Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-03-2018, 11:50   #11
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Alex była wyraźnie zmieszana. Na jej urodziwej twarzyczce mieszały się emocje, takie jak strach i podziw jednocześnie. Była zafascynowana tym nienaturalnym zjawiskiem, ale z drugiej strony, będąc w jego centrum, ogromnie przerażona.

- Czy to domki z naszej przyszłości? To jakaś przepowiednia? Ja napiszę taki wiersz, Richard wykona rysunek drwala, a Felicia pozostawi po sobie rzeźbę? - zastanawiała się na głos, nie kryjąc swoich myśli, bez względu na to jak bardzo niedorzecznie mogłaby brzmieć.

Wzięła od Richarda kartkę, na której spisany był wiersz. Przeczytała go kilkakrotnie. Nie była jednak już zdumiona tym, że wcale go nie napisała, a teoretycznie miał wyjść spod jej pióra. Pierwsze zaskoczenie zdążyło opaść.

- Słuchajcie, a może to jakaś podpowiedź? Drwal już był, Indianin też, ale to co napisane w wierszu... Dzieje się teraz. Tak mi się wydaje - Alex wykrzywiła twarz w zabawnym i uroczym grymasie, ruszając ustami na boki.

- Różnice... Czym się różnią nasze domki aktualnie? U Felici był rysunek, to jedyna różnica, bo wszystkie nasze domy wyglądają jak po rozszarpaniu przez dzikie bestie. U mnie była płaskorzeźba i ten okropny serial w telewizji. Jane, to jakiś potwór, który istnieje? U Richarda telewizor był rozwalony i znaleźliśmy wiersz. Czyli mamy tylko dwie nowości, różnice, tak?

- Albo ktoś próbuje nas nastraszyć - westchnęła smutno po krótkiej chwili milczenia.

- Czy to możliwe byśmy znaleźli Reece'a na cmentarzu? W Lake Hills są w ogóle jakieś cmentarze? Albo jakieś schody w dół, piwnice, podziemne przejścia? - Alex czuła, że zwariowała. Zaczęła szukać mapy Lake Hills i próbowała sobie przypomnieć czy kiedykolwiek ją widziała. Była w końcu wzrokowcem.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 20-03-2018, 23:50   #12
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Mapa Lake Hills nie mogła być przedmiotem trudnym do znalezienia. Szczególnie w domkach letniskowych zamieszkałych przez przyjezdnych. Tym razem jednak zadanie było znacznie trudniejsze, ponieważ jeśli istniała, mogła leżeć przywalona śmieciami. Poszukiwania byłyby czasochłonne i całkowicie pozbawione gwarancji powodzenia.

Jedyne, co miała, to jej niejasne wspomnienie. Większość szczegółów zatarła się, lecz ogólny obraz pozostał. Podsunął odpowiedź. Cmentarz znajdował się dość daleko, za linią rzeki, na północ od Lake Hills. Choć z pamięci ciężko było odtworzyć przybliżony dystans.

Spojrzała jeszcze raz na kartkę napisaną przez siebie. Co poeta miał na myśli? Musiała wiedzieć, skoro sama to stworzyła.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 27-03-2018, 20:59   #13
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Skupiła się, ale pierwsza myśl okazała się nie być tak błyskotliwa, na jaką się wydawała. Cmentarz był zbyt daleko, aby to miało jakiś sens. Po co mieliby iść tyle kilometrów i niby za jaki czas by tam dotarli? Nie, to nie było to.

Alex westchnęła potężnie myśląc dalej. Wciąż czuła się zdenerwowana i to utrudniało całą sprawę. Myślała na głos i oczekiwała od innych, że jakoś ją wesprą i nie walną tekstu w stylu "Ty to napisałam, powinnaś wiedzieć co to oznacza" - ze względu na sytuację coś takiego byłoby mocno irytujące i naprawdę niegrzeczne. Niemiłe. Dobijające.

- No dobra, cmentarz chyba odpada - zrezygnowała po przeszukaniu pokoju celem znalezienia mapy. Przypomniała sobie mniej-więcej jego lokację, więc ustąpiła - To musi być coś bliżej... Jakaś klapa w podłodze albo dźwignia na ścianie, która coś otwiera - kobieta rozejrzała się zaglądając pod dywan. Potem przesunęła telewizor i spojrzała czy nie ma klapy w podłodze. Zbadała jeszcze parę miejsc i przeszła do następnego domku skupiając się na różnicach między bałaganem w pomieszczeniach. Niestety, za płaskorzeźbą Felicii również nic nie znalazła.

Byłaby już skora się poddać, gdyby nie Richard i jego bystre oko. Wspólnie przesunęli stertę nowoczesnych, poniszczonych sprzętów. Była ich masa, więc praca niby czasochłonna, ale wspólnymi siłami udało się.

Poetka była zachwycona. Uśmiechnęła się promiennie jakby odgadła jedną z zagadek Sfinksa. Taką trudniejszą, rzecz jasna. Na pewno taką miał w zanadrzu!

- Świetnie! To na pewno o to chodziło, ja wierzę, że to co znajdujemy teraz ma znaczenie - rudowłosa była naprawdę przekonana o tym, co mówi. Z wystrachanej, subtelnej kobietki stała się wulkanem energii i ekscytacji, jakby puściła w niepamięć okropności jakie zaszły w lesie.

Co prawda Alex nie tego się spodziewała, ale wciąż podchodziła do zadania z pewną dozą energii i chęci. Miała otwarty umysł, wierzyła w przeznaczenie i nadnaturalne moce... W przepowiednie ukryte w snach oraz wiele innych rzeczy, jak wróżenie z rąk czy tarot.

Cokolwiek znalazło się w tym niezbyt ładnym zeszycie, poetka miała przeczucie, że znowu będą musieli zanurzyć się w ciemność. Bez latarki jednak nie miała zamiaru się w nią zagłębiać... No i przydałyby się jeszcze zapasowe baterie. Na pewno w tym bałaganie były takie rzeczy! A może jakieś pióro czy ołówek? Tylko co było w tym zeszycie...
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 28-03-2018 o 17:06.
Nami jest offline  
Stary 27-03-2018, 22:36   #14
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Richard już zaczął myśleć o ucieczce, ale po słowach Alex prawie palnął się w głowę. Nie wziął pod uwagę, że wszystko, co napotykają stanowi jakąś wskazówkę. Chociaż wciąż nie można było mieć pewności, że rozwiązanie tajemnic ocali ich zagrożone życia, to przynajmniej sprawiało dość przyjemne wrażenie, że mają na coś wpływ i jednak własny los może leżeć w ich rękach.

Alex mówiła najwięcej, zapewne z potrzeby wykazania się jako autorka wiersza. Dla Richarda, który wciąż w głowie miał "swój" dziwny rysunek, było oczywiste, że to nie ona go napisała. Ale nie przeszkadzało to kobiecie w wykazaniu się największą umiejętnością interpretacji, wskazując celnie istotne fragmenty. Richard również miał swoje przemyślenia na temat utworu, ale jego myśli choć częściowo trafne, za bardzo krążyły dookoła tematu, nie wskazując na żaden konkret.

Zaczęli pracować nad przesuwaniem zniszczonego sprzętu elektronicznego. Efekty zdawały się być mizerne, podłoga pod sprzętem wyglądała jak wszędzie indziej. Jednak rysownikowi udało się po chwili dostrzec brak gwoździ na jednej z desek. Po podniesieniu znaleźli zeszyt w skrytce. Z Hanną Montaną. Richard skrzywił się dość mocno na ten widok, jako wielki wielbiciel komiksów w dzieciństwie zdecydowanie nie przepadał za takimi kiczowatymi programami w TV.

Nie pozostawało nic innego, jak otworzyć zeszyt i zapoznać się z jego zawartością. Największą obawą Richarda było, że po zapoznaniu się z treścią kolejnych kartek pojawi się jeszcze więcej pytań, niż odpowiedzi. Czuł jednak zadowolenie, że miał ze sobą dwie artystki, dzięki kreatywnym umysłom będące ogromnym wsparciem w rozwiązywaniu tajemnic. Jeśli potrzeba było więcej światła, użył znalezionej latarki. Po przejrzeniu zeszytu wsparł Alex w poszukiwaniach podobnego sprzętu dla niej i Felicii.
 
Zara jest offline  
Stary 28-03-2018, 20:53   #15
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Ciemność obciążała. Nadawała cech zła wszystkiemu, czego dotknęła. Nawet jeśli tym czymś było zdjęcie popularnej nastolatki sprawiającej lekko upiorne wrażenie. W jej uśmiechu kryło się coś złośliwego, zaś cienie pod oczami były zbyt długie.

Wydobyli cienki zeszyt ze schowka i otworzyli go.
Posiadaczem był człowiek prowadzący program popularnonaukowy. Przybył do Larch Hills jako jednoosobowa ekipa filmowa mająca przedstawić bogactwo przyrodnicze tych rejonów Kanady. Wynajmował ten domek przez pół tygodnia. Prowadził również szczegółową dokumentację swoich wyjazdów w teren w postaci dat, godzin oraz miejsc, jakie odwiedził. Do tej chwili zapiski były precyzyjne, sformułowane w klarowne zdania.

Następny wpis był znacznie bardziej chaotyczny. Nocą potknął się o korzeń i stracił przytomność. Obudził się we własnym domku, choć nie miał pojęcia w jaki sposób się tam znalazł. Stracił dwie doby. Zaczął dostrzegać sylwetki w ciemnościach. Dalszych kilka stron wyrwano, zaś na kolejnych wyrysowano mnóstwo bazgrołów. Czarne oczy. Łosie z długimi, ociekającymi krwią kłami. Mroczne plamy oraz kałuże. Rysunki będące przypadkowymi zbiorami kresek. Coś, co wyglądało tak, jakby autor chciał rozpisać w pełni sprawny długopis robiąc przy okazji dziury w papierze.

Postrzępiony przez drżącą silnie rękę tekst pojawił się na następnej stronie.

Cytat:
Ona mnie obserwuje. Jest ze mną. Jest we mnie. Jest mną. Muszę uciec. Muszę uciec. Muszę uciec. Muszę uciec. Muszę uciec. Muszę uciec. Muszę uciec. Muszę uciec. Muszę uciec. Muszę uciec. Muszę uciec. Muszę uciec. Muszę uciec.
Niech już przyjdzie dzień. Słońce. Światło. Muszę światło...
Siedzę w w kącie oświetlony światłem latarki. Światło. Więcej światła. I piszę. Ale ten tusz czarny. Potrzebuję, żeby był jasny. Biały. Biały tusz. Biała kartka. Nie ciemna.
Następny fragment trudno było odszyfrować. Mężczyzna musiał się spieszyć albo był bardzo mocno zdenerwowany.

Cytat:
Nie mogę! Nie mogę! Nie mogę! Próbowałem, ale nie mogę! Jeśli to czytasz, uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj!

UCIEKAJ!!!
Tuż przed okładką zamykającą zeszyt znajdowała się kartka. Nie pasowała do poprzednich pod żadnym względem. Różniła się gramaturą, wielkością i kształtem znajdujących się tam liter, stylem pisma wyglądającym na damski oraz treścią. Alex natychmiast rozpoznała w nim osobę obytą ze słowem pisanym, konkretnie z epiką.

Cytat:
Ciasne wnętrze podtykało bezwzględnie prezentowało przytłaczający obraz kraty znajdującej się na wyciągnięcie ręki. Ludzie po drugiej stronie rozmawiali swobodnie nie zważając na zamknięte towarzystwo. Prędko umilkli, kiedy sobie o tym przypomnieli, a niezręczną ciszę wypełnił niski, promieniejący uśmiechem głos spikera radiowego.

- Dziś mamy dla was jeden z hitów, które jeszcze przed około dwoma dekadami mogliśmy usłyszeć na żywo. Mam nadzieję, że wciąż pamiętacie ten kawałek. Proszę państwa, moi mili, Płonące Bydlaki.

Kapela zdawała się śpiewać o teraźniejszości.
Jakkolwiek osobliwe nie byłyby znalezione teksty i cokolwiek by nie oznaczały, najpierw należało przeżyć noc, zaś niedawne doświadczenia dobitnie pokazały, iż światło jest w tym elementem kluczowym.
Alex natychmiast pomyślała o zdobyciu swojej latarki. Może człowiek z dziennika zostawił swoją? Przecież wspominał o niej. Poszukiwania w tego rodzaju bałaganie były zadaniem raczej karkołomnym. Pierwsze co znaleźli, to długopis wydobyty przez niecierpliwiącą się Felicię. W końcu udało się znaleźć pożądany obiekt. Znajdował się pod szafką kuchenna z paczką czterech zapasowych baterii.
Co prawda szkiełko prostego urządzenia pokrywała siatka pęknięć, ale test ujawnił, iż nie stanowiło to najmniejszego problemu. Snop zadowalająco odkrywał z ciemności to, co było pod nią ukryte.

W oddali rozbrzmiało ciche echo syren policyjnych, a kiedy spojrzeli przez okno, dostrzegli poruszające się w bezwietrznym powietrzu fale cienia zniekształcające lekko obraz za nimi.

W oddali Richard dostrzegł niewysoką dziewczynkę z wielką, umazaną czymś siekierą. Postąpiła krok do przodu. I następny. Jeszcze jeden.

Radiowozy były coraz bliżej, ale niewielka osóbka wciąż szła w ich kierunku. Podążające za wzrokiem chłopaka Alex i Felicia również ją dostrzegły. Chwilę przed tym jak się zatrzymała... a następnie rozwiała porwana przez ciemną mgłę, jakby w istocie była z niej złożona. Podmuchy najpierw zabierały kontury szybko kierując się do środka. Jakby szalony grafik komputerowy wprowadzał zbyt dużo smużenia w obraz.

W następnej chwili ostatnie strugi cieni opuściły powietrze... albo znieruchomiały. Pod drzwi podjechał radiowóz zalewając wnętrze falą światła reflektorów samochodowych.

- Policja Lake Hills, nie ruszać się! - krzyknęła kobieta celując w całą trójkę tuż po wejściu do ciemnego pomieszczenia. Światło latarki raziło w oczy.
To samo zrobił jej partner zachodząc ich od boku, by sprawdzić pozostałe pomieszczenia.

- Jak dobrze, że państwo przyjechali!

Jakiś mężczyzna krzyczał z daleka. Najprawdopodobniej tymczasowy sąsiad.


- Ale... No co wy najlepszego robicie?! Tak do ludzi mierzyć?! Podobno żyjemy w państwie prawa i sprawiedliwości! - wskazał dłonią na Richarda, Alex i Felicię z wyraźną, choć niewielką irytacją.

- To pan dzwonił? - kobieta była wyraźnie zdezorientowana.

- Mówiłem przecież, że sprawcą był facet metr dziewięćdziesiąt, przypakowany. Jak takie trzy chuchra mogły zrobić... to? - zatoczył ręką po wnętrzu ręką do tej pory wskazującą na nich.

- Jak się pan nazywa? - odezwał się dla odmiany funkcjonariusz wychodząc z sypialni.

- Chuck Finley. Zgadza się?

Policjanci popatrzyli po sobie i opuścili broń. Drugim zawodzącym pojazdem okazał się być nie samochód policyjny, a karetka.

Otoczenie tonęło na zmianę w czerwieni i niebieskościach, gdy ratownicy dokonywali oględzin każdego. Stróże prawa natomiast przesłuchiwali Finleya.
O ile Richard i Alex zostali potraktowani mocno po łebkach ze względu na zadrapania stanowiące jedyne obrażenia, o tyle Felicia przyciągnęła znacznie więcej uwagi. To ona najwięcej czasu spędziła na oględzinach z pewnością mających trwać jeszcze dłużej, gdyby nie fakt, że dobitnie podziękowała służbie zdrowia za pomoc, po czym wyszła. Skóra pokryta ciemnymi plamami paliła żywym ogniem. Przynajmniej wyglądało na to, iż zdobycze tej nocy bladły powoli.

- Będziemy musieli prosić o złożenie wyjaśnień na komisariacie - potarła czoło Berkley, jak głosiła plakietka przytwierdzona do munduru, gdy tylko podeszła do znalezionych na miejscu zbrodni. Felicia nie omieszkała w ostrych słowach wspomnieć o zaginięciu swojego chłopaka, ale Berkley wzniosła jedynie ręce w obronnym geście.

- Proszę się uspokoić. Wszystko po kolei. Musimy spisać zeznania na komisariacie, a potem zaczniemy szukać. Znajdziemy go - uśmiechnęła się pocieszająco. Otworzyła drzwi na tyły radiowozu.

- Dzieciaki! Następnym razem uważajcie na siebie! Nie zapomnijcie się zabezpieczyć! I dowiedzcie się dlaczego tu jesteście, to da wam przewagę! - zawołał Finley, po czym uniósł rękę w geście pożegnania. Puścił im oczko, gdy drzwi się zamknęły.

Ciasne wnętrze podtykało bezwzględnie prezentowało przytłaczający obraz kraty znajdującej się na wyciągnięcie ręki. Ludzie po drugiej stronie rozmawiali swobodnie nie zważając na zamknięte towarzystwo. Prędko umilkli, kiedy sobie o tym przypomnieli, a niezręczną ciszę wypełnił niski, promieniejący uśmiechem głos spikera radiowego.

- Dziś mamy dla was jeden z hitów, które jeszcze przed około dwoma dekadami mogliśmy usłyszeć na żywo. Mam nadzieję, że wciąż pamiętacie ten kawałek. Proszę państwa, moi mili, Płonące Bydlaki.


Kapela zdawała się śpiewać o teraźniejszości.

Za przednią szybą samochodu wstawał niechętnie świt. Za tylną falował mrok.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 04-04-2018, 22:05   #16
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Przed przyjazdem do Lake Hills oglądając znaleziony zeszyt do końca, Richard odniósłby wrażenie, że mężczyzna nie przyjechał do tej wioski na kręcenie filmu, a ktoś go wysłał na leczenie psychiatryczne. Wstępną diagnozą rysownika byłaby jakaś paranoja lub schizofrenia. Jednak po spędzonym dniu w tym kanadyjskim miasteczku, nie mógł już oceniać zdrowia psychicznego innych. Choć wciąż nieco nie dowierzał w treść ostatnich stron.

Znalezienie latarki stało się zajęciem o najwyższym priorytecie. Rozświetlona światłem kobieta z restauracji w tym momencie zdawała się być kompletnie normalną. Ale i dźwięk przyniósł ulgę, roznosząc wycie policyjnych syren. Następnie ta cholerna dziewczynka. Już miał świecić w jej stronę latarką, ale sama się rozwiała.

Początkowo przyjazd policji okazał się kolejną udręką. Wybawcy i zbawiciele zdawali się być katami, celując w nich, jakby oskarżali trójkę przyjezdnych o całe to straszne zamieszanie. Jakiś sąsiad zaczął ich bronić. Z początku rozmowa dla Richarda była żenująca, lecz zmieniło się to, gdy mężczyzna opisał sprawcę. Może to był właśnie Reece? Opis zdawał się pasować, a w końcu nie mógł rozpłynąć się w powietrzu. Co prawda ciężko po jakimkolwiek człowieku spodziewać się aż takiej siły, by w ten sposób zniszczyć domki. Ale rysownik uznał, że jeśli był on w stanie wytrzymywać na co dzień z irytującą Felicią, to mógł być także zdolny do takiego rozpierdolu domków. Nie miał zamiaru jednak pisnąć słowa policji na temat swoich podejrzeń co do identyfikacji sprawcy.

Całą resztą wydarzeń śmiało dzielił się podczas przesłuchań. Richard nie widział w tym problemu, nawet jeśli wzięliby go za wariata. Może wtedy szybciej trafiłby do szpitala. Tam albo by go wyleczyli albo miałby zapewnioną ochronę. Chociaż błysnęła mu też myśl, że jego jedyne osobiste spotkanie z doktorem Brownem również skończyło się w dziwny, nieprzyjemny sposób.

- Skoro nasze domki zostały zniszczone, to gdzie się mamy podziać na następną noc? - zapytał po tym, gdy sam nie musiał już odpowiadać na pytania stróżów prawa. - Tylko tak, żeby było bezpiecznie. Bo pewnie szanowni policjanci nam nie wyjaśnią, o co tutaj chodzi?

Rankiem, po przesłuchaniach, największą ochotę miał na to, by udać się do pubu i zapić tą popieprzoną sytuację. Starał się jednak powstrzymać. W końcu częściowo problem alkoholowy był tym, co go skłoniło do wizyty w Lake Hills.

Znacznie rozsądniejszym rozwiązaniem było znalezienie sklepu, w którym mógłby przed kolejną nocą zaopatrzyć się w dodatkową, jak najmocniejszą latarkę i spory zapas baterii. Przede wszystkim miał zamiar trzymać się reszty towarzystwa, bo w tej kanadyjskiej dziurze, samotności bał się tylko trochę mniej od ciemności. Więc jeśli Felicia lub Alex miały jakiś plan, to Richard dołączy do jego realizacji, choćby tylko po to, by nie rozdzielać się za bardzo z towarzyszkami niedoli.
 
Zara jest offline  
Stary 06-04-2018, 09:09   #17
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Początkowo Alex była zafascynowana znalezionym zeszytem. Okładka była... Bardzo niepasująca, więc kobieta podejrzewała, że ten zeszyt został znaleziony i zapisany przez kogoś, kto tu utknął. Nikt normalny bowiem nie kupiłby takiego, chyba że... W okolicznym sklepie nie było innego. Trzeba będzie to sprawdzić.

Póki co schowała zeszyt, znalazła długopis i niezbędne do przetrwania rzeczy. Szybko jednak się okazało, że tej nocy nie będą one im już potrzebne.

Mroczne oblicze psychodelicznego dziecka miała ochotę zabić słupem mocnego światła. Była zdeterminowana, a w jej roztrzęsionym wnętrzu otoczonym dźwiękiem bijącego serca, obudziła się wojowniczość. Nic jednak z tego nie wyszło, ponieważ policyjne syreny rozmyły wszystko wokół swoim blaskiem. W sumie to nie głupie by następnym razem włączyć światła samochodu... Chyba lepsze niż ognisko.

Funkcjonariusze, jak to bywało w filmach i czasami rzeczywistości, byli nieuprzejmi i oskarżycielscy. Trzeba jednak było być głupim lub z policji, by wymyślić takie rzeczy. Że niby oni sami własne lokum zdemolowali? I może jeszcze pazurami tapetę ze ścian zdarli? Inteligentne, ale w sumie Alex nie spodziewała się niczego po nich.

~ Chuck Finley - powtórzyła sobie w myślach. Gdy tylko będzie miała sposobność, zapisze to w zeszycie, gdziekolwiek byłoby na to miejsce. Zawsze jakiś skrawek się znajdzie, znała to doskonale, bo sama potrafiła pisać chaotycznie.

Alex była spokojna. Zastanawiała się tylko czy gdyby nie policja, ta noc kiedykolwiek by się skończyła. Za nimi wciąż była noc, a przed nimi świt. Nie oszalała, to wszystko miało jakiś sens, potwierdziły to chociażby słowa mężczyzny, który wezwał policję. Tylko czemu jemu nie przytrafiły się te same okropności, co im? Dlaczego był poza tym koszmarem, a mimo to mógł do niego wejść?

~ Dzieciaki! Następnym razem uważajcie na siebie! Nie zapomnijcie się zabezpieczyć! I dowiedzcie się dlaczego tu jesteście, to da wam przewagę! - słowa Finley'a wciąż brzmiały w jej głowie. Nie miała bladego pojęcia jak się dowiedzieć powodu, dla którego tutaj są. Docelowo miało to być odblokowanie ich utraconej weny, pomoc w powrocie do normalności. W dodatku nazywanie dzieciakiem prawie trzydziestoletniej kobiety było głupie... Ale zawsze wiedziała, że wygląda młodo jak na swój wiek.

Alex naciągnęła rękaw ubrania, aby zakryć i tak ledwo widoczne blizny po cięciach. Pamiętała, że powinna rano wziąć leki, ale nie wiedziała czy po powrocie znajdzie je w domu. Właściwie to nawet zaczęła się zastanawiać nad tym, czy po powrocie ich lokum będzie jak nowe. W radiowozie szeptem podzieliła się tą myślą z pozostałą dwójką. Była to myśl abstrakcyjna, ale właściwie wszystko tutaj takie było. Gdzie tak naprawdę byli jeszcze parę minut temu? Nie wiedziała.

Radio brzmiące jak cytat z kartki wcale jej nie zaskoczył. Spodziewała się czegoś podobnego w najbliższym czasie. Na komisariacie nie obawiała się mówić o mężczyźnie z siekierą i ucieczce przez las. O indianinie. Darowała sobie jednak "otaczające, zniekształcone cienie w lesie", powiedziała po prostu, że napastników było kilku i ledwo uszli z życiem. Z nierealnego zdarzenia, niczym bajkopisarz, stworzyła coś rzeczywistego i prawdziwego. W tym przypadku jednak naginanie prawdy uważała za słuszność. Nie było sensu tak przyziemnym i mało otwartym na tajemnice świata ludziom opowiadać o niestworzonych rzeczach.

Po wyjściu na wolność zastali już dzień. Poetka długo się zastanawiała, co powinni zrobić, ale wierzyła, że muszą szukać wskazówek. Tylko gdzie?

- Możemy wszyscy uznać, że to był jednorazowy koszmar, ale ja w to nie wierzę. To co nam się przydarzyło, powtórzy się. Pamiętacie co powiedział ten cały Chuck? Musimy znaleźć powód dla którego tu jesteśmy. Może powodem wcale nie jest to, z czym naprawdę tu przyjechaliśmy - Alex zamyśliła się na chwilę. Współpraca z Felicią była dla niej dziwna, ale nie nastawiała się do kobiety negatywnie. Po prostu mało ją znała... No i nie była ona mężczyzną, a to kolejny minus.

- Chodźmy najpierw do jakiegoś sklepu, na pewno jest tutaj jakiś jeden większy, czy stacja benzynowa. Kupmy latarki, dużo baterii, ewentualnie może być jakaś latarka z akumulatorem... O ile w ogóle jakieś będą. Chciałabym też zobaczyć zeszyty jakie mają na sprzedaż, bo to dziwne by ktoś do spisywania wybrał taki ohydny z Hanną Montaną... A potem chyba zajrzymy do domków i do tego pubu z wczoraj. Porozmawiałabym z tą kobietą co miała latarkę. Cross coś się wymigiwał i kręcił, gdy o niej mówił. No i Indianin, ten Wódź.

~ A może Lake Hills to miasto duchów? - pomyślała i szybko pokręciła głową. Miała tutaj doznać wyleczenia, a nie oszaleć. Interesowało ją jednak co tutaj się działo. Uwielbiała paranormalne tematy.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 06-04-2018 o 14:45.
Nami jest offline  
Stary 06-04-2018, 15:53   #18
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Mrok. Dla przyzwyczajonej do świateł wielkiego miasta kobiety, która stała z rękami opartymi o reling promu rzecznego, miejsce do którego zmierzała stanowiło oazę mroku. Czarną niczym otaczająca ją noc. Poprzetykaną nielicznymi gwiazdami świateł, podkreślających bardziej ową ciemność, niż ją rozjaśniających. Otuliła się narzuconym na ramiona szalem. Zimno, które poczuła nie miało nic wspólnego z temperaturą, która ją otaczała. Lato jeszcze się nie poddało, uparcie walcząc z jesienią o każdy kolejny dzień, każdy liść i każdy ciepły podmuch wiatru. Walka skazana na przegraną, a jednak trwająca. Nieodmiennie, uparcie, niczym samo życie, którego każda kolejna chwila, każdy oddech były niczym innym jak potyczkami w wielkiej wojnie. A wystarczyło zaprzestać tych starań, powiedzieć sobie “dość” i porzucić ten świat. Tak łatwo można było dołączyć do tych, których się kochało i zaprzestać tej walki, oddać palmę zwycięstwa. Niestety, nie była tego typu osobą i chociaż ból trawił jej serce, jej ciało, duszę i umysł, to nadal tkwiła tu, wśród żywych.

Pokręciła głową, odrzucając od siebie niepokojące myśli. Nie powinna się na nich skupiać, dobrze o tym wiedziała. Na wypadek, gdyby ta wiedza wyparowała z jej umysłu, stale znajdował się ktoś, kto jej o tym przypominał. Prosta droga nie zawsze jest tą najlepszą. Nie zawsze prowadzi do celu, do którego chciałoby się dotrzeć, nawet wtedy gdy na dobrą sprawę wciąż nie ma się pojęcia jaki on niby miałby być. Doświadczyła w swoim życiu tak wiele, tak wiele wciąż mając przed sobą. Czy osiągnęła już swój cel? Dla niektórych oczywistym byłoby stwierdzić że tak, osiągnęła go już dawno temu, a teraz powinna odpocząć, cieszyć się swoimi zwycięstwami i pozwolić światu płynąć obok. Niestety, tu także musiała stanąć po stronie przeciwnej. Nie potrafiła odpuścić. Nie rozumiała znaczenia słowa “dość”, nie potrafiła się pogodzić z “daj sobie spokój”, z “przecież nie jest ci to potrzebne”. Cóż, było jej to potrzebne bowiem tylko to trzymało ją obecnie przy życiu, a jeżeli było coś co kochała całym sercem, a co wciąż znajdowało się w jej posiadaniu, było z nią, nie odeszło w mrok po drugiej stronie, to było to właśnie życie.


Z kolejnej fali rozmyślań, które uparcie nie chciały opuścić jej głowy, wyrwał ją dźwięk syreny oznajmiającej rychłe przybicie do brzegu. Był to idealny moment by się poruszyć, by odwrócić od świateł miasteczka i na powrót znaleźć w znanym i bezpiecznym wnętrzu samochodu.


Audi czekało na nią dokładnie tam gdzie je zostawiła, samotny, podobnie jak jego właścicielka. Jedyną żywą duszą, jaka jej towarzyszyła na promie, był mężczyzna, siedzący bezpiecznie w budce sternika i spoglądający na nią od czasu do czasu. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę że była ostatnią osobą, która jeszcze się uchowała na pokładzie. Pozostali pasażerowie dawno już zeszli na ląd, najwyraźniej nie mając zamiaru podążać wraz z nią do owej zapomnianej przez Boga mieściny. Doprawdy, ona sama także z chęcią opuściłaby prom znacznie wcześniej, tam gdzie światła cywilizacji jaśniały niczym drobne iskry nadziei, którą ze sobą niosły. Nadziei na przyjazne powitanie, na dobre jedzenie, na kulturalną rozmowę przy barze, a wreszcie na wygodne łóżko w jednym z pięciogwiazdkowych hoteli. Co prawda tu także czekało na nią łóżko i to nie w hotelu, a w domku, wątpiła jednak by było ono aż tak wygodne jak te, które oferowały znane marki hotelarskie. Z pewnością zaś nie miała co liczyć na wysokiej klasy obsługę o dowolnej porze dnia czy nocy.

W przeciwieństwie do tego, czego doświadczyła już w pierwszej chwili, w której przednie koła audi dotknęły stałego lądu. Cisza, spokój, a przede wszystkim pustka. Brak rozgadanej młodzieży wracającej z nocnych klubów lub zmieniających jeden na drugi. Brak wiecznie pędzących gdzieś samochodów wraz z rykiem ich silników i jękami wciskanych klaksonów. Nigdzie nie zawyła syrena, nigdzie nie rozległ się krzyk, śmiech, przekleństwo. Miała wrażenie że nawet psy w tym miejscu wolą trzymać się w ukryciu i udawać że nie istnieją. Prawdziwe ghost town. Stojąc na poboczu drogi wpatrywała się w świat za przednią szybą i zastanawiała co właściwie ktoś taki jak ona tu robi. Tak, wiedziała że powinna jechać, że przybyła późno, że za dnia z pewnością miejsce to wygląda przyjaźniej, jednak w tej chwili jedyne na co miała ochotę to wycofać się, wsiąść z powrotem na prom i odpłynąć. Niestety, jakby przeczuwając taką możliwość, jej jedyna, znana droga ucieczki z tego miejsca, odbiła od brzegu i popłynęła dalej swoją drogą, zostawiając ją samą.

Dalsze stanie w miejscu i rozmyślanie nad opcjami, które miała dostępne, a których wachlarz był zdecydowanie ograniczony, nie miało sensu. Westchnięcie rozerwało ciszę wnętrza samochodu, niemal przyprawiając kobietę o zawał serca. Zdecydowanie cisza ta zaczynała oddziaływać w sposób niekorzystny na jej nerwy w związku z czym skorzystała ze zbawiennej opcji jaką, dzięki bogom techniki, miała pod ręką i włączyła muzykę. Z głośników popłynęły łagodne dźwięki melodii, której wkrótce zaczęły towarzyszyć słowa. Pokrzepiona na duchu zmieniła bieg ponownie ruszyła do przodu. Ostrożność, z którą zwykle poruszała się na drogach zdawała się nie mieć sensu w miejscu, w którym jej audi zdawało się być jedynym pojazdem czterokołowym, jednak nie znaczyło to że miała zamiar z niej zrezygnować. Może i brakowało innych zmotoryzowanych, jednak miała dziwne przeczucie że wystarczyłaby chwila jej nieuwagi by doświadczyć bliższego niżby sobie tego życzyła spotkania z fauną tego miejsca. Konie, niedźwiedzie, wilki… Nie wiedziała tak na dobrą sprawę czego się spodziewać po tym miasteczku, chociaż sądząc po tym, że w otoczeniu górowały górskie szczyty i lasy zamiast wieżowców, wolała być przygotowana na każdą ewentualność. Żałowała trochę że nie zaopatrzyła się w broń, chociaż nawet w jej myślach brzmiało to nazbyt paranoicznie. Nie mówiąc już o tym, że gdyby Sam dowiedziała się o takim zakupie, miałaby na swojej głowie więcej kłopotów niż miała ochotę. Nie żeby miała ochotę na jakiekolwiek kłopoty. Dość już się nasłuchała i nie bez powodu zgodziła na tą karkołomną wyprawę. Powodem tym był święty spokój. Święty spokój i brak telefonów, brak wizyt, brak maili… Niestety, Samantha wiedziała doskonale w jaki sposób namówić ją do współpracy i wykorzystywała swą wiedzę za każdym razem gdy tylko natrafia na problemy, których źródłem była jej podopieczna. Różnica wieku niestety nie miała w tej kwestii znaczenia i czasem miała wrażenie, że Sam zwyczajnie jej matkuje, a ona jej na to pozwala.

Na rozważaniach dotyczących tego, że bez dwóch zdań powinna zacząć być bardziej asertywna jeżeli chodzi o pewne osoby z jej najbliższego towarzystwa, minęła jej większość drogi. Drogi przebytej w absolutnej pustce, w bezpiecznej kapsule wnętrza samochodu, mknącego przez niekończący się mrok świata tak różnego od tego, w którym żyła, że równie dobrze mogłaby to być podróż w czasie i przestrzeni. Zatrzymała się na chwilę gdy dojechała do skrzyżowania, a przynajmniej czegoś co ewentualnie mogło za takie uchodzić. Oczywiście świateł nigdzie nie było co skłaniało do zastanowienia jak też mieszkańcy radzą sobie z poruszaniem się po drogach. Informacja o tym że znajduje się na drodze Pocztowej i biorąc pod uwagę wytyczne gps, ma skręcić w Kolejową, mówiła jej tyle co nic. Poczty nigdzie jeszcze nie wypatrzyła, chociaż możliwe że zwyczajnie ją zignorowała. Wypatrzyła za to dworzec kolejowy, a przynajmniej coś co mogło za taki uchodzić gdy koleję dopiero budowano. Po raz kolejny pomyślała, że znajduje się zdecydowanie w niewłaściwym miejscu, że powinna zawrócić i uciec tam, gdzie ktoś taki jak ona pasuje, do cudownej, rozjaśnionej blaskiem neonów cywilizacji.

Nic zatem dziwnego, że gdy w trakcie pokonywania mostu kolejowego, przerzuconego nad rzeką, którą dopiero co płynęła, ujrzała istotę ludzką, jej zaskoczenie było na tyle duże by wygrać z ostrożnością. Gdy mężczyzna, co powinno dodatkowo ową ostrożność pobudzić, zamachał by się zatrzymała, uczyniła to niczym posłuszne dziecko przyzwyczajone do tego że dorosłych się słucha. Radość ze spotkania drugiego człowieka była na tyle duża, że przywołała na jej usta przyjazny uśmiech, który powitał nieznajomego gdy ten zbliżył się do drzwi samochodu. Jako że uczynił to od strony pasażera, uchyliła nieco szybę by móc z nim swobodnie rozmawiać i wychyliła się w jego kierunku, zanim jeszcze zdążył podejść na tyle blisko by położyć dłonie na szybie. Słowa jednak, które zdążyły się już uformować w jej umyśle, nigdy nie opuściły ust, zatrzymane tam przez coś, co nie miało przecież prawa się wydarzyć. Mężczyzna, nieznajomy, bratnia dusza w tej pustce i tym mroku, miast wydobyć z siebie przyjazne słowo, przebił się gołymi rękami przez szybę i wbił palce w drzwi, wyrywając je w następnej sekundzie, zupełnie jakby były wykonane z tektury, cienkiego papieru, a nie stali. Szok sprawił że przez chwilę, trwającą w jej niedowierzającym oczom umyśle nieskończenie długi czas, tkwiła w miejscu z przyklejonym do twarzy uśmiechem i powoli gasnącą nadzieją, jaką samotna istota czuje spotykając drugą, równie samotną, wędrującą w mroku nocy.

Szok minął jednak, szybko zastąpiony strachem. Samotność była mu towarzyszką, wspierającą i dodającą siły, gdy zmuszał ciało do poruszenia, do spięcia mięśni i naciśnięcia pedału gazu, do odrzucenia niepokoju o los nieznajomego i skupienia się na egoistycznej myśli prowadzącej do jedynego, właściwego w tej chwili wniosku. On albo ona. Kalkulacja była prosta, a wynik oczywisty. Jej życie liczyło się bardziej, jego waga przygniatała konsekwencje. Nie bacząc na to czy jej działanie nie zakończy się dla mężczyzny poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi, wystrzeliła do przodu zmuszając silnik do skorzystania z pełni jego możliwości. I tylko jej spojrzenie uciekło ku lusterku by odruchowo sprawdzić czy zagrożenie nie podąża jej śladami. Zagrożenie, które było w stanie wyrwać drzwi z samochodu, a zatem nie wykluczone było i to, że potrafiło także poruszać się z szybkością przekraczającą możliwości normalnego człowieka.

Oczy ponownie przekazały umysłowi obraz, który nie miał przecież prawa istnienia. Mężczyznę odrzuciło, widziała to dokładnie w blasku tylnych reflektorów. Odrzuciło go chociaż nie upadł, a jedynie zachwiał się. Nie to jednak sprawiło, że przez chwilę w jej umyśle zakrólowała wizja pokoju bez klamek. Nieznajomego otaczały cienie. Rzecz niezrozumiała, nierzeczywista, nie mogąca mieć miejsca, a jednak wyraźnie widoczna. Kotłowały się wokół niego niczym walczące ze sobą kocury. Owijały, jakby chciały otoczyć kokonem. Umysł uparcie starał się walczyć z tą wizją, jak i tą, która nastąpiła gdy światła reflektorów uderzyły w nieznajomego. Cienie, jakkolwiek by nie było ciemno to jednak wyraźnie widoczne, zaczęły parować, niczym rosa dotknięta promieniami porannego słońca. Unosiły się w górę znikały, rozpływały na wietrze aż wreszcie te, które jeszcze pozostały, prysły niczym bańka mydlana, pozostawiając samotną postać zanikającą powoli w oddalającym się blasku reflektorów.


Samochód nie zwalniał jeszcze przez dobrą chwilę, mknąc po pogrążonej w ciemności, pustej drodze. Nie miała dość siły woli by zluzować nacisk stopy, uparcie starającej się przebić aż do asfaltu. W końcu jednak rozsądek zaczął powracać podpowiadając jej że taka jazda skończyć się mogła tym samym, czym mogło się skończyć pozostanie w miejscu, na owym moście. Zwolniła więc, chociaż nie przestawała co chwilę zerkać w lusterko by upewnić się, że napastnik z całą pewnością za nią nie podąża. Po chwili także dotarło do niej skąd bierze się ów ból w piersi. Oddech, jakże zwyczajna, niedoceniania na co dzień, automatyczna czynność. Nie wymagał stałej kontroli, po prostu był i tylko w chwilach takich jak te, gdy umysł zaprzątały myśli o wiele istotniejsze, myśli mające na celu zapewnienie przetrwania, przypominał on o tym, że jednak jakaś część owego umysłu powinna się na nim skupiać. Pierwszy haust, dawka życiodajnego powietrza, dowód na to że faktycznie żyje, że ocalała, że kolejna bitwa została wygrana. Po nim zaś kolejne, niekontrolowane bowiem owa kontrola wciąż znajdowała się w stanie wysoce chaotycznym, dyktowanym przez szok jakiego doświadczyła. Dreszcze wstrząsnęły ciałem, zmuszając ją niemal do tego by się zatrzymać. To nie mogło się wydarzyć, nie miało prawa się wydarzyć, a jednak wystarczyło jedno spojrzenie na prawą stronę by udowodnić jej w sposób niezaprzeczalny, że wszystko to, co próbowała wyrzucić z myśli, o czym już starała się zapomnieć, z całą pewnością miało miejsce. Gps uparcie nakłaniał do zawrócenia, jednak niewielkie urządzenie nie mogło wygrać z napędzaną strachem wolą człowieka. Jechała dalej, przed siebie, aż dotarła do czegoś, co jak miała nadzieję było miejscem, w którym mogła uzyskać pomoc. “Modrzewiowe Zacisze” było, wedle znaku który skierował ją w to miejsce, terenem kempingowym i bez wątpienia, gdy tylko podjechała pod budkę strażnika, takowym było o czym świadczyły przyczepy. Czy było tam coś jeszcze, tego nie była w stanie dostrzec bowiem najwyraźniej w miejscu tym, jak i w całej okolicy, zapomniano zamontować latarnie. Dla niej jednak liczyło się przede wszystkim to, że w budce strażnika ktoś był i że jaśniało z jej wnętrza światło, czyli coś o co w tej okolicy było nad wyraz trudno.

Po krótkiej rozmowie, w trakcie której stale miała nieprzyjemne wrażenie, że człowiek twierdzący że jest właścicielem tego miejsca, uważa ją za wariatkę, udało się jej wynająć przyczepę na jedną noc. Evans, takie bowiem podał jej nazwisko, przekazał jej klucze, które powinny podobno pasować do jednej z nich, które to odebrała, zauważając przy tym z irytacją, że dłonie wciąż się jej trzęsą. Zanim jednak wjechała na teren “Modrzewiowego Zacisza”, skorzystała z tego że jest w towarzystwie drugiego człowieka, który najwyraźniej nie wykazuje się nadnaturalnymi mocami i nie ma zamiaru doszczętnie zdewastować jej samochodu i zająwszy ponownie miejsce na fotelu kierowcy, zadzwoniła tam, gdzie powinna przede wszystkim zadzwonić. Na policję. Po kilku sygnałach odezwał się zblazowany głos.

- Sierżant Cartier, policja Lake Hills, słucham?

- Chciałabym zgłosić… - zamilkła bo wcale nie była pewna jak powinna określić to co się stało. - Uszkodzenie samochodu i napaść - zdecydowała w końcu, wcześniej posiłkując się głębokim wdechem, którego zadaniem miało być uspokojenie nie tyle nerwów, co przede wszystkim głosu, który drżał jej mniej więcej tak samo jak dłonie o ile nie bardziej.

- Słucham, proszę dokładnie opisać zajście.
Dokładnie opisać zajście… Przed jej oczami przewinęły się obrazy wspomnianego wydarzenia, które wolałaby jednak wymazać ze swojej pamięci, czego jednak nie potrafiła, a wręcz im bardziej się starała tym głębiej się w tą pamięć wrzynały.
- Więc… - zaczęła ponownie i ponownie urwała. - To było na moście. Tym nad rzeką. Jechałam drogą do… Jak się to miejsce nazywało… Do “Bliżej Natury”! - westchnęła z ulgą, że nazwa zaskoczyła na miejsce i nie musiała tłumaczyć niczym idiotka. - Ten mężczyzna wyszedł zza filara i pomachał więc zwolniłam, sądząc że może potrzebuje pomocy, a on nie dość że wybił szybę w moim samochodzie to jeszcze chwycił za drzwi i je wyrwał… - zakończyła, próbując opanować oddech i łzy, które nie wiadomo dlaczego zaczęły napływać jej do oczu. Po drugiej stronie zapadła cisza.

- Że co zrobił?!

- Rozbił szybę i wyrwał drzwi - powtórzyła najspokojniej jak była w stanie. - Nie wiem do czego by się posunął gdybym tam została i nie miałam zamiaru się przekonywać więc odjechałam najszybciej jak się dało. Jestem pewna że dałoby się go jeszcze złapać gdyby wysłać funkcjonariuszy od razu. Ten człowiek jest niebezpieczny!

- Emmm… Tak… Oczywiście… Za chwilę wyślemy… wszystkich. Proszę zachować spokój i… pozostać w jakimś… spokojnym miejscu. Proszę powiedzieć gdzie pani obecnie przebywa.

- W… “Modrzewiowym Zaciszu” - podała nazwę zerkając jeszcze raz dla pewności na tablicę przypiętą do ogrodzenia. - Zamierzam zatrzymać się tu na noc. Byłabym wdzięczna o informacje na temat postępu poszukiwań. Jak rozumiem wkrótce pojawi się ktoś, kto spisze moje zeznania i zrobi zdjęcia uszkodzeń czy też sama mam się zająć tym ostatnim?

- Tak, tak, zjawimy się wkrótce. W razie dalszych kłopotów proszę dzwonić - powiedział sierżant Cartier i rozłączył się.

Słysząc sygnał przerwanej rozmowy jeszcze przez chwilę wpatrywała się z rosnącym niedowierzaniem w przednią szybę. Nawet nie zapytano jej o nazwisko ani o rysopis tego osobnika. Boże, gdzie ona wylądowała?! Nie wspominając już o tonie całej rozmowy, który pozostawiał wiele do życzenia. Nigdy jej jeszcze nikt tak nie potraktował. Równie dobrze mogliby wprost powiedzieć, że uważają ją za wariatkę i odesłać do odpowiedniego szpitala. Nagły spazm gniewu sprawił że zacisnęła palce na telefonie i zaciskała aż poczuła w nich ostry ból. Nie było sensu marnować nerwów na niekompetentne osoby. To czego teraz potrzebowała to chwili ciszy i spokoju. Zabawne, dopiero co właśnie na nadmiar owej ciszy i spokoju narzekała.

Niestety, rozmowa z policją nie miała być ostatnią przykrą niespodzianką tego późnego wieczoru, a właściwie to już środka nocy. Kolejną okazał się system zabezpieczenia, jaki został zainstalowany w wypożyczonej przez nią przyczepie. System, a raczej jego brak, bo kłódkę którą zastała u drzwi wejściowych, ciężko było nazwać jakimkolwiek zabezpieczeniem. No, chyba że się żyło w średniowieczu. Stojąc przed owym, nader jawnym dowodem zacofania tej mieściny, miała ochotę usiąść i płakać. To wszystko po prostu nie mogło się dziać. To miał być wyjazd, który powinien jej pomóc z problemami. Miał jej pomóc otrząsnąć się po tragedii, która roztrzaskała jej życie w drobne kawałeczki i zostawiła po sobie ogromną, ziejącą pustką dziurę w sercu. Wszystko zaś co spotykało ją od chwili, w której postawiła stopę na terenie Lake Hills, sprawiało że czuła się coraz gorzej i coraz mocniej pragnęła wrócić do swojego normalnego życia. Coraz bardziej także żałowała że zgodziła się na to wszystko.

Jako że nie mogła tak po prostu stać przed drzwiami całą noc, odważyła się w końcu włożyć klucz do zamka i przekręcić go. Wnętrze przyczepy było niemal dokładnie takie jak się obawiała. Nie rozumiała jak ludzie byli w stanie żyć w takiej ciasnocie. Ona by nie potrafiła, tego była pewna. Nigdy co prawda nie cierpiała na klaustrofobię, teraz jednakże podejrzewała że istniało spore prawdopodobieństwo iż takową posiadała. Gdyby nie to, że spanie w samochodzie nie wchodziło nawet w grę, wyszłaby i nawet się nie odwróciła by spojrzeć po raz drugi na tą klitkę, która ilością oferowanej przestrzeni pasowała bardziej dla zwierzęcia i to niewielkiego, niż dla człowieka.
Zebrała się w sobie i pokonała niechęć oraz uprzedzenie do miejsca, w którym miała spędzić noc. Nie mogła zostawić bagaży w samochodzie więc musiała je przetransportować do przyczepy. Sama… Gdzie boy hotelowy, czy chociażby portier. Gdzie obsługa która przecież powinna być wliczona w cenę. To było tak oczywiste, tak doskonale znane i takie normalne że brak owych dodatków sprawiał, że całkiem gubiła się w świecie, w którym wylądowała. Nawet nie mogła zamówić przekąski przed snem, którą dostarczono by jej na srebrnej tacy. Cóż, po prawdzie to nawet nie miała ochoty na jedzenie w tej chwili, więc ewentualnie mogła przymknąć oko na ów brak, jednak na inne braki? Wanna? Przestronna kabina prysznicowa? Szerokie łóżko? Miękki dywan na podłodze. Pierwszej klasy kawa w ekspresie…
Czując narastający ból głowy podjęła desperacką próbę sprawienia stworzenia wokół siebie względnie normalnych warunków do życia. Wyjęła laptop i paczkę suszonych owoców, które wzięła ze sobą, a które lubiła podjadać w trakcie pracy i poza nią. Starając się nie dostrzegać stanu oraz ciasnoty łazienki, obmyła się i przebrała w piżamę. Z walizki wyjęła także szlafrok i opatuliwszy się nim usiadła ostrożnie na łóżku by je wypróbować. Była pewna że istniały mniej wygodne, jednak osobiście nigdy nie miała okazji z takowych korzystać więc to że materac nie ugiął się pod jej ciężarem było dla niej niezbyt przyjemną nowością. Nie chciała nawet myśleć z czego był wykonany, bojąc się dowiedzieć że wypchano go skórami zwierząt czy czymś podobnym.

Cudem udało się jej uzyskać połączenie z internetem, za co omówiła krótką, dziękczynną modlitwę, którą kiedyś, gdy była jeszcze dzieckiem, nauczyła ją babka ze strony ojca, kobieta na równi bogobojna i żądna krwi, szczególnie tej, która płynęła w żyłach konkurencji. Najpierw sprawdziła pobieżnie maile, a następnie stworzyła własny i wysłała własny, który bardzo dobitnie informował Samanthę o tym, że pomysł na który wpadła był najgorszym na jaki mogła wpaść, a także o wszystkich nieprzyjemnościach które spotkały jej klientkę od chwili, w której w ogóle zgodziła się na cały wyjazd. Po tych czynnościach nie pozostawało nic innego jak tylko spróbować dokonać niemożliwego i wygodnie ułożyć się na łóżku, a następnie możliwie szybko zasnąć. Niestety, łatwiej było mieć nadzieję na sukces, niż faktyczny sukces osiągnąć. W obu przypadkach.


Nic zatem dziwnego, że gdy w końcu się jej udało zasnąć, nie była szczególnie zadowolona z faktu, że tuż po owym zaśnięciu została obudzona i to przez głośne walenie do drzwi. przez pierwszych kilka chwil nie mogła sobie przypomnieć gdzie właściwie się znajduje i dlaczego całe ciało ją boli, a przecież dopiero co wymieniła materac w swoim łóżku na taki, który właśnie wszelkim takowym bólom miał zapobiegać. Dopiero po dobrych kilku chwilach dotarło do niej że nie znajduje się w swojej sypialni, a dobijaniu się do drzwi towarzyszy czerowno-niebieski blask, rozjaśniający wnętrze przyczepy.
Przetarła oczy, poprawiła włosy i piżamę na tyle by nie straszyć swoich gości i owinąwszy się dodatkowo szlafrokiem, wyszła im naprzeciw, otwierając drzwi z miną jasno mówiącą co sądzi na temat zjawiania się tak późno, a przy tym o tak wczesnej porze. Przed wejściem, w jasnym snopie światła przednich reflektorów samochodowych stało dwóch policjantów w zgniłozielonych mundurach. Jeden z nich, młody i gładko ogolony, zaś drugi nieco starszy z krótką szczeciną na lekko zaokrąglonej twarzy.

- Dobry wieczór, sierżant Cartier i sierżant Haldridge - przedstawił siebie i swojego towarzysza pierwszy z nich. Obaj wyglądali, jakby przybyli na zesłanie do ciężkich robót.
- To pani do nas dzwoniła?

- Tak - potwierdziła, mierząc obu uważnym spojrzeniem, starając się przy tym powstrzymać niechęć, która naturalnie zrodziła się po tym jak została poprzednio potraktowana przez jednego ze stojących przed nią funkcjonariuszy. - Jakiś czas temu - dodała, nie kryjąc swego zadowolenia. - Ta noc musiała być nader obfitująca w nagłe wypadki skoro tak długo zajęło panom dojechanie do tego miejsca. Samochód stoi tam - wskazała na swoje audi, zaparkowane tuż przy przyczepie i raczej trudne do przegapienia. - Jak panowie sami mogą zauważyć, brakuje mu drzwi od strony pasażera - podpowiedziała, na wypadek gdyby sierżant Cartier zapomniał już dlaczego w ogóle do nich dzwoniła.

- Bill… Tu brakuje drzwi! - zauważył zaskoczony Haldridge, gdy podszedł do samochodu. Jego towarzysz natychmiast poszedł także spojrzeć na coś, czego najwyraźniej się nie spodziewał.
- Jest pani pewna, że nie zostały urwane przy cofaniu?

Nie mogła się powstrzymać przed przewróceniem oczami i ciężkim westchnięciem.
- Nie chciałabym panów pouczać w kwestii wykonywanej pracy, jednak gdyby drzwi zostały wyrwane przy cofaniu to nie sądzą panowie że szkło z rozbitej szyby wylądowałoby wtedy na ulicy czy chodniku, a nie we wnętrzu samochodu? Powinna też zostać jakaś rysa na masce, a o ile mi wiadomo takowych nie ma. Ewentualnie przy uderzeniu powinna pęknąć szyba w tylnych drzwiach, chociaż tu akurat ze mnie żaden ekspert nie jest - dodała, przywołując na usta w miare przyjazny aczkolwiek niezbyt szeroki uśmiech. W nocy, gdy próbowała usnąć przemyślała całą sytuację oraz to co się stało więc była w stanie rozmawiać spokojnie i jak na dobrze wychowaną osobę przystało.
Policjanci natomiast spojrzeli po sobie, a następnie do wnętrza. Cartier wrócił pod wejście do przyczepy z notatnikiem i długopisem w dłoni.
- Mówiła pani, że stało się to…
Wyraźnie próbował sobie przypomnieć rozmowę sprzed kilku godzin.
- … na moście. Zacznijmy od pani imienia i nazwiska oraz dokumentu tożsamości.

Dalsza część przesłuchania przebiegła już tak, jak powinna przebiec, a przynajmniej jak wyglądało to zwykle w serialach czy filmach. Niewyspana i zmęczona musiała ponownie przejść przez wypadki na mości, opisać sprawcę i podać całą masę niekoniecznie istotnych szczegółów, które jednak najwyraźniej dla funkcjonariuszy istotne były. Gdy na chwilę przerwali kątem oka dostrzegła dziwne zachowanie cieni, kłębiących się poza snopami światła reflektorów samochodu policyjnego i tym, padającym z drzwi w których stała i ani myślała ich opuszczać. Nie wiedzieć dlaczego ale obskurna przyczepa wydawała się jej o wiele bezpieczniejszym miejscem niż świat na zewnątrz, nawet biorąc pod uwagę obecność dwójki policjantów. O cieniach jednakże nie wspominała, zarówno tych, które otaczały napastnika, jak i tych, które zaobserwowała w trakcie składania zeznań. Szok minął już w znacznej części i powróciła zdolność racjonalnego myślenia. Nie spieszyło się jej do zmiany adresu zamieszkania na taki bardziej szpitalny, nie ważne z jak dobrą opieką. Z tego też powodu postanowiła owe szczegóły zostawić dla siebie i zrzucić je na karb zmęczenia i nerwów, czyli zrobić to co normalna, zdrowa na umyśle osoba zrobić powinna.

Zanim funkcjonariusze odjechali, wyłudziła od nich informację na temat mechanika, chociaż miała dziwne wrażenie, że jej oczekiwania względem możliwości tej osoby znacznie przekraczały te, jakimi dysponował. Przynajmniej sądząc po minach obu panów mundurowych gdy usłyszeli, że chce by drzwi naprawiono jeszcze tego dnia. Dla niej osobiście takie wymaganie nie było szczególnie wygórowane. Była pewna, że gdyby zażądała tego samego w Ottawie, jej życzenie zostałoby spełnione. Oczywiście, szła by za nim spora suma pieniędzy, te jednak nie stanowiły dla niej problemu. Tu jednakże obawiała się że mogą nie wystarczyć, co dla niej osobiście było nie do pomyślenia, jednak możliwość taką brała pod uwagę. W końcu znajdowała się w dziczy na końcu świata, zatem szanse na porządną obsługę były raczej znikome.

Po odjeździe gości, kiwnąwszy głową zaspanym ciekawskim, którzy wyłonili się z sąsiednich przyczep i namiotów, wróciła do środka i zatrzasnąwszy za sobą drzwi zastanowiła się co właściwie powinna dalej zrobić. jedynym rozsądnym wyjściem, biorąc pod uwagę godzinę, wydawała się drzemka. Sprawdziła jeszcze maile, co nie obyło się bez długiego czekania na wyjątkowo żałosne połączenie z internetem. Oczekiwanej odpowiedzi od Sam, jak zresztą się spodziewała, jeszcze nie było. Na resztę wiadomości nie musiała odpowiadać od razu, tym bardziej że wszyscy znajomi i rodzina wiedzieli doskonale że przez najbliższe dni czy nawet tygodnie, mógł z nią być raczej słaby kontakt.


Jak postanowiła, tak też zrobiła. Kolejne dwie godziny spędziła na nieudanych próbach pogrążenia się w błogim śnie. Niestety, musiała jej wystarczyć żałosna namiastka owego snu polegająca na bezczynnym leżeniu z zamkniętymi oczami i snuciu planów na kolejne godziny oraz wspominaniu dni gdy wszystko było jeszcze takie jak powinno, wręcz idealne, gdy spoglądało się z perspektywy minionych miesięcy. Myśli te tym bardziej w zaśnięciu nie pomagały więc w końcu poddała się i wstała.
Poranna toaleta zabrała jej zdecydowanie więcej czasu niż powinna o co bez szczególnych wyrzutów sumienia obwiniała braki jakich nie brakowało wyposażeniu przyczepy. Marzenia o wannie i dostosowanej do używania przez ludzi łazience, były wszystkim co w obecnej chwili mogła zrobić. Na szczęście nie miała spędzić w tej obskurnej puszce ani chwili dłużej. W “Bliżej Natury” czekał na nią jej domek, do którego powinna dotrzeć wczoraj gdyby nie wydarzenia na moście. Gdy tylko odda samochód do naprawy i posili się czymś zdatnym do jedzenia oraz rozbudzi filiżanką kawy, spróbuje w jakiś sposób dotrzeć do tego miejsca. Nie była co prawda pewna jak bowiem wątpiła by w tym miejscu funkcjonowały taksówki. Co najwyżej mogła liczyć na wóz czy wręcz koński grzbiet. Po raz kolejny zadała sobie pytanie o to, co ona właściwie w tym miejscu robiła.

Gdy już się ogarnęła i spakowała z powrotem swoje walizki do bagażnika samochodu, zamknęła przyczepę ponownie tak, jak ją zastała, czyli na kłódkę, wciąż niedowierzając że w taki właśnie sposób rozwiązano problem zabezpieczenia owego przybytku. Wyjeżdżając z terenu kempingowego oddała klucz właścicielowi dziękując mu za pomoc i przepraszając ponownie za kłopot który sprawiła, chociaż wcale nie czuła ani wdzięczności ani konieczności dla takich przeprosin. Wychowanie jednak nie pozwalało jej na odpowiedzenie nieuprzejmością na podaną jej, pomocną dłoń. Wszak wcale nie musiał jej tej obskurnej przyczepy wynajmować, tym bardziej że zjawiła się w środku nocy i bez rezerwacji.

Kolejnym miejscem, do którego chciała zawitać był warsztat mechaniki, znajdujący się, wedle słów policjantów, na rogu ulicy Zachodniej i Wahkam. Gps na szczęście działał poprawnie więc nie sądziła że będzie miała jakieś problemy z dotarciem, chociaż konieczność ponownego przejazdu nieszczęsnym mostem nie sprawiła jej żadnej przyjemności. Z pewnym żalem zauważyła że wyrwane drzwi zniknęły. Miała pewne podejrzenie, że gdyby je miała, naprawa mogłaby przebiec znacznie szybciej niż przy ich braku. To jednak miało się dopiero okazać. Pewnym było jedno, a mianowicie to, że nie mogła jeździć samochodem w którym owych drzwi nie było.
Pod warsztat zajechała nieco po godzinie siódmej trzydzieści. Wyłączyła silnik i z nadzieją w sercu oraz portfelem zawierającym karty kredytowe i gotówkę, udała się do drzwi wejściowych.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 08-04-2018, 16:09   #19
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Komisariat był niskim, niewielkim jak na tego typu instytucję budynkiem z czerwonej cegły. Tuż obok stał złączony z nim bank z wielkim napisem na froncie "Golden Fox". Po przeciwnej stronie siedziby stróżów prawa znajdował się plac porośnięty niską, gęstą trawą, zaś na tyłach mogli dostrzec jeszcze jeden przytulony budynek, choć od tej strony nie dało się rozpoznać jego przeznaczenia.

Na parkingu znajdował się tylko jeden samochód policji, prócz tego, którym dotarli na miejsce.

Za dwuskrzydłowymi drzwiami, w wyłożonym drewnem holu przywitało ich spojrzenie młodego mundurowego chowającego stos papierów do jednej z szuflad. Jego starszy, brodaty towarzysz pochłonięty był tymi samymi czynnościami. Ich zmiana musiała dobiegać końca.
Wgłąb budynku prowadził pojedynczy, szeroki korytarz kończący się zakrętem w prawo. Jego okna wychodziły na widziany przed kilkoma chwilami plac. Na prawych znajdował się szereg trojga drzwi prowadzących do gabinetów. Pomiędzy nimi ustawione były ławki.

- Co z tą wariatką? - zapytała Berkley. Odpowiedział jej młodszy. Cartier, sądząc po napisie na metalowej plakietce przypiętej do munduru.

- Nie uwierzysz. Rzeczywiście ma wyrwane drzwi.

- Może zostawiła je na jakiejś latarni?

- Może, ale szkło było w środku.

- To w takim razie sama ją wybiła, a potem zaliczyła dzwon z latarnią. Czego to ludzie nie zrobią, żeby wyłudzić pieniądze od ubezpieczyciela.

Alex dostrzegła, ze Cartier nie wygląda na przekonanego. Było to jednak na tyle widoczne, iż Berkley również to zauważyła.

- Nie wierzysz chyba w tę historię...

- Nie, jasne, że nie. Tylko to wytłumaczenie też mnie nie przekonuje. Co za noc... No nic. Bawcie się dobrze i do jutra.

Berkley i McDonald weszli w pierwsze drzwi w korytarzu. Czarne litery na mlecznej szybie obwieszczały, iż był to pokój zajmowany przez Berkley. Pierwszą osobą, jaka złożyła zeznania była Felicia. Po niej poproszona została Alex, zaś Richard był ostatnim w kolejce.

Jego relacja z nocnych wydarzeń wywołała porozumiewawcze spojrzenie między funkcjonariuszami, ale nie skomentowali jej ani słowem.

- Jedyne, co możemy zaproponować z naszej strony, to cela. Tylko najpierw musiałby pan popełnić jakieś wykroczenie, czego osobiście odradzam.

- Może pan też zatrzymać się u Bro...

- McDonald... - syknęła kobieta. Jej partner zamilkł, choć nie przestawał się uśmiechać.

Przesłuchanie zostało oficjalnie zakończone. Byli wolni. Funkcjonariusze z Lake Hills na koniec spotkania obiecali Felicii, że zajmą się poszukiwaniami Reece'a w trybie natychmiastowym. Kobieta najchętniej sama zajęłaby się poszukiwaniami, ale obecnie nie było żadnych tropów, jakie mogłaby podjąć. Samochód stał tam, gdzie był pozostawiony. Zamknięty. Wnętrze domku także nie okazało się w najmniejszym stopniu pomocne.

Naprzeciw posterunku wznosił się maleńki budynek. "Watchex", jak głosił szyld. Zegarmistrz. Richard wewnątrz, za oknem dostrzegł niewielką, szczerzącą się karykaturę psa wlepiającą w nich krzywe ślepia.
Sąsiadem z jednej strony był zakład fryzjerski, natomiast z drugiej "Sklep wielobranżowy Johna Islemana".

Jeśli gdzieś w tutaj można było zdobyć latarki, baterie czy zeszyty, to właśnie tutaj.

Nagle zza sklepu wyjechało audi. Czterodrzwiowe. Nadwozie ziało dziurą w miejscu wejścia dla pasażera w przedniej części samochodu. Zniknęło za komisariatem równie szybko jak się wyłoniło.
Ruch na ulicach był wręcz marginalny.

Za przeszkloną ścianą wznosiły się regały z rozmaitymi produktami. W oddali widoczna była lada, za którą znajdował się ciemnowłosy mężczyzna w okularach. John Isleman we własnej osobie obsługiwał starszego, grubego mężczyznę w ogrodniczkach, kaloszach i z wędką opartą o ramię. Rybak zapłacił, zaś Isleman natychmiast przeniósł na nich swoją uwagę.

- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?

Kiedy dowiedział się czego poszukują, podniósł otwieraną część lady i zaprowadził ich do regalu z artykułami uniwersalnymi.

- To dwa najmocniejsze modele latarek jakie mam. Obie ze zmiennymi ogniskowymi. Wystarczy przekręcić i mamy światło skoncentrowane. Jeszcze raz i rozproszone. Ta jest na baterie, a ta ma wewnętrzny akumulatorek ładowany ruchem. Jak się rozładuje, to trzeba ją naładować potrząsaniem. Zeszyty są w tamtej części.

Już z daleka Alex zobaczyła uśmiechającą się szeroko Hannę Montanę. Obok znajdował się Kubuś Puchatek, jakieś lamborghini, koła zębate, róże w rozmaitych kolorach oraz powiększone liście jakiegoś drzewa.


Na drzwiach garażu mechanika dostrzegła informację: "Otwarte 9:00-17:00". Cyfrowy wyświetlacz Audi wskazywał godzinę 7:58. Nie było sensu stać pod zamkniętym zakładem i wyczekiwać jego otwarcia, gdy miała w planach śniadanie.

Obok przechodziła kobieta z dzieckiem. Chłopiec miał na plecach tornister. Kiedy zapytała o instrukcję dojechania w miejsce, w którym można coś zjeść, nieznajoma spojrzała podejrzliwie na drogie auto z pozbawione przednich drzwi od strony pasażera. Bez wahania jednak poinformowała, że Diana będzie musiała skręcić w ulicę Zachodnią, znajdującą się nie więcej niż dziesięć metrów od maski i jechać cały czas prosto Szkolną. Po prawej stronie zobaczy restaurację Moose's Horn.

Radio samochodowe odbierało wyłącznie kanał LHFM z muzyką, w przeważającej części, rockową o różnym ciężarze brzmienia. Jedną z nich nawet rozpoznawała. Kiedyś ją słyszała, choć nie potrafiła dokładnie określić tego momentu w przeszłości. Dowiedziała się teraz, że nazywała się "Locking up the sun" i pochodziła z albumu zespołu "Płonące Bydlaki". Choć kapela dość niszowa, miała wystarczającą siłę, by przebić się ze swoimi kawałkami poza tereny Parku Narodowego "Larch Hills".

Przejeżdżając dostrzegła pod sklepem trzy osoby wyróżniające się na tle miasteczka. Młody chłopak, rudowłosa dziewczyna i białowłosa pokryta tatuażami oraz dziwnymi, czarnymi plamami po lewej stronie ciała. Wkrótce jednak zniknęli za budynkiem posterunku policji przytulonym do straży pożarnej. Kawałek dalej wznosiła się metalowa wieża, a za nią poszukiwana restauracja. Skręciła w prawo, w Transportową, po czym zjechała na parking. Stał tam tylko jeden samochód z lat dziewięćdziesiątych albo nawet osiemdziesiątych.

- Witamy w Moose's Horn! - zawołała od progu radośnie kelnerka o imieniu Dawn wypisanym na plakietce.

W rogu pomieszczenia wydzierało się na siebie dwóch starszych mężczyzn.
- Idź włączyć Kokoska!

- W dupie mam twojego Kokoska!

- W czym mogę pomóc? - zapytała kobieta wydając się nie słyszeć staruszków i z niezbyt inteligentną miną przyjęła zamówienie. Diana natomiast zajęła jeden ze stolików.
Chwilę później zjawiła się ponownie ze szklanką kawy oraz tą samą miną.

- Jajecznica będzie za kilka minut - uśmiechnęła się jeszcze szerzej pogłębiając wcześniejsze wrażenie i odeszła.

Drzwi restauracji otworzyły się wpuszczając do środka dostrzeżoną wcześniej trójkę. Chłopak natychmiast zwrócił na nią uwagę.

Diana upiła łyk kawy. Jednej z najlepszych, jakie piła w życiu.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 09-04-2018, 22:56   #20
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Przez chwilę przyglądała się wywieszonej informacji. Miała jeszcze z dobrą godzinę do chwili otwarcia. Godzinę, którą mogła spędzić siedząc w samochodzie przed warsztatem lub wykorzystując ów czas na coś pożyteczniejszego. Kawa i śniadanie znajdowały się tu na szczycie listy i kusiły niczym zakazany owoc tuż przed nosem. Westchnęła odwracając się plecami do owej niekorzystnej dla niej wywieszki.

Dotarcie do restauracji nie zajęło wiele czasu. Pomocna w tym okazała się matka, którą zagadnęła po drodze. Widok kobiety z dzieckiem wywołał bolesny skurcz w sercu, który sprawił że uśmiech na jej wargach był tylko wymuszonym grymasem. Pamiętała dokładnie te chwile, w których sama zajmowała się tym typowym dla mam zajęciem. Mała, ciepła dłoń w jej własnej. Czyjś radosny uśmiech, rozświergotany głosik. Te tysiące pytań na które niekiedy tak trudno było odnaleźć właściwą odpowiedź.

Podziękowała za instrukcje, machając obojgu na pożegnanie. Doszła przy tym do wniosku, że może jednak powinna tą podróż odbyć pieszo, zostawiając samochód przed warsztatem. Szybko jednak sama sobie zaprzeczyła. Brak drzwi stanowił dość znaczący problem gdy w grę wchodziło odpowiednie zabezpieczenie przed ewentualnym rabunkiem. Nie mówiąc już o tym, że przecież nie mogła zabrać ze sobą wszystkich bagaży, a o pozostawieniu ich w bagażniku nie mogło być mowy. Już chyba lepiej było stanowić atrakcję dla pieszych i współużytkowników dróg niż skończyć bez samochodu i wszystkiego co się w nim znajdowało, tylko z tym co się miało przy i na sobie.

Atmosfera lokalu różniła się znacząco od tej, którą nawykła kojarzyć z określeniem “restauracja”. Brakowało odzianych w elegancką czerń i biel kelnerów, przy wejściu nie powitał jej portier, nie zapytano o rezerwację… Fakt, było wcześnie ale… Fakt, kelnerka powitała ją radośnie... Może była zbytnio rozpieszczoną przez przez życie kobietą, która znalazła się bardzo daleko od strefy, w jakiej zwykła się poruszać? Zapewne. Nie znaczyło to jednak że zamierzała obniżać własne standardy.
Stolik który zajęła znajdował się przy oknie, tak by mogła mieć oko na samochód. Zamówiła uprzejmie jajecznicę, zastrzegając że ma ona być zrobiona z trzech jajek, nie więcej. Poprosiła także o szarlotkę i sałatkę ze świeżych owoców co by złagodzić poczucie winy w związku z ciastem. Niestety, owe poczucie winy miało nie zostać złagodzone bowiem sałatki owocowej w menu nie było. Kolejny dowód na to że znajduje się daleko od swoich sfer. Skinęła zatem głową kelnerce i zapatrzyła się w okno, czekając na powrót Dawn. Myśli same powróciły do minionej nocy. Nie wiedzieć czemu owym wspomnieniom towarzyszyła zasłyszana w radiu melodia piosenki niejakich “Płonących Bydlaków”. Nie przepadała za taką muzyką, jednak ta melodia nie chciała się ulotnić więc idąc po małej linii oporu, pozwoliła jej przemykać pomiędzy obrazami. Prom, wyludnione miasteczko nocą, most, nieznajomy, cienie… Wzdrygnęła się i na chwile powróciła do teraźniejszości z uśmiechem dziękując Dawn za kawę. Skupiła także większą uwagę na otoczeniu. Restauracja nie miała tego ranka wielu klientów. Dwójka kłócących się mężczyzn sprawiła, że Diana pospiesznie odwróciła od nich spojrzenie, przenosząc je na wystrój i obsługę. Kelnerka nie sprawiała wrażenia szczególnie bystrej osoby jednak jej przyjazny uśmiech wystarczył by ten niedostatek nie stanowił dla jej klientki problemu. Wręcz przeciwnie, sprawiał że odruchowo sama się uśmiechała.

Uśmiech ten nadal tkwił na jej ustach gdy do lokalu wkroczyła trójka nowych gości. Rozpoznała ich od razu, zapewne dlatego, że podobnie jak ona, nie pasowali do tego miasteczka. Szczególnie owa wytatuowana dziewczyna wyróżniała się na tle pozostałych. Uśmiech na ustach Diany zmienił się nieco, nadając jej twarzy melancholijnego wyrazu. Byli tak młodzi, że każde z nich mogłoby być jej dzieckiem. Byli co prawda starsi od Rose, to jednak nie tak znowu wiele, przynajmniej na ów pierwszy rzut oka. Co ona by powiedziała na tatuaże? Czy pozazdrościłaby wspaniałej barwy włosów drugiej z wchodzących? Czy zainteresowałby ją towarzyszący im chłopak? Nigdy nie miała się tego dowiedzieć.

Zauważając, że przykuła uwagę młodzieńca, skinęła w ich kierunku głową po czym skupiła się na swojej kawie. Niedbale przy tym poprawiła kosmyk niegdyś czarnych, teraz zaś w większości siwych włosów, który wymknął się ze srebrnych objęć spinki i odważnie zapuścił w kierunku kubka wypełnionego kremową cieczą, jako że dolano do niego nie tylko czarnej cieczy ale i sporą dawkę śmietanki. Mimo iż na zewnątrz było dość ciepło, ramiona otulał jej kaszmirowy szal pod którym, układając się delikatnie na drobnym ciele, znajdowała się satynowa bluzka w kolorze śnieżnej bieli. Stroju dopełniały wygodne mokasyny i luźne, brązowe spodnie, tylko kilka odcieni ciemniejsze od szala. Nie nosiła biżuterii, więc jej dłoni nie zdobiły pierścienie, a z uszu nie zwisały kolczyki. Bystre oko było jednak w stanie dostrzec cieniutką nić łańcuszka, na którym wisiała otwierana zawieszka w kształcie serca. Drobiazg ów był ozdobiony drobnymi stokrotkami z białego złota, których centrum stanowiły delikatne diamenty, odbijające promienie słoneczne i rzucające tęczowe blaski.

Jako że nie była zainteresowana zawieraniem znajomości, skupiła się na powrót na widoku za oknem, popijając swój napój drobnymi łyczkami. Chciała już znaleźć się z powrotem w domu, w otoczeniu znanych sobie mebli i zapachów. Chciała zanurzyć się w wannie i rozkoszować cichą muzyką skrzypiec, rozbrzmiewającą z głośników w całym domu. Chciała wybrać się na lunch do ulubionej restauracji i pospacerować po parku. Może nawet skusiłaby się na wizytę w którejś z galerii czy antykwariacie. Spokojne, normalne życie, które może nie leczyło dziury w sercu ale też nie sprawiało że człowiek bał się zasnąć w nocy. Co ona tu właściwie robiła…?
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172