INNA | Lochy Zamku ”Nowe idee”
Wokół siebie widziała tylko ciemność. Cela nie była zbyt wielka, ale mimo tego, w panującym mroku nie była w stanie dojrzeć jej ścian. Czasami jej się wydawało, że jest tylko parą oczu wiszących w próżni, a raczej wydawałoby się jej tak, gdyby nie palący ból nadgarstków i kostek. Te spoczywały bowiem w łańcuchach. Kobieta była zawieszona za ręce pod sufitem, a dodatkowo jej ruch blokowały łańcuchy wyrastające z podłogi, które krępowały jej nogi. Specjalne, magiczne łańcuchy, uniemożliwiające ich zerwanie.
Ile to już czasu spędziła w tym miejscu? Nie wiedziała, całkowicie straciła rachubę. Zresztą nie była nawet pewna czy jest dzień czy noc. W jej celi nie było nawet pojedynczego okna, ale znajdowała się w końcu głęboko pod ziemią. Wiedziała o tym, bo znała ten zamek. Był to jej rodzinny zamek i cele również znakomicie znała. Wiele razy przesłuchiwała w nich więźniów swego rodu. Teraz jednak sama się nim stała.
Nagle usłyszała kroki na korytarzu. Coś zazgrzytało w zamku i drzwi celi otworzyły się z głośnym skrzypieniem. Do środka wdarło się jasne światło, które całkowicie ją oślepiło. Zacisnęła mocno powieki, ale chcąc jednak dojrzeć powód nagłej jasności, uchyliła lekko powieki. Ktoś wszedł do środka, zresztą doskonale wiedziała kto. Wyczuła jego energię jeszcze zanim usłyszała kroki. A mimo to chciała go też zobaczyć. - Czy tym razem będziesz bardziej skora do rozmowy? - spytał jej brat. - Czy też może mam cię tu zostawić na kolejny tydzień? - jego głos był zimny, wyprany z emocji. Nie mogła w nim wyczuć gniewu czy nienawiści, ale daleko mu było również do ciepłych uczuć.
Lustria mimo niewygód wysiliła się na uśmiech. Inne emocje nie powinny teraz wchodzić w grę, nawet jeśli metalowe obręcze wbijały jej się w skórę nadgarstków. Była wręcz przekonana, że pozostał tam jedynie czerwony i krwawy ślad. Nie chciała nawet patrzeć w tamtym kierunku. Ból wystarczająco mocno przypominał jej o tym. Zamiast tego spojrzenie błękitnych oczu ulokowała w postaci oprawcy. Jego żądanie nie byłoby jakieś wielce wygórowane, gdyby nie fakt, że strasznie ją suszyło. W ustach czuła pustynie, czasami nawet miała wrażenie piasku między zębami. Powinna się poskarżyć na niedogodności? Nie wiedziała czy starczyłoby jej czasu, aby wszystkie wymienić. - Możemy pogadać, jak zawsze - odpowiedziała z tym samym uśmiechem co na początku. Pewnie już dawno przestał go irytować - Jak ci minął dzień? - zapytała jak gdyby nigdy nic, jednak intonacja jej głosu przesycona była nutą kpiny. Pod przyjemnym, kobiecym dźwiękiem, ukryła małą szpileczkę, którą postanowiła go troszkę podrażnić. Cóż innego jej pozostało? Nie mogła zrobić mu nic, on za to zrobił jej już wystarczająco wiele. Próby rozmowy brzmiały dla niej śmiesznie, tym bardziej w takich okolicznościach. Nie była pewna czy chce się jej godzić z kimś, kto zniszczył jej pozycję. Tym bardziej, że w pewnym sensie byli jak rodzina… Cóż, mogła być dla niego milsza, gdy był młodszy. Prawie tego żałowała. - Pyskata jak zawsze - stwierdził ponuro mężczyzna, obchodząc ją powoli dookoła. - I głupia, strasznie głupia. Jesteś idiotką, siostrzyczko. Po co się opierasz? Chcesz walczyć ze wszystkimi? Nie wygrasz tej walki. Nasza pani Towa, sama podpisała wyrok na ciebie. Dla kogo walczysz, co?
- Dla ciebie - odpowiedziała ponuro - Dla nas wszystkich, dla mojej jedynej rodziny, dla przyjaciół, dla tych, którzy zginęli w tej wojnie i nie mają już prawa głosu. To JA jestem ich głosem! - Lustria była pełna pasji, determinacji i zaangażowania w konflikcie. Tym konflikcie, którego ponoć już nie było. Wciąż na niego patrzyła, ale nie była zła, nie była nawet zawiedziona. Rozumiała jego stanowisko, choć było ono w jej oczach tak samo głupie, jak jej w jego. - Mógłbyś walczyć ze mną. Kiedyś… Dobrze się rozumieliśmy.
- Kiedyś nie byłaś fanatyczką walczącą tylko po to by przelewać morze krwi - mężczyzna stanął przed nią i spojrzał jej w oczy. - By szerzyć chaos, by osłabiać nasze państwo, bo tylko temu służy twój przeklęty bunt! - podniósł głos, niemal krzyknął, ale zaraz dodał spokojniej: - A raczej służył, bo został zdławiony. Mówisz, że walczysz za tych, którzy zginęli, a czy ty wiesz ilu zginęło przez ciebie? Przez twój głupi wybryk? Ilu twoich podkomendnych spoczywa teraz w ziemi? Ilu sam musiałem zabić?! - znów w ostatniej chwili powstrzymał się od krzyku. - Czy wiesz, że ty też miałaś zginąć? Taki dostałem rozkaz, ale go nie wykonałem. Wbrew zaleceniom wyniosłem cię z pola bitwy, ale nie mogłem nie powiadomić pary królewskiej o twoim pochwyceniu.
Mężczyzna podszedł bliżej i chwycił Lustrię za twarz, przybliżając ją do swojego oblicza. Teraz widziała tylko jego oczy. Wielkie, czerwone tęczówki wpatrywały się w nią. Choć chwyt ją zabolał, pozostała niewzruszona. Wcale nie było to takie proste.
- Zameldowałem, że z twojego pochwycenia może przyjść większa korzyść niż z twojej śmierci. Wkrótce twój stary znajomy, lord Shroom, przybędzie tu by ocenić słuszność mojego poglądu. Wiesz co się zdarzy jeśli nie przypadniesz mu do gustu? Twoja głowa pożegna się z szyją. I moja też. Ryzykuję dla ciebie życiem, głupia gówniaro, a ty jak mi się odwdzięczasz?! - tym razem krzyknął na całe gardło.
Brat zasiał w niej cień lęku, jednak nie ukazała tego. Właściwie, czego miałaby się bać? Śmierci? Idąc na wojnę, spodziewała jej się każdego dnia. Więc czego? Miała inny pogląd na świat i nie ulegało to wątpliwości. W jej mniemaniu, ludzie, którzy uwierzyli w słuszność sprawy, nie zginęli dla jej kaprysu czy widzimisię, tylko dla własnych idei. Nikogo nie trzymała na łańcuchu i nie zmuszała, aby się zmienił. Raito jednak właśnie to robił. Kto więc był gorszy? Kobieta oddychała ciężko. Kiedy trzymał jej twarz, było jeszcze gorzej, a wyrwanie się graniczyło z cudem. Każdy drobny ruch ranił jej ręce jeszcze bardziej. - Nie uwierzę, że poświęcasz się tak dla mnie - odpowiedziała nie mając pewności, co do własnych przekonań - Musisz mieć z tego coś więcej. Więc ja też to chcę. - jej wzrok zastygł na jego gniewnym spojrzeniu. Mimo wiszenia tutaj od długiego czasu, nie wyłączyło jej się myślenie. Skoro straciła już wszystko, co miała, to dlaczego miałaby żyć? Dla tych, co polegli? Jedyna odpowiedź… Potrzebowała jednak nowych środków. Skoro jej przybrany braciszek może coś zyskać na niej, to czemu ona nie miałaby na nim? Stracić w końcu mogą to samo. Własne głowy. Brzmi uczciwie.
Raito puścił Lustrię i zrobił krok do tyłu. - Zaczynasz myśleć - powiedział znów spokojnym głosem. - To dobrze - pochwalił ją. - To co miałem dostać za stłumienie twojego śmiesznego powstania już dostałem i nic ci do tego. Nad tobą zwyczajnie się zlitowałem, okazałem słabość. Mój błąd. Teraz chcę jedynie wynieść z tego zamieszania własną głowę, dlatego zapytam wprost. Czego chcesz?
- Jakby moja rebelia cię śmieszyła, to byś nie chodził taki wkurwiony - nie omieszkała skomentować. Mógł sobie kpić ile chciał, ale doskonale wiedziała, jakim to wrzodem na dupie było dla innych. Może to i Towa chciała, aby teraz była martwa zamiast wisieć w lochach, ale na pewno miała ku temu jakiś powód. Poważny powód. A skoro taki miała, to znaczy, że państwie była sytuacja krytyczna, o której Lustria nie miała pojęcia. Musiała tylko zgadnąć, co się działo. Liczyła na to, że przekomarzanie się z braciszkiem da jej jakiś wgląd. Przecież musiał coś wiedzieć.
- Najpierw mnie odepnij. Nie będę negocjować z kimś, kto ma nade mną przewagę tylko dlatego, że stosuje sadystyczne zagrywki. - Nic z tego, o tym zdecyduje Shroom. Nie chcę być potem posądzony o zdradę. A wkurwiam się, bo topór wisi nad moją głową z twojego powodu, głupia. Gdybyś nie była tak zaślepiona nienawiścią, może byś to dostrzegła.
- Odepnij mnie chociaż na trochę, zanim ten pajac przyjdzie pozwolę ci z powrotem na twoje fetysze. Aż tak szybko ma tutaj być? No poważnie? Trochę więc nie przemyślałeś, że możemy nie zdążyć się dogadać. Po co się tak poświęciłeś? Nawet nie jesteśmy rodzeństwem, mogłeś mnie ściąć nawet za to, że podczas zabawy, gdy byliśmy dziećmi, wbiłam ci nożyczki w rękę. W sumie to za cokolwiek. Jeśli żyję tylko dlatego, że obiecałeś ojcu, to jesteśmy w dupie i akurat masz powody, aby się wkurwiać. Bo jesteśmy. Czego teraz oczekujesz? Że w parę minut wybaczę ci zniszczenie wszystkiego, co budowałam przez lata? Dla tego sztucznego sojuszu zginęli moi rodzice, moje siostry, mój brat, kurwa! Raito, on się dopiero co urodził i jedyne co poznał, to smak własnej krwi i to, jak pokurwione jest to wszystko. Moje siostry dopiero co zaczęły cieszyć się życiem, pierwszą miłością, zawieranymi przyjaźniami. Znałeś je! Znałeś całą moją rodzinę i to twój sojusz ich zabił. Martwi ludzie nie mają głosu, ale ty go masz, więc czemu zachowujesz się jak pacynka przez usta której przemawia jej władca? Naprawdę wierzysz, że to wszystko jest słuszne? - w jej głosie słychać było wyraźny żal. Nasilał się z każdym słowem, a mimo to kobieta nawet nie uroniła łzy. Szarpnęła łańcuchami, a jej twarz wykrzywił grymas bólu. Nie przestała na niego patrzeć. - Tak, wierzę - odpowiedział. - My demony nie powinniśmy wyrzynać się nawzajem tylko dlatego, że jakiś wielmoży chce mieć więcej władzy w swoim ręku. Nie po to Demigra stworzył nasz świat. Przez miliony lat walczyliśmy między sobą o to co przecież już mamy, nawet jeśli ma to nasz sąsiad, a nie my sami. Dabura to dostrzegł, gdy zaczął swoje wojny unifikacyjne, a teraz widzi to także Towa. Czemu ty tego nie chcesz dostrzec? Wszyscy jesteśmy z jednej krwi i to nie ze sobą powinniśmy walczyć.
- Jeśli byłoby tak pięknie jak mówisz, moja rodzina wciąż by żyła i nie spędziłabym tylu lat czując się jak sierota, która zajmuje ci miejsce! - Lustria zacisnęła szczękę i zmrużyła oczy. Błękitne oczy zaszkliły się - Odepnij mnie. Proszę. - wydusiła z trudem mając świadomość, że po raz kolejny takie słowa nie przejdą jej przez gardło.
Raito z pewnymi oporami obszedł dziewczynę i stojąc za jej plecami otworzył łańcuchy, które krępowały jej ręce. Te opięte na kostkach nóg pozostawił jednak nieruszone. - Twoi krewni byli przypadkowymi ofiarami wojny - powiedział, gdy znów pojawił się w zasięgu jej wzroku. - Wojny, która nie musiała wybuchnąć, gdyby od początku ktoś rozumował tak jak Dabura i Towa. Ich sojusz zakończył tę wojnę, zakończył bezsensowną rzeź. Ty chcesz ją kontynuować? Żeby było więcej wyrżniętych rodzin jak twoja?
Kobieta z trudem opuściła ręce. Ból w barkach był niesamowity, inny niż ten wokół okaleczonych nadgarstków, jednak równie silny. Starała się, aby po jej mimice było widać jak najmniej. Pewnych rzeczy niestety nie dało się ukryć.
- Nie zabijamy niewinnych - poczuła przymus tłumaczenia się - Nie oskarżaj mnie o to, co czyniła wojna. Teraz wcale nie jest lepiej, nasz kraj trawi ogień i to nie ja go wznieciłam. - miała ochotę rozmasować przeguby rąk, jednak krwawe rany nie nadawały się do tego, aby je trzeć jeszcze bardziej. Z trudem zginała nadgarstki. Patrząc na zdartą skórę i siniaki, uśmiechnęła się kwaśno - Braterska miłość - żachnęła z trudnem. “Psia jego mać”, dokończyła w myślach. Mieli inne poglądy, nie dogadaliby się. Ona nie zwykła gadać po próżnicy, musiała widzieć sens. Jej brat… Nie był po jej stronie. A przynajmniej, wbrew pozorom, nie czuła tego. Choć powinna. - Czemu akurat Lord Shroom, a nie ktoś inny? - zainteresowała się - I kiedy ma przyjść?
- Wkrótce, może jeszcze dzisiaj - odpowiedział. - Nie wiem dlaczego on. Królowa wyznaczyła go osobiście.
- I co chce usłyszeć? Jesteś pewien, że w ogóle chce cokolwiek usłyszeć? Może jednak mu obojętne i i tak nie mamy szans - z bólem próbowała rozruszać bark - Rany, czemu mnie po prostu nie zabiłeś… Co ci do łba strzeliło? - zaklęła pod nosem patrząc gdzieś w bok. Wiele już straciła w swoim życiu. Nie chciała tracić kolejnego brata, nawet jeśli nie byli prawdziwym rodzeństwem, nawet jeśli rzadko byli dla siebie mili. W końcu zawsze jakoś się starali. Były też przyjemne chwile, mimo iż nowa rodzina nigdy nie zastąpiła jej tych, których utraciła. - Dostaniesz coś za to, że żyję? - nie spojrzała na niego. Myślała.
W odpowiedzi Raito wzruszył tylko ramionami. - Musisz coś wymyślić by go do siebie przekonać. Znasz go z dawnych czasów, powinnaś wiedzieć co chce usłyszeć. W tym ci nie pomogę.
Prychnęła pod nosem - W ogóle nie jesteś pomocny, jedynie mnie zniszczyłeś - przypomniała mu, tak jakby mu to umknęło. Spojrzała na brata mniej chętnie niż wcześniej. Widać nie czuła żadnego lęku i nie uważała, aby walka na spojrzenia była potrzebna. - Jeśli ma być taki, jakiego go znam, to nie widzę miejsca na negocjację. Szykuj gablotki na nasze łby.
- Nie wiń mnie za własne porażki - powiedział. - Jeśli nie umiesz wygrać bitwy jest to wyłącznie twoją winą. Jeśli nie potrafisz obronić własnej wolności, nie zasługujesz na nią. Gdy tu dotrze Shroom pokłoń mu się i przysięgnij wierność, głupia.
- Mówisz o sobie? - zaśmiała się kwaśno - To raczej ja byłam wolna, wygrywałam multum bitew i mogłeś mi co najwyżej koło dupy skakać. Teraz zgrywasz ważnego, bo ktoś po prostu mnie sprzedał i udało ci się zyskać przewagę. Wykorzystałeś nasze powiązanie i zwyczajnie w świecie mnie zdradziłeś, a nie uratowałeś. Teraz za to, jedyne co ratujesz, to samego siebie. I po raz wtóry wykorzystujesz do tego mnie. - Lustria zmrużyła w gniewie błękitne oczy - Miałeś nadzieję, że żywa będę wartościowa, a okazałam się twoim gwoździem do trumny. Shroom nas skosi po równo - uśmiechnęła się półgębkiem - Chyba, że ty mi obiecasz pewną swobodę, dojścia i kontakty. Czasami przymkniesz dla mnie swoje krwiożercze ślepia... A ja wtedy poudaję trochę skruchę. Dam twojemu Lordowi co sobie zamarzy... I uratuję mojego ukochanego brata… - zawiesiła na nim pytające spojrzenie. - Przeceniasz mój strach przed śmiercią - Raito chwycił brutalnie dziewczynę za prawą rękę, wzniósł ją do góry, a następnie zakuł z powrotem w łańcuchy. - Jeśli nie potrafisz zrozumieć swoich win, nie mamy o czym rozmawiać - druga ręka po chwili również była skrępowana. - Nie mogę patrzeć na to w co się zmieniłaś - ruszył w kierunku wyjścia.
- Przestań udawać, jesteś w dupie! - krzyknęła za nim. Prosić na pewno się nie będzie, skoro i tak nie chciał nic jej dać, to co? Miała tak za darmo się kajać? Niby czemu? - Przecież chcesz ze mną współpracować, inaczej byś mnie tutaj nie ściągnął. Póki co nic mi nie dajesz od siebie, a miałam dobrą pozycję nim mnie wykorzystałeś. Chcę taką z powrotem. Nie będę żyć jak nikt. Nie jestem nikim, przecież wiesz…
Raito przystanął na progu. Nie odwracając się do niej powiedział tylko: - Zasłuż się parze królewskiej, a zyskasz o wiele więcej.
Po czym wyszedł i zatrzasnął drzwi. Znów zapadła nieprzenikniona ciemność.
* * *
Lustria nie wiedziała ile czasu minęło nim ponownie usłyszała kroki na korytarzu. Miała nawet wrażenie, że ucięła sobie drzemkę, o ile można tak to nazwać biorąc pod uwagę okoliczności jak i warunki. Tak jak poprzednio wyczuła energię przyszywanego brata, ale tym razem ktoś mu towarzyszył. Ten ktoś również miał znajome ki. Ki, którego nie czuła od tak dawna…
Skrzypiące drzwi otworzyły się i do środka wpadło oślepiająco jasne światło. Dziewczyna zmrużyła oczy. Stawało się to już męczące. Usłyszała kroki dwóch par nóg, które weszły do jej celi. Jeszcze nim przyzwyczaiła się do jasności, usłyszała głos brata: - Mimo to wciąż uważam, że może być dla nas przydatna. W końcu przez ponad tysiąc lat buntowała się przeciw królewskiej władzy. Prawda, że działała na obrzeżach, ale napsuła sporo krwi tamtejszym lordom. Zresztą wasza lordowska mość wie do czego jest zdolna.
- Buntowała się tak długo, bo jej na to pozwolono - odpowiedział kpiący głos, który skrępowana demonica natychmiast rozpoznała. Shroom, niegdyś jeden z wielu fanatyków Imperatorowej Towy, taki sam jak Lustria. Teraz najwidoczniej awansował i został lordem, choć już nie ma żadnej Imperatorowej. Jest królowa i jej król. - Ale w jednym masz rację. Wiem do czego jest zdolna. Wiem jednak również jaka jest krnąbrna. Nawet ty nie potrafisz jej przywołać do porządku. I dlatego zamiast w komnatach, ubrana w najpiękniejsze stroje, godne jej urody, wita mnie w lochu, przykuta łańcuchami jak wściekłe zwierzę.
Na te słowa brew kobiety drgnęła nieco, a mimika twarzy ożyła. W końcu jakieś konkrety, szkoda tylko, że było to puste gadanie. Obrażona na brata nie miała zamiaru się odzywać, zresztą - nieproszona też wolała milczeć. Nie była głupia, wbrew temu, co myślał o niej jej krwiożerczy braciszek. - Wasza lordowska mość ma rację - odparł Raito. - Wierzę jednak, że w końcu da się przekonać. Niczego nie ryzykujemy, niczego nie tracimy próbując. Może tylko trochę czasu. A zyskać możemy utalentowanego wojownika, charyzmatycznego dowódcę. Uciąć jej głowę zawsze zdążymy.
- Taaaak - Shroom odparł przeciągle. Lustria zaczęła odzyskiwać wzrok i rozum. Musiała zacząć myśleć. Obok jej brata stał białowłosy mężczyzna o bladej skórze i wściekle czerwonych oczach. O dziwo jego usta wykrzywione były w delikatnym uśmieszku. - Zostaw nas samych - rozkazał.
Raito wyszedł posłusznie bez słowa. Obejrzał się jeszcze na progu, ale widząc, że lord niczego nie zamierza mówić, a nawet się poruszyć, dopóki gospodarz nie opuści pomieszczenia, w końcu dał za wygraną. Shroom odczekał aż jego kroki ucichną w głębi korytarza. Wówczas podszedł bliżej Lustrii. W prawej ręce trzymał wielką, czarną kosę. Leniwie kręcił nią młynka. Spojrzał w oczy dziewczyny, a następnie płynnym ruchem machnął kosą nad jej głową. Ręce kobiety opadły samowolnie. Łańcuchy zostały przecięte. Nie zapanowała nad grymasem bólu, który wykrzywił jej twarz. Miała ochotę soczyście przeklnąć, ale dla dobra samej siebie zostawiła wulgaryzmy w obrębie własnych myśli. - Magiczne ostrze - poinformował ją Shroom, wciąż uśmiechając się lekko. Lustria spojrzała na niego przelotnie, dziękując uśmiechem. Nie chcąc jednak oberwać kosą w ryj, tors, nogi lub cokolwiek wedle kaprysu rozmówcy, uklęknęła na jedno kolano. Zastały jej się stawy, mięśnie piekły tak cholernie, że nie potrafiła ukryć ile bólu ją to kosztuje, dlatego ruch ten wykonała ostrożnie. Pochyliła głowę z szacunkiem. - Dziękuję. - powiedziała wyraźnie, wkładając w mowę nieco wysiłku. Wszystko przychodziło jej z trudem, gdyż była zmęczona. - Proszę wybaczyć moją marną prezencję. Mój brat to krwiożerca, dokuczałam mu gdy jeszcze robił bańki nosem - spokojny ton głosu wskazywał na powagę. Zaiste, była poważna, a próba ośmieszenia brata choć w minimalnym stopniu, wydawała jej się wtedy zabawną próbą poprawienia atmosfery i zbadania gruntu, na jakim stanęła. Nie podniosła wzroku póki nie otrzymała pozwolenia.
Mężczyzna wybuchnął śmiechem. Szczerym, gromkim śmiechem. Dopiero po dłuższej chwili się opanował. - Żelazna Lustria na kolanach, a to ci dopiero widok - powiedział, wciąż się śmiejąc. - Nie baw się w swojego żałosnego brata i wstań. Przecież to ja, Shroom. Już nie pamiętasz jak razem stawaliśmy w bitwie przeciw ludziom tego durnia, Shuli? Myślisz, że tytuł lordowski aż tak mnie odmienił bym wymagał pokłonów od dawnych towarzyszy broni?
Lustria uśmiechnęła się półgębkiem. - Jestem wrakiem, dzięki braciszkowi. Mógłbyś mnie zmiażdżyć jak robala, nie jestem głupia, ale i nie jestem wróżbitką. Nie wiem, czy ci coś nie odbije - demonica z trudem dźwignęła się z kolan. Krwawe ślady po wrzynających się kajdanach wciąż szczypały i swędziały jednocześnie. - Mimo to cieszę się, że cię rozbawiłam. Nawet jeśli śmiejesz się moim kosztem. - oparła się o kamienną, zimną ścianę i przymknęła na chwilę powieki. Oblizała usta, próbując nawilżyć spierzchnięte wargi. Zatrzymała się na dłużej na rozwalonej części w prawym, dolnym rogu ust. Dopiero po tym otworzyła oczy. Dziki błękit tęczówek zamigotał w pomieszczeniu. - Skończę jak gówno? - dopytała wciąż męcząc językiem ranę na wardze. - To już zależy od ciebie - odpowiedział Shroom, jednocześnie jakby od niechcenia machając swoją bronią. Łańcuchy u nóg dziewczyny również zostały przecięte. - Wolisz dalej bawić się w fanatyczkę, przelewać krew i ryzykować życie za martwe ideały, które nikogo już nie obchodzą? Czy może jesteś skłonna ugiąć kolan nie tylko przede mną, ale również przed królewską parą? Wierną służbą odpracować winy, a skutecznością i sprytem sięgnąć po zaszczyty? Powiedz, uważasz mnie za zdrajcę?
- Zależy ci na mojej opinii? - zdziwiła się nie odrywając od niego spojrzenia. - Powiedzmy, że jestem jej ciekaw - odpowiedział. - Szczerze, nie uważam. Każdy ma swoje idee, za które chce walczyć lub nie chce. Nigdy cię nie oceniałam i nie zamierzam, póki nie zagrozisz mojej pozycji. Nie przypominam sobie, abym z tobą walczyła, więc wszystko gra. Na razie to nie mam ochoty gadać z Raito, bo mnie wychujał - gdy milczała, nie mogła oderwać języka od rozciętej wargi. - Nie uśmiecha mi się też klękanie przed parką… Zdecydowanie wolę przed tobą - kącik jej ust uniósł się w skrytym uśmieszku. - To źle - Shroom był całkowicie poważny - bo to od nich zależy czy twoja główka zostanie na twej pięknej szyi czy też przyozdobi mury ich zamku. Naprawdę tak trudno ci uznać władzę królewską? Przecież to ta sama Towa, której przysięgałaś i służyłaś. Co się zmieniło?
- Jakoś się zmuszę - żachnęła się. Postanowiła spróbować rozruszać trochę barki. Poprawiła blond włosy, jakby miało jej to pomóc zapanować nad wyglądem dzikuski. - Ten ich związek, jest po prostu obleśny - dodała krzywiąc się kwaśno. - Zadowoliłam cię? - nie była do końca pewna, czego on dokładnie od niej oczekuje, prócz tego durnego gestu. Na samą myśl o tym mimowolnie zacisnęła jej się szczęka. Ze złości. - Obleśny? A co, wolisz kobiety? - spytał wesołym tonem. - A co, jesteś mną zainteresowany? - odbiła pytaniem. - Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - Shroom odpowiedział wciąż tym samym tonem. - Od króla i królowej zależy twoje życie, ale to ja mam podjąć decyzję czy opuścisz tą celę. I za tą decyzję będę odpowiedzialny. Muszę mieć pewność, że choć zostałaś tu wprowadzona jako wróg królestwa, wyjdziesz stąd jako jego wierny sługa. Rozumiesz?
- I dlatego pytasz mnie o preferencje seksualne? - parsknęła krótkim śmiechem. Dość szybko jednak spoważniała. Oparta plecami o ścianę osunęła się ciężko, początkowo kucając, a potem zaczęła pomału prostować nogi. Z każdym ruchem hamowała łzy. Ból ból niewyobrażalny. - Jeśli już coś obiecam, to dotrzymam słowa. Gdybym tym wzgardziła, powiedziałabym od razu, żebyś się jebał na ryj, ale nie… Cóż, jestem egoistką. Za bardzo lubię siebie. - jej język znów odnalazł spuchniętą część wargi - Lubię też ciebie - dodała z szelmowskim uśmieszkiem, na moment zawieszając na nim spojrzenie. Potem jednak przeniosła wzrok na głębokie rany na nadgarstkach. - Chcę mieć pozycję. - powiedziała wprost przechodząc do konkretów. Nie chciała się przyznawać do tego, że zależało jej też na życiu własnego brata. Słabości zostawiła dla siebie samej - Chcę być kimś.
- Mnie się udało - stwierdził Shroom. - Nie żebym się przechwalał, ale zaczynaliśmy z tej samej pozycji, pamiętasz? I co, czy dla osiągnięcia tego celu jesteś w stanie służyć wiernie królowi Daburze i królowej Towie? - mężczyzna wyciągnął wolną rękę w kierunku Lustrii. - A ty taki wierny jesteś? - skrzywiła się patrząc na niego z dołu, a potem na jego dłoń, na której zawiesiła spojrzenie na dłużej. - Nigdy nie zdradziłem Towy, jeśli już musisz wiedzieć - odpowiedział spokojnie.
Lustria zaczęła łapać. Różniło ich spojrzenie na sprawę, a nie ideologie. Shroom wciąż patrzył na Towę, Dabura był tylko jej dodatkiem. Przynajmniej ona tak wywnioskowała z jego słów. No i cóż, swoją postawą coś zyskał, a ona właśnie babrała się w szambie. Potrafiła przecież przełknąć takie brednie, aby wiele zyskać. Umiała nawet zabić kogoś bliskiego dla własnych celów, bo czemu nie? Świat był jej coś winien i miała zamiar samej to sobie wyegzekwować. - Skoro ta para cię nie obrzydza… - mruknęła w zastanowieniu i chwyciła mężczyznę za wyciągniętą w jej kierunku dłoń - ...To może też byś chciał się hajtnąć? - rzuciła żartobliwie, choć jeszcze nim to powiedziała, dostrzegła dobry biznes. Niestety, nie miał on szans na powodzenie. Tym bardziej, że wyglądała teraz jak zmaltretowana, dzika amazonka.
Shroom zaśmiał się, choć tym razem był to śmiech opanowany i po chwili zanikł. - Może kiedyś - powiedział. - To jak? - pociągnął ją za trzymaną rękę i postawił na nogi. - Pojedziesz ze mną do stolicy?
“Może kiedyś” wymagało, aby wróciła jeszcze do tej propozycji. Aktualnie było jej to bardziej na rękę, szybsza pozycja i zaszczyty, na które zasługiwała. Niestety, nie miała na co liczyć. Zresztą, zdobywanie pozycji dupą nie było w jej stylu. Wolała wojnę. - Jeśli pozwolisz mi, abym doprowadziła się do porządku - stanęła na wprost mężczyzny z krótkim jęknięciem, który spowodowany był bólem. - I może jeszcze… - zastanowiła się chwilę - ...wyrazisz swoją dezaprobatę w stosunku do mojego brata, za to, jak mnie potraktował? - pokazała nadgarstki i mlasnęła językiem w okolicach rozkwaszonej wargi. - Popsuł mi fryzurę - wyjaśniła, kpiąc sobie i zarzuciła długie blond włosy na plecy, z nienaganną manierą. - Pomyślę co da się zrobić - uśmiech nie znikał z jego twarzy. Odsunął się nieco i ręką wskazał otwarte drzwi. - Panie przodem.
Sala Tronowa ”Strzaskana duma” Znajomy głos Towy, którego nie słyszała od tak wielu lat, obudził w niej wiele wspomnień. Co ciekawe głos ten nie był zimny, jak należałoby się spodziewać w rozmowie ze zdrajczynią. Był raczej obojętny, może nawet trochę współczujący? - Powiedz, czy chciałabyś się zbuntować raz jeszcze?
Miała. Miała nieodpartą chęć, aby się buntować i pokazać wszystkim, że potrafi być lepsza. Z drugiej strony, wynik tego zachowania był zwykłą złośliwością dziecka, które po prostu chciało zrobić na przekór innym. Czy wciąż był sens tego, co robiła? Gdyby od początku uchyliła czoła, miałaby teraz pozycje, jak Shroom. Zamiast tego stała się nędzarzem, spadła na samo dno, z którego musiała się wygrzebywać brodząc w szambie. Na krótko zerknęła na Shrooma, dosłownie przelotnie. Naszła ją chwila refleksji. Szybko jednak stłumił ją gniew, który wywołały słowa, jakie musiała wypowiedzieć. - Nie, Pani. To był błąd. Mój brat i Lord Shroom pozwolili mi zrozumieć ideę sojuszu - powstrzymała się od skrzywienia. Miała ochotę wykrzyczeć wszystkie krzywdy, jakie spotkały ją z powodu tej “idei”. Było w nią ciężko uwierzyć, kiedy ginęło tylu niewinnych. To przez to trafiła do rodziny, która nią gardziła, straciła najbliższych, a ci, którzy mieli być “nową rodziną” zwyczajnie się od niej odwrócili. Nawet Raito, choć myślała, że…
W duszy Lustrii nastąpiło zawieszenie broni. Wszystko to zaczynało tracić sens. W sytuacji, gdy w końcu mogła się odgryźć i pokazać szpony, jedyną osobą, która chciała ją zrozumieć i lubić, był Shroom, z którym w zasadzie nie łączyło ją nic bliższego prócz wspólnych bitew. Jej brat zaś, z którym łączyło ją o wiele więcej, zmienił do niej stosunek o sto osiemdziesiąt stopni. Miała wrażenie, że nią gardził, z taką samą pasją z jaką zaczęli brzydzić się nią jego rodzice, kiedy się o nich dowiedzieli. Więc kto tak naprawdę był teraz po jej stronie? Czy to był ten przełomowy moment w życiu, który zdarza się tylko raz na tysiąc lat i staje się naszą życiową zwrotnicą? Wyglądało na to, że tak właśnie było. - Trudno - odparła królowa. - I tak będziesz musiała - tajemniczy uśmiech pojawił się na jej ustach. Lustria uniosła wzrok i zacisnęła szczękę. Odpowiedź Towy całkowicie ją zaskoczyła.
__________________ Discord podany w profilu |