Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-09-2021, 16:45   #11
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Szli długo, ale w pewnym zaczęło się ściemniać i stało się jasne, że nie dotrą do celu przed zapadnięciem nocy. Wszystko wskazywało jednak na to, że oddalili się wystarczająco daleko od mgły i terytorium robala, aby móc rozbić obóz. Nie mieli jednak stuprocentowej pewności, czy byli w tym miejscu bezpieczni, gdyż mogli spotkać inne dzikie zwierzęta, nawet w nocy. Czy zawsze w przypadku zagrożenia, znajdzie się ktoś kto się poświęci dla całej ekipy? Zdecydowanie nie powinno to tak wyglądać! Nie mniej jednak, Dustinowi wydało się dziwne, że mimo iż z ich powodu człowiek stracił życie, to nie pozostawiło to większej rozpaczy czy poczucia winy. Powinni byli żałować biednego Wilhelma, a tymczasem wcale po nim nie płakali, nawet przedstawicielki wrażliwej płci pięknej.
Osobiście uznał, że brak żalu wynikał z tego iż ich przewodnik był NiePrzewidywalnym Cwaniakiem. Mógł wiedzieć jak uniknąć pożarcia przez robala, tak samo jak wiedział jak ściągnąć na siebie jego uwagę. Tak naprawdę nie dowiedzieli się co się z nim ostatecznie stało.

Dustin rozmyślał jeszcze trochę na ten temat podczas rozkładania namiotu, ale konkretne działania szybko zajęły jego umysł. Swój namiot starał się ustawić tak, aby z innymi stworzyć strategicznie bezpieczną strukturę. Ognisko po środku póki co odstraszy zwierzęta, ale nie będzie się ono palić całą noc. Z działań profilaktycznych, trzeba było jeszcze zabezpieczyć zapasy jedzenia, zawieszając je na drzewie w sieci, aby zapachy nikogo nie zwabiły. Ostatecznie tym się mężczyzna zajął, zadowolony że jak każdy dobrze przygotowany alpinista dysponował sporym zapasem liny... Choć nie pamiętał jak je pakował.
Wystarczyło zebrać jedzenie w jeden wielki pakunek, przerzucić linę przez gałąź grubości szczupłego człowieka i podciągnąć do góry na wysokość około pięciu metrów. Potem tylko przywiązać linę do korzenia węzłem flagowym i zabezpieczyć ucho solidnym patykiem.

Dopiero gdy zapasy wisiały bezpiecznie w górze, Dustin mógł dołączyć do reszty i odpocząć przy ognisku z kubkiem dobrej zupy. Wtedy to odkrył mapę! Przez resztę wieczoru studiował ją uważnie, trzymając pod odpowiednim kątem do ognia aby coś widzieć, oraz zdecydowanie w odpowiedniej odległości aby nie ryzykować jej utraty. Mapa była fascynująca sama w sobie, a jej zawartość z pewnością ważna w całej ich misji... czymkolwiek ona nie będzie. Z zadowoleniem mógł też potwierdzić, że szli w odpowiednim kierunku.
Udzielał się nieznacznie w rozmowach, uśmiechając się okazyjnie, ale mimo obecności aż trójki pięknych kobiet, to mapa pochłaniała większość jego uwagi.
 
Mekow jest offline  
Stary 01-10-2021, 09:06   #12
 
CogMan's Avatar
 
Reputacja: 1 CogMan nie jest za bardzo znany
Niesamowita kraina okrążająca ich zdecydowanie zajmowała profesora bardziej niż stawianie namiotu. Mężczyzna robił pauze co jakiś czas, marszczył brwi i poruszał wąsami w zamyśleniu, czasami drapiac ię p obrodzie. Gdyby nie zupełnie nieobecne spojrzenie możnaby pomyślec, ze nie jest pewien jak stawiać namiot. Wreszcie machnął ręką i pokręcił przecząco głowa, by dokończyć stwianie namiotu i odpalić latarnię, którą postawił koło wejścia do namiotu, by następnie wyjąć podłużny pakunek, usiaść przed nim skrzyżnie i odpakować elegancki sztucer. Co prawda częściej strzelał z niego na strzelnicy niż na polowaniu, ot miał okazję ra czy dwa razy położyć dzikiego zwierza, ale poza ym po prostu ćwiczył. Precyzja zawsze była przydatną cechą, a przy istotach takich jak widział na Obszarze Mgieł mogła się tu jednak przydać.
Ale na nic precyzja, jesli broń się zatnie. Trzeba było ją rozebrać i zakonserwować. Dżungla to wilgotne miejsce. Nie ma coczekać na wizytę od wszędobylskiej rdzy... tymbardziej, że broń była prezentem od znajomego. Dodatkowo powtarzanie wyuczonych czynności było w pewien sposób relaksujące, a że profesor się nie spieszyłi układał wszystkie części równolegle do siebie wyglądało to niemal niczym jakiś rytuał. Koniec końców jednak profesor poskładał broń z powrotem i owinął ją materiałem, by schować w namiocie, by była pod ręką. Odpakuje ją z powrotem, gdy bedzie jego kolej na wartę. Tymczasem jednak trzeba było zabrać się za rozpalenie ogniska i przygotowanie jedzenia. Vanderbelt podrzucił w dłoni niewielką siekierkę i złapał ją za trzonek, po czym ruszył po drewno nim zrobi sie za ciemno. Po chwili przywlókł za sobą spory konar i zaczął rąbać go na adekwatne części... pozostała jeszcze kwestia posiłku, ale o tym zaraz będzie można porozmawiac. Jeszcze się z tym nie paliło... ani ogólnie sie nie paliło. W końcu ognisko dopiero trzeba będzie rozniecić.

Po chwili ogień już trzaskał wesoło na środku obozu i profesor siedział przed nim, spisując ostatni dzień w dzienniku.
- Obraliśmy dobry kierunek marszu i jutro dotrzemy na miejsce - poinformował wszystkich Dustin.
- Słucham? - profesor Vanderbelt został wyrwany z zamyślenia przez dźwięk głosu ich obecnego… przewodnika? Miał mapę, więc najwyraźniej teraz był przewodnikiem. Poza tym chyba nadawał się do tej roli najlepiej.
- Oczywiście, nikt nie wątpi w pańskie zdolności, panie Runerrock - zapewnił z szerokim uśmiechem. - Byłem trochę nieobecny, bo to miejsce… jestem w stanie przywołać w pamięci podobne elementy otoczenia, ale wszystko tutaj zaserwowało mi bardzo intensywne doświadczenie. Powiedzieć, że czuję się nieswojo to jak stwierdzić, że Atylla lekko przesadził ze swoją kampanią. Niby prawda, ale skala niedopowiedzenia jest wręcz karygodna - stwierdził i odkaszlnął.
- Cóż… któreś z towarzystwa zna się choć trochę na gotowaniu? Bycie w dziczy to nie powód, by nie móc zjeść ze smakiem - stwierdził.
- Gotowanie to nie problem, na tej wysokości - odparł krótko Dustin, nie odrywając swojej uwagi od mapy. - Mamy zapasy, a nawet sól i pieprz - dodał z uśmiechem.
Profesor wskazał zachęcajacym gestem na tobołki z zaopatrzeniem.
Proszę czynić swoją magię, panie Runerrock - powiedział.
 

Ostatnio edytowane przez CogMan : 01-10-2021 o 15:05.
CogMan jest offline  
Stary 05-10-2021, 00:13   #13
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Otoczone tytoniowym dymem Plenty i Dr Reye rozmawiały o sprawach drobnych i pozornie błahych. Czas jednak mijał im w dziczy miło, zwłaszcza, że przez przyjemny zapach dymu docierał do nich apetyczny aromat bulgoczącej zupy, którą przygotowywał Dustin. Skrupulatna wynalazczyni może i nie była specjalnie wylewna, ale przyjemnie uspokojona towarzystwem pani doktor postanowiła przy niej sprawdzić swój ekwipunek. Główną jego częścią był zasobnik z narzędziami w formie rękawicy. I choć wygląd tego przedmiotu był bezsprzecznie niesamowity, to Plenty czuła, że ma do niego niesamowity sentyment, którym chwilowo nie podzieliła się z panią doktor. Mniej osobiście, odebrała drugi przedmiot jakim był pękata butla z rżniętego szkła z pompką i rozpylaczem. Zdobił ją bardzo wymowny piktogram trupiej czaszki i płomienia, a z wylotu dyfuzora docierał miły zapach perfum z nutą ananasa. Plenty nie miała wątpliwości do czego to służy.
Pani doktor z kolei w końcu udało się namówić wynalazczynię na opatrzenie drobnej rany policzka. Drobnej być może, ale nie od tego była doświadczonym lekarzem polowym, by zignorować taki drobiazg w warunkach tropikalnych. Wyciągnąwszy torbę lekarską, przemyła ranę i usunęła z niej niewielką pozostałość kolca jakiejś rośliny. Bez zaskoczenia spostrzegając, że gazików ani dezynfektantu z torby w ogóle nie ubyło. Zdawało się ich dość na całą wojnę burską. W przeciwieństwie do 3 fiolek z czerwonawą substancją, której recepturę doskonale znała.

Zapach tytoniu dotarł i do profesora, który okiem zaciekawionego obserwatora patrzył jak pan Runnerrock właściwie z niczego robił całkiem przyjemnie pachnącą zupę. “Zapasy”, którymi były jakieś zebrane przez alpinistę wiechcie korzeni i Bóg raczy wiedzieć czego jeszcze, okazały się całkiem miło zapowiadającym się surowcem na zupę. I profesor cierpliwie czekał na możliwość konfrontacji marnych informacji wzrokowych z zachęcającymi informacjami uzyskanymi powonieniem. Dustin zaś zupy doglądał niemal od niechcenia, przyglądając się w międzyczasie mapie. Lina, którą niósł ze sobą, owszem zdała mu się użyteczną, ale nie tak pasjonującą w tej chwili jak ów pergamin. Choć niemal tak interesującą jak dwie zajęte swoim towarzystwem panie, którym po chwili zaniósł po misce zupy.

Panna Craft podróż zniosła wyjątkowo źle. Być może czas już był by zasiadła za biurkiem dziennika i ustąpiła młodszym pannom w pozyskiwaniu wieści? A może tylko chwilowa niedyspozycja. Dość rzec, że usnęła niemal od razu. Sir Archibald zaś oddalił się by pobyć sam na sam ze sobą przez jakiś czas.

Pozostała czwórka zajęła się lekko pikantnym posiłkiem. Nie wrzącym. Ale gorącym. Takim jak zaleca się jadać w ciepłym klimacie, by rozgrzane od wewnątrz ciało odbierało skwar jako przyjemny chłód. Tak też zastał ich zmrok i wspólnie mogliby przyrzec, że cokolwiek się działo w tej sielskiej krainie, mogłoby się dziać dłużej. Życzywszy więc sobie dobrej nocy, udali się na spoczynek.

***

Profesor E. Vanderbelt podczas swojej pory czuwania słuchał dźwięków dżungli. Wiele z tych dźwięków znał, choć nie do końca wiedział skąd. Być może z płyt podróżnych podobnych tym jakie nagrywała panna Craft podczas swoich wojaży. A może skąd indziej. Nie wiedział. Za to ze zdziwieniem konstatował, że potrafi nazwać gatunki owadów, płazów, ssaków i gadów, które owe dźwięki wydzielają. A jeśli się naprawdę dobrze skupiał to i ich łacińską nazwę, którą co pewien czas mruczał mimowolnie pod nosem. Ale nie sama fauna i flora były domeną profesora. W jego głowie przewijały się zasady ekonomii, doktryny polityczne, oraz daty i wydarzenia. Nie brakowało i, co przyszło mu do głowy, gdy spojrzał w niebo, podstaw astronomii. Nocne niebo Jumanji było jednak zupełnie innym niż to nad Londynem (oczywiście gdy akurat trafiło się na jeden z tych nielicznych dni w roku by niebo to zobaczyć). Konstelacje nad nim niczego mu nie mówiły i niczego nie przypominały. A znał układy przecież z obu półkul i wiedział, że część z nich powinna być w taki czy inny sposób obecna. I dopiero gdy do głowy mu przyszło, że być może warto by sporządzić notatkę, a może i szkic, a jego spojrzenie z gwiazd spłynęło na obozowisko, z zaskoczeniem zauważył, że pomiędzy namiotami ziemia opuściła się w dół tworząc lej głębokości okopu. I cicho, niemal bezszelestnie opuszczała się nadal. Umysł profesora tym razem dostrzegł w tej sytuacji wzorce odpowiadające rekordom poukładanej wiedzy. Choć tylko odpowiadające. Nie identycznej. Takiej leje mogły oznaczać dwie rzeczy. W pierwszej kolejności lotne piaski. Lotne piaski były jednak czynnikiem pozbawionym woli i pojawiały się losowo. Ten lej zaś pojawił się pod wygasłym ogniem i powoli zaczął swą powierzchnią docierać do wszystkich namiotów. To zaś oznaczało mniej prawdopodobną, bo tak jak w przypadku wija opcję przerośniętą w stosunku do tej sobie znanej.
- Mrówkolew - powiedział cicho, po czym gdy uznał, że to za mało powtórzył to słowo tym razem alarmującym krzykiem.
Dosłownie na chwilę przed tym jak z osypiska wystrzeliły mięsiste ramiona jakiegoś stworzenia, które choć szukały po omacku, to dość celnie namierzały namioty i ich lokatorów. Dustin i panna O’Toole obudzili się nim ramiona ich dopadły. Mniej szczęścia miała pani doktor, która przezornie swój namiot ustawiła tak by drapieżniki nie miały do niego dostępu z żadnej strony. Poza dołem. Macka uchwyciła ją za łydkę i zaczęła wyciągać z przechylonego namiotu.

Profesor jako pierwszy zaś dostrzegł, że na dnie leja wyłonił się kształt stworzenia odpowiedzialnego za nocne najście.

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 05-10-2021 o 00:16.
Marrrt jest offline  
Stary 12-10-2021, 21:02   #14
 
CogMan's Avatar
 
Reputacja: 1 CogMan nie jest za bardzo znany
Wszystkie dźwięki, zapachy i widoki były jednak dość przytłaczające. Od doznań w tym miejscu szło dostać zawrotów głowy, szczególnie liczne niezgodności powodowały u profesora zamyślenie. Pozostawało pytanie jakim cudem tak duże robactwo potrafi tu wyżyć. W czasach dinozaurów powietrze miało inny skład, pozwalając wszelkim organizmom rosnąć do rozmiarów przekraczających dzisiejsze standardy, ale to wszystko tutaj przechodziło ludzkie pojęcie.

Z zadumy nad krainą, której piękno bezustannie zdawało się ścigać o pierwsze miejsce na liście z niebezpieczeństwem, profesora wyrwało nietypowe zjawisko, które dopiero po chwili dał radę zinterpretować. Gdy powtórzył nazwę istoty głośniej złapał za sztucer, odbezpieczył i wycelował. Był w idealnej pozycji - widział swój cel i był jedynym z bronią w ręku. Może nie zabije tego paskudztwa, ale powinien zmusić je do puszczenia doktor i dać innym czas na reakcję. Najlepszym celem wydawała się otwarta paszcza, ciężko stwierdzić jak twardy jest pancerz istoty, a wnętrze najeżonej zębiskami mordy nie było opancerzone... i większe niż chociażby oko, które mogłoby również być celem. Profesor wiedział, że musi się cofnąć po oddaniu strzału. Jeśli wpadnie na dół to będzie kolejną osobą do ratowania, a to nie wchodziło w grę, przynajmniej gdyby ktoś pytał o to samego profesora.
- Ma ktoś ładunki wybuchowe? - rzucił, przeładowując i znów celując w dół, powoli cofając się od ruszającej się masy ziemi.
 
CogMan jest offline  
Stary 12-10-2021, 21:18   #15
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Biwakowanie w namiocie zawsze było czymś ciekawym i interesującym - nawet jeśli nocowało się tylko w pojedynkę. Z pewnością z uwagi na to, że nieczęsto się to zdarzało i zawsze towarzyszyła temu wolność wynikająca z urlopu. Dzięki temu lepiej doceniało się takie chwile, noce, weekendy.
Tym jednak razem cisza nocna nie trwała zbyt długo. Dustina obudziło nagle czyjeś niespodziewane wtargnięcie do jego namiotu. Oczywiście, że gdy drzwi są otwarte na oścież lub ma się do czynienia z namiotem, to nie puka się przed wejściem. Aczkolwiek pukanie to nic innego jak informacja przekazywana za pomocą dźwięku, zwykle o obecności i chęci wejścia, a tę informacje można też przekazać werbalnie - choćby zbliżając się i mówiąc o pogodzie. Tym jednak razem nikt nic nie mówił, a zachowanie intruza też świadczyło o tym, że Dustin miał do czynienia ze zwierzęciem, a nie osobą. Oczywiście, skoro zapasy żywności zostały podwieszone wysoko, to zwierzynę zwabił zapach ludzi... oby tylko nie w intencji zamiennika w menu.

W pierwszej chwili, z uwagi na nagłe obudzenie i otaczający ich półmrok nocy, mężczyzna sądził że ma do czynienia z jakimś wężem. Szybko złapał jeden z czekanów, które na szczęście miał pod ręką i z całej siły zaczął walić nim w stworzenie. Jeden cios! Drugi! Trzeci! Dustin zorientował się wówczas, że ma do czynienia z czymś znacznie dziwniejszym niż wąż, a jednego potwora Jumanji już widzieli. Cokolwiek to było, ataki sprzętem do wspinaczki okazały się owocne w skutki i stworzenie wycofało się z powrotem na zewnątrz.
Nie było jednak czasu na oddech ulgi! Odgłosy dochodzące z obozowiska jasno świadczyły o tym, że nie tylko do jego namiotu coś się dobierało i że sytuacja jest co najmniej nieciekawa. Dustin w pośpiechu ruszył do wyjścia, chwytając po drodze swoją strzelbę.


Oczywiście zabrał też pas z nabojami, który dotychczas nosił na ramieniu.

Dustin wyłonił się z namiotu ładując broń. Mógł się spodziewać różnych intruzów, ale Graboid po środku obozowiska był raczej na końcu listy. Nie trzeba było być ekspertem w dziedzinie potworów, aby mieć świadomość że to tutaj, było cholernie niebezpiecznym stworzeniem! Choćby po jego czynach.
Mężczyzna dobrze pamiętał jak zawieszał zapasy i znając ich lokalizację bardzo szybko zorientował się, że może boleśnie ugodzić nimi gadzinę, na tej samej zasadzie jak Alan "Dutch" Schaefer załatwił nieco innego potwora. Oczywiście taki manewr wymagał paru sekund czasu i ponadto ryzykowali by utratę całego jedzenia, które potwór mógł zabrać ze sobą pod ziemię. W rękach zaś miał załadowaną dwururkę dużego kalibru, którą wystarczyło wycelować i nacisnąć na spust.
Dustin nie wahał się z wyborem i wypalił ze strzelby celując w otwartą paszczę potwora. Najpierw padł jeden strzał! A zaraz potem drugi!
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 12-10-2021 o 21:21.
Mekow jest offline  
Stary 13-10-2021, 07:27   #16
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Plenty miała zwykle kłopoty z zasypianiem, a szmery lasu wokoło dodatkowo jej w tym nie pomagały, toteż, gdy wreszcie zdołała zasnąć, ciężko jej się było obudzić, gdy coś niepokojącego zaczęło się dziać.

Zamieszanie w obozie było jednak wystarczająco duże i w końcu wyjrzała, po to tylko, by zobaczyć lej... poruszonego profesora, strzelbę w dłoniach Runnerrocka... A na sam koniec pochwyconą panią doktor.
Do jej uszu dotarło pytanie o materiały wybuchowe. Przysiągłaby, że coś takiego spakowała!
Wskoczyła ponownie do namiotu i złapała za swój uporządkowany już podczas wieczornego posiedzenia ekwipunek, a następnie zaczęła szukać lasek z lontem... Nie były jej one zwykle potrzebne do czegokolwiek innego, niż otwieranie opornych zamków, bo czego nie można było rozebrać i otworzyć rozumem, można było dynamitem...

- Mam coś wybuchowego! - krzyknęła ze swojego namiotu. Wygrzebała laskę i brakowało tylko zapalniczki.
Wyskoczyła na zewnątrz. Musiała dostać się do ogniska, by od niego odpalić lont. Póki było zamieszanie i strzały, póty miała na to czas, więc ruszyła w tym kierunku.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 13-10-2021, 08:18   #17
 
WinterWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 WinterWolf nie jest za bardzo znany
Z zadowoleniem wydobyła z niewielkiego zadrapania kawałek ciernia, który w przyszłości mógł stać się przyczyną poważnego zakażenia.
- Tak jak ty nie chcesz, by maszyna się zatarła przez odrobinę piasku, która dostała się między tryby - zaczęła oglądając kolec uważnie. - Tak ja nie chcę by ludzie pod moją opieką cierpieli z powodu głupiego ciernia - pozbyła się problemu i przemyła delikatnie policzek panny O'Toole środkiem dezynfekującym. Była usatysfakcjonowana efektem swojej pracy. Rozcięcie było teraz czyste, ładnie się zeszło, już przestawało krwawić po jej ingerencji. Czystemu zadrapaniu mogła już pozwolić zostać jak było, by zaschło i ładnie się goiło. Blondynka uśmiechnęła się krzywo, unosząc przy tym jedną brew i zamykając torbę lekarską.
- Ale jak mówiłam, jeśli chcesz na przyszłość mojej uwagi, wystarczy poprosić. Nie musisz od razu się kaleczyć - mrugnęła do panny O'Toole i udała się do siebie. Należało przygotować się do snu, wyrzucić niedopaloną resztkę cygaretki i zjeść wieczorny posiłek przed zasłużonym snem...

... z którego wyrwało ją wyjątkowo nieuprzejme zachowanie lokalnego stwora, który postanowił pochwycić ją za łydkę i zacząć wyciągać z jej namiotu.
- Shit! - zaklęła pani doktor próbując kopnąć i uderzyć obcasem buta w mackę trzymającą jedną z jej łydek. Pospiesznie chwyciła cokolwiek czym mogłaby uderzyć lub dziabnąć trzymającą ją mackę. Nie planowała dać się zjeść!
 
__________________
"Eala Earendel engla beorhtast
Ofer middangeard monnun sended."
WinterWolf jest offline  
Stary 19-10-2021, 21:48   #18
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Pani doktor stawała w życiu przed wieloma dramatycznymi decyzjami. Ciąć, nie ciąć. Leczyć od razu, zostawić w kolejce. W końcu medycyna, czy literatura jak pragnęła jej matka. Ostatecznie jednak wszystkie jej dotychczasowe wybory pchnęły ją do miejsca gdzie nieznana dotąd istota zaczęła wyciągać ją z namiotu na zewnątrz i chyba do dołu. Odruchy Eleonore włączyły się szybko. Kopniak w mackę, kurczowe złapanie za pierwszą rzecz jaka się nawinęła pod rękę, a był rondelek Dustina i w końcu okładania mięsistego ramienia. Niestety wszystko to należało do czynności, które mrówkolwa nie zaskakiwały i choć zyskały pani doktor może trochę ponad sekundę, nie zatrzymały pochwycenia.

Tymczasem w obozie rozgorzało, bo bohaterowie Jumanji napaść przyjęli z podniesionym podbródkiem. Pierwszą krew wytoczył monstrum sam profesor, który bezceremonialnie wypalił do nieznanego gatunku, prosto w paszczę. Chitynowy pancerz łba z jednej strony oderwał się ujawniając miękką tkankę, a mrówkolew zafuczał gniewnie. Gniew jego jednak błyskawicznie został stłumiony kolejnym wystrzałem. Śrut z fuzji Dustina roztrzaskał kolejne warstwy pancerza docierając też głębiej do miękkich tkanek, których wybroczyny chliznęły na ściany ziemnego leju, lśniącą w świetle gwiazd posoką. Tego dla mrówkolwa było dość i rycząc schował łeb pod ziemię. Łeb. Ale nie mięsiste ramiona. Jeszcze nie. Nie na czczo.

Obaj panowie zaś skupieni chwilowo na celu mieli ograniczoną możliwość reakcji na atak na swoją osobę. Co mięsiste ramiona wyczulone na ciepło, o czym wiedział profesor, wykorzystały. Pierwsze pacnęło profesora. Chciało go pochwycić, ale profesor już wcześniej planując wycofanie się, uniknął oplątania otrzymując jedynie uderzenie, które bez wątpienia zaowocuje siniakiem na lewym udzie.

Dustin z kolei miał szczęście. Albo przeciwnie. Rozgrzana wystrzałem fuzja, została wzięta przez ramię mrówkolwa za cel i pochwycona. Nim padł drugi wystrzał, Dustin mógł się szarpać o broń, lub ją puścić. Zdecydował na to drugie widząc iż opały pani doktor są coraz większe. Puścił zdobycz na pożarcie mrówkolwu i rzuciwszy się uchwycił rękę wciąganej na dno leju blondynki. Dopiero to zatrzymało ją chwilowo w miejscu wymuszając próbę sił pomiędzy mięsistym ramieniem, a parą poszukiwaczy przygód. Próbę sił, którą jednak czuli, że przegrają, bo wyczuwszy ofiarę druga macka zaczęła wyszukiwać pochwyconej już ofiary. Mrówkolew chciał się skromnie zadowolić jedną osobą i się zakopać. Całkiem w jego mniemaniu pojednawczo w stosunku do tych dziwnych obcych.

Obcy mieli jednak inny plan. Panna O’Toole mianowicie sięgnęła po mocniejsze argumenty i wydobyła z ekwipunku laskę dynamitu. Piastowała bowiem zasadzie, że w życiu nigdy nic nie jest pewne i nie zaszkodzi nosić w torebce na wszelki wypadek awaryjnej laski dynamitu nawet na herbatkę, lub spacer po parku. A na wyprawę do Jumanji zabrała ich trzy. Z resztą był problem gdy wnosiła je na pokład sterowca, ale wolała o tym nie pamiętać. Niemniej teraz miała jedną w dłoniach i potrzebowała ognia. Resztki ogniska rozeszły się po ścianach leju gdzie dogasły od wilgotnej ziemi, ale spojrzenie wynalazczyni spotkało się ze spojrzeniem profesora, który akuratnie przeładował sztucer. Rzuciła w dół leju.

Percepcja czasu całej czwórki tradycyjnie zwolniła, co jednak znaczenie miało tylko dla profesora, który na celowaniu był skupiony. Wystrzelił, a ładunek prochowy w krótkiej chmurze iskier wybuchł wysyłając kulę w pożądanym kierunku. Nasączona ziemią okrzemkową nitrogliceryna eksplodowała gwałtownie z piorunującym efektem. Dwie z czterech mackowatych odnóży zostały oderwane i wyrzucone w powietrze. Pozostałe poranione zagrzebały się w ziemi.
Pani doktor zaś, oraz Dustin nie słyszeli kompletnie niczego poza wysokim gwizdem gdzieś z tyłu uszu. Nie licząc tego i stłuczenia jakie otrzymał w trakcie walki profesor, byli jednak cali.

Co jednak było bardziej niepokojące to fakt, że namioty Sir Archibalda i panny Craft były puste. Nie nosiły, ani znamion napaści, ani ucieczki. Zupełnie jakby dwójka Anglików zniknęła. Dopiero dogłębniejsze przeczytanie ujawniło dziwne znalezisko. Nadpalone i sczerniałe szczątki jakiegoś papieru. Resztki napisu na jednym ze skrawków były nadal widoczne: “Karta Postaci”. Na innym zaś nazwa zasłyszana w krainie pod innym niebem: “Draugdin”. I nic więcej.

***

Ranek przyniósł poprawę sytuacji. Co prawda noc niespecjalnie pozwoliła zregenerować siły, ale nic więcej już ich nie niepokoiło, a słuch powoli wracał pani doktor i Dustinowi. Mogli ruszać w dalszą drogę.

Dotarcie do rzeki z mapą było dla Dustina rozczarowująco łatwe. I nie zajęło im więcej jak godzinę marszu. Pozostało zgodnie ze wskazówką Wilhelma podążać wzdłuż leniwych meandrów. Co już było mniej wygodny gdyż rzekę porastały rozłożyste sagowce i mahonie, przez które już musieli się pracowicie przedzierać. Z mapy jednak wynikało, że niezbyt długo. Wioska miała być za milę, lub dwie. Niestety w pewnym oddaleniu od rzeki. I po drugiej jej stronie. Co Dustina wcale nie zmartwiło, gdyż mapa uwzględniała wiodący do wioski… linowy most. A raczej to co z niego zostało. Gdy dotarli na miejsce w miejscu mostu pozostała tylko jedna przerzucona lina. Resztki drugiej zwisały smętnie po obu stronach rzeki. Tak jak dwie, z których zbudowano wcześniej deskowy podest. A przeszło 15 metrów szerokiego koryta rzeki może nie było jakoś mocno najeżone skałami, ale nurt był na tyle silny, że mógł porwać nieszczęśnika, który weń wpadnie. Ale podczas gdy profesor i Dustin zatrzymali się przy mocowaniu ostatniej sprawnej liny, Plenty, a raczej jej nos poczuły dziwny niepasujący do otoczenia zapach. I choć nikły to zbyt dobrze sobie znany by go przegapić. Weszła pomiędzy zarośla rozglądając się, a po chwili dołączyła do niej Eleonore. Po chwili wzrok obu kobiet spoczął na kawałku tkaniny, który po podniesieniu okazał się białą szmatą przesiąkniętą smarem rusznikarskim.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 24-10-2021, 11:15   #19
 
WinterWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 WinterWolf nie jest za bardzo znany
To był ten moment, gdy przez bardzo krótką chwilę Eleonore doszła do wniosku, że jej matka miała rację i trzeba jej było posłuchać. Trzeba było wybrać literaturę... Tym sposobem nie skończyłaby z łydką owiniętą macką paskudnej istoty, okładając tęże kończynę na odlew rondelkiem zwiniętym po drodze jako jedna z nielicznych rzeczy, które znalazły się pod ręką. Gdy poczuła, że dodatkowo istota zaczyna podejmować próbę wciągnięcia jej pod ziemię pobladła dość gwałtownie.
- Shit! - skomentowała wcale tą perspektywą nie ucieszona. Nie zamierzała zostać pogrzebana żywcem przez przerośniętego robala, ani też nie planowała zostać przez niego pożarta. Zdwoiła swoje wysiłki by się wydostać. Bezskutecznie...

Gdy poczuła ludzką dłoń, która chwyta ją za rękę przytrzymała się jej z całych sił. Próbowała się podciągnąć i mocniej przytrzymać ręki Dustina. Czuła jednakże, że nie starczy im sił na długo... Szarpała się jak mogła, kopała z całych sił. Gdy poczuła, że chce ją chwycić drugą macką zaklęła ponownie:
- Fuck, you've got be be kidding me... - tego jej jeszcze brakowało... Nie widziała, że Plenty i profesor błyskawicznie i w niemej zgodzie podjęli decyzję o użyciu materiałów wybuchowych. Huk eksplozji ogłuszył Eleonore. Ociekające posoką macki stwora urwane eksplozją wyleciały w powietrze. Reszta stwora zniknęła poza zasięgiem wzroku awanturników. Eleonore słyszała tylko ten przeszywający gwizd. To nie pozostanie obojętne dla jej zdrowia... Oddychała ciężko próbując się zorientować w przestrzeni i zorientować w tym co się wydarzyło. Brak zmysłu słuchu i ogólne zdezorientowanie negatywnie wpływało na jej zdolność percepcji. Jedno wiedziała na pewno. Nigdy więcej namiotów na miękkiej ziemi... Następnym razem na skałach... Koniecznie... Była roztrzęsiona. Była medykiem!!!! Do medyków się nie strzela!!! Medyków się nie zjada!!!!!!!

***

Poranek przyniósł poprawę sytuacji słuchowej u pani doktor. Próbowała przy okazji jakoś zaradzić temu i wspomóc powrót zmysłu. Z samego rana delikatnie przeczyściła swoje uszy starając się pozbyć się wszelkich zanieczyszczeń i ciał obcych, które mogły się tam dostać. Szczególnie piasek mogł stwierdzić, że się zadomowi... Podziękowała też Plenty za szybką reakcję i myślenie w ciężkiej sytuacji. Bez słowa ją po prostu objęła. Mogła być weteranem wojen burskich, ale wojna wygląda jednak nieco inaczej niż bycie zaatakowanym przez przerośniętego ROBALA! ROBALA!!!

Gdy przyszedł czas ruszania w drogę sprawnie się spakowała zabierając wszystkie swoje rzeczy i starannie zabezpieczając medykamenty. Podążała za przewodnictwem Dustina, który wydawał się wiedzieć dokąd zmierzają. Poprzedniego dnia, gdy już doszła do siebie obczaiła w jakim stanie są pozostali towarzysze wyprawy. Zaniepokoiło ją zniknięcie dwójki towarzyszy. Nie wyglądało na to by zostali zjedzeni czy porwani. Widok jakże znajomego napisu "Karta postaci" wywołał nieprzyjemne mrowienie w tyle czaszki. Przez chwilę miała wrażenie, jakby coś próbowało się przedrzeć do jej świadomości. Wrażeniee jednakże po chwili ustąpiło.
Pobieżne przeszukanie okolicy nie ujawniło miejsca przebywania dotychczasowych kompanów. Nie mogli sobie pozwolić na przerwanie marszu... Nie na tym etapie. Myśląc o tym teraz, następnego dnia, Eleonore miała poważny, nieprzenikniony wyraz twarzy. Ciężko było stwierdzić co jej teraz chodziło po głowie.

Blondynka z radością przywitała chwilę przerwy w marszrucie, gdy znaleźli wreszcie poszukiwany punkt. Panom pozostawiła naprawienie mostku linowego. W pewnej chwili dostrzegła zniknięcie panny O'Toole. Rozejrzała się wokól i przez chwilę wydawało jej się, że dostrzega ją gdzieś w pobliskich zaroślach. Ruszyła w tamtą stronę nie myśląc nawet o tym, że panna O'Toole potrzebuje może chwili prywatności. Gdy się zbliżyła wyczuła nieprzyjemny zapach smaru. Wolała jednakże woń medykamentów i środków dezynfekcyjnych. Jej wzrok szybko odnalazł źródło - szmatka nasączona smarem do konserwacji broni. Nie była mechanikiem ani rusznikarzem, ale przez całe lata przebywała w towarzystwie żołnierzy, którzy na co dzień używali tego do konserwacji swojego narzędzia pracy. Smar przez lata był więc dla niej nieodłącznym elementem codzienności. Smar w tym miejscu oznaczał, że ktoś był tu przed nimi. Mogła to być dwójka ich dotychczasowych towarzyszy... Albo ktoś zupełnie obcy i potencjalnie niebezpieczny.

Pani doktor spojrzała z niepokojem na Plenty i skinęła jej głową, a potem rozejrzała się uważnie po okolicy próbując odszukać więcej śladów obecności w tym miejscu. Smar miał charakterystyczny zapach. Być może ktoś kto się tu przemieszczał zostawił więcej śladów po konserwacji broni, a być może obozowania w pobliżu...
 
__________________
"Eala Earendel engla beorhtast
Ofer middangeard monnun sended."
WinterWolf jest offline  
Stary 24-10-2021, 12:54   #20
 
CogMan's Avatar
 
Reputacja: 1 CogMan nie jest za bardzo znany
Pierwsza zasada niesienia pomocy: zimna krew ponad wszystko. Nadmierne skupienie na celu sprawi, że nie zauważysz innych zagrożeń.
Druga zasada niesienia pomocy: musisz mieć pewność, że w wyniku tej czynności nie zaczniesz sam wymagać pomocy.
Trzecia zasada niesienia pomocy najwyraźniej dopiero teraz wyrył się złotymi literami z tyłu głowy profesora i brzmiała "Bierz dynamit na wyprawy w dzicz". Gdy istota schowała łeb straciła możliwość celowania w poszczególne osoby z większego dystansu, wiec potencjalne dalsze ataki były mniej skoordynowane, wystarczające jednak by nabić profesorowi siniaka. Z drugiej strony teraz jedyną opcją było przestrzelenie macki kilkakrotnie w jednym miejscu, by zmusić głodne bydlę do odpuszczenia posiłku lub utraty kończyny. Zadanie o wiele bardziej pasujące dla posiadacza dużego noża... ale wtedy pani mechanik wygrzebała ze swoich rzeczy dynamit i jak podczas strzału do rzutków profesor trafił bezbłędnie w poruszający się po przewidywalnym torze cel, tym razem jednak wpierw przygotowawszy się na huk. Reakcja była... co najmniej widowiskowa. Profesor rzadko bywał tak blisko eksplozji i dobrze pamiętał czemu. Nawet przy obecnym dystansie od epicentrum, który ci co bardziej „elastyczni” spece od ładunków wybuchowych mogliby z pewna dozą kręcenia nosem nazwać „sensownym” można było poczuć jak wszystkie wnętrzności na chwilę się ścisnęły. Bliżej eksplozji było jeszcze gorzej i przez chwilę profesor zastanawiał się czy adrenalina wystarczy, by ochronić dwójkę towarzyszy podróży przed utratą przytomności... obawy na szczęście się nie spełniły. Dr Reye jako weteran wojenny musiała już być zahartowana i z eksplozjami pewnie już miała do czynienia nie raz. Dustin z kolei… był alpinista. Może jego organizm był gotowy na gwałtowniejsze zmiany ciśnienia, niż te stopniowe, zachodzące w trakcie wspinaczki… nie było to jednak istotne.
- Moje uznanie za sprawny dobór środków, panno O’Toole – powiedział profesor podkuśtykując do reszty grupy.
- Wszyscy w jednym kawałku, jak widzę? – bardziej stwierdził niż zapytał i pokiwał głową.
- Możliwe, że lokali powiedzą nam więcej o potencjalnych zagrożeniach, by uniknąć podobnych, dla nich zapewne oczywistych, błędów w przyszłości – skwitował i pokiwał głową.

Przysiadł by odpocząć i przyłożyć zimny metalowy bukłak z wodą do stłuczenia, by jutro nie przeszkadzało zanadto w marszu. Mieli przed sobą daleką drogę i nie można było spowalniać pochodu przez własne roztargnienie. Przy okazji jego spojrzenie spoczęło na nadpalonym fragmencie papieru. Profesor zmarszczył brwi i chciał schować papier do kieszeni na później. Ale jego ręką po prostu wypuściła go z dłoni i umysł jakby odrzucił tę informację, skupiając na ważniejszych na chwilę obecną sprawach, a potem przechodząc gładko do spekulacji. Skoro tego typu istoty były tu duże, to jak paskudnym istotami muszą być lokalne komary?

Wznowiona o poranku podróż okazała się pozbawiona dalszych „atrakcji” i dotarli do pozostałości mostu.
- Zrobi pan uprząż z liny, panie Runerrock? Piszę się an ochotnika, by spróbować przejść na drugą stronę i w razie czego mnie wciągniecie… – zaczął ale obejrzał się na rozmówcę. - Czy jako osoba bądź co bądź doświadczona w temacie wolałby pan czynić honory? – zapytał. Przy dwóch linach można już przejść sensownie stawiając nogi na jednej i trzymając się drugiej jak poręczy, wiele afrykańskich ludów korzysta z tego typu improwizowanych mostów podczas podróży, więc czemu im miałoby nie wystarczyć? Oczywiście osoba, która przejdzie jako pierwsza będzie po przywiązaniu liny i upewnieniu się co do mocowania musiała wrócić po swój sprzęt i ktoś inny będzie musiał mieć baczenie na okolicę. Profesor jako właściciel broni długiej będzie mógł ubezpieczać Dustina podczas gdy będzie potencjalnie wystawiony na atak… czegokolwiek co zamieszkuje tutejsze lasy. Dwie panie będą mogły go wciągnąć jeśli lina pozostała po moście nie wytrzyma, poza tym linę trzeba będzie przywiązać i tak do drzewa po ich stronie… no i Dustin będzie musiał wziąć jeszcze jedną linę ze sobą, by mieć jak przywiązać ją do drzewa po drugiej stronie.
Tak, plan brzmiał sensownie i profesor zdecydował się podzielić nim zresztą, pytając o potencjalne uwagi.
 
CogMan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172