Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-10-2017, 19:15   #11
 
Vilir's Avatar
 
Reputacja: 1 Vilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwu
Powrót do Cesarstwa był jedną z najmilszych rzeczy, jakie przydarzyły się Hitotsu-tai od objęcia przez nią rządów. Nie wspominała co prawda źle wizyty w Kryształowym mieście i spotkania z pozostałymi władcami na kontynencie, lecz cały czas z tyłu jej głowy tliła się obawa o to co zastanie po swoim powrocie. Obawa ta okazała się być jednak płonna. Pomysł kanałów irygacyjnych rozwiązał problem zwiększonej ilości opadów, a według słów Sogo również arystokracja nie wykorzystała okresu nieobecności Cesarzowej do swych prywatnych celów. Poza tym Hitotsu-tai stęskniła się za dworkami, które w Taisu nie odstępowały jej przeważnie ani na krok, a które nie udały się z nią do Kryształowego Miasta. Pierwsze dni po swoim powrocie spędziła więc głównie w ich towarzystwie popijając herbatę, przechadzając się po pałacu i ogrodach, żartując, czy plotkując.

Cesarzowa sprowadziła również na dwór pewnego zdolnego muzyka, który umilał jej czas przepiękną grą i śpiewem. Słuchając jego występów w głowie młodej władczyni narodził się pewien pomysł, z którego realizacją musiała ona poczekać na spokojniejsze czasy.

Panujący wewnątrz Cesarstwa Tang spokój był bowiem „ciszą przed burzą”, co pokazywały wydarzenia poza granicami państwa nagów. Jeden z władców, których Hitotsu-tai spotkała w Kryształowym mieście, król krasnoludów, został napadnięty i zabity w trakcie powrotu do swego królestwa, zaś inny – ludzki król Parcor Varon, zginął wraz ze swym bratem w swoich komnatach na skutek otrucia. Do tego w stronę wschodniej granicy Cesarstwa podążała horda barbarzyńców, prowadzona przez okrutnego Hongke.

Zagrożenie to, stające się z dnia na dzień bliższe, nie pozwoliło Hitotsu-tai długo cieszyć się z jej powrotu. Po kilku dniach spędzonych w towarzystwie dworek, narzeczonego i pięknej muzyki rozpoczęte zostały przygotowania do odparcia inwazji.

Przede wszystkim wydana została odezwa do mieszkańców Cesarstwa, która wzywała ich do obrony swojej ojczyzny przed barbarzyńcami. Zapisy do armii prowadzone były w każdym z większych miast, zaś z ich końcem ochotnicze oddziały miały udać się do Par, miasta usytułowanego najbliżej granicy ze stepem, z którego nadciągało zagrożenie.

W związku z faktem, iż to właśnie Par miało być głównym punktem obronnym Cesarzowa zleciła wybudowanie w nich koszar, które nie tylko miały być ważnym punktem obronnym miasta, lecz również odpowiadać za jak najlepsze wyszkolenie nowoprzybyłych rekrutów.

Na granicę wysłana zostali Zamaskowani, którzy odpowiadać mieli za zwiad na ziemiach między granicą i Par, informując o wszystkich ruchach na tym obszarze i ewentualnym pojawieniu się wojsk Hongke. Na razie były to jednak grupki niezdolnych do walki mieszkańców stepu, którzy uciekali przed barbarzyńskim wodzem.

Cesarzowa wydała również rozkaz bezwarunkowej ewakuacji ziem między granicą, a Parem, co nie tylko służyło pozostawieniu przy życiu jak największej ilości mieszkańców Cesarstwa, ale również osłabieniu armii wroga, która nie będzie mogła na nich żerować po wejściu do dżungli. Decyzja ta pociągnęła za sobą kolejną, którą był wydany przez Hitotsu- tai królewski dekret, na mocy którego na czas inwazji produkcja rolna miała skupić się na ryżu. Roślina ta nie odczuwa bowiem aż tak bardzo zmian w pogodzie i z roku na rok daje dobre plony, zaś w momencie gdy do wyżywienia poza mieszkańcami Cesarstwa jest jeszcze armia, uchodźcy oraz mieszkańcy ewakuowanych ziem klęska głodowa jest najgorszym co może się przytrafić.

Po sprawach związanych z obroną państwa przyszłą kolej na dyplomację. Już wcześniej Cesarzowa otrzymała gońców od nowo obranych królów.
Ludzka królowa, Evelin Highborne informowała Hitotsu-tai o podążającym w kierunku Cesarstwa Tang wsparciu, co niezmiernie ucieszyło władczynię nagów, która na wieść o tym od razu wydała rozkaz by posłać do ludzkiej stolicy gońca z gratulacjami wyboru na nową królową oraz naszyjnikiem z pereł, jako prezentem za udzielone wsparcie.
Kolejny poseł przybywał od Zagnara z dynastii Złotoporów – władcy państwa krasnoludów. Oferował on pomoc wojskową w zamian za pewną opłatę. Propozycja ta zaskoczyła Cesarzową, jednak postanowiła nie zrażać się do „Wroga Wrogów” i jemu także posłała gońca z gratulacjami dla nowego króla, oraz zapytaniem o cenę ewentualnej pomocy.
Na koniec posłała posła do króla elfów, który poprosić miał o dostarczenie pomocy, do której władca zobowiązał się w Kryształowym Mieście.
Po tym wszystkim przed Hitotsu-tai pozostało już tylko jedno zadanie, wybór głównego dowódcy.


*************

Hitotsu-tai czekała na narzeczonego w swoich komnatach. Mimo że była Cesarzową odczuwała lekkie zdenerwowanie przed ich spotkaniem. Mężczyzna wywarł na niej dobre wrażenie już od momentu ich poznania, ale władczyni nagów nadal nie przywykła do myśli, iż spędzi z nim resztę życia. Nie miała ona jednak wątpliwości, że dobrze wybrała kandydata.Wyjrzała przez balkon by spojrzeć na otaczającą pałac dżunglę. Lubiła ten widok. W potężnych, kilkuset letnich drzewach dostrzegała wszystko to, co przyświecało Cesarstwu - niezłomność, stałość w swej postawie, twarde przeciwstawianie się wszelkim przeciwnościom. Właśnie temu w najbliższym czasie lud nagów miał dać świadectwo. Hitotsu-tai wzięłą głęboki oddech. W tym samym momencie drzwi od jej komnaty otworzyły się. Cesarzowa odwróciła się do przybyłych i uśmiechnęłą się. Był to jej przyszły mąż oraz strażnik, który go wpuścił, a zaraz po tej czynności ukłonił i opuścił pomieszczenie.
Mężczyzna odpowiedział swej małżonce uśmiechem i ukłonił się zgodnie z etykietą.
- Wzywałaś mnie małżonko? - zapytał poważnym tonem.
Cesarzowa odpowiedziała na ukłon i ruszyłą w stronę Yoshimaru - Tak. - odparła miłym i ciepłym głosem. - Jak wiesz zbliżą się inwazja, którą będziemy musieli odeprzeć. W takiej sytuacji na czele armii powinien stanąć władca państwa, wszakże niehonorowym byłoby wysyłać swoich ludzi do walki, samemu chowając się w pałacu. Ja jestem jednak kobietą i mam niewielkie pojęcie o dowodzeniu. Dlatego też pomyślałam, iż to ty, jako mój przyszły małżonek powinieneś objąć dowództwo nad nagami, którzy idą walczyć przeciw barbarzyńcom. Mam nadzieję, iż się na to zgodzisz.
- Jak sobie życzysz najdroższa. - odparł mężczyzna podchodząc do niej i ujął ją za dłonie. - Obiecałem ci przecież wiernie służyć we wszystkim. Moje ostrze będzie więc zabijać twoich wrogów bez litości. Również jednak i ja chciałbym cię o coś prosić.
Hitotsu-tai spodziewała się, iż mężczyzna nie odmówi objęcia dowództwa nad wojskami Cesarstwa, poczuła się jednak zmieszana, gdy ten powiedział, że chce ją o coś prosić. Nie chciała jednak dać tego po sobie poznać, dlatego spojrzała na Yoshimaru i uśmiechnęła się.
- Pytaj o co chcesz ukochany.
- Jesteś młodsza ode mnie i pewnie nie pamiętasz co to wojna. Ja zaś brałem udział w ostatniej i wiem, że każda wyprawa to ogromne ryzyko. Może być tak że już nigdy się nie zobaczymy. Chciałbym więc byś dała mi szansę spłodzenia potomka. Chcę dać ci dziedzica, który przejmie tron cesarski po naszej śmierci. - powiedział poważnym tonem i bezceremonialnie pogładził Hitotsu-tai po policzku.
Cesarzowa spojrzała mężczyźnie w oczy i uśmiechnęła się, ale nie tak jak zwykła to robić. Tym razem jej uśmiech był zdecydowanie mniej oficjalny, a o wiele bardziej szczery i przepełniony emocjami.
- To właśnie druga rzecz, o którą chciałam Cię prosić. Nie chcę bowiem byś ruszał na wojnę jako mój narzeczony, lecz jako mój mąż i cieszę się, że też tego chcesz. - zakończyła rozmowę Hitotsu-tai i wtuliła się w silne ramiona Yoshimaru.
 

Ostatnio edytowane przez Vilir : 02-10-2017 o 10:50.
Vilir jest offline  
Stary 04-10-2017, 04:21   #12
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Wcześniej, Stolica Elderal - Ebonheart
Gdy władca elfów usłyszał o druidzie natychmiast kazał po niego posłać.
Starzec przybył na dwór władcy elfów i od razu prosi o audiencję.
- Bądź błogosławiony bracie. - Król przywitał druida tak jak było w zwyczaju. Według elfich druidów wszystkie istoty żywe były braćmi, a życie w zrozumieniu elfów miało wiele znaczeń,
- Witaj królu. Rozumiem że wezwałeś mnie tutaj gdyż znam sposób na rozwiązanie problemu zarazy?- Zapytał stary druid.
- Dobrze rozumiesz. Słucham więc twego sposobu. Jak poradzić sobie z zarazą? Nawet moc bogini zdaje się być bezsilna z tą plagą. -
- Musisz mi jednak coś obiecać królu Alinarze. Mianowicie, że za moją poradę nie zostanę ścięty, poćwiartowany na kawałki, powieszony, spalony żywcem ani w ogóle pozbawiony życia. - rzekł druid, uśmiechając się.
- Nie mam w zwyczaju zabijać ludzi za pomysły. Na karę zasługują jedynie czyny, a jeśli twoje rozwiązanie pomoże żyć innym zabijanie Cię w jakikolwiek sposób byłoby w tym momencie raczej ironiczne, nie sądzisz?-
- Ta zaraza nie wydaje mi się być czymś naturalnym...musiała zostać stworzona przez magię. Mroczną magię...i taką też magią należy ją odczynić. Jako druid...uczyłem się różnych sztuk. Jestem w stanie pozbyć się jej. Pytanie tylko jaką wasza wysokość jest w stanie ponieść za to cenę? - zapytał mężczyzna, opierając się na swym kosturze.
- Nie mogę powiedzieć dopóki nie wiem o jakiej cenie mówimy? To że zaraza jest magiczna wiedziałem od dawna, inaczej dawno wyleczylibyśmy ją normalnymi środkami. Mów więc jaka jest cena!- Alinar podniósł głos i uderzył dłonią o tron.
- Potrzebne jest życie...ale nie zwykłe życie. Potrzeba ofiary z pierworodnego królewskiego dziecka. Oczywiście...nie będzie to ofiara na marne tak jak już wspomniałem. Choroba ustąpi natychmiast, zaś możesz być pewny, że w niedługim czasie po tym twa żona urodzi następne dzieci. Pytanie tylko... czy nie odciśnie to na nich swego piętna. Być może będą niezwykle okrutne lub zdeformowane fizycznie. Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć.
Elfi król zastanowił się chwilę. Z jednej strony mógł obiecać pierworodnego, jednak Alinar czuł w zarazie rękę demonicznych sług, a składanie duszy zwłaszcza tak wartościowej i niewinnej jak pierworodny z królewskiej krwi było dla niego jak podpisywanie cyrografu. Biały władca Elderalu nie mógł tego zrobić. Alinar nie mógł również pozwolić na to by jego lud cierpiał.
W końcu po dłuższej chwili zastanowienia król zakończył rozmowę mówiąc.
- Muszę to przemyśleć. Wróć do mnie za trzy dni. Do tego czasu zostań gościem na moim dworze. -

Przed snem król Alinar chodził po ogrodach pałacowych. Po zmroku nie było już w nich słychać muzyki i śpiewu bardów najznamienitszych i czy trzasku wznoszonych w toaście przez dworzan kielichów z winem. Zamiast tego grały świerszcze i pohukiwały sowy. Gdzieś pod stołem przeszedł kot. Król wreszcie usiadł na zdobionej drewnianej ławie i zastanawiał się nad słowami druida.
Alinar myślał o tym kim był i co jeszcze przyjdzie mu dokonać. Następnego ranka ponownie wezwał druida.
- Na razie nie mam pierworodnego potomka, a ja nie zamierzam kończyć ze swoim życiem. Mam jednak inne rozwiązanie na myśli.-
Król i druid długo dyskutowali. W końcu Alinar rozkazał druidowi zostać na dworze i przygotować się do rytuału.

Po spotkaniu z druidem król wezwał do siebie trójkę ambasadorów.
Garmil Tinkerbloom był wysoki i szczupły jak wszystkie elfy i miał brązowe krótkie włosy oraz czarne jak węgiel oczy. Młody i z duchem przygody zasłynął wśród dworzan tym, że na pewne urodziny Alinara sprowadził na dwór krasnoludzkiego żonglera ogniem. Sam Garmil miłował się w nauce.
Król Alinar powiedział mu.
- Garmilu ty mężem stanu jesteś co rozumem wszystko mierzy. Pojedziesz na północ, do królestwa krasnoludów by moje interesy tam reprezentować. Masz jednak jeszcze jedno zadanie. Zobacz ile możesz. Kulturę ich poznaj byśmy z krasnoludami lepsze zrozumienie mieli.

Drugim ambasadorem był Hamner Windstroker. Należący do arystokratycznego rodu elf mógł pochwalić się tym, że jego przodkowie byli jednymi z ostatnich smoczych jeźdźców, a korzenie jego rodu sięgały eony przed pojawieniem się legendarnego elfiego króla Irandila. Odzwierciedlało to się w jego wyglądzie. Miał złotego włosy długie włosy i szafirowe oczy. Hamner znany był z ciętego języka i ciętego miecza.
Król Alinar powiedział mu.
- Hamnerze twórz miecz i ciebie na wschód wysyłam byś warunków sojuszu jaki z Tai zawarłem dotrzymał. Wraz z setką jeźdźców ruszysz do Parry pomożesz w obronie miasta. Nie ryzykuj jednak własnym życiem i jeśli będzie trzeba wycofaj się na południe. Tam wyczekuj wsparcia.-

Ostatnim ambasadorem był Jacyrn Whitenight zwany również Białym Rycerzem z Przystani. Jacyrn również pochodził ze znanego rodu, choć nie tak starego jak Windstroker. Whitenight miał czarne włosy oraz zielone oczy. Biały Rycerz znany był z tego, że był strasznym bawidamkiem.
- Jacyrn jedź na północ do królestwa ludzi. Trzeba nam w nich sojusznika i twoim zadaniem będzie uczynić z sojuszu wieź nierozerwalną. Użyj handlu, obietnic w mym imieniu i swym własnych metod jeśli będzie trzeba.-

Później, Irandil Rest
Tydzień później Król Alinar wyruszył do Przystani Irlandila. Król zabrał ze sobą wszystkie Srebrne Ostrza i Strażników Polany w królestwie. Królowi jak zwykle towarzyszyła też Smocza Straż. Władca Elderalu ruszył na spotkanie z Ilsenirem w Legendarnej Zbroi Rodu Springborn w Przystani Irandila.
Stara stolica królestwa jak zwykle napawał Alinara strachem. Jak piorun uderzyło go wspomnienie płonącego miasta. Król elfów poczuł uderzenie gorąca, ale wrócił do siebie, gdy zobaczył Ilsenira wyjeżdżającego mu na spotkanie.
Ilsenir siedział na koniu, również ubrany w zbroję. Za nim stała zaś armia elfów, których zdołał przez cały ten czas zgromadzić.
- Moje uszanowanie Alinarze. Będziesz wyglądał niezwykle majestatycznie podczas wyrzynania zdrajców naszego królestwa. - rzekł na powitanie kuzyn władcy.
- Twój oręż również robi wrażenie. Widzę, że nie próżnowałeś. Ilu wojowników udało Ci się zebrać?
- Prawie pięciuset drogi kuzynie. Proponuję omówić plan całej wyprawy.
- Najpierw na wyspę muszą dostać się nasi zwiadowcy. Musimy dowiedzieć się jaka jest liczebność rebeliantów, gdzie są ich umocnieni oraz mocne i słabe strony. Jeśli mają silną flotę, będziemy ich atakować na lądzie. Jeśli mają silną armię będziemy ich ostrzeliwać z morza. Następnym krokiem będzie odcięcie wyspy blokadą morską. Następnymi krokami będzie okupacja wyspy, którą będziesz dowodzić. Musimy jak najszybciej zniszczyć jakiekolwiek siły obronne i rozpocząć propagandę wśród mieszkańców. Szczegóły jednak możemy omówić w Pałacu Królów.
Alinar i Ilsernir omawiali sprawy inwazji. Zwiadowcy zostali wysłani do Nerbo, a posłańcy ruszyli do Anerothu i Tai. Król elfów prosił ludzi o pomoc w postaci kilku statków, do Tai natomiast poszło zapytanie o miejsce i liczebność sił Hongke.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 19-10-2017, 13:35   #13
 
Luwinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Luwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputację
Tura 2

Krasnoludy

- Ty parszywy durniu! - zawołał Emreth, jeden z powołanych jakiś czas temu doradców.
- Mnie nazywasz durniem?! - odparł rozwścieczony Goln. - Wyjmij topór i zobaczymy jakiś hardy!
- Ha! Mój ród już dawno był znany i szanowany kiedy twoi przodkowie machali jeszcze kilofami w kopalnianych szybach!
- Trzymajcie mnie bo zaraz roztrzaskam mu ten kudłaty łeb! - zawołał obrażony doradca, rzucając się na swojego konkurenta z pięściami.
W sali zapanował chaos i wrzawa. Jedni próbowali rozdzielić szarpiących się na podłodze mężczyzn, zaś inni przypatrywali się tylko i albo śmiali, albo dopingowali swojemu faworytowi. Dopiero gdy do pomieszczenia wszedl sam król, wszyscy zwrócili na niego swój wzrok, w tym leżący u jego stóp doradcy, którzy nadal trzymali się nawzajem za szaty. Najwidoczniej pomysł powołania przedstawicieli dwóch wyraźnie konkurujących ze sobą rodów nie był tak doby jak myślał na początku Zagnar.

Strzałem w dziesiątkę był zaś pomysł zmobilizowania głodującej ludności. Wielu postanowiło zasilić szeregi armii, byleby tylko mieć co włożyć do garnka. Wśród nich był sam "Złotnik", który jak widać nie sprzeciwiał się samemu królowi, lecz obecnej sytuacji.

Równie dobrym pomysłem była budowa małego fortu, który chociaż trochę zwiększyłby bezpieczeństwo w okolicy. Według poleceń władcy ufortyfikowano również kopalnie, które dzięki większej ochronie mogły skuteczniej przeciwstawiać się gromadom goblinów, które co jakiś czas atakowały krasnoludzkie siedziby.

Opieszałość nowego władcy w sprawie klęski głodu doprowadziła jednak do powstania swoistej Gildii Przemytników, którzy zajmowali się przemycaniem żywności do krasnoludzkich miast. Z ich usług korzystali praktycznie wszyscy, począwszy od najbiedniejszych górników a na krasnoludzkiej arystokracji skończywszy. Przymykano więc oko na ich działalność. W przyszłości mogli się oni jednak stać solą w oku dla kupców, których i tak mały już asortyment nie był praktycznie wcale kupowany. Pogarszało to sytuację gospodarczą królestwa, gdyż pieniądze z nielegalnego handlu po prostu "przepadały". A skarbiec topniał z dnia na dzień. Koniec końców traktaty handlowe z elfami i ludźmi a propo żywności nie były jeszcze sfinalizowane.

Na barki Zagnara spadł jednak większy problem...doniesiono, że jedno z miast - Garnboldar jest oblegane przez armię goblinów! Do tej pory, zielonoskórzy nie odważyli się otwarcie zaatakować któregoś z większych osiedli, jednak ich sukcesy rozzuchwaliły władającego nimi wodza. W chwili, gdy potrzebny był każdy zdolny do posługiwania się orężem krasnolud, król wysłał nagom 100 wojowników. Nie była to może liczba duża, zważywszy na to że szeregi armii zasilili nowi rekruci, lecz i tak nie był to właściwy moment na tego typu pomoce, nawet jeśli zagrożona była sojusznicza nacja.

Elfy

- Arrrr! - zabrzmiał stary, kuśtykający pirat zbliżając swoją twarz do twarzy skrępowanego elfa. Cuchnął rybami i alkoholem. Oczy miał pożółkłe i zaczerwienione a wzrok szalony. Jego broda była zaś najbrudniejszą, jaką kiedykolwiek chłopak mógł zobaczyć.- A więc zachciało się królowi elfów planować na nas inwazję? Suczy syn! - wrzasnął, opluwając młodzieńca i uderzając go z całej siły w twarz po czym odwrócił się od niego i splótł dłonie za plecami.
Był człowiekiem, nie zaś elfem. Młody i niedoświadczony zwiadowca myślał zaś do tej pory, że Nerbo zamieszkują tylko zbudntowane elfy. Prawda była jednak zupełnie inna. Przez lata na Wyspę docierali przedstawiciele różnych ras, szukając tutaj wolności i lepszego życia. Mieszkali na niej więc zarówno ludzie, jak i krasnoludzcy rzemieślnicy, czy nawet nagińscy ronini.
- On nic nam nie powie. - zwrócił się do ukrytej w ciemnościach chaty postaci. - Wiesz co robić! - rzekł ochrypłym głosem i wyszedł, czemu towarzyszyło głośne trzaśnięcie drzwi. Dopiero wtedy oczom młodego elfa ukazał się tęgi krasnolud o straszliwej, kamiennej twarzy. Spotkanie z nim nie mogło skończyć się dobrze...

Tak oto większość wysłanych przez króla Alinara zwiadowców została stracona. Ci z nich, którzy byli na tyle sprytni by uciec z niewoli i uniknąć tortur oraz śmierci donosili o całym roju tubylców, których działania były tak chaotyczne że nie można było ich dokładnie zliczyć. Jednego byli jednak pewni. Mieszkańcy Wyspy nie dysponowali regularną, dobrze uzbrojoną armią. Była to raczej zbieranina włóczęgów i awanturników. Jeżeli chodzi zaś o flotę, to rzeczywiście, dysponowali oni sporą ilością okrętów, chociaż były one stare i podniszczone. Niczego więcej, co mogłoby zadowolić elfickiego władcę nie donosili.

Przybyły również listy od ambasadorów, których wysłał on do sąsiednich nacji.
Garmil Tinkerbloom donosił, że wśród krasnoludów trwa mobilizacja żołnierzy, których głównym celem będzie wyparcie ze zniszczonych i zajętych kopalni goblinów.
Drugi z nich poinformował króla o swoim przybyciu do Cesarstwa Tang i intensywnych przygotowaniach do inwazji.
Trzeci, Jacyrn Whitenight informował go o napiętej sytuacji politycznej w ludzkim Królestwie Anerothu, czym z pewnością należało się zainteresować.

Były jednak i złe wieści. Zaraza szalała bowiem w najlepsze i można powiedzieć, że całkowicie wymknęła się uczonym i kapłanom z rąk. Mimo że robili co tylko mogli, nie byli w stanie poradzić sobie z ciągle rosnącą liczbą chorych. W końcu sami zaczęli padać ofiarami zarazy, co było zjawiskiem wysoce niepożądanym. Istnym ogniskiem zarazy stało się w tym czasie Elderglade, budzące strach w całym królestwie wydarzeniami jakie miały tam miejsce. Niemal codziennie płonęło tam kilkanaście stosów pogrzebowych, tak że zaczęto je nazywać "Miastem stosów". W okolicznych lasach ciężko było zaś wędrować bez dostrzeżenia leżących wokół martwych zwierząt. W obawie przed zachorowaniem, jego obywatele popadali w paranoję i wstrzymywali się jak tylko mogli przed opuszczaniem swoich domostw. Każdy radził sobie przed zarażeniem jak tylko mógł. Wieści głosiły, że pomagały kąpiele w wodzie różanej, odpowiednia dieta oraz modlitwy pięć razy dziennie. Oby tylko elfi władca nie musiał się przekonywać o skuteczności tych sposobów.

Pewnego dnia zdarzyło się jednak coś, czego król Alinar kompletnie się nie spodziewał. Do jego komnaty wszedł strażnik w towarzystwie młodej elfki o pięknych rysach. Jej włosy były białe jak śnieg a oczy niebieskie niczym niebo w letni, bezchmurny dzień. Miała na sobie przewiewną, turkusową suknię odsłaniającą ramiona. Od razu przywitała władcę delikatnym, taktowym uśmiechem. Zdawała mu się być zarówno chłodna, jak i ciepła zarazem. Rozmyślania nad jej urodą przerwał jednak Alinarowi towarzyszący jej elf.
- Mój panie. Ta kobieta podaje się za dyplomatkę reprezentującą interesy Wyspy Nerbo. Czy zechcesz z nią pomówić?

Ludzie

Tymczasem w pałacu królowej Anerothu.
- Przyj! - wołała nadworna akuszerka. Była to stara kobieta o nieprzyjemnej powierzchowności z głosem podobnym do męskiego i dłońmi rzeźnika. Nikt jednak nie mógł pomóc w tej chwili królowej lepiej niż ona. Szanowali ją nawet wykształceni medycy, brzydzący się tak kobiecą sprawą jak poród.
- Mówię przyj! - krzyknęła po raz drugi. Okoliczne komnaty i korytarze wypełnione były okrzykami "babki" i królowej, która właśnie sprowadzała na ten świat dziedzica korony.
Evelin chwytała się tym mocniej pościeli i tym mocniej zaciskała zęby im bliżej był on wyjścia na ten świat. Ból który w tej chwili targał jej ciałem był nie do zniesienia. Rozdzierał ją od środka a ona krzyczała głośniej i głośniej.
- Jeszcze chwila i będzie... - pocieszała ją staruszka, starająca się pomóc jej w porodzie jak tylko mogła. Po kilku godzinach katorgi było już po wszystkim.
Tak oto, w bólu, krzyku i pocie na świat przybył prawowity dziedzic tronu.
- To chłopiec! - oznajmiła triumfalnie akuszerka. Tuż po odcięciu pępowiny i wytarciu go z najróżniejszych wydzielin, podała noworodka jego matce, która była tak wykończona porodem, że ledwo mogła go objąć i ucałować w czoło. Niedługo po zabraniu chłopca, zasnęła w otoczeniu najbliższych dwórek.



******

Kilka lat później, stolica Królestwa.
- Moja pani, trzeba podjąć jakieś kroki! Nie można pozwolić by autorytet korony był w ten sposób zdeptany. - rzekł stary doradca, pełniący swą funkcję jeszcze za czasów rodu Voronów.
W istocie, wieści które przyniósł posłaniec nie były najlepsze. Jak się bowiem okazało, odwołanie spotkania z monarchinią przez szlachecką opozycję odwlekło się latami, które zaowocowały sojuszem pomiędzy nimi a Kościołem. Była to sytuacja o tyle niebezpieczna, że wspólnie siły te dorównywały, a nawet nieznacznie przerastały siły korony. Teraz zaś, przedstawiały swoje warunki.
Królowa miała zrzec się tronu na rzecz swojego małoletniego syna, którego miała oddać na wychowanie Kościołowi. Ponadto, szlachta domagała się powołania Rady Królewskiej, w której zasiadaliby ministrowie zajmujący się określonymi dziedzinami, np. skarbem, wojskiem, polityką zagraniczną itd. Składałaby się ona z 6 członków, którzy jednak nie byliby powoływani przez władcę. Oprócz tego, domagano się oficjalnego zalegalizowania kompetencji Karmazynowych Płaszczy specjalnym dekretem królewskim.
W przeciwnym razie, grożono wypowiedzeniem posłuszeństwa oraz ekskomuniką, co wiązało się z wojną domową. Jak się jednak okazało, królowa nie byłaby osamotniona w swej walce, bowiem poparcie dla niej zgłaszał kaznodzieja, domagający się jedynie stanowiska oficjalnej głowy Kościoła Marcusa.

W porównaniu z tymi wieściami, być może nie była to najgorsza wiadomość, lecz na pewno istotna. Ktoś bowiem skrupulatnie zadbał o to, by alchemik nie puścił pary z usta i pewnego dnia został on znaleziony martwy w swej celi. Królewskim medykom trudno było początkowo jednoznacznie określić co było przyczyną jego śmierci, lecz po dłuższych badaniach i obserwacjach zauważono w jego krwi stężenie pewnej substancji, która nie powinna się tam znaleźć. Ktoś z otoczenia dworu Evelin najwyraźniej bardzo lubował się w trucicielstwie.

Nagi

- Nad...nad...nadciągaja! - wrzasnął ile tylko miał sił w płucach młody poborowy z Asabhadu, któremu dziś przypadło obserwowanie okolicy z jednej z wież. Nie spodziewał się jednak, że to właśnie na jego warcie nastąpi atak. Myślał, że zdoła uciec do Cesarstwa Tang, podobnie jak reszta jego rodziny. Niestety, nie zdążył.
Złapał czym prędzej róg i zacząć dąć w niego ile tylko miał sił. Na jego dźwięk, mieszkańcy wpadli w panikę. Biegali w tę i spowrotem, miotając się między żołnierzami, których zadaniem było obsadzenie murów. Chłopak zadął weń sześć razy, po czym chwycił za za łuk i czekał.
Horyzont robił się ciemny na jego oczach. Z kłębów spowijającego go pyłu wyłaniały się zaś coraz wyraźniejsze sylwetki. Z każdym uderzeniem kopyta coraz wyraźniej było słychać dzikie okrzyki i rżenie koni. Chłopak odniósł wrażenie, że jeźdźcy ci pędzą wprost na miejskie mury, by stratować całe miasto. Niespodziewanie jednak zatrzymali się jakiś kilkaset metrów od niego. Ich postój trwał kilka godzin, po czym zza pola widzenia wyłoniły się machiny oblężnicze. Prymitywnie zbudowane, chociaż niesamowicie wysokie wieże, tarany oraz drabiny. Tego mieszkańcy stepowego miasta się nie spodziewali.



*****

Pewnego dnia, do cesarskiej sali tronowej wszedł jeden z Zamaskowanych. Szedł powoli, trzymając w rękach średniej wielkości skrzynię, którą położył u stóp tronu.
- Moja pani. Melduję, że Asabhad upadł. Z informacji które udało nam się uzyskać wiemy, że jego mieszkańcy zostali wymordowani. Ich ciała pozbawiono głów a następnie pozostawiono na żer dzikim zwierzętom. Same głowy nabito zaś na pale, gęsto wystajace teraz zza zrujnowanych murów miejskich. Nieliczni którym udało się przeżyć zostali zniewoleni i ciągną tuż za hordą pędzącą wprost na nasze ziemie. Niektórzy z nas...również padli ofiarą barbarzyńców. Trzech moim towarzyszy i ja wpadliśmy w ich ręce. Do przekazania wiadomości wybrano mnie. Reszta jest już na pewno martwa. - kończąc swój raport, mężczyzna otworzył skrzynię, która po brzegi wypełniona była głowami Asabhadczyków. Niektóre z nich były tak zmasakrowane, że nie sposób było rozpoznać w nim ludzi. Wszystkie zaś dokładnie unurzano we krwi, która zdążyła zaschnąć na martwych obliczach mieszkańców stepowego miasta.
Widok ten zmroził krew w żyłach obecnym w sali dworzanom. Mężczyźni wstrzymali oddech, kobiety zaś westchnęły a jedna z dwórek Hitotsu-tai nawet zemdlała i musiała zostać wyniesona przez gwardzistów na zewnątrz.
- Jest jednak jeszcze coś. Wódz hordy przekazuje bowiem wiadomość. To jednak... - rozejrzał się okół. - Nie powinno być omawiane przed całym twoim dworem cesarzowo.

*****

"Najdroższa, zgodnie z twoim życzeniem wyruszyłem do Par. Dopiero teraz mogę w pełni dostrzec jak mądre działania podjęłaś w związku z ufortyfikowaniem tego miasta. Jestem pewien, że będzie to miejsce w którym uda nam się wspólnymi siłami powstrzymać hordę i uratować Draumenion przed okrucieństwem i barbarzyństwem. Nie o tym jednak chciałem napisać. Doszły mnie bowiem słuchy że udało ci się powić męskiego dziedzica. Gratuluję nie tylko tobie, lecz i sobie. Chciałbym żebyś wiedziała, że jestem niezwykle uradowany z tego, że wspólnie zadbaliśmy o przyszłość Cesarstwa. Wybacz za tak krótką wiadomość, lecz nigdy nie byłem zbyt dobry w dobieraniu słów. Zawsze ciągnęło mnie bardziej do czynów. Na zakończenie tego listu, chciałbym cię zapewnić o mych niezmiennych i stałych uczuciach w stosunku do ciebie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda nam się zobaczyć. Jeśli nie, spotkamy się w innym świecie. "
 
Luwinn jest offline  
Stary 19-11-2017, 23:44   #14
 
Vilir's Avatar
 
Reputacja: 1 Vilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwu
Hitotsu-tai spojrzała przerażona na zawartość skrzyni. Wiedziała, że jako władca nie może oderwać wzroku, ale czuła iż nie może patrzeć na to ani chwili dłużej.
- Zamknij skrzynię. - powiedziała głosem na tyle spokojnym na ile była w stanie, a następnie spojrzała po swojej sali tronowej.
- Każdy z was widział co spotkało mieszkańców miasta na stepach i do jakiego okrucieństwa zdolni są Ci barbarzyńcy. Pomyślcie więc czy nie jesteście w stanie wesprzeć Cesarstwa w walce z hordami Honkge, nie możemy bowiem dopuścić aby jakikolwiek mieszkaniec naszych ziem podzielił los Abshadyjczyków. - Następnie dała znak dworzanom by opuścili salę tronową zostawiając przy sobie jedynie czterech gwardzistów.
- Jesteśmy sami, a teraz powiedz mi, co to za propozycja?
- Otóż, ten barbarzyńca - Honkge pragnie się z waszą cesarską mością spotkać na granicy Cesarstwa. Nie powiedziano mi wiele, jedynie tyle że chce zawrzeć z tobą umowę. Kazał też przypomnieć że nie toleruje spóźnień na tego rodzaju spotkania. Jeśli mogę, osobiście uważam że była to groźba. Zagwarantował jednak, że na ewentualnym spotkaniu włos ci z głowy nie spadnie i osobiście zadba o to byś została potraktowana odpowiednio do swojego statusu.
Hitotsu-tai spojrzała rozwścieczona na swojego podwładnego. Wiedziała, iż przekazuje on wyłącznie wiadomość od Honkge, jednak mimo to czuła, jak z każdą chwilą wzrasta w niej złość na swojego rozmówcę. Gdy tylko skończył mówić Cesarzowa spojrzała na niego wściekła.
- Jeszcze dziś wyruszysz do obozu władcy barzarzyńców i powiesz mu, że jeśli chce
się układać to musi osobiście przybyć do Taisu. Oddasz mu też skrzynię z głowami i przekażesz, że w przeciwieństwie do jego armii, nagowie nie są barbarzyńcami i ma cesarską gwarancję bezpieczeństwa na terenie mego państwa, która zostanie z pewnością dotrzymana.

*********

Wedle rozkazu cesarzowej, mężczyzna wyruszył z powrotem z wiadomością. Jego powrót jednak podejrzanie się dłużył, aż w końcu jeden z nielicznych patroli zwiadowczych natknął się tuż na granicy na jego oskórowane ciało. Ktoś pieczołowicie zdjął z niego każdy jej skrawek, łącznie z ludzką. Ze względu na to, ciężko byłoby go poznać. Tuż przy nim znaleziono jednak maskę noszoną przez wszystkich Zamaskowanych. Na niej zaś było wyryte słowo “śmierć”, co zapewne oznaczało los jaki czeka wszystkich mieszkańców Cesarstwa. Gdy informacja o bestialskim potraktowaniu dyplomaty Cesarzową ogarnął ogromny gniew i nienawiść do barbarzyńców, jakich jak dotąd nigdy nie odczuła. O ile wcześniej zależało jej wyłącznie na obronie swej ojczyzny, tak teraz pragnęła cierpienia dla każdego z najeźdźców.

Pierwszym rozkazem jaki wydała było wycofanie wszystkich Zamaskowanych z granicy w głąb dżungli, gdzie dwóch z nich miało prowadzić obserwację przednich wojsk Honkge i ich zwiadowców. Barbarzyńca atakował wszakże dżunglę, a tam o wiele trudniej dostrzec wśród koron drzew naga, który by się wśród nich wychował, niżeli pochwycić go na stepie. Zadaniem pozostałych Cesarskich gwardzistów, zebranych w jedną dużą grupę miała być eliminacja ludzi Honkge. Nie miało to dziać się jednak w taki sposób jak to czynili w przeszłości, atakując całe oddziały, lecz eliminując zwiadowców wysłanych by zbadać teren, o których powiadomią ich cesarscy zwiadowcy. Poruszanie się po dżungli nie jest bowiem proste i ciężko wyczuć gdzie podążać, zaś brak zwiadowców może zatrzymać najazd w miejscu, a już z pewnością go opóźnić.

Eliminując zwiadowców wroga Hitotsu-tai liczyła, iż nie tylko przedłuży moment ostatecznej bitwy i doczeka przybycia wsparcia elfów, ale również doprowadzi do upadku morale w wojskach przeciwnika. Ziemie od granicy do Par był wszakże pozbawione ludności po dekrecie o ewakuacji, a co za tym idzie - pożywienia. Powszechny głód z pewnością osłabi barbarzyńców fizycznie, ale także i psychicznie, a wtedy zwycięstwo nagów jest bardziej niż pewne. Potrzeby żywieniowe horda może co prawda zaspokoić zjadając swoją własną zwierzynę, bo ich konie i tak nie prezentują zbyt dużej wartości bojowej wśród ogromnych korzeni i drzew, lecz w odczuciu Hitotsu-tai pożeranie zwierząt, wśród których spędziło się całe życie, i które towarzyszą im przez całą wyprawę nie mogło mieć dla Honkge dobrego wpływu na morale jego wojsk.

Cesarzowa zleciła także budowę portu w Nowej Takiatawie. Decyzja ta nie przybliżała co prawda nagów do zwycięstwa nad najeźdźcą, ale była istotnym ruchem przyszłościowym, związanym z rozwojem handlu przez Cesarstwo.
 
Vilir jest offline  
Stary 20-11-2017, 00:46   #15
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
ObecnieAlinar był rozdarty stojąc w porcie Przystani. Z jednej strony musiał uszanować warunki traktatu z Nagami, z drugiej nie chciał opuszczać swojego ludu w chwili kryzysu. W końcu jednak honor wziął siłę nad miłością, a elfi król zabrał siły swoje i swojego kuzyna Ilsenira, po czym skierował flotę statków na wschód. Elfia armia wraz z królem udała się do Nowej Takiatawy. Król starał się jak najwięcej czasu spędzać z kuzynem, omawiając z nim plany wojenne.
- Oszalałeś?! - zapytał pewnego dnia królewski kuzyn. - Wysyłasz armię by walczyła za inny kraj? Teraz? Kiedy sam doprowadziłeś do napiętej sytuacji z Nerbo?!
- Ręce mam związane. Obiecałem im pomóc i muszę dotrzymać słowa. Jeśli Tai upadnie, my będziemy następni, a do tego nie mogę dopuścić. W drodze powrotnej zajmiemy się Nerbo, choć może nie będzie to potrzebne.
- Masz rację! Nie będzie to potrzebne bo albo zawracamy w stronę Nerbo, albo wracam ze swoimi ludźmi do królestwa! - wykrzyczał mu prosto w twarz Ilsenir i niemal natychmiast po tym wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi kajuty.
Król Alinar był zaskoczony nagłym wybuchem Ilsenira do tego stopnie, że nie wiedział jak na to odpowiedzieć w pierwszej chwili. Gdy minęło kilka godzin a flota nie zmieniła kursu, Alinar ponownie wezwał Ilsenira do swojej kajuty. Gdy ten przybył król elfów zaczął.
- Powiedz mi Ilsenirze, czy twoim zdaniem łatwo jest być królem?- Nim ten zdążył odpowiedzieć, Alinar posadził go na krześle i zadał kolejne pytanie.- Czy wiesz, że jedną z najcenniejszych rzeczy jakie posiada każdy władca jest jego słowo.-
- Do czego zmierzasz? - zapytał zdezorientowany i nadal jeszcze zdenerwowany kuzyn.
- Do końca. - Król usiadł przy biurku. - Po inwazji na Nerbo mielibyśmy ciągły problem z rebeliantami, którzy i tobie w końcu stali by się uciążliwi. Dzięki traktatowi handlowemu nasze królestwo zapuści tam korzenie odporne na bunty i rewolucję. Mieszkańcy Nerbo sami oddadzą swoje ziemię. Rozumiesz mnie teraz?
Ilsenir przez chwilę patrzył się z tęgą miną prosto na swojego kuzyna, po czym nieco się uspokoił i skinął głową.
- Miejmy nadzieję że masz rację. - odparł niechętnie i wyszedł.
Gdy Ilsenir stał w progu Alinar rzucił do niego tylko.
- Miej wiarę.- Po czym wrócił do map. Flota zbliżała się do wód terytorialnych Tai.


Wcześniej
Gwiazdy świeciły na balkonie, a księżyc w nowiu się chował, gdy strażnik przyprowadził gościa. Król Alinar siedział w starej sali tronowej, której ściany i sufit nadal były czarne od ognia. Całe pomieszczenie było ciemne i martwe.
Elfi władca wyszedł z mroku by przywitać dziewczynę.

- Interesy wyspy Nerbo są moimi interesami.- Król odpowiedział strażnikowi i gestem kazał mu wyjść.
Gdy król został sam z ambasadorką posadził ją na jednym z krzeseł na balkonie. Nalał wina i powiedział.
- Jestem gotów przyjąć waszą kapitulację. Jestem jednak otwarty na wasze warunki.
- Królu Alinarze...najpierw chciałabym się dowiedzieć jakie są powody twojej agresji na moją ojczyznę.
- Powody?- Alinar zarechotał.- Te same co przy każdej wojnie. Ziemię, wpływy, prestiż. Nerbo zbyt długo cieszyło się niepodległym statusem. Ta wyspa należała do królestwa i wróci do niego, jednak nie jestem zwolennikiem rozlewu krwii. Mam za sobą potężną armię. Może dacie radę stawić nam opór przez jakiś czas, ale koniec końców, Nerbo powróci na łono Elderalu.-
Po chwili król Alinar zwrócił się do Ambasadorki
- Taki jest mój punkt widzenia. Nerbo stanie się częścią królestwa, ale jak powiedziałem, jestem otwarty na twoje warunki.-
- Wybacz królu Alinarze, ale przemawia przez ciebie zwykła chciwość. Nerbo to takie samo niepodległe państwo jak królestwo krasnoludów czy cesarstwo nagów. Jego zajęcie będzie aktem despotyzmu. Zamiast tego, proponuję nawiązanie uczciwych stosunków dyplomatycznych i współpracy. - rzekła dyplomatka.
- Hmmm...tak to również jest opcją. Traktat handlowe może się bardziej opłacać od okupacji i podatków. Mam jednak jeden warunek jeśli mam wycofać się z planów inwazji i zamiast tego wejść z mieszkańcami Nerbo w sojusz handlowy i dyplomatyczny.-
- Jaki to warunek? - zapytała zaciekawiona elfka.
- Spędzisz ze mną ostatnią noc w Przystani pani.- Alinar powiedział spokojnie, jak gdyby nic.
Kobieta zaśmiała się delikatnie i zapytała:
- Żartujesz sobie królu Alinarze czy rzeczywiście jest to prawdziwa propozycja?
- Prawdziwa jak klątwa która dziesiątkę mych poddanych. -
Po tych słowach, elfka spochmurniała i wstała.
- Ta propozycja uwłacza zarówno mi, jak i mojej ojczyźnie. Jesteśmy niepodległym narodem i nie pozwolimy sobie na takie traktowanie. Winieneś przemyśleć swoje postępowanie Alinarze. - powiedziała, po czym opuściła komnatę.
Król elfów zaśmiał się widząc oburzenie ambasadorki, po chwili jednak jego śmiech zmienił się w szalony rechot, który odbijał się po pałacu. Alinara bawiło jak szybko ambasadorka porzuciła swój "lud". Jeśli mieszkańcy Nerbo nie są gotowi na takie poświęcenia, to być może podbicie jej nie będzie tak trudne.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 23-11-2017, 19:16   #16
 
Moni's Avatar
 
Reputacja: 1 Moni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłość
___Serce Evelin od jakiegoś czasu przepełniał gniew na szlachtę i duchowieństwo. Owszem, nie musieli zgadzać się z każdym jej słowem, ale na wszystkie świętości tego świata, niech przynajmniej przyjdą na zjazd, aby porozmawiać o tym, jak dorośli! Powstrzymywała jednak nerwy, próbują znaleźć truciciela, celem przymknięcia ust opozycji. Przynajmniej dopóki nie znajdą sobie kolejnego powodu do narzekania.
___Skupiła się na szukaniu elfa oraz szpiegowaniu wszystkich, mających dostęp do lochów lub jedzenia podawanego więźnie. Obecnie należało jednak przedyskutować odpowiedź na przesłane żądania.

Niedługo po odebraniu listu ~ Sala tronowa


___Masz rację, tak być nie może — rzekła, wzdychając ciężko. — Nie zamierzam zalegalizować Karmazynowych Płaszczy. Wręcz przeciwnie, chcę rozpocząć serię aresztowań, jeśli nie zaprzestaną działalności. Nie oddam również mego syna na edukację u duchowieństwa, od tego są uczeni. Nie zrzeknę się również władzy na rzecz kilkulatka. Ktokolwiek tego chciał, chyba jest szalony… — Wzięła kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić. Doradca w tym czasie cierpliwie czekał na dokończenie wywodu. — Mogę jednak rozważyć… — Położyła nacisk na ostatnim słowie. — …stworzenie rady królewskiej, jeśli nie będzie miała zbyt wielkich kompetencji, a sposób dostania się do niej będzie sensowny. Moglibyśmy wyznaczyć w państwie specjalne okręgi, gdzie mieszkańcy wybieraliby własnego ministra. Rada byłaby głosem ludu podczas omawiania ustaw czy zmian podatków. Mimo to królowa bądź król zawsze mieliby ostatnie słowo, chyba że rada wykazałaby w obiektywny sposób, że jego bądź jej decyzja łamie prawo, bądź w inny sposób działa na niekorzyść państwa. Niezgodność z prawem mieliby potwierdzić niezależni sędziowie, a szkodę państwa doradcy. W takiej bądź podobnej formie mogę to zaakceptować.
___To… bardzo nowatorskie pomysły, moje pani. Sugeruję jednak co innego, zamiast odrzucać żądania opozycji, skazując się na ekskomunikę, lepiej pójść na ugodę i przyjąć część z nich. Już wyjaśniam — rzekł starzec. — Jeśli wasza wysokość zostanie przeklęta przez głowę Kościoła, jej władza stanie się nielegalna. Odwrócą się od ciebie dotychczasowi zwolennicy i poddani, którzy nie będą służyć heretyczce. Zamiast dopuszczać do takiej sytuacji, proponuję odebrać kaznodziei żołnierzy i wydać go w ręce awatara. Jego poparcie i tak w obecnej sytuacji niewiele znaczy, a Aneroth nie jest gotów na tolerancję. Nadejdą czasy na spokojne, powolne reformy, które uczynią królestwo bezpiecznym dla każdego, niezależnie od jego poglądów. Gdy to zrobisz, Kościół straci argument dla popierania zbuntowanej szlachty, która stanie się nikim więcej niż grupą buntowników, niemogących równać się z królewskimi wojskami. Wielu ukorzy się u twoich stóp, prosząc o wybaczenie, byleby uniknąć ścięcia. W takim wypadku opozycja wręcz zniknie. Oczywiście Kościół nie będzie nasycony tylko oddaniem heretyka, sugeruję więc tymczasowe zalegalizowanie działalności Karmazynowych Płaszczy i oddania syna pod opiekę Kościoła… — Przerwał, by wziąć głęboki wdech i móc dalej przekazać poradę królowej. — Sam byłem wychowywany w klasztorze i zapewniam cię, moja pani, że księcia nie spotka żadna krzywda. Masz na to moje słowo. Co do Płaszczy… w każdej chwili możesz cofnąć edykt. Gdy opozycja zniknie, Kościół nie będzie dysponował wystarczającą ilością mieczy, by się sprzeciwić. A ekskomunikując cię w takiej sytuacji, skazaliby się na pośmiewisko ze względu na błahą przyczynę.
___Jeśli będę bez końca iść im na ustępstwa, nikt z mego rodu nigdy nie uzyska prawdziwej władzy. Ekskomunika… Też mi coś. Który z poprzednich władców na to pozwolił? Zresztą, nieważne… — Wzięła głęboki oddech, aby uspokoić się nieco. — Dobrze więc, mogę pójść na kilka ustępstw. Co jak co, mój ród doszedł do władzy dyplomacją i kompromisem. Choć czasem tego żałuję… Mogę odesłać syna na nauczanie do zakonu, jednak jeśli coś mu się tam stanie, srogo za to odpowiedzą. Chociaż… Nawet jeśli coś planują, to i tak będą potrzebować go żywego. Nie zrzeknę się jednak władzy na rzecz dziecka, mogę to zrobić, kiedy osiągnie jakieś… Nie wiem… Dwadzieścia lat, aby na tronie nie siedziała stara, schorowana baba. Mogę również zalegalizować Płaszcze, jeśli ich wyroki będą akceptowane przez niezależny, świecki sąd, bądź jeśli będą mogli co najwyżej nakładać grzywny czy prace na rzecz kościoła. Jestem nawet otwarta na inne sugestie, o ile nie będą palić moich poddanych na stosach. Kaznodziei nie wydam w ich ręce, ile byłoby wtedy warte moje słowo? Mogę co najwyżej zorganizować spotkanie między nim a jednym z przedstawicieli kościoła u mnie w pałacu, jeżeli obie strony się zgodzą. O radzie nic nie mówiłeś, wnioskuję więc, że mój pomysł ci się podoba.
___O radzie… — zaczął nerwowo doradca. — Uważam, że to osłabianie na własne życzenie mocnej jeszcze pozycji korony w kraju, moja pani… Jesteś młodą władczynią i właśnie przez swą młodość masz prawo do odważnych pomysłów. Pamiętaj jednak, że w tym przypadku to nie poddani są problemem. To rywalizacja elit z monarchą, a nie poddanych z koroną. Jeśli zwykły lud nie domaga się niczego, po co dawać im więcej niż potrzebują?
___Gdyż jestem władczynią, potrzebuję słyszeć wolę mego ludu, takie narzędzie byłoby przydatne. Po prawdzie lepsze by było w innej formie, ale na jakieś ugody z tymi szlachcicami trzeba pójść. Jednak… Nie wiem. To będzie pomysł, który zrealizuję… kiedyś. Może nawet nie ja, a moi wnukowie… Kiedy będzie już na to czas. Sporo rzeczy zrealizuję… Kiedyś. Konieczność skończenia uniwersytetu, aby mieszać się oficjalnie w politykę i takie tam. — Westchnęła ciężko. — Wybacz… Ta cała sytuacja czasem mnie przerasta. Tak czy siak, spytam ich o jej szczegóły, w najgorszym wypadku odrzucę tę propozycję, bądź zaproponuję takie zmiany, aby sami go odrzucili. Wtedy nie zarzucą mi niechęci w tej sprawie. Zechcesz napić się herbaty? Polityka to stresujące zajęcie, bez mięty ciężko o niej rozmawiać… Pewnie sam najlepiej o tym wiesz.
___Stary doradca uśmiechnął się na słowa królowej.
___Wasza wysokość ma rację. Polityka to bardzo stresujące zajęcie, szczególnie jeśli nosi się koronę. Czy więc mam powiadomić szlachtę, że chcesz z nią rokować?
___To pewnie nic nie da, sądząc po tym, jak skorzy są do rozmowy, ale tak, powiadom ich o tym.

Wieczorem ~ Sypialnia królowej


___Gdy Eveline kładła się do łoża, wzdychając z ulgą po trudach całego dnia, usłyszała w swojej komnacie niecodzienny szmer. Nie mógł to być jej mąż, gdyż ten wyjechał do rodziny. Mimo panującego wokół mroku monarchini mogła zauważyć, że jedna z zasłon poruszyła się, jakby ktoś za nią stał.
___Serce kobiety zamarło na chwilę, aby zacząć bić ze zdwojoną siłą. Senność i zmęczenie stały się jej obce. Czas wydawał się płynąć wolniej, jakby chciał delektować się widokiem tej chwili. Evelin, nie spuszczając potencjalnego zagrożenia z oczu, sięgnęła ręką ku nocnej szafce. Drżąca dłoń uspokoiła się, kiedy natrafiła na chłodny kawałek stali.
___W starciu nie była to może potężna broń, jednak lepsza niż nic. Wyjęła go powoli, starając się wyglądać na spokojną, po czym rzekła głośno:
___Jest tu ktoś? — Nie bawiła się w mierzenie sztyletem ku zasłonie, chcąc mieć go w stałej gotowości.
___Po słowach kobiety zza zasłony wyłoniła się spowita mrokiem, zakapturzona postać, trzymająca w dłoni zakrzywiony sztylet, połyskujący od księżycowego światła.
___Pora umierać, suko… — wyszeptała postać, po czym powoli zaczęła zbliżać się do łoża Evelin.
___Straż! — wykrzyknęła, ciskając sztyletem w zbliżającą się postać. Nie czekając na nic, chwyciła drugą ręką pobliski świecznik, zrywając się gwałtownie z łóżka i oddalając się od sylwetki, nie gubiąc jej z oczu. Wsłuchiwała się w każdy dźwięk dookoła i w to, co szeptała jej intuicja, aby zabezpieczyć się przed ewentualnym drugim zamachowcem. — Do mnie!
___Niestety, wyglądało na to, że ktoś zadbał o to, by na korytarzu prowadzącym do sypialni władczyni nie było straży. Szczęśliwie, sztylet wbił się w ramię mordercy. Ten krzyknął głośno, po czym wyciągnął ostrz, sycząc przy tym z bólu.
___Chciałem być delikatny, ale teraz… — rzekł, odrzucając ostrze monarchini.
___Rzucił się z własnym orężem prosto na przyszłą ofiarę, która intuicyjnie ruszyła do tyłu, chcąc wyjść poza zasięg napastnika. Zamachnęła się przy tym z całej siły świecznikiem, celując w głowę oprycha. Zamachowiec uniknął jednak ciosu kobiety, uderzył ją z całej siły pięścią w twarz, przez co ta upuściła świecznik i uderzyła plecami o szafę ze swoimi sukniami.
___To będzie czysta przyjemność, zobaczyć jak ulatuje z ciebie życie, wasza wysokość… — rzekł, paskudnie się uśmiechając i oblizując usta.
___Kopnęła mężczyznę, skutecznie go odpychając od siebie. Niespodziewanie jednak coś zwróciło uwagę walczących. Jak się okazało, nie byli w komnacie sami. Tyłem do księżycowego światła stała wysoka, przygarbiona postać ze spiczastymi uszami i długimi pazurami. Jej oczy połyskiwały krwistą czerwienią w mroku pomieszczenia.
___Sego mi brakowało…” — przeszło Evelin przez myśl, kiedy korzystając z nieuwagi pierwszego napastnika, umknęła w stronę drzwi. Odzyskanie noża lub świecznika, a więc zbliżenie się do obdarzonej pazurami istoty i minięcie uzbrojonego… kogoś… uznała za zbyt wielkie ryzyko. Widząc kątem oka ruch, morderca natychmiast rzucił się na swój pierwotny cel. Wszystko działo się tak szybko. Najpierw potworny ból, gdy mężczyzna szarpnął ją za włosy i zamachiwał się na nią ostrzem, a potem mocne uderzenie o ziemię, gdy stojąca dotychczas w bezruchu istota rzuciła się na zabójcę z niesłychaną prędkością, wręcz wgniatając go w ścianę komnaty. Przy uderzeniu słychać było mocne chrupnięcie kości oraz potworny krzyk, który ucichł, gdy bestia rozerwała gardło mężczyzny, tak że krew chlupnęła na niemal całą komnatę. Następnie istota zaczęła wręcz wyżerać ogromnymi kłami jego twarz. Robiła to z taką dzikością i nienasyceniem, iż można było odnieść wrażenie, że nie jadła tygodniami i dopiero co udało jej się zbiec z jakiejś celi. Po chwili potwór opadł na cztery łapy i zaczął zbliżać się do kobiety, oblizując przy tym gębę ze świeżej krwi. W jego oczach nie było już widać wściekłości, mimo że nadal jarzyły się czerwienią.
___Evelin oddychała ciężko, mimowolnie odsuwając się jeszcze na dwa kroki w tył. Mało co do niej docierało, miała wrażenie, jakby oglądała przedstawienie teatralnie. Mimo że cała drżała, wyciągnęła rękę w uspokajającym geście, po czym zapytała:
___Kim… Kim jesteś?
___Bestia musnęła jej dłoń żylastym, chropowatym i miejscami pokrytym sztywnym futrem ciałem, po czym zaczęła oblizywać jej dłoń. Język potwora był równie chropowaty i nieprzyjemny w dotyku jak skóra. Z paszczy śmierdziało mu zgnilizną oraz krwią. Potwór patrzył prosto w twarz kobiety, która z każdą chwilą zaczęła odnosić wrażenie, jakby był to ktoś, kogo znała.
___Ta myśl, z początku absurdalna, z czasem zmieniła się w coś oczywistego, ale kim bądź czym mogła być ta istota? Alchemik, który odrodził się jakimiś zakazanymi praktykami? Nawet jeśli, czemu miałby ją ratować? Mąż, któremu przydarzyło się coś na szlaku? Nie chciała o tym myśleć. A więc, kto?
___Przy dokładniejszym przyjrzeniu się obliczu potwora, monarchini odniosła niepokojące wrażenie, jakby jego twarz zmieniała się dynamicznie. Warstwy mięśni kurczyły się i rozkurczały, żyły pęczniały i znów wracały do normalnej formy. Wszystko to było co najmniej niepokojące. Ogromnym zaskoczeniem i ciosem było dla królowej natomiast oblicze, jakie ujrzała.
___Bestią, a zarazem jej wybawicielem, okazał się stary doradca. Nigdy nie podejrzewałaby tego spokojnego i ułożonego człowieka o taki sekret, jednak nie. To właśnie on okazał się potworem, który jednak ją uratował. Niespodziewanie potwór zwrócił się w stronę księżyca, a jego twarz znów przybrała oblicze, które można porównać do mieszaniny wściekłego wilka z niedźwiedziem. Zawył głośno, najwidoczniej z daleka słysząc kroki biegnącej straży, kilkoma susami, przeskoczył komnatę, wyskakując balkonem z zamku. Chwilę później w komnacie zjawiła się straż, która wpadła w istny szok.
___Ja ten… — Przełknęła ślinę. Emocje powoli opadały, a jej cera stawała się blada. — Zróbcie jakieś dochodzenie… Podwójcie straże… Od teraz zawsze ma mi towarzyszyć co najmniej dwójka strażników — orzekła nieco bełkotliwie, po czym skierowała się na korytarz. — Przepraszam was, chyba zaraz zwymiotuję… — dodała, czując narastające nudności.
___Strażnicy nie powiedzieli nic, jedynie patrzyli przerażonym wzrokiem na zmasakrowane ciało. Jeden z nich zdołał jednak opanować straż i zwrócił się stanowczym tonem do towarzyszy.
___A wy co tak stoicie? Królowa zażyczyła sobie, by od teraz zawsze towarzyszyło jej dwóch strażników! Biegiem jej pomóc! — wykrzyknął.
___Tak jest! — odparli młodzieńcy, wręcz wybiegając z komnaty za królową.
___Kobieta, mimo najszczerszych chęci, nie zdołała dojść do toalety i zwróciła wszystko na korytarzu, opierając się ręką o ścianę. Kiedy wymioty ustały, sapała jeszcze przez dłuższą chwilę, po czym wyprostowała się i oznajmiła, że chce się umyć i ma być odprowadzona do łazienki. Spytała też, czy jej syn jest bezpieczny. Na razie nie chciała tego sprawdzać, widok matki całej we krwi, cuchnącej wymiocinami i juchą, nie jest raczej widokiem, jaki powinien doświadczyć młodociany umysł.
___Zgodnie z życzeniem królowa została odprowadzona do komnaty, w której zwyczajowo się myła. Musiała chwilę poczekać na służące, które przyniosły balię z ciepłą wodą, mydło oraz kilka ręczników, lecz ani przez chwilę nie była w tym czasie sama. Cały czas strzegło ją bowiem dwóch strażników, którzy bardzo wzięli sobie do serca otrzymany rozkaz. Wyszli, dopiero gdy służki zaczęły rozbierać kobietę, lecz cały czas strzegli drzwi do pomieszczenia.
___Gdy zostały same, służące poczuły się zaś pewniej. Eveline dobrze je znała, więc raczej nie musiała obawiać się ich towarzystwa. Chociaż jak ostatnie wydarzenia pokazały, w dzisiejszych czasach niczego nie mogła być pewna. Jedna z nich, po dłuższym przypatrywaniu się królowej zapytała:
___Moja pani… czy to prawda co mówią? Zostałaś zaatakowana w swojej komnacie? I… i udało ci się zabić zamachowca? Chwała niech będzie Marcusowi, że udało ci się ujść z życiem — powiedziała, zdawać by się mogło całkiem szczerze, młoda dziewczyna, która już od dwóch lat usługiwała królowej.
___Po części… — rzekła Evelin, starając się zrelaksować. Nie miała pojęcia, co powiedzieć służce. Czy powinna wydać doradcę? — Mówiąc szczerze, niewiele z tego pamiętam. Zauważyłam jakiś ruch za zasłoną, okazało się, że to jakiś zbir z nożem. Na szczęście miałam przy sobie własny sztylet, no i świecznik, więc jakoś sobie poradziłam. — Westchnęła ciężko, po czym dodała cierpkim tonem. — Wyszłam za mąż za rycerza, a jak przychodzi co do czego, to sama muszę o siebie zadbać…
___Inna służka zachichotała na słowa Evelin.
___Tak to już jest z mężczyznami pani. Lubią popisywać się umiejętnościami na turniejach, a gdy przychodzi co do czego, to nigdy ich nie ma — rzekła i po chwili również westchnęła ciężko. — Dobrze, że mi to nie grozi. Mój mąż jest kowalem i nie musiał mi obiecywać, że będzie mnie chronił wszędzie, gdzie się tylko da, przysięgając na rycerski honor.
___Tak… — mruknęła Evelin. — Tak, to prawda.
 
__________________
Prowadzi: Złota maska
Prowadzona: Chmury nad Draumenionem
Moni jest offline  
Stary 20-12-2017, 23:21   #17
 
Luwinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Luwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputację
Tura 3


Nagi

Stało się więc tak jak oczekiwano...chociaż może nie do końca? - zadał sobie pytanie stary kronikarz, który miał w zwyczaju zapisywanie własnych myśli od razu na pergaminie.

Tak czy inaczej, wojska barbarzyńców przybyły na ziemie nagów, chociaż nie tak licznie jak się tego spodziewano. Jak donosili wysłani przez cesarzową zwiadowcy, Hongke podzielił swoją armię na dwie duże części. Jedna z nich, miała uderzyć na Par, natomiast druga kierowała się wybrzeżem wprost na ziemie krasnoludów. Mimo tego, nie należało oczekiwać łatwego starcia. Pomimo rozdrobnienia, horda nadal była liczna i stanowiła bardzo realne zagrożenie dla Cesarstwa Tang. Jak informowali Tai zwiadowcy, armii umorusanych i wiecznie pijących barbarzyńców miał przewodzić brat Hongke - Batu. Zadziwiający był jednak ich sposób działania. Zamiast błądzić po gęstej dżungli, horda zmuszała pędzonych przed sobą niewolników do katorżniczej pracy przy jej wyrębie. W ruch szły nie tylko topory, lecz również ogień, który również zbierał pewne żniwo wśród roślinności. Wielu zniewolonych mieszkańców Asabadhu padało z wycieńczenia i ciężkiej pracy. I chociaż praca ta znacząco opóźniała pochód hordy, to pewnego dnia obrońcy Par ujrzeli na horyzoncie dym. Był to bardzo wyraźny znak, że konfrontacja jest blisko.

Jakby tego było mało, od wschodu zaatakowała nagów zaraza przywleczona z eflickiego królestwa. Wyglądało na to, że przez brak działań ich króla, przybrała ona na sile. Jako pierwsi, doświadczyli jej mieszkańcy Takiatawy. Zaczęło się od krwawego kaszlu i ogólnego osłabienia, a skończyło na ropiejących i krwawiących, niegojących się ranach. Już teraz zebrała ona swoje żniwo i przeraziła większość mieszkańców miasta. Póki co jednego, lecz nie wiadomo co mogła przynieść przyszłość.

Nie było jednak tylko i wyłącznie złych wieści. W Nowej Takiatawie wylądowała elficka armia, na której czele stał król Alinar z rodu Springborn oraz jego kuzyn, Ilsenir. Byli oni cennymi sojusznikami w tych ciężkich dla nagów czasach. Poza tym, tuż przed ich przybyciem ukończono budowę portu w tym samym mieście, który z pewnością w przyszłości podniesie cesarskie dochody.

Elfy

W końcu, po długiej morskiej podróży, elficka armia na czele której stał król Alinar oraz jego kuzyn Ilsenir wylądowała na ziemiach nagów. Takiatawa była nadmorskim miastem, które wyłaniało się spośród gęstej dżungli, porastającej niemal cały kraj. Powietrze było tutaj ciężkie i przesycone wilgocią. Panujący upał niemal od razu dał się we znaki elfickim wojownikom, których skyrte pod ciężkimi zbrojami ciała zalewał obficie pot. Nawet sam król poczuł się nieco gorzej gdy dobijali do portu.

Tam zaś, przywitał ich namiestnik miasta. W przeciwieństwie do elfów, odziany był w lekki pancerz złożony z drewnianych deseczek. Dłoń trzymał na rękojeści schowanego w barwnej pochwie miecza.
- W imieniu najjaśniejszej cesarzowej Hitotsu-tai, witamy cię w naszej ojczyźnie królu elfów. - powiedział mężczyzna. - Zapewne jesteście zmęczeni po tak długiej podróży. Dołożyliśmy starań, abyście odpoczęli by w odpowiednim momencie wyruszyć na pomoc naszym wojskom. W razie jakichkolwiek próśb, zwracajcie się do mnie.

Po kilku dniach pobytu w mieście, doszło do ślubu króla Alinara z jego narzeczoną. Przez warunki w jakich miał miejsce, przypominał bardziej nagińską niż elficką uroczystość. Władca wziął ślub z kobietą w niewielkim, lecz urokliwym ogrodzie w towarzystwie kilkunastu zaprzyjaźnionych dworzan oraz rzecz jasna kuzyna. Jego małżonka ubrana była w dopasowaną, białą suknię ozdobioną niewielkimi dodatkami ze srebra, a na głowie miała wianek upleciony ze świeżych, miejscowych kwiatów. Mimo że para nie była już młoda, trudno było odmówić im uroku. Po dopełnieniu ceremonii państwo młodzi udali się wspólnie na spoczynek, zakończony skonsumowaniem małżeństwa. Teraz, zdawać by się mogło wystarczyło jedynie czekać na prawowitego dziedzica, albo dziedziczkę tronu. Z pewnością był to ostatnio dzwonek na tego rodzaju starania.

Ludzie

Po kilku dniach nieobecności, doradca w końcu pojawił się na królewskim dworze, chociaż należało przyznać, że robił wszystko co mógł by uniknąć spotkania z władczynią i gdy tylko ta pojawiała się na horyzoncie, mężczyzna natychmiast skręcał w inny korytarz lub wchodził do jakiejś komnaty. W końcu jednak, pod sam wieczór Evelin natknęła się na niego przechadzając się w rzadko odwiedzanej części zamku.

- Wasza wysokość. - ukłonił się, dotykając swoją długą siwą brodą podłogi. - Czy mógłbym prosić o chwilę rozmowy? Na osobności? - zapytał, zerkając na dwóch strażników którzy od ostatniego incydentu towarzyszyli monarchini niemal wszędzie.

******

Minęło trochę czasu, a sytuacja polityczna w państwie nieco się zmieniła. W dwa lata po wielkim sporze między Kościołem i szlachtą a królową, sytuacja nieco się uspokoiła. Szlachta szykowała się do zjazdu, a śmierć poprzedniego i wybranie nowego awatara nieco uspokoiła panujące nastroje. Zdawał się on być mniej nieugięty niż jego poprzednik i z wielką radością przyjął ponoć decyzję władczyni o oddaniu swego syna na nauki. Chłopcu, tak jak obiecał doradca nie działa się żadna krzywda. Wręcz przeciwnie. Kapłani chwalili jego pilnośc i zamiłowanie do nauki a w szczególności pobożność jaką się wykazywał. Nawet Karmazynowe Płaszcze nieco złagodniały. Nie dochodziło już do publicznych egzekucji, a najsurowszymi karami za przeróżne przewinienia była publiczna chłosta oraz zakucie w dyby. Mimo że nadal znajdowali się pod bezpośrednią władzą hierarchów Kościoła, to byli przez nich trzymani w ryzach.

Pewnego dnia zaś, władczyni ujrzała z okna swej komnaty tabun jadącej wprost do stolicy szlachty. Towarzyszyła im rzesza służby i prywatne wojsko, jakim dysponował każdy z ważniejszych możnych. Nad całą zgrają powiewały zaś najróżniejsze, różnokolorowe chorągwie.
- Wasza wysokość! - zawołał młody paź, który wbiegł błyskawicznie do komnaty. - Nadjeżdża szlachta! Nie przysłano żadnych wieści że to właśnie dziś przybędą do stolicy! Musisz wyjść im na powitanie! - wołał żywo przy tym gestykulując. Przez otwarte drzwi królowa widziała biegające służki, które trzymały w dłoniach miski, poduszk, kołdry i wszystko co tylko było niezbędne by przygotować zamek na pobyt gości.

******

Tak też się stało. Królowa Evelin powitała przybyłych możnych w swym zamku, zgodnie ze zwyczajem. Do spotkania doszło w sali tronowej, do której każdy z nich zaczął powoli wchodzić, w kolejności zgodnej ze swym statusem. Jednak już na samym początku, monarchini mogła zauważyć poruszenie jakie panowało wśród przybyłych. Po zapełnieniu się sali, wiedziała dlaczego.
Na samym końcu szło kilku zbrojnych, a na ich czele otyły, nie skrępowany okolicznościami szlachcic. Płynnie ukłonił się przed władczynią i uśmiechnął się do niej.
- Przyprowadzam ci chwasty które należało wyrwać z ziem Anerothu. - powiedział dumnie i nakazał gestem przyciągnięcie przed oblicze królowej "daru" dla niej.
Był to skrępowany łańcuchami starszy mężczyzna, nastoletnia dziewczyna o czarnych, brudnych włosach i młody, na oko dwudziestokilkuletni chłopak.
- To właśnie oni stoją za zamachem na twoje życie! - zaczął znów otyły szlachcic, poprawiając zaciśnięty wokół brzucha pas. - Ukarz ich niezwłocznie i przejdźmy do rzeczy!

******

Poza tymi wieściami, przybyły również inne. Po śmierci kaznodziei, jego uczniowie zdecydowali się na desperacki krok i przy pomocy nawróconych żołnierzy mających do tej pory ich chronić, zdobyli mały zamek położony w górzystym regionie Anerothu. Od tej pory, stał się on ich siedzibą z której przy pomocy nowego mistrza planowali ekspansję swojej religii. Była to sytuacja o tyle niebezpieczna dla władzy królewskiej, że nie uznawali oni żadnego zwierzchnictwa. Poza tym, byli w oczywisty sposób winni morderstwie załogi warowni, która podlegała królowej.

Do stolicy przybyły również okręty które miały wspomóc elfy, a raczej...jeden okręt. Jego załoga opowiadała w dokach o przerażającym stworze, który był na tyle wielki by móc z łatwością owijać swoje macki wokół statków i miażdżyć je niczym zabawki, albo ciskać nimi na olbrzymie odległości. Rzecz jasna, razem z całą załogą. Tak czy inaczej z floty pozostał tylko jeden, wcale nie najokazalszy statek, nazywany od tej pory "Błyskiem", z racji tego jak szybko udało mu się uciec z obszaru ataku morskiej bestii.


Wszyscy

Pewnej nocy, na niebie miało miejsce niezwykłe zjawisko. Początkowo, rozgwieżdżone niebo skrył nieprzenikniony mrok, który po chwili został rozświetlony przez cztery światła, jaśniejsze niż cokolwiek na świecie. Ich oślepiający blask sprawił, że astronomowie nie mogli kontynuować swoich obserwacji a wszystko wkoło skąpało się w bladopomarańczowym blasku. Same światła zdawać by się mogło były zaś dużymi, spadającymi gwiazdami, po których upadku rozległ się ogromny huk, a niebo powróciło do normalnego stanu i znów rozbłysło milionami gwiazd.

Ciekawe było jednak to, co działo się w dzień po tym wydarzeniu. Koguty piały przez całą dobę, psy chodziły do tyłu, szczury odgryzały własne ogony a wszelkie robactwo wypełzło ze swych nor, tak że w niejednym domu był z nim ogromny problem. Dzień po, wszystko wróciło do normalności. Wszelacy uczeni i mędry nie zamierzali jednak zostawić tego zdarzenia bez prób jego opisania i wyjaśnienia. I tak wśród nich pojawili się ci, którzy twierdzili że należy odnaleźć "upadłe gwiazdy" i dokładnie je zbadać. Na ich odnalezienie miały natomiast pozwolić dokonane przez nich skrupulatne obliczenia.
 
Luwinn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172