Grzechów odpuszczenie [+18] [MEDIA]http://s10.ifotos.pl/img/sturm-bli_sanrpqn.jpg[/MEDIA] Lucyfer stał na molo, wpatrując się w zburzone morze ludzkich grzechów. Choć jego walka już dawno się skończyła, odziany był w kruczoczarną zbroję. Na głowie nosił rogaty, hełm zakrywający niemal całe oblicze oprócz płonących czerwonym ogniem oczu. Ogromne anielskie skrzydła zostały oskubane z piór i teraz bardziej przypominały błoniaste skrzydła smoka. [media]http://s5.ifotos.pl/img/blogxw464_sanrpqr.jpg[/media] Jego twarz była teraz przerażająca, ale i jednocześnie piękna. Nic dziwnego, kiedyś był pierwszy pośród zastępów Pana. Najwspanialszy, najpiękniejszy... To było jednak dawno temu. teraz jego rysy twarzy wyostrzyły się, nabrały bardziej demonicznego charakteru. Skóra miała też inny odcień niż przedtem. Była szarego koloru i miejscami, głównie na policzkach i wokół oczu, pokryta czarnymi żyłkami. – Jakie wieści przynosisz? - zapytał dudniącym głosem, który śmiertelnika mógłby przyprawić o zgon ze strachu. Nie musiał się obracać, by wiedzieć kto za nim stoi. W końcu to było jego Królestwo Piekielne. - Coś niezwykłego się wydarzyło w Niebie - rzekł Faust - nieduży diablik o purpurowym odcieniu skóry. - Tak? - Pamiętasz, panie, jak Gabriel pokonał cię i zabrał twój miecz? - zapytał diablik, a na niebie błysnęło i rozległy się grzmoty. To było głupie pytanie. - Chodzi o to, że ten miecz... - pospieszył z wyjaśnieniem Faust - Ten miecz był jak jabłko w rajskim ogrodzie. I skusił jednego z braci. Pogoda nieco się uspokoiła. - Hm? - Rasiel postanowił zabić nim Axiela! Tego nikt się nie spodziewał. Co prawda, Rasiel scykorzył, ale mój Panie, takiej sytuacji jeszcze nigdy nie było. Prawie zabójstwo w Niebiosach! - I co oni z tym zrobili? Chyba nie są tak głupi, żeby zesłać Rasiela do nas. - Niestety. Postanowili ukarać go, zsyłając na ziemię. Ma przeżyć ludzkie życie w ciele jakiegoś grzesznika. Lucyfer odwrócił się gwałtownie. - Co powiedziałeś?! - No...eeee... ma przeżyć ludzkie życie... - Do śmierci, tak? - No tak? - Faust bał się takiego stanu podniecenia u swego Pana. - A jeśli człowiek ten zgrzeszy śmiertelnie i nie wyzna winy przed odejściem z tego świata... - ... Trafi do Piekła. Teraz diablik zrozumiał o co chodzi Upadłemu Aniołowi. Podstawą materii Piekielnej były dusze śmiertelników, którzy zgrzeszyli tak mocno, że nie mogli trafić ani do Nieba, ani nawet do Czyśćca. Im więcej dusz, tym więcej budulca miał Lucyfer, by umacniać swoje królestwo. Dusza anioła, która została związana z duszą śmiertelnika aż do Oczyszczenia mogłaby zasilić Piekielne Kręgi taką mocą, że Lucyfer byłby w stanie rozszerzyć je aż na światy śmiertelne. A wtedy gadanie ludzi o kuszeniu przez Diabła do złego miałoby swoje podstawy. - Tylko co zrobić, żeby ten człowiek aż tak zgrzeszył? - zapytał Faust. - Mam trochę skomasowanej energii. Co prawda sam chciałem za kilka wieków objawić się śmiertelnym, ale tej okazji nie możemy zmarnować. Siły starczy mi na diabelstwo twojego pokroju, nieduże, ale inteligentne - diablik aż otworzył paszczę ze zdziwienia na ten komplement. Tymczasem Lucyfer mówił dalej: - Trzeba nam kogoś, kto też poznał ludzi i wie jak na nich wpłynąć... - Może Lamia? - Ta, która uwiodła śmiertelnika w pradawnych wiekach, a potem go zabiła, gdy chciał odejść? - Ta sama mój panie. Nie ma nikogo bardziej wściekłego na te śmiertelne pokraki, kto jednocześnie potrafi wodzić je za nos... - Zatem postanowione. Znajdź Lamii jakiegoś męskiego nieudacznika, który będzie podatny na sugestie. - Tak, panie. Isobel otworzyła oczy i usiadła na posłaniu. Tej nocy miała naprawdę dziwny sen. Śniła, że ktoś ją rozbiera, a potem wkłada do jej łona dziecko. Nie było w tym śnie jednak niczego erotycznego czy seksualnego. Wręcz przeciwnie, czuła, jakby dotknęła sfery sacrum. Ciekawe odczucie jak na osobę z kryzysem wiary. Kobieta westchnęła i przeczesała palcami włosy. Kolejny pełny wrażeń dzień przed nią... akurat. Laura pewnie zaraz zadzwoni z jakimś zleceniem na transport paczek czy innych pierdół. Byle nie przeprowadzka... Isobel nie miała ochoty dziś na konfrontacje z ludźmi. Za to był jeden taki czworonóg, z którym zawsze chciała przebywać. - Łobuz, śniadanko! - zawołała, gdy weszła do kuchni, by nakarmić pupila i zaparzyć kawę. Przy okazji stwierdziła, że to trochę dziwne, bo zwykle pies spał przy niej. Może po prostu zdrzemnął się mocniej na kanapie i nie usłyszał jak wstaje? - Łooobuz! Usłyszała tuptanie łap z sąsiedniego pokoju. W drzwiach stanął Łobuz - 3-letni doberman, jej oczko w głowie. Zamiast jednak rozpocząć codzienny taniec radości, pies przypatrywał się swojej pani nieufnie. [media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/37/40/95/374095bd667700f9eb2a0d6265af735a.jpg[/media] - Łobuz! No, co się stało? - Isobel czuła się coraz bardziej zaniepokojona.Spróbowała podejść, ale pies wycofał się do korytarza. - TO CHYBA MOJA WINA... - Kto to powiedział? Kto tu jest?! Kobieta złapała kuchenny nóż i rozejrzała się nerwowo. - NIE ZOBACZYSZ MNIE LUDZKA ISTOTO. JESTEM TERAZ CZĘŚCIĄ TWOJEJ SPLAMIONEJ GRZECHAMI DUSZY. NAZYWAM SIĘ RASIEL I... CHYBA MUSISZ POZNAĆ MOJĄ HISTORIĘ... I tak anioł opowiedział Isobel o swojej karze. Alice śnił. Był to nadzwyczaj spokojny i miły sen jak na kogoś, kto stał się przyczyną tak wielu nieszczęść. Leżał obok Isy, która tuliła go w ramionach, palcami pieszcząc jego skórę. To było bardzo przyjemne, jednak... po chwili przypomniał sobie, że przecież jego żona nie żyje. Obrócił się i objął jej ciało, jakby chcąc zatrzymać senną wizję. [media]https://static-secure.guim.co.uk/sys-images/Film/Pix/pictures/2009/12/22/1261476565165/Nicole-Kidman-and-Paul-Be-001.jpg[/media] - Isa... - wyszeptał - Przepraszam... - Za co przepraszasz? Za zdradę za życia i po śmierci? Za męki piekielne, na które mnie zesłałeś? - zapytała, patrząc mu uważnie w oczy. Jej twarz była smutna, ale nie było w niej złości. - Isa... - Wiesz, że byłam katoliczką. Nie dałeś mi szansy nawet na spowiedź. Umarłam z bagażem grzechów twoich i moich... Nie ma dla mnie szansy na odkupienie. Po chwili kobieta zaczęła płakać. - Alice, to... boli... To tak strasznie boli... Co miał robić? Jak mógł odwrócić bieg czasu? Ciało w jego objęciach wygięło się. Kobieta zaczęła wrzeszczeć w jakimś straszliwym spazmie bólu. - Iso...Iso...! Chciał jej pomóc. Tylko jak? Chciał wziąć ją na ręce... I wtedy Isa zniknęła. - Biedna kobieta. - usłyszał za plecami obcy, kobiecy głos - Została ulubienicą Azazela. On lubi dręczyć takie ofiary. Obejrzał się i... zastanawiał się jakim cudem jego umysł stworzył projekcję takiej postaci - seksownej i odpychającej zarazem. Diablica uśmiechnęła się zmysłowo, widząc jego reakcję. Była prawie naga, a poza w jakiej stała, opierając się o futrynę drzwi co najmniej lubieżna. Mimo woli Alice poczuł jak budzi się w nim pożądanie. - No czeeeść, mam na imię Lamia. Będziesz tylko patrzył, czy chcesz się zabawić, kochasiu? - zachęciła go - Ja bym się zabawiła, a... lepiej żebyś był dla mnie miły, jeśli chcesz zwrócić żonce życie. [MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/a7/b0/6e/a7b06eace208b7d31c1cc1413f8f998d.jpg[/MEDIA] |
Alice in dream chains
|
Siedziała na zimnych płytkach podłogi w kuchni. Nóż, taki o dużym ostrzu i mocnej rękojeści, którego nie powstydziłby się scenarzysta porządnego horroru, leżał pod jej nogami. Plecami oparta była o drzwi lodówki. Twarz skryła w swoich dłoniach. Chwilę wcześniej, jak tylko zaczęła słyszeć "głosy" to, trzymając w dłoni nóż, ten sam który leżał teraz na posadzce obok nie, sprawdziła całe mieszkanie. W sumie to miała nadzieję, że ktoś zrobił sobie głupi żart i naprawdę zakradł się do jej domu, nastraszył jakoś psa, a teraz dobrze się jej kosztem bawił. Bo jeśli tak nie było to... - Boże drogi mam schizofrenię - jęknęła Isobel zdając sobie sprawę, że w końcu mogło się stać to, czego się obawiała. Wypieranie problemu wcale nie sprawia, że on zniknie. Opowieść przedstawiona jej przez, jak to sama uznała, jej chorą jaźń była całkiem... Porąbana. Kobieta wyprostowała się i spojrzała przed siebie. Jej pies leżał łypiąc na nią swoimi ciemnymi ślepiami. Beckett czuła się bardzo źle z tym, że jej pupil bał się do niej podejść. - Też myślisz że oszalałam? - zapytała go retorycznie. - Łobuz, no choć do mnie - poklepała dłonią miejsce obok siebie zachęcając zwierzaka by do niej podszedł. Wreszcie posłuchał, choć cały czas patrzył na Isobel jakby ta miała go uderzyć. - ŁOBUZ... CZY TO IMIĘ NIE MA ZNACZENIA PEJORATYWNEGO? - zapytał anioł. Isobel zaczęła martwić się co też musiała w nocy, zapewne lunatykując, zrobić psu, że ten tak się jej bał. Powoli wyciągnęła do dobermana rękę. Nie uciekł. Sprawiło to jej lekką ulgę. Ostrożnie położyła dłoń na nim i podrapała do po przedpiersiu. - Dostał je, a ja mu nie zmieniałam - odparła, ale zaraz skrzywiła się, że to zrobiła. - Pięknie, teraz nie dość, że gadam z psem to i z moim chorym umysłem - westchnęła. - Pejora... co? - nie zrozumiała tego ostatniego. Potrząsnęła głową jakby chciała pozbyć się czegoś z niej. - NEGATYWNE. WYBACZ, ZAPOMNIAŁEM, ŻE NIE POSIADASZ NALEŻYTEGO WYKSZTAŁCENIA. CZY MASZ DO MNIE PYTANIA, LUDZKA ISTOTO? Beckett przewróciła oczami. Czuła się urażona jego słowami. Gdyby to było tylko szaleństwo to przecież jej umysł nie mógłby używać określeń, których nie zna. "Prawda?" zaczęła się pocieszać. Ale z drugiej strony, czy bycie opętanym przez siłę nadnaturalną na pewno byłoby lepsze niż popadnięcie w szaleństwo? Isobel powoli wstała z podłogi, podniosła też nóż. - Załóżmy, że nie oszalałam - powiedziała podchodząc do kuchennego blatu, o który oparła się rękami. - Że dziś w nocy... - wspomniała ten dziwny dzisiejszy sen. Tym dziwniejsze było to dla niej, gdyż leki nasenne sprawiały, że w ogóle nie śniła. - Naprawdę nawiedziły mnie boskie siły - skrzywiła się mówiąc to. Intensywnie zaczęła o tym myśleć. W międzyczasie nie stała bezczynnie, więc zaraz psia miska została napełniona i postawiona na podłodze, jej ulubiony kubek zalany świeżo parzona kawą, a i naczynia z wieczoru trafiły do zmywarki. - Więc ja jestem twoim grzesznikiem, którego dostałeś za karę... - podsumowała swoje rozważania na głos. Beckett skrzywiła się. Był w tym wszystkim jeden znaczący problem. Isobel nie uważała się za grzesznika. Choć i to nie do końca było prawdą. Ona nie czuła wyrzutów za to co zrobiła, co więcej miała nawet poczucie, że miała prawo zrobić to co zrobiła. A wina? To już była kwestia wiary według, której powinna czuć się źle. Tak więc czuła się źle, ale za to że nie miała wyrzutów sumienia. - To... Boga nie ma? - zapytała nawiązując do opowieści Rasiela. - OCZYWIŚCIE, ŻE JEST. JEST W KAŻDYM Z NAS, MOJE DZIECKO. CO DO TWYCH GRZECHÓW, NIE MARTW SIĘ, POMOGĘ CI ZOBACZYĆ ŚWIATŁO I ZASŁUŻYĆ NA KRÓLESTWO NIEBIESKIE. CHOCIAŻ TYLE JESTEM CI WINIEN ZA TĘ NIEDOGODNĄ SYTUACJĘ. Westchnęła i chwyciła kubek. - Dzięki - odparła, ale nie było w tym wdzięczności, a raczej lekki sarkazm. Upiła łyk i zaraz tego pożałowała. Gorąca i gorzka. Wyciągnęła z szafki cukiernice i mleko z lodówki. Braki w kawie zostały uzupełnione i od razu zrobiła się smaczna. - Ale zaraz, zaraz - żachnęła się, gdy stanęła przy oknie wychodzącym na ulice i z góry przyglądała się ludziom przemierzającym chodnik. - Jak może ON być skoro go nie ma? Przecież sam wspomniałeś, że w Niebie nie ma po nim śladu. I, jeśli dobrze zrozumiałam, to twoja kłótnia z bratem od tego się zaczęła. Zresztą...Nie rozumiem czemu dostałeś tą karę. Przecież zrezygnowałeś, nie zabiłeś brata. Oparłeś się pokusie - wzruszyła ramionami. - SAMA MYŚL BYŁA NIEGODNA ANIOŁA. LUDZKA - te słowa zabrzmiały jakby Rasiel mówił o jakimś gatunku wyjątkowo uporczywej pluskwy. - PEWNIE TEGO NIE ZROZUMIESZ. SKUPMY SIĘ NA TOBIE LUDZKA ISTOTO. CO PLANUJESZ DZIŚ ROBIĆ I JAK MOGĘ POMÓC CI UNIKAĆ GRZESZENIA? Isobel parsknęła śmiechem. - Ty masz mi pomóc? - powiedziała z ironią w głosie. Grzesznik miał zamiar pomagać innemu grzesznikowi w nie grzeszeniu… “Będzie to opowieść o tym jak ślepy prowadził kulawego” przeszło jej przez myśl. - Narzekałam na brak sumienia to dostałam takie z przerośniętym ego. Mam za swoje - jęknęła. Westchnęła zaraz niczym męczennik zakuty w dyby i odeszła od okna. Zebrała pustą już psią miskę i razem z kubkiem wstawiła do zlewu. Spojrzała na telefon. Wciąż miała czas. I cichą nadzieję, że Laura zapomni dziś o niej. Tak bardzo nie chciała się dziś spotykać z ludźmi... Skierowała się do sypialni. Czas był najwyższy by się ubrać i wyprowadzić psa. - To jak to działa? - zapytała Rasiela szukając bluzy pod łóżkiem. - Widzisz to co ja, słyszysz to co ja... Czujesz też to co ja? - przypomniała sobie, że wrzuciła ją do prania, więc zabrała z pokoju inne brudy i udała się do łazienki. - JESTEM ŚWIADOMY TWOICH ODCZUĆ I MOGĘ SIĘ DO NICH JAK GDYBY PODŁĄCZYĆ... TAK TO CHYBA NAZYWACIE. MOGĘ WYJŚĆ TROCHĘ PONAD I UCHWYCIĆ TO, CO WYDARZY SIĘ W POLU TWOJEGO WIDZENIA, A CZEGO TWÓJ NIEDOSKONAŁY UMYSŁ NIE ZAREJESTRUJE. NIEMNIEJ TWOJE ODCZUCIA NIE SĄ MOIMI. NIE POSIADAM POWŁOKI CIELESNEJ. JEDYNIE CZYSTĄ MYŚL I ŚWIATŁO DUSZY. Będąc w łazience rzuciła to co trzymała w ręku na podłogę obok pralki. - A moje myśli? - dociekała chcąc mieć pełen obraz sytuacji w jakiej się znalazła. - Je też słyszysz czy rozmawiać możemy tylko tak jak teraz? - przykucnęła i sięgnęła do bębna maszyny. - OWSZEM, CHOĆ STARAM SIĘ NIE BYĆ WŚCIBSKI. WIELU RZECZY TEŻ NIE ROZUMIEM. PO CO JEST STANIK I DLACZEGO GO NOSISZ, SKORO CIĘ CIŚNIE? CZY POKUTUJESZ W TEN SPOSÓB ZA GRZECHY? - Idei tego wynalazku nie pojmiesz swym świetlistym umysłem - sarknęła, ale musiała przyznać, że rozbawił ją tym komentarzem. Beckett wytargała w końcu z pralki to czego szukała. Nadawało się na jeszcze jeden spacer, była tam tylko ledwo widoczna plama. Łobuz na nią skoczył, gdy wieczorem nie chciała rzucić mu patyka. "Kochane maleństwo". Wyprostowała się, założyła bluzę i spojrzała na umywalkę. Stało tam opakowanie jej leków. Wyciągnęła ulotkę i zaczęła czytać "skutki uboczne". - Ej, ale mam nadzieję że nie skończy się to dla mnie jakaś niepokalaną ciążą! - wspomniała ważny element swojego snu, no i nie mogła też zignorować skojarzenia jakie miała z innym niepokalanym poczęciem, które było wynikiem rozmowy pewnej niewiasty z aniołem… Cytat:
- NIE JESTEŚ GODNA NIEPOKALANEGO POCZĘCIA. - odparł po prostu anioł. Wtem rozległ się głos komórki. No tak, zapewne Laura goniła do roboty... - I mam nadzieję, że tak pozostanie - odparła Isobel z nie małą ulgą w głosie. O dziwo nawet dźwięk telefonu przyjęła z zadowoleniem. Wrzuciła ulotkę do zlewu i ruszyła do kuchni. |
Alice Znów śnił. Tym razem był nagi, przykuty do łóżka za ręce i nogi. Diablica - ta sama, co poprzednio - pochyliła się nad nim i z drapieżnym uśmiechem włożyła do ust mężczyzny knebel. Bardzo... specyficzny knebel. [MEDIA]http://images.sklepy24.pl/85639638/9730/medium/knebel-do-ust-s-m-solid-red-ball-gag.jpg[/MEDIA] - Teraz będziesz mnie słuchał - powiedziała zadowolona. Usiadła znów okrakiem na mężczyźnie i zaczęła ocierać się o jego krocze, budząc ze snu męskość. - Isa za karę za Twoje grzechy została uwięziona. - zaczęła mówić, zmysłowo kolebiąc udami i wypinając apetyczne pośladki - Wcale nie opiekuje się tobą, ona cierpi, patrząc jak żyjecie bez niej. Na dodatek jej dusza została rozerwana i iskra trafiła do piekła. Tam cierpi jeszcze gorzej. Normalnie nic byś z tym nie zrobił, ale... Lamia chwyciła w dłoń sterczącego już penisa i zaczęła go masturbować. - Prawie się nie opierasz. Kiepsko u ciebie z wiernością, co? - zachichotała, po czym nie przerywając pieszczot wróciła do wątku - Jesteś nam potrzebny. Iskrę duszy, która należy do Isy może zastąpić inna Iskra. Nie może być to każda, ale... musi być podobna. Znam taką duszę i oferuję Ci zamianę. Jeśli zdobędziesz tę duszę dla Piekła, odzyskasz Isę. Mmm rozumiem, że większy już nie będzie? Całkiem nieźle jak na śmiertelnika... Atmosfera wokół jakby zgęstniała. Im większe podniecenie czuł Alice, tym bardziej duszno i wilgotno robiło się wokół. Czuł jak jego ciało oblewa pot, zaś diablica robi się wilgotna szczególnie w jednym miejscu. Tam, gdzie teraz kierowała jego członka. Lamia syknęła, otwierając przed nim swoją muszlę rozkoszy. Mężczyzna był pod wrażeniem, że wzięła go całego na raz. - Taaak... - westchnęła, najwyraźniej zadowolona. Powoli, bez pośpiechu, zaczęła ujeżdżać Alice'a - Musisz namówić tę kobietę do grzechu śmiertelnego. oczywiście, nie od razu... co nagle, to po diable - zaśmiała się, lecz jej rechot po chwili przeszedł w jęk pożądania. Alice z trudem skupiał uwagę na jej słowach, patrząc na podskakujące nad swoją głową pełne piersi kobiety. - Poznaj ją, zaprzyjaźnij się... lub uwiedź. A potem namów... do złego. Niech zabije... z pełną premedytacją. Wtedy ty odzyskasz Isę. Och... Słowa przestały płynąć, za to dwa rozgrzane ciała płynęły teraz jednym rytmem po morzu pożądania. Diablica wiła się i jęczała coraz głośniej, a on sam czuł, jak zbliża się szczytowanie. Alice nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w podskakujące, sterczące sutki, które po chwili opadły i przylgnęły do jego torsu. Skórę orały ostre pazury Lamii, a ona sama poruszała się coraz szybciej i bardziej chaotycznie. [MEDIA]http://www.if.pw.edu.pl/~pluta/pl/dyd/mtj/zal99/obierak/nucleartest10.jpg[/MEDIA] Doszedł w tym samym momencie, w którym ciało Lamii zesztywniało i wygięło się w łuk. Tak dobrze nie czuł się już dawno... z żadna kochanką. Diablica przytuliła się do niego, najwyraźniej nie zamierzając wypuścić mężczyzny zbyt szybko ze swego wnętrza. - Ta kobieta dziś przyjdzie do ciebie - szepnęła mu do ucha - Z przesyłką. Postaraj się żeby otworzyła ją przy tobie. Zainteresuj ją, uwiedź, a potem... złam ją. Długi, wężowaty język przesunął się po płatku ucha mężczyzny. Ten zadrżał... i obudził się w swojej sypialni. Isobel Laura miała jak zwykle sto uwag do poprzedniego zlecenia. Że niewyprasowana koszulka, że za słaby uśmiech, że szybciej mogło być, że jeden podpis nie wyraźny. Isobel słuchała tego cierpliwie. - TWOJA SIOSTRA BARDZO SIĘ O CIEBIE TROSZCZY - zauważył anioł. Co miała mu odpowiedzieć? Westchnęła tylko. Wreszcie starsza siostra przeszła do konkretów i zaczęła dyktować dzisiejszą listę przewozową. Dziwne, jako firma transportowa zajmowali się zwykle przeprowadzkami albo przewozem sprzętu, czyli przedmiotami wielkogabarytowymi. Tymczasem ktoś uparł się, by nadać w ten sposób paczkę... czy raczej list w dużej kopercie. Było to zupełnie nieopłacalne finansowo, ale cóż? Klient nasz pan! [MEDIA]http://abis.pl/abis_graf/43611pc1.jpg[/MEDIA] |
Schowała telefon do kieszeni bluzy i ruszyła do przedpokoju. Miała godzinę. Pies do niej dołączył, gdy tylko usłyszał, że jego właścicielka bierze do ręki smycz. Grzecznie położył się na podłodze czekając aż Isobel ubierze sportowe buty i założy mu obrożę. Poranna wyprawa do pobliskiego parku zawsze była dobrym powodem dla Łobuza by odtańczyć taniec radości na klatce schodowej i szczekać na tyle głośno by pekińczyki sąsiadki z dołu dołączyły się do chórku. Na szczęście nie było szczególnie wcześnie by komukolwiek to bardzo przeszkadzało. Z resztą pies uspokajał się jak tylko wpadał do windy. Cwaniak zdążył nauczyć się przywoływać ją wduszając łapą guzik. To tłumaczyło czemu na tym piętrze panel przy drzwiach od windy był porysowany zdecydowanie bardziej niż na innych. Mieszkanie w centrum miasta miało swoje plusy, jak na przykład to, że praktycznie nie znało się swoich sąsiadów i nikt nie interesował się drugą osobą ze swojego otoczenia. Beckett to pasowało, bo mogła sobie spokojnie żyć bez ciągłych pytań "jak się czujesz?". Wystarczyło przywołać na usta lekki uśmiech i uprzejmie witać się z sąsiadami krótkim "dzieńdobry". Nikt nie zatrzymywał na dłuższą rozmowę, nie chciał się poznawać bliżej. Było idealnie. W parku też mało kto ją zaczepiał. Po pierwsze rasa psa nie zachęcała do bliższej zażyłości, a po drugie słuchawki w uszach właścicielki jasno dawały do zrozumienia, że woli własne towarzystwo. Owszem, czasem miewała dni kiedy lubiła towarzystwo innych i nawet sama kogoś zagadywała, ale po dzisiejszym poranku wyjątkowo wolała być sama ze sobą. Pogoda była ładna i było ciepło. Wiosenna aura nastrajała pozytywnie, a przyglądanie się jak Łobuz bawi się z młodym goldenem tylko wzmocniło w niej dobry humor. Beckett spojrzała na telefon. - Wracamy - zawołała psa i zapięła mu automatyczną smycz do obroży. Kolejny punkt jej bardzo poukładanego dnia zakładał powrót do domu i przebranie się by wyjść do pracy. Pies od razu po przekroczeniu progu mieszkania skierował się do łazienki. Umycie mu łap było przepustką dla niego by mógł wylegiwać się na kanapie czy łóżku. Isa szybko przebrała się, zrobiła sobie lekki makijaż, wrzuciła bluzę do pralki i nastawiła pranie. Ruszyła do kuchni i tam schyliła się by otworzyć piekarnik. Wyciągnęła z niego ciasto, które upiekła poprzedniego wieczoru. Gotowanie czy pieczenie pozwalało jej się skupić i nie myśleć o niczym innym, a gdy towarzyszyła temu lampka wina to było tylko lepiej. Pokroiła ciasto na kawałki i spakowała do papierowej torby. Jeden kawałek się nie zmieścił więc przekroiła go na mniejszy, jeden zjadła sama a drugu rzuciła dla psa. Łobuz złapał w locie i od razu połknął. Przechodząc przez korytarz zatrzymała się jeszcze przed lustrem by sprawdzić czy dobrze wygląda. Uśmiechnęła się uprzejmie do swojego odbicia. Dla niej wyglądało to nieco sztucznie, ale ważne, że dla otoczenie widziało to co chciała. To dawało gwarancję, że nikt nie zapyta “czy wszystko w porządku?”, bo co miałaby odpowiedzieć? “Nie, nie jest, bo zaczynam słyszeć głosy i nie wiem czy to od leków czy po prostu wariuję”. Beckett wyprostowała się i zawołała psa. Wzięła jeszcze do ręki klucze od mieszkania i auta po czym wyszła w towarzystwie swojego dobermana. Windą zjechała aż na sam dół, do podziemnego garażu. Przechadzając się pomiędzy autami w odcieniach czerni i szarości dotarła do swojego miejsca parkingowego. Łobuz ubiegł ją i już przyglądał się jej wyczekująco by otworzyła mu drzwi. Błękitny Jensen Interceptor Marc III wyróżniał się na tle dużo młodszych samochodów. Jeśli Łobuz był jej oczkiem w głowie to jak należało by nazwać auto, na którego odrestaurowanie nie szczędziła pieniędzy? Szczęściem jej było, że gdy wóz trafił w jej ręce był już w trakcie doprowadzania do stanu używalności, więc nie wydała na niego takiego majątku o jaki można by podejrzewać. Tak więc nie musiała się zapożyczać, a jedynie wyprztykała się na niego z oszczędności. Ale efekt końcowy był wart każdego włożonego w niego pensa. Wpuściła psa na tylne siedzenie, wrzuciła za fotel kierowcy torebki i dopiero usiadła za kierownicą. Wsadziła kluczyk do stacyjki i odpaliła silnik. Przyjemny pomruk silnika został przytłumiony przez głośną muzykę. Uwielbiała słuchać muzyki w ten sposób, ale nagłe uderzenie głośnej melodii już do przyjemnych nie należało. Ściszyła radio i ruszyła. Zwykle do jej obowiązków należała papierkowa robota, ale w ostatnim czasie był nawał roboty, więc pomagała jak mogła i robiła co jej siostra wyznaczała do pracy. W biurze była o czasie i skierowała się prosto do kuchni, gdzie postawiła upieczone przez siebie ciasto. Zapach od razu przyciągnął kilku pracowników biura. Nikogo tu już nie dziwił cień pod postacią czarnego podpalanego dobermana towarzyszący kobiecie. Można było go już uznać za firmowego pupilka, który lubił ganiać kulki zrobione ze zgniecionego papieru. - Czekoladowe? - zapytał Dave, chudy gość, z okularami i we flanelowej koszuli, który nie tylko był tu informatykiem, ale również pasował idealnie do utartego obrazu przedstawiciela tej grupy zawodowej. - Aha, z konfiturą wiśniową - uściśliła Isobel uśmiechając się do niego i zachęcając by się częstował. Przez takie drobne sprawy ludzie w firmie lubili ją. Kolejnym powodem dla którego warto było ją lubić to to, że zwykle gdy jej siostra, a dla nich szefowa, miała zły humor, to Isa brała ją na siebie. Po trochu Beckett zazdrościła jej, że potrafiła tak sobie zorganizować życie. Nie to co ona. Komentarz Rasiela nie zirytował jej. Miał rację, bo to siostra wyszła z inicjatywą dając młodszej pracę, gdy ta nie mogła sobie znaleźć miejsca i co rusz zmieniała zatrudnienie. Dzięki Laurze miała stałą pracę. - W kuchni jest ciasto. Jak się pośpieszysz to coś może jeszcze dla ciebie zostanie - odparła z mrugnięciem oka nim zamknęła za sobą drzwi do gabinetu Laury. Będąc już na korytarzu westchnęła i spojrzała na kopertę. Było to nietypowe, ale jak to się mówi: kto bogatemu zabroni? Dla takiej “przesyłki” nie warto było ciągać kierowcy w transicie. Skierowała więc swoje kroki na parking pracowniczy. Siedząc już w swoim aucie sprawdziła raz jeszcze adres, który widniał na kopercie. Wyciągnęła telefon i wpisała w googlemaps. Okazało się, że miejsce to znajdowało się na przedmieściach Glasgow. Oznaczało to, że nie utknie w korku, który o tej porze będzie się ciągnął w przeciwną stronę. Wybrała najszybszą zaproponowaną trasę i włączyła nawigację. Wkrótce ruszyła w drogę. Towarzyszący jej doberman siedział grzecznie na tylnym siedzeniu i wpatrywał się z zainteresowaniem na świat za boczną szybą. Beckett zaparkowała swoje auto i spojrzała w kierunku domu, który nawigacja googla wskazywała jako cel jej podróży. W międzyczasie odłączyła telefon od gniazda zasilania i sięgnęła po leżącą na siedzeniu obok kopertę, a lewą ręką poklepała łeb dobermana który z zaciekawieniem wychylił się z tylnego siedzenia. - Zaraz wracam - odparła kobieta do zwierzaka po czym wysiadła z pojazdu. Zamknęła auto na kluczyk, schowała telefon do tylnej kieszeni spodni i ruszyła by oddać przesyłkę do zainteresowanego. Po znalezieniu się pod drzwiami sprawdziła jeszcze czy aby na pewno adres jest właściwy, a gdy wszystko się zgadzało wdusiła guzik dzwonka. Zaraz po tym zapukała, tak dla pewności. |
współtworzone częściowo z Mag |
Alice przyjrzał się dziewczynie dyskretnie, gdy ta rozrywała kopertę. Nie była brzydka. Mogłaby bardziej o siebie zadbać i mieć trochę bardziej kobiece kształty, ale przyjemnie było na nią popatrzeć. Wydawało się, że swoją wrażliwość tuszuje, przybierając postawę chłopczycy. Szorstkość jej charakteru wynikała jednak bardziej z faktu, że nie była przyzwyczajona lub nie lubiła kontaktu z ludźmi niż ze złej woli. Chciała teraz pomóc poszkodowanemu mężczyźnie, nie oczekując niczego w zamian...Naiwna. - Jest podobna do mnie... - Alice usłyszał w swojej głowie głos Isy. W tym samym momencie Isobel skrzywiła się. Czyżby też słyszała głosy zmarłych?! Alice patrzył na nią oniemiały, nie mógł wiedzieć, że kobieta ma swojego własnego "pasażera" umysłu. - CZY WYPADA, ABY NIEWIASTA ODWIEDZAŁA MĘŻCZYZNĘ W JEGO DOMU, GDY JEST SAM? - w umyśle Isobel rozległ się głos anioła, gdy wzięła do ręki kopertę. Ta zignorowała jego słowa. Nie zamierzała wdawać się w dyskusję z Rasielem, gdy była w jakimkolwiek towarzystwie. “Później” - chciała zbyć go tą myślą. - DOBRZE, TYLKO PROSZĘ, ZACHOWUJ SIĘ JAK DAMA. Słysząc w głowie słowa anioła, Isobel skrzywiła się, co właśnie zauważył Alice. Kobieta nie miała jednak czasu patrzeć na jego reakcję, skupiona była na rozrywaniu opakowania w taki sposób, aby nie uszkodzić zawartości. Koperta została otwarta. Kurierka wyjęła ze środka plik dokumentów i zgodne z instrukcją odłożyła obok na stoliku. Nie miała zamiaru ich czytać, jednak trudno było nie zerknąć na kopię rycin i starodawnych rysunków, wokół których skupiał się tekst. [MEDIA]http://4.bp.blogspot.com/-08vOhwC_paY/TxrfaPacGrI/AAAAAAAAC2M/O5KyIWot-do/s1600/egzorcyzmy.jpg[/MEDIA] [MEDIA]http://2.bp.blogspot.com/-pni6src6sq0/VZTfkI3ck0I/AAAAAAAABVg/PuY7B1tnkf4/s320/images.jpg[/MEDIA] [media]http://www.taraka.pl/foto/brzuch_diabla_08.jpg[/media] Do tego był wielki nagłówek na pierwszej stronie: EGZORCYZMY: WYGNANIE Z CIAŁA NIECHCIANEGO DUCHA Czyżby Isobel trafiła na człowieka, który mógł jej pomóc uporać się z niechcianym towarzyszem? |
|
Wpadła do stojącego nieopodal swojego auta i rzucając na siedzenie obok to co trzymała w rękach włożyła kluczyk do stacyjki i odpaliła silnik. Nie czekając na nic ruszyła przed siebie. "Co to miało być?!" dłonie zaciskała mocno na kierownicy. - CHCIAŁBYM PRZESTUDIOWAĆ TE MATERIAŁY. - odezwał się Rasiel. - Chyba cię pogrzało - odparła mu w odpowiedzi. Będąc już w aucie, złość w miarę pokonywanych metrów i zwiększania dystansu od domu tamtego mężczyzny zaczynała z niej uchodzić. Zaczynała się zastanawiać czemu tak zareagowała, przecież to był tylko głupi zbieg okoliczności... - Nie będę chodzić po jakichś świrach, odstawię leki i przestanę cię słyszeć - stwierdziła stanowczo. Dostrzegła billboard z reklamą McDonalda. Zdecydowała się tam zatrzymać na przerwę. Ochłonąć. - PRZEPRASZAM, NIE CHCIAŁEM WYPROWADZIĆ CIĘ Z RÓWNOWAGI. - Eh... - no i zrobiło jej się głupio, że na niego naskoczyła. - Słuchaj, głosy w głowie to prosta droga do wariatkowa w tym świecie. Nikt tu nie wierzy w anioły i demony. Ja wierzę w twoją wersje, ale to dlatego, że opętanie przez duszę grzesznego anioła jest dla mnie wygodniejsze. Anioł nic na to nie odpowiedział. Westchnęła zrezygnowana. Włączyła kierunkowskaz i skręciła na parking restauracji. Zaparkowała auto i wysiadła zostawiając Łobuza w aucie. Wzięła za to ze sobą formularz i długopis. Co prawda wolałaby zatrzymać się w Berger Kingu, ale tu zdecydowanie łatwiej było znaleźć jakiegoś wałęsającego się na wagarach dzieciaka. Weszła do restauracji i zamówiła zestaw śniadaniowy rozglądając się uważnie po pobliskich twarzach. Potrafiła to robić w nienachalny sposób. Isobel odebrała swoje zamówienie i z tacą przeszła się by zająć miejsce na zewnątrz budynku. Zahaczyła jeszcze o swoje auto i wypuściła z niego psa. Już w jego towarzystwie zasiadła przy stoliku rozpakowała tosta z bekonem i podała go pod blat. Doberman jednym kłapnięciem pyska pochłonął swoją przekąskę. Isa rozerwała opakowanie swojego wrapa i wgryzła się w niego. Lewą ręką wyciągnęła telefon i by sprawdzić jedną rzecz. - No i wszystko jasne, "chwiejność emocjonalną, łatwe przechodzenie do stanów skrajnych emocjonalnie" - mruknęła pod nosem czytając co znaczyła fraza, która zainteresowała ją wcześniej w ulotce leku. "Naprawdę muszę je odstawić" zmartwiła się. Bez tych leków obawiała, się, że znów będzie jej groziła bezsenność. Skrzywiła się na nieprzyjemne wspomnienia wiążące się z nieprzespanymi nocami i żywotem zombie za dnia. Ale myśli te przerwało jej dostrzeżenie tego co teraz potrzebowała. - A ty nie powinieneś być w szkole? - rozsiadła się, gdy zagadała do dzieciaka, który słysząc te słowa wzdrygnął się. - Nie sprzedam cie jak coś dla mnie zrobisz - naiwna mała istotka zbliżyła się do niej. Beckett wyciągnęła długopis i podsunęła dzieciakowi formularz. - Napisz tu "A. Lindsay" - przeliterowała mu, a ten grzecznie wykonał jej prośbę. Isobel wyciągnęła jeszcze drobne, resztę z zamówienia jakie tu złożyła i dała dzieciakowi. - Ale nie wsypiesz mnie? - upewnił się. - Nie, no jasne, że nie - odparła zbierając swoje rzeczy po czym wstała od stołu. Przynajmniej jeden kłopot spadł jej z głowy. Ruszyła do auta, a za nią podążył doberman. Znów byli w drodze. Co prawda korek do centrum jeszcze całkiem się nie przeczyścił, ale nie miała pomysłu w jaki inny sposób marnować czas, więc równe dobrze mogła popracować. |
ALICE Życie jest niesprawiedliwe. A sny tym bardziej. Alice nie tylko nie miał pogrzebacza, z którym zasypiał, ale był przywiązany. I tym razem nie było to łóżko, ale pionowo ustawione, wielkie koło z drewnianych desek. Przywodziło ono na myśl pewną sztuczkę cyrkową z nożami... [media]http://i.gr-assets.com/images/S/photo.goodreads.com/hostedimages/1380408290r/798651._SX540_SY540_.jpg[/media] Mężczyzna zachichotał w duchu. Wiedział, że śni i szczerze bawiła go sceneria, którą stworzył jego umysł pod wpływem "znieczulaczy". Dopiero gdy estradowe światło zabłysło również w drugim kącie areny i Alice dostrzegł tam półnagą Lamię, wyposażoną w wielkie szpikulce, wesołość minęła. Chciał krzyknąć, lecz w ustach znów miał tą przeklętą kulkę dla uległych! Jak ta diablica śmiała go tak traktować?! Tymczasem Lamia wykonała obrót i wykonała pełen gracji ukłon w stronę niewidocznej publiczności. Po chwili jej wzrok skupił się na Alice. - Zawiodłeś mnie. Miałeś zatrzymać tę dziewczynę. - powiedziała. Chciał jej coś odpowiedzieć, chciał zapytać o dokumenty, ale około 20-stocentymetrowa szpila utkwiła w kole tuż obok lewego ramienia. Jego ramienia. Choć wiedział, że śni, poczuł tchnienie strachu na plecach. - Oparzenie? Jesteś beznadziejny. Naprawdę myślisz, że kobiety chcą takich bezradnych fujar? Nie wytrzymał, znów chciał jej wygarnąć, a kolejna szpila wbiła się pomiędzy jego szyją a barkiem. Ta diablica była szalona! - Masz szczęście, że czuwam nad tobą. Sprawiłam, ze dowód tej dziewczyny wypadł na twoim podjeździe. Masz ją odnaleźć i nawiązać kontakt, rozumiesz? A potem... potem namów ją do złego. Jakieś pytania? Tylko na temat. Kulka zniknęła. Alice mógł się odezwać, choć... w dłoniach Lamii zauważył jeszcze 6 szpikulców. ISOBEL To był już ostatni transport tego dnia. Isobel miała już tylko oddać skaner i dokumenty do biura i mogła wracać do domu. Wyjeżdżała akurat z terenów podmiejskich, włączyła kierunkowskaz i już miała skręcać na obwodnicę, gdy w głowie usłyszała głos Rasiela. - TAM NA DACHU! NA TYM DUŻYM BUDYNKU KOŁO BOISKA. TAM STOI DZIEWCZYNA I CHCE SKOCZYĆ! - "Czy chodzi Ci o szkołę?" - chciała zapytać Isobel, lecz wkrótce sama dostrzegła sylwetkę na dachu budynku. Co prawda z tej odległości nie była w stanie stwierdzić, że to dziewczyna, ale Rasiel mógł widzieć więcej jako anioł. Wokoło nie było nikogo innego. [MEDIA]http://1.bp.blogspot.com/-8UuRKwY8QtM/TyrBBi3ooUI/AAAAAAAAAvU/oHL0fngfEXM/s1600/roof+sunset+photo+3.jpg[/MEDIA] - PROSZĘ, NIE POZWÓL JEJ. INACZEJ... INACZEJ JEJ DUSZA NIGDY NIE ZAZNA SPOKOJU. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:02. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0