Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-06-2016, 11:30   #11
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Otworzyła szeroko oczy patrząc tam gdzie wskazał jej anioł. Zaraz zakryła dłonią usta w przerażeniu, uświadamiając sobie, że ta osoba chce skoczyć.
W odpowiedzi na prośbę Rasiela Isobel skinęła głową zaraz po tym jak otrząsnęła się z pierwszego szoku. Rozejrzała się prędko by sprawdzić czy droga jest wolna i wyłączając kierunek wtepnęła nogą na gaz. Jensen ruszył żwawo w akompaniamencie bulgoczącego warkotu. Beckett zdecydowała się podjechać jak najbliżej szkoły. Jak tylko wyjechała na prostą drogę sięgnęła po telefon i wdusiła numer alarmowy 999 przełączając od razu na tryb głośnego mówienia.

- Jak ty się jej dopatrzyłeś? - zapytała anioła. - Boże, co ja mam zrobić? Ona chce skoczyć!
Gorączkowo starała się wymyślić coś.

- IDŹ DO NIEJ. SZYBKO.

Beckett wdepnęła mocniej pedał gazu, przez co auto jeszcze bardziej wyrwało w przód. W międzyczasie numer alarmowy został odebrany i Isa podała, że dostrzegła osobę chcącą skoczyć z dachu. Wypatrzyła numer budynku i nazwę ulicy by podać służbom. Dostrzegła miejsce by się zatrzymać i z piskiem opon wpakowała wóz między zaparkowane samochody.
- Zostań! - rozkazała psu i zaraz po tym wyskoczyła z auta zabierając kluczyki i telefon. "Krzyknąć, żeby nie skakała, czy biec do niej?" Chwyciła się za głowę spoglądając w górę. Nie miała pojęcia co zrobić.

- PROSZĘ CIE NIE RÓB TEGO! - wrzasnęła na całe gardło nie zastanawiając się ani chwili dłużej. - TO NIGDY NIE JEST ROZWIĄZANIE! POZWÓL SOBIE POMÓC!
- Nie pomożesz mi - odkrzyczała dziewczyna, płakała - Kim jesteś? To nie twoja sprawa. Wynoś się!

- MA NA IMIĘ LISA. - podsunął anioł - JAK SIĘ ZBLIŻYSZ, MOŻE ODCZYTAM COŚ JESZCZE...

- Jak mam się do niej zbliżyć?! - jęknęła Beckett rozglądając się. Na razie podeszła tylko bliżej budynku, a to wymagało przejścia przez płot.
- Mam na imię Isobel! Proszę cie! Lisa, porozmawiaj ze mną! - chwyciła się przęseł i bez większego problemu przeskoczyła przez nie. - Razem znajdziemy rozwiązanie! Proszę! - stanęła pod budynkiem w miejscu, gdzie gdyby dziewczyna skoczyła to wpadłaby na Isę.
- Skąd znasz moje imię?!
- Lisa, proszę cie, porozmawiajmy na spokojnie! - Isa miała nadzieję, że udało jej się zasiać w umyśle dziewczyny choćby odrobinę zwątpienia. - Teraz musisz mi uwierzyć, że to co chcesz zrobić nie rozwiąże twoich problemów!
"Rasiel, jakaś podpowiedź by się przydała!" pomyślała gorączkowo zastanawiając się co dalej.
- Wiem jak się czujesz! - wypaliła w końcu. - Też kiedyś byłam na twoim miejscu! Nie rób tego! Proszę!
Chciała powiedzieć "zejdź na dół", ale ugryzła się w język.
- Jak to byłaś? - udało się, miała jej uwagę. Ale co dalej?

- IDŹ DO NIEJ. WTEDY COŚ ZŁAPIĘ. WIEM TYLKO, ŻE CIERPI I ŻE COŚ JĄ WYSYSA.

- Na pewno czujesz się teraz jakby coś wysysało cie od środka! - lepsze było to niż nie powiedzieć teraz nic. - Poczekaj na mnie! Przyjdę do ciebie, porozmawiamy ok?
- O... okej, ale jak mnie będziesz chciała dotknąć to ja...ja skoczę!

- Dobrze, obiecuje. Ale ty, Lisa obiecaj mi czekać na mnie! - wrzasnęła po raz ostatni po czym rzuciła się biegiem do budynku. Wpadła do niego niczym huragan rozglądając się za klatką schodową.
- Tam - powiedziała do siebie pod nosem i ruszyła pędem po schodach w górę. Pokonywanie pięter, przeskakując po kilka stopni na raz czasem roztrącając na bok kogoś stojącego jej na drodze, nie stanowiło dla niej problemu, nawet nie złapała zadyszki. Skupiona na tym by wymyślić co dalej dopadła do drzwi prowadzących na dach.
- Rasiel wymyśl coś! - syknęła pod nosem i nacisnęła klamkę wychodząc na zewnątrz.
Dach był duży. Było tu kilka wywietrzników oraz siatka dookoła, by uczniowie mogli wychodzić tutaj zaczerpnąć świeżego powietrza i nie spaść podczas jakichś głupich zabaw.
Dziewczyna stała po drugiej stronie siatki.
- Nie zbliżaj się! - krzyknęła ostro do Isobel. Miała na sobie mundurek, mogła mieć nie więcej niż 15 lat. Była drobnej budowy o wyglądzie wskazującym raczej na kujonkę niż osobę popularną.

- DAJ MI CHWILĘ - poprosił anioł.

"Szybko!" ponagliła go.
Beckett zamknęła za sobą drzwi. Bardzo powoli zrobiła kilka kroków by nie musieć krzyczeć z drugiego końca do dziewczyny. W końcu zatrzymała się i usiadła na podłodze.
- Lisa, wydajesz się być mądrą i rozsądną dziewczyną - zaczęła spokojnym tonem głosu. - Na pewno razem znajdziemy dobre rozwiązanie.
- Oni też tak mówili, wynoś się!
"Rasiel, do kurwy nędzy!" zirytowała się.
Pocieszać nastolatki nie zamierzała, bo nie była w tym dobra, ale mogła próbować z nią rozmawiać, to przynajmniej zajmie czas, odwróci uwagę, a może wprowadzi dziewczynę w zwątpienie.
- Lisa, jesteś młoda, przed tobą jeszcze jeszcze cała masa wydarzeń, dla których warto żyć. Jeśli ktoś cię skrzywdził to powinien za to odpowiedzieć. Nie jestem nimi. Powiedz mi co cie trapi - zachęciła ją.

- NIE PRZEKLINAJ - pouczył ją anioł, po czym dodał - TA DZIEWCZYNA JEST SKALANA.

- Tego nie da się opowiedzieć... Oni... Oni mnie zmusili. Byłam głupia, tak bardzo głupia... - Lisa ukryła twarz w dłoniach i zapłakała.

Po słowach Rasiela, jeszcze nim dziewczyna wypowiedziała swoje, Isa otworzyła szerzej oczy, a jej własny głos odmówił współpracy.
Beckett zamknęła na chwilę oczy i zacisnęła pięści by nie pokazać, że ręce zaczęły jej się trząść. Spojrzała znów na Lisę.
- Nie kłamałam mówiąc, że wiem jak się czujesz - odparła jej Isobel z bardzo poważną miną. - Wydaje ci się, że świat ci się zawalił i nie ma nic dalej. Ale to nie prawda. Jeśli skoczysz to jedyne komu się przysłużysz to swojemu oprawcy. Choć do mnie. Opowiem ci wtedy, na spokojnie, jak ja sobie z tym poradziłam... - wyciągnęła rękę w jej kierunku nie podchodząc do niej ani kroku bliżej.
- Nie... zostaw... tu mi opowiedz. - dziewczyna chlipała żałośnie.
Kobieta opuściła rękę i westchnęła ciężko. Ten temat wolała pozostawić w tym ciemnym zakamarku jej umysłu, w który udało jej się go zepchnąć. Ale teraz nie było to kwestią co woli, a co musi zrobić.
- Na początku było źle. Kurewsko źle. Tak bardzo, że chciałam zrobić to co ty. Ale na szczęście dla mnie znalazła się osoba, która porozmawiała ze mną. Naprawdę więcej nie potrzeba. Gdy w końcu się wypłakałam tak bardzo, że nie miałam sił to pojawił się gniew. Gniew jest dobry. Pozwala pozbierać się. I wtedy zdałam sobie sprawę, że jak ze sobą skończę to nikt nie dowie się o mojej krzywdzie uznają na przykład, że byłam chora psychicznie. Mnie nie będzie, a on, czy oni, będą robić to dalej, dopadną kolejne dziewczyny. Uznałam, że nie mogę pozwolić by zrobili to innej. - przekrzywiła głowę patrząc na Lisę nieco nieobecnym wzrokiem. - Chciałam, żeby dosięgła go sprawiedliwość. I tak się stało. Nie było łatwo, ale dostał wyrok i gnije teraz w więzieniu. - Beckett wstała.
- Lisa, pozwól mi sobie pomóc - znów wyciągnęła do niej rękę.
- Dla mnie już nie ma pomocy... Ja zrobiłam coś bardzo złego. Oni mieli moje zdjęcia... myślałam... myślałam, że jak zrobię co mi każą, to się odczepią.

- CZUJĘ NA NIEJ PIĘTNO LUCYFERA. TO DZIWNE, DOSTAJĄ JE TYLKO LUDZIE, KTÓRZY ZAPRZYSIĘGLI MU DUSZĘ. TA DZIEWCZYNA COŚ UKRYWA!

"Czyli sama jest sobie winna?" pomyślała ponuro. "Nie ma znaczenia już jak umrze? I tak już jej dusza jest w piekle jedną nogą".
W ślad za tą myślą dłoń Isobel opadła.
- Lisa, nie da się ci pomóc jeśli na to sama nie pozwolisz - powiedziała spokojnie, nie dając po sobie nawet trochę poznać, że jej nastawienie się zmieniło.
- Ja im pomogłam... mieli te zdjęcia, nagie. Byłabym skończona. I tak mam kiepskie oceny, wywaliliby mnie ze szkoły. Pomogłam im w tym rytuale. Myślałam, że to zboczona zabawa, ale oni... coś przywołali. Coś wylazło... i ja... ja wiem, że zostałam przeklęta. Opętało już jednego gościa... To jest gorsze od śmierci. Muszę... uciec.

Mówiąc to dziewczyna odepchnęła się od siatki i rzuciła się z dachu.

- NIEEEEEE! - przerażenie Rasiela zbiegło się z uczuciami Isy.

Beckett zacisnęła szczękę by nie krzyknąć. Zamknęła oczy i odwróciła głowę żeby nie patrzeć na to co zrobiła dziewczyna. Wstrzymała oddech. Nogi się pod nią ugięły, więc by nie przewrócić się, usiadła tam gdzie stała. Schowała twarz w dłoniach. W głowie zaczęło jej się kręcić i poczuła mdłości.
"Mała durna siksa nabrała się narkotyków!" starała się gniewem odciąć od tego co tu się wydarzyło. "Czym ja się kurwa przejmuję, przecież to nie mój problem!" zgrzytnęła zębami.

- TO STRASZNE. POPATRZ NA DÓŁ!

"Spierdalaj Rasjel!" odparła mu w myślach kobieta i podniosła się z podłogi. Wstała, zakołysała się jakby była pijana po czym ruszyła do wyjścia.
"Jak będzie miała farta to się zabije, jak nie, to uratowana, spędzi resztę życia w formie warzywa albo sparaliżowana" dodała w gniewie. W tym momencie jej złość była skumulowana wokół anioła. Jego winiła za to, że była świadkiem samobójstwa nastolatki.
Bo jeśli chodziło o Lisę to Beckett nawet jej nie współczuła. Bo ona ją podziwiała za to, bo sama nie potrafiła się na to zebrać.
Isobel, blada jak ściana, ruszyła schodami w dół.

- POPATRZ! - nalegał anioł.

Kobieta nie zamierzała słuchać się głosu w jej głowie. To przez niego znalazła się na tym dachu, przez niego czuła się beznadziejnie, jakby znów miało pochłonąć ją to mroczne miejsce rozdzierającej rozpaczy, z którego udało jej się w końcu wyczołgać.
Zignorowała głos. Próbowała pomóc, ale i tak sprawa była z góry przesądzona. Nastolatki mają to do siebie, że z byle powodów skaczą z dachu. Była zła na siebie, że pomyślała, że może coś zmienić.
Hipokrytka i do tego kłamca. W jej przypadku sprawiedliwość nie dokonała by się gdyby sprawy nie wzięła we własne ręce. Tak, czuła się dumna, że to wtedy zrobiła.
- Dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Znasz to? - odparła pod nosem przez ściśnięte gardło. Nacisnęła klamkę i otwierając drzwi na klatkę schodową ruszyła schodami w dół.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 19-06-2016, 14:20   #12
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Zachłystywał się przerażeniem.
Zasadniczo to nawet nie był strach, Alice był pod tym względem już z drugiej strony. Zastanawiał się czy w śnie możliwe jest moczenie się, sprawdzić nie mógł czy właśnie mu się to przytrafiło.

W pierwszej chwili gdy zniknęła kulka-knebel nie mógł wydusić nawet jednego słowa. Usta jakby nie należały do niego, były poza jego kontrolą. W całym uniwersum Alice’a była tylko ta półnaga diablica o tak pięknie sterczących sutkach jakie nawet w takiej chwili paradoksalnie zwracały uwagę mężczyzny będącego w tak… hm, ciężkiej sytuacji.
I szpikulce.
Ostre.
Mordercze.

Opanowała go fala rezygnacji wynikłej z przeżywanego strachu i upokorzenia, jednak w umyśle totalnego socjopaty nie warunkowało to per se prostej drogi do oczekiwanej spolegliwości. W jego oczach zabłysły słabiutkie ogniki buntu, były jak nikły płomyk trafiający na suchy chrust.
- Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swoją rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie,
W nicość popada - powieścią idioty,
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą.
Alice zadeklamował drżącym głosem.
Właściwie nawet nie drżącym.
Słowa wydobywał z siebie przez tamę przerażenia, lecz napęd im dawała desperacka frustracja. Bunt narastał bez względu na konsekwencje.
- Makbet. Akt V, scena V - wyrzęził pochylając głowę i patrząc na Lamię ‘spode łba’. Nie miał siły trzymać jej prosto nawet we śnie. - Wątpię byś znała jakąkolwiek sztukę poza cyrkiem - dodał tłumacząc czemu wyjaśnia skąd pochodzi cytat.
- Mam jedno pytanie dziwko. Na temat. - Słowa wciąż przebijały się ciężko przez gulę strachu, choć były nieco pewniejsze. - Przyniesiesz mi ten dowód z podjazdu w zębach przed czy po obiedzie chora suko?
Lamia spojrzała na niego spod długich rzęs, a potem podeszła kołysząc biodrami. Nie spieszyła się. Szpikulce w jej dłoni połyskiwały złowrogo. Przybliżyła twarz do jego twarzy, a koniec jednego ze szpikulców przytknęła do szyi Alice’a.
- Powtórz - powiedziała nadzwyczaj łagodnie.
Nie odzywał się patrząc jej bezczelnie w oczy.
Ciężko było stwierdzić czy nie ośmielał się powtórzyć wobec szpikulca przytkniętego do skóry, czy był to kolejny akt tężejącego buntu: nie spełnienie polecenia. Chyba sam tego nie wiedział. Na jego twarzy strach sukcesywnie wypierała złość walcząca z pogardą i irracjonalnym pożądaniem.
- No dalej, powtórz - szepnęła mu do ucha, a potem... potem poczuł jak wyjątkowo długi, wężowaty język prześlizga się po płatku ucha, aż po policzek. Co ona mogła jeszcze tym języczkiem zrobić?
- Do tego jeszcze głucha… - wycedził jakby do siebie. Pod wpływem pieszczoty wypowiedź zakończył urwanym westchnięciem.
Przymknął lekko oczy.
- Dorwij tę dziewczynę, a odzyskasz Isę i... będziesz miał mnie... zrobię co zechcesz. A wiele potrafię. - Diablica otarła się policzkiem o policzek Alice’a. Choć szpikulec wciąż dotykał jego szyi, Lamia przesuwała nim powoli, jakby to było piórko do pieszczot. Ostre piórko.

“Zrobię co zechcesz” brzmiało jak muzyka.
Ale aktualnie to on chciał jej coś zrobić. Pogrzebacz prosto w diabelską dupę i nie miało to żadnego wydźwięku z nijakim erotyzmem. Mimo to poczuł mrowienie w podbrzuszu na samą myśl.
- Po pierwsze koniec z kneblem, więzami, szpikulcami i tego typu atrakcjami - wydyszał walcząc z chęcią by odwrócić głowę i wpić się w rozchylone usta. - Po drugie chcę mieć pewność. “Diabelskie sztuczki”, puste obietnice, żonglowanie pragnieniami… a człowiek wychodzi z tego z niczym. Opowieści nie biorą się znikąd. Isa, żywa, z krwi i kości. Tak jak ja bym chciał, bez żadnych lewych haczyków. Bez kombinacji.
- A na deser konia z rzędem - zachichotała Lamia, odsuwając ostrze od skóry Alice’a. - Umów się z tą dziewczyną na kolację, a będę twoja w nocy. Lub Isa. Wedle woli.
Diablica odeszła kilka kroków, kołysząc przy tym apetycznymi biodrami. Po chwili odwróciła się błyskawicznie i bez ostrzeżenia rzuciła szpikulcem prosto w serce Alice’a.

Obudził się nim poczuł ból.
Przejechał dłonią po twarzy i ze złością rzucił pogrzebaczem w wygaszony kominek.

Wyszedł z domu i rozejrzał się po podjeździe. Faktycznie ID leżało smętnie na ziemi. Podniósł plastikową kartę przyglądając się danym.
Isobel Beckett…



Isa.
“Jest podobna do mnie” - przypomniał sobie jej słowa.
Faktycznie, nawet imię…
Na karcie był jeszcze adres i numer telefonu, co dawało już solidne namiary na blondynkę. Z myśli wyrwał go pisk Lisy.
Szli w trójkę od strony przystanku autobusowego linii jaka kursowała po przedmieściach, wszak Rita nie miała prawa jazdy. Błąd. Zasadniczo to ona szła, dzieciaki jechały - Chris na rolkach, Lisa na wrotkach. Brat pomagał siostrze podobnie jak Meksykanka czujna by mała nie zrobiła sobie krzywdy, ta zaś krzyczała z lekkiego strachu, ale bardziej z radości i euforii.
Mieli być po południu…
Alice spojrzał na zegarek. Faktycznie, było już grubo po czwartej, widać prochy zadziałały lepiej niż się spodziewał. Wszak sen z Lamia był całkiem krótki, ale czas lecący w życiu i śnie… tego nie dało się ze sobą przyrównywać.
- Pats co maaamy tata, pats, jaadee! - wrzeszczała Lisa, a Michael Ferguson, sąsiad Lindsayów dłubiący akurat pod maską swojego porshe skrzywił się tylko.
Alice pokiwał głową i uśmiechnął się lekko, po czym wszedł do domu zostawiając im otwarte drzwi.




Po obiedzie przygotowanym przez Meksykankę Alice ułożył się na sofie i zaczął oglądać wiadomości. Rita za to krzątała się po domu z lekko urażoną miną. Gdy ogarnęła motyw “Ręka+Żelazko” prawie zrobiła mu awanturę, że sam brał się za prasowanie koszul. “Bo to być moja deber” - mówiła nie pamiętając jak jest po angielsku ‘obowiązek’.
Dzieciaki oglądały bajki w pokoju Chrisa, a leniwe późne popołudnie powolutku chyliło się ku wieczorowi. Alice obracał ID w ręku mając telefon w zasięgu ręki, ale nie wziął go. Wsadził jedynie plastik w kieszeń spodni i zamyślił się. Minę miał zaciętą, zerknął na pogrzebacz.
- Może jak się odpowiednio skupie to wpadniesz tam ze mną? - rzucił do pręta jaki z filozoficznym spokojem zwisał z uchwytu. - Mam dla ciebie fajny pokrowiec, spodoba ci się.
Pogrzebacz uparcie milczał.
- Walcz z nią, bądź silny…
- Tacy jak ja nie mogą z nimi walczyć. Potępieni już za życia.
- Bóg miłosierny jest... każdemu gotów wybaczyć Alice…
- Jak Tobie?! - prychnął. - Wcielonej dobroci jaką stracił do piekieł za moje grzechy?
Milczała.
- W dupie mam sukinsyna co tak miłosierny.
Wciąż nie słychać było jej otulającego i uspokajającego zwykle szeptu. Tylko promieniowanie żalu, bólu.
Zewsząd i znikąd.
Tak bardzo nienamacalne, tak bardzo odczuwalne.
- Dzieci… Lisa… Chris… - odezwała się po dłuższym czasie gdy już praktycznie był pewien, że odeszła jak to miała w zwyczaju.
- Zadbam o to, obiecałem Ci. Będą bezpieczne. - Przełączył program na TV. Miał dosyć informacji o tym gdzie ludzie mordują się w jakiejś wojnie, czemu to czynią i jak im to idzie. Miał dość wieści o tym gdzie ktoś wpakował się samochodem w drzewo lub skoczył z któregoś piętra budynku. O tym, że ostatnie ustawy uderzając w niższą klasę z każdym dniem wpędzają kolejne tysiące ludzi w biedę, a banki liczą zyski. O tym ostatnim wiedział o wiele więcej niż jakiś zapyziały dziennikarz. Sam wszak współdziałał we wpieprzeniu w to dziesiątki tysięcy rodaków. Przynajmniej się opłaciło, kasa na koncie się zgadzała.
- Sęk w tym, by przybić dobry interes - powiedział. - Choćby i z diabłem.
To co usłyszał mogło być westchnięciem, a mogło mu się jedynie zdawać.

Z kanału HBO poleciała właśnie rozmowa Keanu Reevesa z Alem Pacino. Charlize Theron epatowała urokiem, a prawnik grany przez aktora znanego z Matrixa najwidoczniej nie ogarniał. Lub ogarniał i to właśnie było dla niego przerażające. Keanu grał dobrze.
- Będziecie mi wybierać filmy i muzykę? Proszę. - Alice zaciął się i odłożył pilota nie przełączając kanału. Rozpoznał film już po kilku sekundach.
Włączył wieżę by grała w tle kończącego się już powoli filmu.
Yeah
I feel you too
Feel
Those things you do
In your eyes I see a fire that burns
To free the you
That's wanting through
Deep inside you know
Seeds I plant will grow

One day you will see
And dare to come down to me
Yeah, come on, come on now take the chance
That's right
Let's dance
Głos Hetfielda poleciał przebijając się ponad mocną muzykę. Ręka Alice’a z wyciągniętym środkowym palcem uniosła się w kierunku buczącego sprzętu, ale jednocześnie podgłośnił z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Poczekasz sobie dziwko - mruknął nie mając zamiaru na razie ani iść spać by znów ‘rozkoszować się' rozmową z rogatą pięknością. Jeżeli ogarniała to co on robi i czego nie robi mimo iż mu to poleciła, mogąc komunikować się z nim tylko w sferze snów... Oj musiała być właśnie uroczo wściekła. Bo ani mu chwilowo w głowie było dzwonić do szajbniętej blondynki, a choć miał do pogadania z rogatą, to…
- Poczekasz - powtórzył sięgając do laptopa aby przygotować sobie coś na wieczór.

Jakieś filmy… hm, gra komputerowa?
Diablo III…?
Tak, to zapowiadało się miło.
Choć nie wierzył by postać gracza miała szanse na wyekwipowanie jej pogrzebaczem.



Usnął dopiero koło drugiej z laptopem na piersi.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 19-06-2016 o 23:32.
Leoncoeur jest offline  
Stary 20-06-2016, 09:35   #13
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Alice


Mężczyzna poczuł jak ktoś delikatnie tarmosi go za rękę.

- Kochanie, nie śpij tutaj. No już, chodź do łóżka...

Otworzył oczy. To była Isa. Pochylała się nad nim w swojej ulubionej piżamowej koszuli z zajączkiem. Miała rozpuszczone włosy, a na policzkach dało się zauważyć ślady maseczki. Była taka jak zawsze. A jednak... przecież Isa nie żyła!



Isobel


Wyszła z budynku, niepewna co robić. Nie dało się go opuścić bez przechodzenia przez plac, na którym... Biedna Lisa. Biedna, że trafiła akurat na nią - mało przekonującą, nielubiącą ludzkiego towarzystwa Isobel.

- NIE IDŹ TAMTĘDY. - Rasiel znów gnębił jej myśli.

Nie słuchała go. Jeśli miała uniknąć podejrzeń ze strony policji, musiała opuścić to miejsce jak najszybciej. Prędko wybiegła na zewnątrz. Starała się nie patrzeć tam, gdzie powinno teraz leżeć ciało Lisy, ale... nie powstrzymała się.

Stanęła zdumiona.

"Nic tu nie ma."

Rozejrzała się. Coś migotało koło parku. Człowiek? A może tylko kłąb mgły?

- UCIEKAJ... UCIEKAJ! - anioł w jej głowie krzyczał.

Za późno. Czymkolwiek była, cienista istota dostrzegła ją.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/09/43/f6/0943f6f1b05477197744480196e3d418.jpg[/MEDIA]

Boliiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!
Boliiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!

- wyła, lecąc wprost na Isobel.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 22-06-2016, 15:44   #14
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Potoczył nieprzytomnym wzrokiem po niej, po pomieszczeniu. Świadomość wracała powoli.
Wracała? Przebudzenie?
Nie zdążył jeszcze zbyt ucieszyć się rozpatrzeniem ewentualności, że to nie ułuda. Że to dzieje się naprawdę. Zrozumienie, myśl że to po prostu kolejny sen przygniotła go.
- Isa? To Ty? - Sen był królestwem Lamii odkąd zaczęła go w nim nawiedzać. Czuł podstęp.
- A kto niby? - Uśmiechnęła się i poczochrała go po włosach. Jej dotyk był taki realny...
- Jak… rozmawiałaś ze mną jeszcze… - Rozejrzał się. - Przed tym jak usnąłem. - Chwycił ją delikatnie za dłoń. - Jak…?
Przyjrzała mu się, przechylając głowę. Włosy zsunęły się na jego nos, łaskocząc lekko.
- Dziwnie się zachowujesz, coś ci się śniło?
- Tak. Że nie żyłaś. Pomodlisz się? Proszę, za dzieci. - Spojrzał na nią uważniej. - Teraz.
- Każesz mi się modlić? - zaśmiała się. - Od kiedy? Zawsze z tego żartowałeś.
- Tak, ale chciałbym to usłyszeć. Zawsze byłaś przy tym tak pełna spokoju. Potrzebuję go. -
Ścisnął lekko jej dłoń. - No? Jak to szło? Ojcze nasz? Zbaw nas od złego? Proszę, mów. - Spojrzał jej w oczy.
- To boli. - Isa wskazała na swoją dłoń.
Nie ściskał jej mocno, w pierwszej chwili nie zrozumiał nawet o co jej chodzi. Spojrzał na jej rękę i zabrał swoją.
- No skarbie? Ojcze nasz… - urwał zachęcając by podjęła modlitwę.
- Przestań, to boli! - krzyknęła Isa. Dopiero teraz zobaczył na obu jej dłoniach krwawiące rany, jakby ktoś przebił je na wylot i przypalił. Stygmaty?

Uśmiechnął się smutno. Przynajmniej stracił złudzenie, że to mogła być Isabel. Jedynie senne widziadło, albo...
Położył jej rękę na kolanie.
- No? - Jego spojrzenie stało się trochę zawzięte. - Nie pamiętasz? Zapomniałaś już? … któryś jest w niebie, święć się imię Twoje…
- Alice... - Spojrzała na niego ze smutkiem. - Wiesz, że nie mogę. Oni chcą żebym cię przekonała. Żebyś zmusił tę dziewczynę do grzechu... dla mnie. Ale ja nie mogłabym. Nie chcę. Chcę żebyśmy spędzili ten czas, który dostaliśmy normalnie jakbym... jakbym była żywa. Nieważne co będzie potem.
- Tracisz czas Lamia -
powiedział ni to do sennego widziadła, ni to w pustą przestrzeń snu. Zawahał się. Przed chwilą był jeszcze pewny, że “Isa” była jedynie sztuczną projekcją lub iluzją jaka przybrała diablica, ta pewność trochę stopniała po jej słowach. Niewiele, ale jednak. - Bo mnie przekonywać nie trzeba. Zrobię to. Jednak póki nie będzie paktu to nie kiwnę palcem, nie jestem idiotą by wierzyć diabłu na słowo.

Pogłaskał Isę po udzie.
Jeżeli to naprawdę była ona to potrzebowała tego. Chwili wytchnienia, ciepła, uczucia.
Jeżeli była to Lamia, miał możliwość wkurwienia diablicy okazaniem szczerej miłości.
Jeżeli byłą to jedynie iluzja, nic nie tracił.
- Nie idźmy do łóżka. - Obrócił się na bok robiąc miejsce na kanapie obok siebie. - Choć tu do mnie, przytul się. Chcę Cię poczuć.
Skinęła głową kładąc się obok i wcisnęła się w jego objęcia. Charakterystycznie dla niej, z głową wciśnięta mu pod podbródek i splatając ze sobą ich stopy.
Alice nie poruszał się. W tej chwili nawet nie bardzo interesowało go czy to jawa czy sen. Obejmując ją głaskał lekko po plecach i nucąc przy tym:

Hush, hush, time tae be sleepin
Hush, hush, dreams come a-creepin
Dreams ay peace an' ay freedom
Sae smile in yer sleep, bonny bairn

Ance uir valleys waur ringin
Wi songs ay uir bairns singin
But noo sheep bleat till th' forenicht
Ain shielings lie boss an' broken.

I knuł.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 22-06-2016 o 17:15.
Leoncoeur jest offline  
Stary 22-06-2016, 20:15   #15
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Boże drogi co to do diabła jest?! - jęknęła robiąc przerażoną minę na widok upiora zmierzającego wprost na nią.
Beckett zaczęła się cofać przed tym czymś chcąc uciec. Nerwowo rozejrzała się w koło. Nikogo poza widziadłem nie spostrzegła. Skierowała się przodem w kierunku, gdzie znajdowała się szkolna brama z wyjściem na parkingi. Przyśpieszyła kroku i z każdą chwilą zwiększała tempo coraz bardziej. Nie odwracała się, miała nadzieję, że zjawa zostawi ją w spokoju, albo zniknie. Nie miała nawet odwagi spojrzeć w tył.

- UWAŻAJ! POCHYL SIĘ! - krzyknął w jej umyśle Rasiel.

Tym razem go posłuchała i schyliła się najniżej jak potrafiła ledwo powstrzymując się przed padnięciem na ziemię.
"Co to jest!?" jęknęła w przerażeniu.

Duch czy cokolwiek to było przeleciało nad Isobel i wleciało między drzewa.

- DEMON. ŻYWIŁ SIĘ TĄ DZIEWCZYNĄ, BY PRZEJĄĆ JEJ CIAŁO. PRZESZKODZIŁA MU, DLATEGO NIE JEST W STANIE SIĘ BARDZIEJ ZMATERIALIZOWAĆ... CHYBA, ŻE ZNAJDZIE NOWE CIAŁO. UWAŻAJ Z BOKU!

Przerażający, cienisty stwór próbował zaatakować z zaskoczenia. Dzięki Rasielowi mu się to nie udało. Jak długo Isa da radę jednak mu umykać?
"Nie wie, że TO ciało ma już jednego pasażera na gapę?" i natychmiast musiała się uchylić i zrobić unik przed zjawą.
"Przecież ja tego czegoś nie zgubię!" dodała zaraz. "A co jak kogoś innego znajdzie!? Znowu ktoś skoczy z dachu! Rasiel, nierobie, byś się w końcu na coś przydał tak dla odmiany!” Isa starała się nie dać panice ale coraz trudniej jej z tym było.
Miała pustą głowę jeśli chodziło o pomysły, nie miała też przy sobie wody święconej ani tym bardziej śpiewnika psalmowego. A medalik z krzyżykiem, który kiedyś nosiła na szyi jakiś czas temu w złości wywaliła w piaski pustyni.

"Auto! Tak!" przypomniała sobie, że tam w osłonie przed światłem miała schowany już dawno temu przez jej ojca obrazek świętego Krzysztofa, patrona kierowców. To było jedyne co przyszło jej do głowy.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 24-06-2016, 17:28   #16
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Lucyfer patrzył na wzburzone morze grzechów. Niebo nad linią horyzontu czerniało od zbierających się chmur. Wokół panowała cisza, jeśli nie liczyć jęku fal morskich. Nagle wiatr wzmógł się. Władca Podziemia zmrużył czerwone ślepia. Nadciągał sztorm. Co go wywołało?

Nagle obok niego zmaterializował się strażnik 7 kręgu piekła Azazel - jeden z niewielu, którym Lucyfer ufał.

[MEDIA]http://vignette1.wikia.nocookie.net/xmenmovies/images/5/5b/Azazel_01.jpg[/MEDIA]

- Mamy problem, panie. - powiedział, stając nieco za Lucyferem. Ten nie oglądając się, dał mu ręką znak, by mówił dalej.

- Ostatnio rejestrujemy sporo wezwań demonów. Tylko w ciągu miesiąca ubyło ich 12 sztuk. Wszystko wskazuje, że przeniosły się do świata śmiertelnego.
- Może to tylko nowa sekta.
- Upadły Archanioł uśmiechnął się półgębkiem. - Wiesz Azazelu, teraz w dobie tego ich internetu, wystarczy żeby coś stało się popularne i ludzie to robią bez zastanowienia nad wartością moralną podjętych decyzji.
- Tak, ja... słyszałem o tym wynalazku Behemota. Niemniej tu chodzi o potężne demony...
- Jaki poziom?
- zapytał już bez uśmiechu Pan Piekła.
- Siedem nie przekracza 3 stopnia mocy, cztery z drugiego i jeden...
- Kto?
- pytanie Lucyfera było niby grom z nieba. Świat zadrżał w posadach. Nawet Azazel wydawał się nieco przestraszony.
- Hakael, mój panie.
- Mówiłem, żeby go pilnować!
- Tak panie, zawiodłem...

Lucyfer odwrócił się do swego sługi, a ten padł na kolana.
- Poniosę karę... - umilkł, bo zakończony szponem palec władcy uniósł podbródek strażnika, zmuszając by nań spojrzał.
- Nie chcę cię karać. Chcę, by Boruta jak najszybciej wrócił do Piekła. On zagraża nie tylko śmiertelnym, rozumiesz?
- Nie bardzo panie...
- Uwierz mi zatem na słowo. ten demon jest niebezpieczny. Macie go jak najszybciej sprowadzić.
- Tak jest! Zaraz sprawdzimy wszystkie miejsca wezwania.
- Idź zatem.


Lucyfer odsunął rękę, a Azazel, ukłoniwszy się raz jeszcze, zniknął z jego wymiaru.

Sztorm targał morzem grzechów, lecz najgorsze wciąż miało nadejść.


Isa usnęła. Spała pochrapując cichutko w jego ramionach z głową pod jego podbródkiem Tak zwykła się układać, gdy ktoś ją zranił. Co za paradoks, biorąc pod uwagę fakt, kto podał jej tabletki.

Nagle z mroku szafy wysunęła się postać. Lamia. Diablica usiadła na komodzie, wciskając swoje zgrabne pośladki między zdjęciami dzieci a fotografią ślubną Alice'a. Isa tymczasem spała w najlepsze.

- To tyle. - powiedziała Lamia nadzwyczaj poważnie - Więcej ci dać nie mogę, dopóki nie będziesz miał konkretnych wyników. I wierz mi, to i tak za dużo. Tej nocy jej dusza odpocznie. To bezcenny dar dla potępieńca. Postaram się też ją chronić, dopóki będziesz słuchał rozkazów. Potrzebuję jednak działania. Jutro masz się spotkać z tą dziewczyną, albo... - zrobiła znaczącą pauzę, po czym pstryknęła w palce. Isa zniknęła w jednej chwili.



Isobel biegła jak szalona w stronę auta. Cienisty stwór jednak nie odpuszczał. Gdyby miał stopy... deptałby jej po piętach. A tak zawodził opętańczo, rozwierając krwawą paszczę. Wrodzona ciekawość kazała Isie zastanowić się, co by się stało, gdyby potwór ją złapał. Czy mógł ją zranić fizycznie? Na to pytanie miała poznać odpowiedź już wkrótce, gdy dopadła drzwi auta, lecz... nim je uchyliła, demoniczna postać dobiła do niej, przyciskając ją do karoserii. Zabolało.

Łobuz w środku samochodu szczekał i skakał zajadle, chcąc pomóc ukochanej pani. Gdyby tylko dało się go wypuścić...

Uścisk poczwary był jednak bardzo realny i niezwykle silny. Isobel, mimo całej swojej siły i wytrenowania, nie mogła nic zrobić. Choć była odwrócona tyłem do poczwary z twarzą przygnieciona do drzwiczek, widziała w bocznym lusterku jak paszcza potwora rozwiera się nienaturalnie szeroko, jakby chciała połknąć jej głowę w całości.

"Pomóż mi... To Ty mnie w to wpakowałeś" - skierowała myśli do Rasiela, który od pewnego czasu nie odpowiadał. Czyżby wcale nie zależało mu na niej?

Wtem niebo rozdarła błyskawica. Dziwne, bo przecież nie było żadnej burzy. A jednak piorun uderzył ledwo parę metrów od Isobel. Z ironią pomyślała, że teraz to już chyba wszyscy chcą ją zabić - ci na dole i ci na górze.

- ODSTĄP DEMONIE! - zadudnił głos Rasiela i to... nie tylko w głowie Isy!

Nagle uścisk poczwary rozluźnił się, a ona sama odstąpiła od ofiary, sycząc przeraźliwie. Isobel obejrzawszy się, ujrzała niezwykłą scenę rodem z Biblii. Anioł - jej anioł(!) - zamachnął się ogromnym mieczem, strącając łeb cienistego stwora.

[MEDIA]http://s2.ifotos.pl/img/guardianb_sqerqna.jpg[/MEDIA]

Ten zakwiczał przeraźliwie, po czym rozsypał się w pył. Zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. W innej sytuacji Isobel pomyślałaby, że zwariowała lub... przynajmniej się nie wyspała i to wszystko było ułudą, jednak anioł wciąż tu był. W jednej dłoni trzymał miecz, drugą wyciągnął w kierunku Isy.

- MOŻESZ WSTAĆ? - zapytał z troską.

Mimowolnie kobieta zwróciła uwagę na jego symetryczną twarz i pięknie ukształtowane ciało, zakryte tylko - niech to szlag! - śnieżnobiałą przepaską.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 27-06-2016, 22:53   #17
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Nawet nie drgnęła i wciąż leżała na chodniku parkingu oparta plecami o drzwi błękitnego Jensena. Przerażenie jeszcze jej nie opuściło, a chwilowy zachwyt pięknem anioła jeszcze dodatkowo ją zawstydził. Słysząc troskę w jego głosie tylko bardziej się zaczerwieniła.
Nieufnie przyglądała się dłoni, którą Rasiel wyciągnął do niej.
W chwili takiej jak ta żałowała, że na niego krzyczała...
Już wyciągnęła rękę do niego, ale zaraz cofnęła niczym zlęknione zwierzątko. Zastanowiło ją czy przypadkiem, skoro jest tym wielkim grzesznikiem, pochwycenie jego ręki nie skończyłoby się dna niej boleśnie. Na przykład oparzeniem, czy zamienieniem się w równie uporządkowaną kupkę popiołu co i zjawa...
- Ja... - zabrakło jej słów. Skuliła się przy aucie. - Jak ty tak... Nie jesteś tylko głosem w mojej głowie?
Rasiel wydawał się smutny, że nie przyjęła jego dłoni. Wyprostował się teraz, a miecz z jego ręki zniknął.

- CÓŻ, JAK WY TO MÓWICIE... NAGIĄŁEM TROCHĘ ZASADY. NORMALNIE NIE MÓGŁBYM POZWOLIĆ SOBIE NA TAKĄ INGERENCJĘ, ALE OD KIEDY MY... JESTEŚMY JEDNOŚCIĄ, TWÓJ ANIOŁ STRÓŻ ZOSTAŁ ZWOLNIONY ZE SWOICH OBOWIĄZKÓW. JA JESTEM WYŻEJ POSTAWIONY, JAKBYŚCIE TO POWIEDZIELI. TAK WIĘC FORMALNIE STAŁEM SIĘ TEŻ TWOIM STRÓŻEM, A TO OZNACZA, ŻE MAM PRAWO BRONIĆ CIĘ ODE ZŁEGO. I CHOĆ NORMALNY ANIOŁ STRÓŻ NIE MIAŁBY SIŁY NA TAK SILNĄ INGERENCJĘ W ŚWIAT ŚMIERTELNYCH... - Rasiel wydawał się zawstydzony - DROGA ISOBEL, MASZ PRZEZE MNIE SAME PROBLEMY, WIĘC CHOCIAŻ TAK MOGĘ CI PODZIĘKOWAĆ ZA TWOJĄ CIERPLIWOŚĆ. WIELE SIĘ PRZY TOBIE NAUCZYŁEM O LUDZIACH.

Beckett spuściła wzrok. Jego wypowiedź nieco uspokoiła ją przez co przestała się kulić i odrobinę podniosła się z chodnika, wciąż jednak na nim siedziała. Na wspomnienie o jej poprzednim aniele stróżu tylko prychnęła pod nosem z pogardą. "Mam nadzieję, że dostał dystyplinarkę..." pomyślała, bo nie była w stanie odważyć się powiedzieć tego na głos.
- Przepraszam, że byłam niemiła... - "i uważałam cie za zwidy szaleńca na prochach" dodała w myślach. Powoli sama podniosła się z chodnika i otrzepała spodnie po czym oparła tyłkiem o drzwi auta. Skrzyżowała ręce przed sobą odwracając zawstydzone spojrzenie od cielesnego anioła. - Więc ty tak wyglądasz? - zapytała i zaraz skrzywiła się na to głupie przecież pytanie. - Nie jesteś tylko zjawą? Masz ciało?

- TAK, MY ARCHANIOŁOWIE MAMY PRAWO DO LUDZKIEJ POWŁOKI. - odparł, po czym uśmiechnął się delikatnie. Choć był prastarą istotą, Isobel wyczuwała jego skrępowanie. Czyżby nie przywykł do wyrażania emocji?
- NIESTETY, ZARAZ ZNIKNĘ. TO ZBYT WYCZERPUJĄCE. - naprawdę wyglądał na sennego.

Isobel nie wiedziała co powiedzieć. W głowie kołatała jej się myśl o tym jak bardzo pociąga ją jego cielesna powłoka, jak i to że bardzo by nie chciała, żeby zniknął. Miała ochotę się do niego zbliżyć, dotknąć... Ale bała się tego. I czuła się z tego powodu strasznie skrępowana i onieśmielona.
- Aha... - "Boże drogi on to wszystko wyczyta z moich myśli" zaczerwieniła się ze wstydu. - To ten... Dzięki za wyratowanie przed tamtym czymś... Całkiem fajny masz miecz - dodała na koniec. Za późno zorientowała się w tym, że zabrzmiało to dość niefortunnie.

- CZY MOGĘ CIĘ DOTKNĄĆ? - zapytał i zabrzmiałoby to bardzo intymnie, gdyby po chwili nie dodał - NIGDY NIE DOTYKAŁEM CZŁOWIEKA.

Mina Beckett stężała i już otworzyła usta by coś odpowiedzieć, ale zamilkła, gdy Rasiel rozwinął swoją wypowiedź.
- Eh, tak, jeśli chcesz - odparła mu niepewnym głosem. Chwilę wahała się co zrobić, czy wyciągnąć do niego rękę czy może podejść bliżej, ale w końcu uznała, że nic nie zrobi. Wyprostowała się i stanęła w wygodniejszej pozycji. Zakłopotanie starała się skryć pod udawaną obojętnością. Przez myśl przeszło jej, że zachowuje się jak nastolatka, która próbuje udawać przed chłopakiem, że wcale on jej się nie podoba.
Rasiel podszedł do niej bliżej i powoli wyciągnął rękę, jakby w obawie, że dziewczyna ucieknie, gdy wykona zbyt gwałtowny ruch. A może to ona byłą takim dzikusem?
Nie wytrzymała i odwróciła wzrok, kiedy ciepłe, delikatnie palce dotknęły jej policzka. Dotyk anioła. To było takie przyjemne, a zarazem rozbrajające uczucie. W dodatku, gdy adrenalina opadła, nagle cały bagaż dopiero co zdobytych doświadczeń zwalił się na kobietę. Wierzch dłoni Rasiela otarł się teraz o jej czoło, jakby chcąc rozluźnić stężałe mięśnie. Pertraktacje z Lisą - samobójstwo-ciężar winy... a potem ucieczka przed czymś, czego nigdy w życiu nie powinna spotkać. Gdy anioł złapał w dwa palce kosmyk jej włosów i odgarnął za ucho, Isobel poczuła, że to wszystko jej się przelewa i zaraz zacznie ryczeć.

- TO NIEZWYKŁE. JESTEŚCIE TACY... NIEDOSKONALI, A JEDNOCZEŚNIE TAK WIELE JEST W WAS PIĘKNA. A MOŻE... [TO TYLKO TY].

Ostatnich słów nie dosłyszała, bo w okolicy rozległo się wycie syren. Choć nie było widać jeszcze pojazdów, można było się spodziewać, że zaraz zaroi się tutaj od funkcjonariuszy i sanitariuszy. Tymczasem anioł rozpłynął się w powietrzu. Isobel została sama wraz z szalejącym w aucie - teraz z radości - Łobuzem.
Serce biło jej jak oszalałe, a w głowie miała mętlik. Kusiło ją by sięgnąć dłonią ku niemu... Jego dotyk był tak bardzo przyjemny... Pragnęła więcej.
Ale zaraz zganiła się za tą myśl.

I została sama. Była zbyt rozkojarzona by mieć pretensje do Rasiela, że zniknął lecz problem samobójcy pozostał.
A zaraz miało się tu zaroić od służb ratunkowych... Przy samobójstwie na ratownikach się nie skończy, a sama najlepsze co mogła teraz zrobić to zostać i złożyć zeznania policji, którą zapewne wezwą ratownicy. I choć pracowała jako ratownik na karetce to w tej chwili nie była w stanie przypomnieć sobie procedur. Co prawda nawet nie zależało jej na tym teraz. Mogłaby też po prostu zapakować się do auta i odjechać. Ale po pierwsze źle to by wyglądało, a i sama była teraz zbyt roztrzęsiona by wsiąść za kierownicę.
Oparła się więc plecami o auto i skryła twarz w dłoniach. Nie miała sił walczyć ze sobą, więc pozwoliła by łzy popłynęły jej po policzkach. chciała poczuć tą drobną ulgę jaką dawał płacz. Potrzebowała tego teraz.
Rozryczała się mając gdzieś, że zaraz zaroi się tu od ludzi. To co tu się wydarzyło, ta rana którą rozdrapała w wierze, że uda jej się uratować dziewczynę...
Znów czuła się bezsilna i zagubiona jak wtedy.

 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 29-06-2016, 11:35   #18
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Powiedziałaś, że jak doprowadzę tę dziewczynę do złego, to odzyskam Isę. Powiedziałaś, ze wrócisz jej życie. - Alice z pewnym ociąganiem zmienił pozycję na siedzącą. Patrzył na diablicę wciąż z lekkim strachem ale już o wiele mniejszym niż na początku.
Przywykał.
- Nie mam pewności czy mnie nie zwodzisz. Czy mnie nie oszukujesz. Czy nie szykujesz jakichś haczyków. Owszem wrócicie jej życie, ale wróci na świat obdarzona pełnym szaleństwem? Baśnie, legendy… diabelskie słowo? Ja chcę pewności. Opowieści mówią prawdę? Pakt z diabłem? Cyrograf? Stosujecie to?
- Widziałeś w jakim stanie jest jej dusza. Jeszcze nie popadła w szaleństwo. Ale im dłużej będziesz przeciągał, tym bardziej zostanie zraniona. - Diablica wyglądała na znudzoną. - Dobrze, podpiszmy cyrograf. - Znów pstryknęła palcami i w jej ręku pojawił się dokument. - Ty nam zagwarantujesz duszę Isobel Beckett w ciągu miesiąca, a my ci damy Twoją Isę całą i zdrową. Tak?
- Zwrócicie jej życie, bez żadnych haczyków, tak jak ja tego oczekuję. Załatwicie w jaki sposób to się stanie, że będzie mogła wrócić tu, choć wedle dokumentów zmarła. Coś wymyślicie. A Ty po wszystkim spełnisz jedno moje życzenie. - Przesunął wzrokiem po jej ciele. - O ile będzie w zakresie Twoich możliwości. Dołożę do tej umowy swoją duszę.
Diablica zaśmiała się.
- Muszę cię zmartwić, ale wartość Twojej duszy po tym, co nawyprawiałeś w życiu nie jest wielka. Ale niech będzie. Utkam dla Ciebie sen i zrobię w nim co tylko zechcesz.

Magiczny cyrograf uniósł się w powietrzu i na oczach Alice’a zaczął zapełniać się treścią ich ustaleń. Potem dokument wylądował w dłoniach mężczyzny.
- Nie muszę ci chyba mówić, co powinieneś zrobić, żeby nadać cyrografowi status zobowiązania. - Diablica uśmiechnęła się ponętnie, wskazując ruchem głowy nożyczki, które leżały na stoliku do kawy, pozostawione zapewne przez jedno z dzieci. Choć Alice starał się zapoznać z dokumentem, by mieć pewność, że wszystko jest jak należy, jego myśli rozpraszał diabelski ogonek, którym teraz bawiła się Lamia, gładząc dłonią końcówkę w górę i w dół. W górę i w dół. Nie patrzyła na mężczyznę, czy robiła to więc bezwiednie? Nie wierzył w to. Z oporem, walcząc sam ze sobą odwrócił się od niej, czytając przy tym treść diabelskiego cyrografu.

Cytat:
Alice Lindsay obiecuje doprowadzić Isobel Beckett do grzechu śmiertelnego, morderstwa z premedytacją, za cenę odzyskania dla świata żywych zmarłej żony swej Isabeli jaka w piekle potępiona katuszy doświadcza. Gdy Alice uczyni co mu zadano, Isabel życie wrócone zostanie i na świat śmiertelnych powróci zdrowa na ciele i umyśle, w stanie w jakim była nim niemoc i choroba ją chwyciła, która doprowadziła do jej śmierci. Bez diabelskich sztuczek jakich Alice by sobie nie życzył, jedynie tyle ile umysł nieszczęsnej przez cierpienia piekielne doświadczane na siebie weźmie. Również powrót Isabel Lindsay do życia i w grono śmiertelnych, diabelską mocą tak rozwiązany zostanie, by w ludzkim społeczeństwie nijakich problemów jej to nie uczyniło.
Lamia za to z własnej strony jedno życzenie pakt ten zawierającego Alice’a spełni - jakie by nie było, byle w jej możliwościach pozostawało i w śnie jednej nocy się mieściło, a on sam duszę swą piekłu zapisuje boskiego wybaczenia się wyrzekając.
- Moja dusza niewiele warta dlatego, że przez me czyny i tak wam zapisana - mruknął Alice odwracając się do diablicy. - Zapominasz, że Bóg podobno miłosierny, wszystko wybaczyć może. Ot byłby psikus, gdyby taki skurwiel po tym wszystkim wam się przez ten kruczek wyślizgnął. Różne mendy jak mniemam tak traciliście. Więc lekce mego zapisu sobie nie waż.
Lamia zeskoczyła z komody i jednym susem przesadzając poręcz fotela, usiadła na kolanach Alice’a.
- Lubię, gdy tak mnie bajerujesz. - Przytuliła się do niego tak, jak wcześniej Isa. - Jak mi się spodobasz, może będę cię częściej odwiedzać w snach i spełniać Twoje zachcianki... - Posmyrała go ostrymi pazurami po podbródku.
Mimowolnie przymknął oczy na tę “pieszczotę”, a przez myśli przebiegły mu obrazy budzące w nim…
- Tu… - wskazał na kilka słów na diabelskim dokumencie. Oblizał wargi i powiedział drżącym głosem: - Zapis, że jedynie we śnie me życzenie spełnisz… - Mimowolnie przesunął ręka po jej biodrze. Ciężko było mu się skupić. - Ma go nie być. Sprawiłaś, że jej ID wypadła na podjeździe, więc masz trochę mocy wpływu poza snem. A zapisane jest, że jak coś poza twą mocą będzie to życzenia spełniać nie będziesz musiała.
Dłoń diablicy przesunęła się z podbródka mężczyzny na dokument. Ujęła go w szpony, obracając się teraz tyłem do Alice’a. Jakby nigdy nic usiadła okrakiem na jego udach, wypinając przy tym apetyczne pośladki. Czy ona mogła to robić nieświadomie?!
- Moja moc nie sięga poza sen. Wszystko co się dzieje w twojej rzeczywistości, to robota szefa. Dostałam od niego pewne zapasy i... no dobra, zmieńmy ten zapis. Jeśli wszystko załatwisz, myślę, ze będę mogła nieco uszczuplić diabelskie rezerwy. - Obróciła głowę i spojrzała mu w oczy, marszcząc przy tym niewielki nosek jak prychająca kotka. - Zadowolony?
- Tak… - Uśmiechnął się lekko wciąż próbując walczyć z tym jak diabelski pomiot na niego działał. Sięgnął po nożyczki drugą rękę bezwiednie kładąc na jej kształtnym biodrze. Przejechał ostrą krawędzią po przedramieniu zaciskając zęby.

Pojawiła się krew.
Alice przejął cyrograf i sprawdził czy zapis był taki jak tego chciał. Upewniwszy się nabrał tchu…
Pakt z diabłem.
Sprzedanie własnej duszy…
Jak Faust.
Wolał nie zastanawiać się nad tym dłużej.

Jego palec wskazujący zamoczył się w krwi i przeniósł na dokument kreując podpis. Diablica przyglądała się temu ciekawie, podskakując lekko pupą jak mała dziewczynka, która niecierpliwie czeka na swoją porcję lodów. Kiedy Alice przypieczętował cyrograf krwią, Lamia schwyciła dokument w dłoń i jakby nigdy nic zeskoczyła na podłogę obok fotela. Mężczyzna mimowolnie poczuł brak jej słodkiego ciężaru na kolanach. Tymczasem wysłanniczka Piekła przeciągnęła się leniwie i zmysłowo zarazem. Jej piersi uniosły się w górę, a sutki napięły jak przy orgazmie, po czym swobodnie wróciły do naturalnej pozycji, gdy Lamia rozciągnęła zastałe mięśnie.
Nic się nie wydarzyło. Żadnego trzęsienia ziemi, wycia potępionych.



Ot podpis.
Ot diablica.
Gdyby nie to kim była, oraz okoliczności Alice czuł się jakby otwierał konto w banku. Choć wiedział, że kiedyś konsekwencje…
Pokręcił głową, nie chciał o tym myśleć.
Przeze mnie droga w miasto utrapienia,
Przeze mnie droga w wiekuiste męki,
Przeze mnie droga w naród zatracenia.
Jam dzieło wielkiej, sprawiedliwej ręki.
Spojrzał na Lamię.
- Tylko tyle? - spytał wstając i zbliżając się do niej. - Podobno dusza to najcenniejsze co mamy. - Z zamyślonym wyrazem twarzy zaczął wodzić ubabranym krwią palcem po ramieniu diablicy. - Powinniście pomyśleć o jakichś efektach specjalnych. Tak z przyzwoitości. Wiesz… celebra. - Nie bał się już wcale, przypieczętowanie swego losu wypruło z niego resztki nici przerażenia do tej pory mniej lub bardziej przetykające jego umysł. Zaprzedał się piekłu. Przynajmniej do czasu swej śmierci nie miał się czego bać. Później…
Później miało nadejść coś nieuniknionego i tak strasznego, że aż nieopisywalnego.
Ale jeszcze nie teraz.
- Zajmę się tym od rana. Dam ją wam, tak jak chcecie. - Zbliżył usta do jej ucha szepcząc, podczas gdy zakrwawiony palec pozostawił ślad na jej obojczyku, piersi, zbliżając się do sutka. - Będę potrzebował wszelkich informacji o tej dziewczynie jakimi dysponujecie.
Lamia stała odwrócona do niego plecami. Wpatrywała się w cyrograf, zupełnie ignorując Alice’a. A może tylko chciała by to tak wyglądało? Kiedy powiódł zakrwawionym palcem po jej ciele, zauważył jak na ramionach diablicy pojawia się gęsia skórka. Widać nie była tak różna od śmiertelników, za jaką chciała uchodzić.
- Masz jej adres pracy, pogrzeb trochę - powiedziała oschle.
- Czyli nie zależy Ci na czasie? - spytał przekornie unosząc lekko brwi w reakcji na jej nagłą zmianę tonu. Ręki jednak nie zabrał. Westchnęła niecierpliwie. Ciężko było jednak stwierdzić czy to z uwagi na jego pytanie, czy... spodziewała się czegoś więcej w temacie pieszczot?
- Te papiery, które dostałeś - powiedziała, nie patrząc na niego. - Posłuż się nimi. Laska myśli, że jest nawiedzona. Podaj się za medium albo egzorcystę. To powinno ją zainteresować.
Umilkła, czekając na jego ruch. Czyżby rozpoczęli grę - wiedza za rozkosz?



- Zainteresować… - zamruczał zastanawiając się nad jej słowami. Jego palec przez chwilę bawił się sterczącym sutkiem, by znienacka obłapić mocno dłonią pełną pierś gniotąc ją w uścisku druga ręka rozcapierzonymi palcami zaczęła wędrować po boku Lamii kierując się ku jej biodru. - Rodzina? Ktoś kogo kocha? - wyszeptał prosto w ucho muskając przy tym wargami jego płatek. Jęknęła. Choć wciąż starała się udawać niewzruszoną, wypięła w jego stronę nieco bardziej pośladki.
- Ma siostrę... która jest jej szefową. - szeptała, gdy pieścił jej piersi coraz mocniej. - Nie ma... męża. Ani chłopaka.
- Co lubi? Czego się boi? -
Przesunął dłonią po jej biodrze przemykając płynnie na brzuch. Tylko po to aby nie zagrzewając dotykiem tam długo miejsca zjechać niżej sięgając zachłannie palcami ku jej łonu. Naparł na nią przy tym w odpowiedzi na jej ruch bioder. - Ktoś z jej rodziny jest u was? Ojciec? Matka? - Język zaczął wodzić po jej szyi.
Diablica zamruczała rozkosznie.
- Za dużo chcesz wiedzieć, a za mało oferujesz - uśmiechnęła się prowokacyjnie, odwracając twarz ku jego twarzy. Ich języki złączyły się w zmysłowym tańcu, napierając na siebie, a usta pożerały się coraz bardziej głodne i niecierpliwe. W końcu Lamia oderwała się na chwilę i dysząc powiedziała:
- Ojciec i brat nie żyją, ale... nie ma ich u nas. To dobrzy ludzie. Ona... ona lubi zwierzęta... ruch, wolność... Boi się... zobowiązań. Och... - diablica oparła się rękami o ścianę i rozszerzyła nogi, by ułatwić Alice’owi dostęp. - Jest coś jeszcze, ale... musisz dać... więcej!

Alice chciał być złośliwy.
Prowadzić długą grę i momenty wręcz prawie brutalnej, niecierpliwej i nieokiełznanej pasji pieszczot przerywać dotykiem delikatnym, trzymającym ją w zawieszeniu i oczekiwaniu na to “więcej” jakiego chciała. Próbował czynić to przez chwilę sięgając powolnym sunięciem palców głębiej w dół, między rozchylone uda. Drażnił jej diabelski kwiat leniwą pieszczotą wywołując drżenie na równi rozkoszą co niecierpliwieniem.
Ale nie potrafił tak długo.
Diabeł, Demon, skończone obrzydlistwo wywołujące strach, zamknięte w doskonałym i chętnym ciele. Ciele jakie wzbudzało pożądanie tak wielkiej mocy, że przy pozach i zachowaniu biegłej w swym fachu szatańskiej kusicielki - odbierało myśli. Tylko że on się już nie bał, a patrząc przez pryzmat duszy czynów, myśli? Sam był obrzydliwy. Zostało w tej chwili tylko kuszące piękno i zwierzęca pasja.

Westchnął z rozkoszy gdy poczuł ogarniające go ciepło.
Ciepło jakie otuliło go gdy wbił się w nią mocno i - po chwilach lekkich pieszczot dawanych jej palcami - nagle. Zdałoby się: niespodziewanie. Mocą tak silną jak głód jaki eksplodował mu w głowie. Przyparł ją mocno do ściany przygniatając do niej ją i swą dłoń jaka nie mogła oderwać się od idealnej piersi. Co chwila dociskał całym ciałem w rytm mocnych pchnięć. Drugą dłonią uniósł jej jedno z ud otwierając sobie jeszcze większy dostęp. Otumaniony rozkoszą ugryzł ją lekko w kark. - Więcej… - mruczał półprzytomnie. - Tak..., więcej…


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 29-06-2016 o 11:49.
Leoncoeur jest offline  
Stary 30-06-2016, 09:31   #19
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://kk24.pl/wp-content/uploads/2015/03/polic.jpg[/MEDIA]

Kiedy policja, pogotowie i straż pożarna przybyły na miejsce wydarzeń, nie znaleziono ciała samobójczyni. To dodatkowo pokomplikowało sprawę.

Isobel
została zabrana na posterunek i przesłuchana. Denerwowała się, a przecież nie mogła powiedzieć wszystkiego! W międzyczasie zrobiono jej badanie krwi i moczu na obecność podejrzanych substancji. Generalnie już zapowiadała się noc w areszcie, gdy na szczęście Isy - udało się dostać zapisy z kamery, zainstalowanej w holu szkoły. Było tam wyraźnie widać Lisę, jak otwierając wejście o godzinie 17:42 pękiem kluczy (który prawdopodobnie ukradła woźnemu), przechodzi przez hol w kierunku schodów na dach. Jakieś pół godziny później na tym samym nagraniu pokazała się Isobel. Kolejne 17 minut i... Isa biegnie do wyjścia - wyraźnie czymś poruszona.

W efekcie więc uwierzono w wersję kobiety i uznano, że uczennica - która jak się okazało miała już kartotekę policyjna za napaść i dwa czyny lubieżne - po prostu zrobiła nieprzyjemny kawał Isobel, wykorzystując jej naiwność.

Cóż, ciekawe czy zmienią zdanie, gdy dziewczyna nie pojawi się w szkole w najbliższych dniach?

Na razie jednak Isa była wolna i mogła wrócić do domu. Łobuz, którego zabrała Laura, gdy Isobel odwieziono na posterunek, tę noc miał spędzić z rodziną siostry. Dzieciaki zawsze zanim przepadały.

Kiedy tylko Isa została zwolniona z aresztu około 22 godziny, umówiła się z siostrą, że rano przyjedzie po Łobuza i zamiast spędzić dzień w pracy, posiedzi do 15:00 z małym Aaronem, który złapał ponoć przeziębienie. Towarzystwo siostrzeńca i rodziny dobrze jej zrobi.

Tymczasem jednak została zupełnie sama. Nawet Rasiel nie reagował na wezwania, najwyraźniej śpiąc. O ile anioły sypiają, ale wyglądało na to, że tak. Isobel powlokła się do domu. Wydarzenia tego dnia wpędziły ją w apatię. nie miała ochoty już na nic. Wzięła proszki nasenne, popiła szklanką wody i ściągnąwszy ubranie wraz z bielizną, położyła się do łóżka. Nie miała siły umyć się czy założyć piżamy.

Trudno zgadnąć czy to dzięki prochom, czy z powodu totalnego zmęczenia, ale tej nocy Isobel spała jak zabita. Nic jej się nie śniło, a rano powitał ją znajomy głos w głowie.

- NIE POWINNAŚ SPAĆ BEZ UBRANIA. KTOŚ MÓGŁBY CIĘ ZOBACZYĆ I... UZNAĆ TO ZA NIEOBYCZAJOWE.


Lamia jęczała głośno, wręcz przeszywająco, gdy ją penetrował. Jedną dłonią zapierała się o ścianę, drugą masowała łechtaczkę. Nawet nie starała się powstrzymać krzyków rozkoszy. Gdzieś w oddali słyszeć było muzykę. Bezwstydnica. Nimfomanka. Diablica! Przez to Alice miał ochotę pieprzyć ją jeszcze bardziej. Wejść w nią tak, by czuła ból...

[MEDIA]http://66.media.tumblr.com/f1fe90b1630e0546537cbc4eb0f8284d/tumblr_inline_napdouTp1q1qbj2th.jpg[/MEDIA]

Nie przewidział, że ona też może mieć ochotę zagrać z nim w grę.

- Wię...cej... - mówiła, choć trudno jej było formować słowa pomiędzy jękami, które wydobywały się z ust za każdym razem, gdy Alice wchodził w nią głęboko - Więcej... dostaniesz... jak zasłużysz...

I zniknęła. Nagle, zupełnie. Mężczyzna omal się nie wywrócił.

Miał ochotę zawyć z wściekłości. Został sam. Bez duszy. Ze sterczącym przyrodzeniem. Muzyka rozbrzmiewała coraz głośniej, aż w końcu pochłonęła go.

Obudził się. Jego telefon dzwonił z uporem rozsiewając dźwięki ulubionej nuty - teraz tak znienawidzonej. Czy to urządzenie przerwało senne zabawy z diablicą, czy też ona sama ukróciła ich spotkanie?

Alice spojrzał na wyświetlacz. Godzina 6:03, dzwoni... Matka Isy - Caroline.
A tę co napadło?! Która godzina była teraz w Seattle? 22?
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 30-06-2016 o 09:35.
Mira jest offline  
Stary 05-07-2016, 16:12   #20
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Dźwięk telefonu denerwował go coraz bardziej, ale nie było mu śpieszno do odebrania. Wspomnienie snu sprawiło, że zadrżał i zirytował się jeszcze bardziej. Lamia zabawiła się z nim jak z napalonym szczeniakiem, a tym bardziej bolało, że wcześniej obiecał sobie nie poddawać się jej urokowi. I wystarczyło, że przeciągnęła się zmysłowo… Skapitulował jak francuska armia w dowcipach na jej temat.
Wpatrywał się w ekran telefonu i w końcu uśmiechnął.
Pakt z diabłem. Zapisał swą duszę piekłu po śmierci. Powinien czuć przytłaczające poczucie straty… on jednak poczuł coś na kształt ulgi. Klamka zapadła, wycofać się już nie mógł równolegle do gry jaka toczyła Lamia rozpoczęła się druga: Alice’a.
A on właśnie dostał do ręki jokera.
Caroline była nieustępliwa, telefon wciąż dzwonił.
Odebrał w końcu.

- Halo. Co się stało, jest szósta rano…
- Oh, wybacz kochany, ale to bardzo pilne. Nasi znajomi z Barcelony wyjeżdżają na tydzień i zaoferowali nam, że w zamian za karmienie ich kota możemy sobie zrobić u nich małe wakacje. Hiszpania, rozumiesz? I tak pomyślałam, że moglibyśmy wziąć wnuki. Dzieci jakoś by to nadrobiły w szkole. Tak dawno ich nie widzieliśmy z Johnem. Bardzo tęsknimy. Ty też możesz z nami lecieć oczywiście, tylko nie wiem jak z pracą...
- Ja mam tu trochę roboty ale maluchy… Hm, to niegłupie, mogłoby się im spodobać. -
Jego myśli uciekały. Kombinował. - Kiedy lecicie?
- No właśnie, dlatego cię obudziłam, skarbie, jeśli mamy robić przesiadkę w Irlandii, to za... osiem godzin i trzydzieści minut. Dałbyś radę dostarczyć nasze kochane robaczki na 17.00 na lotnisko? O 17.40 mielibyśmy wylot.
- Ech… przepraszam, wzięłaś mnie z zaskoczenia. -
Alice podrapał się po głowie. Propozycja miała wady i zalety. - Zróbmy tak, lećcie bez przesiadki w Irlandii, na spokojnie. Ja pomyślę, pogadam z dziećmi i w razie czego wyślę je samolotem z Ritą, odbierzecie ich z lotniska w Barcelonie.
- Och, no to nawet wygodniej. To będziemy tam jutro rano, wedle twojego czasu, kochanie -
teściowa wybitnie lubiła dosładzać wypowiedzi. Pewnie nie robiłaby tego, gdyby wiedziała czemu zmarła jej córka. - Tylko zgódź się. Ile myśmy ich nie widzieli? Od pogrzebu Isy...

- To trochę skomplikowane Caroline, wiesz wszyscy się zbieramy. Ja, Chris, Lisa… potrzebujemy się nawzajem - skłamał gładko. - Ale myślę, że nie zaszkodzi im kilka dni wakacji z babcią i dziadkiem. Oddzwonię, tak?
- Jasne, skarbie. Tylko wiesz, potem komórki będą wyłączone. postaraj się jak najszybciej. A jak ty się czujesz? Radzisz sobie?

“Rżnę się z diablicami, sprzedaję swoją duszę, planuje jak stoczyć w grzech jakąś fajną dziewuchę. Wiesz, jakoś leci” - pomyślał. Zasadniczo byłoby ciekawe jak by zareagowała gdyby tak odpowiedział.
- Łatwo nie jest - odpowiedział zgodnie z prawdą. - Zadzwoń z Hiszpanii w takim razie, ja już wtedy będę wszystko wiedział. Ustalimy kiedy lot dzieciaków.
- Dobrze, kochanie. Każdego dnia modlę się za was. Jesteś bardzo dzielny!
- Robię co mogę. Dziękuję. Musze jednej nowej znajomej powiedzieć, że się o mnie modlisz. Piekielnie się ucieszy.
- Och, ale to chyba nie dziewczyna? Znaczy wiesz, masz prawo układać sobie życie...
- Nie. Wciąż myślę o Isie, to raczej znajomość z zakresu interesów. Pomaga mi się też pozbierać. Czekam na telefon, pozdrów Johna.
- Dobrze, zdrówka i ucałuj dzieciaki!
Komórka wylądowała na łóżku, a Alice wstał i poszedł do łazienki. Myjąc zęby pod prysznicem zastanowił się głębiej nad słowami Caroline. Propozycja była problematyczna. Wszak brak dzieciaków dawał mu pełen luz w działaniach ale… Z dziećmi było jak ze szczeniaczkami czy innymi zwierzątkami. Wyjdź na spacer z tchórzofretką na smyczy i szanse na powrót z jakimś numerem telefonu rosną. Alice nie wiedział zbyt wiele o Isabel Beckett. Była kobietą, samotną, bezdzietną. U takich czasem odzywało się coś na widok dzieciaków. Wysłanie Chrisa i Lisy do Barcelony mogło równie dobrze owocować daniem sobie wolnej reki, co być może po prostu pozbyciem się asa z rękawa.

Wrócił do pokoju po dokonaniu porannych ablucji. Opatulony w miękki szlafrok odpalił laptopa i zaczął śmigać po Internecie w poszukiwaniu informacji na temat blondynki. Nie był hakerem ani zawodowym researcherem, ale miał do tego dryg, toteż w pierwszej kolejności zdecydował się sam sprawdzić co też o Beckett można dogrzebać się w sieci. Mimo wszystko na jednej zakładce otworzył równolegle wyszukiwanie prywatnych detektywów. Co profesjonaliści to profesjonaliści…
Już pierwsze efekty researcherki zaskoczyły go. Dziewczyna nie była zwykłym dostawcą paczek. Oj nie. Odznaczona za odwagę w Iraku do jakiego wyruszyła zapewne przez śmierć brata. Zaciągnąć się do armii i pognać na Bliski Wschód by pomścić śmierć kogoś bliskiego, wrócić w aurze bohaterki z medalem. Cóż, nie była to zatem zwykła domatorka.
Dogrzebał się też sprawy Barry’ego Koxa, który założył jej sprawę o pobicie. Wycofał. Mogło to być zgłoszenie lewe, mógł to być wynik ugody, mogła go zastraszyć. Isobel jawiła się coraz bardziej ciekawie.

W międzyczasie dom się obudził i wypełniło go życie. Życie w postaci Lisy szalejącej z typową dla pięciolatek energią. Życie w postaci Rity zaspanej i ziewającej, ale zaczynającej krzątać się po domu. Życie w postaci Chrisa, jaki… nie, tu właściwie nie było za dużo życia. Siedmiolatek niby wstał, odsikał się i krokiem zombie wrócił do łóżka by złapać jeszcze ten kwadrans zanim Rita lub Lisa zaczną go budzić na śniadanie i do szkoły.
Alice wciąż w szlafroku wyszedł przed dom by wziąć pocztę i prasę, po czym rozsiadł się w kuchni i zajął się lekturą The Herald przetykaną leniwym trash-talk z Meksykanką przygotowującą śniadanie. Z niepokojem oczekiwał dnia, kiedy Rita zacznie mówić po angielsku płynnie. Teraz radząc sobie z językiem mocno kiepsko, hamowała się bardzo często nie potrafiąc znaleźć właściwego słowa. Mimo to Alice miał wrażenie, ze sam wypowiadał mniej słów w cały dzień niż ona w godzinę. Aktualnie na tapecie był jej kuzynka Verónica i to “co tam u niej”. Że biedactwo po studiach na U.N.A.M pracy znaleźć nie może, że faceta by sobie wreszcie znalazła, że to, że tamto. I tak od kilku dni. Alice zaczynał mieć niejasne przeczucie czy nie jest przypadkiem zaocznie swatany, ale co tak naprawdę roiło się w tym pełnym temperamentu latynoskim łepku - pewności nie miał.
A uszy puchły.
Tymczasem dzieci zasiadły do śniadania.
- Babcia dzwoniła - rzucił znad gazety. - Przylatują z dziadkiem do Europy.
- Doooo naaaas!? -
Lisa ucieszyła się, Chris za to zrobił się czujny.
- Nie. Do Hiszpanii, no spory kawałek. - mężczyzna dodał wiedząc, że Hiszpania jest dla córki dość abstrakcyjnym pojęciem. - Chcą byśmy ich tam odwiedzili i spędzili trochę czasu.
- Yaaaaay! Pojedziemyyy?!?! Tata, pojedziemy?!?! Proseproseproseproseprose…
- Mam tu troche pracy… -
odparł zauważając jak we wzroku Lisy szalony entuzjazm płynnie zmienia się w smutek graniczący z rozpaczą. Chris nic nie rzekł tylko zacisnął zęby i zerknął na ojca spode łba. Uparcie mieszał widelcem jajecznicę na talerzu.
Alice odłożył “The Herald”.
- Pomyślałem, że jak mi nie uda się wyrwać, to wy polecicie na dwa trzy dni z Ritą do Barcelony. do babci Caroline i dziadka Johna. Hm?
- Taaaaaak! -
dziewczynka aż podskoczyła na krześle, jej brat też wyraźnie się ożywił.
- A szkoła? - Spojrzał na ojca znów czujnie.
- Myślę, że chwilowa nieobecność Ci nie zaszkodzi. A Ty Rita? Polecisz w razie czego?
- Ale jaki to taki? My España, Ty tu? Jak cuidar de si mismos?... -
Szukała właściwych słów marszcząc brwi. - Jak sam zajmować? Myśleć: ésta nie być dobre.
- Wiesz, ja nie mam dwóch lewych rąk, potrafię się sobą zają… -
zaczął unosić dłonie ale przerwał ta czynność. Jedna obandażowana stała w dość specyficznej korelacji z zapewnieniem jakie właśnie wygłaszał. - Nic mi nie będzie, dzieci zobaczą się z dziadkami, Ty zwiedzisz Barcelonę.
Coś błysnęło jej w oczach, choć wciąż była lekko sceptycznie nastawiona do pomysłu.
- Ale wszystko pod warunkiem, że przez następne dni będziecie grzeczni. Na max, tak? - Oboje pokiwali głowami. Lisa z entuzjazmem, Chris z lekkim ociąganiem.
Dzieci wszak nie mogły wiedzieć, że to czy polecą czy nie, nie zależy od nich choćby “grzecznością” przyćmili stado aniołów.
Alice musiał wtedy wymyślić tylko na tyle mocny argument by zabrzmiał wiarygodnie dla pięciolatki i siedmiolatka.
Jednocześnie rozbijając w pył ich nadzieje i radosne oczekiwanie.
Nie było to wyzwanie stojące jakoś wysoko.



Było kilkanaście agencji detektywistycznych o profilu jakiego szukał Lindsay: niewielkich, ale polecanych w sieci, takich gdzie pracowali emerytowani policjanci. Nie chciał zlecać zadania jakiemuś molochowi jak Boothroyds, co mieli sporo pracowników i oddziały w największych miastach Szkocji. W miarę mała, choć nie jednoosobowa firma było tym czego szukał.
Agencja mieszcząca się przy Bath street 272 w wynajmującej niewielkie powierzchnie biurowe kamienicy Blue Square, miała jedną zaletę, której nie miały inne.
Nazwę.
Veritas”.
Gdy Alice znalazł ją w sieci uśmiechnął się. W imieniu piekielnych sprawek: Veritas.
“In nomine Veritas”.
Sprawdził tylko szczegóły czy profil odpowiada i nie szukał już więcej.



Rozmowa z czy to z samym detektywem, czy też z pracownikiem biurowym (Alice miał to zasadniczo gdzieś kim był pulchnawy jegomość pod pięćdziesiątkę) przebiegła krótko i sprawnie. Wydrukowane zdjęcia Beckett, krótki brief jaki z wyszperanych przez siebie i kilku uzyskanych od Lamii informacji, sporządził jeszcze w domu po wyjściu dzieci i Rity. Zlecił tez równoległą obserwację siostry Isobel (wraz z rodziną), oraz pobieżne przetrzepanie firmy kurierskiej, to ostatnie już raczej jako cel drugorzędny.
Mr Maxwell trochę się mitygował wskazując mnogość celów i tłumacząc ograniczonymi możliwościami w zakresie ludzi mogącymi zajmować się tą sprawą. Został zatem ustalony priorytet w przypadku Beckett, cel poboczny w postaci obserwacji jej siostry z rodziną, oraz “w miarę możliwości, ale bez ciśnienia” - firma.
Usługa kompleksowa, kompleksowo wyczyściła też portfel aktora, nawet jeżeli zabulił na razie tylko zaliczkę.

Stojąc pod Blue Square Alice rozmyślał nad dalszymi posunięciami. Kox? Wykorzystanie ID Card zanim ją zwróci blondynce? Zapowiadało się trochę roboty.
Mimo wszystko wybrał jeden numer telefonu.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172