Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-04-2018, 22:10   #21
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
- Kolejny powód, by cieszyć się, że nie jestem Kanadyjczykiem - Richard powiedział cicho, bardziej do siebie, niż policjantów, gdy zakończyli jego przesłuchanie. - Gdybym miał świadomość, że płacę podatki na taką policję...

Trójka nowoprzybyłych do Lake Hills nie otrzymała żadnej pomocy. Poza tą nieświadomą, bo dzięki wozowi policyjnemu rozpłynęła się we mgle dziewczynka z siekierą. Z drugiej strony, zarówno Richard, jak i Alex, gotowi byli użyć swych latarek, by przekonać się o skuteczności takiej broni. A poza tym, rysownik wciąż miał ze sobą jeszcze rewolwer. Skoro stróże prawa w ogóle nie garnęli się do tego, by jakkolwiek im pomóc, jedynie marnując ich czas oraz sugerując, że jest psychicznie chory i powinien nocować u doktora Browna, to sam postanowił zająć się swoją obroną.

Na sam pomysł zakupienia dodatkowych naboi do rewolweru Richard wpadł, gdy znalazł się już w Moose's Horn. Trochę późno, bo mógł spróbować u Johna Islemana. Skoro wódz przy sobie posiadał prawdziwy arsenał broni, a coś o zaopatrywaniu się w jego obecności wspominał poprzedniego dnia właściciel sklepu. Nawet, jeśli nie, to przynajmniej mógł wiedzieć, gdzie można zaopatrzyć się w amunicję. Skoro jednak wczoraj tutaj był, może i pojawi się podczas przerwy w pracy i dzisiaj. Rozglądał się po restauracji i jeśli znalazł pana Islemana, to dyskretnie zagaił. Gdyby go przez całą ich wizytę nie było w Moose's Horn, wróciłby się do sklepu.

- Przepraszam, jeśli można zająć chwilkę. Wczoraj nieco zapoznałem się z wodzem i... pewnymi niebezpieczeństwami w tutejszym lesie. Przypadkiem usłyszałem, że "rozmawialiście" o zaopatrzeniu i widziałem trochę zaopatrzenia Indianina. Czy wie pan, gdzie mogę kupić trochę amunicji do rewolweru?

Jeśli Richard go nie znalazł, po prostu przyłączył się do Alex, chcącej porozmawiać z żarówkową kobietą. Czując zapach jajecznicy, jego żołądek również odezwał się, żądając jakiegoś śniadania. Dlatego zamówił jedzenie oraz wodę. Mimo niewyspania, wolał nie ryzykować picia tutejszej kawy.

Przez moment rysownik skierował też myśli na temat nieznajomej kobiety w restauracji. Ewidentnie nie była mieszkanką Lake Hills. Zapewne kolejna osoba, która przybyła do tej dziury tylko ze względu na doktora Browna. Skinęła mu głową. Być może kojarzyła go z benefisu? Richard grzecznie odpowiedział skinieniem. Widział jednak jej niechęć do dalszej konwersacji. Zważając też na fakt, że po nocy w lesie, poranku na posterunku policji i braku odpoczynku, jego obecny wygląd nie przystawał do elegancji prezentowanej przez starszą kobietę, nie rozpoczął z nią żadnej rozmowy.
 

Ostatnio edytowane przez Zara : 12-04-2018 o 15:36.
Zara jest offline  
Stary 15-04-2018, 08:46   #22
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
W sklepie Alex rozpoczęła poszukiwania. Przy półce z zeszytami szukała różnicy między nimi. Czemu twórca wybrałby akurat ten? A może po prostu był najbliżej lub na linii wzroku i po prostu chwycił? Szkoda, że w zeszycie nie było dat. Poetka była ciekawa ile notes przeleżał pod podłogą. Parę tygodni, miesięcy... A może rok? Rudowłosa wzięła zeszyt z kołami zębatymi. Gdyby coś się działo, będzie w nim notowała. Poza tym to, czego szukali - latarki i baterię. Wystarczyło.

Od razu po wyjściu wdepnęli do restauracji - knajpy, tak właściwie. Alex zamówiła śniadanie. Chciała sałatkę, ale obawiała się, że warzywa w tym miejscu nie będą zbyt świeże, a sos do nich wyjęty z lodówki sprzed tygodnia. Dlatego postawiła na coś, co jest chronione przez skorupkę i poprosiła o jajka na miękko. Miała nadzieję, że nikt nie tknie zawartości spod pancerzyka jajka.

Poetka niezbyt się rozglądała. Szukała konkretów, nie szczegółów. Wódz, kobieta z latarką... Póki co usiadła do stolika. Nie będzie przecież z marszu zaczepiać ludzi, bo naprawdę pomyślą, że jest psychiczna. Tamta kobieta z latarką zaczepiała i co? Każdy na nią krzywo patrzył. Teraz Alex przestała się już dziwić...
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 17-04-2018, 21:49   #23
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Gdyby przyjrzeć się rzeczywistości przez mikroskop okazałoby się, że składa się z wielu niezdefiniowanych, nakładających się i połączonych fraktali złożonych z czasu i przestrzeni. Każda akcja lub jej brak wywoła określony rezultat zarówno w bliższej, jak również dalszej przyszłości. Każde spostrzeżenie może całkowicie zmienić bieg rzeczy.

Okładka zeszytu z tej samej serii była kilka tonów jaśniejsza, zaś popularna wśród nastolatek aktorka i piosenkarka przesunięta ku środkowi. Na trzymanym przez Alex improwizowanym pamiętniku dłoń z mikrofonem była ucięta.

Tymczasem z uroczym, choć nieszczególnie inteligentnym uśmiechem, Dawn zestawiła z tacy zamówienia. Jajecznica z wodą dla Richarda, jajka na miękko dla Alex i kanapki z kawą dla Felicii. Płonące Bydlaki zmienili temat z piosenki nazywanej "Kokoskiem" na miejsce złożenia pierwszego autografu. Oczywiście w tym temacie również się nie zgadzali, co przerodziło się w głośną kłótnię.


Kiedy w końcu wybiła godzina otwarcia zakładu mechanika, Diana zgłosiła chęć zapłacenia, a kiedy wydobyła kartę, Dawn poinformowała ją, że w Lake Hills jedynym miejscem, w którym można użyć takiej nowinki technologicznej jest bank "Golden Fox".

Chwilę później, po wydobyciu z portfela resztek gotówki udała się w drogę powrotną. Mężczyzna w czapce z daszkiem właśnie otwierał wjazd do warsztatu. Wjechała na podjazd, wyłączyła silnik i wyszła na spotkanie przyglądającemu się podejrzliwie mężczyźnie.

- A skąd ja pani teraz drzwi wytrzasnę? Gdyby jeździła pani ciągnikiem albo czymś podobnym do samochodów miejscowych, to mooooże. Teraz to ja pani mogę to folią i taśmą zakleić. Jak pani poczeka miesiąc, to sprowadzę takie i wstawię - poinformował po wyjaśnieniu sprawy przez Dianę. Nie silił się na dokładniejsze oględziny.


W Moose's Horn tymczasem pojawiali się nowi klienci. Przybywali na śniadanie bądź kawę, po czym wychodzili. Nie było jednak pośród nich Johna Islemana, Wodza ani Adeli Walker. Felicia natomiast wyraźnie się niecierpliwiła. Chciała coś robić. Cokolwiek.

- Jak mamy jakiś interes do tego sprzedawcy w pinglach, to może wypadałoby ruszyć dupę zamiast czekać aż sam przyjdzie? - rzuciła z charakterystyczną dla siebie delikatnością.

Jeśli Richard chciał kupić amunicję, to rzeczywiście ciężko byłoby o to w innym miejscu niż sklep, dlatego kilka minut później ponownie odezwał się dzwonek obwieszczający przekroczenie progu. Sprzedawca podniósł na nich wzrok, a kiedy chłopak wyjaśnił o co chodzi, właściciel uśmiechnął się lekko.

- Nie o takim zaopatrzeniu rozmawialiśmy. Chodziło o zioła. Kończyła mi się pokrzywa, skrzyp i kilka innych. Ale mam czego wam trzeba.

Podszedł do szuflady i wydobył z niej paczkę amunicji do przedstawionego mu rewolweru, a następnie wyjął również pistolet. Wyglądał tak, jakby wyprodukowano go przed kilu lub kilkunastu laty. Felicia natychmiast rozpoznała z czym mają do czynienia.

- Walther P99. Najpóźniej z 2000. roku, magazynek na 12 nabojów... .40, tak?

Isleman spojrzał na nią z uniesioną brwią i pokiwał głową.
- Z 1997 - poprawił wykładając na ladę kolejną paczkę nabojów.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 22-04-2018, 22:04   #24
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Richard zakupił wyciągniętą paczkę amunicji. John Isleman wyciągnął nawet ciekawszą broń. Zadecydowała o tym żyłka handlowca? A może sugerował im, że potrzebne będzie im sporo broni? Na pewno sprzedawca nie podjął w ogóle tematu konieczności posiadania broni przez trójkę nowoprzybyłych, jakby w ogóle o to nie dbał albo było to wręcz spodziewane. Rysownik wolałby, aby jego towarzyszki również się uzbroiły.

Po wizycie w sklepie wielobranżowym, musieli myśleć nad dalszym planem. Było jasne, że bezczynne oczekiwanie na kolejną noc nie wchodzi w grę. Musieli działać. Poznać tajemnicę tego miejsca, tych wszystkich dziwnych wydarzeń.

Wcześniej Alex zwróciła uwagę, że chciałaby ponownie obejrzeć wynajmowane domki. Na pewno zrobienie tego w świetle dziennym mogło przynieść dodatkowe wskazówki. Przede wszystkim ponownie przekonać się o zniszczeniach, spróbować odzyskać własne rzeczy, poszukać dodatkowych poszlak. Na pewno Richard chciałby sprawdzić, czy telewizor, który wcześniej wyświetlił film, w ogóle działa.

Skoro byli dość blisko lasu, przy okazji można było też sprawdzić ślady tam, gdzie tajemniczo przenieśli się ostatniej nocy. Miejsce, gdzie pokonali lub uciekli przed ciemnymi postaciami, ognisko oraz ślady po indiańskim Wodzu. Jeśli uda im się go odnaleźć, najlepiej w stanie żywym, może ponownie podjąć próbę rozmowy? Być może Felicii uda się dowiedzieć od niego czegoś o Reece. Oczywiście tylko przy nieco naiwnej nadziei, że za dnia Wódz okaże się trochę bardziej rozmowny.

Jako ostatnie odwiedzone w świetle dziennym miejsce, Richard sugerował cmentarz i nagrobki, przy których toczyła się akcja filmu. Ostatnie, bo wszystkie zdobyte wcześniej informacje mogły im pomóc rozwikłać tajemnicę krypt. Ale jeszcze za dnia, by nie narażać się od razu na niebezpieczeństwo. Jeśli będą musieli, pewnie i tak trafią tam w nocy. W przypadku braku znalezienia czegokolwiek ciekawego, przynajmniej rozpoznają teren.

Najbliższa noc napawała sporym lękiem Richarda i szykował się raczej na kolejną nieprzespaną w pełni noc. Być może dobrze byłoby znaleźć czas na chociaż godzinną drzemkę za dnia, by dać nieco odpocząć skołatanemu umysłowi. Poza naturalnymi czynnościami, jak zjedzeniu kolejnego posiłku, powinni też się rozglądnąć za alternatywnym zakwaterowaniem. Nawet, jeśli ich domki nie byłyby totalnie zrujnowane, to i tak budzą niechęć Richarda do kolejnej próby snu w nich.
 
Zara jest offline  
Stary 22-04-2018, 22:43   #25
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Gdyby nie to, że w żołądku przyjemnie układała się jajecznica, którą niedawno zjadła, a w żyłach płynęła krew zmieszana z niespodziewanie pyszną kawą, Diana z pewnością by się załamała słysząc słowa mechanika. Miesiąc? Nie miała zamiaru spędzić tu aż tyle czasu. Dwa tygodnie to było dokładnie tyle, na ile wyraziła zgodę. Nie więcej, a jak już to prędzej mniej. W tej chwili owo mniej było nad wyraz prawdopodobne, w sprzeczności z czym stało obwieszczenie stojącego przed nią mężczyzny.

Jeszcze siedząc w tutejszej wersji restauracji, postanowiła że da temu miastu szansę. Być może na zmianę jej nastawienia miał wpływ ów napój, przez niektórych zwany eliksirem bogów, a który przyjemnie pobudził jej wciąż zaspane, szare komórki. Sprawił także że przeżycia minionej nocy straciły znacznie na swej mocy. Bez problemu była w stanie w logiczny sposób wytłumaczyć większość z nich, a to co zostało zrzucić na swoją fantazję. Świecące z rosnącą mocą słońce przenosiło w zapomnienie strach i nerwy, a pokrzepione jajecznicą ciało domagało się działania. Pierwszym zaś działaniem, głównie przez wzgląd na przybierającą na sile kłótnię dwójki panów, było opuszczenie lokalu.

Kolejne obwieszczenie, tym razem dotyczące braku miejsca, z którego mogłaby wypożyczyć środek transportu, który posiadałby cztery koła zamiast kopyt, dodatkowo utwierdziło ją w nieprzyjemnym wrażeniu, że utknęła w tym miejscu na stałe. Tym bardziej gdy ujrzała alternatywę jaką jej zaproponowano, a która to alternatywa wyglądała jakby miała zaraz się rozpaść. W efekcie owych jakże nieprzyjemnych nowin, zdecydowała że najlepszym dla niej obecnie wyjściem będzie policzenie do stu, zajęcie ponownie miejsca za kierownicą i próba unormalizowania tej nadej nienormalnej dla niej sytuacji. Zacząć tą próbę postanowiła od wizyty w banku. Skoro najwyraźniej nigdzie nie dało się tu płacić kartą, posiadanie solidnego zapasu gotówki mogło okazać się kluczowe do przeżycia. Niemal jak woda na pustyni.

Na szczęście, w owej instytucji której działanie rozumiała i która zawsze spoglądała na nią przychylnym okiem, wszystko odbyło się bez problemów. Wybrała solidny zapas gotówki, który powinien jej wystarczyć na najbliższe parę dni i z nową energią powróciłą do swego nieszczęsnego audii. Plan działania opracowała w drodze do nieszczęsnych domków, do których to nie udało się jej dotrzeć poprzedniego dnia. Najpierw zamierzała odszukać ich właściciela i odebrać klucze, a także instrukcje dotyczące tego, jak dotrzeć do właściwego. Później trzeba było się rozpakować, zadomowić i… No tak, należało też coś zrobić z wolnym czasem bowiem miała go jeszcze trochę nim przyjść miał moment stawienia się u Browna. Pomysł na to jak wypełnić go czymś przyjemnym pojawił się dość szybko. Jako że nie dane jej było najwyraźniej zdobyć porządnego środka transportu, postanowiła postawić na nieco mniej zaawansowany. Była przekonana że gdzieś w tym miasteczku musi się znaleźć sklep w którym mogłaby dostać rower. Co prawda nie miała przy sobie odpowiedniej odzieży, to jednak z pewnością dałoby się nadrobić korzystając z dostępnych lokali. Tak, zdecydowanie był to dobry pomysł, potraktować to wszystko niczym przygodę, natchnienie dla jej twórczości. Było to o wiele lepsze wyjście niż pogrążanie się w zniechęceniu, a przynajmniej tak wyglądało w jej oczach. Samochód zaś… Cóż, ten postanowiła odstawić do mechanika z żądaniem by zrobił wszystko co może aby doprowadzić go do stanu wystarczającego na to, by nie musiała jeździć z zaklejoną taśmą i folią dziurą po drzwiach. Tego bowiem by zwyczajnie nie zniosła, jakieś granice bowiem należało mieć. Powziąwszy te postanowienia podążyła za instrukcjami wydawanymi przyjemnym, kobiecym głosem, docierającymi do niej od strony deski rozdzielczej, w którą wmontowany miała GPS. Przygodo, oto jestem pomyślała w duchu, chociaż myśli tej brakowało szczerego entuzjazmu, który wszak powinien jej towarzyszyć.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 23-04-2018, 10:28   #26
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Analiza okładki niewiele pomogła. Może tylko tyle, że była z innej serii. Być może na podstawie tego dało się określić rok produkcji? Tylko czy to byłoby pomocne?

Kobieta podeszła do lady i odchrząknęła, uśmiechając się słodko.
- Przepraszam, czy kojarzy Pan taką okładkę źle wydrukowaną? - spytała, ukazując Hannę bez końcówki ręki, która po prostu nie zmieściła się na tekturze. - Interesuję się rzeczami nieidealnymi - wyjaśniła z uroczą miną i dla udowodnienia swojego rzekomego hobby, wyjęła długopis chcąc ewentualnie zanotować otrzymaną informacje. Wątpiła jednak, by jakiekolwiek otrzymała, ale kto wie?

* * *

W pseudo restauracji próbowała grzebać w internecie na swojej komórce, poszukując informacji o okładce. Obawiała się tylko, że nie będzie zasięgu. Nieco ją to intrygowała ta różnica w zeszytach, choć wydawało się błahe. Być może niepotrzebnie marnowała na to czas...

Jadła w ciszy, przynajmniej na początku. Była zaabsorbowana poszukiwaniem jakichś map. Może na ścianie były zdjęcia w oprawie, rysunki, cokolwiek? Nie miała też oporu aby spytać kogoś, chociażby kelnerkę, o to czy ma mapę lub kto mógłby mieć, a po jej otrzymaniu nie omieszkałaby nie spytać o ewentualne różnice z tym, co jest na mapie, a co w rzeczywistości. No i kiedy ta mapa była rysowana, to wydawało się ważne.

Potem spojrzała na Richarda. Uśmiechnęła się szeroko, jakby chciała go oczarować i opleść wokół palca.
- A może umiałbyś sklecić trochę mapy? No wiesz, teren po którym chodziliśmy, przejdziemy się jeszcze raz. Las, nasze domki, gdzie posterunek a gdzie restauracja... Chociaż mniej więcej, co? - jej słodkie, niemal czekoladowe oczy aż kusiły, by ów prośbę spełnić.

Potem musieli działać. Sprawdzić miejsca, w których byli nocą. Alex najpierw chciała domki, bo były punktem orientacyjnym... Poza tym nie mogła się doczekać, aż po dotarciu na miejsce okaże się, że ich lokum jest nienaruszone i całe! A dopiero w nocy będzie zniszczone. Dwa równoległe światy, czy to jest możliwe? Czy znalazła się wśród tej magii?

A później porozmawiać z mężczyzną, który przedstawił się jako Chuck Finley. Ciekawe, czy będzie ich pamiętał...
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 01-05-2018, 00:57   #27
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Isleman spojrzał na okazany przedmiot przez szkła okularów. Uniósł wzrok, kiedy drzwi sklepu otworzyły się wpuszczając niskiego, szczupłego mężczyznę we flanelowej, kraciastej koszuli. Klient wszedł pewnie między regały i zatrzymał się przy półce z suchą karmą dla kota. Właściciel pokiwał głową ze zmarszczonymi brwiami. Ściągnął usta w wyrazie zamyślenia.

- Trudno zapomnieć. To jedyny wadliwy egzemplarz, jaki miałem na stanie. Dobrych kilka miesięcy temu kupił go przyjezdny. Dziennikarz. Nazywał się chyba Arnold Miles. Facet jeździł po świecie sam z kamerą i pokazywał przyrodę. Na początku był normalny, ale sfiksował do reszty. Jak przyszedł kupić ten zeszyt, to bredził coś o cieniach i potworach, o tym, że ktoś dorwie nas wszystkich i starał się przekonać każdego do ucieczki. Ciągle powtarzał, że akurat ten jest idealny. Zawiadomiliśmy doktora Browna i przyjechał najszybciej jak mógł, ale dziennikarz zniknął. Pewnie poszedł do lasu i zabłądził albo spadł ze stromizny. Przykra sprawa, ciała nie udało się znaleźć.

Sprzedawca przerwał. Do kasy podszedł klient niosąc kilka fioletowych paczek ozdobionych głowa kota z głupim wyrazem pyska.


Kelnerka zamrugała kilkukrotnie jakby nie zrozumiała zadanego jej pytania albo przynajmniej miała z tym poważne problemy. Stała z dzbankiem po kawie smętnie wiszącym w na wpół opuszczonej ręce. Nagle doznała olśnienia.

- Mapa? Mapy są u pana Islemana w sklepie. Tutaj nie mamy żadnych map - odparła z nagle objawionym na twarzy smutkiem, lecz szybko się rozpromieniła.

- Ale możemy sprawdzić w internecie! Tam na pewno będą!

Rozentuzjazmowana zniknęła na zapleczu, a po chwili pojawiła się ponownie, bez dzbanka, ale ze starym, grubym laptopem w dłoniach. Kabel zasilacza ciągnął się za nią po podłodze. Zatrzymała się nagle omal nie wypuszczając z rąk sprzętu, gdy zaklinowana między futryną a zamykającymi się drzwiami wtyczka pociągnęła za przewód. Dawn cofnęła się, uwolniła ją i podeszła do stolika przyjezdnych. Sprawnie wpisała w wyszukiwarkę frazę: "mapa Lake Hills". Wyniki pojawiły się po chwili prezentując tereny miasteczka wraz z najbliższą okolicą.

- Nooooo... i wszystko się tu zgadza. Tu bank, tu policja, tu straż pożarna, tu szkoła, a tu my.

Kiedy wychodzili ponownie rzucić okiem na domki, nieznajoma przyjezdna jeszcze została wewnątrz.


Ubita ziemia i kamyki trzeszczały usuwając się pod kołami samochodu Diany. Brak drzwi zdawał się potęgować odgłosy, choć w rzeczywistości jedynie nie wygłuszał ich. Okazało się, że nawet wąskie dróżki w Lake Hills mają swój koniec przemieniając się w bezdroża. Prawie.

Wcześniej, podczas przeprawy przez rzekę dostrzegła trójkę, która wcześniej niż ona opuściła restaurację. Byli nieopodal jej zakrętu, gdy zjeżdżała z mostu.

Drzewa wokół zgęstniały szybko. Z początkiem zjazdu we właściwą drogę, nieopodal Mostu Kolejowego, było ich tylko kilka na przestrzeni dziesięciu metrów, a już po chwili jechała lasem przepuszczającym względnie niewiele promieni słonecznych przez bujne korony.

Zatrzymała się przy jednym z domków i wyłączyła silnik. Natychmiast zauważyła, iż trzy z nich są kompletnie zdewastowane. Powybijane okna, brak drzwi, a jeśli jakoś się uchowały, wisiały na zawiasie. Naprzeciw nich, na pieńku siedział siwy mężczyzna z papierosem w dłoni. Cienka smużka dymu unosiła się w powietrzu. Odwrócił głowę zaciągnął się ostatni raz i pospiesznie zgasił niedopałek butem. Wypuścił dym z płuc na bok.

- Dzień dobry! - zawołał z daleka.

- Frank Cross, właściciel tego ośrodka.
Przedstawił się i pocałował wyciągniętą dłoń z ukłonem. Nie podniósł jej do ust jak kanapki.

- Proszę mi wybaczyć. Zwykle nie palę, ale widzi pani. Trzy domki do generalnego remontu w jedną noc. To może wytrącić człowieka z równowagi. Ale pani przyjechała tu wypocząć, a nie wysłuchiwać problemów starego zrzędy. W czym mogę pomóc? - uśmiechnął się pogodnie.


Alex, Felicia i Richard dotarli w końcu do celu. Owszem, musieli pokonać pół miasta i około drugie tyle poza nim, lecz całe szczęście, iż Lake Hills było niewielkie. Mimo wszystko poruszanie się piechotą było czasochłonne. W końcu samochód Felicii i Reece'a został pod domkami.

Na miejscu stał samochód, który minął ich po drodze, zaś kobieta kończyła właśnie wypakowywanie swoich rzeczy z bagażnika. Wprowadzała się właśnie do domku z numerem 12. Pomagał jej nie kto inny jak sam właściciel kompleksu wypoczynkowego.

Ich domki były natomiast w opłakanym stanie, co było szczególnie dobrze widoczne w dziennym świetle. Wyglądały jakby w pod ich nieobecność odwiedził ich wściekły niedźwiedź. Pierwsze zadrapania widoczne były już na futrynach przy nieistniejących obecnie drzwiach. Wewnątrz panował chaos i zniszczenie. Niewidoczne w nocy niewielkie odłamki potłuczonych, popękanych oraz rozbitych przedmiotów walały się po całej podłodze. Prócz rzucających się w oczy, głębokich wyżłobień, ściany pokrywała gęsta siatka również tych płytkich. Drewno w wielu miejscach było powyginane i powgniatane w stopniu świadczącym o rzucaniu wyposażeniem z ogromną siłą.

Richard spróbował włączyć upiorny telewizor, lecz kineskop nie zabłysł nawet na chwilę. Był całkowicie martwy. Część rzeczy osobistych spotkał ten sam los, zaś inne były lekko uszkodzone. Nieliczne wyszły cało. Nie zaliczał się do nich pilot do kluczy znaleziony przez rysownika w lokum Felicii. Obudowa wraz z zieloną płytką w środku podzieliły się na trzy nierówne fragmenty, przez co nadawały się wyłącznie do wyrzucenia. Kluczyk przytwierdzony do niego był lekko pogięty.

- Nie, dzieciaki. Nikogo takiego tu nie ma.

Frank Cross oderwany od pomocy nowej klientce pokręcił stanowczo głową, zapytany o domek wynajęty przez Chucka Finley'a.

- Jestem absolutnie pewny. Nie mam wielu domków, pamiętam każde nazwisko. To żadna sztuka. Nie wynajmowałem też nikomu, kto tak wygląda. Mieliście ciężką noc i szczęście, że was wtedy nie było. Powinniście się przespać, mówię wam.


Prowizoryczna mapa szybko doprowadziła do celu. Miejsce pobudki wyglądałoby do bólu zwyczajnie, gdyby nie pokrzywiony rower porzucony przez Felicię. Po ciele nocnego cyklisty nie było nawet śladu. Podobnie sytuacja miała się z napastnikiem oraz jego bronią. Krajobraz wyglądał jednocześnie normalnie, co surrealistycznie. Pojazd wydawał się zmaterializować w powietrzu pogięty przez niezidentyfikowaną siłę oraz wylądować.

Nagle Richard zauważył coś. A właściwie nie zauważył czegoś, co powinno być. Sytuacja była podobna ze wszystkimi śladami. Żaden nie prowadził do tego miejsca, jedynie od niego wychodził. Nie było żadnych śladów kół rowerowych świadczących o jeździe czy prowadzeniu do tego miejsca. Nie było żadnych śladów nadchodzącego drwala. Nie było żadnych śladów walki. W końcu nie było żadnych śladów świadczących o tym, że oni sami doszli lub zostali przeniesieni przez kogoś w to miejsce. Wszystkie prowadziły z miejsca, w którym się znajdowali do obozu Wodza.

Alex zobaczyła pod nogami pozostałości po krokach prześladowców. Posuwając się w kierunku, z którego napastnicy przybyli zauważyła, iż po prostu pojawiły się nieopodal. Znikąd. Podczas ich ucieczki wyłaniali się z krzaków bądź zza pni drzew sprawiając wrażenie nagłej materializacji, lecz mogło to być złudzenie. Teraz miała przed sobą miejsce, z którego przybyły te stwory, a jednocześnie nie miało ono żadnego logicznego sensu.

Nieopodal przy zgaszonym ognisku spotkali Indianina. Wyglądał znacznie gorzej niż wtedy, gdy widzieli go poprzednio. Jego ciemną skórę pokrywały plamy różnej wielkości podobne do tych, jakie miała na sobie Felicia oraz liczne rany i skaleczenia. Siedział z zamkniętymi oczami oparty o pień z bezwładnie zwisającą głową. Ręce miał rozłożone na boki. Nie ruszał się.

Podeszli bliżej. Drgnął. Podniósł na nich wzrok i przetarł zaspane oczy. Na pytania Alex o Reece'a jedynie wzruszał ramionami.

Odległość domków od obozu Wodza wydawała się znacznie mniejsza niż poprzednim razem. Pomimo biegu dłużyła się, zaś drzewa zdawał się chcieć pochwycić ich, jakby były kierowane czyjąś wolą. Obecnie stały nieruchomo, a ich groza pozostała wyłącznie niewyraźnym wspomnieniem.


"Sklep wielobranżowy Johna Islemana" wydawał się być dobrym wyborem dla osoby poszukującej nowego środka transportu, jeśli miał mieć dwa koła. Innego wyboru zdawało się nie być.

Właściciel i sprzedawca w jednej osobie podniósł wzrok, gdy zadzwonił dzwonek przy drzwiach obwieszczający przybycie nowego klienta.

- Proszę za mną - powiedział zapytany o rowery. Poprowadził Dianę wzdłuż ściany z półkami wyłożonymi artykułami ogrodowymi. W rogu stały trzy rowery.

- Z racji terenu mam tylko rowery górskie w różnym stopniu przystosowane do bezdroży. Jak pani się zapewne domyśla, ten z najszerszym bieżnikiem jest doskonały do bardzo trudnego terenu. Oczywiście nie jeździ się nim tak łatwo jak pozostałymi. Te dwa są nieco bardziej miejskie. Radzą sobie na szosach i umiarkowanych wertepach. Osłonki na wentyle dodaję gratis. Polecam też zaopatrzyć się w lampki na przód i tył, kask i rękawiczki.

Naprzeciwko jednośladów, podążając za wskazaniem dłoni, znajdowały się pudełka ze oświetleniem. Tuż obok widziały paski oraz kamizelki odblaskowe, a także osłony dłoni, łokci, kolan i głowy. Ostatnich były dwa rodzaje. Jeden przypominał przeciętą na pół piłkę wyłożoną pianką od środka, zaś drugi był nieco podłużny, przez co przypominał nieco sprzęt kolarski.


Z racji odległości sklepu od mechanika na tyle niewielkiej, że można było mówić o sąsiedztwie, zostawiła zakupy i raz jeszcze zjawiła się na podjeździe warsztatu. Mężczyzna zdjął czapkę, by podrapać się po potarganych włosach. Machnął ręką dając nać, by wjechała do środka.

- No to co ja mam pani z tym zrobić? Nie mam takich drzwi. Mogę to pani zakleić i to najlepsza opcja. Mogę też przyspawać kawał blachy, ale wtedy trzeba będzie ją odcinać szlifierką kątową i zostaną ślady na karoserii. Chyba, że zamówi pani lifting karoserii. Wtedy trzeba będzie zedrzeć wszystko jak leci do gołego metalu, wyrównać, a potem nałożyć nową warstwę. Mogę też spróbować założyć jakieś drzwi z tych, które mam. Przycięłoby się zawiasy i przyspawało tak, żeby rozstaw był identyczny, ale wiele więcej nie zrobię. To będzie paskudnie wyglądało i pewnie uszkodzi pani karoserię, bo nie będą pasować, czyli nie zamkną się, czyli będą się obijać w trakcie jazdy. Jakby mnie pani pytała o zdanie, to nie ma dla pani opcji gorszej niż ta z przyspawaniem blachy.

Diana zauważyła stojącego nieopodal mężczyznę z wyrazem twarzy zdolnym wpędzić optymistę w ciężką depresję. Na drugim końcu trzymanego w dłoni sznurka znajdowało się najprawdopodobniej zwierzę. Jeśli się nie myliła, była szansa, iż był to paskudny pies. Wredny i psychopatyczny wyraz jego pyska pogłębiały wyszczerzone, krzywe zęby. Mógł być to zarówno wyraz spoczynkowy pyska jak również przejaw agresji.

- Zawsze może być gorzej. I będzie.

Odszedł niespiesznym krokiem, zaś stworek podreptał nierównym chodem za właścicielem. Z radia popłynęły dźwięki zapowiedzianych Płonących Bydlaków.



Kamienne płyty sterczały z nierównej ziemi kończąc się na wysokości pasa. Wielkie miasta przyzwyczaiły do oglądania wielkich, ogrodzonych nekropolii cechujących się dużym zagęszczeniem płyt nagrobnych. Otwarty z każdej strony cmentarz Lake Hills był zaskakująco mały. Nie musieli wychodzić z samochodu Felicii, by mieć ogląd na cały teren złożony głównie z trawiastych alejek między jedynymi znakami o istnieniu pogrzebanych pod nogami ludzi - pojedynczych, pionowo sterczących kamieni z imionami, nazwiskami, datami urodzenia oraz zgonu.

Nie było żadnej krypty.

Nagle zadzwonił telefon Felicii.
- Czego?... Gdzie jesteś?! Halo?!

Odłożyła telefon.
- To był Reece. Kazał mi natychmiast wyjechać z miasta. Powiedział, że czeka.

Radio samochodowe zagrało utwór Płonących Bydlaków.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 06-05-2018, 13:36   #28
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
W zeszycie obok człowieka zwanego Chuck Finley, Alex dopisała dziennikarza Arnold Miles (?). Wyraźnie oznaczyła go znakiem zapytanie, gdyż sprzedawca mógł być w błędzie. Taka osoba ponoć była tutaj parę miesięcy temu... Stosunkowo niedawno. Wiadomo, że każe uciekać, każdy by tak krzyczał. Nawet sama poetka miała ochotę biegać i drzeć się o ucieczce, ale czuła, że to nie jest takie proste. Przecież gdyby było, to by ludzie dali radę, prawda? A nie robili notatki zeszytowe.

Kobieta nie miała ochoty zostawać tutaj na kolejną noc. A gdy się dowiedziała, że nijaki Chuck nawet nie istnieje, to już tym bardziej.

Alex przywitała się z kobietą, która zajmowała domek numer dwanaście
- Miło mi, Alex Greanleaf - podała dłoń na przywitanie.
- Gdyby coś się działo, proszę mówić. Ja, Richard i Felicia chętnie pomożemy - dodała wbrew woli innych. Nie miała zamiaru teraz mówić o cieniach i złu, to byłoby niedorzeczne.

Korzystając z okazji, że Frank Cross akurat był w pobliżu, zagadała na temat domków.
- Czy my teraz mamy żyć w tych ruderach po ataku dzikich zwierząt? Coś je musiało rozzłościć nocą, strzały w lesie słyszałam... - przerwała i odchrząknęła, nie chcąc zmyślać zbyt wiele. Uśmiechnęła się czarująco, a zarazem smutno chcąc nadać słowom powagi i dramatyzmu.

Brodaty mężczyzna wzruszył ramionami.
- Doktor Brown opłacił jeden nocleg. Zajrzyjcie do Larch Peak Lodge. Pewnie wasze pokoje już tam na was czekają, a jeśli nie, to zgłoście się do mnie. Przydzielę nowe domki - uśmiechnął się blado.

* * *


Na cmentarzu, jak to na cmentarzu, było urokliwie. Alex mimo zawodu postanowiła się przejść i poszukać na nagrobkach czegoś, co mogłoby dać jej punkt zaczepienia.
- Może zbyt dosłownie wzięliśmy do siebie ten serial... Może chodzi o zejście w inną głębie. Przecież nie mogą pokazać wszystkiego dosłownie, co nie? - jej ton głosu stał się mniej entuzjastyczny, wręcz wyczerpany i przygnębiony. Zdawało się, jakby miała wszystkiego dosyć, a mimo to trzymała w dłoniach zeszyt i długopis, będąc gotową na sporządzenie notatek.

Wtem zadzwonił telefon. Alex patrzyła na Felicię, a potem uniosła brew ze zdziwienia.
- Wiadomo, że by wypadało. Nie są to najlepsze wakacje mojego życia i chyba nawet mi się wena odblokowała - mruknęła sarkastycznie. Była podejrzliwa co do tego telefonu.

- Twój chłop mówił, gdzie się podziewał całą noc, co się działo, gdzie jest teraz? - spytała zainteresowana, wciąż główkując. A jeśli to nie był Reece?
- Oddzwoń do niego. - powiedziała jakby rozkazująco, ale szybko dodała - Może i nas by zabrał - wybroniła się, chcąc nadać sytuacji sensu. Bo w innym przypadku Felicia nie miałaby pewnie powodu, by oddzwaniać - No wiesz, co by nie był zdziwiony.

- Mówił tylko, że czeka za miastem...
Przez dłuższą chwilę wpatrywała się jeszcze w ekran telefonu, po czym wybrała numer, z którego dzwonił Reece. Odezwała się poczta głosowa.

Alex uniosła brew patrząc wymownie na kobietę.
- Trzeba zgłosić to na policje. Niech sprawdzą lokację skąd ostatnio logował się jego telefon, albo skąd dzwonił. A może ty Felicio masz taką możliwość śledzenia telefonu? - rudowłosa wątpiła w to ostatnie, ale warto było spytać.

Tym razem do podróży postanowili użyć samochodu. Zgłoszenie na komisariacie i dojazd do mieszkań o których mówił Cross. Trzeba było się przeprowadzić.

 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 10-05-2018 o 10:57.
Nami jest offline  
Stary 10-05-2018, 05:53   #29
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


Chwilowa myśl, przebłysk czarnego humoru i świadectwo na to, że to miejsce zaczynało na nią coraz gorzej wpływać. Przyczepa… Przyczepa zdawała się jej z jakiegoś powodu bezpieczniejsza gdy ujrzała stan, w jakim znajdowały się niektóre z domków, jakie w swym posiadaniu miał Cross. Łagodzący wpływ natury, szum drzew i cała ta otoczka, nie miały szans na to by złagodzić obawy. Szczególnie po minionej nocy i całej liście niepowodzeń, jakich doświadczyła od chwili postawienia stopy na terenach tego feralnego miasteczka. Co ona tu właściwie jeszcze robiła? No tak, postanowiła dać temu wszystkiemu szansę. Decyzja nader optymistyczna, która teraz miała poważne problemy z utrzymaniem się na swoim stanowisku, będąc bombardowaną przez rzeczywistość daleko wybiegającą od tej, do której Diana przywykła.

Uśmiechała się jednak uprzejmie bo tak wypadało. Podziękowała pomoc, za klucze i gdzieś przy okazji wyraziła stosowne wyrazy współczucia.
Rozmowę przerwało pojawienie się wcześniej zaobserwowanej trójki. Tym razem nie obyło się bez grzecznościowego przywitania, zatem wypadało by i ona odwdzięczyła się tym samym.
- Diana Dionis - przedstawiła się, podając dłoń i obdarzając młodą kobietę uśmiechem. Propozycja pomocy była na równi miła co i niepokojąca.
- Dziękuję za propozycję, to miło z waszej strony - tym razem także pozostała dwójka uraczona została przyjaznym uśmiechem, chociaż nie był on w stanie zamaskować niepokoju jaki słowa Alex w niej wzbudziły. Czyżby popadała w paranoję?
- Często zdarzają się takie wybryki? - zapytała, pytanie kierując głównie do właściciela. Nie chciała sugerować że miejsce to nie jest odpowiednio chronione, jednak biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, żywiła uzasadnioną obawę o swoje bezpieczeństwo.


Po rozpakowaniu bagaży i sprawdzeniu stanu domku, który na szczęście okazał się być w miarę dobrze wyposażony, chociaż na ocenę mogły wpłynąć chwilowo obniżone standardy Diany, wyruszyła w drogę powrotną do miasteczka. Należało rozprawić się z samochodem i zdobyć nowy środek transportu.
Zostawiwszy samochód u mechanika z prośbą by zrobił cokolwiek co uzna za stosowne, a co całkowicie nie zniszczy jej samochodu, ruszyła by nabyć rower. Wybór, jak się okazało, nie oszałamiał, jednak do tego zdążyła się już przyzwyczaić. Po namyśle, bo jednak należało chwilę podumać nad owym zakupem, wybrała jeden z dwóch, które wedle słów sprzedawcy nadawały się zarówno do jazdy po mieście jak i w terenie. Nie planowała karkołomnych wypraw więc taka opcja w jej oczach wyglądała najlepiej. Nie była także szczególnie zaprawioną miłośniczką jednośladów zatem kupowanie czegoś bardziej wyspecjalizowanego mijało się z celem. Nie mówiąc już o tym, że wątpliwym było by na dobre obudziła się w niej pasja do jazdy na rowerze. Jakby na to nie spojrzeć była kobietą nawykłą do czterech kół, wygodnego siedzenia i bezpieczeństwa zamkniętej przestrzeni samochodu. Nie planowała szczególnych zmian w tej kwestii.
Do roweru dobrała pasujące rękawiczki, lampki oraz kask. Ten ostatni wybrała idąc czysto za względami estetycznymi, bowiem wątpiła by w kwestii ochrony różniły się od siebie aż tak bardzo. Jakoś nie widziała siebie w tym podłużnym. Po namyśle dopytała także o koszyk, który by mogła przypiąć z przodu. W końcu gdzieś zakupy musiała wozić, a jazda z torbami w jednej dłoni nieszczególnie się jej uśmiechała. Pod wpływem chwili dokupiła też latarkę, obok której prawie udało się jej przejść obojętnie ale złośliwa pamięć podsunęła obraz mężczyzny przy moście i cieni, któe rankiem umykały przed reflektorami policyjnego radiowozu. Po chwili znalazła także i racjonale wytłumaczenie. Zawsze mogło się zdażyć, że nastąpi jakaś awaria i braknie prądu. Tak, to wytłumaczenie dla nadprogramowego zakupu bardziej jej odpowiadało.
Odpowiednio wyposażona, ruszyła w drogę powrotną do mechanika.

Ponowna wizyta bynajmniej nie nastrajała optymiastycznie, jednak do tego zdążyła się już przyzwyczaić. Jeszcze trochę a awansuje na pełnoetatową pesymistkę, nad której głową wiecznie wisieć będzie gradowa chmura. Całkiem jak ów optymistyczny człowiek, który zdecydowanie mógłby trzymać własne zdanie dla siebie. Jeszcze gorzej… Oczywiście że tak, nie ma to jak zachęcić gości do pozostania dłużej. Diana powstrzymała się jednak od rzucenia propozycji by trzymał swój nos z dala od cudzych problemów i zbyła jego komentarz wzruszeniem ramion. Niektórych najlepiej było po prostu ignorować. Tak było zdrowiej, mniejsze ryzyko wrzodów na żołądku.

Nie pozostawało nic innego jak tylko zostawienie audi w fachowych dłoniach z załączoną prośbą by zrobił co może bez dodatkowego, zbytniego uszkadzania jej samochodu. Co prawda nadal miała problemy ze zrozumieniem dlaczego sprowadzenie nowych drzwi wiązało się z aż takimi problemami to jednak uznała że dalsze drążenie tematu na wiele się nie zda. Skoro ów człowiek uparł się przy swoim i żadne sumy nie działają na jego upór, to równie dobrze mogła sobie odpuścić tracenie czasu na dalsze próby przekonywania. Poza tym miała już rower, miała czas, a i pogoda nie należała do najgorszych. Nie dało się nie dostrzec plusów. Jednym z nich był bez wątpienia brak radia przy jej nowym środku transportu. Utworu, które puszczano w tutejszej stacji, powoli zaczynały być nieco zbyt… Cóż, po prostu niezbyt pasujące do tego, co usilnie starała się osiągnąć, a czym było odprężenie, odpoczynek i relaks. W końcu po to tu przyjechała. Między innymi…

Zostawiwszy mechanikowi swój numer, ruszyłą przed siebie. Nie miała żadnego konkretnego planu. Ot, zapoznać się z miasteczkiem i jego atrakcjami, ustalić gdzie najlepiej będzie zaopatrywać się w jedzenie, gdzie jest apteka, gdzie salon fryzjerski… Po cichu liczyła na spa, chociaż jej nadzieja była bardzo wątła. Na koniec tej małej wycieczki miała zamiar zjeść późny lunch w restauracji i wrócić do wynajmowanego domku by w zaciszu jego czterech ścian spróbować chwilę popracować. Po dłuższym namyśle uznała że warto być ostrożnym w owym planowaniu i kupić także butelkę dobrego wina, świeczki zapachowe i wszystko to, bez czego żadna kobieta nie może się obyć gdy świat wokół uparcie próbuje jej dokopać. Popołudnie i wieczór spędzone na nic nie robieniu jeszcze nikogo nie zabiły, byłą tego chodzącym dowodem. W najgorszym razie skusi się na spacer. Nie za długi oczywiście i w bezpiecznej odległości od domków, jednak… Kto wie, może to było jej właśnie potrzebne?
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 13-05-2018, 23:46   #30
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Pilot był doszczętnie zniszczony, lecz kluczyk gładko obrócił się w zamku unieszkodliwiając zabezpieczenia samochodu. Troje drzwi otworzyło się, zaś kilka minut później Felicia parkowała przed komisariatem.

- Słucham państwa - odezwał się zza lady McDonald unosząc głowę znad dokumentów ledwie na chwilę. Jasnowłosa dziewczyna odezwała się jako pierwsza.

- Dzwonił facet, który zaginął. Mówi, że jest za miastem i mam przyjechać do niego, ale nie mogę oddzwonić, bo włącza się poczta głosowa.

- Świetnie. Widzi pani? Nie było powodu do niepokoju.

- Tylko... zastanawiam się... nie jestem pewna czy to on.

Policjant odpadł na oparcie z mocno skonsternowaną miną.
- Powiedziała pani, że to on dzwonił.

- Tak, ale...

- Czy to był jego głos?

- Tak, ale...

- Czy brzmiał dziwnie albo jakby mówił to pod przymusem?

- Nie, ale cała sytuacja jest dziwna, do cholery! Znika bez śladu i nagle dzwoni zza miasta, że mam do niego jechać! Nawet nie powiedział gdzie!

Funkcjonariusz odgrzebał jakieś notatki z biurka, przerzucił kilka kartek, po czym położył je ponownie na biurku. Richard dostrzegł, że był to zapis z nocnej interwencji w "Bliżej Natury". Kiedy się odezwał, mówił cierpliwie, jakby tłumaczył coś dziecku.
- Proszę pani, powiem pani jak najprawdopodobniej wyglądała poprzednia noc. Podczas, gdy państwo wyszli na nocną przechadzkę, w pobliżu domków zjawił się niedźwiedź. Pani partner widząc dzikie zwierzę i to, co robi w pozostałych domkach dość nieroztropnie, zamiast zamknąć i zabarykadować drzwi, uciekł. Jak widać miał sporo szczęścia. Trafił na drogę, gdzie zatrzymał przejeżdżający samochód, a ten zabrał nocnego autostopowicza. Detale mogą się różnić, ale fakty na to właśnie wskazują. Mamy zniszczone przez niedźwiedzia domki, brak pani partnera i telefon od niego. Włączyła się poczta głosowa, ponieważ najpewniej rozładowała się bateria, a pani partner chciał przekazać informację jak najszybciej. Pewnie nie zdążył określić lokalizacji. Jeśli tak nie było, to proszę mi powiedzieć, jak to mogło wyglądać inaczej?


Wsiedli do samochodu natychmiast po wyjściu z posterunku i skierowali w drogę powrotną. Z ulicy Złotej zjechali w Pocztową, a następnie Kolejową przez most i dalej prosto. Tabliczka obwieściła rozpoczęcie ulicy Górskiej, zaś ta płynnie przeszła w drogę główną 120.
Stopniowo opuszczali równinne tereny. Przed nimi szybko spiętrzyły się wyżyny oraz góry. Trasa wiodła między gęsto porośniętymi zboczami zasłaniającymi wysoko stojące na niebie słońce. Chwilę później wjeżdżali na wzniesienie, zaś pochyłe ściany malały niemal z każdym metrem.


Przebycie miasta na rowerze oraz poznanie jego rozkładu zajęło Dianie nieco ponad pół godziny. Część miasta już znała.

Północna część miasta była równie uprzemysłowiona jak południowa. Znajdowały się tam w większości domy mieszkańców, a także kościół wraz z przylegającą do niego plebanią, szkoła z przyzwoitej wielkości boiskiem czy niewielki kiosk na rogu ulicy Szkolnej i Szpitalnej. Po przeciwnej stronie ulicy znajdowała się przychodnia oraz szpital. Zapewne tam też mieściła się apteka, ponieważ w żadnym innym miejscu jej nie dostrzegła. Dowiedziała się za to, że przez rzekę Pauwau przechodzi jeszcze jeden most. Nie był jednak dostosowany do ruchu ulicznego. Z resztą świadczyła o tym sama jego nazwa: Most Spacerowy. Po drugiej stronie rzeki widziała znajomy teren Modrzewiowego Zacisza.

Południową natomiast wypełniał w większości park. Dostrzegła nawet tabliczkę oznajmiającą, iż nosi imię Abrahama Jeffrey'a Harrisona, kimkolwiek ten człowiek by nie był. Mniejszy druczek oraz ruch skutecznie utrudniały odczytanie dłuższego tekstu.
Dworzec kolejowy w świetle dnia prezentował się niewiele lepiej niż nocą, zaś dyżurka przy Moście Kolejowym wydawała się teraz jeszcze mniejsza.

Zdecydowanie więcej interesujących Dianę miejsc znajdowało się w centrum, lecz to właśnie miejsce znała najlepiej ze wszystkich. Mechanik, sklep wielobranżowy Johna Islemana, bank Golden Fox, restauracja Moose's Horn to miejsca, które zdążyła odwiedzić. Będąc przejazdem jeszcze wewnątrz swojego audi widziała szyld zegarmistrza Watchex i sąsiadującego z nim fryzjera, a także stację benzynową Ogden, filię poczty, posterunek, supersam Lola i straż pożarną. Rzuciła jej się w oczy także wieża radiowa. Nawet sklep Lincolna był jej znany, choć kiedy widziała go ostatnim razem był zamknięty na cztery spusty. W końcu przybyła nocą.

Po spa nie było ani śladu, lecz dowiedziała się, iż największe szanse na zakup żywności miała w supersamie. John Isleman również oferował żywność, lecz w znacznie bardziej ograniczonym stopniu niż wyspecjalizowany w żywieniu market. Interesującym był również sklep Lincolna oferujący, jeśli wierzyć tablicy, świeże artykuły własnej produkcji, choć były to głównie pochodne zbóż.

Spokój posiłku w restauracji kolejny raz zakłócony był przez krzyki dwóch, starszych mężczyzn zajmujących stolik w rogu, ale nikt nie zwracał na nich uwagi włącznie z nowymi gośćmi. Spotkany wcześniej ponury, starszy mężczyzna jadł powoli ze stworkiem leżącym na jego kolanach, zaś stojąca przy korytarzu do toalet kobieta ([Epizod 1] Lake Hills) obwieszona lampkami choinkowymi z koroną z latarek czołowych zaciskała dłonie na zapalonej lampie naftowej tak mocno, że zbielały jej palce. Była przygarbiona i wyraźnie wystraszona.

Nagle Diana trąciła szklankę. Zawartość chlusnęła na stół i ubranie. Szybko opanowała sytuację na blacie, ale ubrania tak szybko wysuszyć się nie dało. Wszystkie rozmowy ucichły. Wszystkie spojrzenia utkwione były w niej. Podstarzali rockmani spoglądali ciekawie, potworek i jego właściciel patrzyli ciężkim do odgadnięcia wzrokiem, a kobieta ze światłem wyglądała na jeszcze bardziej przerażoną niż zwykle. Jedynie kelnerka Dawn spieszyła z pomocą w postaci ścierek, choć przybyła nieco zbyt późno.
Ostatecznie opuściła swoje ocienione miejsce, by uregulować rachunek.

Musiała się przebrać. Na szczęście sklep wielobranżowy był niedaleko, zaś słońce świeciło na tyle mocno, by chłód przemoczonego fragmentu ubrania nie był dotkliwy. Jedyne, co musiała zrobić to kupić nowe ubranie i poprosić o możliwość skorzystania z łazienki. Raczej nie powinno być z tym problemów.


Gdzieś między drzewami po prawej stronie znajdował się obóz Wodza. Nie było go widać, lecz wiedzieli, że był gdzieś w pobliżu. Zignorowali zakręt w prawo w drogę D01. Musieli odbić w C71, czyli kolejna w prawo. Tam trzeba będzie znacząco zwolnić ze względu na ukształtowanie terenu. Droga pnąca się pod górę będzie kręta i zapewne bardzo wąska, jak to miały w zwyczaju tego typu trasy.
Tymczasem mieli przed sobą tunel, zaś po drugiej stronie miała być stacja benzynowa. Przyda się tankowanie.


Po zakupach weszła do łazienki. Zgodnie z przewidywaniami właściciel natychmiast wskazał jej drogę. Pomieszczenie było jednoosobowe, przeznaczone do użytku służbowego, o czym świadczył fakt, iż było niewykończone. Owszem, posiadało kafelki na podłodze, ale ściany były zupełnie nagie. Podobnie jak wisząca pod sufitem żarówka. Pojedynczy sedes, pojedyncza umywalka. Isleman najwyraźniej stwierdzał, że skoro wszystko działało, to nie ma sensu robić nic więcej, skoro pomieszczenie miało służyć tylko do jego użytku.

Światło zamigotało i zgasło. Z niezidentyfikowanego powodu poczuła się nieswojo. Nagle w lustrze zobaczyła za sobą jakąś postać. Żarówka, która przed chwilą rozbłysła gwałtownie zgasła i włączyła się jeszcze raz, co powtórzyła stroboskopowymi błyskami. Postać zniknęła. Elektryczność uspokoiła się.


Wjechali w ciemny tunel rozjaśniany wyłącznie światłem reflektorów samochodowych. Prowadząca auto Felicia pewnie wchodziła w zakręty aż do jego wylotu. Księżyc schowany był za grubymi chmurami.


Kiedy opuściła łazienkę sklep był pusty, ciemny i cichy. Nie było nikogo oprócz niej. W blasku zapalonej latarni, jasnej wyspy pośród ciemności, stał oparty jej rower. Dokładnie tak, jak go zostawiła.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172