Vixen został z tyłu, postanowił poczekać na Barbarę, obiecał jej coś i zamierzał słowa dotrzymać. Kobieta kręcąc ponętnie swymi krągłościami w końcu zbliżyła się do drzwi. W ręku trzymała… butelkę z czarnym alkoholem, tak dobrze znaną smokowatemu. - No muszę przyznać, dobry gust masz młody. Jeszcze będą z ciebie… smoki -O!- czarnołuski ucieszył się na widok swojej własności.-Czyli tam w korytarzu to naprawdę byłaś ty. Nie musiałaś, sam bym ją odebrał tej małej.-powiedział wyciągając łapę po trunek. -Smokiem owszem mogłem być, ale nie wyszło.- wyjaśnił. - Nie jesteśmy na ty, gówniarzu. - zwiadowczyni bez zastanowienia zdzieliła regularnego butelką przez łeb. Butelka o dziwo nie pękła. - Mów mi, wielce szanowna pani Barbaro. No to byłam ja. Może byś sobie odebrał, ale tak przynajmniej miałam trochę zabawy. -Nazywam się Vixen, ale możesz mi mówić jak chcesz.- dopełnił formalności, teraz oboje znali już swoje imiona. - To czego byś chciał, oprócz swojej butelki? - spytała kobieta. -Wielce szanowna pani Barbaro, obiecała mi pani lekcję. Chciał bym się czegoś o pani… od pani nauczyć.- przypomniał jej, najwyraźniej świetnie się czując w jej towarzystwie. - Dałbyś se siana. Dzisiaj pierwszy dzień w akademii, a ty już chcesz się uczyć? Nie jesteś zbyt nadgorliwy? Wieża takich nie lubi. -A co jeśli to moja jedyna szansa? Jutro mogę na przykład wpaść do czarnej dziury.- nie dawał za wygraną. - Nie wpadniesz do czarnej dziury. Może nasz P cię zastrzeli jeśli będziesz go męczył pytaniami, ale prawdopodobieństwo jest małe. - kobieta przez chwilę się zastanawiała nad czymś. - No dobra, mogę zacząć z tobą dzisiaj, ale wódkę zatrzymuję. Vixen spojrzał tęsknie na butelkę, a potem na Barbarę jakby nie mógł się zdecydować, ale tak naprawdę tylko się droczył. -Zgoda.- przystał na jej propozycję z uśmiechem. Zawsze mógł kupić sobie drugą butelkę, a drugiej Barbary nie znajdzie. No dobrze, skoro tak ładnie mnie prosisz. Tylko nie płacz, jak jutro będzie cię wszystko boleć. - Barbara bez ceregieli chwyciła Vixena za jeden z rogów - szczegół, że była od niego o głowę niższa - i pociągnęła w stronę sali zwiadowców. Po drodze zamachnęła się przy jednym z cieni i z uśmiechem satysfakcji ruszyła dalej. -Już mnie boli. Najwyżej poproszę dyrektora żeby użył na mnie swoich zaklęć tak jak zrobił to ze zwiadowczynią.- smokowiec nie widział problemu, nie miał też zamiaru dać się ciągnąć i zamiast potulnie iść za swoją nauczycielką postanowił wziąć ją na ręce i sam zanieść do sali. - Widzę, że wiesz jak traktować kobie… ej, gdzie te łapy - Vixen znów został zdzielony butelką. - Już ja wiem czego ty się chcesz uczyć. Poczekaj no ty. Tak cię wyćwiczę, że nie będziesz miał siły prosić Śrubki o leczenie. - mimo to wydawało się, że Barbarze schlebiało, że była niesiona przez kogoś na rękach. Nie przejmując się innymi regularnymi smokowiec dostarczył kobietę przed drzwi, ba nawet udało mu się po kilku próbach nacisnąć ogonem klamkę żeby je otworzyć. - Głównym zadaniem zwiadowcy jest działanie za liniami wroga. Ma dostarczać do latarnika zdobyte informacje lub likwidować cele. Zacznijmy od zdobywania informacji. - kobieta wskazała na ekran wiszący na jednej ze ścian. - Będą się na nim pojawiać liczby. Zapamiętaj wszystkie i mi powtórz, gdy przestaną się wyświetlać. Vixen pozwolił Barbarze stanąć na własnych nogach, a sam wlepił wzrok w płaszczyznę, którą nazwała ekranem. Zaraz pokaże jej, że może być całkiem niezłym zwiadowcą, na pewno nie gorszym od Ryo, wystarczy że się postara. Co jest trudnego w zapamiętaniu kilku liczb? Niestety liczb pojawiło się więcej niż kilka i szybko przerosły zdolności pamięciowe Vixena. -3,27, 85… 42… 76?-powtórzył dokładnie pięć pierwszych, albo przynajmniej tak mu się zdawało. - Beznadziejnie. Nawet połowy nie zapamiętałeś. - westchnęła Barbara, wyraźnie niezadowolona. - Przyznaj, że nie przyszedłeś się tutaj uczyć, tylko masz nadzieję, że mnie przelecisz. -Przyszedłem się uczyć.- skłamał nawet nie starając się brzmieć wiarygodnie. -Powiedz czym jeszcze zajmują się zwiadowcy, zapamiętywanie liczb jest nudne. Zresztą wątpię żeby wszyscy twoi poprzedni uczniowie radzili sobie z tym lepiej niż ja. - Obserwacją, cichym poruszaniem się. Muszą być cierpliwi. Zapamiętywanie liczb to dopiero pierwszy krok… kłamco. - ostatnie słowo wypowiedziała z lekkim uśmiechem. -Przynajmniej się staram.- smokowaty wcale nie przejął się tym, że jego kłamstwo zostało tak łatwo zdemaskowane, zresztą tak właśnie miało być. -Hmm… gdybym był zwiadowcą zbierającym informacje zapisałbym sobie to czego nie dałbym rady zapamiętać. - I jestem cierpliwy, przekonasz się. - O tak, to na pewno. - kobieta wzruszyła ramionami. - Zapisując to czego nie zdołałbyś zapamiętać popełniłbyś błąd. Jeśli zostałbyś złapany przez wroga, bez problemu wiedziałby, czego się o nim dowiedziałeś. A tak mógłbyś chociaż kłamać… po dłuugim treningu kłamstwa. -Najpierw musieliby odszyfrować to co zapisałem, zresztą nie dostaliby nic bo spaliłbym wszystko od razu.- brnął dalej chcąc postawić na swoim. -A kłamać zawsze mogę.- wzruszył ramionami jakby mijanie się z prawdą nie miało przed nim żadnych tajemnic. - Zdążyłbyś? - spytała z kpiną w głosie. - Czym innym jest kłamstwo, a czym innym kłamstwo, które inni wezmą za prawdę. Zwiadowca musi się nauczyć tego drugiego rodzaju kłamstwa. -Więc naucz mnie.- Vixen nie tracił entuzjazmu, pierwsze pytanie pozostawiając bez odpowiedzi. - Najpierw zapamiętaj wszystkie liczby. Później przejdziemy dalej. -Aż takie są ważne?- czarnołuski wyraźnie nie żywił sympatii do liczb. -Niech będzie, dla ciebie spróbuję jeszcze raz.- zgodził się i podjął próbę. A kiedy ekran pokazał to co miał do pokazania podał Barbarze ciąg 20 liczb. Zupełnie przypadkowych zmyślonych liczb. - Ani nie zapamiętujesz lepiej, ani nie kłamiesz lepiej. Zapamiętasz dwadzieścia razy 20 liczb, to wtedy będziemy kontynuować trening. -Chcesz się mnie pozbyć.- zrozumiał jej intencję. -Może się założymy? Jeśli wszyscy pozostali twoi uczniowie wypadną lepiej niż ja, nie wrócę dopóki nie zapamiętam tych liczb, ale jeśli któryś będzie gorszy przejdziemy dalej.- zaproponował. - I nawet zakładów porządnych nie umiesz robić. Mogę sprowadzić jakiegoś regularnego z wyższych pięter, który zapamięta bez trudu 1000 liczb. I co wtedy zrobisz? - zapytała, znów się uśmiechając. - Poza tym, gdybym chciała się ciebie pozbyć, już leżałbyś nieprzytomny przed salą. -Jestem tu nowy, nie wiedziałem że możesz ściągnąć kogoś z wyższego piętra. Mówiąc o twoich uczniach miałem na myśli Ryo i zwiadowcę z niebieskiej drużyny.- wyjaśnił. -I nie zapamiętam wszystkich 20 nawet gdyby od tego zależało moje życie. Równie dobrze możesz mnie wykopać za drzwi. - Chcesz się uczyć. Co prawda tylko po to, by mi zaimponować, byś mógł dobrać się do mojego ciała, ale lepszy taki powód niż żaden. Jak mniej czasu poświęcisz gadaniu, a więcej ćwiczeniu, to w ciągu kilku dni powinieneś zapamiętać 20 liczb. Później kolejne. I tak dojdziesz do dwudziestu zestawów po 20 liczb. Jak się przyłożysz, to może nawet zdążysz przed końcem akademii. Czarnołuski westchnął, ale nie miał zamiaru rezygnować. -W takim razie zostawmy liczby w spokoju. Zapraszam cię jutro na obiad. Przyjdziesz?-zmienił taktykę. - Jesteś pewny, że masz wystarczająco dużo kredytów, by fundować mi obiad? Skąd wiesz, czy nie zjem więcej niż jesteś w stanie zapłacić? -Nie mam pojęcia, zaryzykuję. A jeśli okaże się że mnie nie stać, ugotuję jakiegoś regularnego. - O to mogłoby być ciekawe. Skoro jesteś w stanie tak się dla mnie poświęcić, to przyjmuję twoje zaproszenie. -W takim razie zostało już tylko jedno. O której jadasz obiady? - Po zajęciach. - odparła kobieta. -A więc jesteśmy umówieni.- Vixen był zadowolony że mimo wszystko czyni jakieś postępy, ale te przeklęte liczby nie dawały mu spokoju. -Zamień liczby na przedmioty, przedmiotów na pewno zapamiętam więcej.- poprosił. - Wiesz, że liczby cię nie ominą? - zauważyła Barbara. - Ale jak chcesz przedmioty, to będą przedmioty. -Nie no. Nie! Co to w ogóle jest? W życiu czegoś takiego nie widziałem. To do niczego nie jest podobne.- przyszły łowca był coraz bardziej zawiedziony w miarę pojawiania się kolejnych obrazów. -Świeczka i krzesło, reszty nie rozpoznaję.- powiedział na koniec.-Świetny żart, a teraz pokaż coś normalnego.-wciąż nie dawał za wygraną, chociaż Barbara nie miała najmniejszych problemów ze znalezieniem sposobów, by udowodnić mu, że zwiadowca z niego jak z koziej dupy trąba. - Musisz się wiele nauczyć, jak chcesz zostać łowcą i mnie przelecieć. - zachichotała rankerka. Najwyraźniej uważała upór smokowatego za uroczy. - Dobra, dam coś co możesz rozpoznać. Ale nie myśl, że to wystarczy. Tym razem czarnołuski dał z siebie wszystko i mógł się pochwalić imponującym jak na niego wynikiem trzynastu zapamiętanych przedmiotów. -Widzisz, wcale nie jestem taki beznadziejny.- powiedział jakby zapamiętał nie 13 a co najmniej 30 obrazów. - Ależ tak, naturalnie. Jesteś tylko do dupy. - Barbara wybuchnęła śmiechem. Był on miły dla ucha i nie był szyderczy. - No muszę przyznać, jak na łowcę to nawet nieźle. Może coś z ciebie będzie, ale wątpię. -Jeszcze się zdziwisz, na pewno jest coś w czym okażę się dobry, najlepszy.- zapewnił z uśmiechem, nawet jeśli nauczycielka w niego nie wierzyła on wierzył w siebie. -A teraz pozwolisz że cię opuszczę, jest kilka rzeczy które chciałbym sprawdzić. Do zobaczenia jutro.- pożegnał się. Teraz mógł wyjść z sali zwiadowców zostawiając w miarę dobre wrażenie. - No mam nadzieję, że chociaż w jednej rzeczy się okażesz najlepszy. - rzuciła mu na pożegnanie nauczycielka zwiadowców. Vixen poszedł na piętro, Śróbogłowy wspominał coś o pokoju dla każdego, przyszła pora sprawdzić czy mówił poważnie. W przeciwieństwie do parteru tutaj drzwi były ponumerowane, od 1 do 18. Tak jak zaproponował szef smokowiec zaczął sprawdzać je po kolei. Pokój numer jeden najwyraźniej nie był mu przeznaczony i pozostał przed nim zamknięty, tak samo drugi i trzeci. Dopiero ósme drzwi okazały się otwarte. Wnętrze zupełnie nie przypominało tych do których przywykł. Barbara miała rację, będzie musiał wiele się nauczyć zanim zacznie swobodnie funkcjonować w nowym otoczeniu, niemniej miał teraz swoją własną prywatną kwaterę i był z tego faktu bardzo zadowolony. Na tyle, że zanim zabrał się na dobre za oglądanie lokum, postanowił wydrapać pazurem na drzwiach swoje imię. Wkrótce całkiem spore i niezbyt kształtne litery obwieszczały wszystkim, że pokój numer osiem należy do niego i tylko do niego. Wnętrze było przytulne i w pełni wyposażone, mimo dziwnej stylistyki bez problemu rozpoznał łóżko, sporą szafę, dwa krzesła, stół, wiszącą szafkę. Było tu też kilka przedmiotów które widział na ekranie w sali zwiadowców i których przeznaczenia na razie nie potrafił odgadnąć. Właściwie to nawet nie musiał zgadywać, jego uwagę zwróciła samotna książka leżąca na stole, która z pewnością nie znalazła się tam przypadkiem, jej tytuł brzmiał: „Instrukcja obsługi podstawowych sprzętów gospodarstwa domowego dla regularnych z mniej zaawansowanych technicznie światów”. Vixen otworzył ją na przypadkowej stronie i przekonał się, że nie tylko jest napisana prostym językiem, ale zawiera również obrazki. Kilka minut później wiedział już do czego służy lodówka, a nawet, że światło w środku gaśnie kiedy zamyka się drzwiczki. Ponadto jego lodówka jak się przekonał była po brzegi wypełniona jedzeniem, jedzeniem do którego również przydałaby mu się instrukcja, ale to już inna sprawa. W każdym bądź razie z głodu w najbliższym czasie nie umrze nawet gdyby Barbara przejadła wszystkie jego… ah tak kredyty, tak zdaje się nazywała tutejsza waluta. Nagle postanowił odwiedzić stołówkę, oczywiście „po drodze” sprawdził drzwi które według szefa miały prowadzić na zewnątrz akademii. Były zamknięte. Bez względu na to jak chciało się je otworzyć. Nie było nawet dziurki od klucza przez którą można by wyjrzeć. Trudno, przyjdzie mu trochę poczekać zanim pozna resztę piętra. Tymczasem miał sprawę do Hargura. Tak jak poprzednio wziął sobie jedno z metalowych krzeseł obrócił oparciem do przodu i siadł naprzeciw orka. -Zaprosiłem Barbarę na obiad.-przeszedł od razu do rzeczy. –Chciałbym żebyś przygotował coś co jej zasmakuje i na co mnie stać….Tak w ogóle co z kredytami? Gdzie one są? Mieliśmy jakieś dostać.- dodał po chwili udowadniając, że niezbyt dokładnie słuchał wyjaśnień rankerów, a może faktycznie powinien popracować nad pamięcią. - Kredyty masz zgromadzone na swoim prywatnym koncie. Takiej skrytce bankowej, która nie ma fizycznego kształtu. Ilość można sprawdzić na ATSie. ATSem też się płaci. Hm… Przykładasz ATS do ATSa sprzedawcy i myślisz o odpowiedniej kwocie, jaką masz przelać na jego konto. A co do Barbary… Ile masz kredytów? - ork okazał się dość pomocny. -Nie ma kształtu.- powtórzył fragment, który go zaintrygował i przez chwilę się nad nim zastanawiał, ale chyba nie doszedł do żadnych wniosków. -A jak pomyślę o czymś innym?- dopytał, przekazywanie monet z ręki do ręki wydawało mu się o wiele praktyczniejsze niż jakieś wymyślone kredyty których tak naprawdę wcale nie było. Fioletowa kula pojawiła się koło niego, na jej powierzchni zmieniały się cyfry, ale raczej nie był to stan konta. - Musisz skupić się akurat na tym co robisz. Inaczej możesz zapłacić za dużo, albo wszystkie kredyty stracić. Kiedyś działało to tak, że nie trzeba było myśleć o kwocie, tylko sprzedawca ustawiał odpowiednią na swoim ATSie, ale niektórzy zawyżali kwoty, przez co z tego zrezygnowano. - wyjaśnił Hargur, a jego słowa tylko potwierdziły przekonanie Vixena o tym, że monety byłyby zdecydowanie lepsze, o czym nie omieszkał go poinformować. -Dlaczego nie używacie monet? Byłoby o wiele łatwiej. - Nie wiem. Widać bóg nigdy ich nie używał, więc uznał, że to zbędne. Z resztą działałoby to pewnie podobnie, tylko zamiast na kontach, byłyby trzymane w sakiewkach większych w środku niż na zewnątrz. -Przynajmniej nikt nie straciłby wszystkiego, bo pomyślał o... czymś innym. - Tak? Zapomniałbyś zabezpieczyć sakiewkę i ktoś by ci ją ukradł. -Złodzieje są wszędzie. Nie wmówisz mi że tu ich nie ma.- smokowiec wciąż obstawał przy swoim. Hargur nie był w stanie go przekonać do zmiany zdania, a złodzieje nie stanowili żadnego argumentu. - Są. Niby dlaczego miałoby ich nie być? Każda rozumna rasa ma gnidy, które zamiast pracować wolą kraść. Ale mniejsza o to. Ile masz kredytów na ten obiad? Vixen nie wiedział jak ma się zabrać za sprawdzenie stanu konta, ciężko było skupić się na czymś tak dla niego abstrakcyjnym jak wirtualna waluta, niemniej po chwili zmieniające się na powierzchni jego ATSu liczby zostały zastąpione przez jedną stałą. -Dwa tysiące. - No to nie będzie łatwe, ale się coś znajdzie. Zależy czy wpadłeś jej w oko, czy chce się z tobą zabawić. Jak myślisz? -Myślę że jedno nie wyklucza drugiego. - W pierwszym przypadku będzie miła i nie zostawi cię bez grosza. W drugim nawet jakbyś miął 20 000 to ci braknie. Vixen uśmiechnął się. -Nie braknie, obiecałem że jak mi nie starczy to sam jej coś ugotuję.- odparł raczej przekonany o tym, że o wybitne zdolności kulinarne Barbara go nie podejrzewa. - No to jest szansa, że będziesz miał za co żyć po tym obiedzie. Na kiedy ma być gotowe? -Jutro po zajęciach. - Ok. To załatwione. Wersja za 500, 1000 czy 2000? Smokowiec kompletnie nie orientował się w wartości nowej dla niego waluty, ale zakładał, że kredyty nie są wiele warte, skoro dostał 2000 od tak za nic i skoro ciężko było dostać za to porządny obiad. -Tysiąc.-strzelił, bo mimo wszystko nie chciał zostać z niczym. - Tysiąc. Dobra. Czyli jutro po zajęciach. Barbara będzie zadowolona. - dodał ork, mrugając porozumiewawczo. -Trzymam cię za słowo.- odparł czarnołuski wstając z krzesła i odstawiając je na miejsce. Wszystko załatwione, teraz mógł pokręcić się jeszcze tu i ówdzie, zdaje się że mieli tu gdzieś bibliotekę. Smokowiec znalazł ją bez problemów. Była tuż obok jadalni. - W czym mogę pomóc? - usłyszał głos, gdy tylko przekroczył próg pomieszczenia. -Szukam książki.-padła odpowiedź tak oczywista, że gdyby nie jej dalszy ciąg można by ją sobie darować. -O zwiadowcach. Chcę się czegoś o nich dowiedzieć. - To szukaaaj. Jaaak znaaajdziesz, to mi ją pokaaażesz i możesz wziąć. Odpowiaaadasz zaaa nią punktaaami i kredytaaami. - odpowiedziała głowa małpy, która nagle pojawiła się przed twarzą Vixena. Sun zwisał z jakiegoś kija przyczepionego do sufitu. -Myślałem że pomożesz mi ją znaleźć. Od tego chyba są bibliotekarze.- smokowaty jakoś nie kwapił się do samodzielnego przegrzebywania kilku tysięcy pozycji, zresztą nawet nie wiedział czy była tu książka którą chciałby wypożyczyć ani czy ktoś nie zrobił już tego przed nim. - Maaasz owoc? - spytał małpowaty. -Nie. Od kiedy do biblioteki przynosi się owoce?- zdziwił się Vixen. Bibliotekarz nie odpowiedział, tylko wskazał na napis wiszący przy drzwiach. Głosił on: Bibliotekarz udziela pomocy tylko wtedy, gdy dostanie owoc.” -Aha. Może być warzywo? Mam lodówkę pełną jedzenia, nie wiem czym są te rzeczy, ale zieleninę od mięsa odróżnię.- zaproponował. Małpia głowa skinęła na potwierdzenie. A smokowiec poszedł do siebie, zgarnął coś żółtego co mogło być jakąś odmianą pomidora albo może przerośniętej śliwki i wrócił do bibliotekarza. Sun przez chwilę przyglądał się przyniesionemu czemuś. W końcu chwycił to swoim ogonem, a łapą pokazał Vixenowi regał, na którym powinien szukać książki, za co ten od razu się zabrał. Przesuwając pazurem po grzbietach woluminów czytał ich tytuły. Wyjął dwie które go zainteresowały: ”Wszystko co chciałeś wiedzieć o zwiadowcach, ale nie możesz zapytać, bo schowali się w cieniu” oraz “Jak zostać zwiadowcą i czy jesteś pewien że tego chcesz?”. Pokazał je małpie. Bibliotekarz wziął obie pozycje do ręki i dokładnie się im przyjrzał, po czym oddał jej smokowcowi. - Dbaaaj o nie. -Będę.- zapewnił czarnołuski i udał się do siebie żeby do końca ogarnąć działanie sprzętów, a potem pogrążyć się w lekturze. |
|
|
|
Vixen spojrzał na stojącego obok futrzaka, który nie sięgał mu nawet do kolana, ale nic nie powiedział i chyba tak było lepiej dla Purra. Kiedy P skończył przeciwnicy ochoczo wskoczyli na ring. Szanse nie wyglądały na równe, jeśli miał coś w tej walce osiągnąć będzie musiał się porządnie namęczyć. –Skoro to sparing to znaczy, że nie chcemy się pozabijać.-powiedział posyłając pozostałej dwójce spojrzenie, które zdawało się przeczyć jego słowom. –Jakieś ograniczenia?-spytał zaciskając dłoń na pieści drugiej ręki, rozległ się charakterystyczny dźwięk strzelających stawów. - Macie wygrać. Innych ograniczeń nie ma. Opaski zapewnią, że nie umrzecie. Smokowiec mimo że wciąż miał poważne wątpliwości i właściwie to chciałby dowiedzieć się dokładnie co robią owe opaski, zdecydował się nie przedłużać i wskoczył na ring, nie chciał żeby niebiescy wzięli jego wahanie za tchórzostwo. Purr nie wyglądał na kogoś kto odegra w tym starciu pierwsze skrzypce dlatego gad postanowił zając się oboma przeciwnikami. Właściwie to jednego z nich wyłączyć z gry na jakiś czas, mianowicie postanowił podpalić kotu futro i skupić się na robocie. Czteroręki jednak nie miał zamiaru dać sobie spalić futra. Klasnął swoimi rękami, tworząc w ten sposób falę uderzeniową, która sprawiła, że ogień nie trafił w niego lecz uderzył w smoka. Atak skrzydłem również się nie powiódł. Został zablokowany metalowym skrzydłem Archela. - Purrr, znalazłeś sobie służącego, co walczy za ciebie? - prychnął tygrys do swojego brata. Kotek zacisnął mocniej łapki na swym młocie i natarł na większego przedstawiciela swojej rasy. Tamten nawet nie zamierzał się bronić. Cios broni trafił go w stopę… nie wywołując większego efektu. - Muszę go jeszcze dwa razy trafić w to samo miejsce, wtedy uśnie. - Purrr podskoczył do pyska Vixena, by go o tym poinformować. -To na co czekasz?-odpowiedział kudłatej kulce smokowiec i ponownie zaatakował robota, tym razem starając się przeorać mu twarz pazurami, machnął też ogonem, w nadziei że trafi również czterorękiego. - Słuchałeś mnie? To mój brat, on też o tym wie! - Purrr jednak nie zamierzał stać bezczynnie. Zamachnął się młotem na drugiego kota… i został ścięty z nóg kopnięciem, które posłało go na liny, od których ten się odbił. Robot zablokował cios smokowca. Tygrysowi jednak to się nie udało, się obronić przed jego ogonem, który grzmotnął go w tors. -Uderzaj gdzie popadnie to nie będzie mógł przewidzieć gdzie zaatakujesz po raz drugi.- poradził kociakowi, a potem zionął ogniem w robota. Kociak kiwnął łepkiem na zrozumienie i ruszył do ataku. Ogień uderzył w robota, jednak nie wyrządził mu większych szkód. Purrr tym czasem zbliżył się do swojego brata. Gdy ten znów się zamachnął, by go trafić, mniejszy kot odskoczył i… trafił dwa razy w to samo miejsce na piszczelu robota, który nie zauważył tego manewru przez ogień. Vixen widząc sukces koteczka postanowił chwycić ręce robota i utrzymać go w miejscu żeby dać małemu łowcy szansę na trzecie uderzenie, dodatkowo rozwarł szczęki chcąc chwycić głowę blaszaka jak w imadło. Zagranie to opłaciło się. Robot został na tyle unieruchomiony, by mały łowca mógł uderzyć w jego nogę po raz trzeci, wysyłając go tym samym do krainy snu, lub jak kto woli włączając w nim tryb czuwania. Vixen jednak przypłacił to otrzymaniem czterech potężnych uderzeń od tygrysa, wyprowadzonych w jego plecy. Smokowiec niemal odruchowo machnął ogonem próbując się bronić. Wciąż trzymając wyłączonego robota obrócił się ciskając jego metalowym cielskiem w tygrysa. Czteroręki specjalnie się nie przejął, że leci na niego jego kolega z drużyny. Pochwycił go i samemu się zamachnął celując jednak w Purrra. - To papa, braciszku. - zdążył jeszcze rzucić nim robot zmiótł małego kotka z ringu. Na placu boju pozostała dwójka walczących. Czarnołuski uwolniwszy się od ciężaru tym razem pochylił się do przodu i ruszył z zamiarem nadziania oponenta na rogi. Ten jednak bez trudu je pochwycił. Dodatkowo zamierzał uderzyć dwoma pozostałymi kończynami w tors smokowca, jednak ten był w stanie pochwycić ręce przeciwnika. Rozpoczęły się zapasy… w których niestety Vixen nie miał przewagi, za to miał skrzydła które w przeciwieństwie do wszystkich czterech rąk łowcy z przeciwnej drużyny wciąż mogły poruszać się swobodnie. Czarnołuski siłując się z tygrysią górą mięśni nie omieszkał wykorzystać okazji by walnąć go jednym z nich w pysk. Tygrys nie miał jak się obronić. Szpon rozorał mu czoło, zalewając jego oczy krwią. Brat Purrra nie miał zamiaru się poddać. Puścił rogi smokowca i wymierzył dwa potężne ciosy w jego pysk. Vixen odleciał kilka metrów w tył ogłuszony. Smokowiec potrząsnął łbem próbując dojść do siebie, postanowił że zaczeka na atak braciszka Purra szukając swojej szansy na zwycięstwo w kontrze. Kot ruszył z wściekłym rykiem na przeciwnika. Wyskoczył w powietrze szykując się do zamachu prawymi łapami. Vixen mógł poświęcić swoje skrzydło, by zablokować cios i mieć okazję do pochwycenia lewych kończyn tygrysa. Zamiast tego gad działał niemal jak lustrzane odbicie tygrysa tak jak i on ruszając do ataku i tak jak on wyskakując w powietrze, dodając sobie jeszcze impetu machnięciem skrzydeł. Był teraz jak torpeda zakończona dwoma szpikulcami które miały się wbić w koci tors. Vixen wbił się w tygrysa całym impetem swojego ciała. Nie był w stanie zmienić toru jego lotu. Obaj łowcy wylecieli z ringu i grzmotnęli w podłogę. Przez chwilę żaden z nich się nie ruszał. Jednak to smokowiec wyszedł zwycięsko z tego starcia. Chociaż musiał swojego przeciwnika zdejmować z rogów. - Gratuluję, Vixen zdobywa 10 punktów. - podsumował P-742, podchodząc do ściany. Nacisnął przycisk. Po chwili polegli regularni stanęli na nogach jakby nigdy nic. Jednak pomimo, że rany zniknęły, ból pozostał. - Ogłaszam godzinę przerwy, byście mogli dojść do siebie. Po tym czasie będziemy kontynuować. Czarnołuski cieszył się z wygranej chociaż w sumie to bardziej bolał go łeb i plecy, ciosy tygrysa do słabych nie należały. -Dobra walka.- pogratulował przeciwnikom. Całe rogi miał we krwi, jego srebrne włosy również się od niej posklejały, a ten do którego ta krew należała był cały i zdrowy. Zadziwiające. Przynajmniej była szansa że wszyscy dożyją końca treningu. -Powiecie mi w których pokojach mieszkacie?- zapytał znienacka. -W dwójce. - odparł Archel. Wrrr warknął tylko pod nosem i odszedł. Widać nie miał zamiaru rozmawiać. - A ja w dwunastce - rzucił wesoło Purrr - A ty? - spytał Vixena. -Numer osiem, zresztą sam byś się domyślił gdybyś się przeszedł korytarzem.- odparł smokowiec starając się jako tako rozprostować obolałe skrzydła. - Wczoraj jakiś żartowniś pukał do mojego pokoju. - poskarżyła się puszysta kulka. - Idziemy coś zjeść? -Jeszcze nie jestem głodny, ale przejdę się z tobą do stołówki.- zaproponował koledze z drużyny. -Może spotkamy resztę. - A ty… Archel? - kotek zwrócił się do łowcy z drużyny przeciwnej. - Ja podziękuję. Nie jestem głodny. - Ok, to chodźmy! - kotek raźnie ruszył w stronę stołówki. ~*~*~*~*~*~ Po przerwie regularni znów zebrali się w sali. Vixen zdążył się umyć z krwi. - Przypominam wam, że jesteście drużyną. W czasie waszej walki nie widziałem niemal żadnej współpracy. To musi się zmienić. Jesteście jedyną pozycją, która ma dwóch przedstawicieli w drużynie. - odezwał się P-742. -Moje plecy mówią co innego.- zaprotestował Vixen.-Gdybym nie unieruchomił Archela mały by go nie uśpił. - Dlatego mówię, że niemal nie widziałem, a nie, że w ogóle nie widziałem. - odpowiedział nauczyciel. - To jednak zdecydowanie za mało. Teraz nad tym popracujemy. Nie ruszajcie się. - predator nacisnął kolejny przycisk na ścianie. Między regularnymi z czerwonej i niebieskiej drużyny pojawiła się ściana. Chwilę po tym, pojawił się robot, podobny do tych, które czerwoni musieli pokonać w pierwszym zadaniu. - Jeśli zaatakujecie wspólnie robot nie zaatakuje was. Jeśli zaatakujecie pojedynczo, dostaniecie łomot. Wszystko jasne? -Miałem nadzieję że przejdziemy do teorii.- smokowiec zdecydowanie nie był zachwycony kolejną próbą bojową i to jeszcze ze znajomą kupą poskręcanego metalu. -Na trzy kocie… Trzy!- zawołał i zionął ogniem w górne partie robota coby nie przeszkadzać Purrowi w okładaniu młotkiem jego stóp. Vixen miał szczęście, że kotek był szybki i zdążył dobiec do robota w tym samym momencie, w którym ogień dotarł do celu. Robot się nie poruszył, jednak usłyszeli głos nauczyciela: - Współpraca, to nie tylko atakowanie w tym samym momencie. Vixen przerwał strumień ognia, wziął ze dwa głębokie oddechy i odpowiedział nauczycielowi. -Oczywiście współpraca to coś więcej, ale kazałeś nam zaatakować wspólnie i to właśnie zrobiliśmy. - Zgadza się. Wspólnie. Czy znaczy to, to samo co w tym samym momencie? -Zadziałało.- czarnołuski za najlepszy argument w tej dyskusji uważał to, że mogło do niej dojść ponieważ robot stał w miejscu zamiast spuszczać im łomot. - Nie gwarantuję, że następnym razem też tak będzie. -Mam nim rzucić? To uznasz za współpracę?- Vixen wskazał na kociaka. Ponoć był za głupi na zwiadowcę, o co konkretnie chodzi nauczycielowi łowców też jakoś nie potrafił pojąć. - Jeśli taki plan działania ustalicie, to nie mam nic przeciwko temu. -Zgoda.- smokowiec również nie miał nic przeciwko temu żeby następnym razem rzucić kociakiem. - Nie, nie, nie, ja się na to nie zgadzam. Ja nie chcę latać. - rzucił zrozpaczony kot, łapiąc pewniej swój młot. -Czego się boisz kocie? Latanie jest przyjemne wiem bo próbowałem.- Vixen droczył się z kociakiem. - Sam się rzuć w tego robota. Jak nie trafisz, to rozpłaszczę się na ścianie. - zaprotestował Purrr. -Nie chcesz? To może ty mną rzucisz?- gad miał z kociaka całkiem niezły ubaw. - Jesteś tego pewny? - oczy kotka niepokojąco zalśniły. - Dasz się sobą rzucić? Obiecujesz? Oczy smokowca zwęziły się. -Mówisz poważnie.- stwierdził.-Naprawdę uważasz, że masz dość siły żeby mną rzucić… I nie użyłeś jej w walce przeciwko swojemu bratu. - A obiecasz, że mu nie powiesz o tym? - Purrr wyraźnie się zasmucił. -Ukrywasz przed nim że jesteś silniejszy niż myśli? Dlaczego?- czarnołuski jakoś zapomniał o robocie i toczącej się właśnie lekcji, a może wręcz przeciwnie dopiero teraz był na dobrej drodze żeby dowiedzieć się czegoś co pozwoli mu na prawdziwą współpracę z Purrrem. - Zawsze był dla mnie niemiły. Zawsze wykorzystywał swoją siłę by mi dokuczać. Dlatego nauczyłem się czegoś, co sprawia, że jestem silniejszy. Ale nie chcę by za wcześnie o tym wiedział. Wiesz, będziemy z nimi walczyć, więc niech ma niemiłą niespodziankę. - wyjaśnił swoje rozumowanie kot. -Niech będzie, tylko nie czekaj z tym za długo, nie chciałbym żeby to była spóźniona niespodzianka.- Vixen postanowił zaakceptować wyjaśnienia kociaka chociaż to, że ten był ponoć silniejszy od czterorękiego, a tym samym i od niego nieszczególnie mu się podobało. -Nie rzucaj mną, to nic nie da.- dodał na wszelki wypadek. - Sam chciałeś… - kotek wyraźnie się zasmucił. - To chcesz zobaczyć? -Chcę.- padła krótka odpowiedź. - Ok. - uśmiech znów pojawił się na twarzy Purrra. Kotek zamknął oczy. Cała jego sierść zaczęła się lekko świecić, a sam zwierzak zaczął coraz bardziej rosnąć. Skończył, gdy osiągnął taką samą wysokość co Vixen. [media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/61/cc/d3/61ccd3420b398ff3fb77693458c614b0.jpg[/media] Przemienił się w białego tygrysa. Po grzbiecie spływały czarne włosy, które nie pasowały do całego obrazu. Młot dzierżony w ręce również się zwiększył. - I jak się podoba? - chociaż głos się zmienił, słychać było w nim dziecinność Purrra. -Robi wrażenie. Musimy kiedyś spróbować się na rękę.- Vixen naprawdę był pod wrażeniem, w tej właśnie chwili przestał wątpić w kompetencje osoby, która ponoć dobrała składy drużyn tak by miały równe szanse. - Jak skończymy zajęcia to przyjdę do ciebie i możemy się posiłować. - odparł wesoło kotek. - To kto, kim rzuca? -Zapraszam, ale trochę później, umówiłem się z kimś. Powiedzmy że to ja przyjdę do ciebie.-smokowiec musiał lekko zmodyfikować plan Purra. -Niech stracę, możesz spróbować. Daj młot.- Vixen zgodził się żeby biały tygrys nim rzucił, ale chyba tylko dla tego, że wciąż nie wierzył, że mu się to uda, byli podobnej wielkości i zapewne także ważyli podobnie dużo. Ku zdziwieniu smokowca, Purrr podniósł go bez większego problemu. Już trzymając Vixena na ręku podał mu swój młot. Wykonał zamach i… czarnołuski poleciał niczym strzała w stronę robota. Na szczęście w przeciwieństwie do strzały potrafił kierować swoim lotem i wyhamować w odpowiednim momencie żeby mieć okazję przydzwonić blaszakowi z całej siły w rogaty metalowy łeb. Efektu… nie odniosło to żadnego, jednak nie o to w tym chodziło. Dwójka regularnych zaczęła ze sobą współpracować, tak jak wymagał tego nauczyciel. -To mi przypomina że też powinienem zdobyć jakąś broń.- powiedział smokowiec oddając Purrowi jego własność. Dalej zajęcia przebiegały bez większych niespodzianek. P zdecydowanie ponad teorię przedkładał zajęcia praktyczne, a jego tematem na dziś, aż do samego końca pozostała współpraca, która objawiała się w znajdowaniu coraz to nowszych sposobów na przyłożenie robotowi. Gdyby tylko te sposoby robiły na obiekcie treningowym jakieś wrażenie można by uznać lekcję za całkiem przyjemną, niestety trzy metrowa metalowa statua pozostawała niewzruszona. Na koniec zanim ściany opadły Purr wrócił do swojej zwykłej uroczej formy i perfekcyjnie udawał przed swoim bratem i resztą regularnych bezbronną ofiarę. |
|
Vixen nie przejął się rankingiem, jakieś punkty i statystyki go nie interesowały, nie kiedy ona była w pobliżu. Nawet nie zerknął w stronę kolorowej tabeli, za to niczym potulny baranek dał się poprowadzić w stronę stołówki. Hargur naprawdę się spisał i to jemu należały się gratulacje, toteż smokowiec nie odpowiedział na pochwałę Barbary. Dla własnej wygody odwrócił krzesło bokiem tak, że oparcie miał z lewej strony i usiadł naprzeciwko niej. Jedzenie wyglądało pysznie i pachniało równie dobrze, ale w rywalizacji o uwagę smokowca ze zwiadowczynią nie miało najmniejszych szans i gdyby nie to, że półmiski ze specjałami nieco utrudniały obserwację obiektu jego westchnień, pewnie nawet nie zwróciłby uwagi, na to że wszystkiego było o wiele za dużo jak na obiad dla dwóch osób. -Sporo jesz jak na tak szczupłą osobę. Gdzie ty to wszystko mieścisz?-zapytał zaintrygowany. - Wiesz, nie kulturalnie się pytać o takie rzeczy kobiety. I przypominam, że nie tak miałeś się do mnie zwracać. - odparła w przerwie, gdy akurat nie miała zajętych ust. - Jak to gdzie? W piersiach. -Przepraszam wielce szanowna pani Barbaro.- poprawił się gapiąc się jak kobieta pochłania jedzenie niczym odkurzacz. Jeśli faktycznie pójdzie jej w piersi to chyba eksplodują. - I na co się gapisz? Jedz. Nie chcesz mnie chyba utuczyć, prawda? -Prawda.- odparł i po raz pierwszy zainteresował się własnym jedzeniem, było go o wiele mniej ale i tak za dużo. Ork świetnie zapamiętał, że interesuje go wyłącznie mięso, ale tego ile pożywienia potrzebuje nie mógł odgadnąć, nie w miejscu gdzie z pozoru zwykła ludzka kobieta jadła za dziesięciu. - To dobrze. Lubię być chuda… A jakbym była gruba, to też byś się ślinił na mój widok? - zadała podchwytliwe pytanie, przez chwilę zawieszając spojrzenie na smokowcu. -Urzekła mnie twoja osobowość.- odparł dyplomatycznie, albo przynajmniej taką miał nadzieję i zajął się żuciem krwistej pieczeni. Właściwie to jej charakter był równie intrygujący co krągłości, niemniej gdyby nie była ładna pewnie nie zainteresowałby się nią na tyle by to odkryć. - Ty mi tutaj nie ściemniaj, tylko gadaj prawdę. Osobowość to dla głupich zostaw. - burknęła kobieta, chociaż na jej twarzy widniał uśmiech. -Podoba mi się twoje ciało.- przyznał, Barbara była naprawdę bezpośrednia, z jednej strony to właśnie stanowiło o jej wyjątkowości, z drugiej sprawiało, że w takich chwilach jak ta nie do końca wiedział jak się zachować. - Cieszy mnie to. Eh… dobra nie mam już siły ciebie poprawiać. Możesz mi mówić na ty… jakbyś tego w ogóle nie robił do tej pory. - rankerka pokazała mu język. - To jak już się najemy, to może zabierzesz mnie na romantyczny spacer? -Zabiorę cię gdzie tylko zechcesz.- zaoferował ochoczo całkowicie ignorując pretensje zwiadowczyni co do tego, że mówi jej po imieniu. Zwracanie się do niej od czasu do czasu per „szanowna pani” uważał za zabawne, ale nic poza tym. - Wiesz, znowu to robisz. - odparła kobieta. - Nie analizujesz, tylko mówisz. Co jakbym chciała byś zabrał mnie na szczyt? -Jak chcesz to cię zabiorę.- Vixen nie dał się zbić z tropu.-Trochę to potrwa, ale ponoć zwiadowcy są cierpliwi.- odpowiedział uśmiechając się i udowadniając, że analizowanie wszystkiego co się mówi nie zawsze jest potrzebne, a już zwłaszcza na obiedzie we dwoje. Barbara zaśmiała się. - No, muszę przyznać, dobrze rozegrane. - odparła. - Na razie wystarczy mi, że mnie zabierzesz na spacer poza akademię. -Masz klucz czy otwarli drzwi dla wszystkich?- zapytał pamiętając, że wczoraj wyjście na zewnątrz okazało się zadaniem ponad jego możliwości. - Czemu nie słuchałeś dyrektora? -Bo patrzyłem na ciebie.- odparł z udawanym wyrzutem, powinna się domyślić że kiedy jest w pobliżu nic innego się dla niego nie liczy. - Och, miły jesteś. - kobieta uśmiechnęła się ciepło. - No to wiedz, że już każdy może wyjść na zewnątrz. -Z chęcią zwiedzę resztę piętra. Może pokażesz mi swoje ulubione miejsca?- zaproponował. - Ej, tak szybko nie wpuszczę cię do swojego łóżka. Musisz sobie na to zasłużyć. - odparła, śmiejąc się ciepło. -W takim razie muszę się postarać żeby to był bardzo długi i bardzo romantyczny spacer.- Barbara zdecydowanie wiedziała jak zmotywować go do dalszych starań, szkoda tylko, że o romantyczności wiedział tyle co o wieży, czyli praktycznie nic. - Co rozumiesz przez romantyzm? - spytała kobieta, zupełnie jakby czytała mu w myślach. -To jakiś test?- obruszył się, to było łatwiejsze niż przyznanie się do niewiedzy, ale na dłuższą metę nie miało sensu. -Nie rozumiem tego.- przyznał się po chwili. Czyżby oblał? - To jak chcesz mnie zabrać na romantyczny spacer, skoro nie wiesz co to znaczy? - zaśmiała się Barbara. -Wystarczy że ty wiesz.- odparł, naprawdę liczył na to, że rankerka powie mu czego od niego oczekuje, a on po prostu zrobi to czego sobie zażyczy. - Mądra odpowiedź. A co byś zrobił jakbym kazała ci się domyślić? -Spytałbym Hargura, a gdyby nie wiedział wziąłbym od niego cytrynę i poszedł do Suna. Domyślić bym się nie domyślił, ale na pewno bym się dowiedział.- naprędce wymyślił plan działania, który pozwoliłby uniknąć mu sprawienia zawodu Barbarze. - Sun nie lubi cytryn. - odparła kobieta. - Ale dobrze kombinujesz. Jak grzecznie zjesz wszystko, to ci powiem. -Miałem nadzieję że ich nie lubi, ale owoc to owoc.- wyjaśnił i posłusznie zajął się swoim talerzem. Gdy wszystko co zmieściło się w brzuchach regularnego i rankerki zostało pochłonięte, Barbara krytycznie przyjrzała się talerzowi Vixena. - No… nie ładnie tak zostawiać jedzenie. Ale i tak ci powiem. W końcu rzadko trafia się ktoś, kto chce mnie zabrać na romantyczny spacer. Więc tak… musisz trzymać mnie pod rękę, szeptać mi komplementy i zabrać mnie w jakieś ładne miejsce. Najlepiej przy świetle księżyca. - podała swoje wymagania. -Jeśli darujesz sobie księżyc, z resztą nie będzie problemu.-zapewnił zadowolony, że wie jak sprawić jej przyjemność. -Idziemy?- zapytał po tym jak wstał i wyciągnął do niej rękę, by podczas przechadzki mogła się wpierać na jego silnym ramieniu. - To chodźmy skoro tak nalegasz. Ale ładne miejsce musisz znaleźć sam. -Nie bój się coś na pewno znajdę.- zapewnił być może na wyrost, wnętrze wieży jak na razie nie przedstawiało się zbyt atrakcyjnie, przynajmniej dla kogoś takiego jak on kto ni w ząb nie pojmował tutejszego stylu. ~*~*~*~*~*~ Vixen jak na dżentelmena przystało otworzył drzwi na zewnątrz akademii, przed Barbarą i zamurowało go z wrażenia. Spodziewał się kolejnych korytarzy ze świecącymi sufitami, długich i nudnych, pozbawionych okien i naturalnego światła, a tym czasem patrzył na wioskę. Zgrabne małe domki na przemian z poletkami dojrzewających zbóż, serpentyny dróżek i to wszystko pod najprawdziwszym niebem z którego świeciło najprawdziwsze słońce. -To… jak … gdzie? Nie jesteśmy w wieży?- bełkotał bez sensu. Odwrócił się żeby spojrzeć na budynek który właśnie opuścił. Ni jak nie przypominał wieży ze 123 piętrami ot zwykły jednopiętrowy kloc bez okien. - Nie. Dalej jesteśmy na piętrze 1.80, z tym, że opuściliśmy akademię. To wszystko znajduje się… pod dachem. - wyjaśniła Barbara. -Słońce… pod dachem?- smokowiec, aż siadł sobie z wrażenia na chodniku, to było dla niego zbyt wiele. -- 7 626 słońc pod dachem.- powiedział patrząc na Barbarę zmrużonymi oczami, czegoś takiego mu nie wmówi. - Nie byłabym taka pewna. Nie wszystkie piętra mają słońca. - odparła zwiadowczyni. - Ale jestem pod wrażeniem szybkości, z jaką to obliczyłeś. A co do tego pod dachem… Każde piętro, to osobny wymiar pewnie nie mówi ci za dużo? -Czyli nie ma żadnego dachu? Ani wieży.- zapytał, a może stwierdził. - Tego nikt z nas nie wie. Ale racja, może nie być żadnego dachu i Wieży. -Nie. Nie chcę o tym myśleć.- smokowiec zdecydował, że dla własnego dobra nie będzie się zastanawiał nad naturą tego miejsca i po prostu zaakceptuje je takim jakie jest. Pozbierał się z chodnika i ponownie zaoferował Barbarze swoje ramię. -Idziemy dalej. - To gdzie mnie poprowadzisz mój dżentelmenie? - spytała zwiadowczyni. Czarnołuski rozejrzał się po okolicy. -Na tamto wzgórze.- wskazał całkiem spore wzniesienie.-Wioska na pewno będzie pięknie stamtąd wyglądać, zwłaszcza o zachodzie. - Do zachodu jeszcze trochę czasu jest. Ale możemy się tam udać. Jak chcesz, to możemy poćwiczyć twoje ekhem… zdolności zwiadowcze. -Tak szybko znudziło ci się trzymanie mnie za rękę? Zgaduję że nie masz na myśli zapamiętywania liczb ani czegoś równie nudnego. - Nie znudziło mi się. Nawet nie będziesz musiał puszczać mojej ręki. Zabawimy się w zdobywanie informacji, co ty na to? -To dobrze bo nie zamierzam cię puszczać. Jakie są zasady? - Masz się dowiedzieć… czego chciałbyś się dowiedzieć? -Hmm…- Vixen nie bardzo wiedział o co zapytać. -Długo jesteś w wieży? Dlaczego wybrałaś akurat to piętro z pośród tylu możliwości? - Czyli znasz już zasady. Musisz się o tym dowiedzieć. Samemu. Nie będę odpowiadała na twoje pytania. - kobieta uśmiechnęła się ciepło. - Jak ci dobrze pójdzie, to może dostaniesz nagrodę. -Zgoda. A czego ty spróbujesz dowiedzieć się o mnie?- zapytał, jakoś zawsze wolał zabawy w których brała udział więcej niż jedna osoba. - To ty masz ćwiczyć bycie zwiadowcą, nie ja. Poza tym chyba odpowiedziałbyś na każde moje pytanie, gdybym trochę przesunęła opaskę, nie mylę się? -Nie odpowiem, musisz sama się tego dowiedzieć.- Vixen uśmiechnął się do Barbary. - Do jakiej rasy należysz? - spytała, lekko jeżdżąc palcem po skraju opaski, zasłaniającej jej biust. Odpowiedziała jej cisza, Vixen wyraźnie nie był w stanie się skupić na pytaniu. Ręka przestała jeździć w tą i z powrotem. - Do jakiej rasy należysz? - powtórzyła pytanie. -E.. Co?... Jestem smokowcem.- tym razem jej odpowiedział. Ręka znów zaczęła się ruszać. - Dlaczego wszedłeś do Wieży? -Z tego samego powodu co wszyscy. Mam życzenie dla boga.- odpowiedział po raz kolejny, bardziej przytomnie. -Ludzie się na nas gapią. - Skąd wiesz, że to ludzie? - zapytała. - Zwiadowcy nie mogą uogólniać. -Nie wiem i wcale mnie to nie obchodzi. Czasem trzeba uogólniać żeby przekazać sedno informacji, a nie masę nieistotnych szczegółów.- wyjaśnił swój punkt widzenia całkiem elokwentnie, może dla tego że zamiast na Barbarę patrzył na grupkę podejrzanie podobnych do ludzi osobników, którzy wyraźnie zerkali w stronę nietypowej pary i coś między sobą szeptali. - Nie przejmuj się nimi. To moi byli uczniowie. -Ci którym nie udało się przejść na kolejne piętro?-dopytał, z większą ciekawością przyglądając się jak się okazało zwiadowcom. - To ty tutaj chcesz być zwiadowcą. Nie licz na to, że podsunę ci informacje na tacy. - Barbara obdarzyła go szerokim uśmiechem. -Jakoś nie mam ochoty teraz wyciągać od nich informacji .- smokowiec postanowił zostawić sprawę w spokoju, zarówno on jak i rankerka wiedzieli, że to nie koniecznie chęć bycia zwiadowcą skłoniła Vixena bo przyjścia na prywatną lekcję. Kobieta zbliżyła swoje usta do uszu smokowca. - Jeśli chcesz mnie przelecieć, musisz nauczyć się zwiadu tak dobrze jak moi uczniowie. - wyszeptała zalotnie. -Możemy zapomnieć że o nich pytałem? Że w ogóle ich zauważyłem?- podsunął z nadzieją. - Możemy. W końcu to ty decydujesz w jaki sposób rozwiążesz swoje zadanie. -W takim razie nikogo tam nie ma.- zdecydował, na szczęście zwiadowczyni nie wyznaczyła żadnego terminu w którym miałby zdobyć wymagane przez nią informacje, teoretycznie miał więc tyle czasu ile zechce. Dwójka na romantycznym spacerze w końcu dotarła do celu. Ze wzgórza rzeczywiście roztaczał się piękny widok na wioskę. - No, masz nosa. Podoba mi się tutaj. - pochwaliła smokowca Barbara. - Teraz się kładź. Gdy Vixen spełnił polecenie, kobieta przejechała dłonią po jego torsie, sprawdzając ostrość jego łusek. Zadowolona z efektu położyła się na nim zwrócona do niego plecami. - Jak chcesz, to możesz mnie objąć… nie, nie za cycki. -Mogłaś powiedzieć to wziął bym koc.- powiedział kiedy zorientował się, że ma robić za materac, a potem stoczył z siebie Barbarę. -Może tobie tak jest wygodnie ale mnie nie.- wyjaśnił, od leżenia na plecach zawsze cierpły mu skrzydła. -Jak chcesz to siądź mi na kolanach. Pozachwycamy się widokiem razem. - E, zero romantyzmu i w dodatku jesteś brutalem. - westchnęła kobieta dając mu pstryczka w nos. - No na kolanach może być. Będziesz robił mi za fotel. - zdecydowała, sadowiąc się na nogach smokowca. Ten objął kobietę, oczywiście nie za cycki, w pasie. Musiał przyznać że widok naprawdę był ładny. Rankerka jednak nie miała zamiaru pozwolić mu oglądać w spokoju widoków. Wierciła się na jego kolanach, zapewne chcą się z nim podrażnić, co doskonale jej się udało. -Kobieto zdecyduj się czego chcesz.- zażądał nie wiedząc czy zrzucić z siebie Barbarę, czy przyciągnąć do siebie, przestać przejmować się jej bzdurnymi wymaganiami i przejść do rzeczy, kończąc zapewne ze sztyletem przystawionym do gardła, chociaż w sumie… Pazurzasta łapa Vixena przeniosła się z talii rankerki na brązową opaskę okrywającą jej piersi a palce wsunęły się pod materiał. Jednak nie natrafiły na nic, bowiem rankerka zdążyła przemienić się w mrok i wyswowobodzić się z uścisku smokowca. - Nie ładnie tak. Nie wolno się posuwać za daleko na pierwszej randce. - rzuciła z udawanym wyrzutem, materializując się obok regularnego. - Za karę nie dostaniesz nagrody, po dowiedzeniu się jak długo jestem w Wieży. Vixen zerwał się z ziemi starając się ją pochwycić. -Mam tego dość. Tylko się mną bawisz! - Och, ktoś tutaj jest niecierpliwy? - Barbara przekrzywiła głowę. - A może ktoś tutaj jest dzieckiem? Wiesz, by zdobyć kobietę trzeba się natrudzić. Ale… - podbiegła do niego i dała mu całusa - Masz coś na zachętę. Smokowiec nie dał się udobruchać. -Cały czas mnie zachęcasz, a potem odpychasz i tak w kółko. Jesteś nienormalna. - Moja wina, że tak łatwo cię podniecić? - prychnęła kobieta. - Nie zapominaj, że znamy się dopiero dzień. To za krótko byś dobierał się do moich piersi. -Jeśli nie chcesz żebym się do nich dobierał to nie podstawiaj mi ich pod nos.- czarnołuski wciąż był wściekły. - Nie podstawiłam ci ich pod nos. - odparła zwiadowczyni - Ale dobrze, już nie będę cię prowokowała. Szkoda by było gdybym musiała cię zabić, za naruszenie mojej nietykalności. Siadaj, nie będę się już kręcić. -Może innym razem, teraz muszę się… przejść.- powiedział i zostawił Barbarę samej sobie znikając między drzewami. - Tylko wróć po mnie. Nie chcę sama wracać. - rzuciła w ślad za nim. -Bo co? Boisz się ciemności, czy że się zgubisz?- padło złośliwe pytanie, na które Vixen nie oczekiwał odpowiedzi. Odpowiedź nie padła. Smokowiec zagłębił się w las, całkiem normalny las zupełnie taki do jakich przywykł. Szedł w przypadkowym kierunku nie przejmując się tym dokąd trafi ani czy znajdzie drogę powrotną, szanse na to żeby się zgubić miał o wiele większe niż Barbara. I chyba nawet mu się to udało. Chociaż trudno było to stwierdzić. Drzewa były z każdej strony. Słońce również zdążyło się już schować, było cicho i ciemno. Odkąd opuścił szczyt wzgórza minęło dobre pół godziny. -Chyba pora wracać.- uznał wreszcie, ciekaw czy rankerka mimo wszystko wciąż na niego czeka. Sam nie wiedział czy chce ją znaleźć czy nie. Nim jednak znajdzie Barbarę, musiał odnaleźć sam siebie. Zgubił się. Tego był już pewny. Odwrócenie się plecami do kierunku marszu okazało się niewystarczającą czynnością by wrócić na miejsce nieudanej randki. Poszedł więc w górę, wystarczy że wejdzie na grzbiet i przejdzie się kawałek w jedną czy może w drugą stronę i powinien znaleźć właściwe miejsce, a stamtąd była już ścieżka. Plan wydawał się prosty i skuteczny. I taki też się okazał. Znalazł drogę i powrócił do rankerki, która jak się okazało na niego czekała. - Przepraszam. - burknęła na powitanie. Vixen zdziwił się widząc ją wciąż na miejscu, przez to całe błądzenie w lesie minęło przecież sporo czasu, jeszcze bardziej zdziwiło go jej zachowanie. -Jeszcze chwila i uwierzę że naprawdę boisz się wracać sama.- powiedział podchodząc. -Idziemy? - Nie boję się sama. Po prostu chciałam cię przeprosić za moje zachowanie - odparła. - Wiesz, niemal każdy facet, którego spotykam zaczyna ślinić się na mój widok. A ja się nie ubieram tak, by grać wam na zmysłach, tylko dlatego, że tak mi wygodnie. - rzuciła w przestrzeń zarzut - Ty też się ślinisz na mój widok. A ja uważam, że jesteś całkiem fajny. Ja lubię smoki, a ty jesteś takim smokiem o kształcie człowieka. A drażniłam się z tobą, bo chcesz mnie tylko przelecieć. - wyjaśniła trochę nieskładnie. -Miło mi, jeszcze żadna kobieta nie uważała że jestem fajny.- przyznał się, ale poza tym nie bardzo wiedział co powiedzieć, zmiana w zachowaniu zwiadowczyni była tak drastyczna, że wydawała mu się inną osobą niż jeszcze godzinę temu. Wyciągnął do niej rękę, zamierzając odprowadzić do akademii. -Gdybyś się nie drażniła to może udałoby nam się spędzić czas miło i normalnie, może nawet romantycznie. - I niby na mnie zwalasz? - kobieta w swoim stylu kopnęła go w kostkę. Nawet tego nie poczuł. - To ty pierwszy się na mnie śliniłeś. -Nie zaprzeczam, ale wtedy całkiem nieźle sobie z tym poradziłaś.- czarnołuski uznał że Barbara chyba zaczynał dochodzi do siebie. - Drażniłam się z tobą od początku, licząc, że sobie odpuścisz. - odparła zwiadowczyni. - Ale byłeś zbyt uparty. -Jeśli chciałaś żebym odpuścił powinnaś powiedzieć mi to wprost. Nie jestem zbyt domyślny.- wyjaśnił, naprawdę uważał, że są lepsze sposoby spławienia faceta niż obiecywanie, że zaprosi się go do łóżka jeśli spełni jakieś warunki. - Niedomyślny i jeszcze durny. - smokowiec został zdzielony przez łeb. - Przecież powiedziałam, że jesteś fajny. Szło mi o to byś odpuścił ślinienie się na mnie, a nie próby poderwania mnie. -W takim razie ty mnie nie prowokujesz, a ja staram się nie ślinić. Zgoda?- zaproponował układ. - Licz się z tym, że nie mam zamiaru zmieniać ubrania. Wytrzymasz bez ślinienia się? - spytała, chwytając za rękę smokowca. -Będę patrzył ci w oczy. Masz ładne oczy, wiesz?- powiedział uśmiechając się i poprowadził ją ścieżką w dół zbocza. - Dziękuję. - odparła nie wiadomo czy za komplement, czy decyzję Vixena. Smokowiec postanowił uznać, że obie te rzeczy przypadły jej do gustu. Ostatecznie chyba można było uznać drogę powrotną za romantyczną, trzymali się za ręce prawili sobie komplementy, a to wszystko pod srebrnym światłem księżyca. Kiedy dotarli do akademii czarnołuski odprowadził Barbarę pod same drzwi jej kwatery w sali zwiadowców i pożegnał się życząc jej dobrej nocy. Zwiadowczyni cmoknęła go w pysk na pożegnanie i z krótkim: “Do jutra” zamknęła za sobą drzwi. Vixen przypomniał sobie, że miał wpaść do Purra, ale postanowił sobie to dzisiaj darować, podobnie jak wizytę w bibliotece i iść od razu do swojego pokoju. |
|
|
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:30. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0