|
Marduk nie miał dobrego dnia, czuł się rozgoryczony po reakcji Vegety na jego powrót. Nie uważał przecież wcale by poszło mu aż tak źle...zabezpieczyli bazę, wrócili z danymi, a na trop tej Sayianki może jeszcze wpadną. W każdym razie pewnie czekało go kilka dni bezczynności….planował się napić, może nawet poderwać jakąś dziewczynę? Może odezwie się do Zayi, ostatnio ich relacje stały się chłodniejsze odkąd prosił ją o przekazywanie informacji z dworu Colda…
Widok dwóch żołnierzy o dziwnym stanie stroju przerwał jego rozmyślania. Czemu nie przebrali się po powrocie z misji? Raczej nie jego sprawa...ale właściwie co miał lepszego do roboty.
-Cześć, jestem Marduk, może wolicie usiąść wygodnie przy stoliku? Zapraszam do mojego.- spytał się siedzącej przy barze dwójki.
Mężczyźni spojrzeli na saiyanina niezbyt przyjaznymi spojrzeniami.
- Nie, tu nam dobrze - odpowiedział niższy z nich.
- Prawdziwy facet pije przy barze - dodał wyższy. - Przy stolikach siada się tylko z panienką.
- Ale jeśli chcesz możesz dołączyć do nas tutaj - zaproponował niższy. -Czemu nie…. właśnie wróciłem z trudnej misji, wy pewnie podobnie, więc chętnie się z wami napiję.
- Taa? I czym się tam zajmowałeś - spytał niższy.
--Nie mogę zdradzić szczegółów, ale między innymi rozprawiliśmy się z bandą paskudnych piratów..- Odparł Saiyanin, wiedząc że musi ważyć słowa.
- Doprawdy? Jak bardzo paskudnych? Paskudnych jak załoga “Hery” albo klan Sluga czy też raczej paskudnych jak najwredniejszy dziesięciolatek w piaskownicy? - spytał kpiąco niższy, na co wyższy wybuchnął tubalnym śmiechem.
Marduk w pierwszym odruchu zmierzył rozmówców zimnym spojrzeniem, po czym wzruszył ramionami i pociągnął łyk piwa, rozluźniając się.
-No, raczej jak pierwsza opcja, to byli twardzi dranie i korzystali z całkiem zaawansowanych maszyn....ponadto sama planeta była gigantyczną dżunglą pełną form życia które mogły cię zjeść... - Saiyanin starał się by jego opowieść nie mijała się zbytnio z prawdą, nie uważał się za dobrego kłamcę.
- Heranie nie potrzebuję żadnych maszyn by być najgroźniejszą piracką załogą w galaktyce. Z tego co mówisz, wydaje mi się, że ci twoi nie byli nawet w połowie tak groźni. Ale gratuluję zwycięstwa. Każdy walczy ze swoim. Wielki z wielkim, a mały z małym - wziął łyk z trzymanej w dłoni szklanki. -Może Heranie wydają się tylko tacy groźni, bo rozpowszechniają o sobie historie….mieliście z nimi do czynienia?- odparł buńczucznie Marduk.
- A ty miałeś? - spytał wyższy osobnik groźnym tonem. - No ja akurat nie, dlatego się pytam, skoro wyglądacie na ekspertów…-Saiyanin stwierdził, że nie da sobie w kaszę dmuchać.
- Skoro wyglądamy to się słuchaj, zamiast się mądrzyć, żołnierzyku - tym razem głos zabrał niższy.
Marduk zacisnął pięść, tamci dwaj go prowokowali ale nie było sensu wdawać się w bójki w barach…..byłoby to poniżej jego godności i skończyłoby się tylko kłopotami.
-To sprawdźmy czy coś potraficie poza gadaniem...założę się że pokonam dowolnego z was w siłowaniu się na rękę..
Obaj obcy popatrzyli tylko na siebie, a potem zgodnie wybuchnęli śmiechem.
- I co to niby udowodni? - spytał niższy. - Słuchaj, jeśli zamierzasz marnować nasz czas to wracaj do swojego stolika. Przyszliśmy się tutaj napić, pogadać, pośmiać się. Przynajmniej w tym ostatnim trochę pomogłeś.
Marduk wziął głęboki oddech, przypominając sobie techniki uspokajające których poznał trenując pośród mnichów. -Dobra, szczęśliwie jestem opanowany jak na Saiyanina, możemy się jeszcze napić i pogadać.
- Skoro stawiasz - niższy uśmiechnął się paskudnie. - Jeszcze raz to samo dla mnie o kolegi - zwrócił się do barmana. - Na koszt tego gościa - wskazał Marduka.
- A niech wam będzie, mogę kolejkę postawić, co by nie powiedzieć Imperium Colda dobrze płaci… - jego wzrok powędrował na ich będące w opłakanym stanie mundury.
- Może wam, saiyanom - mruknął niższy.
- A może zależy od potrzeb? Takie małpiszony pewnie nie mają na co wydawać. W końcu interesuję je tylko mordobicie - dodał wyższy.
- Może, ale na przyszłość pomyśl dwa razy nim otworzysz usta - upomniał towarzysza niższy, choć jego głos był bardziej lekceważący niż gniewny.
Marduk wzruszył ramionami, starając się zignorować obraźliwe słowa żołnierza. Powinien być ponad to.
-No płaci, bo docenia jakimi urodzonymi wojownikami jesteśmy…. poza tym służymy pod Księciem Vegetą, który dba o swoich….a wy pod kim??
- Korpus specjalny. Lepiej nie wiedzieć za dużo - odparł niższy. -A to pewnie widzieliście w akcji elitę Frieza Forced, Zarbona, Dodorię, Ginyu?-Spytał się Marduk z ciekawością, choć tak naprawdę zastanawiał się czy ci dwaj czegoś nie ukrywają.
- Nie jesteśmy aż tak specjalni - wyznał niższy. - Nie otrzymujemy rozkazów bezpośrednio od Lorda Friezy. Na to jesteśmy za malutcy.
-Może z czasem awansujecie, kto wie?-Marduk kontynuował, próbując nieco pociągnąć rozmówców za język.
Dzień mijał całkiem przyjemnie, jeśli nie liczyć kąśliwych uwag wyższego z dwójki nieznajomych, rzucanych raz na jakiś czas pod adresem saiyanina. Jeden drink zamienił się w dwa, potem w trzy i tak dalej. Obaj żołnierze mieli już mocno w czubie, co nie uszło uwadze Marduka, chociaż jemu również zaczęło się już kręcić w głowie.
=Robi się późno, jutro macie zadania czy jeszcze trochę wolnego?- spytał Marduk, stwierdzając że musi spowolnić z piciem.
- To nie twój interes, kolego - powiedział niższy po czym czknął. -Jak macie czas to może jeszcze kolejka albo dwie? - Saiyanin wzruszył nonszalancko ramionami.
- Są rzeczy, których porządny wojak sobie nie odmawia - stwierdził tubalnym głosem wyższy.
Niższy pokręcił tylko głową, spoglądając na swojego kolegę, po czym dodał:
- Niech będzie.
Marduk starał się pić mniej niż tamci dwaj, licząc że pijani zdradzą czy faktycznie nie są tym za kogo się podają
-Mieliście kiedyś do czynienia z Sayainami? Nie jest nas zbyt wielu.
- Raz - rzucił beznamiętnym głosem wyższy. - Gość miał niezły cios, za to strasznie głupią fryzurę.
- Czemu pytasz? - spytał niższy, najwyraźniej bardziej przytomny od kolegi.
-Szukam informacji o moim ludzie, wielu z nas po zniszczeniu planety Vegeta rozproszyło się po świecie. Ja sam wiele lat spędziłem na planecie Assarii, znajdującej się na obrzeżach Imperium i zamieszkanej przez ludzi-koty.- odpowiedział Saiyanin, chcąc wciągnąć rozmówców w dalszą konwersację.
- Wszystko to o kant… - wypowiedź wyższego przerwało czknięcie - potłuc. Jakby mnie kto pytał…
- Ale nikt cię nie pyta - tym razem przerwał mu towarzysz. - Masz pecha, młody. Ten nasz od lat gryzie glebę. Podobno ze swoimi pomagierami zaatakował więzienie na Nutts. Wiadomo, że to samobójstwo.
-Ciekawe, mówiliście że z nim walczyliście tak?- Spytał się Saiyanin z błyskiem w oku.
- Nic takiego nie mówiliśmy - odparł niższy. - Koleś był wariatem.
-Mówiliście, że miał niezły ciosy.
- Co nie znaczy, że częstował nim właśnie nas.
-A czyli walczyliście u jego boku? To nawet lepiej że nie był waszym przeciwnikiem…
- Czasami sam się zastanawiam czy lepiej walczyć po stronie wariata czy przeciw niemu? Jedno jest pewne, żadna opcja nie jest przyjemna. -Ha, chyba lepiej mieć takiego po swojej stronie tak długo jak wie kogo bić….z nami Saiyanami nie jest wcale tak źle póki nie zmieniamy się w gigantyczne małpy.. tego pewnie nie widzieliście?-Wyszczerzył się Marduk, twardo zamawiając kolejną kolejkę.
- Wypiłeś jednego drinka za dużo - stwierdził wyższy.
-Tak twierdzisz, nie wypiłem więcej niż ty...
Dalsza rozmowa nie była szczególnie interesująca. Rozmówcy Marduka sprawiali wrażenie obeznanych z organizacją i sposobem działania Frieza Force, mieli też na sobie właściwe mundury, z tym tylko że były one w opłakanym stanie... no i była w nich jakaś dzikość, trochę jak w Saiyanach. Byli też w ostrożni w wyrażaniu opinii o ważnych osobach z Frieza Force i Imperium Colda. W końcu zrobiło się późno i odlecieli na północ. Mieli skanery, więc śledzenie ich nie wydawało się mieć sensu. Marduk czuł się już nieco zmęczony, więc stwierdził że sam uda się do bazy. W końcu nigdy nie wiadomo co przyniesie kolejny dzień.
Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 04-05-2020 o 17:35.
|