|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
22-09-2006, 22:28 | #1 |
Reputacja: 1 | Scena Dante Ogromna sala w karczmie potrafiła zszokować swym rozmiarem i przepychem wystroju. Wszędzie piękne stoliki, z pozłacaną zastawą i wielkimi żyrandolami, widać, iż jej właściciele szykowali się od dawna na przybycie Ath-chathacha. Tłumy zaczynały już skandować imiona niektórych zawodników, piękne i nad wyraz piersiaste kelnerki biegały między ludźmi, podając im upragnione potrawy czy napitki. Ludzie stali i siedzieli, obojętne- każdy już chciał wysłuchać cudnej historii, a później śmiać się z tych dociekliwych pytań konkurencji. Oh, nikt nie mógł już się doczekać! W całej karczmie zbudowano siedem scen- pięć dla każdego z zawodników, jedną dla Izartha i jedną, największą, gdzie za grubą kurtyną rzekomo spoczywał sam Ath-chathach! Lecz nikt nie zwracał już uwagi na bóstwo, interesował ich tylko Izarth, który zacznie wywoływać zawodników. Tak! Stało się! Nagle całą salę opanował pisk gorących fanek i niemniej nagrzanych fanów. Izarth wyszedł na swoją scenę, w tym samym momencie na swoje podesty wkroczyli także zawodnicy! Wielki Arcykapłan, po krótkim powitaniu, począł po kolei odczytywać pytania i czekać na opowieści. W końcu doszedł także do Dante! - Witaj, o piękna Dante! Zaprosiliśmy tutaj właśnie ciebie, znając urywki z twego życia i wiedziąc, że jest ono zaprawdę niezwykłe. Tak więc racz na teraz opowiedzieć historie o tym, jak po spotkanu z bandytami galaktycznymi udało ci się zachęcić ich nie tylko do zaprzestania ataku na twój statek, lecz także zachęciłaś ich do spożywania zdrowej żywności i stosowania skafandrów utylizujących odchody!
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
23-09-2006, 20:29 | #2 |
Reputacja: 1 | Dante omiotła całą salę ponurym spojrzeniem. Z całej setki niezwykłych historii, jakie przeżyła, ten... kapłan musiał wybrać akurat tą najgłupszą! Na chwilę jeszcze zatrzymała wzrok na swoim przyjacielu, Crashu, który na wspomnienie o tym wydarzeniu omal nie spadł z krzesła. Obiecała sobie, że nigdy więcej nie wpuści go na swój pokład i Crash będzie już na wieki uwięziony na tej marnej planecinie. To znacznie poprawiło jej humor, odchrząknęła więc i zaczęła swoją opowieść: - Zdarzyło się to jakieś trzy lata temu, mierząc według MGMC, kiedy jedna z największych dziś korporacji "Galactic Technical Engineering" wprowadzała na rynek swoje najnowsze zabawki dla bogatych próżniaków, którzy nie mają co robić z pieniędzmi. Jeśli myślicie, że pracowałam dla takiej sławy jak GTE zarabiając za to kupę kasy, to tylko lekko mijacie się z prawdą... *** Dante wyszła z obskurnego i ledwo trzymającego się cało budynku, z wielką ulgą zaczerpując świeżego powietrza. Na zewnątrz od ponad godziny czekali na nią totalnie znudzony Crash i jak zwykle milczący Lamont. - Mamy zlecenie. Ruszajcie tyłki, bo lecimy jeszcze dzisiaj. - Dzisiaj?! Jesteśmy tu dopiero dwie godziny, ja mam jeszcze wiele spraw do załatwienia! - Crash jak zwykle nie był zadowolony z decyzji swojej pracodawczyni. - Nie musisz z nami lecieć, już ci to tyle razy mówiłam. Kasę dostałeś, więc droga wolna. Lecimy dzisiaj, bo za cztery dni mamy być na GL B2050 - Dante od razu ruszyła w stronę doków nie czekając na reakcję towarzyszy. Lamont schował nóż i ruszył za nią nie zadając zbędnych pytań. Na jego dłoni pojawiła się nowa rana, z której dość mocno sączyła się krew. Crash przez chwilę siedział na miejscu i dopiero kiedy otrząsnął się z szoku ruszył biegiem za nimi. - Cztery dni?! Tym złomem?! Nawet pięciu byłoby mało! Dante zatrzymała się gwałtownie i wbiła mordercze spojrzenie w chłopaka. - Czy ja ci płacę za pieprzenie głupot czy za szybkie i sprawne pilotowanie, co? Crash miał już coś na końcu języka, ale nie chciał wylecieć z załogi. Bardzo potrzebował kasy, jeszcze bardziej niż zwykle, więc nie chciał nadmiernie denerwować Dante. Kiedy nic nie odpowiedział kobieta ruszyła dalej przed siebie. - A co będziemy przewozić? - dla zasady zapytał chłopak. - Lepiej nie pytaj. Genetycznie modyfikowane zdrowe żarcie i skafandry które same pochłaniają twoje odchody. I jeszcze jakiś drobny pakunek, który podrzuci nam taki śmieszny staruszek. Dał mi z góry sto kredytów, więc się zgodziłam. - Wow! Te skafandry to przecież nowość, którą produkuje GTE! Widziałem w katalogu jak to wygląda. Super sprawa - nagle odwrócił głowę w stronę budynku, z którego wcześniej wyszła Dante - Ale to mi nie wygląda jak siedziba GTE. Raczej jak śmierdzące slumsy. - Bo to nie dokładnie są produkty GTE... Firma nazywa się "Galactical Technology Engine". - Aaa... podróbki. Uwielbiam podróbki! Wyglądają tak samo, kosztują trzy razy mniej i po dwukrotnym użyciu się psują. Po prostu super - z jego twarzy zniknął zapał - A ile nam zapłacili? - Sześć tysięcy. To na razie sześćdziesiąt procent, resztę dostaniemy na miejscu. - SZEŚĆ TYSIĘCY?! Dante, do cholery, dlaczego nie mówiłaś od razu? Przecież będziemy galaktycznie bogaci po tym kursie! - Sześć tysięcy w lokalnej walucie, Crash. No co masz taką minę jakbyś wdepnął bosą stopą w zutylizowane odchody? *** Wszystko szło zgodnie z planem. Welimilariora sunęła do przodu, jak gdyby miała najnowszej generacji silnik. Według obliczeń Dante powinni zmieścić się w czasie, o ile oczywiście kapryśna Welimilariora nie zrobi im jakiegoś psikusa. W trzecim dniu podróży zauważyli, że dokładnie ich śladem podąża jakiś większy statek bojowy. Pozostało im osiemnaście godzin do GL B2050. - I co się tak marszczycie? - beztrosko pytał Crash - Tylko my lecimy tym kursem na GL? Przecież to duża planeta! Cywilizowana. Aż dziwne, że tak pusto na tym szlaku. - Bo dwie godziny temu zjechaliśmy z normalnego szlaku i robimy objazd, jakbyś nie zauważył głupku. I ty siebie nazywasz pilotem?! - Dante nie była w nastroju na głupie gadki - I oni też zjechali ze szlaku dokładnie tak samo jak my. Nazwiesz to przypadkiem? I przypadkiem też zaczęli zwiększać swoją prędkość i doganiają nas, co? Jeśli się okaże, że to jacyś twoi wierzyciele, to bez wahania oddam cię w ich ręce! - Wierzyciele? Ja nie mam żadnych wierzycieli... - zająknął się chłopak i wyraźnie pobladł. - Dante oni próbują się z nami połączyć - spokojnie powiedział Lamont, który przejął pilotowanie statku - Nawalił nam ostatnio system wizyjny, ale możemy odbierać audio. Puszczać? Dante i Crash podeszli do konsoli. Chłopak już się nie uśmiechał, bacznie obserwował wszystkie wskaźniki i ekrany. Lamont na polecenie Dante zezwolił na połączenie i już po chwili z głośników rozległ się charczący, nieprzyjemny męski głos, który mówił łamanym wspólnym: - ...oddać skarb! Yiolifrohyi fakat wegwetua! My was śmierć! Skarb moja! Voako oddać skarb! Wszyscy troje popatrzyli po sobie. Jak tylko rozległ się ten pokaleczony wspólny język wiedzieli już z kim mają do czynienia. Smellingianci niezbyt często zapuszczają się w tą część kosmosu, ale jeśli już tu są, znaczy że zapłonie kilka statków. Dante zbladła. Welimilariora nie wytrzyma takiego ataku, nie jest statkiem bojowym, tylko transporterskim! - Jaki skarb do cholery? Te podróbki?! - krzyknęła i miała ochotę rzucić czymś w zbliżający się do nich punkcik - Przecież nas zmiotą z powierzchni ziemi! - Może nas z kimś pomylili? Co nie zmienia faktu, że mamy przesrane... - ponuro rzucił Crash - Dante, spróbuj pertraktacji. Może się dowiemy czego chcą - Lamont podał jej mały mikrofon. Kobieta wzięła go i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć rozległ się błysk i Welimilariorą mocno zatrzęsło. - Co ci idioci robią z moim statkiem! - krzyczała Dante biorąc pod pachę małego Setha, którego beztroską zabawę przerwał wstrząs. Zaniosła go błyskawicznie do pomieszczenia, w którym wspólnie spali. Siedmiolatek był wyraźnie wystraszony, ale starał się zachowywać spokojnie i obiecał, że nie wyjdzie z pokoju na krok. Dante z prędkością światła była z powrotem przy pulpicie, gdy nagle znowu wstrząsnęło statkiem i wskaźniki na ekranach zaczęły szaleć. - Straciliśmy tylni silnik! - krzyczał Crash - Tracimy prędkość! Lamont wstał z miejsca i bez nadmiernych emocji usiadł za sterami laserowego działka. - Co ty robisz? - zapytała zdziwiona Dante. - Pokażę im jak się strzela. W tym momencie z głośników znowu rozległ się już znany im głos: - To być ostrzeganie voako! Oddać dla mnie skarb albo qyeo! Duże kabooom! - Nie strzelajcie do mojego statku! - wydarła się Dante do mikrofoniku - Oddamy wam skarb! Lamont i Crash popatrzeli na nią ze zdziwieniem. - Jak mamy zginąć, to i tak zginiemy, a może uda nam się coś wypertraktować - wyjaśniła im - To kretyni, mają małe móżdżki. - Ale za to dużą broń... - rzucił Crash. Dante nie zwróciła na niego uwagi, kontynuowała rozmowę ze Smellingiantami: - Otworzymy nasz portal, zejdźcie na nasz statek. Ale nie strzelajcie już! Dostaniecie skarb! *** Smellingianci wyglądali jak wielkie, śmierdzące, prymitywne formy życia, przypominające człowieka tylko z racji stania na dwóch nogach i trzymania w dwóch rękach sporych rozmiarów broni. I właśnie dlatego załoga Welimilariory nie odważyła się na głos wypowiedzieć swoje wątpliwości co do człowieczeństwa piątki Smellingiantów. - Gdzie skarb?! Jak voako kłamać to ja... - Nie demonstruj nam tego, wiemy co nas czeka - Dante zareagowała od razu, jak tylko zobaczyła, że ponad dwumetrowy śmierdziel podnosi rękę do góry - No to... hmm... Może chodźmy do ładowni, co? Skarby czekają. Smellingianci popatrzyli nieufnie i celując wciąż do załogi z groźnymi minami ruszyli za nimi do ładowni. - I co zamierzasz zrobić? - szepnął do Dante Crash. - Nie wiem... zobaczymy jak będziemy na miejscu. Czyli za jakieś kilka sekund... Ładownia wypełniona była skrzyniami z logo GTE, prawie identycznym jak logo "Galactic Technical Engineering". Pięciu Smellingiantów i troje ludzi ledwo się tu mieścili. Przywódca bandytów, ten który najlepiej znał wspólną mowę, najwyraźniej się zdenerwował, bo jedną ręką zrobił wielką dziurę w skrzyni i rozwalił jej zawartość po podłodze. Lamont zaczynał się denerwować, Dante poznała to po nieprzyjemnym błysku w oczach w jego pobliźnionej twarzy. Choć dorównywał im wzrostem i muskulaturą, nie było wątpliwości jak zakończyłaby się ta walka. - Gdzie skarb! Dawać skarb! - ryczał olbrzym, a z ust zionęło mu niemiłosiernym smrodem. Dante wyłączyła w swojej głowie logiczne myślenie. Postanowiła zaryzykować. - To jest właśnie nasz skarb - uśmiechnęła się głupawo do pięciu bandytów i podniosła jeden skafander z ziemi - Czy mieliście kiedyś uczucie, że z jakiegoś powodu inni ludzie was unikają? Czy zdarzyła wam się sytuacja, że piękna kobieta, na którą mieliście akurat ochotę, powiedziała wam: "Spieprzaj śmierdzący capie, jak mnie dotkniesz to chyba zwymiotuję!"? Smellingianci popatrzyli po sobie trochę zdziwieni, a Dante kontynuowała, niczym najlepsza reklamowa aktorka: - To zdarza się każdemu, codziennie, w całej galaktyce, w całym kosmosie! Ale dziś jest wasz szczęśliwy dzień! Nasza firma specjalnie dla ludzi takich jak wy, niezwykle wrażliwych lecz mających problem z nieprzyjemnym zapachem, stworzyła te cudowne skafandry! Dopasowują się do wszystkich kształtów, mają niezwykle nowoczesny desing, a do tego funkcję zabijającą nieprzyjemne zapachy, samomyjącą ciało powłokę i super nowość! Niezwykły, unikatowy układ utylizujący odchody! Nie będziecie już musieli martwić o to, co zrobić kiedy zachce wam się do toalety! Tylko spróbujcie! Weźcie po jednym i przymierzcie, bo to ostatni krzyk mody! Dante wcisnęła do ręki każdemu Smellingiantowi po jednym skafandrze i rzuciła wielce wymowne spojrzenie w stronę totalnie osłupiałych ze zdziwienia przyjaciół. Crash natychmiast otrząsnął się z szoku i również podszedł do zmieszanych kosmicznych bandytów, którzy nie bardzo wiedzieli co z tym zrobić. - Ja pomogę, o proszę tu włożyć nogę, o tak właśnie! Tam drugą. Odłóż ten pistolecik, nie będzie ci potrzebny. Wy to samo zróbcie! O właśnie. Wygodne, prawda? Niesamowite, jak wy w tym bosko wyglądacie! Smellingianci nie byli przekonani co do własnej boskości. - To być skarb? To nie skarb, voako oszukać! - Jak to to nie jest skarb!? - krzyknęła Dante - To najnowsza generacja, największy krzyk mody, nawet SpaceGirls nie oprą się temu wynalazkowi! - SpaceGirls? - przywódca olbrzymów zrobił głupawą rozmarzoną minę - Trallla llla laaa Colours Of The World Space Up Your Life? To SpaceGirls? - próbował ruszać się i śpiewać jak najsławniejszy międzygalaktyczny dziewczęcy zespół. - Tak! Tak! SpaceGirls! "Every Boy And Every Girl Space Up Your Life" tralalalalaaa - podchwyciła Dante, co wyraźnie spodobało się Smellingiantom. Od razu rozluźnili się i przyglądali się sobie z uznaniem, mówiąc coś w swoim języku, z czego zrozumiałe były tylko imiona spejsetek. - Tak! W tym na pewno nie oprze wam sie żadna kobieta, nawet Dżindżer ze SpaceGirls! O, jak ty w tym świetnie wyglądasz. Jesteś naprawdę podobny do byłego chłopaka Bejbi Space, naprawdę! *** Olbrzymy były zachwycone. Przekrzykiwali się, skakali, śpiewali, wypróbowywali nowe kombinezony i najwyraźniej zapomnieli o skarbie, przez który napadli na statek. W ciągu pół godziny ładownia opróżniła się do czysta. Pozostał w niej tylko śpiący i cuchnący alkoholem Wilhelm - mechanik. - Jak im powiedziałem, że to cholerne zdrowe żarcie jest też przysmakiem SpaceGirls i że to specjalnie dla nich wieziemy je na GL, to zabrali wszystko i natychmiast obrali kurs na planetę. Myślą, że one tam są... - odezwał się Crash, kiedy zamykali portal. - Na pożegnanie ten wielki śmierdziel tak mnie ścisnął, że mi chyba oczy wyszły i poszło kilka żeber - skrzywiła się Dante - Chyba mi się to będzie śniło po nocach, bleee... W koncie ładowni stary Wilhelm właśnie obudził się, przeciągnął i głośno bekną. - Dolecieliśmy już? - Nie. Śpij sobie dalej. - To czemu jest tak pusto? Nikt jakoś nie kwapił się do odpowiedzi na to pytanie. - Bez jednego silnika nie uda nam się dolecieć do GL w szesnaście godzin - powiedziała Dante kiedy już wszyscy siedzieli przy pulpicie. - Ty się teraz nie martw o to w jakim czasie dolecimy na tą głupią planetę, ale co my powiemy tej podrabiarskiej firmie! - Crash, powiemy im prawdę. W końcu muszą mieć ubezpieczenie na towar o tak wielkiej wartości. No dobra, nie patrzcie tak. Coś wymyślimy, jak już będziemy na miejscu. Do rozmawiającej trójki chwiejnym krokiem podszedł Wilhelm. W jednej ręce trzymał w połowie opróżnioną butelkę Gawaniańskiego trunku, a w drugiej pakunek, który również mieli przewieźć na GL B2050. - Zapomnieliście rozładować to - podał Dante skrzyneczkę - Niewygodnie się na tym śpi, nie próbujcie nawet. Dante zamyśliła się patrząc na pakunek, a za chwilę z szaleńczą prędkością zaczęła go odpakowywać. - Dante, to jest czyjaś własność. W umowie mamy podpisane, że nie grzebiemy w cudzych rzeczach - pouczył ją chłopak. - Z tym staruchem nie zawierałam żadnej umowy! O w mordę! - krzyknęła, gdy zobaczyła co było w środku - Zabiję tego małego karła, normlanie wyrwę mu wnętrzności! Nie powiedział, że daje mi akurat coś takiego! - Może to lepiej? - odezwał się nagle Lamont - Przynajmniej jego skarb jest u nas bezpieczny, a bandyci wzięli tylko skafandry... |
24-09-2006, 12:53 | #3 |
Patronaty i PR Reputacja: 1 | - Oh, zaiste ciekawa historia, musieliście być przerażeni kiedy zaczęli was atakować. Powiedz proszę co było dalej? Konkretnie, co zrobiła firma GTE kiedy dowiedziała się, że towary nie zostały dostarczone? Usiadłam wygodniej i poprawiłam sukienkę w oczekiwniu na odpowiedź Dante.
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher |