Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-02-2016, 15:28   #1
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
[Spin!] Originality!

Kiedy pojawia się iskra wszyscy liczą, że będzie ona początkiem wielkiego płomienia, który rozświetli otoczenie, przynajmniej na jakiś moment żegnając ciemność i rodząc nowe, coraz to piękniejsze iskry.
Wy jednak...po prostu zgaśliście.
Nikt nie pyta was jak do tego doszło. Czy byliście leniwi, czy głupi, czy może po prostu was to nie interesowało. Być może nie była to nawet wasza wina? Tak byłoby najlepiej.
Największy kataklizm w dziejach uniwersum, pojawienie się Plagi, okazał się waszą jedyną szansą na ratunek. Szansą na szacunek, fortunę, samorealizację. Choć grozi wam śmiercią.
Teraz stoicie naprzeciw drewnianych drzwi o które opiera się karzełkowaty szkielet w dresie, kilkaset kilometrów pod ziemią.
-Bądźmy szczerzy. – odezwał się, wpatrzony w twarze czwórki łowców. - Idziecie umrzeć. Do walki z plagą trzeba się urodzić, nikt nie ma zamiaru marnować niezmierzonych wartości aby wyćwiczyć was tylko po to, abyście i tak umarli nieco później. Dlatego każdy dba o siebie. – wzruszył ramionami. - Dzisiaj, sprawdzicie na czym ta praca polega, a potem mi powiecie, czy faktycznie wam to pasuje. Nie macie żadnego zadania. Przechodząc przez te drzwi traficie do miasta niedawno zarażonego plagą, pełnego mniej groźnych stworzeń. W dodatku, do niewielkiej, wysuniętej części miasta odciętej rzeką od reszty. Macie tam pójść, zobaczyć co i jak i wrócić. Drzwi będą zawsze tam gdzie były wcześniej. Mapę wysłałem wam smsem. Pamiętajcie też aby nosić przy sobie komórki, bez nich drzwi się nie otworzą i nie wrócicie. – zrobił krótką przerwę – Jeżeli uda wam się coś ubić, zawsze zbierajcie to. – wyciągnął z kieszeni niewielką kulkę z mniejszym zbiornikiem w środku, w którym coś pływało. - Za to wam tu płacą. To dowód, że coś robicie. Nazywamy je rdzeniami. – uśmiechnął się. Odszedł od drzwi i kopnął nogą w ścianę. Otworzyła się pokazując niewielki arsenał broni. - Część z was złożyła zamówienia, więc znajdźcie swoje zabawki. Reszta niech pobierze zwykłe miecze i pistolety. Każdy z was ma mieć z sobą jedną broń białą i jedną dystansową. Przynajmniej tyle mogę dla was zrobić. – odwrócił się z powrotem do reszty. - Są zaklęte przez boginię czystości. Oznacza to, że nie będą specjalnie skuteczne przeciw bogom, ale ocalą wam życie w starciu z plagą i pozwolą odzyskać część pochłoniętej przez nią egzystencji. Zbierać się. – nakazał, opierając się o ścianę.
Daniel wykrzywił nieco usta w grymasie niezadowolenia. Zgromadzeni nie mogli być pewni o co dokładnie mu chodziło - równie dobrze mógł być zawiedziony sytuacją w jakiej się znalazł, jak i temu, że była ona stosunkowo “bezpieczna”. Przynajmniej, o ile można mówić o czymś takim w sytuacji spotkania z wersją materii dokładnie odwrotną do swojej własnej.

Poprawił rękawiczki, idąc powoli w stronę arsenału. Podniósł prawdopodobnie najbardziej idiotyczną broń, jaką tylko można było wziąć do walki z prawdziwymi bestiami - kij, który zdawał się być całkowicie zwyczajny. Z braku dodatkowego wyboru wziął również kaburę z pistoletem i przywiązał ją na prawą nogawkę czarnych spodni. Jedynie czerwony kołnierz, oraz złote guziki dwurzędowego munduru kontrastowały z niebieskim ubiorem osobnika. Z całą pewnością nie był on przygotowany do walki… A przynajmniej na takiego nie wyglądał.
Właściwie, czy ktokolwiek mógł być przygotowany? Czy oznaczałoby to gotowość na koniec swego istnienia? Jeśli to, jak malują plagę ma odzwierciedlenie w rzeczywistości, to przyszłość wydawała się wyjątkowo wręcz krótka.
~Holy crap, w co ja się pakuję?! - niezbyt optymistyczna myśl przemknęła przez głowę Dopplera, który tylko zwiesił głowę.

Totalnie nie był na to przygotowany, żałował że chodził na wagary… Pozostało się uzbroić i mieć nadzieję, że nie kopnie w kalendarz po pierwszym kroku, nie wiedział nawet w co powinien się wyposażyć, więc nie złożył wcześniej żadnego zamówienia. Wszedł do arsenału i wziął pierwszy z brzegu miecz, oraz spluwę. Zapiął paski tak by mieć swobodny dostęp do broni, choć czuł że łatwo może mu ona wypaść z rąk gdy spróbuje jej użyć. Przy jego nieskazitelnie białym uniformie, nadawało mu to wygląd jakiegoś speca z oddziału paranormalnego, ale całkowicie się tak nie czuł.
- Wszystko co weźmiemy ze sobą w drodze powrotnej będzie należeć do nas? - zapytał, uśmiechając się na samą myśl o zarobku. Nie czekając na odpowiedź ruszył w kierunku wspomnianych wcześniej drzwi. Wyciągnął z kieszeni lewych spodni telefon, aktywując podgląd mapy. Nawet jeśli samo miasto dawało im lekką przewagę - jeśli inni byli tak doświadczeni jak on, nie mieli żadnych szans.
-Tak - mruknął szkielet. -Nie mamy nadzoru wewnątrz miejsc plagi, więc nie pytamy was po powrocie co się działo. - podrapał się po czaszce. - To mi przypomina. Było was więcej chętnych, ale wysyłamy tylko czwórkami. Możecie nawet chcieć się rozejść jak będziecie w środku. Im więcej EX jest w jednym miejscu, tym więcej plagi tam lgnie. Taka mała rada.
- Jeśli ktoś chce iść za mym przykładem, oferuję 30% zarobionych funduszy, ale nie mniej niż połowa idzie dla mnie. - stwierdził, ruszając w kierunku portalu - drzwi.
-Znaczy co? Jak będziemy Ci pomagać, to Ty zgarniesz większość puli ewentualnego łupu? Marz sobie dalej... - może Doppler nie skończył akademii, ale to wydawało się układem dla zwykłego naiwniaka.
- Jeśli wolisz, możesz umrzeć - uśmiechnął się do czarnowłosego jegomościa.
-I vice versa blondasku. - odgryzł się Kolekcjoner. Każdy z nich mógł tam bardzo łatwo zginąć, szkielet dość dobitnie dał im to do zrozumienia. Wyciągnął komórkę i obczaił plan miasta, jeśli miał przeżyć musiał dobrze kombinować.
- Plaga plagą, ale czy było w tym mieście coś wartościowego? - zapytał, obracając ekran telefonu w stronę kogoś pełniącego funkcję ich przełożonego. - Możesz oznaczyć na mojej mapie poszczególne budynki? - po chwili milczenia z ust blondyna wypłynęła kolejna prośba.
-A jednak umiesz powiedzieć coś z sensem. Fakt, legenda do mapy by się przydała. - odparł Doppler przewijając zawartość wiadomości i próbując zapamiętać jak najwięcej.
-Jakby mi się chciało, to już bym to zrobił. - odpowiedział przełożony, wyjmując z kieszeni paczkę fajek. - Nie jestem waszym ojcem.
- Tum tu rum. Tum tu rum. - ignorująca samcze przepychanki diablica buszowała po “szafeczce” odnajdując swoje fanty. - Wreszcie są. Wreszcie są. - nuciła tuląc do siebie swe zabawki. Dobyła ciężki, jednostrzałowy garłacz i sprawdziła płynność mechanizmu spustowego nim przewiesiła go przez plecy by sięgnąć po brutalnie wyglądający topór na krótkim trzonku. - Bajeczka. Są śliczne. - w podzięce złożyła na czole szkieletu lekki pocałunek, by następnie poklepać go po łysinie z mrugnięciem oka. Sama też dobyła wymiętoszonego papierosa licząc na ogień od “szefa”. - Ostatni, nim zobaczymy się w piekle. - mruknęła.
-Geez… dobra, zróbmy to inaczej. - westchnął i po mapce spróbował wyszukać miasto w bazie danych, niestety plan chuj strzelił… Żeby tak im robotę utrudniać, dajcie spokój. W tym świecie nawet jak się go ratowało, to nie było nic za darmo. Poszperał jeszcze przez chwilę, licząc że znajdzie jakąś aplikację z dokładniejszymi danymi o mieście, nawet jeśli będzie musiał za nią zapłacić. Byle nie była szczególnie droga.
- Nie jesteś ojcem, ale niewątpliwie twe wątpliwe wprowadzenie ma inny sens niż skazanie nas na niepowodzenie - zauważył Daniel, przewracając oczyma na boki. Najwyraźniej nie zamierzał wyruszać na walkę z wiatrakami.
- Czymkolwiek jest plaga, wolę ją od biurokracji - powiedział, przechodząc przez portal. - Żebyśmy mogli zobaczyć się raz jeszcze
Szkielet podniósł palec, który po chwili zapłonął. Od niego podpalił swój papieros, jak i Bless. Pomieszczenie nie było przystosowane do dymu, który szybko zaczął plątać się po pomieszczeniu.
Noize podszedł do stanowiska z uzbrojeniem, cały czas kiwając głową w rytm tego co mu grało w słuchawkach. W mroku jego kaptura pojawił się szereg ząbków układający się w uśmiech.

Chwycił za przedmiot z metką “Noize”. - Nice… - Wysyczał gdy za plecy rzucił sobie coś co wyglądało jak tasak bez rękojeści. który między ostrzami posiadał strzelbę.


Broń takowa spełniała warunki obu rodzaju broni.
- DZIECI WUJEK IDZIE! OOOOOOOOOOOOH WA-AH-AH AHH! - Wrzasnął przechodząc przez portal.
-No to kurwa, ruszamy… - powiedział Doppler załamując w myślach ręce nad tym do jakich wariatów został przydzielony… Dobył miecza i przeszedł przez drzwi, z zamiarem przeczesania najbliższych budynków. Nie wiedział gdzie powinien szukać plagi, więc taki plan był dobry jak każdy inny, a mógł znaleźć coś wartościowego.
-Powodzenia. - szkielet zamknął się wewnątrz magazynu, widząc, że grupa zaczęła dobierać się do drzwi.
~*~
Po drugiej stronie znajdował się jeden z krańców miasta. Byli na rogu jednej z mieszkalnych ulic, przy którym zawalił się mur pozwalając na swobodne przejście na drugą stronę.
Pierwszym, co rzuciło się w oczy, była wszechobecna, cielesna masa. Wijąca się zarówno po ziemi jak i pnąca po ścianach zarówno muru co i budowli przypominała macki. Produkowała śluz i pulsowała w pozbawiony rytmu sposób, dodający jej ohydności. Nie miała ona zapachu, jednak będąc w jej pobliżu czuło się duchotę, musiała coś wydzielać.
Obecnie był środek dnia. Może czternasta godzina. Słońce rozświetlało opustoszałe kamienne uliczki. Budowle również były kamienne, choć parapety i mocowania okien były już metalowe. Przynajmniej tam, gdzie dało się spojrzeć. Ciężko było ocenić jak mocno zacofana była mieścina, bilbordy reklamujące restauracje czy banki złotej dłoni miał na sobie neonowe elementy, co poniektóre nawet wciąż włączone. Czy wobec tego plaga zaatakowała nocą?
W tym momencie każdy kolejny musiał zdecydować czy zgrupować się razem z innymi, czy iść samotnie. Większość z nich przeszła przez portal bez poczucia strachu. Byli więc silni. Albo głupi. Być może też naiwni…
 
Fiath jest offline  
Stary 20-02-2016, 15:46   #2
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Pierwsze kroki żółtodzioba


Widok który zastali zaraz po przejściu, dość mocno zszokował Kolekcjonera, włożył jednak bardzo dużo wysiłku w to, by nie było tego po nim widać. Widząc, że nie tylko on ma w planach przeszukiwanie budynków, skierował swoje kroki w stronę innego bliskiego ich skupiska, by blondas nie pomyślał że ma prawo do udziału w tym co Doppler znajdzie. Drogę oczyszczał sobie mieczem, jeśli jakaś macka tego czegoś zdawała się być bliżej niż powinna.
Jednorodzinne domy jakim przyglądał się Doppler były całkiem typowe w tych czasach, tanie, malutkie i tak na prawdę niegodne. Część z nich była porośnięta do stopnia, w którym nie dało się dojrzeć na ścianie drzwi, jeden z budynków nawet lekko zapadł się w sobie. Inny, drzwi miał już otwarte, tak samo jak jego sąsiad.
-Rany, ale syf… - westchnął jedynie i podszedł do domu, którego drzwi nie zarosły jeszcze całkowicie mackowatym świństwem. Miał nadzieję, że przeszukując go coś znajdzie. Była oczywiście druga możliwość, ale tę postanowił zostawić w odwodzie, na wypadek gdyby nie poszło mu tak jak planował.
Przeciętni mieszkańcy tego typu domostw nie byli zbyt majętni. Mieszkańcy tej budowli również. A przynajmniej nie na tyle, aby zostawić coś za sobą podczas ewakuacji. Nawet jeśli, ktoś musiał być tutaj przed Dopplerem.
-Pięknie, kurwa pięknie. - prychnął, gdy w całym domu nie znalazł absolutnie nic wartego uwagi. Wyglądało na to, że jeśli jakiś budynek był jeszcze otwarty, szanse na łup czy wskazówki były zerowe. Pozostało więc uciec się do bardziej nieprzyjemnej metody. Na tę myśl przeszedł go paskudny dreszcz. Opuścił więc dom i skierował się do tego, którego drzwi zdążyły zarosnąć tym czymś, po czym najzwyczajniej w świecie zaczął to rąbać by znaleźć wejście.
Po przecięciu macki wypływała z niej jakaś oślizgła ciecz, przypominająca wodę ściekową. W końcu za kurtyną ohydztwa Doppler dostrzegł zamknięte wejście do mieszkania.
-Światełko w tunelu. - szepnął do siebie, po czym walcząc z obrzydzeniem spróbował otworzyć drzwi, w prawej ręce wciąż trzymał miecz w pogotowiu.
Drzwi były zamknięte na klucz, więc spróbował je wyważyć solidnym kopniakiem. W programach telewizyjnych to się sprawdzało.
Doppler podniósł nogę, nie za wysoko, nie był aż tak rozciągnięty. Walnął w drzwi i się skrzywił. Gdyby drzwi były produkowane jako dekoracje, to może dałby radę. Ostatecznie to nie były chaty bezdomnych, a Doppler do silnych nie należał.
-FUCK! - wycedził przez zaciśnięte zęby. Widać na agenta specjalnego nadawał się jak krowa do baletu. Mógł spróbować porąbać drzwi, ale to by mu zajęło zapewne więcej czasu niż to warte. Uznał więc, że nie ma sensu próbować włamania i zwyczajnie ruszył wgłąb przydzielonej im części miasta, skoro nie mógł nic zdobyć na materii nieożywionej, zawsze zostawała ożywiona. Miecz trzymał teraz w miarę luźno, nie chciał zmęczyć sobie ramion zanim faktycznie będzie musiał użyć broni, to by było głupie.

Z biegiem czasu, Doppler zaczął doganiać Noize oraz Daniela, którzy w głębi uliczki rozglądali się w stronę zaułków nieco niepewni. Noize wyczekiwał czegoś celując z broni. Nic jednak nie nadeszło.
Wyglądało na to, że coś mogło się tu czaić, Kolekcjoner zacisnął więc mocniej dłoń na mieczu, ale gdy okazało się że to najpewniej fałszywy alarm, rozluźnił się i zwyczajnie przeszedł obok tej dwójki. Dobrali się psychole, to niech się trzymają we dwóch. Jednakże to, że tutaj było spokojnie nie obniżyło czujności młodego diabła. Nie znał plagi, był na przesranej pozycji bo nie skończył akademii, musiał być czujny non-stop.
Idąc w górę ulicy Doppler dostrzegł znaki na grupie ułożonych w plus budowli. Były to magazyny “Hel’s warehouse services”. Drzwi do biura nie były aż tak oblegane przez macki, czego nie dało się powiedzieć o oknach, zwłaszcza na wyższych piętrach gmachu.
-O patrzcie państwo, może tu coś znajdę. - uśmiechnął się do siebie. W sumie cokolwiek tu znajdzie może się przydać. Nawet kawałki papierologii znalazłyby swoje zastosowanie, w razie potrzeby.
Po uchyleniu drzwi w środku Doppler dostrzegł pełno zadrapań na podłodze oraz rozrzuconych po ziemi papierów. Coś musiało się dziać w środku. Pytanie kiedy.
-OK… - jego pewność siebie nieco spadła, spodziewał się że tu było w miarę spokojnie. Ponownie poprawił chwyt na broni i wszedł do środka, by przeszukać budynek. Był całkiem spory, więc coś mogło się tu ukrywać, bądź coś tu zostać ukryte. W pierwszym wypadku nie chciałby żeby wypadło to na jego plecy, w drugim liczył że znajdzie ewentualne fanty zanim przyjdzie tu ktoś więcej.
Pierwsze piętro miało w sobie poczekalnie, pustą toaletę, pustą recepcję pełną papierów zarośniętych mackami i niespecjalnie czytelnych, jakiś social dla osób obsługujących, oraz schody na górę. Gdy Doppler się do nich zbliżył, zaczął słyszeć jakieś dźwięki.
-Fuck… jakby nie mogło raz być łatwiej… - nie był zadowolony z takiego obrotu spraw, nie mógł też się cofnąć. Polowanie na plagę było jedyną opcją by zajść gdzieś wyżej niż dno, choć wiązało się to z ogromnym “ryzykiem zawodowym”. Przełożył miecz do lewej dłoni, wyciągnął gnata i ostrożnie ruszył po schodach na górę.
Na górze znajdował się bardzo długi korytarz, może nawet nieco dłuższy niż pięć odległości, z drzwiami po obu stronach do dwie, oraz jednymi nieco bardziej udekorowanymi na samym końcu.
Właśnie o nie rytmicznie uderzało coś, co przypominało pościel, ale zarazem i kota. Miało pusty wyraz twarzy i było bezsensownie gibkie. Poza tym, wydawało się organiczne. W środku coś się wiło i bulgotało. Kreatura nie zdawała sobie sprawy z obecności Dopplera.
Kolekcjoner cudem nie zaklął w tej sytuacji, dlaczego ich spluwy nie miały tłumików? Jeśli był jeden, zapewne będzie więcej, a huk wystrzału je tu zwabi… Pozostało zachować maksimum ostrożności. Doppler schował miecz i chwycił gnata w obie dłonie, postawił “kilka” kroków by dziwactwo znalazło się w zasięgu jego broni i była jakaś sensowna szansa na trafienie, przymierzył po czym oddał strzał.
Kreatura nie spodziewała się, że ktoś jest za nią czy też ją uderzy, więc pocisk wszedł bez problemu w tył jej “głowy”. Czy miało to jakieś znaczenie, Doppler nie miał pojęcia. W każdym wypadku było to poniekąd logiczne działanie.
W efekcie strzału kreatura uderzyła głową w drzwi jeszcze mocniej, po czym wygięła się w stronę dopplera w przedziwny sposób.

Być może dzięki adrenalinie, reakcja kreatury nie zbiła diabła z rytmu, był gotowy wykorzystać swoją przewagę jeszcze raz
Kolekcjoner nie wahał się ani chwili i ponownie nacisnął spust mierząc w “kota”.
Kolejna kula trafiła w kota, który wygiął się lekko, aby potem podpełznąć do przodu. Zbliżył się o jeden dystans, skulił w sobie i wyskoczył do przodu. Doppler zareagował natychmiast, biorąc krok w stronę ściany i unikając przewidywalnej trajektorii lotu stworzenia, które zleciało schodami na dół.

Młody diabeł cały czas miał przewagę w tym starciu, w sumie zaskakiwało go to, biorąc pod uwagę jak mocno straszono go plagą. Zwrócił się w stronę klatki schodowej i posłał kolejną kulę w stronę przeciwnika. Miał nadzieję, że różnica wysokości zadziała na jego korzyść.
Celować było łatwiej, jednak nacisk starcia zaczął się odzywać. Doppler chybił, kula świsnęła gdzieś w framugę schodów, zupełnie innym kierunku niż mężczyzna planował strzelać.
Kreatura wdrapała się kawałek bliżej na schody, po czym zawinęła i skoczyła w stronę Dopplera, zakręcając się pod jego nogami i oplątując go jak wąż. Mężczyzna miał kontakt z niesamowicie nieprzyjemnym cielskiem istoty. Został pozbawiony możliwości ruchu, a stworzenie coraz silniej zaciskało się na jego ciele.
-Jak nie urok to sraczka… - wydyszał Kolekcjoner, czując jak kot się na nim zaciska. Plusem sytuacji było, że nie przycisnął mu rąk do tułowia, dzięki temu mógł spróbować siłą ramion zrzucić jego sploty z górnej połowy swojego ciała i takową właśnie próbę podjął.
Doppler potrzebował dłuższej chwili aby się uwolnić. Początkowo jego działania nie dawały nic. Jak zrobił sobie krótszą przerwę, zebrał siły i spróbował ponownie, dalej nic nie mógł zdziałać. Stworzenie zarówno ugniatało go jak i dusiło. W dodatku było okropnie nieprzyjazne. Mężczyzna z czasem zaczął wierzgać się w dużo większej desperacji niż zamiarze. W końcu jednak udało mu się. Machnął się, walnął o ścianę, nieco rzucił w przód, kreatura poluzowała, wygięła się i uwolniła Dopplera który zleciał po schodach na dół. Przy szczęściu nie zgubił swojego pistoletu, acz był nieco obolały. Mężczyzna szybko się podniósł i przygotował do działania. Stworzenie na górze schodów dalej mu się przyglądało.

-Żeż kurwa w dupę, twoja zatracona mać… - klął siarczyście diabeł zbierając się z ziemi. Los mu nie sprzyjał, a zaczynało się tak obiecująco… Wycelował po raz kolejny, walcząc z bólem całego ciała, tym razem jednak nie strzelał, czekał na właściwy moment. Gdy to coś skoczy do ataku, jego zdolność uniku powinna być ograniczona do zera, chyba że umiało latać.
Spostrzeżenie Dopplera było trafne. Stworzenie otrzymało kolejną dziurę na czole. Czasu jednak nie starczyło na unik i sam diabeł zetknął się z twarzą kreatury która uderzyła go w brzuch, odpychając nieco do tyłu. Zaraz po tym stwór zaczął wić się na ziemi, aż w końcu...wybuchł
Chmara macek wyrwała się z wnętrza kociego cielska, rozbryzgując posokę po całym korytarzu. Odnóża miały tylko jeden punkt wspólny: kulę gdzieś w głębi organizmu.

Stworzenie to nie dało Dopplerowi czasu na reakcję, albo być może sam Doppler został zaskoczony na tyle, że przez ten krótki moment miał nogi jak z waty. Kilkanaście macek rzuciło się na niego, przebijając go na wylot w kilku miejscach, po czym wracając do kreatury.
Diabeł mógł być mimo wszystko zadowolony z swojej rasy. EX szybko przeformowało się, dziury zniknęły...ale ból pozostał.

-Kurwa, to naprawdę boli! - krzyknął do bestii, choć był pewien że ta go nie zrozumie. Wycelował i nacisnął spust. Nie było w tym wielkiej finezji, ani stylu ale co innego mógł zrobić? Jeśli chciał użyć miecza, musiałby skrócić dystans, może przy wykonywaniu kolejnego uniku mu się to uda.
Strzelił przed siebie. Pojedyncza kula niewinnego pistoletu przeleciała między mackami uderzając w kulę pomiędzy nimi. Macki po chwili przestały się ruszać, stwardniały i zaczęły rozsypywać niczym piach. Doppler wygrał.

-Ja pierdolę… Udało się! - Doppler wręcz podskoczył z radości, choć czuł że walka mocno nadwątliła jego siły. Schował pistolet i podszedł do zwłok swojego przeciwnika. Dobył miecza i rozpruł wysychające resztki by wydobyć rdzeń. Ciekawe czy choć trochę mu się to starcie opłaciło.
Rdzeń był bardzo niewielkim przedmiotem. Mieścił się w dłoni i poniekąd przypominał oko. W porównaniu był jednak dużo bardziej metaliczny. W każdym wypadku nie był oślizgły, czego nie można było powiedzieć o dziwacznej cieczy w środku zbiornika.
-Dla czegoś tak małego narażamy życie… - westchnął, podobno rozmiar to nie wszystko, ale zdecydowanie większe zdobycze były bardziej motywujące. Doppler schował kulkę do jednej z kieszeni munduru i ruszył z powrotem po schodach na górę, by przeszukać pomieszczenia wzdłuż korytarza.
Pomniejsze pokoje wzdłuż korytarza był puste: może miały w sobie meble czy okazjonalnie jakieś pozostawione przez kogoś śmieci, ale nic wartościowego. Jedynym pytaniem były ostatnie drzwi, na samym końcu korytarza w które wcześniej uderzała korupcja. Były zamknięte a plakietka na nich głosiła “Boss room”.
-No teraz się przecież nie cofnę. - powiedział do siebie Doppler - Przemy zatem! - dodał sobie animuszu i spróbował mieczem rozwalić zamek, albo przynajmniej drewno wokół niego.
Po kilku uderzeniach w zamek, klamka odpadła pozwalając mężczyźnie otworzyć drzwi. Pchnięciem ręki Doppler zyskał dostęp do małego biura, mającego na sobie wyłącznie stół z białym prześcieradłem. Zaraz potem strop na suficie się zawalił, przygniatając mężczyznę do ziemi.

Na wcześniej wspominanym stole, pomiędzy dwoma pistoletami siedział diabeł z cygarem w ustach. Jego aparycja była przynajmniej kotowata, jeżeli nie po prostu kocia. Nie wyglądał on ani na zdziwionego ani na rozbawionego szczęściem Dopplera.
-Wygrzebiesz się? W sumie aż tyle tego na ciebie nie spadło. - spytał, spoglądając na nowicjusza.
-Kurwa mać! - zaklął paskudnie na swoje “szczęście” Kolekcjoner, po czym wygrzebał się spod tego syfu, wstał i otrzepał swoje ciuchy. - Parszywe szczęście… - mruknął do siebie - Myślałem że to miasto jest opuszczone. - spojrzał na Kota pytająco.
-Powinno być. - przyznał. - Ale mnie nie wzięli, czemu się nie dziwię. Chociaż nawet chciałem im płacić. - spojrzał na pieniądze, na których siedzi. - Widzisz, jestem diabłem katastrofy. To nie była rozsądna decyzja życiowa.
-To by wyjaśniało skąd przesąd o czarnym kocie. - Doppler nie mógł się powstrzymać przed takim komentarzem, choć wiedział że ten diabeł jest od niego przynajmniej o kilka klas wyżej. - Przyznam, że według mnie ktoś o twoich uzdolnieniach raczej miałby priorytet przy ewakuacji, w końcu mógłbyś sprowadzić jakąś katastrofę na stworzenia plagi. - Kolekcjoner bynajmniej nie starał się słodzić Kotu, mówił co myślał. - Ale, gdzie moje maniery, jestem Doppler. - powiedział kiwając “Katastrofie” głową.
-Niestety większość stwierdziła, że to pojawienie się plagi jest katastrofą. Ale kto wie, twoje przybycie było katastrofą dla tego, co waliło w drzwi. No nic. To jak, wiesz gdzie tu jest portal? - spytał.
-No wiem, jak inaczej miałbym się tu dostać, czyż nie? - odpowiedział z lekkim uśmiechem - Rozumiem, że jeśli Ci pomogę to dostanę to, co oferowałeś innym za pomoc. - spojrzał dość wymownie na pieniądze na których siedział Kot.
-335W. W gotówce. Co prawda siedzę na nich dupą, ale chyba aż tak nie śmierdzą. - zaproponował.
-Pecunia non olet, nawet gdy kot na nich siada. - zaśmiał się Doppler. 335W jak na jego status był to prawdziwy majątek. - Jak dorzucisz do tego jednego z tych gnatów, to umowa stoi. - w prawdzie mógł się zadowolić samą kasą, ale uznał że spróbuje negocjować.
-Wysptrykałem się z telekinezy, więc możesz brać nawet oba. Nie mam pojęcia czy działają. - stwierdził kot, schodząc z stołu. - Bierz co chcesz i prowadź. Daleko do portalu?
-Jakieś czterdzieści minut na piechotę, jak potruchtam to trochę mniej. Jeśli mi siądziesz na ramieniu to Cię zaniosę. - odparł Kotu, po czym zapakował do kieszeni kasę i zatknął za pasek pistolety. Rozejrzał się jeszcze uważnie po pomieszczeniu, licząc że może wypatrzy coś ciekawego.
Gdy kot bez słowa wdrapywał mu się po nodze i plecach na ramię, jedyne co zaszło to szybki spadek jednego z obrazów na ziemię. Zawieszka od ramy się zerwała i roztrzaskała o podłogę.
-OK, lepiej szybko odstawię Cię na miejsce… - Doppler zaczął błyskawicznie dodawać dwa do dwóch. Ruszył szybko w stronę wyjścia z miasta, lepiej żeby Kot nie został z nim zbyt długo.
Doppler biegł ile sił w nogach, chcąc jak najszybciej pokonać dystans do portalu. Po pewnym czasie kątem oka zaczął dostrzegać jakieś sylwetki na dachach, aż w pewnym momencie trzy pokraczne stworzenia o nieco ludzkim, jednak wypaczonym kształcie wyskoczyły przed niego na ciasnej uliczce. Na pewno nie mógł po prostu przebiec pomiędzy nimi.

Jedn z kreatur szybko zaczęła skracać dystans
-Postaraj się nie przynieść mi pecha. - mruknął do Catpone’a, wyciągnął swoją pukawkę, wymierzył w najbliższą pokrakę i nacisnął spust.

Niestety chybił w kreaturę, co dało pozostałym dwóm moment by się zbliżyć. Dwie z kreatur skoczyły prosto na Dopplera, zmniejszając dystans i uderzając go. Mężczyzna przy okazji stracił balans, opadając na podłogę i zmuszając kota do zeskoczenia na ziemie.
-Trzymasz się? - spytał diabeł patrząc na nowe szramy na ciele Dopplera

-Jakoś, ale to boli… - warknął Kolekcjoner zbierając się z ziemi. Prawą ręką wyszarpnął ostrze i zaatakował ze złością najbliższego przeciwnika.
Doppler ciął wzdłuż jednego z przeciwników, efektywnie go raniąc. W tym czasie trzeci z nich skoczył na niego, szarpiąc mu pierś i przewracając go. Doppler ponownie wylądował na ziemi.

Kot, nie wiedząc co zrobić zwyczajnie oddalił się kawałek od zgromadzenia.

Kreatury ponownie skoczyły na Dopplera. Tym jednak razem mężczyzna zdołał wyminąć dwie z nich, które po nieudanych atakach odskoczyły lekko w tył. Z trzecim już sobie nie poradził. Stworzenie ugryzło diabła w nogę, po czym uciekło w tył.

Korzystając z okazji, Al Catpone wdrapał się z powrotem na plecy Dopplera.
-Czarny kot przebiegł mi drogę… - młody diabeł niemal zaśmiał się na tę ironię losu, gdy podnosił się z ziemi, po chwili robiąc kolejne dwa zamachy na pokrakę którą wcześniej ciął.
Na początku wydawało się, że kreatura uskoczy. Rzuciła się jednak prosto pod ostrze Dopplera, tracąc głowę i zmieniając się w pył.
Widząc skuteczność swojego ataku, Kolekcjoner wykorzystał swój pęd z pierwszego ciosu by się obrócić i ciąć kolejnego “szczura”. Uderzenie choć nie tak mocne jak poprzednio, przynajmniej trafiło

Pocięta kreatura nie była z tego zadowolona. Skoczyła na Dopplera wbijając się zębami w jego ramie i drapiąc po twarzy. Dopiero po krótkiej chwili mężczyzna był w stanie zrzucić stworzenie

-Ty futrzana kutwo! - warknął wymierzając bestii kolejny cios. - Może byś mi pomógł?! - zapytał z ironią Kota.
-Mam ich zamiauczeć na śmierć? - spytał kot, niespecjalnie poruszony.
Stworzenie uniknęło pierwszego ataku, za drugim razem Doppler jednak trafił, skutecznie raniąc przeciwnika. Na szczęście, był on równie żywotny co poprzedni i poległ.

Dalszy rozwój sytuacji wyglądał podobnie tym razem z Dopplerem w roli osoby, której nie wyszedł drugi unik.

Dwa z trzech padły, więc powinno być z górki, ale Kolekcjoner i tak zebrał kolejny cios. Pozostało wziąć się w garść i dociągnąć to do końca. Poprawił chwyt na mieczu i wyprowadził najpierw jeden cios, a potem skręcił tułów tak by drugi raz ostrze spotkało “szczura” gdy będzie robił unik. Dzięki czemu wykonał dwa skuteczne uderzenia.

-Może to jednak nie będzie taki zły dzień. - zachichotał lekko, po czym zebrał z ziemi rdzenie, pozostałe po “szczurach” i ruszył dalej do portalu, tym razem spokojnym krokiem. Zmęczył się trochę tą walką i potrzebował chwili na złapanie oddechu.
Spacer trwał jeszcze jakiś moment. Doppler dostrzegł że przez całe to łażenie i czas spędzony na potyczkach zaczęło się ściemniać. Była może...szesnasta? Nieco później. Jeżeli będzie spędzał tutaj zbyt dużo czasu, w końcu zapadnie zmrok.
Ostatecznie, parze udało się dojść pod portal. Siedział przy nim jeden diabeł.
Był wysokim mężczyzną, miał na sobie skórzaną kurtę i rękawice z pazurami. Z jego tyłka wyrastał metalowy ogon. Nosił też hełm. Wyglądał na silnego i dobrze przygotowanego. Niespecjalnie przejął się przyjściem Dopplera, przynajmniej chwilowo.
Kot zeskoczył z chłopaka. - Dzięki młody, otwórz mi drzwi. Nie jesteś najgorszy. - przyznał kot.
-Umiesz utrudnić życie, ale jakoś dałem radę dojść do tych drzwi bez kolejnych stropów na głowie. - odparł złośliwie Kolekcjoner i podszedł do drzwi, by je otworzyć.
-Jakby coś będę siedział w kasynie. Aż mi zapłacą, żebym wyszedł. - zaśmiał się kot przechodząc przez drzwi.
Ta scena zainteresowała nieznajomego diabła.
-Wyciągnąłeś kogoś z tego piekła pierwszego dnia? Nienajgorzej. - zaśmiał się. - Dużo musiałeś wyrżnąć po drodze? - spytał
-Bardziej musiałem uważać żeby nie spotkała mnie żadna ekhm… “przypadkowa” nieprzyjemność. - odparł kładąc nacisk na “przypadkowa” i dodatkowo zaznaczając to charakterystycznym gestem, zginając dwukrotnie palce środkowe i wskazujące obu dłoni. - W momencie gdy na niego trafiłem spadł mi na głowę sufit… - westchnął.
-Jak to jest dla ciebie problemem, to zmień zawód. - zaśmiał się głośno mężczyzna. -Co tam było za dnia? Czekam na zespół i zmierzch, ale tobie nie polecam zostawać po nocy. - poradził. - Wiesz coś o tym co tam było, albo masz chociaż rdzenie?
-Widziałem coś wyglądającego jak skrzyżowanie kota ze zwiniętą kołdrą, zmieniające się w mackowate paskudztwo jak oberwie. I jakieś różowo-białe postury niby ludzkiej, ale chodzące na czterech i z ogonem. Nawet nie wiem jak się cholery nazywają, ma to jakąś fachową nazwę?
Mężczyzna zamyślił się. - W sumie to nie kojarzę. Co prawda prawie każde miasto ma swoje własne kreatury, ale bez przesady. Kot z kołdrą? Jaki to ma rdzeń?
-No serio, tak to wyglądało, wygina się przy tym jak spaghetti. - Doppler wzruszył ramionami - Nie znam się na rdzeniach, więc nie mogę Ci na to pytanie odpowiedzieć. Jest jakiś podział, klasy rdzeni? - zaciekawił się.
-Yup, dlatego chcę je zobaczyć. Chyba, że nic nie zabiłeś. - wyjaśnił. - Mamy trzy różne wydziały, każdy płaci inaczej. - dodał.
-Nie poszczęściło mi się, ten gość... - wskazał na drzwi, przez które przeszedł Kot - to naprawdę chodząca katastrofa. Mam nadzieję że nie pożałuję iż mu pomogłem. Dasz radę mi coś na sucho powiedzieć o rdzeniach?
-Słabo. Rdzenie są różne. Rozmiar, faktura, kolor cieczy w środku. - wzruszył ramionami. - W sumie nie spodziewam się aby za dnia było tam coś porządnego. A ratowanie ludzi to też sposób na pieniądze, jeżeli Justice cię weźmie. W jego oddziale tego typu akcje zapewniają niezły dochód. - doradził.
-Zapamiętam, dzięki. Skoro się ściemnia, to lepiej żebym już tam nie wracał, tak? To życzę owocnych łowów i znikam. A tak w ogóle, Doppler jestem. - podał diabłu rękę przedstawiając się.
-Grimm. - przywitał się, uściskując dłoń. - Kapitan czerwonej dywizji. - uśmiechnął się.
-Zapamiętam, miło było poznać. - odwzajemnił uśmiech, po czym skierował się do portalu, by wrócić do punktu wyjścia.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 20-02-2016 o 15:50.
Eleishar jest offline  
Stary 20-02-2016, 16:00   #3
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Danie x Noize

- Do zobaczenia - blondyn ruszył w kierunku najbliższego z budynków, powolnym, uważnym krokiem skracając dzielący go i najbliższe drzwi dystans. Jego prawa dłoń znajdowała się niemalże na kaburze, lewa dzierżyła kij, przygotowana na potencjalny atak.
Był to dość kwadratowy budynek z piętrem. Jego dach cały porastał w pladze. Drzwi do których podszedł Daniel były już uchylone. W środku nie było żadnego źródła światła, więc nie pomogło to chłopakowi.
~ Najpewniej wykorzystali to miasto jako poligon treningowy dla więcej niż jednej osoby - blond-włosy zwątpił w możliwości znalezienia czegokolwiek wartościowego w najbliższym z domostw, mimo wszystko wolał je sprawdzić. Nie tyle dla bogactwa, co raczej dla samego doświadczenia tego. Wolał, by pierwsze spotkanie z plagą odbyło się w odosobnionym, ograniczonym przed dodatkową napaścią, czy wzrokiem potencjalnych pachołów.
Wkroczył do budynku, łapiąc za kij dwoma dłońmi. Wziął głęboki wdech, i ruszył wolnym krokiem, starając się kontynuować wzdłuż ścian, zatrzymując się przed wejściem do kolejnego pomieszczenia.
Cały budynek był pusty. Obydwa piętra śmierdziały i miały brudną podłogę. Wszelkie szafki i pułki były już ogołocone. Nie licząc może zastawy kuchennej, czy tym podobnych narzędzi domowego użytku.
Odetchnął z ulgą, zaś jego serce wróciło do bliższego normalności tempa. Prawa dłoń po raz kolejny wróciła w pobliże kabury, chłopak wyszedł na zewnątrz i włączył funkcję nagrywania. Nie wiedział, czy interesuje go wiedza, doświadczenie, czy chęć opublikowania faktycznych efektów plagi. Pewnie wszystko po trochu…
Ruszył przed siebie, zgłębiając się nieco dalej. Starał się nie oddalać zbytnio od ścian, uważnie obserwując otoczenie, lepiej bowiem posiadać zasłonę z chociaż jednej ze stron. Jego umysł rejestrował otaczający go świat, on jednak nie był pewien jak na to reagować. Znajdował się bowiem w miejscu, któremu bliżej było do opuszczonego miasta, niż faktycznego pobojowiska.
Od dłuższej chwili łaził za nim Noize, wpatrzony w telefon. Nieustannie kiwał głową w rytm muzyki. Wyglądał jakby nie do końca zdawał sobie sprawę z tego gdzie właściwie jest. Od czasu można też było usłyszeć ciche warkoty z jego strony, które to miały imitować to co słyszał w słuchawkach.
Daniel zatrzymał się, wskazując jednym z końców kija w zakapturzonego jegomościa. Nie wiedział, czego może się po nim spodziewać, zaś zarówno błyskające od czasu do czasu zębiska, jak i niezidentyfikowane warkoty wcale nie pomagały.
- Jeżeli chcesz iść ze mną, oferuję ci 40% zarobionej wartości, w innym wypadku wybierz sobie inną trasę - stwierdził, gdy tylko coś o aparycji zbliżonej wyobrażeniu diabła w innych światach zatrzyma się. Następnie, jak gdyby nigdy nic, ruszy w wybrane wcześniej miejsce, kontynuując poprzednią metodę.
Noize podniósł jedynie palec, jak gdyby prosił o chwilkę by dokończył. Kiwnął jeszcze parę razy głową, po czym wyjął słuchawki i schował do kieszeni.
- Nie nie… ja tutej tylko oglądam. Jestem ciekaw jak zareagujesz na plagę. - Wzruszył ramionami i zamrugał niewinnie.
- Ja również jestem tego ciekaw - odpowiedział, kontynuując wędrówkę. Wolał skupić się na otoczeniu, jednak podążający za nim osobnik znacząco to utrudniał. Nie wiedział jak wygląda plaga, jak szybko się porusza, jak wygląda walka z nią. Właściwie, wiedział tylko, że istnieje.
Trasa którą wybrała dwójka diabłów była dość wąska, szła między wieloma budynkami, ściśniętymi jeden przy drugim. Było to perfekcyjne miejsce na ewentualną zasadzkę. Każdy by o tym wiedział, więc zarówno Daniel jak i Noize mieli wyczulone zmysły. Prędzej czy później, usłyszeli coś. Jakiś szelest, chlapnięcie, coś się przewróciło w jednym z zaułków. Nic jednak nie weszło w światło dnia.
- Oh! Oh! Takie dźwięki z siebie wydają. Idziesz sprawdzić? - Noize wyszczerzył się, skrajnie podekscytowany.
- Wydajesz się lepiej uzbrojony - Daniel podzielił się spostrzeżeniem. Wyciągnął pistolet z kabury i wyciągnął go przed siebie. - Idź, osłaniam Cię. - dodał, wskazując pistoletem kierunek, z którego dobiegły dziwne odgłosy.
- Królowie nie cofają danego słowa. - dodał, uśmiechając się.
Noize zarechotał. - Wiesz ilu widziałem co tak pierdolą jak ty? Potem żałują swej egzystencji że ich stworzyła, jak ich byle jaki plagowy potwór przeżuwa. - Pokręcił palcem. - Nie kiwnę nawet palcem jak boisz się sprawdzić byle odgłosu. - postanowił.
- Jeśli twe doświadczenie jest chociaż zbliżone to pewności płynącej z twych słów to tylko dodatkowy powód, byś sprawdził co spowodowało ten dźwięk. - odparł cichym głosem. - Zawsze możesz zwyczajnie iść w inne miejsce - dodał, z rozbrajającym uśmiechem na twarzy. Biorąc pod uwagę, że nic jeszcze na nich nie wyskoczyło, a dźwięki były ciche, nie było to nic, czego musiałby się bać. Chyba tylko dlatego podchodził do tego tak metodycznie. Jeżeli ma współpracować z tym osobnikiem, nie widział powodu, dla którego miałby wybierać mniej optymalne działanie.
- Jestem Daniel, a teraz łaskawie ruszaj, albo pozostała dwójka prześcignie nas do tego, co mogło tutaj zostać. - stwierdził, delikatnie okrążając zaułek.
- HAH! Plagi starczy dla każdego zapewniam cię. - Kiwnął głową, po czy gwizdnął donośnie.- Niektóre sam dźwięk przyciąga. - Podzielił się to jakże przydatną informacją. Zza pleców wyciągnął swoją broń, i podrzucając nią rytmicznie wyczekiwał czy coś do niego przylezie.
Nic jednak nie nadeszło. Może to oślizgła macka przewróciła jakiś baniak na śmieci, może coś się zsunęło z parapetu i wpadło w jakąś kałużę. Dwójce diabłów nic nie groziło. Póki co.
- Widzisz, sprawdziłem je nie bardziej niż ty. - zaśmiał się, ruszając w kierunku obranego wcześniej celu. Tym razem nawet nie chował pistoletu do kabury. Im dalej, tym niebezpieczniej będzie, nie było więc powodu, by obniżać swą gotowość.
- Awww… - Jęknął zawiedziony. Naprawdę chciał to zobaczyć. - Doskonale Danielku. Plus propsy dla ciebie. - Odpowiedział blondynowi, nadal za nim idąc.
Dwójka w miarę bezpiecznie wyszła z wąskiej uliczki, skręcili w lewo, oddzielając się od idącego wprost Dopplera. Stanęli na przeciw nieco bardziej majętnych bloków, pomiędzy którymi już widzieli kilka biur, a przynajmniej jeden zakład fryzjerski. Byli też na przeciw parku porośniętego drzewami. W parku wydawało się dość ciemno. Drzew nie było dużo, ale plaga była wszędzie, wijąc się od jednego do drugiego tworząc swoiste uduchowienie nad całą dzielnicą. Po dłuższej chwili wszelkie wątpliwości zniknęły. Coś było wewnątrz parku i miało ludzką sylwetkę.
- Najwidoczniej będziesz miał okazję zobaczyć moją reakcję szybciej, niż myślałeś. - stwierdził, przygryzając dolną wargę. Nie miało to zbytniego znaczenia, ot, było gestem pozwalającym na jeszcze większe skupienie, oddalenie niepotrzebnych myśli.
W razie potrzeby mógł wycofać się do budynku, tworząc dodatkową barierę między nim, a znajdującą się w parku plagą. Takie rozwiązanie powinno mieć najwięcej sensu. Wolnym krokiem ruszył w kierunku parku, czekając na moment, w którym plaga znajdzie się w zasięgu zarówno wzroku, jak i broni.
- Fantastycznie normalnie! Ale serio mówię teraz. - Zapewnił, że nawet ż jego facjaty zniknęły zęby by dodać swej mimice powagi. Palec trzymał na spuście, ale nie zamierzał się jeszcze wpieprzyć między wódkę za zakąskę. Tak sobie to tłumaczył przynajmniej.
Pomiędzy drzewami znajdowało się coś, co wyglądało jak człowiek, było jednak porośnięte pnączami czy też mackami. Nie były one specjalnie grube, przynajmniej w porównaniu z czarnym ciałem jednookiego osobnika. Będąc w zasięgu wciąż dalszym od pięciu dystansów Daniel nie był w stanie opisać żadnych innych szczegółów.
Kawaler w czarnym mundurze powoli zmniejszał dystans, utrzymując gotowość do strzału. Czuł jak pot delikatnie wypływał na jego skroń, jego ciało nie było w stanie ukryć pewnej dozy strachu związanego ze spotkaniem pełnej pnączy istoty. Chciał znaleźć się w zasięgu pistoletu i wystrzelić pierwszy pocisk w zarazę.
- Hyyyy! plaga! - Sapnął donośnie, nadal usiłując szeptać. Patrzył to na Daniela to na Pokrakę. Był niezmiernie podekscytowany, także wycelował profilaktycznie bronią w pnączowatego jegomościa. Strzeli zaraz po nim.
Kreatura nie była jednak zainteresowana planami dwójki mężczyzn. Przez chwilę przypatrywała się w Daniela, po czym odwróciła się i weszła w głąb zakrytego parku: miała swoje terytorium. Chłopak nie dał rady się zbliżyć na odległość strzału, ale zdołał przyjrzeć się stworzeniu nieco lepiej: ono nie miało żadnych szczegółów. Ciało kreatury było czarne i nieszczególne, pozbawione nawet zarysu mięśni.
- Pewnie mądrzej byłoby się wycofać - stwierdził, ruszając za humanoidalną postacią plagi. Daniel nie miał jednak potrzebnego doświadczenia, nie wiedział czy opowieści o okrutności zarazy są prawdziwe, a wizja uciekającego przeciwnika jest aż nadto kusząca. Właśnie przez to ślepo parł przed siebie, nie ściągając przeciwnika z pistoletu.
Noize chciał na własne oczy zobaczyć do czego to jest zdolne, dlatego też z szerokim uśmiechem podążał za blondynem.
- I o ile nudniej! - Dodał swoje trzy grosze.
Gdy dwójka weszła do parku jedna rzecz szybko stała się oczywista: dach z oślizgłych macek blokował światło słoneczne. Jeżeli dwójka nie posiada swojego własnego źródła światła, wewnątrz parku będą niezwykle narażeni.
- Głębiej pewnie jest jeszcze ciemniej - stwierdził, zatrzymując się. Póki co starał się ogarnąć wzrokiem otoczenie, zapamiętać układ drzew. Zajął się obserwacją jednej połowy koła i liczył, że bardziej doświadczony łowca skupi się na drugiej.
- Oi, szkielet mówił prawdę i plaga ciągnie do skupisk EX? - zapytał, rozglądając się na boki. Chciał wiedzieć jak daleko są od jaśniejszych sektorów.
- Nom. A i tego… nie idziemy głębiej. Niektóre z tych gówien potrafią być cwane. Nie będziemy się bili na jego podwórku. - Wypowiedział się powoli cofając do tyłu. Noize może był trochę napalony na plagę, ale nie miał zamiaru wejść w pułapkę.
- W takim razie powinny przyjść do nas same? - zapytał, podążając w kierunku jaśniejszej części parku. Równie dobrze mogą czekać na granicy, a zaraza powinna sama do nich przyjść.
- Oj przyjdą na pewno przyjdą. Ale nie chce by przylazły jak będziemy w tym jebitnym zbitku macek. - Stwierdził Noize, także opuszczając park.
Jasna część parku oznaczała...na dobrą sprawę powrót do punktu wyjścia. Dwójka stanęła jakiś kawałek od wejścia do parku i czekała. Długo. Nie cztery, a pięć minut. Może nawet sześć. W końcu sylwetka pojawiła się ponownie. Kreatura stanęła tak samo jako poprzednio przed samym wejściem do parku. Stała tam i przyglądała się dwójce diabłów.
- Hoh! Widzisz? A teraz patrz na to. - Noize stanął w małym rozkroku, a z jego przegubu wylazła cienka struna, która wiła się jakby żyła własnym życiem. - Danielku to zaraz będzie koło nas. - Wyszczerzył się a jego ślepia błysnęły intensywniej niż zwykle.
- Huh? - kawaler nie ukrywał zdziwienia. Czyżby jego tymczasowy partner wiedział, że plaga tym razem zachowa się inaczej? Nie było jednak czasu na rozmyślania, a zdolności towarzysza nie przekonywały go. Mimo wszystko uśmiechnął się, patrząc na prostą w konstrukcji katapultę. Z pewnością było to coś… Oryginalnego. Daniel zbliżał się do przeciwnika.
Noize był naprawdę silny. Zwykłym kamieniem z procy strzelić na taką odległość...nie było dla niego wyzwaniem. Nawet jeżeli nie było to też skuteczne w zabijaniu. Czym innym był temat trafienia. Kreatura nawet nie ruszyła się z miejsca. Pocisk przeleciał obok jej ramienia.
- Ale mam zita dzisiej- Mruknąl po czy ponowił próbę.
Mężczyzna próbował dalej, tym razem pocisk trafił. Kamień wleciał między mackami w nos przeciwnika i zniknął w głębi czarnej sylwetki.
- Ło kurwać… Ten to nie jest byle co majster. - Rzucił do blondyna Noize, krzywiąc się na swej mrocznej gębie.
- Nie miał czasem na nas się rzucić? - zapytał, starając się nie przekroczyć odległości, przy której kreatura zaczęła uciekać ostatnim razem. Oczy blondyna przeskakiwały między diabłem, a plagą niczym kamera chcąca nagrać możliwe dużo.
- Słuchasz co mówię?! To nie jest byle co… nie daje się sprowokować byle czym więc myśli w przeciwieństwie do ciebie. Ja mówię zostawmy to w pizdu i obejdźmy ten park. - Zaproponował zakapturzony diabeł.
- Tamten budynek? - spytał, wskazując dłonią drzwi po drugiej stronie tego samego boku parku. Obawiał się, że kreatury mogą ich okrążyć, zebrać się grupą, zrobić cokolwiek - Daniel nie miał pojęcia, jak działają. Chciał zdać się na bardziej doświadczonego diabła, swoistego ministra, ten jednak zdawał się zawodzić.
- Może być. - Nawet nie spojrzał we wspomniany kierunek, jedynie telefonem zrobił zdjęcie maszkarze.
Idąc w dół uliczki, mając park obok siebie, dwójka naliczyła do trzech przyglądających im się postaci. Nie mieli jednak pewności czy nie było ich tam więcej. Budynkiem który wcześniej dostrzegli okazał się spożywczak. Cóż, szyld albo raczej to co z niego zostało brzmiało “24/7”, ale wewnątrz był układ który łatwo było im rozpoznać. Poza tym, tuż obok sklepiku znajdowała się pizzeria.
- Sprawdzę sklep, zajmiesz się fryzjerem? - zapytał. Wątpił, by znaleźli tam cokolwiek, zaś narastające w nim napięcie zaczynało wymagać kilku chwil samotności. Nie chodziło o wiele, zwyczajnie chciał skupić się na sobie. Nie wiedział jak radzą sobie pozostali, zaś jedyny powód pojawienia się tego typu myśli był oczywisty - zamierzał być lepszym od nich.
- Może być. - Powtórzył się, i jak polecił jego towarzysz zaczął kierować się do fryzjera, z zamiarem wyważenia frontalnym kopniakiem drzwi z zawiasów. Może coś nimi trafi przy okazji? Blondyn zaś, zgodnie ze swoimi słowami, zamierzał powoli zagłębić się we wnętrze sklepu.
Jak się można było spodziewać, sklep był doszczętnie ogołocony. Brudny, zaniedbany, ale przede wszystkim pusty. Z drugiej strony nie był to też duży sklep. Mimo tego, posiadał schody zarówno na drugie piętro jak i do piwnicy.
Daniel przełknął głośno ślinę. Jeśli wszystkie możliwe stereotypy mają sens, coś złego powinno się tam znajdować. To jednak był główny powód, dla którego musiał sprawdzić go jako pierwsze miejsce. Jeśli przyjdzie mu się bronić, dużo bezpieczniej będzie, jeśli chociaż jedna ze stron będzie zabezpieczona. Skierował się w kierunku piwnicy, celownikiem wskazując sobie drogę.
Chłopak musiał jednak zatrzymać się na moment. Po pierwszej partii schodów okazało się, że na dole panuje ciemność. Teoretycznie, gdzieś może znajdować się włącznik światła, ale nie było go na klatce schodowej. Po chwili usłyszał coś na dole. Coś było w piwnicy.
Daniel uderzył kijem w ścianę, chcąc wywołać możliwe głośny dźwięk. Wolał skusić plagę, by sama próbowała go znaleźć, oraz, co dużo ważniejsze - by była w nieszczególnie dobrej pozycji. Przewaga wysokości w walce była niewiarygodnie ważna.
Dźwięk odbił się od ścian i rozszedł po okolicy. Chwilę później, chłopak zaczął słyszeć kroki. Dość ciche, małe kroczki. Oddychanie. Nosowe? Może jak gdyby ktoś miał katar. Teoretycznie utrudnione. Chwilę później z cienia wyłoniła się twarz jakiejś istoty. Daniel był pewny, że była jeszcze druga, być może za nią.

Stworzenie miało delikatną, bladą skórę poniekąd przypominającą wosk. Miało dość ludzkie kończyny, ale o bardzo zwierzęcych proporcjach. Czołgało się przy ziemi, zakradając na czterech odnóżach. Pozbawiona warg twarz uśmiechała się zadowolona. Kreaturze podobała się obecność Daniela.
Chłopak skupił się, zaś przez otoczenie po raz kolejny przemknął dźwięk przełykanej śliny. Pot pojawiał się na twarzy, dając wyraz rosnącego stresu znajdującego się na barkach przyszłego króla.
Aktywował [Diabelska opłata - zbliżenie] i czekał. Gdy tylko coś weszło w zasięg kija, zamierzał uderzyć.

= Battle start=
Inicjatywa:
???1: 10
Daniel: 6
???2: 3



Stwór nieco się cofnął, lekko przykucnął, przywarczył, po czym skoczył na ścianę, zrobił na niej dwa skoki i odbił się na Daniela, silnym szarpnięciem rozrywając twarz. Przez pewien moment Daniel miał na twarzy trzy krwawiące blizny i czuł największy ból w swoim życiu.
- Argh… - gardło kawalera nie zdołało powstrzymać go od krzyku. Dopiero po usłyszeniu swego głosu odbijającego się od ścian piwnicy zdał sobie sprawę, że to nie miejsce na panikę, a samo źródło bólu zdawało się zniknąć.
Kreatura wylądowała tuż pod nogami Daniela, po czym odskoczyła z powrotem w ciemności piwnicy.


Daniel: -20EX
Daniel: -6,25EX
Daniel: +10W
???1: -10EX

Miejsce w którym się znajdował odpowiadało mu, jego broń pozwalała na całkiem dobrą kontrolę pola walki, zaś potencjalnie bezpieczne plecy były ustawieniem, które odpowiadało mu aż nadto. Był wyżej, a każda próba ataku stworzeń zasilała, kosztem ogromnego bólu, jego zdolności. Gdy tylko coś wejdzie w zasięg jego kija, zamierzał atakować.
Druga kreatura zachowała się identycznie jak poprzednia, odbijając się od ściany i lecąc na Daniela. Tym razem chłopak dał radę się uchylić przed nadlatującymi pazurami. Postanowił zaraz później odepchnąć kijem kreaturę. Ta jednak zwinnie odskoczyła, po czym wróciła z powrotem w cień.


???2: -10EX
Daniel: +10W
Daniel: -20CP

???2:9
???1: 8
Daniel: 6

Stworzenia lekko zawarczały, przyglądając się Danielowi. Po chwili spojrzały na siebie na wzajem i nagle skoczyły razem na Daniela. Pierwszy z nich, lecąc spod schodów na górę zdołał prześlizgnąć się pod lecącym w swoją stronę kijem, skoczyć i...zawiesić się zębami na kroczu chłopaka. Daniel rzucił się i zgiął z bólu, w efekcie unikając drugiej kreatury, która przeleciała tuż obok, chcąc oryginalnie zawiesić się na twarzy diabła. Na szczęście, stwór puścił dość szybko, aby odskoczyć w mrok. Niestety, Daniel miał teraz przeciwnika zarówno przed jak i za sobą.

???1: -5EX
???2: - 10EX
Daniel: +15W
Daniel: -12,5EX

Daniel usłyszał jak coś za nim upada. Te stworzenia nie należały do najwytrzymalszych. Może dlatego podróżowały w parach?
- Tak! - Daniel nie był w stanie powstrzymać się od dania upustu swej radości. Żałował tylko, że nie zobaczył momentu, w którym jedna z kreatur przemienia się w to, co szkielet nazywał rdzeniem.
Spojrzał na drugą, zaś, pomimo chwilowego bólu, krocze blondyna zdawało się teraz emanować energią. Równie dobrze mogła to być licentia poetica, jednak ani stwór, ani tym bardziej naładowany adrenaliną kawaler, nie mieli możliwości tego rozstrzygnąć. Młodzieniec wyprowadził dwa ataki w drugiego, nazwanego przez niego plagoszczurem, przeciwnika. Tym razem jednak zamierzał włożyć w to nieco więcej wysiłku, wykorzystując przy tym [Aimed Strike]. Nie miał jednak szczęścia. Za pierwszym razem chybił, po czym za drugim też, zwinne stworzenie nie pozwalało się po prostu zatłuc. Skoczył na daniela i rozerwało mu pazurami pierś, przywołując kolejną dawkę bólu. Tym samym na oczach chłopaka stwór zaczął się rozsypywać jak piach, tylko po to aby z środka wypadła bardzo niewielka kulka.


Daniel: -7EX
Plagoszczur: -5EX
Daniel: +5W

- Znaj swoje miejsce, szczurze - Daniel uśmiechnął się, wykonując kilka młynków kijem. Najwidoczniej chciał zademonstrować, że pomimo wszystkiego, potrafi nim władać w stopniu nie mniejszym niż wystarczający. Byle zwierzęta nie mogły przecież mu zaszkodzić. Dodatkowo - zyskał chociaż trochę dobrego materiału, będzie mógł dodać go do swej właśnie rozpoczętej kolekcji. Podniósł core obu stworzeń, chowając je do kieszeni marynarki. Złapał kij prawą ręką, lewą zaś - wyciągnął telefon i włączył latarkę. Wychylił się zza drzwi, sprawdzając czy pomieszczenie jest już puste.
W piwnicy nie było już niczego żywego. Pomiędzy przewróconymi szafami i kartonami, Daniel zdołał odnaleźć puszkę konserwy. Nie był to smaczne jedzenie, ale odnawiało dość dużo egzystencji. Czyżby kreatury zgromadziły się w okół tego pojemnika, nie wiedząc jak je otworzyć? A może błądziły w mroku szukając go?
Chłopak schował puszkę do drugiej kieszeni kurtki, chowając w kieszeni telefon. Gdy pasztet, czy inna racja żywnościowa, znalazła się w przeznaczonym jej miejscu, światło latarki rozbłysnęło raz jeszcze, rozrywając zasłonę mroku w piwnicy. Nim udał się na wyższe piętro, przeszukał pomieszczenie jeszcze raz.
Niestety było w nim pusto. Chłopak wrócił schodami na parter i natychmiast zaczął wdrapywać się na piętro. Pokój na górze...był dość nieprzyjemny. Poza wszechobecnymi śladami zarazy znajdowała się tutaj przedziwna aura. Między przerzuconymi szafkami, połamanymi stołami i brudem podłogi Daniel nie mógł doszukać się konkretów, mimo tego czuł, że ktoś tutaj...umarł.
Chłopak obrzucił wzrokiem pomieszczenie, starając się znaleźć cokolwiek co pomoże jego chciwości zastąpić miejsce melancholii, którą teraz odczuwał. Nie wiedział czemu czuł się w ten sposób, wolał jednak opuścić to pomieszczenie możliwie szybko. Poszukał wyjścia na dach i, w miarę możliwości, skorzystał z niego.
Sklep nie miał miejsca na dach, ani nic specjalnie użytecznego. Wyłącznie nieprzyjemną atmosferę.
Daniel wrócił przed budynek, ku swemu zdziwieniu obserwując… Brak swego kompana. Jeśli ten nie poradziłby sobie już tutaj, prawdopodobnie nie było sensu go ratować. Chłopak uśmiechnął się, jeśli nie otrzyma żadnej wiadomości, wróci tutaj by wyciągnąć chociaż jego broń. W ten sposób wspomnienie o nim będzie żyć… W rękach króla.
Zamierzał w widocznym miejscu wyryć na ziemi krótką wiadomość - swój numer telefonu, oraz prosty podpis - Daniel, następnie kontynuować wędrówkę. Znalazł sobie cel, wiedział już że pragnie rozpalić w tym miejscu ogień rewolucji.
Chłopak spokojnie udał się wzdłuż ulicy na drugi jej koniec. Przechodząc przez pustą przestrzeń spostrzegł, że robi się już nieco później. Wedle komórki było już po szesnastej. Spędził w tym piekle zaledwie dwie godziny, acz do tej pory nie było to aż tak straszne doświadczenie. Za jakąś godzinę zacznie się zdecydowanie ściemniać. Później, będzie po prostu ciemno. Mógł tylko zgadywać jak bardzo zmieni to jego sytuację.
Na końcu ulicy znajdowały się małe pomosty wychodzące na rzekę płynącą wzdłuż miasta, a raczej gdzieś pod nim. Nie był to ściek. Większość boskich miast ich nie potrzebuje, rzeka służyła raczej za atrakcję o czym świadczył pobliski sklep rybacki oraz obecność roztrzaskanych beczek i rozdartych sieci. Chłopak kontynuował swą wędrówkę, miał jeszcze trochę czasu… Względnie, mógł zabarykadować się na dachu i spróbować zostać tu dłużej. Wątpił jednak, by miało to sens.
Daniel postanowił zbadać jak najwięcej miasta póki jeszcze było jasno. Rzucił się biegiem na drugi koniec miejscowości spostrzegając na mapie interesujący obiekt. Był to męczący, 40minutowy maraton podczas którego chłopak trzymał się głównych ulic. Przy szczęściu nic nie stanęło na jego drodze.
Po drodze dowiedział się, że Północna część miasta jest dzielnicą urzędową a obiekt który go zainteresował okazał się...latarnią. Odnóże rzeki które płynęło pomiędzy dwoma częściami miasta było dość szerokie, kończyło się gdzieś w oddali i nie wiadomo dokąd płynęło. Przenoszenie towaru metodą fizyczną nie było w tych czasach zbyt popularne, ale dalej miało miejsce. Ostatecznie, latarnia służyła jakiemuś celowi. Teraz, nie była w użytku i nie mogła być. Plaga zarosła ściany aż po samą górę, zasłaniając szyby u szczytu budowli.
Coś jednak musiało niegdyś napędzać latarnię, zaś plaga, nawet jeśli pozornie podbiła budynek, wcale nie musiała dostać się do samego źródła. W głębi duszy żałował swej decyzji, teraz jednak mógł uczynić jej skutki mniej brzemienne. Jeśli zdoła uruchomić latarnię, lub znajdujące się w niej maszyny, prawdopodobnie ściągnie na to miejsce uwagę stworzeń, on zaś z przyjemnością powróci w stronę portalu.
Otarł pot z czoła i wszedł do wnętrza budynku, odgradzając się kijem od nieznanego. Jego lewa dłoń oświetlała wnętrze.
 
Zajcu jest offline  
Stary 20-02-2016, 16:37   #4
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Mężczyzna udał się do zakładu fryzjerskiego, kilka domów dalej od sklepów. Z całej siły strzelił nogą w drzwi. Te zabrzęczały, ale jednak nie wypadły z zawiasów. Ostatecznie, Noize nie był siłaczem, przynajmniej nie zawodowym. Budynek był w miarę obrośnięty, a w środku było dość ciemno. Drzwi nie były zamknięte na klucz, więc jak najbardziej chłopak mógł zbadać budynek.
Skrzywił się w charakterystyczny dla siebie sposób, po czym delikatnie otworzył drzwi. Broń wycelowaną miał przed siebie, a w drugiej ręce telefon oświetlał mu zakamarki białym światłem flashu. - HOP HOP SKURWIELE! - Wrzasnął, znacznie wolał wiedzieć że coś do niego leci niż miałoby wyskoczyć znienacka.
Oj coś poleciało, ale nie w stronę Noize. Wrzask mężczyzny przegonił coś z pomieszczenia, jakiś śmietnik się wywrócił, to na pewno. Diabeł jednak nie dał rady zobaczyć co mu ucieka. Widział jednak drogę: schody do biura nad salonem. Były one niesamowicie mocno porośnięte korupcją jak na wnętrze budowli. Bardzo prawdopodobne, że salon miał dziurę w dachu. Tworzyło to bardzo wygodne warunki dla kreatur.
Noize oświetlił drogę do schodów. Znów mu się nie podobało że jest na czyimś podwórku. Tak czy inaczej kontynuował na górę, bez przerwy gotowy do strzału.
Wychodząc na górę znalazł się w otwartym pomieszczeniu pełnym stołów i krzeseł. Rozglądając się dostrzegł trzy postaci będące tutaj razem z nim. Dwie, zdziwaczałe ludzkie sylwetki chodzące na czterech nogach oraz jedną kreaturę identyczną do tych siedzących w parku. Stwory nie zaatakowały, ale natychmiast zaczęły obserwować Noize.
- Ehh… trzy na jednego. - Cyknął zdjęcie pokrakom, i zapisał je w folderze jako “Małpies” oraz “Buka”. Co ciekawe ten pnączasty wydawał się wyłazić poza park, był pewien że tylko tam się znajdują. Coś czuł że to nie jedyna jego teoria która się w rzeczywistości brzydko mówiąc zesra. W końcu musiał na własnej skórze sprawdzić jak się walczy z plagą. Zaciągnął się głęboko powietrzem i zaczął powoli stąpać w stronę zarazy. Był niezwykle podekscytowany, albo przestraszony, stąd delikatne drgawki. Widzieć to ścierwo na żywca to nie lada przeżycie. Celował to w Małpsy to w Bukę na przemian, uważnie obserwując ich reakcję.

=Battle Start=
Jeśli te bydlęta nie miały zamiaru rozpocząć to zrobi to Noize. Z nadgarstka diabła wysunęła się struna, która wiłą się jakby była żywa. Wziął potężny zamach i wycelował nią w trójkę potworów.

Noize: 14
???: 13
Plagioszczur1: 10
Plagioszczur2: 10

Struna uderzyła w pokrytą mackami kreaturę rozcinając jedną z jej części i rozbrzmiewając irytującym tonem, który zabolał zgromadzone przy niej plagioszczury.

???: -4EX
Plagio1: -2EX
Plagio2: -2EX
Noize: -10EX
Plaga powolnym krokiem ruszyła w stronę Noize, nic nie robiąc sobie z jego ataku. Rosła czarna sylwetka nie była specjalnie szybka, za to jej mniejsi towarzysze pędzili przy ziemi bez problemu pokonując dystans trzech jednostek.

Noize: 10
Plaga: 7




Widząc jak szybko zbliżają się plagioszczury, wycelował w jednego z nich i oddał strzał, na drugiego zaś był przygotowany do ewentualnego kontrataku na maszkarze ostrzem przyczepionym do broni.
Lufa zalśniła uwalniając pocisk. Kule rozproszyły się na twarzy jednej z pokrak i oprószyły drugą, pobliską. Nie wydawały się jednak specjalnie skuteczne.

Plagioszczur1: -3EX
Plagioszczur2: -1,5EX
Noize: -5EX

Kreatury odpowiedziały na to rzucając się w bieg. Małe dziadostwa skoczyły prosto na Noize, jeden zadrapał mu nogę, drugi spudłował gdzieś o metr w lewo i zderzył się z podłogą. Problemem była duża istota, która z trzech odległości zamachnęła się i rzuciła dłonią w stronę Noize. Jej ramie wydłużyło się cisnąc prosto w diabła. Ten był jednak dość zwinny, unikając najpierw jednej pięści, potem drugiej niczym zawodowy bokser.

Noize: -2EX

Plagioszczur2: 10
???: 9
Noize: 7
Plagioszczur1:1

Oczywiście to nie było wszystko, co miały w sobie tutejsze potworności. Kreatura która wcześniej spudłowała ponownie rzuciła się na Noize, który lekkim krokiem w bok był w stanie kompletnie zignorować jej próby czegokolwiek. Zaraz po tym mężczyzna uchylił się przed pięścią czarnej sylwetki, tylko po to aby następna trafiła go w pierś.

Noize: -18EX

- HAA!! - Ryknął nie wiadomo czy z bólu czy z podniecenia. Zakręcił młynek podwójnym ostrzem i rąbnął na odlew najbliższego plagioszczura celując w łeb. Nie miał całego dnia, musiał je jak najszybciej wyeliminować, by zająć się kreaturą pokrytą pnączami.
Noize machnął z całej siły w szyję kreatury, która została bez problemu rozcięta. Cielsko groteskowego stworzenia upadło na ziemię, stwardniało i zaczęło rozsypywać się w piach.

Plagioszczur1: -6EX
Noize: +2EX

Noize: 14
???: 10
Plagioszczur2: 6

Bez namysłu natarł na kolejnego Plagioszczura, z zamiarem przydepnięcia go i wbiciu ostrzy w głowę. Wiedział już jak łatwo te zabić, problem mógł sprawiać ten inny, ale widocznie nie zamierzał się zbliżać…. może coś w tym było?
Kolejny szczur zastygł i rozsypał się pod naporem ostrza Noize. Małe pokraki nie stanowiły dla niego najmniejszego problemu.

Plagioszczur2: -8EX
Noize: +9EX

Zaraz po tym nadleciały kolejne pięści od czarnej sylwetki. Noize osłonił się przed jedną i skontrował tnąc macki nim te wróciły do normalnej długości. Zabrało to jednak mężczyźnie nieco skupienia i oberwał on od drugiej ręki.

Noize: -13EX
???: -6EX

Noize: 11
???: 6
Noize łaził to w lewo to w prawo nie odwracając swych świecących ślepi od maszkary ani na moment. Nagle złapał za jeden ze wszędobylskich stolików i cisnął nim w potwora. Chciał coś przetestować.
Stolik był całkiem spory, kreatura zdołała jednak się uchylić i puścić go nad sobą. Zaraz po tym wyprostowała się do pionu. Jej oko zalśniło patrząc w stronę Noize. Mroczna kreatura zaczęła się oddalać. Niespecjalnie wyglądała jakby szła w tył, ale nigdy nie była specjalnie ruchliwa. Dopiero teraz Noize zdał sobie sprawę z wymiarów pomieszczenia.

???: 12
Noize: 7

Mimo teraz sporej odległości dzielącej dwójkę, sylwetka wciąż była w stanie zamachnąć się i wydłużyć swoją pięść wystarczająco, aby uderzyć Noize raz i drugi. Jej uderzenia były w dodatku dość silne. Stwór w porównaniu z swoimi kompanami był dużo poważniejszy.

Noize: -20EX
Noize: -22EX

- Ał...ła… - Mruknął Noize udając że nic nie poczuł. To świństwo za wszelką cenę chciało pozostać w bezpiecznej odległości. Diabeł więc skrócił dystans sprintem i uniósł broń gotów na obrony.
W pewnym momencie Noize zdał sobie sprawę, że biegnie w miejscu. Spojrzał pod swoje nogi które tuptały po tych samych deskach non-stop. Gdy tylko zdał sobie z tego sprawę, pomieszczenie zaczęło się kurczyć. Jego przeciwnik nigdy się nie wycofał.
Rozeźlony Noize uniósł broń i wypalił celując w świecące oko.
Kreatura nie ustępowała. Kolejne pięści nadleciały w stronę Noize. Mężczyzna uchylił się przed jedną, ale dostał drugą. Nie miało to znaczenia, oddał strzał. Niestety spudłował.

Noize: -15EX
Noize: -5EX

Diabeł uniósł jedynie broń, gotowy do odrąbania czegokolwiek co wystrzeli w jego stronę.
Noize był zdeterminowany. Walka miała prawo zacząć go irytować. Szybkim krokiem w bok uniknął nadchodzącego ciosu od kreatury, uniósł swoją wierną broń i z zamachem rąbnął w łapsko, tak mocno jak tylko mógł. Ręka z mackami upadła na ziemię. Miało to efekt na kreaturze, która w odpowiedzi zrobiła krok w tył.

???: -15EX
- Bo się wkurwię zaraz… - Warknął i tak już rozeźlony. Ponownie z jego nadgarstka wysunęła się struna, z tym że tam miała haczykowatą końcówkę. Bez namysłu wystrzelił nią w potwora, by go do siebie przyciągnąć, a następnie dźgnąć bronią prosto w żółte ślepie zarazy.
Siła uderzenia rozeszła się po kreaturze, macki opadły bezładnie na ziemię, zaś sylwetka rozwiała się jak cień. Jedyne co zostało to nabity na miecz rdzeń. Na szczęście nie wyglądał na uszkodzony.

Noize: +5EX
Noize: +1 Gressil core
Noize oglądnął rdzeń z każdej strony, po czym schował go do kieszeni. Cyknął dwa zdjęcia potworowi nim się kompletnie rozwiał.
- Niniejszym chrzcze cię jako Buka, skurwysynko - Splunął na podłogę, po czym kręcąc bronią na palcu zaczął opuszczać salon fryzjerski. Sam przed sobą musiał przyznać że zaraza potrafi dać w kość, nawet takie małe jej odłamki. Dreszcz go przechodził na samą myśl jakie jeszcze potworności są przed nim. Tamta trójka pewnie już dawno nie żyje, nie żeby go to obchodziło specjalnie. Zegarek w telefonie wskazywał za dziesięć czwartą po południu. Miał jeszcze chwilę to w drodze powrotnej porobi jeszcze pare zdjęć obecnej “flory” zarazy. Był zbyt przejęty fotografowaniem, by dojrzeć Dopplera który przemknął nieopodal. Nie skupił się na nim więc, nie wiedział co chłopak zamierza. Albo po prostu go to nie obchodziło. Bez przeszkód znalazł się przed portalem.

-Zobaczcie tego pedała. - Pod portalem Noize zobaczył rosłą postać, w skórzanej kurtce od siostry, metalowym hełmie z przetargu, metalowych rękawicach z pazurami na końcu, żelaznym ogonie oraz całkiem porządnej budowie ciała.
Był to Grimm. Grimm kończył akademię w roku w którym Noize ją zaczynał. Tak się złożyło, że dwójka miała dość...brutalne pomysły na oryginalności oraz dość agresywne zachowanie. Delikwenci często kończą jako kumple, i tutaj nie było inaczej.
Grimm machnął ręką, przywołując małą szafę przedmiotów. Pośród nich: kilka piw. Natychmiast wyjął dwa z nich i jedno rzucił Noize. - Jak twój pierwszy dzień? - spytał.
- OH WA! Wyglądasz seksi dryblasie. - Noize wyszczerzył się szeroko. - Było tak jak myślałem że będzie. Trochę wpierdolu i trochę dokształcania się. - Złapał piwo i pstryknięciem zerwał kapsel i przyssał się do butelki. Gdy już odetchnął odezwał się.
- A ty co, druga zmiana? - Oparł się łokciem o szafę, przywołaną przez Grimma. - Obczaj jakie focie porobiłem! - Dodał rzucając mu telefon.
Grimm złapał telefon wolną ręką. - Jak już ogarniesz i się wyekwipujesz, łażenie za dnia nie ma sensu. Więcej czasu błądzisz po ulicach niż zarabiasz. - wyjaśnił, przeglądając galerie. - Takich jeszcze nie widziałem. Większość miast ma swoje własne zarazy. - wyjawił. - Ciekawe jakie się w nocy pojawiają. Chcesz się z nami przejść? Jeszcze dwie osoby będą. - zaproponował. - Co prawda nie obiecuje, że przeżyjesz.
- Szkielet chyba gadał że świeżaki nie mogo. A głupio by było zdechnąć w pierwszym dniu majster. Zresztą tylko bym ci w drogę właził… psycholu. - Noize wystawił język, który sięgał mu aż do mostka. - A takie co jesio znalazłem. - Diabeł pokazał wcześniej znaleziony rdzeń Grimmowi.
-Gressil. - ocenił patrząc na znalezisko. - Nienajgorzej. W nocy ich pełno, za dnia pewnie mniej. Nie rozbiłeś banku, ale za te już coś można dostać. - stwierdził. - Jak z nami pójdziesz to jakoś się tobą zajmiemy, bylebyś coś robił.
- Naah… planowałem się jeszcze dzisiaj… jeszcze nie wiem własciwie co ze sobą bede robił. Dzięki za propozycję, ale spasuję. - Dopił piwo i cisnął butelką gdzieś na bok. - Trzymaj się Grimm, i uważaj na swoją pedalską kurteczkę. - Uśmiechnął się i mijając kumpla szturchnął go lekko pięścią.
-Trzymaj sie.- uśmiechnął się Grimm. - [i]Jakby co: eksterminacja, czerwona dywizja. Możesz iść gdzie indziej, byle nie do niebieskiej. Niebiescy to pedały.[i]
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 20-02-2016, 17:02   #5
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Daniel

Drzwi zaskrzypiały przy otwarciu, roznosząc głośny zgrzyt pod sam szczyt latarni. Był to nieprzyjemny dźwięk. Daniel był natychmiast pewny, że jeżeli coś tu jest, to zareaguje. Było jednak cicho. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. W końcu do uszu Daniela dobiegł kobiecy głos.
-To wszedł?! - zapytał gdzieś z szczytów. - Diabeł?
- Diabeł, diabeł. - potwierdził, kiwając głową. Gest, który dzięki ciemności nie mógł zostać ujrzany, był czymś niezwykle trudnym do wykluczenia.
- Nazywam się Daniel, możesz się pokazać - zachęcił kobietę. Przez kilka chwil głowił się, czy za uratowanie innych diabłów również otrzyma wartość.

-Ile tu gnije, że innych dosyłają? - po krętych schodach zeszła osoba bliska w wieku Danielowi, jednak dużo solidniej od niego wyposażona. Kobieta miała na sobie energetyczny strój którego elementy może i świeciły neonowym światłem, oraz posiadały kilka tub wypełnionych przedziwnymi cieczami, ale na pewno spełniały swoje zadanie w osłanianiu przeciwnika. Szczegółów niedoświadczony Daniel jednak nie znał.
-Owl. Z eksterminacji. - przedstawiła się. - Czerwona dywizja. Miałam wyczyścić tą latarnie ale strasznie mi się nie chce, więc zasnęłam na schodach jakiś czas temu. - przyznała się. - Nie wyglądasz mi na jednego z tych pajaców co poszli do hotelu, ale masz w sobie coś z żółtodzioba. Nowy? - spytała, opierając się o ścianę.
- Tak - stwierdził, nie ukrywając swego braku doświadczenia. Właściwie… Wszelakie próby tego typu nie miałyby najmniejszego sensu - wystarczy spojrzeć na ich ubiór czy wyposażenie. Diablica była wielokrotnie silniejsza i bardziej doświadczona niż on. To spotkanie ułatwiało jednak nie tylko dalszy rozwój, ale i potencjalny powrót na drugą stronę portalu. Pierwotnie zamierzał do tego celu wykorzystać szczyt murów, zyskując względnie bezpieczną ścieżkę, teraz jednak możliwym stało się skorzystanie z pomocy Owl.
- Wyczyścić… Z istot, czy z całej reszty? - zapytał, zawstydzony swą niewiedzą.
-Z tego gówna co porasta latarnie. - wyjaśniła. - A ty co, po prostu sie plączesz?
- Hoooh, jest na to jakaś szybka metoda? - zapytał, wyraźnie zaintrygowany nowymi informacjami. To, że kobieta była płaska, nie znaczy że jej wiedza nie mogła przewyższać innych, będąc w porównaniu do tej należącej do kawalera co najmniej górą.
- Szukam czegoś, czym mógłbym podpalić ten las - dodał, ceremonialnie zakładając na siebie ręce, tworząc coś w rodzaju oddzielającej ich bariery. - Poza tym, poznaję fach - dodał.
-Słaby pomysł, chyba, że masz zamiar rozstawić tam jakąś pułapkę. - kobieta usiadła na schodach w mało elegancki sposób. - Plagę możesz podzielić na tą która nienawidzi światła i na tą, która je uwielbia. Sprowadziłbyś tutaj dużo problemu, nawet jeżeli cokolwiek jest w parku ma spłonąć. - ostrzegła. - Z drugiej strony nic nigdy nie reaguje na światło słoneczne, więc pożar za dnia może nie być niebezpieczny. Jest chyba jeszcze troche paliwa w piwnicy pod maszynownią.
- Aha - stwierdził, kiwając głową w potakującym geście. Nie miał żadnych przesłanek, by wątpić w szczerość rozmówczyni. Ilość własnego doświadczenia, na którym mógłby się oprzeć była podobna.
-Z pomocą paliwa można by wypalić większą część lasu, a może i wykończyć część znajdujących się tam istot. - wytłumaczył swój plan. - Z drugiej strony, skoro tutaj jestem, możesz mnie zatrudnić do pomocy - zaproponował.
-Myślę że tak zrobię, ta robota to większy ból w du...cóż, większy niż się spodziewałam. - zagryzła dolną wargę. - Coś zrobiło sobie gniazdo na szczycie, więc jak wyjdziemy wycinać macki to nas zaatakują. - wyjaśniła. - Cztery, może pięć gnid.
- Z przyjemnością pomogę, przynajmniej za część zysków - dodał, wskazując głową, że mogą ruszać na górę.
-Podzielimy rdzenie po równo.- stwierdziła, podnosząc się. Spokojnym krokiem dwójka wdrapała się na samą górę latarni. Był to całkiem długi spacer po schodach, Daniel naliczył koło dwustu stopni. W końcu jednak ujrzał pokój z ogromną lampą i kilkoma panelami sterującymi. Nie wyglądało na to aby obsługa latarni była zbyt skomplikowana. Gorzej było z zadaniem. Przez żadną szybę nie było nic widać a na balkon prowadziły tylko jedne, wąskie drzwi. To nie było proste zadanie.
-Co potrafisz? - spytała Owl.
- Ciężko to wytłumaczyć, dużo lepiej poczuć, czy po prostu trzymać ode mnie lekki dystans w walce. - stwierdził enigmatycznie. Nie był pewien, czy oryginalność poszczególnych diabłów jest czymś, czego się nie zdradza. Nawet gdyby wymiana informacji była normalna, nie potrafiłby słowami wytłumaczyć swych zdolności.
-Jak dobrze walczysz na dystans? - spytała. - Mogę latać, ale jeżeli nie będziesz w stanie mi pomóc, to średnio. Nic nie wleci do środka latarni, już próbowałam je wabić.
- Mogę stworzyć sporą, raniącą je sferę ze mną w środku - zdradził, delikatnie uderzając kijem w podłoże. -[i] Jeśli zdołasz wrzucić mnie na dach i wspierać wszystko co nie znajduje się w najbliższej okolicy - powinno być okej.
- Jak nazywają się te stwory? - zapytał.
-Cholera go wie, to jest może mój ósmy raz. - przyznała Owl. - Takich jeszcze nie widziałam. Są niesłychanie agresywne, acz może to mieć związek z dystansem do gniazda. Obawiam się, że nie doniosłabym cie na szczyt. Nie wiem ile ważysz, ale te cholery nie pomogą. Wbrew wszystkiemu to faktycznego szczytu latarni jest jeszcze dość daleko.
- Mogłabyś oblać pnącza paliwem - podsunął inną, nieco mniej waleczną propozycję. Nie zamierzał bez przerwy strzelać do stworów, taka metoda byłaby co najmniej nieefektywna. Jeśli zaś nie mógł na nie oddziaływać - jego rola w walce była wątpliwa.
- Ogień powinien strawić całe pnącza, jak i gniazdo. - uzasadnił, uśmiechając się. Jego błękitne oczy wpatrywały się teraz w sowę. - Jeśli zaś miałyby próbować temu zaradzić, ich pozycja będzie wyraźnie utrudniona. - dodał.
-Równie dobrze mogę wybić szyby i wyciąć odnóża od środka, ale wtedy wnętrze latarnii nie jest bezpieczne i tracę premię. - wyjaśniła kobieta. - Niby marna stówa, ale jednak. Poza tym chcesz rdzenie, nie? Te cholery od ognia raczej uciekną.
- Jeśli masz jakąś znośną broń dystansową, mogę Cię osłaniać. - stwierdził, zaś jego oczy wskazały na znajdujący się w kaburze pistolet. - To coś nie nadaje się na główne narzędzie walki - zauważył.
Kobieta wzruszyła ramionami. - Sheesh. Całe moje uzbrojenie jest w pancerzu. - wyznała, po czym wyjęła komórkę. - Zmiana planów. Oddam ci swoją licencję na ogień. Zwykłą kulą możesz trafić kilka celi. Powinno to wywołać u nich panikę. Postarasz się je podpalić, gdy nie będziesz miał żadnej opcji, używaj swojego gnata. Po walce oddasz mi resztę. - zaproponowała.
- Nie mam nic przeciwko - przytaknął, wyciągając w jej stronę swój telefon. Nie wiedział jak przekazywać sobie licencje, ale Owl pewnie dokona całej operacji sama. Chłopak systematycznie będzie również rozszerzał swoją strefę wpływów, a jego działania może odniosą jakiś wpływ.
Chwilę później pojawiła się wiadomość, że w banku Daniela znajduje się teraz sześć licencji na ogień.
-Powinno wystarczyć. - stwierdziła Owl. - Jesteś pewny, że dasz radę?
- Nie widzę powodu, by miało być inaczej - stwierdził, uśmiechając się prowokacyjnie. Ciekawiło go, jak kosztowne będzie użycie licencji, oraz, co prawdopodobnie ważniejsze, ile zdoła zarobić na tym zadaniu.
- Możesz ruszać - stwierdził, zbliżając się do okna.
Dwójka spokojnym krokiem wyszła na balkon latarni. Metalowe podłoże wydało głośny dźwięk pod naciskiem buta. Było tu pełno rdzy a barierka lekko się kiwała. Nie było bezpiecznie. Nie musieli czekać długo, niemal natychmiast usłyszeli skrzeczenie z szczytu budowli. Trzy przedziwne stworzenia wyleciały z niego, aby zacząć okrążać balkon z dość sporej odległości.
Były nieco większe od Daniela. Przypominały węże z nieco poszarpanymi skrzydłami. Ich skóra była w większości szara, nie licząc kilka brązowych miejsc, zwłaszcza na brzuchu, oraz samej głowy która wydawała się być gołą czaszką.

= Battle Start =

???1: 11
???2: 9
Owl: 8
???3: 3
Daniel: 1,25

Kreatury zaczęły powoli się zbliżać.
Tempo oddychania blondyna raz jeszcze wzrosło. Nie wiedział czemu, ale za każdym razem gdy tylko widział plagę, czuł jak jego puls przyśpiesza. Przyzwyczajenie się do plagi musiało być czymś niemożliwym to osiągnięcie w krótkim czasie. Chłopak ledwo przygotował swój kij, a Owl rzuciła się na pierwszego z przeciwników, kompletnie ignorując rozterki diabła.
Daniel zamierzał wykorzystać [Aimed strike] na znajdującego się w pobliżu przeciwnika, a w momencie ewentualnego trafienia - utworzyć ognistą eksplozję w miejscu styku jego broni i przeciwnika.
Bardziej doświadczona z walczących postanowiła podlecieć do przeciwnika i wykorzystać swoje [Phase Blade]. Tuż przed odbiciem się od podłoża aktywowała [Fly] i [Defense: on] Niestety, jej przeciwnik zręcznie uniknął pierwszej szarży. Na szczęście Daniel miał więcej szczęścia. Pchnął kijem w stworzenie i ledwo, ale jednak, trafił, dając sobie szanse na wywołanie licencji. Jego kij eksplodował żywym ogniem w momencie w którym druga z kreaturo podlatywała do zgromadzonych.

Daniel: -20%CP
Daniel: -1 Fire
???1: -12EX
???1: -51EX
???2: -25,5EX
Daniel: +18EX

Pierwsze z stworzeń zmieniło się w pył gasnąć krótko po uderzeniu, jej rdzeń zaczął spadać. Drugie pomimo rany utrzymało się w powietrzu i uniknęło zapłonu, mimo obrażeń.

???2: 10
Owl: 7
???3: 5
Daniel: 3

Ranne stworzenie nie postąpiło w stronę Daniela. Zamiast tego zatrąbiło nieprzyjemnie.
Chłopak uśmiechnął się szeroko. Po tym zabójstwie rozpierała go duma, wykorzystując nieznane sobie narzędzie stworzył coś zdolnego pokonać całkiem, przynajmniej jego zdaniem, silnego przeciwnika.
- Ej, noobie! - Unosząca się w powietrzu dziewczyna krzyknęła, wyraźnie podirytowana - czy to nie trafieniem, czy też marnotrawstwem jej zasobów przez blondyna. -Co rozbijesz odliczam z twojej puli! - powód jej złości został ujawniony, nim chłopak zdążył dłużej się na tym zastanawiać.
Owl planowała zaatakować najbliższego przeciwnika wykorzystując [Phase blade] i w trakcie ataku przelecieć na jego drugą stronę.
- Zawsze mogę sobie pójść - nagrywający całe zdarzenie chłopak zauważył, nie odwracając się jednak od walki. Coś zabraniało mu łamać dane raz słowo. Kontynuował atak w ranną latającą istotę, tym razem wykonując jednak tylko pchnięcia.
Niestety, nie trafił ani razu. Przeciwnik był zdecydowanie zwinniejszy od niego. Na szczęście Owl radziła sobie lepiej, zadając znaczne obrażenia swojemu przeciwnikowi. On też ją uderzał, jednak jej zbroja świetnie ją przed tym chroniła.

???3: -19EX
Owl: -24SP

Jedna kreatura doleciała aby wesprzeć swojego ryczącego towarzysza.

Owl:19
???2: 12
???3: 9
Daniel: 8
???4: 2

Owl kontynuowała swój atak, tym razem wykonując dwa cięcia z [phase blade]. Jej broń osiągała wspaniałe rezultaty, zaś porównywanie jej do orężu dostępnego blondynowi byłoby wręcz obrazą.
- Jeszcze max jeden! - chłopak krzyknął, skupiając się. Tym razem zamierzał tylko i wyłącznie pielęgnować swą cesarskość.
Owl spudłowała raz i drugi w swojego przeciwnika, choć przynajmniej nie pozwoliła mu oddać
Jedna z kreatur rzuciła się na Daniela, Ten jednak odskoczył. Stworzenie zderzyło się z ścianą, tworząc na niej pęknięcia.
Wcześniej ranna kreatura zdecydowała się zaatakować Owl, uderzając ją w plecy.


Owl: -38SP

???2: 15
???3: 13
Daniel: 5
???4: 3
Owl: 1

Kreatury zaczęły atakować Owl z obu stron, ta jednak zręcznie unikała nacisku.
Daniel kontynuował swoje ataki kijem, tym razem starając się wykonać dwa opadające uderzenia w znajdującego się przy ścianie stwora, Owl zaś kontynuowała swoją batalię, raz za razem atakując z wykorzystanie [phase blade] w osłabionego wcześniej przeciwnika.
Latająca kreatura wymykała się atakom Daniela, aby oddać mu uderzając ogonem jak z bicza. Owl zabiła jednego z węży szybkim cięciem, uśmiechnęła się lekko, ale nie straciła skupienia. Złapała rdzeń, obróciła się i zaatakowała drugiego przeciwnika.


Daniel: -10EX
???2: -5EX
???3: -10EX
Owl: -30SP

???3: 13
???4: 10
Daniel: 9,25
Owl: 6


Zraniony przez Owl przeciwnik zaryczał po pomoc. W międzyczasie walczący z Danielem wróg zamachnął się dziobem, uderzając go z ogromną siłą.

Daniel: -39EX

- Gargh - krzyk wymknął się z ust blondyna wraz z wbijającym się w jego skórę dziobem. Zacisnął zęby z bólu, który zniknął równie szybko jak się pojawił. Wykonał uderzenie obrotowe z prawej strony, czekając na moment, w którym przeciwnik uniknie. Dopiero w tym momencie zamierzał uwolnić kolejne użycie licencji ognia, tym razem tworząc z niej sporych rozmiarów kręcącą się lancą.
Owl kontynuowała zabawę z bliższym jej przeciwnikiem, po raz kolejny wykorzystując [phase blade].
Stworzenie faktycznie zdołało uniknąć kija odsuwając się w tył. Na widok ognia spanikowało rzucając się w bok, dzięki długości swojego ciała nie zdołało jednak uchronić się przed podpaleniem. Owl spudłowała przy jednym z ataków, przeklinając coś pod nosem, choć sensownie trafiła za drugim. Kolejne stworzenie przyleciało na pomoc, choć tym razem z dachu hotelu, nie zaś latarni.


???4: -13EX
???4: on fire
Daniel: -1 fire
Owl: -30SP
???3: -10EX

Owl: 18
???5: 9
Daniel: 6
???3: 5
???4: 2
- Kolejny na plecach! - Daniel krzyknął, widząc zaabsorbowaną mordowaniem kolejnych stworzeń Owl. Zauważył, że po raz kolejny atakuje w ten sam sposób, niemalże jakby nie posiadała żadnych innych zdolności. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że dziewczyna pożyczyła mu kilka wartościowych licencji.
Sam zakręcił młynek, atakując z lewej strony, by zaraz po zmuszeniu przeciwnika do ataku wykonać [Aimed Strike].
-To zawsze jakiś pieniądz! - oceniła, szybkim ruchem wykańczając swojego przeciwnika i zabierając kolejny rdzeń, po czym podleciała do następnego wroga. Daniel niestety nie trafił ani razu. Latające cholerstwa były strasznie zwinne. W zamian za to osobiście został uderzony przez kreaturę. Przy szczęściu, przeciwnik przynajmniej nie zdołał go podpalić. Owl radziła sobie dużo lepiej.

Daniel: -33EX
???4: -5EX
SP: -20

Owl: 12
Daniel: 6
???5: 3
???4: 1,25

Owl wyraźnie nie przejmowała się Danielem. Albo w jakiś sposób wiedziała, że posiada on jeszcze dużo EX, albo zwyczajnie jej nie interesował. Chłopak nie wiedział czy może na niej polegać, w tym momencie byli tylko i wyłącznie współpracownikami, a przypadkowa śmierć blondyna zwiększyłaby tylko jej zarobki…
Mimo tych przypuszczeń kawaler nie mógł jej nic zarzucić. Wykonywała swoją pracę i robiła to wyraźnie lepiej niż on. Zmieniała swój cel tylko w momencie śmierci poprzedniego. Młody diabeł nie ukrywał zachwytu.
Dziewczyna po raz kolejny wykorzystywała swoje [phase blade], chłopak zaś kontynuował nieszczególnie zaawansowaną taktykę atakując raz za razem swym kijem.
Co ciekawe, Daniel w końcu zdołał trafić i to nie raz, a dwa. Przypłacił za to zwrotem od przeciwnika. Owl miała podobne szczęście, ledwo muskając przeciwnika ostrzami.

???5: -5EX
???4: -7,5EX
Owl: -68SP
Daniel: -41EX
???4: -9

???5:15
???4: 11
Owl:9
Daniel:5
Przeciwnicy nie dawali diabłom chwili na wytchnienie, kontynuując swój napór. Owl całkiem zręcznie radziła sobie z unikaniem, czego nie można powiedzieć o Danielu.
Daniel pocił się coraz bardziej, wyraźnie odczuwając ciężar upływającego w walce czasu. Z każdą sekundą odnajdował w sobie nowe pokłady bólu, zaś znajdujący się na przeciw wróg systematycznie udowadniał mu, że plaga jest bardziej obrzydliwa niż mu się wydawało. Zarówno Owl, jak i chłopak kontynuowali swoją taktykę. Kobieta atakowała z [phase blade], chłopak zaś zaatakował obrotowym cięciem, by dodać szybkie pchnięcie wykorzystujące [aimed strike].

Daniel: -16EX
???4: -4EX
Daniel: +16EX
???5: -12EX

Dwójka zatrzymała się na moment w miejscu. Diabły bacznie rozglądały się na boki upewniając, że nic więcej nie nadlatuje w ich kierunku. W pewnym momencie w końcu coś spostrzegli.
Zachód słońca.
Przepiękny widok był ich nagrodą za morderczą walkę. A raczej on i garstka rdzeni zebranych z latających paskudztw. Owl wróciła na balkon. - Dzięki.
- Jeden rdzeń został jeszcze na ziemi. - poinformował bardziej mobilną dziewczynę. Dopiero po chwili zmieszania zdał sobie sprawę, że ta coś do niego mówiła. - Pewnie poradziłabyś sobie sama - stwierdził, nie zmieniając faktów ani trochę. Wysunął dłoń z telefonem w jej stronę, próbując przekazać jej licencję.
-Ta, ale straciłabym Ex. - przyznała, odbierając przesyłkę. - Zostawiam ci jeden. Nie polecam podpalania parku, ale też nie zabronię. - po tych słowach uniosła dłoń i przywołała wieszak, z którego zdjęła siekierę. Typową, do drewna. Inwentarz moment później zniknął.
- Wracasz przez portal po uprzątnięciu wieży? - zapytał, wyraźnie zaciekawiony najbliższą przyszłością dziewczyny. Niezależnie od tego, czy chodziło mu o darmową ochronę w drodze powrotnej, czy też o godną szlachcica pomoc niewieście, jego zainteresowanie było autentyczne.
- Nie wiem, czy ten rdzeń na dole jest cały. Podzielimy się tymi po równo, a Ty weźmiesz sobie jeszcze tamten? - zaproponował, spoglądając w oczy dziewczyny. Jak wiele potyczek zdążyła już stoczyć? Nie mógł tego wiedzieć.
- I tak dostaniesz nagrodę za wykonanie zadania, jak i premię za pozostawienie latarni w nietkniętym stanie - zauważył, chcąc dodatkowo uzasadnić swą propozycję.
-Mam zabrać tą ostatnią licencję? - spytała krzywiąc się. Wzięła potężny zamach i odrąbała z latarni jedną wielką mackę. Jeszcze jakieś sześćdziesiąt. - Jak skończę to czekam na ekipę. Prawie nikt nie pracuje za dnia. - wyjawiła.
- Wycieczka na dół skróci Ci tylko czas zbędnego oczekiwania - stwierdził, zaś uśmiech wypłynął na jego usta. Obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku schodów.
- Biorąc pod uwagę te, które mamy teraz, dzielimy się po połowie. Ty zaś masz jeszcze szansę na dodatkowy zarobek - zauważył.
-Ke? - Do kobiety wydawały się nie docierać idee Daniela, gdy z zaparciem zamachiwała się raz po raz na ścianę budowli. - To twój rdzeń spadł, idź sobie po niego. Było pięć, dwa idą dla ciebie. - nie wyglądała na chętną do dyskusji.
- Jeśli tak uważasz - westchnął, rozpoczynając wędrówkę w kierunku rdzenia. Dobry król musiał wiedzieć, kiedy rozgrywa karty z silniejszymi, rozpoznawać zarówno momenty w których musi cieszyć się z tego co dostaje, jak i te, w których byle ochłapy będą dla niego sukcesem. Następnie obrał trasę, którą wcześniej uznał za stosunkowo optymalną.


Danniel: +1 Gressil Core
Owl: +1Core
//
Daniel: 671,75EX Aura: 3
40 W
40CP
Owl: 400EX
570SP
Cores: 3

Cores on ground: 1
 
Zajcu jest offline  
Stary 22-02-2016, 14:02   #6
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Bless

Nadobna, acz niekoniecznie niewiasta z wolna poruszała się między zabudowaniami wielkiej piaskownicy w której bawili się “jej” chłopcy. Być może nie zależało jej na ich bezpieczeństwie, jednak nie powinni oddalać się za daleko. W końcu niepilnowani na pewno zrobią się leniwi i nie będzie mogła być dumna z ich dokonań. Skierowała swe kroki do dużej budowli, na planie kwadratu, znajdującej się niemal na środku ich dzisiejszej “piaskownicy”. Budynek swą wielkością obiecywał przestronne wnętrze i szeroki widok mimo okolicznych zabudowań. Na razie opierała się na swym toporku. Broń palna na pewno kusiła by nadto swym spustem.
Kobieta zbliżyła się do hotelu, który był chyba najbardziej wykręconym budynkiem w okolicy, zarośniętym ponad miarę. Odwoływało się to do tego, co wcześniej mówił Thanatos: plaga lgnie tam, gdzie jest EX. Hotel musiał być pełen mieszkańców, gdy wszystko się zaczęło.
Drzwi były otwarte, nawet lekko uchylone, a w oknach widać było ruch. Hotel miał aż cztery piętra, kilka pustych, obrośniętych mackami balkonów i dach z zabezpieczającą siatką: najpewniej znajdował się na nim ogródek albo basen.
Bless wślizgnęła się do środka. Liczyła na to, że tak reprezentacyjna budowla będzie dobrze doświetlona z zewnątrz, a nie zdziwiło by ją gdyby posiadała zasilanie awaryjne, a nawet własny agregat. Skoro w niektórych sklepikach przetrwało oświetlenie i tu powinno być co najmniej na tyle jasno by umożliwić sprawną ewakuację.
Hotel w środku był bardzo ładny i czysty. Został udekorowany w dość klasyczny sposób, biło od niego bardziej stylem niż nowoczesnością. Hol na parterze był pusty, nawet malutka recepcja nie miała na sobie znaków używalności. Było jednak pełno dźwięków. Coś było w pokoikach, coś mogło czaić się w jadalni. Czystość tego miejsca nie była uspokajająca zwyczajnie z uwagi na swoją nietypowość.
Niski poziom zniszczeń i braki śladów rabunku były obiecujące. Nie tak by szarżować na wariata. Jednak mogła by się przyzwyczaić do takich warunków. Ruszyła wpierw ku recepcji. Zdawała sobie sprawę, że coś może wyskoczyć zza baru, ale wizja kasy była również silna. Warto było sprawdzić nim chłopcy sami postanowią wyczyścić ten przybytek. Ewakuacja. Bezpieczeństwo klientów. Może coś jej skapnie z tego wszystkiego. Następnie planowała sprawdzić jadalnię. Także powinna być przestronna zapewniając pole do manewru.
Przy recepcji nie było zbyt wiele. Otwarty sejf, pusta kasa, kilkanaście pusty pułek oraz sporo krwi na podłodze. Recepcja prowadziła też do pokoju socjalnego. Patrząc przez szklane drzwi Bless widziała w środku jakąś sylwetkę. Faktura szkła uniemożliwiała jednak jej opisanie.
Pomieszczenie socjalne nie powinno być za duże i przechowywać innych niewidocznych rezydentów. Sylwetka nie poruszała się za nadto ale była widoczna. Nieprawdopodobnym było więc, że to jeden z pracowników lub klientów. Ścisnąwszy porządnie swe ostre maleństwo drugą dłonią szarpnęła za klamkę sprawdziwszy uprzednio w którą stronę otwierają się drzwi. Zamierzała z impetem, z zaskoczenia, napaść “coś” w środku licząc na przewagę w tej chwili. Była szansa iż nawet natrafiwszy na groźnego potwora, jeśli nie wygrać w potyczce, zdąży odbić się i zwiać z powrotem do hallu. Z drugiej strony mogło się okazać, że z morderczą intencją napadnie wieszak lub innego równie “niebezpiecznego” przeciwnika. Chłopców nie było w pobliżu więc druga opcja nie powinna przynieść wiele wstydu.
Bless wypadła przez drzwi z siekierą lecącą w dół, za drzwiami znajdowało się dziwaczne stworzenie podobne do kota, które wygięło się w tył o włos unikając siekiery diablicy. Zaraz potem wygięło się w przód, patrząc na Bless.

= Battle Start =
Inicjatywa:
Bless: 2
Longcat: 5

Stworzenie rzuciło się na Bless łukiem. Kobieta nie była pewna co ten stwór chce zdziałać, ale zdołała zareagować, odskoczyła za siebie, całkiem daleko, z powrotem do recepcji. Na tyle daleko, że stwór musiał dopełzać nieco bliżej aby wrócić w zasięg.
Wyglądało na to, że stworzenie ma nad nią motoryczną przewagę, ale diablica nie mogła zrezygnować. W końcu miała się nauczyć zwalczać plagę. Postanowiła zaatakować z kontry podpuszczając stworzenie jednocześnie wykorzystując kontuar do ograniczenia jego ruchu. Zaatakuje gdy to będzie okrążać lub przeskakiwać nad meblem.
Stworzenie zachowało się tak samo jak poprzednio, wyginając się i rzucając w stronę Bless. Ta uniosła broń do kontry, gotowa ciąć i odskakiwać na raz. Była jednak nieco zbyt wolna. Stworzenie owinęło się wokół całego jej ciała zaciskając mocno niczym wąż. Jej broń utknęła zablokowana przez przedziwne cielsko. Skóra stworzenia była w miarę miękka, lecz pod nią wiło się coś niesamowicie nieprzyjemnego. Coś czego Bless nie była w stanie opisać po samym oślizgłym odczuciu, w dodatku nie wiedziała co teraz zrobić. Nie była w stanie się ruszyć, a stworzenie coraz mocniej zaciskało się na jej ciele.
Na znudzonego życiem Thanatosa! Kitty-boa?! Bless nie chciała inwestować w tą walkę ale ta zaczynała układać w dość niesprzyjającym kierunku. Niedoczekanie, że da się zadusić bez walki jakiemuś futrzatemu szalikowi! Sięgnęła do mocy swego dziedzictwa napierając na cielsko kota siłą swojego umysłu. We wszystkich kierunkach. Najchętniej usłyszała by odgłos targania się stwora i rozerwała go na kawałki. Ale jeśli jej moc w połączeniu z rozpychaniem mięśniami, na podłych bogów przez których musiała to robić, była gotowa nawet gryźć to stworzenie, da w efekcie choćby poluzowanie splotów tak by dosięgnąć ostrzem kota będzie to już jakiś początek.
Bless zaczęła się nieco wierzgać. Jej telekineza nie była tak potężna jakby sobie tego życzyła, zdecydowanie. Pierwsze jej próby nie zdziałały absolutnie nic. Jej ramię zaczęło drętwieć a ciało boleć od nacisku stworzenia. W końcu jednak, za drugim razem, zdołała zakręcić się na tyle aby zwalić z siebie stworzenie, które odepchnięte rąbnęło w ścianę, dość blisko Bless.

Bless: -5EX
Bless: - 20CP

Bless: 99
Longcat: 1

Oj da się znowu pochwycić i będzie po wszystkim. Zwierz był na tyle skoczny, że pewnie bez problemu dopadł by ją gdyby tylko zaczęła uciekać. Czekanie na jego atak też skończyło się źle. Widać nie może w tej walce o przetrwanie oddać plagowemu stworkowi inicjatywy bo przepadnie. Przetoczyła się po ziemi i zaatakowała ponownie starając się nawet jedną ręką przygwoździć zwierzę do ściany, a drugą rąbać nim się ocknie.
Kobieta dopadła podłużne stworzenie i rąbnęła je szczodrze, rozbryzgując przedziwną maź na swoją twarz. Stworzenie miała pochwycone tak dobrze, że bez trudu mogła rąbnąć je po raz kolejny, nim te było w stanie jakkolwiek się wyrwać. Był to przyjemne uczucie. Obróciła sytuację. Plaga jednak było stać na więcej.
Przedziwne cielsko stworzenia zaczęło bulgotać. Przezorna Bless odskoczyła na dystans trzech jednostek. Wydłużone, kocie cielsko wybuchło, rozerwane mackami wychodzącymi z wnętrza organizmu. Miała teraz przed sobą kreaturę złożoną z kuli, oraz kilkunastu macek z niej wychodzących.

Longcat: -10EX
Longcat -> ???
Bless: +10SP
Bless: +6EX

Bless: 7
???: 3
- Słonek jako kota chyba wolałam cię bardziej. -wymruczała widząc jakże przyjazną i fantastyczną przemianę zwierza. Nie czekając aż skończy i postanowi coś z tym zrobić dobyła swoje wysoko-kalibrowe maleństwo i oparłszy je na przedramieniu drugiej ręki wypaliła w stronę potworności. Jeśli jednomackowy kot był w stanie ją tak spętać to do czego mogła być zdolna ta potwora. Dlatego poprawiła od razu po raz wtóry.
Gardłacz rozrzucił kulę na kreaturze. Wbiły się one w przeróżne mackowate kończyny, kreując nowe, cieknące oślizgłym płynem pory.

Bless: - 10EX
??? - 10EX

Stworzenie natychmiast wycofało swoje liczne ramiona, naprężając je i rzuciło nimi w stronę Bless, która zwinnie wykonała unik. Atak wydawał się dość prosty, przewidywalny. Być może nawet w tej wersji kreatura nie była aż taka ciężka do pokonania….błędne przeczucie.
Stworzenie zakręciło się rzucając mackami w stronę Bless. Trzy z nich związały się w jedną i przebiły jej brzuch bez pytania o zgodę, wychodząc drugim końcem. Praktycznie równie gwałtownie stworzenie je wyrwało.

Bless: -18,75EX
Bless: +18,75SP

Bless: 7
???: 3
- Rzesz egzystencja twoja kudłata mać. - podsumowała elokwentnie swoją najnowszą “dziurkę”. - Dobre wibracje słonek, ale chyba wolałam podduszanie. - Powinna się wycofać. Nie mogła się wycofać. Stworzenie na pewno miało jeszcze tonę energii ale właśnie o to w tym wszystkim chodziło by dowiedzieć się ile potrafią wytrzymać. Sama Bless też powinna wytrzymać jeszcze chwilę lub dwie ale musiała zmienić strategię. Może tak. Spróbowała oddać strzał, a następnie rzucić się fikołkiem między kolumny lobby. Może stwór spudłuje. Może atakuje w kierunku ataku. Może ma jakiś punkt martwy percepcji. Bo jeśli mieli by pójść tylko na wymianę to diablica była w ciemnym lesie, i to bez kolacji.
Kobieta wydała strzał z garłacza, kule rozsypały się po kreaturze, dodając jej kolejny wycieków. Do tej pory diablica mogła być przekonana, że ubytek mazi wcale kreaturze nie przeszkadzał. Nie tracąc czasu, Bless ruszyła za kolumny. Faktycznie miała rację. Opóźniona kreatura spróbowała mimo wszystko ją trafić mackami, atakując w powietrze. Chwilę po pudle zorientowała się co się stało i zbliżyła się do kolumny, za którą była teraz Bless.

???: -7EX

Bless: 9
???: 4

Ile razy ta sama sztuczka mogła się udać? A może należało spróbować innej? W końcu nie wiedziała jak mackowate stworzenie radzi siebie na bliskim dystansie. Gorzej, że wcale nie była przekonana, że ona poradzi sobie lepiej. Cóż, jeśli miała próbować to bardziej teraz niż w stanie agonalnym. Przyczaiła się za za kolumną czekając aż mackowaty stwór zbliży się do niej, by wyskoczywszy, licząc na choć trochę zaskoczenia, wypalić w unoszącą się kulę a następnie poprawić toporem nim zwierze przejdzie do kontry.
Bless była szybka. Mimo, że stworzenie zasłoniło się przed strzałem mackami, kończąc praktycznie niewzruszonym na możliwości garłacza, siekiera już uderzyła, odcinając jedną z macek.

Bless: -5EX
???: -2EX
Bless: +3EX

Plan teoretycznie był dobry. Z wykonaniem już gorzej. Przeciwnik postanowił dać bless popamiętać. Stworzenie zamachnęło się mackami na kobietę, przebijając ją w wielu losowych miejscach i przyszpilając do ściany, co dodatkowo wzmocniło impakt. Moment później, macka oderwała się od zabudowy aby rzucić kobietą w ścianę z powrotem przy recepcji.

Bless: -6EX
Bless: -18,75EX
Bless: +18,75SP

Wszystko zgodnie z oczekiwaniami. Zabrała się za zbieranie swego sponiewieranego cielska z ziemi. Stwór łoił jak chciał a podchodzenie na interesujący ją zasięg kończyło sie gorzej niż źle. Najgorsze, że garłacz nie przebił się przez macki. Liczyła, że odsłoni centralną kulkę i będzie mogła dobrać się swoją bronią białą. Na próżno. Stwór był w stanie i się zasłonić i tymi samymi mackami wysłać ją w kosmos. Ale jeszcze czołgała się po tym łez padole. Skróciła nieznacznie dystans i wycelowała w stwora zamierzając strzelić gdy ten zbliży się na odległość strzału.
Kreatura zbliżyła się na dystans swoich macek, zamachnęła i rzuciła oślizgłymi kończynami na Bless. Kobieta zwinnie uskoczyła w bok i wystrzeliła swój garłacz prosto w stwora. Ciężko stwierdzić gdzie konkretnie trafiła ta niezmiernie niedokładna broń. Mimo wszystko, Bless wygrała. Stworzenie zastygło w bezruchu, stwardniało po czym zaczęło rozsypywać się jak piach tylko po to, aby wypadł z niego mały okrągły przedmiot.

Bless: -5EX
???: -2EX
Bless: +18,75EX
Bless: +1 Sonnellion Core

Gdyby wypadły dwa można by zrobić z nich kolczyki, a tak? Co najwyżej wisiorek. Schowała zdobycz i oparłszy się o kolumnę dała sobie chwilę wytchnienia. Lepiej być w “szczytowej” formie na okazję kolejnego spotkania. Zregenerowawszy się odrobinę zajrzała jednym okiem przez drzwi do jadalni. Wcześniej wydawało jej się, że dobiegają stamtąd jakieś odgłosy. Jednak jej dziewicza walka z plagą nie ściągnęła innych stworzeń. Do tego miała dylemat. Czy oczekiwała że spotka kolejne stworzenia, czy też wolała by święty spokój? Jeśli nie znajdzie plagi. Nie zarobi. Jednak teraz chyba wolała by zastać w hotelowej restauracji parę niedojedzonych dań na stołach lub jakiś przytulny, zamknięty, wolny od plagi, składzik z jedzeniem przy kuchni.
Przechodząc w stronę jadalni Bless minęła schody na górę, na piętrze zdecydowanie było coś słychać. W jadalni...niekoniecznie. Po wejściu do środka Bless zobaczyła niesamowity bałagan, zdecydowane ślady walki i to nie małej. Sam dźwięk dochodził z kuchni. Był to metaliczny dźwięk stukania, uderzania, walenia. Było w nim pełno żywiołu.
Kolejny bolesny zawód. Nie mogli zostawić jej tu z dwunastu jeszcze ciepłych dań i trochę trunku. Nawet mógłby być pośledniej jakości byle z porządną licencją na upicie. Jeśli to możliwe zamknęła drzwi między holem a jadalnią. Lepiej by stworzenia nie zaszły jej na raz z dwóch stron. Wracając do tematu kuchni… Czyżby stworzenia starały się o potomstwo wśród pokrywek i talerzy? Przekradła się przez jadalnię patrząc czy nie uszczknie z bajzlu czegoś dla siebie. Nie była zbyt wybredna i resztki jej nie przerażały, choć najczęściej spożywała te które wcześniej pozostawiła sama. Jednak tu zadowoliło by ją cokolwiek. Walka nadszarpnęła jej i tak marną egzystencję, więc pozostawało zrobić wszystko by bilans ujemny był jak najmniejszy.
Gdzieś między rozrzuconymi stołami znalazł się zepsuty automat na napoje. Bless otworzyła go obcasem w szybę i wyjęła z środka ostatnią puszkę. Całkiem nie najgorzej.
Rozejrzała się niczym podrzędny przestępca nieufnie sondując okolicę. Tyle szczęście dla niej samej? Cichaczem podważyła otwarcie i dalej nie ufając nawet draperiom przy oknach opróżniła puszkę. Batonik albo czekoladka mogły by zostać na później ale coś tak wrażliwego na pewno zaraz zostało by zgniecione i rozerwane i mogła by najwyżej oblizać podłogę. O ile plaga nie przegoniła by jej od tego kafelkowego delikatesu. Odstawiwszy puszkę na ziemi by nie zrobiła hałasu ruszyła ponownie by kuknąć do kuchni.

Bless: +30EX

Idąc do kuchni Bless zaczynała słyszeć pozbawione rytmu uderzenia coraz wyraźniej. Gdy w końcu postąpiła do środka, jej krok odbił się głośno od kafelków. Na sekundę uderzenia ustały. Chwilę później jednak zostały wznowione. Po chwili rozglądania się, kobieta oceniła że dźwięki dochodzą z wnętrza chłodni. Coś chciało z niej wyjść, ale nie mogło. Klamka została łańcuchem przymocowana do kaloryfera i zablokowana jakąś solidną chochlą. Ktokolwiek kogokolwiek zamknął, nie planował tego z wyprzedzeniem.

Plaga nie zamykała by raczej nikogo na łańcuch. Musiała więc być po drugiej stronie drzwi chłodni. - Hop hop? - postanowiła jednak zagadać z bezpiecznej odległości przy okazji analizując solidność drzwi i zamknięcia.
Uderzanie ustało, po czym wróciło znacznie przyśpieszone. - Jest tam ktoś?! Pomocy! Pomocy! - krzyczała jakaś kobieta z wewnątrz. - Otwórz drzwi! - błagała.
Komplikacja. - No dobra mała. Ale w ramach dobrej woli przestań walić w drzwi i wrzeszczeć. Jeśli coś tu na nas ściągniesz zostawię cię bo nie ukrywam, że jest tu niebezpiecznie. - Bless nie kwapiła się ze zbliżaniem do drzwi. Za to zabrała się za metodyczne przeczesywanie szafek i sporadyczne wyglądanie przez kuchenne okienko by kontrolować co dzieje się na sali. - Powiedz mi co tam robisz i jak się tam znalazłaś. dała głosowi szansę. Niewielką. Ulotną. Ale szansę.
-Jak zaczął się alarm to pracowałam w kuchni. Na sali zaczęła się bójka, myślałam że coś się pojawiło, więc schowałam się w chłodni, za tymi drzwiami. Wiedziałam że są mocne...ale ktoś je zamknął. Pomóż mi. - błagała.
- Na razie ci wierzę. - prawie. - Jednak w chłodniach nie ma zamków od środka, jak więc chciałaś się zamknąć? - sprawdziła zawartość kuchennych szuflad. - Wskaż mi szufladę w której znajdę coś charakterystycznego. Albo opisz je po kolei. Jesteś stąd. Wiesz gdzie co leży. -
-To korupcja potrafi otwierać drzwi? - spytała przerażonym głosem. - A co chcesz? Na środku są płaskie stoły, w szufladach są noże i wałki. Przy kuchenkach będą łyżki i chochle. To zwykła kuchnia. - zauważyła kobieta. - Pomóż mi...nie chcę umrzeć.


- No nieźle. Nie najgorzej. - trochę będzie ją to kosztować ale może się opłaci. Jeśli plaga miała by być aż tak diabelska wolała się o tym przekonać w “prawie bezpiecznym” mieście, a nie jak trafią na “bardzo niebezpieczny” front. - Słuchaj. Zamierzam otworzyć drzwi ale nie ciesz się na wyrost. Zamierzam najpierw uchylić tylko trochę i zobaczyć czy mnie nie kantujesz? Rozumiesz? - Bless zabrała się za przesuwanie mebli. - Dla ciebie też mam zadanie: Przygotuj dwa pakunki z energetycznym żarciem. Trochę mnie te stwory potargały a i tobie przyda się coś na drogę. Nie przesadź. Do pięciu kilo inaczej będzie nas to spowalniać. Czekolada konserwy. Przetworzone mięso. Nic kruchego ani w szkle. Uch. - przesuwała meble i inne graty tak by zaparły się o stałe elementy kuchni. Cel był jeden. Drzwi nie mogły się otworzyć bardziej niż pięć centymetrów a potem zaprzeć o jak najsolidniejsze wyposażenie. - Do tego nie gwarantuję ci na zewnątrz bezpieczeństwa. Nie wiem czy nie powinnaś tam zostać aż uprzątną to miasto. Twój wybór. Mogę wskazać ci miejsce z którego w teorii może udać się ewakuacja ale nie daję żadnej gwarancji. Jeśli tam dotrzesz czekaj w ukryciu. Rozumiesz mnie? -
-Eh? Jakie pakunki? - pytała kobieta z drugiej strony. - Zostało coś w kuchni? - pytała. -Moja egzystencja też spływa. To chłodnia. - przypomniała, załamanym tonem.
Ruszając jednym meblem Bless wydała donośny pisk który rozszedł się po całym hotelu. Będzie musiała przemyśleć wszystkie za i przeciw. Meble w kuchni są metalowe, w końcu używa się na nich noży i wiecznie są zalane wodą. Kafelki nie są cichą nawierzchnią a Bless nie jest przesadnie silna, więc ciąganie czegokolwiek zajmie jej dość dużo czasu.
- Opróżniłaś całą chłodnię i nie ma tam już nic?! - wyraźnie traciła zainteresowanie i zaprzestała przesuwania mebli.
-Prawie wszystko wynieśli zanim tu weszłam. - wytłumaczyła się i uderzyła kilkakrotnie w drzwi. - Pomóż mi. - jęknęła.
Czas się było zbierać. Tyle zachodu i taki zawód. Przyjrzała się jeszcze konstrukcji ryglującej drzwi i przemieściła się do drzwi kuchni. Sprawdziła jadalnię i o ile nic jej nie zaniepokoiło odwróciła się do chłodni i celując w przyszłe otwarcie, powoli, za pomocą swego daru usunęła zamknięcie gotowa do ucieczki.
Gdy zamknięcia spadły nastała cisza. Drzwiczki do chłodni lekko się uchyliły. Zamknęły. Potem otworzyły nieco bardziej. Uwięziona w środku kobieta była mocno osłabiona. W końcu jednak udało jej się wypaść przez drzwi na ziemię. Na początku Bless nie zauważyła nic dziwnego. Młoda, ładna, krótkie brązowe włosy, ubrana w jakąś typową bluzę.
Dopiero później zaczęło do niej dochodzić,że część organów kobiety wychodzi na zewnątrz, rośnie, pulsuje i owija ją w teoretycznie niezależny od jej wkładu sposób. Kobietę dotknęła korupcja.
Zapłakana, wyraźnie przepełniona bólem wiła się po podłodze starając się odnaleźć swoją wybawczynię.
-Już myślałam...już myślałam że umrę. Pomóż mi. - jęczała, łzami zalewając podłogę. - Muszę znaleźć...EX...albo coś...coś co mnie zregeneruje. - wnioskowała. - Mam nadzieję…
Kobieta powoli zaczynała zbierać się z ziemi.

Bless: +100SP
 
carn jest offline  
Stary 22-02-2016, 14:03   #7
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Jak pięknie cierpiała!
- Nie ruszaj się i zagryź. - zareagowała szybko rzucając leżącej drewnianą łopatkę. Musi pozostać na ziemi. - Ex ci w tym momencie nie pomoże. Musimy usunąć plagę. - być może skłamała. Nie miała pojęcia czy pożywienie poprawiło by stan kobiety. I tak nie miała nic czym mogła by ją nakarmić i to przetestować. Ale tak pięknie cierpiała! Sama w tym czasie schowała znaleziony przed chwilą nóż za pasek i owinęła dłonie ścierkami na wszelki wypadek. Może ją to ustrzeże przed zakażeniem. A może właśnie popełniała samobójstwo. Ale nie mogła opanować ekscytacji. Odwiesiła broń palną i chwyciwszy toporek rzuciła się na kobietę. Musiała sprawdzić czy ta była już plagą! Przycisnęła swą mocą biedaczkę do ziemi. Nie ważne, że jej moc nie dawała wiele. Ziarnko do ziarnka.- To uświęcona broń do usuwania plagi. Musimy ją od ciebie oddzielić inaczej zginiesz! To twoja jedyna nadzieja! Inaczej zginiesz! - krzyczała na nią. - Skoncentruj się na swojej energii. Zagryź mocno. Nie może już bardziej boleć! Jestem twoją jedyną nadzieją! Inaczej zginiesz! Leż i się skoncentruj! - Drżała. Bless drżała nie mogąc się powstrzymać. Zadała cios w zmienioną tkankę z błyszczącymi oczyma. [Grevious wound]. Zaraz dowie się wszystkiego. - Nie broń się! Bo zabiję! To twoja jedyna szansa!- niemal ryczała.
Była to wojna krzyków. Kobieta nic nie zagryzła. Natychmiast spanikowała na widok Bless, która musiała być nie mniej potworna od niej samej. Faktycznie nie była na tyle silna aby walczyć. Próbowała odepchnąć od siebie młodą Diablice, której topór raz po raz uderzał w elementy zarazy. Odrosty odpadały z jednej strony tylko po to aby odrastać z drugiej i bardziej pokrywać skórę zapłakanej dziewczyny. Siekiera opadała na jej młode ciało z płynnym dźwiękiem rąbnięcia. Czastami coś trzasło. Trzask. Kości chrupały pod naporem ostrza którym tak chętnie diablica częstowała swoją ofiarę, oglądając jej krew i wnętrzności które rozchodziły się po okolicy. Cóż, może niekoniecznie jej, przecież była pokryta plagą. Niekoniecznie była teraz osobą. Zwierzęciem, może rzeczą. Trzask. Nie ma się czym przejmować. Ani jękiem. Ani płaczem. Ani pytaniami “czemu?” ani błaganiami “przestań!” ani usprawiedliwieniami “ja chcę tylko żyć!” Po co przestawać? Trzask. Kolejny odrósł upadł na ziemię. Przy okazji ostrze wbiło się w bark młodej osóbki. Właściwie jak ona miała na imię? Z drugiej strony czy to miało znaczenie? W pewnym momencie drzwi do kuchni otworzyły się.
Bless zajęta swoją towarzysz nie usłyszała kroków w jadalni, ryki i płacze zagłuszyły nadchodzące zagrożenie. W drzwiach pojawiła się korupcja.
Tym razem przybrała ona postać wysoką ale wychudzoną, z jakimś rodzajem skorupy obrastającej powykręcane mięśnie. Stwór zamiast rąk, miał ostrza. Jego czerwone oczy wpatrywały się w Bless.
W pierwszym odruchu wyszczerzyła wrogo zęby do nowego stwora. “To moja ofiara.” Jednak ten nie wyglądał tak potulnie jak kot, czy potwór spaghetti. Swoimi łapami na pewno mógł rozpłatać ją na pół a takie rozczłonkowanie pewnie się kiepsko wchłaniało. Obrzuciła kuchnię szybkim spojrzeniem szukając drugiego wyjścia. Musiało być wyjście na zaplecze którym przemieszczała się obsługa i transportowano towary. Wycofała się dwa kroki. Może biadoląca kobieta zajmie stwora i da jej czas, żeby wymyślić jak wybrnąć z tej sytuacji.
Stwór zrobił nieśmiały krok w stronę Bless. Plaga lgnie tam, gdzie jest więcej EX. Z kuchni były dwa wyjścia które kobieta zobaczyła od razu. Jedno którym wszedł stwór i drugie, kilka kroków w prawo od niego. Tego typu drzwi służyły do rotacji kelnerów, aby wychodzący nie wpadali na wchodzących. Dopiero po chwili Bless spostrzegła wyjście po swojej prawej, na końcu kuchni. Szczęśliwie, drzwi były otwarte. Nie było jednak pewności dokąd prowadzą. Znajdowały się za nimi dość strome schody oraz stromy “zjazd” dla wózków...bądź osób niepełnosprawnych.
Czy możliwe, że każda manifestacja plagi jest inna? Bless nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Wtedy całe zdobywanie doświadczenia było by na nic! Chciała uciec. I nie chciała. Chciała zobaczyć co stanie się z kobietą. I chyba chciała jej rdzeń. Chciała też sprawdzić stwora. Jednak w końcu może się przeliczyć. Może jeszcze nie tym razem?
- Mamy problem. To jak masz na imię? Jak będzie przechodził złap go za nogę. Inaczej zginiemy.- ponownie wyciągnęła garłacz. Nie wierzyła w pomoc kobiety. Ale jeśli istniała szansa by ją wykorzystać Bless nie zamierzała mieć skrupułów. Postanowiła wystawić swe szczęście na kolejną próbę i wypaliła stworowi w pysk. Miał oczy. Może uda się je uszkodzić i wykluczyć go tym samym z skutecznej walki. Przecież chciał Ex, a to właśnie opuściło lufę i leciało w jego stronę. Miała dwa wyjścia. Któreś zawsze powinno być dostępne jeśli sytuacja będzie totalnie zła. Puki co należało wykorzystać pomieszczenie przeciw stworowi i nie wleźć w kucharkę. Kto wie co kobieta oszalała z bólu i strachu mogła zrobić.
Tak w zasadzie jeżeli nieznana kobieta wcześniej umierała, to teraz śmierć zapraszała ją na herbatę. Leżąc na ziemi jakoś tam spojrzała w stronę mówiącej do niej Bless, ale nie wydawała nawet z siebie dźwięku. Z drugiej strony jak szalona była diablica aby prosić kogoś o pomoc zaraz po próbie leczenia ich siekierą.
Kobieta wyprostowała swój garłacz w stronę kreatury, która pochyliła się ruszając do przodu. Zaskoczyło to Bless, która w efekcie strzeliła gdzieś w stronę sufitu. W zamian za to zdołała uskoczyć przed szarżą wroga, który depcząc po drodze ofiarę losu wbił swoje łapy w ścianę przy której wcześniej stała Bless, zostawiając na niej głębokie ślady.

=Battle Start=
???: 9
Bless: 3

Stwór zamachnął się swoimi ostrymi kończynami na Bless raz i drugi, zmuszając kobietę do skakania na boki, szczęśliwie, udało jej się uskoczyć przed oboma cięciami.
Czarne chmury. Blady strach. Zmusiła się do “pozytywnego” myślenia. To tylko core w odrobinę nieprzyjaznym opakowaniu. Odrobinę. A jej zadanie to zebrać rdzenie mimo opakowań. Ale mogły by być bardziej bezbronne te rdzenie. Odzyskawszy oparcie po szaleńczych unikach skontrowała serią ataków z swojego ostrza celując w każdy z “łokci” kreatury. Nie liczyła na stuprocentowy sukces ale jeśli udało by się jej w tym ataku unieruchomić choć jedno z rzeźnickich ramion dało by to nadzieję na sukces.
Kreatura wykręcała swój tors z niewinnymi krokami w tył, unikając obydwu cięć.
Bah. Powoli nabierała pewności, że to ona jest challengerem a walka jest ustawiona. Stwór był poza jej zasięgiem, ale musiała go jakoś spowolnić by móc myśleć o ucieczce. Odskoczyła by zwiększyć dystans ponownie wypalając w stronę stwora. Tym razem nie da się zaskoczyć. A jeśli tylko wytrwa by utrzymać broń z grubsza w kierunku potwora ten nie powinien być w

Bless: 9
???: 2

stanie uniknąć pocisków lecących ścianą. [Grevious wound] Postanowiła wspomóc atak. Celowała w klatkę piersiową licząc na obrażenia na całym ciele żuka.
Kule rozbiły się na przeciwniku, który wydawał się nieco mniej wzruszony niż powinien. Jego skorupa była utwardzona, świetnie sobie radząc z pociskami Bless.

Bless: -5EX
???: -6EX

Kreatura zaszarżowała ponownie w stronę Bless. Ta zdołała uniknąć, odskakując w Bok. Stworzenie przebiegło tak daleko jak mogło, zderzając się z drzwiami.

???:13
Bless:3,75

Kreatura natychmiast się obróciła i spróbowała ponownie. Ruch kreatury był przewidywalny. Bless zdołała ponownie uniknąć szarży.
Nie do końca chciała w to uwierzyć ale może zwierz miał w sobie coś z byka i bił po prostej? Spróbowała jeszcze raz tym razem postanawiając skorzystać z pomocy kucharki. Była taka miła! Strzeliła dwukrotnie po czym przyspieszyła [Gain from Pain] i przetoczyła się w bok by zejść z linii ewentualnego kontrataku.
Stworzenie było dość bezmyślne, powtarzając cały czas ten sam atak. Unosiło swoje ostrza, biegło w stronę Bless, bles robiła krok w bok, stwór wpadał w ścianę, od której natychmiast się odrywał i robił to samo, wracając pod poprzednią ścianę.
Inteligencja stwora była zbawieniem ale nie mogła go trafić! Spróbowała tym razem inaczej. Poczekała na atak stwora by spróbować go uniknąć a gdy ten będzie odklejał się od ściany dwukrotnie uderzyła toporem. Może przeszkoda przytrzyma go choć trochę i trafienie będzie łatwiejsze.
Niestety, szczęście Bless miało swoje granice. Była gotowa do uniku, jednak jej nogi z jakiegoś powodu były ciężkie, umysł z jakeigoś powodu rozproszony. Jeden raz nie udało jej się uniknąć! Stworzenie dobiegło do niej, uderzyło w nią głową i przecięło szyję pazurami. Kobieta odleciała w tył, co prawda pod drzwi, co prawda jej EX cały czas było na miejscu, szyja nie zniknęła, ale ból był ogromny.

Bless: -40EX
Bless: -1PA

Co to było do ciężkiej cholery? Potrącił ją pociąg z wielkim tasakiem na dziobie czy jak? Wyglądało na to, że nie uratuje biednej kobiety. W swej obecnej formie mimo rozkwitu oryginalności nie była w stanie stwora trafić a jego pancerz prawdopodobnie przebiła by dopiero w zwarciu. Tylko, że każda próba zbliżenia to niemal stu procentowa szansa na poważne obrażenia, których ani nie potrafiła odzyskać ani nawet wyrównać by pójść z stworem na wymianę. W dwóch słowach: dupcia blada. Wywinęła przez drzwi za winkiel by zniknąć stworowi z pola widzenia i nie ułatwiać pogoni. Obserwując to pozostawione drzwi kuchenne to drzwi do holu ruszyła w stronę tych drugich. Niestety stworzenie nie chciało jej odpuścić. Najpierw zaszarżowało w jadalni. Na szczęście niecelnie. Potem ledwo udało jej się umknąć potworowi w holu. Dopiero klucząc między kolumnami zgubiła go na chwilę i była w stanie zatrzasnąć za sobą drzwi wejściowe z sobą na zewnątrz. Całkowita porażka. Ale jeszcze istniała. Popatrzyła niechętnie na niebo które nietaktownie zaczynało ciemnieć zwiastując nadchodzącą noc. Mało czasu. Mało osiągnięć. Mniej egzystencji. Udany pierwszy dzień w pracy. Postanowiła uliczkami, unikając parku, przemieścić się dużo bliżej portalu. Tak by nie mieć do niego dalej jak dziesięć minut marszem. Może tam znajdzie coś na swoim poziomie nim zapadną ciemności.
Po drodze Bless zauważa kanciastą budowę, sklep. Prywatna budka na osiedlu mieszkalnym, czyjś życiowy dorobek i źródło utrzymania. Wykrzywione drzwi są nawet uchylone. Niestety już z progu widać, że wewnątrz nie ma żadnego źródła światła.
Nie mogło być tam aż tak źle jak w hotelu. Prawda? Postanowiła zajrzeć przez uchylone drzwi. W końcu jako sklep budynek powinien być dość oszklony zapewniając dopływ światła zewnętrznego. Nawet jeśli nie było go już na zewnątrz za dużo. Patrzyła za śladami plagi i czy ślady szabru wyglądały na dzieło umykających mieszkańców czy też istot przed którymi uciekali. Niestety pierwsze wrażenie nie zostało rozwiane i ciemność w środku nie chciała odejść. Bless bez przekonania poświeciła telefonem i weszła do środka na nie więcej jak kilka kroków. Jeśli nie znajdzie zaraz jakiś małych i bezpiecznych pokrak na których będzie mogła się zemścić za porażkę w hotelu będzie musiała znaleźć sobie inne miejsce. Nawet w jasnych pomieszczeniach miała problem z trafieniem plagi.
Podłoga była dość czysta, okolica wydawała się nawet w miarę bezpieczna. Gdy Bless uniosła telefon zobaczyła całe mnóstwo opakowań z jedzeniem porozrzucanych po półkach czy przy samym regale przy kasie.
Odnalezienie garści kalorii mogło by uratować ten dzień. Spróbowała czy nie uda jej się zapalić światła. Niestety ten budynek musiał być odcięty od zasilania. Próba odsłonienia okien też nic nie dała. Plagowe porosty przesłaniały szyby od zewnątrz. Zawsze warto było spróbować. Zaczęła więc tylko z pomocą telefonowego światełka buszować po pozostałych w sklepie pudełkach nasłuchując co chwilę czy coś nie postanowi jej przeszkodzić.
Pierwsze podejście zaczęło się od wielkiego zawodu. Wydawało się że każde opakowanie pozostałe na półce było już ogołocone. Być może ktoś znalazł ten sklep przed nią? Są bardzo blisko portalu, a Bless wcześniej go przeoczyła. W pewnym momencie jej tok myślenia został przerwany przez pojedyncze, choć głośne stuknięcie, które odbiło się echem po okolicy.
Zastygła starając się zlokalizować kierunek z którego dobiegł ją hałas. Niestety wszystko wskazywało na wnętrze! Nie dość że nic nie znalazła to jeszcze miała towarzystwo! Uzbrojona w telefon i toporek ruszyła powoli starając się dotrzeć do źródła dźwięku najlepiej bez wzajemnej percepcji. Rozglądając się nie zrezygnowała z choć wzrokowego przeczesywania sklepu za jedzeniem.
Każdy krok który wykonała Bless odbijał się echem od kafelków w sklepie. Rozglądając się to w lewo, to w prawo, diablica zorientowała się, że nie jest pewna skąd ten dźwięk w ogóle przyszedł. W pierwszej kolejności odbił się od podłogi tak samo jak jej kroki. W zamian zauważyła coś innego: batonik na jednej z półek, nieotwarty.
Przysunęła się powoli nie ufając swojemu szczęściu. Dlaczego akurat pojedynczy batonik i to tak na widoku? Zgarnęła znalezisko do kieszeni i kontynuowała przeszukanie. Jeśli nie była w stanie zlokalizować dźwięku a do tego sama hałasowała jak olbrzym w składzie porcelany postanowiła wrócić do sprawdzania zawartości opakowań wywracając je nogą by resztą siebie nadal móc obserwować okolicę. Miała nadzieję, że nie zadusi telefonu ściskając go tak mocno, bo za nic nie chciała stracić swego jedynego źródła światła.
Opakowania były jednak tak puste jak wcześniej się jej wydawało. Nie mogła nic znaleźć w żadnym jednym z nich. Nawet okruszków. Jedyne co było, to...trzask. Potwornie głośny trzask zza regału przy którym stała. Coś musiało być po drugiej stronie.
Ok. Blisko. Powoli obeszła przeszkodę by kuknąć zza rogu co też hałasuje po tej stronie.
Śpiący na podłodze po drugiej stronie regału był wysokie, dobrze zbudowany diabeł w skórzanej kurtce, z hełmem, rękawicami w formie pazurów, z dużym metalowym ogonem i jeszcze większą, chrapiącą gębą. Cóż, samo chrapanie nie było zbyt łatwe do dosłyszenia: uciszało je opakowanie po lodach. Osobnik z nogami wyciągniętymi na regały dla wygody, leżał w stercie pustych opakowań.
Szturchnęła go własnym butem w stopę raz i drugi.
- Czy jest szansa, że czegoś nie zjadłeś? Haaaaalo. -
Lepiej, żeby od razu usłyszał mowę, a nie uznał jej za zagrożenie.
Mężczyzna skrzywił się i otworzył jedno oko. Wzruszył ramionami po chwili zastanowienia. - Nie wiem, poszukaj. - zaproponował.
- Nie masz czasem jakiegoś światła? Ciemno tu jak po drugiej stronie przełyku,a nie zdążę znaleźć innego ciekawego lokalu przed zmrokiem. - Powróciła do przeczesywania lokalu. Musieli mieć tu jakiś składzik, zaplecze, czy piwnicę. - Sądząc po ubiorze i dorodności nie jesteś z “dziennej” zmiany, jestem z zielonych na pierwszych “łowach”. Ale marnie poszło. - truła diabłowi rozglądając się. Przynajmniej miała się do kogo odezwać. - Mogę cię zapytać o plagę? Czy będziesz równie znudzony jak Thosiek?-
-Zależy o co konkretnie chcesz pytać. - stwierdził, poprawiając się nieco na ziemi. - Jak chcesz wiedzieć coś z sensem to pomogę.
- Jak wyglądają stadia zarażenia diabła plagą? Nie rozszarpanie przez potworki tylko zarażenie. - dalej próbowała znaleźć coś dla siebie - Bo nie widzę by zwalczający ubierali się w grubą gumę i odcinali się od środowiska. Da się takiego zakażonego uratować? Zajmujemy się tym? -
-My? - zdziwił się pytaniem. - Justice, może, naukowcy, ewentualnie. Ja tu tylko sprzątam. Jestem z eksterminacji, nie zajmuje się pierdołami. - stwierdził Grimm. - Zarażonego też nigdy nie widziałem, pewnie coś przypominało plagę, nie jest zaraźliwa. Chyba.
- Znalazłam zarażoną w hotelu, niestety inni mieszkańcy zbyt agresywni to też nie dało się wiele osiągnąć ani nauczyć. Ale ledwo dyszała, jej Ex znikał a nie było nic czym można by ja nakarmić. I tak pewnie nakarmiło by to plagę nie ją.- przeciągnęła się niezadowolona że nic nie może znaleźć. Wróciła w końcu do diabła i siadła na przeciwko niego. - W hotelu jest co najmniej jeden robak z ostrzami zamiast łapek. Opancerzony. Dla ciebie pewnie będzie pikusiem. Szarżuje po prostej ale jest drań szybki i jak w końcu trafi to Ex leci jak trociny.- przełamała batonik i oddała pół Grimmowi - Marna zdobycz ale zawsze.I tak nic już dziś nie upoluję. I są pseudo koty. Diablo skoczne i zachowujące się jak boa dusiciel. No ale takiego ubiłam więc marniasty w ogólnym rozrachunku pewnie. Zraniony zmienia się w wiele macek. Zyskuje na zasięgu i szybkości. Tia. Sorki, że takimi banałami cię karmię ale tylko to mam na wymianę z informacji. W końcu pierwszy dzień w tej “pracy”. Czy z porostów na budynkach da się odzyskać Ex? Stwory trochę oddają. - zadała kolejne pytanie.
Grimm wziął baton bez zastanowienia. Bless słuchał z dużą aurą “daj mi spokój” i “czemu kobiety tyle mówią”. - Nie łatwiej byłoby ci wbić coś w porost? - zdziwił się Grimm. - Ale nie, nic nie dają. Za to jak masz jakiś rdzeń to mogę ci powiedzieć coś więcej o tutejszych.
- Daj spokój. Jak bym ubiła robala to można by coś oceniać. Chwalić się mięsem armatnim to wstyd bardziej a do tego taką “znaczną” ilością. W eksterminacji tylko mordujecie jak po zmroku całe paskudztwo wypełza? Brzmi zachęcająco. Mało papierów. - nie zamierzała nikomu “pokazywać” swojego jedynego rdzenia. Coś w końcu musi Thośkowi zanieść, a zainteresowanie rdzeniem w połączeniu z brakiem tegoż wobec informacji o stworach było co najmniej podejrzane.- Dobra zbieram się. Świeżakom nie wolno wychodzić bez opieki po zmroku. Do następnego razu wielkoludzie i owocnych łowów. - postanowiła zwiać nim diabeł postanowi “sprawdzić” rdzeń na siłę. Po opuszczeniu sklepu skierowała się wprost do portalu.
 
carn jest offline  
Stary 02-03-2016, 23:41   #8
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
The king is born

Trwało to zaledwie kilka godzin, jednak dzień niesamowicie się przez nie wydłużył. Było to nieco męczące, ale dużo bezpieczniejsze niż się wydawało. Na początku zachowanie Daniela zasiało niechęć jak i chciwość w sercach zebranych. Rozdzielili się. Teoretycznie powinni szybko umrzeć, zaskoczeni przez nieznane istoty i pozbawieni jakiegokolwiek wsparcia. Nie byli odważni, żaden z nich nie był. Mieli za to brawurę. Przełknęli obawy razem z śliną, przestali myśleć o potencjalnych zagrożeniach, albo zwyczajnie przecenili wartość potencjalnej nagrody. Nie było tak źle. Dużo osób wróciło przez portal z zyskiem. Nigdzie by nie zaszli zamiatając podłogi, wyłącznie praca łowcy zapowiada dość zysku aby móc faktycznie zdobyć jakieś znaczenie w potencjalnie pozbawionym końca istnieniu pośród bogów.

Powitał ich widok tej samej kościanej karykatury co poprzednio, może tylko nieco lepiej ubranej niż wcześniej. Uśmiechał się do nich gorąco, karząc czekać aż wszyscy zbiorą się razem. Gdy ostatnia osoba wróciła i odetchnęła, kazał im stanąć w szeregu.
-Dobrze, to teraz do formalności. Tu się nawet nie składa podpisów, już mam wasze karty. – zapewnił. - Kto postanawia odejść? Kto odpuszcza sobie ten zawód? – spytał, z gorącym uśmiechem. Naturalnie nikt się nie odezwał.
-Potem się nie da. – ostrzegł.
Znowu jednak, żadnej odpowiedzi. Milczał jeszcze przez chwilę.
-Policzę do pięciu. – postanowił. - Namyślcie się. – jego uśmiech coraz mniejszy.
-Raz.
-Dwa.
-Trzy. – Trzykrotnie mniejszy. Nikt się jednak nie wyłamał.
-Cztery. – Już chyba każdy miał złe przeczucia, ale...przecież nie mieli lepszego wyboru. I nie było tak trudno.
-Pięć. – zakończył bez uśmiechu. - Jak chcecie. Witam. – poprawił się nieco, wyjmując z wewnętrznej kieszeni garnituru kilka dokumentów.
-Witam was jako siłę roboczą Purity Corporation. Waszym zadaniem jest czynna walka z plagą. Wasz wymiar pracy obejmuje dwadzieścia cztery godziny na dobę. Siedem dni w tygodniu. Podczas pracy nie wolno wam opuszczać terenu instytutu, nie licząc transportu na front przez bramy. Przysługują wam trzy dni urlopu rocznie.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HUjWlx3xhbk[/MEDIA]
Wcześniej nikt im tego nie tłumaczył ale teraz wszystko stało się jasne. Front walki z korupcją nie był organizmem państwowym, tylko prywatnym, zrobiono z nich zwykłych roboli a w dodatku zabroniono kontaktu z zewnętrznym światem. Nawet z tysiącami wartości w wypłatach czy z ogromnymi pokładami EX, nie będą mieli żadnego znaczenia w świecie poza instytucją. Zostali zdegradowani.
Przyszli tutaj jako diabły, iskry pozbawione motywacji po niefortunnej porażce w edukacji, jednak z szansą. Z nadzieją na ponowne rozpalenie dzięki obietnicą dla walczących na froncie. Teraz byli zamknięci w innym świecie. Nie byli lepsi od...aniołów i demonów. Gorsi od diabłów. Nie mający znaczenia nigdzie poza niewielką, zamkniętą strefą. Na jak długo? Do śmierci czy końca plagi? Plagi z którą nie wiadomo jak walczyć?

-Teraz przejdźmy do szczegółów. – odezwał się szkielet. - Baza instytucji to ogromny kompleks liczący tysiące kilometrów wysokości, wbudowany pod ziemię ogólnoboskiej domeny. Znajdujemy się teraz na samym dole, przy bramie wyjściowej. Tuż nad nami są instytucje treningowe, zbrojownie oraz wydział eksterminacji i jego baraki. Tuż nad nimi, wydziały przemysłowe. Jeżeli potrzebujecie jakiegoś konkretnego produktu albo licencji, tam macie się rozglądać. Nad przemysłem jest wydział badawczy i jego baraki. Nad nimi, piętro konsumenckie. Tam macie jadalnie, kasyno, kino, ogólnie pojęte miejsca dla odpoczynku. Ponad tym, organizacja, strategia i wydział sprawiedliwości. Tylko członkowie wydziału i wysoki personel mają wstęp. Wyżej jest tylko administracja i hol wejściowy z ogrodami. Zazwyczaj wolno wam siedzieć w holu, ale dzisiaj odwiedza nas jeden bóg, więc sobie darujcie. – wyjaśnił, czytając z papierów, po czym je schował. - Macie do jutra zaaplikować się do wydziału u jego lidera. Liderzy mają prawo was odrzucić, gdyby to nastąpiło u wszystkich, zgłoście się do administracji o przymusowe wcielenie. Pytania? - po momencie szkielet przypomniał sobie o czymś. -Ah, tak. Za pierwszy dzień przysługuje wam 1500 wartości wypłaty. Powinno wam wpłynąć na konto za jakąś godzinę czy dwie.
- Magicznie. Czym zajmują się wydziały? Czego wymagają? Za co płacą? Co dają? - Bless oczekiwała, że skoro już wcielili ich do samobójczych oddziałów niewolniczych to może wreszcie podzielą się czymś więcej niż wiadrem niedoinformowania.
-Jak nazwy podałem w nieznanym języku, to może ci być potrzebny słownik. - zdziwił się pytaniami szkielet. - oczywiście płacą za zbieranie kwiatków i sprzątanie kibli, a dają w nagrodę medale i cukierki. - wzruszył ramionami.
- Zajmujesz się nami pewnie za karę, ale mniej litość. - diablica nie ustępowała Thośkowi - Rozumiemy że eksterminacja zajmuje się eksterminacją a badacze badaniami ale czym np zajmuje się sprawiedliwość? I o wszystkie trzy pytam w kontekście co będziemy robić i czym będzie się to różnić. Jak mamy aplikować do wydziałów skoro nie wiemy co to za wybór? A może po prostu nie ma wyboru? I tak wszystkie trzy nas odrzucą i tak zrobicie losowanie?
-Sprawiedliwość zajmuje się tym co Justice sobie wymyśli, to jedyny wydział pod nadzorem Boga. Reszta jest logiczna, różnią się tylko priorytetem, ostatecznie wszyscy walczycie z plagą. - zakręcił oczyma.
Daniel nie skomentował nawet słów diablicy. Prośba o litość? Uniżenie? Obawa przed odrzuceniem? Na jego twarzy pojawił się pełen pogardy uśmiech. Chłopak z trudem powstrzymywał donośny, rozbrzmiewający na całe pomieszczenie śmiech. Przecież nie wypadało zrażać do siebie poddanych nim nie zyska się faktycznej władzy.
- Czy cokolwiek, oczywiście poza nastawieniem ewentualnych urzędasów, broni nam bliskiej współpracy z więcej niż jedną gałęzią? - zapytał.
-Nie. I teoretycznie możecie się przepisać, jeśli lider wam pozwoli. - wyznał pod naciskiem. - Nie polecam.
- Czy możliwe jest wykupienie swego kontraktu? - zapytał, spoglądając na ucieleśnienie lenistwa. Ciekawe, czy jego oryginalność polegała właśnie na tym? Nie ważne, i tak najprawdopodobniej był nikim.
Diabeł pomasował podbródek. - Zrobimy tak, jak uzbierasz z dziesięć milionów albo coś, to wpadniesz do administracji i poprosisz o mnie, a ja cie umówię z Purity. To jest, naszym szefem. - zaproponował. - O ile dożyjesz.
- To mi pasuje. - stwierdził, raz jeszcze uśmiechając się, tym razem jednak w stronę znacznie wyższego rangą diabła. Chłopak podszedł do bardziej doświadczonego od siebie Noize, zaś uśmiech zniknął z jego ust. Tym razem był poważny.
- Cieszę się, że jesteś cały. Wybacz, że ruszyłem przed Tobą. - żadne ze wcześniejszych zachowań kawalera nie wskazywały na tego typu cechy charakteru. Najwyraźniej władca, gdy tylko wybrał sobie poddanych, zaczynał o nich dbać. Albo zwyczajnie w ten sposób łatwiej było mu manipulować ludźmi. Kto wie?
- Będę wśród badaczy, jeśli chciałbyś współpracować - znacz mój numer. - stwierdził, mijając łowcę. On zaś, kierując się mapką w telefonie, udał się do interesującej go gałęzi.
Doppler milczał, bał się że jeśli w tym momencie otworzy usta, to zwyczajnie wybuchnie ze złości na to jak bardzo ich wydymano. Poza tym, pytania i tak ktoś zadać musiał, więc dowiadywał się tego czego chciał. Zastanawiał się, do którego wydziału powinien się udać. Teoretycznie podstawą walki z plagą była eksterminacja, ale byli też zapewne najbardziej oblegani, więc mogli najgorzej płacić. Justice go zastanawiało, było chyba oddziałem podwyższonego ryzyka.
-Dobra, kwestia kto za co płaci jest w miarę zrozumiała. A czym płacą poszczególne wydziały? - zapytał Thanatosa.
-Gównem i pomyjami. - odparł w skrócie. - Wewnętrzna organizacja każdego wydziału jest w rękach jego lidera. Jakby to jeszcze nie było jasne.
-Ja pier… Naprawdę tak ciężko jest odpowiedzieć na proste pytanie? - Doppler westchnął wyraźnie rozdrażniony. Trafił im się prawdopodobnie najbardziej leniwy diabeł, jaki tylko mógł wprowadzać nowicjuszy do interesu. Naprawdę chujowa sprawa… Grimm wspominał że eskorty itd. opłacają w Justice, więc Kolekcjoner uznał, że tam najpewniej się uda. Plagę i tak musiał tłuc, więc mógł zarobić na czymś więcej czyż nie?
-Czego nie rozumiesz? Wypłaty zawsze będą bezwartościowe, nie ważne gdzie się zapiszesz. Zastanów się co chcesz robić, a nie co ci będą za to płacić. - poradził szkielet.
-No tak, praca korposzczura to zazwyczaj gówniane zarobki… - skrzywił się Doppler i skierował do oddziału Justice. Ciekawe czy, ile i czemu tak mało tam płacili za rdzenie, ale nie liczył że dowie się tego od kościotrupa, więc zostawił to pytanie na spotkanie z członkami docelowego wydziału.
Bless również powlekła się do Justice. I tak pewnie odrzucą ją wszędzie ale należało spróbować od samej góry. Nie zechcą jej tu, to będzie musiała spróbować w eksterminacji. Do naukowców nie zamierzała nawet próbować. Opryskliwy diabeł który go wybrał daleki był od akceptowalnych widełek współpracownika. A nowych pewnie grupują razem.


Daniel


Chłopak wybrał na klawiaturze interesujące go piętro i wszedł w portal, moment później był już na wydziale badawczym. Było to najbardziej zorganizowane piętro w całym instytucie. Podłoga była podzielona białym pasem, z strzałkami informującymi kiedy można przejść na drugą połowę i w jakim kierunku ma się iść. Co jakiś czas diabły pchające wózki pełne specyfików czy próbek uzasadniały tak dokładne podejście. Za pierwszym razem może to zmarnować Danielowi nieco czasu, acz gdy nauczy się na pamięć całego piętra to będzie miał łatwiej.
Kaweler wyciągnął telefon z kieszeni, szukając lokacji związanej z powiększaniem liczby pracowników o kolejnych niewinnych diabłów. On był jednak inny, wiedział że to tylko moment przejściowy, że byle papier nie ubliża jego wielkości. Tak naprawdę to zwyczajnie tworzył podwaliny pod kolejne etapy rozwoju zarówno siebie, jak i swojego imperium.
Wedle paneli informacyjnych, Daniel musiał się udać do biura lidera wydziału. Ten oczywiście nie był w nim obecny a niezwykła jakość zamkniętych drzwi do jego gabinetu sugerowała, że prawie w ogóle się ich nie używa. Zamiast tego, sekretarka powiedziała chłopakowi aby udał się do sali badawczej numer osiem. Tam, pośród bałaganu pracowników, skanowano i eksperymentowano na rdzeniach. Na pierwszy rzut oka wszystkie wyglądały od siebie inaczej, jedak po chwili obserwacji Daniel dostrzegł swojego rodzaju gradient kształtów i cech, dzięki uporządkowanemu ułożeniu na stołach badawczych.
Z drzwi wejściowych wchodziło się na balkon z schodami do stołów badawczych. Właśnie na tym balkonie, pełnym wyświetlaczy i klawiatur stał lider wydziału badawczego.
Był to wysoki, umięśniony blondyn o niebieskich oczach. Spojrzał on na Daniela i domyślił się o co chodzi. - Akurat brakuje nam personelu. - uśmiechnął się. Miał ciepł głos. - Nazywam się Mark G. Owl, Diabeł wiedzy. - przedstawił się.
- Daniel - przedstawił się, świadomie nie uniżając swej głowy. Czym innym była nieznajomość zasad dobrego zachowania, świadome ich nieprzestrzeganie było bowiem równie często wyrazem pychy, jak i pewności siebie.
- Czy “wiedza” której hołdujesz skupia się na jakiejś konkretnej ścieżce, czy dotyczy wszystkiego? - zapytał, ciekaw zarówno oryginalności, jak i sposobu działania tej korporacyjnej gałęzi.
-Lubię po prostu wiedzieć, ale tutaj zajmujemy się wyłącznie plagą. - uściślił. -Czy z jakiegoś powodu interesuje cię coś innego?
- Wybacz, ale czy z jakiegoś powodu uważasz, że moje zainteresowania powinny ograniczać się do plagi? - zapytał, uśmiechając się. Jego obecna pozycja była spowodowana tylko i wyłącznie specyficzną przeszłością i pewnym… uprzedzeniem wobec uległości.
-Z uwagi twojego zawodu, chyba tak. Choć są jeszcze takie tematy jak chociażby rozwój uzbrojenia. Alternatywnie...jaka jest twoja oryginalność? - zapytał.
- Władza. - stwierdził, delikatnie unosząc rękę do góry. - Jednak moje zamiłowanie do nauki ma głównie związek ze słowami pewnego diabła: “znaj siebie, znaj swych wrogów. Tysiąc starć - tysiąc zwycięstw - stwierdził, nie ukrywając swych motywów.
-Królewski diabeł. - określił jednym słowem, ściskając dłoń Daniela. Odwrócił się do swoich maszyn, przycisnął guzik i ogłosił: - Będę w biurze. Nie przerywać badań. - co rozbrzmiało przez głośniki. - Chodź. - poprosił, wychodząc na korytarz. Chłopak podążym za swym przyszłym zleceniodawcą. Cóż innego miał do wyboru? Znalazł się wśród szczurów, musiał tylko udowodnić że nie jest jednym z nich.
- Czy kontrakt z twoją częścią spółki ma kolejne ukryte haczyki? - zapytał, mądrzejszy o wcześniejsze doswiadczenia.
-Przewidujemy, że przynajmniej jeden dzień w tygodniu spędzisz pomagając w laboratoriach. - wyznał, otwierając drzwi do gabinetu. Panował tam spory pałagan z masą papierów porozstawianych przy kolejnych komputerach. W zamian za to przynajmniej oświetlenie było dość znośne. -Powiedz mi, czy słyszałeś o Hel przed dzisiejszym testem? - spytał siadając za biurkiem.
- Niestety, nie miałem okazji. - odpowiedział szczerze. Nie było potrzeby, by oszukiwać. Prawdziwy władca nie musiał kłamać, to on wybierał kiedy prawda była wymagana, w innej sytuacji mógł zwyczajnie ją pomijać.
- Czy wybór laboratorium należy do mnie? Czy tygodniówka jest związana właśnie z tym, czy może ta praca gwarantuje dodatkowe uposażenie? - zapytał.
-O ile możesz pracować w dowolnym, sam wybiorę ci grupę badawczą, zależnie gdzie jest teraz pobór. - wyjaśnił, wyjmując i przeglądając jakieś dokumenty. - Hel było miastem stworzonym przez diabłów, dla diabłów. Wasza inicjacja miała miejsce na jego skrawku… - Mark spojrzał w oczy Daniela. - Zakłada się, że każdy bóg i diabeł powstaje z konkretnego powodu. Hel nie miało lidera, Diabły nie mają żadnego odgórnego zarządu w całym uniwersum, a potem znikąd pojawił się teoretyczny “król”. Być może nie bez powodu oblałeś akademię i możesz mieć nieco problemów, jeżeli chcesz gdziekolwiek zajść. - wzruszył ramionami. - A przynajmniej tyle kazał nam Justice przekazać, jeżeli się zgłosisz. Herbaty?
- Poproszę - twierdząco kiwnął głową. Po kilku sekundach milczenia zdał sobie sprawę, że spotkał już kogoś o mianie “Owl”. Starsza stażem diablica niewątpliwie korzystała z osiągnięć techniki.
- Czy Owl z czerwonej dywizji to twój potomek? - zapytał, nie będąc w stanie utrzymać swej ciekawości w szachu.
-Adoptowana. - przyznał, wciskając przycisk w maszynie, która po chwili mieszania wypluła dwa kubki z herbatą. Jeden z nich podał Danielowi. - Jeżeli masz jakieś preferencje w wydziałach naukowych, to dobry moment aby się nimi podzielić. - zasugerował, włączając swój komputer.
- Jej wyposażenie to wspaniała reklama dla wytworów tego wydziału. - stwierdził, unosząc kubek do ust. Jego nozdrza szukały zapachu, niepewne jak dobrą herbatę otrzymał.
- Czy istnieją wewnątrz korporacji turnieje, w którym można prezentować wytwory naszych rzemieślników? Czy podpisują oni umowy sponsorskie z dobrymi łowcami? - dwa pytania wypłynęły z ust blondyna szybciej, niż on odnalazł zapach wywaru.
-Nie zajmujemy się takimi pierdołami. - odrzucił sugestie Daniela. - Wyłącznie opracowujemy technologie, produkcja i zastosowanie to robota produkcji. - wyjaśnił. - Na dobrą sprawę każdy łowca z tej korporacji to reprezentant naszych osiągów, również ci martwi. - nie trzeba było być geniuszem, aby wyczuć brak respektu Marka dla jego własnych osiągów. - Wracając do mojego pytania?
- Myślę, że to w dużej mierze będzie zależeć od sposobu pracy sekcji. - stwierdził, rozkładając ręce na boki w geście bezradności.
- Z jednej strony to pierdoły, z drugiej - jesteście nastawioną na zysk, a może i wyzysk, korporacją. Nic nie przyciąga pieniędzy tak, jak dobre widowisko. - zauważył.
-Jesteśmy korporacją nastawioną na walkę z plagą. Ostatnie co nam potrzebne to ludzie utrzymujący się z czego innego, czy widowiska sportowe. - stwierdził, przeglądając listę wydziałów. -Już dość było kontrowersji, gdy ktoś postawił kasyno. Na szczęście przegrani równoważą się z wygrywającymi. - jego palec zatrzymał się w pewnym momencie. - Mamy bardzo mało ludzi na wydziale mutacji, więc cię tam wpiszę. - poinformował.
- Wydział mutacji? Czym dokładnie się zajmuje? - zapytał, przenosząc oczy z rozmówcy na kubek z herbatą. Ostatnie wydarzenia pozwoliły mu docenić tego typu chwile.
-Ogólną mechaniką korupcji. W jaki sposób EX ulega przekształceniu i dlaczego skutkuje to pojawieniem się zmutowanych tworów, oraz fenomenem wszczepu rdzeni.
- Przrypisanie mnie do danej sekcji nie zabrania mi współpracy z innymi? - kawaler wolał upewnić się o swej wolności. Sama myśl wszczepiania rdzeni była na tyle intrygująca, by przykuć jego uwagę. On jednak wolałby wykorzystać je do wzmacniania broni.
-Jak najbardziej możesz współpracować z całym wydziałem naukowym. - przytaknął. - Acz w wydziale mutacji będziesz miał przełożonego: diabła mutacji.
- W takim razie zgadzam się. - Daniel kiwnął potwierdzająco głową. Co mógł robić teraz? Chyba tylko zebrać odpowiednie przedmioty i kontynuować zaprawianie w boju.
- Których producentów możesz mi polecić? Jak zapisywać się na kolejne eskapady - zapytał, drapiąc się wolną ręką po brodzie. - Wprowadzający nas diabeł nie był zbyt pomocny - dodał, popijając herbatę.
-Nie żeby mógł, to nasza sprawa jak was zorganizujemy. - usprawiedliwił Thanatosa. - Poza tym, nie ufałbym śmierci z poradami. Będziesz musiał zgłosić się do swojego przełożonego i wpisać się w grafik zmian w laboratorium. Reszta czasu jest twoja, możesz wtedy zejść na dół i przejść przez bramę. - wytłumaczył. - U nas macie całkowicie wolną rękę w kwestii polowań. Polecam zakupić jakiś pancerz, acz nie mam preferowanych producentów.
- Fundusze, które otrzymaliśmy nie szczególnie zachęcają do wielkich zakupów - westchnął, dopijając ostatni łyk herbaty. Delikatnie podniósł się na krześle, najwidoczniej szykując się do wyjścia.
- W którym miejscu oddajemy rdzenie? - zapytał, jakby przypomniał sobie o czymś niezwykle ważnym.
-Przełożonemu.
- Do następnego spotkania - stwierdził, wstając. Chłopak odwrócił się na pięcie i sprężystym, niemalże żołnierskim krokiem ruszył w kierunku laboratorium diabła mutacji.
~*~

Daniel musiał zaliczyć krótki spacer między skrzydłami zakładu, aż w końcu trafił do jednego z najmiejszych. Były tutaj trzy podsektory: Szpital z salą wypoczynkową i pokojem operacyjnym, puste pomieszczenie wypełnione poduszkami, wliczając podłogę i sufit, oraz nieco większy pokój pełen stołów i papierów, z mechanicznymi aparatami, komputerami i stertą pojemników z rdzeniami oraz okazyjnie, częściami żywych okazów.
Pomiędzy tymi przedmiotami była wyoska, rogata postać o humanoidalnym kształcie, z ludzką głową i ramionami, oraz płaszczu stworzonym z przedziwnej, nieco przegniłej skóry obrastającej naukowca.
Patrzył on właśnie na zdjęcie Daniela z dołączonym krótkim opisem chłopaka: jego oryginalności, wynikach z akademii i obecnym uzbrojeniu. Słysząc wchodzącego do środka mężczyznę odwrócił się z szeroko uśmiechniętymi niebieskimi ustami. - Witam, witam. W końcu będzie tutaj ktoś do pracy.
- Jestem Daniel. - przedstawił się, skupiając swój wzrok na osobniku, który przez kilka najbliższych miesięcy będzie jego mentorem. Kawaler zdecydowanie bardziej wolał to jakże delikatne słowo. On płacił swymi usługami, demon mutacji - opieką i wiedzą. Czyż nie brzmi to lepiej niż przełożony? Przy odrobinie inwencji mogli nazwać to miejsce bastionem, czy akademią łowców, nie zaś korporacją. Blondnyn błyskawicznie wyobraził sobie podniesione w ten sposób morale załogi. Westchnął w duchu.
-Masz już jakieś plany Danielu? Wiesz co z sobą zrobić? - spytał.
- Póki co rozwinąć siebie, dopiero wtedy moja obecność w tym wydziale będzie miała jakikolwiek sens. - stwierdził, po raz kolejny nie mijając się z prawdą. Nawet jeśli jego słowa mogły zabrzmieć jak kłamstwo - w dłuższej perspektywie czasu nie zamierzał napędzać czyjegoś sukcesu, ich uważna analiza potwierdzała tylko pradomówność kawalera. W żadnym momencie nie przyznał bowiem, że zależy mu na dobrze diabła mutacji, jego wydziału, czy całej korporacji. Ot, zauważył że póki co nie będzie z niego zbyt wielkiego pożytku.
- Prawdopodobnie sprowadzi się to do krótkiej wizyty wśród producentów i powrotu do łowów - stwierdził, wzdychnąwszy. Najwyraźniej chłopak był na tyle inteligenty, by widzieć że całość prędzej czy później stanie się rutyną.
-A nie wolałbyś na skróty? Mam tu mnóstwo rdzeni i brak mi królików. Parę osób sie skusiło i jakoś żyją. - zatarł ręce. - Gwarantuje wzrost w sile i nieznane skutki uboczne. Ale hej, przychodzisz tylko do mnie na skan i jeszcze na tym zarabiasz z kieszeni lidera.
- Droga na skróty ma sens tylko z zaufanym przewodnikiem. - zauważył, kręcąc przecząco głową. Dopiero teraz spojrzał do góry, zyskując lepszy widok na bladą, jeśli nawet nie białą twarz diabła.
- Wybacz, ale nie mam powodów, by uznać Cię za takiego - stwierdził, popełniając kolejne w jego krótkiej historii współpracy faux pass.
- Może to głupie, może naiwne, ale wolę siłę, której mogę zaufać. - stwierdził. Dziwnym trafem pominął element zwiększenia jego zależności od rozmówcy. Mutacje pewnie potrzebowały stabilizatorów, a on nie miał zamiaru robić jeszcze więcej, by otrzymywać mniej.
-Rozluźnij język, zwykłe “spierdalaj” wystarczy”. - wzruszył ramionami i rzucił się na stertę papierów, aby zrzucić ją na podłogę i wyciągnąć gdzieś za nimi lekko pogniecione pudełko. - To twoje. - w środku znajdowały się dwa przedmioty: niebieska, półprzeźroczysta kula i odznaka. -Kula to wardrobe, pomaga stworzyć swój własny wymiar, w którym możesz chować przedmioty albo coś. Odznaka działa tak samo jak komórka: pozwala otwierać drzwi, wliczając te do waszego baraku. Znajduje się on tuż za poczekalnią w szpitalu. - objaśnił. - Nasza grupa liczy, łącznie ze mną i z tobą, cztery osoby. Dwie pozostałe to Aknar, diabeł eksplozji i Cas, cholera go pamięta czego on jest diabłem, ale to cholernie bezużyteczne. - stwierdził, zrzucając jeszcze jakieś papiery z stołu, aby znaleźć inną listę papierów i przeglądać je po kolei. -Zajęcia u nas są dwa, to jest poza zwykłym zbieraniem rdzeni i staraniem się nie spaść poniżej zera w banku. Po pierwsze, przynajmniej raz w tygodniu siedzisz w tym pomieszczeniu i patrzysz na ekrany. Jak minie godzina, drukujesz rezultat. Jak coś się zmieni w którejś kolumnie, wciskasz drukuj. Spokojnie, to się nie zdarza. Jak idziesz szczać czy coś, też wciskasz drukuj. Nie wiem czy szczysz, ale wyglądasz dość ludzko, to cholera cie wie. Zmiana trwa wtedy dwie jednostki, masz jedną wolną dla siebie. Gramy wtedy w bingo, skreślasz cyferki jak coś się stanie albo zmieni, kto pierwszy skreśli linię, wliczając skośne, dostaje premie do wypłaty. Jeszcze nikt pierwszej rundy nie skończył, więc powodzenia. - wyjaśnił, w końcu podając Danielowi kartę bingo. - Sprawdzę na wydrukach czy nie kłamiesz, więc nie kłam. Drugą, oryginalną dla nas sprawą jest zapotrzebowanie na żywe okazy, to jest żywy okaz przechodzący mutację, lub żywy okaz przed i po mutacji tego samego gatunku. Niestety aby coś złapać bez zmiany w piach musisz to bić bronią bez purity, która nie jest zbyt silna. Niestety, Cas jest na to za słaby a Aknar zbyt wybuchowy. O tym ile ci dam za to premii porozmawiamy zależnie od tego co mi przytargasz. Pytania?
- Cas i Aknar zgodzili się na mutacje? - zapytał, uśmiechając się nieznacznie. Wolał możliwie szybko odejść od spadających na niego, niczym kaskady wody opuszczającej sztuczne spiętrzenia, tłumaczeń. Demon mutacji był znacznie przyjemniejszy niż ich pierwszy instruktor, chłopak nie mógł jednak pozbyć się wrażenia jakoby był traktowany niczym idiota.
- Jak Ty się nazywasz? - zapytał.
-Muzen. I nie, nie chcieli. Zresztą Cas niezbyt się nadaje na obiekt do obserwacji. - wyjaśnił, siadając przy jednym z stołów.
- A co, jest brzydki? - zapytał, wręczając swemu rozmówcy zebrane wcześniej rdzenie. - To na początek - stwierdził.
- Czy w trakcie naszych obowiązków związanych z obserwacją możemy przeprowadzać własne projekty? Czy możemy korzystać z wyposażenia laboratorium? - zadał dwa pytania, by na kilka chwil zamrzeć w bezruchu. Mrugnął jednak z zaskoczenia, gdy zdał sobie sprawę ze swojego zaniedbania. - Czy mamy bibliotekę? - zapytał.
-Możesz na dobrą sprawę robić co chcesz, ale moment w którym momencie coś się zepsuje, albo jakieś wyniki się skasują...równie dobrze możesz spróbować uciec z tego wymiaru, nie sądzę abyś się wypłacił. Nawet siedząc w naszym miękkim pokoju. - ostrzegł. - Biblioteka jest w sektorze rozrywkowym. Choć osobiście sugeruję pobieranie rzeczy na komórkę i czytanie w pokoju. Straszny tłum w publicznej.
- Chodziło mi o… Literaturę naukową, wiesz, wydział badawczy, te sprawy - stwierdził, wyraźnie załamany sposobem działania procesu poznawczego Muzena.
-No i? - uśmiechnął się. - Ta korporacja może ma swoje segmenty, ale ostatecznie jest jedną instytucją. Jeżeli jakieś badania się udały, to informacje na ich temat będą w bibliotece. W przeciwnym razie, gdy były fiaskiem, są w toku albo ktoś ich nie publikował przy jakiejś lewej wymówce, musisz tą osobę znaleźć i się z nią dogadywać. Nikt nie zrobi skupu rzeczy ukrytych tylko po to aby ktoś mógł je przeczytać od tak. Być może gubię twój trop, ale to jakiś dziwny pomysł.
- W każdym razie, daj mi wypłatę - stwierdził, wyciągając zdobyte wcześniej rdzenie. - Mamy współpracę z jakimś producentem? - zapytał.
-Nie mamy, wydział jako cały dostaje procent od sprzedaży wszystkie co opracuje, nie ważne od tego kto zastosuje nasze odkrycia w produkcji. Więc zniżek nie dostaniesz. No chyba, że chcesz w coś wsadzić rdzeń, niekoniecznie żywego, wtedy da radę coś załatwić. - wskazał palcem na kratony na jednym z stołów, dwa były podpisane “Cas i Aknar”. - Wrzuć do pustego, w wolnej chwili prześlę ci wypłatę. Mamy tygodniowy limit dziesięciu tysięcy W w rdzeniach, na wszystkich razem, więc teoretycznie coś może się wlec. Teoretycznie, bo jest nas czterech. - doinformował.
Chłopak dyskretnie zajrzał do każdego z pudeł, zapamiętując ilość, jak i jakość zebranych przez swych współpracowników rdzeni. Umieścił swoje w jednym z nich. Dopiero teraz schował odznakę i ukrył swe bronie w podręcznym wymiarze.
- Oczekujesz jakichś konkretnych rdzeni? - zapytał, nie wiedząc co ma ze sobą począć.
-Przeciwnie, wszystkich niekonkretnych. Od czasu do czasu pojawia się jakiś deviant, inny od reszty zarazy i mający nieco inny rdzeń. Te są tutaj na wagę złota.
- Domyślam się, że nie masz zbyt wielu kryteriów dotyczących ich narodzin? - zapytał.
-Im więcej możesz mi powiedzieć o ich pochodzeniu tym lepiej. A jak sprawdzę rdzeń i będzie identyczny do zwykłego, to masz problem. - ostrzegł.
- Chciałem wiedzieć gdzie ich szukać, nie jak cię oszukać - westchnął, wyraźnie urażony słowami diabła mutacji. Z racji szacunku pominął kwestię bezproblemowego oszukania swego rozmówcy. Przynajmniej, gdyby mu na tym zależało.
- Nie możesz wypłacić mi pieniędzy teraz, a potem przelać sobie na konto? - zapytał, spoglądając w górę, w okolice twarzy mentora. - Nieszczególnie chce marnować czas w tym baraku. - dodał, tym razem pomijając oczywistą kwestię ekonomiczną. Nie miał pieniędzy, by marnować je na nocleg w takich warunkach.
-Nie mam gotówki przy sobie. Zabiorę się za to jak mnie zostawisz w spokoju, kilka godzin cie nie zbawi.
- Niech będzie i tak - westchnął, rozkładając ręce na bok w geście desperacji. Obecnie nie był w pozwalającej mu wymagać pozycji. Musiał tolerować widzimisię diabła mutacji tak długo, jak tylko zamierzał korzystać z jego nauk i funduszy.
- Idę zebrać jakieś wyposażenie - stwierdził, ruszając w kierunku dzielnicy przemysłowej. Zamierzał zdobyć jakąś zbroję i kilka ulepszeń.

~~~~
Daniel bogatszy o kilka nowych, nieznaczących zbyt wiele znajomości, oraz o kilka nowych przedmiotów. Owszem, kosztowało to kawalera sporo wartości, jednak nie było niczym więcej niż tylko inwestycją w przyszłość. Lepsze wyposażenie było bowiem niezbędne do zwiększenia przychodów, te zaś potrzebne do zakupu nowego ekwipunku, czy też zapewnienia sobie odpowiednich warunków mieszkalnych.
Chłopak był świadom nikłej wartości wszelakiego postępu tak długo, jak nie zdoła wyzwolić się z pętającej go biurokracji i świata korporacyjnych śmieci. Póki co nie osiągnął niczego znaczącego, a kolejne wycieczki do splugawionego plagą świata nie miały zmienić zbyt wiele.
Patrzył to na portal, to na telefon. Ekran urządzenia wyświetlał teraz rozpiskę prezentującą wynagrodzenie za kolejne rodzaje rdzeni oraz to, ile musiał zarobić by nie zacząć cofać się w korporacyjnej drabinie. Otworzył kieszonkowy wymiar, przygotował się do wyjścia i wyruszył w kolejną podróż.
 
Zajcu jest offline  
Stary 02-03-2016, 23:49   #9
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Witamy na pokładzie statku zwanego Sprawiedliwością

Sama podróż do wydziału sprawiedliwości była dość emocjonująca. Winda po zatrzymaniu się na piętrze zapytała o powód przybycia. Odpowiedź: “Nowi na rekrutacje” na szczęście wystarczyła. Drzwi zadzwoniły i otworzyły się szeroko, wpuszczając dwójkę na salę pełną bogacie uzbrojonych diabłów. Oświetlenie było ostre, dekoracje wszechobecne a w tle rozbrzemiwała przyjemna muzyczka. Justice dbało o swój wydział.
Doppler i Bless musieli udać się do biura lidera, a przynajmniej tak im powiedziano. Owe biuro było niewielkim pokojem, pełnym komputerów, ekranów i map. W porównaniu z resztą przybytku, było tutaj nieco ciemno.
Na przeciw nich sam lider. Justice przybrało formę robota czy też androida, z kamerą zamiast głowy i karabinem zamiast jednego z ramion. Mnóstwo kabli zwisało z jego części. Był on rozmiarów Noize, a może nawet nieco większy. Powoli i dość dokładnie analizował otoczenie. Widząc stojącą przed nim dwójkę, nie odezwał się.
- Czy możemy zająć chwilkę? Jesteśmy nowymi rekrutami. - Bless nie bardzo wiedziała czy powinna dygnąć, ukłonić się, czy paść przed bogiem na kolana. Na wszelki wypadek dygnęła. - Niestety mocno niedoinformowanymi. Diabeł Thanatos kazał się nam zwrócić z wszelkimi pytaniami bezpośrednio do Liderów Wydziałów. - postanowiła poczekać na jakąkolwiek reakcję ze strony persony.
Doppler dziwnie się czuł, wchodząc do wydziału Sprawiedliwości z tą kobietą, pamiętał z jaką czułością traktowała swoją broń, zdecydowanie bardziej zdawała mu się pasować do eksterminacji. Nie wydawało mu się, żeby walka z plagą miała dla niej cel inny niż szatkowanie i rozlewanie krwi.
Robot kiwnął kamerą. - Naturalne, proszę siadać. - odparł.
- Jestem Bless, a to…- dała chwilę towarzyszącemu jej djabłowi na przedst awienie - Jak powinniśmy się do Pana zwracać? Nie jestem niestety biegła w etykiecie a nie chciała bym przez niewiedzę obrazić osobę o tak znaczącym statusie i pozycji w samej firmie. - diablica postanowiła prowadzić tę rozmowę powoli i nie popaść w żaden słowotok od samego początku.
Kolekcjoner skierował się do wskazanych przez Justice krzeseł, z zamiarem skorzystania z zaproszenia wystosowanego przez nią, a może niego? W sumie sprawiedliwość powinna być bezosobowa i pozbawiona subiektywnego wpływu emocji, może dlatego jej bóg był androidem.
-Jestem Doppler, czasami zwany Kolekcjonerem. - odparł na niedokończone przedstawienie Bless i zajął miejsce.
-To zawsze intrygujące, ponieważ nigdy nie wybrałem płci. - przyznał Justice. - Nie będę sprawiać problemów. Zarówno “panie” i “pani” jest na miejscu. - odparł Bless. - Jakie są wasze pytania?
- Z czym związana jest Sprawiedliwość w walce z plagą? Pan wybaczy, rozumiem powiązanie działu z pańską osobą jako szefa, ale wydaje mi się, że dział nazywał by się Ratunkowym albo Ekstrakcji gdyby zajmował się tylko tym. Czy może zakres działania Wydziału Sprawiedliwości jest szerszy? - nie bardzo było wiadomo jak nawet rozmawiać z bogiem. Zdaniem diablicy powinni wyznaczyć jakiegoś pośrednika z którym można by było rozmawiać na niemal że równych warunkach, ale postanowiła próbować dowiedzieć się czegoś jednocześnie nie zrażając jednego z szefów firmy do siebie.
-Ewaluujemy na jakie traktowanie zasługują miasta, ofiary jak i jednostki wewnątrz skażonych stref i interweniujemy w odpowiedni sposób. - odparł powolnym głosem. - Wobec tego nie da się określić naszego działania w jednym słowie. W zamian za to, w porównaniu z pozostałymi wydziałami mój jest bardziej zorientowany na wykonywanie konkretnych, wyliczonych zadań.
-Zwiększona wszechstronność i szerszy obszar zainteresowań, zdecydowanie trafiłem w dobre miejsce. - powiedział Doppler na poły do siebie, na poły do towarzystwa w pomieszczeniu. - Chciałbym jednak zadać kilka pytań. Co najważniejsze, czy dołączenie do Sprawiedliwości wiąże się z jakimiś dodatkowymi kruczkami? Odnośnie wykonywanych obowiązków wybieramy z jakiejś ogólnodostępnej listy, czy dostajemy przydziały z góry? No i jak wygląda podejście wydziału do kwestii rdzeni? Są tu w cenie, czy jeśli chcemy coś na nich zarobić, to powinniśmy je odsprzedawać na ten przykład oddziałowi badawczemu? - wyrzucił z siebie kilka pytań, które pierwsze przyszły mu do głowy.
-Nagrody za rdzenie wydawane są na podstawie twojej rangi. Pracujecie tam, gdzie potrzeba was najbardziej. Obawiam się, że ten wydział to ani praca, ani biznes. To powołanie do słusznego działania. - głos Justice był mechaniczny i pozbawiony emocji.
-W tej korporacji chyba nawet powołanie jest biznesem, moim skromnym zdaniem. - odpowiedział spokojnie Kolekcjoner - Na podstawie rangi? A jak system rang wygląda? - odniósł się do informacji pozyskanej od przyszłego szefa.
-Oceniane jest wasze zachowanie i powołanie: czy to co robicie, jest sprawiedliwe. Oznacza to, że otrzymałbyś najniższą: uratować kogoś w zamian za jego ostatnie pieniądze to czyn który można kwestionować. Narzekanie na trudności tego zadania po jego podjęciu, to przekroczenie granic. - to powiedziawszy Justice skierował kamerę na Bless. - Czy pani ma coś na swoje usprawiedliwienie?
-Gdy jest ciężko, chyba każdemu zdarza się narzekać, według mnie grunt to nie porzucać raz podjętego zadania. - odparł z przekonaniem.
- Usprawiedliwienie czego?- zamrugała oczami nie do końca rozumiejąc co ją ominęło. - Nie przeczę, że poszło mi marnie, a moim jedynym osiągnięciem było przeżycie do wieczora. -
-Obawiam się, że siekiera nie jest lekarstwem na ból, ani poprawną odpowiedzią na prośbę o pomoc. - określił szczegóły sytuacji, wracając następnie do Dopplera. -Na pewno nie jest to na tyle poważne wykroczenie, abym odrzucił twoje podanie. Jednakże daje dobry przykład naszego układu. Kot nie zasłużył na to, aby porzucono go w biurze podczas ewakuacji, mimio tego, musiał jeszcze zapłacić za twój ratunek, który otrzymał niewdzięcznie.
-Przynosi pecha, niestety przełożyło się na to w jakim stanie przetrwałem ten dzień, chyba jako nowicjusz miałem prawo trochę ponarzekać, z całym szacunkiem. - Kolekcjoner odpowiedział Justice. No i Kot sam oferował pieniądze, ale skoro Justice tak dobrze wiedział co się działo, to Doppler nie musiał o tym wspominać, nie chciał wyjść na próbującego się ze wszystkiego tłumaczyć.
- Thanats nie dał nam żadnej wiedzy, procedur ani podpowiedzi. - patrzyła prosto w kamerę - Do tego stwierdził, że firmy nie interesuje co dzieje się w zainfekowanych rejonach dlatego moje nastawienie było mocno sceptyczne. Co do samej kobiety w tamtym momencie nie potrafiłam jej inaczej pomóc, czy znaleźć innego rozwiązania. - o dziwo mówiła prawdę - Bałam się zarazić plagą, dlatego owinęłam ręce szmatami. Potrafię wycenić cierpienie. Ta kobieta była w stanie agonalnym. Całe jej ciało płonęło bólem. Jestem przekonana, że nie czuła moich ciosów, a na ewentualną traumę miała wpływ jedynie psychologia. Starałam się oddzielić plagę od jej ciała, bo widać było, że cały ex jaki pochłaniała zabierała jej plaga, nie miałam nic czym mogła bym próbować ją nakarmić. Do tego nie była moim zdaniem w stanie się poruszać, a ja ledwo dawałam sobie radę bez obciążenia. Jej krzyki sprowadziły stwora z którym nijak nie mogłam sobie poradzić i musiałam uciekać.Spotkałam po drodze do portalu diabła wyglądającego na dużo bardziej zaawansowanego i powiedziałam mu o tej kobiecie w hotelu. Inaczej nie potrafiłam jej pomóc. - skończyła wyjaśnianie.
-Ten diabeł nie zasługuje na winę. W momencie w którym go spotkałaś było już zbyt późno. Twoja ofiara nie czuła bólu, wyłącznie strach, który twoje zachowanie spotęgowało. Sama wywołałaś krzyk, który sprowadził na ciebie problemy. Kobieta prosiła cie o EX, nie o egzekucję. W zainfekowanym mieście a zwłaszcza w samym hotelu było pełno plagi i rdzeni. Poza tym, twoja ofiara zasługiwała na zrozumienie. Ostatecznie, nie dowiedziałaś się nawet jak plaga ją opętała, szybko wyprowadziłaś swój osobisty, stronniczy i bezpodstawny osąd, który był ci w danym momencie na rękę. “Być może jak ją zabiję, znajdę jakiś ciekawy rdzeń”. “Być może jak jej nie zabije, zmutuje w coś groźnego”. - wymieniał Justice. Robot postanowił jeszcze skomentować wypowiedź Dopplera: - Zły humor a niewdzięczność to zupełnie inne elementy. Twój problem zaczyna się w momencie w którym pobierasz gotówkę, a następnie prosisz o wszystko inne co mu pozostało. Kot może i przynosi pecha, ale równie dużo nieszczęścia go przez to spotyka, dokładnie do tego ognia jest niesprawiedliwe. Twoje tłumaczenie niestety nie zmienia twojej sytuacji. To powiedziawszy, możesz dołączyć do mojego wydziału i starać się zostać kimś lepszym.
-Nie wiedziałem, przyznaję mogłem popełnić błąd. Rozumiem oczywiście, że moje tłumaczenie było subiektywne, a sprawiedliwość musi być obiektywna, jednakże dopiero zaczynam czyż nie? Myślę że z czasem nabiorę odpowiedniego obiektywizmu. - skłonił ku przełożonemu głowę - Mam jeszcze jedno pytanie. Czy jeśli spotkam kogoś, kogo moje zadanie nie będzie obowiązywało, uzyskanie dodatkowej korzyści majątkowej z pomocy mu lub jej, będzie nieetycznym posunięciem? - chciał się upewnić. Rozumiał potrzebę sprawiedliwości, ale działając całkiem bezinteresownie nigdy nie zanotowałby wzrostu skuteczności, przez brak finansów na uzbrojenie czy nawet wyżywienie i wieczność spędziłby na dnie.
-Jeżeli twoja prośba o wynagrodzenie będzie sprawiedliwa, jak najbardziej. Ostatecznie jednak będę oceniać każdy twój wybór. - ostrzegł. - To pytanie samo w sobie jest dla mnie nieprzyjemne.
-Ale czyż nie lepiej raz zadać nieprzyjemne pytanie, niż potem podjąć wiele złych decyzji bo się go nie zadało? - Doppler starał się wczuć w sytuację - Na chwilę obecną nie mam więcej pytań. Czy Pan ma jakieś pytania do mnie jako rekruta? - zwrócił się do Justice.
-To, że pytasz nie jest problemem: pytania faktycznie pozwalają nam unikać błędu. Problemem jest twój kompas moralny: zastanawiasz się w jakim stopniu jest ci on potrzebny, biorąc mnie za twój przymus dobrego zachowania. - wyjaśnił się robot. - Mam do ciebie jedno pytanie: czy na pewno jest to dla ciebie odpowiedni wydział? Łowcy często zbierają się na zorganizowane akcje, naukowcy często wspólnie przeczesują określone strefy. Zdołasz znaleźć współpracę gdzie indziej, jednak tutaj, będziesz zmuszony zostać dobrym człowiekiem albo umrzeć z głodu. W dodatku doszły mnie słuchy, że osoby z mojego wydziału przepisujące się do innych spotykają się z ogromną dozą agresji. Wybierz rozsądnie.
-Wystarczająco nawaliłem zostając diabłem, nie bogiem. Ten wydział daje mi szansę by naprawić tak zwane błędy młodości i pójść właściwą drogą, więc tak. Jestem pewien że chcę tu dołączyć i mam nadzieję że podołam stawianym mi wymogom. - w głosie Dopplera przebrzmiewała ogromna doza determinacji.
Kamera zaświeciła się. Coś zapiszczało i podłoga przed Dopplerem otworzyła się. Uniosła się z niej szafka z szklanymi drzwiami. Za każdą bramką stał ten sam zestaw: niebieska półprzeźroczysta kula oraz odznaka. - Odznaka pozwala ci otwierać drzwi i legitymować się nawet bez dostępu do telefonu. Kula pomaga otworzyć swój własny wymiar, bez licencji. Będzie on jednak niewielki. Wykorzystaj go do przechowywania przedmiotów. - poinstruował. - Po swojej pierwszej wyprawie, polecam odpoczynek. Zasłużyłeś. - stwierdził Justice.
-Dziękuję za szansę. - skinął ponownie, swojemu już oficjalnemu przełożonemu i odebrał odznakę oraz kulę. Po chwili przypomniał sobie o ostatniej kwestii i wyjął z kieszeni jeden z rdzeni - A co mam zrobić z tym? - wskazał kulkę.
-Możesz wymienić ją na nagrodę, która w tym momencie będzie bliska zeru, albo zatrzymać na przyszłość. - poinformował Justice.
-Rozumiem. Pozostaje mi więc zaczekać na wypłatę o której powiedział Thanatos i potem się dozbroić na kolejną misję. - wstał, skłonił się lekko - Nie będę zatem przeszkadzał w dalszym wywiadzie. Bless, czy zaczekać na Ciebie na zewnątrz? - zwrócił się z pytaniem do diablicy, po czym skierował niespieszne kroki do wyjścia, by usłyszeć ewentualną odpowiedź.
- Zaczekaj na mnie. Chciałam twój numer. -
Poczekała chwilę, aż Dop się oddali nim ponownie zwróciła się do manifestacji sprawiedliwości.
- Nigdy nie pomyślałam jaki toż ta kobieta ma rdzeń. To domniemanie i potwarz. Jakaś forma testu? Czy się nie oburzę? - wysyczała niezadowolona - Przemoc i cierpienie wpisują się w moją naturę, nie przeczę, ale proszę mi nie wkładać w usta czy myśli pomysłów których nie było. To, że się bałam, nie przeczę. Wypuszczono nas w nieznane i powiedziano “przeżyjcie”. Dla mnie ta kobieta rzeczywiście wydawała się zagrożeniem. Humanoidalna plaga potrafiąca mówić i zwodzić. Oczywiście, że zakładałam, że może zmienić się w coś groźnego. A dlaczego miało by być inaczej? Miasto miało być ewakuowane, a w środku tylko potwory. Broń którą dostaliśmy miała być nieskuteczna przeciw istotom nie będącym plagą. Jak inaczej miałam potwierdzić czym była ta osoba? Nie jestem bogiem i moją egzystencję śmiesznie łatwo zgasić. Jeżeli moim przestępstwem był własny strach to się przyznaję. Brak wiedzy? Przyznaję się. Chęć wykorzystania słabości istoty jeśli ta okaże się plagą? Moja wina. Ale bardzo Pana proszę o nie nadinterpretowywanie rzeczywistości zwłaszcza przy innych. Jestem agresywna. Jestem niecierpliwa. Sadyzm jest kwintesencją mojej egzystencji. Skoro kota nie należy winić za to, że przynosi pecha może i moja natura jest dla mnie choćby okolicznością łagodzącą? - w trakcie mówienie powoli ton jej głosu uspokajał się. Starała się nad tym pracować. - I za dużo mówię. Na pewno. - z drugiej strony wyłożenie swego zdania, nawet jeśli nie do końca przemyślane i ubrane w ładne słówka było oczyszczające.
Kamera zaczęła zagłębiać się w oczy Bless. - Ja widzę więcej. Widzę co prowadzi twoje motywy, twoją podświadomość. To co rozważyło po co wyjąć broń. - wyznał bóg. - Twoja nieumiejętność stwierdzenia, że coś co nie wygląda ani na plagę, ani na boga jest czymś pomiędzy nie zasługuje na ulgę. Ty jako osoba zasługujesz na szanse, ale jeżeli twój umysł jest tak emocjonalny a twoje pragnienia niosą innym niesprawiedliwość, dlaczego interesuje cię tak mechaniczny wydział jak mój? - zaintrygował się Justice. - Twoje czyny były dalekie od perfekcyjnych a wasze niedoświadczenie, o ile nie nie powinno być karane, o tyle nie powinno zsyłać ulg, gdy zestawione obok tych wszystkich, którzy przepadli pierwszego dnia. - wyważył Justice, po czym zamilkł, czekając na reakcję Bless.
- Więc nasza natura, nie będę Pana obrażać i nazywać tego Oryginalnością, w końcu nie mam dyplomu, jak i podświadomość nad którą nie mamy kontroli także może być przestępstwem w oczach Sprawiedliwości? - popatrzyła na boga nie kryjąc nutek zdziwienia - Jesteś przestępcą bo urodziłeś się biednym, a bieda to choroba cywilizacyjna? Trochę okrutne Panie z twej strony. A mnie za okrucieństwo łajasz. Co do wizyty w Twoim wydziale to nie jest tak, że widziałam światło w tunelu prowadzące tutaj. Niewiedza przyniosła mi już dość złego, a nie wypadało moim zdaniem obrać innej kolejności niż zaczynając od istoty boskiej. Nie uważam, że zasługuję na członkostwo w Pańskim wydziale ale mimo to postanowiłam przyjść po wiedzę, której mi brakuje. -
-Każdy nowicjusz zasługuje na szansę, wliczając ciebie. - odparł Justice. - Jednakże twoja natura nie wydaje się być odpowiednią do tego zajęcia. Ten wydział interesuje się wyłącznie sprawiedliwością, co nie znaczy, że ktokolwiek ofiaruje nam ją w zamian. - ostrzegł. - Ostatecznie, nikt nie zasługuje na walkę z plagą. Świat nie jest uczciwy, to moje powołanie aby stworzyć chociaż jej cząstkę. Czy ty i twoje pragnienia odpowiadają temu poświęceniu? - zapytał.
- Pom. - diablica musiała poprzerzucać stosiki myśli z miejsca na miejsce - Ciężko się bronić jeśli rzeczywiście czytając podświadomość stwierdza Pan że podle natury nie nadaję się do tego wydziału. Mogła bym się zarzekać, zaprzeć i próbować na siłę udowodnić, że mam w sobie pokłady współczucia i bezinteresownego poświęcenia ale oboje wiemy, że była by to ułuda i kwestią czasu było by złamanie pańskich zasad choćby ze strachu czy chęci przetrwania. Mimo to cieszę się, że poświęcił mi Pan czas i że zdecydowałam się tu przyjść porozmawiać. Proszę powiedzieć mi tylko jedno, Pana zdaniem, mam szansę nie skończyć w tej firmie jedynie jako mięso armatnie? -
-Twoja natura wydaje się być dość silna w obliczu plagi. - Justice uniósł rękę, jeden z paneli na komputerze zaświecił się pokazując trzy twarze, najprawdopodobniej należące do liderów wydziału. Pod nimi znajdowały się procenty: 22 u Justice, 34 nad jakąś kościaną osóbką i 36 pod jakimś męskim blondynem. - Ta szansa wzrasta zależnie od wydziału. Niestety, sprawiedliwość nie cieszy się wysokimi osiągami.
- Zgaduję, że dżentelmen z objawami anoreksji to dział Eksterminacji? - Bless nie skomentowała, że wedle komputera było ponad 60% na to, że nie pasowała nigdzie. - Dziękuję za poświęcony mi czas. Mam nadzieję, że przetrwam na tyle długo by nie uznał go Pan za straconego. -
-Już nie jest. - odparła maszyna. - Powodzenia.
Po opuszczeniu pokoju szefa Sprawiedliwości diablica podeszła do czekającego na nią Dopa.
- Niestety zostajesz tu sam. Wedle komputera szefa... - gestem głowy wskazała opuszczony pokój - ...mam 80% na to, że umrę tu z głodu. Idę więc sprzedawać się dalej. Ale jak byś miał czas w przerwach to nie alienuj się jak to ponoć mają w zwyczaju Sprawiedliwościowcy i pokaż w części wspólnej. Może doistnieję do tego. - oznaczyła żart mrugnięciem - A tak. Mój numer. Kto wie może zapragniesz kontaktu z korporacyjnym marginesem.
-Czy aby wszyscy nie jesteśmy marginesem? - odparł żartobliwie Doppler i zapisał sobie numer w swoim telefonie, po czym puścił jej sygnał. - Przy fachu tak wysokiego ryzyka, towarzystwo płci pięknej zdecydowanie jest mile widziane w wolnym czasie.
- No to: oby korporacja jeszcze wielokrotnie zarobiła na naszym noclegu. - klepnęła go w ramię i ruszyła do wyjście. - Dawaj znać czy żyjesz. -
-Się wie. - skinął jej głową i ruszył na małe zakupy. Przydałaby mu się na pewno lepsza broń, co do reszty zależało to od kosztów. Może powinien spróbować ulepszyć to co miał, zamiast kupować sobie nowy sprzęt? Nie zawsze nowe oznaczało lepsze.

***

Po skończonych zakupach Doppler czuł się choć trochę pewniej. Jego wyposażenie nie było już obrazem nędzy i rozpaczy, co powinno pozwolić mu podejmować większe ryzyko, pancerz zdecydowanie działał krzepiąco. W kaburach miał nabite pistolety, przy pasie nowy miecz, a w kieszeni międzywymiarowej spoczywały zdobyte wcześniej rdzenie, póki co nie przedstawiały niestety żadnej wartości, ale mogły przydać się później. Pozostało sprawdzić, co ma do zrobienia. Nie chciał rozczarować swojego nowego przełożonego już pierwszego dnia. Wyciągnął więc telefon i sprawdził swój przydział, po czym skierował się do właściwego portalu.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 03-03-2016 o 00:02.
Eleishar jest offline  
Stary 03-03-2016, 12:09   #10
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Progi wydziału Sprawiedliwości okazały się za wysokie na jej bose stopy. Ruszyła więc do kolejnego wedle swej gradacji działu Naukowego. Owszem udał się tam nieprzyjemny diabeł z pierwszej misji ale może wydział liczył więcej luda. No i wedle boga u przystojnego blondyna miała o dwa procent więcej szans na przetrwanie.
Bless była zmuszona udać się do biura mężczyzny odpowiedzialnego za całą sekcję naukową, która była niesamowicie czystym i nudnym miejscem. Nie licząc może okazjonalnych stołów z stertami dokumentów i wiecznym pytaniem, po co oni w ogóle drukują coś, zamiast trzymać wszystko na serwerze.
Gdy diablica dotarła na miejsce, wysoki, masywny blondyn o niebieskich oczach właśnie wychodził z swojego gabinetu z kubkiem w ręce. - Słucham? - spytał, widząc, że Bless zmierzała w jego kierunku.
- Jestem Bless. sztuka z najnowszego poboru. Czy dobrze trafiłam w sprawie rozmowy rekrutacyjnej? - poniekąd spodziewała się zaraz testu na IQ i pytań dotyczących stopni naukowych. MIała nadzieję, że od będacych niejako porażką edukacyjną diabłów nie będą wymagać egzystencja wie co.
-Coś konkretnego cie ciekawi na temat plagi? - spytał.
- Może wpływ plagi na diabły. Postępowanie choroby. - musiała się zastanowić co takiego interesowało by ją poza jak najbezpieczniejszym gromadzeniem ex. Przyjemne z porzytecznym? Cy to naprawde mogło być możliwe? - W miasteczku do którego wysłano nas na inauguracje znalazłam kobietę do połowy przemienioną w rafę koralową. Przepięknie cierpiała. - w oczkach Bless można było dostrzec iskierki tęsknoty i miłych wspomnień. - Ale postaram się przydać do każdego zajęcia jesli będę mogła u was zostać. - wizja Eksterminacji jakoś jej nie bawiła. Mimo, że mogła się wydawać dla niej stworzona.
-To wpisze cie do mutacji, idź do kierownika wydziału, on ci da odznakę i wyjaśni szczegóły. - stwierdził. - mogę pomóc w czymś jeszcze?
- Um. Dziękuję za przyjęcie. To wszystko. - cieszyła się z braku nadmiaru pytań, choć taśmowość przyjęcia nie pocieszała. Cóż rodzinka obwiesiła by ją pewnie za to gdzie trafiła i jak pozwala się traktować, ale czy nie tak powinno skończyć się poszukiwanie “wolności”?

Ruszyła do “swojego” działu nie czekając aż diabeł dyrektor się rozmyśli.
Bless trafiła w końcu do skrzydła przeznaczonego na podwydział mutacji. Był to niewielki wydział, z jedną salą operacyjną na wzór szpitalnych, sporym pokojem wypełnionym poduszkami i małym biurem pełnym monitorów, rdzeni w szklanych pojemnikach, papierów i jednego wysokiego naukowca obrośniętego płaszczem z skóry, z rogami i długimi czarnymi włosami. - Ktoś wszedł? - spytał, obracając się powoli.
- Rekrut zwana Bless z pouczenia dyrektora. Mam się zgłosić do głowy działu Mutacji. - odpowiedziała na pytanie diablica.
Diabeł podniósł się ociążale z miejsca, wygrzebał z jakiejś szafki pusty karton, podał go Bless wraz z flamastrem: -Podpisz i postaw obok reszty, będziesz tu wkładać rdzenie do spieniężenia. Jest was w sumie pięciu, wliczając ciebie i mnie. Jakiś jeden rekrut już sie tutaj dopisał, więc o dziwo ten wydział nawet zacznie funkcjonować. - uśmiechał się diabeł. -Ogółem rzecz biorąc wydział ten nie ma większych przepisów, poza tym że raz w tygodniu musisz tutaj siedzieć i patrzeć na monitory. Zależnie od tego co sie dzieje skreślasz cyferki na kartce bingo, jak ci sie uda to wygrywasz premię. - wyjaśnił. - Zaraz znajdę ci czystą kartę i odznake. - obiecał, aby zacząć szukać w dokumentach i szafkach. - Wasze baraki są za salą operacyjną. - dodał na przyszłość.
- Czy poza pracą w laboratorium misje są zlecane? - wolność wolnością - I czy mamy obecnie? - chyba mogła już tak mówić? - Jakieś obiekty w fazie przemiany? - Czy nie było by pięknym moc co rano ponapawać się widokiem? W międzyczasie opisała karton i dołączyła go do stolika.
-Niestety aż tak zorganizowani nie jesteśmy. Szukamy deviantów, żywych bądź w rdzeniach, ale cholera go wie kiedy ktoś coś znajdzie, będę wysyłał smsy. - poinformował, wyjmując w końcu odznakę i błękitną kulę. - To jest warderobe. Ułatwia tworzenie małych wymiarów, przedłużenie kieszeni. - wyjaśnił, wciskając w ręce Bless. -Odznaka działa nieco jak twój telefon, to klucz do całego kompleksu i baraku. - zamilkł na sekundę, po czym coś do niego doszło. - Właśnie siedząc tutaj raz w tygodniu będziesz patrzeć czy coś się przemienia, spoiler: praktycznie nigdy nic sie nie rusza. Alternatywnie jak chcesz przeskoczyć kilka lat treningu to mogę ci wszczepić rdzeń. Parę osób próbowało i jakoś żyją, choć oczywiście zobowiązuje to do cotygodniowych raportów zdrowia.
- Brzmi zachęcająco. Jakieś bolesne skutki uboczne? - wyszczerzyła do diabła mutacji ząbki - Tacy sztuczni devianci zarażają innych? -
-Będąc szczerym nikt jeszcze nie wie jak do zarażeń dochodzi, spotkać kogoś w połowie przemiany to rzadkość. Schodząc do szczegółów, nie wygląda to najładniej, ale dla innych jest nieszkodliwe. Przynajmniej póki co nikomu nic się nie stało. - wzruszył ramionami.
- Pewnie reszta załogi od razu ucieka jak to proponujesz ale ja nie mówię nie inaczej pewnie tu nie przetrwam. - wzruszyła ramionami - Znalazłam w mieście devianta. Organy wywrócone na zewnątrz przez plagę. Separowane odrastały. Nosicielka była jeszcze w stanie myśleć, ale motorycznie prawie bezwładna. Ból ją wykańczał. Dawno nie widziałam tyle fantastycznego cierpienia. Nie czuła już bólu powodowanego z zewnątrz. Za to strach owszem. Niestety nie przeżyła. Core pozwalają tylko na mutację tkanek czy także uszlachetnianie materii, nazwijmy ją, nieożywionej? -
-Na dobrą sprawę tego próbujemy się dowiedzieć. Chociaż nie bierz przykładu z dzikich...przykładów? To nie zabrzmiało poprawnie. - mężczyzna podrapał się po brodzie. - Wszczepiony laboratoryjnie rdzeń jest montowany z zamiarem wspomożenia ciebie, nie uszkodzenia. To znaczy, że efekty są inne a cały proces prawdopodobnie mniej bolesny, zawłaszcza, że my nie używamy licencji na ból.
- Udało wam się bez szkody dla nosiciela usunąć raz wszczepiony rdzeń? Jakie dotychczas zaobserwowano efekty uboczne? - poszukała sobie jakiegoś siedziska, choćby blatu. Zapowiadała się bardzo ciekawa rozmowa. - Cały czas jestem na tak. Po prostu temat mnie ciekawi. -
-Usunięcie jest niemożliwe...obiekt umiera. - wyznał doktór. - Możliwa jest jednak wymiana jednego rdzenia na inny.
- Czyli zostaje się potworkiem w tym cyrku do końca egzystencji. - bardziej podsumowała, niż zapytała - Efekty uboczne są ukrywalne, czy i tak w końcu kończy się jak garbaty amalgamat diabła i plagi? -
- Wystarczy coś na siebie założyć, aż tak bardzo ci to na formę nie wpłynie. - zapewnił. - -No, chyba, że znajdziesz jakiś naprawdę ciekawy albo duży rdzeń który będziesz sobie chciała wsadzić. - przyznał. - Na początek sugerowałbym sonnelion albo Gressil.
- A jak w zasadzie zachowują się rdzenie w diabelskim ciele? - postanowiłą przejść do konkretów - Zjadają Ex, oddają Ex, Ex mają w nosie i chodzą na dobre intencje?
-Szczerze mówiąc nasze zdolności pomiar, poboru i analizy ex są dość limitowane. Korupcja przy wszczepieniu wydaje się nie rozrastać na zdrowe części organizmu w fazach wstępnych, dopiero gry pacjent jest ranny i regeneruje swoje zawartości, okazjonalnie skażony obszar się minimalnie rozprzestrzenia. Można więc powiedzieć że to bardziej narośl niż pasożyt. - stwierdził. - Większość stwierdzonych do tej pory wpływów odpisywaliśmy jako zjawiska natury psychologicznej a nie egzystencjalnej. Z drugiej strony bardzo częstym zjawiskiem są wizje, widzenie czy rozumienie plagi i tego typu podobne efekty uboczne. - co jakiś czas mężczyzna zaglądał do rozrzuconych papierów aby upewnić się czy dobrze mówi. - Co prawda do tej pory mieliśmy dwa subiekty które nie dały się zabić, ale specjalnie im nie odwaliło. Dostali za to zakaz zbliżania się do gniazd, nie jesteśmy gotowi na badanie efektów.
- Oba subiekty nadal w czynnej służbie? - co raz ciekawiej - A zyski z wszczepów? Poza zjawiskami psychologicznymi i dobrowolnym dołączeniem do kolektywu plagi.
-Dwa w czynnej służbie. - poprawił - Z pięciu prób, dwóch nieudanych operacji i jednym wariacie. - wyjaśnił. - Gwarantuję przypływ w ogólno pojętych statystykach fizycznych. Siła, zręczność, czas reakcji, tego typu rzeczy. - wyjaśnił.
- Szkoda, że nie zwiększają wyporności i pancerności. Ale i tak chcę spróbować. - karawana idzie dalej - Proponuję plecy. Wszczepiasz rdzenie pojedynczo i wymieniasz w ramach rozwoju, czy można sobie uzbierać całą konstelację? -
-W jaki sposób chcesz podejmować ryzyko to wyłącznie twoja decyzja. Ja mam prawo tylko wykonać operacje i zbierać wyniki. - wyjaśnił. - Póki co zajmij się sobą, powiedz mi tylko czy chcesz mniejszy czy większy na początek, wróć koło trzeciej pory dnia, to jest w nocy. Mniej tu wtedy bydła, więc mniej zmartwień.
- Niech będzie większy. Jestem beznadziejna fizycznie. I zgłaszam się wieczorem. - zeskoczyła z blatu. Zostawiwszy swój jedyny zdobyczny rdzeń w pudełku i zabrawszy przyznane jej graty opuściła diabła mutacji by nie marnować jego czasu. Postanowiła zobaczyć jak wyglądają koszary naukowców.
Wyglądały...nie tak najgorzej. Jak można było się domyślić, przechodząc do baraku przez salę operacyjną, było to niezwykle czyste i zadbane pomieszczenie. Łóżka były od siebie oddalone w równym odstępie, kafelki błyszczały się od świetlówek na suficie a zielony kolor ścian uspokajał i lekko kamuflował innego jegomościa na sali.
Była to niewielka osóbka, ubrana w koszulkę i sukienkę, o humanoidalnym kształcie, ciele złożonym z kaktusa o przerośniętych kolcach oraz mnóstwie dekoracyjnych kabli i rur wychodzących z rośliny i idących do głowy, będącej telewizorem CRT wyświetlającym twarz o czerwono-zielonych oczach i białej cerze. - Mamy nowych? Nie tak, że brakowało mi towarzystwa. Jestem Cas. - przywitała się.
- Bless. - odpowiedziała diablica - Zajmę tu wam kawałek przestrzeni, jak się uda na dłużej. Który kącik jest wolny i można go sobie zaklepać? - ciekawe diabłem czego było stworzenie które spotkała w koszarach, wizualizacji kolczastości? - Jakieś narzucone z góry zasady tego przybytku? -
-Na zajętych łóżkach jest bałagan, w sumie to po prostu nie ruszaj tego co nie twoje. - stwierdził. - Jakoś nas tu mało, więc nikt nic nie organizował. Aknar to szef, bo mi się nie chciało.
- No to niech będzie tu. - wybrała jedno z nieużywanych łóżek i zrolowała narzutę by zaznaczyć bałagan a przez to zajęcie wyrka - Powiedz mi jeśli bym chciała zmarnować trochę W na wyposażenie to gdzie myszkować? -
-W dzielnicy przemysłowej. Całe piętro się tym zajmuje, prędzej czy później znajdziesz coś dla siebie albo kogoś, komu będzie się chciało realizować twoje zamówienia.
- Dzięki za info. Idę w takim razie pomyszkować. -

Diablica spędziła sporą część poranka na przeglądaniu ofert w dzielnicy przemysłowej. Oczywiście w większości przypadków mogła jedynie poślinić się przez szybkę, ale po otrzymaniu w końcu swojej pierwszej wypłaty postanowiła większość przepuścić w ramach inwestycji. Nie znała się na tym więc pewnie ją naciągnęli ale też nie o samą funkcjonalność chodzi w szastaniu pierwszą wypłatą. Z amoku zakupów wyrwała ją wiadomość od towarzyszącego jej o świtaniu diabła. Ruszał w teren i był gotów poświęcić się i zabrać ją ze sobą. Cóż musiała w końcu dozbierać na kolejny nocleg. Inaczej włochata pupa.

 

Ostatnio edytowane przez carn : 22-03-2016 o 10:13.
carn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172