Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-10-2015, 15:18   #1
 
Rycerz Legionu's Avatar
 
Reputacja: 1 Rycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodze
[Autorski, strategia] Koło czasu - Powstanie Nowych Cywilizacji

Zaczęło się!

Cztery dumne narody rozpoczęły od tego momentu walkę o Eurodię. To czy ziemia ta znów będzie skąpana we krwi, czy też jej mieszkańcy będą ze sobą wpółpracować, zależy tylko od nich. Na czele każdego z nich, stoi człowiek, który położy kamień węgielny pod budowę przyszłych, potężnych państw. I chociaż los nie zawsze będzie im sprzyjał, to mądry władca zdolny jest poprowadzić swoją nację ku wielkości, omijając wszelkie przeszkody i gładko wychodząc z opreji. To jednak nie los będzie ich głównym przeciwnikiem. Skażone ruiny od dawna bowiem skrywają tajemnice, o których już dawno zapomniano. Tym czasem...

https://www.youtube.com/watch?v=cquN7a5Ymwo&list=PL60EA75B9FA0CD1F8&index= 10

Tura 1


Orkowie


Dumne plemiona orków pamiętają dawne dni. Opowieści o nich, zachowały się bowiem w sercach ludu i w słowach szamanów, przekazywanych z pokolenia na pokolenie i mówiących o wielkich i heroicznych czynach, których dokonali ich przodkowie w walce z demonami, niegdyś planującymi zniszczyć świat. Nie wiadomo, czy gdyby nie odwga tych setek a może nawet i tysięcy orków, z Eurdoii wogóle pozostałoby cokolwiek. I chociaż ich walka przyczyniła się do ocalenia choć części świata, to jednak dzielny orkijski ród został zdradzony, lub też...po prostu sam zdradził. Przekazy nie są co do tej kwestii zgodne, lecz jedno jest pewne. Dawni sojusznicy zostali albo zapomnieni, albo ich osiągnięcia skrywała teraz gruba warstwa popiołu i ziemi.
Jednakże Pan Pięści jednej z wiosek, zauważył dla swego plemienia niepowtarzalną szansę. Teraz, po 1500 latach nareszcie zdawało się, że można było odetchnąć. A wszystko, leżało u stóp orków. Bogactwa ziemi i zapomniane skarby dawnych cywilizacji, uwięzione w mrocznych komnatach starożytnych ruin. Nadszedł czas, aby dumni orkowie sięgnęli po to, co im się należy . Nastała pora nagrody. Nagrody, za niegdysiejszą, niedocenioną walkę z zastępami piekieł.
Pomimo tego, na orków nadal czekały problemy.
Ich osada, leżała w sąsiedztwie olbrzymiej, plującej ogniem góry, którą zewsząd kontrastowo otaczał lód i śnieg. Tam jednak gdzie osiedli orkowie, panowały lepsze warunki. Ziemię porastało morze długiej, jasnozielonej trawy, ciągnącej się aż po sam horyzont. Po wschodniej stronie zaś, jedna z wydeptanych dróg prowadziła do ogromnego, słonego akwenu.
Cały zaś problem w tymże położeniu, polegał na sąsiedztwie wulkanu, plującego ostatnimi czasy ogniem i rozpalonymi głazami na wszystkie strony a ogniste pociski leciały tak daleko, że niejednokrotnie ich celem stawały się chaty stojące na obrzeżach osady. Szamani powiadali, że jest to oznaka gniewu bogów i bezpośrednio wskazywali na przyczynę tego problemu.
Miał nią być zaś niewielki póki co kult istot, do złudzenia przypominających demony, o których chodziły od dłuższego czasu plotki. Ponoć nocami niektórzy z mieszkańców wioski udawali się poza jej granice, by tam składać im krwawe ofiary. Mówi się nawet, że jedną z ofiar kultu stał się pewien ork, o którym słuch zaginął kilka tygodni temu.
Jeśli wódz chciał, aby potęga jego ludu wzrastała, musiał póki co poradzić sobie z zaistniałymi przeciwnościami.

Chwała Panu Pięści na wieki!

Nacatlowie

Gęsta i parna dzicz od zawsze była domem Nacatlów, na wpół kociego ludu, żyjącego z tego, co dała im natura. Niegdyś wystarczała im tylko ta ziemia. Ziemia, którą uważali za swoją. Kraina obfitująca w zwierzynę i wodę. Teraz jednak, nadeszły inne czasy. Po ostatecznym upadku demonów i prawie całkowitym ich wymazaniu z pamięci, przyszła pora na zmiany.
Dzielni mieszkańcy dżungli, którym błogosławiły Va Kana, byli gotowi na nowe zdobycze. Nastał ich czas. Czas na to, aby być jeszcze bardziej drapieżnymi. Czas, aby wydrzeć z rąk innych to, na co ci sobie nie zasłużyli.
Przed nowymi zdobyczami, należało jednak zwrócić jeszcze swą uwagę na tutejsze problemy. Jednym z nich, była niezaprzeczalnie groźna bestia, która od jakiegoś czasu postanowiła zacząć żywić się podróżnymi. Mało kto przeżywał, lecz ten, komu udało się uciec, opowiadał o wielkiej, zarośniętej czarnym futrem małpie, potrafiącej zmieścić w swej naszpikowanej kłami paszczy aż dwóch Nacatli naraz. Problem był o tyle poważny, że jej ofiarami padali nawet młodzieńcy, wykonujący swoje próby. Dłuższa zwłoka, mogła więc oznaczać że na prawdę niewielu zdoła przejść ten chwalebny, starożytny rytuał.
Kolejnym problemem, okazała się być tajemnicza choroba, bez żadnego powodu atakująca mieszkańców wioski. Jej początkowe stadium, objawiało się najczęściej ogólnym osłabieniem i stopniowym zanikiem mięśni, a kończyło cieknącą z pyska, spienioną śliną i śpiączką, która bardzo często kończyła się śmiercią. O dziwo, zdawały się chorować osoby całkowicie przypadkowe, a nie przebywający w pobliżu już zachorzałych członkowie ich rodzin. Sprawę trzeba było zbadać jak najszybciej, gdyż coraz częściej mówiło się o klątwie, rzuconej za dawne błędy przez Va Tamu.

Chwała wodzowi na wieki!

Ensurgianie


Oto nadeszła pora na odbudowę Endaru! Niegdyś potężnego, przesiąkniętego magią imperium, którego złote lata dawno już niestety przeminęły. Eksodus o jakim zadecydowało Konklawe, pogrążyło bowiem kraj w jeszcze większej zapaści, w ostateczności zakończonej upadkiem. Niewielkie zaś grupy Ensurgian, pozatrzymywały się w dziczy i tam, pozakładały małe osady, nie mogące umywać się nawet do cienia niegdyś istniejącego mocarstwa. Na szczęście, jedna z tych grup miała ambicje, by odbudować imperium. W innych, jeszcze większych granicach, z jeszcze wspanialszymi monumentami.
Niestety, trzeba było się zająć póki co nieco mniej ważnymi, aczkolwiek nadal istotnymi dla lokalnej społeczności problemami.
Pewnego bowiem dnia, podczas wypasu zwierząt, pewien młody chłopiec natknął się na wejście do jaskini, ukryte pod sporej wielkości wzgórzem i zarośnięte gęstymi, ciernistymi krzewami. Wiedziony ciekawością, ośmielił się zajrzeć do środka, lecz to co tam ujrzał, przeraziło go tak straszliwie, że nie był w stanie opowiedzieć składnie całej historii. Starszyzna usłyszała zaś tylko o martwych, porozrywanych na strzępy zwierzętach i czerwonych ślepiach patrzących złowrogo z mroku. Z pewnością był to powód, przez który ostatnimi czasy zniknęło sporo wypasanych zwierząt.
Poza tym, była jeszcze rzeka.
Zbawienne wylewy pobliskiej rzeki użyźniały glebę wokół niej, odkąd tylko Ensurgianie sięgali pamięcią. Ostatnio jednak, jej nurt stał się wyjątkowo zdradliwy a wylewy przychodziły niespodziewanie i były niekontrolowane. Z pewnością trzeba było podjąć w tym kierunku jakieś kroki, zważywszy na to, że groźny potok z każdym rokiem zabierał i tak już ubogi w porównaniu z dawną świetnością Ensurgian dobytek poddanych wodza.

Chwała nowemu przywódcy Ensurgian na wieki!

Alani

Niechaj pozdrowiona będzie Creia i Atos, stworzyciele wszystkich Alanów i całego życia na świecie! Bóstwa te, sprowadziły niegdyś na ten świat "świetliste " istoty, które zstąpiły z niebios i spółkowały z istotami nazywanymi ludźmi. Tak oto, powstali Alani.
Dzisiaj, władana prze tutejszego Torisa jedna z wiosek, miała szansę wznieść się ponad inne i ostatecznie dokończyć cel, do jakiego zostali stworzeni. Pomimo tego że demony odeszły, Alanowie nadal pamiętają, że piekielne zastępy niegdyś powrócą. Prędzej czy później znów trzeba będzie stawić im czoła. A to właśnie Alani chcieli być ich ostatecznymi niszczycielami.
Przed wypełnieniem tak wzniosłego celu, czekała ich jednak długo podróż, jako że demoniczne stworzenia działały powoli i stopniowo, nauczone dawnymi błędami.
Jedną z rzeczy które musiał zrobić wódz szczepu, było wykarmienie podwładnych. A z tym ostatnimi czasy był pewien problem. Ziemia była bowiem sucha, a deszcze spadał dosyć rzadko. Ten rok, był jednak wyjątkowo ciężki, zważywszy na to że przez wyjątkowo silne upały uschły nawet te z roślin, które uznawane są za lokalne i które powinny wytrzymać ciężkie, tutejsze warunki.
Oprócz tego, członkowie plemienia byli często napadani przez grupy dzikich, włóczących się po dziczy psów. Atakowały one przypadkowych podróżnych nad którymi miały przewagę liczebną i zagryzały ich, tak że nieraz można było zobaczyć poza osadą rozszarpane trupy Alanów. Sprawa stała się na tyle poważna, że ludność otwarcie bała się opuszczać wioskę a chodziły plotki, że psy stały się na tyle zuchawłe, iż zaczynały coraz bardziej zbliżać się do wioski. Potyczka była więc nieunikniona.

Chwała niech będzie Torisowi!
 

Ostatnio edytowane przez Rycerz Legionu : 03-10-2015 o 10:14.
Rycerz Legionu jest offline  
Stary 10-10-2015, 22:53   #2
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Gigantyczny, ponad dwumeterowy nacatl klęczał na podwyższeniu. Wyraźnie górował nad wszystkimi zebranymi. Po jego lewej i prawej stronie stali doradcy, najstarsi mieszkańcy osady. Za nim stał szaman w wyciągniętych w górę dłoniach trzymając niezwykłą koronę w kolorze grzywy giganta. To jest kolorze słońca. Dalej klęczeli wszyscy nacatlowie, wszyscy mieszkańcy Unini Imiva, ich pierwszego miasta, kolebki cywilizacji w środku dżungli. Wszyscy którzy mogli samodzielnie przybyć. Korona opadła na skronie lidera, ten podniósł się, rozciągając aurę potęgi na zebranych. Był tym który znalazł sposób na pokonanie Bestii. Był tym pod którego przewodnictwem powstrzymano straszną chorobę. Był w końcu tym z którym nieraz polowali, którego znali i szanowali. Tłum wydał z siebie rozrywający bębenki ryk i zaczął skandować. - PIERWSZY, PIERWSZY, PIERWSZY! - Wódz uniósł ręce i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zapadła cisza.
[media]http://media-dominaria.cursecdn.com/attachments/116/300/635267298904434713.jpg[/media]
- Duchy poddały nas próbie... - zaczął swe przemówienie, zapadając się we wspomnienia.

***

- Duchy poddają nas próbie… - zaczął szaman. Znowu miał zamiar mówić o Bestii która była solą w oku ich ludu. Niemal nie było tygodnia by ktoś nie zaginął, nie odkryto by zarżniętych bez powodu zwierząt, czy nie znaleziono gigantycznych śladów. Młodzież nie miała jak przechodzić Prób. Sytuacja była ciężka, w dodatu jak na złość szalała wśród nich plaga, plaga wysysająca z mięśni siłę i rozum z głowy.
- I próbę tę przejdziemy pomyślnie. - uciął Brimaz, wódz Nacatli wybrany w powszechnym głosowaniu. - Zabierz się za budowę kaplicy w której można by oddawać cześć naszym przodkom. Z pewnością spojrzą przychylnie na nasze działania. - szaman natychmiast poderwał się ze swojego siedzenia i ruszył by wykonać rozkaz. - Ofas… Ty dowiedz się co jest przyczyną tej choroby. Nie pochodzi z naturalnego źródła jestem tego absolutnie pewien. Nie interesuje mnie w jaki sposób dojdziesz do odpowiedzi, masz ją znaleźć. Nawet jeśli miałbyś poświęcić się Va Tamu. Chorych masz znosić do kaplicy jak tylko zakończy się jej budowa. Chcę mieć wszystkich na wyciągniecie ręki.. Gdy tylko się czegoś dowiesz masz natychmiast mnie powiadomić. Mirra ci pomoże. - dodał i odprawił doradców machnięciem dłoni. Ci zerwali się by wykonać przydzielone zadania. Zostało jeszcze jedno zadanie, ale tego miał zamiar dopilnować osobiście. Polowanie na Bestię. Z ściany zdjął włócznię, równie wielką jak właściciel. Znalazł ją za młodu w odległych ruinach i nigdy się z nią nie rozstawał. Miał tylko nadzieję że go nie zawiedzie. Wyszedł z chaty która służyła za miejsce zebrań rady. W kilku mniejszych i większych grupkach czekało blisko dwustu Nacatli, w tym kocięta. Nadeszła pora na łowy.

***

Drużyna wróciła po tygodniu w marnych nastrojach. Bestią była zbyt potężna, udało się ją tylko zranić, co prawda poważnie, ale nie śmiertelnie. Tak naprawdę dowiedzieli się tylko gdzie monstrum ma swe leże w tajemniczych ruinach. Okupili to stratą kilku najmłodszych. Wzięcie ich nie było błędem, potrzebowali każdej pary pazurów, każdej dłoni i każdego bystrego oka. Ale strata wciąż bolała. Wódz osobiście zaniósł ciało jednego z kociąt rodzinie. Padł na kolana i pochylił kark przed ojcem młodzieńca, to dziecko poświęciło się by on mógł żyć. - Wasz syn zginął jako pełen Nacatl. Akanama to jego imię. Tarcza.

***

- Wiem już co jest przyczyną choroby! - krzyknął Ofas wbiegając do sali narad. W dłoniach trzymał drewniane naczynie wypełnione dziwnym proszkiem. - Znaczy się to nie jest choroba, to efekt zatrucia. Tym. - dodał stawiając naczynie na stole. - Pojmałem też kupca który tym handlował. Twierdzi że to przyprawa i nie że nie ma pojęcia że to ona powoduje chorobę. Sprawdziłem jej działanie na zwierzętach, efekty takie same jak na nas. - wódz przyjrzał się uważnie czerwonemu proszkowi. W jego umyśle zaczął kiełkować plan. - Mirra, natrzyjcie płaty mięsa tą trucizną i porozrzucajcie po ruinach w których skryła się Bestia. Pozwólmy naszym problemom rozwiązać się nawzajem.

***

Już po tygodniu zauważono wyraźny spadek aktywności Bestii, a po miesiącu zwiadowcy potwierdzili jej śmierć. Myśliwi i robotnicy zabrali się za ekskawację ruin, wyciągając z nich wszystko co mogło być użyteczne, cenne, czy też zwyczajnie interesujące. Vamini badali zwierzęta. W tym czasie wódz nie próżnował. Każdą wolną chwilę poświęcał polując na osoby odpowiedzialne za rozprowadzenie trucizny wśród nacatli. Raz był naprawdę blisko, ale przez własne niezdecydowanie pozwolił jednemu z podejrzanych prześlizgnąć się przez palce. Trudno, jeszcze się z nimi policzy. Wysłał też małe grupki w cztery strony świata by uzupełnić wiedzę Nacatli o ich ziemiach. - Panie odkryliśmy coś… Co duchy przeznaczyły dla Ciebie. - usłyszał głos który wyrwał go z zamyślenia. Stał przed nim szaman, trzymający w dłoniach niezwykłą koronę, prawdziwe dzieło sztuki stworzone z nieznanego metalu w nieznany sposób. - Nadeszła pora byś zajął przynależne Ci miejsce.

***

- … I tak ruszymy w przyszłość. Jako jeden lud, jedna rodzina i jedna dusza! - skończył swe przemówienie a tłum zaczął szaleć. Znowu zaczęto skandować jego imię. Pierwszy… Pod jego przewodnictwem wszystko musiało się udać. Lud Nacatli patrzył w przyszłość z nadzieją.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 11-10-2015 o 21:22.
Zaalaos jest offline  
Stary 14-10-2015, 13:20   #3
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Lud Ensurgian żył spokojnie... do czasu, aż wielka rzeka stała się kapryśna, a zwierzęta zaczęły znikać. Ekspedycja która miała za zadanie zbudować tamę celem wyrównania wylewów rzeki zawiodła, ale nie poddawali się na tym. Ta sama dróżyna obrała inną drogę, do źródła, gdzie zlokalizowano przyczynę problemu i podęto odpowiednie środki. Rzeka, która dawała życie i obfite plony raz jeszcze stała się przewidywalna i dobroczynna dla swojego ludu.

Drugi problem, tajemnicza bestia z jaskini została zgładzona. Lecz nie obeszło się wśród ofiar, gdyż czterech rolników-hodowców padło jej podłym łupem nim problem został rozwiązany. Lecz co wojownicy znaleźli w podziemnych ruinach będących jej leżem zdumiało ich. Przedmioty zostały zabrane i przekazane kaście szamanów-doradców, Widzącym, którzy byli nie tylko najwyższymi specjalistami w swoich fachach, lecz również mostem między wiernym ludem, a Przodkami. SPadkobiercy wiedzy danych Ensurgian potrzebowali czasu, by uznać czy znaleziska są bezpieczne, a to wymagało czasu. Na tą chwilę były zamknięte szczelnie w jednej ze skrzyń.

Ekspedycja zwiadowcza wybrała się na południe w poszukiwaniu ziół, przypraw, roślin uprawnych i drzew, oraz badać czy tamte tereny nadają się do uprawy. Jeszcze nie wrócili, a to znaczyło, że zapuścili się dalej niż było im nakazane. Niech przodkowie mi przewodzą.

Widzący natomiast w Endarze ich głównej wiosce, osadzie, ustalili prawa na wieki. Prawa posiadania broni przez wszystkich obywateli celem samoobrony, oraz wieki nauki młodych ich obsługi. Tak więc w wieku sześciu lat, każdy młody człowiek będzie szkolony z walki sztyletem, a w wieku lat dziesięciu walki toporkiem i włócznia, a słowo... słowo stało się prawem.

Dwadzieścia lat później, jeden z widzących miała sen. Sen o wielkich białych wieżach otoczonych białymi miastami pełnych Dawnych Ensurgian. Sen o przeszłości. Potem widział ich wioskę, a dalej inne wioski pełne ich samych. Było ich wielu i wszyscy byli szczęśliwi i silni, a wśród nich przechadzali się Dawni Ensurgianie. Podzielił się swoim snem z innymi Widzącymi którzy zdecydowali podzielić się nim z ludem i przywódcą. Widzący tłumaczliy sen swoim braciom i siostrom: Przodkowie dali znak, że droga do wielkości wiedzie przez rozwój i siłę wielu. Zachęcali do prokreacji i kolonizacji dalszych zakątków krainy by spełnić oczekiwania Przodków i zyskać ich przychylność, wierząc, że w przyszłości odzyskają co utracone przed wiekami, a Przodkowie im pomogą.

To się działo w tych czasach szarpanych przez czas, a lud Ensurgian miał raz jeszcze sięgnąć chmur. W dalekiej przyszłości, lecz to były odległe czasy i nie jedna przeszkoda leżała na ich drodze. Jednakże, lud był silny i zdeterminowany. Wszak byli potomkami Dawnych, dziećmi Przodków, a oni nie znali słabości i strachu, a żyli w pokoju z naturą, a na tura była im bliska jak rodzona siostra. Teraz, po Wiekach Ciemności, raz jeszcze powrócili do korzeni, by wspinać się po Drzewie Życia, lecz co miała przynieść przyszłość? Tego nie wiedzieli, jeszcze nie.
 
Dhratlach jest offline  
Stary 20-10-2015, 22:49   #4
 
Shinger's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinger nie jest za bardzo znany
I wtem do pierwszego z domów zawitało światło. Światło samego Atosa. Światło tak jasne jak skóra budzącej się istoty. Wysokiej, chudej istoty zwanej Alani. Nie minęło kilka chwil jak słonecznym blaskiem pokryta była cała wioska Alyed.
- Atos viilere, Creia aecto eiin suus bravhius* - krzyknął jeden z nauczycieli.
Toris jednak nie spał już od jakiegoś czasu. Przechadzał się między plonami uschniętych zbóż modląc się do swoich bogów:
"Creio, jako Twoje pokorne dziecko proszę Cię o deszcz. Atosie, czym jest ta próba, którą na nas zsyłasz?".
Myśl jednak przerwał mu jeden z wojowników.
- Torisie Luthien - zawołał. Zwróciwszy uwagę przywódcy pokiwał porozumiewawczo głową i obaj udali się do centrum wioski. Tam, na wielkim placu, zebrana była cała społeczność. Na samym środku placu znajdował się wysoki piedestał służący za mównicę.
- Glorie Creia et Glorius Atos** - rzekł z mównicy Toris. - Atos zesłał na nas próbę głodu. Nastał czas pracy, a najsilniejszym Creia ześle błogosławieństwo i urodzaj. Atos o nas nie zapomina. Wysłał na nas swoje stworzenie, abyśmy dzięki temu mogli się rozwinąć. Abyśmy nie gnuśnieli. Abyśmy byli silni i zawsze gotowi na spełnianie woli bogów. Każdy wojownik musi wykazywać się sprawnością i rozsądkiem. To wojownik broni każdego członka naszego społeczeństwa, abyśmy wszyscy mogli działać dla dobra celu i wspólnego rozwoju. My, wojownicy, będziemy szkolić się we władaniu bronią, aby żadne zło nas nigdy nie zaskoczyło. By jednak pozostali członkowie naszego ludu nie czuli się zagrożeni, zbudujemy palisadę. Lecz Ci, którzy wybrali drogę nauki i poznawania całego stworzenia naszych bogów niech udadzą się owo stworzenie poznawać. Zielarze. Ważnym jest, abyście wytrwale modlili się o urodzaj, i sadzili to, co dali nam bogowie. Niech chwała będzie Crei i Atosowi i niech dobro oraz równość spaja nasz lud na służbę bogom.

Społeczność pokładała zaufanie w decyzje Torisa. Jak długo jednak będą w stanie wytrzymać braki w pożywieniu, nie wiedzą nawet nauczyciele.
Wszyscy przeszli do swoich obowiązków Luthien trenował wojowników, rzemieślnicy budowali palisadę, nauczyciele głosili nauki. Jednak spokój został przerwany niespodziewanym atakiem na patrol alańskich wojowników. Sfora dzikich psów z niesamowitą agresją rzuciła się na grupę. Refleks oraz zwinne ataki pozwoliły Alanom pokonać wrogów. Po całym zamieszaniu patrol natychmiast zameldował się u Torisa. Wraz z wojownikami do Luthiena przyszedł ktoś jeszcze.
- Torisie. Byłem świadkiem tego zdarzenia - powiedział przybyły hodowca. - Te istoty to stworzenie naszego boga. Powinniśmy poznać je i przyczyny ich agresywnego zachowania.
- Elensarze. Zaufam Twojemu pomysłowi. Zbierz ludzi, a ja wyślę do was wyszkolonych wojowników. Rzemieślnicy wykonają dla was klatki dla psów.

Tak przygotowana wyprawa wyruszyła. Dzięki łasce Atosa udało im się złapać kilka psów. Ich agresja jednak nie ułatwiała współpracy.
Kilkoro zebranych przy Torisie próbowało znaleźć rozwiązanie. Po kilku nieprzemyślanych pomysłach padł jeden, najrozsądniejszy:
- Pomyślmy. Jeżeli przez brak pożywienia słabniemy, to i psy nie będą miały sił na walkę będąc głodne. Spróbujmy nie karmić ich przez kilka dni - zaproponował Elensar.
- To brzmi jak sadyzm - oburzył się nauczyciel.
- W dobrym celu i kontrolowanych warunkach może przynieść wiele pożytku. Ale nie możemy zagłodzić ich na śmierć. Co więc proponujesz, Elensarze? - zapytał Luthien.
- Te istoty żywią się jedynie mięsem. Myślę, że to mógł być powód ich ataków. Brak pożywienia.
- I dobrze wiemy, że susza doskwiera nie tylko nam, ale i innym istotom żywiącym się roślinnością - przerwał nauczyciel. - Umierając powodują głód wśród psów. Jest to jednak doskonały plan naszych bogów. Nie możemy w niego ingerować.
- Więc będziemy musieli poszukać stad i zapolować.
- Nie możemy godzić się na niepotrzebną śmierć - stwierdził Toris. - Co uważacie, nauczyciele?
- Jesteśmy przeciw niepotrzebnemu mordowaniu.
- Albo my zabijemy, albo one zabiją nas - nie zgodził się Elensar. - Bogowie zesłali na nas próbę. Czy potrafimy się zjednoczyć i przetrwać. Torisie. Jaka jest Twoja ostateczna decyzja?
- Dla naszych bogów. Dla naszego celu. Zgadzam się. Gloria Creia et Glorius Atos.

Głodówka spowodowała obniżenie agresji u psów. Tym niemniej wciąż pozostawały nieufne. Hodowcy uznali jednak, że to jedynie kwestia czasu, aż nabiorą zaufania.
Członkowie społeczności, mimo niewielu posiłków, nie złamali się psychicznie. Alani należą do wytrwałej rasy. Ich niewielka budowa ciała nie wymaga dostarczania ogromów jedzenia dlatego wierzą, że poradzą sobie z ubogimi plonami. Podtrzymują ich na duchu nauczyciele. Codziennie przypominają współbratymcom, tym dorosłym jak i dzieciom, o opiece, jaką Creia i Atos roztaczają nad nimi, o cudowności świata i celu, który jest fundamentem alańskiej społeczności. Ten wspólny cel, który jednoczy wszystkich. Dzięki temu przetrwają wszelkie próby zesłane przez bogów. Przetrwają...

----------------------------------------------------------------------
* Atos obudził się, Creia objęła go w swe ramiona.
** Chwała Crei i chwała Atosowi.
 
Shinger jest offline  
Stary 21-10-2015, 21:06   #5
 
Fielus's Avatar
 
Reputacja: 1 Fielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodze
Cytat:
'A gdy otwarła się góra, wzleciał ponad nią ten spośród wiecznych, którego uczciliśmy w imię nas, naszych praojców i naszych potomków jako naszego boga.
Zszedł z góry na jęzorach płynącej ognistej ziemi, siłą myśli nie dopuszczając jej w pobliże naszych siedzib, żądając lojalności, honoru i prawomyślności.
Dlatego też ty, młody Uruk-Zareku, musisz nauczyć się, że nierozumna siła i pasja nie zawsze jest dla Ciebie doskonałą drogą. Najwybitniejsi z naszych wodzów zawsze kroczyli drogą Saha. Ponieważ właśnie Sah-M'Drai dał nam honor, by odróżnić nas od bydląt tej ziemi.'
Tłumaczenie orkowych manuskryptów znanych jako "Księga pięści", fragment "Mowy Kha'Gerula do Uruk-Zareka, Lorda Wojny".


- Dalej, bydlaki!- Podniósł się niski, ochrypły głos przodownika. Od kilkunastu godzin budowniczowie-robotnicy z wioski Kar Zamarot kopali głęboką fosę na rozkaz swego wodza.
- Po co my to w ogóle robimy Thrum?- Obruszył się jeden z kopaczy.
- Nie gadaj. Chcesz, żeby ogień zniszczył twoją chatę?
- No nie...- Zgodził się budowniczy i wrócił do przerzucania ziemi, chociaż w myślach wciąż zastanawiał się, jaki cel ma konstrukcja ogromnej fosy. Zaczęli na zobczu wulkanu przy którym leżała wioska, a według planów mieli otoczyć ją całą. Z obronnego punktu widzenia takie postępowanie miało głęboki sens - fosa broniła dostępu dzikim zwierzętom i pozwalała wojownikom lepiej chronić domostwa orków. Szczególnie zadowoleni z tej budowy byli łucznicy, którzy w decyzji Pana Pięści dopatrywali się początków budowy fortyfikacji, mających zmienić Kar Zamarot w niezdobytą twierdzę.
- Ej, M'Raj, patrz!- Jeden z budowniczych - Ig-Tom szturchnął drugiego muskularnym łokciem.- Kobiety...- Obaj byli jeszcze kawalerami, nigdy nie przepuszczali więc okazji, by popatrzeć na przechodzące samice. Kto wie? Może któregoś dnia wybiorą spośród nich swoje żony?

Ogólnie rzecz ujmując w wiosce i jej najbliższej okolicy panował spory ruch. Wszystko to przez przygotowania, jakie zleciła Rada Lordów Wojny w związku z nasilającymi się erupcjami wulkanu i pogłoskami o demonicznym kulcie, który pojawił się niedaleko w okolicy.
- Nie wierzę, żeby ktoś z nas miał wychodzić i czcić demony.- Odezwał się Aca'Molog, oracz, opierając się o pług.
- Nu, ale przecież to sugerują kapłani, prawda?
- Ta, wszystko widzący kapłani... Ha! Gdzie ich honor? Tylko Suni jest wszechwidzący.- Tokował dalej Aca'Molog. Robota jednak stała i widząc, że po kilku chwilach jego kompani wracają do orania pój, sam również naparł potężnymi ramionami na pług. Kobiety potrzebowały miejsca pod zasiewy inaczej przed nadejściem mrozów wioska mogła nie zebrać dostatecznej ilości zapasów. Aca'Molog nie chciał tego. W wiosce jego ciężarna żona spodziewała się rozwiązania lada dzień. Oracz był z niej bardzo dumny - mimo zaawansowanej ciąży nie odmówiła wykonywania swojej pracy gawędziarki i nadal uczyła małe dzieci o honorze, prawach, literach i całej orkowej wiedzy. Z pewnością będzie wspaniałą matką.

Na szczęście rolnictwo nie było jedynym źródłem żywności dla Kar Zamarotu. W zagrodach pomiędzy budynkami, chociaż na lekkim uboczu, kobiety doglądały, by wszystkożerne brunatne świnie nie raniły się nawzajem, oraz by okoliczne małe gryzonie nie wykradały ich paszy. Gdzie indziej, nad brzegiem morza inne samice szykowały się właśnie do połowu 'morskich darów' - ostryg, krabów i jadalnej morskiej trawy - cenionej i lubianej jako dodatek do pieczeni za słony i lekko gorzki posmak.
- Przyznaj się Mirha...- Zagadnęła jedna ze starszych kobiet, żona jednego z wojowników.- ...kiedy Bol zamierza poprosić cię o bycie jego żoną?-
Rybaczki zachichotały, kiedy drobna orczyca o popielatej skórze pokryła się sinymi rumieńcami wstydu.
- Ja... nie wiem czy mnie poprosi...-
- O, zrobi to na pewno!- Zawołała inna, tęga matrona.- Dobrze gotujesz, a każdy męzczyzna pragnie mieć dzieci.-
Mirha nie powiedziała już nic, udając, że bardzo zaaferował ją niebieskawy krab pustelnik, który właśnie wypłynął na plażę z falą.

Pan Pięści Dar-D'Raj martwił się bardzo. Mimo, że obsadził wszystkie granice wioski swoimi wojownikami, mimo że Gero-Zino, pierwszy z kapłanów Saha wespół z pozostałymi kapłanami starali się przebłagać bogów najrozmaitrzymi ofiarami, erupcje nie ustały. Jego rozkazy co do przebudowy wioski jedynie pomniejszyły nieco skalę zniszczeń, ale żeby ostatecznie ugłaskać rozsierdzonych Wiecznych, należało odnaleźć i wytrzebić kultystów.
Dlatego właśnie wszystkich wejśc do wioski strzegli wojownicy. Nie przepuszczali nikogo, kto nie był upoważniony przez Radę Lordów Wojennych do wyjścia. Od kilku dni wioskę opuściło tylko kilka grup kobiet - rybaczek i zielarek, parunastu wojowników, mężczyźni oddelegowani do prac ziemnych i oczywiście cały patrol zwiadowczyń. Najlepszych, jak zapewniała kapłanka Urki, której bezpośrednio podlegały. Ich zadaniem było odnalezienie... czegokolwiek. Dar-D'Raj nie wiedział czego, ale miał nadzieję, że bystre samki domyślą się, kiedy to odnajdą.

- Patrzcie! Coś tu jest! Jeszcze dymi!- Zawołała Fila, bystrooka, najcelniejsza spośród całego ddziału wskazując na ciemny, nieregularny kształt na lodowej równinie kilkaset metrów przed grupą.
- Mam nadzieję, że to nasz ślad. Marznę...- Załkała młoda Nisaga. Niedawno dopiero przeszła kobiecy rytuał wtajemniczenia i weszła na ścieżkę zwiadowczyń, nie była więc tak zahartowana jak jej koleżanki. Pokazała jednak niezłomność i siłę tak ważną dla zwiadowców, że kapłanka nie miała wapliwości, przyjmując ją do swojej grupy.
Czarne ślady okazały się obozowiskiem. A raczej jego resztkami. Ktoś wyraźnie przez dłuższy czas tutaj koczował. Fila rozejrzała się. Z tej części pustkowia był całkiem dobry widok na wioskę...
- Patrzcie, ślady!- Zawołała jedna z kobiet, która odeszła kawałek dalej, by przeszukać najbliższą okolicę.- Prowadzą do góry.
- Musimy wrócić i powiadomić naszą panią.- Odkrzyknęła Fila.- Do wioski, kobiety!
Gdy zbliżyły się do Kar Zamarotu, rów od strony góry był już na ukończeniu, a niektórzy spośród budowniczych obudowywali budynki w wiosce wykopaną ziemią. Atmosfera panowała jednak grobowa.
- Ciekawe co się stało...?- Pisnęła Nisaga.- Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Na środku wioski ułożono płaski, duży kamień, na którym zawsze spoczywali zmarli, zanim balsamistki z nimi nie zaczęły. Dzięki temu wioska mogła porzegnać swoich zmarłych.
- To Seg-Ka, mąż Dorotur.- Szeptano w tłumie. Faktycznie, był to jeden z wojowników pilnujący ostatniej nocy głównej bramy do Kar Zamarot. Ślady na ciele pozwalały stwierdzić bez żadnych wątpliwości, że został zabity, jednak nie dano mu szansy się bronić. Taki brak honoru ze strony napastnika bardzo podjudził pozostałych wojowników i można było być pewnym, że nie zawahają się zarżnąć odpowiedzialnego za śmierć jednego z nich.

- Panie, zwiadowczynie odnalazły ślady prowadzące na szczyt wulkanu.- Asa-Agare, kapłanka Urki zbliżyła się powoli do Pana Pięści.
- Dobrze.- Dar'D'Raj uśmiechnął się drapieżnie.- Pan Polowań okazał się dla nas łaskawy, zwierzyna nie zatarła tropów. Weź 10 swoich kobiet Asa. Dam im 10 wojowników i niech wyruszą szukać dalej, aż do samego szczytu, jeśli będzie trzeba.
- To nierozsądne zapuszczać się z bronią do domeny bogów, młody Panie Pięści!- Wykrzyknął Gero-Zino, przysłuchujący się rozmowie.
- Nie będą sami.- Zaoponował Dar.- Gormologu, Łowco, wyruszysz z nimi?
Kapłan Suni-Yl-Poa uderzył się w pierś zwiniętą w kułak dłonią. Brakowało w niej dwóch ostatnich palców.
- Zwierzyna już nie żyje, Panie Pięści.-

Ślady prowadziły aż na sam szczyt, gdzie powietrze rozrzedzało się i stawało niemal nieznośnie gorące. Ze szczelin w skalistym podłożu wydobywały się też chmury mętnego gazu ograniczającego polę widzenia i nieznośnie palącego płuca, gdy się nim odetchnęło. Grupa Gormologa zbliżała się już do granicy wiecznego śniegu, gdy w unoszącym się na wietrze pyle coś się poruszyło.
- Co to?-
- Ja nie wiem, ale nie dam temu okazji, by nas zaatakowało!- Warknął jeden z wojowników unosząc broń.
- Czekaj...- Zatrzymała go Fila, wytężając oczy.- To ork...-
Rzeczywiście, był to ork, jednak nie należał spewnością do poddanych Pana Pięści Dar-D'Raja. Jego ciało zdobiły dziwne malunki wykonane czerwonymi, białymi i żółtymi barwnikami.
Jedna z kobiet uniosła łuk, biorąc dziwnego przybysza na cel, jednak zanim zdążyli się odezwać, malowany ork odwrócił się i jakby w przestrachu zniknął w chmurze pyłu wyżej, bliżej wierzchołka.
- Za nim! Nie dajmy mu uciec!- Krzyknął ktoś.
- Nie, stać!- Zarządził Gormolog.- Nie wchodźcie wyżej. Połowa godziny i wasze wnętrzności spłoną. To oddech bogów, śmiertelni nie mogą nim oddychać.
- To co mamy robić, kapłanie?- Lękliwie zapytała jedna ze zwiadowczyń.
- Weź jeszcze cztery z was i wracajcie do wioski, dziecko. Powiadomcie Pana Pięści o tym, co to zobaczyłyście.-

M'Raj, Ig-Tom i jeszcze trzech innych pięło się po lodowym pustkowiu w kierunku szczytu.
- Chciałeś ciekawej pracy, no to masz...- Utyskiwali na zmianę na kolegę. Razem z nimi wędrował wzmocniony patrol wojowników, których zadaniem było ochranianie robotników, gdy będą wznosić posterunek.
Pan Pięści był bardzo precyzyjny, kiedy wyrażał swoje rozkazy. Wojownicy mieli chwytać każdego, kto tylko schodził z wulkanu i więzić w wartowni tych, których rozpoznali jako wioskowych.
- A co z obcymi, mój Panie?- Zapytał Gero-Zino.- Zwiadowcy nie rozpoznali tamtego orka, mógł przybyć tutaj z drugiej strony góry, lub z pustyni dalej...
Dar-D'Raj nie wahał się długo.
- Zabić.-
 
__________________
" - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".

Ostatnio edytowane przez Fielus : 21-10-2015 o 21:08.
Fielus jest offline  
Stary 11-11-2015, 17:43   #6
 
Rycerz Legionu's Avatar
 
Reputacja: 1 Rycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodze
Tura 2

Ensurgianie

Długo, długo po tych wydarzeniach, na horyzoncie pojawiła się grupa Ensurgian, która przed laty wyruszyła na południe w poszukiwaniu nowych roślin. Szli niespiesznym krokiem, roześmiani i wyglądający o wiele lepiej niż dawniej, nawet przed tym zanim wyruszyli. Rodacy zaś, patrzyli z wytrzeszczonymi oczami na to, jak ich pobratymcy zmienili się i zaczęli bardziej doceniać to, co ich otaczało.

Od razu po powitalnej biesiadzie jaką mieszkańcy osady zgotowali przybyłym, podróżnicy udali się do domu władcy, aby zdać mu raport z odkrytych przez siebie dziwów. A było ich nie mało. Od skąpanych w świetle słońca, kwiecistych łąk, aż po drzewa uginające się od soczystych, słodkich owoców które można było wręcz jeść kilogramami. Zwierzęta, nie bały się ponoć ludzi, a ryby można było chwytać gołymi rękoma i były tak smaczne, jak nigdzie indziej, a roiło się od nich olbrzymie, słodkowodne jezioro, będące granicą dla idyllicznej krainy. Na potwierdzenie swoich doniesień, szczęśliwcy podarowali zaś przywódcy nasiono, pochodzące z najpiękniejszego drzewa, jaśniejącego podobno srebrem i złotem. Roztaczała się wokół niego wręcz mistyczna aura, a ono samo prawie jaśniało światłem.




Sami podróżni oznajmili zaś, że wyruszają natychmiast z powrotem i wesoło machając na pożegnanie swemu władcy, udali się w drogę powrotną do, jak sami to określali "krainy miodem i mlekiem płynącej".

Kraj Ensurgian, nękany był zaś pewnego roku wyjątkowo ciężką i dającą się we znaki zimą. Lód i śnieg trzymały tak mocno, że mieszkańcy osady wręcz bali się wyściubić nosa z i tak już chłodnych chatynek. Skarżyli się zaś na ciągły brak materiału opałowego i skrajne zimno, a co niektórzy panikowali nawet, że już nigdy nie nadejdą roztopy i jest to ostateczny koniec świata. Co gorsza grono to, z tygodnia na tydzień zaczęło się systematycznie powiększać.

Ponadto, wojownicy wysłani by zbadać odnogę jaskini nie wrócili a ich rodziny coraz bardziej się o nich niepokoiły. Niektórzy radzili, by wysłać następną ekspedycję, która odszuka zaginionych.
Tak czy inaczej, każda z tych okoliczności pozostawiała póki co więcej pytań niż odpowiedzi.

Nacatlowie

Pierwszy zasiadał dumnie na tronie i napawał się tymczasowym blaskiem swej chwały, na którą zasłużył sobie pozbyciem się groźnej bestii i zatrzymaniem choroby wywołanej trującą rośliną, a także skarbami zniesionymi do osady z ruin. Kilka najbliższych miesięcy zdawały się więc upływać we względnym spokoju.

Dni dłużyły się i dłużyły, aż w końcu do władcy przybyły rozesłane wcześniej po świecie grupki. Trzy z nich, nie odkryły praktycznie nic nowego i oznajmiły, że na zachodzie, północy i południu rozpościera się jedyni w dalszym ciągu dżungla i rozlewają wody wielkiej rzeki, użyźniającej całą krainę. Grupa która wyruszyła jednak na wschód, odkryła iż im bardziej oddalali się od osady i szli pod prąd wielkiej rzeki, tym bardziej się ona zwężała, aż w końcu okazało się, że wypływa z wielkiego bagniska, rozlewającego się na skraju lasu.

Ziemie te, opisali jako krainę pełną wilgoci, jeszcze większej niż dżungla Nacatli . Poza tym, występowały tam ponoć duże drzewa, o szerokich pniach i chylących się ku ziemi gałęziach. Oprócz tego rosły tam ogromne grzyby, z kapeluszami wielkości głowy. Zwiadowcy donieśli również, że bagnisko kończy się strzelistym pasmem górskim, lecz nie starczyło zaprowiantowania by eksplorować odleglejsze regiony.

Wieści z dalekich stron jak gdyby automatycznie przywiały jednak ze sobą nowe problemy dla ludu Pierwszego.

Mianowicie, doniesiono o tym, jakoby na członków najbliższego otoczenia władcy organizowane były zamachy, które na szczęście nie skończyły się póki co zgonami.

Jak gdyby tego było mało, kupiec któremu oddany został oddział wojowników w celu odnalezienia Nacatla odpowiedzialnego za masowe zatrucia zbiegł.

Kres tym obu sprawom, mogły jednak przynieść nowo odkryte, wspaniałe właściwości odnalezionej w ruinach korony, zdawającej się dodawać władcy szybkości, sprytu, siły i mądrości, kiedy tylko nakładał ją na namaszczone przez duchy skronie.

Tylko od niego zależało, do jakich celów wykorzysta moce artefaktu i czy za ich pomocą pomoże swym poddanym, czy też zacznie zaspokajać swoje własne zachcianki i ambicje.

Orkowie

Tak oto, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, pora rozpłodu zwierząt i roślin ustąpiła miejsca zmarzlinie, która bezlitośnie skuła trawy równiny, na której znajdowała się wioska orków. Teraz krajobraz był bardzo podobny do tego, jaki można było zobaczyć u stóp wulkanu, lecz coś było nie tak. To nie była zwyczajna zima.

Tego roku, chłód zdawał się być nie do zniesienia, a normalne funkcjonowanie praktycznie niemożliwe. Orkowie pracowali więc krótko i nie wydajnie, co nie pozostało bez odbicia na małej póki co gospodarce osady. Szybciej męczący się robotnicy jedli więcej, a ciężkie warunki pracy wzmagały tylko ich głód i niezadowolenie. Nikt jednak osobiście nie winił Pana Pięści za ciężkie warunki, ale rada Lordów Wojennych proponowała jakoś wspomóc współplemieńców, bo zima nie oszczędzała nawet ich własnych rodzin.

Były jednak i dobre wieści, bo w posterunku na wulkanie udało się zamknąć dwóch rosłych orków, którzy od razu przyznali się do oddawania czci "wulkanicznym istotom, zbudowanym z roztopionych skał i czystego ognia". W zeznaniach kategorycznie zaprzeczyli temu, jakoby mieli wyznawać demony i usilnie tłumaczyli że są to emanacje żywiołu ognia, które pochodzą od samych orkijskich bóstw. Teraz, wódz sam mógł przepytać jednego ze schwytanych. Jednego, bo drugi umarł na skutek zimna i głodu, gdyż strażnicy woleli sami zjeść "ekstra" posiłek przeznaczony dla i tak słabo się trzymającego więźnia.

Alani

Wraz z zimą, przyszło ochłodzenie i opady, tak upragnione przez lud Alanów. Problem zdawał się ustąpić sam, a lud tylko utwierdził się w przekonaniu, że Creia i Atos stoją po ich stronie i błogosławią całej osadzie.

Chłód nie był wielki, jak zwykle w tym rejonie świata. Ochłodzenie przyniosło przyjemną ulgę wszystkim, zwłaszcza pracującym fizycznie. Ożywczy deszcz nawadniał wyschnięte latem pola, przez co w rośliny na nowo wstąpiło życie. Wykarmienie poddanych stało się więc czymś stosunkowo prostym przy obecnych warunkach.

Nie wszystko zapowiadało się jednak tak dobrze, jakby się to mogło zdawać.
Po serii napadów dzikich psów, pokój na jakiś czas powrócił w te okolice. Nie był to jednak nawet rok, kiedy doniesiono o panoszącym się wokół osady krwiożerczym, białym wilku o czerwonych, świecących w ciemności ślepiach. Wielu twierdziło że widziało go nocami i słyszało jego mrożące krew w żyłach wycie, a potwierdzeniem tego była jedna z nocy, podczas której Toris rzeczywiście słyszał wysoki, głośny dźwięk, zdający się wręcz przewiercać uszy na wylot. Owy stwór potrafił ponoć nawet mówić, a jak gdyby tego było mało, towarzyszyła mu sfora innych, równie agresywnych istot o futrze czarnym jak węgiel.

Z pewnością nie można było pozostawić tej sprawy samej sobie. Szczególnie, że niebezpieczeństwo które lud stale czuł na karku, nie pozwalało normalnie funkcjonować.
 
Rycerz Legionu jest offline  
Stary 21-12-2015, 15:14   #7
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Grupa wysłana zbadać tajemnice zaginionego patrolu ruszyła ku nieznanej odnodze tunelu w jaskini. Kiedy dotarli na drugi koniec i przywitało ich światło słoneczne spostrzegli ślady. Patrol rozbił się na trzy i każdy ruszył w swoją stronę. Mając nadzieję odnaleźć zaginionych grupa ratunkowa ruszyła jednym ze śladów kreśląc na drzewach znaki by bezpiecznie powrócić i odnaleźli ich. Ze wzmocnionymi siłami ruszyli kolejnymi, lecz to co znaleźli nie było pocieszające. Ślady walki i krwi, oraz ślady ogromnego stwora. Ruszyli na zwiad i dotarli do jaskini w której potwór urzędował. Na mocy jednak słabych zasobów ludzkich i środków prowadzenia wojny wycofali się zdać raport w osadzie. Wrócą, jak nowe metody warzenia wojny się pojawią, by zgładzić bestię. Na tą chwilę przyszło im czekać.

Górnicy w pocie czoła wydobywali "drewno Ziemi" i znaleźli złoża nieznanego czarnego kamienia który palił się jeszcze wydajniej. Jednak kurczące się zapasy zmusiły ich do szukania pod obstawą wojska kolejnych złóż.

Po wieściach które przyniósł patrol który wyruszył na południe Osada rozbiła się na dwie grupy. Jedna została na miejscu, a druga ruszyła założyć nową osadę. To co zastali na miejscu było oburzające. Ensurgiański fort stał u wejścia do idyllicznej krainy, a dawni kompani i ojcowie nie szczędząc słów odmówili wejścia. Oznaczało to wojnę... Wyprawa wróciła do domów, a żołnierze zaczęli się szkolić w zaawansowanych metodach walki. Utworzono również Czarne Oddziały. Elitarne ugrupowanie śmiertelnie niebezpiecznych i fanatycznie lojalnych wojowników których celem było zabezpieczenie bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego. Powstał również Korpus Dyplomatyczny. Widzący wiedzieli, że wojna osłabiłaby znacznie Endar i powinna być stosowana jako środek ostateczny.

Wiedząc, że zimy ostatnimi czasami są długie i mroźne postanowiono zbudować magazyny celem zgromadzenia zapasów. Drwale ścinali drewno na rzecz ich budowy jak i gromadzenia opału na zimę. Górnicy wydobywali "drewno Ziemi", rolnicy-hodowcy zajęli się produkcją serów, mąki, wędzonego i suszonego mięsa, a traperzy pułapkowaniem zwierząt futerkowych z których to miały powstać ciepłe ubrania. Przygotowania na zimę trwały w najlepsze cały rok.

Jak w poprzednich latach i tego roku zostały wysłane grupy zwiadowcze. Jedna z nich znalazła dziko rosnącą pszenicę i słodkie pędy, które to zostały bez zwłoki przyniesione do Endaru celem wzmocnienia hodowli z nadzieją, że lepiej się przyjmą niż dotychczasowe uprawy. Druga grupa nie znalazła nic. Druga grupa nie znalazła nic, lecz za to wróciła po posiłki w formie Czarnych oddziałów i ruszyła badać niebezpieczne ostępy na północnym-wschodzie.

Z ważnych wiadomości należy nadmienić, że przywódca Ensurgian Endaryjskich został koronowany oficjalnie na władcę przez Widzących. Miało to związek z pojawieniem się nowej grupy na południu. Jednak z koronacją było coś związane nierozłącznie... Widzący bacznie obserwowali zachowanie przywódcy nie znając mocy korony.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 22-12-2015, 10:30   #8
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Kolejne lata były dla ludu Nacatli czasem próby. Pierwszy jak zwykle w wolnych chwilach siedział w Sali Zebrań, drewnianym budynku poza rozmiarami nie różniący się niczym od otaczających go chatek. Był sam, a korona leżała ciężko na jego skroniach. Nie zawiódł swego ludu, ale zawiódł sam siebie. Zawiódł pozwalając by kolejne Kocie oddało życie za jego błędy. Oparł się ścianę i zatopił w myślach...

***

Sala Zebrań pękała w szwach, oprócz doradców w środku mieściło się kilku myśliwych i wojowników.
- ... i od dnia dzisiejszego jesteście członkami Korpusu Zwiadowców, stoicie niniejszym ponad myśliwymi i wojownikami. Odpowiadacie bezpośrednio przede mną i nikim innym. Jesteście moimi oczami i uszami, zarówno między drzewami naszej dżungli jak i tutaj, w osadzie. Rozmawiałem z wami wcześniej, wiecie czego oczekuję. Rozejść się. - nowo wywyższeni Nacatlowie zniknęli w parę sekund, zostawiając Pierwszego i jego Radę.
- Kontynuując... Ofas, zajmij się budową spichlerza, Kemba chcę żebyś zainteresowała się uprawą trzciny cukrowej. Rozrastamy się i konieczne jest zdobycie nowego źródła pożywienia. Dżungla nie da rady nas wykarmić gdy zwiększymy swą liczebność. Nie jest to problem który będzie dotyczyć nas, czy nasze dzieci, ale nasze prapra wnuki, a może i później. Musimy wybiegać myślami w przyszłość. - Pierwszy sięgną po wodę i oczyścił gardło.
- Wszyscy Nacatlowie mają przejść szkolenie wojskowe, kierujcie też obiecujące kocięta do kasty wojowników. Nie zapominajmy też o bagnach, chcę żeby wysłano tam lepiej wyposażoną grupę, jestem pewien że jest tam coś wartego zachodu. To wszystko na dzisiaj.

***

Ekspedycja na bagna przyniosła niezwykłe odkrycia. Gigantyczne owady pokryte niewyobrażalnie twardym chitynowym pancerzem królowały w tym ekosystemie. Równie wielkie grzyby okazały sie być jadalne, aczkolwiek ich trawienie nie przychodziło lekko. O ich właściwościach halucynogennych nie wspominając. Pierwszy pozwolił jednemu z szamanów na dokładne zbadanie sprawy, samemu zastanawiając się kiedy nadejdzie pora na zbudowanie drugiej osady.

***

Treningi odniosły spektakularny sukces. Nacatlowie ćwiczyli chętnie, szybko nabierali wprawy i wykazywali się niezwykłą zdolnością koordynacji. Walczyli tak jak polowali na większe zwierzęta, w grupie. Liczba samych wojowników drastycznie wzrosła, co cieszyło Pierwszego. Teraz byli gotowi bronić swoich ziem. Albo atakować inne...

***

Ostatnim utrapieniem z jakim musiał poradzić sobie Pierwszy byli truciciele. Na szczęście świeżo powołany Korpus Zwiadowców szybko znalazł odpowiedzialnych. Najpierw został odnaleziony kupiec który wcześniej zawiódł Pierwszego. Potem przyłapano na gorącym uczynku młodzieńca, próbującego dosypać truciznę do napoju jednego z doradców Pierwszego. Ten poprowadził ich do zdaje się szefa siatki, starego, ale wciąż sprawnego Nacatla. Wszystkie trzy spotkania skończyły się śmiercią. Czy było warto? Czas pokaże.

***

… Pierwszy wyrwał się ze wspomnień i ruszył w kierunku wyjścia. Kolejny dzień, kolejne wyzwania.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 02-02-2016, 10:26   #9
 
Rycerz Legionu's Avatar
 
Reputacja: 1 Rycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodzeRycerz Legionu jest na bardzo dobrej drodze
Tura 3

Orkowie



W tym miejscu, kończą się jakiekolwiek wzmianki o orkijskiej cywilizacji jaka miała rozwinąć się na wschodnim skrawku Eurodi. Za jej upadek odpowiadała prawdopodobnie ciężka zima, jaka męczyła ich przez kilka dobrych lat. Sprawiła ona, że jedna z ich najbardziej rozwiniętych osad została skryta pod grubą warstwą śniegu i lodu, a sami jej mieszkańcy, rozeszli się po świecie. Prawdopodobnie dołączyli oni do innych szczepów, które przeniosły sie na cieplejsze tereny i rozpoczęła migrację w kierunku zachodnim, o wiele przyjaźniejszym jeśli chodzi o zamieszkanie. Tak czy inaczej, na setki lat pogrążyli się oni w wiekach ciemnych i nie mogli konkurować z innymi, prężnie rozwijającymi się w tym czasie narodami.


Alani


Los orków podzielił również lud Alanów, lecz bynajmniej nie z powodu warunków pogodowych, lecz nękających go najazdów dzikich psów, pod przywództwem tajemniczego stworzenia które obrało sobie za cel wybicie całej cywilizacji. Niestety, tak też się stało, a niedobitki którym udało się przetrwać rozeszły się po świecie. Istnieją jednak dowody, iż większość z tych grup po prostu wymarła.


Ensurgianie


"Niech żyje nowy król!"- wołali ci z Ensurgian, którzy popierali rządy obecnego władcy. Ci zaś, którzy nie należeli do kręgu jego zwolenników, mamrotali jedynie póki co że jeszcze się okaże, czy będzie się nadawał do rządów nad zwiększającą się populacją osady. Nie robili tego jednak nazbyt głośno, wiedząc jakim autorytetem się on obecnie cieszy.
W istocie, pomimo surowej zimy władca starał się wspomóc poddanych jak tylko mógł i otoczył ich swoją opieką, za co ci byli mu wdzięczni i tylko nieliczna grupa mogła powiedzieć o nim coś złego, a i tak były to zwyczajne osobiste błahostki.
Do niezaprzeczalnych sukcesów jego władzy z pewnością należy rozpoczęcie upraw pszenicy i trzciny cukrowej w pobliżu osady, co pozwoliło na zwiększenie się liczby osób zamieszkujących wioskę i rozwoju demograficznego. Bowiem rośliny te, chociaż z niewielkimi trudnościami, przyjęły się na glebie na której leżał Endar.
Poza tym, powstała wykwalifikowana grupa dyplomatów oraz budzące respekt Czarne Oddziały, mające w przyszłości przerażać i walczyć przeciwko wrogom imperium.
Należy również wspomnieć o sukcesie rzemieślników, którym udało się stworzyć pierwszy łuk i podarować go w geście szacunku władcy.



(wynaleziono łucznictwo)


Do kolejnego odkrycia doszło kilka dni później, kiedy nowokoronowany poznał właściowści niezwykłej korony, która od tej pory miała spoczywać na jego skroniach. Artefakt ten zdawał się bowiem dodawać mu sprytu, szybkości , siły i mądrości kiedy tylko ją nosił. Jej tajemnicze moce pozwoliły mu się wznieść zdecydowanie wyżej niż zwykłym Ensurgianom, tak że dzięki niej mógł przodować prawie we wszystkim.
Pomimo w miarę owocnych rządów, nie obyło się bez problemów. Bowiem Ensurgianie zamieszkujący Endar coraz bardziej domagali się stanowczych kroków w stosunku do swoich sąsiadów z południa, którzy blokowali im dostatnią i urodzajną przestrzeń życiową. Powstała nawet grupa obawiająca się, że król nie wyśle na południe żadnych wojsk i rozpoczęła szkolenie i przygotowania do wyprawy we własnym zakresie. Mowa tutaj o członkach "Gniewu Przodków", nowo powstałej organizacji zamierzającej podporządkować sobie ziemie południa. Z dnia na dzień zdobywała ona nowych członków, a jeśli już nie byli to nowi rekruci, to przynajmniej Ensurgianie wyrażający chęć pomocy w sfinansowaniu wyprawy. Jej przywódcą był niejaki Waenes, Ensurgianin o niezwykle agresywnym i porywczym usposobieniu. I może nie zwróciłby on żadnej uwagi władcy Ensurgian, lecz chodziły pogłoski iż na podbitych ziemiach zamierza on utworzyć własną osadę której byłby władcą. Z pewnością należało się owoą sprawą zainteresować, zanim zdoła on spełnić swoje rzekome plany co do sięgnięcia po władzę na południu.
Kolejnym problemem byli poddani domagający się wysłania ekspedycji która dowie się w końcu co stało się z zaginioną w lesie grupą. Wieści o odnalezieniu jaskini nie dostały się bowiem do publicznego obiegu, a matki, siostry i żony chciały wiedzieć co też stało się z ich mężczyznami. Z pewnością powinno zależeć na tym również władcy, który przy obecnej liczbie populacji nie za bardzo mógł sobie pozwolić na utratę kolejnych członków swojego małego państewka.


Nacatlowie


Kolejne lata mijały, a lud Nacatli rozwijał się coraz bardziej.
Szaman, który odkrył właściwości grzybów doniósł, że udało mu się z pomocą zdobytej próbki przygotować trzy mikstury. Pierwsza, działała jako silna trucizna, którą można było pokrywać groty strzał lub ostrza. Druga, była środkiem halucynogennym, wprowadzającym kogoś kto jej spróbował w stan euforii i pozwalającym mu widzieć więcej niż powinien. Trzecia mogła zaś posłużyć paradoksalnie za środek przeciwbólowy, pomagający przy np psujących się kłach czy innych dolegliwościach. Starzec zalecał wodzowi, aby ten zainteresował się ich dystrybucją i ściąganiem z tego tytuły profitów.
Poza tym, współplemieńcy donieśli o tym, iż udało im się oswoić niektóre rodzaje zwierząt u których od razu dostrzeżono pewne możliwości bojowe, a co za tym idzie, można je było wykorzystać przeciwko potencjalnym, przyszłym wrogom plemienia. A jednym z takich wrogów, miał być ktoś, kogo nie posądzano by już o ruszenie chociażby łapą.
Mowa tutaj o starcu, który został pozbawiony życia na rozkaz Pierwszego. Początkowo cała sprawa zaczęła się dość niewinnie. Od tak w niektórych chatach przedmioty zaczęły same się poruszać a zwierzęta szaleć ze strachu, jednak jak zwykle obwiniano za to złe duchy. Jakże trafne okazało się stwierdzenie zwykłego ludu, kiedy pod wioską zjawił się w przerażającej, efemerycznej postaci, ciągnąc za sobą inne duchy i kości dawno nie żyjących przodków. Nie zaatakował on jednak osady od razu, lecz postanowił czekać. Pokusił się przy tym jedynie o zabicie kilku członków plemienia, którzy od razu zasilili szeregi jego armii. Sprawę tą z pewnością trzeba było rozwiązać nawet nie z powodów ekonomicznych, lecz duchowych. A taki chaos wprowadzany w strukturę zaświatów nigdy nie jest dobry.
Jak gdyby tego było mało, zwiadowcy donieśli że po dżungli grasuje wyjątkowo groźny stwór, który atakuje i pożera wszystko co się rusza. Był to olbrzymi, mierzący kilka metrów długości i zdolny ugryźć i pożreć pół dorosłego Nacatla. Póki co nie zbliżał się jednak ku osadzie, z pewnością trzymając się z daleka od nieumarłych. Ich pokonanie wiązało się więc z następnym zagrożeniem.


 
Rycerz Legionu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172