Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-10-2019, 18:40   #211
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Hana wraz z Ryo zajęli się przeglądem olinowania łajby, i samych przyszłych żagli. Pilotka została z kolei w pewnym momencie poproszona przez naukowca o… wspięcie się na samą niemal górę głównego masztu.
- Dasz radę? To wysoko, trochę niebezpiecznie - Martwił się Ryo, zadzierając głowę w górę, ku celowi na wysokości jakiś 15 metrów.
Pilotka spojrzała w górę I oceniła liny. - Nie ma problemu. Ale tylko się wspiąć czy coś sprawdzić? - zapytała upewniając się że może zaczynać.
- Sprawdź proszę olinowanie już w trakcie wspinaczki, a później już na górze, na tej poprzecznej belce masztu też… tylko naprawdę kochanie, proszę, uważaj na siebie - Powiedział Ryotaro, i nie zważając na ewentualnych gapiów, objął Hanę w pasie jedną ręką, przytulił do siebie, po czym lekko pocałował w usta.
- Mhmm - Mruknęła z zadowoleniem Azjatka zanim musiała wyplątać się z objęć kochanka. - Takim rozpraszaniem nie przyspieszysz napraw. - Uśmiechnęła się zalotnie i zaczęła zdobywać kolejne poziomy wysokości. Wejście po takielunku do spacerku w parku nie należało, Hana się jednak nigdzie nie spieszyła, powoli więc i spokojnie wdrapywała się coraz wyżej i wyżej. Ręka za ręką, noga za nogą, metr po metrze w górę…
- Dobrze ci idzie skarbie, spokojnie, dajesz radę - Komentował z dołu naukowiec, przejęty sprawą, i chyba całkiem już zapomniał, że inni mogą słyszeć jego słowa, taki był tym wszystkim przejęty. Pilotka z kolei dotarła w końcu na górną reję(tą poprzeczną belkę na której "zwisał" żagiel) i zaczęły się schody. Tam Hana musiałaby się poruszać stojąc na linie podwieszonej pod ową belkę, a rękami opierać się o samą belkę, i tak się wzdłuż niej poruszać. A wszystko tu było cholernie stare i zbutwiałe.

Pierwszy krok, i wszystko ok, drugi krok i… lina pękła pod jej stopami. Krzyk Azjatki zmroził krew w żyłach nie tylko Ryotaro. Hana jednak nie spadła na pokład, nie zabiła się. Jeszcze. Wisiała na reji, jakimś cudem jej się chwytając. Wisiała więc 15 metrów ponad pokładem, bez podpory dla nóg, utrzymując się przed upadkiem jedynie na własnych dłoniach…
Hana poczuła jak przerażenie ogarnia ją całą. Serce łomotało krew szumiała w żyłach. Potrzebowała chwili by upewnić się, że nie spada. Po paru oddechach zaczęła się podciągać w górę. Mimo wkładania w to całych sił, nie umiała się jednak podciągnąć. Wisiała tak wysoko, powoli tracąc nadzieję na pomyślne zakończenie tej całej durnej sytuacji. No ale żeby tak skończyć, po prostu spadając?

Kolejne próby podciągnięcia się Hany nic nie dały, Azjatka nie była w stanie sobie poradzić sama, wisiała więc wysoko, z powoli opuszczającymi ją siłami… Peter Curran zaczął szybko się wspinać po takielunku. Pierwsze kilka metrów pokonał idealnie, następne również, ale w końcu coś mu się poplątało i drastycznie zwolnił tempo, będąc już blisko Hany. Ta jednak wytrzymała jeszcze te parę sekund. Po chwili najemnik był przy niej, i pomógł jej się wciągnąć na reję. Udało się, nie spadła…
- Dziękuję panie sierżancie. - Odpowiedziała kurczowo chwytając się belki jeszcze nie widząc dla siebie szans by od razu zacząć schodzić ...a może nie powinna schodzić może powinna sprawdzać dalej.
- Wracamy? - zasugerował Peter. - Może chwilowo nie warto nadwyrężać szczęścia?
- Hano schodź na dół! Proszę, proszę zejdź! - Gorączkował się Ryotaro na pokładzie… na którym zjawił się i Major, i po kilku chwilach wyjaśniania sytuacji, zaproponował, by Peter dokończył, co pilotka zaczęła.
Peter aż takim entuzjazmem nie pałał, ale doszedł do wniosku że lepiej by było, gdyby Hana już więcej nie ryzykowała.
Hana pośpieszna przez resztę powoli i ostrożnie zaczęła przemieszczać się z belki na takielunek, a następnie po nim na dół, w stronę pokładu. I po pierwszym metrze na takielunku… okolicę rozdarł krzyk kobiety, która runęła w dół. Ześliznęła jej się stopa, kobieta wpadła nogami w liny po których schodziła, wygięło ją w tył, a następnie "zjechała" po takielunku głową w dół, na plecach, ukośnie tak jak był ułożony owy takielunek, w końcu się od niego odbiła, po czym sporym łukiem pofrunęła poza burtę statku, lądując brutalnie w otaczającej żaglowiec, ledwie metrowej wodzie. A jakby tego wszystkiego było mało, poza bólem ciała, być może połamanymi kościami, może ci kręgosłupem, zaczęła się topić w owej płyciźnie, nie umiejąc wstać…
- Nieeeeeeee!!! - Ryknął Miyazaki, po czym skoczył za Haną, za burtę, pięć metrów w dół. Tuż za nim zaś Major, choć ten użył do szybkiego opuszczenia łajby liny.
Tkwiący na rei Peter znieruchomiał na moment, po czym ostrożnie przesunął się w stronę masztu. Miał zamiar znaleźć jakiś solidny kawał liny i przywiązać się, a dopiero potem zabrać się za kontynuowanie pracy Hany. Ratowanie Azjatki musiał pozostawić innym.

***

Hana wpadła w wodę, nie mogła się ruszyć, znaczy ruszała się cały czas, jej ruszające się spazmatycznie ręce próbowały jak najszybciej wydobyć ją na powierzchnię. Niestety była cały czas pod woda. Płuca domagały się powietrza, w panice pilotka wzięła wdech i ciepła słona woda wlała jej się do płuc. Zapiekło. Zaczęła się krztusić. Krztusić pod wodą. Nie wiedziała co robią inni po prostu była zanurzona w wodzie która dostawała się się ust.Do bólu całego ciała od upadku, doszedł rozrywający ból zalewanych wodą płuc. Ciało Azjatki raz po raz przeszywał wstrząs, gdy drgała, tonąc w metrowej wodzie. Oczy z kolei zakrywał mrok, a mózg po prostu się wyłączał. Tonęła, umierała.

Pierwszym, który pochwycił jej już bezwładne, nieprzytomne ciało za szelki osprzętu na torsie, był naukowiec. Ryo zeskoczył kilka metrów w dół, przewrócił się po upadku, ale szybko podniósł, i pokuśtykał do kobiety, którą kochał, nie zważając na protesty własnego ciała. Po chwili przy pilotce był i Major, który złapał ją podobnie, wyciągając ponad powierzchnię wody.
- Na brzeg z nią! - Powiedział.
- Ale jej plecy, szyja… - Zaprotestował Azjata, obawiając się o uszkodzony kręgosłup, lub kręgi szyjne po upadku.
- Teraz nie ma na to czasu! - Stwierdził najemnik, chociaż w sumie jedną ręką starał się jakoś podtrzymywać bezwładną głowę pilotki w jednym miejscu. Ruszyli więc czym prędzej do brzegu, wlokąc Hanę przez płyciznę, ku Dorothy.
- Nie oddycha!... Nałykała się wody!... - Wołał Major, gdy podchodzili z ofiarą wypadku.
 
Obca jest offline  
Stary 27-10-2019, 20:00   #212
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Dot czekała aż mężczyźni przyniosą Hanę na suchy ląd.
- Prosze ją tu położyć- pokazała wybrane przez siebie miejsce, które miało zapewnić jej wygodę pracy. Gdy ciało Azjatki znalazłą się już koło niej Ruda poprawiła ułożenie ciała, tak aby móc przystąpić najpierw do przywrócenia drożności dróg oddechowych.
- Ty dmuchasz, ja pompuję?! - Spytał Baker z zaciętą miną, gotowy by pomóc Dot.
- Nie - Opowiedziała szybko rudowłosa i sama przystąpiła do wykonywania całego, niezbyt skomplikowanego, ale mogącego uratować komuś życie procesu.
Każde pojedyncze uciśnięcia klatki piersiowej zostało odliczone na głos. Tak jak i każdy wdech, Który wykonując miła nadzieję, że będzie ostatnim i Hana zaraz sama zacznie oddychać.
Pięć sekund pierwszej pomocy, masaż serca, wprowadzanie powietrza metodą usta-usta do płuc… Major czekał tuż obok, klęcząc przy Dorthy i Hanie, a Ryotaro chodził wokół całej trójki, zalewając się łzami i jedyną dłonią jaką miał, rwał sobie włosy na głowie… dziesięć sekund. Piętnaście, dwadzieścia… i pilotka zaczęła nagle kaszleć, wymiotować wodą, i drżeć na całym ciele. W końcu i półprzytomnie otworzyła oczy.
Dot odetchnęła głośno z ulgą.
- Proszę podać koc -zwróciła się do majora sprawdzając jednocześnie czy i co ma Hana połamane. Starała się być przy tym bardzo ostrożna i delikatna.
- Koc! - Major… zwrócił się ostro do Ryo, choć sam wstał, po czym poleciał truchtem do namiotu medycznego - No dawaj! - Ponaglił naukowca.

W tym czasie, przy obu kobietach znalazł się i van Straten, stojąc o kilka kroków od nich. Myśliwy chyba na wszelki wypadek czekał blisko, by w razie czego również jakoś pomóc… Dot zaś na pierwszych kilka chwil, metodą optyczno-dotykową, nie była w stanie dokładniej stwierdzić, czy Hana sobie coś połamała. W każdym bądź razie, nigdzie kości nie przebijały skóry, ani żadne członki nie wyglądały na dziwnie powykręcane.

Po kilku chwilach Ryo wracał z kocem, a Major… z noszami.
- Założysz jej i kołnierz? - Spytał Baker.
- Na wszelki wypadek- Lie pokiwała głową i wyciągnęła rękę, chyba po ów kołnierz.

Ostrożnie, bardzo ostrożnie przeniesiono Hanę do namiotu medycznego. Tam Dot rozebrała pacjentkę. Musiała użyć nożyczek by porozcinać ubranie inaczej mogłaby narobić więcej szkód.
A gdy Azjatka leżała golusieńka, jak ją Pan Bóg stworzył, pani botanik, pełniąca od tragicznej śmierci doktor Miles funkcję obozowego lekarza, zaczęłą sprawdzać obrażenia.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 27-10-2019, 20:01   #213
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Hanę ostrożnie przełożono na nosze, a następnie zaniesiono do namiotu medycznego. Tam Dorothy poprosiła mężczyzn o jego opuszczenie, po czym zajęła się dalszą opieką medyczną azjatki, która była przytomna, ale jakoś tak mało rozmowna. Pewnie nadal była jeszcze w sporym szoku powypadkowym?

Dot ściągnęła pilotce buty, a następnie skarpetki. Sięgnęła po nożyczki, jednocześnie tłumacząc swojej pacjentce każdy krok… Lie musiała obejrzeć dokładniej Hanę, bez zbyt dużego jej poruszania. Wszak nie wiedzieli, czy ma coś połamane, uszkodzony kręgosłup, a może i kręgi szyjne(stąd i kołnierz jaki jej założono). W ruch poszły więc w końcu nożyczki, i pocięte zostały najpierw spodnie, a później koszulka… brak specjalistycznego sprzętu w takich warunkach, wymagał sporej prowizorki, Dorothy więc robiła co mogła, dostosowując się do sytuacji.
- Umiesz poruszyć palcami stóp? - Spytała leżącą, a ta po chwili wykonała tą czynność. Podobnie z poruszaniem palców dłoni, z poruszaniem samymi nogami, rękami… nie było więc chyba źle.

Hanę jednak mocno bolały plecy i tyłek. A to nie było oczywiście optymistyczne.

Godzinę później, Dorothy postawiła diagnozę: Uszkodzone plecy po upadku, na których jak nic pojawią się ogromne sińce, nic jednak poważniejszego Hanie raczej nie było. A na wszelki wypadek, żeby azjatce nie przyszło do głowy już wstawać, dostała zastrzyk “relaksujący”. W końcu i Dot pozwoliła na odwiedziny Ryo, który cały czas odchodził od zmysłów przed namiotem.

Naukowiec siedział przy pilotce, chliptając w jej dłoń, i przepraszając i przepraszając, i błagając o wybaczenie…

~

Peter przejął robotę Heo, i dokończył inspekcji masztu, żagli, i takielunku, i obyło się już bez dalszych wypadków. Sama Dorothy z kolei wróciła do składania nowych żagli do kupy, reszta również powróciła do swoich poprzednich zajęć.

Przez resztę dnia nie działo się już nic szczególnego. Pracowano i przygotowywano się do opuszczenia cholernej wyspy aż do zmierzchu, a następnie, po odwaleniu kawała dobrej, zwyczajowej roboty, wszyscy udali się spać...

W nocy, van Straten wspólnie z Majorem, ustrzelili jakiegoś pieprzonego Raptora, który przyplątał się z dżungli. Co prawda, niektórzy mieli pełne spodnie po tym wydarzeniu, i na około godziny zapanowała w obozie spora nerwówka, jednak to by było na tyle.


Następnego dnia, gdzieś w godzinach południowych, Dorothy zdecydowała, iż spróbują, czy Hana może wstać, czy tam i chodzić. Okazało się, iż owszem, pilotce w sumie nic nie było, poza licznymi stłuczeniami. Brała więc regularnie prochy przeciwbólowe na plecy i tyle, mogła opuścić namiot medyczny… Ryo przyniósł jej oczywiście wcześniej nowe ubranie(z tych od Kim), a następnie nie opuszczał - chodzącej chwilowo jeszcze jak 80-latka - Azjatki na krok.

Nadal pracowano nad przywróceniem do rejsu łajby pirackiej, przenoszono na nią zapasy, sprzęt, wszystko co było potrzebne na trwającą choliba wie jak długo podróż morską. Major rozkazał również zabranie wszelkiej broni, amunicji i granatów. Nic nie miało zostać na wyspie, nazbierało się więc kilka toreb wypełnionych całym tym draństwem… jeepy i quady ukryto w krzakach, przykrywając je dodatkowo zieleniną. Tak na wszelki wypadek.

~

Nadszedł w końcu koniec wszelkich prac, a wieczorem i przypływ, podnoszący poziom wód w zatoczce. Wszyscy byli podekscytowani.
- Odcinać liny, kotwice, czy co my tam mamy, i trzymać się! - Powiedział Major.

Powoli, powoli łajba ze zgrzytem ruszyła się z miejsca… Collins stał za sterem. Był i sprzyjający wietrzyk, opuszczono więc różnokolorowy żagiel.
- Płyniemy! - Krzyknął rozradowany Chelimo - Cholera my naprawdę płyniemy!

Opuszczali wyspę. Powoli, metr za metrem, oddalając się od lądu, od dżungli, dinozaurów, ufo, pozaziemskiego robota, agresywnych tubylców, od tych wszystkich, wrednych, wrednych rzeczy, które kosztowały tak wiele ludzkich żywotów…

- Będziecie za tym tęsknić? Ja bym tu jeszcze wrócił - Wypalił nagle Honozo, a wiele osób spojrzało na niego nie tyle co zaskoczonych, co i chyba… zniesmaczonych? Major splunął w bok, poza burtę, i to chyba była dobra odpowiedź.

….

Przed wolno sunącym statkiem wśród morskiej toni pojawiła się dobrze już wszystkim znana ściana mgły. Za nią zaś, czekał ich ich świat, cywilizacja, powrót do domu. Tak, zapachniało wszystkim domem, i to bardzo.
- Wyłączyć wszystko, co elektryczne, pamiętacie?! - Krzyknął Ryotaro, a Baker przytaknął. Wyłączyli więc co mieli, a w sumie dużo tego nie było...
- Trzymać się czegoś na wszelki wypadek, a poślady zwarte - Powiedział głównodowodzący, gdy wpłynęli we mgłę. Statek w coś lekko stuknął. Podziurawiony, ledwie jeszcze trzymający się na powierzchni wody, sflaczały i pokryty krwią ponton.

Minuta, dwie, trzy i w końcu ponownie ujrzeli słońce… i pustkę oceanu.


Wywoływanie kogokolwiek przez radiostację nie przyniosło żadnych efektów. Chelimo ślęczał przy niej dwie godziny, jednak nic, cisza, co było naprawdę dziwne, w końcu ich sprzęt miał całkiem spory zasięg.

Wspólnie ustalono, iż najlepszym rozwiązaniem będzie popłynięcie w kierunku północno-zachodnim, w ten sposób, może dotrą do… Japonii, co wielce uradowało Hanę. Wszelkie inne kursy, nie były im po drodze, ze względu na państwa, do jakich by ewentualnie trafiono.

~

Pierwszej nocy na oceanie zmarła Cooke.

Tak po prostu, cicho i bez żadnych dramatów, wprost niezauważalnie, odeszła. Wśród jej osobistych rzeczy Dorothy znalazła zdjęcie małej dziewczynki. Córki “T”...

Regularne używanie radiostacji nie przynosiło żadnych efektów, co zaczęło już mocno niepokoić Majora. Łajba jednak się trzymała, kurs był, zapasy były, nie było więc tak źle?

Było.

Drugiego dnia morskiej podróży, najpierw zauważono dryfujące w wodzie… śmieci, a po godzinie na horyzoncie zauważono jakiś statek. Oczywiście obrano na niego kurs, strzelano racami, wywoływano przez radio. I znowu nic. Coś w wodzie zderzyło się ze statkiem pirackim i doszło do małego przecieku wody. Łajba jeszcze nie tonęła, jednak... Gdy podpłynięto już bliżej, po chwili kilka spraw się wyjaśniło.


Statek pasażerski wyglądał na opuszczony. Jednostka z kolei dryfowała ponieważ… coś lub ktoś ostrzelało jej mostek z ciężkiego kalibru, przemieniając go mocno w sito. Brakowało również łodzi ratunkowych, których dźwigi mocujące świeciły pustkami na burtach.

Major i Curran wspięli się dobrych 10 metrów w górę, robiąc rekonesans. Wrócili po około dziesięciu minutach, stwierdzając, iż statek jest chyba opuszczony. Gdzie podział się tysiąc ludzi??

Ich drewniana łajba przeciekała coraz bardziej, kilka razy również uderzając o statek pasażerski. Bez pomp daleko nią nie popłyną, albo więc zdobyć pompy i ratować kupę drewna, albo przesiąść się na większą jednostkę i… no właśnie, co dalej? Siedzieć na niej, dryfować, może jakoś spróbować uruchomić tego kolosa? Ryzyko związane z obiema opcjami, niczym rzut monetą. Albo tak, albo tak. I w sumie tak czy siak, mieli pod górkę.

Major podjął decyzję, z palcem blisko spustu swojego karabinu. Przesiadka.

….

Już po pierwszym kwadransie przeszukiwania statku pasażerskiego(absolutnie nikt nie łazi samotnie!), pierwszy szok. Trupy pasażerów i załogi. Mężczyźni, kobiety… było i kilka dzieci(!). Ale martwi nie wyglądali jakby zginęli od broni palnej, nie. Porozbijane głowy, ślady po pchnięciach na ciele nożami, lub czymś podobnym, poderżnięte gardła, pobite twarze.

Czynili więc to sobie wzajemnie??

Drugim szokującym odkryciem, na jakie natrafiono, były strzępy pokładowego dziennika na mostku kapitańskim. Wśród licznych trupów samego kapitana, wielu oficerów i załogantów, zabitych salwami czegoś o dużym kalibrze, na papierach widniała data 17.07.2025.

2025!!

Ostatnim, przyprawiającym o zawroty głowy, było znalezienie około 20 przerażonych ludzi, na naprawdę niskich pokładach statku. Kobiety, mężczyźni i dzieci, różnych narodowości, choć wszyscy wyglądający, jakby przeszli przez małe piekło.
- Nie zabijajcie nas!
- Proszę!
- To już przecież nie gra roli, z jakiego jesteśmy kraju, ważne, że jesteśmy ludźmi!
- Przekrzykiwali się, wpatrzeni ze strachem w lufy karabinów.

Zaraz, o czym oni gadali??

~

Ziemia została zaatakowana trzy tygodnie temu przez najeźdźców z kosmosu. Przybyli, by ją podbić, niszcząc całą ludzką cywilizację, co im się niemal już prawie udało. Nie istniały już żadne państwa, nie istniały żadne armie, wszystko legło w gruzach. Pozaziemscy inwadorzy przewyższali ziemian technologią i wygrywali na każdym froncie. Nic nie dało również użycie broni atomowej… ludzkość padła na kolana przed latającymi spodkami i szarymi ufoludkami.

Latające spodki i szare ufoludki.

Piracka łajba zatonęła w ciągu godziny.



.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 04-11-2019, 10:15   #214
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wypadek Hany nie zakończył się, na szczęście, śmiercią czy kalectwem i żaden zły omen nie odcisnął się na planach wyremontowania pirackiego statku.

Prace wrzały, robota posuwała się naprzód, a Peter dziękował Bogu, że nie ma lęku wysokości, bowiem to na niego spadła większość obowiązków związanych w bieganiem po masztach.
Ale, na szczęście, nie poszedł w ślady Azjatki i nie opuścił rei w przyspieszonym tempie.


Noc minęła spokojnie, a jedynym gościem nie był krwiożerczy robot (czego Peter nie żałował), a nieco mniej niebezpieczny raptor, którego dzielni obrońcy przerobili na sitko (czego Peter również nie żałował).
Zdecydowanie było to lepsze, niż gdyby żarłoczny dinuś dopadł któregoś z członków wyprawy. Wszak ponieśli już dosyć poważne straty i kolejna ofiara... To by zdecydowanie nie wpłynęło na morale.
Nie mówiąc już o tym, że żal było każdego człowieka.


Wspomniany incydent przerwał odpoczynek, ale i tak rankiem wszyscy ruszyli do pracy.
I, o dziwo, udało się.
Łajba, posztukowana tu i tam, podniosła się wraz z przypływem i ruszyła w podróż.
Do domu.
A Peter (zapewne jak większość 'uciekinierów') za grosz nie zgadzał się z Honzo. Zdecydowanie nie miał ochoty wracać na wyspę. Za dużo wspomnień było nieprzyjemnych, zbyt wielu zdarzeń nie chciałby przeżywać raz jeszcze.


Mglistą barierę, oddzielającą wyspę od normalnego świata, przebyli bez problemu, bez jakichkolwiek sensacji psychiczno-fizycznych.
A potem było słońce i błękitna, niczym nie ograniczona przestrzeń oceanu. Ocean, na którym mogli płynąć w dowolnym kierunku... i na którym nikt na nich nie czekał. Wszędzie panowała cisza, a niepokojące było i to, że cisza panowała także w eterze. A przecież nawet gdyby ich nikt nie wywoływał, to radiowe fale powinny przemierzać powietrze, nawet gdyby zarządzono na całym świecie dzień bez radia i telewizji. Byłoby to równie skuteczne jak dzień bez samochodu czy bez papierosa.
Coś się stało, ale odpowiedź na to pytanie czekała gdzieś za horyzontem.


Jak się okazało, "T" nie doczekała tej odpowiedzi. Jej pogrzeb... był morski i pełen smutku.
Która to już ofiara wyspy? Dziesiąta? Chińskich żołnierzy nie licząc...
Peter ze smutkiem spojrzał w morskie fale, w których zniknęło ciało Cooke.
Otwarte pozostawało pytanie, czy żyjący jeszcze członkowie wyprawy nie skończą swego żywota w morskiej toni. Wszak nie było gwarancji, że pospiesznie połatany piracki bryg nie zacznie przeciekać. Za to było całkiem pewne, że pierwszy sztorm pośle łajbę na dno.


Cywilizacja jednak istniała.
Przynajmniej na pozór, bowiem pasażerski gigant, na jakiego natrafili, wyglądał na ofiarę co najmniej pirackiego napadu. Ewentualnie cywila, który przez przypadek znalazł się na linii frontu... i gorzko tego pożałował.
Bez względu na wszystko liniowiec wyglądał na lepiej utrzymany niż piracka łajba i Peter nie miał nic przeciwko temu, by przenieść się na większą jednostkę.

Dopiero po chwili okazało się, że z przesiadką było jak w znanym powiedzeniu "zamienił stryjek...".
"Viking Star" co prawda utrzymywał się na wodzie, ale okazał się być pływającą trumną, na dodatek niosącą informacje, które sugerowały kłopoty jeśli chodzi o powrót do normalnego życia.
Siedem (prawie) lat?
Z pewnością zostali uznani za zaginionych lub martwych, a udowodnienie że się żyje mogło być kłopotliwe. A korporacja z pewnością nie zechce zapłacić za siedmioletnią wyprawę. A w spór zostaną zaangażowane całe pokolenia prawników...

Sprawa potencjalnej zapłaty przestała istnieć, gdy grupka ocalałych pasażerów przedstawiła szokujące informacje.
Inwazja kosmitów?
To by tłumaczyło ciszę radiową i brak statków na oceanie. I, równocześnie, wywracało do góry nogami wszystkie plany życiowe.

- Może powinniśmy wrócić na wyspę? - zasugerował Peter. - Tam jeszcze nie zawędrowali kosmici.
O tym, że mieli tam własne UFO, które mogliby naprawić i odlecieć nie wspomniał. Na dodatek robot był mniejszym problemem niż parę eskadr latających spodków.
- A może powinniśmy znaleźć jakąś małą wysepkę i się osiedlić... - wysunął kolejną propozycję.

Chyba taka mała kolonia na wyspie (czy w Kosmosie)... Może to by było lepsze, niż wpaść w łapska ufoludków.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172