lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Grzechów odpuszczenie [+18] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/16168-grzechow-odpuszczenie-18-a.html)

Mira 17-05-2016 14:57

Grzechów odpuszczenie [+18]
 
[MEDIA]http://s10.ifotos.pl/img/sturm-bli_sanrpqn.jpg[/MEDIA]

Lucyfer stał na molo, wpatrując się w zburzone morze ludzkich grzechów. Choć jego walka już dawno się skończyła, odziany był w kruczoczarną zbroję. Na głowie nosił rogaty, hełm zakrywający niemal całe oblicze oprócz płonących czerwonym ogniem oczu. Ogromne anielskie skrzydła zostały oskubane z piór i teraz bardziej przypominały błoniaste skrzydła smoka.

[media]http://s5.ifotos.pl/img/blogxw464_sanrpqr.jpg[/media]

Jego twarz była teraz przerażająca, ale i jednocześnie piękna. Nic dziwnego, kiedyś był pierwszy pośród zastępów Pana. Najwspanialszy, najpiękniejszy... To było jednak dawno temu. teraz jego rysy twarzy wyostrzyły się, nabrały bardziej demonicznego charakteru. Skóra miała też inny odcień niż przedtem. Była szarego koloru i miejscami, głównie na policzkach i wokół oczu, pokryta czarnymi żyłkami.

– Jakie wieści przynosisz? - zapytał dudniącym głosem, który śmiertelnika mógłby przyprawić o zgon ze strachu. Nie musiał się obracać, by wiedzieć kto za nim stoi. W końcu to było jego Królestwo Piekielne.
- Coś niezwykłego się wydarzyło w Niebie - rzekł Faust - nieduży diablik o purpurowym odcieniu skóry.
- Tak?
- Pamiętasz, panie, jak Gabriel pokonał cię i zabrał twój miecz?
- zapytał diablik, a na niebie błysnęło i rozległy się grzmoty. To było głupie pytanie.

- Chodzi o to, że ten miecz... - pospieszył z wyjaśnieniem Faust - Ten miecz był jak jabłko w rajskim ogrodzie. I skusił jednego z braci.

Pogoda nieco się uspokoiła.

- Hm?
- Rasiel postanowił zabić nim Axiela! Tego nikt się nie spodziewał. Co prawda, Rasiel scykorzył, ale mój Panie, takiej sytuacji jeszcze nigdy nie było. Prawie zabójstwo w Niebiosach!
- I co oni z tym zrobili? Chyba nie są tak głupi, żeby zesłać Rasiela do nas.
- Niestety. Postanowili ukarać go, zsyłając na ziemię. Ma przeżyć ludzkie życie w ciele jakiegoś grzesznika.

Lucyfer odwrócił się gwałtownie.

- Co powiedziałeś?!
- No...eeee... ma przeżyć ludzkie życie...
- Do śmierci, tak?
- No tak?
- Faust bał się takiego stanu podniecenia u swego Pana.
- A jeśli człowiek ten zgrzeszy śmiertelnie i nie wyzna winy przed odejściem z tego świata...
- ... Trafi do Piekła.


Teraz diablik zrozumiał o co chodzi Upadłemu Aniołowi. Podstawą materii Piekielnej były dusze śmiertelników, którzy zgrzeszyli tak mocno, że nie mogli trafić ani do Nieba, ani nawet do Czyśćca. Im więcej dusz, tym więcej budulca miał Lucyfer, by umacniać swoje królestwo. Dusza anioła, która została związana z duszą śmiertelnika aż do Oczyszczenia mogłaby zasilić Piekielne Kręgi taką mocą, że Lucyfer byłby w stanie rozszerzyć je aż na światy śmiertelne. A wtedy gadanie ludzi o kuszeniu przez Diabła do złego miałoby swoje podstawy.

- Tylko co zrobić, żeby ten człowiek aż tak zgrzeszył? - zapytał Faust.

- Mam trochę skomasowanej energii. Co prawda sam chciałem za kilka wieków objawić się śmiertelnym, ale tej okazji nie możemy zmarnować. Siły starczy mi na diabelstwo twojego pokroju, nieduże, ale inteligentne - diablik aż otworzył paszczę ze zdziwienia na ten komplement. Tymczasem Lucyfer mówił dalej:

- Trzeba nam kogoś, kto też poznał ludzi i wie jak na nich wpłynąć...
- Może Lamia?
- Ta, która uwiodła śmiertelnika w pradawnych wiekach, a potem go zabiła, gdy chciał odejść?
- Ta sama mój panie. Nie ma nikogo bardziej wściekłego na te śmiertelne pokraki, kto jednocześnie potrafi wodzić je za nos...
- Zatem postanowione. Znajdź Lamii jakiegoś męskiego nieudacznika, który będzie podatny na sugestie.
- Tak, panie.





Isobel otworzyła oczy i usiadła na posłaniu. Tej nocy miała naprawdę dziwny sen. Śniła, że ktoś ją rozbiera, a potem wkłada do jej łona dziecko. Nie było w tym śnie jednak niczego erotycznego czy seksualnego. Wręcz przeciwnie, czuła, jakby dotknęła sfery sacrum. Ciekawe odczucie jak na osobę z kryzysem wiary.

Kobieta westchnęła i przeczesała palcami włosy. Kolejny pełny wrażeń dzień przed nią... akurat. Laura pewnie zaraz zadzwoni z jakimś zleceniem na transport paczek czy innych pierdół. Byle nie przeprowadzka... Isobel nie miała ochoty dziś na konfrontacje z ludźmi. Za to był jeden taki czworonóg, z którym zawsze chciała przebywać.

- Łobuz, śniadanko! - zawołała, gdy weszła do kuchni, by nakarmić pupila i zaparzyć kawę.

Przy okazji stwierdziła, że to trochę dziwne, bo zwykle pies spał przy niej. Może po prostu zdrzemnął się mocniej na kanapie i nie usłyszał jak wstaje?

- Łooobuz!

Usłyszała tuptanie łap z sąsiedniego pokoju. W drzwiach stanął Łobuz - 3-letni doberman, jej oczko w głowie. Zamiast jednak rozpocząć codzienny taniec radości, pies przypatrywał się swojej pani nieufnie.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/37/40/95/374095bd667700f9eb2a0d6265af735a.jpg[/media]
- Łobuz! No, co się stało? - Isobel czuła się coraz bardziej zaniepokojona.

Spróbowała podejść, ale pies wycofał się do korytarza.

- TO CHYBA MOJA WINA...

- Kto to powiedział? Kto tu jest?!


Kobieta złapała kuchenny nóż i rozejrzała się nerwowo.

- NIE ZOBACZYSZ MNIE LUDZKA ISTOTO. JESTEM TERAZ CZĘŚCIĄ TWOJEJ SPLAMIONEJ GRZECHAMI DUSZY. NAZYWAM SIĘ RASIEL I... CHYBA MUSISZ POZNAĆ MOJĄ HISTORIĘ...


I tak anioł opowiedział Isobel o swojej karze.



Alice śnił. Był to nadzwyczaj spokojny i miły sen jak na kogoś, kto stał się przyczyną tak wielu nieszczęść. Leżał obok Isy, która tuliła go w ramionach, palcami pieszcząc jego skórę. To było bardzo przyjemne, jednak... po chwili przypomniał sobie, że przecież jego żona nie żyje. Obrócił się i objął jej ciało, jakby chcąc zatrzymać senną wizję.

[media]https://static-secure.guim.co.uk/sys-images/Film/Pix/pictures/2009/12/22/1261476565165/Nicole-Kidman-and-Paul-Be-001.jpg[/media]

- Isa... - wyszeptał - Przepraszam...
- Za co przepraszasz? Za zdradę za życia i po śmierci? Za męki piekielne, na które mnie zesłałeś?
- zapytała, patrząc mu uważnie w oczy. Jej twarz była smutna, ale nie było w niej złości.
- Isa...
- Wiesz, że byłam katoliczką. Nie dałeś mi szansy nawet na spowiedź. Umarłam z bagażem grzechów twoich i moich... Nie ma dla mnie szansy na odkupienie.


Po chwili kobieta zaczęła płakać.

- Alice, to... boli... To tak strasznie boli...

Co miał robić? Jak mógł odwrócić bieg czasu? Ciało w jego objęciach wygięło się. Kobieta zaczęła wrzeszczeć w jakimś straszliwym spazmie bólu.

- Iso...Iso...!

Chciał jej pomóc. Tylko jak? Chciał wziąć ją na ręce... I wtedy Isa zniknęła.

- Biedna kobieta. - usłyszał za plecami obcy, kobiecy głos - Została ulubienicą Azazela. On lubi dręczyć takie ofiary.

Obejrzał się i... zastanawiał się jakim cudem jego umysł stworzył projekcję takiej postaci - seksownej i odpychającej zarazem.

Diablica uśmiechnęła się zmysłowo, widząc jego reakcję. Była prawie naga, a poza w jakiej stała, opierając się o futrynę drzwi co najmniej lubieżna. Mimo woli Alice poczuł jak budzi się w nim pożądanie.

- No czeeeść, mam na imię Lamia. Będziesz tylko patrzył, czy chcesz się zabawić, kochasiu? - zachęciła go - Ja bym się zabawiła, a... lepiej żebyś był dla mnie miły, jeśli chcesz zwrócić żonce życie.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/a7/b0/6e/a7b06eace208b7d31c1cc1413f8f998d.jpg[/MEDIA]

Leoncoeur 21-05-2016 15:26

Alice in dream chains
 


Prócz pożądania i odrazy jakie walczyły ze sobą czuł też nutki strachu. Sen płynnie przeszedł w koszmar, bo to musiał być sen… Przynajmniej Alice bardzo chciał by tak było. W marach sennych wizje wydają się zwykle rzeczywistością i człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że to ułuda, dopiero po przebudzeniu.
Choć nie zawsze.
To był jeden z tych momentów w których wiedząc że śpi desperacko chciał się obudzić.
To znaczy chciałby, gdyby nie uczucia rojące mu się podczas patrzenia na ciało diablicy.
Mimo wszystko cofnął się lekko na łóżku.
- Muszę przestać pić przed snem… - wydukał prześlizgując wzrokiem po kusząco wygiętej sylwetce.
- No tak, racjonalizacja... Wy, śmiertelnicy jesteście zabawni - diablica mówiła, podchodząc wolnym krokiem do łóżka, kolebiąc biodrami przy każdym kroku - Dobrze, zaraz ci udowodnię, że to nie jest zwykły sen...
Faktycznie nie był zwykły, ale nawet Lucid Dream był wciąż tylko snem. “Matrix”, “Ptasiek” Whartona, “Incepcja”… “Otwórz oczy”.
Nie..., jeszcze nie chciał ich otwierać.
Alice wychodził z pierwszego szoku, a świadomość braku zagrożenia i faktycznej nierealności obrzydliwej, skończonej piękności dodał mu odwagi.
- Muszę też zmienić kanał porno - rzucił zastanawiając się skąd jego mózg wziął taką wizualizację. - Majteczki z wrzodów są śmiałym pomysłem, ale raczej się nie przyjmą szerzej ślicznotko. Teraz widzę, że Diabeł nie ubiera się u Prady. - Patrzył bez ruchu na pełne piersi poruszające się w rytm zmysłowego kroku.
- A Isa nie jest w piekle - oderwał myśli od tego co chciałby robić z idealnymi półkulami. Przez myśl mu przeszło dlaczego w jego świadomym śnie znalazł się ten motyw, przecież Isa mówiła do niego jeszcze tego dnia, przed zaśnięciem.
Zbłąkany duch nie mogący odejść w zaświaty.
- Ten Azazel może coś podręczyć jak wytnie sobie parę żeber.
- Mmm zamierzasz się stawiać. To dobrze, lubię hardych... i twardych.
Diablica jednym susem przeskoczyła poręcz łóżka i usiadła w rozkroku na brzuchu Alice. Pochyliła się nad mężczyzną, jakby do pocałunku, a gdy ten odchylił głowę na bok, wpiła się ustami w jego szyję. Zabolało... ale i podnieciło. Cholernie.
Krągłe pośladki poczęły wiercić się tak, że Alice na własnej skórze mógł odczuć, że owe “wrzodowe majteczki” zanikają pomiędzy nogami diablicy, zaś ona sama jest gorąca i wilgotna jak Las Amazonii.
Odchylił lekko głowę zagryzając wargi. Jego ręka spoczęła na biodrze sukkuba zaciskając się na nim i przyciskając ją do siebie.
- Nie wiem co Rita dodała do tego burrito, ale chyba muszę poprosić by robiła to częściej… - wydyszał. - Jutro motyw czerwonego kapturka, będę wilkiem - rzucił raczej do siebie, niż do sennej imaginacji. Druga ręka Alice’a powędrowała do pełnej piersi, pożądanie zostawiło obrzydzenie daleko z tyłu.
- Zmieńmy jeszcze ryjek - mruknął czując pod dłonią słodką miękkość. - Powiedzmy Penelope Cruz. - Wciąż zdawał się uważać iż świadomie śni i jest panem sennej ułudy, a Lamia jest tylko projekcją, którą jak laleczkę można dostosowywać wedle swego widzimisię.
- Lepiej żebyś szybko tu wrócił, to może dokończymy...
Diablica warknęła. Nim mężczyzna zdążył zareagować, został przez nią ugryziony w szyję. Ostre kły przebiły jego skórę, przynosząc ból.

Obudził się! Podniósł się gwałtownie, jakby chcąc zrzucić z siebie kochankę. Tej jednak nie było. Tylko szyja... ugryzienie naprawdę bolało. Sięgnął dłonią do miejsca gdzie we śnie diablica potraktowała go zębami. W pierwszej chwili nie dziwił się bólem biorąc go za pozostałości po sennej ułudzie z jakiej mózg się jeszcze nie otrząsnął lecz…
Czując coś pod palcami zerwał się z łóżka i poleciał do łazienki. Zapalił światło i zbliżył się do lustra.

Włosy stanęły mu dęba.

Na szyi miał ślad po ugryzieniu, wyraźny na tle bladej skóry. Zaczęło już lekko puchnąć, a obrys niebezpiecznie przypominał ludzką szczękę jaka musiała to sprawić. Lub podobną do ludzkiej…



Na sztywnych nogach zszedł do salonu i skierował się do barku. Drżącymi rękoma zaczął nalewać sobie whiskey do szklaneczki, lecz zarzucił to i uniósł butelkę do ust biorąc solidnego długiego łyka. Wzdrygnął się albo dawką przełykanego alkoholu, albo wspomnieniem snu. Snu? Pomacał raz jeszcze ślad po ugryzieniu, po czym opadł na fotel przed kominkiem. Nie chciał go rozpalać, ogień… ognie piekielne… wzdrygnął się.
- “Hell is empty and all the devils are here” - zacytował cicho fragment z “Burzy” Szekspira.
- Bądź silny Alice...
- Isa?! -
prawie zerwał się.
- Bądź silny… Musisz...
Pociągnąl raz jeszcze z butelki.
- Wiedziałem że kłamała.
Odpowiedziała mu cisza, Isa milczała.
Zerknął na zegarek, była ledwie trzecia w nocy, on jednak nie chciał spać. Bał się usnąć, bał się, że ten sen wróci. O ile to był sen.
Siedział tak walcząc z sennością, oraz milionami myśli pędzącymi przez głowę i chyba tylko szalone emocje i mocne wzburzenie nie dały mu jasnego i oczywistego przebłysku, że nie chcąc wrócić w objęcia Morfeusza powinien zrobić sobie mocna kawę, zamiast pociągać od czasu do czasu z “Jasia Podróżnika”.
Powieki finalnie opadły mu przed piątą.



Mag 21-05-2016 17:43

Siedziała na zimnych płytkach podłogi w kuchni. Nóż, taki o dużym ostrzu i mocnej rękojeści, którego nie powstydziłby się scenarzysta porządnego horroru, leżał pod jej nogami. Plecami oparta była o drzwi lodówki. Twarz skryła w swoich dłoniach.

Chwilę wcześniej, jak tylko zaczęła słyszeć "głosy" to, trzymając w dłoni nóż, ten sam który leżał teraz na posadzce obok nie, sprawdziła całe mieszkanie. W sumie to miała nadzieję, że ktoś zrobił sobie głupi żart i naprawdę zakradł się do jej domu, nastraszył jakoś psa, a teraz dobrze się jej kosztem bawił. Bo jeśli tak nie było to...

- Boże drogi mam schizofrenię - jęknęła Isobel zdając sobie sprawę, że w końcu mogło się stać to, czego się obawiała. Wypieranie problemu wcale nie sprawia, że on zniknie. Opowieść przedstawiona jej przez, jak to sama uznała, jej chorą jaźń była całkiem... Porąbana.
Kobieta wyprostowała się i spojrzała przed siebie. Jej pies leżał łypiąc na nią swoimi ciemnymi ślepiami. Beckett czuła się bardzo źle z tym, że jej pupil bał się do niej podejść.
- Też myślisz że oszalałam? - zapytała go retorycznie. - Łobuz, no choć do mnie - poklepała dłonią miejsce obok siebie zachęcając zwierzaka by do niej podszedł. Wreszcie posłuchał, choć cały czas patrzył na Isobel jakby ta miała go uderzyć.

- ŁOBUZ... CZY TO IMIĘ NIE MA ZNACZENIA PEJORATYWNEGO? - zapytał anioł.

Isobel zaczęła martwić się co też musiała w nocy, zapewne lunatykując, zrobić psu, że ten tak się jej bał. Powoli wyciągnęła do dobermana rękę. Nie uciekł. Sprawiło to jej lekką ulgę. Ostrożnie położyła dłoń na nim i podrapała do po przedpiersiu.
- Dostał je, a ja mu nie zmieniałam - odparła, ale zaraz skrzywiła się, że to zrobiła. - Pięknie, teraz nie dość, że gadam z psem to i z moim chorym umysłem - westchnęła. - Pejora... co? - nie zrozumiała tego ostatniego. Potrząsnęła głową jakby chciała pozbyć się czegoś z niej.

- NEGATYWNE. WYBACZ, ZAPOMNIAŁEM, ŻE NIE POSIADASZ NALEŻYTEGO WYKSZTAŁCENIA. CZY MASZ DO MNIE PYTANIA, LUDZKA ISTOTO?

Beckett przewróciła oczami. Czuła się urażona jego słowami. Gdyby to było tylko szaleństwo to przecież jej umysł nie mógłby używać określeń, których nie zna. "Prawda?" zaczęła się pocieszać.
Ale z drugiej strony, czy bycie opętanym przez siłę nadnaturalną na pewno byłoby lepsze niż popadnięcie w szaleństwo?
Isobel powoli wstała z podłogi, podniosła też nóż.
- Załóżmy, że nie oszalałam - powiedziała podchodząc do kuchennego blatu, o który oparła się rękami. - Że dziś w nocy... - wspomniała ten dziwny dzisiejszy sen. Tym dziwniejsze było to dla niej, gdyż leki nasenne sprawiały, że w ogóle nie śniła. - Naprawdę nawiedziły mnie boskie siły - skrzywiła się mówiąc to.
Intensywnie zaczęła o tym myśleć. W międzyczasie nie stała bezczynnie, więc zaraz psia miska została napełniona i postawiona na podłodze, jej ulubiony kubek zalany świeżo parzona kawą, a i naczynia z wieczoru trafiły do zmywarki.
- Więc ja jestem twoim grzesznikiem, którego dostałeś za karę... - podsumowała swoje rozważania na głos. Beckett skrzywiła się. Był w tym wszystkim jeden znaczący problem. Isobel nie uważała się za grzesznika. Choć i to nie do końca było prawdą. Ona nie czuła wyrzutów za to co zrobiła, co więcej miała nawet poczucie, że miała prawo zrobić to co zrobiła. A wina? To już była kwestia wiary według, której powinna czuć się źle. Tak więc czuła się źle, ale za to że nie miała wyrzutów sumienia.
- To... Boga nie ma? - zapytała nawiązując do opowieści Rasiela.

- OCZYWIŚCIE, ŻE JEST. JEST W KAŻDYM Z NAS, MOJE DZIECKO. CO DO TWYCH GRZECHÓW, NIE MARTW SIĘ, POMOGĘ CI ZOBACZYĆ ŚWIATŁO I ZASŁUŻYĆ NA KRÓLESTWO NIEBIESKIE. CHOCIAŻ TYLE JESTEM CI WINIEN ZA TĘ NIEDOGODNĄ SYTUACJĘ.

Westchnęła i chwyciła kubek.
- Dzięki - odparła, ale nie było w tym wdzięczności, a raczej lekki sarkazm. Upiła łyk i zaraz tego pożałowała. Gorąca i gorzka. Wyciągnęła z szafki cukiernice i mleko z lodówki. Braki w kawie zostały uzupełnione i od razu zrobiła się smaczna.
- Ale zaraz, zaraz - żachnęła się, gdy stanęła przy oknie wychodzącym na ulice i z góry przyglądała się ludziom przemierzającym chodnik. - Jak może ON być skoro go nie ma? Przecież sam wspomniałeś, że w Niebie nie ma po nim śladu. I, jeśli dobrze zrozumiałam, to twoja kłótnia z bratem od tego się zaczęła. Zresztą...Nie rozumiem czemu dostałeś tą karę. Przecież zrezygnowałeś, nie zabiłeś brata. Oparłeś się pokusie - wzruszyła ramionami.

- SAMA MYŚL BYŁA NIEGODNA ANIOŁA. LUDZKA - te słowa zabrzmiały jakby Rasiel mówił o jakimś gatunku wyjątkowo uporczywej pluskwy.
- PEWNIE TEGO NIE ZROZUMIESZ. SKUPMY SIĘ NA TOBIE LUDZKA ISTOTO. CO PLANUJESZ DZIŚ ROBIĆ I JAK MOGĘ POMÓC CI UNIKAĆ GRZESZENIA?

Isobel parsknęła śmiechem.
- Ty masz mi pomóc? - powiedziała z ironią w głosie. Grzesznik miał zamiar pomagać innemu grzesznikowi w nie grzeszeniu… “Będzie to opowieść o tym jak ślepy prowadził kulawego” przeszło jej przez myśl.
- Narzekałam na brak sumienia to dostałam takie z przerośniętym ego. Mam za swoje - jęknęła. Westchnęła zaraz niczym męczennik zakuty w dyby i odeszła od okna. Zebrała pustą już psią miskę i razem z kubkiem wstawiła do zlewu. Spojrzała na telefon. Wciąż miała czas. I cichą nadzieję, że Laura zapomni dziś o niej. Tak bardzo nie chciała się dziś spotykać z ludźmi...
Skierowała się do sypialni. Czas był najwyższy by się ubrać i wyprowadzić psa.
- To jak to działa? - zapytała Rasiela szukając bluzy pod łóżkiem. - Widzisz to co ja, słyszysz to co ja... Czujesz też to co ja? - przypomniała sobie, że wrzuciła ją do prania, więc zabrała z pokoju inne brudy i udała się do łazienki.

- JESTEM ŚWIADOMY TWOICH ODCZUĆ I MOGĘ SIĘ DO NICH JAK GDYBY PODŁĄCZYĆ... TAK TO CHYBA NAZYWACIE. MOGĘ WYJŚĆ TROCHĘ PONAD I UCHWYCIĆ TO, CO WYDARZY SIĘ W POLU TWOJEGO WIDZENIA, A CZEGO TWÓJ NIEDOSKONAŁY UMYSŁ NIE ZAREJESTRUJE. NIEMNIEJ TWOJE ODCZUCIA NIE SĄ MOIMI. NIE POSIADAM POWŁOKI CIELESNEJ. JEDYNIE CZYSTĄ MYŚL I ŚWIATŁO DUSZY.

Będąc w łazience rzuciła to co trzymała w ręku na podłogę obok pralki.
- A moje myśli? - dociekała chcąc mieć pełen obraz sytuacji w jakiej się znalazła. - Je też słyszysz czy rozmawiać możemy tylko tak jak teraz? - przykucnęła i sięgnęła do bębna maszyny.

- OWSZEM, CHOĆ STARAM SIĘ NIE BYĆ WŚCIBSKI. WIELU RZECZY TEŻ NIE ROZUMIEM. PO CO JEST STANIK I DLACZEGO GO NOSISZ, SKORO CIĘ CIŚNIE? CZY POKUTUJESZ W TEN SPOSÓB ZA GRZECHY?

- Idei tego wynalazku nie pojmiesz swym świetlistym umysłem - sarknęła, ale musiała przyznać, że rozbawił ją tym komentarzem.
Beckett wytargała w końcu z pralki to czego szukała. Nadawało się na jeszcze jeden spacer, była tam tylko ledwo widoczna plama. Łobuz na nią skoczył, gdy wieczorem nie chciała rzucić mu patyka. "Kochane maleństwo".
Wyprostowała się, założyła bluzę i spojrzała na umywalkę. Stało tam opakowanie jej leków. Wyciągnęła ulotkę i zaczęła czytać "skutki uboczne".
- Ej, ale mam nadzieję że nie skończy się to dla mnie jakaś niepokalaną ciążą! - wspomniała ważny element swojego snu, no i nie mogła też zignorować skojarzenia jakie miała z innym niepokalanym poczęciem, które było wynikiem rozmowy pewnej niewiasty z aniołem…

Cytat:

Napisał Ulotka
Jak każdy lek może powodować działania niepożądane. Senność w czasie dnia, bóle głowy, ospałość, zawroty głowy, astenia (zmniejszona wydolność czynnościowa organizmu), zaparcia, suchość błony śluzowej jamy ustnej, lęk, zaburzenia koordynacji, nudności, znużenie, złe samopoczucie, ogólne osłabienie, nerwowość, zaburzenia myślenia, dezorientacja, wydłużenie czasu reakcji. Inne, rzadko występujące działania niepożądane obserwowane w czasie stosowania leku: kołatanie serca, zmiana apetytu, wymioty, wzdęcia, zwiększone pragnienie, skurcze mięśni, bóle stawów i mięśni, niepamięć następcza, apatia, labilność emocjonalna, zaburzenia snu, kaszel, astma, wysypka, pokrzywka, zaburzenia widzenia, zmiana smaku, zaburzenia miesiączkowania, sporadycznie arytmia serca, omdlenie, zmiany obrazu krwi (leukopenia, agranulocytoza), zmiana masy ciała, ataksja, zmniejszenie libido (zmniejszenie popędu płciowego), reakcje paradoksalne. Długotrwałe stosowanie leku może spowodować fizyczne i psychiczne uzależnienie.

Niestety, a może i dobrze, żadnych z wymienionych skutków ubocznych nie doświadczyła. A to emocjonalne "coś" zamierzała wygooglować jak tylko znajdzie telefon.

- NIE JESTEŚ GODNA NIEPOKALANEGO POCZĘCIA. - odparł po prostu anioł.

Wtem rozległ się głos komórki. No tak, zapewne Laura goniła do roboty...
- I mam nadzieję, że tak pozostanie - odparła Isobel z nie małą ulgą w głosie. O dziwo nawet dźwięk telefonu przyjęła z zadowoleniem. Wrzuciła ulotkę do zlewu i ruszyła do kuchni.

Mira 24-05-2016 12:35

Alice

Znów śnił. Tym razem był nagi, przykuty do łóżka za ręce i nogi. Diablica - ta sama, co poprzednio - pochyliła się nad nim i z drapieżnym uśmiechem włożyła do ust mężczyzny knebel. Bardzo... specyficzny knebel.

[MEDIA]http://images.sklepy24.pl/85639638/9730/medium/knebel-do-ust-s-m-solid-red-ball-gag.jpg[/MEDIA]

- Teraz będziesz mnie słuchał - powiedziała zadowolona.

Usiadła znów okrakiem na mężczyźnie i zaczęła ocierać się o jego krocze, budząc ze snu męskość.

- Isa za karę za Twoje grzechy została uwięziona. - zaczęła mówić, zmysłowo kolebiąc udami i wypinając apetyczne pośladki - Wcale nie opiekuje się tobą, ona cierpi, patrząc jak żyjecie bez niej. Na dodatek jej dusza została rozerwana i iskra trafiła do piekła. Tam cierpi jeszcze gorzej. Normalnie nic byś z tym nie zrobił, ale...

Lamia chwyciła w dłoń sterczącego już penisa i zaczęła go masturbować.

- Prawie się nie opierasz. Kiepsko u ciebie z wiernością, co? - zachichotała, po czym nie przerywając pieszczot wróciła do wątku - Jesteś nam potrzebny. Iskrę duszy, która należy do Isy może zastąpić inna Iskra. Nie może być to każda, ale... musi być podobna. Znam taką duszę i oferuję Ci zamianę. Jeśli zdobędziesz tę duszę dla Piekła, odzyskasz Isę. Mmm rozumiem, że większy już nie będzie? Całkiem nieźle jak na śmiertelnika...

Atmosfera wokół jakby zgęstniała. Im większe podniecenie czuł Alice, tym bardziej duszno i wilgotno robiło się wokół. Czuł jak jego ciało oblewa pot, zaś diablica robi się wilgotna szczególnie w jednym miejscu. Tam, gdzie teraz kierowała jego członka. Lamia syknęła, otwierając przed nim swoją muszlę rozkoszy. Mężczyzna był pod wrażeniem, że wzięła go całego na raz.

- Taaak... - westchnęła, najwyraźniej zadowolona. Powoli, bez pośpiechu, zaczęła ujeżdżać Alice'a - Musisz namówić tę kobietę do grzechu śmiertelnego. oczywiście, nie od razu... co nagle, to po diable - zaśmiała się, lecz jej rechot po chwili przeszedł w jęk pożądania. Alice z trudem skupiał uwagę na jej słowach, patrząc na podskakujące nad swoją głową pełne piersi kobiety.

- Poznaj ją, zaprzyjaźnij się... lub uwiedź. A potem namów... do złego. Niech zabije... z pełną premedytacją. Wtedy ty odzyskasz Isę. Och...

Słowa przestały płynąć, za to dwa rozgrzane ciała płynęły teraz jednym rytmem po morzu pożądania. Diablica wiła się i jęczała coraz głośniej, a on sam czuł, jak zbliża się szczytowanie. Alice nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w podskakujące, sterczące sutki, które po chwili opadły i przylgnęły do jego torsu. Skórę orały ostre pazury Lamii, a ona sama poruszała się coraz szybciej i bardziej chaotycznie.

[MEDIA]http://www.if.pw.edu.pl/~pluta/pl/dyd/mtj/zal99/obierak/nucleartest10.jpg[/MEDIA]

Doszedł w tym samym momencie, w którym ciało Lamii zesztywniało i wygięło się w łuk. Tak dobrze nie czuł się już dawno... z żadna kochanką. Diablica przytuliła się do niego, najwyraźniej nie zamierzając wypuścić mężczyzny zbyt szybko ze swego wnętrza.

- Ta kobieta dziś przyjdzie do ciebie - szepnęła mu do ucha - Z przesyłką. Postaraj się żeby otworzyła ją przy tobie. Zainteresuj ją, uwiedź, a potem... złam ją.

Długi, wężowaty język przesunął się po płatku ucha mężczyzny. Ten zadrżał... i obudził się w swojej sypialni.


Isobel

Laura miała jak zwykle sto uwag do poprzedniego zlecenia. Że niewyprasowana koszulka, że za słaby uśmiech, że szybciej mogło być, że jeden podpis nie wyraźny. Isobel słuchała tego cierpliwie.

- TWOJA SIOSTRA BARDZO SIĘ O CIEBIE TROSZCZY - zauważył anioł.

Co miała mu odpowiedzieć? Westchnęła tylko.

Wreszcie starsza siostra przeszła do konkretów i zaczęła dyktować dzisiejszą listę przewozową. Dziwne, jako firma transportowa zajmowali się zwykle przeprowadzkami albo przewozem sprzętu, czyli przedmiotami wielkogabarytowymi. Tymczasem ktoś uparł się, by nadać w ten sposób paczkę... czy raczej list w dużej kopercie. Było to zupełnie nieopłacalne finansowo, ale cóż? Klient nasz pan!

[MEDIA]http://abis.pl/abis_graf/43611pc1.jpg[/MEDIA]

Mag 29-05-2016 15:31

Schowała telefon do kieszeni bluzy i ruszyła do przedpokoju. Miała godzinę.
Pies do niej dołączył, gdy tylko usłyszał, że jego właścicielka bierze do ręki smycz. Grzecznie położył się na podłodze czekając aż Isobel ubierze sportowe buty i założy mu obrożę.
Poranna wyprawa do pobliskiego parku zawsze była dobrym powodem dla Łobuza by odtańczyć taniec radości na klatce schodowej i szczekać na tyle głośno by pekińczyki sąsiadki z dołu dołączyły się do chórku. Na szczęście nie było szczególnie wcześnie by komukolwiek to bardzo przeszkadzało. Z resztą pies uspokajał się jak tylko wpadał do windy. Cwaniak zdążył nauczyć się przywoływać ją wduszając łapą guzik. To tłumaczyło czemu na tym piętrze panel przy drzwiach od windy był porysowany zdecydowanie bardziej niż na innych. Mieszkanie w centrum miasta miało swoje plusy, jak na przykład to, że praktycznie nie znało się swoich sąsiadów i nikt nie interesował się drugą osobą ze swojego otoczenia. Beckett to pasowało, bo mogła sobie spokojnie żyć bez ciągłych pytań "jak się czujesz?". Wystarczyło przywołać na usta lekki uśmiech i uprzejmie witać się z sąsiadami krótkim "dzieńdobry". Nikt nie zatrzymywał na dłuższą rozmowę, nie chciał się poznawać bliżej. Było idealnie.

W parku też mało kto ją zaczepiał. Po pierwsze rasa psa nie zachęcała do bliższej zażyłości, a po drugie słuchawki w uszach właścicielki jasno dawały do zrozumienia, że woli własne towarzystwo. Owszem, czasem miewała dni kiedy lubiła towarzystwo innych i nawet sama kogoś zagadywała, ale po dzisiejszym poranku wyjątkowo wolała być sama ze sobą.
Pogoda była ładna i było ciepło. Wiosenna aura nastrajała pozytywnie, a przyglądanie się jak Łobuz bawi się z młodym goldenem tylko wzmocniło w niej dobry humor.
Beckett spojrzała na telefon.
- Wracamy - zawołała psa i zapięła mu automatyczną smycz do obroży.
Kolejny punkt jej bardzo poukładanego dnia zakładał powrót do domu i przebranie się by wyjść do pracy.
Pies od razu po przekroczeniu progu mieszkania skierował się do łazienki. Umycie mu łap było przepustką dla niego by mógł wylegiwać się na kanapie czy łóżku.

Isa szybko przebrała się, zrobiła sobie lekki makijaż, wrzuciła bluzę do pralki i nastawiła pranie. Ruszyła do kuchni i tam schyliła się by otworzyć piekarnik. Wyciągnęła z niego ciasto, które upiekła poprzedniego wieczoru. Gotowanie czy pieczenie pozwalało jej się skupić i nie myśleć o niczym innym, a gdy towarzyszyła temu lampka wina to było tylko lepiej. Pokroiła ciasto na kawałki i spakowała do papierowej torby.
Jeden kawałek się nie zmieścił więc przekroiła go na mniejszy, jeden zjadła sama a drugu rzuciła dla psa. Łobuz złapał w locie i od razu połknął.
Przechodząc przez korytarz zatrzymała się jeszcze przed lustrem by sprawdzić czy dobrze wygląda. Uśmiechnęła się uprzejmie do swojego odbicia. Dla niej wyglądało to nieco sztucznie, ale ważne, że dla otoczenie widziało to co chciała. To dawało gwarancję, że nikt nie zapyta “czy wszystko w porządku?”, bo co miałaby odpowiedzieć?
“Nie, nie jest, bo zaczynam słyszeć głosy i nie wiem czy to od leków czy po prostu wariuję”.
Beckett wyprostowała się i zawołała psa. Wzięła jeszcze do ręki klucze od mieszkania i auta po czym wyszła w towarzystwie swojego dobermana.
Windą zjechała aż na sam dół, do podziemnego garażu. Przechadzając się pomiędzy autami w odcieniach czerni i szarości dotarła do swojego miejsca parkingowego. Łobuz ubiegł ją i już przyglądał się jej wyczekująco by otworzyła mu drzwi.
Błękitny Jensen Interceptor Marc III wyróżniał się na tle dużo młodszych samochodów. Jeśli Łobuz był jej oczkiem w głowie to jak należało by nazwać auto, na którego odrestaurowanie nie szczędziła pieniędzy?
Szczęściem jej było, że gdy wóz trafił w jej ręce był już w trakcie doprowadzania do stanu używalności, więc nie wydała na niego takiego majątku o jaki można by podejrzewać. Tak więc nie musiała się zapożyczać, a jedynie wyprztykała się na niego z oszczędności. Ale efekt końcowy był wart każdego włożonego w niego pensa.

Wpuściła psa na tylne siedzenie, wrzuciła za fotel kierowcy torebki i dopiero usiadła za kierownicą. Wsadziła kluczyk do stacyjki i odpaliła silnik. Przyjemny pomruk silnika został przytłumiony przez głośną muzykę. Uwielbiała słuchać muzyki w ten sposób, ale nagłe uderzenie głośnej melodii już do przyjemnych nie należało. Ściszyła radio i ruszyła.

Zwykle do jej obowiązków należała papierkowa robota, ale w ostatnim czasie był nawał roboty, więc pomagała jak mogła i robiła co jej siostra wyznaczała do pracy. W biurze była o czasie i skierowała się prosto do kuchni, gdzie postawiła upieczone przez siebie ciasto. Zapach od razu przyciągnął kilku pracowników biura. Nikogo tu już nie dziwił cień pod postacią czarnego podpalanego dobermana towarzyszący kobiecie. Można było go już uznać za firmowego pupilka, który lubił ganiać kulki zrobione ze zgniecionego papieru.
- Czekoladowe? - zapytał Dave, chudy gość, z okularami i we flanelowej koszuli, który nie tylko był tu informatykiem, ale również pasował idealnie do utartego obrazu przedstawiciela tej grupy zawodowej.
- Aha, z konfiturą wiśniową - uściśliła Isobel uśmiechając się do niego i zachęcając by się częstował. Przez takie drobne sprawy ludzie w firmie lubili ją. Kolejnym powodem dla którego warto było ją lubić to to, że zwykle gdy jej siostra, a dla nich szefowa, miała zły humor, to Isa brała ją na siebie.

I zdecydowanie taki właśnie zły humor Laura Gondry, starsza siostra Isobel Beckett musiała mieć właśnie tego dnia. Kobieta w średnim wieku, około połowy drogi między 30 a 40 rokiem życia, o niebieskich oczach i włosach w ciemnym odcieniu blondu zdawała się ciskać piorunami przy każdym wypowiedzianym słowie. Isa znosiła to cierpliwie, bo wiedziała, że siostra ma stresującą pracę. Kierowanie samodzielnie całą firmą z pewnością nie należało do prostych zajęć, a zdaniem Beckett, Laura wywiązywała się z tego wspaniale. Do tego starsza miała rodzinę, którą utrzymywała, bo jej mąż zarabiał sporo mniej od niej.
Po trochu Beckett zazdrościła jej, że potrafiła tak sobie zorganizować życie. Nie to co ona.
Komentarz Rasiela nie zirytował jej. Miał rację, bo to siostra wyszła z inicjatywą dając młodszej pracę, gdy ta nie mogła sobie znaleźć miejsca i co rusz zmieniała zatrudnienie. Dzięki Laurze miała stałą pracę.
- W kuchni jest ciasto. Jak się pośpieszysz to coś może jeszcze dla ciebie zostanie - odparła z mrugnięciem oka nim zamknęła za sobą drzwi do gabinetu Laury. Będąc już na korytarzu westchnęła i spojrzała na kopertę. Było to nietypowe, ale jak to się mówi: kto bogatemu zabroni?
Dla takiej “przesyłki” nie warto było ciągać kierowcy w transicie. Skierowała więc swoje kroki na parking pracowniczy.

Siedząc już w swoim aucie sprawdziła raz jeszcze adres, który widniał na kopercie. Wyciągnęła telefon i wpisała w googlemaps. Okazało się, że miejsce to znajdowało się na przedmieściach Glasgow. Oznaczało to, że nie utknie w korku, który o tej porze będzie się ciągnął w przeciwną stronę. Wybrała najszybszą zaproponowaną trasę i włączyła nawigację. Wkrótce ruszyła w drogę.
Towarzyszący jej doberman siedział grzecznie na tylnym siedzeniu i wpatrywał się z zainteresowaniem na świat za boczną szybą.

Beckett zaparkowała swoje auto i spojrzała w kierunku domu, który nawigacja googla wskazywała jako cel jej podróży. W międzyczasie odłączyła telefon od gniazda zasilania i sięgnęła po leżącą na siedzeniu obok kopertę, a lewą ręką poklepała łeb dobermana który z zaciekawieniem wychylił się z tylnego siedzenia.
- Zaraz wracam - odparła kobieta do zwierzaka po czym wysiadła z pojazdu. Zamknęła auto na kluczyk, schowała telefon do tylnej kieszeni spodni i ruszyła by oddać przesyłkę do zainteresowanego.

Po znalezieniu się pod drzwiami sprawdziła jeszcze czy aby na pewno adres jest właściwy, a gdy wszystko się zgadzało wdusiła guzik dzwonka. Zaraz po tym zapukała, tak dla pewności.

Leoncoeur 01-06-2016 09:55



…obudził się w swojej sypialni patrząc w sufit i nie mogąc się chwilowo nawet ruszyć.

Z jednej strony czuł przerażenie. To nie były sny, przynajmniej w pełnym tego słowa znaczeniu. Ugryzienie wciąż czuł tak jak i miejsca gdzie diablica zapominając się z pasji przejechała mu po ciele pazurami. Również fakt, że tuląc do siebie „Jasia” usnął przed wygaszonym kominkiem, a obudził się tu na piętrze - nie pomagał w przejściu nad sytuacją w stylu „muszę iść od specjalisty od snów”. Uniósł dłoń i nakrył nią oczy. Leżąc tak przez dłuższą chwilę próbował to zrozumieć, jakoś sobie poukładać. Im dłużej tak leżał tym bardziej włosy stawały mu dęba. Był nawiedzany przez diabła, który mógł czynić mu we śnie realną krzywdę.
Zadygotał.
Z drugiej strony dopiero schodziła z niego fala pożądania jakiego nie ugasił orgazm który targał nim we śnie. Na samą myśl zrobiło mu się gorąco i znów przeszła przez niego fala podniecenia. Wprawdzie obrzydliwy rozdwojony język… ale wychodzący z pełnych, tak lubieżnie rozchylonych warg. Szatański ogon… ale zaczynający się w miejscu... Przełknął ślinę. Budzące obrzydzenie rogi…, rogi… dwa zakrzywione rogi które tak złapać by pokierować ruchem głowy i…
Przykrył twarz już dwoma rękami, nie bardzo wiedział co się dzieje. Sytuacji nie pomagał fakt, że został po prawdzie dość brutalnie zgwałcony. Ta myśl obudziła paradoksalnie kolejną falę podniecenia.
- Feckin’ Hee… - jego szkocki zamarł, gdy Alice zrozumiał co właśnie chciał powiedzieć. Rozejrzał się odruchowo. – Co tu się kurwa dzieje? – wyszeptał.
Ciężko zebrał się z łóżka udając się do łazienki. Było ledwie po piątej, więc Rita chyba jeszcze spała, tak jak i dzieciaki. Chyba, że podczas snu kierowany przez diablice wymordował całe towarzystwo, nie było to niemożliwe, bał się sprawdzić.
- Ona... Ma wpływ… tylko we śnie… - nienaturalny chłód i cichy szept ledwo przebijający się przez szum wody.
- Ale nie mały. – Przeciągnął dłonią po zadrapaniu ciągnącym się na jego piersi. – Mówiła prawdę? Jesteś i tu i w piekle Isa? Gubię się. Nic nie rozumiem. Nie ma cię tu? Oszalałem?
- Jeeesteeem… boli Alice… a muszę czuwać. - Usłyszał wyraźniej, jakby tchnęła mu w ucho.
- Mówiła prawdę? Jest dla Ciebie ratunek?
Milczała. To zasadniczo nie były rozmowy.
Kiedyś zastanawiał się, czy to nie jego podświadomość.
Wyrzuty sumienia.
Kiedyś.
Od dawna już tak nie myślał, bo chciał wierzyć w to że ona jest gdzieś obok. A nie gdzieś tam, w zaświatach gdzie mogłaby trafić…
Przyszła diablica i wszystko spieprzyła.



- Rita, jak odprowadzisz dzieci do przedszkola, to zrób sobie wolny dzień na mieście. Kino, zakupy w galerii, nie wiem… - upił łyk kawy usiłując oszukać sam siebie, że może skupić się na gazecie. – Chcę dziś pobyć w domu sam póki nie wrócisz z maluchami.
- ¿Qué? No entiendo todo. ¿Cine? ¿Compras? – spytała Meksykanka odpowiadając odruchowo w rodzimym języku.
Alice przejechał dłonią po twarzy.
- Kina, skupy, rosumić. Pobyś w dom? Rosumić. Sam, tak - pluła słowami jakie znała po angielsku jak z pistoletu maszynowego. Patrząc po akcencie mocno popsutego. - Ni rosumić, ja źle? Ja zła? Nie widzieć chcieć ja? - stropiła się lekko.
- Rita, potrzebuję dnia samemu. Pomyśleć, skupić się. - “Skupić”, to słowo z pewnością nie było na liście pierwszego rzutu dla osób uczących się języka. O dziwo jednak błysk zrozumienia przebiegł jej po twarzy. To słowo było podobne w hiszpańskim.
- Quieres la paz, el enfoque… - zreflektowała się. - Cisza, tak, ale Kino, ja nie? Jensyka nie?
- Mam pomysł - Alice rzucił do całej trójki. - Damy sobie dziś spokój z przedszkolem i szkołą, tak? I pójdziecie do kina na bajki, potem na lody, potem na zakupy.
- Baaaajki! - Lisa rozdziawiła się babrząc sobie nos dżemem gdy z wrażenia nie trafiła kanapką w buzie. Chris był bardziej sceptyczny. On odczuł mocniej chwilowe odstawienie go do sierocińca i na ojca do tej pory reagował z rezerwą i obawą czy ten znów nie…
- Bajki! - zgodził się Alice. - To jak smyki? Rita?
- My bawić. Bawić dobrze. - Meksykanka uśmiechnęła się. - Wrócić popołudnia?
- Tak. Dzień zabawy i zakupów do popołudnia.
Lisa zapiszczała z radością wgryzając się w kanapkę, a Rita pokiwała głową z uśmiechem. Chris spojrzał za to na siostrę i opiekunkę.
- Możemy sobie kupić co będziemy chcieli? - spytał czujnie.
- Byleby w zakresie “nie puszczenia mnie z torbami” - Alice wstał i odłożył swój pusty talerz do zlewu. - W rodzinie Lindsayów zarządzam dziś dzień dziecka.
- Yaaaay! - radosny krzyk dziewczynki rozległ się chyba aż w ogrodzie.



Włączył telewizor i nastawił żelazko stawiając je na desce do prasowania na której rozłożył pomiętą koszulę. W tle leciał jakiś film, dopiero po chwili Alice zorientował się, że to “Omen” Donnera, więc czym predzej przełączył. Wprost na program “Hell’s Kitchen”.
- No ja pierd… - wyłączył telewizor i włączył wieżę. W radiu leciała właśnie Marina Kaye z “Dancing With The Devil”. Zagryzł szczęki i przełączył na odtwarzanie CD… dopiero po kilkunastu taktach orientując, się, że w podajniku była płyta AC/DC jaką wszak sam tam włożył. To czy “Highway to hell” poleciało właśnie przypadkiem czy…
Nie chciał wnikać.
Ruszył się by zmienić płytę.
Muzyka na bazie chóru kościelnego.
Era.
- Bit this. - rzucił w przestrzeń.
Poleciały pierwsze takty piosenki wybranej przez odtwarzacz na chybił-trafił.


...Endeio diavole…

Oparł się o blat stolika i zapalił papierosa.
- Jak to twoja sprawka dziwko, to w nocy ja się pobawię kneblem - rzucił już bardziej zirytowany niż przestraszony.

Dzwonek do drzwi zabrzmiał gdy nasypywał lód do pojemnika na szampana. W chwile potem rozległo się pukanie. Ktoś tu był niecierpliwy.
Alice zbliżył się do okna i zerknął kto stoi przed drzwiami. Atrakcyjna blondynka z kopertą w ręku wyglądała na dość zdecydowaną. No w każdym razie raczej nie sprawiała wrażenia świadkowej jehowy.
To musiała być ona...
Podszedł do żelazka i przyłożył dłoń do rozpalonej dyszy.



Skrzywił się zaciskając szczęki i aż zadrżał czując okropny ból, wnet zabrał rękę. Nie szło tu o wypalanie sobie łapy.
Piekło jak cholera, włożył ją w lód i ruszył w kierunku drzwi.
- Chwileczkę! - rzucił do osoby stojącej na zewnątrz i zaczął markować skomplikowaną operację otwierania drzwi z jedną dłonią w pojemniku na chłodzenie szampana, który wszak musiał przy tym podtrzymywać.
Ba, wcale nie musiał markować… proste to nie było
W końcu uchylił je i otworzył szerzej barkiem wciskając go w szparę.
- Dzień dobry? - ni to przywitał się, ni to spytał odgrywając zdziwienie dość wczesną wizytą nieznajomej.
Nie było to trudne dla zawodowego aktora.
- Mogę w czymś pomóc? - spytał przyglądając się dziewczynie z mieszaniną zainteresowania i zakłopotania.
Stojąca przed drzwiami młoda kobieta przyjrzała mu się przelotnie, ale nie wykazując większego zainteresowania jego osobą.
- Mam przesyłkę dla... - odparła mu Beckett i spojrzała na kopertę by nie przeinaczyć imienia czy nazwiska. - Pani Alice Lindsay. Czy zastałam ją?
- Niestety żadna taka Pani tu nie mieszka… - mężczyzna stropił się jakby lekko zasmucony, że pomóc nie może. W końcu wyciągnął dłoń z pojemnika na lód jakby chciał ją podać dziewczynie na przywitanie, ale wnet tylko syknął z bólu i z powrotem ją schował w kojące, mroźne zimno. - Alice, miło mi - rzucił z rozbawionym spojrzeniem. - Przesyłka?
Beckett skrzywiła się wyraźnie speszona swoją gafą.
- Oh... Czyli to nie pomyłka, że jest tu napisane "pan" - powiedziała raczej do siebie, niż do niego. Wyciągnęła zaraz rękę z kopertą w jego stronę. Zaraz po tym podsunęła mu potwierdzenie odbioru przesyłki i długopis. - Proszę o czytelny podpis w tej kolumnie - wskazała mu palcem. Wyglądało na to, że śpieszyła się. Najwidoczniej kurierzy mieli to chyba wpisane w zawód.
- Częsty błąd - odpowiedział kiwając głową. Znów odruchowo wyciągnął rękę, na której kwitło poparzenie i znów odruchowo ją schował. Spróbował oprzeć pojemnik między framugą a brzuchem by sięgnąć lewą ręką, ale mało brakło jak wywróciłby go.
- Eh, pani wejdzie na chwilę, zaraz coś spróbuję z tym zrobić - odezwał się odwracając ku wnętrzu mieszkania i ruszając tam jakby nie czekając czy blondynka przyjmie zaproszenie czy nie.
Kobieta uniosła brwi w zdziwieniu widząc poparzoną rękę mężczyzny, nie skomentowała jednak tego, chyba nawet zignorowała jego "rany".
- Ale ja... - mruknęła Beckett nie chcąc dać się zaprosić do środka, spojrzała za siebie na uliczkę biegnącą przy domach i stojący nieopodal samochód. Ale gdy wróciła wzrokiem na adresata ten już zniknął w czeluściach swojego domu. - Hej, proszę pana! - odparła niepocieszona. Z niechęcią wymalowaną na twarzy weszła do środka.
- Jestem, jestem - odezwał się z salonu doskonale widocznego z niewielkiego przedpokoju, gdzie walały się dziecięce buciki. To Lisa wybierała przed wyjściem jakie założyć, w efekcie powstała tam istna strefa śmierci dla kogoś kto niezbyt uważnie patrzyłby pod nogi.

Alice stał nad ławą wciąż trzymając rękę w pojemniku na lód.
- Pani wybaczy… - uśmiechnął się lekko zakłopotany ale uroczo. - Opiekunkę wysłałem z dziećmi do kina i miałem wypadek z żelazkiem. - Wskazał stojące na desce do prasowania obok pomiętej koszuli. - Niecnie zaatakowany we własnym domu przez krwiożercze urządzenie. Jakby była pani tak dobra… - zamajtał lewą ręką gdy nie musiał trzymać już pojemnika i wskazał nią na blat. - Spróbuję podpisać się tą, może Pani potwierdzenie położyć tu na blacie? I otworzyć przesyłkę przy okazji? Mi trochę ciężko. - Zrobił ruch ręka jakby gestem prosił o podanie długopisu.
Beckett odwzajemniła uśmiech, ale nie odezwała się. Zgrabnie przeszła przez "pole minowe" zastawione przez zamieszkujące ten teren dziecko i dotarła do salonu. Położyła od razu kopertę na blacie razem z resztą potrzebnych rzeczy.
- Wie pan, ja nie mogę otwierać przesyłek - odparła z zakłopotaniem na jego prośbę. - Pan mi tu podpisze i ja już sobie pójdę... - dodała podsuwając mu bliżej wspomniany papier.
Alice wziął do ręki długopis.
- Mam nadzieję, że nie będzie miała pani problemu jeżeli podpis będzie… - zafrasował się lekko. - Ja lewą ręką to… Cóż krzyżyki analfabetów to to może nie będą, ale mojego podpisu przypominać to nie ma szansy. - Zerknął ku kopercie. Wyglądał na zaciekawionego. - Oh przestańmy bawić się w takie biurokratyczne bzdury. - Uśmiechnął się ponownie. - Wchodzić też pewnie pani nie powinna, a jedynie czyni to Pani przez sytuację. Jesteśmy ludźmi, a nie bezdusznymi maszynami, prawda? - Przymierzył się do podpisu. Lewą ręką faktycznie szło mu nieskładnie. - Będę Pani dłużnikiem, byłe wyjąć to na stół przecież nie będę Pani prosił o czytanie mi tego co tam jest.
- Ok... - Beckett najwyraźniej dała za wygraną i niepewnie sięgnęła po kopertę. - Powinien pan oparzenie trzymać pod bieżącą zimną wodą - zmieniła temat. Patrzyła przy tym nieco ponaglająco na formularz potwierdzenia odbioru.
Na twarzy Alica przemknął cień ulgi.
- Bieżąca woda, błogosławieństwo. - Pokiwał głową. - Tylko nie mógłbym zabrać zlewu do drzwi by Pani otworzyć. - Mrugnął wesoło, choć z lekkim grymasem braku komfortu sprawianego przez oparzenie. Pochylił się i zaczął kombinować nad składaniem podpisu lewą ręką trzymając ją lekko pod kątem jakby dzieciak co uczy się pisać. Przygryzał przy tym śmiesznie język. W skupieniu zasłonił kartę przedramieniem jakie oparł o blat by wymusić statyzm dłoni nie przyzwyczajonej do posługiwania się długopisem.
- Wystarczy wyjąć z koperty i położyć tu na stoliku, o nic więcej nie proszę.
Isobel westchnęła cicho i uległa jego namowom. Patrząc na niego tylko kątem oka zaczęła paznokciami rozrywać kopertę.


współtworzone częściowo z Mag

Mira 02-06-2016 15:02

Alice przyjrzał się dziewczynie dyskretnie, gdy ta rozrywała kopertę. Nie była brzydka. Mogłaby bardziej o siebie zadbać i mieć trochę bardziej kobiece kształty, ale przyjemnie było na nią popatrzeć. Wydawało się, że swoją wrażliwość tuszuje, przybierając postawę chłopczycy. Szorstkość jej charakteru wynikała jednak bardziej z faktu, że nie była przyzwyczajona lub nie lubiła kontaktu z ludźmi niż ze złej woli. Chciała teraz pomóc poszkodowanemu mężczyźnie, nie oczekując niczego w zamian...Naiwna.

- Jest podobna do mnie... - Alice usłyszał w swojej głowie głos Isy.

W tym samym momencie Isobel skrzywiła się. Czyżby też słyszała głosy zmarłych?! Alice patrzył na nią oniemiały, nie mógł wiedzieć, że kobieta ma swojego własnego "pasażera" umysłu.

- CZY WYPADA, ABY NIEWIASTA ODWIEDZAŁA MĘŻCZYZNĘ W JEGO DOMU, GDY JEST SAM? - w umyśle Isobel rozległ się głos anioła, gdy wzięła do ręki kopertę.

Ta zignorowała jego słowa. Nie zamierzała wdawać się w dyskusję z Rasielem, gdy była w jakimkolwiek towarzystwie.
“Później” - chciała zbyć go tą myślą.
- DOBRZE, TYLKO PROSZĘ, ZACHOWUJ SIĘ JAK DAMA.

Słysząc w głowie słowa anioła, Isobel skrzywiła się, co właśnie zauważył Alice. Kobieta nie miała jednak czasu patrzeć na jego reakcję, skupiona była na rozrywaniu opakowania w taki sposób, aby nie uszkodzić zawartości.

Koperta została otwarta. Kurierka wyjęła ze środka plik dokumentów i zgodne z instrukcją odłożyła obok na stoliku. Nie miała zamiaru ich czytać, jednak trudno było nie zerknąć na kopię rycin i starodawnych rysunków, wokół których skupiał się tekst.

[MEDIA]http://4.bp.blogspot.com/-08vOhwC_paY/TxrfaPacGrI/AAAAAAAAC2M/O5KyIWot-do/s1600/egzorcyzmy.jpg[/MEDIA]
[MEDIA]http://2.bp.blogspot.com/-pni6src6sq0/VZTfkI3ck0I/AAAAAAAABVg/PuY7B1tnkf4/s320/images.jpg[/MEDIA]
[media]http://www.taraka.pl/foto/brzuch_diabla_08.jpg[/media]

Do tego był wielki nagłówek na pierwszej stronie:
EGZORCYZMY:
WYGNANIE Z CIAŁA NIECHCIANEGO DUCHA


Czyżby Isobel trafiła na człowieka, który mógł jej pomóc uporać się z niechcianym towarzyszem?

Leoncoeur 03-06-2016 22:51



Przelotnie spojrzała na obrazki, które mimowolnie zwróciły jej uwagę. Zaraz jej dłonie zacisnęły się w pięści, a jej spojrzenie zdradzało dużą nieprzychylność względem osoby stojącej przed nią. Zmrużyła gniewnie oczy. Zbliżyła się do niego.
- Proszę odpisać odbiór - powiedziała oschle i ponaglająco postukała palcem w formularz.
- Chyba jednak będą trzy krzyżyki… - mruknął po raz kolejny przymierzając się do nabazgrania czegoś na kartce. Robił zawijasy w powietrzu starając się na sucho przećwiczyć dłoń aby to co zaraz miał popełnić przypominało cokolwiek sensownego. Ponaglany zerknął na kobietę i zrobił zdumioną minę. Powiedzieć, że jej reakcja ją zaskoczyła to jak nie powiedzieć nic.
- Coś… coś się stało? - zająknął się patrząc na nią nic nie rozumiejącym i zadziwionym wzrokiem.
Isobel wyraźnie zirytowała się zachowaniem mężczyzny. Chwilę nad czymś się zastanawiała by w końcu pochwycić formularz w dłoń.
- Życzę miłego dnia - odparła i odwracając się na pięcie skierowała od razu swoje kroki ku wyjściu.
- Ehm… miłego - powtórzył odruchowo biorąc pojemnik z lodem i idąc za nią do drzwi. - Jak Pani chce to mogę podpisać po południu jak przestanie tak dziko rwać. Mogę podjechać.
- Nie trzeba - prawie warknęła na niego gdy odpowiedziała na jego pytanie. Idąc przez korytarz nie kłopotała się już z omijaniem przeszkód, po prostu roztrącała stojące jej na drodze buty. Dłonie miała ściśnięte tak, że pobielały jej kłykcie. W końcu minęła drzwi i bez słowa opuściła dom.

Gdy wyszła zastanawiał się chwile patrząc na nią przez okienko obok drzwi wpuszczające światło do korytarzyka. Widział jak wzburzona kierowała się do samochodu. Zadumał się, bo opcje najpewniej były dwie. Albo słyszała Isę i gniewem zamaskowała strach, albo… była niezrównoważona psychicznie lub emocjonalnie.
Zmienność nastrojów, samoistne wybuchy niesprowokowanego gniewu...
- W co ty mnie wpieprzasz szalona rogata małpo - zajęczał idąc do salonu aby przejrzeć zawartość przesyłki. Łyknął przy tym dwa proszki przeciwbólowe.
Większość materiałów była napisana po łacinie lub w innym - nieznanym Alice’owi - językowi. To, co zdołał odszyfrować, brzmiało zaś bardziej jak kiepska poezja.

Cytat:

Zawżdy gdy ciało ludzkie byt nadnaturalny przybierze
Wtedy by pozbyć się go odnaleźć należy źródło macierze
Co przy studni bytu twego zrodzona
Duszy nowego żywota będzie uwolniona
Ty zaś pakt z czarnym podpisując
I sprawunki swe na ciemną stronę rotując
Opatrz ciało w krew nienarodzonego
I wypatruj światła Księżyca pełnego
Tedy byt obcy zostanie przez Najwyższego wezwany
I wraz z twą dusza w piekieł otchłani pochowany

- Niezłe jaja - mruknął.

Zawartość przesyłki zaskoczyła go, choć zdumieniu mógł dać upust dopiero po żywiołowym wyjściu blondynki. Zasadniczo nawet dobrze wyszło, że kurierce odpaliło i uniesiona niezrozumiałym gniewem nie dała możliwości jakichkolwiek rozmów. Miał grać głupa, że jest egzorcystą? Czy, że to prezent dla dzieci - “takim fajnym tata jestem, wiem co je ucieszy”. Diablica rozgrywała jakąś chorą partię w której zarówno on jak i blondynka jak widać byli tylko pionkami. Pionkami, którym nie mówi się za wiele.
Skrzywił się i poszedł do łazienki. Ręka szarpała bólem jedynie lekko stłumionym przeciwbólowymi, ale leki dopiero się rozkręcały. Oparzenie było widoczne, choć dosyć płytkie, wszak chodziło o alibi, a nie o smród przypalanego ciała.
Odwrotnie niż w piekle.
Wzdrygnął się i otworzył apteczkę.
Posmarował wnętrze dłoni i spód palców kojącą maścią i owinął bandażem. Było lepiej.

Wyjął proszki nasenne i jedną tabletkę połknął i zapił whiskey.
Ibuprofen, Stilnoc i Red Label.
Koktajl bogów.
Zanim usiadł na fotelu wziął z kominka pogrzebacz i położył sobie na kolanach.
Popijając drobne łyki zastanawiał się czy w śnie też będzie go miał i coś mu w ogóle on da przeciw rogatej. Ale były to tylko drobne przebłyski. Jego myśli coraz bardziej otępiałe lekami wchodzącymi w reakcje z alkoholem skupiały się na innych sprawach.
Czy ta biedna dziewczyna (co do której Lamia miała swoje plany,) słyszała Isę?
Czy gdyby wyegzorcyzmować siebie to czy Lamia da mu spokój, czy też utraci ostatnią nić łączącą go z Isą.
I czy ona wtedy w pełni trafi do piekła?
Czemu w ogóle druki egzorcyzmów na litość boską?!
Odpływał.
W końcu usnął.



Mag 06-06-2016 13:06

Wpadła do stojącego nieopodal swojego auta i rzucając na siedzenie obok to co trzymała w rękach włożyła kluczyk do stacyjki i odpaliła silnik.
Nie czekając na nic ruszyła przed siebie.
"Co to miało być?!" dłonie zaciskała mocno na kierownicy.
- CHCIAŁBYM PRZESTUDIOWAĆ TE MATERIAŁY. - odezwał się Rasiel.
- Chyba cię pogrzało - odparła mu w odpowiedzi. Będąc już w aucie, złość w miarę pokonywanych metrów i zwiększania dystansu od domu tamtego mężczyzny zaczynała z niej uchodzić.
Zaczynała się zastanawiać czemu tak zareagowała, przecież to był tylko głupi zbieg okoliczności...
- Nie będę chodzić po jakichś świrach, odstawię leki i przestanę cię słyszeć - stwierdziła stanowczo. Dostrzegła billboard z reklamą McDonalda. Zdecydowała się tam zatrzymać na przerwę. Ochłonąć.
- PRZEPRASZAM, NIE CHCIAŁEM WYPROWADZIĆ CIĘ Z RÓWNOWAGI.
- Eh... - no i zrobiło jej się głupio, że na niego naskoczyła. - Słuchaj, głosy w głowie to prosta droga do wariatkowa w tym świecie. Nikt tu nie wierzy w anioły i demony. Ja wierzę w twoją wersje, ale to dlatego, że opętanie przez duszę grzesznego anioła jest dla mnie wygodniejsze.
Anioł nic na to nie odpowiedział.
Westchnęła zrezygnowana.

Włączyła kierunkowskaz i skręciła na parking restauracji.
Zaparkowała auto i wysiadła zostawiając Łobuza w aucie. Wzięła za to ze sobą formularz i długopis. Co prawda wolałaby zatrzymać się w Berger Kingu, ale tu zdecydowanie łatwiej było znaleźć jakiegoś wałęsającego się na wagarach dzieciaka.
Weszła do restauracji i zamówiła zestaw śniadaniowy rozglądając się uważnie po pobliskich twarzach. Potrafiła to robić w nienachalny sposób. Isobel odebrała swoje zamówienie i z tacą przeszła się by zająć miejsce na zewnątrz budynku. Zahaczyła jeszcze o swoje auto i wypuściła z niego psa. Już w jego towarzystwie zasiadła przy stoliku rozpakowała tosta z bekonem i podała go pod blat. Doberman jednym kłapnięciem pyska pochłonął swoją przekąskę. Isa rozerwała opakowanie swojego wrapa i wgryzła się w niego. Lewą ręką wyciągnęła telefon i by sprawdzić jedną rzecz.
- No i wszystko jasne, "chwiejność emocjonalną, łatwe przechodzenie do stanów skrajnych emocjonalnie" - mruknęła pod nosem czytając co znaczyła fraza, która zainteresowała ją wcześniej w ulotce leku.
"Naprawdę muszę je odstawić" zmartwiła się. Bez tych leków obawiała, się, że znów będzie jej groziła bezsenność. Skrzywiła się na nieprzyjemne wspomnienia wiążące się z nieprzespanymi nocami i żywotem zombie za dnia.
Ale myśli te przerwało jej dostrzeżenie tego co teraz potrzebowała.
- A ty nie powinieneś być w szkole? - rozsiadła się, gdy zagadała do dzieciaka, który słysząc te słowa wzdrygnął się.
- Nie sprzedam cie jak coś dla mnie zrobisz - naiwna mała istotka zbliżyła się do niej. Beckett wyciągnęła długopis i podsunęła dzieciakowi formularz.
- Napisz tu "A. Lindsay" - przeliterowała mu, a ten grzecznie wykonał jej prośbę. Isobel wyciągnęła jeszcze drobne, resztę z zamówienia jakie tu złożyła i dała dzieciakowi.
- Ale nie wsypiesz mnie? - upewnił się.
- Nie, no jasne, że nie - odparła zbierając swoje rzeczy po czym wstała od stołu.
Przynajmniej jeden kłopot spadł jej z głowy.
Ruszyła do auta, a za nią podążył doberman. Znów byli w drodze. Co prawda korek do centrum jeszcze całkiem się nie przeczyścił, ale nie miała pomysłu w jaki inny sposób marnować czas, więc równe dobrze mogła popracować.

Mira 10-06-2016 22:27

ALICE

Życie jest niesprawiedliwe. A sny tym bardziej.

Alice nie tylko nie miał pogrzebacza, z którym zasypiał, ale był przywiązany. I tym razem nie było to łóżko, ale pionowo ustawione, wielkie koło z drewnianych desek. Przywodziło ono na myśl pewną sztuczkę cyrkową z nożami...

[media]http://i.gr-assets.com/images/S/photo.goodreads.com/hostedimages/1380408290r/798651._SX540_SY540_.jpg[/media]

Mężczyzna zachichotał w duchu. Wiedział, że śni i szczerze bawiła go sceneria, którą stworzył jego umysł pod wpływem "znieczulaczy".

Dopiero gdy estradowe światło zabłysło również w drugim kącie areny i Alice dostrzegł tam półnagą Lamię, wyposażoną w wielkie szpikulce, wesołość minęła. Chciał krzyknąć, lecz w ustach znów miał tą przeklętą kulkę dla uległych! Jak ta diablica śmiała go tak traktować?!

Tymczasem Lamia wykonała obrót i wykonała pełen gracji ukłon w stronę niewidocznej publiczności. Po chwili jej wzrok skupił się na Alice.

- Zawiodłeś mnie. Miałeś zatrzymać tę dziewczynę. - powiedziała.

Chciał jej coś odpowiedzieć, chciał zapytać o dokumenty, ale około 20-stocentymetrowa szpila utkwiła w kole tuż obok lewego ramienia. Jego ramienia. Choć wiedział, że śni, poczuł tchnienie strachu na plecach.

- Oparzenie? Jesteś beznadziejny. Naprawdę myślisz, że kobiety chcą takich bezradnych fujar?

Nie wytrzymał, znów chciał jej wygarnąć, a kolejna szpila wbiła się pomiędzy jego szyją a barkiem. Ta diablica była szalona!

- Masz szczęście, że czuwam nad tobą. Sprawiłam, ze dowód tej dziewczyny wypadł na twoim podjeździe. Masz ją odnaleźć i nawiązać kontakt, rozumiesz? A potem... potem namów ją do złego. Jakieś pytania? Tylko na temat.

Kulka zniknęła. Alice mógł się odezwać, choć... w dłoniach Lamii zauważył jeszcze 6 szpikulców.


ISOBEL

To był już ostatni transport tego dnia. Isobel miała już tylko oddać skaner i dokumenty do biura i mogła wracać do domu.

Wyjeżdżała akurat z terenów podmiejskich, włączyła kierunkowskaz i już miała skręcać na obwodnicę, gdy w głowie usłyszała głos Rasiela.

- TAM NA DACHU! NA TYM DUŻYM BUDYNKU KOŁO BOISKA. TAM STOI DZIEWCZYNA I CHCE SKOCZYĆ!

- "Czy chodzi Ci o szkołę?" - chciała zapytać Isobel, lecz wkrótce sama dostrzegła sylwetkę na dachu budynku.

Co prawda z tej odległości nie była w stanie stwierdzić, że to dziewczyna, ale Rasiel mógł widzieć więcej jako anioł. Wokoło nie było nikogo innego.

[MEDIA]http://1.bp.blogspot.com/-8UuRKwY8QtM/TyrBBi3ooUI/AAAAAAAAAvU/oHL0fngfEXM/s1600/roof+sunset+photo+3.jpg[/MEDIA]

- PROSZĘ, NIE POZWÓL JEJ. INACZEJ... INACZEJ JEJ DUSZA NIGDY NIE ZAZNA SPOKOJU.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:02.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172