Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-07-2015, 10:51   #1
 
chrysletY's Avatar
 
Reputacja: 1 chrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodze
OMEGA (Into the Past) +18 [sesja]

Wróble znowu fruwają, George
- Stephen King, "Mroczna Połowa"

Szkielet wróbla zawsze odlatuje z drzewa,
kiedy wróbel jeszcze na gałęzi.
- Nikołaj Kynczev, "Szron"

Gdyby podróże w czasie były możliwe, to świat prawdopodobnie przestałby istnieć.
Dlaczego? Wyobraź sobie, że ktoś rozbija na najmniejsze cząsteczki dowolny obiekt.
Nie poskładasz go z powrotem, a ów obiekt nigdy nie poskłada się sam...
To właśnie dzieje się z harmonią Głównej Linii Czasowej, gdy się ją modyfikuje a reakcją obronną jest samodestrukcja...
-Omega




///
()
///



Sen.
Jeśli istniało coś co łączyło ich wszystkich, to był to ten jeden, wyjątkowy sen. Sen, który śnili wszyscy co jakiś czas, nie rzadziej jednak niż raz w tygodniu.
Od momentu ich narodzin.
Niektórzy z nich ignorowali go. Inni momentami zastanawiali się nad jego znaczeniem, ale trywializowali je. W końcu takie rzeczy jak dzienniki snów i wierzenie w ponadnaturalne znaczenie snów to jednak domena naiwnych i zabobonnych ludzi, nieprawdaż?
Omega miał na ten temat zgoła odmienne zdanie.
Prostokątne, ciche pomieszczenie z białymi ścianami, sufitem i podłogą. Biały stół i wysokie szafy w każdym z rogów pokoju. Krzesło. To tutaj Omega, bez sztabu Obdarzonych pracujących na jego usługach, zgłębiał wiedzę na temat Snu. Wkrótce dotarł do czynników najistotniejszych, zagłebiając się w meandry nauki zajmującej się zagadnieniami samoświadomości i pamięci genetycznej. Według jego badań powracający Sen był... wspomnieniem.




Ciemna noc, pasma czarnych barw. Fruwające wróble. Nie widzą nic oprócz wróbli, ptaki wirują im przed oczami jak w kalejdoskopie. Czują charakterystyczny zapach mokrych piór, słyszą cichy furkot skrzydeł.
Lecz nagle coś się dzieje. Ptaki stają się rozmazaną chmurą, dźwięki cichną. Mokre łebki ptaków zamieniają się w wydłużone twarze. Czarne, nie wyrażające żadnych emocji ślepia zostają, lecz wydłużają się w kształt szerokich szpar. Delikatne i kruche skrzydełka zmieniają się w długie ręce pozbawione łokci i nadgarstków, obłe, wielopalczaste kończyny.
I szum radia. Furkot wróblich skrzydeł zmienia się w szum radia. W tym szumie, co jakiś czas słychać pojedyncze słowa. Niektórzy Obdarzeni twierdzili, że te słowa łączą się w zdania. Zdania, które odpowiednio złożone mają sens i wyjaśniają obecność Snu i jego znaczenie. Tyle wiedzą niektórzy Obdarzeni. Czasem starają się wyłapywać ów sens, jednak zwykle im się to nie udaje. Każdy z nich za to – każdy - słyszy pojedyncze słowa.

...Mózg... Aplikacja...Terraformacja...Ogień...Wiedza...Neur ony...Zaszczepić...Moc Nas...


Niektórzy Obdarzeni jednak, za sprawą przypadku lub swej wyjątkowości, słyszą zdania. Ułamek procenta tych, którzy słyszą zdania, potrafi połączyć je w mającą sens całość. Niektórzy zaś nie widzą nic, oprócz ptaków. Wróble fruwają. Ci nieliczni, którzy potrafią łączyć owe zdania w logiczną całość, mówią o ich sensie i tłumaczą znaczenie Snu. Jak ono brzmi? Cóż, nic prostszego. Zapytajcie Obdarzonych...
Większość z nich, wybranych przez Omegę, słyszało pojedyncze słowa i widziało wróble z przebłyskami ich transformacji w coś innego.
Jeden z nich widział więcej. Kto? No cóż...

...Wróble fruwają...

***


PROJEKT OMEGA

(Into the Past)

///
()
///

Najpierw spotkali się – ciemne postaci z kapturami na głowach lub w płaszczach przeciwdeszczowych – przed wysokim, wielopiętrowym budynkiem z dachem w kształcie muszli. Drzwi naprzeciwko nich były wyższe niż się zazwyczaj spotyka i wykonane z niemożliwego do szybkiej identyfikacji, srebrzystego materiału. Nie zdążyli nawet wymienić spojrzeń - zresztą lało tak strasznie, że i tak niewiele mogliby dostrzec - gdy drzwi otworzyły się na oścież kompletnie bezszelestnie, zalewając podwórze jasnym światłem.
Stał w nich wysoki mężczyzna z burzą czarnych włosów na głowie i okularach osadzonych na czubku nosa. Ubrany był w biały kitel. Z kieszeni na piersi wyglądał długopis. Mężczyzna kiwnął głową bez uśmiechu i wskazał korytarz dłonią. Ruszyli za nim.


Znaleźli się w korytarzu o białym suficie, podłodze i ścianach, z szeregami srebrzystych drzwi po obu jego stronach. Nad każdą parą drzwi wisiała spuszczona z długiego, białego ramienia, nowoczesna kamerka przemysłowa.
Było bardzo cicho. Odgłos kroków młodych Obdarzonych i nieznajomego mężczyzny niósł się korytarzem.
Obdarzeni byli wrażliwi na obecność mocy i wyczuwali ją instynktownie. Większość z nich po raz pierwszy spotkała się z innym jej źródłem, więc było to dla nich wrażenie świeże. Idąc teraz korytarzem, młodzi Obdarzeni odczuwali odruchową i instynktowną ekscytację pozostałymi towarzyszami. Przypominało to buzujące w powietrzu, podczas spotkania dwóch uznających siebie nawzajem za atrakcyjnych ludzi, feromony. Podskórnie mieli ochotę dowiedzieć się więcej o towarzyszach. Mechanizm był czysto zwierzęcy. Ci z nich, którzy posiadali Talenty pozwalające na badanie psychiki, spotykali się z odbiorem falujących, błękitnych pasm barw. Jakimś rodzajem bariery, specyficznej dla Obdarzonych.

Młodzi Obdarzeni wyczuwali jednak Moc nie tylko w swoich towarzyszach. Czuli ją w powietrzu, unosiła się wokół nich jak nad morzem unosi się w powietrzu jod.
Wrażenie jednak bynajmniej było inne. Napawało Obdarzonych podskórnym lękiem. Gdzieś w tym budynku wyczuwali olbrzymie źródło mocy, uśpioną bestię, chwiejne źródło nieskończenie potężnej energii. Szczególnie silnie odczuwała to nieco szczurowata z wyglądu, blada blondynka i smukły blondyn z prawdziwą burzą włosów na głowie. Ich zmysły mówiły im, że źródło energii znajduje się niedaleko, po prawej stronie budynku. Idąc korytarzem, tych dwoje instynktownie wymieniło spojrzenia. Wyczuwali u siebie nawzajem te same, niepokojące sygnały.

Wkrótce mężczyzna prowadzący ich zatrzymał się przed jednymi z drzwi. Cofnął się, zaprosił ich gestem do środka.
Znaleźli się w prostokątnym, sterylnie czystym pomieszczeniu z ogromnym ekranem przymocowanym na zachodniej ścianie. Oprócz niego jedynym wystrojem pokoju były wieszaki na ubrania, kilka białych krzeseł i rząd półek na południowej ścianie zawieszonych na wysokości piersi przeciętnego człowieka. Na półkach stały segregatory pełne kartek. Na grzbietach segregatorów było coś napisane, jednak aby odczytać litery trzeba byłoby podejść znacznie bliżej.
W pomieszczeniu, oprócz drzwi którymi Obdarzeni wraz z nieznajomym mężczyzną się tutaj dostali, były ich jeszcze dwie pary. Jedne znajdowały się pod półkami na południowej ścianie, a drugie - dwuskrzydłowe i potężne - tkwiły w północnej.
Szczurowata blondynka i smukły blondyn natychmiast wyczuli, że źródło energii pulsującej w powietrzu znajduje się tuż za tymi drzwiami.

- Proszę państwa - rzekł rzeczowym tonem nieznajomy mężczyzna - Zmuszony jestem prosić was o piętnaście minut cierpliwości. To pomieszczenie jest, oczywiście, do waszej dyspozycji. Musicie wszelakoż wstrzymać się te kilkanaście minut z pytaniami, choć jest zrozumiałym że pragniecie odpowiedzi. Jednakże abyście państwo zrozumieli pełnię sytuacji, trzeba zrobić to stopniowo. Naukowcem, który was tutaj sprowadził jest Omega... Tak się do niego tutaj zwracamy, a jego prawdziwa tożsamość jest ściśle tajną daną. Omega zjawi się tutaj za piętnaście minut i ja będę mu towarzyszył. Wówczas udzielimy wam wyjaśnień i opiszemy na czym będzie polegać wasze zadanie. Tymczasem muszę was opuścić. Na ekranie - mężczyzna wskazał dłonią - Za chwilę wyświetli się prezentacja. Proszę, byście jej wysłuchali. Jak mówiłem, to pomieszczenie jest do państwa dyspozycji, ale proszę go nie opuszczać.
Nieznajomy szybkim krokiem podszedł do drzwi i opuścił pomieszczenie w mgnieniu oka.



CZAS: Około piętnastu minut
PREZENTACJA: Około dziesięciu


PREZENTACJA


Ekran rozbłysnął białością.
Zagrała krótka, wprowadzająca muzyka. Na ekranie pojawił się graficzny projekt czegoś, wyglądającego jak tuba złożona z wielokolorowych pierścieni. Model był trójwymiarowy a każdy z pierścieni opisany był wyraźnym tekstem utrzymanym w naukowym języku.
Ci Obdarzeni którzy znali się na fizyce, rozumieli podstawy na których oparto pojawiające się i znikające tabele, wykresy i obliczenia. Szybko jednak gubili się w meandrach skomplikowanej, trudnej do zrozumienia nieznanej im wyższej fizyki. Niektóre działania matematyczne przeprowadzane na ekranie oparte były o dziwne prawa, kompletnie im obce.


Wkrótce zdarzeniom na ekranie zaczął towarzyszyć chłodny, kobiecy głos.
Informacje przekazywane przez ów głos również miały czysto naukowy wydźwięk, lecz były pełne uogólnień i skrótów prawdopodobnie po to, by sens przekazu mogli pojąć wszyscy.

- Witajcie, Obdarzeni. Dzięki wieloletnim wysiłkom Omegi, udało się otworzyć portal prowadzący w przeszłość. To, co opisywane przez zwykłą naukę jako niemożliwe, stało się osiągalne dzięki nadnaturalnym talentom Omegi i jego ponad osiemdziesięciu letniej organizacji, którą paryżanie znali dotąd jako DeElectris.


Ekran zmienił się, ukazując glob ziemski. Model był utrzymany w jasnych barwach, lecz - niby pajęczyna - przecinały go setki, tysiące ciemnoniebieskich nici. Jądro ziemi, ukazane jako biała, lekko pulsująca kula, było źródłem tych nici od którego się one rozchodziły na wszystkie strony.

- To, co państwo obecnie widzą to Nici Ziemskie, nieznana wcześniej struktura, która utrzymywała ziemię w harmonii od czasu jej powstania do momentu uderzenia w Kredzie w planetę meteoru, który przyczynił się między innymi do wymarcia olbrzymich gadów. Po tym etapie jednak, kiedy nicie zostały przerwane, jądro będące ich matrycą, zregenerowało się błyskawicznie. W przeciągu kilkuset lat. Nicie Ziemskie są ściśle związane z czasem jako fizyczną wartością, ale też czymś materialnym: Czymś, czego my - ludzie - nie możemy postrzegać, gdyż ograniczeni jesteśmy naszymi wymiarami.

Wszystko wskazuje na to, że drugie naruszenie Nici Ziemskich nastąpiło w roku 506, w niewielkim państwie ledwo znanym zagorzałym historykom. Trercia była malutkim obszarem na północy Europy. Obecnie oczywiście, już nie istnieje.
Tam Nici zostały naruszone ponownie - ręką człowieka. Ponadto ów ktoś, nazywany kryptonimem Alfa, zrobił to celowo i umiejętnie. W efekcie jego działań jądro planety przestało być stabilne, Nici Ziemskie zostały poprzerywane a sam glob zaczął niszczeć od środka. Większość kląsk żywiołowych które zaczęły nawiedzać od tamtej pory świat, to efekt działania Alfy w dalekiej przeszłości. Zwieńczeniem jego wiekopomnego dzieła, jest meteor ściągnięty w jakiś sposób na ziemię. Meteor ten będzie końcowym efektem, końcem dla życia ziemskiego. Skała ta uderzy w ziemię za 11 dni, według najnowszych obliczeń Omegi.
Otwarty portal wspomniany na początku, przenosi w czasie do roku, w którym rozpoczęła się zagłada ziemi. Nie traćcie nadziei, gdyż to Wy nią jesteście.
Ekran zgasł.

DRZWI


Wszystkie drzwi okazały się być zamknięte.

PÓŁKI


Segregatory podpisane były imionami i nazwiskami.
Duże było zdziwienie Obdarzonych którzy zbliżyli się do półek, i odnaleźli tam swoje imiona, wypisane schludnym, czytelnym pismem.

*

Gdy ekran zgasnął, mieli jeszcze kilka minut dla siebie. Obdarzeni wyczuwający ludzkie umysły na odległość byli tego świadomi. Wyczuwali bowiem potężny, pulsujący mocą mózg, prawdziwą elektrownię jądrową. Zbliżała się do nich wielka persona, osobowość tak potężna że prawie nieludzka. Niebawem drzwi się otworzą, a oni staną z nią twarzą w twarz.
 
__________________
She bruises coughs, she splutters pistol shots
But hold her down with soggy clothes and breezeblocks

Ostatnio edytowane przez chrysletY : 21-07-2015 o 12:17.
chrysletY jest offline  
Stary 21-07-2015, 16:18   #2
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację


Deszcz był bardzo denerwujący. Płaszcz Gareta przemókł doszczętnie. Na twarz młodego mężczyzny opadały posklejane mokre czarne włosy. Tym bardziej z uczuciem ulgi jako jeden z pierwszych wszedł do siedziby DeElectris.
Lubił takie wnętrza. Szkło, stal, wszechobecne tworzywa sztuczne. Ten budynek był młody. Nikt się tu nie zapracowywał przez kilkanaście lat swojego życia. Nikt też nie zginął w wypadku. Budynek był cichy. Zupełne przeciwieństwo domu rodzinnego Donovana, w którym cały czas słyszał krzątających się rodziców i dziadków.
Garet ruszył bez słowa za mężczyzna w białym kitlu. Na miejscu przedstawiono im krótką prezentację.



Kilka założeń w równaniach było absurdalnych. W odczuciu Gareta sam wyjściowy punkt obliczeń był absurdalny i całkowicie niemożliwy do osiągnięcia przy aktualnie dostępnej technologii. Nie zmieniało to jednak faktu, że obliczenia wolne były od błędów. Jeśli jakimś cudem udałoby się spełnić warunki początkowe równania, to podróż w czasie była jak najbardziej wykonalna.
I tu dochodził do sedna. To Omega był kluczem do podróży w czasie.



Druga część prezentacji była już prowadzona w prostrzy sposób. Również do Gareta w końcu dotarło, że otczający go ludzie są obdarzeni tak jak on, ale nie koniecznie jak on studiowali na uniwersytecie Oxfordzkim.
Animacje przedstawiające jądro ziemi i Nici Ziemskie były dość sugestywne aby każdy zrozumiał sens tego co miało miejsce w 506 roku i tego co będzie mieć miejsce za niecałe dwa tygodnie.

Wiadomość o 11 dniach do zagłady ludzkości nie wstrząsneła Garetem. W końcu jakiś czas temu informacja wyciekła z amerykańskiej agencji kosmicznej. W zasadzie armagedon już miał miejsce. Ludzie przekonani o końcu świata stali się bezkarni. Nikt nie pracował. Nie działały szpitale, policja, straż. Nawet transport do Paryża był kłoptliwy.
Donovan zdjął płaszcz odsłaniając strój w stylu Bussines Casual. Ciemnografitowa marynarka i luźno rozpięta koszula powodowały, że ten dwudziestoośmioletni mężczyzna wyglądał na starszego i poważniejszego niż był w rzeczywistości.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 27-07-2015 o 13:56. Powód: Usunięto ostatnie zdanie ze względu na niezgodność z google dociem
Mi Raaz jest offline  
Stary 21-07-2015, 22:50   #3
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Całą drogę walczyła ze strachem. Bała się decyzji jaką podjęła i niewiadomej w jaką się wpakowała. Jak mantrę powtarzała sobie, że to ma sens, to jest szansa.
Dotarła przed budynek praktycznie w jednym momencie co jeszcze inne postaci. Ubrana była w ciemną długą kurtkę z szerokim kapturem, pod nią miała niebieską bluzę. Do tego miała na sobie czarne bojówki z wieloma kieszeniami oraz czarne buty za kostkę wyglądające jak trekkingowe.
Chwilę zawahała się czy iść naprzód ze wszystkim. Jeszcze mogła zrezygnować, wrócić.
- Ale po co ? Do czego? - mruknęła smutno pod nosem.
Była przemoknięta, zziębnięta i zmęczona. Chyba nawet miała dreszcze. W takim stanie łatwo o przeziębienie.
Przygryzła wargę i zacisnęła pięści. Jeśli przekroczy próg tego budynku nie będzie już odwrotu... Ruszyła za wszystkimi.

W środku nie rozglądała się. Bała się, że stchórzy, więc skupiła się na tym by po prostu iść. Jednak w otoczeniu tych ludzi czuła się dziwnie. Była wewnętrznie rozdarta z uwagi na to, że pomimo jej nikłej chęci przebywania z ludźmi, tym bardziej obcymi to teraz coś ją do nich ciągnęło. Do każdego z nich czuła sympatię mimo, że ich nie znała chociażby z imienia. To sprawiło, że strach ulotnił się, zastąpiony przez ciekawość.

Wnętrze budynku kojarzyło jej się ze szpitalem, a to nie niosło za sobą dobrych wspomnień. Na szczęście była zbyt zmęczona, żeby znów się rozkleić, dlatego też ze spuszczoną głową podążała ze wszystkimi za mężczyzną w białym kitlu.
Ten zostawił ich samych w pokoju. Czuła wewnętrzną ochotę by jakoś złapać kontakt z resztą grupy, ale nie przywykła do nawiązywania na żywo nowych znajomości. Zajęła więc miejsce na krześle z tyłu sali. Usiadła na nim kładąc sobie na kolanach swój plecak, który teraz kurczowo trzymała. Zastanawiało ją co może znajdować się za innymi drzwiami czy chociażby w segregatorach stojących na półkach tego pomieszczenia. Nie miała jednak śmiałości by po prostu podejść i sprawdzić.

Nie rozumiała, dlaczego nazwani zostali Obdarzonymi. Początek prezentacji sprawił, że zaczęła się zastanawiać jeszcze bardziej co oni mogą od niej... od nich chcieć. Nie, żeby była słaba z fizyki, ale na pewno nie miała tej wiedzy tak dużej by wszystko zrozumieć. Z całych sił wytężała umysł, żeby spróbować to pojąć.
- Portal prowadzący w przeszłość?! - powtórzyła z brytyjskim akcentem za prowadzącym otwierając oczy szeroko.
Z zapartym tchem słuchała dalszej części prezentacji. Skoro mogli cofnąć się w czasie, żeby naprawić to wydarzenie, to znaczyło, że to co się stało przez ostatnie tygodnie ma nigdy się nie wydarzyć. Tak samo jak to co ma się stać za 11 dni. Nie miało to już znaczenia!
Na tą myśl dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się i zaraz przetarła rękawem oczy i nos. Walczyła, żeby się nie wzruszyć. Nadzieja wróciła do niej na dobre.
Uwierzyła natychmiast w to co im tu przedstawili, nawet raz się nie zastanawiając czy to nie jest jakaś ściema. Od razu zrobiło jej się lżej na duchu i zdawała się nie być już spięta. Nie mogła się teraz doczekać spotkania z owym Omegą i dowiedzenie się jaka będzie w tym planie jej rola.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 22-07-2015, 01:46   #4
 
mlecyk's Avatar
 
Reputacja: 1 mlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłość
Wiadomość od Omegi Jarek wziął sobie do serca śmiertelnie poważnie. Gdyby odczytał ją ktoś do kogo nie była przeznaczona osobnik ów pomyślał by sobie pewnie nie do końca miłe rzeczy o tym kto rozsyła takie wiadomości. Dla Jarka jednak od razu był jasny jej sens, od razu uderzyła w niego jej prawdziwość i możliwości, które ze sobą ciągnęła.
Obudziło się w nim wiele uczuć, o których już niemal zdążył zapomnieć. Nadzieja – wiadomo, radość – być może, wzruszenie? Niemal poczuł na karku prowadzącą do Omegi ojcowską dłoń. Więc możliwe jest zatrzymanie tego szaleństwa, odwrócenie go?
Dopiero potem pojawiło się pytanie „jak?”, a wraz z nim wątpliwości i wrażenie beznadziejności zaczęło przebijać się przez radość, zaczął wątpił zarówno w wiadomość jak i swoje możliwości.
W rezultacie podróż do siedziby DeElectris to była prawdziwa tułaczka i mordęga. Były długie chwile, w których odzyskiwał nadzieję i pełen euforii niemal biegł chcąc przed świtem zrobić jak największą drogę. W innych momentach z kolei zaczynał myśleć o drugiej stronie medalu, zwalniając, wydłużając czasy odpoczynku, myśląc o zawróceniu.
W końcu jednak pojawił się… w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie, jak z zegarku.
Wtedy dopiero poznał co to prawdziwe wątpliwości.
- Matko… co ja tutaj robię. – mruknął do siebie gdy zobaczył pozostałych przybyłych pod srebrne drzwi. Jeszcze nie zdążyli go zauważyć, ba, pewnie nawet gdyby go zauważyli nawet by nie podejrzewali, że taki dzieciak przybył tu, za pewne, z tego samego powodu co oni.
Nim zdążył zbłądzić dalej w odmęcie myśli bądź uciec drzwi otworzyły się i zostali zaproszeni do środka. Mimowolnie ruszył przed siebie, niemal jak w transie, przypominając sobie po co tu przybył…


Prezentacja kompletnie go zaskoczyła. Co prawda nigdy nie był słaby z fizyki czy biologii, ale poziom tego co zobaczył kompletnie zwalił go z nóg. Zapamiętał kilka rzeczy, które wydawały mu się najważniejsze, może kluczowe, choć nie zmieniało to tego, że kompletnie ich nie rozumiał. Dalsza część prezentacji nagromadziła tylko więcej stresu i przejęcia ogromem odpowiedzialności. Zerknął na dużo starszych od siebie Obdarzonych i po raz miliardowy zwątpił w to, że powinien być w tym miejscu.
Gdy ekran zgasł nastała krótka chwila ciszy. Dorośli zaczęli rozmawiać, a Jarek starał się nie rzucać w oczy, nie lubił przebywać z osobami, których nie znał… chciał wiedzieć z kim ma do czynienia, kwestia ostrożności, może wobec nich nie musiał z niej korzystać?
Podszedł do półki z segregatorami i z wielkim udawanych skupieniem zaczął studiować tekst powoli przesuwać palec wyciągniętej do góry ręki po grzbietach segregatorów. Wiedział, że czas lubił się dłużyć w takich momentach, w których chciało się by chwile mijały jak najszybciej. Czekał, wczuwając się w zbliżającą się do nich aurę wywołującą prawdziwie potężne wrażenie.
 
mlecyk jest offline  
Stary 22-07-2015, 18:15   #5
Konto usunięte
 
no_to_ten's Avatar
 
Reputacja: 1 no_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemu
One, two, three, who should I kill?
Every motherfucker running up the hill,
one, two, three, what should I do?
Get fucked up and fuck up you



- Chwila, chwila...słyszysz przecież, że ktoś próbuje ze mną pogadać.
Odepchnął półnagą brunetkę, która próbowała się na nim położyć. Bynajmniej nie silił się na delikatność, dzwoniącej komórce nadano właśnie najwyższy priorytet.
- Halo? Ha...co do kurwy. - spojrzał na ekran. Pomiędzy białymi plamami dało się dostrzec kontur osoby. Ledwie dało się słyszeć dźwięk wychodzący z głośników. Obejrzał się przez ramię. - Dziewczynki, dzióbki na kłódkę na tę parę sekund. Ślicznie proszę.

W głowie mu jeszcze szumiało. Spojrzał na porozbijane butelki zamiecione na szybko w kąt, z których wciąż unosił się ostry etylowy zapach. Musiał się naprawdę skupić, żeby odsłuchać wiadomość.

Westchnął ciężko.

- Dobra koleżanki, miło było. Dupy macie fajne, nic tylko się cieszyć tym darem od boga. - wychodził z pokoju tyłem, twarzą zwrócony w stronę czterech dziewczyn. Wpadł nagle na kogoś.
- Kasa.
Odwrócił się w stronę głosu. Duży facet. Wyższy, sięgający pewnie ze dwa metry. Do tego czarny. Aidenowi przyszło na myśl tylko jedno skojarzenie.
- Słuchaj koszykarzu, zostawiłem portfel na dole. W samochodzie. Pójdę po niego.
- Jasne. - alfons tylko uniósł nieco marynarkę, jak na jakimś kiepskim filmie, i pokazał wciśnięty za pasek pistolet. - Pójdę z Tobą.


Black się uśmiechnął. Znowu dostał okazję od życia, a takie trzeba wykorzystywać. Pieprznął murzyna w brzuch. A potem już zaczął się bawić swoją ofiarą. Tak jak zwykle.

Zmysły zostały nasycone. Patrzył na podłogę, która nabierała koloru krwistej czerwieni, słyszał pisk przerażonych dziwek, czuł zapach wódy, a ręką poprawił sobie fiuta, mając świadomość, że dotyka właśnie boga miłości, seksu i rżnięcia. To wszystko było doprawione smakiem kolejnego zwycięstwa nad byle pierdolcem, który w przeciwieństwie do Aidena nie dysponuje siłą dziesięciu mężczyzn. Słodki smak zwycięstwa.

***

Wspominał tę sytuację, gdy siedział znudzony podczas prezentacji. Przyszedł z zamiarem opierdolenia DeElectris za przeszkadzanie mu w normalnym życiu. Nikt w końcu nie lubi nachalnych wiadomości reklamowych, klient ma prawo wyrazić niezadowolenie. Rozpieprzając drzwi albo coś innego.

Teraz było jednak inaczej. Cała ta dziwaczna i tajemnicza otoczka budziła ciekawość. Na tyle dużą, że był w stanie kontrolować swoją nadpobudliwość. Chciał o coś zapytać faceta od "piętnastu minut cierpliwości", ale ten wyszedł zadziwiająco szybko.

Także siedział i słuchał tego nudzenia. Czas dłużył się niemiłosiernie. Starał się uważać, ale Nici Ziemskie, jądra planet, a nawet zagłada brzmiały dla niego jak bełkot. Zastanawiał się tylko jak może wyglądać lektorka. Bardzo oziębły głos.

Czuł delikatne mrowienie, gdy patrzył na pozostałych. Nie było to przyjemne mrowienie seksualnego podniecenia, raczej coś...chuj. Nie jest poetą.
Po prostu dziwnego.
 
__________________
[I]Stars shining bright above you
night breezes seem to whisper "I love you"
birds singing in the sycamore trees
dream a little dream of me[/I]

Ostatnio edytowane przez no_to_ten : 23-07-2015 o 15:08. Powód: Dołączyłem OST ze smurfów. I głos Aidena.
no_to_ten jest offline  
Stary 23-07-2015, 14:33   #6
 
AlienGBL's Avatar
 
Reputacja: 1 AlienGBL nie jest za bardzo znanyAlienGBL nie jest za bardzo znanyAlienGBL nie jest za bardzo znany
Post powstał przy współpracy z Mistrzem Gry,
zawiera ważne 'preludium' do następnego posta Mistrza Gry


Po cichym trzasku zamykanych drzwi Will rzucił szybkim okiem na pomieszczenie, w którym właśnie się znajdował. Jedną ze ścian pokrywały ekrany różnych wielkości. Spokojnie rozsiadł się w znajdującym przed nimi wygodnym fotelu. Przeszukał kieszenie w poszukiwaniu pogiętej paczki papierosów i odpalił jeden z ekranów. Na monitorze wyświetliło się okienko:

Login:
Hasło
:


Z wyraźnym znudzeniem wklepał na klawiaturze kilka cyfr. Cyfr powszechnie znanych i nietrudnych do zapamiętania. Symbolika hasła była dość prosta i śmieszna, ale niewątpliwie ciężko było ją zapomnieć.
Na ekranie wyświetlił się obraz z wielu kamer umieszczonych na terenie ośrodka. William spokojnie zaciągając się papierosem zaczął przeskakiwać między kolejnymi kamerami, aż znalazł tę na której mu zależało. Umieszczona była ona w pokoju z nowoprzybyłymi.

Zgodnie z godziną umieszczoną w rogu ekranu do czasu przybycia Omegi do pomieszczenia w którym William właśnie się znajdował pozostało jeszcze kilka minut. Akurat aby przypomnieć sobie ich akta i porównać z zachowaniem w sali. Prezentacja dobiegała końca i reakcje były spodziewane - azjatka zgodnie z założeniem była już ich człowiekiem. Kogo jak kogo, ale jej przekonywać nie będzie trzeba. Omega nie wyjawił mu zbyt dużo na temat tych osób. Tylko tyle ile niezbędne będzie na początek.
Aiden zaczynał już stwarzać problemy - nie było to nic niespodziewanego sądząc po jego aktach. Will przypomniał sobie fragment rozmowy z Omegą odnoszący się tej osoby. Od początku - czyli od wyboru osób, które mają zostać wysłane w przyszłość był przeciwnikiem tej osoby. Nie sądził, żeby współpraca z nim była możliwa. Teraz miał tego potwierdzenie na ekranie. Sytuacja wyraźnie zaczęła się zaostrzać- mogło dojść do rękoczynów. Will wyjął rewolwer z kieszeni, sprawdził bębenek i położył go obok klawiatury. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś miał nie dożyć nawet wejścia do portalu.
Usłyszał za sobą kroki.
- I co myślisz? - zapytał nawet się nie odwracając. W tym miejscu i czasie tylko jedna osoba mogła stać za nim...

William A. Rosette i Omega


///
()
///


Omega wychynął zza ramienia Williama.
- Wygląda na to, że pan Black jest zupełnie nieobliczalny - odpowiedział krystalicznie czystym głosem Omega
- Nieobliczalny!? -przerwał mu WIll- to pierdolony psychopata! Dalej nalegasz na zabranie go w przeszłość? Wiesz czym to może grozić! Nie będę ryzykować!
Omega milczał, wpatrując się w monitor na którym jedna z osób zbliżyła się do akt. Mniej więcej w tym samym czasie Aiden odprawiał swoje zboczone przedstawienie.
- Odpal profil Blacka na monitorze - polecił cicho Williamowi.
Okularnik kilkoma nerwowymi uderzeniami w klawiaturę odpalił wskazany przez Omegę dokument. Na monitorze wyświetliły się zdjęcie Aidena Blacka i tekst zawierający jego życiorys.
- Black... za dużo się Tarantina naoglądał- mruknął pod nosem- ciekawie gdzie zgubił pana Pinka.
Według danych ukazanych na monitorze Black posiadał umiarkowanie pesymistyczną prognozę, jednak zgodnie z wyliczeniami przeważała jego wyjątkowo potężna i przydatna moc.
- Myślę, że decyzję podejmę po rozmowie z nimi. - Lekko się skrzywił widząc jak Aiden splunął na podłogę. - Lecz zgadzam się, że jeśli jego zachowanie nie ulegnie natychmiastowej poprawie, to nie będziemy podejmować ryzyka. Choć zdajesz sobie sprawę z potęgi jego mocy. I dużego potencjału.
Omega westchnął z cicha.
Will patrzył z odrazą w erkan.
- Tak wiem... postaram się go ukrócić. Szkoda, ze Bob Parr miał wypadek w zeszłym miesiącu. Gdyby nie to, to nalegałbym na wybranie jego na te miejsce.
- Rekrutacja została już zakończona - odparł zimno Omega - Co się dzieje?
W tym momencie Aiden Black uderzył pięścią o ścianę.
William sięgnął odruchowo po rewolwer.
- Nie - Omega zwęził powieki - Zaczekajmy. Jeśli zrobi się jeszcze gorzej, pójdziemy tam a ja będę cię osłaniał. Bariera. Będziesz niedostępny fizycznie dla nikogo, włącznie z tym delikwentem.
Więcej słów William i Omega wymienić nie zdołali, gdyż w tym momencie Black rzucił się w stronę jednego z Obdarzonych. O ile William pamiętał, to celem ataku stał się Connor Raven.
Omega i jego wspólnik zerwali się z miejsc. William złapał za krótkofalówkę i wysłał krótkie ostrzeżenie do ochrony budynku, sam natomiast złapał za rewolwer i zamienił go w kubek z kawą.
- Wchodzimy?
- Tak, drogi Williamie - Omega otworzył oczy. William nie był zaskoczony faktem, że był to drugi raz, kiedy Omega otworzył oczy w czasie tej rozmowy. Często tak robił. Prośby o wyjaśnienia, spotykały się z milczeniem lub reprymendą. - Obawiam się, że nic więcej nam nie zostało. Rzucę na ciebie barierę. Jeśli czyjeś życie będzie zagrożone, zastrzel go. Jeśli nie będzie innej możliwości, sam go zabiję. Oprócz tego, trzymamy się planu. Wejdziesz z nimi do portalu czy to z Blackiem, czy bez.
Dwóch mężczyzn przeszło szybko dziesięć metrów białego korytarza, i William chwycił za klamkę w drzwiach, prowadzących do pomieszczenia młodych Obdarzonych.
 
AlienGBL jest offline  
Stary 23-07-2015, 15:04   #7
 
Umrzyk's Avatar
 
Reputacja: 1 Umrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skał
Szczurowata blondynka odwiesiła płaszcz na jednym z krzeseł. Ubranie było ciężkie, przesiąknięte wodą. Nie chroniło przed deszczem nawet w połowie tak dobrze, jak powinno. Skrzywiła się - na podłodze już zaczynała powstawać niewielka kałuża. Spojrzenie szarych oczu płynnie przeniosło się z zebranych w pomieszczeniu Obdarzonych na drzwi, za którymi zniknął przewodnik. Nie odezwała się, nie zdobyła się również na żadne przyjazne gesty wobec grupy - może poza uśmiechem, który pewnie i tak mało kto zauważył. Była po prostu zmęczona. Początkowe zainteresowanie dostrzegalnie przygasło, jakby dziewczyna szybko pogodziła się z natłokiem nowych wrażeń. Zastanowi się nad tym później, jeżeli tylko będzie miała czas. Ubrana w gruby, jaskrawozielony sweter z miejsca rzucała się w oczy - niska, mniej niż metr sześćdziesiąt wzrostu. Blada cera, podkrążone oczy, włosy zaplecione w sięgający łopatek warkocz. Z którego do tej pory wymknęło się ich całkiem sporo, fryzura wyglądała na taką z dnia poprzedniego. Pozostałe elementy garderoby, czyli czerwone spodnie i znoszone, ale całkiem solidnie wyglądające buty sprawiały wrażenie dobranych przypadkowo. Tak samo jak duża, przewieszona przez ramię torebka, na której doszukać można się było kilku zagubionych kryształków. Takich, które jeszcze nie odpadły. Krysa nie zajęła miejsca i nawet nie próbowała udawać, że rozumie coś z wyświetlanych obliczeń - kręciła się po sali, co jakiś czas zerkając w kierunku ekranu. Śledziła przebieg prezentacji z ponurą świadomością, że gdyby przyszło co do czego, to drogi odwrotu już nie ma - drzwi okazały się zamknięte, wszystkie. Nie byłaby sobą, gdyby tego nie sprawdziła. Denerwowała się, to było widać od razu. Również dlatego, że nie bardzo mogła to w tej chwili zatuszować - a to już raczej powód do złości, niż bliżej niesprecyzowanego niepokoju. Na siłę nikt jej tu nie ciągnął, przyszła z własnej woli. Pewnie jak reszta. Może nie wszystkich wiadomość zastała na krawędzi dachu, ale prawda była taka, że niewiele brakowało i Rosjanka popełniłaby ostatni błąd w życiu. Mniejsza z tym, że nie na trzeźwo. Byle czymś się zająć i nie siedzieć bezczynnie. Dłonie same wyciągnęły się w kierunku segregatora. Wybrała ten opatrzony własnym imieniem i nazwiskiem, po czym odeszła jeszcze kilka kroków i usiadła na ziemi, oparta o ścianę. Z dobrym widokiem na wszystko, co działo się w pomieszczeniu, w pewnej odległości od grupy. Pierwsze wrażenie? Dzień, w którym przejmie się robieniem pierwszego wrażenia... lepiej nie kusić losu. Pobieżnie przejrzała zawartość segregatora, słuchając równocześnie prezentacji. Brzmiało to jak fantastyka, ale nie potrafiła się zdobyć na wątpliwości. Nie w świetle tego, co właśnie widziała i nie w połączeniu z sygnałami własnej mocy. Nie przedstawiła się, poprzestała na obserwacji. Czekała na dalszy rozwój wypadków - obecność Omegi w budynku była wyczuwalna, dziewczyna nigdy nie spotkała się z tak silną emanacją. Nie opuszczało jej przeczucie, że gdyby to było konieczne, mógłby ich wszystkich zdusić jak pluskwy, a to już nie była zbyt miła myśl. Nigdy wcześniej nie spotkała też innych Obdarzonych, aż do dzisiaj. Skoro trzeba było aż końca świata, to chyba nie powinna narzekać. Możliwe, że przez kilka sekund rozważała, czy by nie podjąć próby... Ale nie, nie warto było sięgać po moc. Nie odeszłaby teraz, ale nie zamierzała ingerować. Błękitne pasma, choć bezsprzecznie intrygujące, będą musiały jeszcze trochę poczekać. Miała poczucie, że podobnym działaniem mogłaby tych ludzi do siebie zrazić, a na tym zupełnie jej nie zależało. Skupiła się na papierach, od czasu do czasu przyglądając się obecnym znad zawartości segregatora.
 
Umrzyk jest offline  
Stary 23-07-2015, 19:16   #8
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Dziękuję wszystkim udzielającym się na docku szczególnie Tamtemu za obrobienie tekstu

Wróble latały, ćwierkały jak oszalałe wśród wijących się pasm cieni. Ponoć nie czuje się zapachu podczas snu, to błąd, Connor je czuł. W tym wypadku zapach mokrych piór. Wróble przyśpieszają się, rozmazują, hałas ich bijących powietrze skrzydeł niknie wchłonięty przez ciemność. Wszystko się zlewa w plamę i tak jak w tych obrazkach patrzac w plame dostrzega się kontury. Pociągłych, wysmukłych, nieludzkich twarzy. Czarne oczy zamieniają się w szpary ziejące nicością, przypominające te z filmów o obcych. Długie, pozbawione stawów kończyny zakończone dłońmi o zbyt wielu i zbyt smukłych palcach. Z ciemności dobiega nowy dźwięk, przypominający szum źle nastawionego radia. Z tego szumu wydobywają się słowa, niczym zagubione audycje nadane przez dawno nie żyjących ludzi: " ...Mózg... Aplikacja...Terraformacja...Ogień...Wiedza...Neur ony...Zaszczepić...Moc Nas...".

Koszmar jak to koszmar płynnie przeszedł w drugi. Huk wystrzału. Widok przysłonięty przez dym i zapach spalonego prochu mieszający się z smrodem krwi i fekaliów. Mężczyzna wijący się na ziemi, spod zaciśniętych na brzuchu palcach sączy się krew. Już nie taki pewny, już złamany. Cichy, łkający głos, niczym skrzywdzonego dziecka:

- Mamo... Boli... Pomóż...

Krzyk dziecka, krzyk pełen strachu. Nie mniej go jest w oczach tulącej go kobiety. Oczach wpatrzonych w niego.

Pokład samolotu; pasażer

Z koszmaru wyrwał go jakiś hałas. Nie, to nie hałas a lądujących samolot. Podwozie uderzające o płytę lotniska. Pilot przez głośnik dziękował za skorzystanie z usług ich linii, pasażerowie zbierali się a uśmiechnięta stewardesa stała w drzwiach gotowa do żegnania gości. Raven opuścił pokład jako pierwszy posyłając jej lekki uśmiech. Nie miał ze sobą bagażu. Gdy za parę dni świat ma się skończyć przestajesz myśleć o dobrach doczesnych, to co zmieścisz w kieszeniach wystarczy. Również jako pierwszy podszedł do kontroli paszportowej i podał swój dokument. Szeroki w barach i ostrzyżony na jeża mężczyzna w mundurze spojrzał znudzony na podany paszport, na niego i po porównaniu zdjęcia z Connorem wklepał coś w komputer. Zamrugał i spojrzał wyraźnie zdziwiony jeszcze raz na Amerykanina. Ochotnicze oddziały FEMA były znane nawet na starym kontynencie, głównie za sprawą telewizji. Oddał dokument:
- Życzę panu miłego pobytu.
Jego angielski był naprawdę niezły. Raven z grzeczności odezwał się w swoim kulawym francuskim:
- Dziękuję. Z chęcią zwiedzę najpiękniejszą stolicę.

Paryż; zagubiony

Wieża Eiffla zawaliła się pod wpływem jednego z trzęsień ziemi. Connor słabo ją pamiętał, w Paryżu był tylko raz i to lata temu, na obozie językowym. Stał skulony od deszczu, który przemoczył już doszczętnie kaptur jego bluzy. Odtwarzacz wbudowany w telefon płynnie zmienił piosenkę na następną. Uśmiechnął się słysząc soundtrack z anime, które oglądał jako nastolatek. Tekst leciał gdzieś obok niego, póki nie wyłapał jednego dobrze znanego zdania. Od dawna traktował ten kawałek jako sentyment, nie szukał w nim głębi. Może to był błąd? Chwilę stał nad ruinami Żelaznej Damy, niegdyś symbolu tego pięknego miasta. Teraz była to ogromna gruza stali i gruzu. Paskudna alegoria tego co się działo z światem. Krople deszczu rozbryzgiwały się po uderzeniu w ruinę. Uśmiechnął się pod kapturem, był to smutny uśmiech. Krople wody zamiast opadać zaczęły zbierać się przed nim, tworząc falująca kulę, która wchłaniała kolejne cząstki, rozrastała się. Nie rozglądał się czy ktoś widzi, muzyka nie pozwalała mu usłyszeć czy ktoś zareagował. Skończył z kręceniem się za własnym ogonem, ukrywaniem się. Jeśli świat ma się skończyć to on resztę życia przeżyje po swojemu. Bez strachu.

Kula wody opadła z dużą prędkością, rozbryzgała się. A Connor odszedł śpiewając cicho pod nosem:

In the white freeze
I never spoke of tears
Or opened up to anyone including myself

Siedziba DeElectris; jeden z wielu

Jeden z mężczyzn przypatrywał się wszystkiemu lekko marszcząc brwi. Był stosunkowo wysoki, chociaż nie bardzo wysoki, mierzył jakiś metr osiemdziesiąt. Co prawda wyglądał na niższego, lekko się garbił, może był to jego naturalny odruch a może kwestia przemoczonej czarnej kurtki i bluzy z kapturem? Do tego ubrany był w granatowe bojówki i wysokie buty do chodzenia po górach. Gdy puścili im prezentacje chyba jeszcze na początku coś rozumiał jednak po chwili pokręcił głową. Z kieszeni kurtki wyciągnął pomiętą paczkę marlboro i zapalniczkę zippo, nie pytając nikogo o pozwolenie zapalił. Gdy prezentacja się skończyła zaczął buszować wśród akt, podniósł jedne opisane jako “Connor Raven”.
- Przynajmniej nie nadają nam debilnych pseudonimów…

Connor poczuł czyjś ciepły oddech na ramieniu.
- A tam, pseudonimy dodają uroku. Trzeba tylko dobrać je do osoby. Jak dla Ciebie...

Aiden obszedł Connora. Rozkoszowanie się zapachem czyichś włosów musiało w końcu ustąpić prawdziwej przyjemności. W tym wypadku "prawdziwa przyjemność" oznaczała możliwość spojrzenia na Blacka, twarzą w twarz. Wysoki chłopaczek. Nie miał dwóch metrów, ale nie było mu do tego daleko. Krótkie włosy, postrzępione, potargane to do przodu, to do boku. Ich czarna barwa mocno kontrastowała z jasnymi niebieskimi oczami.

- ..."przystojny kociak"? "Diamentowy"? - spojrzał, bez skrępowania, w okolice krocza rozmówcy. Trzymał ten kontakt wzrokowy przez dwie-trzy sekundy. – Albo może "Facet, który poczęstuje papierosem"? - stał tak tylko, uśmiechał się. – Aiden, ale możesz mi mówić Diamentowy, jeśli nie chcesz skorzystać z tego kryptonimu. Do mnie też będzie pasować.

Black odszedł dwa kroki do tyłu i rozłożył szeroko ręce. Umięśnienie i tak byłoby widoczne, nawet gdyby nie podciągnął sobie właśnie koszulki.


Trzymając jej krawędź pomiędzy wargami, mrugnął tylko do Connora. W końcu koszulka wydostała się spod zębów i uległa sile grawitacji.

- Także tak jak mówiłem. Aiden. - wyciągnął dłoń – To jak się zapatrujemy na tego fajka?

Raven chwilę przypatrywał się Aidenowi. Widocznie takie zachowanie innego mężczyzny go zszokowało, minę miał ewidentnie głupią. Chwilę przypatrywał się wyciągniętej dłoni, chyba wahał się czy ją uścisnąć. W końcu jednak to zrobił.
- Connor.
Wyciągnął paczkę z kieszeni i podał blondynowi z ewidentnymi kompleksami na punkcie swojego umięśnienia. A może po prostu był nudystą?
- Wiesz…zrozumiałbym jakby, któraś z dziewczyn nazwała mnie “przystojnym kociakiem” a nie gdy inny facet tak mi się przedstawia. Pozostanę przy Aidenie.
Spojrzał po reszcie.
- Czyli wszyscy tu mamy jakieś… zdolności?

- W porządku - Black tylko zaśmiał się i zabrał papierosa – Możesz zostać przy Aidenie kocie, nie mam z tym problemu. Potem nad popracuję.
Położył się na ziemi i włożył papierosa do ust. Spojrzał jeszcze raz na Ravena.
- Wiesz Connor. Fiutem tego nie odpalę. - spojrzał poważnie, bez standardowego uśmieszku czy wyszczerzonych zębów – Czy może mam jednak próbować? Nie odpowiadaj. Wrodzona inteligencja mówi mi, że nie chciałbyś tego oglądać. Przynajmniej w tej chwili. I pierdol na razie resztę, rozmawiasz ze mną. - leżąc na ziemi podniósł obie ręce i pokazał środkowe palce całemu pomieszczeniu – To co jest w Tobie takiego specjalnego, mordeczko? Szczasz ogniem? Orgazm wielokrotny? Władasz piorunami?

Raven powstrzymał swoją standardową uwagę do osób, które paliły a nie miały ani ognia ani fajek. Wyciągnął z kieszeni zippo i rzucił ją blondynowi. Nie odpowiedział jednak wyraźnie czekając na reakcję reszty.

Gdy tylko papieros zaczął się tlić, a Aiden zaciągnął się po raz pierwszy, błogi uśmiech od razu pojawił się na jego twarzy.
- Dzięki kocie.
Odrzucił zapalniczkę do jej prawowitego właściciela. Wciąż leżąc na ziemi, odchylił głowę do tyłu. Coś ewidentnie przykuło jego uwagę. Pociągnął Connora za nogawkę.
- Ej, Connor - mówił scenicznym szeptem, który był słyszalny nawet i w najdalszych zakątkach Paryża. Jeszcze mocniej odchylił głowę, a oczy zwróciły się ku niskiej brunetce. Nie dało się nie zauważyć azjatyckich rysów twarzy. – Ciekawe czy azjatki mają też skośne cipy? - Wypuścił parę kółek z dymu, po czym uśmiechnął się obleśnie.

Connor z lekkim uśmiechem przypatrywał się reszcie, gdy Aiden pociągnął go za nogawkę spojrzał z wyraźną niechęcią, po jego słowach parsknął jednak śmiechem, który zaraz stłumił.
- Wybaczcie - zwrócił się do wszystkich.
Spojrzał na nudystę z zamiłowania.
- A nie jesteś na takie eksperymenty za młody Aiden?

Wspomniana przez Aidena dziewczyna nie zareagowała na zaczepkę, nawet nie podniosła wzroku. Może po prostu nie zrozumiała jego irlandzkiego akcentu? W bezruchu siedziała najwidoczniej nie chcąc nawiązywać z nikim kontaktu.

Tym razem to młody irlandzki gówniarz wybuchnął śmiechem.
- Proszę Cię. Chyba nie myślisz że ten posąg Dawida - poklepał się po brzuchu, cały czas patrząc Connorowi prosto w oczy, ten jednak sam zerwał kontakt. – wziął się znikąd? Wiesz jak ciężko trzeba było pracować? - zaczął ruszać biodrami. Góra, dół, góra, dół. Wolno. – To nie było lenistwo, mój drogi, to była ciężka praca. - ruchy zaczęły robić się coraz szybsze – Otóż to. Nic tak nie wyrabia ciała jak robienie innego ciała.
Ruch nagle ustał, a biodra zastygły w powietrzu.
- Tobie przydałoby się chyba troszkę muskulatury, nie kocie? Tym razem to ja Cię poczęstuję fajkiem jak już będzie po wszystkim.

- Dzięki, nie przepadam za fajkami innych mężczyzn. A gdybyś mniej próbował brylować swoim pseudo ego a więcej uważał na biologii to byś wiedział, które mięśnie, jak się wyrabiają i do jakiego stopnia.
Głos Connora stał się zimny. Może nie był to głos Clinta Eastwooda ale Raven wiedział jak okazać tonacją emocje.

- Na pewno nie przepadasz? A jeśli dostałbyś ją w eleganckiej papierośnicy? - Aiden wyciągnął nieco bokserki ze spodni – No ale dobra. Jak mówiłem, popracuję jeszcze nad Tobą. A co do mięśni... - papieros się skończył. Nie pozostało nic innego jak go zgasić. Przyłożył żarzącego się jeszcze peta do wyciągniętej gumki od bokserek. Najpierw delikatny swąd spalanej bawełny, a potem smród skwierczącej skóry. Jęknął boleśnie, głośno. – ...to nieważne skąd się wzięły, ważne że są.

Connor spojrzał na niego z wyraźnym niesmakiem, nie odezwał się jednak.*

Garet spoglądał na umięśnionego chłopaka. Mógł mu pozazdrościć muskulatury, ale sam sposób bycia wydawał mu się odrzucający. Skorzystał z okazji i podszedł do Connora.
- Garet Donovan- powiedział spokojnie z brytyjskim akcentem i wyciągnął dłoń w geście powitania.

Raven uścisnął jego dłoń.
- Connor Raven.
Miał zdecydowany uścisk dłoni ale nie siłował się z Garetem. Wyciągnął z kieszeni następnego fajka. Za to dłoń Gareta sprawiała wrażenie nigdy nie skalanej jakąkolwiek pracą. Choć uścisk był zdecydowany to daleko było mu do uścisku kojarzonego z silnymi mężczyznami.
- Dobra, ktoś musi zacząć zanim Omega przyjdzie. Podejrzewam, że wszyscy mieliście od dziecka te dziwne sny. Ciemność, wróble czasem przeradzające się w dziwne twarze. I słowa, między innymi Teeraformacja. Pewnie również wszyscy czujecie te dziwne… - chwilę szukał słowa. – Uczucie. Jakbyśmy się wcześniej znali. I pewnie wszyscy mamy pewne zdolności. - chyba czuł się lekko nieswojo mówiąc. – Wybaczcie.
Skinął wszystkim głową w przepraszającym geście po czym splunął. Plwocina jednak zamarła w powietrzu a potem grzecznie odpłynęła w kąt i tam zawisła.
- Żebyście się ośmielili. Stąd ten pokaz. Potrafię kontrolować płyny.
Jego ślina zrobiła krótki ruch góra dół.
- Wy też jesteście tacy, prawda?

Aiden obserwował ze skupieniem krótki pokaz Connora.
- Bo ja wiem. - charchnął, po czym splunął na podłogę – Ja tak chyba nie umiem.

Garet skinął głową.
- Też tacy jesteśmy.
Spojrzał w stronę unoszącej się w powietrzu kropli śliny, a ta po chwili spadła na podłogę krusząc się na maleńkie odłamki lodu. Później spojrzał na ślinę pod nogami Aidana. Ta powoli zmieniła się w oszronioną... plamę. Garet wzruszył ramionami.
- Cóż, dzieła sztuki z tego nie będzie.

Connor uśmiechnął się do Gareta, odezwał się jednak do Aidena na chwilę przenosząc na niego wzrok.
- A Ty co? Potrafisz szczać ogniem? A może przechwalać niczym sam Tormund?

- Jedno i drugie. Na razie nie chce mi się lać, ale potem z chęcią też dam Ci mał... - Aiden zawahał się – ..duży pokaz.
Mrugnął do Connora, po czym podniósł się wreszcie z podłogi.
- Cóż, raz że jestem przystojnym skurwysynem. - szybko spojrzał po zebranych – A już na pewno najbardziej wśród tutaj obecnych. Dwa, że lubię burdy w barach, a z pewnych względów jestem w nich - odwrócił się i z całej siły uderzył w ścianę. Nie cofnął ręki, została tam gdzie była. W głębokim wgnieceniu w murze, który momentalnie pokrył się pęknięciami. – zajebisty. A po trzecie, to że moja palcówa... - mówiąc to odsunął się nieco w bok, by nie zasłaniać własnej dłoni. Skóra przybierała kolor dopiero co zniszczonej ściany, a sama zdawała się być coraz to bardziej zbita, coraz twardsza. W końcu, od palców aż do łokcia, budziła zrozumiałe skojarzenia z rozbity murem. Zachowała ludzką formę, ale nie dało się zignorować podobieństw. Wyciągnął tę hybrydę cegły i ludzkiej ręki, wierzchem do dołu. Wszystkie palce były wyprostowane, poza serdecznym i środkowym, którymi jednocześnie pomachał – ... mogłaby zabić kobietę.

Młody blondyn, który do tej pory trzymał się na uboczu, wychynął zza pleców Connora, żeby przyjrzeć się osobie, która robiła najwięcej harmidru. Gdy spojrzenie jego i Aidena zetknęły się chłopak uniósł wymownie brwi, a jego usta zadrżały, ni to ze śmiechu, ni to ze złości. Nakryty na podglądaniu zastygł w tej zdziwionej pozycji i czekał na rozwój sytuacji.

- Co młody, zakochałeś się? - skamieniałą ręką wskazał na rozczochranego blondasa - Tylko nie uciekaj mi teraz wzrokiem, oczy tutaj - dwoma palcami wskazał na swoją twarz - albo tutaj. – Tym razem wskazał na swój brzuch. Na dolne rejony brzucha. Tak dolne, że już praktycznie przestające nim być.

Connor spojrzał na dzieciaka. Dobre dziesięć lat młodszego od niego. Wyraźnie skrzywił się na uwagę Aidena i stanął między nimi, spojrzał w oczy dla kameleona, wzrok miał stanowczy.
- Zostaw dzieciaka w spokoju. Jeśli chcesz powymachiwać fujarą to są od tego odpowiednie kluby. Kluby z ludźmi o podobnych upodobaniach i pełnoletnimi. Sfałszuj prawko to może tam wejdziesz.

- Kocie, dopiero co rozjebałem ścianę, do tego nawet nie starając się za bardzo. Naprawdę chcesz żebym i Tobą się zajął? Co zrobisz? Polejesz mnie krwią z Twojego rozbitego pyska? Ochlapiesz łezkami? - Aiden zrobił smutną minę i potarł sobie oczy, przypominając beczącego niemowlaka. Zdjął płaszcz i rzucił go na ziemię. – Dzieciak to dzieciak. Skąd wiesz, może jest gorszy ode mnie? Nie każdy tutaj jest nudziarzem, Connor. Legendarny Omega najwyraźniej Cię potrzebuje. Ciekawe czy z połamanymi kulasami będziesz mu równie potrzebny?

Uśmiechał się, zagryzając dolną wargę. Rozszerzone źrenice i płytkie oddechy, połączone z wyzywającym spojrzeniem, jasno dawały do zrozumienia, że właśnie znalazł się w swoim żywiole. Bijące od niego podniecenie i ekscytacja były wręcz namacalne.

- Nie bój się piękny. Nie gwałcę dzieciarni. Ale jeśli mi nie wierzysz, to dalej. Po chrześcijańsku nadstawię policzek, a Ty pokażesz czy naprawdę potrafisz coś zrobić.

Raven nie przejął się groźbami. Aiden już wcześniej pokazał, że jest nadpobudliwy i silny. Pewnie nawykły do rozwiązywania wszystkiego siłowo. Connor odezwał się spokojnym głosem.
- Krew, mocz, kwasy żołądkowe… To wszystko płyny. Jeśli nie jesteś nadludzko szybki nim wyprowadzisz cios wycofam krew z twojej ręki. Bezwład. Potem z stóp, nie utrzymasz równowagi. W tym momencie już żyły ci napęcznieją, nie pozwolę jednak aby się rozsadziły, przywrócę krążenie w rękach, będziesz mógł się czołgać, zbyt jednak wolno by do mnie podejść. Fiut staje bo serce kieruje do niego krew, ja ją wypompuje. Po około pół godziny, dla pewności poczekam dłużej, zacznie obumierać. Będziesz stał, a właściwie leżał przed problemem, amputacja czy śmierć. To jak Aiden, jesteś gotów zaryzykować w burdzie swojego cennego członka o którym tak uwielbiasz mówić?

Irlandczyk tylko zamknął oczy i zaśmiał się cicho.
- W porządku Connor. Fiut stojący przez trzydzieści minut to akurat dla mnie nic nowego, a to całe Twoje pierdolenie o czołganiu się i obumieraniu przerobiłem już co najmniej kilkadziesiąt razy w tych wszystkich klubach, o których mówiłeś. Także kocie - otworzył oczy i zaczął biec w stronę Connora, z zaciśniętymi pięściami – pokaż mi swoje pazurki.

Raven stał ewidentnie czekając, jakby chciał nastawić policzek. Wiedział, że w starciu siłowym z tamtym nie miał szans, na szczęście FEMA opłaciła mu solidny kurs samoobrony, pamiętał maksymę często powtarzaną przez instruktora, starego operatora Delty: “można wykorzystać siłę przeciwnika przeciwko niemu”. Jeżeli Aiden wyprowadziłby uderzenie Connor miał zamiar uniknąć ciosu i założyć mu dźwignię a jeżeli ten spróbuje go staranować odskoczyć i kopnąć pod kolano. Niech fizyka załatwi sprawę a Aiden zmaga się z nim a swoją własną siłą.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 27-07-2015, 12:37   #9
 
chrysletY's Avatar
 
Reputacja: 1 chrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodze
W pomieszczeniu cicho szumiał wentylator i podłużne, długie jarzeniówki.
Krysa siedziała pod ścianą, podczas gdy Raven i Black rozmawiali ze sobą podniesionymi głosami. Jej uwaga skoncentrowana była jednak na segregatorze, który trzymała w dłoniach.
Na akta składały się trzy kartki A4, drobno zapisane czarnym maczkiem.

*Imię obiektu: Olga Sidorowa [V]
*Wiek: 22 lata
*Profil psychologiczny:
PW


*Inne obiekty o zbliżonym profilu psychologicznym [wykorzystane w projekcie]:

I.Andrew Yates - X [martwy]
II.Jim Gordon - X [zaginiony]
III.Helga Roma - ? [nadal w projekcie, współrzędne pobytu nieznane]
IV.Siergiej Ksomaczev - X [zaginiony, IV = V]

* Prognoza dla obiektu V:
PW



* Uwagi:
PW



Akurat kończyła czytać, gdy do pomieszczenia wszedł mężczyzna który wprowadził ich do pomieszczenia piętnaście minut temu... i Omega...

*

William wraz z Omegą zbliżyli się do drzwi prowadzących do pomieszczenia młodych Obdarzonych. Will położył dłoń na klamce, kawa parowała lekko.

Aiden Black skoczył bez finezji, ciężko wybijając się z obu nóg. Ręce, do łokci, lśniły mu białością.
Raven miał plan A i B. Nie przewidział jednak tego, że w ostatnim momencie Black zamierza skoczyć i wyprowadzić cios jak obuchem, z góry. Nie oczekiwał ataku z powietrza. Był jednak zaznajomiony z walką. Potrafił rozpoznać zamiary przeciwnika po rozszerzonych źrenicach i po napięciu mięśni. Dlatego, kiedy Black zawisł w powietrzu, Raven odskoczył do tyłu. Taki odskok udałby się, gdyby atakował go zwykły człowiek. Siła Blacka przełożyła się też jednak na siłę wybicia. Wydłużyła jego lot. Connor starał się wykorzystać jedną z wielu technik samoobrony, ale Black podczas lotu nabrał zbyt dużo pędu i siły. Connor zdał sobie sprawę, że musi przyjąć cios.
Dwie ręce, niczym ciężkie tłoki nie sięgnęły celu jednak dokładnie. Cios spadł na bark Connora a następnie dwaj mężczyźni zderzyli się ze sobą, i z olbrzymią siłą polecieli do tyłu, wyrżnęli w stojące pod ścianą, nieużyte dotąd białe krzesła. Uderzenie stłumiło okrzyk bólu Connora i pełen niedowierzania, jęk Blacka który szybko zamienił się we wrzask. Connorowi bowiem udało się, gdy Aiden stracił równowagę i siłą pędu wpadł na niego, chwycić przeciwnika w doskonale znany mu, opanowany podczas kursu do perfekcji, matowy sposób.
Chrzęsnęły stawy, kiedy Podchwycone kolano Blacka wygięło się pod nienaturalnym kątem. Connor puścił je, i odtoczyli się od siebie między rozrzucone po podłodze krzesła. Connor krwawił z przebitej wargi i czuł silny, pulsujący ból w lewym barku. Cios był okrutnie potężny ale lokalizacja uderzenia względnie bezpieczna. Prawdopodobnie czeka go kilkudniowy ból i dwutygodniowe trudności z poruszaniem barkiem.
Aiden z przekleństwami na ustach badał skręcone kolano. To również poskutkuje kilkutygodniowym utrudnieniem z chodzeniem. Da radę, ale o bieganiu może zapomnieć na te kilka tygodni. Ze zdumieniem ujrzał też, że ma rozbity łuk brwiowy. Ani chybi robota kantu któregoś z tych cholernych krzeseł.

*

W momencie gdy dwaj mężczyźni gramolili się na kolana, drzwi pomieszczenia otworzyły się i do środka weszły dwie postaci. Jedna była młodym Obdarzonym już znana z widzenia. Był to mężczyzna o kręconych, czarnych włosach i okularach osadzonych na nosie. Istota stojąca za nim, wychynęła zza niego i Obdarzeni po raz pierwszy zobaczyli na swoje oczy Omegę.
Stał lekko zgarbiony, wysoki i chudy jak szczapa. Szarą koszulę wciągniętą miał do sztruksów. Na barki zarzucony miał długi prawie do ziemi kitel lekarski w kolorze bieli. Bielsze miał tylko włosy, zachodzące za uszy, odgarnięte do tyłu. Twarz miał podłużną z silnie zarysowanym, szpiczastym podbródkiem. Oczy płonęły obezwładniającym, charakterystycznym błękitem. Były niezwykle duże i w kształcie migdałów. Na twarzy brak było zmarszczek, lecz coś mówiło Obdarzonym, że jest to bardzo stary człowiek. Nie musiało chodzić o dłonie, których czas nie oszczędził brakiem plam wątrobowych i silnie widocznych, grubych żył. Chodziło raczej o obecne w jego oczach przygnębienie i mądrość. Takie coś w oczach mieli tylko ludzie, którzy przeżyli długie lata i wiele widzieli podczas swego życia.
Omega obrzucił leżących mężczyzn szybkim spojrzeniem. To samo uczynił człowiek mu towarzyszący, którego imię Obdarzeni mieli za chwilę poznać.

- Rozumiem, że potyczka już się zakończyła - powiedział krystalicznie czystym głosem. Nie był to w każdym razie głos starca, czego niektórzy z Obdarzonych zapewne oczekiwali - Widzę, że tak.
Aiden i Connor wyglądali bowiem na wzajemnie spacyfikowanych.
Omega powiódł spojrzeniem po reszcie młodych twarzy. Zatrzymał się chwilę na Jarku Koszykiewiczu. Uśmiechnął się lekko.
- Jesteś młodego wieku Jarku, lecz twój Talent ma olbrzymią moc. Używaj jego jednak ostrożnie, gdyż każdy mężczyzna i człowiek zrobił w życiu na tyle dużo, byś musiał uznać go za złą istotę. Nieważne czy stał już kiedyś nad przepaścią, czy może widział morderstwo na własne oczy. - Następny przystanek: Sophie McRae. Na niej zawiesił wzrok na długą minutę.
- Widzę twą tajemnicę, Sophie - powiedział cicho, lecz słyszalnie - Uważaj, lecz nie ustawaj w swoich wysiłkach. Być może zostaniesz za to nagrodzona. Już kończę, tę taksację, lecz nie mogę obejść się bez powiedzenia ci słowa, Olgo. Mam nadzieję, że w aktach znalazłaś to, czego oczekiwałaś. Pewnych rzeczy nie mogę ci wyjawić, jednak w przeszłości być może uda ci się uratować nie tylko bezimienny świat, lecz kogoś drogiego twemu sercu...

- Od teraz, młodzi Obdarzeni, musicie wysłuchać mnie uważnie byśmy nie tracili więcej czasu. Me imię brzmi Omega, i nie potrzebujecie wiedzieć o mnie więcej. Jestem taki jak wy, choć nieco bardziej... uniwersalnie utalentowany. Źródło mocy które niektórzy z was silnie odczuwają, to portal prowadzący w przeszłość. Jeśli wysłuchaliście prezentacji, znacie już podstawy naszej misji zbawienia świata. Jesteście utalentowanymi, młodymi ludźmi. Zamierzam wysłać was portalem do średniowiecznego świata, byście mieli okazję dopaść osobę, która rozpoczęła zagładę ziemi poprzez naruszenie struktury Linii Ziemskich. Waszą grupę poprowadzi William Rosette - Omega wskazał okularnika, stojącego obok - Który był już tam i przygotował wam schronienie wysoko w górach, które zostanie waszą bazą wypadową. Nie będę kłamał, zadanie jest bardzo niebezpieczne i wielu straciło już życie usiłując je wypełnić. William to jednak doskonały przewodnik i doświadczony podróżnik. Dzięki wieloletnim badaniom i odkryciu ostatecznego potencjału mej mocy wiemy, że mężczyzna odpowiedzialny za zagładę Ziemi to Reg Hollowstrip, syn szlachetki Triera Hollowstripa który wzbogacił się w latach pięćsetnych naszej ery na handlu srebrem i złotem, których to surowców miał kopalnie. Wiedziony ideami religijnymi, Reg Hollowstrip zapragnął służyć bogu jednak jako mnich. Być może było mu to pisane, gdyż był on trzecim synem Triera. Portal przeniesie was w czasie w dobę przed rozpoczęciem przez niego zagłady. To oznacza, że będziecie mieli dwadzieścia cztery godziny by znaleźć go w mieście Loume; znajduje się ono kilka godzin wędrówki od waszej kryjówki; I... zgładzić, następnie... powrócić przez portal. Z pozoru łatwe zadanie komplikuje się nieco, gdy wyjaśnię wam zasady działania Portalu. Przenosi on bowiem w jeden konkretny dzień, lecz linie czasu są jednorazowe. Dlatego ciężko określić co zastaniecie tam obecnie. Mimo iż główna linia czasu jest jedna i stała, zmieniają się szczegóły. W ten sposób możecie być pewni, że Reg znajduje się na terenie Loume, lecz możecie natknąć się tam na burzę lub słońce, Hollowstrip może właśnie modlić się w kaplicy gdy go odnajdziecie, lub łowić ryby w pobliskiej rzece. Być może ważne sprawy skłoniły go do podróży? To oczywiście niegroźne odchyły, bywa gorzej. Ryzyko musimy wszakże podjąć, a straszliwe ograniczenie 24 godzin na wykonanie zadania to przykra konieczność i efekt nie-idealności mych mocy... Niestety. Dostaniecie stroje zgodne z epoką, broń i przydatne przedmioty. Jedno z was dostanie ode mnie coś w rodzaju przewodnika myśli. Będziemy dzięki temu mogli się porozumiewać za pomocą myśli. Nie zaryzykuję dawania podobnego ustrojstwa wszystkim wam, gdyż ryzyko jest bardzo wysokie. Niepożądani mogliby nas usłyszeć... Inne, nadprzyrodzone, istoty o których wiemy bardzo mało. Tylko tyle, że wyczuwam ich gniew, gdy naruszana jest struktura czasu. Musicie być czujni na niezwykłe zjawiska. Po to również jest was tak wielu. Praca drużynowa uchroni was przed ścigającymi, przenikniecie w Loume jako podróżnicy ze wschodu. Tam odnajdziecie Rega Hollowstripa i zabijecie bydlaka.
Teraz...
- Omega uśmiechnął się lekko - Nadszedł czas na zadanie wszelkich pytań jakie macie. Muszę wam wszakże przypomnieć, że nie mamy zbyt wiele czasu. Pragnąłbym, byście wyruszyli w podróż już dzisiejszej nocy, po posileniu się.
Rozłożył ręce w oczekiwaniu.
 
__________________
She bruises coughs, she splutters pistol shots
But hold her down with soggy clothes and breezeblocks
chrysletY jest offline  
Stary 08-08-2015, 11:48   #10
 
chrysletY's Avatar
 
Reputacja: 1 chrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodze
DOC (lektura dla wytrwałych)


https://docs.google.com/document/d/1...1KVfIW5RY/edit

(Okazało się, że doc jest zbyt długi by go tu umieścić. W związku z czym uznałem, że zostanie on skopiowany i zapamiętany, ale jego treść gracze znają, a czytelnicy mogą przeczytać na googledoc. Dlatego zapraszam was bezpośrednio do części 'podocowej', czyli posta właściwego poniżej.)


///
()
///


Obdarzeni sądzący początkowo iż zrobią wszystko by tylko odwrócić los Ziemi, podążyli za Omegą w stronę dwuskrzydłowych drzwi. Niektórzy wyglądali na przekonanych o słuszności sprawy, inni zdawali się tylko czekać na okazję by zmodyfikować plan działania i sprowadzić go ku swoim torom, poczuciu moralności. Przed wyjściem Williama z pomieszczenia, podyskutował on jeszcze chwilę z Aidenem. Po gniewnej odpowiedzi Connora na propozycję Omegi, ten wzruszył ramionami i odparł krótko, kładąc dłoń na klamce:
- Manipulantów? Z pewnością. Jednak jesteśmy prostolinijni. Chcemy ocalić świat. Będziesz starał się z nami walczyć, mimo że jako jedyni wiemy JAK ocalić świat?
Odpowiedzieć Connor nie zdążył, nie dał rady wtrącić jakiejś złośliwej uwagi nawet Aiden. Drzwi otworzyły się na oścież i Obdarzeni ujrzeli niski, okrągły korytarz znajdujący się w jednej ze ścian pomieszczenia do którego prowadziły drzwi. Korytarz miał około dwustu metrów, a jego końcem był pomarańczowy, lekko pulsujący owal. Powietrze wibrowało, z ziemi wydobywał się niski, przytłumiony dźwięk.
- Oto on – powiedział Omega. W jego głosie czuć było dumę.

Wyposażenie i Ekwipunek


Obdarzeni dostali wyposażenie podstawowe, oraz wybrali kilka przedmiotów na własne życzenie. Wszyscy dostali noże wykonane z materiałów dostępnych w czasach średniowiecza wraz z pochwami. Dostali kilka zapalniczek, których na pierwszy rzut oka nie dało się odróżnić od kawałka drewna. Na wspomnienie o dołączeniu do ekwipunku pokaźnych rozmiarów apteczki z antybiotykami w formie proszku (mniej podejrzane od tabletek), plastrów i wielu innych leków, uspokoiła się nieco Krysa.

Encyklopedię medycyny zabrała ze sobą Sophie (z mocno stylizowaną okładką). Garet Donovan wybrał sobie z jednej z półek zwyczajny zegarek o lekko zmienionym wyglądzie - małej klapce na monitorze zegarka, którą należało zdjąć, by sprawdzić godzinę. W tym celu należało przycisnąć dwa ukryte przyciski po jednej ze stron. Przypadkowe otwarcie nie wchodziło więc w grę. Garet ucieszył się również na widok apteczki. Tabletek przeciwbólowych im nie zabraknie.

Gdy wybierali ekwipunek w wielkim pomieszczeniu obok portalu, zdenerwował się nieco Aiden Black, gdy okazało się, że papierosy to nie jest coś, co może zabrać ze sobą. W zamian za to, by udobruchać Blacka, Omega wręczył mu zawijane tytoniowe liście unowocześnione i zmodyfikowane lekko chemicznie, by smakowały jak współczesne papierosy. Oczywiście wątpliwe było, że Black uzna tę zamianę za zadawalającą, ale przynajmniej był to jakiś substytut. Inni palący Obdarzeni dostali identyczne "papierosy". W ciężkich, skórzanych plecakach które każdy miał nieść na plecach – oprócz być może niektórych dziewczyn – Była też podstawowa żywność: Suszone paski mięsa, żytni chleb, ser i woda. Wszyscy Obdarzeni musieli też przebrać się na średniowieczną modłę. Choć każdy mógł ubrać się jak chciał, sumarycznie okazało się, że młodzi Obdarzeni wyglądają podobnie. Każdy wolał lekkie, jasne lub ciemniejsze skórzane spodnie niż wełniane galoty. Dostali też ciepłe, wełniane bluzy i peleryny z kapturami. Connor Raven pamiętał o dziesięciometrowej, wytrzymałej lince z kilkoma karabińczykami. Mu również został powierzony mieszek z dwudziestoma ciężkimi lecz kruchymi, srebrnymi monetami. Był to znany tylko historykom dziwny nominał właściwy widocznie tylko dla terenów państwa Trercii, gdzie się wybierali. Omega napomknął, że są to "morty".

Portal pulsował za plecami, za chwilę mieli przenieść się w przeszłość, a Omega krążył między przebierającymi się, grzebiącymi w plecakach lub krytycznie oglądającymi swój nowy ubiór Obdarzonymi. Był jak sęp, pilnujący by do portalu nie wnieść czegoś, co mogłoby dostać się w ręce tłuszczy i efekt mógłby być opłakany. Przed dobieraniem ekwipunku Obdarzeni musieli rozebrać się do bielizny i zostawić swoje ubrania, a całość monitorowały kamery umieszczone w rogach pomieszczenia. Bardzo wątpliwe było więc, by Black lub ktokolwiek inny dał radę przemycić coś niebezpiecznego do przeszłości.
Sytuacja była napięta i gorączkowa, jednak Sophie znalazła chwilę czasu na rozmowę z Omegą. Wybrano też nowego "Komunikatora".

Obdarzeni wchodzą do portalu

Gdy wszyscy upewnili się, że mają wszystko co potrzebne, William i Omega podeszli do korytarza.
- To wielki krok dla ludzkości – rzekł na odchodnym Omega. William ruszył do przodu, a wszyscy młodzi Obdarzeni z lękiem, poczuciem ekscytacji lub przeżywający prawdziwe katharsis, zanurzyli się za nim w mrok korytarza. Jedynym źródłem światła był opalizujący na pomarańczowo, pulsujący lekko portal.
- Wielki krok dla ludzkości – powtórzył Omega. Błękitne oczy błyszczały mu niezdrowo.
William doszedł do powierzchni portalu. Obdarzeni widzieli tylko jego plecy, jak porusza barkami. Odetchnął lekko i... zniknął. Obdarzeni podchodzili pojedynczo, dwójka z nich lekko zetknęła palce swoich dłoni, jednak w mroku korytarza nie widać było którzy Obdarzeni to byli. Wchodząc do środka odczuwali lekkie ciepło i zawroty głowy.

Potem było im zimno, a świat zamienił się w przestrzeń pomarańczy.

Skalisty teren 1100 metrów npm, Okolice Loume, 506 rok Naszej Ery.

Obdarzeni odetchnęli świeżym, górskim powietrzem.
Mrugali z niedowierzania rozglądając się naokoło. Znajdowali się gdzieś wysoko w górach, na skalistej hali biegnącej wiele kilometrów na wschód. Za sobą mieli masyw górski. Daleko w dole poniżej hali znajdował się sosnowy las. Środkiem lasu wił się ubity trakt prowadzący gdzieś w dal. Zapewne do Loume.

[IMG]
[/IMG]

By dotrzeć do kryjówki, musieli udać się w stronę masywu górskiego, labiryntu skalnych ścian i głazów wielkości sporej ciężarówki. Od schronienia oddzielały ich około dwa kilometry szybkiego marszu. William stał się przewodnikiem, ponieważ tylko on znał lokalizację kryjówki. Wkrótce znaleźli ścieżkę wijącą się między skałami.
Wszystko szło dobrze, świeże powietrze wypełniało płuca młodych Obdarzonych, smakowało jakoś inaczej. Wszystko było bardziej wyraźne, intensywniejsze. Było jak portret rzeczywistości, piękniejszy niż sama rzeczywistość.
Wszystko szło dobrze, do czasu gdy Krysa poczuła czyjąś obecność. Nie potrafiła przekazać jak daleko ktoś się znajduje, lecz wiedziała, że jest to człowiek, ale tylko jeden. Jego świadomość gasła; zapadał w sen, lub umierał.
Musząc dotrzeć do kryjówki i tak musieli iść dalej.
I wówczas, gdy wyszli zza dużego, naturalnego skalnego obelisku, na niewielkiej, łysej polanie między skałami ujrzeli troje leżących osób.

Było to dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Ubrani byli w ciepłe kożuchy i lniane spodnie. Kożuchy zalane były świeżą krwią.
Kobieta była martwa, co Olga wiedziała już od jakiegoś czasu, a Garet odruchowo czuł. Jej twarz przypominała upiorną maskę, była zmasakrowana czymś ciężkim. Prawdopodobnie rozbito jej czaszkę młotem. Jeden z mężczyzn również wyglądał na trupa. Miał szeroko otwarte oczy, usta zastygłe w grymasie przerażenia. Ziemia wokół niego była rozrzucona - musiał umierać w wielkim cierpieniu. Ostatni z mężczyzn, brunet miał zmiażdżoną nogę od kolana w dół. Krew lała się w piasek i wsiąkała weń, jak woda wsiąka w gąbkę. Ten mężczyzna jeszcze żył, wił się lekko leżąc na boku, oddychał spazmatycznie. I było coś jeszcze. Ujrzał to William, najbardziej wyczulony, wyuczony już jak należy zachowywać się w przeszłości. Czego szukać wzrokiem. Dojrzał on wystający zza kożucha konającego, pasek od spodni. Pasek... był zbyt nowoczesny, jak na obecne czasy...

Olga nie wyczuwała niczyjej obecności w pobliżu, ale skały mogły tłumić jej moc. Jednakże na siedemdziesiąt pięć procent mogła stwierdzić, że oprócz umierającego mężczyzny i ich, w promieniu połowy kilometra nikogo nie ma.
Powagę sytuacji najlepiej rozumiał William. Gdy był tu ostatnio, okolica była wyludniona. Miejsce zostało wybrane przez niego i Omegę celowo: Tutaj po prostu nikt nie chodził, nikt nie przebywał. Ludzie z Loume nigdy się tu nie zapuszczali, bo bali się zgubić w labiryncie skał. A tutaj trójka wyglądających na napadniętych ludzi... Nie wyglądali też oni na chłopów; raczej na prostą szlachtę. Obdarzeni którzy wiedzieli coś na temat medycyny, ocenili stan leżącego mężczyzny na krytyczny. Mógł umrzeć w przeciągu dziesięciu minut. Należało wywiedzieć się co i jak.
 
__________________
She bruises coughs, she splutters pistol shots
But hold her down with soggy clothes and breezeblocks

Ostatnio edytowane przez chrysletY : 08-08-2015 o 12:07.
chrysletY jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172