Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-05-2018, 22:07   #21
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Haijme zachwiał się, ale zdołał utrzymać równowagę. Gdy zobaczył niknącego mu z oczu zakrwawionego trenera ruszył w jego kierunku. Z jękiem giętego metalu w poprzek jego drogi upadła latarnia sypiąc iskrami. Przeskoczył nad nią i wywalił się jak długi, gdy płyty chodnikowe poruszyły mu się pod stopami. Garnitur za kilka tysięcy poszedł się jebać. Nie wstając, na kolanach przelazł przez rumowisko i zajrzał na drugą stronę. Ziała tam spora wyrwa, trener wisiał na jakimś kablu metr niżej. Soroyama bez namysły ściągnął z szyi poobijany aparat, odczepił go i owinąwszy pasek wokół dłoni spuścił go trenerowi.
 
Mike jest offline  
Stary 12-05-2018, 13:02   #22
 
Vilir's Avatar
 
Reputacja: 1 Vilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwu
Przez Jonathana przeszła fala ekscytacji. Już samo przewodniczenie bankietowi sprawiało, że czuł się jak ryba w wodzie, a rozmowa z wysokim Japończykiem, zakończona uściskiem dłoni wyrażającym szacunek dla rozmówcy była jak wisienka na torcie. Zadowolony z siebie Garrett ruszył w stronę stołu by nalać sobie ponczu. Krótka przerwa na kilka łyków napoju i powrót do "swoich" obowiązków - tak właśnie wyobrażał to sobie Jonathan, gdy nagle ziemia pod nim dgrnęła.

Kiedy rodzina Garrettów przybyła do Japonii, przeszli szereg szkoleń o trzęsieniach ziemi i o tym, jak zachowywać się w ich trakcie. I nie były to wyłącznie szkolenia teoretyczne - byli oni także w symulatorze tego kataklizmu. Gdy jednak zagrożenie okazało się być realne, zimna krew jaką Jonathan miał w symulatorze nie pojawiła się na Placu Przyjaźni, a zamiast rozsądku i analizy sytuacji w jego głowie prym wiodła panika. Na szczęście dość szybko dostrzegł on swojego ojca, a postawa głowy rodziny dodała mu otuchy. Już miał ruszać w jego stronę, gdy nagle spostrzegł jak chłopak, z którym przed chwilą rozmawiał znika w rozpadlinie wraz ze swoją młodszą siostrą. W pierwszej chwili Jonathan poczuł, że musi szybko ewakuować się z zagrożonego obszaru, by nie spotkało go to samo co przed chwilą parę Japończyków. Gdy jednak zrobił pierwszy krok, w jego głowie pojawiły się bohaterskie czyny Amerykanów, o których dzisiaj tyle przecież opowiadał. To, w połączeniu z postawą ojca sprawiło, że Jonathan ruszył w stronę szczeliny, w której był wysoki Japończyk i jego dziewczyna. Garrett był wszakże dumnym Amerykaninem, a dumny Amerykanin nie mógłby postąpić inaczej.
 

Ostatnio edytowane przez Vilir : 13-05-2018 o 17:43.
Vilir jest offline  
Stary 12-05-2018, 23:37   #23
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Rozmowa z Bjoerengiem sprawiła młodzieńcowi z Furrano sporo przyjemności. Do tej pory obaj w zasadzie się nie znali. Urashima dopiero co wrócił z Osaki, a Norweg przebywał w Japonii ledwie od dwóch miesięcy, więc nie było go w drużynie, gdy Kenji poprzednio w niej grał. Zresztą zaskakująco duża część składu była dla Japończyka praktycznie obca. Typowe dla młodzieżowego futbolu, jedni rezygnują, inni wyjeżdżają, nieliczni dostają szansę na grę w seniorach, drużyna praktycznie co roku wygląda zupełnie inaczej.

Kątem oka chłopak zobaczył jak jego koledzy wraz z elektrykiem zabierają się za składanie sprzętu. Biorąc pod uwagę, że wszystkie kable i głośniki były własnością klubu, więcej roboty było tylko z perkusją. Po chwili dołączył do nich starszy brat Yoshiyukiego, który przywiózł ich tutaj swoim wanem, a teraz miał zabrać z powrotem do domu. Kenji w duchu postanowił, że zaraz do nich dołączy, ale najpierw skończy swojego drinka. W końcu niegrzecznie byłoby tak odchodzić w środku rozmowy.

Gdy odwracał się z powrotem w stronę Bjoerenga dojrzał Koishi, której jakiś drań groził nożem. Zimny dreszcz przeszedł mu po plecach. W pierwszej chwili nie mógł się poruszyć, a nawet gdyby mógł, nie wiedział co ma zrobić.

- A miałem Ci mówić. Czy widziałeś ostatnio… - spytał Norweg, ale Kenji nie dowiedział się co miał widzieć. Nie wiedział nawet czy jego kolega zaniemówił w pół słowa, czy po prostu nie dosłyszał co dalej powiedział. Sam był już bowiem zaaferowany wyłącznie widokiem swojej przyjaciółki i tego typa. Wiedział już też co musi zrobić.

Czym prędzej ruszył w tamtą stronę. Energicznie przepychał się przez ludzi, nie patrząc czy kogoś nie przewrócił, albo nie rozbił łokciem nosa. Liczyło się tylko jak najszybsze dotarcie do tamtej dwójki. Na szczęście tłum skupił się głównie w pobliżu baru. Co prawda kilka osób zaprotestowało, gdy zaczął robić użytek z łokci, ale coś, może jego wyraz twarzy, a może postura, sprawiły że odechciewało się konfrontacji. W ciągu kilkunastu sekund znalazł się w pobliżu Koishi.

- Chodź, mam dobry towar, zabawimy się… - zachęcał tamten. Dziewczyna na próżno się wyrywała. Wreszcie, doprowadzona do ostateczności, uderzyła mocno obcasem bucika w śródstopie opryszka. Lecz on nawet nie zauważył, był albo napity, albo naćpany. - Co, nie podobam ci się?

I wtedy Kenji do niego dopadł. Niestety, nie udało mu się go zaskoczyć. Zarośnięty awanturnik z długimi włosami splecionymi w koński ogon, w skórzanej, nabitej metalem kurtce, błysnął nożem. I to jakim. Ostrze długie na dobre piętnaście centymetrów, którym można otworzyć brzuch jednym cięciem.

- Nie wtrącaj się, koleś, bo... - lewą ręką wciąż trzymał szarpiącą się dziewczynę. Prawą groził ostrzem Kenjiemu. Stali teraz naprzeciw siebie w odległości niespełna metra. Kenji wiedział, że musi szybko odciągnąć od niej tego typa. W pewnym stopniu ironią był fakt, że w głowie zabrzmiały mu słowa, które nie raz wypowiadał jego ojciec: “Kenji, jesteś za duży by się bić! Możesz zrobić komuś krzywdę!”. „I bardzo dobrze, że mogę” odpowiedział mu w myślach.

- Za późno, koleś - powiedział z naciskiem na ostatnie słowo. - Może pokażesz, że masz jaja i wyjdziemy na zewnątrz? - musiał spróbować go odciągnąć od Koishi. Nieważne co będzie potem.

Facet zawahał się. Dziewczyna sprytnie skorzystała z tego faktu i szybkim ruchem wyrwała się z jego uścisku. Oprych, warcząc wściekle, próbował schwytać ją ponownie, ale palce zacisnął tylko na powietrzu. Kenji zareagował odruchowo. Cios ciężką pięścią trafił mężczyznę prosto w kość policzkową. Tamten aż poleciał do tyłu, ale mimo oszołomienia, zareagował również odruchowo. Odbił się od ściany i skoczył na swojego przeciwnika z nożem. Ostrze błysnęło w mętnym świetle jarzeniówek tnąc rękaw bluzy Urashimy. Jednakże opryszek wychylił się za mocno do przodu. Przez krótką chwilę był całkowicie odsłonięty…

Chłopakowi więcej nie było potrzeba. Mieszkał i dorastał w niezbyt przyjaznej dzielnicy i miał doświadczenie z niejednej bijatyki z dzieciakami z sąsiedztwa. Toteż na błąd nożownika zareagował instynktownie, a co najważniejsze, szybko. Szerokim sierpowym uderzył go prosto w gębę, wkładając w cios wszystkie posiadane siły. Oszołomiony, po celnym ciosie, niczym baran, który ubódł mur, facet oklapł pod ścianą. Ale to nie był koniec, nie dla Kenjiego. Japończyk dopadł do niego i zaczął okładać kurczącego się przeciwnika. Bił nie żałując rąk aż kości trzeszczały. W zapamiętaniu zapomniał o całym świecie. Typek jęcząc kulił się pod ciosami ciężkich pięści.

- Nie! Kenji! Przestań! Proszę! Przestań! Tak nie wolno! Proszę!

Głos przyjaciółki ostudził gniew Urashimy, młodzieniec opamiętał się. Dopiero teraz zauważył, że Koishi uwiesiła się jego ramienia. Yoshiyuki, Yuuji i Bjoereng, w towarzystwie połowy gości knajpy, stali obok. Słychać było pierwsze komentarze dotyczące całego zdarzenia. Kenji półprzytomnym wzrokiem spojrzał na zdarte knykcie i na rozcięty rękaw koszuli, na którym pojawiły się plamy krwi. Dopiero wówczas zobaczył w jakim stanie jest niedoszły napastnik i dotarło do niego co właśnie zrobił. Nie żałował go, zasłużył w pełni na to co go spotkało. Chłopaka martwiło coś innego. Pierwszy raz w życiu wpadł w taki szał. Jak to się stało? Gdy adrenalina opadła zauważył łzy w oczach Koishi. Płakała z powodu tego co zaszło, czy tego co się mogło stać?

- Nic ci nie jest? - spytał siląc się na łagodny ton, ale chyba nie najlepiej mu to wyszło.

Pokręciła głową przecierając ręką oczy. W międzyczasie właściciel klubu pochylił się nad pobitym opryszkiem. Chwilę później wyprostował się trzymając w dłoni trzy foliowe torebki z białym proszkiem i paczkę skrętów z marihuany.

- Istna apteka - powiedział z niesmakiem - Zaraz wezwę policję. A wy - zwrócił się do członków zespołu - lepiej idźcie do domu. Po co mają was kojarzyć z aferą kryminalną? A w ogóle... - skłonił się uprzejmie. - Bardzo wam dziękuję za dzisiejszy występ. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zagracie dla nas - goście klubu zamruczeli z aprobatą. Kilka osób biło brawo. - Idźcie do domu, moi drodzy. Dobranoc - właściciel uśmiechnął się szczerze. - I przepraszam, że w moim klubie…

Kenji nie słuchał. Koishi puściła już jego rękę i powlokła się w stronę wyjścia, w ślad za chłopakami. Urashima odwrócił się jeszcze w stronę Bjoerenga, kiwnął mu głową na pożegnanie, ale nie powiedział ani jednego słowa, po czym również wyszedł. Drogę do domu pamięta jak przez mgłę. Chłopaki coś mówili, starszy brat Yoshiyukiego chyba go chwalił, ale on nie słuchał. Wpatrywał się tylko w okno, w przemykające za nim światła latarni, domów i innych samochodów. Myślał ciągle o tym co się stało, o tym co zobaczył w oczach Koishi, gdy ta zdołała go uspokoić. A co ona widziała wówczas w jego oczach?

W pierwszej kolejności podjechali pod dom dziewczyny. Kenji przez całą drogę milczał, podobnie zresztą jak ona. Chciał jej coś powiedzieć, chociaż na odchodne, ale nie bardzo wiedział co. Odwrócił się wreszcie w jej stronę, licząc że coś wypadnie z jego ust samoistnie, ale zobaczył tylko jej plecy, gdy wychodziła z auta. Nie odwróciła się potem, szybkim krokiem skierowała się w stronę drzwi, za którymi zaraz zniknęła. To go zdołowało bardziej niż cokolwiek czego był dziś świadkiem.
 
Col Frost jest offline  
Stary 13-05-2018, 12:11   #24
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Momentalnie, gdy Hisoka został pochłonięty w ziemię, wszystkie pozytywne emocje, jakie tego ciekawego dnia towarzyszyły Hiroshiemu, zniknęły. Spojrzał na pozostałych kolegów z drużyny, czy są cali. Sam na pewno nie miał zamiaru ratować Hisoki, a także odradzał to pozostałym. Nie dość, że nie czuł się wystarczająco odważny, by zostać bohaterem, to też zdawało mu się to być bez sensu. Mimo przeczytania masy bohaterskich mang i obejrzenia licznych anime, chyba w takiej chwili każdy powinien wydorośleć. Dużo większe korzyści przyniesie zawiadomienie specjalistycznych służb, dysponujących sprzętem i umiejętnościami. Sami może byli sportowcami, ale nawet nie dorosłymi ludźmi. Jego dalsze działania polegały na znalezieniu strażaków, czy innych specjalistów, którzy będą mogli pomóc Kędziorowi, a także bezpiecznego miejsca, w którym mogli spokojnie przeczekać kolejne wstrząsy.
 
Zara jest offline  
Stary 18-05-2018, 12:43   #25
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
- Mówi John Shiraishi z telewizji Hokkaido One. Dzisiaj około godziny piętnastej Sapporo nawiedziło trzęsienie ziemi o mocy około sześć i pół stopnia w skali Richtera. Nadal nie wiemy ilu mieszkańców straciło życie, a ilu tylko dach nad głową. Trwa akcja wydobywania ofiar katastrofy spod gruzów. Premier Japonii zadeklarował daleko idącą pomoc dla ofiar kataklizmu...
Drużyna zebrała się przed dużym telebimem na dworcu w Sapporo. Nie tylko wy zresztą byliście ciekawi co mają do powiedzenia przedstawiciele mediów, ratownicy i politycy.
Trwała akcja ratunkowa, na obrazie widać było właśnie Plac Przyjaźni. Pokazywano głównie pracę służb ratowniczych z psami na smyczach, reporter komentował zdarzenie ze śmiertelna powagą, jakaś kobieta w tle zawodziła w ataku beznadziejnej rozpaczy. Płacz, pokrzykiwania, szczekanie psów, huk wirników śmigłowca, sygnały karetek.
Wyglądało na to, że epicentrum wstrząsu znajdowało się w okolicach Placu. Po eleganckim bankiecie pozostały gruz, popiół i ruiny.
Biorąc pod uwagę, że większość ekipy stała teraz w milczeniu przed telebimem mieliście sporo szczęścia.
Brakowało Hisoki i Hiramatsu.
Trener, blady, w podartej marynarce, z okrwawionym bandażem na skroni, zdążył wypytać chłopaków na okoliczność zdarzenia. Nieco dłużej zatrzymał się przy Hiroshim i Schinchiro. Ponury i milczący Krzeszewski wysłuchał spowiedzi obu chłopaków, wyglądało na to, że obaj zagubieni członkowie drużyny trzymali się razem z nimi.
- Pomówimy o tym w domu – obiecał solennie trener – Póki co siedźcie tu i nie kręćcie się po okolicy. Ja muszę wykonać parę telefonów.
Klepnął jeszcze po ramieniu Hajime po czym odszedł na bok ze słuchawką przy uchu. Mówił po japońsku i wyglądało na to, że obdzwania szpitale.
Chłopaki patrzyli po sobie ponuro. Hajime klnąc cicho oglądał to co zostało z jego garnituru i aparatu. Johnatan rozmawiał przez telefon z ojcem. Starszy Garret był bezpieczny i w akcji więc przynajmniej jego syn nieco się rozpogodził. Hiroshi z ponurą miną siedział przed telebimem jakby chciał wywołać swoje zgubione szczęście. Pozostali dzielili uwagę między ekran i pierwsze rozmowy. Można było zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie strata dwóch przyjaciół byłaby to świetna anegdota. Trzęsienie ziemi! Przeżyliśmy! Żyjemy!
No ale.
Minuty wlokły się jak pszczoły oblepione miodem. Jakieś piętnaście minut później trener ponownie podszedł do ekipy chowając telefon.
- Chodźcie tu wszyscy!
Rozmowy umilkły, chłopaki stanęli kręgiem wokół trenera. Donośny, lekko chrapliwy głos mężczyzny z łatwością przebił się przez gwar dworca.
- Może was zainteresuje, że nasi zaginieni koledzy żyją – szmer ekscytacji i ulgi – Obaj własnymi siłami wydobyli się z zagrożenia i teraz znajdują się w jednym z miejskich szpitali. Obaj są poobijani, Hisoka dodatkowo w szoku, ale żyją.
- Jadę po nich. Powinniśmy być z powrotem w ciągu góra dwóch godzin. Za dwie godziny z małym kawałkiem odchodzi pociąg do Furano. Jak dobrze pójdzie złapiemy go i odjedziemy do domu. Póki co zrelaksujcie się. A ja jadę. Soroyama! Jedziesz ze mną.

*****


Garret po odejściu trenera z ciężkim westchnieniem schował telefon do kieszeni. Miał co wspominać. Choćby to, że na Placu uratował dwa istnienia. Z pomocą wysokiego Japończyka wydostali z rozpadliny małą dziewczynkę, a potem wspólnie, pomagając sobie, wyrwali się na równy grunt. Kilkanaście sekund później szczelina w ziemi zwarła się.
Garret zacisnął zęby. Wciąż pamiętał przedśmiertny krzyk staruszka, którego wydostać nie zdążyli...

*****

Hiroshi cierpiał. Siedział na ławeczce pod ostrzałem spojrzeń kolegów i zastanawiał się czy mógł zrobić coś więcej. To, że Kędzior i Kazuhiro żyli, przyniosło mu ulgę, ale nie mógł się opędzić od myśli, że mógł wykazać się większą odwagą.
Pamiętał, że w pierwszej chwili uciekali cała trójką, on, Hideoshi i Kazuhiro, ale ten ostatni nieoczekiwanie zawrócił, dopadł do szczeliny łapiąc rękę Kędziora, po czym obaj zniknęli pod ziemią. Hiroshi nie spodziewał się już ich ujrzeć.
A teraz obaj żyli. Co on im powie gdy się spotkają znowu? „Sorki, chłopaki, ale trzeba liczyć na siebie”?
Ta myśl wystarczyła by młody rozgrywający skręcił się ze wstydu.
Niech to szlag...

*****

Kenji siedział na obrotowym fotelu w swym pokoju i myślał. Wspominał.
Błysk stali.
Strach i łzy w oczach Koishi.
Nie wtrącaj się koleś, bo...
Ciężkie pięści spadające na kulącego się opryszka.
Kenji! Przestań! Proszę!
Młody Urashima ponownie zacisnął pięści. Po czym rozluźnił je z uczuciem głębokiego wstydu.
Dobrze wiedział, że wystarczyło walnąć raz, góra dwa. Wystarczyłoby, prawda? I nie pomagało powtarzanie sobie, że gnojek zasłużył sobie na to.
Kenji czuł się paskudnie. Zupełnie jakby przekroczył granicę dzielącą przyzwoitego faceta od zbira. Źle się odkrywa w sobie takie ciemne zakamarki.
Koishi.
Nagle poczuł chęć, żeby ją usłyszeć. By pomówić, a co tam, nawet słuchać jak płacze do słuchawki. Lepsze to niż miałaby łkać w poduszkę. Ale nie siedzieć tu samotnie. Nie pozwalać jej na samotność.
Telefon leżał na biurku, obok.
Zadzwonić?


*****

Bjoereng wrócił do domu późno. Z ulgą zrzucił kurtkę i buty padając na łóżko.
Zamknął oczy.
Gdy ponownie je otworzył zegar przy łóżku wskazywał kilka minut po północy. Młody Norweg nie spał ani chwili.
Wciąż buzował w nim ogień.
Wtedy wszystko wyglądało gładko. Przecież Kenji poradził sobie z łatwością. Niemal. Błysk noża tnącego rękaw bluzy kolegi. Ten obraz nie dawał mu spokoju. Mało brakowało, a Kenji odniósłby poważną ranę.
Bjoereng nie miał wątpliwości, że musi to jakoś Kenjiemu wynagrodzić. Ale jak?

*****

Pociąg do Furano wyglądał jak bliźniak tego, którym tu przyjechaliście. Tym razem jednak nie było śmiechu i przekomarzania. W przedziale królowała cisza. Współpasażerowie, zarówno starsi jak młodsi, ze wzburzeniem komentowali wydarzenia sprzed kilku godzin.
Chłopaki poświęcili się głównie surfowaniu po necie z komórek. Czytali newsy z Sapporo.
Trener przypomniał tylko, że za parę dni zaczyna się liga, a pierwszym rywalem będzie Consadole Sapporo. Jako gość na waszym stadionie.
Jeszcze parę dni.
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 21-05-2018 o 13:41.
Jaśmin jest offline  
Stary 21-05-2018, 13:09   #26
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Bjoereng siedział w knajpie z Kenjim i wszedł gość z nożem, groził jakiejś dziewczynie, której Norweg nie znał. Urashima rzucił się na niego, ale Forfang się nie ruszył, zastygł. Siedział w miejscu i nic nie zrobił tylko patrzył wystraszonym wzrokiem jak jego kolega okłada napastnika. Co Norweg mógł zrobić w tej sytuacji? Pomóc? Odciągnąć dziewczynę? Zadzwonić po policję? Rozejrzeć się za ochroną, której i tak nie było widać? Za szybko się to wszystko potoczyło dla Bjoerenga. Nie miał czasu na reakcję.
Kenji został ranny, widział krew na jego ramieniu. Walka się skończyła, a po głowie chłopaka krążyły różnorakie myśli. Mógł zrobić dużo więcej. Teraz pewnie Kenji myśli, że tchórz z Norwega, że mógł mu pomóc z dziewczyną.

Późnym wieczorem wrócił do domu, nie wiedział co ze sobą zrobić. Kenji, krew, dziewczyna, napastnik, gapie. Tego było za dużo i przytłaczały go te myśli. Padł na łóżko i zasnął na chwilę. Obudził się parę minut po północy i już nie zasnął ponownie, bo nawet nie podziękował japończykowi za uratowanie życia, mogło się to skończyć o wiele gorzej. Tylko jak to zrobić? Na razie nie miał do tego głowy, ale się nad tym poważnie zastanowi, bo takie sytuacje nie zdarzają się codziennie.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036
Adi jest offline  
Stary 22-05-2018, 21:15   #27
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Wydawało mu się w pierwszej chwili, że postąpił słusznie. Poszukanie kogoś zdolnego do pomocy, gdy samemu jest się chucherkiem, pewnie byłoby dobrym pomysłem. Ale nie znaleźli nikogo, a właściwie wyszło na to, że po prostu uciekli razem z Shinichiro. Zawiódł. Brakowało mu mądrości, wyobraźni i odwagi. Teraz nie mógł zrozumieć, dlaczego od razu nie pomógł koledze? Nie przespał całej nocy po tych zdarzeniach. Ale znalazł sobie angażujące zajęcie. Po jego zakończeniu, bardzo wczesnym rankiem, z podkrążonymi oczami od braku snu i łez, wziął ze sobą dużą torbę, której zawartością była tylko mała koperta.

Doszedł do klubu o godzinie, w której była tylko sprzątaczka. Zazwyczaj przegoniłaby go kijem od miotły, ale musiała przynajmniej ogólnie słyszeć, co ich spotkało w Sapporo i dała mu wejść do szatni. Wyciągnął z torby kopertę z własnoręcznie napisaną karteczką o treści:

Cytat:
Trenerze, koledzy. Zawiodłem. Przepraszam. Nie sprawdziłem się jako kolega, tym bardziej przyjaciel. Zhańbiłem się w okrutny sposób i nie jestem w stanie spojrzeć Wam ponownie w oczy. Powodzenia w nadchodzącym sezonie. Beze mnie, bo nie zasługuję po wczoraj na grę razem z Wami.

Hiroshi
Położył ją pod swoim miejscem w szatni. Napisanie kartki zajęło mu całą noc. Pisał, kreślił, gniótł, wyrzucał. Ostatecznie zostawił treść, z której nie był zadowolony. Ale zawód z poczucia słabo napisanego pożegnania był niczym w porównaniu z goryczą, jaką przynosiła mu jego wczorajsza postawa wobec rozpaczliwej sytuacji Kędziora i Kazuhiro.

Następnie zaczął pakować ze swojej szafki wszystkie osobiste rzeczy do torby. Po raz kolejny się rozkleił. Płakał chowając zdjęcia, ubogie notatki z uwagami trenera i wszystkie inne bibeloty. Nie chciał, żeby tak się to skończyło, ale zwłaszcza będąc Japończykiem, honor nie pozwalał mu na takie zwykłe przyjście do szatni. Samurajem nie był, harakiri nie mógł popełnić, ale konsekwencje swojego czynu musiał ponieść. Zamiast ciekawego życia uganiając się za piłką po Japonii, a być może i kiedyś po całym świecie, będzie wiódł nudne życie w Furano, przygotowując sushi w rodzinnej restauracji. Nie było to też złe życie. Ale zabiło jego marzenia. Spojrzał jeszcze raz na szatnię, spodziewając się, że to ostatni raz. Nie musiał żegnać się z murawą, bo na pewno będzie chodzić na domowe mecze Furano. Nawet, jeśli na pierwsze mecze będzie musiał całkowicie zakryć swoją twarz, by również kibice go nie rozpoznali. Zaraz po tym postanowił szybko zmykać, by rzeczywiście nie musieć nikomu z drużyny spojrzeć w oczy. W końcu był tchórzem.
 
Zara jest offline  
Stary 23-05-2018, 21:17   #28
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Z chłopakami pożegnał się jakimś mruknięciem i ruszył do domu. W nim natomiast nie zastał nikogo. Matka pracowała na nocną zmianę w hotelu, a ojciec, jak zwykle, był w trasie. Zresztą tak było nawet lepiej, nie miał ochoty z nikim teraz rozmawiać. Zapalił światło i usiadł w fotelu. Kątem oka dostrzegł czerwień na swoim ręku. Dopiero teraz, gdy adrenalina zupełnie już opadła, poczuł ból. Czym prędzej ruszył do łazienki.

Po drodze zdjął bluzę. To była jego ulubiona, nosił ją tak często jak tylko mógł. Niestety była do wyrzucenia. Opłukał przedramię w umywalce i przyjrzał mu się bliżej. Rana nie była głęboka, drań ledwie go zahaczył końcem ostrza, ale szrama ciągnęła od łokcia niemal pod nadgarstek. Wyjął z szafki wodę utlenioną i polał nią rękę. Zapiekło tak, że aż syknął z bólu. Potem znalazł jakiś bandaż i zrobił prowizoryczny opatrunek. Na jego oko szycie nie było potrzebne, więc daruje sobie wizytę u lekarza, ale blizna pewnie pozostanie.

Nie obchodziło go to jednak. Po doprowadzeniu umywalki do względnej czystości udał się do swojego pokoju. Włączył radio i usiadł w swoim fotelu. Zwykle w tym momencie włączał również komputer, kilkuletni rupieć, ale działał jak należy. Tym razem jednak nie miał ochoty zaglądać do internetu. Jeszcze trafił by na jakiś wpis o zajściu w barze, a wolał o tym w ogóle nie myśleć.

Problem polegał jednak na tym, że nie potrafił myśleć o niczym innym. Każde zajęcie, które mogłoby skupić jego uwagę na czymś innym, wydało mu się nagle głupie, nudne, albo niewarte zachodu. Siedział więc nadal w fotelu i pogrążał w czarnych myślach coraz bardziej. W radiu mówili coś o jakimś trzęsieniu ziemi, ale Kenji nie zarejestrował nawet o jaki region kraju chodzi. Nie potrafił się skupić nawet na słuchaniu.

Nagle jego wzrok padł na telefon leżący na biurku. Długo bił się z myślami, ale w końcu uznał, że powinien z niego skorzystać. Koishi wyszła z samochodu bez słowa, może powinien wówczas pójść za nią, porozmawiać na osobności, wyjaśnić? Tylko co tu wyjaśniać? Stało się, co się stało i nawet sam przed sobą nie potrafił znaleźć usprawiedliwienia swoich czynów. Pomimo tego odblokował ekran, wcisnął ikonę listy kontaktów i wybrał numer dziewczyny. Po pięciu sygnałach włączyła się poczta głosowa. Rozłączył się i spróbował ponownie, ale raz jeszcze usłyszał komunikat kończący się prośbą o zostawienie wiadomości po sygnale. Odłożył telefon na biurko.

Po paru minutach wpadł jednak na jeszcze jeden pomysł. Odpalił komputer, a po jego włączeniu przeglądarkę. Wiedział, że państwo Osakabe mają telefon domowy, widział go nie raz podczas wizyt w ich domu. Bez trudu znalazł książkę telefoniczną Furano, a następnie ich numer. Natychmiast wpisał go do telefonu i nacisnął zieloną słuchawkę.

Co prawda było już dość późno i telefon o tej porze mógł uchodzić za coś nieodpowiedniego, ale Kenji nie dbał o to. Miał jedynie nadzieję, że słuchawkę podniesie ojciec Koishi, jej matka specjalnie za nim nie przepadała. Trudno zresztą było mieć o to do niej pretensje. Chłopak z niezbyt zamożnej rodziny, mieszkający w podejrzanej dzielnicy nie mógł być dobrym towarzystwem dla jej córki. Niestety, gdy Urashima usłyszał słowo "słucham" było ono wypowiedziane kobiecym głosem i nie był to głos jego przyjaciółki. Nic to, trzeba było grać kartami, które się miało.

- Dobry wieczór - zaczął. - Mówi Urashima Kenji. Najmocniej przepraszam za telefon o tak późnej porze, ale koniecznie muszę porozmawiać z Koishi, a ona nie odbiera. Pomyślałem więc, że...

- Nie odbiera, bo nie chce z tobą rozmawiać - przerwała mu pani Osakabe. - I wcale jej się nie dziwię, po tym co zrobiłeś. Żebyś mi się nie ważył z nią widywać. I nie dzwoń tu więcej! - trzasnęła słuchawką.

Przez parę chwil Kenji siedział z telefonem przy uchu. Gdy w końcu oprzytomniał, w jego głowie narodził się już kolejny pomysł.

Pół godziny później kładł swój rower w pobliżu krzewów w ogrodzie państwa Osakabe. Postarał się by od strony ulicy był on niewidoczny, a następnie ruszył w stronę domu. W pokoju Koishi paliło się światło, a więc nie spała. To co zamierzał zrobić pasowało bardziej do amerykańskiego filmu o głupkowatych nastolatkach, ale co innego mu pozostało? Sprawdził czy rynna wytrzyma jego ciężar i powoli zaczął się po niej wspinać starając się wydawać jak najcichsze dźwięki.

W końcu dotarł na pierwsze piętro. Próbował zajrzeć do środka, ale zasłona skutecznie zasłaniała mu widok. Nadstawił więc uszu, ale nie wychwycił żadnych głosów. Miał nadzieję, że Koishi jest w pokoju sama. Brakowało tylko, żeby jej matka przyłapała go tutaj. O próbach kapeli w jej garażu już teraz można było zapomnieć. Założywszy, że przyjaciółka Urashimy wciąż jeszcze ma ochotę śpiewać.

Chłopak wziął głęboki oddech i zapukał delikatnie w szybę. Nic to nie dało, więc zrobił to jeszcze raz. Dostrzegł jakiś cień, który szybko urósł na zasłonie, a po chwili ktoś odsunął ją na bok. Kenji z ulgą stwierdził, że zrobiła to Koishi, która ze zdziwieniem wypisanym na twarzy otworzyła po chwili okno.

- Kenji?! - spytała szeptem. - Zwariowałeś?! Co ty wyprawiasz?!

- Cześć – odpowiedział siląc się na uśmiech. - Mogłabyś mnie wpuścić do środka i dopiero mnie ochrzaniać? Obawiam się, że długo tak nie wytrzymam – spróbował zażartować, ale nie osiągnął zamierzonego efektu. Dziewczyna faktycznie odsunęła się od okna umożliwiając mu wejście do środka, ale z sekundy na sekundę na jej twarzy zdziwienie ustępowało gniewowi.

- Jesteś idiotą! - uznała, gdy znalazł się w jej pokoju. - Wiesz co się stanie, jeśli moi rodzice cię tu przyłapią?

- Nie obchodzi mnie to – skłamał. - Chcę z tobą porozmawiać o tym co się stało. Nie odbierasz telefonów...

- Bo ja nie chcę o tym rozmawiać! - przerwała mu.

- Więc daj mi mówić. Możesz nie chcieć mnie więcej znać, ale zważywszy na naszą dotychczasową przyjaźń musisz mnie wysłuchać.

Urashima mówił długo. Opowiadał o tym, że sam nie rozumie co w niego wstąpiło, że zdarzyło mu się to po raz pierwszy. Nie żałował tego co się stało, a jedynie sposobu w jaki do tego doszło. Dwa razy próbował rzucić jakimś żartem, ale lodowaty wzrok Koishi powstrzymał go przed kolejnymi próbami. Widział, że coś w ich relacji uległo zmianie, coś pękło i nie można było tego naprawić, a przynajmniej nie tak od razu. W końcu skończył:

- To tyle. Nie odwrócę już tego co zrobiłem, nie wiem nawet czy bym to zrobił, gdybym mógł. Jeśli nie chcesz mnie więcej znać, uszanuję to. Nie będę cię więcej nachodził, w szkole postaram się trzymać dystans, mogę zrezygnować z gry w kapeli. Rozumiem, że dzisiaj nie udzielisz mi odpowiedzi. Gdybyś jednak doszła do wniosku, że... To mój numer masz.

Po tych słowach wychylił się przez okno, chwycił rynnę i zaczął schodzić. Jeszcze rzucił „cześć” na odchodne, ale nie usłyszał odpowiedzi.

* * * * *

Następnego dnia rano mama mu powiedziała, że trzęsienie ziemi, o którym usłyszał w radiu wieczorem, miało miejsce w Sapporo, czyli tam gdzie pojechał prawie cały zespół. Szybko wybrał numer jednego z kolegów z drużyny. Z prawdziwą ulgą usłyszał, że nikomu nic się nie stało i że już wracają pociągiem do domu. Następnego dnia miał ich spotkać na treningu.

Tymczasem miał dzień wolny, chociaż wolałby, żeby było inaczej. Nie zerkałby co chwila na ekran telefonu z nadzieją, że zobaczy na nim numer Koishi. Niestety ten uparcie nie chciał się pojawić. Postanowił, że następnego dnia uda się na trening skoro świt. Jeśli będzie musiał czekać na chłopaków zrobi kilka okrążeń wokół boiska. Wszystko, byle tylko nie myśleć za dużo.
 
Col Frost jest offline  
Stary 27-05-2018, 21:54   #29
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Kenji wszedł do szatni i widząc plecy pochylonego nad swoją torbą Sasakiego nawet się ucieszył z towarzystwa kolegi z drużyny.

- Cześć - przywitał się. - Widzę, że nie tylko ja postanowiłem wpaść przed czasem. Muszę trochę poprawić kondycję, parę rundek wokół boiska przed każdym treningiem dobrze mi zrobi - położył swoją torbę na ławce, otworzył szafkę i nie zrażając się brakiem odpowiedzi kontynuował - Ale mieliście przeprawę w Sapporo. Dobrze, że nikomu nic się nie stało.

- Cześć... - odpowiedział lekko speszony Hiroshi. - No dobrze, dobrze. Ale…
Rozgrywający nie potrafił się wysłowić. Poza tym myślał, jak tylko szybko opuścić pomieszczenie, nie wdając się w dyskusje i nie pokazując swojej rozpaczliwie wyglądającej twarzy.
- Ja tylko na chwilę. Już wychodzę. Żegnaj, Kenji.
Zarzucił torbę na ramię i skierował się w stronę wyjścia.

- A ty dokąd? - Urashima zdziwił się. - Co z treningiem? I skąd to żegnaj?

- Część, spać nie możecie?
- powiedział Soroyama mało nie zderzając się w drzwiach z Hiroshim. - Ja przyszedłem wyrzucić z myśli naszą wycieczkę. Mało brakowało.

Hiroshi zdziwił się, że nagle spotkał tak wielu rannych ptaszków w szatni zespołu. Z obniżoną głową, by jak najmniej było widać jego twarz, odpowiedział.
- Ja przyszedłem się pożegnać… - mówił niepewnym tonem. - Przedwczoraj strasznie zawiodłem. Kenji, pewnie dowiesz się wszystkiego od innych, trenera. Nie zasługuję, by dalej grać z wami.
Zakończył z ciągle nisko uniesioną głową, tym bardziej, by nie złapać kontaktu wzrokowego z kimkolwiek. Ponownie spróbował wyjść, mając nadzieję, że nie napotka tam kolejnego członka drużyny, bo jak na złość zaczęli się wszyscy schodzić.

- Kurwa, stary to że wczoraj dałeś dupy to fakt - powiedział Hajime zastępując drogę koledze - ale teraz chcesz nam rozpieprzyć cały sezon. Kto, kurwa, będzie grał za ciebie? Jesteś samolubnym dupkiem, myślącym tylko o sobie. Pomyśl choć raz o mnie, o nas. Wiesz ile pracy władowaliśmy by znaleźć się tu gdzie teraz stoimy. Ty możesz sobie sprzedać żarcie w waszej zasranej knajpce, ale ja mam inne plany. Duże plany. Rozumiesz? Więc skończ z tym użalaniem się nad sobą i weź się do roboty.
Mówiąc to dźgnał palcem w pierś Hiroshiegio.

- Spokojnie, Soroyama, uspokój się - Kenji był zaskoczony całą sytuacją. - A ty Sasaki siadaj. Nie wiem o co chodzi, jeśli chcesz opuścić zespół to twoja sprawa, nikt cię na siłę zatrzymywał nie będzie - spojrzał wymownie na Hajimego. - Ale odejść od tak bez słowa? Po całym okresie przygotowawczym, po tych wszystkich sparingach, kiedy zespół grał na ciebie? Trener w ogóle wie o twoich zamiarach? A co z kumplami z drużyny? Jeśli chcesz odejść to miej przynajmniej jaja i powiedz to wszystkim osobiście.

- Gdybym miał jaja, to bym nie musiał odchodzić… - odparł Hiroshi w stronę spokojniejszego Urashimy. - Ja… nie pomogłem Kędziorowi, gdy wpadł do szczeliny podczas trzęsienia ziemi. Ja uciekłem, rozglądałem się jedynie za jakimiś służbami, które mogą mu pomóc, ale nikogo nie było. Kazuhiro skoczył mu na pomoc i też o mało nie przypłacił tego życiem. A ja… jak mam teraz spojrzeć im w oczy? Jak mam wyglądać jak ktoś, kto zrobi wszystko za drużynę, skoro już wiadomo, że nie zrobię?

- A więc to taka sprawa - Kenji pokiwał głową. - Posłuchaj - rzekł łagodnym tonem siadając obok kolegi - z tego co mówisz wynika, że twoja wina polega głównie na tym, że nie udało ci się znaleźć nikogo, kto mógłby chłopakom pomóc. Jednak może sama decyzja o szukaniu kogoś takiego była jednak właściwa, co? Skąd pewność, że zdołałbyś coś wskórać? A może tylko pogorszyłbyś sytuację? Widzisz to? - spytał wyciągając zabandażowane przedramię. - Sam niedawno próbowałem kogoś uratować. W efekcie jeden facet skończył na pogotowiu, a przyjaciółka której niosłem pomoc, nie chce ze mną rozmawiać. Zastanawiam się teraz co by było, gdybym tego nie zrobił? A może właśnie powinienem wtedy poszukać kogoś, kto mógłby pomóc? Tego się już nie dowiem, teraz muszę się zmierzyć z konsekwencjami swoich czynów. Rozumiem, że odchodzisz z drużyny, bo nie chcesz spojrzeć chłopakom w oczy, ale jesteś naiwny jeśl myślisz, że w takim mieście jak Furano już nigdy ich nie spotkasz. Moim zdaniem w pierwszej kolejności powinieneś ich zapytać, co o tym wszystkim sądzą i czy mają do ciebie żal. Jeśli nie, nikt inny go miał nie będzie.

Hajime rzucił swoją torbę na ławkę koło szafki.
- Ta, jeszcze chwila i zrobimy realityshow, a telewidzowie zagłosują esemesami czy masz zostać. Nie ma co debatować, takie rzeczy się zdarzają. Dałeś dupy, Spidermanem nie zostaniesz, więc weź się porządnie za piłkę. Na murawie jak na razie nic nie spierdoliłeś, ale właśnie planujesz to zrobić. Odejdziesz i wszystko się sypie. Trener nie ma kim załatać dziury. Rezerwa… są spoko, ale są w rezerwie. Brakuje im sporo do nas.

- Chyba masz trochę racji, Kenji… - odpowiedział. - Może powinienem się gdzieś przeprowadzić poza Furano, żeby nie musieć ich widzieć… i słuchać.
Zerknął na Sorayamę. Hiroshi w końcu z kimś złapał kontakt wzrokowy. Właściwie to miał ochotę uderzyć go w pysk. Zastanawiał się, czy ten typ choć przez moment myślał o czymś innym, niż wyniki ich drużyny? A właściwie jego wyniki? Chociaż po chwili również do Sasakiego doszło, że spojrzał w oczy jednej z osób, która również doznała trzęsienia ziemi w Sapporo. Przeszła przez jego głowę myśl, że może o to właśnie chodziło Hajime? Najpierw spojrzy jemu w oczy, następnie tym, którym nie pomógł! Czuł, że już częściowo się przełamał. Widocznie Sorayama nie tylko błyszczał pod względem dbania o swój wizerunek, ale także był rzeczywiście mądrym kompanem, który wiedział, czego potrzebują jego partnerzy, zarówno na boisku, jak i w szatni. On by skoczył za Kędziorem, zanim ten by zdążył wpaść do szczeliny!
- W porządku, zostanę, ale pod jednym warunkiem - odparł tym razem bezpośrednio do Sorayamy. - Nauczysz mnie, jak być odważniejszym, jak choć trochę przypominać, jeśli już nie mogę być superbohaterem. Bo od kogo mam się tego nauczyć, jak nie od ciebie?

- Spróbuję - powiedział z namysłem Hajime - Ale kurwa, stary, lekko nie będzie. Nawet ja mam ograniczenia.

- No to załatwione - Kenji wstał i podszedł do swojej szafki. Wyciągnął z niej kapitańską opaskę, którą przechowywał od meczu z Realem. - Trzymaj - rzucił ją Soroyamie. - Może teraz drużyna cię wybierze.

- Tylko jak któryś będzie głosował na mnie, to ubiję - dodał po chwili.

Przez chwilę trzymał opaskę wpatrując się w nią, w końcu pokręcił głową. Odrzucił ją Kenjemu mówiąc:
- Obaj wiemy, że zasługuję na nią, ale muszę dostać ją oficjalnie. Inaczej będzie tylko kawałkiem materiału.

- Toż ja cię przecież kapitanem nie mianuję, tylko daję ją na przechowanie. Mnie się z pewnością nie przyda. Zresztą rób jak uważasz, kładę ją tutaj - położył opaskę na ławce, a następnie wyszedł z szatni by w końcu zrobić te kilka okrążeń.

Hajime przebrał się i także ruszył na boisko. Opaska została na ławce.
 
Mike jest offline  
Stary 28-05-2018, 21:32   #30
 
Vilir's Avatar
 
Reputacja: 1 Vilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwu
Podróż powrotna z Sapporo, wieczór, noc. To wszystko zlewało się Jonathanowi w jedno. Przez cały ten czas miał przed oczami obraz wydarzeń z Placu Przyjaźni. Wysokiego Japończyka, jego siostrę, szczelinę, akcję ratunkową, no i staruszka... Przytłaczało go to, a przecież zrobił co mógł. Pomógł uratować się dwóm osobom. Wydawać by się mogło że to całkiem sporo... A jednak za mało. Starszego mężczyzny nie zdążyli już wyciągnąć. Pozostał w szczelinie kiedy ta się zamykała i nie miał szans aby to przeżyć. Jonathan nigdy wcześniej nie był przy śmierci drugiej osoby, a teraz widział kogoś w ostatnich chwilach jego życia - możliwe, że jako jedyny.

Następny dzień wcale nie przyniósł mu ulgi. Cały ranek w głowie Jonathana były te same myśli co poprzedniej nocy. A przecież zbliżał się mecz. I to całkiem istotny, bo otwierający sezon. Co prawda jak to mawiał klasyk "prawdziwych mężczyzn poznaje się nie po tym jak zaczynają, ale jak kończą", niemniej dobre wejście w rozgrywki mogło zadecydować o dostaniu się do play-offów, a tego pragnął każdy w zespole.

Koniec końców Garrett zdecydował się porozmawiać o tym wszystkim z ojcem. Obawiał się tej rozmowy. Widział ile jego tata ma pracy w związku z wydarzeniami z Sapporo. Telefony dosłownie się urywały. Do tego nie chciał wyjść przy ojcu na słabego, nie potrafiącego poradzić sobie z czymś tak naturalnym jak śmierć, a przecież właśnie tak było.

Gdy jednak Jonathan opowiedział o wszystkim rodzicowi, wcale nie wyczuł w jego spojrzeniu i głosie zawiedzenia czy złości. Wręcz przeciwnie, dostrzegł dokładnie to samo co widział patrząc w lustro - poczucie przytłoczenia. Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo musiał przeżyć to jego ojciec, który przecież zorganizował bankiet na Placu Przyjaźni i prowadził ewakuację, gdy doszło do trzęsienia ziemi. Obaj potrzebowali tej rozmowy i wraz z jej końcem Jonathan miał wrażenie, że obu pomogła. Na pewno zaś młodszemu z Garrettów, który opuszczając dom skoncentrowany był wyłącznie na jednym - nadchodzącym meczu.
 
Vilir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172