Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-11-2016, 17:57   #1
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
[Fairy Tail] Małpi Biznes




Bob, Kalythee, Cassandra

Dzień Boba zaczął się normalnie. Wstał późnij niż inni, by pokazać światu, że jest zbyt fajny aby zrywać się z samego rana. Odbywając poranną toaletę, zerkał przez okno a wschodzące słońce. Miał powód do uśmiechu, bowiem wiedział, że on świeci jaśniej niż ta wielka kula gazowa. Schody trzeszczały cicho pod jego butami, gdy schodził z górnego piętra gildii do sali głównej. Było tu dość cicho, jak na zwykłe standardy tego przybytku. Kilka osób kłóciło się pod tablicą ogłoszeń, na temat tego kto powinien zgładzić pustoszącego pobliskie pola pożeracza kartofli. Na jednym ze stołów leżała rozciągnięta sylwetka, która zdrzemnęła się pry czytaniu gazety. Sądząc po podróżnym płaszczu maga, wrócił dopiero z jakiegoś dłuższego zadania. Za barem jak zawsze stała Kalythee, obserwująca wszystkich, oraz z dumą przyjmująca ich spojrzenia skierowane głównie na jej krągłości. Czyściła brudne naczynia niezwykle szybko, ale posiadanie dodatkowych odnóży na pewno można było uznać za pewnego rodzaju doping.
Nim Bob zdążył się w pełni rozejrzeć i podjąć decyzję co do swych dalszych działań, usłyszał głos znany każdemu członkowi gildii.
- Bob chłopcze, dobrze że wstałeś. Podejdź no! – mistrz Markarov uniósł dłoń w powitalnym geście, drugą odsuwając drewniany kufel od ust. – Mam dla Ciebie coś specjalnego. – dodał uśmiechając się szeroko.


Niewysoki wąsaty staruszek, ubrany był w pstrokaty strój, bardziej przywodzący na myśl błazna niż najważniejszą tu personę. Siedział po turecku na ladze baru, niedaleko krzątającej się Kalythee.
Staruszek spojrzał na barmankę. Zdawało się, że szybko coś przemyślał po czym dodał też do niej. – Moja droga, ty w sumie też na chwile oderwij się od pracy. Myślę, że może to dotyczyć też Ciebie. – mówiąc to, przesunął wzrokiem po sali, aż dostrzegł siedzącą samotnie sylwetkę. Markarov uśmiechnął się podstępnie pod wąsem.
- Bob złap też Cassandrę i podprowadź tu ze sobą! – zdaniu temu towarzyszyło wskazanie palcem samotnie siedzącej dziewczyny. Co w tym najgorsze dla Boba, wspomniana dziewczyna spokojnie mogła konkurować o miano „najmniej cool” w gildii. Cicha i wiecznie siedząca samotnie. Cóż mistrz mógł chcieć od niej, czego on by nie mógł dokonać samotnie!?

Kihada


Dziewczyna spędzała ten poranek w niewielkim skwerku w centrum Magnoli. Nie była to jej rutyna, jednak czasami czuła potrzebę zbliżenia się do natury. Wtedy nawet kilka drzew i małe oczko wodne wydawało się być wystarczające. Kiedy głód emocjonalny został zaspokojony, odezwał się ten biologiczny. Brzuch zaburczał głośno, niczym niedźwiedź wynurzający się z jamy. Na szczęście, jedną z zalet miast był fakt, że pożywienie było dostępne wszędzie i za przystępną cenę. Nawet Kihada, mimo pewnej wybredności w doborze produktów miała tu kilka ulubionych knajpek. Właśnie do jednej z nich się teraz kierowała, by móc spożyć tam spokojnie śniadanie.
Leniwe zazwyczaj o poranku uliczki, dziś przepełniała jakaś werwa. Niewielkie liczby obywateli, które zazwyczaj przemierzały je w milczeniu, teraz ogniskowały w stronę jednego punktu. Niczym ćmy zmierzały w stronę światła, jednak w przeciwieństwie owadów nie pozostawały tam długo, ruszając w dalszą podróż do miejsc pracy i spotkań. Jednostką, która na chwilę wyrywała przechodniów z ich rutyny był jegomość nietypowy, bowiem należący do rasy zwierzoludzi.
Ten konkretny stanowił mieszaninę geparda i człowieka. Wysoki i smukły, zwinnie i szybko skakał od jednego do drugiego przechodnia, wyciągając w ich stronę jakieś kartki. Jego długi, cienki ogon wycierał kamienie brukowe z każdym ruchem. Burza loków przypominała lwią grzywę, zasłaniając jedno z jego oczu. Mimo sporych wystających kłów, oraz długiego miecza przy pasie, uśmiechał się wesoło i sprawiał pozytywne wrażenie. Jego zielony podróżny płaszcz i peleryna, były wytarte i łatwo było stwierdzić, że przebył w nich już nie jedną podróż.
Mimo jego starań ludzie reagowali na niego zachowawczo. Mimo, że najpierw budził zainteresowaniem, to potem spotykał się z typowymi reakcjami, wobec przedstawicieli jego rasy. Nieufnością, strachem a nawet obrzydzeniem. Ludzie nie lubili tego co nienaturalne, dlatego też zwierzoludzie stanowili w miastach mniejszości, często pracując za niższe stawki, lub wykonując najgorsze z robót. Ten jednak mimo niepowodzeń, z uśmiechem wypatrywał kolejnej „ofiary”. Kiedy dostrzegł Kihade, sprężystym krokiem ruszył w jej stronę, z dalek wyciągając pazurzastą dłoń z kawałkiem kartki.
- Zapraszamy, zapraszamy, otwarcie już blisko! –zachęcał, brzmiącym jak mruczenie kota głosem.

Akanami


Członek gildii wróżek, wracał powoli w stronę jej głównego budynku. Noc spędził poza swym nowym domem. Powodem tego był deszcz, który rozpadał się wczorajszego wieczoru. Lisi osobnik miał do wyboru, albo spać na poddaszu szopy, albo narazić swój ogon na wilgoć – odpowiedź była rzecz jasna oczywista. Kilka kawałków słony wyskoczyło z jego puszystej kity, gdy skręcił w kolejną niemal pustych jeszcze uliczek. Pech chciał, że z przyległej alejki w tym samym momencie wypadła inna persona, co doprowadziło do niechcianego, acz nieprzyjemnego zderzenia. Akanami zachwiał się jak gdyby wpadł na ścianę, przed upadkiem uratowała go tylko szorstka dłoń przytrzymująca go za ramię.
- Pan wybaczy, zagapiłem się! – ciężki, acz troskliwy głos dotarł do uszu maga, który unosząc wzrok mógł chłonąć potężna sylwetkę osobnika, który na niego wpadł.
Był to goryl! I to nie mieszanina humanoida z małpą, a najzwyklejszy w świecie przedstawiciel małp. Mimo tego, na nosie miał niewielkie okrągłe okulary, a cały jego strój przywodził na myśl podróżnika-teoretyk. Kogoś kto był zafascynowany wyprawami, ale znał je tylko z książek. Strój posiadał wiele kieszonek i schowków, kapelusz był idealny do ochrony przed deszczem jak i słońcem. Lornetka obijała się o potężną włochatą pierś, a wypchany plecak ważył pewnie z tonę. Małpolud uśmiechnął się zażenowany swoim gapiostwem, osłaniając przy okazji potężne kły. Wtedy jednak coś przykuło jego uwagę, jego oczy zaczęły podążać za kołyszącym się ogonem maga.
- – Czy ty….czy ty nie jesteś człowiekiem!? – niemal wykrzyknął podekscytowany.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 06-12-2016, 21:37   #2
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Naturalna Czarodziejka


Wysoka na około 170cm i dość dobrze zbudowana dziewczyna nie wyróżniała się wieloma szczegółami wśród pozostałych przechodniów. Gdyby zdarzył się ktoś znający modę mieszkańców Iceberg szybko rozpoznałby jej tradycyjny ubiór na który składały się barwione na niebiesko skóry i futra, jednakże w tym przypadku cieńsze i skromniejsze, przystosowane do cieplejszego klimatu Fiore. Brązowe włosy w połączeniu z ciemną skórą i błękitnymi oczami również były dość rzadko spotykane w tym królestwie, jednak z pewnością nie rzucała się w oczy tak jak przedstawiciel rasy zwierzoludzi, którego Kihada zmierzyła od góry do dołu badawczym wzrokiem, po czym nonszalancko uniosła do góry rękę w powitalnym geście.
- Cześć, piękny mamy dzisiaj dzień, co nie? - przywitała się z gepardem. W przeciwieństwie do większości ludzi nie kierowała się stereotypami rasowymi. Dla Kihady byli takimi samymi zaawansowanymi ewolucyjnie zwierzętami jak ludzie których przodkami były małpy.
Przywitawszy się wzięła od geparda ulotkę i przyjrzała się ogłoszeniu.
Na jej słowa zwierzolud uśmiechnął się szerzej. - Trochę zbyt wilgotno po wczorajszych deszczach, jeżeli mam być szczery. -odparł na zagadnięcie.
Oczy dziewczyny przebiegły pobieżnie po ulotce.


Główna jej część zajęta była przez grafiki przedstawiające park rozrywki. Mniejsze obrazki pokazywały miejsca takie jak diabelski młyn, czy małpi gaj, zaś główna ilustracja obrazowała spory basen. Wrażenie robiła głowa chińskiego smoka, która pełniła rolę nie tylko wylotu z zjeżdżalni ale i fontanny, dbającej o poziom wody w pływalni. Na grafice w wodzie przebywali na raz ludzie, ale i zwierzoludzie. Napisy na ulotce były chwytliwymi hasłami informującymi o tym, że wkrótce otwarty zostanie park rozrywki “Zwierzoraj”. Broszura kusiła zniżkami na atrakcje w pierwszym tygodniu od otwarcia, oraz intrygowała powtarzającym się stwierdzeniem “Miejsce gdzie wszyscy są tacy sami”.
- Też nie lubię tutejszego klimatu, ale przywykłam - wzruszyła ramionami dziewczyna, przyglądając się uważnie ulotce. - Może zajrzę do waszego parku z przyjaciółmi z gildii. Brzmi zabawnie - zaśmiała się krótko, chowając broszurę do kieszeni spodni. - Rzadko widuje się tego typu inicjatywy, ale cieszę się gdy ludzie i zwierzoludzie pracują i bawią się razem. Mamy kilku w gildii wspomniała mimochodem, spoglądając w twarz geparda. - Od dawna mieszkasz w Magnolii? Czy mogę zapytać co myślisz o mieście?
- Gildii? Jesteś magiem? - Gepard wyraźnie się zainteresował, na chwile przestając wypatrywania przechodniów. - Nie jestem stąd, przyjechałem jako ochroniarz. - dodał, pokazując dziewczynie informację na temat położenia parku. - Na co dzień mieszkam tutaj.
- Mhm - kiwnęła głową z uśmiechem w odpowiedzi na pytanie. - Obcokrajowcy mogą się dużo nauczyć od tutejszych magów. Poza tym nigdy nie mieszkałam w wielkim mieście, więc jest dużo ludzi i miejsc jak ten “park rozrywki” które chętnie poznam. Ochrona takiego miejsca to na pewno ważna rzecz - przytaknęła. - Tam skąd pochodzisz nie ma wielu magów?
- Nie ma tam żadnej gildii, a te najbliższe nie są chętne do pomagania nam. - wyjaśnił Gepard, prostując się lekko. - Właśnie po to tu jesteśmy. Mój pracodawca przybył tu poprosić o pomoc swego dawnego przyjaciela. Ponoć jest on głową samego Fairy Tail! - zwierzolud podekscytował się lekko, tak że jego cienkie wąsiki aż zadrgały. - Słyszałem, że to najlepsi magowie w całym Fiore!
- Też tak słyszałam i dlatego postanowiłam sama sprawdzić plotki - odparła dziewczyna, odwracając się na moment plecami do geparda, wskazując palcem na magiczny znak Fairy Tail wytatuowany na odsłoniętej prawej łopatce. - Nasz mistrz z pewnością nie zawiedzie twojego pracodawcy. Może sama przyjmę waszą ofertę jeśli moje umiejętności okażą się adekwatne do misji. Swoją drogą mogę zapytać jakiej pomocy oczekujecie? Lubię dalekie podróże, ale od jakiegoś czasu nie trafiła się żadna interesująca dla mnie misja.
Gepard zareagował conajmniej żywiołowo. Chwycił sprawnie dwie dłonie dziewczyny i żywiołowo nimi potrząsnął. - Na pewno możesz nam pomóc! -stwierdził, przeszywając ją swym rozbudzonym poprzez emocje spojrzeniem. - Chodzi o zbadanie wpływu różnych rodzajów magii na zachow… - zaczął, jednak na czas ugryzł się w język - Znaczy...nie mogę zdradzić wszystkiego. dodał i znowu skoczył na inny temat. - Jestem Pat, miło mi poznać prawdziwego maga!
- Kihada. Mi również - odparła ze spokojem dziewczyna, z przyjaznym uśmiechem odwzajemniając uścisk dłoni zwierzoludzia. - Jeśli chodzi o badanie naturalnej magii, to powiedziałabym że jest to jedna z moich specjalności. Obiecuję że sprawdzę wasze ogłoszenie gdy tylko wrócę do gildii - zapewniła geparda, kiwając głową w rytm jej dłoni którymi machał w rozentuzjazmowanym uścisku. - Ale na razie chciałabym zjeść śniadanie w ulubionej knajpce, więc może przestanę cię odrywać od twojej pracy. Wybacz że zajęłam ci tyle czasu.
- Nie, nie, nie! - Pat energicznie pokiwał głową na boki. - Niebawem wyruszamy, nie będzie czasu byś sprawdziła to w gildii, musisz iść ze mną, zjemy w pociągu. - po tych słowach zaczesał włosy do tyłu. - Jestem fanem magii, jest tyle rzecz o które chciałbym spytać. W czasie drogi będziemy mieli wiele czasu. - ucieszył się, jak gdyby podróż Kihady była już pewnikiem.
Uśmiech dziewczyny lekko przygasł na słowo “pociąg”. Zaparła się ręką pod bok i spojrzała w kierunku gildii.
- Hadaka nie lubi pociągów, a nie ruszam się bez niego w żadną daleką podróż - westchnęła, po czym przytknęła dwa palce do ust i zagwizdała głośno, a w pobliskim parku jakaś kobieta jęknęła wstrwożona gdy ocierający się plecami o drzewo niedźwiedź polarny nagle stanął na czterech łapach i pędem przebiegł obok niej o mało jej nie tratując.


Mierząca prawie cztery metry długości bestia zatrzymała się obok swej pani i polizała ją po twarzy długim jęzorem, zostawiając na niej strugi śliny.
- Będziesz musiał zarezerwować miejsce w wagonie bagażowym - wyjaśniła czarodziejka. - A tak poza tym nie mówiłeś że jesteś ochroniarzem w tamtym parku rozrywki? Nieładnie tak bez zapowiedzi rzucać pracę w środku dnia. No i osobiście nie jestem z tych którzy lubią formalności, ale chciałabym wiedzieć nieco więcej o misji zanim do niej przystąpię. Jeśli tak ci się spieszy to możemy porozmawiać w drodze na stację, ale niczego nie gwarantuję dopóki nie porozmawiam z twoim pracodawcą.
Kihada była znana w gildii z tego że zawsze kierowała się swoim instynktem i szła tam gdzie ją nogi poniosą, zaś Mistrz Makarov i pozostali członkowie gildii byli już przyzwyczajeni do tego że jej misje nie raz znacznie się przedłużały, a zostawianie na barze wiadomości w stylu “Wyjeżdżam z miasta na jakiś czas. Nie wiem kiedy wrócę, ale nie martwcie się.” również było z jej strony nagminne.
Pat nie wyglądał na wzruszonego pojawieniem się olbrzymiego zwierzaka. Uśmiechnął się jedynie szerzej, ponownie spoglądając na dziewczynę. - To nie będzie problem, ja i szef lubimy zwierzęta. - odparł radośnie, powoli kierując się w stronę prowadzącą do stacji, przy okazji dając dziewczynie by szła za nim. - I nie rzucam pracy, bo właśnie do parku jedziemy. - poinformował, drapiąc się lekko po pokrytej futrem brodzie. - Nie wiem jak wiele mogę powiedzieć… pytaj a ja powiem co mogę. -postanowił w końcu.
- Brzmi ciekawie - pokiwała głową czarodziejka, ruszając za gepardem, machnięciem ręki dając znać Hadace by za nimi podążył. - Na początek chciałabym wiedzieć o jakim wpływie magicznym mówiłeś, czego oczekujecie od naszych magów i jak długo powinno to zająć.
- Chodzi o jedną z atrakcji w parku. Można by powiedzieć, że główny powód jego powstania. Nie wiemy jak może reagować na obecność magii, a chcemy mieć pewność, że będzie bezpieczna dla wszystkich. Nie wiem ile może to zająć, ale sądzę że to maksymalnie kwestia dni. - wyjaśnił.
- Mhm - pokiwała głową w zamyśleniu dziewczyna, przykładając dłoń do podbródka. - Tak, bezpieczeństwo to rozsądna rzecz. Ze swojej strony mogę zbadać okoliczną magię i sprawdzić czy wasz park nie powoduje żadnych zakłóceń magicznych w okolicy. Twój szef rozmawiał już z Makarovem?
- Był w gildii rano, ja miałem porozdawać ulotki. Za godzinę jesteśmy umówieni na dworcu.
- Szybko pracujecie - pokiwała głową z uznaniem dziewczyna, po czym wyciągnęła z kieszeni mały notes i ołówek. Napisała szybko na jednej z kartek wiadomość, a następnie uniosła do góry wzrok i rozejrzała się dookoła, aż jej uwagę przykuł gołąb na pobliskim dachu. Czarodziejka przyłożyła otwartą dłoń do ust i zagruchała wesoło w nieznanym większości ludzi języku zwierząt. Uniosła do góry wyciągniętą kartkę z notesu, a po chwili gołąb rozprostował skrzydła i wzbił się do lotu, pikując w stronę dwójki. Przelatując nad nimi pochwycił kartkę papieru w dziób i odleciał w kierunku budynku gildii. - Dam znać mistrzowi gdzie jadę - wyjaśniła pokrótce gepardowi. - Jak wygląda miejsce z którego pochodzisz? - zapytała po chwili. - Mieszka tam wielu zwierzoludzi? Jeśli nie macie tam magów, to zgaduję że nie jest to duże miasto. Dlaczego zdecydowaliście się zbudować tam park rozrywki?
- Raczej nie tam nas wielu, znaczy większość pracowników to zwierzoludzie. - wyjaśnił gepard, z kieszeni wyjmując paczkę papierosów i odpalając jednego. - Chodziło chyba o kwestie własnościowe, tani teren o dobrych żyłach energetycznych. -dodał zaciągając się dymem, by wypuścić go nozdrzami. - A ty, jaką magią ię parasz? Długo ćwiczyłaś? Twoim zdaniem da się nauczyć magii tylko ciężką pracą? - merdając ogon, zdradził podekscytowanie geparda.
- Hah, zabawne że wspominasz o żyłach energetycznych - zaśmiała się czarodziejka. - Tak się składa że jestem geomantką. Studiowałam naturalną magię i jej aspekty od dzieciństwa. To czy każdy może nauczyć się magii zależy od tego co uznasz za magię. Każdy może obserwować naturę i uczyć się od niej, tak jak każdy może nauczyć się alchemii i wielu innych dziedzin uznawanych za domenę magów. Jednym przychodzi to łatwiej, innym trudniej, jednak wszyscy jesteśmy dziećmi Matki Ziemi i każdy z nas zostal przez nią obdarzony własnymi talentami. Musimy tylko włożyć nieco wysiłku w to żeby je odkryć - zaczęła filozoficzny monolog. - Sama iskra życia jest największą znaną mi magią i wszyscy ją w sobie posiadamy. Prawo entropii którym kieruje się nasz wszechświat dąży do równomiernego rozprowadzenia energii w całym wszechświecie i zatrzymania wszelkiego ruchu i wszelkich zmian, jednak życie sprzeciwia mu się na każdym kroku. Poznaj życie, a poznasz też całą otaczającą nas magię.
- Twoja magia współgra z żyłami energetycznymi!? - ze zdziwienia, papieros niemal nie wypadł Patowi z ust. - Szef będzie wniebowzięty, bada je od wielu lat. - kotoczłek, poprawił lekko pelerynę, która osunęła mu się na ramionach. - Bardzo podoba mi się ta filozofia! Poznanie jest kluczem do marzeń. - stwierdził zaciskając swe puszyste pięści. - Dlatego nigdy nie poddam się w dążeniu do zostania magiem! Będę próbował dwa razy ciężej!. - dodał, nieco zbyt głośno z werwą wyrzucając ręce w górę. - Was magów zaś podziwiam z całego serca, gdybym mógł słuchałbym o tej sztuce całe dnie.
- Mhm - kiwnęła głową dziewczyna. - Dobrze trafiliście. Jeśli jest coś nie tak z żyłami magicznymi w tamtym miejscu, to sama bym tam pojechała nawet jeśli nie byłaby to misja - wyjaśniła również lekko podekscytowana. - A co do ciebie, jako gepard powinieneś mieć lepsze od ludzi połączenie z aspektem dzikości. Sama chciałam niebawem przyjrzeć się temu aspektowi geomancji, więc jeśli będzie okazja to może razem się czegoś nauczymy - stwierdziła wesoło, klepiąc zwierzoludzia po ramieniu.
 
Tropby jest offline  
Stary 07-12-2016, 13:01   #3
 
Annatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Annatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Lis i Goryl



Wysoki mężczyzna z wyraźnie zmęczoną twarzą, zaspanym wzrokiem podążał przez boczne alejki. Nie przepadał za nimi, z kilku powodów. Od ciasnoty oraz niepewnych osobnikach, którzy tutaj zachodzą, dodatkowo dochodził fakt, że źle mu się kojarzyły.
Ubrany w tradycyjne szaty, które teraz były w fatalnym stanie, pogniecione, zakurzone oraz wplątane gdzieniegdzie słoma potęgowała ten efekt. Przynajmniej był suchy.
- Głodny… - powtarzał sobie po cichu, kiedy naglę, ktoś w niego wpadł. Przed upadkiem uchroniła go, masywna ręka, nim ten w ogóle ogarnął, co się stało. Kiedy z zaciśniętymi zębami, spojrzał na osobnika, zbladł.
„Nie jesteś człowiekiem” – te słowa brzmiały niczym dzwon w jego głowie. Fakt, nie był człowiekiem. Ale, ale… Jego lisie uszy się podniosły (złośliwi mówią, że kocie). A Ogon był najeżony
- I mówi mi to wielka małpa! – Ogon zaczął machać coraz szybciej
- Może potrafisz mówić, ale taktu nie masz za grosz, prawda?!- Zakończył, wyraźnie przyglądając się osobnikowi.
Goryl wyraźnie się zmieszał. Lekka doza rumieńca znalazła swój dom pod gęstym ciemnym futrem. - Ummmm nie chciałem….znaczy nie było moim zamiarem urazić…- wybąkał gładząc się wielkim łapskiem po tyle głowy.
Akanami zatrzymał się, stał bez ruchu przez chwilę. Najpierw jego uszy opadły, chwilę później podniosło się lewe, po chwili zaś dołączyło drugie. Lis był wyraźnie zainteresowany. Ogon przybrał już, naturalny - spokojny wygląd, delikatnie zaś machał. Można by przysiąc, że jego oczy niemal świeciły, kiedy spoglądał na goryla.
- Wybaczam… Nigdy nie spotkałeś, tak wspaniałego lisa, jak Ja? Czy nie zrobił na tobie, wrażenia mój ogon? - wydawał się zaskoczony, jednak po chwili dodał.
- Mamy wspaniałą tradycję. Jeśli spotkasz lisa... powinieneś mu pomóc, by jego wspaniały ogon nigdy nie stracił swojego blasku. Czy masz dla mnie, jakiś podarunek który zapewni mi doskonałą pielęgnację mojego największego atutu?
- Jest to faktycznie okazały ogon… - małpiszon poprawił lekko okulary obchodząc rozmówcę, by przyjrzeć mu się z kadej strony. - Ale śmiało mogę stwierdzić, iż widywałem już bardziej okazalsze. W szczególności u lisów zimowych. - mówiąc to niespodziewanie chwycił za lisi ogon i lekko go uniósł, tuż do swoich oczu. - Ale widać, iż poświęcasz mu dużo uwagi, futro jest bardzo lśniące i silne.
– O-okazalsze?! Nie, nie, nie! Z całą pewnością musisz się mylić! Nie mógł się z tym pogodzić. To jego największy atut. Uszy mu opadły wyraźnie posmutniał. wtedy podniósł dłoń, jak gdyby chciał coś dodać, jednak po chwili zrezygnował.
– Znasz ich sposób?!
- Głównie to cecha rasowa… chyba. Nie badałem tego tak dokładnie. Zapewne najłatwiej byłoby zapytać się osobiście. - małpiszon wypuścił ogon by podrapać się po brodzie. - Pracuje u mnie jeden taki lis.
- Pracuje…? był wyraźnie zaintrygowany. Jednak nie chciał dać po sobie poznać, z jednej strony silna ciekawość z drugiej zaś… - Czym się zajmujesz, skoro sprowadziłeś kogoś tak wspaniałego, do siebie? Jesteś władcą jakiegoś państwa? Wybitnym uczonym, czy stworzyłeś coś tak doskonałego, że jedynie wspaniałe futro z mojego ogona, może się z tym równać? - Ciekawość Akanamiego znacznie wzrosła, co było do niego bardzo nie podobne.
- Jestem naukowcem. - odparł wesoło goryl. - Nazywam się Hama, doktor Hama będąc precyzyjnym. - przedstawił się człekokształtny. - Dużo by tłumaczyć, może Ci pokażę? Uważam, że każdy zwierzoludź powinien odwiedzić mój park. Czym się zajmujesz, nie będzie to kolidowało twoim planom?
Lis myślał bardzo intensywnie. Przekręcał głowę z lewa na prawo z prawa na lewo, uszy opadały, unosiły się, a ogon dopełniał tego rytuału, machając nieregularnie.
– Nie jestem zwierzoludziem. Jestem lisem! – odpowiedział po chwili. Po czym dodał, troszkę ciszej
– Masz tam jedzenie…? – ostatnie pytanie było dla niego szczególnie ważne.
Goryl wyglądał na lekko zmieszanego, ale w końcu odpowiedział niepewnie. - Owszem, mamy stołówkę…
– Doskonale! Na co więc czekamy? No, no, no raz-dwa. Głodny jestem! Zacznę od jakiejś zupy… Nie! Może, może te małe białe bułeczki? – Lis był już w swoim świecie. Doktor zdołał go przekonać do siebie. Nawet nie dając mu prezentu.
- Skoro tak… musimy udać się na dworzec, jestem tam z kimś umówiony. - wyjaśnił Hama, nie do końca pewny czy podjął dobrą decyzję, zapraszając lisa.

Ten wyraźnie radosny, udał się wraz z nowo poznanym towarzyszem
 
Annatar jest offline  
Stary 08-12-2016, 20:24   #4
 
Bellatrix_92's Avatar
 
Reputacja: 1 Bellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodzeBellatrix_92 jest na bardzo dobrej drodze
Początek wyprawy


Naprzeciwko Cassandry stanął wysoki, umięśniony mężczyzna o zaczesanych w tył blond włosach. Ubrany był jak bandzior i dość groźnie patrzył z oczu. Wyprostował palec wskazujący stawiając go przed twarzą dziewczyny. - Shh… - uciszył ją prostując się i uśmiechając szeroko. - Nie odzywaj się, póki nie potrafisz się uśmiechnąć. Makarov cie chce. - Poinformował, kciukiem wskazując na bar.
Cassandra niechętnie oderwała wzrok od starej księgi z rodzinnego zbioru- niewielu rzeczy, które ze sobą wzięła, gdy opuszczała dom i przeniosła się na stałe do gildii. Nadal nie czuła się zaaklimatyzowana w tym nowym miejscu, gdzie ciągle pojawiały się nowe twarze. I na pewno nie zachęcały do tego takie jednostki jak Bob, który właśnie miał czelność do niej podejść i przeszkodzić w lekturze. I do tego w jaki sposób! Ale, że nie była osobą zbyt śmiałą, ograniczyła się do pogardliwego, jak miała nadzieję, spojrzenia, i skierowania się w stronę baru, przy którym siedział mistrz Markarov i Kalythee.
Bob uśmiechnął się do Markova szeroko. - Coś znalazł dziadu? - zapytał krzyżując ręce na piersi. Liczył na coś w miarę dużego, żeby nie powiedzieć epickiego. Właściwie, Bob nie miał żadnych wielkich wyczynów na swoim koncie. Osobista rekomendacja od Markova mogła być czymś znacznym.
- Już momencik! - Rzekła Kaly, szybko dokańczając pucowanie ostatniego kufla, potem plecami przeturlałą się przez ladę, z palcami splecionymi za plecami wsłuchiwała się w mistrza.
Staruszek niedbałym ruchem ręki zmaterializował swoją nieodłączną fajkę. Kiedy tylko przytaknął ją do ust, kłęby dymu otoczyły jego niedużą sylwetkę. Nie wyglądał na zmartwionego, czy zamyślonego jak to często bywało gdy miał na głowie duże zadanie.
Dziś odwiedził mnie stary przyjaciel. Potrzebuje pomocy w przetestowaniu swojego generatora magicznego. - mistrz wyraził się dość ogólnikowo. - Jestem w pełni przekonany, że poradziłbyś sobie sam Bob, ale… - mały mistrz uśmiechnął się wesoło. -... Cassandrze przyda się wypad do tak wesołego miejsca jakim jest park rozrywki. - po tych słowach okręcił głowę w stronę barmanki. -[i] Kalythee jeżeli chodzi o Ciebie, to uważam, że też powinnaś jechać. Mój znajomy jest aktywnym działaczem w sprawach nie ludzi, więc może być to dla ciebie ciekawa lekcja.[i]
Bob stał sztywno unosząc jedną brew do góry. - Że co? Że darmowy bilet do parku rozrywki? - Mężczyzna zaśmiał się. - Pewnie, że biorę. Jesteś Cool, Makarov! - był wyraźnie zadowolony z tej drobnej niespodzianki. Spojrzał też na Cassandrę. - Może to faktycznie wyleczy twoje lamerstwo. Cheer up!
Twoje kiepskie poczucie humoru miało mnie rozbawić?- odburknęła. Podniosła na niego błękitne, niemal przezroczyste oczy, jedyny żywy element w jej wyglądzie. Nie była zachwycona towarzystwem, z którym miała się udać. Lecz czuła, że to może być jej szansa. Nie potrafiła dokładnie określić na czym miałaby polegać, ale przeczucie podpowiadało jej, że musi się tam udać.
-To nie był żart. What’s fun about not having fun? - zapytał, patrząc na nią dość smutnym wzrokiem.
- Kochani… przestańcie proszę, czeka nas przygoda! - Zaklaskała podekscytowana, podskakując dwukrotnie a jej walory razem z nią. Dziewczyna należała do rasy humanoidalnych pająków.

Mierzyła 190 cm wzrostu, miała długie czarne włosy, na czubku koloru czerwieni, a na samych krańcach szare. Po bokach jej głowy znajdowały się ruchliwe wypustki, które podrgiwały delikatnie podkreślając mimikę jej twarzy. Na plecach miała kolejne sześć z czego cztery to w pełni funkcjonujące… coż odnóża. Ubrana byłą bardzo skąpo, może nawet nie świadoma tego że wręcz rozpraszająco.
- Kochani… - Markarov zaczął, lecz szer talerzy na górnych półkach szafek przerwał mu. Coś zleciało nagle z góry, w ostatniej chwili łapiąc się wystającej ze ściany ozdóbki, w postaci rogu jakiegoś stwora.
- Ufff mało brakowało. - westchnęła nieduża małpa, poprawiając okulary na nosie.


Mały przedstawiciel człekokształtnych ubrany był w kremowy kombinezon, z rysunkiem słonia na persi. Nie przypominał mieszanki człowieka ze zwierzęciem jak Kalythee. Była to najzwyklejsza wersja małego goryla, różniąca się od innych jedynie okularami i ubraniem. Małpa przez szkła zaczęła przyglądać się całej trójce, kiedy Markarov znowu przejął inicjatywę.
- To syn mego przyjaciela. Chciałbym byście się nim zaopiekowali i zabrali na stację kolejową do ojca. - wyjaśnił, pomagając małemu zejść na blat. Małpka podparła się na nim pięściami i w ciszy obserwowała magów.
 
Bellatrix_92 jest offline  
Stary 08-12-2016, 22:34   #5
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Bob poniekąd zdziwił się, że wycieczka jest w trybie natychmiastowym ale przecież nie będzie zdradzał po sobie zdziwienia. Uśmiechnął się tylko odsuwając w tył głowy pomysł, że Markov zawołał ich losową zgraje bo reszta była niedostępna w trybie natychmiastowym. Właściwie, nie miał nic przeciwko. Ostatecznie to płatne wakacje a ci których one ominęły tracą jak lamy. Odwrócił się od małpy i przykucnął. - Wskakuj na plecy. - polecił. Teoretycznie był tu mały konflikt. Naburmuszona czarodziejka też wygląda na postać którą może lepiej nosić niż kazać samej chodzić średnio-duże odległości ale posiadanie małpy na plecach było poniekąd cooler. Jak młoda będzie padać z wycieńczenia to zawsze można zwinąć ją pod pachę.
Małpka chwile się wahała, jednak postanowiła skorzystać z propozycji, siadając na barana na ramionach Boba.
- Robię to tylko dlatego, że to zachowanie jest praktykowane też przez ludzkie dzieci. - zaznaczyła poważnym tonem, siląc się na używanie inteligentnych słów.
Kalythee zamyśliła się na moment, stukając się palcem po brodzie zapytała.
- Czy to daleko mistrzu? Kto mnie zastąpi za barem? Co powinnam za sobą zabrać? - To ostatnie pytania zadała raczej samej sobie. Po krótkim namyśle, machnęła ręką.
- To jak, gotowi na przygodę? - Uśmiechnęła się szeroko, do pary towarzyszącej jej w tej wędrówce magów.
- Jeden dzień drogi, więc kilka sztuk ubrań na pewno się przyda. O resztę się nie martw, wszystko tutaj będzie dopilnowane. - uspokoił pajęczyce Markarov.
Cassandra miała wiele pytań i obaw, lecz biorąc pod uwagę, że nikt się nie wychylał ani nie zgłaszał zastrzeżeń, uśmiechnęła się jedynie nieśmiało. Jak najbardziej jestem gotowa… Tak jednak myślę… że może jednak więcej szczegółów naszej wyprawy byłoby wskazane?-odetchnęła głęboko, bo o jedno zdanie wypowiedziane wśród tak licznej grupy musiało ją dużo kosztować. Zdecydowanie wolała działać, niż mówić. A najlepiej działać w pojedynkę.
Markaov uśmiechnął się zażenowany, drapiąc się po tyle łysiny. - Nie słuchałem… -oznajmił dobitnie. - Mój przyjaciel to naukowiec, używa wielu mądrych słów, a nie chciałem zajmować mu czasu. Po prostu się zgodziłem. - wytłumaczył się mistrz, lekko czerwieniejąc na twarzy.
Coś nowego i zupełnie nieznanego…Naprawdę fascynująca rzecz, taka przygoda.-starała samą siebie przekonać, wygłaszając swoje zdanie głosem w miarę, jak na jej możliwości, entuzjastycznym.-To kiedy wyruszamy?
- Pociąg mamy za jakąś godzinę. - odparła małpka z pleców Boba, zerkając na wiszący na ścianie gildii zegar.
-To idziemy po kąpielówki. - Zdecydował Bob ruszając z małpą do swojego pokoju na wyższych piętrach gildii. - W sumie to twój ojciec, może ty kojarzysz po co mu magowie? - zapytał, stawiając stopy na schodach.
- To ja lecę szybciutko się spakować kochani. Nie ruszajcie beze mnie! - Kalythee jak stała, tak skoczyła do schodów i szybko pobiegła do swojego pokoju.


Cool, cooler, monkey boy.

Na zadane pytanie mężczyzny małpa odpowiedziała szybko...acz niekoniecznie zrozumiale. - Trzeba skalibrować prędkość przepływu strumieni, a ponieważ mogą one reagować w inny sposób na różne rodzaje magii, trzeba sprawdzić czy amplituda zmian przy dużej rozpiętości potencjału magicznego ma znaczący wpływ na efekty bariery.
Bob podrapał się po skroni wspinając się powoli po schodach. Otworzył drzwi do swojego pokoju które z cichym piskiem uległy pchnięciu. Wszedł do wnętrza, zatrzasnął je ruchem nogi i rozejrzał się.
Jego pomieszczenie mieszkalne można było łatwo określić słowem “bajzel” lub jego młodszym bratem “bałagan”. Łóżko albo raczej wyro nie było specjalnie pościelone. Ubrania podzielone w wyraźne i niesamowicie podobne zestawy wisiały z różnych krzeseł czy samego parapetu, podzielone wedle tego ile razy były noszone od ostatniego prania. Pomieszczenie miało jeden niski stół z poduszkami dookoła, jedno biurko z lampą z której wisiały trzy różne pary okularów przeciwsłonecznych oraz szeregiem książek ustawionych wzdłuż pod ścianą wliczając: “How to be cool”, “Picking up chicks for losers”, “Guide to dressing like a badass”, “Guitar 101”, czy poradników o budowaniu ciała. W kwadratowym pomieszczeniu znajdowała się jedna szafa na ubrania oraz drzwi do pobocznego pokoju - łazienki, które od zawsze były otwarte na oścież. W końcu tak szybciej wejść.
-W sensie jest ryzyko magicznego porażenia prądem, czy jak? - spytał wreszcie zdradzając, że ostatnie pięć do dziesięciu minut absolutnej ciszy było jego próbą zrozumienia co małpa chciała mu przekazać.
Młody goryl westchnął ciężko. - Niekoniecznie, chodź to jedna z możliwych reakcji. Trzeba sprawdzić czy bariera nie będzie się destabilizować, przy dużym natężeniu magicznym, a tym samym zmieniać swych właściwości. Teoria mego ojca zakłada, że kontrolowanie ilości pobieranej z żył energii, musi być dostosowywana do obecnej w powietrzu magii. - młodzian, spróbował wytłumaczyć złożony problem fizyko-magiczny prościej.
-Aaah, tak jakby stężenie. To ma sens. - zgodził się Bob otwierając jedną z szaf, zdjął z górnej półki jakieś kąpielówki. Nie śmierdziały, więc złożył je i schował do kieszeni. - Właściwie jak się nazywasz?
- Jestem Reb - przedstawiła się małpa. - Po co ci kąpielówki? - zapytał w końcu młodzian, nie rozumiejąc pakowania tego typu przedmiotów na misje naukową.
-To nie idziemy do Aquaparku? Tak to Markov przedstawił. - zdziwił się Bob.
- No mamy tam i wodne atrakcje… ale przecież macie tam pracować…
-Bez obaw, nie będę wykonywał tej pracy całe życie. - zaśmiał się. - Jestem najzajebistszym magiem całego Fairy Tail: BOB! - przedstawił się dumnie. - Raz dwa i będzie po testach, wtedy można pójść się pobawić. - stwierdził rozkopując sterty kartonów aż znalazł oparty o ścianę futerał z gitarą.
Reb nie wyglądał na zachwyconego postawą maga, jednak nie uraczył tego dalszym komentarzem. Rozejrzawsze się po pokoju, nie znalazł nic, co przykuło by jego uwagę na dłużej. Odruchowo poprawił okulary, by w końcu przerwać niezręczną ciszę. - Teoretycznie rozumiem pobudki waszego mistrza w doborze kobiety-pająka do tego zadania, ale jak sądzisz czemu uznał też ciebie i tą drugą człowieczkę za odpowiednich?
Bob podszedł powolnym krokiem do biurka. - To oczywiste, już ci powiedziałem. - siegnął po jedne z okularów słonecznych, dość klasyczną parę i założył je. - Bo jestem Cool. A ona, cóż, potrzebuje trochę pomocy aby znaleźć swoje cool. - stwierdził i po chwili zastanowienia wziął jeszcze jedną parę. Chciał podać ją małpie ale zauważył, że ta już jakieś nosi. Zamiast tego schował je do kieszeni.- I w sumie nie żeby jej na złość. Są różne rodzaje cool. Twój ojciec brzmi jak Cool scientist, ja jestem cool magician. Ona niestety jest emo. Ale nie martw się, coś wymyślimy. - uśmiechnął się do małpy pokazując kciuk uniesiony w górę, w pełni przekonany, że młody Reb też interesował się tym “problemem” czarodziejki.
Bobowi odpowiedział tylko cichy pomruk. Najwidoczniej młody naukowiec oddał walkowerem próbę dialogu, skupiając się głównie na otoczeniu.
Bob miał co chciał. Zabrał się więc na dół do reszty wraz z swoją uprowadzoną małpą, gotów udać się z nimi na stację kolejową.
 
Fiath jest offline  
Stary 11-12-2016, 21:55   #6
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Wszyscy


Cała grupa wysłana przez Markarova, oraz Ci którzy spotkali członków składu badawczego, powoli schodzili się na dworzec. W skład każdej z czterech drużyn, wchodził przynajmniej jeden członek gildii Fairy Tail. Czterech, bowiem przed samym przybyciem pociągu na peron przybyła samotna niewielka sylwetka. Mai, czarodziejka którą stary mistrz gildii w ostatniej chwili wysłał na pomoc w zadaniu. Widząc jak wchodzi przez drzwi przybytku, tylko z sobie znanych powodów zawrócił ją, by biegiem udała się na stacje kolejową. Tym samym, cała niemała grupa na czas zdążyła wsiąść do wagonu.
Doktor Hama, okazał się zapobiegawczy. Zarezerwował cały wagon tylko dla siebie i swych gości, dzięki czemu wszyscy mogli wygodnie się rozsiąść. Pat stanął pry drzwiach, i uchylając okno począł wypuszczać prze nie strugi papierosowego dymu. Naukowiec zaś uśmiechnął się ciepło do zebranych magów.


- Świetnie się złożyło, że wszyscy jesteście z Fairy Tail. – – skomentował, ustalony w czasie powitań na dworcu fakt. – To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że wszyscy powinniście być tu i teraz. – dodał, otwierając wielką torbę. W środku znajdowało się pełno… bananów. Goryl wziął jednego w łapę, po czym podsunął je zebranym. – Ktoś reflektuje? – zaproponował uprzejmie. – Rozumiem, że macie na pewno wiele pytań co do natury tej misji, a może i chcecie poruszyć naukowe tematy? Więc śmiało, postaram się rozwiać wątpliwości. – dodał jeszcze, po czym wgryzł się w owoc.
~*~
Podróż trwała kilka godzin, a dworca w małej wiosce, było trzeba jeszcze kawałek przejść. Dlatego słońce powoli chyliło się ku zachodowi, gdy wszyscy z drużyny stanęli przed bramą parku rozrywki.


Był to dużej wielkości lunapark, który prezentował się przyzwoicie. Kolejki
górskie, diabelski młyn, oraz dużych rozmiarów część wodna. Przyjemne ciepło panując tego dnia sprawiało, że aż chciało wskoczyć się na jedną z atrakcji w „Zwierzoraju”. Tym co odróżniało to miejsce, od innych tego typu, był szereg wież otaczających cały obiekt.

Było ich dwanaście, wszystkie ustawione w równych odstępach, tworząc tym samym równoboczną figurę. Wszystkie wsparte były na czterech nogach, które jednocześnie pełniły rolę rur. Niebieska energia płynęła nimi pionowo w górę, do pękatych, przeszklonych zbiorników, gdzie wirowała leniwie. Kihada od razu wyczuła, że tutejsze żyły energetyczne są bardzo słabe. Równowagę naturalnych sił przyrody przywracał skumulowanie mocy magicznej na szczytach wież. Gdyby wypuścić ją z powrotem do ziemi, byłby to obszar bardzo bogaty w naturalne warunki magiczne.
Hama wraz z synem wprowadzili magów przez główną bramę. Tam też goryl z szerokim uśmiechem oznajmił.
- Chciałbym wam od razu coś pokazać, o ile mac… – zaczął, jednak przerwał mu wysoki, głos.
- W końcu jesteście!


Z budki biletowej wyszedł kolejny zwierzoczłek. Był to niedźwiedź polarny, tak puszysty, że wyglądał jak złożony z kilku kul białego puchu. Ubrany w pomarańczowy kombinezon, okrywający szczelnie całe ciało zaczął szybko skracać dystans z grupą. – Zrobiliśmy wstępne testy, maszyny powinny wytrzymywać bez problemu. – dodał, brzmiąc niczym piszczałka w gumowych zabawkach.
Hama uśmiechnął się jeszcze szerzej. – To naprawdę wspaniałe wieści! – zahuczał, po czym ciszej dodał do zebranych magów. – To Luis, nasz główny inżynier. Tylko bądźcie mli…. bywa wrażliwy. To co, macie siłę na mały pokaz?
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 21-12-2016, 09:27   #7
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
W drodze

Wysoka szczupła dziewczyna, o długich czarnych włosach sięgających do pasa, cichutko otworzyła drzwi do budynku gildii. Właśnie wróciła z misji, ale w przeciwieństwie co do wielu członków Fairy Tail nie zamierzała się tym faktem chwalić. Czarne kozaczki na niewielkim obcasie stykając się z podłogą zdawały się nie wzbudzać żadnego dźwięku. Płynne ruchy i blada cera sprawiały iż łatwo byłoby pomyśleć, że dom magów nawiedziła zjawa. Mai z duchami nie miała jednak nic wspólnego, po prostu nie lubiła rzucać się w oczy.

Kiedy mistrz Makarov przywitał ją głośno, od razu oznajmiając, że zjawiła się akurat w idealnym momencie, by dołączyć do misji w parku rozrywki i że powinna natychmiast biec na stację, stanęła jak zamurowana. Jej ciemno-niebieskie oczy rozszerzyły się w zdumieniu. Jak to miała biec już? Przecież dopiero co wróciła, nie wie co to za misja, ani gdzie. Nie była jednak osobą, której łatwo przychodzi wyrażanie wątpliwości, a sprawa wydawała się pilna, toteż skinęła tylko głową i pognała na stację. Całe szczęście że była już spakowana.

Na pociąg zdążyła w sam raz, wsiadła do wagonu razem z innymi magami Fairy Tail, dwoma gorylami i człowiekiem gepardem. Powoli jedząc banana - nie wypadało przecież odmówić, poza tym była trochę głodna- z uwagą słuchała pytań swoich towarzyszy i odpowiedzi doktora Hamy. Nie za wiele pojmowała z naukowego języka, ale nic w tym dziwnego, nigdy nie uważała się za szczególnie bystrą.

Lis nie mógł się powstrzymać, chwycił dwoma dłońmi po owoce. Naglę! Zatrzymał się, zmierzył spojrzeniem goryla, po czym powiedział. - Liczę, że twoja stołówka nie oferuje tylko tych owoców! – po czym włożył go do buzi (nie obranego). Swoich towarzyszy zaś powitał nieco niedbałym, skinieniem głowy.
- Mai… Spóźnianie się, to moja domena.
Mai spuściła głowę.
-Przepraszam.-wybąkała cicho. Naprawdę nie chciała się spóźnić, przybiegła tak szybko jak tylko mogła. Gdyby dowiedziała się o wyprawie wcześniej z zadbałaby o to żeby być na stacji przynajmniej kwadrans przed odjazdem pociągu.
Kalythee przyglądała się profesorowi Hamie, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak zacząć. Gdy tylko ich spojrzenia się spotykały ta odwracała wzrok, albo zajmowała się owocem. Nim go jednak zjadła, chwile go “unosiła” nad dłonią, a małe iskierki i łuki elektryczności powodowały że się coraz szybciej obracał. Co jak co ale lubiła się czasem popisywać.
Hama przez chwilę ignorował to zachowanie, ale w końcu zaczęło go ono intrygować. Ponadto mimo jego przewidywań, magowie nie mieli zbyt wielu pytań dla tego sam postanowił przerwać ciszę.
- Tak, o coś chodzi? - zwrócił się do pajęczycy.
Kami zaprzestała zabawy owocem i przemówiła.
- Umie Pan walczyć? albo zwiększyć potencjał magiczny? - Spoważniała jakby na moment.
Naukowiec uniósł brwi wyraźnie zdziwiony. - Moja droga jestem naukowcem, nie uznaję przemocy jako rozwiazania. - odparł po chwili.
- Hmm… chyba źle zrozumiałam mistrza, szkoda. - uniosła delikatnie ręce w geście “i dunno”. Zaraz jednak dodała.
- Szlachetna postawa, ale często przemoc to jedyne co rozumieją. Gdy słowa zawodzą oczywiście. - Uśmiechnęła się delikatnie ciągnąc temat.
- Uważam, że przemoc nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. - odparł goryl, tarmosząc sierść na głowie swego syna.
- Nawet w obronie bliskich? - Oparła łokcie na kolanach i splotła palce, opierając na nich podbródek. Wpatrywała się ciekawie w goryla czekając na odpowiedź.
- Należałoby najpierw zapytać czemu potrzebują oni ochrony i jakie nasze akcje do tego doprowadziły. - odparł dyplomatycznie.
- Czyli jak stanie się coś nieprzyjemnego, to bedzie profesor najpierw sie zastanawial a potem bronił bliskich i siebie? - Kalythee szła w zaparte.
Małpa westchnęła widząc, że krótkimi odpowiedziami nie dojdzie do porozumienia. Doktor zdjął okulary i przetarł je skrajem swego podróżniczego ubioru. - Wszystko zależy od tego czy stanie się czy nie. W życiu nic nie bierze się z niczego, zasada akcji i reakcji ma miejsce w każdym środowisku. Oczywiście zdarzają się przypadki niewynikające z naszych poczynań a innych zdarzeń, lecz nie każde niebezpieczeństwo odnosi się do walki. Uważam, że trzeba bronić bliskich, ale nie zawsze trzeba po to walczyć. - goryl uśmiechnął się. Ten kto walczy, robi to by coś zyskać. Jeżeli mu się to od razu da nie ma potrzeby się z nim mierzyć.
Imponowały jej wypowiedzi profesora, i cieszyła się z uzyskanych odpowiedzi. - Oby pan był równie silny co mądry.- skinęła delikatnie głową dając spokój naukowcowi.
 
Agape jest offline  
Stary 21-12-2016, 15:33   #8
 
Annatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Annatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnieAnnatar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Bob jak na kozaka przystało siedział w pociągu nieco rozwalony na szerokość, zwracał dużą uwagę na wyglądanie cool, zwłaszcza przy pracodawcy, chociaż zapomniał że ktokolwiek siedzi obok niego może mieć argumenty przeciw tej postawie. Również zaakceptował banana. - Właściwie, to ja cie średnio kojarzę. - stwierdził spoglądając na lisa i wkładając sobie banana do ust. Zasłaniające oczy Boba okulary przeciwsłoneczne dodawały zgrozy tej potencjalnej wymianie spojrzeń.
Uszy lisa podniosły się z wyraźnym zaciekawieniem
- Że co?! Znaczy, nigdy nie myślałeś sobie „Jak wspaniały ogon posiada ten lis”?! – Był wyraźnie rozczarowany. Co prawda, jego mina nie zdradzała tego, zaraz po skończeniu zdania, wepchnął do ust, kolejnego banana.
- Pzyzyj sie. – przełknął – jesteś pewien?
-Nie mam w zwyczaju oglądać cudzych tyłków. - przyznał Bob. - Acz faktycznie, to wygląda całkiem cool. Nadaje się do czegoś? Czy tylko dodatkowa obowiązkowa pielęgnacja? - spytał zaintrygowany jak wiele kurzu taki ogon musi zgarnąć.
- Ależ nie! Nie, nie, nie. Chodzi o ogon, nie o tyłek. Wyobraź sobie, śpisz w namiocie! Nie masz poduszki, wówczas twój wspaniały ogon idealnie się do tego nadaje! Albo, albo! Jesteś sam i smutny, twój ogon, nigdy Cię nie opuści! Możesz go przytulić, czy pogłaskać! Kiedy napadnie cię śnieżyca, czy jest coś lepszego, niż doskonałej jakości ogon? - Widać było, że temat bardzo go pochłania.
- I… Wygląda wspaniale, prawda? Naturalnie, tak wspaniały wygląd, wymaga dużo uwagi. Jednak sam oceń, czyż nie warto?
-Nie martw się, pomogę ci znaleźć jakąś lisicę. - zaoferował się Bob z uśmiechem pełnym szczerości i dedykacji. Może była to nadinterpretacja ale pochłonięte zachowanie lisa było dla niego nieco tragicznie przesadzone. A bycie pomocnym bro musiało być cool, więc nie ma opcji aby się nie zaoferował. - Osobiście na zimę wolę czapki i kurtki. - przyznał, żeby dodać coś do rozmowy.
Lis się zmieszał
- Emm… Jesteś bardzo hojny! – Zaczął machać energicznie ogonem.
- Jednak… Muszę cię w czymś uświadomić, jak wielką różnice stanowi wspaniały ogon, od zwykłej czapki czy szala Akanami złapał swój ogon, po czym podał, duży puchowy biały atut.
- Daje Ci wielki zaszczyt. Sam oceń! – Zachęcał
Bob nie miał zielonego pojęcia jak funkcjonuje lisioludzka kultura kitsune czy innych, pół-zwierzęcych stworzeń. Teoretycznie ogon wychodził z jego tyłka, więc wydawał się dość prywatną częścią ciała. Z drugiej strony został mu zaoferowany, co mogło być jakąś oznaką zaufania. A co najważniejsze, Bob był niesamowicie ciekawy jakości i oryginalności ogona, tak więc (z jakiegoś powodu) lekko zarumieniony położył delikatnie rękę na ogonie. - Woah… - zadziwił się.
Ogon, który dotknął Bob, z pewnością był bardzo zadbany, fakt –że ostatnią noc spędził na strychu. Sprawił, że wmieszało się w niego trochę zboża. Ale nadal, zachował doskonała harmonie pomiędzy miękkością a wytrzymałością.
- Czyż nie jest to, najwspanialsze futro, jakie miałeś okazje chwytać?! – Widać, że miał problem by powstrzymać się od machania, jego uszy były wysoko postawione.
- Dla każdego lisa, jego ogon to symbol! Będzie go bronić, będzie o niego dbać!
Mai siedząca po drugiej stronie przejścia oderwała spojrzenie od przepływającego za oknem krajobrazu, który w milczeniu obserwowała od początku podróży. Teraz z uwagą przyglądała się dłoni Boba zanurzonej w białym futrze. Trudno powiedzieć czy zazdrościła cool magowi tego wspaniałego doświadczenia, czy Akanamiemu jego największej dumy i ozdoby.
-Cool, ja tak mam z honorem. - Ucieszył się Bob pokazując lisowi aprobujące thumbs up. - Wy coś takiego macie? - spytał dwójkę Goryli i swoją pajęczą koleżankę z gildii.
Kalythee wypaliła bez zastanowienia.
- Tak Bob… Was, wszystkich z Fairy Tail. Daliście mi dom, rodzinę. Ja będę was bronić, ja będę o was dbać. - Uderzyła się pięścią w mostek. - Jest jeszcze doktryna wojowników, ale ja to bardziej traktuje jak wskazówkę niż credo.- Uśmiechnęła się słodko.
Małomówna czarodziejka przytaknęła energicznie słowom Kalythee.
-Um! Dla mnie też Fairy Tail jest bardzo ważne.
- Uznajemy raczej powszechne wartości. Rodzina, miłość i tym podobne. - wyjaśnił doktor, a jego syn wtrącił się jeszcze. - Tata jeszcze zawsze broni nauki.
Kihada również przytaknęła głową, przez cały czas z szerokim uśmiechem przysłuchując się rozmowie dwóch towarzyszy z gildii.
- Harmonia i równowaga to to czemu ja poświęciłam swe życie - dodała, po czym zwróciła się do większego z goryli. - Ja chciałabym zapytać jakie konkretnie typy magii wykorzystujecie w tym parku rozrywki i na jaką skalę?
Goryl już rozchylił usta by się odezwać, ale mag o bujnym ogonie wyrwał się pierwszy. Toteż naukowiec ustąpił mu pola.
- Harmonia? Równowaga? Jest tyle ciekawszych rzeczy! Jedzenie, picie, futra! - Pokwitował lis. Nagle szybkim długim krokiem, zbliżył się do dziewczyny. Nachylił się do niej, po czym z błagającą miną powiedział.
- Pooowiedz mi… Masz coś dla mnie? Te wspaniałe babeczki z tą...eeee...posypką? Albo, albo… baozi? Tutaj są tylko banany! Poza tym, jakieś dziwne… - Włożył kolejnego do ust, nie obierając go.
- whęc? - Jego ogon nabrał niesamowitych prędkości.
- Wybacz, mogę się z tobą podzielić bentou które kupiliśmy z Patem przed wyjazdem - odparła przepraszająco czarodziejka, unosząc do góry kwadratowe zawiniątko. - Poza tym mam trochę suszonego mięsa Hadaki jeśli masz ochotę - dodała, uśmiechając się szerzej.
Znieruchomiał. Na jego twarzy, pojawił się lekki zawód. Nie mniej, wyciągnął ku niej dłonie
- Nie odrzuca się takiego daru. Poza tym, wspaniałe futro, wymaga witamin. Kiedy to mówił, spojrzeniem przeszedł na swój wspaniały ogon.
- Właściwie, to gdzie jedziemy?
Geomantka spokojnie rozwinęła chustę i otworzyła pudełko, przekazując lisowi zapasową parę bambusowych pałeczek. W środku była porcja ryżu z wisienką posypanego sezamem, zawinięte w kwadrat jajko sadzone, kilka małych kiełbasek i kawałki smażonej ośmiornicy.
- Częstuj się - oznajmiła wesoło.
Kiedy miał zamiar chwycić za jedzenie
- Częstuj się? Ekhm. To nie moja porcja?
- Też nie jadłam jeszcze śniadania. Możesz zjeść połowę - wyjaśniła czarodziejka, szturchając lisa końcem pałeczek w czoło..
 
Annatar jest offline  
Stary 21-12-2016, 16:48   #9
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Podejrzenia

Hama stwierdził, że chyba może już dojść do głosu, więc zwrócił się do geomantki. - Moje badania na szeroką skalę wykorzystując naturalne złoża magii, zwane przez niektórych żyłami energetycznymi. Jest to praktykowane w niektórych rejonach na mniejszą skalę, jednak mogę śmiało powiedzieć, że jestem pierwszym który tak rozbudował system. Dlatego chcemy go przetestować. - wyjaśnił.
- To ma wyróżniać projekt taty spośród innych parków rozrywki. - zawtórował mniejszy z człekokształtnych.
- To rzeczywiście ciekawy projekt - przyznała Kihada, kiwając głową z uznaniem. - Jednak obawiam się że może nieść ze sobą duże ryzyko. Dobrze pan zrobił wynajmując nas. Jednak nie nazywałabym żył magicznych “złożami”. Magia to nie surowiec jak węgiel czy złoto, które można wydobyć i zutylizować bez większej szkody. Magia jest wszędzie. W powietrzu, drzewach, zwierzętach i nawet nas samych. Zachwianie jej równowagi może nieść ze sobą wielkie konsekwencje zarówno dla natury, jak i ludzi. Każdy mag dobrze wie o tym że z magią nie igra się i to nawet bardziej niż z ogniem - uprzedziła goryla.
- Nie podejmowałbym się moich studiów i badań, gdybym tego nie wiedział. Nie sądzę by mój system mógł wyrządzić komukolwiek szkodę. O wszystko zadbałem. - bronił się naukowiec. - Przy testach w skali mikro, nie było żadnych odchyleń od normy, przed i po zastosowaniu aparatury.
- Oh, jestem pewna że celowo nikogo by pan nie skrzywdził - odparła czarodziejka lekko zawstydzona. - Jednak ciężko przewidzieć jaki nowe technologie będą miały długoterminowy wpływ na środowisko, zwłaszcza zastosowane na szeroką skalę. Oczywiście jako czarodziejka mam pewnie inny punkt widzenia niż pan, ale chciałabym zapytać co by pan zrobił jeśli doszlibyśmy do wniosku że pańskie maszyny mimo przedsięwzięcia wszelkich środków ostrożności stwarzają zagrożenie dla ludzi lub otoczenia parku?
- Oczywiście nie pozwoliłbym na korzystanie z nich. Jeżeli coś faktycznie byłoby niebezpieczne nie chciałbym doprowadzić do sytuacji zagrożenia. - odparł bez wahania. - Jednak nim wyciągnię się jakieś wnioski, trzeba wszystko dokładnie przebadać, nie można z góry odrzucać pomysłów gdyż mogą być niebezpieczne,należy je stworzyć i sprawdzić czy faktycznie takie są.- przedstawił swój punkt widzenia.
Dziewczyna wyraźnie się rozchmurzyła słysząc wyjaśnienia goryla.
- Podoba mi się pańskie podejście i podziwiam pańską pracę, więc proszę mi wybaczyć odrobinę sceptycyzmu - odparła przepraszająco. - Oczywiście pracując dla pana zrobimy wszystko co w naszej mocy by spełnić pańskie oczekiwania, więc tym bardziej cieszę się że mimo różnych punktów widzenia mamy ten sam cel.
To powiedziawszy zastanowiła się jeszcze przez moment, po czym znowu zapytała:
- Jeszcze odnośnie naszej pracy. Pat wspomniał że naszym zadaniem będzie zbadanie wpływu magii na pańskie maszyny, jednak nie wszyscy tutaj specjalizują się w tego typu misjach - stwierdziła, ukradkiem zerkając na Boba i Akanamiego. - Ja potrafię wyczuć energię ziemi i jej przepływ, jednak ciekawa jestem do czego niezbędna jest panu taka liczba magów specjalizujących się w innych dziedzinach jak destrukcja czy magiczne wsparcie sojuszników. Zwykle tego typu drużynę wysyła się na bardziej skomplikowane czy niebezpieczne misje.
- Chodziło mi właśnie o jak największe zróżnicowanie obecnej magii, by sprawdzić jak maszyneria wpływa właśnie na nią. - rozpoczął doktor. - Każda osoba władająca magią wytwarza pewien potencjał magiczny, zależny od typu mocy. Sprawdzenie najbardziej zróżnicowanej grupy wydaje mi się odpowiednie do badań.
- Rzeczywiście - przytaknęła z namysłem czarodziejka. - Jeśli korzystanie z magii w parku może zakłócić działanie maszyn, to każdy mag go odwiedzający stanie się przysłowiową tykającą bombą. A jeśli coś ma już wybuchnąć to lepiej jeśli stanie się to pod okiem profesjonalistów niż po otwarciu dla gości. Sama potrafię kontrolować wiele magicznych żywiołów, więc postaram się przetestować każdy z nich. Proszę tylko powiedzieć gdzie i kiedy.
- Wszystko zobaczycie na miejscu. - zaśmiał się goryl, chwytając kolejnego banana. - Trudno byłoby tu to wytłumaczyć no i zepsuło by niespodziankę.


U bram
-Pokaz? - zaciekawił się Bob. - Możemy skorzystać z okazji i obejrzeć waterpark? - zapytał, zadowolony z idei.
- Wszystko już działa, więc jak najbardziej. - przytaknął doktor.
- Chętnie! A potem wata cukrowa? - Zaklaskała Kalythee patrząc po zgromadzonych. - A moze kolejka? Zjeżdżalnia! Albo ta… Strzelnica! -
Kihada która w trakcie podróży podzielała entuzjazm swych towarzyszy, gdy tylko ujrzała z bliska lunapark jej twarz stężała i zrobiła się dziwnie poważna. W Magnolii rzadko kiedy opuszczał ją dobry humor i działo się tak tylko wtedy gdy jej instynkt dawał o sobie znać, a złe przeczucia geomantki najczęściej się sprawdzały.
- Tak, przyjrzyjmy się z bliska temu co udało wam się tutaj stworzyć. Wygląda to doprawdy zdumiewająco - stwierdziła z nieco wymuszonym entuzjazmem.
Niedźwiedź polarny który po wielogodzinnej podróży mógł w końcu wyjść na świeże powietrze wydawał się być w dużo lepszym nastroju niż jego pani. Z zaciekawieniem obwąchiwał wszystkie nowe osoby, a na widok niedźwiedzioczłeka podekscytował się jeszcze bardziej i zaryczał wesoło.
Widząc pewną powściągliwość czarodziejki goryl uśmiechnął się. - Jeżeli chcesz, możesz ze mną udać się do centrum sterowania i zobaczyć wszystko w praktyce. - zaoferował. - Albo Luis pokaże Ci o co w tym chodzi.
 
Tropby jest offline  
Stary 22-12-2016, 08:35   #10
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
-Dzień dobry Panie Luis.-stojąca jak zwykle z tyłu grupki Mai przywitała się z niedźwiedziem, starając się spełnić sugestię doktora i być miłą.
-Tak, chętnie.- potwierdziła swoją gotowość do obejrzenia wszystkiego co pan Hama chciał im pokazać. W przeciwieństwie do Boba i Kalythee nie do końca przekonana czy istotą proponowanego pokazu faktycznie będą tutejsze atrakcje, czy raczej jakieś naukowe… coś.*
- Przecież chyba nie przyjechaliście się tu bawić! - zapiszczał niedźwiadek, a jego uszy i sierść uniosły się. Zapewne miało to być groźne, ale przez jego głos i kształty wyglądało na o wiele słodsze niż zamierzał.
- Czemu w sumie nie? - starszy z goryli uśmiechnął się, co jego syn skomentował głośnym, bezradnym westchnięciem. - Najlepiej będzie wszystko co chciałem pokazać, zademonstrować w środowisku do którego w końcu zostało stworzone.
- To sprawy magii Luis, pozwól im być jakim są. - dodał Pat, w pełni ufając osądom magów.
Luis wydawał się bardzo nerwowym misiem, a stress nikomu nie służy. Kaly “dyskretnie” podeszła do niedźwiedzia ze splecionymi palcami za plecami. Nagle rozłożyła ręce jak i odnóża i z całej (nie zabójczej) siły go przytuliła. Zaciskając się na nim jak imadło z błogim uśmiechem na twarzy rozkoszowała się puchością jego sierści. - No już już… Jeju ale milusi! - Przytuliła go jeszcze mocniej podnosząc go w górę.
-Kiedy ruszaliśmy, słońce dopiero zaczynało swój dzień, witało nas swoimi promieniami. Teraz, teraz jest już wysoko. Pora na jedzenie i drzemkę! Później praca i przyjemności! - Zaproponował lis, po czym zwrócił się do Kaly.
- Co sądzisz o jego futrze? Mam nadzieje, że nadal nie jest tak wspaniałe jak moje! - Powiedział z wyraźna powagą
- Miekkośc moze i tak ale nie tekstura! Twój ogon Aki nie ma sobie równych. - Zachichotała, kiwając się na boki z misiem.
Miś nastroszył się zaczynając wierzgać puszystymi nogami. - Prosze mnie natychmiast wypuścić! Jestem poważnym pracownikiem naukowym a nie jakimś pluszakiem! - piszczał wściekle. Hama z lekkim zażenowaniem podrapał się wielki palcem w czoło. - To może Luis i Pat pokażą wam atrakcje, a ja z synem wszystko przygotujemy. -zaproponował, jednym ruchem wsadzając mniejszą małpkę na swoje plecy.
- Dziękujemy za miłą podróż - Kihada pożegnała goryla z przyjaznym uśmiechem. Mimo iż miała złe przeczucia co do tego miejsca, to sam właściciel i jego pracownicy nie wydawali się jej złymi ludźmi. - Chciałabym zwłaszcza przyjrzeć się tym wieżom - zwróciła się do Luisa, wskazując na górujące nad lunaparkiem kopuły wypełnione magiczną energią.
- Oooooobiad! Może, może pomyślcie raz o swoich osłabionych ciałach, ludzie! Jesteście, nieodpowiedzialni! Idziemy, idziemy wpierw coś zjeść! Potem spać! - Zakończył próbując brzmieć groźnie.
- W Fairy Tail każdy ma swój preferowany styl pracy - wyjaśniła Kihada dwójce pracowników, wzruszając przepraszająco ramionami. - Reszta pewnie bardziej jest zainteresowana jedzeniem i atrakcjami, więc może tylko mi pokażesz jak działają te wieże, gdy pozostali będą się relaksować? - zaproponowała misiowi.
- W sumie to do...eee...Nie, nie, nie! Później... pójdziemy wszyscy. Teraz błagam, chodźmy coś zjeść! - Wystawił zęby w szerokim uśmiechu
- No, no. Chodźmy!
Ja również jestem za tym, by najpierw zająć się obowiązkami, a później pożywić umysł i ciało.- Cassandra pierwszy raz od podróży odezwała się,popierając propozycję Kihady. Tak jak ona wyczuwała coś niepokojącego. Niestety nadal nie była to konkretna wizja, widzenie-ale pogodziła się z tym, że już nigdy więcej nie doświadczy czegoś podobnego. Zamiast tego zostały jedynie przeczucia, a tej nigdy jej nie zawodziły. A czuła, że coś może pójść nie po ich myśli od początku podróży.
- To ja zaprowadzę chętnych do stołówki - zaoferował się Pat, unosząc rękę i machając nią by zwrócić na siebie uwagę. - Magia na pewno wymaga sił! - dodał z werwą, odpalając kolejnego papierosa.
Polarny inżynier w końcu wyszarpał się z uścisku pajęczycy. Przylizał potargane futro i piszcząc wściekle, zwrócił się o Kihady i Cassandry. - W takim razie chodźcie, pokaże wam co i jak. Byle z dala od tego nieokrzesanego tłumu! - oburzył się, odwracając się na pięcie i ruszając w stronę najbliższej z wież.
Pajęczyca pomachała misiowi na dowidzenia i zwróciła się do magów.
- Zważywszy na tak przełomowy wynalazek jest tutaj bardzo mało straży… czy mi się zdaje tylko? - Postukała się palcem w policzek, rozglądając się dookoła.
- - Mało osób wie o naszej pracy, ponadto trudno było by przykładowo wykraść cały park. - odparł niedbale Hama.
- Ponadto ja tu jestem. - wtrącił Pat uderzając się pięścią w pierś. - Nie pozwolę by cokolwiek zagroziło pracy Pana Hamy!
-Nie widziałem w okolicy wielu ludzi, a wasze odkrycie może być poniekąd przełomowe. Nie obawiacie się ekstremistów? - spytał w przebłysku inteligencji, strzelając pozę mądrej i poinformowanej osoby poprzez poprawienie swoich (przeciwsłonecznych) okularów. - Grup krzyczących o nienaturalnym wykorzystywaniu magii aby narobić zamieszek albo potencjalnych prób sabotażu przez rasistów? - Bob na pewno nie wyglądał, jakby powinien się tak wysłowić. Ba, wyglądał jakby jeszcze nie skończył szkoły i dalej palił pety za boiskiem aby przyszpanować znajomych. I była to prawda. Nie był inteligentny, nie potrafił łączyć faktów czy zgadywać ludzi. Był jednak doinformowany - nie raz nie wiedza polityczna przysporzyła mu dużo wstydu, odwrotności cool, więc z biegiem czasu nauczył się przynajmniej oglądać newsy w tv.
- Poniekąd tak… - głos dobiegł z pleców goryla. Jego syn, wystawił głowę nad ramieniem ojca by kontynuować wywód. - Ale dlatego też, tata nie chce by wyglądało to, jak gdybyśmy robili tu coś tajnego czy niebezpiecznego. Ten wyznalazek ma przynieść radość i zrozumienie, więc i my staramy się nie robić nic, co mogłoby być źle kojarzone przez takie grupy.
- Zawsze znajdą się rasiści czy fanatycy. - wtrącił się Pat. - Jesteśmy na to gotowi, ale by ograniczyć negatywny wpływ potrzebujemy właśnie waszej pomocy. Pozytywna ocena od tak wspaniałej gildii na pewno zamknię prznajmniej kilku osobom usta.
-To liczę, że ten wynalazek jest Cool. - uśmiechnął się Bob, zadowolony z popularności gildii, której był częścią.
- Niebawem sam ocenisz! - zapewnił goryl, ruszając w stronę centrum parku. Pat został z grupką, widać było że dumny jest ze swej roli. - Dobra kto chce iść coś zjeść, za mną! Reszta niech pyta lub zwiedza na własną rękę! - zarządził kotoczłek.
- Na co jeszcze czekamy?! - zacierał ręcę - Pora na jedzenie! - Dodał lis.
- Tak jedzmy! Od ostatniego posiłku nic nie jadłam! Zawtórowała mu pajęczyca.
- Chyba nie chcesz zjeść lisa, prawda? - Zapytał by się upewnić
- Tihii, głuptas! - Pstryknęła lisa w ucho mijając go, podążyła za Patem.
Bob schował ręce do kieszeni i poszedł za lisem i pajęczycą. Przecież jak zostanie sam, to nie będzie miał komu szpanować.
Mai również dołączyła do grupki udającej się na stołówkę, na technologi się nie znała, więc siłą rzeczy zaliczała się do nieokrzesanego tłumu, z którym Luis nie chciał mieć do czynienia.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172