Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-01-2018, 02:55   #31
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Chris spędził nieco bardziej aktywny wieczór w Father’s Pride, z bieganiem, pływaniem w basenie Joachima i telefonem do córki, bo syn niestety nie odebrał żadnego z dwóch telefonów. Po rozmowach z koleżankami i żoną stwierdził, że u wszystkich wszystko dobrze, w niczyim życiu nic się nie działo, czego niestety nie mógł powiedzieć o swoim obecnym obiekcie poszukiwań. Żona usilnie go wypytywała o szczegóły sprawy i była trochę zmartwiona i mocno zaciekawiona kwestią byłego seryjnego mordercy w Father’s Pride i miała “szczerą nadzieję, że nie ma to nic wspólnego z tym co on ma zrobić”. Wspierała Chrisa w ściganiu marzeń, ale tylko dopóki nie musiał przy tym ryzykować nie tylko życiem, ale i choćby odrobiną zdrowia.
Rano udało mu się dodzwonić do uniwersytetu gdzie wykładał profesor Lacoste, z tego co powiedziała niezbyt uprzejma pani przez telefon, był obecnie na rocznym grancie, prowadził badania, ale na terenie Kalifornii. Podała mu jego numer osobisty, ale dopiero po tym jak Chris wykazał się ogromną upierdliwością.
Telefon bezpośrednio do Olivera był więc następny w kolejności. Profesor jednak nie odebrał trzech prób przeprowadzonych w ciągu godziny. Wciąż było rano, a ciężko było powiedzieć jaka była natura jego badań, możliwe, że właśnie odsypiał pracowitą noc… mógł spróbować później, póki co zajmując się czymś w miasteczku, albo dalej się dobijać.
Chris nie miał zbyt dobrego zdania na temat naukowców. Gadające o nie wiadomo czym, bujające w obłokach lenie, którzy jedyny związek z rzeczywistością mieli przy sprawdzaniu odcinka od wypłaty. No… no może nie wszyscy, ale to było jego podręczne wyobrażenie, którego łatwo nie odkładał na półkę. Dlatego też, kiedy trzy razy odbił się od przerwanego sygnału bynajmniej nie myślał o zapracowanym i niewyspanym człowieku, a raczej o upojonym whiskey facecie, który do późnej nocy gnił w jakimś barze. Zanim zorientował się, że nie ma ochoty wybierać tego numeru po raz czwarty był już w swojej nowej ulubionej knajpce i zamawiał naleśniki. Następnie zamierzał wybrać się do lokalnej gazety i rozpytać o szczegóły morderstw sprzed lat. Kelnerka w zasadzie też by się nadała jako źródło informacji. Sprawa musiała ciążyć na miasteczku, bo nie pojawiła się w żadnej plotce. Potem na poważnie zastanawiał się nad nabyciem jakiegoś paralizatora i udaniem się w swoim ulubionym transporterze pod kopalnię. Skoro ten drań wczoraj się tam pojawił, może i dziś coś dziwnego będzie się tam działo… Zaraz zaraz… jeszcze policja. Może auto Marka i Agathy się znalazło. To ważny element układanki. Schwytany złodziej byłby na wagę złota. Z tymi myślami wchłaniał pierwszego naleśnika przy śniadaniu.
Wyszedł mniej więcej w tym samym czasie co większość porannych gości wybierających się do pracy. Można było odnieść wrażenie, że już nieźle wmieszał się w tłum i nikt w sumie nie zwracał na niego uwagi bo i po co. Nikomu nie sprawiał problemów i nie rzucał się w oczy, a i każdy był zbyt zapracowany by się tym interesować.
Zaszedł do budynku poczty, gdzie prowadząca gazetę Kathie pracowała na drugą zmianę. Spytał pierwszą lepszą pracowniczkę, czy pani redaktor jest na górze w pracowni i podobno tak było, wpuścił więc się po wąskich schodach na piętro, gdzie znajdowała się mała drukarnia z prasą, która zapewne akurat przez tydzień mogła wyprodukować na tyle gazet, by każdy mieszkaniec miał swoją, finansowaną ze środków miasta.
Samo biuro było za ścianką, nie oddzieloną nawet drzwiami, ale raczej nie było to problemem Chris wątpił by Kathie kiedykolwiek uruchamiała starą drukarnię podczas pracy, cholerstwo musiało być głośne.
Kobieta zauważyła go przez małe okienko z biura zawalonego starymi numerami gazet, książkami i całą masą pojedynczych, chaotycznie poukładanych papierów. Kathie była rudą, ładną kobietą mniej więcej w wieku Chrisa, lub może trochę starszą, ale nawet jeśli to dobrze to skrywała pod ciekawskimi oczami i nieschodzącym, uprzejmym uśmiechem.
- Dzień dobry! Dziewczyny z dołu mówiły, że ktoś o mnie wczoraj wieczorkiem pytał, jakiś przejezdny? Jako, że znam tu wszystkich to zakładam, że to pan - powiedziała pewna siebie i rozweselona poprawnym rozwiązaniem zagadki tożsamości Chrisa, wyciągając do niego dłoń na powitanie.
Chris spłonął rumieńcem zanim zdołał się zorientować co się stało. Miał słabość do rudych włosów, zapewne dużo większą, niż kiedykolwiek byłby gotów się przyznać. Poza tym ludzie pewni siebie od zawsze go onieśmielali. Uśmiechnął się trochę głupkowato i rozejrzał nieco bezradnie za Deanną. Tej jednak nie było, co jakby nieco zaskoczony ponownie odnotował. Musiał działać sam. Ostatecznie nie było to jakimś wielkim problemem. Musiał się tylko do tego przyzwyczaić.
Odwzajemnił uśmiech i uścisk dłoni, a chwilę potem był już spokojniejszy.
- Chris Bones - przedstawił się przyjaznym tonem - niezłe miejsce. - Obrzucił wzrokiem maszynerię. - Drukujecie gazetę dla każdego w miasteczku? Taka lokalna gazeta potrafi tworzyć wśród ludzi wspólnotę, nie?
Odgarnęła włosy na jedno ramię uśmiechnięta i najwyraźniej ucieszona, że ktoś okazał zainteresowanie jej drugą pracą.
- Kiedyś była płatna więc nie wszystkich obchodziła, ale teraz miasto finansuje no i wszyscy mają. Czyli w sumie dalej płatna tylko wiadomo, z podatków. Jakiś państwowy program kilka lat temu pomógł podnieść się z kolan dla takich malutkich lokalnych gazet jak nasza, no bo wie pan, internet powoli dobija. Coraz więcej ludzi ma neta w komórce i w ogóle… - powiedziała ze wzruszeniem ramion.
Chris kiwnął głową. Średnio rozumiał, ale zgadzał się, bo łatwo się zgadzać z “i w ogóle…”
- Tak. Świat się zmienia, ale papier to papier - wygłosił ten ogólnik z ogromnym przekonaniem, bo akurat tutaj nie miał wątpliwości. - No i nie świeci w oczy. Poruszacie wszystkie miejskie sprawy, prawda. Wiele już lat zapewne… - zawiesił głos zachęcająco.
- Bardzo wiele - pokiwała głową z dumą. - Akurat u mnie to rodzinne. Ojciec prowadził, dziadek przed nim. W takich miejscach takie rzeczy się odziedzicza. Będzie już tak od 1950. W tym roku mieliśmy sześćdziesięciolecie.
- Wow
- wyraził zachwyt - sześćdziesiąt lat to sporo. To musicie chyba wiedzieć wszystko o tym co się tutaj dzieje… jestem tu trzy dni w sumie i najpierw myślałem, że w takich miasteczkach nie dzieje się nic… ale to było błędne założenie. Dzieje się wiele dobrego, jak i… przysłała mnie tutaj szeryf. Próbuję połączyć zaginięcie mojego kolegi i innymi zdarzeniami w miasteczku i jednym z punktów zaczepienia jest sprawa Todda lalkarza i jego… działalności… - zawieszał głos często i nie spieszył się. Tutaj akurat nie było nic przyjemnego.
- Oh… - uśmiech w końcu zszedł z jej twarzy. - No cóż. Nie wiem ile będę w stanie nowego panu powiedzieć skoro rozmawiał pan na ten temat z szeryf. Ona wie o tym najwięcej, ostatecznie przez tę sprawę tutaj trafiła i została - wzruszyła ramionami nie będąc pewną czego Chris oczekuje. - Nie pisałam jakoś wiele o tej sprawie, wszyscy mieszkańcy i tak wszystko o tym wiedzieli. Były momenty kiedy cała sprawa wymykała się szeryf spod kontroli więc wieści rozchodziły się szybko… no ale koniec końców udało się jej.
Chris podrapał się po policzku nieco nerwowo.
- To właśnie szeryf zasugerowała spotkanie z Panią. Ona sama, może nie móc powiedzieć o wszystkim, co wie ze względu na zajmowane stanowisko. Właściwie… właściwie, to na tę sprawę trafiłem rykoszetem szukając informacji o moim koledze, który zaginął tutaj kilka dni temu. Dziwna to sprawa, żadnych śladów i żadnego punktu zaczepienia. Przepadł jak kamień w wodę. Sprawdzam więc wątki poboczne, z którymi mógł się zetknąć.
Kathie pokiwała głową ze smutkiem.
- Rozumiem. Przykro mi w takim razie, że pana kolega zaginął i to najwyraźniej gdzieś u nas. Jeśli mogę jakoś pomóc, to jak najbardziej. Co dokładnie chce pan wiedzieć? Bo jeśli chodzi o motyw zbrodni to nikt nie wie. Skąd miał takie drogie monety? Też nie wiadomo. Wiadomo jak zabijał i co robił z tymi biednymi dziewczynkami, ale poza tym...
Chris wzdrygnął się. Na pewno nie zamierzał słuchać tych okropieństw. Jest wiele zła na świecie, ale interesowanie się nim na pewno niewiele pomoże, a słuchanie o nim to już na pewno nie.
- Taaaak.Czyli wychodzi na to że działał sam… To chyba nie jest jakiś obiecujący trop, chociaż może jest jakiś artykuł, albo ich seria gdzie będzie można poznać więcej detali. Może nie takich bardzo makabrycznych - wzdrygnął się ponownie. Wyraźnie było widać, dlaczego nie obrał kariery chirurga. Na seryjnego mordercę i oprawcę też raczej się nie nadawał.
- A czy można coś doczytać o samej kopalni. Wszystkie wątki, z którymi się spotkałem obracały się właśnie wokół niej. To chyba bardzo szczególne miejsce dla miasta.
- Szczególne to dobre słowo
- zgodziła się cicho dziennikarka. - Fathers Pride powstała na fali gorączki złota, ludzie liczyli, że znajdą coś w tych osamotnionych górach i niestety srogo się pomylili. Ładowali w to więcej i więcej wysiłku pracy i nic. Więc można powiedzieć, że kopalnia najpierw dała wielu osadnikom nadzieję, a potem prawie okazała się ich zgubą - dodała smutno.
- Mogę wyciągnąć jakieś artykuły, które były pisane w miarę na świeżo na temat morderstwa oraz te o kopalni, ale tych jest cała masa. Kiedyś był to największy temat tutejszych dyskusji społecznych więc artykuły są różnej natury. No i jest ich masa - podkreśliła mocno ostatnie słowo.
Nie żeby robota naukowa nie była częścią jego życiowej historii, Chris jednak wiedział, że grzebanie w danych nie jest sprawą prostą. Westchnął ciężko i pokiwał głową.
- Potrzebuję wiedzy o miasteczku. Jakiegoś punktu zaczepienia. Czegoś co mogło wciągnąć Thomasa w serię zdarzeń. Jestem pewien, że nie zniknął przypadkiem. To nie ten typ człowieka, jeśli Pani rozumie - wyciągnął zdjęcie bardziej z obowiązku, niż z przekonania, że to może coś pomóc.
- Bardzo się o niego martwię - posmutniał - a pomimo moich wysiłków, ciągle jestem w tym samym punkcie. Tylko o miasteczku wiem coraz więcej - jakby się rozweselił - jeśli wie Pani o jakichś istotnych wydarzeniach, które miały ostatnio miejsce, to może coś mogłoby pomóc. Jeśli nie to jeśli dało by się, chętnie oglądnąłbym wydania gazety od najnowszych. Może na coś wpadnę, co podsunie mi jakiś trop.
- Kojarzę go
- mruknęłą kobieta przyglądając się zdjęciu. - Był na poczcie - dodała oddając fotografię. - I to tak ze trzy razy. Nadał chyba ze dwa listy i jedną paczkę. A w miasteczku ostatnio niewiele się działo. Znaczy działo się sporo bo były zbiory, plony - poprawiła się. - No, ale w związku z tym wszyscy pracowali, nawet bójek w barze zabrakło. Może pan przejrzeć sobie ostatnie kilka wydań, ale nie przychodzi mi na myśl coś co mogłoby pana zainteresować.
Chris otworzył szeroko ze zdumienia oczy. Jak po sznurku odwiedzał kolejne osoby zyskując strzępy informacji.
- Ach tak. Rzeczywiście sam nie wiem, czego dokładnie szukam, ale może te gazety rzucą jakiś trop. Wcześniej jednak, jeśli nie jest to problem sprawdzę tę pocztę. On nigdy nie wysyłał listów. To może mieć jakieś znaczenie. - Ukłonił się uprzejmie i uśmiechnął.
- Wrócę tu jeśli można za krótką chwilę - a moment później był na dole na poczcie. Przypomniał też sobie o pokoju Thomasa, który wreszcie wypadałoby zbadać. Nawet jeśli ten cały Joachim ma z tym problem.

Atmosfera na poczcie była raczej wyluzowana. Za oszklonym blatem który dzielił piętro budynku na pół były trzy stanowiska pracy, jedno wolne, zapewne należące do Kathie, która teraz była na górze. Pozostałe dwie starsze już panie, rozmawiały ze sobą nad stolikiem pod ścianą po drugiej stronie przegrody. Klientów nie było zbyt wielu, jeden mężczyzna w średnim wieku adresował i pakował właśnie większą paczkę, rzucił Chrisowe przelotne spojrzenie i wrócił do uzupełniania druczku z adresami.
- Czymś pomóc złotko? - rzuciła jedna z kobiet znad herbaty. - Wszystkie druczki masz tam nad stolikiem - dodała wskazując nad stolik przy którym siedział zajęty pakowaniem mężczyzna, gdzie wisiał koszyczek z ładnie posegregowanymi drukami do nadawania różnego rodzaju przesyłek.
Chris wyszczerzył zęby w swoim najbardziej przyjaznym uśmiechu łączącym w sobie podziw dla rozmówcy z przekonaniem o tym, że wszyscy na świecie to mili i uczynni ludzie.
- Nie chciałbym przeszkadzać, ale mam prośbę wielkiej wagi. Może mogłby mi Panie pomóc. To dla mnie ogromnie ważna sprawa - zasmucił się jakby właśnie dowiedział się, że trzy jego najukochańsze maltańczyki wpadły równocześnie pod tramwaj.
- Mogą mi Panie poświęcić zaledwie chwilkę?
Jedna z kobiet przekrzywiła głowę patrząc na Chrisa, zastanawiając się czy może spełnić jego prośbę. Ostatecznie wsparła się rękoma o kolana i podniosła się z fotela i podeszła do blatu przy którym pracowała.
- Co trzeba synku?
Chris natychmiastowo wszedł w rolę ugrzecznionego syna, na którego spadły kłopoty zupełnie od niego niezależne. Zmartwiona mina sugerowała nadciągające rychło samobójstwo, które można było uleczyć tylko matczyną herbatą z miodem.
- Drogie Panie, kolega mój, przyjaciel prawie, zaginął. Przyjechałem go tutaj szukać, bo ostatnio w tym miłym miasteczku pracował zanim zniknął bez wieści… - zrobił dramatyczną pauzę, niezbyt jednak długą, aby nie marnować czasu pań - I okazuje się, że niedługo przed zniknięciem nadał na poczcie dwa listy i jakąś paczkę. Wiem, że… - potarł ręce i zaraz wyciągnął zdjęcie - wiem, że… gdyby były Panie tak miłe i miały możliwość sprawdzić… może te adresy mogłyby mnie na coś mogły naprowadzić…
Obie panie najwyraźniej mocno się zdziwiły. To o czym mówił Chris stanowczo wykraczało poza ich codzienne sprawdzone i lubiane rutyny.
- Jak to? W sensie, że co? - kobieta przy biurku potrząsnęła głową zdezorientowana. - Chce pan, żeby panu powiedzieć, gdzie ktoś nadał list? Tak nie można… chyba - spojrzała niepewnie na koleżankę, która wzruszyła ramionami.
- Ja wiem, ja wiem - Chris wyglądał na wystraszonego. - Chodzi o to, że… - westchnął zrezygnowany. - Nie pokłócił się ze mną, ani nic. Policja nie chce go szukać, bo to za wcześnie. A to spoko gość. Oddał mi bilety na ostatni mecz play-off Lakersów z Celitics. Takich rzeczy się nie zapomina. Przecież jak nic mu nie jest, to się tylko ucieszę i dam mu spokój. Ale ludzie tak nie robią, żeby znikać z dnia na dzień. Panie oglądają telewizję - skrzywił się - ile teraz okropności - westchnął raz jeszcze i zwiesił głowę, jakby myślał jaki to świat jest zły.
Kobieta pokiwała ledwo nadążając.
- No chyba rozumiem, tak, tak. Dobra no mogę chyba panu powiedzieć gdzie nadał, ale nic więcej, żadne czy to paczka czy list, dobra? To wystarczy? - spytała niepewnie.
- Tak, tak - Chris pokiwał z zaangażowaniem głową - Bardzo, ale to bardzo byłbym wdzięczny. Tak się martwię… może uda mi się coś z tego zrozumieć. Boże! Mam nadzieję, że jest bezpieczny i to tylko zwykłe nieporozumienie - trochę wyglądał jak dziecko, które zamierza się zaraz rozpłakać z nadmiaru emocji - Jest Pani dobrą kobietą - westchnął z ulgą i następnie ponownie wstrzymał oddech w oczekiwaniu.
- No dobra... - mruknęła kobieta i założyła małe okulary o grubych szkłach. Odeszła kawałek i zaczęła przeglądać szuflady w poszukiwaniu odpowiednich druczków. Na szczęście Chrisa kobieta przepracowała na poczcie zapewne większość swego życia i doskonale wiedziała co jest gdzie. Wyjęła jednak katalog i przekartkowała go pobieżnie.
Po chwili zrobiła to ponownie. Chris widział ją od tyłu więc nie mógł dostrzec wyrazu jej twarzy, ale wnioskując po jej nerwowym przestępywaniu z nogi na nogę, chyba się lekko zdenerwowała gdy musiała sprawdzić katalog po raz trzeci.
- Co jest? Meg robiłaś coś z katalogami z ostatniego tygodnia? - spytała koleżanki z nieukrywaną pretensją.
- Nie, to twoja robota, jeśli ją słabo zrobiłaś nie szukaj winy gdzie indziej - odpowiedziała dumnie Megan zakładając nogę na nogę.
- Cholera no! - sapnęła kobieta odpowiedzialna za katalogowanie. Odłożyła jeden stos plików i wzięła z szuflady kolejny katalog. - Jak żyję nie umieściłam jeszcze nigdy źle odpisu o nadesłaniu… - zaczęła nerwowo przeglądać pliki
- Pomożesz mi Meg czy będziesz sobie żłopać tę swoją czterokrotnie zaparzoną z jednej torebki herbatę?
Druga pracowniczka poczty tylko westchnęła. Mężczyzna który wypełnił druk o nadaniu paczki w końcu skończył ją adresować i podszedł z nią do lady. Meg pomogła mu ją nadać, zważyła, przyjęła pieniądze i pożegnała go na do widzenia wcześniej upewniając się, że u jego żony i dzieci wszystko w porządku.
Jej koleżanka dalej szukała pliku.
- No nie ma! Jak to możliwe?!
Było, nie ma i najprawdopodobniej się już nie znajdzie. Tego domyślił się Chris. Zniknięcie druczków, podobnie jak zniknięcie Thomasa nie stało się przypadkiem. Chris z chłopięcym nastawieniem podziękował już za samą gotowość pomocy i zostawił numer swojej komórki, gdyby cokolwiek nowego udało się znaleźć. Wiadomo, utracony druczek to ostatecznie żadna tragedia dla poczty, ale jasnym się chyba stało, że działo się tutaj coś niepokojącego, a kolega mógł mieć kłopoty. Bones zapytał jeszcze o jakichś innych obcych pojawiających się na poczcie. Wreszcie zdumiony i rozczarowany wrócił do Kathie.

Otrzymawszy plik gazet zaczął metodycznie, numer po numerze począwszy od najnowszego sprawdzać wiadomości z pierwszej strony, doniesienia z policji, wieści o kopalni oraz nietypowe zdarzenia, które odbiegały od rutyny. Rolnictwo, sport, wizyty oficjeli, komentarze regionalne - tutaj czytanie kończył na tytule i wytłuszczonym wstępie. Jedynie dwa najświeższe numery przeczytał dość szczegółowo. Liczył, że tym sposobem uda mu się wyrobić pewien obraz tutejszego życia i wyłapać główne sprawy społeczności oraz coś co nie pasowało do życia miasteczka. Sprawa na którą trafił Thomas mogła należeć do każdej z tych dwóch kategorii lub jeszcze gdzieś indziej, ale w końcu musiał szukać jakiegoś zaczepienia. Nie wiedział prawie nic. Nie był też w stanie określić jak długo ciągnęła się ta sprawa. Zniknięcie Thomasa mogło być elementem zbliżającego się finału, ale nic pewnego nie dało się tutaj powiedzieć.
W końcu, gdy Kathe musiała zamykać drukarnie, mocno otumaniony ilością przesianych informacji, pozbierał zrobione notatki i poszedł do baru na popołudniową kawę oraz bardzo późny lunch. Chwilę potem jeszcze raz spróbował zadzwonić do profesora, zaglądnął na Policję, czy udało się znaleźć auto Marka, a potem niespiesznym krokiem wrócił do motelu. Tylko basen mógł mu przywrócić równowagę psychiczną. Skoro Thomas zniknął, a ktoś sprawnie zacierał ślady tego, co tutaj robił, to czy i on, grzebiąc w historii miasteczka, nie ściągał na siebie niebezpieczeństwa? Ostatecznie to miała być jego praca, a nie sposób na samobójstwo.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 31-01-2018, 12:22   #32
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Pat przespała się po drodze w jednym z przydrożnych moteli. Głównie dlatego, że o ile na początku trasa była nawet w porządku, ale gdy już zeszła z niej adrenalina, głowa zaczęła niebezpiecznie chylić się ku kierownicy. Dwie godziny drzemki wystarczyły by oczy zaczęły działać jak należy. Teraz trzeba było tylko dotrzeć do Father’s Pride. Mimo, że jak najszybciej chciała się skontaktować z resztą, skierowała auto w kierunku baru, który pierwszego dnia pokazał im Joachim. Żołądek ewidentnie domagał się uwagi i zamierzała mu ją zapewnić. Już czekając na naleśniki napisała sms’a do Chrisa i Deanny.

Cytat:
Wróciłam, jakby co będę się kręcić w okolicy motelu.
Dopiero po posiłku udała się do ich bazy wypadowej, zapaliła przysiadając na ławeczce i upewniając się czy coś nie zmieniło się w otaczającym lokal otoczeniu. Żeby tylko Anna i Billy byli bezpieczni. Na serio nie spodziewała się strzelaniny w takim miejscu. Co gorsza zaczynała mieć spore obawy, że niechcący nadepnęła w mrowisko…. Pytanie czy Thomas nie zrobił tego samego?

Wypaliła na spokojnie papierosa i weszła do środka, rozglądając się za szefem motelu.
Joachim siedział jak zazwyczaj na swoim miejscu za ladą przy wejściu. Czytał bardzo cienką gazetkę, zapewne lokalną.
- O wróciła pani - powiedział uśmiechając się. - Musiała pani odpocząć od swoich towarzyszy, co? Nie dziwię się - dodał chichocząc.
- Owszem, każdy czasem potrzebuje przerwy. - Patricia oparła się o kontuar kładąc na nim pieniądze za pokój. - Mam małe pytanie. Czy policja sprzątała już może pokój Thomasa?
- Nie, ale dzisiaj szeryf mówiła, że kogoś przyśle, albo przyjedzie sama - Joachim pokręcił głową i odłożył gazetę na bok.
- I nie byłoby opcji bym tam zajrzała na chwilkę? - Pat uśmiechnęła się szeroko. - Obiecuję, że nic nie zabiorę.
Joachim westchnął.
- Co wam tak zależy? Naprawdę nie rozumiem przecież policja dzisiaj tam będzie rozejrzy się i to co znajdzie to na pewno wam powiedzą. Nie ufacie im czy coś?
- Wiesz jak jest z policją, powiedzą tyle ile będą chcieli, a na razie zaginięcie Thomasa niezbyt ich interesuje.
Joachim pokiwał głową.
- Cóż przyznam, że czasami potrafią się za bardzo skupiać na jednej sprawie… sam coś o tym wiem - dodał zawieszając wzrok gdzieś w pustkę za plecami Patrici. - Szeryf jest w porządku, ale jest już jakby wypalona, jakby wiecznie zmęczona, a Davin i Garry? - uśmiechnął się na myśl o dwóch pomocnikach pani szeryf. Spojrzał w końcu na Pat.
- To dobre chłopaki, ale okrutnie durni.
Pat przytaknęła. Nie poznała ekipy osobiście, co gorsza wiedziała tylko tyle ile opowiedzieli jej Deanna i Chris.
- Niestety… Człowieka aż ciągnie by sprawdzić choć trochę samemu. - Patricia udała przygnębioną. - Martwię się o niego. Chciałabym choć trochę sprawdzić sama.
- W takim razie… - zastanowił się. - Co powiesz na przysługę w zamian? Coś za coś? Pomożesz mi w czymś, a ja powiedzmy, że dam ci klucz na dziesięć minut.
- Rozumiem, że nie zdradzisz mi o jaki typ przysługi chodzi? - Uśmiechnęła się przyjacielsko do właściciela hotelu.
- Oh nic jakiegoś wielkiego czy strasznego - zapewnił ją uspokajająco. - Jest po prostu pewna sprawa, z którą nie bardzo mam się do kogo zwrócić… chodzi o moją żonę. Ostatnio nie bardzo możemy się dogadać, jest strasznie przygnębiona i smutna. Myślałem, żeby sprawić jej jakiś prezent, sukienkę na przykład, zawsze je tak lubiła i świetnie w nich wyglądała. No, ale mi tak głupio jest do sklepu po sukienkę iść plus nie wiedziałbym jaką wybrać… - wzruszył ramionami.
Przez ułamek sekundy twarz Patrici stoczyła wielką walkę z umysłem. Toż jego żona była martwa tak? To nie to, że trzyma jej zwłoki gdzieś na zapleczu i przebiera? Na szczęście udało się jej utrzymać uśmiech.
- Ach… jasne. Będziesz musiał mi tylko podać rozmiar i ewentualnie co lubi. Może jakiś kolor? Wzór? Na pewno będzie jej wtedy miło.
- Oj nie znam się na tym… na rozmiarach w sensie - powiedział zwieszając głowę zatroskany. - Jest mojego wzrostu i też raczej chuda. W sumie aż dziwne, że jeszcze jej nie poznałaś, ale chyb akurat wczoraj jak cię nie było to głównie się krzątała. Teraz jest gdzieś na mieście.
- Może masz jakieś zdjęcie? To wystarczy. - Pat sięgnęła przez kontuar i poklepała mężczyznę po ramieniu.
Joachim podrapał się po głowie rozmyślając.
- Coś chyba mam. Nie jakieś bardzo nowe, ale coś mam, chwilka - powiedział zniakając za zasłoną prowadzącą do jego i jego małżonki pokoju.

Pat zerknęła przez ladę sprawdzając czy leży tam księga gości.
Spod lady wyciągnęła masywną, skórzaną księgę, którą szybko zaczęła przeglądać. Jedyne co dziwnego zauważyła na początek to to, że w rubryce “wpisujący” widniały dwa różne podpisy, w godzinach porannych i popołudniowych był jeden, nieczytelny, ale dało się w nim dostrzec inicjały Joachima. Co do drugiego rodzaju podpisów mogła się domyślać, że chodziło o żonę motelarza, ale były tak bardzo inne od podpisów Joachima, które bywały mało podobne do siebie. Same w sobie zaś podpisy drugiej osoby, były właściwie identyczne względem siebie.

Przeszła szybko na stronę gdzie powinien pojawić się Thomas i rzeczywiście tam był. Wpłata z góry na tydzień. Na tej samej stronie były jeszcze dwa wpisy. John Smith 25 października i Roger Voel 28 października. Pierwszy zapłacił z góry za cały miesiąc najlepszego pokoju na górze, drugi z gości zaś, zapłacił za tydzień. Później były już tylko wpisy Patrici, Deanny i Chrisa.
 
Aiko jest offline  
Stary 10-02-2018, 14:43   #33
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
3 Listopada 2010

Father’s Pride - Wieczór




***

Chris przetarł zmęczony oczy, starał się być dokładny w swoim szukaniu przydatnych informacji, ale rubryki poświęcone statystykom zbiorczym kukurydzy, rozległe lokalne prognozy pogodowe i analizy rynku farmerskiego, podpowiadającego kiedy i komu sprzedać zbiory, nie należały do najciekawszych, a głównie takie się znajdowały w lokalnej gazecie.
Trafiały się jednak bardziej miejskie nowinki. Każde narodziny nowego dziecka były notowane i celebrowane przez gazetę, z umieszczeniem zdjęcia noworodka z rodzicami, co było całkiem fajną tradycją.
Co jakiś czas pojawiały się małe wywiady, najczęściej z burmistrzem miasteczka, ale to co najbardziej interesowało Chrisa, znajdowało się w starszych numerach.
W czasie gdy dochodziło do morderstw, w gazecie pierwsza strona zawsze była swego rodzaju nekrologiem. Informowano o tym kto zginął i kiedy, oraz o planowanej dacie pogrzebu. Zamieszczano szkolne zdjęcie zamordowanej dziewczynki, zawsze uśmiechnięta, żadna z nich nie miała więcej niż 11 lat. Gdy Chris porównał wszystkie ofiary, wyszło na to, że każda z nich miała 10 lat.
Kathy w swoich informacjach zapewniała, że po rozmowach z wtedy jeszcze nie szeryf, sprawca tych okropnych uczynków wkrótce zostanie schwytany. Artykuły zapewniał, że sprowadzona z Los Angeles policjantka była najlepszym co mogło ich spotkać i w miarę kolejnych tygodni, a nawet miesięcy, entuzjazm i optymizm nie spadał.
W końcu Chris natrafił na najważniejszy artykuł. Morderca został schwytany.
“Harold Ignes, seryjny morderca i gwałciciel dzieci, popełnił samobójstwo.” mówił nagłówek. Zdjęcie pierwszej strony prezentowało miasteczko, zdjęcie było wykonane z dachu najwyższego budynku w miasteczku - ratusza.
Artykuł mówił o tym, że motywy sprawcy nie były znane, nie mówił o tym jak szeryf Mary wpadła na trop Harolda, a kwestię tego czy jego rodzina wiedziała o czymkolwiek, pozostawiał pod znakiem zapytania, co zapewne skutkowało licznymi problemami dla rodziny Ignesa. Kathy wyrażała tam ogromną ulgę, ale i żal z tego, jak wiele osób musiała zapłacić swoim życiem, mówiła też o tym, że jest to największa tragedia jaka spotkała miasteczko od 1978 roku.
Kolejny numer mówił o tym, że Mary Elizabeth oficjalnie zostaje w miasteczku i obejmuje pozycję szeryfa od odchodzącego na emeryturę Chrisa Garrota.
Chris zanudzał się kolejnymi numerami, ale w końcu doszedł do obecnego roku. Gazeta zapewniała o wspaniałych prognozach na tegoroczne zbiory, pojawiła się wzmianka o kopalni, podobno miasto miało wyrazić zgodę na przeprowadzenie badań nad kopalnią w celu zbadania jej przydatności i możliwości eksploatacji, zapewne chodziło o pracę Marka.
W całej historii gazety niewiele było mowy o samej kopalni. Od czasu do czasu mówiono o tym, jak jakieś dzieci znowu rozwaliły bramę i narobiły bałaganu w środku, zostawiając po sobie butelki z piwem.
Z ciekawostek Chris znalazł nekrolog żony Joachima, oraz Alexa Ignesa. Podobno syna Harolda mordercy.
Zmęczony podziękował Kathy za to, że postanowiła dłużej zostać, żeby mógł przebrnąć przez stare numery i wyszli razem.
- Mam nadzieję, że znalazłeś coś ciekawego, ale przyznam, że żadna ze mnie reporterka, dziennikarka czy cokolwiek. Pisze o tym o czym ludzie chcą wiedzieć, wszystkiego mogą dowiedzieć się z internetu, ale większości się nie chce, wolą usiąść po pracy z piwem w fotelu i przekartkować te kilka stron… - powiedziała z uśmiechem. - Jeśli jeszcze czegoś będziesz potrzebował, służe pomocą - dodała na dobranoc.


***
- Znalazłem! - powiedział Joachim wracając ucieszony. Podał Patrici stare, ale jeszcze kolorowe zdjęcie drobnej kobiety, z długimi, ciemnymi włosami. Miała wielkie, błękitne oczy i bardzo przyjemną, wesoła twarz. Musiała być conajmniej o głowę niższa od Patrici i dobre 10 kilo lżejsza, co robiło z niej bardzo małą istotkę. Joachim wpatrywał się w zdjęcie z ogromnym uśmiechem i miłością. - Naprawdę czasem mam wrażenie, że nic się nie zmieniła do dziś, a to zdjęcie sprzed… 20 lat. Tak - pokiwał głową.
- No dobrze… to co idziemy zobaczyć ten pokój? - spytał chwytając klucz nagle pozbawiony wątpliwości.
Patricia nie miała oczywiście żadnych obiekcji.
Podeszli do pokoju, w którym zatrzymywał się Thomas. Zanim Joachim otworzył drzwi Patricia rozejrzała się po motelu. Na piętrze, w luksusowym pokoju przy basenie, ktoś najwyraźniej stał w oknie. Było już ciemnawo, a światło tam się nie paliło, ale jakaś sylwetka z pewnością rozchyliła zasłony i obserwowała Joachima i Patricię. Po kilku sekundach zasłony opadły, a sylwetka zniknęła.
Joachim otworzył drzwi.
- No dobra, rozglądaj się, ale szybciutko.
Pokój był pozostawiony w lekkim nieładzie, nie było jeszcze pościelone, na krześle wisiały spodnie i kilka przepoconych koszulek, na biurku zmielona paczka papierosów, z dwoma fajkami w środku. Pod stołem była butelka po whiskey i kilka puszek po piwie. Patricia zaczęła szybko zaglądać gdzie się tylko dało, pod czujnym okiem Joachima.
Pod łóżkiem nie było nic, w szufladach nocnych… w jednej znalazła otwartą paczkę prezerwatyw, w drugiej notes. Przekartkowała go szybko i wciągneła ostrzej powietrze. Dziennik i to prowadzony chyba całkiem dokładnie.Pierwszy wpis 16 października, początkowe, były krótkie, ale z czasem stawały się dłuższe. Pismo było trochę nieczytelne, ale dało się spokojnie odczytać.
- Hej co tam ma… - mruknał Joachim wyglądajac zza progu, nagle jednak rozległ się trzask i właściciel motelu padł na ziemię uderzony w tył głowy.
W drzwiach stanął mężczyzna, prawie dwa metry wzrostu, łysy i dokładnie ogolony na twarzy, pozbawiony nawet brwi. W ręku trzymał pałkę do ogłuszania zwierząt tuż przed zarżnięciem. Był bosy i miał na sobie tylko jeansy i biały podkoszulek. Postąpił dwa kroki na przód wpatrując się w Patricię martwym wzrokiem.
- Rzuć ten zeszycik na łóżko - mruknął cichym, ale głębokim głosem, ściskając mocniej pałkę, którą dopiero co powalił Joachima.


Kalifornia
Noc z 3 na 4 listopada


- Russell? - głos szefa mechanika był zmęczony i niepocieszony, najwyraźniej właściciel złomowiska, które policja najechała dwa dni temu, przechodził ciężki okres.
- Panie Smith, mam dobre informację, same dobre. Wiem gdzie jest tamta babka, która nasłała gliny, wiem jak się nazywa, wszystko jest pod kontrolą - zapewnił zadowolony grubasek, zaciągając się po raz ostatni papiersom, po czym zgniótł go o asfalt. Pustynia była taka spokojna… zaciągnął się teraz świeżym powietrzem, rozkoszując się bezmiarem piasku i asfaltu przed nim i za nim.
- Nie przez telefon durniu… Los Angeles. Magazyn. Lepiej żebyś naprawdę coś wiedział...
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 14-03-2018, 01:30   #34
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Chris jeszcze raz podziękował za pomoc i ruszył w kierunku restauracji, próbując powetować sobie kolejne mało pożytecznie spędzone godziny naleśnikami. Wyciągnął jednak komórkę i przypomniał sobie o smsie od Pat oraz o tym, że przez cały dzień nie widział Deanny. Może jednak powinien z nimi pogadać? Ostatecznie zmienił cel i ruszył w kierunku motelu. Naleśniki jeszcze zdąży zjeść. Jak się czegoś od nich dowie, to może, będzie mógł sobie rozmyślać podczas posiłku.
Chris poczuł na sobie przeszywający, drażniący wzrok. Z budynku naprzeciwko, punktu UPS pełniącego też role siedziby tutejszego związku rolników, patrzył się na niego tamtejszy pracownik, mężczyzna koło pięćdziesiątki. Palił papierosa i wwiercał się w Chrisa wzrokiem.
Bones machnął do niego przyjaźnie ręką i uśmiechnął się jakby już się znali. Spróbował też zanotować twarz w pamięci, chociaż znając swoje możliwości nie liczył na wiele. Jak każda mała społeczność, jeśli się jej dokładnie przyjrzeć, przypominała ona w jakiejś części dom wariatów. Przeszedł na drugą stronę ulicy i podszedł do mężczyzny oceniając jednocześnie możliwość szybkiej ucieczki. Był jednak przekonany, że od nieuprzejmych można dowiedzieć się znacznie więcej niż od tych, którzy potrafią się tylko uśmiechać.
- Przepraszam. Skinął Pan na mnie? Potrzebuje Pan pomocy? - zrobił jedną ze swoich głupkowatych, zagubionych min, które zawsze wychodziły mu bardzo dobrze.
Mężczyzna stanął w progu drzwi i wyciągnął paczkę papierosów. Odpalił jednego i wyszedł na zewnątrz. Przysiadł sobie na progu schodków do budynku.
- Przyjezdni co? Przyjezdni zawsze muszą ściągać kłopoty… - splunął w bok. - Czegoś szukacie u nas? - prychnął.
Chris kiwnął głową.
- Zgadza się. Zwykle ściągają na siebie - pogrzebał w kieszeniach i też zapalił papierosa - Szukamy jednego przyjezdnego, co ściągnął na siebie kłopoty i przepadł jak kamień w wodę - westchnął wypuszczając dym - Ja najchętniej wróciłbym już do domu. Tyle, że muszę go znaleźć - zaciągnął się ponownie i popatrzył przed siebie.
Nieznajomy pokiwał głową.
- Detektywi czy inne chujostwo? Może lepiej po prostu zmień robotę. Wasz kolega już raczej nie wróci - powiedział spluwając.
- Inne chujostwo - potwierdził - widziałeś go? Za zwłoki też mi zapłacą - powiedział jakby było mu wszystko jedno. W zasadzie to było mu wszystko jedno. Zaczął się martwić o siebie.
- Twój przyjaciel był bardzo upierdliwy, tak… miałem okazję go poznać. Chciał wszystko wiedzieć i to szybko, jakby mu się strasznie śpieszyło. Tu, tu, tam, biegał po mieście czepiał się wszystkich, wszędzie widział jakiś spisek - machnął rękę zdenerwowany. - Zaczął się wtrącać do spraw związku, a tego to już nie mogłem tolerować - pokręcił głową i splunął ciężko jeszcze raz.
- Daruj sobie panie. Są lepsze i uczciwsze sposoby na pieniądz.
- Co robić?
- Chris był autentycznie zdumiony - Człowieku, nie znam go aż tak dobrze, ale on przez całe życie nie widział pola kukurydzy - zaciągnął się dymem - Jak on mógł się mieszać w sprawy związku?! Doradzał wam jak obsadzać pola? Albo mu się coś we łbie doszczętnie pomieszało, albo czegoś tu nie rozumiem - odwrócił wzrok na mężczyznę.
- Męczy mnie to. Nie lubię się w nic wtrącać i drażnić ludzi. Najchętniej bym wrócił do siebie, ale nie jest to takie proste. Gdzieś przecież musi być, a ja obiecałem, że pomogę go znaleźć.
- Uważał, że niby coś robimy nielegalnie. To znaczy niektórzy członkowie. Powiedziałem mu żeby się pierdolił, znam tych ludzi całe życie i nie wiem czy ktoś z nich dostałby chociażby mandat
- pokręcił głową. - Jak bardzo chcesz wiedzieć co się z nim stało, to bym spróbował poprosić szeryf. Jest chyba niezła w tym co robi, chociaż od dawno nie miała prawdziwej policyjnej roboty.
- Nielegalnie co? Sadzicie kukurydzę? To przecież mógł iść do szeryfa? U nas też jest taka jedna… ostatnio groziła mi… a nie ważne
- popatrzył na mężczyznę i popukał się w czoło, a potem wyraźnie zniżył głos jakby ktoś ich jeszcze słuchał.
- Obawiam się, że on zwariował. Tak mi się wydaje. Ale powiem Ci, że zawsze był z niego równy chłop. Kilka razy mi pomógł w życiu i nigdy nie chciał nic w zamian. Rozmawiałem z nim nie dalej jak niecały miesiąc temu i zachowywał się normalnie - wzruszył ramionami.
- Może to przez ten upał? O co można oskarżyć rolnika, co? - popatrzył się na mężczyznę - Oskarżyć to się powinno tych dusigroszy z korporacji jak Dole albo General Mills.
- Ostatnio jest kurewsko gorąco to prawda. Szczególnie jak na tę porę roku
- mężczyzna przyznał mu rację dusząc papierosa pod butem. - Twój kolega miał jakąś popieprzoną teorię o tym, że… - westchnął ciężko. - Dokonywane są tu morderstwa. Regularnie. Głównie dzieci - powiedział drapiąc się po czole.
- Nie wiem skąd to sobie wytrzasnął, ale chciałeś wiedzieć to masz. Na dodatek bardzo szukał niejakiego Johna Smitha… cokolwiek ci to mówi? - spytał patrząc na Chrisa spode łba, obserwując dokładnie jego reakcję.
Bones wpatrywał się w mężczyznę uważnie jakby sprawdzał, czy ten nie robi sobie z niego jaj. Oczy robiły się coraz większe. W końcu parsknął śmiechem.
- Boże! Rolnicy mordują dzieci w kukurydzy, a wszystkim dowodzi agent John Smith. Co to ma być? Gówniany horror klasy B? Weaving i Reeves raczej w nim nie zagrają - splunął na ziemię zniesmaczony - Powiedz mi, mieliście coś takiego wcześniej? Ktoś tu przyjeżdża i odbija mu z gorąca? Da się to jakoś leczyć, czy coś? Wiesz, może dostał jakiegoś udaru i teraz gdzieś leży na tej pustyni - nagle rozglądnął się jakby był obserwowany - Kurwa, mam nadzieję, że nie mam żadnych objawów - dotknął sobie głowy - nie jest mi gorąco, czy coś, wiesz... i piję dużo wody żeby się nie odwodnić.
W końcu jakby się zasępił.
- Przepraszam - powiedział - to była duża tragedia. Wiem, że na pewno wielu z was ciągle to przeżywa i o tym pamięta. Nie powinienem tak żartować, ale jestem już tym wszystkim zmęczony. Facet przepadł jak kamień w wodę i żadnego śladu. Jutro zgłoszę szeryf, że mógł być obłąkany. To może mieć znaczenie dla śledztwa - zasępił i sięgnął po kolejnego papierosa patrząc w ziemię. - John Smith… połowa facetów w tym kraju nazywa się John Smith.
Mężczyzna wzruszył ramionami i wstał ze schodów otrzepując tył spodni.
- Gorąco wszystkim może dać się we znaki, ale nie zwalajmy wszystkiego na to. Sam nazywam się John, a Smith… mamy dwie takie rodziny w miasteczku, ale w żadnej chyba nie ma Johna - dodał drapiąc się po głowie.
Otworzył drzwi do swojego budynku i stanął w progu tyłem do Chrisa.
- Ale odpowiadając na twoje pytanie mieliśmy już coś takiego. Gość czasem tu wraca, więc musiał oszaleć - powiedział chichocząc do siebie. - Roger Voel o ile dobrze pamiętam. Zjawia się tu raz na jakiś czas, wszczyna jedną bójkę w barze, wykrzykuje coś w nocy po pijaku, przesypia kaca u Joachima i wraca do San Diego. Bodajże jest lekarzem czy coś… ale po mojemu sam powinien się leczyć. Od gorąca naprawdę potrafi ludziom troszkę odpierdolić - westchnął wchodząc do środka.
- Dzięki John - machnął Bones do jego pleców - Chris. Czas na mnie - dodał. Zaciągnął się papierosem i ruszył w stronę motelu. Zaraz też sięgnął po telefon i zapisał nazwiska i detale w notatniku. Ostatecznie opłaciło się pogadać z tym ponurakiem. Za dużo przypadków jak na taką jedną mieścinę. Zaczął się tylko zastanawiać, czy Thomasa wykończył sprawa wokół kopalnianych interesów, czy może sprawa wokół morderstw. Czy miał również sobie wybierać co wykończy jego?
Ledwie skończył pisać na jego telefonie pojawił się jakiś jeszcze mniej sympatyczny mężczyzna za siatką. Chłopak Pat? Ale dlaczego właśnie teraz się nim chwali? Postanowił jednak przyspieszyć kroku. W tle ewidentnie był motel.
Gdy doszedł do motelu, od razu rzuciło mu się w oczy zamieszanie na wejściu jednego z pokoi. O ile dobrze pamiętał był to pokój Thomasa. Pat stała w progu, Joachim leżał na ziemi a przy nim klęczał starszy facet, bodajże Ron, pracownik stacji benzynowej naprzeciwko. Obok niego na ziemi leżał rewolwer.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 14-03-2018, 10:23   #35
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Pat zamarła na chwilę. W dłoni ściskała przedmiot, który mógł zadecydować o losach śledztwa. Jednak ten facet trzymał w dłoni coś co mogło zadecydować o jej losach. Decyzja zajęła jej dwa uderzenia serca. Rzuciła się w kierunku łazienki, chcąc zamknąć się w środku.
Nie usłyszała jego kroków, ale gdy wpadła do łazienki i zamknęła mu drzwi tuż przed nosem, dostrzegła całkowity spokój w jego oczach. Szybko przekręciła zamek i nieznajomy walnął w drzwi z rozpędu. Zatrząsły się i coś trzasnęło, ale wytrzymały.
Patricia spojrzała na okno, nie było zbyt duże, ale i ona nie należała do wielkich, z pewnością mogła się przecisnąć.
Nie usłyszała drugiej próby wyważenia drzwi.
- Nie utrudniaj… - dobiegł ją głos z pokoju obok. - Oddaj, a nic ci się nie stanie.
Pat wierzyła w te zapewnienia prawie równie mocno co w świętego mikołaja. Wcisnęła notes w jedyne w miarę bezpieczne miejsce czyli pod koszulkę i zabrała się za przeciskanie się przez okno, upewniwszy się czy nikt tam na nią nie czeka. Wolała nie sprawdzać, czy ten goryl przy drugim uderzeniu rozwali drzwi.
W miarę szybko znalazła się na zewnątrz, tuż przy ogrodzeniu motelu. Po prawej widziała stację benzynową, ale był to kawałek, jeśli miał ją dalej ścigać mógł być za rogiem motelu szybciej niż ona.
Pat rozejrzała się poszukując jakiejś alternatywnej drogi. Rząd niewielkich łazienkowych okienek i sięgająca zaledwie pasa kukurydza, ciągnąca się po horyzont kukurydza nie wróżyły nic dobrego. Rzuciła się pędem w stronę stacji, gotowa przeskakiwać przez płot, jeśli tylko gdzieś mignęłaby jej postać osiłka.
Dobiegła do ogrodzenia i od razu zaczęła się wspinać, bo gdy tylko wybiegła zza rogu motelu, dostrzegła swojego prześladowcę. Dopiero teraz zauważyła, że kuleje i to dosyć poważnie. Mimo to miał niezłe tempo. Na jej szczęście ogrodzenie nie było zbyt wysokie, a sama w sobie Patricia była całkiem zwinna, mimo to rozminęła się z chwytem mężczyzny o kilka centymetrów i musiała upaść po drugiej stronie na twardym piachu, żeby jak najszybciej znaleźć się po drugiej stronie.
Spróbował sięgnąć Patricię przez kraty ogrodzenia, ale zdążyła się odczołgać.
- Nic tu po was - powiedział spokojnie podnosząc się na nogi. - Już jest po wszystkim. Oddaj ten zeszycik i będziecie mogli spokojnie wyjechać.
- Jak jest po wszystkim to po co ci ten zeszyt? - Pat podniosła się z ziemi. Po chwili wydobyła telefon i zrobiła mężczyźnie zdjęcie. Już nie czekając na jego reakcję ruszyła pędem w stronę stacji.

Obróciła się po chwili, ale mężczyzny już nie było w zasięgu wzroku. Na stacji Ron, starszy wiekiem pracownik, siedział na ławeczce przed wejściem, paląc papierosa, czytając gazetę za gazetą i popijając świeżą, czarną kawę. Spojrzał na zdyszaną Patricię unosząc brew.
- Ciśnienie? Mam małą łazienkę jeśli trzeba… - skinął głową na budkę kilkanaście metrów od głównego budynku.
- Chyba wolałabym szluga. - Pat wyjęła telefon i wybrała numer policji. - Witam. Chciałabym zgłosić napaść w motelu Joachima. Musiałam uciec bo mężczyzna najpierw zaatakował właściciela, a potem chciał dopaść mnie.
Na jej nieszczęście odebrał jeden z braci.
- Kto tam?! - krzyknął tylko do słuchawki po tym jak przez prawie dziesięć sekund trawił wszystkie informacje, które rzuciła Patricia.
Pat westchnęła i zerknęła prosząco na Rona.
- Patricia Clifford. Mieszkam w motelu Joachima. - Wyjaśniła spokojnie zerkając w stronę hotelu.
Ron spojrzał na nią znad gazety, po czym szybko wrócił do czytania.
- A tak, tak, kojarzę. W czym mogę pomóc? - spytał uprzejmie.
Cóż nie będzie szluga. Powoli zaczynało ją też kusić by zadzwonić gdzie indziej. Może karetka zareagowałaby szybciej?
- Ktoś zaatakował Joachima. - Odparła starając się utrzymać spokojny ton.
- O kurde… - westchnął ciężko jej rozmówca. - Muszę zadzwonić po szeryf!
- Chyba przyda się też karetka. - Odpowiedziała już lekko zirytowana.
- Karetka? To z daleka by musieli jechać, aż z Plaster City. Zadzwonię po doktora Marshalla, okej? - spytał Patricię o pozwolenie.
- Wspaniały pomysł. - Kobieta powstrzymała się by się nie rozłączyć.
- Dobra to tak… wyślę panią szeryf do motelu tak, no i pojadę po doktora i z nim przyjadę. On nie ma samochodu, wszędzie rowerem jeździ, ale jak po niego podjadę to będzie szybciej! - stwierdził tuż przed rozłączeniem się jeden z braci.
Ron spalił do końca papierosa i spojrzał na Patricię zmartwiony.
- Coś się serio stało Joachimowi? - spytał wstając z ławki.
- Jakiś kulejący typek uderzył go w głowę. Potem mi groził no to zwiałam. - Pat jakoś odruchowo spięła się. Czy tamten typek mógł mieć w mieście wspólników? -Sprzedasz mi paczkę?
Ron dopił szybko kawę.
- Kulejący? Cholera dziewczyna od pracy w polu w takich warunkach połowa rolników tu kuleje - wszedł do środka i wyjął rewolwer zza lady, sprawdził bębenek po naboje. - Weź sobie jakie chcesz pieniądze połóż na ladzie, idę do motelu. Biedny Joachim… - westchnął ciężko wychodząc szybkim krokiem w budki i ruszając w stronę motelu po drugiej stronie drogi.
- Ej! On ci może zrobić krzywdę! - Pat zawahała się. Ten głupek oberwie.
Ron w odpowiedzi uniósł jedynie rewolwer do góry i pomachał nim, jakby przypominająć Patrici, że to on ma poważną broń.
- Idiota. - Pat warknęła pod nosem. Powoli ruszyła za chłopakiem. Wysłała zdjęcie faceta do Chrisa. Idąc zaczęła wysyłać zdjęcia kartek od końca dziennika. Zrobiła kilka i przyspieszyła chowając dziennik pod koszulkę.
Zdjęcia może nie były zbyt wyraźnie, szczególnie przez lampę błyskową, ostatecznie robiło się już ciemno, ale coś powinno się dać odczytać. Tak czy inaczej nie miała zamiaru gubić dziennika.

Ron był już w zaawansowanym średnim wieku, ale poruszał się sprawnie i pewnie. Gdy tylko dostrzegł nogi Joachima wystające z jednego pokoi podbiegł żwawo i rozejrzał się po pokoju. Nie dostrzegając nikogo uklęknał przy staruszku i zaczął oglądać jego głowę.
- Nie wygląda to źle. Ledwo do jest krew, ale guza będzie miał porządnego. Jak wyglądał ten gość?
- Zrobiłam mu zdjęcie jak uciekałam. - Pat pokazała Ronowi, fotkę kulejącego faceta. Cały czas rozglądała się czy gdzieś go nie ma.
Ron przyglądał mu się chwilę, po czym pokręcił głową zrezygnowany.
- Nigdy go nie widziałem. Pokażesz szeryf, może ona skojarzy, ale po mojemu nie jest stąd… cholera, nie mógł daleko uciec, prawda? - Joachim mruknął coś mrugając oczami. - Budzi się? Twardszy niż myślałem.
- Mógł mieć auto… Był na bosaka, więc mógł mieszkać w hotelu. - Pat przyglądała się Ronowi niepewnie. Czy ten facet na serio nie wiedział jak bardzo ryzykują będąc tutaj. Chyba, że… byli w zmowie, a jej tu nie powinno być, ale chyba nie powinna popadać w paranoję.

Chris nie dokładnie tego się spodziewał. Miała być Pat z nieco dziwacznym chłopakiem, a był nieprzytomny Joachim, mężczyzna i rewolwer. Zrobił więc to co od urodzenia wychodziło mu znakomicie: wielkie oczy.
- Eeeee… - utkwił oczy w broni, która na szczęście leżała nie dotykana przez nikogo. Następnie uznał, że najlepiej będzie powiedzieć coś absolutnie nie na miejscu.
- Cześć. Widzę, że nic tu nie jest w porządku - potem jego umysł porzucił rozmyślanie o podejrzanych związkowcach i zaginionych detektywach i skoncentrował się na tu i teraz.
- Policja? Lekarz? - rzucił w kierunku Pat, a następnie uważnie zlustrował ją wzrokiem. Chwilę potem rozglądał się też po pokoju oraz okolicy wietrząc, zupełnie bez doświadczenia, potencjalne zagrożenie.
Pat poczuła wyraźną ulgę widząc znajomą twarz, mimo iż odmalowywał się na niej ewidentny brak zrozumienia.
- Już wezwani, choć odebrał jeden z braci pomagających szeryf… nie wiem ile się im zejdzie. - Dziewczyna sama zerknęła na leżącą obok broń upewniając się, że nikt w nią z niej nie wymierzy… przez kilka najbliższych sekund. - Gdzie jest Deanna?
- Nic ci nie jest? - Chris po stanie ubrania i włosów doszedł do przekonania, że Joachim nie musiał być tutaj jedynym poszkodowanym - chyba, każde z nas ma za sobą jakąś historię dzisiaj.
Ostatecznie stwierdził, że zagrożenie musiało minąć.
- Nie wiem właśnie gdzie ona jest. Cały dzień jej nie widziałem. To też trzeba będzie sprawdzić. Może zaglądnę, czy nie ma jej pokoju, jak tylko policja przyjedzie.
Joachim powoli dochodził do siebie. Usiadł opierając się o próg drzwi i chwytając za głowę.
- O matko… ale mnie łeb napierdala…
Ron westchnął z ulgą widząc, że staruszek nie jest w takim złym stanie. Wziął rewolwer i schował go za pasek.
- W co żeś się wpakował stary durniu? - spytał zmartwiony kręcąc głową. Po trosce w jego oczach można było wyczytać, że znali się i lubili nie od dziś. Ron musiał być niewiele młodszy od Joachima, ale skórę twarzy miał poranioną i poniszczoną, i wnioskując po samej twarzy można by było przypuścić, że są w takim samym wieku. Młodsze, zdrowe włosy i solidna budowa ciała była jedynym sposobem by uznać, że jest młodszy.
Spojrzał nieprzyjaźnie na Patricię.
- Jeśli przyjechaliście tutaj szukać kłopotów to moglibyście chociaż nie mieszać w nich postronnych starców… - fuknął najwyraźniej pozwalając by troskę o Joachima zastąpiła złość.
Chris popatrzył na Rona i uniósł ręce
- Zdaje się, że to kłopoty znalazły jego. Żadne z nas nie zrobiło mu tego… czegoś. Co tu się w zasadzie stało? - zapytał zmieniając temat.
- Wysłałam ci zdjęcie tamtego faceta. Przywalił Joachimowi gdy zaglądaliśmy do pokoju. Mi udało się uciec. - Pat przyjrzała się, przebudzającemu się mężczyźnie. - Może zrobię mu zimny okład na głowę?
- Zrobił co?! Przywalił? Na boginie! J… - Chris coś zaczął, ale wyraźnie ugryzł się w język w tym samym momencie, rzucając bardzo krótkie spojrzenie na człowieka z pistoletem.
- Okład na głowę to świetny pomysł - powiedział stanowczo, choć o udzielaniu pierwszej pomocy pojęcie miał żadne - ja zorganizuję mu wodę - i rozglądnął się za szklanką.
- W pokojach są buteleczki z wodą. - Pat podniosła się. - Przyniosę, razem z jakimś wilgotnym ręcznikiem, dobrze?
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 16-03-2018 o 14:10.
Aiko jest offline  
Stary 18-03-2018, 19:30   #36
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
4 Listopada 2010

Father’s Pride - Popołudnie

Patricia przyniosła Joachimowi butelkę wody i zimny okład, gdy Chris i Ron posadzili go już na ławce na podwórku. Syrena policyjna zabłysnęła na horyzoncie, ale oszczędzili sobie sygnału, ruchu na drodze i tak nie było, jak zresztą zawsze.
- Sprawdze co z Deanną - mruknęła Patricia, bo miała to zrobić czekając na policję, ale zeszło im znacznie szybciej niż się spodziewała po tym jak odbyła jakże produktywną rozmowę z jednym z braci zastępców szeryf.
Zapukała do jej pokoju i to głośno. Jako ich przełożona póki co nie wykazywała się zbyt przywódczym nastawieniem. Pracowita też się nie wydawała.
Radiowóz podjeżdżał już pod parking motelu. Patricia zapukała jeszcze raz, mocniej, dając lekki upust swojej frustracji i emocjom spowodowanym niedawnym zagrożeniem życia ze strony kulawego, bosego nieznajomego.
Spojrzała w górę, na apartament przy basenie. Sylwetka znowu pojawiła się w oknie, tym razem Patricia dostrzegła dokładniej kim była osoba w oknie. Kobieta, z długimi, jasnymi włosami o karnacji skóry rdzennych amerykanów. Obie kobiety skrzyżowały spojrzenia na kilka sekund, po czym indianka powoli odsunęła się od okna.
Patricia zapukała po raz ostatni. Z radiowozu wysiadła szeryf, jeden braci, bodajże Garry i posiwiały mężczyzna z torbą lekarską, zapewne doktor Marshall.
Patricia przekręciła klamkę do pokoju Deanny i pozwoliła się wpuścić, ale szybko rozglądając się po pokoju, wliczając w to łazienkę, nie znalazła nikogo.
Wróciła do reszty, żeby odpowiedzieć na kilka pytań szeryf.




***

Joachim wstawił się za Patricią prosząc szeryf Mary Elizabeth by nie wyciągała wobec niej żadnych konsekwencji, jako, że i tak Pat nie miała nawet czasu rozejrzeć się po pokoju, a miało prawo martwić się o swojego przyjaciela czy też współpracownika, który zaginął. Szeryf pokiwała tylko głową, poklepała staruszka po ramieniu i poleciła dla Garry'ego w towarzystwie doktora odprowadzić Joachima do jego pokoju. Ronowi podziękowała za pomoc i "odważną" reakcję i pozwoliła mężczyźnie wrócić do pracy naprzeciwko.
Przysiadła na ławce i spojrzała na zegarek na ręce. Westchnęła ciężko i spojrzała na Chrisa i Patricię.
- Znaleźliśmy samochód, ale polecam żebyście się nie zbliżali do Marka. Zniknęło im wszystko co było w środku i był dosyć wkurzony... uderzył jednego z moich zastępców i musieliśmy go zamknąć na nockę w celi - poinformowała smutno.
- Co do was zaś... pozwoliłam sobie nieco sprawdzić. Prywatni detektywi, dużą agencja, te sprawy... rozumiem, że chcecie znaleźc swojego kolegę, jasne i zrozumiałe. Nie tylko praca, ale i profesjonalne zobowiązanie - wstała z ławki i oparła ręce na biodrach. - Jednakże... wpierdalanie nosa przede mnie, w cokolwiek, jak chociażby przeszukanie pokoju zaginionej osoby, bez pozwolenia, bez nakazu, będzie skutkowało pewnymi konsekwencjami. Miałam sprawdzić pokój wczoraj, ale nagle musiałam się zająć zaginionym samochodem i mordobiciem tępych, zapijaczonych rolników w barze. Nie cenię sobie takiego wykorzystywania sytuacji - powiedziała pewnie i stosunkowo groźnie.
- Nie obchodzi mnie jak głupio to zabrzmi, ale to moje miasto. Moja praca, to całe moje życie i jeśli będziecie mi w tym przeszkadzać, potraktuję to osobiście, a nie zawodowo... - zbliżyła się na odległość pół kroku od dwójki detektywów. - Todd chciał żebym potraktowała jego sprawę osobiście, a nie zawodowo i patrzcie co się z nim stało. Odstrzelił sobie łeb - dodała ciszej.
Odwróciła się szybko i ruszyła w stronę pokoju Thomasa.
- Współpracujcie i nie przeszkadzajcie, a rozwiąże za was tę sprawę. Pro bono - rzuciła jeszcze bez odwracania się.


 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 27-03-2018 o 21:34.
Fearqin jest offline  
Stary 28-04-2018, 14:53   #37
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Pat nie skomentowała co sądzi o szeryf i jej tempie rozwiązywania spraw. Gdy kobieta odeszła spojrzała na Chrisa.
- Chyba musimy pogadać i sprawdzić pokój Deanny.
Chris był mocno zdumiony reakcją Pani szeryf. Chyba im groziła, a Chris nie bardzo to lubił. Był to prosty sposób na zmotywowanie go do pracy przeciwko grożącemu. Popatrzył na Pan i kiwnął głową.
- Chodźmy.
W pokoju nie wyglądał na zainteresowanego szukaniem czegokolwiek, ani kogokolwiek. Rozglądnął się natomiast, czy nikt ich nie słucha, zamknął drzwi i rozpoczął niemal szeptem tyradę:
- Wszystko jest tutaj nie tak. Pierwsza sprawa to kopalnia i jakiś podejrzany biznes, który się wokół niej toczy. Wygląda na to że sporo ludzi się w to angażuje, a w mieście nikt o tym nie wspomina ani słowem. W gazecie opisują z detalami jak zmieniło się pogłowie karaluchów w motelu, ale żadnych tekstów, ani miejskich plotek na temat tego co ma się wydarzyć w lub w związku z kopalnią - popukał nerwowo palcami w dłoń.
- Do tego ta sprawa zamordowanych dziewczynek. Zabójca pechowo się zabił, sprawa zamknięta i wszyscy udają, że się nic nie stało. Co za przedziwny zbieg okoliczności? Szukając mordercy przeoczono lalkę na środku kopalnianego korytarza. Szeryf nie uważa, że należy to sprawdzić, ale podobno wie wszystko o tym co się dzieje w miasteczku. Dobre sobie. Thomas wpadł na coś w związku z jedną z tych spraw i dlatego zniknął. Albo obu.
Pat wyjęła spod koszulki, niewielki dziennik i podała go Chrisowi.
- Może tutaj się coś znajdzie. W pokoju miał tylko to poza jakimiś ciuchami, szlugami i paczką prezerwatyw. - Kobieta postukała po kieszeniach by przypomnieć sobie, że papierosy zostały w aucie. Mruknęła lekko zirytowana. - Ta… Thomas ewidentnie interesował się tą kopalnią, te książki itd. Tylko niepokoi mnie gdzie doprowadził trop w San Diego. Któryś z tych typków mógł usunąć Thomasa, jego samochód może być po prostu jedną ze zgniecionych kupek metalu. A najgorsze, że są na wolności a ja im lekko nabruździłam.


Gdy skończyli czytać nachylając się wspólnie nad zeszytem Chris popatrzył na Pat i powiedział:
- Aha. Chyba będziemy stąd zwiewać, co? Nie będę ryzykował swojego życia dla kilku stów w banknotach. Myślę, że Thomas ma… miał rację. Szeryf jest w to w jakiś sposób zamieszana, a sprawa zabójstw tylko wygląda na rozwiązaną. Z każdego kto w tym grzebie robią wariata, tak jak zrobili z Thomasa. Z nas też zrobią, a jak pogrzebiemy za bardzo to… - przeciągnął palcem wskazującym po gardle. - Chyba nie mam na to ochoty. Świat jest zły, ale nie musimy w tym grzebać.
- Ta.. chyba powinniśmy się zmyć i przekazać tą sprawę trochę bardziej uzbrojonym służbom.
- Pat niechętnie rozejrzała się po pokoju Deanny. Czuła, że byli blisko, że ta sprawa w każdej chwili mogła być rozwiązana. Jednak Chris miał rację. Ile mogli ryzykować. - Powinnam tylko kupić sukienkę. Obiecałam ją Joachimowi w zamian za otwarcie pokoju Thomasa.
- Sukienkę? Dla Joachima? Znaczy dla żony jego… Dobra… mogę Ci pomóc jeszcze w czymś takim. I zadzwońmy do szefa. Powinien wiedzieć, co się tu dzieje.

Pat przytaknęła.
- Zgarnijmy swoje rzeczy, myślę że lepiej będzie zadzwonić z innego miejsca. Mam brzydką obawę, że ściany w tym motelu mają uszy.
Chris nie miał nic przeciwko temu. Przestawił swoje auto, tak żeby było możliwie blisko jego drzwi wyjściowych z pokoju. Wrzucił swoje szpargały na T4 tak by mógł odjechać w dowolnym momencie i czekał na Pat, aby przejść w kierunku miasta.

Mark Maliński dał się obydwojgu detektywom poznać jako szef mało wyrozumiały. Powiadomienie go o zaginięciu ich przełożonej podczas misji polegającej na poszukiwaniu kolejnego współpracownika, mogło być kłopotliwe.
Dwójka szła przez miasto w stronę centrum, po drodze Patricia zebrała się w sobie żeby zadzwonić.
- Clifford! Co się kurwa dzieje z Deanną. Gadałem z nią o raportach i chuj, nic nie mam od dwóch dni. Nie jesteście tam kurwa kowbojami! - przywitał się na tyle głośno, że idący obok Chris słyszał szefa doskonale bez ustawienia telefonu na głośnik.
- Aha - Chris nachylił się w kierunku telefonu, zwykł robić to notorycznie - To nasza szefowa. To ona chyba raczej zgubiła nas. - Nie zamierzał robić za niańkę w żadnym wypadku, miał już tego serdecznie dość i widział już swoje zwłoki poćwiartowane w kopalni na świecącym w mroku ołtarzu poświęconym jakiemuś mrocznemu bóstwu.
- Nie mamy kontaktu z Deanną. Wyparowała. - Patrycia w końcu odpaliła papieros, ciesząc się gorzkim posmakiem dymu. - Mogę przesłać raport, ale powinniśmy się stąd zabrać i wezwać trochę bardziej uzbrojone służby. Mamy tutaj sprawę co najmniej jednego morderstwa i jeszcze do tego jakiś gang utylizujący auta.
Po drugiej stronie telefonu zapadła chwilowa cisza.
- Co kurwa? - przerwał ją nagle Mark. - Jeśli jest morderstwo to macie powiadomić lokalnie władze niezwłocznie, ale lepiej żebyście mieli dowody. Ciało najlepiej, inaczej się ostro wkurwią jak to mają w zwyczaju robić pracując z nami. Co do gangu… zakładam, że chodzi o ten szajs w San Diego? Coś słyszałem… - mruknął już ciszej. - Z Deanną będzie problem, spróbuję skontaktować się z jej rodziną jak tak, wy popytajcie w miasteczku. Jeśli sobie myślicie, że jak wysłałem was żeby znaleźć jednego z naszych i w trakcie zgubiliście kolejnego, to będziecie mogli sobie tak po prostu się wycofać to się grubo mylicie. Pozatym klient wciąż nam płaci gruby hajs. Musicie się jakoś z nim skontaktować, dowiedzieliście się czegokolwiek na temat tego co Thomas zdążył zrobić?
Clifford zaciągnęła się mocniej papierosem. Spodziewała się takiej reakcji, bo niby jaka inna mogłaby być.
- Szefie, czy to nie jest tak, że to Deanna zgubiła nas? Kto tu niby miał dowodzić i był najbardziej doświadczony? - Mówiła spokojnie, choć czuła jak powoli narasta w niej irytacja. - Wiedziałeś o tej bandzie z San Diego? Do cholery… prawie brałam udział w strzelaninie. Zastrzelono kilku gliniarzy, mąż mojej siostry oberwał, a ty mi mówisz, że mam szukać dalej mimo, że ukrywałeś przede mną info? Mamy dziennik Thomasa. Podejrzewał że lokalne gliny są zamieszane, komu niby mam opowiadać o tym morderstwie?
- Lokalni są skurwiali?
- spytał niedowierzając. - Na takim odludziu? Kalifornia to naprawdę najgorsze miejsce na tym kontynencie. Powiem tak Patricia - zaczął jakby od nowa, spokojniej. - Jeśli tak to po prostu porzucimy to nie tylko co nie dostaniemy zapłaty, ani ja ani wy bo działacie od zlecenia, to jeszcze będziemy pociągnięci do odpowiedzialności prawnej jeśli klientowi się zechce. Macie szukać dalej, możecie to robić z dala od tego miasteczka jeśli taka jest potrzeba, ale ma to być wykazane w raporcie. Nie obchodzi mi jak, ale ma być. Po prostu… rozpisz to i przedstaw dla mnie i klienta tak by było jasne, że musicie jechać gdzie indziej, przy okazji z dala od niebezpieczeństwa. Rozumiesz? - spytał na spokojnie?
- Nie - wcisnął się Chris - ty zgarniasz grubą kasę, a dwoje żółtodziobów nadstawia karku. Zapłacisz mi jak doświadczonemu detektywowi, mogę spisać co wiem w raporcie i pojechać sprawdzać inne kontakty. O ile nikt nie będzie mnie gonił. Nie wiem jak Pat.
- Chris ma rację, szefie. Przy takim układzie możemy trochę powalczyć z tym śledztwem.
- Clifford wrzuciła wypalonego papierosa do mijanego kosza.
Mark westchnął ciężko po drugiej stronie telefonu. Powiedział coś cicho pod nosem, nie były to raczej pochlebstwa w stronę jego pracowników.
- Podwyżka, niech wam będzie. Dostaniecie dodatkowo połowę tego co z początku zakładano.... No i działkę Deanny jeśli… jeśli się nie znajdzie - dodał z lekkim zawahaniem. - Ale macie rzetelnie dalej się tym zajmować.
Pat zdała sobie sprawę, że trochę miała nadzieję, że szef odmówi i będą mogli dać sobie spokój.
- Dobra, obgadamy wszystko z Chrisem i wyślemy raport, ok?
Chris pomimo śmierci zaglądającej mu w oczy na jakimś ołtarzu chaosu wyszczerzył zęby. Coś jednak im się udało. Wszystko to wyglądało jakoś dramatycznie inaczej niż sobie zakładał. Niemniej udało mu się przekonać kilka osób z miasta, że jest skończonym kretynem, więc może uda mu się na tej bajce pojechać jeszcze trochę… ale nie… był skończonym kretynem jeśli nie siedział teraz w swojej T4 zmierzając do domu.
Wzruszył ramionami. Chciał powiewu świeżości w swoim życiu, bo wydawało mu się nudne. Zaraz go zabiją. Przynajmniej wtedy nie będzie musiał się nad tym zastanawiać.
- Dobry z ciebie negocjator Mark - wypalił. - Zrobimy ten raport i pomyślimy co zrobić, żeby nie dać się zabić - rozglądnął się potem uważnie. Lepiej, żeby nikt nie usłyszał ich rozmowy.
Pat rozłączyła się i spojrzała na swego towarzysza niedoli.
 
Aiko jest offline  
Stary 07-05-2018, 10:28   #38
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
- Na serio chcemy się w to ładować? Wiesz… zrobiło się niebezpiecznie i nie wiem na ile wyjazd gdziekolwiek nam pomoże. - Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu jakiegoś sklepu z sukienkami.
Chris wzruszył ramionami.
- Rozumiem, że jesteś wkurwiona. Sam nie wiem co zrobić. Najpierw chciałbym kupić sukienkę, potem ustalić co w zasadzie wiemy, a potem sprawdzić możliwie bezpieczne tropy. Może coś się dowiemy. Jak nic to zdamy raport i zbierzemy kasę. Myślę, że powinniśmy zniknąć stąd w miarę szybko, bo nie jest tu bezpiecznie. Czy to oznacza, że pakuję się w tą sprawę dalej? Nie wiem. Chciałem coś zmienić w swoim, życiu. Wybierając tą robotę nie myślałem chyba, że będę przekładał papiery i podglądał niewierne żony przez okno.
- Ech… a ja musiałam po prostu wyrwać się z domu.
- Pat pokręciła głową wydobywając kolejnego szluga. - Załatwmy sprawy tutaj i na serio zabunkrujmy się gdzieś na chwilę by ustalić co i jak. Mam ochotę napić się piwa i przejrzeć papiery na spokojnie a nie zerkać cały czas przez ramię czy nie biegnie na mnie jakiś łysol z pałką.

W mieście był jeden sklep z ubraniami i większość z nich była używana, ale wszystkie utrzymane w dobrym stanie.
Za ladą siedziała znudzona, młoda dziewczyna, nie miała na karku więcej niż dwadzieścia lat. Spojrzała na dwójkę potencjalnych klientów z drugiego końca hali z ubraniami, wielkości salonu większego domu jednorodzinnego.
- W czymś pomóc? - spytała mając chyba nadzieję, że nie będzie zmuszona zrobić nic więcej niż nabić rachunek i powiedzieć do widzenia.
- Chcielibyśmy się rozejrzeć. Gdzie znajdę jakieś sukienki? - Pat rozejrzała się po sklepie sprawdzając czy znajdujące się w nim ubrania zostały jakkolwiek podzielone.
Chris zaś rzucił się do oglądania wszystkiego, przeglądając na szybko ubrania i wyciągając to co rzuciło mu się w oczy.
- Jaka ona jest duża? - zapytał zupełnie bez sensu.
- Będzie coś fajnego na taką panią w… w sile wieku i w rozmiarze… no mniej więcej... jej? - i wskazał na Pat.
Dziewczyna odłożyła książkę nad którą się pochylała na bok.
- Po mojej lewej mamy używane, po prawej nówki - powiedziała rozkładając ręce. Sukienek nie ma chyba zbyt dużo - dodała drapiąc się po głowie. - Ale coś na pewno znajdziecie.
Pat wybrała prawą stronę. Skoro Joachim zarobił już siniaka przez nią głupio było kupić coś używanego. Powoli zaczęła przeglądać zawartość wieszaków, szukając czegoś co mogłoby przypaść jej do gustu.
- To trochę dziwne… - odezwała się cicho, tak by tylko Chris mógł ją usłyszeć. - Ona nie żyje, prawda? Żona Joachima?
Chris spojrzał na Pat wzrokiem, który wyrażał wielkie zainteresowanie zupełnie czymś innym. Wybieranie sukienek, to było coś co lubił. Podtykał pod nos dziewczynie różne propozycje.
- Wczoraj wydawało mi się to bardzo dziwne. Dziś, w obliczu wszystkich nowości wydaje mi się do zniesienia - zniżył głos do szeptu - ktoś wymordował połowę dziewczynek z całego miasta i wygląda jak by to nikogo nie obeszło. Jeden wariat, który żyje ze swoją żoną po śmierci wydaje się być całkiem spoko.
- Masz z tego frajdę co?
- Pat uśmiechnęła się przeglądając wybrane przez Chrisa ubrania. - Z zakupów. - W końcu sięgnęła po sukienkę w kwiecisty wzór. - Powinniśmy znaleźć tę dziewczynę, Rose i spróbować załapać się z klientem w Los Angeles. Może wyciągnelibyśmy od niego to co przesłał mu Thomas… tylko to już pojutrze. - pokręciła zrezygnowana głową.
- Taaa - Chris pokiwał głową - Jest jeszcze ten pijak, czy ktoś tam. To też ciekawy trop. Im dalej od miejsc, w których wiedzą, że jesteśmy, tym chyba lepiej. Poza sukienką, chyba nic już nas tu nie trzyma, a w drodze możemy pogadać na spokojnie.
- Nadal mam swoje pożyczone auto.
- mrugnęła do Chrisa i ruszyła w kierunku kasy. - Więc w trasie nie pogadamy, chyba, że pozbyłeś się swojej fury.
Chris wzruszył ramionami.
- Oddaj byle gdzie. Na co ci ono? U mnie można nawet spać… - ugryzł się w język, bo nieznośne ględzenie na temat zalet T4 miał na liście wad do usunięcia.
- No, w każdym razie lepiej żebyśmy się nie rozdzielali, więc bez sensu jeździć dwoma samochodami.
- W San Diego pewnie jest wypożyczalnia.
- Pat przytaknęła. Też uważała że powinni trzymać się teraz razem. - Ale mimo wszystko chyba wolałabym nocować w jakimś motelu. -
- Nie, no jasne, też wolę spać w normalnym łóżku
- chociaż jak się zastanowił, to uznał, że auto może być bezpieczniejsze. Najlepiej zapłacić za motel, a spać w T4 rozstrzygnął uspokajając swoje paranoiczne zapędy.
Pat zapłaciła za sukienkę i wyszła ze sklepu. - Dobra. Dajmy to Joachimowi i zmywajmy się z tej wioski.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172