Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-06-2018, 21:43   #1
 
Manni's Avatar
 
Reputacja: 1 Manni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputację
[Autorski] (Potter) - Mugolizm. (18+)

Leisha Fay


Ostatnie czasy w Ministerstwie Magii były.. ciężkie to za słabe słowo. Wyglądały jakby ktoś wsadził patyk w mrowisko, całość polał benzyną, podpalił, po czym obserwował jak cudowny chaos rozprzestrzenia się na cały las a biednym mrówkom wali się cały świat. Ludzie wbiegali z departamentów do departamentów, właściwie kogokolwiek się nie spytał co robi, lub gdzie idzie, to właściwie sami nie wiedzieli. Kadra zarządzająca wcale nie pomagała. Przerzucała ludzi z zadania na zadanie nie wiedząc właściwie które jest ważne a które ważniejsze. Chaos był większy niż w czasie wojny. Gdy Sam Wiesz Kto był u władzy ludzie, fakt, byli podejrzliwi, bali się, jednak mieli się przeciw komu zjednoczyć. Teraz wszystko było inne. Wrogiem mógł być każdy, bo każdy mógł być zarażony. Dla Amnezjatora pracy nie brakowało. Właściwie nie było w co rąk włożyć. Zamieszki wybuchały praktycznie już parę razy dziennie. Mugole nie byli naturalnie świadomi co się dzieje, jednak sprawa już dawno wymknęła się spod kontroli. Czarodzieje dotknięci chorobą przenikali do środowisk Mugoli, mimo otwartych dla nich dodatkowych punktów opieki i schronisk. Wiele osób wpadało w histerię, płakało na ulicach lub nawet porywali się na ataki. Tak, Amnezjator miał teraz naprawdę kupę roboty…
Jeszcze jedna rzecz rzucała się w oczy. Ulotki, plakaty, broszury, informatory. Były wszędzie, poszukiwali ludzi który będą w stanie coś zrobić ze źródłem problemu. Obiecywali „wysokie nagrody na jakie stać Ministerstwo”. Dobrze wiedziałaś, że to już krzyk rozpaczy. Nie wiedzieli już co robić, wiec wzywali już kogokolwiek. Wszystkie wielkie umysły albo nie chciały, albo nie potrafiły sobie poradzić z problemem.
Idąc korytarzem zanurzona we własnych myślach na temat zarazy zobaczyłaś swoją koleżankę z biura, również Amnezjatorkę. Siedziała pod plakatem odnośnie Mugolizmu, w rękach trzymała ulotkę na temat zarazy. Miała na imię Natasha, znasz ją od trzech lat, chyba pochodziła gdzieś ze wschodniej Europy. Myślałaś, że czyta, że sama nie wie co robi, jednak gdy podeszłaś zobaczyłaś, że płacze. Położyłaś jej rękę na ramieniu.
- Natasha, co się stało?
Zapytałaś, choć w głębi serca dobrze przeczuwałaś, co się stało. Zapłakane ciemne oczy spojrzały na Ciebie z dołu, były spuchnięte i zakrwawione, płakała od dłuższego czasu.
- Leisha… - głos jej się załamał zanim zdążyła powiedzieć więcej, za to wyciągnęła różdżkę. Patrząc ci w oczy cicho powiedziała „Lumos”, światło ledwo zapłonęło na jej końcu, by po chwili zgasnąć mrugając kilkukrotnie jak w latarce z wyczerpanymi bateriami.
- Leisha, błagam, spraw żebym zapomniała… żebym zapomniała, że kiedykolwiek byłam czarownicą….
Spojrzałaś na plakat. Dziś wieczór jest spotkanie w sprawie zarazy. Ktoś MUSI coś z tym zrobić…


Eris Clark


Chaos który był w Ministerstwie zdawał się jakoś przelatywać obok Ciebie, tak zaraza była wszędzie, jednak twój umysł jest w domu. Błądził po dobrze znanych korytarzach przeciskając się przez dawno przebyte rozmowy. Te które już były, jak i te które dopiero Cię czekają. To było już niemal męczące, nie tak męczące jak ciężka praca, nie jak nauka czy brak snu. Ciężka była bezsilność, męcząca i tłamsząca. Ciężkie było to co musiałaś zrobić. Ciężkie było oczekiwanie na to co się stanie. Dobrze wiedziałaś, że gdy przyjdzie co do czego będzie łatwiej. Jednakże teraz każdy mijany plakat mijany na murze przypominał Ci smutny obowiązek który chcąc czy nie musiałaś spełnić. Miałaś znajomości w Ministerstwie. Być może poprosić Leisha o pomoc. Wydawało się, że ma własne problemy, ale kto w tych czasach ich nie ma. Wojna, zaraza… Chyba zbliża się koniec świata… A na pewno wygląda to jak koniec świata czarodziejów. Każdy departament miał mnóstwo roboty. W innych krajach również zaczęły się pojawiać przypadki zakażeń. Nikt w tych czasach nie przejmował się ani florą ani fauną. Jednakże twój departament widział inne zjawisko. Magia niknęła wszędzie. Co prawda nie postępowało to tak jak w świecie ludzi, jednakże magiczne stworzenia… trudno to inaczej określić… gasły. Ich zdolności magiczne osłabły. Co prawda jeszcze nie było przypadków całkowitego ich wygaszenia. Jednakże zraza wyraźnie rozprzestrzenia się na cały świat. We wszystkich możliwych kierunkach.
Korytarze były pełne ludzi, jednak dla Ciebie mogły być puste. Na końcu korytarza ktoś rzucił zaklęcie światła. Widziałaś jak zaklęcie gaśnie… Kolejna ofiara, już to widziałaś. W pierwszej kolejności zaklęcia słabną. Potem nie działają. Jak ktoś wytrzyma dostatecznie długo traci wszystkie magiczne zdolności. Poznałaś z daleka dwie znajome z Ministerstwa, jedna z nich rzucała zaklęcie. Skręciłaś w boczny korytarz, nie mogłaś póki co na to patrzeć, nie teraz. Ty już decyzję podjęłaś, już wiedziałaś gdzie będziesz wieczorem. Spodziewałaś się tłumów. Widziałaś też , że większość o ile wszyscy nie zrobią nic. Ty jednak musiałaś, nie miałaś wyjścia.

Argus Lucjusz Lazaras


Sam Wiesz Kto zniknął, wiele się zmieniło w życiu Aurora od tamtego czasu. Właściwie wojna zamieniła się w wyszukiwanie tych którzy mu służyli. A ci albo szybko wpadali, albo ukrywali się na tyle dobrze, aby nie zostać zdemaskowani. Ci drudzy jednak zazwyczaj wiedli całkiem dobre życie ciesząc się z wpływów jakie mogli osiągnąć za czasów wojny. Dobrze to wiedziałeś, jednakże tych drugich, niestety nie dało się ruszyć. Chronili się wzajemnie. To wszystko było jednak już przeszłością. W czasach zarazy nikt już nie dbał o śmierciożerców. Nawet gdyby Sam Wiesz Kto wrócił do władzy wszyscy rzucili by mu się do stóp jeżeli miałby jedynie lekarstwo. Jakże prości są ludzie. Wystarczy zagrozić im czymś gorszym a nagle to złe nie wydaje się takie straszne. Na początku epidemii myślałeś, że rodziny czystej krwi są bezpieczne. Podobno choroba przenosiła się drogą płciową, jednak zachorowania zdarzały się już we wszystkich rodzinach - nikt nie był bezpieczny. Nie było zabezpieczenia. Ludzie nie wychodzili na zewnątrz bez zaklęcia bąblogłowy. Jednak to nic nie dawało. Zaraza nie zwolniła nawet o jeden procent. Właściwie nawet przyśpieszyła. Żaden Auror już nie łapał przestępców. Albo starali się coś wymyślić, biegali jak poparzeni, albo pomagali czarodziejskiej policji w utrzymywaniu porządku. Żadna z tych prac nie była godna aurora, nie była godna osoby z twoim statusem. Jednak co będzie znaczył twój status, twoja krew, całe twoje życie gdy zniknie magia, gdy ty stracisz umiejętności magiczne. Ten stan rzeczy musi się skończyć Czarny Pan wróci, jesteś tego pewien, każdy o tym mówił. Całe biuro Aurorów. A ty, ty musisz być na to gotowy. Dzisiaj wieczorem odbędzie się spotkanie na temat zarazy. Będziesz musiał zając się tym osobiście… Twoje rozmyślania przerwał jakiś facet wpadający na Ciebie z dość słabym impetem.


Finnegan Daubney

Świat rządzi się swoimi prawami. Jest na nim dobro i zło, to oczywiste. Istnieje też wiele szarości. To także jest oczywiste. Jednak dla Ciebie czasami sprowadza się to wręcz do czegoś bardziej prostego. Każdy złoczyńca powinien siedzieć w Azkabanie, a twoją rolą jest zrobić tak, aby ten prosty plan doprowadzić do skutku. Jednakże… jak zwykle, teoria jest prostsza od praktyki. Ci najlepsi nie dadzą się tak łatwo złapać. Auror powinien być stale czujny, jednakże czasami to za mało. Twój jedyny wróg jest tak blisko a jednocześnie tak daleko od Ciebie. Wciąż nieuchwytny, wciąż nie wyjawił swojej prawdziwej twarzy. Od lat twoja obsesja, której jesteś doskonale świadomy, a w którą praktycznie nikt poza tobą nie wierzy. Do czasu, do czasu aż spełnisz swoja największą ambicję. W tych czasach jednak jest to coraz mniej możliwe. Zaraza wprowadziła chaos, nikt nie przejmuje się śmierciożercami, Czarnym Panem, czy czarną magią. Wszystkie wysiłki podjęte przez Ministerstwo sprowadzają się do jednego: Mugolizm. Oczywiście, jest to priorytet, jednakże wiesz dobrze, że właśnie w takich momentach ludzie odsłaniają swoje prawdziwe oblicze. Właśnie w takich czasach ludzie popełniają błędy. To twoja największa szansa, musisz się do niego przyczepić, teraz jest moment w którym musisz patrzeć mu na ręce bardziej niż kiedykolwiek… Twoje rozmyślania przerwał nagle kończący się korytarz, który jednak nie okazał się ścianą, ale człowiekiem. Odbiłeś się od niego robiąc krok do tyłu, nie szedłeś zbyt szybko. W chaosie który panował wokół ciebie przez chwilę nie poznałeś swojej ściany, jednakże po chwili twój wzrok zdążył nabrać ostrości.
- Argus?! – może zapytałeś nieco zbyt obcesowo, jednak szybko się zreflektowałeś.
- Dobrze Cię widzieć…
Twoją uwagę przykuł plakat odnośnie Mugolizmu.
- Idziesz na spotkanie? – Zapytałeś ostrożnie wskazując na plakat.


Sean Keane


Zaraza sama w sobie jakoś mało Cię interesowała. Prawda bałeś się jej, oczywiście jest to sprawia priorytetowa dla Ministerstwa. Ale tak naprawdę co Cię to obchodzi? Są ważniejsi ludzie, są ludzie potężniejsi od Ciebie. Skoro oni nic nie wymyślili to co ty możesz? Życie stało się bardziej proste w czasie zarazy. Majątki są trwonione na medaliony ochronne, na fałszywe leki, całe wille pozostawiane bez opieki. Pieniądze właściwie walają się po ulicy, jedyne co zrobić to się schylić. Ale…. To takie nijakie. Takie proste. Żadnego wyzwania, żadnych ambicji. Z ulicy Pokątnej i Nokturnu wyniosłeś się już jakiś czas temu. Zrobiło się tak… niebezpiecznie. Nie w takim sensie jak zazwyczaj. Teraz cała ulica roiła się od ludzi zakażonych Mugolizmem. Żebrali, błagali o pomoc, opowiadali, że stracili wszystko. Nie za bardzo chciałeś się tak pokazywać. Oczywiście kto jak kto, ty byś dał sobie radę nawet wśród mugoli, jednakże straciłbyś bez magii całkiem spore pole do popisu. Znacznie mniejsze możliwości. Tymczasem musisz poszukać nowych doznań. Widziałeś, fakt, plakaty na temat tego jak to Ministerstwo daje złote góry za cokolwiek co przyczyni się do odnalezienia lekarstwa. Ale raz jeszcze. Skoro Profesorowie, Aurorowie i wszyscy inny owie nic nie mogli z tym zrobić. Masz na planie inne, ważniejsze sprawy. Już twoje codzienne życie przestało być wyzwanie, należy poszukać czegoś lepszego. Zawsze marzyłeś o Gringocie, może powoli nadchodzi twój czas…
Siedząc w dziurawym kotle naglę podszedł do Ciebie barman Tom, szturchnął Cię delikatnie brudnym paluchem.
- Sean, list do Ciebie, chyba znowu coś nabroiłeś…
Nie czekając na odpowiedź rzucił na stół list i odszedł. Bez błędu rozpoznałeś pismo Finnegan’a. Czego on znowu od Ciebie chce?!
Wiadomość była krótka:
„Dzisiaj wieczorem przed 18 masz być w Ministerstwie. Nie bój się, tym razem sprawa nie dotyczy Ciebie.”
 

Ostatnio edytowane przez Manni : 12-06-2018 o 13:20. Powód: Kosmetyka
Manni jest offline  
Stary 13-06-2018, 22:04   #2
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Sean siedział sam przy jednym ze stolików w Dziurawym Kotle. Umyślnie wybrał taki stojący w rogu, raz, że nie lubił siadać na widoku, dwa, zawsze czuł się niekomfortowo, gdy jego plecy znajdowały się dalej niż pół metra od ściany. Z tego miejsca spokojnie mógł obserwować wnętrze lokalu, ludzi wchodzących i wychodzących, zarówno na ulice Londynu, jak i na Pokątną. Ale tym razem tego nie robił...

Lewą ręką podparł brodę, podczas gdy w prawej trzymał sporych rozmiarów kufel pełen złocistego napoju z pianą jak się patrzy, w który wpatrywał się nieustannie. Niewiele zdążył z niego upić, ale nie było w tym nic dziwnego, w końcu dopiero go dostał. Wcześniej zdążył już wychylić trzy takie. Zastanawiał się czy nie "przesiąść się" na coś mocniejszego, może irlandzką whiskey, bo piwo najwyraźniej nie spełniało pokładanych w nim nadziei zaspokojenia Keane'a. Chyba to zrobi i tak nie miał dzisiaj niczego do roboty.

Normalnie spędziłby wieczór w pobliżu rezydencji Nottów. O tak, obserwował ich od blisko miesiąca. Wydawali się wspaniałym celem. Obrzydliwie bogaci, do tego stary Nott był poplecznikiem Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Pal licho czy robił to z własnej woli, czy jak sam twierdził został do tego przymuszony Imperiusem. W jego domu z pewnością można było natrafić na wiele interesujących artefaktów, a co więcej były one z pewnością dobrze ukryte i zabezpieczone. Na pewno nie był tak głupi jak Greenfootowie, którzy swoje skarby trzymali w zwykłym, mugolskim sejfie.

Tak, Nottowie byliby sporym wyzwaniem. Byliby, bo trzy dni temu wynieśli się z Londynu, zabierając ze sobą wszystko co się dało. Zapewne uciekli przed tą całą epidemią. A tyle czasu im poświęcił. Znał rozkład dnia ich oraz ich służących, poznał rozkład pomieszczeń ich domu, rozpoznał zaklęcia zabezpieczające otoczenie budynku, a nawet niektóre, które rzucono wewnątrz. Oczywiście brakowało jeszcze wielu szczegółów, jak chociażby lokalizacja ich "skarbczyka", ale znalezienie go było tylko kwestią czasu. A teraz już nic z tego nie będzie. Spakowali się i wyjechali. Niech ich szlag!

Sean wpatrywał się w swój kufel, a myśli miał coraz czarniejsze. I co teraz? Miał sobie wybrać kolejny cel? A może w trakcie przygotowań oni też zwieją, gdzie pieprz rośnie? Albo nawet dopadnie ich ta zaraza i w sumie na jedno wyjdzie? A może Gringott?, odezwał się cichy głosik w jego głowie. Do tej pory było to niedoścignione marzenie, być pierwszym, który tego dokona. Szczyt szczytów, potem mógłby się zasadzić już chyba tylko na Hogwart. Jednak zawsze wiedział, że to niemożliwe. Gadał o tym, nawet wyobrażał sobie, że to robi, ale nigdy nie traktował tego poważnie. Z drugiej strony jeśli magiczne stworzenia tracą swoją moc podobnie jak ludzie, może goblinów też to dotyczy? Gdyby ukrył się gdzieś na Pokątnej i obserwował, może nadarzyłaby się jakaś okazja?

Z rozmyślań wyrwał go paluch barmana Toma, który szturchnął go mówiąc:

- Sean, list do Ciebie, chyba znowu coś nabroiłeś…

Keane zrobił minę niewiniątka i odparł:

- Ja? Tom, przecież mnie znasz.

Barman pokręcił tylko głową i odszedł wzdychając głęboko. Sean wzruszył ramionami i zabrał się za otwieranie koperty. Ciekawe od kogo mógł być? Może stary Lee Smith próbuje go znów namówić na jakąś robotę? A może Dylan Edge szuka bezpiecznej kryjówki? Albo Gary Setchell chce mu znów wepchnąć jakieś śmieci? Ale nie, nie był to nawet Mundungus Fletcher, którego w sumie lubił, ale przezornie wolał nie robić z nim interesów. Mało kto zdawał sobie sprawę dla kogo Dung pracuje. A zresztą, czy Keane był pod tym względem lepszy od niego?

Wykrakałem, pomyślał gdy przeczytał krótką notatkę. Podpisu nie było, ale poznał ten nienaganny charakter pisma. Cholerny Daubney, czego on znowu chce? I dlaczego chce się z nim spotkać w Ministerstwie, a nie w jakimś przyjemniejszym miejscu?


Parę godzin później już tam był. Musiał jednak trochę poczekać, bo jakaś stara wiedźma nie potrafiła sobie poradzić z obsługą wejścia do Ministerstwa. Pewnie zapomniała jaki to był numer. W końcu jednak udało jej się i zniknęła między płytami chodnika. Sean odczekał parę minut, po czym sam wlazł do zdezelowanej, czerwonej budki telefonicznej. Podniósł słuchawkę wyglądającego jak wrak aparatu telefonicznego i wykręcił numer 62442.

- Witamy w Ministerstwie Magii - usłyszał kobiecy głos. - Proszę podać imię, nazwisko i sprawę.

Keane zawahał się przez moment. Czy powinien podawać swoje prawdziwe dane? Może powinien wejść do środka incognito? Jeszcze by zdążył zmienić co nieco w swoim wyglądzie. No tak, ale musiałby też wymyślić jakiś inny cel wizyty, a jakoś nic nie chciało mu przyjść na szybko do głowy.

- Proszę podać imię, nazwisko i sprawę - powtórzył kobiecy głos.

Jakby tego było mało usłyszał pukanie do drzwi kabiny i wołanie jakiegoś staruszka:

- No, ile będzie pan tam siedział? Inni też chcą wejść!

Zrezygnowany powiedział do słuchawki:

- Sean Keane, jestem tu, by spotkać się z aurorem Finneganem Daubneyem.

Po chwili z aparatu wypadła plakietka z napisem: SEAN KEANE, SPOTKANIE Z AUROREM, którą przypiął sobie do piersi, ale tył na przód, żeby nikt nie mógł odczytać jego nazwiska. Podłoga zaczęła zjeżdżać w dół i wkrótce znalazł się w atrium Ministerstwa. Z daleka wypatrzył Daubneya. Stał przy tej śmiesznej Fontannie Magicznego Braterstwa, wpatrując się w rzeźby czarodziejów i magicznych stworzeń.
 

Ostatnio edytowane przez Col Frost : 13-06-2018 o 22:26. Powód: literówki
Col Frost jest offline  
Stary 14-06-2018, 16:49   #3
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Od czego by tu...

Leisha Fay przyjrzała się przez chwilę plakatowi, z którego uderzało błaganie o ratunek. Już od pewnego czasu nosiła się z zamiarem zgłoszenia się. Najgorszym jednak było, że wszyscy chcieli odegnać epidemię, ale nikt nie wiedział jak to osiągnąć. Niestety ona też nie… Przeniosła swoje niebieskie oczy na koleżankę, zakładając długie, czarno-brązowe włosy za lewe ucho.
- Wiesz, że nie mogę – odpowiedziała Fay łagodnym i spokojnym głosem. – Chodź, nie ma co tu tak tkwić.

Zajęło jej trochę, aby uspokoić Natashę na tyle żeby mogła zgodziła się na powrót do domu. Leisha jak zawsze umiała zachować spokój, gdy inni dawno go tracili. Na dodatek przez to, że nie lubiła strzępić języka, to ludzi lgnęli do niej, uważając za świetną powierniczkę ich smutków i lęków. Nie zawsze za tym przepadała, ale zarówno po wojnie, jak i teraz cechy te wydawały się wręcz cnotą, którą wszyscy porzucili przez chaos i szerzący się egoizm.
Straciła sporo czasu, więc rzuciła się w wir pracy, jak zawsze to robiła, właściwie odkąd objęła tą posadę. Miała szczęście, albo i nie, że zaczęła swoją karierę amnezjatora tuż po zakończeniu wojny i kontynuuje teraz w czasie epidemii. Musiała wydzierać czas wolny dla siebie, ponieważ pracy było za dużo na i tak zwiększoną ilość kadry, którą mieli w Departamencie Magicznych Wypadków i Katastrof. Raz po raz jej myśli krążyły wokół wieczornego spotkania. Zdecydowała się napisać krótką informację do ciotki, aby ta nie niepokoiła się, ponieważ nie była pewna jak teraz będzie mogła gospodarować czasem.

Cytat:
Kochana Adelo,
możliwe, że dojdą mi dodatkowe obowiązki. Mogę mieć teraz mniej czasu żeby odwiedzić ciebie czy zajść do wuja, ale postaram się być w kontakcie.

Przesyłam buziaki
Leisha
Postanowiła zakończyć pracę o wpół do osiemnastej, aby choć chwilę odpocząć. Nie miała pewności czy po spotkaniu nie wróci do pracy. Teraz miała nienormowany czas, przeważnie wychodziła do domu dopiero gdy kompletnie opuszczały ją siły i obawiała się o popełniania błędów, co w jej zawodzie było niedopuszczalne i trudne do naprawienia, bez szkody dla innych. Przynajmniej takie miała zdanie i tego trzymała się. Zrobiła sobie kawę, wzięła jedzenie i usiadła wygodnie na krześle, aby odprężyć się. Nie było to proste, ponieważ co jakiś czasu pojawiał się ktoś próbujący usilnie jej przeszkodzić. Zbywała jednak stanowczo natrętów, albo po prostu nie reagowała na nic i ze stoickim spokojem spożywała posiłek, wyciszając się na otaczającą ją rzeczywistość. Dopiła ostatni łyki kawy i udała się odświeżyć do łazienki. Po kilku minutach wyszła i była już gotowa, aby udać się na zlot szaleńców, którym wydaje się, że są w stanie coś zrobić.


Sama nie wiedziała czego powinna spodziewać się, ale wiedziała, że warto jest chociaż spróbować. Mimo że podobno piekło dobrymi chęciami jest brukowane... Tak przynajmniej mówią mugole.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 15-06-2018, 21:45   #4
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Tego dnia, mimo natłoku obowiązków wyszła z pracy wcześniej niż zwykle. Chwile po opuszczeniu Ministerstwa Magii teleportowała się w okolicę domu rodziców. Z dala od zgiełku centralnej części miasta i zamieszania w Ministerstwie w końcu mogła odetchnąć.
Mimo, iż wiedziała, że rozmową, którą zaraz przeprowadzi nie będzie należała do najlżejszych czuła coś w rodzaju spokoju, bo wiedziała, że podjęła słuszną decyzję.


- „.... i kim staje się czarodziej, gdy straci swą magiczną moc? Odpowiedzi, każdy musi poszukać w sobie.” Eris Clark. – Skończył czytać artykuł z dzisiejszego wydania Proroka Codziennego i uniósł wzrok na krzątającą się po pomieszczeniu córkę. – Całe Biuro Dezinformacji na twojej głowie i masz jeszcze siłę na te felietony d – westchnął. – Ty chyba jesteś niezniszczalna.
Marcus zamknął Proroka i przyjrzał się córce pakującą kufer. - Eris - zaczął dość niepewnie. - Nie musisz tego robić.
Wydawało się, że młoda, ciemnoskóra kobieta, która z zainteresowaniem oglądała stare pudełko po różdżce, nie słyszy słów ojca. – Heban – zaczęła pod nosem - włókno z serca smoka, 13.5 cala, bardzo sztywna.
- Te czarne jak smoła różdżki mają imponujący wygląd i reputację – dopowiedział biały mężczyzna po pięćdziesiątce. - Pamiętasz, co jeszcze powiedział wtedy Ollivander?
Erin spojrzała na ojca z uśmiechem. Milczała chwilę, by przypomnieć sobie moment, gdy w końcu wybrała się z rodzicami po upragnioną różdżkę. - Szczególnie nadają się do wszelkiego rodzaju zaklęć w pojedynkach oraz do Transmutacji – rzekła naśladując głos wytwórcy różdżek - chyba to było jakoś tak. Ojciec pokiwał głową i bez chwili namysłu dalej cytował Ollivandera. - Najbardziej pasują do czarodzieja, który ściśle trzyma się własnych przekonań i wyznaczonych celów, bez względu na naciski otoczenia. Zasadniczo włókno smoczego serca tworzy różdżki o największej mocy, zdolne do ekstrawaganckich zaklęć. Mają tendencję do szybszej nauki od właściciela niż inne rodzaje – skończył.
- Różdżki z rdzeniem z włókna ze smoczego serca zdają się być najbardziej skłonnymi do Czarnej Magii – kontynuowała. – Ej, nie patrz tak, przecież tylko powtarzam słowa pana Garrick’a! – wytłumaczyła się napotykają surowe spojrzenie ojca. – Chyba jakoś wyszłam na ludzi? Patrz, jaka mała – zmieniła temat wyciągając ze skrzyni szatę z wyszytym na piersi wężem – to ta z pierwszego roku. Pamiętam, że podczas Ceremonii Przydziału byłam przekonana, że tak jak Erick trafię do Ravenclawu.
- Ale, że jesteś wykapaną mamusią – wtrąciła Marcus – Tiara Przydziału nie mogła wybrać inaczej niż Slytherin. – Mężczyzna zamyślił się na moment. – Ciekawe, gdzie trafią bliźniaki twojego brata, hmm… Na pióra Hipogryfa, to już za 4 lata! Jaki ja jestem stary!
Eris zachichotała i z trzaskiem zamknęła kufer. – Schowałam chyba wszystko, co może kojarzyć się ze światem czarodziejów – powiedziała a w jej głosie ojciec natychmiast wyczuł smutek.
- Córeczko, masz dobrą pracę, przyjaciół… Naprawdę, nie mus…
Ciemnoskóra kobieta wstała gwałtownie, wyprostowała się i z odrobiną szaleńczej desperacji wypisanej w brązowych oczach podeszła do ojca. Stała tak przez moment, by po chwili ukucnąć przy zajmowanym prze mężczyznę fotelu. – Matka już raz próbowała się zabić – powiedział dosadnie jakby dla przypomnienia. – Zrobimy tak, jak zaplanowaliśmy. Gdy tylko się wybudzi i pozwolą zabrać ją ze Świętego Munga rzucę na nią zaklęcia zapomnienia. Zapomni o tym, że jest czarownicą - starała się panować nad głosem, lecz ten mimo tego drżał. – W domu twojego ojca, pod działaniem zaklęcia Oblivate, w otoczeniu mugoli… - Oczy Eris zaszkliły się lekko, więc szybko przetarła je rękawem obszernej koszuli. – To jedyna szansa żeby przetrwała. Do czasu aż znajdzie się lek na Mugolizm.
- Ale są Aurorzy oraz inni czarodzieje i czarownice bardziej kompetentni do szukania rozwiązania zagadki tej strasznej choroby. Przecież nie musisz…
- Muszę – rzekła stanowczo znów wchodząc w zdanie ojcu. – Ja też nie wyobrażam sobie życia bez magii.
Ustała powoli, ucałowała ojca w czoło. - Lecę na to spotkanie - oznajmiła i zniknęła.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 19-06-2018, 00:51   #5
 
Gormogon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputację
Życie Argusa Lucjusza Lazarasa zmieniło się trochę od czasu zniknięcia Sami Wiecie Kogo, właściwie to wszystko zmieniło się od jego zniknięcia. Praca stała się mniej ciekawa, a wszędzie zapanował chaos. Ludzie znikali, inni się pojawiali. Z początku nikt się już nie interesował samym zaginionym czarnoksiężnikiem, a jedynie urządzano obławy na jego wyznawców. Lecz po pojawieniu się choroby, nawet nimi przestano się interesować.

Jak codzień został obudzony przez swojego skrzata domowego, który przy szafce nocnej postawił filiżankę parującej kawy. Cichym i skrzeczącym głosem stworzenie oznajmiło swojemu panu, że śniadanie czeka w jadalni na parterze.
- Koszulę także wyprasowałem, panie - kłaniając się Potrzebek niezdarnie zaczął opuszczać przestronną sypialnie.
- Wybornie, oczekuję, że podasz mi ją po skończonej kąpieli. - rzucił Argus nawet nie spoglądając na skrzata. Czarodziejowi czystej krwi nie wypadało zwracać uwagi na podrzędne istoty. Upił łyk kawy, była dokładnie taka jaką lubił. Powoli wstał z łóżka i wciągnął miękkie pantofle, a na kraciastą piżamę zarzucił szlafrok. Potrzebka już nie było w pokoju. Lazaras ruszył do najbliższej z łazienek, aby wziąć poranny prysznic i ułożyć włosy. Stwór zdążył w międzyczasie przygotować czarodziejowi kompletny strój do pracy, oczywiście zgodny z podanymi mu instrukcjami. Po założeniu jasnobrązowego, trzyczęściowego garnituru i zawiązaniu pod szyją idealnego Prince Alberta, a także umieszczeniu pasującej do całości poszetki w brustaszy zszedł na parter, gdzie znajdowała się jadalnia.

Argus był wdzięczny Lucjuszowi Severusowi i Hypatii Teodorze za podarowanie mu tego domu i skrzata po tym jak jego związek z Amandą stał się czymś poważniejszym. W końcu przecież niedawno zaczęli zastanawiać się nad najodpowiedniejszą datą ślubu i listą ewentualnych gości. Jednak po ostatnim spotkaniu i ze względu na epidemię musieli zmienić swoje plany. Obojgu nie było to w smak, ale na podjętą decyzję nie mieli wpływu. Amanda wraz z Lazarasem zdecydowali więc, że najbezpieczniej będzie, jeśli tylko on zostanie tutaj, a ona wyjedzie do rodziny na krótki urlop.

Czarodziej usiadł na szczycie wielkiego, drewnianego stołu i nim zaczął jeść śniadanie rzucił okiem po zastawionym naczyniami meblu. Czegoś mu brakowało.
- Skrzacie! - wrzasnął, specjalnie nie używając jego imienia. Gdy ten się pojawił Argus popatrzył na niego z obrzydzeniem i przez zęby wycedził - Czego tutaj brakuje, ty mała pokrako?
Stworzonko z przestrachem popatrzyło na swojego pana i zdołało jedynie wyszeptać cichutko “Proroka”. Czarodziej uśmiechnął się szyderczo i znów wycedził.
- Czego tutaj brakuje, ty mała pokrako?
- Proroka Codziennego - odpowiedział Potrzebek, a w jego oku pojawiła się łza.
- Masz szczęście, nie mam dziś czasu karać - Argus odwrócił wzrok od skrzata i nałożył sobie parującej jajecznicy. Potrzebek niemal niezauważony przyniósł swojemu panu gazetę, a następnie gdzieś zniknął. Lazaras kończąc fasolkę i bekon usłyszał gdzieś w oddali jęki skrzata, jednak nic sobie z tego nie robił. Wierzył, że skrzat musi sobie także sam wymierzyć karę. Odłożył sztućce, wytarł usta i sięgnął po gazetę, lecz nawet jej nie przeczytał.

Po śniadaniu wyszedł z pałacyku i teleportował się w pobliżu ministerstwa, do którego wszedł tak, jak wszyscy inni pracownicy. Sam budynek nie robił na nim nigdy wielkiego wrażenia, a przynajmniej nie tak wielkiego, jak na innych, mniej wartościowych czarodziejach. W końcu Tiara Przydziału skomentowała jego wyjątkowy talent i niezwykle czystą krew.
Auror udał się do odpowiedniego biura, gdzie większość dnia minęła mu na papierkowej robocie. Uważał, że pisanie raportów ujmuje zacnym czarodziejom i powinni robić to za nich inni.

Po zakończonej pracy Argus spokojnym i powolnym, niemal majestatycznym krokiem ruszył na spotkanie poświęcone epidemii. Idąc tam dużo myślał. Nieoczekiwanie jednak ktoś wybił go z zadumy.
- Idziesz na spotkanie? – Zapytał ostrożnie wskazując na plakat.
- Taaak - odpowiedział mu Argus nienaturalnie przeciągając samogłoskę - Rozumiem, że także będziesz obecny?
- Mhmm - wymruczał pod nosem potwierdzenie i pokiwał głową. - Wybacz, że na ciebie wpadłem.
- Przyzwyczaiłem się - teatralnym ruchem otrzepał swoją pelerynę, a następnie rzucił jakby od niechcenia - Puchoni tak mają.
- A może to po prostu Ślizgoni ciągle wpadają im pod nogi? Scrimgeour wie, że się zgłosiłeś? - zapytał. W sumie niepotrzebnie. Pupilek na pewno pochwalił się swojemu przełożonemu.
- Niebywałe, prawdziwy Puchon - równie odważny co głupi - udając zaskoczenie zripostował bardziej doświadczony auror - Jak tylko zostałem poinformowany, że ta przypadłość zagraża także tym - zastanowił się przez krótką chwilę - prawdziwym czarodziejom to jako pierwszy poszedłem do Rufusa.
- ”Prawdziwym czarodziejom” - zakpił Finn. - Dotychczas prawdziwie udaje ci się tylko wciskać w tyłek lepszym i wyżej postawionym od ciebie.
- Ja - wyraźnie to zaakcentował, a końcówkę zdania już praktycznie wysyczał - Przynajmniej wiem kto jest ode mnie lepszy i wyżej postawiony. I dlatego jestem tu gdzie jestem.
- Ja też wiem, kto jest lepszy... i dlatego nie wciskam się w tyłek tobie Argusie. - Uśmiechnął się niewinnie.
- Miilcz - syknął Lazaras, po czym obrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył ku miejscu spotkania.

Finnegan uśmiechnął się pod nosem. Nawet jeśli miał to być jego jedyny sukces dzisiaj - udało mu się rozwścieczyć tego dupka. Promieniejąc z dumy, patrzył chwilę w kierunku oddalającego się mężczyzny, po czym również ruszył w kierunku miejsca spotkania. Musi jeszcze przed rozpoczęciem złapać Seana.
 
__________________
„Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!”
Gormogon jest offline  
Stary 19-06-2018, 00:55   #6
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Odgłosy małżeńskiej kłótni dzwoniły w uszach Finna, kiedy schodził po schodach kamienicy na Charing Cross Road pod numerem trzydziestym ósmym. Everillowie mieszkali na pierwszym piętrze, ale dało ich się słyszeć na całej klatce - wliczając w to mieszkanie Daubneya na drugim piętrze. Mimo tego, nie narzekał na nowe lokum. Wcześniej przez pół roku mieszkał ze współlokatorem-mugolem. Własne mieszkanie było zbawieniem i wielką wygodą. Nie było duże, ale w środku prostym zaklęciem mógł uciszyć zgiełk wytwarzany przez miasto - i sąsiadów - a położenie było idealne. Dwie budki telefoniczne tuż za drzwiami, minuta spaceru od Dziurawego Kotła.

Dopóki nie oszczędzi wystarczająco, by wybudować dom na wsi, na nic lepszego nie mógł liczyć. Więc nie narzekał. Znosił gorsze rzeczy, a z natury starał się szukać dobrych stron każdej sytuacji. Poza nim mieszkały tu aż dwie rodziny czarodziejów - Trengove’owie i Boothowie. Wszyscy mieszkali na drugim piętrze, a ci drudzy prowadzili mały sklep z drobiazgami na parterze, dla mugoli wyglądający z zewnątrz na opuszczony.

Wyszedł na ulicę i od razu wskoczył do budki telefonicznej. Wykręcił numer - kolejno szóstkę, dwójkę, dwukrotnie czwórkę i ponownie dwójkę - i z aparatu dobiegł chłodny, formalnie brzmiący kobiecy głos.
- Witamy w Ministerstwie Magii. Proszę podać imię, nazwisko i sprawę.
- Finnegan Daubney, Biuro Aurorów - odpowiedział równie beznamiętnie Finn. Plakietki nie dostał, miał legitymację pracowniczą. Kobieta mówiła tradycyjną formułkę o kontroli różdżki, ale on odwinął rękaw koszuli, żeby spojrzeć na tarczę zegarka. Kwadrans po piątej. Powinien zdążyć.

Budka tymczasem zanurzyła się w podziemiach. Finnegan zerknął na swoje odbicie w lustrze. Ubrał się dziś w garnitur z łososiowego tweedu, mając na uwadze spotkanie. W terenie zwykle nosił bardziej praktyczną koszulę i kurtkę z woskowanej bawełny, ale do Ministerstwa ubierał się bardziej elegancko. Poprawił łezkę krawata i dociągnął go, w samą porę przed dotarciem na miejsce.

- Ministerstwo Magii życzy panu miłego dnia - oznajmił kobiecy głos.

Ruszył długim holem. Dźwięk dziesiątek obcasów stukających po wypolerowanej, ciemnej posadzce zagłuszył myśli Finnegana, ale przywrócił się do porządku. Zastanawiał się, czy zgłoszenie się do sprawy Mugolizmu było dobrym pomysłem. Chciał pomóc, to jedno, ale nie miał pojęcia jak. Ale skoro Argus się zgłosił, to znaczy, że kroiło się coś niedobrego. A on postawił sobie na celu obserwowanie Lazrasa.

Przekonanie, że jego dawny rywal i aktualny kolega z pracy jest Śmierciożercą - albo przynajmniej grał w czasie wojny na dwa fronty - nie opuszczało go od dawna. Możliwe, że ludzie mieli rację, że to obsesja. Sprawa aresztowania Seana przez Argusa pokazała, że niechęć do byłego Ślizgona była dobrze widoczna. Ale on potrzebował tylko dowodu - żeby przekonać siebie... i resztę Departamentu.

Popatrzył na fontannę w środku holu. Wysokie posągi błyszczały złociście, otoczone chmurą przesyłek miejscowych. To tam miał spotkać się właśnie z Keanem, który chwilę wcześniej przemknął mu w myślach. Czuł się źle, zmuszając do czegoś innych ludzi - ale Sean był chyba jedynym komu mógł zaufać. Nie był z Ministerstwa, a dodawszy do tego poprzednie doświadczenia z Lazarasem, nie był mu przyjazny. Dodatkowo para oczu, spryt - był oczywistym kandydatem.

I być może jedynym, na którego miał haka, mogącego go zmusić do potencjalnie samobójczej, szaleńczej misji.

Pokręcił głową. Keane jeszcze się nie zjawił, więc równie dobrze mógł skoczyć do biura i oddać Scrimgeourowi raport przed terminem. Rozchmurzył się nieco. Musiał myśleć pozytywnie. Ruszył do przodu, niesiony przez tłum czarodziejów.

Mimo wszystko nie mógł odepchnąć burzy przemyśleń kotłującej się w jego głowie. Zanim się zorientował, wysiadał już z windy na drugim poziomie. Ruszył korytarzem naprzód, pogrążony w swoich myślach.

I wpadł na prosto na Lazarasa.


Rozwścieczenie tego gnojka jeszcze przed wieczorem. Był z siebie niedorzecznie dumny, jakby wywinął szkolny numer. Przypomniał mu się Hogwart i znajomi z Hufflepuffu. Wtedy życie było prostsze i przyznawał przed sobą otwarcie, że chciałby wrócić do tamtych czasów.

Dotarł do windu, którą dostał się na piętro i którą opuścić w zdecydowanie niewłaściwym kierunku. Musiał się ocknąć. Ruszył w korytarz za rogiem od windy i przeszedł przez otwarte, dębowe drzwi.

Wymieniając uprzejmości z kolegami, ruszył przez labirynt małych boksów do gabinetu przełożonego. Dookoła z listów gończych szczerzyli się ocalali Śmierciożercy i inni współpracownicy Voldemorta. Minął pustą kabinę Lazarasa. Wszystko na biurku było schludne i skrupulatne, mocno kontrastując ze stanowiskiem samego Daubneya dwa rzędy na lewo, obłożonym rzędami książek, starymi wydaniami Proroka Codziennego i innych gazet, również mugolskich, notatkami przyklejonymi do ścianek i czymkolwiek, co akurat nawinęło mu się pod rękę. Lekki nieład sprawiał, że wszystko wydawało się przytulniejsze. Od stanowiska jego rywala czuł niemal chłód. “Niczym legowisko węża”, pomyślał Finn i ucieszył się z trafności porównania.

Zapukał do drzwi Scrimgeoura.
- Finn? Nie ma go, wyszedł na spotkanie.
Obrócił się na pięcie. Seymour Hackett poprawił podwinięte rękawy. Wyglądał na zmęczonego, blady, z podkrążonymi oczami. Plotki mówiły, że jego zięć został dotknięty epidemią i spróbował targnąć się na swoje życie. Podobno leżał w Świętym Mungu w krytycznym stanie.

Nagle Daubney uświadomił sobie, jak rzeczywista jest epidemia. I że dobrze postąpił.
- Dzięki Seymour - uśmiechnął się szeroko. - Przekazałbyś mu mój raport? Też idę na spotkanie.
- Zgłosiłeś się do... tej sprawy? - odebrał teczkę z rąk Finna.
- [i]Tak. - Poklepał go po ramieniu. - Dziękuję.
- Nie. To ja dziękuję. - Uścisnął go w odpowiedzi. - Nawet nie wiesz jak bardzo.

Daubney nie wiedział, co powiedzieć. Poczuł się... doceniony. To było raczej nieczęste. Ale nagle poczuł się odpowiedzialny. Nie tylko za śledzenie Lazarasa, ale też za misję, która znaczyła wszystko dla tak wielu osób.

- Do zobaczenia Seymour.

Ruszył z powrotem w kierunku windy. Kolejni aurorzy, których mijał - część siedząca w boksach, część krążąca między nimi - życzyli mu powodzenia, kiedy ich mijał. Davinia Dickenson, Fiona Winslow, Vaughan McNeill, Nik Lesley - wszyscy patrzyli na niego z podziwem, którego nieczęsto doświadczał. Wsiadł do windy oszołomiony.

Złota krata zamknęła się i winda ruszyła ze zgrzytem łańcuchów. Sędziwy czarodziej trzymał kurczowo trzęsące się pudełko. Na lewo stał goblin w staromodnym fraku. Papierowe samolociki wlatywały i wylatywały na kolejnych piętrach, a w windzie robiło się mniej lub bardziej ciasno. Wydostał się z niej z ulgą, przebywszy ostatnie dwa poziomy przyciśnięty do ściany, nieomal przygniatając nieelegancko tyłkiem goblińskiego współpasażera. Ruszył przez hol w kierunku Fontanny.


- No, co jest? - Sean podszedł do stojącego koło Fontanny Magicznego Braterstwa Daubneya. Cały czas rozglądał się podejrzliwie na boki, nie czuł się tu zbyt komfortowo. Przywieszkę z nazwiskiem petenta, którą otrzymał w budce telefonicznej, stanowiącej wejście do Ministerstwa, niby to przypadkiem zawiesił odwrotnie, uniemożliwiając komukolwiek jej odczytanie. - Mogłeś wybrać lepsze miejsce, wiesz? Na przykład gdzieś, gdzie można kupić trochę brandy.

- Znając ciebie - uśmiechnął się do niego Finn. - Skończyłoby się na tym, że poszedłbyś na spotkanie wstawiony, a Merlin raczy wiedzieć, kto tam będzie. Może sam Minister Magii? Kto wie? - Podrapał się po brodzie. - Ufam ci Sean, co dziwi i mnie, jeśli wziąć pod uwagę, jak często cię aresztuję. Potrzebuję kogoś zaufanego, bo zgłosiłem się do sprawy tej nieszczęsnej plagi. Lazaras też - dodał po chwili.

- Że co? - Keane uznał w pierwszej chwili, że źle usłyszał. - Czy ja cię dobrze zrozumiałem? Chcesz mnie zaangażować do pomocy? I to jeszcze w TEJ sprawie? - pokręcił energicznie głową, jak gdyby chciał wyrzucić z pamięci wspomnienie tego co powiedział auror. - Nie taka była nasza umowa. Chcesz informacji, proszę bardzo, chociaż nie wiem niczego o tej chorobie, co mogłoby się przydać Ministerstwu. Ale aktywna pomoc? Chyba oszalałeś.

- Jestem w pełni władz umysłowych - odpowiedział Finn, choć sam miał co do tego ostatnio poważne wątpliwości. - Posłuchaj, Sean. Gdyby nie ja, siedziałbyś teraz. Nie w areszcie. W Azkabanie, jesteś recydywistą. Chyba nie lubisz dementorów? Muszę patrzyć na ręce Argusowi, rozumiesz?

- A ja ci podałem jak na tacy informacje o tych śmierciożercach, albo o tym gangu goblinów, albo o innych. A potem wielkie akcje, głośne aresztowania, chyba nawet jakiś awans dostałeś, co? Nie mów mi, że jestem ci coś winien - tu zrobił krótką pauzę, jak gdyby zmuszał się, by coś jeszcze dodać. - Myślisz, że jak zareaguje Lazaras, jak mnie zobaczy na tym waszym spotkaniu? Uważasz, że on mnie nie może posłać do Azkabanu?

- A za co miałby cię posłać? Wysłał cię raz i obaj wiemy, że wtedy akurat ci się nie należało. Teraz chyba nie zrobiłeś niczego, o czym on wie?

- A wtedy, w Dziurawym Kotle, zrobiłem?! - krzyknął Sean, na co kilka głów odwróciło się z ciekawością w ich stronę. Szybko się opanował i dodał już ciszej: - Sam sobie znalazł powód, żeby mnie aresztować. I nikt w Ministerstwie nie zadał sobie trudu, by sprawdzić, czy to wszystko prawda, przecież sam wiesz.

- Wiem. Tylko ja cię broniłem, o tym pamiętasz? Posłuchaj, chcesz mieć pewność, że cię nie aresztują, że przestaną cię traktować jak wyrzutka? Tutaj masz szansę. Ktoś mógłbym, tam pójść, zgłosić się, a Minister rzuciłby mu się do stóp i zaczął obcałowywać. I nie przestałby, nawet gdyby ten ochotnik przyznałby, że jest Śmierciożercą i wysadza w powietrze sierocińce. - Odruchowo pomyślał o Lazarasie. - Argus ci nie zaszkodzi. Co powiesz na to?

Keane nie odpowiedział od razu. Udał, że zainteresował go jakiś element fontanny, przed którą obaj stali. Nie trudno się było domyślić, że słowa Finna do niego trafiły i rozważa wszystkie za i przeciw. Wreszcie otworzył usta:
- I co niby miałbym zrobić?

- Nie wiem - odpowiedział Finn i szybko dodał. - Bo sam nie mam pojęcia, co ja mam robić. Zgłosiłem się, żeby mieć oko na Argusa... ale myślę, że wszystko wyjaśni się na spotkaniu. Twoja żona, była żona znaczy się, była podróżniczką prawda? Miała jakieś pojęcie o różnych magicznych plagach na świecie? Pytam, gdyby kazali ci przedstawiać jakieś referencje.

- Moja… żona? Co? - nie zrozumiał Sean. - A co ona ma z tym wszystkim wspólnego?

- Nic. Po prostu byłem ciekaw, czy miała jakieś pojęcie o magicznych plagach. Gdzieś trzeba zacząć i... - Pokręcił głową i przysiadł na krawędzi fontanny. Dookoła kręcił się tłum ludzi, pracowników i interesantów, latali papierowi kurierzy. Woda szumiała rytmicznie. - Wybacz, jestem zmęczony. Ale potrzebuję twojej pomocy.

- A jakże - mruknął Sean bardziej do siebie niż do Daubneya. - A nie dałoby się mnie wymigać z tego spotkania? Nie mógłbym działać… no, wiesz… mniej oficjalnie? Nie czuję się tu zbyt komfortowo, jeśli wiesz co mam na myśli - rozejrzał się czujnie wokół.

- Rozumiem. No wiesz, wzięcie w tym udziału oficjalnie zapewniłoby ci pewien immunitet... - Podrapał się po głowie. - Wolałbym cię wziąć na spotkanie. Wtedy mógłbym cię wprowadzić w miejsca niedostępne ludziom spoza Ministerstwa bez... - Dillan Steed, sędzia Wizengamotu minął ich, nie zaszczycając rozmawiających nawet spojrzeniem. - Bez komplikacji - westchnął Finn.

- Garbate gargulce! W co ja się, głupi, pakuję? - Sean wymownie wzniósł oczy ku górze i pokręcił znów głową, tym razem mniej energicznie, jakby z rezygnacją. - Kiedy to spotkanie? Pewnie nie wiesz kto tam będzie?

- Spotkanie jest o osiemnastej. - Podwinął rękaw koszula ponad nadgarstek i spojrzał na tarczę zegarka. - Czyli zapewne najlepiej byłoby się powoli zbierać. Co do obecności. Wiem, że będzie Argus. Ktoś jeszcze z Ministerstwa, do kogo się zgłaszamy... i pewnie niewielu chętnych więcej. To raczej nie jest okazja, na którą zbiegają się chmary ochotników. - Uśmiechnął się ironicznie i podał Seanowi dłoń. - Wchodzisz w to? Partnerze.

- A jaki mam wybór - odrzekł ponurym głosem, ale uścisnął wyciągniętą ku niemu dłoń. - Jak następnym razem wyślesz mi taką notkę, jak dzisiaj, to zamiast przy tej fontannie możesz mnie sobie szukać w albańskiej puszczy.

- Wolałbym nie - Finn uśmiechnął się jeszcze szerzej i potrząsnął dłonią łotra. - Kto wie, co tam się kryje? Raczej nic dobrego. Zresztą, uznajmy, że na razie wyczerpałem trzy życzenia mój drogi dżinie. - Zaśmiał się. - W drogę, spotkanie na nas czeka.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 19-06-2018 o 01:16.
Fyrskar jest offline  
Stary 19-06-2018, 08:45   #7
 
Manni's Avatar
 
Reputacja: 1 Manni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Spotkanie w sprawie choroby odbywało się o 18 w dość dużym pomieszczeniu, które znajdowało się na głównym piętrze Ministerstwa. W zasadzie było to dość logiczne, ponieważ na spotkanie byli zaproszeni „wszyscy chętni” a znaczna większość kompleksu była niedostępna dla interesantów. Plakaty mówiły o sali konferencyjnej numer 112 - właściwie nikt z Was nigdy tam nie był, bo rzadko załapywaliście się do roli rzecznika prasowego Ministerstwa lub jako dziennikarz. Niemniej była to jedna z głównych komnat w której przekazywano najważniejsze informacje dla mediów. Tym razem jednak żadnych dziennikarzy nie było. Ministerstwo dobrze postarało się, aby żadne informację na temat uczestników spotkania nie wypłynęły na światło dzienne. Mogło by im to utrudnić pracę. Przed drzwiami stało kilkanaście osób, kilku z nich rozmawiało przyciszonymi głosami. Panowała dość ciężka atmosfera. Za to ludzie zbierający się na zebranie… Już na pierwszy rzut oka było widać, że są to ludzie którzy albo nie mają już nic do stracenia, albo nie do końca zdrowi na umyśle. Jeden z nich był w szacie chyba ze 3 stuleci temu, lub próbował przebrać się za Merlina, co dość dobrze mu w zasadzie wyszło - zważywszy, że miał chyba sto lat. Gdyby nie tusza, i to, że jego siwo-szara broda była w takim nieładzie, że wydawało się iż każdy włos patrzył w inną stronę, można go było pomylić z Dumbledorem. Jednakże wyglądał jak skrzyżowanie Albusa z Hagridem, ujmując ze wzrostu Hagrida i powagi Dumbledora. Trzymał jakiś mały czarny kamyk w wpatrywał się w niego z takim skupieniem, że aż oczy mu wyłaziły z orbit. Inny facet chodził szybkim krokiem w jedną, to w drugą stronę rozglądając się dookoła. Wyraźnie czegoś szukał. Udało wam się usłyszeć jak pytał się ludzi dookoła „Nie widziałeś mojej różdżki? Jest żółta i skacze?”. Większość ludzi jednak siedziała z kamienną twarzą lub stała patrząc w jeden punkt. Dobrze znaliście takie spojrzenia. Rodzinny tych ludzi prawdopodobnie dotknęła epidemia, jedynego ratunku szukali już tutaj. Szybkie spojrzenie po niewielkim tłumie jednak dało wam dość jasno do zrozumienia. Nie ma tutaj nikogo kompetentnego. Albo bardzo dobrze się ukrywał.

Sama sala okazała się dość prosta. Okna jak zwykle pokazywały piękną pogodę - chodziło o „podniesienie morali” - ludzie byli i tak już przybici całą sytuacją. W jasnobłękitnym pomieszczeniu ustawione były rzędy krzeseł z symetrycznym przejściem pośrodku. Na samym przodzie znajdowało się długie biurko z rzędem krzeseł. Siedziały za nim już trzy osoby. Pierwszą z nich była Milicenta Bagnold – Mininister Magii, Rufus Scrimgeour – Szef biura Aurorów, oraz jakiś sędziwy czarodziej w nienagannie białym kitlu który wspierał rękami podbródek. Jego czujne oczy wędrowały po Sali z błyskiem inteligencji którego nie dało się zignorować. Gdy podeszliście bliżej zobaczyliście na jego ramieniu różdżkę skrzyżowaną z kością. Czyli, co nie było wcale zaskakujące był tutaj także przedstawiciel Kliniki Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga. Rufus Scrimgeour pozdrowił nieznacznym skinieniem głowy Argusa i Finnegan’a, nie do końca wiedzieliście, czy się z wami wita, czy tylko pochwala waszą decyzję..

Zanim wszyscy zajęli swoje miejsca minęło nieco czasu. Cała trójka siedziała w milczeniu przyglądając się uważnie wszystkim uczestnikom, Gdy już sala uspokoiła się, w milczącym napięciu wszyscy czekali co będzie dalej. Pierwsza wstała Milicenta Bagnold. Omiotła władczym spojrzeniem całą salę na chwilę zawieszając spojrzenie na Was. Jednym z jej najbardziej przerażających zdolności była pamięć do ludzi, być może to pozwoliło jej po części osiągnąć sukces. Skubana pamiętała z imienia i nazwiska każdego z kim zamieniła chociażby dwa zdania. Co do pracowników Ministerstwa, kojarzyła chyba wszystkich.
- Witam was wszystkich w tych jakże ciężkich dla nas czasach. – zaczęła.
Cisza w Sali była tak wielka, iż nieznośne piszczenie napierało na wasze uszy, ludzie nie wiedząc czy się odezwać, odpowiedzieć, wstać czy zrobić cokolwiek innego po prostu milczeli.
- Wszyscy dobrze wiecie, w jakim celu się dzisiaj zebraliśmy… Milicenta na chwilę zawiesiła głos, jak by chciała się zastanowić na tym co ma powiedzieć dalej. Ktoś na tyłach głośno czknął, gdy odwróciliście głowę jakiś facet wymachiwał wściekle ręką jak uczeń wyrywający się do odpowiedzi. W tym momencie wstał Rufus i basowym głosem oznajmił:
- Wszelkie pytania i rozmowy przeprowadzimy na końcu spotkania, teraz proszę dać wypowiedzieć się Ministrowi Magii.
Usiadł a jego głos jeszcze chwilę unosił się w sali. Facet na tyłach powoli opuścił rękę z miną pełnego zawiedzenia. Jednak nikt nie jest na tyle szalony aby nie słuchać szefa Aurorów. Milicenta Bagnold odwróciła się i spojrzała na aurora.
- Dziękuję Rufusie, ale do rzeczy. Mugolizm, epidemia która nas dotknęła ledwo po tym jak zniknął Sami-wiecie-kto. Nie byliśmy gotowi na to, nie wiem czy kiedykolwiek moglibyśmy być…
Odwróciła się w stronę czarodzieja ze szpitala z Munga, wskazując na niego ręką.
- Oto John Whitefeather, specjalista od chorób zakaźnych ze szpitala świętego Munga, opisze wam wszystko to co wiemy na temat epidemii.
Po czym usiadła z godnością. Mężczyzna za to wstał powoli, raz jeszcze rozejrzał się po pokoju, cicho odchrząknął i zaczął.
- Mugolizm posiada cechy jak każda choroba zakaźna. Na tyle na ile udało nam się ją zbadać przenosi się drogą płciową. Stąd też niewiele było przypadków zakażenia w tak zwanych „rodzinach czystej krwi”, prawdopodobnie ogniskami zapalnymi są sami mugole, jednak nie mamy do tej tezy żadnych potwierdzeń, bo w sposób naturalny osoby niemagiczne, umiejętności magicznych stracić nie mogą.
Mężczyzna wziął długi oddech. Miał lekko chropowaty głos i ton jak nauczyciel historii. Wydawało się, iż prowadzi wykład a powaga czy groza choroby jak by go nie dotyczyła. Nabrał powietrza po czym mówił dalej.
- Jednakże odnotowaliśmy zakażenia we wszystkich grupach społecznych, więc musimy mieć na względzie, iż choroba przenosi się również w inny sposób. Prawdopodobnie drogą kropelkową, przez kontakt lub poprzez ogólnodostępne środki medialne takie jak na przykład woda. Nie udało nam się ustalić czynnika aktywnego odpowiadającego za chorobę tak więc wszystkie powyższe tezy są jedynie teorią zbudowaną na podstawie schematu rozprzestrzeniania się epidemii.
Uzdrowiciel wyciągnął różdżkę i machnął nią krótkim posuwistym ruchem w powietrzu. Przed wami ukazała jarząco się na złoto mapa Anglii z powstającymi czerwonymi plamami. Plamy powoli pokrywały całą mapę jednak dało zię dość wyraźnie zauważyć, że zaczyna się tworzyć od dużych miast i powoli rozszerza swoje wpływy na okoliczne tereny.
- Jak widzicie, punktami ogniskowymi są duże miasta, co jest dość typowe dla epidemii. Jednakże w bardzo krótkim czasie do pierwszych zakażeń doszło takich miastach jak Londyn, Birmingham, Leeds czy Glasgow. Dlatego też istnieje dość duża szansa na to iż jest to choroba która została stworzona i wypuszczona przez istotę rozumną. Możemy być więc wynikiem ataku.
Sala rozbrzmiała szeptami na parę chwil a John spokojnie poczekał, aż wszyscy uspokoją się i na Sali ponownie zapanuje cisza po czym mówił dalej.
- Proszę jednak pamiętać, że póki co są to jedynie spekulacje. Co do przebiegu choroby, pierwsza cześć jest praktycznie bezobjawowa. Mugolizm postępuje bardzo powoli dlatego też wykrycie go jest bardzo trudne. W drugiej fazie, umiejętności magiczne powoli tracą na sile, często zdarza się tak także w przypadku przemęczenia czy traumatycznych przeżyć, dlatego na początku tego typu zdarzenia nie były poddawane reakcji. Umiejętności magiczne słabną coraz bardziej aż do kolejnego etapu w którym całkowicie nikną. Osoba zarażona Mugolizmem staje się charłakiem, jednakże ostatnim etapem choroby jest całkowite odcięcie od magii, osoba taka staje się podatna na zaklęcia antymugolskie, przestaje dostrzegać rzeczy przynależne do naszego świata, słowem, staje się w pełni Mugolem. Nie odnotowano aby choroba doprowadzała do śmierci.
Tym optymistycznym stwierdzeniem uzdrowiciel zakończył swój wykład, usiadł znowu podpierając brodę na dłoniach i czekając na dalszy rozwój wypadków. Następnie wstał Rufus. Auror przez chwilę przyglądał się wszystkim zatrzymując na chwilę wzrok na Argusie.
- Jak widzicie, sprawa jest dość nieciekawa. Możecie liczyć na wsparcie Ministerstwa, jednakże przypominam o zachowaniu Prawa Tajności. Biuro Dezinformacj…
Tutaj spojrzał na Eris kłaniając lekko głową.
… ma już i tak pełne ręce roboty, choroba daje się we znaki wszędzie i utrzymywanie porządku nadal jest sprawą priorytetową. Wszyscy zgłaszający się do tego zadania pracownicy Ministerstwa zostają zwolnieni ze swoich obowiązków aby mogli skupić się na Mugolizmie.
Auror usiadł a następnie już nie wstając odezwała się ponownie Milicenta.
- Co do zapłaty za wasze usługi. Pragnę to powiedzieć przed pytaniami. Sprawa będzie rozpatrzona indywidualnie dopiero po okazaniu lekarstwa lub innego sposobu na powstrzymanie choroby. Jednakże możliwości Ministerstwa są dość duże. Żadne pytania na ten temat nie będą udzielane.
W sali ponownie nastała cisza każdy jak by na chwilę się zamyślił. Jeden z czarodziejów w wyświechtanej szacie na tyłach wstał i bez słowa wyszedł będąc odprowadzany wzrokiem przez Ministra i wszystkich uczestników zebrania. Rufus odezwał się raz jeszcze.
- Teraz mamy czas na Wasze pytania, tylko proszę pojedynczo.
Czarodziej który już wcześniej wyrywał się do pytań teraz zaczął machać ze zdwojoną siłą. Milicenta westchnęła głośno po czym wskazała na faceta wyrywającego się jak uczennica do odpowiedzi. Facet wstał z godnością której przedtem nie było po nim widać, odchrząknął.
- Nie widziałeś mojej różdżki? Jest żółta i skacze?
Rufus załamał ręce, a Minister Magii złapał się z głowę. John za to jedynie nieznacznie się uśmiechnął. Salę przebiegł szmer śmiechów i komentarzy które szybko się uspokoiły.
Milicenta zaskakująco łagodnie i spokojnie powiedziała:
- Nie, nie widzieliśmy.
Facet wyraźnie smutny powoli podszedł do drzwi ze wzrokiem wlepionym we własne buty i wyszedł z Sali.
Rufus odchrząknął znacząco znowu skupiając na sobie uwagę reszty sali.
- Czy mamy jakieś POWAŻNE pytania?
Keane, nie zważając na Daubneya, usiadł obok wypatrzonej przez siebie długowłosej brunetki, do której puścił oko, gdy na niego spojrzała i uśmiechnął się szeroko, ukazując kolekcję żółtawych zębów, a między nimi złotą górną dwójkę. Następnie rozparł się wygodnie na swoim krześle, a nogi, na które miał założoną parę wielkich, skórzanych buciorów, położył na stół. Krzesło, na którym siedział, zaczęło niebezpiecznie balansować na tylnych nogach. Sam Keane zdawał się nawet nie słuchać tego co mówili prowadzący, grzebał tylko małym palcem między zębami. Chyba bardziej interesowała go jego sąsiadka, na którą zerkał co chwilę. Gdy poszukiwacz skaczącej różdżki zadał swoje pytanie, zaśmiał się najgłośniej ze wszystkich i uspokoił jako ostatni, dopiero pod wpływem piorunujących spojrzeń Scrimgeoura i innych obecnych. Następnie wrócił do dłubania między zębami.
Leisha spojrzała na mężczyznę, a jej mina nie wyrażała nic, ani pogardę, ani radość. Kobieta nie zdobyła się także na kurtuazyjne odwzajemnienie uśmiechu. Po pięciu sekundach przeniosła wzrok przed siebie i więcej jakby nie zamierzała spoglądać na bok.

Leisha zdjęła okulary, złożyła zauszniki i przytrzymała w rękach. Nie za specjalnie wyrywała się do pytań, ale dosyć szybko zdecydowała się podnieść rękę.
- Czy oprócz zwolnienia z bieżących obowiązków, można liczyć na jakieś specjalne przywileje, uprawnienia, które mogłyby ułatwić nam wykonanie zadania?
Milicencia spojrzała znacząco na Rufusa a ten odwzajemnił jej spojrzenie, które momentalnie przeniosło się na Argusa i Daubney’a. Zajęło mu dobrą chwilę przemyślenie pytania zanim na nie odpowiedział wyraźnie rozważając za i przeciw.
- Możecie liczyć na pełne wsparcie Ministerstwa… Ale też musicie zrozumieć, że Ministerstwo ze względu na swoje polityczne odpowiedzialności nie może się oficjalnie angażować we wszystkie aktywności.
Auror spojrzał po sali zatrzymując wyraźnie wzrok na Seanie i paru podobnym do niego typkom.
- Nie chcemy także, obiecywać wam immunitetu z obawy iż taka władza może zostać… powiedzmy delikatnie… nadużywana. Nie mniej jednak w myśl zasady “wszystkimi możliwymi sposobami” macie, powtarzam, pełne wsparcie Ministerstwa.
Screamager nabrał powietrza jakby chciał coś powiedzieć jednak po chwili się rozmyślił, jednak na koniec spojrzał Leishii prosto w oczy.
- To dość delikatna sprawa, musisz sobie zdawać sprawę Leisho, że musimy zachować w tym obłędzie pewną równowagę. Mam nadzieję, że odpowiedziałem na Twoje pytanie, czy są jakieś kolejne?
Fay skinęła tylko głową, spodziewała się wymijającego tonu Ministerstwa, dlatego postanowiła wsłuchać się w odpowiedzi na kolejne pytania zadawane przez innych.
- Czy ta… - zaczęła Eris ale po chwili zawahała się szukając odpowiedniego słowa - nazwijmy to misja, będzie oficjalnym działanie Ministerstwa? - uniosła ciemną brew o ładnym łuku. - Czy też mamy się tym zająć po cichu i dopiero gdyby jakimś cudem udało się cokolwiek odkryć Ministerstwo poda to do wiadomości? Skupiła wzrok na Milicencie Bagnold.
Tym razem głos zabrała praktycznie od razu Milicencia, jakby spodziewała się tego pytania i miała już gotową odpowiedź na to pytanie.
- W tym wypadku muszę niestety wam powiedzieć, że oficjalnie już się tym zajmujemy od dawna. Właściwie każdy departament jak dobrze wiesz pracuje na pełnych obrotach.
Minister Magii na chwilę zawiesiła głos zastanawiając się.
- Musicie raczej myśleć o sobie w kategoriach łowcy nagród. Jednakże gdyby udało Wam się lekarstwo odnaleźć, cóż, wtedy możemy podyskutować.
Argus ze spokojem wysłuchiwał zadawanych pytań, a następnie uniósł dwa palce ku górze, a gdy przedstawiciel ministerstwa go wskazał wstał. Zapiął marynarkę na górny guzik, poprawił krawat i teatralnie chrząknął.
- Nazywam się Argus Lucjusz Lazaras - oczekując jakiejś reakcji na swoje nazwisko przerwał na sekundę - I jestem aurorem - tu na chwilę wstrzymał powietrze - Choć o tym zgromadzeni raczej wiedzieć powinni. Jako czarodziej czystej krwii chciałbym spytać, czy Ministerstwo przewiduje jakieś finansowe zadośćuczynienie dla rodziny w przypadku zarażenia się tą… - musiał poszukać odpowiedniego słowa - hańbiącą chorobą.
Niestety nikt nie zareagował ani na twoje nazwisko, ani na twoją funkcję, ani na twoje pochodzenie. Zupełnie nie tego się spodziewałeś. Screamager splótł palce i przez chwilę milczał, tak samo jak Minister Magii. Po czym odezwał dość chłodnym tonem.
- Argusie, jesteście tutaj z własnej woli, nikt Was nie zmuszał.
- Akurat - wyrwało się Keane’owi, choć zrobił to na tyle cicho, że usłyszeli go tylko najbliżej siedzący sąsiedzi.
- Jako doświadczony auror - kontynuował Rufus - powinieneś wiedzieć, jakie zagrożenia może nieść ze sobą to zadanie. Jednak odpowiadając na Twoje pytanie. Póki co naszym priorytetem jest znalezienie lekarstwa. Bez niego nie będzie za niedługi czas żadnego Ministerstwa, oraz żadnych rodzin czystej krwi.
Po sali przeszedł dość nieprzyjemny szmer, chyba dopiero teraz część uczestników uzmysłowiła powagę sytuacji.
- Rozumiem. - odpowiedział wciąż stojący Argus - Czy to oznacza, że tak jak za czasów Wojny z Samym Wiecie Kim będzie przyzwolenie na użycie zaklęć zwanych potocznie zakazanymi?
- Czasy Sam-Wiesz-Kogo już minęły, walczymy z chorobą, nie z czarnoksieżnikami. Nie chcesz przecież stać się taki jak Śmierciożercy, prawda?
Screamager jeszcze chwilę analizował Twoje pytanie poważnie je rozważając.
- Prawo musi być respektowane, tym razem nie mamy wroga, tylko cel. Jednakże… gdybyśmy faktycznie byli atakowani
Tutaj spojrzał wymownie w stronę Jhona.
- Lekartwo jest priorytetem, wierzę w twoje doświadczenie i rozwagę.
- Rozumiem i dziękuję - odpowiedział Argus skinając lekko głową, a następnie usiadła na swoim miejscu.
- Jeszcze ja miałbym pytanie - odezwał się Finn, który dotychczas obserwował ponuro zebranych. Zachowanie Seana było irytujące, ale potrafił mu to wybaczyć. Argus był bardziej irytujący. “Nie mogę się doczekać jego teorii o tym, że epidemię wywołało to wyimaginowanie psucie krwi, czy jak tam ludzie tacy jak on to nazywają”, pomyślał. - Czy zostało odnotowane, kto był pierwszym zarażonym? Albo może, jednym z pierwszych, u których pojawiły się objawy?*
Głos zabrał przedstawiciel uzdrowicieli który odchrząknął aby zwrócić na siebie uwagę.
- Również próbowaliśmy iść Pana tokiem rozumowania. Jednak powolny przebieg choroby bardzo utrudnił nam rozpoznanie. Właściwie we wszystkich większych miastach zakażenia pojawiły się praktycznie równolegle, co potwierdza nam teorię o równoczesnym, świadomym zakażeniu każdej większej aglomeracji. Niestety, nie możemy wskazać pierwszych chorych, a wywiady z nimi nic nam nie ukazały. Nikt z nich nie wykonywał, z tego co podawali, żadnych nietypowych czynności lub nietypowych wyjazdów.
Jhon pokręcił głową trawiąc informację która sam przed chwilą podał. W zasadzie, gdyby klasyczne podejście dawało jakieś poszlaki, Ministerstwo prawdopodobnie samo by sobie poradziło lub miało więcej informacji. Finnegan stwierdził więc, że trzeba wyjść poza schematy. W tym wypadku klasyczne rozwiązania zawiodły... Nie wiedział, o co jeszcze mógłby spytać. Mógł poważniej podejść do sprawy i zrobić soebie listę pytań. Rozejrzał się, ciekaw, czy ktoś jeszcze się odezwie.
- Czy Ministerstwo skontaktowało się z mugolskimi władzami w związku z naszymi problemami? – Fay zapytała spokojnie, ponownie unosząc rękę do góry. – Ile wiedzą o epidemii i ile chcemy żeby wiedzieli?
Milicencia odpowiadała na to pytanie.
- Tak… Premier Mugoli został poinformowany, jednak bez wchodzenia w szczegóły. Osoby poza magiczne nie są w żaden sposób zagrożeni, tak więc nie ma potrzeby informowania ich w bardziej dokładny sposób. Zasady Tajności cały czas obowiązują.
Argus wstał raz jeszcze i rozejrzał się po sali po czym zadał kolejne pytanie.
- Chciałbym jeszcze tylko uzyskać jedną odpowiedź. Jesteśmy zobowiązani do pracy zespołowej, czy działać będziemy raczej jako indywidua?
Ponownie Minister Magii i Auror wymienili spojrzenia komunikując się wzrokiem, po raz kolejny odnieśliście wrażenie, że coś jest na rzeczy. Rufus odpowiedział:
- Uważamy, że w grupie macie większą szansę na powodzenie, niż indywidualnie. Dodatkowo jeżeli drużyna będzie składać się z pracowników ministerstwa… jednak nie będziemy was do niczego zmuszać.
- Z kim mamy kontaktować się w razie dodatkowych pytań, zgłaszać jakieś ewentualne prośby o pomoc etc.? – Rzuciła Leisha od razu po tym jak udzielono poprzedniej odpowiedzi.
- Jeżeli będziecie mieli jakiekolwiek pytania, potrzeby czy informacje wysyłacie sowę bezpośrednio do mnie. – odpowiedział Rufus jak by chciał tą informację i tak podać pod koniec spotkania .
- Biuro Aurorów bezpośrednio przejmuję kontrolę nad tą sprawą. Jesteśmy także w bezpośrednim kontakcie z uzdrowicielami.

Milicenta wstała tak samo jak auror i uzdrowiciel. Jednoznacznie kończąc zebranie po paru minutach ciszy. Wszystkie informacje Wam przekazane były nieco jałowe, dość rzeczowe ale jednak nie wskazujące żadnej drogi. Jednak nie mieliście przeczucie, iż tak będzie. Właściwie, gdyby Ministerstwo miało jakiś trop, raczej sami wysłali by ludzi do jego zbadania. To, że tego zrobili oznacza, że nie mieli pojęcia co robić…
Jednak zanim ludzie zaczęli wstawać, raz jeszcze odezwał się Screamager nieco przekrzykując szum który towarzyszył końcu spotkania.
- Daubney, Argus, Fey i Clark. Zostańcie jeszcze przez chwilę, wasi towarzysze jeśli są także.
Wiedząc, że szefowi Aurorów raczej się nie odmawia, tym bardziej, że Minister Magii również stała w miejscu, zostaliście chwilę dłużej. (Co prawda Sean musiał zostać przytrzymany za kołnierz, ale i tak udało się go zatrzymać.) Ludzie oglądali się na Was z zaciekawieniem, jednak stopniowo wychodzili. Zajęło to około 10 minut zanim sala opustoszała. Szczególnie, że stary uzdrowiciel wychodził dość wolno. Jednak po chwili zostaliście sam na sam z Ministrem Magii i Głównym Aurorem. Screamager odczekał jeszcze chwilę jak by czekając aż korytarz za drzwiami ucichnie. Po czym wyciągnął jasnobrązową różdżkę którą machnął szybkim ruchem w stronę drzwi. W sali zrobiło się dziwnie cicho i jakby nieco duszno. Bezbłędnie rozpoznaliście zaklęcie zagłuszające. Auror spojrzał na Was badającym wzrokiem:
- Wybaczcie, że nie mogliśmy odpowiedzieć na wszystkie Wasze pytania w taki sposób jaki być może byście oczekiwali. Jednakże teraz chcę wam udzielić odpowiednich informacji, z dala od zbyt wielu uszu.
Wyciągnął z kieszeni zwinięty pergamin, który miał na odwrocie znak Ministerstwa Magii.
- Większość z Was… tu spojrzał na Seana –… pracuje w Ministerstwie. Mieliśmy nadzieję, iż ktoś taki się zgłosi. Możemy z tego powodu zaufać wam nieco bardziej niż reszcie osób na zebraniu. Ten zwój…
Rozłożył go na biurku przed sobą.
- Można nazwać go glejtem. Daje wam prawo do wejścia w dowolne miejsce zarządzane przez Ministerstwo, a także do prywatnych domów. Daje wam w pewnej formie immunitet w trakcie wykonywania zadania. Nie mogliśmy dać czegoś takiego wszystkim uczestnikom, bo na pewno doszło by do nadużyć. Jednakże jako cześć ministerstwa…
Screamager zwinął zwój i oddał go Leishi.
- Jak mówiłem, wszystkie informacje i potrzeby bezpośrednio kierujcie do mnie. Dodatkowo, uważam, a nawet potraktował bym to jako polecenie służbowe. Powinniście pracować w takim składzie w jakim tutaj jesteście.
Spojrzał każdemu z Was w oczy, rozkładając ręce.
- Macie w swoich szeregach Amnezjatora, dwóch Aurorów, Kierownika działu dezinformacji i …
Rufus spojrzał przeciągle na Seana, jako auror na pewno był świadomy jego kartoteki oraz tego co reprezentuje oraz jaką ma wartość. Na chwilę zawiesił wzrok na odwróconej plakietce z nazwiskiem.
- jednego wolnego strzelca. – zakończył dość koślawo.
- Uważamy, że w takim składzie macie największe szanse na powodzenie. Oczekuję waszych sów i życzę szczęścia.
Minister Magii oraz Screamager wyszli z sali bez słowa zostawiając Was samym sobie.
 
__________________
"If you want to know where your heart is,
look where your mind goes when it wanders"

Ostatnio edytowane przez Manni : 21-06-2018 o 22:08.
Manni jest offline  
Stary 30-06-2018, 15:51   #8
 
Manni's Avatar
 
Reputacja: 1 Manni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputacjęManni ma wspaniałą reputację
- Myślę, że jestem jego ulubieńcem - Sean przerwał ciszę, patrząc na drzwi, za którymi zniknął szef aurorów. - To co, możemy już iść? - dodał po chwili, zerkając na resztę towarzystwa, prócz Argusa.
Eris jakiś czas temu wyciągnęła papierosa ze starodawnej papierośnicy i nie odpalając mieliła go chwilę w ustach. - Kim Ty właściwie jesteś? - Spojrzała badawczo na mężczyznę, który zabrał głos, i który był jedyną nieznaną jej osobą. Papieros znalazł się za uchem mulatki.
- Eee... Ja? - Keane spytał głupkowato. - Ja jestem, jak to ujął staruszek Rufus, wolnym strzelcem. W wolnym tłumaczeniu: niezależnym specjalistą, rozumiesz. W każdym razie nie musisz się mną przejmować. Ja tu sobie postoję, poobserwuję, wyciągnę wnioski, zainkasuję wypłatę i już mnie nie ma - na koniec uśmiechnął się szeroko, pokazując wszystkim zestaw żółtych zębów oraz jednego złotego.
- Specjalistą w dziedzinie wymijających odpowiedzi? - uniosła brew w charakterystyczny dla siebie sposób. - Czy może jakiejś konkretnej?
- Tą dziedzinę traktuję bardziej jak hobby - uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Zwykły krętacz i cwaniak - z pogardą rzucił Argus, nawet nie próbując zaszczycić Seana swoim spojrzeniem - Choć ten zdaje się mieć wyjątkowo dużo szczęścia. Ognia?
Leisha przyglądała się chwilowo niemo reszcie czarodziejów. Była spokojna, a jej wyraz twarzy nie zdradzał nic ponadto.
- Nie, dziękuję - odpowiedziała eleganckiemu Aurorowi i przeniosła wzrok na nieznanego mężczyznę. - Skończyłeś już te szkolne pyskówki i raczysz odpowiedzieć na pytanie? - spytała chłodnym tonem.
- Jeszcze tylko jedna. Ktoś mi dzisiaj zwrócił uwagę, że przed zadawaniem pytań należy się najpierw samemu przedstawić - odparł Sean, wciąż się uśmiechając, choć już nie tak szeroko. - Skoro jednak aż tak ci zależy na poznaniu mojej skromnej osoby… Na imię mi Sean i jestem… tatuażystą - wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza wizytówkę, na której napis głosił: “NIEŚCIERALNE TATUAŻE MARCUSA SCARRA, ULICA ŚMIERTELNEGO NOKTURNU 17” i wręczył ją dociekliwej kobiecie. - Chwilowo mamy nieczynne, ale zapraszamy zaraz po ponownym otwarciu. Jestem też dość cwany i zdarza mi się kręcić, jak zauważył mój przyjaciel Argus, z czegoś trzeba żyć, co nie? Szczęścia chyba jednak tak wiele nie mam, skoro się tu znalazłem.
- Nie jest większym krętaczem i cwaniakiem od ciebie, Argusie - powiedział ponuro Finn, który doszedł do grupki jako ostatni. - Ale dosyć już tych komplementów na dzisiaj, ja zaprosiłem Seana do tej grupy i ręczę za niego. Czy to nam wystarczy i możemy przejść do konkretów?
- Stary, jestem wzruszony - powiedział niezbyt przekonującym tonem Sean.
- Dobrze moi drodzy – odezwała się w końcu Leisha, jak zwykle opanowanym tonem. – Jak już wymieniliście sobie uprzejmości, to może odpowiemy na pytanie czy chcemy razem współpracować. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie to problematyczne. W każdym bądź razie, szkoda tracić czas, więc przejdźmy do konkretów.
- Prawdę mówiąc, lepiej mi się pracuje samemu - odparł Sean. - Zresztą niektórych pewnie ucieszy moja nieobecność - tu spojrzał na Eris i Argusa. - Ale jakbyśmy dzielili się na pary, to ja zaklepuję koleżankę - puścił oko do Leishy.
Fay zignorowała, albo nie zauważyła zalotnego gestu mężczyzny, spoglądała na pozostałych zebranych, czekając na ich odpowiedź.
- Rufus kazał nam współpracować, więc będziemy współpracować - zadecydował absolwent domu Slytherina - Razem, choćbyśmy mieli się nawzajem znienawidzić, dla większego dobra.
- Och och Argusie, jakież to wyniosłe - przewróciła oczami w nieco teatralnym geście i uśmiechnęła się półgębkiem. Wyjęła zza ucha papierosa, włożyła go leniwie do ust by po chwili odpalić srebrną zapalniczką. - Czy mamy jakiś…
Nie zdążyła dokończyć pytania bo w sali rozległo się ciche pikanie.
- Pip. Piiiip, Piiiiiiiiip.
Eris zerknęła na swój nadgarstek, na którym znajdowało się coś w rodzaju zegarka.
- Aktualizacja harmonogramu na najbliższy tydzień - odezwał się dochodzący z zegarka czarownicy głos. Clark przez moment przyglądała się urządzeniu, które pikało coraz głośniej.
Mulatka wcisnęła kciukiem mały, owalny przycisk znajdujący się na boku zegarka.
- Dostępne 3429 alternatywnych możliwości. Najbardziej prawdopodobne możliwości…
Chwilę słychać było tylko ciche kliknięcia i brzęczenie.
- Co następuje: Spotkanie z Albusem Dumbledorem, zwiedzanie ruin, walka o życie, wykrycie spisku, wizyta w szpitalu, robienie zakupów, kłótnia z rodziną. Uwaga, uwaga, możliwe zatwardzenia i inne schorzenia układu pokarmowego. Kolejna aktualizacja nastąpi w ciągu… 6 godzin i 57 minut.
Wysłuchała głosu dobiegającego z nadgarstka z twarzą nie wyrażającą żadnych emocji. Raz tylko uniosła brew i na chwilę ściągnęła usta w dziubek.
Gdy urządzenie znów brzęknęło, kliknęło i zasrzypiało nastąpiała chwila ciszy.
-To jak? - spojrzała po zebranych. - Macie jakiś plan czy jesteście w stanie zaufać...temu? - dotknęła palcem zegarka a ten zamruczał jak zadowolony kot.
- Jeśli wytłumaczysz nam pokrótce działanie tego... czegoś, łatwiej nam będzie podjąć decyzję - powiedział spokojnie Finn, nie spuszczając oczu z tajemniczego przedmiotu.
Leisha skinęła twierdząco głową na pytanie jednego z aurorów, czekając na wytłumaczenie kobiety.
- I o co chodzi z tym zatwardzeniem? - dodał Sean.
- Jaki macie stosunek do wróżb, hmm? - zerknęła na każdego czarodzieja z osobna a na jej twarzy malował się cień rozbawienia spowodowany zapewne pytaniem o zatwardzenie. - Czy wierzycie, że coś może przewidzieć waszą przyszłość, albo hmm - zastanowiła się - to może nie jest właściwie stwierdzenie. Pokrótce mówiąc to wspaniałe - ostatnie słowo brzmiało nieco sarkastycznie - urządzenie podpowiada gdzie powinnam się akurat znaleźć, przypomina o spotkaniach, których mimo, że nie planowałam powinnam odbyć, albo sprawach, które warto załatwić - opisała działanie zegarka najbardziej skrótowo, jak tylko potrafiła. - Zaklęty tu demon bywa złośliwy, ale zwykle jest pomocny - skończyła gładząc opuszkiem ciemną tarczę.
- Czyli to coś jak przypominajka z wglądem w przyszłość? - spytał Sean.
Eris lekko kiwnęła głową. - Można tak powiedzieć.
- Powierzyć los czarodziejów i czarownic demonowi - Argus cedził słowa niczym liczący pieniądze goblin, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech - Aż tak zdesperowane jest Ministerstwo?
- A jak myślisz, co ja tu robię? - Sean po raz pierwszy zwrócił się bezpośrednio do Argusa. - Jak dla mnie, brzmi to jak plan. Niekoniecznie dobry, ale zawsze to jakiś plan. A na bezrybiu i tryton ryba, czy jakoś tak.
- Argusie - zaczęła spokojnym, chłodnym tonem. - Masz niesamowite skłonności do wyolbrzymiania - skwitowała. - Jeśli masz jakiś wspaniały plan to chętnie go wysłucham. Bo jeśli nie obawiam się, że będziesz musiał… - uśmiechnęła się nieco złośliwie. - Jak to było? Powierzyć los demonowi? - Uniosła brew wyczekując reakcji.
Argus zignorował uwagę Sean’a i zwrócił się do Eris.
- Zwyczajnie lubię być… ostrożnym, tak to dobre określenie. Jestem zdania, że to nie jest zwykła choroba i, że mamy do czynienia z czymś. Z czymś znacznie poważniejszym. - Auror zrobił chwilę przerwy w swoim wywodzie - Powinniśmy dowiedzieć się, gdzie miały miejsce pierwsze przypadki… zainfekowania. Przyjrzeć się rodzinom i środowisku… obiektów.
- Widzisz, może być tak, że ty masz jakiś plan a mój zegarek podpowiada, gdzie możemy zacząć realizację owego planu. - Zaciągnęła się dymem z końcówki papierosa. Podrzuciła niedopałek w górę i wyciągnęła różdżkę. Z jej końca wystrzeliła mała, pomarańczowa iskra. Niedopałek zajął się ogniem i natychmiast spalił. Na wypolerowana podłogę spadła niemal niewidoczny płatek szrago popiołu. - Albo oboje możemy się zupełnie mylić. Ale od czegoś trzeba zacząć - wzruszyła ramionami i spojrzała pytająco na pozostałych.
- Nie jestem w pełni przekonany do powierzania naszego losu demonowi, ale to nie może być gorsze od planu Argusa. - Uśmiechnął się złośliwie do Lazarasa. - Standardowe metody były już podejmowane przez Ministerstwo i nic nie dało, więc chyba nie zaszkodzi spróbować czegoś… niecodziennego.*
- Demon, demon - pokręciłą głową z dezaprobadą. - Przyczepiliście się tej nomenklatury... Możecie go nazywać Puszek, jeśli będzie wam lżej - zaproponowała i wyszczerzyła się w uśmiechu pokazując rząd ładnych zębów. - No i wasz los jest w waszych rękach. Nie zwalajcie takiej odpowiedzialności na kark biednego Puszka.
- Puszka? - Finn chyba po raz pierwszy w tym dniu szczerze się uśmiechnął. - W każdym razie, jestem gotów dać się poprowadzić... Puszkowi.
- No tak - Argus poprawił krawat, a następnie błyszczące od brylantyny włosy - Pan Daubney znów podważa metody Ministerstwa. Skazańcy, magiczne stworzenia. Ciekawe co potem, może rozdawanie ubrań skrzatom domowym i nadzieja, że one nas uratują. Choć w ostateczności, dla dobra magicznej krwi, jestem w stanie rozważyć obecność Puszka.
- Jak miło, wymienił mniej przed magicznymi stworzeniami… - Sean mruknął pod nosem, po czym skierował się do najbliższej ławki, na której usadowił się podobnie jak podczas prelekcji. - To jeszcze trochę potrwa - oznajmił pozostałym.
Leisha przysłuchiwała się wymianie zdań, jakby od niechcenia przyglądając się zebranym, choć jej spojrzenie było na to zbyt bystre.
- Nie mam nic przeciwko wieszczeniu, ale traktowałabym je jako uzupełnienie, a nie głównego przewodnika. – Odezwała się w końcu, gdy na chwilę zapadła cisza. – Przyznam, że jestem bardziej skłonna do rozpoczęcia, o którym wspomniał Argus, choć skupiłabym się nie tyle na czarodziejach, co na mugolach.
- Na mugolach? Możesz rozwinąć temat? - patrzyła na czarownicę z wyraźnym zaciekawieniem.
Zegarek (który nie wyglądał na zegarek, raczej jak małe okrągłe pudełeczko z dużą ilością przycisków) cicho kliknął po czym otworzyły się w nim maleńkie drzwi. Za nich zobaczyliście wyglądające na Was małe humanoidale stworzonko. Było nagie i wyglądało… Ciężko powiedzieć jak wyglądało. Miało jasno-błękitną skórę, budową bardziej przypominało goblina, miało długie wiszące do stóp ręce o jeszcze dłuższych palcach. Okrągły tułów i okrągłą głowę. Łysa głowa nie przypominała do końca twarzy. Nie miała uszu ani nosa, jedynie wąskie usta i wielkie jarzące się złotem oczy bez tęczówek. Ciężko było powiedzieć jak wygląda bo z jego ciała bił błękitny blask a samo ciało było jakby… płynne. Cały czas falowało i zmieniało się jak morze o lekkich falach. Stworzonko z wyraźnym gniewem rozejrzało się po zgromadzonych, po czym z wyrzutem spojrzało na Eris. Jego głos był miły dla uszu ale równie dziwny jak stworzenie. Wydawało się iż jego głos dochodził z wnętrza waszych głów niż od samego stworzenia.
- Nie jestem żadnym demonem! Mówiłem Ci Eris, żebyś tak mnie nie nazywała! Jestem Chronotarusem! Czwartowymiarową istotą i należy mi się choć tyle szacunku żeby nie traktować mnie na równi z pasożytami Waszego świata!
Stworzenie fuknęło gniewnie raz jeszcze obrzucając wszystkich pogardliwym spojrzeniem.
- Moje działania to żadne Wasze żałosne wróżby! Widzę działania i ich efekty w skali której Wy nie widzicie! Widzę możliwości i miliony ścieżek do których prowadzą, więc nazywajcie mnie Puszkiem albo w ogóle!
Stworzenie raz jeszcze spojrzało na swoją właściciekę.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie Demonem to nie powiem Ci o urodzinach Twojego Ojca!
Z tą groźbą stworzenie trzasnęło swoimi drzwiami a zegarek raz jeszcze cicho kliknął pozostawiając Was nieco oszołomionych całą sytuacją.
- O… - Sean chciał zakląć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał - ...żesz ty - dodał po krótkiej przerwie.
- To było dosyć niespodziewane – powiedziała lekko zdziwiona, spoglądając na innych, jakby szukając potwierdzenia, że nie tylko ona była zaskoczona.
- A ja z nim tak od prawie 15 lat - wzruszyła ramionami a na jej twarzy na chwilę pojawiła się wesołość. - Trochę przecenia swoje możliwości - szepnęła - ale naprawdę jest cholernie pomocny. Jeśli akurat nie strzela focha - dodała szybko.
- Słyszałem to! dobiegł z zegarka przytłumiony głos.
- Pasjonujący temat - skomentował Sean, tonem wskazującym na coś zupełnie przeciwnego. - Z żalem go zmieniam, ale może warto wreszcie postanowić co robimy? Trzymamy się rady małego przepowiadacza kłopotów z układem pokarmowym czy szukamy przypadków mugolizmu wśród mugoli? A może ktoś ma inny pomysł? Albo może chociaż zmienimy miejsce dyskusji? Co powiecie na jakiś pub?
- Wy serio z tym szukaniem choroby wśród mugoli?
- Moja droga… eee… - zawahał się przez chwilę. - A tak, nie mam pojęcia jak się nazywasz. Niech będzie “panienko”. Moja droga panienko, nigdy, ale to nigdy, a nawet przenigdy, nie posądzaj mnie o bycie poważnym.
Leisha westchnęła ciężko.
- Może nie chodzi o to żeby szukać wśród mugoli choroby, ale szukać mugoli, którzy ją wywołują. Można snuć wiele teorii, jedna z nich zakłada, że ktoś zasiał epidemię z premedytacją, czarodzieje, a może mugole? - Mówiła spokojnie i brzmiało to jak filozofowanie. – Może coś przedostaje się ze środowiska niemagicznych, a ma wpływ na nas. Zakładamy, że mało kto z mugoli o nas wie, ale zapewne jest ich więcej niż nasze przypuszczenia wskazują. Tak jest zawsze.
- Może to i jakiś trop - skwitowała bez przekonania.
- No to jak? - dopytywał się Sean, który z braku lepszego zajęcia zaczął obracać w palcach swoją różdżkę.
- Warto w takim razie sprawdzić, czy w Ministerstwie mamy odnotowanych mugoli świadomych istnienia magii. Poza premierem Wielkiej Brytanii - dodał. - Jego na razie wykluczymy z listy podejrzanych. Leisho - zwrócił się do kobiety. - Czy zdarza się, że próba wymazania mugolowi pamięci okazuje się... nieskuteczna? Przynajmniej nie w pełni. Albo ma efekty uboczne, pojawiające się po czasie? Grupa mugoli mających kontakt z magią, rodzin czarodziejów znaczy się, sama w sobie może być zbyt długa jak na nasze możliwości.
- I tylko dlatego chcesz wykluczyć krewnych czarodziejów i czarownic z listy podejrzanych? - wtrącił Sean, po raz pierwszy z sensem i na temat. - Przypuśćmy, że teoria o celowym działaniu mugola lub grupy mugoli jest prawdopodobna. Chcesz wykluczyć największą część wiedzących o magii mugoli, tylko dlatego, że jest ich dużo? A czy, statystycznie rzecz ujmując, nasz mugol-winowajca nie miałby największych szans wywodzić się właśnie z tej grupy? Ma w ogóle sens poszukiwanie go w grupie stanowiącej zaledwie odsetek wszystkich “oświeconych”? - mężczyzna zdjął prawą nogę z lewej, a następnie skrzyżował je odwrotnie, wciąż obie trzymając na stole. - Chyba za bardzo wytrzeźwiałem. Ponawiam wniosek o zmianę miejsca obrad, najlepiej na jakiś przybytek z barmanem - dodał po chwili.
- Sami nie damy rady sprawdzić wszystkich mugoli spokrewnionych z czarodziejami - odpowiedział Daubney. - Zwróciłbym też uwagę na fakt, że jest jeszcze jedna grupa świadoma istnienia czarodziejów, a nimi nie będąca. Charłaki. Wydaje mi się, że prędzej niż mugol magiczną plagę mógłby wywołać ktoś znający nasz świat od urodzenia
“Nasz świat”. Zabrzmiał w swoich uszach jak Argus. Współczuł charłakom. Sam fakt nieumiejętności rzucania czarów nie był zbyt przejmujący dla nieświadomego. Ale życie w świecie magii bez tych zdolności było na swój sposób kalectwem. Nic dziwnego, że większość charłaków odizolowywało się od magów, by żyć wśród mugoli.
- Wymazanie pamięci przez wykwalifikowanego amnezjatora nie ma szans na niepowodzenie. Przynajmniej tak powinniśmy założyć. – Skierowała się w stronę Finnegana. – Problem może leżeć w tym, że wojna z Sam-Wiesz-Kim i teraz ta epidemia wywołała spory chaos. Brakuje rąk do pracy i Ministerstwo nie jest w stanie wyłapać wszystkich mugoli. – Zrobiła króciutką pauzę, opierając długie, smukłe palce na podbródku. – Charłaki to też może być dobry trop. Warto by zrobić listę niemagicznych i podzielić ją na charłaki i mugoli z rodzin czarodziejów, tą drugą można podzielić jeszcze na tych, którzy magiczną rodzinę stracili w wyniku wojny chociażby. Niemożliwym jest zrobić wykaz osób, które nie zostały poddane wymazaniu pamięci, a powinny.
- Znaczy jakiś zarys planu już mamy - w jej głosie znów nie było ani przekonania ani entuzjazmu. - Ja na pewno chcę skontaktować się z Dumbledorem.
- Czemu akurat z nim? - zaciekawił się Daubney. Dyrektor Hogwartu był bez cienia wątpliwości jednym z najpotężniejszych czarodziejów na świecie, jednak nie wydawał mu się pierwszą osobą, do której powinni się zwrócić w tej akurat sytuacji.*
- Także nie rozumiem dlaczego mielibyśmy rozmawiać akurat z Dumbledorem, starzec siedzi tylko na swoim zamku i zdaje się nie wiedzieć co dzieje się na świecie. - dość mocnym tonem Argus włączył się do dyskusji - A charłakom mocno bym się przyjrzał, to podejrzana… klasa społeczna.*
Spojrzała na nich jakby przylecieli z innej planety i pytali co to jest skrzat domowy. - Eee bo to pewnie najpotężniejszy czarodziej naszych czasów i osoba, która chętnie podzieli się swoją wiedzą albo chociaż przypuszczeniami? No i Puszek wskazał Go jako pierwszego czyli teoretycznie spotkanie z nim powinno być najpiękniejszą rzeczą jaką powinnam zrobić.
- Ale jeśli ten “najpotężniejszy czarodziej naszych czasów” - Sean wyrecytował formułkę ironicznym tonem - wiedziałby coś o epidemii to czy nie poinformowałby już o tym kogoś? Albo może sam by zadziałał, skoro jest taki potężny? Ja w każdym razie nie zamierzam się do niego zbliżać. Już sama myśl, że znajduję się w tym samym kraju co on, jest wystarczająco niekomfortowa. Chcecie to idźcie do niego, ale beze mnie.
- Nigdy mi się to nie zdarzyło - westchnął Finn. - Ale poczułem potrzebę zgodzić się zarówno z Seanem, jak i Argusem. No, ale obiecałem, że wysłuchamy twojego... kompana. Mam więc pomysł, byśmy podzielili się pracą. My w dwoję Eris, możemy złożyć wizytę Dumbledore’owi. Leisha i Argus mogliby przygotować listę mugoli i charłaków. Sean tymczasem mógłby wypytać swoich, ehm, znajomych o plotki na temat choroby. Co wy na to?
- Brzmi chyba dobrze… - powiedziała lekko zamyślona. – Argus mógłby zrobić listę charłaków, a ja pozostałych mugoli. Jednak co do waszej wizyty u dyrektora Dumbledore, to nie ukrywam, że też chciałabym być obecna. Uważam, że musi mieć on ważny powód dla którego nie widzimy jego działań, co nie oznacza, że takowych nie wykonuje. Może podpowiedzieć nam coś ciekawego.*
- Dzięki Leisho - uśmiechnęła się krótko zadowolona, że ktoś nadąża za jej tokiem myślenia . - Jeszcze dziś wyśle sowę do Hogwartu.
Skinęła lekko głową do Eris i po chwili przerwy, gdy nikt nie odzywał się, postanowiła zabrać głos ponownie.
- Kiedy zamierzacie udać się do Hogwartu? Po odpowiedzi na list czy może jednak złożycie niezapowiedzianą wizytę? – Zapytała, sama zastanawiając się czy jeszcze dzisiaj powinna przeszperać zasoby Ministerstwa czy zrobić to następnego dnia.
- Osobiście poczekałbym na odpowiedź - odparł Finnegan. - A w tym czasie sam mogę pomóc szperać w archiwach Ministerstwa.*
 
__________________
"If you want to know where your heart is,
look where your mind goes when it wanders"
Manni jest offline  
Stary 30-06-2018, 22:49   #9
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
- Sean, jeszcze jedna sprawa. A nawet dwie. - Daubney wstrzymał złodzieja. - Po pierwsze, jeszcze raz ci dziękuję. Po drugie - wyciągnął coś z kieszeni. - Weź to proszę.
Na ręce miał małe lusterko, bardzo proste i pozbawione zwracających uwagę ozdób.
- To jedno z dwukierunkowych lusterek. Drugie mam ja. Wypowiadając swoje imiona, będziemy mogli się ze sobą szybko porozumieć bez konieczności rzucenia czarów. Tak na wszelki wypadek.
- Aha, okej - powiedział Sean sięgając po lusterko. Czując, że powinien powiedzieć coś jeszcze, dodał: - Eee… dziękuję?
- Nie ma za co. - Poklepał go po ramieniu. - Popytaj o chorobie ludzi, którym ufasz. Nie wiem, od czego możesz zacząć, ale jeśli usłyszysz o czymś niecodziennym w podziemiu... daj mi znać.
- Ludzi, którym ufam? No, to będzie dość krótka lista - mruknął pod nosem.
- Ufam, że coś wymyślisz - Uśmiechnął się. - Do zobaczenia.
 
Fyrskar jest offline  
Stary 01-07-2018, 17:51   #10
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Liczba chętnych była większa niż Sean się spodziewał. Prawdę mówiąc myślał, że poza nim, Daubneyem i Lazarasem, o których wiedział, znajdzie się może jeszcze jeden, czy dwóch samobójców. Tymczasem przed wejściem do sali zebrał się całkiem spory tłumek. Większość zebranych nie robiła jednak najlepszego wrażenia. Niektórzy przypominali czarodziejów znanych Seanowi ze Śmiertelnego Nokturnu. Byli to osobnicy przesiadujący całe dnie na ulicy, wyglądali nieciekawie, w zasadzie nie wiadomo skąd się brali i czego tam szukali. Nikt też ich o to nie pytał, traktowano ich jak element krajobrazu. Inni ochotnicy do walki z mugolizmem wyglądali, jakby dopiero co uciekli z oddziału urazów pozaklęciowych u Św. Munga. Nieprzytomny wzrok, ewidentnie naganny wygląd, jeden trzymał nawet różdżkę za uchem. Przynajmniej Keane nie miał problemu by wtopić się w tło.

Co prawda nie musiał tego robić, chyba tylko po to, by jak najdłużej odwlec chwilę, gdy padnie na niego bystry wzrok Lazarasa. Poza aurorami Sean nie dostrzegał żadnej znajomej twarzy. W zasadzie spodziewał się tego, trudno było przypuszczać, by ktoś z jego znajomych z własnej woli stawił się w ministerstwie, ale mimo wszystko przyjął tą obserwację ze sporą ulgą. Chwilę po jego i Daubneya przybyciu, drzwi do sali otworzyły się i ludzie zaczęli wchodzić do środka.

Sean, wraz ze swoim towarzyszem, weszli jako jedni z ostatnich. Irlandczyk od razu zaczął się rozglądać po sali, ale natychmiast przerwał tą czynność, gdy jego wzrok padł na siedzącą w trzecim od końca rzędzie urodziwą brunetkę. Nie zważając na Daubneya, udał się czym prędzej w tamtym kierunku i skorzystał z tego, że miejsce po jej lewej stronie było wolne. Gdy na niego spojrzała puścił do niej oko i uśmiechnął się szeroko. Następnie rozsiadł się wygodnie, nogi położył na stoliku i zaczął balansować na tylnych nogach swojego krzesła.

Samo spotkanie wyglądało inaczej niż się spodziewał. Doznał sporego zawodu, gdy okazało się, że tak naprawdę ministerstwo nie ma żadnego planu. Niby wiedział, że ogłoszenie castingu na ratujących świat jest przejawem desperacji, ale myślał, że przynajmniej skierują ich w odpowiednim kierunku. Tymczasem odpowiedzi na pytania były ogólnikowe lub wręcz wymijające.

Sam Sean starał się zachowywać tak, jak tego po nim oczekiwano. Jego wzrok błądził po sali, a co jakiś czas zerkał na atrakcyjną sąsiadkę z prawej, ale ku jego zawodowi, bez reakcji z jej strony. Grzebał też palcem między zębami, jakby starał się wygrzebać wyjątkowo uparte ziarenko czy pestkę. Zupełnie jakby w ciągu ostatnich kilku godzin brał do ust coś oprócz piwa... Tak czy siak starał się sprawiać wrażenie, że to wszystko niewiele go obchodzi.

Wreszcie spotkanie dobiegło końca. Brunetka wstała jako jedna z pierwszych, a on zerwał się z krzesła niemal w tym samym momencie i ruszył jej śladem. Jeszcze w sali nachylił się ku niej i starając się nie zerkać w kierunku Daubneya, powiedział:

- Hej. Eee… - na chwilę zamilknął. - Ale się porobiło, co? Za wiele się nie dowiedzieliśmy, co nie? Eee… - znów pauza. - Masz jakieś plany na wieczór? - wypalił. - Może dasz się zaprosić na drinka? Powinniśmy się lepiej poznać, w końcu mamy współpracować, co nie?

Kobieta nie zatrzymała się i szła wolnym krokiem przed siebie. Spojrzała na mężczyznę upewniwszy się, że to ten sam, który wcześniej obok niej siedział.

- Właściwie może od razu chodźmy do łóżka co? - rzuciła z nutką drwiny w głosie, unosząc lewy kącik ust ku górze, po czym poważniejszym już tonem zapytała ponownie – Ciekawa jestem czemu całej sali nie zaproponowałeś pójście na drinka, w końcu wszyscy tu przyszli w tej samej sprawie i powinni współpracować?

Założyła torebkę na ramię, znów łypnęła na Seana i zanim ten odpowiedział zapytała po raz kolejny:

- Może też warto by było najpierw przedstawić się, a potem zapraszać na drinka? – uśmiechnęła się lekko.

- Wygadana jesteś - odparł po chwili milczenia Keane, szeroko się uśmiechając. - Jestem Sean… Sean Keane, facet który mógłby zaprosić wszystkich tu obecnych, ale… - rozejrzał się wokół - obawiam się, że musiałby potem głodować przez tydzień. To co, idziemy? Znam jedną fajną mugolską knajpkę na Tottenham Court Road.

- Od razu wygadana, po prostu ostatnio szkoda mi czasu na konwenanse – westchnęła.

Zanim brunetka zdążyła ponownie odpowiedzieć, musiała usłyszeć swoje nazwisko wymieniane z kilkoma innymi przez Rufusa Scrimgeoura, bo tylko spojrzała na Seana i odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni.

- Chyba nasz drink musi poczekać – odparła rzeczowo i ruszyła w głąb sali, gdzie zbierały się ów wymienione osoby.

- Typowe - mruknął Sean pod nosem. - Biednemu zawsze Relashio w oczy.

Ponieważ jego nazwisko nie padło, parł śmiało w stronę drzwi, gdy nagle poczuł silne szarpnięcie. Szybko zorientował się, że to Daubney, mimo protestów Irlandczyka, chwycił go za kołnierz i pociągnął w dół za resztą. Chwilę się opierał, bardziej dla zasady, bo i tak niczego to nie dawało, ale w końcu uległ. W ten sposób znalazł się w elitarnym gronie: czterech pracowników ministerstwa oraz, Daunbey tylko wie czemu, on. Ale miał dzisiaj parszywe szczęście...

Spotkanie z minister i szefem aurorów również niewiele wyjaśniło, ale przynajmniej trudno je było zakwalifikować jako stratę czasu. Po wyjściu tej dwójki rozgorzała dyskusja na temat tego, co należy teraz zrobić. Sean udzielał się w niej, a i owszem, raz czy dwa rzucił nawet jakąś trafną uwagę, wobec czego uznał, że swoje zrobił. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście, gdy mimo początkowych postanowień, miał jednak działać sam. Zadanie przed nim postawione nie należało co prawda do łatwych, ale przecież nikt, może poza Daubneyem, nie oczekuje od niego zbyt wielkich owoców jego "śledztwa". Nawet sam Sean nie wierzył, by udało mu się coś znaleźć. Najważniejsze jednak, że postawione przed nim zadanie nie było niebezpieczne. Śmierć raczej mu nie groziła i to mu odpowiadało.

Po ustaleniu wszystkiego zaczęli wychodzić. Wzrok Seana mimowolnie padł na mijającą go brunetkę, a jej oczy również zwrócone były w jego stronę.

- Może następnym razem ci się poszczęści - rzuciła z uśmiechem. Keane nie znalazł dobrej riposty...

Przed wyjściem zaczepił go jeszcze Daubney, który wręczył mu dwukierunkowe lusterko. To tylko potwierdzało domysły Seana, że auror spodziewa się, że jego "protegowany" zdobędzie jakieś ciekawe informacje. Cały Daubney, wieczny optymista. Szkoda, że nie wiedział, że gdyby Irlandczyk skorzystał z jego rady i wypytywał tylko osoby, którym ufa, to tak naprawdę nie zadałby pytania nikomu.

Po wyjściu z ministerstwa udał się do domu. Było już za późno, by zacząć węszyć, a zresztą musiał się zastanowić kogo w ogóle warto pytać i jak się do tego zabrać. Dlatego też w osiedlowym sklepiku kupił butelkę szkockiej, a następnie zamknął się w swoim mieszkaniu i zaczął planować. Etap planowania zakończył się gdzieś po wypiciu dwóch trzecich butelki.

Z samego rana Sean zamierzał wziąć się do roboty. Uznał, że przede wszystkim musi wziąć na cel barmanów, którzy sporo słyszą podczas pracy i nawet jeśli sami niczego ważnego nie wiedzą, mogą go skierować do odpowiednich osób. To oznaczało, że będzie musiał odwiedzić wszystkie niemugolskie puby jakie znał. Być może uda się w którymś spotkać kogoś znajomego. Zacznie od Dziurawego Kotła, potem uda się do Fontanny Szczęśliwego Losu na Horizont Alley, Skaczącego Garnka na Carkitt Market i wreszcie Białej Wiwerny na Nokturnie. Nie zawadzi też udać się w podróż do Hogsmeade i w Świńskim Łbie wypytać starego Aba. Potem mógłby odwiedzić Siedem Łabędzi w Dolinie Godryka, a na koniec słynnego Zielonego Smoka.

Zrobił też listę osób, z którymi musiał się spotkać. Doszedł do wniosku, że jeśli ktoś celowo wywołuje mugolizm, może to robić dzięki jakiemuś potężnemu artefaktowi, a o tych najwięcej mogliby mu powiedzieć, albo koledzy Seana po fachu, albo przemytnicy, albo sprzedawcy nietypowych przedmiotów. Z tych przebywających na wolności znał Matthew Castellana, Dylana Edge'a, Ryana Fryatta, Toby'ego Hilliarda, Eoina McQuaida, Chrisa Michaelsa, Gary'ego Setchella, Lee Smitha oraz imigranta z Polski Jacka Zielonkę. Nie zaszkodzi też powęszyć w środowisku goblinów. Rudyk lub Dulel mogą coś wiedzieć.

Rozmowy planował rozpoczynać od pozornie mimowolnego wspomnienia jakiegoś wspólnego znajomego, z którym rozmówca nie utrzymuje zbyt dobrego kontaktu, więc wmówienie mu, że tamten padł ofiarą zarazy powinno odnieść skutek. Od tej zaczepki można już śmiało brnąć w ten temat. W razie potrzeby Keane był gotowy rzucić na stół parę sykli, może nawet galeona, a gdyby ktoś za bardzo dziwił się, że go ten temat tak interesuje, postanowił wyznać, że syn jakiegoś bogacza, którego nazwiska przezornie nie zdradzi, padł ofiarą choroby i tamten obiecuje dużą nagrodę za informacje, które pomogą go uleczyć.

Gdyby to wszystko zawiodło Sean postanowił pokręcić się po Pokątnej. Pełno tam teraz czarodziejów i czarownic, którzy utracili swoją moc i teraz żebrzą, próbując przetrwać kolejny dzień. Być może uda mu się znaleźć jakiś wspólny element zarażania. Nie zaszkodzi też skorzystać wówczas z zaklęcia Bąblogłowy. Być może choroba nie przemieszcza się drogą kropelkową, ale kto ją tam wie.
 
Col Frost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172