Dominique McArthur Na twarzy dośc wysokiej kobiety jaka wyszła z jednego z pokoi na pierwszy rzut oka nie malowało się zadne negatywne uczucie. Jedynie w intensywnie niebieskich oczach malowała się...pogarda? Chyba tak. Zdecydowanym ruchem odgarneła kosmyk kasztanowo rudych włosów opadający jej na czoło, poczym spojrzała na mężczyzn stojących na korytarzu. Jej zgrabna sylwetka i pociągająca powierzchowność wydawała się zupełnie nie pasować do otaczjącej zebrane osoby obskurności nędznego hoteliku. Lekkim ruchem dłoni strzpneła jakiegoś insekta wspinającego się po nogawce jej krótkich szortów koloru khaki. I co dalej? Wnioskując z romowy jaką tu prowadziliście, którą chyba również usłyszeli wszyscy inni ewentualni goście w okolicy, całej naszej ekipie przydarzyło się to samo. I co dalej? Jej głos był ciepły, lecz stanowczy. |
Shon Verpen Shon w pierwszym momencie nie zrozumiał co Henry ma na myśli. Później doszło do niego iż było zupełnie na odwrót. Zmarszczył brwi. -Ale w zasadzie nie o to mi chodziło. Zaskoczyć czyli zrobić coś zupełnie odwrotnego niż by tego chcieli.- Maił nadzieję, że tym razem wyraził się jaśniej. Dla pewności dodał: -Mieliśmy być spowolnieni? Ruszmy naprzód szybciej niż zamierzaliśmy.- Mężczyzna miał nadzieję, że detektyw przychyli się do jego propozycji ale... Licho wie co on teraz myśli. W tym momencie usłyszał bardzo dobitny dowód na gotowość całej grupy. Ostatni członek... Członkini ekspedycji dołączyła do niej. I od samego rana niezadowolenie. zinterpretował "powitanie" Shon. -Tak, kochanie ciszej nie dało rady!- odpowiedział Dominique. Może i była odrobinę denerwująca jednak popatrzeć... Młody archeolog omal nie spadł ze schodów zagapiony w "kolegę po fachu". Z sytuacji wyszedł w prosty sposób. -Ja idę coś zjeść jak dojdziecie do konsensusu powiedzcie mi.- Ruszył w stronę miejsca w którym to mógł otrzymać jedzenie. |
Szahan Ghasim Ponieważ schody były wąskie, Ghasim nie mógł minąć rozmawiających Shona i Henry'ego. Po zejściu pierwszego skierował się w stronę recepcji. Usłyszał jeszcze całkiem miły w brzmieniu głos Dominique, ale postanowił nie wdawać się na razie w żadne nowe dyskusje, w końcu reszta wytłumaczy jej aktualną sytuację. Podszedł do kontuaru i wcisnął dzwonek, który okazał się być zbyt zardzewiały. Westchnął i zawołał: Przepraszam, chciałbym porozmawiać z kimś z personelu. - Przecież kradzieże nie mogą tu występować tak często, żeby właściciel na to nie reagował... |
Eryk Lenvron Rzuciwszy (bądź co bądź) uprzejme spojrzenie zdominowanej negatywnymi uczuciami kobiecie, ruszył Eryk w ślad za arabem pragnąc zorientować się nieco w sytuacji i pozostawiając pragnienia żołądkowe bardziej stosownej chwili. Po niedługiej drodze, stanąwszy obok Szahana, cierpliwie oczekiwał nadejścia "portiera" zastanawiając się przy tym, czy łysawy wykaże się swymi (cokolwiek drogimi) umiejętnościami. |
Detektyw, kiedy zakończył rozmowę na schodach, szybciej ruszył do przodu i wkrótce zniknął za ścianą. Wkrótce i wy zeszliście. Staliście chwilkę w salce głównej, ale przez 2 minuty nikt się nie zjawił - nawet pomimo kilkukrotnego dzwonienia. Już zamierzaliście iść, kiedy doszedł do waszych uszu czyjś przepraszający głos: - Spokojnie, spokojnie, już idę, czym mogę panom służyć? - odpowiedział niski, czarnowłosy mężczyzna z wąsem w wieku około 40 lat. Zaraz za nim wynurzył się detektyw Henry Jiggins. - Już go wypytałem o wszystko - szepnął, kiedy przechodził obok was. Skierował swoje kroki w stronę wyjścia z hoteliku. |
Na piętrze zostały już tylko dwie osoby, metal-archeolog i piękna Dominique. Steve postanowił zapoznać się z nią bliżej, a przynajmniej nie uważał, żeby była typem księżniczki. Po pierwsze, taki "księżniczki" nie mieszają się w nasze zawody, a po drugie... cóż, każdy by się wnerwił, gdyby z przyjemnej drzemki wyrwały go krzyki jego towarzyszy - Tak więc, panno McArthur, wygląda na to że początek wyprawy jest nie najlepszy. Co pani zdaniem powinniśmy zrobić? Rzekł odgarniając do tyłu długie, niesłorne włosy. |
Szahan Ghasim Arab popatrzył za odchodzącym Henrym. Gdy drzwi się zamknęły, spytał recepcjonistę: Mógłby pan jeszcze raz wytłumaczyć, jak to się stało, że nasze rzeczy zniknęły z naszych pokoi? I co właściwie wie pan o panu Henrym Jigginsie? Starał się robić wrażenie rozluźnionego, przyjacielskiego. Wiedział, że jeśli będzie za bardzo obarczał recepcjonistę winą za kradzież, to ten zamknie się w sobie i ciężko będzie dowiedzieć się czegoś od niego. |
- No cóż... - recepcjonista próbował wyszukać właściwe słowa, jednocześnie nieporadnie kryjąc zakłopotanie - Bardzo mi przykro, że tak się stało... Oni mi zagrozili... Nie miałem wyboru... Recepcjonista ze spuszczoną głową stał przez chwilę, po czym dodał: - Naprawdę nie chciałem. Możecie tutaj mieszkać jak długo chcecie, ale to nie moja wina... |
Szahan Ghasim Niech Pan się uspokoi, rozumiem, że to nie pana wina. Chciałbym tylko wiedzieć, kiedy się tutaj pojawił pan Henry Jiggins i co o nim pan wie. Czy przypomina pan sobie wygląd napastników? Spytał się Szahan przestraszonego recepcjonisty. Uśmiechnął się do niego. Niech pan się nie boi, postaramy się, żeby każda z tych informacji pozostała między panem, a naszą grupą. |
- Tak, przypominam, ale zakazli mi mówić... To taka lokalna banda... Ale może uda wam się ich uciszyć? - zastanowił się przez chwilę mężczyzna. - Prawo tutaj nie działa tak, jak u was. U nas ten ma dobrze, kto dobrze płaci... Było ich trzech. Przyjechali takim starym, brudnym jeepem. Jeden z nich miał charakterystyczny, garbaty nos i jest ogromnym mężczyzną. Po za tym ma też szeroką bliznę na twarzy... Wszyscy wiedzą, że oni współpracują z tutejszą policją. Zagrozili mi, że jeśli w ogóle dowiecie się cokolwiek na ich temat - za moim pośrednictwem czy też nie - to powrócą tutaj... |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:06. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0