Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-03-2020, 06:12   #211
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Adamowi zupełnie skończyły się pomysły. Jedyne, co mu przyszło do głowy to ułożenie rąk dzieciaka w piąstki i pokazanie tym uparciuchom środkowego palca, ale po namyślę uznał, że to jednak zbyt dziecinne zachowanie nawet jak na niego.

Uśmiechnął się, gdy usłyszał o czekoladowym deszczu i wykonując ekwilibrystykę składającą z chwytania się za łóżko czołgania się po podłodze na czworaka. Doczłapał się do stolika na kółkach jedynie minimalnie urażając się przy tym w skręconą stopę.

Potem to już było łatwo przyklęknąć na takim pojeździe i dopchać się do okna. Chwycił jakieś puste naczynie plastikową tackę? A może to był opróżniony basen? Nieważne był we śnie, więc bakterie tak jak kalorie się nie liczyły!

Odwrócił się dupą do tej całej sytuacji wystawił głowę i ręce za okno, aby po chwili pałaszować darmowe lody podśpiewując internetowy klasyk z pełnymi ustami.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Lr5DWf5L42k[/MEDIA]

Gdzieś tam mignęło mu, że Patti coś tam mówi o głupotach i wybiega, ale zupełnie to olał, bo niby, co mógł zrobić? On już wyczerpał wszystkie pomysły, które miał... Witek bawi się w podduszenie, policjantka biegnie za jakimś sennym króliczkiem a on został tutaj i niby jak ma powstrzymać Angelę, jeżeli tamta postanowi spełnić swoją groźbę skoro czarnoskóra miała spluwę, krzyk, który mógłby ugotować mózg i zdrowe sprawne ciało? Na upartego mógłbym jej podciąć nogi może i by próbował gdyby miała strzelać do kogoś kto jest mu bliski ale niby czrmu miałby ryzykować kulkę dla kogoś obcego ?

Sosnowski już wcześniej powiedział, że ubicie dzieciaka nie było jego ulubionym rozwiązaniem, ale... Nie chciał na to patrzeć, więc wkładał ręką do ust kolejne porcje lodów podśpiewując kolejną piosenkę i ciesząc się chwilą.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2x2W12A8Qow[/MEDIA]

 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 07-03-2020 o 06:50.
Brilchan jest offline  
Stary 07-03-2020, 16:38   #212
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Angie słuchała jednym uchem tego, co mówił lekarz. Jej uwaga w większości skupiła się na tym co się działo na zewnątrz. To, że doktor potwierdził tylko to, co cały czas próbowała przekazać… No, część tego, co by być dokładnym. W końcu darowała sobie czekanie. Jeszcze jedna próba. Chyba tyle się należało chłopakowi.
- Brawo - do zaproszenia na czekoladowe lody dodała trochę sarkazmu. Niespiesznie odsunęła się od okna i skupiła na dziecku. - Skoro przestaliście się bawić to teraz moja kolej - powiedziała, a następnie otworzyła usta. Już kilka razy udało się jej porozumieć w ten sposób. Wtedy jednak wiedziała mniej niż teraz. Wtedy nie wiedziała o modulowania ani o rezonansie. Teraz już tak. Nabrała więc powietrza i rozpoczęła swoją próbę. Korzystając z tego czego dowiedziała się w trakcie walki, zaczęła modulować słowa, a właściwie jedno słowo. Imię dziecka. Szukała tej częstotliwości, która byłaby w stanie do niego dotrzeć. Jeżeli niemy dźwięk nie zadziała, planowała spróbować szeptem. Najpierw cichym, ledwie na granicy słyszalności, a później coraz głośniejszym. Jeżeli jej moc wymknie się spod kontroli to cóż, najwyżej zrobi to, co i tak miała zamiar zrobić i to wszystko się skończy.

Dominik dalej leżał w bezruchu, zaś aparatura nie wykazywała żadnych zmian.
- No nic, później zabierzemy go na badania - odezwał się lekarz o znajomym głosie i jeszcze raz poklepał kobietę po ramieniu. Skierował się do wyjścia. Przystanął tuż przed nieruchomymi Batmanem i Spider-Manem, po czym odwrócił się.


Omiótł wzrokiem pomieszczenie. Na chwilę zatrzymał wzrok w miejscu, w którym stała Patricia.
- Koledzy, dajmy chłopcu trochę przestrzeni. I tak jest nas tutaj za dużo - stwierdził, po czym przeszedł między dwoma superbohaterami, a następnie skręcił znikając im z oczu. Korytarz wyglądał zupełnie inaczej niż wtedy, gdy spoglądali na niego ostatni raz. Czerwone ściany ociekały przepychem i fantazyjnymi, złotymi zdobieniami.


Byli w stanie dostrzec fragment portretu w misternej, niezwykle szczegółowej, rozbudowanej ramie.
- To on! - powiedziała nagle Patricia przyglądając się lekarzowi. - To on przekazał mi wiadomość przez telefon!
Zerknęła na chłopaka i kombinującą coś Angele. Ponownie zerknęła w stronę wyjścia. Przegryzła wargę niezdecydowana.
- Nie ruszajcie się stąd. Pójdę za nim może czegoś jeszcze się dowiemy. Nie zróbcie nic głupiego!
Ostrożnie wyjrzała na korytarz czy “zjawa” lekarza nie zniknęła przypadkiem. I tak się stało. Korytarz, jeśli nie liczyć dwóch nieruchomych postaci, był całkiem pusty, jednakże nie przypominał tego, którym szli. Obecnie przypominał rezydencję pełną od przepychu, ociekającą wręcz złotem i misternymi zdobieniami. Po obu stronach korytarza znajdowały się zamknięte drzwi. Na ścianach wisiał portret między innymi Isaaca Newtona wraz z innymi jegomościami tej samej epoki. Przynajmniej na takich wyglądali.
Lekarze obserwowali Dominika jeszcze przez chwilę jakby w oczekiwaniu na kolejną reakcję nieprzytomnego dziecka. W końcu pierwszy z nich pokiwał głową wyszedł na korytarz blednąc coraz bardziej aż do momentu, w którym całkowicie zniknął.
- Proszę się nie martwić, zbadamy Dominika i będziemy wiedzieć więcej. Pójdę umówić rezonans - odezwał się lekarz-dresiarz.

Angela przez chwilę przyglądała się dziwnemu zachowaniu Patricii, a gdy ta wyszła rozważała nawet czy za nią nie podążyć. To jednak wiązałoby się z zostawieniem dziecka z Adamem, a tego przecież zrobić nie mogła. Kto wiedział, co by mu strzeliło do głowy? Może by dalej próbował się komunikować albo podjął próbę poruszania ciałem chłopca w sposób wyraźnie gryzący się z jego stanem. Nie, za grosz mu nie ufała w tej kwestii.

Przez chwilę czekała jeszcze, chcąc się przekonać czy kobieta powróci czy nie. Czekała całkiem długą chwilę, jednocześnie rozmyślając nad tym co robić dalej. Miała dość zgadywanek, zdobywanych sporadycznie ochłapów informacji i tego, że nadal tkwili w tym wymyślonym świecie. Była zmęczona, a na dodatek nadal tak naprawdę nie wiedziała czy w ogóle żyje. Jej wspomnienia z ostatnich chwil w realnym świecie wcale tego nie gwarantowały. W końcu spojrzała na dziecko, przyczynę tego wszystkiego. Westchnęła.
- No dobra, mały - powiedziała na głos, podchodząc bliżej do łóżka, tak żeby stać dokładnie w jego nogach, chociaż nie tuż przy samym meblu. - Koniec tej zabawy - oświadczyła, zabezpieczając broń, a następnie celując w głowę chłopca i nie czekając ani chwili dłużej, pociągnęła za spust.

Nagle rozległ się przeraźliwy huk pokrywający się dokładnie z odgłosem wystrzału. Angela nie trafiła w głowę, ale z otwartej tętnicy szyjnej bryzgały strumienie czerwonej krwi. Matka chłopaka zawyła rozdzierająco. Za oknem znajdowała się wielka dziura w niebie, z ktorej lała się krew. Miastem wstrząsały kolejne trzęsienia ziemi, z której wystrzeliwały w górę kościane wieże. Niemal natychmiast w oddali rozległy się syreny alarmowe. Gdzieś wrzeszczeli ludzie.

Tymczasem do sali wpadł lekarz-dresiarz. Zaklął całkowicie adekwatnie do swojego wyglądu i wrzasnął po pomoc. Dopadł do szyi chłopaka starając się zatamować krwawienie. Kobieta nie przestawała rozpaczliwie wrzeszczeć. Z jej oczu leciały łzy. Przyrządy pokazywały coraz słabszą akcję serca.
Pojawiały się pierwsze słupy dymu zwiastujące szybko rosnące zarzewia pożarów.

Angela opuściła pistolet. Nie była dumna z tego co zrobiła ale też nie czuła szczególnie silnych wyrzutów sumienia. Może naoglądała się dziś zbyt wiele by być w stanie wykrzesać z siebie te emocje? Apokaliptyczna sceneria za oknem pozwalała przypuszczać, że ten świat wkrótce przestanie istnieć. Angela przyglądała się temu obojętnie. Niedługo okaże się czy miała rację i dzięki śmierci chłopca uda się wydostać z tego świata, czy też się myliła i wszyscy w nim umrą. Z jej punktu widzenia wychodziło na jedno. Jeżeli się ocknie w realnym świecie to zapewne przygnieciona ruinami posiadłości Papy. O ile w ogóle się ocknie. Jeżeli zaś zginie w tym świecie i jednocześnie w realnym… Lepsza śmierć niż powolne umieranie w oczekiwaniu na ratunek. Podeszła więc do krzesłą stojącego przy oknie i usiadła na nim żeby poczekać na to co nieuniknione. Na koniec świata.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 09-03-2020, 12:45   #213
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Adam odwrócił się, gdy usłyszał strzał przez chwilę miał ochotę krzyknąć, ale potem poruszył kikutem odstrzelonego palca i przypomniał sobie o zasadzie nie wkurwiania osoby z pistoletem. Zamiast tego nie zważając na ból w skręconej kostce rzucił się w stronę łóżka spróbował złapać dzieciaka za szyje i zatamować krwotok.

Wiedział, że to nic nie da, ale musiał spróbować, choć czuł, że i tak nie będzie mógł spać, bo to kolejna tragedia, której był świadkiem w tak krótkim czasie... Tym razem był współodpowiedzialny, bo zgodził się na ten krok a do tego planował morderstwo Wajchy czy będzie mógł spojrzeć w swoje odbicie w lustrze bez chęci splunięcia?

Przyłożył obie dłonie do rany postrzałowej wzorując się na lekarzu, przez którego przenikał. W pierwszym odruchu chciał złapać za szyje, ale wtedy tylko udusiłby Dominika. Może tamowanie w świecie snu jakoś zwiększy jego szanse na przeżycie skoro rana została zadana tutaj?

Wbrew temu, co robił krzyknął do Angeli:
- Adam Sosnowski zapamiętaj, jeżeli to przeżyjemy znajdź mnie na FB! Przydałby mi się ktoś, kto potrafi podejmować trudne decyzje a i ja mogę ci pomóc - Tak naprawdę miał ochotę też usiąść przy oknie żeby podziwiać widoki dokończyć lody, które właśnie rozpuszczały się upuszczone na podłodze, ale potrzebował spróbować dla uspokojenia własnego sumienia.

Przez myśl przeszło mu powiedzieć, że mogła włożyć mu lufę w usta i wystrzelić żeby się nie męczył, ale ugryzł się w język, bo jeszcze go dobije a tak miał jakieś minimalne szanse przeżycia. Zamiast tego zaczął śpiewać. „Its the End of the, World as We Know it"zespołu R.E.M okrutnie przy tym fałszując miał może słuch, ale głosu siły wyższe mu poskąpiły.

Pomyślał, że skoro Dominik a pewnie i on mają umrzeć to niech, chociaż będzie to do dobrej muzyki.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 14-03-2020 o 22:48.
Brilchan jest offline  
Stary 14-03-2020, 22:25   #214
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Powiedzenie, że Bury zgłupiał byłoby stanowczym niedopowiedzeniem. Nie. Bury po prostu ochujał, kiedy patrzył jak doktor Cichocki wyciąga mu z gardła rurę intubacyjną. Już wcześniej czuł, że numer z ogłuszaniem samego siebie może nie być najlepszym pomysłem... Ale żeby do tego stopnia?! Gdzie on właściwie się znalazł? Kiedy zdążył dorobić się wnuka? Czy on w ogóle znajdował się we własnym ciele?
- Gdzie... Gdzie jestem? Kim jestem? - starał się wydukać ledwo żywy mężczyzna.

- Spokojnie, jest pan w szpitalu. Nazywa się pan Waldemar Filipczuk i właśnie wybudził się pan ze śpiączki, na którą zapadł pan na Placu Zwycięstwa podczas tego… wydarzenia.
Lekarz wyraźnie stracił nieco ze swojego radosnego usposobienia, lecz niewiele.
- Czy pamięta pan cokolwiek ze swojej przeszłości?

- O żesz kurwa… - wysapał z wielkim trudem dziadunio. - Panie, musisz pan mnie posłuchać…
Witold starał się zmusić wiekowe ramię, by wyciągnąć je w stronę lekarza i chwycić go za nadgarstek.
- Żelazny Sowieta. Są roboty na ulicach? Słyszał pan o Żelaznym Sowiecie? O rzeziach?

- Panie Waldemarze, żyjemy w wolnej Polsce. Komunizm się skończył. PRL się skończył. Jest pan bezpieczny, a pana rodzinie nic nie grozi. Proszę odpoczwać. Wkrótce powinien sobie pan zacząć wszystko przypominać. Wszystko w samo przyjdzie w swoim czasie - uśmiechnął się lekarz i delikatnie poklepał Witolda po dłoni zaciśniętej lekko na własnym nadgarstku.
Nagle rozległ się rozdzierający, pełny rozpaczy wrzask. Dobiegał on z góry. Może piętro wyżej. Mijały sekundy, a on nie ustawał.

- Co to było? - wystękał z trudem dziadzio Witold, zaniepokojony spoglądając w sufit. - W którym my jesteśmy szpitalu, doktorze?

- Nie wiem… - odparł z wahaniem także oglądając się w kierunku źródła dźwięku.
- Jesteśmy w klinice pomagającej osobom w śpiączce. Proszę leżeć spokojnie, to pewnie nic takiego. Pójdę sprawdzić - powiedział z roztargnieniem i nie poświęcając pacjentowi ani jednego spojrzenia więcej ruszył do wyjścia.

- Dominik Leśniewski… Leśniewski! - krzyknął z wielkim trudem za wychodzącym lekarzem. Witold sapnął, próbując podnieść się z łóżka. Była starcem dopiero od minuty, a już miał tego serdecznie dość… Jeśli tak ma wyglądać starość, to chyba wolał umrzeć młodo.

- Słucham? Kto? - zapytał wstrzymując się przed wyjściem. Część uwagi powróciła do Burego, ale była ona definitywnie mniejsza niż ta poświęcona odgłosom.

- Chłopak… W śpiączce… Więzi ludzi umysłem. Mnie też uwięził. To nie jest moje ciało.

Doktor spojrzał na Witolda i zamrugał kilka razy.
- Oczywiście, panie Waldemarze.
Starzec opadł na poduszki zrezygnowany. Jasnym było, że lekarz widzi w nim jedynie zwariowanego staruszka, nic więcej. Po prawdzie nawet go nie winił... Patrząc w sufit, Witold starał się zebrać myśli do kupy i nie panikować. To ostatnie wcale nie było łatwe. Znajdował się już w swoim życiu kilka razy pod ostrzałem, miał stresującą pracę i w ogóle... Ale myśl o byciu uwięzionym w ciele dziadka z podłączonym cewnikiem przyprawiała o dreszcze.
- Spokojnie... Zaraz powinienem wybudzić się w moim ciele... - mruknął pod nosem Witold, spoglądając w okno.

Na razie wolał nie podnosić się z łóżka. Spodziewał się, że jego prawdziwe ciało lada moment odzyska przytomność, a wtedy to tymczasowe upadłoby na podłogę - być może czyniąc krzywdę starcowi, którym chwilowo zawładnął.
 
Bardiel jest offline  
Stary 20-03-2020, 23:50   #215
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Patricia spojrzała jeszcze raz na pomieszczenie, po czym ruszyła dalej korytarzem, przechodząc nad leżącym nieprzytomnie Witoldem. Ryzykowała, ale co innego pozostało jej do zrobienia. Nagła zmiana wystroją ją zaintrygowała. Może ten lekarz będzie stanowił jakąś odpowiedź na to wszystko.
Korytarz był krótki i jasno oświetlony za pomocą opływających w zdobienia, kryształowych żyrandoli. Po obu jego stronach znajdowały się drzwi. Po trzy z każdej. Na końcu, na postumencie, stało podpisane popiersie. Jan Heweliusz. Było to jedyne towarzystwo Patricii.
Dziewczyna zrobiła kilka kroków w korytarzu. Gruby dywan tłumił jej kroki. Przyglądała się obrazom na ścianach oraz zmienionemu wystrojowi. Zatrzymała się dopiero przy popiersiu i przejechała po nim dłonią.
- Heweliusz, Newton i Galileo - mruknęła. - Sami geniusze, matematycy i astronomowie. Każdy zajmował się…
Urwała nagle. Obejrzała się na obraz Galileo. Na to co trzymał w ręku. Każdy z nich zajmował się astronomią, optyką oraz teleskopami.
Jeśli zgubicie drogę, spójrzcie na Dom Boży” - głosił mężczyzna w słuchawce. Niebo w tym miejscu zachowywało się dziwnie. Czyżby faktycznie tam mogli znaleźć odpowiedź?
Zerwała się w kierunku dachu, zatrzymując się na chwilę przy progu
- Nie pozwólcie mu teraz nic śnić. Chyba wpadłam na coś! - krzyknęła podekscytowana, po czym ruszyła dalej korytarzem.
- Peter, Bruce chcecie jeszcze mi pomóc?
Spróbowała pobudzić obu bohaterów do działania. Zawsze było to jakieś zabezpieczenie. Ból w nodze odezwał się ponownie, ale stłumiła go buzująca adrenalina.
Superbohaterowie nie zareagowali. Zastygli w swojej nieruchomej pozie, ale Patricia nie zatrzymywała się po to, by podjąć jakąkolwiek większą interakcję. Zabrała tylko monokulary należące do Bruce i pokuśtykała niekończącymi się schodami w górę. Budowla nie wyglądała już na biurowiec, a na wielopiętrową rezydencję. W końcu, coraz mocniej kuśtykając, wypadła na dach. Natychmiast jej nozdrza zaatakował czekoladowy zapach. Wokół rozlegały się kolejne, głuche plaśnięcia o płaską powierzchnię dachu. Wielkie krople spadały na blond włosy oraz ramiona, a brały się znikąd. Gdy spojrzała w górę nie dostrzegła ani jednej chmury na czerwonym niebie. Zdawało się, iż znajdowała się dokładnie pod centrum lekko fioletowego koła na niebie. Uniosła do oczu odczepioną od pasa Batmana lornetkę, skierowała ją na niebo i przyłożyła do oczu. Zobaczyła przez nią idealnie czyste niebo opatrzone parametrami dodanymi cyfrowo przez komputer urządzenia.
Patrzyła w górę ignorując lepiące się powoli do siebie włosy. Zerkała na wyświetlane parametry. Czyste niebo i deszcz czekolady. To nie miało sensu…

Westchnęła zrezygnowana. Wróciła pod dach i spuściła głowę pomiędzy kolana. Była pewna, że tym razem udało się złapać jakąś nitkę, która doprowadzi ich do wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji, ale ponownie okazało się to być wyłącznie mrzonką. Nie chciała się pogodzić z rozwiązaniem sugerowanym przez Angie i Adama, a jedyna osoba u której mogła szukać pomocy leżała nieprzytomna na korytarzu. Czuła jak rośnie w niej irytacja, kiedy próbowała połączyć wszystkie poszlaki, nie wiedząc nawet czy wśród nich nie znajdzie jakichś ślepych zaułków.
- Odpowiedzią była matka chłopca. Dzieciak nie miał żadnych mocy… w pewnym sensie - usłyszała za swoim plecami. Drgnęła zaskoczona. Kiedy odwróciła się, zobaczyła lekarza o stalowych włosach wpatrującego się w niebo. Wystawił rękę, na którą pacnęła czekoladowa kropla. Zlizał ją z dłoni.
- To matka stworzyła ten świat w głowie własnego dziecka. Nieświadomie, oczywiście. Czy to sen? Może. Czy to drugi wszechświat? Może. Czy to jakiś pokręcony wymiar naszego świata? Może. Stworzyła go z komiksów. Żelazny Sowieta miał chronić dzieciaka w tym świecie, a zarazem cały ten świat. Przekształcał żyjących tutaj w kolejne… białe krwinki chroniące przed mikrobami. Przed wami. Pamiętasz jak obiecywała Dominikowi wyjście na lody, gdy ten się obudzi? - wskazał palcem na niebo.
- Mamy lody. Kiedy wspomniała o elektryczności na zewnątrz pojawił się trzask wyładowania. Kiedy rozmawialiście mówiła o pięknych miejscach, w których piękna zieleń jest wszędzie. Jak w parku. Mamy zieleń, która jest wszędzie. O miejscu, gdzie nie ma żadnych okropieństw. Zniknęły ciała, Żelazny Sowieta i walczący z nim Wolverine oraz Wonder Woman. Wyłączyło to Batmana i Spider-Mana, ale nie zniknęli, ponieważ byli zbyt blisko miejsca, które nie podlega wpływowi mocy. Każda z mocy posiada słabości. Wasze też. Tak na marginesie, wspomnij Adamowi, żeby spróbował wykonać to, co dostał na kartce. Niech po prostu spróbuje, bo aż żal patrzeć jak się biedak zakręcił. To ona powiedziała o astronomii i baroku, a wnętrze wieżowca zmieniło się. Jan Heweliusz, Galileusz, Newton. Trzy postacie mniej lub bardziej związane z astronomią. Wszyscy barokowi. Obraz Galileusza stworzył flamandzki malarz Justus Sustermans w 1636 roku. Zatem również w okresie baroku. Cechą charakterystyczną barokowej architektury był przerost formy nad treścią. Można było wręcz rzygać tymi wszystkimi zdobieniami i złotem. Dokładnie na taki styl zmieniło się wnętrze. Pani Leśniewska prosiła Dominika, żeby się obudził, ale w świecie rzeczywistym nie ma żadnej władzy. Ale gdyby powiedziała, żeby obudził się w tym świecie… Poszukiwałaś odpowedzi, więc ją znalazłaś - zamilkł na chwilę.
- Czy ci wszyscy ludzie z tego świata byli prawdziwi, czy fałszywi? Może jedno i drugie. Kim jestem by oceniać czy ktoś żyje, czy nie? Może wasz świat też jest snem i wcale nie jesteście bardziej prawdziwi niż oni, choć bardzo głęboko wierzycie we własną prawdziwość? - zatoczył ręką półkole.
- Może obecność Dominika w tym świecie sprawiła, że miałby nad nim pełną kontrolę i zmienił to miejsce w raj, jakiego wy nie macie w swoim świecie? A może nie. Szkoda, że ta tajemnica pozostanie niewyjaśniona. Świat umrze z naczyniem, w którym się znajduje - uśmiechnął się smutno i ostatni raz spojrzał na czerwone niebo oraz budowle porośnięte gęstą roślinnością.

Nagle rozległ się przeraźliwy huk. Niebo rozerwało się na strzępy rozlewając na wszystkie strony całe fontanny krwi. Ziemia drżała coraz mocniej aż w końcu zaczęły strzelać w górę wieże z kości. W mieście zawyły syreny alarmowe i odległe echa wrzasków. Patricia podniosła się nagle na równe nogi i patrzyła w przerażeniu nie rozumiejąc co się dzieje.
- Już po wszystkim. Tu jesteście bezpieczni, ale ci, którzy zostali tam… Część z tych “rzeczywistych” z tego nie wyjdzie. Sama dobrze wiesz, że ten “nierzeczywisty” świat potrafi ranić. Nie uratujesz tego świata. Mamy jednak wystarczająco dużo czasu na jedno pytanie i jedną odpowiedź - odezwał się dr Finley, jak głosiła jego plakietka. W oddali zaczęły pojawiać się słupy dymów zwiastujących pożary.
Spojrzała na stalowowłosego lekarza. Odrzuciła momentalnie pomysły o pytania typu kim jest i skąd to wszystko wie. Nie miała luksusu czasu, żeby sobie na to pozwolić. Kolejne pytania napływały niczym fale przypływu i rozbijały się o brzeg niezdecydowania. Czemu oni? Jak działają ich moce? Jakie mają limity? Jak naprawić świat? Było tego za dużo a na jej oczach walił się świat dookoła. Wróciły odruchy wyuczone w akademii. Myślenie taktyczne, proste i zmierzające do wykonania zadania.
- Gdzie znajdę Zagórskiego i jak go powstrzymać?
- To dwa pytania - odpowiedział Finley nieznacznie unosząc brwi, gdy spoglądał kątem oka na Patricię.
- To pierwsze wydaje się być bardziej znaczące dla was. No i jest pierwsze. Długo się do tego przygotowywał. Jest w swoim bunkrze poza Bielskiem… w pewnym sensie.
Zasalutował Patricii na pożegnanie.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 06-04-2020, 23:17   #216
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Kapeć w mordzie. Sahara to przy jego ustach doskonałe pole pod plantację ryżu. To było pierwsze, co poczuł tuż przed tym jak Witold otworzył oczy tuż po tym jak zamknął je na chwilę jako starzec. Wystrój pomieszczenia zmienił się diametralnie. Przypominał obecnie… jego własny pokój. Przekręcił z trudem głowę. Łupało go w plecach aż syknął i chwycił za obolałe miejsce. Własną ręką. Nigdzie nie było śladu po medykach ani sprzętach typowych dla szpitala. Kiedy zajrzał pod kołdrę zobaczył, że cewniki i inne rurki wetknięte w naturalne otwory jego ciała przepadły.

Zadzwonił telefon. Bury spróbował po niego sięgnąć, ale wredny dryndacz leżał zbyt daleko. Zestawił nogi z łóżka i dźwignął się na nie niewiele sprawniej niż starzec, którym był nie tak dawno. Im bardziej jednak obcował z nowym bólem, bardzo bliskim, ani trochę nie zamglonym, tym bardziej go rozpoznawał. Nie pochodził z kości, kręgosłupa ani tylnej części organów wewnętrznych. Nasuwały go mięśnie. Zastałe mięśnie.

Dopadł pochylony do smartphone’a pracując lekko acz nieustannie na miano homo erectus. Potem przyjdzie czas na sapiens i sapiens sapiens. Małymi krokami.
Dzwonił szef. I nie tylko telekonferencja.

- Co się pokurwioło?! – zapytał zdezorientowany przełożony.

Uwagę Witolda przykuło okno. A właściwie to, co się tam znajdowało. UFO uparcie wisiało nad stadionem, zaś na ulicach stały barykady. Bury już widział takie widoki. W strefach objętych działaniami wojennymi a przynajmniej w stanach wojennych. W sposób naturalny zatem nie miał pojęcia czego dotyczyło pytanie: sytuacji na ulicach, powodu, dla którego chyba wrócili do rzeczywistości czy może jeszcze czegoś innego, czego jeszcze nie dostrzegł.

Zza zakrętu wyłonił się Rosomak z barwami Malji. M3. Z obrotnicą i NSW 12,7mm.




Do jej nozdrzy dotarł nagle zapach cygar. Otworzyła szybko oczy zamknięte ledwie na chwilę. Leżała w pokoju, którego nie znała. Z pokrytego drewnem sufitu zwisała staroświecka lampa kloszowa. Jej twarz owionął dym, który już moment później rozpłynął się w siwym powietrzu. Dźwignęła się na łokciach. Ściany i podłoga także były drewniane. Maleńka izba mogła mieć nie więcej niż dwanaście metrów kwadratowych. Dłuższa ściana, do której przylegało jednoosobowe, zajmowane przez nią łóżko.

Chyba wrócili do rzeczywistości. Nigdzie nie było Adama, zastrzelonego dzieciaka ani nikogo innego, kto mógłby być w jakikolwiek sposób powiązany z opuszczonym właśnie światem. Nie miała żadnych ran. A przynajmniej nie zauważyła takich na pierwszy rzut oka. Nic ją też nie bolało.

W jej niewielkiej, nowej sypialni był jeszcze jeden mebel. Fotel. Zajmowany przez jej babcię. Babcię wlepiającą groźne, pełne dezaprobaty spojrzenie we wnuczkę. Angela widywała je wtedy, gdy nabroiła wyjątkowo mocno. Nigdy nie zwiastowało niczego dobrego.




Adam leżał na łóżku przykryty kocem. Na podłodze leżała kałuża wymiocin wyglądająca na zaschniętą. Wózek inwalidzki stał tuż obok, zaś samo mieszkanie… a przynajmniej to, co było nim kiedy widział je ostatnim razem, było jednym wielkim pobojowiskiem. Powywracane meble, zarzygane i obsrane ściany. Ktoś z fantazją próbował coś napisać na ścianie własnym moczem, ale mu się nie udało. Tym kimś definitywnie nie był Sosnowski, to było całkowicie pewne. Linia siku była zbyt wysoko.

Po Angeli nie było nawet śladu. Apokaliptyczny świat także zajął swoje należne miejsce we wspomnieniach jednoznacznie opuszczając rzeczywistość. Właśnie. Rzeczywistość. Wyglądało na to, że do niej wrócili. Zabicie Dominika rozwiązało ich problem. Chyba.

Inwalida zamarł w bezruchu. Bynajmniej nie z powodu szoku spowodowanego przez nagłe, niespodziewane przejście, ale z powodu jedynego krzesła stojącego na nogach. Było bodajże najbardziej uporządkowanym meblem w mieszkaniu. Wciąż jednak nie to stanowiło przyczynę, a osoba zajmująca je. Siwy sukinsyn. Sprzęgło.

Siedział z pistoletem wycelowanym od niechcenia w Adama. Nie wypowiedział ani słowa.




Jeszcze przed chwilą siedział obok niej doktor Finley. Jeszcze przed chwilą oglądała walący się świat. Ba! Wszechświat. Albo marzenie senne. Albo jedno i drugie. Cokolwiek to nie było, obserwowała prawdziwy Armagedon. W jednej chwili wszystko ucichło. Kiedy Patricia otworzyła oczy, była w jakimś znajomo wyglądającym pomieszczeniu. Bardzo znajomo. Czy to był…

Uniosła się nagle. Dom rodzinny? Niewykluczone, że jednak wrócili do swojej rzeczywistości. Opuściła nogi i wstała. Usiadła z sykiem. Spojrzała na źródło bólu. Na łydkę. Była obandażowana. Patricia nie musiała patrzeć co jest pod spodem.

Podniosła się ponownie, lecz tym razem większość ciężaru przeniosła na zdrową nogę. Niezgrabnie pokuśtykała przez pokój, a następnie wyszła z niego. W salonie był włączony telewizor oraz odgłosy rozmowy. Nie rozpoznawała słów, ale ich właścicieli tak. Chodziło się ciężej niż jeszcze przed kilkoma chwilami, gdy pokonywała schody wieżowca. Znacznie ciężej. Ból był niemalże rozrywający. Mogła oprzeć się na nodze tylko przez bardzo krótką chwilę. Adrenalina musiała opaść.

W końcu zmęczona oparła się o futrynę oddychając nieco szybciej. Ojciec widząc córkę natychmiast poderwał się i w dwóch skokach dopadł do niej, by pomóc przy chodzeniu.
- Powinnaś nas zawołać! – zganiła ją matka, ale dziewczyna wyraźnie słyszała w jej głosie ulgę. Ojciec posadził młodą policjantkę i sam usiadł obok. Objął ją i pocałował w głowę.

W telewizji leciał jakiś film wojenny… nie, nie film. Pasek informacyjny jednoznacznie wskazywał na serwis z wiadomościami. Reporterzy z lotu ptaka pokazywali jakieś miasto z barykadami na ulicach. Po ulicach jeździły transportery opancerzone. Bodajże Rosomaki, ale nie była tego pewna. W szczególności w takim rzucie i z takiej odległości. Nagle uzmysłowiła sobie, że widzi stadion w Bielsku z zawieszonym nad nim UFO.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 07-04-2020, 00:14   #217
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Ostra pobudka Adama

Kaleka rozejrzał się po mieszkaniu brud i smród znaczy się, że impreza udana! Zerknął na kąt śladu uryny…, Czyli jednak udało mu się kogoś sprowadzić na prywatkę? Gdzie był u siebie, Patrycji czy jeszcze kogoś innego? Właśnie zaczął się zastanawiać ile z rzeczy, które pamiętał ze snu zdążył zrobić naprawdę nim porwały go moce, gdy lekko zaspany wzrok zauważył psychopatę z pistoletem. Nadnercza wyprodukowały adrenalinę, które odgoniła resztki snu i przestawiła mózg na wyższe obroty…

Adam zaśmiał się nerwowo - Dobra, Szefie wiem jak to wygląda, ale zanim się wściekniesz mam cynk na mutanta! I to naprawdę silnego ma moc wciągania ludzi w sny i manipulowania rzeczywistością! Gdyby lepiej ją kontrolował można by z tego zrobić maszynę tortur gorszą od Guantanamo, park rozrywki lepszy niż Disneyland albo zastosować do zdalnego zabijania, bo jak się umrze na jawie to we śnie też - Zaczął nawijać bez opamiętania - Jest tylko jeden problem smark był zbyt potężny i trzeba go było zabić…. Nie ja pociągnąłem za spust razem z Patrycją próbowaliśmy go dla ciebie dostarczyć, ale mówiłeś Szefie, że ci, którzy ci płacą skupują ciała prawda? Mogę ci podać dokładny opis świata, jaki wykreował. Dzieciak nazwał się Dominik Leśniewski po wydarzeniach z Placu Zwycięstwa zapadł w śpiączkę… Bardzo możliwe, że jeszcze żyje, jeżeli dasz mi chwilę mogę spróbować zlokalizować szpital gdzie był - Wziął głęboki oddech całą siłę woli kosztowało go żeby kolejne zdanie nie zabrzmiało błagalnie i żałośnie, bo nie chciał żeby jego ostatnie słowa były skomleniem o łaskę.

- Wiem, że umawialiśmy się na coś innego, ale pracuje z tym, co mam dostarczyłem ci informacji Szefie nie potrzebuje zapłaty. Tym razem starczy żebyś mnie nie zastrzelił ani nie okaleczył tak w ramach, bonusa motywacyjnego... - Sosnowski robił dobrą minę do złej gry utrzymując stonowany tembr głosu, ale rozszerzone strachem oczy, pot na twarzy oraz mocz, który właśnie ściekał przez cewnik do woreczka opowiadały zupełnie inną historie.

Głupio mu było tak sprzedawać dzieciaka i dawać w ręce szaleńców i służb tak potencjalnie groźną broń… Miał nadzieje, że te informacje będą jego Asem w rękawie albo przynętą, ale obecnie nie miał innego wyboru.

Sprzęgło pokiwał głową w zamyśleniu, choć nie spuszczał oczu z Adama.
- Sprawdzę. Masz jeszcze coś?
- Nic Szefie. To już minął ten Deadline, który nam dałeś? Szczerze mówiąc nie wiem ile ten szczyl nas przetrzymywał wydawało mi się, że to kilka godzin, ale równie dobrze mogłem spędzić tam wiele dni nie jestem pewien ile rzeczy, które tam zrobiłem zanim zaczęły się super herosowie szaleństwa zdarzyły się w świecie realnym a co było snem… Wiesz Szefie musiałem walczyć z dziwaczną wersją kapitana żbika, który był robotycznym Stalinem podświadomość dziecka chyba porywała innych ludzi i czyniła z nich komórki obronne ciała, jeżeli usłyszysz o masowych dziwacznych śmieciach we śnie to pewnie wina Dominika. Będę musiał to sprawdzić, choć pewnie rząd to zamaskuje - Rozejrzał się po mieszkaniu - Kurwa jak ja to posprzątam? Przydałby się paraliż widać senna walka przybrała kształt fekalny w Realu... - Spojrzał się w oczy mordercy.

- Szefie, powiedz mi, jaka jest moja moc. Próbowałem śpiewać, próbowałem rozkazywać sięgałem w dal umysłem słowem i wolą. Pora żebyś się poddał nie mam mocy mój mózg jest zjebany przez porażenie mózgowe impulsy elektromagnetyczne z maszyny Zagórskiego też nie przepłynęły prawidłowo. Daj mi spokój nie zapłacą ci za moje zwłoki, jestem nieprzydatny, jako łowca, nie stanowię dla ciebie żadnego zagrożenia. Przestań tracić czas na kalekę. - Apelował do zdrowego rozsądku psychopaty, co byłoby śmieszne gdyby nie było tak tragiczne.

- To też sprawdzę - powiedział wpatrując się w Adama nieprzyjemnym wzrokiem. Wstał powoli.
- W takim razie miłego dnia Szefie, proszę już iść! Mam przed sobą dużo pracy a do przygotowania pułapkę na mutanty - Odpowiedział niewinnym wzrokiem, choć jego słowa również niosły podwójne znaczenie nie będąc jednocześnie kłamstwem.
- Minęły trzy dni od naszej poprzedniej rozmowy - poinformował cofając się w stronę drzwi. Ani na chwilę nie opuścił broni.

Słysząc to Adamowi dosłownie opadła szczęka ze zdziwienia. Leżał tak z otwartymi ustami bez słowa patrząc się na wychodzącego popierdoleńca.


 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 16-04-2020 o 04:12.
Brilchan jest offline  
Stary 30-05-2020, 14:44   #218
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Witek zerwał się, by odebrać telefon, ale zastałe mięśnie szybko pohamowały jego zapał. Mężczyzna syknął z bólu, który od razu na wejściu oznajmił, że przestał być bohaterem DC, Marvela czy Looney Tunes. Choć nie znajdował się już w ciele dziadka, to sprawność ruchową miał niewiele lepszą…
Nie odebrał połączenia od razu. Najpierw spojrzał na datę i godzinę.
- O żesz kurwa… - mruknął cicho, zdając sobie sprawę z tego, że bardzo, bardzo zaspał. Na pierwszy rzut oka niby nic strasznego. Ot, godzina dziesiąta. Tyle, że o całe trzy dni za późno!
- Bu… ry… - wychrypiał Witold, odbierając w końcu telefon. Wysuszone gardło odmawiało posłuszeństwa. Niczym zombie podreptał w stronę parapetu, na którym znajdowała się szklanka z niedopitą wodą. Czym prędzej opróżnił lichą zawartość, patrząc na UFO i królujące na ulicach Rosomaki. Wracały wspomnienia ze strefy działań wojennych...
- Powiedz, że nie zwariowałem... i rozmawiałeś ze mną o Żelaznym Sowiecie - chrypiał dalej, z trudem wlokąc się w stronę lodówki. Rozpaczliwie potrzebował picia. Jakiegokolwiek.

- A już myślałem, że mi odjebało i czas rzucać robotę - odetchnął z ulgą szef.
- Ale co się w takim razie, do cholery, stało?!

Bury głośno odetchnął z ulgą.
- Okej, czyli nie zwariowaliśmy - stwierdził, wyciągając z lodówki butelkę wody mineralnej. - Jakiś dzieciak wciągnął nas do świata swojej wyobraźni. Wygląda na to, że przypadkowi ludzie nabrali dziwnych mocy na Placu Zwycięstwa. Bardziej martwi mnie co innego. Wygląda na to, że UFO to nie część jego projekcji…
Witold nie mógł dłużej mówić. Musiał w końcu zalać gardło dużą ilością płynu. Ulga była wprost nie do wysłowienia…

- Ja pierdolę, kurwa, jakie znowu UFO?! Co się z tym światem pojebało? - wybuchł szef.
- Do czego was wciągnął?! - zapytał Roman Juszczyk.
- Grząski, ja bym się tak nie dziwił na twoim miejscu. Widzisz co mamy na ulicach. Cokolwiek by to nie było, do UFO były już jakieś podejścia, ale zanim zdążyli zbliżyć się choćby dronami, to wszystko szlag trafił. Mamy nowe realia. Odwaliliście śpiące królewny w nieco posranym świecie, bo trzeba było się liczyć z tym, że wam jakaś kobita eksploduje prosto w twarz i podziurawi szczapami własnych kości, ale mimo wszystko dość normalnym. Teraz mamy gangi cudaków. I tu przechodzę do najsmutniejszych informacji. Cieszko nie żyje.
Piotr Cieszko odszedł z Hoplonu pół roku temu. Przerzucił się na bezpieczniejszą, choć mniej płatną robotę jako szef ochrony centrum handlowego. Nie był pierdołą, a wielkim jak góra facetem uwielbiającym kręgle, choć gra w nie prawie nigdy mu nie szła.
- Wyszedł na pasaż, bo jeden z jego ludzi miał problem, jakiś świeżak. Jeden z dzieciaków zaczął się stawiać, Cieszko się nie pieprzył. Dźwignia i wychodzimy. Nie zdążył, bo dostał w bark jakąś mazią. To gówno wyżarło mu kości tak, że gówniarz uciekł z jego zaciśniętą łapą. Drugi machnął łapą i z jednego świeżaka zrobiło się dwóch półświeżaków. Ci są już niegroźni. Policja ich zdjęła. Ale są też tacy, którzy… No co wam będę gadał. Są grupy, które są sprytne. Na kilka z nich wciąż trwa obława. Jednymi z bardziej znanych jest Zakon Ren czy Nokturni. To takie “neogangi” - dokończył Marcin Rawicz.

Witold zastygł w bezruchu, opierając się o lodówkę i trawiąc informacje przekazane przez Jacka. Wieści spadały jak grom z jasnego nieba. Dobrze pamiętał Cieszkę… Nie minęło tak wiele czasu odkąd razem siedzieli w samochodzie, prowadząc obserwację albo wykonując dziesiątki innych rutynowych czynności. Facet miał poukładane w głowie i dobrze się z nim rozmawiało. Co gorsza, Witold czuł że bez problemu mógłby znaleźć się na miejscu Piotrka. Zgodnie z wyuczonym doświadczeniem podszedłby konwencjonalnie do tematu, po czym nagle stałoby się nie wiadomo co… Oberwałby kwasem wyplutym z gęby małolata lub został rozcięty koso-ręką, która pojawiłaby się znikąd. Bury otrząsnął się po kilku sekundach. Tutaj należało działać niekonwencjonalnie.
- Potrzebujemy broni, Jacek. Wiesz co mam na myśli. Nie pistolety - wychrypiał wreszcie Witold, z trudem rozprostowując plecy. - Mówię o karabinkach i półautomatach. Policja raczej nie będzie przejmować się teraz, że “trochę” robimy kurwę z ustawy…
Witold wiedział, że Hoplon trzyma w magazynie trochę dodatkowej broni - strzelby powtarzalne, pistolety maszynowe, karabinki… Co prawda tego rodzaju broń nie była dozwolona przy ochronie osób w Bielsku, jednak była dopuszczalna w przypadku konwojów i ochrony baz wojskowych.

Na linii zaległa cisza.
- Szefie, jesteś tam? - zapytał w końcu Pershing.
- A chuj z tym. Najwyżej będę jebał pokłony jak żydek. Bierzcie i nie dajcie się zabić żadnej ze stron. Bury, właśnie przeglądam maile. Wczoraj rodzice małolaty napisali, że chcą cię z powrotem. Podobno zaginęła. Co mam im odpisać?

- Że trzeba było mnie słuchać… - warknął Witold z siłą zamykając drzwi od lodówki. Szef znał go jednak na tyle dobrze, by domyślić się że nie jest to odpowiedź ostateczna. Ot, krótki wybuch, który w zwariowanych czasach musiał się trafić nawet oazie spokoju. Bury wziął głębszy wdech.
- Nie wiem czego oczekują. My ochraniamy, od szukania zaginionych jest policja i detektywi, ale…
Witold zawahał się przez chwilę.
- Napisz im, że przyjadę. Jacek… Z fabryki wywozili ludzi, którzy byli na Placu Zwycięstwa. Do jakiejś grubo obstawionej bazy wojskowej. Potajemnie, chyba na zlecenie jakiejś agencji rządowej. Możliwe, że wywieźli tam Matyldę. Ale jeśli tak, to… Nie mam pojęcia co robić…*

- Noooo zajebiście… Masz jeszcze jakieś dobre, kurwa, wiadomości? - ze słuchawki Witolda dobiegł huk odstawianej szklanki.
- To robi się za grube. Spróbujemy coś zrobić, ale jeśli trafiła do tej pieprzonej bazy, to umywamy ręce. Podzwonię i spróbuję nam zabezpieczyć dupy. Chuj wie co z tego wyjdzie - dodał ostatecznie nie precyzując czy chodzi mu o sprawę dziewczynki czy wspomniane zabezpieczenie.
- W razie czego jestem pod telefonem. A jeśli mnie nie będzie, to dzwoń po chłopakach i spierdalajcie wszyscy. I nie chcę wiedzieć gdzie. Kto wie czy w tym wszystkim nie ma jakiegoś głębszego gówna.

- Będę w siedzibie jak najszybciej. Bez odbioru - odparł sucho Witold, rozłączając się. Ostatni raz spojrzał za okno na królujące na ulicach rosomaki i wziął głębszy wdech. Po raz kolejny znalazł się w strefie wojny. On i całe miasto.

Bury wypił butelkę wody z solą, aby uzupełnić elektrolity, popił kilkoma surowymi jajkami, zagryzł razowcem i udał się pod prysznic. Zimna woda szybko pobudzała krążenie w żyłach byłego żołnierza i odpowiednio wyostrzała koncentrację na nadchodzący dzień. Po takim rytuale zwyczajnie nie dało się być zaspanym lub rozkojarzonym. Zdając sobie sprawę z tego co dzieje się na ulicach, uznał że dotarcie do siedziby Hoplonu może być problemem. Założył lekką kamizelkę kuloodporną, którą posiadał na własność, przedramienniki, rękawiczki, po czym przymocował pod pachą kaburę z berettą. Cały ten zestaw ukrył pod szeroką, brunatną bluzą z kapturem. Zrobił jeszcze kilka pompek oraz przysiadów na rozruch, aby ostatecznie zapewnić ciało, że skończyło się leżakowanie...

- W końcu okazja, aby wyciągnąć rower z piwnicy… - mruknął do siebie, schodząc na dół. Własny samochód musiał porzucić, a kradzionym wolał nie poruszać się w momencie, kiedy na drodze mogły czekać go wojskowe i policyjne posterunki. Poza tym… Rowerem łatwiej się przecisnąć niż autem.
 

Ostatnio edytowane przez Bardiel : 30-05-2020 o 14:47.
Bardiel jest offline  
Stary 05-06-2020, 20:59   #219
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Cool

Powrót Adama ze świata śniących

Gdy świrolski “szef “ sobie poszedł Sosnowski poczekał dobrych 10 minut żeby upewnić się, że oddalające się dźwięki kroków z trudem po trzech dniach snu wsiadł na wózek przy akompaniamencie chrupnięć w stawach i stęknięć bólu.

DJ miał swoje priorytety pierwszą rzeczą, jaką zrobił było nastawienie muzyki. Gardło krzyczało suchością Sahary a skręcony z głodu żołądek wywijał Salto Mortale to pierwszeństwo miała dusza gdyż miał wrażenie, że jeżeli teraz jej nie nakarmi muzyką żeby przypomnieć sobie, że świat jest piękny oraz naprawić nadszarpnięte ciągłym zagrożeniem życia to zaraz wyskoczy oknem w nadziej złamania karku.

Na kupionej za bezcen wieży, która nie odtwarzała utworów w formacie innym niż audio ustawił płytę “Blues in the Night” Julie London.

Oprócz efektu terapeutycznego głośna muzyka miała też na celu zagłuszenie ewentualnego podsłuchu. Może i miał paranoję, ale gdyby był na miejscu tamtego świra to nie siedziałby sobie grzecznie w fotelu przykrywając go kocykiem. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił podobnie jak we śnie było wypicie domowych elektrolitów zrobił dwa litry wrzątku z solą i cukrem ostudził pół litra i przelał do plastikowej butelki dla biegaczy, która miała opcje spryskiwania mgiełką w usta. Miał ochotę wypić i zjeść jak najwięcej, ale wiedział, że po 3 dniowej śpiączce gdzie nic nie jadł i nie pił jego żołądek nie przyjąłby pokarmów a jeżeli zacznie pić bez opamiętania to jego ciało nie wchłonie glukozy oraz soli mineralnych. Pierwsze dwa łyki na osuszenie gardła, potem mgiełka dopiero po kąpieli będzie mógł wypić więcej żeby oszukać wrażenie głodu wypełniając brzuch ciepłym płynem a potem, gdy już nieco rozplącze węzeł gordyjski własnych trzewi będzie mógł zjeść trochę lekkostrawnego kleiku, który pozwoli mu zebrać dość sił na wyjście.

Po zabezpieczeniu ciała i umysłu potrzebował się dowiedzieć, co zdążył zrobić nim trafił w pułapkę snów? Co mu się przyśniło, co było narkotykowym widziałem? Dużo rzeczy można ustalić z listy wykonanych połączeń i historii przeglądanych stron. Nie sądził żeby Wajcha go opatulał czy był tutaj Maciej? Czy zdążył go ostrzec żeby zadekował się w jego oficjalnym mieszkaniu? Wysłał informację do DemaskatoraRzeczywistości? Może to jego filmik zwrócił uwagę Albercika? A co z jego własną działalnością w necie wrzucał jakieś filmiki na YT lub umawiał się z Adamem na organizowanie setu w Retro Reflections czy też Dominik sfabrykował historie na podstawie jego planów w podświadomości? Oraz Najważniejsze, co się działo przez ostatnie 3 dni, kiedy on najwyraźniej szczał po suficie walcząc ze złoczyńcami z podświadomości 10 latka!

Gdy uzyska odpowiedź, na choć część z tych pytań włoży komórkę do plastikowego woreczka z zamkiem błyskawicznym i ruszył wziąć długi porządny prysznic. Przedtem rozłoży i złoży komórkę żeby sprawdzić czy nie ma jakiegoś prostego podsłuchu w typie urządzenia, które można kupić dla śledzenia dzieciaka i żony. Nie sądził żeby Szefu zdążył załatwić lepszy nasłuch,ale będzie musiał zaryzykować telefony do bliskich.

Wszystko, co pamiętał było rzeczywistością, a nie narkotykowym transem : D Brak jednak odpowiedzi od DemaskatoraRzeczywistości co w sumie nie było dziwne bo to raczej nie typ który zostawia po sobie ślad wirtualny… Plan zrobienia imprezy/ występu raczej nie dojdzie do skutku bo teraz przespał najlepszy okres chaosu i dezinformacji i teraz samemu stawał się łatwym celem.

Zaczął na głos recytować swoje ulubione fragmenty “Sztuki Wojny” jednocześnie szykując sobie gorącą kąpiel. Wrzucił pół kilo zwykłej soli kuchennej na wannę zamierzał zmyć z siebie nie tylko brud, ale również zmęczenie obolałych mięśni.

Komórka wylądowała w zamykanym próżniowo woreczku odkręcił też kran w umywalce żeby szum wody zagłuszył ewentualny podsłuch Śruba zrobił zamknięty system filtracji, co nieco uspokoiło ekologiczne sumienie Adama.


 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 14-10-2020 o 20:24.
Brilchan jest offline  
Stary 14-10-2020, 20:33   #220
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Home sweet home - Patricia

Dziewczyna patrzyła przez chwilę na migające na ekranie obrazy. Przynajmniej miała pewność, że to wszystko nie okazało się tylko powalonym snem. Rana na nodze była na to najlepszym dowodem, a jednak…

Wszystko znowu obróciło się o 180 stopni. Świat kręcił się niczym w karuzeli. Ale ona miała przynajmniej plan w jaki sposób może to wszystko zatrzymać.
- Mam trochę mętlik w głowie - powiedziała nieodrywając wzroku od ekranu. - Mamo zrobiła byś pancaki na śniadanie? Umieram z głodu. Potem muszę z wami o czymś porozmawiać.
Kobieta spojrzała na męża ale odpowiedziała z uśmiechem.
- Oczywiście Skarbie.

Kiedy Brigitte krzątała się po kuchni, nucąc pod nosem, Patricia chłonęła obrazy z telewizora. Widok przejeżdżających czołgów, żołnierze i blokady na ulicach. To wszystko wyglądało tak… naturalnie, że aż dziwnie. Ojciec przyglądał się jej od czasu do czasu ale nie odzywał się. Zawsze miał bardziej stoicką naturę od swojej żony.
Siadając do stołu w jadalni dziewczyna czuła jak senność całkowicie się ulotniła. Zapach syropu klonowego pobudził delikatne kubeczki smakowe, które odpowiedziały przeciągłym mrukiem żolądka domagającego się jedzenia. Po zaspokojeniu pierwszego głodu spojrzała w stronę rodziców. Nie dawali tego po sobie poznać, ale czekali aż się odezwie. Tak jak wtedy gdy wymknęła się na domówkę Dominika w liceum, o czym doskonale wiedzieli.
- Chcę z wami porozmawiać - zaczęła dziewczyna, nie przedłużając ich męk. - ale nie chce żebyście mnie uznali za wariatkę, zwłaszcza przy tym wszystkim co się teraz dzieje.
Richard mruknął coś niezrozumiale pod nosem, popijając kęs mlekiem. Brigette odlożyła starannie sztućce na stół.
- Od wydarzeń na Placu Zwycięstwa dzieje się coś dziwnego. Nie mówię o tym wszystkim - machnęła ręką w kierunku, wyciszonego teraz, telewizora. - Mówię o sobie. Nie chcę żebyście się martwili, nic mi nie jest, ale muszę to sobie wszystko powoli ułożyć w głowie.
Patricia westchnęła wiedząc, że pomimo starań to wszystko brzmi co najmniej podejrzanie.
- Co się ze mną działo odkąd pojechaliśmy do tego polowego szpitala? Ile spałam?

Rodzice nie wyglądali na uspokojonych. Wręcz przeciwnie. Spojrzeli po sobie krótko.
- Trzy dni. Nie mogliśmy cię dobudzić. Chcieliśmy dzwonić po pomoc, ale… - nie dokończył wskazując na obrazy przedstawiane na ekranie telewizora.

Zlapała kubek z mlekiem w obie ręce. Nie patrzyła na rodziców. Najgorsze było dopiero przed nią.
- Spałam więc trzy dni… a jak trafiłam do mieszkania? - zapytała ni to rodziców ni to siebie. - Pamiętam jak zawieźliście mnie do tego punktu medycznego w dawnej fabryce. Nie zdziwilo was, że jestem z powrotem w domu?

- Liczyliśmy na to, że ty nam powiesz co się stało, gdy się obudzisz. Dużo się wydarzyło w ciągu ostatnich dni. Od wydarzenia na Placu Zwycięstwa zmieniło się wszystko - powiedział machinalnie obracając łyżeczkę do herbaty.

- Wiem, że nie lubicie teorii spiskowych - wciągnęła powietrze niczym nurek przed zanurzeniem. Spodziewała się jakichś reakcji ale żadne z rodziców nie przerywało swoich czynności. - Ale bardziej nie lubicie politycznych gierek. To co zrobił ten profesor to nie jest jakaś sztuczka. To się dzieje naprawdę. A zamieszani są w to też ludzie ze znacznie wyższych sfer. Z punktu medycznego chciano nas przewieźć w niewiadomo jakie miejsce. Mnie i kilku podobnych mi ludzi. Doszło do szarpaniny, a koniec końców i do strzałów. Ludzie przebrani za policjantów, uzbrojeni w nieregulaminową broń z tłumikami. Co najmniej jedna osoba zmarła na miejscu. Ale o tym pewnie w wiadomościach pewnie nie mówili?

Podniosła głowę spoglądając na rodziców. Nie oczekiwała odpowiedzi, po prostu musiała zwilżyć gardło.
- Potem zaczyna się robić dziwnie bo sen miesza się z jawą. Uciekłam razem z trójką innych pacjentów ale nie czuliśmy się nigdzie bezpieczni. Rozdzieliliśmy się. Ja trafiłam tutaj. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam i wtedy mnie to złapało. Eksperyment profesora spowodował, że osoby na placu zyskały moce. Jedna z takich osób potrafiła sprowadzać śniących do swojego snu i tam kontrolować rzeczywistość. Dla mnie minęło tam kilka godzin, tutaj spałam trzy dni. Spotkałam tam też innych z placu. Wspólnie… - zawahała się na moment. Nie wiedziała bowiem co tak naprawde się stało, ale miała podejrzenia, że nic dobrego. - wspólnie wyrwaliśmy się z tej pułapki i wtedy się obudziłam. To co działo się we śnie wpływało też na mnie w rzeczywistości, stąd ta rana. Wiem, że to brzmi wariacko, ale musicie mi uwierzyć, że nie zwariowałam.

- Wierzymy!
- Przynajmniej częściowo - dodał ojciec uzupełniając wypowiedź żony, która to spiorunowała go wzrokiem.
- Trudno nie wierzyć, gdy po mieście biegają terroryści, którzy mogą cię zabić spojrzeniem. Jak najbardziej wierzę, że ludzie zyskali jakieś moce. Powinni wyłapywać wszystkich i prewencyjnie aplikować im przynajmniej znieczulenie ogólne monitorowane i podtrzymywane do momentu, w którym zostaną wyleczeni. To musiało zrobić im coś z mózgami, bo nie wierzę, że oni wszyscy byli przed tym wszystkim złymi ludźmi. Każdy, kto ma moc prędzej czy później stanie się zbrodniarzem. Na szczęście ta choroba nie zaatakowała wszystkich - uśmiechnął się do Patricii.
- Dobrze, że zrobiliście z tym porządek. I dobrze, że wróciliście.

Dziewczyna spuściła wzrok na słowa ojca. Właściwie to chciała im powiedzieć że sama zdobyła “możliwości” ale teraz nie wiedziała jak by na to zareagowali. A to nie była największa bomba jaką mogła im sprzedać.
- Tato, przeszlibyśmy jeszcze raz przez procedury związane z bronią. Chce być gotowa na najgorszę.
Jej ojciec wiedział, że Patricia byłaby w stanie wyrecytować je obudzona w środku nocy, rozkładając pistolet na części. Od dawna to był ich sygnał. Kiedy dziewczyna chciała porozmawiać z ojcem w cztery oczy. Matka brzydziła się broni, ale wiedziała po co trzymają ją w domu. Dawno temu pogodziła się z tym, że córka odziedziczyła więcej po mieczu niż po kądzieli. Westchnęła tylko i zebrała naczynia do zmywarki.
Patricia podziękowała za śniadanie. Kiedy byli już na górze ojciec starannie zamknął drzwi i poważnym wzrokiem zlustrował dziewczynę.
- Co się stało? - zapytał.
- Nie mogłam powiedzieć przy mamie wszystkiego - powiedziała cicho Patry, łapiąc się za ramię, jak zawsze kiedy coś przeskrobała. - Kiedy uciekliśmy z tego szpitala… odszukał nas Sprzęgło. Mówił że pracuje dla kogoś i poluje na… tych z umiejętnościami. Na moich oczach zabił jednego chłopaka, który mu się nie podporządkował. Reszcie dał wybór. Albo pomożemy mu znaleźć innych albo nas zabije, a tych z mocami porwie. Poza tym… chyba wiem gdzie znajduje się profesor Zagórski…
 
Brilchan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172