Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-06-2017, 14:39   #1
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Dusze z transferu [18+]


Shibuya – chyba najbardziej znana dzielnica rozrywkowo-handlowa Japonii jak zwykle tętniła życiem małych mróweczek - tysięcy ludzi, podążających w różne strony, kierowanych przez swoje własne sprawy, a jednak wpisujących się w jeden wielki organizm Tokio – miasta, które nigdy nie usypia.

[media]https://travel.gaijinpot.com/wp-content/uploads/sites/6/2016/08/Shibuya-lead.jpg[/media]

Tego dnia jednak zdarzyło się coś niespodziewanego. Raz za razem ludzkie trybiki wybijały się z rytmu. Piesi zaczęli przystawać, pokazywać coś sobie palcami, wycelowanymi w niebo. Nie byli jednak zdziwieni, a zaciekawieni. Od rana wszak wszelkie programy informacyjne w radiu, telewizji i Internecie trąbiły o mającym nastąpić niezwykłym zjawisku - zaćmieniu Słońca – i to pełnym. Minuta po minucie, sekunda po sekundzie ciemność wypierała światło.
- Mamoooo, czy to obcy nadlatują? – zapytała mała Makoto, która akurat szla z matką do przedszkola.

Kobieta, którą dziewczynka trzymała za rękę, wydawała się przemęczona i jakby przedwcześnie postarzała w wyniku nagromadzenia trosk oraz ciężkiej pracy. Niestety, życie samotnych matek w Japonii nie było usłane różami.
- Co? – zapytała otrząsając się z własnych myśli, po czym szybko zorientowała się w sytuacji – Ach, zaćmienie… to dziś. – westchnęła i spojrzała na córkę – Nie, kochanie. To tylko planeta przysłoni na chwilę Słońce. Ale zaraz sobie pójdzie.
- I nie będzie inwazji?
– zapytała lekko rozczarowanym tonem dziewczynka.
- Nie, kochanie. Skąd w ogóle ten pomysł?
- Kenshi opowiadał o kosmicznych mackach, które łapały panie i… właśnie nie wie co dalej, bo tata zobaczył, że on nie śpi...


Japonka zagapiła się na córkę, a na jej ustach pojawił się delikatny, umęczony uśmiech.
- To chyba lepiej. – powiedziała i poprawiła spinkę na głowie Makoto, po czym dodała – Chodź, kupimy ci okulary, żebyś mogła patrzeć w Słońce i lepiej widzieć jak będzie znikało.
- Hurra!


Jak na zawołanie w okolicy pojawiło się kilku sprzedawczyków z naręczem specjalnych okularów do oglądania zaćmienia. Kobieta i dziewczynka już miały podejść do jednego z nich, gdy nagle, w pół kroku matka Makoto potknęła się i przewróciła, tracąc przytomność.
- Mamo? Maaaaamooooo!

Płacz dziecka przebił się ponad głosami rozmów przechodniów.

W środku dnia zapadła noc na niecałe dwie minuty – powodując w kilku miejscach paraliż uliczny, tylko na terenie Shibuyi doszło do 3 wypadków. Na szczęście żaden z nich nie był śmiertelny, toteż ludzie wrócili do swoich mrówczych wędrówek. Po kilku dniach zapomnieli o niezwykłym zjawisku.

I tylko kilkoro ludzi miało trwale zapamiętać ten dzień - te 103 sekundy pełnego zaćmienia. Ich życie bowiem całkiem zmieniło się od tego momentu...
 

Ostatnio edytowane przez Mira : 09-06-2017 o 14:42.
Mira jest offline  
Stary 09-06-2017, 15:24   #2
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Yamasaki

Tego dnia Yamasaki otwierała kawiarnię, toteż od rana była na nogach. Nieco zmęczona po nocce, ale jednak zadowolona - lubiła te poranki, kiedy przez szybę restauracji oglądała budzące się do życia podmiejskie ulice Tokyo.

Początkowo w lokalu była tylko ona i kucharz Joe - sympatyczny gaijin, z którym jednak ciężko było porozumieć się inaczej niż po angielsku, toteż Miyako niewiele z nim rozmawiała. Wymienili tylko uprzejme powitania i uśmiechy, po czym każde zajęło się swoimi obowiązkami.

Zapowiadał się typowy czwartek. Co prawda w radiu od wczoraj trąbiono o jakimś zaćmieniu Słońca w porannych godzinach, ale co to kogo obchodziło, jeśli nie interesował się astronomią?

Tak się też złożyło, że gdy faktycznie zaczęło robić się ciemno, a Joe wyszedł na ulicę, by popatrzeć na zaćmienie, w kawiarni pojawił się pierwszy klient - starszy pan w okularach, z gazetą pod pachą. Był stałym bywalcem, więc Miyako wiedziała, iż poradzi sobie z jego obsługą bez pomocy Joe. Postanowiła nie wołać na razie kucharza.

Kobieta akurat przyniosła tackę z kawą, mlekiem i ciastem wiśniowym, które zwykł jadać pan w okularach, kiedy tarcza Słońca całkiem została zasłonięta planetą.

[MEDIA]http://odkrywcyplanet.pl/wp-content/uploads/2015/09/zacmienie-Slonca-obraczkowe.jpg[/MEDIA]

- Ma pani piękne dłonie - skompletował Yamasaki klient, gdy rozstawiała naczynia na stoliku. Nim zdążyła zareagować, człowiek złapał ją za dłoń. Nagle w umyśle kelnerki wybuchła dziwaczna wizja...

Świat utonął w powodzi błękitnego światła. Ona sama zaś stała nad dziwną, podłużną kapsułą. Była smutna i wiedziała czemu. Jakimś cudem miała świadomość, że owa kapsuła to trumna, a w niej leży jej matka. I choć nie była to matka Yamasaki, to jednak uczucie smutku było prawdziwe. Tak samo jak poczucie, że się zawiodło...
- Gdybym tylko szybciej utkała tamtą duszę... - słyszała własne, obce myśli.
Nagle ktoś dotknął jej dłoni. To był mężczyzna i choć nie widziała teraz jego twarzy, czuła, że zna go i... ten dotyk jej nie przerażał. Był... miły... ciepły... pocieszający. Chciała, by niezwykły mężczyzna ją objął.



Miyako zamrugała oczami. Znów była w kawiarence. Przestraszony jej reakcją pan w okularach cofnął rękę i wyszeptał skrępowany:
- Przepraszam, nie chciałem pani wystraszyć.


Orochi

To była przerwa śniadaniowa po pierwszej lekcji. Orochi nie miał co prawda ochoty jeść, ale planował wyjść na dach szkoły i zobaczyć zaćmienie Słońca, o którym wszędzie mówiono dziś. Nastolatek widział przez okna korytarza, że na zewnątrz robi się coraz ciemniej, toteż przyspieszył kroku i gdy już był w połowie schodów, zachwiał się. Przestraszony poczuł, że upada. Wyciągnął odruchowo przed siebie ręce, by zamortyzować upadek...

... lecz to nie były jego dłonie. Nagle wszystko spowiła aura błękitu - ręce, które miał przed sobą drżały niby w febrze.
KANAŁ TRANSFERU ZAMKNIĘTY
- gdzieś nad sobą usłyszał komunikat. Choć nie był to w sumie ani głos, ani język, który Orochi by znał, rozumiał komunikat. A raczej rozumiał go ten, którego oczami patrzył teraz na świat. Jedna dłoń ujęła dziwacznie wykręcony, ale niewątpliwie ostry nóż o przezroczystej rękojeści. Druga ręka obróciła się w łokciu i teraz Orochi zobaczył kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt nacięć. Jedne były już stare i stanowiły jedynie blade kreski na błękitnej skórze, inne... te ostatnie wydawały się ledwo zasklepione, podbite czerwoną krwią.
KANAŁ TRANSFERU ZAMKNIĘTY
- komunikat powtórzył się.
Właściciel dłoni ryknął wściekle, po czym zagłębił nóż we własnym przedramieniu, tworząc nową, głęboką ranę, z której buchnęła jucha.
KANAŁ TRANSFERU ZAMKNIĘTY
...



- Co ty robisz?! - Orochi usłyszał nad sobą pretensjonalny, dziewczęcy głos.

Zamroczony chłopak podniósł głowę. To była Aino Shiba z IIIc, największa piękność w szkole i zarazem przewodnicząca dziewczęcego gangu Yazzo.

- Czy ty, ścierwo, gapiłeś się na moje majtki? - warknęła na niego ślicznotka, a jej dwie koleżanki od razu doskoczyły do chłopaka i bezceremonialnie uniosły go za ramiona do pozycji stojącej.


Alice

Alice śnił. Śnił znów o czerwonoskórej, niesamowicie zmysłowej diablicy, która naigrywała się z niego. Czemu? Tego nie wiedział. Jednak motyw senny raz za razem wracał do niego raz, dwa razy w miesiącu. Zazwyczaj diablica tylko się z niego śmiała, bywało jednak, że z mężczyzną rozmawiała (choć rano nigdy nie pamiętał o czym) i/lub kochała się z nim. Co prawda, nigdy nie dała Alice’owi uczucia spełnienia, toteż rano zazwyczaj sam musiał dokończyć dzieła, w pewnym sensie jednak był jej wdzięczny. Żadna kobieta nigdy nie pobudzała seksualnego apetytu tak, jak ta dziwna istota, utkana zapewne przez psychotyczny umysł Lindsay'a.

[media]http://s10.ifotos.pl/img/succubusb_aqspnaa.jpg[/media]

Tym razem dla odmiany słowa diabelskiej piękności miały zostać w pamięci mężczyzny.
- Nigdy nie zastanawiałeś się, dlaczego akurat do ciebie przyszłam? Nie jesteś w żadnym sensie wyjątkowy. Po prostu tak było mi łatwiej. Jesteś jak uchylone drzwi. Wystarczyło się wślizgnąć...

Nie rozumiał o co jej chodzi, a jej chyba też na jego zrozumieniu nie zależało. Przyszła do jego snów po coś innego...

Alice brał ją dziko od tyłu, raz po raz nadziewając na swoją lancę i nie mając przy tym żadnej litości. Ruchy jego bioder były szybkie, synchroniczne. Czuł jak napięcie staje się nie do zniesienia...

I choć nie zmieniło się tempo, z jakim rżnął pannę, nagle zmieniła się istota pod nim! Czerwonoskórą diablicę i jej wyuzdane krzyki zastąpiła cichutko postękująca, błękitna istota o długich, splecionych w warkocze czarnych włosach. Nie widział jej twarzy, bowiem była do niego odwrócona tyłem. Czuł jednak, że wcale nie chce jej oglądać. Nie zależało mu na niej. To innej chciał, inną chciał kochać i uczynić swoją panią... I jakimś sposobem czuł, że niedługo spełni swoje marzenie. Ta myśl doprowadziła go do szczytu rozkoszy.



Oczy Alice’a otworzyły się. Leżał w swoim łóżku i dyszał ciężko. Co to było? Sny o diablicy były dość pojebane, a teraz doszła do tego jeszcze jedna... nie, dwie błękitnoskóre istoty! W sumie skąd wiedział, że ta druga o której pomyślał też ma niebieską skórę? Miał mętlik w głowie. Dlaczego nie mógł po prostu śnić o żonie?!


Saito

Tej nocy pracował do późna nad recenzją mangi dla czasopisma Shōnen Jump, dlatego rano nie planował wcześnie wstawać. A jednak nie wszyscy o tym wiedzieli i co gorsza, najwyraźniej nie mieli zamiaru uszanować spokoju gospodarza. Ktoś z uporem maniaka raz po raz cisnął na dzwonek domofonu Saito.

Mężczyzna z irytacją podniósł się z posłania. Wszystkie okna były zasłonięte w sypialni, toteż nie bardzo wiedział, która jest godzina. Niechętnie wstał z łóżka i ruszył do aparatu w przedpokoju, by spławić dzwoniącego.

Owym nagabywaczem okazała się ciotka, żona wuja Saito, który obecnie zarządzał firmą po jego ojcu, ponieważ sam pierworodny nie tylko nie kwapił się do tego, ale zwyczajnie wymówił od synowskich powinności, co wielu członków rodziny miało Saito za złe.

Ciotka Tanuka z pewnością nie należała do grona wielbicieli młodego Akutagawy, toteż wątpliwe, by sprawa, z którą przyszła, była miła. Mężczyzna już miał wyłączyć głośnik i wrócić do łóżka, gdy nagle poczuł zawrót głowy.

- ... dlatego patrzyliśmy na ludzi z pogardą, na ich bezmyślną eksploatację i pogoń za urojonymi dobrami. Cierpieliśmy, widząc jak głupie są nasze dzieci. A teraz są one naszym jedynym ratunkiem. Oni zabijają siebie, nas zabija wirus, który miał ich ochronić. Nie uważasz, że to ironia losu? A może nawet kara za to, jak wysokie mieliśmy o sobie mniemanie...
Saito poczuł, jak przez jego głowę przelewa się potok myśli. Wszystko wokół miało odcień błękitu, jakby znalazł się w oceanarium. Ręka którą poruszył też była błękitna. I ręka obok również. Inny potok myśli wlał się do jego głowy:
- A może w tym właśnie rzecz? Może to jest nasza ścieżka ewolucji? Dwie drogi biegnące tylko w jedną stronę, bez szans na zmianę kierunki, które osobno są tylko utrapieniem dla kierowcy. Lecz razem... razem mogą już utworzyć szeroką szosę z pasmami ruchu w jedną i drugą stronę...
- To zabawne. Widzę, że opanowujesz ludzkie metafory...
- Nie wiem czy ludzie są w stanie uchwycić ideę tych myśli, ale wiem, że ty owszem.

Dłonie złączyły się. Nagle Saito poczuł przypływ tak niesamowitej i głębokiej miłości do tej drugiej istoty, jakby coś wewnątrz targnało nim, rwało się do lotu.



Zamrugał oczami. Znów był w swoim mieszkaniu, wstrzymując oddech, jakby chciał się sam zadusić. Dziwna wizja zniknęła. Zresztą to nie ona poraziła teraz Saito, lecz fakt, że w wyniku zawrotu głowy zamiast wyłączyć głos domofonu, nacisnął przycisk otwierania drzwi. Odgłosy szybkich kroków na korytarzu świadczyły o tym, że konfrontacja z ciotką miała zaraz nastąpić.


Haruka

Haruka z irytacją wyłączyła telewizor. Wszędzie trąbili o zaćmieniu Słońca. Wielka mi rzecz! Na chwilę zrobi się ciemno. Ojej, ojej... jakby w nocy ciemno nie było. I to kilka godzin, a nie parę minut! Ludzie doprawdy lubili się nakręcać, szukając sensacji tam, gdzie ich nie było.

Młoda kobieta rozebrała się do naga i ruszyła do łazienki. Chciała wziąć szybki prysznic zanim wyjdzie do pracy. Jej ciało zdobiło kilka tatuaży, jakby się można tego spodziewać po osobie, która na co dzień zarabiała jako tatuażystka. Haruka jednak prawie ich nie zauważała. Były jej integralną częścią - tak jak paznokcie czy włosy.

Odkręciła strumień wody i zaczęła namydlać ciało, gdy nagle poczuła jak ogarnia ją słabość. Kobieta osunęła się po szybie kabiny do brodzika, a ostatnie o czym pomyślała, to o zbyt gorącej wodzie.

Nagle przed jej oczami zaczęły skakać dziwne kolorowe słupki i okręgi na czymś, co mogło być odpowiednikiem ekranu monitora. Zamrugała ze zmęczenia.
- Kalibracja transferu gotowa. - usłyszała własny strumień myśli.
Z nieznanych powodów poczuła jak wzruszenie ściska jej gardło.
Ponad dziwnym monitorem w czymś na podobieństwo kosmicznej kapsuły leżała błekitnoskóra, eteryczna istota.
- Powodzenia, księżniczko...
Jakiś inny błękitny osobnik, bardziej męski z wyglądu, pochylił się nad piękną istotą, podając jej zastrzyk.
- Będę na was czekać... - szepnęła owa księżniczka, po czym zamknęła złociste oczy.
KANAŁ TRANSFERU OTWARTY



Haruka złapała gwałtownie powietrze. Wyglądało na to, że zemdlała pod prysznicem. Szybko więc podniosła się, by zakręcić gorącą wodę. I kiedy dotkneła kurka zobaczyła coś dziwnego, na wewnętrznej stronie swojej dłoni. Coś jakby metaliczny tatuaż samych zajęczych uszu...

[media]http://s6.ifotos.pl/img/lapapng_aqspnae.png[/media]

Tylko że ona nigdy nie robiła sobie takiego tatuażu!


Shunsuke

Shunsuke odłożył słuchawkę. Hisashi Sasaki, naczelny redaktor Shounen Jumpa i zarazem jego najlepszy kumpel zapowiedział, że wieczorem zabiera Sonorokiego na miasto, by nieco poszaleć i porozmawiać o nowym projekcie. Był przy tym bardzo tajemniczo podniecony, budząc tym samym ciekawość Shunsuke. Czyżby miał dostać szansę zrobienia czegoś samodzielnie? Jego dotychczasowe projekty mang nie przebiły się nigdzie. Zarzucano im płytkość fabuły i naśladownictwo względem innych kredek. Niestety - jedno w czym Shunsuke faktycznie był mistrzem, to w kopiowaniu cudzych stylów.

Do wieczora miało minąć jeszcze sporo czasu, dobrze było więc czymś się zająć, by nie utonąć w morzu czekania. Ponieważ od rana wszyscy mówili o zaćmieniu Słońca, a na dworze akurat zaczęło robić się ciemno, mężczyzna pomyślał, że chętnie obejrzy to zjawisko... a potem może skoczy na kawę? Podobno niedaleko była całkiem klimatyczna kawiarnia z rodzinnymi wypiekami.

Ubrawszy się, Shunsuke chwycił tablet do rysowania i wyszedł przed blok. Tam na ławeczce siedziało stłoczonych już kilka gospodyń domowych, głośno komentując ostatni odcinek jakiejś dramy. Mężczyzna ukłonił im się grzecznie i by uniknąć konfrontacji, ruszył dalej w kierunku placu zabaw - opustoszałego o tak wczesnej porze, kiedy dzieciaki tkwiły jeszcze w przedszkolach/szkołach.

[media]http://sichere-kita.de/aussengelaende/_incl/img/spielplatzgeraete/04_sch/01.jpg[/media]

Sonoroki przysiadł na huśtawce i spojrzał w niebo. Z minuty na minutę robiło się coraz ciemniej, a gdy tarcza Słońca zupełnie schowała się za planetą, Shunsuke poczuł, jak kręci mu się w głowie. Z trudem złapał się łańcuchów huśtawki, by nie spaść.

Wtem znalazł się w zupełnie obcym miejscu, pełnym delikatnego, niebieskiego światła. Miejsce było piękne, lecz on czuł jak przygniata go przeświadczenie o zbliżającym się zagrożeniu. Wiedział jednak, że nie ma sensu uciekać. Wiedział też, że to na niego będą teraz wszyscy patrzeć. Nagle obok coś zachrypiało dziwnie. Obejrzał się i zobaczył kaszlącego chłopca o niesamowitej, błękitnej skórze i czerwonych tęczówkach. Jego wygląd nie był jednak zaskoczeniem. Wiedział, że to... to jest jego syn!

- Tato... opowiesz mi jeszcze raz o ziemskich drapieżnikach? - poprosiło dziecko, ocierając wierzchem dłoni usta.



Wizja urwała się równie szybko, co się pojawiła. Shunsuke siedział na huśtawce ze spuszczoną głową, uczepiony rękami kurczowo łańcuchów.

- O tej porze pijany... wstyd! - usłyszał oburzony głos jakiejś kobiety, która akurat przechodziła obok placyku.
 

Ostatnio edytowane przez Mira : 09-06-2017 o 15:44.
Mira jest offline  
Stary 10-06-2017, 13:28   #3
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Biel sufitu wcale nie uspokajała gdy z otwartymi oczyma leżał przez dłuższą chwilę próbując zrozumieć gdzie i kim jest, jak to zwykle po przebudzeniu. Kiedy świadomość rozbudziła się do końca wciąż w bezruchu skupił się na śnie i bynajmniej nie były to wesołe myśli. Scena porno z Avatara Jamesa Camerona. Co będzie następne? Upojne tete a tete z motywem z “Alicji z Krainy Czarów”? Miał spore nadzieje, że byłaby to główna bohaterka, a nie ten kapelusznik.
Zaczynał wariować. Albo nawet nie tyle zaczynał, co stan się po prostu pogłębiał, to był chyba najlepszy czas by zacząć wizyty u psychoanalityka.

Nie wstając sięgnął ręką po omacku w stronę nocnej szafki i namacał butelkę whiskey jaką tam wczoraj zostawił niedopitą, gdy odpływał na alkohaju wzmocnionym kilkoma wesołymi prochami. To zapewne te koktajle narkotykowo-alkoholowe były odpowiedzialne za te sny i w teorii rozwiązanie było proste.
Przestać ćpać.
Przestać tyle pić.
Eureka.
Hallelujah!

Nie.

Bo dawniej gdy zasypiał na trzeźwo miał inne sny i z dwojga złego wolał już Hell- lub Pandora-porno.
Aż się wzdrygnął na samo wspomnienie.

W końcu z cichym westchnieniem zgramolił się z łóżka i obudził laptop podpięty pod głośniki. Youtube, losowe OST. Lubił filmowe ścieżki, w ogóle lubił zaczynać dzień od dobrej muzyki.
Gdy szedł do łazienki mieszkanie wypełniły znajome tony przewodniego motywu z “Ostatniego Mohikanina”.

Gdy po umyciu zębów zdecydował się nieco “spuścić z tonu” i stanął nad pisuarem, muzyka rotacyjnie przeskoczyła po zakończeniu pięknego utworu Dougiego MacLeana.
W powietrzu już niosły się nowe tony:



W pierwszej chwili zgłupiał.
Bo znał ten kawałek.
Powoli odwrócił głowę w kierunku sypialni nie przerywając czynności, którą dopiero co rozpoczął i bezgłośnie poruszył ustami ze srogim bluzgiem.
- Przypadek - mruknął po chwili do siebie już na głos.




Przed wyjściem siedział jeszcze jakiś czas przed laptopem przy filiżance kawy. Strong Irish Coffee, to było za mało powiedziane na ten specyfik. Pół na pół czarnej, jak dusza co poniektórych, aromatycznej brei i tego co zostało w butelce. No może jedna z cieczy miała tu nawet niewielką przewagę, ale nie była to ta z ziarenek odkrytych z dawien dawna w Etiopii.
Kilka notyfikacji na facebook, w tym oznaczenie jego profilem zdjęcia Chrisa.
Cytat:
Wykapany tata, @Alice
Na zdjęciu Chris w przebraniu Merlina na jakiejś szkolnej sztuce.
Polubił.
Skomentował zdawkowym:
Cytat:
Yaaay!
Dawniej nie reagował, nie odpisywał też na maile, ale Isa nie poddawała się i pisała dalej. Zaczął odpisywać zdawszy sobie sprawę, że to sprawi przyjemność jej i dzieciom, że pamięta, nawet jak pewne drogi zostały zasypane.
Z rozmyślań wyrwał go dźwięk komórki dzwoniącej z ‘unknown’.

- Lindsay, słucham? - odezwał się odbierając połączenie, ale z drugiej strony odpowiedziała mu cisza.
- Halo? - Jego głos dalej był spokojny bez śladu zniecierpliwienia, ale i tym razem nie doczekał się niczego. Dopiero po chwili połączenie zakończyło się.
- Ależ oczywiście, jestem zainteresowany zakupem dwóch kilogramów ciszy - powiedział na głos chowając komórkę do kieszeni i wyłączając laptopa. - Niech mi pan powie coś więcej o tym produkcie. Jakieś szersze demo?
Paczka papierosów, zapalniczka, pudełeczko z amfetaminą, portfel, klucze.
- Nie jestem przekonany - mruknął zakładając sweter i wychodząc z mieszkania.




”Dzienniki Anny Frank”.
Zdaniem Alice’a, nie był to jakiś wybitnie trafiony temat na wystawianie sztuki, no ale Alice dyrektorem teatru nie był. I tak cieszył się, że ma stałą robotę, a ostatnio zaczął dostawać mocne role. Nawet jeżeli tu w Tokio się urodził i bardzo dobrze mówił po japońsku, to był gaijinem. Talent aktorski nie był tu wystarczającym argumentem, ale… W “Tokyo International Players” panowały bardziej liberalne zasady, szczególnie że często brali na afisz Szekspira, w którym Szkot się specjalizował.
Dzień prób przebiegł spokojnie, nawet trochę nudno, bo reżyser wziął wolne i ćwiczyli przy asystencie. Gdyby był stary Masahiro, byłaby jakaś dawka adrenaliny wywoływanej reakcjami zatwardziałego profesjonalisty, a tak starali się głównie przed sobą nawzajem. No bo też byli profesjonalistami.

Sam nie wiedział co zrobić z wolnym popołudniem.
Pojechać do babci Natsuko?
Zdzwonić się z Asuką, o ile nie pracowała dziś na lotnisku? Skoczyć do “Dubliners” zdzwaniając się z Toshirō, Carsonem, albo Waynem?

Najpierw coś zjeść.
Leniwym krokiem ruszył do ulubionej smażalni ryb mieszczącej się kilka przecznic od teatru. Powiedzieć, że to był bar to trochę za dużo. Ot buda na kółkach i dostawione 5 barowych taboretów do prowizorycznej lady. Ale rybki smażyli tu przednio. Alice wiedział, że z pary starszego małżeństwa, które ową smażalnię prowadziło, to kobieta była mistrzem kuchni. Jej mąż jednak ogarniał wszystko inne - sprzątanie, obsługę klientów i co ważne - to on jeszcze przed świtem szedł na targ rybny, by wybrać co najlepsze sztuki. Za to właśnie można było lubić Japończyków - za zaangażowanie i trud, jaki wkładali w to, by swoje obowiązki wykonać jak najlepiej. Czy deszcz czy wiatr staruszek wstawał każdego dnia przed piątą rano, by iść na targ, choć równie dobrze mógłby pospać do 8 rano i kupić worek mrożonek w pobliskim markecie.

- Go yukkuri doozo - powiedział starszy mężczyzna, stawiając przed Lindsayem półmisek ze smażonym łososiem oraz drugi z zupą miso.
- Itadakimasu! - odpowiedział Alice i dotknął ręką miski. Aż syknął. - Gorące! - dodał z zadowoleniem i już miał zacząć jeść, gdy spojrzał na dłoń, którą dotknął miski. Na śródręczu zauważył dziwny, połyskujący metalicznie znaczek, jakby tatuaż lub piętno. Było to jednak o tyle niezwykłe, że nigdy w tym miejscu nie miał niczego, nawet pieprzyka!
Podchodząc z początku do sprawy ze stoickim spokojem, zdumiał się dopiero wtedy, gdy cholerstwo nie chciało zejść.
To nie trzymało się kupy.
Nic a nic.
Zupa stygła gdy bezmyślnie wpatrywał się w dziwne znamię próbując zrozumieć co się stało i skąd to się wzięło. Oraz kiedy. Raczej odpadała opcja, że po utracie filmu późnym wieczorem, wyskoczył zaprawiony prochami i whisky do salonu tatuażu.
Zaczął powoli jeść wciąż obserwując dłoń z badawczą ciekawością, jakby należała do kogoś innego. Chciał sprawdzić czy to coś pod skórą, ale w knajpce nie było widelców by nakłuć skórę, klienci byli skazani na pałeczki.

Siedział tak i patrzył jeszcze chwilę po tym gdy skończył łososia wedle obyczaju starając się zebrać pałeczkami nawet najmniejsze kawałeczki ryby, po czym dziękując staruszkowi z uśmiechem zapłacił i opuścił knajpkę.
Jeszcze raz zerknął na swoją dłoń, która zdecydowała się rozpocząć karierę u Hugh Hefnera.
Musiał się napić.
Co prawda nie była to rozrywkowa okolica, jednak w jednej z bocznych uliczek, w piwnicznym pomieszczeniu Alice natrafił na to, czego potrzebował - bar sake.


[MEDIA]https://static01.nyt.com/images/2006/08/30/dining/30sake600.jpg[/MEDIA]

O tej porze co prawda ruch był niewielki, a klientelę stanowili głównie fani sportu, którzy przyszli w towarzystwie poogladać jakiś mecz, ale przecież nie o ludzi chodziło, a o zawartość barku.
Choć Japonka za ladą dość niechętnie zerknęła na gaijina, obsłużyła go szybko i profesjonalnie. Wkrótce więc Linday siedział na barowym stołku, wpatrując się w niewielką czarkę awamori przed sobą. Dawniej odpływał nawet po niewielkiej ilości sake, ale to zmieniło się kilka hektolitrów alkoholu temu. Po tej sprawie ze znamieniem wolał coś mocniejszego. Myśląc o tym wyciągnął rękę, by ją podnieść.
rękę. O dziwo, tatuażu już na niej nie było.
Zgłupiał po raz kolejny.
Wziąłby to jako zwykłe przewidzenie, gdyby nie fakt, że próbował to cholerstwo zmazać z ręki w smażalni.
- Whit tae fuck? - mruknął po szkocku zupełnie nie rozumiejąc co się dzieje. Przyszło mu na myśl, że cokolwiek to jest, może reagować na słońce, toteż zostawiając czarkę na stole zbliżył się do drzwi i stanął w nich wystawiając dłoń na zewnątrz.
Kilka osób spojrzało na niego jak na wariata, ale szybko odwrócili wzrok, zerkając tylko porozumiewawczo na siebie. “Gaijin” - człowiek z innej planety niemalże.
Alice tymczasem intensywnie wpatrywał się w dłoń, na którą padało światło dnia. Nic jednak się nie działo.
Co chwila spoglądając na dłoń wrócił do swego stolika i patrząc tępo przed siebie uniósł czarkę do ust. Specyfik wyrabiany na Okinawie z tajskiego ryżu na mających słabe głowy Japończyków działał jak strzał w potylicę. Niektóre odmiany tego trunku były mocniejsze od rosyjskiej wódki. Alice łyknął czując gorąco rozlewające się mu w przełyku i znów spojrzał na rękę. drugą złapał się za czoło i powoli przejechał nią po twarzy. Wspomniał tę dziwną tęsknotę ze snu, która pozostała z nim również chwilę po przebudzeniu.
- Źle się dzieje, w państwie Duńskim - powiedział do siebie i znów łyknął z niewielkiej czarki.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 12-06-2017 o 09:34.
Leoncoeur jest offline  
Stary 10-06-2017, 16:04   #4
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pijany? Przez chwilę nie docierało do niego znaczenie tego słowa. Pijany….
Sonoroki powoli wstał pocierając czoło. Mógłby to uznać za zły trip po zażyciu wspomagaczy, ale od czasu tragedii na studiach od wszelkich prochów legalnych i nielegalnych trzymał się z daleka.
Co to było? Co widział? Czemu?
Może to z przepracowania? Tak… stanowczo przepracowanie. Na pewno.
Wdech, wydech, wdech…
Sonoroki sprawdził czy tablet działa i spakował go szybko. Kawiarnia gdzieś tu była… ponoć dobra. Nie pozostało nic innego, tylko ją sprawdzić. Może mocna kawa dobrze mu zrobi. Nie miał czasu wszak zajmować się ułudami. Może w końcu trafi mu się projekt, na którym się wybije?
Tak myśląc, ruszył przed siebie. Od kawiarni dzieliło go kilka przecznic, Shunsuke postanowił jednak przejść je piechotą. Dla zdrowia. I zebrania myśli. Był w połowie drogi, gdy rozdzwonił się jego telefon. Obcy, nieznany numer.


- Moshi moshi?- odebrał odruchowo i bez zastanowienia. Najwyżej jakaś Japoneczka, albo Koreaneczka miłym głosikiem zacznie mu wciskać propozycję rozszerzenia abonamentu.
Odpowiedziała mu jednak cisza. Nie było słychać nawet oddechu. Po prostu idealna cisza.
-Moshi Moshi.- Japończyk powtórzył i przez chwilę się niepokoił, choć nie wiedział czemu. Ale po chwili po prostu zaśmiał się cicho. Przez te złudzenie, którego stał się ofiarą, zaczynał zachowywać się paranoicznie. Przecież ktoś rozłączył się zorientowawszy się, że to była pomyłka.
Schował komórkę i znów podjął kierunek, w którym dotąd szedł. Zdecydowanie potrzebował chwili relaksu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 12-06-2017, 09:24   #5
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Miyako stała oszołomiona, wpatrując się z bezbrzeżnym przerażeniem w klienta, który zaczął ją w zakłopotaniu przepraszać. Taca, którą trzymała, wyślizgnęła się z dłoni, upadając z głośnym, brzękiem na podłogę. Szczęściem była pusta i nie przyniosła kawiarni strat, które odjęte by były od jej wypłaty.
Yamaski wyrwała dłoń nerwowym ruchem, choć w sumie nie musiała tego robić, bo natrętny i oślizgły dotyk palców mężczyzny dawno zelżał i znikł.
Zabije go… była tego pewna. Zarżnie pierdolonego, lubieżnego wieprza i nafaszeruje go tym uwiędłym kutasem, którego trzymał w spodniach.
Nie… nie mogła. Po tym na pewno straci pracę. Lubiła ją… była spokojna. Była stała. Była znajoma. Nie może dać się ponieść. Nie tu… nie teraz. Kucnęła by podnieść przedmiot, ocierając łzy bezsilności.
- Najmocniej pana przepraszam - odezwała się cichutko, niczym dziecko, które stało twarzą w twarz z potworem spod łóżka. - Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam.
Podniosła się, zaciskając drżące dłonie na metalowej tacy, starając się opanować emocje. Jej skłony były wymierzone co do centymetra.
- To ja przepraszam. - Mężczyzna wstał i również zaczął się kłaniać, przez co wyglądali już całkiem absurdalnie, jak dwie figurki ptaków, pijących wodę.
Powoli zaczęła wycofywać się do kuchni, do bezpiecznego i osamotnionego miejsca w którym będzie mogła się skryć i przeczekać… tak. Po pracy, wyjdzie na polowanie. Nie dziś, to jutro… nie jutro to pojutrze. Znajdzie jebanego perwersa i rozsmaruje mu ten ryj o chodnik.
Tymczasem wystraszony jej reakcją klient nawet nie dopił kawy, tylko zostawił zapłatę i wyszedł. Powoli niewielki lokal zaczął się zapełniać, a Yamasaki miała ręce pełne roboty.
Shunsuke wszedł powoli do kawiarni przesuwając dłonią po kilkudniowym zaroście, który golił… gdy akurat sobie przypomniał, że powinien. Czyli od czasu do czasu.
Rozejrzał się po owym przybytku i przycupnął przy jednym ze stolików, by pozbierać myśli i czegoś się napić. Nie spieszył się z zamawianiem. Zamiast tego wyciągnął tablet by przyjrzeć się ostatniemu szkicowi, jaki zrobił zanim… zanim go “zemdliło”.
Strach powoli opadał, choć ciągle jeszcze trzymał gardło kelnerki w ciasnym uścisku, dławiąc ją i nie pozwalając na swobodniejsze zaczerpnięcie powietrza. Miya krążyła od stolika do stolika z uśmiechem przylepionym na wymalowanej twarzy, dopytując się czy wszystko smakuje i czy czegoś nie podać, równie uśmiechniętym bywalcom, aż wzrok czarnych jak atrament oczy, nie padł na samotnego mężczyznę z tabletem w ręku.
”A żebyś tak zdechł…”
Pomyślała kwaśno, zbierając się w sobie by podejść i przyjąć zamówienie. Felerne zdarzenie odcisnęło na niej nerwowe piętno, pogrążając jej umysł w mrocznych myślach. Czy właśnie przyczyniła się do utraty stałego klienta? Nie żeby jej na nim zależało, ale nie chciała przynosić strat firmie u której pracowała już tyle lat.
Oraz… jak wytłumaczyć to… omdlenie? Przyśnięcie? Czym były obrazy i uczucia, które widziała?
- Witamy w Domowych Pysznościach, w czym mogę pomóc? - Yamasaki ukłoniła się, wyciągając z kieszonki fartuszka mały notesik z długopisem, gotowa na przyjęcie zamówienia.
Grafik nie odezwał się od razu próbując skupić na ostatnich wydarzeniach. - Kawę? Tak… Kawę poproszę. Mocną.
Potarł podstawę nosa. - I może coś do niej...hmm… jakieś ciastka? Co pani poleca/
- Hai, czy jedno espresso panu pasuje? - spytała miłym i melodyjnym tonem, notując coś w kajeciku. - Dzisiaj mamy szarlotkę na ciepło z lodami waniliowymi, sernik po amerykańsku, wiśniowy placek, oraz donuty z matchą w polewie truskawkowej.
Mężczyzna przyglądał się jej bacznie, gdy mówiła, twarzy i sylwetce. Kim mogłaby być w jego komiksie? Może japońską księżniczką do ratowania przez dzielnego rycerza… coś w stylu CLAMP, szkoda ten pomysł się nie sprzeda. Niemniej pasowałaby do ich stylu, chuda i długonoga w miarę. Twarz… wymagałaby pewnych korekt. Jej była mało słodka.
Trzymając rysik odruchowo bazgrał szkic na tablecie.

[media]http://pm1.narvii.com/6025/e92277660e9c679e5b8a137e67d7bdcd4a98c93c_hq.jpg[/media]

Efekt poprawek mu się spodobał.
- Coś… małego? Mały kawałek… wiśniowego placka, albo sernika? - zdecydował w końcu.
Nagle jego wzrok padł na dłoń, w której trzymał tysik. Zauważył na śródręczu dziwny, metaliczny symbol, który nie był ani kleksem tuszu, ani tym bardziej naklejką.
- Hai, już panu przynoszę - odparła z entuzjazmem, ponownie się kłaniając, po czym schowała swoje przybory i ruszyła do baru przygotować zamówienie. Ostatkiem sił powstrzymała się od zgrzytnięcia zębami, gdy facet zbyt długo taksował ją wzrokiem.
”Kolejny kurwa zboczeniec…” fuknęła w myślach, nakładając na tacę talerzyk z plackiem oraz czekając na zaparzenie się kawy.
Sonoroki nie odpowiedział jej z odrazą wpatrując się w to… coś. Przetarł parę razy kciukiem, bez efektu. Przebarwienie? Znamię? Coś… nietypowego z pewnością. Powinien zgłosić z tym do lekarza, gdyby nie fakt, że omijał szpitale szerokim łukiem. Nie ufał im i ich wiedzy.
Yamasaki wróciła z tacą i zamówieniem.
- Hai, dozou. - Postawiła na stole fikuśną filiżaneczkę z kawą, oraz talerzyk z ciastkiem. - Jeśli będzie pan czegoś jeszcze potrzebować, proszę wołać. - Objęła tacę, po czym się grzecznie skłoniła.
- Domo arigatou - odezwał się nieco rozkojarzony Japończyk, nie przyglądając się ani jej, ani zamówieniu. Skupiony jedynie na swej dłoni. Kelnerka odruchowo również na nią zerknęła. Facet miał jakiś dziwny tatuaż. No cóż, było nie chodzić do salonu tatuażysty po pijaku. Już miała odejść, gdy na dłoni, którą trzymała uchwyt tacki, zobaczyła taki sam znaczek, przywodzący na myśl zajęcze uszka.
Wystraszona dziewczyna, zrobiła krok w tył, przyglądając się własnej dłoni z wyraźnym zmieszaniem. Potarła kciukiem miejsce, jakby chciała zetrzeć ślad ze skóry, biorąc je za niefortunną plamę.
Czym prędzej oddaliła się za kontuar, by napić się zimnej wody. To jej jednak nie uspokoiło. Symbol nie chciał zniknąć ani pocierany, ani szorowany pod bieżącą wodą.
Tymczasem Sonoroki odpuścił już sobie gapienie się na coś co nie chciało zniknąć i upił nieco kawy. Skrzywił się, bo rzeczywiście była mocna. Sięgnął po komórkę, by zapisać na tablecie numer głuchego telefonu. Może to był ktoś z Pleasure Dreams próbował się z nim skontaktować. Co prawda zwykle kontaktowali się przez Chisako-san, ale…
Po przepisaniu numeru stwierdził, że to nie mogło być od nich. Pleasure Dreams nie mieli oddziału w Anglii. Więc ten głuchy telefon był trochę dziwny.
Sonoroki upił nieco kawy, a potem zamyślił zajadając wiśniowy placek. Następnie zapisał rysunek kelnerki i przygotował “kartkę” pod kolejny. Popijając kawę robił kolejny szkic… tego co widział w swej wizji. Póki jeszcze pamiętał co widział.
Fakt, że mężczyzna popijający właśnie expresso miał podobne znamię, wcale nie dodawał kelnerce otuchy. Nieznajomy wyglądał na takiego co mógł zapić i pójść w tango w pierwszym lepszym salonie tatuażu. Ona jednak nie piła, a swoje ciało szanowała… wszak zarabiało dla niej krocie w nocnym klubie. Nie wspominając o tym, że… pomimo dwudziestego pierwszego wieku w Japonii ciągle, owe rysunki na ciele były zbanowane w miejscach publicznych. A ona… miała właśnie jeden na dłoni i była w pracy. Co sobie ludzie o niej pomyślą? Co na to szef? CO TO W OGÓLE BYŁO?!
Umykając do pokoju służbowego, sięgnęła do torebki i wyciągnęła tubkę z bb-kremem, wyciskając odrobinę fluidu, by choć trochę zakryć krępujące kształty. Po czym bez refleksji wróciła do pracy.


Miyako krążyła wśród stolików roznosząc ciastka, sałatki i kanapki wedle uznania. Uśmiechała się do kobiet i mężczyzn. Starych i młodych. Wymieniała uprzejmościami i small talkami. Niektórzy znali ją od lat, inni widzieli pierwszy raz w życiu. Czas płynął tutaj w zwolnionym tempie, choć Tokio tętniło życiem, huczało milionowym tupotem nóg na chodnikach.
Yamasaki w końcu ochłonęła i z zaskoczeniem stwierdziła, że była z siebie dumna… choć smutna.
Wytrzymała atak paniki i nie trzasnęła klienta metalową tacą w twarz. Mogła to zrobić… mogła dać się ponieść lękowi… mogła, ale się powstrzymała.

I bardzo dobrze. Już teraz wiedziała, że pożałowałaby swej nerwowej decyzji i lekkomyślnemu osądowi. Mężczyzna nie był perwersem. Nie był zły.
Dotyk nie był zły. To Matsumoto wtłoczył w nią jad, który krążył w jej żyłach, trawiąc od środka.
Hai, jak smakowała szarlotka?
Mieliśmy szczęście, że mogliśmy zobaczyć pełne zaćmienie.
Witamy w Domowych Pysznościach, w czym mogę pomóc?
To prawda. Zapowiada się piękny dzień.
Minuty mijały, a wraz z nimi przychodzili i odchodzili ludzie. Nieznajomy o takim samym znamieniu co ona, ciągle siedział przy swoim stole i chyba coś szkicował na tablecie. On też pewnie nie był zboczeńcem… nie powinna mu życzyć śmierci.
Wróciła za kontuar, wytrzeć blat stołu i polecieć Joemu, by upiekł kolejną porcję szarlotki.

Jak to jest być normalnym?
Kelnerka trwała za barem na swojej warcie, pilnując by uśmiechy przybyłych tu gości nie schodziły im z twarzy. Królicze uszka wymalowane na jej skórze, powoli zaczynały ponownie prześwitywać spod warstewki kremu i pudru.
Dwie starsze panie, popijały herbatę plotkując nad rozłożonym magazynem modowym. Od progu było widać, że był przyjaciółkami. Gdy szły, cicho rozmawiając, pochylały się ku sobie, stykając ramionami.
Jakaś para, może młode małżeństwo, robiło sobie selfie, przytulając się do siebie policzkami.
Wszędzie gdzie się obróciła, ktoś kogoś dotykał. Czy to stłoczeni przechodnie za oknem, czy matka z dzieckiem, czy dwie nastolatki…

Czarnooka popatrzyła na swoje dłonie.
Dotyk…
dotyk nie był zły. Skąd była tego pewna? Pamiętała z dzieciństwa, tego przed końcem świata. Pamiętała jak wskakiwała na kolana ojcu. Jak przytulała się do mamy. Jak ciągnęła dziadka za brodę i podwijała spódnice babci, klepiąc ją go grubych udach.
Dotyk… ciepły… czuły… pocieszający, jak TEN z… z… z wizji? Ze wspomnień? Czymkolwiek to było. Sen. Jawa. Upojenie używkami, których nigdy nie zażywała… chciała poczuć to jeszcze raz.
Nie chciała się już bać…


Rysowanie uspokoiło Sonorokiego i wciągnęło. Popijał kawę nie zwracając uwagi na otoczenie i tworzył grafikę. Po czym przyjrzał się krytycznie rysunkowi. Nie dlatego że mu nie wyszedł, ale z powodu tego co na nim było. Shunsuke czuł się niekomfortowo przyglądając się temu co widział.
Zapisał więc swój obrazek, bo zawsze zapisywał swoje dzieła, a następnie wyłączył tablet. Po czym skinął dłonią na Yamasaki, by ta do niego podeszła.
Kobieta zauważyła jego gest, kiwając głową z przepraszającym uśmiechem na ustach. Przyjmowała właśnie zamówienie, ale dość szybko się z nim uwinęła, gdyż większośc roboty leżała w gestii kucharza, którego powiadomiła samoprzylepną karteczką z numerkiem zamówionego dania.
- Hai, czy kawa i ciasto smakowało? - spytała grzecznie, kłaniając się usłużnie mężczyźnie.
- Tak… smakowało bardzo. Rachunek proszę? - rzekł w odpowiedzi Shunsuke chowając swój tablet do torby.
- Oczywiście. Życzy pan sobie płacić kartą czy gotówką? - Miyako wyjęła z fartuszka przenośny port na którym wypisała i wydrukowała rachunek, po czym oderwała go i wziąwszy w obie dłonie, położyła grzecznie na stoliku przed klientem. - To będzie 950 jenów.
- Tak… już momencik. - zamyślony Sonoroki przez chwilę szukał portfela, po czym wyciągnął dziesięć setek jenów i położył na stoliku.- Proszę… muszę iść
- Już przynoszę reszty. - Dziewczyna odebrała pieniądze i ruszyła szybko do kasy, by wrócić z samotną monetą z koszyczku. - Proszę. Miłego dnia i zapraszamy ponownie! - Ukłoniła się, po czym oddaliła, by nie niepokoić klienta.
Gdy powróciła z resztą owego klienta już nie było. Sonoroki bowiem nie czekał, aż ona wróci.
Kelnerka skrzywiła się, czując się trochę urażona zachowaniem obcego. Wzruszyła jednak ramionami i zabrała się za zbieranie brudnych naczyń ze stołu, a później wróciła do dalszej pracy.
Pięćdziesiąt jenów, trafiło ponownie do kasy fiskalnej z dopiskiem “napiwek”. Po godzinie pojawiła się właścicielka, by pomóc Yamasace w godzinach największego ruchu. Dziewczyna z bijącym sercem podeszła, by się z nią przywitać, nie wiedząc co ma powiedzieć, gdy kobieta zauważy tatuaż na jej dłoni. Kelnerka odruchowo spojrzała na śródręcze, jednak... nic już tam nie było. Ani śladu dziwnego znaku.
Czyżby była przemęczona? Czy już doszczętnie wariowała?
Może faktycznie powinna iść po pomoc do jakiegoś specjalisty, tak jak proponował jej od wielu lat ojciec?
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 18-06-2017 o 21:20.
sunellica jest offline  
Stary 12-06-2017, 19:35   #6
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Orochi popatrzył na swoje ręce, potem na pierwszą z szarpiących go dziewczyn, następnie na drugą z nich. Zamrugał oczami i spojrzał w twarz Aino, szybko spuścił wzrok w poszukiwaniu rzeczonych majtek.
- Nie. - odpowiedział.
- Co “nie”, szmaciarzu? I gdzie “przepraszam”? - warknęła na niego ślicznotka. Spojrzała porozumiewawczo na koleżanki.
- Nie patrzyłem! nie było widać! - Orochi zapierał się nerwowo czując jak jego policzki robią się gorące, zupełnie tak, jakby ktoś uderzył je otwartą dłonią.
- Do kibla z nim. Ścierwojad dostanie specjalną lekcję. - powiedziała z dziwnym uśmiechem na ustach do dziewczyn, które trzymały Orochiego.

Chłopak poczuł, jak jest prowadzony, żeby nie powiedzieć ciągnięty, do damskiej toalety na półpiętrze, gdzie nagle zrobiło się zupełnie pusto, a jeśli nawet ktoś przechodził obok, to odwracał wzrok.
Chłopak nie miał pojęcia co robić. Nie będzie przecież szarpać się z dziewczynami na korytarzu, dlatego po prostu dał się prowadzić w stronę szaletów. Nie szarpał się też, chcąc uśpić czujność niebezpiecznych piękności. Towarzyszki Aino - niebyt może urodziwe, ale cechujące się niezłą krzepą - bez trudu rzuciły chłopaka na podłogę kibla, ścierając przy okazji niewielką kałużę. Jakaś okularnica pospiesznie przemknęła nad Okim do wyjścia, najwyraźniej nie chcąc brać udziału w tym, co dziewczęta z gangu planowały zrobić Orochiemu.
Teraz, kiedy został schowany przed całą szkołą i światem Orochi nie zamierzał w żaden sposób się hamować: rzucił się z pięściami w stronę najbliższej dziewczyny, zupełnie jakby był gdzieś koło trzepaka i bił się z chłopakami.
Nawet udało mu się przywalić jednej lasce w szczękę, wykorzystując element zaskoczenia. Jednak po chwili druga “ochroniarka” zasadziła mu celnego kopniaka kolanem w klejnoty rodzinne. Orochi znów padł na ziemię, zwijając się z bólu.
- Widzę, że widok moich majtek naprawdę wiele dla ciebie znaczy, ścierwojadzie... - powiedziała ślicznotka, odpalając papierosa. Szybkie looknięcie na sufit starczyło, by przekonać się, że w tym pomieszczeniu czujnik dymu został zdemontowany.
Chłopak czuł jak skręca mu kichy. Może mu nawet pociekło? Posiłkując się adrenaliną rozpiął klamrę i wyciągnął pasek, po czym zamachnął się nim na dziewczynę od kopniaka. Tym razem jednak nie miał co liczyć na zaskoczenie. On był jeden, a przeciwniczki 3... nawet jeśli nosiły spódnice.
- Łapać go. - wydała rozkaz Aino i wkrótce Orochi skończył na zimnej posadzce łazienki, przytrzymywany za ręce przez dwie “gwardzistki” ślicznotki. Ta natomiast stanęła nad głową Okiego w lekkim rozkroku. Nie było sposobu, by nie zobaczył teraz jej majtek - czerwonych stringów z hello kitty.
- I co? Podobają ci się? - zagadnęła Aino.
Orochi aż przełknął ślinę. Majtki Aino? Naprawdę? Dosłownie na wyciągnięcie ręki? Chłopak czuł jak robi się czerwony nie tylko na twarzy, ale chyba wszędzie, zupełnie jak ta świnia którą wrzucono na żywca do wanny z wrzątkiem - scena którą oglądał na internecie już kilka razy.
- No. - wyraził całą swoją opinię na poruszone przez Aino zagadnienie.
Dziewczyna uśmiechnęła się z wyrachowaniem, po czym pochyliła się i zaczęła przez materiał bielizny pieścić dłonią swoją muszelkę, stojąc niemal idealnie nad twarzą Orochiego.
- Ale na pewno chodzi ci o majtki? - zagadnęła, wodząc palcami po cieniutkim materiale - Może chcesz zobaczyć co mam pod spodem?
Orochiego tak “wciągnęło”, że nawet przestał się już wyrwać. Przed oczami przelatywały mu te wszystkie świństwa z internetu…
- No… - wydukał wwiercając swój wzrok tam, gdzie bardzo chciało znaleźć się teraz jego obolałe przecież po świeżej traumie przyrodzenie.
Aino zaśmiała się zmysłowo, po czym palcami odsunęła i tak wąski pasek majtek, odsłaniając swoją gładko wygoloną kobiecość. Nim jednak Orochi zdążył się jej przyjrzeć, strumień ciepłego moczu spadł wprost na jego oblicze. Dziewczyna zaśmiała się głośno, podczas gdy jej koleżanki wciąż trzymały chłopaka tak, by nie mógł się wyrwać czy choćby odsunąć.
Chłopak otworzył szeroko usta i nabrał w nie szczyn po czym… przekręcił głowę i wypluł je równo po twarzach trzymających go dziewczyn. Obie odskoczyły jak poparzone z piskiem, uwalniając chłopaka. Na moment więc to Orochi był panem sytuacji. Pytanie jak to wykorzysta…
Orochi, z racji szczątkowej asertywności, mógł uchodzić, za kogoś powolnego w myśleniu. O tym, że tak nie jest, można się było dopiero dowiedzieć, gdy chłopak miał okazję by kogoś skrzywdzić.
Tak jak teraz.
Nastolatek widząc otwarcie, nie miał zamiaru iść za niczym mniej, niż po głowę.
Głową była sama Aino.
A na szyi dziewczyny spoczywała jej własna. - To właśnie był cel całej brutalności jaką Orochi zamierzał ją właśnie obdarzyć. O tak, adrenalina skutecznie wypłukała z umysłu chłopaka jakikolwiek zdrowy rozsądek, Orochi zamierzał skrzywdzić Aino, po prostu nie mógł tego mieć w żaden inny sposób.
Musiał! musiał się spuścić na twarz dziewczyny całym swoim gniewem, aż ta pokryje się gęstą mazią krwi, łez i glutów. W tym akcie Orochi, chciał skrzywdzić również sam siebie - poczuć ból na włąsnych kostkach, zedrzeć z nich skórę na twarzy szefowej gangu.
Gdy wstał i przywalił dziewczynie z główki, ta aż odskoczyła na drzwi kabiny. Z jej nosa chlusnęła krew. Ślicznotka (już nie taka śliczna) otarła wierzchem dłoni juchę i z nienawiścią syknęła.
- Nie żyjesz, mendo... - po czym warknęła na koleżanki - Brać go!
W tym czasie gdzieś w oddali zabił dzwon wzywający uczniów na lekcję, lecz czwórka w damskiej toalecie nijak na niego nie zareagowała. Dwie koleżanki Aino zbierały się z ziemi, ona sama zaś przyglądała się krwi na rękawie. To była prawdopodobnie ostatnia szansa, by im zwiać.
Orochi uniósł dłoń do góry.
- To cześć! - wrzasnął rzucając się w stronę wyjścia z toalety. Ponieważ udało mu się wykorzystać element zaskoczenia, żadna z dziewczyn nie dała rady go powstrzymać, choć jednej udało się rozerwać rękaw jego koszuli.
Gdy Oki wybiegł na korytarz, usłyszał za sobą tylko część groźby Aino.
“... po lekcjach, ścierwo...”
- Oookeeej! -
krzyczał chłopak biegnąc ile sił w nogach korytarzem. Dopiero zbiegając po schodach uświadomił sobie, że teraz ma matematykę, miał wielką ochotę nie zwalniać, przebiec koło drzwi do sali i pędzić dalej, ale obecność na lekcji była dla kogoś takiego jak Orochi jedyną szansą na łaskę nauczycielki i zdanie.
Gdy na matmie, Orochi zawsze siedział w pierwszej ławce i bezgłośnie potakiwał, czasie gdy jego umysł był gdzieś daleko, tak daleko, że nawet sam nie wiedział gdzie. Chłopak zawsze miał problemy z przejściem z klasy do klasy szczególnie z powodu tego konkretnego przedmiotu. Jednak z racji iż na lekcjach był cichym meblem nie robiącym problemów, “ jakoś tam” go przepuszczano. W pokoju nauczycielskim, musiał być ogromny zegar, który miarowo odmierzał czas, gdy kolejny matoł przestanie być problemem instytucji i gigantyczna wskazówka tego mechanizmu, była mieczem Damoklesa, wiszącym nad głową młodego Orochi.
Na szczęście udało mu się wpaść do klasy zanim jeszcze pojawiła się nauczycielka. Co prawda, pani Ugayashi widziała go już na korytarzu, ale jednak - był pierwszy. Niestety, nauczycielka zwróciła już na niego swoją uwagę.
- Oki! - wywołała go zaraz po wejściu - Do tablicy. Co ci się stało z rękawem?
Chłopak popatrzył na rękaw.
- Jest podarty, proszę pani. - powiedział zgodnie z prawdą.
Przez chwilę matematyca patrzyła na niego otępiała. W klasie ktoś zachichotał.
- Pytałam, co się z nim stało, a nie jaki jest jego stan. Interesuje mnie działanie matematyczne, a nie wynik.
Orochi pokiwał głową.
- Tak, proszę pani, a więc z rękawem się stało podarcie, czyli… działanie to będzie podzielenie…?
Teraz kilka osób jawnie się zaśmiało, choć spojrzenie, którym pani Ugayashi potoczyła po sali, szybko zabiło ogólną wesołość.
- W porządku Oki, skoro chcesz, przejdziemy do matematyki.
... i tym sposobem Orochi zarobił kolejną ocenę negatywną i znów był zagrożony. Może jednak lepiej było nie przychodzić na matmę?
Następne lekcje na szczęście już nie niosły ze sobą aż tylu emocji. Nudne zajęcia z geografii, biologii, klasówka z historii, a na koniec prace techniczne - tym razem budowa karmików dla ptaków, potem sprzątanie klasy. I wreszcie koniec. Tylko czy Orochiemu uda się bezpiecznie przemknąć przez bramę szkolną? Wciąż pamiętał groźbę Aino.
I choćby światło na korytarzu zgasło, i chłopak miał iść ku wyjściu z budy ciemną alejką, to Aino i jej świńskiego duetu się nie lękał.
Nie kiedy z techniki zabrał osiemnaście kulek od łożyska oraz młotek.
The raid jeden i dwa to były piękne filmy.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 12-06-2017, 20:18   #7
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Haruka wpatrywała się w swoją dłoń z pomieszaniem strachu i zachwytu. To był, najprawdziwsze, najcudowniejsze, zajęcze uszka! Oparła się nagrzane od gorącej wody płytki i z fascynacją przyglądała się dziwnemu znamieniu. Czyżby ktoś ją wytatuował gdy zemdlała? Wybiegła z łazienki, chwytając jakiś ręcznik, by sprawdzić czy w mieszkaniu nie ma śladów włamania.

Była jednak zupełnie sama, a zegarek niewiele przesunął się do przodu od czasu, gdy wchodziła do łazienki. Może 5-10 minut.

Zmęczona opadła na krzesło w kuchni, wydobywając z lodówki puszkę z herbatą. Widziała jak przy otwieraniu trzęsą się jej ręce. Nie była w stanie tak tatuować, a miała spore wątpliwości czy to tak po prostu z niej zejdzie.

Ktoś jej machnął tatuaż, miała ten dziwny sen… bo to chyba był sen. Księżniczka. Kim do cholery była ta księżniczka? Wróciła się do pokoju, wrzucając do łazienki ręcznik. Padła na łóżko i jakoś wygrzebała spod poduszki telefon.


Chwilę wpatrywała się w uszka tak dziwnie podobne do tego co miała teraz na ręce, po czym wybrała numer do Asao. Nim jednak nacisnęła “słuchawkę”, zauważyła, że tatuaż na jej ręce... wyparował. Czyżby zaczynała wariować?

Haruka odłożyła telefon i chwilę wpatrywała się w swoją dłoń. To jakieś szaleństwo… że też nie zrobiła temu zdjęcia! Teraz sama nie była pewna czy to nie było przywidzenie. Sięgnęła po jeden z leżących zawsze przy łóżku szkicowników i narysowała symbol, który jeszcze przed chwilą miała na dłoni. Zaznaczyła na dłoni wielkość.
- Może… - Wyszeptała, już myśląc czy sobie czegoś takiego nie machnąć. Szybko ubrała się zgarniając szkicownik do plecaka i ruszyła do salonu. Przespaceruje się, to i drżenie rąk przejdzie.


Do studia nie miała bardzo daleko, maks pół godzinki na piechotę. W sam raz na to by dać sobie odetchnąć. Przez całą trasę łapała się na tym, że zerka czy znaczek nie wrócił. Dobrze, że ma dziś fajną robotę. Sympatyczny tradycyjny podrys do rękawka z ładniusimi smoczkami. Będzie musiała się na tym skupić i przynajmniej może nie zrobi jakiegoś błędu. Że też te uszka były takie cudowne. Z uśmiechem wkroczyła do Muscata. Sądząc po lekkim tłoku, zapowiadał się kolejny czaderski dzień dziarania.
- Kon'nichiwa! - pomachała Asao i ruszyła do przebieralni.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-06-2017, 21:09   #8
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zapomniał już o kawiarni. Zapomniał o zaćmieniu i zawartości tabletu. To detale, które w tej chwili nie miały znaczenia. Bowiem choćby nie wiem jak bardzo się wysilał, Shunsuke nie potrafił znaleźć wytłumaczenia ostatnich wydarzeń. Poza jednym… że zaczynał świrować.
A tej odpowiedzi nie mógł przyjąć do wiadomości. Nie teraz… gdy pojawiła się iskierka nadziei.
Zanotował wspomnienia, zapłacił za za kawę, uspokoił się. Czas się skupić na rzeczach ważnych. A tym był zbliżający się wieczór z Hisashim. Nowy projekt brzmiał intrygująco.
Dlatego też Sonoroki udał się po wizycie w kawiarni do swojego mieszkania. Niedużej acz luksuwoej dwupokojowej kawalerki plus łazienka i kuchnia, nawet jeśli owe dwa pokoje, były w rzeczywistości jednym dużym co prawda, pokojem symbolicznie podzielonym na dwa.Shunsuke jednak za bardzo narzekać nie mógł, zwłaszcza mieszkając na własnym w przepełnionym mieszkańcami Tokio.
Po wejściu do mieszkania Sonoroki zabrał się za “obowiązki” życia medialnego. Włączył laptop i zabrał się za pracę. Wpierw trzeba było przenieść przygotowane w tablecie szkice do archiwum, potem zobaczyć na pocztę, facebooka by sprawdzić czy ktoś zostawił tam ważne dla niego wiadomości lub informacje. Jednak niczego nie znalazł, poza kilkoma nowymi fotkami jakichś dalszych znajomych. Jeszcze tylko sprawdzić stan konta na deviantarcie. Tutaj pojawiło się kilka nowych lajków i jeden subskrybent. Miło... choć nie tego się spodziewał, w końcu oprócz stałej roboty w Shonen Jumpie był też freelancerem.
A po sprawdzeniu wiadomości Sonoroki udał się pod prysznic i… wtedy dostrzegł że plamka która niedawno “zdobiła” dłoń zniknęła bez śladu. Przez chwilę rozważał znaczenie tego faktu stojąc w kabinie prysznicowej wpatrując się w swoją rękę. Ostatecznie uznał, że owa plamka była jakąś reakcją alergiczną na to co zjadł wczoraj. Tak samo jak omamy. Tak, to musiało być to.
Nie było co poświęcać więcej uwagi. Tak… teraz trzeba było skupić się na wieczorze i na owym tajemniczym projekcie.
Shunsuke kusiło, by zadzwonić do Hasashiego i wypytać o szczegóły, ale się powstrzymał. Może to nie była rozmowa na telefon?
W każdym razie przyszłość rysowała się dla grafika w różowych kolorach, tak przynajmniej sądził wychodząc spod prysznica.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 14-06-2017, 09:28   #9
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację

To musiał być sen. Bardzo, bardzo dziwny sen. Co prawda pierwszy raz zdarzyło mu się by nocne widzenie przypomniało mu się dopiero kilka minut po przebudzeniu, ale skoro się to zdarzyło, to chyba możliwe nie? Pracował do późna, sypiał ostatnio nieregularnie. Może w ten właśnie sposób organizm dawał mu do zrozumienia, że pora trochę przystopować i odpocząć?

Pamiętał rozmowę dwojga postaci. Coś o dzieciach i wirusie... Gadka nie miała sensu i niewiele z niej rozumiał. Może to fragment jakiegoś filmu? Jednego z tych poważnych, którego nie powinno się oglądać po drugiej w nocy patrząc w monitor tylko jednym okiem i wyłapując co drugą linię dialogową. Za nic jednak nie mógł sobie przypomnieć tytułu. Bardziej niż słowa czy obrazy zapamiętał jednak emocję. Tą wszechogarniającą... miłość? Nigdy nie czuł czegoś podobnego. Nie w takim stopniu, ale zakładał, że to musi być miłość. Jakby coś chciało się wyrwać z jego piersi i eksplodować oślepiającą radością. Nagle uderzyło go uczucie dojmującego smutku. Nie lubił takich snów. Były o wiele gorsze od koszmarów. Bo z koszmaru człowiek budzi się z uczuciem ulgi, a takie coś... potrafi wprawić w przygnębienie na wiele godzin.

Odgłos kroków zatrzymał się tuż przed jego drzwiami.

"A propos przygnębienia..."

Może spotkanie z ciotką Tanuką nie było najgorszym sposobem na rozpoczęcie dnia, ale z pewnością było w pierwszej trójce. Czego może chcieć? Od dobrych kilku tygodni nikt z rodziny nie odwiedzał go, nie dzwonił i nie pisał, by przypomnieć jaką jest porażką, jak zawiódł nadzieje i jaki wstyd przynosi swojemu nieżyjącemu ojcu. Ojcu, który "był wielkim człowiekiem". Wszyscy powtarzali to hasło jak mantrę i Saito zdążył je szczerze znienawidzić.

Miał wielką ochotę, by nie otwierać drzwi, ale wiedział, że to tylko pogorszy sprawę. Nawet jeśli ciotka nie będzie się dobijać przez cały dzień, to z pewnością obrzydzi mu resztę tego poranka, czy raczej przedpołudnia. Później poskarży się stryjowi i młodu Akutagawa będzie miał na głowie ich oboje. Nie. Lepiej załatwić to tu i teraz. Przy odrobinie szczęścia tą jedną rozmową znowu kupi sobie parę tygodni spokoju.

Potarł dłonią zaspane oczy, westchnął i otworzył drzwi.

- Ohayou gozaimasu! - powitał ciotkę starając się przywołać na twarz choćby odrobinę uśmiechu.

- Jak tu brudno! Nie zatrudniasz sprzątaczki? Przecież stać cię! - zamiast powitania Saito oberwał od ciotki burę. Ta też jak huragan wparowała do jego niewielkiego mieszkania, zatrzymując się tylko po to, by zdjąć buty w przedpokoju. Po chwili już siedziała przy “gościnnym” stoliku, strąciwszy z niego notatki mężczyzny na podłogę.


Usta kobiety zwisały tak nisko jak winogrona w przypowieści o lisie i kruku. "I są takie kwaśne i zwiędłe” - Saito przypomniały się słowa lisa.

- Musimy porozmawiać, chłopcze. - powiedziała Tanuka to, czego i tak się spodziewał, nie przypuszczając, by ciotka odwiedzała czarną owcę rodu z czysto towarzyskich powodów. Pytanie brzmiało "o czym".

Wziął głęboki oddech i zamknął za ciotką drzwi. Przez chwilę zastanawiał się jaką postawę powinien przyjąć. Czy powinien być opryskliwy? Może należałoby wpaść w gniew i dać do zrozumienia, że nie podoba mu się, gdy w tak bezceremonialny sposób zakłóca się jego święty spokój. A może po prostu wysłuchać w milczeniu licząc na to, że to "spotkanie" nie potrwa długo? Nie. Znał lepszy sposób. Wiedział co ich wszystkich wkurzało. Wszystkich, którzy mieli jakieś "ale" do niego i jego stylu bycia. Najbardziej nie znosili, gdy był dla nich miły. Nie było to wcale takie łatwe, ale z czasem się nauczył. Satysfakcja, jaką w ten sposób osiągał, choć częściowo rekompensowała mu zszargane nerwy.

Powoli odwracając się zmusił się do zapanowania nad mięśniami twarzy. Tym razem kąciki jego ust uniosły się w miłym uśmiechu. Saito poczuł się trochę jak kulturysta, któremu - co prawda dopiero za drugim podejściem, ale jednak - udało się podnieść ogromny ciężar.

Usiadł naprzeciwko kobiety i spojrzał na nią uprzejmym wzrokiem.

- Oczywiście ciociu. Co mogę dla ciebie zrobić?
Kobieta obrzuciła go nieprzyjaznym spojrzeniem, lecz trochę straciła pary, nie mając punktu zahaczenia.
- Martwimy się o ciebie, chłopcze. - zaczęła - Martwimy o całą rodzinę. Zdajesz sobie sprawę, że twoje decyzje wpływają na cały ród? Inne rody wytykają nas palcami, śmieją się z nas. Z twoich kuzynów... i kuzynek. Z nas, starych. - Tanuka znów zaczynała się nakręcać, więc odetchnęła kilka razy, by się uspokoić. Saito miał więc możliwość dojść do głosu.
Słyszenie tej samej śpiewki po raz nie pamiętał już który irytowało go, ale starał się nie dać tego po sobie poznać. Odparł więc zupełnie spokojnie.
- To zabawne, że zaczęłaś wymieniać od rzeczy najmniej dla was ważnych. Bo w to, że martwicie się o mnie i o moje dobro jest mi akurat najtrudniej uwierzyć. Podobnie to mistyczne "dobro rodziny" które tak często przywołujesz. Co innego niepochlebne opinie sąsiadów czy całkiem obcych ludzi. To was boli, wiem. Choć kompletnie nie rozumiem czemu akurat to uznajecie za najistotniejsze. A nie przyszło wam do głowy, że wszystkie te nieprzychylne głosy wynikają tylko i wyłącznie z ludzkiej zawiści? W ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat niewielu ludziom w tym mieście udało się dokonać tego, co zrobił mój ojciec. Już za jego życia zazdroszczono mu i nienawidzono za sukces, który osiągnął. Gdy tylko zamknął oczy wielu liczyło na to, że będzie to kres jego imperium. Najpierw myśleli, że stanie się to za moją przyczyną, bo nie będę umiał pokierować firmą. Później miała upaść, bo nie chciałem nią kierować. Ale nic z tego. Stryj doskonale radzi sobie ze wszystkim, może równie dobrze jak tata. Z pewnością lepiej niż robiłbym to ja. W zeszłym tygodniu widziałem raporty finansowe za ostatni kwartał - wyglądają świetnie. Nawet gdybym chciał, nie wiedziałbym jak pokierować tym biznesem lepiej.

Postanowił zalać ciotkę potokiem słów, skoro miał ku temu okazję. Niech ma co przetrawiać. Pewnie nie spodziewała się, że w jakimkolwiek stopniu orientował się w sprawach firmy. Prędzej uwierzyłaby, że tygodniami leży pijany lub naćpany - i takie plotki na swój temat już słyszał - niż, że w ciągu ostatnich miesięcy wziął do ręki jakieś firmowe dokumenty by się z nimi zapoznać.

Kobieta jednak kiwnęła głową, potakująco.
- Tak, twój wuj radzi sobie świetnie. Ty byś nie potrafił tak zarządzać firmą, nie masz do niej serca. - trudno powiedzieć czy miała być to obelga, czy raczej neutralna uwaga, w każdym razie ciotka przeszła dalej, do sedna - Jednak firma to nie jedyne twoje zobowiązanie względem rodu, chłopcze. Powinieneś się ożenić. Nie możesz tak żyć, jak wieczny student. Potrzeba ci kobiety, która uwije gniazdo dla was i dzieci. - powiedziała z uporem, po czym dodała nieco łagodniej - Chcę, byś pojechał ze mną do świątyni. Tam, gdzie wszystkie małżeństwa w naszym rodzie były zawierane. Główna kapłanka przygotowała specjalnie dla ciebie prezentacje kilku dziewcząt z dobrych rodów. Kapłanka Shiba jest naprawdą mądrą kobietą i zawsze dobierała dobrze małżonków, dlatego chcę cię prosić Saito Akutagawa, byś pojechał ze mną do świątyni i spróbował przychylnym okiem zerknąć na te profile. Jeśli któraś panna ci się spodoba, umówimy wam spotkanie. Proszę, Saito. - ciotka wykonała głęboki ukłon, opierając dłonie i czoło na ziemi - Zrób to dla siebie i dla swojej rodziny.

Saito zamarł. Po dłuższej chwili uświadomił sobie, że gapi się na zgiętą w ukłonie ciotkę z półotwartymi ustami. Chciał ją zaskoczyć, przegadać, zarzucić argumentami. A to ona podeszła jego. Jak dotąd zwykle chodziło o firmę ojca, ewentualnie o jego aktualną pracę "niegodną wykształcenia i rodowych tradycji". O małżeństwie również czasem przebąkiwano, ale nie w taki sposób. Nie na zasadzie, "a teraz chodź ze mną i wybierz sobie żonę". Musiał przyznać, że Tanuka skutecznie zbiła go z tropu. Uśmiech zniknął z jego tworzy, zastąpiony przez chłodny spokój. Nie chciało mu się już bawić w bycie miłym. Najpierw nie wiedział co powiedzieć, ale szybko dotarło do niego, że to bardzo proste. Oczywiste wręcz.
- Nie.
Tanuka podniosła twarz, choć wciąż pozostawała w ukłonie. Jej twarz wyrażała cierpienie.
- Saito, proszę... nie musisz wybierać żadnej, jeśli ci się nie spodobają. Prosze tylko byś ze mną pojechał i spojrzał na to, co przygotowała Shiba. Czy to naprawdę tak wiele? Odrobina szacunku wobec rodu, z którego pochodzisz?! - znów uderzyła czołem o podłogę, gnąc z się w ukłonie.
- Moja niechęć nie jest wyrazem braku szacunku dla naszego rodu. Ja po prostu gardzę idiotyczną tradycją, wedle której mężczyzna wybiera sobie żonę jak kozę na targu. Małżeństwo moich rodziców też było w ten sposób zaaranżowane, prawda? Mama była piękną, mądrą kobietą. Idealnie dopasowaną do mojego ojca. Z pewnością stanowili wspaniała parę, stworzyli cudowną rodzinę. Mieli dom, w którym zawsze była sama. Syna, którego musiała sama wychowywać. Nawet gdy umierała nie było go przy niej. Dopiero następnego dnia udało się w ogóle do niego dodzwonić, bo miał ważniejsze sprawy na głowie. Musiał zająć się firmą. Musiał! - Saito poczuł, że mimo woli podnosi głos, ale nie starał się go opanować. - Tego chcecie dla mnie? Takiej rodziny? Takiej przyszłości?
Ciotka podniosła zbolałą twarz. Wyglądała na wycieńczona. A jednak się nie skarżyła.
- Każda rodzina jest inna. I nie możesz mieć o to pretensji do tradycji. Myślisz, że małżeństwa zawierane przez raptem dwudziestoletnie pary, które poza szkolnymi murami niewiele widziały, są szczęśliwsze? Wszędzie teraz mówi się o rozwodach. I może cię to zdziwi, chłopcze, ale te małżeństwa zawarte tradycyjnie, w oparciu o wiedzę starszych i doświadczonych ludzi, którzy pomagają tylko zejść się młodym, są zwykle trwalsze i szczęśliwsze. Nikt ci niczego nie narzuca, po prostu przyjmij, że są na tym świecie ludzie, którzy żyją od ciebie dłużej i wiedzą więcej w swoich dziedzinach. Taką osobą jest kapłanka Shiba. Nikt ci nie każe zgadzać się na jej kandydatki, ale ona chce tylko pomóc, podzielić się z tobą doświadczeniem, które zdobyła na temat ludzi. Czy to dla ciebie takie straszne - skorzystać z czyjejś pomocy, jeśli ta osoba chce twego szczęścia?
- Te dwudziestoletnie pary może i są głupie i niedoświadczone. I nic nie wiedzą o życiu. Ale to ich decyzja. I nawet jeśli ich małżeństwa rozpadają się w ciągu kilku miesięcy, to w tym czasie mogą zaznać więcej szczęścia niż ci połączeni tradycją zaznają żyjąc ze sobą do grobowej deski. Nie wątpię, że aranżowane małżeństwa bywają trwałe. Pytanie tylko, czy wynika to z tego, że są szczęśliwe? Czy po prostu z tego, że dwoje ludzi poddało się woli "starszych i bardziej doświadczonych"? Nie umieli się sprzeciwić, gdy ich swatano, a później nie potrafią się wycofać, gdy jest im źle. Bo rozwód jest wbrew tradycji.
Zrobił krótką pauzę i wziął głęboki oddech, ale nie dał Tanuce okazji do kontrataku.
- Różnica między oferowaniem pomocy a przymuszaniem jest taka, że z pomocy można nie skorzystać. I ja nie zamierzam. Dziękuję ci ciociu. Wiem, że chcesz dla mnie dobrze. Czasami jednak wszystko co możemy zrobić dla drugiej osoby, to pozwolić jej iść własną drogą. I tylko o to cię proszę. Nic nie sprawi, że zmienię swoją decyzję w tym temacie. Mam nadzieję, że to uszanujesz.
Cóż mogła na to zrobić Tanuka? Mimo że była już starą kobietą i raczej nigdy nie była urodziwa, to jednak sięgnęła po typową dla swej płci broń - wybuchnęła przeszywającym szlochem.

Saito nie miał nic do dodania. Jego ciotka najwyraźniej również nie. Pewnie spodziewała się, że dla świętego spokoju pogłaszcze ją teraz po plecach i powie "no dobrze, chodźmy już do tej świątyni". A później w magiczny sposób ulegnie urokowi jakiemuś dziewczęcia wyselekcjonowanego przez kapłankę. W to drugie absolutnie nie wierzył, na pierwsze nie miał najmniejszej ochoty. Przez chwilę siedział w milczeniu czekając aż ciotka się uspokoi. Widząc, że to nie następuje, zabrał się do zbierania z podłogi leżących najbliżej niego papierów.

Wreszcie kobieta zaczęła dochodzić do siebie.
- Jakim trzeba być potworem, by tak upokorzyć starszą kobietę. - powiedziała, po czym wstała z trudem i nie patrząc za siebie, skierowała się do wyjścia.

"Potworem?" - pomyślał Saito - "No cóż... Widać jestem synem swego ojca..."

Odgłos drzwi zamykających się za Tanuką sprawił, że odetchnął z ulgą. Podniósł ostatnią kartkę i ułożył wszystkie na stoliku w równy stos. Rozejrzał się po mieszkaniu. Z jednym ciotka miała niestety rację - miał tutaj straszny chlew. Zwykle nie doprowadzał go do takiego stanu, ale ostatnio albo, jak ostatniej nocy, pracował do późna, by potem odsypiać w dzień, albo w ogóle wpadał tutaj tylko po to, żeby się zdrzemnąć. Dziś nigdzie mu się jednak nie spieszyło, więc mógł poświęcić chwilę na doprowadzenie tego miejsca do porządku. Wstawił wodę na herbatę, włączył muzykę i przystąpił do walki z chaosem.

 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.

Ostatnio edytowane przez Krakov : 14-06-2017 o 16:18.
Krakov jest offline  
Stary 14-06-2017, 12:22   #10
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Jako że tego dnia w teatrze nie było wystawianej sztuki, planem nadrzędnym był powrót do domu i odpalenie serwisu Nexus w celu wyboru i ściągania ilu się da modów do Skyrima, na co Szkot zbierał się od pewnego czasu. Jednak najpierw ten dziwny sen, potem stygmat Playboya… Alice nie był w nastroju i ciężko było mu się skupić. Plan na dzień wymagał solidnej weryfikacji.

Po wciągnięciu kreski w toalecie knajpki opuścił ją bez żalu i zaczął obdzwaniać znajomych celem namówienia ich na wyskok do pubu, lecz z początku szło opornie. Carson miał jakąś randkę, a Wayne jakieś dedlajny. Co się działo z tymi ludźmi? Jakby Joshua nie mógł grzecznie siedzieć z dziećmi i żoną, lub nie puszczać jej w trąbę po prostu wyskakując do pubu, a Mark pokazać szefowi środkowy palec w odpowiedzi na coraz częstsze oczekiwania na ochocze bawienie się w nadgodziny.
Jak zawsze chętny był Toshirō, choć on do wspólnych wypadów podchodził coraz bardziej ostrożnie. Toshi miał strasznie słabą głowę nawet jak na Japsa, a Alice jeszcze w Glasgow nazywany był ‘paperhead’. Albo obaj nie pili na grupowych wyjściach w miasto, albo uwalali się jak szpadle w podobnym tempie względem siebie, przy wolniej staczającej się reszcie towarzystwa. Jednak Alice od roku może nie tyle pił co wręcz tankował. Rzadko teraz siedział przy soku, a organizm po długim czasie katowania go C2H5OH mocno się uodpornił. Głęboka sympatia i przyjaźń między nimi przetrwała tę ciężką próbę, ale dawna więź zniknęła.

Również Asuka pozytywnie zareagowała na plan Alice’a, bo raz że chciała odreagować coś co mocno wkurzyło ją na dzisiejszym dyżurze na lotnisku, a dwa że u babci Natsuko była dziś wieczorna herbatka. Pani Omori i Pani Yamaguchi wraz z Natsuko miały zamienić dom w sabat, którego dużą część mogłyby stanowić wspomnienia, może nawet naoczne, intronizacji Hirohito (Asuka żartowała że może nawet wspominki z okresu Edo). Średnia wieku ponad 60 lat więcej niż liczyła sobie dziewczyna to było dla niej za wiele.

Mimo kilkumiesięcznego związku zakończonego jeszcze przed przyjazdem Alice’a do Tokio, Toshi i Asuka mieli za sobą bardzo dobre relacje co zapowiadało miły wieczór.
Który się zbliżał nieubłaganie.
Rybka w smażalni, czarka awamori, pobuszowanie w Aoyama Book Center i magicznie zrobiła się 18.00.


[MEDIA]https://insight.japantoday.com/wp-content/uploads/2016/02/dubs-akasaka.jpg[/MEDIA]

Gdy robił wypady ze znajomymi Asuki zwykle lądował w jakichś japońskich barach, a gdy z Markiem lub Joshuą prawie zawsze szli do “Dubliners”. Toshi i Asu bywali tu często z Alicem, dziewczynie nawet zrobili tu kiedyś urodziny, a oboje chętnie proponowali Szkotowi pójście właśnie tu, jako swoisty gest przyjaciół. Alice dobrze czuł się w Tokyo, ale brakowało mu często klimatu rodem z ponad 20 lat życia.
Czekając na nich siedział na stałym miejscu przy oknie i z widokiem na wielki telewizor. Dokładnie w tym samym miejscu co ćwierć wieku temu w niedziele przesiadywał jego ojciec, kiedy matka ciągała Alice’a po sklepach.
Na stoliku obok Szklanki Guinnessa leżał “The Times” i “Ashai Shimbun”. Ta druga raczej w ramach trenowania i nauki, bo o ile z mówionym Japońskim było u Szkota w porządku, to pisany japoński…
Inna historia.

- Alice-Chaan - Asuka zamachała wchodząc po schodach. Z przekory od pierwszego dnia nazywała go tak jak soba Natsuko, albo “Nasz Gaikokujin” jak dla żartu za pierwszym razem na lotnisku, gdy nie wiedziała jeszcze, że jej prababcia wychowywała go w Tokyo ćwierć wieku temu.
Klakson motoru Toshirō rozległ się pod pubem w chwilę później.





- A tak przy okazji. Znacie jakiegoś psychoterapeutę od snów co nie zedrze za dużo, a jest dobry? - Alice zdecydował się poruszyć ten temat, gdy Asuka skończyła opowiadać ze śmiechem swój sen w którym Toshi ubrany w strój pikachu ganiał się po Tokyo z policją.
TO były normalne sny.
Szkot zazdrościł.
- W sumie mam znajomą psycholożkę, która jest teraz na macierzyńskim. - powiedział Toshi, popijając kawę. - Kiedyś zrobiła analizę snu naszej znajomej, której śniło się, że po rodzinnym domu grasują potwory. Niby głupia sprawa, ale wyszło, że dziewczyna widziała, jak ojczym molestuje jej starszą siostrę. Miała trzy lata, więc jeszcze nie wiedziała o co chodzi, ale ponoć koszmar męczył ją całe życie niemal. Inu pomogła jej się z tym uporać. A że wiesz, teraz nie robi na etacie, to może nawet przyjęłaby cię za darmo, jeśli to coś ciekawego...
- A co ci się śni, Alice-Chan? -
podchwyciła radośnie Asuka, która już kończyła pierwsze piwko i wyraźnie się rozluźniła.
- Ostatnio twarde hentai. Tyle że nie rysunkowe i bez macek. Większy problem w tym “jak” mi się to śni.
- Opowiedz, opowiedz, opowiedz... -
Asuka była coraz bardziej ciekawa. Zresztą wydawało się, że Toshi również, tylko on trochę bardziej się z tym krył.
- Serio? Jak, kogo, w jakiej pozycji? - Alice roześmiał się. - Po prostu śni mi się coś nie jak Toshi-pikachu, ale… - zawahał się. - To jakbym odczuwał wspomnienie, choć nie mogłem być w takiej sytuacji. Miałem tak jakiś czas temu, teraz chyba nawrót.
- Ale mówiłeś, że to hentai... -
Asuka nie odpuszczała.
- Może po prostu trzeba ci kobiety? - Toshi spojrzał znacząco na Alice’a. Kiedy jego wzrok natomiast napotkał Asukę, oboje szybko przerzucili swoją uwagę na przyjaciela.
- Toshi-psycholog... - Alice roześmiał się, po czym zwrócił do Asuki. - No ostatnio grzmocenie od tyłu niebieskoskórej dziewczyny. Uprzedzę: nie oglądałem ostatnio “Avatara”. Ale nie tu problem, Są sny po których budzisz się Asu i wiesz, że to był sen. Czasem: “jak to dobrze że to tylko sen!”. A są tak realne, że w trakcie snu odczuwasz jakby to działo się naprawdę i nawet krótko po przebudzeniu wyglądają jak wspomnienia. Ja mam to drugie. Tylko z realnością odczuwania i poczuciem, że to co śnię już się wydarzyło. A śnią się takie rzeczy, które zdarzyć się nie mogły.
Asuka wyglądała na nieco zawstydzoną. To była dobra dziewczyna. Czasem Alice zastanawiał się czy wciąż by się z nim przyjaźniła, gdyby wiedziała... więcej.
- Może to bodypainting? - Toshirō wyraźnie starał się zracjonalizować odczucia kumpla. - Albo... wiesz, miałeś fazę, a to był jakiś klub z niebieskim oświetleniem?
- Nie o to chodzi jaką kto w śnie ma skórę. O poczucie realności. Wiedza, że to jakby naprawdę się dzieje lub wydarzyło. Miałem już tak. Niefajne. -
Szkot wziął solidny łyk Guinnessa.
- Spróbuję cię umówić z tą moją znajomą - powiedział Toshi, po czym dopił kawę. - To co, może przeniesiemy się w jakieś głośniejsze miejsce?
- Hai! -
Alice skinął głową z lekkim uśmiechem. - Myślisz o klubie? Takim z niebieskim oświetleniem? - Mrugnął z rozweseloną miną.
- Dobrze, że ja nie mam dziś na sobie niebieskiej sukienki - zaśmiała się Asuka, wstając.
- Najpierw szama, potem... przyjdzie czas na grę świateł - rzucił tajemniczo Toshi.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 14-06-2017 o 12:37.
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172