|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-09-2017, 11:55 | #21 |
Reputacja: 1 |
|
23-09-2017, 12:25 | #22 |
Reputacja: 1 | - Kiedy dzwonił? - Deanna przenosiła spojrzenie z Agathy na Marka. - Kilka razy przez dwa dni. Był bardzo upierdliwy. Zbyt upierdliwy nawet jak na jakiegoś agenta nieruchomości, którym nie był - odpowiedział Mark wymijająco. - Dzwonił chyba z pięć, sześć dni temu. A może i z tydzień, nie jestem pewna - dopełniła za niego Agatha. - Upierdliwy.. W jakiej sprawie? - dociskała Deanna. - Kim jesteście i kim dla was był? - odpowiedział pytaniem na pytanie Mark. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, uznając, że póki co powiedział dość. Chris nie czuł się zobowiązany do mówienia. W sumie to przyszło mu przez myśl, że skoro Agatha nie chce siedzieć w tej kopalni on mógłby potowarzyszyć Markowi w jego pracy. Może znaleźliby więcej lalek, a może nawet jakieś pluszaki pełne złotych monet, albo czegoś jeszcze. Na razie jednak musieli się z nimi dogadać, a on nie zamierzał wchodzić w drogę szefowej w tych negocjacjach. Spojrzał na Deannę pytająco. Dobre pytanie: Kim są i kim jest dla nich Thomas? Cisza się przedłużała. - Dobrze więc – odezwała się w końcu Deanna. – Zagrajmy w otwarte karty. Nasze nazwiska znacie, pracujemy w agencji detektywistycznej Guardians. Thomas przyjechał do Father’s Pride na zlecenie klienta, miał obserwować niejakiego Johna Smitha. Tak, tez uważamy że nazwisko jest fałszywe, ale nasz klient nasz pan. Początkowo Thomas kontaktował się z agencja, potem przestał. Straciliśmy kontakt. Nie wiem, co z agentem. Przyjechaliśmy tutaj to sprawdzić. To tyle. Wszystko wiecie. Zapadła kolejna dłuższa chwila ciszy, podczas której Mark i Agatha trawili wszystkie informacje. Kobieta wpatrywała się długo w swojego chłopaka, licząc, że to on coś powie, wyjaśni. Jednak nie zabierało się na to, a Agatha zdawała się być trochę niecierpliwa. - Wasz… ten Thomas Cell chciał się skontaktować z byłym szefem i wykładowcą Marka. Mark częściowo pobierał też lekcje z historii na uniwersytecie Kalifornijskim w Berkley. Się wyróżniał i jego wykładowca zaproponował mu pracę po tym. Po części dzięki temu dzisiaj pracuje tam gdzie pracuje, porobił znajomości w pierwszej pracy. - Starczy… - mruknął Mark przerywając swojej dziewczynie. Mężczyzna westchnął ciężko i spojrzał na Deannę przelotnie. - Był strasznie upierdliwy i nie chciał z początku powiedzieć po co mu kontakt do pana Lacoste, więc nie chciałem mu pomóc. Pan Lacoste narobił sobie trochę… powiedzmy, że wrogów więc byłem sceptycznie nastawiony. Ostatecznie dałem mu jego numer do pracy po skonsultowaniu tego z panem Lacoste i na tym się skończyło - skończył wzruszając ramionami. - Rozumiesz oczywiście, że my też potrzebujemy ten numer? – zapytała Deanna. – Tu może chodzić o życie Thomasa, żarty się skończyły, Mark. Była zdeterminowana. Oczywiście, mogli zdobyć ten numer w inny sposób – szef miał swoje sposoby a lista pracowników uniwersytetu nie była tajna – ale to generowało kolejne opóźnienia. Po wyjściu z tej kopalni musi jeszcze zadzwonić do zadzwonić do Pat. Potrzebuje raportu z jej działań na piśmie, skoro ma go słać do centrali. Zapowiadał się długi dzień. Ale w końcu zdawali się ruszać z miejsca.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
23-09-2017, 13:36 | #23 |
Reputacja: 1 | - Ta rozumiem. Nie rozumiem tylko czemu musieliście tak zwodzić. Mogliście od razu powiedzieć - odparł Mark lekko naburmuszony. W chwili ciszy, która zapadłą dało się coś słyszeć z głębi korytarza. Wszyscy zamilkli instynktownie wytężając słuch. Był to rytmiczny dźwięk, jakby… jakby ktoś kopał łopatą i przerzucał ziemię. Nie było to bardzo głośnie, ale echo niosło się korytarzem. Dobiegało to ze strony, z której przyszli, ale dalej niż Mark póki co zawiesił oświetlenie. - Co to… co to za dźwięk Mark? - spytała Agatha podnosząc się z ziemi niespokojnie i podchodząc do swojego chłopaka. Chwyciła go pod ramię spoglądając w mrok korytarza, którym przyszli. - To… nic. Piasek się chyba osuwa. Powinniśmy wracać. Zapomniałem trochę sprzętu wziąć. Kilka rzeczy zostało w samochodzie - powiedział i odwrócił się do Chrisa i Deanny. - Może powinniście pójść przodem. Telefon też mam w samochodzie, nie znam numeru na pamięć. *** W miarę łatwo było jej odtworzyć trasę z powrotem do warsztatu, szczególnie, że nie musiała już krążyć jak głupia by sprawnie śledzić autobus. Billy odebrał telefon na ostatnim sygnale, akurat gdy Patricia pomyślała, że przekieruje ją na automatyczną sekretarkę. - Patricia? - przywitał się wyraźnie zdziwiony. Kiedyś mieli ze sobą bardzo dobry kontakt, pracowali razem i to dzięki Patricia poznał swoją obecną narzeczonę, jej siostrę. Może przez to, że byli bliźniaczkami, było przez to między nimi trochę dziwniej od kiedy Anna i Billy zaczęli się spotykać. Aczkolwiek był gościem, na którego Patricia mogła liczyć, albo przynajmniej miała taką nadzieję.
__________________ Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies ^(`(oo)`)^ |
15-10-2017, 11:59 | #24 |
Reputacja: 1 | - Cześć. Wybacz, że dzwonię nagle, ale byłam ciekawa czy nie szukacie może mustanga shelby. - Patricia podała Billemu numery rejestracyjne wozu, w między czasie parkując w pewnej odległości od złomowiska. |
18-10-2017, 23:45 | #25 |
Reputacja: 1 | Post wspólny - Tak - mruknął Chris - sam się przesuwa… łopatą. Ty też nie jesteś wobec nas… nieważne - machnął ręką i przestawił latarkę na najniższe możliwe światło. - Idę - dodał - nie świećcie mi po oczach. Ruszył w głąb korytarza, z powrotem stawiając kroki możliwie cicho i oświetlając sobie drogę tylko na chwilę. Pozostały czas celował latarką za siebie. Chris na moment nabrał przekonania, że wziął udział w jakiejś szopce przygotowanej przez Marka. - Chodźmy - Deanna, nie spoglądając na pozostałych, ruszyła za Chrisem. Niby nigdy nie cierpiała na klaustrofobię, ale zaczynała się już czuć nieswojo w tej kopalni. A może to chodziło o towarzystwo, nie miejsce? Odgłos ich kroków zdawał się zagłuszać tajemnicze kopanie. Jednak gdy na chwilę przystanęli, zauważyli, że odgłosy całkiem ucichło. Ciężko było powiedzieć, czy był to dobry znak. Szli rozglądając się uważnie i w końcu znaleźli kawałek rozkopanej ziemi. Ktoś ewidentnie wykopał mały dołek i na szybko go zasypał. Ciężko było powiedzieć czy pobliskie ślady butów należały do kogoś nowego, czy to dalej te, które zostawiło któreś z nich, szczególnie, że w tym miejscu piasek był nieco twardszy i odciski gorzej się odbijały. Nie zastanawiając się długo Deanna przykucnęła i zaczęła rozgrzebywać świeżą ziemię - Poświeć - rzuciła do Chrisa. Nim jednak skończyła mówić latarka mężczyzny już oświetlała to miejsce. Chwilę wcześniej jednak błąkała się po korytarzu. Był równie ciekawy, co Deanna, co tu się dzieje. Wszystko zaczynało dziwacznie wyglądać. Jednocześnie szturchnął szefową delikatnie w ramię, żeby podała mu drugą latarkę. - Poświecę drugą po ścianach. Ten ktoś może tu ciągle być - szepnął - i nie daj Boże wrócić. To naprawdę nie była przyjemna myśl. - Tylko tu - wskazała świeżo poruszoną ziemię.- Po cichu. Nie świeć po bokach, nikt nie musi wiedzieć, że tu jesteśmy. Z drugiej strony.. Przecież tam został samochód. Jak mogli się nie zorientować się, że tu weszliśmy? Dołek został pośpiesznie wykopany i również szybko zasypany. Ktoś najwyraźniej coś tam ukrył, ale jeśli mieli zobaczyć, kto to był, musieliby ruszyć do wyjścia w tej chwili i to szybko. - Idź za nim, ostrożnie. - Deanna przytrzymała swoją latarkę brodą i ramieniem, uwalniając obie ręce. Teraz mogła kopać szybciej - Ja dogonię cię za minutę. - Eeee - zabłysnął Chris elokwencją, ale ułamek sekundy później gnał na palcach w kierunku wyjścia. Bieganie na palcach pozwala poruszać się w jaskiniach wyraźnie ciszej. Tak się intuicyjnie wydawało Chrisowi. W praktyce robił chyba jeszcze więcej hałasu. Po chwili biegł już normalnie oglądając szybko drogę przed sobą latarką ponownie ustawioną na maksymalną jasność. Dawno temu w szkole dużo biegał w zatłoczonych korytarzach próbując uniknąć zderzenia z innymi. Nawet takie dziwaczne umiejętności potrafią się czasem przydać. W zasadzie to nie był pewien, czy bardziej chce dogonić tego kogoś, czy po prostu wyjść z tej jaskini. Ciężko było powiedzieć czy w ogóle dobrze biegło, w drugą stronę szedł tak ostrożnie spoglądając pod nogi, a teraz biegł w ciemności rozświetlanej tylko latarką, która skakała mu w rękach podczas biegu. Strach przed tym, że się zgubił był zrozumiały, szczególnie, że nie wydawało mu się, że zaszli aż tak strasznie daleko w kopalni. Najwyraźniej jednak po prostu stracił poczucie czasu przez emocje, ostatecznie dostrzegł światełko w tunelu. Pierwsze co usłyszał to opony odrzucające piach. Ktoś odjeżdżał samochodem Marka. Gdy Chris wybiegł z kopalni, samochód właśnie zaczynał odjeżdżać, a kimkolwiek był kierowca, robił to w zrozumiałym pośpiechu. Oczywiście jak na złość, Mark zaparkował dość daleko, Chris mógł tylko zobaczyć, że kierowca ma najwyraźniej długie, ciemne włosy, bo nie zdążył zasunąć szyby. W międzyczasie Deanna rozgarnęła piach, którym ktoś szybko zasypał dziurę. Akurat gdy skończyła kopać i znalazła to co zakopano Mark i Agatha zdążyli ją dogonić. - Co jest? Znaleźliście coś? - zapytał mężczyzna nie widząc zza pleców Deanny tego co trzymała w rękach, czyli bardzo gładkiego i ostrego grotu strzały. Przez chwilę rozważała schowanie grotu w dłoni - nie ufała Markowi, ale ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu. - Tak - odpowiedziała, podnosząc się na nogi. - To grot strzały - nie wypuszczając go z palców oświetliła znalezisko latarką, pozwalając obejrzeć. Po chwili wsunęła je do kieszeni kurtki. - Nie traćmy czasu, Chris goni tego kogoś. - pobiegła w stronę wyjścia. Chris wygrzebał w pośpiechu swój telefon i już wykręcał 112. Jednocześnie dysząc włożył głowę w tunel i zawołał licząc, że nie wywoła tym jakiejś lawiny. - Mark! Agatha! Szybko, ktoś ukradł wam auto - i jednocześnie czekał na zgłoszenie się operatora. Raz w życiu zgłaszał kradzież auta, ale nie miał wątpliwej przyjemności widzieć jak się ono oddala. Pozostała trójka wybiegła akurat gdy Chrisa przekierowało do pobliskiego biura szeryfa, gdzie nie tak niedawno była w odwiedzinach Deanna. - Niemożliwe… - mruknął Mark rozglądając się, gdy wybiegł z kopalni i zobaczył, że rzeczywiście nie ma auta, zdecydowanie zwolnił szybko się poddając. - Nie, nie, nie… to nie może się dziać naprawdę. Agatha zaś od razu ominęła resztę, wybiegła ze ścieżki prowadzącej do wejścia kopalni na drogę prowadzącą do samego podłoża góry. Van szybko oddalał się, zostawiając za sobą tumany kurzu. Rzeczywiście był dobrze zachowanym samochodem. - Mark… przecież my tam wszystko mieliśmy! - krzyknęła odwracając się do reszty. - Wszystko! - krzyknęła jeszcze głośniej. Nawet z odległości, w której stała był to dość donośny krzyk. - Masz - Chris wcisnął Markowi telefon w rękę. - Tu jest jedna główna droga. Może patrole go wyłapią. To bardzo charakterystyczne auto. - Spojrzał pytająco na Deannę. Rozmawiała z szeryfem niedawno. - Pogadasz z nim? - szepnął do niej. Zaczął też zastanawiać się, czym było to ‘wszystko’, skoro super drogi sprzęt stał dalej w kopalni. Mark zadziwiająco spokojnie i rzeczowo szybko przedstawił przez telefon sytuację, Agatha zaś zrezygnowana powoli wracał do reszty ze zwieszoną głową. - Niewiarygodne… a wszystko zapowiadało się tak dobrze. To miejsce jest jakieś przeklęte cholera… - warknęła pod nosem kopiąc pobliską kupę piachu. Na jej nieszczęście pod piachem ukrył się sporawy i mocno osadzony w ziemi kamień. - Kurwa! - syknęła z bólu upadając na kolano i łapiąc się za stopę. - No tak… oczywiście - szepnęła przez łzy. Mark oddał telefon dla Chrisa. - Mają dwa samochody, jeden wysłali po nas, drugi spróbuje znaleźć vana póki się za bardzo nie oddalił. Może nie będzie tak źle - powiedział Mark niezbyt przekonująco. Nie brzmiał na kogoś kto pokłada wiele wiary w lokalne służby wymiaru sprawiedliwości. - Spokojnie - zmitygowała ich Deanna. - Nie nakręcajcie się. Agatha, w porządku? Mark, większość sprzętu masz w kopalni, tak? . Więc trzeba po niego wrócić i zabrać. Policja zaraz przyjedzie. Ten facet jakoś tu przyszedł. Szedł pieszo? - myślała głośno. - Skąd? Ktoś go podwiózł i wysadził? Sam czymś przyjechał? Ale w takim razie czemu zabrał samochód Marka? - spojrzała na faceta - Jak go uruchomił? Chyba nie zostawiłeś kluczyków? Zaskoczyliśmy go, więc nie był przygotowany, że będzie musiał uciekać. - Nie no nie zostawiłem kluczyków, ale to stary samochód. Pewnie ktoś zdolny znał sposób - odpowiedział wzruszając ramionami. - Poza tym to nie była większość sprzętu - wskazał na kopalnię. - Wziąłem ze sobą tylko trochę rzeczy do pomiarów przestrzeni zamkniętych i do badania składu gleb… miałem tam jeszcze mnóstwo rzeczy - dodał kręcąc głową. Skala tego ile stracił powoli zaczynała do niego docierać, w przeciwieństwie do niektórych, uspokajających słów Deanny. - Jakiś facet lub kobieta włazi do kopalni do której nikt nie chodzi, zakopuje tam jakąś pierdołę, a potem kradnie przypadkowy samochód, bo tak się dziwnie składa, że jest złodziejem samochodów i potrafi ocenić jego wartość, albo co jeszcze lepsze, tego co znajduje się w środku. Wszystko to na końcu świata, w miasteczku, gdzie wszyscy się znają. Kompletne kuriozum… Ten facet jest albo skończonym kretynem, albo świetnie zna tutejszy teren. Przecież z tego miasta są tylko dwie drogi wyjazdowe. Musi się natknąć na jakąś policję jeśli nimi pojedzie. Co więcej sam szeryf na pewno zna wszystkich ludzi tutaj, którzy potrafią uruchomić auto bez kluczyka, czyli pewnie to ktoś nie stąd. Miał długie włosy, może to ten menel co pojawił się tutaj wczoraj? Tak na marginesie, co było w tej dziurze? Zaraz - postukał palcem w telefon - Mark, a te twoje geolokacyjne cuda nie mają czegoś, co pozwala je same zlokalizować? - Jeśli są włączone… a nie są - odpowiedział obojętnie i w końcu uklęknął przy obolałej Agathcie. Resztę tego co powiedział Chris zdawał się już zapomnieć. Chris początkowo odczuwał wyrzuty sumienia, tak jakby sam doprowadził do kradzieży tego samochodu. Teraz jednak reakcja Marka trochę go zmieszała. Powinien jednak, chyba trochę popanikować, albo co najmniej wybuchnąć jakimś histerycznym śmiechem. - Eee - bąknął trochę zagubiony - no, a zakopane było co? - starał się skupić na analizie wszystkiego co właśnie zaszło, ale w głowie miał głównie kłębowisko myśli. Deanna skinęła głową na Chrisa i odeszła kilka kroków na bok, tak żeby pochylony nad Agatha Mark ich nie słyszał. - Grot strzały - pokazała znalezisko. - Nie wydaje ci się to bez sensu? Ktoś wpada, zakopuje to, a potem wypada i zabiera samochód Marka. Zupełnym przypadkiem potrafi go odpalać bez kluczyków. Nie wydaje ci się, że ten Mark coś ściemnia? Może byli umówieni z tamtym gostkiem? Potarła skroń. - Sama nie wiem, może paranoja mi się uruchomiła… W każdym razie trzeba od niego wyciągnąć ten numer do szefa. - Hmm - mruknął - nie wiem co ci się uruchomiło, ale całość jest zupełnie absurdalna. Grot strzały... do tego wygląda, że go spłoszyliśmy. Co zamierzał jeszcze zakopać? Więcej takich, a potem zgłosić konieczność zrobienia wykopalisk? Musimy dopaść tego złodzieja i mieć na oku Marka. Nic tu nie jest takie jak być powinno. Rano nie wiedzieliśmy nic. Teraz mamy kupę absurdów. Chris poczekał aż Mark skończy rozmawiać z Agathą: - Chcesz może wynieść ten sprzęt z kopalni? - wydawało mu się oczywiste, że tak, ale facet zachowywał się dziwnie, niech więc sobie sam zdecyduje. - Pomogę ci, jeśli chcesz. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy. Przykro mi - zakończył do obojga. Mark wstał i spojrzał w stronę wejścia. - Skoro policja zaraz mu tu być, może będą chcieli obejrzeć wnętrze więc na razie niech zostanie - powiedział wzruszając ramionami. - Mówisz, że nie macie pojęcia kto to mógł być? - spytał unosząc brew. - Pierwszy raz go widziałam… Zanim tam wrócicie - potrzebuję numer telefonu, który dałeś Thomasowi. - Deanna spojrzała nagląco na Marka - Tak jak mówiłem, nie znam na pamięć, a telefon miałem w samochodzie… - powiedział wskazując na niknący ślad kurzu i piachu po skradzionym vanie. Chris nabrał powietrza w płuca i zastanawiał się na poważnie, czy może jednak coś mu się przyśniło: - Mamy więc trochę powodów, żeby pomóc wam odnaleźć to auto. Byłoby jednak super, gdybyście współpracowali z nami na ile możecie. Jest jeszcze coś co powinniśmy wiedzieć? - No prosze cię Mark - Deanna przewróciła oczami. - Nie rób ze mnie kretynki, dobrze? Podaj nazwisko tego faceta, firmę, dział i sama go namierzę. Albo ty zadzwoń i dopytaj, będzie szybciej. Chcesz mój telefon? - wyciągnęła do niego komórkę. - Już wam mówiłem jak ma na nazwisko - westchnął. - To znany profesor i dalej pracuje na uniwersytecie kalifornijskim. Wasz kolega koniecznie chciał jego prywatny, a nie firmowy numer. Jak podacie dobry powód dadzą wam numer prywatny - dodał zirytowany. - Czy wszyscy w waszej branży są tak wkurwiający i upierdliwi? - warknął jeszcze na zakończenie. - Nie, ja jestem wyjątkiem - Deanna uśmiechnęła się uroczo. - Dobra, ja go namierzę na uniwersytecie, a potem ty zadzwonisz i mnie zaanonsujesz. Zawsze lepiej po znajomości, prawda? Będziesz tak miły, Mark? - nie czekając na odpowiedź sięgnęła do przeglądarki w telefonie. - To prawda - przytaknął Chris - jesteśmy wszyscy w niezłym w bagnie. Pomóc wam coś przed przyjazdem policji? Jeśli nie to porozmyślamy z Deanną po co ktoś zakopuje kawałki indiańskich akcesoriów w opuszczonej kopalni i jak to się ma do całej reszty dzisiejszych absurdów - ostatecznie mógłby pogadać z tym profesorem. Trochę pracował z tą bandą nadętych bubków. Niestety zasięg w tym miejscu był okropny, nie mówiąc już o dostępie do internetu. Wyglądało na to, że będą musieli poczekać na podwózkę do miasta od policji. - Niech wam będzie - machnął ręką. - Ale potem dacie nam spokój. Coś mi mówi, że i tak to przez was mamy teraz przejebane - fuknął na zakończenie klękając przy Agathcie. - Masz przejebane przez swoją niefrasobliwość – mruknęła Deanna. Czemu nie usłyszała alarmu samochodu marka? Czy on w ogóle go zamykał? Wszystko nie trzymało się kupy… Może coś w kartotekach policyjnych będzie o złodziejach samochodów, może na stacji widziano kogoś nowego. Po namyśle przyjęła, ze złodziej nie pochodził z miasta. I najprawdopodobniej działał w porozumieniu z Markiem. Może chciał ich po prostu zatrzymać z dala od motelu na jakiś czas? Muszą dostać się do miasta. I dowiedzieć się, co Pat udało się ustalić. Sięgnęła ponownie po komórkę i wybrała numer dziewczyny. - Chris - powiedziała jeszcze, czekając na połączenie - rozejrzyj się po okolicy , ten facet musiał się tu jakoś dostać. Może są jego ślady, rower cokolwiek?
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
20-10-2017, 21:03 | #26 |
Reputacja: 1 | San Diego 18:00 - To co, możemy już iść? - spytał jeden z mechaników gdy policjant spisujący ich zeznania zamknął notes. Nie mogło być dla nich gorszej pory na taką sytuację, zdecydowaną większość z nich bardziej interesowało pójście do domu niż to, że firma była w dość poważnych kłopotach. Wszystkich oprócz jednego, który zamartwiał się tym, że to on sprowadził wszystkie kłopoty za dużo gadając z jedną laską. - W żadnym wypadku. Z tego co wiem zaraz będą tu goście ze stanowej plus detektywi, którzy będą prowadzić sprawę więc jeszcze z nimi sobie pogadacie - odpowiedział policjant sięgając po paczkę papierosów. Jęki niezadowolenia rozniosły się po warsztacie. Jeden z mechaników, masywny gość o siwej brodzie i sporych zakolach pokręcił jedynie głową i ruszył w stronę wyjścia. - Hej hej spokojnie - drugi z policjantów, znacznie młodszy od spisującego zeznania zastawił mu drogę. - Miałem być w domu godzinę temu, żona miała zrobić obiad, nie mam zamiaru jeść jedynego ciepłego posiłku dnia na zimno. Macie nasze adresy będziecie mogli nas wszystkich wypytać znowu - odpowiedział wpatrując się prosto w oczy niższego o dwie głowy mundurowego. - Przykro mi, ale takie są procedury. Przy przyjeździe musimy zebrać zeznania, w sprawie kradzieży i zniszczenia nielegalnie samochodu, potem trzeba by i tak było drugę porcję zeznań od świadków już w trakcie prowadzenia sprawy, potem ewentualnie trzecią jeśli dojdzie do sprawy… no a tutaj mamy dwie sprawy, ta o kradzieży na powrót otwiera sprawę policji stanowej, a tą już chyba wszyscy tutaj znacie - odpowiedział za swojego młodszego kolegę palący policjant. Mechanik stał wpatrując się w młodszego oficera, który nie wytrzymał surowego spojrzenia zbyt długo i odwrócił wzrok gdzieś w bok, ale z drogi nie zszedł. - Pierdolisz. Wszyscy gliny jesteście tacy sami, jak macie okazję żeby komuś dojebać to to zrobicie. W dupie mam wasze kompleksy idę do domu, jestem wolnym amerykaninem po robocie. Złaź kurwo - warknął nachylając się nad młodym, który rzucił błagalne spojrzenie w stronę obojętnego starszego stażem i stopniem policjanta. Ten jednak pozostawał obojętny. Pokręcił głową i wyrzucił papierosa, ręką odpiął zapięcie od gumowej pałki. - Proszę pana, ostatnia szansa na uspokojenie się! Uspokojenia potrzebował również młodszy policjant, który odpiął kaburę z bronią. - D… dopuścił się pan już obrazy oficera na służbie, nie dodajmy do tego gróźb… wobec… oficera - mówił z trudem chłopak. Mechanik wyprostował się i wypuścił ciężko powietrze. Chłopak dalej był spięty, ale jego partner zapiął spowrotem broń. - Stanowi będą tu za maksymalnie dwadzieścia minut, z obiadu zrobi się kolacja i wszystko będzie w porz... Mechanik chwycił ciężki klucz do kół i uderzył nim w twarz młodszego policjanta, który zdążył wyciągnąć i odbezpieczyć pistolet, ale nie więcej. Broń wypadła na ziemię, uderzając o podłoże ledwie sekundę szybciej niż krew ze szczęki policjanta i dwie niż sam nieprzytomny chłopak. - Skurwy… - warknął starszy, sięgając po swoją broń, jednak inny z mechaników skoczył na niego z boku, powalając go na ziemię. Zwalisty mechanik spragniony powrotu do domu skoczył po pistolet swojej ofiary. Reszta mechaników skorzystała z okazji i uciekła z warsztatu obawiając się rychłego rozlewu krwi, jedynie zdezorientowany blondyn został na miejscu, sparaliżowany. - Spierdalaj! - starszy policjant zwalił z siebie mechanika, który go powalił, widać nie po raz pierwszy znalazł się w takiej sytuacji. Sięgnął po swoją broń. Wystrzał był doskonale słyszalny również dla Patrici. Odbił się echem w warsztacie i prędko przeniósł na złomowisko. Dzielnicowy, który był najbliżej Patrici prędko wyciągnął swoją broń. - Co do chuja?! Szybko padły kolejne strzały, jeden po drugim, łącznie pięć albo sześć, też z warsztatu, ale jakby nieco wyżej… z biura? Z terenu całego warszatatu i złomowiska wybiegali kolejny mechanicy, wszyscy razem, ale nie była to cała ekipa, wybiegło około siedmiu, co znaczyło, że w budynku zostało ich może trzech czy czterech nie licząc szefa. Kolejne strzały tym razem nie szło ich zliczyć, padały zbyt szybko. Czarnoskóry policjant ruszył ostrożnie w stronę warszatu zapominając o Patrici. *** FATHERS PRIDE 16:30 Deanna nie miała za dużo szczęścia tego dnia, próbowała dodzwonić się do Patrici, ale nawet gdy udawało się jej załapać sygnał to po chwili gasnął, a gdy w końcu utrzymał się na tyle by się dodzwonić - Patricia miała zajęty, albo wyłączony telefon. Będzie musiała spróbować później, wieczorem, albo czekać aż podopieczna oddzwoni. Chris próbował znaleźć jakieś ślady, ale obszar do przeszukania był po prostu zbyt dużo, piaski się przesuwały przez lekki wiatr i nawet nie miał pojęcia skąd zacząć, więc nie znalazł absolutnie nic, co mogło go lekko sfrustrować. Biuro szeryfa dało im sporo czasu, więcej niż by chcieli. Mark zdążył zebrać cały sprzęt z kopalni z lekką pomocą Chris’a i zaraz po tym zobaczyli kurz na horyzoncie. W jednym z dwóch radiowozów jakim dysponowało miasteczko przyjechał jeden z braci, których Deanna kojarzyło z posterunku, na imię miał chyba Garry. Nie był to duży radiowóz, ani nowoczesny, ale akurat żeby pomieścić pasażerów. - Cholera, ale macie pecha! - zawołał wysiadając z samochodu, wydawał się być… zadowolony, ale może po prostu należał do tych, którym uśmiech nie schodzi z twarzy. - Pierwsza sprawa kradzieży samochodu u nas od… cholera ja za swoich czasów jeszcze nie widziałem! Ale nieźle! Nie? - spytał głośno kładąc ręce na biodrach. Mark rzucił mu tylko przelotne, wrogie spojrzenie, Agatha dalej klęczała i uspokajała płacz. - Moja dziewczyna chyba złamała palca u stopy, wyrzucisz nas przy klinice, potem złożymy zeznania - odpowiedział jakby sam był szeryfem, bez trudu podniósł Agathę i zaniósł ją do radiowozu. - Aha i te rzeczy bierzemy - wskazał na sprzęt zabrany z kopalni. - Oki doki! - Garry zaprezentował uniesiony do góry, nieco krzywy kciuk. - Cholera ale, że też tutaj ktoś za wami polazł i zwichnął furę! Ale jazda! - zawołał pakując sprzęt Marka do bagażnika. - Ale spoko! Szeryf mówiła, że się domyśla kto to zrobił! Taka jest! Porządna babka mówię wam - pokiwał głową z uznaniem zamykając bagażnik. Kontynuował gdy wsiadł za kierownicę. - Kiedyś pracowała w mieście aniołów wiecie? Taką mamy światową szeryf! Ha! - samochód odpalił za drugą próbą. - Zobaczycie, pewnie jeszcze jutro wam znajdzie samochód! - pokiwał palcem na potwierdzenie tego jak bardzo wierzy w to co mówi. W zamkniętym samochodzie było jeszcze głośniej, gdy gadał, ale na szczęście jechał szybko, aż dziwne, że tyle mu zajęło dotarcie do nich. Zgodnie z rozkazem Marka wysadził ich przy lokalnej klinice po czym skierował się na posterunek, który Deanna już znała. Mary Elizabeth kazała ich czekać dwie minuty podczas których za zamkniętymi drzwiami rozmawiała przez telefon. W tym czasie Garry zdążył obojgu zrobić kawę, czarną bez cukru niezależnie od tego o jaką czy wcale go o to prosili. Gdy już ich przyjęła była raczej bezpośrednia, poprosiła ich o wyjaśnienia, zeznania, w międzyczasie robiąc jakieś notatki na komputerze. Najpierw jedynie wzięła ich historię, pozwalając im powiedzieć to co chcieli, potem dopiero zaczęła zadawać pytania, ale nie było ich zbyt wiele. Spytała skąd znają Marka i Agathę, czemu się z nimi zabrali, czy znaleźli coś w kopalni, spytała też o to czy mieli okazję przyjrzeć się złodziejowi
__________________ Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies ^(`(oo)`)^ |
08-11-2017, 11:22 | #27 |
Reputacja: 1 | Pat słysząc pierwsze strzały jak najszybciej zaczęła schodzić ze sterty zgniecionych aut. Szybkim krokiem ruszyła w stronę warsztatu. Oby Billemu nic się nie stało. Anna ją zabije. |
12-11-2017, 22:41 | #28 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
15-11-2017, 19:04 | #29 |
Reputacja: 1 | 3 Listopada 2010 San Diego 22:00 Nocne San Diego zdawało się być znacznie spokojniejsze z wierzchu, co musiało być znakiem tego, że w środku, we wszystkich klubach, wszystko działo się z dziesięć razy większym natężeniem. Było jeszcze za wcześnie żeby powyrzucano najbardziej pijanych, więc ulice same w sobie były w miarę spokojne. Gdy Patricia wychodziła z komisariatu od razu włączyła na powrót komórkę, którą musiała wyłączyć podczas składania zeznań. Miała dwa nieodebrane połączenia od Deanny… od czego w ogóle miała zacząć, sporo się dziś wydarzyło, ale czy czegoś się tak naprawdę dowiedziała? Mogła być prawie pewna, że samochód, który Thomas wypożyczył został zezłomowany w niefortunnym warsztacie, ale chwilę zajmie zanim będzie miała na to solidny dowód. Po tym jak złożyła zeznania policja miała co robić. Dała im numery rejestracyjny vanu ludzi, którzy zlecili zniszczenie samochodu, który stanowił przepustkę dla policji żeby w ogóle interweniować na złomowisku więc to była jedna sprawa, a strzelanina kolejna. Znalezienie jednego konkretnego samochodu dla jakiejś prywatnej detektyw było pewnie gdzieś na piątym planie. Tak czy inaczej zdecydowanie miała czym się podzielić. Trzeba było się w końcu zameldować i być może wrócić do Father’s Pride. *** Father’s Pride 19:00 - 22:00 Wizyta u szeryf zajęła im dłuższą chwilę, ale okazała się całkiem owocna. Dowiedzieli się więcej o miasteczku w ciągu ostatniej godziny niż przez ostatnie dni. Szeryf okazała się bardziej wylewna niż wyglądała. Być może kilka lat w miasteczku zmiękczyło jej miastową naturę, szczególnie, że ostatnie najwyraźniej były spokojne, od kiedy udało jej się uporać ze sprawą lokalnego mordercy. Zajrzeć do lokalnej gazety już im się niestety nie udało. Jak się okazało mieściła się ona na piętrze budynku gdzie znajdowała się też poczta, gdzie według ostatniej, właśnie wychodzącej recepcjonistki, Kathie też pracowała na pół etatu. Cały budynek znajdował się naprzeciwko oddziału Western Union, gdzie według wywieszonej kartki, znajdował się też punktu skupu zboża oraz siedziba związku lokalnych rolników. Wrócili do hotelu nie bardzo mając co robić w miasteczku o tej godzinie. Ponadto trzeba było w końcu skontaktować się z Patricią, która w końcu oddzwoniła po kolacji, dając Deannie dużo nowych rzeczy do zreportowania dla szefa wieczorem... nie mogła się tego wręcz doczekać. *** Kalifornia Noc Russell wyrzucił papierosa za okno i jeszcze raz odblokował telefon. Ręka jeszcze trochę mu się trzęsła, ale już nie aż tak. Cudem udało mu się wymknąć ze złomowiska w zamieszaniu, które powstało, ale to co musiał teraz zgłosić… nie skończy się to dla niego dobrze. Rozejrzał się. Wszędzie było ciemno, był na totalnym zadupiu, dosłownie na pustyni, odjechał parę godzin szybkiej jazdy z dala od San Diego i nie miał zamiaru prędko wracać. Wybrał numer z pamięci, wcisnął zielony przycisk i uniósł słuchawkę do ucha. Głos jego szefa, cichy, ale zdecydowany i silny odezwał się po chwili. - Russell… możesz mi wyjaśnić co się kurwa stało? - Tak szefie, tak… - powiedział nerwowo i rozejrzał się jeszcze raz. W pobliżu były tylko tory, ale znajdował się dobre dwieście metrów od miejsca gdzie krzyżowały się z drogą, na której poboczu się zatrzymał. - Ta kobieta, którą Francis przyprowadził na złomowisko, że niby szukała zderzaka czy chuj wie co. - Tak - przerwał mu mężczyzna. - Widziałem ją wyjeżdżając. To, że ona jest w to zamieszona to wiem. Jest z policji? - Nie szefie. Wypytałem - Russell pokręcił głową. Ucieszył się, że szef o to go spytał, przynajmniej na to był przygotowany. - Zna jakiegoś policjanta, jednego z tych co był na miejscu, przeżył też. Prywatny detektyw. Zapadła chwila ciszy na linii, przerwana przez mężczyznę z drugiej strony. - Ki chuj… czego? Samochodu szukała jakiegoś czy co? - Nie wiem, ale będę wiedział niedługo, obiecuję - zapewnił nerwowo, tuż przed tym gdy na linii zapadła cisza.
__________________ Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies ^(`(oo)`)^ |
20-12-2017, 10:40 | #30 |
Reputacja: 1 | Patricia i spotkanie rodzinne Telefon do Anny nie należał do najprzyjemniejszych. Siostra była zrozumiale poddenerwowana wszystkim co usłyszała od Billy’ego ale była wystarczająco obiektywna by nie obwiniać za nic Patrici. Po prostu ciężko było się z nią dogadać na temat tego kiedy może ją odwiedzić, z racji tego, że nie mogła za bardzo skupić myśli. Bill miał być zwolniony spod opieki medycznej tej samej nocy, za zaledwie kilka godzin, więc siostry dogadały się, że spotkają się u Anny i potem razem odbiorą jej narzeczonego. |