|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
05-03-2019, 20:55 | #11 |
Reputacja: 1 | Poniedziałek rano. Po szóstej. Komenda policji w Henrykowie. Poniedziałek rano. Chwilka po ósmej. Gdzieś pod domem Majki, około południa.
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est Ostatnio edytowane przez Asmodian : 06-03-2019 o 11:59. |
06-03-2019, 06:59 | #12 | |||||||||||||||||||
Reputacja: 1 | Obudził się wcześnie, wcześniej niż zwykle. Obudził, a właściwie został wyrwany ze snu. Był spocony, a jego serce biło szybciej. Przez niezasuniętą do końca roletę do pokoju dostawały się pierwsze promienie słońca. Leżał przez chwilę nieruchomo myśląc o tym, co sprawiło, że się obudził. Ten dziwny sen. Sen, czy może wspomnienie? Tak – po chwili nabrał pewności, że to nie wymysł jego wyobraźni, ale wspomnienie czegoś, co wydarzyło się sobotniego wieczoru… I wtedy dotarło do niego coś jeszcze. Coś znacznie straszniejszego, co całkowicie go zmroziło. Wczorajszy dzień spędził najpierw u Baśki, a potem w zaciszu swojego mieszkania, skupiony nad danymi z jej telefonu. Zupełnie zapomniał o otaczającym go świecie. A na chwilę nawet o Majce. Położył się dosyć szybko, ale około północy obudziła go wiadomość. Teraz, chodź widział to jak przez mgłę, przypominał sobie budzącą go wibrację telefonu, to jak przez sen zerknął na powiadomienie i zmęczony całym dniem ponownie zasnął. Drżącą ręką sięgnął po telefon, bojąc się spojrzeć na wyświetlacz. Miał nadzieję, że pamięć znów płata mu jakiegoś figla i był to tylko koszmar. Niestety… Cytat:
Wstał i niczym zoombie podszedł do komputera. Z ostatkiem nadziei odpalał przeglądarkę i wpisywał adres henrykowo24.pl. Cytat:
Cytat:
Wyłączył przeglądarkę i wrócił na łóżko. Nie wiedział co z sobą zrobić. Położył się wpatrując się w sufit. Czas płynął, a on leżał w bezruchu. Dokładnie tak, jak kilka lat temu, gdy dowiedział się o śmierci ojca. Chociaż teraz czuł się chyba jednak znacznie gorzej. Nagle wszystko wokół się załamało, pękło jak mydlana bańka. W międzyczasie ktoś pukał do drzwi, jego telefon dzwonił kilkakrotnie, ale on nawet nie drgnął. Czas płynął, a on dalej leżał. Myśli kotłowały się w nim – od chęci samobójstwa, przez wspomnienia Majki, do chęci dorwania tego, kto jej to zrobił. Nie wiedział ile czasu minęło gdy w końcu zebrał siły by wstać. To ostatnia myśli zdobyła przewagę nad pozostałymi. Zmobilizował się, zebrał resztki energii, aby coś zrobić, zacząć działać, spróbować poznać prawdę. Poczuł, że to ostatnia rzecz, którą może jeszcze dla niej zrobić. I ta myśl dodała mu nieco otuchy. Zaczął od odpisania Pawłowi – jak zwykle nie był zbyt wylewny, ale widział, że Pawłowi to wystarczy – znał go wystarczająco dobrze: Cytat:
Teraz trudniejsza sprawa… 7 nieodebranych połączyć od Baśki. Ok… kolejna szansa na wyciągnięcia z niej jakichś informacji. Tym razem zdecydował się napisać: Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat: Spojrzał na zegarek i szybko włączył aplikację w swoim telefonie: Cytat:
Ponownie stłumił emocje... Mają jej telefon... Tyle razy tłukł jej do głowy, że nie może wszystkiego odrazu wysyłać do chmury, bo to najlepszy sposób na przejęcie jej danych, jej prywatnych zdjęć. W końcu głośna sprawa amerykańskich modelek i ich nagich fotek, które wyciekły do netu przekonały ją. Tym samym teraz miał ograniczone możliwości zdobycia tych danych. Na szczęście policja już je odczytała. Ech... musiała znowu ustawić kod odblokowujący na swoją datę urodzin. Inaczej byłoby niemożliwe, aby policja w Polsce tak szybko złamała zabezpieczenie iPhone'a. Niestety, a może w tym przypadku stety, niezawsze słuchała jego rad. Właśnie! – czym było to o czym mu wtedy nie powiedziała? Co zrobił on, że ją zawiódł? Czy chodziło tylko o komputer, czy o coś więcej? Ten dziwny licznik na ekranie... Wyglądał jak typowa blokada i próba wyłudzenia okupu, za odblokowanie urządzenia. Czy ktoś ją zatem szantażował? A jeśli tak, to czy to ta sama osoba, która później ją zabiła? Na razie nie mógł sobie przypomnieć nic więcej z tamtej dziwnej rozmowy... Dobra, czas się skupić – zganił się w myślach, że zmarnował już tyle czasu na rozmyślania, które niewiele mu dały. Wrócił do jej telefonu. Internetowe włamanie do policji może nie byłoby trudne, ale na pewno pracochłonne. Poza tym istniało duże prawdopodobieństwo, że znów tylko zmarnuje czas, bo tu w Henrykowie z dużym prawdopodobieństwem komisariat nie był zbyt zinformatyzowany. Na szczęście miał lepszy pomysł. Zawsze wiedział, że jakkolwiek silne zabezpieczenia by nie były, to najsłabszym ogniwem i tak pozostanie człowiek. Do tego niejednokrotnie historia pokazała, że tam gdzie nie można się dostać za pomocą komputera, pomoże odpowiednio zmanipulowana osoba. Adrenalina na myśl o tym, co zaraz zrobi, pobudziła go jeszcze bardziej. Tak... tego potrzebował. To uczucie, które znał tak dobrze z przeszłości. Musiał się jednak dobrze przygotować. Zaczął od prysznica – to było najlepsze do pobudzenia umysłu. Z kubkiem kawy mógł powrócić do zdjęć na henrykowo24 i przyjrzeć się im dokładnie jeszcze raz. Na jednym z nich rozpoznał Zbyszka – pamiętał go jako chłopaczka ze szkoły, który zawsze przechwalał się, że ojciec jest policjantem i widać sam poszedł w jego ślady. Był młody więc nie mógł jeszcze zajść zbyt wysoko. Nadawał się idealnie. Upewnił się, że korzysta z trybu incognito a VPN łączy się przez kilka krajów. Internet działał wtedy niesamowicie wolno, ale łączenie się przez Panamę, Azerbejdżan, Cypr i Serbię dawało 100% pewność prywatności. Następnie sprawdził stopnie policji, trochę nazwisk z Komendy Głównej, potem trochę policyjnego żargonu, chociaż wyglądało, że wystarczy poprzeklinać, aby brzmieć wiarygodnie. Nie lubił przeklinać i prawie tego nie robił – to zawsze ujawniało emocje, a tego nie lubiał, nie chciał. Wypowiedział kilka zdań, aby poćwiczyć ton głosu. Na koniec przygotował skrzynkę e-mail, zakupił za bitcoiny trochę kredytów w usłudze VoIP pozwalającej wykonać anonimowe połączenie z jednego z wielu dostępnych numerów telefonów i przetestował narzędzie modyfikujące głos. Był gotowy. Serce waliło z podniecenia, gdy wybierał numer. Beep... beep... beep... — Komenda Policji w Henrykowie, słucham? — zabrzmiał głos w słuchawce. Wziął głęboki oddech i odpowiedział: — Komenda Główna, proszę o połączenie z posterunkowym Zbigniewem Piekarskim — chwila milczenia i konsternacji w słuchawce, chociaż trwała może 2 sekundy, ciągnęła się dla niego w nieskończoność — Oczywiście, łączę — odetchnął. Pierwsza bariera przełamana. Zgodnie z przypuszczeniami, powołanie się na „główną” otwierało wiele drzwi, bez zbędnych pytań. Czas na właściwą rozmowę. — Zbyszek Piekarski, słucham — odezwał się energiczny, żywiołowy głos, a Bartek już wiedział, że Zbyszka wybrał idealnie. — Starszy aspirant Adam Jabłoński, Komenda Główna, wydział do spraw cyberprzestępczości. Dzwonię w sprawie Majki Skowron. Pracujesz nad jej sprawą. Zgadza się? — Tak jest, ale osobą odpowiedzialną jest starszy aspirant Kamil Szmidt — „starszy aspirant Kamil Szmidt” – powtórzył w myślach, aby zapamiętać. Nazwiska zawsze się przydawały. — Tak wiem — skłamał. — Ale skierowane mnie do Ciebie. Ponoć macie już dane z telefonu denatki. — Danymi zajmują się aspirant z tą Karoliną — „Kamil Szmidt i Karolina” – powtórzył ponownie w myślach — co ją nam dosłaliście — wyrzucił z siebie z prędkością karabinu maszynowego, a potem dodał zanim się zastanowił: — Szef był nieźle wkurzony — tak, młody policjant był idealny; uśmiechnął się, ale zaraz skupił się, by zmienić ton głosu: — Kurwa… w radiu już trąbią, że policja ma dane z telefonu, a do nas ciągle nic nie dotarło! — brzmiał na wyraźnie zdenerwowanego — Jeszcze tego brakuje, żeby zaraz wyciekło jakieś zdjęcie sztywnej — z nazwaniem tak Majki miał najwięcej problemów, ale wcześniej przećwiczył to wielokrotnie. — Słuchaj, skierowali mnie do Ciebie, bo ponoć najlepiej ogarniasz komputer i te sprawy, a ja nie mam siły i czasu tłumaczyć komukolwiek jak przesłać do nas dane. Słyszałeś o RODO? — „RODO” – słowo klucz, na które wszyscy drżeli. Kontynuował nie czekając na odpowiedź: — Jak zaraz nie będziemy mieli tych danych i ich nie sprawdzimy pod kątem prywatności, a coś wycieknie, to Unia nam takie kary dopierdoli, że się nie pozbieramy. Dane powinny do nas trafić, zaraz jak je otrzymaliście od technicznych. Komisarz już jest nieźle wkurwiony i jak ich zaraz nie będę miał to nas obu powiesi za jaja — był zadowolony z płynnie wypowiedzianych zdań i tonu swojego głosu. Czekał na reakcję... — Kurde… — Zbyszek był wyraźnie zmartwiony sytuacją kolegi. A może i kolegi, i swoją? — Adam — zastanowił się, czy skarcić młodego za nieużycia jego stopnia, ale darował sobie — ja bym ci pomógł, nas też RODO wkurwia, ale nie mam jak. Szmidt wszystko przejął. Wasza specjalistka mu oddała. Może ona to przeglądała? Ja nic nie widziałem, Szmidt mnie traktuje jak chłopaka na posyłki, w końcu jest SZARSZYM asp… - wyhamował tok swojej wypowiedzi, bo przypomniał sobie, z kim rozmawia... — No — zakończył. To komplikowało sprawę, ale młodziak na szczęście dał mu punkt zaczepienia: — Znam takich jak on. Dobra, jak zaczniemy to załatwiać z tym całym Szmidtem, to minie w najlepszym wypadku kolejny dzień. Pewnie sprawa jeszcze będzie musiała przejść przez Twojego komendanta, który każe wypełniać jakieś papiery i stracimy tylko czas. Słuchaj, pogadaj z Karoliną – na pewno ma kopię, albo zagada jeszcze raz do technicznych. W razie czego powołaj się na mnie, i powiedz, że musimy mieć to jak najszybciej w głównej. Tylko czekaj… — zamyślił się na moment — jak puścimy to oficjalną drogą, to góra zaraz dowie się, że nie wysłałeś tego od razu. A dobrze wiesz, że jak wewnętrzni się tym zajmą, to Szmidt pewnie i tak zwali całą winę na Ciebie i będziesz miał przejebane. Wyślij to na mojego maila: adamjablonski@gmail.com, a ja to jakoś przepchnę, żeby wyglądało, że wysłałeś to do nas zaraz jak dostaliście dostęp do danych. A kiedyś jak będziesz w Warszawie to postawisz mi piwo, żeby się odwdzięczyć — zmienił ton głosu na bardziej przyjazny — Liczę na Ciebie, bo inaczej obaj będziemy mieli problemy. Na pewno coś wymyślisz, powodzenia! — nie czekając na odpowiedź rozłączył się. Haczyk został zarzucony. Nie mógł zrobić nic więcej, więc najlepiej było pozostawić młodego policjanta z samym sobą, żeby nie miał czasu na wykręcanie się lub dopytywanie. Oparł się wygodnie w fotelu, zadowolony z rozmowy. Teraz pozostało czekać, czy na nowo utworzonej skrzynce pojawi się wiadomość. Adrenalina jeszcze nie opadła, gdy zawibrował jego telefon. Spojrzał na ekran: Cytat:
Cytat:
Ostatnio edytowane przez Oriddamri : 06-03-2019 o 13:02. | |||||||||||||||||||
14-03-2019, 22:56 | #13 |
Reputacja: 1 | Dr Kot przedstawiła raport z autopsji Na forum portalu Henryków Now! znów huczało – wydawać by się mogło nawet, że ktoś umiejętnie podtrzymuje emocje. Wrzucano kilka memów z księdzem Marcinem w roli głównej, w tym jeden wybitnie pornograficzny okraszony napisem „Gdy tylko wspomnę Maję, to staje mi, oj staje” . Ale pojawiły się też nowe tematy: fotka umięśnionej sylwetki chłopaka, na tle rezydencji Majki S. Chłopak wieczorkiem, za nim księżyc, na tle bramy wejściowej do rezydencji Majki. Trzymał łopatę, w taki sposób, by jej ciężar równomiernie wyrównywał się na jego ręce. Dalej kolejna fotka: ta sama sylwetka, ten sam szpadel, tak samo równomiernie rozłożony, tym razem był poranek. Twarz postaci była wypikselowana. Pod spodem był wpis: Znacie gostka? Ja znam. To on zajebał SweetFj. Następnym razem wrzucę fotę z twarzą. Pojawiło się też zdjęcie seksownej laski w samej bieliźnie wykonane wyraźnie przez okno, na co wskazywał kawałek futryny ujęty na focie. Twarz kobiety pozostawała w cieniu, natomiast wszelkie inne walory osłonięte cienką bielizną były dokładnie widoczne. Kobieta stała bokiem, obok niej widać było niewyraźną sylwetkę mężczyzny. Trzymał dłoń na wysokości twarzy kobiety, trudno było określić, czy gest jest pieszczotliwy, czy agresywny. Szybko przybywało komentarzy Ruchałbym. Czy to rezydencja SweetFi? Wszedłbym w nią jak gorący nóż w masło. Co ten gostek jej robi? Komenda policji w Henrykowie - odprawa Karolina wbiła na odprawę, jak zwykle lekko spóźniona. - Mam wstępny raport patolog – pomachała zszytymi kartkami. – Dr Kot prosiła, żeby przekazać szczegóły i przeprasza, że może być dopiero jutro, dziś ma sprawy rodzinne…. - Przeglądałam już, streszczę najważniejsze. Zaczęła czytać: „Kobieta, 29 lat, wzrost 158 cm, waga 48 kg. /.../ Implanty piersi, ślady po liposukcji. /.../ Płytkie, świeże rozcięcie na lewym łuku brwiowym, dł. ok 2 cm. Świeże złamanie kości nosa, bez zniekształcenia narządu, bez upośledzenia jego drożności./.../Ślady odbytego waginalnego stosunku płciowego, otarcia na wejściu do pochwy, pęknięcia śluzówki. „ Podniosła wzrok i dodała: tu jest ręczny dopisek: ostry seks/gwałt/przedmiot? „Brak śladów nasienia. /.../ Zmiany w narządach wewnętrznych: obrzęk mózgu, przekrwienie opony pajęczej, poszerzenie jam serca, skrzepy, stan zapalny drogach oddechowych i jelitach. /.../ Bezpośrednia przyczyna zgonu: ostra niewydolność krążenia, prawdopodobnie spowodowana uszkodzeniem ośrodków krążenia i oddychania. /…/ W toku badań toksykologicznych ujawniono obecność alkaloidów z grupy taksyn, dokładnie: taksyny B i izotaksyny B /…/ Odłożyła kartki. - Przejrzałam też jej media społecznościowe – Karolina odwróciła laptop w stronę Komendanta, a on spojrzał na urządzenie z odrazą. - Szłam kluczem miejsca zamieszkania – kontynuowała dziewczyna. – ma kilkoro znajomych z Henrykowa, w odpowiednimi wieku. Ci wydają się być obiecujący: Łukasz Marszałek, ma tutaj studio fitness, na fb jest sporo pozowanych selfie Majki na bieżni z nim w tle. - Był wieczorem pod domem ofiary – dorzucił Zbyszek i pokazał zdjęcie. - I Bartosz Pawłowski – wygląda na to, że odpowiadał za obsługę jej stron w Internecie. - Bartosz Pawłowski? Czyżby syn Staszka? – zastanowił się Komendant. – Zmarło mu się parę lat temu… Ale pamiętam tego chudego szczyla w okularkach. Wyjechał. Nie wiedziałem, że znów tu mieszka – spojrzał z wyrzutem na Staszic, jakby to była jej wina. Komendant Grybucha długo oglądał też dostarczone mu przez aspiranta Szmidta zdjęcia. Nie były najlepszej jakości – wyglądało na to, że IPhonem posługiwało się dziecko, nie raczej jakaś starsza osoba – dziś przecież dzieci umiały już klikać, zanim nauczyły się chodzić. Zadęcia były nieostre, rozmazane – jakby fotografujący machał ręką, do tego dochodziło słabe oświetlenie. Podobno dla IPhone słabe światło nie powinno być problemem, ale tu najwyraźniej było. - Sama młodzież… - potrząsnął głową z niezadowoleniem. – Ty powinieneś ich znać, albo raczej nawet Zbyszek. Zbyszek wyprężył się, jakby wywołany do odpowiedzi. - E.. panie Komendancie.. tak sprawa jest. Bo w sumie nie wiem… - No – Grybucha zachęcił młodego. - Dzwonił do mnie starszy aspirant Adam Jabłoński, z Komendy Głównej, z wydziału do spraw cyberprzestępczości. Chciał, żeby mu podesłać te foty… no tak, nieoficjalnie po przyjacielsku. - No? – zadziwiające, ile emocji można oddać jednym „no”. Teraz było wyraźnie słuchać mroźne zaciekawienie. - No i zapomniałem jego maila. – Zbyszek był już czerwony po same uszy. – Więc sprawdziłem na stronie komendy głównej i na tamten mail napisałem, czy to na ten mail mogę słać, czy mi poda tamten. No więc napisał… w skrócie napisał, że to chyba pomyłka. - Masz więcej szczęścia niż rozumu – zawyrokował Komendant - Młody jesteś , więc do aktów tego nie wpiszę. A powinienem. Karolina dodała: – Posprawdzam te maile, nagrania rozmowy… może coś z tego wyjdzie. Lucja Lucja spała spokojnie, zadziwiająco spokojnie jak na okoliczności, oraz ilość pizzy z boczkiem, którą objadła się na noc. Rozważała nawet, czy nie popić jej czymś ułatwiającym trawienie, ale uznała, że to przeginka. Wstała całkiem wypoczęta. Pod oknem usłyszała jakieś poruszenie, ludzie zbierali się i coś komentowali. Wyjrzała. Pokazywali sobie coś na ścianie pod jej oknem, na części twarzy było rozbawienie, na innych - oburzenie. Wychyliła się, ale nic nie zobaczyła. Ktoś za to zobaczył ją, ktoś wskazał ja palcem, ktoś inny gwizdnął przeciągle. Ubrała się szybko i zeszła na dół - teraz napis namazany sprejem pod jej oknem ukazał się w pełnej okazałości: Lucja tu Twój Księciunio. Kocham Cię. Zatrzęsło nią z oburzenia, ale nie miała czasu na zamazywanie napisu, spieszyła się do remizy. Kiedy weszła, miała wrażenie że wszyscy gapią się na nią. Może serio się gapili? A może to było tylko złudzenie? - Ktoś na ciebie czeka – szef posterunku Marek Sikorski popatrzyła na nią z obawa i troską. Wskazał drzwi swojej kanciapy , nazywanej szumnie „biurem” – W co ty się wplatałaś, dziecko? Chcesz pogadać, czy raczej… - wykonał nieokreślony ruch ręką i dokończył cicho: - Powiedzieć, że wzięłaś dzień urlopu? I co teraz? Szmidt Mirek twierdził, że żadnych ingerencji w IPhonea nie było. - Wiesz, on był używany tylko jako aparat. Nie miał hasła ani żadnych kontaktów, nic. Jakby ktoś go wyciągnął z pudełka, cyknął zdjęcia, nagrał film. Jedno jest dziwne – żeby zrobić takie złe zdjęcia tym modelem, trzeba się bardzo postarać. Nie wiem, ale tak to wygląda, jakby ktoś specjalnie nim machał. Może był naćpany? A może nie chciał, żeby było widać, kto jest na zdjęciach? Wiesz, takie pseudo-artystyczne sranie w banie. Performens. Komenda Policji w Henrykowie, odprawa cd. - Kojarzę chyba tą – Komisarz pochylił się z dużą, filatelistyczną lupą nad jednym ze zdjęć. Wskazał blondynkę w ciemnej sukience. – Na obchodach dnia strażaka ją spotkaliśmy.. tylko jedna dziewczyna była, wręczała kwiaty, czy coś… nie, taka mała z warkoczykami wręczała, wnuczka Stacha, a ta zjeżdżała po rurze i oprowadzała. Łucja. Łucja z Lammermooru – zanucił coś, czego Kamil nie rozpoznał. - Łucja jakaśtam. Z remizy. Podjedziesz tam. Kamil skinął głową. - Tylko tyle? – Grybucha rzucił na biurko wydrukowane zdjęcia i popatrzył na aspiranta. – Słyszałem, że był też film. Przynieś pada i pokaż – Komisarz był miłośnikiem oryginalnego Star Treka. Nigdy nie przekonał się do słowa „tablet”. Wbił spojrzenie w Kamila. Ks. Marcin Frygiel Spał niespokojnie, alkohol krążył w żyłach. Wspomnienie nakładały się na siebie i mieszały: klęcząca przed nim Majka, groźne oblicze księdza proboszcza, wredne oczka Igora, ręka mężczyzny zderzająca się z twarzą kobiety… Rzucił się nerwowo w pościeli. Tym razem nie obudził się jak zwykle 15 po 5. Obudziło go walenie w drzwi. - Otwieraj ! Otwieraj natychmiast! Zdziwił się, nigdy nie zamykał drzwi do swojego pokoju. Sądził nawet, że nie ma do nich klucza. Ale był – tkwił w zamku od środka. Bół rozsadzał mu głowę a kwaśny zapach lekko przetrawionego alkoholu wypełniał pomieszczenie. Otworzy? Łukasz Noc u Grześka przebiegła spokojnie. Ponieważ obaj promowali zdrowy styl życia, to nawet piwa nie obalili. Spali spokojnie jak dwa – elegancko wyrzeźbione – niemowlaki. Żadnemu nic się nie śniło. Rano Łukasz pożegnał się z kolegą i udał do swojego klubu. W skrzynce nie było listu, który zostawił dla szantażysty. Zamiast tego znalazł wydrukowane na kartce: luknij lukas na forum Henryków Now! Więc luknął. Znalazł swoja fotę a pod nią sporo wpisów: Morderca! Znam tego złamasa, więc on nie zna dnia ani godziny. Dawaj mordę mordercy!! Nie wyglądało to dobrze. Postanowił wrócić do domu, gorączkowo zastanawiając się, jak wybrnąć z sytuacji. Iść na policję? Co powie? Zapłacić? Nawet jakby tyle skołował, to jak zapłacić? A ja będą chcieli więcej? Czytał o szantażystach, wielu znanym sportowcem to się przytrafiało. A z drugiej strony: jeśli serio ktoś uzna, że to on, i będzie chciał mu przypierdzielić? Jednemu, czy dwu da radę bez problemu, ale jak będzie ich więcej? Przetrącą mu coś, wypadnie z obiegu…, tylu sportowcom kontuzje niszczyły karierę… I jeszcze ta nocna wizyta…. Nie było dobrze. Do jego bloku nie było już daleko, kiedy zauważył wielki napis na murze./ Był pewien, że wczoraj go nie było, ale też starał się nie nakręcać - nie mogło chodzić o niego, przecież w gazecie pisali, ze Majka została otruta. Nie żeby osobiście czytał, ale tak ludzie na dzielni gadali. Wszedł powoli do mieszkania. Wszystko wyglądało tutaj jak zwykle, nic się nie zmieniło od wczoraj. Zaczął przygotowywać obiad, kiedy usłyszał energiczne pukanie do drzwi. Otworzyć? Czy raczej wyjść oknem? Szantażysta? Policja? Napakowane dresy z bejsbolami? Co teraz? Bartosz Bartosz obudził się w ciepłych objęciach Basi. Był wypoczęty, zrelaksowany i spełniony. Przez dłuższą chwilę pozwolił sobie na wspominki wydarzeń minionej nocy. Nie był specjalnie towarzyski a miał normalne potrzeby mężczyzny w pełni sił witalnych. Bardzo przyjemne było, że znalazł kobietę, która z dużym zaangażowaniem mu te potrzeby zaspokajała. Bardzo przyjemne. Doświadczenie Bartosza z kobietami nie było duże, ale miał świadomość, ze kobiety poza nieskrępowanym niczym seksem wymagają zwykle więcej. Jakiegoś zaangażowania, opieki, deklaracji, dzieci.. i innych drobiazgów. Bartosz miał bolesną świadomość, że nie planuje zapewniać Basi tego wszystkiego. Przez spełnienie zaczęły , powoli, przebijać inne uczucia: niepewność, w kwestii tego, co naobiecywał dziewczynie, oraz poczucie winy. Nie był kompletnie nieczuły, nie chciał nikogo krzywdzić ani grać na niczyich uczuciach. A właśnie to robił. Miał też irracjonalne uczucie, że w jakiś sposób zdradza Majkę. Pamięć o niej. Jej przyjaźń i szacunek, którym go darzyła. Zawodzi jej zaufanie. Nie wiedział, czemu tak czuje, ale tak było. - Muszę… popracować – mruknął do Basi i wrócił na swoje piętro. Otwierał drzwi, kiedy zaczepił go starszy sąsiad z naprzeciwka. - A wiesz, młodzieńcze, że służby cię szukały, he? – zagaił bez przywitania. - Jakie służby? – zapytał, kompletnie zaskoczony. Liczniki spisywali? A może gazownia? - Policja Obywatelska – poinformował go staruszek a potem zmitygował sam siebie: - Teraz tylko policja. Stukali, ale cię nie było. Nie powiedziałem, że pannę odwiedzasz, choć to nie była obyczajówka. Jak mniemam. No, ale ona niezamężna, ty wolny, co to obyczajówkę może obchodzić? - Zostawili coś? Wezwanie jakieś? - Nie, nic. Tylko stukał, a jak zapytałem, jak mogę pomóc, to powiedział, ze jest z policji. No, ale ja tego nie wiem, nie miał munduru, kiedyś to Milicja inaczej się ubierała, nie do pomyślenia było, żeby po cywilnemu chodzić. No, chyba żeby porucznik Borewicz, ale on… Bartosz nie słuchał dalej, ukłonił się i zniknął za swoimi drzwiami. Co teraz? Ustalili, że to on dzwonił? Znaleźli jego zdjęcia z imprezy? Ktoś go widział? Zgłosić się samemu, czy poczekać. No i najważniejsze – co to w ogóle była policja? No a jeśli nie oni, to kto?
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. Ostatnio edytowane przez kanna : 14-03-2019 o 23:01. |
07-04-2019, 20:17 | #14 |
Reputacja: 1 | Posterunek Policji w Henrykowie Komisarz Grybucha obejrzał dokładnie film raz, i drugi. Potem kazał sobie go pokazać na większym ekranie. - Zrób stop. Teraz - powiedział. Kamil posłuchał a komisarz postukał ołówkiem w jego podobiznę na ekranie. - Wszyscy wyjść. - rozkazał, a kiedy go posłuchali przeniósł wzrok z Szmidta. - To ty,. - stwierdził. - Dlaczego nie wspomniałeś, że byłeś na tych urodzinach? - Cóż, tak naprawdę niczego nie pamiętam. Nawet nie wiedziałem, że tam byłem. Chyba zalałem się w trupa. Ale obudziłem się u siebie, jakby co i chyba z jakąś laską. Karolina...chyba jest tam obok mnie - Szmidt wskazał na filmiku kobietę, która mu towarzyszyła. Grybucha uważnie obejrzał wskazaną postać. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Spojrzał znów na Szmidta, z wyrzutem. - Od razu powinienem cię odsunąć, Kamil. Daj mi szansę na podjęcie innej decyzji, przekonaj mnie. Kiedy już się zorientowałeś, że tam byłeś pierwszym krokiem powinno być poinformowanie mnie. Znasz procedury. Dlaczego ich nie dopełniłeś? - Bo dopiero zdałem sobie sprawę, że jestem na tym filmie? Szefie, nie wiem. Rzadko zdarza mi się zapić tak, aby nie pamiętać nic z dnia poprzedniego. Stało się coś dziwnego, i mówię to teraz. Poza tym to nie była rozmowa na telefon, a szefa wczoraj nie było. Komu miałem mówić, młodemu? Czy tej z centrali? Cholera wie czemu też widać ją na filmie - wyzruszył ramionami - mogę zdać procę i blachę, jeśli to coś zmieni. Ale wolałbym to rozsupłać. Może ktoś mnie skojarzy z tej imprezy i łatwiem mi będzie się czegoś dowiedzieć? - zasugerował. Grybucha postukał ołówkiem w stół. - Chcę usłyszeć wszystko, co pamiętasz. Z imprezy i po niej. Wszystko. Niczego nie pomijaj, nawet jak ci się wyda nieważne. Sam zresztą wiesz. Szmidt usiadł i jak na spowiedzi, opowiedział wszystko komisarzowi, ze szczegółami, pokazując nawet swoją komórkę, kiedy ostatni raz urwał mu się film. Opowiedział też, jakie działania podjął i kto miał dostęp do materiałów, filmu i jak zbadał czy ingerowano w ipada. - Póki co zbieramy listę gości, czekamy na oficjalną ekspertyzę od Ewki, i kazałem zbadać butelkę na zawartość substancji odurzających , no i chyba trzeba zawiadomić prokuraturę o możliwości popełnieniu przestępstwa - dodał na końcu - po mojemu, ktoś odurzył całe towarzystwo trunkiem na imprezie, następnie podał coś denatce i ją zatruł, bo to co prawda nieoficjalna wersja, ale Karolina twierdzi, że właśnie taka. Grybucha kiwał głową, bez słowa. Kiedy Szmidt skończył, zawiesił na nim ciężkie spojrzenie. - Ufam Ci, Kamil, nie pracujemy razem od wczoraj. Powiedziałeś wszystko? - Właściwie, jest jedna rzecz, która mnie zastanawia. W moim mieszkaniu była butelka, podobna do tej, jaka była na imprezie. Jestem przekonany, że może pochodzić z imprezy. Byłem też z jakąś laską, więc pewnie przytachaliśmy to coś właśnie od Majki - Kamil zdecydował się po chwili wahania powiedzieć wszystko. Stwierdził, że skoro i tak miał przesrane, gorzej mogłbo być, gdyby ktoś zlecił przeszukanie jego mieszkania - Rozumiem, że zabezpieczyłeś tą butelkę od sobie? Wiesz, z kim byłeś tej nocy? - Cóż...nie? Ale na filmiku ściskam Karolinę...nie rozmawiałem z nią jeszcze o tym. Myślałem, że szybciej czegoś się dowiem. Miałem pójść przepytać też księdza. Zdaje się, że też był na imprezie. Grybucha znów postukał ołówkiem w biurko. - Dobrze Kamil, więc tak : najpierw toksykologia na cito . Rozumiem że nie robiłeś sobie żadnych badań? Potem zadbasz, żeby butelka od ciebie trafiła do laboratorium. Po tym widzę cię w remize - ta dziewczyna ze zdjęć to Łucja ze straży pożarnej. Może coś sobie przypomnisz, jak się spotkacie. Pytania? - Nie. Dziękuję - Szmidt kiwnął głową, będąc komisarzowi autentycznie wdzięczny za wyrozumiałość. Wiedział, że namieszał, ale dostał szansę, by to odkręcić. Trzeba było brać się do roboty, i to jak najszybciej. Posterunek Straży Pożarnej w Henrykowie Po porannych rewelacjach, Lucja nie była w najlepszym nastroju. Jako ładna i sympatyczna dziewczyna miała w przeszłości wielu adoratorów i dogadywanie się z mężczyznami nie sprawiało jej żadnych problemów. Byli to normalni ludzie, z których nikt na siłę nie wpychał jej się do życia prywatnego. Po drodze do pracy nie myślała o niczym innym. W tym przypadku bycie miłą tylko pogarszało sprawę, ale wiedziała, że wściekanie się może tylko zachęcić do dalszych działań, a szkoda nerwów. Po pracy idzie z butelką na policję, to zgłosi także prześladowanie. Pokojowo, czy brutalnie, sprawa z pewnością sama się rozwiąże, a w tym przypadku Lucja absolutnie nie zadba o czyjeś złamane serce - w końcu bydle takie, że serce ma tylko w znaczeniu biologicznym. W remizie nie dała się zbić z tropu. Wszak często się za nią oglądano i podziwiano jej urodę, do czego właściwie już dawno przywykła. Witała się z kolegami normalnie, a to prostym “cześć”, a to zwykłym uśmiechem. Gdy kapitan przedstawił jej rewelacje odnośnie gościa, nie zastanawiała się - z doświadczenia wiedziała, że unikanie problemów ich nie rozwiązuje. Byłoby to możliwe, gdyby problemem był człowiek, ale najwidoczniej tym razem było inaczej. - W porządku, muszę to załatwić. Im wcześniej tym lepiej - odpowiedziała Lucja. - Ale potrzebuję wsparcia, i świadka - spojrzała na szefa kocim spojrzeniem ze Shreka. Zawsze mogła liczyć na kapitana i wiedziała, że ją wesprze. Ten skinął głową. - Oczywiście. Chodź, dziecko. Przeszli do “biura “. Siedzący tam mężczyzna podniósł się na ich widok, a ku zadowoleniu Lucji nie był to narzucający się jej bydlak. - Starszy aspirant Kamil Szmidt - przedstawił się mężczyzna. - Witam - odpowiedziała Lucja ze szczerym uśmiechem, - Starszy sekcyjny Lucja Podworska - przedstawiła się, wyciągając “po męsku” rękę. Ostatnio edytowane przez Mekow : 02-06-2019 o 22:16. |
15-08-2019, 22:18 | #15 |
Reputacja: 1 | Dialogi z udziałem Graczy Ks. Marcin Frygiel Marcin był w złym stanie. Bardzo złym. Bycie w cugu po latach abstynencji musiało być prawdziwym szokiem dla jego organizmu. Walenie do drzwi jednak nasilało się i nie pozwalało spokojnie spać, zatem niewiele myśląc, postanowił zwlec się z łóżka i krzywym krokiem postąpić ku drzwiom. Otworzył je. Za drzwiami stała pani Stefania. Patrzyła na Marcina z wyraźną odrazą. - Ksiądz proboszcz zapraszają. Natychmiast - podkreśliła. - Bez żadnych zwłok. Wciąż skołowany Marcin przyjął owe niezbyt przyjazne zaproszenie z zaskakującą dla siebie obojętnością. Sprawdził stan swojego ubioru, poprawił trochę włosy, wygładził pogniecioną sutannę. I wyszedł do dużego pokoju, gdzie spodziewał się odnaleźć proboszcza. Był tam. Obok niego stali Monika i Fryderyk Helscy. Kobieta była zapłakana, a sędzia wyraźnie czerwony z hamowanej wściekłości. - Spokojnie - ksiądz proboszcz starał się załagodzić sytuację. - Jestem pewien, że to nieporozumienie…O - zawołał na widok Marcina. - Jest i ksiądz Frygiel… Możesz nam wytłumaczyć to… - wyraźnie szukał słowa - zdarzenie? – Przepraszam, nie rozumiem? - spytał, bo faktycznie nie rozumiał. Być może przez swój stan, ale sytuacja była na tyle dziwna, że prawdopodobnie i w zwyczajnej dyspozycji niewiele by pojął. - Nie rozumie, zboczeniec jeden.. - warknął mężczyzna. - A mówiłem, że w Klerze prawdę pokazywali, a ty nie, że to tylko tak prawda ekranu, a nasi księża inni. A tu widać, jacy inni! - Dziecko mi skrzywdziłeś! - załkała kobieta. W normalnych warunkach być może Marcin by się zląkł groźnego tonu sędziego, ale w tym stanie było mu zaskakująco wszystko jedno. - Nadal nie rozumiem. Niczego nie zrobiłem Igorowi. To zakrawa na jakąś fatalną pomyłkę. - Ja was wszystkich znam! - sędzia wyraźnie się nakręcał. - To wam nie ujdzie na sucho! Wiem, że jest klika w kościele, ale na to nie pozwolę! Znam prokuratora Szackiego, on się tym zajmie! . - Spokojnie. - ksiądz proboszcz starał się tonizować emocje. - Jeśli podejrzenia się potwierdzą, ksiądz Frygiel poniesie zasłużoną karę. - Jeśli ?! - zakrzyknęła kobieta - Jeśli?! - Igorek to dobrze dziecko. Dobrze się uczy, startował w konkursie matematycznym, informatycznym, jest ministrantem… [/i] - zachłysnęła się i znów zaniosła płaczem. Sędzia objął ją ramieniem. - No już… na szczęście Igor to mądry chłopak, jak tylko się zorientował, to zaraz do nas przyszedł. Spojrzał oskarżycielsko na Marcina. - Urabiałeś nam dzieciaka. Ja znam te techniki - najpierw się zaprzyjaźnić, że niby taki dobry dorosły, pokazać się dziecku, że jest wyjątkowe, a potem zgwałcić! Normalnie dobudzić go się nie da ma ósmą , a tu nagle na mszy codziennie 0o 6 zaczął być! Wszystko nam powiedział! O piosenkach, o oglądaniu ptaszków, jak go ksiądz traktował i do czego go namawiał! Do prokuratora pójdę!. - Nie chcę być nieuprzejmy, panie Helski, ale czy syn przedstawił jakiekolwiek dowody na swoje słowa? Bo inaczej to słowo przeciw słowu. A ja mogę panu przyrzec, tutaj, wobec wszystkich, że jestem niewinny. Musiało mu chodzić o coś innego, może zaszła jakaś pomyłka komunikacyjna… Choć wewnętrznie kipiał ze złości, starał się odpowiadać rzeczowo. Z tego się wtedy tak cieszył, gówniarz bezczelny. Szopkę wokół siebie chciał zrobić, a na niego sprowadzić kłopoty. Ciekawe, czy będzie miał odwagę pojawić się na kolejnej porannej mszy… - A co, miał może zdjęcie przyrodzenia księdza zrobić? Nie ma po co, w Internecie mnóstwo zdjęć i filmów z księdzem w roli głównej. A każdy wie, że jak ktoś, za przeproszeniem księdza proboszcza, pederasta, to i pedofil. Igorek nawet księdza bronił, on jeszcze niewinny, nie rozumie tych seksualnych rzeczy. - sędzia potarł czoło. - Ale jak go zapytaliśmy, skąd takie piosenki zna.. sprośne piosenki, przyznał, że ksiądz Marcin go uczy. Potem cały czerwony się zrobił i opowiedział, jak ksiądz go namawiał, żeby przed mszą do niego przychodził, bo jest najlepszym z ministrantów, żeby z sutanną pomóc. Z sutanną! A potem pytał Igorka, czy miewa nieczyste myśli, czy dotyka siebie albo innych w miejscach intymnych, i że księdza można, bo to oznaka szacunku i miłości! Zboczeniec! - sędzia zatrząsnął się z gniewu. - Marcinie? - zapytał ksiądz proboszcz. - To prawda? Stefania mówi, że widziała chłopca rano, przed mszą. Marcin wysłuchał tyrady sędziego ze spokojem, choć czuł na poły strach, na poły gniew. Wiedział jednak, że silne emocje będą działać na jego niekorzyść. - Nie, to nie jest prawda. Owszem, Igor przychodził ostatnio na poranne msze, nie zwierzał mi się jednak, dlaczego, a ja nie pytałem. Uznałem że nie ma nic dziwnego w tym, że ministrant przychodzi służyć do mszy. Jeżeli chodzi o te oskarżenia… albo zaszła fatalna pomyłka, jak mówiłem, albo Igor kłamie… ostatnio zachowywał się wobec mnie jakoś złośliwie, może chciał się za coś na mnie odegrać… nie wiem tylko za co. Hamował się jak tylko mógł, choć najchętniej rzekłby rodzicom tego potwora że wychowali krnąbrne, kłamliwe dziecko, nie mające za grosz szacunku dla podstawowych wartości religijnych i społecznych. Ale rzecz jasna nie mógł, a nawet nie chciał. Może uda się jeszcze udobruchać sędziego, inaczej henrykowianie dowiedzą się o kolejnej, tym razem fikcyjnej - wielkiej aferze. Co gorsza, kolejnej z jego udziałem. Pani Helska obruszyła się. - Igorek nie kłamie! Wie ksiądz, jak on prosił nas, żebyśmy nie szli do księdza proboszcza? “Mamo, ja lubię księdza Marcina. Jest miły i dobry. “- tak mówił. - “Zawsze mi powtarza, że jestem wyjątkowy… Tylko wtedy w sobotę mi się nie podobało ‘ - kobieta znów zaczęła płakać. - Igorek mówił, że na sobotę po ostatniej mszy ksiądz Marcin go zaprosił, żeby dać psalm dla Igora.. tacy dumni byliśmy, miał śpiewać w niedzielę. Ale nie śpiewał, jak zapytałam dlaczego, to nie chciał mówić, a w końcu przyznał, że ksiądz chciał żeby go dotykał i pozwalał dotykać siebie, to wtedy ten psalm...ale nie chciał. Potem jeszcze chodził na rano, liczył, że może jednak ksiądz Marcin pozwoli mu zaśpiewać,,, to było jego marzenie.. - znów zaczęła płakać. - Więcej już do kościoła nie przyjdzie - powiedział sędzia twardo. - Co robiłeś w sobotę, Marcinie? - dopytał proboszcz. Marcin poczuł, że jest mu gorąco. Nie mógł powiedzieć prawdy, bo wyjdzie na konfabulanta. Nie mógł też za długo zwlekać z odpowiedzią, bo efekt będzie tożsamy. – Nic szczególnego, sobota jak sobota - wzruszył ramionami dla lepszego efektu. Lekko, bez emfazy, by nie powodować wrażenia banalizowania sporu. - Obiad jedliśmy razem… myślał głośno proboszcz. - Na mszy wieczornej cię nie widziałem, potem zresztą też nie.. Aż do niedzieli rano. Podrapał się po łysinie. - Może Stefania coś więcej widziała. Proszę Stefani! - zawołał. - To nasza gospodyni - wyjaśnił. - Jużem idę, idę - starsza pani zjawiła się po chwili, wycierając ręce w fartuch. Ukłoniła się lekko Halskim, kompletnie zignorowała Marcina i wbiła pełne duchowego uwielbienia spojrzenie w Alojzego. - Ciasto robiłam, ze śliwkami, te co ksiądz proboszcz tak lubi… A co potrzeba? - A, ciekawym czy Stefania coś pamięta z popołudnia w sobotę. Gospodyni obruszyła się wyraźnie. - A co mam nie pamiętać, jak pamiętam, przecie nie mam sklerozy, wszystko zawsze pamiętam. A ktoś - spojrzała w końcu na Marcina - twierdzi, że nie pamiętam? - Nie, nie.. Tylko ciekawi byliśmy, czy coś się przytrafiło , niecodziennego, wie Stefania. Stefania wiedziała, bo uwielbiała wiedzieć. To było jej drugie hobby, zaraz po dbaniu o księdza proboszcza. - Kurier przyszedł - zaczęła relacjonować kobieta. - A nawet dwóch, zdziwiłam się, bo przecież jeden mógłby obie paczki a przynieść, po co to dwa razy się trudać… Ale to były dwie różne paczki i dwóch różnych kurierów. Nabrała oddech. - Pierwszy przyniósł jakieś słodycze, nie żebym podglądała, oczywiście, ale na motorze co przyjechał, był napis Sweets and more, zapytałam siostrzeńca, bo nie znam tego języka i mi powiedział. - Ksiądz Marcin zabrał paczkę, a zaraz potem była druga, nie zdążyłam nawet zejść, ksiądz Marcin znów zabrali. A tam była koszula, wiem, bo ksiądz Marcin mi szperał po schowku, niby za żelazkiem, choć nie wiem po co, ja mu zawsze wszystko pasuję. Więc pytam, co chce prasować, bo przecież wszystko uprasowałam świeżo a on mówi, że ma koszulę. Od razu widać, że nowa, zagniecenia były takie, jak to są zawsze, jak się koszulę elegancką wyciąga z tekturki i foli. To mówię, że najpierw uprać trzeba, jak to nowe rzeczy, a on nie, bo chce mieć dziś wyprasowaną. To prasuję, na mokro, jak trzeba i pytam, czy się ksiądz Marcin gdzieś wybiera. A on że nie, tylko chce mieć gotową, jakby potrzebował. Ale po mojemu, jakby na niedzielę potrzebował, to by mi dał normalnie do prania. - A potem już normalnie, księdza Marcina nie widziałam, bo mam swoją robotę, tylko Igor był na mszy wieczornej, a potem pytał o księdza Marcina. I tyle tylko, proszę księdza proboszcza. Marcin, widząc, że oczekuje się od niego reakcji, przytaknął relacji gosposi. - Jak mówiłem, nic nadzwyczajnego. - Wychodziłeś gdzieś wieczorem? Kupiłeś słodycze dla chłopca? - inwigilował dalej proboszcz. Marcin zawahał się. Mógł iść w zaparte, ale nie miał pojęcia, co robił wieczorem, więc skonstruowanie sensownego kłamstwa mogło być bardzo trudne. Pamiętał, że miał iść do Majki, po to koszula i słodycze, ale czy był tam faktycznie? – Szykowałem się na spotkanie ze starą znajomą. Słodycze kupiłem, by nie iść z pustymi rękoma. Ksiądz proboszcz zatarł ręce, wyraźnie zadowolony. - Świetnie! Czyli byłeś na spotkaniu ze znajomą. To nam ułatwi sprawę… Spotkasz się z nią ponownie, zaprosisz do nas i ona wyjaśni państwu Helskim, że nie mogłeś tego wieczoru widzieć się z Igorkiem. Podaj nam od razu nazwisko, zadzwonię i zaproszę ja do nas na spotkanie. I wtedy bez problemu wyjaśnimy to straszliwe nieporozumienie. Marcin zmarszczył brwi. - Z całym szacunkiem, proszę księdza, drodzy państwo, ale to nie ja mam dowodzić swojej niewinności, ale wy mojej winy. To chyba oczywiste. Czy są jakiekolwiek dowody, którymi potwierdzają państwo swoje oskarżenia? Kobieta już nabierała tchu, żeby odpowiedzieć, ale ksiądz proboszcz uniósł dłoń w stopującym geście. - Wybaczcie nam, Państwo, na chwilę. Stefania poda herbatę a my wyjaśniamy jedną sprawę w księdzem Marcinem. Poszedł w stronę korytarza, a Marcin - mając do wyboru rozjuszonych rodziców skrzywdzonego dziecka i księdza proboszcza - ruszył za tym ostatnim. Po chwili znaleźli się na powrót w pokoju Marcina. Ksiądz proboszcz na pozór był spokojny. Na pozór. Jego głos drżał od hamowanej wściekłości. - Marcin, opamiętaj się. Z każdym słowem pogrążasz się coraz bardziej. MY mamy dowodzić twojej winy? Sam jej dowodzisz na każdym kroku! TY pętasz się pijany po mieście śpiewając sprośności! Na TWOICH mszach porannych dzieciak służy, choć Bóg mi świadkiem, nigdy tak rano żadnego ministranta nie widziałem. Opanował oddech. - Chcesz się wyspowiadać, synu? Bartosz Bartosz postanawia poczekać na rozwój sytuacji i nie zgłaszać się samodzielnie na policję. Wyszedł z domu, a godzinę później zadzwoniła jego komórka. Rzucił okiem na wyświetlacz – nieznany numer – i przeciągnął palcem po ekranie. - Słucham? - Cześć , tu Karolina. Bartek? - Przepraszam, czy my się znamy? - No weź, bo się obrażę… - A, Karolina! Wybacz, nie poznałem Cię. Co u Ciebie? — Nadal nie miał pojęcia z kim rozmawia. - U mnie super. Widzimy się dziś, jak się umawialiśmy? Prosiłeś, żeby potwierdzić. A ja jestem miła, więc potwierdzam. - zaśmiała się. - Przepraszam. Przez to wszystko co ostatnio się dzieje, zupełnie o tym zapomniałem. Przypomnij proszę gdzie i kiedy. Będę na czas. - Jeszcze cię trzyma, co? Odlot jest niezły, ale skutki uboczne silne, ostrzegałam. Dobra, to o 18 w tej knajpie vege. See you. - A- przypomniała sobie coś, a może po prostu chciała, żeby zabrzmiało jakby sobie przypomniała: - Masz coś mojego. Obiecałeś, że to dla mnie przechowasz. Pamiętaj, żeby zabrać. - Do zobaczenia Bartosz udał się na spotkanie z dużym wyprzedzeniem. Chciał mieć pewność, że będzie pierwszy. Zajął miejsce najdalej od wejścia, tak żeby móc ją zobaczyć pierwszy i mieć możliwie najwięcej czasu na przyjrzenie się, próbę oceny kim może być Karolina. Woreczka z dziwną substancją nie zabrał ze sobą. Karolina zjawiała się dokładnie o umówionej godzinie. Przed 30, ciemne włosy, szczupła, lniane, szerokie spodnie do kostek i do tego obcisły top z długim rękawem. Na twarzy miała duże okulary przeciwsłoneczne. Rozejrzała się po knajpie i podeszła wprost do stolika Bartka. Uśmiechnęła się na przywitanie i cmoknęła go w policzek. - Hej - powiedziała wyraźnie zadowolona, że go widzi. - Cześć. Niezły odlot, tak? Co to właściwie było?! - Nie wiem, nie kończyłam chemii, grunt że działa jak należy. Muszę oddać resztę, albo kasę, mam nadzieję, że masz to? - spojrzała na chłopaka pytająco. - Jaką resztę i komu? Nie wiem o czym mówisz. - Nie rżnij głupa, dobrze? - uśmiech zniknął z jej twarzy. - Poproszę resztę Discovery, które dostałeś na przechowanie. - Wybacz, ale nic nie pamiętam — uśmiechnął się ironicznie — Ale nie powinno Cię to chyba dziwić? Bo przecież „Discovery” zadziałał jak należy, prawda? Przewróciła oczami. - Daje odlot. Ale nie powoduje, że umowy przestają obowiązywać. Wyciągnęła komórkę i chwilę w niej pogrzebała. Potem podsunęła Bartkowi wyświetlacz pod nos: zobaczył siebie, uśmiechniętego od ucha do ucha. Jedną ręką przyciskał do boku Basię, drugą, ustawioną w geście ok, z kciukiem uniesionym do góry wyciągał w stronę aparatu. Zza przyciśniętych do wnętrza dłoni palców wystawała torebka strunowa z brązowym proszkiem. Ta sama - taka sama - jak ta, co upychał ostatnio zamiast dysku. - Może i nie przestają, ale jak już powiedziałem, nic nie pamiętam z tamtego dnia i nie wiem gdzie jest to gówno. Ale za to widzę, że Ty masz z niego pełną dokumentację. Chętnie się więc dowiem co się wtedy ze mną działo, a przede wszystkim co działo się z nią — Bartek wskazał palcem na Basię - Pomóż mi, a może to doprowadzi nas także do Twojej zguby. - Do mojej zguby? - na jej twarzy odmalowało się zdziwienie. - Grozisz mi? - A! - załapała.- Masz na myśli Discovery? Tyle, że ono nie zginęło, kotek. Ty je masz. - To Ty tak twierdzisz. Ja nic o tym nie wiem. A przynajmniej nie pamiętam — powiedział, wstając od stolika - jeśli nie masz mi nic więcej do powiedzenia i nie chcesz współpracować, to przykro mi, ale nasza rozmowa się skończyła. Patrzyła, bez słowa, ja wychodzi. Potem wyciągnęła komórkę. Łukasz Przed drzwiami Lucasa stały trzy osoby. Dwóch facetów, niezbyt napakowanych, jeden to chyba nawet cherlawy, oraz przysadzista dziewczyna, bez makijażu, za to w dość wyciętej sukience, ewidentnie stylizowanej na kreacji Majki. Na głowach mieli czapki baseballówki ze stylizowanym napisem KSM - Dzień dobry - powiedział ten cherlawy. - Możemy wejść? - Dzień dobry… - odpowiedział Łukasz lekko zmieszany - A w jakim to celu chcecie wbić do mojego mieszkania? - Chcemy porozmawiać, synu - powiedział ten drugi, wyższy, może jakieś 3-4 lata starszy do Łukasza. Dziewczyna uśmiechnęła się i poprawiła czapeczkę. - Swoje ulotki o Bogu możecie zachować dla siebie. Nara - odpowiedział gburowato Łukasz. - Ale my nie w temacie boga - dziewczyna znów się uśmiechnęła. jakoś złowieszczo. - My w temacie Majki. - No okej słucham - odpowiedział obojętnie, ale jego mina wskazywała na lekkie zakłopotanie. Weszli, nieśpiesznie, do jego mieszkania. Wysoki zlustrował pomieszczenie długimi spojrzeniami. Dziewczyna zamknęła drzwi, a Łukasz zwrócił uwagę, że zasunęła zasuwkę. Kiedy z kolei ona zauważyła, że się jej przygląda, znów się uśmiechnęła. - Taki nawyk mam… - mruknęła przepraszająco. - Złodzieje. Trzeba być ostrożnym. Cherlawy usiadł przy stole. - To czym nas poczęstujesz, Lukas? Mogę tak do ciebie mówić, nie? - Chyba was pojebało. - rzucił groźnie jak na kupę mięśni przystało, po czym podszedł do drzwi, otworzył zamek i gestem wskazał wyjście dla gości. Cherlawy pokręcił głową, z wyraźnym niezadowoleniem. - To nie było miłe… nie chcesz częstować, to nie, nie nalegam. Ale siadaj, pogadamy jak ludzie. O Majce. - Nie chcę o niej rozmawiać. Byłem jej trenerem osobistym, więc pozwólcie mi w spokoju zostawić ten temat, ponieważ często miałem z nią styczność. Też jestem człowiekiem, ale wiem, że łatwo mnie pomylić z terminatorem. - Odszczekał po czym ponownie wskazał na drzwi. - No , ale my chcemy - cherlawy wskazał na swoja czapeczkę. - Nie dopuścimy, żeby ci to uszło na sucho, skurwielu. - Majce - ku pamięci! - zakrzyknął tonem używanym przez prezydentów wołających na defiladzie wojskowej “czołem, żołnierze” - Ku pamięci! - powtórzyła pozostała dwójka. - No chyba was ostro popieprzyło. - wręcz wykrzyknął Łukasz. Nerwy zaczęły brać górę - Jaki niby miałbym kurwa motyw by ją zabić? - odpowiedział jeszcze agresywnie, budujący testosteron zaczął się ujawniać. - Ło, ło.. Spokojnie. - wysoki podniósł dłonie w pojednawczym geście. - Nie przyszliśmy cię tu osądzać. Mężczyźni wstali i zaczęli zbliżać się do drzwi i stojącego tam Łukasza. Dziewczyna stała pod ścianą przyglądając się wszystkiemu ze znudzoną miną. Wyjęła pudełko tic tak gums i wsunęła kilka drażetek do ust. - To o co wam chodzi? - odpowiedział już delikatniejszym tonem. - Chcemy ci przebaczyć, synu. Chcemy ci przebaczyć, ale - zrobił natchnioną minę, jakby cytował jakiegoś swojego guru, lub innego duchowego przywódcę: - Polacy wielokrotnie mylili się, kiedy przebaczali zbyt łatwo. Przebaczenie jest potrzebne, ale po przyznaniu się do winy i wymierzeniu odpowiedniej kary. - Dobra, czyli tak jak myślałem… Jesteście jebnięci.- powrócił agresywny Łukasz. - A teraz wypierdalać. Mężczyźni posłusznie ruszyli w stronę drzwi. Dziewczyna nieco zwlekała, ale Łukasza to nie zdziwiło - w tym teamie ona wydawała się grać podrzędną rolę. Kiedy jednak jego bark zapulsował ostrym bólem, a mięśnie zaczęły w niekontrolowany sposób kurczyć się i rozkurczać, zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy: że niedoszacował roli dziewczyny, oraz że porażenie paralizatorem kurewsko boli. - KURWA! - wykrzyczał prawdopodobnie na tyle głośno, by usłyszał go pół osiedla, po czym upadł z hukiem o ziemię. EPILOG – miesiąc później Okres u Lucji spóźniał się już o pięć dni. Niby pięć dni to niedużo, ale wszystkie jej koleżanki śmiały się, że okresem Lucji można regulować zegarki. W sumie to nie powinno być możliwe, bo przecież pigułki dają 100 % pewność. PRAWIE 100 % poprawił ją wujek Google. Księciunio już jej nie nachodził – koledzy z remizy przemówili mu do rozsądku. Nie pamiętała ciągle szczegółów nocy śmierci Majki i miała cichą nadzieję, że to jednak nie on jest ojcem. Martwiła się przerwą w karierze, ale perspektywa 500+ kusiła. Złamanie Bartosza goiło się nadspodziewanie dobrze. Na szczęście, to była lewa dłoń, więc mógł normalnie pracować. Myślał, że żartują, kiedy pozwolili mu wybrać palec. Szybko przekonał się, że mówili poważnie. Potem on wyciągnął torebkę z proszkiem, a oni – zgodnie z umową - podwieźli go na SOR. Cała sytuacja, jak każda zresztą, miała i dobre, i złe strony. Basia chętnie zajęła się poszkodowanym chłopakiem, a on szybko przekonał się, że jego obawy co do oczekiwań kobiet były przesadzone. Doprowadzenie mieszkania do stanu używalności zajęło Łukaszowi parę ładnych dni. Sympatycy Majki – w ramach zasłużonej kary, jak się domyślał – obkleili mu wszystkie ściany i meble plakatami z jej podobizna i cytatami z jej kanału. Klej schodził kurewski trudno, ból mięśni też utrzymywał się parę dni. Na szczęście Grzesiek pomógł. Przy okazji opowiedział kumplowi o swoich problemach z szantażystą, a Grzesiek przypomniał sobie jeden film, gdzie pokazywali, jak trzeba się umówić z szantażysta, aby go zaskoczyć. Udało się im. Gówniarz po paru lekkich bęckach przyznał się do wszystkiego. Głupio było tak tłuc małolata, więc zabrali go do rodziców. Sędzia Helski – oczywiście – nie uwierzył im na początku, ale po szczerej rozmowie z ojcem Igor w końcu przestał kłamać. Sędzia nieco się zezłościł i pyrgnął chłopakiem za mocno, trzeba było jechać na SOR a śladów pasa na plecach nie udało się ukryć mimo starań personelu … Rozpoczęto procedurę niebieskiej karty a społeczność portalu Henryków Now!szybko podzieliła się na dwa obozy: jedni dowodzili, że sędziemu bicie dzieci nie przystoi, inni narzekali na czasy, w których przyszło im żyć, gdzie ze zwykłego lania (a wszak młodemu się należało, szczególnie za kłamstwa o ks. Marcinie) robi się wielkie halo… Ksiądz Marcin podupadł na zdrowiu i został przeniesiony do sanatorium dla księży-weteranów, gdzie mógł w spokoju oddawać się swojej pasji malarskiej. Jego obraz Madonna z Henrykowa zdobył kilka wyróżnień. Karolina i komisarz Szmidt zniknęli. KONIEC
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |