lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   "Klucz do prawdy" [Milly] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/1858-klucz-do-prawdy-milly.html)

Kutak 30-08-2006 20:42

"Klucz do prawdy" [Milly]
 
[center:b98b80a444]8 Marca
Dzień zwykły aż do bólu?
[/center:b98b80a444]

Dni gdy w domu były jedynie siostry były naprawde piękne... Szczególnie niedziele, zimowe, długie niedziele... Słońce leniwie muskało twarz Marylin, małe promyczki dotykały jej zamkniętych oczu. Jakby chciało spojrzeć na niewinnie śpiącą dziewczynę i bało się ją obudzić...
10.14 to pierwsza liczba, jaką zobaczyła Marylin tego dnia na zegarze. No proszę, lepsze to niż pobudki mamy około ósmej i te wczesne lekcje. Chociaż kolejny raz zobaczyć Michaela... W prawdzie nici z tych pięknych, kwiecistych słów znanych z książek i filmów, ale chociaż raz jeszcze na niego spojrzeć. Opanuj się, mruknęła sobie cicho Marylin.
Przymknęła oczy, jakby starając się przypomnieć sobie swój sen... Bo śniło jej się coś bardzo dziwnego i niezbyt przyjemnego...

[center:b98b80a444]Gdzieś
Jeżeli Kraina Snów istnieje naprawdę
[/center:b98b80a444]

Cztery osoby zmierzajace w kierunku czegoś, co powinno przypominać zwierciadło, ale dawno straciło swój kształt- teraz było to rozmyte, jakby znajdowało się za mgłą...
Moment! To przecież Michael!

[center:b98b80a444]8 Marca
Troszkę inaczej, czyż nie?
[/center:b98b80a444]

Michael... Co on tam robił? Dziwne, naprawdę dziwne... Rzadko kiedy Marylin śniła o osobach prawdziwych, żyjące osoby pozostawały raczej w strefach marzeń, a nie snów... Sny najczęściej dotyczyły książek, czytanych przed snem, czasem jakiś opowieści z dzieciństwa, ale nie żyjących i znanych jej dobrze osób...
Ech, brednie, pomyślała dziewczyna. Tak to jest myśleć o kimś za dużo, potem pojawi się w każdym wspomnieniu. Ale o co chodziło w tym śnie? Niech coś trafi tą pamięć, czemu to sny muszą odpłynąć rzeką życia ku zapomnieniu? O, ładne zdanie. Wypadałoby zanotować...

Milly 31-08-2006 23:46

Marylin przetarła ręką oczy odpędzając resztkę sennych widziadeł. Usiadła po turecku na wielkim łóżku i wygładziła starannie każde zagniecenie na śnieżnobiałej pościeli. Zawsze starała się tak spać, aby nie pozwijać kołdry, czy za bardzo nie naruszyć poduszek - wszystko musiało wyglądać idealnie i być najwyższej czystości. Na samą myśl o tym, że mogłaby spać w tej samej pościeli przez dwie noce z rzędu dostawała gęsiej skórki.
Dziewczyna sięgnęła białą dłonią w stronę nocnej szafki, na której wczorajszej nocy zostawiła notes i książki, które przeglądała przed snem. Chociaż były idealnie równo poukładane skarciła się w myśli, że nie wstała jeszcze w nocy i nie odłożyła wszystkiego na swoje miejsce. Zanim zdążyła zanotować to, co przyszło jej do głowy na temat snów, usłyszała na korytarzu tupot małych nóżek. Po chwili białe, dwuskrzydłowe drzwi uchyliły się odrobinkę i w szczelinie pokazały się dwie jasnowłose, identyczne główki. Kiedy dziewczynki zobaczyły, że ich siostra już nie śpi, natychmiast szeroko otworzyły drzwi i wbiegły ze śmiechem do pokoju. Po dwóch sekundach były już na łóżku i gramoliły się do Marylin, burząc idealnie ułożoną pościel.
- Corey! Carry! Poprawcie to natychmiast - rozkazała ze zgrozą patrząc co sześciolatki w ciągu kilku sekund potrafią zrobić z idealnie wyrównaną kołdrą. Dziewczynki jednak ani myślały jej posłuchać. Piszcząc i śmiejąc się rzuciły się na najstarszą siostrę, przekrzykując się która mocniej ją przytuli. W normalnej sytuacji Marylin chyba by zwariowała od takiego rumoru i nadmiaru zarazków, jednak to były jej siostry i kochała je nad życie. Dla nich przymykała nawet oko na zagniecioną pościel, czy umorusaną czekoladą buzię.
Kilka minut po "ataku" bliźniaczek do sypialni Marylin wbiegła wysoka - jak na swoje dziewięc i jedna-czwarta lat - Vanessa, ze sterczącymi na wszystkie strony ciemnobląd włosami.
- Marylin! Nigdy nie zgadniesz co się stało! - krzyczała od progu, na co bliźniaczki znowu zaczęły piszczeć i przekrzykiwać się, że "one wiedzą ale nie powiedzą"
- Tata przysłał nam prezenty! - Vanessa zakończyła swój szalony bieg wielkim susem na łóżko. Marylin starała się nie zwracać uwagi na to, że wszystkie dziewczynki przybiegły do niej boso, co oznaczało tylko tyle, że w jej łóżku jest teraz na pewno wiele roztoczy. Kiedy usłyszała o ojcu natychmiast zapomniała o bosych stopach swoich sióstr.
- Prezenty dla nas? To gdzie one są? Czemu nie przyniosłaś? - dopytywała się gorączkowo.
- Prezenty właśnie jadą - w drzwiach pokoju stanęła kolejna osoba, niewysoka, otyła, ciemnoskóra kobieta. Na rękach trzymała obciętą na krótko, najmłodszą i najbardziej rozbrykaną z sióstr. Victoria wciąż miała na buzi ślady łez, jednak z zainteresowaniem obserwowała, jak lokaj wprowadza do sypialni niewielki wózeczek, zazwyczaj służący do przywożenia śniadania, teraz jednak zamiast jedzenia wiózł na sobie pięć sporych rozmiarów pudełek.
W tym czasie Marylin przyjrzała się swojej starej już i przygarbionej niani Lizzy. Ta niezwykła kobieta, która praktycznie sama wychowała pięć dziewczynek, nie była już tak sprawna jak kiedyś. Widać, że noszenie na rękach pięciolatki, choć chudej i drobnej, sprawiało jej jednak trudność. Mimo wszystko zachowywała na twarzy zawsze uśmiech i miała wiele czułości dla wszystkich "swoich córeczek", nawet dla Marylin, która była już przecież dorosła.
Siostry nie dały jej długo rozmyślać. Domagały się jak najszybszego otwarcia wszystkich prezentów. Zawsze, kiedy tatuś przysyłał im paczki z Afryki, odpakowywały je w ten sam sposób: najpierw pudełko najmłodszej Victorii, potem na raz pudełka Corey i Carry, następnie Vanessy, a na samym końcu pudełko Marylin. Dla niej tata miał zawsze coś wyjątkowego, więc kiedy młodsze siostry zajmowały się już swoimi zabawkami i nie zwracały za bardzo uwagi na Marylin, ona mogła w spokoju nacieszyć się nowymi książkami, niezwykłymi przedmiotami, które dla niej wyszukiwał tata i przeczytać list, napisany tylko dla niej.
I tego niedzielnego poranka też się tak stało.
Victoria otrzymała w prezencie przepięknie ręcznie ilustrowaną księgę Baśni z Tysiąca i Jednej Nocy oraz pluszowego misia. Bliźniaczki dostały lalki Barbie wraz z mnóstwem przeróżnych dodatków i można było być na 100% pewnym, że do wieczora nie wyjdą ze swojego pokoju. Zaczęła się też kłótnia, bo pięcioletnią Victorię dużo bardziej interesowały lalki niż unikatowa książka i misiek. Vanessa z kolei otrzymała kilka książek o kulturze Afryki, tradycjach, legendach i najnowszych odkryciach. Na trzech z nich widniało nazwisko ojca i jego kolegów, tak samo jak on badaczy i podróżników. Nie wiadomo dlaczego tata od dawna uważa, że Vanessa interesuje się Afryką, choć w rzeczywistości jej nie znosiła. I w każdej paczce dla niej zawsze znalazło się kilka książek o Czarnym Lądzie. Na szczęście oprócz książek, które Vanessa natychmiast odłożyła, w paczce było wiele cenniejszych dla dziewczynki rzeczy - zestaw kosmetyków dla nastolatek i przecudowna, misternie wykonana afrykańska biżuteria oraz różne bibelociki, głównie ku poprawie urody.
Marylin serce mocniej załomotało. Skoro tata kupił jej siostrom takie rzeczy, a zwykle raczej traktował prezenty dla nich dość lekceważąco, kupując co popadnie, to co przygotuje dla niej? Jego ukochana córka zawsze dostawała coś specjalnego.
Drżącymi rękoma otwierała powoli paczkę. Najpierw jej oczom ukazały się okładki książek. Doliczyła się sześciu grubych tomów, nie patrzała jednak na tytuły, wiedziała, że to białe kruki znalezione w tajemniczych, zapomnianych afrykańskich księgarniach, lub wytargowane od mędrców w małych wioskach. Nie było nawet ważne w jakich to językach, ważne jedynie, że to naprawdę specjalne książki tylko dla niej. Nie patrzała na tytuły i nie oglądała ich dokładniej, bo jej wzrok przykuła drewniana, stara skrzyneczka. Otworzyła ją i jej oczom ukazała się lalka. Jednak nie zwykła lalka - piękna kobieta o długich, brązowych lokach, w ślicznej, balowej sukni z misternie wykonanymi wszystkimi szczegółami, o smutnych, orzechowych oczach i dziwnym, jak gdyby bolesnym wyrazie twarzy. Nawet jej paznokcie wydawały się doskonałą kopią ludzkich paznokci. Miało się wrażenie, że lalka to w rzeczywistości zaklęta, prawdziwa kobieta. Była to figurka z pozytywką - wystarczyło przekręcić malutki przełącznik, a kobieta zaczynała się obracać, a z kwadratowej skrzynki, na której stała, w powietrze płynęła dobrze Marylin znana melodia z dzieciństwa. Dziewczynie łzy zakręciły się w oczach. Kiedy tata jeszcze częściej bywał w domu, kiedy była małą dziewczynką, tańczyła razem z nim w rytm tej niesamowitej melodii. Nigdy nie wiedziała co to za utwór, ale bardzo dokładnie wyrył jej się w pamięć.
W drewnianej skrzyneczce znalazła także list.

"Moja najukochańsza!

Zaczynam ten list jak do ukochanej kobiety. Chciałbym abyś wiedziała, że kocham Cię najbardziej na świecie. Wszystko co tutaj robię, z daleka od domu, robię zawsze z myślą o Tobie. Nie myśl, że jestem szalony, że Twoje siostry i matka nic dla mnie nie znaczą. Wszystkie je również kocham. Ale Ty jesteś dla mnie najważniejsza i chcę, abyś zawsze o tym pamiętała. Jesteś wyjątkowa, moja Marylin. Bądź wyjątkowa i kochaj również siebie samą, bez względu na to jak zachowują się wobec Ciebie ludzie.
Jak tylko zobaczyłem pozytywkę, wiedziałem, że Ci się spodoba. To nasza melodia, pamiętasz? Tak bardzo żałuję, że nie mogę być częściej w domu, patrzeć jak dorastasz, stajesz się coraz piękniejsza i tańczyć z Tobą. Musisz mnie jednak zrozumieć. Wiem, że rozumiesz.
Mam dla Ciebie jeszcze jeden prezent. W skrzyneczce, na której stoi lalka jest ukryta mała szufladka. Znajdź ją i otwórz - czeka tam na Ciebie coś specjalnego.
Opiekuj się siostrami i dbaj o matkę. Mam nadzieję, że dziewczynkom podobały się prezenty. Niestety nie przyjadę do domu tak jak planowałem, na święta Wielkiej Nocy. Nie mogę teraz wyjechać z Afryki. Nie mogę też podać Ci adresu korespondencyjnego, bo razem z moją grupą będziemy w ciągłych rozjazdach. Nie smuć się jednak - jak tylko wszystko się uspokoi to dam znać. I przyjadę tak szybko, jak to będzie możliwe.

Kocham Cię, ściskam i całuję najmocniej na świecie. Bądź zdrowa!
-Tata-"

Marylin płakała. Nie zwracała na nic uwagi, ani na siostry, ani na to co dzieje się dookoła. Na dłoni trzymała złoty pierścionek z różą wykonaną z rubinu. Wyglądał niesamowicie. Marylin oddałaby jednak wszystko - pierścionek, pozytywkę, książki, nawet siostry i cały dom, byle tylko móc mieć na zawsze przy sobie swojego ojca. Jedyną osobę na świecie, która rozumiała ją i kochała bez względu na wszystko.

Kutak 01-09-2006 00:37

Niektórzy ludzie wierzą w wielkie, mityczne znaczenie łez. Iż nie są one tylko stanem emocji, że są częścią duszy, duszą w formie płynnej. Łzy jednorożca ponoć potrafią dać nieśmiertelność, uzdrowić człowieka chorego i dać szczęście temu, który zaznać go nie może. Łzy dzieci, te spowodowane smutkiem i żalem, to ponoć klątwa dla tych, którzy do nich dopuścili. Płaczący anioł był obrazem upadku ludzkości, największego grzechu człowieka. Niektórzy, umierający i naprawdę mocno naćpani, widzą coś, co później nazywają łzą Boga… Łzą kogoś, kto płacze za swymi dziećmi, kto nie tak chciał stworzyć świat… Tacy ludzie, jeżeli żyją dalej, nigdy nie kończą dobrze…

A jaki wpływ na losy świata miały łzy Marylin Jansen? Czy po prostu spłyną w dół, opadną z jej twarzy na ubranie i ziemię? A może właśnie w tej chwili jakaś potęga zechciała pomóc jej w cierpieniach? Jeśli już tego nie zrobiła.

Melodia z pozytywki działała jak balsam na duszę dziewczyny… Powoli jej smutek mijał, melodia przywoływała jej ojca, ukochanego tatusia do serca Marylin. Chociaż był daleko, to w każdej chwili doskonale czuła go obok. Czytała kiedyś opowiadanie (może to była przypowieść?) o Bogu, który opiekował się każdym- nawet najmniejszym robaczkiem, każdym… I doskonale wiedziała, że nie odbierze jej ukochanego tatusia, że pozwala mu być też i przy niej- może nie w całości, ale duchem i sercem zarazem…

- Marylin, słonko, pomogłabyś mi trochę!- zaśmiała się niemłoda już Lizzy, wskazując na szalejące po pokoju bliźniaczki- Pomóż im z zabawkami i zaprowadź je do pokoju, zanim zniszczą ci ten piękny regał…

No tak, bliźniaczki musiały się rozszaleć! A to właśnie Marylin przypadła niewdzięczna rola najstarszej z sióstr, tak więc- z drobnym oporem- musiała pomóc zbierać dziewczynkom grzebyki, lusterka i spinki lalek z zapewne pełnej kurzu i zarazków podłogi, zapakować to wszystko do pudełka i zabrać Corey i Carry do ich pokoju, który zapewne będzie w takim stanie, że mdłości na jego widok to absolutne minimum. No ale cóż, taki już był urok jej młodszych siostrzyczek, nic na to nie mogła poradzić. A poza tym- czymże był bałagan w obliczu miłości, jaką darzyła swoje siostry?

Tak czy inaczej, około 11 było już po wszystkim- wszystkie siostry zajęły się swoimi prezentami, Lizzy zasiadła na skromnym zydlu obok lodówki i poczęła przeglądać stare książki kucharskie, szukając czegoś odpowiedniego na obiad dla swoich podopiecznych. Tylko Marylin czuła się trochę nieswojo, ciągle mając przed oczami sceny ze snu i melodię pozytywki…

„No cóż, nie można tak spędzić całego dnia!”, pomyślała najstarsza córka państwa Jansen i spojrzała przez okno. Pięknie zaśnieżona okolica, promienie słońca znajdujące odbicie w śniegu… Zapowiadał się naprawdę piękny dzień!

Milly 03-09-2006 04:16

Marylin westchnęła i zapatrzyła się w krajobraz za oknem. Śnieg, który powinien być jej bliższy niż wszystko inne. W końcu i ona sama jest biała jak śnieg. Uśmiechnęła się sama do siebie na myśl, że to dziwne, że rodzice nie dali jej na imię "Śnieżka". Pasowałoby jak ulał.
Służąca właśnie sprzątała jej pokój, więc nie mogła tam wejść. Dopóki wszystko nie zostanie dokładnie umyte i odkurzone, Marylin nawet nie zbliży się do drzwi. Chodziła więc przez chwilę po całej willi i zaglądała do dziewczynek, żeby sprawdzić czy nie rozrabiają za bardzo. Wreszcie postanowiła wziąć prysznic i powoli szykować się do wyjścia do kościoła. Bliźniaczki, kiedy usłyszały, że również mają się zacząć ubierać i przygotowywać do wyjścia, podniosły taki raban, że Lizzy musiała przyjść i je uciszać.
Po wzięciu prysznica Marylin stanęła przed wielkim, stylowym lustrem w sypialnianej części swojego pokoju. Przyglądała się sobie dokładnie, zastanawiając się co na siebie założy. Patrzyła na nieskazitelnie białą skórę, na gęste, białe włosy sięgające aż za pas. Patrzyła w swoje całkowicie czerwone oczy. Czy mimo to podobała się Michaelowi? Czy w ogóle zwracał na nią uwagę jak na kobietę, czy pozostawała dla niego tylko uczennicą? Dałaby wszystko, żeby tylko móc odgadnąć jego myśli. Był przecież zawsze taki miły dla niej. Bronił jej przed matką, gdy ta wściekała się z byle powodu. Tak pięknie opowiadał o poezji, jego błękitne oczy przybierały wtedy cudowny, rozmarzony ton...
Serce Marylin na wspomnienie swojego nauczyciela ożywiło się i zaczęło niezwykle szybko pulsować. Na jej policzkach zakwitł rumieniec, na chwilę zapomniała o wszystkim, nawet o przygotowaniach do kościoła. W jej głowie myśli szalały, przeskakiwały ze wspomnienia na wspomnienie - kiedy dotknął jej ręki chcąc pochwalić jej esej, kiedy uśmiechał się czule, gdy ona odważyła się coś powiedzieć, kiedy raz pożegnał się z nią całując jej dłoń... Tak, nie było wątpliwości, że dziewczyna zakochała się w nim bezgranicznie, darząc go pierwszą, gorącą i bezkompromisową miłością. I cierpiała, nie potrafiąc mu tego wyznać, ani nawet okazać jak wiele dla niej znaczy. Zanim jednak gorzkie łzy rozpaczy zaczęły spływać jej po policzkach, do drzwi zastukała Lizzy dopytując się za ile będzie gotowa. Marylin opanowała się więc i zaczęła ubierać. Stylowa, bardzo stara i wielka szafa skrzypiała, kiedy dziewczyna wyjmowała kolejne sukienki, szukając tej najodpowiedniejszej. Wybrała wreszcie ciepłą, kremową sukienkę sięgającą do połowy łydki i ozdobioną koronkami. Na nogi założyła wysokie kozaczki, a na dłonie białe rękawiczki. Włosy zaplotła w długi warkocz, aby wygodnie było je schować pod kapturem białego, zimowego płaszcza. Przed wyjściem z pokoju założyła jeszcze okulary z przyciemnianymi szkłami. Ludzie i tak wystarczająco gapili się na jej zupełnie bladą cerę. Nie chciała, żeby ktoś na widok jej oczu żegnał się znakiem krzyża, tak jak to kiedyś zrobiło kilka staruszek, gdy nie ukrywała jeszcze swojego wyglądu idąc do kościoła. Była już teraz gotowa, zeszła więc na dół z ciekawością zastanawiając się jak Lizzy dała sobie radę z dziewczynkami.

Kutak 03-09-2006 16:07

Kiedyś, gdy Marylin była jeszcze małą dziewczynką, ciągle pytała się Lizzy o to, jak ona umie zająć się całym domem, a jej mama nie. Wtedy niania uśmiechała się i szeptała na ucho dziewczynce "Bo wiesz... Ja jestem czarodziejką...". I chociaż okres wiary w czarodziejki minął u najstarszej z sióstr Jansen już sporo czasu temu, to Lizzy musiała mieć w sobie coś magicznego...
Wszyskie siostry stały już grzeczne, ubrane i gotowe do wyjścia! Nawet Corey i Carry stały przed drzwiami, trzymając się za ręce i nucąc razem piosenkę z którejś z tych ostatnio modnych bajek. Vanessa- oczywiście pięknie wymalowana i aż brzęcząca od biżuterii- stała i droczyła się z najmłodszą z sióstr, Victorią. A Lizzy... Och, Lizzy nie wydawała się nawet zmęczona!
Kilka słów starej niani (o tym, że musimy usiąść razem itd.- starała się zorganizować wyprawę), poczym drzwi stanęły otworem. Na zewnątrz było zimno, nawet bardzo zimno, tak więc cała gromadka szybko pobiegła to czarnej limuzyny, która już czekała na podjeździe.
- Do Opatrzności, Jake- powiedziała Lizzy, gramoląc się na miejsce obok kierowcy. Na siostry zaś czekały trzy rzędy tylnych siedzeń w tym nad wyraz luksusowym wozie.
Droga do kościoła była naprawdę przyjemna. Muzyka, która cicho sączyła się z radia, połączona z zaśnieżonymi ulicami i cichymi rozmowami w wozie dawała naprawdę cudny, wręcz świąteczny klimat. Jake, niemłody już kierowca, jechał na tyle szybko, by zdążyć do znanej dość dobrze w New Alrec parafii imienia Opatrzności Bożej, gdzie o 13 odbywała się msza święta o tyle wyjątkowa, że bardzo staromodna- z katechezą po mszy miast kazania. Tak więc ludzie zabiegani mogli szybko wrócić do domu, zaś ci najgorliwiej wierzący zostawali zazwyczaj na mądre, pouczające i wręcz rodzinne katechezy.

12.57, wtedy wóz zatrzymał się przed schodami światyni. Drzwi otworzyły się, wszystkie siostry wyskoczyły z wozu i wręcz popędziły do wnętrza kościoła. Biedna Lizzy oczywiście szła z tyłu, ale była na tyle ciepło ubrana, by nie sprawiło jej to żadnego problemu. Już po chwili cała rodzina zajęła jedną z ław w środku świątyni, zaraz obok okna.

Po zaledwie minucie, gdy kościół był już prawie pełen, rozpoczęła się msza. Zza lekko uchylonych drzwi wyszedł ksiądz Jakub, tutejszy proboszcz. Ludzie dorośli i poważni myśleli o nim różne rzeczy, ale z pewnością był on ulubieńcem dzieci- zawsze był pełen życia, modłym prowadził- wbrew wszelkim obyczajom- między wiernymi! I ciągle powtarzał te słowa "To ja jestem tu dla was, a nie wy dla mnie"... Tylko, że jego kolejne BMW trochę zakłócały obraz dobrotliwego ojczulka...
[center:3911f86145] [/center:3911f86145]

- Marylin...- odezwała się nagle Corey, ciągnąc siostrę za rękaw. Ta już chciała uciszyć ją stylowym syknięciem, lecz w oczach dziewczynki widać było strach.
- Marylin... Popatrz...- siostra wskazała na szybę, szybę wstawioną w okno jakieś dwa miesiące temu, po tym, jak któryś z "bardzo dowcipnych" młodzieńców wybił piękny, blisko stuletni witraż.
Ale nie chodziło o szybę... Było tam coś, coś na kształt rysunku... Rysunek utworzony przez szron- kobieta, matka, która tuliła do piersi dziecko, zapewne noworodka. Widać było szczegóły jej palców, jej twarz pełną smutku... Zadziwiające piękno...

Milly 04-09-2006 14:57

Marlin rozszerzyły się oczy. Przez chwilę wpatrywała się w obraz na szybie zapominając zamknąć usta, ani nawet nie odmawiając razem ze wszystkimi modlitwy. Serce kołatało jej jak szalone, a do oczu napłynęły łzy - piękno tego, co zobaczyła bardzo ją wzruszyło. Po głowie tłukły się sprzeczne myśli: to niemożliwe! Czy to może być prawda? Takie rzeczy nie zdarzają się w takich miejscach, jak New Arlec, jak w zwykłym kościółku, dla takich ludzi jak Marylin!
Dziewczyna dotknęła ręki Lizzy, obok której akurat siedziała, chcąc zwrócić na siebie uwagę niani. Kiedy ta na nią spojrzała, Marylin drżącą ręką pokazała jej szybę i obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem, jaki wyrzeźbił na niej szron. Pełna przejęcia szepnęła do niej:
- Lizzy... Widzisz to co ja? To... to chyba cud!

Kutak 04-09-2006 16:54

-O Jezusie!- wydała z siebie stłumiony krzyk Lizzy. Kilka osób spojrzało na nią zdziwionym wzrokiem, lecz niania nie zwróciła już na to uwagi. Wpatrzywała się w to dzieło, dzieło natury... Objawienie boskie!? Możliwe...
Marylin zaś czuła dziwne mrowienie... Jakby ten obraz, to dzieło mrozu i wody, było czymś więcej niż tylko zbiegiem okoliczności, nie tylko ze względu na dopracowanie dzieła... To coś miało jakąś aurę... Było takie... Straszne? Tak, napewno tak...
- Marylin, co to jest?- zapytała Corey, wtulając się w siostrę. Po chwili najstarsza z sióstr poczuła na dłoni łzy, łzy małej dziewczynki. Ona też to czuła, też się bała?
Ale nie to było najgorsze... Marylin czuła, jakby to coś ją wołało... Jakby miała tam iść, może poprostu chciała. W jej umyśle rozlegał się cichy głosik, który ciągle zachęcał ją do przejścia tych kilku kroków...

Ludzie nagle wstali. Przerażona Marylin przeleciała spojrzeniem po całej świątyni. Dowiedzieli się!? Zaczęli iść, wielu z ludzi szło do przodu, w kierunku ołtarza!
A nie, to tylko komunia...

Milly 05-09-2006 23:14

Białowłosa dziewczyna wstała, tak jak większość ludzi w kościele. Nie ruszyła jednak w stronę ołtarza. Uwolniła się od uścisku siostry i pogłaskała ją po głowie.
- To jest Matka Boska - szepnęła do niej - To jest niesamowite... Piękne...
Potem podeszła powoli, drżąc na całym ciele, do szyby, na której natura wyrzeźbiła cudowny obraz. A może nie natura? Może to naprawdę dzieło Boga? Cud zesłany dla mieszkańców New Arlec? Cud zesłany dla niej?
Zdjęła rękawiczkę. Na smukłej, białej dłoni czerwienią trysnął rubin. Bardzo powoli i wręcz z namaszczeniem wyciągnęła palce w stronę kobiety tulącej do piersi dziecko. Nim jej ręka dotknęła powierzchni szyby jeszcze przez chwilę znieruchomiała, jak gdyby Marylin nie była pewna, czy nie popełni świętokradztwa. W końcu zdecydowała się. Jej umysł był czysty i jasny. Nie miała wątpliwości, że to właśnie musi zrobić. Słyszała przecież, jak Ona ją woła, jak przyzywa do siebie. Ona chce, żeby to właśnie Marylin to zrobiła.
Białe palce musnęły szyby przekonując się, że nie jest to zabronione. Białe palce dotknęły bardzo chłodnej, gładkiej powierzchni, zatrzymując się na niej na dłużej. W oczach Marylin znowu zagościły łzy...

Kutak 05-09-2006 23:38

Delikatne dotknięcie... Obraz był lodowaty, przeraźliwie zimny. A w głowie zostało jedno pragnienie- dotknąć go jeszcze raz... I jeszcze i jeszcze... Zespolić się z tą postacią, zostać z nią, tylko z nią...
Marylin przyłożyła całą dłoń do rzekomego cudu- chociaż bała się, wiedziała, że musi to zrobić. Zimno... To zaczęło przelewać się na nią!
-Marylin!!!- usłyszała nagle za sobą krzyk. A potem przed oczami miała już tylko biel...

[center:a71dbad9a0]Niewiedza...
To nazwa dla tego miejsca
[/center:a71dbad9a0]

[center:a71dbad9a0] Czasami lepiej jest spać
W cieniu ogrodu dzikich traw
We śnie budować nowy świat
Czasami lepiej spać ...
[/center:a71dbad9a0]

Kim jesteś!?

Dziewczyna szybko spojrzała na swoje dłonie. Były brudne od ziemi, ale... Cała bladość z nich jakby zniknęła! Normalny kolor skóry, nawet delikatnie opalone! Szybko wzięła kosmyk swoich włosów- blond, ciemny blond!
Kilka spojrzeń wokoło- łąka, a dalej... Dalej jakiś mur, mur jakiegoś zamczyska. No proszę, jakaś wycieczka? Ale skąd ona mogła się tutaj wziąć? Słońce delikatnie grzało dziewczynę, a ona mimo zdziwienia nie chciała podnosić się z trawy... Było jej tak dobrze, tak dobrze jak nigdy... Ale ta radość- nie wiedziała czemu, ale nie była pełna. Radość i ból...

8 Marca
Przekrwione oczy i krzyk w gardle


Nagle otworzyła oczy. Biel, znów biel... Czy to już? Czy była w niebie? I teraz czeka ją już wieczność w bieli? Poruszyła delikatnie głową. Łóżko, kroplówka... Szpital!
Kilka szybkich spojrzeń po całej sali. Duży, pusty pokój. Słońce na środku swojej wędrówki. Kilka szafek. I krzesło, a na nim niemłoda już kobieta... Lizzy!
I wszystko byłoby jak dawniej, gdyby nie ten wielki ból w sercu... Jak w tym dziwnym śnie (czy to był sen?), bół niszczący serce... Tam miała przynajmniej radość, miała szczęście, była taka, jak zawsze chciała... A teraz ostał się tylko ból.

Milly 07-09-2006 15:57

Marylin przyłożyła dłoń do serca, skrzywiła buzię i wydała z siebie cichy, bolesny jęk. To natychmiast wyrwało z zamyślenia czarnoskórą kobietę, która w kilku szybkich ruchach znalazła się przy łóżku i chwyciła dziewczynę za rękę. Gładząc ją po włosach i twarzy szeptała do niej uspokajająco, jak wtedy, gdy Marylin była małą dziewczynką:
- Ciii moja maleńka, już dobrze. Wszystko będzie dobrze. Ciii...
Marylin nie pamiętała nic prócz zielonej łąki, ciepła rozchodzącego się po jej ciele i tego przenikliwego bólu. Z tego wszystkiego pozostał jej tylko ból. Miejsce słodkiego ciepła zajęło dygoczące zimno, a błogiej radości - strach i panika. Nagle przypomniała sobie widok opalonej skóry i blond pukla włosów. Spojrzała szybko na swoje dłonie i... Biel. Zimna, trupia biel. Choć Marylin żyła, czuła się w tej chwili jak gdyby na tamtej łące zostawiła całe swoje życie. Jakby tam właśnie umarła.
- Co...? - głos uwiązł jej w gardle - Co się stało...? Lizzy...?
Dygotała z zimna, strachu i myśli, która od razu zakiełkowała jej w głowie - co powie matka, kiedy się dowie? Jej gniew był dla niej straszniejszy nawet niż przeszywające kłucie w piersi za każdym razem, kiedy jej serce pulsowało. Pomyślała sobie, że teraz, jeśli już wszystko zostawiła w tamtym śnie (a może jednak to nie był sen?), nie pozostało jej nic innego, jak pozostawić to białe ciało i odpłynąć. Do tamtego snu. Do każdego snu, byle nie pozostać w tym równie bladym i zimnym pomieszczeniu, co ona sama.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:22.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172