Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-07-2020, 14:38   #581
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



- Takie ładne dziewczyny przechowywać w klasztorze? - Prasert pokręcił głową. - Te Włochy to musi być piekło na ziemi. No i z tego co widzę - zerknął na grób Czarnego Rycerza - tak właśnie jest.
- Dobra… Ale kim wy niby jesteście? Bo na zwykłe gliny to mi nie wyglądacie… - powiedział Efrem marszcząc brwi.
- Jesteśmy superglinami - rzekł Privat. - Jesteśmy w stanie wywęszyć imbecyli z odległości pięciu kilometrów. Dlatego po przybyciu do Ravenny od razu udaliśmy się do archiwum. Bo w tej Ravennie, mój drogi, jesteś największym imbecylem.
Rozprostował plecy.
- Muszę pójść skorzystać z toalety. To znaczy z drzewa - rzekł i ruszył w dal. - Jak wyłącza się tego Skorpiona…? - mruknął.
Po czym to zrobił. Nagrywanie zostało wstrzymane. Prasert lubił myśleć o sobie, jak o początkującym biznesmenie. Miał na utrzymaniu mnóstwo ludzi w swym domu i to wymagało od niego sprytu. A także umiejętności dyplomacyjnych. Wezwanie Anatolii gówno by mu dało. Natomiast złożenie prezentu Alice z tak potężnego Paranormalium…
Wyciągnął telefon w poszukiwaniu odpowiedniego numeru telefonu.

Znalazł numer do Alice Harper. Był również ten do Kirilla Kaverina. To były jego jedyne kontakty do Kościoła Konsumentów. Wybrał ten pierwszy bez chwili wahania. Jeśli będzie sikał przez godzinę, może to skutkować zdziwieniem ze strony IBPI. Oraz podejrzliwością, jeśli zaraz pojawią się Konsumenci. Dlatego nie miał czasu do stracenia.
Pierwszy sygnał…
Drugi sygnał…
Trzeci…
- Halo? - odezwał się przyjemny, kobiecy głos w telefonie. W tle było słychać jakiś hałas.
Privat zaczął wysilać pamięć. Co wspominał mu na jej temat Kaverin? Rosjanin nie był skłonny do plotkowania, ale też nie obawiał się wspomnieć kilku rzeczy na temat innych osób. Jeśli te nie były szczególnie osobiste.
- Czy dodzwoniłem się do najlepszej brytyjskiej muzykoterapeutki? - zapytał nienaganną angielszczyzną dyktowaną przez Skorpiona. - Tutaj Prasert Privat.
W telefonie było słychać chwilę tylko hałasy.
- Nie do końca brytyjskiej, bo amerykańskiej i może najlepszą bym się też nie nazwała,ale na pewno zajmuję się muzykoterapią. Witaj Prasercie, w czym mogę ci pomóc? - zapytała odrobinę napiętym tonem. Zdawała się nieco rozproszona.
- Bo widzisz. Znajduje się tutaj pewny facet, który ma szczególne problemy z agresją. Bez wątpienia potrzebowałby muzykoterapii. Facet? Nazwijmy go rycerzem. Czarnym rycerzem. Upiorem. Widmem. Mógłbym uporać się z nim sam bez najmniejszego problemu - zablefował. - Otóż duchy kiedyś były żywe, a życie to moja domena.
To brzmiało może trochę sensownie, jednak nie miało żadnego przełożenia na rzeczywistość.
- Ale pomyślałem, że możesz być nim zainteresowana. Bo wiem, że jesteś poważaną przywódczynią najpewniej najważniejszej sekty na całym świecie. I chciałbym podarować ci tego rycerza. Do skonsumowania. Mogę podać ci dokładne namiary na jego grób. Haczyk jest taki, że znajduje się on w Ravennie, gdzie jest też jeden z oddziałów IBPI.
- Hm, daj mi prosze chwileczkę… - powiedziała, po czym zwróciła się do kogoś po francusku, co i tak zrozumiał.
- Orianne, zechcesz sprawdzić dla mnie trasę z Nicei do Ravenny? - poprosiła.
- Samolot, samochód? - odezwał się głos w tle.
- Obojętne - powiedziała Harper.
- Prawie cztery godziny do Turynu i jedna godzina lotu. Rezerwować bilet? - odezwała się kobieta w tle.
- Dwa, polecisz ze mną - oznajmiła jej Alice.
- Powinnam być za jakieś sześć godzin - powiedziała już do Praserta.
- Jak mniemam będziesz już wtedy spał. Zadzwonić? - zapytała.
- Chwila… zamierzasz przybyć tutaj osobiście? - zapytał mężczyzna. - To brzmi dość odważnie… skoro jest tu oddział IBPI. Pewnie o tym nie wiesz, ale moja dziewczyna… która pracuje w IBPI na dość wysokim stanowisku… powiedziała, że mają jakieś twoje dane… biometryczne? Z oddziału w Portland. I zostały przekazane wszystkim innym oddziałom. Wtedy jak tylko trafisz na teren danego miasta i przejdziesz przez jakiekolwiek drzwi, trafisz do kwatery głównej oddziału. Jakbyś była detektywem wezwanym na służbę - mężczyzna zawiesił głos. - Bardzo chciałbym cię zobaczyć - powiedział, ale poczuł się dość niepewnie. Czuł dziwną nieśmiałość względem Alice, którą starał się maskować. Miał nadzieję umiejętnie. - Jednak nie chciałbym, żeby coś złego ci się przytrafiło.
“Jesteś źródłem energii dla moich dzieci”, pomyślał.
- Ah… Masz rację… Rzeczywiście… Huh… Zapomniałam o tym drobnym fenomenie… W takim razie pojedzie sama Orianne… Wszystko jej wyjaśnię. Proszę podaj mi tylko dokładne koordynaty miejsca i coś charakterystycznego dla obiektu do skonsumowania, by wiedziała czego ma szukać - powiedziała Alice.
- Może lepiej byłoby, gdybyś wysłała jeszcze jednego konsumenta… - mruknął mężczyzna. - Jakąś dwójkę. To w końcu Ravenna. Miejsce pochówku Czarnego Rycerza znajduje się przy leśnym dworze… zaraz wyślę zdjęcie mapy. Naniosłem tam punkt, gdzie znajduje się ten obiekt. Jakieś jeszcze pytania? - zapytał Privat. - Inaczej rozłączę się i zrobię zdjęcie punktu, do którego powinniście udać się.
- Tak, jedno… Czemu do mnie dzwonisz, skoro twoja dziewczyna należy do IBPI? Nie chcesz by to oni zebrali wiedzę z tego obiektu? - zapytała.
- Moja dziewczyna bardziej należy do mnie, niż do IBPI - odpowiedział Prasert. - Jestem tutaj w tym punkcie i wszystko rejestruję do Zbioru Legend. Oprócz tej właśnie rozmowy. A IBPI tak naprawdę zależy głównie na Zbiorze Legend. Więc… w rzeczywistości działam ku interesom KK i IBPI. Bo wam chcę dać rycerza do skonsumowania. A im nagrywam wiedzę do przekazania kosmitom. Bo wiesz, że jestem teraz detektywem IBPI? - uśmiechnął się. - Mam przynajmniej Skorpiona.
- Domyśliłam się, po twoim wspaniałym akcencie Angielskim… - powiedziała Alice i lekko uśmiechnęła się.
- Prawda, że wspaniały? - mruknął Privat.
- To miłe, że chcesz pomóc, ale uważaj z tym graniem na dwa baty… Nie chcę, byś kiedyś był zmuszony zdradzić którąś ze stron - powiedziała.
- Alice. Dubhe… - westchnął. - Wiesz dobrze, że tak naprawdę, koniec końców, istnieje tylko jedna strona. Nasza wspólna. Twoja i moja oraz piątki innych osób. I ona liczy się najbardziej - powiedział.
- Wyślij mi zdjęcie. Miło że zadzwoniłeś. Do następnego razu - Alice pożegnała go uprzejmie.
- Tak zrobię - odpowiedział mężczyzna. - Do potem. Myślę, że powinniśmy się wspomagać. IBPI, Kościół Konsumentów… to dość świeże organizacje. Jednak konstelacje na niebie… znajdują się od zarania dziejów - powiedział i rozłączył się.
- To prawda - Prasert usłyszał jeszcze uśmiech w jej głosie, nim rozmowa dobiegła końca.
Tak naprawdę zależało mu głównie na tym, żeby Alice była w gotowości ciągle zapewniać mu energię. Nawet nie mu. Jego dzieciom. Dla nich był gotów kłamać, oszukiwać, zatajać… robić wszystko. Zrobił zdjęcie mapy z naniesionym leśnym dworem. Wysłał. Potem rzeczywiście wysikał się i w trakcie tego podstawowego aktu włączył nagrywanie Skorpiona.
- Cholera… zbyt szybko go włączyłem - obudził w sobie aktora.
Zapiął rozporek i wrócił do towarzyszy.
- Masz kłopoty z prostatą, czy coś? - zapytała Olimpia, ale nie było w tym żadnej ostrej złośliwości. Raczej jakby się martwiła co mu tak długo zeszło. Siedzieli na płytach nagrobnych nieco dalej od grobu rycerza.
- To co teraz? Puścicie mnie? - zapytał Efrem.
Privat uśmiechnął się do Olimpii.
- Jest zbyt rzadko używana. Odbywa się właśnie rekrutacja. Szukam osób, które mogłyby to zmienić. Jacyś chętni?
Następnie spojrzał na Efrema.
- Nie. Nie ma mowy. To zbyt niebezpieczne. Czarny Rycerz może w każdej chwili wrócić, żeby cię zgładzić. Nie możemy pozbyć się ciebie - rzekł. W rzeczywistości po prostu nie chciał wypuścić z dłoni takiego wspaniałego egzemplarza, jakim był Capano. - O czym rozmawialiście we dwójkę tuż przed chwilą?
- Tłumaczyłam Efremowi, że jest idiotą… - powiedziała Olimpia.
- A ja zastanawiam się, czy wasza koleżanka nie ma tych dni… - powiedział Capano.
- Czemu czarny rycerz miałby mnie zabić, przecież nie ma powodu - dodał. Alexieia i Hana nie było w okolicy.
- A czy ma powód, żeby zabijać swoją ukochaną nie wiadomo jak długo nie wiadomo ile razy dziennie? Oczywiście, że nie ma. Dlatego lepiej nie jest mu się narażać. Pytałem bardziej, o czym rozmawialiście we dwójkę… w sensie ty Efremie z upiorem. Zanim wam przerwaliśmy naszym pojawieniem się. Wydawało mi się, że nie byłeś zbytnio zadowolony z tej wymiany zdań.
- A… Chciałem, by oddał mi kolczyki i że przyniosę coś innego, wytłumaczył mi, że nie ma możliwości rozwiązania raz zawartego paktu między rycerzem, a osobą paloną… I że już wystarczająco długo ściga swoją oblubienicę, że jeśli się nie uda, to będzie moja kolej… Jak rozumiem… Jak nie wychodzi, pechowy oblubieniec zostaje kolejnym rycerzem - sapnął spięty Efrem. Zbladł.
- No nie. Do tego nie dojdzie. Bez wątpienia. Kochany Leo, nie musisz się obawiać. Bez wątpienia my cię wykończymy, zanim mógłbyś zająć jego miejsce. Dlatego możesz na nas liczyć, jeśli chodzi o pozbawienie cię życia zanim zostałbyś głodnym dziewic upiorem. Głowa do góry - Privat uśmiechnął się i poklepał mężczyznę po ramieniu.
Capano zbladł jeszcze bardziej. Olimpia parsknęła.
- Uważaj… Panie Buenaflor, bo jeszcze sam zostaniesz głodnym dziewic upiorem - zażartowała Włoszka.
Privat wyszczerzył się w jej kierunku.
- To zależy - powiedział. - A jesteś dziewicą? - jego usta wykrzywiły się w bardzo drapieżny wyraz.
Olimpia zrobiła się czerwona.
- To nie twój interes - powiedziała nieco napiętym tonem. Teraz to Efrem parsknął rozbawiony. Chyba spięcie przed potencjalną śmiercią już mu odbiło.
- Zostajemy tu na noc, czy wracamy do hotelu? - zapytała Pacini.
- Myślę, że spokojnie możemy wytrzymać do jutra. Chodźmy spać. Zadzwonię tylko do Averarda, żeby szczególnie chronił swoje córki. I spodziewał się szczególnie niezrozumiałych zagrożeniem. Nie będę mówił mu o Czarnym Rycerzu, bo mnie w najlepszym wypadku wyśmieje. Ale jeśli przekażę mu, że zaraz mogą uderzyć nie do końca określone siły… to mam nadzieję, że się zatroszczy. Bo wydaje mi się, że twój Czarny Rycerz… nawet jeśli przepuści Livii… to zaraz znowu zjawi się u Floriny. Bo chyba nie przekazał jej jeszcze kolczyka?
- Cóż, Alexiei raczej by wspomniał, gdyby znalazł jakąś samotną biżuterię w teatrze… Przynajmniej tak myślę - powiedziała i zerknęła na Efrema.
- Wleczemy go ze sobą? - zapytała.
- Powiedz mi tylko najpierw, gdzie podziali się Han i Alexiei - odpowiedział Prasert, rozglądając się dookoła. - Najpewniej nie zdarzyło się nic zbyt gwałtownego, skoro zdajecie się dość spokojni? - zapytał.
- Poszli do samochodu. Alexiei poczuł się nieco gorzej, jak zbliżyliśmy się do grobu - powiedziała Olimpia, tłumacząc zniknięcie obu mężczyzn.
- No to idziemy - rzuciła do Efrema.
- A mój motor? Nie zostawię go tu przecież - powiedział spiętym tonem Capano.
- A kto ci go tu ukradnie? - Privat zapytał z lekkim uśmieszkiem. - Weź po prostu kluczyk. Najprawdopodobniej odnajdziesz swój pojazd, gdy tylko… jeśli tylko… tu powrócisz - dokończył Prasert. - Czyli możemy zbierać się stąd? - mruknął, zerkając na Olimpię. - Chciałbym mimo wszystko dopytać Alexieia, czy na pewno nie zobaczył żadnej biżuterii w teatrze.
- No to znajdziemy go w aucie. Idziemy - powiedziała i wstała. Efrem choć niechętnie, to ruszył z nimi. Chyba zrozumiał, że nie było sensu stawiać się.
- Możemy go chociaż wprowadzić pod zadaszenie? Jakby padało w nocy? Nie chcę by zamókł - poprosił, gdy byli już przy motorze. Rzeczywiście obok domu był mały drewniany daszek, motor spokojnie by się pod nim zmieścił.
- Wprowadzę go daj kluczyk - powiedziała Pacini. Chłopak dość niechętnie, ale odpuścił. Wręczył Włoszce kluczyki. Olimpia dość sprawnie poradziła sobie z lekkim motorem i za moment ruszyli dalej, do samochodu.
Prasert myślał, że to był wybieg, żeby pozwolić mu samemu przestawić motor. Bez wątpienia gdyby na niego wsiadł, spróbowałby uciec. Nikt tutaj nie był na tyle głupi, żeby mu na to pozwolić.

Alexiei siedział na przednim siedzeniu z zamkniętymi oczami i z wodą w dłoni. Han tymczasem obok na siedzeniu kierowcy. Mieli pootwierane drzwi dla przewiewu.
- Już jedziemy? - rzucił Guiren spoglądając na trójkę idących w stronę Jeepa ludzi.
- Tak. Rozumiem, że wracamy prosto do hotelu - powiedział Prasert. - Bo nie wydaje mi się, żebyśmy mieli zrobić coś jeszcze po drodze - mruknął Privat. - Powiedz mi, Alexieiu… jak dokładnie przeszukałeś teatr? Czy mógł znajdować się tam drugi z pozostawionych kolczyków? Kolczyki są dość małe… jak to kolczyki… i łatwo je zarówno ukryć, jak przeoczyć. Jeśli Czarny Rycerz ma go przy sobie, a ma w zwyczaju zostawiać je w pobliżu swoich ofiar… to najpewniej wróci do Floriny, aby go podrzucić. Co znaczyłoby, że jest w nieco większym niebezpieczeństwie niż Livia.
Wyciągnął telefon i wybrał w międzyczasie numer Averarda.
Han tymczasem ruszył.
Przez chwilę nikt nie odbierał, po czył połączenie zostało nawiązane.
- Słucham - odezwał się poważnym tonem Nestegio do słuchawki telefonu. Chyba nie był w humorze.
- Dzień dobry, tutaj Buenaflor - powiedział Prasert. - Proszę wzmocnić ochronę Livii i Floriny. Znaleźliśmy trop sugerujący, że ataki mogą powtórzyć się. Nie mamy informacji, że dojdzie do czegoś akurat dzisiaj, jednak bez wątpienia nie możemy tego wykluczyć - rzekł.
Właśnie uświadomił sobie, że nawet jak rozwiążą sprawę, trzeba będzie sprzedać Averardowi jakąś historyjkę. Choć z drugiej strony… może wszystkim zajmie się po prostu Mnemosyne. Pojawi się i wymażą wszystkim pamięć. To uspokajało. IBPI bez wątpienia miało kilka asów w rękawie, jeśli chodziło o zajmowanie się takimi sprawami.
Mężczyzna chwilę milczał.
- Dobrze. Wedle pańskiego zalecenia - powiedział.
- Czy jest jeszcze coś, o czym powinienem wiedzieć? Wpadliście państwo na trop sprawcy? - zapytał poważnym tonem.
Prasert myślał. Czy potrzebował zdenerwowanego Nestegio wypowiadającego wojnę Capanom? Czy to pomoże mu w śledztwie?
- Tak, ale jest na razie zbyt wcześnie, żeby cokolwiek powiedzieć z pewnością. Będę pana informował na bieżąco. To na razie pierwszy dzień śledztwa i choć pracujemy intensywnie, to w kilka godzin nie da się wszystkiego wyjaśnić. To dość skomplikowana sprawa, jak pewnie zgodzi się pan ze mną - dodał Privat. - Dziękuję za rozmowę, panie Nestegio - ton jego głosu jasno sugerował, że to jej koniec.
- Dziękuję również za ostrzeżenie. Owocnego szukania poszlak - pożegnał się Averardo i rozmowa dobiegła końca. Efrem przyglądał się uważnie Prasertowi, wciśnięty między niego i Olimpię.
- Mógł pan na mnie donieść - zauważył poważnym tonem.
- Mogłem i powinienem to zrobić - powiedział Privat. - Jednak… - zawiesił głos.
Tak właściwie dlaczego tego nie zrobił?
- To nie jest moim zadaniem tutaj - dokończył. - A w wolnym czasie wcale nie jestem szczurem. Nie donoszę na innych. Na pierwszy rzut oka nie czyni to ze mnie świetnego detektywa - zaśmiał się. Następnie spojrzał na Rosjanina. - I jak, Alexiei? Co z tym kolczykiem? - nawiązał do poprzedniego pytania, które wcześniej zadał.
- Pewnie jakbym wiedział, że mam szukać biżuterii to bym się za nią rozglądał. Szukałem śladów i poszlak, ale nie widziałem żadnego porzuconego kolczyka - powiedział nieco zmęczonym tonem. Mogło go tam nie być, ale z drugiej strony, mógł być, tylko Woronow go po prostu nie zauważył.
- Tak myślałem - westchnął Prasert.
- Możemy tam pojechać jutro, jeśli jest nam potrzebny - zaproponował.
- Mogą być nam potrzebne - powiedział Privat. - Jeśli zostały przekazane rycerzowi, żeby nawiedzał Livię i Florinę, to może po zniszczeniu kolczyków rycerz przestanie zajmować się nimi. Najchętniej byłoby zgładzić samego upiora, ale dobrze jest mieć kilka różnych opcji do wyboru. Czyli jak, Olimpio? - przeniósł wzrok na kobietę. - Rano po śniadaniu spotkamy się z twoją medium? - musiał udawać, że bardzo liczył na nią. Choć w rzeczywistości zamówił już Orianne.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 13-09-2020 o 00:02.
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:39   #582
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Anatolia to nie medium, tylko chrześcijańska egzorcystka - odpowiedziała Olimpia.
- I ta siostra ma wypędzić ducha upiora? - zapytał Capano. Zdecydowanie w jego pytaniu zakwitła nadzieja. Musiał na to bardzo liczyć.
- Sądzę, że wypędzi, jeśli tak jak przypuszczam, duch przywiązany jest do tego grobu, skoro to tam składa się ofiary… - zauważyła Pacini.
- No w sumie fakt - dodał Efrem.
- To ma sens jak najbardziej. Ewentualnie możemy też przyczaić się w szpitalu przy Florinie i jeśli pojawi się Czarny Rycerz, to wtedy zaatakujemy go krzyżem i wodą święconą - powiedział. - O ile to zadziała. Bo tak właściwie czy mamy jakąś gwarancję, że chrześcijańskie egzorcyzmy działają? - zapytał. - Nie jestem pewien, ale może dlatego, bo to dla mnie opcja religia - dodał. - Czy Anatolia już wcześniej robiła takie rzeczy?
“Ciekawe, czy sama wybrała sobie takie dziwne imię”, pomyślał.
- Owszem, wielokrotnie na przykład pomagała detektywom w zadaniach, w tym raz i mi - powiedziała Olimpia
- Och, serio? - Prasert spojrzał na nią.
- Ten konkretny klasztor specjalizuje się w tych sprawach - dodała.

Wkrótce dojechali do hotelu, gdzie wynajęli pokoje. Prasert mimo całego podekscytowania śledztwem, w świetle możliwości położenia się do łóżka poczuł lekką senność i zmęczenie. W końcu dziś działo się naprawdę wiele. Dochodziła godzina dwudziesta. To był długi dzień.
- Nie jest aż tak strasznie późno, ale ja i tak jestem wyczerpany. Macie tak samo? - zapytał. - No cóż, dzisiejszy dzień był bez wątpienia obfitujący w wydarzenia, ludzi, rozmowy - mruknął. - Pytanie brzmi, co z tobą zrobimy? - zerknął na Efrema. - Nie chcę cię wypuścić choćby dla twojego własnego bezpieczeństwa. Wolę wiedzieć gdzie jesteś i co robisz, zanim kryzys związany z rycerzem nie zostanie zażegnany. Czy jeśli pójdziesz spać do swojego własnego pokoju… i nikt nie będzie cię pilnował… uciekniesz z niego? - zapytał. - Myślę, że wiesz, a przynajmniej powinieneś wiedzieć, co jest dla ciebie najlepsze. Przebywanie z nami jest twoją najlepszą szansą na wyjście z tego w jednym kawałku, ale jeśli koniecznie chcesz nas opuścić, to nie będę cię zatrzymywał. To tobie powinno zależeć na tym, żeby zostać z nami - wzruszył ramionami.
Otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz.
- To jak będzie? - zapytał.
Efrem zastanawiał się.
- Zależy mi na rozwiązaniu tej durnej sytuacji, rozumiem, że jeśli ktoś ma to zrobić, to tylko wy - powiedział poważnym tonem. Może i był upartym i nieco lekkomyślnym młodzieńcem, ale nie był głupi. Prasert odniósł wrażenie, że chłopak zostanie z nimi do wyjaśnienia i rozwikłania całej tej sprawy.
Olimpia również wysiadła, jak i Capano. Po chwili dołączył i Alexiei.
- Chyba daruję sobie już dziś jedzenie, wezmę prysznic i się położę - powiedział. Zdawał się bardziej zmęczony od Praserta. Wszyscy byli już chyba nieco zmęczeni. To musiał być skutek uboczny intensywnej pracy przez cały dzień. Han zamknął samochód i wszyscy razem ruszyli do wejścia do hoteliku. Za ladą nie było już tej młodej dziewczyny, a jakaś nieco starsza. Zdawały się spokrewnione, miały taki sam kształt ust i nosa.
- Dobry wieczór państwu - powitała ich pewniejszym, uprzejmym tonem. Weszli jak do siebie, więc najpewniej założyła, że byli gośćmi hoteliku. Efrem podszedł bliżej.
- Chciałbym wynająć pokój na… - zerknął na Praserta.
- Na którym macie piętrze pokoje? - zapytał.
- Na pierwszym - podpowiedziała Olimpia.
- Na pierwszym piętrze - dokończył Efrem.
Dziewczyna zerknęła w komputer.
- Niestety nie mamy wolnych pokoi akurat tam… Mamy za to jeden jednoosobowy na parterze, czy panu pasuje? - zaproponowała. Efrem uniósł brwi i wzruszył ramionami.
- Może być - powiedział.
Po chwili otrzymał klucz i zapłacił kartą za pobyt. Zwrócił się do pozostałych.
- O której jutro planujecie wstać? Żebym wiedział o której się obudzić - zapytał.
- Nie mamy chyba takich konkretnych planów - powiedział Prasert. - Jesteśmy całkiem zmęczeni i najpewniej pójdziemy od razu spać. Pewnie obudzimy się dość wcześnie siłą rzeczy. Powiedzmy, że o ósmej wszyscy powinni być już po śniadaniu i gotowi do pracy. To brzmi pewnie trochę wcześnie, ale większość z nas raczej wstanie już o szóstej. A przynajmniej ja.
Następnie spojrzał na Olimpię.
- Myślisz, że Anatolia o której powinna się zjawić? - zapytał.
- Sądzę, że dojedzie do Ravenny nieco po dziewiątej. Poranne nabożeństwo odbywa się o siódmej… - odpowiedziała Pacini.
- Nie moglibyśmy pozwolić na to, żeby je ominęła, prawda? - zapytał Prasert dość napiętym tonem. - Ale nie, na serio. To nie wyścigi. Spoko, nie pospieszaj jej - dodał szybko, kiedy przypomniał sobie, że przecież Orianne musiała tutaj przybyć… i ona nie posiadała dostępu do Portalu.

W tym czasie Efrem pożyczył im dobrej nocy i poszedł do siebie spać. Wszyscy udali się na górę.
- W razie czego każdy wie gdzie mieszka… - zauważył Han. W końcu on, Alexiei i Prasert mieli jeden pokój, a Olimpia swój zaraz obok ich.
- Dobranoc - pożegnała się i udała do siebie. Trzej panowie pozostali sami. Alexiei wyciągnął klucz ich pokoju z kieszeni i wszedł jako pierwszy. Było tu czysto, chłodno i przestronnie. Niewielki salonik łączył dwa oddzielne pomieszczenia - jedno dwuosobowe i jedno jednosobowe. Była również mała łazienka z prysznicem umywalką z lustrem i toaletą. Mogli spokojnie zająć się wieczorną toaletą i paść spać. Pudełka z pizzą stały na stoliku.
- Jeśli pozwolicie, umyję się pierwszy - poprosił Woronow, zmierzając do łazienki. Guiren podszedł i opadł na kanapę w salonie. Zdawał się zamyślony i zmęczony.
- Jakbym miał trochę więcej siły, to zaproponowałbym, żebyśmy poszli umyć się wszyscy jednocześnie - zażartował Prasert. - Ale to nie dzisiaj - rzekł. - Idź, Alexieiu. Zasłużyłeś sobie tą migreną na specjalne traktowanie.
Podszedł do pudełka z pizzą i wyjął jeden kawałek. Zaczął go jeść. Choć zimna, smakowała wciąż bardzo dobrze. Zdawało się, że małe pizzerie piekły najlepsze pizze. Zapakowano mu również sos czosnkowy. Nie miał noża, żeby z niego skorzystać, więc postarał się wieczkiem rozsmarować go na powierzchni stwardniałego sera.
- O czym takim myślisz, Hanie? - zapytał Chińczyka.
- Zastanawiam się co teraz. Czy rzeczywiście jak jutro przyjedzie ta chrześcijanka, wyegzorcyzmuje grób to wszystko będzie załatwione? - zapytał w zadumie. Z łazienki dobiegł ich szum wody. Alexiei najpewniej brał prysznic.
- Myślisz, że nie? - zapytał Prasert. - Dlaczego by nie? Czasami kiedy zdaje się, że do mety prowadzi prosta droga… ta droga jest rzeczywiście prosta. Jeśli nie poprzez Anatolię, to poradzimy sobie z rycerzem w jakiś inny sposób. Póki jesteśmy razem, wszystko koniec końców się ułoży - Privat uśmiechnął się do Hana szeroko. - Mam optymistyczne uczucia na ten temat - rzekł. - Ale to może dlatego, bo akurat jem pizzę i przynajmniej w tej chwili wszystko jest na swoim miejscu i świat jest cudowny - znalazł siłę na żart.
Guiren zerknął na niego i uśmiechnął się, nieco zmęczonym, ciepłym uśmiechem.
- A jak się czujesz? Dobrze bawisz się na swojej pierwszej misji? Odniosłem wrażenie, że odnajdujesz się i jesteś bardzo żywiołowy - skomentował z uznaniem.
- Kiedy dokładnie takie wrażenie odniosłeś? - zapytał Prasert. - Pod stołem w archiwum? - zaśmiał się.
Podszedł do Hana i nachylił się, żeby pocałować go w czoło.
- Czekaj - mruknął i starł nieco sosu czosnkowego, który został na twarzy mężczyzny. - Tak właściwie do twarzy ci z białymi cieczami - zażartował. - Powinienem był to zostawić. I rzeczywiście dobrze się bawię. Choć to nie jest zabawa, tylko poważna sprawa. Mam wrażenie, że znajduję się na właściwym miejscu. I pewnie tak jest, bo jestem z właściwymi ludźmi. Przy was mogę być naprawdę sobą i nie bać się tego - rzekł, kontynuując spożywanie pizzy.
Han parsknął na żarty z seksu i białych cieczy.
- Pamiętaj, że nie zawsze będzie tak swobodnie, ale póki masz taką możliwość, ciesz się. Oczywiście, że sprawa jest poważna, ale też odniosłem wrażenie, że dobrze się czujesz w skórze detektywa. Cieszy mnie, że sprawia ci to przyjemność. Dzięki temu będziesz spędzać z nami jeszcze więcej czasu - zauważył. Guiren uniósł się i teraz to on pocałował go w czoło. Podniósł się. W tym momencie Alexiei wyszedł z łazienki. Spojrzał na nich.
- Hmm… Wolne, jak coś… Idę umrzeć w sypialni - powiedział.
- Do rana - dodał i poszedł paść na łóżko.
- Zajmę się nim, jeśli pozwolisz - szepnął Han.
- Jak chcesz się nim zająć? - uśmiechnął się Privat. - Chcesz wykorzystać fakt, że nie ma siły się bronić, co nie? Oportunista - mruknął komicznie oburzony. - Idę sam się umyć - rzekł, połykając ostatni kęs pizzy. Han parsknął. Ruszył do ich sypialni, przymknął drzwi.
Następnie Privat skierował się do łazienki. Była już rozgrzana po kąpieli Alexieia. Prasert spróbował przejrzeć się w lustrze, lecz to było zaparowane. Już miał je zetrzeć, ale doszedł do wniosku, że najpewniej nie wyglądał zbyt dobrze po całym ciężkim dniu pracy. Zdecydował więc, że po prostu rozbierze się i pójdzie pod prysznic. Wnet zmył z siebie pot i trud całego dnia. Tak właściwie woda dodała mu nieco wigoru i pomogła na zmęczenie. Oczywiście wciąż nie miał ochoty na robienie salt, ale gdyby był w domu, to najpewniej obejrzałby odcinek serialu przed spaniem. Tak właściwie bardzo rzadko oglądał telewizję, ale ostatnio miał na to nieco większą ochotę, niż zazwyczaj. W ogóle miał całkiem dobry nastrój. Cieszył się też, że udało im się tak wiele dowiedzieć dzisiaj. Trochę obawiał się, że będzie kompletnie bezwartościowym detektywem i zawstydzi Ninę. Zdawało się jednak, że w miarę sobie radził. Nawet Han go pochwalił. To miało duże znaczenie dla mężczyzny, choć w pierwszej chwili nie dał tego po sobie poznać.
Wyszedł spod prysznica i wytarł się. Wziął ubrania z podłogi i je złożył. Następnie nagi wyszedł z łazienki. Chłód momentalnie zaatakował jego ciało i z jego powodu miał ochotę pójść od razu pod pierzynę. Dlatego też poszedł do sypialni, delikatnie otwierając jej drzwi. Pomyślał, że może Woronow już spał. W takim razie nie chciał biedaka obudzić hałasem.
Jego sypialnia była nieco mniejsza od pokoju Alexieia i Hana, ale nie było czemu się dziwić, skoro było w niej tylko jedno łóżko. Ciepła kołdra leżała na nim. Prasert mógł zasłonić okno zasłonami. Kiedy nieco przywykł do temperatury, odkrył, że wcale nie było tak tragicznie zimno. Kaloryfer był odkręcony, ale nie za mocno, żeby temperatura go nie zadusiła.

***

Początkowo Prasert nie miał żadnego snu. A potem zaczął widzieć obrazy… Znalazł się na rozległej łące, pełnej kwiatów. Była jak morze, nie widział gdzie polana kończyła się, ani zaczynała. Wiatr uginał rośliny pod bezkresnym błękitem nieba. Było ciepło, słońce ogrzewało jego ciało. Mimo, że położył się nagi, tu miał na sobie spodnie i koszulę idealne na letnią temperaturę. Pewien kawałek dalej, dostrzegł inaczej ułożone rośliny, jakby wgięte i nieco wygniecione.
Było tutaj tak przyjemnie! Privat miał już nieco dość europejskiej zimy, dlatego lato okazało się bardzo miłą niespodzianką. Przymknął na chwilę oczy i wystawił twarz do słońca. Pozostał w tej pozie kilka sekund… a może kilka dni… Kompletnie stracił poczucie czasu. To smakowało bardzo dobrze. Na dodatek otaczało go piękno. Nieskończone połacie kwiatów wygrzewających się do promieni tak samo, jak on… Czego można było chcieć więcej od życia?
- Dobrego jedzenia i seksu - zażartował sam do siebie.
Zaintrygowało go dziwne wgniecenie, więc ruszył prosto w jego stronę, aby go zbadać. Co mogło stratować kwiaty? Czy było tu jakieś zwierzę?
Oczekiwał zwierzęcia, a zastał rozłożony koc, a na nim tacę z owocami. Poza owocami, leżała tam też rudowłosa kobieta. Miała przymknięte oczy i najpewniej czerpała z kąpieli słonecznej.
Alice Harper wyglądała prześlicznie w jasno zielonej sukience, w którą była odziana. Zdawała się drzemać w promieniach ciepłego, letniego słońca.
Czy Prasert był gościem w jej śnie? Czy ona w jego? Trudno było orzec.
- Właśnie mówiłem, że brakuje mi dobrego jedzenia i se… - zaczął, ale oczywiście nie mógł dokończyć.
Po chwili dopiero przypomniał sobie zasady funkcjonowania w społeczeństwie. Choć zdawało się, że tak właściwie… tutaj nie było żadnego społeczeństwa, a jedynie on i Alice.
- Dobrego jedzenia i serdeczności - dokończył. - Miło cię widzieć, panno Harper.
Rudowłosa otworzyła oczy. Wydawała się odrobinę zaskoczona, że go widzi. Uśmiechnęła się lekko. Usiadła.
- Witaj Prasercie, proszę, dołącz się. Nie często mam gości na moich sennych piknikach - powiedziała. Podsunęła mu tacę z winogronami. Zerwała też kilka i zaczęła je jeść.
- Jak ci minął wieczór? - zapytała uprzejmie. Odgarnęła włosy za ucho, bo wiatr próbował ją uczesać po swojemu.
- Wieczór… Położyłem się spać nieco przed dwudziestą pierwszą, więc nie trwał zbyt długo. Jestem na mojej pierwszej misji w IBPI i podobno idzie mi całkiem nieźle - pochwalił się. - Ale nie mam pojęcia, co przyniesie jutro. Może to być wielki sukces lub ogromne rozczarowanie. Zobaczymy. Na pewno dam z siebie wszystko - mruknął. - Pamiętasz swoją pierwszą misję w IBPI? Jak się wtedy czułaś? Bo wiem, że nie zawsze byłaś Konsumentką.
- Hmm, źle… Od zawsze byłam wrażliwa na obecność silnie naładowanych energią osób i obiektów. Zaczynam przejmować pewne ich cechy im bliżej się znajduję, no i póki ich nie skonsumuję… Na mojej pierwszej misji IBPI ponoć byłam najbardziej melancholijną, najbardziej ponurą i dogryzającą istotą na świecie - zażartowała i zaśmiała się.
- Czyli jednym słowem miałaś okres - Prasert zażartował. Choć nie był pewny, czy Alice to rozśmieszy. Wziął jedną czereśnię z miski i jej spróbował. Była taka ciemna, że prawie czarna. I słodziutka.
- Hah… Nie, choć wolałabym, żeby to było to - uśmiechnęła się, lekko rozbawiona jego pomysłem. Zjadła kolejne winogrono.
- Trochę żałuję, że przez tę całą sytuację sporu między Kościołem i IBPI nie mogę mieć już kontaktu ze starymi znajomymi… - westchnęła ciężko.
- W sensie znajomymi z Portland, czy znajomymi z IBPI? Poprzez Portland mam na myśli twoje normalne, codzienne życie, kiedy pracowałaś jako muzykoterapeutka i nie miałaś nic innego na głowie - wiadomości Praserta były nie do końca trafne. Nie wiedział jednak, że Alice pracowała w operze. - W sumie utraciłaś i tych znajomych, i tych należących do IBPI - westchnął. - Ale chyba nie jesteś samotna. Masz dużo nowych przyjaciół.
- W Portland pracowałam w operze… Grałam na scenie. Muzykoterapeutką zostałam dopiero w Anglii - sprostowała jego wiedzę.
- Tak, nieco tęsknię za przyjaciółmi z Portland, oraz za tymi z IBPI… I masz racje, teraz otacza mnie również sporo osób. Dosłownie zdaję się, że jestem w centrum uwagi wielu spraw i bardzo dużo mam na głowie… Ale jakoś sobie radze, a jak sobie nie radzę, wiem kogo pytać, by mi doradzono - oznajmiła i uśmiechnęła się ciepło, ale i odrobinie tęsknie.
- Moi Konsumenci powinni być już w Ravennie. Posłałam dwójkę, żadne z nich nie było wcześniej detektywem w IBPI. Dziękuję za danie znaku w sprawie tego obiektu. Dodatkowa energia przyda im się - powiedziała.
- Pomyślałem, że może będziesz zadowolona z tego - rzekł Prasert. - Myślę, że powinniśmy wspierać się nawzajem i dbać o siebie. Lepiej mieć wielu przyjaciół, zwłaszcza gdy każdego dnia możemy napotkać nowego wroga.
Harper pokiwała głową, najwyraźniej zgadzała się z nim, lecz swoje myśli zachowała dla siebie.
- Powiesz mi coś…? - zawiesił głos, spoglądając na piękną kobietę.
Wziął dojrzałą brzoskwinię i wgryzł się w nią. Słodki sok poleciał mu po policzku. Starł go dłonią. Te owoce smakowały jak esencja lata.
- Hmm? - zapytała Alice. Jadła rozgrzane od słońca maliny z niewielkiej miseczki.
- Czy zdarza ci się tak czasami, że w twoim brzuchu pojawia się takie dziwne spięcie i czujesz się zdenerwowana, bo nie wiesz, czego się spodziewać… I choć dajesz z siebie wszystko i powinno dobrze się skończyć… To i tak czujesz taką lekką panikę… bardzo leciutką, wręcz podprogową. Taką tylko na dziesięć procent. Ale cały czas cię przypieka… - zawiesił głos. - Widzisz, sprawiam wrażenie silnego i pewnego siebie, ale wydaje mi się, że wcale nie jestem tak odważny, jakbym tego chciał. I sobie to wyrzucam.
Alice opuściła miseczkę.
- Hm… U mnie przejawia się to wrażeniem, że połknęłam piłeczkę do golfa i ta stanęła mi w gardle. Przez to kompletnie nie mam ochoty jeść, ale wiem, że muszę… Staram się nie okazywać tego po sobie, ale bardzo wielu rzeczy obawiam się, a jeszcze większą ich liczbą się martwię. Musiałam mocno zmienić się w ciągu ostatniego roku… Właściwie pół roku. Bardzo gwałtownie dojrzeć, zmierzyć ze śmiercią… To z jednej strony hartuje, a z drugiej sprawia, że człowiek staje się wrażliwszy na pewne sprawy. Ale mam wokół siebie osoby, którym wiem, że mogę ufać i dzięki nim stoję na nogach i mogę podążać dalej. Zwykle jesteśmy najbardziej pewni siebie i odważni, kiedy robimy to dla kogoś, na kim nam zależy - wyjaśniła.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:39   #583
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Tak… ja robię to dla mojego Roju - powiedział Prasert. - Ale też mam wrażenie, że nie powinienem pokazywać im takiej bardziej wrażliwej części mnie. Bo powinni opierać się na mnie, a nie uda się to, jeśli będą uważać mnie za bardzo chwiejną podporę. Chyba właśnie dlatego akurat z tobą o tym rozmawiam. Bo nie muszę udawać tutaj silniejszą osobę od tej, której jestem - uśmiechnął się do niej lekko. - To wszystko z takich bardziej poważnych tematów. Miło wiedzieć, że nie tylko ja nie jestem nieustraszony - rzekł.
- Wiesz, czasem powinieneś dać im znać, że nie jesteś z kamienia, lub najtwardszego na świecie metalu… Będą cię doceniać jeszcze bardziej, jesli będa wiedzieć, że im ufasz na tyle, by powierzyć swoje uczucia. Rój, tak? Niezwykła nazwa - dodała w zadumie.
- To twoja organizacja? - chyba jednak nie rozumiała dokładnie koncepcji działania jego rodziny, w końcu skąd miała wiedzieć jak to działało.
- Tak… pewnie o nim nie słyszałaś jeszcze… Otóż potrafię… nie zawsze celowo… związać z sobą ludzi. Sprawiać, że ich serca zaczynają szybciej bić, płuca napełniają się większą ilością tlenu, a umysł endorfinami. Mam kilkoro wyznawców, z którymi mieszkam - rzekł. - Chcą mnie, pożądają mnie i kochają. Ich oczy czasami świecą się na niebiesko ogniem Phecdy. Od mężczyzn pobieram energię i przekazuję je kobietom, aby mogły płodzić.
Chwilowo postanowił przemilczeć fakt posiadania smoka i krakena.
- To trochę niezręczne, próbując to wytłumaczyć. Żeby to zrozumieć, trzeba byłoby zobaczyć… a najlepiej samemu poczuć.
Alice słuchała uważnie.
- To… Hm… Brzmi jak coś, co Phecda by stworzył… Jedną, wielką, kochającą go rodzinę. W końcu życie… To trochę jak ja i moi konsumenci. Daję im możliwość konsumowania energii, ta składuje się w ich ciałach wzmacniając ich zdolności, więc jednocześnie magazynują ją i wykorzystują dla lepszej pomocy mi. Trochę jak w ulu… - zażartowała, sugerując porównanie do owadów, bo w końcu Prasert miał swój Rój.
- Dokładnie - powiedział Privat. - Główna różnica jest taka, jak mi się wydaje, że wy pochłaniacie rzeczy, żeby się wzmocnić. A ja uprawiam z nimi seks - zaśmiał się lekko. - Jak tak o tym pomyśleć, to jestem jedynym człowiekiem we wszechświecie, który pracuje ciałem, a nie jest ani aktorem porno, ani dziwką do wynajęcia. Widzisz, jaki jestem wyjątkowy - uśmiechnął się lekko.
Alice lekko zbladła i zbladł też jej uśmiech.
- Tak… M… - wyraźnie o czymś nie mówiła, ale o czymś myślała. Znów wzięła miseczkę z malinami i zaczęła je jeść. Ich sok zabarwił jej usta na ładny kolor.
- Co? - zapytał Prasert. - No wiem, że to jest dość niestandardowe i może wydawać się niemoralne. Jednak to po prostu esencja życia i wszyscy w Roju potrzebują mnie. Niczyje uczucia nie są w ten sposób ranione. Nigdy nie byłem rozwiązłym człowiekiem. Po prostu Phecda działa w ten sposób i nie mogę z tym walczyć. To znaczy… taka walka wcale by mi nic nie dała. Nie osądzaj mnie zbyt pochopnie.
- Nie, nie osądzam. Nie uważam, by twoje działanie było złe. Wychodzi od natury Phecdy. Po prostu, miałam skojarzenie. Ciebie z pewną znajomą mi osobą, jeśli chodzi o poziom stosunków… Ale twoje służą zupełnie czemu innemu. Nie przejmuj się. Moment słabości, jak rozmawialiśmy wcześniej - spróbowała uśmiechnąć się przepraszająco.
- O - powiedział Privat. - A z kim ci się skojarzyłem? - zapytał. - Mam nadzieję, że nie z twoim największym wrogiem. Nie chciałbym kojarzyć ci się źle - Prasert uśmiechnął się do niej lekko.
Zdawało się, że naprawdę go nie osądzała. Rzeczywiście, miałaby do tego pewne prawo. Jednak Alice była inteligentna i rozumiała, że taka po prostu była Phecda. Prasert uspokoił się nieco.
- Nie, wręcz przeciwnie… Z kimś… Kogo kocham… Ale nie rozumiem jego metody zagłuszania bólu… Znaczy, jestem w stanie pojąć dlaczego to robi. Żeby zagłuszyć wszystko i pewnie dlatego, że się od tego uzależnił i to lubi… Ale nie sądze, by to było zdrowe - powiedziała znów nieco smutniejąc.
- Masz na myśli seks? Jest uzależniony od seksu? - zapytał Prasert. - No cóż, jeśli go kochasz, to nie dziwię się, że cię to boli. Znałem raz jedną osobę uzależnioną od seksu i sypiała ciągle z prostytutkami, chorowała wenerycznie, nie potrafiła nawiązać prawdziwych relacji… To uzależnienie jak każde inne. Wyniszczające.
Harper zbladła.
- No właśnie to mnie martwi… Nie wiem, czy sypia z prostytutkami, raczej byłoby widać, gdyby chorował, więc chyba nie… Ale widzę, że buja się od uzależnienia, do uzależnienia… Dużo przeżył… Ogrom bólu, próbuje go uciszyć… Tylko przykro mi, że nie próbuje inaczej, tylko tak… Przepraszam, że miałam takie skojarzenie. Po prostu, to skojarzenie - powiedziała i było widać, że jest jej przykro, bo nie chciała urazić Praserta. Odłożyła maliny i wzięła kilka borówek. Zjadła.
- Może czuje się samotny - powiedział Privat. - Często uzależnienia wynikają z próby zagłuszenia samotności. Może powinnaś wprowadzić się do niego na jakiś czas. Albo on do ciebie. I robić różne rzeczy razem. Tak, żeby przestał myśleć o pasjach, które go prześladują. Znaczy wymagałoby to od ciebie dużo wysiłku i nie jesteś odpowiedzialna za jego wybory oraz zachowania, ale bez wątpienia twój wkład mógłby dużo zmienić. Jeśli zajmiesz jego umysł, dasz mu przyjaźń, miłość… no i może trochę tego seksu, którym jest tak zainteresowany - Prasert uśmiechnął się lekko - to może uda ci się wyprowadzić go z dna. Ale pamiętaj, że nawet pomimo twoich najlepszych starań może ci się nie udać i nie będzie to wtedy twoja wina. Niektórych ludzi po prostu nie da się uratować.
Alice zastanowiła się nad tym i pokiwała głową.
- Tak… To słuszna i bardzo dobra rada. Dziękuję Prasercie… Spróbuję mu to zasugerować - powiedziała i zdawała się spokojniejsza. Nieco bardziej przepełniona nadzieją i nowym celem.
- Lubię słuchać szumu wiatru wśród traw i kwiatów. Jest przyjemny - zmieniła temat…

Prasert niestety nie zdołał odpowiedzieć… Zbudził się.

Przez okno wdzierały się promienie słońca, jeden, zbłąkany świecił na jego twarz i to najpewniej on był winowajcą jego pobudki.
- Dzisiaj wielki dzień - mruknął do siebie.
Od razu poczuł to lekkie grzanie w żołądku, o którym mówił wcześniej Alice. Stresował się, czy wszystko pójdzie dobrze. A co, jeśli z powodu jego niedopatrzenia zginie Livia? Albo Florina? Albo co gorsze, ktoś z jego roju? To nie było żadne pieprzone przedszkole. Musiał dać z siebie sto procent, a jeszcze wszystko niejako skomplikował, zapraszając tu Konsumentów. Wykasował SMSa z lokalizacją, który wysłał Alice. Był na siebie zły, że tego nie zrobił wcześniej. Następnie odłożył komórkę, wygrzebał się spod pościeli… i wyszedł na zewnątrz. Pamiętał, że nad drzwiami znajdował się zegar. Która była godzina?
Chciał też przekonać się, czy pozostali wciąż spali.
Było chwilę po dziewiątej, zaspał… Trudno się jednak było dziwić i narzekać, sen był przyjemny. W salonie zastał Alexieia i Hana. Jedli pizzę, a widząc go bez żadnego odzienia zamarli. W tym momencie z łazienki wyszła Olimpia.
- Jezus, Dobry Boże…! - cofnęła się jakby ją ktoś poraził prądem. Zamknęła drzwi. Woronow wyglądał, jakby miał zaraz parsknąć śmiechem. Guiren też.
Prasert zastygł w pierwszej chwili, lekko zdenerwowany. Potem pomyślał, że trzeba płynąć z prądem. Oparł się seksownie o framugę drzwi i nawiązał kontakt wzrokowy z Olimpią, kiedy się cofała.
- Czy zamawiała pani jedzenie? - zapytał. - Główne danie przyjechało - poruszył brwiami.
To było okropne i w złym guście, ale na tym właśnie miał polegać tego humor. Kiedy Prasert był zestresowany, zawsze starał się być zabawny dwa razy bardziej, żeby to ukryć.
- Może lepiej włóż jednak spodnie, nim dostanie zawału… Jeszcze bys jej musiał robić usta usta, a to by ją chyba zabiło… - zauważył Han
- Zabawne - zauważył Alexiei i parsknął.
Olimpia zdawała się nie mieć zamiaru na razie wyjść z łazienki, w końcu zobaczyła jeden z lepszych obrazów męskiego ciała jakie mogła w życiu dojrzeć, różne kobiety musiały reagować na to różnie…
- Nie, mam lepszy pomysł - szepnął Privat.
Ruszył w stronę Alexieia, który siedział na kanapie. Położył kolana po obu stronach Rosjanina i usiadł na jego udach okrakiem.
- Już się ubrałem, możesz wejść! - Prasert krzyknął w stronę łazienki. - Choć w sumie nie tyle ja mam na sobie Alexieia, co on ma mnie - szepnął do mężczyzny.
Następnie nachylił się, żeby pocałować go głęboko i namiętnie. Chciał, żeby Olimpia zobaczyła ten widok, kiedy tylko wyjdzie i rzeczywiście padła tutaj na zawał.
Pacini wyszła...
Wstrzymała konwulsyjnie oddech…
Po czym walnęła na podłogę.
Alexiei mruknął zaskoczony, ale nie opierał się Prasertowi. Tymczasem Han wstał i podszedł do niej, by sprawdzić, czy żyje.
- Zemdlała. Ma ciśnienie myszy polnej… Pewnie gdyby miała trzydzieści lat więcej, to byłby zawał - stwierdził.
Privat przestał całować Alexieia. Opuścił jego usta tylko po to, żeby złożyć serię pocałunków wzdłuż linii jego szczęki. Poczuł narastającą erekcję. Westchnął.
- Na serio zemdlała? Tylko żartowałem… - zawiesił głos. - Nie myślałem, że na serio tak zareaguje - powiedział i wstał.
Ruszył w jej stronę.
- Chłopcy, skorzystajcie z tej okazji i rozbierzcie się. Przeniesiemy ją na łóżko, gdzie zaczniemy resuscytację. Ubrania będą was tylko krępowały - zażartował.
Przykucnął obok atrakcyjnej Wenecjanki i położył dłoń na jej czole, jak gdyby mierzył temperaturę.
Zdecydowanie była rozgrzana. W końcu zobaczyła obraz, którego się nie spodziewała, a który ją zawstydził. Prasert usłyszał szelest ubrań. Alexiei już po chwili był nagi. Han tymczasem poskładał ubrania.
- Ją też pragniesz rozebrać? - zapytał Alexiei.
- Nie no, żartowałem. Nie jestem przecież gwałcicielem… - zawiesił głos.
Zaskoczyło go, że Alexiei na serio rozebrał się. Jak to już zrobił, Prasert nagle poczuł ochotę na seks z nim. To byłby taki dobry sposób, żeby zagłuszyć stres związany z dzisiejszym dniem. Przypomniał sobie rozmowę z Alice. Rzeczywiście rozumiał, jak można być uzależnionym od seksu. Ten bardzo świetnie rozpraszał i nie pozwalał być tylko z sobą samym w głowie. Może wyczuła to w jakiś sposób w nim i dlatego Prasert skojarzył się jej w ten sposób.
- Jeśli oddycha w miarę miarowo, to nie musimy jej nic robić. Po prostu przełożymy ją na kanapę - rzekł i sprawdził, czy jej klatka piersiowa porusza się regularnie.
Oddychała regularnie. Najwyraźniej rzeczywiście tylko zemdlała. Alexiei parsknął śmiechem. Po czym zaczął się ubierać z powrotem. Han tymczasem z nieskrywanym zadowoleniem obserwował ich obu.
- Czy musisz tak szybko ubierać się z powrotem? - zapytał Prasert. - W pewnym sensie lubię cię nagiego - dodał. - W pewnym? Chyba tylko w jednym, jak najbardziej dosłownym - mruknął z lekkim uśmiechem. - Pomóżcie przenieść ją na kanapę. Ja trzymam nogi, Han plecy, a Alexiei głowę - rzekł i ustawił się w odpowiedniej pozycji. - No dalej. Swoją drogą, jak już tak zmieniam tematy… pewnie utworzę w domu nową zasadę i każę wszystkim chodzić kompletnie nago - zażartował, ale nie był pewny, czy rzeczywiście tego nie uczynić. To nie byłoby praktyczne, ale w tej chwili Prasert wcale nie myślał praktycznie.
- Może zróbmy wyjątek dla kuchni i prac przy rzeczach, którymi moglibyśmy się pokaleczyć - zaproponował Han. Chyba nie miał nic na przeciwko takiej zasadzie. Privat był wręcz pewny, że żadne z jego domowników by nie miało nic na przeciw… Podnieśli Olimpię i ułożyli ją na kanapie. Była leciutka, jej złote włosy ponownie splecione był w luźne warkocze.
- Myślę, że ona na serio jest dziewicą - powiedział Privat. - Reaguje trochę niedojrzale w wielu różnych kwestiach - rzekł. - Choć z drugiej strony, gdybym ja zobaczył dwóch facetów całujących się tak, jak my… Może bym nie zemdlał, ale w pewnym sensie rozumiem jej reakcję - zaśmiał się lekko.
Następnie przysunął się do Alexieia i objął go. Miło było czuć przy sobie ciepłe ciało drugiego człowieka. Położył dłonie na jego pośladkach i chwycił je mocno. Pocałował go krótko w usta. Rosjanin mruknął na to.
- Po części mam ochotę stworzyć nam taki rajski ogród. Pełny wspaniałych drzew i owoców, kwiatów i szumu strumyka. Wszyscy moglibyśmy żyć w nim nadzy, jak w jakiejś fantazji. Ale pewnie za bardzo lubimy łazienkę, kuchnię i telewizor, żeby zgodzić się na coś takiego - zaśmiał się, wczepiając w Rosjanina.
- Może omówmy to do końca w domu, jak już skończymy nasze zadanie - zaproponował Han. Najpewniej sam miał ochotę na seks z nimi w tej chwili, ale Prasert o czymś zapominał… O takim jednym małym szkopule… O swoim Skorpionie. I pewnie to było głównym powodem pohamowania Chińczyka. Privat wcale o tym nie zapomniał i nawet tuż przed chwilą o tym pomyślał. Pomyślał jednak o tym incydencie w archiwum i doszedł do wniosku, że Jonas będzie musiał tak czy tak edytować te zapisy.

Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk dzwonka. Telefon dzwonił w kieszeni Olimpii.
Prasert odsunął się od Alexieia, ale jeszcze dał klapsę w pośladek.
- Na razie jesteś bezpieczny, ale tej nocy ci nie daruję - powiedział. - Ubieraj się, ładny chłopcze - mruknął. Rosjanin westchnął, ciężko, smutno i nieco teatralnie. Zaczął się ubierać.
Następnie Tai wysunął telefon z kieszeni Olimpii i sprawdził, kto dzwonił. Pomyślał, że najpewniej Anatolia. Ewentualnie Efrem, jeśli podała mu swój numer telefonu.
Trafił za pierwszym razem. Dzwoniła Anatolia.
- Hej, skarbie, obudź się - rzucił do Olimpii i szarpnął ją lekko za ramię.
Westchnął. Jeśli się nie obudzi, sam odbierze. Choć nie miał ochoty tłumaczyć chrześcijance, dlaczego jej znajoma nie była przytomna.
“Ach, bo nagi wetknąłem język do gardła kolegi. Uwierzysz, żeby zemdleć od takich zwyczajnych rzeczy?”
Anatolia wpierw pewnie próbowałaby odprawić egzorcyzmy nad samym Prasertem.
Olimpia potrząsneła głową, powoli budząc się. Na pewno sytuacji nie poprawiał fakt, że Prasert był dalej nagi.
- Coo? - zapytała i spojrzała na niego wytrzeszczając swoje duże, ładne oczy.
- Mam tutaj dla ciebie taką dużą, wibrującą rzecz… - Privat zawiesił głos, spoglądając na telefon.
Zdecydowanie był zbyt blisko. Zrobiła się cała czerwona, ale dotarło do niej, że jej telefon dzwoni w jego ręku i wzięła go. Siadając gwałtownie. Jednocześnie odsunęła się od Privata.
- Halo? - zapytała.
- Ah, Anatolio… Nie, nie śpię. Byłam tylko zaskoczona. Co słychać? Dojeżdżasz już? - zapytała.
- Już w Ravennie? - powiedziała po chwili. Zamilkła.
- Za ile? Uh… Za dwadzieścia minut… Wiesz co, podeślę ci adres miejsca gdzie jesteśmy, dojedź do nas, bo stąd, to już blisko. Pojedziemy wszyscy razem - zaproponowała.
- Mhmm… Mhm… Dobrze. To do zobaczenia - dodała i rozmowa się skończyła.
- Błagam ubierz się na litość boską - powiedziała z zapartym tchem, nie patrząc na Praserta, tylko w swój telefon.
- Anatolia jest już w centrum, powinna dotrzeć tu za jakieś dwadzieścia minut. Musimy się zbierać i jedziemy na miejsce. Chce od razu obejrzeć obiekt - wyjaśniła i wstała. Nieco chwiejnie ruszyła do drzwi.
- Idę sprawdzić, czy Capano już jest gotowy - dodała i wyszła.
- Wróć tutaj z nim. Jedliście już w ogóle śniadanie? Jadłem pizzę przed snem, ale i tak jestem już głodny - mruknął Prasert. - Zaraz się ubiorę. Może nawet teraz.
Ruszył w stronę swojej sypialni. Wziął komórkę i wysłał SMSa do Alice.

Cytat:
Gdzie jest twoja Orianne? Niedługo może nie mieć czym się zajmować.
Wrócił do salonu.
- O czym rozmawialiśmy? Ach tak… jedliście już?
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:40   #584
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- My już jedliśmy, może złap ostatni kawałek pizzy i zejdźmy na dół? - zaproponował Han. Alexiei też był już całkowicie doprowadzony do porządku. Obaj zbierali się do dzisiejszej ‘wycieczki’.
- Tak, nie mam ochoty na długie śniadania - powiedział Prasert. - Ale mogliście wziąć dla mnie kanapkę. Nieważne - rzekł. - To moja wina, że spałem… - policzył. - Dokładnie dwanaście godzin.
Ruszył w stronę sypialni i ubrał się w to samo, co wczoraj. Nie miał większego wyboru, bo nie zapakował ogromnej ilości ubrań. Koszulka i spodnie były na szczęście świeże. Privat zanotował sobie jednak, żeby następnym razem wziąć z sobą bieliznę na zmianę. Po kilku minutach już w pełni ubrany wrócił do mężczyzn.
Do pokoju rozległo się pukanie. Wróciła Olimpia i Efrem. Wyglądała już na nieco spokojniejszą, ale obserwowała Praserta podejrzliwie.
- To możemy zejść i poczekać na Anatolię przed budynkiem - zaproponowała. Minęło mniej więcej tyle czasu co trzeba od jej telefonu, więc kobieta powinna wkrótce przyjechać. Pacini zeszła na dół przodem.
- Co ją dziś ugryzło? - zapytał ich Efrem, nieco ciszej by z dołu nie usłyszała.
- Nie “ją”, tylko “panią detektyw” - poprawił go Prasert. - Nie wydaje mi się, żebyście przeszli na ty - rzekł.
Nie chciał, żeby Efrem zaczął czuć się z nimi kompletnie komfortowo. Nie chciał również, żeby cierpiał przy nich, ale Privat po prostu nie chciał mu powiedzieć prawdy. Nie miał też ochoty na wymyślanie kłamstw. Ruszył nieco prędzej, żeby dogonić Olimpię.
- Hej - rzucił, kiedy zrównał się z nią. - Co tam? - zapytał, jak gdyby nigdy nic.
Olimpia zerknęła na niego z ukosa.
- Nie… Nic… Ty… Żartowałeś sobie ze mnie? - zapytała napiętym tonem. Stała przed budynkiem z rękami skrzyżowanymi pod biustem.
- Nie pamiętam. Żartuję sobie ze wszystkiego i ze wszystkich, także z siebie. Jeśli ominąłem cię i zapomniałem zażartować z ciebie, to przepraszam. Nie chciałem, żebyś poczuła się ignorowana - odparł lekkim tonem, stojąc obok niej przed budynkiem. Zerknął również do tyłu, czy reszta drużyny wychodziła.
Pozostali właśnie zeszli na dół. Tymczasem pod hotel podjechał całkiem uroczy, jaskrawozielony garbus. Wysiadła z niego, bez wątpienia całkiem nietuzinkowa siostra zakonna. Spojrzała w ich stronę i uśmiechnęła się ciepło do Olimpii. Uśmiechem, który najpewniej w największym stopniu przyczynia się do efektu cieplarnianego i topniejących lodowców… Pacini rozluźniła się na jej widok.
- Anatolio! - zawołała i ruszyła w jej stronę. Uściskały się po przyjacielsku i ucałowały w policzki. Następnie Olimpia odsunęła się.
- Witam, nazywam się siostra Anatolia, proszę, mówcie tak do mnie - przedstawiła się kobieta uprzejmie. Przyjrzała wszystkim mężczyznom. Chwilę dłużej obserwowała Praserta. Jej spojrzenie nieco wyostrzyło się. Jakby widziała więcej… Zaraz jednak zerknęła na Olimpię.
- Gotowi? Jedziemy? - zapytała.
- Dzień dobry. Lucio Buenaflor - Prasert przedstawił się. - Wie pani, jaki mamy problem? - zapytał ją. - Czy moja przyjaciółka wtajemniczyła panią we wszystkie szczegóły? - zapytał i zawahał się przez moment. - I czy jest pani prawdziwą siostrą zakonną? Wygląda pani prędzej jak modelka - powiedział. - Czy wszystkie kobiety we Włoszech są takie piękne? - zapytał i zerknął również na Olimpię. Pokręcił głową.
Anatolia zaśmiała się.
- Jest pan bardzo miły, dziękuje. Owszem, jestem wtajemniczona, owszem, jestem siostrą zakonną i owszem, wszystkie Włoszki są całkiem urodziwe - przytaknęła trzykrotnie.
- To ja pojadę z Anatolią! - powiedziała Pacini i ruszyła do samochodu siostry zakonnej, ciągnąc ją pod ramię. Wyglądały jak przyjaciółki…
- Hm… Sam bym pojechał z tą Anatolią… - mruknął Efrem.
- Na nią też wyślesz widmowego zbira? - zapytał Prasert. - Kobiety, które ci się podobają, z reguły źle kończą - dodał. Capano zwiesił głowę, chyba go to zabolało.
Taj wyprostował się i spojrzał na obie Włoszki.
- To do zobaczenia na miejscu. Bardzo miło mi, że zgodziła się pani z nami współpracować. Ratuje pani ludzkie życia, i nie mówię tutaj o naszych - rzekł. Anatolia obejrzała się, kiwnęła głową i uśmiechnęła do niego.
Następnie po tych słowach ruszył prosto do drugiego, zaparkowanego samochodu. Przy okazji wyciągnął komórkę i sprawdził, czy Alice coś odpisała w sprawie Orianne.
Czekał już na niego sms.

Cytat:
Już po wszystkim
Był krótki, ale konkretny. Panowie wsiedli do samochodu. Dwa auta ruszyły w drogę do leśnej ścieżki. Nie mogli wjechać dalej, jak to zrobił wczesniej Efrem, więc musieli zaparkować tak jak poprzedniego wieczoru i wszyscy wspólnie przejść się na miejsce. co Prasert od razu zarejestrował, gdy dojechali, Alexiei nie wykazał objawów bólu głowy. Żadnych.
- To wspaniały, bardzo stary las - zauważyła siostra Anatolia w drodze do posiadłości.
- Jeszcze nie widziała siostra kamienia koronnego tej puszczy. Moja rodzina była w posiadaniu tych ziem od wielu, wielu lat… Od dawien dawna, póki nie doszło do jej sprzedaży… Oczywiście jesteśmy w dobrych stosunkach z jej obecnymi właścicielami i swobodnie możemy w nim przebywać, ale w pewien sposób trochę mi szkoda, że tak oddano nasz dawny dobytek… - powiedział Efrem. Kobieta uważnie go słuchała.
- Dlaczego w ogóle wasza rodzina sprzedała las i tę posiadłość w niej? Musiała być warta niegdyś sporo pieniędzy. Byliście może na skraju bankructwa? - zapytał Prasert.
Właśnie ten szczegół go wcześniej interesował, ale nie było okazji, żeby o niego zapytać. Jeśli Capano tak bardzo chcieli zachować ten las i wykorzystywać go dalej do polowania… to czemu tego po prostu nie zrobili.
- To nie jest tak, że Nestegio zmusili was do sprzedaży - odpowiedział Privat. - A może?
- Nie, nie… To nie jest do końca jasna sprawa… Ale odnoszę jakieś niejasne wrażenie, że chcieli się pozbyć tego miejsca, w głównej mierze… Przez ten cmentarzyk właśnie… - powiedział Efrem.
- To miejsce jest nawiedzane codziennie, od lat… - zauważył.
- No… To mógłby być powód - powiedziała Olimpia.

Dotarli do posiadłości. Anatolia przystanęła i wzięła głębszy wdech.
- To miejsce przesycone jest mnóstwem wspomnień - stwierdziła obserwując budynek.
- Wspomnienia często przyciągają różne energie - dodała. Po chwili obeszli dom i ruszyli w stronę cmentarzyka rodzinnego.

Gdy stanęli przy grobie czarnego rycerza, był zakopany. Tymczasem tablica była pęknięta na pół i porośnięta bluszczem. Z jednej z winorośli zwisał kolczyk.
Wszyscy stali w milczeniu.
- To tu? - zapytała Anatolia i zmarszczyła brwi. Uklęknęła i dotknęła dłońmi ziemi.
- To jedyne miejsce w całej okolicy… Które jest… Puste… Nic tu nie ma. To nienaturalne… Bardziej martwego grobu w życiu nie widziałam… - powiedziała zdumiona.
- To czas na egzorcyzmy. Tylko muszę uprzedzić, że jestem buddystą - rzekł Prasert.
Miał nadzieję na bardzo miły i szybki finał. Anatolia odprawi egzorcyzmy i nikt nawet nie zauważy konsumowania. Dojdą do wniosku, że to siostra zakonna taka utalentowana była. Privat podszedł do winorośli i spojrzał na kolczyk. Wziął go do dłoni. Czy to był już koniec sprawy? Potarł kciukiem jego drogi, piękny kamień.
- Ale tu nawet nie ma czego egzorcyzmować… Tutaj nie ma nic… Jakby. Zostało kompletnie wyssane. Nie wiem. Nie spotkałam się nigdy z czyms takim - powiedziała lekko oszołomiona kobieta. Wstała i dotknęła bluszczu.
- To brzmi bardzo zaskakująco - odpowiedział Privat. - Jesteś pewna?
- Ten bluszcz… Powstał również nienaturalnie… Jakiś mężczyzna dał mu życie… Towarzyszyła mu kobieta… Ale nie ma ich już… od wielu godzin - powiedziała Anatolia i puściła liść roślinki. Wstała i otrzepała spódnicę. Olimpia zmarszczyła brwi. Następnie zgrzytnęła zębami.
- Konsumenci! - powiedziała wkurzona.
- Kto? - zapytał Efrem kompletnie zdezorientowany. Spojrzał na kolczyk.
- Konsumenci - powtórzył Prasert. - Moja współpracowniczka miała na myśli to, że pewnie kupili ten bluszcz w sklepie i przyjechali z nim i go tu posadzili. No bo przecież mężczyzna i kobieta nie mogą spłodzić bluszczu. Nie tak działa biologia.
- Mogę je odwieźć Livii? - Efrem zapytał. Pewnie chciał oddać dziewczynie przedmioty.
Pacini warknęła. chyba darzyła Kościół Konsumentów wielką niechęcią.
- Czyli… Co teraz? - zapytał Han i zerknął na Praserta.
- To już po wszystkim? - zapytał.
- No chyba tak, skoro nie mamy już czego egzorcyzmować - stwierdził Alexiei. Obaj spojrzeli na Praserta, chyba mieli pytania, ale nie chcieli ich wypowiadać na głos.
- Poczekaj, Anatolio - rzekł i wyciągnął w stronę siostry kolczyki. - A czy wyczuwasz jakąś niepokojącą energię w tej biżuterii? - zapytał. - No i dlaczego ktoś miałby stworzyć tutaj bluszcz? Nie twierdzę, że to się nie stało. Ale w jakim tym sens? Jaki byłby tego cel? - spoglądał to na seksowną zakonnicę, to na Olimpię, to na chłopaków…
Kobieta milczała chwilę. Wzięła kolczyk.
- Nie czuję nic specjalnego na tym kolczyku. Pamiątka rodzinna. Należy do jakichś dziewcząt… A bluszcz powstał by podtrzymać płytę, żeby się nie przewróciła po przełamaniu… - wyjaśniła po tym, jak znów dotknęła liścia.
- Ach… to ma sens. Ale nie wiem, dlaczego Konsumentom miałoby zależeć na stanie tej płyty - mruknął Prasert. Następnie zerknął na Efrema. - Bo Konsumenci nic, tylko biorą od sprzedawców rzeczy. Kupują. Co ich obchodzi środowisko, w jakim się otaczają - rzekł.
Bez wątpienia to musiało brzmieć bardzo dziwnie dla Capana. Nieco śmieszyło to Praserta.
- Czyli co? - zapytał Prasert. - Misja wykonana? - spojrzał na wszystkich po kolei. - Wydaje się, że tak. Dziękuję Anatolio, że tak wszystko nam dobrze wyjaśniłaś - uśmiechnął się do kobiety.
Pacini spojrzała na siostrę zakonną. Ta rozłożyła ręce bez zrozumienia.
- Będę musiała to zaznaczyć... Że miejsce zostało skonsumowane. Pamiętajcie zrobić to samo - powiedziała Olimpia.
- Czyli co? Musimy wrócić do ah tak… Najpierw musimy zająć się dopięciem spraw tutaj i dopiero potem powrót do oddziału - stwierdził Han zerkając na Efrema. Chłopak zdawał się szczęśliwy, że wszystko się skończyło.

***

Jonas popatrzył na Praserta, Hana i Alexieia.
- Czyli podsumowując… Sprawa rozwiązała się sama, wszyscy są zadowoleni. Do Zbioru trafi opis waszej misji, a grób nie zagraża już nikomu? - zapytał chcąc dokładnie zweryfikować posiadane dane. Popatrzył po dokumentach przed sobą.
- Szybko wam poszło. Cudownie - stwierdził.
- Chcecie jakieś kolejne zadanie? Czy wolicie chwilę odsapnąć po tym w domu? - zapytał.
- Mam ochotę na orgię - powiedział Privat tak, jak gdyby to było nic. - Ale potem mogę udać się od razu na kolejną misję z chłopakami. To świetna sprawa. Zbieranie informacji dla was w IBPI. Zarówno odpowiedzialna, jak i fascynująca. Sprawa Czarnego Rycerza mnie bardzo zaskoczyła. Nie spodziewałem się niczego takiego. Było cholernie interesująco. Jeśli kolejna misja będzie choć trochę wciągająca i satysfakcjonująca, to jestem gotowy - uśmiechnął się do niego. - Swoją drogą, zanim zapomnę. Czy mógłbyś wymazać niektóre elementy z naszych wspomnień? Mam na myśli te bardziej intymne. Jak na przykład świecące oczy Hana, kiedy robił mi dobrze - rzekł.
Jonas kiwnął głową.
- Mhm, przejrzę wasze nagrania w razie czego. A póki co… To chyba wszystko. Cieszę się, że misja nie skończyła się źle i że się dobrze czułeś. Moje gratulacje z przebycia swojej pierwszej misji Prasercie - powiedział, po czym wstał i wyciągnął do niego dłoń, by mogli je uścisnąć po męsku. W końcu to było nie lada szczęście, by wykonać zadanie tak sprawnie i bez żadnego uszczerbku.
- Dziękuję… to bardzo wiele dla mnie znaczy, słyszeć z twoich ust takie rzeczy - Privat uśmiechnął się promiennie do Jonasa i uścisnął jego dłoń. - Czuję się, jakbym wygrał Oscata albo Grammy, podczas gdy ja po prostu przeżyłem moją pierwszą misję - uśmiechnął się. - Było w niej kilka zabawnych momentów. Jak na przykład wtedy, kiedy Olimpia zemdlała, bo zobaczyła mnie nagiego całującego Alexieia - zaśmiał się. - Gdyby była facetem, to powiedziałbym, że cała krew wypłynęła z jej mózgu prosto w wiadome miejsce.
Jonas zaczął się śmiać i pokręcił głową. Po chwili puścił jego dłoń.
- No dobrze. Udajcie się do sali portali i pora do domu. Przyjdę wieczorem na naszą imprezę z okazji udanego rozwikłania zadania. Nina na pewno się ucieszy, że już wróciłeś - zauważył. Uśmiechnął się jeszcze i poklepał Praserta po ramieniu.
- Wszyscy się ucieszą. I będę cię oczekiwał. Mam ostatnio stałą ochotę na seks - uśmiechnął się do Jonasa. - Jesteśmy kompletnie skandaliczni. Pracownik z szefem? Kto słyszał o czymś takim?! - zaśmiał się. - Odkąd stałeś się członkiem Roju… czy zmieniły się twoje preferencje? Lubisz teraz nieco bardziej mężczyzn? - zapytał go.
Miał ochotę tej nocy wziąć każdą pojedynczą osobę mieszkającą pod jego dachem.
- Oczywiście, że zmieniły… Czy może tak właściwie… Ustabilizowały - wyjaśnił Holt. W jego spojrzeniu Prasert dostrzegł pożądanie.
- Chciałbym zauważyć, że sypiasz z trojgiem swoich szefów Prasercie Privatcie - zauważył Jonas i uśmiechnął się czarująco.
- Ty, Nina i Elsa. No rzeczywiście. Prawdziwa ze mnie biurwa - Tajlandczyk odparł. - Czego nie zrobię dla sukcesu i pięcia się w górę po szczeblach korporacyjnej drabiny - zaśmiał się. - I co masz na myśli poprzez stwierdzenie, że się ustabilizowały? Wcześniej były niestabilne? Jesteś dojrzałym mężczyzną, na pewno wiedziałeś już, co lubisz na tym etapie swojego życia.
- Raczej wiedziałem że chciałbym być z kobietami, ale co do mężczyzn nie miałem takiej pewności i nigdy nie próbowałem - wyjaśnił. Przesunał się i skradł Prasertowi pocałunek.
- Muszę to dokończyć… Idźcie już - polecił.
- Teraz wszedłeś w etap swojego życia, w którym możesz bardzo dużo próbować - Privat odpowiedział. - Choć taki przystojny mężczyzna pewnie zawsze miał dużo wyboru, choć niekoniecznie z niego korzystał. Dobra, jak na rozmowę z Koordynatorem po wykonanej misji, stanowczo zbyt dużo rozmawiamy o seksie - zażartował i ruszył w stronę wyjścia z pokoju. - Do zobaczenia potem, Jonasie - rzekł.
- Mmmm do zobaczenia w domu panowie - pożegnał Praserta, Hana i Alexieia.
- Fajnie, że o nas pamiętał - rzucił Alexiei przy wyjściu. Żartobliwie.

Udali się do sali portali. Przy panelu stała Arisa. Uśmiechnęła się do nich ciepło i nawet nie musieli jej mówić dokąd ma otworzyć im portal. Wystarczyło, że zauważyła ich zadowolone miny i spojrzenie Praserta, na które zarumieniła się lekko.
- Wyjście A3 - powiedziała do nich. Czekał ich już portal do domu…
- Dzisiaj szykuje się wielka celebracja życia, Ariso - powiedział do niej. - Nie może cię na niej zabraknąć - rzekł i uśmiechnął się do Azjatki. - Będą wszyscy. Wiesz, jaki obowiązuje dress code? - zapytał.
Japonka pokręciła głową i zerknęła na niego. Zerknęła na niego onieśmielona. Rozejrzała się też, czy w sali był jeszcze ktoś poza nimi.
Prasert nachylił się i zasłonił usta dłonią.
- Nagość - uśmiechnął się do niej, patrząc jej prosto w oczy. - Wydaje mi się, że w tym stroju jest ci szczególnie do twarzy - powiedział już głośniej, odsuwając się nieco.
Dziewczyna kompletnie zalała się ślicznym rumieńcem, który zawsze tak pięknie rozświetlał jej twarz, gdy udało mu się ją zawstydzić. Była delikatna jak kwiat wiśni, a jednocześnie miała upór i silną wolę.
- Przyjdę - obiecała.
- Idziesz? - rzucił Alexiei. Stali z Hanem przy portalu i czekali na niego.
- Tak - odpowiedział Prasert, obracając się do obu mężczyzn.
Ruszył w ich stronę w podskokach.
- Dream team! - krzyknął melodycznie.
Wystrzelił rękami w górę, żeby przybić piątkę zarówno z Hanem, jak i z Alexieiem.
- Dajcie mi trochę entuzjazmu! Nasz pierwsza wspólna misja - zaśmiał się uroczo.
Han uśmiechnął się. Przybił mu piątkę i za moment zrobił to również Rosjanin.
- No jasne! To było super. Prasert to urdzony detektyw! Tajski Sherlock Holmes - stwierdził Woronow.
- Nie aż tak tania podróbka ze mnie! - Privat roześmiał się.
- Zamawiam na dziś butelkę rumu z górnej półki! - rzucił Alexiei i pierwszy przeszedł przez portal. Han westchnął, rozbawiony. Poczekał jednak na Praserta, niczym gentleman.
- Wiem, co ja zamawiam na dzisiejszy wieczór - Privat uśmiechnął się zalotnie do Hana. - Albo kogo.
Następnie sam również przeszedł przez Portal. Nie mógł doczekać się powrotu do domu. Naprawdę mieli powód do świętowania i właśnie to zamierzał robić Prasert z całym Rojem. To pieczenie w żołądku, o którym mówił Alice, chwilowo zelżało. Poczuł się lekki, młody, pełen energii, szczęśliwy… Miał wszystko, czego mógł tylko zapragnąć. Pracował na to ciężko, jednak faktem było, że świat był dla niego szczególnie łaskawy. Prasert czuł się w tym momencie jego ulubieńcem.
- A to dopiero początek! - krzyknął, przechodząc przez Portal.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 13-09-2020, 00:01   #585
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację




[media]http://www.youtube.com/watch?v=mN7LW0Y00kE[/media]

Na stoliku leżał telefon. Zaczął wydzwaniać typowo świąteczną melodię. Był to apartament, którego salon był całkowicie biały. Za oknem powoli pruszył śnieg. Z jednego z pomieszczeń, przylegającego do salonu wyszła rudowłosa kobieta. Zerknęła na telefon z mieszanymi uczuciami. Alice obserwowała jak komórka wibrowała po stoliku. Za moment zerknęła w stronę drzwi prowadzących do łazienki.
Co najmniej jakby Abigail wiedziała, wyskoczyła z niej jeszcze przecierając dłonie ręcznikiem.
- Już już! - oznajmiła niemal przepraszająco i pospiesznie dopadła do komórki, którą pozostawiła tam tylko na kilka sekund. W końcu kto przypuszczał, że akurat w tym momencie ktoś zadzwoni.
- Prosiłam, żebyś zmieniła ten dzwonek… - powiedziała cicho Harper i po prostu opuściła pomieszczenie. Święta tego roku były dla niej najsmutniejszymi i najbardziej przykrymi. Choć otaczało ją grono ludzi, czuła się wyjątkowo wręcz samotna i przygnębiona. A do tego wszystkiego męczyły ją skoki nastrojów i wzmożony apetyt na dziwne rzeczy. Pewnie zniosłaby to spokojnie, gdyby nie nudności i tak spędzała drugi dzień tutaj, w Petersburgu. Weszła do sypialni, którą zajmowała. Tymczasem w tle słyszała połowę rozmowy. Abigail była Konsumentką o takim samym, długim stażu co Jennifer. Co znaczyło, że mogła na niej, jak i na blondynce, całkowicie polegać.
- Halo? Oh… Tak… Tak jak pisałam… Nie, bez zmian… - odpowiadała komuś, lekko zbyt podekscytowanym tonem. To zainteresowało Alice. Rudowłosa nie przypominała sobie, by Abigail szczebiotała w ten sposób do kogokolwiek. Ciemnowłosa chyba ruszyła się z salonu do swojej sypialni, ale dla jej słuchu dwa pomieszczenia to nie było coś nadzwyczajnie wymagającego.
- … Nie chcesz z nią zamienić słowa? - znów głos Abigail. Rudowłosa przełknęła ślinę i pokręciła głową, natychmiast przestając słuchać. No tak. Mogła tak rozmawiać z tylko jedną osobą. Tą, do której była irracjonalnie przywiązana, tak jak jej bracia do niej, po tym jak dała im moc konsumowania. W tym momencie rozmowa przestała ją interesować. Przewodząca Konsumentom nie chciała naruszać prywatnej sfery założyciela KK. Usiadła w fotelu. Był piąty stycznia, wieczór. Nazajutrz mieli przyjść do Kirilla na Boże Narodzenie, które zorganizował wraz z Kirą i reszta ich małej rodzinki. Z jakiegoś powodu to tylko bardziej ją pogrążało. Patrzenie na nich razem. Ukłucie nieprzyjemnego bólu w klatce piersiowej zmusiło ją do zamknięcia oczu. Wzięła trzy głębokie, spokojne wdechy, według zaleceń lekarza i uspokoiła się. Nie wolno jej się było stresować niepotrzebnie, hormony i tak dostarczały jej dość dużą dawkę ładunków stresowych, nie potrzeba jej było więcej. Skupiła się na śniegu, który pruszył na zewnątrz. Zaczęła wystukiwać coś palcami na podłokietniku. Thomas z Arthurem i Jenny poszli na zakupy. Przebywanie tu tylko z Abigail jakoś jej nie pomagało, ale kobieta chociaż wiedziała jak się nią opiekować. Była z zawodu akuszerką. A przynajmniej była, dopóki nie zajęła się pracą dla Kościoła.
Możliwe, że rudowłosa miała cichą nadzieję, że Dahl zechce z nią rozmawiać, ale zagłuszała tę myśl realizmem i założeniami, że może miał ważniejsze rzeczy na głowie. W końcu na święta dla całego świata wysłała mu jedynie wiadomość, na którą i tak odpisał nieco spóźniony, ale nie winiła go. Miał na głowie swoją tajną misję... Zerknęła na swój telefon. Nie dzwonił i nie oczekiwała, że to uczyni.

Telefon o dziwo zadzwonił, chociaż na wyświetlaczu niestety nie pojawiło się nazwisko Joakima. Dzwoniła Jennifer. Tymczasem do pokoju wróciła Abigail. Trzymała pod pachą laptopa. Szukała wzrokiem kontaktu, do którego mogłaby podpiąć ładowarkę. Nuciła pod nosem świąteczną melodię dzwonka. Alice przez chwilę zastanawiała, czy może celowo chce ją zirytować, ale Abigail najprawdopodobniej zapomniała, że tego roku Harper nie miała w sobie zbyt dużo świątecznego ducha. Chyba cieszyła się, że okres Bożego Narodzenia w tym roku przedłużył jej się o kilka dodatkowych dni. Miała dość niespotykany charakter wśród Konsumentów. Alice nie przychodziła do głowy druga równie optymistyczna osoba w szeregach organizacji. Może charakter kobiety był mocno zakorzeniony w jej mocy. Potrafiła przyjmować twarze innych osób i najwyraźniej dość mocno rozwinęło to w niej empatię. Harper czasami zastanawiała się, czy to oblicze, które Abigail nosiła na co dzień, było jej prawdziwym. Może tak naprawdę nie cieszyła się taką urodą. Miała bardzo gęste, czarne włosy opadające kłębami do ramion. Symetryczna, kobieca twarz z idealnym nosem i ustami, a jej oczy były przenikliwe, co dodatkowo podkreślał idealnie dobrany makijaż. Jedynie brwi wydawały się nieco zbyt wyraźnie zaznaczone, ale z drugiej strony dodawało jej to trochę charakteru i swoistego uroku.

Telefon nie przestawał dzwonić.
Harper zlitowała się i w końcu wstała, by wziąć go i odebrać.
- Halo? - zapytała stonowanym, wyjątkowo kontrastowym do nastroju Abigail tonem. Nie była w depresji, jednak nic nie mogło pokonać aury Konsumentki w salonie. Kontaktów było tam aż dwa, z czego jeden przy stole, przy którym jadali.
- Wszystko w porządku? - było chyba standardowym, drugim pytaniem po ‘Halo’, które od kilku miesięcy rudowłosa miała w zwyczaju zadawać. Wszyscy przywykli i wiedzieli, że robiła to z niepokoju, ale i z troski. Jeden z nawyków, których się nabawiła od czasu ‘M’, jak zaczęto pomysłowo nazywać jej wycieczkę rodzinną na Mauritius. Głównie dlatego, bo sama nazwa wyspy wywoływała u niej podniesienie ciśnienia.
W słuchawce rozległy się trzaski, a po chwili głos Jennifer.
- Alice? - zapytała, po czym bez chwili czekania kontynuowała wypowiedź. - Dzwonię tylko dlatego, bo nie wiem, czy będziesz miała coś przeciwko, jeśli kupię alkohol? Pamiętam, że nie byłaś zbyt zachwycona, kiedy zaproponowałam drinka Arthurowi, a sama też nie możesz, więc… - blondynka zawiesiła głos.
Tymczasem Abigail podłączyła komputer do kontaktu przy stole i usiadła po turecku na krześle. Czekała, aż system operacyjny włączy się, spoglądając na okno i padający śnieg. Nawet uśmiechnęła się lekko. Jej entuzjazm był wręcz dziecięcy. Alice przypomniała sobie, jak rankiem cieszyła się, kiedy ten zaczął padać. Nawet wystawiła twarz w ten sposób, aby jak najwięcej białego puchu napadało na nią. Niestety nie była w stanie zarazić Harper dobrym nastrojem. Swoją drogą… cudem było to, że Alice nie zdołała ją zgasić swoim własnym, dużo gorszym.
Kobieta milczała przez moment, po czym sama zerknęła w stronę okna i padającego śniegu.
- Możesz kupić, ale bez przesady. Nie chcę, żebyście się upili na umór, bo to Rosja… - właściwie był to żart, ale na początku było trochę trudno określić kiedy Harper rzucała takimi. choć miała też lepsze dni i wtedy zachowywała się całkowicie normalnie. Ten, choć się kończył, jednak do takich nie należał. Zwłaszcza, że zaczynało jej być powoli znów niedobrze.
- I kupcie mi… Wafelki waniliowe… - poprosiła.
- Potrzebujesz coś jeszcze? Oprócz tych wafelków? W ogóle mamy kupić jakieś prezenty? Czy już zajęłaś się tym w domu? - Jenny pytała. Tak właściwie nie rozmawiały wcześniej na ten temat. - W ogóle będzie wręczanie ich, czy nie ma czegoś takiego w planach? Ciężko kupować je ludziom, których prawie w ogóle nie znasz - mruknęła pod nosem. Alice usłyszała jakieś poruszenie w tle i męski głos. Brat śpiewaczki mówił po angielsku, ale ciężko było stwierdzić, który dokładnie. - Tak, i jeszcze słodycze. Alice chce jakieś wafelki waniliowe, idź po nie. Ja idę na alkohole - mruknęła i rozległa się chwila ciszy. - Mówiłyśmy o prezentach… - Jenny znów mówiła do Harper.
Rudowłosa zastanawiała się chwilę.
- Cóż, mam już zakupione jakieś drobiazgi dla nich, ale zawsze możecie kupić coś dla Mishy, bo w końcu to najmłodszy dżentelmen. A gospodarzom coś symbolicznego… Tylko może nie flaszkę alkoholu. W sumie, jakąś ozdobę, albo nawet roślinkę świąteczną… To będzie pasowało - wyjaśniła co myśli na ten temat.
- Wafelki i colę… I frytki… - dodała jeszcze. Zmarszczyła brwi.
- Długo was nie będzie? - zapytała jeszcze, oceniając jak się czuje i w ogóle czy wytrzyma jeszcze pół godziny, czy też godzinę bez zwracania, albo pogryzienia Abigail z niewyjaśnionych, nielogicznych powodów. Z tym drugim, tak jak z pierwszym trudno jej było walczyć.
- A te frytki to jak zrobisz? Mamy w kuchni piekarnik? Bo może są takie do piekarnika. Tyle że tu wszystkie napisy są… no cóż, po rosyjsku i jedynie posiłkujemy się obrazkami...
- To popcorn, taki gotowy - wtrąciła Alice.
- Dobra. Poszukam, czy będzie. Ogólnie strasznie dużo jest ludzi w około. Nie jestem osobą, która robi wielkie plany i zawsze jest przygotowana na wszystko, ale nie robiłabym zakupów na ostatnią chwilę… Dlatego nie wiem, kiedy dokładnie wrócimy, bo kolejki są pełne. Po trzydzieści osób na kasę. A wszystkie otwarte - Jenny warknęła. Bez wątpienia stanie w kolejce kłóciło się z jej temperamentem. - A Abby potrzebuje coś? Prosiła mnie, żebym kupiła jej kosmetyki, ale tutaj nie ma rzeczy, których ona chciała… Zupełnie inne firmy.
Alice zerknęła w stronę salonu i stołu, przy którym usiadła Abigail.
- Nie wiem, ale podam ci ją, to się dowiesz… - powiedziała, po czym ruszyła w stronę salonu.
- Ja chyba idę do łazienki… - zabrzmiała niewyraźnie. Podeszła do czarnowłosej, po czym wyciągnęła do niej rękę z telefonem.
- Jenny - powiedziała krótko i podała słuchawkę konsumentce. Sama ściągnęła gumkę do włosów z nadgarstka i zebrała je w koński ogon. Poszła zająć łazienkę. To już było jak zasada. Jej żołądek dyktował reguły. Najpierw wymiotowała, a potem, żeby rozluźnić napięcie ciała, brała prysznic, który łagodził wszelki ból, dużo lepiej niż tabletki. Wolała się nimi nie faszerować, za radą Abby. Chwilę to więc trwało. Nie zamykała też drzwi, w razie gdyby kobieta potrzebowała szybkiej porady w jakiejś kwestii, albo gdyby sama na przykład zasłabła. Myślała o wszystkich tych drobnych rzeczach i pewnie właśnie dlatego nie miała czasu na pogrążenie w mroku.
W jej przypadku pewnego rodzaju rutyna była wręcz wskazana. Wyszła z łazienki po dwudziestu minutach, odświeżona, choć blada jak ściana. Potrzebowała soku.
Słyszała głos swojej towarzyszki. Jako że był ściszony, to rzecz jasna dodatkowo się zainteresowała.
- ...nie, ciągle jest w złym nastroju… próbuję ją rozweselić, ale wydaje mi się, że tylko ją irytuję… chyba poszła wymiotować, w sumie nie dziwię się… nie, nie spała. Tak, mam ją na oku. I pamiętaj o tym korektorze.
Alice weszła z korytarzu do salonu i ruszyła w stronę kuchni. Wyjęła szklankę i nalała sobie słodkiego napoju z kartonika. Czasem miała wrażenie, że to bogowie stworzyli sok pomarańczowy, a nie ludzie… Słuchała dalej rozmowy Abigail, choć przestała się aż tak przysłuchiwać. To był nieprzyjemny nawyk, którego też się nabawiła, podejrzewanie, że osoby wokół niej tak naprawdę są zdrajcami. Wierzyła tylko bardzo małej, zaufanej grupie, ale i tak miała odruchy, których nie umiała się wyzbyć. To tylko dodatkowo ją wkurzało, a dziś prawie psuło smak soku. Wypiła szklankę, zjadła ciastko czekoladowe i ruszyła do swojej sypialni.
- Nie masz komórki? - usłyszała cichnący głos Abby. - Przecież możesz przetłumaczyć sobie “korektor” na rosyjski… Chyba w ustawieniach zmienia się klawiaturę.

Alice odpaliła laptopa. Uznała, że wypada zająć się obowiązkami. Sprawdzała pocztę kilka godzin temu, ale od tego czasu nie przybyło zbyt dużo nowych wiadomości. Od wielu miesięcy zajmowała się problemami, które wynikły z powodu śmierci Abascala. Kiedy żył, Alice nie miała pojęcia, że praca Kościoła aż tak bardzo opierała się na nim. Co gorsze, zabrał z sobą do grobu wiele informacji, których nigdzie nie zapisywał. A jak już, to śpiewaczka nie miała pojęcia, w jakim miejscu. Znał ludzi, z którymi należało rozmawiać, numery, na jakie należało zadzwonić, firmy, z których usług Konsumenci korzystali… Śmierć Terrence’a była drugim, ogromnym ciosem. Organizacja stała na dwóch nogach i obie padły. Joakim był głową i sercem, ale teraz musiała wykonywać nie tylko jego zadanie, ale również Abascala i de Trafforda. Tego było tak bardzo dużo, a dodatkowo przecież była w ciąży i czuła się fatalnie przez większość czasu. Inna sprawą, na którą do tej pory nie znalazła rozwiązania, było samoistne rozwiązanie Szakali. Nie mogli zmieniać postaci, bo maski od Abascala utraciły swoją moc po jego śmierci. Nie z dnia na dzień, był to stopniowy proces i dwa tygodnie temu dobiegł końca. Alice nie tylko miała całą grupę prawie bezużytecznych ludzi, ale straciła ogromny trzon siły bojowej kościoła. Mogła z nich zrobić standardowych żołnierzy, jednak to już nie było to samo.
Kiedy tak patrzyła na aplikację poczty, w międzyczasie pojawiła się nowa wiadomość. Nadawcą był jej niegdysiejszy Koordynator, Conrad Egelman.
Zapadła się w pesymistycznych myślach i pojawienie się wiadomości na ekranie uratowało jej nastrój. Przynajmniej tak pomyślała w pierwszej chwili. Potrząsnęła głową i odgięła się na krześle, biorąc wdech. Minęło kilka miesięcy i nauczyła się panować nad tą machiną, którą było KK, jednak kosztowało ją to wiele wysiłku psychicznego i pewnie dlatego większość czasu była w takim, a nie innym nastroju. Obecność Abigail na swój sposób łagodziła to, bo mimo że kobieta była irytująca dla jej emocji, to jednak kotwiczyła i równoważyła ją.
Alice otworzyła wiadomość od Egelmana, mając nadzieję, że to miłe życzenia świąteczne.
Wnet zaczęła czytać linijki tekstu.

Cytat:
Dzień dobry! Nie pracuję już w IBPI, odkąd moja przynależność do Kościoła została odkryta, jednak wciąż posiadam pewne zasoby informacji sprzed kilku miesięcy. Wtedy też Oculus wykrył zjawisko w Operze w Sydney, które zostało potem zbadane i zidentyfikowano powód dziwnych wydarzeń - stały za nimi ostatnie skrzypce Stradivariusa, które zbudowal tuż przed swoją śmiercią. Samo Paranormalium niestety wymknęło się detektywom i zostało wywiezione do Stanów Zjednoczonych, jednak wtedy wszelki ślad się urwał. To bardzo potężny artefakt. Gra na nim potrafi zahipnotyzować całą widownię, choć same skrzypce są również śmiertelnie niebezpieczne dla grającego. Uzależniają tak bardzo, że niejednokrotnie osoba nie mogła przestać grać i w ten sposób umierała. Zazwyczaj znajdowane je leżące na podłodze w kałuży własnego moczu i ściskające mocno instrument. Według ustaleń naszych Badaczy… to znaczy Badaczy IBPI, najprawdopodobniej właśnie te skrzypce były przyczyną śmierci samego Antoniego Stradivariego. Choć nie jest to pewne, gdyż mężczyzna zdołał dożyć wieku dziewięćdziesięciu trzech lat i mógł zginąć jak najbardziej z powodów naturalnych. Jednakże, przechodząc do meritum… tak się składa, że prywatnie interesuję się muzyką klasyczną i często oglądam nagrania najróżniejszych oper z całego świata. Na jednym z nich czystym przypadkiem dostrzegłem kobietę, która wywiozła skrzypce z Sydney. Miało to miejsce tydzień temu w Teatrze Maryjskim w Sankt Petersburgu. Czy powinienem wysłać jakichś Konsumentów w celu przechwycenia artefaktu? Sprawa jest o tyle kusząca, że IBPI o niczym nie wie - zakładając, że w ich szeregach nie ma takiego miłośnika muzyki klasycznej, jak ja. W dodatku skrzypce są szczególnie wartościowym obiektem.
Ironiczne było to, że Egelman nie wiedział, gdzie obecnie przebywała Alice. Śpiewaczka jeszcze nie ufała mu wystarczająco. Choć było to bardzo kuszące, bo mężczyzna był utalentowany i miał za sobą długi staż na stanowisku Koordynatora. W Kościele pełnił podobną rolę, a Alice zastanawiała się, czy nie przydzielić mu nieco więcej własnych obowiązków. Wydawało się, że Conrad byłby w stanie je udźwignąć. Tyle że… czy mogła zrobić filar organizacji z człowieka, który przez tak wiele lat kłamał, oszukiwał i szpiegował? Rzecz jasna dla Kościoła, ale mimo wszystko posiadał cechy charakteru, przez które Alice wahała się. Być może był podwójnym agentem. Skąd mogła to wiedzieć.
Dlatego i zapewne tylko dlatego, uznała już jakiś czas temu, że Egelman był takim ‘lisem’ Kościoła. Wartościowym, inteligentnym, posiadającym odpowiednie umiejętności i wartym by mieć go w pobliżu, ale nie chciała przywiązywać go do filaru, bo to byłoby zbyt niestabilne. Traktowała go natomiast z należytym uznaniem i konsultowała z nim część spraw. Zlecała mu także kontrolę części Konsumentów, ze względu na doświadczenie w wykonywaniu podobnego zadania z pozycji koordynatora.
- Abby, rozmawiasz jeszcze z Jenny? - zawołała do salonu.
- Nie! - kobieta odkrzyknęła. - A co? - zapytała.
 
Ombrose jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172