Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-09-2017, 11:55   #21
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Pat westchnęła ciężko, na sekundę odsuwając słuchawkę.
- Ana… po prostu mam sprawę, więc nie wydzwaniam do rodzinki. - Powiedziała, starając się by jej głos zabrzmiał żartobliwie. - Coś się stało?
- Nie, a co to? Mogę zadzwonić, tylko jak coś się dzieje? Tak z dobrego serca to już nie? - odpowiedziała sarkastycznie siostra.
- Co tam u Billego? - Pat postanowiła pytaniem, uniknąć kolejnych oskarżeń.
- W pracy - westchnęła ciężko siostra. - W pracy, ciągle w pracy. Mają go awansować niedługo, ale ma tyle nadgodzin, że szkoda gadać. No, ale coraz bardziej mi się w mundurze podoba więc nie narzekam. A co? - spytała od niechcenia.
- Po prostu byłam ciekawa. - Nagle uświadomiła sobie, że nie gadała też dawno z Alexem. Była ciekawa czy wytrwale trwa na posterunku czy już ją olał. - Wybacz, Ana ale muszę jeszcze gdzieś zadzwonić, ok?
- No dobra, dobra, ale odzywaj się częściej, jeśli łaska - powiedziała jeszcze przed pożegnaniem.
- Tak mamo. - Rzuciła Pat rozbawionym głosem. Rozłączyła się i rozejrzała się za jakąś ławeczką. Gdy już jakąś zlokalizowała, rozsiadła się wygodnie, odpaliła papieros i wybrała numer Alexa.

Odebrał po dłuższej chwili, chyba na ostatnim sygnale.
- Patricia? O hej… - powiedział przeciągle, jakby zaspany. - Już się zaczynałem martwić, nie odbierałaś telefonu wczoraj ani nic… - dodał z lekkim wyrzutem.
- Trafiłam na trop i musiałam za nim trochę powęszyć. - Pat mimowolnie uśmiechnęła się do słuchawki. - Co tam u ciebie?
- W porządku. Mieliśmy wczoraj niezły koncert, się troszkę przecięgnęło after-party, także dopiero wstałem. No, ale nie narzekam na to… ale dobrze ci idzie? Myślisz, że zbliżasz się do końca? - spytał z troską.
- Na razie czuję jakbym stała w miejscu. - Pat była ciekawa czy przy okazji tego after-party jej kumpel znalazł sobie kogoś. Może kogoś normalniejszego niż ona. - Znów mieliście salę wypełnioną fankami?
- Czy ja wiem… ze sceny niewiele było widać, jakieś dziwne oświetlenie. Może w sumie dobre było, mniej widowni widziałeś mniej się stresowałeś. No, ale wydaje mi się, że głównie faceci. Generalnie cieszę się, że w ogóle ktoś przylazł, ostatecznie noc z wtorku na środę… - powiedział zaczynając się rozkręcać.
- Jeśli jest dobry koncert przyjdą w każdy dzień. - Pat pozwoliła Alexowi trajkotać, w tej chwili pozwalało jej to odrobinę oderwać myśli, a może ze świeżą głową dostrzeże coś co pominęła. Paląc powoli przyglądała się najbliższej okolicy ławeczki.

San Diego nie było brzydkim miastem, ale na pewno było bardzo żywe. Słuchając relacji Alexa z koncertu przyszło jej łatwo docenić spokój miasteczek takich jak Father’s Pride, gdzie mieszkańcy przez cały rok nie byli w takim pośpiechu jak kilka osób z centralnych okolic San Diego są przez godzinę. Poza tym jednak brakowało mu tego poczucia ogromnej metropolii jak Los Angeles czy New York. Owszem było to duże miasto, ale kolorowe, ciepłe zarówno pod względem atmosfery jak i architektury, od której były tylko nieliczne, stare i zaniedbane odstępstwa, jak znane jej złomowisko. Mogła zrozumieć czemu jej siostra zdecydowała się tu przeprowadzić za Billym.

- No i tak to wyglądało. Teraz czekam na wiadomość od Jimmiego, mówił, że po koncercie z kimś gadał na temat kolejnego, tym razem w weekend, to by było więcej ludzi. Myślisz, że do weekendu byś się wyrobiła ze swoimi rzeczami?
- Chciałabym się wyrobić, bo to by oznaczało, że przestałam się kręcić w kółko. - Pat lekko się naburmuszyła. Jedyny trop jaki miała to tamte złomowisko, gdzie powinna przyjrzeć się zezłomowanym autom, czy któreś nie ma poszukiwanej przez nią rejestracji, a nie zanosiło się na prostą robotę.
- Tak źle? Trudna sprawa? Coś więcej powiesz o niej? - spytał zaciekawiony.
- Niestety na tyle nieprzyjemna, że nie powinnam o niej mówić. - Pat wydobyła kolejny papieros, wrzucając filtr po poprzednim do stojącego obok kosza. - Na razie uganiam się za samochodem, który prawdopodobnie już został zezłomowany.
- I co w Los Angeles? Jeden samochód tam znaleźć to chyba niefajne zadanie - powiedział prychając wesoło.
- Na szczęście San Diego. Gdyby to było Los Angeles już bym się poddała. - Czyżby stary kochany Alex starał się wybadać gdzie dokładnie jest. Uczy się, a ona da mu co nieco satysfakcji.
- San Diego, tak? Mhm… to pewnie siostrę odwiedzisz i dłużej ci zajmie powrót, co? - spytał zaniepokojony, ale też najwyraźniej zaciekawiony tym co ma zamiar robić Patricia w najbliższym czasie.
- Jeszcze nie wiem. Wolałabym się skupić na pracy. - Mimowolnie uśmiechnęła się do telefonu. Nie miała chłopaka… musiała o tym pamiętać. - Tęsknisz?
- No pewnie - powiedział stwierdzając to co było dla niego najwyraźniej bardzo oczywiste. - Smutno tak samemu w mieszkaniu. Nic tu w sumie teraz ciekawego nie ma bez ciebie.
- Czy mi się wydaje, czy mówiłeś, że miałeś wczoraj koncert? - Zaciągnęła się i przez chwilę patrzyła na miasteczko skryte za dymem. Może powinna rzucić? - Staram się nie wpakować w kłopoty, więc powinnam kiedyś wrócić.
- A co, myślisz, że mogą być jakieś kłopoty? - spytał zmartwiony.
- W tej robocie zawsze są kłopoty. A my jesteśmy w epicentrum dawnej gorączki złota. Będę kończyć. Chyba rzeczywiście odwiedzę rodzinę.
- No dobra, ale odzywaj się czasem. Próbowałem wcześniej do ciebie dzwonić, ale chyba byłaś poza zasięgiem… na razie - pożegnał się smutno.

Pat dosłownie na sekundę zrobiło się dziwnie. Niby wyjechała tak bez pożegnania… w sumie wyszło słabo nawet jeśli byli tylko znajomymi.
- Trzymaj się tam, ok? - Czuła jak się lekko łamie. - Mógłbyś tu w sumie… - Przygryzła język. To był głupi pomysł. Bardzo głupi pomysł.
- Tu czyli gdzie? - spytał po chwili ciszy.
- Do San Diego. - Odezwała się po dłuższej chwili. - Ale to nierozsądne. To kawał drogi a w weekend masz koncert.
- Chciałabyś żebym ci pomógł? - zaśmiał się lekko. - Nie wydaje mi się żebym miał zadatki na detektywa, pewnie bym był ci tylko kłodą pod nogami. No chyba, że masz dla mnie jakieś zadanie nie wymagające dużej odpowiedzialności, umiejętności czy zdrowego rozsądku - dodał ucieszony.

Pat uśmiechnęła się do telefonu i chwilę odezwała się wiedząc, że będzie tego żałować.
- Chodziło mi raczej o twoje towarzystwo głuptasie.
- Ah o to… - powiedział najwyraźniej lekko zdziwiony. Zdawał się być nieprzyzwyczajony do tego, że Patricia zwraca się do niego w tym tonie. - Jeśli o to chodzi to myślę, że bym znalazł czas, pieniądz mam na podróż i w ogóle. Może by mi się przydały wakacje.

Pat sama się lekko zdziwiła swoim własnym zachowaniem.
- Nie musicie poćwiczyć przed koncertem?
- W sumie jeszcze nie jest pewien, że będziemy grać w weekend, dalej czekam na odpowiedź. Ale myślę, że jakoś bym znalazł czas. Chociaż to kawałek drogi.
- Prawda… - Pat wygasiła kolejny papieros o podeszwę buta. - Po za tym może się okazać, że za dwa dni będę wracać z powrotem i tylko byś się bez sensu najeździł.
- Czyli jednak jesteś dobrej myśli? O co w ogóle chodzi chodzi w tej sprawie? Tak z ciekawości… - spytał z zapałem.
- Ktoś nam umknął, razem z autem. Na razie szukam auta. - Pat wolała nie wchodzić w szczegóły. Cały czas rozglądała się też czy nie widzi kogoś z warsztatu.
- Umknął w sensie zaginął i musicie go znaleźć, czy uciekł i musicie go złapać? Bo to drugie by brzmiało znacznie niebezpieczniej.

Siedziała już tutaj spory kawałek czasu przyglądając się ciasnej uliczce wjazdowej pomiędzy bloki, za którymi ukryte było złomowisko. Uliczny ruch i ogólny gwar centrum zagłuszał odgłosy pracy mechaników i przede wszystkim maszyn złomujących. Póki co nie widziała jednak, żeby ktokolwiek tam wjechał czy wychodził.
- Jeszcze nie wiemy. - Przyznała szczerze. Bo nie wiedziała czy Thomas zniknął z własnej woli czy przy pomocy kogoś.
- To nie brzmi zbyt obiecująco… - zaczął mówić Alex. Na chwilę jednak Patricia się wyłączyła bo dostrzegła, że w końcu coś się zadziało. Grubszy mężczyzna o nieprzyjaznym wzroku w pośpiechu wyszedł z uliczki. Miał na sobie wciąż robocze ubrania i nawet z daleka było widać, że jego twarz też jest pełna brudu, kurzu i smaru. Rozmawiał przez telefon jak Patricia, która dopiero po chwili przypomniała sobie jego imię. Rusell operator dźwigu do złomowania. Zdawało się, że strasznie mu się śpieszy, ale o dziwo nie miał samochodu. Może trochę i to pasowało do tego, że zajmuje się ich złomowaniem, ale z drugiej strony pracował też chyba w samym warsztacie, bo ile dziennie tak umiejscowione złomowisko, mogło mieć samochodów do skasowania?
- Muszę kończyć, ok? Zdzwonimy się później. - Pat podniosła się ze swego miejsca i ruszyła wzdłuż ulicy tak by móc obserwować Rusella.
Mężczyzna był na szczęście trochę otyły więc nie miała problemów z doganianiem go. Rozłączył się po kolejnej minucie dopóki nie doszedł do przystanku autobusowego. Sprawdził rozkład i nerwowo zaklął pod nosem. Rozejrzał się po ulicy jakby czegoś szukając, ale nie dostrzegł Patrici. Zrezygnowany usiadł na ławce obok starszej kobiety, która automatycznie odsunęła się od niego.

Pat wycofała się lekko, analizując czy uda się jej cofnąć do samochodu i pojechać za autobusem, który wybrał Rusell. Skoro usiadł chyba miała chwilę.

Byłoby to spore ryzyko, ale wsiadanie z nim do jednego autobusu byłoby pewnie jeszcze większym. Samochód zostawiła kawałek stąd, jeśliby miała zdążyć musiałaby pobiec teraz, licząc, że Rusell akurat się nie obróci i jej nie pozna oraz na to, że w ogóle zdąży. Pat odczekała kilka sekund, aż wzrok mężczyzny skupił się na jakimś innym punkcie i ruszyła szybkim tempem w kierunku auta, na razie jeszcze idąc ale gdy tylko oddaliła się lekko przyspieszyła do biegu.

Zdawało się, że nie zwrócił na nią uwagi, zresztą było już za późno żeby się oglądać za siebie. Podczas biegu w głowie szybko układała sobie jak najszybciej wrócić do tego miejsca, miała nadzieję, że nikt jej nie zastawił samochodu.

Papierosy dały się we znaki, dobiegając do samochodu łapała ciężko powietrze, ale dobiegła całkiem sprawnie. Szybko wsiadła, przykładając plecy do oparcia poczuła jak kropelki potu nieprzyjemnie wsiąkają w koszulkę. Cofnęła na wstecznym o mało nie uderzając w akurat jadący samochód. Jakoś będzie musiała przeżyć z tym, że znerwicowany nieznajomy zużył na nią klakson. Szybko ruszyła w stronę przystanku, nerwowo czekając na jednych czerwonych światłach, ruch zaczynał się robić spory o tej godzinie więc nie mogła ryzykować.

Z zatoczki właśnie odjechał jakiś autobus. Na przystanku Rusella nie było, więc chociaż nie mogła być pewna, że wsiadł akurat do tego autobusu, to nie miała lepszej opcji niż śledzenie akurat tego. Jechała powoli, kombinując jak tu nie chamować ruchu gdy autobus zatrzymywał się na kolejnych przystankach. Parkowała chwilowo, ze dwa razy przejechała zatrzymujący się bus po czym zawróciła, byleby tylko Rusell jej nie zauważył, bo spostrzegła, że rzeczywiście był w środku.

Wysiadł po około dwudziestu minutach jazdy, już nie w centrum miasta, ale też nie były to obrzeża. Dzielnica hangarów, fabryk i magazynów, raczej niewiele domów mieszkalnych było w tej okolicy, ale jeśłi już były to często zrobione w budynkach dawnych budynków przemysłowych, co zapewne nadawało mieszkaniom fajnego klimatu. Były tu też kluby i kilka barów czy też pubów w budynkach dawnych hangarów i pomniejszych fabryk, zapewne wieczorami ściągały sporą klientelę, przyciągając ciekawym klimatem i miejscem, gdzie można było sobie pohałasować.

Rusell wysiadł razem z grupką kilku robotników, którzy najwyraźniej szli do pracy, ale szybko ich wyprzedził niecierpliwym marszem.
Ulice były tutaj szerokie i w dużej mierze puste. Śledzenie go tutaj mogło być trudne, łatwo byłoby mu zauważyć Patricię, szczególnie w samochodzie, ale z drugiej strony zdawał się gdzieś strasznie spieszyć, więc może pozwoliły sobie na chwilę nieuwagi. Kobieta podjechała kawałek by zaparkować pod jakimś sklepem i już stamtąd podążyła za Rusellem, starając się nie rzucać w oczy.

Musiała utrzymać większy dystans niż poprzednio w środku miasta, ale na szczęście Rusell zdawał się być w zbyt dużym pośpiechu żeby oglądać się za siebie. Wszedł w posesję prywatną, oddzieloną mizernym, drucianym ogrodzeniem z tabliczkami zakazującymi wstępu nieupoważnionym. Na rozległym placu znajdowały się trzy spore, stare hangary, najpewniej dawno wyszły z codziennego użytku i głównie służyły jako meliny dla żuli. W pobliżu stał jeden samochód, biały van transportowy. Patricia nie dostrzegła żadnej żywej duszy, ale jej cel zniknął w jednym z hangarów i to w tym największym, z zapadającym się dachem.

Kobieta rozejrzała się, czy jest w stanie tak przejść się po okolicy by nie rzucać się w oczy, a z drugiej strony przyjrzeć się bliżej hangarom. Jej wizyta na złomowisku mogła zaalarmować złodziei… albo porywaczy. Idąc powoli zerknęła czy plac obserwowany jest przez jakieś kamery. Dopiero po tym stając za jakimś winklem, zrobiła dyskretnie zdjęcie lokalizacji i wysłała je Deannie z dopiskiem “Sprawdzam tutaj”.

Okna w hangarze były zawieszone wysoko, więc o ile nikt nie stał na jakimś podwyższeniu to jej ze środka nie miał prawa zobaczyć. Część była wybita, więc jeśliby narobiła hałasu to możliwe, że ktoś by ją usłyszał. Sama podchodząc bliżej, z racji braku jakichkolwiek kamer, słyszała co jakiś czas coś na styl brzęku metalu oraz zagłuszoną rozmowę.
Po jakimś czasie rozległ się dźwięk zamykanej klapy od samochodu i rozmowy stały się głośniejsze i nieco bliższe okien.
- To będzie czterysta… - powiedział ktoś, Patrici wydawało się, że to mógł być Rusell, ale wcześniej nie słyszała jego głosu zbyt dobrze, więc może to po prostu przypisała ten głos do niego, bo był pierwszy, który dobrze usłyszałą.
- No, ale razem z tym, żebyś zabrał i się nim zajął do końca, co nie? - spytał ktoś niepewnie.

Zapadła chwila ciszy, Patricia przylgnęła do ściany budynku pod jednym z wybitych okien, dzięki któremu słyszała rozmowę
- Teraz mi mówicie, że chcecie też złomować? - pierwszy głos był teraz lekko zdenerwowany.
- No sam widzisz, jaki si kurwa bałagan zrobił. To chyba oczywiste - powiedział ktoś trzeci.
- Chodźcie do samochodu, coś wam kurwa pokażę debile… - powiedział pierwszy głos, dalszej rozmowy nie słyszała już tak dobrze.

Pat starała się przeanalizować czy mężczyźni zmierzają w kierunku wyjścia. Rozejrzała się, czy będzie w stanie tak obserwować białego vana by jej nie zauważyli. Mogłaby wtedy spisać jego numery.

Rejestracja wskazywała na to, że właściciel był tutejszy. Zapisała numery i wróciła tak by spróbować znowu coś słyszeć.
- Dobra, kurwa! Zapłać mu Devin i miejmy to z głowy! - zawołał ktoś zniecierpliwiony. Dalszej rozmowy nie słyszała, ale wyraźnie dotarł do niej dźwięk odpalanego silnika. Schowała się nieco dalej, po chwili zauważyła, że z hangaru wyjechał samochód i to nie byle jaki. Mustang shelby z późnych lat sześćdziesiątych, niebieski, połyskliwy lakier przyciągał uwagę wszystkich w pobliżu razem z charakterystycznym dźwiękiem. Za kierownicą udało się zauważyć Rusella.

Po chwili usłyszała jak zamykają się drzwi hangaru. Miała do wyboru śledzenie Rusella albo właścicieli vana.

Na razie uznała, że wystarczą jest numery rejestracyjne tutejszej ekipy, a była ciekawa czy Russel pojedzie tak po prostu do warsztatu. Maszerując tak by nie zwracać na siebie za bardzo uwagi, w stronę auta, spisała numery rejestracyjne mustanga. Była ciekawa czy policja szuka tego pojazdu. Już siedząc w samochodzie wybrała numer Billego.
 
Aiko jest offline  
Stary 23-09-2017, 12:25   #22
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Kiedy dzwonił? - Deanna przenosiła spojrzenie z Agathy na Marka.
- Kilka razy przez dwa dni. Był bardzo upierdliwy. Zbyt upierdliwy nawet jak na jakiegoś agenta nieruchomości, którym nie był - odpowiedział Mark wymijająco.
- Dzwonił chyba z pięć, sześć dni temu. A może i z tydzień, nie jestem pewna - dopełniła za niego Agatha.
- Upierdliwy.. W jakiej sprawie? - dociskała Deanna.
- Kim jesteście i kim dla was był? - odpowiedział pytaniem na pytanie Mark. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, uznając, że póki co powiedział dość.

Chris nie czuł się zobowiązany do mówienia. W sumie to przyszło mu przez myśl, że skoro Agatha nie chce siedzieć w tej kopalni on mógłby potowarzyszyć Markowi w jego pracy. Może znaleźliby więcej lalek, a może nawet jakieś pluszaki pełne złotych monet, albo czegoś jeszcze. Na razie jednak musieli się z nimi dogadać, a on nie zamierzał wchodzić w drogę szefowej w tych negocjacjach. Spojrzał na Deannę pytająco. Dobre pytanie: Kim są i kim jest dla nich Thomas?

Cisza się przedłużała.
- Dobrze więc – odezwała się w końcu Deanna. – Zagrajmy w otwarte karty. Nasze nazwiska znacie, pracujemy w agencji detektywistycznej Guardians. Thomas przyjechał do Father’s Pride na zlecenie klienta, miał obserwować niejakiego Johna Smitha. Tak, tez uważamy że nazwisko jest fałszywe, ale nasz klient nasz pan. Początkowo Thomas kontaktował się z agencja, potem przestał. Straciliśmy kontakt. Nie wiem, co z agentem. Przyjechaliśmy tutaj to sprawdzić. To tyle. Wszystko wiecie.

Zapadła kolejna dłuższa chwila ciszy, podczas której Mark i Agatha trawili wszystkie informacje. Kobieta wpatrywała się długo w swojego chłopaka, licząc, że to on coś powie, wyjaśni. Jednak nie zabierało się na to, a Agatha zdawała się być trochę niecierpliwa.
- Wasz… ten Thomas Cell chciał się skontaktować z byłym szefem i wykładowcą Marka. Mark częściowo pobierał też lekcje z historii na uniwersytecie Kalifornijskim w Berkley. Się wyróżniał i jego wykładowca zaproponował mu pracę po tym. Po części dzięki temu dzisiaj pracuje tam gdzie pracuje, porobił znajomości w pierwszej pracy.
- Starczy…
- mruknął Mark przerywając swojej dziewczynie. Mężczyzna westchnął ciężko i spojrzał na Deannę przelotnie. - Był strasznie upierdliwy i nie chciał z początku powiedzieć po co mu kontakt do pana Lacoste, więc nie chciałem mu pomóc. Pan Lacoste narobił sobie trochę… powiedzmy, że wrogów więc byłem sceptycznie nastawiony. Ostatecznie dałem mu jego numer do pracy po skonsultowaniu tego z panem Lacoste i na tym się skończyło - skończył wzruszając ramionami.
- Rozumiesz oczywiście, że my też potrzebujemy ten numer? – zapytała Deanna. – Tu może chodzić o życie Thomasa, żarty się skończyły, Mark.

Była zdeterminowana. Oczywiście, mogli zdobyć ten numer w inny sposób – szef miał swoje sposoby a lista pracowników uniwersytetu nie była tajna – ale to generowało kolejne opóźnienia. Po wyjściu z tej kopalni musi jeszcze zadzwonić do zadzwonić do Pat. Potrzebuje raportu z jej działań na piśmie, skoro ma go słać do centrali. Zapowiadał się długi dzień. Ale w końcu zdawali się ruszać z miejsca.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 23-09-2017, 13:36   #23
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
- Ta rozumiem. Nie rozumiem tylko czemu musieliście tak zwodzić. Mogliście od razu powiedzieć - odparł Mark lekko naburmuszony.
W chwili ciszy, która zapadłą dało się coś słyszeć z głębi korytarza. Wszyscy zamilkli instynktownie wytężając słuch. Był to rytmiczny dźwięk, jakby… jakby ktoś kopał łopatą i przerzucał ziemię. Nie było to bardzo głośnie, ale echo niosło się korytarzem. Dobiegało to ze strony, z której przyszli, ale dalej niż Mark póki co zawiesił oświetlenie.
- Co to… co to za dźwięk Mark? - spytała Agatha podnosząc się z ziemi niespokojnie i podchodząc do swojego chłopaka. Chwyciła go pod ramię spoglądając w mrok korytarza, którym przyszli.
- To… nic. Piasek się chyba osuwa. Powinniśmy wracać. Zapomniałem trochę sprzętu wziąć. Kilka rzeczy zostało w samochodzie - powiedział i odwrócił się do Chrisa i Deanny. - Może powinniście pójść przodem. Telefon też mam w samochodzie, nie znam numeru na pamięć.

***

W miarę łatwo było jej odtworzyć trasę z powrotem do warsztatu, szczególnie, że nie musiała już krążyć jak głupia by sprawnie śledzić autobus.
Billy odebrał telefon na ostatnim sygnale, akurat gdy Patricia pomyślała, że przekieruje ją na automatyczną sekretarkę.
- Patricia? - przywitał się wyraźnie zdziwiony. Kiedyś mieli ze sobą bardzo dobry kontakt, pracowali razem i to dzięki Patricia poznał swoją obecną narzeczonę, jej siostrę. Może przez to, że byli bliźniaczkami, było przez to między nimi trochę dziwniej od kiedy Anna i Billy zaczęli się spotykać. Aczkolwiek był gościem, na którego Patricia mogła liczyć, albo przynajmniej miała taką nadzieję.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 15-10-2017, 11:59   #24
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Cześć. Wybacz, że dzwonię nagle, ale byłam ciekawa czy nie szukacie może mustanga shelby. - Patricia podała Billemu numery rejestracyjne wozu, w między czasie parkując w pewnej odległości od złomowiska.
- U mnie też dobrze - odpowiedział po chwili wesoło. - Zaraz sprawdzę akurat jestem w robocie w samochodzie. Tylko wiesz… nieoficjalnie. No i pozwolisz, że spytam czy to coś ważnego?
- Komuś bardzo zależy by go zezłomować, niechcący dowiedziałam się zajmując się swoją sprawą. - Pat zamyśliła się. - Zaginął mi tutaj człowiek.
- Mhm, czaję - powiedział po chwili, najwyraźniej czymś zajęty. - No ciekawe. Mam zgłoszony taki samochód i to zgłoszony dwie godziny temu. Gdzie go niby widziałaś?
- Właśnie wprowadzono go do złomowiska. - Patricia podała jakiś pobliski adres.
- Serio? - spytał zaskoczony. Usłyszała poruszenie z drugiej strony słuchawki. - Osz kurwa Pat jeśli to nie jest głupi żart to zrobisz ze mnie bohatera. Ten warsztat to tutejsza zmora! Henry! - zawołał kogoś.
- Będziemy tam za pięć minut, nie spuszczaj wozu z oka jeśli to możliwe, okej?
- Nie entuzjazmuj się tak. Widziałam jak wjeżdżał na złomowisko, ale jestem trochę spalona na tym terenie, więc nie wejdę się tam upewnić czy nie wyjeżdża z drugiej strony. Jest w ogóle jakiś drugi wyjazd?
- Nie, to stare miejsce, bloki zbudowano wokół placu z samochodami. To chociaż postaraj się być w pobliżu i obserwować, okej? - powiedział rozłączając się i nie czekając na kolejną odpowiedź.

Tyle Pat mogła zrobić. Wysiadła z samochodu i przysiadła na pobliskiej ławce odpalając papieros i udając, że przegląda coś w telefonie. Cały czas zerkała jednak na wjazd do złomowiska. Ciekawe czy Billy będzie mógł dla niej rozejrzeć się za wozem Thomasa.
W telefonie zauważyła, że wybiła siedemnasta, koniec amerykańskiego dnia pracy dla większości osób. W tym dla kogoś kto właśnie wyjeżdżał z uliczki, którą Patricia była zainteresowana. Z drugiej strony ulicy chwilę jej zajęło żeby zobaczyć kto siedzi za kierownicą luksusowego, świecącego się audi, ale ostatecznie wypatrzyła tam łysego szefa czy też kierownika placu warsztatowego. Na chwilę zatrzymał się na wyjeździe z uliczki i chwila ta przedłużała się dla niego niemiłosiernie gdy czekał na możliwość wyjazdu w korek, jednak inni uczestnicy ruchu byli uparci i mimo, że sami poruszali się niemiłosiernie wolno, nie raczyli go wpuścić.

W końcu nadarzyła się okazja audi lekko się ruszyło do przodu i… zamarło. W luce jakiej stworzyła się między samochodami Patrici udało się wyłapać wzrok szefa warsztatu, a jemu jej wzrok.
W tle rozległo się wycie syren.
Ktoś agresywnie użył klaksonu. Combi, który próbował wpuścić audi łysego mechanika niecierpliwił się jego niezdecydowaniem.
Nagle w audi wskoczył bieg wsteczny i samochód zaczął się szybko cofać w uliczkę, z której wyjechał.

Pat wskoczyła do swego auta i odpaliła mapy na telefonie by widzieć jak może dobić się do tamtej uliczki. Była ciekawa gdzie czmychnie szef złomowiska.
Uliczki pomiędzy kompleksami bloków prowadziły na różne cztery ulice, najbliżej było mu z pewnością wrócić do złomowiska i wyjechać uliczką dostawczą, gdzie były też tyły restauracji, z której kucharkami Patricia rozmawiała wcześniej. Aczkolwiek najbliższa nie musiała oznaczać, że akurat tę wybierze. Pozatym mógł po prostu chcieć wrócić do miejsca pracy. Patricia skierowała auto w stronę uliczki od zaplecza, przy której ucięła sobie ostatnio miłą pogawędkę przy papierosie.

Z pewnością musiała być tam przed nim, ostatecznie musiał najpierw się cofnąć na wstecznym w ciasnej uliczce, a potem jakoś zawrócić i przejechać przez kolejną ciasną uliczkę. Jednak mimo to nie widziała żeby wyjeżdżał. Miała już odjechać i spróbować innego wyjazdu, ale jednak ostatecznie się pojawił, zupełnie jakby na chwilę się gdzieś jeszcze zatrzymał.
Syreny z tej strony było ledwo słyszalne, ale jednak dało się słyszeć wycie, dobiegało już spomiędzy bloków.
Audi wyjechało szybko, łamiąc kilka przepisów, wymuszając pierwszeństwo na kim się tylko dało i uruchamiając każdy klakson, który był w pobliżu. Mimo to jednak kierowca sprawnie wymanewrował pomiędzy autami i na pełnym gazie ruszył przed siebie.

Pat ruszyła za szefem złomowiska, starając się jechać w pewnej odległości. Nie miała możliwości by go zatrzymać, ale zawsze mogła sprawdzić do jakiej kryjówki jedzie. Puściła sygnał do Billego, oddzwoni jak będzie miał chwilę.
Jechał szybko i złamał kilka przepisów, aż nie oddalił się dostatecznie od złomowiska. Wtedy już musiał zwolnić, wjechali w nieco bardziej zatłoczoną część miasta. Zdawało się, że kieruje się na obwodówkę. Zapowiadało się na dłuższą jazdę. Jeśli będzie za nim jechać, możliwe, że przegapi szansę by rozejrzeć się po złomowisku. Jeśli rzeczywiście coś tam znajdą, sprawa raczej wyleci z rąk Billy’ego i nie będzie miała do niej dostępu.
Patrycia przeklęła cicho i wybrała numer swego szwagra, szukając miejsca by zawrócić.

Jakoś się udało w miarę szybko zawrócić, Billy odebrał dopiero za drugim razem.
- Normalnie jak tu przyjedziesz to ci medal dokleję! - powiedział szeptem na powitanie. W tyle było słychać głośne rozmowy i kilka stłumionych syren.
- Szef złomowiska wam ucieka. - Pat podała Billemu trasę, na którą wskoczyło audi i opisała wóz, podając numery rejestracyjne. - Będę mogła zajrzeć na to złomowisko? Szukam pewnego auta.
- Szef złomowiska? - Bill zabrzmiał na lekko skołowanego. - Jest tutaj toż. Siedział w biurze jadł obiad jak przyjechaliśmy. Prawie się zakrztusił jak zobaczył, że wchodzimy - dodał rozbawiony.
- Myślę, że masz pół godziny, max godzinę żeby się tu rozejrzeć zanim zjawi się ktoś kto to przejmie. Mamy ucapiony jeden samochód skradziony, a przy okazji debile skasowali kilka razem z tablicami nie zachowując ich do dokumentacji co nie jest do końca zgodne z prawem - powiedział jeszcze weselej.

Pat klepnęła się w czoło, manewrując między uliczkami. Kawałek dalej widziała już wjazd na złomowisko.
- To był kierownik placu warsztatowego. Jakby ci rzuciły się w oczy pewne tablice, będę wdzięczna za info. - Podała numery poszukiwanej toyoty. - Za chwilę pogadamy.
- Ten jeden gość jest tu szefem wszystkiego, ale okej, czekam - powiedział rozłączając się.

Przed wjazdem do złomowiska stały trzy radiowozy z odpalonymi niebiesko-czerwonymi kogutami. Policjanci zebrali wszystkich pracowników w środku warsztatu, każdy jeden z nich wyglądał na zirytowanego. Zostali tylko ci którzy nie wyszli równo o siedemnastej bo mieli jeszcze tę jedną małą rzecz do skończenia i teraz miało ich to kosztować resztę popołudnia spędzonego na zeznaniach.
Na samym placu złomowiska był jeden policjant, czarnoskóry mężczyzna robił zdjęcia samochodu który wskazał im Patricia. Stał on tuż pod żurawiem, który przerzucał samochody do mielenia, miał już zdjęte tablice rejestracyjne.

Jeden z funkcjonariuszy zauważył Patricię i wskazał jej biuro na górze.
- Na ciebie Bill kazał czekać, hm? Cholera rzeczywiście całkiem jak Anna wyglądać - dodał niski policjant witając ją.
- Tak to chyba bywa z bliźniaczkami Harry - mruknął ponuro jego partner, notujący coś co mówił do niego znany Patrici blond mechanik, który przerwał wywód rzucając jej zdziwione spojrzenie. - Bill jest na górze, gada z szefem tego przybytku - wskazał długopisem na schody do biura na górze nie odwracając wzroku od notesu i pisząc dalej. - A ty nie przerywaj tego swojego bełkotu bzdur - dodał już do mechanika.
Kobieta uśmiechnęła się. Mogła się spodziewać, że chyba cała komenda będzie znać jej siostrę. Anna potrafiła się wcisnąć wszędzie i błyskawicznie przykuwała uwagę.
- Dzięki. Jakby ktoś wspomniał o szarej toyocie. - Pat po raz kolejny podała numery. - Byłabym wdzięczna za info.

Ruszyła w stronę schodów prowadzących na piętro, które widziała gdy była tu ostatnio.

W sporawym biurze znajdowała się trójka osób. Na wygodnym, skórzanym fotelu siedział lekko otyły, wąsaty mężczyzna który sowicie pocił się ze stresu i strachu. Przeskakiwał wzrokiem to na siedzącego na kancie jego obszernego stołu Billy’ego, a to na jego partnera, niskiego azjatę, zdecydowanie po czterdziestce o zmęczonym wzroku, z potężnymi worami pod oczami i zaniedbaną, czarną czupryną.
- Patricia! Dobrze, że jesteś - przywitał ją BIlly gdy weszła. Właściciel placu samochodowego zjechał ją wrogim wzrokiem, wyczuwając w niej źródło wszystkich swoich najnowszych problemów.

Billy wstał i pochylił się nad jej uchem.
- Pytaj go o co chcesz, ale na spokojnie. Na razie wbiliśmy tu na takich średnich podstawach, ale porządny nakaz na zamknięcie tego miejsce i dwudziestoczterogodzinne przeszukanie będzie tu dopiero za jakieś trzydzieści minut.

Podeszła do biurka i przysiadła na nim.
- Mam tylko trzy proste pytania. Pierwsze czy kojarzy Pan szarą toyotę o tych numerach. - Po raz kolejny tego dnia wymieniła znaną sobie już na pamięć rejestrację. - Drugie, czy wie pan kto ją tu przyprowadził, jeśli ją przyprowadził. No i trzecie kim jest ten facet. - Pat podała rysopis mężczyzny, który uciekł jej w audicy.
- Nie wiem, nie wiem i nie znam - odpowiedział bez żadnego namysłu mężczyzna.
- Tak samo odpowiedział na każde prawie nasze pytanie, dziwne, że przyznał się do tego jak ma na imię - mruknął partner Billyego.
- Na nieszczęście dla niego, wiem, że takie auto tu wjeżdżało. - Pat westchnęła, w sumie spodziewała się takich odpowiedzi… albo bardzo podobnych. Spojrzała na Billego całkowicie tracąc zainteresowanie grubaskiem. - A co do tamtego gostka, fajnie by było go zatrzymać, bardzo mu zależało by się stąd zabrać. Mogę się przejść?
- Ach tak, zaraz zgłoszę te tablice co mi podałaś - Billy zdjął mikrofon do radia przyczepiony do ramienia. - Czuj się jak u siebie - odpowiedział za właściciela.
- Nie pozwalacie sobie na zbyt wiele? - spytał mężczyzna w fotelu. - Pani w ogóle jest z policji?
- A mam mundur? - Pat spojrzała na faceta zaskoczona. - Idę na spacer nie będę nigdzie zaglądać, od tego jest policja. - Wzruszyła ramionami i wyszła z pokoju.

Gdy zeszła na dół skierowała się bezpośrednio w miejsce gdzie były niszczone auta i gdzie widziała te kilka sztuk o szarej karoserii. Jak dobrze pójdzie, może któreś będzie miało rejestrację albo tabliczkę znamionową, w miarę na wierzchu.
- Części z nich brakuje rejestracji - rzucił po dłuższej chwili poszukiwań policjant, którego wcześniej widziała w tym miejscu. - Najpewniej to te które ciskali nielegalnie. Zdaje się też, że są upychane też na tyły w miarę możliwości - mówiąc to stał na górce wzniesionej ze zgniecionych wraków.
- Pozbywali się układów komputerowych, narzędzi namierzających na miejscu, odpalali je bez kluczyka i sprowadzali tutaj - uzupełnił ostrożnie schodząc z kupy złomu. - Ciężko może być tu znaleźć coś konkretnego, ale większość tych nowszych samochodów będzie się dało zidentyfikować naszym specjalistom. No, ale trochę to zajmie… - dodał ze smutkiem.
To była zła nowina. Bardzo zła nowina. Tłumaczyło dlaczego sygnał zniknął przy bibliotece, pozostawało jednak pytanie, gdzie podział się Thomas i czy w ogóle jego auto tu było. Na razie mogła się po rozglądać i tak nie miała innego tropu.
- Mogę się przejść? Szukam czegoś konkretnego, może rzuci mi się w oczy. - Pat uśmiechnęła się do policjanta i spojrzała na stertę, z której zszedł.
- Jasne, ale goście robili to już od jakiegoś czasu i to na sporą strefę z tego co podejrzewamy. Nie tylko San Diego - ostrożnie zszedł z ostatniego wraku i otrzepał mundur. - Zakładam, że policja stanowa to przejmie jak już wszyscy skończą się kłócić o jurysdykcję. Jestem Ian tak w ogóle - odpowiedział podając jej dłoń. - Byłem tu pierwszy to akurat moja dzielnica i godzina patrolu. Nawet nie wiesz jaki jestem ci wdzięczny, że przyłapałaś ich na gorącym. Mieliśmy kilka nieudanych wpadów tutaj i od tamtej pory ciężko było uzyskać znowu nakaz na to miejsce… widać poczuli się zbyt bezpieczni. No i może nie wyczuli w tobie gliny - dodał z uśmiechem.
Pat wzruszyła ramionami.
- To całkiem zrozumiałe nie jestem gliną. Zaginął nam człowiek, razem z wypożyczonym autem i trop doprowadził mnie tutaj. - Niechętnie zerknęła w stronę sterty zniszczonych aut. - Mam nadzieję, że nie znajdziemy tu jego ciała.
- Billy mówił, że kiedyś pracowaliście razem, założyłem, że gdzieś w LAPD czy coś - podrapał się po nieśmiałym zaroście i spojrzał w stronę kupy złomu. - Ciała raczej nie, nigdy nie tykali się tak groźnych spraw. Przynajmniej z tego co mi wiadomo, cholera wie. Tak czy inaczej jeśli sprawa nie ucieknie za bardzo poza naszą jurysdykcję na pewno damy ci znać czy coś znaleźliśmy, sporo ci wisimy. Zresztą nawet jeśliby przejęli to wyżej to mamy troszkę kolegów tu i tam więc… - zapewnił ją uspokajająco. - Tutaj na tę chwilę gołymi rękoma nic dobrego nie znajdziemy, jak już to w biurze i tak dalej.
- Pracowaliśmy razem. - Pat uśmiechnęła się, potwierdzając to wersję. W szczegół nie planowała się wdawać. - Wątpię bym znalazła w biurze jakieś papiery o aucie, które nielegalnie mieli zniszczyć. Moja jedyna poszlaka, to to, że podobne auto było tu niedawno. Przynajmniej tak twierdził jeden z mechaników. Mogę się przejść? Potem pewnie już nie będzie okazji. - Wolała mieć zgodę od jakiejś gliny, w sumie mogła im narobić kłopotów, swoim pałętaniem się, a wolała mieć ich po swojej stronie.
- Jasne, droga wolna - powiedział wskazując na pozornie nieskończoną kupę złomu za plecami. Szanse na odnalezienie konkretnego samochodu były bliskie zeru. Rzeczywiście trzeba by było specjalistycznej ekipy i sprzętu, żeby dokopać się do środka większości z nich.

Pat przeklęła cicho i ruszyła na zwiedzanie ustawiając alarm na za godzinę. Sama nie wierzyła w powodzenie tej czynności, jednak wiedziała, że będzie miała wyrzuty sumienia jeśli choćby się nie przejdzie.
 
Aiko jest offline  
Stary 18-10-2017, 23:45   #25
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Post wspólny

- Tak - mruknął Chris - sam się przesuwa… łopatą. Ty też nie jesteś wobec nas… nieważne - machnął ręką i przestawił latarkę na najniższe możliwe światło. - Idę - dodał - nie świećcie mi po oczach.
Ruszył w głąb korytarza, z powrotem stawiając kroki możliwie cicho i oświetlając sobie drogę tylko na chwilę. Pozostały czas celował latarką za siebie. Chris na moment nabrał przekonania, że wziął udział w jakiejś szopce przygotowanej przez Marka.
- Chodźmy - Deanna, nie spoglądając na pozostałych, ruszyła za Chrisem. Niby nigdy nie cierpiała na klaustrofobię, ale zaczynała się już czuć nieswojo w tej kopalni. A może to chodziło o towarzystwo, nie miejsce?

Odgłos ich kroków zdawał się zagłuszać tajemnicze kopanie. Jednak gdy na chwilę przystanęli, zauważyli, że odgłosy całkiem ucichło. Ciężko było powiedzieć, czy był to dobry znak. Szli rozglądając się uważnie i w końcu znaleźli kawałek rozkopanej ziemi. Ktoś ewidentnie wykopał mały dołek i na szybko go zasypał. Ciężko było powiedzieć czy pobliskie ślady butów należały do kogoś nowego, czy to dalej te, które zostawiło któreś z nich, szczególnie, że w tym miejscu piasek był nieco twardszy i odciski gorzej się odbijały.
Nie zastanawiając się długo Deanna przykucnęła i zaczęła rozgrzebywać świeżą ziemię
- Poświeć - rzuciła do Chrisa.
Nim jednak skończyła mówić latarka mężczyzny już oświetlała to miejsce. Chwilę wcześniej jednak błąkała się po korytarzu. Był równie ciekawy, co Deanna, co tu się dzieje. Wszystko zaczynało dziwacznie wyglądać. Jednocześnie szturchnął szefową delikatnie w ramię, żeby podała mu drugą latarkę.
- Poświecę drugą po ścianach. Ten ktoś może tu ciągle być - szepnął - i nie daj Boże wrócić.
To naprawdę nie była przyjemna myśl.
- Tylko tu - wskazała świeżo poruszoną ziemię.- Po cichu. Nie świeć po bokach, nikt nie musi wiedzieć, że tu jesteśmy. Z drugiej strony.. Przecież tam został samochód. Jak mogli się nie zorientować się, że tu weszliśmy?

Dołek został pośpiesznie wykopany i również szybko zasypany. Ktoś najwyraźniej coś tam ukrył, ale jeśli mieli zobaczyć, kto to był, musieliby ruszyć do wyjścia w tej chwili i to szybko.
- Idź za nim, ostrożnie. - Deanna przytrzymała swoją latarkę brodą i ramieniem, uwalniając obie ręce. Teraz mogła kopać szybciej - Ja dogonię cię za minutę.
- Eeee
- zabłysnął Chris elokwencją, ale ułamek sekundy później gnał na palcach w kierunku wyjścia. Bieganie na palcach pozwala poruszać się w jaskiniach wyraźnie ciszej. Tak się intuicyjnie wydawało Chrisowi. W praktyce robił chyba jeszcze więcej hałasu. Po chwili biegł już normalnie oglądając szybko drogę przed sobą latarką ponownie ustawioną na maksymalną jasność. Dawno temu w szkole dużo biegał w zatłoczonych korytarzach próbując uniknąć zderzenia z innymi. Nawet takie dziwaczne umiejętności potrafią się czasem przydać. W zasadzie to nie był pewien, czy bardziej chce dogonić tego kogoś, czy po prostu wyjść z tej jaskini.
Ciężko było powiedzieć czy w ogóle dobrze biegło, w drugą stronę szedł tak ostrożnie spoglądając pod nogi, a teraz biegł w ciemności rozświetlanej tylko latarką, która skakała mu w rękach podczas biegu.
Strach przed tym, że się zgubił był zrozumiały, szczególnie, że nie wydawało mu się, że zaszli aż tak strasznie daleko w kopalni. Najwyraźniej jednak po prostu stracił poczucie czasu przez emocje, ostatecznie dostrzegł światełko w tunelu.
Pierwsze co usłyszał to opony odrzucające piach. Ktoś odjeżdżał samochodem Marka. Gdy Chris wybiegł z kopalni, samochód właśnie zaczynał odjeżdżać, a kimkolwiek był kierowca, robił to w zrozumiałym pośpiechu. Oczywiście jak na złość, Mark zaparkował dość daleko, Chris mógł tylko zobaczyć, że kierowca ma najwyraźniej długie, ciemne włosy, bo nie zdążył zasunąć szyby.

W międzyczasie Deanna rozgarnęła piach, którym ktoś szybko zasypał dziurę. Akurat gdy skończyła kopać i znalazła to co zakopano Mark i Agatha zdążyli ją dogonić.
- Co jest? Znaleźliście coś? - zapytał mężczyzna nie widząc zza pleców Deanny tego co trzymała w rękach, czyli bardzo gładkiego i ostrego grotu strzały.
Przez chwilę rozważała schowanie grotu w dłoni - nie ufała Markowi, ale ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu.
- Tak - odpowiedziała, podnosząc się na nogi. - To grot strzały - nie wypuszczając go z palców oświetliła znalezisko latarką, pozwalając obejrzeć. Po chwili wsunęła je do kieszeni kurtki.
- Nie traćmy czasu, Chris goni tego kogoś. - pobiegła w stronę wyjścia.

Chris wygrzebał w pośpiechu swój telefon i już wykręcał 112. Jednocześnie dysząc włożył głowę w tunel i zawołał licząc, że nie wywoła tym jakiejś lawiny.
- Mark! Agatha! Szybko, ktoś ukradł wam auto - i jednocześnie czekał na zgłoszenie się operatora. Raz w życiu zgłaszał kradzież auta, ale nie miał wątpliwej przyjemności widzieć jak się ono oddala.
Pozostała trójka wybiegła akurat gdy Chrisa przekierowało do pobliskiego biura szeryfa, gdzie nie tak niedawno była w odwiedzinach Deanna.
- Niemożliwe… - mruknął Mark rozglądając się, gdy wybiegł z kopalni i zobaczył, że rzeczywiście nie ma auta, zdecydowanie zwolnił szybko się poddając. - Nie, nie, nie… to nie może się dziać naprawdę.
Agatha zaś od razu ominęła resztę, wybiegła ze ścieżki prowadzącej do wejścia kopalni na drogę prowadzącą do samego podłoża góry. Van szybko oddalał się, zostawiając za sobą tumany kurzu. Rzeczywiście był dobrze zachowanym samochodem.
- Mark… przecież my tam wszystko mieliśmy! - krzyknęła odwracając się do reszty. - Wszystko! - krzyknęła jeszcze głośniej. Nawet z odległości, w której stała był to dość donośny krzyk.

- Masz - Chris wcisnął Markowi telefon w rękę. - Tu jest jedna główna droga. Może patrole go wyłapią. To bardzo charakterystyczne auto. - Spojrzał pytająco na Deannę. Rozmawiała z szeryfem niedawno. - Pogadasz z nim? - szepnął do niej. Zaczął też zastanawiać się, czym było to ‘wszystko’, skoro super drogi sprzęt stał dalej w kopalni.

Mark zadziwiająco spokojnie i rzeczowo szybko przedstawił przez telefon sytuację, Agatha zaś zrezygnowana powoli wracał do reszty ze zwieszoną głową.
- Niewiarygodne… a wszystko zapowiadało się tak dobrze. To miejsce jest jakieś przeklęte cholera… - warknęła pod nosem kopiąc pobliską kupę piachu. Na jej nieszczęście pod piachem ukrył się sporawy i mocno osadzony w ziemi kamień.
- Kurwa! - syknęła z bólu upadając na kolano i łapiąc się za stopę. - No tak… oczywiście - szepnęła przez łzy.

Mark oddał telefon dla Chrisa.
- Mają dwa samochody, jeden wysłali po nas, drugi spróbuje znaleźć vana póki się za bardzo nie oddalił. Może nie będzie tak źle - powiedział Mark niezbyt przekonująco. Nie brzmiał na kogoś kto pokłada wiele wiary w lokalne służby wymiaru sprawiedliwości.
- Spokojnie - zmitygowała ich Deanna. - Nie nakręcajcie się. Agatha, w porządku? Mark, większość sprzętu masz w kopalni, tak? . Więc trzeba po niego wrócić i zabrać. Policja zaraz przyjedzie. Ten facet jakoś tu przyszedł. Szedł pieszo? - myślała głośno. - Skąd? Ktoś go podwiózł i wysadził? Sam czymś przyjechał? Ale w takim razie czemu zabrał samochód Marka? - spojrzała na faceta - Jak go uruchomił? Chyba nie zostawiłeś kluczyków? Zaskoczyliśmy go, więc nie był przygotowany, że będzie musiał uciekać.
- Nie no nie zostawiłem kluczyków, ale to stary samochód. Pewnie ktoś zdolny znał sposób -
odpowiedział wzruszając ramionami. - Poza tym to nie była większość sprzętu - wskazał na kopalnię. - Wziąłem ze sobą tylko trochę rzeczy do pomiarów przestrzeni zamkniętych i do badania składu gleb… miałem tam jeszcze mnóstwo rzeczy - dodał kręcąc głową. Skala tego ile stracił powoli zaczynała do niego docierać, w przeciwieństwie do niektórych, uspokajających słów Deanny.

- Jakiś facet lub kobieta włazi do kopalni do której nikt nie chodzi, zakopuje tam jakąś pierdołę, a potem kradnie przypadkowy samochód, bo tak się dziwnie składa, że jest złodziejem samochodów i potrafi ocenić jego wartość, albo co jeszcze lepsze, tego co znajduje się w środku. Wszystko to na końcu świata, w miasteczku, gdzie wszyscy się znają. Kompletne kuriozum… Ten facet jest albo skończonym kretynem, albo świetnie zna tutejszy teren. Przecież z tego miasta są tylko dwie drogi wyjazdowe. Musi się natknąć na jakąś policję jeśli nimi pojedzie. Co więcej sam szeryf na pewno zna wszystkich ludzi tutaj, którzy potrafią uruchomić auto bez kluczyka, czyli pewnie to ktoś nie stąd. Miał długie włosy, może to ten menel co pojawił się tutaj wczoraj? Tak na marginesie, co było w tej dziurze? Zaraz - postukał palcem w telefon - Mark, a te twoje geolokacyjne cuda nie mają czegoś, co pozwala je same zlokalizować?
- Jeśli są włączone… a nie są -
odpowiedział obojętnie i w końcu uklęknął przy obolałej Agathcie. Resztę tego co powiedział Chris zdawał się już zapomnieć.

Chris początkowo odczuwał wyrzuty sumienia, tak jakby sam doprowadził do kradzieży tego samochodu. Teraz jednak reakcja Marka trochę go zmieszała. Powinien jednak, chyba trochę popanikować, albo co najmniej wybuchnąć jakimś histerycznym śmiechem.
- Eee - bąknął trochę zagubiony - no, a zakopane było co? - starał się skupić na analizie wszystkiego co właśnie zaszło, ale w głowie miał głównie kłębowisko myśli.

Deanna skinęła głową na Chrisa i odeszła kilka kroków na bok, tak żeby pochylony nad Agatha Mark ich nie słyszał.
- Grot strzały - pokazała znalezisko. - Nie wydaje ci się to bez sensu? Ktoś wpada, zakopuje to, a potem wypada i zabiera samochód Marka. Zupełnym przypadkiem potrafi go odpalać bez kluczyków. Nie wydaje ci się, że ten Mark coś ściemnia? Może byli umówieni z tamtym gostkiem?
Potarła skroń.
- Sama nie wiem, może paranoja mi się uruchomiła… W każdym razie trzeba od niego wyciągnąć ten numer do szefa.
- Hmm
- mruknął - nie wiem co ci się uruchomiło, ale całość jest zupełnie absurdalna. Grot strzały... do tego wygląda, że go spłoszyliśmy. Co zamierzał jeszcze zakopać? Więcej takich, a potem zgłosić konieczność zrobienia wykopalisk? Musimy dopaść tego złodzieja i mieć na oku Marka. Nic tu nie jest takie jak być powinno. Rano nie wiedzieliśmy nic. Teraz mamy kupę absurdów.

Chris poczekał aż Mark skończy rozmawiać z Agathą:
- Chcesz może wynieść ten sprzęt z kopalni? - wydawało mu się oczywiste, że tak, ale facet zachowywał się dziwnie, niech więc sobie sam zdecyduje. - Pomogę ci, jeśli chcesz. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy. Przykro mi - zakończył do obojga.
Mark wstał i spojrzał w stronę wejścia.
- Skoro policja zaraz mu tu być, może będą chcieli obejrzeć wnętrze więc na razie niech zostanie - powiedział wzruszając ramionami. - Mówisz, że nie macie pojęcia kto to mógł być? - spytał unosząc brew.

- Pierwszy raz go widziałam… Zanim tam wrócicie - potrzebuję numer telefonu, który dałeś Thomasowi. - Deanna spojrzała nagląco na Marka
- Tak jak mówiłem, nie znam na pamięć, a telefon miałem w samochodzie… - powiedział wskazując na niknący ślad kurzu i piachu po skradzionym vanie.
Chris nabrał powietrza w płuca i zastanawiał się na poważnie, czy może jednak coś mu się przyśniło:
- Mamy więc trochę powodów, żeby pomóc wam odnaleźć to auto. Byłoby jednak super, gdybyście współpracowali z nami na ile możecie. Jest jeszcze coś co powinniśmy wiedzieć?
- No prosze cię Mark
- Deanna przewróciła oczami. - Nie rób ze mnie kretynki, dobrze? Podaj nazwisko tego faceta, firmę, dział i sama go namierzę. Albo ty zadzwoń i dopytaj, będzie szybciej. Chcesz mój telefon? - wyciągnęła do niego komórkę.
- Już wam mówiłem jak ma na nazwisko - westchnął. - To znany profesor i dalej pracuje na uniwersytecie kalifornijskim. Wasz kolega koniecznie chciał jego prywatny, a nie firmowy numer. Jak podacie dobry powód dadzą wam numer prywatny - dodał zirytowany.
- Czy wszyscy w waszej branży są tak wkurwiający i upierdliwi? - warknął jeszcze na zakończenie.
- Nie, ja jestem wyjątkiem - Deanna uśmiechnęła się uroczo. - Dobra, ja go namierzę na uniwersytecie, a potem ty zadzwonisz i mnie zaanonsujesz. Zawsze lepiej po znajomości, prawda? Będziesz tak miły, Mark? - nie czekając na odpowiedź sięgnęła do przeglądarki w telefonie.
- To prawda - przytaknął Chris - jesteśmy wszyscy w niezłym w bagnie. Pomóc wam coś przed przyjazdem policji? Jeśli nie to porozmyślamy z Deanną po co ktoś zakopuje kawałki indiańskich akcesoriów w opuszczonej kopalni i jak to się ma do całej reszty dzisiejszych absurdów - ostatecznie mógłby pogadać z tym profesorem. Trochę pracował z tą bandą nadętych bubków.

Niestety zasięg w tym miejscu był okropny, nie mówiąc już o dostępie do internetu. Wyglądało na to, że będą musieli poczekać na podwózkę do miasta od policji.
- Niech wam będzie - machnął ręką. - Ale potem dacie nam spokój. Coś mi mówi, że i tak to przez was mamy teraz przejebane - fuknął na zakończenie klękając przy Agathcie.

- Masz przejebane przez swoją niefrasobliwość – mruknęła Deanna. Czemu nie usłyszała alarmu samochodu marka? Czy on w ogóle go zamykał? Wszystko nie trzymało się kupy… Może coś w kartotekach policyjnych będzie o złodziejach samochodów, może na stacji widziano kogoś nowego. Po namyśle przyjęła, ze złodziej nie pochodził z miasta. I najprawdopodobniej działał w porozumieniu z Markiem. Może chciał ich po prostu zatrzymać z dala od motelu na jakiś czas?
Muszą dostać się do miasta. I dowiedzieć się, co Pat udało się ustalić.
Sięgnęła ponownie po komórkę i wybrała numer dziewczyny.

- Chris - powiedziała jeszcze, czekając na połączenie - rozejrzyj się po okolicy , ten facet musiał się tu jakoś dostać. Może są jego ślady, rower cokolwiek?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 20-10-2017, 21:03   #26
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
San Diego 18:00


- To co, możemy już iść? - spytał jeden z mechaników gdy policjant spisujący ich zeznania zamknął notes. Nie mogło być dla nich gorszej pory na taką sytuację, zdecydowaną większość z nich bardziej interesowało pójście do domu niż to, że firma była w dość poważnych kłopotach. Wszystkich oprócz jednego, który zamartwiał się tym, że to on sprowadził wszystkie kłopoty za dużo gadając z jedną laską.
- W żadnym wypadku. Z tego co wiem zaraz będą tu goście ze stanowej plus detektywi, którzy będą prowadzić sprawę więc jeszcze z nimi sobie pogadacie - odpowiedział policjant sięgając po paczkę papierosów.
Jęki niezadowolenia rozniosły się po warsztacie. Jeden z mechaników, masywny gość o siwej brodzie i sporych zakolach pokręcił jedynie głową i ruszył w stronę wyjścia.
- Hej hej spokojnie - drugi z policjantów, znacznie młodszy od spisującego zeznania zastawił mu drogę.
- Miałem być w domu godzinę temu, żona miała zrobić obiad, nie mam zamiaru jeść jedynego ciepłego posiłku dnia na zimno. Macie nasze adresy będziecie mogli nas wszystkich wypytać znowu - odpowiedział wpatrując się prosto w oczy niższego o dwie głowy mundurowego.
- Przykro mi, ale takie są procedury. Przy przyjeździe musimy zebrać zeznania, w sprawie kradzieży i zniszczenia nielegalnie samochodu, potem trzeba by i tak było drugę porcję zeznań od świadków już w trakcie prowadzenia sprawy, potem ewentualnie trzecią jeśli dojdzie do sprawy… no a tutaj mamy dwie sprawy, ta o kradzieży na powrót otwiera sprawę policji stanowej, a tą już chyba wszyscy tutaj znacie - odpowiedział za swojego młodszego kolegę palący policjant.
Mechanik stał wpatrując się w młodszego oficera, który nie wytrzymał surowego spojrzenia zbyt długo i odwrócił wzrok gdzieś w bok, ale z drogi nie zszedł.
- Pierdolisz. Wszyscy gliny jesteście tacy sami, jak macie okazję żeby komuś dojebać to to zrobicie. W dupie mam wasze kompleksy idę do domu, jestem wolnym amerykaninem po robocie. Złaź kurwo - warknął nachylając się nad młodym, który rzucił błagalne spojrzenie w stronę obojętnego starszego stażem i stopniem policjanta. Ten jednak pozostawał obojętny. Pokręcił głową i wyrzucił papierosa, ręką odpiął zapięcie od gumowej pałki.
- Proszę pana, ostatnia szansa na uspokojenie się!
Uspokojenia potrzebował również młodszy policjant, który odpiął kaburę z bronią.
- D… dopuścił się pan już obrazy oficera na służbie, nie dodajmy do tego gróźb… wobec… oficera - mówił z trudem chłopak.
Mechanik wyprostował się i wypuścił ciężko powietrze. Chłopak dalej był spięty, ale jego partner zapiął spowrotem broń.
- Stanowi będą tu za maksymalnie dwadzieścia minut, z obiadu zrobi się kolacja i wszystko będzie w porz...
Mechanik chwycił ciężki klucz do kół i uderzył nim w twarz młodszego policjanta, który zdążył wyciągnąć i odbezpieczyć pistolet, ale nie więcej. Broń wypadła na ziemię, uderzając o podłoże ledwie sekundę szybciej niż krew ze szczęki policjanta i dwie niż sam nieprzytomny chłopak.
- Skurwy… - warknął starszy, sięgając po swoją broń, jednak inny z mechaników skoczył na niego z boku, powalając go na ziemię.
Zwalisty mechanik spragniony powrotu do domu skoczył po pistolet swojej ofiary.
Reszta mechaników skorzystała z okazji i uciekła z warsztatu obawiając się rychłego rozlewu krwi, jedynie zdezorientowany blondyn został na miejscu, sparaliżowany.
- Spierdalaj! - starszy policjant zwalił z siebie mechanika, który go powalił, widać nie po raz pierwszy znalazł się w takiej sytuacji. Sięgnął po swoją broń.
Wystrzał był doskonale słyszalny również dla Patrici. Odbił się echem w warsztacie i prędko przeniósł na złomowisko. Dzielnicowy, który był najbliżej Patrici prędko wyciągnął swoją broń.
- Co do chuja?!
Szybko padły kolejne strzały, jeden po drugim, łącznie pięć albo sześć, też z warsztatu, ale jakby nieco wyżej… z biura?
Z terenu całego warszatatu i złomowiska wybiegali kolejny mechanicy, wszyscy razem, ale nie była to cała ekipa, wybiegło około siedmiu, co znaczyło, że w budynku zostało ich może trzech czy czterech nie licząc szefa.
Kolejne strzały tym razem nie szło ich zliczyć, padały zbyt szybko.
Czarnoskóry policjant ruszył ostrożnie w stronę warszatu zapominając o Patrici.

***

FATHERS PRIDE 16:30

Deanna nie miała za dużo szczęścia tego dnia, próbowała dodzwonić się do Patrici, ale nawet gdy udawało się jej załapać sygnał to po chwili gasnął, a gdy w końcu utrzymał się na tyle by się dodzwonić - Patricia miała zajęty, albo wyłączony telefon. Będzie musiała spróbować później, wieczorem, albo czekać aż podopieczna oddzwoni.
Chris próbował znaleźć jakieś ślady, ale obszar do przeszukania był po prostu zbyt dużo, piaski się przesuwały przez lekki wiatr i nawet nie miał pojęcia skąd zacząć, więc nie znalazł absolutnie nic, co mogło go lekko sfrustrować.
Biuro szeryfa dało im sporo czasu, więcej niż by chcieli. Mark zdążył zebrać cały sprzęt z kopalni z lekką pomocą Chris’a i zaraz po tym zobaczyli kurz na horyzoncie.
W jednym z dwóch radiowozów jakim dysponowało miasteczko przyjechał jeden z braci, których Deanna kojarzyło z posterunku, na imię miał chyba Garry. Nie był to duży radiowóz, ani nowoczesny, ale akurat żeby pomieścić pasażerów.
- Cholera, ale macie pecha! - zawołał wysiadając z samochodu, wydawał się być… zadowolony, ale może po prostu należał do tych, którym uśmiech nie schodzi z twarzy. - Pierwsza sprawa kradzieży samochodu u nas od… cholera ja za swoich czasów jeszcze nie widziałem! Ale nieźle! Nie? - spytał głośno kładąc ręce na biodrach. Mark rzucił mu tylko przelotne, wrogie spojrzenie, Agatha dalej klęczała i uspokajała płacz.
- Moja dziewczyna chyba złamała palca u stopy, wyrzucisz nas przy klinice, potem złożymy zeznania - odpowiedział jakby sam był szeryfem, bez trudu podniósł Agathę i zaniósł ją do radiowozu. - Aha i te rzeczy bierzemy - wskazał na sprzęt zabrany z kopalni.
- Oki doki! - Garry zaprezentował uniesiony do góry, nieco krzywy kciuk. - Cholera ale, że też tutaj ktoś za wami polazł i zwichnął furę! Ale jazda! - zawołał pakując sprzęt Marka do bagażnika. - Ale spoko! Szeryf mówiła, że się domyśla kto to zrobił! Taka jest! Porządna babka mówię wam - pokiwał głową z uznaniem zamykając bagażnik. Kontynuował gdy wsiadł za kierownicę.
- Kiedyś pracowała w mieście aniołów wiecie? Taką mamy światową szeryf! Ha! - samochód odpalił za drugą próbą. - Zobaczycie, pewnie jeszcze jutro wam znajdzie samochód! - pokiwał palcem na potwierdzenie tego jak bardzo wierzy w to co mówi.


W zamkniętym samochodzie było jeszcze głośniej, gdy gadał, ale na szczęście jechał szybko, aż dziwne, że tyle mu zajęło dotarcie do nich.
Zgodnie z rozkazem Marka wysadził ich przy lokalnej klinice po czym skierował się na posterunek, który Deanna już znała.
Mary Elizabeth kazała ich czekać dwie minuty podczas których za zamkniętymi drzwiami rozmawiała przez telefon. W tym czasie Garry zdążył obojgu zrobić kawę, czarną bez cukru niezależnie od tego o jaką czy wcale go o to prosili.
Gdy już ich przyjęła była raczej bezpośrednia, poprosiła ich o wyjaśnienia, zeznania, w międzyczasie robiąc jakieś notatki na komputerze. Najpierw jedynie wzięła ich historię, pozwalając im powiedzieć to co chcieli, potem dopiero zaczęła zadawać pytania, ale nie było ich zbyt wiele. Spytała skąd znają Marka i Agathę, czemu się z nimi zabrali, czy znaleźli coś w kopalni, spytała też o to czy mieli okazję przyjrzeć się złodziejowi
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 08-11-2017, 11:22   #27
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Pat słysząc pierwsze strzały jak najszybciej zaczęła schodzić ze sterty zgniecionych aut. Szybkim krokiem ruszyła w stronę warsztatu. Oby Billemu nic się nie stało. Anna ją zabije.

Gdy zobaczyła jak czarnoskóry policjant, który był z nią na złomowisku zatrzymał się przed wejściem do warsztatu usłyszała kolejne wystrzały, co najmniej kilka. Policjant wszedł przez otwartą bramę do środka, ale kolejne strzały nie padły. Sama też zatrzymała się przez bramą i zajrzała do środka.
Na samym progu leżał młody oficer z rozwaloną, zakrwawioną twarzą, co jakiś czas wstrząsały nim drgawki. Kilka kroków wgłąb, leżał kolejny policjant, z dziurą po kuli w oku i kałużą krwi i kawałków głowy na podłodze. Na schodach oparty o barierkę wydawał swoje ostatnie tchnienie zwalisty mechanik, a na samym wejściu do biura, kolejny z nich leżał przedziurawiony kulami, krew ściekała z niego najobficiej, lecąc w dół schodów.
Czarnoskóry oficer ruszył ostrożnie w górę schodów.
- Bill? Kurwa żyjecie tam?!- krzyknął zrozpaczony.

Pat czuła jak jej serce przyspiesza. Nie… nie mogła mu się stać krzywda. Szybko wydobyła telefon i wybrała numer pogotowia.
- Witam, tu Patricia Clifford. Jest strzelanina na złomowisku. - Szybko podała adres, który wcześniej podawała Billemu. - Z tego co widzę są ranni policjanci.
Dwa ostatnie słowa były w tym przypadku magiczne, Patricia mogłą się rozłączyć mając pewność, że karetka będzie tu tak szybko jak to tylko możliwe.

Na schodach policjant zbliżał się biura.
- Hej! Bill? Charlie? - zawołał próbując dojrzeć coś spod okna.
Patricia zerknęła na wjazd po czym ruszyła za policjantem. Lepsze ubezpieczenie w jej postaci niż żadne… chyba, a może chociaż będzie mogła pomóc.
Policjant wszedł ostrożnie na kolejne dwa stopnie, skąd mógł dokładniej widzieć wnętrze biura.
- Cholera… - mruknął pod nosem i szybko wbiegł do środka. - Charlie?! - krzyknął klękając przy swoim koledze. Patricia zajrzała do biura lekko ośmielona reakcją krawężnikowego. Stał opierając się jedną ręką o blat biurka, drugą tamując krew spływającą z czoła. Wyglądał na lekko zamroczonego, ale poza tym nic mu chyba nie było. Jego pistolet leżał na blacie, opróżniony z kul. Zza biurka wystawały nogi spasionego właściciela warsztatu, a przy drzwiach do osobistej łazienki szefa biura leżała jeszcze jedna martwa osoba, z wieloma dziurami po kulach na torsie i z własną bronią lekko zaciśniętą bezwładną już dłonią.

Charlie wyglądał znacznie gorzej, ciężko było powiedzieć, gdzie starszy kolega Billa ma najgorszą raną, leżał ociekając i dławiąc się własną krwią. Wyglądał na kogoś zdecydowanie poza możliwościami karetki, której zresztą jeszcze nie było.
- Pat… nic ci nie jest? - mruknął Bill unosząc na nią spojrzenie jednego oka, którego nie zalała krew.
Dziewczyna zakryła usta. Nic nie zapowiadało, że tak się to skończy. Skupiła wzrok na Billu nie mogąc patrzeć na dogorywającego policjanta. Pokręciła przecząco głową odpowiadając na jego pytanie.
- Wezwałam karetkę… potrzebujesz pomocy? - uważnie przyjrzała się Billemu, patrząc gdzie został ranny.
- Nie, nie - pokręcił głową. - Potknąłem się gdy ten skurwiel wyszedł z łazienki i zaczał strzelać. Uderzyłem głową o biurko nie wiem jakim cudem mnie nie zajebał. Jakby nie Charlie byłoby po mnie, dał mi czas żebym wyjął broń… co z Charliem tak w ogóle? Jakoś średnio widzę… - powiedział rozglądając się po pokoju jakby po omacku.

Pat zerknęła na leżącego na ziemi policjanta.
- Umrze. - Powiedziała cicho, nie mogąc patrzeć na Billa.
Bill zachwiał się na nogach.
- Kurwa… a inni? Mark? Ten nowy… Hopkins czy jak mu tam? Ile kurwa było tych strzelców?!
- Nie wiem. Jeszcze jeden policjant na dole nie żyje, drugi jest w słabym stanie. Zejdziemy, zerknę na niego? - Pat cieszyła się, że Billemu nic nie jest, ale wiedziała, że teraz będzie mu trudno.

Bill pokręcił głową, co tylko jeszcze bardziej wytrąciło go z równowagi. Chwycił się mocniej biurka i odzyskał panowanie nad sobą.
- Frank? Charlie umrze, prawda? - mruknął nie odwracając się.
Czarnoskóry policjant klęczał nad ciałem Charliego, który przestał wierzgać.
- Już po wszystkim… - odpowiedział tylko cicho.
- Okej… okej… - Bill oderwał się od biurka. Wydawało się, że stoi w miarę równo. Ruszył w stronę wyjścia z biura. Na schodach od razu chwycił się barierki i spojrzał w dół.
- Co za… o boże, ale zjebaliśmy! - zawył boleśnie.
Pat wyminęła go i zeszła szybko na dół do policjanta, który miał zakrwawioną twarz. Miała nadzieję, że chociaż jednej osobie uda się pomóc.
Krew ze szczęki zalała mu twarz mieszając się z gęstą śliną. Zdawał się dusić własnymi wydzielinami, niezdolny do uspokojenia oddechu, którego mógł zaczerpnąć tylko nosem, w który też nalatywała krew. O ile karetka rzeczywiście się pośpieszy, chłopak miał szanse.

Pat przykucnęła przy nim.
- Zaraz powinna być karetka, będzie dobrze. - Przyjrzała się szukając największych ran. - Ułożyłabym cię na boku, będzie ci łatwiej oddychać. - Zdjęła koszulę i ostrożnie otarła krew tak by nie napływała do nosa.
Na tyle na ile mógł pomógł jej się przewrócić na bok i od razu udało mu się wykasłać i wypluć dużo krwi, dało się słyszeć świst, gdy raptownie zaczął zaciągać powietrza, którego tak bardzo mu brakowało.
Dało się słyszeć syreny karetki.
- Patricia? Co z nim? - krzyknął ze schodów Billy. - Błagam powiedz, że chociaż on przeżyje!
- Jak ratownicy się pospieszą, to raczej tak. - Pat ułożyła policjanta w pozycji, którą katowali ją setki razy na pierwszym roku studiów. Dużo więcej nie mogła zrobić. Ostrożnie przytrzymywała mężczyznę, czekając na pojawienie się ratowników. - Zejdź na dół co by mogli się tobą też szybko zająć.
Bill schodził powoli i ostrożnie, obiema rękoma trzymając się poręczy. Syreny były coraz głośniejsze i po minucie w końcu dotarli pod bramę warsztatu.
Pat pomogła Billemu pod koniec schodów, cały czas zerkając na leżącego policjanta. Niech ci ratownicy się pospieszą. Czeka ją długi dzień... długi dzień wypełniony przesłuchaniami i to przez jednego mustanga shelby.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-11-2017, 22:41   #28
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Koniec ekscytującej wycieczki do zawalającej się i opuszczonej kopalni złota wypełnionej pościgiem, kradzieżą i kilkoma absurdalnymi wydarzeniami Chris spędził na środku pustyni, próbując znaleźć coś na polu pełnym niczego. Tak przynajmniej to widział i o ile nie był jakimś wielki entuzjastą wizyt na komendzie, tym razem wydawało mu się, że porozmawianie z policją rzuci może jakieś światło na całą sprawę.
Gary był pewien, że auto uda się odzyskać. Bones podzielał jego zdanie, jeśli aparat urzędniczy wyposażony w broń palną nie schrzani czegoś bezrefleksyjnie po drodze. Ostatecznie, strata nie dotyczyła go bezpośrednio i o ile było mu trochę przykro, to jego myśli bardziej pochłaniał pomysł negocjacji z Joachimem i załatwienia sobie kąpieli w basenie. Wszystko to zaczynało go powoli nużyć.
Spotkanie z szeryf nie było ani odkrywcze, ani zaskakujące, ale może właśnie tego teraz potrzebowali: spokoju i podsumowania wydarzeń. Chris nie udzielał się zbyt wiele. Opowieść należała do Deanny, była w końcu szefową. On odpowiedział tylko na kilka pytań, o tym jak poznali pechową dwójkę oraz dlaczego zdecydowali się z nimi wybrać do kopalni. Niewątpliwie ludzie w Father’s Pride trzymali się razem i niejako w formie reakcji, ludzie, którzy nie byli stąd ciągnęli ku sobie. Rankiem wymienili z dwójką kilka przyjacielskich zdań i zdecydowali się, że skoro mają zbliżone cele warto im trochę pomóc.
Na temat znalezisk w kopalni Chris nie miał do powiedzenia nic. Natomiast złodzieja widział przez mgnienie oka. Był to najprawdopodobniej mężczyzna z długimi ciemnymi włosami. Długie włosy noszą wprawdzie kobiety, ale ta osoba wydawała się Chrisowi mężczyzną. Nie wiedział dokładnie, czy to ze sposobu prowadzenia auta, czy czegoś innego. Jego przekonania nie miały zbyt wielkiego uzasadnienia. Sam to wiedział, więc w końcu wzruszył ramionami i zamilkł, nie chcąc się upierać przy swoim w obliczu kolejnych pytań pani szeryf.
Deanna odsunęła kawę, krzywiąc się niemiłosiernie.
Powtórzyła historię o poszukiwaniu Thomasa, streściła wszystkie wydarzenia w kopalni, pokazała grot strzały.
- Nie jestem ekspertem, oczywiście - dodała na koniec. - Ale dla mnie to jedna wielka ściema z tą kradzieżą samochodu Marka. Zakopuje grot w kopalni a potem - voila! - napotyka na czekający na niego samochód… Jak podarek pod choinką. Przypadkiem potrafi go odpalić. Już nie wspominając o tym, że gdybym ja planowała coś zakopywać, to bym nie weszła do miejsca, gdzie wiem, że ktoś jest. Nie zabezpieczyliśmy za nami wejścia.
Były takie momenty w życiu Chrisa, kiedy uważał za stosowne spojrzeć na kogoś z podziwem. Niezaprzeczalnie, po tych słowach Deanny należało to właśnie zrobić. Czemu sam na to nie wpadł wcześniej, zastanawiał się przez chwilę, jednak szybko jego głowę znów wypełnił mętlik myśli.
Szeryf siedziała przez dłuższą chwilę w milczeniu. Skończyła notatki i spojrzała gdzieś w bok, zatrzymując wzrok na pustym punkcie. Po niezręcznej i długiej chwili otrząsnęła się i spojrzała na Deannę.
- Wspomniałaś coś o jakiejś lalce? W kopalni?
Deanna zamknęła powoli oczy, aby po sekundzie je otworzyć. Zauważyła zawieszenie szeryf. A więc ta lalka była kluczem? Sięgnęła do plecaka i położyła zabawkę na biurku.
-Znajdowaliście takie wcześniej, tak? Co ona oznacza?
- Kiedyś dawno temu… bardzo dawno mogłoby się wydawać. Te cholerstwa były powodem dla którego w ogóle tu przyjechałam z LA - powiedziała powoli przyglądając się starej, zakurzonej zabawce. - Nie myślałam, że jeszcze jakąś zobaczę. Jeśli możecie zatrzymajcie to dla siebie - dodała spoglądając na nich poważnie.
-Oczywiście - przytaknęła Deanna. - Przyjechałaś tu z powodu starej lalki?
Uśmiechnęła się w odpowiedzi obracając przedmiot w dłoniach.
- Po trochu. Kiedyś jak biuro szeryfa w Father’s Pride składało się tylko z szeryfa doszło w tej okolicy do fali morderstw. Wszystko wskazywało na jednego maniaka, ręcznie szyte lalki, które zostawiał w pobliżu ciał, wskazując na nich co robił z ciałami - przełożyła palec przez dziurę w sukience. Odłożyła lalkę i odsunęła ją na bok.
- Nikt z federalnych nie chciał sprawy na takim zadupiu, gorsze odludzie niż jakieś Twin Peaks - dodała uśmiechając się lekko. - Policja stanowa, a raczej ktoś w niej użył jakiejś przysługi i mój były szef z Los Angeles musiał przydzielić kogoś od siebie do pomocy dla kogoś ze stanowej. Padło na mnie i jakoś zostałam - skończyła spoglądając na zegarek za plecami dwójki detektywów.
- Miejsce ma swój urok. Czas płynie tu powoli.
- No, ale? - Chris się zaciekawił - Morderca został złapany, nie? Bo jeśli… No… ta lalka tam leżała sama, wiesz? - ‘Nudne zadupie’ pomyślał. Seryjny morderca z lalkarskim zacięciem, kradzieże, tajemniczy goście, zaginięcia oraz przerażająca miejscowych kopalnia. Ostatnie co można było powiedzieć o tym miejscu to nudne zadupie. Ciekawe, że nikt z miejscowych o mordercy nie wspomniał.
- Tak i to już dawno. Lalka jest bardzo stara, więc zakładam, że po prostu została. Pytanie tylko czy… jest też gdzieś ciało - mruknęła cicho. - Była moneta, prawda? Złota? Wiem, że jest wiele warta, ale jeśli ją macie wypadałoby też ją zwrócić razem z lalką.
- Zwrócić komu? - zainteresowała się Deanna. - A moneta jest tam dalej - wskazała lalkę. - Dokładnie tam, gdzie była.
Szeryf wymacała zabawkę i wyjęła monetę. Przyjrzała się jej pod światło.
- Będziemy musieli się rozejrzeć po kopalni. Na wszelki wypadek. Przy lalce zawsze było ciało, ale nigdy żadnego w tamtych okolicach nie znaleźliśmy - mruknęła chowając oba przedmioty do szuflady. - Troszkę dziwne, po tylu latach...
- Z mordercą co się stało, jeśli można zapytać. Wiadomo o nim coś więcej? - Chris uznał, że tu wszystko może się wiązać ze wszystkim.
- Odstrzelił sobie łeb gdy mieliśmy go aresztować. Był stąd, mieszkał sam, ale miał rodzinę, syna, wnuków… dalej tu żyją - powiedziała zamyślona. - Nie mieli łatwo, gdy wyszło na jaw, że to Todd robił to wszystko. Do dzisiaj zresztą niektórzy patrzą na nich nieprzychylnie. Szczególnie rodziny dziewczynek.
- Och - Chris się wzdrygnął - straszna historia. Był jakimś chorym psychicznie lalkarzem? Co za pomysł?! Dlatego kopalnia jest uważana za przeklęte miejsce? Długo nikt jej nie używał.
Szeryf machnęła ręką na wzmiankę o kopalni.
- Kopalnia to drażliwy temat. Niektórzy mówią, że podobno jest znacznie starsza od miasteczka, że była tu zanim pojawili się osadnicy, dlatego każdy ma swoją legendę i teorię na temat tego o co z nią chodzi. No, ale Todd rzeczywiście należał do ostatniego pokolenia osób, które jeszcze próbowały tam pracować, dawno, dawno temu, chyba zaraz po drugiej wojnie światowej - odetchnęła ciężko, zbierając się na to by powiedzieć coś więcej, ale jednocześnie nie będąc pewną czy powinna.
- Miał tam swego rodzaju ołtarz - rzuciła w końcu, z wyraźną ulgą, że może z kimś o tym pogadać. - W kopalni był swego rodzaju spadek, bardzo dziwny, jakby ziemia się tam zapadła, nie wiadomo jak ktoś mógłby wykopać taką dziurę z takim starym sprzętem, a była to stara dziura. W niej miał ten swój przeklęty kamienny ołtarzyk, na którym gwałcił i mordował dziewczynki. Potem wynosił je z kopalni i zostawiał, w różnych miejscach razem z lalkami, a w ich środku bardzo stare i cenne monety - podrapała się po głowie.
Chris w trakcie opowieści wstrzymał oddech i wyglądał na wyraźnie poruszonego.
- Straszna sprawa. Był obłąkany? Normalni ludzie nie robią takich rzeczy, nie? Potworność - wypuścił powoli powietrze - Robił te lalki sam? No i skąd brał monety. Wyglądają na dużo warte… - zawiesił głos. - Podziwiam takich ludzi jak Pani. Trzeba mieć nerwy ze stali i żelazną psychikę, żeby zajmować się czymś takim.
Pokręciła głową.
- Nerwy to sobie tym zszargałam, nie chciałam wracać do LA po tym wszystkim, nie zniosłabym kolejnej takiej sprawy. Tyle krwi niewinnej przelanej przez jednego człowieka, tyle zła z tak starej osoby… - odchyliła się w fotelu. - A lalki rzeczywiście szył sam, co do monet… cholera go wie. Pytałam o zdanie wielu kolekcjonerów, znawców, złotników. Są cholernie dużo warte. Tysiące dolarów. Czyste złoto, wartość historyczna… - zatrzymała się na chwilę, po czym nieco rozbujała fotel.
- Trochę ich uzbieraliśmy… - dodała smutno.
- I nie znaleźliście ich więcej u niego? Zupełnie nieludzkie, jakby chciał znalazcom lub bliskim ofiar coś wynagrodzić. Może czuł jakiś przymus do zabijania, czy co? Byliśmy w tej kopalni, ale żadnego ołtarza nie widzieliśmy. Mark też o nim nic nie wspominał.
- Tak jak mówiłam, znajduje się w spadku, bez liny z niego nie wyjdziesz, poza tym nie jest to zbyt przyjemny widok, sprzątnęliśmy w większości, ale krwi nie dało się tak łatwo zmyć, więc miejsce wciąż przywodzi na myśl najgorsze. No i nie, nie miał ich więcej u siebie, nie zdążyliśmy też sobie pogadać na temat czemu robił to wszystko.
-Dotarliśmy do tego uskoku w kopalni, pamiętasz Chris?
- spojrzała na kolegę. - Było za stromo, żeby zejść ot tak.
Przeniosła spojrzenie na kobietę.
-Kiedy to się zdarzyło, pani szeryf? Ta sytuacja z dziewczynami o samobójstwem? Są jakieś akta w tej sprawie, które moglibyśmy przejrzeć? Inne zapiski? Relacje w gazetach?
- Mamy lokalną gazetę, wychodzi co tydzień bo Katie nie ma za bardzo o czym pisać zazwyczaj…
- odpowiedziała wzruszając ramionami. - A akta nie są jeszcze jawne. Wszystko stało się jakieś dziesięć lat temu, bez odpowiednich podstaw i uprawnień, nie mogłabym wam nic pokazać.
Deanna pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Czy natrafiliście na jakiś ślad Thomasa? - zapytała jeszcze.
- No dobra - mruknął Chris trochę rozkojarzony - ale on zabił się, bo trafiono na jego trop? Skoro jedna moneta jest warta setki dolców, to może ktoś wpadł na pomysł znalezienia miejsca, z którego morderca brał monety. Nie przestał przecież zabijać, bo mu się monety skończyły, prawda? Nie mieliście tu najazdu poszukiwaczy złota i archeologów po tym jak sprawa została rozwikłana? - ewidentnie się ekscytował własnym tokiem rozumowania.
- To, że morderca zostawiał monety pozostawialiśmy w ukryciu przed publicznością, więc nikt nie przyjeżdżał. Jakbyście wy też nikomu nic nie mówili, byłabym bardzo wdzięczna. Chociaż teraz to już bez różnicy. Większość z nich ma ponad sto lat, więc wolelibyśmy zachować się z dala od wszystkich kolekcjonerów i szalonych poszukiwaczy - odpowiedziała spoglądając na zegarek. - Powinnam wracać do pracy. Miło się gadało, ale musze złapać złodzieja - powiedziała z uśmiechem.
Chris pokiwał głową ze zrozumieniem i zasępił się. Rano nie wiedzieli nic, teraz wiedzieli zdecydowanie za dużo. Taki chyba los detektywów, uśmiechnął się niemo do samego siebie.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 15-11-2017, 19:04   #29
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
3 Listopada 2010

San Diego 22:00


Nocne San Diego zdawało się być znacznie spokojniejsze z wierzchu, co musiało być znakiem tego, że w środku, we wszystkich klubach, wszystko działo się z dziesięć razy większym natężeniem. Było jeszcze za wcześnie żeby powyrzucano najbardziej pijanych, więc ulice same w sobie były w miarę spokojne.
Gdy Patricia wychodziła z komisariatu od razu włączyła na powrót komórkę, którą musiała wyłączyć podczas składania zeznań. Miała dwa nieodebrane połączenia od Deanny… od czego w ogóle miała zacząć, sporo się dziś wydarzyło, ale czy czegoś się tak naprawdę dowiedziała? Mogła być prawie pewna, że samochód, który Thomas wypożyczył został zezłomowany w niefortunnym warsztacie, ale chwilę zajmie zanim będzie miała na to solidny dowód. Po tym jak złożyła zeznania policja miała co robić. Dała im numery rejestracyjny vanu ludzi, którzy zlecili zniszczenie samochodu, który stanowił przepustkę dla policji żeby w ogóle interweniować na złomowisku więc to była jedna sprawa, a strzelanina kolejna. Znalezienie jednego konkretnego samochodu dla jakiejś prywatnej detektyw było pewnie gdzieś na piątym planie.
Tak czy inaczej zdecydowanie miała czym się podzielić. Trzeba było się w końcu zameldować i być może wrócić do Father’s Pride.


***

Father’s Pride 19:00 - 22:00
Wizyta u szeryf zajęła im dłuższą chwilę, ale okazała się całkiem owocna. Dowiedzieli się więcej o miasteczku w ciągu ostatniej godziny niż przez ostatnie dni. Szeryf okazała się bardziej wylewna niż wyglądała. Być może kilka lat w miasteczku zmiękczyło jej miastową naturę, szczególnie, że ostatnie najwyraźniej były spokojne, od kiedy udało jej się uporać ze sprawą lokalnego mordercy.
Zajrzeć do lokalnej gazety już im się niestety nie udało. Jak się okazało mieściła się ona na piętrze budynku gdzie znajdowała się też poczta, gdzie według ostatniej, właśnie wychodzącej recepcjonistki, Kathie też pracowała na pół etatu.
Cały budynek znajdował się naprzeciwko oddziału Western Union, gdzie według wywieszonej kartki, znajdował się też punktu skupu zboża oraz siedziba związku lokalnych rolników.
Wrócili do hotelu nie bardzo mając co robić w miasteczku o tej godzinie. Ponadto trzeba było w końcu skontaktować się z Patricią, która w końcu oddzwoniła po kolacji, dając Deannie dużo nowych rzeczy do zreportowania dla szefa wieczorem... nie mogła się tego wręcz doczekać.



***

Kalifornia
Noc


Russell wyrzucił papierosa za okno i jeszcze raz odblokował telefon. Ręka jeszcze trochę mu się trzęsła, ale już nie aż tak. Cudem udało mu się wymknąć ze złomowiska w zamieszaniu, które powstało, ale to co musiał teraz zgłosić… nie skończy się to dla niego dobrze.
Rozejrzał się. Wszędzie było ciemno, był na totalnym zadupiu, dosłownie na pustyni, odjechał parę godzin szybkiej jazdy z dala od San Diego i nie miał zamiaru prędko wracać.
Wybrał numer z pamięci, wcisnął zielony przycisk i uniósł słuchawkę do ucha.
Głos jego szefa, cichy, ale zdecydowany i silny odezwał się po chwili.
- Russell… możesz mi wyjaśnić co się kurwa stało?
- Tak szefie, tak… - powiedział nerwowo i rozejrzał się jeszcze raz. W pobliżu były tylko tory, ale znajdował się dobre dwieście metrów od miejsca gdzie krzyżowały się z drogą, na której poboczu się zatrzymał. - Ta kobieta, którą Francis przyprowadził na złomowisko, że niby szukała zderzaka czy chuj wie co.
- Tak - przerwał mu mężczyzna. - Widziałem ją wyjeżdżając. To, że ona jest w to zamieszona to wiem. Jest z policji?
- Nie szefie. Wypytałem - Russell pokręcił głową. Ucieszył się, że szef o to go spytał, przynajmniej na to był przygotowany. - Zna jakiegoś policjanta, jednego z tych co był na miejscu, przeżył też. Prywatny detektyw.
Zapadła chwila ciszy na linii, przerwana przez mężczyznę z drugiej strony.
- Ki chuj… czego? Samochodu szukała jakiegoś czy co?
- Nie wiem, ale będę wiedział niedługo, obiecuję - zapewnił nerwowo, tuż przed tym gdy na linii zapadła cisza.

 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 20-12-2017, 10:40   #30
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Patricia i spotkanie rodzinne

Telefon do Anny nie należał do najprzyjemniejszych. Siostra była zrozumiale poddenerwowana wszystkim co usłyszała od Billy’ego ale była wystarczająco obiektywna by nie obwiniać za nic Patrici. Po prostu ciężko było się z nią dogadać na temat tego kiedy może ją odwiedzić, z racji tego, że nie mogła za bardzo skupić myśli. Bill miał być zwolniony spod opieki medycznej tej samej nocy, za zaledwie kilka godzin, więc siostry dogadały się, że spotkają się u Anny i potem razem odbiorą jej narzeczonego.
Na wejściu Anna przytuliła mocno bliźniaczkę, przypominając sobie, że ta też była przy strzelaninie, ale przynajmniej ona wyszła bez najdrobniejszego urazu. Nie oprowadzała jej po mieszkaniu, nie należało do największych, ale było urządzone w dobrym stylu, utrzymane w nienagannym porządku
- Zaczęłam wino, zawieziesz nas do szpitala potem, co nie? - spytała podchodząc do połowicznie pustej butelki niezłego, czerwonego wina.
- Jasne. - Pat rozejrzała się po mieszkaniu siostry. Nie była tu wieki, nie była nawet pewna czy kiedykolwiek odwiedzała Annę. Może przy okazji przeprowadzki, jakoś po ślubie? - Jak się czujesz?
- W porządku - pokiwała głową. - Wiesz jestem na takie sytuacje w pewien sposób przygotowana, ryzyko zawodowe co nie? No, ale i tak trochę niefajne uczucie - usiadła od razu chwytając kieliszek.
- Zaskoczyła mnie ta strzelanina… - Patricia przysiadła na jednym z foteli naprzeciwko siostry. - Wyglądało jakby po prostu zajmowali się usuwaniem aut. Były jakieś informacje ze szpitala? Jak tam Billy?
- Powiedzieli, że jest ok. Podejrzewali wstrząśnienie, ale nie jest tak źle. Nawet kości nie skruszył, tylko skóra na głowie w jednym miejscu zeszła i był po prostu w dużym szoku temu przez chwilę gorzej się poruszał i nie ogarniał. Potem go odbierzemy i zobaczymy - powiedziała drapiąc się po szyi. - Co ty tu w ogóle robisz? Co to za sprawa nad którą pracujesz? Musi być coś grubego skoro zginęło przez to już kilka policjantów…
- Szukam jednego człowieka. Sporo wskazuje na to, że jego auto zostało zutylizowane na tamtym złomowisku. - Patricia spochmurniała. Sama teraz chętnie napiłaby się tego wina, już nie mówiąc o tym że z przyjemnością opróżniła by całe duszkiem. - Za nic w świecie, nie powiedziałabym, że wyjdzie z tego coś takiego.

Siostra wzruszyła ramionami, jakby próbowała pozostać obojętna.
- Kalifornia… statystykami przestępczości bije niektóre inne stany na głowę, nieraz dwukrotnie, czy trzykrotnie. Co jakiś czas trafi się takie gniazdo os. Przesrane.
- Ta… - Patricia wpatrywała się w twarz siostry jak w swoją własną. Martwiła się o Annę i Billego. Ona stąd wyjedzie, ale oni... jaka była szansa, że rozgrzebała coś większego. - O której mamy pojechać do tego szpitala?
- Za dwadzieścia minut, ale możemy i teraz jeśli wpadłaś tylko po to? - odpowiedziała pytająco.
- Wpadłam zobaczyć jak się czujesz. Może rzadkie u mnie, ale miałam przebłysk troski o siostrę.
- Rozumiem… dzięki w takim razie. Czuję się okej - odpowiedziała machnięciem ręki. - Ja nie muszę w pracy nosić broni, właśnie masz pistolet? - spytała nagle spoglądając na siostrę zmartwiona.
- Jeśli masz takie zadanie to lepiej żebyś co kurna miała ze sobą - powiedziała srogo.
- Nigdy nie nosiłam broni, po prostu staram się unikać kłopotów. - niestety one nie unikają mnie, dodała w myślach, gryząc się w język.
Siostra pokiwała głową.
- To nie twoja wina, wiem to, jesteś ostrożna, zawsze byłaś. No, ale masz jakiegoś kurweskiego pecha - dodała z uśmiechem dopijając kieliszek.
- Mój pech to jedno, szkoda tylko jak dotyka innych. - Pat spojrzała tęsknie na butelkę od wina.
- Mam nadzieję, że jesteś na tyle mądra żeby się o to nie winić - mruknęła podejrzliwie. - Tacy goście prędzej czy później by kogoś skrzywdzili, o ile już tego nie robili. Lepiej żeby policja wzięła na siebie kulkę niż cywile. Po to są - powiedziała chyba nie do końca przekonana co do własnych słów.
- Od kiedy uważasz, że jestem mądra? - Patricia podniosła się i przysiadła się obok siostry. Po chwili oparła się głowa o jej ramię. Dała sobie sekundę na namysł i pozwoliła w końcu wyjść na zewnątrz swoim myślom. - Chyba bym się zabiła gdyby coś mu się stało.
- Ale nic mu się nie stało. Nie ma co się tym zamartwiać i niepotrzebnie się martwić - zapewniła ją, na tyle szybko, jakby sama powtarzała to sobie co chwila.
- Może powinnaś rzucić tę sprawę? Wydaje się nieco… za bardzo… no niebezpieczna.
- Na razie nie mam nawet pewności czy sytuacja ze złomowiska ma cokolwiek wspólnego z moją sprawą. Jutro wracam do reszty mojej ekipy. - Patricia mówiła powoli, nie odrywając głowy od ramienia siostry. - Ale na wypadek by to była jakaś większa sprawa… może byłoby dobrze jakbyście wyjechali z miasta. Może wizyta u rodziców?
- Nie no bez przesady - prychnęła. - Billy dostanie teraz zwolnienie, zawsze po użyciu broni policjant dostaje przymusowy płatny urlop póki wewnętrzne dochodzenie nie sprawdzi czy użycie broni było dozwolone i poprawne co nie? - powiedziała najwyraźniej wyedukowana przez narzeczonego. - Wezmę i ja i sobie odpoczniemy, ale wątpię żebyśmy mieli gdzieś wyjeżdżać. Wiesz… będą pogrzeby. Billy znał tych gości. Nie możemy sobie ot tak uciec.
- Po prostu uważajcie na siebie. Wiem “nie ucz ojca jak dzieci robić, ale na serio miejcie oczy dookoła głowy, dobrze? - Patrycia oderwała się od ramienia siostry i oparła wygodn,ie na sofie.
- No dobra, chociaż nie widzę powodu, żeby wpadać w jakąś paranoję… chcesz się zbierać? Chyba już powinnyśmy?
- Ty tu dowodzisz. - Pat podniosła się i uśmiechnęła się do siostry.
- A ty prowadzisz - wyszły nieśpiesznie, a Anna dwa razy sprawdziła czy zgasiła wszędzie światło, zakręciła gaz, wodę i zamknęła mieszkanie. Widać z pewnych nawyków się nie wyrasta.

Jechało się łatwo i dosyć szybko, centrum San Diego było nienajgorzej rozplanowane dla drogowców, nie miały zbyt wiele czasu już pogadać, Anna odezwała się jeszcze gdy już wchodziły do szpitala. Zza szklanych drzwi dostrzegły Billy’ego z plastrem na głowie, był już w codziennych ubraniach i miał ze sobą sportową torbę, w którą pewnie upchnął mundur.
- Jutro rano wyjeżdżasz? - spytała jeszcze siostra wchodząc do szpitala.
- Taki mam plan. - Patricia weszła za siostrą i niepewnie pomachała Billemu. - Odwiozę was do domu i będę uciekać.
Billy z bliska zdawał się być zadziwiająco normalny, przynajmniej w porównianiu do tego, w jakim stanie Patricia widziała go kilka godzin temu. Przytulił Annę na powitanie i skinął Patrici głową. Fizycznie może i był ok, ale widać było po nim ogromny żal i smutek. Stracił dziś wielu przyjaciół i sam o mało nie zginął, a rano pewnie spodziewał się kolejnego normalnego dnia na patrolu.
- Chodźmy co? Muszę się zdrzemnąć. Jak nie zasnę póki leki przeciwbólowe nie ustąpią to będzie ciężko.
- Jasne. - Patricia obróciłą się i ruszyła w strone wyjscia ze szpitala. Teraz musiała tylko odwieźć swoją rodzinę do domu i powinna wrócić do sprawy. Im szybciej to rozwiążą tym mniejsza szansa, że coś się im stanie.

Ani Billy ani Anna nie byli zbyt rozmowni w drodze powrotnej. Billy z racji tego, że najwyraźniej trochę go zamroczył leki, Anna z widocznego zmartwienia o narzeczonego. Gdy wysiadali pod swoim blokiem Billy mruknął coś, że pewnie jutro do niej zadzwoni o coś spytać, ale poza tym i pożegnaniem nie mówili nic nowego.

Zbliżała się północ, Patricia sama była mocno zmęczona, ale zostawać w San Diego i płacić za motel na kilka godzin przed ruszeniem spowrotem do Fathers Pride zdawało się być lekkim marnotrawstwem pieniędzy, z drugiej strony, sprawa była dosyć nagląca. Zaginięcie Thomasa przedłużało się niemiłosiernie, a oni wcale nie byli bliżej znalezienia go czy nawet zrozumienie co było przyczyną zaginięcia.
Patricia odprowadziła Anne i Billego wzrokiem. Po czym gdy zniknęli w klatce schodowej, uchyliła okno od auta i odpaliła papieros. Poczuła jak dym lekko ją pobudza. Dobra… zajedzie do jakiegoś maca kupi sobie kawę i coś do jedzenia i spróbuje zrobić trasę do Fathers Pride. Najwyżej jak już będzie padać, zatrzyma się po drodze w jakimś motelu na godzinę lub dwie.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172