![]() | ![]() |
![]() |
|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
![]() | #1 |
Majster Cziter ![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | DEA Czas: 2020.01.30 cz Miejsce: Los Angeles, siedziba DEA, biuro agentów Warunki: jasno, ciepło, sucho, klimatyzowane wnętrze biura ![]() Raport kryminalny był nudny w swojej rutynowości. No tak rutynowy, że aż nudny. Może dla kogoś z zewnątrz albo jakiegoś świeżaka co oglądał akta sprawy z denatem w roli głównej może i by to coś ruszało. Ale nie dla zawodowego szeryfa, gliniarza czy koronera co już takich akt naoglądał się mnóstwo. Albo agenta DEA. Lub agentki. A nawet agenta specjalnego. Takiej co miała swoje biurko w biurze DEA w Mieście Aniołów. Ale kto wie, może za parę lat będzie miała własny gabinet? Jakby dobrze poszło. Na początek właśnie z tą sprawą. Tej z tym rutynowym, nudnym raportem. Męskie dłonie po raz kolejny przewróciły raport na kolejną stronę aby oczy miały szansę wychwycić to co do tej pory było tak żałośnie rutynowe. No ale było żałośnie rutynowe! Nie było czego się przyczepić. Po prostu samobójstwo. Wszystko na to wskazywało. Pewnie dlatego sprawa, mimo, że świeża miała już status zamkniętej. Akta były kopią akt przesłanych z Metro* do jakiej trafiła ta sprawa. Policyjne akta były też standardowe. Opis miejsca zdarzenia, jakiś hotel który agentowi przeglądającemu akta z niczym szczególnym się nie kojarzył. Po prostu jeden z licznych hoteli w słonecznym LA i tyle. Standard. Czas zdarzenia 15-sty stycznia tego roku. Prawie równo 2 tygodnie temu. W tym hotelu było wiele pokojów do wynajęcia i w jednym z nich miało miejsce “wydarzenie” jak to się mówiło w policyjnym slangu. Też standard. No i w tym pokoju było takie jedno okno. W chwili robienia zdjęć przez techników kryminalnych rozbite. Co dziwne nie było. Zazwyczaj jak ktoś wypadał przez zamknięte okno to trudno było aby nie rozbić szyby. A tak to właśnie wyglądało na zdjęciach. Oczywiście było sporo zdjęć ciała. Rozwalonego na chodniku przed hotelem. Trup na miejscu. To też dziwne nie było. Tak się zazwyczaj kończyły skoki z 10-go piętra. Było też sporo zdjęć od koronera, z sekcji zwłok. Zwykłemu cywilowi z ulicy może trudno byłoby to oglądać. Bo widok nie był zbyt przyjemny. Tak jak to po upadku ciała z 10-ciu pięter bywało. Nienaturalne powykręcane kończyny i nieprzyjemnie wyglądające obrażenia. Tak, nic przyjemnego. Tym bardziej, że ciało należało do kobiety. Na oko gdzieś między 30 - 40 lat. Co zresztą też potwierdzały akta policyjne. Dokładniej 34 lata. Ani już tak całkiem młoda ani jeszcze tak całkiem stara. Tak średnio. W sile wieku. Denatka nazywała się Alyssa Salvado. Pracowała w firmie turystycznej. Była ekspertem od zawierania nowych kontraktów, wyszukiwania nowych miejscówek i potencjalnych hoteli, lotnisk, firm taksówkowych i wypożyczalni samochodów z jakim z kolei jej firma mogła zawrzeć umowy aby z kolei “Caribbean Tourism” mogła organizować nowe wycieczki dla swoich klientów. Według raportu Metro w owym hotelu 15-go zatrzymała się razem z dwoma kolegami z pracy. Ona miała osobny pokój a oni sąsiedni. Mieli pracować nad nową trasą do Wenezueli z jakiej właśnie wrócili. Ale Alyssa była jakaś smutna i przygnębiona, dość szybko się zawinęła do swojego pokoju. A jakąś godzinę później miała już na swoim koncie skok z 10-go piętra. Jej koledzy byli tym kompletnie zaskoczeni i po fakcie pluli sobie w brody, że dali jej odejść samej. Wspominali ją ciepło, jako sumienną i pochłoniętą pracą koleżankę. No wydawało się, że przechodziła ostatnio jakiś kryzys no ale, że aż taki to żaden z nich się nie spodziewał. Szok i zaskoczenie. Tak mówiły policyjne zeznania. W papierach były ich personalia, adresy i telefony. Status cywilny - singielka, z rodziny dwoje rodziców i 2 lata młodszy brat, też tak jak ona zamieszkali w LA. Chociaż każde pod innym adresem. Śladów włamania do pokoju hotelowego nie znaleziono. Za to znaleziono w bagażach denatki leki na depresję. Do akt było dołączone krótkie zaświadczenie od lekarza który jej wypisał te leki z dołączoną opinią o tej długotrwałej depresji Alyssy. No i raport techników policyjnych o tym, że okno zostało wybite od wewnątrz. Znaleziono ślady odcisków palców czterech osób. Z czego trzy zidentyfikowano prawie od razu jako denatki i jej dwóch kolegów z pracy. Ci wyjaśnili, że początkowo rozmawiali w pokoju Alyssy a dopiero później zeszli do hotelowej restauracji. Czwarty z odcisków zidentyfikowano po kilku dniach i okazało się, że należał do hotelowej sprzątaczki. Miał pewne prawo się tak znaleźć bo rano sprzątała pusty jeszcze pokój, w południe wprowadziłą się Alyssa, wieczorem było to spotkanie no a w okolicach północy mieli już trupa Alyssy rozbitego wśród szklanych odłamków na hotelowym chodniku. Był jeszcze raport koronera z sekcji zwłok. Na ciele było sporo ran. Ale wyglądało na to, że wszystkie mogły powstać albo od zderzenia z szybą podczas skoku z okna albo od zderzenia z chodnikiem 10 pięter niżej. Nic szczególnego w takich okolicznościach. Standard. Żadnych cięć, postrzałów, śladów pobicia czy innych takich co by wskazywało na udział osób trzecich w tym zdarzeniu. Brak nasienia w drogach rodnych sugerował, że nie odbyła stosunku przed śmiercią. Treść żołądka też nie budziła żadnych podejrzeń. Plus raport z toksykologii wskazujący na przedawkowanie psychotropów. Pasowały do tych leków jakie znaleziono w pokoju denatki. Co więcej badania wskazywały na to, że sporo ich nadużywała od dłuższego czasu. Od miesięcy, może nawet od lat. W dzisiejszych czasach, dla ludzi sukcesu to też standard. Na wszystko brało się pigułkę. Na pobudzenie, na powera, potem na rozluźnienie, na zapomnienie, na zaśnięcie… Standard. Nic ciekawego. Ani Alyssa ani jej koledzy z firmy nie byli wcześniej karani. Nie figurowali w żadnym rejestrze podejrzanych czy terrorystów. Też więc i pod tym względem nie było się właściwie do czego przyczepić. Wszystko wskazywało na to, że nadużywająca od dłuższego czasu psychotropów, nowoczesna kobieta sukcesu w końcu nie wytrzymała presji, miała jakiś kryzys który zakończył się w pokoju na 10-ym piętrze skokiem z okna. Samobójstwo. Brak innych przyczyn czy podejrzanych. Toksykologia i wywiad rodzinny nic nie wykazał. Sprawa do zamknięcia. No i chłopaki z Metro właśnie dlatego zamknęli sprawę. I odkładając tą kopię ich akt agent specjalny DEA musiałby się zgodzić z ich wnioskami. Wydawały się słuszne. Ale chłopaki z Metro nie miały tej drugiej teczki jaka leżała na jej biurku. ![]() Druga teczka była opatrzona orłem z firmowego logo DEA. Czyli to już były prywatne akta Agencji. A tam było więcej zdjęć niż tekstu. Widać było sylwetkę kobiety, w bejzbolówce, ciemnych okularach, rozpiętej koszuli i krótkim topem pod spodem odsłaniającym płaski brzuch. Do tego krótkie szorty i luźne buty. Bardzo luźny, turystyczny strój. Edward odruchowo zauważył, że kobieta na zdjęciu nie miałaby gdzie ukryć kabury z bronią. Chyba, że z tyłu za paskiem. Ale to pewnie zboczenie zawodowe. Kobieta na zdjęciu szła jakimś korytarzem. Wyglądało jak jakimś hotel. Seria zdjęć była robiona od wyjścia z windy gdzie rozmawiała z jakimś mężczyzną. Też wyglądał jak jakiś turysta. Ale widocznie on został w windzie a ona właśnie poszła dalej korytarzem. Mężczyzna w windzie miał zaczernioną głowę. Czyli albo był jednym z tajnych agentów DEA albo podejrzanym. Zdjęcia były na tyle wyraźne by sporo dostrzec ale robione pewnie z ukrytej kamery albo może i z ręki tak by nie wzbudzić podejrzeń kobiety, że robi jej się zdjęcia. Przez co wyszły trochę niewyraźnie. Kobieta sfotografowana na tym korytarzu mogła być ubrana lekko jak na ciepły klimat bo w Wenezueli o tej porze roku było gorąco. Może nawet goręcej niż w Kalifornii. Dokładniej na Margaricie. Jednej z wysp na północnym wybrzeżu Wenezueli, południowej odnodze Karaibów. Tekstu raportu kolegów z tej pewnie tajnej misji DEA na tej Margaricie właściwie było jeszcze mniej niż zdjęć jakie przesłali. Tak naprawdę o kobiecie ze zdjęcia nic nie wiedzieli. Cyknęli jej fotki tylko dlatego, że rozmawiała w tej windzie z jednym z podejrzanych. To widać było tylko przez moment gdy właśnie drzwi windy się otwarły i ona wysiadła a on pojechał dalej. Tylko dlatego tajniak DEA cyknął jej te fotki. Mogła być kimkolwiek. Od przypadkowej turystki którą ktoś zagadał czy o coś pytał aż po jakaś kurierkę czy kontakt mafii. I chociaż więcej się nie pojawiła to chłopaki z Margarity, ze względu na te drugie możliwości, praktycznie w ciemno wysłali ten żałośnie krótki raport do swojej jednostki macierzystej w El Paso by to sprawdzili. I te fotki cyknęli 10-go stycznia tego roku. Parę dni przed wydarzeniami w LA. Wenezuela bowiem kojarzyła się z prezydentem lubiącym Rosję co w naturalny sposób drażniło USA. Ale też była ciekawym i popularnym rajem turystycznym a Margarita była perłą w turystycznej koronie Wenezueli. Jak wykazał szybki research było tam lotnisko zdolne przyjmować transoceaniczne loty z Europy albo USA. Cała wyspa obfitowała w wygodne hotele na każdą kieszeń, zwłaszcza te pełną dolarów, euro albo funtów. Bo ceny na wyspie w tych walutach były o wiele tańsze niż na domowych pieleszach za podobne usługi. No i ta cała turystyczna egzotyka. Wyspa szczyciła się prawie dwiema setkami malowniczych plaż i tych popularnych i pełnych turystów jak i te które nadal mogły pokusić się o miano dzikich i dziewiczych. Do tego wypożyczalnie żaglówek, jachtów, skuterów wodnych, sprzętu do nurkowania, wspinaczki po górach, zwiedzanie posthiszpańskiego starego miasta i fortu, nocne kluby, lokalny i porty zdolne przyjąć prywatne jachty amerykańskich czy europejskich turystów albo całe statki wycieczkowe. I jeszcze ten barwny koloryt w smukłych bikini lub barwnych szortach o serdecznym, białym uśmiechu. No całość to ideał turystycznego raju. Ale tak to mogło pewnie wyglądać dla kogoś z ulicy. Dla agentów DEA, Wenezuela miała też drugą, mroczniejszą twarz. Działały tam lokalne kartele narkotykowe nastawione nie tyle na lokalny rynek ale ile właśnie na eksport. Więc chociaż przeciętnemu zjadaczowi chleba z kartelami narkotykowymi kojarzyła się głównie Kolumbia, Meksyk, może ktoś bardziej obyty wspomniałby Afganistan ale raczej nie Wenezuelę. Ale właśnie kraj wciśnięty między Kolumbię, Brazylię i Gujanę był ważnym krajem tranzytowym przez jaką wiodły ważne szlaki tranzytowe wiodące między innymi z Kolumbii. A potem dalej, przez Karaiby i do Meksyku albo bezpośrednio do USA. A dla każdego agenta DEA było jasne, że punktem kluczowym dla tych szlaków były karaibskie wybrzeża tego południowoamerykańskiego kraju. A Margarita właśnie leżała wręcz idealnie. I pewnie coś takiego sprawdzała ta zagraniczna komórka DEA która przysłała ów cieniutki raporcik o tej kobiecie w bejzbolówce. No i właśnie ci z tej Margarity, powiadomili o niej swoje rodzime biuro w El Paso. A ci z El Paso, nie mając żadnych danych poza tymi zdjęciami wrzucili je do przemielenia swojemu komputerowi ze specowym algorytmem do odnajdywania twarzy. Ten przemielił nie wiadomo ile danych i wypluł to. Dłoń Edwarda sięgnęła po trzeci element z tej skromnej paczki dokumentów jakie szef jej przekazał dziś rano. Gazetę. Właściwie jej fotokopię. Artykuł lokalnej gazety, “Daily LA”. Raczej tanie, codzienne czytadło przeznaczone dla mas. Artykuł z trzeciej strony. Od końca. Z lokalnej kroniki kryminalnej. Takiej od kradzionych aut, pobić, włamań i gwałtów. Gdzie napad z bronią w ręku albo obława na dilerów była sensacją o jakiej można było pisać przez tydzień. A potem jeszcze wracać po kolejnych tygodniach i miesiącach. Więc jak ktoś wyskakiwał z okna na 10-tym piętrze no to było w sam raz aby wrzucić to w tą rubryczkę. Nomen omen do artykułu były dołączone dwa zdjęcia. Pierwsze i główne to tego rozbitego okna. Robione pewnie przed hotelem z ziemi sądząc po perspektywie. Pewnie przez jakiś obiektyw. Drugie dzięki któremu algorytm do wyszukiwania twarzy zwrócił uwagę na ten artykuł to było zdjęcie kobiety. Bardzo podobnej do Alyssy Salvado. Sam artykuł był taki sam jak cała “Daily LA” czyli plotkarski i nastawiony na tanią sensację. I nie było w nim nic czego Samantha już nie dowiedziałaby się z dwóch poprzednich teczek. No ale było to zdjęcie. No i z tymi zdjęciami też było ciekawie. Niby było ich całkiem sporo. Ale czy wszystkie przedstawiały tą samą osobę? Pierwsze zdjęcia jakie przeglądał Hoover były te z policyjnego raportu. Pierwsze zrobione przez techników kryminalnych z miejsca zdarzenia. Czyli zanim zapakowali ciało do worka, gdy jeszcze leżało na chodniku. Ale krew, rozcięcia, luźne włosy denatki zasłaniające jej twarz czyniły rysy twarzy niewyraźnymi. Nawet gdy na serii zdjęć odsłonięto te ciemne włosy aby ukazać twarz to te rozcięcia i krew czyniły tą twarz niezbyt czytelną. Ani niezbyt przyjemną. Kolejne pochodziło z tej samej teczki ale tym razem od koronera. Tutaj dominowała zimna, schludność kostnicy i trupia biel. Twarz została obmyta z krwi a włosy ułożone ciasno przy albo pod głową by nic nie zasłaniało rysów twarzy. Tyle, że ten cały beton i szkło oraz impet zderzenia jakie przenicowały tą twarz sprawiały, że wyglądała jak ofiara ciężkiego pobicia. Nienaturalnie zdeformowana tymi świeżymi rozcięciami i opuchliznami. Chociaż twarz dało się rozpoznać no to już trudniej było domyślić się jak wyglądała ta twarz przed tym zdarzeniem. Druga twarz tej kobiety pochodziła z gazety. Przedstawiało Alyssę ale chyba było skądeś wycięte. Pewnie z jakiegoś zbiorczego zdjęcia bo twarz kobiety patrzyła się prosto w obiektyw kamery. Ale zdjęcie było powiększone na tyle, że ostrość bynajmniej nie koncentrowała się akurat na jej twarzy. Tutaj kobieta była w jakiejś białej czapce z daszkiem i chyba z kotwicą przez co wyglądała na jakąś marynarską. Ciemne włosy miała upięte z tyłu pewnie w jakiś kuc czy kok by można było nosić tą czapkę. Sprawiało wrażenie, że to zdjęcie z jakiegoś rocznika absolwentów lub innej okazji gdzie się robi grupowe, pamiątkowe zdjęcia. Niestety artykuł w gazecie nie fatygował się wyjaśnić skąd jest to zdjęcie. Kolejna twarz ciemnowłosej kobiety to te z hotelowego korytarza z Margarity. Tutaj też miała czapeczkę ale tym razem bejzbolówkę. I ciemne okulary. A ciemne, długie włosy związane w koński ogon. Zdjęcie pewnie robione z ręki i w ruchu więc znów trochę nieostre. Na wszystkich zdjęciach wydawała się sfotografowana ta sama osoba. I ta z gazety, i ta z chodnika, na stole sekcyjnym koronera i w wenezuelskim hotelu. Tak. Podobna. Ale czy ta sama? Po to właśnie szef wezwał dzisiaj rano Edwarda do swojego biura gdzie przekazał jej tą niezbyt dużą paczkę z aktami tej sprawy. Miał znaleźć odpowiedź na pytanie. Czy ta kobieta znaleziona na hotelowym chodniku to ta sama jaką ich koledzy sfotografowali na Margaricie? I kim była? Czy coś ją wiązało z kartelami narkotykowymi? I co z jej nagłą śmiercią? Samobójstwo? Zbieżności trochę było. Ci z Margarity nie mieli pojęcia kim była kobieta jaką sfotografowali. Ale czas w jakim to zrobili, jakieś 3 tygodnie temu pasował do tego co w zeznaniach mówili koledzy Alyssy, że byli w Wenezueli. Chociaż nie było sprecyzowane gdzie dokładnie. Osoba na wszystkich tych zdjęciach mogła być Alyssą Salvado. Ale nie musiała. Żaden porządny sąd by nie uznał takiego lichego dowodu. Trzeba było zdobyć dowody, że ta kobieta w bejzbolówce co 3 tygodnie temu wysiadła z windy w hotelu na rajskiej wyspie to ta sama co roztrzaskała się o hotelowy chodnik w LA niecały tydzień później. Albo udowodnić, że to dwie różne osoby. A jeśli to ta sama to robiło się naprawdę ciekawie. Lub podejrzanie jeśli ktoś wolał. Bo kobieta w kwiecie wieku popełnia samobójstwo tydzień po tym gdy cyknęli jej fotkę agenci DEA? Przypadek? No właśnie na te wszystkie pytania miała odpowiedzieć Samantha. Tak jej rano powiedział szef. - Słyszałem, że się nudzisz w pracy i nie masz co robić. No to zajmij się tą sprawą. Ci z Metro twierdzą, że to samobójstwo. Ale nasi koledzy z El Paso chcą mieć pewność. Resztę masz w aktach. - przywitał się z nim gdy usiadł w jego gabinecie i wskazał przygotowaną paczkę, mniejszą nawet od standardowego pudełka na buty.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami ![]() Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić ![]() Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 26-01-2020 o 21:49. Powód: Zmiana personaliów BG w tekście. |
![]() |
![]() | #2 |
![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
Ostatnio edytowane przez Arthur Fleck : 27-01-2020 o 11:48. Powód: drobna korekta dialogu |
![]() |
![]() | #3 |
Majster Cziter ![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | Tura 2 - 2020.01.30; cz; g 13:30 Czas: 2020.01.30; cz; g 13:30 Miejsce: Los Angeles, siedziba DEA, biuro agentów Warunki: jasno, ciepło, sucho, klimatyzowane wnętrze biura ![]() Gdy po paru godzinach agent specjalny Edward Hoover wrócił do biura szefa po zapoznaniu się z aktami otrzymanej sprawy ten przyjął go bez specjalnej egzaltacji. Wysłuchał opinii podwładnego na temat otrzymanej sprawy. Na koniec pokiwał głową chociaż Edward nie był pewny czy na znak, że szef się z nim zgadza czy do czegoś innego. - To twoja sprawa Hoover. Jak uważasz, że trzeba z kimś pogadać czy gdzieś pójść to zrób to. - złożył dłonie w piramidkę dając Edwardowi wolną rękę w sprawie tego gadania ze świadkami. Miał przecież swoją odznakę i uprawnienia więc mógł zrobić z nich użytek. Ale sprawa była jego. Więc czy na koniec rozwikła tą zagadkę czy nie to w aktach wyląduje z jego podpisem. Chociaż tak wedle regulaminów to z rodziną denatki czy jej kolegami rzeczywiście nie potrzebował jakichś dodatkowych uprawnień czy zezwoleń by się z nimi spotkać i porozmawiać. Dopiero gdyby wyszło coś poważniejszego to potrzebowałby nakazu od prokuratora. - I mówisz, że sprawa wygląda ciekawie tak? Skok przez zamknięte okno? No faktycznie ciekawe. Nie niemożliwe. Ale ciekawe. - szef otworzył szufladę i wyjął z niej paczkę gum nikotynowych. Widać znów podjął kolejną próbę rzucenia aktywnego palenia. - No to będziesz miał za czym biegać. Jak uważasz, że koledzy z Metro coś przegapili albo coś mogą wiedzieć no to może pogadaj z nimi. Co prawda to się stało na ich podwórku. Ale jeśli okaże się, że to przestępstwo federalne no to piłeczkę przejmiemy my albo federalni. - rzekł wyjmując z paczki jeden listek gumy i pakując sobie do ust. Paczkę wrzucił do szuflady po czym znów ją zamknął. No tutaj miał rację. Co prawda te samobójstwo w hotelu podpadało pod status lokalny dlatego zajęli się tym chłopcy z Metro. No ale gdyby wyszły jakieś dziwne powiązania to mogło wkroczyć FBI albo DEA jeśli jakoś by wyszły na jaw powiązania z kartelami narkotykowymi czy czymś podobnym. No ale i tak trzeba by było najpierw zgromadzić solidne dowody aby do akcji miały ruszyć agencje federalne. A na razie miał tylko własne domysły. - Mówisz kamery monitoringu tak? - szef zawzięcie zaczął żuć gumę jakby to go miało jakoś uspokajać. Albo strasznie go dusił głód nikotynowy. Więc szybko przeszedł do kolejnego punktu o jakim wspomniał Edward. - Pogadam z Racettim. Ale to trochę potrwa. Na razie może po prostu pojedź do tego hotelu i poproś o współpracę. Może obędzie się bez takich ceregieli. W końcu chodzi o trupa na ich chodniku a my jesteśmy federalnymi. Może okażą się rozsądni. Jak nie no to uderzymy do nich z nakazem. - Blecher mówił szybko i zdecydowanie. Racetti był prokuratorem z którym zazwyczaj współpracowało biuro i który załatwiał im większość nakazów na założenie podsłuchów, przeszukania obiektów, zatrzymania podejrzanych i tego typu sprawy. Taki nakaz jak ten pewnie powinien załatwić w dzień czy dwa bo sprawa wydawała się dość rutynowa. Ale rzeczywiście jeśli ci w hotelu okazaliby się przyjaźni do współpracy to może wystarczyłaby sama legitymacja agenta. No chyba, że trafiłaby się jakaś łajza co wymagałaby nakazu. No to trzeba by czekać na to co przyśle Racetti. - Jak to wszystko to zabieraj tyłek z mojego biura i bierz się do roboty! - szef tak trochę niby mówił żartem ale z drugiej strony Edward wyczuwał jakąś podskórną irytację czy zdenerwowanie. Tylko nie był pewny czy chodzi o niego, tą sprawę, czy znowu szef miał niezbyt dobry dzień w pracy. Jak większość dni w tej pracy.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami ![]() Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić ![]() |
![]() |
![]() | #4 |
![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
|
![]() |
![]() | #5 |
Majster Cziter ![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | Tura 3 - 2020.01.31; pt; g 06:30 Czas: 2020.01.31; pt; g 06:30 Miejsce: Los Angeles, dom Edwarda Warunki: jasno, ciepło, sucho na zewnątrz umiarkowanie, szarówka i deszcz ![]() A podobno w Kalifornii zawsze jest słonecznie… No jak tak to ten ostatni poranek stycznka kiepsko się wpisywał w te stereotypy. Za oknem panowała jeszcze szarówka jak to zawsze o tej porze doby i roku. Ale tym razem zamiast malowniczego świtu jaki można by robić widoczki na kalendarze to właśnie panowały ponure chmury z których padał deszcz. Termometr wskazywał 16* na zewnątrz. Ale w tą czy inną pogodę obowiązki nie mogły czekać więc agent specjalny Hoover musiał wyłączyć budzik i zacząć szykować się do kolejnego dnia w pracy. Ale miał jeszcze czas poukładać sobie zdarzenia z wczorajszego dnia. Właściwie to mijała niecała doba odkąd wczoraj rano szef go wezwał i wręczył niezbyt wielką paczkę a wraz z nią sprawę Alyssy Salvado. A od tego czasu wydarzyło się całkiem sporo. Najpierw z pół dnia zapoznawał się z tym materiałem dowodowym a potem był hotel w którym zginęła ofiara, komisariat który dopiero co zamknął jej sprawę no i na koniec jeszcze własne biuro. I jeszcze raz zagłębianie się w akta już w domowych pieleszach. W hotelu jeszcze poszło dość prosto. Zarówno na recepcji jak i z managerem a potem z ochroniarzami. Sprawy zaczęły się komplikować na komisariacie. Ten detektyw z którym rozmawiał nawet był skłonny pokazać te nagrania z hotelu gdy okazało się, że płyty są no ale zepsute. Tego chyba zwłaszcza on się nie spodziewał. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Potem gdy Ed zgodził się nie robić afery i pójść na współpracę nawet się uspokoił i zaczął mówić o tym śledztwie. - Kolega? Nie kolega, dwóch. Maxwell i Grimberg. Pracowali razem z nią. - szybko poprawił “pomyłkę” Eda. Nie było się co dziwić, że pamięta ich nazwiska skoro byli głównymi świadkami w jego raporcie i zapewnie rozmawiał z nimi więcej niż raz a i czesto musiał wpisywać ich nazwiska w papierologię stosowaną w śledztwie. To akurat tak samo wyglądało w FBI, DEA i pewnie każdej innej urzędowej biurokracji. Opowiadając o tym śledztwie detektyw się trochę rozluźnił. Jakby teraz sam szukał dziury w całym skoro wpadło do niego DEA z zapytaniem. Ale nie było się co dziwić, że to co mówił do Eda było zbliżone do tego co ten czytał przez cały ranek. W końcu rozmawiał z jedną z dwóch osób która sporządziła ów raport. Obraz jaki malował się z tego policyjnego śledztwa był bardzo spójny. Alyssa pracowała z Maxwellem i Grimbergiem od kilku lat. Stanowili zgrany, świetnie uzupełniający się zespół. Alyssa była od negocjacji. Jej ciepłemu głosowi i uśmiechowi mało kto mógł się oprzeć. Do tego była elastyczna i wydawała się intuicyjnie wyczuwać czego oczekuje rozmówca co przydawało się w negocjacjach. Maxwell był analitykiem. To on w sieci wyszukiwał nowe lokacje sledząc w sumie nie wiadomo co. Robił za wstępne sito gdzie wybierali dokąd mają lecieć czy płynąć tym razem aby znaleźć jakiś ciekawy adres dla swojego biura. A Grimberg był tym decyzyjnym. Wspierał jedno i drugie, był pośrednikiem między ich trójką a własną firmą i to on zwykle przełamywał lody z nowymi klientami. Cała trójka świetnie sie ze sobą czuła i nawzajem się uzupełniali. Tak to przynajmniej z rozmów z dwoma kolegami Alyssy zapamiętał Duffy. Obaj też kompletnie nie spodziewali się, że gdy widzieli koleżankę wychodzącą z restauracji to ostatni raz widzą ją żywą. Pluli sobie w brodę, że jej nie zatrzymali choćby i siłą. Ale kto to mógł przewidzieć? Trochę była wypita no ale spodziewali się, że wróci do pokoju by pójść spać a nie skakać za okno. To akurat potwierdział raport koronera. Rzeczywiście denatka miała w sobie promile i trzeźwa na pewno nie była. Ale też raczej nie miała ich aż tyle by stracić świadomość. Przynajmniej na czysto. Jaka mieszanka powstała w połączeniu alkoholu z antydepresantami które brała regularnie i od lat no to otwierało się pole do spekulacji. Tutaj wnioski patologa były ujęte jako sugestie. Sugerował on, że alkohol i leki same w sobie raczej nie powinny znacząco zmniejszyć niepoczytalności denatki niemniej mogły mieć jakiś wpływ jeśli byłaby w ciężkim stanie psychicznym. Czy taka mieszanka była tą cegiełką by kobieta mogła szarpnąć się za okno to już raport patologa pozostawiał innym do rozwiązania. - A czy na taśmach było coś ciekawego… - Ken zastanowił się gdzieś w międzyczasie nad inną kwestią o jaką pytał agent. Wykrzywił usta na znak, że trudno mu to ocenić. - Jeśli za coś ciekawego uznasz strzelaniny i bójki to nie. Przez całe nagrania albo łazili po hotelu a najdłużej wieczorem siedzieli w restauracji. Widać było, że ta laska ma jakiś problem. Miała doła. Piła najwięcej z całej trójki. Potem poszła na górę do pokoju a oni zostali. Na kamerach jest jak wsiadła do windy na parterze i wysiadła na 10-tym. Poszła korytarzem i znikła za zakrętem. Tam końcówki korytarzy się rozwidlają i z jednego wchodzi się do kilku pokoi. Ale kamery są tylko na tym głównym więc samych drzwi pokoi nie widać. No i to było jej ostatnie ujęcie żywej. Potem już znaleziono ją na chodniku. - policyjny detektyw streścił w największym skrócie co widział na taśmach z hotelu. Edowi trochę trudno było to ocenić bo nie zwiedzał hotelu ani system kamer. Zaś w pokoju ochrony w jakim był wcześniej była cała masa ekranów ale jak się je widziało pierwszy raz to trudno było ocenić jaki fragment hotelu akurat pokazują. Zostało mu ocenić to jak mówił gliniarz. A ten wydawał się mówić całkiem przekonywująco. Z jego relacji wynikało, że Maxwell i Grimberg siedzieli jeszcze jakieś pół godziny w restauracji, coś gadali, patrzyli na swoje telefony, Grimson dostał jeden bo rozmawiał jeden. W śledztwie zeznał, że dzwonili do niego z firmy. Tak, mieli aż tak nieregularny rytm pracy. Ale był zmęczony po tym całym locie i hotelu więc rozmawiał krótko. Potem rzeczywiście obaj wrócili do swoich pokojów, tą samą drogą jaką pół godziny wcześniej odbyła Alyssa. No żadnych strzelanin, awantur, skarg od sąsiadów no nic. Obsługa restauracji też nie zauważyła w zachowaniu całej trójki niczego niezwykłego. Potwierdzali, że dziewczyna była przygnębiona, smutna, nawet trochę chyba płakała i sporo piła. No ale, żeby zaraz wyskakiać przez okno? No tu znów był dość zbieżny punkt chyba wszystkich zeznań, że tego nikt do głowy chyba nie brał co ją wówczas widział ostatni raz. - Czy kogoś nie przesłuchaliśmy? No coś ty… - Ken spojrzał na Eda jakby ten próbował go złapać na jakimś dziecinnym błędzie. - Przesłuchaliśmy jej kolegów, rodzinę, sprawdziliśmy jej bilingi, facebooka, obsługę z tamtej zmiany, z dziennej zmiany, gości z restauracji, gości z sąsiednich pokojów… a nie czekaj… - policyjny detektyw gładko wymieniał świadków z jakimi z partnerem przesłuchali przez ostatnie dni i tygodnie. Sprawiało wrażenie całkiem solidnej, detektywistycznej roboty. Ale w pewnym momencie zająknął się jakby sobie o czymś jednak przypomniał. - No dobra, jednego sobie darowaliśmy. - przyznał w końcu i cofnął się na krześle aby coś znaleźć w swoim komputerze. - Kelner. Jimmy Maloney. - widocznie znalazł nazwisko jakie przeczytał. - Był na tamtej zmianie w pracy. To było 15-go, właściwie nawet w nocy na 16-go. A on 17-go wyleciał na urlop zanim zdążyliśmy do niego dotrzeć. Sprawdziliśmy to u jego managera. Zamówił ten urlop pod koniec października. W tych hotelach to w wakacje i święta mają pracujące więc biorą urlopy po albo przed. Ten Maloney w poprzednich latach też brał urlop w podobnych terminach. Więc tylko zbieżność dat. Zresztą już teraz chyba wrócił. Dzwoniłem do niego ale mówił, że nie ma nic do dodania a my już zamykaliśmy śledztwo. - detektyw rozłożył ręce w geście, że uważa owego kelnera za mało istotnego świadka. Zwłaszcza w połączeniu z całą masą zeznań i dowodów które układały się w spójny obraz. Obraz pozornie młodej i ambitnej kobiety w pełni realizującej się zawodowo dla której praca wydawała się najważniejsza. W pełni szczęśliwą ze swoich osiągnięć, ciepło dogadującą się z kolegami z firmy i mającą poprawne stosunki z własną rodziną. Do tego pod względem atrybutów fizycznych też raczej nie powinna mieć sobie zbyt wiele do zarzucenia. W końcu była atrakcyjną, zadbaną kobietą za którą pewnie niejeden mężczyzna odwróciłby się by rzucić drugie spojrzenie. Ale to były pozory. Pod tą zewnętrzną maską i powłoką kryła się pustka. Kłopoty osobiste, przepracowanie, długotrwałe życie w permanentnym stresie, obawa czy po raz kolejny odniesie sukces no i samotność. Brak partnera życiowego, brak dzieci, brak własnej rodziny. Świadomość upływających lat, zazdrość kolegom i koleżankom którzy już mieli własne gniazdko i stadko. Wszystko to próbowała zaleczyć magicznymi pigułkami i rzucając się w jeszcze większy wir pracy i wyzwań. I błędne koło zdawało się rozkręcać coraz bardziej. Tego typu zeznania napłynęły głównie od rodziny, zwłaszcza starszego brata i od psychologa do którego chodziła Allyssa. Całościowo więc powstawał więc całkiem dojrzały materiał na samobójcę. Takie przynajmniej było zdanie Duffy’ego oraz jego raportu. --- I tak mniej więcej się rozstali. Ale trochę im ta dyskusja zeszła wiec gdy Hoover wrócił do rodzimej firmy to większość okien była już czarna. Chociaż spotkał jak w garażu do furgonetki pakowali się szturmowcy. Pancerze, kamizelki taktyczne, broń boczna, broń główna, kominiarki i “DEA” wywalone na całe plecy oraz mniejszy emblemat z przodu. Edward nic nie wiedział o żadnej akcji ale to nic nie znaczyło. Jeśli nie był bezpośrednio zaangażowany to mógł o takiej akcji po prostu nie wiedzieć. A może po prostu chłopaki jechali na poligon na jakieś nocne strzelanie czy coś takiego. Na górze zaś spotkał jeszcze Blechera. Szef wydziału widocznie nie kończył pracy w standardowych godzinach. Ale akurat jak już Edward go odwiedził to kończył. Poznał po już sprzątniętym biurku i irytacji w spojrzeniu. Chociaż ta irytacja z domieszką wkurzenia gościły u niego całkiem często na tej twarzy pod srebrnymi włosami. Wysłuchał podwładnego już jak wyłączał komputer i ubierał marynarkę. - Hoover. Czy tobie się wydaje, że ja trzymam w tej szufladzie kwit na każdego sprzedajnego krawężnika w tym stanie? - zapytał go z irytacją dosłownie wskazując na własne biurko gdzie od swojej strony pewnie miał jakieś szuflady. Chociaż co tam miał to Ed oczywiście nie wiedział. Ale oznaczało to, że agent sam musi przeszperać rejestr podejrzanych albo iść do archiwum. No ale o tej porze archiwum było już zamknięte. - Mówisz, że mają nagrania ale właściwie ich nie mają? Ciekawe. - szef chyba zastanawiał się nad tym gdy usłyszał o tych płytach hotelowych na jakich nie dało się nic obejrzeć. To go chyba na chwilę zaciekawiło i przykuło uwagę gdy tak we dwóch jechali windą na dół. - A właśnie. Racetti dzwonił. Przyjedź do niego po ten nakaz na wgląd w kamery jutro. - rzekł gdy drzwi windy otworzyły się i ruszył w stronę holu i parkingu. - I mówisz, że chcesz się przyjrzeć tym dwóm z firmy turystycznej. - idąc przez hol zastanawiał się nad tą prośbą o ogony dla tych Maxwella i Grimberga. Edward nie był pewny czy zastanawia się czy w ogóle mu kogoś przydzielić czy już jest na etapie kogo mu wysłać na wsparcie. I do jakich wniosków by doszedł nie wiadomo gdy w grę wszedł ślepy los. Szef wydziału stanął już przed swoim samochodem z kluczykami w dłoni i odwrócił się do podwładnego aby coś mu powiedzieć gdy usłyszeli bardzo bliskie, metaliczne uderzenie. Odwrócili się na tyle szybko by zobaczyć jak piłka do baseballu odbija się od maski i leci jeszcze kawałek dalej. A na masce pozostało niewielkie wgłębienie. Niewielkie. Ale widoczne z bliska gołym okiem. Wargi siwowłosego szefa spięły się w wąską linię prawie znikając co prorokowało ostatnie chwilę przed burzą. Z wielkimi piorunami. - E ty, rzuć piłkę! - usłyszeli od jakiego mężczyzny w koszuli i rozpiętej marynarce. Na jedną dłoń miał nałożoną rękawicę łapacza a z marynarki zwisał mu niewielki kartonik. Pewnie identyfikator DEA skoro był na parkingu siedziby DEA. Facet podbiegł a kolejny, nieco dalej wciąż trzymał kij bejzbolowy którym pewnie właśnie dzielił tą piłkę. Blecher zmierzył go takimi celownikami w oczach jakiego pewnie sam Terminator by się nie powstydził. Tymczasem nieświadomy tego agent podbiegł bliżej i chyba właśnie zorientował się z kim ma doczynienia. Bo jakoś tak wytracił impet, zatrzymał się i ten, no… - Eee… szefie? No cześć szefie. Bo ten, no… Terry trochę za mocno odbił i ten… coś się stało szefie? Jakieś złe wieści? - kolega Edwarda chyba się już połapał, że szef coś nie tryska radością i to bardziej niż zwykle. Więc pewnie przypuszczał, że to coś z pracy. W odpowiedzi szef spojrzał cierpkim wzrokiem na wygiętą piłką maskę własnego samochodu. - O cholera… ale szefie to było niechcący! - agent jęknął gdy zorientował się w stratach. Piłka nie dość, że grzmotnęła w jakiś samochód, to jeszcze w samochód szefa a do tego na jego oczach. - Hoover. Chyba znajdę ci dwóch ochotników na tych twoich turystów. A wy dwaj zgłosicie się jutro rano do Eda. Znajdzie wam zajęcie. - siwowłosy Blecher warknął krótko po czym bez pożegnania wreszcie otworzył drzwi, wrzucił do środka teczkę i zaczął wyjeżdżać z parkingu. - Ale wtopa… A chcieliśmy sobie tylko poodbijać na koniec dnia. Tak dla relaksu. - jęknął Chris widząc czerwone światła odjeżdżającego samochodu. --- No i na tym skończył się dzień pracy Hoovera. Nie licząc tego, że wieczorem znów zagrzebał się w zdjęciach, raportach i papierach. I znalazł pewien detal. Margarita. A raczej jej brak. Nie było o niej słowa w raporcie patologa. Co było zrozumiałe, w końcu jego interesowało tylko ciało denatki. Podobnie z technikami kryminalnymi którzy zajmowali się tylko miejscem zdarzenia. Nie było nic w szmatławcu jaki opisywał ten incydent bo ten koncentrował się tylko na nim a o samej Salvado było tyle co pewnie udało się dziennikarzowi wygrzebać z profilów społecznościowych i tego typu źródeł. Ale w raporcie Duffy’ego i McNamary też nic o Margaricie nie było. Ani w zeznaniach kolegów Alyssy ani jej rodziny. Jeśli już coś było to tylko o Wenezueli. W raporcie było wspomniane Caracas bo cała trójka przyleciała rannym lotem z Caracas. Właściwie jedyny raz gdy była wspomniana Margarita to ten skromiutki raport z lokalnego DEA z tą fotką kobiety w tamtejszym hotelu którą mogła ale nie musiała być Alyssa Salvado. No i na tym się wreszcie skończył kolejny dzień. A teraz był kolejny. Jak na razie zapowiadał się szaro i deszczowo. Jeszcze tylko przedrzeć się przez deszcz i poranne korki no i będzie można na poważnie zacząć ten dzień.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami ![]() Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić ![]() |
![]() |
![]() | #6 | |
![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
| |
![]() |
![]() | #7 |
Majster Cziter ![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | Tura 4 - 2020.02.01; sb; g 09:30 Czas: 2020.02.01; sb; g 09:30 Miejsce: Los Angeles, budynek DEA, biuro Edwarda Warunki: jasno, ciepło, sucho na zewnątrz umiarkowanie i pogodnie No tak, wstał kolejny słoneczny dzień w słonecznej Kaliforni. Chociaż jak Edward otworzył oczy na świat zewnętrzny okazało się, że no z tym “słonecznym” to nie do końca prawda. Można by rzec - połowicznie. Niebo było zasnute chmurami ale jednak były też plamy słynnego, kalifornijskiego błękitu. No i nie padało jak wczoraj przez większość dnia. Właściwie to była sobota. Sobota rano. No ale musiał pojechać do biura aby zobaczyć czy Chris i Terry coś wyniuchali o kolegach denatki. No i czy coś komputerowcy powiedzą o tych płytach co im przywiózł. No to tak, mimo, że była to sobota rano to jednak musiał jechać do biura. Po drodze miał okazję przypomnieć sobie zdarzenia z poprzedniego dnia. Zaczynając od rozmowy z Duffym i potem wspólną wizytą w biurze DEA. Wyniki były jednak takie sobie. W pierwszej chwili policjant kompletnie nie chciał słyszeć, że mają kreta na posterunku. - Nie, nie, nie, to nie możliwe. Może nie znam wszystkich jak Maca ale do cholery jakoś ich znam. Zresztą jaki by mieli motyw? Po co by mieli ryzykować pracę, dyscyplinarkę dla jakichś nagrań z zakończonego śledztwa? Ja i Mac i tak przecież je obejrzeliśmy. - pokręcił głową nie zgadzając się z takim pomysłem i żywiołowo broniąc dobrego imienia swojego posterunku. Mógł mieć trochę racji bo rzeczywiście policjant którego złapano by na takim numerze byłby w kiepskiej sytuacji. Mógł stracić pracę, dostać naganę, zasiąść na ławie oskarżonych no i tego typu konsekwencje. No i zostałby zapamiętany jako zakała posterunku za którym ciągnąłby się taka opinia jak wilczy bilet. Ryzyko było więc spore. - A z dostępem no zwykle urzęduje tam Lamar. No i młody. Novak. Jest u nas od roku to wołamy go młody. Zwykle Lamar siedzi w okienku i daje mu przyjęte fanty do zaniesienia albo przyniesienia z magazynu. Czasem ktoś z nas tam wchodzi, zwykle w sprawie jaką prowadzi i chce coś wziąć. Zwłaszcza jak jest duże albo ciężkie. Ale to trzeba się wtedy wpisać na listę u Lamara więc jest w rejestrze. No i Lamar to porządny gliniarz pracuję tu 8 lat i nie pamiętam by coś z magazynu zginęło czy coś takiego. Ten numer z płytami to pierwszy raz. - mimo wszystko policyjny detektyw próbował ugryźć ten problem od czysto praktycznej, jak każde śledztwo. Agent który go słuchał zdawał sobie sprawę, że u nich te magazyny dowodów działają na podobnej zasadzie. I też głównymi podejrzanymi w razie jakichś machlojek byli pracownicy tego magazynu. No a potem gliniarz zgodził się pojechać do biurowca DEA. Tam obejrzał te wszystkie fotografie jakie przysłano tutaj z Margerity więc wiele do oglądania nie miał. Z czego chłopakom z wyspy głównie zależało na ustaleniu tożsamości kobiety ze zdjęcia więc ona prawie wszędzie była w centrum ujęcia. A reszta osób ujęta była o wiele skromniej. Policjant oglądał te zdjęcia całkiem uważnie. - To ona? Salvado? - zapytał machając jednym ze zdjęć gdzie właściwie była tylko ta brunetka. I podobieństwo do Salvado rzucało się w oczy od razu. Ale nadal nie było pewności czy to ta sama osoba czy dwie różne. No ale reszta osób na ujęciach nic Duffy’emu nie mówiła. Nie rozpoznawał żadnej z nich. Miejsca też nie. Zwrócił tylko uwagę, że ta kobieta była ubrana bardzo swobodnie. Jak turystka na wakacjach. Co dla Amerykanki w Wenezueli nie było wcale dziwne. No ale dla pracowników “Caribbean Tourism” to była podróż służbowa mieli przecież badać nowe rynki i takie tam. - No ale może to było w jakiś dzień wolny. Albo to jednak nie ona. - w końcu Kenneth wzruszył ramionami przyznając, że jedynie spekuluje i snuje domysły bo co innego mu pozostało? Potem gdy Ed pożegnał się z Kenem zaniósł jeszcze te nieszczęsne płyty do komputerowców. No i teraz piłka była po ich stronie, pozostawało czekać co z tego wyciągnął. Resztę dnia mu jakoś zeszło aż zrobił się wieczór i w końcu wylądował w “Bukowski Tample”. A tam los się do niego uśmiechnął. Zbyt długo sam nie siedział, od słowa do słowa poznał zgrabną brunetkę która miała na imię Cathy. Dość szybko doszli do porozumienia, że mają podobne potrzeby na ten wieczór. Ledwo kilka wesołych kolejek później. Cathy niewiele opowiadało o sobie więc Ed dowiedział się tylko, że pracuje w jakiejś firmie kosmetycznej. Ale jakiej i jako kto to już nie powiedziała. Za to gdy tak każde z nich mówiło coś o sobie sporo mówiła o tym strasznym wypadku. - No wiesz, ten co było w gazetach. Jak taka laska wyskoczyła z okna i się zabiła. Straszne! Zwłaszcza jak sobie pomyślę, że byłam wtedy w tamtym hotelu! Może nawet ją widziałam jak jeszcze była w restauracji bo przechodziłam tamtędy. Tylko wtedy oczywiście nie zwróciłam na nią większej uwagi więc nie wiem czy to była ona. A potem w domu się dowiedziałam, że ona się zabiła! - Cathy przeżywała jakby sama o włos uniknęła śmierci w tamtym hotelu. Ale zapewne jak ktoś nie pracował w wąskiej grupie podwyższonego ryzyka to zazwyczaj nie obcował ze śmiercią na co dzień. Cathy nawet chyba nie widziała samego wypadku a raczej dopiero z gazet się dowiedziała jak się skończyła tamta noc. No a teraz był ten sobotni ranek. W biurze czekało na Edwarda parę wiadomości. Po pierwsze spotkanie z Terrym i Chrisem. Chociaż obaj agenci nie mieli żadnych rewelacji z inwigilacji kolegów Alyssy. Dzień pracy Maxwella i Grimberga przypominał typowy dzień korposzczura. Wyjazd z domu przed 7 rano. Na 8 w pracy. Trochę po 17-ej z pracy. Po drodze Maxwell zajechał do sklepu po zakupy jedzenia. Grimberg nigdzie nie zajeżdżał. Potem dom i do północy gdy obaj agenci prowadzili obserwację nawet nie wychodzili z domu. No nic ciekawego. Równie dobrze mogliby śledzić randomową osobę na ulicy. Druga wiadomość pochodziła od informatyków. Ta była zapisana na wydrukowanej kartce jaką znalazł na swoim biurku. Płyty, wszystkie cztery, były uszkodzone. Nie można było odczytać żadnych danych. Ale nie mogli znaleźć jak zostały uszkodzone więc oddali nagrania do laboratorium. No ale w weekend lab był zamknięty więc technicy najprędzej się tym zajmą w poniedziałek rano. No a jeszcze nie wiadomo ile czasu im zajmą te badania. Jeśli technicy znajdą odpowiedź jak zostały uszkodzone te płyty to może łebskie, komputerowe chłopaki będą wiedzieć czy jakoś da się odzyskać te nagrania.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami ![]() Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić ![]() |
![]() |
![]() | #8 |
![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
|
![]() |
![]() | #9 |
Majster Cziter ![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | Tura 5 - 2020.02.03; pn; g 09:30 Czas: 2020.02.03; pn; g 09:30 Miejsce: Los Angeles, budynek DEA, biuro Edwarda Warunki: jasno, ciepło, sucho na zewnątrz nieprzyjemnie i mżawka Zima w tym roku nie rozpieszczała Kaliforni. No a na pewno nie Los Angeles. Poniedziałkowy poranek okazał się dość ponury i mokry. Co prawda z nieba siąpił tylko kapuśniaczek no ale nie wyglądało to zbyt przyjemnie. Przynajmniej nie był to regularny deszcz jak przed weekendem. Temperatura też rano była dość umiarkowana, według porannej prognozy 13*C. Ale prognoza była nietuzinkowa. W dzień miało się rozpogodzić i zrobić całkiem gorąco ale pod wieczór miało przyjść załamanie pogody i gwałtowny spadek temperatury więc pogodynka polecała zabrać kurtki i płaszcze jeśli ktoś by miał wychodzić na zewnątrz tego wieczoru. Ale póki człowiek sobie siedział w domu czy w biurze to miał ten komfort, że był panem i władcą swojego mikroklimatu. Chociaż oczywiście musiał się liczyć ze zdaniem swoich współplemieńców przy sąsiednich biurkach. A przy swoim biurku Edward nie był zbyt długo sam. Raportu o płytach z laboratorium jeszcze nie było bo ci z laba też dopiero zaczynali poniedziałkowy ranek więc dopiero pewnie brali na tapetę to co im przysłano od piątkowego popołudnia. Ale niedługo do Hoovera dołączyli Chris i Terry. Znów nie mieli jakichś specjalnych rewelacji. Grinberg i Maxwell wiedli nudne, uporządkowane życie korposzczurów. Nawet przy weekendzie nie było w nich czegoś ciekawszego. Maxwellowie w sobotę organizowali jakieś przyjęcie. Tak popołudniowo do wieczora. Sporo dzieci więc wyglądało na jakieś przyjęcie dla rodziny czy znajomych. Chris który wziął go pod lupę porobił trochę fotek z ulicy. Widać było zdjęcia samochodów, numery rejestracyjne, dorosłych i dzieci, głównie jak wchodzili do domu czyli pewnie przyjeżdżali na to przyjęcie. Potem jak je opuszczali. W niedzielę był spokój, popołudniu rodzina Maxwellów pojechała do samochodu, po kościele pojechali do parku a po zmierzchu wrócili do domu. Potem do północy gdy Chris skończył już obserwację to nawet nikt z nich nie wyszedł przed dom. Cały weekend Maxwellów wyglądał więc dość rodzinnie i piknikowo. Nie było się właściwie czego przyczepić. W poniedziałek rano jak na korposzczura przystało zjawił się w swojej pracy. Grinberg okazał się jeszcze mniej interesującym facetem bo nawet żadnej imprezy nie zorganizował. W sobotę wieczorem pojechał do kręgielni gdzie chyba był stałym klientem bo przywitał się z paroma osobami jak ze swojakami. Rozegrał z nimi kilka kolejek przegryzając czymś z frytkami i popijając bezalkoholowym piwem a po paru kolejkach wrócił grzecznie do domu. W niedzielę nigdzie nie wychodził to Terry prawie zanudził się na śmierć obserwując front jego domu. Natomiast na wizytę pary agentów DEA w poniedziałek rano obaj zareagowali zaskoczeniem. Pytali o co chodzi i sądząc z relacji Chrisa schemat “Ale jak to? Przecież policja już prowadziła i zamknęła to śledztwo” znów się powtórzył. Oczywiście mimo zaskoczenia obiecali przyjechać no ale po pracy. No bo bez nakazu to nawet agenci federalni nie mogli sobie po prostu zgarnąć kogoś z domu czy ulicy na przesłuchanie. No to narazie tyle. Jak mieli przyjechać tutaj no to raczej przed 17 czy 18 nie było co się ich spodziewać bo o tej porze kończyli pracę. To jeszcze większość tego roboczego poniedziałku czasu do tego zmierzchu. Przy okazji Ed miał okazję wspomnieć o wczorajszej wizycie w domu Alyssy. Adres z raportów policyjnych okazał się być domem w nieśmiertelnym stylu amerykańskich przedmieść w okolicy Paramount. Płaski, drewniany dom w jasnych barwach i dachu o łagodnym spadzie na niewielkiej posesji. Jeden z wielu w tej okolicy. Wnętrze okazało się puste i ciche. Typowy klimat dla mieszkań i domów bez właścicieli. Jak tłumaczył Thomas ponieważ Al tak często wyjeżdżała, że nie bardzo miała czas w nim mieszkać. Wynajmowała meksykańską sprzątaczkę która przychodziła dwa razy w tygodniu aby posprzątać mieszkanie i zrobić pranie. A ponieważ właścicielki całkiem często nie było to zbyt Clarissa zbyt wiele do sprzątania pewnie nie miała. No za to miała klucze od domu. Przez to wszystko Thomas zapomniał się z nią umówić aby odebrać te klucze. Mieszkanie zaś wyglądało całkiem zwyczajnie. Salon z wielką, płaską plazmą, kilka pamiątkowych zdjęć na kominku. Na jednym dorosła Allyssa była z dwójką serdecznie obejmujących ją mężczyzn z których w jednym bez trudu dało się rozpoznać jej starszego brata. Na innym była z rodzicami, na kolejnym była ubrana oficjalnie i uroczyście jak na jakimś oficjalnym spotkaniu, na jeszcze innym była w marynarskiej czapce, podobnej do tego zdjęcia umieszczonego w “Daily LA” sprzed dwóch tygodni. Przy weekendzie wszystko wydawało się uporządkowane jakby czekało tylko na powrót właścicielki. Pewnie dlatego, że Clarissa przychodziła w piątki i poniedziałki. W sypialni łóżko było pościelone i gotowe do przyjęcia swojej właścicielki, na nocnej szafce stał zamknięty laptop z naklejką kota, wciąż podpięty pod kabel ładujący. Kuchnia również była wysprzątana jakby zaraz miała tutaj wpaść inspekcja sanitarna. W całym domu więc panowała cisza, spokój i porządek. Thomas towarzyszył Edwardowi w tym zwiedzaniu zdawkowo mówiąc co jest co. Miał minę jakby przebywanie w tym miejscu gdzie wciaż zdawało się wyczuwać oddech jego tragicznie zmarłej siostry nie był dla niego zbyt przyjemny. A może chodziło właśnie o pokazywanie tej wewnętrznej, rodzinnej strefy obcemu facetowi. A może jeszcze o coś innego. W każdym razie był dość oszczędny w słowach. Agent domyślił się, że raczej nie zostawi go tutaj samego no i, że miał wracać do swojej rodziny to pewnie nie planował tej wizyty na zbyt długą. Nie wyraził też zgody na to by cokolwiek ruszać czy zabierać z domu siostry.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami ![]() Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić ![]() Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 23-02-2020 o 03:12. Powód: Dodanie niedzielnej scenki z wizyty w domu Alyssy. |
![]() |
![]() | #10 |
![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
|
![]() |