Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-11-2020, 22:52   #151
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Dziękuję za ofertę, być może w przyszłości skorzystam z waszej gościny. Ale czas mnie goni.- odparł C-SGK 1 - Wmieszałem się w to wszystko tylko dlatego, że przyniosłem cię rannego tutaj. Czas wrócić do mojego zadanie. Muszę odszukać Piccolo. Tien, pomożesz mi? Chiaotzu i Rottoro z pewnością poradzą sobie ze znalezieniem miejsca i odbudową. Piccolo może potrzebować pomocy, we dwóch szybciej przeszukamy większy teren.

- Piccolo… - uśmiech zniknął z twarzy Tiena. Zamyślił się, nie patrząc androidowy w receptory wzrokowe. - Nasz historia jest skomplikowana. Możemy mieć sojusz, ale oni - wskazał swoich uczniów - są dla mnie ważniejsi. I dlatego dopóki Piccolo sam nie poprosi o pomoc, nie opuszczę ich. - Po chwili zawahania dodał - Słuchaj, nie myśl, że jestem jakimś niewdzięcznikiem, mam u ciebie dług i możesz liczyć na jego spłatę. Ale nawet nie wiem czy Piccolo naprawdę coś grozi, zwłaszcza że niewiele jest na tej planecie rzeczy, którym nie mógłby się oprzeć.

- Pozwól, że przypomnę ci w jakiej sytuacji się rozstaliśmy - odpal C-SGK1 - Trzech mięśniaków zmusiło nas do ucieczki. Ciebie solidnie obijając, a i ja z Piccolo też nie byliśmy bez uszkodzeń. On wrócił by śledzić co planowali tam robić. Sam przeciw im trzem… Siłą cię nie zmuszę do pomocy, ale wiedz, że twoja pomoc jest bardzo pożądana.

- Nie zrozumiałeś mnie. Piccolo może przegrać, ale przetrwa. Kiedyś został nawet zabity przez… - westchnął - starego znajomego, a jednak wciąż żyje. A jeśli pozostaje w ukryciu i obserwuje, możesz narazić całą operację. Dlatego dopóki sam o to nie poprosi, nie zamierzam wtrącać się w jego sprawy.

- Rozumiem, w takim razie sam się tym zajmę. Nawet jeśli potrafi przeżyć śmierć, to nie znaczy, że zabawki Gero powinny trafić w niepowołane ręce. Bywajcie.

Android wystartował i skierował się w ostatnie miejsce gdzie widział się z Piccolo. Jeśli go tam nie będzie poszuka go w jaskini Gro, skąd musieli uciekać.
 
Mike jest offline  
Stary 20-11-2020, 00:13   #152
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
- Niewiele interesują mnie problemy piratów i innych skurwysynów - odparł pogardliwie Zere’el, opuszczając ramię, z którego przed momentem wystrzelił pocisk energetyczny. Skaner oraz zwyczajne przeczucie ostrzegały, że ma do czynienia z nieprzeciętnym przeciwnikiem. Nie był zresztą pewny czy wewnątrz uszkodzonego statku nie czai się jakaś mała załoga. Czuł jednak, że w swych poszukiwaniach został doprowadzony do ostateczności. Obraza książęcego autorytetu nie czyniła tej interakcji ani trochę przyjemniejszą…
- Mów gdzie jest moja siostra.

- A co ja jestem, biuro rzeczy znalezionych? - prychnął tamten. - Na wała mi twoja siostra, paniczyku? Ładna chociaż czy raczej podobna do ciebie? Bo jak ładna to mogę się za nią rozejrzeć, ale raczej ci jej wtedy nie oddam, a przynajmniej nie od razu - zaśmiał się krótko. - Ale pomówmy poważnie. Wisisz mi statek. Na początek biorę twój śmigacz. Możemy załatwić to w łatwy sposób, albo jeszcze łatwiejszy. Przydałby mi się też przewodnik po okolicy, a twój charakter nawet mi się podoba. Daję ci więc szansę na odpracowanie swojego błędu. Radzę skorzystać, drugiej nie będzie - skrzyżował ręce na piersi, czekając na odpowiedź.

Zere’el zmrużył podejrzliwie oczy. Z jakiegoś dziwnego powodu wydawało mu się, że arogancki herianin mówi prawdę. Uznałby jednak samego siebie za głupca, gdyby z taką łatwowiernością przyjmował czyjeś zeznania. I to jeszcze cholernego herianina!
- Być może jakimś cudem nie jesteś w to zamieszany. Czemu tu jesteś i gapisz się na ten lej? - zapytał po chwili milczenia książęcy gwardzista. - Przypadek?
- A co cię to obchodzi? Pytam po raz ostatni - przybysz pogroził Zere’elowi palcem - tak czy nie?
- To ja pytałem po raz ostatni - wycedził przez zęby Zere’el, przyjmując pozycję do walki. Uniósł ramiona i obniżył nieznacznie środek ciężkości - był gotów do konfrontacji...

Źrenice Zere'ela rozszerzyły się momentalnie, gdy z dłoni herianina wystrzeliła ogromna fala energii. Nie spodziewał się, że przeciwnik zacznie z grubej rury, bez choćby krótkiej rozgrzewki. Gwardzista wyciągnął ramiona przed siebie blokując falę uderzeniową z całych sił. Mięśnie ramion i ud napinały się do granic możliwości, gdy Zere'el za wszelką cenę nie pozwalał się zdmuchnąć z powierzchni ziemi. W końcu przypomniał sobie, że tylko głupiec przeciwstawia się niepowstrzymanej sile. Wyskoczył w górę przepuszczając falę energii, a następnie zaatakował przeciwnika potężnym kopniakiem. Niestety Herianin z ironicznym uśmieszkiem otarł krew z mocarnej szczęki, jakby to była igraszka.

Zaraz potem doszło do regularnej wymiany ciosów. Zere'el wykorzystywał całą moc, technikę oraz spryt by rewanżować się herianinowi z nawiązką. Pięść za pięść, kopniak za kopniak, kolano za kolano... Był jednak dość doświadczonym żołnierzem, aby szybko zdać sobie sprawę z bolesnej prawdy: po raz pierwszy od bardzo dawna spotkał kogoś silniejszego. Przy każdym ciosie, uniku czy chwycie wyczuwał, że herianin góruje nad nim brutalną siłą, a także zdolnościami. Wiedział, że jeśli nic nie zrobi, zostanie po prostu złamany - prędzej czy później.

Wykorzystując dogodny moment odskoczył i postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Zebrał tyle energii, ile tylko zdołał w prawicy i wystrzelił potężną falę energii prosto w mocarną sylwetkę herianina. Choć dyszał ciężko, uśmiechnął się nieznacznie kącikiem ust, kiedy powoli opadał kurz po bitwie. Jeszcze nikt nie stał o własnych sił po tym ataku. Trafił, a to musiało oznaczać rychły koniec herianina.

Przeliczył się. Kiedy kurz już opadł, dostrzegł sylwetkę przeciwnika. Odrapany, posiniaczony, w podartym ubraniu, ale... Stał gotów do walki. Wyczerpany atakiem Zere'el zdążył tylko zakląć w myślach, nim rozpoczął się łomot. Herianin dołapał przeciwnika i zaczął z całą brutalnością obijać dosłownie wszystkie części ciała nobrazianina. Zere'el stracił wszelkie wąpliwości. Osłaniał witalne punkty ciała, zdając sobie sprawę że najpewniej czeka go śmierć. Uznał nawet, że to dobry koniec dla żołnierza. Honorowy. Z ręki godnego, potężnego przeciwnika.

Wtedy dotarło do niego, że jeśli zginie podczas pięknej, ostatniej szarży, wtedy już nikt nie pomoże Nertei. Nie mógł być durnym bohaterem. Musiał przeżyć.

Przyjął na gardę jeden z potężnych ciosów herianina, po czym palce lewej dłoni Zere'ela zalśniły blaskiem, formując się w energetyczne szpony. Mężczyzna ciął nimi przez klatkę piersiową przeciwnika, zostawiając krwawą szramę na pamiątkę i zmuszając do wycofania się. Obaj byli ranni, obaj zdyszani. Problem w tym, że Zere'el bardziej.
- Powiedzmy, że wierzę w twoją niewinność - wydyszał gwardzista z wielkim trudem, po czym wykonał krwawe splunięcie. - Proponuję rozejm. Użyczę ścigacza i zostanę twoim przewodnikiem. Jeśli jednak mało ci ran to walczmy dalej. Zyskasz list gończy za napad na arystokrację, a ze ścigaczem...
Zere'el wyciągnął ramię w stronę własnego pojazdu i zaczął zbierać energię. Wstrzymywał się jednak z wystrzałem. Może i nie mógł zagrozić herianinowi, ale miał dość sił by zniszczyć dzisiaj jeszcze jeden silnik.
- I tak będziesz musiał się pożegnać. Jak będzie?
 
Bardiel jest offline  
Stary 20-11-2020, 17:03   #153
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Lesoy czekał na ten dzień całe życie. Jego serce biło jak oszalałe. Próbował zachować spokój, ale nie potrafił się opanować. Był zbyt podekscytowany. Gdy kratowana brama zaczęła się powoli unosić w górę, zamarł. Bał się, że nie będzie mógł się ruszyć, ale gdy jego uszu doszedł gwar tłumu, uspokoił się. Sprawdził zapięcia tarczy, zakręcił młynka mieczem i ruszył pewnym krokiem przed siebie.


W pierwszej chwili oślepiło go słońce, a uszy wręcz zabolały, gdy wokół wybuchł potężny okrzyk radości. Zdawać by się mogło, że wiwatom nie będzie końca. I to wszystko na jego cześć. Podniósł obie ręce w górę i grzecznie skłonił się we wszystkie cztery strony. Stanął na środku areny, pozdrowił zwyczajowym gestem Jego Wysokość Króla Moaia, po czym skierował wzrok na przeciwległy koniec, gdzie znajdowała się identyczna brama, jak ta przez którą przed chwilą wyszedł.

Za chwilę i ona zaczęła się podnosić, a gdy wyszedł z niej Greger, tłum zawył chyba nawet głośniej niż dla Lesoya. Wojownik poczuł ukłucie zazdrości, ale nie przejął się tym aż tak bardzo. Za parę minut tłum będzie skandował jego imię i tylko jego, a Greger skończy w paszczy wielkiego Yettiego. To Lesoy zostanie nowym czempionem króla. Był tego pewien. Zapracował na to hektolitrami potu, wylanymi na treningach i krwi, wylanymi w wygranych walkach. Ta walka będzie tylko formalnością...

Wojownicy stanęli naprzeciw siebie, czekając na znak władcy, lecz wtedy zdarzyło się coś dziwnego. Tłum nagle całkowicie zamilkł. Dość powszechnym było, że tuż przed sygnałem do rozpoczęcia walki, publika przycicha, by zaraz wznieść krzyk z tysięcy gardeł, ale takiej ciszy na arenie Lesoy nie był świadkiem nigdy. Wciąż jednak spoglądał na Gregera, albowiem sygnał do rozpoczęcia mógł nadejść w każdej chwili, a on nie mógł dać się złapać nieprzygotowanym.

I wtedy nagle zapadła ciemność. Nie taka zupełna, z łatwością dostrzegał sylwetkę przeciwnika, zarysy trybun za jego plecami i w ogóle wszystko. Jednakże wyglądało to jakby chmura przysłoniła w jednej chwili słońce. Ale nie jakiś obłoczek, tylko potężna chmura burzowa, przez którą światło prawie w ogóle nie przechodziło. Było to tym dziwniejsze, że tego dnia niebo było czyste.

Tym razem Lesoy oderwał wzrok od przeciwnika i spojrzał w górę. Miecz wypadł mu z ręki i upadł na piasek areny. Obok upadł miecz Gregera, co powiedziało Lesoyowi, że jego rywal również nie mógł się powstrzymać od zerknięcia na niebo. Tam z kolei, na nieboskłonie znajdowało się olbrzymich rozmiarów koło, które przysłoniło słońce i większość nieba. Wyglądało to tak jak gdyby obok Arlii wyrosła nagle druga planeta...


- Bibliotece, mówisz... - Geo podrapał się po brodzie. - Powiem ci szczerze, że nieczęsto słyszę takie prośby. Ale to raczej nie przejdzie. Siedziałeś w karcerze i to nawet parę razy, nie dostaniesz niczego o co poprosisz. Ale podanie złóż, co to szkodzi. Ale wiesz ty co... - zamyślił się przez chwilę. - Może uda się coś zorganizować. Przynieś mi listę tytułów, które cię interesują.


Miejsce, w którym wraz z Tienem zostawili Piccolo było... puste. Android skierował się więc czym prędzej w stronę laboratorium doktora Gero, jednakże tam czekała na niego kolejna niemiła niespodzianka. Wejście było całkowicie zawalone. Z wewnątrz, zakładając że w środku ostały się niezasypane pomieszczenia, nie wyczuwał żadnej energii. Oczywiście nie znaczyło to, że w środku nikogo nie było, ktoś mógł na przykład dogorywać, a jego poziom byłby wówczas na tyle niski, że właściwie niewykrywalny.

C-SGK1 nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać. Był całkowicie zaskoczony, gdy zza jego pleców dobiegł go głos:

- Jesteś jednym z nich, prawda?

Odwrócił się błyskawicznie i ujrzał dwie osoby, kobietę i mężczyznę. Kobieta był o dobre pół głowy wyższa. Ubrana była w granatową suknię na ramiączkach ze sporym dekoltem. Na jej zgrabnej szyi wisiał naszyjnik z jakimiś drogimi kamieniami. Na głowie, z której spływała burza rudych włosów, nosiła coś w rodzaju stalowego diademu. Mężczyzna miał długie, czarne włosy, zaczesane do tyłu, które sięgały mu niemal do pasa. Ubrany był w pomarańczowe szaty, przypominające nieco szaty mnicha. Skóra obojga była bardzo blada, a uszy szpiczaste. Mężczyzna miał do tego wyraźnie podkrążone oczy, wokół których dominowała ciemna barwa, trudno orzec czy była naturalna, czy może to makijaż.

- Androidem? - dokończył nieznajomy.


Kokoro wzruszył tylko ramionami.

- Zależy co masz na myśli - odpowiedział na zadane pytanie. - Ciężko mnie nazwać specjalistą, w końcu nie jestem członkiem żadnego gangu. Na wolności też wolałem działać solo. Z moich obserwacji, których lepiej nie prowadzić zbyt intensywnie, bo można tym wywołać niepokój głównych zainteresowanych, rozumiesz, wynika że jeśli wykonałeś dla nich jedną robótkę, w końcu pojawi się druga. Potem następna i następna, i tak aż do momentu, w którym zawiedziesz. A jeśli nie zawiedziesz to w końcu zżyją się z tobą na tyle, że przyjmą cię do siebie. Ale do tego nie wystarczy akceptacja tylko Geo, musisz przekonać do siebie też innych. W każdym razie to oni zdecydują kiedy i czy w ogóle to się stanie. Ty możesz się tylko "reklamować" jako najlepszy kandydat, a nie ma lepszej reklamy niż porządnie wykonana robota - Kokoro zamilkł na dłuższą chwilę, by potem dopowiedzieć szeptem, tak że tylko Marduk mógł go usłyszeć: - Oczywiście przesunięcia w hierarchii grupy też pomagają, ale żeby ktoś mógł awansować, ktoś inny musi... - nie dopowiedział. - No i nie mogą cię złapać na kombinowaniu z kimś innym lub przeciw nim. Najgorzej jakbyś kręcił z klawiszami, wtedy masz przewalone u wszystkich. O, coś dla ciebie!

Kokoro wskazał dwie cienkie koperty, które przed chwilą wylądowały na pryczy Marduka, wrzucone między kratami przez tego, który dziś roznosił pocztę. Saiyanin błyskawicznym ruchem rozerwał obie. Znajdowały się w nich odmowy na jego podania o dostęp do biblioteki i siłowni. Co ciekawe nie było odpowiedzi w sprawie podania o wyrok...


- Pierwsza kategoria - powiedział bardziej do siebie niż do Zere'ela herianin. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Niech będzie - tym razem zwrócił się już do swojego przeciwnika. - Ale sam nie wierzysz w siłę miejscowej policji. Najlepsi z was służą w wojsku, a nie na tym zadupiu. I coś mi mówi, że ty jesteś jednym z tych najlepszych.

Mężczyzna jednym ruchem zerwał z siebie podarty płaszcz, który rzucił jakby ze wstrętem na ziemię. Odsłonił w ten sposób potężnie zbudowany korpus. Na jego klatce spoczywało kilka, może nawet kilkanaście prymitywnych wisiorków ze złotymi ozdobami. Złoto miał też na uszach w postaci kolczyków.

- Ty prowadzisz - oznajmił głosem nieznoszącym sprzeciwu, po czym zajął w ścigaczu miejsce pasażera. - Wykonujesz polecenia bez szemrania i nie zadajesz pytań, to moje warunki. I nie radzę ci kombinować, to niedobre dla zdrowia - uśmiechnął się paskudnie, gdy ruszyli z miejsca. - A teraz powiedz mi, o co chodzi z tą twoją siostrą i czemu myślałeś, że coś o niej wiem?


Informacje od Rugu i Caleo, z którymi Marduk najczęściej rozmawiał na spacerniaku, nie były zbyt dokładne, ewidentnie żaden z nich nie interesował się polityką, ale dawały jako taki obraz, nawet jeśli momentami przeczyły sobie nawzajem. Obu łączyło jednak to, że byli ogromnie zdziwieni faktem, że Marduk nie zdaje sobie sprawy z tego w więzieniu jakiego państwa odsiaduje wyrok.

Beenzianin urodził się na ojczystej planecie swojej rasy Beenzo, ale opuścił ją wraz z rodzicami w wieku kilku lat. Jego rodzice żyli z międzyplanetarnego handlu, ale gdy trafili w pobliże Nowej Vegety - stolicy imperium, zostali zatrzymani, a gdy stawili opór, zastrzeleni. Towar oczywiście zajęło państwo, a losem kilkunastoletniego Rugu nikt się nie przejął. Chłopak trafił na ulice i tam dorastał. Z czasem został członkiem gangu, takich jak on, cwaniaczków. Teraz odsiaduje już swój trzeci wyrok.

Ikondanin tymczasem był gwiezdnym piratem, którego kapitan połasił się jakiegoś dnia na zbyt wielki cel. Okazało się, że ten cel był ochraniany przez imperialną marynarkę. Bitwa była krótka, niewielu piratów uszło z niej z życiem, a ci którzy uszli i przeżyli kilkutygodniowe tortury, trafili do więzienia. A raczej różnych więzień, bo tutaj z jego załogi był tylko on.

W każdym razie z ich opowieści wynikało, że imperium rządzi niejaki Paragus, który rozbudowuje swoje państwo, robiąc to, co saiyanie robią najlepiej - podbijając kolejne planety. Nowa Vegeta też jest jedną z takich planet. Kiedyś rządzili na niej shamoianie, teraz w dużej części zepchnięci do roli niewolników. Ale czy saiyanie nie zrobili tego samego z tufflami na prawdziwej Vegecie?

Syn Paragusa, Brolly, nieoficjalnie jest następcą tronu. Oficjalnie Paragus nie jest monarchą, tylko kimś w rodzaju namiestnika, który będzie musiał ustąpić jeśli pojawi się ktoś z rodziny królewskiej. Oczywiście nikt taki się nie pojawi, bo jak powszechnie wiadomo, wszyscy jej członkowie zginęli dawno temu.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col


Ostatnio edytowane przez Col Frost : 22-11-2020 o 15:40.
Col Frost jest offline  
Stary 28-11-2020, 22:23   #154
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Największym wrogami Marduka w więzieniu były znużenie i bezczynność, które sprawiały że miał czas na ponure myśli i rozpamiętywanie porażek, chociażby swojej ostatniej misji...

Postanowił więc skupić się na zdobywaniu informacji, rozmawiając ze współwięźniami, poprosił też Geo o załatwienie mu dostępu do materiałów na temat historii Nowego Imperium Saiayańskiego i jego systemu prawnego. Nie miał zamiaru wplątywać się w nowe awantury, chociaż jego część chciała przemocy i walki, żeby zabić tę nudę i frustację.... ale przecież lądowanie co chwilę w karcerze nie przybliżało go wcale do wyrwania się z tego miejsca.

Wyglądało na to, że w tym całym "Imperium" nie było wielu Saiyan, chociaż najwyrażniej Geo był jednym z nich, w związku z tym miał zamiar zbliżyć się do niego i poznać jego historię. Dowiedział się, że liczni w armii Paragusa Littowie pochodzili ze świata, który podbiło Imperium Colda i parli do wojny z nim. Natomiast poddani Paragusa najwyraźniej nie wiedzieli że ktokolwiek z rodu królewskiego przeżył. Syn Paragusa, Brolly, był nieoficjalnym następcą tronu. Oficjalnie Paragus nie był monarchą, tylko kimś w rodzaju namiestnika, który musiałby ustąpić jeśli pojawi się ktoś z rodziny królewskiej. Marduk planował przy odpowiedniej okazji wspomnieć Geo o tym że Vegeta żyje, chyba jako więzień nie był on lojalistą Paragusa, prawda?

Okoliczność, ze niedobitki jego rasy najwyraźniej prowadziły ze sobą wojnę, była dla młodego Saiyanina frustrująca, przecież połączywszy siły mogliby tyle osiągnąć, moze nawet obalić tych tyranów, Colda i Friezę. Paragus pewnie nie był dużo lepszy od nich z tego co słyszał o jego metodach, miał nadzieję że Vegeta jako król okazałby sie lepszy, jego wybuchy gniewu były spowodowane trudną sytuacją w jakiej znalazł się on i jego poddani... zresztą czy podbijanie słabszych przez silnych nie było jednym z naturalnych praw tego wszechświata?
Przypomniały mu się nauki mnichów na Assarii, w szczególności Mistrza Hanumana, który uczył go szacunku do wszystkich żywych istot i odrzucenia zbędnej przemocy, do której miał wrodzoną skłonność. Ale przecież mnisi ponieśli klęskę w wojnie z miejscowym tyranem i ci co przeżyli stali się niewolnikami..... czy oznaczało to że ich poglądy były zbyt idealistyczne i nie przystawały do tego brutalnego wszechświata? Zaya pewnie by tak nie uważała, wiele by dał by teraz ją zobaczyć.

W każdym razie musiał sobie znaleźć coś do roboty, może Lordowie będa mieli dla niego kolejne zadania, a jeśli nie to czy Portchak jeszcze sie z nim spotka?


 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 28-11-2020 o 22:28.
Lord Melkor jest offline  
Stary 30-11-2020, 00:57   #155
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
C-SGK1 zeskanował oboje. Byli ponadprzeciętnie silni, spokojnie mógł ich postawić na równi z Piccolo, Tienem czy sobą. Mężczyzna zdawał się silniejszy. W końcu android rzekł:
- A jakie to ma znaczenie? I kim wy jesteście?

- Spore - odpowiedział tajemniczo mężczyzna. - A to kim jesteśmy zależy od twojej postawy - dodał po chwili ciszy.

- Załóż najgorsze i odpowiedź - odparł C-SGK1 gotując się do walki. - Bo po twojej dotychczasowej odpowiedzi jak tak zrobiłem.

- Jak sobie życzysz.

- Kamehameha! - C-SGK1 jak w transie wykonał wszystkie ruchy,, jakby robił to tysiące razy podczas treningów. Mężczyzna nawet nie zdołał drgnąć, kobieta w ostatniej chwili odskoczyła.
Mimo pewnego trafienia ustał na nogach. Ranny, przypalony, ale wciąż groźny.
Para nieznajomych zaatakowała równocześnie pociskami Ki. Bombardowanie narusza integralność systemów, ale to wciąż było za mało by wyłączyć androida.
Mężczyzna wydawał się być zaskoczony, że oponent wciąż stoi. Kolejny pocisk Ki trafił w pierś C-SGK1. I to było za mało. Kobieta, kpiąco spojrzała na towarzysza i posłała swój pocisk KI. I zagryzła wargę widząc, że nie wskórała więcej od niego.

Co więcej android ruszył do ataku, Zaatakował serią ciosów, mężczyzna zablokował je bez trudu… by zorientować się, że przegapił jeden, ten który miał dojść do celu. Zatoczył się i splunął krwią. C-SGK 1 był niczym egzekutor, niepowstrzymany jak przeznaczenie.

Kobieta krzyknęła dobywając prostego miecza, ostrze przebiegły iskry. Włożyła w cios całe swoje siły, ostrze doszło androida, kobieta zdołała przejść jeszcze dwa kroki zanim C-SGK1 padł.
 
Mike jest offline  
Stary 03-12-2020, 00:31   #156
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Zere’el otarł gębę, nie komentując słów herianina na temat nobraziańskiego wojska oraz policji. Niech go szlag! Musiał przyznać w duchu, że mocarny przeciwnik trafił w samo sedno. Nie chciał też na lewo i prawo szafować swoim nazwiskiem i rangą. Czuł, że po raz kolejny może wziąć udział w czymś niezbyt legalnym…

Gwardzista bez słowa ruszył w stronę ścigacza, by zająć miejsce kierowcy. Robił przy tym wszystko, aby jak najmniej krzywić się z bólu czy ciężko oddychać. Wychodziło mu to z pewną, choć nie całkowitą skutecznością. Starcie z herianinem było krótkie, ale bardzo brutalne i dynamiczne. Pozostało mieć nadzieję, że zbroja zapewniła odpowiednią ochronę i nie miał połamanych żeber. Tymczasowo musiał schować dumę do kieszeni i przyjąć dyktat. Nie postrzegał siebie jako tchórza. Każdy wojskowy oficer wiedział dobrze, że czasem sukcesem jest po prostu nie dać się unicestwić.

- Ten lej, który obserwowałeś… - zaczął niechętnie Zere’el, odpalając pojazd. - To pozostałość po ataku na pojazd mojej siostry. Niedługo przed jej porwaniem w mieście krążyła grupa heriańskich najemników. Prowadzili rozmowy z synalkiem lokalnego wielmoży. Tropię ich. Stąd moja… Nerwowość. Gdzie mam jechać?

Herianin nie odpowiedział od razu, jakby się nad czymś zastanawiał. Nie trwało to jednak długo.

- Może więc podążajmy dalej tym twoim tropem?

Zere’el zmrużył delikatnie oczy. Bez wątpienia herianina nie obchodziło ratowanie Nertei. Musiał więc sam również szukać swoich pobratymców. Pytanie tylko po co?
- Problem w tym, że przed paroma minutami to ty wydawałeś się najlepszym tropem, by ich znaleźć. Zmierzałem właśnie na rozmowę z komisarzem, być może on się czegoś dowiedział. O ile nie przeszkadza ci przebywanie w pobliżu komisariatu...

- A dlaczego miałoby mi przeszkadzać? - herianin spytał głosem niewiniątka. - Idź więc na to swoje spotkanie, a po wszystkim spotkamy się na parkingu, gdzie zostawisz swój ścigacz.

- Ach te moje uprzedzenia… Zapewne jesteś wzorowym obywatelem - prychnął nobrazianin, wciskając pedał gazu. Zamierzał kierować się w stronę komisariatu i póki co nie próbować żadnych sztuczek.
 
Bardiel jest offline  
Stary 06-12-2020, 22:56   #157
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Dni mijały Mardukowi na czytaniu i rozmowach. Jego prośba o wypożyczenie książek była dość ogólna, a sam Geo nie wyglądał ani na prawnika, ani na historyka i pewnie załatwił pierwsze lepsze tytuły, które wydały mu się odpowiednie do przedstawionych wymagań, więc nie były szczególnie trafne. Mimo wszystko Marduk się z nimi zapoznał, a potem prosił o kolejne i kolejne i kolejne. Jego zamówienia były coraz bardziej konkretne, a więc jego wiedza rosła we właściwym kierunku. Po paru miesiącach dostał nawet pozwolenie na korzystanie z biblioteki i nie musiał już polegać na Geo.

Sam saiyanin nie był z kolei skłonny do zwierzeń. Lubił opowiadać o sobie, a jakże, ale to o czym sam chciał rozmawiać, a nie o to, o co ktoś go pytał. Z czasem Marduk, który coraz częściej wybierał towarzystwo Geo, zauważył, że jego opowieści potrafią sobie przeczyć. To doprowadziło go do wniosku, że tamten wymyśla wszystko na bieżąco, ale najwyraźniej nie lubi opowiadać dwa razy tego samego, więc na okrągło zmienia szczegóły, a nawet całe historie.

Lordowie, za pośrednictwem Geo, mieli kolejne zadania dla Marduka, a jakże. Czasem pomógł nastraszyć jakiegoś dłużnika, innym razem skatował jakiegoś Litta, nawet nie wiedząc dlaczego. Brał nawet udział w przemycie różnych towarów do więzienia. Odkrył przy tym, że ze strażnikami jednak można się dogadać. Przynajmniej jeśli jest się ważną figurą, dysponuje się jakąś walutą i przede wszystkim nie ma się zbyt wielkich wymagań. Strażnik może odwrócić wzrok, gdy dwóch Lordów będzie sztyletować jakiegoś Noża, albo za odpowiedni procent nie zauważyć, że w jednym z worków z czystym ubraniem, dostarczanych do więzienia, zamiast ciuchów są różnego rodzaju smakołyki, niedostępne za kratkami, ale na pewno nie pomogą kogoś katować, czy nie zrobią czegokolwiek, co mogłoby zostawić ślad w aktach lub na nagraniach kamer.

W każdym razie Marduk wciąż nie był jednym z Lordów. Geo pocieszał go, że musi być cierpliwy i wskazywał, że odkąd zaczął dla niego pracować, jego życie się poprawiło. Musiał tylko pilnować pleców przed konkurencyjnymi gangami i wszystko było w porządku. Przynajmniej według Geo.

Gdy pewnego dnia Mardukowi przyszło do głowy, czy jeszcze kiedyś będzie mu dane zobaczyć Portchaka, został wezwany do pokoju przesłuchań. Za stolikiem siedział nie kto inny, jak jego stary znajomy.

- Dawnośmy się nie widzieli. Siadaj, siadaj - zachęcał, wskazując wolne krzesło.


Gdy systemy C-SGK1 powróciły do życia, ten znalazł się w całkowicie nowym otoczeniu. Zamiast jaskini, prowadzącej do zawalonego wejścia do laboratorium doktora Gero, znalazł się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, oświetlonym nielicznymi pochodniami. Leżał płasko na jakiejś twardej powierzchni i podziwiał kamienny sufit.

- Już działa - usłyszał nieznajomy głos.

Spróbował się poruszyć, by móc spojrzeć na tego, który się odezwał, ale nie mógł tego zrobić. Nie czuł żeby był skrępowany, ale po prostu nie potrafił poruszyć choćby palcem. Nawet jego receptory wzrokowe wciąż utkwione były w suficie.

Nagle w zasięgu jego wzroku pojawił się mężczyzna. Był dobrze zbudowany. Jego skóra było koloru czerwonego, uszy miał szpiczaste, a na czole wyrastały mu dwa krótkie rogi. Wokół ust wyhodował starannie przystrzyżoną bródkę, a jego czarne włosy były zaczesane do tyłu i przylizane. Na jego twarzy wykwitł niezbyt przyjemny uśmiech.

- Witaj, C-SGK1 - powiedział niezwykle niskim głosem, zupełnie innym niż ten, który android usłyszał chwilę wcześniej. - Mam dla ciebie pewną propozycję.


Na komisariat dojechali dość szybko. Zere'el zostawił swój pojazd na parkingu, po czym wszedł samotnie do środka. Jego nowy "przyjaciel" został na zewnątrz, z zainteresowaniem podziwiając okolicę.

Gwardzista bez niczyjej pomocy trafił do gabinetu kapitana. Już miał zapukać do drzwi, gdy te rozsunęły się z cichym sykiem i pojawił się w nich kapitan, w towarzystwie jakiegoś mundurowego, którego Ransan nie znał.

- Wyślij tam Hadna i Nerwę - kapitan zwracał się do policjanta. - I ekipę z laboratorium. Musimy dokładnie przeszukać cały teren posiadłości. Jeśli nie znajdziemy żadnych śladów to nam wszystkim nogi z... - przerwał, widząc Zere'ela.

- Ach, pan Ransan - wydawał się być zaskoczony. - Co pan tu...? A tak, pozwoliłem sobie pana wezwać. Pan wybaczy, ale mamy dziś prawdziwy kipisz. Vomas, wracaj do zajęć - zwrócił się do policjanta, który szybko wyminął Zere'ela i ruszył gdzieś korytarzem. - Proszę wejść, panie Ransan. Niestety nie mogę poświęcić panu tyle czasu, ile bym chciał. Mamy tu małą aferę. Świeża sprawa z ostatniej nocy, wysyłam do niej kogo mogę. Oczywiście nadal prowadzimy też śledztwo w sprawie zaginięcia pańskiej siostry. Pozwoliłem sobie pana wezwać żeby podzielić się rezultatami, które jednak są na razie niewielkie. Ale niech się pan nie martwi, to zawsze tak na początku wygląda.

Przez najbliższe parę minut kapitan opowiadał o szczegółach śledztwa, z których tak naprawdę nic nie wynikało. Zere'el dowiedział się więcej na własną rękę, policja niczego nie wiedziała lub Callan chciał by Ransan tak myślał. Na koniec oficer zaoferował się odpowiedzieć na pytania oraz obiecał, że pozostanie z gwardzistą w stałym kontakcie. Potem wyprosił go z gabinetu, gdyż musiał wracać do pracy.

Zere'el opuścił więc komisariat o wiele szybciej niż oczekiwał. Najwyraźniej herianin również nie spodziewał się, że jego przewodnik tak szybko wróci z powrotem, bo w pobliżu ścigacza go nie było. W ogóle nie można go było dostrzec na ulicy.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 14-12-2020, 00:23   #158
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Zere’el napiął się jak struna, słysząc rozmowę kapitana z podkomendnym. Przez głowę wojskowego momentalnie przebiegły pytania: czy zostawił jakieś ślady? Czy zdradził się czymś nieuważnie? Co mogło go wydać? Na szczęście udało się zachować kamienną twarz, a nieznaczną nerwowość mógłby łatwo wytłumaczyć - wszak dopiero co porwano jego siostrę i miał prawo nie tryskać humorem!
- Jak to wysyła pan kogo pan może do tej ”afery”, komisarzu? - Zere’ell nie krył oburzenia. - Jak to możliwe, że na tych peryferiach świata jakieś aferki mają wyższy priorytet od porwania damy z szanowanego rodu?

Ransan dopytywał i unosił się gniewem, choć oczywiście doskonale zdawał sobie sprawę dlaczego Callan ma pełne ręce roboty. Nie miał najlepszego zdania o policji, ale mimo wszystko spartolił sprawę. Ci policjanci zamiast szukać Nertei, będą teraz zajęci deptaniem po piętach… Jemu! Wszystko układało się tak źle jak to tylko możliwe… Może rzeczywiście powinien był siedzieć z założonymi rękami i zdać się na policję? Jak do tej pory zepsuł wszystko, czego się dotknął. Prawie dał się złapać w szpitalu, skompromitował się przed Forschami, zdemolował posiadłość najbardziej wpływowej rodziny w tej części globu i prawie dał się zabić podejrzanemu herianinowi. A Nertei jak nie było, tak nie ma.

Wyszedł na zewnątrz, rozglądając się za swoim nowym wrogiem-sojusznikiem. Nigdzie nie mógł dostrzec sylwetki mocarnego herianina. Przez moment rozważał, aby po prostu odjechać i uniknąć towarzystwa groźnego wojownika o niejasnych celach. Zrezygnował jednak z tego pomysłu. Liczył, że dołapanie jednego z herian, z czasem zaowocuje kolejnymi. Włączył skaner, który z pewnością zdążył już zapisać i zaklasyfikować odpowiednio energię nowego ”kolegi”.
 
Bardiel jest offline  
Stary 18-12-2020, 13:49   #159
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
- Faktycznie, dawno się nie widzieliśmy, dłużyło mi się w więzieniu więc za twoją radą zacząłem czytać książki - odparł z lekkim uśmiechem Marduk zajmując krzesło. Stwierdził że wpierw sprawdzi czego chce Portchak zanim spróbuje z jakimiś prośbami.

- Więzienie zmienia ludzi - stwierdził filozoficznie tamten. - Chociaż jak się zastanowić, właśnie po to one są - zaśmiał się krótko. - Ale do rzeczy, nie przyjechałem tu na dyskurs filozoficzny. Pamiętasz mężczyznę o imieniu Urbxel?

- Urbxel? Tak, pamiętam, choć długo go nie znałem, był jednym z wojowników Vegety. Był ze mną podczas mojej pierwszej misji, o której ci opowiadałem. Atak na bazę piratów na Aries Prime, choć we współpracy z flotą Frieza Force udało się nam ich zaskoczyć, nie poddali się i stawili zaciekły opór, używali chyba jakiś środków by nie czuć bólu i strachu. Urbxel był twardzielem, posturą dorównywał prawie samemu Nappie i chciał się wykazać. Wdał się w pojedynek z wodzem piratów, Heraninem i zadali sobie wzajemnie śmiertelne rany. Czemu akurat on ciebie interesuje?

- To, wybacz proszę szczerość, nie twój interes - Portchak uśmiechnął się dobrodusznie. - Nappa to prawa ręka Vegety, tak?

Marduk westchnął, zdając sobie sprawę dokąd to wszystko zmierza. - Myślę że informacje które ci przekazuje to jednak mój interes, jeśli mam zdradzać sekrety księcia Vegety, spadkobiercy tronu króla Vegety, muszę się upewnić że nie będą wykorzystywane przeciwko niemu. Nie jestem zdrajcą. Chyba że ten atak w którym zostałem pojmany był nieporozumieniem? Jeśli Imperator Paragus chciałby skontaktować się z księciem, mogę w tym pośredniczyć. Uważam że Saiyanie nie powinni ze sobą walczyć, jest nas za mało i mamy zbyt wielu wrogów.

Na Portchaku chyba nie wywarło to żadnego wrażenia.

- Czy mam rozumieć, że odmawiasz dalszej współpracy?

- Na tych warunkach tak, nie będę zdradzać informacji o których mogę sądzić że zaszkodzą mojemu Księciu. Wydaje mi się że i tak za dużo już powiedziałem, a nic nie dostałem w zamian.

- Dostałeś więcej niż ci się wydaje - Portchak nachylił się nad stołem. - Zamiast w ciemnym, ciasnym pomieszczeniu, siedzisz sobie w wygodnym więzieniu. Nawiązujesz znajomości, czytasz książki, mógłbyś ćwiczyć na siłowni, grać w gry, zamiast dzień po dniu, tydzień po tygodniu i tak dalej, spędzać w norze gorszej od tutejszego karceru. Dostajesz normalne jedzenie, może nie pierwszej jakości, ale normalne, zamiast substancji odżywczej, wstrzykiwanej ci w żyły. Wreszcie zamiast odpowiadać na moje pytania na niewyobrażalnych mękach, po wyłamywaniu palców, łamaniu kości, wyrywaniu paznokci, rażeniu prądem, ucinaniu zbędnych kawałków twojego ciała, siedzisz sobie tutaj na wygodnym krzesełku i prowadzisz ze mną kulturalną dyskusję. Mogę nawet poprosić o coś do picia, jeśli masz ochotę. I co? Nadal uważasz, że niczego nie dostałeś?

Mężczyzna odchylił się do tyłu. Jego wzrok powędrował na chwilę do góry. Gdy znów spojrzał na Marduka powiedział:

- Załóżmy jednak, że wcale nie mam ochoty ci tego wszystkiego odbierać. Mnie też jest wygodniej w tym pokoiku niż w ciemnej piwnicy. Pytając zupełnie hipotetycznie, co takiego chciałbyś jeszcze dostać?

Marduk zawahał się, kiedy dotarła do niego chłodna logika słów Portchaka. Czy oznaczało to że jeśli przerwie współpracę to czekają go tortury, na których umrze albo i tak wszystko wyśpiewa? Jeśli tak, to czy nie lepiej było jednak współpracować i przynajmniej zdobyć jakieś informacje albo spróbować wydostać się na wolność? Zresztą i tak zaczął już współpracować…..

- Muszę przyznać że nie przemyślałem sobie tego w ten sposób, jeśli alternatywą są tortury to nie mam zbyt wielkiego wyboru, choć przecież nie wiesz czy bym ich nie zniósł. Ale doceniam twoje podejście. Interesuje mnie jakaś perspektywa uzyskania wolności jak się pewnie domyślasz…

- Na wolność mogę wyjść tylko ci, którzy są wierni Imperium. A jak sam doskonale wiesz, trudno cię do tej grupy zaliczyć. Możemy jednak spróbować umilić ci pobyt tutaj, jeśli masz jakieś życzenia..

Saiyanin westchnął:
- Imperium nic nie zrobiło żebym był mu wierny. Dopiero jak zostałem przez was pojmany dowiedziałem się o jego istnieniu, nie miałem pojęcia że poza poddanymi Vegety istnieją jeszcze jacyś zorganizowani Saiyanie… - zastanawiał się czy Portchak uwierzyłby że jest gotów się do nich przyłączyć...zbytni entuzjazm pewnie wzbudziłby podejrzenia.

- W każdym razie myślę że dostęp do siłowni i biblioteki na pewno umiliłby mój “pobyt”, jak to nazwałeś. - dodał.

- Da się załatwić - odpowiedział Portchak. - To co, możemy już wrócić do tematu naszej rozmowy?

- Tak, byłoby miło gdyby kierownictwo więzienia nie odmawiało mi dostępu do tego rodzaju usług. - Marduk skinął głową i kontynuował dalej udzielanie informacji na temat Urbxela, stwierdzając że nie już wyboru. Czy w końcu przekonałby Portchaka żeby zwrócić mu wolność? Jeśli nie, może dałoby się namówić Geo do wspólnej ucieczki?
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 18-12-2020 o 13:58.
Lord Melkor jest offline  
Stary 27-12-2020, 23:41   #160
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Nie mogę cię powstrzymać przed wygłoszeniem jej - odpał C-SGK1.

Czerwonoskóry spojrzał gdzieś w bok, a po chwili znów spojrzał na androida.

- Nie, najwyraźniej nie możesz - uśmiechnął się paskudnie. - Zacznijmy od tego co dostaniesz w zamian. Po pierwsze, puszczę w niepamięć ten incydent z moimi ludźmi. A muszę zaznaczyć, że to już sporo. Nie chcesz mieć we mnie przeciwnika i na twoje szczęście nie chcę nim być, chyba że nie dasz mi innego wyboru. Tak jak nie dałeś Shuli i Melii. Na szczęście nie dali się ponieść emocjom, inaczej nie miałbym z kim teraz rozmawiać. I miałbym o dwie sługi mniej…

- Jeśli się spiszesz, rozważę twoją dalszą przydatność dla naszej sprawy i jeśli będziesz chciał, nie ma przymusu, będziesz mógł do nas dołączyć. Jeśli nie, wrócisz do swojego świata. No i oczywiście złożymy cię z powrotem do kupy, teraz nie przedstawiasz zbyt interesującego widoku. Ciesz się, że nie możesz siebie zobaczyć. Ale to ostatnie bez względu na twoją odpowiedź. Chcę lojalnego współpracownika, a nie kogoś, kto był zmuszony powiedzieć “tak”, a przy pierwszej lepszej okazji zmieni zdanie. Mogę też nakłonić uszu dla innych próśb, gdybyś jakieś miał. Zostawiam tu pole do negocjacji. I jak, brzmi nieźle?

- Z przykrością informuję, że twoi pracownicy ulegli werbalnej prowokacji - powiedział C-SGK1 - Ale to nie ma dla mnie znaczenia. To nie moi pracownicy. Wracając do mojego stanu, jestem w stanie zwizualizować swój wygląd, posiadam schematy swojej budowy. Sprawa interesującego bądź nie widoku zależy od perspektywy. Moje podzespoły należą do najnowocześniejszych. Poza pewnymi wyjątkami, ale te części sprawdziły się w poprzednich modelach. Dla kogoś obeznanego z technologią, mój obecny stan stanowi bardzo interesujący widok. Ale biorąc poprawkę na społeczne uwarunkowania, użyłeś po prostu przenośni. Nie potwierdzają ani nie zaprzeczaj, to bez znaczenia. Istotnym dla mojego przetrwania zdaje się wysłuchanie propozycji. Więc mów.

Mężczyzna po ponownym spojrzeniu gdzieś w bok, znów zwrócił się w stronę C-SGK1.

- Zaczynam rozumieć czemu cię zaatakowali - westchnął. - Propozycja jest prosta, choć kryje się za nią mocno skomplikowana sprawa, którą jednak na razie przemilczę. Chcę dotrzeć do twoich braci i sióstr z laboratorium doktora Gero. Uważam, że najlepiej by było, gdyby moim posłańcem był jeden z nich, czyli w tym przypadku właśnie ty.

C-SGK1 w milczeniu oczekiwał na dalszy ciąg. W końcu doszukał się w jednym z pachtów społecznych uwarunkowań dlaczego obcy zamilkł.
- Odnoszę wrażenie, iż zawiesiłeś podawanie dalszych informacji by spotęgować efekt psychologiczny. Niestety to nie odniesie skutku, w tym stanie działają tylko główne funkcje mentalne. Pakiety socjalne i psychologiczne nie zostały zainicjowane podczas awaryjnego uruchomienia. Kontynuuj.

- Skoro twoje pakiety nie zostały zainicjowane, to nie próbuj zgadywać moich pobudek - warknął nieznajomy, gdy znów skierował wzrok na androida, po tym jak spojrzał gdzieś w bok. - Zatrzymałem się w tym miejscu, czekając na twoją wstępną decyzję. Nie będę zdradzał moich planów komuś, kto z góry odrzuci moją propozycję. Ale skoro masz uszkodzony protokoły poznawcze, pozwól, że zapytam wprost. Czy w ogóle byłbyś chętny rozważyć takie posłowanie?

- Dedukcja na podstawie tych skąpych danych pozwala wysnuć wnioski że planujesz. pozyskać sojuszników w postaci tworów doktora Gero, by podbić Ziemię. Domyślam się, że masz swoje własne siły, ale są zbyt skąpe, lub zbyt słabe na przeprowadzenie twoich planów. Wracając do początku rozmowy, wspomniałeś o złożeniu mnie do kupy, dlaczego od tego nie zacząłeś? To można by potraktować jako “przejaw dobrej woli”.

- Obiecałem, że cię złożymy, więc złożymy, nie masz się czego obawiać
- znów to spojrzenie w bok. - A twoja Ziemia mnie nie interesuje, przynajmniej nie w sposób, w jaki myślał twój ograniczony twórca. Jeśli ci na tym zależy, mogę ci również obiecać, że jej nie podbiję.

- Czy obietnica rozciąga się również na nie podbicie ziemi przez twoje sługi bądź sojuszników, a także na nie niszczenie ziemi w jakikolwiek sposób?


- Mogę cię nawet zapewnić, że w tej chwili zależy mi na powstrzymaniu tego.

- W takim razie przekaże twoje słowa pozostałym. Powiedz kiedy rozpocząć nagrywanie.

- Wcale
- odpowiedział mężczyzna, gdy znów spojrzał na androida. - Gdyby zależało mi na przekazaniu nagrania, znalazłbym łatwiejszy sposób. Chcę byś był moim posłannikiem, byś przekonał swoich braci, by do mnie dołączyli. Rozumiesz? - jego głos był spokojny i łagodny, gdy o tym mówił. Urodzony dyplomata.

- Dlaczego mieliby się do ciebie przyłączyć?

- Żeby żyć, mój drogi C-SGK1. Czy może raczej istnieć, nie wiem jak określacie własną egzystencję. W tej chwili na Ziemi przebywa ktoś, kto chce odszukać pewną starożytną broń. Potężną broń. Broń, która mogłaby doprowadzić do krwawego podboju twojej cennej planety. Moi szpiedzy odkryli, że ten ktoś próbuje skaptować do swej sprawy androidy doktora Gero. Postanowiłem do tego nie dopuścić. I tu na scenę wchodzisz ty.

- Żeby żyć wystarczy, że przejmą tą broń. - powiedział C-SGK1.

- Żaden z was nie jest w stanie kontrolować tej broni, ani nawet jej zniszczyć, więc nawet nie próbujcie. Nikt tego nie potrafi.

- Nie mówiłem nic o użyciu, wystarczy, że ta broń zostanie ukryta przed niepowołanymi bytami.


- Po co odkrywać coś, tylko po to, by znów to ukryć? To niczego nie zmieni. Wolę pozbyć się tego, który chce to odnaleźć. Nie wydaje ci się to trwalszym rozwiązaniem?

- Bo wtedy to my będziemy wiedzieć gdzie to jest ukryte, tym samym lepiej tego pilnować. To chyba logiczne.

- Nie, to nie jest logiczne, ale nie będę się z tobą wdawał w filozoficzne dysputy. Zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno jesteś najlepszym kandydatem do tego zadania, bo twoje umiejętności dyplomatyczne są ewidentnie zaniżone. Niemniej nie mam w tej chwili nikogo innego. Podejmujesz się, czy nie?

- Biorąc pod uwagę elokwencję twoich pomocników jestem twoją jedyną nadzieją. Porozmawiam z pozostałymi androidami. - oświadczył C-SGK1.

Mężczyzna pokręcił ze zniechęceniem głową.

- Przynajmniej z rozumu korzystasz jak należy - powiedział. - Złożyć go do kupy - rzucił gdzieś w bok. - Nie marnujmy więcej czasu. Podczas gdy oni będą cię doprowadzać do stanu używalności, ja wprowadzę cię w szczegóły. Sytuacja wygląda następująco. Twoi bracia opuścili jakiś czas temu laboratorium doktora Gero, ale to zapewne wiesz sam. Niestety nie potrafię ich zlokalizować. Podejrzewam, że ten sekret mogło skrywać rzeczone laboratorium i dlatego stało się ono celem pomagierów niejakiego Babidiego. To prawdopodobnie oni zawalili wejście do niego, niszcząc przy okazji większość, jeśli nie całość podziemnych pomieszczeń. Zrobili to, albo po to by zatrzeć ślady po tym co znaleźli, albo żeby inni myśleli, że coś znaleźli. Jakby nie było, musimy założyć, że potrafią zlokalizować androidy i dlatego musimy się śpieszyć.

- Kazałem moim ludziom sprawdzić czy laboratorium aby na pewno zostało zniszczone. I wówczas przypadkiem natknęli się na ciebie. Potrzebuję cię żebyś odnalazł swoich braci i przekonał ich, że Babidi nie jest sojusznikiem, którego by pragnęli. Z pewnością jest gotów wiele im obiecać, ale to tylko słowa. On nie szuka sojuszników, tylko sług. A każdego, kto nie zechce mu służyć, likwiduje. Jeżeli nie zechcą się przyłączyć do mnie, to niech przynajmniej wyrzekną się jego. O więcej nie proszę. Zrozumiałeś?

- Zrozumiałem. Ale może być problem z za reklamowaniem ciebie. Jak ty się w ogóle nazywasz?
- zadał podchwytliwe pytanie C-SGK 1.

- Moje imię nic ci nie powie, wątpię by zbyt wiele osób z twojego świata o mnie słyszało. Ale dobrze, niech to będzie dowód mojej dobrej woli. Nazywam się Dabura.

C-SGK 1 nie skomentował dobrej woli rozmówcy. Czekał aż poskładają go do kupy.

Słudzy Dabury zabrali się do roboty. C-SGK 1 nie komentował ich wysiłków, ale w uznaniu ich trudu jak tylko stanął na własnych nogach odpalił diagnostykę, a wyniki porównał z ostatnią diagnostyka dokonaną po uleczeniu fasolkami. Szukał wszelkich różnic. Logika podpowiadała, że Dabura mógł kazać coś mu zamontować.

- Przy okazji, szukam takiego zielonego osobnika, nie widzieliście go w okolicy jaskini mojego twórcy?
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172