Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-12-2015, 11:54   #11
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Jerome zaklął. Nie był aż tak dobry w zmianie cieni, a to znaczyło tylko jedno. Był blisko Chaosu… czyli baaardzo daleko od domu. Nie miał czasu do stracenia, znowu zaczął zmieniać Cień. Najpierw rozpuszczające się skały, przydał by się i twardy grunt pod nogami… no i brak pierzastych węży. I innych wielkich poczwar.

Jak tylko się uda osiągnąć bezpieczeństwo musiał ostrożnie uwolnić osobnika, który podawał się za jego ojca.
 
Mike jest offline  
Stary 01-01-2016, 10:36   #12
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację


Popołudniowe suknie Niamh w odróżnieniu od porannej toalety były ciemniejsze. Jedwabie w odcieniach głębokiego granatu obszyto koronkami delikatnymi jak morska piana, tak że wiotka postać dziewczyny zdawała się być otulona falami.

Wiadomość o przebudzeniu maga nie skłoniła córki generała do żadnych gorączkowych działań. Dokończyła swój owoc, krojąc go srebrnym nożykiem, maleńkie, pomarańczowe i idealne w kształcie sześciany wędrowały nieśpiesznie na srebrnym widelczyku ku uszminowanym na bordowo ustom. Fioletowe oczy śledziły rosnący zawijas skórki spływającej spod kozika w dłoniach Albina i chociaż twarz Niamh nie zmieniła wyrazu, mogło się zdawać, że gdzieś za tą niewzruszoną ścianą etykiety dziewczyna uśmiecha się... Jak rekin.

Magowskie fochy, objawiające się w pokrzykiwaniu i grożeniu donosem do królowej, również nie wywołały zmiany na gładkim obliczu damy. Na słowa Albina jednak odwróciła się ku niemu, jedwabne zawoje skręciły się wokół jej sylwetki.
– Magia podobno konserwuje. Tak jak mocny alkohol. I podobny zamęt wprowadza w umyśle – uśmiechnęła się, tym razem naprawdę, wsparła dłoń na ramieniu kuzyna i wspięła się na palce, by pocałować go w policzek.
– Magowie to przebiegłe istoty. Może krzyczeć i próbować stąd odejść dlatego, że zostawił w wieży niepilnowane coś, czego nikt nie powinien zobaczyć... – wyszeptała. – Tym bardziej powinniśmy sprawdzić, czy nie ukrywa niczego niebezpiecznego. Źle, że nie przeszukaliśmy jego siedziby. Naprawmy to... Ja go tu zatrzymam. – Wsunęła w dłoń Albina zsunięty z palca pierścień z morskim smokiem wytrawionym w opalu. – Jeśli pokażesz gwardzistom pilnującym wieży, wpuszczą cię bez pytań.

– Czcigodny Randallu... – zwróciła się do maga, wkraczając chwilę później do sali, w której starszy mężczyzna pieklił się i wyzywał niewinnych niczemu gwardzistów. – Przybyłam najszybciej, gdy tylko mi doniesiono, żeś się obudził. Czy lepiej się czujecie? Wasz wypadek bardzo mnie zmartwił, a i królowa pytała już o wasze zdrowie...
 
Asenat jest offline  
Stary 06-01-2016, 22:27   #13
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
W nieznanym cieniu




Cień nadal poddawał się łatwo woli młodego syna księżniczki Fiony z Amberu i czarnoksiężnika Varadamusa. Latająca skała pod jego stopami zmieniła najpierw barwę, z szarosinej na brunatną. Zmianie uległa również jej struktura. Zamiast gładkiej, jednolitej powierzchni Jerome stał teraz na chropowatym, pokrytym licznymi otworami głazie. Zmniejszyła się również prędkość, z jaką przemieszczali się. Młody mag dostrzegł również grunt pod nogami. Jednak nadal zbyt daleko by można było bezpiecznie zeskoczyć. Kreowanie zmian trwało więc nadal. Z ich skały, która obniżyła już lot, zniknęło pierzaste cielsko. Nie była to jednak zasługa Jerome. Co to to nie. Martwy wąż zwyczajnie spadł gdy jego posoka przeżarła podłoże. Z głuchym plaśnięciem wielobarwne truchło uderzyło o czarny jak smoła i poprzetykany czerwonymi żyłkami grunt. Od razu też stanął w płonieniach, które fioletowymi płomieniami strzeliły w górę. Pokaz ten jednak nie trwał długo.
Gdzieś daleko za nimi został też zielony deszcz.
Jerome w pracowicie dokładał kolejne elementy krajobrazu odejmując jednocześnie inne, które mu nie pasowały. Na czarnej ziemia zaczęły pojawiać się najpierw pomarańczowe, a później żółte połacie. Zniknęły czerwone żyłki. Pola żółci stawał się coraz większe i większe, stopniowo przechodząc w zieleń. Ale nie była to soczysta zieleń ardeński drzew. Ta była bardziej malachitowa. A gdy skała znalazła się już blisko fioletowo-rdzawego podłoża młody mag mógł dostrzec, że to trawa ma taką nienaturalną barwę. W końcu ich środek transportu zarył się w ziemie. Jerome zeskoczył z niej na trawę, która zachrzęściła pod jego butami. Małe, malachitowe kryształki wiły się w cholewki.



Rebma




Albin bez przeszkód dotarł do wierzy maga. Okazanie pierścienia otworzyło mu szeroko wrota domostwa pokiereszowanego czarnoksieżnika i sprawiło, że żołnierze stanęli przed nim na baczność napięci niczym struny.
Gwardziście ograniczyli się jedynie do zabezpieczenia terenu. Nikt nie pofatygował się by uprzątnąć nieco całe to pobojowisko. Syn Eryka musiał zatem uważnie stąpać po podłodze i schodach. Z poprzedniej wizyty wiedział o utrudnieniach jakie może napotkać. Dokładnie zapamiętał też feralne miejsce gdzie poślizgnęła się kuzynka. Sprawnie ominął je.
Swoje poszukiwania rozpoczął od pracowni. Znalezionym pogrzebaczem opukał dokładnie to co zostało z kominka, a także wszystkie ściany. Sprawdził każdą deskę w podłodze i na suficie. I nic nie znalazł. Żadne element konstrukcyjny nie zdradzał dźwiękiem ukrytego przejścia czy schowka. Świeczniki na ścianach też były nieruchome. Podobnie jak gałki przy meblach i poręczach. Albin odsunął nawet te stojące na swoim miejscu meble. Nie znalazła jednak nic.
Podobnie rzecz miała się na kolejnych piętrach. Randal musiał albo dobrze ukryć schowki, ale ich nie posiadać.
Ostatnim miejscem, które erykowy syn musiał przetrząsnąć była kuchnia. To pomieszczenie wyglądało dużo lepiej niż reszta domu. Kilka skorup i miedzianych garnków leżało na podłodze. Musiały spaść same podczas eksplozji. Tak samo jak drewniany stoły i ławy, które leżały wywrócone na kamiennej podłodze. Uzbrojony w pogrzebacz mężczyzna począł przeszukiwać nieliczne meble znajdujące się w pomieszczeniu. Czyli całe dwa sporych rozmiarów kredensy. Oba z jakiegoś ciemnego, twardego drewna, bogato zdobione wszechobecnymi tu morskimi motywami. W jednym z nich Albin odkrył pewną nieścisłość. Po otworzeniu górnych drzwiczek, których strzegły dwa trytony, tylna ściana zdawała się być bliżej niż wskazywałyby na to oględziny mebla z zewn. Po wyjęciu całego zestawu naczyń okazało się, że tylna ścianka to tak naprawdę drzwi do...
Tu Albina spotkała prawdziwa niespodzianka.
Tylna ścianka była drzwiczkami do czegoś w rodzaju zamrażalnika. W środku mężczyzna znalazł kostki lodu i złoty łańcuszek, który wystawał spod nich. Mężczyzna pociągną za niego i jego oczom ukazał się mlecznobiały kryształ wielkości dłoni, niezwykle jednak lekki. A gdy Albin spojrzał przez niego ujrzał wyrysowany tam Wzorzec. Chociaż ten wyglądał nieco inaczej niż jego pierwowzór. Syn Eryka nie mógł jednak ocenić co jest nie tak.





- Przekaż królowej, że nic mi nie jest. - Tylko tyle jej odparł. Właściwie to tyle jej wykrzyczał.
Odrzucił pled, którym był przykryty. Krytycznie spojrzał na czystą, białą koszulę w której leżał.
Lady Niamh nie przypominała sobie by Randal miał ją na sobie gdy go zostawiała pod opieką garnizonowego medyka. Zauważyła również, że zniknęły wszystkie zabrudzenia i zaschnięta krew z twarzy mężczyzny. Ktoś musiał sobie zadać sporo trudy by umyć i przebrać pomstującego teraz na wszystko i wszystkich maga. Sam zainteresowany chyba jednak tego nie dostrzegł. Poirytowany bezczynnością czających się za drzwiami gwardzistów mag zaczął głośno domagać się przyniesienia swoich rzeczy.
Jednak generlaska córka doskonale wiedziała, że nikt się nie ruszy do póki ona na to zgody nie wyda.


 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 10-01-2016, 02:26   #14
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Przeszukanie wieży z początku nie przyniosło żadnego rezultatu. Jednak tu ważna była cierpliwość i dokładność. Wnętrze i tak było totalnie zdewastowane, więc nie zostawiał nawet dodatkowych śladów. Tyle że były bezowocne. Kiedy jednak udało mu się znaleźć skrytkę w kuchni, musiał przyznać że mag na pewno był pomysłowy. Jednak znalezisko go zdziwiło, ba, zaniepokoiło. Przeszedł wzór, ale ten... różnił się od tego, który potwierdził jego dziedzictwo. Czym dokładnie, nie był pewien. Za mało wiedział na jego temat by ocenić to od razu. Pytanie było inne, skąd mag, miał w domu coś takiego. Sam wzór w Rebmie, był schowany za ogromnymi drzwiami, na dnie długich schodów. Kim był mag, że miał coś takiego u siebie, to też pozostawało zagadką.


Podniósł jeden z cynowych garnków i nabrał do niego tyle kostek lodu, ile się tylko dało, następnie włożył do niego amulet, łapiąc za łańcuszek. Wolał nie dotykać go bezpośrednio, na wszelki wypadek. Przykrył wszystko pokrywką i rozejrzał się za jakąś torbą, ale nie widząc niczego odpowiedniego, po prostu odłożył naczynia na miejsce, zamykając wcześniej skrytkę, i włożył garnek pod płaszcz. Ramieniem dociskając do ciała, tak, żeby nie było zbytnio widać, że w ogóle coś tam niesie.


Głowę pełną domysłów starał się uspokoić, układając w głowie, co powie Llewelli. Jakby nie było, łańcuszek z niespodzianką znalazł w mieszkaniu maga, który pracował ponoć pod pieczą królowej. To że za namową kuzynki, wcale nie musiało tutaj pomóc, miał przecież własny rozum. Mógł się tam nie pchać. Z drugiej jednak strony, mogło to być coś niebezpiecznego. Skierował swe kroki ku pałacowi, miał zamiar poprosić jednego ze strażników o odnalezienie Niamh i przekazanie jej, że ruszył na spotkanie z Lady Llewellą, zaś samemu porozmawiać z zielonowłosą. Nie wiedział czemu, ale był nieco nerwowy. Miał nadzieję że ciotka nie zignoruje prośby o spotkanie.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 10-01-2016, 15:44   #15
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Upewniwszy się, iż chwilowo nic im nie zagraża, Jerome ostrożnie zdjął głaz przygniatający Varadamusa. Potem równie ostrożnie zbadał rany jakie odniósł ojciec. Stłuczenia widoczne gołym okiem nie mogły powodować upływu krwi, który młody Amberyta dostrzegł od razu na wysokości podudzia. Nogawka spodni była w tym miejscu całkowicie przesiąknięta, a posoka gromadziła się już na podłożu.
Jerome szybko wydobył sztylet i delikatnie rozciął nogawkę. Resztkami nogawki zrobił opaskę uciskową jak najwyżej dal radę, na razie na ślepo. Próbował kupić sobie czas na poprawki. Nie miał swojego podanego przybornika, ale ojciec miał przy pasie podobny. Szybko wydobył z niego jałową ściereczkę i wytarł nogę chcąc zobaczyć ranę. Była szeroka na dłoń i musiała być głęboka. Szybko ponownie wypełniła się krwią.
Docisnął opaskę uciskową. Przechylił nogę tak by krew wypływała z rany, a nie zbierała się w niej. Trochę widok się poprawił, wydobył szybko igłę i nici. Pierwszy raz robił to na człowieku. No może na żywym człowieku. Wcześniej ojciec specjalnie na lekcje anatomii sprowadzał świeże zwłoki. Szył spokojnie i metodycznie, osuszając co jakiś czas ranę. W końcu ciasno zabandażował i ostrożnie zluzował opaskę uciskową. Krew nie chlusnęła. Opatrunek trzymał. Otarł czoło przedramieniem i zaczął zbierać rzeczy do sakiewki.

Wstał i rozejrzał się wokoło. Nie mogli tu zostać. Popatrzył na Varadamusa. Nieść rannego też nie było prosto. Spróbujmy ostrożnie, był blisko Chaosu więc Cień powinien łatwiej się poddawać.
Wyciągnął lewą dłoń w kierunku leżącego ojca i powiedział rozkazującym tonem:
- Do mnie.
Ranny powoli wzniósł się w powietrze. Niewysoko. Nie było potrzeby ryzykować.
Jerome odetchnął kilkukrotnie i ruszył.
Celował w Cień gdzie trawa miała właściwy kolor i reszta otoczenia nie wyglądała podejrzanie. Po prawej powinien pojawić się zwykły lasek zza którego aż prosiło się by wyjechał wóz. Jak tylko usłyszy wóz delikatnie opuści rannego by nie spłoszyć życzliwego podróżnika. Uśmiechnął się do siebie, bo czy przesadą by była miła, młoda i ładna hrabianka na przejażdżce?
 
Mike jest offline  
Stary 12-01-2016, 11:16   #16
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację


Komu ty służysz? – zastanawiała się Lady Niamh, obserwując spod wachlarzy gęstych rzęs rzucającego się w łożu maga. Randall tak się wściekł, że zapomniał, że się już poznali i że dobrze wie, kim Niamh jest... Pokrzykiwał na nią tak, jak ona nie pozwalała sobie wobec najniżej urodzonych posługaczek. Na jej twarzy próżno jednak było szukać innych uczuć niż najszczersza troska o zdrowie drogiego gościa królestwa Rebmy. Reagowanie oburzeniem na dowody tak pospolitej arogancji było jej tak samo obce i poniżej jej godności jak przejawianie podobnych zachowań.

Komu ty służysz?
Każdy komuś służy, nawet jeśli sam sobie tego nie uświadamia. Nawet potężnych Amberytów petają węzły lojalności. Ciekawe, komu dochowa wierności młody, zbyt młody na to wszystko Albin. Nie łudziła się, że jej samej, choć właśnie ruszył z werwą wypełnić jej prośbę. Llewelli? Pamięci zmarłego ojca? Nikt nie jest wolny prawdziwie. Pomyślała o wydartym z ram portrecie mężczyzny, który ukrywała za podwójną ścianką sekretarzyka w swoich komnatach. Kochała podwodne królestwo i swojego ojca... ale mężczyznę z ukrytego wizerunku także zdarzało się jej kochać i gdyby miała wybierać, decyzja nie byłaby z góry przesądzona. Dlatego też zachowała portret, choć wiedziała, że powinna pozbyć się go już dawno. Wtedy, gdy nie do końca wiernie wypełniła polecenia i zorientowała się, że Llewella jest tego świadoma.

Komu ty służysz?
Randall wrzasnął tak donośnie, że aż Niamh pisnęło w uszach. Tak bardzo się pieklił, że Niamh zyskała pewność, że młody i nie wiadomo wobec kogo lojalny Albin nie wróci z wieży z pustymi rękoma. Trzeba mu było tylko dać sporo czasu. I zatrzymać maga w komnacie, nim nadejdzie ktoś, kto przytrzyma go równie skutecznie.

– Przekaż królowej, że nic mi nie jest – rzucił mag arogancko.
– Królowa Moire nie zadowoli się taką odpowiedzią – odparła Niamh niewzruszenie, po czym podała magowi rękę, drugą otaczając opiekuńczo jego plecy, by pomóc mu usiąść na łożu. – Ostrożnie, czcigodny Randallu, nasz medyk Ciaran to mądry człek, a ostrzegał, byś się teraz nie forsował...
Medyk królewskiej gwardii w istocie był mądrym, przenikliwym i znającym biegle swój fach człowiekiem. Bez trudu określił naturę obrażeń maga i przekazał jej jeszcze pod drzwiami komnaty, że Randall ucierpiał w wyniku bójki.
Niamh skinęła ręką na gwardzistów przy drzwiach.
– Zawołajcie, proszę, służbę. Nasz gość potrzebuje wina dla wzmocnienia. Zechcesz się ubrać, mój panie, czy raczej pozostaniesz w łożu?

Zalała go troską i staraniem o jego dobre samopoczucie. Zaczął mięknąć i choć próbował ubrać się i wyjść jak najszybciej, szło mu niesporo. Nawet w jego wieku i pomimo naglących spraw trudno mu było odepchnąć młodą, piękną i słodką dziewczynę, która delikatnie, ale uparcie przytrzymywała go w łożu. W końcu pozwoliła mu przesunąć się na skraj mebla i opuścić bose stopy na kamienną posadzkę.
– Czy czujecie się już na tyle w pełni sił, by odpowiedzieć na konieczne pytania? Powiedzcie zatem, czcigodny Randallu, kto miał czelność podnieść na was rękę. Wraz pchniemy za nim pogoń i odpowie za swój podły postępek.
– Za eliksyrami i zaklęciami chcesz pani pogoń słać? – spytał przesadnie zdziwiony.– To był wypadek przy pracy.
Skinęła głową bez komentarza. Więcej uwagi zdawała się poświęcać smukłej, młodej służce. Przejęła z rąk dziewczyny poskładane równo odzienie, podziękowała i odprawiła ją pełnym wdzięku gestem dłoni.
– Mam nadzieję, że znajdzie się tu coś nieurągającego waszej godności. Pomogę wam się ubrać...
Zanim mag zdążył wydać z siebie protest, generalska córa stała już przy nim z tuniką obszytą srebrną nicią i perłami przewieszoną przez krągłe ramię i ostrożnie, acz zdecydowanie ściągała mu usiane tu i ówdzie drobnymi plamkami krwi giezło przez głowę.

Wydukał coś na kształt podziękowania. Zorientował się w końcu, że ma do czynienia z kimś szlachetnego rodu.
– Doniesiono mi, że ktoś widział nieznajomego niedaleko waszej wieży – zablefowała Niamh. – Wasze obrażenia zaś są poważne i nasz dobry Ciaran twierdzi, że powstać mogły w wyniku walki. Musisz zrozumieć, czcigodny Randallu... jesteśmy bardziej niż zaniepokojeni. Twierdzisz więc, że to był tylko... wybuch dynamitu czy coś podobnego? – Użyła słowa, którym Albin określił swe pierwsze podejrzenia po wybuchu. Wydało się jej nader odpowiednie. Nadawało rysu egzotyki jej rzekomemu brakowi rozeznania w temacie.
– Widziano podejrzanych niedaleko mojego domu? – Mag gwałtownie chwycił dziewczynę za rękę. Źrenice mu się wyraźnie rozszerzyły. – Wiadomo w którą stronę odeszli? Muszę niezwłocznie porozmawiać z gwardzistami, którzy tam byli. Muszę znaleźć tych ludzi...

Wypluwał z siebie kolejne rzeczy, które musiał, a raczej zdawało mu się, że musiał. Tak naprawdę jedynym, co musiał, dla swojego własnego dobra, to złożyć obszerne wyjaśnienia. Komu wyzna prawdę, było już nieistotne. Niamh się dowie i tak, jak zawsze. Przykryła rękę maga swoją dłonią, kojącym, delikatnym gestem. Dla kogoś postronnego mogło wyglądać to dziwnie – dziewczyna, która całkiem niedawno porzuciła zabawy lalkami uspokaja i służy wsparciem starcowi... Niamh wiedziała, że wygląd bywa zwodniczym dowodem przeżytych lat. Zastanawiała się, czy czcigodny Randall również to wiedział.
– Usłyszeliśmy plotkę, której źródła nie sposób teraz ustalić – rzekła łagodnie. – Jednak jesteś, panie, naszym gościem. Potraktowaliśmy więc sprawę poważnie i domu twego pod twą nieobecność strzegą teraz gwardziści. Nikt niepowołany i niegodny zaufania nie przestąpi progu. Odwołamy ich, jak tylko będziesz w stanie tam wrócić. Czy będzie nadużyciem praw gospodarza wobec gościa, jeśli w zamian poproszę o szczerość? Rzekłeś, że obrażenia twe spowodował nieudany eksperyment... jednak widzę, że czegoś się obawiasz. Możemy cię chronić. Jednak wiedzieć musimy przed czym.

Uśmiechnęła się wdzięcznie. Podała przymusowemu gościowi gwardii puchar z winem. Wstała, wygładzając fałdy sukni i informując, że sprowadzi medyka.
– Bez pozwolenia Ciarana nie wypuścimy was z łoża, czcigodny Randallu.

Dygnęła lekko i opuściła komnatę.
– Nie wypuszczajcie go na krok. Mój ojciec powinien zaraz się zjawić. – Słodki i cichy głos pozostał słodki i cichy.

Generał Ruadhagen w istocie już nadchodził, ruszyła mu naprzeciw, by zatrzymać ojca w wykuszu okiennym i zamienić kilka słów. Zanim przytulił ja napierśnika z wygrawerowanym morskim smokiem, dostrzegła, że w ciemnych włosach ojca, zaplecionych dzisiaj w drobne warkoczyki, pojawiło się ostatnio więcej siwizny, a na smagłej twarzy pogłębiła się sieć zmarszczek. Nadal był krzepki i dziarski, plecy miał proste, a czarne oczy przenikliwe i bystre... ale postarzał się. Był znacznie starszy niż można było to ocenić, patrząc na jego ledwo dorosłą córkę.

Wysłuchał relacji o ostatnich wydarzeniach, gładząc ją czule i bezwiednie po dłoni. Uśmiechnął się lekko, gdy wspomniała o wysłaniu Erykowego syna, by przeszukał wieżę pod nieobecność Randalla.
– Pamiętasz... Jest coś takiego jak prawa gościny. Kiedyś i dla niektórych były one święte i nienaruszalne.
– Nie ufam magom, ojcze. Temu nie ufa też Lady Llewella. I twierdzę, że mamy do tego powody.
– Ach... Nie mówiłem o magu. Mówiłem o tym młodym człowieku. – W głosie generała dźwięczało rozbawienie, ale twarz miał poważną i zadumaną. – Idziesz spotkać się z Lady Llewellą? – Oboje zawsze tak o niej mówili. Tylko imię i tytuł. Bez zostawiania śladów osobistych więzi. Dzięki temu oboje mogli się łudzić, że wyszli z cienia córki Oberona.
– Nie teraz. Jeszcze za wcześnie. Poczekam tu na wieści od Albina. Posłucham, jakich kłamstw użyje mag, by wytłumaczyć generałowi Rebmy, dlaczego zdemolował kwartał stolicy. Gdy z nim skończysz, może odwiedzę czcigodnego Randalla raz jeszcze. Potrzymajmy go jeszcze w gościnie. Będzie miękł z każdym uderzeniem... dzwonu. Ciaran w razie czego zaświadczy, że dla własnego dobra musi z nami zostać?
– Ciaran poświadczy wszystko, co będzie konieczne. – Generał nachylił się, by pocałować córkę w policzek. Chwilę później znikł za drzwiami lazaretu.

Niamh przeszła do końca korytarza i małymi drzwiczkami wydostała się niewielki, wewnętrzny dziedziniec okolony wysokimi murami koszar. Docierało tu niewiele światła, dlatego zamiast barwnych koralowców ogród obsadzono wodorostami o długich, giętkich liściach. Sprawiały groźne i ponure wrażenie, dlatego z dziedzińca mało kto korzystał. Dziś jednak pod okratowanym oknem pokoju, w którym wracał do sił poraniony mag, na kamiennej ławie siedział młody gwardzista. Halabardę oparł o mur i lekko znudzony, profesjonalnie nie poświęcając uwagi wrzaskom dobiegającym przez okno, rozkładał przed sobą na granicie karty tarota.
– Zostaw mnie samą – rzekła mu Niamh. – Karty... też możesz zostawić. Oddam ci, jak będę wychodzić.

Odczekała, aż kroki żołnierza zamilkły w głębi ogrodu. Zza kraty doleciało wygłoszone zgrzytliwym, nieprzyjemnym tonem podejrzenie o zdradę stanu. Ojciec nie przebierał w środkach. A ją upominał o prawach gościa... Niamh była przekonana, że nie musiał. Przynajmniej nie w tej chwili.
Wsłuchała się w dochodzącą zza ściany rozmowę, a potem przetasowała karty i rozłożyła przed sobą wróżbę.

 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 12-01-2016 o 11:23.
Asenat jest offline  
Stary 14-01-2016, 22:46   #17
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
W nieznanym cieniu




Czasami życzenia się spełniają. Trawa zrobiła się zielona jak należy. Drzewa pojawiły się wokół. Ptaki zaczęły śpiewać. Jakieś drobne zwierzątko umknęło mu spod nóg. W powietrzu unosił się zapach siana, lasu, ziemi, wody. Tego wszystkiego co znał, a na co wcześniej nie zwracał uwagi, bo było to takie powszednie i zwyczajne. Wszechobecne i stałe. Czyli niezauważanle. Teraz, gdy wracał do swojego świata z rannym ojcem, po chwili też stały się niezauważalne. Jerome miał większy problem na głowie.
Czasami życzenia się spełniają.
Syn Fiony usłyszał parskniecie konia. Opuścił delikatnie ciało ojca na ziemię. Przysiadł na przewróconym drzewie i nasłuchiwał.
Konie zarżały jeszcze raz. Tym razem bliżej. Młodemu człowiekowi zdawało się że i skrzypnięcie wozu usłyszał. Mógł się też przesłyszeć.
Jerome spojrzał na nieprzytomnego ojca. Klatka piersiowa maga poruszała się słabo, ale równo. Opatrunek, który założył tak niedawno, a tak daleko stąd, nie przesiąknął krwią. Był to dobry znak.
W nieruchomą acz spokojną, pobrudzoną acz nadal pełną dostojeństwa twarz ojca wpatrywał się tak długo, aż wyraźne usłyszał skrzypnięcie wozu.
Jeszcze chwila i zza lekkiego zakrętu wyłonił się wóz w towarzystwie zbrojnych. Ich proporce były fioletowa. Widniał na nich biały kryształ. Młodzieniec nigdy wcześniej nie widział takiego znaku. Nie słyszał też nigdy o nim.
Gdy rycerze tylko dostrzegli siedzącego na pniu mężczyznę natychmiast się zatrzymali. W bezpiecznej odległości.
Jeden ze zbrojnych zbliżył się do zaprzężonego w dwa konie, krytego czerwonym suknem wozu. Na koźle siedział gruby woźnica. Zbrojny minął go jednak. Zatrzymał się tam gdzie powinno się wchodzić do wozu. Pochylił się nieznacznie. Po krótkiej chwili ten sam rycerz ruszył na przód. Powoli, rozglądając się uważnie.
- Czy potrzebujesz pomocy dobry człowieku? - Zapytał mężczyzna.




Rebma




Generał Ruadhagen nie podnosił głosu. On nigdy nie musiał podnosić głosu. Jego czysty baryton słyszalny był doskonale.Generał mówił spokojnie. A dostojny gość królowej słuchał. Słuchał i niewiele mówił. Odpowiadał na pytania już przyciszonym głosem. Nie pokrzykując. Nie grożąc.
Niamh wyłożyła pierwszą kartę z prostej talli kart.
Papieżyca.
Karta przedstawiała nie młodą już, ale ciągle urodziwą kobietę czytającą z kunsztownie zdobionej, kryształowej kuli.
Jej przesłanie było proste. Mówiła o ogólnym obrazie tego, co się dzieje.

A Randal mówił o tym jak podczas prostego, jednak dość niebezpiecznego eksperymentu został napadnięty przez nieznanych mu sprawców.

Generalska córka położyła drugą kartę
Rycerz Kijów.
Była ostrzeżeniem.
Mag został ostrzeżony przez ojca aby nie próbował niczego ukrywać.
Trzecią kartą był Papierz.
Trzecia karta odpowiada na pytanie: Co robić? Jaką przyjąć strategię działania?
Takie też pytania padło z ust rannego gościa królowej.
Na nie odpowiedzią był czwarta karta.
Trójka Kijów ,karta ograniczających wpływów z przeszłości.
Doskonale oddawała ciążące na Randalu dawne grzechy, skutki niecierpliwości, braku opanowania i emocjonalnej niedojrzałości. Głowę już stracił i dał się ponieść emocjom.
Niamh na chwilę oderwała się od kart i wsłuchała w rozmowę.
- Nie, mój panie. - Bronił się mag. - Zadbałem o to. Dom mój chroniony był potężnymi zaklęciami. Inaczej wielu niewinnych poniosłoby śmierć.
Kobieta spojrzała ba kartę w swym ręku.
Śmierć właśnie.

Szósta karta, Walet Pucharów , mówiła o najbliższej przyszłość i skutkach tego, co się dzieje teraz.
Mag rozprawiał o skutkach napaści na siebie. Miał na myśli tylko siebie i nikogo innego.
Mag był też siódmą kartą, którą wyciągnęła z talli generalska córka. Karta ta mówiła o tym, czego się nie spodziewasz, o"ingerencji bogów".
Z pewnością nikt nie spodziewał się takiego ataku. A gdy generał zapytał się o cel owego ataku Randla odpaał cicho.
- Zabrali moje notatki.
Notatki dotyczące Wzorca w Rebmie, badał go przecież.
Ósmy był Rycerz Mieczy ,to co się na pewno nie zmieni…
-... i jaki to ma pożytek dla innych? - Zapytał ojciec.
A w jej ręku pojawiła się kolejna karta, Umiarkowanie, która mówił o takim pożytku.
Mag nie odpowiedział, albo ona nie usłyszała.
Albo dla ogółu pomyślała gdy odkryła dziesiątą kartę, Króla Mieczy .
Królowa Monet , czyli to co się rozmyje, rozproszy, nie dojdzie do skutku została wyłożona.
Wieża kazała raz jeszcze przyjrzeć się kartą, co też dziewczyna uczyniła i wyciągnęła ostatnią, trzynastą kartę.
Świat . Karta dalekiej przyszłość.

Generał i mag skończyli rozmawiać. Lady Niamh złożyła karty do pudełka i ruszyła w drogę powrotną. Wartownik nie odszedł daleko. Oddała mu karty.

Na ojca natchnęła się niedaleko pokoju maga.
- Słyszałaś? - Spytał.
- Tak. - Odparła.
- Idź zatem - Polecił. - i przekaż lady Llewelli to wszystko. Wszak o Wzorzec tu chodzi. Ona będzie wiedzieć co robić.

Albin pośpieszył do pałacu lady Llewelly. Zachował przy temu wielką ostrożność. Nie wiedział z czym ma do czynienia. A w duchu modlił się by ciotka w domu była. Młodzieniec nie był pewien jak lód zachowa się takim środowisku.
Na szczęście ciotka Llewella była. Miała też czas przyjąć bratanka. Służący chciał wziąć garnek, jednak Albin stanowczo zaprotestował jeszcze mocniej zakrywając cynowe naczynie płaszczem.
Albin został poprowadzony tym samy korytarzem, którym prowadzono go po raz pierwszy. Korytarzem o ścianach wyłożonych zielonym marmurem poprzetykanym białymi żyłkami. O ścianach przypominających morskie fale pieniące się tam wysoko. Oglądając je, zwłaszcza tak niedokładnie jak on teraz, można było się zastanawiać czy to natura stworzyła ten kamień, czy może mag jakiś używając swych sztuczek zaklął w kamieniu spienione, morskie bałwany.

Siostra królowej przyjęła swego bratanka na tarasie. Gdy wprowadził go służący leżała właśnie na szezlongu zdawałby się, że z tego samego zielonego marmuru. Jedak siedzisko mebla uginało się po nią. Albin nie przypuszczał by ciotka uwielbiała umartwiać swe ciało niewygodami leżenia na kamieniu.

- Witaj mój drogi. - Poderwała się natychmiast. Podeszłą do niego i ucałowała w policzek. Ujęła go za wolną rękę.
- Cóż cię do mnie sprowadza? - Jej wzrok szybko zatrzymał się na uwypukleniu płaszcza, pod którym Albin skrywał cynowy garnek z lodem i tajemniczym amuletem.

 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 16-01-2016, 19:44   #18
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację


Rycerz mieczy.

Zawsze się pojawiał. Jakiejkolwiek talii by nie użyła, zawsze obecny w rozkładzie. Figury mogły mieć różne twarzy, ale symbolizowały zawsze tę samą osobę. Tego, którego podobiznę ukrywała w sekretarzyku. O którym śniła sny żywe i prawdziwe jak jawa.
Twarzą w twarz ostatni raz widziała go lata temu. Odprowadził ją do domu, gdy opuściła splendor dworu Amberu. Został na trochę. Polował na morskie bestie, grał z jej ojcem w szachy, uczył jej braci szermierki i spędzał leniwe wieczory na tarasach ich rodzinnego pałacu.
- Rebma jest zielona – powiedział jej ostatniej nocy. - Jak Arden. Mógłbym tu żyć.
- Nie, mój panie – odparła. - Nie mógłbyś.
Zaśmiał się. A rano odjechał, zanim się obudziła.

Powinna położyć temu kres. I obiecała sobie, że tak zrobi. Przy najbliższej możliwej okazji... Nie będzie to łatwe, bo trudno zakończyć i odciąć się od czegoś, co tak naprawdę nigdy nie istniało.

Rozkojrzyła się. W roztargnieniu wysłuchała wieści od Albina, które przekazał jej zdyszany gwardzista. Dopiero po rozmowie z ojcem uznała, że skoro drogi kuzyn udał się prosto do pałacu Lady Llewelli, musiał trafić na coś naprawdę niepokojącego. Powinna się skoncentrować. I powinna zacząć się spieszyć. Poprosiła ojca, by zatrzymał Randalla w gościnie, dopóki ona nie wróci od siostry królowej.
- Nie zostawiajcie go samego ani na chwilę. Straż niech stoi w komnacie, nie pod drzwiami.

Chwilę potem wybierała hippokampa ze stajni gwardii. Nie było czasu na zmianę stroju, usiadła bokiem na męskim siodle i trąciła zwierzę piętami.
 
Asenat jest offline  
Stary 17-01-2016, 18:59   #19
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Cieszył się, że Llewella była go w stanie przyjąć od razu, nie miał pojęcia, co by się stało, gdyby lód się roztopił w czasie, kiedy czekał na zielonowłosą, jednak służący wprowadził go od razu. Gdy ją ujrzał, wpasowaną w Rebmę niczym perła w ostrydze, zastanawiał się po raz kolejny, czy jej wieczna obecność w podwodnym mieście była powodowana niemożnością częstych podróży, czy po prostu była tak stara, że była już wszędzie i znalazła swoje miejsce.


- Witaj Lady. - Młodzieniec, przynajmniej jak na standardy rozmawiających, skinął głową. - Sprowadzają mnie niepokoje w Rebmie, oraz czarodziej, którego gości królowa. Czy może raczej fakt że znaleźliśmy go z Lady Niamh dość mocno poturbowanego w jego wieży. Wrodzona intuicja zaś, sprawiła, że nasza droga córka generała, zaproponowała, żebym sprawdził, czy nie ma tam przypadkiem jednak śladów napastnika. Sama miała zaś zatrzymać maga w lazarecie, gdyż ten aż za szybko próbował wrócić do wieży mimo dość ciężkiego stanu w jakim go znaleźliśmy. - Albin rozejrzał się czy są sami, a następnie postawił garnek i z lodu wyciągnął łańcuszek, by pokazać go Llewelli.
Zielonowłosa Amberytka przywitała uprzejmie bratanka. Zaproponował coś do picia i miejsce by spoczął.
- Słyszałam już o wypadku w wierzy. - Powiedziała ujmując łańcuszek w dłoń. - Nikt mi jednak szczegółów nie przedstawił.
Podniosła mlecznobiały kryształ do oczu i przyjrzała się mu uważnie.
- W środku jest Wzorzec. - Powiedziała bez większych emocji.
- Taki malutki? Nie wiedzieć czemu, wydawało mi się że coś jest z nim nie tak. Jakby był inny. - W głowie wrzeszczały niezadane pytania, jak chociażby, skąd u maga wziął się wzorzec, na dodatek zamknięty w krysztale. Dostosował się jednak do tonu nadanego przez Llewellę i starał się minimalizować emocje.
Królewska siostra raz jeszcze uniosła do góry klejnot i przyjrzał mu się.
- Masz rację. - Powiedziała po dłuższej chwili oglądania kryształu. - Jest jakby... - Zawahała się. - ...niekompletny. Widzisz? - Wskazała w dwa miejsca. - Tu i tu.
Albin potrzebował kilku sekund by jego wzrok dostrzegł przerwy, których mówił ciotka.
- Będę musiała skontaktować się z Fioną. - Uniosła głowę i z lekko chmurnym obliczem utkwiał spojrzenie w Albinie. -Tylko co ten klejnot robił u naszego, drogiego Randala?
- Leżał w schowku w kuchni, za naczyniami w osobnej komorze, otoczony lodem, dlatego przyniosłem go w garnku, nie mam pojęcia co się stanie jeśli się zagrzeje. - Powiedział Albin, nie znając odpowiedzi na pytania. Po wskazaniu miejsc, gdzie Wzorzec był przerwany, faktycznie mógł dostrzec braki. - Wieża w środku wyglądała jak pobojowisko. - Dodał po namyśle.
- Starajmy się zatem nie ogrzać zbytnio klejnotu. - Mówiąc to Llewella odłożyła przedmiot do garnka z lodem, w którym został przyniesiony. - Ja tym czasem szybko porozumiem się z Fioną.


Litwor skinął lekko głową i odwrócił się by przyjrzeć się widokowi rozpościerającemu się z tarasu. O Fionie odrobinę słyszał, chociaż bardzo niewiele, nigdy jej również nie poznał. Miał dziwne przeczucie, że znalezisko mogło mieć bardzo poważne konsekwencje zarówno dla Rebmy jak i bliźniaczego miasta, pozostało poczekać jeszcze na przybycie Niamh.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 19-01-2016, 11:51   #20
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Ja nie, ale mój ojciec tak. Jest ranny - powiedział wstając i przypatrując się przybyłym. - Zrobiłem tyle ile potrafiłem, ale teraz potrzebuje fachowej pomocy.
Zbrojny odziany był w skórzane spodnie i takiż kaftan. Na piersiach wyszyty miał podobny kryształ jak na proporcu. Na głowie miał prosty hełm z żelaznym okuciem na nos. Jego strój na pierwszy rzut oka wydawał się czysty i schludny. Mężczyzna, był gładko ogolony.
- Cóż wam się przytrafiło? - Spytał unosząc jednocześnie do góry lewą rękę, którą przywoła kogoś.
Zaraz dołączył do niego drugi mężczyzna. Ten zsiadł z konia. Był wysoki i szczupły. Ubrany podobnie jak jego ten na koniu. I podobnie jak u pierwszego Jerome nie dostrzegł śladu zarostu.
Pieszy zbliżył się powoli. Zdejmując skórzane rękawice uklęk przy rannym.
- Mój towarzysz obejrzy waszego ojca.
Jerome gestem udzielił pozwolenia drugiemu człowiekowi i przykucnął obok.
- Coś spłoszyło konia i potrącił mego ojca. Nieszczęśliwie uderzył o skałę i rozdarł sobie udo.
Po szybkich oględzinach nastąpiła krótka wymiana zdań między rycerzami. Konny cofnął się do powozu i zdał relację osobie siedzącej w nim.
- Czcigodna matka zgodziła się wam pomóc, dobry człowieku. - Powiedział po powrocie.
Z koni zsiadło jeszcze czterech mężczyzn. Zabrali się za przygotowywanie prowizorycznych noszy.
- Możemy was zabrać do Uz. - Powiedział ten sam mężczyzna, z którym Jerome już wcześniej zamienił kilka słów.
Nieprzytomny Varadamus został już położony na noszach, które zbrojni przytwierdzili do jednego z koni. Dla samego Amberyty nie było konia, musiał więc poruszać się pieszo.
- Dziękuję za pomoc, czcigodnej matce i wam panowie - odparł Jerome człowiekowi z którym rozmawiał.
Ten tylko kiwnął głową w odpowiedzi i ruszył na przód.
Uz, które leżało stosunkowo blisko, okazało się sporych rozmiarów miastem leżącym nad rzeką.
Na szczególną uwagę zasługiwał port rzeczny oraz dwie strzeliste wierze.
Jerome ciekawie się przyglądał i starał wszytko zapamiętać. Nie wiadomo kiedy mogło się to przydać.
- Tutaj się rozstajemy - powiedział adiutant czcigodnej matki, a przynajmniej taki był w oczach Jeroma.
- Dziękuje wam - powiedział Jerome - wiecie może gdzie znajdę medyka?
- Nie jesteśmy stąd, nie znamy miasta. W oberży znajdziesz wszytko co potrzeba
- wskazał budynek koło którego się zatrzymali.
Jeszcze raz podziękował im i odebrał rannego, po czym skierował się do oberży. Liczył na pokój i informację.
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172