Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-02-2018, 01:48   #191
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Czuła się winna, że wymusiła na Williamie przyjazd, bo było to zupełnie nieprzemyślane z jej strony i bardzo niebezpieczne z powodu tego kim był jej mąż. Dużo tym ryzykowali. Lecz zdrowy rozsądek poszedł w odstawkę na rzecz poprawy jej samopoczucia. Nareszcie też zaczęła się wysypiać. Erika dopiero gdy odebrała swoich mężczyzn z lotniska poczuła ogrom tęsknoty w jaką wprawiła ją tak długa rozłąka z ukochanym.
Cudownie było mieć powód by wracać do domu. Co prawda było to wciąż tylko jej służbowe mieszkanie, ale już nie było w nim pusto. Znów zaczęła wychodzić z biura punktualnie, a w domu czekał na nią wspólny obiad z synem i mężem. Nareszcie mogła oczyścić głowę z tego co gnębiło ją jako Nadzorcą i zdała sobie sprawę jak bardzo brakowało jej nie tylko towarzystwa najbliższych, ale również prawdziwej siebie, na co nie miała miejsca gdy była w pracy.

Mijał kolejny radosny dla Eriki wieczór. Po spacerze w ogrodzie botanicznym wrócili do domu. Po zjedzeniu kolacji usiedli na kanapie by wspólnie obejrzeć z Izsakiem bajki na dobranoc. Chłopiec zasnął rozciągnięty na kanapie, z głową na kolanach matki. Blondynka przytulona do męża, delikatnie głaskała syna po plecach. William obejmując ją, po zerknięciu dla upewnienia się, że Izsak na pewno zasnął, przełączył program na sportowy. W takich momentach jak ten nachodziły ją myśli by rzucić to wszystko w cholerę i zaszyć się gdzieś na bezludnej wyspie, gdzie nikt nie będzie miał prawa zbliżyć się nawet na kilometr do jej ostoi. Ich wspaniała sielanka była bardzo ulotnym stanem przez co oboje zawsze gdy byli razem, ze wszystkich sił starali się podtrzymać tą ich iluzję normalności.

- Zaniesiesz Zacka do pokoju? - zapytała spoglądając kątem oka na męża. Westchnęła, bo obiecała sobie, że nie będzie nazywać syna tym zdrobnieniem imienia, ale przy Williamie było to wręcz niewykonalne. Nawet sam Izsak zaczął przedstawiać się w ten sposób.

- Już - odparł ochoczo, a na twarzy pojawił mu się ten łobuzerski uśmiech. Zapewne odczytał jej prośbę zupełnie jednoznacznie i nie krył zadowolenie z tego powodu.
Po chwili prawie przybiegł do pokoju i wręcz skoczył na kanapę, po czym zaczął się do niej dobierać. Erika uśmiechnęła się rozbawiona. Objęła go ramionami i przyciągnęła do siebie.
- Jesteś pewien, że mocno zasnął? - dopytała pomiędzy pocałunkami.
- Tak - mruknął zbyt zajęty skupieniem się na czymkolwiek innym niż jej ciele.
Zaczęli się powoli rozbierać. Nie spieszyli się mając cały wieczór dla siebie, ale że lato było gorące to i tak niewiele mieli na sobie ubrań. Wkrótce Erika zupełnie zapomniała o swoich zmartwieniach, skupiając się w pełni na przyjemności.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=qliFPn4ttRo[/media]


Wczesne położenie się do łóżka, zwłaszcza kiedy towarzyszyło temu wspólne cieszenie się bliskością, było zbawienne gdy na drugi dzień trzeba było wcześnie wstać. Pobudki były z każdym dniem coraz trudniejsze, bo wychodziło ogólne zmęczenie organizmu spowodowane długą przerwą od przemian i nagłą zmianą przyzwyczajeń by jak najlepiej dotrwać do rozwiązania. A do tego było jeszcze daleko. Erika przeciągając się w pościeli po porannym budziku, ułożyła się na boku, przyglądając się jak Will nadal śpi.

"Wygląda tak niewinnie..." przeszło jej przez myśl i zaczęła delikatnie gładzić go opuszkami palców po policzku. Przez krótką chwilę zastanawiała się, czy ktoś z Mroku próbował się z nim kontaktować by go wplątać w którąkolwiek z akcji jakie wyczyniali ci popaprańcy w ostatnim czasie na świecie. Nie pytała o to, bo szczęśliwsi byli gdy nie poruszali tych tematów. Wiedziała tylko tyle, że odciął się na ile mógł by nie zwracać na siebie uwagi i nie narażać ich związku na zdemaskowanie. Na razie ten ich związek całkiem dobrze im wychodził i trzeba było mieć nadzieję, że się to nie skończy.
Obdarzona powoli uniosła się na rękach i pochyliła by ucałować męża w policzek.
- Dzień dobry kochanie... - mruknął zaspanym głosem, otwierając oczy.
- Śpij, jest jeszcze wcześnie - powiedziała z ciepłym uśmiechem Erika, głaszcząc go po włosach.
- Nie, zrobię ci śniadanie - odparł i ziewnął przeciągle. Podniósł się, spojrzał na telefon i skrzywił się. - Chodź tu, gdzie się spieszysz... - Objął ją ramionami i ponownie zaciągnął pod kołdrę.


Od samego wejścia do biura kombinowała jak ugryźć temat zaczęty przez Theodora na ich spotkaniu w ogrodzie botanicznym. Jeśli jego informacje się potwierdzą to będzie nie lada orzech do zgryzienia.
"Czemu takie rzeczy muszą się dziać akurat kiedy jestem w ciąży?" westchnęła przeglądając to co jej na szybko wyszperali Lenny z Isą.
Pani Liggan była zarejestrowaną Obdarzoną która, jak można było się dowiedzieć na jej profilach społecznościowych, uwielbiała wydekoltowane stroje, kolorystycznie dobrane do ciemnopomarańczowego kryształu jaki miała na piersi.

Natomiast jeśli chodziło o pana di Veriego to jego osoba nie widniała w spisach. Nic co by dziwiło. Za to jego żona była kiedyś wziętą modelką. Ewidentnie nie posiadała kryształu. Na kilku umieszczonych na Facebooku zdjęciach z mężem i synem można było zauważyć, że pan polityk nigdy nie pokazuje nagiego torsu tak by było widać kryształ. Podejrzenie więc było. Węgiercie od razu w oczy rzucił się możliwy powód dla którego Weaver mogła chcieć się mścić na Evangeliście.
Erika znała bardzo wiele par Obdarzonych, którzy rozstawali się bo byli bezdzietni. Bzdurą było, że tylko kobietom tykał zegar, mężczyźni też pragnęli potomstwa. A o to, z powodu specyfiki przemian w przypadku kobiet, mogło nie być takie proste. Wredna sprawa biorąc pod uwagę, że z początku się świadomie nie chce dziecka, a gdy się zachce je w końcu mieć to już nie ma możliwości.


Po pierwszym spotkaniu z Theodorem w jej biurze mogła się uznać za niezłą aktorkę. Co prawda najwięcej pomogła jej irytacja wywołana huśtawką nastrojów z jaką się wewnętrznie zmagała, ale ważne, że zamierzony efekt został osiągnięty. Nerwowe spojrzenia oficerów SPdO którzy patrzyli na nią jak na tykającą bombę były wręcz niegrzeczne. Zupełnie jakby się spodziewali, że bez ostrzeżenia przemieni się i zatłucze Theo, wbijając jego ciało w ziemię.

Popijając białą herbatę z wrzuconymi kilkoma kostkami lodu, zastanawiała się na co przeznaczyć zwrot funduszy jakie poszły na badania profesora. Pieniądz, nawet jeśli miał ostatecznie i tak wrócić w te same ręce, to na pewno nie powinien siedzieć niczym mysz pod miotłą w jednym miejscu, trzeba było zagonić je do roboty jak każdego.
- Bitcoiny - wtrącił się w jej przemyślenia Proxy, spoglądając znad ekranu laptopa.
Erika już miała to skomentować, żeby lepiej nie wychodził poza swoją dziedzinę, ale… Tak jakby zahaczało to o nią.
- W sumie… Zanim się połapią, że to tylko… Jeszcze się to trochę napompuje... - Węgierka uśmiechnęła się na te myśli. Uwielbiała cyferki co akurat w obecnym zajęciu bardzo jej się przydawało i nie tak bardzo tęskniła za swoim poprzednim zajęciem. - Coś z tego może wyjść. Pociągnąć to może tak do grudnia...

Problemy, które miała na głowie Erika jak na złość nie chciały się rozwiązywać. Wolały ewoluować i zapraszać nowych kolegów. Jak choćby sprawa Informatora.
Można było odnieść wrażenie, że pozycja Nadzorcy na Amerykę Południową było przeklęte. Wpierw w niewyjaśnionych okolicznościach zginął Marko, teraz życie stracił Lovan. Obaj mieli grzeszki na sumieniu, szczególnie duże miał ten drugi. Oficjalne stanowisko po pierwszym czytaniu Erikę oburzyło. Dopiero jak ochłonęła to znalazła zrozumienie. Nieomylność Białego w osądzaniu swoich podwładnych było tym co dawało tym maluczkim poczucie bezpieczeństwa. Bez tego morale w Świetle mogłyby upaść bardzo drastycznie.

Podczas lunchu z Danielem Iacartonem dowiedziała się od niego, że powoli zaczyna się pakować. Jedno porozumiewawcze spojrzenie wymienione z Węgierką mówiło wszystko - gdyby go od razu obsadzono na stanowisku to można byłoby uniknąć tego co stało się w Argentynie. Żadne jednak nie odważyło się powiedzieć tego na głos. Wiadomo, nikt nie jest nieomylny w osądach a już na pewno nie mają wróżki na etacie, która by ich ostrzegała przed konsekwencjami podejmowanych decyzji.
- Mam nadzieję, że będziesz miał tam równie dużo do roboty co i ja - powiedziała Erika z mrugnięciem oka.
- Ta, kurwa, sprzątanie po poprzedniku wystarczy. Ty to masz przynajmniej Vinca... Ej, weź mi go daj - trzymając widelec z nabitym stekiem pochylił się nad stolikiem. - Oddam jak się ogarnie te biurowe bzdety.
- Zapomnij - pokręciła głową. - Z resztą Vince się nie zgodzi, ma tu rodzinę. Wyobrażasz sobie przenosić ją w tamte rejony?
- No chociaż na miesiąc!
- Nie ma mowy. Tu jest tylu Obdarzonych, że roboty nigdy nie brakuje. Nie martw się, dasz radę. Wierzę w ciebie - stwierdziła rozbawionym tonem blondynka.
- A nie masz jakiś koleżanek ze swojego danego działu, którą mogłabyś mi polecić na zastępcę?
- Popytam - odparła blondynka, nie chcąc niczego obiecywać.


Wracając autostradą do domu czuła jak głowa pęka jej z przeładowania informacjami. Namierzanie kont bankowych Lovana, sprawa mściwej kochanki polityka podejrzanego o bycie Obdarzonym, trzymanie w tajemnicy Beckett oraz badanie tego co wyłapał Lenny tuż przed wyciągnięciem z sieci Iskierki, czyli szperanie w systemie SPdO próbując ustalić czym konkretnie to ta jednostka nie dzieli się ze Światłem.
Najchętniej by się napiła czegoś mocnego.

Klakson auta za nią obudził ją z przemyśleń i z piskiem opon ruszyła spod świateł. Mercedes wyrwał do przodu, wciskając kobietę w siedzenie. Niedługo potem zajechała do podziemnego parkingu i wysiadła. Windą wjechała na ostatnie piętro, gdzie mieściło się tylko jej służbowe mieszkanie. Cały czas w głowie układała sobie możliwe scenariusze na sprawę diVeri-Liggan, lecz ciągle nie miała żadnego dobrego pomysłu. Co gorsze miała jedynie podejrzenia co do tego kim byli.
Chyba że…
"William powinien być w stanie rozwiać moje wątpliwości" Położyła dłoń na klamce, ale jej nie nacisnęła. Przygryzła wargę w zamyśleniu i zmartwieniu. Westchnęła i weszła do mieszkania. Od progu poczuła przyjemny zapach pieczeni.


Przyjemna domowa atmosfera nie zachęcała do poruszania drażliwych tematów. Aktywnie spędzone popołudnie na zabawie sprawiło, że wieczór nastał bardzo szybko. W międzyczasie Izsak pochwalił się, że ma nowych kolegów. William sam był pełen podziwu jak mały łatwo nawiązuje nowe znajomości i nawet bariera językowa nie stanowiła dla niego przeszkody w dobrej zabawie.
Po 22 chłopiec smacznie już spał. Erika od kwadransa wisiała na telefonie, obawiając się, że zaraz będzie musiała wrócić do bazy. Szczęśliwie tematy były tego poziomu ważności, że wystarczyły jej słowne polecenia. Zmęczona odłożyła telefon na stoliku kawowym. William, zapewne słysząc, że już skończyła rozmowę, wrócił z kuchni gdzie dla zabicia czasu tłukł się z naczyniami wyciąganymi ze zmywarki. Oparł się o framugę, spoglądając na nią pytająco.
- Chyba już nie będą dzwonić - powiedziała i poklepała miejsce na kanapie obok siebie. Szkot nie pytał o nic, podszedł i usiadł, obejmując ją. Odruchowo przełączył kanał telewizyjny na sportowy i przytulił ją do siebie.
Erika oparła głowę na jego ramieniu i wbiła zamyślone spojrzenie w telewizor. Po rozmowie z podwładnym znów wrócił jej pomysł, żeby zapytać Willa o tą jedną rzecz.

- Pamiętasz tego gościa, z którym wczoraj widziałam się w ogrodzie? - zapytała w końcu, spoglądając na niego kątem oka. Na pewno pamiętał. Gdy pytał się o niego zaraz po tym spotkaniu to krótka odpowiedź "sprawy służbowe" jak za dotknięciem magicznej różdżki zniechęciły go do dalszego tykania tego tematu.
- Oczywiście. Jakiś agent, którego nagle mają wykryć? Choć tego starał się nie pokazywać, czuć było od niego strach - wypowiedział to ze sporym współczuciem.
- Można tak to nazwać - westchnęła Erika. - Twierdzi, że od pewnej mściwej kobiety dostał zlecenie na zabicie żony jednego polityka
- Och… - zaskoczyła go. - Trudna sprawa…
Nie dodał nic więcej. Wiedziała, że celowo unikał pytania o szczegóły.

Normalnie nie zaczęłaby nawet tego tematu. Obiecywała sobie jednak, że robi to dla ich bezpieczeństwa i tylko ten jeden raz zrobi wyjątek.
- Szykuje mi się naprawdę poważna akcja z tym związana - ściszyła głos i wtuliła się w niego mocniej. - Bo jeśli potwierdzi się to co mi powiedział tamten mężczyzna... To Weaver nasyła go na żonę Evangelista...
William drgnął.
- A to suka - wyrwało mu się. - Przepraszam - dodał od razu.
Spuścił wzrok, widać było jak intensywnie myśli i walczy ze sobą. Wiadomość go na początku wzburzyła i rozzłościła, ale szybko starał się opanować. W końcu westchnął ciężko.
- Nie powinnaś mi o tym mówić… Postawiłaś mnie w bardzo trudnej sytuacji.
- Wiem... - jęknęła przepraszająco. - Przepraszam, ale próbuję ten konflikt zażegnać tak by nie skończyło się katastrofą naturalną. Sam zdajesz sobie sprawę jak może Evangelist zareagować na śmierć żony... Wyobrażam sobie, że ta, która chce się na nim mścić... Może chcieć go odzyskać - zmarszczyła brwi.
Mężczyzna pokręcił głową i poszedł do kuchni, skąd wyciągnął sobie z lodówki piwo. Zaraz jednak je odstawił sięgnął do barku po whisky. Wrócił do salonu z pełną szklanką.
Milczał wpatrując się w ścianę. Nawet nie umoczył ust w alkoholu, jedynie trzymał szklankę w dłoni.

Erika spojrzała na niego niepewna co powiedzieć.
- Czy... Mógłbyś potwierdzić na podstawie zdjęć czy podejrzewane osoby są Evangelistem i Weaver? - zapytała w końcu.
- Mieliśmy unikać tych tematów Erika - odpowiedział. - Nie mam dużych kontaktów z nimi i chciałem, by tak pozostało. Nawet Malcolm przestał się odzywać. Pomimo tego, coś im zawdzięczam. Choć spora część z nich to banda skurwysynów, to znalazło się tam kilku naprawdę w porządku ludzi. Nie chcę być wobec nich… zdrajcą - z niemałym trudem przeszło mu to przez usta. - A to o co mnie teraz prosisz, będzie właśnie czymś takim. Czy w ramach rewanżu udostępnisz mi… no nie wiem, listę słabych punktów waszych żywiołów, żeby podesłać ją Malcy’emu? - nie był na nią zły, tylko rozgoryczony.
Mocno musiała się powstrzymywać, żeby nie skomentować jego porównania. Nie chciała, żeby to przerodziło się w nikomu niepotrzebną kłótnię. Westchnęła przeciągle.
- Będę prosić o wsparcie Białego. Wkrótce będę musiała stanąć przed Evangelistem - wyznała mu wprost. - Uwierz mi, nie chcę poruszać tego tematu równie bardzo jak ty... Dobrze... - pokręciła głową. - Zapomnijmy, że o tym mówiłam. Nie powinnam była - dodała przepraszającym tonem.
- Mleko się już rozlało… - podniósł szklankę z whisky, ale się nie napił. Odstawił ją na stół. - Evangelist… Jest jednym z najbardziej w porządku Obdarzonych jakich poznałem. Ceni każde życie i nigdy nie zabijał jeśli nie musiał. Nie nazwałbym go swoim przyjacielem, ale…teraz gdy o tym wiem, będę musiał go w jakiś sposób ostrzec przed tym co chce zrobić Weaver.

Erika zmarszczyła brwi po jego wypowiedzi. Nie mogła się nie zgodzić z tym co powiedział o Evangeliście, który pomimo posiadania bardzo potężnego żywiołu to sprawiał chyba statystycznie najmniej kłopotów.
- I co mu powiesz? Że masz wieści prosto od Nadzorcy? - odparła kręcąc głową. - Wyprze się wszystkiego, mój człowiek zginie, a ona zrobi to i tak, tylko w późniejszym czasie - potarła dłonią twarz. - Żona di Vieriego jest bezpieczna póki jest przy niej mąż. Atak ma nastąpić, gdy on zostanie wysłany na akcję. Chcę... Wysłać kilku swoich ludzi by ją uratować. Możliwe, że tak jak moja siostra, nawet nie zdaje sobie sprawy kim jest jej mąż - westchnęła ciężko.
Will przetarł twarz dłońmi.
- Nie znam się na konspiracji i tajnych akcjach… ale rzeczywiście trzeba uratować żonę Johnny’ego. Tylko… Ech. Jebana Ceres, od początku jej nie lubiłem - zacisnął pięści. - Jeśli Johnny się dowie o jej machinacjach, poleci ją zabić. Tylko wtedy ofiar postronnych będzie tyle, że… - nie dokończył. - I tak źle i tak niedobrze - założył ręce na piersi.
- Coś będę musiała na to wymyślić... - skrzywiła się Erika i przeczesała palcami włosy, intensywnie się zastanawiając nad tym problemem.
- Czyli znasz już tożsamości Johnny’ego i Ceres… Co zamierzasz z tym zrobić? Oni naprawdę są silni. Ceres nie ma żywiołu, ale swoją bazową moc rozwinęła do tego stopnia, że może być uważana za taki.

- Znam ich możliwości bojowe Will - spojrzała na niego kątem oka. - Na razie skupię siły na niedopuszczeniu do śmierci pani diVieri i chłopca. Później zobaczymy... Może uda się nasłać Evangelista na Weaver w jakimś odludnym miejscu
- Jeśli to pomoże jego rodzinie... to zrobię co będę mógł Erika - zapewnił. - Ale nie proś o nic więcej, dobrze? Nie chcę się do tego mieszać.
- Wystarczająco już mi pomogłeś - uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła, by pocałować go w policzek. - Przepraszam, więcej nie będę... Obiecuję. Wybaczysz mi? - mruknęła zalotnym tonem głosu i zaczęła się do niego dobierać.
Pocałował ją w czoło i mocno przytulił, uniemożliwiając inne ruchy.
- Wybaczę. Ale teraz po prostu się do mnie przytul.
Węgierka spojrzała mu prosto w oczy i tym bardziej pożałowała, że zaczęła ten temat. Mężczyzna był bardzo zdenerwowany choć próbował z całych sił nie dać tego po sobie poznać.
- Will, przepraszam... - szepnęła i objęła go za szyję. Ten objął ją jeszcze mocniej i wtulił twarz w jej włosy. Nic nie mówił tylko skupił się na jej zapachu.

W całej tej sytuacji Erika po raz pierwszy w życiu cieszyła się, że Vidor zginął. Bo czy gdyby nadal żył to pozwoliłby naprawdę jej odejść? Czy nie popadłby w zazdrość gdyby widział ją z innym? Czy byłby równie zawistny jak Weaver?

Wieczór minął im właśnie w ten sposób. Wtuleni w siebie nawzajem, pozwolili sobie na odprężenie, aż zasnęli na kanapie. Dopiero około trzeciej w nocy obudzili się i jak dwa zombie powlekli do łazienki i dopiero stamtąd do łóżka.


Rankiem ponownie to William był pierwszym, który zdołał wstać z łóżka. Kobietę tym razem z łóżka wyciągnął dopiero zapach smażonych naleśników.
- Dzien dobry Kochanie - powitał ją mąż. Po wczorajszym złym humorze nie było już śladu. Zack właśnie kończył poranną toaletę, i korzystając z jego nieobecności Will powiedział - Postaraj się dogadać z Giovannim. On naprawdę jest rozsądnym facetem.
Zaskoczyło ją, że zdecydował się jej to powiedzieć. Pokiwała głową.
- Dobrze. Postaram się go przekonać - odparła. Wyprostowała się i wstała z łóżka. Podeszła do męża. - Kocham ciebie, wiesz? - uśmiechnęła się do niego i pocałowała go czule w usta. - I jesteś wspaniałym tatą - mrugnęła do niego, gładząc dłonią po swoim lekko już zaokrąglającym się brzuchu.
- Robię co mogę - uśmiechnął się zadowolony. - Powinnaś oszczędzać sobie stresów, wiesz o tym, prawda? - przypomniał jej oczywistość.
- Byłoby miło gdybym nie miała do tego powodów. Niestety moim zawodzie z tym ciężko - westchnęła. - Nie mam pojęcia co będzie... później. Boję się, że po ostatnich wydarzeniach na świecie Whistler zechce mnie odesłać na K2, dla bezpieczeństwa
- Przecież i tak się nie możesz przemienić, więc nie ma co się martwić o swój cenny żywioł - William wręcz parsknął.
- Już raz Mrok próbował mnie zabić tak po prostu z zemsty, kiedy miałam medyczne przesłanki by pozostawać w ludzkiej postaci - wyznała i potarła prawą dłonią lewą rękę.
- Teraz… Możesz być pewna, że Mrok da ci spokój - zrobił pewną siebie minę.
- Tylko w jaki sposób mam o tym przekonać swojego szefa? - westchnęła Obdarzona.
- Hmm… Faktycznie… Jakoś coś wymyślisz - nie tracił rezonu.
Erika tylko się uśmiechnęła i pocałowała go. Nie miała serca mu mówić, że na Białego nie da się po prostu czegoś wymyślić. Jeśli Whistler podejmie decyzję to nie ma odwrotu, a jego pytanie o zgodę jest jedynie ułudą posiadania wpływu.


Telefon służbowy rozdzwonił jej się jeszcze w trakcie wspólnego śniadania z Willem i Izsakiem. Po dotarciu do biura, przechodząc przez drzwi wzięła głęboki oddech jakby miała zanurkować w głębokiej wodzie. Widok ciemnowłosej Beckett zawsze poprawiał Erice humor w tym całym kotle jakim była jej praca. Isa podrzuciła jej nowe materiały.
- Dziękuję Ester - odparła Kalipso i z miejsca zabrała się za przeglądanie tego co dostała.

Czytając raporty jakie przy okazji do niej spłynęły, myślała już nad pretekstem na ściągnięcie Białego, bez którego nie mogła nawet myśleć o rozmowie z Evangelistem. Zmarszczyła brwi myśląc przez chwilę o tym, żeby odesłać Williama i syna, na wszelki wypadek, żeby nie było okazji, żeby Whistler chciał poznać jej małżonka. Po godzinie rozmyślań jednak zrezygnowała uznając, że Biały neguje istnienie życia poza pracą i po prostu posiadanie przez Erikę rodziny traktuje jak jedną wielką wadę.

Tego dnia ponownie spotkała się z Theodorem. Nie miał on jednak przy sobie komórki. Tą obiecał przynieść za kilka godzin, pod pretekstem okazania dowodu przelania brakujących kilku tysięcy euro. Lenny zajął się jego aparatem, wgrał potrzebne oprogramowanie które miało zamaskować jego kontakt z Nadzorcą gdy przyjdzie właściwy moment.

Po teatralnym wygonieniu Theodora z bazy Erika chwilę musiała ochłonąć i zebrać myśli przed najtrudniejszym punktem dnia. Nie dzwoniła do Białego. Wysłała do niego wiadomość z prośbą o pilne spotkanie w związku z podejrzeniem planowanego zamachu Mroku.
Kolejne dni miały jej minąć głównie na zbieraniu zespołu który będzie miał wziąć udział w akcji ratowania pani di Vieri. Jane była pewnikiem, na której głowie miała zostawić organizację tego wszystkiego. Dołączyć do niej miał ten Polak, który sprzedał Drwala. Swojego szwagra z oczywistych powodów nie mogła tam posłać. Jako wsparcie miał udać się jeszcze Storm. Grupa niestety nie mogła być duża, by omawiana z Theodorem ściema mogła się udać. Każdy musiał mieć świadomość, że Weaver pośle za Złotym jeszcze kogoś kto może zechcieć go sprzątnąć.

Na spotkanie z Białym mocno się stresowała. Jak zawsze zresztą. Nie miała pojęcia jak zareaguje jak przy okazji dowie się, że tak intensywnie szukana przez Światło Beckett siedzi u niej. A przecież musiała namówić Szefa by z Evangelistem wejść w układ, zamiast go zatrzymywać czy eliminować na miejscu.
Plan napuszczenia Włocha na jego byłą był śmiały, a dobrze poprowadzony mógł sprawić, że bez zbędnego ryzyka dla swoich ludzi pojawiała się szansa na wyeliminowanie Liggan. Ale powodzenie tego przedsięwzięcia zależało od tego jak poradzi sobie grupa ratunkowa z Theodorem na czele.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 23-02-2018 o 02:09. Powód: kolorki kryształków :D
Mag jest offline  
Stary 25-02-2018, 14:20   #192
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Z rodziny.. - w zasadzie to nie miał nikogo poza członkami Światła w tym momencie.
A z rodziną mógłby się spotkać i wyjaśnić dlaczego się ukrywał i uciekł ze szpitala.
- Najwyższa pora abym w końcu przestał się ukrywać, i tak jestem już zarejestrowany, czego chciałem uniknąć, ale skoro wyszło tak a nie inaczej, rodzinie także trzeba wyjaśnić to i owo. - Przytaknął na propozycję jego przełożonej.
- W takim razie masz cztery dni urlopu, liczone od teraz. Zgłoś się do 8.00 siedemnastego lipca. Będą czekały na ciebie nowe rozkazy - odpowiedziała mu Nuke. - Bez przemian w trakcie, wszystko ma się odbyć incognito. Rozumiemy się?
-Tak, rozumiem.

Ogarnął się w niecałą godzinę, a następną godzinę był już w drodze do rodziny, którzy mieszkali w łodzi.
Wieczorem zapukał w drzwi domu jego rodziców i braci.
Byli bardzo zdziwieni jego obecnością jak i szczęśliwi że jest cały i zdrowy.
Musiał trzymać w tajemnicy prawdę że jest Obdarzonym, dlatego podczas jazdy do domu wymyślił, że pracuje za granicą w fabryce samochodów Mercedes. A że był utalentowanym mechanikiem czego szybko się wyuczył bywają tu i tam w warsztatach samochodowych w niemczech.
A jego nagłe zniknięcie wytłumaczył szybkim wyjazdem do Niemiec co było potrzebne na już.
Następnego dnia odsypiał po dosyć zakrapianej imprezie rodzinnej.
Wybudował sobie duży dom, przez nie mógł przyjechać do Polski, za coś w końcu musiał bo wybudować.
Opowiadał czego się nauczył w pracy, jakie okazy Mercedesa miał okazję naprawiać, na przyklad Mercedes w114 z 1967 roku, świetny samochód.
Podczas tych 3 dni spędzonych w rodzinnym gronie prawie zapomniał że jest Obdarzonym i że kolejnego dnia nie może nie może szaleć z alkoholem, ponieważ rankiem następnego musi się stawić u Nils.
Pożegnał się z nimi i zapowiedział że kiedyś na pewno się zjawi, jak tylko znowu będzie miał wolne.
Wsiadł do swojej klasycznej, sześciolitrowej s-klasy
http://wp.mecdesign.de/wp-content/up...oll-inch-3.jpg
i odjechał.
 
Ramp jest offline  
Stary 25-02-2018, 20:02   #193
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
To był pracowity dzień. Biały zaraz po przybyciu w przeciwieństwie do Dove od razu skierował go do pomocy w mieście. Zniszczenia szczególnie na drogach były poważne, ale w porównaniu do Chicago miasto zniosło atak Mroku całkiem dobrze. Pomagał przy przemieszczaniu zniszczonych pojazdów, przy co cięższych przypadkach doładowując się energią z dysków. Były ofiary śmiertelne w cywilach i niezliczona ilość odmrożeń, ale wszystko wskazywało na to, że miasto się podniesie. Po przebywaniu sporej ilości czasu w formie zbroi odczuwał jednak spore zmęczenie i gdy Słońce zaczęło się zniżać trafił do centrali Światła. Okazało się, że Biały stworzył tu swoje tymczasowe biuro, do którego na wejściu został wezwany. Mimo, że był wyczerpany to szybko ożywił się – wiedział, że szef Światła zawsze ma dużo na głowie, a potrzebował z nim porozmawiać. Nie tylko o tym, co zobaczył tutaj, ale także o nim samym.

- To ja dziękuję jeszcze raz za powierzone zaufanie. Pańska aprobata wiele dla mnie znaczy. Sam nie mam pojęcia, jak znalazł się tu żywioł z jasnym kryształem i skąd Mazzentrop wiedział o jego lokalizacji. Zgodnie z zaleceniami kierowałem się taksówką do centrali, gdy pogoda nagle pogorszyła się. Temperatura spadła i pojawiła się prawdziwa burza śnieżna. Dość szybko zorientowałem się, że może to być atak Mazzentropa, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, gdzie się kierować...
Zadane mu pytanie było jednym z tych, których się spodziewał. Ze szczegółami opowiedział potyczkę ze swojej perspektywy, od podążania za oddziałem Światła do portu, przez ich desperacki atak na przywódcę Mroku i na ucieczce żywiołu razem z ich bliską śmiercią kończąc.
- Mazzentrop był wściekły, ale w jakiś sposób wyczuł nadchodzącą odsiecz i był zmuszony do ucieczki. Oznajmił, że to koniec podchodów i zapowiedział śmierć milionów zwykłych ludzi jako karę. – mimowolnie skrzywił się przy tym mrożącym krew w żyłach oświadczeniu – Dobił jeszcze tylko Jakiro i odleciał. Nie mogę być pewien, ale z ich rozmowy wynikało, że znali się inaczej niż tylko wrogowie. Mazzentrop był zaskoczony jego obecnością i wspomniał coś o wyrównaniu rachunków. W każdym bądź razie bez pomocy Jakiro nie dalibyśmy rady ocalić tego żywiołu. Wydaje się, że była to Elektryczność. Oprócz niego dużą rolę odegrał też ten tajemniczy Obdarzony używający tej zielonej aury, którą mógł kształtować wedle życzenia.
Zawahał się przez chwilę, czy powinien posłuchać rady nieznajomego, ale odrzucił tę myśl. Nie miał powodów, by to zatajać, a już na pewno nie przed Białym.
- Gdy sytuacja się uspokoiła, zdecydowałem sprawdzić co z nim. Wydawało się, że przez cały czas pozostawał on w formie człowieka, ale uważałem to za niemożliwe. Znalazłem go w magazynie, w złym stanie i pomogłem wyjść. Ledwo ciągnął, ale kazał się postawić na nogi i użył tej zielonej aury, żeby móc chodzić. On... Używał mocy bez przemiany.
W tym momencie Biały podniósł brwi w geście niedowierzania, ale nie przerwał mu.
- Jestem tego pewien - kontynuował tymczasem Elliot - on też to niechętnie potwierdził, wspomniał, że inaczej nie umie. Nie chciał mieć o dziwo nic wspólnego ze Światłem, mimo, że chwilę temu walczył z nami przeciwko Mazzentropowi i niemal przypłacił to życiem. Puściłem go wolno, w końcu zawdzięczamy mu po części życie, a już na pewno ten żywioł, ale nie wyglądał na anioła. Na pewno nie jest po stronie Mroku, ale nie pałał też wcale miłością do Światła. Mam nadzieję, że ta informacja się przyda, ktoś o takich zdolnościach może bez wątpienia wyrządzić duże szkody. Może Cheza będzie wiedziała coś więcej o jego tożsamości, jak wspomniałem chyba widziałem ją z nim i jeszcze jedną osobą, pewnie powiernikiem żywiołu, kierujących się do portu. Po tym wszystkim wróciłem na miejsce walki i chwilę po tym przejąłeś dowodzenie.
Biały przez dłuższą chwilę milczał, pocierając się po brodzie. Wreszcie westchnął ciężko i odezwał się.
- Dwie sprawy. Ten… Obdarzony z zieloną aurą. Możesz w stu procentach potwierdzić, że on używał Mocy w ludzkiej postaci? To nie była po prostu bardzo mała forma zbroi?
- Samemu ciężko było mi w to uwierzyć. Nosił swego rodzaju maskę, bardzo charakterystyczną. Gdy go znalazłem była pęknięta i pod spodem była ludzka twarz… Poza tym wątpię, żeby ktoś, kto potrafił ukryć się przed Mazzentropem i dotkliwie go zranić posiadałby formę zbroi poniżej dwóch metrów. Wiem, że brzmi to jak szaleństwo, ale Cheza również powinna móc za tym poświadczyć.
Po raz kolejny zapadła w pokoju cisza. Wieści jakie ze sobą przynosił mogły zatrząść fundamentami całego świata Obdarzonych.
- Dobrze, to chyba wszystko… Możesz odejść - odezwał się wreszcie szef.
White sprawił, że Whistler będzie miał wiele do przemyślenia.
- Jeśli mogę, miałbym jeszcze jedną prośbę. Odkąd się to wszystko zaczęło… Nie miałem jeszcze okazji pożegnać się z rodzicami. - mimo wszystkiego co przeszedł, dalej ciężko przechodziło mu to przez gardło - Doceniłbym bardzo, gdybym mógł chociaż na chwilę zostać wysłanym do Londynu. Wiem, że Mrok pewnie po akcji w Afryce szuka mnie i powinienem się nie wychylać, ale wątpię, żeby już byli pewni mojej tożsamości. W końcu byłem już praktycznie martwy, o czym zapewne się dowiedzieli. Gdybym podróżował pod innym imieniem i nazwiskiem nie powinni móc mnie namierzyć.
Zatrzymał się na chwilę i zebrał myśli, czując potrzebę dodania czegoś jeszcze.
- Zapewniam też, że nie zapomniałem o moich… Morderstwach i wyroku. Chcę tylko powiedzieć, że jestem zdeterminowany, żeby zadośćuczynić. Jeśli Mazzentrop spełni swoją obietnicę, wyobrażam sobie, że pojawią się misje i zadania o zwiększonym ryzyku. Wiem, że każdy w Świetle jest gotowy ryzykować życiem, ale większość ma rodzinę, przyjaciół, osoby, które będą cierpieć gdy ich stracą i są od nich zależne. Ja nie mam tego… - szukał właściwego określenia - Ograniczenia. Dostałem drugą szansę i chciałbym ją wykorzystać do maksimum. Na pewno wie pan o tym, ale chciałem tylko potwierdzić, że jestem na to gotowy.
 
Kolejny jest offline  
Stary 19-07-2018, 23:15   #194
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Niemcy, Rammstein, 28 lipca 2017 roku, 14.16 czasu lokalnego
Oczywiście w teorii mogła się tego spodziewać, ale do tej pory taka sytuacja raczej nie miała miejsca. Whistler praktycznie zawsze podróżował incognito. Wpisywało się to w prowadzoną przez Światło politykę niepokazywana się w postaci zbroi jeśli nie było to absolutnie konieczne. Miało to swoje plusy i minusy, ale w gruncie rzeczy im mniej okazji do zabłyśnięcia zdjęciem kilkunastometrowego Obdarzonego mieli żądni sensacji dziennikarze, tym spokojniejsze było ogólnoświatowe społeczeństwo.

Tymczasem przez pokryte ciemnymi, burzowymi chmurami przebił się błysk światła, rozjaśniając okolicę. Biały przez chwilę leciał powoli nad miastem, by nagle przyspieszyć i wylądować płynnie na przygotowanym miejscu na lotnisku Ramstein. Erika widziała wszystko przez okno swojego biura.
Dlatego zdążyła ochłonąć po pierwszym zaskoczeniu i zdążyła się mentalnie nastawić na to spotkanie, gdy do jej biura pewnym krokiem wszedł szef. Na chwilę przystanął przyglądając się akwarium, ale trwało to raptem kilka sekund.
- Kalipso - skinął głową, witając się. Na sobie miał przydziałowy dres, jednak w jego przypadku mógłby się pojawić w nim nawet na spotkaniu na szczycie NATO i nadal zachować pełnię charyzmy.

- Witaj szefie - odezwała się Erika wstając ze swojego fotelu. Wyszła zza biurka, kątem oka spoglądając swoją asystentkę, która zamarła w bezruchu. - Może odpoczniesz po podróży? Zaraz przyniosą dla pana coś do jedzenia - zaproponowała.
- Nie trzeba. Przejdźmy do konkretów. Mam dość spóźniania się - prawie warknął. Był zły, ale na szczęście nie na swoją Nadzorczynię na Europę. - Mów co wiesz.
Obdarzona skinęła głową.
- Mamy potwierdzone personalia dwóch groźnych członków Mroku - zaczęła Erika. - Mowa o Evangeliście oraz Weaver. Wkrótce ten pierwszy ma udać się na akcję, a wtedy ta druga naśle na jego rodzinę mojego informatora.
Biały zmrużył oczy, mimo wszystko będąc lekko zaskoczonym takim obrotem spraw.
- Dobra robota - pochwalił ją. Podszedł bliżej i usiadł naprzeciw niej. - Oboje wymienieni przez ciebie członkowie Mroku to ścisła wierszułka. Walka wewnątrz ich organizacji będzie nam zawsze na rękę, ale nie możemy dopuścić do postronnych ofiar. Domyślam się, że masz już wstępny plan - raczej stwierdził niż zapytał. - Czego ode mnie oczekujesz?
- To prawda. Chcę wykorzystać ich wewnętrzne przepychanki na naszą korzyść. Już posłałam po potrzebne mi do tego osoby. Mianowicie będą oni musieli w chwili ataku na żonę Evangelista uratować ją. Jednak musi to wyglądać na to że akcja się udała. Wtedy mój informator będzie mógł wyciągnąć informacje jakie Weaver mu za to obiecała - powiedziała to prawie jednym tchem i potrzebowała złapać oddech. - Tymczasem ja mając żonę Evangelista i dowody na to że Weaver chciała jej śmierci, chcę przeciągnąć powiernika ziemi na naszą stronę, by ostatecznie użyć go do zabicia Weaver. Pana potrzebuję by wzmocnić swoje argumenty w rozmowe z Evangelistem.
Whistler milczał, patrząc jej prosto w oczy.

- I jest jeszcze jedna ważna sprawa - dodała nie pozwalając mu dojść do słowa. - Isa... - spojrzała na brunetkę, a ta pobladła unosząc przestraszone spojrzenie na Białego. - To Isobel Beckett. Proxy’emu udało się ją... Ściągnąć do nas gdy weszła do sieci światłowodowej.

Mężczyzna powoli odwrócił głowę w kierunku ciemnowłosej Obdarzonej. Otaksował ją wzrokiem, pod którym Beckett struchlała.
- Kto jeszcze o tym wie? - zapytał nie spuszczając z niej spojrzenia.
- Boyard, Proxy, Saber, Perceptor - wymieniła szybko. - Na tą chwilę ma wyrobione papiery na nazwisko Ester Vallen i według nich nie jest nawet Obdarzoną.
Szef Światła odetchnął z ulgą.
- Nareszcie jakieś dobre wieści - mruknął sam do siebie. - W takim razie jak tylko załatwimy sprawę z Evangelistem i Weaver zabieram cię na K2 - zwrócił się do milczącej ciągle Beckett. - Do tej pory niech sytuacja pozostanie tak jak jest teraz. Będę tu na miejscu przez ten cały czas. Przyda się dodatkowa ochrona - powiedział znacząco do Eriki. - Coś jeszcze masz w zanadrzu? - dopytał.
- Namierzyliśmy konta bankowe Lovana i ściągamy z nich fundusze - odpowiedziała mu. - Lenny z Isą zajmują się uszczelnianiem naszego systemu i wyszukiwaniem potencjalnych przecieków.
- Słusznie. Nie może się powtórzyć to co miało miejsce z Jakiro.

- Ponad to próbujemy ustalić źródło niepokojącej aktywności ze strony SPdO, jaka miała miejsce w dniu ataku w Argentynie. Ale o tym już dokładniej może opowiedzieć Proxy - dodała.
- Niech zajmuje się tą sprawą równolegle. W tym momencie priorytetem są Evangelist i Weaver - zaznaczył Biały.
Całe popołudnie minęło im na planowaniu każdego szczegółu nadchodzących wydarzeń. Jednak wieczorem, mieli pełny zarys tego, co i kiedy będzie musiało się wydarzyć, by nikt nie zginął… Nie licząc Weaver w dłuższej perspektywie czasu.

Cmentarz Gunnerbury, Londyn, Wielka Brytania, 30 lipca 2017 roku, 9.03 czasu lokalnego
Pomnik jego rodziców był skromny ale ładny. Świeże kwiaty świadczyły o tym, że rodzina nie zapomniała o nich. Zapalił znicz i postawił go na marmurowej płycie.
Pogoda dopisywała. Nad miastem co prawda były chmury, ale nie padało i czasami nawet przebijało się spośród nich Słońce. Elliot usiadł na ławeczce nieopodal. W głowie echem odbijały się ostatnie słowa Whistlera z ich rozmowy jeszcze w Argentynie.
“Rozumiem… I przyjmuję twoje ofiarowanie się.”
Młody Brytyjczyk postawił sprawę jasno i Biały z tego zamierzał skorzystać. Wkrótce Elliot zostanie posłany na misje, których szansa na przetrwanie mogła być bardzo niska.
Westchnął tylko. W końcu na grobie przed którym siedział, widniało także jego imię.

Parco Nord Milano, Mediolan, Włochy, 7 sierpnia 2017 roku, 14.56 czasu lokalnego
[media]http://www.festivaldelverdeedelpaesaggio.it/wp-content/uploads/2017/04/milano-parco-900x469.jpg[/media]
Na niebie nie było ani jednej chmurki, cały park prażył się w blasku letniego Słońca. Każdy kto mógł to uciekał w cień jednego z licznych drzew. Jedynie dzieci nie zważały na nic i przeskakiwały nad płytkim kanałem wodnym.
Wydawało się, że nic nie mogło zakłócić tych sielskich wakacji.

Theo siedział na jednej z ławeczek, popijając wodę mineralną. Szeroki słomkowy kapelusz zasłaniał go przed tymi promieniami Słońca, które przebijały się przez rozłożystą koronę kasztanowca. W rękach trzymał La Gazzetta dello Sport, zza której mógł bez wzbudzania podejrzenia obserwować ciemnowłosą kobietę wachlująca się swoim kapeluszem.
Informacje Ceres były w stu procentach trafne. Natalie di Vieri pojawiła się parku dokładnie za piętnaście trzecia i rozłożyła koc, na którym zamierzała zjeść lunch. W odległości piętnastu kroków od niej, pod jednym z drzew stał olbrzymi wręcz mężczyzna. Miał ubraną na sobie tylko koszulkę, ale potężne mięśnie sprawiały, mógł spokojnie ukryć swój kryształ.
[media]http://www4.pictures.zimbio.com/fp/Dave+Bautista+Celebrities+Making+Appearance+BRJ139 FE1ktl.jpg[/media]
W słuchawce usłyszał głos swojego wsparcia ze Światła, potwierdzający tożsamość Obdarzonego o mocy pozwalającej kontrolować umysły.i przyspieszonej regeneracji. To wszystko się zgadzało. Została jedna niewiadoma i dwie istotne przeszkody na drodze jego misji.
Niewiadomą była obecność jeszcze jednego członka Mroku, który mógl mieć za zadania posprzątać po Theo jak już się wszystko skończy. W parku były setki ludzi, z których każdy mógł być Obdarzonym. Nie miał możliwości by to sprawdzić, ale na szczęścia miał wsparcie Światła w postaci dwóch dwójek i jednej trójki.
Natomiast przeszkody… miały postać dwójki dzieci w wieku przedszkolnym, jedzących obiad razem ze swoją mamą, która sięgnęła po telefon i uśmiechnęła się ciepło, zapewne odczytując wiadomość jaką właśnie dostała.

Port lotniczy Gabriele D'Annunzio, Brescia, 7 sierpnia 2017 roku, 14.59 czasu lokalnego
Niegdyś świetnie prosperujące lotnisko było na skraju upadku. Ruch komercyjny praktycznie upadł i teraz miesięcznie obsługiwano tutaj raptem kilkuset pasażerów. Było to wręcz wymarzone miejsce dla ludzi chcących uniknąć tłumów, więc choć nie lądowały już tutaj olbrzymie samoloty pasażerskie, to wzmógł się ruch prywatnych odrzutowców.
Jeden z nich właśnie szykował się do startu, grzejąc silniki.
[media]https://cdn.airplane-pictures.net/images/uploaded-images/2015/12/22/644991as.jpg[/media]
W jego kierunku szybkim krokiem zmierzał elegancko ubrany Włoch. Spojrzał jeszcze raz na komórkę i wysłał ostatniego smsa.
Kątem oka dostrzegł ruch w jego kierunku i zatrzymał się podnosząc głowę. Przez chwilę jakby nie mógł uwierzyć w to, lub raczej kogo widzi.
Niska blondynka była dużym zaskoczeniem, ale towarzyszący jej starszy, siwowłosy już mężczyzna…
Szok trwał krótko. Giovanni di Vieri był twardym zawodnikiem i jednym z najbardziej doświadczonych Obdarzonych na Ziemi.
- To… - odchrząknął. - Niespodziewana wizyta. Kalipso… - skinął głową ku kobiecie. - Panie Whistler - skłonił się Białemu. - Czy pragną państwo coś dodać, czy może od razu przejdziemy do konkretów? - wzrok miał zimny i zdecydowany.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 19-07-2018 o 23:35.
Turin Turambar jest offline  
Stary 22-07-2018, 00:22   #195
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Złoty westchnął delikatnie. Ceres wiedziała że będą tutaj też dzieci Evangelista i był pewien że bardzo dokładnie to zaplanowała. Miały być ofiarami pobocznymi. Czy też raczej głównymi, bo w końcu Ceres chciała by jej towarzysz z Mroku cierpiał. Wyjątkowo nie zaklął pod nosem, natomiast powiedział cicho do jego “wsparcia”.

- Dzieci komplikują sprawę, postaram się je odprowadzić, gdyby coś poszło nie tak przedkładajcie ich ochronę nad wszystko inne. - powiedział krótko i wstał składając gazetę. Zdecydowanym krokiem podszedł do pani diVieri, po drodze otaksował spojrzeniem jej ochroniarza.

- Pani di Vieri, cóż za przypadek. - powiedział głośno i skłonił jej się delikatnie - Pozwoli pani? - spytał wskazując miejsce obok niej.

Kobieta spojrzała na niego w pełnym zdumieniu. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Theo poczuł na ramieniu ciężką rękę jej ochroniarza.
- Chyba się zapomniałeś koleś - usłyszał ciche warknięcie po włosku z silnym greckim akcentem.

- Oh, rodak, coż za szczęśliwy dzień, od dawna nie miałem okazji rozmawiać w ojczystym języku. - odparł gładko Obdarzony w perfekcyjnej grece, przywołując na twarz najniewinniejszy uśmiech pod słońcem. - Theo Massashi. - powiedział strząsając łapę goryla ze swojego ramienia. - Pan jak przypuszczam jest ochroniarzem państwa di Vieri? - dopytał przechodząc na włoski.

Zapytany zmrużył gniewnie oczy i nabrał w płuca powietrza robiąc się jeszcze większym. Niektóre jedynki po przemianie były mniejszych rozmiarów.
Niechybne rozwiązanie siłowe przerwała Natalie di Vieri.
- Nie jest pan tu mile widziany, panie Massashi, proszę nas zostawić w spokoju i odejść - głos jej lekko zadygotał.
- Słyszałeś? - dodał jej ochroniarz. - Czy mam ci to bardziej obrazowo wytłumaczyć?

- Rozumiem i przepraszam. Zanim zaczniemy chciałbym wiedzieć tylko jedno. Czemu Weaver chce twojej śmierci? - rzucił krótko cofając się o kilka kroków i rozpinając powoli marynarkę.

Kobieta osłupiała nie wiedząc co odpowiedzieć. Jej bodyguard natychmiast przesunął się by znaleźć się pomiędzy nią a Theo. Mijały kolejne sekundy pełne napięcia…

- Nie chcę tego robić pani di Vieri, ale wylądowałem między młotem a kowadłem. Dokładnie w środku między Evangelistem, Weaver i... trzecią osobą. Błagam, niech pani odeśle dzieci. Nie chcę żadnych ofiar pobocznych. - Złoty kontynuował swój monolog.

Instynktownie kobieta przyciągnęła swoich synów bliżej siebie.
- Niech pani zbierze dzieci i odejdzie. Zatrzymam go tutaj - pewnym głosem stwierdził jej ochroniarz.
- Joe! Uważaj na siebie! - krzyknął młodszy z chłopców.
- Sie wie młody! - odparł z uśmiechem Joe.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=3qb-2qNyIIo[/media]

Theo nie tracił już czasu. Cały czas był skupiony, więc przemiana trwała ułamek sekundy. Natychmiast się przyspieszył do granic możliwości swojej mocy, przyzwał swoją broń, wycelował w miejsce gdzie stał Joe i pociągnął za spust. Równocześnie objął działaniem Czasu telefon Natalie i pchnał go w przód. Chciał możliwie szybko rozładować jego baterię, tak aby ta przez przypadek nie skontaktowała się z Evangelistem.

Joe poleciał do tyłu kilkanaście metrów, ale zrobił to już w formie zbroi. Theo nie trafił na nowicjusza.
Natalie di Vieri poderwała swoje dzieci z okrzykiem:
- Uciekajcie!
Chłopcy zaczęli biec przed siebie, tak jak zresztą wszyscy którzy przebywali w parku. Tylko di Vieri stanęła przed nim wyprostowana, z podniesionym czołem.

Złoty zwrócił się do świeżo przemienionego oponenta. Przyspieszone leczenie i jakaś forma kontroli umysłu. To pierwsze mógł najprawdopodobniej z czasem pokonać, to drugie… Nie pozwalało mu na dłuższe potyczki. Natychmiast wyznaczył Czasem dwa sześciany, jeden obejmujący głowę, a drugi obejmujące miejsce gdzie powinno znajdować się serce wrogiego Obdarzonego. Skupił się maksymalnie, zatrzymując upływ czasu w obydwu obszarach i zaczął skracać dystans, raz za razem pociągając za spust swojego karabinu.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 22-07-2018 o 00:25.
Zaalaos jest offline  
Stary 24-07-2018, 00:08   #196
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Tego dnia deszcze nieustępliwe lały się z nieba. Burze kręciły się w okolicach lotniska od samego świtu. Od razu Erice udzielał się ten burzowy nastrój, przez co była tylko bardziej spięta spotkaniem z Evangelistem. Wszystko było dopilnowane, a poziom tajności misji najwyższy. Sama by miała problem, żeby opuścić niewielki budynek terminalu. Ale obecność Białego działała zbawiennie, dodając otuchy Nadzorcy Europy. Blondynka jak mantrę powtarzała sobie, że nie może się denerwować w swoim stanie, przecież były duże szanse, że wszystko dobrze się skończy. Czarną limuzyną podjechali pod Cessnę 750 Citation X, na której piloci właśnie mieli otrzymać informację, że ich lot zostaje opóźniony i muszą czekać na dalsze informacje z wieży na zgodę na lot. Klimatyzacja była zbawieniem, bo po deszczu, upał lejący się z nieba sprawił, że było niezwykle duszno i wilgotno.

Wysiedli, zatapiając się w tej nieprzyjemnej atmosferze i podeszli do mężczyzny, który miał zamiar wsiąść na pokład awionetki. Włoski polityk, mąż i ojciec a zarazem bardzo grożny członek Mroku, powiernik żywiołu Ziemi. Mając teraz wgląd w jego życie prywatne, Erika mogła tylko zastanawiać się, czym zasłużył sobie on nienawiść Weaver. Widok jej i Białego sprawił, że mężczyzna wyraźnie się zestresował i krył to pod maską złości, jaka biła z jego zimnego spojrzenia.

- Chcielibyśmy wyłącznie porozmawiać z panem, panie di Vieri. Myślę, że temat może pana zainteresować - odezwała się po angielsku pierwsza Erika, nie spuszczając spojrzenia z twarzy wrogiego Obdarzonego. - Sprawa dotyczy pana znajomej oraz naszego informatora, który dostał od niej pewne zlecenie, którego wypełnienie mogłoby mocno pana dotknąć - kontynuowała, chcąc rozbudzić jego ciekawość, a nie od razu przekazując mu informacje o jego rodzinie. -Wydaje się pan być rozsądną osobą, dlatego przychodzimy do pana, zamiast zostawić sprawy swojemu biegowi

Biały nie odezwał się ani słowem. Założył jedynie ręce na piersi i wpatrywał się z pokerowym wyrazem twarzy w Włocha.
Evangelist natomiast co chwila przenosił spojrzenie z Eriki na Whistlera i z powrotem. W końcu poprawił swój krawat wyprostował się i zmusił by rozluźnić.
- W takim razie zapraszam na pokład, w klimatyzowanym pomieszczeniu będzie się nam przyjemniej rozmawiać - prawie w ogóle nie było czuć jakichkolwiek negatywnych emocji w jego głosie. Był naprawdę dobrym politykiem.
- Proszę prowadzić - odpowiedziała bez zawahania Kalipso i skinęła mu głową by ruszył przodem. Mężczyzna powoli odwrócił się i skierował do schodków prowadzących na pokład. Erika nawet nie spojrzała na Białego tylko ruszyła pierwsza, wiedząc że szef ruszy za nią. Na spotkaniu tego szczebla nie należało się przejmować takimi błahostkami jak możliwością zostania porwanym, bo akurat tak się składało, że to członkowie Światła byli Obdarzonymi doskonale radzącymi sobie na wysokościach.


Wnętrze było urządzone w stylu pasującym do Włocha. Stewardessa już postawiła zaparzoną kawę przy jednym z foteli i ze zdziwioną miną zniknęła za drzwiczkami prowadzącymi do kokpitu.
Di Vieri wskazał swoim gościom by spoczęli na szerokich fotelach. Erika zajęła ten naprzeciw Włocha i założyła nogę na nogę.
- Czy zechciałby pan wyjawić jakie stosunki łączyły pana z Obdarzoną znaną pod pseudonimem Weaver? - zapytała go.

- Niekoniecznie. Czy mają państwo zamiar mnie do tego w jakiś sposób nakłonić? - zapytał uprzejmie.
- Nie - odparła nieśpiesznie Kalipso. - Nam pozostaną jedynie domysły, czemu ta nie posiadająca stałego partnera, ani dzieci, żyjąca w dość rozwiązły sposób, posiadająca ciemny kryształ Obdarzona zdecydowała się uprzykrzyć panu życie - jej angielski był nienaganny, choć trudny do określenia akcent był wyraźny w jej wypowiedziach. - W normalnej sytuacji byśmy zbagatelizowali to zgłoszenie. Jednakże patrząc na statystyki pana działań jako powiernika żywiołu... Zdecydowaliśmy podjąć pewne czynności - kontynuowała, wciąż nie przechodząc do sedna.
- Rozumiem - wyraźnie zgodził się z jej tokiem myślenia. - Nie będę udawał, że nie mam podejrzeń o co może chodzić w przypadku mojej osoby, natomiast jeśli pani myśli, że w zamian za jakieś przywileje zdradzę wam cokolwiek o Weaver, to niestety jest pani w błędzie.

Erika nieznacznie pokręciła głową.
- Wiemy o niej dość. O panu również - stwierdziła blondynka. - Spotykamy się, bo zapewne chciałby pan wiedzieć, że owa Obdarzona zleciła zabicie pana żony i syna. "W taki sposób by cierpiał" jak to wyraziła się. A kiedy najlepiej to zrobić? Może dziś, gdy chodząca potęga nie może chronić swoich bliskich? Dystans nie jest problemem tylko dla kogoś kto porusza się z prędkością światła - ostrożnie dobierała słowa. - Jaka jest więc szansa, że Weaver osobiście będzie chciała dopilnować by dokonało się to czego chce?

Drgnął nieznacznie na jej słowa o zamachu.
- Dlaczego miałbym przyjąć za pewne to co mówicie? Wiedząc kim jestem, sądzicie że Weaver ryzykowałaby mój gniew? - starał się zachować spokój, ale przychodziło mu z wyjątkowym trudem.
Kalipso aż za dobrze widziała, że trafiła w sedno.
- Jeśli znajdzie kogoś z mocą mogącą zabić tak by wyglądało to na zwykły atak serca... - mówiła dalej. - Wystarczyłoby tylko posprzątać tą osobę, może nawet podać panu na tacy. Tylko można sobie wyobrażać, co mogłaby tym osiągnąć - nie dopowiedziała, zostawiając to jego wyobraźni. - Powiedzmy, że nasz informator w zaawansowanym stadium tego planu zdał sobie sprawę jak to się dla niego skończy, więc zaczął u nas szukać pomocy *
Giovanni chciał coś powiedzieć, ale Biały wszedł mu słowo.
- Dlatego pytanie powinno brzmieć nie czy chcesz nam zaufać, tylko czy możesz sobie pozwolić na to, by zignorować naszą ofertę.
Mierzyli się przez krótką chwilę wzrokiem i Di Vieri odpowiedział.
- Ma pan rację - spuścił spojrzenie na swoje ręce, które nagle mu spotniały. - Czy jeśli pójdę na współpracę dacie słowo, że uratujecie moją żonę i dzieci?

Kalipso skinęła głową.

- Czy… mogę w tym jakoś pomóc? - dopytał. - Chcę zadzwonić do żony.
- Nie - odparła stanowczo Erika. - Skontaktujemy się. Na razie chcemy by Weaver myślała, że jej plan się powiódł. Czy się uda, czas pokaże, ale zapewniam, że bezpieczeństwo pana rodziny jest tu priorytetem.
Włoch ukrył twarz w dłoniach.
Whistler spojrzał na Erikę i skinął głową, w uznaniu jej sukcesu.


Nie zabawili długo w awionetce i po zdawkowym pożegnaniu wrócili do czarnej limuzyny. Węgierka z ulgą rozsiadła się na wygodnym skórzanym fotelu i sięgnęła po butelkę wody. Napiła się i dopiero wtedy poczuła jak bardzo zaschło jej w gardle. Wraz z tym jak auto oddalało się od samolotu czuła jak schodzi z niej adrenalina i zaczyna kręcić jej się w głowie. Przetarła chusteczką pot z czoła i przymknęła oczy starając się zwalczyć nudności jakie zaraz przyszły. Zdała sobie sprawę, że takie rozmowy były zdecydowanie ponad jej obecne siły i gdyby miała to powtórzyć to byłoby bardzo, bardzo ciężko.
Z resztą teraz i tak wszystko leżało w rękach grupy działającej z Theodorem. Jeśli jemu się nie powiedzie, to jej dzisiejsza rozmowa niczego nie wskóra, może nawet zaogni tylko konflikt. A to były kolejne powody do zamartwiania się.

Niezależnie od wyniku wydarzeń, wkrótce miała wracać do Niemiec. Gorzej, że nim Biały zabierze od niej Iskierkę i wróci na K2, Erika musiała jeszcze z nim podjąć rozmowę na temat momentu jej przejścia na pracę zdalną, by nie afiszować się z ciążowym brzuchem w centrali europejskiej.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 24-07-2018, 00:16   #197
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Ostatnie parę dni w Argentynie spędził na dalszej pomocy przy przywracaniu miasta do porządku, korzystając dodatkowo w wolnych chwilach z dostępu do placówek treningowych, gdzie oswajał się z wykorzystaniem dwóch najnowszych mocy. Chciał dobrze poznać swój potencjał, by już nigdy nie przecenić swoich możliwości. Musiał jednak przyznać, że ogniste dyski idealnie komponowały się z jego mocą bazową. Był w stanie zwiększyć swoją siłę, wytrzymałość i szybkość do poziomu, w którym realistycznie nie musiał martwić się nad wyraz umiejętnościami walki wręcz. Będąc naładowanym energią zadawał potężne ciosy, a dodatkowo rozwinięte umiejętności absorbowania energii kinetycznej i moc wydłużania kończyn sprawiały, że nad rywalami nie dysponujących żadnymi telepatycznymi bądź innymi ponadprzeciętnymi mocami jak lot miał dużą przewagę niezależnie od środowiska. Zdawał sobie jednak sprawę, że takich Obdarzonych było sporo, szczególnie po stronie Mroku i musiał mieć plan na walkę z nimi. Wiedział, że choć jest czwórką to potrzebował jeszcze zdobyć jedną lub dwie potężne moce by obiektywnie móc zostać zagrożeniem dla najpotężniejszych Obdarzonych. A nie było innej drogi do tego, niż podjęcie walki, do czego będzie miał niedługo okazje i wygranie jej, co było już wielokrotnie trudniejsze.
Rozwinął też umiejętność kontroli nad zwierzętami, skupił się mianowicie na wszelkiego rodzaju ptactwie. Możliwość rozeznania w terenie z takiej perspektywy była niemal nieograniczona, dlatego też trenował kontrolę i zasięg. Owady i mrówki też świetnie spełniały się jako swoisty radar na naturalnej powierzchni. Choć nawet maksymalnie skupiony miał problemy z dokładnym wykryciem kroków człowieka, to wiedział, że impakt wywierany przez formę zbroi był o wiele większy. Liczył, że podczas walki da radę jeśli nawet nie dokładnie zlokalizować, to przynajmniej dowiedzieć się o ilości przeciwników, gdyby ktoś chciał zajść go od tyłu.

W końcu jego odwieczna prośba została spełniona i wyruszył do domu. Przez ostatnie dni spał lepiej, wiedząc, że niedługo będzie miał szansę się pożegnać. To była rana, którą już wiele razy rozdrapał i potrzebował w końcu ostatecznie pozwolić jej się zasklepić, aby została po niej na zawsze blizna. Wiele razy w snach i marzeniach wyobrażał sobie moment, gdy wchodzi na cmentarz, ale dopiero teraz, gdy był tu we własnej osobie doświadczył czegoś specjalnego. Ostatnio świat wydawał mu się stracić kolor. Jakby tylko podczas gdy był blisko śmierci, pustki czuł, że naprawdę żyje. Musiało to mieć związek z czasem, gdy codziennie całym sobą jej pożądał, a samo egzystowanie było niepojętym bólem. Jednak gdy zobaczył nagrobek, znowu coś poczuł. Z ponurym wyrazem twarzy lustrował dokładnie wszystkie detale, jakby chciał zabrać ten obrazek ze sobą na zawsze, a w myślach wspominał wszystkie dobre chwile przed całym tym bałaganem. Po policzku, ku jego zdziwieniu spłynęła pojedyncza łza. Nie płakał od tak dawna… Schował twarz w dłoniach, szepcąc do siebie:
- Jeszcze to naprawię… Obiecuję…
Spędził jeszcze kilkanaście minut, zbierając siły na to, co miało nadejść. W końcu odszedł, znów z zimnem w oczach, nie odwracając się. Nie mógł się pozbyć myśli, że chłopak, którym był Elliot White rzeczywiście umarł. Odrodził się z popiołu jak feniks, ale już jako inny człowiek.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6WwkUxpuiBI[/MEDIA]

Lately I'm not feeling like myself
When I look into the glass, I see someone else
I hardly recognize this face I wear
When I stare into her eyes, I see no one there

Miał jednak dobry sposób na ból, z którego od dawna miał zamiar skorzystać. Słońce zachodziło gdy skierował swoje kroki do jednego z barów, gdzie bawił się bez żadnych trosk ponad pół roku temu. Czuł, że bez otępienia umysłu nie zaśnie dzisiaj. Pamiętał, jak wtedy czuł się panem świata i choć pokręcił z politowaniem głową na to wspomnienie, to czuł, że ułamek tej pewności siebie wrócił do niego. Czekały na niego zadania, w których nie będzie musiał udawać kogoś, kim nie był. Wszelkie wątpliwości moralne mógł zrzucić na Białego - jeśli on nie postępował słusznie, to White nie wiedział, czy istnieje taka osoba na świecie. Mu pozostało tylko skupić się na zostaniu sprawną bronią w rękach dobrego człowieka. Może świat nie potrzebował kolejnego bohatera, tylko kogoś, kto nie będzie się bał walczyć ze złem na jego zasadach. Minął właśnie podwórko, na którym stał nowy dom, kompletnie inny niż ten, w którym spędził swoje całe życie. Noc go wzywała i już nie bał się jej odpowiedzieć.
 
Kolejny jest offline  
Stary 29-07-2018, 00:23   #198
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Będący w postaci zbroi Joe zareagował stosunkowo szybko i podniósł się, przez co załapał się ledwo na krawędź obszaru działa spowolnienia czasu. Uwolnienie się z tego zajęło mu raptem kilka sekund...
Theo wykorzystał te kilka sekund w pełni. Pociski trafiały w unieruchomionego przeciwnika jak w niezbyt odległą tarczę strzelniczą. Ramię, prawa część twarzy, trzykrotnie podbrzusze, lewa noga... Joe osunął się bezwładnie na ziemię.
Tymczasem di Vieri odskoczyła w bok ogłuszona wystrzałami i widząc, że uwaga złotego Obdarzonego jest skupiona na kimś innym, rzuciła się do ucieczki.

Theo rozciągnął działanie swojej mocy również na panią di Vieri. Nie próbował zatrzymać jej całej, zamiast tego skupił się na jej nogach, momentalnie odbierając jej kontrolę w kończynach. Kobieta przewróciła się, upadając na twarz.
On ponownie skupił się na powalonym Obdarzonym, zaciskając działanie swojego pola na leżącej sylwetce. Teraz nie miał szans na ucieczkę. Dokładnie wycelował i kontynuował ostrzał, puszczając pocisk za pociskiem. Po drugim naciśnięciu spust poczuł coś w rodzaju zwątpienia, że nie powinien do niego strzelać, jednak gdy pocisk trafił, to uczucie minęło. Joe podniósł rękę, ale czwarty pocisk urwał mu ją w łokciu.
Szósty strzał był niecelny - oponent Teo wrócił do ludzkiej postaci, czy też raczej tego co niego zostało.

Złoty odetchnął głęboko gdy zobaczył że jego oponent rozstał się ze swoim życiem. Obrzucił otoczenie wzrokiem, szukając czegoś niepokojącego i podszedł powoli do leżącej kobiety.

- Gratuluję odwagi. - zadudnił i ukląkł przy kobiecie - Postaram się żeby nie bolało. - dodał i podniósł ją w lewej dłoni. Wyglądało to tak jakby trzymał w dłoniach szmacianą lalkę.

Skupił się na jej ciele i zogniskował na niej Czas, tyle że nie próbował jej pchnąć w tym czy innym kierunku. Zamiast tego spróbował “odczytać” przebieg jej życia, wszystkiego tego co sprawiło że stała się kobietą którą jest teraz. Żoną Evangelista. Matką. Kobietą gotową poświęcić siebie dla dobra swych dzieci.

Nagle… Świat dookoła niego przestał istnieć

Widział tylko jedno, gigantyczną, jaśniejącą sferę, zawierającą w sobie to co chciał widzieć. Równocześnie zobaczył wszystko co czyniło Natalie właśnie nią. Każdą drobną porażkę, każdy sukces, każde słowo, każdy gest, każdą niewypowiedzianą myśl, każdą emocję… Po raz pierwszy w swoim życiu poczuł się prawdziwie przytłoczony. Przez niezdefiniowany czas czuł ból jej porodu, może był to ułamek sekundy, a może była to już wieczność?

Dopiero teraz zrozumiał jak wielkim głupcem był. Uważał się za władcę Czasu, kogoś dla kogo prawa natury nie miały znaczenia, kogoś zdolnego do kierowania losem ludzi i świata dzięki surowej sile woli. Jakże mógł kontrolować coś tak złożonego? Coś tak pięknego? A to co widział było tylko drobną cząstkę całości. Takie same aury posiadał każdy przedmiot, każda osoba, każde miejsce na ziemii.

Z niewypowiedzianym trudem odwrócił wzrok i zobaczył kolejne sfery, setki, tysiące, miliony, łączące się z tą cienkimi nićmi powiązań. Od każdej z nich biegły kolejne nici, coraz dalej i dalej, niczym powiązania między neuronami. A to co widział, czuł całym sobą było wciąż tylko tym co było do Natalie najbliższe.

Wrócił do jej sfery, pozostawiając odleglejsze plany w spokoju. I tak czuł że nie mógł nic z nimi zrobić, jego moc była zbyt słaba by wpływać na coś z czym nie miał bezpośredniego związku. Potrzebowałby całego życia by zrozumieć wszystko to przez co ta kobieta przeszła, by prawdziwie zrozumieć sedno jej tożsamości. Ale nie miał tego czasu. Wypalił sobie w umyśle wygląd jej sfery Czasu i wrócił do rzeczywistości.

Nie minął nawet ułamek sekundy. Jedyną pozostałością tego doznania był koszmarny, rozdzierający ból głowy. Theo odetchnął delikatnie i spojrzał w oczy kobiety. Przez krótki moment wydawało mu się że widzi w nich zrozumienie.

Zacisnął pięść, miażdżąc ciało pani di Vieri i rzucił jej zwłoki na ziemię

[media]http://www.youtube.com/watch?v=5hdA366jD_Y[/media]

Chwilę po tym rozległy się okrzyki przerażenia i ostatni z gapiów, którzy do tej pory nie uciekli, właśnie się do tego przekonali.
Po niecałej minucie w Theo w parku zrobiło się zupełnie cicho.
Spokój przerwał dziwny, przerywany jakby łkaniem śmiech. Zza jednego z drzew wychylił się młody mężczyzna z obłędem w oczach.
[media]https://wooller.com/gallery/thumb800/11241/DW_little_dog_6047.jpg[/media]
Mamrotał coś pod nosem i nagle znów się roześmiał, a po policzku pociekły mu łzy. W następnej sekundzie przemienił się w postać zbroi, którą Theo znał aż nazbyt dobrze.
[media]https://orig00.deviantart.net/0f71/f/2016/178/6/0/sharp_claws_by_cobaltplasma-da7t951.jpg[/media]

Był większy niż poprzednio. Co najmniej dwanaście metrów tym razem. Pochylił się w kierunku Theo i cały jego pancerz zaczął drgać i rozmazywać się.

Złoty równocześnie zrobił kilka rzeczy. Przyspieszył siebie do granic możliwości i posłał w kierunku Paskuda jeden pocisk. Następnie spojrzał na ułamek sekundy w przód, tak aby wiedzieć gdzie Paskud miał zamiar wycelować, i zaczął biec w świeżo wytworzonym tunelu aerodynamicznym by uniknąć trafienia. Na koniec złapał Czasem cząsteczki powietrza bezpośrednio przed zbroją oponenta i zatrzymał je, tak że całkowicie znieruchomiały.

Niestety jego przeciwnik nie był na tyle uprzejmy by poczekać aż Theo skończy swoją turę i wystrzelił do przodu zanim tarcza zatrzymanego w czasie powietrza zdarzyła się w pełni uformować. Posłany w Paskuda pocisk wydawał się w ogóle nie mieć znaczenia. Życie Goldara uratował aerodynamiczny tunel. Złoty Obdarzony przesunął się o metr w bok i zamiast w klatę, centralny punkt uderzenia był na wysokości jego barku.
Tunel areodynamiczny wyrzucił go kilkanaście metrów w bok, pomiędzy pobliskie drzewa. Był oszołomiony, ale zachował przytomność. Zamiast lewej ręki miał jedynie krótki kikut, z którego strumieniem leciała krew.
Paskud zatrzymał się prawie na drugim końcu parku, niszcząc po drodze mostek i fontannę.

Theo odetchnął głęboko i objął Czasem brzegi swojej rany, które zatrzymał. Krew momentalnie przestała płynąć. Szybko rozszerzył działanie swojej mocy, tak że objęła jeszcze kilka centymetrów tkanki, całkowicie blokując nerwy. Przestał czuć ból. Szybko podniósł się na nogi, choć się przy tym zachwiał. Nie zdążył się przyzwyczaić do przesuniętego środka ciężkości. Wytworzył kolejne pole Czasu, tym razem obejmujące leżącego oponenta i zacisnął z całych sił, licząc że kupi to jego wsparciu wystarczająco dużo czasu.

Tytanicznym wysiłkiem wytworzył kolejny tunel aerodynamiczny i rzucił się biegiem w kierunku Paskuda. Odesłał swoją broń i ponownie przywołał ją w wolnej dłoni i zaczął strzelać. Nie liczył na wiele trafień, ale musiał spróbować.

Wrogi Obdarzony podnosił się, ale robił to w bardzo spowolnionym tempie.
Strzelając praktycznie z biodra, Theo pierwsze trzy pociski poświęcił na to by skorygować swój cel i kolejne dwa już trafiły... by zostać przez Paskuda wchłoniętymi.
Po tym drobnym zastrzyku energii członek Mroku wstał już zupełnie i wtedy oberwał w brzuch, aż go zgięło w pół.
Prawie sto metrów jeszcze za pozycją Theo znajdowała się Obdarzona z Światła o pseudonimie Nuke. Jej postać zbroi dorównywała wzrostem Paskudzie.
[media]https://i.imgur.com/8ixFsfM.jpg[/media]

Wyprostowana w idealnej pozycji strzeleckiej z karabinem snajperskim, który strzelał amunicją konwencjonalną. Nie była w stanie ściągnąć Paskuda na jeden strzał, ale przynajmniej nie wchłaniał energii z jej pocisków.
Z prawej strony, daleko zza linii kasztanowców w kierunku członka Mroku wyleciały granaty, zalewając go potokiem ognia. Theo pomiędzy drzewami mógł dostrzec ustawionego na pozycji obdarzonego o pseudnimie Launcher. Mial siedem metrów wzrostu.
[media]https://img00.deviantart.net/4227/i/2013/248/6/1/mech_by_alientan-d6l4gvn.jpg[/media]

Nie przerywał powolnego, ale bardzo regularnego ostrzału. Granatnik miał niską celność, ale duże pole rażenia.
Najbliżej ich przeciwnika ujawnił się najmniejszy Obdarzony, jaki wszedł w skład wsparcia dla Theo.
[media]https://i.imgur.com/0PW0PrF.jpg[/media]

Mający raptem 5 metrow wzrostu Baldur, ruszył biegiem wprost na Paskuda i ustawił się kilkanaście metrów naprzeciw niego. Pomiędzy jednym a drugim wybuchem granatów odpalił potężny rozbłysk światła, którym oślepił przeciwnika.

Przybyła kawaleria. Theo odetchnął z ulgą i skoczył w bok, by zniknąć Paskudowi z pola widzenia i zacisnął Czas na nim jeszcze mocniej. Odesłał swoją broń i wytworzył tunel aerodynamiczny, biegnący od lufy Nuke prosto do ciała Paskuda, to ona musiała być dla niego najniebezpieczniejszym przeciwnikiem.

Następny strzał od Nuke trafił w głowę Paskuda i oderwał mu fragment pancerza. Rana trysnęła krwią zalewając mu twarz. Oślepiony machnął ręką, siekąc pazurami na ślepo.
Baldur podskoczył i ledwo uniknął jednego z nich, który byłby go rozciął na pół. Musiał się cofnąć, gdyż w promieniu trzydziestu metrów Paskud niszczył swoim pazaurami wszystko co było w zasięgu.
Nikt jednak nie zamierzał się do niego zbliżać. Nuke i Launcher konsekwentnie zasypywali go ogniem swoich broni, sukcesywnie nadtapiając i rozrywając jego pancerz.
W pewnym momencie Paskud zrozumiał, że nie ma innego wyjścia i ustawił się na wprost Nuke. Robił to na ślepo, zapewne wyczuwając kierunek pod wpływem tego skąd najmocniej obrywał.

Goldar rzucił okiem na kilka sekund wprzód by zobaczyć tor lotu jaki Paskud miał zamiar obrać i rozproszył tunel aerodynamiczny. Następnie wytworzył płyty zestalonego powietrza na jego drodze, jedną na wysokości kolan, drugą nieco dalej na wysokości jego głowy i ostatnią, najdalej na wysokości brzucha. Wiedział że nie miał najmniejszych szans zatrzymać jego lotu, ale kilka blokad na jego drodze miało szansę wybić go z trajektorii.

W momencie gdy Paskud już ruszał do przodu w jego kierunku wyskoczył Baldur i odpalił kolejną ze swoich mocy. Potężny wybuch ognia z nim jako centrum.
Fala uderzeniowa wybiła ich wroga z równowagi i ruszył do przodu w rozbitej postawie.
Do Nuke doleciał tylko fragment zmielonego mięsa i kości, który rozbił się o jej pancerz. Po Paskudzie zostały jedynie ślady krwi w miejscach, gdzie Theo "zatrzymał" powietrze.

Ciemnoczerwona smużka rozbiła się na dwie części, które trafił w pierś Goldara i Baldura w tym samym momencie.

Złoty Obdarzony przez krótki moment patrzył Baldura z totalnym zaskoczeniem widocznym w całej jego postawie. Chyba nigdy nie spotkał się z taką sytuacją, aby moce jednego Obdarzonego zostały rozdzielone miedzy dwóch. Potrząsnął głową i upadł na kolana. Nie miał już siły podtrzymywać się na nogach.

- Przyzwijcie ambulanse, zaopiekujcie się dziećmi. - rozkazał - Potrzebujemy aktu zgonu jak najszybciej, zróbcie ciału jedno czy dwa zdjęcia. - dodał szukając wzrokiem ciała Natalie - Jak tylko to zrobicie wpakujcie ją do lodu. -

Po tych słowach zamilkł i skupił Czas na swoim kikucie. Do tej pory go zatrzymywał, teraz zaczął go powolutku cofać. Na początku nic się nie działo, poza tym że wszyscy zgromadzeni mogli wyczuć jego nadludzkie skupienie. W końcu z ziemi, powietrza, z liści drzew, z trawy i z całego otoczenia uniosła się czerwono-złota mgiełka która niczym huragan uderzyła w miejsce gdzie jeszcze kilkadziesiąt sekund temu była jego ręka. Po chwili obszar przestał być zamazany i z każdą chwilą robił się coraz bardziej zbity, by w końcu ukazać jego ramię, wyglądające jakby nic się nie stało. Następnie to samo zrobił z przedramieniem, dłonią i palcami. Usatysfakcjonowany zacisnął pięść. Od rany do wylecznia minęło mało czasu, dlatego cofnięcie było relatywnie proste.

Wrócił do ludzkiej postaci, usiadł na cudem ocalonej ławeczce i zaczął myśleć. Spodziewał się że Ceres będzie chciała kogoś przysłać żeby po nim posprzątać, ale przypuszczał raczej że ta osoba miała się tylko upewnić że wykona zadanie. A może ten atak był pomysłem Paskuda? Biorąc pod uwagę ich wcześniejsze animozje… Westchnął głęboko i rozejrzał się po otoczeniu. Wyglądało jakby przeszło tędy tornado, ale szczęśliwie nikt poboczny nie zginął. Chyba.

Musiał zadecydować co zrobić dalej. Z każdym dniem czuł że staje się coraz bardziej zależny od Światła, coraz bardziej z nim związany, mimo tego że chciał tego uniknąć. Z drugiej strony bez ich pomocy nie wyszedłby z tego żywy. Dorwałby go albo Evangelist, albo Paskud by się z nim rozprawił. Być może sama Weaver miała w planach go sprzedać. Ale wtedy równie dobrze mogłaby użyć Paskuda. Już wcześniej okazała że jego dobro nie leży jej na sercu. Chociaż… Może Evangelist wiedział o Paskudzie, co natychmiast inkryminowałoby Ceres?

Musiał przyznać że daleko zaszedł. Od zagubionego mężczyzny na pustyni, po istotę naginającą prawa natury dla własnego zysku. Zobaczył tak wiele, a równocześnie czuł że ominęło go jeszcze więcej. Największą zagadką wciąż był on sam. Czy rzeczywiście żył od kilku tysięcy lat? Czy to co łączyło go z Edgarem miało większe znaczenie? Czy obecne wydarzenia zaplanowane zostały dziesiątki lat temu i poruszał się po wyznaczonej wcześniej ścieżce?

Theo potrząsnął głową. Musiał się skupić na kolejnym etapie planu. Przywrócenie Natalie do życia… Musiało się mu udać. Reperkusje porażki, czy sukcesu, mogły mieć gigantyczne konsekwencje dla losu Obdarzonych i świata. Mogły ich podzielić, rzucić w wir wyniszczającej walki, albo mogły ich zjednoczyć… Tylko przeciw czemu? I która ścieżka była tą właściwą?
 
Zaalaos jest offline  
Stary 29-07-2018, 22:44   #199
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
EPILOG



Pakistan, szczyt K2, baza Światła, 31 sierpnia 2017 roku, 15.59 czasu lokalnego
- Dziękuję, to wszystko na dzisiaj - siwowłosy mężczyzna pożegnał Chun Li, która wychodząc zamknęła za sobą drzwi do jego gabinetu.
Spojrzał na kubek z zimną już kawą i westchnął. Znów zapomniał wziąć choćby łyka. Przetarł twarz dłońmi i wrócił raportów wyświetlanych na ekranie monitora.
Ostatnie dziesięć lat było względnie spokojnych, nie licząc incydentów z niezarejestrowanymi Obdarzonymi Światło i SPdO nie miało wiele pracy, skupiając się raczej na przeszkoleniu nowych jedynek w zakresie kontroli ich mocy i współżycia z resztą społeczeństwa.
Aż do feralnego pierwszego dnia nowego roku. Atak w Chicago był katastrofą o niewyobrażalnej skali, w każdym tego słowa znaczeniu. Śmierć prawie dziesięciu milionów ludzi i straty materialne liczone w bilionach dolarów.
Jeśli chodzi o Światło, to prawie zupełnie stracili swój wizerunek organizacji chroniącej Świat przed członkami Mroku.
- Jak miałem im wytłumaczyć, że prawie nie sposób zlokalizować pojedynczego Obdarzonego, który nie jest zarejestrowany, a co więcej powstrzymać kogoś takiego jak Desolator czy Mazzentrop? Przecież wcale nie uśpili naszej czujności, po prostu… - powiedział do siebie.
Przed oczami stanął mu ponownie Paryż. Tamta walka była zupełnie inna. Obdarzeni bili się między sobą, zniszczenia powstały po prostu przez przypadek. W tym roku Mrok zaatakował zupełnie inaczej. Śmierć milionów ludzi była ich celem samym w sobie.
Ze złości zacisnął pięści aż pobielały.
Atak w Chicago to był tylko początek. Równocześnie nasiliły się ataki na zarejestrowanych cywilów i działania Mroku na całym Świecie. Strata żywiołu lodu była szczytem tego wszystkiego, ale problemy na tym wcale się nie zakończyły.

Westchnął i przywołał listę nazwisk i pseudonimów, które w ciągu tych kilku ostatnich miesięcy pojawiały się na jego pulpicie wyjątkowo często.

Maciej Lisicki był idealnym przykładem tego, jak ważne jest szkolenie i socjalizacja ciemnych kryształów. Złapany przy okazji współpracy z przestępczym podziemiem, poszedł na współpracę by uniknąć kary. Od tamtej chwili był krótko trzymany przez Nadzorcę na Europę i spisywał się wyjątkowo dobrze. Według raportów między innymi dzięki jego odwadze pozytywnie zakończyła się akcja w Mediolanie. Młody Polak, pomimo kiepskiego początku, był świetnym materiałem na oficera niższego szczebla, których tak bardzo w tym momencie im brakowało. Jeśli dalej będzie wykazywał takie opanowanie nad swoim kryształem, czekała go świetlana przyszłość.

Jakże podobnym, a jednocześnie skrajnie różnym przypadkiem był Elliot White. Zarejestrowany, poddany szkoleniu, ale później pozostawiony samemu sobie. Tragedia z początku roku, strata rodziców i splot wielu wydarzeń pchnął go na samo dno. Brytyjczyk dołączył do Mroku i polował na innych Obdarzonych, by zdobyć ich moce. Wpadł w Indiach, gdzie tak naprawdę jego życie dobiegło końca. Whistler był świadkiem jego śmierci.
Jednak nawet w najczarniejszym tunelu, najgłębszej jaskini może się zjawić iskra nadziei.
Elliot White zmarł, by powstać mógł Revenant. Obdarzony do zadań specjalnych, podlegający bezpośrednio pod Dowódcę Światła. Posyłany tam, gdzie trzeba było położyć swoje życie na szali bez sekundy zawahania.

Jack Dove została ostatecznie wycofana z sekcji terenowej i przeniesiono ją bezpośrednio na K2. Będzie częścią nowego zespołu przeznaczonego do pracy z młodymi Obdarzonymi z ciemnymi kryształami. Dostrzeżono jej umiejętności współpracy z takimi przypadkami po przykładzie Deana McWolfa. Ten Obdarzony o trudnym do określenia odcieniu kryształu poprawiał swoje zachowanie po przebywaniu w towarzystwie Chezy. Poza tym wydarzenia w Buenos Aires odcisnęły na niej piętno. Oczyszczono ją z podejrzeń współpracy z Informatorem i nagrodzono za uratowanie świeżo odkrytego żywiołu Błyskawicy, ale widać po niej było, jak trudny był to dla niej okres.

Theodore Massashi był jedną wielką tajemnicą. Posiadacz unikalnej mocy kontroli czasu, co potencjalnie mogło go stawiać w szrankach z żywiołami. Raporty wspominały również o jego szerokiej wiedzy z praktycznie każdej dziedziny, znajomości dziesiątek języków, w tym wielu starożytnych… Czyżby teorie o jego długowieczności miały zostać potwierdzone? Biały nie chciał… nie mógł w to uwierzyć, gdyż wywróciło by to wszystko co do tej pory wiedzieli o Obdarzonych. Jednak pozwolił mu na dalsze prowadzenie jego badań, nawet zgodził się na udział Deana McWolfa w tym wszystkim. W końcu to dzięki Theodorowi uratowali rodzinę Evangelista i zyskali w nim samym potężnego sprzymierzeńca.

Erika Rush z domu Lorencz, pesudonim operacyjny Kalipso. Można powiedzieć, że żywioł z przypadku… Ale Whistler nie mógł tego sam lepiej zaplanować. Potężna Obdarzona, szybko podejmująca właściwe decyzje, z chęciami do ciężkiej pracy i talentem do organizowania ludzi. Idealny Nadzorca. Jej pseudonim pojawiał się w pozytywnym znaczeniu przy każdym z nazwisk które do tej pory wyczytał. I praktycznie pozbawiona możliwości przemiany przez następne kilka miesięcy. Biały oczywiście nie mógł jej zmusić do usunięcia ciąży, to nie wchodziło w rachubę, jednak nie zamierzał udawać ile to kłopotów im wszystkim sprawiło. Jakkolwiek dobrze oceniała go Kalipso, William Rush nie był w stanie zapewnić jej odpowiedniej ochrony. Wkrótce przeniesie ją na K2, dla jej własnego bezpieczeństwa.

Ulrich Whistler wstał od komputera. Po głowie chodził mu jeszcze jeden pseudonim. Void. Podejrzany o morderstwo Marco, posiadacza żywiołu lodu. Pomógł Świetle w walce z Mazzentropem w Argentynie… Ale ze słów Revenanta wynikało, że zrobił to wybierając tylko mniejsze zło. Obdarzony używający swojej mocy bez przemiany w formę zbroi… I te ślady danych prowadzące do jakiejś tajnej komórki SPdO w Stanach Zjednoczonych. Amerykanie zdecydowanie coś ukrywali, choć wszystkiego się wypierają.

Biały przeczuwał, że prawdziwe trudne decyzje dopiero nadejdą.

Niewiadome miejsce, 31 sierpnia 2017 roku, 16.01 czasu lokalnego
Woda spływała po ścianach świątyni, zbierając się w niewielkiej sadzawce w miejscu, gdzie kiedyś musiał znajdować się ołtarz. Obdarzony obszedł to dookoła obserwując uważnie każdy fragment, wyobrażając sobie jak wspaniale to musiało wyglądać. Pierwszy raz był w budynku ewidentnie przeznaczonym dla Obdarzonych z żywiołami.
Wyszedł na zewnątrz. Moc grawitacji nieustannie unosiła masy wody odsłaniając kolejne dzielnice zatopionego miasta.
- Nareszcie - szepnął cicho zaciskając pięści otulone nieprzeniknioną Ciemnością.


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172