Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-10-2015, 00:10   #1
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
[18+] Gniazdo żmij

Powiadają, iż nie ma nic piękniejszego nad błękit nieba o poranku. Gdy rosa lśni na soczystej zieleni, a ptaki zbudzone ze snu wyśpiewują serenady ku chwale kolejnego dnia. Słońce, niebiański kochanek, delikatnymi muśnięciami otwiera kielichy kwiatów pozwalając by niegodni tych wspaniałości podróżni mogli nacieszyć się urodą otaczającej ich przyrody. Wiatr leniwie porusza liśćmi, z których od czasu do czasu spadają diamentowe krople wody. Wokoło panuje spokój i sielskość, jaką tylko w tych godzinach rozkoszować się można było. Wkrótce jednak banda pospólstwa wtoczyć się miała na trakt i całą tą dziewiczą urodę zbrukać swymi podłymi buciorami. Za godzinę czy dwie żar lejący się z nieba miał pognębić słodycz kwiecistych aromatów, zaduszając ją smrodem odchodów i niemytych ciał skąpanych w wydzielinach różnego pochodzenia. Pieśni nawet najwytrwalszych, małych śpiewaków zagłuszone zostaną przez gwar nic nie znaczących rozmów o nic nie znaczących życiach i problemach z nimi związanych. O ileż lepiej by było gdyby całą tą gawiedź wyciąć w pień? Niech zakwitną maki upite ich krwią, niech krople zdobiące źdźbła trawy przybiorą ów cudowny, szkarłatny odcień, a świat pogrąży się w chaosie…
Myśli takie i im podobne mnożyły się swobodnie w głowie panny, która wraz z towarzyszem swoim na owe urokliwe widoki tegoż poranka zostali wystawieni.
Dziewczę, gdyż do pełni kobiecości brakowało jej bowiem lat paru, dosiadało karego wierzchowca, który bez wątpienia swoje w życiu przeszedł, przez co od czasu do czasu należało go popędzić nieco by zbytnio w tyle nie zostawał. Zwierzę owe nie mogło już chyba bardziej różnić się od ogiera młodzieńca, za którym podążało. Już od pierwszej chwili w której oczy ewentualnego przechodnia skierowały się na ową parę widać było iż ma się do czynienia z przedstawicielem szlacheckiego rodu i jego służącą. Co prawda nie wypadało to by młoda dziewczyna towarzyszyła panu, jednak wszyscy wiedzieli, że co wolno wojewodzie… Nikt przeto nawet nie mruknął gdy wraz z pierwszymi promieniami słońca opuszczali Lavau.
Desire, tak bowiem na imię owa służka miała, ubrana była w strój odpowiedni do dalekiej podróży, jednak taki, który wstydu jej panu przynieść nie mógł, o co tenże uprzednio zadbał. Skromna, brązowa suknia przylegała do ciała dziewczęcia podkreślając to, w co natura raczyła ją wyposażyć, pozwalając by wyobraźnia ludzka mogła swobodnie podryfować w stronę uroków, o których wszak nie wypadało publicznie rozważać. Pomocny w tym był dekolt odsłaniający tylko tyle by apetyt wzmóc, jednak nie dość by go zaspokoić. Stroju dopełniały skórzane trzewiki do kolan, nie nowe co prawda, ale w dobrym stanie utrzymane, które w pełni podziwiać można było jako że dziewka dosiadała karego na modę męską. Jej pan doprawdy wyrozumiały być musiał, skoro na takie bezeceństwa przystawał. Możliwym też było, iż skąpił on na odpowiednie siodło dla kogoś tak niewielkie znaczenie mającego. Jakkolwiek sprawa by nie wyglądała, najwyraźniej nijakiego sprzeciwu ze strony Desire się nie doczekała. Nie wyglądało też na to, by skora ona była do jakichkolwiek sprzeciwów. Uśmiech nie opuszczał bowiem jej ust, a spojrzenie zielonych oczu tylko w rzadkich przypadkach opuszczało jej towarzysza, wyczekując najdrobniejszego nawet znaku, że ten potrzebuje jej usług. Nijak się ów obraz słodkiej niewinności miał do tego, co działo się pod strzechą rudych włosów. Bo i po cóż postronnym ta wiedza do szczęścia była. Wszak jedynym celem jej życia było spełnianie rozkazów. Poza tym nic tak naprawdę nie miało znaczenia.

Wszystko zaczęło się dla niej dnia, w którym została oddana pod opiekę Olwen. Nikt nigdy nie powiedział jej kim była osoba, która to uczyniła, a ona nie uważała by pytanie o tak nieistotną kwestią warte było narażania się opiekunkom. Wczesne lata spędziła zatem wraz z innymi dziećmi, które znalazły schronienie w zakonie. Otrzymane tam nauki pozwoliły jej w pełni rozwinąć dary jakie otrzymała wraz z urodzeniem, oraz wykształcić umiejętności potrzebne do osiągnięcia celów, do których została stworzona.
Jednym z nich, o czym została poinformowana w wieku lat ośmiu, było służenie Raulowi d’Arquien, dziedzicowi owego rodu. Dwa lata spędziła służąc na zamku i poznając historię rodziny, ich wrogów oraz sprzymierzeńców. Poznała każdy zakamarek licznych korytarzy, każde ukryte przejście, otworzyła wszystkie zamknięte drzwi i odkryła najpewniej każdy z sekretów, jakie za sobą skrywały. Tak więc, gdy mając lat dziesięć stanęła przed swym panem, była bardziej niż gotowa by spełnić każdy wymóg jaki można by postawić przed osobistym służącym. Oczywiście nie znaczyło to iż spotkała się z wyjątkowo ciepłym przyjęciem. Ciało jej poprzednika wciąż wszak było ciepłe, a Raul bynajmniej nie miał ochoty na to, by ganiała za nim jakaś młódka. Sprzeciwić się jednak babce nie śmiał, a to wszak z jej rozkazu Desire zająć owe miejsce miała.
Dziewczę jednak okazało się nad wyraz przydatne, a jej usługi sprawiły, że wyszedł cało z niejednych tarapatów. To, że przy okazji zyskał nieco złej sławy najwyraźniej przeważało zyski, gdyż od dawna już nie padła z jego ust propozycja odesłania jej do bardziej odpowiedniej dla jej stanu służby.
Tak zatem minęło pięć lat. Dziewka urosła nieco, zaokrągliła się i coraz mniej zaczęła przypominać dziecko, którym była przy pierwszym spotkaniu. Niosło to za sobą zarówno pozytywne jak i negatywne skutki. Szczęściem te pierwsze zdawały się znacznie górować nad drugimi. Szczególnie w miejscu, do którego zmierzali. Paryż wszak pełen był nie tylko zabawy i uciech wszelakich, ale i spisków, tajemnic i zdrady. W tym siedlisku żmij dobrze było albo samym do nich należeć albo też jedną z nich mieć u swego boku. Najlepiej zaś gdy połączyło się jedno z drugim.

- Zapowiada się kolejny upalny dzień, panie - głos wdarł się w ciszę poranka przerywając pieśń i płosząc biednego śpiewaka, który przysiadł na gałęzi, pod którą przejeżdżała para podróżnych.




Raul d’Arquien, wicehrabia de Thou, jeszcze przed wyjazdem do Paryża wielokrotnie zastanawiał się nad tym, jakie licho skłoniło jego cioteczną babkę, hrabinę-wdowę Marie de Riquet, do wysłania zaproszenia i wyrwania chluby rodu d’Arquien z domowych pieleszy. Na dodatek (co wyraźnie w zaproszeniu podkreślono), Raul miał przybyć w towarzystwie zaufanej osoby. Najzaufańszej. A jako że nie mógł ze sobą zabrać ani babki, ani rodziców, pozostawała tylko jedna osoba.
Problem na tym polegał, że Desire wyrosła już z wieku, gdy mogła udawać młodego chłopca o ładnej twarzyczce i nieco przydługich włosach. Zrobiła się zbyt zaokrąglona w niektórych miejscach. Dla oka było to całkiem przyjemne, ale za chłopaka nikt by jej nie wziął, chyba że byłby całkiem ślepy.
Wniosek był jeden - wicehrabia miast służącego musiał zabrać służącą. Co prawda wielcy panowie mogli sobie pozwolić na różnorakie fanaberie, ale jakieś tłumaczenie warto było mieć na podorędziu. Nie wobec plebsu, oczywiście, bo ten nie powinien o nic wypytywać, ale jeśli przypadkiem trafi się na kogoś z wyższych sfer, to pytania na pewno padną.
Zawsze można było odesłać ich do samej zleceniodawczyni. I ponarzekać na fanaberie starszej pani, która zwaliła dziewczynę na kark Raula. A z hrabiną de Riquet się nie dyskutowało. A przynajmniej nie zamierzał z nią dyskutować ewentualny przyszły spadkobierca. Co prawda Raul miał dosyć swoich pieniędzy, tudzież tych, które miał odziedziczyć po ojcu i babce, ale tylko prawdziwy kretyn odrzucałby okazję do powiększenia fortuny. Szczególnie jeśli nie wiązałoby się to z koniecznością ożenku. W takiej sytuacji z pewnością powiedziałby “Nie!” Tylko osioł sprzedałby swą wolność za garść złota. Osioł albo łowca posagów, a do żadnej z tych ról Raul nie pretendował.
Zresztą... Widział w życiu paru takich nieszczęśników, co się ożenili z miłości do pieniędzy, po czym mieli tyle tylko złota, co im wydzielił ojciec ich małżonki. Czasami nawet im współczuł...

Wyjazd do Paryża z jednej strony cieszył, z drugiej - napawał pewną obawą. Zwykle nie bywał dalej, niż w Dijon czy Lyonie, a żadne z tych miast nie umywało się nawet do Paryża. Niektóre nowinki nie docierały ze stolicy na prowincję, albo docierały tam z opóźnieniem. Nic więc dziwnego, że prowincjusze rzucali się w oczy. Warto było najpierw po cichu zapoznać się z nowinkami, niż od razu rzucać się na głęboką wodę.
Zapewne kilka dni pobytu u ciotki (hrabina by go zabiła za nazwanie ją babcią) pozwoli nadrobić zaległości, na przykład w dziedzinie mody. Jakiś dobry krawiec...
Wierzchowca czy broni nie musiał się wstydzić, ale w stroju, jaki miał na sobie, mógł ruszyć na trakt, ale nie pokazywać się na salonach, czy choćby ruszyć na polowanie.
Desire też trzeba było lepiej przyodziać, bo strój dziewczyny, chociaż nad wyraz praktyczny, niezbyt się nadawał na paryskie bruki - jeśli oczywiście Desire miała mu towarzyszyć w charakterze niezbyt się rzucającego w oczy cienia.


Pogoda, jak to słusznie zauważyła Desire, zdawała się średnio dopasowywać do pragnień wędrowców wszelakiej maści. Nikt co prawda nie lubił wlec się traktem w strugach ulewnego deszczu, a potem wyglądać niczym zmoknięta kura, ale nikt też nie lubił zbytnio prażyć się w promieniach słonecznych.
Raul słyszał również, że moda w Paryżu zapanowała na oblicza blade. Na to, by lico od słońca ciemne pudrem i maściami pokrywać, by niczym nietknięte słońcem wyglądało.
Nasunął kapelusz nieco na czoło (chociaż to i tak na jego cerę wpłynąć już nie mogło), po czym odpowiedział:
- W Paryżu moda ponoć nastała na płeć białą, jakby kto życie całe pod dachem spędził, słońca nie widząc. Powinnaś chyba kapelusz nałożyć, by przed słońcem ochronić to, co jeszcze można. Inaczej będziesz wyglądać niczym dzikuska z Indii Zachodnich przywieziona - zażartował. - A może powinienem ci sprawić cudo, co ze Wschodu Dalekiego przywędrowało. Parasolem to zwą.
- Jeśli nie dotrzemy do jakiejś gospody - dodał, tym razem poważnie - to koło południa zatrzymamy się na godzinkę lub dwie, by największy upał przeczekać.

- Jeżeli upał stanie się nie do zniesienia to i lepiej by było nie liczyć na gospodę, w której wszak tłoczno i duszno być może, miast tego od razu za odpowiednim miejscem na odpoczynek się rozejrzeć. - Desire uznała, że nie było stosownym komentować słów pana tyczących się zarówno jej cery jak i marnowania na nią jego funduszy. Wszak bez względu na jej słowa i tak stać się miało cokolwiek wicehrabia sobie zażyczy.

- W takim razie przyspieszmy, póki jeszcze słońce zbytnio nam nie doskwiera - powiedział Raul, po czym lekkim naciśnięciem pięt skłonił wierzchowca do przyspieszenia.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 21-10-2015 o 01:12.
Grave Witch jest offline  
Stary 08-10-2015, 00:17   #2
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wedle przewidywań słońce, które z rana przygrzewało przyjemnie wraz z mijającym czasem zaczęło bezlitośnie palić wszystko co tylko miało to nieszczęście znaleźć się na drodze jego promieni. Również ruch na trakcie przybrał na sile sprawiając że dalsza droga z każdą chwilą większe męki zsyłała na podróżnych. Wierzchowiec Desire dzielnie dotrzymywał tempa narzuconego przez Raula jednak tuż przed południem jasnym się stało, że dalsze poganianie biednego zwierzęcia jak nic zakończy się jego wczesnym zgonem. Dziewczyna z ulgą przyjęła więc decyzję swego pana by zboczyć z traktu i poszukać gdzieś odpowiedniego do ich potrzeb miejsca. Cień drzew złagodził nieco żar lejący się z nieba, co powitane zostało wdzięcznym westchnięciem ulgi, które wydobyło się z piersi służki. Szukać daleko nie musieli, za co podziękowała ona opiece Olweny. Co prawda ta zapewne niewiele miała do czynienia z owym trafem, jednak podziękować nigdy nie szkodziło. Oczywiście, gdy już zsiedli z koni, Desire miała inne sprawy na głowie, którymi jako dobra służąca natychmiast się zajęła. Wpierw należało wydobyć obrus, rozłożyć go w cieniu dębu, wyłożyć jedzenie, sztućce, karafkę z winem i kielich. Następnie nakryć do owego “stołu” mając na uwadze ewentualne nierówności które mogły spowodować nie lada kłopoty. Wszak plamy po winie do łatwych nie należą. Gdy już uporała się z owymi czynnościami, dzięki którym Raul mógł w miarę wygodnie do obiadu zasiąść, przyszła kolej by konie napić w strumyku, który wartko płynął ledwie parę kroków od miejsca ich postoju. W międzyczasie należało czujność zachować pełną, gdyż nigdy nie było wiadomo, kiedy zaatakowani być mogli. Wszak rabusiów nie brakowało na traktach, a młody szlachcic z dziewką jedynie przy boku, stanowił pokusę nie lada.
Dopiero gdy wszystkie inne rzeczy zostały zrobione przysiadła na konarze, w pewnym oddaleniu od wicehrabiego, co by mu zbytnio się w oczy nie rzucać, i zajęła się swoim, nader skromnym posiłkiem. Zawsze starała się jeść tylko tyle, ile wymagało od tego utrzymanie się w dobrym zdrowiu i dobrej kondycji fizycznej. Objadanie się w grę wejść nie mogło, nawet jeżeli miałaby ku temu sposobność. Zbędna tusza nijak w jej zadaniu nie mogła pomóc, a wręcz znacznie je utrudnić czy wręcz uniemożliwić. Była także pewna, że takowy brak dbania o wygląd spotkałby się z dość negatywnym odzewem ze strony d’Arquena.

Raul w milczeniu przyglądał się wszelkim działaniom Desire i nie miał najmniejszego zamiaru jej w tym pomagać. Nie chodziło nawet o to, że uważał te wszystkie czynności za niegodne jego dostojnej osoby. Gdy jeździł na polowania nikt go nie wyręczał w takich prozaicznych czynnościach. Prawdziwy mężczyzna (co setki razy powtarzał mu ojciec) powinien móc dać sobie radę w każdych warunkach, a to obejmowało również i najdzikszą głuszę.
Ale było to, co można było zrobić, a to, czego robić nie wypadało - w niektórych okolicznościach. A to, nie da się ukryć, do owych okoliczności należało. Służba zajmowała się wszystkim, a panowie - siedzieli i nie robili nic.
W tym przypadku bezczynność Raula polegała na sprawdzeniu, czy pistolety są gotowe do strzału, a potem na rozglądaniu się na wszystkie strony. Wiara w umiejętności Desire to jedno, dbałość o własną skórę to coś całkiem innego. Nie ma nic gorszego niż strata instynktu samozachowawczego.
- Dziękuję - powiedział, gdy krytycznym okiem sprawdził poczynione przez dziewczynę przygotowania.

Posiłek pozostawiał nieco do życzenia... przynajmniej jeśli się go porównało do tego, co serwowano w rodzinnym domu Raula. Ale - z drugiej strony - jak na warunki polowe to było całkiem nieźle.
- Poczekamy jeszcze trochę, aż upał zelżeje - powiedział, odsuwając od siebie resztki posiłku.

Decyzja ta wielce dziewczę uradowała gdyż nijak nie miała ona ochoty powracać na zakurzony trakt. Pospiesznie dokończyła jedzenie, a następnie zabrała się za porządkowanie zastawy, doprowadzenie obrusu do względnie dobrego stanu i zapakowanie wszystkich rzeczy z powrotem do juków. Na wszelki wypadek zostawiła karafkę i kielich, co Raul skwitował lekkim uśmiechem.
Upewniwszy się czy wszystko zostało sprzątnięte, a jej pan nie wykazuje chęci do zlecenia jej dodatkowej pracy, uznała że szkoda by było zmarnować taką okazję do odświeżenia się po męczącej jeździe. Szemrzący strumień kusił obietnicą ożywczej kąpieli na którą okazja mogła się już nie powtórzyć. Co prawda mogła poprosić o wodę w gospodzie, gdy na noc się zatrzymają jednak nie było pewności że takową otrzyma. Wszak byłą tylko służką, a nuż wysłano by ją do koryta lub zbesztano za przeszkadzanie ciężko pracującym ludziom.
Zmieniać odzienia nie było potrzeby, przez co nie zwlekając dłużej niż należało, ruszyła w stronę strumienia. Obecność Raula bynajmniej jej nie peszyła, wszak był jej panem więc nie takich rzeczy się naoglądał przez te pięć lat od kiedy była u jego boku. Na dodatek dzięki niemu nie musiała szukać odpowiedniego miejsca by w zgodzie ze skromnością jaką wykazać powinna, pozbyć się odzienia. Miast tego mogła zwyczajnie zrzucić suknie, koszule i buty na brzegu i swobodnie, acz ostrożnie wkroczyć do wody. Ta zaś okazała się nie tylko czysta niczym łza, ale i przyjemnie chłodna, stanowiąc wyraźny kontrast do żaru lejącego się z nieba. Głęboko też było dość by mogła zanurzyć się wraz z głową aczkolwiek nie na tyle by dno uciekało jej spod stóp. Gdyby nie dzieląca ich różnica stanu zapewne zaprosiłaby swego pana do wspólnej kąpieli, to jednak w grę wejść nie mogło chyba że sam wyraziłby takowe życzenie. Jako że nie wyglądało na to by tak stać się miało, delektowała się owymi przyjemnościami sama, od czasu do czasu zerkając na Raula by nie przegapić momentu w którym ten uzna iż czas już ruszać w drogę.

Raul zastanawiał się przez moment, czy nie iść w ślady Desire, na razie jednak siedział, wygodnie oparty o pień dęby, i spod przymkniętych powiek przyglądał się zażywającej kąpieli dziewczynie.
Znał ją jeszcze w czasach, gdy biegała (niemalże) z koszulą w zębach. Miał okazję podziwiać jej wdzięki w czasach, gdy na owe miano jeszcze nie zasługiwały, a i później, gdy owe wdzięki powoli nabierały dzisiejszych kształtów... co wcale nie znaczyło, że widok ten miałby go znudzić.
Ale też nie znaczyło, że miał zamiar z owych wdzięków skorzystać. Nie, bynajmniej nie był święty i czystości nie ślubował. Ale zadaniem Desire było dbać o jego skórę, a nie spełniać jego czysto męskie zachcianki. Nie miał wątpliwości, że i w tej dziedzinie byłaby profesjonalistką, jak we wszystkim, co robiła, ale nie był głupcem i nie zamierzał nic zmieniać w perfekcyjnie działającym układzie.
- Mamy jeszcze czas - powiedział w odpowiedzi na jedno z rzuconych mu spojrzeń.

Czas być może mieli, jednak zbyt długie przebywanie w wodzie, bez względu na to jak przyjemnym było doświadczeniem, niezbyt korzystnie wpływało na skórę. Nie żeby było to bardzo istotne dla dziewczyny, jednak zdrętwiałe, pomarszczone palce nie nadawały się do tego by sprawnie posługiwać się zarówno ostrzem jak i trzymaniem wodzy. Należało przeto dać ciału nieco czasu by ochłonęło i powróciło do pełni sprawności. Nie przedłużała więc kąpieli i wkrótce opuściła strumień. Słońce usłużnie zajęło się wysuszeniem ostatnich kropli wody jakie ostały się na skórze, dzięki czemu w niedługim czasie była gotowa do wyruszenia.

Długo zwlekać nie chciała. Wszak istotnym było by znaleźli się pod dachem nim noc zapadnie. Nie żeby spanie pod gwiazdami należało do nieprzyjemnych nie uchodziło jednak by tak znamienity pan zadowalał się twardą ziemią gdy po drodze były zarówno wsie jak i samotnie stojące zajazdy.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-10-2015, 14:13   #3
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


Pech chciał, Desire nie uważała bowiem miejsca w którym znaleźli się o zachodzie słońca za wymarzone, że wylądowali w wiosce. Zapewne nie powinna narzekać zbytnio, gdyż zarówno gospoda jak i pozostałe domy utrzymane były w zadziwiająco dobrym stanie, jednak znaczyło to również, że miejsce to jest popularnym przystankiem. Miejsca w stodole ledwo starczyło by umieścić w niej oba wierzchowce i konia jucznego. Młodzik mający zajmować się ich opieką miał ręce pełne roboty, przez co sama musiała rozsiodłać, wytrzeć, nakarmić i napoić zwierzęta. Prace te sprawiły, że gdy opuszczała stajnię jedyne na co miała ochotę to zwinąć się na posłaniu i odpłynąć w sen. Zamiast jednak dać upust swym pragnieniom przywdziała na twarz uśmiech wzorowej służki i popędziła by sprawdzić, czy w pokoju jaki udało się zdobyć Raulowi wszystko jest należycie przygotowane do tego, by zażył on jakże potrzebnego snu. Nie mogła przecież pozostawić tak istotnej kwestii przepracowanym dziewkom, biegającym z tacami pełnymi kufli piwa i karafek wina. Nie mówiąc już o tym, że żadnej z nich nie zaufałaby wystarczająco, by pozwolić samotnie kręcić się po tymczasowej sypialni wicehrabiego. Kto wie jakie to zwyczaje panują w owym przybytku.

Gdy wreszcie udało się jej złapać chwilę, aby zaspokoić potrzeby żołądka, okazało się że sala jadalna pełna jest po brzegi. Klientela zaś była już w dość dobrym humorze, nawet zbyt dobrym, rzec by można. Nie chcąc być obmacywaną niczym te dziewczęta, które nie miały innego wyboru jak tylko uśmiechać się przymilnie, wróciła z miską i chlebem do pokoju który Raul wynajął na tę noc. Wicehrabia, który miał dość czasu by spożyć wieczerzę i najwyraźniej również nie przepadał za rozbawionym tłumem znajdującym się piętro niżej, zdawał się nie zwracać uwagi na jej nagłe pojawienie się, co bynajmniej dziewczynie nie przeszkadzało. Zjadła w spokoju, dzięki czemu posiłek miał dodatkową szansę na to by pozostać w jej wnętrznościach. Doprawdy tutejszą kucharkę należało ubić i umieścić w tym samym garze co gulasz jaki tworzyła. Przy odrobinie szczęścia mogło to poprawić smak owej mikstury…

Desire tęsknie wspomniała proste, acz smaczne dania, którymi mogła się delektować jeszcze nie tak dawno temu. Wyjazd do Paryża coraz mniej jej się podobał. Nawet możliwości jakie mogły stanąć na jej drodze w owym mieście grzechu nie zdołały rozjaśnić jej ponurych myśli.
- Nie mogłaś sobie wybrać czegoś bardziej... strawnego? - spytał Raul.
- Niewiele strawnych rzeczy pozostało do wyboru - odparła, niezbyt zgodnie z prawdą jednak musiał on zdawać sobie sprawę z tego, że co lepsze kąski zarezerwowane były dla delikatniejszych przełyków niż jej własny. Nie zamierzała się jednak skarżyć ani wypominać tego faktu.
- Gdybyś powiedziała, że to dla mnie, wykopaliby spod ziemi jakąś szynkę czy pół kaczki - odparł niezadowolony Raul. - Nie zachowuj się niepoważnie. Masz dbać o siebie.
- To doprawdy nie jest takie złe
- próbowała ratować się drobnym kłamstwem.
- Dess... nie zamydlaj mi oczu. - Raul pokręcił głową.
Była na przegranej pozycji i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
- Przygotuję napar ziołowy nim udam się na spoczynek - obiecała, żeby chociaż trochę złagodzić jego niezadowolenie. - Teraz zaś powinnam sprawdzić, czy z końmi wszystko w porządku. Stajenny nie wydawał się zbytnio odpowiedzialną osobą, a nie byłoby dobrze gdybyś musiał spędzić tu kolejną noc, panie.
Obawiała się że jej żołądek też mógłby tego nie przetrwać. Bez względu co ta kuchenna wiedźma miałaby do zaoferowania.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 08-10-2015, 21:56   #4
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Raul mógłby bez problemu wymienić wszystkie wioski, miasteczka i miasta, które miał mijać w drodze do Paryża, tudzież wszystkie gospody i zajazdy, w których mógłby się zatrzymać czy na obiad, czy na nocleg.
Saint-Aubin, wraz ze "Złotą Kaczką" (bo tak zwała się znaleziona przez Desire gospoda), również znajdowała się na tej liście. Wraz z uwagą "Da się zjeść".

Chłopak stajenny, powłócząc nogami, wyszedł przed stajnię, z leniwym "Nie ma miejsc" rzuconym na dzień dobry, czy raczej, uwzględniając porę roku, na "dobry wieczór". Dopiero gdy Raul palnął go szpicrutą przez łeb, młodzian podniósł oczy, po czym ściągnąwszy czapkę na kolanach zaczął przepraszać wielmożnego pana za bezczelność i prosić o wybaczenie.
I miejsce od razu się znalazło.

Jak to zwykle bywało w dni targowe, "Złota Kaczka" była pełna wieśniaków, oblewających mniej czy bardziej udane interesy. Było też kilkunastu kupców, tudzież paru siedzących we własnym gronie szlachciców, którzy zapewne przyjechali do Saint-Aubin z okolicznych dworków.
Raul nie interesował się drobną szlachtą, podobnie jak i obojętnie minął wszystkich bawiących w karczmie wieśniaków - ludzi, którzy rozstępowali się przed nim w panice, nie chcąc w najmniejszy nawet sposób obrazić dostojnego gościa.
Karczmarz skłonił się w pas przed dostojnym gościem nim Raul zdążył przebyć połowę drogi między wejściem a drewnianym kontuarem.
- Najlepszy pokój, butelka najlepszego burgunda. No i może być ta kaczka.
- Może pan hrabia zechce poczekać w saloniku...

Pan hrabia zechciał.
Salonik błyskawicznie został opróżniony, by jaśnie wielmożny pan nie musiał siedzieć w tłoku, a przed Raulem pojawił się kielich wina, by dostojny gość miał czym sobie umilić czas oczekiwania.
Gość więc siedział sobie i częstował się winem, czekając aż Desire dopilnuje tego, by najlepszy w gospodzie pokój został doprowadzony do stanu prawie-że-doskonałości.
Salonik jedynie z nazwy przypominał salony, w jakich zwykł Raul przebywać, jednak był dość czysty, a szybki oprawione w gruby ołów umyto zapewne jeszcze w tym tygodniu. Wino, burgund oczywiście, nie umywało się co prawda do podawanego w rodowej siedzibie d'Arquienów, ale dało się pić. Można więc było cierpliwie czekać.
No i nikt nie zawracał czekającemu głowy... do chwili, gdy do drzwi zastukał karczmarz i, obdarzywszy wicehrabiego kolejnymi niskimi ukłonami, oznajmił, iż pokój czeka.

Desire, jak zwykle, stanęła na wysokości zadania.
Cudów co prawda nawet po niej nie można było oczekiwać, ale w pokoju widać było kobiecą rękę.
Raul ograniczył podziękowania do obojętnego skinięcia głową, po czym rozsiadł się w fotelu czekając, aż Desire zastawi stół.
Po spożyciu dobrego w gruncie rzeczy posiłku odprawił dziewczynę, by ta mogła zająć się swoimi sprawami.
Niestety nie pomyślał o tym, że określenie "zadbać o siebie" Desire rozumie nieco inaczej, niż on. No ale z tym nie bardzo dawało się walczyć.
- Nie zapomnij, że śniadanie ma być porządne, i to dla dwóch osób, jasne? - powiedział. - I nie zajmuj się tymi końmi zbyt długo. Stajennemu za to płacą.
- Tak, mój panie - padła odpowiedź, po czym dziewczyna zniknęła za drzwiami.
Raul uśmiechnął się lekko.
- Panie hrabio będzie brzmiało znacznie poprawniej - powiedział, czego Desire z pewnością już nie słyszała.
Raul rozsiadł się wygodnie w fotelu, oczekując na powrót dziewczyny.
Oczywiście nie potrzebował jej, by dokonać wieczornej toalety, był dostatecznie samodzielny. Potrafił się sam rozebrać. Ba, nawet ubrać się umiał bez pomocy.
Tak jednak bywało, że obowiązki działały w obie strony i o strażniczkę również trzeba było zadbać.
Dlatego też siedział i czekał, zamiast się położyć i odpocząć przed podróżą.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-10-2015, 00:24   #5
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Ruszając w stronę stajni, Desire rozważała swoje postępowanie. Oczywistym było że postąpiła głupio. Przecież gdyby się pochorowała to musieliby opóźnić przybycie do stolicy, to zaś mogło wiązać się z niedogodnościami dla Raula. Mógł ją co prawda zostawić w gospodzie, by dołączyła do niego później, wiedziała jednak że zapewne niczego takiego by nie uczynił. Zostałby, wiedziony niedorzeczną chęcią dbania o nią. Wszak to nie tak winno wyglądać. To nie ona była w tym duecie istotna. Ją można było zastąpić. Była tylko narzędziem, które w razie zepsucia wymieniało się na takie, które mogło zadanie wykonać. Pięć lat, a on nadal zdawał się tego nie rozumieć. Gorzej… Sprawiał że i ona zaczynała się zastanawiać nad owym zagadnieniem. Była dumna z tego, kim się stała, to nie tak, że ją to gryzło. Czy jednak było to wszystko, co mogła osiągnąć? Czy gdzieś tam, na drodze jej życia nie powinno być czegoś więcej, czegoś specjalnego?
- Głupia… - warknęła gniewnie, wchodząc do stajni. Oczywiście, że nie było. Istniała tylko służba dla dobra Raula d’Arquien. Nic się nie liczyło poza tą powinnością. Nie miała życia, nie miała innej przyszłości, nic na nią nie czekało. Jej jedyną radością, jedyną nagrodą, jedyną przyszłością było stanie u jego boku, osłanianie przed wszelkimi zagrożeniami i śmierć. Tylko tyle… Im zaś wcześniej wybije sobie z głowy niedorzeczne myśli tym lepiej zarówno dla niego jak i dla niej. Musiała się skupić. Musiała…
- Co taka śliczna dziewczyna robi tu o tej porze? I czego taka gniewna jakby ją pchła w cycek ugryzła?
Właśnie… Skupić….
- Pan wysłał mnie bym konie sprawdziła - odparła odwracając się do chłopca stajennego, który najwyraźniej nie miał żadnych problemów z zajściem jej od tyłu tak żeby niczego nie usłyszała. Gdyby jej pan to zobaczył…
- Aaaa…. Ten możny co to zawitał wieczorem - chłopak stał zdecydowanie za blisko i miał zdecydowanie zbyt kpiący głos gdy mówił o Raulu, przynajmniej jak na gusta Desire. Miast jednak potraktować go jak należało, uśmiechnęła się do niego słodko.
- Ten sam. Jest bardzo wymagający, przez co nie mogę się udać na spoczynek nim nie sprawdzę, czy wszystko jest w najlepszym porządku…
Głos jej pełen był żałości pomieszanej z lekką nutką gniewu, jednak nie na tyle dużą by wyglądało na to, że wścieka się na swego pana. Biedna, słodka, zmęczona nadmiarem obowiązków… Jakże jej nie współczuć, jakże nie pomóc…
- No to chodź, sprawdzimy te konie, chociaż jestem pewien że nic im nie jest. Może później zostaniesz trochę dłużej i odpoczniesz? Tam na górze jest całkiem przyjemnie - mówiąc kierował się w stronę boksów, w którym nie tak znowu dawno temu zostawiła zwierzęta. Jego wyraźna insynuacja, jakoby za pomoc miała wspiąć się z nim na stryszek i zapewne obdarować go tym, co natura raczyła jej ofiarować, spotkała się z szyderczym grymasem na twarzy Desire. To, że jedynymi świadkami owego grymasu były plecy chłopaka, pozwalało dalej ciągnąć ową grę, którą wszakże doprowadziła do perfekcji przez te wszystkie lata służby i szkolenia.
- Nie wiem… Pan może mnie potrzebować w swoim pokoju. On… ma swoje… upodobania.
- Panowie… Tym to dobrze… Ale żeby takie niewinne dziewczę…
- Pokręcił głową, wyraźnie jednak sprawiając wrażenie, że sam nie miałby nic przeciwko zajęciu miejsca owego pana u jej boku. - Pewnie też brutalny jest, nie?
Desire uznała za stosowne nie odpowiadać na owe pytanie. Zamiast tego zabrała się za swoją pracę, a raczej za nadzorowanie chłopaka, który tą pracę za nią wykonywał. Trzeba było przyznać, że miał smykałkę do zwierząt. Jego cichy, łagodny głos, którym przemawiał do koni sprawił, że wykonywały każde jego polecenie, zupełnie jakby rozumiały jego słowa. Przyglądająca się temu służka zaczęła zastanawiać się, czy nie szepnąć słówka o młodziku do Raula. Wszak taki talent nie trafiał się często, nawet w rodzinnej posiadłości wicehrabiego nie było nikogo, kto z taką łatwością zyskiwałby zaufanie zwierząt. Zupełnie jak czary…
Myśl ta wytrąciła ją z uroku, pod wpływem którego niepostrzeżenie się znalazła. Rozgniewało ją to nie na żarty gdyż jasno świadczyło o jej braku uwagi dzisiejszego wieczoru. Karygodne…
- No, to by było wszystko. Teraz mają lepiej niż w królewskich stajniach. - Chłopak najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z nastroju swej towarzyszki, otrzepał dłonie i obdarzył ją dumnym uśmiechem. - To jak? Masz ochotę na chwilę odpoczynku zanim wrócisz do tego swojego pana?
- Podziękuję raczej - odparła chłodno, mierząc go przy tym spojrzeniem w którym lśniły ostrza wzgardy.
- Ale… pomogłem ci przecież, nie? - Chłopak najwyraźniej był mocno zbity z tropu przez nieoczekiwaną zmianę jaka zaszła w tej słodkiej dziewce.
- Płacą ci za to, co nie? - odparła, ruszając w stronę wyjścia.
- Suka… - usłyszała jeszcze, nim przekroczyła próg i rozległ się trzask zamykanych wrót.
- Może, ale nie two… - głos jej urwał się, nie kończąc wypowiedzi. Najpierw biały błysk, a później ciemność przysłoniły jej spojrzenie. Myśli rozpierzchły się w nicości.



Świadomość powracała stopniowo. Z początku był tylko ból. Chwilę zajęło jej zlokalizowanie owego uczucia. Później wrażenie ruchu, a za nim mdłości. Otworzenie oczu wydawało się pracą ponad jej siły, jednak w końcu się udało. To co zobaczyła dziwnie przypominało tył kubraka. Skąd jednak…?
- Dobra, tyle starczy… Rzuć dziewkę na trawę i zabawmy się.
- Nie za blisko?
- No co ty, a kto niby miałby nas tu nakryć?
- Ale jak będzie się darła…?
- To jej dasz w pysk. Jak dla mnie to ona nie musi być przytomna, na ślepiach mi nie zależy tylko na tym co ma między nogami.
- He he he … Co racja, to racja.

Rozmowa, która do niej dotarła wzbudziła w niej zarówno strach jak i gniew. Nim zdecydowała na które postawić, musiała skupić się na zaciśnięciu zębów by z jej ust nie wydobył się krzyk bólu gdy bez ostrzeżenia i dość brutalnie, spotkała się z mateczką ziemią. Niestety, jęku już powstrzymać nie zdołała.
- Te, patrz, przytomna już chyba.
- Widać twarda z niej sztuka chociaż nie wygląda. Lepiej weź i zwiąż jej ręce co by jej jakieś głupie pomysły do głowy nie przyszły.

Ręce… Nie, do tego nie mogła dopuścić. Musiała myśleć, musiała zachować przynajmniej częściową swobodę, musiała…
- Hej, a wy co tu robicie? - głos był znajomy, tylko skąd niby go znała.
- Zmiataj dzieciaku zanim pożałujesz że cię matka na świat wydała.
- Daj spokój, Aubin. Bądź miły dla gówniarza. Młody jest, może też by się zabawił. Kto wie, czy to nie jego pierwsza będzie…
- Nic wam do tego, co wy tu… Ona... -
Desire wreszcie udało się dopasować głos do osoby. Chłopiec stajenny. Wzrok wciąż ją zawodził, czarne plamki wirowały przed oczami, jednak nie musiała widzieć jego twarzy by zdać sobie sprawę, że z tej strony nie ma co liczyć na pomoc.
- Znasz dziewkę? Lepiej…
- Nie zamierzam wam przeszkadzać. Róbcie z suką co tam chcecie…
- Ha ha ha, patrzcie no, chyba kogoś tu duma uwiera, albo i co innego…
- Jak skończymy to się możesz pobawić. Później w łeb i problemów nie będzie.
- Proszę… -
udało się jej wydobyć z gardła, zupełnie jakby dopiero musiała sobie przypomnieć jak się mówi. - Nie będę sprawiać problemów tylko nie zabijajcie…
- Stul pysk -
uderzenie w twarz wyrwało z jej ust cichy okrzyk bólu. Najwyraźniej jednak to tego jej brakowało żeby odzyskać resztę zmysłów.
Sytuacja nie wyglądała zbyt wesoło. Ich było trzech, a ona jedna. To, że dwóch wydawało się być pod wpływem trunków, niewiele pomagało. Co prawda mogła skorzystać ze swojego daru, jednak ten wymagał ofiary, a ona nie była gotowa poświęcać się z powodu tych głupców. Na świecie istniała tylko jedna osoba, dla której gotowa była poświęcić własną krew. Istniał jednakże inny sposób, znacznie przyjemniejszy, aczkolwiek tylko dla niej. Podkuliła nogi tak by jej trzewiki znalazły się w zasięgu dłoni jednak, po czym włożyła dłonie pod suknię by napastnicy nie dostrzegli co z nimi robi. Ruch ten zwrócił jednak ich uwagę, co w sumie całkiem jej odpowiadało.
- Dobra, pora się za nią zabrać - oznajmił ten, który wcześniej wymierzył jej policzek. Mężczyzna ów był wyraźnie tym, który przewodził. Beż wątpienia to również on wpadł na pomysł zabawienia się z bezbronną dziewką. Idealny kandydat na pierwszą ofiarę.
- Proszę… Będę grzeczna - odparła, siląc się na przymilny uśmiech i usłużnie kładąc na plecach. Uniesienie kolan i odciągnięcie brzegów sukni pozwoliło jej na ukrycie ostrzy, które chwilę wcześniej wyjęła z butów.
- No popatrz, popatrz, jaka chętna się zrobiła… - rechot drugiego z napastników spotkał się z odzewem pozostałej dwójki. O tak, rzec trzeba było iż faktycznie ochota w niej pałała. Ciało jej wręcz drżało z pożądania. Nieme zaproszenie wibrowało w jej mięśniach, domagając się by je spełniła. Strach nie miał miejsca w jej umyśle. Nie teraz, nie gdy obudziła do życia bestię która w niej drzemała. Płonącymi oczyma przyglądała się niezdarnym ruchom jakie wykonywała jej pierwsza ofiara. Niemal chciała mu pomóc, wystarczyło wszak jedno cięcie… Czekała jednak cierpliwie, pozwalając by napięcie w niej rosło, upajając się nim i mocą która krążyła w jej żyłach. Fakt iż ma przed sobą człowieka przerastającego ją o głowę, szerokiego w ramionach i widocznie przyzwyczajonego do ciężkiej pracy, nie robił na niej żadnego wrażenia. Na to czas miał przyjść później.
Wreszcie znalazł się tam gdzie chciała. Między jej nogami, oparty na jednej dłoni, która spoczywała przy jej głowie, drugą próbując pozbawić ją bielizny. Uniosła delikatnie głowię, kusząc uśmiechem spragnionej kochanki.
- Dziękuję ci za ten dar… - wyszeptała pełnym namiętności głosem, a gdy ten uniósł na nią wzrok pełen zdziwienia, zatopiła mu w gardle ostrze sztyletu.
Groza widoczna na jego twarzy sprawiła jej niemal taką samą przyjemność jak krew, która oblała jej twarz i piersi. Czysta moc. Ekstaza. Spełnienie. Zebrała je w sobie, połączyła i pozwoliła by objęły we władanie jej ciało.
- Co do diabła…
- Gdzie ona…

Głosy pozostałych wzbudzały drgania w świecie cieni, w którym się znalazła. Nie miały one jednak żadnego dla niej znaczenia. Liczyła się tylko zemsta, krew i ofiara. Szczęściem nie musiała marnować energii na wydobywanie się spod osiłka, którego dźgnęła, gdyż ten w beznadziejnej próbie powstrzymania nieuniknionego, sam odczołgał się na bok i przyciskając dłonie do rany próbował tamować wypływające z niego życie.
Następny na jej liście był ten, który ją niósł. Nie miała nic przeciwko niemu. Nie zrobił jej krzywdy, chyba że to on ją uderzył, czego pewna być nie mogła. Stał jej jednak na drodze, był świadkiem i zapewne kolejnym do jej ciała kandydatem. Poza tym… Ostrza domagały się pokarmu. Niemal słyszała ich głosy wołające o więcej. Roześmiała się, przez co stajenny omal trupem nie padł, sądząc po wyrazie jego twarzy i mokrej plamie, która nagle zaczęła tworzyć się między jego nogami. Jej ofiara jednak była bardziej doświadczona. Pałka zaś, która znalazł się w jego dłoni, sprawiała dość groźne wrażenie.
- Wiec to byłeś ty - wyszeptała mu do ucha, po czym szybko odskoczyła by nie zaliczyć kolejnego z ową bronią spotkania.
Spóźniła się odrobinkę. Delikatne muśnięcie, pocałunek wiatru, mniej niż jeden oddech na potrzeby odzyskania równowagi. Świadomość, że będzie musiała za to odpokutować gdy już wyzwoli się spod działania cieni. Wściekłość, która żywym ogniem zapłonęła w jej żyłach. Jak śmiał… Błysk ostrza, okrzyk bólu, kolejny cios. Celowała w szyję, ową delikatną skórę, jakże niewystarczającą barierę. Dwie rany dość głębokie by zabić jednak nie na tyle by stało się to szybko. Odgłos pałki lądującej na ziemi. Bulgot wydobywający się z gardła. Opadł na kolana, tam gdzie jego miejsce było. Jednak ona nie czuła by to wystarczyła dlatego też obdarowała go ciosem z kolana, które trafiło idealnie w podbródek wieśniaka.
- Lepiej - wyszeptała widząc jak pada na ziemię bez świadomości. - Teraz…
Jednak trzecia ofiara nie czekała cierpliwie aż spełni się jego przeznaczenie. Desire z pewnym zadowoleniem obserwowała jak potyka się, uciekając byle dalej od koszmaru którego był świadkiem. Czy jednak nie zdawał sobie sprawy z tego jak bezcelową ta ucieczka była? W upojonej mocą akolitce Olweny drzemały siły, które niewielu miałoby odwagę budzić. Nic zaś nie pobudzało ich bardziej niż uciekająca zwierzyna. Idąc więc za owym instynktem ruszyła w pościg. Miał nad nią co prawda lekką przewagę. Wrażenie złudne chociaż z poziomu zwykłego człowieka w pełni uzasadnione. Ona jednak nie należała do przeciętnego okazu tego gatunku. Szczególnie teraz, gdy ofiara została złożona, a świat cieni oferował jej schronienie.

Pchnięcie powaliło go na ziemię. Przerażony próbował wstać jednak ona siedziała mu już na plecach. Nie było sensu kryć się, więc porzuciła zasłonę by mógł zobaczyć jej dłoń i zakrwawione ostrze które w niej trzymała gdy przylgnęła do jego ciała.
- Róbcie co chcecie - wyszeptała mu wprost do ucha, jednocześnie przyciskając mocniej ostrze do jego policzka.
- Wiedźma - sapnął i szarpnął się, zapewne chcąc ją z siebie zrzucić. Nie udało mu się jednak, a karą za ów wybryk był cios trzonkiem w tył głowy.
- Przesadziłam - westchnęła widząc, że ofiara się nie rusza. - Szkoda - dodała unosząc sztylet nad głowę, a następnie opuszczając go, pozwoliła by zatopił się w ciele aż po rękojeść. Ciało drgnęło raz i drugi by wreszcie zastygnąć w objęciach śmierci.

Euforia trwała jeszcze chwilę, a Desire z błogością się jej oddawała. Smak krwi na ustach zdawał się być słodszy od miodu. Energia tętniła w jej żyłach pobudzając ciało i tłumiąc wszelkie negatywne odczucia. Te jednakże ani myślały dać za wygraną i wkrótce upomniały się o swoje prawa.
- Co ja najlepszego zrobiłam - przerażony szept wyrwał się jej z gardła, a w chwilę po nim jęk. Głowa, twarz, ramię… Wszystkie te części jej ciała zdawały się jednocześnie atakować jej umysł ciągłymi, narastającymi falami bólu. Krew zdawała się pokrywać każdy fragment sukni krzycząc wszem i wobec o tym co zrobiła. Jakoś nie wierzyła by samoobrona usprawiedliwić miała owe czyny.
- Mój pan mnie zabije… Obiecałam przecież…
Rozpacz, uczucie zwodu, gniew na samą siebie… Uczucia te kłębiły się w jej umyśle niczym rój wściekłych os. Musiała pozbyć się ciał, musiała doprowadzić się do przyzwoitego stanu, musiała… Łkanie wyrwało się z jej piersi, a łzy zabłysły w kącikach oczu. Miała kłopoty, duże kłopoty. Co innego bowiem zabić gdy od tego zależy dobro jej pana, a co innego gdy morduje się trójkę ludzi bez powodu. To prawda, musiała się bronić jednak nie musiała odbierać im życia.
Szczekanie psa wyrwało ją wreszcie z owej ciemnej doliny. Nie była wszak dzieckiem. Wiedziała doskonale co powinna uczynić. Ukryć ciała, obmyć się z krwi, a następnie powrócić do pana i zdać się na jego łaskę. Innego wyjścia nie było, a przynajmniej ona nie zamierzała do żadnego z pozostałych się uciekać.

Ukrycie ciał zabrało jej nieco czasu gdyż obolała ręka niezbyt nadawała się do dźwigania ciężarów. Szczęściem wyglądało na to, że chcąc uniknąć zostania przyłapanym na gorącym uczynku, napastnicy wynieśli ją dość daleko w głąb otaczających wioskę lasów. Widać chłopak stajenny śledzić ich musiał od początku, na swoją zgubę. Uporawszy się z pierwszym zadaniem ruszyła w stronę studni. Obawiać się nie musiała iż zostanie nakryta, noc bowiem w pełni już królowała na świecie, a zmęczeni ciężkim dniem ludzie dawno temu udali się na spoczynek.
Napełniwszy wiadro wodą, odczepiła je i przeniosła bliżej krzaków. Tam też pospiesznie obmyła się z krwi, poświęcając specjalną uwagę twarzy. Ostatnie bowiem, czego by pragnęła to to by jej pan ujrzał ją z ustami we krwi. Gorzej już chyba nie mogłaby podpaść.
Gdy zakończyła toaletę, wylała wodę w krzaki, a wiadro odniosła do studni i zaczepiła by na pierwszy rzut oka nie dało się poznać, że ktoś z niego w nocy korzystał. Teraz pozostało już tylko dostanie się do gospody. To jednakże był najmniejszy z jej problemów. Otwieranie zamków było wszak jedną z pierwszych lekcji w jakich brała udział w zakonie. Prosty skobel jakim zabezpieczono tylne drzwi nie stanowił dla niej żadnego wyzwania.

Przemykając korytarze, a następnie cicho stąpając po schodach, myślała o tym co ją miało czekać gdy już przekroczy próg pokoju. Myśli te nie były wesołe, mimo iż tliła się w niej także nadzieja na to iż zastanie swego pana śpiącym. Nadzieja która jednakże szybko obróciła się w proch.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 15-10-2015, 11:14   #6
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ciche skrzypnięcie drzwi przerwało rozmyślania Raula na tym, dokąd to diabli ponieśli jego służkę. Iść, sprawdzić konie, wrócić - aż taką daleką ta wyprawa nie była, by Desire miała zniknąć na kilkanaście pacierzy.
Coś stać się musiało, skoro dziewczyna wyglądała jak zmokła kura, na dodatek taka, co ledwo uciekła gospodyni spod noża.
- Mów - rzucił krótko.
Oczywiście, mogła zyskać na czasie udając iż ów nakaz dotyczyć się miał tego w jakim stanie są wierzchowce. Doskonale jednak wiedziała, że taki wybieg na wiele by się nie zdał. Poza tym… okłamać pana? Kuszące, jednak zupełnie nie wchodzące w grę.
- Spotkałam się z pewnymi problemami, dlatego moja nieobecność potrwała więcej, niż powinna. Racz wybaczyć.
Teraz już od niego zależeć miało ile szczegółów pragnął usłyszeć. Nie liczyła jednak iż cud się zdarzy i takie pokrętne wyjaśnienie zostanie bez dalszych pytań. Za dobrze jedno znało drugiego by zostawić sprawę ot tak. Poza tym… taki występek nie mógł ostać się bez kary. Nie pozostawało zatem nic innego jak pochylenie głowy i zdanie się na łaskę lub niełaskę pana.
- Jakie problemy? - spytał Raul, zimny wzrok wbijając w stojącą dziewczynę i ignorując małą kałużę, jaka powoli formowała się u jej stóp.
- Dwoje wieśniaków i chłopiec stajenny - odpowiedziała, nie podnosząc głowy. - Nie byłam wystarczająco czujna. Nie zauważyłam ich, przez co udało się im ogłuszyć mnie i przenieść w zaciszne miejsce. Chłopiec dołączył do nich później, zapewne z ciekawości. Mogłam obejść się z nimi delikatniej, jednak tego nie uczyniłam. Ciała zostały dobrze ukryte, jednak możliwym jest, iż znajdą ich szybciej niżby było wskazane. Biorę na siebie całą odpowiedzialność, mój panie.
Słysząc własną relację z wydarzeń zdawała sobie sprawę z głupoty jakiej się dopuściła. Nie było jej z tym dobrze, jednak nie zamierzała użalać się nad sobą.
- Przepytałaś któregoś? - spytał.
- Nie było okazji - odparła, wiedząc doskonale, że nawet o tym nie pomyślała w szale. - Wyglądali, zachowywali się i pasowali do im podobnych, którzy raczyli się trunkami w sali głównej. Nie uważam by byli szpiegami lub zostali nasłani by zagrozić osobę mego pana. Wszystko wskazywało, iż chodziło im jedynie o zabawienie się.
- Może...
Raul podniósł się wreszcie z fotela, po czym obszedł Desire, dokładnie jej się przyglądając. Siniak na policzku, rozcięta warga, zakrwawione włosy, ślady krwi na ubraniu.
Nie wyglądało to najlepiej.
Raul skrzywił się. Fakt - niektórzy nazwaliby ją tylko narzędziem, ale każdy mądry rzemieślnik dbał o swoje narzędzia.
- Rozbierz się - powiedział.
Rozkaz ów zaskoczył Desire, przez co nie od razu posłuchała. Rozebrać się? Za owymi słowami kryć się mogły rzeczy zarówno przyjemne jak i dość przykre. Wątpiła by mogło tu chodzić o te pierwsze jednak… Raul nigdy jej jeszcze nie uderzył. Jakoś nie chciało się jej wierzyć, by teraz miał nastąpić ów pierwszy raz. Mogła się zapewne sprzeciwić, jednak nie uczyniła tego. Jej własna głupota doprowadziła ją do tego miejsca, a duma nie pozwalała wycofać się przed konsekwencjami. Rozebrała się więc, mimo iż czyn ten ani do łatwych ani też bezbolesnych nie należał. Ręka bolała coraz bardziej, a i głowa najwyraźniej nie zamierzała pozostać w tyle. Udało się jej jednak nie jęczeć niczym delikatne dziewczę, aczkolwiek nie obyło się bez syku, który wydarł się zza zaciśniętych zębów.

Raul ponownie obszedł dziewczynę dokoła, starając się wypatrzyć wszystkie ewentualne skaleczenia czy potłuczenia.
- Coś poza tym? - spytał, dotykając lekko lewej ręki, gdzie, co było już widoczne, niedługo miał się pojawić okazały siniak. - Coś ci jeszcze zrobili?
- Uderzenie pałką w głowę oraz policzek - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Nic co mogłoby zbytnio przeszkodzi w dalszej podróży. Rankiem będę gotowa do wypełnienia obowiązków.
No chyba, że jednak czeka ją chłosta, wtedy mogłoby być nieco trudniej, jednak Desire była pewna, że i w takim wypadku nie zawiedzie.
- Nie o to pytałem - stwierdził Raul.
- Wytrzyj się - rzucił jej płachtę, która wisiała obok stolika z miską i udawała ręcznik. - Potem trzeba cię trochę opatrzyć.
- Ja… nie dałam im okazji, by zdołali zrealizować swoje plany - odparła obojętnym głosem, jednocześnie posłusznie wycierając się. - Rany zaś, nie są groźne, poradzę sobie z nimi gdy tylko… - nie dokończyła gdyż wydało się jej niestosownym przypominanie mu o karze, którą powinna dostać. Znajdowała się wszak na dość grząskim gruncie i lepiej by było gdyby nie pogarszała już więcej swojej sytuacji.

- Włóż coś na siebie - powiedział Raul, gdy Desire wreszcie wytarła się do sucha. - I przyłóż to - podał jej szmatkę, zanurzoną w zimnej wodzie - do guza. Może nie urośnie jak śliwka.

Suche ubranie, nawet jeżeli jest nim jedynie krótka halka i spodenki, było lepsze niż mokre odzienie lub jego brak. Desire nie zamierzała zwlekać z wykonaniem rozkazu.
- Nawet jak urośnie to nie powinno go widać - odpowiedziała biorąc szmatkę i z westchnieniem ulgi przykładając ją do obolałego miejsca na głowie. - Więc jaka kara czekać mnie będzie tym razem? - zapytała, porzucając służalczą pozę. Nikt nie patrzył, nikt nie słyszał. Mimo iż zachowywanie się potulnie i samobitnie byłoby z pewnością lepszym wyjściem, na dłuższą metę zaczynało jej ciążyć. Szczęściem Raul nie należał do takich, którzy by tego wymagali. Dopóki grała swoją rolę gdy sytuacja tego wymagała, nie było problemu. To, że niekiedy rola nakładała się na jej normalne zachowanie i rozumowanie budziło niekiedy jej niepokój, pozostawało jej mała tajemnicą. Szczęściem działo się to tylko wtedy, gdy nie była w stanie w pełni zapanować nad sytuacją. Jak na przykład ów wyjazd do Paryża…
- Wolisz klapsa na goły tyłek, czy klęczenie na grochu? - zainteresował się Raul. Z podręcznej torby wyciągnął słoik z maścią i delikatnie rozsmarował ją na ramieniu, tam, gdzie trafiła pałka.
Desire skrzywiła się, niezbyt zadowolona z owych opcji. Ból w ramieniu także miał do owego grymasu pewne prawa.
- Mam wrażenie, że już dostałam karę, ale gdybym miała wybierać, to klaps wydaje się lepszą opcją.
- To dobrze, bo nie mamy grochu pod ręką, a gospodarz pewnie byłby zdziwiony takim zamówieniem - stwierdził Raul, kończąc zawiązywać bandaż wokół posmarowanego maścią miejsca.
- Przede wszystkim byłby raczej niezadowolony że się go budzi o tej porze - dodała służka, pozwalając sobie na nutkę złośliwości w głosie.
- Chyba dość już będzie miał kłopotów na głowie i bez tego grochu. O dobrego stajennego trudno, a ten na dodatek miał dar. Gdybyś widział jak obchodził się ze zwierzętami...
- Z kobietami najwyraźniej nie potrafił. - W głosie Raula nie zabrzmiała nawet najmniejsza nuta żalu. - A ty musisz pamiętać o jednym. Nie jesteś już dzieckiem. Panny w twoim wieku wychodzą już za mąż, a ty do pewnego czasu jesteś łakomym kąskiem. Musisz to wziąć pod uwagę.
- Ależ ja sobie z tego doskonale zdaję sprawę. Zdobywanie informacji już od jakiegoś czasu stało się przez to łatwiejsze. Dzisiejszego wieczoru… nie byłam dość uważna. Zwykle takie sytuacje nie stanowią problemu.
Desire nie wyglądała na szczególnie zadowoloną. Wręcz rzec by można iż była wściekła.
- Wszystko przez ten wyjazd… - mruknęła jeszcze pod nosem, po czym zwiesiła głowę i umilkła.
- Będzie gorzej - odparł Raul. - A teraz się kładź. - Wskazał na łóżko. Z pewnym trudem zmieściłyby się tam dwie osoby. - Jutro wcześnie wstajemy.
Wizja spędzenia nocy w łóżku była kusząca. Nawet bardzo kusząca.
- Moje posłanie jest tam - wskazała dłonią koc leżący przy drzwiach.
- Nie opowiadaj głupot. Zastaw drzwi, żeby nikt nie wlazł w środku nocy i wskakuj do łóżka. Nie mamy czasu, by dyskutować na ten temat.
Zaczął ściągać kaftan, a potem koszulę.
- Czy to rozkaz? - zapytała, wciąż z nutką buntu w głosie, jednak znajdowała się tam ona tylko dla zasady. Wiedziała wszak, że nie powinna się na to godzić, jednak… Jutrzejszy dzień miał być dla niej wystarczająco nieprzyjemny i bez nocy spędzonej na twardej podłodze.
Spojrzenie rzucone jej przez Raula wystarczyło za odpowiedź.
- Mój panie - skłoniła się mu w odpowiedzi, a uśmiech błąkał się na jej ustach. - Jak sobie życzysz…
Posłusznie, oraz nader chętnie, skierowała swe kroki ku jedynemu w owym pokoju krzesłu, by następnie przenieść je po drzwi i podstawić tak by nie dało się ich otworzyć. Gdyby nawet ktoś uparł się by wejść, narobiłby przy tym sporo hałasu, który z kolei zaalarmowałby zarówno Raula jak i Desire.
Raul w tym czasie rozebrał się i położył.
Łóżko co prawda nie było tak wygodne, jak w domu, ale prześcieradło było czyste, a kołdra była dość szeroka, by się nią mogły przykryć dwie osoby.
Służka, wierna swym przyzwyczajeniom, jeszcze raz sprawdziła czy wszystko jest jak należy i nie ma większej niż minimalna, szansy na to że ktoś mógłby zaatakować ich w trakcie snu, po czym położywszy ulubiony sztylet pod poduszką, ułożyła się wygodnie u boku Raula.
- Dobrej nocy, mój panie - rzekła jeszcze nim zdmuchnęła świecę pogrążając pokój w ciemnościach.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-10-2015, 19:30   #7
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Ranek przywitał ich promieniami słonecznymi radośnie zaglądającymi przez okno. Desire wstała jako pierwsza, tuż przed pojawieniem się pierwszego z owych świetlistych gości. Zająć się bowiem trzeba było przygotowaniami do wyjazdu oraz śniadaniem, które jak doskonale pamiętała z poprzedniego wieczoru, miało być nie tylko treściwe ale i zjadliwe. Ubrała się więc pospiesznie w zapasową suknię, którą z juków wyjęła, upewniła że sztylety w trzewikach są nie tylko niedostrzegalne ale i łatwe do wyjęcia, a następnie dyskretnym chrząknięciem dała znać Raulowi, że pora już wstawać.
- Grzeczna dziewczynka - pochwalił ją Raul, który przyglądał się tej całej scenie spod przymkniętych powiek. - Idź i załatw porządne śniadanie. Podwójne. Powiedz, że pan hrabia jest głodny jak wilk.
Wstał i zaczął się ubierać.
- Wedle życzenia - odparła kierując się do wyjścia. Nim jednak przekroczyła próg poświęciła chwilę by odstawić krzesło na jego miejsce.
Piętro niżej ruch już się zaczął. Widać było iż wieśniacy nie należą do tych co to wylegują się w pierzynach do południa. Desire zajęło więc chwilę by do właściciela przybytku się dostać i zamówienie złożyć. Mężczyzna ów, jak zdążyła się wieczoru poprzedniego dowiedzieć Urbanem się zwący, pomarudził trochę na ilość jadła, jednak nie czynił jej większych problemów. Widać zdawał sobie sprawę, że jeżeli zawiedzie lub odmówi podania owych przysmaków, jaśnie pan z pewnością nie okaże łaski. Desire postarała się o to by nie zapomniał o grożących mu konsekwencjach dzięki czemu nie musiała długo czekać. Taca była pełna, a przez to i dość ciężka. Zwykle nie sprawiłoby jej większego problemu wniesienie jej po schodach, jednak tego ranka ręka bolała ją jak wszystkie diabły. Zacisnęła jednak zęby i jakoś, aczkolwiek wolniej niżby należało, dotarła do drzwi pokoju.
Gdy wróciła na górę, ich rzeczy były już spakowane. Jej brudna od krwi i stale wilgotna suknia zniknęła, a jedyną rzeczą, jaka pozostała do schowania był koc.
- Siadaj i jedz - powiedział Raul, gdy taca znalazła się na stole.
Zamknął drzwi, a sam usiadł na przysuniętym do stołu fotelu, pozostawiając Desire znacznie mniej wygodne krzesło.
Dziewczynie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szczególnie że po wczorajszym gulaszu nawet ślad w jej żołądku nie pozostał. Jadła zaś na tacy było tyle, że nawet gdyby trzecia osoba się dosiadła, zapewne nikt od stołu nie wstałby głodny. Były tam bowiem jajka na twardo gotowane, szynka, kurczak na zimno, chleb, kiełbasa, boczek wędzony, świeże pomidory i trzy rodzaje sera. Do tego wino, które co prawda do najlepszych nie należało ale zdatne do picia było.
Posiłek zjedli w ciszy, w pełni skupiając się na owych pysznościach, jakie im ofiarowano. Tym zaś co zostało, a co zdatne było do zjedzenia w czasie późniejszym, Desire uzupełniła ich własne zapasy. Któż to bowiem wiedział czy przed kolejnym miastem czy wioską nie zapragną przerwać podróży krótkim piknikiem.
- Pójdę przygotować konie - oznajmiła Raulowi.
- Nic z tych rzeczy - odparł. - Nie po tym, co się zdarzyło wczoraj.
- Jest ranek - sprzeciwiła się. - Nic mi nie będzie. Poza tym to nie będzie wyglądać dobrze gdy wieśniacy zobaczą że idziesz po konie zamiast wysłać służkę. Tak się wszak nie robi…
- Pańskie oko konia tuczy. Nie słyszałaś o tym? - uśmiechnął się Raul. - Zniesiesz na dół nasze bagaże, ja w tym czasie zapłacę. A wtedy wrócisz ze stajni... Chyba nie uwierzysz w to, że kobieta potrafi dobrze osiodłać konia? Nikt nie uwierzy. - Uśmiechnął się. - A skoro nie ma stajennego, to będę musiał się tym zająć osobiście.
Desire z przyjemnością wyjaśniłaby Raulowi jak bardzo się w owej kwestii myli jednak… Uznała, że po wczorajszym powinna jednak nieco się wstrzymać.
- Jak sobie życzysz panie - odburknęła jedynie, a następnie zabrała się za zwijanie koca.
Raula rozbawił ton dziewczyny, nic nie skomentował jej słów.
- Do zobaczenia na dole - powiedział tylko. Zabrał najważniejsze rzeczy - broń i sakiewkę - po czym zszedł na dół, by uregulować rachunki.
Nie pozostało zatem nic innego jak tylko dokończyć pakowanie i zabrać bagaże na dół. Praca ta nie należała do szczególnie ciężkich czy też wymagających, jednak Desire nie była tego ranka w najlepszej formie przez co gdy wreszcie dotarła do stajni miała wrażenie, że ramię zaraz jej odpadnie, a głowa eksploduje. Całkiem ciekawy początek kolejnego dnia podróży. Jej samopoczucia bynajmniej nie poprawiło też to, czego zdołała się nasłuchać podczas całej drogi. Najwyraźniej zniknięcie stajennego wywołało nie lada burzę. Opinii było wiele, od ucieczki po zapicie. Szczęściem nikt nie zawracał jej głowy najwyraźniej uznając, iż przyjezdna dziewka nie ma nawet bladego pojęcia, o kim mowa była.
Wbrew temu co jej nakazano, nie tylko zaniosła bagaż ale i osiodłała wierzchowce oraz zadbała o to by juki zostały dobrze rozłożone i przymocowane. Nie chciała ryzykować ewentualnego wypadku i problemów z nim związanych. Zadowolona ze swej pracy opuściła stajnie i udała się w drogę powrotną.
Raul, jak się okazało, już na nią czekał.
- Gdzie byłaś! - zapytał tonem niezbyt przyjemnym. Całkiem jakby nie był zadowolony z tego, że musi stać i na nią czekać.
- Wybacz, mój panie - odparła, pochylając nisko głowę i nadając głosowi potulne brzmienie. - W stajni panuje tłok, a brak stajennego sprawia iż króluje tam chaos. Uczyniłam wszystko co w mojej mocy było, jednak nie udało mi się spełnić twego życzenia w odpowiednio krótkim czasie.
- Brak stajennego? - Raul przeniósł wzrok z dziewczyny na karczmarza. - Chyba nie polecę tej karczmy moim przyjaciołom - powiedział, po czym ruszył w stronę wyjścia, nie zwracając uwagi na to, co usiłuje rzec stojący za ladą człek.
Ten zaś omal trupem nie padł słysząc tą opinię wielkiego pana. Wszak sukces jego karczmy zależał nie tylko na dobrej lokalizacji ale i słownej rekomendacji. Gdy zaś się rozniesie, że nie był on w stanie zadbać o podstawowe wygody jakie należały się takiemu panu to…
- Nie mogłaś dupska ruszyć leniwa dziewko? - zwrócił się z gniewną miną ku tej, którą w chwili obecnej uznał za główną winowajczynię.
- Trzeba było zadbać o lepszego stajennego, co to nie szwenda się nie wiadomo gdzie, tylko wykonuje swoje obowiązki - odparła mu, nie szczędząc przy tym wzgardy. - Nie mój to obowiązek by końmi się zajmować, a co najwyżej by pracę innych, którzy w tym celu zostali zatrudnieni, doglądnąć.
- Bezczelna… - zapewne miał dodać do tego jakieś nieprzyjemne określenie jednak wstrzymał się w ostatniej chwili. - Znikaj mi z oczu dziewczyno, zanim panowanie stracę. Dość już mam problemów na głowie z tym chłopakiem, by jeszcze w dysputy się wdawać z byle służącą.
Desire nie zamierzała go z owego błędnego mniemania o niej wyprowadzać. To, że do byle służącej było jej tak daleko, jak jemu do królewskiej korony, pozostać musiało jej sekretem.
- Miłego dnia życzę - dodała niezbyt szczerze, po czym rozsądnie zniknęła mu z oczu wychodząc na podwórze, gdzie Raul w skupieniu sprawdzał, czy konie są porządnie przygotowane do podróży.
Uznawszy najwyraźniej, że nie trzeba nic poprawiać Raul dosiadł swego wierzchowca, po czym, rzuciwszy dziewczynie ponaglające spojrzenie ruszył na trakt, chcąc znaleźć się jak najdalej nim słońce zacznie przypiekać tych, co włóczą się po traktach, miast spędzać upalne godziny w cieniu. No i zanim zacznie się afera związana z odnalezieniem trzech zarżniętych mężczyzn.
Jego służka nie zamierzała zwlekać chwili dłużej, niż wymagało tego znalezienie się na końskim grzbiecie. Wkrótce też dołączyła do swego pana, by wraz z nim ponownie stawić czoła trudom podróży w palącym słońcu i pyle drogi.

 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 19-10-2015, 15:55   #8
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pogoda sprawiła podróżnym psikusa. Słońce, które początkowo zalewało swymi promieniami każdy kawałek zapylonego traktu, zapowiadając dzień równie uparty, jak poprzedni, po paru godzinach zaczęło się chować za mniejszymi czy większymi chmurami, zaś skwar, wróg każdego rozsądnego podróżnika, zniknął jak za sprawą czarodziejskiej różdżki.
Do zajścia w Saint-Aubin nie wracali, prócz jednego krótkiego polecenia, które wydał Raul.
- W Sens sprawisz sobie nową suknię - powiedział. - A tamtą później doprowadzi się do porządku.


Na popas tym razem zatrzymali się nie na leśnej polance, a "U Pierre'a", w dość sporych rozmiarów karczmie, samotnie stojącej koło traktu.
Sam Pierre, różniący się zdecydowanie od stereotypowego wizerunku przypisywanego karczmarzom, na sam próg wyszedł, witając dostojnego gościa i zapewniając, że w jego karczmie...
Raul machnięciem ręki stłumił wylewność karczmarza. Odesłał Desire, by zajęła się końmi, po czym wkroczył do karczmy, gdzie służba przygotowywała już dla niego najlepszy stół.

- Podwójna porcja kaczki, butelka burgunda, reszta według uznania - powiedział, zajmując miejsce i krytycznym wzrokiem obrzucając leżący na tym stole obrus.

Nawet nie musiał długo czekać. Już po chwili pojawiła się przed nim butelka wina, wraz z kieliszkiem, do tego przekąska, by gość nie tracił humoru, głodny czekając na danie główne.
A to pojawiło się wreszcie - i smakowicie wyglądając, i smakowicie pachnąc. Wystarczyło wyciągnąć rękę i jeść. I pić. Wszystko, oczywiście, z umiarem.
Podróże sprzyjają rozwojowi apetytu, więc porcja, którą zamówił Raul, wnet zniknęła w jego żołądku.
Raul wytarł ręce i usta, rzucił oberżyście garść srebra, po czym wyszedł na dwór by sprawdzić, co porabia Desire. I czy, zgodnie z poleceniem, zajęła się końmi.

Ta zaś, jak zwykle, stanęła na wysokości zadania. Konie zostały napojone i nakarmione. Juki sprawdzone i wszelkie, ewentualne niedociągnięcia poprawione. Desire siedziała na brzegu koryta, z którego wierzchowce piły wodę i moczyła w nim szmatkę, którą w nocy dostała od Raula. Musiała korzystać z niej parę razy gdyż zarówno włosy jak i czoło dziewczyny były wilgotne. Gdy jednak zauważyła wychodzącego z karczmy Raula, pospiesznie przerwała owe zajęcie.
- Zjesz coś? - spytał cicho Raul, równocześnie ostentacyjnie sprawdzając, czy konie są naprawdę przygotowane do podróży.
- Nie jestem głodna - odparła. - Możemy ruszać w każdej chwili.
Raul skinął głową, po czym, nie patrząc ani na Desire, ani na kłaniającego się w pas karczmarza, dosiadł wierzchowca i ruszył na trakt.

- Musimy trochę przyspieszyć - powiedział Raul, gdy karczma znalazła się już daleko za nimi. - Przed wieczorem powinniśmy dotrzeć do Sens.
- Jak sobie tego życzysz, panie - odparła Desire, która co prawda nie wiedziała jakim cudem miałaby wycisnąć ze swego wierzchowca szybsze tempo, jednak nie zamierzała publicznie sprzeciwiać się wicehrabiemu.

Pesymistyczne przypuszczenia nijak się nie sprawdziły.
Klacz, której dosiadała Desire, lepiej się spisywała, niż dziewczyna się spodziewała. Najwyraźniej wygląd nie do końca odpowiadał rzeczywistym możliwościom klaczy, która - chociaż najlepsze lata miała już za sobą - dotrzymywała kroku lepszemu wierzchowcowi. A ze pogoda stale dopisywała, podróż przebiegała bez większych kłopotów. Wyprzedzali mniejsze i większe grupy pieszych podróżnych, kupieckie wozy i bardziej eleganckie zaprzęgi szlachetnie urodzonych. Trakt, chociaż dzień targowy bynajmniej to nie był, pełen był ludzi w różnych sprawach wędrujących od wioski do wioski czy od miasta do miasta. Wiele towarów spływało leniwie się wijącą Yonne, lecz ubite drogi i tak tętniły życiem.

Gdy dotarli do Sens godzina była jeszcze wczesna.
- Jak dotrzeć pod "Lwa"? - Raul pochylił się ku jakiemuś z miejska ubranemu człekowi.
- Prosto, panie, pojedziecie, potem skręcicie w prawo, w trzecią ulicę. I już będziecie.
Raul skinął głową.
Wskazówki były jasne i proste. I trudno było zabłądzić. Po paru minutach podróżnicy wjechali na ogrodzone wysokim płotem podwórze karczmy, na szyldzie której prężył się gotowy do skoku lew.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-10-2015, 01:10   #9
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Desire z ulgą oddała wierzchowce stajennemu. Mężczyzna zdawał się wiedzieć co robi, o czym mogła się przekonać po stanie boksu do którego wprowadzono ogiera wicehrabiego. Jej klacz oraz koń juczny trafiły do mniej zaszczytnej, jednak dobrze utrzymanej części wspólnej, w której miejsce na noc znalazły wierzchowce mniej znamienitych gości. Upewniwszy się jeszcze czy wszystko zostawia za sobą w należytym porządku, zabrała bagaże i udała się do karczmy, gdzie Raul zdążył już wynająć pokój na noc i osobny salonik gdzie miał w spokoju spożyć kolację. Sama Desire nadal nie czuła głodu, co wraz z bólem głowy zaczynało ją powoli martwić. Nie zamierzała jednak dzielić się owymi zmartwieniami z towarzyszem podróży. Zamiast tego zaniosła ich rzeczy do pokoju i sprawdziła czy zamek w nim się znajdujący jest sprawny. Również okno, a następnie pościel, doczekały się jej uwagi. Uznawszy, że wszystko jest jak należy, opuściła pokój i udała się do jadali, w której Raul czekał na podanie wina.
- Zadbałam o konie i przygotowałam pokój - oznajmiła mu, dygając przy tym zgrabnie, na potrzeby ewentualnej publiczności. - Czy mój pan będzie mnie potrzebował w trakcie kolacji czy też mogę się oddalić by spełnić jego wcześniejsze rozkazy?
- Możesz iść.
- Raul skinął głową. - Pamiętaj tylko, że jedziemy do Paryża. - Przesunął w stronę Desire garść srebra. - Nie masz oszczędzać, rozumiesz?
Wiedział, ze dziewczyna nie należała do rozrzutnych, ale czasami jej podejście do pieniędzy zahaczała o skąpstwo, a jego służąca nie mogła paradować w łachmanach.

Oczywiście Desire nie zapomniała owego “drobnego” szczegółu ich wyprawy. Wiedziała, że suknia, którą zakupi nie powinna przynosić wstydu wicehrabiemu. Ciężko jednak przychodziło jej odstąpienie od zwyczajów i głębsze sięgnięcie do sakiewki pana. Była jednak dobrym narzędziem, a takowe nie powinno zawodzić z byle powodu. Skłoniła przeto głowę, dygnęła i już jej nie było. Aby bowiem spełnić życzenie Raula nie mogła czasu marnować. Sklepy wszak zamykano przed zmrokiem. Co prawda do tego momentu czasu pozostało trochę to jednak wolała ona mieć go nieco w zanadrzu co by nie musieć być skazaną na pierwszą lepszą suknię, na jaką natrafi.

Sens było miastem dużym, wciąż rozszerzającym swe granice i bogactwo mieszkających w nich ludzi. Mimo coraz późniejszej pory ruch panował znaczny, szczególnie w dzielnicy handlowej, do której drogę wskazała jej starsza kobieta, pchająca przed sobą wózek z serem.
Wybór sklepów był ogromny, nieco chaosu powodujący w planach Desire. Liczyła na parę przybytków oferujących rzeczy, które zamierzała kupić, zamiast tego stanęła na początku ulicy, która zadawała się końca nie mieć, pełnej witryn, w których swe produkty oferowali przedstawiciele najróżniejszych profesji. Na dokładkę w odchodzących od głównej drogi uliczkach, mieściły się kolejne przybytki w których srebro z rąk do rąk przechodziło. Gwar także był spory, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę liczbę kupujących. Karoce i wierzchowce walczyły tu o pierwszeństwo z pieszymi, nie zawsze walkę tą wygrywając przez co od czasu do czasu słychać było głośne przekleństwa i świst batów. Nieprzyzwyczajona do takiego zamieszania Desire potrzebowała chwil kilku, by panowanie nad sobą odzyskać. Myśli bowiem sięgające ku ostrzu sztyletów pojawiły się w jej umyśle sprawiając iż palce mrowiły ją nieprzyjemnie domagając się działania. Jeżeli Paryż także miał tak wyglądać, a była niemal pewna iż będzie tam gorzej, sporo wysiłku kosztować ją będzie nie tyle utrzymanie Raula przy życiu i zdrowiu, co powstrzymanie swych popędów.
Czas jednak mijał, a ona ruch wstrzymywała co nie każdemu pasowało. Ignorując złe spojrzenia i parę dosadnych słów jakie pod jej adresem posłano, ruszyła przed siebie wypatrując sklepu, który sprzedawałby odzież dla mniej zamożnych i służby. Znalezienie takowego zajęło jej dobrą chwilę i zmusiło do zagłębienia się w jedną z bocznych uliczek.
- Panienka sobie życzy? - Pytanie było uprzejme, ale spojrzenie stojącej za ladą starszej niewiasty wyrażało niezadane na głos pytanie "Czyś ty na pewno dobrze trafiła?".
- Potrzebuję sukni odpowiedniej do tego by się w niej pokazać w Paryżu. Mój pan jest dość wymagający, więc materiał ma być dobrej jakości, krój zaś w miarę możliwości skromny ale elegancki - wyjawiła swe życzenie starszej sprzedawczyni głosem przyjaznym acz stanowczym. Jeszcze tego by brakowało, by miała płaszczyć się przed staruchą, która swego miejsca nie zna. Klient nasz pan, czy nie tak brzmieć miało motto każdego dobrego sprzedawcy?
Starsza pani westchnęła.
- Paryż to jednak nie do końca będzie - powiedziała. - Chociaż nasze klientki nigdy nie narzekały na jakość naszych wyrobów... Gwarantuję jednak, że swemu panu nie przyniesiesz wstydu.
- Zatem bez wątpienia opuszczę ten sklep zadowolona i dobre słowo rzeknę hrabiemu.
- Desire uznała, że odrobina lukru nie zaszkodzi, a jedynie lepszą cenę jej może załatwić. W końcu zadowalanie stref wyższych było tym co winno stanowić cel tych, którzy urodzili się w mniej uprzywilejowanej strefie.
Starsza pani najwyraźniej sama prowadziła ten sklep i nawet jeśli zatrudniała kilka krawcowych, to osobiście zajęła się klientką, pokazując to, co w sklepie miała najlepszego, i w czym klientka mogłaby się czuć dobrze.
Ów pokaz zaś sprawił, iż młoda służka zrozumiała, dlaczego została zmierzona owym niezbyt przychylnym spojrzeniem. Każda z sukni, jakie się przed nią znalazły, była w porównaniu z tą, którą miała na grzbiecie, iście królewską kreacją. O ile się nie myliła, to podobne stroje miały damy, które widziała na ostatnim z balów, jakie zostały zorganizowane w rodowej siedzibie wicehrabiego. Widać moda uległa kolejnej zmianie i to co, uznawane było za jej ostatni krzyk na prowincji, bliżej stolicy dobre było jedynie dla mniej zamożnych panien.
Po namyśle wybrała prostą suknię z bufiastymi rękawami w kolorze soczystej zieleni. Nie należała ona do najbardziej wymyślnych kreacji jakie miała przed sobą, pozwalała jednak na znacznie większą swobodę ruchu niż jej towarzyszki. Ozdobiona delikatnym haftem i drobnymi, udającymi szafiry kamykami, wydała się Desire odpowiednią. Zapewne po dotarciu do Paryża zostanie ona zmuszona do poddania się decyzjom hrabiny, która z pewnością nie dopuści, by jej wygląd wpływał na opinię, jaką inni mieli na temat jej rodziny. Póki jednak wciąż miała pewną swobodę w wyborze, nie zamierzała z niej łatwo rezygnować. Dobrała jeszcze strój do jazdy konnej w podobnym co suknia kolorze i lekką, czarną pelerynę, która miała za zadanie chronić ją przez zbyt bliskim kontaktem z promieniami słonecznymi. Zapłaciła żądaną kwotę i zapytała gdzie może znaleźć szewca. Uzyskawszy odpowiedź zebrała zakupy i ruszyła we wskazanym kierunku.

Gdy wracała już do karczmy, obładowana była jak nigdy. Nie licząc ubrania weszła w posiadanie dwóch par nowych butów, w tym jednych do jazdy konnej idealnie się nadających. Wstąpiła także do kowala u którego zakupiła pas skórzany, dość wąski, z pochwą na sztylet, która kryła całe ostrze. Wedle słów mężczyzny wykonany on został dla syna jakiegoś szlachcica, który jednakże nigdy po swoje zamówienie się nie stawił. Ponoć choroba jakaś chłopca zabrała więc i owego pasa już nie potrzebował. Desire podziękowała owej chorobie w myślach, jednocześnie na głos wyrażając swe współczucie.
- Hej panienko, a panienka czasem to aby nie zabłądziła? - głos zza jej pleców dobiegający nie był dla niej zaskoczeniem. Mężczyzna bowiem, do którego należał, wraz z towarzyszem swoim, podążali jej śladami już od czasu jakiegoś. Pierwszy raz zauważyła ich gdy wychodziła ze sklepiku starszej pani, która strojami handlowała. Później mignęli jej w tłumie gdy wchodziła do szewca. Na koniec, już nieco otwarciej, kiwnęli jej głowami gdy opuszczała kowala. Teraz najwyraźniej uznali, że obładowana zakupami i skryta przez wzrokiem przechodniów w mniej uczęszczanej uliczce, będzie idealnym celem. Mrok wszak już zapadł, ci, co interesy robili, oddalili się do domów by w spokoju posilić się przez snem. Czas nadszedł na szemrane umowy i zbrodnie, a tych wszak w żadnym mieście nie brakowało.
Desire wydała z siebie znużone westchnienie. Zabawienie się z nimi byłoby może przyjemne dla jednej ze stron, jednak byłoby również marnowaniem czasu i, zapewne, kolejnej sukni.
- Panienka to chyba nieśmiała jakaś - dodał drugi, gdy nie odpowiedziała im od razu. - Bać się nas nie trzeba - zarechotał. - My tylko pomoc chcielim zaoferować.
- Raczcie wybaczyć, to przez zaskoczenie - odpowiedziała im grzecznie, lustrując przy tym uzbrojenie, którym się poszczycić mogli. Wiele tego nie było, ot pałka przy pasie i stary, poszczerbiony miecz. Nawet jednak tak marna broń mogła sporych kłopotów narobić o czym przez cały dzień przypominał jej ból głowy.
- Pierwszy raz w Sens jestem i faktycznie, chyba się zgubiłam - paplała w najlepsze, słodkie oczęta przy tym robiąc. - Jak nic burę za to dostanę, a przecież to nie moja wina. No i ciemno już… Panowie pewnie nie znają drogi do Białej Gęsi? - zapytała niewinnie, wymieniając przybytek, którego nazwa obiła się jej o uszy przypadkiem.
- Białą Gęś, powiada panienka… - Ten z pałką, wysoki i dobrze zbudowany, o długich do ramion włosach i podniszczonym stroju, zdawał się zastanawiać przez chwilę, jednocześnie postępując krok w jej stronę. - To panienka całkiem drogę pomyliła, bo żeby do Gęsi dotrzeć to trzeba było wpierw na plac targowy się dostać, a do placu stąd jest drogi trochę.
- Pomożemy panience, bośmy dobrzy ludzie, a widać że w potrzebie jesteś - dodał drugi, także się do niej zbliżając, aczkolwiek z boku, tak by drogę ucieczki jej odciąć.
- Naprawdę? - zapytała z nadzieją w słodkim głosiku. Mdliło ją co prawda od tej słodyczy i chciałaby już zanurzyć ostrze w ich trzewiach, jednak trzymała się w ryzach. Zapewne chcieli ją odciągnąć w jakieś mniej uczęszczane miejsce i tam dopiero zaatakować. To zaś dawało jej czas na odpowiednie przygotowanie się do tego ataku.
- Oczywiście - odparł ten z przydługimi włosami. - Przecież nie można tak panienki zostawić, żeby…
- Żeby co, jeśli można spytać? - rozległ się głos, a z mroku panującego w jednym z wejść do zamkniętych już sklepów, wyłonił się młody mężczyzna w doskonale rozpoznawalnym przez wszystkich stroju.
Desire zbladła niemal tak samo jak jej napastnicy. Pomyśleć, że rozważała przez krótką chwilę, rozliczenie się z tą dwójką tu, na miejscu. Jak długo tam stał? Tego nie była pewna, wszak jej uwaga skupiona była na przeciwnikach. Wątpiła jednak by przemknął niezauważony. Prędzej już byłą gotowa uwierzyć iż stał w tym cieniu czekając na kogoś. Może nawet na tą dwójkę. Tylko po co?
- Nic, nic - odparli jeden przez drugiego. - Panienka drogę zgubiła, a my…
- Postanowiliście pomóc. Jakże chwalebne, zupełnie jednak niepotrzebne bowiem to zadanie zostało powierzone mojej osobie. Bądźcie zatem tak uprzejmi i zejdźcie mi z oczu.
Prośba ta, która wcale prośbą nie była, wzmocniona została błyskiem stali, gdy muszkieter dobył swój rapier. Przez chwilę wydawać się mogło, iż mężczyźni zaryzykują jednak i podejmą wyzwanie. Desire najwyraźniej nie była jednak nagrodą wartą takiego ryzyka.
- To my już sobie pójdziemy - rzekł jeden.
- Miło było panienkę poznać - oznajmił drugi.
Następnie, nie czekając aż cierpliwość muszkietera się skończy, oddalili się dość pospiesznym krokiem, jednak trzeba im było przyznać, iż mieli dość hartu ducha by nie biec.
- Winna jestem podziękowania - zwróciła się do swego wybawcy, gdy już udało się jej opanować chęć wybuchnięcia pogardliwym śmiechem.
- Cała przyjemność była po mojej stronie - odpowiedział jej pochylając głowę i zamiatając kapeluszem ziemię przed jej stopami. - Kawaler Gaspar Beaumont, do twych usług.
Przez chwilę Desire miała wrażenie, że znalazła się w jednej z tych opowieści którymi tak zachwycały się wszystkie młode dziewczęta. Zrobiło się jej przez to niedobrze. A może to z powodu głodu? Nie miała ochoty wnikać w tak nieistotne szczegóły.
- Jestem wdzięczna za ratunek kawalerze - dygnęła z gracją. - Desire Roux - przedstawiła się i na tym poprzestała.
- Zatem - młodzieniec obdarzył ją promiennym uśmiechem, na którego widok panny musiały mdleć setkami, a który najwyraźniej wpływu takowego nie miał na rudowłosą służkę. - Pozwolisz się odprowadzić do owej karczmy, której nazwę wcześniej wspomniałaś?
Propozycja była kusząca, szczególnie, że noc już zapadła, a takich sytuacji jak ta sprzed paru minut mogło na nią czekać wiele.
- Byłabym wdzięczna, aczkolwiek trud twój, kawalerze, zdałby się na marne, droga moja prowadzi bowiem nie do Białej Gęsi, a do karczmy Pod Lwem zwanej.
Informacja ta zaskoczyć musiała młodzieńca, gdyż nieco baczniej przyjrzał się swej rozmówczyni.
- Rozumiem. Niemniej podtrzymuję ofertę. Pora ta nie jest najlepszą na samotne spacery, szczególnie dla panny, która swą urodą mogłaby gwiazdy wraz z księżycem zawstydzić.


W ten oto sposób Desire Roux przybyła do karczmy Pod Lwem eskortowana przez kawalera Beaumont. Szczęściem nie nalegał on by wraz z nią przekroczyć próg przybytku. Musiałaby się nieźle natłumaczyć dlaczego na owe towarzystwo zasłużyła. Miast tego jej rycerz w srebrnej zbroi, ukłonił się, życząc miłego wieczoru i oddalił, znikając w mroku nocy.
Stanie przed karczmą nie należało do rozsądnych zajęć, szczególnie że musiała zdać jeszcze raport ze swej wyprawy wicehrabiemu, zjeść coś i przygotować miksturę na ból głowy mającą pomóc. Wieczór bowiem może i był miły, ona jednak nie miała czasu podziwiać jego uroków. Z takimi oto myślami przekroczyła próg karczmy, chcąc następnie udać się na piętro, do wynajętego pokoju, gdzie z pewnością czekał już na nią jej pan, ciekawy zapewne, gdzie też podziewała się tym razem.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 22-10-2015, 23:13   #10
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Raul d'Arquien, wicehrabia de Thou, bynajmniej nie spał. I, bynajmniej, powodem owego stanu nie był niepokój o wysłaną na zakupy służącą. Raul, nie da się ukryć, nawet nie myślał o Desire, bowiem zmagał się z zalewem bzdurnych informacji, którymi bardzo hojnie (i całkowicie bez jego zachęty) częstował go jego rówieśnik, Victor, syn i jedyny spadkobierca barona d'Angers.
Problem na tym polegał, iż wśród morza głupot, jakie płynęły z ust Victora, od czasu do czasu trafiały się cenne perełki, które mogłyby się przydać Raulowi gdy już wpłynie na niebezpieczne paryskie wody.
Victor, czego Raul nie omieszkał się potwierdzić i współczucie wyrazić wieloma słowami, pecha miał niezmiernego, bowiem podróż odbywał w drugą stronę - z Paryża do rodzinnych włości - z czego w najmniejszym stopniu nie był zadowolony, bowiem (według jego słów), życie na prowincji nijak się miało do tego, co działo się w stolicy.
Sypał więc Victor jak z rękawa imionami i nazwiskami tych, których miał przyjemność poznać, z którymi pił, mierzył się w walce na rapiery, grał w karty. Części z tych nazwisk Raul nigdy nie słyszał, ale były też i takie bardziej znane - wnuk księcia de Luynes, młody hrabia de Novion, baron de Batz, synowie markiza de Prie czy syn hrabiego de Vauban.
O tym, kto spotkaniem z jaką panną się chwalił, Victor również wspomniał, takoż i o swoich przygodach z pannami, z których parę sakiewkę jego nadszarpnęło. I zapewne to ostatnie sprawiło, że najmłodsza latorośl rodu d'Angers została wezwana do domu.
O teatrze w Hôtel de Bourgogne, tudzież sztukach tam wystawianych, rozmówca Raula również opowiadał. Takoż i o operze, święcącej wielkie triumfy. Ale i tu podkreślał, że do teatru czy opery nie tylko po to się chodzi, by aktorów obejrzeć czy śpiewu posłuchać.
Wszystko to Victor wspominał z wielkim żalem, nacisk największy jednak kładąc na zabawy do rana w zacnym towarzystwie. I żałował (szczerze, tego Raul był pewien), że wyjechać musiał z Paryża. Tak bardzo żałował, że żal ów aż dwiema butelkami zacnego bordauex musiał spłukać.
Raul, którego owe przyjemności dopiero miały czekać, nie miał czego żałować. Wprost przeciwnie, zatem ilość trunku, jaka przepłynęła przez jego gardło nie dorównywała nawet połowie tego, co stało się udziałem Victora.

Gdy wreszcie Victor, utrudzony mową i bordeuax, zaczął przy stole przysypiać, Raul dopilnował, by towarzysz młodzieńczych zabaw trafił do swego pokoju, po czym ze spokojem dokończył kolację, wino tym razem ograniczając do minimum. Victor mógł nawet cały dzień odsypiać libację i nikt mu złego słowa nie powie, ale gdyby Raul zbyt późno przyjechał do Paryża, to hrabina de Riquet ciosałaby mu kołki na głowie przez ładnych parę wieczorów. Ranki jedynie miałby spokojne, bowiem hrabina-wdowa nie wstawała, nim słońce sięgnęło zenitu.
- Czy pan hrabia czegoś sobie jeszcze życzy? - Służąca, która stanęła w drzwiach, spróbowała wykonać coś na kształt dygnięcia.
Raul obrzucił wzrokiem stół, na którym znajdowały się resztki kaczki i szynki, nieco kiełbasy, chleba i owoców, trochę słodyczy, tudzież trzy butelki, z których w dwóch widać było już dno.
- Nie, dziękuję.
Kolacja była już za nim. Godzina była późna, a biesiadować do rana nie zamierzał. Co innego, gdyby towarzystwo miał, ale nie sam, szczególnie w planach mając podróż dość długą, bo do Melun, gdzie czekał kolejny nocleg, był niezły kawał drogi. Raul wypił do końca wino z kielicha, przegryzł kawałkiem kiełbasy, po czym otarł usta serwetką.
Z cichą nadzieją, że innych znajomych już nie spotka, ruszył do swego pokoju.

Desire ledwie zdążyła odłożyć pakunki z zakupami, gdy drzwi pokoju zostały otwarte i jej pan przekroczył próg.
- Kolacja była udana? - zapytała go, wprawnym okiem oceniając jednocześnie jego stan. Co prawda Raul zwyczajowo unikał nadmiernego spożywania trunków, jednak i jemu zdarzało się niekiedy przesadzić. Tym razem odetchnęła jednak z ulgą. Nie chciałaby się później tłumaczyć hrabinie dlaczego tak późno przybyli. Nie wątpiła, że to na nią spadłaby wina.
Raul skinął głową.
- Na szczęście się zbytnio nie przeciągnęła - odparł. - Zjadłaś coś?
- Nie miałam ku temu okazji - odparła. - Dopiero co wróciłam. Muszę jeszcze przełożyć zakupione rzeczy do bagaży.
- To nie ucieknie. Idź coś zjeść. Albo lepiej powołaj się na mnie i przynieś do tutaj. przynajmniej będzie to coś porządnego, a nie jakieś pomyje - stwierdził Raul.
- Jak mój pan sobie życzy - odpowiedziała mu, nad wyraz uprzejmie. - Zatem udam się na dół i wrócę z czymś odpowiednim.
Mówiąc owe słowa ruszyła w stronę drzwi, za którymi wkrótce zniknęła.

Nie kazała na siebie zbyt długo czekać. Raul ledwo zdążył ściągnąć kaftan i sprawdzić jakość wypchanego słomą materaca, gdy dziewczyna stanęła w drzwiach, niosąc tacę na której znalazła miejsce połówka kaczki, kiść winogron i niewielkich rozmiarów kawałek sera. Na środku tacy królował brzuchaty czajnik pełen gorącej wody.
- Pijesz wodę? - zdziwił się Raul.
- Potrzebuję jej do przygotowania naparu - wyjaśniła Desire, kładąc tacę na stoliku. Następnie ruszyła ku bagażom by wydobyć z nich kuferek, stanowiący część jej jakże niewielkiego dobytku, który zawsze zabierała za sobą, a który zawierał większą część jej zbioru ziół i mikstur. Gdy go otworzyła oczom Raula ukazał się rząd fiolek, woreczków i puzderek różnego rodzaju i wielkości. Zapach dochodzący z wnętrza był dość ostry, lecz przyjemny w ten dziwny, niepokojący sposób.
- Czy powinnam przygotować także coś na dolegliwości związane z ilością wina spożytego przy kolacji? - Pytanie to bez dwóch zdań było bezczelne jednak nikt nie słuchał, a i ona wolała dmuchać na zimne. Wszak nie było jej przy nim, nie wiedziała ile trunku wypił.
- Większość wypił Victor d'Angers - odparł Raul - Więc nic mi nie dolega. Możesz te dekokty zostawić na inną okazję. A tobie co dolega? - spytał.
Desire skrzywiła się nieprzyjemnie. Nie przepadała za spadkobiercą rodu d’Angers. Wedle jej opinii pił za dużo i prowadził zbyt beztroskie życie. Oczywiście, nikomu na opiniach służki nie zależało. No, może poza jej panem.
- Wczorajsza przygoda - odpowiedziała na jego pytanie.
- A co z ręką? Zmieniłaś opatrunek?
- Nie było ku temu okazji - odparła. - Zaraz i tym się zajmę.
- Pokaż głowę - powiedział, po czym podszedł do dziewczyny, by dokładnie obejrzeć szczękę i (w miarę delikatnie) sprawdzić wielkość guza.
Służka poddała się owym zabiegom starając się jednocześnie ukryć zniecierpliwienie. Woda w czajniku stygła z każdą chwilą, a ona wciąż musiała dobrać odpowiednie zioła. Oględziny Raula tylko jej w tym przeszkadzały.
- Do wesela się zagoi - stwierdził Raul. - Ale, prawdę mówiąc, już wygląda lepiej. Tylko ten siniak odrobinę przeszkadza.
- Oczywiście, że się zagoi. Wolę jednak by ten proces był możliwie bezbolesny, dlatego potrzebuję odpowiedniego środka, który to umożliwi. Nie wspominając już o tym, że jesteśmy coraz bliżej Paryża. Moja uwaga winna skupiać się na wychwytywaniu zagrożeń, a nie na bolącej głowie.
Mówiąc otwierała kolejne fiolki, od czasu do czasu dosypując coś, lub też dolewając, do kielicha, który następnie zalała wciąż ciepłą wodą. Nie byłą zadowolona, jednak musiało jej to wystarczyć bowiem nie zamierzała ponownie prosić o podgrzanie czajnika.
- Jakieś ciekawe wieści ze stolicy? - zapytała, sięgając po kiść winogron. - Coś co mogłoby tłumaczyć wezwanie?
- Nic. Przynajmniej młody d'Angers nic ciekawego nie powiedział. Ale zapewne on niczym się nie interesuje, prócz plotek towarzyskich. Wśród tego, co powiedział, nie było nic, czego by nie można przesłać zwykłym pismem.
- Nawet błahe plotki mogą zawierać w sobie interesujące informacje, gdy posiada się wiedzę jak z nich korzystać - zacytowała jedną z mantr siostrzyczek.
- To, że Jean de Novion spotkał się z młodą subretką z opery paryskiej, a Nicolas de Batz zaczął pisać wiersze, raczej nie ma wielkiego znaczenia.
- Wręcz przeciwnie - nie zgodziła się z nim. - Niekoniecznie dla nas i sprawy dla której zostałeś wezwany jednak… ma znaczenie. Korzystając z tej wiedzy można wiele zdziałać. Kto wie, może ów de Novion okaże się nam wrogiem? Jeżeli tak to dobrze wiedzieć, gdzie jego gusta leżą.
- Ponoć jego gusta leżą gdzieś w połowie drogi między pasem a kolanami niewiasty. Może udawać, może mieć tylko baby w głowie.
- Jeżeli udaje to znak iż ma on coś do ukrycia. Jeżeli nie, to można to wykorzystać - Desire bawiła się jedzeniem, przekładając je na tacy, jednak niewiele jedząc. - Niepokoi mnie to wezwanie i sprawy, które mogą się za nim kryć. Nie lubię niespodzianek.
- Dopóki się nie dowiemy, o co chodzi, nie mamy co rozmyślać. Powinnaś cały dzień spędzić w łóżku - zmienił temat.
- Na takie wygody brak nam czasu. - Co prawda nie miałaby nic przeciwko, jednak ostatnie, czego chciała, to stanie się kłopotem.
- Jeśli ci do rana nie przejdzie, to wynajmiemy powóz. Gdy tylko skończysz, idziesz do łóżka. Na razie koniec ze spaniem pod drzwiami.
- Do rana wszystko wróci do normy - odparła, sięgając po kielich, którego zawartość przybrała brudnozielony kolor. - Koc w zupełności mi wystarcza.
- Jutro o tym porozmawiamy. Na razie nie ma dyskusji.
- Jak mój pan sobie życzy - odpowiedziała.
- Życzy sobie - potwierdził Raul, po czym zaczął się szykować do pójścia spać.
Westchnęła w odpowiedzi, zabierając się za delektowanie mikstury, którą stworzyła. Jej smak do przyjemnych nie należał, jednak nie przyjemność była jej celem.
- Zatem tak się stanie - dopowiedziała, odkładając kielich i wstając by spakować kuferek oraz samej przygotować się do nocy.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172