Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-05-2017, 12:07   #1
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
[Thriller/Detektyw] Gorączka

1 Listopada 2010

- Thomas… ostatnimi czasy borykał się z jakimiś problemami. Składał codzienne raporty i wyłapałem z nich, że coś się z nim dzieje, był jakiś roztrzepany, rozmarzony… sam nie wiem jak to określić, ale nie był sobą. Temu was wysyłam - ostatnie instrukcje Marka Malinskiego, szefa kalifornijskiego wydziału Guardians (których nie należało mylić z firmą ochroniarską The Guardians© oraz gazetą The Guardian©) były dość niejasne. Sam jednak znajdował się w dosyć głupim położeniu. Klient wynajął detektywów za lukratywną cenę, ze sporą zaliczką, a oczekiwał dosyć standardowego zadania - obserwacji. Thomas Cell miał jednak zakaz dokładnego składania sprawozdań z obserwacji komukolwiek poza klientowi, dla Malinskiego składał raporty jedynie z przeprowadzonych czynności operacyjno-rozpoznawczych. Mówiąc po ludzku, jego raport ograniczył się do powiedzenia ile godzin spędził na śledzeniu celu, ile czasu robił to piechotą, ile na siedząco czy w samochodzie. Jedynie Thomas otrzymał bezpośredni kontakt do klienta i ten kontakt przepadł wraz z nim.
Może i jeden dzień zaginięcia to jeszcze nie dużo, ale miał obowiązek zgłaszać się rano i wieczorem. Przegapił już wieczór 30 października, cały 31 i ranek 1 listopada. Przez całe dziesięć lat pracy nie przegapił ani jednego raportu, oprócz tych. Był jednym z najbardziej cenionych agentów polowych w Kalifornii, a jako, że była to trzecia największa placówka, to mówiło to sporo. Pierwsze miejsce zajmowała niezmiennie siedziba w Waszyngtonie, która miała masę pracy od anonimowych klientów związanych ze środowiskiem lobbystycznym czy politycznym, a jako, że dziennikarze rozleniwili się przez internet, część swojej pracy lubili też czasem zlecić prywatnym detektywom. Druga była ta która zajmowała się sprawami Nowego Jorku, Nowego Jersey i okolic i podobno był to najtrudniejszy, ale i najlepiej płatny przydział w Guardians.
W związku z brakiem kontaktu z Thomasem, ich zadanie zwykłej pomocy dla starszego stażem uległo rozszerzeniu. Musieli dowiedzieć się gdzie jest, co mu się stało, odzyskać od niego kontakt do klienta no i oczywiście kontynuować obserwację Johna Smitha, tajemniczego mężczyzny o przeciętnym wyglądzie, przeciętnej budowie ciała, którego jedyne zdjęcie było wzięte z dowodu osobistego sprzed pięciu lat wedle instrukcji, której udzielił klient. Poza tym według niego miał się on pojawić na miejscu w Father’s Pride w ciągu ostatnich dziesięciu dni października.
Była to zaledwie garstka informacji, a klient był nadwyraz skryty w sobie, ale zapłacił. Reputacja agencji kazała wykonać zadanie w ramach opłaty, która znacznie przekraczała standardowe wynagrodzenie.
Guardians zapewnili koszty utrzymania, dojazdu czy to pociągiem czy na paliwo i zaliczkę na pierwszy tydzień pracy. Cała trójka była w Father’s Pride już pod wieczór, na umówionym miejscu - miejscowym motelu gdzie zatrzymał się Thomas Cell.
Samo miasto nie robiło wielkiego wrażenia. Wszystkie najważniejsze budynki usługowe czy sklepy znajdowały się przy głównej ulicy, która znajdowała się zaledwie dwieście metrów od peronu. Nie było jako takiego dworca, jeśli ktoś chciał kupić bilet, musiałby to zrobić już w pociągu. Motel znajdował się przy samym wjeździe do miasta, jeśli jechało się z północy.
Nic w mieście nie przykuwało specjalnej uwagi, może poza tym, że sprawiało ono wrażenie westernowego miasteczka, stworzonego specjalnie na potrzeby filmu, nie było ono do końca przełożone na współczesne realia. Słuby z kablami ciągnącymi się nad budynkami wisiały miejscami trochę za nisko, nie wprowadzono tu jeszcze światłowodu, prąd dostarczano tak samo jak sześćdziesiąt lat temu.


Na głównej ulicy było wszystko czego trzeba było dla mieszkańców. Fryzjer, jadłodalnia, biuro szeryfa, urząd miasta, spożywczy czy sklep z narzędziami i akcesoriami dla rolników. Najnowocześniejszym budynkiem był chyba oddział Western Union, niska budka z wypolerowanym szyldem, najstarszym zaś zdawał się być punkt skupu zboża. Nie posiadał szyldu, każdy wiedział, że to tutaj, ale w ramach formalności do szybu od wewnątrz przyklejono kartkę na której wypisano “Skup zboża + związek rolników”.
Wokół miasta znajdowało się sporo farm, których właściciela też byli mieszkańcami miasta i jedynym powodem dla któego granice Father’s Pride wykraczały poza główną ulicę i kilkanaście pomniejszych uliczek mieszkalnych. Łącznie populacja liczyła około tysiąca ludzi, bardziej mniej niż więcej.
Jednak nawet jeśli farmy był zbudowane obok ogromnych pól kukurydzy to same miasteczko i jego najbliższe okolice były zwykła kalifornijską pustynią. Ciemnożółte piaskowe podłoże ciągnęło się wszędzie tam gdzie nie wyłożono asfaltu lub chodznika, mieszkańcy chodzili albo w klapkach, albo w ciężkich butach jeśli szli do pracy i nie chcieli by piasek wciskał im się do skarpet. Jednak droga asfaltowa była tylko na głównej ulicy, wszelkie pozostałe były po prostu czystszym, wytyczonym pasem piasku pośród twardej pustyni.


Trójce detektywów nie pozostawało nic innego jak wynająć pokoje i omówić plan działania. Najstarsza stażem była Deanna Williams której to powierzono chwilowe kierownictwo nad operacją, aż do czasu odnalezienie Thomasa Cella. Patricia okazał się najmłodsza zarówno wiekiem jak i stażem, a Christopher musiał zdzierżyć, że ktoś prawie dziesięć lat młodszy od niego jest jego “kierownikiem”. Chociaż pozostała dwójka miała swego rodzaju obowiązek dostosować się do wytycznych Deanny to lepiej było im nie zaczynać znajomości od twardych rozkazów. Wszyscy wiedzieli, że zostali tu ściągnięci jako nawet nie drugi, ale trzeci wybór. Agencja nie chciała wysyłać więcej niż jednego dobrego agenta, czyli Thomasa, na takie zadupie jakim było Father’s Pride. Przydzielając trójkę mogli wciąż wyjść na agencję, która dokłada wszelkich starań by zadanie zostało wykonane, ale jednocześnie nie przeznaczają na to zbyt dużych i ważnych zasobów ludzkich. Jednak każdemu z nich głupio się było do tego przyznać nawet przed samym sobą. Też mieli swoją dumę, jak miasteczko.
Motel miał jedno piętro i o dziwo basen na dachu, gdzie był tylko jeden, najbardziej luksusowy apartament. Kto był samochodem zostawił go na zbyt dużym parkingu gdzie obecnie stały tylko dwa pick-upy i weszli do recepcji, gdzie z początku pozostali niezauważeni.
Starszy właściciel bez dwóch palców prawej ręki, a dokładniej kciuka i serdecznego, przeglądał powoli lokalną gazetę garbiąc się nad nią i zdrową ręką mieszając herbatę. Podniósł głowę dopiero, gdy trójka stanęła tuż nad ladą. Chwilę zajęło mu przetrawienie tego, że ma gości i to aż trzech. Spojrzał za okno, jakby czegoś szukając na parkingu.
- Nie tirowcy? W czymś pomóc? - spytał patrząc na... Ciężko było powiedzieć na kogo, jedno jego oko co chwila powoli schodziło na bok, by wrócić na środek białka po mrugnięciu. - Nie mówcie mi, że wszyscy chcecie pokoje. Zrobicie mi miesięczny utarg w jedną noc - powiedział uśmiechając się. Przynajmniej jego zębom nic nie brakowało. Idealnie białe i równe, niepasujące do reszty człowieka.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 22-05-2017, 15:45   #2
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
To było przyjemne popołudnie Patricia zakończyła właśnie jedną z tych spraw, o których nie chce się pamiętać następnego dnia, czyli “kim dokładnie jest chłopak mojej córki”. Impreza polegająca nie raz na dosłownym grzebaniu w czyichś śmiecia, nie mogła sprawiać frajdy chyba nikomu, poza zbieraczami metali. Uśmiechając się sztucznie rzuciła akta na biurko szefa Chicagowskiej filii Guardians - Jacka; i z ulgą opuściła biuro. Załadowała się do swego malutkiego autka i władowała na trasę w kierunku przedmieści przyłączając się do podobnych aut, tworzących powoli codzienny korek z miasta, w stronę sypialni Chicago.


Gdy tylko włączyła muzykę zauważyła, że Alex jak zwykle wymienił jej płytę na taką, która zawierała tylko i wyłącznie jego twórczość. Rzuciła w przestrzeń pustego auta ciche przekleństwo. Szybko, już odruchowo wyjęła ze skrytki pod fotelem pasażera płytę z nagraną opowieścią Doyla i wymieniła płyty.

Do swego domu dotarła zanim jeszcze zaczęło się ściemniać i już parkując na podjeździe wiedziała, że coś jest nie tak. Wejście do budynku było wysprzątane. Alex siedział na balkonie, zbyt radosny, zadowolony z tego co udało mu się osiągnąć.


Pat wyszła z auta i odpaliła papieros obserwując swojego przyjaciela. Chłopak zaczął słać jej pocałunki co tylko doprowadziło ją do szału. Pewnie znów “romantyczna” kolacja. Alex widząc, że nie wchodzi na górę, ruszył w jej stronę i wtedy usłyszała “Stairway to heaven”.

Szybko odebrała telefon, wiedząc że to Jack.
- Co tam?
- Jest sprawa Pat, tyle że w Kalifornii. No i będziesz tylko do pomocy. Wchodzisz w to?
Pat zerknęła na drzwi, w których stanął Alex z już narzuconą koszulą.
- Tak, wchodzę. Załatw mi bilet lotniczy i wyślij na maila ok?

Szybko zadzwoniła do siostry, spakowała się na tydzień i po krótkim pożegnaniu z Alexem, jechała z Anną w stronę lotniska. O ile kochała swoją Kia, to niestety wizja pokonywania nią Stanów w poprzek nie mogła wróżyć niczego dobrego.

***

31-ego października wylądowała na lotnisku w San Fracisko i udała się bezpośrednio na spotkanie z Malinskim, zahaczając po drodze o wypożyczalnię aut.

Sprawa zapowiadała się ciekawie, ale tak jak dowiedziała się na początku, niestety nie ona będzie ją prowadzić. A byłaby to sprawa godna samego Holmsa!

Z całego entuzjazmu prawie nie władowała się w tył jadącemu przed nią autu. Teraz trzeba było tylko trafić do Father’s Pride. Kto wie może jeśli dobrze się spisze, niebawem dostanie podobne zlecenie. Zjechała na najbliższą stację by kupić papierosy i spytać o drogę.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 29-05-2017 o 23:38.
Aiko jest offline  
Stary 26-05-2017, 08:31   #3
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Chris skończył wypisywać jakieś administracyjne papiery kończące jedną ze spraw. Tworzył niemal losowe zdania jakie przychodziły mu do głowy, aby tylko zapełnić przestrzeń formularzy. Nie spodziewał się tego, ale wolne tempo pracy zaczynało go trochę drażnić. Był nauczony robić wszystko niezwykle szybko, ewentualnie wcale. Robienie czegoś na spokojnie jakoś mu nie leżało. ‘Przyzwyczaisz się’ mruczał pod nosem do siebie ‘albo i nie.’ Było mu w zasadzie wszystko jedno.

Piątek wieczór, czas który zwykle podczas pracy w banku miewał zajęty, jako że nie lubiał zostawiać niczego na poniedziałek, tym razem nęcił pełną swobodą możliwości. Rozmyślał chwilę jak go spędzić, bezskutecznie starając się przypomnieć sobie grafiki żony, syna i ulubionych koleżanek. Żona odpadła na samym początku: 'Przed 22 się nie urwę'. Syn się nie odzywał, pewnie już wyszedł z kolegami. Wysłał smsa do Kirsten: 'Kawa i papierosy?' i skończył składać papiery. Pięć minut później na wyświetlaczu pojawił się tekst: 'Poproszę'. 'Podjadę' odpisał i próbował oszacować gdzie położył tytoń. Wychodząc natknął się na Malinskiego, który poprosił go na chwilę i opowiadał coś o nowym zleceniu. Bones nie zrozumiał z tego wiele (myślał cały czas o tytoniu), a zapamiętał tylko dwie rzeczy: będzie zadanie z nową szefową oraz w poniedziałek jedź do Father’s Pride. Nazwę zadupia Chris przezornie zapisał w smsie, który wysłał do Kirsten. ‘Spoko’ odparł Malinskiemu i rozmarzył się myśląc o czekającej go w poniedziałek wycieczce do granicy. Potem kupił kawę, znalazł tytoń i pojechał na spotkanie z przyjaciółką.

W poniedziałek wstał wcześnie, sam nie wiedział dlaczego. Spał w sumie całkiem nieźle. Wziął prysznic, wypił koktajl na śniadanie i przetrząsnął lodówkę i szafki w poszukiwaniu jedzenia. Pozbierał wszystko co uznawał za jadalne, głównie kanapki z serem, które wpakował do samochodowej lodówki, trochę ubrań, które nadawały się na mocny upał oraz dwie zgrzewki wody mineralnej. Potem wsiadł do kempingowej wersji Volkswagena T4, wrzucił Dylana i ruszył nieśpiesznie wschód. Z mapy wynikało, że zadupie leży w środku niczego, czyli pustyni i Bones zastanawiał się, kto mógłby chcieć mieszkać w takim miejscu. Ostatecznie niezłe miejsce do robienia jakichś nielegalnych transferów lub interesów. Pewnie nie zagląda tam nikt przy zdrowych zmysłach.

W LA wbił od razu na piątkę. Pierwsza część podróży minęła przyjemnie, a droga blisko oceanu prezentowała się wyśmienicie. Nieśpiesznie przemknął do San Diego, gdzie skręcił na ósemkę, ale im dalej od oceanu tym podróż była mniej sympatyczna. Temperatura rosła, a droga stawała się coraz bardziej monotonna i nużąca. Jako, że Chris nie spieszył się nigdzie, dwukrotnie zatrzymał się na kawę gapiąc się na przejeżdżające samochody oraz ludzi. Rozmyślał o tym co powiedziała mu Kirsten. Nigdy nie oceniała jego decyzji, nie miała takich zwyczajów, ale tym razem ewidentnie była niezadowolona. Chyba pierwszy raz w życiu. Może było jej żal, że po tylu latach spędzonych razem on zdecydował się zrezygnować z tego wszystkiego. Nie był pewien, czy ma wątpliwości, czy może mu się zdaje, że je ma. Poślęczał wyjątkowo długi czas nad kawą, ale był pewien, że i tak niczego nie wymyśli. W końcu zawsze mógł przecież wrócić. Nie zaszkodzi zaliczyć jakąś przygodę zanim starość zacznie przygniatać go do ziemi. 'Srał to' mruknął do siebie i ponownie ruszył w drogę.

Potoczył się jeszcze przez prawie godzinę ósemką i skręcił zgodnie z mapą na północ. Jadąc przez nieciekawą pustynię zastanawiał się co za dziwaczni ludzie są gotowi mieszkać w gigantycznej piaskownicy podgrzewanej słońcem przez 10 miesięcy w roku. Tylko ktoś komu rzeczywiście zależało na ukryciu się przed światem mógłby wpaść na pomysł załatwiania swoich spraw w takim miejscu. A jednak, jeden zaginiony specjalista i trójka gorszego sortu detektywów wynajęta do jego szpiegowania. Ktoś musiał sypnąć groszem i to nielicho. Nie przeszkadzało mu bycie traktowanym jako nowicjusz, ale nie rozumiał co kierowało szefem, gdy wybierał akurat ich. Pewnie był równie zagubiony jak oni i stwierdził, że człowiek z jakąś tam inteligencją, choć bez doświadczenia wymyśli coś sensownego...
Im bliżej miasteczka Chris odczuwał coraz większy dyskomfort. Ktoś zgarnął tego człowieka tylko dlatego, że próbował obserwacji. Gra musiała być o dużą stawkę. Wiadomo było, że ktoś zaraz ruszy go szukać, a to zadupie nie było dużym miastem gdzie coś takiego można było łatwo ukryć. Nabrał silnego przekonania, że tylko wyjątkowa ostrożność i brak zaufania do kogokolwiek mogą zapewnić jakieś bezpieczeństwo. Tam wszyscy musieli się znać, a skoro tak, to wiedzieli też co się stało z Thomasem, czy jak mu tam.

Ostatecznie, o to przecież mu chodziło – jakieś prawdziwe emocje. Teraz jechał w ich kierunku przez nudną pustynię i zaryczał razem z Dylanem smutną pieśń o prostytutce zdążającej ku swemu przeznaczeniu.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 28-05-2017 o 23:19.
druidh jest offline  
Stary 30-05-2017, 00:05   #4
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Dean, Pat i Chris

- Mi zdarzyło się pracować jako tirówka - Deanna uśmiechnęła się do portiera. - Dawno temu - puściła do recepcjonisty oko. - Mogę opowiedzieć kilka historyjek. Ale koledzy chyba nie mieli przyjemności… Trzy pokoje weźmiemy, to zdecydowanie twój szczęśliwy dzień. Chyba, że wolicie zmieszkać razem? - spojrzała na swoich towarzyszy. - Deanna Williams - przedstawiła się na koniec.
- Ja nie mam nic przeciwko dzieleniu z kimś pokoju. - Pat z zainteresowaniem przyglądała się swoim nowym towarzyszom niedoli. - Patricia Clifford.

Recepcjonista spojrzał na wywieszone w galotce klucze.
- Eeeem mam kilka pokoi dwuosobowych, ale trzyosobowy byłby tylko apartament. Pokój na dachu przy basenie. Najdroższy - spojrzał gdzieś pomiędzy trójkę i chyba zechciał poczuć się częścią grupy więc też się przedstawił. - Joachim Krull - powiedział z nieśmiałym uśmiechem. Sprawiał wrażenie lekko przestraszonego staruszka.

- Uczciwie mówiąc, myślę że mam tu najmniej do powiedzenia. - Chris uśmiechnął się łagodnie - Panie sobie zdecydują. Niemniej mi apartament nie przeszkadza, podobnie jak basen. Nie wiem tylko, czy będzie mi pasować cena tych luksusów. - Wbił przy tym wzrok w Joachima i uśmiechnął się ponownie jakby jednak cena nie miała dla niego znaczenia. Potem obrócił się rozglądając się po recepcji i stracił zainteresowanie rozmową. Prawdopodobnie.
- Piętnaście za noc w standardowym pokoju, dwadzieścia za podwójny i pięćdziesiąt za luksusy… - powiedział nie będąc przekonanym co do tego jak luksusowe są te luksusy.
- Czyli pięćdziesiąt za apartament za naszą trójkę? - Chris rzucił od niechcenia ponownie spoglądając na recepcjonistę. - Uważa Pan, że to uczciwa cena? - zapytał.
- Może czterdzieści pięć za apartament? - Zaproponowała Pat. - Zapłacimy tyle co za trzy jedynki, a Pan będzie miał wolne pokoje, które są tu chyba popularniejsze.
- Cóż za świetny pomysł - powiedział Chris do recepcjonisty, tak jakby to Joachim na niego wpadł. Następnie zaczął się rozglądać za swoim bagażem. Właśnie piekł, jak mu wychodziło z rachunków, trzy pieczenie na jednym ogniu, co go niezwykle ucieszyło. Jak zwykle w takiej sytuacji zaczął wyglądać na niezwykle zajętego jakimiś drobiazgami.
- Eeem wątpię żeby zabrakło mi wolnych pokoi - recepcjonista podrapał się po głowie i w końcu odłożył gazetę na bok prostując się. - Może po prostu dam wam trzy jedynki, co? To też bardzo dobre pokoje, małżonka lubi sprzątać i zawsze robi dobrą robotę, wszystkie są ładne, czyste i w ogóle - powiedział sięgając po kluczyki. - Pokoje obok siebie?
- Tak, trzy obok siebie - zadecydowała Deanna. Już się rozpędza mieszkać z jakimś facetem i małolatą w apartamencie. - Na basen zawsze możemy skoczyć po pracy. To mi przypomina.. - Oparła się lekko o kontuar. - Thomas Cell. Nasz znajomy. Zatrzymał się u Ciebie, Joachimie. - gładko i naturalnie skróciła dystans.

Pat z zaciekawieniem przyglądała się recepcjoniście. Była ciekawa jak zareaguje na takie zbliżenie tuż po tym jak wspomniał o żonie. Sięgnęła do swego bagażu udając, że czegoś szuka, tak by nie przeszkadzać Deannie, w sumie była tu tylko pomocą.

Staruszek zamknął niezdrowe oko jakby sobie przypominając o tym, że jest to dla niego wstydliwe.
- Wysoki facet, pod pięćdziesiątkę, lekko przy kości? - uniósł brew nad zdrowym okiem. - Jest tu już jakiś tydzień czy coś, chyba szuka ziemi do kupienia, gadał z różnymi ludźmi i w ogóle rozpytywał o okolice. Też państwo chcecie kupić tu ziemię? Od razu mówię, że albo nikt nie sprzedaje, albo do niczego się nie nadaje. Jeżdżą tędy tylko tirowcy i to raczej z Meksyku do stanów niż na odwrót - machnął ręką opierając się o stary, skrzypiący fotel. Niepotrzeba było wiele czasu by w tym upale jego skóra przez koszulkę przykleiła się do szybko chłonącego pot oparcia ze skóry, która nasiąkała potem mężczyzny już od wielu lat.

Deanna pokiwała głową. Zdjęcie Thomasa zmaterializowało się na kontuarze, pozornie bez jej udziału
- Kiedy ostatnio go widziałeś, Joachimie?
- Dzisiaj jeszcze nie, a wczoraj nie pracowałem więc wczoraj też nie - powiedział na chwilę patrząc w sufit by sobie przypomnieć.
- Wspominałeś , że żona jest bardzo sumienna w swoich obowiązkach.. Na pewno będzie wiedzieć, kiedy Thomas ostatni raz używał pokoju. Trudno przeoczyć czyjąś obecność - lub jej brak - w czasie pomiędzy jednym sprzątaniem a kolejnym

Bones miał w swoim życiu kilka takich momentów, kiedy uświadamiał sobie, że sprawy idą w niekoniecznie dobrym kierunku i nie bardzo wiedział co z tym zrobić. To był właśnie ten moment. Nie było lepszego sposobu na zwrócenie na siebie uwagi całego miasteczka niż to co właśnie się działo. Nie mieli uzgodnionego planu przed rozpoczęciem poszukiwań, a zaraz wszyscy tutaj będą mówić, że trójka ludzi przyjechała szukać zaginionego faceta. Wyszedł więc po prostu z budynku nie czekając na dalszy ciąg rozmowy. Następnie spacerując niejako bez celu zaczął go oglądać. Był niski i żadne okno nie dawało jakichś szczególnych możliwości obserwacyjnych. Basenem na dachu by nie pogardził, ale cena go trochę odstraszała. Okna były zasłonięte i sprawdzenie wnętrz nie było możliwe, zapamiętał więc nr pokoju przy którym stał pick-up, zrobił kilka kroków tam i z powrotem i wrócił do środka.

Właściciel spojrzał na Deanne podejrzliwie.
- Jak to kiedy używał pokoju? No pewnie wczoraj - odpowiedział bo było to dla niego oczywiste. - Nie możecie do niego zadzwonić czy coś skoro to wasz znajomy?

Pat w końcu wydobyła portfel i wyjęła z niego 15 dolarów. Położyła je na kontuarze, przerywając rozmowę.
- Tak zrobimy. - Uśmiechnęła się do Joachima. - To za pokój. Czy poleciłby Pan jakieś miejsce gdzie będziemy mogli coś zjeść?

Deanna skarciła Pat wzrokiem.
- Najpierw obowiązki, potem rozrywki, słonko - rzuciła do niej. Odwróciła się do Joachima i westchnęła.
- Młoda jest jeszcze.. młoda i za dużo naoglądała się Kryminalnych zagadek i innych Detektywów z Miami. Ty jesteś za doświadczony, żeby się nabrać na takie gierki. Prawda jest tak, Joachimie, że nie mamy żadnych informacji od Thomasa. Przyjechaliśmy go odnaleźć i nie będziemy ściemniać, że szukamy tu odpoczynku.

Pat tylko oparła się o kontuar. Nie planowała kłócić się z Deanną. Była młoda ale według niej “szefowa” zachowywała się lekko nie fair. Odwróciła wzrok bawiąc się leżącymi na blacie banknotami.

Chris w tym czasie wszedł ponownie do recepcji i przysłuchiwał się z pewnej odległości rozmowie.
- Mogliście tak od razu a nie… - powiedział naburmuszony. - Nie widziałem go dziś rano, ostatnimi czasy jak go widziałem, albo długo siedział wieczorami na podwórku i palił szlugi, albo łaził po mieście. A jeśli chcecie coś zjeść - zwrócił się do Patricie nieco mniej obrażony. - Nie wiem czy zdążycie jeszcze do Henry’ego. Chyba mają do dziewiętnastej otwarte, czyli piętnaście minut jeszcze… taka nasza miejscowa jadłodajnia. Ale sklepy są otwarte jeszcze - wyjaśnił.

Pat uśmiechnęła się do mężczyzny.
- To może rano uda nam się zjeść ciepłe śniadanie. - Podała mężczyźnie pieniądze. - Orientuje się pan czy Thomas jadał u Henry'ego?

Joachim pokiwał głową.
- A gdzieżby indziej? Stacy… w sensie żona Henry’ego skarżyła się, że nadużywał ich kawy. Mają niby zasadę, że nieskończona ilość dolewek, ale nikt nigdy nie ma czasu żeby wypić więcej niż dwie, ale ten siedział i siedział - machnął ręką uśmiechnięty. - Za dolca wypijał kawy wartej dobre pięć.
- Fantastycznie - odezwał się Chris - Panie już chyba załatwiły swoje pokoje. Znam się z nimi zaledwie kilka godzin, a wydaje mi się jakby minął miesiąc. - zwrócił się do Jo. - Szkoda tego Teda? Tomasa… słyszałem już tę historię i bardzo się tym przejąłem. Głupio jak znikają ludzie, a gorzej jak znikają twoi koledzy po fachu. Mam nadzieję, że to jakaś głupota i jutro się znajdzie w jakimś barze, albo co - zaśmiał się głupio i ciągnął dalej w kierunku Joachima. - Myślałem, że zaoszczędzimy na pokoju biorąc wspólnie ten apartament, zwłaszcza, że dałbym się pociąć za ten basen… fantastyczna rzecz stary... ale skoro nie… Zawsze staram się być miły dla innych. Dasz mi więc 113? Najbardziej mi się spodobał, a ja się znam na wynajmie - zaśmiał się jakby powiedział świetny żart i wbił oczy w Deannę, gotowy przerwać jej jeśli tylko spróbuje otworzyć usta przed Joachimem.

Pat przyglądała się Chrisowi z odrobiną fascynacji, poważnie rozważając czy ich kolega nie cierpi na jakieś schorzenie psychiczne. Zapowiadały się bardzo ciekawe poszukiwania.
- Mi obojętnie, który pokój dostanę. - Zostawiła pieniądze na kontuarze. - Najbliższy sklep, zobaczę z wyjścia? Ah… jakby mieli tam wyroby tytoniowe, byłoby super.

Joachim patrzył na chwilę na Chrisa, nawet jego chore oko na chwilę załapało skupienie na jednym miejscu.
- 113 jest zajęte, zresztą jak mówiłem wszystkie pokoje są takie same, nawet takie same pościele, tapety na ścianach… - wziął od pozostałej dwójki pieniądze i dał im kluczyki. Pat dostała pokój tuż obok recepcji, Chris 112 obok pokoju gdzie zaparkowano pick-upa, a Deanna 106, znajdujący się mniej więcej pośrodku parkingu.
- Pierwszy sklep pięć minut piechotą, przy głównej ulicy mamy dwa, ale jeśli po szlugi pani tylko chce, to stacja benzynowa naprzeciwko - wskazał palcem na drugą stronę ulicy, niecałe sto metrów znajdowała się malutka stacja, słabo oświetlona, ale tak jak motel miała widoczną tabliczkę “24/7”.
- Cudownie. - Zerknęła na swoich towarzyszy. - To ja bym się ulokowała i poszła zdobyć coś do jedzenia i papierosy. Ktoś chce się przyłączyć?
- Niech będzie - mruknął rozczarowany do Joachima. - ktoś zajął akurat 113? Mówiłeś, że nikogo tu nie macie. - Był przekonany, że recepcjonista ma go za kłamcę, albo dziwacznego durnia i usilnie starał się przechylić szalę na tą drugą stronę. Do Pat zaś uśmiechnął się:
- Chętnie się rozejrzę po miasteczku, jutro mam trochę spraw do załatwienia.
- Nie mówiłem, że nikogo tu nie mamy tylko, że raczej nie zabraknie nam pokoi - Joachim fuknął na Chrisa biorąc znowu gazetę. - Jeśli będziecie potrzebować zamówić budzenie albo coś, numer na recepcje to cztery zera.
- Dziękujemy. - Pat zgarnęła swoje klucze i podeszła do Chrisa. - To za 5 minut na parkingu?
- Nie mieliśmy mieć pokoi obok siebie? - dopytała jeszcze Deanna. -Nieważne, zapytaj prosze żonę o naszego znajomego. Martwimy się. Odwróciła się do Pat:
- Tak, na parkingu.
Zabrała swój klucz i poszła do pokoju.


 
Aiko jest offline  
Stary 30-05-2017, 22:40   #5
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Deanna weszła do swojego pokoju. „Dziura, jakich mało” uznała, ale na ten moment lepsze to niż… niż nie wiadomo co. Rozmowa z recepcjonistą nie poszła dobrze. Zdziwiło ją to, zwykle tacy ludzi byli dość wylewni, ten zdawał się być niezadowolony, że zyskał klientów. Może to wina jej nowych kolegów? A może jej instynkt się stępiał?

Włączyła laptopa i wpisała krótką wiadomość do biura Guardians z prośbą o dossier jej nowych towarzyszy. Lubiła wiedzieć, z kim pracuje, jeśli nie mogła pracować sama. Weszła na chwilę do łazienki, a potem poszła na parking.

Pat wrzuciła torbę do swojego pokoju i szybko wydobyła z niej świeżą koszulkę. Była po całym dniu trasy i po prostu marzyła o kąpieli. Jednak ta musiała chwilę zaczekać. Wykonała szybki telefon do Alexa i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Nim minęło 5 min była na parkingu przed motelem.

Chris wyszedł zaraz za Pat chowając klucz od pokoju do kieszeni. Patrząc za dziewczyną wchodzącą do swojego pokoju zastanawiał się dlaczego tak krótko był młody i na co zmarnował ten bezcenny czas. Zastanawiał się też dlaczego Jo nie dał się wciągnąć w rozmowę o lokatorze spod 113 oraz jak poradzi sobie ta nowa szefowa w organizacji poszukiwań i obserwacji. Swoje 5 minut zużył na wygrzebanie z lodówki w samochodzie butelki gazowanej wody i kanapki z serem. Chłód z klimatyzacji zdążył już wyparować i robiło się w nim nieprzyjemnie gorąco. Siadł więc na podłodze z tyłu i jadł kanapkę, czekając na Pat. W tym krótkim czasie zaczęła go ogarniać senność.

Dziewczyna wyszła i widząc Chrisa ruszyła w stronę auta. Idąc odpaliła papieros, jednocześnie zerkając na swój pojazd.
- Cześć. To czekamy jeszcze na Deanne?
- Chyba już idzie
. - mruknął Chris wskazując na kobietę domykająca drzwi pokoju - Chodźmy.
Pat od razu ruszyła w kierunku stacji. Była ciekawa czy Thomas się też tam zaopatrywał. W sumie nie zawadzi zapytać.

Na stacji były tylko dwie platformy do tankowania, obie z najtańszym paliwem, bez diesla. Budka obsługi była nie większa niż sypialnia, ale dało się tam wejść. Bardziej przypominało to kiosk niż stację. Gazety, papierosy, trochę napoi i batoników no i doładowania na telefon. Pracownik, podchodzący pod czterdziestkę kudłaty mężczyzna o zniszczonych pracą dłoniach lekko podsypiał z podbródkiem opartym na piersi. Pat z zaciekawieniem rozglądała się po pomieszczeniu, by w końcu podejść do kudłacza.
- Dobry wieczór. Poproszę L&M zielone. - Wyjrzała przez okno na stację, dobrze, że jej pożyczone autko jest w benzynie.
- Warto by było gdzieś usiąść i przegadać sytuację - mruknęła Deanna, wyciągając cytrynową colę z lodówki. Położyła banknot 10 $ na ladzie.
- Brzmi dobrze. - Pat też zapłaciła. O Thomasa mogła też zapytać jutro.
Chris w tym czasie z pewnym niedowierzaniem oglądał dystrybutory.
- Nie ma diesla? - zapytał zaskoczony. Nie żeby bardzo potrzebował, bak miał pełny w połowie, niemniej wydawało mu się to dziwne. - Piwo jakieś będzie? Joachimowi bym coś postawił, bo to miły człowiek.

Sprzedawca jeszcze nic nie powiedział, przecierając zmęczone oczy. Bez słowa rozliczył Deannę za colę, Patricię za papierosy, na żadne z pytań Chrisa nie odpowiedział, wskazał tylko na lodówkę, a dokładniej na najwyższą półkę, z aż trzema rodzajami puszek z piwem. Oparł ciężko głowę.

Deanna pociągnęła łyk coli. Przesunęła resztki z banknotu w stronę sprzedawcy,
- Szukam mojego znajomego - zdjęcie pojawiało się na blacie obok monet. - Może coś brał u pana?
Mężczyzna westchnął ciężko spoglądając na Deannę niechętnie. Powoli wyciągnął jednak rękę i chwycił zdjęcie.
- Szlugi. Dużo szlugów kupował - pokiwał głową i oddał zdjęcie. - No i paliwo. Dużo tankował. Dobry klient. Niewiele gadał...
- Joachim, które zwykle bierze? Jestem mu winien przysługę
- zapytał Chris stając przed mnogością wyboru.
Sprzedawca znowu westchnął.
- Hotelarz? W życiu nie kupił czegoś innego niż gazeta czy paliwo - przetarł oczy i spojrzał na trójkę, jakby pytając czy mają zamiar coś jeszcze kupić, czy może jednak raczą mu dać spokój.
- Ostatnie pytanie, obiecuję - Deanna zrobiła przepraszająco - proszącą minę. - Mówił do Pana gdzie się wybiera?
- Jak wspomniałem, raczej niewiele mówił, a ja nie miałem interesu pytać. Ostatnim razem mocno się śpieszył więc i nie pytałem
- wzruszył ramionami.

Bones zapłacił za zgrzewkę pilsnera, który wyglądał najbardziej przyjaźnie dorzucił paczkę gum miętowych i bez większego przekonania rzucił - A diesel to najbliżej będzie gdzie? Plaster City? Otocillo? - rzucił nazwami.
- Na najbliższej stacji z dieslem według mnie - rzucił obojętnie wydając resztę.
- Faktycznie, stary, nie pomyślałem, żeby właśnie tam poszukać - uśmiechnął się do sprzedawcy zabrał piwo i ruszył za Deanną.
Pat przysłuchiwała się całej rozmowie. Gdy zobaczyła, że jej towarzysze wychodzą, ruszyła za nimi. Dopiero gdy była w drzwiach ją tknęło, zerknęła na sprzedawcę, trzymając już papieros w ustach.
- Przepraszam, jeszcze krótkie pytanko ode mnie. - Uśmiechnęła się niepewnie. - Jakie szlugi kupował nasz znajomy?
- Za każdym razem inne chyba… nie wiem kurwa trochę ludzi się tędy przewija!
- odpowiedział już wyraźnie oburzony.
- I tak dziękuję. - Pat pomachała mężczyźnie na pożegnanie i dołączyła do swoich towarzyszy przed lokalem.

- Chcemy usiąść gdzieś na mieście czy może skorzystamy z któregoś z pokoi hotelowych, by pogadać na spokojnie? - Spytała odpalając jednocześnie papieros.
- Jeśli chcesz palić, to wolałabym zostać na zewnątrz - Deanna spojrzała z ukosa na Pat. Zaraz jednak jej twarz rozpogodziła się: - Pytanie o markę fajek było trafne. Może sprawdzimy u Thomasa w pokoju.
- Po drodze wypalę papierosa. Jestem w stanie wytrzymać kilka godzin bez
. - Pat uśmiechnęła się, a jej papieros rzeczywiście szybko się kurczył.
- Możemy usiąść u mnie. Mi papierosy nie przeszkadzają. Ciekawy jestem, czy ten Jo nas obserwuje. Musi wiedzieć bardzo dużo na temat każdego kto tu się zatrzymuje. Nie wygląda, aby miał cokolwiek innego do roboty. - Chris poruszał się niespiesznie rozważając jaki powinien być los zakupionego właśnie piwa.
- Ok, może być u ciebie - zdecydowała Deanna. – Ale jak chcesz palić, Pat, to na dworze. - zatoczyła dłonią dookoła - To zadupie. Tutaj wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich. Nasze przybycie nie ma szans pozostać niezauważonym. Z tego powodu wszelkie konspiracje są z góry skazane na niepowodzenie.
- Jeśli tak na to patrzeć, prawdopodobnie cała ta wiocha wie, gdzie zniknął Thomas
. - Pat wbrew wcześniejszym obietnicom sięgnęła po kolejnego papierosa.
- Czyli co do ogólnego zarysu się zgadzamy. Pytanie tylko co z tym zrobić? - Bones spojrzał na obydwie dziewczyny nieco zamyślonym wzrokiem. Ewidentnie liczył, że jakaś burza mózgów pomoże zbudować plan na nadchodzące dni. - Uprzejmość mam wrażenie nie jest ich mocną stroną. Pewnie nie tak łatwo będzie z tych ludzi cokolwiek wyciągnąć.
- Usiądziemy w pokoju i pogadamy.
- Pat zerkała z uśmiechem na swoich towarzyszy. - Zawsze mam wrażenie w takich miejscowościach, ze wszyscy mnie podsłuchują.
Deanna pokiwała głową: - Oraz patrzą zza firanek. To nie wrażenie, słonko. Tak po prostu jest na zadupiu.

Skierowali się w stronę pokoju zajmowanego przez Chrisa.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 01-06-2017, 15:23   #6
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Joachim spojrzał za odchodzącymi w stronę stacji detektywami. Gdy byli już po drugiej stronie ulicy wrócił do recepcji, oparł się o fotel i wrócił do czytania gazet wzdychając ciężko. Nie mieli tu lokalnej gazety, nawet licealnej, dzieciaki dojeżdżały autobusem do innego miasta więc jeśli bawiły się w media to tam. Był co prawda internet, ale Joachim nigdy go nie zainstalował w motelu i jakoś go specjalnie nie interesował. Gazety dziennie dojeżdżały raz na dwa dni, więc był poinformowany dobrze o tym co się działo na świecie, ale z jednodniowym opóźnieniem. Jakoś mu to wcale nie przeszkadzało. Lubił L.A. Timesa i póki ten dochodził to był zadowolony.
Przewrócił na ostatnią stronę wydania z 31 października i odłożył ją pod blat na stos z pozostałymi numerami z tego miesiąca. Pokiwa głową przypominając sobie, że to już koniec miesiąca. Był całkiem dobre, zbiory kukurydzy na ziarno udało się bardzo dobrze, co prawda na świecie był jakiś kryzys czy cholera wie co, ale tutaj w Father’s Pride ich to specjalnie nie obchodziło i to nie dlatego, że byli zbyt bogaci. Po prostu mało co ich tutaj obchodziło. Wstał raz jeszcze i wyjrzał za okno. Trójka ‘detektywów’ których najwyraźniej interesowało zbyt wiele wracali ze stacji. Pewnie obudzili biednego Rona, który pracował na dwie zmiany na stacji i farmie Eagletona. Może i trójka gości była dobra dla interesu, ale miał nadzieję, że nie będą sprawiać zbyt wielkich kłopotów, bo na takich co sprawiają problemy, zdecydowanie wyglądali.
Uderzył się lekko w głowę i wyciągnął rejestr, starannie zapisując w nim trójkę nowych gości, to ile razem pokoi wynajęli i na ile, na koniec zapisując kwoty, póki co wszystko ołówkiem jakby chcieli przedłużyć, bo coś mu się nie wydawało, że zostaną tylko jeden dzień. Natrafił też na rejestr kilku poprzednich gości. Wyglądało na to, że za dwa dni będzie mógł posprzątać w pokoju Thomasa Cella, kończył mu się powoli okres wynajmu, jeden z najdłuższych jaki miał od lat.


Jak się cała trójka miała przekonać, pokoje rzeczywiście były identyczne. Po rozmowie u Thomasa kobiety wróciły do siebie, by odkryć kalkę jego pokoju. Łóżko na półtorej osoby przy oknie z szafeczką na lampkę i drobne rzeczy osobiste gości jak portfel czy telefon. Telewizor był mały i przestarzały, wciąż z obszernym tyłem, odbierał kilka najważniejszych kanałów. Dostawiono też mały stolik z drewnianym krzesłem i całkiem wygodny fotel przy oknie i stoliczku na książkę czy obiad. Łazienka oferowała tylko to co niezbędne, żadnych luksusów. Musieli się tym zadowolić, ale raczej nie mieli na co narzekać. Wszystko było czyste i zadbane. Ręczniki i pościel pachniały ładnie i świeżo, kafelki w łazience były wypolerowane a okna przejrzyste.
Gdy skończyli ustalenia było już dosyć późno, nie mieli póki co robić ani z czego zdać raportu dla centrali. Udali się spać by wstać skoro świt i wznowić poszukiwania swojego kolegi po fachu.
Gdy wstali rano i zajrzeli do recepcji Joachim właśnie zasiadał przy ladzie z kubkiem świeżej kawy.
- Oh wstaliście… nie zamawialiście budzenia więc nie dzwoniłem, widzę, że po prostu też z was ranne ptaszki - powiedział z uśmiechem. Wydawał się być w znacznie lepszym humorze niż wczoraj wieczorem. - Hej wiecie co… będę się wybierał do Henry’ego, w sensie do naszego baru. Jeśli tam nie zjecie śniadania to chyba nigdzie… no chyba, że sami chcecie sobie coś robić - dodał wzruszając ramionami. Wskazał na kubek z ciemną kawą.
- Skończę pić i się przejdę, możecie do mnie dołączyć jeśli chcecie, nie możecie zostając u nas więcej niż jeden dzień i nie spróbować tutejszych gofrów śniadaniowych. Są najlepsze w całej Kalifornii możecie mi wierzyć, zwiedziłem jej spory kawał.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 06-06-2017, 15:56   #7
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Pat, Deanna i Chris

Wcześniej w pokoju Chrisa


Chris otworzył drzwi do swojego pokoju i zaprosił dziewczyny do srodka. Wziął jedno z piw, resztę zostawiając na stole i usiadł na łóżku po turecku pocierając obolałe stopy.
- Bierzcie, jak chcecie. - powiedział wskazując na piwo i spojrzał na Pat. - Jeśli o mnie chodzi możesz palić. - Potem zwrócił się do Deanny - pani powie, co o tym wszystkim myśli i czy mamy jakiś plan?

Pat zgarnęła piwo i podeszła do okna, opierając się tuż obok. Trochę bardziej z przyzwyczajenia niż z potrzeby wentylacji, bo i tak nie planowała otwierać oka by nikt ich nie słyszał. Odpaliła papieros wpatrując się z zaciekawienie w Deanne.
- Wystarczy po prostu “Deanna” - powiedziała kobieta, otwierając okno. - Wybacz Chris, wiem, że to twój pokój, ale cierpię na rodzaj alergii na tytoń.

Usiadła, stawiając przed sobą puszkę z resztą coli. Pat wygasiła papieros o parapet.
- Plan jest prosty - działamy standardowo, czyli rozpytujemy kogo się da. To mała mieścina, nie ma co robić konspiracji, tylko się ośmieszymy. Najdalej jutro wszyscy będa wiedzieli o naszej wizycie. Będziemy pytać i obserwować. Jeśli ktoś coś wie - poznamy, potem pomyślimy, co na tę osobę działa i jak ją zachęcić do rozmowy. Komuś może się nie spodobać nasza bytność tutaj i może spróbować nas przekonać, że powinniśmy wyjechać. To też będzie ważny znak.

Potarła kark. Samochód z wypożyczalni był wyjątkowo niewygodny.
- Macie inne pomysły? Jestem otwarta - spojrzała na nich wyczekująco.
- Zgadzam się, że bez sensu ukrywać, to że go szukamy, ale Thomas grał tu kogoś i nie wiem na ile powinniśmy palić jego przykrywkę. - Pat zamknęła okno, jednak wolała nie gadać przy otwartym, a skoro Deannie przeszkadzało, po prostu nie będzie palić. - Na pewno popatrzyłabym na miejsca, w których przesiadywał. Mogę odbębnić dyżur na ławeczce przed hostelem. Ta kawiarnia też zapowiada się nieźle.

- Nie powinniśmy palić jego przykrywki. Ale w to, że my wszyscy jesteśmy inwestorami szukającymi ziemi nie uwierzą. Jedno z nas może udawać inwestora z firmy Thomasa, zaniepokojonego zniknięciem kolegi. Reszta powie, że jest z agencji, którą firma Thomasa wynajęła.. Pamiętajcie - kłamstwo jest tym lepsze, im bliżej leży prawdy.

Dopiła colę. Ziewnęła.
- Pasuje wam taka historia?
- Jasne - Chris zgodził się, bo jemu też wydawało się to dobrym pomysłem. - Uważam, że nie powinniśmy udawać jednej grupy. Może w ten sposób uda nam się dotrzeć do różnych źródeł. To mała dziura, tu wszyscy wiedzą wszystko, a pod pozorem tego pustynnego rozleniwienia pewne kryje się jakiś skomplikowany i tajemniczy świat… - wlepił wzrok w podłogę - Myślę, że ktoś zaryzykował bardzo dużo znikając tego Tomasa i ten ktoś na pewno ma tutaj wroga, wystarczy go tylko znaleźć - uśmiechnął się do nikogo.
- Wątpię by udało nam się nam ukryć fakt, że współpracujemy. Wie o tym Joachim i widzieli nas w drodze na stację. - Pat zamyśliła się. - To które z nas będzie kumplem z roboty Thomasa? Reszta może być wynajętymi detektywami.
- Jakieś preferencje? - Deanna popatrzyła na towarzyszy. - I z całym szacunkiem, Chris, ale moim zdaniem to przedawkowałeś X-files. W takich mieścinach ludzie po prostu żyją, tak samo jak wszędzie. Nie nastawiałabym się na konspiracje i tajne spiski.

Pat wzruszyła ramionami.
- Już powiedziałaś Joachimowi, że jestem młoda i za dużo się naoglądałam seriali, więc raczej zakładałbym, że współpracujemy. - Uśmiechnęła się. - Wobec tego Chris byłby kumplem Thomasa z branży.
- X-files, Donna? Oglądałem Miasteczko Twin Peaks - Chris uśmiechnął się podnosząc butelkę. - Nie możemy zakładać, że to nudne miejsce, w którym nic się nie dzieje. Ktoś chce szpiegować człowieka stąd. Sam szpiegujący znika… już nie jest nudno. Poza tym dla mnie każdy ma skomplikowaną i wielowątkową historię. W niektóre tylko strach zaglądać. Rzuciłem już blef o sprzedawcy nieruchomości Jo. Nawet jak coś spieprzę, wy będziecie miały wolne ręce.
- No to mamy wstępnie ustalone. Chyba nie pozostaje nam nic innego jak węszyć? - Pat spojrzała pytająco na Deane, czekając na jej uwagi.
- Deanna - poprawiła Chrisa. - Dobrze, więc ustalone. Dziś już nie szalejcie po nocy, śpimy jak przykładni obywatele.
 
Aiko jest offline  
Stary 10-06-2017, 22:36   #8
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Rankiem

Bones radośnie przytaknął na propozycje Jo dotyczącą śniadania oraz gry ‘zwiedziłem całą Kalifornię wiem gdzie są najlepsze gofry’
- Naprawdę? Macie tu lepsze gofry niż te u Poppy i w Encino? - spojrzał na Jo, czekając na reakcje.
Joachim zmrużył oczy i na chwilę zerknął na Chrisa, dobry humor jakby mu przeszedł gdy przypomniał sobie, że ten tu jest.
- Encino i wszystko co jest blisko San Francisco jest dla mnie jak piekło na ziemi. Okropne miejsca - pokręcił głową.
- W takim razie nie mogę się doczekać kiedy spróbujemy, tych tutaj.
- Bardzo chętnie zjem coś ciepłego
. -Pat uśmiechnęła się podpalając papieros. - Polecasz jakiś specjał?
- Prowadź, Joachimie
- Deanna zakończyła słowną przepychankę.

Staruszek szybko dopił kawę i wyszedł zza blatu przez rozpadającą się furtkę z boku. Wyszedł z recepcji ostatni i nie dało się nie zauważyć, że nie zamknął za sobą drzwi. Widocznie bardzo ufał swoim współmieszkańcom.
- Jeśli nie dbacie jakoś szalenie o linie, bo wiem, że to modne - powiedział klepiąc się po lekkim brzuszku. - To musicie spróbować specjałów na słodko. Henry pracuje w zawodzie pięćdziesiąt lat zna się na rzeczy, przejął interes po swoim ojcu, zmienił nazwę na swoje imię i tak samo zrobi jego syn Aaron jak przejmie bar… nieistotne - powiedział ostrożnie idąc krawędzią drogi, jakby nie chcąc zdeptać najlepszego kawałku asfaltu w mieście, mieszczącego się na głównej ulicy do której centrum się zbliżali.
- Czyli pracujecie w tej samej firmie co pan Thomas? Nieruchomości, wykupywanie ziemi i tak dalej? - spytał z lekkim niepokojem.
- Chris pracował z Thomasem. My tylko przyjechałyśmy pomóc. - Pat szła tak by nie dymić na Deanne.
- Ah w ten sposób… - pokiwał głową zastanawiając się. - Mało kto przychylnie patrzył na pana Thomasa będącom szczerym. Nie żeby był niemiły czy coś, ale nikomu się nie widzi sprzedawać swojej ziemi, ale wiadomo jeśli udałoby mu się namówić jedną osobę, potem drugą… i cholera wie co by zrobili z naszym domem - powiedział rozkładając ręce, jakby chcąc objąć całe miasteczko.
- Ale z drugiej strony co tu u licha zbudować, co nie? To mnie strasznie męczyło! - dodał uśmiechając się i odwrócił się do Chrisa, chore oko zleciało mu gdzieś na bok gdy spojrzał na mężczyznę. - Pan pewnie też nie może powiedzieć po co chcecie tu kupować?
Bones wykonał ruch ręką jakby miał dotknąć ramienia Jo, w ostatniej chwili jednak powstrzymał się. Zasępił się i powiedział zniżonym głosem:
- Po tym jak się dowiedziałem jak sprawa wygląda, sam chciałbym wiedzieć. Naprawdę mam nadzieję, że ten co chce tutaj sypnąć kasą nie będzie wam chciał wszystkiego zwywracać. Uwielbiam takie miejscowości, które trzymają się swojego porządku przez dziesiątki lat. Ale robota, to robota. Czasem, jej szczerze nienawidzę. Poza tym, z całym szacunkiem Joachimie dla tego miasteczka, poza zapewne świetnymi ludźmi, nie ma tu zbyt wiele do… No przecież nie zbudują tu drugiego Las Vegas, bo jedno już jest. - zaśmiał się bez przekonania.

Pat gdy tylko Chris podjął rozmowę odsunęła się lekko i szła obserwując okolicę. Była ciekawa czy Thomas w drodze do knajpy widział swój cel. Zerkała na ludzi, budynki była ciekawa jak miasteczko zniesie obecność trzech detektywów.
Stosunkowo sporo ludzi kręciło się przy ulicy, przynajmniej jak na takie miasteczko. Wszyscy zbierali się do pracy, pakowali rzeczy do samochodów, które im się przydadzą na roli, niektórzy wracali ze sklepu, dzieciaki szły na autobus. Większość zdawała się zbyt zajęta i zafrasowana poranną rutyną by zauważyć, że coś jest inaczej. Kilka osób pomachała Joachimowi, a ten odwdzięczył się tym samym, zatrzymali na chwilę wzrok na jego towarzyszach, ale nie na dłużej.
Patricia jednak poczuła na sobie czyjś upierdliwy wzrok. Rozglądając się natrafiła na budynek związkowców - zrzeszenia pilnującego interesów i praw lokalnych rolników, do którego przy okazji i dla wygody przyłączono oddział western union. Stojący za szybą starszy mężczyzna o surowej twarzy uważnie obserwował gości motelarza. Nie wyglądał za uprzejmie, jak stary, zniszczony życiem urzędnik, ale tacy raczej wszystkich ignorowali bardziej niż przeszywali wzrokiem tak agresywnie jak ten.

Przed związkiem zatrzymał się samochód i kierowca w pośpiechu wszedł do budynku. Pracownik jeszcze przez chwilę patrzył na nowoprzybyłych, ale ostatecznie zajął się gościem.
Joachim uśmiechnął się pod nosem.
- Z całym szacunkiem, ale nasze miasteczko ma więcej do zaoferowania niż ci się wydaje, zawsze miało - odpowiedział stosunkowo uprzejmie dla Chrisa, nie patrząc jednak na niego. - Temu też ludzie tutaj nieprzychylnie patrzą na wszelkiego rodzaju inwestycje. Więc dobrze ci radzę, jeśli będziesz kontynuować pracę swojego kolegi, rób to grzecznie - dodał kiwając palcem.
Pat z uśmiechem pomachała mężczyźnie nim ten odwrócił wzrok. Odruchowo zapamiętała rejestrację i typ wozu jaki podjechał. Bardziej by ćwiczyć pamięć niż cokolwiek innego.
- Mocno macie rozwinięte rolnictwo?
- Zapytała z zaciekawieniem Jo.
- Większość z nas się tym zajmuje - odpowiedział wzruszając ramionami. - Kukurydza na ziarno, dopiero co skończyliśmy zbiory. Niewiele innego tu jest do roboty.
- Każda ziemia ma olbrzymi potencjał, wiesz jak jest. Agroturystyka i te sprawy.
- Pat dopaliła papieros i wrzuciła do najbliższego kosza. - Czemu właściwie patrzą nieprzychylnie? - Zainteresowała się. - Wiesz rozumiem, że nikt nie lubi jak się rusza jego grunt, ale czasem to może przynieść sporą korzyść. Byleby wybrać coś co nie będzie zawadzać lokalnej społeczności.
- Kwestia historii. Nie mamy zbyt dobrej lokalnej historii z wielkimi inwestorami. Ah, jesteśmy
- wskazał na przybytek, przyjazny, raczej typowy i niczym nie wyróżniający się amerykański bar mleczny, taki jakich było pełno na drogach i pustkowiach takich jak to.

Joachim uprzejmie otworzył drzwi i puścił panie przodem. Wnętrze było klimatyzowane co było wielkim udogodnieniem w obecnej pogodzie. Obłożone czerwoną podróbką skóry siedzenia były już trochę zdarte i zużyte, ale dalej całkiem wygodne. Klientów było całkiem sporo, przynajmniej połowa sporawego jak na tutejsze standardy lokalu była wypełniona. Trzy kelnerki sprawnie uwijały się z zamówieniami, większość gości pewnie zamawiała to co zwykle, a kucharze byli przygotowani na poranny tłum.

Usiedli przy stoliku na cztery osoby, w rogu przy oknie i zaraz podeszła do nich kelnerka w pomarańczowej sukience do kolan, z białym i troszkę umorusanym fartuchem, z którego kieszonki wyjęła notatnik i długopis. Była najmłodszą z obsługi w lokalu, chyba, że w kuchni chował się ktoś młodszy. Miała maksymalnie dwadzieścia parę lat, wiek w którym raczej należałoby się spodziewać, że raczej ucieknie z takiego miasteczka na odległe studia, ale skoro jeszcze tego nie zrobiła, zapewne nie miała planów kiedykolwiek opuścić Father’s Pride.
Blondynka spojrzała na całą trójkę po kolei, przez sekundę oceniając każdego z osobna.
- Cześć Joachimie - uśmiechnęła się do staruszka, który skinął jej głową. - Co dla was?
- Gofry oczywiście!
- odpowiedział za wszystkich. - Z owocami i syropem, bez sprzeciwów - dodał stanowczo.

Chris, mający jeszcze w pamięci palec Joachima nie zamierzał się sprzeciwiać, nie mówiąc o tym, że lubił gofry z owocami. Kiwnął więc z entuzjazmem głową i dodał
- Oraz kawę, jeśli można. - Dotychczas nie miał wątpliwości, co do profesjonalizmu Thomasa w kwestiach prowadzenia śledztwa, teraz jednak zaczął się poważnie zastanawiać co to za człowiek. Miał obserwować obiekt i to wszystko, a tymczasem wyglądało na to, że zdenerwował połowę miasteczka. Jakby nie było, rzadka umiejętność. Uśmiechnął się do Jo przyjaźnie i zaczął się lekko niecierpliwić w oczekiwaniu na gofry. Naprawdę je lubił.
Pat także przytaknęła potwierdzając wybór. Po czym zwróciła się szeptem do Joachima.
- Orientujesz się gdzie siadał Thomas?
- Raz z nim jadłem śniadanie, właśnie tu gdzie siedzimy, przysiadłem się i nie wygonił
- powiedział stukając palcem w blat. Z miejsca gdzie siedzieli można było obserwować cały bar i główną ulicę. - Sporo tu przesiadywał, pijał dużo kawy…
- Nie sypiał?
- Chris uznał że może dać popis swojej inteligencji.
- Nie wiem, nie zaglądam ludziom do pokoi… ale sporą część nocy spędzał na dworze, chociaż nie wszystkie - pokiwał głową, poprawiają ułożenie solniczki, chusteczek i innych akcesoriów stołowych.

Pat pociągnęła nosem czując dochodzące z kuchni zapachy.
- Przytyję od stołowania się tutaj. - Uśmiechnęła się. - Palił przed motelem, prawda? Szukam miejsca dla siebie co by nie przeszkadzać za bardzo pozostałym.
Motelarz pokiwał głową.
- Codziennie rano zgarniałem niedopałki sprzed ławki, nie pomyślałem żeby postawić jakąś popielniczkę, teraz trochę rozmazanego tytoniu zostało na betonie… jak dobrze, że sam to rzuciłem lata temu, żona mnie namówiła - pokiwał głową uśmiechając się w dziękczynnym geście dla nieobecnej małżonki.

Pat wyjrzała przez okno ciekawa co takiego mógł widzieć stąd Thomas. Najchętniej spędziłaby teraz dzień lub dwa i poobserwowała trochę miasteczko. Wyczuła jego rytm. Dawno nie była w czymś tak małym.
Można było powiedzieć, że restauracja znajdowała się w samym centrum miasteczka, pomimo iż nie umiejscowiono jej dokładnie pośrodku głównej ulicy. Jednak z tego miejsca gdzie siedzieli rzeczywiście mogli obserwować serce Father’s Pride i jego bicie. Urząd miasta, budynek związkowców, najważniejsze sklepy czyli ten spożywczy i ten z narzędziami. No i oczywiście inny bar, ale już ten gdzie bardziej szło się na kolację zakrapianą alkoholem w piątek wieczór, albo po ciężkim dniu pracy, zbiorów wypalić trochę tytoniu i zrelaksować się przy whiskey. Bar nazywał się po prostu Pride i był stosunkowo malutki, a jako jeden z niewielu był zrobiony w zdecydowanej większości z drewna. Stary budynek, ale starannie konserwowany i remontowany.
Patricia odnosiła dziwne wrażenie, że czegoś brakuje w tym obrazku idealnej, stereotypowej wręcz małej miejscowości, ale ciężko było jej położyć palec na tym co to dokładnie było.

Jedzenie przyszło zadziwiająco szybko. Sporawy talerz z trzema nałożonymi na siebie goframi, z owocami rozsypanymi na bitej śmietanie położonej na najwyższym, okrągłym gofrze i syropem pokropionym w idealnej proporcji pomiędzy poniższymi piętrami. Wyglądało i smakowało znakomicie, co szczególnie było widać po Joachimie, który jak na staruszka, pochłaniał swoją sporawą porcję w oszałamiającym tempie.
Pat jedząc w milczeniu obserwowała ten “obrazek”. Nie lubiła gdy wszystko jej mówiło, że coś jest nie tak, a ona nie ma pojęcia co. Ratusz? Niby był urząd. Kościół. Nie mieli tu kościoła.
Patricia próbowała przypomnieć sobie wszystkie części miasteczka jakie widziała, ale rzeczywiście nie mogła skojarzyć żadnej budowli z krzyżem na górze wieży. Usilnie rozglądając się za oknem nie dostrzegła nigdzie ani jednego krzyżą, ani tym bardziej kościoła. Mogła potem rozejrzeć się po mieście bardziej, nie widziała stąd całego miasteczka, ale wyglądało na to, że jej spostrzeżenie było jak najbardziej trafne.

Chris nie zamierzał zostawiać Jo zanadto z przodu. Dobrał się do swojej porcji, jakby od tygodnia nie miał nic w ustach.
- Matko - mówił z pełnymi ustami, co jakiś czas przełykając. - Miałeś rację Joachimie, rzeczywiście przepyszne. Skąd na… akurat tutaj, takie świetne gofry? - nie były to może najlepsze gofry jakie w życiu jadł, ale przewyższały jakością wszelkie sieciówki, a to już było dla Chrisa sporo.
- Czegoś tu nie rozumiem - zamachał chaotycznie widelcem - po co człowiek od handlu nieruchomościami siaduje po nocach na ławce? - zastanawiał się chwilę konsumując kolejne kawałki gofrów - Może… może po prostu miał jakieś problemy osobiste i wyjechał? - Popatrzył na dziewczyny i recepcjonistę wzrokiem skończonego idioty, który właśnie odkrył koło. - Ja na przykład nigdy nie przesiaduję po nocach. Zajmuję się pracą głównie w dzień. W nocy wszystko jest zamknięte - zakończył z przekonaniem.
Joachim popatrzył przez chwilę na Chrisa, po czym spokojnie wrócił do jedzenia.
- Ja tym bardziej - powiedział pomiędzy kęsami. - Pan go chyba zna tak? Pan niech mi powie. Mi tam zresztą to nie przeszkadzało. Zapłacił za pobyt to niech robi w jego trakcie co chce - dodał wzruszając ramionami.
- Nie bardzo - Chris odpowiedział tym samym gestem - w zasadzie to wcale. Ja jestem z biura w LA. On był skądinąd. Powiedzieli mi tylko, że jest robota, to jestem. Po drodze się dowiedziałem, że ten co ją dotychczas robił gdzieś wyjechał - przełknął kawałek gofra. - Pewnie, że mógł robić co chciał. Nie moja to sprawa, ale ja wieczorami to chodzę tylko na spacery, a w nocy śpię. A on co? W nocy siedział i palił, a w dzień siedział i pił kawę? To chyba na bogatego nie wyglądał, bo taką robotą to się jeszcze żaden agent nieruchomości nie dorobił - Bones skrzywił się bez zrozumienia dla dziwnych obyczajów tego człowieka.

- Czy jest szansa na herbatę? Lub jeszcze lepiej sok pomarańczowy - Deanna uśmiechnęła się do kelnerki. Zagarnęła bitą śmietanę na brzeg talerzyka i zaczęła wygrzebywać z niej owoce.
- Kiedy ostatni raz widziano Thomasa? - powtórzyła pytanie, na które ciągle nie dostała odpowiedzi. - I gdzie? Tutaj, w hotelu, na tej ławce? Dopytałeś Joachimie, żonę o pokój ?
Hotelarz popatrzył na kobietę, lekko zdziwiony, a może trochę przestraszony. Chore oko uciekało mu dwa razy szybciej i chyba zdając sobie z tego sprawę odwrócił wzrok.
- Małżonka go nie widziała od dwóch dni, a gdzie go ostatnio widziano… skąd mam wiedzieć. Jeśli chcecie możecie spytać szeryfa… ma biuro z tyłu urzędu miasta, oddzielne wejście. Jeśli do jutra nie wróci to sprzątniemy mu pokój i tyle z mojej strony… - dodał ponuro.
- Chcielibyśmy wejść jeszcze dziś do jego pokoju. Szczególnie Chris, on bez problemu rozezna się w dokumentach Thomasa. Nie będzie problemu, prawda? Możemy tam się udać bezpośrednio po śniadaniu.
Chris spojrzał na Deannę jakby zaproponowała mu właśnie handel narkotykami. Ta spiorunowała go wzrokiem i wykonała do Joachima gest o znaczeniu “Bardzo za niego przepraszam, długo jechaliśmy “
- Ale dlaczego ja miałbym grze… aaa… dla dobra śledztwa. No tak. Naprawdę nie uważacie że wyjechał z powodów osobistych? - zaczął chwilę stukać końcem widelca o blat stołu, a potem spojrzał na wszystkich jakby się czegoś przeraził.
- Joachimie, uważasz, że ktoś mógłby chcieć tutaj zrobić krzywdę temu Thomasowi, tylko dlatego, że był trochę dziwaczny? To byłoby chyba trochę niekulturalne… W sumie to chętnie przeglądnę dokumenty Thomasa, jest w końcu z mojej firmy. Może ustalił już część danych, nie musiałbym rozpytywać o to powtórnie mieszkańców i niepotrzebnie ich denerwować - zakończył powoli wypowiadając ostatnie wyrazy.
- Więc ustalone - Deanna zdawała się przeoczyć fakt, że Joachim się nie opowiedział w rzeczonej kwestii. - Chris sprawdza pokój, ja odwiedzę szeryfa. Pat? - spojrzała na dziewczynę.
- Przejdę się z Chrisem, rozejrzałabym się po swojemu, a potem… - Pat zamyśliła się, cały czas patrząc na krajobraz za oknem. Dopiero po chwili zerknęła na swoich towarzyszy. - ... chyba kupię drugą paczkę.

Joachim wytarł usta chusteczką odsuwając talerz na bok i wbił wzrok w blat stołu.
- Nie mogę ot tak was wpuścić do jego pokoju, nie jestem taki durny, to nielegalne. Szczególnie, że w zasadzie nie daliście mi żadnego dowodu na to, że w ogóle go znacie, czy pracujecie z nim - wstał z siedzenia i stanął przed stołem. - Chciałem okazać wam trochę gościnności, ale jesteście bardziej nachalni niż myślałem. Wciskacie się tam gdzie nikt was nie prosi… jeśli szeryf pozwoli wam rozejrzeć się po pokoju proszę bardzo, ale bez jego zgody tam nie wejdziecie - powiedział poważnie. Odszedł od trójki detektywów, szybko zapłacił przy ladzie za swoją porcję i wyszedł gniewnym, szybkim krokiem.

Młoda kelnerka spojrzała za hotelarzem, po czym zwróciła wzrok na przybyszy. Zmarszczyła brwi i na chwilę zniknęła w kuchni. Wróciła z zimnym sokiem pomarańczowym i herbatą dla Deanny.
- Nie wiedziałam, które dokładnie pani chce więc przyniosłam to i to - powiedziała cicho. - Nie wiem co macie do Joachima, ale proszę nie stresujcie go za bardzo. Ma wystarczająco ciężko… - dodała przepraszającym tonem.
- No właśnie nie wiedziałam, na co mam ochotę... Ciężko? - zdziwiła się Deanna popijając sok. - Motel kiepsko idzie? Coś z jego żoną? Zdrowiem?
Dziewczyna pokiwała głową.
- Zmarła cztery lata temu. Nie znosi tego dobrze... Jakbyście czegoś jeszcze potrzebowali dajcie znać - rzuciła odchodząc do innego klienta.

- Heh. - Chris zwrócił się do dziewczyn jak kelnerka odeszła -Trochę go przycisnęliśmy. Z tymi ludźmi trzeba ostrożnie, w końcu tak w zasadzie nie wiemy dlaczego Thomas zniknął. Wiemy tylko, że zachowywał się jak idiota i wkurzył połowę miasteczka. Pełen profesjonalizm. - zastukał w blat ponownie, tym razem naprawdę zamyślony - Mogę iść go przeprosić, może go udobrucham, on może sporo wiedzieć co się tutaj dzieje. Wejść do pokoju Thomasa można na różne sposoby. Dobra?
- Idź, nie ma co zaogniać sytuacji, która i tak jest kiepska…
. - Pat zamyśliła się. -... Jego żona nie żyje od 4 lat, a nie widziała Thomasa od 2 dni? Czy tylko mi coś nie pasuje?

- Facet nie pogodził się ze śmiercią żony
- mruknęła Deana, popijając dla odmiany herbatę. - Skoro minęły 4 lata, to już nie żałoba a zaburzenie. Joachim wymaga pomocy. Dobra, w takim razie idźcie od razu do hotelu, ty Pat zagadasz Joachima, a Chris sprawdzi pokój. Ja spróbuję wyciągnąć coś od szeryfa. Pytania? Sugestie?
- Mówiąc ‘iść go przeprosić’ miałem na myśli rzeczywiście iść go przeprosić
- rozumiał koncentrację na celu Deanny, niemniej sam wolał bardziej subtelne formy załatwiania spraw. Wiedział jednak, że subtelnie, to też czasochłonnie. - Zobaczymy co da się zrobić.

Wstał od stolika i podszedł do lady, żeby zapolować na kelnerkę, która ich obsługiwała.
- Przepraszam, na sekundę. Powiedziała Pani, że żona Joachima zmarła jakiś czas temu, tymczasem on mówi o niej jakby nadal żyła.
Kelnerka pokiwała głową.
- Tak jak powiedziałam, nie znosi tego dobrze. Nikt nie próbuje mu wybić tego z głowy, jak próbowali to robił się bardzo agresywny...
Bones zasępił się
- Wydaje mi się, że popełniłem niechcący straszną gafę. Muszę go przeprosić. Co Joachim lubi u was najbardziej? Zaniosę mu, chociaż tak się zrewanżuję.
Dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę i spojrzała gdzieś za Chrisa.
- Ojej… niepotrzebnie w ogóle coś mówiłam tylko mu kłopotów narobię. Przepraszam, ale o tej godzinie mamy spory ruch… - powiedziała obchodząc go z boku. Szybko się jeszcze obróciła i rzuciła. - Jeśli skończyliście zostawcie pieniążki na stole, dobrze?

‘Jakich, kurwa, kłopotów? Pierdolony dom wariatów.’ Bones poszalał w myślach i wrócił do stolika. Ustalił nowy plan, ale na razie chciał porozmawiać z dziewczynami.

Pat w między czasie zwróciła się do Deanny.
- Wiesz… mogę z nim pogadać, ale nie jestem psychiatrą. Jeśli Chris chce gadać to czemu nie on?
- Myślałam o tym, że tobie łatwiej będzie odwrócić uwagę Joachima, kiedy Chris będzie się włamywał. Ale możecie oczywiście sami zdecydować.


Chris wrócił do stolika:
- Wszyscy tutaj są jacyś dziwni - odliczył pieniądze z niewielkim napiwkiem i dodał: - Skoczę kupić kwiaty dla żony Joachima i pójdziemy - spojrzał na Pat pytająco - go przeprosić. Spróbujemy zdobyć ten klucz. Może się uda. Poza przeglądnięciem pokoju Thomasa nic więcej konkretnego tam nie potrzebujemy, nie? Trzeba by coś więcej wydobyć z mieszkańców, ale nie wygląda, aby to była prosta sprawa. Oraz zlokalizować tego chłopa, którego mamy śledzić…
- Ja podjadę do szeryfa. Myślę, że już czas na to, aby zgłosić oficjalne zaginięcie..
- Dobra
. - Pat wstała od stolika, zostawiając zapłatę za swoją część. - Skoro żony nie ma po prostu wejdę na zaplecze. - Dodała szeptem, stając obok Chrisa. Po to by po chwili odezwać się normalnym głosem. - Chodź pomogę ci wybrać kwiatki.

Deanna dopiła swoje napoje, zostawiła na stole rozgrzebane gofry i niewielki napiwek, a potem poszła do biura szeryfa.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 11-06-2017 o 10:44. Powód: Końcówka
kanna jest offline  
Stary 24-06-2017, 16:36   #9
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Biuro szeryfa rzeczywiście znajdowało się z tyłu ratusza, gdzie można było przejść boczną uliczką, przy której zaparkowano dwa służbowe samochody, stosunkowo nowe, albo dobrze zadbane. Biuro musiało kiedyś być zupełnie inną częścią budynku, może wejściem dla ekipy sprzątającej, bo już z zewnątrz było widać, że dla szeryfa i jego ludzi wydzielono najwyżej kilka pokoi. Jednak przed samym wejściem, obecnie otwartymi, wzmacnianymi drzwiami, ustawiono pod daszkiem wygodną ławeczkę, na której siedziała dwójka mężczyzn w mundurach i jedna kobieta, wyraźnie starsza i wyższa rangą od swoich kolegów. Trzydziestolatek siedzący pośrodku ustawił na stoliku przed nimi termos i trzy kubki i ostrożnie rozlał do wszystkich gorącą kawę.
- Jeśli nie przyciąłeś cukru Davin to przysięgam dostajesz nocną zmianę do końca miesiąca… - mruknęła ponuro kobieta, z twarzy wyglądała na pogodną, ale możliwe, że należała do tych, którzy potrzebowali porannego zastrzyku kofeiny by móc funkcjonować.
Davinowi wyraźnie przez chwilę drgnęła ręka, ale mimo wszystko idealnie rozlał zawartość termosa.
Ostatni pracownik biura szeryfa, uderzająco podobny i zbliżony wiekiem do Davina, pierwszy zauważył Deanne i przyglądał jej się uważnie znad swojego kubka.
- Dobry… - rzuciła kobieta na razie nie tykając swojej kawy, gdy spostrzegła wzrokiem nowego gościa. Położyła dłonie na biodrach, przez który to ruch Deanna chcąc nie chcąc musiała zwrócić wzrok na jej pas, z odznaką, pałką i pistoletem. - Czymś pomóc?
- Dzień dobry
- Deanna zwróciła się do kobiety, która najwyraźniej tutaj rządziła. - Chciałam zgłosić zaginięcie.
Szeryf uniosła brew zdziwiona.
- Zaginięcie? Jakoś pani nie kojarzę, z całym szacunkiem… - odstawiła swój kubek. - Pani przejezdna, tak? Co pani niby zginęło?
- Zaginięcie osoby
- doprecyzowała . - Thomas Cell. Mieszkał u Joachima, koło stacji benzynowej .
- Ten sporawy, łysy facet?
- spytał jeden z mężczyzn na ławce.
- Żebym mogła przyjąć takie zgłoszenie musi minąć czterdzieści osiem godzin od kiedy ostatni raz dał o sobie znak… rozumiem, że tak się stało pani… - pani szeryf postąpiła krok na przód oczekując, że Deanna się w końcu przedstawi, bo wyglądała jakby miała problem z tym, że nie zna imienia swojego rozmówcy. Deanna mogła zobaczyć plakietkę z nazwiskiem na mundurze kobiety, szeryf Mary Elizabeth.
- Deanna Wiliams - wyciągnęła dłoń na przywitanie, wyraźnie zmieszana. - Przepraszam, powinnam była się wcześniej przedstawić, ale cała ta sytuacja.. Już tyle czasu nie mam żadnej wiadomości od Toma .. Wyprowadza mnie to z równowagi. Boję się, że mogło mu się zdarzyć coś niedobrego. Nie chciałam, żeby jechał, ale się uparł.. Nie rozstawaliśmy się dotąd na tak długo… - głos się jej załamał i zaczęła nerwowo przewracać rzeczy w torebce w poszukiwaniu chusteczek.
Elizabeth najwyraźniej lekko spuściła z surowego tonu. Chrząknęła niezręcznie, jakby czując się winna.
- No tak, tak… kojarzymy tego pana, wpadł nam w oko, że tak powiem. Jeśli zaginął to oczywiście zaraz coś wymyślimy. Może wejdziemy do środka? - wskazała na otwarte drzwi do biura i gestem przepędziła dwójkę podwładnych do środka, żeby udawali, że już pracują nad sprawą. Davin i jego najwyraźniej brat, zabrali ze sobą kawę i w pośpiechu weszli do środka.
- Będzie pani musiała dać nam kilka informacji o sobie, o panu Thomasie i opisać kiedy ostatnio go pani widziała, czym się zajmował i takie tam, a potem już my zajmiemy się resztą - powiedziała rzeczowo, pewnym siebie głosem.
- Oczywiście , oczywiście - powiedziała Deanna, wyciągnęła chusteczki,jednocześnie upuszczając torebkę. Drobiazgi rozsypały się wokół. Przyklękła, żeby je pozbierać. - bardzo przepraszam.. Wczoraj przyjechaliśmy i , najwięcej o pracy Toma będzie wiedział Chris, oni razem pracują… Choć w sumie nie wiadomo, w branży jest duża konkurencja, ludzie sobie nie mogą ufać...Przyjechał tu szukać gruntów, pod inwestycję, Thomas często szukał gruntów pod różne inwestycje, ale mnie nie wprowadzał w szczegóły, wie pani, pani szeryf, bez obrazy, oczywiście, on jest trochę staroświecki , to urocze, ale też ma takie raczej konserwatywne poglądy… - zapięła torebkę i wstała. - Mogę szklankę wody?

Mary wpuściła zakłopotaną Deannę do biura. Nie było to wielkie centrum dowodzenia, skromny posterunek z jedną główną salą z dwoma biurkami dla Davina i jego brata, biuro szefowej i jeszcze jedno dla jej zastępcy, teraz najwyraźniej nieobecnego. Do tego tylko pokój konferencyjny, który wyglądał bardziej na pokój relaksu z kilkoma fotelami, najwyraźniej niepotrzebnymi dla reszty ratusza, drzwi do piwnicy, schody na górę za szklanymi drzwiami oddzielającymi urząd miasta od biura szeryfa. Można było się domyślać, że cele dla zatrzymanych są w piwnicy, razem z pokojem przesłuchań.
Z malutkiej kuchni gdzieś obok biurka z telefonami i bardziej nowoczesnym komputerem, zapewne do odbierania zgłoszeń, szeryf wynalazła kubek i zimną wodę z baniaka. Po drodze zgarnęła pudełko chusteczek z biurka Davina i poprowadziła Deannę do pokoju konferencyjnego, gdzie złapała ich okrutna duchota.
- O jezu… to zły pomysł. Przejdźmy lepiej do mojego biura, tu nie ma klimatyzacji… to znaczy u mnie też nie ma, ale jest okienko… stary budynek - powiedziała przepraszająco i zawiodła kobietę do swojego biura, zostawiając drzwi do sali otwarte. U siebie otworzyła okno i zamknęła drzwi, żeby dać im trochę prywatności. Co prawda ściany były oszklone, ale pokoik wydawał się dobrze wyciszony. Mary włączyła nieco przestarzały komputer i wyjęła z szuflady notes. Z szafy obok wyciągnęła jeden segregator , podpisany boleśnie koślawym pismem.
- Formularz do zaginięć mam… tutaj - powiedziała po chwili. - Przepraszam, ale dawno nie mieliśmy tutaj takiej sytuacji. W sensie zaginięcia. Ludzie się nawzajem bardzo pilnują u nas… co oczywiście nie znaczy, że nie damy go rady odszukać. Thomasa to jest, nie formularza - powiedziała kręcąc głową, zawiedziona własnym niezdecydowaniem.
- Może niech po prostu powie mi pani co chce powiedzieć, a ja potem spytam o to czego będzie mi brakować? - zaproponowała prostując się w swoim fotelu.
- No więc.. - Deanna napiła się wody, podziękowała, a potem podniosła oczy do góry, spojrzała w lewą stronę i zaczęła coś zliczać. - To będzie już chyba 2 tygodnie. Przyjechał tu 20, chyba tak, albo 19, nie jechał bezpośrednio , ale to Joachim będzie pamiętał. Dzwonił do mnie codziennie, takie zwykłe rzeczy, że tęskni i nie może się doczekać, aż się spotkamy… o pracy mało, tylko że już niedługo wróci, bo ktoś przyjechał, a on przecież na tę osobę czekał, może mieli finalizować transakcję… - znów się napiła wody i popatrzyła na szeryf. - jak mówiłam, Tom uważa, że sprawy biznesowe nie są dla mnie interesujące i nie chce mnie nimi obciążać. Jest dla mnie taki dobry. - zaszlochała, ale po chwili się opanowała. - No, ale ten ktoś przyjechał, powiedział mi, bo miał już zaraz wracać. To było 30, pamiętam, rocznica naszego poznania. Liczyłam, że może zdąży na rocznicę, ale wiem, że sprawy biznesowe są ważne .. Na pewno się starał. A potem.. Nic. Nie pisał, nie dzwonił.. Nic. Zdenerwowałam się, bo to bardzo słowny mężczyzna. Ja wiem, że z mężczyznami bywa różnie, przecież nie urodziłam się wczoraj, ale Tom jest zupełnie inny. Odpowiedzialny. Nie oszukałby mnie. Nie teraz.
- Może ten mężczyzna coś wie? Z którym Tom miał się spotkać? On też mieszkał chyba u Joachima… - znów zaczęła przeszukiwać w torebkę. W końcu wyciągnęła zdjęcie. - To Thomas - powiedziała, podając szeryf kartonik .
- Mhm, tak… kojarzę go, widziałam go u Henry’ego z raz czy dwa - mruknęła tamta oddając zdjęcie. - Zakładam, że nie ma pani pojęcia kim może być ten mężczyzna, z którym Thomas miał się spotkać? - powiedziała na chwilę odrywając się od notowania.
- Hmm- zastanowiła się Deanna - nazywał się jak ten aktor, Will Smith. Tylko imię miał inne.. John? John Smith - spojrzała na szeryf triumfująco. - Macie go w rejestrze skazanych?
- John Smith? Pracuję tu już dwadzieścia lat i przyznam, że pamiętam większość tutejszych… złoczyńców, których mieliśmy w areszcie. Smithów pewnie paru było, popularne nazwisko. Mogłabym sprawdzić w rejestrze stanowym, ale będzie ich pewnie co najmniej kilkudziesięciu…
- wskazała na komputer. - Bez dokładniejszych danych będzie to raczej nieowocne. Pewnie nic więcej pani nie wie o tym Johnie, albo chociaż o naturze spotkania?
- Podobno przyjechał autobusem. Dzień lub dwa przed zniknięciem Toma
- powiedziała Deanna , zapisując sobie w pamięci, aby przepytać kierowcę. - Ale nie wiem, w jakiej sprawie mieli się spotkać.
Zrobiła zakłopotaną minę.
- Pewnie nie powinnam o to pytać… Czy to prawda, że żona Joachima nie żyję ? Mówi o niej tak, jakby żyła .. To dziwne. I smutne jednocześnie.
Szeryf uniosła głowę znad notatek.
- Huh? Ah tak, niestety odeszła jakiś czas temu, nie pamiętam dokładnie… zginęła nagle, w wypadku i Joachim jakoś nie przyjął tego do wiadomości. Poza tym wszystko z nim w porządku… poza tym okiem no i dwoma paluchami - zapisała coś jeszcze po czym podała długopis i formularz dla Deanny. - Proszę wypełnić te kilka informacji na górze.

Nie było tam nic skomplikowanego, jedyne podstawowe informacje Thomasa, imię z nazwiskiem, adres zamieszkania, telefon, numer ubezpieczenia…
- Domyślam się, że niektórych może pani nie znać na pamięć, proszę wypełnić to co pani pamięta, resztę najwyżej potem pani mi poda. Thomas przyjechał tu swoim samochodem czy wynajętym? Od tego można by zacząć… - zaproponowała.
Deanna zastanowiła się, a potem nachyliła nad formularzem i zaczęła wpisywać informacje.
- Z tego, co wiem, to chyba wynajął coś w Stockton… tak mi się wydaje. - powiedziała po chwili. - Rozumiem, że nie było żadnych ..incydentów? Znaczy żadnych osób, których tożsamości nie można ustalić ? A szpitale? Powinnam sprawdzić szpitale, czy jest tutaj jakiś? Martwię się, to już tyle dni.. Może po prostu stracił pamięć? Może ktoś os go napadł? Boże, człowiek nie może tak po prostu zniknąć! U was dużo osób tak .. znika? Czytałam o sektach…
- Mamy klinikę, dwójka lekarzy i pielęgniarka. Do szpitala troszkę daleko…
- powiedziała smutno. - Ale w pełni sobie radzą tutaj nasi lekarze - dodała uspokajająco.
- Warto byłoby dowiedzieć się czegoś na temat wynajętego samochodu. Zawsze mają nadajniki. Myślę, że nie należy wyciągać pochopnych wniosków i martwić się na zapas - mruknęła kiwając głową, trochę bardziej do samej siebie.
- Staram się nie martwić, ale to już tyle czasu… może po prostu uciekł z jakąś młodszą.. - zaśmiała się nerwowo. - Macie jakiś rejestr osób niezidentyfikowanych? Znaczy.. Jakby jego … gdzieś znaleziono….- poszukała słowa - Thomasa, to by był w jakimś rejestrze?
- Policja nie kolekcjonuje danych o każdym, bez powodu, ani inne organy władzy
- wzruszyła ramionami. - Jeśli kiedyś był świadkiem w sądzie to będzie na przykład w bazie prokuratury, no ale tam nie mamy dostępu… ale już widzę, że wyciąga pani jakieś czarne myśli nie wiadomo skąd - dodała nachylając się lekko.
- Trzeba popytać ludzi, wszyscy go tutaj widzieli, jego samochodu nie ma, ktoś pewnie widział jak wyjeżdżał i kiedy to robił. Trzeba po prostu zadać odpowiednie pytania, odpowiednim ludziom i się znajdzie. Do tego się sprowadza praca detektywa… - pokiwała głową, jakby wędrując gdzieś myślami w odległą przeszłość.
- Nie, nie - Deanna pokręciła głową. - Pytałam, czy gdyby np. Thomas stracił pamięć, albo coś mu się stało, a nie miałby dokumentów, to chyba jest jakaś baza, gdzie są zdjęcia takich niezidentyfikowanych osób?
- Pewnie jest, ale my jako biuro szeryfa nie mielibyśmy do niego dostępu bez zgody jakiegoś wyższego organu. Niestety dużo prawnych machinacji wchodzi tutaj w grę, często to troszkę wiąże ręce, spowalnia, ale póki co musimy się po prostu skupić na tym co możemy zrobić lokalnie.


Deanna pokiwała głową za zrozumieniem oddając formularz.
- Zostawię mój numer telefonu, gdyby coś… - powiedziała. – Kilka dni zatrzymam się jeszcze u Joachima, popytam, jak pani mi radzi, pani szeryf. Może ktoś coś wie. Mam nadzieję, ze nic mu się nie stało.


Po opuszczeniu posterunku Deanna skontaktowała się z Chrisem, przekazując mu, czego dowiedział się do tej pory. Odsłuchała jego krótkie sprawozdanie, zapytała o plany.
- Ja przejdę teraz na dworzec autobusowy. Wypytam, może ktoś pamiętał przyjazd tego Smitha , którego miał obserwować Thomas. Potem spotkamy się na lunch i ustalimy, co dalej.

Przed wizytą na dworcu Deanna wstąpiła jeszcze do motelu.Sprawdziła pocztę w laptopie, szukając informacji z Agencji na temat jej współpracowników. Potem wrzuciła w wyszukiwarkę agencje wynajmu samochodów w Stockton. Obdzwonią je po południu.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 24-06-2017, 21:10   #10
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Pat i Chris

Gdy wrócili do holetu wszystko było dalej tak samo, samochody były tak jak je zostawili, miejsce naprawdę mogło wydawać się wymarłe. Zapewne od lat wyglądało identycznie, zmieniały się tylko pojazdy na parkingu. Prześcieradła, poszewki od poduszek w pokojach od dawna przechodziły przez tę samą pralkę, z tym samym proszkiem i płynem.

Jednak najwyraźniej zmieniły się ręce, który wykonywały część pracy. Jeśli tak jak Joachim mówił to jego żona zajmowała się sprzątaniem pokoi, to przeszło na niego sporo obowiązków. Jeśli rzeczywiście opuściła go na stałe.
Gdy zaszli do recepcji zauważyli, że staruszka nie ma za ladą. Nie mogli dostrzec czy siedzi w pokoju za nią, przez kolorową zasłonę zastępująca drzwi, ale zauważyli za to, że gablotka z kluczami stoi otwarta. Mało tego obok leżała księga gości - rejestr w którym powinien być wpisany każdy gość.

Chris wszedł do recepcji trochę zaskoczony faktem, że nie było nikogo. Gablota z kluczami prezentowała się ponętnie ale z tego co zauważył kluczy, które go interesowały brakowało. Rzucił więc okiem do księgi gości, aby skontrolować tamtejsze wpisy, najnowsze wpisy należały do nich, były tam ich podstawowe dane, które Joachim spisał przy rejestracji. Wcześniejszy był na jedną noc, najwyraźniej tirowiec, który odjechał tego ranka, którego detektywi przyjechali. Jeszcze wcześniej, dwa dni przed zaginięciem Thomasa, w pokoju 113 zameldował się jego obecyn lokator i prawdopodobnie właściciel pick-upa, niejaki Roger Voel zameldowany w San Francisco. Wcześniejszy wpis należał już do Thomasa, a przeglądanie poprzednich na tę chwilę wydawało się nie dawać żadnych ciekawych informacji, Po odłożeniu księgi na miejsce, Chris głośno powiedział:
- Joachimie? Halo?

Pat zerknęła, przejrzała szybko rejestr poszukując imienia Thomasa i sprawdziła czy klucz jest w gablocie. Niestety jednak Thomas najwyraźniej cały czas miał go ze sobą, a swoje kopie Joachim trzymał gdzie indziej.
Staruszek wyłonił się zza kurtyny, Chris zdążył zauważyć, że za nią jest sporawy pokój, z podwójnym łóżkiem, umeblowany w bardzo domowy, przyjazny sposób, ale wyraźnie pozostający bez zmian od wielu, wielu lat. Staruszek wyglądał jakby był bardzo niewyspany, a ktoś właśnie kazał mu wstać z ostatniej fazy przed zapadnięciem w błogosławiony sen. Podszedł powoli do recepcji i powodził chwilę chorym okiem po otoczeniu.
- Co znowu… - mruknął ponuro.
- Ja tylko wpadłam do pokoju. - Odparła Pat i ruszyła na poszukiwanie innego wejścia do hotelu, mając nadzieję, że Chrisowi chwilę zajmie gadanie. Kobieta już wcześniej zaobserwowała, że hotel to z lotu ptaka jest to kwadrat bez jednego boku, pokoje są umiejscowione na jego ‘ścianach’ - bokach, środek był po prostu parkingiem, na którego wgląd można było dostać z każdego pokoju. Jedyne pokoje nie dla gości były w recepcji, jeden za kotarą, który jak teraz wiedzieli był mieszkaniem Joachima i jeden za drzwiami, ale z pewnością był mały, jak można się było domyślać, miał służyć za pomieszczenie, gdzie trzyma się miotły, odkurzacz. Do całego hotelu dołączono też tylną przybudówka, wyglądała na czysto techniczne pomieszczenie z generatorem, zapewne pralką.

Niestety oznaczało, to że klucze do pokoju Thomasa są pewnie w kieszeni Joachima, albo w jego pokoju. Podeszła do pokoju 118, który podobno zajmował Thomas. Nie zawadzi spróbować. Nacisnęła na klamkę. Drzwi rzeczywiście były zamknięte. Mogło im to przynajmniej powiedzieć tyle, że Thomasa raczej nie wyciągnięto siłą z pokoju, bo wtedy raczej by go nie zamknął.

Pat westchnęła ciężko i wydobyła swój klucz. No dobra… to nie może się udać. Spróbowała wsunąć swój klucz i nim pokręcić. A nóż się uda i wkładka będzie wyrobiona.Chociaż klucz wszedł bez problemu, to próby kręcenia ostatecznie skończyłyby się złamaniem, więc Patricia nie mogła próbować zbyt mocno.

No cóż, nie pozostawało nic innego jak wrócić do Chrisa. Nie planowała wyważać tych drzwi.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172