Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-10-2021, 21:12   #21
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to, że dynamit w połączeniu z reakcjami reszty grupy spisał się doskonale...
I jak to bywało - właścicielka tak niebezpiecznej 'zabawki' jak laska dynamitu wyszła z całej tej akcji bez szkód...
Może jedynie zestresowana, w końcu mieli do czynienia z przerośniętym robalem...

W duchu ucieszyło ją, że pani doktor nic nie urwało i że bydle zdechło. Zerknęła na profesora Vanderbelta, kiedy ją pochwalił za reakcję. Kiwnęła krótko głową.
- Nie było wiele czasu na szukanie czegoś subtelniejszego, a dynamit wydał się najlepszą opcją... - przyznała i nie wdawała się w głębszą rozmowę. Wiedziała, że raczej ciężko jej będzie zasnąć tej nocy spokojnie, ale będzie musiała spróbować, jeśli następnego dnia ponownie czeka ich przedzieranie się przez to nieprzyjazne, choć piękne miejsce...

***

Tak jak sie spodziewała, nie należała do zbyt wyspanych kiedy zaczęli się zbierać w dalszą podróż. Dodatkowo zachowanie pani doktor zbiło ją z tropu. Została uściskana.
- No... No już... W porządku... - poklepała kobietę po plecach, kompletnie skonfundowana i czując się co najmniej niekomfortowo. Przytulanie ludzi to nie jest coś do czego przywykła. Na szczęście okazywanie wdzięczności nie trwało zbyt długo i w końcu mogła się spakować i mogli ruszyć w dalszą trasę.

Była wdzięczna za każde zwolnienie kroku i każdy postój jaki następował. Kiedy wreszcie wyglądało na to, że mieli dłuższą przerwę, bo panowie podejmowali jakieś decyzje i planowali trasę, pochyliła się, opierając dłońmi o kolana. Oddychała głęboko przez usta, właściwie nie patrząc na nic konkretnego... I wtedy do jej nosa dotarł specyficzny, acz doskonale jej znajomy zapach.
Tylko...
Co tu robił smar?

Zaczęła węszyć niczym rasowy pies myśliwski, rozglądając się za źródłem zapachu. Jej nos doprowadził ją w chaszcze, gdzie zanużyła głowę i wyciągnęła szmatkę. Po pierwsze, cóż za marnotrawstwo materiałów. Po drugie, co za brak kultury - tak zaśmiecać przyrodę. Wyprostowała się i spojrzała na panią doktor.
- Smar... Nagrzany zapewne od temperatury otoczenia, lub od promieni słońca, stąd tak intensywna jego woń w otoczeniu... - stwierdziła. Rozmarowała smar na szmatce na której był, przyglądając się jego konsystencji. Chciała ocenić jakość mazi oraz potencjalnie jak długo musiała się tu znajdować, jeśli jeszcze nie była całkiem wyschnięta, lub wypłukana przez deszcze.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 27-10-2021, 17:56   #22
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Zabezpieczenie zapasów jedzenia może i było dobrym posunięciem, ale z dwojga złego lepiej by było stracić prowiant niż życie. Dustin nie przewidział, że w zaistniałych okolicznościach to właśnie Oni będą źródłem pożywienia dla lokalnej fauny. A po spotkaniu z gigantycznym robalem, powinni byli to przewidzieć. Nie znajdowali się w typowej dżungli, gdzie zagrożeniami były jadowite węże, krokodyle i dzikie koty różnych maści. Tutaj, w Jumanji, mieli do czynienia z potworami jakich ich cywilizowany świat nie widział. Musieli o tym pamiętać, aby następnym razem nie dać się tak zaskoczyć.

Rozbrojony Dustin nie miał wielkiego wyboru i działał instynktownie. W krytycznym momencie trzymał Panią Doktor, w grupowym działaniu przeciwko siłowemu uprowadzeniu jej pod ziemię. Początkowo próbował złapać się czegoś drugą ręką, ale tym razem w zasięgu ramienia zabrakło stabilnych uchwytów - korzeni, drzewek, czegokolwiek mocnego. Mężczyzna mógł co najwyżej stawiać opór przy użyciu ziemi, ale na szczęście tam gdzie stał grunt był nadal twardy, a oprócz drugiej ręki mógł się zapierać także nogami. Co trzy kończyny to nie jedna.
Poczynania Runnerrocka nie były rozwiązaniem trudnej sytuacji, a jedynie zyskiwaniem na czasie. Na szczęście reszta ich ekipy dobrze wykorzystała uzyskane chwile i rozprawiła się z bestią. Jak to zwykle bywało, najpotężniejsza była oczywiście laska, dynamitu tym razem. I nie tyle wystrzałowa, co wybuchowa. Była skuteczna, ale jak to najczęściej przy kobietach bywa, także im dostało się po uszach.
Gdy było po wszystkim, Dustin uśmiechnął się tylko zadowolony. Z uwagi na zagłuszający wszystko, nieustający piszczący dźwięk, nie za bardzo mógł brać udział w jakiejkolwiek rozmowie. Korciło go zgłosić się z tym do Pani Doktor, ale uznał że lepiej nie zawracać jej głowy takimi drobnostkami. W końcu po starciu z podkopującą się kreaturą, niektórzy byli bardziej poszkodowani niż on i to nimi należało się teraz zaopiekować.
Najdziwniej skończyli Lara Croft i angielski gentleman - do tego stopnia że nikt, nawet ich Pani Medyk, nie był w stanie ich zdiagnozować. Oni po prostu zapadli się pod ziemię, ale nie dosłownie za sprawą graboida, tylko właśnie w przenośni. Zniknęli, wyparowali, wylogowali się i jedyne co po nich pozostało to skrawki pergaminu. A szkoda.

* * * * *

Gdy dotarli nad rzekę, do miejsca w którym mogli się przez nią przeprawić, tylko jedna opcja wydawała się Dustinowi rozsądna. Musieli iść dalej, a to właśnie on najbardziej nadawał się do tego, aby przedostać się na drugi brzeg jako pierwszy... Osoba na przedzie miała do dyspozycji tylko jedną linę, w dodatku o nieznanym im pochodzeniu i stażu.
Alpinista przyglądał się jej przez dłuższą chwilę, złapał ją i szarpnął na próbę w jedną i drugą stronę, starając się oszacować jej wytrzymałość. I wedle jego oceny, przeprawa na drugą stronę wodopoju była całkowicie możliwa do wykonania.
- Przeprawię się jako pierwszy - odpowiedział Dustin, przewiązując się swoją własną liną w pasie.
- W razie wpadki musicie ocenić sytuację i albo mnie wyciągniecie, albo dacie mi dopłynąć na drugi brzeg. I tak musimy się przeprawić, więc sugeruję jednak to drugie - dodał od razu.
Zaraz potem podszedł do wody, najpierw robiąc oczywiście odpowiedni rekonesans, aby nie dać się zaskoczyć jakiejś rzecznej bestii. Zaraz potem dzięki linie rozpiętej na wodą, gotów był ruszyć na drugi brzeg.
- Do zobaczenia po drugiej stronie - dodał jeszcze ze szczerym uśmiechem i rozpoczął przeprawę.
W górę na skałach, czy przed siebie nad rzeką, Dustin był w swoim żywiole i dobrze wiedział co robi, dzielnie brnąć na przód.
 
Mekow jest offline  
Stary 31-10-2021, 21:43   #23
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Dustin powoli postawił stopę na linie. Kilka razy nacisnął ją by jeszcze upewnić się, że wytrzyma. I ruszył przed siebie. Cal po calu posuwał się przed siebie a pozostała trójka bezwiednie wstrzymała oddech.
Wspinaczka nie była obca alpiniście. Nie można było jej jednak porównać z balansowanie na linie. To bardziej była domenę cyrkowców. W wielkich namiotach, w których obejrzeć można było popisy linoskoczków, nie wydawało się to aż takie trudne. Smukłe dziewczęta i równi smukli, a do tego wysportowani mężczyźni wydawali się nie mieć z tym problemów.
Tylko że Runnerrock nie był linoskoczkiem. I jemu sztuka balansowania na linie przychodziła z trudnością. Dobrze, że opanował sztukę nie patrzenia w dół.
Płynąca w dole rzeka, choć z góry wydawała się taka spokojna w rzeczywistości była rwąca i niebezpieczna. Upadek do niej z tej wysokości nie skończyłby się dobrze. A pobożne życzenia spokojnego dopłynięcia na drugi brzeg życzeniami pozostały.
Drugą sprawą było to, że gdyby nawet jakiś nieszczęśnik przeżyłby upadek z tej wysokości, nie nadziałby się na ukryte pod taflą wody ostre skały, to nie miałby najmniejszych szans na wdrapanie się po pionowych ścianach wąwozu, którym rzeka płynęła.

Dustin właśnie osiągnął połowę drogi. Połowę długiej i niebezpiecznej drogi po linie jaka pozostała po wiszącym moście.

Stojący na brzeg wąwozu towarzysze z wyprawy w głąb Jumanji również zarejestrowali fakt dotarcia do półmetka. Najbardziej precyzyjne mogła określić to panna Plenty O'Toole. Jej nie były potrzebne żadne przyrządy pomiarowe. Ona to wiedziała. Z niezwykłą prezentację mogła określić jaki czas pozostał Dustinowi nim dotrze na drugi koniec, zakładając oczywiście, że nadal posuwać się będzie z tą samą prędkością.
Plenty wiedziała również, że gdyby znakomity alienista i pierwszy Anglik, który zdobył osiem tysięcy metrów nad poziomem morza przyspieszyłby lina mogłaby nie wytrzymać, gdyż drgania w jakie zostałaby wprowadzonona znacznie osłabiłyby jej i tak nadwątloną strukturę.

Runnerrock na szczęście tempa nie zmieniał. Parł zawzięcie, acz rozważnie naprzód dając wszystkim nadzieję, że uda się w sprawnie i nawet szybko pokonać tę przeszkodę.

Trzy czwarte dystansu było już za panem Runnerrockiem. A z każdym przebytym całemu alpinista nabierał większej pewności siebie. Cel był coraz bliżej. Panna O'Toole zauważyła, że tempo jakie obrał mężczyzna na linie zwiększa się. Lina wprawiona w drgania zaczyna trzeszczeć. Pojedyncze włókna, których składał się sznur zaczynały pękać jedno po drugim. A im Dustin szybciej przesuwał się do przodu tym Kakofonia zgrzytów, trzasków i brzdęknięć coraz bardziej napiętych nici nie wróżyła nic dobrego.
Mózg Plenty pracował na zwiększonych obrotach starając się ustalić czy alpiniście wystarczy czasu.
Kolejny cal pokonany, ale i kolejne włókno pękło.
Panna O'Toole była jednak pewna, że Runnerrock zdąży.
I zdążył.
W chwili gdy Dustin postawił drugą stopę na twardym gruncie lina starego, zniszczonego mostu pękła z trzaskiem opadając spektakularnie w dół.
To jednak nie miało już większego znaczenia ponieważ pierwszy członek był już po drugie stronie.
Przygotowanie bezpiecznej przeprawy dla pozostałych zajęło trochę czasu. Wkrótce cała czwórka znalazła się po właściwej stronie. Stąd mogli spokojnie ruszyć do plemienia Ovambo.

Dustin wziął na siebie obowiązek przygotowywania posiłku reszta musiała jednak zebrać drewno na opał. Z czym nie powinno być problemów w dżungli.

Plenty, nim zabrała się za zbieranie materiału na opał, chciała obejrzeć liny jakie pozostały po starym moście. Wciągnęła więc je na górę i ku swojemu zaskoczeniu odkryła, że zostały one nadcięte. Gdy rozejrzała się dokładniej natrafiła na porzuconą puszkę po smarze rusznikarskim.

Profesor Vanderbelt ruszył wydeptaną ścieżką, która skręcała w lewo wchodząc w dżunglę. Zbierając tam kawałki drewna natknął się na ślady butów dobrze odciśnięte w miękkim podłożu. Nawet nie będąc znawcą Evander mógł naliczyć dziesięć różnych odcisków, które ewidentnie prowadziły w głąb dżungli, prosto wzdłuż wydeptanej ścieżki. Co jednak bardziej zanapokoiło profesora to ślady wielkiego parecznika. Te ślady naukowiec rozpoznał bezbłędnie. A nie wróżyły one nic dobrego.

Najbardziej makabrycznego odkrycia podczas zbierania opału dokonała jednak Eleonore. Wśród traw i przy akompaniamencie życzenia roju much pani doktor natknęła się na but ze stopą. Sądząc po braku fetoru padliny nieszczęśnik stracił kończynę nie dalej niż dobę temu. Obrażenia sugerowały, że był to atak jakiegoś drapieżnika.

Dustin, dzieląc czas między przygotowaniem posiłku a studiowanie mapy znalazł dwie drogi prowadzące do szukanego plemienia.
Pierwsza z nich, krótsza, ale prowadząca przez dżunglę, w której jak wiadomo czaiło się wiele niebezpiecznych zwierząt. Druga, dłuższa i wymagająca przejścia przez pustynię...
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 05-11-2021, 15:49   #24
 
CogMan's Avatar
 
Reputacja: 1 CogMan nie jest za bardzo znany
Ot i teoria, że paskudztwo na zewnątrz lasu było tymczasowym problemem musiała zostać spalona, a jej popioły rozwiane na wietrze.
Profesor westchnął ciężko, słysząc jakie opcje mają przed sobą.
- A więc musimy wybrać czy chcemy zmagać się z wrogością, na którą można odpowiedzieć ołowiem, lub wrogością, na którą trzeba by odpowiedzieć przygotowaniem. Podróż przez pustynię wydaje mi się... może nie samobójcza, ale z tego co kojarzę panna Craft była osobą, która miała znać się na przetrwaniu na terenach pustynnych - profesor powstrzymał się przed kilkoma cisnącymi się na usta uwagami pod adresem nieobecnych i westchnął. - Co pozostawia nas w raczej niekorzystnej sytuacji, gdybyśmy mieli próbować podróżować właśnie terenem pustynnym – zauważył. Brał udział tylko w trzech wyprawach na pustyni, ale zawsze był bardziej zainteresowany florą i fauną, ruinami i ostatecznie – krajobrazem. Rolę przewodników zawsze pełnili inni, profesor jednak preferował dżunglę… ewentualnie sawannę, o pustyni nie wiedział tyle, ile życzyłby sobie w tym momencie.
- O ile nikt nie ma innego zdania sugeruję dalej podążać ścieżką zalesioną. Chociaż będziemy wiedzieć na czym stoimy, zarówno dosłownie jak i w przenośni. Jedno spotkanie z mrówkolwem uważam za absolutnie dostateczne – dodał i poprawił pasek od sztucera na ramieniu.
- Z drugiej strony parecznik na pustynię raczej nie ruszy...
 

Ostatnio edytowane przez CogMan : 05-11-2021 o 15:51.
CogMan jest offline  
Stary 06-11-2021, 03:10   #25
 
WinterWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 WinterWolf nie jest za bardzo znany
Wojny burskie przygotowały panią doktor na kontakt z ludzkim cierpieniem. Na wojnach ludzie umierali. Ciężkie rany, krew, obcięte kończyny... To w którymś momencie życia było dla Eleonore codziennością, dlatego gdy dostrzegła w suchych zaroślach obutą stopę pozbawioną właściciela uniosła tylko brwi i przyklękła przy znalezisku analizując obrażenia. Urwana kończyna była bardzo świeża. Procesy rozkłady nie zdążyły się rozpocząć. Dokończyła zbieranie opału w tym miejscu i wróciła do obozujących towarzyszy, by podzielić się zdobytymi informacjami.
- W pobliżu grasują drapieżniki, które są wystarczająco zuchwałe, by zaatakować człowieka w ciągu dnia - powiedziała wprost. Obejrzała się w stronę pustynnej trasy.
- W czasie wojny zdarzało nam się przedzierać przez pustynię... - mruknęła. W końcu tereny Burów przylegały do pustyni Kalahari. - Ale nie powiem bym cieszyła się na perspektywę powtórzenia tego wyczynu, nie za bardzo się znam na takich sprawach - dodała ocierając wierzchem dłoni pot z czoła.
- Obawiam się jednakże, że utraciliśmy jedną z broni podczas ataku robala - ruchem głowy wskazała Dustina. - Możemy sobie nie poradzić z kolejnym przerośniętym stawonogiem - Eleonore wzdrygnęła się. Nie przepadała za insektami i pajęczakami, ale do tej pory nie budziły jej jawnej odrazy. Nigdy nie były wysoko na liście ulubionych rzeczy, ale nie były też na dnie. Teraz bardzo szybko spadały miejsce za miejscem...
 
__________________
"Eala Earendel engla beorhtast
Ofer middangeard monnun sended."
WinterWolf jest offline  
Stary 06-11-2021, 09:57   #26
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Mapa Jumanji była tylko jednym pergaminem, ale miała tę cechę, że była równie wciągająca jak dobra książka. Dustin mógł siedzieć nad nią godzinę i się nie nudzić, a potem jeszcze wrócić do niej nawet tego samego dnia.
Skupiając się na najbliższej przyszłości, pozostawały im dwie możliwe trasy do wyboru: albo znajdą się w pustyni albo w puszczy. Osobiście Dustin miał swoje zdanie na ten temat, ale najpierw przedstawił tylko obie opcje, aby decyzję podjęli wspólnie.

- Wygląda na to, że ludożerne drapieżniki trafiają się tu wszędzie - odpowiedział Dustin, spoglądając na Eleonore. Już dawno zauważył, że miała fajny kapelusz, który dzięki temu bardzo do niej pasował.
- Czyli jak najbardziej mogą też występować na terenie pustynnym. Zatem otwarty teren będzie dla nas nawet groźniejszy - dodał zaraz potem, odrywając już wzrok od kobiety.
- Pustynne słońce i brak wody byłyby dla nas tylko dodatkowym utrudnieniem - powiedział, świadomy że za każdą diuną mogą spotkać gigantycznego pustynnego robala.
Poza tym, na pustyni pozostaną widoczni z daleka i będą ograniczeni w możliwych manewrach - bez możliwości zajęcia lepszego miejsca do obrony czy ucieczce na drzewo. A przerośnięte skorpiony i robale będą na swoim terenie. Ten mrówkolew, który zaatakował ich w nocy też zdawał się być stworzeniem pustynnym, który na suchym piasku miałby lepsze warunki aby wciągać ludzi pod powierzchnię. Dustin nadal ubolewał nad stratą swojej broni, ale był pewny, że Pani Doktor znacznie bardziej niż on wolałaby uniknąć spotkania z tym stworem.
- Trasa przez dżunglę również będzie niebezpieczna, ale bez dodatkowych utrudnień. Poza tym jest znacznie krótsza - podsumował swoje zdanie, jak zawsze z uśmiechem.
Wyglądało na to, że się zgadzali i nikt nie musiał nikogo przekonywać do swoich racji. Podjęli decyzję.
 
Mekow jest offline  
Stary 06-11-2021, 14:31   #27
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Cieszyło ją, że na wszelkie wypadki miała jeszcze zapasowe laski dynamitu, oraz że pozostali towarzysze podróży posiadali swoje inne niezastąpione umiejętności. Szkoda było jednak broni...
Tak naprawdę Plenty Tak naprawdę martwiła się wyłącznie przerośniętym robactwem... Tego zdzierżyć nie mogła.
- Ile nam potrwa dotarcie do wioski? - zapytała, zwracając się do Dustina, kiedy przemierzali dalszą drogę.
- Sądzę, że całe to miejsce jest niebezpieczne, nieważne którą drogę wybierzemy... - przyznała. W międzyczasie rozmowy, rozglądała się, uważnie nasłuchując, czy w momencie, kiedy teraz o tym rozmawiali, nic nie zamierzało na nic napaść. To było ostatnim, czego chciałaby zaznać kiedykolwiek. Trzymała się blisko reszty, oddzielanie się od nich byłoby głupie...

Plenty nigdy nie zamierzała być wielkim podróżnikiem, czy znawcą surviwalu. Miała jednak nadzieję, że wcześniej czy później natrafią na jakiś wspaniały mechanizm, lub pozostawiony w dżungli pojazd, którym mogłaby się zająć, by ułatwić wszystkim dalszą podróż. Rozmarzyła się na ten temat. Zaraz jednak potrząsnęła głową i wróciła na ziemię. Nie mogła tracić koncentracji. Jeszcze ich coś zeżre!
Czekała więc aż reszta podejmie decyzję. Nie znała się na lesie, drzewkach i zwierzątkach. To oni musieli zdecydować która droga potencjalnie nie zamorduje ich od razu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 06-11-2021 o 14:34.
Vesca jest offline  
Stary 14-11-2021, 02:56   #28
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Roślinność po drugiej stronie rzeki wydawała się bujniejsza. A może to efekt tego, że stopniowo zagłębiali się w dżunglę? W każdym razie soczysta zieleń tak wielkich drzew, jak i poszycia pozwalała nacieszyć się oczom. Całość dopełniały kolorowe kwiaty i owoce, którymi tak obficie pokryte był żywe organizmy należące do królestwa roślin.
Takie bogactwo flory miało i swoje złe strony. Znów należało sobie torować drogę ostrzem maczety. Co nie tylko męczyło, ale i spowalniało podróż.
Grupa jeszcze kilkukrotnie natknęła się na ślady obecności Parecznika. Przecinały one ich drogę zawsze pod kątem prostym.
Poza tym jednym robalem nie natrafili na ślady innych nietypowych drapieżników, w sensie gatunku a nie osobnika, gdyż ciężko było powiedzieć czy przechodzą przez tereny łowieckie jednego czy więcej osobników. Profesor Vanderbelt mógł zaryzykować stwierdzenie, że to jeden osobnik kontrolujący tak rozległy obszar.
W tym dziewiczym lesie tropikalnym dostrzec można było ślady i bardziej konwencjonalnych drapieżników, co wcale nie oznaczało mniej groźnych. Dustin Runnerrock odkrył dość świeże ślady przedstawiciela rodziny kotowatych.

W porze obiadowej zatrzymali się na krótki odpoczynek i posiłek.Przygotowana przez Dustina strawa mimo widma licznych niebezpieczeństw skutecznie napełniała serca podróżników wiarą w swoje możliwości. Byli już niedaleko pierwszego celu. Wioski Ovambo. Pół stajania najdalej. Co mogło pójść nie tak?

Chwilę po wyruszeniu z miejsca odpoczynku zarośla wokół czwórki Anglików ożyły. Prawie dosłownie. Z każdej strony zaczął ich dochodzić małpi szczek, który zarówno dla Dustina jak i profesora Vanderbelta oznaczał wrogość. A i dla pań nie brzmiał niczym zwiastującym dobrze choć nie było to podyktowane żadną wiedzą a jedynie przeczuciem. Szczek niósł ze sobą wyczuwalne instynktownie tony gniewu i groźby, ale także i skrywanego niepokoju. A po chwili jego natura dała po sobie znać w bardziej namacalny sposób. Profesor Vanderbelt poczuł ukłucie jak po ukąszeniu owada. Pacnąwszy się jednak po skórze napotkał wbitą weń drzazgę. Niedużą i niedługą. Wystarczającą ot by przebić naskórek. Przyjrzał się jej jeszcze nie do końca orientując się w zmianach akcji swojego serca. Ale gdy tętno zaczęło przyśpieszać jak szalone, a profesor rozpoznał charakterystyczny zapach i posmak kurary, spojrzał dostojnie na swych towarzyszy i równie dostojnie rzekł:
- Uciekajcie głupcy!
Po czym ostatkiem świadomości targanego gwałtownym zatorem serca runął na glebę. A przynajmniej tak mu się zdawało gdyż stał nadal i wyglądało to na to jakby jakaś jego powłoka tylko się z niego osunęła. Pierwsza powłoka. Pierwsza z trzech.

Pani doktor natomiast, zanim do tego wydarzenia doszło, na odgłos małpiego zgiełku jak i reszta w pierwszym odruchu przystanęła. Nie znała się szczególnie na zwierzętach. Ot zdarzyło się jej raz czy dwa kolkę wyleczyć, czy poród odebrać kopytnym towarzyszom człowieka, ale o małpach wiedziała tyle co każdy inny Londyńczyk. Była natomiast osobą nader spostrzegawczą i gdy zadarłą głowę wyżej to daleko pośród gałęzi dostrzegła człekokształtną istotę, która jako jedyna chyba nie kryła się w gęstwie. Przyglądała się im bacznie. I choć z postury przypominała małpę, to w mniemaniu Londyńczyka wyróżniał ją fakt, że nosiła maskę. Złotą maskę, która przywodziła na myśl wyszczerzoną humanoidalną czaszkę. Pani doktor miała wrażenie, że ich spojrzenia się splotły w tej chwili i niemal poczuła gniew i strach i tej istoty, ale zaraz usłyszała głos profesora i ujrzała to co mu się przytrafiło. Jakby jedna z jego warstw się z niego osunęła i zostawiła resztę na miejscu. Resztę, która ruszyła natychmiast biegiem. Biegiem, którym natychmiast ruszyli wszyscy.

Tym razem Dustin postarał się by nie była to karkołomna ucieczka przed parecznikiem. Ale też i tym razem wróg nie zostawał gdzieś w tyle, a strzelby sławnego alpinisty na której tak bardzo zawierzał, nie było pod ręką. Musiał polegać na swoim instynkcie i sprycie. Wskazywał więc reszcie drogę, klucząc chytrze między drzewami. Bo oprawcy choć niewidoczni niezłomnie kluczyli za nimi obsypując ich gradem rzucanych pocisków i śmiercionośnych strzałek. I tylko dbałość o detale jaką prezentował Runnerrock pozwoliła mu idealnie dobrać trasę ucieczki. Prawie idealnie. Wypadając jako ostatni z dżungli na otwartą przestrzeń poczuł ukłucie gdzieś na wysokości pośladków. Zobaczył, że profesor, pani doktor, oraz Plenty zatrzymawszy się unoszą przed kimś dłonie w geście pokoju. I dostrzegł ją zbliżającą się do niego pewnym krokiem.



Jednej z tych twarzy, których nigdy nie zapomni. W krótkim momencie między nastającą pierwszą śmiercią, a pewnym podejściem kobiety, przypomniał sobie cały rozdział z historii swojego życia. Zapoczątkowany swoją słabością jaką były kobiety, a zakończony tym jak sobie z nią na ogół z powodzeniem radził. Tylko, że hrabina de Montagny jako jego była kochanka najgorzej zniosła porzucenie. Co pomyślawszy Dustin umarł. A raczej tylko jego część się z niego osunęła bez życia. Pozostała zaś część otrzymała nader miły uśmiech od hrabiny i potężne od niej uderzenie kolbą karabinu w czoło.
- Witaj kochanie. - powiedziała do upadającego

***
Dustin obudził się ocucony przez panią doktor w dużym słomianym namiocie. Obok był również profesor, Plenty, a także dwójka czarnoskórych kobiet w skąpych acz adekwatnych do klimatu ubraniach, oraz takiż strażnik uzbrojony w sękatą dzidę i własne godne podziwu muskuły. Czwórka poszukiwaczy została sprowadzona do namiotu przez autochtonów natychmiast po tym gdy ci wynurzyli się z dżungli. Małpy nie atakowały ich dalej. A hrabina, która nie odezwała się słowem więcej i zdawała się jakimś porozumieniu z autochtonami, odeszła zaraz potem i już nie wróciła.
Autochtoni nie wydawali się wrodzy, ale w ich zachowaniu dało się wyczuć niepewność i ostrożność. Problem polegał na tym, że po tym jak przepadła Lara Craft, nikt z pozostałych nie znał ich dialektu. A czasu na specjalne przygotowanie do rozmowy również nie mieli. Bowiem w parę chwil po tym jak Dustin doszedł do siebie, a Plenty powiedziała mu jak znaleźli się w namiocie, do środka weszła starsza zasuszona Murzynka w towarzystwie dwóch kolejnych wojowników i jednego mniejszego, który na wojownika nie wyglądał. On przyglądał im się z najmniejszą rezerwą. Starsza Ovambo zaś, zakolczykowana zimną jak swoje spojrzenie stalą, zapytała tylko:
- Radam Sa?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 22-11-2021, 14:59   #29
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Nie starczyło, że było lepko, parno i nieprzyjemnie... Coś... Lub może bardziej ktoś? Postanowił urządzić sobie na nich dziką gonitwę.

Plenty nigdy nie zastanawiała się jak wyglądały polowania... Czy to z perspektywy myśliwego, czy gonionej sarny. Teraz miała wreszcie jedną z dwóch owych perspektyw za sobą.

To był już niemały wstrząs. Kolejny przyszedł wraz ze... śmiercią?
To chyba była śmierć?
Prawda?

Jej umysł nie był w stanie pojąć tego, czego była świadkiem w kwestii profesora... Nie było jednak czasu na zadawanie kolejnych pytań. Znaleźli się przed obliczem kobiety, której O'Toole nie rozpoznawała.
Nie dość, że uciekali przed wielkim robalem, teraz zgrają małp i psychopatą z dmuchawką... To stanęli w obliczu kobiety... Której źle z oczu patrzyło, wedle kalkulacji i obliczeń Planty. Nie pomyliła sie wiele. Ta zdawała się być całkiem dobrze zaznajomiona z Runnerrockiem... Była kochanka? Żona? Nie była pewna czego powinni się bardziej obawiać. Parecznika... Czy JEJ. Biorąc pod uwagę ton jej głosu, chyba wolała parecznika.

***

Znaleźli się za sprawą bycia sprowadzonymi niczym zdobycz na posiłek - w wiosce tubylców. Planty nie znała ich języka i miała szczera nadzieje, że pani doktor, lub pan profesor coś zaradzą w tej kwestii. Skąpe ubrania tutejszych nieco jej przeszkadzały, dlatego zamiast koncentrować się na ludziach, Plenty starała się obserwować jakie 'sprzęty' i 'mechanizmy' tutejsi wykorzystywali, oraz jakie było rozłożenie budynków w osadzie. Te informacje, mogły okazać sie bowiem później przydatne, jeśli będą musieli w pośpiechu uciekać. Nie była zbyt rozmowna. O'Toole rozglądała się po otoczeniu badawczo i starała się zapamiętać wszystko co istotnego dostrzegła. Jakby cała wioska była mechanizmem, a ona próbowała go rozpracować.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 22-11-2021, 15:28   #30
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Sophie de Montagny była piękną i wyjątkową kobietą. Do tego, w przeciwieństwie do innych przedstawicielek swojej klasy społecznej, miała bardzo bogate zasoby wiedzy. Dustin doskonale ją pamiętał i relacje jakie ich łączyły. Swego czasu mężczyzna zafascynował ją swoimi opowieściami o przebytych wyprawach i pokonanych wyzwaniach. Dla znudzonej codziennością hrabiny była to nie lada gratka, a Dustin umiał przedstawić swe przygody w odpowiedni sposób. Nic więc dziwnego, że ich znajomość szybko nabrała charakteru intymnego.
Potem dopiero pojawił się jednak pewien problem. Runnerrock chciał wyciągnąć ją na wyprawę, a najlepiej kilka, aby kobieta osobiście doświadczyła życia w trasie. Aby doświadczyli tego wspólnie, co byłoby też wspaniałe i dla niego samego. Ona jednak wolała się trzymać salonu i biblioteki, nie mając najmniejszego zamiaru opuszczać rodzinnej rezydencji... To doprowadziło do ich rozstania i to Dustin swego czasu podjął tę, jak się wówczas zdawało słuszną decyzję.
A teraz była tu, w nieznanej dżungli. Więc jednak postanowiła opuścić wygody życia hrabiowskiego. Szkoda, że nie zdecydowała się na to parę lat wcześniej, bo mogli by podróżować razem i dalej budować trwały związek. Niestety, minęli się, byli po prostu na różnych etapach życia.
- To była hrabina Sophie de Montagny - Dustin poinformował resztę drużyny. Wolał pominąć szczegóły ich relacji i choć miał czym się chwalić, to jednak żywił nadzieję, że nikt ze zgromadzonych nie będzie zbytnio drążył tematu.

Gdy do namiotu weszła kobieta, wódz - sądząc po wyglądzie, pojawił się problem z komunikacją. Mieli skontaktować się z plemieniem, aby im pomóc lub nawet ich uratować. Jednak nie było w ich gronie tłumacza...
- Niestety nie rozumiemy... Wilhelm - odpowiedział delikatnie Dustin, rozkładając bezradnie ręce i zwieszając głowę na znak oddania hołdu ich zmarłemu przewodnikowi.
Larę też stracili, a to oznaczało, że była tylko jedna osoba, która mogła tłumaczyć.
- Sophie z nimi rozmawiała. Zna kilkanaście języków - poinformował drużynę, doskonale też pamiętając, ale pomijając milczeniem że hrabina wyśmienicie posługiwała się językiem nie tylko w mowie.
- Niestety, chyba się na mnie gniewa i może być ciężko przekonać ją do współpracy. Ale jeśli łączy nas ten sam cel, czymkolwiek on jest, to damy radę. Trzeba jej tylko najpierw dać trochę czasu - powiedział.
Dustin zdawał sobie sprawę, że nie byli tam sami, oraz że starsza plemienia nie rozumie ani słowa z tego co powiedział. Starał się więc mówić delikatnie, oraz tak aby widać było, że jego słowa skierowane są raczej do reszty ekipy.
 
Mekow jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172