Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-12-2016, 13:32   #11
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Cool, cooler, Heavy reader


Pat poprowadził grupkę magów w stronę zachodniego krańca parku. To tam znajdować się miały budynki socjalne, a tym samym stołówka dla pracowników. W czasie drogi minęli jeszcze kilku krzątających się po obiekcie zwierzoludzi, jak i regularnych przedstawicieli rasy ludzkiej. Większość pracowała przy atrakcjach, sprawdzając czy wszystko działa tak jak trzeba. Wszyscy odziani w kombinezony takiego samego koloru jak Luis.
- To ubiór dla pracowników mechanicznych, ochrona ma większą dowolność ubioru. - wyjaśnił Pat, poprawiając z dumą swoją zielonkawą pelerynę.
Budynek stołówki znajdował się poza dostępną dla gości lunaparku strefą, więc nie był tak pstrokaty i barwny jak reszta atrakcji. Zamiast na jego aspekty wizualne postawiono na maksymalizację użyteczności. Długa budowla mogła pomieścić na raz sporo pracowników, tak by każdy mógł w spokoju i komforcie spożyć posiłek. Aktualnie tylko jeden z licznych stołów był okupowany przez samotną postać.



Dobrze zbudowany tygrysoczłek, ubrany w szorty i czerwony tank-top, zajadał się potężnym stekiem. Jego futro było lekko potargane, i niezbyt gęste przez co dokładnie widać było dobrze rozbudowane mięśnie. Na oparciu jego krzesła wisiał pomarańczowy kombinezon, który musiał zdjąć do posiłku.
- Pat! - ryknął głośno, wypluwając kawałki mięsa z paszczy. - Już jesteś!? Świetna spraw... - jego potężny głos został zagłuszony huknięciem silnym jak wybuch bomby. Cała stołówka, aż zadrżała, a bębenki w uszach obecnych zawibrowały boleśnie.
- MÓWIŁEM BY ZACHOWYWAĆ CISZĘ W MOJEJ BIBLIOTECE!!!! - źródłem huku okazała się osoba, która wynurzyła się z kuchni.
Dwumetrowy mężczyzna, o budowie typowego kulturysty pojawił się za ladą. Jego muskularna goła pierś była naprężona, od dźwigania olbrzymich metalowych naramienników, najeżonych kolcami. Bransolety otaczające nadgarstki, były grubsze niż pełne zbroje płytowe. Skórzane spodnie przylegały ciasno do olbrzymich ud, a wzrok obecnych w grupie kobiet został uratowany, dzięki metalowemu ochraniaczowi umieszczonemu w strategicznym punkcie męskiego ciała. Twarz mężczyzny skryta była pod metalowym hełmem, który jak każdy element jego stroju pokryty był kolcami i szpikulcami. W jednej dłoni trzymał potężny tasak do mięsa, zaś drugiej… gitarę! Instrument stylizowany był na olbrzymi topór, a przebiegające po nim lekkie wyładowania sugerowały, że magia wzmacniała go do uzyskiwania lepszego dźwięku.



- To jest stołówka a nie biblioteka idioto! Przecież osobiście tu gotujesz! - tygrys najeżył się cały, uderzając pięściami o stół.
- STOŁÓWKA TO BIBLIOTEKA DLA JEDZENIA!! WIĘC MUSI TU BYĆ CISZA! - zaryczał mu w odpowiedzi dziwaczny osobnik, który chyba jeszcze nie dotrzegł przybycia nowych gości.
- Rozumiem że to norma? - Zapytała Pata, spoglądając na sytuację, jawne rozbawiona.
- Raczej tak - przytaknął gepard lekko zażenowany całą sytuacją.
Mężczyzna był wyraźnie rozczarowany
- To ma być stołówka? Mam przynajmniej nadzieje, że jedzenie jest na wyższym poziomie.
-...Lame… - wyjąkał Bob patrząc na kucharza. Wszystkie jego poradniki na temat kozactwa uznałyby zbrojnego jako niezłą lamę. Przerost formy nad treścią. Podszedł do mężczyzny i przypatrzył mu się z jedną ręką na podbródku. - Po co ci ten pancerz w kuchni? I swoją drogą twoje barki są o tyle słabsze od klaty czy o tyle bardziej narażone, że możesz chodzić topless tylko na torsie? - skrytykował gotowy rzucić mikrofonem na glebę. - Poza tym ani gitara, ani siekiera nie są potrzebne ani w kuchni ani w bibliotece. Chcesz ścinać drewno czy grać muzykę? - zapytał go retorycznie. - No i ile musisz wadzić tymi kolcami, to musi być masakra w kuchni...w sumie teraz chcę zobaczyć jak w tym wdzianku gotujesz. To musi być imponujące. Można? - zapytał, podnosząc na chwilę okulary przeciwsłoneczne aby wewnątrz budynku widzieć wyraźniej rosłego mężczyznę. Przybił żółwika jego klacie. - Mogę trochę pomóc. Widzę, że idziesz w styl bossa ale nie do końca to tutaj działa. Może trzeba coś zrobić z “biblioteką”? - skrytykował określenie, odwrócił się do sali i układając ręce w kadr przejrzał płynnym ruchem otoczenie. - Może “galeria jedzenia” albo “katalog”? Żeby wszyscy od razu zrozumieli o co chodzi na sam wydźwięk?
Przez cały wywód mężczyzny, wlepione w niego były dwa punkciki jarzące się w mroku wnętrza hełmu. Kucharz mrugnął kilka razy, co było widać przez chwilowe zgaszenie się światła. Kiedy usta Boba skończyły się ruszać, jego pierś napięła się od nabierania powietrza.
- MUSISZ MÓWIĆ GŁOŚNIEJ BO NIC NIE SŁYSZAŁEM!!!! - ryknął na całe gardło, przez co lampy lekko zakiwały się na boki. - ALE PEWNIE CHCESZ WYPOŻYCZYĆ KSIĄŻKĘ?!! - upewnił się kolos.
Odrobina zażenowania wtarła się do Boba który dalej zinterpretował sytuację i osobę kucharza wedle swojej wyobraźni. Może trzeba go krok po kroku? Bob też by się wstydził, gdyby ktoś mu wygarnął, że przesadza. - PEWNIE, POKAŻ JAKIE MASZ! - Pokazał kciuk w górę chcąc dodać nieco otuchy olbrzymowi.
- NIE KRZYCZEĆ, ZACHOWAĆ CISZĘ!! - w odpowiedzi na podniesiony głos luzaka zbrojny zareagował typowym dla bibliotekarki rykiem. Następnie jednym palcem pogrzebał pod naramiennikiem, by wyjąć złożony kawałek papieru. - TO WYKAZ Z NASZYCH ARCHIWÓW! - wykrzyczał z nieukrywaną dumą, wręczając go Bobowi. Po rozłożeniu pergaminu, okazało się że to menu jadłodajni, tylko że każda potrawa nosiła nazwę niczym książka.
- Jeżeli wybierzesz “Wrzeszczące wzgórza” to osobiście cie poszatkuje… - do ucha Boba, napłynął szept tygrysoczłeka, który wyłonił się zza jego ramienia.
Przez jego drugie ramię zajrzała Kaly, opierając na nim podbródek wskazała palcem na jedno z dań.
-[i] “Klątwa Lokiego” brzmi ciekawie. Poproszę![i]- Oznajmiła pajęczyca.
-Przecież to park rozrywki, nie zatrudnili byście mordercy. - zdziwił się sugestią Tygrysa. - Poza tym ciekawe jakby mu to wyszło. - wskazał palcem na “wrzeszczące wzgórza” aby zachować ciszę.
Lis z tępą miną przyglądał się liście. Wskazał palcami dwa losowe dania, po czym dodał
- Podwójnie proszę
- Weźmiemy cztery Klątwy Lokiego! - huknął tygrys, uderzając jednocześnie otwartą łapą w bok hełmu olbrzyma.
- JUŻ SZUKAM W ARCHIWACH!!! - ryknął kuchcik, przejechawszy palcami po strunach by wydobyć z nich ostry dźwięk. Po czym pochylił się by zmieścić się w drzwiach do kuchni i zniknął za nimi. Odgłosy tłuczonego szkła i łupnięć przywodzących na myśl mordobicie zastąpiły jego nieobecność w pokoju.
- To nasz kucharz, Odin. - wyjaśnił Pat, skracając dystans do grupy. W pomieszczeniu zamiast papierosa między jego wargami przesuwała się wykałaczka.
- A to jest…
- Pazur! - wtrącił się tygrys, wskazując na siebie kciukiem. - Robię tu za kolesia od brudnej roboty. Nosze co trzeba, sprzątam i przepycham wychodki! - oznajmił bez cienia wstydu do wykonywanego zawodu.
-[i] Podziwiam twoje poczucie dumy, naprawde rzadkość w tym zawodzie. [i] - pajęczyca pokiwała głową z aprobatą.
- Nie można wstydzić się żadnej pracy, wykonywanej w dobrym celu! - odparł zwierzołak, uderzając się w pierś.
-Naprawdę mnie ciekawość zżera dlaczego to taki tryhard. - przyznał się Bob i spokojnym krokiem podszedł do drzwi kuchni, aby zajrzeć do środka.
Bob zerknąwszy do środka zobaczył coś przypominającego bardziej scenę niż kuchnię. Drewniany podest na środku pomieszczenia, otoczony był przez stoły i szafki, w których skryte trzęsły się naczynia. Kilka z noży, talerzy jak i produktów jadalnych podrygiwało wesoło a stole, w dzikim tańcu, krojąc się, czyszcząc i nakładając. Olbrzym z gitarą nie musiał ich nawet dotykać. Jego grube palce uderzały tylko w struny gitary, która nie wydawała z siebie dźwięków, acz wylewała magię. Magiczna moc płynęła w stronę nieożywionej materii zmuszając ją do tego szalonego tańca.
-Whoo, that’s cool. - Bob machnął ręką do reszty towarzyszy aby również zerknęli. - Czemu on w to nie idzie, skoro tak dobrze mu wychodzi? - spytał pozostałych pracowników. - Nie lubi tego że jest muzykiem czy jak?
Pat wzruszył ramionami. - Nie wiem, trudno się z nim dogadać czasem. - stwierdził cicho.
- Ja słyszałem, że zawsze chciał być bibliotekarzem, ale rodzice nie przyjęli go z racji na donośny głos. - doprecyzował Pazur.
- Kogo normalnego interesują książki? Niech gotuje, jeśli to mu wychodzi. - parsknął lis.
- not cool. - machnął palcem na lisa. - Marzenia są istotne. Aż go szkoda. - Bob zaczął zastanawiać się jak można uratować cool mężczyzny który jest urodzonym metalem, jednak bibliotekarzem w duszy. Brzmiało to jak niezwykle trudny problem do rozwikłania.
Kalythee kucała przylepiona do ściany tuż nad framugą drzwi głową do dołu, zaglądając przez próg.
-[i] Może biblioteka w stylu metal? Taka wiesz, gdzie można krzyczeć i głośno rozmawiać.[i] - Zaproponowała patrząc na Boba.
- Przecież najwidoczniej przeszkadzają mu wszelkie krzyki. Nie lepiej, zostawić to tak jak jest i poczekać na posiłek? - Podrapał się po głowie
- Może książki kucharskie? - Po chwili dodał, niezbyt pewnie.
Pat zasiadł wraz z Pazurem do stołu, było słychać cichą rozmowę którą Gepard podsumował słowami - Magia. - z uznaniem zerkając na grupkę przy kuchennych drzwiach.
-Tylko mu przeszkadzają krzyki bo ich nie lubi, czy dlatego, że przez nie nie dostał swojej wymarzonej pracy? - spytał Bob. - Właściwie ten Profesor nie rządzi tym water parkiem? Może poprosić go aby pieprznął tutaj bibliotekę naukową? I tak robi atrakcje dla jajogłowych z tą barierą czy co to tam jest. - wzruszył ramionami. - Póki co dajmy mu zrobić swoje. I coś zjedzmy.
 
Fiath jest offline  
Stary 24-12-2016, 21:02   #12
 
Bellatrix_92's Avatar
 
Reputacja: 1 Bellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodze
Cassandra Khali & Lui



Czarodziejka natury rzuciła Cassandrze porozumiewawczy uśmiech i ruszyła za niedźwiedziem, a jej własny miś również posłusznie za nią podążył.
- Więc... ty też to czujesz? - zapytała tak by tylko Cass ją usłyszała. Była to jedna z niewielu członkiń gildii których natury nie była w stanie do końca pojąć, jednak wiedziała ze zawsze można było polegać na jej rozwadze. - To miejsce jest zdala od równowagi, a jego twórcy i pracownicy zdają się nie zdawać sobie sprawy z zagrożeń jakie to ze sobą niesie.
Owszem-dziewczyna uśmiechnęła się. Nareszcie poczuła, że ktoś traktuje ją poważnie i może śmiało mówić o swoich przemyśleniach.-[i]Żałuję, że nie jestem w stanie powiedzieć, czym to zagrożenie może być. Czy może kim? Bynajmniej nie ufałabym wszystkim osobom w naszej drużynie…[I/]- powiedziała szczerze. Rozglądała się z zaciekawieniem po lunaparku oraz otaczających ją-mniej lub bardziej interesujących- ludziach. Masz pomysł, gdzie powinniśmy się najpierw rozejrzeć?
- Na każdym kto kieruje się swoimi zasadami można polegać pod pewnymi względami - odparła dyplomatycznie geomantka, niepewna skąd u Cass wzięła się taka podejrzliwość względem ich towarzyszy. Po chwili w końcu podrapała się po głowie i wskazała na wieże w oddali. - Jak wyjaśnił nam właściciel parku, te machiny czerpią energię wprost z żył magicznych. Pojedyńcze maszyny nie mają wielkiego wpływu na magię w okolicy, ale żyły w tym miejscu są mocno osłabione i Ziemia wyraźnie to odczuwa. Nie widziałam jeszcze nigdy czegoś takiego na podobną skalę, więc nie wiem co może się wydarzyć i kiedy, ale z pewnością nie będzie to nic dobrego. Dlatego myślę że powinniśmy zacząć od zbadania tych wież i sposobu pobierania przez nie energii.

Luis doprowadził obie kobety do jednej z wież, najbliższej wejściowej bramie parku. Z bliska dało się dostrzec dodatkowe szczegóły, takie jak drabinki prowadzące do zbiorników, czy duże ilości zaworów i wszelakiego typu rurociągów. Przy jednej ze złotych rur wychodzących z ziemi, klęczała długowłosa postać w pomarańczowym kombinezonie robotnika.
- Dagama, jak zawsze na posterunku! - zapiszczał ucieszony miś na widok pracownika. Ten słysząc głos swego przełożonego, zerknął przez ramię po czym wyprostował się.




Był on szczupły o pociągłej twarzy. Od tyłu nietrudno byłoby go pomylić z kobietą, ze względu na kaskadę blond włosów spływających aż do połowy pleców. Jego twarz przyjęła dość sceptyczny wyraz na widok towarzyszących Luisowi kobiet. Cechą charakterystyczną w jego wyglądzie był brak brwi. Zamiast tego na każdym okiem posiadał trzy czarne tatuaże, przedstawiające pociągłe trójkąty. Rozpięty kombinezon odsłaniał też czarny krzyż wytatuowany na jego szyi. Lekko podkrążone oczy, mogły wskazywać na brak dostatecznej ilości snu w ostatnim czasie, co zresztą tłumaczyłoby bladość Dagamy.
- W czym mogę pomóc Pani Luis. - zapytał słabym, cichym głosem.
- Te dwie Panie chcą dowiedzieć się jak najwięcej o wieżach. - wyjaśnił niedźwiedź, wskazując na czarodziejki, po czym zwrócił się bezpośrednio do nich. - Każda z wież ma przydzielonego głównego pracownika obsługi, tą zajmuje się Dagama. Ja mam pieczę nad ogółem projektu. -sprecyzował, swym piszczącym głosem.
Geomantka odchrząknęła i odezwała się na tyle profesjonalnym tonem na jaki było ją stać.
- Nazywam się Kihada, a to moja przyjaciółka Cassandra. Mamy za zadanie zbadać i przetestować działanie waszych maszyn pod względem magicznym. Jesteśmy magami, a nie technikami, więc jeśli to nie problem prosiłybyśmy o wyjaśnienie od podstaw na jakiej zasadzie one funkcjonują.
Dagama skrzywił się lekko na wieść, że nie ma do czynienia z inżynierami, a magami. -[i] Proste wytłumaczenia najczęściej dotyczą prostych rzeczy.[i] - mruknął, zapinając swój kombinezon pod szyję, a tym samym zasłaniają tatuaż krzyża. - Wieże gromadzą energię z tutejszych żył energetycznych… - zaczął, kiedy Luis ruszył na obchód urządzenia. - Energia tak zdobyta przy pomocy tego rurociągu… - blondyn stuknął w jedną ze złotych rurek. -... jest kierowana w stronę głównego zbiornika. - to mówiąc wskazał przezroczystą bańkę na szczycie wieży. - Kiedy jedna wieża zostanie napełniona w 80 procentach, następuje zamknięcie zaworów, by przekierować energię do kolejnego punktu. - Dagama przy pomocy swego cienkiego palca, pokazał na kolejna wieżę, gurującą w parku. - Kolejne punkty dobierane są metodą krzyża, by nie obciążać nadmiernie jednej ze stron parku. Ostatni napełniany jest podziemny zbiornik główny, znajdujący się pod centralną częścią parku. Po napełnieniu wszystkich, mechanizm jest gotowy do użycia. Napełniamy je zazwyczaj w nocy, gdyż trwa to kilka godzin. - doprecyzował, po czym przesunął językiem po wargach, w zamyśleniu. - Zbiornik główny napędza wszystkie podstawowe atrakcje, jest to normalna procedura stosowana we wszystkich miejscach o wysokim zużyciu mocy magicznej. Zużycie jest dobieranie tak, by żyły zdążyły same zregenerować brakujący im potencjał. Innowacją są wieże. - jego ręka uderzyła o jedną z czterech nóg, podtrzymujących zbiornik. - Pan Hama nie upoważnił mnie do mówienia do czego służą, ale widziałem jak idzie w stronę sterowni, więc pewnie chce urządzić wam pokaz testowy. Mogę jednak powiedzieć, że zużycie magii jest kontrolowane na poziomie bezpiecznym dla otoczenia. Dlatego potrzebujemy, aż dwanaście różnych punktów poboru. Energia która wypuszczana jest ze zbiorników, jest potem skupiana przez te urządzenia. - to mówiąc wskazał wystający z ziemi kawał żelastwa, na którego szczycie migotała zielona sfera.




Te niewysokie urządzenia były skupione w równych odległościach, tworząc granicę parku. Kierowały się od wieży przy której aktualnie znajdowały się czarodziejki, w obie strony do sąsiednich zbiorników. W całym parku musiały być ich setki.
- One pozwalają rozładować napięcia magiczne i wprowadzają użytą energię magiczną ponownie do obiegu. Dzięki temu żyły energetyczne szybko regenerują się po zużyciu paliwa w zbiornikach. - zakończył swój wywód, odgarniając kosmyk włosów z czoła. - Zrozumiałe?
- Dziękuję za wyjaśnienie - odetchnęła Kihada po wysłuchaniu wykładu blondyna. - Pierwszy raz widzę tak skomplikowaną machinerię, ale wydaje mi się że zrozumiałam podstawy. W takim razie czy mógłby pan nam jeszcze ogólnie przedstawić do jakich rzeczy wykorzystywana jest energia pobierana przez te generatory? Chodzi wyłącznie o napędzanie kolejek, czy są jeszcze inne sposoby na jakie jest eksploatowana?
- Głównie zasilanie. - odparł krótko.
-Zdaje mi się, że powinnyśmy mimo wszystko dostać więcej informacji na temat wież, ze względu na zadanie, które zlecił nam sam Pan Hama.
- Nie dostałem informacji, że mam komuś udzielać tych informacji. - odparł sucho blondyn. - Jeżeli Pan Hama będzie chciał, to przyjdzie tu i osobiście o tym opowie.
-Cóż...chyba na razie podziękujemy ci za ,,pomoc’’-odparła. Odwróciła się do swojej towarzyszki.-Myślę, że możemy dojść już do reszty, jak sądzisz, Kihado?.
- Tak - pokiwała głową głęboko zamyślona geomantka. Widać miała dużo do przemyślenia po wysłuchaniu sprawozdania Dagamy. Po chwili uniosła w końcu spuszczone w dół spojrzenie i uśmiechnęła się lekko do Cassandry. - Chcę zobaczyć ten pokaz i zapytać pana Hamę o te wieże. Wszystko tutaj brzmi i wygląda fascynująco.
 
Bellatrix_92 jest offline  
Stary 24-12-2016, 22:27   #13
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Wszyscy



Doktor Hama usiadł w główne wieży kontrolnej z żółtym zakrzywionym owocem w ustach. Jego syn chwile po przygotowaniu aparatury pobiegł do parku, ciekaw efektów. Starszy z goryli splótł palce u swych nóg i dłoni by strzelić nimi głośno. Palce zaczęły wygrywać naukową melodię na rozbudowanej konsoli, tańcząc wprawnie po przyciskach. Zawory przekręcały się i otwierały na terenie całego parku, a zbiorniki na wieżach zaczęły skrzyć się błękitnym blaskiem. Magia strzelała na boki, pragnąc zetknąć się z przeciwnym biegunem pola. Sprawiało to, że park zaczęła otaczać siatka mocy magicznej, która powoli opadała w dół w stronę prętów ogniskujących. Szczelna niczym ptasia klatka magiczna osłona miała w końcu odsłonić główny sekret i atrakcję parku rozrywki…

Cassandra & Kihada


Dwie czarodziejki pod eskortą głównego, puchatego inżyniera były w środku drogi do stołówki, gdy bariera została uruchomiona. Kiedy tylko krąg zamknął się dookoła parku, poczuły jak magia skacze po ich skórze, a Luis podekscytował się jak gdyby zobaczył dwa olbrzymie słoiki miodu.
- Zaczynają się testy! – zapiszczał z zachwytem wpatrując się w kobiety.
Dziewczyny zerknęły na siebie nawzajem i obi w tym samym czasie wzdrygnęły się zaskoczone. Cassandra zobaczyła bowiem zamiast delikatnej twarzy geomantki…


… psi pysk! Jej towarzyszka pokryła się cała futrem, a jej dłonie przemieniły się w psie łapy. Zmiana konstrukcji stawów sprawiła, że czarodziejka zachwiała się niepewnie utrzymując pionową pozycje. Kihada czuła jak cała gama nowych zapachów wypełnia jej nozdrza, a jęzor sam pchał się na wierzch w dzikiej chęci dyszenia. Stanowiła ona teraz mieszankę człowieka i psa, niczym nie różniącą się rasą od dominującej park części pracowników.
Widok którego doświadczyła geomantka, był jednak mniej przyjemny.


Twarz Cassandry pokryta została chitynowym pancerzem zielonkawej barwy. Elementy ciała, widoczne spod długiej szaty czarodziejki, również zostały zmienione w ten typ pancerza. Przedramiona wraz z dłońmi zniknęły, a ich miejscu pojawiły się zaś długie ostrza modliszki. Dziewczyna urosła o kilka centymetrów, a jej czoło wyposażone było teraz w parę podrygujących sprężyście czułków.
Kobiey nie zdążyły się jeszcze dokładnie przyjrzeć zmianą które zaszły w ich ciałach, gdy polarny miś wypalił.
- I jak i jak i jak? Czujecie się inaczej? Czy zmian wywołała dyskomfort?

Stołówka


Dania po kolei wyskakiwały samoczynnie zza drzwi do kuchni. Wesoło podrygujące talerze tańczyły w stronę magów, by ustawiać się przed nimi. Oczekiwanie umilał Pat i Pazur, otwarci na rozmowę. Szczególnie ten pierwszy był wylewny w sprawach magii, wypytując o wiele zdawałoby się oczywistych dla czarodzieja aspektów. Umilkł dopiero gdy na oknem dostrzegł poblask otaczającej park siatki.
- Przygotujcie się… szef zaczyna pokaz! – ostrzegł, zerkając na magów, na których skórze już trzaskała magiia.
Bob był pierwszym który dostrzegł swoją przemianę. Jego ciało stało się masywniejsze, a okulary przeciwsłoneczne wystrzeliły do przodu, wraz z pojawieniem się na czole olbrzymiego rogu.


Kiedy czółki wyskoczyły znad jego warg, miał wrażenie jak gdyby od dawna się nie golił. Ława zatrzeszczała pod ciężarem jego nowego pancerza, a olbrzymie palce miały problem by utrzymać widelec.
Kalythee i Akanami szybko zerknęli na siebie, jednak nie dostrzegli żadnych zmian. Pat uśmiechnął się do nich, szczerząc swe kły, on i jego zwierzęcy kompan również nie zmienili się nawet o jotę.
- Wszystko sprowadza się do tego sa… – chciał zacząć gepard, ale przerwał mu głośny krzyk obrzydzenia, krzyk wyrwał się z ust nieśmiałej Mai. A właściwie ust tego czym się stała.


Jej ubranie wisiało teraz na długim oślizgłym cielsku, które z plaskiem padło na podłogę. Gęsty, lepki śluz pokrył całą powierzchnię której dotkała. Dziewczyna zaczęła obserwować świat z innej perspektywy, gdyż oczy wielkiego ślimaka w którego się zmieniła, znajdowały się na długich giętkich czułkach. Jej krótkie łapki były grube i niezgrabne, a dziewczyna cała czuła się obślizgła i brudna.
- Tego chyba szefostwo nie przewidziało… – skomentował pazur tłumiąc śmiech.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 08-02-2017, 20:22   #14
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Cool, cooler, transform!
Bob spojrzał pod nogi. Był skonfundowany, zeźlony i zaskoczony. Nie znał się na genetyce aby wiedzieć jak specyficzna musi być magia aby na nią wpłynąć. Nie znał się też na tyle na języku aby perfekcyjnie być w stanie zdefiniować znaczenie słowa “bariera”. Miał jednak wrażenie, że trafił na coś co nie było do końca w kontrakcie. Z drugiej strony nie był zły na to co się stało, nie do końca. Biorąc robotę w testowaniu jakiejś magii spodziewał się oczywiście, że może mu coś wysadzić albo nawet jest szansa, że umrze w wypadku co i tak było śmiercią bardziej cool niż wpadnięcie pod samochód albo potknięcie się na schodach. Nagła zmiana w żuka czy innego chrząszcza była w porównaniu z tym właściwie prezentem, nawet jeżeli nie proszonym i nie na lepsze tylko na inne. Chłopak zastanowił się nad jakimś one-linerem ale nie mógł na nic wpaść, więc zamiast tego dość ociężale uniósł się z ziemi.
-No, o tym nikt nie mówił… - zaciął się na moment bo zaskoczył go nieco inny wydźwięk jego własnego głosu, po czym pozwolił tej ciszy potrwać parę ekstra sekund, aby wyglądała na planowane. - To tak miało być, czy z niespodzianki? - spytał dwójkę zwierzoludzi. - Jak czegoś nie dosłyszałem, to spoko. - stwierdził. - Inaczej jest dość uncool. - ocenił. W rzeczywistości w tyle jego głowy istniała myśl, że to jednak skutek uboczny. Gdyby doktor chciał uzwierzęcenie ludzi na masową skalę, poczekałby do wielkiego otwarcia swojego aquaparku i wypełnił go ludźmi. Może to po prostu skutek uboczny magów? - Aaaah! To jak to z tym ziomkiem co mu miałem pomóc?! - chciał pomyśleć, jednak przypadkiem zapytał się na głos. - Kucharz z przymusu a teraz jak? Może on był zwierzakiem pod chełmem? - jakimś cool jaguarem może? Albo lwem. Bob widywał takie hybrydy w świetnych komiksach i kreskówkach. Gorzej, jeżeli los znęcał się nad metalheadem, najpierw wyrzucając go z biblioteki a potem z człowieczeństwa. - Wiecie czy to tymczasowe swoją drogą? - zapytał. Nie łączył faktów. Ta dwójka nie wiedziała co to czarodziej, teoretycznie powinien był słyszeć ich uncool komentarze wcześniej. Był jednak powolny w takie klocki. Ucząc się chodzenia w nowym dużo cięższym ciele zaczął zmierzać do kuchni aby zajrzeć do środka.
- Wszystko jest jak powinno. - Pat uspokoił Boba, wyciągając przed siebie ręce w obronnym geście. - Szef nie chciał wam mówić, by nie zepsuć niespodzianki, zresztą obawiał się, że moglibyście próbować na to wpływać, co zmniejszyło by rzetelność testów. - Gepard uśmiechnął się lekko.
- Dewiza tego parku to przecież “Wszyscy są tu tacy sami.” - dodał Pazur, rozciągając się na stole, niczym wielki kociak. - To jest ta.. jak to się zwało… - zamyślił się. - Czasowa transmutagencja czy jakoś tak. - dał sobie spokój z szukaniem właściwego słowa, zastępując je podobnym. - Wyłącznie bariery anuluje efekt, dlatego potrzeba w niej tyle magii.
-Miałem taką nadzieję, że to zbędny stres. Doktor wyglądał na mądrego. - Dał odpowiedź którą znalazł za najbardziej cool, choć mimo wszystko nie darował sobie zajrzenia do kuchni, zastanawiając się czy jego zagubiony brat na drodze zajebistości miał to wpisane w umowę.
Bob uchylił drzwi do kuchni najdyskretniej, jak to możliwe na wielkiego żuka. Olbrzymia sylwetka kucharza-rockmena, nie uległa transmutacji. Pogwizdując jakąś ciężką melodię zamiatał podłogę przy użyciu swej muzyki. Jedyne co uległo zmianie w jego stylówie, to fakt że wielkie naramienniki świecił się teraz lekkim błękitnym blaskiem.
“Aaah, so cool. Jest na tyle zajebisty, że w ogóle go to nie rusza.” Bob poprawiłby okulary, gdyby były na oczach. Na róg nie potrafił jednak sięgnąć. Gdyby tylko nie ten dysonans. Chłopak odwrócił się z powrotem do gospodarzy.
- Choć będąc szczery nie chcę dwie godziny uczyć się jeść w nowym ciele, więc może jednak zakręcimy zdać raport. - zaproponował nie mogąc przywyknąć do jeszcze cięższego i mniej mobilnego ciała niż oryginalne. “Tego typu technologia na zawołanie ostatecznie ułatwiłaby wszystkim życie” chciałoby się dodać, Bob jednak nie był na taki dodatkowy komentarz wystarczająco bystry.
- A nie wolicie ich najpierw przete… - zaczął Pat, ale szybkie zerknięcie na Mai odebrało mu chęć kontynuowania.
- Doktor chciał by przy konkretnych atrakcjach, ciało się znowu zmieniało. Jedynie miejsca bez konkretnego przeznaczenia rozrywkowego cechują się dużą losowością. - sprecyzował tygrys. - Wiecie, głowie ryby przy basenach i takie tam.
-Man, ta miejscówa będzie cool. - wziął ich na słowo.
Mai była jak zwykle zajęta udawaniem że nie istnieje, siedzeniem cicho i trzymaniem się z tyłu. Trzeba przyznać, że szło jej to nawet lepiej niż zwykle, była bliska osiągnięcia perfekcji, aż tu nagle poczuła się bardzo… lepka? Zdaje się też, że zsunęła się z ławki i wylądowała pod stołem. Pełne konsternacji oczka na szypułkach cofnęły się w głąb przenicowując na drugą stronę, by po chwili wrócić do poprzedniej pozycji. Jedno spoglądało na masywne nogi żuka Boba, drugie na futrzaste łapy Pazura.
-To ma być “atrakcja”?- zapytała żeby się upewnić, kiedy mówiła z jej pomarszczonego otworu gębowego wydostała się bańka śluzu i pękła. Nawet jeśli ślimaki pozbawione są oblicza zdolnego wyrażać emocje nietrudno było zgadnąć że ten nie jest zadowolony. Nawet ładnej muszli nie ma, stwierdziła zerkając na własne plecy.
- Nieładnie tak kogoś transformować bez pytania... bardzo nieładnie, lepiej żeby byli odmienieni jak mówicie. - Kalythee puściła zabójcze spojrzenia na Pata i Pazura. Pajęczyca podeszła do biednej Mai i podniosła ją tuląc ją czule. - Spokojnie skarbie już… już. Odmienią was albo zrobie kuku odpowiedzialnym za to osobom. - Wyszeptała, po czym przytuliła ją mocniej, lecz lepkie ciało Mai spowodowało że wyślizgnęła się jej z objęć.
- Ojej… - westchnęła smutno. Nadopiekuńcza natura Kalythee sprawiała że głęboko współczuła magom.
Kiedy pajęczyca postanowiła pocieszyć olbrzymiego bezkręgowca, Mai odruchowo się cofnęła, a raczej rozpoczęła powolny ruch wsteczny, który przyniósłby widoczne efekty za kilka sekund. Nie miała jednak tyle czasu. Kalythee ściskała jej miękkie obłe ciało jak pluszowego misia zupełnie nie przejmując się ciągnącym śluzem, co tylko zwiększyło jego wytwarzanie. Wreszcie nieśmiała magini wyśliznęła się z uścisku, plasnęła o podłoże aż jej gałki oczne dotknęły terakoty.
-Au!-jęknęła wciągając czułki w głąb głowy.
-Nie chcę być ślimakiem, zmieńcie mnie z powrotem, proszę.- odezwała się niezbyt wyraźnie. –Kalythee ma rację. To nie jest zabawne.
- Nie spodziewaliśmy się takich zmian, miało to być raczej miłe i przyjazne… - jęknął Pat przepraszająco, kucając przy wielkim ślimaku. - Zaraz dam znać szefowi, by zresetował barierę, powinno to zmienić was w co innego, co wy na to? - zaproponował, grzebiąc za swoim pasem.
- Mam sałatę! - zdał sobie sprawę Pazur, unosząc listek który ozdabiał wcześniej jego talerz. - Może to cię pocieszy?
-Not cool. - Żuk skrzyżował ręce na piersi patrząc na Pazura którego żart wydawał się Bobowi nie w tonie. W końcu czarodziejka stwierdziła, że nie podoba jej się przymusowa transformacja. Chłopak podszedł do ślimaka i przynajmniej spróbował podnieść go w dwie ręce, nie przemyślając jak łatwo będzie śluzowatej istocie wypaść mu z rąk.- Eh, pomyślimy zależnie co doktor powie. Poprowadzicie?
Mai nie chciała jeść sałaty, być noszona niczym obślizgły bagaż też nie miała ochoty, postanowiła wziąć sprawę we własne czułki. Skoncentrowała się żeby użyć swojej własnej magii do przemiany. Normalnie starałaby się uniknąć tego za wszelką cenę, ale obecne położenie było na tyle beznadziejne i obrzydliwe że postanowiła zaryzykować. “Tylko wyjdę poza barierę i znów będę sobą”.
-Shishi no henkan: Hi dzume- wybulgotała cicho.
Moc magiczna zebrała się u spodu ślimaka. Magia dziewczyny nie była przystosowana do tworzenia nowych kończyn, a jedynie zmiany tych już istniejących. Jednak duże jej skupienie, jak i desperacja nieśmiałej czarodziejki, pozwoliły uzyskać pewne efekty. Z cichym dźwiękiem, który najlepiej wyrazić jako “blopgurgh”, z jej ciała wyskoczyły cztery male nóżki, zakończone kopytkami. Obł, glutowaty kształt ślimaka zakołysał się na nich, wyginając się lekko w literę U, gdy grawitacja zaczęła robić swoje.
Bob nie zwrócił uwagi, z zamachem próbując narzucić sobie ślimaka na bark.
Giętkie czułki zajrzały pod spód obejrzeć efekty. Małe nóżki zamachały w powietrzu.
-Mogę już iść sama.- wtrąciła nieśmiało czarodziejka stukając grubą łapką w pancerz Boba.
- Zaprowadźcie nas do doktora. Teraz. - Kalythee uśmiechnęła się słodko patrząc na geparda, jednak za tym uśmiechem kryło się coś bardziej złowieszczego.
-Nie martw się i nie wstydź, trzeba to pomogę i zaraz będzie po problemie. - obiecał Bob, pokazując kciuk uniesiony w górę chociaż Mai niezbyt miała jak tą pozę zobaczyć. Uśmiechnąłby się ale nie do końca wiedział jak funkcjonują jego nowe usta. Poza tym co to za uśmiech, jeżeli nie ma w nim białych zębów do wyszczerzenia.
Widząc, jak szybko magowie zaczynają podejmować decyzję, Pat musiał zareagować. - Chwilkę, chwilkę. - oznajmił, wyciągając w końcu spod płaszcza, jakieś urządzenie. - Nie ma potrzeby iść do doktora, możemy się kontaktować z nim przy użyciu tego. - wyjaśnił pokazując nieznany magom przedmiot. - Park jest duży, każdy pracownik jest wyposażony w komuniktor.
-Cool! - zadowolił się Bob. Wolną ręką postanowił wyszarpnąć urządzenie.
Wielkie, ciężki łapsko nie miało szans ze zwinnością geparda, który cofnął rękę. - Bz kodu autoryzującego i tak nie zadziała. - wyjaśnił, zaczynając wstukiwać coś w klawisze.
-To wykręć i podaj. Brzmi jak szpanerska technologia. Taka telepatia dla nie-telepatów, co? - Zaciekawił się Bob odstawiając Mai na stół, skoro i tak nie musi nigdzie jej nieść.
- Też tak o tym mówiłem! - ucieszył się Pazur, gdy gepard wykręcił odpowiednie kordynaty, po czym podał urządzenie Bobowi.
- Słucham tu Hama. - dało się słyszeć z wnętrza urządzenia, przytłumiony przez odległość od ucha głos. Mai zostawiona samej sobie spoglądała w przepaść za krawędzią stołu, ani ślimacze ciało ani małe świńskie nóżki nie były przystosowane do pokonywania takich przeszkód.
-Tu Bob. Wiesz, ten Cool. Ta bariera nieźle działa. Jestem jakimś cool żukiem. - pochwalił się. - To jak ta misja ma przebiegać? - spytał. - Myślałem że będziemy działać po obiedzie i nie powiedziałeś co mamy robić. Będąc szczerym Markov też nie specjalnie rozumiał. - przyznał nieco przytłumiając głos. Nie za bardzo chciał odebrać swojemu mistrzowi odrobinę Cool. Z drugiej strony Markov tak luzacko podszedł do swojej niewiedzy, że z bliska nie wywierało to złego wrażenia.
- Mai jest jakimś ślimakiem! Prosze to cofnąć! - Pajęczyca ryknęła do urządzenia. Już nawet nie kryła że jest rozeźlona.
- Emmm… - doktor na chwilę zawiesił się, zaskoczony że kontaktuje się z magami. - Po kolei… - zaczął w końcu, odkaszlując. - Czy wszyscy ludzie zostali przemienieni? -zainteresował się. Nikt nie odczuwał dyskomfortu w czasie zmiany, żadnych efektów ubocznych związanych z waszą magią?
-Nie mam pojęcia, nie mogę grać na gitarze tymi łapami. - przyznał się Bob. To była właściwie jego jedyna magia na której mógł zawsze polegać. - Może reszta sprawdzała. - podłożył urządzenie pod...obok głowy Mai, trzymając je dla niej.
-Panie doktorze Hamo proszę mnie odmienić.- powiedziała do mikrofonu, o ile to był mikrofon, kiedy ma się oczy tak daleko od głowy tuż przed nosem powstaje martwa strefa.
-[i] Ale czy coś się dzieje?/I] - naukowiec wyraźnie się zmartwił. - Zdawało mi się, że zadbałem o wszystkie procedury bezpieczeństwa. W czym tkwi problem?
-Jestem wielkim śluzowatym ślimakiem. To nie jest przyjemne.- Mai powiedziała w czym tkwi problem. A może przesadzała? Może powinna tak jak zawsze schować się gdzieś i przeczekać. Przemiana była tymczasowa. Rozejrzała się nieostrym wzrokiem po towarzystwie. Zarówno upaprana śluzem pajęczyca, jak i nie mniej lepiący się od jej wydzieliny żuk nie uważali jej sytuacji za godną pozazdroszczenia. Nawet Pat i Pazur zdawali się być niemiło zaskoczeni. Pewnie wszystkim prawdziwym ślimakom zrobiłoby się przykro gdyby to widziały, ale to nie przekonało dziewczyny. Świńskie kopytka zatuptały po blacie i wygięte w łuk obłe cielsko runęło ze stołu na pełnej prędkości. Jeśli doktor nie widział problemu zawsze mogła opuścić strefę sama.
Ślimak niczym mała, oślizgła i mniej urocza niż jej pozostali bracia świnka, popędził w stronę drzwi wyjściowych. Mai przebiegła między nogami Pata, który dopiero po chwili zdał sobie sprawę co się dzieje. Gepard, złapał się za głowę przerażony. - Nie, nie, nie tak nie można! - krzyknął, puszczając się biegiem za uciekającą czarodziejką.
Lis z jednej strony był bardzo zadowolony, z drugiej zaś jego wspaniały ogon nie ucierpiał. Przez chwilę przyglądał się wszystkim zebranym. Nie wiedział co robić, był głodny i zmęczony.
- Nie podoba mi się to. Ale… Nie załamuj się, kiedy się odmienisz, pozwole Ci zobaczyć mój ogon. Jednak! Wpierw będziesz musiała się umyć, tak bardzo! zaznaczył lis.
- Zawsze możemy rozwalić te wieże, prawda?
-woah, woah, woah. Not cool. - powstrzymał lisa Bob. - Sami wzięliśmy tą robotę, nie psujmy komuś ciężkiej pracy, bo się rezultat nie podoba. - zaproponował.
- Co tam się dzieje, czemu nikt mi nie odpowiada. Odbiór! - głos doktora Hamy wydobywał się z urządzenia. - Już ustawiam kordynaty do wyłączenia bariery, za kilka chwil wszystko będzie jak wcześniej. -uspokajał.
-Nasza koleżanka nieco panikuje, bo nie spodziewała się bycia ślimakiem. - wyjaśnił Bob. - Nie każdy jest cool ale możliwe, że jej magia dalej działa. Albo działa albo ślimaki mają świńskie nóżki. W sumie nie znam się na ślimakach. - Bob chciał się podrapać po podbródku ale spudłował. Jego mózg pamiętał głównie oryginalną lokację szczęki.
- Może faktycznie wprowadzenie danych genetycznych ślimaków było błędem…. - mruknęła małpa, dało się słyszeć jak wykreśla coś zapewne w notesie. - Z trzydzieści sekund rozpoczynam procedurę wyłączenia bariery. Proponuję usiąść, bo nagła zmiana kształtu może prowadzić do mdłości, lub problemów z równowagą. - ostrzegł naukowiec.
-Oh, okay. - oddalił słuchawkę od głowy aby powtórzyć reszcie: - Siadajcie na dupy, profesor cofa to zaklęcie za moment. - polecił, samemu opadając na podłogę, nie ufając swojej wadze i drewnianym ławeczkom.
- Wyrażaj się Bob. - Upomniała maga pajęczyca, gdy jej odnóża spoczęły na podłodze, a ona sama zawieszona w powietrzu założyła nogę na nogę.
Lis cały czas czekał na jedzenie. Po tym, jak Bob skwitował jego pomysł.
Wszyscy usiedli, a po chwili trochę dłuższej niż 30 sekund dało się słyszeć jak maszyneria znowu rusza. Magia zawirowała w powietrzu, a bariera migocząc i skrząc się powoli spływała w dół. Pazur zastrzygł swymi tygrysimi wąsami, gdy żarówka na suficie zaczęła mocniej świecić, a kilka atrakcji na zewnątrz przyspieszyło.
- Tak nie powinno być… - mruknął, gdy nagle wszystkie żarówki wybuchły.
Bariera zgasła, tak samo jak wszystkie światła w parku. Atrakcje zatrzymały się, gdy tylko wytraciły naturalny pęd. Zaś Bob jak żukiem był, tak żukiem pozostał. Po minie tygrysoczłeka widać, było, że nie za bardzo wie co się dzieje.
Kalythee uniosła brew patrząc na Pazura.
- Oczywiście to nie było zamierzone. - westchnęła pajęczyca. Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i odnóża. Zbliżyła się do tygrysoczłeka i bardzo spokojnie poprosiła . - Proszę mnie zaprowadzić do profesora.-
-Nie każda praca może przejść bez problemów. - wzruszył ramionami Bob, niespecjalnie przejęty. Jego problem w tym momencie to był brak okularów które pasują żukom. - Coś nie wyszło, jakieś magiczne spięcie mieliście czy coś? - spytał w słuchawkę nie wiedząc, czy urządzenie dalej funkcjonuje. - Mam nadzieję że nic im się nie stało. No, nie było słychać eksplozji więc może są cool. I tak profesor będzie musiał nas przebadać. - zgodził się z pajęczycą Bob.
Jego forma była dość cool, przynajmniej tak sądził. Żuki były dość popularne w fikcji i wyglądał całkiem niepowtarzalnie. Musiałby się nauczyć nieco rzeczy od nowa ale nie czuł się niepełnosprawny w porównaniu z na ten przykład, ślimakiem-magiem.
W tym momencie Bob zdał sobie fakt z jednej rzeczy. Kobiety specjalnie nie przepadają za robalami. Zastanowił się czy nie będzie miał przez to problemów. Wtedy pojawiło się inne pytanie. Właściwie co żuki mają w pasie? Właściwie nie chciał wiedzieć. Gdyby zmieniło go w minotaura nawet by dziękował profesorowi ale bycie kreaturą która składa jaja i opiekuje się larvami nagle zaczęło brzmieć znacznie mniej cool. Konieczność znalezienia sobie innej, być może nieistniejącej żuko-człowieka kobiety stało się nawet bardzo not cool. Postawa Boba stała się na moment nieco niespokojna. - W razie czego zawsze są specjaliści od klątw. I polimorfii. - wymruczał, gotowy zacząć planować studia na uniwersum magii w zakresie genetyki. Chociaż najpierw musiałby poprawić test z szkoły średniej.
Urządzenie do którego przemówił Bob milczało,widać zasilane było z tego samego źródła co wszystko inne w parku. Pazur pochwycił się sugestii pajęczycy niczym koła ratunkowego.
- Tak, tak! Doktor Hama na pewno wszystko zaraz naprawi, ale chodźmy mu pomóc! - poparwszy idee otworzył szeroko drzwi od stołówki, robiąc w nich miejsce dla magów.
Bob posłusznie wyszedł przez drzwi po drodze oddając martwy przekaźnik Pazurowi. Nie miał pojęcia jak to ustrojstwo działa. Pajęczyca też bez słowa podążyła za Bobem, niepodobała się jej cała prezentacja. Miała też wrażenie że to nie koniec problemów.
Lis był wyraźnie zawiedziony. Nie mógł jednak zostawić swoich towarzyszy w takim stanie. Wstał bez słowa, zbliżył się do magów, gdzie stanął na tyłach. Nie znał się na technologii, nigdy tego nie ukrywał. Zgadzał się w zupełności z tym, by udać się wpierw do doktora.
 

Ostatnio edytowane przez Amon : 22-03-2017 o 21:11. Powód: zamkniecie wątku
Fiath jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172