Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-02-2019, 22:53   #291
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Spodziewane strzały nie padły. Tommy ostrożnie wyjrzał zza nagrobka, ale nadal nic się nie działo. Spojrzał na dziewczyny, były całe. Skierował wzrok za pozostałymi, którzy pognali dorwać drania, ale już nie mógł ich dostrzec. Widział tylko, że Max wylądował chwilę wcześniej na dachu.

Wstał z trudem i na trzęsących się nogach podszedł do Felicji i Mariki. Raz o mało nie skończył na ziemi, ale jakoś zdołał utrzymać się w pozycji pionowej. Zaraz też zawyły policyjne syreny.

- Zbieramy się - oznajmiła na ich dźwięk Felicja.

Tommy kiwnął tylko głową i powiedział "Tędy", po czym zaprowadził obie na tyły cmentarza. Tam "przekopali" się na drugą stronę. Gdy szli ulicą chłopak napisał sms-a do Franko:

Cytat:
Zgarnąłem dziewczyny. Do zobaczenia w klubie
 
Col Frost jest offline  
Stary 07-02-2019, 11:05   #292
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Franko przetarł popękaną szybkę swojego telefonu. Spadający śnieg utrudniał odczytanie smsa. Odpisał
Cytat:
OK.
Nienawidził pisać na telefonie... Dzisiejszy dzień nic dobrego nie przyniósł Franko był zły. Odwrócił się i spojrzał na kościelną wierzę otuloną całunem śniegu oświetlaną światłem reflektora. Jaśniała w mroku niczym latarnia wskazująca drogę.

- Spotkamy się w klubie. Ja muszę jeszcze coś załatwić - powiedział do towarzyszy. Po czym bez słowa ruszył w kierunku kościoła, ściągając chustę i chowając ją do kieszeni. Nie wiedział czemu, ale czół, że to nie było by stosowne...

***

Kroki franko skrzypiały w śniegu. Płatki wirowały szaleńczo. Wielki barczysty mężczyzna szedł do przodu. Z każdym krokiem zdawał się jakby cięższy, przygarbiony. Zatrzymał się przed schodami. Podniósł wzrok do góry. Tańczący śnieg w nocy tworzył mistyczne kolarze. Włoch zatrzymał się. Wiatr zdmuchnął mu kaptur z głowy. Stał bez ruchu, blady zupełnie jak zamarznięta figura. Niczym przerośnięty cień na krawędzi światła. Czekał... Sam nie wiedział na co... Jego twarz zastygła w wyrazie skupienia...

Jakby z trudem postąpił krok, za nim następny... Dotarł wreszcie do dużych podwójnych wrót. Sięgnął ręką do drzwi zobaczył, jak jego cień zdaje się sięgać pierwszy. Zatrzymał rękę w pół drogi i przypatrzył się swoim zakrwawionym palcom... Zacinał szczęki i nacisnął klamkę i drzwi ze skrzypieniem otwarły się. Do środka niczym złodziej wdarł się mrok, śnieg i chłód. Franko postąpił do przodu, a drzwi zamknęły się za nim z głośnym trzaskiem.

Wszystko ucichło. Cienie zamarły bezruchu nasłuchując... Tylko śnieg padał coraz gęstszy. Niczym popiół z czarnego nieba... Zasypując ślady, zaciemniając świat.
 

Ostatnio edytowane przez Fenrir__ : 07-02-2019 o 11:41.
Fenrir__ jest offline  
Stary 07-02-2019, 14:15   #293
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Ślady Franko zniknęły zasypane śniegiem. Schody i cały plac przed kościołem były nieskazitelnie białe. Niezbrukane przemocą i krwią. Nieskalane. Spokojne…
W przeciwieństwie do cmentarza tuż obok. Radiowozy parkowały przy obu bramach. Czerwono niebieskie refleksy odbijały się w śniegu i pobliskich oknach. Wysiadający policjanci z bronią w ręku ostrożnie wchodzili na cmentarz. Ktoś obserwujący to wszystko z góry widział by ich malutkie sylwetki przemieszczające się od nagrobka do nagrobka… dopóki by nie znaleźli się przy zwłokach na wpół leżących w wykopanym na ścieżce grobie. Resztę przesłonił by gęstniejący śnieg.
Felicja w połowie drogi zatrzymała się.
- To… młody - powiedziała - rodzice Mariki mieszkają niedaleko. Doprowadźmy ją tam. Nie ma potrzeby by… szła z nami do końca.
Fakt, po co ma wiedzieć więcej niż musi.
Odprowadzenie dziewczyny zajęło tylko kilka minut. Tommy poczekał za rogiem, gdy Felicja pukała do drzwi. Wróciła kilka minut potem.
- Jutro z nią porozmawiam, jej rodzicom powiedziałam, że wpadła w łapy alfonsa i ją wyciągnęliśmy, ale nie ma sensu iść na policje, bo siedzą u nich w kieszeni.
Dwadzieścia minut potem wszyscy poza Franko siedzieli w kuchni u Dannego. Sullivan wyjął z kieszeni niedopitą z Maxem flaszkę.
- Masz szkło?
Danny postawił pięć szklanek, Sullivan nalał. Gdy Tommy sięgał po szklankę dłoń Dannego opadła na jego przedramię. Bez słowa postawił przed nim piwo korzenne. Po chwili powiedział:
- Dzwonili z sierocińca, powiedziałem, że dziś próbujesz swoich sił jako instruktor fitnessu i nie mogę cię rozpraszać. Powiedziałem, że cię odwiozę jak skończysz..
Usłyszeli, że ktoś wchodzi. Siedzące psy stanęły na nogi. Felicia i Sullivan wyjęli pistolety. W drzwiach kuchni stanął oblepiony śniegiem Franko. Danny bez słowa przysunął szklankę po stole w kierunku przybyłego.

Chyba czas na Wasze podsumowujące posty. Jakieś plany dalszej współpracy, tego co musicie w pierwszej kolejności zrobić itp.

 
Mike jest offline  
Stary 07-02-2019, 14:33   #294
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Franko podsunał sobie krzesło i opadł na nie bez słowa, całkowicie ignorując spojrzenia wszystkich. Krzesło zaprotestowało cicho pod ciężarem ale wytrzymało. Franko odsunął od siebie szklankę i pokręcił przecząco głową. Spuścił spojrzenie na psy, które dalej na niego powarkiwały. Odkąd "wrócił" psy go nie lubiły, pewno śmierdział im jak trup. Jeden z psów wydawał się mieć zakrwawione futro, wskazał psa wielką ręką i zapytał
- Jak psy? A reszta też cała? - przesunął wzrokiem po wszystkich najdłużej zatrzymując spojrzenie na Tommym

***

Coś w postawie Franko się zmieniło. Jakby ciężar na jego barkach przesunął się w inne miejsce. Tak jakby ta wizyta w kościele coś w nim odmieniła. Jakby iskra w jego oczach przygasła...

Dany wstał i podszedł do swojego podopiecznego. Franko na siedząco był niemal tak wysoki jak stojący obok niego Danny. Stary położył mu rękę na ramieniu ich spojrzenia spotkały się na długo. Franko dostrzegł akceptację i nić porozumienia. Danny, delikatnie się uśmiechnął i skinął głową. Franko odpowiedział tym samym.

***

Chyba wszyscy rozumieli, że dla nich to dopiero początek drogi.
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 08-02-2019, 15:24   #295
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Tommy nie odezwał się ani słowem w drodze powrotnej. Przytakiwał tylko Felicji, która jako jedyna zabrała głos, odezwała się do niego jednak ledwie dwukrotnie. Po odstawieniu Mariki do domu ruszyli powoli w stronę klubu. Na miejsce dotarli przed innymi. Tommy w pierwszej kolejności udał się do łazienki, gdzie zmył z brody zaschniętą krew, starając się, by Danny niczego nie zauważył. Gdy wrócił do kuchni Max i Sullivan zdążyli już dołączyć. Franko miał się trochę spóźnić.

- Masz szkło?

Staruszek w odpowiedzi postawił na stole pięć szklanek. Chłopak, mylnie interpretując zamysły gospodarza, wyciągnął po jedną z nich rękę, ale Danny jednym ruchem go przed tym powstrzymał. O'Connor wzruszył tylko ramionami w geście "warto było spróbować" i zadowolił się wręczonym mu piwem korzennym.

Nie był zbytnio rozmowny. Jego myśli wędrowały wciąż w stronę Franko i dopiero gdy ten zjawił się wreszcie, poczuł jakby spory ciężar spadł mu z żołądka. No to się udało, teraz mógł to przyznać. Uratowali dziewczynę, wszyscy z grubsza wyszli z tego bez szwanku, normalnie happy end. Co prawda wciąż pozostawało wiele pytań, na które nie uzyskali odpowiedzi, a cała sprawa jest jeszcze daleka od zamknięcia, ale tym się będzie martwił jutro.

Teraz zaś poczuł się dziwnie beztrosko. Znów rzucał słabymi żartami, jak to on, a jadaczka prawie mu się nie zamykała. Na pytanie Franko odpowiedział szerokim uśmiechem. Widział, że jego przyjaciel zachowuje się jakby inaczej, że jest jakiś odmieniony, ale nie śmiał o nic pytać, przynajmniej przy obcych.

Gdy zaś nadszedł właściwy czas, a butelka piwa była dokładnie osuszona, podniósł się i powiedział:

- Muszę spadać, bo inaczej Colvey stłucze mnie na kwaś... - zastanowił się chwilę - ...ny dżem jabłkowy... Czy coś. Na razie - wzruszył ramionami i skierował się w stronę drzwi.

Na zewnątrz panował przyjemny chłód. W zasadzie to było bardzo zimno, ale dla ubranego w bluzę z kapturem i kurtkę Tommy'ego było naprawdę przyjemnie. Różne myśli krążyły mu teraz po głowie, wyprzedzając się wzajemnie w wyścigu o jego uwagę. Zastanawiał się kim mogli być ci, którzy zabili alfonsa. Potem przypomniał sobie o postanowieniu na cmentarzu i obiecał sobie, że jutro wybierze się na grób ojca. Dalej zaś rozpamiętywał swoje dzisiejsze popisy, jak wściekle zaatakował Mistrza, albo jak wspiął się na wyżyny swoich możliwości, by wykopać pułapkę na Marianno.

Gdy był już pod drzwiami sierocińca przed oczami stanęła mu twarz Mariki. Teraz żałował, że nawet się do niej nie odezwał, jakby nie patrzeć uratował jej życie. A przynajmniej się do tego przyczynił. Może potrafiła to docenić? Chociaż z drugiej strony kiedyś uznał, że koleś pomykający na mopie nie zrobi na niej wrażenia, a więc ten sam koleś, tylko jednocześnie będący świrem, który siłą woli przesuwa ziemię, raczej też nie będzie w jej kręgu zainteresowań. Cholera... Ciekawe co na to wszystko powie Zack?
 
Col Frost jest offline  
Stary 09-02-2019, 11:55   #296
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Sullivan siedział w milczeniu, wciąż niepocieszony że nie udało mu się dorwać strzelców, którzy załatwili Mariano. Nie lubił niedokończonych spraw i miał przeczucie, że ta sprawa odbije się jeszcze jakimś rykoszetem. Ostatnie dni mocno dały mu w kość, wciąż się martwił rysopisem pamięciowym swojej gęby zamieszczonym w gazecie. Wolałby pozostać martwy dla świata i miał nadzieję, że mimo wpadki na razie tak zostanie. Wydarzyło się jednak w jego życiu też coś dobrego. Spojrzał mimochodem na Felicię. Jego rozmyślania przerwał Danny. Gdy wspomniał o instruktorze fitnessu gęba Irlandczyka wykrzywiła się w złośliwym uśmiechu.
- Instruktor fitnessu? Ja pierdo….
W ostatniej chwili powstrzymał się przed złośliwym komentarzem. Dzieciak sporo przeszedł, wypominanie mu teraz jego orientacji seksualnej mogło być nie na miejscu. W końcu przyszedł Franko. Sullivan spojrzał na wielkoluda niemal ze współczuciem.
- Wyglądasz jeszcze gorzej niż wczoraj – stwierdził – Freki trochę oberwał, nie pierwszy i ostatni raz. Wyliże się z tego.
Kiedy opróżnili butelkę do dna, Irlandczyk wstał od stołu i zwrócił do wielkoluda i jego młodego kolegi.
- Nie zaczęliśmy naszej znajomości najlepiej panowie. Dalej was nie lubię, ale muszę przyznać, że nieźle się spisaliście. Lepiej niż myślałem. Dobrze wiedzieć, że w mieście jest ktoś taki jak wy.
Sullivan nabazgrał na serwetce swój numer telefonu.
- Gdybyście potrzebowali pomocy, dzwońcie pod ten numer. Wyjeżdżam na parę tygodni, dopóki sprawa z moją gębą w gazecie trochę nie przycichnie. Dobrze wiedzieć, że zostawiam Indium City w dobrych rękach.
Wyciągnął rękę, najpierw do Franko, potem Tommiego i Maxa.
- Praca z tobą, to była prawdziwa przyjemność Kowalsky. Masz łeb na karku, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Tylko nie buduj żadnych bomb gamma i zderzaczy hadronów, jak wrócę nie chcę zastać leju po bombie
Na końcu podszedł do Felicii. Zaczerwienił się. Kiedy podała mu rękę na pożegnanie, skłonił się i pocałował ją jak na dżentelmena przystało. Zapomniał co jej chciał powiedzieć, a miał już ułożony monolog kończący się pytaniem czy da się zaprosić kiedyś na kawę.
- Miło było poznać– wydusił z siebie. Wziął Frekiego na ręce, drugiego pieska przywołując do nogi, wyszedł.
Wracając na piechotę klął w myślach, ze stracił swój samochód. W pewnym momencie zauważył kręcących się przy białej furgonetce wytatuowanych Portorykańczyków. Nie uszło jego uwadze, jak jeden z nich dał jakieś zawiniątko dzieciakowi wyglądającemu jak zmęczony życiem ćpun.
- No cóż, chyba problem z furgonetką się rozwiązał pieski – uśmiechnął się paskudnie Sullivan. Położył Frekiego ostrożnie na ziemi, zza pasa wyciągnął glocki i zaciągnął na głowę kaptur – Brać ich!
 
waydack jest offline  
Stary 09-02-2019, 16:29   #297
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację
Maks spokojnie próbował przetrawić wszystko to, co go do tej pory spotkało. Mogłoby się wydawać, że na mikrym mężczyźnie pity alkohol nie robi wrażenia... Nie dało się ukryć, to był najbardziej przepełniony adrenaliną dzień w jego życiu. Lekko drgnął, gdy zwrócił się do niego Sullivan.
- Dz...dziękuję. Z tobą też dobrze się... pracowało. - odparł zaczerwieniony, nieprzyzwyczajony do pochwał.
- Ty też na siebie uważaj, znaczy wy uważajcie. - dodał patrząc na psy.
Następnie zwrócił się do pozostałych.
- Pracuję na naszym Uniwersytecie, gdybyście potrzebowali czegoś do zbadania, pomocy przy analizach albo wypożyczyć jakiś sprzęt, to śmiało przychodźcie do mnie. Chciałbym też dodać, Tommy, że to co robiłeś było niesamowite. czy mógłbyś powiedzieć mi co się stało? Jak uzyskałeś takie umiejętności? Jeśli chcesz, mógłbym przebadać cię w laboratorium, może sam dowiedziałbyś się o swoich zdolnościach czegoś więcej.
- Poza tym mam nadajnik GPS z samochodu ludzi którzy do nas strzelali przy opuszczonych magazynach. Mogę go przeanalizować i zobaczyć gdzie jeździli, mam też łuski po kulach wystrzelonych przez ludzi z dachu, tych którzy zabili tego Mariano.
Spojrzał na zebranych.
- Mogę przebadać je co najmniej równie dobrze jak laboratorium policyjne, więc może lepiej, aby zostały u mnie? Dam wam znać, gdy dowiem się czegoś o tej broni.
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 10-02-2019 o 07:20.
Prince_Iktorn jest offline  
Stary 11-02-2019, 00:19   #298
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Gdzieś w mieście godzinę później
- Meldujcie.
- Tak jest pułkowniku
- dwóch mężczyzn w czarnych mundurach bez oznaczeń stało przed biurkiem mężczyzny w garniturze, ale po sposobie bycia widać, że też jest wojskowym. - Masz dostawca, nie był zdrajcą, a przynajmniej nie świadomym. Próbował wyeliminować ludzi, którzy spacyfikowali grupy ekstrakcyjne.
Pułkownik skinął głową przyjmując to do wiadomości i gestem polecił mówić dalej.
- Niestety, bezskutecznie. Oprócz dużego i małego, pojawił się także facet z psami i ten latający. Plus kobieta, która uciekła grupie ekstrakcyjnej. Roznieśli włochów bez wysiłku. Zlikwidowaliśmy dostawcę by zlikwidować możliwość przecieku. Nikogo z pozostałych nie udało się unieszkodliwić.
Pułkownik chwile milczał.
- Dobrze, waszym celem było zapewnić, że nie zostaniemy wykryci. To było priorytetem. Zgłoście się do działu analizy i przekażcie wszystko co pamiętacie.
- Tak jest
- zasalutował i wyszli, a pułkownik sięgnął po telefon i wybrał numer...
Kurt Morrison był dumny, stał na warcie w samym sanktuarium. Wiedział, że to tylko formalność. Gdyby ktokolwiek dotarł aż tutaj to obecność Morrisona i tak by nic nie zmieniła. To była funkcja reprezentacyjna.
Usłyszał szmer otwieranych drzwi. Stał tuż koło nich, nie zdążył jednak spojrzeć. Rozmazana smuga przemknęła w kierunku jego gardła. Ostrze cięło tkanki niczym masło. Nogi się pod nim ugięły, padł na kolana potem na bok. Ujrzał kobiecą nogę w bucie na obcasie. Przestąpiła nad nim i ruszyła dalej. Gibka postać w czarnym kombinezonie szła w kierunku medytującego akolity. Zdawał się nie dostrzegać całego zajścia. Kurt pozwolił sobie na nikły uśmiech. To był Diakon, prawa ręka Mistrza. Nikt bezkarnie nie naruszy sanktuarium. Kobieta jednak nie usiłowała się skradać, stukot obcasów na kamiennej podłodze rozniósł się echem po sali. Diakon płynnie wstał i odwrócił się.
- Córa marnotrawna powróciła by przyjąć należny jej los.
- Przybyłam by objąć przywództwo, które mi się należy. Mistrz nie żyje.

- Ale to nie unieważnia jego wyroków - jego ruch był tak szybki, że Morrison nie zauważył kiedy Diakon chwycił kobietę za gardło. - I będę tym, który wykona ten wyrok...
- Będziesz tym który uświetni dzisiejszą uroczystość koronowania
- kobieta niespiesznym ruchem złapała go za nadgarstek, zachrzęściły kości. Diakon stęknął z bólu i zaskoczenia. Drapieżnego uśmiechu na umalowanych wargach Q Kurt nie mógł widzieć. Tego co było dalej Kurt Morrison też już nie zobaczył. W rosnącej kałuży krwi wypływającej z rozchlastanej szyi zapadł w ciemność

Koniec pierwszego odcinka. Kolejny rozpocznie się niebawem.
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172