Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-12-2017, 13:51   #121
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Japonia, Tokyo, poniedziałek/wtorek, przed świtem

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6-Ic1wSUbzE[/MEDIA]


Haruka
W piekarni było duszno, a wszędzie unosił się pył z mąki i jakiś dym. Zapach świeżego pieczywa był jednak tak cudowny, że kiszki grały Haruce marsza od kiedy weszła do środka.
I choć kilka ciekawskich par oczu spojrzało na nią, dzięki pewności, z jaką weszła do środka i kierowała się w stronę korytarza, gdzie wyczuwała Księżniczkę, sprawiły, że nikt jej nie zaczepiał. Tak Japonka dotarła do kraty oddzielającej piwnicę sklepu od piekarni. Niestety, krata była zamknięta i choć brakowało w niej jednego pręta, to dorosła osoba nie była w stanie się tędy przecisnąć. Najwyżej dziecko i to nie starsze niż 9-10 letnie. Haruka ze swoimi krągłościami nie miała co liczyć na to, że przejdzie tędy na drugą stronę. Poza tym Arashi nigdzie nie było widać… przynajmniej na początku. Po chwili bowiem zza jakiegoś starego materaca, opartego o ścianę, wychyliła się znajoma, zmęczona twarz.
- Jesteś… - ucieszyła się – Pomożesz mi? … nam? – wskazała uśpioną pod materacem, otuloną kocem córkę.



Yamasaki
Pęcherz naprawdę ją cisnął. Jeśli zaraz ktoś nie przyjdzie… popuści. A przecież nie miała nic na zmianę. Nawet gdzie się ogarnąć nie miała… cóż za wstyd?

Nagle jednak elektroniczny zamek w drzwiach ustąpił. Do środka pokoju weszło dwóch ciemnoskórych mężczyzn. Wyglądali jak profesjonalni ochroniarze, albo nawet… zabójcy?

[MEDIA]https://i.ebayimg.com/00/s/NjAwWDUxOA==/z/I9kAAOSwXrdaEnOJ/$_20.JPG[/MEDIA]
- Konnichiwa. Możemy zabrać pani do toalety, ale jeden będzie musieć pani towarzyszyć. – Powiedział łamaną japońszczyzną ten szczuplejszy z mężczyzn. Przy okazji Miyako zauważyła, że obaj byli uzbrojeni w pistolety.



Saito, Shunsuke, Orochi, Alice
[MEDIA]https://orig00.deviantart.net/1e21/f/2011/155/f/6/gantz_room_by_death3030-d3i2ep5.jpg[/MEDIA]
Gdy dotknęli kuli, świat wokół nich zawirował. Nagle zniknęły zimne pomieszczenia posterunku, zniknęły wszelkie boleści jak zastałe kości, uszczerbki zdrowotne, głód, pragnienie… nawet dyskomfort z powodu przepoconych, brudnych już ubrań. Wszystko to zniknęło, a wraz z tymi odczuciami znikali też oni. Rozpływali się niby mgła, pozostawiając jedynie małą iskierkę, która oblekała się w inną doskonalszą formę o niebieskiej fizjonomii.


Gdy umierała, była zrozpaczona. W krótkim czasie straciła najbliższych, jedyne dziecko i ukochanego mężczyznę. Czy można się dziwić, ze straciła też nadzieję? Przestała wierzyć w transfer, przestała wierzyć w cały pomysł przeniesienia się na Ziemię, gdzie żyła pokrewna im, ale jakże brutalna i jeszcze nieświadoma rasa. Jako badaczka ludzi, znająca ich wojny, podstępy, knowania, manipulacje, a przede wszystkim brak ograniczeń by cofnąć się przed skrzywdzeniem bliźniego od początku miała wątpliwości czy można zaufać Ziemianom, a kolejne wydarzenia bynajmniej jej od tych poglądów nie odciągały.
Teraz jednak, gdy Mofuputsi otworzyła oczy, wiara znów zalała jej duszę, oto bowiem widziała go, stał tuż obok – jej ukochany małżonek - Motsamaisi – kapitan i badacz fauny na Ziemi. Stał przed nią taki, jakim go pamiętała, gdy jeszcze wirus nie trawił jego ciała.
Poza tym obok stał ten, którego jako jedynego w ekipie mogła nazwać przyjacielem – medyk Yakalafi, bo w przeciwieństwie do innych entuzjastów transferu też miał swoje wątpliwości, choć mówił o nich tylko przy niej. Jak mogli zarzucać mu tak wiele niecnych czynów? To z pewnością było jakieś nieporozumienie…
Ostatnim z ich grupy był Makhenike – mechanik i pierwszy oficer, choć z tego co Mofuputsi wiedziała, wcześniej inaczej miał na imię, pełniąc rolę gwardzisty Księżniczki. Choć ich naród żył w pokoju, Makhenike jako jedyny faktycznie miał krew swoich pobratymców na rękach. Czy inni naprawdę o tym nie pamiętali?




Motsamaisi otworzył oczy i spojrzał z miłością na swoją żonę. Udało się, dotarli na ziemię. I choć jej tutejsza fizjonomia stanowiła pewną niespodziankę, toż czy nie kochał jej mimo wszystko? Choć wielu miało ją za zołzę, kapitan wiedział, że przyczyną jej zachowania nie były wcale złe intencje, lecz troska o bliskich i strach.
Miał ochotę wziąć ją w ramiona, przytulić, lecz po prawdzie był też kapitanem. Musiał być tym, który w razie czego podejmie się przewodzenia ich grupie, jeśli Księżniczka się nie odnajdzie. Tak, wciąż wierzył, że to kwestia znalezienia jej, przebudzenia, w głowie wszak nie mieściło mu się by ta cudowna władczyni, jaka jeszcze na pożegnanie ścisnęła jego rękę, mogła odwrócić się od ostatnich przedstawicieli swej własnej rasy.
Mężczyzna spojrzał na dwóch pozostałych Niebian. Makhenike zawsze był dobrym pierwszym oficerem – karnym i oddanym, choć nieco ponurym, jednakże Yakalafi… złość targnęła ciałem zwykle opanowanego kapitana. Wreszcie zrozumiał. W tajemnicy przed pozostałymi członkami załogi Yakalafi eksperymentował na sobie, wszczepiając do swego ciała szczątki ludzkich genów, by wytworzyć antygeny wirusowe. Chyba w efekcie mu się to nawet udało, ale sprawiło też, że stał się bardziej ludzki w najgorszym tego słowa znaczeniu – by osiągnąć własny cel, przyspieszył śmierć Motsamaisiego i tym samym to on popchnął Mofuputsi do samobójstwa. Gdyby nie on… żona kapitana miałaby najpewniej adekwatne ciało do płci.




Znów był sobą! Musiał opanować gniew. Zemści się. Bez wątpienia zemści się na tym skurczybyku Yakalafim, ale teraz musiał udowodnić kapitanowi Motsamaisiemu, że zachował jasność myślenia. Bo zachował, prawda? Mimo wielu lat spędzonych w samotności, w bazie pełnej trupów tych, którzy kiedyś byli mu bliscy, słuchając w kółko tego cholernego komunikatu „Kanał transferu jest zamknięty”. Taaak, wiedział jasno, że powinien udusić tego gnoja… Nie, nie, nie! Musiał nad sobą panować. Nie dla siebie, nie dla kapitana, nawet nie dla Księżniczki, ale dla Selohi. Wiedział, że też tu jest – uwięziona w innym pokoju. Czy pamiętała go? Czy będzie go wciąż kochać? To… bez znaczenia. On ją kochał, dlatego musiał zapewnić jej bezpieczeństwo. Tylko jak? Ten dzieciak, w którego ciało został wciśnięty nie nadawał się do niczego! W dodatku z trójki pobratymców, którzy mu towarzyszyli, tylko Motsamaisi potrafił jasno myśleć i szerzej patrzeć na sytuację, nie zapominając jednak o zwykłej empatii, której brakowało jego małżonce – badaczce Ziemian – Mofuputsi. Choć w sumie i ona kiedyś była inna, jednak po śmierci syna wyraźnie uwzięła się na Selohi, za to że tkaczka dusz nie odstąpiła od swojego nadrzędnego zadania tkania duszy księżniczki, by przygotować transfer osobowości młodego Rasthy. No i był Yakalafi… niech no tylko go dorwie, niech ten cholerny medyk straci na moment czujność…




No i stało się to, czego się obawiał. Choć dopiął swego, teraz gdy ci idioci odkryli kulę Hassy znów musiał stanąć naprzeciwko swoich pobratymców, którzy skupiając się na własnych krzywdach nie rozumieli jego działań. No dobrze, po prawdzie numer jaki wywinął pierwszemu oficerowi z powodów faktycznie osobistych, lecz przecież nie chodziło tylko o to, że czuł więź z Selohi, że kochał ją i wiedział, że ona też go kocha. Makhenike nie był dla niej odpowiedni, mógł nawet ją skrzywdzić w przypływie gniewu tak, jak teraz chciał krzywdzić Yakalafiego. Niby mechanik i pierwszy oficer, lecz dzięki informacjom od Setsebi, która była specem komunikacyjnym, medyk wiedział, że Makhenike wcześniej inaczej miał na imię, pełniąc rolę gwardzisty Księżniczki. Choć ich naród żył w pokoju, to Makhenike miał krew swoich pobratymców na rękach. Doprawdy musiał go jakoś unieszkodliwić, zanim ten dotrze do Yamasaki – ziemskiego wcielenia Selohi. Tylko co mógł teraz zrobić? Udawanie niewiniątka nie wchodziło w grę, wszak kapitan Motsamaisi najpewniej pamiętał, że to on przyspieszył działanie wirusa w jego przypadku. Lepiej też, by nie dowiedzieli się, że podobny los spotkał Setsebi. Doprawdy lepiej żeby nie namierzyli Księżniczki, jeśli plan spiknięcia Alice’a i Yamasaki miał się powieść.
No tak, w obecnej sytuacji nie będzie łatwo… ale przecież była tu jeszcze badaczka Ziemian - Mofuputsi, która w swej męskiej odsłonie prezentowała się nawet lepiej niż własny mąż. Można było więc wykorzystać jej awersję do ludzi...



Choć znaleźli się w jakiejś dziwnej przestrzeni, której nawet nie mogli opisać, bo zdawała się nie być materią, ich ciała stały się ciałami Niebian, Nibiryjczyków, jak nazywano ich czasem. Świadomości każdego z błękitnoskórych tym samym obudziły się, odżyły wspomnienia… choć niekompletne. Wydawało się, iż przetransferowane zostały tylko te, które budziły w ich posiadaczach mocniejsze emocje, silniej wpływały na charakter i… kształtowały ich. Była to jednak tylko połowa ich jestestwa, drugą tworzyły bowiem pełne osobowości Ziemian – Saito, Alice’a, Orochiego i Shunsuke – takich, jakimi stali się przez te wszystkie lata, nie mając świadomości, że w ich wnętrza zaszczepiono jakiś kosmiczny pierwiastek osobowości. Ich dialog miał być więc dialogiem nie czterech, a ośmioro istot.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 19-12-2017, 09:00   #122
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Ta… w sumie po to przyszłam, tylko nadal nie mam pojęcia jak. - Haruka przyjrzała się oddzielającej ją od księżniczki kracie. Była zamykana od strony piekarni, ale skąd wziąć klucz? Jaka była szansa, że uda się jej odgiąć pręt… no i przede wszystkim czy drobniejsza od niej Arashi da radę przejść, bo chyba z jej córką nie byłoby problemu. - Na zewnątrz widziałam trzech ludzi. Widziałaś kogoś w piwnicy?
- Tak... są tam. - Powiedziała smutno Arashi, po czym dodała, patrząc na córkę. - Chciałam ją tylko ocalić, dlatego was się... wyrzekłam. Wybacz mi. Teraz wiem, że to ja jestem problemem. I... nie będę już uciekać. Będę Księżniczką, lecz chcę cię prosić o jedno. Zabierz stąd Makoto. Nie pozwól im jej skrzywdzić. Obiecasz mi to?
- Powiem tak, nigdy nie czułam bym nadawała się na matkę, więc chyba powierzanie mi dzieciaka to słaba opcja. Moja niebieska twierdzi, że może wyłączyć emitowanie sygnału. - Haruka rozejrzała się za jakąś skrzynką, w której mogłyby wisieć klucze, próbując sobie przy okazji przypomnieć czy mijała coś takiego na korytarzu. - Zróbmy tak, jeśli za chwilę nic nie wymyślimy to ją zabieram, ok?
Księżniczka przytaknęła głową. Niestety w pobliżu nie widziały żadnych kluczy. Haruka cofnęła się do korytarza i wyjrzała w poszukiwaniu jakiegoś schowka na klucze, ewentualnie kogoś kto wyglądałby jakby kierował zmianą. Na serio nie miała ochoty zostawać w tym momencie czyjąś matką. Kluczy nigdzie nie widziała, zauważyła natomiast trzymającą się pod boki korpulentną Japonkę, która trzymając się pod boki dyrygowała pozostałymi pracownikami.

[MEDIA]https://www.japancrush.com/wp-content/uploads/japancrush/2013/03/hanebayashi-yuzu-01-featured-300x200.jpg[/MEDIA]

W sumie było tu 5-7 osób, licząc tych, którzy co chwila wchodzili i wychodzili. Haruka cofnęła się do Arashi.
- Dobra, niech mała przelezie na tę stronę i się ukryje, poproszę by ktoś otworzył kratę, ale lepiej by na wszelki wypadek była w stanie ze mną zwiać, ok?
Księżniczna spojrzała na nią niepewnie, widać, że słowa wytatuowanej kobiety nie budziły jej ufności.
- Ja uśpiłam ją... swym darem. Obudzi się pewnie dopiero nad ranem, chyba że ktoś... zrobiłby jej krzywdę.
- Wspaniały pomysł. A to nie lepiej by zwiewała nim ktoś zrobi jej krzywdę? - Haruka nawet nie próbowała ukryć ironii w głosie. Księżniczka objawiała coraz to nowe talenta, szkoda tylko, że żaden nie wydawał się w tej chwili przydatny. - Podaj ją.

Arashi spojrzała na nią ciężko.
- Nie... - powiedziała w końcu - Poradzimy sobie. Ja... przepraszam, że cię wezwałam.
- Czyli nie chcesz bym nawet spróbowała? - Oshiro wolała się upewnić, to nie tak, że mogła księżniczkę do czegokolwiek zmusić.
- Przecież widzę, że jesteśmy dla ciebie ciężarem. Myślałam, że... polubiłaś ją. Nieważne. Po prostu nas zostaw zanim ciebie odkryją. - Rzekła Arashi, odwracając głowę.
- Polubiłam i dlatego tu jestem. Daj ją i przestań marudzić. - Haruka spróbowała się uśmiechnąć.
- Ja... dobrze... pilnuj jej. Nie musisz mi mówić, gdzie jedziecie. Znajdę was, jeśli zajdzie taka potrzeba. - Powiedziała Arashi ze ściśniętym gardłem. Przytuliła jeszcze śpiącą dziewczynkę i podała ją przez dziurę w kracie Haruce.
- Lubi Hello Kitty, nie je brzoskwiń i... czasem zapomina o myciu zębów. Wszystkie rzeczy ma w plecaczku. Są tam też pieniądze. - Wyrzucała z siebie kobieta, starając się nie chlipać.

Haruka objęła dziewczynkę.
- Poproszę… może ktoś otworzy kratę, ok? Spróbujemy zwiać we trzy.
Arashi przełknęła ślinę.
- Nie, bo wtedy wciąż będą nas tropić, a jeśli dostaną mnie... może się wam udać. Idźcie i nie obracajcie się. - Ostatni raz dotknęła dłoni córki - Bądź dzielna, Makoto. - Powiedziała i wstała, by ruszyć w kierunku sklepu, gdzie czekali na nią goście w ciemnych okularach.

Haruka przeklęła cicho pod nosem i objęła dziewczynkę mocniej. Powoli zaczęła się wycofywać. Arashi miała rację. Jeśli tamci ludzie na serio uważali ją za nieprzydatną, była szansa, że nie będą jej szukać. Gorzej było z mafią i policją.
- Jakby co… mam jej telefon.
Haruka wyjrzała na korytarz i upewniwszy się, że wszyscy wokół zajęci są swoimi obowiązkami, tak jak poprzednio pewnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Czuła, że jej serce wali jak oszalałe. Nie powinna tego robić! To nie było jej dziecko. Ba! To było dziecko zupełnie obcej osoby. Upewniła się, że nikt akurat nie niesie pieczywa i pewnym krokiem weszła na schodki prowadzące na zewnątrz. Pozwolił sobie tylko rzucić okiem w kierunku wejścia do sklepu, w którym uwięziona była Arashi. Czemu miałą spore wątpliwości, że księżniczce uda się uwolnić? Objęła mocniej Makoto i jak najszybciej skręciła w jedną z przecznic.
Musiała dotrzeć do skrytki i wydobyć swoje rzeczy, a potem... opuścić miasto. Przygryzła wargę, rozglądając się po ulicy. Żeby tylko wszyscy policjanci i jakuza poszli już grzecznie spać.
 
Aiko jest offline  
Stary 19-12-2017, 10:41   #123
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

“Sonoroki-Motsamaisi” krzyknął zaciskając zęby:
- Dość!
Nie potrzebował tych wspomnień, nie potrzebował wiedzieć tych szczegółów. Nie były one ważne teraz.
Zaciskając pięści rozejrzał się po towarzyszach niewoli sycząc.- Dość.
A gdy zapanował nad sobą:
- Nie mamy… czasu, by obrzucać się obelgami. I roztrząsać dawne zbrodnie. Później, później…- głęboki oddech. Kontrola nad własnym ciałem, jest pierwszym stopniem do kontroli nad przebiegiem walki.
- Tu możemy być szczerzy. Tu nas nikt nie podsłucha. Tu… możemy planować bezpiecznie. Nie zmarnujmy tego azylu na spory z poprzedniego życia. Na to przyjdzie czas. Później.
Znów spojrzał po pozostałej trójce, a jego wzrok zatrzymał się na dłużej na Yakalafim.
- Księżniczki nie ma i pewnie nie przyjdzie. - poczuł ból w sercu - Wypięła się na nas i słusznie. Pomóc i tak nam nie może. - mówił, choć serce się buntowało - Musimy ratować się sami… Czy posiadamy jakąś wiedzę i umiejętności, które mogą nam pomóc w ucieczce? My lub nasi goście?
- Tt...tak jest! - krzyknął Makhenike, walcząc z wściekłością, która się w nim kotłowała na widok medyka. Gdyby tak tylko mógł teraz rzucić czymś w tą mordę. Choćby tym czarnym płynem z kubka, którym oliwili swoje wnętrzności Ziemianie. Nastolatek zauważył natychmiast tę myśl i mentalnie przytaknął, wizualizując Makhenike, jak ładnie ta ciecz spływałaby po twarzy “Amerykanina”. Ludzki młodzik posiadał bardzo małe doświadczenie w czymkolwiek, jednakże mógł pochlubić się przyzwoitą wiedzą teoretyczną: Orochi namalował w umyśle który dzielił z Makhenike dającą do myślenia wizję, jak zachowałoby się ludzkie oko wrzucone do ukropu. Ciekawe…
- Za pozwoleniem, po prostu dajmy różowym… - Makhenike zadziwiały epitety jakie podsuwał mu Orochi: czarni, biali, żółci… ci pierwsi byli raczej ciemnoczerwoni, reszta po prostu różowa. Czy może ludzkie oczy miały jakieś defekty? Makhenike zastanowił się, czy mógłby je jakoś naprawić, Oki nawet skądś wiedział jak je najłatwiej wyjąć…
- … po prostu dajmy im to, czego chcą. Zastosujmy dywersję. Powiedzmy im, że pomożemy znaleźć Księżniczkę, żeby nas stąd wypuścili, a potem…
- Ich zabijemy - zakończył Orochi.
- Jeśli będzie tylko taka… - Makhenike starał się właściwie dobrać ostatnie słowo, a Orochi podsuwał: “okazja”, “możliwość”, “szansa”, “nadzieja”.
- Konieczność. - wybrnął. Oki czuł jednak, że chodzi mu nie tylko o wydostanie się z więzienia, ale też ocalenie tej Japonki w drugiej sali, którą mieli torturować, jeśli nie będą współpracować.
- Może z fantazji zejdźmy na ziemię. Nie tak łatwo jest zabić człowieka, zwłaszcza gdy ów osobnik jest wytrenowanym ochroniarzem. Zakładam, że niewielu z was umie walczyć.- stwierdzil sceptycznie “Sonoroki-Motsamaisi” przyglądając się Orochiemu-Makhenike z politowaniem. Po czym dodał.- Więc… mówimy, że możemy znaleźć Księżniczkę, że wiemy gdzie jest… czyli gdzie? Należy wybrać miejsce jej pobytu, na takie które by nam pasowało. Takie które dawałoby nam szansę na ucieczkę od naszych “opiekunów”.
- Nie wiem czy jest szansa na to, aby uciec im bez pomocy z zewnątrz - rzekł milczący do tej pory Alice/Yakalafi, przezornie trzymając się na uboczu, na ile oczywiście mógł, nie puszczając kuli. - Zakładamy, że ludzie mogą chcieć prócz Księżniczki uzyskać dostęp do statku. Dobrze byłoby poznać bardziej ich cele, powody, nastawienie, plany względem nas w zależności od tego czy będziemy współpracować, czy nie?
- Byłoby miło poznać, ale skupmy się może na tym co już wiemy. Dotychczasowe nastawienie sugeruje że nie traktują nas jak ludzi, a co najwyżej zwierzęta. Szczury laboratoryjne. Ich powody… mi szczerze powiedziawszy wiszą mi i powiewają.- burknął Sonoroki-Motsamaisi. -Nie jestem pieskiem, który będzie radośnie majtał ogonkiem, tylko dlatego że dostał miskę z jedzeniem. Więc… ich nastawienie wobec nas jest w najlepszym przypadku pogardliwe. A plany wobec nas.. przypuszczam, że nie obejmują wypuszczenia nas w najlepszym wariancie. W najgorszym… śmierć i sekcja zwłok po tym wszystkim.
- Jeśli odbędzie się to w tej właśnie kolejności, to jeszcze nie jest najgorsza opcja… - mruknęła Mofuputsi-Saito. Popatrzyła po pozostałych zastanawiając się jednocześnie, w jaki sposób mogą poprawić swoje położenie.
- Może warto zasugerować, że Księżniczkę możemy odnaleźć tylko wtedy, gdy będziemy wszyscy razem.. I jeśli kogoś brakuje, albo na przykład miał jakiś wypadek i nie dożył do momentu przebudzenia, to nie odnajdziemy jej nigdy, albo będzie to bardzo trudne. W ten sposób możemy się zabezpieczyć i kupić trochę czasu sugerując, że jest jeszcze ktoś “naznaczony” o kim nie wiedzą, bo wyjechał poza Tokio i nie miał możliwości znaleźć się w zasięgu kogoś z nas.
- Hm… Chwileczkę…
- Alice/Yamasaki spojrzał na towarzyszy niedoli. - Jak rozumiem odrzucacie możliwość, że oni po prostu - wystawił jeden palec wolnej dłoni: -boją się nas, naszych możliwości, oraz - drugi palec - co naturalne, pożądają wiedzy, technologii. - Skrzywił się lekko. - Odrzucacie całkowicie możliwość dogadania się i kooperacji z nimi, traktując jako pewnik, że chcą nas zniszczyć, najlepiej za pomocą malowniczej wiwisekcji na żywca. Czy tak?
- My? To oni odrzucili moją chęć współpracy. Zamiast tego fundując nam to…
- stwierdził niechętnie “Sonoroki-Motsamaisi”.-Cały ten cyrk z testowaniem i traktowaniem nas jak laboratoryjne małpy.
- Fundując nam “co”? - zainteresował się ziemski aktor, a niebiański lekarz. - Odosobnienie, jako wyeliminowanie potencjalnego zagrożenia dla społeczeństwa. Przetrzymywanie w celu osiągnięcia celu, tu wiedzy o księżniczce, czy statku, albo innych rzeczach. Bo chyba nie mówisz, o kawie, czy hamburgerach. Mi smakowało.
- A ile im czasu zajęło domyślenie się, że ludzi należy trzymać w humanitarnych warunkach? I… co mam skakać z radości, bo w końcu dostałem coś do jedzenia? I czy widzisz gdzieś… wokół nas, kogoś kto chciałby rozmowy czy wymiany informacji? - zakpił “Sonoroki-Motsamaisi” i wzruszył ramionami.-Nikt. Nawet w hazmatach… nikt się nie zjawił, by z nami porozmawiać. Tylko głupie rozkazy z góry. A przecież im mówiłem, że nie jesteśmy zagrożeniem i co? Ile razy będziesz gadał do ściany w nadziei, że ściana odpowie?
- Co racja to racja -
wtrąciła kobieta. - Ja też próbowałem z nimi normalnie rozmawiać, a na koniec usłyszałem, że nie mogą mnie wypuścić, bo stanowię zagrożenie dla bezpieczeństwa międzynarodowego. To nie jest tak, że ja nie chcę się dogadać, bo chcę. W końcu to ludzie, a ja się mimo wszystko czuję bardziej człowiekiem niż… - popatrzyła na swoje dłonie - Nibyryjczykiem… czy tam Nibyryjką. Tylko nie jestem przekonany czy jesteśmy w stanie przekonać ich, że nie stanowimy cholernego zagrożenia. Czy bez względu na to co powiemy i jak dalece będziemy z nimi szczerzy, z ich perspektywy nie byłoby lepiej, abyśmy, prewencyjnie, pozostali zamknięci pod kluczem do końca naszych dni?
Makhenike nie odzywał się dłuższą chwilę. Orochi wizualizował mu właśnie kadry z gry Dead Space. Nienawiść Ziemian do wszystkiego co żyje (i nie), do wszystkiego co inne, co podobne oraz siebie nawzajem byłaby legendarna. Gdyby oczywiście ktokolwiek kto ludzkość napotka mógł przeżyć, by tą “legendę” opowiedzieć. Nibyryjczyk, podobnie jak jego mentalny współlokator, dostrzegał jednak w ludzkiej naturze cechę którą można było wykorzystać: Ludzie byli ciekawi, nawet jeśli wiedza mogła ich skrzywdzić.
Szczególnie wtedy.
Orochi miał jeszcze tyle rozsądku w głowie (zapewne dzięki nibyryjnemu wpływowi) by najpierw strzelać i pytać później. Jednak Makhenike był tu realistą: najpierw strzelać i pytać nigdy - co jeśli odpowiedź okaże się ciosem zza grobu? Jeśli zdecydowało się już na ruch by kogoś zabić, nie powinno się zwracać uwagi co ta ofiara ma do powiedzenia. Nibyryjczyk kiwnął głową. Orochi też nią kiwnął.
- Jedyne co stopuje ich - tu nie było problemu, Orochi przecież nie uważał się za człowieka bardziej niż Makhenike - od zabicia nas jest chęć…
- pocięcia nas w plasterki na żywca i zobaczenia jak ładnie się zwijają i więdną. -
Nastolatek znał na pamięć wszystkie “prawdziwe” sekcje kosmitów jakie były na sieci.
- Jedyne zaś co stopuje ich przed tym, jest ciekawość naszej technologii. Możemy jeszcze trochę pożyć…
- W trakcie sekcji też jeszcze będziemy!
- Orochi uznał, że należy to przypomnieć.
- ...trochę pożyć, ale kiedy uznają, że wiedzą już wszystko, jest już po nas. Musimy im coś dać, udawać, że coś im dajemy nie tyle po to by zwyczajnie utrzymać się przy życiu zresztą… niektórym to może i tak nie pomóc… - Makhenike nie chciał nawet zerkać w kierunku Yamasakiego, dlatego z radością dał się wyręczyć Orochiemu.
[MEDIA]https://4.bp.blogspot.com/-R0FMc9gJKRg/WjjVjWGJDXI/AAAAAAAAiWA/IpFmSo0djVAQ34I52f8vvLBlsVvmv6uoACLcBGAs/s1600/pomatka.jpg[/MEDIA]
Nibyryjczyk odwrócił wzrok i kontynuował:
- W tej celi, jesteśmy na niesprzyjającym terenie, musimy opuścić to miejsce na bardziej dogodne, ewentualnie, położyć dłonie na naszej technologii zanim zrobią to Ziemianie i wykorzystać ją do… - Makhanike odczekał, spodziewając się, że Orochi zechce coś wtrącić, ale młodzian chyba już wiedział o co chodzi. - ...do naszych celów.

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 19-12-2017, 11:48   #124
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Nie wiem co cię tak pokręciło, ale nie mierz sobie ani ludzi ani Nibyryjczyków swoimi chorymi swoimi kategoriami. - Odraza która płynęła wraz ze słowami, było tym co łączyło Shunsuke z jego “gościem” Motsamaisi. Odraza którą było widać i w spojrzeniu i w głosie, gdy patrzył na tę szaloną istotę, którą stał się Makhenike. - Naukowiec nie kroi myszy, dlatego że to go podnieca, tylko po to by się czegoś dowiedzieć na podstawie sekcji. Nie zabijają nas i nie kroją, bo wiedzą że z martwych nic nie wyciągną, a i sama sekcja zwłok może okazać się stratą czasu… tak jak na razie ta debata. - Odetchnął głęboko starając się zdusić narastającą frustrację. - Może więc zamiast na waszych fantazjach, skupmy się na faktach. Księżniczki nie namierzymy, choć możemy nakłamać że wiemy gdzie jest. Musimy jednak wpierw ustalić wspólne zeznania, bo mogą nas przepytywać oddzielnie. Nie przypominam sobie żadnej obcej wiedzy i umiejętności. Może się jakaś objawi w locie, ale jeśli nie... to musimy polegać na naszych umiejętnościach. Miejsce jakie powinniśmy wybrać na “obecność” księżniczki, powinno być zatłoczone, trudne do kontroli dla wroga i z wieloma drogami ucieczki. Myślę o dużym centrum handlowym.Myślę też że zdołam obezwładnić z zaskoczenia jednego z naszych opiekunów. A potem… uciekamy, każdy na własny rachunek. Może komuś z nas się uda. Fantazje o łapkach na obcej technologii… wsadźmy między bajeczki. Wracamy jednak do początku… co wy potraficie użytecznego w naszej sytuacji?
- Ja na ten przykład - twarz Yakalafiego wyrażała zamyślenie - umiem myśleć logicznie - Alice powiedział grzecznym tonem. - Co pcha mnie ku konkluzji, że ucieczka nie ma sensu, jeżeli za przeciwników mamy jakąś organizację działającą globalnie i współpracującą z rządami państw. Jak tu, w Japonii. Nie ukryjemy się tak by nas nie znaleźli po raz drugi.
- Możesz więc zostać z opiekunami, gdy reszta ucieknie. -
stwierdził krótko Sonoroki. - Jeśli o mnie chodzi, wolę zaryzykować niż utknąć na zawsze tutaj. Ale ja.. jestem Japończykiem, a choć nie wywodzę się z kasty samurajów, to szanuję kodeks bushido i nie zamierzam dać się złapać żywcem po raz drugi.
- Wy też jesteście za opcją “żywot w ukryciu jak szczur” i “nie wezmą mnie żywcem po raz drugi”? -
Yakalafi spojrzał na Makhenike i Mofuputsi.

Mak...ochi odpowiedział, nie patrząc na medyka:
- Opcja “nie być tutaj” brzmi rozsądnie. Jestem dzieckiem, żaden dorosły nie będzie mnie atakował w miejscu publicznym, Centrum handlowe brzmi dobrze, ciekawe czy na to pójdą.
- Też uważam, że nie uda nam się tak po prostu uciec -
odparł Saito ustami Mofuputsi. - Skoro w imię ogólnoświatowego bezpieczeństwa nawet nasz własny rząd gotów jest się na nas wypiąć i stwierdzić, że nigdy nie istnieliśmy, to obawiam się, że skuteczne ukrycie się przed nimi jest nie tylko niemożliwe, ale też niebezpieczne dla naszych bliskich. Zakładam, że każde z nas ma jakąś rodzinę lub przyjaciół, do których bez problemu dotrą nawet jeśli nam, jakimś cudem udałoby się skutecznie zniknąć im z oczu.
- Poza tym Alice-san, powiedz mi jedno. Nie wytropimy Księżniczki, bo nie mamy takiej możliwości. Nie posiadamy obcej wiedzy. Mimo wszystko jesteśmy tylko ludźmi z jakimiś wspomnieniami i szczątkowymi osobowościami obcych. Co się z nami stanie, gdy oni się zorientują, że jesteśmy bezwartościowi? Co wtedy z nami zrobią? I jak szybko im się skończy ich cierpliwość do nas? Na razie nic dla nich nie uzyskaliśmy. -
stwierdził Sonoroki przyglądając się Yakalafiemu. I starając się panować nad swoim gościem, co chwila przypominał mu, że w tej niebieskiej formie jest przede wszystkim Alice, niewinny niczemu gaijin.
- Nie powiedziałbym, że bezwartościowi. - Lindsay zamyślił się. - Normalnie, jesteśmy zwykłymi ludźmi, ale dotykając kuli - spojrzał na dłoń Japończyka - wywołujemy te osobowości sprzed transferu. Ja jako Alice, jestem dla nich nikim, ja jako Yakalafi, mogę sięgnąć w głąb wspomnień, wiedzy. - Uśmiechnął się. - Lekarstwo na raka, zaawansowana technologia… Dysponując dostępem do kuli, możemy zaoferować im naprawdę wiele.
- Doprawdy? Więc sięgnij i wyciągnij coś użytecznego. Pokaż że to możliwe, zamiast teoretyzować. -
stwierdził sceptycznie Shunsuke. - Lekarstwo na raka byłoby miłe, ale wybierz coś co nie wymagałoby kredytu zaufania wobec Yakalafiego.

Yakalafi kiwnął głową.
Przymknął oczy i skupił się, aby sięgnąć w głąb swojej pamięci, tej sprzed transferu. Alice wierzył, że on i Yakalafi to ta sama osoba, której dwie osobowości oddzielone zostały kurtyną zapomnienia kim był przed “wgraniem” Nibryjczyka w uszkodzony płód. Teraz dotykając kuli tamta osobowość powróciła.

Sięgnął głęboko.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 19-12-2017, 12:40   #125
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Miyako zaczęła na poważnie rozważać, który kąt pokoju wybierze na szalet, kiedy usłyszała otwieranie drzwi. W samą porę inaczej dałaby im niezły pokaz lania.
Wstyd czy nie… sikać każdy musiał. Jak nie było łazienki na podorędziu to chciał nie chciał… lało się do kubka, ale te tutaj były za malutkie, by pomieścić na raz to co przetrzymywała siłą woli w pęcherzu.
Para czarnych jak węgiel oczu skierowała się ku parze ciemnoskórych osiłków. Gdyby nie była tak zmęczona, może i by się zaśmiała w duchu nad absurdalnością tego spotkania.
- Konni… - A więc było rano, pomyślała. - …chiwa. Yukihime desu. - Zdobyła się na ironiczny żarcik, po czym wstała z krzesła, sycząc cicho z bólu.
- Itatata… - Ramie rwało niemiłosiernie, nawet przy małym ruchu. Skrzywiła się, zaciskając zęby i ponownie zapanowując nad swoimi reakcjami.

- Prowadźcie…
Chciała już wyjść z tego więzienia.
- Chodź za mną. - Powiedział ten czarnoskóry osiłek, który cokolwiek mówił po japońsku. Drugi czekał, aż Yamasaki pójdzie za nim, po czym ruszył za nimi. Skierowali się do drugiego pomieszczenia po prawej stronie korytarza. Tym razem było ono otwarte. Szczuplejszy mężczyzna wszedł do środka, gdzie urządzono prowizoryczną łazienkę - była tu toaleta turystyczna, miska z wodą i hotelowy zestaw z mydełkiem, pastą do zębów i szczoteczką. Była też świeża odzież. Mało gustowny, ale przynajmniej czysty, szary dres.
Na stoliku pod zakratowanym oknem stał kubek z kawą, butelka wody mineralnej i coś, co wyglądało jak kanapka z fastfooda.
- To dla pani. - Wyjaśnił strażnik, który z nią wszedł do łazienki. Drugi zaczekał pod drzwiami.

Japonka popatrzyła po pokoju z wyraźną konsternacją.
Po co ktoś przysłał, aż dwóch ochroniarzy, do pilnowania kobiety szczającej w... nocnik? To było… dosyć dziwne, ale pęcherz nie sługa… a przynajmniej nie w tej chwili. Niewiele więc myśląc, ściągnęła majtki i usiadła na sedesie.
...ale nie mogła się skupić. Było za cicho… i za niezręcznie, a wody w kranie nie można było puścić, bo go najzupełniej w świecie… nie było.
Za to obok stał wielki jak szafa, czarny facet z klamką u pasa i pewnie boa w slipach.
“Nie gap mu się w krocze, tylko pomyśl o wodospadzie!” zganiła się w myślach kruczowłosa, wyraźnie pąsowiejąc na bladych policzkach, bynajmniej nie dlatego, że chciała to naocznie sprawdzić, wręcz przeciwnie. Bogowie uchrońcie ją, bo nie ręczy za siebie...
Pokręciła się minutę, może dwie… lub pięć i w końcu mięśnie puściły, jakby poddały się niedorzeczności sytuacji. Przez cały ten czas mężczyzna stał jakby zaklęty w kamień. Przypuszczała jednak, że obserwuje ją zza tych swoich okularów.

Miya westchnęła z ulgą i ponownie spojrzała badawczo na swojego “kompana” od lania. Proszenie go w tym momencie by się odwrócił, było chyba zbyteczne, więc podtarła się i wstała naciągając figi na biodra.
Pochyliła się nad urządzeniem, by spuścić jakoś wodę, po czym podeszła do miski i wydobywając pastę na szczoteczkę, umyła zęby, a później ręce i twarz. Pozbywając się resztek makijażu.
Postanowiła, że się przebierze… a uprzednio opłucze, ale tu znowu na przeszkodzie stał niemy gap śledzący każdy jej ruch.
Niby była przyzwyczajona do paradowania przed obcymi facetami nago… parę razy też i przy takowych sikała (choć zawsze z niefortunnego przypadku), ale kąpała się zawsze w pojedynkę…

- Chce się umyć… odwrócisz się? - odezwała się najprostrzą japońszczyzną jaką znała. Dokładnie wymawiając każdą głoskę.
- Nie. - Odparł wprost, po czym dodał. - Nie martw się. Ty bezpieczna.
”Głupi kutas…” stwierdziła jadowicie tancerka, odwracając się plecami do nieproszonego towarzystwa. Spróbowała ściągnąć sukienkę zamaszystym ruchem, ale szybko tego pożałowała. Chwilę walczyła z żółtym materiałem, stękając i sycząc z bólu gdy ramię i głowa utkwiły w otworach.
Po chwili przecisnęła się, rzucając kiecką o ścianę.
Cholerne babskie gówno, że też zachciało jej się stroić dla Nany. Choć i tak dobrze, że nie założyła koronkowej bielizny… a zwykłą. No… japońsko zwykłą.

Yama zaczęła się podmywać. Pachy, szyja, dekolt, kark… zsunęła majtki do kolan i umyła się także w strefie intymnej, po czym szybko osuszyła ręcznikiem i ubrała w dres.

- Jestem rozmazana? - spytała, odwracając się i pokazując na twarz. Nie miała lustra i nie wiedziała, czy tusz nie pobrudził jej policzków podczas próby jego zmycia.
Murzyn stał tak, jak poprzednio, a jego mina nie wyrażała emocji.
- Tak. Lewe oko. - Powiedział uprzejmie.
Miyako westchnęła w zrezygnowaniu i podeszła do butelki wody oraz ręcznika, po czym zaczęła czyścić twarz we wskazanym miejscu.
- Czy za każdym razem będzie tak samo? - spytała, ponownie pokazując się ochroniarzowi.
- Nie. - Odpowiedział i po raz pierwszy wydawało się, że jest zmieszany.
- Aha… - Kobieta nie wiedziała jak zinterpretować odpowiedź, zwłaszcza, że sama nie do końca wiedziała o co pyta.
Wzięła przygotowaną kanapkę i chłodnawą już kawę do ręki, uprzednio upychając butelkę wody pod pachą. Nie było potrzeby dłużej tutaj siedzieć… trzeba było coś robić.
- Możemy wracać… - stwierdziła beznamiętnie, spoglądając ukradkiem na pistolet u pasa wielkoluda. Jak miło by było to wszystko zakończyć jednym strzałem między oczy… albo w serce. Nie obraziłaby się, gdyby to zrobił…
Kiedy mężczyzna już miał otworzyć przed nią drzwi, zawahał się.
- Ja... pewnie będę musiał pani skrzywdzić. Nie chcę, ale rozkazy.

To wyznanie zmroziło krew w żyłach kelnerki Domowych Pyszności. Przed oczami od razu pojawił się jej Matsumoto o śmierdzącym od alkoholu oddechem i spoconymi dłońmi, obłapiającymi jej nierozwinięte jeszcze ciało. W swoim przerażeniu, nawet przez chwilę nie pomyślała o tym, że czarnoskóry mógł mówić o torturach czy to fizycznych, czy psychicznych… albo nawet o wykonaniu wyroku śmierci, kiedy szaleni naukowcy wreszcie się nią znudzą.
“Kami sama…” zaintonowała płaczliwą prośbę do bogów, starając się pojąć, dlaczego musiała przechodzić przez to piekło jeszcze raz.

To wszystko musiało mieć jakiś powód.
To wszystko musiało mieć głębszy sens… którego ona po prostu nie pojmowała.
Nie mogła, poprostu, nie mogła paść ofiarą czystego przypadku, złośliwego zrządzenia losu, kumulacji pechowej loterii w której wygrała najwyższą nagrodę.
- Będę… walczyć… - wyszeptała drżącym głosem obietnice, wpatrując się martwym spojrzeniem w podłogę.
- To nic nie da. - Powiedział i otworzył drzwi, by ją przepuścić.

Powrót do pokoju przesłuchań aka celi odbył się bez problemów i rozmów. Miya zaopatrzona w jedzenie i picie, usiadła przy stole, by w ciszy skonsumować kanapkę z pastą jajeczną, popijając ją chłodną kawą z automatu.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 20-12-2017, 20:59   #126
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
To nie było łatwe, ale czuł, że... dotarł tam. Było tam wszystko - lekarstwa na każdą chorobę ludzkości niemalże. Tylko schematy były dla niego obce, ich zapisy nie obejmowały żadnej ziemskiej nomenklatury. To sprawiało kłopot, ale przecież jeśli złamią tylko kod - ta wiedza będzie do ich dyspozycji. Bezcenna wiedza!
- Nie jesteście gotowi na tę wiedzę. - Powiedział nagle jego ustami Yakalafi - Jesteście zbyt durni, żeby nawet najlepszego lekarstwa nie wykorzystać źle, nie zmienić broń.
- Myślicie czemu wcześniej wam o tym nie powiedzieliśmy?
-zapytała nagle Mofuputsi - Ludzie nie potrafią żyć bez ciągłego ścierania się. Gdy pokonujecie trudność, przestajecie współpracować, zaczynacie zagarniać, budować swoje fortece na krzywdzie innych. Jesteście obrzydliwi. Zawsze byliście. Nic od nas nie dostaniecie.
- Mofuputsi! -
zganił żonę “gospodarz” Shunsuke - Nie możesz tak mówić. Nie powinnaś tak myśleć. To w końcu oni przetrwali, a my... - zamilkł, a żaden z obcych nie pociągnął wątku dalej.
- Nie sil się na moralną wyższość Yakalafi. Nie po tym jak sam okazałeś się pospolitym mordercą.- stwierdził sceptycznie Sonoroki-Motsamaisi i rzekł.- Jeden schemat jest nam potrzebny. Na przynętę… jeśli chcemy coś ugrać, to szantaż jest dobrym pomysłem. Im damy wiedzę, a oni nam… wszystko. Może uda się wynegocjować sensowne warunki koegzystencji. Coś lepszego niż te klatki.-
- To może zamiast lekarstw od razu dajmy im jakiś pomysł na broń? Jak zauważyliście -
Orochi zwrócił się do Mofuputsi i Yakalafi. - to najbardziej ich interesuje. - komentarz o tym, że podawanie broni zmniejszy zapewne przyszłą liczebność ludzkości młodzik zachował wraz z Mekhanike dla siebie.
- Nie! - odparła zdecydowanie Mofuputsi-Saito. - Lekarstwa wystarczą. I nie dawajmy im więcej niż jest to niezbędne. Możemy im zresztą powiedzieć, że mamy dostęp do zaledwie części swoich wspomnień i dopiero w obecności Księżniczki odzyskamy je wszystkie...
Saito zastanowił się, czy sam posiada jakąś użyteczną w tej sytuacji wiedzę. To znaczy, czy Mofuputsi takową posiada. Czy możliwe, że w swoich badaniach poznała ludzi lepiej niż on sam zdążył ich poznać, będąc jednym z nich od prawie trzydziestu lat? Mężczyzna skupił się na swojej dłoni dotykającej kuli i spróbował wydobyć coś ze wspomnień zamieszkującej jego DNA kosmitki. Nie wiedząc gdzie szukać, czuł jednak pustkę w głowie.

Alice czuł się… głupio. Jakby musiał przekonywać sam siebie do czegoś, podczas gdy ten drugi ‘ja’ stawał okoniem. Ukazywała się pewna obcość. Czyżby Alice mylił się i Yakalafi nie był tym za kogo go brał? Czy był jednak całkowicie obcym bytem, zaszczepionym niczym pasożyt?
Szkot patrzył zaniepokojony po reszcie…
To całkowicie by zmieniało wszystko. Łącznie z nastawieniem Lindsaya i planami dotyczącymi tego co czynić.
- Hm… - rzekł niespokojnie. - Tak czy owak, wiemy, że dysponując kulą MAMY dostęp do wspomnień i wiedzy sprzed transferu. To już coś.
- To jest NIC, jeśli nie wykorzystamy tej wiedzy do niczego. Ani do negocjacji, ani do ucieczki. -
stwierdził sceptycznie Shunsuke.
- Tak czy owak czas chyba pogadać z naszymi gospodarzami. Czy to w kwestii negocjowania naszej sytuacji, czy - Yakalafi spojrzał na Shunsuke kiwając głową - blefu, że wydamy im księżniczkę w jakimś ustalonym miejscu. Wybierzcie jakieś, abyśmy byli wszyscy zaznajomieni z jedną wersją.
- A może wkręcimy ich, że księżniczka siedzi w tej rudej pani z Ameryki? I to dlatego jest dla nas taka niemiła, żeby ukryć się przed kolegami z pracy?-
wtrącił kosmiczny nastolatek, czujący się najbardziej kosmicznie ze wszystkich. Orochi zaglądał jednocześnie w głąb wspomnień swojego (nie)widzialnego, niebieskiego przyjaciela w poszukiwaniu technicznej możliwości takiego kamuflażu. Orochiego nie interesowało nawet, czy coś takiego było wykonalne, czy to dla Nibryjczyków czy ludzi. Chodziło mu tylko o właściwy, pseudonaukowy bełkot a’la star trek, który Ziemianie będą musieli kupić.
- Pokazali metody żeby nas namierzyć i z pewnością potrafią rozpoznać. To nie są kretyni z podrzędnej mangi, którzy nabiorą się na prostackie chwyty.- stwierdził sceptycznie Shunsuke.
- Jak do tej pory, prostactwo idzie im wcale nieźle - wciął się Mekhanike w wątek swojego ludzkiego alter/super ego.
Kobieta wzruszyła ramionami.
- W mojej niebieskiej głowie nie ma schematów broni, lekarstw, ani niczego co byłoby teraz użyteczne. Lub chociaż mogło stanowić kartę przetargową. Także sorry, ale z tym nie pomogę. A jeśli chcecie wiedzieć co według mnie powinniśmy zrobić, to już powiedziałem - możemy powiedzieć, że dysponujemy wiedzą, ale nie odszyfrujemy jej bez Księżniczki. Może mają jakiś pomysł na to, jak mielibyśmy ją odnaleźć. Zakładam, że z jej pomocą będziemy mogli się przenieść na statek. A tam już każdy sam zdecyduje, czy woli pozostać kosmitą o niebieskiej skórze, czy wrócić na Ziemię do tego, co go tutaj czeka.
- Czy to was satysfakcjonuje?
- Yakalafi spojrzał na Mekhenike i Motsamaisi, choć pytanie zadawał raczej Alice do Sonorokiego i… i tego co dominowało aktualnie w drugiej hybrydzie ludzko-nibryjskiej.
- Oni liczą na to, że to MY odnajdziemy księżniczkę. - Sonoroki powoli miał dość tego ganiania za ogonem. Bo znów wrócili do punktu wyjścia. - Natomiast jeśli zamierzamy uciec to ABC Mart przy Center-GAI w dzielnicy Shibuya będzie dobrym miejscem na takie akcje.
Yakalafi patrzył jeszcze chwilę po niebieskoskórych zawieszonych tak jak on… w nicości? W ich własnych umysłach?
Pokręcił głową zrezygnowany i zabrał dłoń z kuli.
- Na razie zażądajmy kobiety. Tej którą nas szantażują. Powiemy że nie możemy używać w pełni kuli bez niej.- zaproponował Sonoroki widząc, że ich zebranie powoli się kończy.
Dwaj pozostali Ziemianie skinęli głowami na znak zgody. W końcu dla nich rysownik wciąż był Kapitanem - przywódcą stada. Kiedy więc ludzkie byty wewnątrz nich wahały się i knuły własne plany, Nibiryjczycy po prostu zaakceptowali plan Motsamaisiego. Nawet jeśli jego twórcą był Sonoroki.
- Więc... znów wracamy do tamtych ciał? - rzekła ze smutkiem Mofuputsi.
- Tak… bo innych ciał nie ma.- rzekł stanowczo Shunsuke. Nie można wszak żyć ułudą i marzeniami.
- Można też nie żyć wcale. - Mek...ochi uniósł brew nim oderwał dłoń od przedmiotu.
To samo uczynił i Sonoroki.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172