Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-09-2015, 09:29   #1
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
[Sesja detektywistyczna] Dziewczyna z Placu Vintimille

Marmurowy zegar wskazywał kilka minut po trzeciej. Większość biur przy Quai des Orfèvres tonęła w ciemności. Od dłuższego czasu ciszę przerywały tylko dolatujące z dala klaksony albo pisk hamulców taksówki ślizgającej się na mokrym bruku.




Lebret spojrzał zniesmaczony i odepchnął papiery na kraj biurka.
— Podpiszcie to, dziateczki, i możecie iść spać.
Ten pieszczotliwy zwrot odnosił się prawdopodobnie do trójki najoporniejszych drabów, jacy w ciągu ostatniego roku przewinęli się przez komisariat. Jeden — którego nazywano Dodusiem — wyglądał jak goryl, a najwątlejszy, z podbitym na fioletowo okiem mógłby z powodzeniem zarabiać na życie jako zapaśnik na ludowych festynach.
Janvier podsunął im papiery i pióro; teraz, kiedy wreszcie mieli to z głowy, nie wdawali się już w żadne dyskusje, nie czytali nawet protokołów przesłuchania, podpisywali kolejno z minami wyrażającymi obrzydzenie.

Kiedy wczoraj zjawili się tutaj, pokoje biurowe także świeciły pustkami, ponieważ nie byłe dziewiątej i pracownicy jeszcze nie nadeszli. Na zewnątrz padało; mżył drobny, przygnębiający kapuśniaczek.
Przeszło trzydzieści godzin opędzili w tych murach, chwilami razem, czasem rozdzieleni, podczas gdy Lebret i jego współpracownicy na zmianę wyciągali z nich zeznania.

Już od kilku miesięcy „pracowali” w okolicach ulicy La Fayette wybijając dziury w ścianach domów; gazety nazywały ich „dziurkaczami”. Dzięki anonimowemu telefonowi udało się wreszcie ich przyskrzynić.

Na dnie filiżanek było jeszcze kilka łyków kawy; mały emaliowany dzbanek, „w którym się parzyła, stał na maszynce. Wszyscy mieli rysy ściągnięte zmęczeniem i szaroziemistą cerę. Lebret wypalił już tyle, że drapało go w gardle; obiecywał sobie, że jak tylko załatwią się z tymi trzema typami, wyskoczą gdzieś z Janvierem na cebulową zupę. Senność odeszła go zupełnie. Koło jedenastej wieczór poczuł nagły przypływ zmęczenia i poszedł zdrzemnąć się chwilę w swoim pokoju. Teraz nawet nie myślał o tym, aby się położyć.
— Poproś Vachera, żeby ich odstawił.
Właśnie wychodzili z pokoju inspektorów, kiedy zadzwonił telefon. Lebret podniósł słuchawkę.
— Który to? — usłyszał.
Zmarszczył brwi i nie odpowiedział od razu. Na drugim końcu drutu indagowano dalej:
— Jussieu?
Tak nazywał się inspektor, który powinien był mieć dyżur, a którego Lebret odesłał do domu o dziesiątej wieczór.
— Nie. Tu Lebret — mruknął.
— Przepraszam bardzo, panie komisarzu. Tu Raymond z centrali.
Raymond dzwonił z sąsiedniego gmachu, gdzie w ogromnym pokoju mieściła się centrala telefoniczna paryskiej policji. W całym mieście znajdowały się specjalne skrzynki alarmowe.

Po rozbiciu szybki i naciśnięciu guzika, na mapie zajmującej całą ścianę sali komendy zapalało się światełko. Dyżurny policjant włączał w tablicę rozdzielczą odpowiednią wtyczkę.
— Komenda Główna. Słucham.
Czasem chodziło o zwykłą bójkę, czasem o pijaka, który stawiał opór, czasem dzwonił patrolujący swój odcinek policjant, który potrzebował pomocy.
Dyżurny wkładał wtedy wtyczkę do innej dziurki.
— Posterunek przy ulicy Grenelle? To ty, Justin? Wyślij jakiś wóz na Bulwar w pobliże numeru 210…

W komendzie dyżurowało każdej nocy dwu, trzech ludzi. Pewnie także parzyli sobie kawę. Od czasu do czasu, kiedy wypadek był poważny, alarmowali Wydział Śledczy. Ale często dzwonili na komendę po prostu, aby trochę pogadać z kumplem. Lebret znał Raymonda.
— Jussieu poszedł do domu — powiedział. — Chciałeś mu coś przekazać?
— Tylko to, że przy placu Vintimille znaleziono zwłoki jakiejś dziewczyny.
— Żadnych szczegółów?
— Ludzie z II obwodu są już chyba na miejscu. Sygnał odebrałem może trzy minuty temu.
— Dziękuję ci.


Trójkę drabów nareszcie wyekspediowano. Janvier wrócił do biura. Jak zawsze po nocnym dyżurze, powieki miał nieco zaczerwienione; spory zarost nadawał jego cerze niezdrowy wygląd.
Lebret narzucił płaszcz i rozejrzał się za kapeluszem.
— Przed chwilą na placu Vintimille znaleziono zwłoki jakiejś dziewczyny — powiedział do Janviera. Wezwij brygadę, spotkamy się na miejscu.


Ulice były opustoszałe, mokre; drobne kropelki tworzyły wokół gazowych latarni miniaturowe aureole; pod ścianami domów przemykały się z rzadka ludzkie cienie. Na rogu Montmartre’u i Wielkich Bulwarów była jeszcze otwarta kawiarnia; dalej widniały oświetlone reklamy dwu czy trzech nocnych lokali i rząd taksówek stojących wzdłuż krawężnika.

Położony o dwa kroki od placu Blanche plac Vintimille wyglądał jak spokojna wysepka. Na skraju stał zaparkowany wóz policyjny. Obok ogrodzenia małego skweru widać było kilka osób otaczających leżący na ziemi jasny kształt.


Nad zwłokami stało trzech umundurowanych funkcjonariuszy i jakaś para. Byli to pierwsi, którzy zobaczyli trupa i zaalarmowali policję. Wystarczyłoby, aby wszystko to stało się o jakieś sto metrów dalej, a natychmiast zebrałaby się gromada gapiów, ale mało kto przechodzi w nocy przez plac Vintimille.
— Kto to taki?- spytał Lebret.
— Nie wiadomo. Nie ma żadnych dokumentów. - odpowiedział jeden z mundurowych.
— Nie miała torebki?
— Nie.

Kobieta leżała na prawym boku; policzek dotykał mokrego chodnika, jedną stopę miała bosą. Nie znaleziono buta.
Widok palców u nogi prześwitujących przez cienką pończochę był dość zaskakujący. Kobieta miała na sobie wieczorową suknię z jasnoniebieskiej satyny; być może ze względu na pozycję, w jakiej się znajdowała, suknia zdawała się o wiele za duża.
Twarz była młoda. Dziewczyna musiała mieć najwyżej dwadzieścia lat.
Na sukni nie było śladów krwi. Jeden z policjantów latarką oświetlił twarz leżącej. Zdawało się, że lewe oko było lekko podbite, górna warga obrzmiała.
Nie miała płaszcza. Był marzec i raczej ciepło, ale nie do tego stopnia, aby spacerować po nocy, szczególnie w deszcz, w lekkiej sukni, która nie zakrywała ramion i trzymała się tylko na wąskich ramiączkach.
Niebieska suknia nie robiła wrażenia ani nowej, ani zbyt świeżej, materiał był dość pospolity. Mogła należeć do jednej z licznych cór Koryntu, działających w nocnych lokalach Montmartre’u. Wskazywało na to także srebrzyste czółenko na bardzo wysokiej szpilce, o startej, zniszczonej zelówce.
Pierwsze, co się nasuwało, to że wracającą do domu prostytutkę ktoś napadł i ukradł jej torebkę. Ale przecież nie zabierałby jednego buta i prawdopodobnie nie zadawałby sobie trudu, aby zdzierać z ofiary płaszcz.

Intrygująca była twarz ofiary. Dotychczas znali ją tylko z profilu. Czy ten lekko nadąsany wyraz był spowodowany tylko obrzękiem? Można by rzec: naburmuszone dziecko. Odrzucone do tyłu ciemne, bardzo miękkie włosy zwijały się w naturalne pukle. Makijaż rozpłynął się trochę na deszczu, ale fakt ten miast postarzać ją i szpecić, czynił dziewczynę jeszcze młodszą i bardziej pociągającą.

Zajechał samochód z Wydziału Śledczego. Jeden z policjantów usiłował odepchnąć pijaka, który oburzał się, że nikt nawet nie próbuje pomóc „małej damie”.

Z samochodu wyszła brygada Lebreta dołączając do komisarza. Kobieta i trzech mężczyzn.

- Przejmujecie tą sprawę. - rzucił bez ogródek Lebret - Ja idę spać. Janvier pomożesz im.

Filip Janvier tylko kiwnął głową i ziewną rozdzierająco dając do zrozumienia, że i jemu przydałby się sen. Nie miał jednak na co liczyć i tylko spojrzał smętnie na komisarza, który rzuciwszy okiem na ciało wsiadł do samochodu i odjechał.

Ostatnie co zobaczyli przez szyby samochodu, to jak Lebret zsuwa kapelusz na twarz pogrążając się w drzemce.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 01-10-2015, 12:44   #2
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Jean-Michel Moutier, detektyw w stopniu Inspektora, wyszedł jako pierwszy z samochodu. Nieogolona twarz, oraz podkrążone oczy zdradzały ślady zmęczenia, a może nawet i wypalenia. Mierzący niespełna sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu policjant na tle innych z reguły wypadał blado, lecz nigdy się tym jakoś nie przejmował. Gdy tylko jego stopa dotknęła ziemi, jego ręce powędrowały ku papierosom. Włożył jednego do ust i przypalił końcówkę zapalniczką. Dym z palącego się Camela zaczął roznosić się w powietrzu. Powolnym, i jakby ociężałym ruchem rozrzedził swoje przetłuszczone włosy. Kiedyś miały one barwę żywej czerni, ale teraz stały się wypłowiałe a większość pasemek była siwa. Czoło pokrywały liczne zmarszczki i blizny, o których pochodzeniu najchętniej by zapomniał. Lata pracy w policji, i innych miejscach odcisnęły na nim swoje piętno. Niebieskie oczy, niegdyś żywe i figlarne, teraz wpatrywały się w zwłoki beznamiętnie. Zaciągnął się kolejny raz. Dym dostał się do jego płuc, by po chwili wylecieć przez usta. Moutier zakasłał. Kaszel palacza. Można wyczuć od niego gorzałę, choć nie wygląda na wstawionego.

Ci, którzy widzieli go po raz pierwszy, mogli zdziwić się jego ubiorem. Szary, długi do ziemi, zniszczony płaszcz okrywał całe jego ciało. Pod spodem miał brązowy garnitur, noszący wieloletnie ślady używania i noszenia. Pogięty, niewyprasowany i przenoszony. Jedyne co było nowe to buty. Czarne, skórzane i dość eleganckie buty. Patrząc na niego można było dojść do wniosku że ów człowiek albo spał w ubraniu, albo co dopiero wraca z wielogodzinnej pracy. Broń, Colt M1911, trzymał ukrytą w kaburze na plecach. Choć nie sądził by mu była teraz potrzebna, wolał ją mieć przy sobie. W końcu był gliną. Był twardy, o czym mówiono nie raz, nie dwa w jego środowisku. Bywał brutalny, o czym przekonał się nie doszły zamachowiec Rene Cot’iego. Skończył on z dwoma przestrzelonymi nogami, i złamaną szczęką, a Moutier został zawieszony do czasu aż Lebret mu pomógł. Miał więc dług wobec niego. A te zawsze spłacał. Wszyscy wiedzieli że pił, a od kiedy żona go zostawiła pił jeszcze więcej. Rzadko jednak do pracy przychodził pijany czy zalany w trupa. Znał granicę. Mimo to w środowisku średnio go lubiano, bowiem był typowym samotnikiem, a teraz miał działać w zespole. Zapewne warunek Lebreta przy przywróceniu go do służby.

Wiele mówiło się o tym skąd Lebret wytrzasnął Moutiera, i jedni mówili że pracował dla SDECE a inni że obaj panowie poznali się podczas jego pracy w Interpolu. Sam zainteresowany nie udzielał się w tym temacie, unikając rozmów o swojej przeszłości. Co jakiś czas na posterunek przychodziła jego córka, Jeanne Élise Moutier, mająca 4 lata. Według tego co było wiadomo, miał on ograniczone prawo do widywania jej. Dziewczynka była dość powszechnie znana na posterunku i lubiana. Ciągle uśmiechnięta, lubiąca wszystkich a w szczególności podjadać cukierki, które nie którzy policjanci trzymali na swoich biurkach.

Glina ponownie zaciągnął się mocno, by po chwili wyciągnął gęsty dym z ust i powolnym krokiem ruszył ku zabitej. W milczeniu wsłuchiwał się w krótkie informacje jakie udzielali mu mundurowi. Nie mógł wiedzieć że, podobne zadawał parę chwil temu jego bezpośredni przełożony. Uklęknął koło niej, odgarniając kosmyk jej włosów z twarzy. Spojrzał na nią i poczuł żal. Taka młoda, taka piękna a już nie żyje. Miała całe życie przed sobą. Nowa, wolna Francja dawała jej wielkie możliwości, a teraz... nie żyła. Moutier poczuł ściskanie w żołądku, czując że najchętniej znów by się napił. Spoglądał na twarz, i widział w jej oczach “błaganie” by dorwać tego kto to zrobił. By poznać prawdę o jej śmierci. Opatulił się mocniej płaszczem jakby mu się zimno zrobiło. Powietrze wciągał mocno, jakby bał się że się udusi. Puls przyspieszył mu, a serce zaczęło bić szybciej. Coraz bardziej wracała mu pełna przytomność umysłu. Wieczorne wydarzenia w domu odchodziły w niepamięć.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 02-10-2015 o 12:39.
valtharys jest offline  
Stary 02-10-2015, 21:45   #3
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Od chwili gdy wysiadł było widać, że
Tony
nie jest detektywem. Przystojny mężczyzna z modną fryzurą w skrojonym na miarę garniturze koloru piasku wyglądał zdecydowanie zbyt świeżo. Przypominał bardziej modela na wybiegu, niż policjanta.
I nim nie był. Ani detektywem, ani policjantem. Bo jakiż detektyw chodzi w z profesjonalnym aparatem fotograficznym zawieszonym na pasku na ramieniu. Jakiż policjant nie ma ubrania wybrzuszonego kaburą broni?
Cóż… łatwo było stwierdzić, że ten elegancik w szytym na miarę garniturze i w skórzanych drogich butach nie był policjantem.Tony Lebret był bowiem reporterem i obecność w tej ekipie zawdzięczał swemu wujowi, który postanowił dać szansę swe ambitnemu bratankowi.
Jako cywilnemu pomocnikowi.

Tony bowiem będąc reporterem miał już swego pracodawcę.Było to słynne paryskie “Le Figaro”, najstarszy dziennik we Francji i jeden z prestiżowych. Tony… nie był jednak w czołówce jego pracowników, a pisane przez niego artykuły dotąd nie pojawiały się na czołówkach tej gazety. Dlatego nikt z mundurowych nie kojarzył go z gazetą, no chyba że czytał kronikę towarzyską i interesował się plotkami ze świata celebrytów.
Mogło więc dziwić, że młody reporter zajmował się morderstwem, ale cóż… Tony miał ambicje pisać o czymś ambitniejszym, niż kto wylądował w łóżku znanej gwiazdy filmowej. A pierwszy krok ku temu zrobił ujawniając skandal korupcyjny w ratuszu. Apetyt zaś rośnie w miarę jedzenia, czyż nie?

Ale mało kto o tym wiedział. Tony był tym bratankiem Lebreta przyczepionym do ekipy. I dlatego starał się nie przeszkadzać prawdziwym detektywom. Skupił się na robieniu zdjęć i przyglądaniu się okolicy. Starał sobie wyobrazić tę napaść, tę śmierć… od której strony szła, jak została napadnięta?
Kto mógł to widzieć?
Bo świadkowie musieli jacyś być. Na rogu Montmartre’u i Wielkich Bulwarów otwarta kawiarnia, nocne lokale, taksówki…
Lebret zrobił i im zdjęcia. Tam też planował się rozejrzeć i rozpytać. Ktoś musiał coś wiedzieć. I może z chęcią o tym opowie, komuś kto nie wyglądał jak groźny pan detektyw wymachujący odznaką. Komuś takiemu jak Tony.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 04-10-2015, 02:02   #4
 
MagMa's Avatar
 
Reputacja: 1 MagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie coś
Margot szybkim ruchem rozciągnęła zmęczone nocną zmianą mięśnie, po czym szczelniej owinęła się czarnym płaszczem, który zapewniał choć minimalną ochronę przed deszczem. Luźne nakrycie paradoksalnie, jeszcze bardziej podkreślało jej drobną sylwetkę i nadawało dziewczynie melancholijny wygląd. Niedbałym ruchem przeciągnęła po związanych w ciasny warkocz, kasztanowych włosach, jakby chciała sprawdzić czy ze splotu nie uwolnił się żaden niesforny kosmyk. Te jednak jak zwykle pozostawały w idealnym porządku. Posłała ostatnie, tęskne spojrzenie w stronę kusząco suchego wnętrza pojazdu. Lubiła deszcz, ale wtedy gdy przebywała na nim z własnego wyboru. Nocne, błyszczące wilgocią ulice mają w sobie coś pociągającego... gdy nie czeka cię praca, a powodem przebywania na nich nie jest kolejna zbrodnia. Jednak nie miała zamiaru narzekać na swoją pracę. Gdyby nie pomoc wuja pewnie wciąż z trudem wiązałaby koniec z końcem, żyjąc od jednego zlecenia do drugiego. Paryż był pełen ludzi szukających swojej szansy na spełnienie marzeń.

Powoli rozejrzała się po placu, wdychając chłodne, nocne powietrze pachnące już aromatem papierosowego dymu i na szczęście wolne od słodkiego zapachu krwi. Uważnie przysłuchując się wymienianym informacjom podeszła do zwłok. Przystanęła, spoglądając na dziecięcą twarz ofiary. Jak zwykle na miejscu zbrodni, tak i teraz nie okazywała żadnych uczuć, skupiona na słowach policjanta. Już dawno przysporzyło jej to łatkę wyrachowanej i bezdusznej. Nie próbowała tego na siłę zmieniać, choć nie chodziło o to, że nie było jej żal ofiary. Co jednak zmieni jej współczucie? Nie przywróci młodej dziewczynie życia, nie pomoże rozwikłać sprawy... a na tym przecież teraz powinni się skupić. Niewiele posiadali informacji. Z położenia zwłok, czy obrażeń może uda się wywnioskować cokolwiek o przebiegu zbrodni, ale sama ofiara już nie wyda swego oprawcy.Trzeba będzie sprawdzić czy para, która znalazła martwą dziewczynę nie widziała nikogo podejrzanego i rozejrzeć się za potencjalnymi świadkami. Może być z tym ciężko... sprawca z pewnością nie przypadkiem wybrał opuszczony plac na miejsce zbrodni. Niełatwo będzie odtworzyć jego twarz...
 
MagMa jest offline  
Stary 05-10-2015, 15:20   #5
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Spod nieprzemakalnego płaszcza wysiadającego z samochodu mężczyzny, czy może chłopaka, wystawała niepasująca do nocnej scenerii elegancka kamizelka i biała jak śnieg koszula. Po dosłownie kilku sekundach straciła piękną barwę moknąc i lepiąc się do wątłego ciała. Brązowe włosy, w mroku wydające się mieć kolor węgla, przylegały ciasno do głowy, z paroma kosmykami wznoszącymi się w losowych kierunkach. Czupryna zwykle była kręcona i rozczochrana na wszystkie strony i ludzie kojarzyli go z fizykiem, całkiem słusznie zresztą, kiedyś właśnie na studia z fizyki uczęszczał.

Swoją niewielką posturą wyróżniał się przy swoim przełożonym Moutierze, przypominając dziecko. Jednak od razu rzeczowo przystąpił do zapamiętywania szczegółów nie zwracając uwagi na innych. Gdy uważnie rozglądał się po miejscu zbrodni spod płaszcza wychylały się cienkie nóżki obleczone w zaprasowane w kant spodnie. Nie wyglądało to dobrze, szczególnie że ów w zamyśle prosta linia mogła zniszczyć wszelkie wyobrażenie o geometrii euklidesowej.

Kiedy myśli Dodiera umknęły ku ciekawemu oświetleniu i odbiciu światła na mokrej nawierzchni, Jean-Michel wyrwał go z rozmyślań zadając rzeczowe pytanie.

***

[Moutier] Postanowił się skupić na robocie. Zaciągnął się papierosem raz jeszcze, i wypuścił dym do góry. Cały czas klęczał nad dziewczyną dokładnie się jej przyglądając. Szukał obtarć na jej ciele. Może walczyła. Nie dotykał jednak ciała. Jak już to podnosił długopisem jej palce, czy rękę tak by nie zatrzeć żadnych śladów.

-Kto ją znalazł, albo kto nadał zgłoszenie o ciele? - zapytał mundurowego, a potem dodał -Trzeba będzie ściągnąć jej odciski palców, i przewieźć do koronera. Trzeba ustalić co było przyczyną zgonu - zarządził nie czekając na swoich towarzyszy. Warto było również sprawdzić pobliskie kosze na śmieci, może tam znajdą jej torebkę. To miało być jego kolejne polecenie.

Delmar przyglądał się dziewczynie smutno. Młoda i dość ładna. Westchnął. Na cholerę rzucał studia? Żeby patrzyć na brutalne życie, które musi wybierać na ofiary piękne kobiety? Durny, durny, lecz cóż poradzić, skoro leniwy? Trza się było brać do roboty.

Postanowił sprawdzić czy dziewczyna nie upadła w biegu - mogło na to wskazywać zadrapanie na boku, na którym leżała. Może przed czymś uciekała i po drodze zgubiła ten nieszczęsny but? A może jakiś odchyleniec zamordował kobietę, by zdobyć upragniony fetysz - bucik niewinnej, zmęczonej damy? Jean-Michel zarządził ściągnięcie odcisków, dość rozsądnie, a poszukanie torebki także nie było złym pomysłem. Sam Dodier starał się zapamiętać najlepiej jak potrafił but, który znajdował się na stópce, by móc rozpoznać zagubiony bezproblemowo.

Ubiór mógł sugerować, że wyrzucono ją z samochodu, a wcześniej była na salonach. Nie przejmując się możliwą oceną przez współpracowników nachylił się i powąchał ofiarę. Może to naprowadzi go na jakiś trop. Zapach jakiegoś środka chemicznego albo specyficznych perfum. Nachylając się nad martwą dziewczyną Dodier wyczuł delikatną woń szarego mydła i tanich perfum.

W tym czasie najmłodszy i pewnie najmniej doświadczony z nich mężczyzna brał się za robienie zdjęć, niezależnie od zatrudnionego przez policję detektywa. Cóż… [młody Lebret] był reporterem, krewniakiem komisarza. I miał pozwolenie na pisanie o śledztwie, choć z opóźnieniem. No i teksty miały być cenzurowane. Zdjęcie twarzy, zdjęcie stroju, zdjęcia ulicy, okien pobliskich domów. Zdjęcia ulic prowadzących do placu i pobliskich sklepów i kafejek.
W końcu jacyś świadkowie być musieli, a i ładne zdjęcia będą nieźle wyglądały w nagłówku gazety.

Moutier widząc że jeden z jego “towarzyszy” zaczął robić zdjęcia, podszedł do niego i rzekł:
-Zrób po kilka odbitek dla nas. Być może nie ma jej w żadnym systemie, i trzeba będzie pytać ludzi o nią. Dobre zdjęcie się przyda. Ułatwi rozpoznanie może to komuś… - glina cuchnął alkoholem i papierosami z bliska.

- Nie ma problemu.- odparł Tony, choć zdziwiło go pytanie. Myślał, że policjanci woleli polegać na zdjęciach robionych przez swoich ludzi, niż amatorów takich jak on.

“No tak, zdjęcia…” - pomyślał Delmar. Zapomniał, że można i zdjęcia zrobić. Przyjrzał się z zaciekawieniem aparatowi fotograficznemu młodego Lebreta. Uśmiechnął się. Uwielbiał optykę. Może znajdzie jakiś wspólny temat do rozmów? Trzeba się było powoli zbierać. Co udało im się wypatrzeć, wydedukować i zanotować, to już zrobili, teraz sprawa i tak należeć będzie do patologa.
 
Ardel jest offline  
Stary 05-10-2015, 15:38   #6
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Zrobiło się jakby chłodniej, a mżawka przeszła w drobny deszcz. Janvier poszedł zadzwonić do jednego z barów, które mieściły się przy placu Blanche. W chwilę potem nadjechała taksówka wioząca lekarza rejonowego.
— Może pan rzucić okiem, doktorze, ale niech pan nie zmienia położenia ciała. – powiedział Moutier, który z racji swego doświadczenia i temperamentu przejął rolę prowadzącego.
Tony miał czas na zrobienie kolejnych zdjęć.
Lekarz schylił się, dotknął przegubu i piersi leżącej.
- Nie ulega wątpliwości, że ona nie żyje. – powiedział, po czym obojętnie, wyprostował się i czekał, jak inni.

Dodier biorąc sobie za pomocników dwóch mundurowych policjantów zaczął przeszukiwać pobliskie śmietniki w poszukiwaniu torebki.
— Idziesz? — odezwała się kobieta, która trzymała męża pod rękę i której zrobiło się zimno.
— Zaczekaj jeszcze trochę.
— Niby na co?
— Nie wiem. Oni na pewno będą coś robić.

Moutier zwrócił się do nich.
— Czy państwo podali swoje nazwisko i adres?
— Tak, temu panu.

Wskazali na jednego z mundurowych, który właśnie grzebał w koszu na śmieci.
— O której państwo znaleźli ciało?
Wymienili spojrzenia.
— Wyszliśmy z kabaretu o trzeciej nad ranem.
— Pięć po trzeciej —
sprostowała kobieta. — Popatrzyłam na zegarek, kiedy odbierałeś rzeczy z szatni.
— Nieważne. Żeby dojść tutaj, wystarczyło trzy, cztery minuty. Mieliśmy właśnie okrążyć plac, kiedy zobaczyłem jasną plamę na chodniku.
— Czy ona już nie żyła? –
spytał Moutier.
— Przypuszczam, że nie. Nie ruszała się.
— Pan jej nie dotykał?

Mężczyzna pokręcił przecząco głową.
— Wysłałem żonę, żeby zawiadomiła policję. Na rogu bulwaru Clichy jest skrzynka alarmowa. Wiem o tym, bo mieszkamy o kilka kroków stąd, przy bulwarze Batignolles.

Pomimo poszukiwań nigdzie w koszach, ani w pobliżu placu nie znaleziono torebki dziewczyny.

Kiedy Tony Lebret zrobił zdjęcia, doktor mógł już odwrócić ofiarę na plecy. Odsłonięta teraz całkowicie twarz wyglądała jeszcze młodziej.
— Co było przyczyną zgonu? — zapytał Moutier.
— Złamanie podstawy czaszki.
Lekarz trzymał rękę we włosach zmarłej.
— Uderzono ją w głowę czymś bardzo ciężkim: młotkiem, kluczem francuskim, ołowianą rurą — skąd mogę wiedzieć? Przedtem bito ją po twarzy, wygląda na to, że pięścią.
— Czy może pan w przybliżeniu określić godzinę zgonu?
— Moim zdaniem, między drugą a trzecią rano. Po sekcji będzie to można określić dokładniej.


Wkrótce zjawiła się również karetka z Instytutu Medycyny Sądowej. Ludzie czekali tylko na znak, aby wrzucić ciało na nosze i odjechać w kierunku mostu Austerlitz.
— Zabierajcie ją — westchnął Moutier.

Gdy karetka odjechała, a małżeństwo które znalazło ciało oddaliło się do domu, na Placu Vintimille zrobiło się zupełnie cicho i jedyne co było słychać, to krople coraz gęściej padającego deszczu.
Ciszę przerwał Janvier.
— Przekąsimy coś? – spytał stawiając kołnierz płaszcza i kuląc się przed deszczem.

Propozycja wydawała się kusząca. Nawet jeśli nie byli głodni, to padające z góry krople nie zachęcały do pozostawania na placu.
W pobliżu przy placu Blanche znajdował się bar. Jeszcze czynny, jak wiele tego typu paryskich przybytków.

Weszli wszyscy z wyjątkiem Tony’ego, który pojechał do redakcji „Le Figaro”, by zdjęcie i artykuł w sprawie morderstwa ukazał się w porannym wydaniu, no i jeszcze miał zrobić odbitki.

Janvier zamówił zupę cebulową i oddał się jedzeniu. Senność odeszła od niego całkiem.
Za barem rząd butelek kusił swą zawartością.
Przy sąsiednim stoliku dwie kobiety jadły kwaszoną kapustę. Prostytutki, obie w wieczorowych sukniach. Margot przyglądał im się uważnie, jakby chciał wyłapać najdrobniejsze nawet różnice między nimi a ofiarą.
— Zachodzę w głowę, kim ona może być — mruknął po dłuższej chwili Janvier. — Wieczorową suknię wkłada się tylko do teatru, do kabaretu albo na jakieś przyjęcie.

Wszyscy chyba myśleli o tym samym. Coś się tu nie zgadzało. Towarzyskie zebrania, na które wkłada się strój wieczorowy, nie zdarzają się tak często, zresztą rzadko można tam zobaczyć suknię tak tanią i sfatygowaną, jaką miała na sobie nieznajoma.

***

Było wpół do piątej, kiedy dotarli do Instytutu Medycyny Sądowej. Doktor Paul Garrel, który dopiero co nadszedł, z papierosem przylepionym do dolnej wargi, jak zawsze, kiedy miał zabrać się do roboty, wkładał właśnie biały fartuch.
— Obejrzał ją pan, doktorze? – spytał Moutier.
— Rzuciłem okiem.
Nagie ciało leżało na marmurowym blacie. Dodier odwrócił wzrok.

Doktor wciągnął gumowe rękawice i rozłożył narzędzia na emaliowanym stole.
— Państwo zostają? – spytał.
Na sąsiednim stole leżało ubranie dziewczyny, a także jeden but.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 09-10-2015, 19:10   #7
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
“Le Figaro”
Redakcja pisma wydawanego od 1826.


Tony znał budynek ten jak własną kieszeń. Znał pracujących w nim ludzi, od roznosicieli poczty po dyrektorów. Miał czas by się rozejrzeć, tak wcześnie jeszcze redakcja zbierała newsy.
Florence jeszcze nie było, co było na rękę Lebretowi. Mogła bowiem oczekiwać artykułu innej natury. No cóż… ostatnio Tony wolał skupić się na innych tematach niż te które oczekiwała Florence Flaubert. A Tony nie miał czasu, na jej udobruchanie. Musiał napisać artykuł, który miał zaostrzyć apetyt czytelnika na szczegóły śledztwa. No i miał okazję popytać najostrzejsze oczy miasta o denatkę. Paparazzi.
Można narzekać na tych sępów żerujących na celebrytach… ale nie ulegało wątpliwości. Nic nie umykało spojrzeniu ich aparatów fotograficznych. Jeśli dziewczyna kręciła się przy kimś znaczącym, to z pewnością ją dostrzegli. Niemniej ci z nich, którzy akurat byli w redakcji nie rozpoznawali denatki. Jeden z nich poradził jednak, by dał fotkę do przerobienia redakcyjnym grafikom. Tak by ją ożywić. Może wtedy stanie się łatwiejsza do rozpoznania. Tego zadanie podjął się Etienne Deuchamp, jeden z najmłodszych grafików Le Figaro. I obiecał odpowiednią fotkę, najwcześniej po południu. Tony opisał mniej więcej typ budowy, by Etienne mógł dobrać odpowiednią modelkę pod jej ciało, oraz ubranie dziewczyny… by strój również był odpowiedni, niestety pasująca sukienka była różowa. Detal bez większego znaczenia. Etienne chwalił się że będzie bardziej żywa na tej przerobionej fotce, niż była za życia. A Tony nie miał powodów by mu nie wierzyć. Deuchamp był ambitnym człowiekiem. Lebretowi pozostało więc szybko napisać wstępny artykuł, podrzucić go właściwemu człowiekowi w redakcji i czym prędzej pojechać do kostnicy, by nie przegapić ważnej rozmowy z koronerem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-10-2015, 19:05   #8
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Zachodzę w głowę, kim ona może być — mruknął po dłuższej chwili Janvier. — Wieczorową suknię wkłada się tylko do teatru, do kabaretu albo na jakieś przyjęcie.

Wszyscy myśleli o tym samym. Coś się tu nie zgadzało. Towarzyskie zebrania, na które wkłada się strój wieczorowy, nie zdarzają się tak często, zresztą rzadko można tam zobaczyć suknię tak tanią i sfatygowaną, jaką miała na sobie nieznajoma.

Jean nie był głodny. Bardziej spragniony, jednak w obecnej sytuacji musiał zachować trzeźwość umysłu i obiektywne spojrzenie. Wyjął kolejnego papierosa i zapalił, nie bacząc na to co powie reszta jego towarzyszy. Nikotyna, i kawa którą po chwili zamówił pozwalała mu funkcjonować.
-Ci, którzy znaleźli dziewczynę wracali z kabaretu. Może warto udać się tam nad ranem ze zdjęciem i może ktoś ją rozpozna - zaciągnął się papierosem a potem wypuścił wysoko dym w górę -Według zeznań kabaret skończył się tuż przed trzecią nad ranem, być może opuściła ona go wcześniej. - zaczął delikatnie insynuować -Jednak bardziej mnie zastanawia gdzie są jej rzeczy i gdzie jest jej but. Może zazdrosny facet, kochanek...odrzucona miłość -zmęczenie dawało coraz bardziej o sobie znać bowiem glina sam nie wierzył w to co mówi. Zbyt proste.

Delmar nie mówił wiele. Siedział ze spuszczoną głową, zatopiony w swoich myślach. Na wspomnienie o wypytaniu pracowników i bywalców kabaretu pokiwał głową. Sam nie miał żadnego pomysłu.
 
Ardel jest offline  
Stary 11-10-2015, 21:48   #9
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Było wpół do piątej, kiedy dotarli do Instytutu Medycyny Sądowej. Doktor Paul Garrel, który dopiero co nadszedł, z papierosem przylepionym do dolnej wargi, jak zawsze, kiedy miał zabrać się do roboty, wkładał właśnie biały fartuch.
— Obejrzał ją pan, doktorze? – spytał Moutier.
— Rzuciłem okiem.
Nagie ciało leżało na marmurowym blacie. Deneuve odwrócił wzrok.

Doktor wciągał gumowe rękawice i rozkładał narzędzia na emaliowanym stole.
— Państwo zostają? – spytał.
Na sąsiednim stole leżało ubranie dziewczyny, a także jeden but.

- Chciałbym się dowiedzieć - zapytał Dodier, czując się nieco niezręcznie w towarzystwie nagiego trupa - czy dziewczyna miała obdarty bok lub inne ślady wskazujące, że wyrzucono ją z pędzącego samochodu. Ewentualnie czy mogła umrzeć biegnąc.

Młody człowiek ciągle miał przed oczyma wizję jak dziewczyna ucieka, oglądając się za siebie, czy wciąż goni ją zboczeniec z nogą stołową i ślini się na widok stópki, która wychynęła ze zgubionego w trakcie pogoni bucika.

- Nie ma żadnych większych zadrapań i siniaków nie licząc okolic głowy i kolan. Jeśli ją wyrzucono z samochodu, to zapewne nie pędzącego. - doktor spojrzał na Dodiera niemal rozbawiony.
- Nie zginęła też biegnąc. Daję jej najwyżej dziewiętnaście, dwadzieścia lat. Była zupełnie zdrowa, ale podejrzewam, że trochę niedożywiona. Więcej będę mógł powiedzieć po sekcji.

Moutier podszedł do zwłok dziewczyny i przypatrywał im się przez chwilę. Spojrzał na doktora, a potem na zgromadzonych.
-Proszę sprawdzić czy w ciągu ostatniej doby odbywała stosunek seksualny.. - rzekł, a jego głos był przemęczony. Powoli wkradał się w niego gniew i złość.

— Macie Panowie na myśli, czy była dziewczynką z kabaretu?
Doktor spojrzał na Jean-Michela małymi, przebiegłymi oczkami.
— Jedną z tych, co sypiają z klientami?
— Mniej więcej. – przytaknął Janvier.
— W takim razie odpowiedź brzmi: nie.
— Skąd ta niezachwiana pewność?
— Bo ta dziewczyna nigdy z nikim nie spała.

Janvier, który machinalnie patrzył na oświetlone reflektorem ciało, zaczerwienił się i odwrócił głowę.
— Jest pan tego pewny?
— Całkowicie.


Moutier nie uśmiechnął się, ani nie zaklął gdy to usłyszał. Twarz jego pozostawała przez chwilę bez wyrazu. Ciężko było domyśleć się o czym myśli śledczy w tej chwili. Po prostu zaczął on krążyć wokół ciała. Przypatrywał mu się uważnie.
-Zróbcie też toksykologię także. Chcę wiedzieć czy coś brała, lub czy była pod wpływem jakiś środków odurzających, czy nie ma śladów pod paznokciami, chcę wiedzieć co jadła w ciągu ostatniej doby- zaczął wymieniać.
Sprawa robiła się coraz bardziej ciekawa. Czuł jak krew zaczyna napływać mu do żył. Jak serce bije coraz mocniej mimo zmęczenia. Oczy jego delikatnie rozszerzyły się, a on sam w końcu zatrzymał się nad dziewczynę. Spojrzał na nią, zdawało się że czule, i dotknął jej policzka. Spojrzał na swoich towarzyszy. Dał znak by oni zaczęli pytać, jemu pomysły powoli się kończyły.

Ciało dziewczyny było kompletnie nagie. Cokolwiek miała na sobie. Bieliznę, suknię, pończochy, czy biżuterię, doktor odłożył na sąsiedni stół.

Tony trzymał się z tyłu i się w ogóle nie odzywał uznając, że nie będąc fachowcem, tylko by się skompromitował. Przyglądał się budowie ciała dziewczyny, jej dłoniom kolanom. Zdawał sobie sprawę, że tryb życia i praca odbija się na ciele. Muskulatura określa wysiłek fizyczny jakiemu ciało podlega w pracy. Dłonie… wiele mówiąc o wykonywanej profesji. Dlatego stał nad ciałem i przyglądał się w milczeniu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 13-10-2015, 00:24   #10
 
MagMa's Avatar
 
Reputacja: 1 MagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie coś
Po skończonej pracy doktor Garrel zdjął fartuch i zapalił papierosa.
Nie znalazłem wiele — powiedział. — Śmierć nastąpiła na skutek pęknięcia czaszki. Musiało być więcej niż jedno uderzenie; co najmniej trzy silne ciosy. Nie potrafię ustalić, czym się posłużono. Mogło to być jakieś narzędzie, mosiężne szczypce do kominka albo świecznik, cokolwiek, co jest odpowiednio twarde i długie. Najpierw upadła na kolana i usiłowała się kogoś uczepić, bo za paznokciami znalazłem strzępki ciemnej wełny. Zaraz je wyślę do laboratorium. Fakt, że jest to wełna, zdaje się wskazywać, że było to męskie ubranie.
— To znaczy, że była jakaś walka?

Doktor Paul otwarł szafkę, w której oprócz fartucha, gumowych rękawiczek i różnych drobiazgów leżała butelka.
Napijecie się po szklaneczce?
Moutier przystał bez fałszywego wstydu. Widząc to Janvier również skinął głową.
To, co teraz powiem, jest tylko moim prywatnym przypuszczeniem. Zanim ją uderzono tym przedmiotem, musiano ją bić po twarzy pięścią lub nawet otwartą dłonią. Mam wrażenie, że oberwała sporo siarczystych policzków. Nie wiem, czy właśnie wtedy upadła na kolana, ale jestem skłonny tak mniemać. I pewnie w tym momencie ów ktoś zdecydował się ją wykończyć.
— To znaczy, że nie zaatakowano jej od tyłu?
— Z pewnością nie.
— Nie mógł to więc być jakiś włóczęga, który napadł ją zza rogu?
— Moim zdaniem nie. I nic nie wskazuje na to, aby to się stało na dworze.
— Analiza zawartości żołądka nic panu nie dała?
— Owszem. Analiza krwi także.
— Co?

Na wargach doktora Gerrela błąkał się lekki uśmieszek, który zdawał się mówić: „Uwaga, rozczaruję was”. Odczekał chwilę, jak zawsze, kiedy opowiadał jedną ze swoich dobrych anegdotek, w czym celował.
Była niemal zupełnie pijana.
— Jest pan tego pewny?
— Jutro znajdziecie Państwo w moim raporcie procent alkoholu, jaki stwierdziłem we krwi. Prześlę wam także, jak tylko skończę, wynik kompletnej analizy treści żołądka. Ostatni posiłek musiała spożyć jakieś sześć do ośmiu godzin przed śmiercią.
— A o której nastąpił zgon?
— Około drugiej nad ranem. Raczej przed drugą niż po drugiej.
— To by określało na szóstą czy siódmą wieczór porę jej ostatniego posiłku.
— Ale nie ostatniej szklaneczki.

Mało prawdopodobne, aby zwłoki leżały długo na placu Vintimille. Dziesięć minut. Kwadrans. Na pewno nie więcej. Tak więc od chwili śmierci do złożenia ciała na chodniku upłynęło co najmniej trzy kwadranse.
To wszystko? Obejrzał pan jej ręce? – spytał Tony Lebret.
Jedną ze specjalności doktora Paula Garrela było określanie zawodu człowieka według mniej lub bardziej widocznych zniekształceń dłoni; wielokrotnie już umożliwiło to identyfikację nie znanych osobników.
Zajmowała się trochę domem, ale niewiele. To nie była ani sekretarka, ani krawcowa. Trzy lub cztery lata temu była operowana na ślepą kiszkę przez jakiegoś drugorzędnego chirurga. To wszystko, co na razie mogę stwierdzić.

Moutier z uwagą słuchał tego co mówił koroner. Sprawa była ciekawsza niż wyglądała. Widząc jednak że członkowie jego zespołu są jeszcze bardziej zmęczeni, albo po prostu liczą że sprawa sama się rozwiąże podszedł do Margot i rzucił:
-Chcę na rano mieć potwierdzenie jej odcisków palców. Sprawdź jej rzeczy osobiste raz jeszcze. Buty, płaszcz, cokolwiek. Znajdź i dowiedź się czy po tym co miała na sobie możemy mieć szansę wybadać kim była. Sprawdź również rejestr osób zaginionych. Do roboty!!! - ostatnie słowa były niczym warknięcie wściekłego psa niż prośba. Następnie zwrócił się do Lebreta juniora -Załatw zdjęcia. Wstaw w gazecie jej portret i numer do mnie na biurko, może odezwie się ktoś kto ją znał - kolejny był Dodier -Sprawdź wszystkie miejsca w pobliżu miejsca znalezienia zwłok, gdzie odbywały się wieczorne spotkania, kabarety. Chcę ich listę. Dziewczyna nie została zabita w miejscu gdzie ją znaleziono, sprawdź z drogówką czy nie ma zgłoszeń o kradzieży aut jakiś. Sprawdź też tą dwójkę świadków, kim są i czym się zajmują. Tak na wszelki wypadek - zakończył to co miał do powiedzenia. Sam zwrócił się do Janviera - Ta dwójka, która znalazła ciało wspominała że wracali z jakiegoś kabaretu. To było jakieś 3-4 minuty drogi. Wrócimy i popytamy, może ktoś coś będzie pamiętał i trafi się ślepej kurze ziarno - zadecydował.

Tony skinieniem głowy zgodził się na propozycję, po czym dodał.- Dobrze by było podzielić się obowiązkami, to spory obszar do przepatrzenia. Nie musimy chodzić wszędzie razem.
Po czym spytał doktora o coś jeszcze.- Można określić z jakich to kosmetyków ona korzystała?

Margot oszczędnie potwierdziła przyjęcie polecenia. Zignorowała wściekły ton Moutiera skupiając się na treści jego słów. Odpowiadało jej w końcu zajęcie się rejestrem, bo choć zapowiadało to żmudną pracę, to przynajmniej uporządkowaną i dającą nadzieję na jakiś konkretny wynik. Jeżeli znajdzie tam dziewczynę to otrzymają odpowiedzi na wiele pytań. Szukanie jej rzeczy to już zupełnie inna bajka. Ze słów doktora Gerrela wynikało, że morderstwa nie dokonano na placu. Dlaczego więc ktoś wybrał akurat to miejsce na porzucenie zwłok? Owszem plac o tej porze nie był zbyt ruchliwy, ale też nie był terenem całkiem odizolowanym od świadków. Czy sprawca porzucał ciało w panice, niedaleko miejsca zbrodni, w pierwszej choć trochę dyskretnej lokalizacji, czy raczej wybrał ten plac oczekując szybkiego znalezienia zwłok? Rzeczy ofiary musiał wyrzucić gdzieś indziej, skoro nie znaleźli ich przeszukując najbliższą okolicę, a może jeszcze się ich nie pozbył i wciąż znajdują się w jego samochodzie, mieszkaniu lub pokojowym hotelu, albo jej płaszcz leży zapomniany w jakiejś szatni, z której nie zdążyła go odebrać?

Dodier jedynie skinął głową i ruszył wykonać polecenie Moutiera.
 
MagMa jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172