|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
30-10-2006, 17:09 | #41 |
Reputacja: 1 | Bariera ciszy okazała się jednak silniejsza i zwyciężyła w tym starciu. Znów zamilkły, znów zaczęły rozglądać się wokół siebie i walczyć z tym bólem, ogromnym bólem w sercu. A on ciągle narastał... Zimne łzy spływające po policzkach, skrywane westchnienia i dyskretne zdenerwowane spojrzenia... W końcu miasto się skończyło, zaczęły się pola. Michael zwolnił, czekał na znak, na jakieś zawołanie, na zwrócenie uwagi. Nie wiedział już kompletnie jak jechać, powoli przestawał rozumieć kolejne żądania dwóch kobiet, to wszystko traciło dla niego sens. Szukanie „kogoś”, szukanie bez sensu- bo na pewno nie będzie to Gustav, może jakaś kolejna poszlaka, ale ciągle daleko będzie mu do brata... A on bał się najbardziej o niego. Obie wiedziały, że to w prawo. I obie krzyknęły to naraz, gdy samochód prawie przejechał obok zakrętu. Najostrzejszy zakręt jaki widziały, szybkie przyspieszenie... Dzika, polna droga i wielkie zaspy śnieżne wokoło, ale nie to je obchodziły. Czuły już ją, czuły jej obecność... Wiedziały, że to ta polana, czuły nią i jego... Osobę, która napełniała ich serca od setek lat strachem. Samochód zatrzymał się. Michael nic nie mówił, może go nie słyszały. Widziały tylko ją, trzecią z nich, klęczącą w śniegu a za nią jego, przeciwnika od lat, z bronią... Życie dziewczyny odpływało z przeraźliwą prędkością, razem z nadzieją i marzeniami... Trzeba było coś zrobić, działać!
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
20-11-2006, 16:23 | #42 |
Reputacja: 1 | Marylin wiedziała, że należało coś zrobić. Jednak enigmatyczne "coś" nie chciało za nic w świecie przyoblec się w konkretne działanie. Siedziała jak sparaliżowana obserwując scenę... egzekucji? Tak, to właśnie wyglądało jak egzekucja. A egzekutorem miał być on - ten, który przepełnia duszę podświadomym, nienaturalnym strachem. - Michael... - szepnęła i wyciągnęła rękę przed siebie, próbując dotknąć palcami jego ramienia, choćby pukla jego włosów; nie wiadomo, czy prosiła go bez słów o to, żeby coś zrobił, czy wręcz odwrotnie - żeby nie robił nic i nie narażał swojego życia. Rubinowa róża na smukłej, białej dłoni odbiła przez chwilę refleks światła i wypełniła samochód krwistą czerwienią... |
11-12-2006, 14:32 | #43 |
Reputacja: 1 | Siedziala jak skamieniała wpatrując się szeroko rozwartymi oczyma w to co widziała na zewnątrz. Ta dziewczyna...ona...bogowie, jaki strach, że ją stracą...potworny, obezwładniający... A ów mężczyzna nad nim...mdlący strach i zapiekła nienawiśc, tak silne, tak obce, a jednocześnie tak znane. Jak można aż tak kogoś nienawidzieć? Uczucia szalejące w jej duszy były jak sztorm, krzyczały w jej głowie, pchały na przód, lecz jednoczesna świadomośc tego wszystkiego co stało się wcześniej, długa smuga krwi na rękach, jego krwi.... Nie była w stanie ruszyć się z miejsca, czuła jakby była zawieszona w próżni pomiędzy jednym a drugim oddechem....
__________________ Whenever I'm alone with you You make me feel like I'm home again Dear diary I'm here to stay |
12-12-2006, 22:58 | #44 |
Reputacja: 1 | I nagle obie zamarły. Odwrócił się w ich stronę... Chłód bijący od jego oblicza był daleko silniejszy niż temperatura na dworze, która rzekomo była "największym mrozem od 110 lat". Spojrzał jeszcze przez chwilę na dziewczynę, po czym wrzucił to, co trzymał w dłoni (broń?) do torby i z nią zaczął powoli zmierzać w kierunku samochodu. Uśmiech, wesołe a zarazem okrutne spojrzenie i szybki, nerwowy ruch w kierunku kieszeni kurtki. Szybki, wyćwiczony przez lata ruch potrzebny do otwarcia posrebrzanej, a może i srebrnej papierośnicy, stylowe wyrwanie z niej jednego z papierosów, brzdęk zapalniczki, chyba oryginalnej Zippo i po chwili wypuszczał już z ust dym. Normalnie nikt nie przerażałby zapalaniem papierosa. On jednak to robił... Zaciągnął się może dwa razy i cisnął papierosa do śniegu. Dopiero wtedy obie zagapione kobiety zorientowały się, że dzieli je od niego już tylko parę metrów... Ostatnie głębokie oddechy, a po chwili... [center:a1e35b1938]stuk, stuk[/center:a1e35b1938] Michael, widząc rosłego mężczyznę pukającego w szybę jego wozu, szybko otworzył okno i wbił pytające spojrzenie w człowieka. - Podinspektor Ian Callers- powiedział, machając przed oczami nauczyciela dokumentem w oprawce, do której podczepiona była szpanerska odznaka- Ujęcie groźnego więźnia, czekam na radiowóz. A państwo co tutaj robią? Ta okolica jest bardzo niebezpieczna. Powinienem wypisać mandat za wjazd na zamknięte rejony...- przerwał, po czym zaśmiał się cicho- Ale chyba odpuścimy sobie ten obowiązek, prawda? - Tak, tak- odparł Michael, a na jego twarzy także wykwitł uśmiech. Wymuszony?- Co tu robimy...?- powtórzył pytanie i zerknął pytającym spojrzeniem na Marylin i Solveig. I to ma być facet? Najgorsze zawsze zwali na kobiety...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
23-12-2006, 19:58 | #45 |
Reputacja: 1 | Marylin Nie wiedziała co się z nią dzieje. Wiedziała tylko, że musi to zrobić, choćby miało to być ostatnie co w życiu zrobi. Ta myśl nawet nie wydawała jej się szalona. Była naturalna, tak jak to, że po każdej zimie przychodzi wiosna. Musiała zadać to pytanie i stanąć twarzą w twarz z własnym lękiem, duszącym ją od setek lat. Bo to w końcu już kiedyś, dawno temu się zdarzyło... Marylin otwarła powoli drzwi. Wystawiła bose stopy na zewnątrz samochodu i po raz drugi tego dnia poczuła przenikliwy ból, który jednak szybko minął. Nie czując nic, na sztywnych nogach podeszła trzy kroki i stanęła bardzo blisko Callersa. Spojrzała ze smutkiem w czerwonych tęczówkach na policjanta i przez kilka uderzeń serca dobierała odpowiednie słowa. - Dlaczego nas krzywdzisz? |
23-12-2006, 20:13 | #46 |
Reputacja: 1 | Uśmiechający się Callers nie był wcale tak okropny. A raczej nie byłby dla postronnego widza. Każdy jego gest, a szczególnie ten, sprawiał Marylin i Solveig ogromny ból. Po chwili uśmiech zniknął, a na jego twarzy pojawiło się chwilowe zdziwienie, brak zrozumienia. O czym ona mówi, do jasnej cholery? Podinspektor jednak szybko opanował się i po chwili znów wyszczerzył zęby, patrząc się w czerwone oczy dziewczyny. - Krzywdzę? Moja droga, reprezentuje policję stanu Massachusetts, jestem tutaj, żeby bronić takie jak ty, panienko. A tu właśnie została ujęta przestępczyni, morderczyni, możliwe że i z psychicznymi problemami...- mówił Callers spokojnie, jakby już dawno nauczył się tej formuły- Zresztą mogę doczytać trochę szczegółów, małe ujawnienie tajemnicy śledztwa to chyba nic wielkiego... Dla spokoju obywatelów wszystko!- zaśmiał się Callers -A teraz proszę wsiąść do samochodu, bo służba zdrowia będzie miała sporo roboty...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
23-12-2006, 21:42 | #47 |
Reputacja: 1 | Marylin - Nie, nie chodzi mi o to, co robisz teraz - powiedziała spokojnie, ale z uporem dziecka, które oczekuje od rodzica dokładnej i wyczerpującej odpowiedzi na z pozoru banalne pytanie w stylu "dlaczego księżyc nie jest niebieski?" - Chodzi o to, co robisz nam od tamtej pory... Od setek lat... Wiesz przecież o co mi chodzi, prawda? Też to czujesz... że nie spotykamy się po raz pierwszy. Że wszystko powtarza się w kółko tak samo, że nic nie dzieje się przypadkiem. Dlaczego nas tak nienawidzisz? Dlaczego nam to robisz? I dlaczego nie możesz przestać? Dlaczego to wszystko znowu się dzieje? |
23-12-2006, 21:57 | #48 |
Reputacja: 1 | - No nie, panienko, tego jest sporo za wiele. Wsiadaj i odjeżdżajcie stąd, albo będę musiał samemu zawieźć twoją szanowną dupę do najbliższego psychiatryka, a tam ponoć sporo wolnych łóżek, chcą zapełnić...- powiedział do Marylin i odwrócił się w kierunku Michaela I wtedy to zobaczyła. W jego oczach, w jego ruchach, gestach- identycznie jak dawniej, jak lata temu. Gniew i może odrobina strachu, ta mieszanka wylewała się wręcz z niego. Marylin już wiedziała- zrozumiał. On też pamiętał, on też je rozpoznał... Może tylko przez to pytanie? I jakby "przypadkiem" zaprezentował jej zawartość torby. Strzelbę. Niebezpieczeństwo... - Drogi panie, dobrze radzę jak najszybciej stąd odjechać...- zwrócił się do Michaela- Moja cierpliwość naprawdę się kończy, w czym pomaga pana droga przyjaciółka... Mam tu samochód, mogę sam podwieźć, ale wprost na komisariat i to z groźną przestępczynią na tylnym siedzeniu...- mówił Callers wolniej, spokojniej, chłodniej niż zwykle -Marylin... Jedziemy?- odezwał się Michael w chwilę po Callersie.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
21-01-2007, 15:20 | #49 |
Reputacja: 1 | Marylin Zignorowała pytanie Michaela. Na chwilę zatrzymała wzrok na strzelbie, ale nie zawahała się. Patrzała dalej z uporem w oczy Callersa starając się przyciągnąć jego spojrzenie do siebie. - Dobrze wiesz, że się Ciebie boimy. Zawsze się bałyśmy, więc nie musisz jeszcze dodatkowo się starać. Ja chcę tylko zrozumieć dlaczego to znowu się dzieje, wszystko się powtarza? Nie ciekawi Cię to? Ja wiem - położyła szczególny nacisk na to słowo - że Ty też czujesz to samo... déjŕ vu. To już się kiedyś stało. Nie czujesz się jak marionetka w czyiś rękach? Nie robisz przecież tego co chcesz zrobić, tylko to, co każe Ci jakaś odgórna siła. Ty polujesz na nas, my się Ciebie boimy, na końcu zginiemy. Nie mamy wyboru. Dlaczego nie możemy tego przerwać? Zrozumieć dlaczego tak się dzieje? Czy nasze życie już zawsze ma przypominać teatr, w którym ciągle odgrywamy te same role? Za jakiś czas znowu się narodzimy i znowu spotkamy. Znowu będziesz nas ścigał, znowu zginiemy. Uważasz, że tak ma być? Że to jest normalne? I że bez zastanowienia wypełniając swoją rolę jesteś okey? Wiesz co? Nie dbam o pozory. Mogłabym udawać, że Cię nie znam, że nie znam tych dziewczyn, że nie wiem co tu się dzieje. Grać swoją rolę. Ale nie, nie tym razem. Przecież i tak masz mnie zabić, więc po co grać w te gierki? Jeżeli to ma się zakończyć tak samo jak wtedy, to zrób to teraz, od razu. Poddaj się Twojemu determinizmowi i bądź dalej narzędziem w cudzych rękach. Ale może tym razem się zastanowisz nad tym. Przestaniesz udawać, że robisz to z własnej, nieprzymuszonej woli. Inaczej nigdy się z tego nie uwolnimy. Potrafisz to zrozumieć, czy faktycznie jesteś ślepym niewolnikiem przeznaczenia? |