Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-07-2021, 12:53   #11
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Obserwując ruchy kobiety Che szybko zrozumiał, że nie ma najmniejszych szans, by poruszał się równie cicho jak ona. Zamknąć się jednak umiał, więc warto było od tego zacząć. Zwracał też większą uwagę na to, gdzie stawia stopy i starał się omijać suche patyki, których pękanie było bodaj najgłośniejszym dźwiękiem jaki do tej pory wydawał. Mógł tylko mieć nadzieję, że takie środki ostrożności wystarczą. Co prawda miał ochotę zapytać czemu te środki służą, skoro są ciągle po "bezpiecznej" stronie rzeki, ale musiał odłożyć to na później.

Żmija zatrzymała się. Zarośla przed nimi były dość gęste, więc bardziej nasłuchiwała niż wypatrywała tego, co było przed nimi. Nie odwracając się dała mężczyźnie znak ręką, żeby zaczekał, po czym równie bezgłośnie jak do tej pory zniknęła w gęstwinie. Wayne stał w miejscu, w miarę możliwości nie poruszając się i nie oddychając za głośno. Jego palce sięgnęły znów do zimnej kolby rewolweru, nie dobył go jednak. Lustrował tylko las dookoła, nie bardzo wiedząc czego się ma spodziewać. Czyżby jednak Szarakom zdarzało się wyprawiać na tę stronę?

Kobieta wróciła po kilku minutach - tym razem pojawiła się w tym samym miejscu, w którym wcześniej zniknęła. Kiwnięciem głowy pokazała tylko, że zmieniają kierunek i ruszyli w dalszą drogę skręcając ostro w prawo. Krzaki i wysokie trawy skutecznie ograniczały widoczność. Rewolwerowiec czuł jednak wilgoć w powietrzu i słyszał cichy szmer płynącej wody - najwyraźniej szli teraz wzdłuż rzeki. Co więcej droga zdawała się lekko opadać, więc domyślał się, że wędrują w dół jej koryta.

Przewodniczka przystawała co jakiś czas nasłuchując, ale najwyraźniej nie wyłapywała z typowych leśnych odgłosów niczego niepokojącego. Przyglądając się jej ruchom Che zaczął się zastanawiać, czy naprawdę nadstawia uszu czy może... węszy? Odruchowo sam odetchnął głęboko nosem. Nic poza zapachem lasu, trawy i mchu nie udało mu się jednak wyczuć.

W końcu skręcili lekko w lewo. Po kilku krokach gęsta trawa przerzedziła się i ich oczom ukazał się płytki brzeg - dotarli do brodu. Rzeka była szeroka na kilka metrów, a jej krystalicznie czysta woda płynęła wartkim strumieniem. Duże szare kamienie pozwalały ją jednak przekroczyć w tym miejscu praktycznie suchą stopą. Żmija znów zatrzymała się i rozglądała dłuższą chwilę, po czym ruszyła ostrożnie przed siebie. Mężczyzna podążył w ślad za nią.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 12-07-2021, 17:53   #12
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Dlaczego nagle zrobiło się tak gorąco? Wayne przetarł spocone czoło i wytężył wzrok. Czy las za rzeką naprawdę był aż tak kolorowy? Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale teraz roślinność wyglądała dziwnie rozmazanie.

Mężczyzna popatrzył na swoją przewodniczkę, ona również wyglądała inaczej, jakby wokół niej rozpościerała się poświata różnych kolorów. Zieleń, błękit, fiolet, żółć, biel…

Wiedziony odruchem Che obrócił głowę w bok. Wśród podobnych ferii kolorów zauważył słup cienia czy też czarnej poświaty, wyłaniający się spomiędzy traw, jakby to ziemia była jego źródłem. Co tu się działo?
Mężczyzna przyklęknął na jedno kolano i rozchylił lewą dłonią trawy. Prawą trzymał opartą na broni, gotowy w każdej chwili ująć ją i wystrzelić.
Pomiędzy grubymi, cielonymi źdźbłami, z których każde miało swoją własną – żółto-brązową poświatę, leżała martwa mysz polna, czy raczej to, co z niej zostało, a na czym ucztowały teraz miejscowe mrówki. Właśnie z truchła małego zwierzęcia biła ta niepokojąca, czarna poświata.

- Mussimy iśść.
- Rewolwerowiec usłyszał niedaleko znajomy, syczący głos.

Wayne podniósł się ciężko. Wydawało się, że jest jeszcze bardziej parno i ciemno niż wcześniej. Spojrzał dziwnie zmętniałym wzrokiem na swoją towarzyszkę, a jego wzrok zatrzymał się na szydełkowanej torbie, którą miała przewieszoną przez ramię. W środku, z tego co się zorientował, kobieta trzymała poza bukłakiem z wodą niewielkie, materiałowe sakiewki z ziołami, może nawet truciznami… Nagle przypomniał mu się kawałek grzyba, którym poczęstowała go kobieta i jego dziwny, cierpki smak, który czuł na języku nawet teraz.

- Ty... – złapał Żmiję za poły koszuli. O dziwo uścisk wciąż miał pewny. Stanowiło to pewne pocieszenie, gdyby musiał sięgnąć po broń. - Co mi zrobiłaś? Otrułaś mnie?

Kobieta ani się nie wyrywała, ani nie zaprzeczała. Patrzyła na niego z tą swoją powagą i brakiem strachu w oczach, jakby było jej wszystko jedno.

- Terass widzissz. – Odparła tylko.
- Co widzę? Wszystko jest… inne, rozmazane. Jak mam w razie potrzeby strzelać? Pomyślałaś o tym?
- Terass widzissz jak on. Jak lass.
– Doprecyzowała Żmija.

Las? Czy las mógł widzieć? Choć Che znów odczuwał rosnącą irytację, przypominał sobie czarną poświatę, która wyróżniała się pomiędzy aurami innych elementów lasu. Żmija przestrzegała go, by nie brał ze sobą niczego, co było świadectwem śmierci, nawet skórzanego paska czy rzemyków. Jeśli więc one również „świeciły” na czarno, Wayne zaczynał rozumieć sytuację. Tylko ta idea odczuwającego, świadomego lasu wciąż wydawała się nieprawdopodobna.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 15-07-2021, 20:34   #13
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Oddychał ciężko. Częściowo z powodu gorączki, częściowo przez targającą nim irytację. Wciąż trzymał kobietę za ubranie walcząc z rosnącą w sobie ochotą by ją uderzyć. Nie była to łatwa walka...

Ciągle patrzył w te dziwne oczy. Jej twarz i las dookoła mieniły się kolorami. Wayne widział je wszystkie, ale w tym momencie dostrzegał też coś innego. Własną naiwność, którą mógł przypłacić życiem. Żmija powiedziała, że las widzi i zabija. I że nie lubi skórzanych akcesoriów. Brzmiało dziwnie ale uwierzył. Nie oczekiwał dowodów, zresztą do tej chwili nie spodziewał się, że można dowieść czegoś tak szalonego. Po prostu jej zaufał. W końcu komu miał ufać jeśli nie osobie, która zna teren i ma go poprowadzić? Stary głupiec dał się oszukać dzikusce z rozdwojonym językiem. To powinno mu dać do myślenia.

Puścił ją w końcu i zrobił dwa chwiejne kroki do tyłu. Na chwilę odsunął od siebie emocje i skupił na rozwiązaniu problemu. Nie było wielu opcji. Pochylił się, wypluł resztkę grzyba i włożył sobie dwa palce głęboko do ust. Dawno już nie musiał robić tej "sztuczki", ale najwyraźniej wciąż potrafił, bo nie potrzebował dużo czasu by wywołać u siebie torsje. Oparł się o drzewo i starał się zwrócić jak najwięcej. Ostatecznie nie było tego dużo, ale widział w swoich rzadkich wymiotach fragmenty grzyba, więc zawsze to jakiś postęp.

Po wszystkim splunął jeszcze siarczyście, otarł usta wierzchem dłoni i sięgnął po manierkę by przepłukać gardło. Wziął głęboki oddech i było mu trochę lepiej. Wciąż widział więcej kolorów niż powinien, ale efekt zdawał się powoli ustępować. Przynajmniej wszystko było w miarę ostre.

- Mogłaś powiedzieć jak naprawdę działa ten grzyb - powiedział z wyrzutem
- Mogłam - odparła z tą samą, kamienną twarzą.

Zacisnął zęby. Miał wielką ochotę by ją z besztać, ale odnosił wrażenie, że to by nic nie dało. Ona nie rozumowała jak normalny człowiek. Może to jakaś cecha jej ludu? Tak czy owak słowa tu nie pomogą. Rozważał też postrzelenie jej w ucho, na wypadek gdyby nie wierzyła, że umie strzelać. Może we wszystkich dziedzinach uważa słowne zapewnienia za niewystarczające? Ostatecznie i tę lekcję postanowił jednak odpuścić.

- Ostatni raz mnie okłamałaś - mruknął tylko, a w jego głosie było coś z groźby. - A teraz idziemy. Prowadź do miejsca, w którym zginęli tamci żołnierze.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 20-07-2021, 08:06   #14
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Im dalej od cywilizacji, tym bardziej bezczelna robiła się kobieta. Żmija patrzyła teraz na Che z lekkim uśmieszkiem, jakby chciała odpowiedzieć „To ja zdecyduję, kiedy znów Cię okłamię”.

- Zginęli któsszy żołniessze? – dopytała się cicho, nie zmieniając wyrazu twarzy. – Wielu ich było. Ci ostatni… ci ssprzed miessiąca? Ci, co chcieli tu gwałcić ssamice sszaraków…
- Ci na początku, o których opowiadałaś!
– wywarczał Wayne, starając się zogniskować wzrok. Ferie barw, które wciąż widział (choć słabiej naokoło siebie) rozpraszały go.
Tym razem to Żmija wydawała się zbita z piedestału.
- Chcessz dotrzeć do sserca lassu? – wysyczała z niedowierzaniem.
- Jeśli to…

Nie zdążył odpowiedzieć, bo gestem kobieta nakazała mu milczenie i przykucnięcie w trawie, samej robiąc to samo. Choć mężczyzna był na nią wściekły, wciąż pamiętał o zdolnościach oryginalnej przewodniczki. Posłuchał jej.

Przyczaili się, słysząc głosy ptaków, brzęczenie owadów, szum wody i... szelest traw. Lecz nie ten, w który wprawiał roślinność wiatr, lecz niejednostajny, jakby ktoś lub coś przedzierało się przez trawy. Po chwili wzrok rewolwerowca wyłowił dwie ludzkie sylwetki, przekradające się pomiędzy drzewami. Nieznajomi byli szczupli, dlatego ciężko było ocenić ich płeć, bezwzględnie jednak, sądząc po odcieniu skóry i skąpym odzieniu nie należeli do społeczności z pobliskiego miasteczka.

- Sszaraki
– wysyczała cicho Żmija to, czego Wayne i tak już się domyślał.
Obcy, wokół których unosiła się wciąż blada, wielokolorowa aura, tropili, sądząc po ich zachowaniu. I raczej nie jedzenia szukali, lecz Wayne’a i jego towarzyszki. Póki co, byli jeszcze daleko, a Che miał nad nimi przewagę, dostrzegając ich, zanim oni zobaczyli jego. Pytanie czy powinien z tej przewagi skorzystać i zabijać tak blisko „zaczarowanego” lasu?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 23-07-2021, 23:53   #15
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Rozejrzał się szybko po najbliższym otoczeniu. Szukał dobrej pozycji strzeleckiej i możliwości przemieszczenia się we względnej ciszy. Pobliskie drzewo wydawało się doskonałym miejscem. Jego szeroki pień z łatwością zakryje cała jego sylwetkę, a otaczające je wysokie krzewy pozwolą bezpiecznie obserwować zagrożenie.

Nie spuszczając w miarę możliwości wzroku z Szaraków zaczął powoli przemieszczać się w lewo, nie podnosząc głowy bardziej niż było to niezbędne. Jego dłoń wprawnym ruchem dobyła rewolweru i powolnym, delikatnie odciągnęła kurek. Gdy w końcu dotarł do upatrzonego drzewa wyprostował się w końcu, płynnie i bez pośpiechu, by przywrzeć do porowatej czarno-brązowej kory. Kątem oka widział stąd Żmiję, która tylko nieznacznie przysunęła się do gęstych zarośli i również obserwowała nadchodzących. W tym momencie nie ufał jej na tyle, by być zupełnie spokojnym mając ją za swoimi plecami.

Wrogi "patrol" tymczasem zbliżał się do nich powoli. Wydawało mu się, że to kobieta i mężczyzna, ale z tej odległości nie mógł być pewien, a wirujące mu przed oczami kolory nie pomagały w ocenie. Broń trzymał jednak pewnie i widział ich na tyle dobrze, by w razie czego poradzić sobie bez trudu. Czy powinien jednak strzelać? Przewodniczka mówiła, że nie może tutaj przynieść ani stąd zabrać czegoś, co przyniosło zwierzętom śmierć. Co do samego zabijania nic jednoznacznego nie powiedziała, a chyba by go ostrzegła prawda? Chciałby być tego pewien, ale niestety nie był... Z drugiej strony wydawało się logicznym, że zabijanie też nie będzie mile widziane. W przeciwnym wypadku... Czy to możliwe, że zabijać można, a za skórzaną sprzączkę można zostać ukaranym gwałtowną śmiercią? Głupie to jakieś.

Myślał też o czymś innym. Nawet jeśli las nie ukarze go a to, co za chwilę zrobi to oddanie strzałów nie przyniesie mu wiele korzyści. Szaraków może być więcej i pociągając za spust zdradzi tylko pozostałym ich pozycję. Jeśli już miałby strzelać, to może warto zabić jednego a drugiego ranić. Może dałoby się go przesłuchać. Tylko czy Żmija zna ich język? Zerknął znów w jej stronę jakby chciał to wyczytać z jej skupionej twarzy. Szlag. Że też jej o to nie zapytał.

Czekał cierpliwie. Najchętniej zobaczyłby jak para (nabierał coraz większego przekonania, że nie są to dwaj mężczyźni) skręca i zaczyna się od nich oddalać. Nic takiego się jednak nie działo. Powoli, acz nieubłaganie zmierzali w ich kierunku. Może ich wyczuwali, może usłyszeli wcześniejszą wymianę zdań. Może żarli te same cholerne grzyby i to pozwalało im dostrzec intruzów skrytych w zielonej gęstwinie? A może po prostu Wayne miał tego dnia wyjątkowego pecha.

Byli coraz bliżej. Kusiło go by ich odstrzelić, pewnie trochę przez to, że był zły na swoją przewodniczkę. Ostatecznie podjął jednak bardziej rozsądną decyzję. Pozwoli im podejść bliżej. Jeśli nie zmienią azymutu wejdą wprost między niego a Żmiję. Jeśli zna ona ich język, to może uda się czegoś dowiedzieć. A jeśli nie? No cóż. Posłać im po kulce zawsze zdąży. Mieli tylko jakieś dzidy, więc nie powinni sprawić dużego problemu.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 05-08-2021, 14:58   #16
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Napięcie narastało z każdym krokiem Szaraków, który przybliżał ich do ukrytej dwójki. Mając w ręce przygotowaną do wystrzału broń, Wayne czekał bez ruchu. Patrzył. Teraz był w stanie dostrzec szczegóły ich ubrań - były to jakieś plecionki, strzępy płóciennych materiałów - zapewne zrabowanych "cywilizowanym" ludziom, ale nic pochodzącego od żywych istot - żadnych skór, żadnych futrzanych dodatków. Czyżby Żmija jednak nie kłamała w tej kwestii? Byłaby to miła odmiana. Spojrzał odruchowo w jej stronę i zobaczył jak zwiadowczyni przykłada do ust niebieską rurkę, wyglądającą jak wydrążona łodyga egzotycznej rośliny. Kobieta zmrużyła oczy i dmuchnęła przez dziwny przedmiot w kierunku idącego mężczyzny. Szarak złapał się za szyję i zachwiał. Nim wyjął strzałkę, którą ugodziła go Żmija, padł bez sił na ziemię. Jego towarzyszka, widząc, co się dzieje, próbowała skryć się w krzakach. Jednak i ją dopadł maleńki pocisk z rurki. Upadła na plecy partnera.

- Mamy toche czassuu... - wysyczała Żmija i ruszyła w kierunku brodu, by wreszcie go przekroczyć.
- Czy oni...? - Che podszedł do Szaraków, by im się przyjrzeć. Zobaczył jak ich ciała delikatnie falują.
- Śśpią. Chodź jusszz! - popędziła rewolwerowca warknięciem. Naprawdę zdawała się robić wszystko, by jej nie polubił.

Drobna kobieta ściągnęła sandały i podwinęła nogawki aż do połowy ud. Była szczupła, ale nie chuda, raczej umięśniona.

Wolnym krokiem weszła do wody, patrząc przy tym uważnie na las po drugiej stronie.

Podmuch wiatru zaszeleścił liśćmi i znów wydawało się przez moment, że mają odcień krwistej czerwieni.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 05-08-2021 o 17:02.
Mira jest offline  
Stary 16-08-2021, 18:58   #17
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Obejrzał się jeszcze, ale nikt nie podążał ich śladem. Najwyraźniej cały "patrol" szaraków stanowiła tamta dwójka.

Po dojściu do brodu zaczął rozpinać swoje onuce. Nie szło mu zbyt sprawnie tym bardziej, że nie był do tego przyzwyczajony. Jednocześnie chciał się jak najszybciej uwinąć. Przekleństwa same cisnęły mu się na usta. Wiedział jednak, że zamoczenie tego prowizorycznego obuwia przyniesie mu dużo więcej zmartwień i powodów do wyrażania się w sposób szpetny. Gdy wreszcie udało mu się z tym uporać, spiął onuce razem i zarzucił je sobie na ramię by w razie czego mieć wolne ręce. Podwinął nogawki tyle o ile - nie miał już więcej czasu, bo Żmija znikała już w lesie po drugiej stronie rzeki - i ruszył w ślad za przewodniczką.

Woda była strasznie zimna, zwłaszcza na początku. Wayne nie mógł też sobie pozwolić na obserwowanie lasu przed sobą przez cały czas. Kamienie były półokrągłe i śliskie, więc patrzył pod nogi i ostrożnie stawiał stopy przy każdym kroku. Czasem tylko przystawał, by zerknąć jeszcze przez ramię, ale niczego tam nie widział, w każdym razie żadnego ruchu. Tylko te przeklęte kolory, coraz bardziej wyblakłe ale wciąż obecne. Kiedy to się skończy?

Na drugi brzeg dostał się jednak bez przeszkód. Wytarł nogi o gęstą trawę i zaczął obwiązywać je onucami.

- Żmija? - zapytał cicho próbując dojrzeć co kryje się za porastającymi brzeg zaroślami. Bezskutecznie.

Gdy w końcu uporał się ze swoim "obuwiem" ruszył naprzód w stronę, w którą jak sądził udała się jego przewodniczka. Na wszelki wypadek sięgnął po broń. Stąpając ostrożnie rozglądał się we wszystkich kierunkach. Zastanawiał się, czy pół-dzikuska wystawiła go do wiatru, czy tylko robiła kolejny niezapowiedziany rekonesans i za chwilę pojawi się tuż obok lub za jego plecami?

W końcu jego wzrok przykuł charakterystyczny snop czarnego światła odcinający się od zieleni, rdzawo-czerwonych refleksów i innych barw migających mu wciąż nieznośnie przed oczami. Warto było to sprawdzić, więc ostrożnie i najciszej jak umiał przedostał się przez kolejne krzaki. Po drugiej ich stronie, na niewielkiej polance odnalazł źródło poświaty. Na kępie mchu leżał skórzany but z cholewą, typowy żołnierski kamasz. Nietypowe było natomiast to że sterczała z niego resztka żołnierskiej nogi nadgryziona zębem czasu i okolicznej fauny.

- Dośść śśświerza - stwierdziła nagle Żmija pojawiając się nie wiadomo skąd. Che ścisnął mocniej broń zaskoczony jej przybyciem, ale miał nadzieję, że nie było tego po nim widać. - To któryśśś ssstych ostatnichh, co psszzepadli w lesie.

Mężczyzna rozejrzał się. Nigdzie wokół nie było śladów czarnego blasku.

- Nie zginął tutaj, więc skąd ta noga? Wilki rozwłóczyły resztki?

- Wilki... Albo cośś innego.


Che patrzył na nogę krzywiąc się z niesmakiem. Nie uważał się za zbyt uduchowionego, a ze śmiercią był oswojony, jak każdy żołnierz. Co innego jednak umrzeć od kuli czy od ostrza i zostać pochowanym w jednym kawałku, a inna rzecz, gdy twoje truchło rozszarpią na cholera wie ile części i rozniosą po całym przeklętym lesie. Ludzie nie powinni tak umierać.

- Chceszsz zobaczyć miejsce, gdzie zginął? On i ci cso z nim byli? - spytała w końcu
- Chcę.
- To chodźmy. Tylko cicho. - odwróciła się i niemal bezszelestnie ruszyła ścieżką między młodymi drzewami.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172