lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Anime] Tower of God - Inna opowieść [+18] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/15940-anime-tower-of-god-inna-opowiesc-18-a.html)

Agape 19-03-2016 17:54

Vixen został z tyłu, postanowił poczekać na Barbarę, obiecał jej coś i zamierzał słowa dotrzymać. Kobieta kręcąc ponętnie swymi krągłościami w końcu zbliżyła się do drzwi. W ręku trzymała… butelkę z czarnym alkoholem, tak dobrze znaną smokowatemu.
- No muszę przyznać, dobry gust masz młody. Jeszcze będą z ciebie… smoki
-O!- czarnołuski ucieszył się na widok swojej własności.-Czyli tam w korytarzu to naprawdę byłaś ty. Nie musiałaś, sam bym ją odebrał tej małej.-powiedział wyciągając łapę po trunek.
-Smokiem owszem mogłem być, ale nie wyszło.- wyjaśnił.
- Nie jesteśmy na ty, gówniarzu. - zwiadowczyni bez zastanowienia zdzieliła regularnego butelką przez łeb. Butelka o dziwo nie pękła. - Mów mi, wielce szanowna pani Barbaro. No to byłam ja. Może byś sobie odebrał, ale tak przynajmniej miałam trochę zabawy.
-Nazywam się Vixen, ale możesz mi mówić jak chcesz.- dopełnił formalności, teraz oboje znali już swoje imiona.
- To czego byś chciał, oprócz swojej butelki? - spytała kobieta.
-Wielce szanowna pani Barbaro, obiecała mi pani lekcję. Chciał bym się czegoś o pani… od pani nauczyć.- przypomniał jej, najwyraźniej świetnie się czując w jej towarzystwie.
- Dałbyś se siana. Dzisiaj pierwszy dzień w akademii, a ty już chcesz się uczyć? Nie jesteś zbyt nadgorliwy? Wieża takich nie lubi.
-A co jeśli to moja jedyna szansa? Jutro mogę na przykład wpaść do czarnej dziury.- nie dawał za wygraną.
- Nie wpadniesz do czarnej dziury. Może nasz P cię zastrzeli jeśli będziesz go męczył pytaniami, ale prawdopodobieństwo jest małe. - kobieta przez chwilę się zastanawiała nad czymś. - No dobra, mogę zacząć z tobą dzisiaj, ale wódkę zatrzymuję.
Vixen spojrzał tęsknie na butelkę, a potem na Barbarę jakby nie mógł się zdecydować, ale tak naprawdę tylko się droczył.
-Zgoda.- przystał na jej propozycję z uśmiechem. Zawsze mógł kupić sobie drugą butelkę, a drugiej Barbary nie znajdzie.
No dobrze, skoro tak ładnie mnie prosisz. Tylko nie płacz, jak jutro będzie cię wszystko boleć. - Barbara bez ceregieli chwyciła Vixena za jeden z rogów - szczegół, że była od niego o głowę niższa - i pociągnęła w stronę sali zwiadowców. Po drodze zamachnęła się przy jednym z cieni i z uśmiechem satysfakcji ruszyła dalej.
-Już mnie boli. Najwyżej poproszę dyrektora żeby użył na mnie swoich zaklęć tak jak zrobił to ze zwiadowczynią.- smokowiec nie widział problemu, nie miał też zamiaru dać się ciągnąć i zamiast potulnie iść za swoją nauczycielką postanowił wziąć ją na ręce i sam zanieść do sali.
- Widzę, że wiesz jak traktować kobie… ej, gdzie te łapy - Vixen znów został zdzielony butelką. - Już ja wiem czego ty się chcesz uczyć. Poczekaj no ty. Tak cię wyćwiczę, że nie będziesz miał siły prosić Śrubki o leczenie. - mimo to wydawało się, że Barbarze schlebiało, że była niesiona przez kogoś na rękach. Nie przejmując się innymi regularnymi smokowiec dostarczył kobietę przed drzwi, ba nawet udało mu się po kilku próbach nacisnąć ogonem klamkę żeby je otworzyć.

- Głównym zadaniem zwiadowcy jest działanie za liniami wroga. Ma dostarczać do latarnika zdobyte informacje lub likwidować cele. Zacznijmy od zdobywania informacji. - kobieta wskazała na ekran wiszący na jednej ze ścian. - Będą się na nim pojawiać liczby. Zapamiętaj wszystkie i mi powtórz, gdy przestaną się wyświetlać.
Vixen pozwolił Barbarze stanąć na własnych nogach, a sam wlepił wzrok w płaszczyznę, którą nazwała ekranem. Zaraz pokaże jej, że może być całkiem niezłym zwiadowcą, na pewno nie gorszym od Ryo, wystarczy że się postara. Co jest trudnego w zapamiętaniu kilku liczb?
Niestety liczb pojawiło się więcej niż kilka i szybko przerosły zdolności pamięciowe Vixena.
-3,27, 85… 42… 76?-powtórzył dokładnie pięć pierwszych, albo przynajmniej tak mu się zdawało.
- Beznadziejnie. Nawet połowy nie zapamiętałeś. - westchnęła Barbara, wyraźnie niezadowolona. - Przyznaj, że nie przyszedłeś się tutaj uczyć, tylko masz nadzieję, że mnie przelecisz.
-Przyszedłem się uczyć.- skłamał nawet nie starając się brzmieć wiarygodnie.
-Powiedz czym jeszcze zajmują się zwiadowcy, zapamiętywanie liczb jest nudne. Zresztą wątpię żeby wszyscy twoi poprzedni uczniowie radzili sobie z tym lepiej niż ja.
- Obserwacją, cichym poruszaniem się. Muszą być cierpliwi. Zapamiętywanie liczb to dopiero pierwszy krok… kłamco. - ostatnie słowo wypowiedziała z lekkim uśmiechem.
-Przynajmniej się staram.- smokowaty wcale nie przejął się tym, że jego kłamstwo zostało tak łatwo zdemaskowane, zresztą tak właśnie miało być.
-Hmm… gdybym był zwiadowcą zbierającym informacje zapisałbym sobie to czego nie dałbym rady zapamiętać.
- I jestem cierpliwy, przekonasz się.
- O tak, to na pewno. - kobieta wzruszyła ramionami. - Zapisując to czego nie zdołałbyś zapamiętać popełniłbyś błąd. Jeśli zostałbyś złapany przez wroga, bez problemu wiedziałby, czego się o nim dowiedziałeś. A tak mógłbyś chociaż kłamać… po dłuugim treningu kłamstwa.
-Najpierw musieliby odszyfrować to co zapisałem, zresztą nie dostaliby nic bo spaliłbym wszystko od razu.- brnął dalej chcąc postawić na swoim.
-A kłamać zawsze mogę.- wzruszył ramionami jakby mijanie się z prawdą nie miało przed nim żadnych tajemnic.
- Zdążyłbyś? - spytała z kpiną w głosie. - Czym innym jest kłamstwo, a czym innym kłamstwo, które inni wezmą za prawdę. Zwiadowca musi się nauczyć tego drugiego rodzaju kłamstwa.
-Więc naucz mnie.- Vixen nie tracił entuzjazmu, pierwsze pytanie pozostawiając bez odpowiedzi.
- Najpierw zapamiętaj wszystkie liczby. Później przejdziemy dalej.
-Aż takie są ważne?- czarnołuski wyraźnie nie żywił sympatii do liczb. -Niech będzie, dla ciebie spróbuję jeszcze raz.- zgodził się i podjął próbę. A kiedy ekran pokazał to co miał do pokazania podał Barbarze ciąg 20 liczb. Zupełnie przypadkowych zmyślonych liczb.
- Ani nie zapamiętujesz lepiej, ani nie kłamiesz lepiej. Zapamiętasz dwadzieścia razy 20 liczb, to wtedy będziemy kontynuować trening.
-Chcesz się mnie pozbyć.- zrozumiał jej intencję. -Może się założymy? Jeśli wszyscy pozostali twoi uczniowie wypadną lepiej niż ja, nie wrócę dopóki nie zapamiętam tych liczb, ale jeśli któryś będzie gorszy przejdziemy dalej.- zaproponował.
- I nawet zakładów porządnych nie umiesz robić. Mogę sprowadzić jakiegoś regularnego z wyższych pięter, który zapamięta bez trudu 1000 liczb. I co wtedy zrobisz? - zapytała, znów się uśmiechając. - Poza tym, gdybym chciała się ciebie pozbyć, już leżałbyś nieprzytomny przed salą.
-Jestem tu nowy, nie wiedziałem że możesz ściągnąć kogoś z wyższego piętra. Mówiąc o twoich uczniach miałem na myśli Ryo i zwiadowcę z niebieskiej drużyny.- wyjaśnił.
-I nie zapamiętam wszystkich 20 nawet gdyby od tego zależało moje życie. Równie dobrze możesz mnie wykopać za drzwi.
- Chcesz się uczyć. Co prawda tylko po to, by mi zaimponować, byś mógł dobrać się do mojego ciała, ale lepszy taki powód niż żaden. Jak mniej czasu poświęcisz gadaniu, a więcej ćwiczeniu, to w ciągu kilku dni powinieneś zapamiętać 20 liczb. Później kolejne. I tak dojdziesz do dwudziestu zestawów po 20 liczb. Jak się przyłożysz, to może nawet zdążysz przed końcem akademii.
Czarnołuski westchnął, ale nie miał zamiaru rezygnować.
-W takim razie zostawmy liczby w spokoju. Zapraszam cię jutro na obiad. Przyjdziesz?-zmienił taktykę.
- Jesteś pewny, że masz wystarczająco dużo kredytów, by fundować mi obiad? Skąd wiesz, czy nie zjem więcej niż jesteś w stanie zapłacić?
-Nie mam pojęcia, zaryzykuję. A jeśli okaże się że mnie nie stać, ugotuję jakiegoś regularnego.
- O to mogłoby być ciekawe. Skoro jesteś w stanie tak się dla mnie poświęcić, to przyjmuję twoje zaproszenie.
-W takim razie zostało już tylko jedno. O której jadasz obiady?
- Po zajęciach. - odparła kobieta.
-A więc jesteśmy umówieni.- Vixen był zadowolony że mimo wszystko czyni jakieś postępy, ale te przeklęte liczby nie dawały mu spokoju.
-Zamień liczby na przedmioty, przedmiotów na pewno zapamiętam więcej.- poprosił.
- Wiesz, że liczby cię nie ominą? - zauważyła Barbara. - Ale jak chcesz przedmioty, to będą przedmioty.
-Nie no. Nie! Co to w ogóle jest? W życiu czegoś takiego nie widziałem. To do niczego nie jest podobne.- przyszły łowca był coraz bardziej zawiedziony w miarę pojawiania się kolejnych obrazów.
-Świeczka i krzesło, reszty nie rozpoznaję.- powiedział na koniec.-Świetny żart, a teraz pokaż coś normalnego.-wciąż nie dawał za wygraną, chociaż Barbara nie miała najmniejszych problemów ze znalezieniem sposobów, by udowodnić mu, że zwiadowca z niego jak z koziej dupy trąba.
- Musisz się wiele nauczyć, jak chcesz zostać łowcą i mnie przelecieć. - zachichotała rankerka. Najwyraźniej uważała upór smokowatego za uroczy. - Dobra, dam coś co możesz rozpoznać. Ale nie myśl, że to wystarczy.
Tym razem czarnołuski dał z siebie wszystko i mógł się pochwalić imponującym jak na niego wynikiem trzynastu zapamiętanych przedmiotów.
-Widzisz, wcale nie jestem taki beznadziejny.- powiedział jakby zapamiętał nie 13 a co najmniej 30 obrazów.
- Ależ tak, naturalnie. Jesteś tylko do dupy. - Barbara wybuchnęła śmiechem. Był on miły dla ucha i nie był szyderczy. - No muszę przyznać, jak na łowcę to nawet nieźle. Może coś z ciebie będzie, ale wątpię.
-Jeszcze się zdziwisz, na pewno jest coś w czym okażę się dobry, najlepszy.- zapewnił z uśmiechem, nawet jeśli nauczycielka w niego nie wierzyła on wierzył w siebie. -A teraz pozwolisz że cię opuszczę, jest kilka rzeczy które chciałbym sprawdzić. Do zobaczenia jutro.- pożegnał się. Teraz mógł wyjść z sali zwiadowców zostawiając w miarę dobre wrażenie.
- No mam nadzieję, że chociaż w jednej rzeczy się okażesz najlepszy. - rzuciła mu na pożegnanie nauczycielka zwiadowców.

Vixen poszedł na piętro, Śróbogłowy wspominał coś o pokoju dla każdego, przyszła pora sprawdzić czy mówił poważnie. W przeciwieństwie do parteru tutaj drzwi były ponumerowane, od 1 do 18. Tak jak zaproponował szef smokowiec zaczął sprawdzać je po kolei. Pokój numer jeden najwyraźniej nie był mu przeznaczony i pozostał przed nim zamknięty, tak samo drugi i trzeci. Dopiero ósme drzwi okazały się otwarte. Wnętrze zupełnie nie przypominało tych do których przywykł. Barbara miała rację, będzie musiał wiele się nauczyć zanim zacznie swobodnie funkcjonować w nowym otoczeniu, niemniej miał teraz swoją własną prywatną kwaterę i był z tego faktu bardzo zadowolony. Na tyle, że zanim zabrał się na dobre za oglądanie lokum, postanowił wydrapać pazurem na drzwiach swoje imię. Wkrótce całkiem spore i niezbyt kształtne litery obwieszczały wszystkim, że pokój numer osiem należy do niego i tylko do niego.
Wnętrze było przytulne i w pełni wyposażone, mimo dziwnej stylistyki bez problemu rozpoznał łóżko, sporą szafę, dwa krzesła, stół, wiszącą szafkę. Było tu też kilka przedmiotów które widział na ekranie w sali zwiadowców i których przeznaczenia na razie nie potrafił odgadnąć. Właściwie to nawet nie musiał zgadywać, jego uwagę zwróciła samotna książka leżąca na stole, która z pewnością nie znalazła się tam przypadkiem, jej tytuł brzmiał: „Instrukcja obsługi podstawowych sprzętów gospodarstwa domowego dla regularnych z mniej zaawansowanych technicznie światów”. Vixen otworzył ją na przypadkowej stronie i przekonał się, że nie tylko jest napisana prostym językiem, ale zawiera również obrazki. Kilka minut później wiedział już do czego służy lodówka, a nawet, że światło w środku gaśnie kiedy zamyka się drzwiczki. Ponadto jego lodówka jak się przekonał była po brzegi wypełniona jedzeniem, jedzeniem do którego również przydałaby mu się instrukcja, ale to już inna sprawa. W każdym bądź razie z głodu w najbliższym czasie nie umrze nawet gdyby Barbara przejadła wszystkie jego… ah tak kredyty, tak zdaje się nazywała tutejsza waluta.

Nagle postanowił odwiedzić stołówkę, oczywiście „po drodze” sprawdził drzwi które według szefa miały prowadzić na zewnątrz akademii. Były zamknięte. Bez względu na to jak chciało się je otworzyć. Nie było nawet dziurki od klucza przez którą można by wyjrzeć. Trudno, przyjdzie mu trochę poczekać zanim pozna resztę piętra. Tymczasem miał sprawę do Hargura.
Tak jak poprzednio wziął sobie jedno z metalowych krzeseł obrócił oparciem do przodu i siadł naprzeciw orka.
-Zaprosiłem Barbarę na obiad.-przeszedł od razu do rzeczy. –Chciałbym żebyś przygotował coś co jej zasmakuje i na co mnie stać….Tak w ogóle co z kredytami? Gdzie one są? Mieliśmy jakieś dostać.- dodał po chwili udowadniając, że niezbyt dokładnie słuchał wyjaśnień rankerów, a może faktycznie powinien popracować nad pamięcią.
- Kredyty masz zgromadzone na swoim prywatnym koncie. Takiej skrytce bankowej, która nie ma fizycznego kształtu. Ilość można sprawdzić na ATSie. ATSem też się płaci. Hm… Przykładasz ATS do ATSa sprzedawcy i myślisz o odpowiedniej kwocie, jaką masz przelać na jego konto. A co do Barbary… Ile masz kredytów? - ork okazał się dość pomocny.
-Nie ma kształtu.- powtórzył fragment, który go zaintrygował i przez chwilę się nad nim zastanawiał, ale chyba nie doszedł do żadnych wniosków.
-A jak pomyślę o czymś innym?- dopytał, przekazywanie monet z ręki do ręki wydawało mu się o wiele praktyczniejsze niż jakieś wymyślone kredyty których tak naprawdę wcale nie było. Fioletowa kula pojawiła się koło niego, na jej powierzchni zmieniały się cyfry, ale raczej nie był to stan konta.
- Musisz skupić się akurat na tym co robisz. Inaczej możesz zapłacić za dużo, albo wszystkie kredyty stracić. Kiedyś działało to tak, że nie trzeba było myśleć o kwocie, tylko sprzedawca ustawiał odpowiednią na swoim ATSie, ale niektórzy zawyżali kwoty, przez co z tego zrezygnowano. - wyjaśnił Hargur, a jego słowa tylko potwierdziły przekonanie Vixena o tym, że monety byłyby zdecydowanie lepsze, o czym nie omieszkał go poinformować.
-Dlaczego nie używacie monet? Byłoby o wiele łatwiej.
- Nie wiem. Widać bóg nigdy ich nie używał, więc uznał, że to zbędne. Z resztą działałoby to pewnie podobnie, tylko zamiast na kontach, byłyby trzymane w sakiewkach większych w środku niż na zewnątrz.
-Przynajmniej nikt nie straciłby wszystkiego, bo pomyślał o... czymś innym.
- Tak? Zapomniałbyś zabezpieczyć sakiewkę i ktoś by ci ją ukradł.
-Złodzieje są wszędzie. Nie wmówisz mi że tu ich nie ma.- smokowiec wciąż obstawał przy swoim. Hargur nie był w stanie go przekonać do zmiany zdania, a złodzieje nie stanowili żadnego argumentu.
- Są. Niby dlaczego miałoby ich nie być? Każda rozumna rasa ma gnidy, które zamiast pracować wolą kraść. Ale mniejsza o to. Ile masz kredytów na ten obiad?
Vixen nie wiedział jak ma się zabrać za sprawdzenie stanu konta, ciężko było skupić się na czymś tak dla niego abstrakcyjnym jak wirtualna waluta, niemniej po chwili zmieniające się na powierzchni jego ATSu liczby zostały zastąpione przez jedną stałą.
-Dwa tysiące.
- No to nie będzie łatwe, ale się coś znajdzie. Zależy czy wpadłeś jej w oko, czy chce się z tobą zabawić. Jak myślisz?
-Myślę że jedno nie wyklucza drugiego.
- W pierwszym przypadku będzie miła i nie zostawi cię bez grosza. W drugim nawet jakbyś miął 20 000 to ci braknie.
Vixen uśmiechnął się.
-Nie braknie, obiecałem że jak mi nie starczy to sam jej coś ugotuję.- odparł raczej przekonany o tym, że o wybitne zdolności kulinarne Barbara go nie podejrzewa.
- No to jest szansa, że będziesz miał za co żyć po tym obiedzie. Na kiedy ma być gotowe?
-Jutro po zajęciach.
- Ok. To załatwione. Wersja za 500, 1000 czy 2000?
Smokowiec kompletnie nie orientował się w wartości nowej dla niego waluty, ale zakładał, że kredyty nie są wiele warte, skoro dostał 2000 od tak za nic i skoro ciężko było dostać za to porządny obiad.
-Tysiąc.-strzelił, bo mimo wszystko nie chciał zostać z niczym.
- Tysiąc. Dobra. Czyli jutro po zajęciach. Barbara będzie zadowolona. - dodał ork, mrugając porozumiewawczo.
-Trzymam cię za słowo.- odparł czarnołuski wstając z krzesła i odstawiając je na miejsce. Wszystko załatwione, teraz mógł pokręcić się jeszcze tu i ówdzie, zdaje się że mieli tu gdzieś bibliotekę.
Smokowiec znalazł ją bez problemów. Była tuż obok jadalni.
- W czym mogę pomóc? - usłyszał głos, gdy tylko przekroczył próg pomieszczenia.
-Szukam książki.-padła odpowiedź tak oczywista, że gdyby nie jej dalszy ciąg można by ją sobie darować. -O zwiadowcach. Chcę się czegoś o nich dowiedzieć.
- To szukaaaj. Jaaak znaaajdziesz, to mi ją pokaaażesz i możesz wziąć. Odpowiaaadasz zaaa nią punktaaami i kredytaaami. - odpowiedziała głowa małpy, która nagle pojawiła się przed twarzą Vixena. Sun zwisał z jakiegoś kija przyczepionego do sufitu.
-Myślałem że pomożesz mi ją znaleźć. Od tego chyba są bibliotekarze.- smokowaty jakoś nie kwapił się do samodzielnego przegrzebywania kilku tysięcy pozycji, zresztą nawet nie wiedział czy była tu książka którą chciałby wypożyczyć ani czy ktoś nie zrobił już tego przed nim.
- Maaasz owoc? - spytał małpowaty.
-Nie. Od kiedy do biblioteki przynosi się owoce?- zdziwił się Vixen.
Bibliotekarz nie odpowiedział, tylko wskazał na napis wiszący przy drzwiach. Głosił on: Bibliotekarz udziela pomocy tylko wtedy, gdy dostanie owoc.
-Aha. Może być warzywo? Mam lodówkę pełną jedzenia, nie wiem czym są te rzeczy, ale zieleninę od mięsa odróżnię.- zaproponował.
Małpia głowa skinęła na potwierdzenie. A smokowiec poszedł do siebie, zgarnął coś żółtego co mogło być jakąś odmianą pomidora albo może przerośniętej śliwki i wrócił do bibliotekarza.
Sun przez chwilę przyglądał się przyniesionemu czemuś. W końcu chwycił to swoim ogonem, a łapą pokazał Vixenowi regał, na którym powinien szukać książki, za co ten od razu się zabrał. Przesuwając pazurem po grzbietach woluminów czytał ich tytuły. Wyjął dwie które go zainteresowały: ”Wszystko co chciałeś wiedzieć o zwiadowcach, ale nie możesz zapytać, bo schowali się w cieniu” oraz “Jak zostać zwiadowcą i czy jesteś pewien że tego chcesz?”. Pokazał je małpie.
Bibliotekarz wziął obie pozycje do ręki i dokładnie się im przyjrzał, po czym oddał jej smokowcowi.
- Dbaaaj o nie.
-Będę.- zapewnił czarnołuski i udał się do siebie żeby do końca ogarnąć działanie sprzętów, a potem pogrążyć się w lekturze.

Ryo 19-03-2016 20:29

Po małym zwiedzeniu stołówki, [Ryo] schowała smakołyki do ATSu. Pokręciła się po budynku, by zapoznać się lepiej z jego planem, skrytkami i tajemnicami, jakie w sobie skrywał. Nie była nawet zbyt zainteresowana rozmowa z innymi; tych wolała poznawać… na odległość. Zerkać co robią, przyglądać się ich mowie ciała. Na wszystko przyjdzie czas, z resztą tak naprawdę nikt nie był zainteresowany nikim. Chyba ze diablik ja obserwował czy śledził, o ile się tego podjął. Sama dziewczynka zwiedzając budynek, zaglądała do każdej sali, jeśli mogla, maskując swój zwiad. Po drodze wskoczyła do biblioteki niby po to, by ją obejrzeć, a tak naprawdę poszukiwała małpkę.
Plan był dość prosty. Na dole znajdowało się 7 par drzwi - nie licząc wejściowych. Stołówka znajdowała się na przeciwko wejścia, a biblioteka na prawo od stołówki. Reszta sal była nieopisana. Skrytek i tajemnic Ryo nie udało się odkryć żadnych. Albo budynek ich nie miał, albo były dobrze poukrywane. Na pierwszym piętrze znalazła 18 par drzwi. Po dziewięć na każdej ścianie. Udało otworzyć jej się tylko jedne, te z numerem 13. To był jej pokój. Weszła do środka. Jej oczom ukazało się skromnie urządzone wnętrze. Łóżko, stół i dwa krzesła - widać ktoś zakładał, że będzie przyjmować gości, idiota - lodówka i dwoje drzwi. Jedne prowadziły do łazienki wraz z toaletą, drugie do niewielkiej garderoby. Oprócz tego był też niewielki aneks kuchenny. Wszystko było idealnie dopasowane do jej wzrostu i gustu. Cieszyła się z czterech niemal zupełnie własnych kątów, których nie musiała z nikim i niczym dzielić. To tak jakby dostała własną kawalerkę. Pierwszy raz od kilku lat spania w byle jakich karczmach, starych opuszczonych szopach czy pod gołym niebem w końcu mogła cieszyć się cywilizowanymi warunkami. Lecz to radowanie się rozłożyła na raty, musiała wszak sprawdzić jeszcze resztę akademii.
Opuściła swój pokój, zamknęła go, po czym zeszła na dol, pokręcić się jeszcze po okolicy. Przypadkiem do jej uszu dotarł głos Vixena, który z kimś rozmawiał. Ryo zatrzymała się, upewniła się, ze nikogo w pobliżu nie ma, ale nie było prosto, bo czasem przechodził jakiś regularny, ostatecznie jednak znalazła się chwila, w której nikogo nie było i wskoczyła do pobliskiego cienia, zanurzając się w nim w zupełności. Wiec Vixen rozmawiał z Barbara. Nie podsłuchała co prawda całej rozmowy, ale z jej urywków wywnioskowała, ze Vixen chciał odzyskać butelkę wódki za… za co?! Chwila, Barbara zdobyła JEJ zdobycz - ale jak?! Kiedy, gdy ten alkohol schowała do Atsu jeszcze zanim ten trunek totalnie uderzył jej do głowy. Do ATSu, z którego podobno nikt poza właścicielem nie mógł niczego wyciągać?
Ech, a może ATSy były przereklamowane jak towary elfickich kupców...
Ryo w pewnym momencie poczuła, jak ktoś uderza ją w tyłek. Niemniej zacisnęła zęby i nie ruszyła się z cienia, póki Barbara i Vixen nie zniknęli w sali zwiadowców. Dopiero gdy zamknęły się drzwi od sali i nikt nie przechodził, Ryo wyłoniła się z cieni i przeszła się do biblioteki. Bolał ją tyłek, ten chamski zamach to nie było nic fajnego ze strony jej przyszłej nauczycielki. Pierwszy dzień, a już Barbara zalatywała do byle regularnego.
Ryo do biblioteki weszła już normalnie jak każdy cywilizowany człek. Bez używania tricków. Tylko małpy było brak na widoku. Trzeba było jej poszukać.
Małpka odnalazła się między regałami. Wisiała na kiju głową w dół.
- To ty. Złodziejkaaa. Witaaam, w czym mogę pomóc? - zapytała, nawet nie patrząc na Ryo.
- Ja tez witam. Skorzystałam z pańskiego zaproszenia. Miałam się wstawić później, a przynajmniej mówił tak pan ponad godzinę temu - milutki głos oddzielał się od jej ukrytego marazmu. - Wiec wstawiłam się teraz.
Pojawił się ATS. Ryo wyjęła z niego jedno jabłko.
- Pewnie nie przyszłaaaś spędzić miło czaaasu ze mną, tylko zaaadawać pytaaania? - zagadnął Sun, sięgając jednocześnie ogonem po jabłko.
- Czemu zadawanie pytań miałoby się kłócić z miłym spędzaniem czasu. W końcu można połączyć to i to- sama dziewczynka tez wyjęła sobie owoc. - w odpowiednich proporcjach - ugryzła kawałek owocu.
- Bo odpowiaaadanie na pytaaania, nie jest miłym spędzaaaniem czaaasu. - wyjaśnił bibliotekarz.
- Odpowiedź czasem może być pytaniem, a pytanie odpowiedzią - odparła filozoficznie Ryo. - pańska niechęć do pytań wzięła się zapewne z niemiłego incydentu z tym, który sprawił, ze został pan bibliotekarzem.
- Taaak. Twojaaa też się zaaaraz pojaaawi jaaak dostaaaniesz kijem zaaa filozofowaaanie.
- Ojoj… - dziewczynka zasmuciła się reakcją małpki. - Szkoda, ze pana tak to dręczy… gdyby mnie dręczyła tak wielka niechęć do książek, to nie spotkalibyśmy się w bibliotece. Nie wiem, jak panu pomóc, żeby to pana tak nie męczyło… ale nie wiem, czego pan po mnie oczekuje, osobie, która pan teraz trzeci raz widzi na oczy, ale tak właściwie pierwszy raz poznaje.
- Nie dręczy mnie niechęć do książek, tylko niechęć do pytaaań. Jaaak chcesz mi pomóc, to bierz książkę i czytaaaj, aaa nie zaaadawaj tyle pytaaań. - wyjaśniła małpiatka - Wszystko jest opisaaane w książkaaach. Przy wejściu maaasz legendę, gdzie czego szukaaać.
- Yhym. Ma pan racje. Informacji ma pan tutaj w bród, wiedzy tez. Wiec skorzystam z tego. Nie mogę panu pomoc… własciwie nikt panu nie może pomóc, jeśli sam pan pomocy nie chce - dodała, zerkając na legendę.
Szukała książek dotyczących technik zwiadowczych. Nie zamierzała łapać stu stok za ogon jak jej smoczy znajomy, który napalił się chyba na ta klasę (choć Ryo mowiło czy nawet była pewna, ze do Vixena przemówily cycki pani Barbary).
- Jeśli będzie chciał pan pogadać. To może pan przyjść do mnie. Przy okazji mam owoce. - rzuciła do Suna, sama zaś w przerwach od lektury dyskretnie obserwowłla małpiatkę.
- Nie potrzebuję pomocy. Nowi regulaaarni zaaawsze będą przychodzić. Jaaaki jest sens ich zaaabijać? - odparła małpiatka.
- o, zadał pan pytanie. Jest postęp - Ryo pochwaliła małpkę. - może pan też pomyśleć, ze nowi rankerzy tez będą dochodzić, póki Wieża będzie istnieć - podsunęła myśl. - a każdy ranker był kiedyś regularnym, co nie?
- Raaankerzy nie zaaadają tylu pytaaań co regulaaarni. - stwierdził Sun. - Oni już znaaają odpowiedzi.
- Może dlatego, że nie bali się pytań.
- Nie. Dlaaatego, że ich nie zaaadawali. Saaami odkrywaaali naaa nie odpowiedzi, aaa nie czekaaali, aaaż ktoś im je podaaa. - bibliotekarz podzielił się z Ryo modrością Wieży. - To odróżniaaa tych, którzy weszli wyżej, od tych, którzy oblaaali.
- To ma sens - Sun możliwe ze zdawał sobie sprawę, ze dał jej jako pierwszy z rankerów dobrą lekcje, choć nie był nauczycielem.
- Dziękuję za tę lekcje, chociaż musiał pan znieść pytania początkującego regularnego - być może to szukanie odpowiedzi na pytanie było kwintesencja jej pozycji. - choć trudno ukrywać, ze pytania mogą być całkiem wygodnym i dobrym narzędziem w szukaniu odpowiedzi na nie.
Wyglądało tez na to, ze będzie musiała wypracować inne sposoby pozyskiwania informacji niż bezpośrednie zadawanie pytań.
- Równie dobrym, co pozwaaalającym naaabić guzaaa, jeśli traaafi się naaa osobę nielubiącą być pytaaaną.
- Wiec będę musiała odkryć sposób, by zweryfikować, która osoba nic nie ma przeciw pytaniom, a która ma, nim jakikolwiek pytanie zadam.
- Tego chybaaa powinnaaaś się uczyć w zwiaaadzie. - stwierdził Sun.
Ryo skinęła głową na ta odpowiedz.
- W końcu sam pan dociekł do tego, ze przydzielono mnie do zwiadowców.
- Strzelaaałem. Tylko zwiaaadowcy i właaadcy shinsu zaaadają tyle pytaaań. Resztaaa czytaaa książki.
- Przecież pan na naszym pierwszym spotkaniu nazwał mnie złodziejką, mimo ze dopiero co ukończyłam test z moją drużyną i wcześniej nie miałam żadnej styczności z panem. Skądś to pan wiedział.
- Skraaadałaś się w cieniu jaaak złodziejkaaa, by zrobić coś, co inni robili bez niczego - wyjaśnił bibliotekarz. - Tylko złodzieje taaak robią. Więc jesteś złodziejką.
- Nie tylko złodzieje się skradają w cieniu - Ryo wzruszyła ramionami. - bo nie chciałam, żeby ktoś mnie widział i złapał - wyjaśniła naprędce.
- Aaale tylko złodzieje się tłumaaaczą. - odparł Sun. - Skrytobójcy się nie tłumaaaczą.
- Przyjmę to do wiadomości - odparła Ryo, która coraz większej ilości ciekawych rzeczy się dowiadywała. - tak samo jak tylko winni się tłumaczą.
- Aaa naaajlepiej nie daaać się złaaapać.
- Otóż to - Ryo na szybko przejrzała książkę. - a oto mi chodziło, by mnie nikt nie mógł złapać.
Nad czymś się zadumała.
- Znalazłam kilka ciekawych technik, ale wszystkie z nich wymagają użycia shinsu. A pan był władajacym shinsu...
Po czym westchnela:
- Co prawda pan Syrion mówił, o co chodzi z tym shinsu. Niemniej jego tłumaczenia nie wydaja mi się, em… pełne - poczochrała sobie włosy w oznace zakłopotania. - wiec myślę sobie, ze może pan mógłby opowiedzieć, jak panu szlo opanowywanie shinsu i może co by mógł pan polecić, żebym i ja mogła opanować shinsu dostatecznie dobrze.
- Od tego jest Ihthiegyh, onaaa jest naaauczycielką właaadców shinsu - odparl bilbiotekarz. - Jaaa tutaaaj jestem od pilnowaaania biblioteki.
- Yhm, rozumiem… chciałabym wypożyczyć książkę - zwróciła się do Suna.
- Pokaaaż ją. - małpiszon wziął książkę od dziewczyny. Przyjrzał się jej uważnie i oddał. - Odpowiaaadasz za nią. Zaaa zniszczenie książek kaaara jest pieniężna i punktowaaa. Rozumiemy się?
- Yhm - Ryo otrzymała tez wskazówkę, jak można by było obniżyć punktacje drużyny - czyjejś lub co gorsza swojej. Musiała tę książkę traktować z niemal nabożną czcią i ostrożnością. Sun dostał jabłko od Ryo, a po tym dziewczyna udała się na poszukiwanie ośmiorniczej nauczycielki.
Poszukiwania kobiety nie przyniosły żadnego skutku. Nigdzie jej nie było widać. Prawdopodobnie znajdowała się w sali dla władców shinsu… tylko, która to była sala?
Wiedziała przynajmniej do której sali nie pukać. Pozostały wiec cztery sale do wyboru oraz obserwacja i wywiad z orczym karczmarzem. Chyba że… cala wskazówka co do sal tkwiła w słowach Yshio. Skoro sala zwiadowców znajdowała się najdalej od jadalni, to wcześniej mogła się znajdować sala łowców, obrońców, shinsu i latarników. Z takim założeniem Ryo podeszła do drzwi [naprzeciwko biblioteki] znajdujących się najbliżej jadalni i zapukała do nich.
Pukanie początkowo nie przyniosło większych efektów. A tak przynajmniej mogło się dziewczynie wydawać.
- Czego chcesz? - usłyszała głos dobiegający z lewej strony, jednak gdy się tam obróciła nikogo nie zastała.
Czyżby dobrze odgadła? Ryo sformułowała w myślach odpowiedz.
Przyszłam do pani w sprawie shinsu.
Nic to jednak nie dało. Nie mając pewności, co do nadawcy telepatycznej wiadomości zapukała ponownie.
- Głucha jesteś, czy co? W czasie spotkania informacyjnego nie wydawałaś się głucha. - znów usłyszała głos dochodzący z lewej strony. Nie mogło być mowy, żeby przekaz był myślowy.
Westchnęła. Prawie wszyscy wydawali się nieuprzejmi albo agresywni bez powodu. Zaczęło być to zasmucająco normalne w tym miejscu.
- Mam sprawę - Ryo odparła iście lakonicznie, nie wdając się w szczegóły. Możliwe, że rozmówca nie był kimś, do kogo Ryo chciała się zwrócić, więc nie wyjaśniała nic ponadto.
- Tyle to wiem. Nie pukałabyś do moich drzwi, gdybyś nie miała sprawy. - odparł głos.
Czemu ten głos dochodził z lewej strony?
- Czy mogłabym wiedzieć, z kim rozmawiam? Szukam pani Ihthiegyh.
Tuż przed Ryo, pojawił się nauczyciel łowców. P-742. Musiał mieć na sobie kamuflaż, skoro był niewidzialny.
- To źle trafiłaś. Ihthiegyh jest po przeciwnej stronie, środkowe drzwi. - wyjaśnił ranker.
Ryo z uznaniem odparła rankerowi:
- Fajna sztuczka. No to ja już nie będę przeszkadzać. Dziękuję za pomoc - nawet lekko ukłoniła się , po czym udała się do drzwi, które wskazał robot.
Drzwi otwarły się niemal natychmiast, same. Unosiła się w nich kula, którą miała przy sobie władczyni shinsu w czasie spotkania informacyjnego.
- Wejdź dziecko. - usłyszała przyprawiający o gęsią skórkę głos. Tym razem chyba jednak tylko w swojej głowie. - W czym mogę ci pomóc?
- O, dzień dobry - grzecznie się przywitało dobrze ponad kilkusetletnie (może nawet starsze) dziecko. - Ja w sprawie ćwiczeń kontroli nad shinsu, czy mogłaby pani profesor coś poradzić?
- Zacznij od wykrycia shinsu będącego dookoła. - usłyszała w głowie.
Ryo nie za bardzo wiedziała, jak się tak naprawdę porządnie do tego zabrać. Mogla swobodnie manipulować cieniami, ciemnością, stworzyć ogień, ale wykrycie samego czystego shinsu było wbrew pozorom zupełnie inna sprawa.
Nie wyszło za pierwszym razem; Ryo nie była w stanie odróżnić shinsu od otaczającego ją powietrza. Spróbowała zatem ponownie. Oczyściła umysł ze zbędnych myśli. Nie koncentrowała się na szukaniu energii na siłę, a pozwalała na to, by to energia swobodnie przepływała przez jej ciało. Druga próba zakończyła się sukcesem, zwiadowczyni wyczuwała energię, która krążyła w powietrzu. Wręcz świetnie. Niemniej kilka kolejnych prób zakończyło się porażką, Ryo niczego nie wyczuwała i była bliska próby zakończenia wyczuwania shinsu. Najwyraźniej wcale nie miała takich dobrych dyspozycji do bycia władającym shinsu, jakby się wydawało, a druga próba musiała wyjść czystym przypadkiem. Dala sobie chwilowo siana, bo była zmęczona tym ćwiczeniem. Ryo długo zajmowało pojęcie, o co chodzi z tą sztuką, ale nie chciała prosić nauczycielki o pomoc; sama chciała zakumać o co z tym chodzi. Chwilowy odpoczynek wyszedł na dobre, udało się wyczuć jej energię bijącą z nauczycielki oraz co większe “porcje” shinsu unoszące się w powietrzu. Ryo nie chciała zaprzestać tych prób, póki nie opanowałaby wyczuwania shinsu dostatecznie dobrze. Z kolejnymi próbami szlo jej coraz lepiej, ostatecznie większość okruchów shinsu nie była w stanie się wymknąć. Choć tutaj pani profesor musiała wykazać się nie lada cierpliwością, aby dziecko opanowało dostatecznie dobrze taka podstawę podstaw. Ostatecznie Ryo musiała się pogodzić z faktem, ze żaden z niej geniusz magii nie będzie, ale poczyniła mały postęp. Widać kilkanaście prób zmęczyło Ryo, która oznajmiła, ze wykrywa większe pokłady energii, lecz nie wszystkie, najmniejsze, najniższe warstwy shinsu wciąż jeszcze są poza jej zakresem, przynajmniej teraz.
- Dobrze, całkiem dobrze, jednak nim nie będziesz wykrywać najniższych pokładów shinsu, nie będziesz mogła kontynuować dalej. Zmysł wyczuwania shinsu powinien stać się twoim zmysłem w takim samym stopniu co wszystkie pozostałe jakie masz. - usłyszała w głowie głos Ihthiegyh.
- Chyba muszę sobie chwile odpocząć - stwierdziła “złodziejka”. Wyczuwanie shinsu wydawało się trudniejsze od przedzierania się przez dom pełen iluzyjnych strażników. Dalsze próby zakończyły się fiaskiem i Ryo nie widziała powodów, żeby ćwiczenia kontynuować tegoż dnia.
- Myślę, ze na dziś starczy. Zgłoszę się do pani, jak wyczuwanie shinsu opanuje wystarczająco dobrze - zadecydowała brunetka. -tylko nie wiem, kiedy pani profesor miałaby wolne, aby tutaj wpaść po kolejne porady.
- Codziennie po zajęciach powinnam mieć czas. W przeciwnym razie nie otworzę ci drzwi. - kobieta przekazała regularnej swoje myśli.
- Zrozumiałam. Dziękuję za naukę i czas - zwróciła się do ośmiorniczej nauczycielki. Na pożegnanie ukłoniła się jej. - Do widzenia - po czym zniknęła z pomieszczenia i pojawiła się na korytarzu.
[Ryo] Nie spotkała już P-742; ten albo zakamuflował się, lub zamknął się w swojej sali bądź zniknął. Reszty sal nie zamierzała już sprawdzać. Wpadła przypadkiem wtedy kiedy Vixen sprawdzał drzwi wyjściowe. Nie mógł ich otworzyć. Ryo nie zamierzała wpadać na niego. Udała się do biblioteki i tam się zaszyła. Podczas przeglądania zbiorów w dziale zwiadowców usłyszała Vixena, który rozmawiał z Sunem. Tak się szczęśliwie złożyło, że smokowiec nie zauważył dziewczyny, bo był zajęty rozmową z małpiszonem, czego Ryo nie omieszkała nie wykorzystać, by schować się w najbliższym cieniu, by przyglądnąć się zajściu i podsłuchać rozmowę. Nie zamierzała się wtrącać, o wiele więcej zyskała,nie wychylając się ze swej bezpiecznej, mrocznej kryjówki. Później widziała, jak Vixen udaje się do działu zwiadowców i wyciągnął dwie książki. Obie o zwiadowcach. Później gad udał się z nimi do małpiszona, a następnie wyszedł z nimi z biblioteki. Dopiero po tym Ryo wyszła z cienia pobliskiego regału, który znajdował się za martwym punktem, jeśli się wchodziło do biblioteki lub znajdowało przy biurku Suna.
Cycki Barbary naprawdę musiały mu namieszać w głowie, skoro ubzdurało mu się zostać zwiadowcą. Lepiej, żeby ktoś miał na niego oko, zanim mu odpierdoli do reszty” - mruknęła do siebie w myślach i zniknęła z biblioteki.

Kolejny cel: stołówka.
- Poproszę o alkohol w diamentowej butelce, kilka paczek ryżu, kilka paczek sushi… - [Ryo] poprosiła jeszcze o warzywa, owoce, surową wołowinę najlepszej jakości. - Oraz ten krasnoludzki trunek, który piłam parę godzin temu. I proszę o zapakowanie tego wszystkiego.
Ork nie zadawał pytań. Spełnił zamówienie Ryo, z tym, że alkohol w diamentowej butelce został przelany do niewielkiej, diamentowej szklaneczki.
- Alkohol proszę przelać do małej buteleczki, nie będę go teraz pić.
Hargur nie bawił się w przelewanie, lecz zatkał kubek diamentową zatyczką.
- O, też może być. Dziękuję.
- Tylko uważaj z tym, bo tyle starczy byś umarła pewnie. - poinformował ork.
- Aż takie mocne? - zdziwiła się Ryo. - To co to takiego, że krasnoludzki bimber przy tym to woda?
- Smoczy bimber. - odparł barman. - Nie spotkałem mocniejszego alkoholu.
- Owww. I dlatego to pan tak powoli pił - stwierdziła Ryo, wskazując na diamentową butlę. - Poleci pan co dobrego i porządnego na rozbudzenie.
- Zimny prysznic lub kop w jaja. Ale jak widzę nie wyglądasz na taką, co ma jaja, więc… - Hargur schylił się pod ladą wyraźnie czegoś szukając. Po chwili się wyprostował, trzymają w ręku małą buteleczkę. - A ty co się gapisz? Nie mów mi, że jesteś z tych co mają cycki i jaja?
- Niech mnie pan nawet nie obraża na dzień dobry, jestem kobietą, choć może nie wszyscy to widzą - burknęła Ryo. - A oczy mam od tego, żeby się gapić.
- Widzę, widzę. Tylko wiesz, w tej Wieży różne dziwactwa się widzi. Gdy będziesz tutaj tyle co ja, to zrozumiesz. Widziałem takich, co mają cztery pary cycków i dwa kutasy.
- [i]Łażę po światach tyle, co niektórzy się tutaj wspinają na szczyt Wieży, albo i dłużej[i] - mruknęła. - a i tak nie ryzykowałabym gapić się innym pod ubranie lub wydawać takie werdykty.
- Aleś ty poważna. Trochę dystansu do siebie. Dobra, dobra, przepraszam, że cię niechcący obraziłem. Jesteś baba i to całkiem ładna baba. A to masz na obudzenie. Kropla do szklanki wody i jesteś jak nowo narodzona. Nie waż się wlewać tego więcej lub do alkoholu.
- Znam znacznie poważniejszych ode mnie, co jakbym im powiedziała to, co pan mi powiedział, to bym w tej chwili była rozjechana po ścianie jak slaana piekielnym walcem i to pewnie na całą długość Wieży - wskazała na specyfik. - A co to? - spytała z zaciekawieniem i mniejszą powagą wyrytą na twarzy.
- Nie chcesz wiedzieć. Ani trochę nie chcesz wiedzieć. Uwierz mi, że nie chcesz.
- Może pan spokojnie powiedzieć.
- Mocz takiego mniejszego smoka wymieszany z… gównem takiego większego smoka.
- Zajebiście. A może coś mniej, hmmm, kontrowersyjnego? Jakiś ekstrakt z szyszymorki czy coś? Chociaż sądzę, że mój smoczy kolega będzie wniebowzięty na taki prezent - wskazała na fiolkę z niezbyt przyjemną, ale mocną zawartością.
- No to zimny prysznic.
- Może jednak poproszę yerba mate, guaranę i orzeszki kola. A tamto to dla kolegi zostawię.
- Takie słabe? Jak tam chcesz. - ork postawił przed kobietą wszystkie trzy produkty.
- Wzięłabym coś mocniejszego, ale nie chcę czegoś, co byłoby szczynami jakichś stworów - Ryo rozłożyła lekko ręce w geście bezradności. - Jak zna pan coś, co nie byłoby szczynami czegoś i tego typu, i byłoby mocniejsze od tych trzech rzeczy, to słucham.
- Wiesz, wszystko co jest mocniejsze od tego to szczyny czegoś.
- To ja jednak pozostanę przy tych słabiznach.
- No, mądra dziewczyna. Masz. Coś jeszcze?
- Kilka pustych fioleczek - poprosiła. - I chyba tyle, najwyżej później przyjdę, jak będzie potrzeba… emmm, jadalnia jest czynna 26 godzin na dobę?
- Nie. W nocy działa automat przy wejściu. Wiesz, też muszę kiedyś spać. Nie jestem robotem. - wyjaśnił ork.
- Nie widziałam automatu przy wejściu.
- Pojawia się, jak ja idę spać.
- A jak wygląda ten automat?
- Jak przyjdziesz w nocy to zobaczysz.
- Jak tak pan stawia sprawę, to okej - odparła. Przynajmniej nie zdziwi się, jak zobaczy kolejne wcielenie apokalipsy rodem z pierwszego drużynowego testu.
- Nie wiem, czy chcę wiedzieć, jak smoki pędzą taki bimber - rzuciła inny temat, wskazując na butelkę cholernie mocnego trunku.
- No a jak pędzi się bimber? Co, myślisz, że one szczają do beczek z tym? - ork zaśmiał się.
- Nie wiem, co one dodają, co one z tym robią i nie wiem, czy chcę to wiedzieć - Ryo przechyliła głowę zerkając na “diamencik”. - Najlepiej byłoby się spytać smoczego koleżki, pewnie by wiedział, jakby kto był tym zainteresowany.
- Przecie to nie smok. Ślepa jesteś? Na kilometr widać, że jest jakąś mieszanką smoka z czymś.
- Pewnie nie jest prawdziwym smokiem - przyznała Ryo. - A może w jego świecie smoki tak właśnie wyglądają - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Niemniej obstawiam pierwszą opcję - dodała.

Ryo zaczęła się nudzić. Wyjść z akademii nie można było. Poszła do swego pokoju, przepakowała zakupy (za które zresztą nic nie zapłaciła) do lodówki. Wypakowała książkę i postawiła na półce. Nie miała siły na ćwiczenie wyczuwania shinsu ani na czytanie, nie było z kim pogadać, bo wszyscy regularni się pochowali w pokojach. Jeden z nich wydrapał na drzwiach swoje imię.
“Vixen”.
Drzwi numer osiem.
Przynajmniej jedna wiadoma. Niemniej jakoś miała opór, żeby zapukać do jego drzwi. Miała głupią chęć, żeby dla żartu popukać za pomocą cieni we wszystkie drzwi poza jej i Vixena. Zeszła na półparter, wybrała drzwi numer czternaście i za pomocą cienia zapukała do nich, po czym szybko zanurkowała do pobliskiego cienia i czekała na rezultat swoich figli.
Nikt jednak się nie pojawił. Ktoś miał w poważaniu pukanie, nie słyszał, lub pokój był zwyczajnie pusty. Potem poszła trzynastka, jej własne drzwi - tutaj jasnym było, że nikt nie wyjdzie. Potem poszła dwunastka.
Drzwi otworzyły się po chwili. Stał w nich Purrr, trzymając swój młot w ręku.
- Co się dzieje? - spytał zaspanym głosem.
Nikt mu nie odpowiedział. Sam też nie mógł nikogo zauważyć, bo prowodyr - Ryo - znajdowała się [dosłownie] w cieniu na półparterze, obserwowała całą sytuację i nie zamierzała się odzywać, póki kotek nie zamknie się w pokoju.
- Głupie żarty. - rzucił kotek i wrócił do pokoju, nie omieszkując trzasnąć przy tym drzwiami.
Wówczas Ryo wyłoniła się z cieni. Przestało ją to bawić. Westchnęła, spoglądając na drzwi.
Dzień zapowiadał się totalnie nudno.
Chyba jednak pójdzie do pokoju i pójdzie sobie poćwiczyć-wykrywanie shinsu oraz przestudiuje sobie książkę z biblioteki.

Karmazyn 19-03-2016 22:22

Pierwsze piętro: Pierwsze zajęcia

Jak to zawsze bywa, po nocy następuje dzień. Poranek był niezwykle piękny, jednak nikt nie mógł go zobaczyć. Istota odpowiedzialna za budowę akademii zapomniała o jednym, powszechnie występującym w innych światach elemencie budowli. O oknach. Być może gdyby o tym pomyślała, nie musiałaby bawić się w sztuczne oświetlenie informujące o porze dnia. A może to wszystko było specjalnie zrobione, by odciąć nowych regularnych od świata zewnętrznego? Tylko administrator piętra mógł wiedzieć, a on nie był z tych rozmownych.

Regularni zostali zbudzeni z samego rana. Ci, których nie obudził rozjaśniający się sufit, zostali brutalnie obudzeni przez alarm, który nie miał najmniejszego zamiaru się wyłączyć, dopóki osoba w pokoju nie wstała z łóżka. Śniadanie, kąpiel, ćwiczenia. Każda z 12 istot zamieszkujących piętro akademii zajęła się swoimi porannymi czynnościami. Gdy nadeszła odpowiednia pora, ruszyli do sal ćwiczebnych, by odbyć swoje pierwsze zajęcia, z przydzielonej im przez Wieżę pozycji. Jak się okazało, nauczyciele już na nich czekali.
Drzwi najbliżej jadalni, naprzeciwko biblioteki należały do łowców. W środkowym szeregu te po lewej od wejścia były obrońców. Naprzeciwko nich salę mieli władcy shinsu. Najbliżej wejścia znajdowały się sale zwiadowców - po prawej i latarników – po lewej.
Każdy z regularnych wszedł do odpowiedniej sali. Nie obeszło się bez kilku zaskoczeń.

Ryoku

Sala, w której się znalazła, przypominała jej salę, w której baleriny ćwiczyły balet. Ściany od góry do dołu pokryte były lustrami. Zwisające z sufitu latarnie sprawiały, że sala była istną szachownicą, w której świetliste okręgi walczyły z mrocznymi o dominację. W jaki sposób coś takiego było możliwe, Ryo nie miała pojęcia.

[media]http://c2.staticflickr.com/2/1395/554411417_b4ad32c881_z.jpg[/media]

Dziewczyna bardziej niż na sali skupiła się na zwiadowcy z przeciwnej drużyny. Jej przypuszczenia na ten temat okazały się całkowicie błędne. Nie był to mężczyzna, którego tak się obawiała, lecz… zbroja, w której wnętrzu palił się ogień. Widać Wieża miała poczucie humoru, skoro kogoś takiego przydzieliła do tej pozycji. Nie, to nie tak. Po prostu ocenianie na pierwszy rzut oka było błędne. Kto jak kto, ale ona powinna coś o tym wiedzieć.

- Witajcie zwiadowcy. – Barbara zamknęła drzwi i przyjrzała się dwójce regularnych. – Ryo i Yoroi, miło mi was poznać. Ja jestem Barbara, wasza nauczycielka. – przedstawiła się raczej z grzeczności niż potrzeby. – Rolą waszej pozycji jest przeniknięcie niezauważonym na terytorium wroga, zdobycie informacji albo spełnienie jakiegoś innego celu, na przykład zabójstwo lub dywersja. Jeśli zwiadowca nie jest wystarczająco dobry, ginie jako pierwszy. W wielu przypadkach uwaga przeciwników skupia się w pierwszej kolejności na wyeliminowaniu zwiadowcy. Dlatego zwiadowca musi poruszać się niezauważenie. – kobieta przerwała, przyglądając się swoim podopiecznym. – Skoro jest was tutaj dwoje, to zaczniemy właśnie od tego. Moja ulubiona zabawa. Zabawa w chowanego. Jedno z was będzie się chować, a drugie będzie próbowało go znaleźć. Komu zajmie to mniej czasu dostanie… 10 punktów. – z jednej z sakiewek wyjęła coś, co przypominało monetę. – Yoroi chowa się jako pierwszy.

Wtedy Ryo zrozumiała, dlaczego zbroja została przydzielona do zwiadowców. Ogień, który palił się do tej pory w jej wnętrzu, został zamieniony przez mrok… Chwila, czy ta chodząca puszka złomu miała takie same zdolności jak ona? Yoroi wszedł w okrąg ciemności i rozpłynął się w nim. Trzeba było go znaleźć.

Vixen

Wszedł do sali łowców, nie przejmując się specjalnie niczym. Znaczy niczym innym niż krągłości Barbary, przez które pierwszy raz niemal uderzył w ścianę. Gdy smokowiec stracił kobietę z oczu, a krew powróciła do właściwego mózgu, mógł przeanalizować miejsce, w którym się znalazł. A znalazł się przed ringiem bokserskim. Vixen nie do końca wiedział, co to jest, ale porównując do istniejących w jego świecie aren, bez trudu domyślił się, że było to miejsce do bicia się, czy też bycia bitym – w zależności, na jakiego przeciwnika się trafiło.

[media]http://www.hippocampusmagazine.com/wp-content/uploads/2014/02/boxing-ring-1024x690.jpg[/media]

Oprócz niego i Purrra w sali znalazł się też czteroręki kot i metalowy anioł z drużyny niebieskich. W tym przypadku obyło się bez większych zaskoczeń. No może z wyjątkiem szeptu, jaki Vixen usłyszał od kota ze swojej drużyny.
– Ten duży tam... – wskazał na tygrysa – To mój brat. Nie lubi mnie
P-742 wszedł ostatni, zamykając za sobą drzwi.

– Vixen, Purrr, Wrrr, Archel. – wymówił imiona regularnych. – Jako łowcy waszym zadaniem jest walka w pierwszej linii, z łowcami przeciwnika. Wydawać by się mogło, że nie jest to zbyt skomplikowane, lecz jak dowiecie się w czasie zajęć, nie możecie jedynie bezmyślnie machać bronią. To od was zależy, czy wróg przedrze się na wasz teren, czy zostanie powstrzymany. Na waszych barkach spoczywa wynik całej bitwy. Od dzisiaj waszą dewizą ma być: pokonać przeciwnika, zanim on pokona mnie. I właśnie tego będziecie się uczyć. Jak przetrwać na polu bitwy. Zacznijmy od sparingu. Wejdźcie na ring. Dwóch na dwóch. Tak jak jesteście w drużynie. Zwycięzcy dostaną 10 punktów za każdą osobę zdolną dalej walczyć. Zaczynajcie.

Drużyna niebieskich stanęła na ringu. Tygrys wykonał kilka szybkich ciosów swoimi rękami na rozgrzewkę. Anioł natomiast rozprostował swoje metaliczne skrzydła. Zapowiadał się ciekawy pojedynek. Kocia rodzina i dwóch latających.

Ryo 20-03-2016 20:24

- Czyli takie buty - dziewczyna westchnęła, zerkając na zbroję, a potem lustra. Postanowiła skorzystać z oświetlenia sali. Przydałoby się lusterko albo coś, co odbijałoby światło. W sumie… kawał sali stanowiły lustra. A Ryo musiała znaleźć wypolerowaną zbroję z ogniem, który mógł się zmieniać w mrok. Nie miała jednak specjalnej ochoty pokazywać wszystkiego na co ją stać.
Szybko wyciągnęła z ATSa sznur od bielizny oraz parę noży. Odcięła dwa kawałki sznura, przewiązała do paru noży, po czym rzuciła nimi w lampy wiszące na suficie. Miało to za zadanie przyczepić i przy okazji związać je ze sobą. Postanowiła pobawić się w wilka i “zajączki” manewrując lampami tak, żeby zbrojny miał problemy ze schowaniem się w cieniu na dłuższą metę. No to zabawę czas zacząć…
Lampy zaczęły się kołysać, chaotycznie oświetlając całą salę. Światło odbijało się od luster. Przewidzenie miejsca, w którym miał się aktualnie znaleźć cień, było niemożliwe. Yoroi został dość szybko wykryty, gdy promień świetlny odbił się od niego, a nie od lustra.
- Ha! Tam jesteś! - Ryo szybko wskazała miejsce ostatniego pobytu zbroi, przy okazji sygnalizując nauczycielce, że znalazła Yoroia. Nie żeby jej lepiej później poszło, ale nie sądziła, że tak szybko jej pójdzie. Spodziewała się, że będzie tej zbroi szukać przez co najmniej połowę lekcji.
Po turze Yoroi’a Ryo odczepiła sznury z nożami z lamp. Broń ze sznurem wylądowała w ATSie.
- Jestem pod wrażeniem wykorzystania posiadanych przedmiotów. Niecałe trzy minuty. Jeden z lepszych wyników, jakie w tej grze regularni osiągnęli. Gratuluję. Więc teraz zamiana - odezwała się Barbara.
Ryo jednak jeszcze nie spieszyło się z szukaniem kryjówki. Patrzyła się na lampy, przyczepiła się wzrokiem do jednej z nich.
- Co tam łazi? - Ryo pokazała palcem na jedną z lamp. Tak naprawdę niczego specjalnego tam nie było, może faktycznie była tam plama, którą dziewczyna wzięła za jakieś dziwaczne stworzenie.
Regularny z drużyny przeciwnych dał się nabrać na tę starą jak świat sztuczkę. Barbara jedynie lekko uśmiechnęła się pod nosem. W tym czasie dziewczyna rzuciła chmurę mroku i skryła się w cieniu nauczycielki. Zdezorientowany Yoroi przez chwilę rozglądał się po okolicy.
- Wiesz co, przypominasz mi moją matkę. - rzucił od niechcenia w przestrzeń. - Nawet podobnie macie na imię. Ryoku Nightblade, znasz może?
Nie czekając na odpowiedź, zbrojny znów przywołał ogień, który po chwili eksplodował, zalewając całą salę światłem. Na nieszczęście Ryo, również cień Barbary.
- Znalazłem. - rzucił Yoroi wskazując na dziewczynę.
- Niecała minuta… Gratuluję, osiągnąłeś najlepszy wynik spośród wszystkich regularnych. - stwierdziła nauczycielka. - Yoroi zyskuje 10 punktów za wygranie gry, Ryo zyskuje 5 za kreatywne wykorzystanie swojego ekwipunku. Jakieś uwagi?
- Ja mam do kolegi. O kim takim mówiłeś?
- O mojej matce. Wygląda prawie identycznie jak ty. Ma tylko bliznę na policzku i czarne tatuaże pod oczami. - wyjaśnił.
- To czemu wyglądasz jak pochodnia zamknięta w zbroi? - Ryo albo nie wierzyła w to, co mówił zbrojny albo sądziła, że Yoroi coś wymyśla.
- A to przez mojego ojca. - odparł tamten. - Też był zamknięty w zbroi.
- Pierdolisz - mruknęła Ryo, tając swoje zszokowanie. Jeśli zbrojny mówił prawdę, to Ryo w tej chwili mogła rozmawiać z kimś, kto w alternatywnej rzeczywistości mógł być jej synem. - Skoro twoja matka jest prawie taka jak ja poza paroma szczegółami, to nadal nie chwytam, jak to moze byc twoja prawdziwa postać.
Nawet ich imiona były identyczne. Jeszcze tylko brakowało tego, żeby też była mańkutem.
- To przez mojego ojca. Był czymś podobnym do mnie, tylko dużo silniejszym. Jego… geny zdominowały geny mojej matki i powstałem jaki jestem.
- No dobra milusińscy, po zajęciach sobie pogadacie. Teraz kolejne zadanie.
- Róbcie co chcecie - suchy głos rozległ się z podłogi. Ryo nawet z niej nie powstała. Ciągle nie dowierzała w to, co usłyszała i wcale nie dawało jej to spokoju.
- Jako, że Yoroi wygrał, on zacznie kolejne zadanie. Za to nie ma punktów. To już czysty trening. Jak mówiłam zadaniem zwiadowcy jest zdobywanie informacji. Po to musi mieć dobrą pamięć. Więc musi zapamiętać dużo, w krótkim czasie. - Barbara wskazała na ekran wiszący na jednej ze ścian - Pojawi się na nim dwadzieścia liczb. Musisz zapamiętać jak najwięcej i później powtórzyć. Gotowy?
Yoroi przytaknął głową.
Liczby przeleciały przez ekran. Trudno było powiedzieć czy zbroja się na nich skupia. Jej oblicze było metalicznie nieruchome.
Powtórzył co drugą liczbę. Bez zająknięcia.
- Ryo, twoja kolej.
Ta niechętnie powstała z podłogi. Widać było u niej zrezygnowanie.
- Dobra… 54, 23, 90, 1, 6, 7, 10, 33, 72, 43, 12, 17, 18, 43, 60, 90, 21, 42, 100, 87… - wypaliła jak z automatu. Tak naprawdę trafiła poprawnie 12 z nich. Resztę miała w głębokim poważaniu.
- Chyba zacznę przyznawać wam ujemne punkty, za niestaranie się. - westchnęła Barbara. - Wiecie, że nie robicie tego dla mnie, tylko dla siebie? Im lepiej opanujecie wszystkie umiejętności zwiadowcy, tym większe szanse będziecie mieli by przystąpić do ostatniego testu i go zdać.
- Zależy o kim tu mowa - burknęła do siebie ze zrezygnowaniem Ryo. Mogła jakkolwiek cicho mówić, byleby Yoroi nie słyszał, ale przed Barbarą nie mogła niczego ukryć. Nie była w tym momencie przekonana, że jakkolwiek przegoni zbrojnego. Nie doceniła go, to teraz miała za swoje.
- Proszę dalej - orzekła głośniej i wyraźniej, ale marazm u niej nie zmienił się chyba ani o jotę.
- Dalej będzie, jak zapamiętacie wszystkie liczby i to dwadzieścia razy pod rząd. Nie ma tak łatwo. - rzuciła Barbara. - Ryo teraz ty zaczynasz. - przez ekran zaczęły przebiegać liczby.
Dziewczyna wzięła głębszy wdech. Postanowiła nie myśleć o porażce w zabawie, tylko skupić się na kolejnym zadaniu. W końcu trzeba było wyciągnąć wnioski z niej, a nie przejmować się w nieskończoność. Zapamiętała 18 liczb, dwie natomiast się jej pomyliły. Nie było tak źle, chociaż miała przeczucie, ze zbroja znowu ją tutaj przegoni.
Przeczucia kobiety znów ją zawiodły. Yoroi jej nie przegonił. Powtórzył 15 liczb. Znów bez zająknięcia. Tak jakby nie starał się zapamiętać wszystkich, tylko te konkretne, które powtórzył. Przyszła znów kolej na Ryo.
Nie była pewna, czy tamten robi to specjalnie czy też nie, ale wkrótce zajęła się tylko liczbami. Tym razem powtórzyła ponownie 18 poprawnie, lecz na wzór gościa nie mówiła tych, których nie była pewna.
Zbroja również powtórzyła swój wynik. 15 liczb wypowiedzianych bez chwili wahania. Czyżby miał jakąś obsesję na punkcie piątki i nie miał zamiaru osiągnąć wyniku, który nie dzielił się przez 5?
Na to chyba wyglądało. Godzina zapamiętywania przeplatała się z sukcesami i porażkami Ryo. Czasem ona wypadła lepiej, czasem Yoroi. Dalsze obserwacje brunetki potwierdziły dziwaczną przypadłość tego drugiego. Wszystkie wyniki zbrojnego były liczbami podzielnymi przez 5. Wypadło kilka rund, gdzie zapamiętał 5, było parę takich, gdzie zapamiętał 10, były też takie, gdzie zapamiętał 15 i bodaj jedna czy dwie, gdzie zapamiętał komplet. Skala wyników Ryo była bogatsza, ale za każdym razem nie była większa niż 18. Pewnie przez to, że momentami przejmowała się porażką i to, że gorszy humor dawał się jej we znaki. I dalej miała wrażenie, że gość specjalnie nie traktuje tego wszystkiego poważnie.
- Dobra, starczy. Teraz coś innego. Zamiast liczb będą przedmioty. Yoroi zaczynasz. - zdecydowała Barbara.
Zbroja najwyraźniej zmieniła schemat zapamiętywania, bowiem powtórzył 18 przedmiotów.
- Ryo, twoja kolej.
Dziewczyna skinęła głową. Zmęczenie dało się jej we znaki, bo zapamiętała jedynie 13 przedmiotów i czuła już lekkie znużenie. Niemniej nie mogła oddać zwycięstwa walkowerem swojemu rywalowi.
- Pianino, młotek, zszywacz, stół, krzesło, lampa, kij, mysz, nóż, gitara, flet, szafa, biurko, domek, samochód. - powtórzyła w takiej kolejności, w jakiej zapamiętywała.
W kolejnej turze Yoroi zapamiętał 15 przedmiotów. Czyżby tym razem wybrał liczbę 3?
Ryo chyba też się zaczęło to udzielać, bo wymieniła poprawnie 12 przedmiotów. Nie tak źle, jak na zmęczenie. Jej przeciwnik zapamiętał również 12. To zaczynało być denerwujące. Z tego powodu Ryo zapamiętała tylko 3. Prychnęła cicho pod nosem. Nie przeszła od razu do kolejnego zapamiętywania, tylko wyciągnęła z ATSu mleko, napiła się go, po czym przeszła do zapamiętywania. Chyba lepiej jej szły liczby, a nie przedmioty, bo tych drugich nie wymieniała więcej jak 15 - za każdym razem. Yoroi zaś wymieniał liczbę wyników będącymi wielokrotnościami liczby 3 - niemniej wyszedł podobnie dobry jak Ryo, może momentami był ciut lepszy.
- Dobra dzieciarnia. Godzina przerwy. Należy się wam. Możecie w spokoju sobie pogadać. - stwierdziła Barbara.
Niemniej dziewczyna nie miała ochoty rozmawiać z Yoroi’em. Przycupnęła pod ścianą i próbowała sobie poukładać w głowie, co zrobić z tym gościem, który okazał się ciężkim orzechem do zgryzienia. Skorzystała z przerwy, żeby sobie zjeść śniadanie. Zbrojny umiał grać na nerwach, przyznała to przed samą sobą. Wcześniej myślała, że to dobrze, że diablik nie jest z nią w zwiadowcach, ale chyba zaczynała zmieniać zdanie na ten temat.
- Może dasz zaprosić się na posiłek do jadalni? - Yoroi najwyraźniej nie miał zamiaru pozwolić Ryo, na spokojne zjedzenie śniadania i nie zadawanie się z nim.
Dziewczyna zerknęła na niego z obojętnością.
- Mogę pójść - mruknęła. - Ale nie mam najmniejszego zamiaru cię niańczyć - dodała z lekką burkliwością.
- Czemu niby masz mnie niańczyć? Nie jestem dzieckiem, a ty nie jesteś moją matką. - odparł tamten. Trudno było powiedzieć czy włożył w tę wypowiedź jakiekolwiek emocje.
- Niech ci będzie - burknęła dziewczyna. Jakby ten miał za nią łazić, to już lepiej, by ona z nim polazła. Nie miała zamiaru zdradzać mu, co zrobi, jak tamten ją wywlecze w pole. Był jej rywalem, nie mogła mu pozwolić na zbytnie spoufalanie się z nią.
Dwójka regularnych udała się do stołówki.
- Co zjesz? - spytał Yoroi, wskazują Ryo, by siadła. Najwyraźniej on miał zamiar stawiać i przynieść jedzenie.
- Sama sobie zamówię - odparła dziewczyna. Nie ufała Yoroi’owi, dlatego sama podeszła do Hargura po jedzenie i usiadła przy stoliku, przy którym zasiadł też Yoroi.
- Jak tam chcesz. - zbroja również sobie zamówiła jedzenie. Po zapachu i unoszącej się parze, można było wnioskować, że było to cholernie ostre. - Moja matka też to lubi. - wskazał na talerz Ryo. - Masz dzieci?
Dziewczyna dziwnie na niego spojrzała. Co on miał ze swoją matką? Ryo też kochała swoich rodziców, ale nie wspominała o nich przy byle okazji i byle komu.
- Co ty masz ze swoją matką? - Ryo spytała się wprost Yoroi’a.
- Wiesz nie co dzień spotyka kobietę, która jest moją matką ale nie jest. Pewnie nawet DNA macie takie samo.
- Nie, żeby to był czysty przypadek, że jesteśmy podobne albo że chcesz próbować wyciągnąć o mnie wyciągnąć informacje ode mnie. Smacznego - rzuciła do Yoroi’a, po czym zaczęła spożywać obiad.
- Tak, to czysty przypadek. Jednak nie zmienia to faktu, że jestem tobą zafascynowany. Smacznego. - odparł i wziął sie za jedzenie. Porcje, które zbliżał do hełmu po prostu znikały. To w sumie było mniej dziwne, chociaż podejrzane było to, że nie unosiła się woń spalonego jedzenia.
- Czemu jedzenie ci się nie fajczy?
- A czemu ma się… fajczyć?
- Bo jesteś ognikiem, tak? Jak wsadzisz jedzenie do ognia albo zbyt blisko ognia, to jedzenie przeważnie się fajczy.
- Ale nie jestem ognikiem. Jakbyś dotknęła moje zbroi, nawet byś nie poczuła różnicy temperatury. - odparł. - Ten ogień to taki… na pokaz… głównie.
- Ale na zajęciach widziałam, że byłeś ogniem - zaprzeczała dziewczyna. - To er czym w takim razie jesteś? Bo to wszystko ze sobą się jakoś nie łączy, to co powiedziałeś. I nie mam pojęcia, jak mogłeś powstać, skoro mówisz, że twoja matka była taka jak ja, czyli materialna… a ty nie wydajesz się być materialny.
- Jestem materialny. Zbroja to nie moja odzież, tylko skóra. Ogień i mrok w moim wnętrzu można uznać za wnętrzności. Ojciec był żywiołakiem. Nic nie poradzę na to jaki jestem.
Ryo wytężała zwoje mózgowe. To wszystko składało się w jakąś przedziwaczną całość.
- To nadal się jakoś nie klei. Przypuszczam, że cię stworzono… chyba. Chyba że nie była człowiekiem... Twoja matka jeszcze żyje czy jak? - motała się w tym wszystkim. Wolała jednak więcej wyjaśnień. Nie lubiła gdybania.
- Umarła chwilę przed tym, jak tutaj trafiłem. - wyjaśniła zbroja. - Z tego co kojarzę zostałem urodzony. Były przy tym problemy, matka niemal nie umarła, ale sobie poradziła. Nie pytaj mnie jakim cudem zostałem poczęty, bo sam nie wiem.
- Nie mam pojęcia… a, jak znajdziesz gdzieś kawałki mózgu w okolicy, to pewnie moje - westchnęła. Faktycznie, mózg symbolicznie wybuchł, a jego kawałki ochlapały stołówkę. - Gratuluję, rozwaliłeś mi mózg. Nie mam pojęcia, jak cię zrobiono, ale niezłe z ciebie indywiduum - stwierdziła.
- Być może, ale z pewnością spotkamy tutaj dużo więcej dziwactw. Oczywiście jeśli, któreś z nas przejdzie dalej.
- Jesteś póki co największym dziwactwem, jakie tu poznałam i znam. - stwierdziła Ryo.
- Miło mi. - rzuciła zbroja, chyba wesołym głosem.
- Jeszcze się nie ciesz. Jak spotkam większe dziwadło niż ty, to może faktycznie nie będzie jak mi zbierać czerepa. Chociaż nie, pewnie byś się cieszył, bo miałbyś o jednego zawodnika mniej - dziewczyna wzruszyła ramionami. Powoli kończyła jedzenie.
- Nie chciałbym, byś umarła. W końcu zbyt przypominasz mi matkę. To skomplikowane, ale pozostańmy przy tym, że wolę byś żyła.
- Ech… w którym pokoju mieszkasz? - zadała pytanie, które niosło ze sobą pewne ryzyko i które w pewnym stopniu było sprzeczne z interesami jej drużyny.
- Numer trzy. A ty?
- Trzy… naście - Ryo skończyła posiłek. Gwizdnęła w przestrzeń na znak, żeby jakiś kelner przyszedł. Kiedy nikt jej nie odpowiedział, rzuciła pytanie w eter. - Oy, są tu jacyś kelnerzy?
- Chcesz się zatrudnić? - rzucił jej zza lady ork - Do tego czasu sama po sobie sprzątasz.
- A gdzie to mam odnieść? - zwróciła się do orka.
- Połóż na ladzie. - wskazał ręką miejsce.
- No dobra.
Dziewczyna położyła naczynia tam, gdzie ork polecił. Metaforycznie łeb ją bolał. Dalej nie rozumiała istoty Yoroi’a. Aż szczerze nie chciało się jej wierzyć w tę niewydarzoną historię, to musiało być jakimiś grubszymi nićmi szyte. Yoroi chciał pozyskać o niej informacje, a ona łudzi się niepotrzebne, czy jego przypadek jest w ogóle możliwy do zaistnienia i czy to jest takie istotne.
Ryo słyszała kiedyś, że jeśli chce się zdemaskować kłamcę trzeba go kilka razy pod rząd pytać o detale jego historii. Czepiać się ich jak rzep psiej dupy.
Jeśli elementy historii kłócą się ze sobą - masz kłamcę podanego na tacy. Pieczonego, w sosie własnym. Niemniej historyjka Yoroi’a kryła w sobie coś dziwnego.
- Sam jesteś skomplikowany już wystarczająco. Opowiedz coś więcej o sobie - Ryo skierowała tą prośbę do energii zamkniętej w zbroi.
- Nie opowiedziałem już wystarczająco? - zdziwił się tamten. - Co będę z tego miał?
- Heh, jak nie chcesz, nie mów - słowa Yoroi’a utwierdziły dziewczynę w przekonaniu, że cała ta zagrywka z jedzeniem była jedynie pretekstem, by zyskać o niej informacje. - Sam o sobie opowiadałeś - dodała.
- Liczysz na to, że chlapnę coś, co będziesz mogła wykorzystać przeciwko mnie?
- Przecież i tak opowiedziałeś o sobie, nikt cię do niczego nie zmuszał. Zresztą nie wiem, na co liczyłeś, opowiadając mi to wszystko - gdyby umysł Ryo mógł porozumiewać się telepatycznie i telekinetycznie z otoczeniem, wszyscy i wszystko słyszałoby triumfalne “Aha! Mam cię!”. Wyszła z jadalni i ruszyła w kierunku sali zwiadowców, zostawiając Yoroi’a samego.
- A miałem na coś liczyć? To już normalnie nie można sobie pogadać? Za każdą czynnością ma się kryć jakiś cel? - zbroja jakoś nie miała zamiaru bawić się w gierki kobiety.
- A kto ci broni normalnie pogadać? - głos Ryo rozległ się z korytarza.
- No to pogadałem normalnie, a ty chcesz bym to wszystko jeszcze raz powtórzył? Aa… uważasz, że kłamię?
- Trudno mi jest uwierzyć w twoją historię - przyznała Ryo z gestem bezradności. Zresztą dziewczyna dawała mu już co najmniej raz do zrozumienia, że coś jej nie gra w jego historii.
- No cóż, to twój problem nie mój. - zbroja wzruszyła ramionami i ruszyła za zwiadowczynią do sali.
- No nie, to też po troszę twój problem, jeśli uznam, że trudno jest mi tobie uwierzyć. Ale niech ci będzie, uznajmy, że mówisz prawdę - chociaż dziewczyna w głębi tak nie uważała.
- Nie widzę w tym ani trochę mego problemu. Zauważyłem osobę identyczną co moja matka, więc chciałem się z nią zapoznać. To tyle.
- Mogłeś mnie z kimś pomylić - odparła Ryo. Zdziwił ją powód, dla którego Yoroi do niej zagadał i tyle wygadał. - Albo to czysty przypadek. Chociaż jak chcesz, możesz mi powiedzieć o swojej matce.
Niemniej Yoroi niech też ma coś w zamian.
- Na pełne imię też mam Ryoku. Ale używam imienia “Ryo”.
- Moja matka używała pełnego imienia. Przynajmniej przy mnie. - rzucił swobodnie Yoroi.
- Ja w większości używam tego drugiego. Jest praktyczniej - odparła. Sama nie pamiętała, czemu przerzuciła się na drugie imię. To były stare czasy. Możliwe, że samo tak wyszło. - Em, tego, a co się stało z twoją matką, że umarła?
- Starość. Każdy kiedyś ma moment, że musi umrzeć. Ją też spotkał.
- Długo żyła?
- 666 lat.
- Długo. Albo nie była człowiekiem albo lata w waszym świecie miały inną długość. Niemniej obstawiam pierwsze.
- Była człowiekiem… po części.
- A w drugiej części była ogniem i mrokiem?
- Nie. W drugiej części była demonem. Ogniem i mrokiem władała.
- To wyjaśnia, czemu tak długo żyła. No i wiadomo, po kim umiesz takie czary-mary z mrokiem i ogniem. - dwójka adeptów sztuki zwiadowczej weszła do sali, na kolejne zajęcia.
Zapamiętywanie liczb i przedmiotów - czyli to, co Vixeny lubiły najbardziej.

Agape 20-03-2016 20:26

Vixen spojrzał na stojącego obok futrzaka, który nie sięgał mu nawet do kolana, ale nic nie powiedział i chyba tak było lepiej dla Purra.
Kiedy P skończył przeciwnicy ochoczo wskoczyli na ring. Szanse nie wyglądały na równe, jeśli miał coś w tej walce osiągnąć będzie musiał się porządnie namęczyć.
Skoro to sparing to znaczy, że nie chcemy się pozabijać.-powiedział posyłając pozostałej dwójce spojrzenie, które zdawało się przeczyć jego słowom. –Jakieś ograniczenia?-spytał zaciskając dłoń na pieści drugiej ręki, rozległ się charakterystyczny dźwięk strzelających stawów.
- Macie wygrać. Innych ograniczeń nie ma. Opaski zapewnią, że nie umrzecie.
Smokowiec mimo że wciąż miał poważne wątpliwości i właściwie to chciałby dowiedzieć się dokładnie co robią owe opaski, zdecydował się nie przedłużać i wskoczył na ring, nie chciał żeby niebiescy wzięli jego wahanie za tchórzostwo. Purr nie wyglądał na kogoś kto odegra w tym starciu pierwsze skrzypce dlatego gad postanowił zając się oboma przeciwnikami. Właściwie to jednego z nich wyłączyć z gry na jakiś czas, mianowicie postanowił podpalić kotu futro i skupić się na robocie.
Czteroręki jednak nie miał zamiaru dać sobie spalić futra. Klasnął swoimi rękami, tworząc w ten sposób falę uderzeniową, która sprawiła, że ogień nie trafił w niego lecz uderzył w smoka. Atak skrzydłem również się nie powiódł. Został zablokowany metalowym skrzydłem Archela.
- Purrr, znalazłeś sobie służącego, co walczy za ciebie? - prychnął tygrys do swojego brata.
Kotek zacisnął mocniej łapki na swym młocie i natarł na większego przedstawiciela swojej rasy. Tamten nawet nie zamierzał się bronić. Cios broni trafił go w stopę… nie wywołując większego efektu.
- Muszę go jeszcze dwa razy trafić w to samo miejsce, wtedy uśnie. - Purrr podskoczył do pyska Vixena, by go o tym poinformować.
-To na co czekasz?-odpowiedział kudłatej kulce smokowiec i ponownie zaatakował robota, tym razem starając się przeorać mu twarz pazurami, machnął też ogonem, w nadziei że trafi również czterorękiego.
- Słuchałeś mnie? To mój brat, on też o tym wie! - Purrr jednak nie zamierzał stać bezczynnie. Zamachnął się młotem na drugiego kota… i został ścięty z nóg kopnięciem, które posłało go na liny, od których ten się odbił. Robot zablokował cios smokowca. Tygrysowi jednak to się nie udało, się obronić przed jego ogonem, który grzmotnął go w tors.
-Uderzaj gdzie popadnie to nie będzie mógł przewidzieć gdzie zaatakujesz po raz drugi.- poradził kociakowi, a potem zionął ogniem w robota.
Kociak kiwnął łepkiem na zrozumienie i ruszył do ataku. Ogień uderzył w robota, jednak nie wyrządził mu większych szkód. Purrr tym czasem zbliżył się do swojego brata. Gdy ten znów się zamachnął, by go trafić, mniejszy kot odskoczył i… trafił dwa razy w to samo miejsce na piszczelu robota, który nie zauważył tego manewru przez ogień.
Vixen widząc sukces koteczka postanowił chwycić ręce robota i utrzymać go w miejscu żeby dać małemu łowcy szansę na trzecie uderzenie, dodatkowo rozwarł szczęki chcąc chwycić głowę blaszaka jak w imadło.
Zagranie to opłaciło się. Robot został na tyle unieruchomiony, by mały łowca mógł uderzyć w jego nogę po raz trzeci, wysyłając go tym samym do krainy snu, lub jak kto woli włączając w nim tryb czuwania. Vixen jednak przypłacił to otrzymaniem czterech potężnych uderzeń od tygrysa, wyprowadzonych w jego plecy.
Smokowiec niemal odruchowo machnął ogonem próbując się bronić. Wciąż trzymając wyłączonego robota obrócił się ciskając jego metalowym cielskiem w tygrysa.
Czteroręki specjalnie się nie przejął, że leci na niego jego kolega z drużyny. Pochwycił go i samemu się zamachnął celując jednak w Purrra.
- To papa, braciszku. - zdążył jeszcze rzucić nim robot zmiótł małego kotka z ringu. Na placu boju pozostała dwójka walczących.
Czarnołuski uwolniwszy się od ciężaru tym razem pochylił się do przodu i ruszył z zamiarem nadziania oponenta na rogi.
Ten jednak bez trudu je pochwycił. Dodatkowo zamierzał uderzyć dwoma pozostałymi kończynami w tors smokowca, jednak ten był w stanie pochwycić ręce przeciwnika. Rozpoczęły się zapasy… w których niestety Vixen nie miał przewagi, za to miał skrzydła które w przeciwieństwie do wszystkich czterech rąk łowcy z przeciwnej drużyny wciąż mogły poruszać się swobodnie. Czarnołuski siłując się z tygrysią górą mięśni nie omieszkał wykorzystać okazji by walnąć go jednym z nich w pysk.
Tygrys nie miał jak się obronić. Szpon rozorał mu czoło, zalewając jego oczy krwią. Brat Purrra nie miał zamiaru się poddać. Puścił rogi smokowca i wymierzył dwa potężne ciosy w jego pysk. Vixen odleciał kilka metrów w tył ogłuszony. Smokowiec potrząsnął łbem próbując dojść do siebie, postanowił że zaczeka na atak braciszka Purra szukając swojej szansy na zwycięstwo w kontrze.
Kot ruszył z wściekłym rykiem na przeciwnika. Wyskoczył w powietrze szykując się do zamachu prawymi łapami. Vixen mógł poświęcić swoje skrzydło, by zablokować cios i mieć okazję do pochwycenia lewych kończyn tygrysa. Zamiast tego gad działał niemal jak lustrzane odbicie tygrysa tak jak i on ruszając do ataku i tak jak on wyskakując w powietrze, dodając sobie jeszcze impetu machnięciem skrzydeł. Był teraz jak torpeda zakończona dwoma szpikulcami które miały się wbić w koci tors.
Vixen wbił się w tygrysa całym impetem swojego ciała. Nie był w stanie zmienić toru jego lotu. Obaj łowcy wylecieli z ringu i grzmotnęli w podłogę. Przez chwilę żaden z nich się nie ruszał. Jednak to smokowiec wyszedł zwycięsko z tego starcia. Chociaż musiał swojego przeciwnika zdejmować z rogów.
- Gratuluję, Vixen zdobywa 10 punktów. - podsumował P-742, podchodząc do ściany. Nacisnął przycisk. Po chwili polegli regularni stanęli na nogach jakby nigdy nic. Jednak pomimo, że rany zniknęły, ból pozostał. - Ogłaszam godzinę przerwy, byście mogli dojść do siebie. Po tym czasie będziemy kontynuować.
Czarnołuski cieszył się z wygranej chociaż w sumie to bardziej bolał go łeb i plecy, ciosy tygrysa do słabych nie należały.
-Dobra walka.- pogratulował przeciwnikom. Całe rogi miał we krwi, jego srebrne włosy również się od niej posklejały, a ten do którego ta krew należała był cały i zdrowy. Zadziwiające. Przynajmniej była szansa że wszyscy dożyją końca treningu.
-Powiecie mi w których pokojach mieszkacie?- zapytał znienacka.
-W dwójce. - odparł Archel. Wrrr warknął tylko pod nosem i odszedł. Widać nie miał zamiaru rozmawiać.
- A ja w dwunastce - rzucił wesoło Purrr - A ty? - spytał Vixena.
-Numer osiem, zresztą sam byś się domyślił gdybyś się przeszedł korytarzem.- odparł smokowiec starając się jako tako rozprostować obolałe skrzydła.
- Wczoraj jakiś żartowniś pukał do mojego pokoju. - poskarżyła się puszysta kulka. - Idziemy coś zjeść?
-Jeszcze nie jestem głodny, ale przejdę się z tobą do stołówki.- zaproponował koledze z drużyny. -Może spotkamy resztę.
- A ty… Archel? - kotek zwrócił się do łowcy z drużyny przeciwnej.
- Ja podziękuję. Nie jestem głodny.
- Ok, to chodźmy! - kotek raźnie ruszył w stronę stołówki.

~*~*~*~*~*~

Po przerwie regularni znów zebrali się w sali. Vixen zdążył się umyć z krwi.
- Przypominam wam, że jesteście drużyną. W czasie waszej walki nie widziałem niemal żadnej współpracy. To musi się zmienić. Jesteście jedyną pozycją, która ma dwóch przedstawicieli w drużynie. - odezwał się P-742.
-Moje plecy mówią co innego.- zaprotestował Vixen.-Gdybym nie unieruchomił Archela mały by go nie uśpił.
- Dlatego mówię, że niemal nie widziałem, a nie, że w ogóle nie widziałem. - odpowiedział nauczyciel. - To jednak zdecydowanie za mało. Teraz nad tym popracujemy. Nie ruszajcie się. - predator nacisnął kolejny przycisk na ścianie. Między regularnymi z czerwonej i niebieskiej drużyny pojawiła się ściana. Chwilę po tym, pojawił się robot, podobny do tych, które czerwoni musieli pokonać w pierwszym zadaniu.
- Jeśli zaatakujecie wspólnie robot nie zaatakuje was. Jeśli zaatakujecie pojedynczo, dostaniecie łomot. Wszystko jasne?
-Miałem nadzieję że przejdziemy do teorii.- smokowiec zdecydowanie nie był zachwycony kolejną próbą bojową i to jeszcze ze znajomą kupą poskręcanego metalu.
-Na trzy kocie… Trzy!- zawołał i zionął ogniem w górne partie robota coby nie przeszkadzać Purrowi w okładaniu młotkiem jego stóp.
Vixen miał szczęście, że kotek był szybki i zdążył dobiec do robota w tym samym momencie, w którym ogień dotarł do celu. Robot się nie poruszył, jednak usłyszeli głos nauczyciela:
- Współpraca, to nie tylko atakowanie w tym samym momencie.
Vixen przerwał strumień ognia, wziął ze dwa głębokie oddechy i odpowiedział nauczycielowi.
-Oczywiście współpraca to coś więcej, ale kazałeś nam zaatakować wspólnie i to właśnie zrobiliśmy.
- Zgadza się. Wspólnie. Czy znaczy to, to samo co w tym samym momencie?
-Zadziałało.- czarnołuski za najlepszy argument w tej dyskusji uważał to, że mogło do niej dojść ponieważ robot stał w miejscu zamiast spuszczać im łomot.
- Nie gwarantuję, że następnym razem też tak będzie.
-Mam nim rzucić? To uznasz za współpracę?- Vixen wskazał na kociaka. Ponoć był za głupi na zwiadowcę, o co konkretnie chodzi nauczycielowi łowców też jakoś nie potrafił pojąć.
- Jeśli taki plan działania ustalicie, to nie mam nic przeciwko temu.
-Zgoda.- smokowiec również nie miał nic przeciwko temu żeby następnym razem rzucić kociakiem.
- Nie, nie, nie, ja się na to nie zgadzam. Ja nie chcę latać. - rzucił zrozpaczony kot, łapiąc pewniej swój młot.
-Czego się boisz kocie? Latanie jest przyjemne wiem bo próbowałem.- Vixen droczył się z kociakiem.
- Sam się rzuć w tego robota. Jak nie trafisz, to rozpłaszczę się na ścianie. - zaprotestował Purrr.
-Nie chcesz? To może ty mną rzucisz?- gad miał z kociaka całkiem niezły ubaw.
- Jesteś tego pewny? - oczy kotka niepokojąco zalśniły. - Dasz się sobą rzucić? Obiecujesz?
Oczy smokowca zwęziły się.
-Mówisz poważnie.- stwierdził.-Naprawdę uważasz, że masz dość siły żeby mną rzucić… I nie użyłeś jej w walce przeciwko swojemu bratu.
- A obiecasz, że mu nie powiesz o tym? - Purrr wyraźnie się zasmucił.
-Ukrywasz przed nim że jesteś silniejszy niż myśli? Dlaczego?- czarnołuski jakoś zapomniał o robocie i toczącej się właśnie lekcji, a może wręcz przeciwnie dopiero teraz był na dobrej drodze żeby dowiedzieć się czegoś co pozwoli mu na prawdziwą współpracę z Purrrem.
- Zawsze był dla mnie niemiły. Zawsze wykorzystywał swoją siłę by mi dokuczać. Dlatego nauczyłem się czegoś, co sprawia, że jestem silniejszy. Ale nie chcę by za wcześnie o tym wiedział. Wiesz, będziemy z nimi walczyć, więc niech ma niemiłą niespodziankę. - wyjaśnił swoje rozumowanie kot.
-Niech będzie, tylko nie czekaj z tym za długo, nie chciałbym żeby to była spóźniona niespodzianka.- Vixen postanowił zaakceptować wyjaśnienia kociaka chociaż to, że ten był ponoć silniejszy od czterorękiego, a tym samym i od niego nieszczególnie mu się podobało.
-Nie rzucaj mną, to nic nie da.- dodał na wszelki wypadek.
- Sam chciałeś… - kotek wyraźnie się zasmucił. - To chcesz zobaczyć?
-Chcę.- padła krótka odpowiedź.
- Ok. - uśmiech znów pojawił się na twarzy Purrra. Kotek zamknął oczy. Cała jego sierść zaczęła się lekko świecić, a sam zwierzak zaczął coraz bardziej rosnąć. Skończył, gdy osiągnął taką samą wysokość co Vixen.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/61/cc/d3/61ccd3420b398ff3fb77693458c614b0.jpg[/media]

Przemienił się w białego tygrysa. Po grzbiecie spływały czarne włosy, które nie pasowały do całego obrazu.
Młot dzierżony w ręce również się zwiększył.
- I jak się podoba? - chociaż głos się zmienił, słychać było w nim dziecinność Purrra.
-Robi wrażenie. Musimy kiedyś spróbować się na rękę.- Vixen naprawdę był pod wrażeniem, w tej właśnie chwili przestał wątpić w kompetencje osoby, która ponoć dobrała składy drużyn tak by miały równe szanse.
- Jak skończymy zajęcia to przyjdę do ciebie i możemy się posiłować. - odparł wesoło kotek. - To kto, kim rzuca?
-Zapraszam, ale trochę później, umówiłem się z kimś. Powiedzmy że to ja przyjdę do ciebie.-smokowiec musiał lekko zmodyfikować plan Purra.
-Niech stracę, możesz spróbować. Daj młot.- Vixen zgodził się żeby biały tygrys nim rzucił, ale chyba tylko dla tego, że wciąż nie wierzył, że mu się to uda, byli podobnej wielkości i zapewne także ważyli podobnie dużo.
Ku zdziwieniu smokowca, Purrr podniósł go bez większego problemu. Już trzymając Vixena na ręku podał mu swój młot. Wykonał zamach i… czarnołuski poleciał niczym strzała w stronę robota. Na szczęście w przeciwieństwie do strzały potrafił kierować swoim lotem i wyhamować w odpowiednim momencie żeby mieć okazję przydzwonić blaszakowi z całej siły w rogaty metalowy łeb.
Efektu… nie odniosło to żadnego, jednak nie o to w tym chodziło. Dwójka regularnych zaczęła ze sobą współpracować, tak jak wymagał tego nauczyciel.
-To mi przypomina że też powinienem zdobyć jakąś broń.- powiedział smokowiec oddając Purrowi jego własność.
Dalej zajęcia przebiegały bez większych niespodzianek. P zdecydowanie ponad teorię przedkładał zajęcia praktyczne, a jego tematem na dziś, aż do samego końca pozostała współpraca, która objawiała się w znajdowaniu coraz to nowszych sposobów na przyłożenie robotowi. Gdyby tylko te sposoby robiły na obiekcie treningowym jakieś wrażenie można by uznać lekcję za całkiem przyjemną, niestety trzy metrowa metalowa statua pozostawała niewzruszona. Na koniec zanim ściany opadły Purr wrócił do swojej zwykłej uroczej formy i perfekcyjnie udawał przed swoim bratem i resztą regularnych bezbronną ofiarę.

Karmazyn 22-03-2016 21:45

Zajęcia w końcu dobiegły końca. Regularni wysypali się na korytarz. Jedni poobijani, inni wyczerpani, jeszcze inni wyglądający na wkurzonych. Nie dane było im jednak jeszcze odpocząć.

– Uwaga regularni! – z niewidzialnych głośników popłynął głos dyrektora. – Na ścianie między drzwiami od jadalni i biblioteki pojawiła się tabela, prezentująca wasz ranking. Jeśli osoby z jednej drużyny mają taką samą liczbę punktów, w rankingu zajmują tę samą pozycję. W przypadku osób z różnych drużyn, o kolejności decyduje ranking drużynowy. Proszę się zapoznać z tabelą. Ponadto latarnicy obu drużyn proszeni są o wybranie pokoju do spotkań drużynowych, spośród pokoi od numeru 15 do 18. Informuję, że drzwi wyjściowe zostały otworzone. Możecie w pełni zapoznać się z piętrem.

Ci, którzy byli zainteresowali rankingiem podeszli we wskazane miejsce. Ich oczom ukazała się tabela, zawierająca listę wszystkich obecnych w akademii regularnych.

[media]http://i.imgur.com/JdPokg9.png[/media]

Ryo

Yoroi wzbudził w niej niemałe zainteresowanie swoją osobą. Potrzebowała jednak czasu i spokoju, by przetrawić wszystkie rewelacje, jakie od niego usłyszała. Z pewnością przydałoby się też parę głębszych mających uchronić mózg przed gwałtownym opuszczeniem czaszki i znalezienia się na wszystkim wokół. Teoretycznie miała syna, którego praktycznie nie miała, bo to nie ona miała syna, tylko jakaś jej alternatywna wersja… To wszystko było zdrowo popieprzone i nic do siebie nie pasowało. Czy zwiadowca od niebieskich robił ją w konia, czy serio jego matką była Ryoku Nightblade? I dlaczego do jasnej cholery bardziej przypominał chodzącą zbroję niż człowieka? Kim w takim razie był jego ojciec? Zdecydowanie potrzebowała spokoju. W tym celu powinna zamknąć się w swojej twierdzy – pokoju 13, nim ktokolwiek się do niej przy…

– Ryo, tak? – usłyszała za sobą kobiecy głos. Należał on do Aquarius. – Może wybierzemy się na zakupy poza akademię? Chciałabym kupić parę ciuchów, a jestem bardzo niezdecydowana i zajmie mi to wieczność.

Czemu syrena akurat do niej musiała się doczepić… a no tak. Przecież były jedynymi kobietami wśród regularnych. Poprosić faceta, to jak skazać się na ucieleśnienie bezguścia i to w dodatku marudzące i gapiące się na cycki.

Vixen

Nie wiedział, gdzie ma czekać na źródło swoich erotycznych fantazji. Czy przed salą zwiadowców, czy przed jadalnią. Problem rozwiązał się sam. Barbara pojawiła się koło niego, wychodząc z chmury cienia.

– Chodźmy, zgłodniałam przez zajęcia. – bez żadnego skrępowania pociągnęła smokowca w stronę jadalni.

Hargur rzeczywiście się postarał. Część jednego ze stolików została oddzielona metalową ścianką. Za nią znajdowały się dwa krzesła i jedzenie. Dużo jedzenia. Vixen nie potrafił nazwać niektórych potraw, jednak był pewny, że po jednej stronie znajduje się samo mięso – najwyraźniej to była porcja dla niego – a po drugiej mięso i owoce. Ta część była zdecydowanie większa. Smokowiec spojrzał kontem oka na brzuch towarzyszącej mu kobiety – zaraz po tym, jak napatrzył się na jej piersi i tyłek. Był chudy. Rankerka musiała mieć niezwykle dobrą przemianę materii.

– No muszę cię pochwalić. Zachowałeś się rozważnie. Nie wydałeś za dużo, a jest się czego najeść. Gratuluję. – Barbara posłała smokowcowi ciepły uśmiech, po czym siadła do stołu.

Agape 25-03-2016 21:02

Vixen nie przejął się rankingiem, jakieś punkty i statystyki go nie interesowały, nie kiedy ona była w pobliżu. Nawet nie zerknął w stronę kolorowej tabeli, za to niczym potulny baranek dał się poprowadzić w stronę stołówki. Hargur naprawdę się spisał i to jemu należały się gratulacje, toteż smokowiec nie odpowiedział na pochwałę Barbary.
Dla własnej wygody odwrócił krzesło bokiem tak, że oparcie miał z lewej strony i usiadł naprzeciwko niej. Jedzenie wyglądało pysznie i pachniało równie dobrze, ale w rywalizacji o uwagę smokowca ze zwiadowczynią nie miało najmniejszych szans i gdyby nie to, że półmiski ze specjałami nieco utrudniały obserwację obiektu jego westchnień, pewnie nawet nie zwróciłby uwagi, na to że wszystkiego było o wiele za dużo jak na obiad dla dwóch osób.
-Sporo jesz jak na tak szczupłą osobę. Gdzie ty to wszystko mieścisz?-zapytał zaintrygowany.
- Wiesz, nie kulturalnie się pytać o takie rzeczy kobiety. I przypominam, że nie tak miałeś się do mnie zwracać. - odparła w przerwie, gdy akurat nie miała zajętych ust. - Jak to gdzie? W piersiach.
-Przepraszam wielce szanowna pani Barbaro.- poprawił się gapiąc się jak kobieta pochłania jedzenie niczym odkurzacz. Jeśli faktycznie pójdzie jej w piersi to chyba eksplodują.
- I na co się gapisz? Jedz. Nie chcesz mnie chyba utuczyć, prawda?
-Prawda.- odparł i po raz pierwszy zainteresował się własnym jedzeniem, było go o wiele mniej ale i tak za dużo. Ork świetnie zapamiętał, że interesuje go wyłącznie mięso, ale tego ile pożywienia potrzebuje nie mógł odgadnąć, nie w miejscu gdzie z pozoru zwykła ludzka kobieta jadła za dziesięciu.
- To dobrze. Lubię być chuda… A jakbym była gruba, to też byś się ślinił na mój widok? - zadała podchwytliwe pytanie, przez chwilę zawieszając spojrzenie na smokowcu.
-Urzekła mnie twoja osobowość.- odparł dyplomatycznie, albo przynajmniej taką miał nadzieję i zajął się żuciem krwistej pieczeni. Właściwie to jej charakter był równie intrygujący co krągłości, niemniej gdyby nie była ładna pewnie nie zainteresowałby się nią na tyle by to odkryć.
- Ty mi tutaj nie ściemniaj, tylko gadaj prawdę. Osobowość to dla głupich zostaw. - burknęła kobieta, chociaż na jej twarzy widniał uśmiech.
-Podoba mi się twoje ciało.- przyznał, Barbara była naprawdę bezpośrednia, z jednej strony to właśnie stanowiło o jej wyjątkowości, z drugiej sprawiało, że w takich chwilach jak ta nie do końca wiedział jak się zachować.
- Cieszy mnie to. Eh… dobra nie mam już siły ciebie poprawiać. Możesz mi mówić na ty… jakbyś tego w ogóle nie robił do tej pory. - rankerka pokazała mu język. - To jak już się najemy, to może zabierzesz mnie na romantyczny spacer?
-Zabiorę cię gdzie tylko zechcesz.- zaoferował ochoczo całkowicie ignorując pretensje zwiadowczyni co do tego, że mówi jej po imieniu. Zwracanie się do niej od czasu do czasu per „szanowna pani” uważał za zabawne, ale nic poza tym.
- Wiesz, znowu to robisz. - odparła kobieta. - Nie analizujesz, tylko mówisz. Co jakbym chciała byś zabrał mnie na szczyt?
-Jak chcesz to cię zabiorę.- Vixen nie dał się zbić z tropu.-Trochę to potrwa, ale ponoć zwiadowcy są cierpliwi.- odpowiedział uśmiechając się i udowadniając, że analizowanie wszystkiego co się mówi nie zawsze jest potrzebne, a już zwłaszcza na obiedzie we dwoje.
Barbara zaśmiała się.
- No, muszę przyznać, dobrze rozegrane. - odparła. - Na razie wystarczy mi, że mnie zabierzesz na spacer poza akademię.
-Masz klucz czy otwarli drzwi dla wszystkich?- zapytał pamiętając, że wczoraj wyjście na zewnątrz okazało się zadaniem ponad jego możliwości.
- Czemu nie słuchałeś dyrektora?
-Bo patrzyłem na ciebie.- odparł z udawanym wyrzutem, powinna się domyślić że kiedy jest w pobliżu nic innego się dla niego nie liczy.
- Och, miły jesteś. - kobieta uśmiechnęła się ciepło. - No to wiedz, że już każdy może wyjść na zewnątrz.
-Z chęcią zwiedzę resztę piętra. Może pokażesz mi swoje ulubione miejsca?- zaproponował.
- Ej, tak szybko nie wpuszczę cię do swojego łóżka. Musisz sobie na to zasłużyć. - odparła, śmiejąc się ciepło.
-W takim razie muszę się postarać żeby to był bardzo długi i bardzo romantyczny spacer.- Barbara zdecydowanie wiedziała jak zmotywować go do dalszych starań, szkoda tylko, że o romantyczności wiedział tyle co o wieży, czyli praktycznie nic.
- Co rozumiesz przez romantyzm? - spytała kobieta, zupełnie jakby czytała mu w myślach.
-To jakiś test?- obruszył się, to było łatwiejsze niż przyznanie się do niewiedzy, ale na dłuższą metę nie miało sensu. -Nie rozumiem tego.- przyznał się po chwili. Czyżby oblał?
- To jak chcesz mnie zabrać na romantyczny spacer, skoro nie wiesz co to znaczy? - zaśmiała się Barbara.
-Wystarczy że ty wiesz.- odparł, naprawdę liczył na to, że rankerka powie mu czego od niego oczekuje, a on po prostu zrobi to czego sobie zażyczy.
- Mądra odpowiedź. A co byś zrobił jakbym kazała ci się domyślić?
-Spytałbym Hargura, a gdyby nie wiedział wziąłbym od niego cytrynę i poszedł do Suna. Domyślić bym się nie domyślił, ale na pewno bym się dowiedział.- naprędce wymyślił plan działania, który pozwoliłby uniknąć mu sprawienia zawodu Barbarze.
- Sun nie lubi cytryn. - odparła kobieta. - Ale dobrze kombinujesz. Jak grzecznie zjesz wszystko, to ci powiem.
-Miałem nadzieję że ich nie lubi, ale owoc to owoc.- wyjaśnił i posłusznie zajął się swoim talerzem.
Gdy wszystko co zmieściło się w brzuchach regularnego i rankerki zostało pochłonięte, Barbara krytycznie przyjrzała się talerzowi Vixena.
- No… nie ładnie tak zostawiać jedzenie. Ale i tak ci powiem. W końcu rzadko trafia się ktoś, kto chce mnie zabrać na romantyczny spacer. Więc tak… musisz trzymać mnie pod rękę, szeptać mi komplementy i zabrać mnie w jakieś ładne miejsce. Najlepiej przy świetle księżyca. - podała swoje wymagania.
-Jeśli darujesz sobie księżyc, z resztą nie będzie problemu.-zapewnił zadowolony, że wie jak sprawić jej przyjemność.
-Idziemy?- zapytał po tym jak wstał i wyciągnął do niej rękę, by podczas przechadzki mogła się wpierać na jego silnym ramieniu.
- To chodźmy skoro tak nalegasz. Ale ładne miejsce musisz znaleźć sam.
-Nie bój się coś na pewno znajdę.- zapewnił być może na wyrost, wnętrze wieży jak na razie nie przedstawiało się zbyt atrakcyjnie, przynajmniej dla kogoś takiego jak on kto ni w ząb nie pojmował tutejszego stylu.

~*~*~*~*~*~

Vixen jak na dżentelmena przystało otworzył drzwi na zewnątrz akademii, przed Barbarą i zamurowało go z wrażenia.
Spodziewał się kolejnych korytarzy ze świecącymi sufitami, długich i nudnych, pozbawionych okien i naturalnego światła, a tym czasem patrzył na wioskę. Zgrabne małe domki na przemian z poletkami dojrzewających zbóż, serpentyny dróżek i to wszystko pod najprawdziwszym niebem z którego świeciło najprawdziwsze słońce.
-To… jak … gdzie? Nie jesteśmy w wieży?- bełkotał bez sensu. Odwrócił się żeby spojrzeć na budynek który właśnie opuścił. Ni jak nie przypominał wieży ze 123 piętrami ot zwykły jednopiętrowy kloc bez okien.
- Nie. Dalej jesteśmy na piętrze 1.80, z tym, że opuściliśmy akademię. To wszystko znajduje się… pod dachem. - wyjaśniła Barbara.
-Słońce… pod dachem?- smokowiec, aż siadł sobie z wrażenia na chodniku, to było dla niego zbyt wiele. -- 7 626 słońc pod dachem.- powiedział patrząc na Barbarę zmrużonymi oczami, czegoś takiego mu nie wmówi.
- Nie byłabym taka pewna. Nie wszystkie piętra mają słońca. - odparła zwiadowczyni. - Ale jestem pod wrażeniem szybkości, z jaką to obliczyłeś. A co do tego pod dachem… Każde piętro, to osobny wymiar pewnie nie mówi ci za dużo?
-Czyli nie ma żadnego dachu? Ani wieży.- zapytał, a może stwierdził.
- Tego nikt z nas nie wie. Ale racja, może nie być żadnego dachu i Wieży.
-Nie. Nie chcę o tym myśleć.- smokowiec zdecydował, że dla własnego dobra nie będzie się zastanawiał nad naturą tego miejsca i po prostu zaakceptuje je takim jakie jest. Pozbierał się z chodnika i ponownie zaoferował Barbarze swoje ramię.
-Idziemy dalej.
- To gdzie mnie poprowadzisz mój dżentelmenie? - spytała zwiadowczyni.
Czarnołuski rozejrzał się po okolicy.
-Na tamto wzgórze.- wskazał całkiem spore wzniesienie.-Wioska na pewno będzie pięknie stamtąd wyglądać, zwłaszcza o zachodzie.
- Do zachodu jeszcze trochę czasu jest. Ale możemy się tam udać. Jak chcesz, to możemy poćwiczyć twoje ekhem… zdolności zwiadowcze.
-Tak szybko znudziło ci się trzymanie mnie za rękę? Zgaduję że nie masz na myśli zapamiętywania liczb ani czegoś równie nudnego.
- Nie znudziło mi się. Nawet nie będziesz musiał puszczać mojej ręki. Zabawimy się w zdobywanie informacji, co ty na to?
-To dobrze bo nie zamierzam cię puszczać. Jakie są zasady?
- Masz się dowiedzieć… czego chciałbyś się dowiedzieć?
-Hmm…- Vixen nie bardzo wiedział o co zapytać. -Długo jesteś w wieży? Dlaczego wybrałaś akurat to piętro z pośród tylu możliwości?
- Czyli znasz już zasady. Musisz się o tym dowiedzieć. Samemu. Nie będę odpowiadała na twoje pytania. - kobieta uśmiechnęła się ciepło. - Jak ci dobrze pójdzie, to może dostaniesz nagrodę.
-Zgoda. A czego ty spróbujesz dowiedzieć się o mnie?- zapytał, jakoś zawsze wolał zabawy w których brała udział więcej niż jedna osoba.
- To ty masz ćwiczyć bycie zwiadowcą, nie ja. Poza tym chyba odpowiedziałbyś na każde moje pytanie, gdybym trochę przesunęła opaskę, nie mylę się?
-Nie odpowiem, musisz sama się tego dowiedzieć.- Vixen uśmiechnął się do Barbary.
- Do jakiej rasy należysz? - spytała, lekko jeżdżąc palcem po skraju opaski, zasłaniającej jej biust.
Odpowiedziała jej cisza, Vixen wyraźnie nie był w stanie się skupić na pytaniu.
Ręka przestała jeździć w tą i z powrotem.
- Do jakiej rasy należysz? - powtórzyła pytanie.
-E.. Co?... Jestem smokowcem.- tym razem jej odpowiedział.
Ręka znów zaczęła się ruszać.
- Dlaczego wszedłeś do Wieży?
-Z tego samego powodu co wszyscy. Mam życzenie dla boga.- odpowiedział po raz kolejny, bardziej przytomnie. -Ludzie się na nas gapią.
- Skąd wiesz, że to ludzie? - zapytała. - Zwiadowcy nie mogą uogólniać.
-Nie wiem i wcale mnie to nie obchodzi. Czasem trzeba uogólniać żeby przekazać sedno informacji, a nie masę nieistotnych szczegółów.- wyjaśnił swój punkt widzenia całkiem elokwentnie, może dla tego że zamiast na Barbarę patrzył na grupkę podejrzanie podobnych do ludzi osobników, którzy wyraźnie zerkali w stronę nietypowej pary i coś między sobą szeptali.
- Nie przejmuj się nimi. To moi byli uczniowie.
-Ci którym nie udało się przejść na kolejne piętro?-dopytał, z większą ciekawością przyglądając się jak się okazało zwiadowcom.
- To ty tutaj chcesz być zwiadowcą. Nie licz na to, że podsunę ci informacje na tacy. - Barbara obdarzyła go szerokim uśmiechem.
-Jakoś nie mam ochoty teraz wyciągać od nich informacji .- smokowiec postanowił zostawić sprawę w spokoju, zarówno on jak i rankerka wiedzieli, że to nie koniecznie chęć bycia zwiadowcą skłoniła Vixena bo przyjścia na prywatną lekcję.
Kobieta zbliżyła swoje usta do uszu smokowca.
- Jeśli chcesz mnie przelecieć, musisz nauczyć się zwiadu tak dobrze jak moi uczniowie. - wyszeptała zalotnie.
-Możemy zapomnieć że o nich pytałem? Że w ogóle ich zauważyłem?- podsunął z nadzieją.
- Możemy. W końcu to ty decydujesz w jaki sposób rozwiążesz swoje zadanie.
-W takim razie nikogo tam nie ma.- zdecydował, na szczęście zwiadowczyni nie wyznaczyła żadnego terminu w którym miałby zdobyć wymagane przez nią informacje, teoretycznie miał więc tyle czasu ile zechce.
Dwójka na romantycznym spacerze w końcu dotarła do celu. Ze wzgórza rzeczywiście roztaczał się piękny widok na wioskę.
- No, masz nosa. Podoba mi się tutaj. - pochwaliła smokowca Barbara. - Teraz się kładź.
Gdy Vixen spełnił polecenie, kobieta przejechała dłonią po jego torsie, sprawdzając ostrość jego łusek. Zadowolona z efektu położyła się na nim zwrócona do niego plecami.
- Jak chcesz, to możesz mnie objąć… nie, nie za cycki.
-Mogłaś powiedzieć to wziął bym koc.- powiedział kiedy zorientował się, że ma robić za materac, a potem stoczył z siebie Barbarę. -Może tobie tak jest wygodnie ale mnie nie.- wyjaśnił, od leżenia na plecach zawsze cierpły mu skrzydła.
-Jak chcesz to siądź mi na kolanach. Pozachwycamy się widokiem razem.
- E, zero romantyzmu i w dodatku jesteś brutalem. - westchnęła kobieta dając mu pstryczka w nos. - No na kolanach może być. Będziesz robił mi za fotel. - zdecydowała, sadowiąc się na nogach smokowca. Ten objął kobietę, oczywiście nie za cycki, w pasie. Musiał przyznać że widok naprawdę był ładny. Rankerka jednak nie miała zamiaru pozwolić mu oglądać w spokoju widoków. Wierciła się na jego kolanach, zapewne chcą się z nim podrażnić, co doskonale jej się udało.
-Kobieto zdecyduj się czego chcesz.- zażądał nie wiedząc czy zrzucić z siebie Barbarę, czy przyciągnąć do siebie, przestać przejmować się jej bzdurnymi wymaganiami i przejść do rzeczy, kończąc zapewne ze sztyletem przystawionym do gardła, chociaż w sumie… Pazurzasta łapa Vixena przeniosła się z talii rankerki na brązową opaskę okrywającą jej piersi a palce wsunęły się pod materiał. Jednak nie natrafiły na nic, bowiem rankerka zdążyła przemienić się w mrok i wyswowobodzić się z uścisku smokowca.
- Nie ładnie tak. Nie wolno się posuwać za daleko na pierwszej randce. - rzuciła z udawanym wyrzutem, materializując się obok regularnego. - Za karę nie dostaniesz nagrody, po dowiedzeniu się jak długo jestem w Wieży.
Vixen zerwał się z ziemi starając się ją pochwycić.
-Mam tego dość. Tylko się mną bawisz!
- Och, ktoś tutaj jest niecierpliwy? - Barbara przekrzywiła głowę. - A może ktoś tutaj jest dzieckiem? Wiesz, by zdobyć kobietę trzeba się natrudzić. Ale… - podbiegła do niego i dała mu całusa - Masz coś na zachętę.
Smokowiec nie dał się udobruchać.
-Cały czas mnie zachęcasz, a potem odpychasz i tak w kółko. Jesteś nienormalna.
- Moja wina, że tak łatwo cię podniecić? - prychnęła kobieta. - Nie zapominaj, że znamy się dopiero dzień. To za krótko byś dobierał się do moich piersi.
-Jeśli nie chcesz żebym się do nich dobierał to nie podstawiaj mi ich pod nos.- czarnołuski wciąż był wściekły.
- Nie podstawiłam ci ich pod nos. - odparła zwiadowczyni - Ale dobrze, już nie będę cię prowokowała. Szkoda by było gdybym musiała cię zabić, za naruszenie mojej nietykalności. Siadaj, nie będę się już kręcić.
-Może innym razem, teraz muszę się… przejść.- powiedział i zostawił Barbarę samej sobie znikając między drzewami.
- Tylko wróć po mnie. Nie chcę sama wracać. - rzuciła w ślad za nim.
-Bo co? Boisz się ciemności, czy że się zgubisz?- padło złośliwe pytanie, na które Vixen nie oczekiwał odpowiedzi.
Odpowiedź nie padła.

Smokowiec zagłębił się w las, całkiem normalny las zupełnie taki do jakich przywykł. Szedł w przypadkowym kierunku nie przejmując się tym dokąd trafi ani czy znajdzie drogę powrotną, szanse na to żeby się zgubić miał o wiele większe niż Barbara. I chyba nawet mu się to udało. Chociaż trudno było to stwierdzić. Drzewa były z każdej strony. Słońce również zdążyło się już schować, było cicho i ciemno. Odkąd opuścił szczyt wzgórza minęło dobre pół godziny.
-Chyba pora wracać.- uznał wreszcie, ciekaw czy rankerka mimo wszystko wciąż na niego czeka. Sam nie wiedział czy chce ją znaleźć czy nie.
Nim jednak znajdzie Barbarę, musiał odnaleźć sam siebie. Zgubił się. Tego był już pewny. Odwrócenie się plecami do kierunku marszu okazało się niewystarczającą czynnością by wrócić na miejsce nieudanej randki. Poszedł więc w górę, wystarczy że wejdzie na grzbiet i przejdzie się kawałek w jedną czy może w drugą stronę i powinien znaleźć właściwe miejsce, a stamtąd była już ścieżka. Plan wydawał się prosty i skuteczny.
I taki też się okazał. Znalazł drogę i powrócił do rankerki, która jak się okazało na niego czekała.
- Przepraszam. - burknęła na powitanie.
Vixen zdziwił się widząc ją wciąż na miejscu, przez to całe błądzenie w lesie minęło przecież sporo czasu, jeszcze bardziej zdziwiło go jej zachowanie.
-Jeszcze chwila i uwierzę że naprawdę boisz się wracać sama.- powiedział podchodząc.
-Idziemy?
- Nie boję się sama. Po prostu chciałam cię przeprosić za moje zachowanie - odparła. - Wiesz, niemal każdy facet, którego spotykam zaczyna ślinić się na mój widok. A ja się nie ubieram tak, by grać wam na zmysłach, tylko dlatego, że tak mi wygodnie. - rzuciła w przestrzeń zarzut - Ty też się ślinisz na mój widok. A ja uważam, że jesteś całkiem fajny. Ja lubię smoki, a ty jesteś takim smokiem o kształcie człowieka. A drażniłam się z tobą, bo chcesz mnie tylko przelecieć. - wyjaśniła trochę nieskładnie.
-Miło mi, jeszcze żadna kobieta nie uważała że jestem fajny.- przyznał się, ale poza tym nie bardzo wiedział co powiedzieć, zmiana w zachowaniu zwiadowczyni była tak drastyczna, że wydawała mu się inną osobą niż jeszcze godzinę temu. Wyciągnął do niej rękę, zamierzając odprowadzić do akademii.
-Gdybyś się nie drażniła to może udałoby nam się spędzić czas miło i normalnie, może nawet romantycznie.
- I niby na mnie zwalasz? - kobieta w swoim stylu kopnęła go w kostkę. Nawet tego nie poczuł. - To ty pierwszy się na mnie śliniłeś.
-Nie zaprzeczam, ale wtedy całkiem nieźle sobie z tym poradziłaś.- czarnołuski uznał że Barbara chyba zaczynał dochodzi do siebie.
- Drażniłam się z tobą od początku, licząc, że sobie odpuścisz. - odparła zwiadowczyni. - Ale byłeś zbyt uparty.
-Jeśli chciałaś żebym odpuścił powinnaś powiedzieć mi to wprost. Nie jestem zbyt domyślny.- wyjaśnił, naprawdę uważał, że są lepsze sposoby spławienia faceta niż obiecywanie, że zaprosi się go do łóżka jeśli spełni jakieś warunki.
- Niedomyślny i jeszcze durny. - smokowiec został zdzielony przez łeb. - Przecież powiedziałam, że jesteś fajny. Szło mi o to byś odpuścił ślinienie się na mnie, a nie próby poderwania mnie.
-W takim razie ty mnie nie prowokujesz, a ja staram się nie ślinić. Zgoda?- zaproponował układ.
- Licz się z tym, że nie mam zamiaru zmieniać ubrania. Wytrzymasz bez ślinienia się? - spytała, chwytając za rękę smokowca.
-Będę patrzył ci w oczy. Masz ładne oczy, wiesz?- powiedział uśmiechając się i poprowadził ją ścieżką w dół zbocza.
- Dziękuję. - odparła nie wiadomo czy za komplement, czy decyzję Vixena. Smokowiec postanowił uznać, że obie te rzeczy przypadły jej do gustu. Ostatecznie chyba można było uznać drogę powrotną za romantyczną, trzymali się za ręce prawili sobie komplementy, a to wszystko pod srebrnym światłem księżyca. Kiedy dotarli do akademii czarnołuski odprowadził Barbarę pod same drzwi jej kwatery w sali zwiadowców i pożegnał się życząc jej dobrej nocy.
Zwiadowczyni cmoknęła go w pysk na pożegnanie i z krótkim: “Do jutra” zamknęła za sobą drzwi.
Vixen przypomniał sobie, że miał wpaść do Purra, ale postanowił sobie to dzisiaj darować, podobnie jak wizytę w bibliotece i iść od razu do swojego pokoju.

Ryo 25-03-2016 21:17

Rzecz jasna Ryo była jednym z tych regularnych, którzy sprawdzili tablicę regularnych. Na czele tego nowego, kolorowego stadka prowadzili Borgor i Vixen. Ona była trzecia.
Ciekawe, na jak długo ten stan rzeczy się utrzyma.

- Tak - potwierdziła pierwszy fakt co do imienia.
O ile syrena zdążyła zapomnieć imienia brunetki, to ta druga wcale nie zapomniała o tym, że Aquarius nie raczyła nawet rzucić do łowców czy obrońcy, żeby wyciągnąć ją z sali na zakończenie pierwszego drużynowego testu.
- Przejdę się - odparła na drugie pytanie, nie pokazując syrenie urazę.
I nie to żeby Ryo w materii zakupów wykazywała się gustem godnym największych kreatorów czy projektantów mody, którzy chodzili po multiwersum, lecz jeśli mogła przynajmniej dzięki temu oderwać myśli od sprawy Yoroi’a, to czemu by z tego nie skorzystać?
A może i czegoś ciekawego dowie się od Aquarius.
- Och, dziękuję. - syrena bez skrupułów przytuliła się do Ryo, zupełnie jak małe dziecko. - I… przepraszam. Wtedy, w pokoju powinnam chyba do ciebie podejść… nie wiem, nigdy nie działałam w drużynie. - twarz kobiety lekko się zarumieniła.
- Było, minęło - Ryo machnęła ręką na incydent na teście. Co prawda i tak nie wyleciało jej to z pamięci, ale nie zamierzała tego pokazywać syrence, bo i po co. - Nie ma co się czymś takim teraz przejmować - zresztą możliwe było, że gdyby to syrena oberwała, to możliwe, że i sama Ryo nie podeszłaby do niej. - Jak było na zajęciach? - spytała z zaciekawieniem. Widziała, że Aquarius nie zdobyła żadnych punktów dla drużyny, ale nie miała zamiaru jej tego wypominać. Ostatecznie Ryo też nie spisała się jakoś rewelacyjnie.
- Ciężko. Ihthiegyh ukrywała swoją kulę i kazała nam ją znaleźć poprzez wyczuwanie shinsu. Chargurr nawet nie dał mi szansy się skupić a już potrafił ją zlokalizować. Przegrałam z nim pięć razy. - syrenka była tym wyraźnie zasmucona.
- Chargurr… który to?
- To skrzyżowanie świeczki i maszkary z koszmarów. - odparła kobieta.
- A to ten… - Ryo przypomniała sobie zjawę. - Kojarzysz może zbroję z ogniem, ze spotkania organizacyjnego? - spytała na pozór tak ni z gruchy ni z pietruchy, kiedy obie panie opuściły akademię.
Zewnątrz akademii okazało się dość pokaźnych rozmiarów. Tak bardziej konkretnie była to sporych rozmiarów wioska.

[media]https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/b/b8/Ogi_Shirakawa02bs3200.jpg [/media]

Dość sporych rozmiarów wioską. A wręcz podmiejską miejscowością. Pola uprawne walczyły o uwagę z marketami. Ulicami zarówno jeździły dorożki jak i samochody. Zupełnie jakby ktoś wymieszał średniowieczną wioskę z nowoczesnym miasteczkiem.
- Tak, kojarzę. Jest zwiadowcą, tak jak ty? - domyśliła się.
- Tak - mała rozmówczyni potwierdziła pytanie. Westchnęła z jakimś zakłopotaniem. - Strasznie dziwny typ. Przyjdzie ci na myśl, że jest łowcą albo shinsuistą, a jest zwiadowcą. Ten ogień, co ma w zbroi potrafi zmienić w ciemność i sam też potrafi wtopić się w ciemności tak, że trudno go znaleźć - raportowała, czy raczej opowiadała, jak przeszły kawałek dalej. - I trzeba uważać, bo poza tym że umie władać ogniem i mrokiem, to jeszcze potrafi przywołać światło, co oślepia i rozprasza wszystkie ciemności z otoczenia. Znaczy się, to ogień wybuchnął, ale na to wyszło. Załatwił mnie w taki sposób podczas gry w chowanego - niemniej nie to było najgorsze.
- Hm… to dość podobne do twoich umiejętności. - zauważyła syrenka.
- Zgadza się, i co więcej, to nie to jest najgorsze - bąknęła brunetka.
- A niby co?
- Ech, nie wiem, jakby to opowiedzieć, ale albo tutaj Yoroi - ta zbroja - robi mnie w wała, albo jak to prawda, to nie wiem, jakby ci to powiedzieć, żebyś się nie śmiała albo nie zrobiła jakiejś dziwnej miny. Bo mózg mnie od tego boli... - Ryo podrapała się po głowie w geście mocnego zakłopotania.
- Zacznijmy od tego, że mam na imię Ryoku, ale używam na co dzień imienia Ryo. Tutaj nikomu o tym nie powiedziałam. Na zajęciach na mnie padła kolej chowania się. Wcześniej zrobiłam Yoroi’a w konia, pokazując coś na suficie, a potem roztoczyłam ciemności i schowałam się w cieniu Barbary. Przez chwilę Yoroi mnie szukał po pomieszczeniu, a potem do mnie wali takim tekstem: “Wiesz co, przypominasz mi moją matkę. Nawet podobnie macie na imię. Ryoku Nightblade, znasz może?”. I potem jeb eksplozją ognia i mnie znalazł. Potem na przerwie Yoroi mnie zaprosił na obiad do stołówki… - Ryo wzięła głębszy wdech, coraz trudniej jej się to opowiadało. - Musiałam go tam trochę pociągnąć za język, ale właściwie to sam dość chętnie opowiadał o sobie kim jest. I wyszło na to, że ja i jego matka jesteśmy dziwnie podobne do siebie. Tak jakby w multiwersum istniało moje odbicie. Teoretycznie mam syna, który praktycznie nie jest moim synem, bo jego ma moja alternatywna wersja. A patrząc na Yoroi’a… nie dziw się, że mnie mózg boli od tego. To jest zbyt pojebane.
- W moim świecie mówi się, że każde bardzo istotne wydarzenie sprawia, że pojawiają się światy, w których to wydarzenie potoczyło się zupełnie inaczej. Przez to nie dziwi mnie to, że Yoroi może być synem twojej wersji z innego świata. A co do różnego wyglądu… moją mamą była ośmiornica. - odparła Aquarius, lekko się uśmiechając.
- Jeżeli tak, to nie wiem, co w moim się potoczyło nie tak, że pojawiła się jakaś kopia mnie… - Ryo wytężała pamięć, żeby sobie przypomnieć, co zrobiła nie tak, że przyszło jej leźć po cholerę w cholerę światów. Niestety, bolał łeb na obecną chwilę. - Wiesz, Aquarius, twój przypadek na szczęście jest mniej dziwny niż Yoroi’a, dzięki Bogu. Tylko za cholerę nie wiem, jak ja czy jakaś moja wersja zabujałaby się w zbroi i jak do cholery by kogoś takiego zrobiła.
- To wszystko kwestia perspektywy. Z mojej, zarówno mój przypadek jak i Yoroi’a są tak samo normalne. Różne mieszanki widziałam u siebie, więc chodząca zbroja, którą urodził ktoś wyglądający jak ty, nie jest znowu taka dziwna.
- Dzięki, Aqua. To pocieszająca perspektywa. Chyba teraz naprawdę uczę się, co to znaczy norma. Pierwszy raz od dłuższego czasu mnie coś dziwi, więc może z Wieży coś jeszcze będzie.
- A to, że to wszystko… - wskazała na krajobraz - z naszej perspektywy mieści się na piętrze Wieży cię nie dziwi?
- Nie? - odparła Ryo. - Dobrą kompresję tutaj mają.
- Albo Wieża jest gargantuicznych rozmiarów. Skoro to jedno ze 123 pierwszych pięter… Nawet nie mogę sobie tego wyobrazić.
- Może nie próbuj. Mnie Yoroi już porządnie wystawił. Nie próbuję sobie wyobrazić rozmiarów Wieży, bo pewnie nie dam rady.
- Pewnie racja. To co urządzamy sobie babski wieczór? Coś kupimy, a później uchlejemy się do nieprzytomności? To chyba pomaga na wyobraźnię i kłopoty. - zaproponowała Aquarius wyraźnie rozradowana.
- Zdecydowanie się przyda.
Stanęły przed sklepem odzieżowym. W świecie Ryo wiele było takich. Rozłożony na kilkudziesięciu metrach kwadratowych zawierał wszystko co kobieta potrzebowała do szczęścia i jeszcze więcej. Pewnie nawet znalazłoby się coś, co by uszczęśliwiło mężczyznę tej kobiety.
- Idziemy tutaj? - Ryo wskazała na sklep.
-Ok. - syrenka wlewitowała do środka. - Łał… ile tu wszystkiego. - rzuciła z zachwytem w środku. - Chodź najpierw znajdziemy coś dla ciebie.
- Na mnie? - Ryo przestraszyła się ilości asortymentu. Niemniej Aquarius nie miała problemu z pociągnięciem za sobą małej zwiadowczyni.
- Podoba ci się ten z czarnymi skrzydłami od niebieskich? - spytała syrenka ciągnąc biedną kobietę do pierwszego działu. - A może Ishir?
- Em, na dobrą sprawę nie znam dobrze żadnego z nich - po prawdzie Ryo nie lubiła wyciągać takich opinii. Od pierwszego chciała się trzymać z daleka, bo dziwnie się przy nim czuła, a drugi był w porządku, ale nic do niego nie miała. Niemniej nie chciała takich ocen wyciągać na wierzch. - Trudno mi powiedzieć.
- Nie musisz ich znać, by stwierdzić, czy ci się podobają. - odparła shinsuistka, śmiejąc się. - Wiesz, jak dla mnie ten diabełek całkiem przystojny.
- No, niczego sobie, muszę przyznać - zgodziła się Ryo. Choć nie do końca. - Niemniej wolę nie oceniać po pierwszym wrażeniu… Wiesz, myślałam, że diablik trafi do twojej grupy, a on równie łatwo może być w obrońcach czy łowcach. Niemniej obstawiam latarnika.
- Ej, on jest mój. - syrena udała oburzenie. - Nom, dobrze obstawiasz. Widziałam, jak wychodził za Ishirem z sali.
Kobieta zatrzymała się przed regałami. Ku przerażeniu Ryo… wszystkie zapełniała bielizna.
- Jaki kolor lubisz?
- Emmm, Aquarius, nie pomyliłaś może przedziału? - głos Ryo zmienił się, tak jakby dziewczyna zobaczyła gigantycznego, najpaskudniejszego molocha będącego połączeniem wszystkiego co najstraszniejsze. - O, widzę tam fajne koszule - wskazała palcem na koszule… z długimi rękawami zakrywające wszystko, co na górze, poza głową.
- No co ty. Jesteś kobietą. Kobieta potrzebuje bielizny. Jaki kolor lubisz? - powtórzyła pytanie.
- Errrr, eeemczarny!
- W sumie, to niepotrzebnie się pytałam. Przecież to widać. - uśmiechnęła się, po czym zniknęła między regałami. Po chwili pojawiła się, trzymając w ręku kilka wieszaków. Od takich, na których wisiały sznurki, do takich, na których wisiały bardziej zakrywające elementy, jednak wykonane z koronki. - No to przymierzamy! - zarządziła i nie pytając Ryo o zdanie, pociągnęła ją do przymierzalni.
- No już, rozbieraj się. - zarządziła, gdy wepchnęła do środka zwiadowczynię.
- To zdecydowanie zły pomysł - Ryo skrzyżowała ręce na piersi i pokręciła głową. Nie zamierzała się rozbierać.
- To zdecydowanie dobry pomysł. Nowa bielizna poprawia nastrój. Rozbieraj się, bo zaraz ci pomogę.
Ryo spojrzała z przestrachem na syrenkę.
- Nie trzeba. Pomocy. Wyjdź. Przebiorę się sama. - odparła ze zrezygnowaniem.
- Ok, tylko masz mi się później pokazać. - Aquarius posłała kobiecie szeroki uśmiech i zostawiła ją samą w przebieralni.
Dziewczyna pozostała w przebieralni sama. Westchnęła. Nie chciała się przebierać. Po chwili w lustrze zobaczyła szczupłe, wysportowane ciało pociachane w wielu miejscach, ze śladami po pazurach i ugryzieniach. Skóra na dłoniach i twarzy kontrastowała z jasną skórą, która pokrywała resztę ciała - bowiem tam, gdzie nie była jasna, prezentowała śniadość. Ryo przebrała się, ale resztę ciała okryła płaszczem.
- Mhm… rozumiem. - syrenka przyjrzała się dokładnie Ryo. - Pokaż mi się TYLKO w bieliźnie. - poprawiła swoje polecenie.
Ta zaś niechętnie zdjęła płaszcz. Miała na sobie czarną, koronkową bieliznę, włącznie ze stanikiem, który nie tylko nie zakrywał wszystkich blizn, ale pokazał, że nawet na piersi przewinęła się jedna podłużna szrama.
- Ślicznie ci w tym, wiesz? - odparła Aquarius, zupełnie nie przejmując się bliznami dziewczyny. - Chłopakom pewnie cała krew z głowy by odpłynęła, gdyby zobaczyli ciebie w tym.
- Po warunkiem, że nie przejęliby się tymi ranami.
- Ranami… A tymi. E nie przejmuj się. Są ciekawsze fragmenty twojego ciała, które można oglądać. Chociaż trochę koloru przydałoby ci się przybrać. Jutro idziemy się opalać. - zdecydowała syrenka. - To może teraz jakaś seksowna koszula nocna? Nie, nic nie mów, zaraz coś ci przyniosę. - shinsuistka zniknęła z pola widzenia zwiadowczyni. Po chwili pojawiła się wraz z czarną, całkowicie przezroczystą koszulą nocną, która Ryo mogła sięgać co najwyżej poniżej pośladków. - Zakładaj.

- Nie, to już przegięcie - Ryo wskazała na przezroczystość koszulki. - może coś mniej przezroczystego? - spojrzała maślanymi oczkami na Aquarius.
- Nie. - odparła nieugięta potworzyca z rybim ogonem. - Z resztą co za różnica? I tak to będziesz nosiła w pokoju nocą. Wtedy nikogo tam nie będzie, a jak będzie, to nie po to, by oglądać ciebie w koszuli nocnej, tylko by ją z ciebie zdjąć. I nie rób takich oczu. To działa na facetów, nie na mnie.
Ryo się zasmuciła. A po tym wzruszyła ramionami.
- No i widzisz. Normalnie seks-bomba. To teraz coś bardziej zakrywającego twoje ciało. Co powiesz na czarną podkoszulkę i czarną koszulę? - tym razem syrena zaczęła interesować się zdaniem zwiadowczyni.
- Może być.
- To za chwilę coś ci przyniosę. - Aquarius najwyraźniej świetnie się bawiła ubierając Ryo, bo z zapałem wzięła się za poszukiwanie odpowiednich ubrań. Brunetka znów została zaskoczona przez shinsuistkę. Ta bowiem pod pojęciem “podkoszulka” rozumiała top bez rękawów i głęboko wyciętym dekoltem. Na szczęście koszula w wizji obu kobiet wyglądała tak samo. Długie rękawy i guziki. Oprócz tego syrena przyniosła też czarne, jeansowe spodnie.
- A to prezent ode mnie, za bycie grzeczną dziewczynką. - wyjaśniła. - zakładaj
Ryo zadowolona z mniej odważnego stroju założyła nowe ubrania. A Aquarius przylewitowała do niej i rozpięła dwa górne guziki jej koszuli.
- Tak, ten obszar musisz sobie opalić. No chyba, że wolisz by patrzyli na twoje ręce. - uśmiechnęła się ciepło. - Jeszcze tylko uśmiech i każdy facet powie ci wszystko co chciałabyś wiedzieć.
- W moim przypadku lepiej aby mi nie patrzyli na ręce - Ryo uśmiechnęła się.
- No więc będą patrzyć się na twoje piersi. - odparła syrena wesoło. - To teraz coś dla mnie i idziemy… szukać jakiejś plaży, czy chlać?
- Zanim pójdziemy chlać, trzeba będzie zaopatrzyć się w odpowiedni, porządny alkohol. Czyli plaża, sklep z alkoholem albo Hargur, a potem chlanie - zadecydowała mała zwiadowczyni.
Shinsuistka szybko uwinęła się między regałami. Pokazała Ryo dwa muszelkowe staniki, jeden kremowy, drugi zielonkawy z prośbą o decyzję. Ta zaś wskazała na drugi. Syrenka ucieszona pomocą kobiety znów zniknęła między regałami. Pojawiła się z sukienkami, kolorystycznie dopasowanymi do stanika. Tylko w pięciu różnych długościach i krojach. Dwie były proste, a trzy falowane. Znów poprosiła o decyzję. Wybierając na czystego czuja, Ryo wybrała falowaną średniej długości suknię.
Kobiety ruszyły do kasy. Zakupy syrenki poszły zdecydowanie szybciej, bo i mniej ubrania na sobie nosiła. Z konta Ryo zniknęło 200 kredytów. Syrenka zapłaciła niecałe 100. Później rozpoczęło się poszukiwanie plaży…

Ryo 25-03-2016 21:18

Tutaj Ryo również miała okazję do rozwijania się w swojej pozycji, roli. Była od badania terenu. A szukanie plaży nie było zbyt łatwym, ale też niespecjalnie trudnym zadaniem. Z przystanku koło sklepu z ubraniami można było wsiąść do busa, zapłacić kilka kredytów, przejechać kilkanaście przystanków i wysiąść w okolicy jeziora… em…
- Jak na jezioro, to całkiem niezła miejscówka…
- Nom. No to już szukamy jakiegoś ustronnego miejsca, ty zdejmujesz koszulę i się opalasz. Żebyś chociaż dekolt miała opalony. - rzuciła syrena.
Ryo szukała ustronnego miejsca, żeby móc zdjąć koszulę. Policzyła w myślach do trzech.
- Co powiesz na tamtą miejscówkę? - wskazała na mniej zaludnione miejsce przy wodzie.
- A rozbierzesz się tam? Mnie obojętne. Starczy, że jest woda.
- Żeby się opalić, to i tak musiałabym zdjąć koszulę. Jakoś sobie poradzę.
- No to niech będzie tam.
Panie udały się na plażę, by się opalić. Ryo większe miała opory przed zdjęciem koszuli niż same problemy ze zdjęciem, bo to zajęło jej krótką chwilę. Z drugiej strony nie mogła ciągle przejmować się obrażeniami - a bo kogo to obchodzi, i czyj to problem?
- Co właściwie ten Charghur potrafi?
Syrenka bez skrępowania zdjęła z sobie całe ubranie - czego dużo i tak nie miała - i bez skrępowania pluskała się w wodzie przy brzegu.
- Nie wiem. Przez całe ćwiczenia trenowaliśmy wykrywanie shinsu. Był w tym cholernie dobry. Nawet się nie zmęczył, a ja wyszłam stamtąd ledwo żywa.
- Wygląda na jakiegoś ducha. Może dlatego, że jego ciało jest zbudowane z shinsu - gdybała Ryo.
- Może, nie wiem. Ale jak się dłużej przy nim przebywało, to zaczynały mnie ciarki przechodzić.
- Rzeczywiście wygląda jak straszydło, którym w moim świecie straszyło się dzieci albo za które dzieci przebierają się na karnawały - Ryo rozłożyła się na dobre na swoim płaszczu, który jej służył za prowizoryczny koc. Koszulę schowała do ATSa, zaś z Kieszeni wyciągnęła butelkę z mlekiem i dopiła resztę napoju. - Mogę go później sprawdzić, acz póki co nie wiem, gdzie on mieszka.
- Nie trzeba. Sama sobie z nim poradzę. - widać straszydło weszło syrence na ambicje. - Powiedz mi, miałaś kogoś przed Wieżą? - zmieniła nagle temat.
- W sensie kogo?
- Męża, narzeczonego, chłopaka, kochanka. No takich tam.
Tutaj Ryo się zastanawiała nad odpowiedzią.
- Raczej żadnego, a jak ktoś był, to nie na długo.
- A ilu takich nie na długo było? - dopytywała się Aquarius.
- Straciłam rachubę - Ryo odparła nader obojętnie na to pytanie. - W zasadzie to tak na serio coś z tego, co wymieniłaś, miałam w świecie, z którego pochodzę.
- No opowiadaj.
https://www.youtube.com/watch?v=EBhFHJMVfiI
- To był naprawdę kawał czasu temu - odparła Ryo. - Od wieków włóczę się po innych światach i próbuję trafić z powrotem do swojego, bez większego skutku. Miałam chłopaka… ale niestety nie pamiętam jego imienia. Nawet twarz coraz słabiej pamiętam. Ale pamiętam, że grał na gitarze i tak w myślach chodzi mi ta muzyka - po czym zanuciła fragment. Niezbyt czysto. - Sorry, nie umiem śpiewać ani nawet zanucić czysto, ale jakoś tak to szło… - westchnęła.
- To romantyczne. - odparła syrenka, kładąc się na brzuchu i podpierając się rękami. - Ja nie miałam nikogo takiego na poważnie. W moim świecie chyba nawet nie ma poważnych związków. Dlatego się cieszę, że tutaj trafiłam. Może uda się znaleźć kogoś wartego uwagi.
- Będziesz miała w czym przebierać - stwierdziła Ryo spoglądając od niechcenia na jakiegoś wysokiego wysportowanego blondyna. - Może na ten przykład tamten chłoptaś? - zawołała weselszym głosem do syrenki, wskazując na typka.
- E nie, nie w moim typie. I pewnie też woli… całe kobiety, a nie tylko połówki. - odparła smutno.
- A tego nie wiadomo - Ryo pomachała paluszkiem syrenie. - Nie sprawdzisz, nie będziesz wiedzieć.
- I tak nie jest w moim guście. Nie lubię blondynów. - wyjaśniła shinsuistka.
- Nie wiedziałam, że nie lubisz blondynów. Więc Ishir raczej nie byłby w twoim stylu. Wtedy pozostałby diablik. No i Purrr, ale on się nie liczy…
- Z regularnych jesteśmy jedynymi kobietami. - westchnęła Aquarius. - A Ishir ma szare włosy, nie blond. Przynajmniej mnie to blondu nie przypomina. A diablik… oj tak, uroczy jest.
- Z regularnych w tej akademii to tak. A Ishira można uznać za blondyna, bo ma jasne włosy - Ryo broniła swojej tezy. - Platynowy blond, czyli takie blond włosy, tylko siwe.
- Czego to ludzie nie wymyślą. Z resztą blond też usłyszałam u jakiegoś człowieka.
- Ludzie żyją krótko, muszą się czymś zajmować, bo inaczej jakby myśleli, że będą żyją tak krótko, to dostaliby bzika. Stąd ludzie wynaleźli tyle dziwnych rzeczy.
- Mhm… czyli ty nie jesteś w pełni człowiekiem, bo żyjesz długo. Ja też nie jestem w pełni człowiekiem, bo mam rybi ogon. - uśmiechnęła się syrenka.
- Skąd wniosek, że nie jestem w pełni człowiekiem?
- Ludzie żyją krótko. Ty włóczysz się od wieków po różnych światach. Więc nie możesz być w pełni człowiekiem, bo długo żyjesz. - wyjaśniła swój tok rozumowania kobieta.
- Prawdą jest, że żyję za długo jak na człowieka. Ale czy długość życia determinuje człowieka? - Ryo zadała filozoficzne pytanie.
- Nie wiem. Nie interesowałam się ludzką filozofią. Ale z tego co wiem, to gatunki nie przekraczają znacząco pewnej liczby lat, przez które żyją. No powiedz prawdę. Nikomu przecież nie wygadam.
Ryo spojrzała dziwnie na syrenę. Przez moment można było pomyśleć, że zaprzeczy, ale:
- Dobra, niezupełnie jestem człowiekiem - o dziwo potwierdziła słowa syrenki.
- Ha, miałam rację. - zaśmiała się syrenka, zadowolona z tego, że się dobrze domyśliła. - Musimy się tak co jakiś czas spotykać. Całkiem fajnie się gada.
- Wiesz, że nie musimy jeździć tak daleko, żeby sobie pogadać? Chyba że obawiasz się tego Charghura - Ryo powiedziała to swawolnym tonem. - ale nie ma sprawy, nie mam nic przeciw wychodzeniu co jakiś czas na zewnątrz.
- Ale opalanie się też jest fajne. - rzuciła syrenka. - I czucie powiewów wiatru na skórze. Jeszcze tylko masażu brakuje.
- Salon SPA albo masażyści. Trzeba byłoby takich szukać na piętrze - poradziła wodniczce.
- Nie wiem co to SPA, ale jeśli tam są masażyści, to z chęcią poszukam. O albo poproszę Ishira, by poszukał. On przecież jest od zbierania informacji. - zachichotała. - Przydałoby się więcej kobiet w tej akademii. Nudno trochę.
Brunetce nie było tęskno za kobietami.
- Wiesz, gdzie mieszka Ishir?
- Nie wiem. Ty gdzie mieszkasz?
- 13. A ty?
- W 9. Vixen mieszka w 8. Wiesz, gdzie mieszka ktoś jeszcze od nas?
- Purrr w 12.
- Czyli… 10 lub 11. Wydaje mi się, że ulokowali nas w sześciu kolejnych pokojach.
- Yoroi mieszka w 3. Co do ulokowania w tych pokojach, to jest to możliwe...
- Najwyżej sama poszukam. - westchnęła syrena. - Lepiej poznam piętro.
- I tak dowiemy się w swoim czasie. Latarnicy muszą wybrać jeden pokój od 15 do 18. Sądzisz, że szykuje się kolejny test?
- Możliwe. A może po prostu chcą nam dać miejsce, gdzie załatwimy sprawy drużynowe, bez burzenia czyjejś prywatności?
- Pewnie chodzi o to, żeby ten pokój był tylko dla drużyny, bez ingerencji ludzi spoza drużyny. Chyba.

=***=
Drzwi nr 3 przeżyły spotkanie trzeciego stopnia z dłonią Ryo.
Dziewczyna zapukała w nie trzy razy. Po chwili się otworzyły. Widać lokator zebrał się do otworzenia po pierwszym puknięciu.
- Och to ty. Coś się stało? - spytał Yoroi wychylając głowę… hełm na korytarz.
- Pogadać. Szukam o tej Ryoku Nightblade w bibliotece i nic nie ma.
- A czemu miałoby być? Nigdy jej tutaj nie było. Nie opuściła naszego świata ani razu. - zdziwił się zwiadowca.
- Ow… więc nie byłoby możliwości, abym ją znała. Właściwie, to skąd przybyłeś?
- Z Ziemi. Znaczy jednej z Ziemi, bo z tego co się orientuję planet o takiej nazwie jest… dużo.
- Oj tak… - zanuciła coś pod nosem, co Barbara zinterpretowałaby jako właśnie tą odpowiedź. - Więc możemy nie pochodzić z tego samego świata. Ale nad czymś się zastanawiam. Kim była tamta Ryoku, o której mówiłeś?
- W sensie?
- Em no, czym się zajmowała w twoim świecie?
- Była łowczynią nagród. - odparł Yoroi.
- Ciekawa fucha - zamyśliła się Ryo. - Fajnie…Em, a twój tata był kim? - wygłupiła się. - Jak się poznali?
- Mój tata był zabójcą. Nigdy nie mówili jak się spotkali.
- Nigdy się o to nie pytałeś?
- Nigdy nie odpowiadali. Z reguły spławiali moje pytania odpowiedziami w stylu: “Na misji”.
- Bardzo skryci musieli być, heh.
- Na to wygląda… To chcesz coś, czy przyszłaś mnie wypytywać o moją rodzinę?
- Normalnie pogadać, bo nie mam co robić. Ale jak ci przeszkadza moje towarzystwo, mogę sobie pójść.
- Nie, nie przeszkadzasz. Wejdź jak chcesz, nie będziemy tak w drzwiach rozmawiać.
Ryo weszła do pokoju zwiadowcy. Nie powinno się jej nic stać, w końcu ani na walkę się nie godzi, ani co.
Pokój był prosty, wręcz spartańsko urządzony. Łóżko, stolik, krzesło, niewielki aneks kuchenny i drzwi od łazienki. Nic więcej. Yoroi chyba nie zaczął się urządzać, lub zwyczajnie nie miał zamiaru dodać pomieszczeniu czegoś od siebie.
- Napijesz się czegoś?
- A co masz?
- Standardowe wyposażenie lodówki w pokoju regularnego. - odparł zwiadowca. - Nic nie dokupywałem.
- Kawę poproszę.
Przed kobietą znalazł się kubek, puszka z kawą i cukierniczka. Yoroi widać uznawał, że najlepiej robić takie napoje samemu. Ryo lekko to zdziwiło, niemniej sama się obsłużyła z kawą. Zrobiła sobie czarny napój, bez dodatku cukru.
- Ciekawe, czy twoja matka też nie lubi cukru... - spojrzała na Yoroi’a.
- Zawsze słodziła jedną łyżeczkę. Bez względu na to jak duży napój by nie piła.
- Ow, ja do niczego nie dodaje cukru… - zamruczała Ryo. -Przepraszam, Yoroi. Nadal dziwnie się czuję, rozmawiając z kimś, kto mógłby być moim synem… nie miałam nigdy dzieci.
- Nie dziwię ci się. Też dziwnie się z tym czuję. Po prostu trzeba to zaakceptować.
- Chyba tak… - była jedna rzecz, o którą Ryo chciała się spytać, a o którą to wolała się nie pytać akurat Yoroi’a. - Zwłaszcza taką dziwną mieszankę. Wychodzi jedna czwarta człeka, jedna czwarta demona i połowa żywiołaka w zbroi… Weird.
- Dziwi cię mój wygląd, prawda? - domyślił się zwiadowca.
- Sam wygląd nie. Gdybyś dajmy na to, został stworzony i poskładany za pomocą magii, wcale by mnie to nie dziwiło, nie jak w przypadku, o którym powiedziałeś. A i tak sądzę, że bez magii nie obeszło się przy twoich, em, narodzinach.
- A czy nie jest tak z każdymi narodzinami? Kawałki mięsa czy innych elementów są obdarowywane życiem. Jedni nazywają to bogiem, inni magią. - odparł Yoroi. - Ja jestem pewny, że magia towarzyszyła moim narodzinom. Mój ojciec był żywiołakiem. Istotą magiczną. Moja matka… też miała sporo z magii. Być może, w którymś momencie coś poszło nie tak, ale zostałem poczęty i urodzony tak jak człowiek.
- Albo to po prostu biologia, chociaż zależy w jakim to świecie - wypiła kawę. - Ciekawi mnie twój przypadek - przyznała dziewczyna. - Wiesz coś o swoich dziadkach?
- Od strony matki, babka była demonem a dziadek człowiekiem. Nic nie wiem o dziadkach od strony ojca.
Ryo pokiwała głową. Czyli na odwrót w jej przypadku.
- Strasznie tajemniczy twój ojciec. Nigdy nic o sobie tobie nie opowiadał?
- Nie. Sądzę, że on został stworzony. Dlatego nic nie mówił o swojej przeszłości.
- Nie przeszkadza ci to, ze sie tak pytam o to wszystko?
- Nie mam nic do ukrycia. - odparł wymijająco Yoroi.
- Jesteś bardzo spokojny.
Łyk kawy ubył z filiżanki.
- To mam po ojcu.
- Bardzo spokojny i opanowany. Tak mi się wydaje, że możesz być swoim wykapanym ojcem.
- Czego w końcu oczekujesz po zbroi? - spytał wesołym głosem.
- Stoickości. - Ryo odparła trochę weselej.
Z filiżanki ubyło nieco kawy. Przybyło trochę wyostrzonych pazurów.
- Opanowania. - i tak wymieniała.
Paznokcie zmieniły się w szpony.
- Cierpliwości?
- Ej, dobrze się czujesz? Zaczynasz przypominać moją matkę, gdy bywała wkurzona.
- Huh? - tak naprawdę średnio się czuła. - Ow, to - wskazała wzrokiem na swoje pazury. - Ech, sprawdzę, czy czegoś nie zostawiłam w pokoju, na przykład włączonego żelazka albo otwartej lodówki. Wybacz, Yoroi, i dzięki za kawę, trzymaj się - Ryo podeszła do drzwi. Położyła dłoń, czy raczej szponiastą łapę, na klamce.
- Trzymaj się. - Yoroi najwyraźniej nie miał zamiaru wtrącać się w sprawy Ryo.

=***=

Ryo po połowie godziny zapukała do drzwi syrenki. Na całe szczęście udało się jej cofnąć zmiany, które się pojawiły w pokoju Yoroi’a. Nie miała już szponów, a łapa zmieniła się jej w drobną, ludzką dłoń. Niemniej przez mózg przewinęła się jej myśl, że Yoroi wie o niej więcej niż połowa jej własnej drużyny.
Trzeba to odkręcić.
Aquarius otworzyła po chwili. Wyglądała na lekko zawstydzoną. Spowodowane było to zmianą w jej wyglądzie. Założyła na siebie zdobycze z zakupów. Jednak nie tylko to się zmieniło. Jej włosy i końcówka ogona były w kolorze jej ubioru, a reszta ogona była zielona.
- Wejdź. - zaprosiła ją do środka.
Jej pokój różnił się tylko jednym elementem od pokoju Yoroia. Łóżko było połączeniem zwykłego łóżka i wanny.
Dobrze było wiedzieć, że wodniczka umie się kamuflować.
Nie to co ona.
Najwyraźniej syrence też nie chciało się nic wkładać w zmianę pokoju. Zresztą po co.
- Woohoo! Masz fajne łóżko! Testowałaś je?
- Tak. Przecież gdzieś musiałam spać. - odparła wodniczka, uśmiechając się szeroko. - Potrzebuję w czasie snu być zanurzona co najmniej w połowie w wodzie… Ciekawe skąd oni o nas tyle wiedzą.
- Obstawiam: Basię… chociaż nie. Zostają strażnicy, admini i Bóg.
- Mhm, pewnie tak. - odparła kobieta. - To od czego zaczniemy nasz babski wieczór? - spytała, zupełnie jakby tylko o takich wieczorach słyszała, a nie uczestniczyła w nich.
- Trzeba sprawdzić, co ten pokój oferuje! - Ryo zadecydowała od razu. Musiała sprawdzić, co takie pokoje miały. Może miały poukrywane centra multimedialne? Może gdzieś ukrywał się ogromny ekran? A może wannę można było powiększyć? Może wanna miała możliwości władowania olejków, nawalenia pachnącej piany. - Zobaczmy, czy te pokoje mają dla nas niespodzianki! Aquarius, można tę wannę powiększyć?
Niestety, pokój nie miał żadnego centrum multimedialnego. Najwyraźniej budowniczy uznał, że w akademii coś takiego jest niepotrzebne. Za to dziewczyną udało się zmienić właściwości wanny. Teraz robiła za wypełnione wonnymi olejkami jakuzzi.
- Łał, całkiem fajne. Nie wiedziałam o tym. - westchnęła syrenka, pakując się do środka. - Wchodź, starczy miejsca dla nas obydwu.
- Woohoo! - Ryo w samej bieliźnie dała zręcznego nura do wanny. Po chwili się wynurzyła, potrząsnęła głową, pryskając pachnącą wodą i przecierając oczy już suchą częścią ręki. - Hmmm, a może trzeba sobie zażyczyć wielkiego ekranu… Aquarius, spróbujmy sobie zażyczyć takiego wielkiego ekranu jak z testów pozycyjnych.
Syrenka chlusnęła wodą w twarzy zwiadowczyni.
- Życzę sobie takiego wielkiego ekranu jak z testów pozycyjnych. - wypowiedziała na głos. Niestety, nic się nie stało. - Wiesz, równie dobrze możemy sobie życzyć przystojnych facetów, którzy zrobią nam masaż. -westchnęła.
- Ej, to jest do zrobienia - Ryo odparła. - Najprostsza wersja: możemy porwać diabełka, ale istnieje szansa, że się nam wyrwie. Trudniejsza, ale mniej ryzykowna: znaleźć informacje o masażystach na wynos i ich zamówić.
- Porwać diabełka… - kobieta wyraźnie się rozmarzyła. - To jest myśl, porywamy go? - zaproponowała poważnym głosem. - A może Ishira? Trochę integracji drużynowej nie zaszkodzi. Gorzej jak się chłopak podnieci i nas prądem popieści.
- W dodatku nie możemy działać na szkodę własnej drużyny… A Ishir wtedy musiałby trochę bardziej nad sobą panować. A porywać członków przeciwnej drużyny nikt chyba nie broni, nie? Syrion coś na ten temat mówił?
- Wiesz, nie musimy go porywać. Mogłabym Ishira tutaj dobrowolnie przyprowadzić. A co do panowania… może odrobina prądu nie zaszkodzi naszym ciałom, tylko doda… pikanterii? - spytała, śmiejąc się.
- Chcesz jednak, żeby coś zaiskrzyło… A myślałam, że ci się podoba diabełek…
- Bo mi się podoba. Ale jak nie można z diabełkiem. W końcu nasz latarnik też jest całkiem całkiem, prawda?
- Oczywiście. Zawsze można też wziąć dwójkę. Po co się ograniczać? - zaśmiała się Ryo.
- A wiesz, co. Wiem gdzie mieszka Ishir. Przyprowadzić go tutaj?
- Jasne.
Syrenka wydostała się z wanny i zniknęła za drzwiami. Z korytarza po chwili dobiegł jej zrozpaczony szloch. Nie trwało długo, aż zjawiła się razem z Ishirem… którego wręcz zamurowało na widok Ryo w bieliźnie.
- E… Y… mówiłaś, że masz kłopoty… O co tu chodzi?
- Nobo… Nobo… - Aquarius wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. - Nie ma kto nam zrobić masażu! - krzyknęła triumfalnie, wpychając latarnika do jacuzzi.
- Ishir! Zapraszamy - Ryo wynurzyła Ishira z wanny i posadziła obok siebie. - Trzeba sie w końcu bliżej poznać - uśmiechnęła się słodko do chłopaka.
- Wiecie, mogłyście zwyczajnie mnie zaprosić, a nie odstawiać te cyrki. A na masażu znam się jak na graniu na gitarze. Czyli wcale. - odparł szarowłosy, ściągając z siebie wierzchnie ubranie, które i tak było mokre. - Ale powiedzmy, że wam wybaczam i postaram się najlepiej jak umiem improwizować. - widać towarzystwo mu przypadło do gustu.
- Jesteś latarnikiem, ja zwiadowcą, więc musimy umieć improwizować, uczyć się na bieżąco, a jako drużyna współpracować. Na początek musimy się wspólnie napić. Aquarius, masz trzy kieliszki? Ishir, co preferujesz. Herbata, kawa, soczek, woda?
- Kawy nie lubię, herbaty też nie. Reszta obojętna. - mężczyzna jakby od niechcenia patrzył się w taflę wody tuż przed Ryo.
- To przygotuję wam drinki - Ryo oświadczyła dwójce znajomych. - To zrobię wam drinki z soczkiem, jeśli nie masz nic przeciw - dodała, a do Ishira zwróciła się z pytaniem. - Jak ci minął dzień, Ishir?
- Do tej chwili myślałem, że fajnie, ale bardzo się myliłem. - westchnął po chwili chłopak.
- Podobno diablik też jest latarką?
- Tak, też jest latarką. A co?
- Co on takiego umie?
- Nie mam pojęcia. Nie mieliśmy nic zaprezentować z własnych mocy.
- Ej, Aquarius, słyszałaś, oni nie musieli nic prezentować z własnych mocy - Ryo ruszyła przyszykować drinki dla towarzyszy z drużyny. - No to co robiliście na zajęciach?
Odpowiedź jednak nie padła. Latarnik był zbyt zajęty przyglądaniem się pośladkom zwiadowczyni.
- Ekhm… a ten… no mieliśmy zmodyfikować nasze latarnie, zgodnie z poleceniami Ridera.
- Pytałam się o te latarnie administratorki Yshio. Mówiła, że one chodzą na shinsu.
- Tak, zgadza się. - Ishir wyjął ze swojego ATSa pięć kostek. - To są moje latarnie. Początkowo były wielkości ATSu. Jednak zmniejszyłem je po zajęciach. Powinny unosić się w powietrzu, ale jeszcze za cienki w tym jestem. - wyjaśnił chłopak.
- A co to ma dokładnie robić? - zainteresowała się Aquarius, biorąc jedną kostkę.
- To ma służyć do komunikacji między nami. Dlatego jest ich pięć. Po każdym dla innych członków drużyny.
Ryo po chwili wróciła z trzema szklankami Sex on the Beach [z dodatkiem krasnoludzkiego trunku w ilości kropla w szklance Ishira i Aquarius, Ryo zaś dodała sobie parę kropel więcej].
- Pokaż - zainteresowała się kostkami Ishira.
Chłopak rzucił jedną kostkę w stronę Ryo. Lot wskazywał, że celował nią w biust kobiety.
Dziewczyna złapała kostkę, oglądała ją ze wszystkich stron, ale nie miała pojęcia, jak to ma działać.
- Skoro to działa na shinsu - spróbowała przelać nieco własnej energii w ten mały sześcianik. Nic się jednak nie stało. Sześcianik był równie martwy co przed chwilą.
- Nie wydaje mi się, by chciał z tobą współpracować. Jest zaprogramowany, by działał ze mną. - wyjaśnił Ishir. Pozostałe na jego ręku sześciany rozświetliły się na chwilę. - To szczyt moich możliwości. Diablik, czy raczej Davkas dużo lepiej sobie z tym radził.
- A myślałam, że tego diablika spotkam na zajęciach zwiadowców - podzieliła się swoją opinią z towarzystwem. - A spotkałam Yoroi’a, tę zbroję z ogniem w środku.
- My naprawdę nie mamy nic ciekawego do roboty, niż gadać o zajęciach? - westchnęła syrenka. - Przyprowadziłam go tutaj, by zrobił nam masaż, a nie gadał o zajęciach.
- Racja!
- No, potwierdzam. - rzucił Ishir, nie mając pojęcia na które piersi częściej się patrzeć.
- I żeby pił z nami! - Ryo podsunęła drinki kolegom. - Uwaga, z mocnym krasnoludzkim trunkiem. Tak ostrzegam - sama bez wahania wzięła kieliszek z największą ilością alkoholu.
- No to zdrowie! - latarnik wzniósł toast, a gdy trzy kieliszki się stuknęły, wypił zawartość swojego jednym haustem. Aquarius zrobiła podobnie, jednak ona się skrzywiła. - No to pora na masaż. Od której zacząć?
- Ene due rike faken… - Ryo robiła wyliczankę, tyle że na trzy osoby. Wypadło na Aquarius, a w ostatniej chwili palec przesunął się na... Ryo. - Mnie robisz masaż.
- Oszustka. - naburmuszyła się syrenka, ale puściła zwiadowczyni oczko.
- Ok. Daj rękę. Jak zaczniesz czuć ból to mi powiedz. - palec Ishira pokryty elektrycznością zaczął jeździć po dłoni kobiety, pozostawiając po sobie przyjemne mrowienie.
- Poproszę o więcej - Ryo rozwaliła się na dywaniku. - Plecy. Czuję się taka spięta - zarechotała z własnego żartu.
- Poczekaj, muszę dobrać odpowiednie napięcie, byś się nam tutaj nie uwędziła. - mrowienie w dłoni zaczęło rosnąć.
- Nie ma to jak bioprądy. Chyba mi się przyda na cały dzień. Ishir mógłby sobie otworzyć gabinet lekarski i leczyć bioprądami.
- Może. - rzucił chłopak, zwiększając napięcie. Mrowienie stało się nieprzyjemne.
- Zmniejszysz napięcie?
- Już się robi. - latarnik spełnił prośbę. - No to teraz możesz się położyć i zajmę się twoimi plecami. Aquarius, mogłabyś jej wytrzeć plecy do sucha? No chyba, że nasza Ryo, woli bym ja to zrobił.
Ryo jednak miała już suche plecy, choć nikt jej w tym nie pomagał.
- Nie ma sprawy. Zmniejsz napięcie w łapkach - uśmiechnęła się słodko. - A potem pomasujesz Aquarius.
Dłonie Ishira zaczęły wędrować po plecach Ryo. Nie było w tym żadnej techniki. Po prostu jeździły z góry na dół. Jednak elektryczność na nich dodawała to przyjemne mrowienie, które sprawiało, że amator pokonywał wielu zaawansowanych masażystów. Gdy skończył z plecami przerzucił się na nogi. Zaczął od stóp kierując się w górę. Najpierw zewnętrzna strona bioder, później wewnętrzna, coraz wyżej i wyżej i… dłonie Ishira przerzuciły się na ręce zwiadowczyni.
- Albo wiesz, co Ishir? Nie otwieraj gabinetu. Nikt nie musi wiedzieć o tym, że umiesz tak świetnie masować.
- Skoro tak uważasz. - chłopak znów przeszedł na plecy kobiety. - Jak będziesz miała dość, to powiedz. No chyba, że chcesz też na brzuchu, to się odwróć.
- Nie chcę na brzuchu - odparła wyraźnie zadowolona Ryo.
- Jak tam chcesz. Mogę rozpiąć? - dotknął ręką stanika dziewczyny. - Bedzie mi wygodniej masować.
- Tylko mi cycków nie obmacuj.
- A mogę je masować? - spytał chytrze chłopak, rozpinając zapięcie stanika i odsuwając z pleców jego część. Dbał przy tym, by nie zjechać za nisko z dłońmi.
- Nie.
- No to nie. To niech któraś z was powie, gdy będę miał zacząć masować Aquarius. - Ishir masował całą tylną część ciała zwiadowczyni z pominięciem tych obszarów, które były zasłonięte majtkami.
Ryo po kilku minutach dała się też nacieszyć Aquarius masażem.
- Ishir, mamy podobno znaleźć sobie pokój do narady. A ja już takowy znalazłam.
- Kierownik mówił, by wybrać jakiś pusty. Proponuję 15.
Aquarius tym czasem nie pozwoliła zbliżyć się do siebie chłopakowi.
- Ryo, mogę się przyjrzeć twoim nogom z bliska? - wysunęła nietypową prośbę.
- Formalnie możemy wziąć 15, a nieformalnie… ten pokój jest w dechę. Mój jest zbyt mały i ascetyczny na zebrania drużynowe.
Natomiast prośba syrenki ja jawnie zdziwiła.
- Nikt ci nie broni przyjrzeć się moim nogom.
Przy czym Ryo tez zerknęła na swoje nogi. Coś z nimi było nie tak?
Kobieta podleciała do zwiadowczyni. Przez chwilę przyglądała się jej nogom. Później zaczęła je dotykać, zupełnie jakby chciała zrozumieć jak działają.
- Przepraszam was na chwilę. - odparła i wyszła z łazienki.
- A jej co odbiło? - zdziwił się Ishir. - Co do pokoju, to 15 jest jeszcze lepiej wyposażona. Ma nawet kino domowe.
- I dopiero teraz o tym mowisz - Ryo znalazła miejscówkę na wieczorek zapoznawczy. - zbierzmy tam jutro naszą zgraje - zaproponowała Ishirowi i Aquarius.
Też nie wiedziała, na co wpadła syrenka.
Tajemniczy pomysł wodniczki po chwili wyszedł na jaw. Wtedy to syrenka wleciała z powrotem do łazienki. Zamiast ogona miała… dwie nogi. Co prawda pokryte łuskami, ale to zawsze były nogi. Przez to była niższa od Ishira.
- I jak? - spposa zebranych.
- Jest postęp w zabezpieczeniu się przed Purrrem i Wrrr, acz będziesz musiała usunąć łuski. - oceniła zwiadowczyni. Teraz wyszło na jaw, na co wpadła syrenka.
- Mnie tam się podoba. Kładź się. - odparł chłopak.
Syrenka grzecznie położyła się. Również z nią odbył się proces dobierania odpowiedniego natężenia prądu, po czym rozpoczął się masaż. Aquarius posłała w stronę Ryo uśmiech, który wskazywał, że nie ma zamiaru jej odbijać Ishira, ale z odrobiny przyjemności nie zrezygnuje. Ryo nie miala nic przeciw, żeby koleżanka nacieszyła się masażem od Ishira.
- Co sądzicie o Vixenie, Purrru i Borgorze? - spytała nieoczekiwanie swoich kolegów z drużyny.
- Kotek jest słodki. - powiedziała syrenka między westchnieniami zachwytu. [i] - Vixen na swój sposób uroczy. A Borgor wydaje się najbardziej skryty z całej naszej drużyny.
- No pomijając tę wzmiankę o uroczym Vixenie zgadzam się z Aquarius.
- Wiecie coś o tym, żeby Vixen zalatywał do Barbary?
- Nie nasza sprawa. - odparł Ishir - Ja zalatuję do was i kogo to obchodzi… - przerwał nagle, uświadamiając sobie co powiedział. - Ekhem… ten tego no kogo to obchodzi.
- Coś mi mówi, że z tego wyjdą niezłe jaja.
- A z czego? - zainteresowała się syrenka, zupełnie jakby nie słyszała słów Ishira.
- Z tych zalotów Vixena do Basi.
- E tam. Skup się na tym o tutaj, a nie na Vixenie i Basi. - Aquarius wskazała na chłopaka. - A jak się tamtymi interesujesz to zrób nam jeszcze po drinku, to może ci przejdzie.
- Spoko - dziewczyna przyrządziła kolejne drinki. - Bierzcie i pijcie z tego wszyscy.
Wzięli i się napili.
- Już ci przeszło? - spytała syrenka, prężąc się pod rękami Ishira.
- Tak - powiedziała to po to, aby uniknąć elektrowstrząsów.
- No to zamiana ślicznotko. A może zmienimy zajęcie? Na… hm… - wodniczka rzuciła się na Ryo i zaczęła ją gilgotać.
- Aaa! HAHAA! - Ryo miotała się przez chwilę, potem sama zaczęła gilgotać syrenkę. - MasażHAHAHAAAA! Syrenko~ HAHA~! Syrenkowy!
Shinsuistka nie miała zamiaru poddać się torturom zwiadowczyni lecz zręcznie wykręciła się i pchnęła ją na Ishira. Oboje wylądowali w wodzie, złączeni w uścisku z tych, które miały zapobiegać upadkowi.
- Jak oblewać, to na całego. Woohoo! - Ryo bryznęła wodą w syrenkę. - O, ty też dostaniesz - Ishir też dostał z wody od zwiadowczyni.
Chłopak najwyraźniej nie miał zamiaru bawić się w oblewanie. Zamiast tego pochwycił kobietę w pasie, wziął ją na ręce, ciepło się do niej uśmiechnął i… puścił, wrzucając ją do wody. I woda rozbryzgała się po całym pokoju. W zamian… jeden wredny cień podciął Ishirowi nogi. Ten też nie dość, że wylądował w wodzie, to jeszcze między piersiami zwiadowczyni.
- No faktycznie, Aqua, Ishir na mnie leci.
Syrenka nie odpowiedziała, zbyt zajęta śmianiem się ze zmagań dwójki. Ishir w tym czasie… leżał w piersiach Ryo i ani myślał się podnieść.
- Jeszcze trochę i pomyślę o wprowadzeniu drobnej opłaty - zarechotała Ryo, patrząc na Ishira. Poczochrała mu wlosy. - Nazwę go “podatkiem od cycków”.
To też nie podziałało. Jedynie ręka chłopaka uniosła się nad wodę i pokazała znak OK.

Karmazyn 26-03-2016 23:20


Pierwsze piętro: Drużynowe spotkanie

Ryo

Poranny alarm brutalnie wyrwał ją ze świata snów. A tak dobrze się spało. Otworzyła oczy… spojrzała prosto w zaspaną twarz Aquarius. Obie leżały na łóżku syrenki w samej bieliźnie i przytulały się do siebie. Poczuła, jak coś dotyka jej piersi. Okazało się, że to głowa Ishira, która znajdowała się między biustami obu kobiet. Ryo starała się sobie przypomnieć, jak do tego wszystkiego doszło. Dwa drinki, masaż, kolejne drinki. Wodniczka zapytała się latarnika, czy ten miał kiedyś dziewczynę. Gdy ten odpowiedział, że nie, wpadła na pomysł, by cała trójka razem spędziła noc w łóżku, oczywiście tylko leżąc, przytulona do siebie bez żadnego obmacywania. Cała trójka zgodziła się na to, alkohol w końcu płynął w ich żyłach… To w takim razie czemu nie czuła kaca? Ba czuła się bardzo wypoczęta, zupełnie jakby dzień wcześniej nie było żadnej imprezy. Zresztą nie tylko ona. Aquarius i Ishir też byli w doskonałej formie. Widać noc w akademii regenerowała ciało z wszelkich dolegliwości.
Trójka regularnych ubrała się, ci, którzy byli nie w swoim pokoju, opuścili pomieszczenie, by przygotować się do zajęć.

Vixen

Gdy alarm zaczął dzwonić, jego pierwszą myślą było odnalezienie jego źródła i rozwalenie go w drobny mak. Kto to widział, by w taki sposób przerywać sny. Bardzo przyjemne sny. Pomimo, że randkę trudno było uznać za szczególnie udaną, to wyobraźnia pozwoliła uzupełnić braki, tworząc bardzo realistyczne i pełne szczegółów sny. W nich mógł do woli uprawiać seks z Barbarą w każdej znanej sobie pozycji. Był nawet pewny, że Barbar niekiedy było nawet kilka. No ale później musiał zadzwonić alarm…
W pełni rozbudzony już Vixen uświadomił sobie, że po ciosach otrzymanych poprzedniego dnia nie pozostał żaden ślad, nawet w postaci bólu. Kolejny cud Wieży i kolejny na liście: „Mam to w dupie”. Nie było sensu analizować czegoś, czego pewnie mądrzejsi od niego w pełni nie rozumieli. Strata czasu i energii. Trzeba było przygotować się do zajęć i zapewne kolejnej porcji otrzymywania lub dawania wpierdolu, bo jakoś w urozmaicenie treningu smokowiec poważnie wątpił. Zresztą, po co było utrudniać życie łowcom. W końcu ich zadaniem w drużynie było spuszczanie przeciwnikom łomotu. Myślenie na dłuższą metę było zbędne.

~*~*~*~*~*~

Nim drużyna rozeszła się po salach treningowych, Ishir podszedł do każdego z nich, zapowiadając, że zaraz po zajęciach w pokoju 15 odbędzie się spotkanie drużynowe i prosił, by wszyscy się zjawili.

Osiem godzin treningu minęło w średnim tempie. Ci, którzy mieli dawać wpierdol, sami go dostawali. Ci, którzy mieli otrzymywać wpierdol, dostawali go jeszcze więcej. Ci od przetwarzania lub pozyskiwania informacji przepuszczali przez swoje mózgi ilości danych grożące eksplozją czaszki. Ci od shinsu skupiali się tak bardzo, że zaczynali dostrzegać nieistniejące rzeczy. W skrócie każdy robił to, czego nauczyciel od niego wymagał, nie wiedząc nawet czy w szerszej perspektywie miało to jakikolwiek sens.

Po zajęciach i zjedzonym obiedzie drużyna czerwonych zebrała się w pokoju numer 15. W przeciwieństwie do ich pokoi nie było tam żadnego łóżka. Aneks kuchenny był wyraźnie wyższy, nie było łazienki, jedynie sześć par drzwi prowadzących do toalet. No i był ekran rozwalony na pół ściany, największa atrakcja pomieszczenia.

– Z tego co Rider daje mi do zrozumienia, mam odwalać robotę lidera drużyny. – Ishir przeszedł bezpośrednio do rzeczy - Pewnie wam nie podoba się to tak samo, jak mnie, ale nic na to nie poradzę. Stwierdziłem, że fajnie byłoby ustalić jakiś wspólny plan działania na zajęcia. Wiecie, by niebiescy wiedzieli o nas jak najmniej. Jak dla mnie, najbardziej sensowne wydaje mi się robić minimum tego, czego nauczyciele od nas wymagają. Dzięki temu uśpimy czujność niebieskich i może uda nam się ich wyzwać na pojedynek w późniejszym czasie i wyeliminować z rozgrywki. Co wy na to?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:30.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172