|
Miasteczko bez wątpienia nie posiadało tylu atrakcji by zająć więcej niż kilka minut. Jadąc żółwim wręcz tempem zdążyła je poznać całkiem dobrze, a przynajmniej na tyle by móc mniej więcej określić gdzie co jest, a co za tym idzie i to przede wszystkim, czego w nim znaleźć nie miała szans. Cóż, pozostawało się cieszyć bliskością natury, czystym powietrzem i pogoda, bo na salon spa czy inne, nader standardowe obiekty, liczyć nie było co. To jednak miała przecież u siebie. Ta wyprawa zaś miała na celu… Cóż, z pewnością jej celem nie było przekonanie jej do przeprowadzki, zatem to że przez jakiś czas zmuszona była obywać się bez przyjemności, do których przywykła, nie powinien przecież wpłynąć na nią aż tak negatywnie.
Możliwe jednak że miało być odwrotnie, biorąc pod uwagę nieszczęsne zdarzenie z restauracji. Nie rozumiała jak mogła być taką gapą. Przeprosiła oczywiście Dawn za robienie jej problemu i podziękowała za pomoc. Szkoda jednakże została wyrządzona, przede wszystkim jej garderobie, a biorąc pod uwagę że w trakcie zwiedzania nigdzie nie dostrzegła butiku czy innego, nastawionego typowo na odzież damską lokalu, nie pozostawało jej nic innego jak powrócić do miejsca, w którym nabyła swój rower. Cóż, możliwe że jeszcze trochę takich sytuacji, a stanie się jego stałą klientką. Przynajmniej na ów krótki czas jaki zamierzała w tym mieście spędzić.
Na szczęście udało się jej bez większych problemów nabyć białą koszulę i jeansy. Co prawda nie był to jej zwyczajowy zestaw, w którym można by ją ujrzeć na co dzień, jednak z dostępnego wyboru pasował najlepiej. No i bez wątpienia nie sprawiał że wyróżniała się w nim na tle miasteczka co wcale nie było takie złe. Na pytanie o łazienkę otrzymała odpowiednie wskazówki i udała się by doprowadzić się do porządku. Wnętrze toalety było obskurne ale o dziwo aż tak jej to nie przeszkadzało. W końcu nie zamierzała z tego miejsca korzystać w sposób, do którego zostało przeznaczone. Czyżby powoli zaczynała przystosowywać się do mniej cywilizowanego sposobu życia? Miała nadzieję że nie, a jeżeli tak, to że po powrocie do domu szybko jej to minie
Niestety, nawet tak prosta rzecz jak zmiana ubrania, nie mogła się w tym mieście odbyć bez dodatkowych atrakcji. Przez chwilę Diana obawiała się, że naga żarówka nad jej głową pęknie z hukiem i zasypie ją deszczem gorących, ostrych odłamków. Z niepokojem zaczęła śledzić jej miganie, niepokój jednak pierzchł szybko, zastąpiony przez strach. Zamarła, wpatrzona w lustro, niczym łania złapana w blask reflektorów. Oddech uwiązł jej w płucach, które zbuntowały się i nie miały zamiaru go wypuścić. Wiedziała że powinna jakoś zareagować, odwrócić się, stanąć twarzą w twarz z intruzem. Zanim jednak ta myśl na dobre zagościła w jej głowie, żarówka mignęła ponownie, a gdy światło powróciło nikogo już za Dianą nie było, co sprawdziła natychmiast, odwracając się gwałtownie. Tak, bez wątpienia była sama, drzwi zaś nadal były zamknięte. Nikt nie mógł wejść do środka. Zatem… Tak, musiało się jej coś przewidzieć, innego wytłumaczenia nie było. Nerwowy śmiech rozdarł ciszę, która aż raniła jej uszy. Śmiech jednak szybko się urwał, brzmiał bowiem jeszcze gorzej niż owa cisza. Jak nic traciła rozum i nawet wiedziała kogo za to winić. To miejsce, to miasto, jego otoczenie… Miały wpłynąć na nią zbawiennie, wspomóc ją w problemach z którymi się borykała, a zamiast tego… Nerwowym ruchem przeczesała włosy. Musiała wyjść, ktoś w końcu przecież zacznie się dobijać do środka, wątpiła bowiem by w sklepie była druga łazienka.
Z tą myślą dokończyła ubieranie się, zapakowała zmoczone ubranie do reklamówki i starając się nie sprawiać podejrzanego wrażenia, otworzyła drzwi gotowa stawić czoła obsłudze sklepu i jego klientom. Zaraz jednak zamarła. W sklepie panowała cisza i półmrok, rozświetlany jedynie przez latarnie na zewnątrz. To się nie zgadzało, w żadnym wypadku się nie zgadzało. Gdy wchodziła do łazienki było południe, może nieco po. Nie było najmniejszej szansy na to by spędziła w niej kilka godzin, nie mówiąc już o tym że przecież ktoś by jej zwrócił uwagę. Niczego nie rozumiała, a to przerażało ją do poziomu powoli kiełkującej paniki. Szybkim krokiem, biegiem niemal, ruszyła w stronę drzwi wyjściowych, te jednak, czego zapewne mogła się spodziewać, okazały się zamknięte. Oddech przyspieszył, serce biło szaleńczym rytmem. Musiała pomyśleć, przeanalizować sytuację na spokojnie. Tylko w jaki sposób? Nie była w stanie znaleźć logicznego wytłumaczenia dla tej nagłej zmiany pory dnia. Nie ważne jak bardzo się starała. Nie mogła też jednak sterczeć po niewłaściwej stronie zamkniętych drzwi i czekać na cud. To nie było w jej stylu.
Znalezienie numeru telefonu do właściciela nie okazało się bardzo trudne, szczęście sprzyjało jej także w kwestii zasięgu oraz szybkości jego reakcji mężczyzny, który przed sklepem pojawił się po kilku, nader nerwowych dla Diany, minutach. W międzyczasie zdołała jakoś się uspokoić. Nie całkiem co prawda ale na tyle by w miarę składnie wyrazić swe oburzenie w związku z zostaniem zamkniętą w sklepie. Jakie jednak było jej zdziwienie gdy Isleman poinformował ją, że przecież opuściłą jego lokal, na dowód czego miał nawet jej kartę kredytową, którą podobno zgubiła. Ucieszona że jest w stanie wykazać nieścisłość w jego reakcji, sięgnęła po portfel by udowodnić, że jej karta jest nadal tam gdzie była. Tyle że karty w portfelu nie było. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w jego wnętrze podczas gdy właściciel sklepu wyrażał swoje niezadowolenie. Nie słuchała go, właściwie to nie usłyszała ani słowa. Przecież płaciła gotówką, nie miała powodu wyjmować karty, nie było powodu dla którego miałaby ona z niego wypaść. Zdecydowanie zaś nie mogło się to wydarzyć gdy wychodziła bo przecież nic takiego nie zrobiła. Cały czas… No właśnie, czas. Czas się zwyczajnie nie zgadzał. Jak miała cokolwiek wytłumaczyć skoro sama nie wiedziała co się właściwie wydarzyło.
Przeprosiła, podziękowała, postarała się wyglądać na odpowiednio niewinną, co przecież nie było trudne bo nie widziała swej winy w całym tym zdarzeniu. No, może poza wyciągnięciem człowieka z łóżka w środku nocy. Musiała opuścić to miasto. Teraz. Natychmiast. Nie było sensu udawać że będzie w stanie jakoś przetrzymać tą wizytę. Nie po tych wszystkich zdarzeniach. Nawet jeżeli miałaby zostawić za sobą bagaże i wybrać się w drogę powrotną rowerem. Jakby nie spojrzeć musiałaby tylko dojechać do stacji, wszak kolej chyba nadal działała, a przynajmniej Diana miała taką nadzieję. Najpierw jednak musiała wrócić do wynajmowanego domku. Może i zaczynałą tracić rozum, nie była jednak na tyle szalona by próbować uciec z tego miasta w nocy. Samochodem - ewentualnie, jednak nie na rowerze.
W końcu udało się jej wyjść ze sklepu i dopaść jedynego środka transportu, jakim chwilowo dysponowała. Rozmowa z właścicielem nie należała do przyjemnych i Diana z chęcią by o niej jak najszybciej zapomniała. Jego słowa jednak nie chciały opuścić jej myśli. Widział jak wychodziła, a to przecież nie było możliwe. Dlaczego kłamał? I czy na pewno kłamał? Karta mogła jej co prawda wypaść gdy szła do łazienki zatem nie była żadnym dowodem, tylko po co miałby kłamać? Nie znajdowała żadnego ku temu powodu. Podobnie jak nie było wyjaśnienia wyciętych z jej życiorysu godzin. Potrzebowała z kimś o tym porozmawiać, jednak nikt taki nie przychodził jej do głowy. Stojąc w blasku latarni czuła się niczym ostatni żyjący człowiek. Opuszczona, osaczona przez mrok, bezbronna. Z domu naprzeciwko sklepu dolatywały dźwięki znanego jej utworu.
Niestety, nie słowa nie pomagały, a wręcz dolewały oliwy do ognia. Nie miała ochoty słuchać dłużej. Wsiadła na rower, upewniła się że lampki dobrze oświetlają drogę i ruszyła w stronę “Bliżej Natury”. W głowie jednak stale krążył jej fragment piosenki. Find the lady of the light gone mad with the night
Przed oczami zaś widniał obraz kobiety, na którą zwróciła uwagę tego dnia, w restauracji. Chyba faktycznie traciła rozum...
__________________ “Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.” |