Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-11-2015, 21:52   #1
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
[Amber]Wzorzec Logrusa

Wzorzec Logrusa


O co chodzi? – spytał Random, wchodząc szybkim krokiem do niewielkiej komnaty. Gerard i Julian czekali już na niego. – Mam nadzieję, że to ważne. – Obrzucił braci badawczym spojrzeniem. – Na dole mam delegacje z Begmy i Kashfy...
– To jest równie ważne – zapewnił go Julian.

Random i chyba z połowa gości widziała wcześniej, jak obrońca Ardenu w pośpiechu opuszczał bal. Teraz Julian wręczył królowi kawałek szmaty. Władca Amberu z wyraźną dezaprobatą w oczach przyjrzał się podanemu przedmiotowi. Na strzęp przybrudzonej, zielonej materii przedstawiano jednorożca rozszarpywanego przez lwa.
– To… – Odezwał się zdziwiony Random.
– To herb Dalta z Eregnoru – dokończył za niego Julian. – Moi ludzie rozbili w Ardenie oddział pod takim sztandarem.
– Mam nadzieję, że pojmaliście kogoś – powiedział król zmęczonym głosem
– Tak – poświadczył Julian lakonicznie.
– Chcę być przy przesłuchaniu – powiedział Random.
– Jak sobie życzysz. – Obrońca Ardenu skłonił się nisko.
Random wyszedł z pokoju ze strzępem sztandaru w dłoni. Dopiero przy drzwiach do sali, w której odbywał się bal na cześć posłów z Begmy i Kashfy, uświadomił sobie, że wciąż dzierży go w prawicy, zaciska palce na znaku Dalta.
– Odnieście to do moich komnat – polecił napotkanemu służącemu.

Odczekał, aż sługa oddali się, wykonując jego polecenie. Poprawił w tym czasie kołnierz od koszuli, pas, strzepnął jakiś niewidoczny pyłek z lewego rękawa i dumnie wkroczył do sali. Jak gdyby nigdy nic z godnością władcy państwa tak wspaniałego jak Amber przeszedł wśród gości, uprzejmie i majestatycznie odpowiadając skinieniem głowy na pokłony. Jego celem była Vialle.
– Pani, uczynisz mi ten zaszczyt?
Nawet wśród takiego tłumu i zgiełku królowa bez trudu wyczuła obecność małżonka. Z uśmiechem na twarzy położyła swą dłoń na wyciągniętej ręce władcy, gdy ten stanął przed nią. Orkiestra natychmiast rozpoczęła walca.

– Co się stało? – spytała Vialle, gdy już w objęciach męża tańczyła wśród tłumu gości. To dawało im pewien rodzaj swobody.
– Nic – odparł Random.
– Randomie... – zganiła go królowa, chociaż włożyła w to słowo jednocześnie tyle samo przygony, co troski i miłości.
– Drobne komplikacje.
– Drobne? – Vialle była nieustępliwa.
– Później ci opowiem. – Król starał się udobruchać żonę.
Udało mu się to. Vialle już nie zadawała więcej niewygodnych pytań. Stała u boku męża, gotowa wesprzeć go w każdej sytuacji. A było ich trochę, tych sytuacji.

Bal, na którym królewska para z kilkoma innymi członkami rodziny bawiła gości, musiał trwać. Został wydany na cześć członków delegacji, tak Begmy, jak i Kashfy. Nikt nie mógł poczuć się urażony czy mniej ważny.


Bal spełnił swoją rolę – odetchnął z ulgą Random, rzucając się ma łóżko.
– Niewątpliwie – przytaknęła mu Vialle, siedząca przy toaletce zdobnej w muszle i korale.
Mebel został przywieziony z Rebmy, ojczyzny królowej. Niewidoma kobieta z wielką wprawą wyciągnęła kilka szpil ze swoich włosów. Zdjęła kolczyki i odłożyła je do kunsztownie zdobionej bursztynowej szkatułki. Król tymczasem splótł ręce i położył je pod głową.

– Jutro zaczynają się negocjacje. – Vialle metodycznie pozbywała się kolejnych ozdób z włosów.
– Tak – odparł Random bez entuzjazmu. Zapadł się we własne myśli i milczał parę chwil, nim odezwał się znowu. – Wiesz, że unikamy wtrącania się w spory między krajami, z którymi łączy nas traktat.
– To zrozumiałe. Nie można popierać jednego sojusznika kosztem drugiego – powiedziała królowa, mocując się z zapięciem kolii. – Pomóż mi, proszę.
Król szybko podniósł się z łóżka.
– Niekoniecznie – mruknął, zdejmując ozdobę z szyi żony.
– To znaczy?
– W Ardenie ludzie Juliana rozbili oddział pod sztandarem Dalta – zaczął Random.
– To dlatego Julian i Gerard opuścili nas?
– Tak.
– A skąd wiesz, że to byli ludzie Dalta?
– Widziałem fragment ich proporca.
– Dalt, z tego, co wiem, jest związany z Luke'iem.
– Królem Kashfy – uciślił.
– Jego żoną jest córka premiera Begmy – zauważyła królowa.
– Wzajemne relacje między oboma królestwami nie były najlepsze. Jeszcze nie umilkły echa niedawnego sporu o Eregnor, a już znaleziono kolejny punkt zapalny. Bliski Cień, Jade. Kiedyś nieważny i nieodwiedzany, ostatnio jednak wzbudził zainteresowanie obu stron. Obie oskarżają się o ataki na swoich kupców. Obie chcą bronić swych poddanych. A nam nie jest potrzebny konflikt wewnątrz Złotego Kręgu. Teraz mam jednak atut w ręku. Luke będzie musiał pójść na ustępstwa.


 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 04-12-2015 o 00:42.
Efcia jest offline  
Stary 04-12-2015, 00:35   #2
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Rebma

Podwodne państwo królowej Morie szykowało się właśnie do hucznego obchodu okrągłego jubileuszu panowania królowej.
Centralne uroczystości miały odbyć się za kilka dni, ale mieszkańcy już świętowali.
Wielki jarmark, mieszczący się na centralnym placu miasta, przyciągnął wielu obcych kupców.
Stragany kusiły przechodniów egzotycznymi towarami, których feeria barw, smaków i aromatów mogła przyprawić o zawrót głowy.
Było też coś i dla ducha. Przeróżne trup wędrowne zachęcały przechodniów do oglądania ich właśnie spektakli i zasilenia oczywiście skromnej sakiewki artystów. W dzień taki jak ten większość chętnie rozsupływała swe mieszki by sypnąć grosza. Część je traciła przez nieuwagę.
Było też coś i dla sakiewki. Coś co wzbudzało ogromne zainteresowanie wśród przybyłych. Perspektywa łatwego zarobku wszędzie tak samo działa na wyobraźnię. Nawet niewprawny oko mogło wypatrzeć pokątnych szubrawców oferujących często naiwnym możliwość odmienienia swojego losu. Jeżeli nie straciło się złota w tłumie, można było je tu wydać. Jeżeli się je straciło, można było się odbić.
Wyścigi hipokamusów były jednym z przedmiotów zakładów. Tego lady Niamh była bardziej niż pewna. Ona sama wystawiała w nich swoje zwierzęta. Widziała swoje sługi pośród tłumów. Jednego nawet przyuważyła jak zawiera zakład. Speszony oddalił się w pośpiechu.
Albinowi trochę to wszystko przypominało dom. Westernowe miasteczka, które odwiedzał z wujem przy okazji targów i wystaw koni. Chociaż to co tu widział było o wiele bardziej… egzotyczne.
Młodzieniec zdążył się już przyzwyczaić do tego, że wszystko tu widzi jak przez zielona mgiełkę. Zdążył się również przyzwyczaić do tego, że siła intercji w wodzie była inna niż na powierzchni.
Kontem oka mógł nawet dostrzec burdę przy jakimś mijanym straganie. Tutaj bójka była prawdziwa i powybijane zęby też.
Jego przewodniczka zdawała się nie zauważać takich mankamentów. Bardzo pewna siebie kroczyła naprzód prowadząc gościa lady Llewelly w sobie tylko znanym kierunku. Wkrótce okazało się, że podążają na stadion na którym, odbywały się wyścigi.
Tłum gęstniał, niezrażona tym lady Niamh sprytnie ominęła tę piętrzącą się u wejścia do obiektu ludzką masę. Kierowała się do jakiegoś miejsca położonego na lewo od głównego wejścia do budowli przywodzącej Albinowi na myśl obiekty sportowe z jego rodzimego cienia Charakterystyczna, owalna bryła z wejściami w kształcie luków ozdobionych trytonami, hipokampsami i innymi morskimi stworzeniami.
Nie dane im było jednak nacieszyć wzroku jakże piękną fasadą tej budowli. Silna eksplozja,która nastąpiła blisko nich.
Powietrze, o ile o takim można było mówić w tym podwodnym mieście, zakotłowało się. Miejsce przeźroczystej, wszechobecnej, zielonkawej mgiełki zastąpiła bliżej nieokreślona masa fatnastyczych spirali, kolumn i łuków niczym ze snu malarza surrealisty.


Amber

Na zamku Amber, mimo całego zamieszania związanego z pobytem poselstw dwóch państw należących do Złotego Kręgu, przyjęto nowych członków rodziny. A może to właśnie z powodu całego tego zamieszania przyjęto ich tak mało oficjalnie.
Random pokiwał tylko ze zrozumieniem głową, tak jakby myślami był zupełnie gdzie indziej, i polecił służbie zając się gośćmi.
W komnatach, które naprędce zorganizowana dla jednego z nich, można było się w miarę przyzwoicie rozgościć.
Po zamku zabroniono im jednak się poruszać samodzielnie.
Kiedy słońce zaczęło już się opuszczać lokaj zaprosił przybyszów na obiad.
Jadalnia, w której zebrała się już część rodziny, okazała się być małą, kameralną salą. W sam raz na rodzinny posiłek.
Ivory znała znajdujące się w pomieszczeniu osoby z wizerunków na kartach. Jerome rozpoznał dwóch spotkanych w Ardenie wujów i matkę. Drugiej kobiety nie kojarzył.
Fiona natychmiast poklepała miejsce koło siebie spoglądając wymownie na syna.
Gerard z Julianem odprowadzili młodzieńca wzrokiem, a później skierowali swe spojrzenia na kobietę.
Ivory poczuła się trochę niepewnie.
W tym momencie drzwi za plecami dziewczyny otworzył się na całą szerokość i pojawił się w nich Random prowadząc pod rękę młodą kobietę.
Czwórka obecnych skinęła im głowami na powitanie.
- A, świetnie że jesteście. - Rzekł władca prowadząc swoja towarzyszkę do stołu.
Stojący przy ścianie lokaj już się zerwał by odsunąć jej krzesło, ale król zatrzymał go ręką i sam pomógł swojej towarzyszce zająć miejsce. Sam usiadł po jej lewej stornie.. Zaraz koło niego siedział Julian, dalej Gerard.
Flora , Fiona i młody mężczyzna, w tej właśnie kolejności, siedzieli po drugiej stronie krzeseł władców ustawionych przy stole w kształcie podkowy.

- Panie pozwoli. - Odezwał się ten sam lokaj, którego wcześniej Random wyręczył wskazując Ivory ostatnie wolne miejsce koło Gerarda.
- Są tutaj z nami, moja droga - Król odezwał się głośno odpowiadając na ciche pytanie swej towarzyszki. - nasi krewni. Córka Caine…
- Ivory. - Powiedziała dziewczyna tknięta jakimś nagłym impulsem.
- Ivory, tak. - Random podziękował się krótkim uśmiechem
- i Syn Fiony…
- Jerome. - Dokończyła Fi gdy król Amberu szukał w głowie imienia.
- Ivory i Jerome pozostaną przez jakiś czas naszymi gośćmi.
- Dopilnuję mój drogi, aby czuli się jak w domu. - Powiedziała kobieta siedząca po prawicy Randoma, ściskając go za rękę. Władca uścisną jej dłoń i uniósł do góry składając czuły pocałunek na niej.
Służba zaczęła roznosić dania i rozlewać wina.
- Córka Caina. - Mruknął z uznaniem Gerard. - Będziemy musieli porozmawiać. - Dodał między jednym łukiem a drugim.
- Zajmiesz się nią Gerardzie? - Kobieta siedząca po prawicy króla musiała usłyszeć jego słowa.
- Ależ oczywiście Vialle. - Dowódca floty Amberu odparł uprzejmie.
- Doskonale. - Uśmiechnęła się królowa.
- Fiono? - Vialle odwróciła się w drugą stronę zwracając się do płomiennowłosej bratowej.
- Oczywiście zaopiekuję się synem. - Odparła Fi również z uśmiechem.

Dalsza część posiłku minęła na niezobowiązujących pogawędkach o niczym .

Po skończonym obiedzie królewska para opuściła jadalnię dość szybko.
Fiona wstała zaraz po ich wyjściu szturchając lekko w łokieć syna. Pożegnała się uprzejmie z towarzystwem.


Kiedy drzwi jadalni zamknęły się za nimi ujęła młodego człowieka po rękę i poprosiła by zaprowadził ją do swojej komnaty.
- Niestety do wieczora nie będę mogła poświęcić ci zbyt wiele uwagi. - Powiedziała z pewnym smutkiem w głosie. - Jeżeli będziesz się nudził możesz zwiedzić miasto. - Zdjęła z wskazującego palca prawej dłoni pierścień, który doskonale pasował do jej oczu i położyła go na dłoni syna. - Pokaż to strażnikom, a będziesz mógł swobodnie wyjść z zamku i wrócić do niego. Tylko proszę cię, nie opuszczaj miasta. Dobrze? - Ujęła brodę syna w swą dłoń i spojrzała mu prosto w oczy. - Arden nie jest bezpiecznym miejsca dla osób nieznających tego lasu. A teraz muszę już iść. Baw się dobrze. - Pocałowała go w policzek i wyszła.

Jerome przez chwilę przyglądał się pierścieniowi matki gdy poczuł delikatne muśniecie wskazujące na próbę kontaktu przez Atu.


Gerard zabrał córkę Caina nie długo po tym gdy opuściła ich Fiona z synem.
- Idź i przebierz się. - Nie było to polecenie. Raczej prośba. - Zabiorę cię na małą wycieczkę. Przyjdę za pół godziny. - Zostawił Ivory pod drzwiami komnat jej ojca.
Nie mając wiele do roboty dziewczyna przebrała się w coś wygodniejszego.
Stryj pojawił się tak jak obiecał. Poprowadził do stajni gdzie czekały dwa przygotowane konie.
- Jestem pewien, że Caine, to znaczy twój ojciec chciałbym, żebym cię tam zaprowadził.
Nie zdradził niczego więcej.
W czasie drogi sporo mówił o zmarłym bracie. W samych superlatywach.
Te jego opowieści sprawiły, że droga upłynęła im szybko. Gerard przyprowadził bratanicę nad brzeg morza.
- To grobowiec twojego ojca powiedział. - Opierając rękę o kamienne ściany budowli.
Nie zdążył nic więcej powiedzieć gdyż zza krzaków wyłoniło się pięciu uzbrojonych mężczyzn.
- Proszę, proszę. - Powiedział jedne z nich, uderzając drewnianą pałką trzymaną w prawej dłoni o lewą. - Kogo my tutaj mamy. - Uśmiechał się przy tym parszywie.
Na brudnych i podartych tunikach, które kiedyś musiały być zielone widniał lew rozszarpujący jednorożca.
Gerard ręką przesunął Ivory za siebie jednocześnie dobywając broni.
- To bardzo głupi pomysł. - Usłyszeli nad sobą.
Gdy podnieśli głowy zobaczyli jeszcze trzech mężczyzn z napiętymi kuszami skierowanymi w ich stronę.
- Rzuć broń. - Polecił ten stojący powyżej.
Gerard upuścił swój miecz.
- Dobrze. - Powiedział ten sam mężczyzna opierając kuszę o ramię. Lewą ręką wykonał gest po którym dwóch z pięciu mężczyzn podeszło do syna Oberona. Najwyraźniej to on tutaj dowodził.
Dowódca floty Amberu tylko na to czekał. Pierwszego, który się do nich zbliżył poczęstował błyskawicznym prawy sierpowym posyłając go nieprzytomnego na ziemię. Drugi z mężczyzn zdążył odskoczyć i dzięki temu uniknął losu kolegi. Gerard już się chciał na niego rzucić gdy ze świstem wbił się w jego biceps bełt z kuszy. Towarzyszy Ivory jęknął cicho łapiąc się za zranią kończynę.
- Mówiłem, że to głupi pomysł.- Powiedział dowódca. - Związać ich. - Polecił czterem ludzi na dole.
Ranny Gerard już nie stawiał oporu.
- Pożałujecie tego. - Zagroził gdy wiązano mu ręce z tyłu.
Nikt chyba nie wziął sobie jego słów do serca, gdyż jak tylko skończono go krępować, ten z drewnianą pałką kopnął syna Oberona w tył lewej nogi, tuż pod zgięciem kolana. Uderzenie było na tyle silne, że Gerard musiał przyklęknąć.
- Nie sądzę. - Odpowiedział tamten podchodząc do Ivory.
- Zajmiemy się twoją panią. - Dodał przesuwając sowimi brudnymi łapskami po jej włosach i głośno wciągając do nosa jej zapach..
Było coś odstręczającego w sposobie jakie to zrobił.
- Zostaw ją. - Gerard poderwał się na nogi i rzucił na mężczyznę. Pech chciał, że przy tym wpadł na Ivory. Dziewczyna nie była wstanie utrzymać równowagi i upadła uderzając głową o jakiś wystający korzeń czy głaz. Ciemność zalała jej umysł.

Gdy się ocknęła leżała na śmierdzącej zgnilizną słomie. Obok niej leżał Gerard. Na włosach i uchu miał zaschniętą krew. Tyle widziała, gdyż był odwrócony tyłem do niej. Ręce miał nadal skrępowane z tyłu. Ręce Ivory były na szczęście wolne.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 04-12-2015 o 00:41.
Efcia jest offline  
Stary 08-12-2015, 18:14   #3
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Wizyta w Rebmie, była co najmniej pouczająca. Ciotka Llewella zrzuciła go na barki kuzynki Niamh. To zaś w połączeniu z cudami podwodnego miasta, robiło na nim niemałe wrażenie. Zresztą nic dziwnego, cała okolica była wyjątkowa a delikatna zielona mgiełka, dodawała wszystkiemu tajemniczości i nowości. Momentami czuł się jakby wypił za dużo absyntu i zielona wróżka towarzyszyła mu bez przerwy. Udało mu się jednak to wszystko opanować, a moneta, która często wędrowała po knykciach dłoni, wróciła na swoje miejsce.


Najbardziej chyba cieszył się z wizyty w tutejszych stajniach. Nieco żałował że w większości miejsc, by zwiedzać morskie dno, potrzebny był akwalung a i wtedy było to zwykle mocno ograniczone. Więc korzystał ile mógł, poznając okoliczną florę i faunę. Skupiając się głównie na tym drugim. Musiał przyznać, że towarzystwo Niamh jako przewodniczki było nie tylko miłe czy pouczające, ale i wygodne. Mogła dostać się w wiele najciekawszych miejsc, bez większych problemów. Nie omieszkała przy okazji wciągnąć Albina na przyspieszony kurs etykiety. Musiał przyznać przed sobą, że jego maniery pozostawały wiele do życzenia, ale tego zwykle nie uczyli na ranchu. Starał się wyciągnąć z wizyty jak najwięcej, ale zwierzęta najbardziej zajmowały jego głowę.


Długie, brązowe włosy, falowały nieco w tym podwodnym mieście, udało mu się je jednak utrzymać w jako takim porządku, to samo z brodą. Po wstępnym przyzwyczajeniu się, nie było to nawet takie ciężkie. Czarny płaszcz i granatowy dublet dopełniały wyglądu niebieskookiego mężczyzny. Gdzie indziej zamiast dubletu, zapewne byłaby to po prostu koszula, ale tutaj starał się zbytnio nie wyróżniać. Twarz Albina rozjaśniał uśmiech, gdy rozpoznał budynek, do którego zmierzali, zdawało się, że kuzynka zamierzała go zabrać na wyścigi. Przez chwilę zdawało się, że nic nie będzie w stanie zepsuć tak dobrze zapowiadającego się dnia. Jego optymistyczne podejście zostało jednak dość szybko zweryfikowane, przez wybuch kolorów. Ciężko było mu to nawet opisać, widział coś podobnego, raz, kiedy eksperymentował z różnymi psychotropami w górach, nawet nie pamiętał co wtedy brał, LSD czy meskalinę. Podziękował sobie jednak na przyszłość z takimi rozrywkami. Odrobina alkoholu zwykle mu starczała. Jednak feeria barw i kolorów, sprawiła, że na chwilę stanął jak wryty, a moneta zastygła między knykciami.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 11-12-2015, 00:58   #4
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Nie las jest niebezpieczny, tylko jego mieszkańcy. - mruknął pod nosem Jerome podrzucając i łapiąc pierścień. Ledwie Fiona znikła poczuł próbę kontaktu przez atut. Jak do tej pory tylko ona się z nim tak kontaktowała, ale teraz na pewno nie była to ona. Może nie znał matki zbyt dobrze, ale nie podejrzewał jej o lenistwo i niechęć wrócenia tych kilkunastu kroków by coś powiedzieć. Zacisnął otrzymany pierścień w dłoni i ostrożnie nawiązał połączenie.
- Jerome? - Usłyszał znajomy głos ojca.
- Co się dzieje? - zdziwił się Jerome.
- Mój przyjaciel poprosił mnie o pomoc. Sam niestety nie mogę udać się do niego. - Varadamus zaczął powoli. - Gdzie ty w ogóle jesteś? - Zmienił nagle temat wychylając się lekko, jakby chciał zobaczyć co jest za jego rozmówcą.
- W końcu dotarłem na miejsce, do Amberu. - odparł Jerome - spotkałem też matkę… ale na razie zamieniliśmy tylko parę słów. Załatwia jakieś sprawy. Nie wiem czy możemy mówić otwarcie stoję w pałacowym korytarzu. Może wrócę do komnaty?
- Dobrze.
- Varadamus odczekał aż syn zamknie za sobą drzwi. - To się nawet dobrze składa. Pamiętasz mam nadzieję Randala. To on właśnie potrzebuje pomocy. Z tego co zrozumiałem, to ktoś na niego napadł i ukradł mu coś cennego. Nie znam szczegółów, nie mogliśmy spokojnie porozmawiać, za dużo ludzi się wokół niego kręciło. Musisz się do niego udać i pomóc mu. - To nie była prośba i Jerome dobrze to czuł.
- Gdzie on teraz jest? - zapytał Jerome - W Rebmie? Najszybciej było by skorzystać z Wzorca, ale chyba mnie nie wpuszczą tam od tak sobie… Hmm, może matka mogła by pomóc…
- Nie!
- Zaprotestował ostro ojciec. - Matki w to nie mieszaj. Im mniej osób o tym wie, tym lepiej. Tak Randala jest w Rebmie. Chciałbym, żebyś udał się tam jak najszybciej.
- Nie muszę jej mówić po co, wystarczy żebym mógł dostać się do Wzorca. Inaczej to trochę potrwa. Ale jak chcesz… chyba, że masz atut Randala, wtedy mogę przejść do ciebie, a od ciebie do niego.
- Ta…
- Jerome poczuł się jakby dostał obuchem w głowę gdy kontakt z ojcem nagle się urwał.
Zatoczył się i przytrzymał ściany.
- Co się dzieje? Słyszysz mnie? - zapytał pustą komnatę, ale odpowiedzi nie otrzymał. Zaklął pod nosem. Spojrzał na plecak, nawet się nie rozpakował. Przez chwilę analizował wszystkie fakty. Sprawa była poważna, spojrzał na ściskany w dłoni pierścień. Może był paranoikiem ale przywołał Wzorzec i obejrzał dokładnie pierścień oraz swoją komnatę.
Zarówno pierścień jak i sam pokój nie nosiły żadnych magicznych śladów na sobie.

Hmm, potrzebował działać szybko. Musiał znaleźć matkę, była szansa, iż miała atut ojca. Może uda się jej połączyć. Tylko jak ją znaleźć? Spojrzał na pierścień. Miał coś co należało do niej. Usiadł przy stoliku i położył pierścień na blacie. Magia sympatyczna była rozwiązaniem. Wziął kielich i nalał do pełna wina. Umoczonym w winie placem narysował wokoło oktagram, żaś jego boki i wierzchołki oznaczył runami. Wyszeptał zaklęcie i ostrożnie wrzucił pierścień do kielicha.
- Matko, to ja Jerome - powiedział gdy jego odbicie w winie zafalowało.
Niestety nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Nie poczuł kontaktu z matką. Powierzchnia płynu w kielich powoli uspokajała się, a on widział ciągle swoje odbicie.
- W takim razie spróbujmy inaczej - mruknął wyławiając pierścień z kielicha. Wytarł go do sucha chusteczką i skupił się na obrazie matki i starał dostroić do pierścienia, który nosiła. Powoli zaczął splatać zaklęcie. Być może uda się mu określić kierunek, w którym się znajduje. Jak w kompasie, tyle, że północą była by Fiona. Czas przestał istnieć dla pochłoniętego zajęciem maga. Nie było nic skomplikowanego w jego działaniach. Wystarczyło zwyczajnie odnaleźć nić stanowiącą połączenie przedmiotu z właścicielem i niejako zasilić ją nową mocą by urosła na tyle ażby dać połączenie. Trzeba było jednak tę nić oddzielić od innych struktur przedmiotu, a to było mozolnym i czasochłonnym zajęciem.
Jerome podniósł lewą rękę na której leżał pierścień. Przedmiot należący do jego matki drgnął nieznacznie, niczym piórko poruszone wiatrem. Pierścień odwrócił się oczkiem najpierw w lewo, później w prawo i znowu w lewo. Po chwili ustawił się między palcem wskazującym a kciukiem.
Ostrożnie trzymając pierścień przykrył go chusteczką i ruszył na korytarz, a potem dalej wedle wskazań pierścienia. Facet z chusteczką w ręku wyglądał dziwnie, ale mniej niż obracający się pierścień na dłoni. Napotkanym mieszkańcom pałacu czy też sługom kiwał uprzejmie głową. A nagabywany opowiadał, że zwiedza pałac.

Pierwszy napotkany służący dał się niejako zwieść tłumaczeniom nieznajomego, że zwiedza pałac. Pozostawił więc syna Fiony samego, udając się dość szybko w kierunku z którego przyszedł.
Jerome pokręcił się jeszcze trochę po zamku prowadzony magicznym kompasem. W końcu dodarł do drzwi. Nie różniły się one niczym od innych. Pierścień jednak pokazywał że jego właścicielka musi być za nimi.
Nim jednak mag zdążył nacisnąć klamkę, drzwi otworzyły się i stanęła w nich księżniczka Fiona.
- Jerome? Co ty tutaj robisz? - Spytała zdziwiona rozgląda się uważnie po korytarzu. W ich kierunku zmierzało właśnie czworo zbrojnych.
Fiona spojrzała na syna marszcząc przy tym czoło.
- Czyżby ojciec nie wpoił ci podstawowych zasad dobrego wychowania? - Po głosie można było wyczuć, że nie jest zadowolona.
- Dziękuję kapitanie, - Odezwała się do zbrojnych. - ja już się nim zajmę.
- Doniesiono nam pani - Odezwał się jedne ze zbrojnych kłaniając się przy tym, raczej Fionie niż im obojgu. - że ów człowiek kręci się po zamku.
- Tak. - Powiedziała z jeszcze większą irytacją w głosie patrząc na syna. - To mój syn.
- Rozumiem pani.
- Odparł ten sam mężczyzna i ponownie skłonił się odchodząc.
- Jesteś moim synem. - Fiona odezwała się gdy tylko strażnicy odeszli. - Nie oznacza to jednak, że możesz kręcić się po tym zamku kiedy ci się tylko spodoba.- Jej ton w dalszym ciągu wyrażał najwyższą dezaprobatę.
- Szukałem ciebie, mam ważną sprawę - odparł upewniwszy się, że straż jest po za zasięgiem słuchu - skontaktował się ze mną ojciec, ale coś przerwało nam rozmowę. Myślę, że ktoś go zaatakował. Możesz się z nim połączyć? To ważne.
- Nie jestem ślepy, widzę że coś tu się dzieje
- pokazał nieokreślony kierunek ręką, mający oznaczać pałac - Nie wykluczone, że dostał odpryskiem tego… czegoś. Nie chcę mieszać się w sprawy Amberu nieproszony, ale martwię się o ojca. Pomóż mi.
Fiona westchnęła kręcąc głową z dezaprobatą. Otworzyła drzwi, przed którymi stali i ruchem ręki zaprosiła go do środka.
Stanęli w niewielkim, lecz gustownie urządzonym saloniku.
- Gdzieś powinnam mieć… - Wyszła do drugiego pokoju. - … dawno nie rozmawiałam z nim. To chwilę potrwa. Dlaczego uważasz, że coś mu zagraża? Prosił cię o pomoc, gdy z tobą rozmawiał?
- Był ciekawy czy już dotarłem tutaj - odparł Jerome rozglądając się ciekawie. - Gdy rozmawialiśmy poczułem się jakbym czymś oberwał w głowę i rozłączyło nas. Normalnie to się chyba nie przydarza podczas korzystania z atutu, prawda?
- To tu mieszkasz
- ni to stwierdził ni t zapytał wyglądając przez okno.
- Tak, tu mieszkam. - Odparła jakoś tak mechanicznie.
Nastała dłuższa chwila milczenia w trakcie której Jerome mógł podziwiać widoki z okna. Miasto i morze, tworzyły wzajemnie uzupełniający się i doskonale pasujący do siebie obrazek.
- A ma. - Głos matki przerwał podziwianie panoramy Amberu. Pojawiła się z powrotem w salonie. - Proszę. - Wręczyła mu kartę.
Jerome obejrzał kartę z uwagą analizując kreskę i detale, po czym oddał matce.
- Nigdy nie miałem drygu do atutów. Wstyd się przyznać, ale nie potrafię. Czy mogła byś…?
Rudowłosa córka Oberona ujęła kartę w rękę. Przez dłuższą chwilę nic nie robiła. Patrzyła się tylko na obraz. W pewnym momencie rysunek nabrał głębi. Postać na karcie poruszyła się.
- Tak? - Jerome rozpoznał głos ojca.
- Witaj Varadamusie. - Na twarzy matki pojawił się lekki uśmiech.
- Fiona?
- Twój syn chciał się z tobą skontaktować. Twierdzi, że grozi ci niebezpieczeństwo. Czy to prawda?

- Nie. U mnie wszystko w porządku. - Odparł jej ojciec. - Nasz syn jest z tobą?
- Tak.
- Powiedziała Fiona.
- Witaj ojcze, zmartwiłem się gdy nasz kontakt tak nagle się urwał - powiedział Jerome - Co się stało, rozmawialiśmy a potem jakbym maczuga w łeb oberwał?
- Też to poczułem. Nie wiem co to mogło być. Przez jakiś czas nie mogłem się z tobą połączyć.
- Powiedział Varadamus, po czym zwrócił się do kobiety. - Wy też mieliście jakieś zakłócenia?
- Masz na myśli w kontakcie przez atu?
- Spytała Fiona.
Starszy z mężczyzn kiwnął głową na potwierdzenie.
- Nie, tu było wszystko w porządku. - Odparła.
- Dziwne, bardzo dziwne. - Dodał jakby do siebie ojciec.
- Tak z ciekawości, masz atut matki? - zapytał - A właśnie, nie odpowiedziałeś wtedy na pytanie, nie zdążyłeś? Masz to?
- Mam.
- Zająknął się przy odpowiedzi.
- Muszę was teraz zostawić. - Odezwała się Fiona. - Random życzy sobie żebyś był na kolacji. Skoro już jesteście z Amberze, to król zechce was do czegoś wykorzystać. - Uśmiechnęła się, ale tylko kącikami ust. Po czym podeszła do wiszącego koło drzwi do drugiego pokoju sznura i pociągnęła go. - Za chwilę zjawi się służący i odprowadzi cię. Nie wypada żebyś kręcił się po zamku sam. Zrozumieliśmy się? - Coś w jej oczach mówiło, że temat ten nie podlega dyskusji. - Varadamus. - Posłała mężczyźnie uprzejmy uśmiech kiwając głową na pożegnanie. - Do wieczora synu. - Tym razem obdarzyła młodego człowieka ciepłym uśmiechem i wyszła.
Odprowadzi spojrzeniem matkę i odwrócił się znowu do ojca.
- Czy robimy tak jak mówiłem wtedy gdy nam przerwano? - zapytał, rozglądając się za czymś do pisania i kartką. - Ewentualnie może to poczekać do kolacji?
- Powinieneś udać się tam jak najszybciej.
- Powiedział ojciec.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Możesz mnie tam przerzucić? - warknął Jerome zirytowany ignorując pukanie - Bo na piechotę najszybciej będzie oznaczało trochę czasu. Decyduj bo prywatność mi się kończy.
- Dobrze. Chodź.
- Varadamus pochwycił dłoń młodzieńca i już po chwili obaj stali na skalne, która, co ze zdziwieniem odnotował Jerome, lewitowała w powietrzu.
- Ciekawe miejsce odwiedziłeś, tato - powiedział rozglądając się. - Gdzie jesteśmy?
Schował atut przedstawiający ojca, kiedyś może się przydać.
- Daleko od znanego nam świata. - Stwierdziła lakonicznie ojciec przeszukując kieszenie. - A! - Wyciągnął z jednej kartę. - Tu jest. Możesz się zaraz skontaktować z Randalem. - Podał synowi kartę.
- Lepiej to ty zrób, ciebie zna lepiej - pokręcił głową Jerome - mnie widział tylko raz w życiu i to dawno.
- No tak
. - Westchnął ciężko biorąc atu z powrotem do ręki.
 
Mike jest offline  
Stary 13-12-2015, 12:59   #5
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Plomiennoluski & Asenat





Zaprosiła ją na kolację i Lady Niamh przyjęła zaproszenie. Llewelli, córce Oberona z Amberu się nie odmawiało. Jadły w milczeniu, a gdy delikatne mięso ryb zastapiło wino i ciasteczka z wodorostów, zza kotary skrywającej muzykantów dobiegły słodkie dźwięki cytry, Llewella pogładziła wyłożone szylkretem podłokietniki swego krzesła, zapatrzyła się w zieloną przestrzeń za balustradą tarasu wzrokiem pozornie obojętnym... i odezwała się, głosem także pozornie obojętnym.
– Opowiedz mi o nim.
Imię nie padło, nie musiało. Cisza pomiędzy nimi też nie musiała zapadać, Niamh od wielu dni miała przygotowaną odpowiedź. Ale milczenie było nieodłączną częścią ich wzajemnych stosunków, Niamh pozwalała więc ciszy trwać. A potem odpowiedziała. Ze wszystkich wartych uwagi i nic nieznaczących drobnostek, autentycznego zdziwienia na wieść, że jest synem króla, nerwowych wędrówek monety między palcami, bezwarunkowej akceptacji ich wymyślonego pokrewieństwa, w którym dopatrywała się tęsknoty za jakąkolwiek więzią, której można się uczepić, by mieć w życiu coś stałego... uciekania w filozoficzne konstrukcje, gdy przypierała go o Cienie i uciekania w bezpieczny kontakt ze zwierzętami, przed mniej bezpiecznym kontaktem z jej ojcem, który pociągał za sobą zobowiązania i odpowiedzialność... z tego wszystkiego wybrała jedno, i w dwóch słowach zamknęła spostrzeżenie.
– Jest młody – rzekła Lady Niamh głosem pozornie obojętnym, zawieszając pozornie obojętne spojrzenie na zawirowaniach zieloności i błękitu w głębinach za pałacem.

Pomyślała zaś: jest młody i mi go żal. Gdyż nie wie jeszcze, jakie jest oblicze rodziny. Gdyż każdy, nawet ojciec, nawet ta kilkuletnia dziewczynka, którą adoptował, ma więcej rozeznania w regułach gry niż on. Gdyż kiedyś zobaczy, jacy jesteśmy. Gdyż zostanie wplątany w trwające od wieków intrygi, ktoś go wykorzysta, ktoś go zdradzi, ktoś go pchnie nożem w ciemnym korytarzu.

Tego nie powiedziała, ale choć wyraz twarzy Llewelli się nie zmienił, gładkiego czoła pod zielonymi włosami upiętymi w koronę z warkoczy nie przeciął żaden grymas – wiedziała, że córka Oberona i tak zna tę myśl, a znając, zachowa ją dla siebie. Sprawy, które wiedziały nawzajem o sobie i o nich nie mówiły także były nieodłącznym elementem ich kontaktów.




Smukłe palce Lady Niamh, wspierające się dotąd na przedramieniu Albina lekko jak morska piana, zacisnęły się mocno. Tuż przed tym, jak zielonkawą tonią wstrząsnęła eksplozja, jakby dziewczyna, tylko na pozór skoncentrowana na tym, by kroczyć lekko i wdzięcznie wśród ciżby wyczuła zawczasu poruszenie wód Rebmy.

Chwyciła go mocniej, za rękę i przód dubletu, pociągnęła za sobą, w miejsce, w którym zdobiąca fasadę hipodromu płaskorzeźba tworzyła bezpieczną niszę. Może by ochronić siebie i jego przed stratowaniem przez wystraszony tłum... a może by samą siebie dodatkowo osłonić, odgrodzić się od eksplozji także i jego ciałem, tak jak od góry ich obydwoje chroniło kamienne ramię trytona ciskającego harpunem.

W fioletowych oczach, spoglądających na Albina z odległości oddechu, nie było niepokoju czy strachu. Były przejrzyste i niewzruszone, nie do odróżnienia niemal od ametystów wprawionych w naszyjnik spoczywający na jej piersi. Wokół kotłował się tłum. Ktoś krzyczał.

– Cóż to było? – zapytała cichym, wyważonym głosem, takim samym, jakim nauczała Albina skomplikowanych zasad dworskiej etykiety i opowiadała o morskich bestiach żyjących na rubieżach królestwa Moire. – Uderzyło gdzieś blisko...

Albin dał się porwać kuzynce. Doskonale znała swoje miasto i na pewno wiedziała, co robić w przypadku zagrożenia, a tak właśnie mu to wyglądało. – Nie wiem, wyglądało jakby ktoś czyścił skałę lub tunel dynamitem. - Odpowiedział po krótkiej chwili namysłu mężczyzna, choć nieco niepewnie. Musiał przyznać, że nie miał nic przeciwko pozycji w jakiej wylądowali.
– Dynamit? – powtórzyła, obserwując otoczenie zza Albinowego ramienia. – Takie... fajerwerki, magiczne ognie? – powiodła wolno dłonią w kierunku dziwnych wzorów wypełniających przestrzeń. – Możesz mieć rację, Albinie...
– Nie do końca, dynamit to środek, którego używa się do wysadzania skał, kiedy chcą przebić tunel dla kolei, albo w górnictwie, kopalniach. Czasem do oczyszczania miejsca pod fundamenty domów. Zawsze warto mieć gdzieś schowaną laskę, tylko w bezpiecznym miejscu, z dala od dzieci. Do fajerwerków używa się prochu - rozjaśnił mężczyzna.
– Zdaje się, że huk dobiegł od wieży maga Randalla. Jest gościem królowej. Muszę sprawdzić, czy nic złego go nie spotkało. Zechcesz mi towarzyszyć?
– Oczywiście że będę ci towarzyszył, nie wypada odmówić – powiedział powoli podnosząc się znad Niamh.

Ruszyli – Albin przodem, torując przejście, a za nim Niamh, nie wypuszczając przedramienia ze znacznie mocniejszego niż przy przechadzkach po królewskich ogrodach uścisku. Wieża trwała nienaruszona pośród gruzowiska, w które obróciły się okoliczne budynki. Niamh puściła ramię Albina i ujęła kołatkę – srebrne kółko zawieszone na ogonie konika morskiego. Nikt nie odpowiedział na uprzejme pukanie... Niamh nacisnęła klamkę, drzwi jednak ani drgnęły. Tak jakby właściciela nie było. Niamh odsunęła się o krok, badając wzrokiem wysoko położone okna. I o kolejny krok, dając Albinowi wolne przejście do drzwi.
– Nie odpowiada... Mógł zemdleć albo zostać ranny. Musimy się do niego dostać jak najszybciej...

Spojrzała uważnie na swego towarzysza. Był młody... ciągle był młody i nie chciał przestać, a jej ciągle było go żal. Uznała, że najlepsze, co dla niego może zrobić, to przestać traktować go jak dziecko, a zacząć jak mężczyznę. Nawet jeśli potem to ona go wykorzysta, zdradzi i na koniec pchnie nożem w ciemnym korytarzu.

Albin przyjrzał się najpierw minie Niamh, następnie drzwiom z góry do dołu, oceniając zawiasy, zamek jak i same drzwi, by następnie mocno kopnąć tuż obok zamka. Co prawda tutaj stosowano zwykle przynajmniej grube deski, a nie to, co w niektórych stanach zaczęło uchodzić za drzwi, ale nie był takim słabeuszem.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 13-12-2015 o 13:01.
Asenat jest offline  
Stary 17-12-2015, 23:18   #6
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Rebma


Już pierwsze uderzenie otworzyło im drogę do domu maga. Pierwszym pomieszczeniem był obszerna izba, coś jakby przedpokój. Panowała tam cisza, spokój i ciemność. I niesamowity bałagan. Co zauważyli gdy tylko odrobina światła wpadła do wnętrza izby.
Wszędzie leżały poprzewracane meble. Porozrzucane książki i przedmioty codziennego użytku. Wyglądało jakby przeszło tu małe tornado.
Nigdzie nie widać było właściciela.
Następne pomieszczenie, które mogło być jakąś komórką nie wyglądało lepiej.
Na tym poziomie było co już więcej zwiedzać. Ruszyli więc po schodach. Na których też walały się poprzewracane sprzęty i rzeczy. Zawsze istniała szansa, że Randala był po prostu wielkim bałaganiarzem, a jego służba, o ile takową posiadał, właśnie mu wymówiła.
Chociaż było to najgłupsze z możliwych tłumaczeń.
Na kolejnym piętrze nie było lepiej. Drzwi do wszystkich trzech pomieszczeń były otwarte i panował taki sam nieporządek. Tu też nie znaleźli właściciela.
Znowu ruszyli schodami, na których szczycie znajdowały się otwarte drzwi. Ta komnata tez była zdemolowana. A sądząc po jej zawartości musiał pełnić funkcję pracowni.
Pod nogami zachrzęściło im potłuczone szkło.
Krok do przodu, który uczyniła Niamh okazał się bardzo niebezpieczny dla niej. Wdepnęła w jakąś lepką maź i poślizgnęła się na niej. Szczęściem Albin szybko zareagował. Łapiąc ją bezceremonialnie pod rękę nie dopuścił do upadku. Następne kroki stawiali już ostrożniej omijając więcej takich niespodzianek.
Randala, co zauważyła Niamh posiadał sporą bibliotekę. Wszystkie te książki teraz leżały na podłodze razem z częścią regałów na których kiedyś musiały stać.
Pod jednym z takich regałów Albin dostrzegł jakiś ruch. A później dostrzegł i wystającą rękę.


W nieznanym cieniu

Varadamus, poprzednio jak Fiona, trzymał przez chwilę kartę przed sobą i wpatrywał się w nią. I na tym podobieństwa do tego co widział u matki.
Ojciec potrząsną lekko głową, jakby chciał odgonić jakiegoś natrętnego owada i przełożył kartę do drugiej ręki. Lecz nim ponownie skupił na niej uwagę jakiś, nawet całkiem bliski, ryk zaprzątnął jego myśli.
Trudno było określić z jakiego kierunku dobieg ich ów dźwięk. Nie zwiastował on jednak nic dobrego.
- Co to… - Chciał zapytać Jerome, ale ojciec uciszył go ruchem ręki.
Przez chwilę stali nieruchomo i cicho nasłuchując. Ale żaden inny dźwięk nie dotarł do ich uszu.
- Co to było? - Spytał w końcu syn Fion.
- Mam nadzieję, że nic. - Odparł Varadamus jakoś tak bez przekonania.
- Nic nie brzmi… - Jerome nie zdążył dokończyć, gdyż stracił równowagę.
Coś uderzyło w ich skałę. A później usłyszeli kolejny ryk. Tym razem już całkiem blisko, tuż pod nimi.
- Kurwa! - Warknął wściekle Varadamus podnosząc się. - Miało ich tu nie być!
Chłopak nie musiał nawet pytać co ojciec miał na myśli mówiąc “ich”. Już dostrzegł wielki cielsko przepływające lub przelatujące obok. Istota ta miała podłużne pokryte jakby piórami ciało bez widocznych kończyn. Cała była niezwykle kolorowa, wręcz jaskrawo-kolorowa. A gdy dokonała zwrotu, sprytnie lawirując między innymi lewitującymi skałami, Jerome mógł zobaczyć jej wielki, kanciasty i równie kolorowy łeb ozdobiony jaskrawo-pomarańczowym pióropuszem. Wielkie, trochę kanciaste zęby wystawały w ogromnej paszczy gdy rozdwojony, czerwony język wysunął się i dotkną wyłupiastego oka bestii.
Wieki, pierzasty wąż sunął prosto na nich. A drugi podobny wyłonił się zza skały nieco dalej.

 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 21-12-2015, 04:48   #7
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Scena w wieży maga przedstawiała się, jakby ktoś do środka wpuścił pijane zające, wielkości źrebaków. Można było zrozumieć wiele, czy to niedbalstwo, czy brak czasu, ale to nie była akurat kwestia zaniedbania. Coś się tutaj stało. Należało jedynie dojść do tego, co. Jednak zanim to się miało dokonać Albin postanowił rozglądać się bacznie dookoła. Schował nawet monetę, w każdej chwili gotów sięgnąć po ostrze, gdyby tylko zaszła taka konieczność.


Zamiast po ostrze, sięgnął po ramię kuzynki, by uratować ją od upadku. Nie miał pojęcia czym była maź, w którą wdepnęła, ale nie miał zamiaru się w niej babrać. Biorąc pod uwagę stłuczone szkło i jego ilość, to co powstało lub wylało się na podłogę, mogło być dosłownie wszystkim.


Rozglądanie się po kątach, wreszcie przyniosło jakiś efekt. Kątem oka Albin dostrzegł jakiś ruch, a gdy się obrócił i przyjrzał dokładnie, nawet rękę. - Tutaj. Podniosę regał, a ty wyciągaj. - Rzucił do Niamh, samemu podchodząc do leżącego mebla. Zaparł się wygodnie i podniósł regał, bacznie patrząc, czy przypadkiem nie czaiło się tam coś niebezpiecznego. Co prawda wątpił w to, ale sytuacja raczej nie należała do tych, gdzie można było sobie pozwolić na zaniechania czy nieuwagę. Gdyby trzeba było, miał zamiar zwyczajnie puścić regał, dokładając nawet nieco rozpędu własnej ręki. Zastanawiało go, czym mag mógł się zajmować, że miało to tak opłakane skutki, czy też może był to jakiś zupełnie niezależny atak. Na chwilę jego spojrzenie zboczyło za plecy, sprawdzić czy nic się gdzieś nie czai.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 21-12-2015, 23:14   #8
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Nie mogłeś iść do lasu na grzyby? - zapytał retorycznie ojca. - Wiesz jak je załatwić?
-Wodą. Są wrażliwe na wodę.
- odparł.
- Zakładam, że oplucie ich to za mało? Spróbujmy zmienić Cień, deszcz powinien załatwić sprawę.
- Co
- zdziwił się Varadamus - rzuć jakieś zaklęcie przywołujące wodę.
Mówiąc to złożył palce w gest Wardh i tuż przed pyskiem nadlatującego węża zmaterializowała się kula wody, niestety wąż był bardzo zwinny i w ostatniej chwili skręcił prawie unikając pocisku. Woda rozbryzgła się na pierzastym boku. Wąż ryknął i zwinął się w boleści roztapiając się niczym śnieg polany wrzątkiem. Wyrżnął w skałę na której stali ryjąc powierzchnię niczym pług. Wyrwane kawałki skał potoczyły się w ich stronę, Jerome odskoczył w bok
- Dostałeś, go ojcze! - zawołał widząc rozpuszczające się zwłoki. Ale nie usłyszał okrzyków radości ojca. Obejrzał się i zamarł. Varadamus leżał przygnieciony kawałem skały. Doskoczył do niego błyskawicznie, na szczęście żył.
Drugi wąż zaczął się zbliżać, ojciec chwilowo był wyłączony, a Jerome nie miał zawieszonych wodnych zaklęć. Nie chciał próbować ognistych. Mogły co prawda spowodować spektakularny efekt, ale przeciwny do zamierzonego.
Skoncentrował się na wizji ulewnego deszczu. Wizualizował krople siekące pierzaste ciało węża. Sięgał po Cień i zaczął go naginać do swej woli.
 
Mike jest offline  
Stary 21-12-2015, 23:38   #9
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
W nieznanym cieniu




W tym miejscu manipulacja cieniem okazała się o wiele łatwiejsza niż Jerome mógłby się spodziewać.
Zmiany dokonane przez syna Fiony przyniosły jednak spodziewane rezultaty. Część skał zniknęła. Chociaż stałego gruntu nie można było dostrzec. Z fioletowego teraz nieba zaczął padać zielony deszcz.
W międzyczasie drugi wąż zbliżył się do nich niebezpiecznie.
Stwór wydał z siebie piekielny wrzask gdy zielone kropel zetknęły się z jego kolorowymi piórami. A tych miejscach pojawił się kolorowy dym. Stwór szarpał się i wił usiłując uciec od deszczu. Nie był jednak wstanie. Jego nieporuszający się już towarzysz, którego część spoczął na ich skale stopił się już w połowie.
Jerome ze zdziwieniem zauważył, że truchło zapada się w skale topiąc ją.



Rebma



Pod regałem, o czym głośno poinformowała Albina lady Niamh, leżał poszukiwany mag. Generlaska córka wprawnie ujęła sinobrodego mężczyznę pod pachy i wyciągnęła spad mebla. Jak na tak drobną kobietę był to zadziwiający wyczyn. Syn Eryka spokojnie opuścił solidny, drewniany regał na podłogę i podszedł do swojej towarzyszki.
Lady Niamh sprawdziła puls nieprzytomnego człowieka. Żył. Nie wyglądał jednak najlepiej. Krew pozlepiała jego włosy znacząc długi, zaschnięty już ślad wzdłuż ucha i dalej w dół szyi wsiąkając w czarną koszulę, którą nosił.
- Trzeba go stąd wynieść. - Zakomenderowała kobieta.
Albin poczuł się w obowiązku i przerzucił sobie bezwładne ciało przez ramię.
Zejście po schodach nie było taką prostą sprawą dla erykowego syna. Dodatkowy ciężar w postaci ciała maga skutecznie utrudniał ostrożne stąpanie między, książkami, zniszczonymi meblami, potłuczonym szkłem i jego zawartością. Udało im się to jednak bez żadnej niespodzianki.
Przed domem nieprzytomnego maga już zebrał się spory tłum gapiów, który gwardia królewska usiłowała trzymać jak najdalej. Pojawienie się trzech osób w drzwiach, do tego jednej nieprzytomnej, wywołało spore poruszenie wśród gapiów. Dowódca zbrojnych szybko rozpoznał lady Niamh. Skłonił się nisko i zaoferował swoją pomoc.
Albin czuł się trochę zbędny, gdyż to jego przewodniczka wydawała polecenia, a jemu nawet zdjęto ciężar z ramion. Nie odesłano go jednak, a on sam z siebie nie odszedł.
W towarzystwie zbrojnych, na wozie zaprzężonym w hipokampusy ruszyli w kierunku pałacu. A ściślej rzecz biorąc, do koszar.
Medyk już na nich czekał. Opatrzył rannego, obejrzał i zawyrokował, że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Nadal nieprzytomnego maga położono w pokoju przed drzwiami którego ustawiono straż.
Lady Niamh poleciła by powiadomić ją niezwłocznie gdy pacjent się obudzi.



Po odświeżeniu się i przebraniu dwoje młodych ludzi miało zjeść wspólnie posiłek.
Na przystawkę podano jakieś egzotyczne owoce. Chwilę po tym jak służący nałożył im porcje w drzwiach pojawił się inny sługa. W ręku trzymał jakąś wiadomość. Podszedł do lady Niamh i wręczył jej ją. Ta przeczytawszy kilak skreślonych słów wytarła usta serwetką i rzekła podnosząc się z miejsca
- Mag się ocknął. Niestety chce opuścić gościnne komnaty gwardii.
Erykowemu synowi nie trzeba było słać specjalnego zaproszenie. Szybko był gotowy do wyjścia.

W koszarach poinformowano ich iż mag chce opuścić już gościnę gwardii. A gdy dotarli do pokoju w który zostawili sinobrodego mężczyznę usłyszeli ostry spór.
- Królowa się o wszystkim dowie. - Grzmiał mężczyzna z zabandażowaną głową.




Amber




Osoba która przyszła odwiedzić dwójkę Amberytów nie specjalnie się spieszyła. Cicho i powoli otworzyła drzwi. Równie cicho je zamknęła. Ivory słyszała jak ciężkie kroki kierują się w stronę Gerarda.
Jej stryj cicho jęknął gdy został kopniakiem obrócony na plecy. Nie ocknął się jednak. Gość postał chwilę nad ciałem. Córka Caine nie usłyszała natomiast jak zbliża się do niej. Dopiero charakterystyczny zapach alkoholu pomieszanego z potem i brudem uzmysłowił jej, że ktoś jest obok.
- Zajmiemy się twoją panią. - Usłyszała tuż nad swoją głową. - Oj zajmiemy. - Zaśmiał się.
Ivory rozpoznała głos mężczyzny. To był jeden z tych, który napadli ich koło grobowca ojca. To był ten, który z takim pożądaniem patrzył na nią nim straciła przytomność.
Teraz bezceremonialnie położył je rękę na piersi jednocześnie wpychając jej język do ust.


 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 27-12-2015, 19:01   #10
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Okoliczności były co najmniej dziwne, ale sprowadzały się do mieszanki przyziemnych kłopotów. Ot, gdzie postawić następny krok, żeby się nie poślizgnąć i nie skręcić karku sobie lub sinobrodemu. Nie było to aż takie proste na zdradliwej powierzchni podłogi i schodów. Gdy dotarli na dół, miał prawie ochotę odtańczyć mały taniec radości. Powstrzymał się jednak. Po pierwsze nie wypadało, po drugie, maga przejęła na swe barki gwardia. Ruszył więc za Niamh, która przejęła pierwsze skrzypce. Moneta szybko pojawiła się w dłoni Albina, wracając do swej naturalnej rutyny, krążenia po knykciach. Syn Eryka zastanawiał się co tu się faktycznie wydarzyło, ale jak na razie, odpowiedzi było niewiele.


Odświeżenie się, nie zajęło mężczyźnie zbyt długo, mimo że poświęcił nieco czasu, na doprowadzenie brody do porządku. W szarej koszuli i granatowych spodniach pojawił się na posiłku. Musiał przyznać, że służba i status mają swoje zalety, jednak z tego co słyszał, wiązały się z wiecznymi gierkami i manipulacją, więc ostateczny bilans jednak Albina nie przekonywał. Za to owoce, te były wyborne, wyglądały podobnie do pomelo, w smaku jednak nieco przypominały liczi. Sięgnął więc po swój nóż, nie był zbytnio głodny, więc nie śpieszył się z obieraniem skórki, tworząc z niej długą wstążkę. Prowadził niezobowiązującą rozmowę, celowo omijając temat sinobrodego, korciło go żeby dowiedzieć się więcej. Stwierdził jednak, że najlepiej będzie zwyczajnie poczekać aż mag dojdzie nieco do siebie i sam będzie w stanie coś opowiedzieć. Nie musiał nawet czekać zbyt długo.


Droga do koszar została pokonana sprężystym krokiem, bez zbędnego zwlekania. Uszu Albina doszły krzyki mężczyzny, który jeszcze niedawno leżał pod diablo ciężkim regałem z rozbitą głową. - Żywotna bestia jak na maga. - Mruknął do kuzynki.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172