Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-07-2018, 20:25   #11
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Po dokonanych ustaleniach, grupa zaczęła kierować się do wyjścia. Leisha nie była wyjątkiem, jednak postanowiła zamienić słowo z właśnie rozpoczynającymi rozmowę dwoma mężczyznami. Jednemu rzuciła krótkie zdanie, że może następnym razem poszczęści mu się, jednak szybko skierowała swoją uwagę na drugiego.
- Jak skończysz, to możemy porozmawiać? – zapytała uprzejmie Finnegana. – Będę czekać przed salą, zapewne z Argusem.
- Oczywiście - odpowiedział Daubney.

Leisha opuściła salę z lekkim uśmiechem na ustach, zapamiętując jako ostatni widok twarzy Seana, która wydała się jej zabawna. Szybko jednak o nim zapomniała skupiając się na wyznaczonym przez siebie zadaniu. Przez krótką chwilę wahała się czy nie pójść do domu i dopiero na następny dzień zacząć buszowanie po Ministerstwie. Postanowiła jednak kuć żelazo póki gorące, kwitując w myśli, że wyśpi się po śmierci. Obok niej szybko pojawił się Argus. Przytaknął jej pomysłowi co do niemagicznych osób, więc chciał ustalić jak zamierzają zabrać się za ten temat. Zapytała go czy mogą podzielić się w szukaniu informacji tak żeby Lazaras stworzył listę charłaków z wyszczególnieniem tych, którzy mieli epizody w okazywaniu niechęci do czarodziejów czy to poprzez łamanie prawa, zeznania innych osób etc. Ponadto Fay podsunęła, że wartoby też uwzględnić tych zaginionych lub zmarłych w dziwnych okolicznościach. Mężczyzna chętnie przystał na to, w końcu sam wcześniej zasugerował zbadanie tejże grupy społecznej. Leisha powiedziała, że dołączy niedługo do niego, więc mężczyzna odszedł samotnie. Natomiast ona czekała pod salą na drugiego aurora.


Pożegnawszy się z Keanem Daubney pośpieszył z powrotem przed salę - mając nadzieję, że Argusa jednak nie będzie. Miał szczęście, ponieważ kobieta stała sama.
- W czym sprawa? - zagadnął.
- Jeśli czekacie na odpowiedź z Hogwartu, to poprosiłabym cię o pomoc w tworzeniu list mugoli. – Zaczęła spokojnie Fay, ale ruszyła korytarzem, zachęcając gestem mężczyznę, aby za nią podążył. – Argus już poszedł i będzie zbierał informacje dotyczącą charłaków. Ciebie poprosiłabym o przyjrzenie się ostatnim większym wydarzeniom, które miały miejsce z udziałem mugoli. Szczególnie za czasów wojny oraz po. Jeśli to nie przyniesie rezultatów, to dopiero wtedy sięgniemy do starszych akt.
Podeszli do windy, na którą chwilę czekali. Kobieta schowała okulary do torebki.
- Ja bym skupiła się na mugolach, którzy mają lub mieli rodzinę związaną ze światem magicznym. Szeroki temat, ale spróbuję jakoś zawęzić poszukiwania… - Spojrzała na aurora z zaciekawieniem. - Co o tym myślisz? Może masz lepszy pomysł, który oszczędził by nam czas?
- Nie, uważam twój plan za na tyle dobry, że nie mam do niego specjalnych uwag - odpowiedział spokojnie mężczyzna. Pozłacana kraty windy zatrzasnęły się. - Zacznę u siebie w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Poproszę o pomoc współpracowników, część została dotknięta plagą i chyba będzie gotowa mi ułatwić sprawę. Zacznę od zbrodni i spraw z okresu wojny, tak jak mówiłaś, kojarzę kilka spraw, gdy śmierciożercy brali na cel mugolskich małżonków i rodziców czarodziejów. Potem inne sprawy z tego okresu, a potem dopiero ostatnie dwa lata.
Skończył wymieniać i uśmiechnął się.
- Na który poziom jedziemy?
- Tak samo jak ty, na drugie – odparła z lekkim uśmiechem. – Wszystkie akta znajdują się właśnie w twoim departamencie… Cieszę się, że mimo braku entuzjazmu co do mojego pomysłu i tak chcesz pomóc. Tym bardziej, że twój plan co do szukania informacji brzmi dobrze.
- Twój pomysł jest bardzo dobry, po prostu już od pół roku bez przerwy zajmowałem się papierkową robotą. - Zaśmiał się serdecznie i rzucił głośno. - Na drugie.
Winda ruszyła.
- O, to brzmi lepiej - również uśmiechnęła się. - Myślałam, że mój pomysł nie przypadł ci do gustu. W każdym bądź razie jesteśmy w kontakcie, pewnie do późna nie wyjdę z achiwum, więc tu mnie znajdziesz. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. Przyniosę ci potem kawę i omówimy nasze poszukiwania - pożegnał ją mężczyzna


Zastanawiała się jak zabrać się do pracy, a dokładniej jak spośród ogromnej ilości danych wyciągnąć te wartościowe. Musiała stworzyć pewien klucz, który polegałby na wysuwaniu teorii i na ich podstawie, poprzez formułowanie wniosków, zawęzić poszukiwania. Przede wszystkim trzeba było ograniczyć przedział czasowy. Postanowiła przeszukać akta maksymalnie do dziesięciu lat wstecz, z wyszczególnieniem okresu wojny i wydarzeniach po. Dodatkowo chciała skupić się na tych mugolach, którzy doznali krzywdy ze strony czarodziejów lub ich bliscy stracili życie przez innych magów.

Została wytrącona z zamyślenia, gdy usłyszała pracownika archiwum, który próbował dowiedzieć się w jakiej przyszła sprawie. Szybko wytłumaczyła czego potrzebuje i po pewnym czasie zasiadła do przeglądania dokumentów. Zdała sobie sprawę, że jednym z luźnych elementów były sytuacje, w których Ministerstwo nie poradziło sobie z natłokiem spraw i przeoczyło wymazanie pamięci mugolom. Doskonale zdawała sobie sprawę z tychże zaniedbań, ale rozumiała też ich naturę, która bynajmniej nie była czyjąś złą wolą. Na razie postanowiła skupić się na tych danych, które miała w prosty sposób dostępne. Po porównaniu list i przeanalizowaniu ich, dopiero wtedy zacznie swoje prywatne “dochodzenia”, gdzie mógł ujść uwadze amnezjatorów jakiś mugol. Żeby to tylko jeden.

Zapowiadała się długa noc...
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."

Ostatnio edytowane przez Szaine : 07-07-2018 o 19:03.
Szaine jest offline  
Stary 16-07-2018, 18:27   #12
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Z sali, w której odbywało się spotkanie wyszła szybkim, charakterystycznym dla niej krokiem. Ruszyła w stronę wind. Za rogiem zatrzymała się jednak i oparłszy o ścianę łopatki, głowę i pośladki przymrużyła oczy. Potrzebowała chwili wyciszenie i skupienia, której jak się spodziewała, mimo późnej godziny, nie zazna po przybyciu do swojego gabinetu. Stała tak bez ruchu rozkoszując się spokojem będącym zapewne ciszą przed burzą, w której środek z własnej woli chce wkroczyć. Po upływie kilkudziesięciu sekund, a może kilku minut, nie była bowiem w stanie określić, jak długo tam stała, odepchnęła się lekko od ściany i wydając ciche mruknięcie dezaprobaty dziarskim krokiem udała się do windy.
Wysiadła na 4 piętrze. W Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami panował względny spokój. Wymieniła kilka zdawkowych uprzejmości i drobnych poleceń z pracownikami będącymi na nocnej zmianie i nie zatrzymując się przy nikim na dłużej dotarła do swojego pokoju w Biurze Dezinformacji. Tak jak się spodziewała zastała na biurku kilka wiadomości z pieczątkami lub odręcznym napisami: „Ważne”, „Pilne” czy „Na wczoraj!”. Nie miała jednak ochoty do nich zaglądać. Przerzuciła przez ramię swoją torbę, dopiła popołudniową kawę, której zimna resztka pływała smętnie po dnie filiżanki i zatrzaskując za sobą ciężkie, drewniane drzwi udała się do wyjścia z Ministerstwa.

Do swojego mieszkania dotarła tuż przed północą. W drodze z pracy do domu wpadła do ulubionego mugolskiego pubu na Guinessa z sokiem z czarnych porzeczek i jak to zwykle bywa, trochę zasiedziała się przy barze.

- Ciiicho, cicho – szepnęła i podeszła do klatki, na której szczycie siedział pohukujący Puszczyk uralski. – Zaraz będziesz mógł rozprostować skrzydła – powiedziała i pogładziła ptaka po miękkich piórach. – Polecisz do Hogwartu.
Puszczyk zahukał jakby radośniej i wgramolił się na ramię Eris. Razem podeszli do zabałaganionego nieco biurka. Po chwili przerzucania papierów czarownica znalazła ładną, beżową papeterię w delikatny, roślinny deseń. Chwyciła tani długopis, ale nim dotknęła nim papieru zreflektowała się i wybrała kulkowe pióro. W końcu nie codziennie pisze się prośby do Dumbledore’a. Oczywiście mogła posłużyć się samopiszącym piórem, którego zwykle używała jednak tym razem miała ochotę napisać list odręcznie.



Cytat:
Profesorze Dubledore
Tym razem nie piszę do Pana z ramienia Ministerstwa Magii i Czarodziejstwa. Piszę w imieniu czarownic i czarodziejów, których rodziny dotknęła epidemia Muglizmu. Grupa szaleńców (zwanych oficjalnie ochotnikami) postanowiła podjąć próbę walki z chorobą.
Byłabym wdzięczna, gdyby zechciał Pan spotkać się z nami, porozmawiać, podzielić wiedzą i doświadczeniem.


Z poważaniem
Eris Clark
Złożyła kartkę na trzy. Włożyła do zaadresowanej koperty, zakleiła, wstała leniwie i podeszła do okna.

- Leć mój piękny – powiedziała podając sowie kopertę. Otworzyła okno, pogładziła puszczyka i wypuściła go z przedramienia. Obserwowała jego rozpostarte skrzydła do momentu, aż będąc małą kropką zniknął w Londyńskiej mgle.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 19-07-2018, 20:27   #13
 
Manni's Avatar
 
Reputacja: 1 Manni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputację
Leisha, Finnegan



Archiwa amnezjatorów i aurorów odnoście mugoli zajmowały niewielką szufladę wewnątrz całego pomieszczenia z dokumentami, opisami spraw, relacjami światków, rysopisami i Bóg raczy wiedzieć, czego jeszcze. Było to małe pomieszczenie z małym biurkiem na środku i pojedynczym krzesłem. Nie było w nim nawet okna, więc mimo dość dobrego oświetlania pokój raczej był dość przytłaczający. Nieustannie unosił się w nim zapach kurzu i starych dokumentów. Dodatkowo szuflada, która wydawała się dość mała była niewątpliwie zaczarowana, aby zmieściła taką ilość dokumentów, jaką, no cóż, jaką zmieścić miała. A było tego dużo… bardzo dużo. Na całe szczęście panował w niej ład i porządek. Była posegregowana latami, każdy rok na miesiące, miesiące na daty.

Po niecałej godzinie do Leishy dołączył Finnegan. W samym biurze aurorów i departamencie przestrzegania prawa były jedynie dokumenty z bieżących spraw oraz te, które zamknięte były w ciągu ostatniego miesiąca. Nie było tego dużo, a także nie było tam nic interesującego dotyczącego plagi.
Leisha i Finnegan szybko odkryli, iż te bardziej interesujące informacje w archiwum były pozaznaczane czerwonymi zakładkami. Na samym początku szuflady natomiast znajdowała się cała, bardzo, bardzo długa lista z nazwiskami. Lista była opisana następująco: „Lista osób pozamagicznych posiadające koneksję w świecie magicznym”. Lista miała ponad 2 miliony pozycji… Była ułożona alfabetycznie. Obok każdego nazwiska mugola znajdował się jego adres, rok urodzenia oraz koneksja w świecie czarodziejów. Leisha i Finnigan szybko zauważyli, że lista ciągle się zmienia. Zajęło jej to chwilę ze względu na ilość informacji. Ale daje się, że lista sama się na bieżąco aktualizowała. Zmieniały się adresy, czasami nazwiska, a kilka razy widziała mały dopisek „martwy, wymazanie z listy w ciągu 10dni”. Cała reszta kartoteki były to bardziej lub mniej opasłe teczki, w których były już szczegółowe informację na temat konkretnych jednostek. Zawierały opisy wydarzeń, w których brały osoby udział, zdjęcia, relacje amnezjatorów, dokładne opisy wyglądu i charakteru. Właściwie wszystko, co tylko można znaleźć w klasycznej kartotece czarodziejskiej policji. Leishi i Finnegan’owi ogarniecie samej listy oraz sposobu w jaki jest wszystko archiwizowane zajęło dobre pół godziny, mimo iż sami te raporty pisali. Te pół godziny w tym pokoju wystarczyło jednak, aby dostać bólu głowy.

Zaczęli poszukiwania od zaznaczonych na czerwono kartotek. Wszystkie oznaczone teczki miały w sobie jakieś większe wydarzenia. Atak śmierciożerców na mugoli i ich rodziny, spotkanie z czarno magicznym stworzeniem, czy (to w najnowszych kartotekach) złamanie zasad tajności na różne sposoby. Najczęściej były to ataki przez zdesperowanych czarodziejów, jawny przejaw magii na ulicach przez tych mniej świadomych, czy też wybuch małych buntów, choć może to złe słowo. Bardziej zaczątki pogromów mugoli, które były szybko gaszone przez ministerstwo magii, wzniecali je zazwyczaj czarodzieje, którzy mieli w swoim otoczeniu (zazwyczaj rodzinie) osoby zarażone i stwierdziły, że to sprawka mugoli, a jedyną drogą jest pozbycie się niemagicznych osób. Do najbardziej krwawego doszło na południe od Thurso, na północy Anglii. Było pięciu martwych mugoli. Wielu torturowanych, ogłuszanych, lub poddanych praniu mózgu. Ministerstwo interweniowało wraz z Aurorami, całości dopuściła się trójka czarodziejów w wieku od 20-35 lat. Wszyscy siedzą w Azkabanie. Byli to Lucas Amberdrink 35 lat, Natasha Eastwood 24 lat oraz Fredy Deadwhisle 20 lat. Za to Mugole, którzy ponieśli śmierć to Stixy Vallsemi wraz z dziećmi, Piterem i Mercurią, Edwart Strongarm i Celine Peonwork. Było to jedno z bardziej dotkliwych wydarzeń tej plagi. Leisha słyszała o nim, choć nie uczestniczyła w nim. Do opinii publicznej jednak nic nie dotarło. Ministerstwo zręcznie wyciszyło temat. Po sprawdzeniu listy dokładniej dowiedziała się jednak, że był jeszcze jeden mugol, niejaki Narigo Vallsemi, który był mężem trójki zabitych i przebywał niedaleko Londynu. Zapiski mówią, iż został poddany zaklęciu obliviate, po czym wszczepiono mu nowe wspomnienia. Sam podczas ataku był nieobecny.
Było wiele tego typu zdarzeń. Jednak rzadko pojawiały się ofiary śmiertelne. Leisha i Fennegan dotarli do trzech takich, w których śmierć ponosił mugol. Jedno z nich było w Oxfordzie, śmierć poniósł mugol Dorothy Ivan, czarodziej został zabity przez Aurora, nie chciał się poddać. Kolejne było niedaleko Southend, śmierć poniósł Albert Steew. Czarodziej, który się tego dopuścił również siedział w Azkabanie. Był to niejaki Kornelius Safety. Barman w pobliskim barze dla czarodziejów.

Jednakże, gdy Leisha i Fennegan przeszła bieżące lata i weszła w okres wojny, było gorzej. Mugole mordowani byli praktycznie masowo. Głównie przez śmierciożerców, którzy uważali to za swojego rodzaju sport, ale także przez innych popleczników Voldemorta. Giganty, czarno magiczne potwory takie jak dementorzy, wilkołaki, wampiry... a jeszcze więcej mugoli ginęło bez wieści. Tutaj dokumenty były już tak niekompletne i mało szczegółowe, że nie dało rady wyciągnąć z nich więcej niż ogólny zarys okropieństw wojny, jaką zgotował Sam-Wiesz-Kto.

Przeszukiwanie archiwów i odszukiwanie przydatnych informacji z tak wielkiej bazy zajęło Leishy i Finneganowi praktycznie pół nocy. Około trzeciej godziny musieli jednak przerwać pracę. Litery zlewały się ze sobą a każda informacja zdawała się przelatywać obok nich nie trafiając całkowicie do mózgu. Musieli odpocząć, aby w kolejny dzień móc przekazać informację reszcie ekipy.


Sean



Sean miał dużo szczęścia. Spotkał wielu ludzi i przeprowadził wiele interesujących rozmów. Wrócił późno do swojego mieszkania mając bardzo mieszane uczucia. Pewne spotkania były dla niego bardzo nieprzyjemne, pewne dość owocne, a pewne sprawiły, że wrócił do domu bardziej podchmielony niż zamierzał początkowo. Rano będzie musiał się skontaktować z Finneganem i coś mu powiedzieć. Pytanie tylko ile powinien zważywszy na to jak potoczyły się te mniej przyjemne rozmowy…


Eris


Właściwie Eris spędziła całkiem spokojny, udany wieczór. No cóż. Może byłby udany gdyby nie fakt, iż miała na głowie bardzo dużo zmartwień a dodatkowo jeszcze wizję kolejnego zadania, które było dość ciężkie. Nie potrafiła przewidzieć dalszego rozwoju wypadków. Dodatkowo zegarek, który miała na ręce, a właściwie Puszek, nie podał zbyt zabawnych informacji… Walka o życie, ruiny, Dumbledore…. Eris dobrze wiedziała, że zazwyczaj jego przewidywania się sprawdzają i to ją martwiło najbardziej. Wysłała sowę. Teraz musiała czekać na odpowiedź. Sowa z Hogwartu wróciła nadzwyczajnie szybko. Treść listu była następująca:

“Pozdrowienia ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.

Naturalnie, jako Dyrektor tej wspaniałej placówki oraz mogąc określać się mianem Czarodzieja, bardzo chętnie udzielę wszystkich możliwych informacji oraz pomocy w tak szlachetnej sprawie. Choć niestety obawiam się, iż moja wiedza może nie być wystarczająca by Wam pomóc to kształcąca rozmowa może nieść ze sobą więcej oświecenia niż na to pozornie wskazuje.
Jednakże muszę Was uprzedzić, iż nie podejmę żadnych akcji, które narażą moich uczniów lub przeszkodzą im w dalszym zdobywaniu wiedzy.
Zapraszam, więc przedstawicieli Ministerstwa w terminie im odpowiadającym.

Z poważaniem
Albus Dumbledore “

List był zwięzły i raczej klarowny. Raczej do przewidzenia było, iż spotkanie się odbędzie. Dumbledore znany był z dość otwartego podejścia do Ministerstwa, w którym bywał dość często. Tak, więc Eris już rano ubrała się w bardziej podróżnicze ubrania. Teraz zostało jedynie przekazać reszcie, iż dyrektor Hogwartu ich oczekuje.
 
__________________
"If you want to know where your heart is,
look where your mind goes when it wanders"

Ostatnio edytowane przez Manni : 24-07-2018 o 15:40.
Manni jest offline  
Stary 23-07-2018, 22:36   #14
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Pierwsza część planu Seana spaliła na panewce. Nie wziął się do pracy z samego rana, bo nie udało mu się podnieść z łóżka przed dziewiątą. Nie można powiedzieć, że był tym faktem zaskoczony, raczej był to dla niego typowy poranek. Zwykle budził się będąc już spóźnionym, do tego z wyschniętym językiem i gardłem oraz bolącą głową. Mimo tego wieczorami zawsze się łudził, że tym razem uda mu się wstać na czas.

Wreszcie około dziesiątej opuścił swoje mieszkanie, jednocześnie starając się przypomnieć sobie wymyślony poprzedniego wieczora plan. W sklepie na dole kupił piwo, które wypił po drodze do pierwszego celu podróży, jakim był Dziurawy Kocioł. Nie liczył, że już w pierwszym odwiedzonym przez niego lokalu uda mu się spotkać kogoś ze swojej “listy”. Wyglądało jednak na to, że szczęście mu sprzyja - może Lazaras miał w tej kwestii trochę racji? Na tym samym miejscu, na którym Irlandczyk siedział poprzedniego dnia, gdy Tom wręczył mu wiadomość od Daubneya, zasiadał teraz Gary Setchell. Był to około 30-letni mężczyzna o krótkich blond włosach, bystrych zielonych oczach i dość szkaradnym bulwiastym nosie, który wyglądał jak gdyby przynajmniej kilka razy go łamano, co zresztą rzeczywiście miało miejsce - ryzyko zawodowe, jak sam mawiał.

Gary zajmował się bowiem handlem różnego rodzaju, najczęściej podejrzanymi, a czasami wręcz niebezpiecznymi, przedmiotami. Znał całą masę przemytników i miał kontakty wśród ludzi lubujących się w czarnej magii, przez co w jego ręce często wpadały najrozmaitsze artefakty. Chyba nawet sam Borgin, który oficjalnie działał legalnie, więc czasami musiał się “hamować”, nie miał takiego rozeznania w środowisku. Poza tym Gary był zawsze pierwszym do sprzedawania różnego rodzaju fałszywych amuletów, na które popyt rósł zwłaszcza w trakcie różnego rodzaju klęsk żywiołowych. Ciekawe o ile zdążył się już wzbogacić na trwającej epidemii?

- Siemasz, Gary! - przywitał go Sean, stając przed jego stolikiem. - Kopę lat! Masz coś przeciwko temu, żebym się dosiadł? Nie lubię pijać samotnie, a ostatnio trudno tu spotkać kogoś znajomego. No, ale dzisiaj szczęście się do mnie uśmiechnęło. Co pijesz? Może postawić ci szklaneczkę?

Setchell zmierzył go czujnym spojrzeniem. Facet zawsze wypatrywał nadchodzących kłopotów, ale dzięki temu zwykle był na nie przygotowany i mógł skutecznie ich unikać. Sean, pod ciężarem jego spojrzenia, jak zwykle poczuł się, jakby te kłopoty przynosił ze sobą. Gary upewnił się jeszcze, że jego znajomy jest sam, po czym przemówił:

- Co tu robisz, Krętaczu? - Sean wewnątrz siebie głośno westchnął. Jeśli Setchell go tak nazywał, zawsze po tym był dość… uszczypliwy. - Słyszałem, że ostatnio kręcisz się w towarzystwie aurorów i innych ludzi z Ministerstwa. Czyżby Twoje aspiracje urosły wyżej niż... - tu zawiesił na chwilę głos patrząc na Keane'a z bardzo denerwującym uśmieszkiem - bycie tatuażystą?

Oczywistym było, że dobry humor mu dzisiaj nie sprzyja. Co więcej jego uwaga nie mogła być przypadkowa. Sean zaczął żałować, że wybrał się do ministerstwa. To znaczy jeszcze bardziej niż wcześniej. Na razie jednak postanowił rżnąć głupa:

- Dam ci pewną radę, stary - odsunął sobie krzesło i usiadł. - Nie słuchaj wrednych plotek. Zwłaszcza jeśli rozpowiada je Ryan Fryatt. Facet wkurza się na mnie odkąd dwa lata temu zrobiłem chałupę Bruce’ów, na którą on też się zasadzał. Ubiegłem go, a on rozpowiada jakieś dziwne rzeczy na mój temat. Pod koniec zeszłego roku dowiedziałem się na przykład, że wstąpiłem do gangu goblinów. No, to czego się napijesz?

- Dla mnie ognista whisky - stwierdził Gary, który nigdy nie przepuścił okazji do darmowego trunku. Szybko jednak dodał - To zabawne Krętaczu, że o nim wspomniałeś, bo dostałem już z paru źródeł informację, że byłeś na zebraniu w Ministerstwie w sprawie tej cholernej plagi. Także to, że byłeś razem z dwoma aurorami oraz, że zostałeś po zebraniu, aby porozmawiać sobie z ministrem magii i jego przydupasem - posłał Seanowi chłodne spojrzenie.- Cokolwiek kombinujesz i jakiegokolwiek układu dokonałeś z Ministerstwem, ja nie chcę być tego częścią, rozumiesz? I nie wmawiaj mi, że chcesz się zająć mugolizmem, ani o tym jaki szlachetny się stałeś. Co ty kręcisz, Krętaczu?

Mężczyzna dopił resztę swojego dymiącego kufla, patrząc nadal czujnie na swojego towarzysza i rzucając co jakiś czas wzrokiem w stronę drzwi. Sean przewrócił teatralnie oczami.

- Niczego nie kręcę i nie chcę się zajmować żadnym mugolizmem. Czy ja wyglądam na uzdrowiciela? Myślisz, że jutro zobaczysz mnie w kitlu ze św. Munga?! - próbował udawać złość. - Dobrze wiesz, że jestem metamorfomagiem, wielokrotnie użyczałem ci moich nietypowych umiejętności. Naprawdę uważasz, że gdybym udał się do Ministerstwa, zrobiłbym to z własną, wszystkim znaną, gębą? Mówię ci, że to ten dupek opowiada jakieś bzdury, widać całkiem sporo ludzi w nie uwierzyło. A jeśli ty też zaczniesz je rozpowiadać, to tą twoją wielokrotnie łamaną kichawę, połamię ci jeszcze raz, kapujesz?

Niestety sprowadzenie rozmowy na tory plagi było już niemożliwe, a przynajmniej nie bez przyznania się do pracy dla Ministerstwa. Sean postanowił więc dalej udawać idiotę i ratować resztki reputacji. Nie wiedział ile jest prawdy w tych “paru źródłach informacji”, o których wspomniał Setchell, ale jeśli wkrótce rozniesie się, że był na tym cholernym zebraniu, może przestać pokazywać się w większości miejsc, w których zwykł przebywać.

- Wiesz co? Jakoś minęła mi ochota na wspólnego drinka - wstał i skinął na barmana. - Tom, nalej temu durniowi szklaneczkę ognistej, na mój koszt. Zapłacę jak będę wracał - następnie ruszył do drzwi prowadzących na podwórze, skąd miał zamiar przedostać się na Pokątną.

Nie dotarł jednak do drzwi, bo nim jeszcze zdążył zrobić pierwszy krok, zatrzymało go szarpnięcie za rękę. Gary szarpnął go na tyle mocno, że wylądował na siedzeniu, z którego przed chwilą wstał. Stary “przyjaciel” uśmiechał się paskudnie. Był to ten rodzaj uśmiechu, który rzuca się koledze w barze, tuż przed pieprznięciem go krzesłem.

- Siadaj, Krętaczu. Jeszcze nie skończyliśmy. Odpuść sobie te groźby, są tyle warte co twoje fanty - Gary puścił rękę Seana. - Gdybyś dalej ściemniał, jaki to szlachetny jesteś i że tylko chcesz się napić, to wykopałbym cię szybciej niż goblin podróbkę galeona. Ale nadal jesteś tak tępy jak wcześniej, to dobrze wróży - znów się uśmiechnął, po czym nagle nabrał nieco powagi. - Byłeś głupi Sean i lekkomyślny, zawsze byłeś, a ostatnimi czasy jeszcze ci się pogorszyło. Zebranie było otwarte, było na nim wielu naszych… przyjaciół. Wszyscy jednak, poza Tobą, zmienili swój wygląd… Przestań więc ściemniać i powiedz czego chcesz.

Wówczas do stolika podszedł Tom i postawił na nim szklankę whisky, a następnie spojrzał na Irlandczyka spode łba.

- Dwa sykle Keane - oznajmił. - następnym razem rozliczysz się za ostatnie piwo. Już koniec z zaleganiem, nie płacisz, nie pijesz.

- Masz, stary sknero - powiedział Sean, kładąc na blacie dwie srebrne monety.

Czekając, aż Tom się oddali, próbował na szybko przeanalizować swoją sytuację. Mógł dalej wpierać Setchellowi, że nigdy nie był w gmachu Ministerstwa, a ten ktoś na zebraniu najwyraźniej podszył się pod niego. Podejrzewał jednak, że choć było to całkiem prawdopodobne, Gary nie uwierzy. Już dawno uznał, że Keane był obecny na zebraniu i choćby przedstawić mu niepodważalny dowód, że było inaczej, zdania nie zmieni. Zresztą takiego dowodu nie było, bo ten drań miał świętą rację. Pozostawała więc tylko druga możliwość.

- Dobra, dobra… - odezwał się tonem, który jak miał nadzieję, przywodził na myśl rezygnację. - Jest taki jeden bogacz. Nie pytaj mnie jak się nazywa, bo nie powiem, każdy pilnuje własnych interesów. W każdym razie jego syn się zaraził i “zmugolał”. Staruszek proponuje bajeczną nagrodę każdemu, kto pomoże go uleczyć. Początkowo chciałem to olać, miałem lepsze rzeczy do roboty. Zasadzałem się na dom Nottów, ale skurczybyki wyjechały z Londynu, licho wie dokąd. Mogłem wypatrzyć sobie nowy cel, ale w obecnej atmosferze strachu to tylko kwestia czasu zanim wszystkie bogate rodzinki wyniosą się na wieś. Pomyślałem sobie, co mi szkodzi spróbować ze staruszkiem-bogaczem? Usłyszałem o spotkaniu w Ministerstwie. Swego czasu jeden auror, niejaki Daubney, przydybał mnie na jednej robótce. Sprzedałem mu jakieś informacje o goblinach i uniknąłem więźnia. Teraz wmówiłem mu, że mogę być przydatny w tej sprawie i dzięki temu znalazłem się na zebraniu, a co więcej mogłem zostać nieco dłużej, niż większość. Kapujesz?

Gary podrapał nieogoloną brodę.

- I tak ci nie wierzę, Krętaczu, ale wiem, że donosicielem nie jesteś, a zawsze lubiłem twoje pokręcone bajeczki. Ciekawe czemu bogacza-staruszka po prostu nie skubnąć...

- Nie jestem kieszonkowcem - przerwał Sean. - Zresztą, ile on może nosić przy sobie?

- Nieważne - Gary pociągnął zdrowo ze szklanki, którą przyniósł Tom. - Masz coś na sprzedaż? Bo jak dalej będziesz ściemniać, że przyszedłeś do mnie na drinka, to wychodzę.

- Tylko udział w zyskach, jeśli mnie nakierujesz na coś ciekawego.

- Ciekawego? - Gary niemalże wybuchnął śmiechem. - Ludzie się wieszają, sprzedają wszystko aby kupować talizmany i eliksiry. Co jeszcze ciekawego chcesz wiedzieć? Masz całe domy puste i niechronione, bo ludzie panikują i szczają pod siebie ze strachu przed chorobą. Cały świat zwariował - raz jeszcze napił się whisky. - Ta rozmowa będzie cię kosztować pięć galeonów, ale to nie jest warte tej ceny. Jedyne co dla ciebie mam to plotki, w których jedna jest bardziej zwariowana od drugiej.

- Puste domy, niezabezpieczone… - powiedział z odrazą Sean. - Pięć galeonów to dużo jak na pufka w worku. Dam ci dwa.

- Cztery i jeszcze jedna whisky dla mnie. Znasz zasady, mi tam nie zależy - Gary wychylił szklankę do dna.

- A mi ma niby zależeć? Sam mówiłeś, że to nic nie warte informacje. Dwa i dwie whisky

- Dwa i butelka whisky, to może się jeszcze dogadamy. Jeszcze na tym zarobisz - uśmiechnął się i wyciągnął do Keane'a rękę.

- Niech będzie - Sean uścisnął wyciągniętą dłoń, a następnie kiwnął na Toma. - Ale otworzysz ją jeszcze przy stole. Uczknę sobie szklaneczkę, od rana strasznie mnie suszy.

Tom posłusznie przyszedł z butelką i jeszcze jedną zakurzoną szklanką. Skasował za to galeona i trzy sykle. Setchell tymczasem łapczywie odkręcił butelkę i nalał whisky do dwóch szklanek. Do swojej nalał trochę więcej.

- Wiele krąży plotek o chorobie - podjął. - Jedni mówią, że to kara za grzechy, inni, że to jakiś żądny władzy czarnoksiężnik. Jeszcze inny mówią że to atak innego kraju, goblinów, a nawet mugoli - opróżnił szklankę jednym łykiem i nawet się nie skrzywił. Od razu też nalał sobie kolejną. - Ludzie wariują, a świat schodzi na psy. Nikt nie wie co się dzieje, jak mogłeś usłyszeć na zebraniu ważniaków z Ministerstwa. Nie ma nawet kogo skubać. Nawet naszym się dostaje. Zielonka przerzucał ostatnio amulety przez granice, w Polsce to samo co u Nas. Lee twierdzi, że mugol pogonił go jakimś błyskającym ustrojstwem i że nie mógł go ogłuszyć. Michaels wyjechał do Ameryki tylko po to, żeby wrócić prosto na przesłuchanie do Ministerstwa. Coś tam przeskrobał i go deportowali. Ludzie dostają na łeb. Toby przerzucił się na plądrowanie grobów i katakumb, jak zwykły łamacz zaklęć od Gringota, ale zrezygnował przy drugim, bo nie przedarł się przez pierwsze zaklęcia - zastanowił się chwilę. - To chyba ważniejsze rzeczy, coś jeszcze chcesz wiedzieć?

- A ty nie importowałeś ostatnio czegoś ciekawego?

- Chłopie… nie musiałem. Talizmany i eliksiry przeciwko chorobie to żyła złota! Bierzesz kamyk, rzucasz zaklęcie żeby świecił i sprzedajesz za dziesięć galeonów! Sprzedałem z pół tony kamyków. Nikt nie chce kupować dwukierunkowych lusterek, ani czarnoksięskich śmieci. Wolą kupić wodę z żółcią szczuroszczeta, żeby ochroniła ich przed mugolizmem.

- Domyślam się - mruknął Sean. - A wcześniej? Znaczy przed zarazą?

Gary zamyślił się na chwilę.

- Nic nietypowego. Standardowe śmieci, trochę przeklętych drobiazgów. Nic ciekawego. Wybacz, ale i tak nie podam ci kontaktów, gdzie co poszło, rozumiesz, muszę utrzymywać reputację nawet w tych czasach.

- Jasne, jasne. Przecież tacy jak my nie prowadzą ksiąg rachunkowych - stuknął szklanką o szklankę Setchella i wychylił do dna. Lekko się skrzywił. - W porządku, dzięki za towarzystwo, będę się zbierał. Do następnego razu - to powiedziawszy wstał i ruszył w stronę drzwi na podwórze.
Gary skinął tylko głową i nalał resztę butelki do szklanki.

“No i nie wziął tych dwóch galeonów” pomyślał Sean z zadowoleniem, gdy znalazł się już na zewnątrz. Nim stuknął różdżką w mur, w którym ukazuje się przejście na Pokątną, rzucił na siebie zaklęcie bąblogłowy. Nie cierpiał go stosować, uważał że wygląda w nim głupio, ale ulica w tych czasach przedstawiała paskudny obraz. Ujrzał go w pełni swej okropności, gdy wreszcie znalazł się po drugiej stronie muru. Większość sklepów była zamknięta, w przypadku niektórych właściciele pozabijali drzwi i okna deskami. Ruch był jednak spory, jak zawsze. Z tą różnicą jednak, że na znaczną część tłumu składały się teraz osoby w starych, dziurawych lub połatanych szatach, a czasem ubraniach mugoli, błagające o wsparcie. Wszyscy oni stracili moc. Sean poczuł zimny dreszcz, przemykający mu wzdłuż kręgosłupa. Oby wkrótce do nich nie dołączył.

Ruszył śmiało przed siebie, nie oglądając się na nikogo. Wolał nie zatrzymywać się tu na dłużej. Parę razy dostrzegał kątem oka ręce, wyciągające się ku niemu w nadziei na to, że rzuci im monetę, czy dwie, ale zamiast tego tylko przyspieszał kroku. Wreszcie dotarł do końca ulicy i skręcił w Horizont Alley, a tam skorzystał z drzwi, nad którymi wisiał szyld przedstawiający fontannę.

W pubie było całkiem sporo osób, toteż Keane'owi zajęło trochę czasu zorientowanie się, że nie ma tu nikogo z jego znajomych. Nawet barman wydał mu się obcy, musieli zatrudnić kogoś nowego. Uznał więc, że nie będzie go o nic wypytywał, zamówił tylko piwo i usiadł w kącie. W sumie dobrze się składało, będzie miał okazję, by przemyśleć wszystko, co usłyszał od Setchella.

W pierwszej kolejności skupił się na tym czego dowiedział się na własny temat. Każdy, kto ma jakiekolwiek kontakty, w ciągu tygodnia będzie wiedział, że Sean był poprzedniego dnia w Ministerstwie. Część z nich wie o tym już dzisiaj. Znacznie komplikowało to jego zadanie. Gdy będzie wypytywał o cokolwiek, automatycznie będzie posądzany o bycie donosicielem. Musi coś z tym zrobić. Krok pierwszy: nie pojawiać się już w gmachu Ministerstwa. Kto by pomyślał, że jest ono tak łatwo infiltrowane? I kto by pomyślał, że zwykłych złodziei, przemytników i innych takich, temat plagi zainteresuje tak bardzo, że zjawią się na spotkaniu w znacznej liczbie? Ciekawe czy to oznacza, że był tam też ktoś, kto mógł mieć coś wspólnego z jej wywołaniem? Czy już wiedzą kto stara się ich wyśledzić? A jeśli tak, to co zamierzają z tym kimś zrobić? Rozejrzał się niespokojnie wokół, jak gdyby spodziewał się zobaczyć kogoś z różdżką wycelowaną w jego pierś. "Spokojnie, chłopie. Nie daj się zwariować" mówił do siebie w myślach.

"Skupmy się na czymś innym". Zaczął zastanawiać się nad tym, co Setchell mówił potem. Lee Smith został pogoniony przez jakiegoś mugola z dziwnym urządzeniem - dosyć ciekawe, o ile tym urządzeniem nie był zwykły pistolet. Z kolei Chris Michaels uciekł do Stanów, ale go stamtąd deportowali z powrotem. To chyba była najważniejsza informacja. Nietypowe zachowanie jak na niego. Oczywiście mógł się załapać na jakąś grubszą robotę za oceanem, ale dał się złapać, więc wrócili go z powrotem. Miał chyba nawet wyrok w zawieszeniu, więc prędko nie wyjdzie. Daubney grzebie dzisiaj w archiwum, warto go o tym poinformować, może znajdzie coś ciekawego na temat tej sprawy.

Wyciągnął z kieszeni lusterko...


W Skaczącym Garnku nie dowiedział się niczego ciekawego. Spotkał tam co prawda Ryana Fryatta, którego wcześniej starał się "wrobić" w rozpowszechnianie plotek na jego temat, a także Rudyka zwanego Niewielkim, ale nie byli w stanie powiedzieć mu nic interesującego. Było już koło piętnastej, gdy zawitał pod Białą Wywernę na Nokturnie.

- Kogo to moje piękne oczy widzą? - rzucił od progu.

Jego piękne oczy widziały otyłego i łysiejącego mężczyznę, siedzącego przy jednym ze stolików z jakąś młodą damą, która spokojnie mogłaby być jego córką, a w sprzyjających okolicznościach nawet wnuczką. Keane odnosił jednak wrażenie, że wcale nie są spokrewnieni. Tym, co najbardziej rzucało się w oczy w wyglądzie mężczyzny były krzaczaste, czarne wąsy, spod których nie sposób było dojrzeć ust ich właściciela. Spomiędzy nich wyłaniał się tylko papieros, atrybut z którym tenże człowiek nie rozstawał się prawie nigdy. Keane podejrzewał nawet, że gdyby go kiedyś zobaczył niepalącego, mógłby go nie poznać. Mężczyzna nazywał się Jacek Zielonka, lub jak go Sean nazywał:

- Jackie! - Irlandczyk przysiadł się bez pytania o zgodę i machnął na barmana, by ten przyniósł mu coś do picia. - Dawno cię nie widziałem - całkowicie zignorował towarzyszkę Zielonki. - Co porabiasz ostatnio? - starał się mówić niezbyt wyraźnie, udając lekko “podchmielonego”, co zresztą nie było takie trudne, bo przecież był już po kilku drinkach.

Jacek spojrzał przeciągle na swojego rozmówcę. To interesujące, być może nawet trochę niepokojące, ale ten człowiek nieważne ile by wypił, nieważne w jakim byłby humorze, zawsze wyglądał tak samo. Jak by miał ochotę komuś przywalić. Jednak na widok Seana jakby się ucieszył, a przynajmniej oczy mu się zaświeciły. Mówił z silnym słowiańskim akcentem. Był czas, że w ogóle nie mogli się dogadać. Polski i irlandzki akcent nijak do siebie nie pasowały. Udało się to dopiero po pijanemu.

- Sean! Napij się ze mną! Co do mnie, to porabiam to co zwykle, same służbowe wyjazdy - zaciągnął się papierosem, odkładając go na chwilę, by uścisnąć przyjacielowi rękę. - A co u Ciebie? Masz dla mnie coś ciekawego?

- Może by się coś znalazło - odpowiedział Sean. - Coś co warto by przetranspytro… przetrynpso… prze-tran-prosty… przewieźć do wschodniej Europy - w udawaniu pijanego miał niemal tak dużo wprawy, jak w byciu pijanym. - Pamiętasz Castellana? Niecały miesiąc temu zrobił Msaw Ætare i znalazł tam parę interesujących przedmiotów - skłamał. - Niestety potem dopadła go ta przeklęta zaraza, uwierzysz? Biedaczysko - dodał niezbyt przekonującym tonem. - W każdym razie potrzebował mojej pomocy w dopracowaniu paru szczegółów, więc wiedziałem o skoku i miałem go potem na oku, oczywiście tylko po to, by się upewnić, że dobrze wykona instrukcje, których mu udzieliłem - zapewnił, puszczając porozumiewawczo oko. - I dzięki temu zbiegowi okoliczności wiem, gdzie Mat trzyma, a raczej trzymał, wspomniane przedmioty, jeśli rozumiesz co mam na myśli - uśmiechnął się szeroko.

Zielonka machnął niedbale ręką.

- Wiesz jak to działa. Mnie to nie interesuje. Ty dajesz, ja płacę, im mniej wiem, tym lepiej śpię. A przez tą plagę i tak słabo już sypiam - zapalił kolejnego papierosa z paczki leżącej na stole. Paczka miała ruskie znaki, Seana zawsze dziwiło jak on mógł to palić. Kiedyś nawet spróbował, smakowało tak, jakby zapalić kurz. - Za to ja mogę mieć coś co ci się może spodobać.

Wyciągnął małą piersiówkę odkręcił ją i obrócił do góry dnem. Nie wyleciała z niej ani kropla. Po czym przysunął swój pusty kufel i z tej samej piersiówki nalał sobie czystą wódkę. Chyba uśmiechnął się pod wąsem, bo oczy mu się zaświeciły.

- Przedniej jakości wódka. Nigdy się nie skończy, jedyny minus jest taki, że może z niej pić jedynie właściciel… Jak dla Ciebie, jedyne 200 galeonów - nagle uderzył się otwartą dłonią prosto w czoło, aż mu się wąsy zatrzęsły. - Ale gdzie moje maniery, to moja - na chwilę rozważał chyba jak dokończyć zdanie - współpracownica, nowy kontakt na ukraińskiej granicy. Natasha - wskazał na kobietę, a ta trochę nieśmiało uśmiechnęła się.

- Bardzo mi miło - zwrócił się w kierunku kobiety Sean i uśmiechnął zalotnie.

Nie śmiał jednak pozwolić sobie na więcej. Pamiętał jak kiedyś z Zielonką pożarli się o spotkaną w Skaczącym Garnku dziewczynę. Wiele można by opowiedzieć o tamtym wieczorze, ale najlepiej ograniczyć się do informacji, że w rozstrzygnięciu sporu różdżki nie były im potrzebne. Dlatego też Sean wolał nie testować jak długo jego przyjaciel mógł utrzymywać spokój, podczas gdy on zabawiałby jego “współpracownicę” rozmową. Nie żeby się go bał, jak sam siebie przekonywał, ale mógł on okazać się cennym źródłem informacji, a tych nie uda się od niego pozyskać, jeśli będzie zajęty tłuczeniem głową Irlandczyka o podłogę.

- Pokaż no to cudeńko - udał zainteresowanie piersiówką, biorąc ją do ręki. Nie musiał zresztą specjalnie udawać. - A można by z tego nalewać coś innego niż wódkę? Nie żebym miał coś przeciwko, nie myśl sobie, że polski łeb jest mocniejszy od irlandzkiego, ale lubię trochę różnorodności przy stole.

Dyskusja o piersiówce trwała długo. Sean wynajdywał coraz to nowe pytania (szczególnie zainteresowała go kwestia w jaki sposób ustala się właściciela piersiówki i czy czysto hipotetyczna kradzież oznaczałaby jego zmianę), a Jacek cierpliwie na nie odpowiadał. Właścicielem miał być ten, który ma ją przy sobie, a wylatujący ze środka alkohol zmieniał się według preferencji trzymającego. Koniec końców stanęło na tym, że Keane spróbuje skombinować skądś te dwieście galeonów, bo niestety na chwilę obecną nie dysponował taką kwotą, co było zresztą prawdą. W międzyczasie wąsacz wypił trochę z rzeczonej piersiówki, co z kolei prowadziło do coraz częstszych wspomnień o problemach, jakie go spotykają w związku z epidemią. Wreszcie Keane, niby to z wielkimi oporami, zlitował się nad rozmówcą i pozwalając zrzucić mu ciężar z wątroby, zapytał:

- To mówisz, że nie masz lekko w… pracy?

- A czy ktoś ma lekko w pracy przez ostatnie dziesięciolecie?! - Jacek zapalił kolejnego papierosa. - Jak nie wojna to plaga, a jak plaga się skończy to będzie kolejna cholera… Ja tam nie narzekam. U nas kto kombinuje ten żyje, a ja żyję całkiem dobrze - spojrzał na Seana badawczym wzrokiem. - Ale co tak naprawdę cię sprowadza? Nie chcesz nic kupić, nie masz nic na sprzedaż, więc zakładam, że potrzebujesz czegoś innego. Rzadko z kimś popychałeś pierdoły bez zysku dla siebie.

- Czasami się jednak zdarza, jak widzisz - odparł spokojnie Sean. - Przez tą całą epidemię stary Scarr zamknął zakład. Z tego powodu nie narzekam na brak wolnego czasu. Pomyślałem więc sobie, że zajrzę na Nokturna, dawno mnie tu nie było. Może spotkam jakąś znajomą gębę, najlepiej taką, z którą możnaby coś łyknąć, ma się rozumieć - puścił przyjaźnie oko. - Mnie ostatnio słabo się wiedzie. Zasadzałem się na jeden dwór, ale rodzinka spakowała wszystko co cenne i wyniosła się, licho wie dokąd. Nie wiem czy jest sens kombinowania z kolejnymi bogaczami, którzy lada dzień mogą wyjechać.

Jacek lekko spochmurniał.

- Rozumiem cię doskonale. Przewożenie rzeczy przez granice nigdy nie było takie proste jak teraz. Nie, żebym narzekał - roześmiał się, ukazując sporą lukę w zębach na dole. Sean zastanawiał się czy czasami po raz pierwszy w życiu nie widzi zębów Zielonki spod jego wąsów. - Ale to jakby zabiera część satysfakcji z pracy… Wiesz chyba o czym mówię? Na ilość sprzedających też nie narzekam, ludzie zostawiają co mogą i sprzedają jeszcze więcej, tylko żeby kupować jakieś durne talizmany - machnął ręką. - Ale za wojny było tak samo, przy każdym zagrożeniu najlepiej kupić talizman, albo psie siki w butelce, które mogłyby cię ochronić. Mówisz więc, że w Anglii też posucha z towarem?

Sean wzruszył ramionami.

- Towar pewnie jest, trzeba go tylko umieć… pozyskać od właścicieli. A jak to zrobić, jak każdy bogacz wieje z miasta na wieś ze strachu przed epidemią? Na wsi nie dasz rady prowadzić obserwacji i przygotować się do roboty. Na każdą wiejską posiadłość rzuca się przecież zaklęcia antymugolskie, więc każda nieznana gęba, która znajdzie się w pobliżu, będzie brana za czarodzieja. Są jeszcze ci, którzy się zamienili w mugoli. Tylko, że póki jeszcze potrafili, rzucili na swoją chałupę całe mnóstwo czarów zabezpieczających, niektóre naprawdę wredne. I chociaż wiele książek napisano co się dzieje z takimi czarami po śmierci czarodzieja, to jakoś nikt jeszcze nie sprawdził co się dzieje, gdy przestaje on nim być. A ja nie lubię być królikiem doświadczalnym. I co, mam przeszukiwać opuszczone domy, jak jakiś szabrownik? Czy ja mam na imię Mundungus?

Zielonka zaśmiał się w głos.

- Szabrownictwo czy nie, powiem ci, że Mung na brak zarobku nie narzeka. Z naszych kręgów jedynie szabrownicy mają teraz pełne ręce roboty. Ja tam się nie przejmuję, wszystko się skończy w ten czy inny sposób. Tak czy siak, na pewno sobie poradzę - spojrzał na dno swojego kufla z rozczarowaną miną. - Jeszcze jednego?

Nie czekając na odpowiedź, poszedł po kolejne trzy kufle. Kobieta nazwana Nataszą wydawała się nieco zniecierpliwiona, jednak wyraźnie nie chciała wtrącać się do rozmowy, która jej nie dotyczyła. Zielonka wrócił stawiając piwa na stole.

- A czym się w takim razie teraz zajmujesz? - spytał. - Bo wiesz, jak masz dużo wolnego czasu i nieco chęci, być może będę miał dla ciebie jakąś małą robotę. Ale to jest dość… ciężka sprawa. Stara rodzina, duże wpływy, ale forsy więcej niż da się wydać.

- Tym ostatnim to mnie zaciekawiłeś - Sean uśmiechnął się szeroko. - Tylko żebym po wszystkim nie musiał wiać z kraju. Nie wytrzymam w Stanach, tamtejsi czarodzieje to banda przygłupów.

- Dlatego też jestem tutaj, a nie w Stanach. - Jacek uśmiechnął się lekko. - Co do roboty, pewnej rodzinie urodziło się niedawno dziecko. Ich ochrona przez to nieco… osłabła. Jednak mimo to, będzie to jedno z tych ciężkich zadań - Zielonka przyglądał się Seanowi badawczo, zapewne chcąc zobaczyć jego reakcję na następną informację. - Mówi Ci coś nazwisko Malfoy?

- Malfoy? - Sean miał nadzieję, że się przesłyszał. - A kto nie słyszał tego nazwiska? Wielkie szychy, mnóstwo forsy i wpływy dosłownie wszędzie. Wolałbym wypowiedzieć otwartą wojnę Biuru Aurorów, albo nawet całemu przeklętemu Ministerstwu, niż narazić się Malfoyom. No tak, po takim numerze rzeczywiście nie będę musiał wiać za ocean… To i tak nic nie da - Sean wypił na raz postawiony przed nim kufel. Nie podobał mu się pomysł Zielonki, ale jego natura wkrótce zaczęła brać górę, w czym wytrwale wspomagał ją wypity dzisiaj alkohol. Keane nie byłby sobą, gdyby nie spytał: - Ile chcesz podjąć?

W jego głowie pojawiła się pewna myśl. Na razie była niewielka i nieśmiała, ale z każdą chwilą rosła coraz bardziej i rozbudowywała się. Słuchając Jacka, Sean opracowywał jednocześnie ryzykowny plan, który gdyby się powiódł, rozwiązałby mnóstwo problemów...


- Smithy, stara mordo! - kolejnego znajomego spotkał w Hogsmeade, w gospodzie pod Świńskim Łbem. - Widziałem się dzisiaj z tym starym draniem Setchellem i wiesz co? - dosiadł się bez pytania i przysunął sobie jeden ze stojących na stole kuflów. Najwyraźniej Lee Smith czekał na kogoś, ale Sean postanowił się tym nie przejmować. Pociągnął zdrowo i znów zaczął trajkotać. - Mówił o tobie! Podobno mugole dali ci popalić? To prawda? - starał się udawać rozbawionego.

Lee spojrzał na Keane'a złowrogo, po czym syknął:

- Jeszcze jeden?! Jeżeli chcesz się jak wszyscy ze mnie nabijać, po czym stwierdzić, że oszalałem, albo tracę nerwy, to możesz od razu wyjść Sean. Już i tak niepotrzebnie komukolwiek to opowiadałem, wszyscy mają mnie za obłąkanego durnia. - Lee zawsze miał tendencję do użalania się nad sobą, jednak tym razem był chyba w najpodlejszym humorze w jakim tylko mógł być.

- No już, no już - Sean klepnął go czule po ramieniu, ale uśmiech nie znikał z jego twarzy. - Czy ja się kiedykolwiek z ciebie śmiałem? Tamta Noc Duchów się nie liczy. Musisz przyznać, że po kąpieli w gnojówce wyglądałeś bardzo zabawnie. Teraz przynajmniej już wiesz, że ucieczka po zmroku przez wieś wiąże się z pewnymi… niebezpieczeństwami. No, już dobrze - powiedział szybko, widząc wyraz twarzy Smithy’ego. - Postawię ci parę kufli, chcesz? - machnął ręką na starego Aba. - Setchell był całkiem poważny, gdy mi o tym mówił. Nie sądzę, by traktował cię jak wariata - po prawdzie nie wiedział co Gary myślał o Lee, ale nie po raz pierwszy kłamał tego dnia. - A jeśli on, to i ja nie zamierzam. No, napij się i opowiedz, od razu poczujesz się lepiej. To niezawodny zestaw.

Lee parsknął głośno.

- Jeszcze wczoraj z nim rozmawiałem i nie był zbyt poważny - Smith chętnie przyjął kufel piwa, być może jednak uda się go udobruchać. - Włamałem się do jednego domu, był opuszczony. Przynajmniej tak zakładałem. Słyszałem, że ukrywał się tam jakiś śmierciożerca, którego dopadła zaraza. Myślałem, że w tym wszystkim mógł czegoś… zapomnieć. A dostałem informację, że wylądował w Mungu. W środku był jednak jakiś mugol. Jak mnie zobaczył, zaatakował jakąś taką metalową, krzywą różdżką - Lee narysował w powietrzu rękami kształt owego przedmiotu, po czym skrzywił się lekko. - Strzelał z niej jakimiś niebieskimi … cosiami - wyraz jego twarzy zmienił się z gniewnego na wystraszony, kiedy robił pauzę, żeby przypomnieć sobie resztę sytuacji. - Próbowałem go ogłuszyć drętwotą, prażeniem i innymi zaklęciami, ale nie dałem rady więc po prostu uciekłem - na chwilę zawiesił głos, patrząc na Seana.

- Ciekawa sprawa - odparł Sean, ku własnemu zdumieniu, całkiem poważnym tonem. - Jesteś pewien, że to był mugol? Może to czarodziej z bardzo nietypową różdżką? Słyszałem o takich przypadkach. Może ten śmierciożerca zostawił jakiegoś strażnika swoich skarbów?

Lee wypił sporą część swojego kufla.

- Miał takie wielkie, metalowe ustrojstwo na plecach. Z kablami i wogóle. To coś miał podłączone właśnie kablem do tego czegoś z czego strzelał. Albo to bardzo dziwna różdżka, albo nie wiem co. Dodatkowo cały czas jak mnie gonił - tutaj Smith uważnie obserwował Seana - cały czas coś wrzeszczał. Nie spotkałem jeszcze czarodzieja, który byłby w stanie rzucać zaklęcia, nawet niewerbalnie, biegnąc i wrzeszcząc naraz - Lee pociągnął nosem.

- Mugole mają takie metalowe niby-różdżki - stwierdził nagle Sean - z których potrafią wyrzucać niewielkie kawałki metalu, które potrafią zranić lub zabić człowieka. Ale nijak nie odpowiadają twojemu opisowi - zamyślił się przez chwilę. - A jak uciekłeś? Deportowałeś się? - spytał.

Lee tym razem nieco poczerwieniał.

- Nie traktuj mnie jak idioty. Wiem, że mają tę swoją metalową broń… Ale to nie to. Zupełnie nie to. Najpierw próbowałem go ogłuszyć. Ale on na drugiej ręce miał taką jakby - Lee nakreślił ręką koło - małą tarczę. Ale była prześwitująca i też niebieska, i jakby iskrząca… Odbił nią zaklęcie, jakby to był rzucony kamyk. Z tej niby tarczy poszły tylko białe iskry. Drugi raz próbowałem go spowolnić, sparaliżować. Taki sam efekt. Nie wiem co to było ale nigdy czegoś takiego nie widziałem. Więc wziąłem nogi za pas - znowu spochmurniał i spuścił nieco głowę. - Więc się deportowałem…

- Jedyne mądre wyjście w tej sytuacji - podsumował Keane, jednocześnie machając na barmana, by przyniósł następne piwa. - Wiesz, jeśli masz ochotę, mogę dać ci adres takiej jednej chałupy w Londynie, co to jej bogaci właściciele się wynieśli. Po prawdzie nie wiem, czy coś tam znajdziesz, ale jeśli nie straciłeś przez tą przygodę chęci, to może warto spróbować? Mam nawet rozkład pomieszczeń, brak na nim tylko skrytek, a wiadomo, że w dworkach bogaczy zawsze jakieś są. Ale w opuszczonym domu znajdziesz je raz-dwa. To jak, chcesz? - Sean upił z przyniesionego właśnie kufla. - A ten mugol to, tak w ogóle, gdzie cię zaatakował?
Lee chętnie przyjął piwo i widać nastrój nieco mu się poprawił.

- Znasz cmentarz na północy Londynu przy Silent Street? Tam stoi taki dość stary, ale zadbany dom. Tam podobno ukrywał się ten śmierciożerca. - wypił duży łyk piwa. - Co do roboty, na razie potrzebuję przerwy, ale dzięki. Zgłoszę się do ciebie w razie czego.

- Jasna sprawa, zawsze chętnie cię ugoszczę w Londynie.

Rozmawiali jeszcze jakiś czas o mniej poważnych sprawach, aż w końcu Sean oznajmił, że na niego już pora. Rzucił na stół kilka monet, ścisnął dłoń Smithy’ego i wyszedł.


Sean inaczej zapamiętał Dolinę Godryka, gdy był tu ostatnim razem. Na ulicach było jakby więcej życia, a teraz z trudem szło kogoś spotkać. Co więcej, zdawało się, że napotkana osoba niemal na pewno jest mugolem. Z prawdziwą ulgą przekroczył próg jedynego czarodziejskiego pubu w okolicy i zobaczył, że nie jest on pusty. Co prawda trudno było go nazwać pełnym, klientów było niewielu, ale jednym z nich był…

- Toby! - krzyknął Sean, gdy tylko wszedł do środka. - Toby Hilliard! - dodał, bo tamten jakoś nie chciał obejrzeć się w jego stronę, będąc pogrążonym w rozmowie z kilkoma znajomymi. Dopiero, gdy usłyszał swoje nazwisko, spojrzał w kierunku drzwi, machnął ręką na powitanie, a następnie wrócił do dyskusji ze zgromadzonymi wokół czarodziejami i czarownicami.
Keane podszedł do baru, skąd przyglądał się stolikowi zajmowanemu przez Hilliarda i jego towarzyszy. Szybko policzył, że było ich w sumie siedmioro. Zamówił tyle kufli piwa plus jeden, a następnie za pomocą Wingardium Leviosa przetransportował je na stolik grupy Toby’ego.

- Witam wszystkich! - zawołał radośnie. - Stawiam najbliższą kolejkę - oznajmił, gdyby ten fakt komuś jeszcze umknął, po czym podsunął sobie jakieś krzesło i przysiadł się do kompanii. - Mam na imię Sean i jestem znajomym Toby’ego - dodał, po czym pociągnął zdrowo z własnego kufla.

Po pojawieniu się Keane'a, przy stole zaległa grobowa cisza. Przerwał ją dopiero Hilliard, który zabrał głos, ale najpierw łyknął porządnie:

- Taaaa…. To mój stary znajomy Sean. Człowiek o wielu twarzach, niewielu talentach i całej masie wad. Najgorsze z nich są te, że szuka znajomych jedynie, gdy ma kłopoty. A stawia, dopiero jak ma przesrane - lekki śmiech rozszedł się po stoliku, ale Toby nadal kontynuował. - Tak więc, mój mały znajomy, jak bardzo masz przesrane?

Sean podczas prezentacji swojej osoby cały czas się uśmiechał i kiwał głową, jak gdyby na potwierdzenie słów Hilliarda. Gdy został dopuszczony do głosu, powiedział:

- Dlaczego “mały”? - udał oburzenie. - Jestem od ciebie o pół głowy wyższy - pociągnął ze swojego kufla. - A co do przesrania - postanowił podjąć ten trop, a potem skierować go na odpowiednie tory - to tylko trochę bardziej niż zwykle. To “trochę”, to akurat tyle, bym musiał na jakiś czas wynieść się z Londynu. Zresztą i tak robiło się tam dość nieprzyjemnie, przez tą epidemię i w ogóle, rozumiecie. Chociaż tu widzę, też niezbyt wesoło. Skąd te grobowe miny? - umyślnie wspomniał o grobach, żeby podręczyć trochę Hilliarda, ale nie było to najlepszym pomysłem, bo tylko on przejawiał chęci do rozmawiania z nim.

- Och, Sean. Twoją największą przywarą zawsze było traktowanie wszystkiego dosłownie. Właśnie dlatego jesteś małym znajomym. A grobowe miny? No cóż, właśnie planowaliśmy sobie małą… wycieczkę. A bardzo nie lubimy jak ktoś nam przerywa… planowanie - Toby zawsze był uszczypliwy, ale tym razem coś było nie tak. Coś bardzo nie podobało się Seanowi w jego wyrazie twarzy i w jego tonie.

- Na małą wycieczkę, mały znajomy jest najlepszy, nie? - Keane postanowił rżnąć głupa.

Miał do tego wrodzony talent, głównie dlatego, że sam nie wiedział, gdzie dokładnie leży granica między błaznowaniem, a jego poważnym ja, zakładając że w ogóle takowe posiadał. Oczywiście nie wierzył, że go gdziekolwiek zabiorą, prędzej zamieniliby go w karalucha i zgnietli buciorem. Postanowił jednak ciągnąć dalej tą farsę i spróbować dowiedzieć się czegokolwiek. Hilliard traktował go jak głupka, spróbuje go więc nie zawieść i będzie głupkiem.

- No, to dokąd idziemy? - rozejrzał się dookoła w nadziei, że odpowie mu ktoś inny niż ponury Smithy.

Sean wyczuwał, że atmosfera jakby z każdym zdaniem zamiast się rozluźniać, coraz bardziej gęstnieje. I chociaż Toby mówił spokojnie, to reszta towarzystwa spoglądała na przybysza, jak na wyjątkowo niechcianego gościa. Znaczna część z nich ręce trzymała schowane pod stołem.

- Widzisz, Sean - głos zabrał ponownie Hilliard. - Bardzo lubimy własne towarzystwo. A bardzo nie lubimy towarzystwa aurorów. Za to ty, jak się okazało, bardzo lubisz ich towarzystwo. Można powiedzieć, że TWOJE towarzystwo, nie za bardzo dogaduje się z MOIM. Rozumiesz o co mi chodzi? Nasze towarzystwa za bardzo sobie nie towarzyszą - przez chwilę wpatrywał się w Keane'a z pełnym obrzydzenia spojrzeniem. - Pamiętasz tego faceta od żółtej różdżki? Był całkiem zabawny, prawda?

Keane przewrócił teatralnie oczami i prychnął, może trochę za głośno.

- Wiesz co, Toby? - powiedział wstając powoli z miejsca. - Zawsze wiedziałem, że jesteś trochę za mało inteligentny do tego interesu - przerwał, żeby pociągnąć zdrowo ze swojego kufla, który w zaskakująco szybkim tempie opróżnił - ale do dzisiaj nie myślałem o tobie jak o kompletnym idiocie - odłożył spokojnie swój kufel z powrotem na stół, a następnie oparł się o blat stołu i nachylił do Hilliarda, tak że ich twarze znalazły się na tej samej wysokości. - Pamiętasz Warminster? - wyszeptał. - A Brecon? Wisbech? Oakham? Gdybym był tym za kogo mnie bierzesz, nie raczyłbyś się dzisiaj tym pysznym piwem - wskazał ręką kufel Toby’ego i niby niechcący go przewrócił, tak że cały napój wylał się wprost na właściciela. - A jednak i tak go nie wypijesz. Wybacz, ale straciłem ochotę na twoje towarzystwo - odwrócił się i ruszył do wyjścia.

Trzech facetów przy stoliku poderwało się na nogi, ale Toby podniósł rękę, żeby ich uspokoić.

- To tylko mowa trawa - powiedział. - Zostawcie go. Już jest spalony i dobrze o tym wie…


Do domu wrócił około północy. Już dawno przestało mu szumieć w głowie, co zawdzięczał głównie złości na Hilliarda. Zresztą nawet dobrze się składało, bo po pijaku mógłby mieć problemy ze skuteczną teleportacją. Tego jeszcze brakowało, żeby się rozczepił na koniec tego pasjonującego dnia. Usiadł na łóżku i sięgnął do kieszeni płaszcza.

Ciekawe jak długo Daubney siedział dzisiaj w Ministerstwie? Czy znalazł coś na temat Michaelsa i czy było to coś ważnego? Teraz Sean miał dla niego kolejne informacje i wbrew początkowym postanowieniom, uznał że nie mogą zaczekać do rana. W ręce, którą wyjął z kieszeni, pojawiło się lusterko.

- Finnegan Daubney - miał nadzieję, że auror jeszcze nie śpi.
 
Col Frost jest offline  
Stary 24-07-2018, 17:09   #15
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
List od Dyrektora przyszedł niespodziewanie szybko. Puszczyk zapukał do okna jeszcze przed wschodem słońca. Zaspana Eris przeczytała go mało przytomnym wzrokiem i umysłem. Dumbledore chciał się spotkać, to było najważniejsze. Zadowolona z obrotu sprawy uśmiechnęła się pod nosem i pogładziła z czułością dostawcę listu.

- Leć na polowanie, masz jeszcze chwilę do świtu - powiedziała zaspanym głosem.

Wypuściła sowę, zostawiając otwarte okno, by ptak mógł wrócić nie budząc jej. Padła na łóżko i zasnęła jak dziecko.
Gdy się obudziła dochodziła ósma. Puszczyk uralski Felix spał już smacznie na drążku w swojej klatce. Ogarnęła się szybko. Na śniadanie zapaliła papierosa zapijając czarną kawą i ruszyła do Ministerstwa.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła po przyjściu do pracy było wystosowanie kolejnego listu do Albusa Dumbledore’a. Eris pytała w nim kiedy i gdzie będą mogli się spotkać.
Ministerialny puszczyk powrócił równie szybko jak jej sowa. Zdecydowanie za szybko. Eris była już prawie pewna, że dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa wspomógł ptaki jakimś zaklęciem.

Mulatka wzięła samopiszące pióro, ustawiła je nad kartką i zaczęła dyktować list, który musiała napisać w trzech kopiach. Zaczęła od adresowania kopert: Leisha Fey, Finnegan Daubney, Argus Lucjusz Lazaras.

Cała trójka już wkrótce miała znaleźć na swoich biurkach wiadomość od szefowej Biura Dezinformacji.
Cytat:
Albus Dumbledore może się z nami spotkać w sprawie epidemii. Zaprasza do Hogwartu.
Chcę się z nami zobaczyć jak najszybciej. Czy ktoś jedzie ze mną?

P.S. Jeśli ktoś zna tego “żartownisia”, który był wczoraj na spotkaniu i uważa, że też powinien o tym wiedzieć to niech da mu znać.
Eris Clark
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 27-07-2018, 19:04   #16
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Leisha szła powolnym krokiem do domu. Choć nie patrzyła na zegarek, to wiedziała, że jest późno. Mimo tego postanowiła przejść kawałek na piechotę przez Morden Hall Park, aby dotlenić się. Wychodząc na ulicę skorzystała z ciszy i pustki, która tam panowała. Mogła przeanalizować informacje zdobyte w archiwum Ministerstwa Magii, a po krótkim spacerze udało się jej poukładać myśli. Wyjęła swój notes i przyjrzała się uważnie zapisanym słowom. Szybko wyciągnęła wydarzenia, które zdawały się być najistotniejsze. Zatrzymała się pod jedną z latarni i zanotowała krótkie podsumowanie.

Cytat:
- na południe od Thurso, północ Anglii - pięciu martwych mugoli, wielu torturowanych; winni w Azkabanie - Lucas Amberdrink 35 lat, Natasha Eastwood 24, Fredy Deadwhisle 20; ofiary - Stixy Vallsemi wraz z dziećmi (Piter, Mercuria), Edwart Strongarm, Celine Peonwork; przeżył Narigo Vallsemi mąż Stixy i ojciec dzieci, przebywał niedaleko Londynu, poddany Oblivate
- Oxford - martwy mugol Dorothy Ivan, został zabity przez Aurora
- Southend - martwy Albert Steew, zabity przez Korneliusa Safety - barman w pubie dla czarodziejów, siedzi w Azkabanie
Przez chwilę przyglądała się zapisanym wersom, po czym końcówką pióra zaczęła pukać przy pierwszym myślniku. Właśnie ta sytuacja wydała się jej najbardziej istotna i jeśli od czegoś miała by zacząć, to od zbadania jej. Zamknęła gwałtownie notes i ruszyła uliczką, która prowadziła wprost do jej domu.

Spojrzała na zielony budynek i uśmiechnęła się lekko. Zawsze lubiła jego kolor i styl, miał to coś w sobie, przynajmniej dla niej. Weszła do środka i od razu zaczęła przygotowania do snu. Nie zapomniała jednak żeby wyciągnąć złoto-turkusowego bączka z kieszeni i postawić go na szafce nocnej. Tutaj zatrzymała się na chwilę, spoglądając na jedyne w sypialni zdjęcie. Przedstawiało ono dwie pary osób i jedną kobietę. Starsi państwo zdawali się być dostojni, mężczyzna emanował dumą i spokojem, a na twarzy kobiety jawił się ciepły uśmiech. Druga para była zdecydowanie w sile wieku, spoglądali na siebie z uczuciem i wyraźnie cieszyli się swoim towarzystwem. Natomiast samotna kobieta sprawiała wrażenie bardzo niezadowolonej z faktu, że musi pozować do zdjęcia. Leisha znów uśmiechnęła się do siebie, ale oczy zdradzały ogromną tęsknotę.

Kobieta obudziła się po trzech godzinach snu czując się w pełni wypoczęta. Po raz kolejny doceniła niedawno otrzymany prezent, który przyspieszał regenerację podczas snu. Nie zalecano jednak zbyt częste korzystanie z tego, ale właśnie na specjalne okazje zdawał się być rewelacyjnym rozwiązaniem. Zrobiła sobie porządne energetyczne śniadanie, składające się z płatków owsianych, owoców, orzechów oraz jogurtu. Zapakowała sobie również przekąskę na później i pospiesznie przygotowała się do ponownego odwiedzenia Ministerstwa i archiwum.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 29-07-2018, 17:24   #17
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Leisha Fay, mimo że umówiona była z Daubney'em około południa, to już kilka minut po dziewiątej wkroczyła do archiwum Ministerstwa, wyglądając na wypoczętą i w pełni sił. Postanowiła zająć się dalszym przeszukiwaniem dokumentów, tym bardziej, że Argus gdzieś zniknął jej z pola widzenia i nie dał informacji czy udało mu się stworzyć listę charłaków. Trzeba było przyznać, że kobieta wykazywała się niezłomnością i nie odstraszały ją tony papierów, które przeszukiwała.

Tuż po jedenastej postanowiła sobie zrobić przerwę na kawę, przekąskę i trochę zwolnić tempo pracy, aby poukładać sobie w głowie czego już dowiedziała się. Dokończyła posiłek i znów oddała się przeglądaniu akt, nie czekając bezczynnie na przyjście Finnegana, choć spoglądała czasem na zegarek, aby mieć kontrolę nad upływającym czasem.

Daubney zjawił się za kwadrans dwunasta, zmęczony i niewyspany.
- Jesteśmy w martwym punkcie - stwierdził na powitanie. - Żadna ze zbrodni nie wydaje się mieć nic wspólnego z naszą chorobą. Moglibyśmy odwiedzić Azkaban albo może poobserwować tego mugola, którego rodzinę zabito... ale to bez sensu. Szczególnia, że mamy umówione spotkanie z Dumbledorem. - Zawahał się. - Chyba jestem pesymistą. Ale czy ty widzisz jakikolwiek trop Leisho?

Fay lekko zaskoczona odsunęła kartki od siebie i spojrzała na mężczyznę.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się, jednak szybko przyjęła poważny ton. - Przyznam szczerze, że spory chaos mamy w informacjach oraz są zdawkowe i przez to ciężko wysnuć wnioski. Więc nie, chyba nie jesteś pesymistą.
Wskazała ręką na dokumenty, po czym westchnęła ciężko.
- Próbuję jeszcze szukać charłaków i powiązać z tym co znaleźliśmy wczoraj, ponieważ Argus zniknął bez słowa... W każdym bądź razie chyba wartoby było udać się do Hogwartu, a później wspólnie pomyślimy co dalej. Jakąś bazę informacji mamy, tutaj zawsze będziemy mogli wrócić. - Rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym byli. - Jednak zaczęłabym od przyjrzenia się nie magicznym osobom, które przeżyły i dokładniejszego poznania ich historii, a na razie Azkaban ominęłabym.

- Zgadzam się - powiedział Finn. - Poczekałbym jeszcze na odkrycia od Argusa, zobaczymy, czy najpierw lepiej będzie poobserwować mugoli, czy będziemy mieli lepszy trop.

Usiadł wygodniej.
- Zastanawiałem się nad hipotetycznym źródłem choroby i do głowy cały czas wracają mi eliksiry. To jest gałąź magii, do uprawiania której charłacy mają możliwości. Także gdyby szukać winnych pośród nich... - Pokręcił głową. - No, ale mogę tak gdybać, na razie to tylko teorie.

- Nikt nie dostaje od razu gotowej odpowiedzi, a gdybanie pomaga sprawdzać scenariusze. W końcu któryś może okazać się właściwy. - Rozsiadła się wygodniej na krześle. - Sama "gdybam" na temat osób nie magicznych, ale równie dobrze my sami mogliśmy przyczynić się do tej epidemii. - Zagryzła lekko dolną wargę. - Alchemia też przeszła mi przez myśl, także zielarstwo, które jest z nią powiązane. Może warto będzie popytać w Hogwarcie nauczycieli z tych przedmiotów co o tym myślą?[/i]

- Dobry pomysł - poparł ją Daubney. - A na razie skończmy nasze partie dokumentów, na ile nam czasu starczy, a potem przygotujmy się do małej podróży do Hogwartu.

Wstał.
- A kiedy zamierzamy się wybrać tam? - zapytała przeglądając swoje notatki, które zrobiła dzisiejszego dnia.

- Wydaje mi się, że... - urwał. Dwie przesyłki miejscowy wylądowały przed Leishą i Finnem i rozłożyły się. Ich treść - wiadomość od Eris - była identyczna.

- Cóż, trzeba jej odpisać. - powiedział spokojnie mężczyzna. - Oboje się wybieramy, czyż nie? Zapytajmy ją we wiadomości, kiedy chciałaby się wybrać.

- Świetny pomysł - zgodziła się z aurorem. - Nie przegapię wizyty w Hogwarcie, mam nadzieję, że podsunie nam coś ciekawego. Zresztą samo miejsce jest inspirujące, nawet to może wystarczyć.

- Zdecydowanie - poparł ją Daubney i skończył notkę do Eris. - A teraz pozwól, że cię przeproszę. Poszperajmy jeszcze w dokumentach i przygotujmy się do podróży.
Uśmiechnął się. Fay odwzajemniła gest i skinęła w potwierdzeniu głową.

***


Około południa, dzień ten sam

Sean sięgnął do kieszeni i wyciągnął lusterko, które poprzedniego dnia dostał od Daubneya. Rozejrzał się uważnie dookoła. W pubie było sporo osób, ale nikt, poza samym Keanem, nie siedział samotnie. Wszyscy byli pogrążeni w rozmowach, dzięki czemu wokół panował gwar, skutecznie uniemożliwiający podsłuchanie. Irlandczyk spojrzał na lusterko i zobaczył w nim swoją twarz. Zawahał się przez moment.

“Jak to on powiedział?”, pomyślał. “Trzeba wypowiedzieć jego imię. Tylko jak, u diabła, Daubney miał na imię?” usiłował sobie przypomnieć. Dla niego zawsze był po prostu “Daubneyem”, czasem “tym aurorem”, a w wyjątkowo irytujących okolicznościach “tym głupkiem”. Nigdy jednak nie myślał o nim, posługując się jego imieniem. Po chwili kontemplacji doszedł do wniosku, że z dużą dozą prawdopodobieństwa było to imię na literę “F”. Z pewnością było dość długie. “Ferdinand? Frideric? Florentius? Aha, chyba już wiem!“
- Finnegan Daubney - powiedział do lusterka, a następnie czekał na to co się stanie.

Przez chwilę nic się nie działo i lusterko odbijało skupione spojrzenie Seana. Nagle coś błysnęło i oczy łotrzyka zmieniły kolor na niebieski. Obraz zafalował i twarz Keane’a zmieniła się oblicze Daubneya.
- Uhm, wybacz, że tyle to zajęło -Tuż przy granicy ramy dało się dostrzec stosy dokumentów. - Lusterko utonęło mi pod stosem papierów. Czegoś się dowiedziałeś?

- A może by tak małe “Jak się masz, Sean?” - odpowiedział Keane niezbyt obrażonym tonem. - Albo “Jak leci, Sean?”, albo “Dobrze cię widzieć, Sean”... No dobra, z tym ostatnim trochę przesadziłem, wiem jak wyglądam - podrapał się po brodzie, przy okazji rozglądając się czujnie wokół. - Nie mam niczego konkretnego - dodał szeptem. - Ale mam pewien trop… No, bardziej przeczucie. Nie wiem ile to jest warte i czy w ogóle cokolwiek, ale nikt nie jest mi w stanie powiedzieć niczego konkretnego, a pracownik Ministerstwa może to sprawdzić w 5 minut - znów rzucił wzrokiem na najbliższe stoliki. - Jest taki gość, Chris Michaels… Christopher znaczy. Kolega po fachu. Wyjechał niedawno do Stanów, ale coś tam przeskrobał i go wrócili z powrotem do kraju. Być może nawet jeszcze siedzi w jednej z cel w Ministerstwie - przerwał na moment. - Może to jakaś zwykła sprawa, ale coś mi tu śmierdzi. Dobrze by było jakbyś sprawdził jej szczegóły. No, to tyle, miłej papierkowej roboty, ja skoczę na jakiegoś drinka… znów - puścił oko i nie czekając na odpowiedź włożył lusterko do kieszeni.

Finn chciał rzucić jeszcze “na zdrowie” i wypytać się o szczegóły, ale obraz rozmazał mu się przed oczami, zanim się odezwał. Przez chwilę zastanawiał się, czy wywoływać rozmówcę, ale zrezygnował. Zamiast tego z grubsza uporządkował dokumenty.

Zdecydował się na zabranie z archiwum akt, które go ciekawiły, ale teraz tego żałował. Miał tu lepsze światło, ale co chwilę musiał truchtać w jedną i drugą stronę ze stosami papierów. Uznał, że zrobi sobie przerwę - i oprócz przerzucania gór dokumentów, wypyta też o tego Michaelsa.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 30-07-2018 o 18:22.
Fyrskar jest offline  
Stary 01-08-2018, 13:16   #18
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Finnegan Daubney - rzucił Sean do wyciągniętego lusterka i czekał na efekt.

Odbicie Seana po raz kolejny zniekształciło się i zmieniło w twarz Daubneya.

- Słucham - uśmiechnął się auror.

- To dobrze. Jak tam akta Michaelsa? Znalazłeś coś ciekawego?

- Tak sądzę. Posłuchaj tego - Finnegan wziął do ręki arkusz z notatkami. - Drobny włamywacz i złodziej, złapany na próbie obrobienia... Sklepu z Markowym Sprzętem do Quidditch’a. - Uśmiechnął się. - Co za przypadek. Dwa lata w zawieszeniu, był pod obserwacją. W Stanach został złapany na ogłuszeniu i preparowaniu pamięci mugola po czym deportowany do kraju, świadkami była rodzina danego mugola... choć nie wiem, na ile byli do końca świadomi tego, co się działo. Zresztą, pewnie usunięto im pamięć. Po odstawieniu do kraju ulotnił się przed pojawieniem się urzędników. Aktualnie miejsce pobytu jest... nieznane - zerknął w lusterko. - Co ty na to?

- Sam nie wiem, trochę to się kupy nie trzyma - stwierdził po chwili namysłu Sean. - Wyjechał do Stanów tylko po to, żeby napaść na jakiegoś mugola? I jeszcze to jego zniknięcie. Najpierw daje się złapać za rękę napadając na niemagicznego gościa, a potem jest na tyle sprytny, żeby ukryć się przed całym Ministerstwem? MACUSA ma aż o tyle lepsze organy ścigania? Jeśli tak, to mam szczęście, że żyję na Wyspach. Dobra, zostawmy to na razie. Skoro nawet wy nie wiecie gdzie on jest, to zbyt szybko tego nie ustalimy. Mam coś jeszcze, coś znacznie większego. Masz na jutro jakieś plany?

- Wszystko zależy od tego, kiedy Eris będzie chciała odwiedzić Dumbledore’a - odpowiedział. - Ale chyba tak. Zawsze mogę wyprosić przełożenie dzień później. Albo nie pojechać, poradzą sobie beze mnie.

- Dobra, spotkaj się ze mną jutro o dziewiątej rano na cmentarzu przy Silent Street. To w północnym Londynie. No to, trzymaj się - nie dając Finneganowi czasu na odpowiedź, Sean zerwał połączenie.
 
Col Frost jest offline  
Stary 11-08-2018, 13:17   #19
 
Manni's Avatar
 
Reputacja: 1 Manni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputację
Leisha Fay

Ostatnie dni były dość pracowite dla Leish’y, setki przerzuconych kartek dokumentów w ministerstwie Magii wykończyły Amnezjatorkę bardziej niż ostatni tydzień pracy. W ostatni dzień pracy oczy piekły już ją od ciągle przeskakujących numerków listy mugolskich krewnych czarodziejów a każde kolejne czytane zdanie zdawało się nie mieć tak samo sensu jak poprzednie. Jednak Leisha była zadowolona z siebie. Wyciągnęła chyba wszystkie możliwe informacje, jakie mogła, biorąc pod uwagę ich braki w ministerstwie, których była doskonale świadoma. Kolejną okazją do zadowolenia był fakt, iż już za parę chwil znajdzie się ponownie w Hogwarcie! Nie ważne ile czarodziej miał lat, z jakiej rodziny pochodził, jakie obejmował stanowisko czy jakie wartości cenił. Hogwart był miejscem magicznym z wielu względów, a już szczególnie z wrażenia i wspomnień, jakie zostawiał po sobie na resztę życia każdego czarodzieja. Leisha umówiła się z Eris w Hogsmeade, przy wizycie w Szkole Magii i Czarodziejstwa nie dało rady sobie odmówić wizyty w „Trzech Miotłach” i kuflu kremowego piwa. Nawet w tych czasach. Leisha przygotowała się starannie do podróży, zawsze lubiła być gotowa na wszystko, a ten dzień zapowiadał się dość deszczowo. Deportowała się na głównej ulicy. Wiedziała, że cały kraj cierpiał z powodu plagi, wiedziała także, że miejsca gdzie jest najwięcej czarodziejów cierpią najbardziej. Jednak nie spodziewała się tego, że Hogsmeade będzie… puste? To jest za słabe słowo. Tu nie było żywej duszy, żadnego zwierzęcia. Cisza naciskała na bębenki bolesnym piszczeniem. Witryny sklepów były również puste. Leisha podeszła do sklepu Zonka, tego zawsze radosnego i pełnego dziwnych gadżetów sklepu. Przez pustą witrynę zobaczyła jeszcze bardziej pusty sklep. Na środku, gdzie zawsze stały różnego rodzaju dekorację i stoły promujące nowe artykuły leżało jedynie jedno przewrócone krzesło. Gdyby nie fakt, iż na wszystkich ścianach były półki, nie widać by było, że kiedykolwiek był tu sklep. Na szybie wisiała jedna, naderwana i wielokrotnie przemoczona kartka z napisem „Nieczynne do odwołania”. Leisha odwróciła się w kierunku „Trzech Mioteł”, w oddali zobaczyła delikatne światła w oknach pubu, to było pocieszające, z po chwili z nadzieją nacisnęła klamkę, która z cichym ustąpiła. W środku również nie było nikogo poza Madame Rosmertą, która była nieodłącznym elementem wystroju pubu. Siedziała za barem z założona nogą na nogę i czytała gazetę na dźwięk dzwonka wiszącymi nad drzwiami wejściowymi odłożyła ja jednak i powoli wstała. Uśmiechnęła się ciepło, znacznie radośniej niż większość ludzi w tych czasach.
- Witaj Kochanie, zapraszam. – gestem wskazała wysokie krzesło przy barze.



Eris Clark

Ostatnie cztery dni dla Eris były dość pracowite. Chociaż nie miało to wiele wspólnego w zadaniem, którego się podjęła. Minister Magii powiedział, że „są zwolnieni ze wszystkich bieżących obowiązków” jednak dla Kierownika Biura Dezinformacji to nie było aż tak proste jak to się mogło wydawać. Było wiele rzeczy, którymi trzeba było się zająć, wiele spraw, które trzeba było dokończyć i zamknąć. Wiele obowiązków, które trzeba było przekazać komuś innemu i upoważnień, które trzeba było wypisać, aby Departament nadal funkcjonował na odpowiednim poziomie. Eris zajęło to tylko i aż trzy dni. Musiała napisać zaległe raporty, które tylko ona mogła wypełnić, jej zastępca Blaze Singlerose otrzymał upoważnienia do kierowania biurem jak i kilka dodatkowych zadań, które na bieżąco należało wypełniać. Ministerstwo dotrzymało obietnicy i przysłało mu na pomoc dwóch ludzi, tak, więc Eris była spokojna o swój Departament. Kolejnym etapem było przygotować się na czekające wyzwania i rozmowy. Eris przypominała sobie zaklęcia, które mogły się przydać, pakowała rzeczy i mikstury, które być może były użyteczne. Była umówiona z Leshą w pubie „Pod trzema Miotłami”, gdzie miały dalej wyruszyć do Hogwartu na spotkanie z Dyrektorem. W głowie przeprowadzała kilkukrotnie tą rozmowę, zapisując sobie pytania i tematy, które chciała poruszyć. Nie wiedziała, dokąd ta rozmowa ją poprowadzi. Jednakże Puszek jeszcze nigdy jej nie zawiódł. Dodatkowo Argus gdzieś zniknął. To nie był dobry znak, gdy doświadczony Auror nagle przestaje się odzywać. Minęło zaledwie kilka dni, to fakt. Jednak Eris nie mogła pozbyć się złych przeczuć. W głowie cały czas słyszała aktualizacje Puszka. „Walka o życie”… Musiała być przygotowana na wszystko, co może się zdarzyć, a tak naprawdę zdarzyć mogło się wszystko. Coraz mniej wiary miała w to, że Mugolizm jest dziełem przypadku czy natury. Deportowała się w Hogsmeade i choć była przygotowana na to, co mogła zobaczyć, to jednak za każdym razem uderzała ją pustka, jaka towarzyszyła wszystkim miejscom gdzie kiedyś było mnóstwo czarodziejów. Jednakże Ulica Pokątna pełna była ludzi, którzy stracili wszystko, łącznie z nadzieją. Tutaj jednak nie było nic. Eris już sama nie wiedziała, który widok jest gorszy…
Skierowała swoje kroki do pubu, nie chcąc dłużej przebywać w miasteczku bez życia, miasteczku, które tak często odwiedzała z przyjaciółmi i ulicami, którego nie było można przejść przez setki uczniów zmierzających w różnych kierunkach. Pub był jedynym miejscem, z którego dochodziło nikłe światło. Delikatnie otworzyła drzwi, żeby zobaczyć, Leishe wraz z Madame Rosmerta przy barze.



Sean Keane

Sean przez ostatni dni był więcej razy pijany niż początkowo zakładał, że będzie. Właściwie nie było to jakimś szczególnym zaskoczeniem. Nawet zdążył już się do tego przyzwyczaić. Nie sądził jednak, że uda mu się znaleźć jakieś przydatne informacje. A to proszę. Nawet Finn zainteresował się domem na Sean Keane no i do tego sprawa Michaelsa… Może byłby z niego lepszy detektyw niż stary Argus? No cóż, nawet Sean, którego mało rzeczy w życiu interesowało musiał przyznać, że robi się ciekawie. Dodatkowo Argus gdzieś zniknął nie dając znaku życia. Właściwie Sean mógłby rzucić to wszystko w diabły. Pomagał Finnowi jedynie ze względu na Lazaras’a, jednak nigdy nie wiadomo, kiedy ten się pojawi. Sean w swym upojeniu rozważał wszystkie za i przeciw kilka razy. Teraz już Ministerstwo na pewno będzie miało na niego oko. Tak samo jak Finn, dodatkowo Argus może w każdej chwili wrócić. Zawsze uważał po niżej swojej godności informowanie innych o swoich działaniach. Teraz ma ochronę, nie nudzi się za bardzo, no i może napić się w imię sprawy…. Z drugiej jednak strony, jakoś nie mógł powstrzymać myśli o byciu tym, który oskubie Malfoyów…
Seanowi zawsze jednak zabranie się za coś zabierało dużo czasu, a skoro umówił się już z Finnem na zwiedzanie tego domu, (w którym pewnie i tak nie ma nic ciekawego), to póki, co zamierzał się tak kiedyś pojawić. Pięć dni po zebraniu w Ministerstwie mieli spotkać się o 10 przy domu na Silent Street, Sean jeszcze poprzedniego dnia trochę posiedział na Nokturnie i wypił może trochę za dużo tego, co tam podają. Sean zawsze bał się zapytać, co to właściwie jest w myśl zasady „nie zadawaj pytań, na które wolisz nie znać odpowiedzi”, ale fakt był taki, że kopało jak Hipogryf w rui.
Budzik dzwonił, jak co dzień i jak co dzień był ignorowany przez Seana. W momencie, w którym już drażnił obolałą głowę biednego czarodzieja, ten bezmyślnie wymacał różdżkę pod poduszką i zamachnął się od niechcenia. Budzik uderzył z hukiem o ścianę zrzucając z pułki kilka pustych butelek. Sean powoli podniósł głowę, napił się resztki piwa, które stało przy łóżku (sam nie wiedział czy kilka dni czy tygodni) było wygazowane, ciepłe i wstrętne, ale przynajmniej mokre. Rozejrzał się po pokoju powoli szukając informacji we własnym umyśle o tym, kim jest, gdzie jest i czemu to miejsce wiruje, po czym spojrzał na zegarek na ręce, który wskazywał godzinę 10:45



Finnegan Daubney

Każdy młody chłopak chce być Aurorem, tak samo jak każda mała czarownica chce być uzdrowicielem. Jednak czy ktokolwiek z nich nadal wybrałby ten zawód wiedząc ile papierkowej roboty go czeka?! Finn jednak nie narzekał. Może i nie był najlepszym Aurorem w departamencie, ale był konsekwentny w swoich działaniach. Przebrnięcie przez kartoteki i dokumenty było wyczerpujące, fakt. Jednakże, na co dzień papierkowej roboty miał aż za dużo, tak, więc był przyzwyczajony do siedzenia przy biurku. Wraz z Leishą udało mu się odnaleźć kilka całkiem ciekawych informacji, dodatkowo Sean też parę znalazł. Finn właściwie bardziej stawiał na informacje od Seana i jego „towarzystwa” niż na informacje z Ministerstwa. Jednakże przy zadaniu, którego się podjęli trzeba było zbadać wszystko. Miał także ochotę na wizytę w Hogwarcie, jednakże chciał najpierw sprawdzić informacje z Silent Street, która wydawała się może nie tyle ważna, co dziwna. Na tyle dziwna, że mogła być istotna. Dodatkowo trzeba było mieć oko na Seana. Wysłał, (choć z niechęcią) list do Argusa, opisując, co udało mu się znaleźć i co planują, bo zadufany w sobie Auror zniknął bez znaku. Nie był to w jego przypadku bardzo dziwne, zapewne stwierdził, iż nie będzie marnował czasu z tak niskimi społecznie osobami, które nie są godne przebywania w cieniu rzucanym przez jego Ego. Jednak nawet on nie był tak nierozważny, aby nie dawać znaku życia prze tyle czasu. Nawet nie przyszedł rzucić żadnej kąśliwej uwago na temat Finna. Nie dawało to Aurorowi spokoju, jednakże postanowił jeszcze poczekać z kolejnymi akcjami w tym temacie. Zmienił jednak zdanie, gdy tego samego wieczora, którego wysłał list do Argusa sowa wróciła z nim z powrotem. To nie był dobry znak. Jednak póki, co musiał zając się sprawą domu razem z Seanem. Umówił się z nim na 10 rano pod domem. Ale znał Keana na tyle, że o 10: 30 spokojnie dopił kawę, ubrał płaszcz i deportował się w umówione miejsce.
Było dość pochmurnie tak, więc na ulicy nie było wiele osób, parę z nich obejrzało się słysząc trzask towarzyszący deportacji. Finn przezornie deportował się za małą przycmentarną kwiaciarnią, która była nią chyba tylko z nazwy, bo głównie sprzedawała znicze. Handel kwiatami przejęły małe stoiska przy głównym wejściu. Ludzie obejrzeli się i nie znajdując źródła dźwięku szybko wrócili do poprzednich zajęć. Kilka osób kręciło się po samym cmentarzu. Kilku handlowało a w oddali widać był długi wjazd, tusz za granicami cmentarza. Finn stwierdził, iż poczeka przy tym podjeździe prowadzącym do umówionego domu na Seana. Znając go pewnie i tak będzie za jakieś pół godziny z gotową bajeczką na usprawiedliwienie.
 
__________________
"If you want to know where your heart is,
look where your mind goes when it wanders"
Manni jest offline  
Stary 17-08-2018, 23:43   #20
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Jakiś kwadrans po jedenastej rozległ się trzask, a po chwili zza kwiaciarni, za którą wcześniej aportował się Finnegan, wyszedł Sean. Rozejrzał się i dość szybko wyłowił znajomą znajomą twarz aurora. Podszedł do niego i powiedział na powitanie:

- Jest mój ulubiony pracownik Ministerstwa! Wybacz spóźnienie, coś mi wypadło. Konkretnie cały poranek - zażartował, po czym bez zażenowania sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza, skąd wyciągnął puszkę piwa, którą po chwili otworzył i pociągnął z niej zdrowo.

Daubney pokręcił z dezaprobatą głową, ale nie skomentował.

- Co teraz robimy? Powiedz mi dokładnie, jaki mamy plan?

- Widzisz ten dom? - Sean wskazał budynek trzymaną puszką. - Podobno pomieszkiwał w nim jakiś śmierciożerca, którego trafiła zaraza. Wyniósł się stąd, albo też jego wynieśli - zrobił przerwę na kolejnego łyka. - Jakiś czas potem pewien cwaniaczek postanowił sprawdzić, czy wspomniany właściciel nie zostawił tu czegoś ciekawego. Pogonił go stąd… i tego nie zmyślam… mugol z dziwną bronią. Miała mu ona dawać ochronę przed rzucanymi w niego czarami. I co, nieciekawe? Mugol potrafiący bronić się przed czarami, potrafiący walczyć z czarodziejem - Sean po raz ostatni przechylił puszkę do ust, a potem upuścił ją na chodnik, od którego odbiła się dwukrotnie. - Podejrzewam, że on też szukał czegoś po tym śmierciożercy, pewnie nawet zdążył to stąd zabrać. Nie chciałbyś się dowiedzieć co to mogło być? - raz jeszcze wskazał na budynek, tym razem gestem zapraszającym do środka.

Budynek był zaniedbany, może nie był sypiącą się ruderą, ale tu i ówdzie odprysnął kawałek farby. Mały trawnik domagał się koszenia co najmniej od roku, szyby były brudne. W normalnych okolicznościach uchodził by za zwykły, nieco przestarzały domek. Jednak świadomość tego, że może tam czekać coś z czym jeszcze nie mieli kontaktu, jak i oprawa sceniczna cmentarza działały na obu mężczyzn dość mocno.

Dom był piętrowy i być może kiedyś był biały, teraz jednak zdążył już przybrać barwę szaro-brudną. Miał także mały garaż (jak na angielskie domy przystało) oraz niewielki ogród. Jednakże przy dokładniejszym przyjrzeniu się łatwo było dostrzec ślady obecności ludzkiej. Na trawniku wyraźne były odciśnięte ślady butów, a nawet wydeptane ścieżki. Furtka może i trochę skrzypiała, ale otwierała się łatwo i bez oporów. A przy samym wejściu duży zielony kosz na śmieci, który był w znacznie lepszym stanie niż reszta domu. Gdy zajrzeli do niego, okazało się, że był w jednej trzeciej pełny.

- To wszystko jest cholernie dziwne - powiedział Finn, kiedy przeszli przez furtkę. - Ale to bez wątpienia najlepszy trop, na jaki wpadliśmy do tej pory. Ta broń... - zerknął na Seana. - Co to dokładnie było?

- Żebym to ja wiedział - Keane trzymał się przezornie za plecami aurora. - Ten facet, który został zaatakowany... Powiedzmy że myślenie nie jest jego największym atutem. Ale nigdy nie zrobił na mnie wrażenia pomylonego, może trochę przewrażliwionego na swoim punkcie. Lubi się nad sobą użalać… Odbiegłem od tematu... Ta broń, według jego opisu, to noszone na plecach wielkie, metalowe ustrojstwo z mnóstwem kabli, a do jednego z nich podłączone było coś w rodzaju krzywej, metalowej różdżki, potrafiącej ciskać zaklęcia i wyczarowywać przeciwko nim tarczę. Co więcej może to robić bez używania formuł i nie mówię tu o zaklęciach niewerbalnych. Ten mugol podobno atakował go, jednocześnie wykrzykując jakieś rzeczy - to mówiąc Sean nachylił się do kubła na śmieci, by dokładnie obejrzeć jego zawartość.

W środku były jednak tylko zwykłe śmieci. Resztki owoców i warzyw, opakowania od mleka i słodyczy, puszki po piwie. Jedyną wartą uwagi rzeczą było to, że były to śmieci z pewnością mugolskie. Nie było żadnych opakowań ze świata czarodziejów, ani jednej ruchomej reklamy na żadnym kartoniku. Część śmieci była dodatkowo dość świeża.

Keane sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza, skąd wyciągnął po chwili różdżkę.

- Homenum Revelio - rzucił zaklęcie na dom. Po chwili rzucił kolejne - Cave Inimicum.

Następnie z prawej kieszeni wyjął niewielki kawałek skórzanego materiału, złożony na pół, przypominający kształtem mały portfel. Rozłożył go i wyjął z wewnętrznej kieszonki monokl, który założył na oko. Tak przygotowany ruszył na bardziej szczegółowe przeszukanie domu, rzucając wszędzie zaklęcie Aparecium.
 
Col Frost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172