Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-08-2016, 18:29   #31
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Zaspany leżał chwilę starając się uporządkować mętlik w głowie. Odrzucił nawiedzające go myśli, tłumacząc sobie że pakt wciąż obowiązywał.
Lamia mogła najwyraźniej uznać, że Alice jednak odpuścił.
Jak dla Lindsaya mogła sobie myśleć co tylko chciała, jej plan był niewykonalny. Alice nie skreślał go, ale zaczynał coraz bardziej skupiać się na swoim.
Nie walczył z ogarniającą go sennością.
Przysnął znów zapadając w płytką drzemkę.



Wstał dopiero przed 8:00 gdy Amy wciąż jeszcze spała.
Ostrożnie wstał z łóżka i po cichu poszedł do łazienki, gdzie podarował ulgę swojemu pęcherzowi. Planował przy tym co robić dziś, miał kilka pomysłów, ale w kluczowym potrzebował drobnej informacji od Lamii.
Pokręcił głową.
W sumie można i bez tego…
Niepokoił go los Isy jaki obijał się czarnymi myślami w jego głowie, choć miał nadzieję iż jego myśli nie miały potwierdzenia w faktach.

Bezczelnie wpakował się w szlafrok Roberta i poszukał w apteczce maści na oparzenia.
Po zmianie opatrunku równie cicho wziął swoja komórkę i wyszedł na balkon.
Wybrał numer Beckett.
Chwilę poczekał nim odebrała. Dopiero przy czwartym sygnale usłyszał jej głos.
- Tak? - jej głos wydawał się brzmieć przyjaźnie, nawet odrobina rozbawienia wkradała się w jego ton.
- Witam, tu Alice Lindsay. Przepraszam, że wczoraj ‘nie wyszło’, ma Pani czas dziś?
- Wie pan co, w sumie to mi się z tym dokumentem nie spieszy, więc wystarczy jak pan go nada na poczcie -
stwierdziła uprzejmym tonem. - To będzie najwygodniejsze dla nas obojga, pań nie będzie się musiał fatygować - dodała.
- Jak Pani woli, dla mnie to nie kłopot spotkać się na mieście. Wczoraj… cóż, dość niespodziewany obrót spraw.
- Nie wątpię. -
Po tych słowach nastąpiła cisza. - Wieczorem wybieram się do Linn Park. Możemy się tam spotkać.
- Dobrze, o której?
- Od 19 będę tam, co najmniej dwie godziny. Proszę po prostu zadzwonić jak pan tam w końcu dotrze -
odparła mu Beckett.
- Dobrze, do zobaczenia.
- Na razie -
usłyszał w odpowiedzi po czym połączenie zostało zakończone.
Zamyślił się, ciężko było sklecić jaśniejszy obraz z mozaiki strzępów informacji z Internetu, oraz kilku zdawkowych rozmów. Wybrał numer detektywa jaki od wczoraj miał pracować nad Panną Beckett i jej najbliższymi.
- Słucham? - rozległ się dość roztargniony głos w słuchawce.
- Tu Alice Lindsay.
- Hm… witam… -
detektyw odezwał się po dłuższej chwili. Z jakimś ociąganiem w głosie.
- Dogrzebał się Pan do czegoś?
- To… To nie na telefon Panie Lindsay, proponowałbym spotkać się w cztery oczy, w nocy.
- W nocy…?
- W dzień prowadzę obserwację. Wie Pan, zlecenie.
- Choć zdawał się być mocno tajemniczy, to przemycił w tej wypowiedzi nutki ironii.
- Tak, rozumiem.
- Powiedzmy przed północą u mnie w biurze.
- Dobrze, do zobaczenia.
Żadnych nowych informacji lub punktów zaczepienia.
Obracał przez chwile plastikową kartę w ręku, do 19:00 było dużo czasu.
Wrócił do środka i skierował się do kuchni, gdzie zaparzył dwie kawy, przez ten czas śląc sms Ricie, że wszystko z nim w porządku. Z parującymi filiżankami wkroczył do sypialni budząc Amy aromatem czarnego gorącego nektaru.
- Dziękuję - powiedziała lekko speszona, ale też tryskająca humorem i jakimś takim ulotnym wewnętrznym poczuciem... satysfakcji? Jakże inaczej wyglądała niż zeszłego popołudnia w taksówce. Każdy człowiek poczułby tu spełnienie i poczucie ‘dobrej roboty’, dania radości, dodania komuś poczucia własnej wartości. Każdy kto przejmowałby się jakoś ludzkimi uczuciami. Lindsay nie wychodził poza spełnienie nawet poślednim seksem i możliwość utrzymania Amy jako narzędzia.
I to zupełnie świadom jakim jest to sukinsyństwem.
Upijając łyk kawy pomyślał o słowach Lamii.
Diablica miała jednak rację, z cyrografem czy nie i tak nie wywinąłby się piekłu.
- O której wraca Robert?
- Nie wiem, ale podejrzewam, że będzie koło dziesiątej. Więc nie martw się. -
Mrugnęła wesoło wracając do zwykłego trybu Amy.
- Nie martwię się. Skoro on się nie kryje z tym że Cię zdradza, pomyślałem że może zechcesz… Nie śpieszę się nigdzie, a myślę że nie zaszkodzą mi przesadnie ze dwa wyłapane krótkie bądź sierpowe. - Też mrugnął z uśmiechem głaszcząc kolano aktorki.
- I wyrzuci mnie na bruk? Sam wiesz, jak żałosne są nasze pensje. A po rozstaniu z Robertem pewnie nie mogłabym liczyć na żadne angaże w tym cholernym mieście. - Amy uśmiechnęła się, choć wyglądało, że nie jest jej tak naprawdę do śmiechu. - Zbieraj się. Masz w końcu dzieci. Nie bądź taki jak... no wiesz, nasi ojcowie.
Nie skomentował nawiązania do ojca, wszak ledwo go pamiętał.

Z początku zamierzał choćby spróbować nakłonić Amandę do ponownej próby wzięcia pożyczki na ID Beckett, jednak ryzyko kolejnego rozsypania się aktorki było niemałe. Pal licho jej stan emocjonalny, przy jej panice ktoś mógłby nabrać podejrzeń, prześwietlić. Z początku zdawało się to proste, teraz ryzyko sprawiało iż gra przestała być warta świeczki. Zresztą pogodził się już wczoraj z ta malutką klęską.
- Kiepska sytuacja - powiedział w końcu zakładając spodnie. - Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń.
- Mhm…


Alice ubrał się i zebrał swoje rzeczy. Na pożegnanie pocałował rozleniwioną Am w policzek i bez zbędnych ceregieli wyszedł już w drzwiach dopinając koszulę i zakładając sportową marynarkę.
Beckett na 19:00, Detektyw przed północą, postanowił raz jeszcze spróbować skontaktować się z Coxem…
… ale to po śniadaniu.
Albo w trakcie.
Schodząc po schodach wspomniał Singl-end Cafe jaką mijali wczoraj jadąc taksówką, ze dwie przecznice od mieszkania aktorki.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 05-09-2016, 13:18   #32
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Alice


Jajka na bekonie, gorące tosty, świeży sok z pomarańczy i czarna jak dusza Alice’a (haha) kawa. Czy można chcieć więcej do szczęścia? Cóż, głos zmarłej żony w głowie by się przydał. A najlepiej ona sama obok, ale przecież nad tym Lindsay pracował.

Tym razem Barry Kox okazał się bardziej chętny do współpracy. Może wcześniej mu w czymś przeszkodzono? Tak czy inaczej zgodził się na krótkie spotkanie pod zachodnim mostem kolejowym, na terenie wałów przeciwpowodziowych, gdzie zazwyczaj spotykali się miejscowi psiarze. Do spotkania miało dojść o godzinie 15.

Gdy Alice spożywał nieśpiesznie swoje śniadanie w Singl-end Cafe, przeglądając lokalną gazetę, rozległ się dźwięk jego telefonu. Mężczyzna spojrzał na wyświetlacz. No tak, było zbyt pięknie, więc musiała zadzwonić teściowa…


Isobel


Ten dzień w biurze przebiegł jak setki innych. Isobel radowała się rutyną i nawet odkryła przyjemność w gadaniu o niczym z Davem – informatykiem, który po poznaniu okazał się całkiem słodkim nerdem. Dla Isy, która cały czas potrzebowała akcji, jego styl życia wydawał się dziwny, ale i na swój sposób fascynujący. Jakby to było, gdyby zamiast tułać się po świecie, zamknęła się w czterech ścianach, a swoje przygody rozgrywała wirtualnie? Dave ponoć w ten sposób poznał swoją obecną dziewczynę, więc… nie można mówić o braków perspektyw takiej egzystencji. Niestety, Isa czuła, że to nie dla niej. Duch wciąż był zbyt niespokojny... no i miała jeszcze anioła "na utrzymaniu".

Kolejnym miłym akcentem dnia było polecenie Laury, która pozwoliła siostrze skończyć pracę wcześniej, pod warunkiem, że odstawi służbowe auto do mechanika. Potem Isa miała poczekać na siostrę w warsztacie lub kawiarni obok, aby ta odebrała ją jej własnym autem i razem z Łobuzem mogły pojechać do domu Laury na obiad.

Oczywiście, Isobel nie miała wątpliwości jaki warsztat samochodowy odwiedzi. Gdy tylko zajechała na parking pod logiem mechanika M&S, zauważyła znajomą sylwetkę Axla Rhodesa, który najwyraźniej też kończył swój dzień pracy, bo właśnie przebierał się na podjeździe. Cóż… z takim ciałem, nie musiał się kryć...

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/25/d6/63/25d66390b75422e1db111ad45fffdfb3.jpg[/MEDIA]

- CZY TEN CZŁOWIEK CIĘ PRZERAŻA? – głos anioła wbił się niby ćwiek pomiędzy myśli kobiety – TĘTNO CI PRZYSPIESZYŁO.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 09-09-2016, 16:06   #33
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację



- Witaj Caroline - Alice odezwał się po odebraniu telefonu.
- Wczoraj wieczór przylecieliśmy. Tu jest cudownie! Kiedy przylecą dzieci?
- Rozmawiałem z nimi, cieszą się na wycieczkę… ale…
- Alice, przecież nic im nie będzie, a i Ty odpoczniesz w spokoju skoro nie możesz przylecieć daj im trochę radości, daj nam.
“Mam w dupie Twoją radość Caroline”
- O niczym innym nie myślę Caroline. -
Dzielnie wyrzucił z siebie to co należało, a nie to co miał w głowie. - Myślałem o tym by wpakować urwisy z Ritą do samolotu jutro.
- Czemu nie dziś?
- Mam parę spotkań -
odpowiedział wymijająco.
Odpowiedziało mu westchnięcie teściowej.
- Alice, jak nie chcesz się z nimi rozstawać, to rzuć to co masz do zrobienia i przyleć po prostu z nimi.
- Nie mogę, to nad czym pracuję teraz jest zbyt ważne.
- Jasne, zaraz mi jeszcze powiesz, ze to kwestia życia i śmierci -
Caroline zdecydowała się na lekki żart.
- Trochę ważniejsze. - Alice pomyślał o duszach. Isy, swojej, Isobel Beckett...
- Dobrze - kolejne westchnięcie - nie dręczę. Jutro, tak?
- Albo pojutrze…
- Alice…
- Będziecie je mieli na cały weekend z poniedziałkiem na dodatek.
“Albo i nie.”

W słuchawce zapanowała chwila ciszy.
- Przez ten czas możecie pozwiedzać miasto i pooglądać rzeczy jakie nie interesowały by Chrisa i Lisy - Alice przedstawiał argumenty. - Będziecie chcieli dokładnie zwiedzić Sagrada Familia, by potem skoczyć do Poble Espanyol, ponapawać się klimatem na La Plaça del Rei, przejść całą długością La Rambla… podczas gdy jedno będzie co chwila “nudzi mi się”, a drugie “babciu bolą nogi”.
- Może masz rację. -
Caroline chyba poddała się. - Posprawdzamy z Johnem loty z Glasgow do Barcelony na jutro i pojutrze, byś się tym już nie kłopotał. Wyślę Ci mailem.
- Dziękuję Caroline.
- Pa, John pozdrawia.
- Pozdrów i jego, pa.
To nawet nie było tak, że ich nie lubił, byli po prostu mocno upierdliwi. Alice wspomniał dzień w którym zdecydowali się przenieść do Stanów, miał wtedy ochotę odpalać fajerwerki. Wcześniej? Rodzinne obiadki, wspólne spędzanie świąt. John starający się wyciągając go na ryby i starający dawać zięciowi-sierocie trochę “ojca”. To było miłe i szczere z ich strony, ale męczące i dla Alice’a tyleż upierdliwe, co zbędne.
Dokończył rogalika i zostawił na stoliku należność wraz z napiwkiem.
Do spotkania z Coxem miał jeszcze sporo czasu, więc pojechał do domu.




Po odświeżeniu się i przebraniu Lindsay sprawdził maile. Nie zakładał nowego opatrunku na oparzoną dłoń, bo goiło się świetnie. Posmarował tylko maścią dając ręce pooddychać.
Rita była w domu i krzątała się.
Marudziła coś w hiszpańskim łamanym angielskim, że Alice powinien dać znać, że nie wróci na noc. Że dzieci pytały gdzie tata, że się wszyscy martwili, że kolacja, że cuda-niewidy. On podejrzewał, że Rita bardziej kombinowała, że mógł zostać na śniadanie u jakiejś kobiety, co mogło być nie po drodze Meksykance.
Alice na to wszystko wykręcił się bólem głowy i prośbą o danie mu na razie spokój. Kobieta pomruczała coś jeszcze ale odkleiła się od Lindsaya idąc posprzątać pokoje dzieci.

Isa wciąż milczała.
Miał jeszcze trochę czasu, toteż polecił się Ricie obudzić z drzemki koło 13:00, a dla pewności sam nastawił sobie budzik w telefonie.
Po nocnych harcach z Am i płytkim śnie wypełnionym niepokojami przez cały ranek, nie było trudno zmusić się do krótkiej regeneracyjnej drzemki. Miał nadzieję, że Lamia pojawi się nim pojedzie do Coxa.



Sen:
  • Gdy tylko zamknął oczy, Alice znalazł się w przestronnym pomieszczeniu piwnicznym, którego ściany skrywał półmrok. Wiedział, że śni, dlatego nie bał się. No, może nie bał się bardzo. Powoli wstał i rozejrzał się. Pomieszczenie było ogromne a przez panującą ciemność trudno było dostrzec jego granice - przywodziło na myśl zamkowe lochy z filmów pseudohistorycznych.
    Czyżby był to nowy plac zabaw diablicy?
    Coś zaszurało w pobliżu, szczęknęły łańcuchy. Mężczyzna szybko obejrzał się w tamtą stronę i wytężył wzrok. Coś kryło się w mroku, coś... skrzydlatego... o ponętnych kształtach kobiety... Lamia?

    Alice podszedł bliżej i faktycznie rozpoznał diablicę, która teraz, rozpoznając go, zaczęła szamotać się wściekle w łańcuchach, którymi została skuta.



    Najwyraźniej to był plac zabaw kogoś innego, a Lamia... była tylko zabawką.
    - Co się dzieje do cholery? - Patrzył na diablicę nic nie rozumiejącym wzrokiem.
    Rozejrzał się raz jeszcze znów nic i nikogo prócz niej nie widząc.
    - Choć nie powiem, że mi się nie podoba zmiana obiektu spętania w czasie tych naszych tête-a-tête - mruknął zbliżając się.
    Wyciągnął powoli dłoń aby zdjąć Lamii knebel.
    Kiedy to zrobił, diablica splunęła mu prosto w twarz.
    - To twoja wina, dupku! Miałeś zadanie, a wzięło cię na ruchańsko! Tobie się wydaje, że Oni będą wiecznie czekać?!
    - Pojebało Cię diabełku? -
    Alice zmrużył oczy bawiąc się kneblem. - Twój plan zakładał poderwanie jej i rozkochanie aby z miłości dla mnie kogoś zabiła. Myślisz, że coś takiego można w dwa dni? Pracuję nad planem “B”. Twojego nie zarzucam, ale jest ryzykowny. - Spojrzał na łańcuchy. - Co się stało?
    - Szef się wkurzył. On a w dupie czy to plan C, D czy Z. On chce postępów, a prawda jest taka, że nie zrobiłeś nic, by tą kobietę sprowadzić na drogę grzechu. -
    Lamia odetchnęła, dopiero teraz Alice dostrzegł, że jej ciało drży. - Oberwałam za ciebie, kurwa... za człowieka. Znowu! - fuknęła.
    - Pracuję nad nią Lamia. To nie jest proste. Przekaż swojemu szefowi, że będzie miał co chce, ale robię to po swojemu. - Zamyślił się. - Nawiasem mówiąc, ciekawym jak to sobie wykombinowaliście. Jakby zabiła z miłości, to nie wchodziłby casus poświęcenia swej duszy dla kogoś z uczucia? Bóg podobno miłosierny, mogła by trafić zamiast do piekła to do nieba. I czemu taki pośpiech? Dwa dni i szef Ci szaleje? Jest jakiś deadline? Czemu? Nie powiedziałaś mi wszystkiego, prawda?
    - To bez znaczenia dla ciebie -
    warknęła. - Skup się na swojej robocie. Grzech nawet powodowany uczuciem jest grzechem. Sami odpowiadamy za swoje czyny. Pierdolenie o miłosierdziu jest tylko... gadką księży żeby strachliwe ludki nabijały im kiesę.
    - Wszystko może mieć znaczenie. Im mniej wiem, tym oporniej może iść. -
    Zmrużył oczy uśmiechając się cynicznie. - Z początku jedynie “wymagałaś” i “zlecałaś” wsadzając mi knebel w ryj, że nie miałem jak się nawet o coś dopytać. Mówiłaś, że myśli iż jest nawiedzona i ją to zainteresuje, a na widok tekstów o egzorcyzmach wkurwiła się i uciekła nie chcąc nawet gadać. Gdy chcę jakieś szczegóły, mówisz że masz coś, ale muszę zasłużyć i znikasz. A potem masz pretensje, że nie idzie szybko.
    Odgarnął ręką jej włosy z twarzy i przejechał palcem po policzku, szyi, po obojczyk.
    - Nie chcesz obrywać za to, że idzie wolno to musisz zacząć kooperować skarbie. Obojgu winno zależeć nam na czasie. Przestaniemy oboje pogrywać, czy bawimy się dalej?
    Przygryzła wargę, przez co wyglądała jeszcze bardziej seksownie.
    - Nie mogę... Sama wszystkiego nie wiem. Szef jest wkurwiony, bo możemy mieć konkurencję. Ktoś jeszcze będzie polował na dziewczynę. Albo już poluje. I oni chcą ją zabić. Po prostu. Dlatego musisz się pospieszyć.
    - Kto wysłał te dokumenty o egzorcyzmach. Chodzi mi o osobę lub firmę tu, nie o Wasze piekiełko.
    - Mamy swój kontakt -
    odparła wymijająco, lecz po chwili dodała: - Niektóre demony dostają kontrakt na nawiedzenie człowieka. W zamian za życie ziemskie muszą... wykonywać różne, niewielkie prace. Jak te materiały. Jeśli chcesz mogę cię skontaktować z naszym demonem, choć nie wydaje mi się, że to spotkanie przypadnie ci do gustu... Chyba że jesteś biseksualny. - Zachichotała.
    - Nie - uśmiechnął się - dla mnie ważne jest, że istnieje, że nadanie poszło od osoby z krwi i kości. To dla mnie ważna informacja, dla niej tu zasadniczo przybyłem ślicznotko. Druga sprawa, co z Isą… przestała się odzywać. Śniłem o strasznych krzykach…
    Diablica skrzywiła się i spuściła wzrok.
    - Cóż, mnie karali cieleśnie. Ciebie... tak, żeby zabolało. Resztę sam sobie dopowiedz.
    - Chce by wróciła, była obok jak wcześniej. Wtedy mam pewność, że w tym co mam zrobić jest sens, że jeszcze jest o kogo walczyć. Możesz przekazać to swojemu szefowi, że nie wywrze na mnie działania przez zabranie mi motywacji. -
    Mówiąc to przechadzał się wolnym krokiem wokół Lamii. - I Ciebie też niech nie dręczy - będąc za nią przesunął palcem po jej łopatce, żebrach - choć łańcuchy mógłby zostawić - dodał zaciskając dłoń na pośladku diablicy. - To akurat bardzo mi się podoba - szepnął zbliżając swe usta od tyłu ku jej uchu. - Sporo dziś mam do załatwienia… zdam raport w nocy, niech ten demon od wysyłki skontaktuje się. Mam pewien plan.
    - Jak nie Ty, to znajdzie się ktoś inny -
    prychnęła pogardliwie diablica, starając się nie reagować na zaczepki Alice’a.
    - Nie kochana, jeżeli ją ostrzegę co planujecie jakbyście mnie chcieli wziąć w odstawkę. Idę działać, chcę Isę tak jak wcześniej. - Poklepał ją po pośladku. - Do zobaczenia nocą.
    Prychnęła tak gwałtownie, że jej piersi aż podskoczyły i to była ostatnia rzecz, którą mężczyzna zapamiętał ze snu.

Przebudził się nagle wciąż mając przed oczyma spętaną diablice.
"Szef wkurzony".
Wolał nie wnikać, czy mówiąc o 'szefie' Lamia miała na myśli jakiegoś silniejszego, diabła bezpośrednio nad nią czy...
Wzdrygnął się na samą myśl.
Wyjął ID Card Beckett i raz jeszcze obejrzał dokładnie. Bez celu.
Westchnął w końcu, wstał i skierował się do gabinetu skąd wziął malutki dyktafon i kable microUSB, na spotkanie z Koxem. ID Isobel zmieszał z kilkoma innymi kartami: zniżkowymi-rodzinnymi do supermarketów, klubu golfowego biblioteki publicznej i tym podobnych. Wszystkie schował do tylnej kieszeni zamiast do portfela.
Usiadł przy komputerze i zaczął grzebać w sieci w tle odpalając program do obróbki grafiki. Już wkrótce wydrukował na przylepnym papierze efekty swojej pracy i po naklejeniu, oraz przycięciu do kart-śmieci uprawniających do rabatów w sieciach typu CCC stał się posiadaczem kart o specjalnych uprawnieniach do bibliotek Oxfordu, Edynburga i Sorbony. Wystarczyło tylko zalaminować po drodze na spotkanie z Koxem.
Spojrzał na zegarek, czas był powoli wychodzić...
Zakładając koszule klikną print.
Jeszcze tylko jedna karta.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172