Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-07-2016, 17:55   #1
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
[Marvel] Thunderbolts: Rough Justice

15.07.2015,
S.H.I.E.L.D. HQ,
219 West 47th Street,
Nowy Jork, USA


Czarnoskóry, dobrze zbudowany mężczyzna stał przy oknie pokoju na czterdziestym piętrze, wpatrując się w światła miasta odcinające się wyraźnie na tle nocy. Deszcz miarowo bębnił o szyby biura, które już od kilku godzin powinno być puste. Dziś jednak nie było. Dziś, dyrektor S.H.I.E.L.D. Nick Fury musiał podjąć decyzję, która miała dać owoce w niedalekiej przyszłości. Albo miała okazać się kompletną klapą. Przecież powoływali już wcześniej drużyny złożone z przestępców i kończyło się to z różnym skutkiem, nigdy jednoznacznie pozytywnym. W jego mniemaniu, projekt Thunderbolts nigdy nie oddawał tego potencjału, który miał na papierze i jakim chcieli pochwalić się decydenci.

Gdyby miał wybór, nie wchodziłby kolejny raz do tej samej rzeki, ale jak to bywało na tak wysokich szczeblach władzy, nie on o tym decydował. Miał jedynie wytypować ludzi, którzy będą idealni do tej roboty, a jednocześnie nikt po nich nie zapłacze, jeśli gdzieś po drodze zginą. Przecież i tak byli skazani na śmierć, więc co za różnica, prawda? Mięso armatnie, które można było wykorzystać do własnych celów, zasłaniając się złudną obietnicą wolności dla tych, którzy resztę swego życia powinni spędzić odizolowani od społeczeństwa, albo straceni.

To była cienka linia. Cienka linia, którą politycy z chęcią przekraczali każdego dnia, by realizować pomysły rozdmuchane przez ich ego, dla własnej korzyści. Najważniejsze, by w odpowiednim momencie podbić słupki wyborcze. Kupić sobie zaufanie tych, do których docierały hasła oparte na najniższych instynktach. Zabawy z bronią nigdy nie kończyły się dobrze, ale zawsze można było wszystko zamieść pod dywan, czyż nie? Tak było przecież z poprzednimi drużynami Thunderbolts, a i tak niczego ich to nie nauczyło. Chcieli mieć kolejną bandę szaleńców na usługach rządu, więc należało taką wybrać. Na szczęście ludzie Fury'ego wykonali dobrą robotę, minimalizując liczbę potencjalnych chętnych do dwudziestu teczek w bazie S.H.I.E.L.D.

Dlatego Nick wciąż siedział w swoim biurze, choć na zegarze wiszącym na ścianie dochodziła druga w nocy. Do jutra miał czas, by przedstawić Komisji nowy skład Thunderbolts, a wybór wcale nie był oczywisty...

 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline  
Stary 26-07-2016, 08:45   #2
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację



??.08.2015.
The Raft, Ryker’s Island,
Nowy Jork, stan Nowy Jork,
USA.



The Raft na Wyspie Rykera. Więzienie w więzieniu, choć niektórzy nie nazywali tego miejsca specjalnym ośrodkiem penitencjarnym o zaostrzonym rygorze dla szczególnie niebezpiecznych przestępców, a inkubatorem psychoz. Fakt, pojedyncze cele wielkości przeciętnej łazienki nie wspomagały rozwoju umysłowego, ale przecież nie taki był ich cel. Miały izolować tych, którzy nie nadają się do życia w społeczeństwie. Tych, którzy już dawno zatracili swoje człowieczeństwo. Tych, którzy już nigdy nie opuszczą tego miejsca, a jeśli już, to w brezentowej folii, wprost do kostnicy.

Kompleks, otoczony grubym i wysokim murem zakończonym polem energetycznym, posiadał dodatkowe wzmocnienia w postaci wieżyczek strzelniczych wyposażonych w najnowocześniejsze działka od Stark Industries, skanery terenu, a nawet wyrzutnie rakiet, by odeprzeć atak z powietrza. The Raft zostało zaprojektowane tak, by nie tylko uniemożliwić ucieczkę, ale i stawić czoła wszelkim próbom odbicia więźniów. By wydostać się na zewnątrz, należało przejść przez co najmniej piętnaście kontrolowanych elektronicznie drzwi, a do znajdujących się najniżej kompleksu sekcji dla najniebezpieczniejszych super-przestępców, hasła do bramek zmieniano dwa razy w ciągu dnia.

Życie w więzieniu kontrolowało ponad dwieście kamer, z czego część z nich umieszczona była w celach najgroźniejszych skazańców. Jeśli któryś z nich zasłonił oko kamery, zostawał przykuty do metalowego łóżka. Alpha i Deepwood coś o tym wiedzieli. Małe, jednoosobowe cele, oprócz pryczy i plastikowego materaca, posiadały toaletę z nieruchomą muszlą klozetową i kontrolowany z zewnątrz prysznic, podający wodę od dziesięciu sekund do pięciu minut. Każdy złoczyńca z super-mocami przybywający do Raft zostawał poddany tak zwanej “sterylizacji” - specjalna szczepionka przygotowana przez Reeda Richardsa z Fantastic Four i Hanka McCoya z X-Men wygaszała moce więźnia, by mógł być lepiej kontrolowany przez strażników. Służbę więzienną pełniło w tym miejscu ponad stu pięćdziesięciu specjalnie przeszkolonych mężczyzn, przeważnie byłych policjantów, lub wojskowych.

Najniebezpieczniejsi osadzeni spędzali w swoich celach niemal dwadzieścia godzin dziennie, wyprowadzani na wąski spacerniak otoczony wysokimi murami jedynie raz w ciągu doby. Oczywiście nie byli tam sami - zawsze towarzyszył im strażnik uzbrojony w karabin, a wszystko obserwował obiektyw kamery. Jednym z największych uniedogodnień była niemal śladowa ilość światła słonecznego - okna w celach szerokie na zaledwie dziesięć centymetrów nie pozwalały na wiele, zaś spacerniak posiadał tylko niewielki, kwadratowy wylot w suficie. Za dobre sprawowanie więzień dostawał do celi dwunastocalowy telewizor LCD, na którym mógł oglądać programy edukacyjne dla dzieci, bądź religijne. I chyba tylko Sin na to nie narzekała.

Izolacja w The Raft była zupełna. Więźniowie na najwyższych szczeblach bezpieczeństwa nie widywali innych osadzonych, nie posiadali praw do żadnych odwiedzin, a strażnicy mieli zakaz pozasłużbowej konwersacji, co potrafiło skruszyć nawet największych twardzieli. Kolejnym motywem wywołującym niepokój było miejsce, gdzie przeprowadzano egzekucje, zwane w więziennym slangu The Pit. I o ile w innych więzieniach odbywały się one na zasadzie podania śmiertelnego zastrzyku, w Raft skazańców wieszano. W końcu zastrzyk i bezbolesne odejście z tego świata nie działało na umysły osadzonych tak dobitnie, jak szafot, na którym coś mogło pójść nie tak, a cierpienie wydłużyć się o kilka dobrych minut.

Życie ze świadomością, że pewnego dnia przyjdą po ciebie i zawiśniesz na oczach wyznaczonych do oglądania tego marnego widowiska urzędasów, musiała męczyć. Oczywiście tylko tych, którzy o tym myśleli. To było jak życie z rakiem, jedyna różnica polegała na tym, że osadzeni wiedzieli, kiedy nadejdzie ich czas. Przynajmniej teoretycznie, gdyż życie w murach Raft zlewało się w jednolitą kliszę, odtwarzaną dzień po dniu, precyzyjnie jak w szwajcarskim zegarku, aż do końca, przez co wielu straciło już rachubę czasu i nie wiedzieli, czy są tutaj pięć, czy dziesięć lat. Pewnego dnia jednak, do niektórych uśmiechnęło się szczęście i to od nich zależało, czy wyciągniętą dłoń przyjmą, czy odrzucą, powtórnie skazując się na śmierć.

Ledwo skończyli śniadanie, a sześcioro więźniów - Sin, Psycho, Blink, Alpha, John Deepwood i Dark Star - zostało przetransportowanych do sporego pokoju z szerokim biurkiem ustawionym pośrodku i usadzonych na plastikowych krzesłach obok siebie. Pomimo przebywania w tym samym budynku od wielu lat, to był pierwszy raz, gdy wszyscy spotkali się w jednym pomieszczeniu, a Ari i Sif od razu rzucili się sobie w ramiona, pozostając w takiej pozycji przez dłuższy czas. Uwagę skazańców zwróciła zamontowana w ścianie naprzeciw nich szyba z lustra weneckiego, za którą najpewniej ktoś ich obserwował. Pozwolono im na zaledwie pięć minut rozmowy, gdy drzwi otworzyły się energicznie i spokojnym krokiem wszedł do środka wysoki mężczyzna w czarnym garniturze.


Jego delikatny uśmiech, a przede wszystkim spojrzenie, sugerowały im, że cokolwiek za chwilę się stanie i tak mają przejebane. W ten, czy inny sposób. Takie rzeczy po prostu się czuło.
- Nazywam się agent specjalny Phil Coulson i jestem z S.H.I.E.L.D. - Zaczął, zajmując krzesło naprzeciw nich. - Przyjechałem tutaj, ponieważ zostaliście wytypowani do rządowego programu o nazwie Thunderbolts, gdzie niebezpieczni złoczyńcy łapią innych niebezpiecznych złoczyńców. Oczywiście nie musicie się na nic zgadzać i to będzie koniec tej rozmowy, a wy wrócicie do cel, by odbyć tutaj resztę wyroku, aż do przykrego końca. Jednakże, jeśli przystaniecie na naszą propozycję i zasłużycie się dla projektu, kara śmierci zostanie zastąpiona symboliczną karą więzienia. Potem będziecie wolni. - Uciął, a widząc, że część z nich wyraźnie zainteresowały jego słowa, kontynuował. - Poza tym, chyba nie oglądacie tutaj za wiele słońca, prawda? Raft to bardzo ponure miejsce z którego możemy przenieść was gdzieś, gdzie dostaniecie własne pokoje z łazienką i trochę więcej luzu, niż macie tutaj. Poza tym, co niektórzy chcieliby chyba znów móc korzystać ze swoich zdolności, prawda? Wystarczy, że podpiszecie odpowiednie dokumenty i jeszcze dzisiaj zaczniecie nowe życie, z dala od Raft.
Coulson spojrzał na zegarek, a następnie po twarzach skazańców.
- Oferta wygasa za pięć sekund. Kto zainteresowany?
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 26-07-2016 o 09:32. Powód: Kosmetyka posta ;)
Kenshi jest offline  
Stary 26-07-2016, 14:17   #3
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Czas uwięzienia i związane z nim przemyślenia

Ten kto umarł i widział piekło nie boi się śmierci ni odosobnienia. Jedyny strach jaki czuł to powrót w objęcia śmierci przed wypełnieniem misij dla Tronów strąciło by go z powrotem w czeluści piekielne gdzie miejsce samobójców.

Złapali go podczas wykonywania misji karani grzesznych zgodnie z wolą istot wyższych nie rozumiejąc że prawo Boskie przewyższa ludzkie zamknęli go w klatce a zastrzyk odebrał mu siłę i odporność oraz sprawił że czas ruszył a on zaczął się na powrót starzeć. To również go nie zmartwiło ucieszeszył się nawet że nikt go nie rozpozna a biologiczna substancja nie dała rady odebrać mu dostępu do duchowego komponentu jego ożywionej istoty czyli wizji oraz Anielskiej zbrojowni.

Nie mógł jednak użyć jej do ucieczki gdyż miejscowi strażnicy w przeciwieństwie do nowojorskiej policji byli z dobrej jakości surowca moralnego więc nie wolno było mu ich skrzywdzić. Może wiedząc o karzącej mocy jego pocisków ze świętego płomienia dobrali ich na wszelki wypadek?

Trony niezadowolone z tego że w przeciwieństwie do jego grzesznego poprzednika który porzucił Świętobliwy Posterunek dał się złapać.

Niebiańscy przełożeni uznali że niewola będzie odpowiednią karą i kazali mu czekać na znak wyzwolenia. Czas mijał mu na modlitewnej eksstazie nie przeszkadzała mu więc ograniczona przestrzeń gdyż duch szybował w bezkresnym niebieskie.Niestety w swej nieostrożność zdradził zapomniawszy gdzie jest przyznał różaniec z biało błękitnego metalu gdy strażnicy ustalili że nikt nie wydał zgody na posiadanie potencjalnie niebezpiecznego narzędzia przez skazanego Joeseph po raz pierwszy poczuł działanie paralizatora obudził się przykuty do łóżka po raz pierwszy.

Magią kontra moc

- I Rzekł Bóg nie będziesz miał dostępu do magii ni wróżb a od wróżbiarstwa, magów i innych szarlatanów będziesz się trzymać zdala albowiem wkraczają oni w domenę Boga i jego wolę próbują nagiąć!- Huknął parafrazując ustęp Biblijny.

Piotr Iwanowicz Czetulski był najsilniejszym z magów będących na kontrakcie państwowym SHIELD. Przysłali go tu do pomocy, kiedy specjaliści od magii z Raft nie poradzili sobie że stłumieniem mocy jednego ze skazańców. Sztukmistrz nie wiedział co irytuje go bardziej: jego nawiedzona gadanina, czy to że jego najsilniejsza magią blokująca wytrzymywała jedynie kilka minut zanim nie wypalił jej błękitny płomień z innego wymiaru.

- A trzej królowie? Byli magami i wróżbitami! A mają na swoją część święto kościelne, Mojżesz czynił magię tak samo jak kabalistyczni rabini posługujący się prawdziwym imieniem boga aby zmienić prawo natury - Popełnił błąd i warknął zirytowany w nadziei że ucieszy łysego mięśniaka którego twarz pokrywała sieć zmarszczek mimicznych choć nie mógł mieć jeszcze czterdziestki.

Twarz wybrańca archaniołów rozjaśnił uśmiech - To odmienna sytuacja oni podobnie jak ja mieli zgodę najwyższego oraz jego łaskę wiary więc były to cuda a nie plugawa magia- Odrzekł z fanatyczną pewnością w głosie.

- Nie ma żadnego boga ani diabła tylko istoty z innych wymiarów które szukają Jelenia! Tak samo jest z panteonem bóstw greckich i nordyckich po prostu ufoludki z rozwiniętą technologią!- Krzyknął magik.

Joe skrzywił się i zamknął oczy otworzył za to trzecie umieszczone na czole które do tej pory było zamknięte Piotr miał wrażenie że nieludzka wściekle żółta rogówka przebija go na wylot.

- Pochodzisz z ruskiego rodu Bojarskich magów którzy zbili na swych diabelskich darach fortunę... Twoi Przodkowie uciekli do nowego świata lata przed przebudzeniem się demona Bolszewicyzmu... Ty sam Piotrze czciłeś ciemne moce w swej młodości ale przeraziło cię zło! Słusznie cofnąłeś się znad przepaści porzuć jednak moce przodków lub zagubisz duszę!- Przerażony nieludzkim brzmieniem głosu i wiedzą której nikt nie mógł posiadać mag pobladł i uciekł z celi goniony okrzykiem prawda was wyzwoli.

***

- Powinieneś nam powiedzieć o swoich koneksjach z niższymi wymiarami przy rekrutacji czy teraz widzisz dlaczego musimy zablokować te moce mimo że nie jest agresywny? Szefowie nie życzą sobie żeby ktoś niepowołany opowiadał o ich brudnych sprawkach.

- Tu potrzebna jest magia najwyższej próby trzeba wezwać JEGO.

***

Kilka dni później do celi wkroczył Stephen Strenge Deepwood już od progu zaczął badać obcego niebiańskim okiem czując na skórze mrowienie potężnej magii - A więc przysłali do mnie króla szarlatanów i wróżbitów?- Zapytał kpiąc.

Sorcere Suprime nie zaszczycił skazańca spojrzeniem zaczął recytować starohebrajskie frazy i kreślić w powietrzu skomplikowane wzory błękitnym światłem które stopniowo zaczęło spływać na ciało Josepha. Wybraniec poczuł jak odpływa uspokajająca obecność Tronów zaczął wydzierać się wniebogłosy w końcu chcąc zranić maga rzucił jadowcie - Heretyku! Mogłeś porzucić magię osiem miesięcy temu gdy straciłaś tą błyskotkę dającą ci fałszywe poczucie władzy! Skończysz jak ten czarnoskóry diabeł mieszkający swe brudne plemiennę wierzenia z wiarą w jedynego zazdrosnego Boga!

- Jesteś ślepcem i głupcem Pieczęcie Króla Salomona założyłem na ciebie z woli nadzorcy więzienia lecz skoro w swoim zaślepieniu oraz zapiekłej nienawiści obrażasz zmarłych bohaterów z woli Vishantii czynie cię ślepcem na świat magiczny - Z oka Aggamoto wystrzelił promień białego światła a Anielskie oko przybrało barwę mleka i zamknęło się.

Od tamtych wydarzeń dni zlały się w jedno Joseph Deepwood zachowywał się wzorowo dzieląc czas czas pomiędzy modlitwę i ćwiczenia Kalistienki miał tylko jeszcze jeden wybuch złości kiedy zniszczył przyznany mu monitor LCD wykrzykując na teleewangelistę że jest kłamcą i zboczeńcem.


 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 26-07-2016 o 17:58.
Brilchan jest offline  
Stary 26-07-2016, 14:43   #4
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
WSPOMNIENIE


Julia Mellman czekała na tę chwilę od dawna. Wiedziała, że nastąpi. Nie po to kończyła psychiatrię na elitarnej uczelni w Denver i to jeszcze z wyróżnieniem, żeby nie dostać tej roboty! Wiadomo, praca w Raft wydawała się niebezpieczna, ale jakiż prestiż ze sobą niosła?


Niejaka Sin miała być pierwszą pacjentką. Co prawda, doktor Kafka potraktowała pannę Mellman jak uczniaka, dając przypadek “gdzie jest jakaś nadzieja”, ale już Julia udowodni jej swoją wartość. Wyprostuje psycholkę, a potem zajmie się przypadkami beznadziejnymi i kto wie, może wkrótce wygryzie samą dyrektor ośrodka?

Sin, choć mówiła płynną angielszczyzną, wydawała się mieć korzenie meksykańskie. W jej wyglądzie zwracały uwagę: ciemna karnacja, czarne jak węgiel, przeszywające oczy i równie czarne, niechlujnie przystrzyżone włosy. Kobieta była też wysoka i atletycznie zbudowana, a na jej ramieniu lekarka zauważyła tatuaż wagi i krzyża.

Spotkanie z pacjentką Julia rozpoczęła z szerokim uśmiechem. Zamierzała pozytywnym wrażeniem “kupić” sympatię Sin, a potem niezauważenie stać się jej idolką i zacząć naprawiać zwichniętą psychikę, stawiając się za wzór. Oto niezawodna strategia!

Po półtora godziny sesji terapeutycznej z planowanych dwóch uśmiech zszedł z ust młodej pani doktor. Sin nie wyglądała na zachwyconą swoją lekarką. Co gorsza, nie było szansy oświecić tej szalonej baby, ponieważ odmawiała wykonywania jakichkolwiek testów, przy których omawianiu Julia mogłaby zabłysnąć swoją wiedzą i przenikliwością.

- Narysuj drzewo. Dowolne. Tak jak je sobie wyobrażasz. - powiedziała panna Mellman tonem, w którym pobrzękiwała już nutka zniecierpliwiona - Albo będziemy tu siedzieć do obiadu. Naprawdę. Jeden rysunek i to wszystko.
- Głowa mnie boli... - mamrotała Sin, nawet nie patrząc na rozmówczynię, tylko raz za razem ściskając palcami skronie. Ten gest coraz bardziej drażnił terapeutkę.
- Przestań już. Tak nie naprawisz swojego chorego umysłu. Tylko ja mogę ci w tym pomóc.

Błysnęły ciemne jak węgiel oczy. Sin po raz pierwszy spojrzała wprost na Julię. Ta odruchowo poprawiła okulary. Spojrzenie przestępczyni nie było przyjemne, ale hej - czy to nie postęp?

- No dalej. Narysuj drzewo. - próbowała kuć żelazo póki gorące - Jak to zrobisz, poproszę dla ciebie jakieś tabletki na ból głowy.
- Tabletki mi nie pomogą...
- rzekła Sin, zamykając oczy. I znów to samo, irytujące pocieranie czoła.
- Jasne, że nie pomogą, bo jesteś chora! Rozumiesz? C-H-O-R-A. I jeśli nie zaczniesz współpracować, to zostaniesz tu na zawsze. Wiesz jak na ciebie mówią strażnicy? Wariatka. Tak będą na ciebie wołać, jeśli nic z tym nie zrobisz. Uwierz mi. Masz tylko mnie, wiesz o tym? Hej, słyszysz mnie?

Sin nie reagowała, była zbyt zajęta tarciem skroni.
- Hej, mówię do ciebie, wariatko!

Nagle przestępczyni podniosła głowę i znów popatrzyła na lekarkę. Tym razem jednak jej wzrok był dziki, jakby nieprzytomny.

- Pycha. - szepnęła.
- Co? - spytała lekarka, trzepocząc nerwowo rzęsami - Co powiedziałaś?
- Pycha. To twój grzech!


Nim Julia zdążyła zareagować, kobieta rozerwała krępujące ją dwie pary kajdanek i jednym susem przeskoczyła ponad dzielącym je stołem. W następnej chwili siedziała już na powalonej terapeutce, celując jej własnym długopisem w tętnicę szyjną. Na szczęście, strażnicy Raft czuwali. Ktoś nacisnął przycisk i zadział paralizator, umieszczony na karku więźnia. Sin padła z wykrzywioną złością twarzą prosto na przerażoną Julię.

To był pierwszy i ostatni dzień pracy panny Mellman w zakładzie karnym na Wyspie Rykera. W końcu prestiż to nie wszystko.



+++

102 dni, 3 godziny i 12 minut - tyle czasu dzieliło Sin od jej ostatniego zabójstwa. Akcji z panną Mellman nie liczyła - głód krwi nie został zaspokojony. I choć cały czas dostawała leki uśmierzające ból, on tam był. Krył się za podstawą czaszki i czekał. Czekał, by zalać głowę Sin krwistymi wizjami. Wizjami, które zawsze się spełniały. Bo to ona była ich wykonawcą.

Tego dnia coś się zmieniło. Wprowadzono Sin do pomieszczenia, którego nie znała, a w środku zamiast strażników i lekarzy znajdowali się podobnie do niej ubrani popaprańcy. Więźniowie. Zapewne grzesznicy... Głód od razu przybrał na sile. Kobieta przełknęła ślinę. Usiadła na najbliższym krześle i skuliła się.

"Nie myśleć. Smak krwi. Nie czuć ich grzechów. Taki słodki. Nie... Piękny szkarłat. Trzeba się opanować. Na ścianach i podłodze. Nie poddawać się. Jeziora krwi. Nie ulegać. Wokół drżących ciał. Nie jestem bestią. Krzyki. Jestem człowiekiem. W końcu cichną. Jestem człowiekiem! Cisza i spokój. JESTEM CZŁOWIEKIEM! Ja tylko chcę spokoju... JESTEM C-Z-Ł-O-W-I-E-K-I-E-M!"

Sin zakryła uszy, kołysząc w przód i w tył. Nie zwracała już uwagi na towarzyszy. A może nie chciała zwracać? Wydawało się, że nie zauważyła też wejścia Phila Coulsona, cały czas kuląc się w sobie i skupiając na wewnętrznej walce.

A jednak, gdy padło pytanie, ona pierwsza prawie wykrzyknęła.
- Zgadzam się!

Po raz pierwszy podniosła wzrok na mężczyznę w garniturze. W jej oczach czaiło się szaleństwo. Szaleństwo i desperacja.

To mogło być jej wybawienie. Albo śmierć. Wszystko było jednak lepsze od ciągłego głodu.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 26-07-2016 o 14:45.
Mira jest offline  
Stary 26-07-2016, 15:52   #5
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Nuda... Nuda... Nuda...
To było jedyne co towarzyszyło mu podczas pobytu w Raft, a nawet na długo wcześniej. Kiedy ostatnio czuł prawdziwy dreszcz emocji? Nie pamiętał już...

***

Wakanda, kilka miesięcy wcześniej
Miasto płonęło. Wśród zniszczonych budynków biegali przerażeni cywile, a siły porządkowe próbowały opanować chaos. Wszyscy modlili się by ta pożoga dobiegła końca. Wszyscy oprócz jednej osoby...


Na oko 20-toletni młodzieniec siedział na gruzach jednego z zawalonych budynków i nie reagował na nic. Postronny mógłby uznać, że dzieciak jest po prostu w szoku. Trudno było o teorię dalszą od prawdy. Dark Star najzwyczajniej w świecie znudził się swoim dziełem zniszczenia. Miał serdecznie, absolutnie dość i uznał, że równie dobrze może tu posiedzieć i zaczekać aż coś się zmieni. Nie wiedział jeszcze co, ale S.H.I.E.L.D. zdecydowanie nie zamierzało czekać, aż młodzieniec się namyśli.

Kilka godzin później był już skuty w celi na pokładzie Hellicarriera. Nawet nie stawiał oporu przy aresztowaniu, a teraz transportowano go do Raft, gdzie miał spędzić resztę życia, biedni idioci nic nie rozumieli. Ale jego i tak to nie ruszało...
-Dlaczego? - Zapytał w pustkę. Nikt nie wiedział o co może mu chodzić i prawdopodobnie i tak nikt by nie zrozumiał. Nigdy nie rozumieli.

***

-Jeśli w Thunderbolts będzie choć odrobinę bardziej ekscytująco niż tutaj, to możecie na mnie liczyć. - Powiedział znudzonym głosem. Ten projekt nie był mu obcy, choć nie wiedział na ile pokrywa się z tym, co znał ze swoich wcześniejszych doświadczeń. W sumie nie miało to znaczenia, jak wszystko ostatnimi czasy...
Miał moc, cały świat w zasięgu ręki. A jednak dał się tu zamknąć, bo czemu stawiać opór? Może to był właśnie punkt zwrotny, który przywróciłby mu wiarę w sens? Teraz była okazja, by się o tym przekonać. Pierwszy krok, pytanie tylko czy na właściwej drodze. Niemal niezauważalny uśmiech zagościł na twarzy Briana, po raz pierwszy od dawna.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 26-07-2016 o 17:30.
Eleishar jest offline  
Stary 26-07-2016, 18:15   #6
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
- Oto znak, na który czekałem Alleluja! Podpiszę cyrograf który mi podsówasz bo dajecie mi szansę na kontynuowanie mojej misji ale proszę nie kłam mi że kiedykolwiek zostanę wypuszczony na wolność - Odrzekł wojownik na propozycję Culsona - Tylko jak mam się podpisać? Jeżeli użyje imienia trupa będziecie nękać moich bliskich i odbierzecie żonie rętę a na to zgody nie będzie - Rzekł kategorycznie.

- Mam nadzieję, że ten szarlatan który mnie okaleczył wyjaśnił wam ograniczenia mojej mocy? Wiecie co się stało z ostatnim generałem który kazał mi krzywdzić niewinnych? Jeżeli uwzględnicie te zastrzeżeni z przyjemnością wznowie mą służbię Stanom Zjednoczonym na zasadzie oddania Bogu co Boskie a Cesarzowi co Cesarskie. - Starał się brzmieć pewnie wiedział że ryzykuje i bał się odmowy ale musiał postawić sprawę jasno
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 26-07-2016 o 18:19.
Brilchan jest offline  
Stary 26-07-2016, 18:56   #7
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Gdy tylko Sin krzyknęła, Coulson zerknął w jej stronę, a ich spojrzenia spotkały się na moment. Agent wytrzymał jej wzrok, zastanawiając się nad czymś, po czym przeniósł spojrzenie na Dark Stara.
- Myślę, że nawet rozwiązywanie krzyżówek jest dużo bardziej ekscytujące, niż Raft, Storm. W Thunderbolts będziesz mieć, co robić, bez obaw.

Po chwili zerknął na Deepwooda.
- Te dokumenty będą tajne, a twojej rodzinie nic się nie stanie. I wiemy o tobie wszystko, Deepwood. Wiemy wszystko o was wszystkich, dlatego tutaj jestem... - Przejechał wzrokiem po skazańcach, zatrzymując się na Alphie, Psycho i Blinku.
- Państwo z wrażenia zaniemówili?
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline  
Stary 26-07-2016, 19:07   #8
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
- Ich strata, proszę dać te papiery Sierżant Deepwood zgłasza pełną gotowość bojową sir!- Krzyknął po wojskowemu wyprężając się jak struna i salutując. Nie miał nic więcej do powiedzenia.
 
Brilchan jest offline  
Stary 26-07-2016, 23:01   #9
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Wiktor "Alfa" Stiepanowicz - wygolony specnazowiec



The Raft; dziedziniec spacerniaka



- Wiktorze Stiepanowiczu. Sprawa jest. - rzekł po rosyjsku jeden z młodszych członków więziennego gangu.

- Taa? - zachęcił go do rozwinięcia tematu prawie na zero wygolony mężczyzna w podobnym uniformie.

- No już trzy po. A oni nadal tam są. - rzekł młodszy z mężczyzn wskazując głową w stronę spacerniaka z przyrządami głównie do pakowania mięśni umownie nazywany przez wszystkich siłownią. Starszy mężczyzna spojrzał w stronę siłki wciąż okupowanej przez grupę kolorowych. Potem wymownie spojrzał na zegar na ścianie. Trzy po. A niepisane zawieszenie broni mówiło, że zmiany zaczynają się i kończą o równych godzinach. Te brudasy wypowiedziały im wojnę!

- Taa. - rzekł krótko Wiktor Stiepanowicz zwany najczęściej nawet w zamknięciu Alfą. Ruszył spokojnie w stronę siłowni. Wraz z nim ruszyła grupka z jego gangu. Grupka została szybko zauważone przez kolorowych którzy musieli spodziewać się czegoś takiego skoro zdecydowali się okupować ich kolejkę siłki jak i widoczni strażnicy już się zaczynali robić nerwowi.

- Grunt to zdolności negocjacyjne. Dobrze, że mnie zawołaliście. -
mruknął Ukrainiec do swoich kamratów coś jakby na kształt pochwały czy dowcipu. Szedł prosto przed siebie jakby zmierzał ku pustej siłce a nie zajętej przez sporą grupkę podpakowanych i z trudem trzymających agresję na wodzy kolorowych. Szedł jakby w ogóle nie zamierzał się zatrzymywać. Tylko przejść przez nich na wylot. Czasem dział się i taki scenariusz więc we wszystkie trzy grupy, gdzie tą trzecią byli strażnicy, dało się zauważyć sporą dozę zdenerwowania i wyczekiwania. W zależności od tego jak bardzo byli obyci w te klocki. I z Wiktorem. A jednak Wiktor zatrzymał się. Tuż przed umowną granicą siłowni, przy jej pierwszych sprzętach.

- Na co się kurwa gapicie brudasy?! Jest trzy po! Wypierdalać! -
wydarł się na cały dziedziniec tym samym, agresywnym testoteronym jakim darł się kiedyś na specnazowych rekrutów na placu musztry. Skoro te durne czarnuchy nie skumały ostrzegawczego spojrzenia no to musiał użyć swoich zdolności negocjacyjnych.

- Sam wypierdalaj! Nam się tu podoba i tu zostaniemy tak długo jak będziemy chcieli! - wyzwanie zostało przyjęte przez jakiegoś wydziaranego latynosa. Był nieco smuklejszy od Ukraińca i nieco wyższy a na pewno młodszy. Ale poza tym obaj pasowali z wyglądu do tego miejsca jakby dla nich dwóch było projektowane.

- O! Doprawdy?! A chcecie tu zostać na zawsze? Mogę wam to załatwić. -
Wiktor namierzywszy wrogiego wodza od razu skrócił dystans i znaleźli się twarzą w twarz.

- Ty? Sam? Bo chyba nie z tymi białasowymi ciotami? - syczał Latynos prosto w twarz Stiepanowicza korzystając z faktu, że obie bandy już zaczynały się wstępnie przepychać ale Wiktor był najgłębiej w tym kolorowym stadzie.

- Na takie pizdeczki to mogę i sam. Nie boisz się mnie. Widzę, że jesteś nowy w tym interesie. No nic, każdy się musi naumieć. Nie mam za złe, naprawdę. - nie mieli dużo czasu nim strażnicy i zabezpieczenia zrobią swoje. Już zaczynali klepać swoje ostrzeżenia i procedury. Nie zostało im dużo czasu i cały czas on uciekał. Wszyscy tutaj to wiedzieli. Wiktor sam nie był pewny czy Latynos pierwszy próbował sztachnąć go więziennym nożem czy on pierwszy zdzielił go po gębie. W każdym razie zaczęło się. Specnazowiec przechwycił rękę z nożem i wykorzystał jej energię by wykręcić ją. Latynos zrobił coś co mu kazała anatomia czyli wypuścił z bezwładnych palców improwizowane ostrze. A Alfa zrobił coś co mu kazało wyszkolenie i charakter. Szarpnął jeszcze trochę aż nadwyrężona chrząstka chrupnęła a facet wydarł się opętańczo. Zaraz skończył bo dłoń szarpnęła za głowę tamtego i jego twarz poszybowała zatrzymując się z impetem dopiero na kolanie Ukraińca. Zęby i chrząstka nosa trzasnęły z kolejnym trzaskającym odgłosem. Facet miał już wybity bark, złamane kości dłoni, strzaskaną twarz ale przecież to nie był koniec. Obezwładnionego przeciwnika Wiktor już bez większych trudów podhaczył tak, że tamten upadł na plecy. Wówczas odezwał się paralizator zabezpieczenia. Teraz Wiktor zawył z bólu. Ale wciąż dał radę ustać na nogach. Jeszcze chwila! Jeszcze nie skońćzył! Widział już biegnących pałkarzy co już dopadali częściwo obezwładnionych paralizatorami więźniów nieważne z której byli grupy. Ale Alfa wciąż mógł jeszcze wykonać swoje zadanie. Wrzeszcząc z bólu trzasnął butem w krtań leżącego latynosa miażdżąc ją dokumentnie. Tamten zaczął się zachłystywać i dusić własną krwią.

Wiedział, że strażnicy mają swoje schematy i priorytety. Dlatego nim do niego dopadli padł na ziemię. Dzięki temu uniknął ich pałek i pierwszego pacyfikacyjnego ataku który miał uwalić wszystkich walczących. Wiktorowi odpalony paralizator palił niemiłosiernie ale miał coś jeszcze do zrobienia. Padł przecież niedaleko tego latynoskiego dupka. Rzucił się na niego szczupakiem. Wiedział, że wkrótce paralizator go zmoże. Że zaraz strażnicy opanują sytuację. Ale teraz go minęli, teraz przy nim go nie było. Był tylko on i ten latynoski gnojek co to uważał, że Wiktora nie trzeba się bać. Palce Specnazowca poszły w ruch zaczepiając się o nozdrza latynosa. Ten rozszerzył oczy ze zdumienia i przerażenia gdy dotarło do niego co zamierza jego przeciwnik ale z odpalonym paralizatorem i okaleczony wcześniejszymi ciosami nie był w stanie się realnie bronić. Wiktor też nie miał już sił ani czasu się patyczkować. Szarpnął raz rozrywając brutalnym ruchem delikatną chrząstkę i zostawiając po sobie krwisty łuk posoki. Przykuł uwagę strażników, już biegli do nich, już mierzyli z broni, zaraz strzelą ale najpierw... Powracająca dłoń dołączyła do kolejnej i oba kciuki zacisnęły się na powiekach współwięźnia. Darli się obaj gdy jeden był właśnie okaleczany a drugiemu odpalono paralizator na pełną moc. Tego nie mógł znieść nawet Wiktor Stiepanowicz zwany Alfą więc prawie od ręki padł nieprzytomny na swoją ofiarę. Ta już jednak miała zamiast oczu tylko krwawe, puste oczodoły, specnazowiec zdążył zrobić swoje. Rozruchy zostały stłumione ale pośród ofiar pozostała jedno, latynoskie, ciało oślepionego kaleki z przetrąconymi kulasami.



The Raft; sala konferencyjna




- Kogo trzeba załatwić? Możemy działać w pełni mocy? Bez ograniczeń? - milczący dotąd wygolony facet który chyba był najstarszy wiekiem z całej zgromadzonej grupki odezwał się po raz pierwszy. Po wytypowanych współwięźniach miał wrażenie, że większość to chyba by pasowała do jakiegoś klubu studenckiego. Ten łysy tylko jakoś sensownie wyglądał. Zastanawiał się czy wezmą ich wszystkich czy dla przykładu trzeba od razu jakieś słabe ogniwo zlikwidować.

Thunderbolts. Był co nieco obyty z tematem. Zapewne ci "wytypowani" umieli co nieco skoro z nimi gadano. A skoro byli tutaj tak jak i on to i mieli pewnie interesujące nawyki i/lub charaktery. Ale nie znał ich. Nie wiedział kim są i co potrafią. Znał siebie. I swój pancerz. Ten facet z SHIELD pewnie też znał. Był zainteresowany. I odzyskaniem swojego pancerza. O to się pytał z tą pełnią mocy. A wówczas rodziło się pytania na kogo ich wyślą. I dokąd. Ale gdzie by ich nie wysłali to Alfa na pewno sobie poradzi.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 29-07-2016, 13:51   #10
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację

Patrzyli na niego. Ciągle patrzyli.
Nikt nie lubił być obserwowany w każdej chwili własnego życia. Nie mógł się wydostać, nie mógł zobaczyć Sif, nic nie mógł. A może jednak?
On też patrzył. Nie mógł przyglądać się im bezpośrednio, więc długimi godzinami wpatrywał się prosto w oczko kamery z determinacją mającą wzbudzić w monitoringu obawę. Nieuzasadnioną, niestety.

Lubił wyobrażać sobie, że ludzie siedzący przed ekranem z niechęcią spoglądają na kamerę w jego celi.

Do obmyślania planu ucieczki nie potrzebował widoku na to, co już wcześniej dostrzegł, a widział względnie dużo. W myślach, nie spuszczając wzroku ze szklanego oka, opracowywał sposób na każde z zabezpieczeń znajdujących się w Raft.
To pomagało mu nie zwariować. Obmyślanie setek sposobów, jednych bardziej, innych mniej brutalnych, ale każdy z nich zawierał w sobie te same elementy. Odzyskanie mocy, wyciągnięcie Sif i ucieczkę na koniec świata. Choćby miał biec bez przerwy.

Świat składał się w logiczne wzory. Widział jak rozchodzi się dźwięk oraz fale świetlne. Rzeczywistość ukazywała ukrytą geometrię przestrzenną, zaś Ari szukał odpowiedzi w geometrii czterowymiarowej. Szukał drogi na skrót, kiedy już wielokrotnie przeanalizował każdą inną i musiał tylko czekać na swoją okazję.

Załóżmy dwuwymiarowe więzienie - okrąg na kartce, w którym znajduje się dwuwymiarowy ludzik. Nie ma sposobu, by się wydostał na zewnątrz nie naruszając linii. Załóżmy teraz, że ludzik zyskuje trzeci wymiar. Z łatwością przejdzie nad obręczą.
Analogicznie wygląda sprawa w przypadku trójwymiarowego ludzika o imieniu Ari w trójwymiarowym więzieniu. Potrzebował czwartego wymiaru. Może być czas.

Po pewnym czasie zmienił taktykę. Musiał się jeszcze zobaczyć z Sif choćby przez chwilę. Za wszelką cenę, zaś on musiał na to znaleźć sposób.


Z godziny na godzinę zmienił decyzję. Zakończył się eon zerowy, a rozpoczął pierwszy, co sprawiło mu taką radość, że wyrył na ścianie pionową, krótką kreskę. Nie przejmował się krwawą smugą spod paznokcia.
Stało się to prymitywnym systemem odmierzania czasu, ale jednak odmierzaniem. Przez wiele dni czuł, że poczynił postęp i o krok zbliżył się do spotkania z Sif.

Przestał wpatrywać się w kamerę, a zamiast tego zaczął spać. Jeść i spać. Jeść i spać. Jeść i spać. Jeść i spać. Jeść i spać. W nieskończoność jeść i spać. Jeść i spać.
Gdy Morfeusz nie chciał nadejść myślał o Sif i uderzał głową w ścianę, by pozbawić się przytomności. Musiał spać. I jeść.
Nie wychodził na spacerniak, choć czasem bardzo tego chciał, ale męczył się tak nie dla siebie, ale dla niej.

Tylko kilka ruchów od czasu do czasu. Gdy czuł, że jego mięśnie zaczynały być zastałe, ruszał się kilkukrotnie. Tylko tyle, by ciało nie zapomniało jak należy je wykonywać. A potem szedł spać. Dobrowolnie lub na siłę.

Swego czasu odmówił telewizora LCD tylko dlatego, by samemu podjąć decyzję o własnym losie. Później żałował, ale miał tę satysfakcję, iż nie wszystko z jego wolności zostało mu zabrane. I tego się trzymał.
W ten sam sposób podchodził do wychodzenia na spacerniak. Prócz oszczędzania energii, gromadzenia jej podczas snu, dawało to dziecięcą wolność. Pomylę się. Odmówię. Nie przyjmę prezentu. Sprawię sobie ból. Ale to będzie mój ból i ja, tylko ja za niego odpowiadam. Nie jest narzucony. Jest efektem mojego wyboru.

Nie od razu pogodził się ze śmiercią. W zasadzie to nigdy się z tym nie pogodził z tym, ale nie mógł zrobić nic więcej niż rozpatrywanie w głowie różnych wersji przyszłości.


Następna ewolucja w myśleniu, przejście w eon drugi powitał z niemniejszą radością. Wtedy powstały dwie bruzdy oraz całkowita zmiana postępowania. Gdy nie spał i nie jadł, uczył się medytacji. Dla urozmaicenia oszczędzania energii pierwotnie. Zrozumiał, że czasem, żeby przyspieszyć, trzeba zwolnić.
Przekonał się również, iż do nauki medytacji nie jest potrzebny nauczyciel. Wystarczy podążanie za własnym głosem. I wyciszenie. Odpuszczenie wszystkiego, choć często nie jest to proste. Pozwolenie, by czas płynął swoim tempem.


Po długim czasie przyszło zrozumienie - eon trzeci. Może być zamknięty, ale wolności nikt nie jest w stanie nikomu zabrać. Wolność można odebrać sobie tylko samemu.

Więzienie może zmienić człowieka. Nie musi, ale może. W różnym stopniu. Ari zmienił się, choć niezbyt znacząco. Chwycił się sposobu do osiągnięcia własnego celu. Gromadzenia energii.

Kiedy drzwi celi otworzyły się, tuż po śniadaniu, początkowo podniósł głowę, by kolejny raz odmówić spacerniaka, a tyle wolności mu zostało. Odmówić przywileju to decyzja, w którą musieli się liczyć, bo doprowadzi do tego w ten czy inny sposób. A wystarczy tylko zasłonić oczko kamery i można iść spać lub medytować.
Tym razem jednak sytuacja była inna. Nadszedł czas ostatecznego rozegrania. Zagrania wszystkimi, słabymi kartami, jakie miał.

Miał zobaczyć Sif teraz lub nigdy, do tej chwili się przygotowywał przez… w zasadzie nie miał pojęcia ile czasu. Póki zmierzali w kierunku wyjścia, szedł spokojnie.
Sporo czasu szedł spokojnie, co wzbudziło jego zaskoczenie. Czyżby nie był to czas egzekucji?

I wtedy zobaczył ją. Tą, dla której rezygnował z telewizora, dla której pozbawiał się przytomności, odmawiał wychodzenia na spacer, spał i nauczył się medytacji. Tą, dla której gromadził energię.

Chwilę później ponownie czuł jej zapach, bliskość i dotyk. Widział ją pierwszy raz od tak długiego czasu. Przylgnął do niej. Teraz mógł kończyć się świat.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172