Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-08-2017, 16:05   #1
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Alicja w Krainie Dziwów [18+]

I. Cisza przed burzą


- Czy nie mógłby pan mnie poinformować, którędy powinnam pójść? - mówiła dalej.
- To zależy w dużej mierze od tego, dokąd pragnęłabyś zajść - odparł Kot.
- Właściwie wszystko mi jedno.
- W takim razie również wszystko jedno, którędy pójdziesz.
- Chciałabym tylko dostać się dokądś
- dodała Alicja w formie wyjaśnienia.
- Ach, na pewno tam się dostaniesz, jeśli tylko będziesz szła dość długo.



To było wspaniałe, angielskie lato. Nie padało już od tygodnia i nic nie zapowiadało, by miało zacząć padać dnia następnego, albo jeszcze kolejnego. Temperatura była akurat: nie tak gorąca, by człowiek się pocił ani nie tak zimna, by musiał brać płaszcz. W takie dni mogły się dziać wyłącznie dobre rzeczy.
Na posesji państwa Liddellów, stary pan Tom przycinał żywopłot. Marudził pod nosem, że przez lampy gazowe rośliny nie wiedzą już kiedy jest dzień, a kiedy noc i przez to rosną za szybko. Pan Tom lubił sobie pomarudzić, bo wtedy czuł się lepiej.


1

Henry Liddell, głowa rodziny, siedział w swoim gabinecie pochylony nad zapisanymi drobnym maczkiem kolumnami cyfr. Z zadowoleniem wodził po nich palcem, kolejny już raz potwierdzając samemu sobie, że ostatni transport dóbr z Czarnego Lądu był bardzo lukratywny. Pan Liddell miał udziały w spółce handlowej, co rzecz jasna zapewniało jego rodzinie godziwy byt, ale w rzeczywistości było to spełnienie jego dziecięcych marzeń. I nie o pieniądze tu chodziło, czy kosztowności, lecz o podróże. Od czasu do czasu Henry wypływał do Afryki, by na własne oczy zobaczyć piramidy Egiptu, albo zwierzynę w Sierra Leone.
Lorina Liddell, pani domu, krzątała się w jadalni pilnując pani Proust, gosposi. Państwo Liddel spodziewali się dzisiaj bardzo ważnych gości, na których przyjęcie wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik. Lorina cieszyła się na odwiedziny, w jej opinii bowiem domostwo zbyt często było puste. Elisabeth, jej starsza córka, wyszła za mąż i wyprowadziła się. Jej mąż wypływał na wielomiesięczne podróże. Alicja przez prawie pół roku przebywała w Pensjonacie Rutledge. Biedactwo raptem miesiąc temu miało nawrót przypadłości i musiało na dwa tygodnie znów udać się pod opiekę doktora Bumby'ego. Tego pięknego dnia wszystko już jednak było w porządku, a serce pani Liddell rosło na myśl o rychłym przybyciu jej zięcia, Williama Bourke'a i Elisabeth. Cała rodzina znowu będzie w komplecie, tak jak kiedyś.


2

Alicja siedziała w swoim pokoju na piętrze i bardzo się nudziła. Tęskniła za swoją kotką, Diną, jej towarzyszką zabaw od dzieciństwa. Obecnie Dina mieszkała u Elisabeth, bo paskudny doktor Bumby powiedział, że przynosi ona złe skojarzenia. Alicja nie cierpiała doktora. Wąsaty szkot ze śmiesznym akcentem i śmierdzącym oddechem ubzdurał sobie, że on już lepiej wie jak powinny się zachowywać panny z dobrego domu. A przecież nie był panną, ani nie był z dobrego domu (niania Sharp zawsze mówiła, że Szkoci są nieokrzesani), a Alicja była i to już osiemnaście lat! Teraz, jako dobra panna, musiała się przyszykować do obiadu. I to nie było wcale takie złe, bo na obiedzie miała być też jej siostra i kto wie, może weźmie ze sobą Dinę? Alicja stanęła przed swoją szafą, zastanawiając się w co się ubrać.


_____________________________
1 - grafika zaczerpnięta z portalu www.architecturaldesigns.coml
2 - grafika z gry "Alice: Madness Returns"
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 17-08-2017 o 16:11.
Zapatashura jest offline  
Stary 19-08-2017, 20:50   #2
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Alicja otworzyła szafę i spojrzała na morze kolorowych wstążek, falbanek i tiuli. Przez chwilę poczuła jakby faktycznie się topiła, zaczęła nawet ciężko dyszeć, jakby z trudem łapała powietrze.

- Dość tych wygłupów, Alicjo! – zganiła się surowym tonem ojca, a gdy sięgnęła po morelową sukienkę z głębokim dekoltem, dodała – Ani mi się waż! Jesteś panienką z dobrego domu! Powinnaś ubierać się dystyngowanie i cnotliwie.
Odsunęła dłoń, przenosząc ją na szarą, wyraźnie już spraną sukienkę codzienną.
- Tylko nie to! – uderzyła teraz w falset matki i jej histeryczny ton – Toż to szmata jest! Ze wstydu bym się spaliła, jakbyś pokazała się tak gościom!

Alicja uśmiechnęła się do siebie na to improwizowane przedstawienie jednego widza i aktora. Po chwili wahania zdjęła z wieszaka prostą, ale niedawno kupioną błękitną sukienkę, którą mogła wedle uznania zapiąć pod samą szyję lub… zostawić frywolny dekolt, podkreślający jej młode, jędrne piersi. Powoli zaczęła rozbierać fartuszek do zabaw w ogrodzie, który obecnie miała na sobie, stając przed lustrem w samej, sięgającej ledwie połowy uda halce.
- Szkoda, że tak nie mogę iść… - westchnęła, po czym przeciągnęła się swobodnie niczym kociak.

Po ubraniu się i obowiązkowemu uczesaniu (matka od razu określiłaby ją jako czupiradło i wysłała do toaletki), Alicja zeszła na dół. Groziło to obowiązkiem pomagania przy naszykowaniu stołu, ale było to już lepsze niż nudzenie się. No i może udałoby się jej podkraść jakieś ciastko, w drodze między kuchnią a jadalnią? W tak długiej podróży mogą się przydarzyć najróżniejsze rzeczy.
Szczęśliwie na przybycie Elisabeth nie trzeba było czekać długo. Ot, kwadrans, nie więcej. Pani Proust zaś doskonale poradziła sobie przy stole, dzięki czemu Alicja musiała tylko poukładać ładnie serwetki. Pomiędzy siostrami było pięć lat różnicy, co sprawiało że w oczach Alicji Elisabeth zawsze była bardzo dojrzała i poważna, ale i tak była jej najlepszą przyjaciółką i towarzyszką zabaw. Może nawet lepszą niż Dina? Od kiedy jednak zaczęła nazywać się Bourke, ich więź osłabła. Alicja była trochę zazdrosna o Williama, męża swej siostry. Był zamożnym kupcem i sprzedawał w Londynie przeróżne tkaniny. Czasami przywoził w podarkach suknie dla Alicji i Loriny, co chyba nie było takie złe. No i nie był jakiś stary i bezzębny, tylko parę lat starszy od jej siostry (co i tak w oczach młodej Liddell czyniło go zbyt starym). Teraz uśmiechał się pod swoim wąsem witając z teściem. Lizzie też się uśmiechała i wyściskała serdecznie siostrę.

- Przywiozłam ze sobą gościa - szepnęła Alicji do ucha, wręczając jej spory, wiklinowy koszyk.
Omal nie zaczęła piszczeć z radości.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - zaświergotała, ściskając mocno siostrę. Następnie zerknęła ostrożnie do koszyka. Dina, czarna jak węgiel i zwinięta w kłębek, nawet nie mruknęła. Łypnęła tylko oczami, bocząc się po kociemu.
Alicja nie posiadała się z radości.
- Mogę ją zanieść do mojego pokoju? - zapytała.
- O kim mówisz? - zainteresowała się matka.
Jedno spojrzenie na siostrę wystarczyło, by zrozumieć intrygę. Alicja bywała naiwna, ale nie była głupia.
- Przędzę, matulu. Lizzie przywiozła mi w prezencie. - pochwaliła się, zamykając koszyczek - Zaraz wracam! - powiedziała, szybko wbiegając na schody. Pani Liddell chyba nie była do końca przekonana, ale Elisabeth wzięła ją w ramiona i wylewnymi powitaniami uciszyła wszelkie protesty.

Jak dobrze, że siostra była w domu! Alicji od razu było lżej na duszy. Szybko wpadła do swojego pokoju i postawiła koszyk na łóżku, uchylając jego wieko.

- Jesteś w domu Dino. Dziś znów będziemy spały razem. - postanowiła przełamać kocią niezależność i pogładzić zwierzę po główce. Kotka łaskawie poddała się pieszczocie i nawet wynagrodziła ją miauknięciem.
Potem jednak Alicja szybko pobiegła na dół, by nie budzić podejrzeń matuli. Zatrzymała się tylko po to, by zamknąć drzwi.

Goście zdążyli się już rozsiąść. William z Elisabeth, Henry z Loriną. Ostatnie wolne miejsce zostało przy pani domu. Mężczyźni, w oczekiwaniu na zupę, wdali się w jakąś nieciekawą dyskusję o interesach. Ojciec potrafił tak ciekawie opowiadać o Afryce, a z zięciem to tylko o cłach i kosztach. Przynajmniej na siostrę zawsze można było liczyć.

- W zeszłym tygodniu, byliśmy w ogrodzie zoologicznym - oznajmiła krótko Lizzie, wiedząc że to wystarczy by wzbudzić ciekawość.
- Och! - tyle wystarczyło, by wzbudzić zachwyt młodszej siostry - I jak? Szympanse wyglądają tak jak w tej książce z Londynu? Czy tej od papy w dziwnym języku?
- Są wielkie. Książka tego nie odda. Dwa razy większe od ciebie.
- Oooooch!
- No już, skończcie temat głupot.
- weszła w konwersację matka - Lizzie opowiedz lepiej jak ci się tam mieszka? Te zasłony z Holandii doszły?

Podczas gdy matka i siostra zajęła się rozmową o “bzdurach”, Alicja jadła zupę, wyobrażając sobie małpy dwa razy większe od niej. Myślała, że to goryle są wielkie, ale skoro siostra mówiła, że szympansy są ogromne... to jakie musiały być goryle? Wielkie jak ich dom?! Dziewczyna pogrążyła się w marzeniach. Wytrąciły ją z nich dopiero słowa ojca, jakby wyrwane z kontekstu.
- Kawalerowie się zawsze znajdą.
- Ale to już chyba jednak pora myślenia o znalezieniu kogoś na stałe- dodał William. Rozmowa musiała dotyczyć Alicji, choć ta nie wiedziała jak długo już się toczy.
- No, wystarczy już - fuknęła Elisabeth. - Nie zawstydzaj mi siostry.
Chyba jednak nie o zawstydzenie Alicji chodziło, tylko Loriny. Matka też napominała coś o zamążpójściu i staropanieństwie. W efekcie Alicja spotkała jakiś czas temu na herbatce i herbatnikach niejakiego Angusa McIvory, dziedzica fabryki szewskiej przy Berton Street. Zapoznanie najwyraźniej nie przebiegło pomyślnie, choć Alicja niewiele z niego pamiętała. Tyle, że Angus miał sumiastego wąsa, który bardzo jej się nie spodobał. McIvory tak ją zanudził, że Alicja w zamyśleniu zostawiła go samego w salonie. Matka była po tym tak wściekła, że wysłała ją do pensjonatu.

Tym razem więc także... puściła temat mimo uszu, wracając do wizji dwukrotnie większych od niej szympansów. Jak one mogły skakać po drzewach, mając taką masę? Przecież pewnie gałęzie się pod nimi łamały…
- No dobrze, już dobrze - zgodził się potulnie William. - Ale z mojego doświadczenia, panny Liddellów są doskonałymi kandydatkami na żony - w nagrodę za swój komplement otrzymał kuksańca w bok.

Zupa przerodziła się w drugie danie, a to w deser w postaci ciasta i herbaty. Elisabeth najwyraźniej za punkt honoru obrała sobie napełnić głowę siostry pożywką dla wyobraźni, bowiem podjęła swoją opowieść o zoo.
- Widziałam też lwy. Chyba nawet większe od szympansów. Samiec miał grzywę jak peruka pani Puddington, a samice miały charakterek jak Dina.
Na to porównanie Alice zachichotała.
- I... i co jeszcze widziałaś? - dopytywała się, głodna tej wiedzy bardziej niż jakiejkolwiek potrawy, którą serwowano na stole.
- Niedźwiedzia. A ten to już był wielki jak… jak niedźwiedź - roześmiała się.

Opowiadania o ogrodzie zoologicznym sprawiły, że Alicja zdecydowała sama go odwiedzić przy pierwszej okazji. Z jednej strony przez ciekawość, a z drugiej bo uważała, że siostra chyba ją jednak podpuszcza opisując niektóre zwierzęta. W końcu tematy rozmów naturalnie się wyczerpały i wszyscy zaczęli zbierać się do swoich spraw. Lizzie z mężem mieli zostać na noc i wrócić do siebie dopiero nazajutrz, dzięki czemu Alicja miała okazją pobawić się trochę z Diną. Myśląc o niej dziewczyna co jakiś czas chowała kawałeczki mięs i wędlin do serwetki, na kolanach. Pod koniec posiłku natomiast schowała owo zawiniątko do kieszeni, nie mogąc się doczekać, by nakarmić zwierzaka. Zostawiona sama na cały obiad, kotka pewnie zdążyła już coś spsocić. Młoda Liddell otworzyła ostrożnie drzwi do swojego pokoju, spodziewając się widoku podrapanej zasłonki, ale zamiast tego nie zastała nic. Tylko pusty kosz. Może Dina postanowiła zabawić się w chowanego?
Powoli zaczęła przemierzać pokój, rozglądając się uważnie. A gdy nie zobaczyła nigdzie pupilki, zaglądać pod meble, do szuflad... nawet pod poduszki.

- Kici kici... - szeptała zachęcająco.

Im dłużej jednak szukała Diny w swoim pokoju, tym z większym strachem stwierdzała, że jej tam nie było. Drzwi były zamknięte, zatem jedyną drogą ucieczki, było okno. Alicja wyjrzała na zewnątrz, do ogrodu i nie musiała nawet długo się rozglądać by zobaczyć wylegującą się na słońcu kotkę.
Zamachała do niej, wykonując zapraszający gest, lecz Diana ignorowała ją całkowicie. Dziewczyna westchnęła ciężko. Złapała koszyk i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Cichutko na paluszkach spróbowała przekraść się w kierunku drzwi do ogrodu. Ponieważ reszta rodziny zajęta była swoimi sprawami, nie było to takie trudne. Co prawda zauważyła ją pani Proust, ale nie odezwała się ani słowem. Słońce świeciło zachęcająco, więc tylko szczęście sprawiło, że nikt inny nie postanowił pójść do ogrodu i nie zobaczył Diny. Matka mogłaby być niezadowolona.

Kiedy Alicja znalazła się na zewnątrz, popędziła co sił w nogach do części ogrodu, gdzie widziała śpiącego kota. Ten podniósł się leniwie z ziemi i zbliżył do swej pani, ocierając o jej nogi. Boczenie się najwyraźniej minęło.
Dziewczyna opadła na kolana, delikatnie głaszcząc kociczkę od pyszczkiem i po łebku.

- Nie strasz mnie tak... - poprosiła - Matka nie może się dowiedzieć, że przyjechałaś.
Dina tylko miauknęła na te słowa, zupełnie nie przejmując się panią matką.
- To co, wracamy? - zapytała dziewczyna, otwierając przed przyjaciółką koszyk i kładąc go na ziemi. Kot na ten widok nastroszył się tylko i odskoczył w bok.
- No wiem... ale inaczej nie wrócimy. - spojrzała na kotkę, a gdy ta wciąż nie wykazywała chęci współpracy, dziewczyna westchnęła ciężko, odgarniając blond włosy na plecy - Ja też nie mam ochoty wracać. To może... może zrobimy sobie krótki spacerek? W końcu świeże powietrze to samo zdrowie, prawda? - zapytała kotkę.

W odpowiedzi usłyszała radosne miauknięcie i Dina ruszyła żwawo w głąb ogrodu. Spacer szybko przerodził się w trucht, a nagle kotka syknęła przeciągle i rzuciła się jak wystrzelona z procy w krzaki, zostawiając Alicję z tyłu.

Serce panienki zabiło mocniej z trwogi.
- Dina? Di...na... Dina!

Dziewczyna rozejrzała się czy da radę obiec krzak, pod którym zniknął zwierzak. Na szczęście dało się. Kiedy już Alicja obiegła gęstwinę zobaczyła dwa ganiające się w kółko kształty. Jeden czarny jak węgiel, a drugi biały jak śnieg. Kot i królik. Zwierzak musiał się przyplątać do ogrodu z pobliskich pól i chcąc nie chcąc stał się nowym kompanem do zabaw Diny. Bialutka kulka rzuciła się do ucieczki, czmychając w małą wyrwę w żywopłocie, a kotka popędziła za nią.

- Dina, nie! Zostaw go! - krzyknęła za nią Alicja, również rzucając się w pogoń. Nie chciała by śnieżnobiały puszek stał się przekąską jej uroczej, acz drapieżnej przyjaciółki.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 20-08-2017, 15:00   #3
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
II. Po drugiej stronie




1

Alicja próbowała przecisnąć się przez żywopłot, co okazało się dość trudnym zadaniem. Gałązki zaczepiały o wstążeczki i fałdki sukni, co wymagało bardzo ostrożnego odplątywania się. Gdyby sukienka się podarła, to Alicja musiałaby się bardzo gęsto tłumaczyć. I kiedy tak zerkała za siebie, skręcała i wyplątywała, nieoczekiwanie grunt spod niej uciekł. Zupełnie, jakby się na nią obraził za bujanie w obłokach. Wszystko zaczęło wirować - góra, dół, lewo, prawo, tak że Alicja już sama nie wiedziała, czy jest do góry nogami, czy tyłem na przód. Wkoło było ciemno jak w nocy, choć oko wykol. Spadała długo. W dół, w dół, wciąż w dół. Ile mogło trwać to spadanie? Do samego dna naturalnie!
Ciemność ustąpiła miejsca światłu, a spadanie ustąpiło stosowi miękkich, puchowych poduszek. Alicja zakopała się w nie aż po same uszy i musiała najpierw wygrzebać, żeby ocenić gdzie jest. A była w jakimś przedziwnym pokoju. I małym i wielkim. Takim rozciągniętym w górę. Wszystko tu było strzeliste. Krzesła (których siedzenia sięgały Alicji do brody), szafy, stolik. Okna były hen, hen wysoko, a pod sufitem z otwartym lufcikiem (przez który niewątpliwie wpadła do środka) zbierały się jasne chmury. Tylko jeden element wystroju wnętrza był normalnego rozmiaru i nie był to jedyny powód, dla którego wydawał się być nie na miejscu. Była to bowiem fontanna. Wyrzeźbiony mężczyzna prężył swe muskuły, nad niemal zupełnie wyschniętym basenem.


2

Wszystko to było bardzo dziwne i interesujące, ale przecież Alicja miała uratować królika przez Diną. Zaczęła więc rozglądać się za białym lub czarnym futerkiem i wnet usłyszała jakieś szmery i pomrukiwania dobiegające zza fontanny. Obiegła ją szybko i dostrzegła króliczy ogonek, ale coś z nim było nie tak. Czy raczej - tylko z ogonkiem wszystko było tak jak należy, za to wszystko wokół ogonka jakby nie pasowało.


3

Z bardzo małych drzwi wystawały nogi i pośladki kogoś, kto wyraźnie się zaklinował.
- Przepraszam - odezwały się nogi. - Czy ktoś tam jest? Utknęłam.


_____________________________
1 - grafika autorstwa ToolKittenl
2 - zdjęcie fontanny z Pałacu Peleş
3 - White Rabbit autorstwa Davida Fincha
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 24-12-2017 o 12:42.
Zapatashura jest offline  
Stary 27-08-2017, 18:12   #4
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Alicja patrzyła ze zdziwieniem na wypięte, wydawałoby się kobiece pośladki i zgrabne nogi. Było w tym widoku coś... coś kuszącego, ale przede wszystkim skandalicznego! Przecież nie godziło się tak chodzić... nikomu! Dziewczyna odwróciła głowę, by nie oglądać tego dziwnie fascynującego widoku. Jednak nie mogła go zignorować.
- Przepraszam - odezwały się nogi. - Czy ktoś tam jest? Utknęłam.

Chęć niesienia pomocy była jednak u dziewczyny znacznie silniejsza niż społecznie uwarunkowane zniesmaczenie nieobyczajnym strojem, toteż Alicja znów spojrzała na pośladki i nogi i podeszła bliżej, by ocenić sytuację.
- Dzie... dzień dobry. - odezwała się niepewnie - Ja... tu jestem. Mogę... mogę panią pociągnąć. Tylko... będę musiała złapać... tak w pasie... albo nieco niżej. - wyjaśniła, czując jak policzki jej płoną.
- Nie, nie, nie - zaprotestowały nogi. - Wtedy znowu byłabym w środku, a ja muszę być na zewnątrz. Już jestem spóźniona. Proszę popchnąć.
- Ale...

Alicja zamilkła. Cała ta sytuacja była tak bardzo dziwna, że nie wiedziała, co o niej myśleć. Toteż po prostu spełniła prośbę królika... pani królik... króliczki?

Ostrożnie oparła dłonie na krągłych pośladkach istoty.
- To popchnę... na trzy, dobrze?
- Tak, bardzo proszę.

Popchnięta pani królik jednak nie chciała się ruszyć. Wierciła się i kręciła pod dłońmi, lecz mimo to nie była ani trochę bardziej na zewnątrz. W końcu zrezygnowana zapytała.
- Czy zostało jeszcze trochę wody w fontannie małości?
Fontanna małości? Chodziło o fontannę z tą dziwną rzeźbą? Ale po co komu woda? Bardziej mydło... coś, co się ślizgało. Woda do niczego nie była teraz przydatna. Tak przynajmniej uważała Alicja, ale przez grzeczność nie chciała zdradzać swoich myśli. Nauczyła się tego w domu. Jej mama i tata wszak nigdy nie lubili, gdy zdradzała im swoje przemyślenia, różne od ich własnych - nawet gdy miała rację.
- Eee co proszę? - zapytała ostrożnie.
- Fontanna małości. Jakby mnie panna nią polała, to może bym się wtedy przecisnęła.
- A... acha.
- powiedziała i ruszyła pełna pesymizmu, wykonać zadanie. Musiała się naprawdę mocno nachylić, by dotknąć tej odrobiny wody na dnie basenu fontanny. Nie mając naczynia, zamierzała namoczyć chusteczkę i wycisnąć ją nad “panią królik”, oczywiście nie pomyślała przy tym, że nie powinna moczyć ręki… Z początku zupełnie nic się nie stało. Alicja się nie zmniejszyła nic a nic. Bez przekonania zatem ochlapała resztką wody biedną ofiarę drzwi.

Po chwili nogi zaczęły się wiercić i z radością krzyknęły.
- Ruszam się. Jeszcze jedno pchnięcie!
Na te słowa dziewczyna przełknęła ślinę, patrząc na fikające przed nią pośladki, lecz posłusznie naparła na nie, chcąc przepchnąć przez otwór. Królicza pani stęknęła, jęknęła i wyskoczyła na drugą stronę jak korek z butelki. Alicja zaczęła zastanawiać się jak to się mogło stać. Przecież sama nie zmalała… podbiegła do krzesła i zmierzyła się uważnie. Ha! A jednak była mniejsza. O pół palca, nie więcej, lecz fakt był faktem. Wróciła do drzwi i z przerażeniem stwierdziła, że te nie mając już w sobie niczego co by je blokowało, zmniejszyły się jeszcze bardziej. Teraz nawet Alicja by się przez nie prześlizgnęła. Skonsternowana rozejrzała się z jakąś inną drogą, by się stąd wydostać. No i za kotką.

- Dina? Ci ci ciiii! Diiiinaaaa! - zaczęła ją nawoływać, rozglądając się wokół.
Drogi nie było widać. Okna - za wysoko, drugich drzwi - brak. Bez skrzydeł do lufciku nie było szansy dotrzeć. Za to Alicja wypatrzyła koci ogon leniwie kiwający się na szczycie jednej z szaf.
Choćby i weszła na krzesło, nie było opcji, by tam sięgnęła.
- Kici kici! Diana! - nawoływała jeszcze chwilę dziewczyna, po czym z westchnieniem rezygnacji wróciła do fontanny.
- A co mi tam... - powiedziała do siebie i nabrała wody w dłonie. Po chwili wahania, napiła się jej odrobinę. Woda nie była smaczna ani niesmaczna. Tylko taka letnia i nijaka. Ot, ostatnia reszta w basenie. Za to efekt napicia się był natychmiastowy i zauważalny. Alicja straciła dobrą stopę wzrostu. Co dziwne, wraz z nią zmniejszyła się też jej sukienka, co przynajmniej pozwalało zachować przyzwoitość. Niestety drzwi wciąż były za małe i bardzo możliwe, że utknęłaby w nich teraz tak samo jak wcześniej królik.

- Kto spija ostatki, ten piękny i gładki - znad szafy dobiegł miękki głos.
Szybko obróciła głowę w tamtą stronę.
- Kto...kto to powiedział?! - zapytała, wystraszona.
- To bardzo nieładnie, nie poznawać przyjaciół - słowa dobiegały z okolic kociego ogona. Maniera mówienia brzmiała jak u Kota z Cheshire, ale barwa głosu była nie ta. Alicja zadarła głowę, by przyjrzeć się osobie, lecz wciąż nie umiała jej rozpoznać.
- Przepraszam, może jakbym zobaczyła cię lepiej, to bym poznała. Jesteś strasznie wysoko. - powiedziała po prostu.
W odpowiedzi z ciemności nad szafą wysunął się szeroki uśmiech i kocie oczy. Tylko. Nie było nosa, ani uszu, ani pyszczka. Uśmiech w zupełności zdominował przestrzeń.



Nie było jednak wątpliwości, że uśmiech i oczy należały do kota ze snów Alicji, z czasów gdy była małą dziewczynką. Dziewczyna jednak pamiętała głos Kota z Cheshire jakoś inaczej.
- To... ty! - powiedziała, nie mogąc uwierzyć własnym oczom - Ale przecież... przecież ja tylko śniłam o tobie. Czy teraz też śpię?
- Nie wiem. Ale ja nie śpię i rozmawiam z tobą. Czy zdarza ci się mówić przez sen.

Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Nie wiem, bo wtedy śpię. Nie wiem, co się w tym czasie dzieje z moim ciałem.
- W takim wypadku i ja nie wiem, czy nie mówisz przez sen. Więc może śnisz?
- Tylko nie wiem, kiedy zasnęłam... goniłam mojego kota... Dinę. Znasz Dinę? Widziałeś ją gdzieś tutaj?
- Nie widziałam
- zaprzeczył głos. - Na pewno zapamiętałabym innego kota.
Westchnęła ciężko.
- A czy jest jakaś inna droga stąd? - wskazała na małe drzwiczki.
- Zawsze jest inna droga, jeśli się jest kotem. Można stąd też wylecieć. Ale ludzie stworzyli drzwi, więc muszą korzystać z drzwi.
Dziewczyna westchnęła. Mimo wszystko jednak cieszyła się z towarzystwa.
- A nie chcesz iść ze mną poszukać Diny? - zapytała, nie bardzo jednak robiąc sobie nadzieję. Kotka zeskoczyła jednak wnet z szafy, spadając na rzeźbę w fontannie. Na pewno wyglądała kocio, ale w takim samym zakresie jak Pani Królik wyglądała króliczo.


1

Było w jej wyglądacie więcej skandaliczoności niż zwierzęcości.
- Żeby jej poszukać, musiałabyś wyjść. A żeby wyjść, musiałabyś być mniejsza - zajrzała do fontanny. - A cała woda się skończyła.
- A może... może mogłabym coś jeszcze wypić... lub zjeść żeby stać się mniejsza?
- zapytała Alicja, przyglądając się niezwykłemu zwierzęciu ze snów.
- Nic już tu innego nie ma. Fontanna musiałaby znowu wytrysnąć.
- A jak to zrobić?
- Alicja przyjrzała się teraz fontannie z uwagą, szukając jakiegoś mechanizmu do jej sterowania. Rzeźba ją zdobiąca była bardzo realistyczna i oddawała każdy szczegół anatomiczny mężczyzny… tak dokładnie, że Alicji aż nie uchodziło patrzeć, szczególnie między nogi.
- Basen jest napełniany przez księcia, ale on sam musiałby się najpierw czegoś napić - kotka owinęła się wokół statuy. - Nie wiem, czy masz jakiś pomysł by go napoić. - Usadowiła się wygodnie na kamiennych kolanach. - Jest jeszcze druga metoda, działa na wszystkich mężczyzn.
- Mężczyzn? Nie rozumiem... I kim jest ten książę?
- zapytała Alicja, przekrzywiając ciekawsko głowę.
- Jest fontanną - padła oczywista odpowiedź. - Ma jeden wlot - kocica musnęła dłonią (łapą?) usta posągu - i jeden wylot - przesunęła dłoń między marmurowe nogi.
- Rozumiem! - pospieszyła z zapewnieniem nie patrząc jednak w okolice, które wskazywała Kotka - Tylko gdzie ja znajdę coś do picia dla niego?
- W tym pokoju niczego takiego nie ma. Przyniosłaś coś ze sobą?

Dziewczyna ze smutkiem pokręciła głową.
- Mam tylko koszyk Diny. I to, co na sobie. - znów westchnęła.
- Możesz poczekać na deszcz - spojrzała w górę i trudno było zgadnąć, czy myślała o otwartym lufciku, czy o chmurach pod dachem. - Ale to byłoby bardzo nudne.
- To prawda, nie mogę tu tyle czasu stracić. Pani matka będzie zła, jeśli nie zjawię się na podwieczorku. -
odparła dziewczyna z powagą - No i Dina... Dina mnie może potrzebować! Proszę... może ty potrafisz mi jakoś pomóc? Może skądś przyniesiesz wody? Umiesz pojawiać się i znikać, prawda? Gdzie tylko zechcesz, prawda? - dopytywała się, coraz bardziej zdesperowana Alicja.
- Prawda. Ale co będę miała z tego, że ci pomogę?
Dziewczyna zasępiła się, zaczesując włosy za uszy.
- Podobno się przyjaźnimy... przyjaciele pomagają sobie w potrzebie. Ja teraz w potrzebie jestem i ładnie cię o pomoc proszę. A jeśli też mogę ci w czymś pomóc żeby się odwdzięczyć... po prostu powiedz.

Kotka z Cheshire uśmiechnęła się szeroko, pokazując ostre zęby. Było w tym coś niepokojącego.
- Przyjaciele? Bardzo długo nie odwiedzałaś swojej przyjaciółki, a kiedy zrobiłaś to ostatnim razem wszystko stanęło na głowie. Lecz niechaj będzie. Udzielę ci tym razem pomocy. - Sprężyła się w sobie i wyskoczyła wysoko na szafę, potem po kociemu wspięła się po zasłonce, a potem zniknęła z oczu, zostawiając Alicję samą. Nie mając nic lepszego do roboty, dziewczyna zaczęła rozglądać się uważnie po wnętrzu. Im coś było bliżej ziemi tym było mniejsze - mysia dziura była wielkości naparstka, w drzwiach zmieściłby się tylko kot (choć nie taki, jak ten z Cheshire). Na poduszkach, które złagodziły upadek Alicji leżały przeróżnej wielkości kapelusze, halki, sukienki i pończochy. Rezolutna dziewczyna stwierdziła, że gdyby jej nowa/dawna przyjaciółka nie wróciła, to dałoby się z tych wszystkich ubrań związać linę i jakoś wspiąć na parapet. Kot jednak wrócił i to dosyć szybko, trzymając w rękach czajnik znad którego unosił się aromat herbaty.

- Och! Jesteś wspaniała - pochwaliła ją Alicja i z uciechy aż klasnęła w dłonie. Nie tracąc więcej czasu, odebrała herbatę i ostrożnie wlała w usta posągu. Po paru chwilach coś zagulgotało i spomiędzy nóg posągu, z miejsca cokolwiek nieobyczajnego, chlusnęła czysta woda.
Alicja niby rozumiała zasadę działania, ale skrzywiła się.
- I ja... ja mam to wypić?
- Ludzie piją różne rzeczy.
- To mi nie pomogło... -
burknęła dziewczyna. Po chwili jednak pochyliła się nad nową kałużą w sadzawce i nabierając wody w dłonie, napiła się jej. Była chłodna i czysta jak z górskiego potoku, fontanna działała zatem bez zarzutu. Właściwości wody unaoczniły się natychmiastowo. Alicja zaczęła maleć i maleć, aż zrobiła się nie większa niż Dina, którą chciała odnaleźć. Za to Kot z Cheshire wyglądał teraz jak olbrzym.
- Dziękuję przyjaciółko. - krzyknęła do Kotki, po czym z trudem gramoląc się na dół kamiennej obudowy fontanny, skierowała się ku drzwiom, by sprawdzić czy da radę przez nie przejść.

____________________________
1 - grafika autorstwa Jima Balenta
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 27-08-2017, 18:23   #5
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Drzwi były idealnego rozmiaru dla mniejszej Alicji. Nie zwlekając ani chwili dziewczyna wyszła na zewnątrz, zdeterminowana by odnaleźć Dinę. I z miejsca przekonała się, że może to nie być takie łatwe. Okazało się bowiem, że domek znajdował się w wielkim lesie. To znaczy, chyba był wielki, bo Alicja przestawała ufać perspektywie w tym przedziwnym miejscu. Może krzaki przy chatce były takie duże, a może po prostu ona była malutka?


Tak czy inaczej, odszukanie w tym miejscu kotki było wyzwaniem na miarę znalezienia igły w stogu siana. Pani Królik też już dawno gdzieś czmychnęła i nie było jej widać. Przynajmniej nie było trudno zgadnąć, którędy uciekła bo przed domem była tylko jedna, kamienna ścieżka. Alicja podążyła nią, lecz ciekawsko rozglądała się na boki. Nie rozpoznawała tutejszych drzew, lecz stwierdziła, że to musi być jakaś dżungla. Z gałęzi zwisały bowiem liany i było bardzo ciepło. W angielskich lasach było raczej chłodno i wszędzie było błoto. No i w Anglii śpiewały ptaki, a tutaj było dziwnie cicho oraz pusto jeśli nie liczyć roślin.
Po długim spacerze w końcu jednak coś przerwało monotonną ciszę. Liście zaczęły szumieć, a gałęzie trzeszczeć. Alicja zadarła głowę do góry, wypatrując źródła hałasu i zobaczyła elegancko ubranego Szympansa. Był tak duży, że drzewa uginały się pod jego ciężarem. Dzięki temu, mógł spokojnie między nimi podróżować.


1

Kiedy jeden pień przyginał się ku ziemi, Szympans przeskakiwał na kolejne drzewo. Te odchylało się, dzięki czemu mógł powtórzyć procedurę. Wyglądał przy tym, jakby chodził na szczudłach. Był jednak wysoko i chyba się spieszył, Alicji nie zauważał wcale. A ta, choć wcale się nie zgubiła, to nie bardzo wiedziała dokąd idzie, ani gdzie mogła pójść Dina.


_____________________________
1 - grafika autorstwa Nicklasa Gustafssona
 
Zapatashura jest offline  
Stary 31-08-2017, 21:33   #6
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Dziewczyna bardzo szybko przestała się wszystkiemu dziwić, przyjmując, że oto trafiła do świata snów swojego dzieciństwa.

- Przepraszam! - Alicja zaczęła biec za Szympansem w garniaku i machać rękami - P-R-Z-E-P-R-A-S-Z-A-M!!! - krzyczała najgłośniej jak umiała.
Małpa zatrzymała się w swej podróży, pozwalając drzewu przygiąć się do samej ziemi. Wtedy zeskoczyła z niego z małpią zwinnością i spojrzała na dziewczynę.
- Tak? Mogę w czymś pomóc?
- Dzień dobry
- blondynka dygnęła grzecznie - Czy widział pan może małego czarnego kota? Ma na imię Dina. Zgubiłyśmy się nawzajem i teraz jej szukam.
- Niestety nie
- szympans podrapał się po głowie. - Ale może inni widzieli - dodał ni to do siebie, ni to do Alicji.
- A gdzie tych “innych” spotkam, proszę pana?
- powiedziała głośno tak, aby Szympans ją słyszał - Albo kogoś, kto... kto potrafiłby znaleźć mojego kota. Może ktoś tu ma psa tropiącego? Mam koszyk, który należał do Diny. Z pewnością jest na nim jej zapach.
- Zawsze można spotkać kogoś na lunchu. Ja tam właśnie zmierzał, żeby coś zjeść i kogoś spotkać.
Alicja przygryzła wargę. Lunch? Może będą podawać tam herbatę, a wtedy będzie mogła spotkać jego... Na samo wspomnienie Kapelusznika zarumieniła się, choć przecież gdy ostatnio się widzieli była dzieckiem i jeśli nawet się w nim kochała to tak, jak kocha się bohaterów książek lub innych idoli.
- Jeśli to nie problem, mogłabym panu towarzyszyć?
- zapytała, po czym przypomniała sobie o dobrym wychowaniu i się przedstawiła - Jestem Alicja. - znów dygnęła.
- A ja jestem Powolny. Szympans Powolny. Dlatego się zawsze spóźniam - spojrzał uważnie na Liddellównę. - Myślę, że mogę cię ze sobą zabrać na barana, jeśli nie boisz się wysokości.
Bała się. Lecz zostać samotnie w obcym lesie bała się bardziej.
- Będę... wdzięczna. - powiedziała, siląc się na uśmiech, po czym podeszła do ogromnego zwierzęcia.

Szympans był wielki, ale nie aż tak aby nie dało się go objąć za szyję rękami. Alicja usadowiła się na jego plecach tak samo, jak za młodu robiła to z ojcem. Nie było wcale tak strasznie, przynajmniej dopóki małpa nie wdrapała się na drzewo. Wtedy było już trochę gorzej. Do ziemi było bardzo daleko, a pień zaraz zaczął się uginać pod ciężarem. Pan Powolny nic sobie z tego nie robił, zgrabnie łapiąc się za kolejne gałęzi.
- Nie widziałem tutaj wcześniej panny. Pani z daleka?
- Chyba tak..
. - odparła, mówiąc z trudnością, jaką sprawiała jej sparaliżowana strachem szczęka - Zgubiłam się. Ale... za kotką tęsknię bardziej niż za domem. Wydaje mi się też, że kiedyś tu byłam... w dzieciństwie. Ale pana nie spotkałam. - odpowiedziała grzecznie. Ponieważ oboje byli z innych krain, to i wspólnych tematów nie mieli za dużo. Reszta podróży upłynęła przez to cicho, ale też szybko.

Małpi lunch odbywał się w koronach drzew, na rozpostartych wzdłuż i wszerz hamakach. Kiście bananów oraz talerzyki ciastek były przekazywane z rąk do rąk, a szympansy były pogrążone w ważnych rozmowach o gospodarce. Pan Powolny zaniósł Alicję przed największy, wyłożony kocami hamak, na którym rozłożony był bardzo groźnie wyglądający samiec z cygarem w ustach.


- Panie Ważny, to panna Alicja. Szuka swojej przyjaciółki - wyjaśnił.
- Alicja?
- zdziwiła się małpa, zwana ważną. - Słyszałem kiedyś o Alicji, która pokonała Dżabbersmoka. Ale ona była większa.
- Zwykle jestem wyższa. Piłam dziś wodę z fontanny małości, proszę pana
- odparła uprzejmie dziewczyna - Tak naprawdę gdy walczyłam z Dżabbersmokiem byłam mniejsza niż teraz. W sensie młodsza.
- Z fontanny
- Ważny wyjął cygaro i zamachał nim do kogoś z tyłu. - Dajcie pannicy trochę ciasta, niech podrośnie. Inaczej ją zjedzą w lesie wyjowilki, albo gryzolwy.
Alicja nie miała nawet okazji kurtuazyjnie odmówić, gdy przed jej nosem pojawiła się tacka ze smakołykami.

Nauczona dobrych manier, blondynka wiedziała, że nie wypada odmówić gospodarzowi. No i była już całkiem głodna. Ciekawe, czy w domu nastała już pora podwieczorku i zauważono jej brak?
- Dziękuję. - powiedziała do Ważnego małpiszona i skosztowała kęs ciasta. Nie trzeba było wiele, faktycznie podrosła. Sukienka jednak już taka skora do rozciągnięcia się nie była. Po paru sekundach Alicja stwierdziła, że ma niemal odsłonięte kolana, widoczny brzuch, a jej dekolt spotkałby się z karcącym spojrzeniem matki. Małpy wydały się jednak zadowolone, bowiem zaczęły z zadowoleniem pohukiwać.
- Spokój! - krzyknął Ważny i reszta stada od razu go posłuchała. - Pogromczyni Dżabbersmoka musi mieć posturę, która wzbudza szacunek - i faktycznie, teraz już dorównywała wzrostem rozmówcy i musiała usadowić się na hamaku, bowiem Powolny miał problem ją utrzymać. - Kogo pani szuka?
Dziewczyna odłożyła ciastko i przesunęła się na hamak, skinieniem głowy dziękując Powolnemu za cały trud.
- Szukam mojej przyjaciółki. Czarnej kotki Diny. Może ją ktoś tutaj widział? Przybyła z tego samego kierunku co ja, tylko nie wiem dokąd się udała. - powiedziała, starając się usiąść tak, by wyglądać skromnie. Jednak przy obecnych rozmiarach jej odzienia i trzeszczących złowieszczo szwach każda pozycja wydawała się prowokacyjna.
- Czy ktoś widział czarną kotkę?
- małpiszon łypnął na swoich totumfackich.
- Nie - rozległy się odpowiedzi.
- A czy ktoś wie kto mógł widzieć kotkę?
- Kapelusznik
- ktoś podpowiedział usłużnie. - On się ze wszystkimi spotyka na herbacie.
- Królowa
- rzucił ktoś inny. - Gdzie mógłby przebywać tak ważny kot, jeśli nie w zamku?
- Kruk, on lata wysoko i wszystkich podgląda
- dodał jeszcze kto inny. Nikt jednak Diny w lesie nie widział.

Dziewczyna znów zaczęła się kręcić na hamaku, szukając dogodnej pozycji.
- Kruka niestety nie znam, Królowa mnie nie lubi. Ja... chętnie odwiedziłabym Kapelusznika i zapytała o to. To mój stary znajomy. Czy... czy mieszka gdzieś w pobliżu?
- Tak. Niedaleko lasu, za mostem
- odparł Ważny.
Pokiwała głową.
- Spróbuję więc tam trafić. Chyba że akurat ktoś z państwa wybiera się w tamte okolice? - zapytała - Zawsze milej czas mija w towarzystwie…
Małpy wydawały się żywo zainteresowane towarzyszeniem roznegliżowanej dziewczynie, ale pod okiem Ważnego zachowywały milczenie.
- Powolny, ty przyprowadziłeś do nas gościa, zatem również ty go odprowadzisz
- oznajmił przywódca stada. - Życzę ci udanych poszukiwań Alicjo Pogromczyni Dżebbersmoka.

Sympatyczny szympans wyglądał na trochę zawstydzonego. Alicja dorównywała mu już wzrostem i wcale nie było tak łatwo unieść ją na barana. Obawiała się próbować zejść z drzewa sama, bo było wysokie a grunt mógł nie być tutaj usiany poduszkami. Jakoś jednak udało się dwójce zabrać do drogi. Żegnały ich głośne, małpie okrzyki. Gdy te ucichły gdzieś z tyłu, zapadła cisza. Powolny jakoś nie kwapił się do konwersacji.
- Przepraszam, teraz jestem dużo cięższa... jest ci na pewno trudniej. - odezwała się niepewnie Alicja.
- Nie, wcale nie - wydyszał ciężko w odpowiedzi Powolny.
- Dziękuję, że mi pomagasz. - dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością - Czy... Czy Kapelusznik jest taki jak zawsze? Dawno go nie widziałam... Właściwie, przestałam w niego wierzyć... - dodała zawstydzona.
- Niewielu w niego wierzy, bo on po prostu jest - stwierdziła małpa. - A jaki był kiedyś? Bo teraz jest taki jak teraz, a nie taki jak zawsze.
Alicja westchnęła. No tak... zaczynało się. Pamiętała jeszcze te dialogi, które sama miała za sny, które niby zawierały odpowiedzi na jej pytania, ale nigdy odpowiedziami nie były. Umilkła więc.

W ciszy dotarli do skraju lasu (gdzie Powolny dyszał już ciężko z wysiłku). Drzewa ustępowały miejsca polom kwiatów, przez które przebiegały przecinające się równiutko dróżki. Widać było wszystko aż po horyzont.
- Ojej - mruknęła małpa. - Idzie burza.
Faktycznie, hen daleko niebo zaciągało się mrocznie. Lecz to w końcu tylko trochę deszczu i parę grzmotów, nic strasznego. Powolny był jednak tak przestraszony, że aż dygotał.
- To może... może już wracaj? Pokaż mi tylko w którym kierunku mam iść. - zaproponowała dzielnie Alicja. I tak miała wyrzuty z powodu tego, jak zmęczyła małpiszona.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 02-09-2017, 14:10   #7
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
III. Cicha noc



- Idzie burza - Alicja odwróciła się ku małpie, zdziwiona tym powtórzeniem. Czyżby Powolny myślał, że nie usłyszała?
- Idzie burza - znowu. - Panienko, burza.- Dziewczynie zaćmiło się przed oczami. Zacisnęła powieki i potrząsnęła głową, a kiedy je otworzyła stał przed nią zaniepokojony pan Tom.
- Lepiej wracać do domu, zanim panienka zmoknie - rozejrzała się dookoła, zamiast lasu i pól widząc tylko domowy ogród i żywopłot. Kraina Dziwów zniknęła równie niespodziewanie, jak się pojawiła. Liddellówna grzecznie podziękowała ogrodnikowi za ostrzeżenie, częściowo z wdzięczności, a częściowo po to, by zaniepokojony nie powiedział czegoś pani matce. Zmyła by jej głowę za bujanie w obłokach lepiej, niż jakakolwiek ulewa. Wciąż jednak trzeba było znaleźć Dinę! Biedna kotka na pewno przestraszy się burzy. Rozglądając się jeszcze bardziej gorączkowo Alicja dostrzegła jednak swoją małą przyjaciółkę leniwie leżącą na parapecie okna, przez które wcześniej się wymknęła. Zwierzątko wyczuło nadchodzącą burzę już dawno i wolało pozostać suche. Zupełnie przy tym nie przejmując się tym, jak bardzo swym zachowaniem zaniepokoiło swoją panią.
Niepokojąca była też bardzo plastyczna wizja, jakiej doświadczyła. Owszem, zawsze miała bardzo żywą wyobraźnię, ale czegoś takiego nie przeżyła od dzieciństwa. Ciekawe ile minęło czasu? Parę minut, pół godziny? Skierowała się do domu, bo był tam zegar i dlatego, że chciała powiedzieć Dinie parę słów o jej zachowaniu. Tykający chronometr z kukułką usłużnie poinformował, że minął niecały kwadrans. Co jednak w tym czasie robiła? Stała jak słup soli, chodziła bez ładu i składu po okolicy? Jak tak się zastanowić, to czegoś takiego wcale nie doświadczyła ostatnio w dzieciństwie. Taki epizod sprawił, że wysłano ją do pensjonatu, choć Alicja nie pamiętała, by wtedy widziała Kota, albo Panią Królik. Ostatecznie jednak nic złego się nie stało, a szympansy we frakach były bardzo śmieszne.
Dina grzecznie (lub nonszalancko, to już podlegało interpretacji) czekała w pokoju. Jej futerko było nieskazitelnie czarne, zatem białemu królikowi udało się uciec, co ucieszyło Alicję. Zabawa zabawą, ale trzeba mieć umiar. O tym, i o paru innych rzeczach, dziewczyna poważnie z kotką porozmawiała.


Z okazji wizyty Elisabeth zorganizowano tego dnia bogaty podwieczorek zamiast kolacji. Ciasta, ciasteczka, owoce, herbata. Jakby sama wizyta siostry (oraz potajemna schadzka z Diną) nie była wystarczająco przyjemna. Alicja cieszyła się niemal jak ze świąt. Rzęsisty deszcz na zewnątrz psuł trochę efekt, ale ostatecznie każdy Anglik był do tego przyzwyczajony.
Lizzie starała się spędzić z siostrą jak najwięcej czasu. Opowiadała o tym, jak zeszłego miesiąca po ulewach zalało jej pokój i musiała powymieniać meble. Opowiadała to tak dramatycznie, jakby co najmniej przeżyła sąd ostateczny. Stolarz rzekomo był strasznie opryskliwy i za usługę policzył sobie jak za zboże! Ciągnęła też za język Alicję - czym to się teraz zajmuje i czy ma na oku jakiegoś kawalera?
 
Zapatashura jest offline  
Stary 08-09-2017, 19:42   #8
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Alicja chętnie opowiadała siostrze o swoim największym hobby, jakim było malowanie pejzaży. Właściwie godzinami mogła rozprawiać o doborze kolorów, grubościach pędzli czy wpływie, jak na końcowy efekt mało odpowiednie naciągnięcie płótna, toteż Lizzie musiała ją nieco przystopować, by zaczęła mówić też o innych zajęciach. Kolejnym były oczywiście książki. Alicja potrafiła ekscytować się nie tylko przygodowymi powieściami, ale też zwykłymi podręcznikami, a im mniej z nich rozumiała, tym bardziej ją intrygowały, toteż jej najnowszą miłością był stary, zakupiony w antykwariacie podręcznik anatomii dla medyków. Był taki... taki zabawny! I dziwny zarazem!

Do tego oczywiście dochodził cały zestaw zajęć “obowiązkowych”, do których rodzice zmuszali Alicję. Czasem jednak i na nudnych lekcjach etykiety i tańca u pani Proppery czy rachunkowości u pana Stiyuda coś wydało się Alicji ciekawe, toteż nie uważała tego czasu za całkiem straconego. O ile zresztą z tańcem nie radziła sobie za dobrze, o tyle rachunkowość była dla niej zazwyczaj prosta. Nawet niechętnie nastawiony do uczenia panienek pan Stiyud ją chwalił.

Dopiero temat “kawalera” zbił Alicję z tropu. Nie bardzo wszak wiedziała, co powiedzieć siostrze. Z jakiegoś powodu chciała jej opowiedzieć o tym, jak przypadkiem zobaczyła służącą Bertę i stajennego w szopie, gdy myśleli, że nikt ich nie widzi i tak zabawnie postękiwali. Czuła jednak, że tego tematu nie powinna poruszać nawet z Elisabeth.

Siostra nie naciskała, pozwalając Alicji wrócić do tematów, które były dla niej wygodniejsze. Podwieczorek dobiegł jednak końca i objedzone, ale bardzo zadowolone, towarzystwo zaczęło niespiesznie się rozchodzić. Dla młodej Liddell oznaczało to kolejną okazję by pobawić się z Diną. Było tyle czasu do nadrobienia, a kto wie kiedy nadarzy się następna okazja? Świat niby nie kończył się na kotach, ale z drugiej strony nie było w nim wiele rzeczy od kotów ciekawszych.

Czas jest nieubłagany i nie czeka na nikogo. Zdążyło się już ściemnić, kiedy Alicja siedząc w swoim pokoju i spoglądając na drzemiącą ze zmęczenia kotkę, zorientowała się że nie zapytała Elisabeth jak oddać jej Dinę z dala od oczu matki. Następnego dnia mogło już być na takie rozmowy za późno, dlatego dziewczyna wyszła na korytarz i skierowała się do pokoju gościnnego. Kiedyś był to pokój Lizzie i Alicja dalej tak o nim myślała, ale oficjalnie służył teraz przyjezdnym przyjaciołom rodziny. Chciała już zapukać do drzwi, gdy usłyszała stłumiony przez drewno głos.
- Co powiesz na spełnienie małżeńskiego obowiązku?
- Will! Nie w gościach.


Speszona wycofała się, nim jeszcze zapukała. Cóż, Elisabeth należała teraz nie tylko do niej, a właściwie należała do swego męża nawet bardziej. Westchnąwszy cicho nad swoją niedolą, Alicja postanowiła wrócić do swego pokoju i nacieszyć się chociaż towarzystwem Diny. Po kilkunastu minutach jednak, to do jej drzwi ktoś zapukał.
- Kto tam? - zapytała z lekką paniką w głosie, wynikającą z faktu, że rozbawiona kotka hasała teraz po całym jej pokoju.
- Twoja matka - odparł kobiecy głos, z całą pewnością nie należący do jej matki.
To było dziwne. Bardzo... dziwne.
- O co chodzi, mamo? - zapytała dziewczyna podchodząc niepewnie do drzwi. Nie otwierała ich jednak.
- Och, otwórz głuptasie. To ja - zaśmiała się Lizzie.
Od razu podbiegła i je otworzyła.
- Musisz mnie tak straszyć?! - rzuciła z pretensją, choć bynajmniej nie umiałaby być na siostrę zła.
- Trochę żartów nikomu nie zaszkodzi - odpowiedziała zaczepnie, wchodząc do środku. Ubrana była tak samo jak na podwieczorku i wszystko było w należytym ładzie. Alicja spodziewała się innych efektów “małżeńskich obowiązków”, ale szybko wygoniła tę myśl z głowy.
- Lepiej żebym zabrała Dinę teraz. Jeśli matka by ją zobaczyła pewnie byłaby zła.

Alicja posmutniała, ale przyznała siostrze rację. Podeszła więc do kotki, by ostatni raz ją przytulić. Ta miauknęła smutno, jakby rozumiejąc uczucia swojej pani. Ryzykując spotkanie z ostrymi pazurkami, dziewczyna przytuliła pupilkę, po czym niechętnie oddała ją Elisabeth. Ta ostrożnie złapała ją za kark, obawiając się agresywnych protestów, ale kotka wydawała się być pogodzona z losem.

- Dobranoc siostro - pożegnała się Lizzie.
Alicja została sama w pokoju, który nagle wydał jej się taki jakiś nieprzyjemnie pusty. W ogóle nie czuła w nim ciepła. Nawet pastereczka z porcelany, którą tak uwielbiała, teraz zerkała na dziewczynę jakoś mniej przyjaźnie.

Nie widząc innej rady dziewczyna zajęła się przygotowaniami do snu. Mimo iż była już przecież praktycznie dorosła, tej nocy do łóżka wzięła z sobą nie tylko książkę, ale też małego, ołowianego żołnierzyka, którego kiedyś na pocieszenie dostała od kuzyna. Nie chciała być sama...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 09-09-2017, 14:25   #9
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
IV. O jeden most za daleko



1


Sen nadszedł szybko. To był ekscytujący dzień i wymagał odpoczynku. Lecz kiedy ciało dziewczyny odpoczywało, umysł chciał dalej zawzięcie pracować. Tyle przygód było jeszcze do przeżycia.
Alicja szła przez mieniące się wszystkimi kolorami tęczy pola. Ktokolwiek jednak wytyczał gdzie jedno pole miało się zaczynać a drugie kończyć był pijany, albo niespełna rozumu. Wszystkie były bowiem nierównymi plamami, to wielkie, tamto malutkie. Tutaj maki, tam żyto, a jeszcze tam róże.


2

Dróżka, którą spacerowała Alicja skręcała się jak sznurek i nie było wcale takie jasne, dokąd prowadzi. Lidellówna wiedziała gdzie chce dojść, ale czy to na pewno tędy się tam dochodziło? Szympans z cygarem mówił, że Kapelusznik mieszka za mostem, lecz nie było widać tutaj żadnego mostu. Na horyzoncie dalej zbierały się ciemne chmury i Alicja miała nadzieję, że zdąży gdzieś dojść nim zmoknie, jej ubranie bowiem dalej bardzo dużo odkrywało. Z drugiej strony, gdyby była wciąż malutka i przyzwoicie odziana, to podróż trwałaby znacznie dłużej, gdziekolwiek miałaby się skończyć. I tak już szła za długo, w dodatku sama, co zaczynało być nużące. Szympans Powolny po prostu czmychnął do swojego lasu. Jednak po pokonaniu kolejnego z naprawdę wielu zakrętów, Alicja ujrzała w oddali kobietę z charakterystycznymi, białymi uszami. W porównaniu z nią, Liddellówna była ubrana jak zakonnica.


3

Pani Królik poruszała się bardzo szybko, wyraźnie się dokądś spiesząc. Ni to biegła, ni to szła, w efekcie podskakując zabawnie, jak to króliki miały w zwyczaju.


____________________
1 - grafika autorstwa ToolKitten
2 - pola ryżowe w Capa w Wietnamie
3 - grafika autorstwa Rubismara da Costy
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 10-09-2017 o 12:51.
Zapatashura jest offline  
Stary 19-09-2017, 12:04   #10
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Alicja patrzyła chwilę w ślad za kobietą, jednak jej nieobyczajowy strój sprawiał, że czuła się dziwnie. Nie miała śmiałości jej zaczepić. Bała się... no właśnie sama nie wiedziała do końca czego, jednak spotkanie z kimś tak ubranym - lub raczej nieubranym - krępowało ją, toteż przykucnęła, by przeczekać, aż zajęczyca przejdzie dalej. Potem ruszyła swoją drogą.
Dalsza podróż nie trwała już tak długo, ale wystarczyła by Alicja miała na jakiś czas dość kwiatów. Jednak co za dużo, to niezdrowo. Zmiana w krajobrazie była drastyczna i nagle, zamiast maków teren usiany był małymi i dużymi głazami. Część można było kopnąć butem, za częścią można się było schować. Dróżka zaś prowadziła do drewnianego mostu, który swą konstrukcją nie wzbudzał wielkiego zaufania.



Musiał to jednak być ten sam most, o którym mówił Ważny Szympans, choćby dlatego że żadnych innych tutaj nie było. Przejście blokowały dwie postacie, z których jedną Liddellówna poznała z daleka. Była to ta sama roznegliżowana Pani Królik, którą widziała na polach. Druga osoba również wyglądała nieskromnie. Był to rudowłosy, brodaty mężczyzna w kilcie. Od pasa w górę ubrany był tylko w tusz licznych tatuaży, o ile w ogóle coś takiego można było uznać za strój. Gestykulował zaciekle, a rysunki na jego ciele tańczyły szaleńczo w rytm nadawany przez poruszające się mięśnie.



1

- Nie ma przejście bez myta. Most się sam nie naprawia - oznajmił brodacz.
- A ty niby go naprawiasz? Zobacz w jakim jest stanie - odparowała Królik.
- Jest w takim stanie, bo nikt nie chce płacić. Nie ma myta, nie ma przejścia.

Alicja niepewnie podeszła do nich.
- Dzie... dzień dobry - przywitała się grzecznie z nutką nieśmiałości w głosie.

Mężczyzna przyjrzał się jej uważnie, jakby jej pojawienie się zupełnie go zaskoczyło. Króliczyca za to radośnie klasnęła w dłonie.
- Mary Ann, zapłać Cieśli myto. Ja nie mam przy sobie pieniędzy - faktycznie nie miałaby ich nawet gdzie schować. Alicja jednak też nie miała ani funta, poza tym wcale nie nazywała się Mary Ann.
- Nie nazywam się tak, proszę pani. Jestem Alicja. - powiedziała - I wcale nie zależy mi na przejściu tego mostu. Po prostu nie chciałam być już sama. - wyznała zgodnie z prawdą. Raz po raz jej spojrzenie lądowało na prawie nagim ciele mężczyzny w kilcie i raz po raz odwracała je, nie mogą znieść dziwnego wrażenia jakie wywoływał w niej te widok.
- Alicja? Od kiedy - spytała niemal oburzona. Cieśla za to w tym samym momencie stwierdził:
- Mosty to nie miejsca spotkań. Mosty służą do przeprawiania się przez rzeki.
- Odkąd pamiętam, proszę pani. Musiała mnie pani z kimś pomylić. -
odrzekła dziewczyna króliczce, po czym spojrzała speszona na mężczyznę - To... gdzie mam iść?
- Dokądkolwiek -
odrzekł rudobrody. - Tylko nie za most.
- A ja właśnie przejdę przez ten most!
- krzyknęła Króliczyca, która uznała że jeśli po prostu zignoruje fakt pomylenia Alicji z kimś innym, to jakby to nigdy nie nastąpiło. - A jak nie przez most, to przez bród!
- Odradzam -
ostrzegł mężczyzna, uśmiechając się przy tym nieprzyjemnie.
- A odradzaj, mnie się spieszy - Biały Królik podeszła do krawędzi skarpy, wypatrując najlepszej ścieżki by dostać się nad wodę. Wtem podskoczyła jak oparzona i krzyknęła ze strachu.
Alicja przyglądała jej się ciekawie lecz nic nie zrobiła.
- To potwór! W rzece jest potwór - Liddellówna była za daleko, by go zobaczyć, musiała zatem uwierzyć na słowo.
- Żaden potwór, tylko mój wspólnik. Zajmuje się tymi, którzy próbują nie korzystać z mostów.
- Ale ja muszę się przedostać na drugą stronę. Inaczej spóźnię się na przyjęcie
- Króliczycy opadły ze zrezygnowania uszy.

Ponieważ szkoda było Alicji królikowej pani, dziewczyna spróbowała podjąć zadanie mediatora. Podeszła do mężczyzny, którego w myślach nazywała “Szkotem” z uwagi na wygląd.
- A może dałoby się opłacić panu przejście jakoś inaczej? Bo my nie mamy pieniędzy, ale przecież mogłybyśmy pomóc. Może trzeba jakieś materiały zamówić i pan by w ten sposób oszczędził sobie fatygi, a może jeszcze inaczej?
- A jak miałybyście panie zamówić materiały, kiedy nie macie pieniędzy? Narzędzi też pewnie nie umiecie naprawiać.
- Narzędzi? -
Białemu Królikowi podskoczyło jedno z uszu. - A o jakich narzędziach mowa?
- Wie pani, młotki, piły, siekiery...
- wyliczał na niekompletnych palcach lewej ręki.
- A jakieś inne? - zalotnie uśmiechnęła się króliczyca, której nieświadomie Alicja podsunęła jakieś rozwiązanie.
- To może... obiad ugotować? W domu posprzątać? - dziewczyna jednak była tak samo niedomyślna jak “Szkot”.
- Dom mam za mostem, a innych narzędzi nie mam.
- Och, myślę że jakieś się znajdzie
- kobieta położyła dłoń na umięśnionym torsie Cieśli, który spoglądał zdezorientowany to na jedną rozmówczynię, to na drugą. W tym jednym wydawali się z Alicją podobni. Ona również przyglądała się to kobiecie, to mężczyźnie przed sobą, zastanawiając się, do czego to doprowadzi. Kobieca intuicja podpowiadała jej przy tym, że może... może powinna ich zostawić samych? Starsza kobieta nie zaprzątała sobie czymś takim głowy, jej dłoń przesuwała się niżej i niżej, coraz bliżej kiltu.
- Taki duży i silny cieśla na pewno ma przy sobie coś do rżnięcia - mruknęła, choć nie była kotem.

Przerażona i zarazem ciekawska Alicja spojrzała teraz na twarz mężczyzny, by zobaczyć jego reakcję. Wyglądała trochę zabawnie, bowiem wyszczerzył zęby w mało rozgarniętym uśmiechu. Kiedy zaś Biała Królik opadła bezwstydnie na kolana i palcami zaczęła gładzić odsłonięte pod kiltem łydki, uśmiech mało nie urwał rudowłosemu uszu.
Nie wiedząc jak się zachować (a przecież nikt jej nie przeganiał) Alicja zasłoniła sobie wpierw oczy, ale potem stwierdziła, że to jednak za wiele i chciałaby zobaczyć, co się dzieje. Przesunęła więc dłonie na usta. Jeszcze zanim królicze łapki zaczęły sunąć w górę, kilt wyraźnie wybrzuszył się z przodu i chyba nawet lekko się uniósł.
- Oho. Narzędzie szykuje się do pracy - zaśmiała się kobieta. - Czy do tego miało służyć myto?
- Tak, tak
- pokiwał głową mężczyzna, zupełnie tracąc swą stanowczość.
Króliczyca wsunęła jedną z dłoni głęboko pod kilt, wydobywając z ust Cieśli pełne zadowolenia westchnięcie. Wybrzuszenie pod materiałem zaczęło poruszać się to w jedną, to w drugą stronę, lecz siłą rzeczy Alicja nie widziała co się pod spodem działo.
Nie, tego zdecydowanie nie powinna oglądać! Przesunęła dłonie znów na oczy, lecz scena przed nią się rozgrywająca zbyt ją intrygowała. Tym razem przesunęła ręce na uszy - jakby to mogło w czymś pomóc. Z pewnością uciszyło radosne postękiwania Szkota, ale w żaden sposób nie ratowało przed lubieżnością zdarzenia, które z każdą mijającą chwilą było coraz bardziej gorszące... a przynajmniej powinno takie być. Liddellówna jednak była tym wszystkim jedynie coraz bardziej zaintrygowana. Kobieta tymczasem zarzuciła sobie kilt na głowę i dwa uderzenia serca później Cieśla entuzjastycznie krzyknął.
- Och, jak wspaniale.
Tego było za wiele młodej, niedoświadczonej dziewczynie. Alicja na oślep rzuciła się do ucieczki, byle jak najdalej od tych dwoje, którzy... którzy... swoim zachowaniem powodowali, że czuła się coraz dziwniej. Traf chciał, że owo “na oślep” to była właśnie droga przez most. Rudowłosy zupełnie odpłynął w objęcia przyjemności i nawet nie próbował zatrzymać uciekinierki. Potwór, który tak przestraszył Białą Królik, najwyraźniej nie miał w zwyczaju wyskakiwać z wody i pożerać na moście swych ofiar, dzięki czemu dziewczyna bardzo szybko pozostawiła całą tę krępującą sytuację za sobą. W tej krainie chyba nikt nie zachowywał się, ani nie ubierał przyzwoicie poza szympansami!
Niestety, okazało się że za mostem jest bardzo dużo terenu, który nie był domem Kapelusznika. W zasadzie, to za mostem był upiorny las do którego dziewczyna wbiegła na ślepo i teraz trochę tego żałowała.



2

Wracać nie mogła - jeśli tamta dwójka wciąż robiła... no, to co robiła, to Alicja już sama nie wiedziała, co sama by zrobiła. A jeśli już przestali, to Szkot pewnie byłby bardzo zły, że nie uiściła myta. Dlatego jedyna droga wiodła do przodu. I tego Alicja pożałowała jeszcze bardziej, gdy po przejściu kilkuset jardów usłyszała dobiegający z chaszczy warkot.
Serce zabiło jej jak oszalałe. Co robić? Uciekać? Czuła, że wtedy to coś na pewno będzie ją gonić. Może jednak ten warkot nie był na nią? Albo tylko miał ją ostrzec? Dziewczyna znieruchomiała, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Chaszcze zatrzęsły się bardziej, powietrze przeciął trzask suchej gałęzi. Źródło warczenia zbliżało się i było duże. Co Ważny Szympans mówił o lasach? Coś o wyjowilkach i gryzolwach.
Przestraszona Alicja rozejrzała się. Spróbowała się wdrapać na pobliskie drzewo. Ledwie zdążyła chwycić się gałęzi i wciągnąć na górę, gdy na drogę wyskoczyło… coś. Przypominało wilka, ale rozmywało się w oczach jak koszmarna mara. Z jego gardła wyrwał się upiorny, narastający jęk, którego crescendo przerodziło się w wycie.



3

Och, jakby się w tej chwili przydała Liddellównie jakaś broń! Przycisnęła się drżąca do konara drzewa, starając nie poruszyć za żadne skarby. Wyjowilk zaczął węszyć i coraz szybciej podchodzić ku Alicji. Sytuacja nie wyglądała ciekawie. Czy takie potwory potrafią się wspinać? Koszmar wlepił swe ślepia w ofiarę i zawarczał z satysfakcją. Nie było drogi ucieczki. I właśnie wtedy przybyła kawaleria. Zza zakrętu, w pełnym biegu i równie pełnym rynsztunku wyleciał żołnierz. Futrzana czapka kiwała mu się na wszystkie strony, a szabla obijała o nogę.



Wyjowilk z miejsca stracił zainteresowanie dziewczyną i rzucił się na nową ofiarę. Rozległ się straszliwy huk, gdy wystrzelił karabin żołnierza oraz jeszcze straszliwy skowyt rannej bestii. Zrezygnowała ze swych krwawych zamiarów i dała koślawego susa w gęstwinę.
Alicja wychyliła się, by spojrzeć na mężczyznę.
- Dzień dobry - powiedziała, dalej siedząc okrakiem na gałęzi - Chyba mnie pan uratował. Nic panu nie jest?
Żołnierz zadarł głowę do góry.
- O, dzień dobry. Wszystko jest ze mną w należytym porządku. A z panną?
- Ja... ja się chyba zgubiłam.
- wyznała, próbując zejść jakoś z drzewa. Skończyło się jednak na tym, że obróciło ją wokół gałęzi na której siedziała i teraz zawisła głową do dołu. A na tę głowę opadła jej sukienka, zaś oczom mężczyzny ukazały się urocze, białe majteczki z koronką.
- To widać - odparł żołnierz, zupełnie nie skrępowany sytuacją. - Tam na dole jest dół, a nie góra - ustawił się pod dziewczyną, obawiając się by ta nie spadła. Dzięki temu, nawet gdy omsknęła jej się noga, wpadła wprost w ramiona żołnierza.
- Aaach! Dziękuję! - krzyknęła wpierw wystraszona, potem szczerze wdzięczna za kolejny ratunek.
- Cała przyjemność po mojej stronie - uśmiechnął się i ostrożnie postawił ją na ścieżce. - Kawalerzysta, do usług - pokłonił się i zamiótł swą czapkę ziemię.
- Alicja - dygnęła i wygładziła sukienkę - Szukam mojego starego znajomego - Kapelusznika. Wie pan może czy gdzieś w pobliżu nie mieszka?
- Kapelusznika? -
powtórzył jak echo. - Ma panna zaproszenie na przyjęcie? - Chyba o czymś wiedział, skoro zadawał takie pytanie.
- Niestety nie, ale myślę, że jestem... mile widziana. - dodała zawstydzona.
Kawalerzysta cofnął się o krok i jeszcze raz, uważnie przyjrzał się Alicji.
- Tak. Zdecydowanie będzie panna mile widziana - to chyba miał być komplement.
- Czy pan tam zmierza? Albo wie, w którą to stronę? - dopytywała, znów wygładzając spódnicę.
- Mogę tam pannę zaprowadzić, choć mnie nie zapraszano - zwierzył się.
- A czy chciałby pan zaproszenie? Może uda mi się poprosić... jeśli wciąż mnie pamiętają. - dodała cicho, bo nie chciała obiecywać czegoś, czego nie była pewna.


_______________________________
1 - grafika autorstwa Spikejones67
2 - obraz "Which way now " autorstwa Stana Johnsona
3 - grafika autorstwa Matta Barleya
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 19-09-2017 o 12:09.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172