki. Widziała Su ciągnącą za sobą swoje nogi oraz Bu przybitego do ściany. W tej chwil Bu mógł poczuć, że coś mocno ciągnie za przyszpilającą go broń.
Broń sama z siebie została wyrwana ze ściany uwalniajć różową “gumę”.
Gdy tylko Buu został uwolniony, począł wydłużać swoją prawą rękę ku górze, łapiąc się za ogon smoka. Przez chwilę wydawało się, że różowy poleci, trzymając się gada, jako dodatkowy pasażer - takowy plan zepsuła jednak jedna z większych skał, która, spadając, zmiażdżyła kończynę różowego, uniemożliwiając mu transport. Wobec tego, kosmita schwycił demoniczną włócznię i ruszył w drogę powrotną…
Tymczasem resztka trzymającej się na smoku ręki formowała się w nieco bardziej humanoidalną postać dodatkowego, małego pasażera. Teraz, gdy smok zajmował się czymś zupełnie innym, Buu szukał rannych, słabych punktów na ciele gada.

Kolejny potwór pojawił się znikąd i porwał ich przeciwnika. Pobojowisko powoli cichło, od czasu do czasu tylko dochodziły do nich odgłosy sypiącego się gruzu. Trzeba było podjąć decyzję o tym, dokąd iść teraz. Dalej korytarzami, które wydrążyła bestia, czy może uznać, że już dość i wrócić? Su postanowiła pozostawić tę kwestię pozostałym, ponieważ nie ważne którą drogę wybiorą, potrzebowała trochę czasu przed wyruszeniem.

Na początku, gdy już wszyscy wycofali się do bezpiecznego korytarza, podeszła do Sigmy i Kawashimy.
- Połóż ją na ziemi - zwróciła się do człowieka z metalu, po czym zabrała się do oględzin rany na brzuchu. Ku swojemu zaskoczeniu ujrzała, że pod zakrwawionymi, rozdartymi ciuchami brzuch dziewczyny był w nienaruszonym stanie. - Dobrze się czujesz? - zwróciła się do Kawashimy, zdumiona. - Potrafisz się regenerować, jak Su? Ale nadal kulejesz - co z twoją nogą?
-Nie. Chyba.. W sumie to już nie wiem- odparła niepewnie- Nie umiem się regenerować, jestem tylko człowiekiem. Ale w tedy. Gdy umierałam..-przerwała na to wspomnienie- usłyszałam czyjś głos. Nie pamiętam co mówił, ale chwilę później rany już nie było. Niestety noga dalej jest rozcięta, obandażowałam ją ale chyba straciłam trochę krwi.
-Słuchajcie, co do kwestii dalszej podróży poważnie rozważyłbym odwrót, szczerze myślałem, że nie da się trafić na coś gorszego od smoka, a teraz patrzcie przez co przychodzi Kawashima- Powiedział załamany Sigma, po czym dodał - Sam też znów nie byłem w stanie nic zrobić...
- To dziwne, Kawashima… ale Buu jest dziwniejszy. Daj mi obejrzeć tę nogę. Sigma - zwróciła się znowu do niego Su - przytrzymaj jej nogę tak, żeby nie poruszyła się nawet, jeśli trochę zaboli. A co robimy dalej - mi jest wszystko jedno.
Gdy opatrunek był już zdjęty, a kończyna unieruchomiona, Su zabrała się do pracy. Co prawda nie mogła manipulować czyimś ciałem, ale mogła manipulować swoim na bardzo szczegółowym poziomie, i to wystarczało. Na końcu jej palca pojawiła się macka szerokości nitki i weszła w ranę. Znajdowały się w niej delikatne końcówki neuronów, stąd tak ważne było, by Yoshiko się nie ruszyła. Su najpierw przeanalizowała obrażenia za pomocą tychże końcówek, starając się unikać zakończeń nerwowych drugiej dziewczyny tak, by sprawić jak najmniej bólu. Po przeanalizowaniu zabrała się do pracy. Najpierw macka rozwidliła się na miliony jeszcze drobniejszych macek i systematycznie usunęła z rany całą materię nieorganiczną lub taką, która miała inne DNA od właściciela, a także martwe i umierające komórki. Gdy to było skończone, a rana odkażona, Su zabrała się za kolejną część zadania, czyli utworzenie z (własnego) kolagenu rurek łączących najważniejsze przerwane naczynia krwionośne tak, by nie dochodziło do wewnętrznych krwotoków nawet wtedy, gdyby Yoshiko musiała podjąć wysiłek fizyczny. Trzecim elementem było utworzenie kolagenowego szkieletu, by rana zagoiła się szybko, oraz czopu łączącego ranę i zabezpieczającego ją przed ponownym otwarciem.
- Gotowe - uznała Su. - A to - wskazała na stary, zakrwawiony bandaż - jest niepotrzebne.
Dziewczyna która do tej pory usiłowała leżeć nieruchomo, pomimo dziwacznego uczucia na nodze, poderwała się ciekawa efektów.
-Jak to?- zapytała przejeżdżając dłonią po miejscu gdzie była rana.
- To jeszcze nie jest zagojone… raczej, jakby… zamiast całej Kawashimy jest tam tylko część Kawashimy… eee… tylko, że ta część pochodzi od Su… ale, znaczy się… - ewidentnie było widać, że dziewczyna nie znała odpowiednich słów na to, by opisać, co tak właściwie przed chwilą zrobiła, więc darowała sobie dalsze próby - Ale na pewno nie będzie krwawić. Więc nie musisz się martwić. O ile nie będziesz skakać, albo coś…
-Czyli stworzyłaś coś jakby wszczep?- spytała zaciekawiona.
- Eee… Tak. Być może - odparła Su, nie mając zielonego pojęcia, co to takiego “wszczep”.
-To niesamowite, z takimi możliwościami mogłabyś…-gwałtownie zamrugała kilka razy oczami jakby z czymś walczyła, albo próbowała zachować świadomość- zapomniałam..powiedzieć ...że…-po tych słowach dziewczyna gwałtownie opadła na Su i znieruchomiała. Okazało się że zasnęła.
- Wszystko w po...? - zaczęła pytanie Su, ale dostrzegła, że dziewczyna po prostu zasnęła. Zostawiła ją więc pod opieką Sigmy. Gdy Kawashimie już nic nie zagrażało, Su wymknęła się, zostawiając dyskusję na temat ich kolejnego celu jako grupy pozostałym, po czym zniknęła za załomem korytarza, niosąc ze sobą swoje nogi.


Wkrótce do grupy dołączył Buu, dźiwgając, z niewielkim wysiłkiem, lancę pokonanego demona. Jego złość, gniew, nienawiść, widoczna podczas walki, całkowicie zdążyła już zniknąć.
- Patrzcie co znalazł Buu! A co u was? -
Zbrojny na widok pamiętnej lancy przypomniał tylko sobie kolejny raz swoją bezradność w tym świecie, jednak nie powstrzymało go to od tego, aby w jak najbardziej zrozumiały sposób powiedzieć Buu o tym co się stało że śpiącą w jego z pozoru mechanicznych rękach Yoshiko. Po wyjaśnieniu, widok jeszcze do nie dawna rannej kobiety przypomniał mu o czymś ważnym, o czymś co może w jakimś stopniu pomóc mu w określeniu kim on jest. -Jest jedna bardzo ważna rzecz jaką sobie właśnie przypomniałem, przed wyjściem z karczmy zapytałem się o nocleg, ponieważ... - Wtedy jak w typowych kliszach w filmach klasy B, Sigma niczym prawdziwy robot został wyłączony, pochylił się lekko do dołu nie na tyle gwałtownie, żeby kobiecie w jego rękach coś się stało i od tamtej pory nie ruszał się nawet o centymetr, nie tylko to, sam zamilkł i w drużynie było już dwójka kompletnie śpiacych członków, o ile rzeczywiście to co się stało z Sigmą to było pójście spać.
- Sigma? Kawashima? - różowy stworek podszedł, dzierżąc broń, do dwójki kompanów po czym bezceremonialnie zapukał w hełm metalowego - Obudźcie się. Nie pora spać. - dodał, próbując cucić także Yoshiko.
- Suuuu… chodź do nas. Buu potrzebuje pomocy żeby ich stąd zabrać. -
- Jeszcze nie teraz! - dobiegły zza załomu korytarza niewyraźne słowa. Było słychać, że zostały wypowiedziane z pełnymi ustami.
Po dłuższej chwili wypełnionej stłumionymi głosami mlaskania Su wrócił do pozostałych w swojej poprzedniej, męskiej formie.
- Chcesz iść z powrotem? W takim razie ja wezmę Kawashimę - powiedział, po czym podniósł dziewczynę z ziemi przerzucił przez ramię. W tej formie nie było to żadnym wysiłkiem.
Buu poczynił z Sigmą podobnie, choć w jego wypadku, zważywszy na ich różnicę wzrostu i masy, wyglądało to co najmniej dziwacznie.
- Chyba nic tu już po nas. Buu chciałby wrócić do domku. - dodał, najwyraźniej ponownie zapominając, że ów mieszkanka nie ma już tam, gdzie być powinno.

Po tułaczce zawalonymi korytarzami, która mogła trwać kilka godzin. W końcu dotarli do studni którą się tu dostali.
W drugą stronę wydostali się dzięki Buu i Su.
Pejzarz, ku zaskoczeniu, nie zmienił się prawie. Jedynie pora dnai zdawala się dość późna, bo zmeirzchało i tylko ostatnie promienie słońca dawało się dostrzec z nad olbrzymeigo pasma górskiego. Gdy nagle...
... ziemia zatrzęsął się w posadach.
Ponad 100 metrów od studni ziemia wybrzuszyła się nadto, powoli pękając. W eksplozji hałdy ziemi i kurzu który się uniósł dało się słyszeć jakiś odgłos. Mocne tłumione uderzenia.
Kurz został rozwiany prawie natychmiast w porywie silnego wiatru, u kazując powód całego zameiszania.

Smok w końcu wydostał się z pod hałd ziemi, unosząc w niebiosa.
Mały Buu, trzymający się dotychczas kurczowo smoka, w końcu mógł go puścić i przestać baczyć na latające wszędzie skały. Zbliżył się do jednej z rannych części smoka, tam, gdzie wysadził się największy spośród małych Buu, w dłoni zaś wytworzył dysk z energii. Jego cel był prosty - odciąć kawałek smoka. Nawet, jak na jego rozmiary, niewielki, bo może było warto - w końcu Su mówiła, że może być smaczny.
Ostrze z wielkim trudem wbiło się w ciało smoka. I nim powitrzny manewr zdołał zrzucic buu. Temu udało się odciąć kawałek wielkości 4 palcy dłoni
Różowy złapał w locie kawałek. Rozglądając się, po krótkiej chwili zauważył swoją większą część oraz pozostałych całkiem nieopodal, toteż poleciał w ich kierunku.

- Fiu... - odgłos doszedł zza ich pleców. - A więc plotki głosiły prawdę. W tej dziurze na prawdę zalęgł się smok. - rzekł wędrowny wojownik.

- Kim jesteś? - zapytał Su, kładąc Yoshiko na ziemi. - I co to jest smok?
- To jest smok. - wskazał na latającą bestię. - A ja jestem wędrowcem, zmierzającym do lofar. Hmmm... Tego miasta nad które zmierza ta bestia. - zauważył z lekkim niepokojem.
- To znaczy, że miasto zostanie zniszczone? - spytał Buu, puszczając Sigmę. Choć kosmita zdawał się rozumieć znaczenie własnych słów, w jego głosie próżno było szukać żalu, smutku, czy właściwie jakichkolwiek emocji z tym związanych.
- Smoook. Czy on jest smaczny?
- Eeee...? Możesz powtórzyć? - zapytał zbity z tropu wędrowiec.
Mały Buu podleciał do dużego, właściwie wlatując w niego z impetem - co oczywiście żadnemu nie zrobiło żadnej krzywdy. Gdy różowy znów stał w jednym kawałku, w jednej jego dłoni znów pojawił się znaleziony w podziemiach amulet oraz dwie pozostałe monety - kosmita bawił się świecidełkami, poruszając nimi między palcami, w drugiej zaś cały czas utrzymywał zdobyczną włócznię. Ruchy jego ust wskazywały na to, że coś żuje - oto bowiem kosztował smoczego mięsa.
Smak krwi, bardzo gumowate a zarazem twarde.
- Czy on jest smaczny? - powtórzył zgodnie z poleceniem Su, dziwiąc się - no bo co tu było do niezrozumienia? Ale zaraz jego uwaga zwróciła się ku małemu Bu który odczepił się od smoka i leciał ku nim z kawałkiem mięsa w ręku. - O! Dasz mi kawałek? to był kawałek rzędu rozmiarów mieszczących się w dłoni, nie wiem na ile było to widać- Niespecjalnie smaczny ten cały smok - odparł Buu, wyciągając sobie z ust na w pół pogryziony kawałek mięsa. W głowie różowego już pojawiła się myśl o przemienieniu go w smaczne ciastko, jednak Su był zdecydowanie szybszy od jego umysłu
- Jasne, proszę -
Su szybko pożarł niewielki kawałek mięsa, nie przejmując się śliną Buu, po czym skupił uwagę na przybyszu.
- A teraz… - odwrócił się w kierunku nieznajomego - Co zrobić z tym dużym? Powinniśmy iść z nim walczyć? -
Wędrowiec chwycił się dłonią za głowę.
- Co z was za przybysze. - rzekł kręcąc głową z niedowierzaniem - Smok was olał, a wy jeszcze chcecie z nim wliczyć, pomimo że jest was dwójka. - rzekł wskazujac na nieprzytomne osoby. - Jak na moje brak wam piątej klepki, by pchać się na takie niebezpieczeństwo. Ale... coś trzeba zrobić. Bo sądzę, że lofar zaraz przeżyje kolejny upadek... Trzeba ich ostrzec.
- Olał? Buu widzi to inaczej. On oczywiście uciekł - odpowiedział różowy triumfalnie - Ale nie da się ukryć, że leci szybko. Buu nie doleci do miasta szybciej. Ale pomóc w obronie Buu chyba może? -
- Su nie chce walczyć. Ten smok nie jest wcale zbyt smaczny… Chyba, że chcesz nam zaoferować… zaraz, jak to było… “pracę”?
- Tak czy tak, mamy tam do odebrania coś za poprzednią pracę - stwierdził w końcu Buu, i, za nic mając niebezpieczeństwo, które może wynikać z podążenia za smokiem, pochwycił ponownie cały swój dobytek (Włącznie z Sigmą) i niespiesznie podążył ku ogromnej skale i mieście u jej podnóża.
- A właśnie, chodźmy dostać jedzenie w zamian za pracę! - dodał Su, po czym wziął Kawashimę na plecy i ruszył za Buu. Mężczyzna miał nadzieję, że dziewczyna obudzi się wreszcie - co prawda zmęczenie go nie dotyczyło i mógłby ją nieść i ze dwadzieścia razy dalej, ale uważał, że to bezsensowny wydatek energii. Każdy powinien samemu nieść swój własny ciężar.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 03-03-2016, 13:55   #30
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Bliższe okolice Lofar:
Sigma przebudził się jako pierwszy. Odrobinę oszołomiony po nagłym zaniku świadomości, ale dość szybko powrócił do siebie.
Z Yoshiko sprawa nie wyglądała inaczej, choć obudziła się w popłochu z krzykiem.
~sen, wspomnienie~
Ból ogniskował z rany. W geście samoobrony i ratowania własnego życia odsunęła się w cień. Ciemność, która miała ją skryć przed demonem. Demonem olbrzymich rozmiarów ociekającego we krwi. Widziała jak w jednej z dłoni trzyma już jej ściętą głowę.
Nagle zza jej pleców wyłoniła się dłoń. W połowie były to same kości (3 palce na pewno), w połowie reszta ciała ( pozostałe 2 + śród dłoń). Dłoń chwyciła ją za twarz, nie pozwalając na krzyk. Choć w takiej sytuacji i panice, raczej nikt nie był by w stanie wydobyć choćby słowa. Wszystko otoczyła ciemność. Oczy widziały mrok, skostniałe palce wbijały się w policzek, a reszta dłoni śmierdziała truchłem.
“To koniec” pomyślała ku braku wszelkich nadziei, gdy usłyszała głos.
- Jeśli przeżyjesz... jeśli dane będzie ci przeżyć... zbliża się koniec... Chaos rozpoczyna swe podboje.
Słowa brzmiały jakby wypowiadał je konający. Ciche, ledwie słyszalne, a jednocześnie pełne mocy rozbrzmiewające w pustce przestrzeni.
- Jesteś nadzieją... na Orlim Gnieździe, Astaroth w czarnych kratach spoczywa. Odnajdź Luka. Muszą się spotkać.
Odnajdź Luka. Jesteś nadzieją.
Ręka puściła, istota znikła w ciemności. A przed dziewczęciem znów ukazał się demon wyciągający szpony po jej głowę.
~koniec snu/wspomnienia~
Wstrząs, podrzucenie na barku Su, zbudziło ją ze snu, choć wciąż odczuwała osłabienie. Obudzona dziewczyna szarpnęła się i spadła na ziemię. Pamięć mięśniowa zmusiła ją do wykonania poprawnego padu i uratowała przed siniakami. Rozglądnęła się chcąc wiedzieć gdzie jest, ale nie wyglądała na zbyt zaskoczoną, a wręcz na przyzwyczajoną.
-Słyszeliście o Orlim Gnieździe albo Astaroth?- zapytała po chwili, zwracając się głównie do idącego z nimi wędrowca.
- Orle Gniazdo to więzienie stolicy. - odparł uprzejmie, zaskoczony nagłym zachowaniem oprzytomniałej. - Umiejscowione bodajże na szycie przesmyku do starej stolicy. Stara stolica nie jest zamieszkiwanym miejscem przez wzgląd na niebezpieczne stworzenia. Nikt z własnych chęci tam nie chadza. Nie chciano przenosić więzienia więc pozostało ona w tamtym miejscu. Mawia się... - dodał szeptem - że to bardzo surowe miejsce. Jeśli tam trafiasz to raczej nie wrócisz. A przy najmniej nie szybciej niż po paru latach. Ale nie zdziwił bym się gdyby po prostu nikt nie pamiętał kto i ile miał tam siedzieć. Ta druga nazwa nie jest mi znana. Panienko.
-Dziękuję- odparła i pozbierawszy się z ziemi zwróciła się do reszty- wam również, gdyby nie wy nie wyszłabym z tych ruin.. -dokończyła zdobywając się na lekki uśmiech- nie wiem czy powinniśmy wracać dziś do Lofar skoro grasuje tam smok.
- Niby dlaczego? To tylko smok. - zauważył Buu.
-Z którym mieliśmy duże problemy- odparła.
- Ale my walczyliśmy ze smokiem we dwoje - odparł Su - a ich tam jest całe miasto.
I jakby na znak nad miastem rozległ się potężny grzmot. Grom w kształcie smoka (węża) poleciał w stronę nieba.
- Ooooo... zaczęli już szaleć.
- Ale super! Buu też chce! Chodźcie szybciej! - zakrzyknął różowy, pełen entuzjazmu.
-Niech ten kto chce walczyć ze smokiem idzie, a reszta zostanie. Ja sam niestety nie czuję, że będę przydatny w walce z nim. Czułbym się jak kula u nogi. -Powiedział ten, który fizycznie przebudził się jakiś czas, ale psychicznie chyba dopiero teraz. Tylko on wiedział co mu się śniło, ale reszta grupy mogła się domyśleć, że nie był to sen o kucykach, albo kotkach.
Kawashima mruknęła tylko, zapatrzona przed siebie. Z zafascynowaniem obserwowała Lofar, gdzie zaczęła się walka.
To co działo nad miastem można określić jednym słowem. Bajka.
W powietrzu śmigały błyskawice, kule ognia, lodowe szpikulce. Odblaski cięć były widoczne z dużych odległosci tak jak i strumienie czystych energii. A smok? To obrywał, no znów przelatywał nad miastem ziejąc ogniem. Wydawać by się mogło że starcie będzie się ciągnąć jeszcze przez długi czas. Ale nagle smok zaczął się wycofywać.
Na moment przed tym jak niebo zostało rozcięte na pół,

a z pod bramy wystrzelił czerwony strumień mocy. Cero?

Nad miastem pojawiła się lśniąca postura, która przyjęła na siebie fioletowe płomienie smoka.

Później zaczął się kontratak, który ni mniej ni więcej przypominał ostrzał broni przeciwlotniczej.
Niestety smok przeżył, ale odleciał.
- Widzisz? - Su zwrócił się do Kawashimy. - Nie było sensu się martwić. Chodźmy dalej.
-Faktycznie- odpowiedziała dziewczyna, dalej pod wrażeniem pokazu mocy, którą dysponowali mieszkańcy Lofar.
Do miasta dotarli godzinę później.
Miasto po ataku zdawało się takie ciche i zimne. Wyciemnione, bo wygaszono niepotrzebne oświetlenie. Tak jakby chciano je ukryć.
Gdzie nie gdzie dogorywały zgliszcza. Większa część miasta prawie w ogóle nie ucierpiała. Czemu się dziwić, w końcu to miasto wykute w skale. Kilka domów i ścian było stopionych, sporo pokrywała sadza i czuć było swąd spalenizny. Po mieście krząta się już tylko straż.
Jedynie w karczmie było światło i biło od niej ciepło. Budynek tak istotny dla całego miasta, przetrwał jedynie ze spaloną częścią dachu, przez którą przebijały się stróżki światła. Mimo to nadal panowała cisza.
Wewnątrz było ciasno.
Karczma wypchana była prawie wszystkimi przybyszami mieszkającymi w Lofar i nie tylko.
Stoły i krzesła odstawiono pod ściany. Siedziano na nich, to znów na podłodze i gdzie tylko się dało. Jedyny sposób by pomieścić taką liczbę gości.
- Ilu? - zapytał ktoś zakrywając usta kuflem piwa. Prawie każdy miał w ręku piwo. Widać po starciu, każdy myślał o tym samym.
- 10-ciu w tym drugie tyle rannych - odparł rycerz w pełnej zbroi siedzący prze kontuarze, mający za plecami barmana.
- 3 razy mniej niż przy ataku demonów. - Skomentował inny
- Widać daliśmy czadu.
- Byłeś wtedy w tym mieście?
- Oj wtedy się działo, a to była tylko garstka demonów.
- Te straty wciąż pokazują ze Lofar potrzebuje zmian. Chciałbym byście rozważyli słowa gubernatora o nowym systemie straży.
- Hmm. Filipie. Nie sądzę by był to dobry moment...
- Jest właściwy. - rzekł samuraj siedzący na balustradzie piętra. - To miasto nie jest już tylko własnością tego świata, ale naszą, nas przybyszów. Kto wie co czeka nasz w przyszłości, a Lofar zdaje się mieć potwornego pecha. - dodał zaciągając się fajką.
- Kowal dobrze gada.
- Samuraj. - poprawił któryś z obecnych.
- Jedno drugiego nie wyklucza. - odparł żartem inny. Atmosfera choć ciężka zdawała się być pozytywna.
Yoshiko nie czekając na zamiary innych klapnęła na ziemię w wolnym miejscu, wcześniej zakrywając dziurę w ubraniu kurtką. Była zmęczona i najchętniej poszła by spać, o czym nieświadomie poinformowała szerokim ziewnięciem.
Z początku Su chciał powiedzieć pozostałym, by poszli do kuźni i zakończyli zadanie, jednak przechodząc obok karczmy zauważył, że wśród debatujących tam ludzi znajdowali się także ci, którzy im owe zadanie powierzyli. Usiadł więc obok Yoshiko, trącając ją przy tym zielonkawą nogą goblina, którą nadal miał przyczepioną do pasa, po czym zajął się próbami zrozumienia tematu dyskusji. Czekając, aż dobiegnie ona końca, wypatrywał okazji, by zaczepić samuraja.
- Dobra dokończymy tą debatę innym razem. - stwierdził młodszy barman (Lion) - Kto zostaje to na górę, kto chce pomóc w nocnej warcie na zewnątrz. Zajrzyjcie tu za jakiś czas, przygotuję wam coś ciepłego.
- A co ze smokiem? - zapytał ktoś i zapadła cisza. Wszyscy wpatrywali się w kapitana straży, Filipa.
- Na dziś dość wrażeń. - rzekł twardo, ale po chwili dodał. - Jutro wystawimy oficjalne zlecenie. Ostrzcie kły, trza ukatrupić tego gada.
Atmosfera i uśmiechy obecnych zdawała się przypominać stado wygłodniałych wilków. Oj na prawdę, byli głodni walki.
Podniosły się żywe rozmowy o tym kto, gdzie i jak by chciał dorwać smoka. W tym czasie bar częściowo opustoszał. Barmani zajęli się sprzątaniem sali. Samuraj wciąż siedząc na balustradzie, podczas kontaktu wzrokowego z przybyłą grupą, skinieniem głowy dał znak by podeszli.
-Przeszukaliśmy ruiny- zaczęła japonka, która jako pierwsza podeszła do samuraja.
- Domyśliłem się. - wskazał palcem na wypaloną dziurę w suficie - I? Co znaleźliście?
- Jedzenie! - niemal krzyknął Su zza pleców Yoshiko - Niestety, samo niesmaczne… - dodał już ciszej, a w jego głosie pobrzmiewał zawód. Rozmówca z pewnością mógł zauważyć, że nadal do pasa zmiennokształtnego uwiązanych było kilka goblinich kończyn, w tym przynajmniej jedna kompletna noga.
- Ciekawe gusta żywieniowe. - rzekł z cmoknięciem. - A coś bardziej istotnego, poza goblinami. I smokiem... - dodał natychmiast zaciągając się fajką.
Sigma gdy usłyszał reakcję Samuraja nie wytrzymał, podszedł do stołu i dodał:
- To ty wiedziałeś o tych niebezpieczeństwach i nic nam nie powiedziałeś? Mogliśmy tam zginąć! Przez twoją ciekawość smok zniszczył połowę miasta!
- Chyba nie widzisz całokształtu, stalowy. To wy wyciągnęliście stamtąd smoka. I to wy jesteście za to odpowiedzialni. A jakbyś jeszcze nie zauważył, jak na razie jestem jedyną osoba, która o tym wie. Jak sądzisz kto jest w gorszej sytuacji? - rzekł bez wyrazu, ni gniewu, wypuszczając obłoczek dymu w kształcie kółka. - Przyjęliście zadanie, a ja wam wskazałem tylko miejsce. Nie sądziłem, ze będzie cie zdolni wyciągnąć smoka z jego legowiska, ale cóż w końcu i tak trzeba by było coś z nim zrobić.
-Tak, jednak pomogło by, gdybyś łaskawie chociaż wspomniał o nim, w takim razie moglibyśmy uważać bardziej i nie dopuścić do tego. - Dodał Sigma, który nadal nie miał zaufania do samuraja.
Samuraj wzruszył ramionami.
- A teraz wróćmy do tego co tam znaleźliście. Nie mam ochoty siedzieć tutaj całej nocy.
- Jak dla Su to ani my, ani ty, tylko sam smok jest odpowiedzialny za smoka. Przyleciał do miast bo chciał - więc to tylko jego wina i nikogo innego. A co znaleźliśmy… eee, chyba Buu coś tam wziął… no i parę rzeczy pozamieniał w cukierki… Buu? - zawołał mężczyzna. - Aha, no i było jeszcze jedno coś z takim czymś i nas zaatakowało - dokończył wyjaśniać.
Mina wzroku błądzącego za rozumem. Lekko rozwarte usta w których zawisła fajka. Dymek ulatujący z tlącego się tytoniu. I ta cisza...
Yoshiko poczuła jakby opinia o ich inteligencji spadała w jego oczach.
Po chwili zaciągnął się i wypuścił obłoczek dymu.
- Pokażcie to co znaleźliście i opiszcie co tam spotkaliście. - Intuicja yoshiko podpowiedziała, że coś jest nie tak. Ale jeszcze nie była w stanie stwierdzić co.
Dotychczas różowy zajęty był siedzeniem w innej części karczmy, gdzie dokładnie słuchał ile “dobrego jedzonka” może dostać za jedną z zagrabionych złotych monet, którą ukazał barmanowi - gdy jednak usłyszał głos Su, oraz poczuł na sobie spojrzenia pozostałych, błyskawicznie zdał sobie z czegoś sprawę
- Ach tak! - zakrzyknął, przypominając sobie o tym co ma, a następnie bezceremonialnie… wkładając rękę w swój tors. Po krótkiej chwili wyjął z… z… z samego siebie amulet oraz broń (która, de facto, zgodnie z zasadami fizyki, nie powinna się w nim zmieścić). Oba przedmioty ukazał kowalowi, zbliżając się do rozmawiających.
Kowal ujął amulet w dłoń przyglądając mu się dokładnie. Lancę odłożył tak by mieć ją pod ręką i zająć się nią za chwilę. Yoshiko dojrzała jednak, że kątem oka i jej (lancy) się przygląda. Jednocześnie oczekując dalszego opisu niedoszłych wydarzeń.
Buu sam z siebie nie był specjalnie chętny do opowieści, ograniczając się jedynie do odpowiedzi na konkretne pytania Samuraja.
Widząc, że towarzystwo nie pali się do rozmowy, Yoshiko, która chciała mieć to już z głowy, streściła to co stało się w podziemiach. W swojej opowieści pominęła jednak głosy, które słyszała o raz wizję. Nie wspomniała również o tym, że otarła się o śmierć i o tym że została uleczona w nie wyjaśniony sposób.
- Możemy już teraz dostać nasze jedzenie? - zapytał Su, gdy dziewczyna skończyła opowiadać, całkowicie pomijając przy tym swój tok myślowy pod tytułem: “praca->zapłata->jedzenie”.
- Tak tak. - Samuraj pomachał ręką i rzucił mieszek na blat karczmy.
W czasie opowieści, zdawało się Yoshiko, że w całym tym zadaniu nie chodziło o zdobycze. Samuraj kątem oka wybadał demoniczną lancę i artefakt po czym najzwyczajniej oddał oba w ich ręce. Twierdził przy tym że nie o to mu chodziło, ale wynagrodzi ich trud.
Intuicja, a raczej medyczna spostrzegawczość dały do zrozumienia, że interesowała go sprawa demona. Jego oczy reagowały właśnie na opis tych wydarzeń. W przeciwieństwie do reszty ciała. To się nazywa pokerowy talent.
Na blat trafiły właśnie 3 talerze z jedzeniem. Słodkości, wędzona kaczka i krwisty stek, bez dodatków, oraz pełno prawny obiad z gęstą zupą rybną i pieczonymi ziemniakami i filetem zapiekanym z jabłkami.
Wszystkie danie przygotowane przez Barmana.
Samuraj otrzymawszy to o co prosił opuścił bar i udał się na swoje.
- Powiesz Buu coś więcej o tym? - różowy zadał jeszcze na odchodne pytanie Samurajowi, odbierając przedmioty.
- Lanca to mieszanina żelaza, ołowiu i deadrytu. Mierne wykonanie, przez takie zmieszanie komponentów jej potencjał bardzo na tym ucierpiał. Dodatkowo ma jakiś nieporęcznie ciężki rdzeń. Polecam sprzedać. - rzekł wzruszając ramionami - Co do naszyjnika... dość przydatny artefakt uzbrojeniowy, jak na początek. Bodajrze Guardian się zowie. Może być tarczą lub mieczem. Można sporo za niego dostać, ale jak mówiłem jest dość przydatny. Trzymajcie się młodzieży. Wiecie gdzie mnie szukać. - pomachał dłonią na pozegnanie.

- Eeeee…? I to jest całe jedzenie jakie dostaliśmy za tę “pracę”? Su zdobyłby o wiele więcej, gdyby po prostu poświęcił ten czas na szukanie jedzenia… Wydawało mi się, że “praca” będzie bardziej opłacalna - dodał zawiedzionym głosem, ale mimo wszystko zabrał się za posiłek.
Na blacie wciąż leżał w połowie wypełniony mieszek, oraz mieli swoje zdobycze. Może gdyby je sprzedali?
-Itadakimasu- powiedziała Yoshiko, w zasadzie sama do siebie, dziękując za posiłek. Bez zbędnego marudzenia zabrała się do jedzenia- co chcecie robić dalej?- zapytała po chwili.
- Poszukać kotów. Wygląda na to, że robiąc to Su znajdzie więcej jedzenia. Co to jest? - spytał zmiennokształtny, wskazując na mieszek. - Ten dziwny człowiek w metalu to tu zostawił.
- Więcej pieniędzy - odparł różowy krótko, połykając kilka pierwszych smakołyków z zadowoleniem, że w końcu nie musi ich własnoręcznie zmieniać. Na pytanie Kawashimy lekko się zadumał, nie mając pomysłów.
- “Pieniędzy”?
Tu na na pytanie odpowiedział Barman, a raczej zaprezentował wyciągając z mieszka jedną miedziano-pirytową monetę z symbolem gryfa.
- Tym się płaci, za dobra.
- “Dobra?” - spytał Su, ale tym razem ktoś zniecierpliwiony siedzacy akurat w nocy, w sali głownej karczmy, szybko wyjaśnił, że chodzi o “rzeczy, czegokolwiek akurat potrzebujesz”. - Czyli… zamiast szukać kota… Su może dać tego “pieniądza”... i dostać kota?
- Oczywiście jeśli kot jest aktualnie do kupienia. - wyjaśnił inny
-Zanim zapadłem w ten dziwny sen, chciałem wam przekazać, że jeżeli chcemy się zatrzymać na dłużej w Lofar mamy 3 opcję: możemy spać za darmo w stodole, spać tutaj w karczmie za drobną opłatą, albo wykupić dom. Mi na dziś wystarczy snu, ale może Ty Su, albo Buu jesteście śpiący? Tak w ogóle chciałem wam podziękować za opiekę podczas mojego snu… - Tutaj Sigma bał się dodać coś więcej, jednak zaryzykował i powiedział to. -Niestety czuję, że to nie pierwszy i nie ostatni raz kiedy to tak znienacka zostałem “wyłączony”...
-To jest nas dwoje- odpowiedziała Yoshiko, która w błyskawicznym tempie skończyła posiłek- w dużym skrócie, jestem chora. Więc i mi będzie się to zdarzać..
- Nie rozumiem, czemu ktoś miałby wymieniać dobrego kota za kawałek metalu… O, wiem! - zmiennokształtny zwrócił się do Sigmy i Yoshiko - Wy możecie mi pomóc, jak chcecie podziękować. Su nadal nie do końca rozumie, o co chodzi z tymi pieniędzmi… Chodźmy zdobyć kota! Albo, zaraz… może…? - Oczy mężczyzny rozszerzyły się gwałtownie. - Tak! Nie kota! Su chce takie duuuuuże zwierze, o takie! - Machanie rękoma nie jest najlepszym sposobem przekazywania informacji, ale sądząc po samych rozmiarach, chodziło o konia, krowę lub podobnej wielkości zwierzę. Zmiennokształtny nie zwracał uwagi na resztę słów Sigmy.
- Śpiący? - powtórzył Buu - Nie, skąd. Ale Buu chciałby mieć domek. Taki ładny, kamienny, okrąglutki domek. Buu mógłby tam zamieszkać z przyjaciółmi i może miałby tam większe zapasy słodyczy… -
-Przydało by nam się miejsce gdzie możemy zamieszkać- zgodziła się japonka- nie wiemy przecież jak długo tu będziemy ani jak stąd wrócić.
-Może najpierw sprawdźmy ile mamy łącznie pieniędzy, żeby sprawdzić, czy nas w ogóle stać na taki potencjalny domek - powiedział blaszak, wyciągając wszystkie oszczędności zgromadzone w tym świecie i kładąc je na stał.
Z sakiewki wyciągnięto 1 srebrną monetę, resztę stanowiły te pirytowe, których było mniej więcej 30.
- Czy da radę za to kupić takie zwierzę? - zapytał Su i niemal natychmiast otrzymał odpowiedź przeczącą, w związku z czym wprowadził się w paraliż senny, wyłączył nerwy odpowiadające za brak komfortu, wydzielił odpowiednie hormony i momentalnie zapadł w sen z założeniem, że jak tylko się obudzi, pójdzie poszukać jakiegoś nieznanego sobie zwierzęcia.
-Czy ta kwota wystarczy na jakiś nocleg?- spytała Yoshiko zwracając się do barmana.
- Dla całej waszej czwórki - odpowiedział uprzejmie - Ale nic wam nie zostanie. - dodał ostrzegawczo.
-Więc zdaje się że pozostaje nam noc na świeżym powietrzu- westchnęła- chyba lepiej byłoby zaoszczędzić na ważniejsze sprawy.
- Oczywiście miałem na myśli wspólną salę tutaj “Pod rogatą bestią”. Za darmo można się przespać w stajni z końmi. Albo jak panienka zaproponowała, na świeżym powietrzu. Ale ogniska można rozpalać tylko poza murami miasta.
-Dobra, skoro to mamy z głowy, pozostaje pytanie, czy zostajemy tutaj, żeby uzbierać na domek, czy idziemy dalej? I jak tak to gdzie? - Zapytał blaszak, myśląc, co robić dalej.
-Jeśli mamy podróżować dalej, przydałaby się jakaś mapa. Łatwiej byłoby planować- odparła Azjatka.
-Tak, osobiście mam tutaj jeszcze parę spraw do załatwienia, ale myślę, że nawet jutro mógłbym je załatwić, dodatkowo mimo tego, chciał bym odwiedzić także, San Serandinas oraz pustynię.- dodał Siggy nie mając zielonego pojęcia gdzie owe miejsca się znajdują.
-Pustynię?- zapytała nieco zdziwiona Yoshiko- co ciekawego jest w pustyni?
-Planuję tam znaleźć pewną osobę, która pomoże mi z moim problemem z pamięcią. - odpowiedział.
- Ale na pustyni nie ma nic ciekawego, tylko piasek i piasek - zauważył Buu - Na pewno nie byłoby nikogo takiego tutaj? - różowy rozejrzał się po karczmie, szukając jakiejś wyglądającej na mądrą osoby. Na pewno jakaś mądra osoba może pomóc Sigmie!
Sadząc po później porze, nikogo poza barmanem nie udało się znaleźć.
-Nie wiem jak wy- zaczęła Yoshiko ale przerwało jej ziewnięcie- ale ja chyba bym poszła spać. Pozostaje jeszcze tylko pytanie, co robimy dalej...
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172